rzepka na przyczepkĘ
4
polska mowa, polska kultura staje siĘ powoli nieodłączną czĘścią tej szkoły. Gwoździem proGramu zakończenia roku szkolneGo była... „rzepka” tuwima
LoNDoN 25 July 2008 29 (94) nowyczas.co.uk FrEE IssN 1752-0339
nie jestem tutaj, żeby siĘ dorabiać z pozoru nic ich nie różni od rodaków skrzĘtnie liczących każdy funt. są tak jak oni zapracowani i myślą o swojej przyszłości. nie martwi ich jednak spadek wartości funta
NEw TIME
THE PoLIsH wEEKLy
Przystanek Woodstock
KuLTura
21
Klasyczny rebeliant Te wybuchające, co chwilę brawa i owacje stanowią dowód na to, że ci ludzie tworzący projekt pod nazwą Nigel Kennedy Quintet są na swoim miejscu. Robią to, co do nich należy i są w tym doskonali. W przerwach główny prowodyr całego zamieszania Nigel Kennedy zawadiacko i z humorem zaczepia publiczność.
Przemysław Kobus
1 sierpnia w Kostrzynie nad Odrą rozpocznie się największy w Europie festiwal rockowy – Przystanek Woodstock. O tym, jaką popularnością cieszy się nadal impreza Jurka Owsiaka niech świadczy fakt, że pierwsi fani stawili się na kostrzyńskim polu namiotowym na blisko... trzy tygodnie przed rozpoczęciem imprezy. Tegoroczny, 14. już Przystanek Woodstock zapowiada się równie imponująco, jak poprzednie. Co ważne, festiwal nie będzie tylko przeglądem kapel muzycznych. Impreza rozpocznie się 1 sierpnia. Potrwa trzy dni. W tym roku największą zmianą będzie scena. Ogromna jak zawsze, ale w innym kształcie, w tym roku prostokąta. – Zmieniła się firma stawiająca scenę i stąd te zmiany. Scena będzie wielka (50 ton!), z bardziej rozbudowanym zapleczem technicznym i być może skończy się narzekanie na ciasnotę – powiedział jeden z pracowników. Będzie sportowo – organizatorzy przewidzieli szereg nie zawsze typowych dyscyplin, jak choćby taniec z szarfą. Będą też biegi na dystansach nieznanych żadnej olimpiadzie czy gra w piłkę. Będzie też artystycznie – to już za sprawą Akademii Sztuk Przepięknych. W tym roku gościć będziemy tam m.in. prof. Leszka Balcerowicza, legendarnego piłkarza Jana Tomaszewskiego, dziennikarza Kamila Durczoka, Manuelę Gretkowską czy publicystę Jacka Żakowskiego. Zapowiada się ponadto interesujące spotkanie z panią Kesang Takla, która pełni funkcję minister informacji i stosunków międzynarodowych w rządzie Dalajlamy.
18-19
CZas woLNy
23
Ślady na piasku Położona na Wyspie Thanet sympatyczna miejscowość Broadstairs to chyba najlepszy przykład na to, że nie zawsze z nadmorskiego kurorciku trzeba koniecznie wykreować bezduszne turystyczne pustkowie. W krainie piaszczystych zatok i klifowych drzwi po raz kolejny zregenerowaliśmy siły, tak potrzebne do przetrwania cotygodniowego kursu bycia londyńczykiem.
Przystanek Woodstock to jednak przede wszystkim muzyka. I będzie miał kto się prezentować. Zjeżdżają się artyści z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Republiki Południowej Afryki i Indii. Wystapią m.in. Acid Drinkres, Daab, Lao Che, Vader, Closterkeller, The Stranglers i wiele, wiele innych grup. Tegoroczną imprezę zabezpieczać będą – podobnie jak w latach poprzednich – policjanci, strażacy, strażnicy graniczni, wolontariusze „Pokojowego Patrolu”, ratownicy medyczni. A atmosfera? Jak zawsze – niesamowita. Osobiście, ja podpisujący ten artykuł, śmiem twierdzić, że nie ma prawa o Woodstocku wypowiadać się ten, kto nigdy na tej imprezie nie gościł. Owszem, jest pijaństwo, jest seks, pewnie są i narkotyki – demoralizację często zarzucają imprezie środowiska związane ze skrajną prawicą, czy osoby chcące ot, po prostu powiedzieć coś na dany temat, ale zapewniam, że wystarczy podejść do byle pierwszej knajpy, pubu w zwykły weekend, by zobaczyć więcej demoralizujących przypadków, niż tych obecnych na Przystanku Woodstock. Atmosfery tam panującej nie da się porównać z żadną inną imprezą plenerową w Polsce, a teraz i pewnie na świecie. Wspominam jeszcze Wood-
stock w Żarach [odbywał się tam przez kilka lat – red.], gdy do namiotu nie wciskał się żaden obcy w niecnych celach, gdy w tłumie pod sceną każdy stawiał się na własne ryzyko (przyjazny,
Zwolenników tej imprezy wciąż nie brakuje. Już dzisiaj koczują na polu namiotowym w oczekiwaniu na najsłynniejszy gwizdek dróżnika. acz roztańczony tłum), gdy w kolejce po piwo można było liczyć na jaką taką przyjaźń, życzliwość. Przyznam, że więcej obaw mam idąc wieczorem przez miasto, aniżeli tam w środku nocy, w tłumie obcych, często nietuzinkowo wyglądających ludzi. To nie kilka czy kilkanaście tysięcy osób, to 100, 150 tys. ludzi, w szczytowym okresie popularności – 250, 350 tys. osób. Policjanci swego czasu, by przeliczyć uczestników imprezy, zdecydowali się na loty śmigłowcem nad polem i sceną, a
specjalna aparatura starała się połapać mrowie przemieszczających się ludzi. W ubiegłym roku Jurek Owsiak, inicjator, pomysłodawca, człowiek-orkiestra festiwalu na poważnie myślał, czy już aby nie powinien zrezygnować z imprezy. Na myśleniu na szczęście się skończyło. Zwolenników tej imprezy wciąż nie brakuje. Już dzisiaj koczują na polu namiotowym w oczekiwaniu na najsłynniejszy gwizdek dróżnika. To on daje sygnał do rozpoczęcia festiwalu. Miło powspominać, warto tam się wybrać. Choćby po to, by wyrobić sobie opinię, a nie opierać się na często spaczonych przekazach medialnych. Przystanek Woodstock został zorganizowany przez fundację Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy w 1995 roku w Czymanowej. Festiwal powstał w ramach podzięki za okazane serce i oddanie podczas zbiórki pieniędzy na rzecz chorych dzieci i pomocy ludziom. Przystanek Woodstock wrósł w klimat polskiego kalendarza muzycznego na stałe, a swoje triumfy święcił w Żarach. To tam padały rekordy pod względem liczby uczestników – 250-300 tys. osób. W ostatnich latach impreza odbywa się w Kostrzynie nad Odrą. P.S. Jeśli możecie, to jedźcie tam!
Chcąc zachęcić Czytelników „Nowego Czasu” do częstej jazdy na rowerze, dzięki uprzejmośći Transport for London, wręczymydwóm szczęśliwcom rowery (męski i damski), kaski i kłódki!
KoNKurs! szczegóły na str. 7
2|
25 lipca 2008 | nowy czas
”
Wszystko ma swoją kolej, miejsce i czas. Mikołaj Gogol
listy@nowyczas.co.uk Piątek, 25 liPca, krzysztofa, Jakuba 1932
1934
Polska i Rosja podpisały w Moskwie układ o nieagresji. Oba kraje wyrzekły się wojny oraz zobowiązały się nie wstępować do koalicji jawnie lub ukrycie przeciwko drugiemu sygnatariuszowi. Nieudany zamach stanu w Wiedniu. Austriaccy naziści próbowali siłą przejąć władzę w państwie. Podczas zajść zamordowano kanclerza Austrii Engelberta Dolfussa.
sobota, 26 liPca, anny, Grażyny 1945 1963
Klęska wyborcza partii Winstona Churchilla. Nowym premierem Wielkiej Brytanii został szef zwycięskich laburzystów Clement Attlee. Na orbitę okołoziemską wszedł amerykański satelita telekomunikacyjny Syncom 2 synchronicznie okrążający ziemię.
niedziela, 27 liPca, natalii, rudolfa 1947 1953
Górnik Wincenty Pstrowski zainicjował współzawodnictwo pracy. Podpisanie zawieszenia broni w Panmundżonie między państwami koreańskimi.
Poniedziałek, 28 liPca, Marceli, innocenteGo 1547
1984
Zygmunt August poślubił potajemnie Barbarę Radziwiłłównę. Małżeństwo króla wywołało gwałtowne wzburzenie i sprzeciw w Koronie i na Litwie. Rozpoczęły się XXIII Letnie Igrzyska Olimpijskie w Los Angeles, zbojkotowane przez kraje bloku wschodniego z wyjątkiem Rumunii.
Wtorek, 29 liPca, Marty, olafa 1941 1945
Podpisano traktat Sikorski-Majski. Straciły ważność traktaty niemieckosowieckie sprzed 1 września 1939 roku. W wyniku zderzenia się samolotu z jednym z nowojorskich wieżowców śmierć poniosło dziewiętnaście osób.
Środa, 30 liPca, Julity, ludMiły 1920 1994
W Białymstoku utworzono Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski. Zgromadzenie Narodowe kanadyjskiej prowincji Quebec uznało francuski jedynym językiem oficjalnym tej prowincji.
czWartek, 31 liPca, Heleny, iGnaceGo 1959 1991
Z uwagi na przejściowe problemy z zaopatrzeniem w mięso Ministertwo Handlu Wewnętrznego ogłosiło poniedziałek dniem bezmięsnym. Podpisano układ pomiędzy USA i ZSRR o redukcji zbrojeń strategicznych ( START I). Na podstawie porozumień zamierzano ograniczyć liczbę głowic nuklearnych do 6 tys. z każdej ze stron.
milimetrów majtek wystających spod ubrania to za dużo według władz Chicago, która taki eskhibicjonizm kara grzywną 25 dolarów.
76
godzin spał chiński rolnik, który próbował uśpić jelenia. Przypadkowo skaleczył się strzykawką i środek usypiający natychmiast zwalił go z nóg.
11
czas na noWe MieJsca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!
0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk
szanowna Redakcjo List do Pani Joanny bąk zmartwił mnie bardzo Pani artykuł pt.: „szafa z safonami” (Nc nr 27/92, 11.07. Po pierwsze: niepotrzebny atak na prawicę i religię za nieakceptowanie homoseksualizmu. Również jako biolog nie mogę go zaakceptować, gdyż prowadziłby – jako norma – do wyginięcia życia zwierząt na tej najpiękniejszej ponoć z planet (choć istnieje w świecie np. u zwierząt bezkręgowych, jako „ślepe próby” tzw. pseudokopulacja - raki luizjańskie. Po drugie: jako osoba wierząca w boga i starająca się żyć choćby w zgodzie z Dekalogiem, nie akceptuję zachowań homoseksualnych, akceptuję człowieka, któremu wiem, że można pomóc, ukazując m.in. alternatywę wstrzemięźliwości seksualnej. zaraz przytoczy Pani argumenty, że homoseksualizm jest uwarunkowany genetycznie, społecznie, biologicznie (wpływy środowiskowe na budowę mózgu) itd. Odsyłam na stronę biuletynu „Światło w ciemności” 15(2008) nr 1(42) www.odwaga.oaza.pl. Pewnie zbulwersuję Panią, gdy powiem, że człowiek musi: oddychać, jeść i wydalać – z punktu widzenia koniecznej fizjologii, ale nie musi współżyć seksualnie. To jest zawsze możliwość nie konieczność. Tak jak szlachetne jest i możliwe do wykonania pozostawienie człowieka związanego małżeństwem w spokoju, mimo że podoba mi się, zachwycam się nim, i jakież piękne byłoby życie razem... Najpierw logika, a potem miłość. Prześladowanie kogoś za to, że jest homoseksualistą jest niedopuszczalne, tak jak niedopuszczalna jest jakakolwiek nierówność czy to inne traktowanie kobiet i mężczyzn na tym samym stanowisku pracy, czy inne podejście do ludzi o różnych kolorach skóry, czy też o odmiennym niż mój światopoglądzie... To często pierwszy kontakt seksualny utrwala następne zachowania homoseksualne (choć łatwiej o nie w izolowanych populacjach, jak wojsko, więzienie...). zastanawia „wybuch” homoseksualizmu – może hormony stosowane dla podtrzymania ciąży... może, ale najlepszym rozwiązaniem wydaje się trzymanie się naturalnych zasad, do jakich nawołuje Dekalog. Tu ośmielam się zakończyć cytatem z i Listu do Koryntian 6,12: „Wszystko
63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Andrzej Krauze, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński; sTaŻ dziennikaRski: Paweł Rosolski, Joanna Bąk
dział MaRkeTingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Justyna Krawczyk (j.krawczyk@nowyczas.co.uk)) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.
mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę”. serdecznie pozdrawiam całą redakcję sTefaNia HęciaKOWa goszczę w Londynie i z przyjemnością czytam „Nowy czas”, wybierając go spośród innych polskojęzycznych gazet w anglii.
szanowna Redakcjo, podoba mi się to, co zaczęliście robić, tzn. prezentować miłe miejsca nad morzem. Wielu z nas nie może sobie pozwolić na wyjazd na wakacje, a jak wyjeżdżamy, to najczęściej do domu. choć tam nas najbardziej ciągnie– trudno to nazwać wakacjami. Przyjeżdżamy często bardziej zmęczeni niż przed wyjazdem – wizytami rodzinnymi, spotkaniami z przyjaciółmi, nocnymi rozmowami Polaków, przejedzeniem, wizytami u lekarzy, załatwianiem takich czy innych spraw. Dlatego takie wypady nad morze, nawet na jeden dzień, to naprawdę super rzecz. Pochodzę z południowo-wschodnich rejonów Polski. stamtąd dla nas wyprawa nad morze to jak wyprawa za morze:) a tu, pociąg z Victorii, Liverpool station czy nawet autobus – często taniej wychodzi, i za godzinę, dwie jest się nad morzem. Jeśli angielska pogoda tylko pozwala, warto skorzystać nawet z jednego dnia. Pozdrawiam serdecznie macieK KOTaRba
Droga Redakcjo, Właśnie wróciłam z Polski. W końcu postanowiłam odwiedzić Warszawę, gdzie mam rodzinę i gdzie nie byłam parę dobrych lat. Pomijając to, co jest w stolicy stałe, czyli chamstwo kierowców i całkowita niemal ignorancja mnie, czyli pieszego, miasto bardzo się zmieniło. Wygląda paskudnie, ale za to dzieje się w nim mnóstwo ciekawych rzeczy, które urlopowicza mogą naprawdę satysfakcjonować. Koncerty, festiwale, pokazy filmów i sztuk teatralnych na świeżym powietrzu, świetne wystawy, happeningi, dużo by wymieniać. Warto być w Warszawie na lato, jeśli jest się oczywiście takim „miastusem” jak ja. To może brzmi dziwnie, ale ja uwielbiam mieszkać w mieście i wcale nie ciągnie mnie do lasu, nad rzekę, to mnie nudzi. Lubię miejskie życie i lubię, kiedy miasto ma mi wiele do zaoferowania. Taki jest Londyn, a Warszawa, choć oczywiście nie ma co porównywać, bardzo się pod tym względem zmienia na lepsze. No i osławiona Praga. Od roku może ciut więcej, Praga stała się modna. Powstają galerie i knajpki jak grzyby po deszczu. Upadają po kilku miesiącach i na ich miejscu powstają nowe. Dlatego na ulicach starej Pragi mieszają się ze sobą jej mieszkańcy, mocno zlumpiali i turyści, którzy zaglądają na podwórka i szukają może przygody, może egzotyki, a może wszystkiego po trosze. Tacy jak ja. KaROLiNa KazimieRsKa
z teki andrzeJa licHoty
PrenuMeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.
forMularz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................
PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań
uk
ue
13
£25
£40
26
£47
£77
52
£90
£140
czas PublisHers ltd. 63 kings Grove london se15 2na
Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)
|
25 lipca 2008 | nowy czas
czas na wyspie SoutHaMpton
polScy ucznioWie coraz lepSi
Rzepka na przyczepkę Spośród 91 tegorocznych szóstoklasistów – absolwentów St. Marks Junior High Shool na Shirley w Southampton jest 12 Polaków. Polska mowa, polska kultura staje się powoli nieodłączną częścią tej szkoły. Gwoździem programu poniedziałkowego zakończenia roku szkolnego była... „Rzepka” Juliana Tuwima wystawiona w języku polskim. Inscenizacja „Rzepki” powstała tydzień temu, przy okazji przygotowań do International Week. – Klasa 6 h dostała zadanie przedstawienia kultury i folkloru Polski – mówi Marzena Andrzejewska, polska teacher assistant z St. Marks. – Dzieci przygotowały przedstawienie i scenografię. Przed tygodniem przedstawienie obejrzeli wszyscy uczniowie szkoły. Pani dyrektor zdecydowała, że „Rzepka” będzie wystawiona także podczas uroczystości pożegnania uczniów klas szóstych i to właśnie po polsku.
Przedstawieniem, w którym wzięli udział Natalia Drezek, Joanna Gładysz, Korneliusz Glapiński, Tomek Lasek, Mateusz Matuszak, Noemi Prokopiuk, Max Radkiewicz, Zuzanna Radkiewicz, Natalia Seweryn i Marcin Zieliński, kolejna grupa polskich uczniów, tym razem 12-osobowa, pożegnała się z St.Marks. – Tegoroczne egzaminy poszły polskim dzieciom lepiej niż przed rokiem – ocenia Marzena Andrzejewska. – Część z nich doszła w części science do poziomu 5, czyli wyszła
Jak Będą wSPominać Szkołę?
›› Przedstawienie „Rzepka” według Juliana Tuwima w szkole w Southampton. poza poziom szóstej klasy. Cieszy mnie to tym bardziej, że w angielskim systemie oświaty liczy się nie tyle możliwość wykucia materiału na blachę, ile umiejętność samodzielnego myślenia. I w tej sytuacji nasze dzieci radzą sobie coraz lepiej. Tradycyjnie już największe trudności są z pisownią
języka angielskiego, ale i tu dzieci robią postępy. Swoją drogą, wkrótce ich angielscy koledzy z St. Marks znajdą się w podobnej sytuacji, gdyż jako obcy język nauczania wprowadzony zostanie... język polski. Prawdopodobnie już w przyszłym roku po polsku będą prowadzone
Sonda wśród absolwentów St. Marks Junior High School w Southampton
niektóre zajęcia, a dzieci angielskie będą musiały nauczyć się podstaw polskiego, takich jak np. umiejętności prostego liczenia. To wymóg systemu oświaty stawiany szkołom wielonarodowościowym w Anglii, w których odsetek dzieci mówiących innym językiem jest tak wysoki, jak odsetek dzieci polskojęzycznych w St. Marks. Może to być dla angielskich uczniów niemałym szokiem. Nauka języka obcego jest w tutejszych szkołach wciąż czymś nietypowym – według danych statystycznych jedynie 15 proc. Anglików kiedykolwiek próbowało nauczyć się języka obcego. A ci, którzy próbowali, w większości znają jedynie kilka słów.
Wysłuchał i sfotografował: Grzegorz Borkowski Grzegorz Borkowski
Joasia, 11 lat, pochodzi z lubelszczyzny, w wielkieJ brytanii dopiero od roku
– Najgorsze były pierwsze dwa miesiące i oczywiście język. Najwięcej stresu przeżywałam próbując cokolwiek zrozumieć po angielsku. Ale były też miłe zaskoczenia. Wyobrażałam sobie, że w angielskiej szkole trzeba naprawdę wiele się uczyć. A nauki jest znacznie mniej niż w Polsce.
noeMi, 11 lat, pochodzi z torunia, w wielkieJ brytanii od czterech lat
Marcin, lat 11, pochodzi z poznania, w anglii od sześciu Miesięcy
– Początki były trudne, ale z roku na rok szło mi coraz lepiej. I widać to po ocenach. Największe problemy miałam z językiem angielskim, szczególnie w pierwszym roku nauki. Wszystkim dzieciom, których rodzice planują wyjazd do Anglii mogę poradzić dwie rzeczy. Niech się uczą angielskiego jak najwcześniej i na miejscu niech jak najszybciej starają się z kimś zaprzyjaźnić.
– Najbardziej w szkole mi się podoba to, że jest tu polska nauczycielka. No i dobrze, że poziom nauki przedmiotów takich jak matematyka nie jest za wysoki. Chociaż troszkę mi żal, że koledzy z Polski będą ją umieć lepiej ode mnie. Najtrudniejsza jest pisownia języka angielskiego. Trudno się przyzwyczaić, że pisze się co innego, a słyszy co innego.
toMek, 11 lat, pochodzi z głuchołaz, w anglii od dwÓch lat
Najbardziej podobały mi się zajęcia plastyczne. Najtrudniejsza była dla mnie nauka języka angielskiego. Nauka matematyki za to nie jest tutaj taka straszna. Nie trzeba się aż tak dużo uczyć jak w Polsce.
Max, 11 lat, spod wrocławia, w anglii od trzech lat
– Dla mnie najtrudniejsze było nauczyć się angielskiej gramatyki i spellingu. Zacząłem trochę to rozumieć po pierwszym roku. Gdzie lepiej, w Anglii czy w Polsce? Trudno powiedzieć, szkoła to szkoła. Wszędzie trzeba się uczyć. Najmilsze wspomnienia z tych trzech lat to gra w piłkę z angielskimi kolegami.
|5
nowy czas | 25 lipca 2008
czas na wyspie
Wraca do Polski – Wreszcie sprawiedliwości stało się zadość – mówi mama polskiego studenta skazanego na doşywocie w Wielkiej Brytanii. Skazany za gwałt Jakub Tomczak wraca wreszcie do Polski. Po mo gła do pie ro in ter wen cja pol skie go re sor tu spra wie dli wo ści i po pół ro ku od ska za nia w Exeter na do şy wo cie, po zna ński student Jakub Tom czak wra ca do kra ju. Wy rok bę dzie od sia dy wał w pol skim wię zie niu. 25-lat ka wy da no Wiel kiej Bry ta nii, mi mo wie lu pro te stów w Pol sce, na pod sta wie Eu ro pej skie go Na ka zu Aresz to wa nia z za strze şe niem, şe po ska za niu ma wró cić do kra ju. Mi mo ta kie go za pi su, Wiel ka Bry ta nia zwle ka ła jed nak z prze ka za niem Ja ku ba Tom cza ka Pol sce. Po trzeb na by ła in ter wen cja pol skie go Mi ni ster stwa Spra wie dli wo ści, Bry tyj czy cy nie re ago wa li na py ta nia po znań skie go są du, kie dy ska za ny wró ci do kra ju. Lon dyn nie po dał po wo dów tej zwło ki. Nie ofi cjal nie mó wi się, şe po re zy gna cji bry tyj skich ad wo ka tów, spra wą Ja ku ba nie miał się kto za jąć, a bry tyj skim wła dzom ta ka sy tu acja by ła wręcz na rę kę, bo miej sco wa opi nia pu blicz na do ma ga ła się, by Ja kub od sie dział w ich kra ju ca ły wy rok. Wia do mo, şe Ja kub przy le ci do Pol ski w asy ście bry tyj skich po li cjan tów. Na lot ni sku zo sta nie ode bra ny przez pol skich funk cjo na riu szy, któ rzy prze wio zą go do wię zie nia. Po prze ka za niu ska za ne go, pol ski sąd bę dzie mu siał do sto so wać wy rok do şy wot nie go wię zie nia do na sze go ko dek su kar ne go. W Pol sce za gwałt nie ma bo wiem tak wy so kiej ka r y. Ja kub od po cząt ku spra wy nie przy zna wał się do wi ny. Zo stał ska za ny na pod sta wie ob cią şa ją ce go go wy ni ku ba da nia DNA. Je go obroń cy ca ły czas ana li zu ją spra wę i za sta na wia ją się nad zło şe niem ape la cji. Zgod nie z bry tyj skim pra wem mo gą to zro bić w kaş dym mo men cie, je şe li uzna ją, şe w spra wie po ja wi ły się waş ne do wo dy. Nie bra ku je i ta kich gło sów, şe chło -
pak i tak mo şe mó wić o wiel kim szczę ściu. Gdy by bo wiem zgwał co na i po bi ta ko bie ta zmar ła, wte dy Ja ku bo wi po sta wio no by naj cięş szy za rzut, a wów czas nie pręd ko wró cił by do Pol ski, do pol skie go wię zie nia. Kie dy pol skie wła dze wy da wa ły Ja ku ba An gli kom, w kra ju po wsta wa ły licz ne ko mi te t y pro te sta cyj ne. Dzia ła ły one tak şe w chwi li, gdy sąd w Exe ter ska zał po zna nia ka na do şy wo cie. Te raz te ko mi te t y jak by za mar ły. Jak by co raz mniej lu dzi wie rzy w nie win ność chło pa ka. Adam Szlongiewicz
Komentarz str. 13
Karnawał uliczny w Oksfordzie Dzie ci z So bot niej Pol skiej Szko ły w Oks for dzie po raz pierw szy wzię ły udział w kar na wa le ulicz nym, któ r y zor ga ni zo wa no na Cow ley Rd. Co ro ku na po cząt ku lip ca róş ne gru py na ro do wo ścio we spo t y ka ją się, aby wspól nie za pre zen to wać coś swo je go. W im pre zie bio rą udział rów nieş szko ły, któ re teş chcą do łą czyć się do nie co dzien nej at mos fe r y kar na wa łu, którą współ two rzą ko stiu my, de ko ra cje, ma ski, ta niec i mu zy ka. Pol ska Szko ła So bot nia w Oks for dzie
po wsta ła pięć lat te mu, ale do pie ro w tym ro ku po raz pierw szy zo sta ła za pro szo na do wzię cia udzia łu w kar na wa le. Mie li śmy nie wie le cza su na przy go to wa nie ko stiu mów, ale dzię ki ofiar no ści nie któ rych na uczy cie li i ro dzi ców, uda ło nam się zdą şyć ze wszyst kim na czas. Dzie ci ubra ne by ły w bar wy na ro do we, na gło wach mia ły wy so kie czer wo ne czap ki w sty lu we nec kim z bia ły mi krop ka mi. Resz ta to czer wo na ka mi zel ka z wiel ki mi gu zi ka mi pa ja ca. Kar na wał roz po czął się bar dzo
smęt ną po go dą. Ca ły ra nek pa dał deszcz nie za po wia da jąc prze ja śnie nia, co od stra szy ło wie lu uczestników. Jed nak dzie ci z na szej szko ły, mi mo desz czu, dziel nie sta wi ły się w umó wio nym miej scu. Ku wiel kiej ra do ści wszyst kich, w mo men cie gdy po chód ru szył, deszcz rów nieş ustał i wy szło słoń ce. Resz ta po cho du prze bie gła więc w pięk nej sło necz nej po go dzie, przy dźwię kach mu zy ki i tań cach. Tekst i fot.: Hanna Darowska
Tragedia na stacji Vauxhall ›› Sprawiedliwości stało się zadość, mówi matka Jakuba Tomczaka, która w styczniu przyjechała do Exeter na rozprawę syna.
41-let ni Po lak zgi nął po ra şo ny prą dem na sta cji Vau xhall w Lon dy nie. Męş czy zna „za ła twiał po trze bę� na ze lek try f i ko wa ne to ry ko le jo we pod na pię ciem 750 volt. We dług wstęp nych in for ma cji na uczy ciel z Pol ski prze by wał w Lon dy nie w ce lach tu ry stycz nych. Pra cow ni cy
sta cji me tra zna leź li cia ło męş czy zny le şą ce na trak cji ko le jo wej. Wcze śniej zo stał on roz po zna ny na ka me rach CCTV, kie dy to spa ce ro wał po rzad ko uczęsz cza nej czę ści sta cji. Pracow ni cy sta cji przy pusz cza ją, şe ofia ra mo gła nie wie dzieć o tym, w ja ki spo sób ze lek try f i ko wa ne są nie któ re
0OPŠYĂˆ DO &RANCJI DU–O TANIEJ SAMOCHĂŠD OSĂŠB W KA–DÂ? STRONĂ JU– OD
25
'"0
Belfast
Dublin Berlin
ZAWIERA WSZELKIE DOPŠATY I PODATKI
7ARUNKI I POSTANOWIENIA #ENA ã DOTYCZY WYBRANYCH REJSÊW POZA OKRESEM SZCZYTU DO DNIA /BOWI�ZUJE OPŠATA W WYSOKOuCI ã W PRZYPADKU ZMIAN W REZERWACJI #ENA MO–E ULEC PODWY–SZENIU W NASTà PSTWIE DOKONANIA ZMIAN W REZERWACJI :APŠACONE REZERWACJE NIE PODLEGAJ� ZWROTOWI /FERTA DOSTà PNA DO WYCZERPANIA BILETÊW ORAZ JEST WA–NA JEDYNIE JAKO CZà u½ REZERWACJI DOKONANEJ NA PODRʖ W OBIE STRONY $ODATKOWE OPŠATY OBOWI�ZUJ� W PRZYPADKU WSZYSTKICH INNYCH REJSÊW /BOWI�ZUJ� WARUNKI .ORFOLKLINE
UNITED KINGDOM
Lodz
Hannover
Amsterdam Utrecht Rotterdam
Birmingham
POLAND
HOLLAND Cardiff
Oxford
DĂźsseldorf
LONDON Brugge
DOVER
Bath
Calais Boulogne
Lille Dieppe
Cologne Maastricht Brussels
DUNKERQUE
GERMANY
BELGIUM Luxembourg
Le Havre Caen
FRANCE
Reims
Katowice
Dresden Prague
CZECH REP
Amiens
Cherbourg
PARIS
Warsaw
Poznan
Liverpool
trak cje ko le jo we w Wiel kiej Bry ta nii. Zda rze nie miało miej sce w po ło wie lip ca, ale po li cji do pie ro po pię ciu dniach uda ło się zi den ty f i ko wać zwło ki męş czy zny. Sta cja Vau xhall nie po sia da pu blicz nych to a let, są one jednak w niedalekiej od niej odległości. (pr)
6|
25 lipca 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Dzięki nam rośnie nowa Szkocja Jak podają szkockie statystyki, od kilku lat przybywa ludności, pomimo tego iż tysiące Szkotów opuszcza co roku swój kraj. Imigranci zarobkowi z Europy Środkowo-Wschodniej, których spory odsetek to Polacy, stanowią główną przyczynę wzrostu liczby mieszkańców. To bardzo dobre wiadomości dla Szkotów – udało się powstrzymać spadek liczby ludności, który kilka lat temu był dla szkockiej gospodarki równie groźny jak recesja. Teraz Szkocja, podobnie jak reszta Wielkiej Brytanii, zastanawia się, jak zatrzymać Polaków przez następne lata. Dziesiątki tysięcy ludzi, którzy postanowili osiedlić się w tym kraju i budować tam swoją przyszłość sprawiły, iż udało się odwrócić regularny spadek liczby mieszkańców. Po raz pierwszy od ponad dziesięciu lat stosunek liczby urodzin do liczby zgonów jest dodatni. Pomimo faktu iż co roku średnio 60 tys. osób wyjeżdża na stałe ze Szkocji w inne strony Wielkiej Brytanii bądź za granicę, na przestrzeni ostatnich lat w Szkocji przybywało rocznie około 30 tys. ludzi. Dzieje się to przez napływ pracowników z poszerzonej Unii, ale też dzięki Brytyjczykom, którzy wybierają ciche plenery Szkocji, by zacząć nowe życie bądź osiąść tam na starość. Mimo to eksperci nie mają wątpliwości, iż to głównie dzięki imigrantom Szkocja się rozwija, a jej populacja rośnie. Problem negatywnego przyrostu naturalnego, który jeszcze kilkanaście lat temu był postrzegany jako największe zagrożenie dla przyszłości Szkotów, został zażegnany. Według niektórych polityków i socjologów, spadek liczby mieszkańców Szkocji poniżej pięciu milionów ludzi spowodowałby trudny do ocenienia w skutkach kryzys ekonomiczny. Niedobór pracowników we wszystkich gałęziach gospodarki mógłby w efekcie wywołać stagnację lub recesję, zachęcając jeszcze większą liczbę ludzi do opuszczenia kraju w poszukiwaniu lepszych perspektyw gdzie indziej. Starzejące
się społeczeństwo Szkocji wymaga coraz większych środków na poczet emerytur i świadczeń. Jeśli zabrakłoby pracowników, którzy zasilają budżet kraju podatkami, szkocka gospodarka mogłaby nie wytrzymać takich obciążeń. To m.in. dzięki Polakom sytuacja zmienia się na lepsze. Marcin i Justyna przenieśli się do Szkocji z Londynu. Mieszkają w małej miejscowości między Edynburgiem a St. Andrews, a zajmują się prowadzeniem posiadłości jednego z najbogatszych lordów Szkocji. Jak na razie, nie planują powrotu do Polski, a życie na szkockiej wsi bardzo im się podoba. Obydwoje planują jednakże swoją przyszłość gdzie indzie – trudno powiedzieć kiedy, ale na pewno chcielibyśmy się gdzieś przenieść w przyszłości, jak na razie nie jest źle – deklarują zgodnie. – Szkocja jest fajnym miejscem, ale mieszkać tu całe życie? Nie bardzo – śmieją się. Są małżeństwem, ale jak na razie nie mają dzieci, jednakże wielu imigrantów nie waha się w Szkocji wychowywać swoje potomstwo. Szkockie statystyki wskazują na to, iż w tym starzejącym się społeczeństwie rozpoczął się boom urodzeń. Aktualnie jedno na trzy nowo narodzone dzieci w Szkocji pochodzi z rodziny imigrantów, bądź ze związków mieszanych, a dla ponad 3,5 tys. dzieci w kraju, polski jest pierwszym językiem. Sprawia to, iż politycy nie muszą się już obawiać „demograficznej bomby czasowe”, którą jeszcze cztery lata temu straszył pierwszy minister Jack McConnell. To m.in. dzięki jego planowi o nazwie „Świeży Talent” udało się stworzyć lepsze warunki dla rozwoju nowej szkockiej populacji. Szacuje się, że tylko dzięki tej inicjatywie ponad osiem tysięcy ludzi zdecydowało się osiąść w Szkocji na stałe. Korzystają z niego również imigranci z Polski. Nowi mieszkańcy szkockich wyżyn zmieniają też na zawsze profil społeczeństwa, jednakże Szkoci nie narzekają z reguły na swych nowych sąsiadów. – To pracowici ludzie i słychać ich wszędzie w Szkocji – tak o Polakach mówi Chris, który studiował do niedawna w Edynburgu. – Myślę, że Szkocji to na rękę, byleby nie wyjechali za szybko – śmieje się. Najbardziej na masowych przyjazdach imigrantów z Europy ŚrodkowoWschodniej skorzystała szkocka turystyka, gastronomia i sektor usługowy. Wielu pracowników znalazło też miejsce w rolnictwie i rybołówstwie. Praktycznie każda z tych branż jeszcze kilka lat temu narzekała na spory deficyt rąk do pracy. Liz Cameron, szefowa Szkockiej Izby Handlowej mówi, iż Szkocja wiele zawdzięcza nowym mieszkańcom, jednakże stoi teraz przed trudnym zadaniem zatrzymania jak największej liczby imigrantów na stałe. Szczególnie duże wciąż jest zapotrzebowanie na wykwalifikowanych pracowników i specjalistów z doświadczeniem. Ocenia się, iż szkocka gospodarka będzie wymagać co roku ponad 20 tys. nowych pracowników. Jeśli utrzymają się obecne trendy demograficzne, populacji Szkocji nie grozi spadek poniżej 5 mln. ludzi aż do 2070 roku.
Mikołaj Skrzypiec
Peckham zmienia oblicze I Love Peckham Weekend Festival Finale 2008 – pod taką nazwą odbył się weekendowy festiwal, który w zamierzeniu miał zaprezentować odbiegający od lansowanych przez media obraz tej południowo-wschodniej dzielnicy Londynu, która nie cieszy się zbyt dobrą sławą. Southwark Council przy współpracy lokalnej społeczności zorganizował szereg imprez, koncertów, przedstawień oraz warsztatów dla dzieci. Epicentrum festiwalowego życia pulsowało na Peckham Square przy słynnej Peckham Library – bardzo ciekawego projektu architektonicznego grupy Alsop & Störmer. Prócz tego dużo działo się w pobliżu stacji Peckham Rye. Zaproszono wielu dobrych muzyków, składów soundsystemowych, performerów i artystów. Szczególnie ciekawy okazał się projekt Open Studios przy Pennack Road, gdzie pracownie tworzących tam artystów stały otworem dla zwiedzających. W tym nowo wybudowanym modernistycznym apartamentowcu prócz normalnych mieszkań swoje siedziby ma wielu londyńskich malarzy, grafików i rzeźbiarzy. Podczas ostatniego weekendu ich studia przemieniono w małe galerie, w których prezentowali swoją twórczość i opowiadali zainteresowanym o swojej pracy. Na pięciu poziomach można było zajrzeć do ponad dwudziestu pracowni. Niebywała okazja obcowania z intymnym światem – warsztatem artysty – stworzyła możliwość spojrzenia na jego twórczość z zupełnie innej perspektywy. Niesamowite wrażenie robiła pracownia Duncana Mountforda pod numerem 104, gdzie zupełnie surrealistyczna drewniana konstrukcja i dwa przedziwne projektory ze szkłami powiększającymi tworzyły mroczny i intrygujący klimat. Swoją pracownię od samego początku ma w Acme Studios także Pauline Place, a na ścianach jej studia są setki grafik, szkiców i rysunków przedstawiających damskie buty. Po krótkiej rozmowie okazało się, że zajmuje się projektowaniem, a przed butami przez dziesięć lat tematem głównym były dla odmiany krzesła. Kawał historii londyńskiej sztuki w przestrzeni publicznej swojego autorstwa pokazał na dużych planszach w pracowni nr 144 Francis Carr. Ciekawe również było pulsujące życiem i wypełnione gośćmi studio grafika Terry’ego Ryana. Artystka tworząca pod nr 119 Eva Bosh, inspirująca się etnologią i archeologią z podziwem wyrażała się o pracy polskiego archeologa dr hab. Arkadiusza Marciniaka z Instytutu Prahistorii Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Jednak najbardziej serdecznie ugościł mnie malarz Sławomir Blatton w swojej pracowni pod numerem 98. Było czerwone wino oraz pokaźna kolekcja aktów malowanych w technice akwareli. Były rozmowy o sztuce i również o tym, że Peckham to naprawdę ciekawa i inspirująca dzielnica.
Tekst i fot.: Marcin Piniak
|7
nowy czas |25 lipca 2008
czas na wyspie
Rowerowe pospolite ruszenie Transport for London Burmistrz Londynu Boris Johnson, znany ze swego zamiłowania do rowerów, oficjalnie zainaugurował kampanię Summer of cycling, czyli lato z rowerem. Akcja skierowana jest do wszystkich posiadaczy rowerów w Londynie, gdyż jak wynika z najnowszych danych TfL (Transport for London) tylko jeden na trzech londyńczyków posiada rower w swoim gospodarstwie domowym, natomiat tylko połowa używała go przez ostatnie dwanaście miesięcy. W najbliższym czasie zarówno burmistrz jak i TFL będą promować dwukołowy środek transportu wśród londyńczyków, którzy mają dostęp do roweru (szacuje się ich 1,1 mln), ale korzystają z niego przeważnie bardzo sporadycznie. – Jest wiele powodów, dla których powinniśmy „odkurzyć” nasze rowery tego lata – powiedział Boris Johnson podczas oficjalnej inauguracji Summer of Cycling w poniedziałek, 21 lipca. – To świetny sposób na poprawę kondycji fizycznej, zaoszczędzenie pieniędzy, a także wyraz troski o środowisko naturalne naszego miasta. Burmistrz poinformował również o zawarciu umowy sponsorskiej z telewizją Sky Sports, która będzie patronem medialnym planowanej na 21 września imprezy London Freewheel. – Dla tych, którzy wciąż nie są przekonani do korzyści płynących z podróżowania rowerem London Freewheel bedzie doskonałą okazją, aby poczuć przyjemność z jazdy rowerem po zakorkowanych zazwyczaj ulicach centralnego Londynu – powiedział Boris Johnson. Właśnie tego dnia najbardziej zatłoczone zawyczaj londyńskie trasy zostaną całkowicie zamknięte dla ruchu kołowego po to tylko, aby umożliwić londyńczykom swobodne przemieszczanie się po nich na własnym rowerze. Atmosfera rowerowego karnawału obejmie tego dnia najbardziej popularne zakątki turystyczne brytyjskiej stolicy od Tower of London po Buckingham Palace. Dyrektor wykonawczy telewizji Sky Sports, Vic Wakeling, również nie krył swojego zadowolenia: – Telewizja Sky Sports z radością przyjęła propozycję udziału w London Freewheel. To wielka sprawa dla każdego mieszkańca stolicy, niezależnie od wieku, aby mógł zakosztować nieskrępowanej przyjemności z jazdy rowerem. Mam nadzieję, że udział naszej stacji telewizyjnej pomoże zachęcić londyńczyków do masowego udziału w tej imprezie. Aby ułatwić poruszanie się rowerem po ulicach stolicy Wielkiej Brytanii zarówno burmistrz jak i TfL planują zainwestować w tym roku ponad 55 mln funtów na stworzenie nowych tras rowerowych i parkingów. Pieniądze będą również przeznaczone na specjalistyczne szkolenia, zarówno
Wygraj rower, będziesz jeździć z klasą! Każdego dnia ponad pół miliona rowerzystów jeździ po stolicy Wielkiej Brytanii. Teraz masz niepowtarzalną szansę, by do nich dołączyć. Statystyki wskazują, że od 2000 roku, kiedy powołano do życia Transport for London (TfL) liczba rowerzystów na głównych drogach Londynu wzrosła o 91 proc. Tego trendu nie powstrzymało nawet najbardziej mokre lato od 1912 roku: od marca 2007 do marca 2008 dziennie jest ich o 20.500 więcej niż w roku poprzednim.
B
dla dzieci jak i dorosłych, oraz wszelkie akcje mające na celu promocję tego środka transportu. Na tegoroczne inwestycje przeznaczono blisko 20 mln funtów więcej niż w roku ubiegłym. Po niebywałej frekwencji na otwarciu, prologu i pierwszym etapie zeszłorocznego Tour de France, na ulice Londynu 7 września zawita Tour of Britain. Sponsorowana także przez TfL impreza ma szansę stać się bardzo ważną częścią rozpoczętej właśnie rowerowej kampanii na ulicach londyńskiej metropolii. Chcemy też poinformować o kampanii na mniejszą skalę i zachęcić naszych Czytelników do wzięcia udziału w konkursie zorganizowanym wspólnie przez Transport for London i „Nowy Czas”, w którym do wygrania są dużej klasy rowery miejskie (damski i męski) oraz niezbędne akcesoria (szczegóły konkursu obok). Na naszych łamach, w tekstach PozdRowera zachęcamy też do korzystania z roweru jako aktywnego wypoczynku, jak i sprawnego środka lokomocji w zatłoczonym Londynie. Paweł Rosolski
Więcej infor macji na temat London F reewhell na www.londonfreewheel.com
Chcąc zachęcić Czytelników „Nowego Czasu” do częstej jazdy na rowerze, dzięki uprzejmośći Transport for London, wręczymy rowery (męski i damski), kaski i kłódki – dwóm szczęśliwcom, którzy poprawnie odpowiedzą na pytanie: Ilu rowerzystów jeździ dziennie po Londynie? a) 50.000 b) 500.000 c) 5.000.000 Na odpowiedzi czekamy do 6 sierpnia w godzinach od 11.00 do 17.00 pod numerem telefonu: 0207 6398 507. Zwycięzcy konkursu zostaną wyłonieni w drodze losowania, a ich nazwiska opublikujemy na łamach „Nowego Czasu” 8 sierpnia.
8|
25 lipca 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Nie zamierzałam urazić nikogo dużo większa aktywność ludzi przychodzących do naszych urzędów i dużo większe ciśnienie odczuwane przez naszych urzędników, wykonujących swoją pracę. Tak więc jak widać, nie mówiliśmy dużo o przestępczości. Jednak w pewnym momencie zadano mi pytanie o nasz stosunek do przestępstw z użyciem noża. I jeśli spojrzymy na wszystkie mniejszości, znajdziemy takie, które są dość wysoko na naszej liście tych, w których popełnia się dużo przestępstw. Jednak na dobrą sprawę liczba ta nie jest duża. I jest dużo niższa niż w roku 2004. I jeśli porównamy liczbę osób z Europy Środkowo-Wschodniej, zatrzymywanych wtedy między innymi za noszenie broni z tym, co mamy dziś, to zauważymy liczebny spadek.
Z Julie Spence, szefową policji w Cambridgeshire rozmawia Alex Sławiński
Czy jest Pani w stanie powiedzieć, ilu Polaków ma kłopoty z prawem na Pani terenie?
– W rozmowie z konsulem wyjaśniłam, że na dobrą sprawę problemem tutaj nie jest liczba osób, które popełniają przestępstwa z użyciem noży. Ten temat został wyjęty z kontekstu, ponieważ definicja nożownictwa w Polsce jest inna od tej, jaką przyjęliśmy w Wielkiej Brytanii. Tutaj, już samo noszenie noża może być traktowane jako przestępstwo. I zjawisko, które zauważyliśmy po roku 2004 polega na noszeniu noży, a nie ich użyciu. Wydaje mi się, że to właśnie stąd wzięło się owo nieporozumienie. [Z konsulem] rozmawialiśmy o wielu różnych problemach. Wydaje mi się, że jakość życia imigrantów w Wielkiej Brytanii jako całości jest dużo wyższa niż tych, którzy przybywają i pracują w Cambridgeshire, ponieważ u nas zróżnicowanie mniejszości narodowych jest naprawdę duże. Polacy w rzeczywistości na co dzień nie noszą przy sobie noży. Jednak z tego, co mogliśmy się dowiedzieć z polskiej prasy wynika, że każdy z nas to robi...
›› Julie Spence i Konsul Generalny RP przed budynkiem konsulatu w Londynie. Fot. Alex Slawiński
Czyli – krótko mówiąc – powiedziała Pani, że noszenie noży leży w naszej kulturze, czy nie?
– W rozmowie z panem konsulem przeczytałam z protokołu dokładnie to, co zostało powiedziane na komisji. I nie powiedziałam, że jest to częścią polskiej kultury. Mówiłam o kilku innych krajach, w których stanowi to realne problemy kulturowe. Powiedziałam: „JEŻELI istnieje taki problem, to powinien on zostać przedyskutowany”. I prawdę powiedziawszy, zajmujemy się tym problemem. Wydaliśmy książeczkę skierowaną do nowo przybyłych imigrantów, zaś jej kopię opublikowali-
– Nie. Nie powiedziałam tego. Polacy stanowią największą mniejszość w Cambridgeshire i są najbardziej widoczni. Jeśli spojrzymy na społeczność brytyjską, zobaczymy że istnieje pewna liczba osób popełniająca przestępstwa. To jest proporcjonalne. W każdej grupie tak jest. I Polacy wcale nie są inni pod tym względem. Zdecydowana większość ludzi przybywając tutaj, wnosi dużo dobrego do społeczeństwa i żyje z nim w harmonii. Dlatego nie zamierzałam urazić żadnej konkretnej grupy.
śmy w internecie. Mówi ona o tym, co wolno w tym kraju, a czego nie. Ale proszę powiedzieć, czemu właśnie o Polakach tyle się mówi w Cambridgeshire?
– Wydaje mi się, że to jest sprawa proporcji. Z dokumentów, jakie mi przedstawiono wynika, że mamy do czynienia z szerokim spektrum problemów w naszej okolicy. Na komisji rozmawialiśmy o stopniu skomplikowania niektórych problemów. Dla przykładu: mamy w naszym hrab-
stwie przedstawicieli dziewięćdziesięciu pięciu kultur, mówiących ponad stu różnymi językami. Mówiliśmy także o niedofinansowaniu ze strony rządu, zaś jedno z ostatnich pytań dotyczyło różnych źródeł przestępczości w naszym regionie. W odpowiedzi powiedziałam, że nie ma u nas fali przestępczości. Jest za to fala imigracji zarobkowej. I w związku ze zróżnicowaniem językowym mamy wiele problemów, z którymi musimy sobie dać radę. I to nie wzrost przestępczości jest tutaj problemem, lecz
Nożownictwo siekierą ciosane Wielka Brytania zmaga się z plagą nożownictwa. Media codziennie bombardują społeczeństwo szczegółowymi opisami coraz liczniejszych zbrodni z użyciem ostrych narzędzi. Ponoć co cztery minuty dochodzi w tym kraju do ataku nożowników. Sytuację niejednokrotnie określa się mianem epidemii. Jednak czy rzeczywiście jest to epidemia, wybuchająca nagle, szybko zbierająca swe żniwo i wygasająca, gdy zabraknie dla niej pożywki lub wynajdzie się skuteczną szczepionkę? Okazuje się, że według statystyk ogólna liczba przestępstw, do popełnienia których użyto ostrych przedmiotów, mimo że jest zatrważająca, utrzymuje się od dłuższego czasu na w miarę stałym poziomie. Wzrosła za to liczba zabójstw, co świadczyć może o tym, że przestępcy coraz bardziej „profesjonalizują” się w tym, co robią. Wzrosło również – i to w znacznym stopniu – zainteresowanie tematem ze strony dziennikarzy. A także polityków, z reguły niezbyt szybko reagujących na jakiekolwiek zmiany czy patologie. Z jednej strony owo zainteresowanie, objawiają-
ce się pełniejszym informowaniem o skali zjawiska i próbami walki z nim jest czymś pozytywnym. Albowiem problem przestępczości wśród młodych ludzi (gdyż to właśnie oni zwykle bywają zarówno sprawcami, jak i ofiarami podobnych przestępstw) był dotąd przez wiele lat wmiatany pod dywan. Szerokie nagłośnienie tematu spowodowało, że dłużej się go wmiatać nie da. Wydaje się, że budowane od długiego czasu różnorakie tabu zaczynają znikać. I tak na przykład dzieciaki przestały być już bezbronnymi, niewinnymi istotkami, które za wszelką cenę należy chronić przed złem tego świata. Albowiem wiele z nich to cyniczni, brutalni bandyci, u których stopień zdegenerowania i zdemoralizowania przekracza wszelkie normy. I że trzeba ich łapać i piętnować, skazując jak niebezpiecznych przestępców, którymi w istocie niejednokrotnie są. Również mniejszości etniczne i religijne, wchodzące w skład społeczeństwa brytyjskiego przestały być świętymi krowami, o których w dobie galopującej, wręcz paradoidalnej poprawności politycznej nie wolno
było mówić inaczej jak w superlatywach, bo „mogły poczuć się urażone”. Wyszło na jaw, że imigranci to nie tylko osoby ciężko pracujące, „aby Brytania rosła w siłę, a ludziom żyło się coraz dostatniej”, zaś różnice kulturowe charakteryzujące poszczególne grupy, zamiast ubogacać multikulturowe społeczeństwo, prowadzą do licznych tarć, sporów i nie dających się rozwikłać problemów. Do nich niewątpliwie należy także wzrost przestępczości. Jednakże istnieje również i druga strona „medialnego medalu”. Politycy zbijają niezły kapitał wyborczy strasząc ludzi „epidemiami przestępczości”. Zasiana w społeczeństwie psychoza czyni obywateli nieufnymi wobec siebie samych i coraz bardziej zależnymi od „opiekunów”, czyli władzy. Również wielu dziennikarzy traktuje temat nożownictwa jako znakomity pretekst do rozpoczęcia nagonki na osoby czy całe grupy społeczne, których nie darzą sympatią. Rozdmuchują oni problem do gigantycznych rozmiarów. O ile jednak przyzwyczailiśmy się do tego, że brytyjska prasa nie zawsze obiektywnie i pozytywnie pisze o przybyszach
z różnych stron świata, o tyle dziwi reakcja niektórych polskich mediów na wypowiedź szefowej policji hrabstwa Cambridgeshire. W niedawnej wypowiedzi na forum parlamentarnej komisji do spraw przestępczości miała ona rzec, że wszyscy Polacy w Wielkiej Brytanii noszą noże. Nieźle rozjuszyło to przedstwicieli kilku redakcji. Po reakcji polskich mediów, chief constable Julie Spence, autorka zaistaniałego zamieszania, długo musiała tłumaczyć się w polskim konsulacie z „tego, czego nie powiedziała”. Konsul Robert Rusiecki po rozmowie z przedstawicielką policji osobiście wyjaśniał, że wypowiedź została przeinaczona, zaś jej prawdziwy sens był całkiem inny. Skąd więc wzięła się owa histeryczna reakcja niektórych mediów na słowa szefowej policji? Tego nie wiem. Nie było mnie na posiedzeniu komisji. Nie uczestniczyłem również w spotkaniu pani chief constable z polskim konsulem – odbywało się ono w cztery oczy, bez udziału mediów. Jednakże słowa, które po spotkaniu padły z ust obu osób świadczyły, że niektórzy dziennikarze stali się nieco nadwrażliwi, jeśli chodzi o stosunki polsko-
-brytyjskie. Nie chcę zarzucać nikomu nierzetelności w informowaniu społeczeństwa o takich czy innych postępkach brytyjskich władz wobec Polaków. Jednakże wierzę słowom szefowej policji, że nie miała zamiaru urazić ani fałszywie oskarżyć żadnego przedstawiciela polskiej społeczności. Wierzę także, że KTOŚ jej wypowiedzi albo nie zrozumiał, albo ją przekręcił. A to już nie wróży dobrze. O ile bowiem nie martwi mnie to, że Brytyjczycy nas nie rozumieją (bo w końcu to oni są gospodarzami u siebie, goszcząc nas tu jako jedną z wielu mniejszości i niezbyt muszą się nami przejmować), o tyle nasze niezrozumienie Brytyjczyków może bardzo psuć wzajemne kontakty. A nie wydaje mi się, by komuś na tym specjalnie zależało. Tak więc może powinniśmy czasem sami więcej słuchać i próbować zrozumieć, co się o nas (i do nas) mówi, nim sami – czasami bardzo lekkomyślnie – zabierzemy głos. Bo, jak ktoś kiedyś powiedział – po to człowiek ma dwoje uszu i tylko jedne usta, by dwa razy więcej słuchać niż mówić.
Alex Sławiński
|9
nowy czas | 25 lipca 2008
czas na wyspie SOUTHAMPTON
SMAK PIEPRZU
Mela znaczy festiwal Około 20 tys. mieszkańców Southampton oraz turystów z całego kraju odwiedziło w minioną sobotę Hoglands Park, by wziąć udział w nietypowym spotkaniu kultur. Kolory Azji – czerwień kaszmirskiej cebuli i żółć szafranu przeplatały się na każdym kroku z błękitem jeansów. Kulturę Azji można było nie tylko podziwiać w całej palecie barw. Można ją było także dotknąć, powąchać i posmakować. W większości języków południowo azjatyckich słowo mela oznacza dokładnie to samo – fetę, święto, festiwal. W minioną sobotę szli więc po prostu na mela. I trzeba było tę różnorodność zobaczyć na własne oczy, by pojąć, jak zróżnicowane etnicznie jest około 220tysięczne społeczeństwo Southampton. Według oficjalnych statystyk ludność kolorowa to około 10 proc. całej populacji miasta. Są wręcz już dzielnice – jak chociażby Bevois, gdzie mieszkańcy pochodzenia afrykańskiego i azjatyckiego to ponad 30 proc. ogółu. Prym wiodą oczywiście Hindusi. To oficjalnie druga w największej metropolii Hampshire grupa etniczna po rodzimych Anglikach. Nic więc dziwnego, że kultura tej części Azji, gdzie rośnie pieprz, dominuje na mela.
Uwagę tłumów przykuwały szczególnie popisy kolejnych grup Bollywood dancers. Słowo „Bollywood” to zlepek Hollywood i Bombaj, a oznacza prze-
chodzącą ogromny rozkwit hinduską kinematografię. Ulubionym gatunkiem filmowym mieszkańców Indii jest masala movie, czyli po prostu... musical suto
okraszony etnicznym tańcem, więc naśladowanie obejrzanych w filmach układów choreograficznych jest jedną z ulubionych rozrywek Hindusów, ale także i... rodzimych Anglików. Przekonać się o tym mógł każdy, kto podziwiał popisy na scenie w Hoglands Park – nie zabrakło tam i białych tancerek. Azję można było posmakować – i to dosłownie, gdyż nie zabrakło stoisk z tradycyjnymi wschodnimi potrawami. Tu królowały oczywiście przekąski tandorii, czyli pieczone mięso, wcześniej marynowane w jogurcie i zabarwione na czerwono cebulą kaszmirską. Podane z zabarwionym na żółto szafranem ryżem prezentowało się naprawdę malowniczo. By to zmysłowe przeżycie było pełne i doskonałe, nie mogło zabraknąć muzyki. Od południa przez główną scenę przewinęło się wiele zespołów muzycz-
nych, reprezentujących wszystkie możliwe trendy – począwszy od jazzu, na muzyce etnicznej skończywszy. – Naprawdę wspaniała impreza – mówi Marek, na co dzień kucharz w jednej z orientalnych restauracji na Shirley. – Pracuję z tymi ludźmi od prawie roku i zdążyłem już przywyknąć do tego, że codziennie przebywam w tak bogatej etnicznie mini społeczności. Jednak dopiero dzisiaj zdałem sobie sprawę z bogactwa tej różnorodności. Zaprosił mnie tu kolega, kucharz z Indii. Jest wielbicielem Qawwali, tradycyjnej hinduskiej muzyki medytacyjnej. Dowiedziałem się właśnie, że ta tradycja ma już ponad 700 lat. Teraz będę te jego pomrukiwania nad patelnią brał bardziej serio. Tekst i fot.: Grzegorz Borkowski
rzepka na przyczepkĘ
4
polska mowa, polska kultura staje siĘ powoli nieodłączną czĘścią tej szkoły. Gwoździem proGramu zakończenia roku szkolneGo była... „rzepka” tuwima wystawiona w jĘzyku polskim.
LoNDoN 25 July 2008 29 (94) nowyczas.co.uk FrEE IssN 1752-0339
nie jestem tutaj, żeby siĘ dorabiać z pozoru nic ich nie różni od rodaków skrzĘtnie liczących każdy funt. są tak jak oni zapracowani i myślą o swojej przyszłości. nie martwi ich jednak poGorszenie siĘ sytuacji ekonomicznej i spadek wartości funta
NEw TIME
THE PoLIsH wEEKLy
Przystanek Woodstock
KuLTura
21
Klasyczny rebeliant Te wybuchające, co chwilę brawa i owacje stanowią dowód na to, że ci ludzie tworzący projekt pod nazwą Nigel Kennedy Quintet są na swoim miejscu. Robią to, co do nich należy i są w tym doskonali. W przerwach główny prowodyr całego zamieszania Nigel Kennedy zawadiacko i z humorem zaczepia publiczność.
Przemysław Kobus
1 sierpnia w Kostrzynie nad Odrą rozpocznie się największy w Europie festiwal rockowy – Przystanek Woodstock. O tym, jaką popularnością cieszy się nadal impreza Jurka Owsiaka niech świadczy fakt, że pierwsi fani stawili się na kostrzyńskim polu namiotowym na blisko... trzy tygodnie przed rozpoczęciem imprezy. Tegoroczny, 14. już Przystanek Woodstock zapowiada się równie imponująco, jak poprzednie. Co ważne, festiwal nie będzie tylko przeglądem kapel muzycznych, to również zajęcia artystyczne, coś dla ducha czy spotkania z ciekawymi ludźmi polityki, mediów, sztuki. Impreza rozpocznie się 1 sierpnia. Potrwa trzy dni. W tym roku największą zmianą będzie scena. Ogromna jak zawsze, ale w innym kształcie, w tym roku będzie prostokąta. – Zmieniła się firma stawiająca scenę i stąd te zmiany. Scena będzie wielka (50 ton!), z bardziej rozbudowanym zapleczem technicznym i być może skończy się narzekanie na ciasnotę – powiedział jeden z pracowników. Będzie sportowo – organizatorzy przewidzieli szereg nie zawsze typowych dyscyplin, jak choćby taniec z szarfą. Będą też biegi na dystansach nieznanych żadnej olimpiadzie czy gra w piłkę. Będzie też artystycznie – to już za sprawą Akademii Sztuk Przepięknych, która na trwałe wpisała się w ramy Przystanku Woodstock. W tym roku gościć będziemy tam m.in. prof. Leszka Balcerowicza, legendarnego piłkarza Jana Tomaszewskiego, dziennikarza Kamila Durczoka, Manuelę Gretkowską czy publicystę Jacka Żakowskiego. Zapowiada
18-19
Czas woLNy
23
Ślady na piasku Położona na Wyspie Thanet sympatyczna miejscowość Broadstairs to chyba najlepszy przykład na to, że nie zawsze z nadmorskiego kurorciku trzeba koniecznie wykreować bezduszne turystyczne pustkowie. W krainie piaszczystych zatok i klifowych drzwi po raz kolejny zregenerowaliśmy siły, tak potrzebne do przetrwania cotygodniowego kursu bycia londyńczykiem.
się ponadto interesujące spotkanie z panią Kesang Takla, która pełni funkcję minister informacji i stosunków międzynarodowych w rządzie Dalajlamy. Przystanek Woodstock to jednak przede wszystkim muzyka. I będzie miał kto się prezentować. Zjeżdżają się artyści z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Republiki Południowej Afryki i Indii. Wystapią m.in. Acid Drinkres, Daab, Lao Che, Vader, Closterkeller, The Stranglers i wiele, wiele innych grup. Tegoroczny Przystanek Woodstock zabezpieczać będą – podobnie jak w latach poprzednich – policjanci, strażacy, strażnicy graniczni, wolontariusze „Pokojowego Patrolu”, ratownicy medyczni. Warto tam być! A atmosfera? Pewnie jak w latach ubiegłych – niesamowita. Osobiście, ja podpisujący ten artykuł, śmiem twierdzić, że nie ma prawa o Woodstocku wypowiadać się ten, kto nigdy na tej imprezie nie gościł. Owszem, jest pijaństwo, jest seks, pewnie są i narkotyki – demoralizację często zarzucają imprezie środowiska związane ze skrajną prawicą, czy osoby chcące ot, po prostu powiedzieć coś na dany temat, ale zapewniam, że wystarczy podejść do byle pierwszej knajpy, pubu w zwykły weekend, by zobaczyć więcej demora-
lizujących przypadków, niż tych obecnych na Przystanku Woodstock. Atmosfery tam panującej nie da się porównać z żadną inną imprezą plenerową w Polsce, a teraz i pewnie na świecie. Wspominam jeszcze Woodstock w Żarach [odbywał się tam przez kilka lat – red.], gdy do namiotu nie wciskał się żaden obcy w niecnych celach, gdy w tłumie pod sceną każdy stawiał się na własne ryzyko (przyjazny, acz roztańczony tłum), gdy w kolejce po piwo można było liczyć na jaką taką przyjaźń, życzliwość. Przyznam, że więcej obaw mam idąc wieczorem przez miasto, aniżeli tam w środku nocy, w tłumie obcych, często nietuzinkowo wyglądających ludzi. O atmosferze Przystanku Woodstock można pisać wiele i na różne sposoby. Ale coś ściąga te tłumy do Kostrzyna nad Odrę. To nie kilka czy kilkanaście tysięcy osób, to 100, 150 tys. ludzi, w szczytowym okresie popularności – 250, 350 tys. osób. Policjanci swego czasu, by przeliczyć uczestników imprezy, zdecydowali się na loty śmigłowcem nad polem i sceną, a specjalna aparatura starała się połapać mrowie przemieszczających się ludzi. Jakby nie liczono, poniżej 200 tys. nie udało się zejść. W ubiegłym roku Jurek Owsiak, inicjator,
pomysłodawca, człowiek-orkiestra festiwalu na poważnie myślał, czy już aby nie powinien zrezygnować z imprezy. Na myśleniu na szczęście się skończyło. 14 lat od pierwszego Przystanku Woodstok zwolenników tej imprezy wciąż nie brakuje. Już dzisiaj koczują na polu namiotowym w oczekiwaniu na najsłynniejszy gwizdek dróżnika. To on daje sygnał do rozpoczęcia festiwalu. Miło powspominać, warto tam się wybrać. Choćby po to, by wyrobić sobie opinię, a nie opierać się na często spaczonych przekazach medialnych. A wracając do stonowanych, dziennikarskich, wręcz kronikarskich tonów, to pierwszy Przystanek Woodstock został zorganizowany przez fundację Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy w 1995 roku w Czymanowej. Festiwal powstał w ramach podzięki za okazane serce i oddanie podczas zbiórki pieniędzy na rzecz chorych dzieci i pomocy ludziom. Przystanek Woodstock wrósł w klimat polskiego kalendarza muzycznego na stałe, a swoje triumfy święcił w Żarach. To tam padały rekordy pod względem liczby uczestników – 250-300 tys. osób. W ostatnich latach impreza odbywa się w Kostrzynie nad Odrą. P.S. Jeśli możecie, to jedźcie tam!
Chcąc zachęcić Czytelników „Nowego Czasu” do częstej jazdy na rowerze, dzięki uprzejmośći Transport for London, wręczymydwóm szczęśliwcom rowery (męski i damski), kaski i kłódki!
KoNKurs! szczegóły na str. 7
14|
25 lipca 2008 | nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA
Śmiech śmiechem… Krystyna Cywińska
Podobno nasz „Nowy Czas” jest smutny. Nic w nim wesołego. Nic do śmiechu. Same ponurości. I hiobowe wiadomości. Po prostu czarna melancholia. Tak podobno – jak przeczytałam w zeznaniu naczelnego redaktora – orzekła pewna czytelniczka. Bardzo z tego powodu posmutniałam. Tym bardziej że lało. Na szczęście przestało, bo byłabym w kłopocie.
Wyszłam z domu na zakupy, wzięłam parasol. Wróciłam do domu z zakupami bez parasola. To już trzeci w tym sezonie parasol stracony na zakupach. Wsiadłam do autobusu z okularami do czytania, wróciłam bez okularów. To już czwarte w tym sezonie stracone okulary. Plus dwie pary okularów od słońca. I jedna książka beletrystyczna z gatunku romansów, też stracona w autobusie. No, wprost czarna melancholia! Zadzwoniłam do urzędu Lost Properties londyńskiego transportu. Wyliczyłam poniesione straty. Powód? Stres w godzinach szczytu. Ja nie jestem przecież wariatka, ani roztrzepana gęś! Transport for London opublikował niedawno listę przedmiotów, zostawionych przez użytkowników miejskiego transportu. Do odbioru z magazynów. Na składzie jest na przykład trumna, używana w filmie Four Weddings and the Funeral. Jest też kolekcja różnych protez. Sztuczne nogi i ręce. Są urny z prochami najbliższych i wieńce ze sztucznych kwiatów. Czyli przepadek popogrzebowy. Są też kartki gratulacyjne i kondolencyjne sprzed czterdziestu lat. I trzydzieści pięć tysięcy książek z różnymi tytułami. Taśmy z filmami porno, dwie pary spodni z bielizną w środku, dziesiątki damskich biustonoszy i męskich kalesonów deseniowych, różne damskie stringi i bikini, obuwie różnych rozmiarów itp. W cią-
gu roku zostawiono w londyńskich autobusach i kolejkach ponad dwieście tysięcy przedmiotów. Z czego 700 plus minus oddaje się dziennie ich właścicielom. Humor mi się poprawił! Nareszcie wesoła wiadomość. Są w tym mieście i uczciwi ludzie. Nie wszyscy kradną. Nożownictwo owszem, panuje na ulicach, mugging też. Kradzieże w sklepach owszem także, rabunki w domach, również. I napady z bronią też. Alleluja! Nie wszyscy kradną. Więc się dzielę tą radosną wiadomością. Ostatnio na przykład, pewien emeryt zgłosił się po odbiór swoich sztucznych zębów. Wyszedł zachwycony. Ale wrócił zirytowany. Oddano mu cudze zęby. Był bardzo zgryźliwy, bo gryźć nie mógł. W końcu sobie jakieś zęby dopasował. Pewien roztrzepany profesor anatomii zostawił natomiast w kolejce torbę z ludzkimi czaszkami. Policja już miała wszcząć śledztwo, ale profesor zgłosił się po odbiór. Po czym znowu zostawił w kolejce. Zachowałam sobie spis przedmiotów zostawianych w pociągach za PRL-u. Ich listę opublikował jeden z krajowych tygodników. Zestawili ją kontrolerzy PKP w latach sześćdziesiątych. Przytoczę kilka przykładów. Do odebrania jest koza z tatuażem Magdalena. Kotlet barani zawinięty w „Trybunę Ludu”. I tu monit: Nie licuje z postawą obywatela PRL-u. Jest też na tej liście i prośba: Uprasza
się o odebranie starszego pana, który się zgubił wnukowi. Za naganne zachowanie wnuka dyrekcja PKP nie ponosi odpowiedzialności. Na składzie w magazynie jest też szereg popiersi Lenina i Stalina, wyrobu glinianego. Karygodne zaniedbanie właścicieli świadczy o ich nagannej postawie ideologicznej. Uprasza się też o odbiór książek naukowych wydawnictwa Wiedza Powszechna. Są to m.in. książki z dziedziny życia seksualnego motyli, kur niosek i ryb słodkowodnych. Jest też w przechowalni PKP pan podający się za dziadka do orzechów. Może być przydatny w okresie Bożego Narodzenia. Proszono też o odebranie szafki z nocnikiem, zostawionej na ławce w przedziale pociągu pośpiesznego Gdańsk-Warszawa. W wagonie na bocznicy są do odbioru cielęta. Uprzedza się, że wkrótce mogą się stać krowami. PKP informowało, że z powodu braku dojarek krowy będą odstawione do rzeźni. O czym się uprzedza mięsnych spekulantów. Wiadomość, że w pociągu na stacji w Łowiczu znaleziono staruszkę wypchaną zielem należy uznać za kpinę zdradzonego przez żonę kontrolera. O czym by świadczył jego dopisek: „Najpierw ziółkiem była, potem ziółka piła”. Dyrekcja PKP za tę facecję przeprasza. Ale kontroler rozbawił czytelników. Co też zamierzałam, pi-
sząc tę felietonową improwizację prosto z życia wziętą. Wielu czytelników niegrzeszących humorem pewnie ten felieton uzna za bełkot. O sprawach poważnych można niepoważnie pisać. Jeśli się ma do nich odpowiedni dystans. Ale niepoważnie najłatwiej pisać o niepoważnych sprawach. To prawda, że każdą sprawę można w żart obrócić. Ale dobre dziennikarstwo polega na użyciu właściwych słów we właściwej chwili i właściwym czasie. Dziś, 21 lipca, pisma brytyjskie miały powód do żartów na czasie. Bo właśnie dokonano zmian w regulaminie dotyczącym różnego autoramentu posłów i poselskich kandydatów. Kiedyś posłami do parlamentu nie mogli tu być przestępcy, katolicy, biedacy, kobiety i wariaci. No ale jakimś psim swędem znalazło się ich sporo w Izbie Gmin. I trzeba było w końcu usankcjonować w tej Izbie katolików, biedaków, kobiety, przestępców i wariatów. Tym bardziej że przestępstw dopuszczają się zasiadający już w Izbie Gmin posłowie. A od różnych wariatów zawsze się w parlamencie roiło. Gdyby nie oni, jakże nudne, smutne i bezbarwne byłyby posiedzenia w Izbie. Ale na to trzeba mieć specyficzne angielskie poczucie humoru. Proszę czytelniczkę o uśmiech, bo właśnie słońce wyszło zza chmur. Parasoli nie odbiorę.
Wątroba wątrobie nierówna Przemysław Wilczyński
Brytyjska głowa i polska głowa, brytyjskie gardło i polskie gardło oraz brytyjska wątroba i polska wątroba – mimo pozornych i jakże mylących podobieństw – nie mają ze sobą nic wspólnego.
Czytam na stronie jednego z polonijnych londyńskich tygodników, że Brytyjczycy stanowczo za dużo piją; że przy tym krzyczą, że agresywni i nieprzyjemni dla otoczenia, i że nowy burmistrz Londynu ma już tego wszystkiego dość. Mają być obostrzenia, które rozpity do granic możliwości naród zmienią w naród trzeźwy i na widok alkoholu spluwający z obrzydzeniem przez ramię. W innym miejscu znajduję informację, że niejaki Karl McBoyle, bliżej nieznany mi właściciel bliżej nieznanego mi hotelu, przestrzega Brytyjczyków, że kolejne ich picie może być piciem ostatnim, a groźby swoje ilustruje i (w swoim mniemaniu) uwiarygodnia historią, w której pewien Polak przebywający na Wyspach zmarł po spożyciu dwóch litrów wódki. Otóż można panu Karlowi wybaczyć nic nie wnoszącą do rzeczywistości uwagę, że każde picie może być piciem ostatnim. Takich szlachetnych memento być może nigdy mało. Mogę nawet dodać od siebie kolejne, skierowane do felietonistów:
przestrzegam Was, że przygotowywany przez Was aktualnie felieton może być Waszym ostatnim felietonem (w wielu przypadkach byłaby to zresztą dla felietonistyki okoliczność sprzyjająca). No więc tę uwagę, jak mówię, można by panu Karlowi wybaczyć. Ale jak uznać go za człowieka poważnego, kiedy przestrzega ludzi przed zejściem z powodu alkoholowego przedawkowania, ilustrując to historią Polaka, który wypił dwa litry gorzałki? Jaki message tu jest wysyłany – być może niechcący – przez pana Karla, właściciela bliżej nieznanego mi hotelu? Ano taki, że nie wolno pod żadnym pozorem wypić dwóch litrów wódki, ale już jeden – jak najbardziej. Bo po czwartej flaszce jest śmierć, ale po drugiej jeszcze życie, i to jakie! Nie, stanowczo, gardło brytyjskie i gardło polskie to są inne gardła, a wątroba brytyjska i polska – mimo pozornych podobieństw – to są dwie inne wątroby. To co dla Brytyjczyka jest pewną śmiercią, dla Polaka może być początkiem grillowania na działce, czyli życiem w pełni. W ogóle picie
polskie i picie brytyjskie (nie tylko w sferze wytrzymałości) to są dwa zupełnie inne picia. Weźmy chociażby różnicę dotyczącą fundamentalnych zasad grupowego spożywania alkoholu. Na Wyspach brzmi ona: „musisz postawić nam kolejkę”, nad Wisłą zaś: „musisz wypić z nami kolejkę.” Tak Kate Fox, antropolog społeczny, pisze w nieocenionej książce „Przejrzeć Anglików” o ich (Wyspiarzy) obsesji na punkcie stawiania kolejek w pubie: „Właściwie każdy przejaw skąpstwa, kalkulacji czy niechęci do szczerego brania udziału w rytuale (stawiania kolejek – PW) jest bardzo źle widziany. Jeśli o Angliku mówi się: on nie stawia kolejek, jest to wielka obelga (…) Od czasu do czasu wolno nam odmówić drinka (…) ale to nie zwalnia nas od obowiązku kupowania kolejek.” Mamy więc do czynienia z różnicą fundamentalną: u nich wybaczą niepicie, ale nie wybaczą niestawiania; u nas przejdzie skąpstwo, kalkulacja, jawne oszustwo, ale opuszczanie kolejek, oszukańcze
maczanie języka w kieliszku – nigdy! Oni, Wyspiarze – stawiają, my, Polacy – pijemy. Oni, stawiając kolejne kolejki, stawiają na etykietę; my, pijąc, stawiamy na czyn. My – powtarzając za wielokrotnie cytowanym już żyjącym klasykiem – stoimy tutaj, a oni stoją ze swoim stawianiem tam, gdzie stało ZOMO. Był kiedyś taki rysunek Andrzeja Mleczki. Na kanapie siedzi zniechęcona życiem żona i jej jeszcze bardziej zniechęcony swoim istnieniem mąż. Mąż mówi do żony: Twoja depresja w porównaniu z moją depresją jest doprawdy śmieszna. Otóż – parafrazując męża – ich picie w porównaniu z naszym piciem jest doprawdy śmieszne. To różnice. A podobieństwa? Podobieństwa dotyczą jakże delikatnej kwestii moralności. Można na Wyspach w towarzystwie nie pić – powiada Kate Fox, a niektórzy przynajmniej z nas się z nią zgodzą – „pod warunkiem, że nie próbujemy ze swego umiarkowanego spożycia robić kwestii czy cnoty moralnej.”
|15
nowy czas | 25 lipca 2008
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Ponad rok w stanie oskarżenia to dużo dla rodziców zaginionego dziecka. W końcu portugalski prokurator uznał, że brytyjska ekspertyza profilu DNA Madeleine McCann zawiera błędy i oskarżenie tym samym musiało być wycofane. Do tej pory rekonstrukcja DNA, zdaniem ekspertów, miała być niezawodna. Brytyjscy eksperci próbowali zapobiec ujawnieniu swoich błędów. W tym celu udali się nawet do Portugalii. Ten przypadek pokazuje, że nie można mieć stuprocentowej pewności. Niesłuszne oskarżenie pozostawia konsekwencje nie do naprawienia. Dlatego zamiast wykorzystywać naukę i dostępne technologie w celu jak najszybszego znalezienia sprawcy, wymiar sprawiedliwości powinien nawet przy pewnej konkluzji poddać ją wielokrotnej weryfikacji. W przeciwnym razie wymiar sprawiedliwości staje się parodią prawa. Wycofanie oskarżenia, a w przypadku skazanych – uwolnienie nie jest wystarczającym zadośćuczynieniem za wyrządzone krzywdy. Nie zmieni też tego wysoka rekompensata finansowa, często wypłacana przez brytyjskie sądy. W sądach obowiązuje żelazna zasada orzekania winy beyond reasonable doubt. W majestacie prawa i tej zasady został skazany na podwójne dożywocie Jakub Tomczak za dokonanie brutalnego gwałtu. Władze brytyjskie zgodziły się w końcu na przewiezienie go do Polski, by tam odbył karę. Wyrok nadal jest prawomocny, ale w związku z fatalną w skutkach pomyłką ekspertów brytyjskich w sprawie zaginięcia Madeleine powróciły wątpliwości, które miałem po zakończeniu procesu Polaka. Trudno do nich nie wracać. Dlaczego sprawa, w której koronnym dowodem był profil DNA zabrała rok na przygotowanie? Oskarżony spędził rok w więzieniu, więc w przypadku uniewinnienia, które było
przecież możliwe, musiałby otrzymać wysokie odszkodowanie. Wątpliwości budzi również sprawa profilu DNA. Nauka zrobiła w ostatnich latach niewyobrażalny wcześniej postęp i, jak twierdzą eksperci, zbudowanie indywidualnego profilu na podstawie pobranej próbki nie przedstawia żadnego problemu, a prawdopodobieństwo pomyłki mierzy się w skali miliardowej. A jednak pierwsza próba nie powiodła się. Dlaczego nie zrobiono więc trzeciej, żeby potwierdzić drugą? Dlaczego nie pobrano krwi oskarżonego, która zawiera dokładniejszy niż ślina zapis genetyczny? W przypadku Madeleine eksperci też twierdzili, że znaleźli jej profil DNA, nawet miesiąc po jej zaginięciu, w miejscach, gdzie jej wcześniej nie było. Po jakimś czasie stracili tę pewność. W sprawie polskiego studenta zdumiewa prawie jednomyślność ławników, niezbite dowody ekspertów i niewyjaśnione wątpliwości. Profil DNA oskarżonego zgodził się z profilem pozostawionym na miejscu przestępstwa. Ale profil psychologiczny Tomczaka nie zgadza się z profilem dewianta. Wszyscy potwierdzali – młody, wrażliwy człowiek, student prawa z Poznania, który oddał się dobrowolnie w ręce policji. Wyrok jest prawomocny i należy mieć nadzieję, że w tej sprawie błędu ekspertów nie było.
absurd tygodnia – Uważam prezydenta Lecha Kaczyńskiego za chama – powiedział poseł PO Janusz Palikot w TVN24. Warszawska prokuratura okręgowa wszczęła z urzędu postępowanie wyjaśniające, czy doszło do znieważenia prezydenta. Tyle doniesienie agencyjne. Ciekawe, na czym takie „postępowanie wyjaśniające” będzie polegało? Pierwsza czynność wyjaśniająca – sprawdzenie w „Słowniku Języka Polskiego” znaczenia słowa „cham”. Drugą czynnością prokuratury będzie ustalenie, czy prezydent jest człowiekiem źle wychowanym, gburem i prostakiem. Jaki wyrok wyda prokuratura w przypadku odpowiedzi pozytywnej? A jaki w przypadku negatywnej? Z pewnością prokuratura będzie również musiała ustalić stopień wrażliwości prezydenta, co bez rozmowy bezpośredniej z poszkodowanym wydaje się niemożliwe. Po czym usłyszymy, że z powodu małej szkodliwości społecznej czynu śledztwo umorzono.
Wacław Lewandowski
Przy pogrzebie rzecz Tytuł, z Kochanowskiego wzięty, w dawnej polszczyźnie znaczył: mowa pogrzebowa, bowiem tego rodzaju przemowom chcę dziś nieco uwagi poświęcić. Oczywiście w związku z państwowym pochówkiem śp. Bronisława Geremka. Już na kilka dni przed ceremonią prasa ogłosiła, że wokół tej trumny kłótni ani demonstracji politycznych nie będzie, a przedstawiciele różnych politycznych opcji jednym głosem uczczą zasługi zmarłego, w cień spychając spory, utarczki i żale, uznane wobec powagi chwili za mniej istotne. Pomny żelaznej zasady, w myśl której wygłaszający żałobną laudację, chce tego czy nie, więcej mówi o sobie samym niż o zmarłym, ciekaw byłem, w jakim stopniu żałobnicy zechcą pomimo zapowiedzianej „żałobnej politycznej zgody” przemycić w swych mowach jakieś elementy gry politycznej i walki propagandowej, jednym słowem: na ile wspominać będą bezinteresownie, na ile we własnym politycznym interesie. Duże wrażenie wywarła na mnie mowa Lecha Kaczyńskiego. Nie ze względu na szczególne walory retoryczne, w końcu prezydent przyzwyczaił już wszystkich do tego, że wielkiej klasy oratorem nie jest, a z powodu braku kąśliwych uwag, aluzyjnych zaczepek, krytyki kierunku politycznego, który
Geremek reprezentował, a nawet uosabiał. Prezydent mówił wyłącznie o zasługach, o tym co jest trwałym dorobkiem byłego ministra spraw zagranicznych. Raz tylko, na chwilę miałem wątpliwości, czy nie realizuje prywatnego celu, osobistej ambicji. Wtedy, gdy padły słowa, iż Bronisław Geremek był jednym „z dwóch, może trzech” najważniejszych doradców, którzy przyjechali z Warszawy do strajkujących stoczniowców, bo uważali, że inteligenci powinni robotników wesprzeć i ich bunt ukierunkować. Czy pozostali dwaj najważniejsi to bracia Kaczyńscy? O to chodziło? Trudno rozstrzygnąć, zwłaszcza że innych tego rodzaju napomknień nie było. Zagadkowy był także jeden fragment wystąpienia Donalda Tuska. Premier stwierdził, że bardzo chętnie korzystał zawsze z rad i przestróg Geremka, a ostatnio, na dziesięć dni przed tragiczną śmiercią telefonował do niego i radził się go w sprawie niezwykle dla Polaków ważnej. Bronisław Geremek zginął 13 lipca, w jakiejż to sprawie mógłby zasięgać jego rady Tusk 10 dni wcześniej? Czyżby premier zapragnął domniemaną poradą Geremka wytłumaczyć swoje stanowisko w sprawie amerykańskiej tarczy antyrakietowej, ogłoszone 4 lipca? Tak na wszelki wypadek, by podzielić się
ze zmarłym odpowiedzialnością, gdyby okazało się, że tamta wypowiedź umowę o tarczy pogrzebała? Żadnych oporów względem instrumentalnego wykorzystania żałobnej okazji nie zdradzał natomiast Adam Michnik, redaktor „Gazety Wyborczej”, przemawiający jako przyjaciel zmarłego. Okazało się, że nawet Powązki są dobrą scenerią dla gorącej filipiki przeciw historykom z IPN! Michnik piętnował lustrację i lustratorów, IPN nazywał Orwellowskim „ministerstwem prawdy”, historyków z Instytutu – „policjantami pamięci”. Tych, którzy chcą badać najnowsze polskie dzieje w całym ich skomplikowaniu w imię historycznej prawdy, zrównał z tymi, którzy występowali przeciw zmarłemu z pozycji antysemickich i szowinistycznych. Jednych i drugich, solidarnie, policzył w skład „obozu zła”. Nie chcę powiedzieć, że Michnik mówił coś, pod czym za życia Geremek by się nie podpisał. Jego stanowisko w sprawie lustracji jest znane i było demonstrowane nie tylko w kraju, ale i w europarlamencie. Prawda, Michnik nie przypisał zmarłemu cudzych poglądów. Mam tylko wątpliwość, czy pogrzeb przyjaciela to właściwa okazja, by publicznie zgnoić kilku historyków, którzy mają pogląd inny?
16|
25 lipca 2008 | nowy czas
czas na rozmowę
Pomnik, czy prawda? O potrzebie docierania do prawdy z Rafałem ZiemkiewicZem rozmawia michał Sędzikowski bardziej krytyczny, zakwestionował pewne obszary tej książki, natomiast nie zakwestionował wartości akt. Nikt poza nim nie postawił przekonujących zarzutów wobec uczciwość książki, czy też metodologii badań. Prosta detektywistyczna analiza treści akt wskazuje, że autorem donosów mógł być tylko Wałęsa. Informacje, które trafiały do niego zostawały potem odnajdowane w aktach. Więc jest to logicznie układająca się całość, która nie pozostawia wątpliwości.
Zauważyłem, że po ujawnieniu tylu szczegółów na temat Bolka, wielu ludzi ciągle jeszcze ma wątpliwości, czy Bolek w ogóle istniał. Tymczasem to chyba już nie powinno podlegać dyskusji.
– Zdecydowanie. Dla mnie nie trzeba było nawet lektury książki Centkiewicza i Gontarczyka, bo się tym tematem wcześniej zajmowałem. Rozumiem natomiast skołowanie ludzi, którym media plotą głupoty i usiłują zafałszować tę sprawę. W jaki sposób?
– Tak, że jakoby historycy IPN-u chcą udowodnić, że Wałęsa od początku do końca był sterowany przez SB i wszystko co się do tej pory w Polsce zdarzyło, jest esbecką manipulacją. To jest taka metoda prowadzenia dialogu, że przypisuje się przeciwnikowi kompletne kretynizmy, a potem efektownie udowadnia, że to są kretynizmy. Książka mówi o pewnym młodzieńczym epizodzie Wałęsy, o tym, że w grudniu 1970 roku został pozyskany do współpracy. W tamtym czasie SB-cja robiła masowe werbunki – takie miała postawione zadanie, żeby mieć jak najwięcej drobnych źródeł informacji. Wałęsa był jednym z owych masowych werbunków.
nowić i wtedy zapadła decyzja o wyrejestrowaniu, bo Wałęsa ich po prostu posłał do diabła. W 1978 roku, kiedy Wałęsa wstępuje do WZZ następuje kolejna próba werbunku – nieudana. Czyli mówimy tu o młodzieńczym epizodzie, z którego Wałęsa się sam o własnych siłach wycofał. Centkiewicz i Gontarczyk docierają do akt z początku lat 70., do zeznań TW Bolka i to nie są pojedyncze dokumenty, ale również ich odpisy, umieszczane w teczkach związanych z daną sprawą. A czy rzeczywiście były to pożyteczne informacje?
– Człowiek wykorzystywany przez wywiad z całą pewnością nie jest w stanie ocenić, która z informacji jest pożyteczna, a która nie. Andrzej Gwiazda opowiedział na przesłuchaniu tylko o tym, co jadł z kolegą i wydawało mu się, że zbył agentów niczym. Po jakimś czasie spotkał się z owym kolegą, a ten przerażony powiedział: „Oni wiedzą o nas wszystko, nawet co jedliśmy danego dnia na obiad!”. Więc każda informacja, która mogła się wydawać głupia, w istocie mogła być dla SB bardzo pożyteczna.
I to jest całkowicie pewne?
Czy nie sądzisz, że w atmosferze awantur politycznych, kiedy mamy w Polsce do czynienia z rodzajem psychologicznej wojny domowej i kiedy autorzy książki nie kryją się ze swoim politycznym zaangażowaniem, możemy uwierzyć w jakość ich metodologicznej rzetelności .
Tak. Jak również to, że w 1976 roku próbowali ten kontrakt z Bolkiem od-
– Rzecz w tym, że prof. Andrzej Fryszke, który był wobec książki naj-
No ale z tego co mi wiadomo, nie mieli z niego wielkiego pożytku.
– Pewien pożytek mieli, bo przez lat parę donosił na kolegów.
– Oczywiście. A co ważniejsze, po co by Wałęsa tropił i niszczył z taką zajadłością akta TW Bolka, gdyby Bolek był kimś innym? Na pewno więc był Bolkiem i na pewno był to moment młodzieńczej słabości Wałęsy. Przyczynek do jego biografii, koncentrujący się na jego działalność jako TW Bolka jest bardzo ważny. Przywódcami WZZ byli ludzie z innego świata. Borusewicz, Gwiazda, Wyszkowski, są to intelektualiści i nie są ze stoczni. I tu Wałęsa nagle się narzuca, że to on zostanie szefem tego strajku, ponieważ to jemu robotnicy ufają. W ciągu kilku dni staje się ikoną. Można powiedzieć, że zabiera tę glorię przywódcom Solidarności i rodzi się on jako ważny facet. I w tym samym momencie 1 września 1980 r. akta Bolka zostają wydobyte z archiwów i wchodzą do gry. W osiemdziesiątym roku, tuż po strajku sierpniowym, Kuroń podnosi kwestię, że Wałęsa nie może być przywódcą Solidarności, bo to jest człowiek podejrzany, najprawdopodobniej agent. Wówczas jednak właśnie przywódcy Solidarności, zaczynają go bronić, tłumacząc, że tamto to już zamknięta sprawa i już teraz można mieć do Wałęsy pełne zaufanie. Potem jednak sprawa Bolka wraca czkawką aż do 1992 roku i ogromna liczba wydarzeń oraz faktów związanych z Wałęsą odnosi się, bądź ma swoje źródło w fakcie iż był Bolkiem. Na przykład jakie wydarzenia?
– Jak został prezydentem komuniści mieli możność wymuszania na nim różnego rodzaju przysług w zamian za ochronę jego tajemnicy. Ale z powodzeniem można cofnąć się wiele lat w tył do próby założenia neosolidarności. Michnik, oraz wszyscy zgromadzeni wokół niego i Kuronia uwierzyli w Wałęsę dopiero w styczniu 1982 roku. SB-cja przygotowała akcję pod kryptonimem „Renesans”. Miało to być odtworzenie „Solidarności”, ale już jako formacji komunistycznej. Logika stanu wojennego miała być taka, że wojsko ludowe ma oczyścić „Solidarność”. Miała by się ona wówczas pokazać jako zdrowa robotnicza partia, oczyszczona z Geremków, Kuroni i innych wrażych trockistów. To wymagałoby współpracy Wałęsy, który wówczas zostałby przywódcą odrodzonej komunistycznej „Solidarności” –
Neosolidarności. Całe środowisko Michnika było przekonane, że Wałęsa ich zdradzi, ponieważ pamiętali jego Bolkową przeszłość. Tymczasem przywódca „Solidarności” zaskoczył ich wypinając się na Jaruzelskiego. To zupełnie zmienia obraz Wałęsy, z tego źle ocenianego, niesłusznie podejrzewanego, który udowodnił że jest patriotą. Tak samo nie wiadomo, czy w ogóle Jaruzelski składałby jakiekolwiek oferty komuś, kto już wcześniej nie współpracował z SB. Czy nie narzuca nam się tutaj pewna uderzająca analogia? Wszakże Kmicica Radziwił również wyrejestrował, bo nie miał z niego żadnego pożytku, a potem ten zmazał swoje winy, wiernie stając za ojczyzną.
– Ale spór w istocie nie jest o to czy Wałęsa jest dobry czy zły, tak jak się to wydaje większości ludzi. Wałęsa jest postacią niejednoznaczną. Ma swoje upadki i wzloty. Czy jednak autorzy książki koncentrując się na bolkowatości Wałęsy tego właśnie nie dowiodą?
–Powtarzam, że oni robią monografię jednego wątku, wątku Bolka. Jak ten wątek funkcjonował przez cały czas. Dodatkowo wydaje mi się, że Wałęsa jest jeszcze ciekawszą postacią niż powiedziałeś. To nie jest tylko kwestia Kmicica. Wieloznaczność Wałęsy polega na tym, iż to, co go ocaliło przed zdradą jest tym, co go czyni tak irytującym. Pycha?
– Tak, pycha i buta. On rozśmieszał wręcz ludzi, z którymi pracował w stoczni w latach siedemdziesiątych, którym, będąc szczeniakiem ze wsi, świeżo po wojsku opowiadał: „Słuchajcie, ja jeszcze będę rządził tym krajem. Wy nie wiecie, kto ja jestem”. Ta pycha go ocaliła przed tym, żeby być kapusiem SB-cji, bo rozumiał, że jeśli by ciągle kapował to byłby tylko pętakiem. Po drugie ocaliła go ona w 1981 roku, kiedy dostał możliwość stworzenia neosolidarności. Wówczas byłby jedynie pionkiem w rządzie Jaruzelskiego. Tymczasem on bardzo chciał być kimś strasznie ważnym i rola pionka mu nie pasowała. Spór toczy się więc o to, czy mamy ciągle opowiadać sobie bajki o pomnikowym Wałęsie i czy nie jest jednak dużo ciekawszy obraz prawdziwy. No tak, ale czy nie jest prawdą, że społeczeństwo potrzebuje uproszczonych wersji? Na pewno zaś potrzebuje mitu.
– To nie jest do końca prawda. Społeczeństwo potrzebuje mitu w pewnych bardzo konkretnych sytuacjach. W okresie walki z komunizmem społeczeństwo potrzebowało mitu nieskalanego przywódcy. Dlatego ci, którzy wówczas o Bolku wiedzieli, siedzieli ci-
cho, bo rozumieli, że wspominanie o Bolku będzie ze szkodą dla Solidarności. W tej chwili jednak potrzebujemy prawdy. Nie tylko na temat Wałęsy, ale również na temat opozycji w ogóle. O tym, że bohaterscy liderzy podziemia nie zawsze szli ramię w ramię, ale również żarli się między sobą. Nasza obecna sytuacja jest nieporównywalna do sytuacji PRL-u i w niej nie potrzebujemy pomnikowego Wałęsy, zresztą tu nie chodzi nawet o Wałęsę, ale tylko o to żebyśmy sobie prawdę opowiadali. Skoro już ludzie opowiadają sobie prawdę i wydają sądy moralne, to czy raczej nie powinniśmy najsurowiej ocenić Wałęsy dopiero po rozpoczęciu przez niego prezydentury? Dostał władzę, o której mówił od czasów szczenięcych i teraz pragnął za wszelką cenę ją utrzymać. Padły pamiętne słowa, iż „stawia teraz na lewą nogę”. Czy wówczas nie wyrządził najwięcej szkód Polsce, czy nie było to ostatecznym przyzwoleniem na rozpanoszenie się postkomunistycznych sitw i układu?
– Układ to jest bardzo niejasne pojęcie, ale jeśli mówimy o mafijności polskiego życia politycznego, to zaczęło się już w 1983-84 roku, kiedy widmo rozpadu komunizmu stało się realne i już pod patronatem Jaruzelskiego zaczęły powstawać sitwy, a sam Jaruzelski nie mógł nawet tego powstrzymać. Owszem, zgodzę się tu, że to co pogrąża Wałęsę najbardziej to jest jego prezydentura. Nie tylko dlatego, że niszczył akta, ale ponieważ oparł się na ponurych SB-kach jako na ludziach, którzy zrobią wszystko i będą posłuszni. Uważał, że teraz on jest Cappo Di Tutti Capi i w taki sposób rządził. A czy gdyby Wałęsa przyznał się do bycia Bolkiem na początku prezydentury, a przez to zerwał więź z komunistami i nie musiałby potem się nimi otaczać, czy wówczas doszłoby w Polsce do rozpanoszenia układu na taką skalę czy nie?
– Tak. Polska ositwiła się tak dlatego, że Wałęsa w wielu sprawach kierował się interesem Bolka. Ositwiła się, ponieważ zabrakło pewnych praw, których Wałęsa nie chciał wprowadzić, ponieważ te prawa uderzyłyby w niego. Hasłowo myślę tutaj o lustracji i dekomunizacji. Nie mógł do tego dopuścić, ponieważ przeszkadzała mu w tym pycha, która go w końcu zgubiła. Na ile te zachowania czy zaniechania wpłynęły na obecny kształt Polski?
– Rola Wałęsy jest tutaj duża, ale nie jest przemożna. To, co się dzieje w tej chwili, jest wypadkową rozmaitych spisków, działań i dążeń, w które zamieszani byli Kaczyńscy, Kuroń, Mazowiecki, ale zasadniczo nikt tego nie
|17
nowy czas | 25 lipca 2008
podróże w czasie i przestrzeni zaplanował i nikomu nie udaje się osiągnąć tego, co zamierzał, z wyjątkiem może komunistów, którym udało się osiągnąć więcej niż mogli się spodziewać. Raz, że byli bezkarni, a dwa, że mieli fantastyczne możliwości rozwoju. Polityk jest politykiem, nawet podziemny, jak widzi możliwość dostania władzy, to idzie na to jak kot na walerianę. Opozycja była naiwna. Nie zdawali sobie sprawy, że jeśli oddają pieniądze komunistom, w istocie oddają im też władzę, bo jeśli ktoś ma ogromne pieniądze, to jest w stanie sobie władzę odkupić. To był pierwszy błąd. Poza tym również ulegali ciągle wykreowanemu mitowi partyjnego betonu, którym ich Jaruzelski ciągle straszył, na zasadzie, że musimy się dogadać, bo inaczej beton wezwie Sowietów i krew się poleje. Tymczasem fakt, że komuniści siadali do jednego stołu z opozycją był świadectwem ich głębokiego kryzysu. Bali się wówczas, że Sowieci ich wydadzą Polakom, by ci sobie komunistyczną władzę na latarniach powiesili, a nie tego, że ruszyły ich wyrzuty sumienia. Bez wątpienia przewaga komunistycznej władzy przy okrągłym stole polegała na przewadze informacyjnej.
Czy katedry gotyckie powstały w wyniku masońskiego spisku? Starotestamentowe przykazania to „nie zabijej, nie cudzołóż...” itd., ewangeliczne to „będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”; to jest kwintesencja chrześcijaństwa. Dlaczego więc chrześcijaństwo kojarzone jest z budową wielkich katedr i kościołów? Dlaczego w każdym średniowiecznym mieście największym i najwspanialszym budynkiem była świątynia? Gdzie w Biblii jest przykazanie „będziesz budował katedry”?
Czyli nie zgodzisz się z popularną, skrajną opinią, z jaką można się teraz spotkać, na fali spiskowej obsesji, że jakoby do okrągłego stołu zasiedli wyłącznie komuniści ze swoimi tajniakami.
– Do okrągłego stołu zasiadł tak zwany Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie. Wiemy, że Kiszczak informował Jaruzelskiego, iż wśród członków Komitetu ma piętnastu agentów. Można się tylko domyślać, którzy to byli. Policja polityczna nie jest jednak wszechmocna, nie ważne ilu SB miało agentów. Pytanie ilu z tych agentów naprawdę ich słuchało? Minister Spraw Wewnętrznych powiedział Gierkowi: „Nie ma obawy, ten Wałęsa jest pod naszą kontrolą”. Dokumenty wskazywały na co innego, ale nie ma powodów wątpić, że najwyższe kierownictwo partyjne uwierzyło, iż Wałęsa jest pod kontrolą. Był jeszcze niejaki Sienkiewicz na Śląsku, który ponad wszelką wątpliwość był agentem SB, a przywódcą strajku w Szczecinie był Marian Jurczyk, który również był agentem. W związku z czym SB uznało, że mają trzy ośrodki strajkowe pod kontrolą. Kto wie, czy właśnie to nie było argumentem rozstrzygającym, dla którego Breżniew zaaprobował porozumienie sierpniowe, zamiast wysłać do Polski czołgi. Czym innym było więc subiektywne przekonanie Kiszczaka o tym, że wszędzie nautykał agentów, a czym innym były realia, w których się wszystko sypało i agenci zwyczajnie urywali się ze smyczy. No więc nie można powiedzieć, że to była jedna wielka mistyfikacja, albo sytuacja bliska mistyfikacji, która miała na celu omamienie głupiego ludu?
–Tak jak sam powiedziałeś, ludzie potrzebują prostych wersji i powiedzenie, że gdzieś tam siedzi jakiś Arcymason który pociąga za wszystkie sznurki jest bardzo atrakcyjne i wszyscy w to chętnie uwierzą. Prawda jest o wiele bardziej skomplikowana. Tak jak i postać Wałęsy.
Włodzimierz Fenrych
ie jest to wcale pytanie stawiane tylko dzisiaj. Ludzie średniowiecza byli go jak najbardziej świadomi. Zadawane ono było jeszcze przed powstaniem gotyckich katedr. W XII wieku niektórych wyraźnie kłuło w oczy bogactwo benedyktyńskich klasztorów. Św. Benedykt ustanowił regułę dla mnichów, którzy chcieli poświęcić się Panu i żyć w ubóstwie, ale problem w tym, że tacy ludzie bardzo często mają respekt otoczenia i są obdarowywani przez tych, którzy ich podziwiają. I jak w takich warunkach trzymać się ducha ubóstwa? Klasztory benedyktyńskie XII wieku wcale nie były ubogie, wznosiły okazałe kościoły i ozdabiały je złotem. Już wtedy byli ludzie, którzy pytali – po co ten przepych? To ma być duch Ewangelii? Odpowiedź na to pytanie była dwojakiego rodzaju. Pierwszy rodzaj to odrzucenie bogactwa. Radykalnie odrzucali bogactwo heretycy, tacy jak katarzy, którzy niczym dzisiejsi świadkowie Jehowy chodzili od domu do domu psiocząc na Kościół katolicki. Nie mniej radykalnie, ale nieco bardziej pokornie, bez odrzucania władzy kościelnej, odrzucali bogactwo cystersi. Był to powstały w XII wieku odłam benedyktynów, który wzywał do prostoty w architekturze kościelnej, wystroju wnętrz i w indywidualnym życiu mnicha. Najsłynniejszym z cystersów był Bernard z Clairvaux, syn arystokraty, który wybrał życie w ubóstwie i w rezultacie zyskał respekt całej Europy. Nawet władcy zwracali sie doń o radę. Podobnie odrzucały bogactwo rycerskie zakony krzyżowców – powstały podczas pierwszej wyprawy krzyżowej zakon templariuszy samego Bernarda prosił o napisanie reguły.
N
Istniał jednak nurt w ówczesnym Kościele, który nie odrzucał tak radykalnie bogactwa. Był to – by tak rzec – Kościół zanurzony w świecie, nie radykalny, ale wpływający na świat polityką małych kroków. Przykładem może być ruch pacyfistyczny, w owym czasie działający pod egidą Kościoła. Jak wiadomo, chrześcijaństwo głosi przykazanie „nie zabijaj”, tymczasem jednak feudalna arystokracja bez ustanku prowadziła wojny. We Francji był to okres rozbicia dzielnicowego, dlatego były to po troszę wojny wszystkich ze wszystkimi. W tej sytuacji biskupi, nie mogąc wprost zakazać wojen, próbowali je przynajmniej ograniczyć. Wprowadzono dni zawieszenia broni – w niedziele i święta nie wolno było nie tylko pracować, ale także wojować – oraz miejsca azylu – nie wolno było wojować w kościołach, klasztorach i szkołach. Świątynia była miejscem szczególnym, w tym miejscu Boża obecność była szczególnie wyczuwalna. Dlaczego była szczególnie wyczuwalna? Oczywiście dzięki obecności konsekrowanego chleba, ale aby ta Obecność robiła jakieś wrażenie, trzeba po pierwsze być o niej poinformowanym, a po drugie tę informację zaakceptować. Przeciętny mieszkaniec Francji XII wieku nie miał w szkole lekcji religii, jako że najczęściej nie miał szkoły. Pierwszą lekcją religii było samo wejście do kościoła. Jak więc wyglądała ta lekcja? Tu wszystko zależało nie od teologów, ale od artystów, zarówno architektów, jak i tych, co dbali o wystrój wnętrz. Sugeriusz z Saint Denis, opat klasztoru benedyktynów pod Paryżem, nie miał co do tego wątpliwości. Piękno pochodzi od Boga i piękno może nas do Boga przybliżyć. Budynek świątyni powiniem nas sam powalać na kolana i zapierać dech. Dary przekazywane na budowę katedry nie są zmarnowane, są to bowiem dary na chwałę Bożą. Budowa katedry to jest też przedsięwzięcie spajające wspólnotę. Jeśli mieszkańcy uważają, że najwspanialszym budynkiem miasta powinien być Dom Boży, to znaczy, że widzą świat we właściwych proporcjach. W czasach Sugeriusza gotyckich katedr jeszcze nie było, a to dlatego, że to
››
Wnętrze katedy w Wells
właśnie on uważany jest za twórcę gotyckiego stylu w architekturze. Sugeriusz, żyjący współcześnie z Bernardem z Clairvaux, był postacią nie mniej niż Bernard wpływową. Był przyjacielem i najbliższym doradcą królów Francji, a przez czas jakiś nawet regentem, ale wpływy polityczne to nic w porównaniu z jego wpływem na sztukę. On przebudował klasztorny kościół w St. Denis; uważa się, że jest to pierwszy kościół w stylu gotyckim. On też napisał dzieło analizujące symbolikę gotyckiej świątyni. Wkrótce katedry w nowym stylu zaczęły powstawać w miastach północnej Francji. Panował boom gospodarczy, miasta rosły, mieszkańców stać było na budowę wspaniałych katedr. Najpierw, jeszcze w XII wieku, powstały katedry w Sens, Laon, w Paryżu – był to tak zwany wczesny gotyk. Później, już w XII wieku, powstały katedry w Chartres, Amiens i Reims – jest to gotyk dojrzały. Niebawem gotyckie katedry zaczęto budować w innych krajach; w Anglii najsławniejsze są w Salisbury, Lincoln i Wells. W Europie Środkowej, gdzie biskupstw było mniej, nie każde miasto miało katedrę, ale tam podobną funkcję odgrywała fara. Jaka to była funkcja? Ano skupienie uwagi społeczności miejskiej na tym, co dziś teologowie nazywają transcendecją. Najwspanialszy budynek w mieście, a w nim najcenniejsze dzieła sztuki, obrazy malowane sproszkowanymi klejnotami – wszystko po to, by nie zapomnieć o Bożej Obecności. Świątynia symbolizowała Niebieskie Jeruzalem, a wiele elementów architektury było jakby ilustracją do opisu tego niebiańskiego miasta w Apokalipsie św. Jana. Cały ten ruch budowy katedr wygląda jak zaplanowany. Nie da się go skwitować stwierdzeniem, że ludzie
średniowiecza byli zabobonni. Ten rozmach, budowa w kilkudziesięciu miastach prawie jednocześnie, potem kontynuacja przez następne kilka stuleci. A jednocześnie twórcy w swojej większości są anonimowi. Wygląda na to, że chcieli być anonimowi. Może poważnie traktowali ewangeliczną zasadę, że kto w tym życiu zbiera pochwały, ten odebrał juz swoją nagrodę. A może to wszystko było jednym wielkim spiskiem masońskim i dlatego trzymane było w sekrecie? Mason zarówno po angielsku jak i po francusku znaczy murarz. Niewątpliwie to właśnie masoni, czyli wolni murarze, budowali katedry. Jak wszyscy rzemieślnicy średniowiecza – wolni murarze mieli swoje cechy, a także – też jak wszyscy rzemieślnicy – swoje sekrety. Sekrety te dotyczyły oczywiście rzemiosła, ale czy czegoś więcej? Istnieją poszlaki sugerujące, że mogło tak być. Wiadomo, że w XVII wieku w Anglii oraz w Szkocji do tajnego stowarzyszenia wolnych murarzy przyjmowano osoby, które z rzemiosłem murarskim nie miały nic wspólnego. W XVIII wieku nastała wśród klas wykształconych moda na to, by być członkiem tego stowarzyszenia. Z czasem owi „laicy” przejęli stowarzyszenie, a po dawnych murarzach została symbolika. Jak twierdzą dzisiejsi masoni – wykonywany zawód tak naprawdę nie jest istotny. Istotnym zadaniem stowarzyszenia jest kształtowanie charakteru jego członków. A także, w miarę możliwości, pozytywny wpływ na historię ludzkości. Czy to możliwe, by w średniowieczu tajne stowarzyszenie murarzy miało tak wielki wpływ na historię? Czy możliwe, że wolni murarze nie tylko budowali katedry, ale też wpływali na ludność, by chciała te katedry stawiać?
18 |
18 lipca 2008 | nowy czas
takie czasy
Nie jestem tutaj, żeby się dorabiać Małgorzata Białecka
Z pozoru nic ich nie różni od rodaków skrzętnie liczących każdy funt. Są tak jak oni zapracowani i myślą o swojej przyszłości. Nie martwi ich jednak pogorszenie się sytuacji ekonomicznej i spadek wartości funta, bo, jak twierdzą, nie przyjechali do Wielkiej Brytanii, żeby się dorabiać. Są tutaj, żeby spełniać swoje marzenia. Młodzi Polacy zagranicą, którzy nie zbierają na mieszkanie i budowę domu w Polsce, tryskają optymizmem. Polak w Wielkiej Brytanii wysyła do Polski średnio 500 funtów miesięcznie. Trzy lata temu było to ok. 3,5 tys. zł, w grudniu 2007 roku – niecałe 2,5 tys. zł. A dziś to ok. 2 tys. złotych. Tak spadła wartość brytyjskiego funta względem naszego złotego. Spada więc optymizm wśród tych rodaków, dla których czas na saksach to czas inwestowania w dom lub mieszkanie w Polsce. Wielu myśli o powrocie lub już spakowało walizki. Istnieje jednak grupa młodych ludzi, którzy nie przyjechali tutaj, by się dorabiać. Przyjechali spełniać swoje marzenia.
MArzEniE o CzArnEj TECzCE Dorota Stąpor (31 lat) – drobna blondynka o nieśmiałym uśmiechu, przyznaje, że dawniej bała się wyrażać swoją opinię. Dziś ma tytuł graphic designer i w CV kilka lat pracy w brytyjskich firmach poligraficznych i agencjach reklamowych. Czy w 1996 roku, kiedy wyjechała do Londynu z Kolonii Zalesice koło Radomia wiedziała, jak daleką przebędzie drogę? Marzenia mają to do siebie, że bywają nieracjonalne, zaskakujące i kompletnie nielogiczne. Jose Silva, twórca metody samokontroli umysłu metodą Silvy, podkreśla trzy podstawowe warunki spełnienia się marzenia: 1) trzeba pragnąć; 2) należy wierzyć; 3) trzeba oczekiwać. Może dlatego dziecięce marzenie Doroty o podróżach i zawodzie związanym z noszeniem czarnej teczki spełniło się. Zaproszenie do Londynu spadło na nią znienacka, kiedy była w trzeciej klasie technikum. W latach dziewięćdziesiątych, gdy można było przyjechać do Wielkiej Brytanii tylko z ważną wizą i zostać jeśli się tę wizę
›› Poster autorstwa Doroty Stąpor przed wejściem do remontowanej galerii Feliksa Topolskiego przy Waterloo Bridge. Bright Lights – święto muzyki i spotkań z autorytetami religijnymi, organizowane przez SPEC, gdzie pracuje Ania Wesołowska. londyński Camden Town to miejsce, gdzie Dawid Kowalski czuje się jak u siebie, tam znajduje takich jak on – emo fanów.
miało jako student, nikt by nie grymasił na takie zaproszenie. Dorota jednak nie była pewna, czy naprawdę chce wyjeżdżać z Polski. Nie miała pojęcia, że właśnie zaczęło się realizować jej marzenie. Przez pierwsze lata pobytu nie myślała o tym, by inwestować w siebie, a tym bardziej spełniać swoje marzenia. Jako pracownik restauracji i au pair jednocześnie, nie miała czasu na błahostki. Po raz pierwszy uświadomiła sobie, że to może szansa, kiedy ktoś zwrócił uwagę na jej artystyczne zamiłowania i wskazał, że mogłaby je rozwinąć w zawód. Od tego momentu uwierzyła, że wszystko jest możliwe. Dostała się na wydział grafiki komputerowej London College of Communication i po prostu zakochała w zawodzie, w którym się kształciła. Ceny studiów dalece przekraczały możliwości młodej dziewczyny, jednak, jak zaznacza Silva, przy dużym pragnieniu, wszystko działa na naszą korzyść. Znalazła pracę po szkole i w weekendy. Dzień zaczynała o 6 rano, by kłaść się koło północy. Realizacja tego marzenia kosztowała ją kilkanaście tysięcy, własnymi rękami zarobionych funtów. Choć znajomi w tym czasie nazbierali już na dom, posadzili drzewo i spłodzili syna, Dorota nie żałuje inwestycji, jaką poczyniła w siebie. Z satysfakcją i pasją opowiada o projektach dyplomowych, własnym wydaniu tomiku wierszy Emilii Dickinson, posterze jej autorstwa zdobiącym galerię Topolski pod wiaduktem na stacji Waterloo i projekcie graficznym gazety polonijnej. Podróże są wciąż w zasięgu ręki.
A czarna teczka...? To teczka z jej portfolio, którą z radością niesie na kolejne spotkania z pracodawcą lub zleceniodawcą. Londyn okazuje się miejscem, gdzie dużo łatwiej i jednocześnie trudniej realizować własne marzenia czy plany związane z zawodem. Ogromna dostępność różnych form kształcenia dla ludzi w każdym wieku, zapewnia szybką możliwość zdobycia dodatkowych kwalifikacji czy umożliwia zmianę zawodu. Od kursów part-time, kilkumiesięcznych czy nawet kilkudniowych, po dzienne studia, z możliwością zrobienia doktoratu, jeśli tylko przyjdzie nam na to ochota. System edukacyjny w Polsce nie zapewnia takich możliwości. Jedynym mankamentem tutejszego systemu jest pewna powierzchowność kształcenia i konieczność płacenia za naukę.
MArzEniE o EWAngELizoWAniu Dość nietypowe marzenie miała Ania Wesołowska (lat 27) pakując się po studiach na socjologii we Wrocławiu i ruszając na Wyspy trzy lata temu. Ania chciała zostać świecką ewangelizatorką. W Polsce z trudem można znaleźć taką formę zaangażowania w działalność Kościoła katolickiego. Pełen monopol na działania ewangelizacyjne mają duchowni. Ewangelizowanie na pełen etat to ich działka, osoba świecka może angażować się jedynie w działalność licznych wspólnot i to tylko gratis. Inaczej jest tutaj, gdzie Kościół cierpi na brak duchownych, a praktyka protestancka, z pełnym zaangażowaniem świeckich w działania
Kościoła, pomogła nieco i katolikom. Ania najpierw postanowiła podszlifować język. Zaczęła więc od pracy w pubie, później była asystentem osoby niepełnosprawnej. Zawsze jednak miała jasny plan: być ewangelizatorką. Jak pisze Silva: Trzeba oczekiwać. Marzenie Ani spełniło się wielokrotnie. Dostała się do grupy młodych ludzi pracujących na rzecz SPEC – All Saints Pastoral Centre w London Colney. SPEC organizuje re-
kolekcje i wyjazdy dla uczniów szkół katolickich. O tym, że nie są to typowe pobyty w ośrodku rekolekcyjnym, świadczą zajęcia, jakie prowadzi Ania: kurs strzelania z łuku. Jej zdaniem Boga można doświadczać w różny sposób, a budowanie relacji z Nim, to budowanie relacji z przyjacielem i z tym przekonaniem wyjeżdżają uczestnicy rekolekcji w Colney. SPEC zapewnia swoim pracownikom zakwaterowanie, jedzenie i moż-
|19
nowy czas | 25 lipca 2008
takie czasy
Rachel Johnson poszukuje niani z rodowodem Irena Bieniusa
Pewnie myśleliście, drodzy Czytelnicy „Nowego Czasu”, że ponury okres nagonki brytyjskiej prasy na Polaków należy do przeszłości. Też tak myślałam. Pewnie myśleliście, że „The Spectator” to porządny angielski magazyn, któremu nie zależy na taniej popularności i który nie bawi się w zamieszczanie złośliwych artykułów o podtekście ksenofobicznym. Też tak myślałam. Do niedawna. A dokładnie do 18 czerwca. Wtedy to wyjeżdżając z Londynu postanowiłam kupić sobie coś do czytania na czas długiej podróży. Moją uwagę przykuła okładka wyżej wymienionego magazynu (z 14 czerwca b.r.). Na kolorowym obrazku widzimy znudzonego chłopczyka (małego przedstawiciela angielskiej klasy średniej, jak się później okazuje), który z
liwość opanowania niezbędnych umiejętności przydatnych w dialogu religijnym z młodzieżą. Dodatkowo jego pracownicy dostają ok. 200 funtów kieszonkowego. Zwykle deklarują się na rok pracy i zawiązują swoistą wspólnotę młodych (w SPEC pracują jedynie osoby między 18 a 25 rokiem życia). Jednym z najbardziej spektakularnych przedsięwzięć SPEC jest festiwal Bright Lights – święto muzyki i spotkań z autorytetami religijnymi, odbywające się w lipcu. Ania tryska radością i zapałem na dalszą drogę. Kiedy skończy pracę dla SPEC, ruszy wraz grupą ewangelizatorów na drogi Australii, gdzie w ramach organizacji NET z Kanady, będzie pracować w różnych ośrodkach szerząc radość z wiary, jaką żyje. Liczne ośrodki i organizacje religijne oraz charytatywne w Wielkiej Brytanii zapewniają możliwość pracy na ich rzecz, łącząc wykonywane zajęcie z silnie ugruntowanym światopoglądem. Ludzie żyjący w zgodzie ze swoimi przekonaniami, a jednocześnie realizujący się w zawodzie są nie tylko efektywniejsi, ale również bardziej zaangażowani i zdolni do poświęceń.
MARZENIE O EMO Pomalowane na czarno oczy, zwykle czarne ubranie i „czarny” nastrój to cecha charakteryzująca popularną dziś subkulturę emo (z angl. emotional), której symbolem jest Emili the Strange, rysunkowa postać stworzona
naburmuszoną miną, z ipodem w jednej ręce i gierką w drugiej, wpatruje się w ekran komputera. Obok niego, wygodnie rozparta na krześle, siedzi młoda dziewczyna (o wyraźnie słowiańskim typie urody) i rozmawia w najlepsze przez telefon, nie zwracając na malca najmniejszej uwagi. Dziewczyna ma na sobie spódniczkę mini i krótką, obcisłą bluzeczkę z napisem „Polska”. Na wszelki wypadek, gdyby któryś z czytelników „The Spectator” nie wiedział, że „Polska” to „Poland”, autor obrazka postanowił zamieścić również na bluzeczce, tuż nad nazwą naszego kraju – polską flagę. Teraz wszystko jest jasne, bo przecież nietrudno (w razie wątpliwości) sprawdzić, które to państwo ma flagę w barwach biało-czerwonych. W artykule-kobyle (jak bardzo trafnie określiła takie artykuły w jednym ze swoich felietonów pani Krystyna Cywińska) rozpartym dumnie na dwóch stronach, Rachel Johnson boleje nad ciężkim życiem angielskiej klasy średniej, a ściślej nad tym, że szacowni przedstawiciele owej klasy są tak zapracowani, że nie mają czasu dla swoich dzieci i niestety z braku środków są zmuszeni zatrudniać niewykwalifikowane i nie władające w dostatecznym stopniu językiem angielskim nianie z państw byłego Układu Warszawskiego, co oczywiście negatywnie odbija się na wychowaniu ich dzieci. Zaraz na początku Mrs Johnson kaznodziejskim tonem strofuje rodziców:
przez Roba Regera. Dawid Kowalski (lat 26) poważnie cierpiał w Polsce na brak ludzi identyfikujących się z subkulturą emo. Jego pomalowane oczy i czarny płaszcz budziły w miasteczku przerażenie. Podejrzewano go nawet o pewne zboczenie. Dawid zaś deklaru-
„Kiedy ostatni raz widzieliście swoje dzieci? (...) Kto odprowadza je do szkoły, kto słucha ich opowieści o Harrym Porterze(...), kto zabiera je do dentysty? (...etc. etc..). Wy rodzice?” I odpowiada co przytaczam w oryginale: No, it`s more likely to be Agnieszka from Gdansk, who doesn`t really give a monkey`s. W dalszej części swojego artykułu autorka ubolewa nad tym, że zarobki klasy średniej niestety nie starczają na to, aby zatrudnić wykwalifikowaną (angielską) nianię i żyć na przyzwoitym poziomie (czyli np. kupować ciuchy Jigsaw). Wobec tego nieszczęsna angielska klasa średnia jest skazana na dziewczyny z państw byłego Układu Warszawskiego, które zaniżają ceny i nie dają angielskim nianiom żadnych szans. A biedne dzieci tylko na tym cierpią... Zaniżają ceny? O przepraszam bardzo! Mrs Johnson zdaje się nie pamiętać, albo nie chce pamiętać (albo po prostu nie wie), że jeszcze do niedawna, kiedy Polacy nie mieli prawa do pracy w Wielkiej Brytanii, a zdobyć takie prawo nie było łatwo, czcigodni przedstawiciele angielskiej klasy średniej sprowadzali sobie nielegalnie nianie z Polski i z innych państw byłego Układu Warszwskiego. Sprawa odbywała się w ten sposób, że zainteresowani wysyłali zaproszenie, w którym potwierdzali, że dziewczyna to ich dobra znajoma, którą zapraszają do siebie na wakacje. A później to się nachwalić nie mogli. Toż to prawdziwy skarb! Nie dość, że zaopiekuje się dziećmi, to jeszcze i po-
Spadła wartość funta względem złotego. Spada więc optymizm wśród wielu rodaków. Istnieje jednak grupa młodych ludzi, którzy nie przyjechali tutaj, by się dorabiać. Przyjechali spełniać swoje marzenia.
sprząta, i ugotuje, i zrobi pranie, i wyprasuje... A przy tym jeszcze, ponieważ pracuje nielegalnie, to nie trzeba płacić żadnych podatków ani ubezpieczeń. I oczywiście płaci się jej połowę tego, co płaciłoby się wykwalifikowanej niani angielskiej, a za zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można żyć na właściwym poziomie, tzn. kupować markowe ciuchy, jeździć na luksusowe wakacje itd. Czysty interes! To były piękne czasy, które niestety skończyły się z momentem wejścia Polski i kilku innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej do Unii Europejskiej. Teraz niestety trzeba płacić i podatki, i ubezpieczenie, nie wspominając już o wyższej stawce dla niani, która zna swoje prawa i nie daj Boże może się jeszcze komu poskarżyć. A nianie angielskie z rodowodem i wykształceniem są w dalszym ciągu za drogie na kieszeń angielskiej klasy średniej. Bo jakże to, ot tak sobie zrezygnować z ciuchów Jigsaw i wakacji na Hawajach? Na zakończenie pozwolę sobie jeszcze przytoczyć wypowiedź Davida Camerona z ubiegłego tygodnia. „Ludzie otyli, alkoholicy i ludzie uzależnieni od narkotyków powinni winić samych siebie za swoje uzależnienia”. Przyznam, że powyższa opinia lidera Partii Konserwatywnej wprawiła mnie w lekkie zdziwienie. Przecież to oczywiste, że każdy jest odpowiedzialny za to, co robi. Wcale nie trzeba kończyć elitarnych szkół, aby dojść do tak prostego wniosku. Po Davidzie Cameronie podobnie
jak po „The Spectator” spodziewałam się większej inteligencji, błyskotliwości i oryginalności. No, ale cóż. Pomyliłam się po raz drugi. Widocznie nie każdy, a przynajmniej nie każdy przedstawiciel angielskiej klasy średniej i wyższej rozumie tę prostą prawdę, że każdy jest odpowiedzialny za swoje życie. Rachel Johnson najwyraźniej nie rozumie. A to przecież takie proste! Skoro przedstawiciele angielskiej klasy średniej małpują styl życia klas wyższych i potem skarżą się na brak pieniędzy i czasu dla własnych dzieci, to na pewno nie zawiniły tu nianie z krajów byłego Układu Warszawskiego ani Fidel Castro, Winnetou czy trzęsienie ziemi w Japonii. Za zaistniały stan rzeczy winni są oni sami. Sugeruję, aby na jednej z następnych okładek „The Spectator” zamieścił następujący obrazek: znudzony chłopczyk z naburmuszoną miną, z ipodem w jednej ręce i gierką w drugiej, wpatruje się w ekran komputera. Obok niego wygodnie rozparta na krześle siedzi jego mamusia i rozmawia w najlepsze przez telefon nie zwracając na malca najmniejszej uwagi. W trakcie rozmowy poprawia sobie makijaż, a na podłodze obok krzesła piętrzą się torby z zakupami z napisem Jigsaw. Na kolanach mamusi leży prospekt z luksusowymi hotelami i gabinetami odnowy biologicznej. Aha! Zapomniałam dodać, że mamusia ubrana jest w elegancki żakiecik z napisem: English Middle Class Mother.
je, że jest jak najbardziej zdrowym i typowym przedstawicielem subkultury emo, a w Londynie odnalazł raj dla siebie. Zabiegany i zapracowany w tygodniu, w weekend wrzuca na siebie ulubione czarne ciuchy, maluje powieki czarną kredką, odsłuchuje kilkadzie-
siąt minut hardcorowego rocka i rusza na Camden Town, by realizować swoje marzenie: poczuć się u siebie, czyli znaleźć innych przedstawicieli emo. Jak wiadomo ta część miasta obfituje w różne subkultury, więc Dawid czuje się jak w niebie. On również nie odkłada pieniędzy na jutro, nie myśli o kupnie mieszkania w Polsce. Jak twierdzi, jego podejście do życia streszcza się do przeżycia w sposób dla emo charakterystyczny każdego dnia. Jako że żyje swoim marzeniem codziennie, czuje się szczęśliwy. Kontrowersyjne może się jedynie wydać jego podejście do używek, choć jak twierdzi, w subkulturze emo nie da się inaczej. HIM czy Marylin Manson też tworzą tylko pod wpływem... A Dawid właśnie stworzył swoją kapelę. Wielokulturowy Londyn daje możliwość wtopienia się w subkulturę, jaką tylko nosi ziemia. Przybysze z różnych krajów czy niezasymilowani emigranci, a z czasem ich dzieci tworzą barwną mieszankę kultur i zjawisk socjologicznych. Dzięki temu mieszkańcy Londynu uznawani są za bardzo tolerancyjnych lub przynajmniej biernych w stosunku do przedstawicieli najdziwniejszych subkultur. Marzenia więc się spełniają, a my możemy im w tym pomóc. Jak wskazują psychologowie, silna motywacja i determinacja w osiąganiu celu pomaga ludziom w podjęciu nawet najbardziej ryzykownych działań, by zrealizować swoje priorytety, które nazywamy czasami marzeniami. I
20|
25 lipca 2008 | nowy czas
moim zdaniem
Galeria nowyczas GrzeGorz lepiarz photogl.com
Michał Sędzikowski
Bój człowiekaciasto Przysłali go na naukę. Taki pomysł rządu, żeby w rozmaite miejsca pracy przysyłać nastolatków, co by mogli zobaczyć, w jaki sposób ludzie zarabiają na życie. Ten akurat to robi z kunsztem fachowca. Patrzy się. Chłop jak dąb, tyle że ciastowaty. Obły taki, jak całe to pokolenie, co wyrasta na chipsach bekonowych, polanych majonezem i zapijanych coca colą. Niezdarny w ruchach, ociężały, z zadkiem jak wrota stodoły i jakiś taki lękliwy. Coś jak dziewiętnastowieczna swatka raptem posadzona za sterami startującego myśliwca. Jeszcze nie skumał na czym polega idea pracy, bo chociaż już czwarty dzień tu się kręci, to się jeno na wszystkich Patrzy. Jakaś kobieta z biura próbowała mu pokazać, co można robić na komputerze z pożytkiem dla ludzkości, ale stracił zainteresowanie jak tylko odeszła. I się Patrzył.
Czwartego dnia na przerwie nabrał śmiałości do mnie, bo przestał się płoszyć, jak zagadywałem z polskim akcentem. Pokazaliśmy sobie komórki, niczym ludzie pierwotni z różnych plemion, których łączy tylko idea ogryzionej kości. Potem z pewnym oszołomieniem dowiedziałem się, że ćwiczy od paru lat karate. Jako że nad tym sportem spędziłem większość młodości, popadłem w niedowierzanie. Ludzie, którzy ćwiczą latami sztuki walki, po prostu inaczej wyglądają, inaczej się ruszają, a nawet inaczej patrzą. Wszystko stało się jasne, gdy zapytałem ile pompek zrobi. – Nie wiem – odparł szeroko otwierając oczy – mam dopiero siedemnaście lat. – No i? – otworzyłem oczy jeszcze szerzej. – Jako niepełnoletni mamy zakaz wykonywania ćwiczeń, które mogłyby nas zmęczyć – wyjaśnił. Wspomniałem moją sekcję, gdzie pompki i to na kłykciach, robiły dziesięcioletnie dziewczynki. Wspomniałem artykuł, który czytałem, kolejny z serii o zbrojących się nacjonalistycznych, drapieżnych Chinach, gdzie pompki w podskokach, na ostrych kamieniach robią dzieci poniżej dziesiątego roku życia, podczas gdy jakiś maniak wali je pasem od kimona po plecach. Obróciłem do niego dnem plastikową miskę i zapytałem czy pokaże mi jakieś proste uderzenie, którego go nauczono. Powiedział, że nie może uderzać w nic co nie jest poduszką do ude-
rzania, bo to niebezpieczne. Pomyślałem sobie znowu o dzieciakach w Chinach, które są tak wytresowane, że skoczą na twarz z pierwszego piętra, jeśli ich trener sobie tego zażyczy. I o dzieciach ekstremistów muzułmańskich, którzy posłusznie zaniosą bombę do wrogiego obozu. Jak pisał Łysiak: „Macice kobiet na Bliskim Wschodzie opanowanych żądzą rozrodu, każdego miesiąca wydają na świat tysiące przyszłych fanatycznych wojowników.” Tymczasem rasa biała się starzeje, a jeśli już przychodzi na świat nowy jej przedstawiciel, to hoduje się go niczym pączka w maśle. Nic więc dziwnego, że wyrasta potem na Człowieka-Ciasto. Czytam w internecie, że rośnie nam pokolenie nieudaczników. Mamy też swoich maniaków – Health and Safety, w swym obłędzie czynienie świata bezpieczniejszym, zakazał szkołom wysyłania dzieci na spływy kajakowe, wycieczki górskie, a nawet wycieczki do Londynu w obawie, że dziecko może się skaleczyć. Rodzice pod wpływem histerii bezpieczeństwa odkrywają na nowo kanciastość świata i czują się spokojni dopiero wtedy, gdy ich latorośl siedzi bezpiecznie zagnieżdżona w kupie poduszek i się Patrzy na monitor. No cóż, po naszej stronie są jeszcze pieniądze, technologia i profesjonalizm. Widziałem ostatnio sunącą ulicą długą kolumnę pojazdów opancerzonych. Każdy identyczny jak skopiowany i wklejony. Czarne błyszczące monstra z głuchym pomrukiem sunące w identycznych odległościach co do dziesięciu cen-
Rys. Piotr Jagodziński
tymetrów. Poczułem wówczas ulgę, że taki potężny system stoi za plecami naszej kultury. Z drugiej strony pomyślałem, że na chwilę obecną z żołnierzy, którzy znajdują się za czarnymi szybami pojazdów, nie wszyscy dokładnie orientują się, na czym polega kontakt z wrogiem. Pokazały to wydarzenia w Zatoce Perskiej oraz w byłej Jugosławii, gdzie siły Zjednoczonej Europy tylko się Patrzyły na masakrę w Srebrenicy. Za dziesięć
lat może będą już potrafili tylko zachować przepisowy dystans między czołgami, a poza tym będą się tylko Patrzeć. Cokolwiek roi się w głowach urzędników departamentów Heath and Safety na temat natury świata, miejsce to było, jest i będzie kanciaste, po to właśnie, by na historycznym torze przeszkód wytypować najlepszych. W ostatecznym rozrachunku zaś wygrywają ci, co się nie boją wojen.
|21
nowy czas | 25 lipca 2008
kultura
Kochanie, mały blues proszę! Punkowy image, fenomenalny kontakt z publicznością, niesamowita charyzma, błyskotliwe poczucie humoru i skrzypce. Klasyczny rebeliant. Wybuchowa mieszanka talentu, miłości do muzyki i przekornej natury. Przed państwem Nigel Kennedy genialny skrzypek, kompozytor i zdeklarowany kibic klubów Aston Villa oraz Cracovia. Marcin Piniak minuty na minutę ten zmasowany atak dźwięków staje się coraz potężniejszy. Niczym spirala wchodzi w głąb emocji i na ciele czujesz cudowne dreszcze. To stanowi esencję muzyki – niedającą się opisać słowami tajemną moc. Kiedy kilka postaci na scenie Royal Albert Hall w sobotni wieczór staje się jednym organizmem wydobywającym ze swego wnętrza czyste piękno – czujesz wdzięczność, jak wszyscy wokół. Te wybuchające, co chwilę brawa i owacje stanowią dowód na to, że ci ludzie tworzący projekt pod nazwą Nigel Kennedy Quintet są na swoim miejscu. Robią to, co do nich należy i są w tym doskonali. A stworzona przez nich mieszanka dźwięków to prawdziwa uczta – wielogatunkowa, doprawiona improwizacją fuzja perfekcyjnej techniki, lekkości i bogatej aranżacji. W przerwach główny prowodyr całego zamieszania Nigel Kennedy zawadiacko i z humorem zaczepia publiczność przeklinając od czasu do czasu i jednocześnie za to przepraszając, co owocuje salwami śmiechu i rewersami pojedynczych głosów z sali. Do polskiej publiczności Nigel skanduje – Cracovia! Tyskie – czysta górska woda! Na zdrowie! I na dowód popija polskie piwo z butelki. Ma ten bad boy of classical, jak mówią o nim niektórzy, słabość do Polski. Cały skład Nigel Kennedy Quintet to polscy jazzmani, zwerbowani przez Kennedy’ego. Perkusista Paweł Dobrowolski, podobnie jak reszta zespołu absolwent katowickiej Akademii Muzycznej wraz z Adamem Kowalewskim grającym na basie i kontrabasie tworzyli niesamowitą sekcję i przenikali się doskonale. Pierwsze dźwięki basu od startu zapowiadały wyśmienity koncert, a popis bębniarski – podczas występu legendarnego gitarzysty Jaffa Becka, który tego wieczoru nieoczekiwanie dołączył do Nigel Kennedy Quintet grając powalające siedmiominutowe solo – potwierdził opinię, że Dobrowolski jest muzykiem światowej klasy. Występ Becka, który gra na scenie od ponad czterdziestu lat, a jego kariera rozpoczęła się, gdy zastąpił Erica Claptona w The Yardbirds, a z czasem stał się znanym instrumentalistą grającym z największymi gwiazdami był bez wątpienia dużym zaskoczeniem BBC Proms 2008. Kennedy podczas koncertu często gościł w pobliżu fortepianu, przy którym zasiadał Piotr Wyleżoł, który już w wieku dziesięciu lat koncertował w rybnickiej filharmonii grając utwory Mozarta i Beethovena. Niejako z cienia wybrzmiewał tenor saksofonu Tomasza Grzegorskiego, laureata wielu nagród i
Z
›› Nigel Kennedy. Fot. Paul Mitchell. uczestnika wszystkich najważniejszych jazzowych imprez w Polsce, który w swej karierze grał z najlepszymi polskimi jazzmanami. Zresztą wszyscy muzycy kwintetu Kennedy’ego dorobek mają imponujący. A nazwiska wybitnych muzyków, z którymi grali wypełniłyby całą stronę. Nigel Kennedy Quintet koncertował już w Polsce, Europie i Australii. Tego wieczoru Nigel zaprosił na scenę również wokalistę i instrumentalistę Xantonea Blacqa, który przez ostatnie półtora roku śpiewał i grał na klawiszach w bandzie Amy Winehouse. Dla wszystkich muzyków podczas koncertu było dość przestrzeni, Kennedy nie przyćmił ich gry, ani nie starał się dominować, wyczulony na każdy szept z sali wykazał ogromny szacunek dla słuchaczy. Kilkakrotnie jak mantrę powtarzał imiona i nazwiska swoich muzyków. Ze sceny emanowała kwin-
tesencja jazzu – wolność, miłość do muzyki i radość wspólnego grania i mistrzowska improwizacja. A w przerwach komentarze Nigela w stylu: – Kochanie mały blues proszę! Polski język podłapał zapewne Kennedy w Krakowie, gdzie mieszka wraz z żoną Agnieszką oraz pełni funkcję gościnnego dyrektora artystycznego Filharmonii Krakowskiej. Jest także bywalcem krakowskich klubów jazzowych, gdzie często improwizuje podczas jam sessions. I oczywiście wiernym kibicem jednego z najstarszych klubów piłkarskich w Polsce – Cracovii. Pod Wawelem spędza pół roku, a pozostałą część w Anglii i na trasach koncertowych. Zresztą ostatnie kilka płyt nagrał w Polsce i z polskimi muzykami. Jedną z nich zatytułował Polish Spirit, jej okładka z kieliszkami i butelkami, papierosem oraz breloczkiem ulubionego polskiego klubu wy-
wołała sporo kontrowersji w kraju nad Wisłą. W przeciwieństwie do zawartości – czyli koncertów skrzypcowych Karłowicza i Młynarskiego oraz nokturnów Chopina przy akompaniamencie Orkiestry Kameralnej. Ciągłe oscylowanie wokół klasyki i jazzu towarzyszyło mu podczas całej kariery. Już podczas studiów pod okiem wybitnego skrzypka i pedagoga Yehudi Menuhina w tajemnicy słuchał pogardzanej przez profesorów muzyki. Kiedy Menuhin odkrył u swojego ulubieńca Kennedy’ego i innych studentów pociąg do jazzowania, zaprosił do szkoły wybitnego muzyka jazzowego Stephane’a Grappellego, z którym młody Nigel na prośbę profesora zagrał. Później, mieszkając w Nowym Jorku Kennedy zaprzyjaźnił się z francuskim jazzmanem i mając zaledwie szesnaście lat wraz z Grappellim zagrał wspólny koncert w nowojorskiej Carnegie Hall, co zdaniem niektórych profesorów miało na zawsze przekreślić jego przyszłość jako muzyka klasycznego. Sztywny i skostniały świat muzyki poważnej wraz z jej całą otoczką i mitem od samego początku irytował Nigela Kennedy’ego stając się obiektem jego drwin, prowokacji i ataków. Z tych także powodów przez ponad dwie dekady nie pojawiał się w Royal Albert Hall podczas BBC Proms. Stąd też etykieta skandalisty, gdyż jego zachowanie podczas gry znacznie odbiega od standardowej powściągliwości muzyków klasycznych. Jest żywiołowy, nieprzewidywalny i „nieodpowiednio” ubrany, przypominając bardziej charyzmatycznego muzyka rockowego niż skrzypka grającego Vivaldiego.
›› Nigel Kennedy Quintet od lewej: Adam Kowalewski (kontrabas), Tomasz Grzegorski (saksofon), Paweł Dobrowolski – (perkusja), Nigel Kennedy (skrzypce), Piotr Wyleżoł (fortepian). Fot. Chris Steele-Perkins
No cóż, widząc go z całym zestawem efektów używanych przez gitarzystów rockowych, w koszulce ulubionego piłkarskiego zespołu Aston Villa pod frakiem, ciągle w ruchu czy wreszcie wykonującego na koniec koncertu utwór Hendrixa zbieżność staje się aż nazbyt wyraźna. Jak sam przyznał, Vivaldi był rockmenem swoich czasów, jego kompozycje zawierają potencjał mocnego grania i być może dlatego zdecydował się w 1989 roku nagrać swoją interpretację „Czterech pór roku”. Album okazał się największym komercyjnym sukcesem w dziejach muzyki poważnej, a Kennedy za sprzedanie w ciągu pół roku dwóch milionów płyt został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa. Na tegorocznej edycji Promsów Kennedy zagrał dwa koncerty – klasyczny, wyknując Koncert Skrzypcowy Elgara i jazzowy – prezentując utwory z najnowszego krążka Nigel Kennedy Quintet A Very Nice Album. Jak sam przyznał, utwory na najnowszą płytę skomponował zaszywając się w małym domku w polskich górach. Kennedy studiował też w prestiżowej Juilliard School of Music w Nowym Jorku w klasie Doroty DeLay. W zasadzie już od dzieciństwa obcował z muzyką, gdyż jego matka uczyła gry na pianinie. Kiedy w 1977 roku w wieku 21 lat wykonał koncert skrzypcowy Mendelssohna w London Royal Festival Hall pod dyrekcją Riccardo Mutiego był to początek do światowej kariery. W trzy lata później zagrał z orkiestrą Filharmonii Berlińskiej. Podpisał ekskluzywny kontrakt na nagrania muzyki klasycznej z EMI Classics. W swoim repertuarze ma koncerty skrzypcowe takich mistrzów jak Vivaldi, Brahms, Beethoven, Bach, Czajkowski, Bruch czy Sibelius. Czasy studiów w Nowym Jorku wspomina średnio, będąc zdania, że ta prestiżowa uczelnia produkuje automatycznych muzyków zabijając indywidualność i skupia się przede wszystkim na technice i całej marketingowej otoczce. Od wykładowych sal młody Nigel wolał nocne kluby Harlemu, gdzie królował jazz, a improwizacja i jam sessions są jego zdaniem najlepszą szkołą muzyczną. Jednak jak sam podkreśla, muzyka nauczyła go pracy. Każdego dnia ćwiczy minimum trzy godziny będąc zdania, że trening jest nieodzowny i to, do czego doszedł, prócz talentu wymagało ogromnego wysiłku. Uważa, że skrzypce to wyjątkowy instrument wybrzmiewający pomiędzy umysłem a sercem. Największą radość i satysfakcję czuje wtedy, gdy podczas koncertu słuchacze stają się częścią magicznego świata muzyki, gdzie wszystko jest możliwe i nie ma barier. Podczas koncertu w Royal Albert Hall pod nonszalancką powierzchownością czuło się przede wszystkim szacunek dla muzyki, jaki nosi w sobie.
22|
25 lipca 2008 | nowy czas
to owo
redaguje Katarzyna Gryniewicz
KONSUMENTA
I jeszcze jeden i jeszcze raz Ostatnio na jednym z królewskich ślubów księżniczka Anna pojawiła się w sukni, w której po raz pierwszy widziano ją na ślubie Karola i Diany w 1981 roku. Rozumiemy modę na vintage, sentyment do ważnych królewskich uroczystości i ekonomiczne podejście do życia, ale czy 27 lat chodzenia w tej samej sukience to nie przesada dla kogoś z królewskim rodowodem? Księżniczka Anna poszła nawet o krok dalej w recyclingu i do osławionej białej sukienki w żółte kwiaty projektu Maureen Baker założyła ten sam żółty kapelusik, w którym paradowała na ślubie Diany i Karola. Nie po raz pierwszy córka królowej Elżbiety II pokazała, że trendy w modzie traktuje z dużą nonszalancją. W 2001 roku na imprezie charytatywnej wystąpiła w stroju, w którym widziano ją na BAFTA awards w 1984 roku, zaś rok wcześniej założyła na uroczystą kolację to samo błyszczące wdzianko, w którym widziano ją na premierze filmu „Absolute Beginners” czternaście lat wcześniej. Cóż, nie każdy gdy powraca moda na lata 80-te może ot tak sięgnąć do szafy i wyciągnąć dobrą sztukę. Trzeba przyznać, że to bardzo skuteczny sposób żeby pokazać, że ząb czasu nie nadgryzł nam figury. Często słyszymy o tym jak często gwiazdy wymieniają garderobę, te nowoczesne sprzedają potem na eBay-u niechciane „raz noszone” sztuki. Podobno słynne posiadaczki największej liczby sukien unikają faux pas przyczepiając do każdej karteczkę z informacją gdzie i kiedy pojawiły się w danej kreacji. Księżniczka Anna najwyraźniej nie zna tej metody albo pożółkła karteczka zawieruszyła się gdzieś w szafie.
Bond to za mało Czar powoli pryska – Daniel Craig w najnowszym filmie o Bondzie „Quantum of Solace” będzie nosił obcasy. Craig jest bowiem pierwszym Bondem, który mierzy mniej niż 182 cm. Oczywiście w życiu zdarzają się takie przypadki, ale na ekranie to nie wygląda dobrze, więc nie było rady. Partnerująca Craigowi w filmie Gemma Arterton zdradziła, że niezbyt hojnie obdarzony przez naturę aktor musiał się posiłkować specjalnie zaprojektowanym na potrzeby filmu obuwiem. Podobno zarówno odtwórca roli agenta 007, jak i cala ekipa podeszli do pomysłu z humorem. Gorzej może być z fankami.
Wytargam i zwrócę Kolejny pomysł na to jak zarobić na dzieciach narodził się w Stanach Zjednoczonych. Niejaka Loli Pope otworzyła w Houston wypożyczalnię zabawek, która działa w sposób podobny do internetowej wypożyczalni płyt DVD. Opłacając miesięczny abonament nabywamy prawo do wypożyczenia aż dziesięciu zabawek, którymi nasze pociechy mogą nacieszyć się przez miesiąc. Jeśli po tym czasie naszemu dziecku spodoba się któryś z misiów, lalka czy kolejka, będziemy mogli ją kupić. Dziecko, które obcuje z dużą liczbą zabawek rozwija się lepiej, gdyż jego mózg dostaje więcej różnorodnych bodźców. Wypożyczalnia jest zatem znakomitym pomysłem dla mniej zamożnych rodziców, których nie stać na kupowanie zbyt często zabawek.
Sir Szkot Jeden z najsławniejszych Szkotów sir Sean Connery najwyraźniej postanowił udowodnić, że można go opisać stereotypem sknery w tartanowej spódniczce. Swojemu synowi nie chce dać ani pensa z 85-milionowej fortuny. 45letni Jason, który jest aktorem i reżyserem nie raz słyszał od ojca, że i tak „wszystko zawdzięcza jego sławnemu nazwisku”. Syn w pewnym momencie zagroził nawet, że w takim razie pozbędzie się tego balastu (na groźbach jednak się skończyło). W przyszłym miesiącu w czasie Edinburgh International Book Festival ukaże się długo oczekiwana książka Seana Connery'ego zatytułowana... Being a Scot”. Przeczytamy w niej prawdopodobnie o tym, że droga do kariery sir Seana nie była usłana różami i nie widzi powodu, dla którego miałby ułatwiać życie swoim dzieciom. Rodzice, którzy mają takie poglądy dziwią się potem, że o ślubach swoich latorośli i narodzinach wnucząt dowiadują się od sąsiadów albo z gazet. Jason Connery, który właśnie kończy reżyserować swój drugi film – thriller, w którym grają między innymi Ray Winstone i Cuba Gooding Jr, wcale nie zamierza zaprosić ojca na premierę.
Przedsmak lata Nadeszło prawdziwe lato. Synoptycy przewidują, że w najbliższy weekend temperatura osiągnie 30C (86F). Zła wiadomość jest taka, że będzie to lato przelotne i prawdziwi miłośnicy słońca powinni czekać na.... angielską złotą jesień – dopiero we wrześniu spodziewane są dłuższe upały. Tzw. Indian summer zdarza się wtedy, kiedy wczesną jesienią wysokie ciśnienie znad południowo-wschodniej Europy przenosi ciepłe wiatry znad Afryki i zdarzy się właśnie w tym roku. Cieszmy się zatem przedsmakiem Indian summer w najbliższą sobotę i niedzielę.
Nieoczekiwana zmiana miejsc Jakie on ma arbuzy Badania pokazują, że jedzenie arbuzów może wywoływać skutki podobne do dziania Viagry. Doświadczenia przeprowadzone przez Texas A&M University udowodniły, że jedzenie dużych ilości tych owoców rozluźnia naczynia krwionośne, czyli działa na tej samej zasadzie co leki na impotencję. Sześć plastrów arbuza odpowiada mniej więcej mocy jednej tabletki. Radzimy ruszać na miłosne podboje z kawałkiem arbuza w garści, ale uwaga, zjedzenie za dużej ilości arbuzów ma działanie przeczyszczające!
Kto ogląda i niech płaci
Pewna rodzina z Cardiff wybierała się na luksusowe wakacje w pięciogwiazdkowym hotelu na Lanzarotę (Wyspy Kanaryjskie), a wylądowała w Turcji. Do pomyłki doszło w okienku odprawy Servisair, kiedy to w bliżej niesprecyzowanych okolicznościach pomylono loty i wydano spragnionym wakacji Walijczykom bilety, na których jako port docelowy widniała nazwa Bodrum. Znalazłszy się na pokładzie, zmęczona wczesną porą (odlatywali o 6.30 rano) rodzinka pogrążyła się w błogim śnie. Jakież było ich zdumienie, kiedy po przylocie natychmiast zażądano od nich po 10 funtów od osoby za wizę turecką. Wycieńczona trójka podróżnych na własny koszt wróciła do Cardiff i czym prędzej zarezerwowała wakacje, tym razem na Ibizie. Biuro podróży First Choice obiecało wynagrodzić straty.
Londyn przoduje pod względem ludzi uchylających się od płacenia TV licence – 16.319 oszustów. Na drugim miejscu, z wynikiem aż 11.661 niepłacących jest Glasgow, które ma przecież o 6,5 miliona mniej mieszkańców. Wypełnienie licencji jest banalnie proste i zajmuje około minuty (tyle potrzeba na wypełnienie odpowiedniego formularza online), nic dziwnego, że oszuści traktowani są okrutnie: ci, którzy zostaną złapani na oglądaniu TV bez licencji, będą postawieni przed sądem i obciążeni karą w wysokości 1000 funtów. Tymczasem opłata licencyjna to niecałe 140 funtów za rok. Nie warto tracić nerwów.
| 23
25 lipca 2008 | nowy czas
czas wolny
Zostawiając ślady na piasku Paweł Rosolski odczas kiedy tłum plażowiczów korzysta z uroków piaszczystej Viking Bay – niewątpliwej wizytówki Broadstairs – my postawiliśmy na aktywny wypoczynek. Może nie ekstremalnie aktywny, ale zabawa w „chodzonego” po piaszczystych zatokach na północ od Broadstairs w słoneczne poniedziałkowe popołudnie dostarcza niezbędnej tygodniowej dawki wizualnych wrażeń. Położona na Wyspie Thanet (wyspa to już raczej tylko nazwa – coś na kształt naszego Wolina) sympatyczna miejscowość Broadstairs to chyba najlepszy przykład na to, że nie zawsze z nadmorskiego kurorciku trzeba koniecznie wykreować bezduszne turystyczne pustkowie. O samym Broad -stairs mówi się, że powstało z dochodów z przemytu, a obecnie znane jest jako przystań w bogatej twórczości Karola Dickensa – to podobno tutaj napisał ostatnie rozdziały „Davida Copperfielda”. My jednak tylko śladowo zapoznajemy się z architekturą High Street, która łagodnie doprowadza nas do Zatoki Wikingów. Schodząc w dół betonowymi schodami, które stanowią część szerokiej promenady, uzmysławiamy sobie w jednej chwili, że samo miasteczko tak naprawdę położone jest na kilkudziesięciometrowym urwisku. Świeżo odmalowane szeregowe domki plażowe ustawione piętrami na pionowej ścianie klifu przywodzą nam na myśl wczesne lata osiemdziesiąte, okraszane „wczasami zakładowymi” nad polskimi jeziorami. Ze świadomością szybko płynącego czasu i mapą nadbrzeża w kieszeni rozpoczynamy naszą wędrówkę od obrania kursu na Louisa Bay, na południe od Viking Bay. Szeroka, kamienista promenada pewnie nie robiłaby na nas takiego wrażenia, gdyby nie metrowe fale morskie co kilkanaście sekund uderzające w perfekcyjnie wyprofilowane solidne podstawy tej betonowej konstrukcji. Po drodze mijamy kilkunastu „przyskalnych” plażowiczów, budkę z napojami i unikając spotkania z przeogromną siłą morskich fal docieramy do tzw. Dumpton Gap. W tym spokojnym miejscu kończy się nasza wędrówka po południowo-wschodniej stronie Broadstairs – kamienne schody prowadzą na skraj klifów skąd rozpoczyna się tzw. Viking Coastal Trail – szlak turystyczny poprowadzony przez sześć zatok w okolicy Broadstairs. Tym razem Louisa Bay i Viking Bay podziwiamy już ze skraju urwiska, a udając się na północny-wschód od miasta schodzimy na promenadę prowadzącą do długiej Stone Bay. I oto pierwsza niespodzianka – liczba miłośników deski surfingowej, szukających właśnie tu tej „jedynej fali” przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Może nie nazwalibyśmy tego rajem dla surferów, ale jego namiastką na pewno tak. W towarzystwie kolorowych domków plażowych przemierzamy kolejne kilkaset
P
metrów, aby po raz kolejny wspiąć się na niewysokie klify, którymi dalej podąża Viking Coastal Trail. Tym razem towarzyszem naszej podróży są prześcigające się w architektonicznych nowinkach wille nadmorskie, a także... głosy polskich pracowników sezonowych dochodzące z okolicznych pól. Na Joss Bay nie zatrzymujemy się długo z prostej przyczyny – dziesiątki samochodów na parkingach oraz wypożyczalnie leżaków przy samym wejściu na plażę zwiastują nadkomercyjność tego miejsca. I rzeczywiście – szeroka, piaszczysta plaża pozostaje oazą dla bardziej wymagających amatorów słonecznych i wodnych kąpieli więc udajemy się asfaltową drogą do Kingsgate Bay. I tutaj kolejna niespodzianka – dziewicza, ustronna i niezagospodarowana zatoka wydaje się być kompletnym przeciwieństwem znajdującej się zaledwie kilkaset metrów na południe Joss Bay. Jedyną osobą, jaką tam spotykamy jest pewien pan spacerujący po nadbrzeżu ze swoim czworonożnym przyjacielem. Na skraju zatoki wyłania się natomiast obrazek, który utkwił nam w pamięci, kiedy przeglądaliśmy różnorakie opracowania na temat Thanet. To kredowy łuk popularnie nazywany tu Kingsgate Arch, wyerodowany latami przez siły morskie, niestety dla nas niedostępny z powodu szalejących fal, stanowi jednak kwintesencję tego miejsca. Na chwilę zatrzymujemy się w jedynym na szlaku pubie Captain Digby, gdzie przy zimnym piwie rozkoszujemy się widokiem na Kingsgate Bay i górujący nad zatoką Kingsgate Castle zbudowany w latach 70. XVIII wieku. Ostatni etap naszej wędrówki to Botany Bay – według wszelkich danych najdłuższej i najbardziej urokliwej ze wszystkich zatok na szlaku ze względu na indywidualne formacje kredowe strzegące jej bram. Patrząc na nie z góry nie można oprzeć się wrażeniu, że to trochę inny świat. Przedziwne, kilkudziesięciometrowe wolnostojące konstrukcje idealnie współgrają z jaskrawoniebieskim kolorem nieba w blasku popołudniowego słońca. Na horyzoncie kilka jednostek pływających uświadamia nam, że nie dla wszystkich to dzień odpoczynku. I kiedy przez głowę coraz częściej przewija nam się pytanie o drogę powrotną do Broadstairs, z pomocą przychodzi nam wszechwładne morze, a dokładniej jego odpływ. W ciągu kilkunastu minut wąskie przestrzenie międzyskalne odsłaniają nam drogę powrotną do miasteczka, z możliwością zobaczenia z bliska wspomnianego wcześniej Kingsgate Arch. Przeglądając pobieżnie to co przyniosło morze i zostawiając nasze ślady na wilgotnym jeszcze piasku, z niekłamaną przyjemnością podążamy po raz kolejny tego dnia na południe. Nie każde miejsce jednak dostępne jest już „suchą nogą”, pod łukiem bowiem morskiej wody jest jeszcze po kostki, a leniwe fale wciąż dają tu znać o sobie. Pozostałą część drogi możemy uznać za komfortową. Również i tu nie mogło zabraknąć angielskich dziwactw – co jakiś czas bowiem z zakrytych wcześniej morską wodą dolnych partii klifów wyłaniają się najzwyklejsze
świat, który wymyka się szablonowym wyobrażeniom o wybrzeżach południowej Anglii, na których główne role grają molo, salony gier zręcznościowych i ryba z frytkami. W krainie piaszczystych zatok i klifowych drzwi po raz kolejny zregenerowaliśmy siły, tak potrzebne do przetrwania cotygodnio-
BROADSTAIRS ›› Miateczko położone na wschodnim wybrzeżu Kent, 76 mil na wschód od Londynu. Ludność – ok. 22 000. Najmniejszy z trzech ośrodków wypoczynkowych na Wyspie Thanet. Podróż z dworca Victoria – ok. 1 godz. 50 min. Koszt biletu powrotnego £24.
›› Morze zostawiające swój ślad podczas przypływu na betonowej promenadzie w okolicy Louisa Bay; Viking Bay u podnóża Broadstairs; „Wejście do morza” pomiędzy dwoma kredowymi klifami w okolicy Kingsgate Bay.
w świecie drzwi (niekiedy zamurowane), za którymi najczęściej znajdujemy prowadzące w głąb klifu schody. Komu i czemu miały służyć – na tym etapie wędrówki przychodzą nam różne, nawet te najbardziej irracjonalne teorie... Po sześciu godzinach pieszej tułaczki Broadsairs przywitało nas nad wyraz spokojnie, a nadbrzeżne restauracje jakby same zachęcały do napełnienia skurczonych nieco żołądków. Widok powracających znad morza surferów tylko wzmógł nasze przekonanie, że było to właściwe miejsce na spędzenie wspólnego „offa”. Na niespełna siedem godzin przenieśliśmy się bowiem w
24
25 lipca 2008 | nowy czas
czas na relaks
ryby biorą, Cz. 2
» Są takie potrawy, które z czasem odchodzą
mania Gotowania
w zapomnienie. Kiedyś były popularne, ale nowe dania wypierają je z narodowych jadłospisów. Potem można jeszcze natknąć się na nie w starych książkach kucharskich i na tym ich żywot się kończy.
Mikołaj Hęciak
Dzieje się tak poniekąd dlatego, że zmienia się styl życia warunkowany nowinkami z dziedziny techniki i nauki. Wprowadza się innowacje w produkcji, a natarczywy marketing przekonuje do sięgania po nowe produkty i usługi, nawet jeśli nie są one nam rzeczywiście potrzebne. Tak pokrótce streszczę ten proces. Widać go na przykładzie tradycyjnie angielskiej potrawy zwanej Stargazey Pie. To rybne danie opierało się na sardynkach i był to rodzaj zapiekanki. Specyfiką tego dania były owe sardynki, których głowy wystawały ponad ciasto. Stąd nazwa stargazey, czyli star gaze – przypatrywać się gwiazdom. W dzisiejszych poczuciu estetyki wiele osób na sam dźwięk rybich łebków wystających z ciasta może źle się poczuć. We współczesnej Holandii ryba podana z głową jest nie do przyjęcia i nie ma co się spierać z holenderską estetyką. Można ją tylko uszanować. Żyjąc i mieszkając w Anglii czy Polsce nadal można cieszyć się rybami podanymi w całości, bez potrzeby odczuwania mdłości. Stąd obiadowym daniem na ten tydzień będzie, jakże tradycyjna potrawa z zachodniej Anglii, czyli grey mullet z jabłkami w czerwonym winie.
Grey mullet w Czerwonym winie Najlepszym okresem na znalezienie tej ryby na rynku czy w sklepie jest czas od czerwca do sierpnia. Jednak w zamian można z powodzeniem przyrządzić w ten sam sposób pstrąga. Podobnie zamiast typowo angielskich jabłek Cox, mających słodko-kwaskowy smak (zależnie od odmiany), można posłużyć się innym rodzajem dostępnym lokalnie. Dla czterech osób potrzebujemy: łyżkę masła, pół kilo jabłek, pęczek szczypioru, 3 cytryny, 2 ząbki czosnku, 4 ryby około 275 g każda, 300 ml wytrawnego czerwonego wina i 4 łyżki śmietany (double). By przyrządzić farsz rozpuszczamy masło na patelni i podsmażamy obrane jabłka bez nasion. Dodajemy także szczypior i startą skórkę z jednej cytryny oraz 2 łyżki soku z cytryny i czosnek. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku. Nie jest to konieczne, ale możemy odciąć rybom płetwy. Następnie ryby nacinamy ukośnie z
każdej strony. W nacięcia wkładamy po połówce plasterka cytryny. Wnętrze ryb skrapiamy pozostałym sokiem z cytryny i nakładamy do środka nadzienie. Ryby układamy w naczyniu żaroodpornym i zalewamy winem. Pieczemy przez 20-30 minut w 1800C. Wykładamy ryby na ogrzane talerze i pilnując, by ciągle były gorące (możemy owinąć folią aluminiową), w małym rondelku podgrzewamy sos z pieczenia i mieszamy ze śmietaną. Nie musimy tego sosu zagotowywać, tylko lekko podgrzać, by połączyć go ze śmietaną. Rybę polaną sosem podajemy z młodymi ziemniaczkami z wody i sezonowymi warzywami. Czas przygotowania około 50 minut. Cena porcji to około 4,20 funta.
Cider Cake Czas na deser. Ostatnio wspominaliśmy napój jabłkowy cider, jako bar-
dzo popularny w zachodniej Anglii. A że nadaje się on nie tylko do picia, ale i do wypieków, oto szybki i bardzo wdzięczny przepis. Ciasto to można oczywiście kroić jak tort, ale trzymając się tradycji należałoby raczej kroić je w kwadratowe, niewielkie porcje. Na 1 foremkę, czyli około 16 porcji potrzebujemy: 150 ml wytrawnego cidera, 225 g rodzynków, 100 g masła, 100 g brązowego cukru (najlepiej light soft brown sugar), 2 jajka, 225 g mąki i 1łyżeczka sody oczyszczonej. Rodzynki należy namoczyć w ciderze przez noc. Można też pominąć ten krok, ale straci się trochę na efekcie i esencjonalności. Foremkę (najlepiej podłużną, ale okrągła też wystarczy) smarujemy tłuszczem. Masło rozcieramy z cukrem na puszystą masę. Stopniowo dodajemy jajka, ubijając dokładnie. Dodajemy również połowę mąki i sodę oczyszczoną – mieszając dokładnie. Dodajemy rodzynki z ciderem i potem resztę mąki. Natychmiast wylewamy ciasto na blachę i wkładamy do pieca. Pieczemy 1 godzinę w piekarniku rozgrzanym do 1800C (temperatura ta sama co w przypadku ryby z dzisiejszego przepisu). Upieczone ciasto pozostawiamy na 30 minut do ostygnięcia w foremce, a później wyjmujemy i pozwalamy ostygnąć kompletnie. Czas wykonania bez namaczania rodzynków, razem z pieczeniem 70-75 minut. Cena ciasta około 2,5 funta. Życzę Państwu smacznego!!!
26|
25 lipca 2008 | nowy czas
aBy zamieściĆ ogłoszenie ramKowe
jak zamieszczać ogłoszenia drobne?
prosimy o kontakt z
ia Ogłoszen w ramko e . juş od £15 O I TAN N I E! W I YGOD rtą! a k Zapłać
KsięgowośĆ Finanse
zdrowie
gaBineT medycyny naTuralnej
Biuro podaTKowe Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Porady i zaległe rozliczenia Pomoc w anulowaniu kar Korespondencja z urzędami Rejestracje i zamykanie firm NIN, CIS, CSCS Benefity TaXpol lTd Tel. 0208 998 1121 moB. 078 0937 4756 www.taxpol.ltd.uk
Skutecznie i szybko: diagnoza, leczenie i zabiegi chorób organów wewnętrznych i kręgosłupa, leczenie nałogów. Bioenergioterapia.
Tel. 0208 5957737, 0795 867 7615.
FizjoTerapia, masaĹź leczniczy
162d high sTreeT hounslow Tw3 1BQ 0208 814 1013 moBile: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk
rozliczenia podaTKowe £40.00 za rozliczenie i ani pensa więcej oraz inne usługi księgowe. Dojazd do klienta. Londyn. Bogusław. Tel: 0776 545 4615 Tel: 0208 670 9511 e-mail: boguslawch@yahoo.co.uk
KompleKsowa oBsługa lTd od rejesTracj do rozliczenia spÓłKi VAT, payroll – lista płac miesięczne rozliczenia kontraktorskie, CIS, statutory account, Doradctwo finansowo-prawne. Tax return plus benefity Tel: 0791 567 3769 www.polskiksiegowy.com
TaX reTurn, P45, P60, benefity, konta bankowe, NIN, ubezpieczenia. nieruchomości Polska-Anglia sprzedaş loTnisKa-dowÓz. Tel.0788 1574 954 0785 849 1784
małgorzTa Tel: 0793 338 8935
nauKa
Kurs języKa angielsKiego dla daroslych Ealing Broadway £13.00 tygodniowo Chcesz udoskonalić swój angielski? Gramatykę, pisanie, czytanie? Zadzwoń: Tel: 0208 574 0734 0790 888 2419 chrisTine Pod koniec kursu gwarantowany certyfikat Trinity college london
Z Â’xƒiÂŠÂśÂˆÂƒ Z ŹœĂ? Ă’IĂŽÂ˜bÂ˜ĂŽi Z ˜uƒ’IÂ’ÂśÂ˜ĂŽI’ƒI Â’IĂ…ÂˆÂƒ
 [ƒIÂ?SĂ?¡ Ă’ĂŽÂƒrÂˆÂśĂ’Ă?\ ÂśĂŽÂ˜Â‡i œÒIÂ’Âśi Â’I b˜SÂąN  ¹I[r¨ EIbĂ’ĂŽÂ˜Â“ b˜ ŠiI¹’bÂƒÂąi[Ă€ IÂąii¹œ bĂ?ƒ[i
0800 093 1114 Â’uÂ˜ÂąÂ‘I[‡i ƒ Â Â˜ÂąIbĂ?  ˜ Â Â˜ÂŠÂśÂˆĂ…
ogłoszenia komercyjne
w ramce kolorowe
do 15 słów
ÂŁ10
ÂŁ15
do 30 słów
ÂŁ20
ÂŁ25
POLSKI SALON FRYZJERSKI 724 SEVEN SISTERS ROAD LONDON N15 5NH
Acton/Chiswick. Wszystkie poziomy. więcej inFormacji pod numerem TeleFonu: 0208 2487 561
Tel. 0797 488 4380
Kupon rabatowy 50% zniĹźKi
Barking, London.
Bóle kręgosłupa, stawów, nerwobóle Wizyty domowe
Biuro Księgowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity
leKcje języKa angielsKiego w domu nauczyciela.
działem sprzedaşy pod numerem 0207 358 8406
uroda
proFesjonalne FryzjersTwo, strzyşenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe.
Tanie przeprowadzKi i TransporT na loTnisKa DuĹźy Van, fachowa i profesjonalna obsluga
usługi rÓşne
domowe wypieKi
zadzwon i sprawdĹš!!! Tel. 0785 702 8946
iza, west acton, Tel. 0786 2278729
paznoKcie akryl, şel, manicure, pedicure, henna z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia.
przeprowadzKi dowÓz Lotniska, dworce, przeprowadzki, wygodnie punktualnie, Bezpiecznie, duşe doświadczenie GPS, klimatyzacja. rafał Tel: 0772 460 1128
polsKi sKlep do wynajęcia roman road, Bow, london e3 5lu
agaTa Tel. 0795 797 8398 (PrzyjmujÄ™ zamĂłwienia tylko z Londynu.)
monika Tel. 0783 541 2859
loKale do wynajęcia
Masz urodziny, imieniny, rodzinną uroczystość? Nie masz czasu? Zrobię to za Ciebie. Gwarancja jakości oraz niskiej ceny.
auTo-laweTa (pomoc drogowa, aukcje, e-bay) Transport motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem.
wrÓşKa seBila przepowie Ci przyszłość, wskaşe Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieşkę şyciową. Wróşy z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum.
TransporT na loTnisKa przeprowadzKi. Punktualność i rzetelność.
Tel. 0798 855 3378
Tel.: 0793 257 3973
wrÓşKa samira z egipTu mówiąca po polsku.
więcej informacji pod numerem telefonu: 0781 269 0810 (english only)
wywÓz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa auto-laweta, złomowanie aut – free
TransporT przeprowadzKi
Transpol tel. 0786 227 8730 lub 29 andrzej
Wróşy z kart tarota, z ręki, ze zdjęcia. Zdejmuje klątwę, urok i odwraca złe fatum. Pomoşe Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi Cię z labiryntu. Daj sobie pomóc. Nie czekaj! Dzwoń!
•Powierzchnia 904 stóp kw. •Dostępna piwnica •Dobra lokalizacja – na rogu •Czynsz £14,000.00 rocznie •Business Rates £4,851.00
B&w chip Tune auTo-złomowanie zwiększanie mocy w kaşdym aucie, boxy do diesli równieş serwis BMW i VW mariusz Tel: 0787 310 4103, 0787 310 4103 www.bwchiptune.co.uk
Za kaşda auto płacimy od £50.00 do £150.00 Załatwiamy wszystkie formalności w DVL Auto odbieramy od klienta. skup metali kolorowych i katalizatorów. Tel: 0759 230 4530
Tel. 0208 826 5074
maluję porTreTy z naTury luB FoTograFii Akwarela – £100.00 Akryl – £150.00 Olejny – £200.00 Tel. 0788 415 5281 0208 578 7787 www.zojka.com
|27
nowy czas | 25 lipca 2008
ogłoszenia
job vacancies FITTER Location: LONDON AND HOME COUNTIES Hours: 40 HOURS PER WEEK. MONDAY TO FRIDAY. BETWEEN 8AM AND 7PM. Wage: £20,000 PER ANNUM Duration: PERMANENT ONLY
Description: Experience in the construction trade is essential. Must also have own transport, a CIS card and an ability to work on your own initiative. Working in an English, Spanish and Polish speaking environment. The successful candidate will be required to travel in UK and Europe. The position involves working in the self Storage industry installing corrugated sheet partitioning. The employer states That there are on target earnings of £35,000 per annum. Please forward your CV to stanfix1@btinternet.com. Please forward your CV via Email to stanfix1@btinternet.com ROOM ENGINEER Location: SW7, LONDON Hours: 42.5 PER WEEK MONDAY-FRIDAY 9AM-5.30PM Wage £18,000 PER ANNUM Duration: PERMANENT ONLY
Description: This Local Employment Partnership employer Shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. Must have previous experience, ideally in a hotel or public venue building. Applicants must be able to attend to plumbing, painting and decorating, repair of furnishings and basic electrical plus other equipment and fixtures. Will also plan ad hoc repair and Maintenance throughout the hotel's bedrooms, public areas and offices. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Andrew Lewis at Millennium Gloucester Hotel, 4/18 Harrington Gardens, London, SW7 4LH, or to recruit.gloucesterbaileys@millenniumhotels.co.uk. HANDY PERSON Location: PETERBOROUGH, CAMBRIDGESHIRE Hours: 40 PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, 8AM-5PM Wage £6-£7 PER HOUR Work PatternDays Duration: TEMPORARY ONLY
Description: Due to company growth a vacancy for an experienced person to do various Handyman tasks at our sites in Peterborough. Position requires working closely with a team of polish builders and hence the ability to speak polish would be an advantage. It is essential that the applicants have working knowledge in areas such as plumbing and electrics. Further knowledge in tiling, flooring and some mechanicals knowledge would be an advantage. this is a temporary position for an unknown duration How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Darren Baker at Optima (Cambridge) Limited, 62 Park Road, Peterborough, Cambridgeshire, PE1 2YA, or to info@optimacambridge.co.uk. CARPENTER Location: PETERBOROUGH, CAMBRIDGESHIRE Hours40 HOURS PER WEEK, MONDAYFRIDAY BETWEEN 8AM-5PM
Description: Due to company growth a vacancy for an experienced carpenter at our sites in Peterborough. Position requires working closely with a team of polish builders and hence the ability to speak polish would be an advantage although not essential. It is essential that the applicants have working knowledge and experience this is temporary position duration not known at this stage. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Darren Baker at Optima (Cambridge) Limited, 62 Park Road, Peterborough, Cambridgeshire, PE1 2YA, or to info@optimacambridge.co.uk. BAKER Location: LONDON, NW10 Hours55 PER WEEK SUNDAY TO FRIDAY SHIFTS FLEXIBLE DAYS/EVENINGS Wage MEETS NAT MIN WAGE Work PatternDays, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY
Description: Must have experience of working within a bakery. You will be working in a bakery which specialises in Polish bread. Hours are flexible. This vacancy is covered by the Working Time Regulations. For advice on this regulation call ACAS or download “Your Guide to the Working Time Regulations” from the BERR website Your Guide to the Working Time Regulations: sections 1 - 4. How to apply: You can apply for this job by telephoning 078796 71743 ext 0 and asking for Mohamad Abdelhedi. LIFEGUARD LEP Location: LONDON, W11 Hours40 PER WEEK, 5 DAYS OVER 7 BETWEEN 6AM AND 10.45PM Wage £12,000-£12,500 PER ANNUM Work PatternDays, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY
Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. see www.dwp.gov.uk for more information. Interview will include a swim test. You must have good interpersonal skills. Duties will include life guarding, setting up equipment for various sports, cleaning and other duties issued by the duty manager. Uniform provided. Ongoing training will be provided for all aspects of the job including First Aid at Work and De-Fib. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by employer. There are positions available in Kensington, Chelsea and Victoria. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Steve Singh at Kensington Leisure Centre, Walmer Road, London, W11 4PQ, or to kensington.ops@cannons.co.uk. MACHINIST Location: LONDON, ENGLAND. Hours8 HOURS OR UNDER PER WEEK. FLEXIBLE HOURS AND DAYS. Wage: £8.00 PER HOUR. Work Pattern: Days, Evenings, Nights, Weekends Employer: Lanyero
Description: Must have previous experience of using industrial machine with open locker and straight stitch. Quality of work must be excellent. Must live with in the West London area as will be working from home. Hours and days of work to suit both Parties. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0795 8004456 ext 0 and asking for Brenda Lanyero.
FREELANCE INTERPRETER
TILER PCH
Location: GREATER LONDON Hours15+ PER MONTH, MON- FRI, BETWEEN 9AM-5PM, OCCASIONAL WEEKEND Wage £15.00 PER HOUR Work PatternDays, Weekends Employer Spencer and Syed LLP Pension No details held Duration: PERMANENT ONLY
Location: PETERBOROUGH, CAMBRIDGESHIRE Hours40 HOUR PER WEEK BETWEEN 8AM5PM MONDAY-FRIDAY Wage £5.50 - £7.50 PER HOUR Work PatternDays EmployerOptima (Cambridge) Limited Pension No details held TEMPORARY ONLY
Description: Must have previous experience. Must be able to speak one of the following languages Albanian, Armenian, Austrian, Azerbaijani, Bulgarian, Chechen, Czech, Dutch, Danish, Estonian, Finnish, French, Greek, German, Hungarian, Icelandic, Italian, Latvia, Lithuanian, Maltese, Norwegian, Portuguese, Polish, Romanian, Slovak, Spanish, Slovene and Swedish. You will be helping to interpret and translate documents. Applicants must be able to provide evidence of their Qualifications and their right to work in the U.K. . Self-employed people are responsible for paying their own National Insurance contributions and Tax. For information on how benefits are affected, and whether entitlement may be lost, speak to a Jobcentre Plus Adviser. How to apply:You can apply for this job by sending a CV/written application to Nusrat Jahan at Spencer and Syed LLP, 207 Cranbrook Road, ILFORD, Essex, IG1 4TD, or to nj@sandsllp.co.uk. PAINTER Location: PETERBOROUGH, CAMBRIDGESHIRE Hours40 HOURS PER WEEK MONDAYFRIDAY BETWEEN 8AM-5PM Wage £5.50 - £7.50 PER HOUR Work Pattern: Days Duration: TEMPORARY ONLY
Description: Due to company growth a vacancy for an experienced Painter at our sites in Peterborough. Position requires working closely with a team of polish builders and hence the ability to speak polish would be an advantage although not essential. It is essential that the applicants have working knowledge and experience this is a temporary position duration not known at this stage. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Darren Baker at Optima (Cambridge) Limited, 62 Park Road, Peterborough, Cambridgeshire, PE1 2YA, or to info@optimacambridge.co.uk. PAINT SPRAYER Location: MORDEN, SURREY Hours47.5 PER WEEK MONDAY TO FRIDAY 8AM-6PM Wage COMPETITIVE RATES OF PAY Work PatternDays
Description: Candidates must be fully qualified and possess previous experience. Duties include spraying vehicles. Salary is negotiable depending on experience. Non-UK applicants to email CV to EURES adviser at Shiraz.sakkaf@jobcentreplus.gsi.gov.uk How to apply: You can apply for this job by telephoning 0208 3355500 ext 0 and asking for Ken Gibson.
working closely with a team of Polish builders and hence the ability to speak polish would be an advantage although not essential. It is essential that the applicants have working knowledge and Experience this is temporary position duration not known at this stage. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Darren Baker at Optima (Cambridge) Limited, 62 Park Road, Peterborough, Cambridgeshire, PE1 2YA, or to info@optimacambridge.co.uk.
Description: Due to company growth a vacancy for an experienced Tiler at our sites in Peterborough. Position requires
negocjator
Wage £5.70 - £7.50 PER HOUR Work PatternDays Employer Optima (Cambridge) Limited Pension No details held
Nowy Czas poszukuje pracownika do działu sprzedaży powierzchni reklamowej. Oferujemy pracę na dobrych warunkach, w zespole ludzi, dla których praca w mediach jest wyzwaniem i przygodą. Wymagana dobra znajomość języka angielskiego, łatwość nawiązywania kontaktów i zdolności negocjacyjne. Wynagrodzenie: 250 funtów tygodniowo + prowizja
redakcja@nowyczas.co.uk
Szkoła Tańca
Profi-Dance Studios (POSK-Hammersmith)
zaprasza na 6-tygodniowe kursy dla dorosłych na poziomie początkującym oraz średnio-zaawansowanym. Kolejne kursy: 15 września oraz 18 września
ORAZ ogłasza NABÓR dzieci w wieku 7-11 lat na rok 2008/2009 do sekcji tańca sportowego-towarzyskiego • Pierwsze zajęcia 15 września 2008 r. (POSK, Hammersmith) • Treningi 3 razy w tygodniu • Profesjonalni trenerzy • Pokazy i turnieje dla najlepszych • Szkolenia i warsztaty z mistrzami tańca INFORMACJE I ZAPISY: Tel. 07726 45 90 50
www.profi-dance.com
28|
25 lipca 2008| nowy czas
co się dzieje film Happy-Go-Lucky dramat, 2008 r. reż. Mike Leigh 25 lipca, godz. 18.20 BFI Southbank Belvedere Road, SE1 8XT Poppy jest zagubiona w kontaktach z dziwaczną rodziną, konfliktowym instruktorem jazdy. Pojawi się jednak ktoś, kto obudzi w niej nadzieję na nowe życie. dwa razy po francusku Rio Cinema 103 - 107 Kingsland High Street, Hackney, E8 2PB 27 lipca, godz. 12.30 Don't touch the Axe dramat, 2007 r. reż. Jacques Rivette Film powstał na podstawie „Księżnej de Langeais” Balzaka. Generał zakochuje się w żonie księcia de Langeais. Księżna to powierzchowna, kochająca zbytek hipokrytka. Wkrótce generał zmieni do niej swoje podejście. the Last Mistress dramat, 2007 r. reż. Catherine Breillat 27 lipca, godz. 15.10 Tajemnice, intrygi i zdrady otaczają zbliżający się ślub między młodym rozpustnikiem, a prawą kobietą z francuskiej arystokracji.
reż. Bruce Weber Film opowiadający o życiu słynnego trębacza jazzowego Cheta Bakera. Reżyser tego dokumentu (nominacja do Oskara) skupił się zwłaszcza na kilku ostatnich latach życia Bakera. doctor Zhivago dramat, 1965 r. reż. David Lean 31 lipca, godz. 14.00 BFI Southbank Belvedere Road, SE1 8XT Przeznaczenie sprawia, że w przedrewolucyjnej Rosji dochodzi do spotkania między żonatym lekarzem, a młodą Larą. Wstrząsy rewolucji październikowej najpierw łączą, a potem rozdzielają dwoje kochających się ludzi.
Troubled Light Simona Holta + Debussy i Cantamus Girls’ Choir 25 lipca, godz. 19.30 Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2AP www.royalalberthall.com Bilety: £5-£35 Koncert dedykowany brytyjskiemu kompozytorowi Simonowi Holt. Zostanie wykonana jego kompozycja „Troubled Light”. Zabrzmią delikatne nokturny Debussy'ego a na końcu wystąpi BBC National Orchestra of Wales z chórem.
savage Grace
jah Wobble: chinese dub + Royal Gala
dramat, 2007 r. reż. Tom Kalin Curzon Soho Shaftesbury Avenue, W1D 5DY 25-31 lipca, godz. 12.30, 14.20, 16.40, 20.50 Film opowiada historię rodziny Baekeland. Cenieni jako wynalazcy tworzywa sztucznego o nazwie bakelit, mniej znani byli z zamiłowania do morderstw i seksualnych obsesji.
25 lipca, godz. 19.30-4.00 Hootananny, 95 Effra Rd, SW2 1DF Bilety: £10 Dubowo-transowe rytmy tworzone przez Mr. Wobble to podstawa, na której zbudował swój nowy, dźwiękowy projekt – mix dubu, melodii i chińskich instrumentacji. Wystąpią tybetańscy wokaliści, tancerze z Hangzhou, chińsko-brytyjska grupa dubowa, DJ-e.
Riverside cinema studios dwa w jednym
oliver Reed Quintet
dok. 1959 r. reż. Bert Stern Film nagrany podczas legendarnego Newport Jazz Festival w 1958 roku, należy do jednego z najlepszych w swoim gatunku. Na ekranie m.in.: Louis Armstrong, Thelonious Monk, Mahalie Jackson. 26 lipca, godz. 16.20: Let's Get Lost
dok, 1988 r.
nalna inicjatywa studentów trzeciego roku Educational Musical Theatre School w Londynie.
itunes Live London Festival’08
the courtauld cézannes
... some trace of Her
Chaka Khan + Bryn Christopher 26 lipca, godz. 19.00 Koko, 1a Camden High St, NW1 0JH Wstęp wolny, wejściówki na: www.ituneslive.co.uk/lineup
Courtauld Gallery, Somerset House, WC2R 0RN codziennie 10.00-18.00 Wystawa Claude'a Cezanne'a ze zbiorów galerii The Courtald, która tą znakomitą ekspozycją uczci swoje 75-lecie.
National Theatre, Cottesloe, Upper Ground, South Bank, SE1 9PX czw-sb, pn-wt, godz. 19.30 Bilety: £10-£29, rezerwacja: 020 7452 3000 Nowa mulitmedialna produkcja Katie Mitchell będąca adaptacją powieści Dostojewskiego „Idiota”.
Hadrian: empire and conflict shakespeare's R&j British Museum, 44 Great Russell Street, WC1B 3DG sb-śr, 10.00-17.30, czw i pt. 10.0020.30. Bilety: £12 Życie rzymskiego imperatora Hadriana w artefaktach. johnny cash: a definitive Portrait
bbc Proms
25 lipca, godz. 19.30 Barbican Hall, Silk Street, EC2Y 8DS Bilety: £8-£29, rezerwacja: 0845 120 7538 Trębacz Alison Balsom i pianista Barry Douglas wykonają m.in. „Queeen Of The Night” – arię z „Magicznego fletu” oraz Piano Concerto No 1 Szostakowicza i Piano Concerto No 5 Beethovena, będą im towarzyszyć muzycy z Academy of St Martin in the Fields.
jazz on a summer's day
lepszych malarzy rodzajowych, a wśród grupy XVII-wiecznych malarzy uważany jest za „nowoczesnego”.
muzyka
Mozart inaczej
Crisp Road, W6 9RL bilety: £7,50 (na oba filmy) 26 lipca, godz. 14.30:
Argentyński wirtuoz akordeonu wykona utwory Piazzoli i Carlosa Gardel oraz swoje własne kompozycje.
Khan nazywana królową disco karierę rozpoczęła w połowie lat 70. jako wokalistka funkowego zespołu Rufus. Nagrała wiele przebojów, m.in.: „Sweet Thing”, „Ain't Nobody”. W 1978 r. nagrała swój największy przebój – I'm Every Woman. eaLinG jaZZ FestiVaL 27 lipca, godz. 13.00 Walpole Park, Mattock Lane, W5 5EQ Bilety: £1, wstęp wolny dla dzieci poniżej 12 roku życia. Wystąpią swingujące big bandy, grupy grające standardy i tradycyjny jazz nowoorleański. Voices acRoss tHe WoRLd: Helen Chadwick i The Singing Circle 27 lipca, godz. 15.30, 16.45 i 18.00 Royal Opera House, Bow Street, London, WC2E 9DD Bilety: £8 Doroczne święto muzyki wokalnej w ROH. Wystąpi kompozytorka i performerka Helen Chadwick. Jej kompozycję „The Singing Circle” wykonają chóry, soliści z Algerii i Kurdystanu, wystapią tancerze z grupy Stan Won't Dance.
wystawy boucher and chardin Wallace Collection, Manchester Square, W1U 3BN
skin + bones Somerset House, The Strand, WC2R 1LA, Londyn Codziennie 10.00-18.00 Bilety: £8 Architektura i moda. Wśród twórców m.in.: Alexander McQueen, Vivienne Westwood, Comme des Garcons, Yohji Yamamoto. Suknie, trójwymiarowe modele konstrukcji i film. Love National Gallery, Trafalgar Square, WC2N 5DN codziennie 10.00-18.00, śr. do 21.00 wstęp wolny Pięć wieków sztuki poświęconej tematowi miłości, prace Rafaela, Cranacha, Vermeera, Chagalla, Tracey Emin, Marca Quinna i innych wybitnych przedstawicieli swojej epoki. Psycho Buildings The Hayward, Southbank Centre, SE1 8XZ codziennie: 10.00-18.00, w piątek do 22.00 wstęp: £10 Wystawa prac w prawdziwiej wielkiej skali twórców architektonicznego designu: Mike Nelson, Tomas Saraceno, Rachel Whiteread i inni. Richard Rogers + architects Design Museum, 28 Butlers Wharf, Shad Thames, SE1 2YD codziennie 10.00-17.45 Przegląd projektów brytyjskiego architekta, autora m.in. Pompidou Centre, Millennium Dome i LLoyds.
26 lipca, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street London W6 0RF Bilety: £5 Kwintet zagra program nowatorskich kompozycji jazzowych oraz standardy. Członkowie zespołu to: Oliver Reed (piano), Chris Montegue (gitara), Paul Tippet (kontrabas), Dafydd (sax-alt), John Blease (bębny).
teatr
Gob squad's kitchen do 26 lipca! Soho Theatre, 21 Dean St, W1D 3NE pt-sb, godz. 19.30 Bilety: £10-£17.50 Widowisko angielsko-niemieckiej grupy Gob Squad, powstałe na bazie klasyka Andy Warhola pt. Kitchen”. absolution do 26 lipca! Millfield Theatre, Silver Street, N18 1PJ sb, godz. 18.00 Bilety: £5 Przedpremierowe pokazy sztuki, którą będzie można również obejrzeć podczas festiwalu w Edynburgu. Czarna komedia o mężczyźnie, który zamordował pięciu katolickich księży.
już wkrótce Międzynarodowy Festiwal w edynburgu 3-25 sierpnia Etcetera Reż. Ewa Mojsak, Marta Rau, Dorota Grabek 1-25 sierpnia (oprócz 13 sierpnia), godz. 13.10. dybbuk Reż. Krzysztof Warlikowski 10-11 sierpnia, godz. 19.30 Londyński kLub RecitaLi sekcja PoLska ZaPRasZa na RecitaL
W programie słynne arie operowe i operetkowe
WioLetta GabaRa Metrosopran natali Górniak – akompaniament jacek jezierzański – prowadzenie Poniedziałek, 28 lipca, od godz. 20.00 do 21.00
nightingale – a tale of Love and War
carlos Quilci na akordeonie 26 lipca, godz. 19.00 Le QuecumBar, 42-44 Battersea High Street, SW11 Bilety: £5
Proud Central, 32 John Adam St, WC2N 6BP pn-sb, godz. 11.00-19.00, nd. godz. 11.00-18.00 Fotografie piosenkarza country John'ego Casha autorstwa m.in. Marvina Konera, Andy'ego Earla.
Southwark Playhouse, Shipwright Yard, róg Tooley Street i Bermondsey, SE1 2TF pn-sb, godz. 19.30 Bilety: £7-£20, rezerwacja: 0844 847 1656 Ekskluzywna szkoła, lata 50. sztuka opowiada o czwórce uczniów, którzy znudzeni monotonią szkoły przygotowują w tajemnicy „Romea i Julię”.
Malarstwo François Bouchera, jednego z najbardziej znanych przedstawicieli rokoka i Jeana Chardin, który uznawany jest za jednego z naj-
Sala Teatralna POSK 238-246 King Street London W6 0RF 31 lipca, godz. 14.30 i 19.30 Wstęp wolny Przedstawienie muzyczne o Florence Nightingale w języku angielskim, origi-
Restauracja Łowiczanka, 238 King Street, London W6 0RS tel. 0208 741 3225 Cena biletu £10.00 + lampka wina lub kawa, herbata i ciastko. Sprzedaż biletów w dniu koncertu przy wejściu.