nowyczas2008/095/030

Page 1

perła południoWego WYbrzeża 21

Y jak Yeovil

15

WYbrałam się na FesTiWal do Yeovil.

jednodnioWYch

narodoWoŚcioWY TYgiel,

Wakacji z noWYm

nad kTÓrYm czuWała

czasem ciąg dalszY

polska społecznoŚĆ

LoNdoN 1 august 2008 30 (95) nowyczas.co.uk fRee issN 1752-0339

NeW Time

THe poLisH WeeKLy

Jesteśmy potomkami zabójców elżbieta sobolewska W sobotnim wydaniu „The Times ”(26 lipca) ukazał się artykuł Gilesa Corena pt. Two waves of immigration, Poles apart. Autor porównuje tu współczesną, dobrowolną emigrację Polaków z minioną, przymusową ucieczką Żydów z Polski, w której Polacy, jak sugeruje autor, w ramach wielkanocnych uciech podpalali Żydów w synagogach. Coren napisał: „Jest różnica między tymi dwoma rodzajami emigracji. Jedna to ekonomiczna, druga – humanitarna. My, Corenowie żyjemy tutaj teraz, ponieważ przodkowie tych Polaków, którzy teraz wracają stąd do kraju, zabawiali się podczas Wielkanocy zamykaniem Ży-

dów w synagodze i podpalaniem ich. Harry [dziadek autora – red.] nie wyjeżdżał w nadziei znalezienia lepszego życia”. Wyjechał, żeby ocalić życie. Autor nie napisał kto, gdzie i kogo spalił, napisał: oni nas mordowali. W odpowiedzi na ten artykuł Ambasador RP Barbara Tuge-Erecińska wystosowała list do redakcji „The Times”, w którym m.in. napisała: „Najważniejsze jest, by ludzie na skutek tego typu publikacji, nie stracili rozeznania, czym był Holocaust i kim byli jego sprawcy”. Jej list ukazał się na łamach „The Times” w czwartek, 31 lipca. Ambasador RP nie była jedyną osobą, która zareagowała. Profesor Antony Polonsky, wiceprezydent The Institute of Polish Jewish Studies, przy-

pomniał w swoim liście wystąpienie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w 60. rocznicę masakry Żydów w Jedwabnem, kiedy przeprosił za tę zbrodnię jako najważniejszy przedstwiciel państwa, jako jego obywatel i jako człowiek. Z kolei Filip Ślipaczek, Polak urodzony w Wielkiej Brytanii, syn żołnierza spod Monte Casino, od lat stara się budować wzajemne zrozumienie i szacunek między dwiema społecznościami, które są mu bliskie: polską i żydowską. Jako siedemnastolatek dowiedział się, że jego babka była chasydzką Żydówką. W swoim liście napisał: „Autor uwstecznia ciężką pracę wielu ludzi zaangażowanych w umacnianie dialogu i zrozumienia między tymi społecznościami”.

Listy do „The Times” wystosowało wielu przedstwicieli instytucji polonijnych, a taże osób prywatnych. Pod tekstem Gilesa Corena na stronie internetowej brytyjskiego dziennika ukazało się kilkadziesiąt komentarzy. W większości polskich, ale nie tylko. Gennady Estraikh z Nowego Jorku napisał: „Jako żydowski pracownik naukowy i dziennikarz zostałem znieważony tym artykułem, który jest niestrawną miksturą ignorancji i hucpy”. Instytut Yad Vashem odznaczył medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” 22 tysiące osób, które ratowały Żydów. Największą, sześciotysięczną grupę „Sprawiedliwych” stanowią Polacy.

Komentarz » 13

Chcąc zachęcić Czytelników „Nowego Czasu” do częstej jazdy na rowerze, dzięki uprzejmośći Transport for London, wręczymy dwóm szczęśliwcom rowery (męski i damski), kaski i kłódki!

KoNKURs! szczegóły na str. 6 feLieToNy

13

Na czasie Postanowiłem się ujawnić. Jestem antysemitą. Nieuleczalnym, bo skoro im bardziej jestem Polakiem, tym bardziej jestem antysemitą, antysemityzmu nie mogę się pozbyć. Nie mogę nagle przestać być Polakiem. Polskość wyssałem z mlekiem matki, a z polskością… Wiadomo.

Czas To pieNiĄdz

21

Ściągnałeś? Uważaj! Lubisz ściągać muzyczne pliki z internetu? Uważaj, listonosz już niesie dla ciebie przesyłkę. British Phonographic Industry postanowiło wytoczyć walkę osobom nielegalnie ściągającym muzykę z internetu. Użytkownicy Vigrin Media są pierwszymi, którzy takie listy dostaną, firma bowiem otwarcie przyznała, iż już rozpoczęła wysyłanie korespondencji.

moim zdaNiem

20

Dziki kraj pamięć o bohaterach powstania Warszawskiego jest wciąż obecna w świadomości młodych polaków. często stanowi ona inspirację dla współczesnego pokolenia twórców, którzy na swój własny sposób przypominają nam ten wyjątkowy czas. na szczególną uwagę zasluguje muzyczna podróż po powstańczej Warszawie w wykonaniu płockiego zespołu lao che. collage marcin piniak

miasto nieposkromione »12 ocalona od wrogów i wyzwolicieli »16 godzina W »17

To co mnie tam spotkało przypomniały mi, że kraj nad Wisłą jest ciągle krajem feudalnym, gdzie klient przychodzi do usługodawcy z karkiem zgiętym poniżej mostka, gdzie urzędnicza szlachta odpowiada nie przed petentami, ale przed swoimi suwerenami, gdzie obywatele istnieją dla instytucji, a nie instytucje dla obywateli.


2|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

Dużo ludzi nie wie, co robić z czasem, czas nie ma z ludźmi tego kłopotu. Magdalena Samozwaniec

listy@nowyczas.co.uk Piątek, 1 sierPnia, Justyna, Piotra 1936 1944

Rozpoczęły się igrzyska olimpijskie w Berlinie. Igrzyska były demonstracją siły faszystowskich władz Niemiec. Wybuch Powstania Warszawskiego.

sobota, 2 sierPnia, kariny, Gustawa 1951

1980

Władysław Gomułka, były I sekretarz PZPR, został osadzony w areszcie domowym w Miedzeszynie. Usunięto go z kierownictwa partii za odchylenie prawicowe latem 1948 r. Prawicowi terroryści podłożyli bombę na dworcu kolejowym w Bolonii. W wyniku zamachu zginęły 84 osoby, a około 200 zostało rannych.

niedziela, 3 sierPnia, lidii, nikodema 1778 1914

W Mediolanie otwarto nową scenę muzyczną La Scala, to jedna z najsłynniejszych scen operowych świata. Niemcy wypowiedziały wojnę Francji, pretekstem był „szereg typowo wrogich ataków” francuskich lotników na terytorium Niemiec.

Poniedziałek, 4 sierPnia, dominika, ProtazeGo 1914 1924

Zajęty przez Niemców Kalisz został zbombardowany i spalony już po przejściu frontu. Na przygraniczne polskie miasteczko Stołpce napadła banda inspirowana przez miejscowe kierownictwo NKWD. W czasie odpierania ataku zginęło dziewięć osób.

wtorek, 5 sierPnia, marii, oswalda 1942

1964

Pisarz Janusz Korczak nie chcąc zostawić swoich wychowanków z sierocińca w warszawskim gettcie, dobrowolnie opuścił getto w transporcie do miejsca zagłady w Treblince. Lotnictwo amerykańskie rozpoczęło bombardowanie Wietnamu Północnego.

Środa, 6 sierPnia, Jakuba, sławy 1806 1831

Cesarz Franciszek II, pod naciskiem Napoleona, zrzekł się tytułu cesarza rzymskiego. To faktyczny koniec Rzeszy rzymsko-niemieckiej. Upadek rządu zwolenników powstania listopadowego, książę Adam Czartoryski opuścił Warszawę.

Czwartek, 7 sierPnia, doroty, kaJetana 1926 1944

Gertruda Ederle jako pierwsza kobieta przepłynęła wpław kanał La Manche w czasie 14 godzin 39 minut. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na emigracji Władysław Raczkiewicz mianował w Londynie swoim następcą Tomasza Arciszewskiego.

Białorusinów ma więcej niż sto lat, wynika ze statystystyk, które tym samym zaliczyły Białorusinów do narodów

669

roślin mięsożernych, można właśnie oglądać w pawilonie zebr Miejskiego Ogrodu Zoologicznego w Łodzi.

50

Czas na nowe mieJsCa! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

szanowna Redakcjo, obserwuję nasze życie na Wyspie i widzę, jak zagubieni w pośpiechu tracimy kolejne atrakcyjne chwile. W pogoni za kolejnym funtem próbujemy hedonistycznie zaspokajać potrzeby urozmaicenia naszego w pubach czy na dyskotekach. Mieszkamy tu, ale odwiedzającym nas gościom nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co warto zobaczyć w mieście, choć Big Bena znamy, czy gdzie pojechać poza miasto – choć i Windsor Castle nie jest nam obcy. Jednak często na tym się kończy nasza znajomość ziem, na których przyszło nam żyć. Oczywiście nie piszę tego, aby zmusić czytelników do uczenia się kart historii Zjednoczonego Królestwa. Niezależnie jednak od tego, czy pobyt nasz na Wyspach będzie dłuższy czy krótszy, warto choć w ograniczonym zakresie zasięgnąć wiedzy z tego tematu. Tym bardziej iż już bardzo blisko stolicy Wielkiej Brytanii możemy otrzeć się o czasy, których nawet wybitni historycy nie potrafią wytłumaczyć. Choćby stonehenge czy avebury. Znamy te nazwy, ale czy mieliśmy szansę te miejsca odwiedzić? Osobiście przyznaję, iż od samego początku miałam w planach odwiedzenie wielu miejsc. Z wielu względów jest to trudne do zrealizowania. Pierwsze moje kroki skierowałam właśnie do stonehenge. To znane miejsce z czasów neolitu i brązu było dla mnie nad wyraz mistyczne I chociaż nie mogłam podejść zbyt blisko, kamienie tworzące krąg sprawiły na mnie ogromne wrażenie. Korzystając z czasu wolnego zwiedziłam jeszcze kilka innych miejsc Wielkiej Brytanii. Wiązało się to z niemałą logistyką, kontrolą transportu, dojazdów, terminów otwarcia odwiedzanych miejsc. Pamiętając, ile energii wkładałam w przygotowanie takich wyjazdów, z wielką przyjemnością przeczytałam maila rozsyłanego przez znajomych, jak pospolity łańcuszek, z zaproszeniem na organizowane wycieczki. List krótki, ale trafiający w sedno: „Jeśli chcesz poznać historię ziem, na których mieszkasz, wejdź na naszą stronę i zapoznaj się z wycieczkami zorganizowanymi dla Ciebie – poznaj historię w małych pigułkach”. Zaciekawiły mnie te informacje i zajrzałam na stronę. Zajmując się projektowaniem stron internetowych, zauważyłam od razu jej prostotę, informacje w niej zawarte powinny przypaść

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Andrzej Krauze, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński; sTaŻ dziennikaRski: Paweł Rosolski, Joanna Bąk

dział MaRkeTingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Justyna Krawczyk (j.krawczyk@nowyczas.co.uk)) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

do gustu wielu odwiedzającym. W ciągu jednego dnia w planach wycieczki jest kilka punktów historycznych, i jako dodatek, w każdej z nich jest czas na relaks bądź innego typu rozrywki. Pływanie łódkami, puntami, grill nad morzem, to jedne z dodatkowych atrakcji. Jest zatem czas na zwiedzanie i na odpoczynek, tak bardzo potrzebny po pracowitych tygodniach. Pozwoliłam sobie sprawdzić informacje dotyczące wartości historycznej zwiedzanych miejsc, i to również wywarło na mnie miłe wrażenie. W kilku słowach ukryto informacje, które ciężko było mi znaleźć przeszukując ogólnie dostępne miejsca. Co jeszcze ciekawsze, pomysłodawca, znany mi już z łam „Nowego Czasu” Kapitan Benge, stara się zaspokoić potrzeby szerszego grona odbiorców. W sierpniu, podczas wakacji szkolnych, możemy oddać dzieci pod jednodniową opiekę Kapitana i podczas kiedy rodzice muszą pracować, ich pociechy mogą zwiedzać Legoland, poznawać dzikie zwierzęta na safari, czy bawić się w parkach zabaw, jak Thorpe Park czy alton Tower. Dla dorosłych też coś się znajdzie. Nie wiedziałam co to drifting, ale i dla fanatyków „palenia gum” wyjazd do znanego miejsca zmotoryzowanych – santa Pod, będzie niewątpliwie atrakcją nie mniejszą niż Europejskie Finały popularnych Dragsterów – pojazdów z silnikami rakietowymi. Innych może zainteresują narty wodne czy spędzenie dnia w rezerwatach przyrody. Jest w czym wybierać czy nawet korzystać z pomysłów wycieczek. Osobiście

już za kilka dni włączam się do zwiedzania hrabstwa Kent z atrakcyjnymi zamkami. Tam też Bernard znalazł kilka ciekawych dodatków. Polecam Wam stronę Rejsbusa. Z niej na pewno dowiecie się więcej. NaTasZa OBRęBsKa

Droga Redakcjo, wybrałam się na sobotni wypad za miasto idąc za śladami na piasku:), czyli za artykułem zamieszczonym w poprzednim numerze „Nowego Czasu” (nr 29/94, 25.07) opisującym Broadstairs. Rzadko opuszczam Wyspy i jedno-, dwudniowe wypady nad urozmaicone brytyjskie wybrzeże nie są mi obce. Nigdy jednak nie byłam w Broadstairs, choć w jego pobliżu jak najbardziej – znam choćby urocze Deal, opisywany w „Nowym Czasie” Herne Bay, Ramsgate czy przeludnione plaże Margate. Zachęcona artykułem wybrałam się więc do Broadstairs. Miejsce wspaniałe i powiedziałabym – dla wszystkich: dzieci mają wiele różnych atrakcji na samej plaży, można spacerować kilometrami wzdłuż wybrzeża piaszczystą plażą, a jeśli ktoś woli suchą nogą czy na rolkach, też można –wzdłuż betonowych promenad. Płaskie, klifowe wzgórza są też znakomitymi punktami widokowymi. Można być na plaży z innymi letnikami, albo uciec w spokojne, prawie że dzikie miejsca. Z Londynu samochodem jechałam tylko półtorej godziny. Naprawdę polecam. JOaNNa KRuK

z teki andrzeJa liCHoty

Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

Formularz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

Czas PublisHers ltd. 63 kings Grove london se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)



4|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Kolejne samobójstwo Polaka

Według danych Association of British Insurers w ciągu ostatnich pięciu lat liczba wypadków spowodowanych przez emigrantów wzrosła o 47 proc. Według danych innej organizacji, sku-

Tekst i fot.:

Grzegorz Borkowski

Dział Prasowy Kancelarii Senatu organizuje konkurs dla dziennikarzy o nagrodę marszałka Senatu RP pt.: „Polacy na ścieżkach świata – blaski i cienie emigracji”. Warunkiem udziału w konkursie jest opublikowanie pracy lub wyemitowanie programu od początku tego roku do 15 sierpnia 2008 r. W konkursowej notce napisano: „Senat RP, który jest opiekunem Polonii i Polaków za Granicą, pragnie lepiej poznać problemy i potrzeby polskiej emigracji po to, by prawo, które stanowi, jak najlepiej służyło ludziom i pomoc oferowana Polonii była zgodna z oczekiwaniami. Celem konkursu jest pokazanie problemów i potrzeb, zwłaszcza najmłodszej polskiej emigracji, poprzez pryzmat losów pojedynczego człowieka i jego rodziny, poznanie motywów i kosztów społecznych emigracji.” Konkurs skierowany jest do dziennikarzy prasy polskiej i polonijnej. Opublikowane materiały należy przesłać do 1 września na adres: Dział Prasowy Kancelarii Senatu, ul. Wiejska 6, 00-902 Warszawa [z dopiskiem na kopercie „Konkurs dla dziennikarzy]. Dziwnie dba o nas Senat RP, który deklaruje, że „jest opiekunem Polonii i Polaków za Granicą” –

konkurs rozpisano na początku 2008 roku, czyli siedem miesięcy temu, a informacja o nim trafia do polonijnych mediów pocztą pantoflową. Sztuka dla sztuki, czy gra pozorów? W statystykach urzędnicy muszą się przecież czymś wykazać.

MOŻESZ TO TO ZROBIC ZROBIĆ MOZESZ JEDNEGO DNIA JEDNEGO DNIA!!!!!!

KA

WYSO ZO

Ubezpieczenie auta w Wielkiej Brytanii jest kosztowne. Gdy dotyczy używanego pojazdu, cena rocznej polisy często dorównuje połowie ceny auta, a czasami ją przerasta. Przerażeni tym użytkownicy często podają w kwestionariuszach ubezpieczeniowych nieprawdziwe dane, by obniżyć cenę ubezpieczenia. – Najczęściej zdarza się to przy pytaniach dotyczących zniżek z tytułu no claims, czyli braku wniosków o odszkodowanie w latach ubiegłych – usłyszeliśmy od polskojęzycznego konsultanta firmy brokerskiej A-Plan, specjalizującej się w ubezpieczeniach i doradztwie ubezpieczeniowym. – Szczególnie jest to łatwe przy tzw. polisach internetowych. Wpisują więc, że nie było w poprzednich latach żadnych wypadków czy odszkodowań, by skorzystać ze zniżki i zapłacić znacznie mniej. Zawrzeć taką umowę jest łatwo, problemy pojawiają się potem, gdy dochodzi do likwidacji szkody. Ubezpieczyciel żąda dowodów na podane w umowie dane, takich jak np. zaświadczenia o bezwypadkowej jeździe od poprzednich, polskich ubezpieczycieli. W przypadku ich braku, polisę uznaje się za nieważną.

Konkurs dla dziennikarzy

DO

D

POLACY W CZOŁÓWCE

Z UBEZPIECZENIEM JAK BEZ

A to oznacza, że za wyrządzone szkody sprawca odpowiada z własnej kieszeni. Do takich sytuacji często dochodzi przez zwykłe nieporozumienie językowe. W wypełnianej w internecie ankiecie jest pytanie o wspomniane zniżki za bezwypadkowość (no claim). Załóżmy, że wypełniający wybiera opcję „0 lat”. Dalej jest kolejne pytanie o to, czy w ostatnich trzech latach spowodował jakiś wypadek i czy występował o odszkodowanie”. Jeśli przeoczy to drugie, rutynowo, jak większość rodaków, którzy nie znają dość dobrze angielskiego, klika „nie”. Wkrótce otrzyma pocztą certyfikat ubezpieczeniowy, zawierający zniżkę za bezszkodową jazdę przez trzy lata. A to już podstawa do unieważnienia polisy w razie wypadku. – W razie jakichkolwiek niejasności, nieważne czy przed, czy po podpisaniu polisy, warto dzwonić do ubezpieczyciela i pytać. To niewiele kosztuje, a pozwoli uniknąć poważnych problemów – słyszymy w A-Plan. Internetowe ubezpieczenia, tzw. direct, są w Wielkiej Brytanii coraz popularniejsze. Dziś szacuje się, że za pośrednictwem internetu podpisuje się około 40 proc. umów. I są to rzeczywiście oferty znacznie tańsze, gdyż odpada koszt pośrednictwa. Porównajmy przykładowe dwie oferty ubezpieczenia. Ubezpieczane auto to absolutne socjalne minimum – ok. 10-letni Nissan Micra z silnikiem benzynowym 0.988, wartości między 500-800 funtów. Kierowca nie ma zniżek bezszkodowych, ale nie uznano go nigdy winnym spowodowania wypadku drogowego. Roczne ubezpieczeniowe minimum (third part, czyli nasze OC) w firmie Zurich wyniesie 350 funtów. To połowa ceny samochodu. A teraz, dla porównania tania, internetowa polisa Tesco Insurance. Przy tych samych warunkach – 220 funtów. Żadnych kłopotów, wszystko załatwione podczas jednej sesji internetowej, polisa przyjdzie do domu pocztą po dwóch dniach.

SKUTE

90

%

NOŒ Æ CZ

Polscy kierowcy na drogach Hampshire cieszą się złą sławą. Częściowo winna temu jest kampania prasowa podczas głośnego procesu 32-letniej Joanny F. Polka w listopadzie 2006 roku, w okolicach Reading, wjechała toyotą pod prąd na rondo i staranowała peugeota, w którym, na tylnym siedzeniu jechała 25-letnia Sheena Grant z 4-letnią córką. Po serii trzech operacji Sheena zmarła. Jej córeczka doznała licznych obrażeń. Polkę skazano na dziewięć miesięcy więzienia. Po tych tragicznych wydarzeniach temat polskich kierowców wraca na łamy lokalnej prasy w Hampshire dość systematycznie. Tego lata powrócił jednak nie za sprawą kolejnej tragedii, lecz wspólnej akcji magistratu Southampton i policji z Hampshire. Przy współpracy z UE Welcome na ulice największych ośrodków miejskich Hampshire trafiają polskojęzyczne ulotki namawiające polskich kierowców do zapoznania się z brytyjskim prawem drogowym, a szczególnie z odmiennymi niż w Polsce zasadami obowiązkowego ubezpieczenia komunikacyjnego.

piającej ubezpieczycieli – Motor Insurers Bureau – w 2007 roku 16,6 proc. wniosków o odszkodowania pochodziło od polskich kierowców. Dalej plasowali się Niemcy i Holendrzy. Wyżej tylko rodzimi kierowcy. Problem z polskimi kierowcami to nie tylko wysoka wypadkowość, lecz także częste przestępstwa ubezpieczeniowe. W Wielkiej Brytanii każdy kierowca musi mieć osobiste ubezpieczenie (nie jak w Polsce, ubezpieczenie samochodu). Brak zrozumienia tej zasady to pierwszy polski grzech – wielu naszych rodaków rutynowo jeździ np. na ubezpieczeniu małżonka. Problem wychodzi na jaw dopiero podczas kolizji czy wypadku. Wśród polskich kierowców często zdarzają się także przypadki odmowy wypłaty odszkodowania, gdyż podane na polisie dane są nieprawdziwe.

BA R

Według danych brytyjskich ubezpieczycieli jesteśmy najniebezpieczniejszą na drogach grupą obcokrajowców. Nasze najcięższe grzechy to nie jazda prawą stroną, wymuszanie pierwszeństwa, przekraczanie dopuszczalnej prędkości, lecz jazda bez ubezpieczenia.

przez Gatwick Express. Również Coroner dr Roy Palmer przyznał, że okoliczności zdarzenia zdają się potwierdzać przypuszczenia o targnięciu się ofiary tragedii na swoje życie. – Wygląda na to, że była to zamierzona próba samobójcza, od której nic nie mogło mężczyzny powstrzymać. Maszynista Christopher Peyto oświadczył, że jechał z prędkością około 30 mil na godzinę, kiedy podjeżdzał do stacji East Croydon. – Kiedy mężczyzna obrócił się w kierunku pociągu, który prowadziłem, przypuszczłem co może się zaraz wydarzyć. Zaciągnąłem hamulce bezpieczeństwa, aby móc zatrzymać się na stacji – powiedział Peyto. Jak wykazało śledztwo nie była to pierwsza próba samobójcza ofiary. Grzegorz Mnich targnął się na swoje życie jeszcze w Polsce skacząc z wysokiego budynku. Próba okazała się nieudana i zakończyła się 6-miesięcznym pobytem w szpitalu. (pr)

!! !

*

Jesteśmy zagrożeniem na drogach

Student z Polski, Grzegorz Mnich, zginął pod kołami pędzącego pociągu Gatwick Express na stacji East Croydon w południowym Londynie. To kolejna informacja o samobójstwie naszego rodaka na Wyspach Brytyjskich w ostatnich kilku tygodniach. Grzegorz Mnich przyjechał do Londynu, aby studiować medycynę na London University i przebywał w stolicy od pięciu miesięcy. Zarówno kamery CCTV monitorujące wydarzenia na stacji West Croydon, jak i relacje świadków zdają się potwierdzać, że tragiczna śmierć Polaka była wynikiem targnięcia sę na własne życie. – Podszedł do krawędzi peronu zaraz po tym, jak upuścił kubek z kawą – powiedział nauczyciel Dulcie Bartolo, bezpośredni świadek tragedii. – Kiedy nadjeżdżał pociąg, mężczyzna wskoczył na tory, obrócił się twarzą w stroną pędzącego pociągu i rozpościerając ręce z uśmiechem na twarzy został uderzony

TERAPIE UZALEZNIEN

ALERGIE BEZBOLESNE TESTY I ODCZULANIE

Zapraszamy przez 7 dni w tygodniu

Do WATFORD oraz na ACTON Ta reklama ukazuje sie co 2 tygodnie.

Potrzebni nauczyciele Komitet organizacyjny Polskiej Szkoły Sobotniej w newry (irlandia Północna) poszukuje nauczycieli. Wymagane wykształcenie pedagogiczne i uprawnienia do nauczania przedszkolnego, wczesnoszkolnego (nauczanie zintegrowane), języka polskiego, historii lub geografii (szkoła podstawowa, gimnazjum, liceum). Formularz zgłoszeniowy można pobrać ze strony: nauczyciele.polska.szkola.pl Dodatkowe informacje: www.szkola.newry.pl


|

nowy czas | 1 sierpnia 2008

czas na wyspie Southampton

Tablica dla Josepha Conrada

WyjazdoWE konSultacjE

Niemowlaków pęd ku polskości So bot ni dzień z Kon su lem RP, zor ga ni zo wa ny przez SOS Po lo nia z So uthamp ton za in te re so wa niem prze rósł naj śmiel sze na wet prze wi dy wa nia or ga ni za to rów. Spośród około 150 osób, które wręcz szturmowały siedzibę SOS, mniej więcej 80 proc. stanowili... rodzice z dopiero co urodzonymi niemowlakami starający się dla nich o polski paszport. – Chcą pojechać do Polski, by pokazać maleństwo dziadkom – opowiada szefowa SOS Polonia w Southampton, Barbara Storey. – Ta fala patriotyzmu naprawdę była dla nas wzruszająca. Do Southampton przyjechało pięciu urzędników z Konsulatu RP w Londynie. Chętnych na spotkanie z nimi pracownice SOS Polonia zapisywały już tydzień wcześniej. Lista spraw do załatwienia przekroczyła 60 punktów. – Najwięcej było wniosków o paszport dla nowo narodzonych emigran-

›› W kolejce po poradę konsularną. Fot. SOS Polonia tów. Dochodziło wręcz do sytuacji zabawnych, gdy np. o paszport prosili rodzice dziecka, które ma sie urodzić za dwa tygodnie – dodaje Barbara Storey. Nieco mniej liczne były grupy rodaków chcących zarejestrować w świetle polskiego prawa małżeństwo z obcokrajowcem, a także osoby chcące zgłosić problem związany z utraconymi polskimi dokumentami. Z obecności przedstawicieli konsulatu skorzystała też policja Hampshire. Jej funkcjona-

riusze odbyli błyskawiczną konferencję na temat sytuacji obywateli polskich mieszkających na terenie hrabstwa. To pierwsze tego typu, i jak zapowiada SOS Polonia – nie ostatnie spotkanie. Dzięki tej cennej inicjatywie konsulatu i wytężonej pracy pracownic SOS oraz wolontariuszy, wielu Polonusów oszczędziło na czasie i kosztach podróży do Londynu.

Grzegorz Borkowski

Pierwszą w Wielkiej Brytanii tablicę ku czci Josepha Conrada odsłonięto w niedzielę, 27 lipca, w miejscowości Stanford-le-Hope w hrabstwie Essex. Wybór miasta nie był oczywiście przypadkowy. Państwo Conradowie zamieszkiwali je od października 1896 roku do października 1898 roku. A damned Jerry-built rabbit hutch – miał krzyknąć Joseph Conrad na widok domu, który dla niego przygotowano. Prawdopodobnie mieścił się przy Victoria Road i został oddany w ręce budowniczego, który miał go przebudować zgodnie z ówczesnymi standardami wygody. Efekt jednak nie zyskał aprobaty przyszłego gospodarza, który wraz z małżonką mieszkał w nim zaledwie pięć miesięcy. Conrad miał wtedy 38 lat, dwa lata wcześniej odszedł ze służby w brytyjskiej marynarce handlowej. Bliskimi przyjaciółmi pisarza byli państwo Hope, mieszkający niedaleko Stanford-le-Hope i to oni polecili te okolice Conradowi, a nawet znaleźli dom, którego remont tak niefortunnie przeprowadzono. Zresztą ów Jerry to być może odnotowany w archiwach niejaki Mr Jerry, znany w Midlandach budowniczy, który stawiał tanie domy. W marcu 1897 roku Jessie George i Joseph Conrad przeprowadzili się do średniowiecznej rezydencji zwanej Ivy Walls,

mieszczącej się przy Billet Lane. Budynek niestety nie przetrwał do naszych czasów, rozebrano go w 1950 roku, stawiając na jego miejscu dom z czerwonych cegieł. To właśnie w murze otaczającym teren, na którym stała rezydencja, wmurowano tablicę upamiętniającą kilka lat życia pisarza spędzonych w Stanford-le-Hope. Conrad, zdaniem badaczy jego twórczości, w Ivy Walls skończył pisać „Lorda Jima” i „Murzyna z załogi Narcyza”, powstały tam też niektóre opowiadania z cyklu „Opowieści niepokojące”. Zdaniem dyrektora lokalnego muzeum miejskiego, Jonathana Cattona, Conrad zdecydował się osiąść w Essex nie tylko za namową przyjaciół, lecz również z powodu łatwego dojazdu do Londynu koleją i możliwości pływania u ujścia Tamizy na swojej łódce Nellie. Kiedy jego żona Jessie George powiła syna, 26 października 1898 roku Conradowie przeprowadzili się do hrabstwa Kent. Tablicę ufundowały lokalne władze samorządowe. Odsłonili ją burmistrz Thurrock, John Everett oraz zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Kulturalnego Anna Tryc-Bromley. W uroczystości wzięła również udział delegacja z Płocka, z którą Stanford-le-Hope ma umowę partnerską.

Elżbieta Sobolewska


6|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na wyspie

tydzień na wyspach Boris Johnson wezwał londyńskich pracodawców do wypłacania pracownikom co najmniej 7,45 funta na godzinę – podał serwis personneltoday.com. Od października 2008 r. minimalna stawka płacy wzrośnie do 5,73 funta za godzinę. Zdaniem rady miasta pensja poniżej 7,45 na godzinę w Londynie generuje ubóstwo. – Wierzę, że nadejdzie dzień, kiedy żaden pracownik zatrudniony w stolicy nie będzie zarabiał poniżej tutejszych standardów minimalnych – powiedział Boris Johnson. Komisja Obrony Izby Gmin zaleciła dowódcom wojskowym sporządzenie analizy skutków ewentualnego dopuszczenia imigrantów z UE do służby w brytyjskich, zawodowych siłach zbrojnych – donosi dziennik „ The Mirror”, który zapoznał się z najnowszym raportem Komisji. Z raportu opracowanego przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej wynika, że w 2007 roku 1299 polskich dzieci trafiło do domów dziecka lub rodzin zastępczych dlatego, że przestali się nimi interesować pracujący za granicą rodzice. Raport powstał na podstawie danych z powiatowych centrów pomocy rodzinie. Polacy, którzy przyjeżdżają do Irlandii coraz lepiej odnajdują się za granicą. Do konsulatu co miesiąc trafia tylko kilka osób, którym nie udało się znaleźć pracy i nie mają za co wrócić do Polski – podał „Nasz Głos”, tygodnik irlandzkiej Polonii. Mirosław Jednoróg (31) zginął w następstwie wypadku samochodowego, do jakiego doszło w niedzielę, 27 sierpnia na trasie A2 niedaleko Luss. Drugi mężczyzna, który ucierpiał w wypadku, w stanie krytycznym został przewieziony do szpitala. Z zeznań świadków wynika, że kierowca w pewnym momencie stracił panowanie nad samochodem, który niebezpiecznie dachował. Pozostała szóstka pasażerów nie odniosła większych obrażeń. W piątek, 25 lipca, Wojciech S. (26) został skazany przez okręgowy sąd karny w Dublinie na siedem lat pozbawienia wolności, z czego dwa lata w zawieszeniu, za próbę przemytu do Irlandii narkotyków – napisał „The Irish Times”. Polak przyznał się do posiadania amfetaminy i konopii indyjskich o czarnorynkowej wartości 40 tys. euro. Aresztowano go na lotnisku w Dublinie 31 sierpnia 2007 roku przy próbie ich przemytu do Irlandii. Mężczyzna oskarżony o zabójstwo 26-letniej Małgorzaty Sobczak, której spalone zwłoki znaleziono 8 maja w okolicy Basingstoke, został znaleziony martwy w swojej celi w więzieniu w Winchester. Śmierć Ziaula Haque'a (27), mieszkańca londyńskiego Camden, była najprawdopodobniej następstwem próby samobójczej.

Darmowy wykład dla znajomych Michael Dembiński z Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej dał we wtorek, 29 lipca, w Polskim Ośrodku SpołecznoKulturalnym wykład pt. „Przyszłość Polaków w Wielkiej Brytanii”. Wiedzą podzielił się przede wszystkim ze swoimi znajomymi należącymi do Koła Członków Indywidualnych Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii oraz stowawrzyszenia TOPAZ, którzy spotkanie to zorganizowali i na które na szczęście przyszli. Bo gdyby nie przyszli, sala byłaby pustawa. Czy tego typu spotkania nikogo nie interesują, czy też nie są dostatecznie promowane? A może promocja im po prostu nie potrzebna, bo odbiorcy polonijnych gazet wykłady, dyskusje i spotkania z ciekawymi ludźmi mają w głębokim poważaniu woląc się wieczorem napić piwa? Był to więc samokształceniowy wykład dla indywidualnych członków Zjednoczenia Polskiego, na który przypadkiem trafiłam. Tego typu spotkania proponują swoim członkom Polish Professionals i Polish City Club. Są na ogół zamknięte, nie ogłaszane w mediach i organizowane w ramach składki członkowskiej. Wygląda na to, że Indywidualiści ze Zjednoczenia Polskiego idą tą samą drogą. Z dyskusji, która odbyła się po wykładzie wynika, że ogłoszenia nie zwabiłyby do POSK-u większej liczby ludzi jak ta, która się pojawiła. Bo, jak mówił jeden z uczestników dyskusji (absolwent politechniki, kieruje grupą budowlańców realizujących remontowe zamówienia wyższej brytyjskiej klasy): – Moich pracowników nie interesuje ani nauka angielskiego, ani integracja, ani takie spotkania. Chcą

zarobić, napić się piwa i wysłać do Polski pieniądze. Nikt i nic nie jest w stanie tego zmienić. Tacy są i tacy mają prawo być. Bo tacy też są Polacy i trzeba to zaakceptować. Jak im

Transport for London

bardziej mokre lato od 1912 roku: od marca 2007 do marca 2008 dziennie jest ich o 20.500 więcej niż w roku poprzednim.

Wygraj rower, będziesz jeździć z klasą! Każdego dnia ponad pół miliona rowerzystów jeździ po stolicy Wielkiej Brytanii. Teraz masz niepowtarzalną szansę, by do nich dołączyć. Statystyki wskazują, że od 2000 roku, kiedy powołano do życia Transport for London (TfL) liczba rowerzystów na głównych drogach Londynu wzrosła o 91 proc. Tego trendu nie powstrzymało nawet naj-

››

Michael Dembiński podczas wykładu na temat przyszości Polaków w Wielkeij Brytanii Fot. Robert Nowakowski

Dopóki nie pojechałem do Polski – powiedział Michael Dembiński – nie wiedziałem co to jest zawiść. Do tych wypowiedzi mają się nijak nawoływania polityków do powrotu i wykorzystywania w kraju wiedzy i doświadczenia nabytego tutaj.

pomóc? Najlepiej w znalezieniu dobrze płatnej pracy, żeby zapewnili rodzinom przyzwoity byt i by ich dzieci mogły się uczyć, by robić w życiu zupełnie coś innego niż ich ojcowie. Znakomitą większość uczestników wykładu stanowili ludzie wykształceni, mieszkający w Wielkiej Brytanii od lat lub tu urodzeni. Pozostali to osoby, które przyjechały na Wyspy kilka lat temu, pracowały w różnych zawodach, lecz rozwijały się i teraz pracują w dobrych firmach za dobre pieniądze. W dyskusji poruszono temat wcześniej zaakcentowany w wykładzie: wracać, czy nie. Ktoś opowiedział historię znajomych, którzy po kilkuletnim stażu w brytyjskich firmach, świetnie wykształceni, z cenionymi tutaj umiejętnościami (skills) wrócili do Polski. Tu, świetnie sytuowani finansowo, tam powoli popadają w panikę,

bo nikt nie chce ich zatrudnić. Kolejna osoba opowiadała o swoich obawach powrotu do Polski. – Tu nawet zawodowa korespondencja mailowa jest inna niż w Polsce. Micheal Dembiński mówił o standardach pracy, relacjach pracodawcapracownik, wykorzystywaniu kadry pracowniczej i jej umiejętności, i każde z tych zagadnień umieszczało Polskę w tyle za Wielką Brytanią. W Polsce młodszy specjalista zazdrosnym i zawistnym okiem patrzy na starszego specjalistę, ten z kolei za nic w świecie nie sprzeda młodszemu swej wiedzy, by za moment nie wygryzł go ze stanowiska. Sytuację tę Dembiński tak podsumował: – Dopóki nie pojechałem do Polski, nie wiedziałem co to jest zawiść. Do tych wypowiedzi mają się nijak nawoływania polityków do powrotu i wykorzystywania w kraju wiedzy i doświadczenia nabytego tutaj. W swoim raporcie o Polsce Edward Lucas, korespondent The Economist napisał: „Polscy pracodawcy, zwłaszcza w sektorze publicznym, w większości spóźnili się na rewolucję w zarządzaniu, która przebiegała w ciągu ostatnich czterdziestu lat. Informacje są zazdrośnie strzeżone, kluczową rolę odgrywa hierarchia, inicjatywa jest niemile widziana albo wręcz karana.” (Gazeta Wyborcza, 22.05.2008). Oficjalną część dyskusji zakończyło pytanie: – Kim będą nasze dzieci, jak będzie wyglądała tożsamość tutejszych Polaków za 25 lat? Było to pytanie ludzi tutaj urodzonych lub będących w dwunarodowym związku. Jego wagi nie potrafią sobie uświadomić imigranci, którzy mieszkają tu ledwie kilka lat, często wciąż jedną nogą w Londynie, drugą w Polsce. Jeśli zostaną, będą je sobie zadawali coraz częściej. A na przyszłość proponuję jednak takie spotkanie przenieść do restauracji POSKlubu, bo przypadkiem może wezmą w nim udział ci, o których we wtorek sporo dyskutowano.

Elżbieta Sobolewska

Chcąc zachęcić Czytelników „Nowego Czasu” do częstej jazdy na rowerze, dzięki uprzejmośći Transport for London, wręczymy rowery (męski i damski), kaski i kłódki – dwóm szczęśliwcom, którzy poprawnie odpowiedzą na pytanie: Ilu rowerzystów jeździ dziennie po Londynie? a) 50.000 b) 500.000 c) 5.000.000 Na odpowiedzi czekamy do 6 sierpnia w godzinach od 11.00 do 17.00 pod numerem telefonu: 0207 6398 507.

Zwycięzcy konkursu zostaną wyłonieni w drodze losowania, a ich nazwiska opublikujemy na łamach „Nowego Czasu” 8 sierpnia.


|7

nowy czas |1 sierpnia 2008

czas na wyspie

W każdej pracy można odnaleźć pasję Najpierw przechodnie pukali się w czoło i mówili, że to dziwak. Teraz o wywiad z nim starają się dziennikarze największych gazet i stacji telewizyjnych. Zbi gniew Kol bec ki, vel Zig gy Dust, pod bił ser ca miesz kań ców za chod niej dziel ni cy Lon dy nu, Chi swick. Z nie odzow ny mi słu chaw ka mi na uszach, w od bla sko wym uni for mie i szpi kul cem do zbie ra nia śmie ci do słow nie sza le je. Kol bec ki po cho dzi z To ru nia, był kie dyś mu zy kiem, po tem lo sy rzu ci ły go do wie lu kra jów świa ta, gdzie imał się najróż niej szych za jęć. Te raz sprzą ta lon dyń skie uli ce. I to jak! W takt mu zy ki, ni czym Mi cha el Jack son z gra cją po ru sza się po przy dzie lo nym do sprzątania mu te re nie. Na Wy spach jest od trzech lat. Wcze śniej był DJ-em, ze gar mi strzem, wresz cie zaczął sprzątać ulice. Ke iran Lo ugh ran, miesz ka niec za chod nie go Lon dy nu mó wi, że Po lak jest po pro stu mistrzem. Twier dzi, że je śli tyl ko znu dzi mu się to za ję cie, na stęp nym na pew no bę dzie ta niec. I to za wo do wy.

O Po la ku sta ło się gło śno, gdy je den z londyńczyków pu ścił do ser wi su Youtu be krót ki fil mik o pra cy Kol bec kie go. I za czę ło się praw dzi we sza leń stwo, bo każ dy chciał zo ba czyć tań czą ce go z miotłą Po la ka. Po ja wi ły się sprzeczne opi nie – wie lu wy ra ża ło oba wy co do bezpieczeństwa, niepokojąc się, by przy pad kiem tan cerz nie wpadł pod au to bus. In ni natomiast za pra sza ją go na obiad czy her bat ę, a tyl ko nie licz ni na śmie wa ją sią ze sty lu, w ja kim Po lak wykonuje swo je dość pospolite za ję cie. – Wszyst ko co ro bię, to wiel ka im pro wi za cja. Sta ram się wy pra co wać wła sny styl – tłu ma czy Zyggy. Do da je, że gdy by nie ta niec, taka pra ca na pew no by mu się już znu dzi ła, bo nie ukry wa, że nie jest to spe cjal nie am bit ne zajęcie. Niemniej jednak do swoich obowiązków pod cho dzi z na le ży tą po wa gą, ele gan cją, wręcz... tań czą co. I tak przez sie dem go dzin dzien nie, sześć dni w ty go dniu. Ji ni Ama ra se ka ra z władz dziel ni cy twier dzi, że jej nie prze szka dza, że Zig gy ma ta ki styl pra cy. Sko ro wy wią zu je się na le ży cie ze swo ich obo wiąz ków, to jak to ro bi, po zo sta je je go spra wą. Podob nie mó wi Mar cus Har ri son, bez po śred ni prze ło żo ny Po la ka. – Je stem z nie go za wo wo lo ny, on jest absolutnie w po rząd ku – po twier dza.

Adam Szlongiewicz

››

Zyggi Dust wywiązuje się należycie ze swoich obowiązków – mówią jego przełożeni. Fot. Paweł Rosolski

Wspomożeni Pol ska agen cja po śred nic twa pra cy oszu ka ła ko lej nych ro da ków, lecz spra wa za koń czy ła się po myśl nie – pra cę za ofe ro wa ły im lo kal ne firmy. Pięć ko biet i dwóch męż czyzn przy by ło z Pol ski do szkoc kiej miej sco wo ści Kirk cal dy. Pol skiej agen cji po śred nic twa pra cy Al ma za pła ci li kwo tę rów ną dwu mie sięcz nym za rob kom, któ re agen cja mia ła im za pew nić przez wy szu ka nie miejsc pra cy. W ofer cie Al my był rów nież zwrot kosz tów po dró ży i za pew nie nie miesz ka nia. Jed nak kie dy po ja wi li się w fa bry ce QAS Co pak, roz ło żo no rę ce – nikt o nich nie sły szał, nie pod pi sy wa no z Al mą żad nych umów. Ich sy tu acją za in te re so wa ły się or ga ni za cje Equ al in Fi fe i FRAE Fi fe, któ re skon tak to wa ły się z lo kal ny mi fir ma mi. Wśród firm, któ re za ofe ro wa ły po moc po szko do wa nym zna la zły się m.in. Ket tle Pro du ce, King dom Ba kers, Con nor Ca te ring, Ab bots ford Ca re Ho me, Le ven Glen Ca re Ho me i Staf f li ne Re cru it ment. Człon ko wie The Fi fe Po lish As so cia tion zor ga ni zo wa li po szko do wa nym spo tka nie z wicekon su lem w Edyn bur gu, Pio trem Lesz czyń skim. Za wia do mie nie o oszu stwie kon su lat prze ka zał pro ku ra tu rze w Tar no brze gu. Wi cen kon sul nie jest jest jed nak prze ko na ny o do ko na niu wy łu dze nia, uwa ża iż do szło ra czej do nie po ro zu mie nia. (es)


8|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

polska

tydzień w kraju SLD i PiS wspólnie poparły weto prezydenta do tzw. ustawy medialnej. Poseł Niesiołowski nie wytrzymał i nazwał szefa SLD Napieralskiego „obłudnikiem, załganym i obrzydliwym hipokrytą”. Wyczyny posła PO Palikota i nazwanie przezeń prezydenta „chamem”, schodzą w cień. Nawet Niesiołowskiego przebił reżyser Kutz, który najpierw twierdził, że po upadku ery Kaczyńskich wróci na Śląsk Heimat, a teraz nazwał braci „trumniarzami, którzy przez cały czas kroczą w kondukcie narodowym” „Rzeczpospolita” wybrała najlepszych polskich eurodeputowanych. Na czele znalazł się Jerzy Buzek, przed Saryuszem-Wolskim (obydwaj PO) i Marcinem Libickim (PiS). Kolejne miejsca zajęli Olbrycht, Rosati, Lewandowski, Szymański, Sonik, Grabowska i Roszkowski. Pomimo oporu posłów PiS i blokowania obrad komisji regulaminowej padł wniosek o odebranie immunitetu Zbigniewowi Ziobrze. PO złamało przy okazji obyczaje sejmowe, ale grunt to popsuć popularnemu politykowi wakacje. PSL chce odpowiedzieć mocnym argumentem na amerykańskie uchwały o oddawaniu przez Polskę mienia zagrabionego przez III Rzeszę i komunistów. Projekt uchwały ludowców chce oskarżyć USA o brak pomocy w agresji hitlerowskiej i zezwolenie na jałtański rozbiór kraju. Oskarżany o korupcję burmistrz Sopotu Jacek Karnowski wrócił do pracy. Koledzy z PO przyjęli go oklaskami i skandowaniem – „Jacek, Jacek”. Radni PiS krzyczeli – „złodzieje”. Tymczasem policja bada przypadki 19 różnych umorzeń spraw dotyczących wcześniej sygnalizowanej korupcji w miejscowym ratuszu. Prezydent spotkał się ze związkowcami ze służby zdrowia w sprawie reformy tego sektora. Związkowcy skarżą się na premiera, bo rząd ich zdaniem złamał zasady dialogu społecznego. Premier blokuje od pół roku mianowanie zastępców prezesa narodowego Banku Polskiego Sławomira Skrzypka. Jest to element nacisku na prezesa, którego powołano jeszcze za rządów PiS. Za Balcerowicza nie do pomyślenia... Partie lewicy podkupują sobie polityków przed wyborami do europarlamentu. Oferty od SdPl i SLD otrzymał Cimoszewicz, SdPl poluje też na polityka Demokratów – Onyszkiewicza, chciałaby także wystawić Piniora, Rosatiego i Hausnera.

słuŻBa ZdRowia

dysKRetna PRywatyZacja

Polak bez opieki lekarskiej Bartosz Rutkowski

Przed wyborami Platforma Obywatelska zaklinała się, że nie będzie żadnej prywatyzacji szpitali. Teraz jednak wszystko idzie w tym kierunku. Opozycja, głównie Prawo i Sprawiedliwość bije na alarm, że przeciętny Polak nie będzie się miał gdzie leczyć. Prawo i Sprawiedliwość zarzuca Platformie, że oszukała pacjentów, przyjmując zapis o prywatyzacji szpitali. Zdaniem PiS nastąpi totalna prywatyzacja wszystkich szpitali i to pod przymusem. Zdaniem posłów PiS „skandaliczny zapis” o prywatyzacji zakładów opieki zdrowotnej uprawnia te placówki do odmawiania udzielenia chorym pomocy medycznej. W wyniku prywatyzacji, do szpitali będą przyjmowani tylko ci pacjenci, których życie jest zagrożone. Na pomoc nie będę mogli liczyć też przewlekle chorzy, na przykład na nowotwory. Przyjmując zapis o prywatyzacji Platforma, nie liczyła się ze zdaniem ekspertów z sejmowej komisji zdrowia. Szef komisji Bolesław Piecha wyróżnił dwa „skandaliczne” artykuły projektu ustawy – 6 i 9. Art. 9 – podkreślił Piecha – zakłada, że szpitale będą mogły funkcjonować „tylko w formie spółek prawa handlowego”.

Według posła nie określono na jakich zasadach będzie się mieszał kapitał prywatny z kapitałem publicznym jednostek samorządu terytorialnego. Drugi z krytykowanych przez PiS zapisów – art. 6 doprowadzi do tego, że pacjenci, którzy będą zgłaszać się do sprywatyzowanych placówek będą przyjmowani wtedy, kiedy będzie zagrożone ich życie. To oznacza, że przewlekle chorzy, onkologicznie chorzy, nie otrzymają tej pomocy. Polska służba zdrowia jest w fatalnym stanie, niedoinwestowana, mszczą się lata zaniedbań. Ale sam Donald Tusk przed wyborami tłumaczył Polakom, ba rysował nawet na tablicy, jak to szybko jego partia i rząd uporają się ze wszystkimi problemami. Potem była fala strajków lekarzy i pielęgniarek, były nawet przypadki ewakuacji ciężko chorych pacjentów ze szpitali. Te dramatyczne sceny widziała cała Polska. I teraz oto pojawia się ulubione hasło liberałów spod znaku Platformy, prywatyzacja jest dobra na wszystko, na reformę służby zdrowia też. Tak mówi opozycja. W Polsce już nastąpiła praktycznie całkowita prywatyzacja usług stomatologicznych. Z badań wynika, że ci najmniej zarabiający nie mają szans na prywatne leczenie zębów. Z chorym zębem czy nawet bez zęba można od biedy żyć. Ale z chorym sercem, nerką czy wątrobą już nie. A na leczenie się w prywatnych klinikach i szpitalach stać będzie tylko kilka procent Polaków. Dla reszty pozostanie niedoinwestowana publiczna służba zdrowia.

Susza i powodzie Kolejne niespokojne lato w Polsce. Na południu ulewy i wichury, na północy i zachodzie susza wypala zboża, płoną lasy. Obfite opady deszczu w górach doprowadziły do spiętrzenia się wód w górskich potokach, za tym poszedł wyższy poziom wód w rzekach na nizinach i podtopienia. Rozległe rozliwiska i rwący nurt rzek wyrządziły szereg strat. Pozrywane mosty, uszkodzone drogi, zalane pola, domy, piwnice, zerwane linie energetyczne, brak łączności telefonicznej, itd. Powodzie pochłonęły dwie ofiary śmiertelne. W północnej i zachodniej Polsce ponad 30-stopniowe upały. Spłonęło kilkaset hektarów lasów i pól uprawnych. (pk)

Litwa zabierze tarczę Valdas Adamkus, litewski prezydent od kilku tygodni, gdy tylko negocjacje polsko-amerykańskie stanęły w martwym punkcie, zaczął na serio rozmawiać z Amerykanami na temat tarczy. Kiedy tylko w Polsce pojawiała się informacja, że Waszyngton mógłby elementy tarczy umieścić na Litwie otoczenie szefa polskiej dyplomacji, Radosława Sikorskiego uspokajało: to tylko taktyka Stanów Zjednoczonych, które chcą wywrzeć na nas nacisk. Teraz otoczenie Sikorskiego nie komentuje kolejnych potwierdzeń. Sytuacja staje się bowiem coraz bardziej klarowna. Do końca sierpnia obecna administracja waszyngtońska chciałaby dopiąć ostatecznie negocjacje w sprawie tarczy. Niekoniecznie z Polską, która – jak się nieoficjalnie mówi – postawiła sojusznikowi tak zaporowe warunki, że wywołało to irytację w Waszyngtonie. Przywódcy Litwy, w przeciwieństwie do ekipy Tuska mówią wprost: chętnie przyjmiemy amerykańską tarczę na swoim terytorium. Nieoficjalnie mówi się, że taka postawa Wilna doprowadzi do ostrego konfliktu na linii Polska-Litwa.(br)

Dziecko umierało, dyspozytorka marudziła Kolejny skandal w polskim pogotowiu ratunkowym. W Nowym Sączu lekarz wezwał karetkę do konającego dziecka, ale dyspozytorka pogotowia zamiast karnie wysłać ambulans, weszła w dyskusję z lekarzem na temat racjonalności wysyłania karetki. 12-letni chłopiec zmarł, bo na czas nie udzielono mu należytej pomocy. Skandal o tyle wielki, że tego typu zdarzenie, w dobie komputeryzacji i rzekomo rosnącego dobrobytu w ogóle miało miejsce. Sprawę ujawnił dziennik „Polska”, który dotarł do zapisu dźwiękowego rozmowy lekarza z dyspozytorką pogotowia ratunkowego. Lekarz ze szpitala w Krynicy wezwał karetkę, ponieważ w oddalonym o 40 km Nowym Sączu znajdował się lepszy sprzęt, który być może mógł uratować 12-latka przygniecionego bramką piłkarską. Chłopiec doznał m.in. urazu serca. Dyspozytorka odmówiła przysłania karetki, ponieważ jak tłumaczyła, posiada tylko jedną i w razie wypadku nie będzie miała kogo wysłać. Według lekarza kwestia trans-

portu dziecka do Nowego Sącza to zaledwie 40 minut. Dyspozytorka była jednak nieugięta. Rozmowa trwała 12 minut, w trakcie których dziecko umierało. Ostatecznie, po konsultacji dyspozytorki z dyrekcją pogotowia karetkę wysłano. Dziecko do Nowego Sącza dojechało, ale... martwe. Sprawą zajęła się prokuratura, która dokładnie ustali, czy zawiniła temu dyspozytorka. Sprawdzone zostanie również to, dlaczego nie wezwano śmigłowca ratunkowego. Sprawdzonych zostanie szereg innych aspektów sprawy. Życia to jednak 12-latkowi nie przywróci. Zadziwiające i zarazem przerażające jest to, że to nie pierwszy taki przypadek, gdy dyspozytor pogotowia ratunkowego odmawia reakcji i nie wysyła karetki, ponieważ jak twierdzi, nie będzie miał kogo zadysponować w razie wielkiego wypadku. Zmarło dziecko, a szefostwo pogotowia poinformowało w środę, że nie poczuwa się do winy.

Przemysław Kobus


|9

nowy czas | 1 sierpnia 2008

polska

40/4 Prawie 40 mln złotych było do wygrania w tym tygodniu w polskim lotto. To historyczna kwota, jaka pojawiła się w kumulacji. Nie było jednego szczęśliwca, była ich czwórka. Teraz muszą podzielić się wygraną. Wychodzi po ok. 10 mln złotych. Takiego szału przed kolekturami lotto w Polsce jeszcze nie było. Początkowo spodziewano się, şe kumulacja sięgnie 35 mln złotych, ale wiara w wygraną i chęć spełnienia marzeń przez miliony Polaków pchnęły ich do zakupu kolejnych kuponów z zaznaczonymi „szóstkami�. Wygrać chciały miliony, udało

się czterem osobom. Szczęśliwe kupony zostały złoşone w kolekturach w Toruniu, Piotrkowie Trybunalskim, Białymstoku i Kozach koło Bielska-Białej. Szczęśliwe liczby na miarę blisko 40 mln złotych to: 2, 6, 15, 25, 29, 30. Teraz zwycięzcy mają 60 dni na zgłoszenie się po odbiór nagród. Prawdopodobnie uczynią to cicho, bez zbędnego rozgłosu – po co bowiem kierować na siebie wzrok połowy Polski, przecieş z gratulacjami nikt nie będzie śpieszył. Wtorkowa kumulacja w lotto – na co chyba naleşy zwrócić uwagę – w jakimś stopniu oşywiła Polaków, dała wiarę i nadzieję na lepsze jutro. Staliśmy w olbrzymich kolejkach do kolektur, w największym słońcu i upale, ale nikt nie narzekał, nikt nie marudził. Do godziny 22.00, do czasu losowania, mogliśmy odkryć w sobie olbrzymie pokłady pozytywnego myślenia. Po 22.00... czterem osobom uśmiech z twarzy nie schodził. (pk)

ustawa o mediach

sLd w centrum uwagi

Platforma przegrała bitwę z weto Przemysław Kobus

1:0 dla prezydenta w bitwie o media publiczne w Polsce. Lecha Kaczyńskiego niespodziewanie i w gruncie rzeczy bez jakiegoś specjalnego uzasadnienia wsparł Sojusz Lewicy Demokratycznej, który w trakcie głosowania nad odrzuceniem prezydenckiego weta do ustawy medialnej, wstrzymał się od głosu. Nawet najwierniejszy lewicowy elektorat nie potrafi pojąć decyzji Sojuszu. Platforma Obywatelska, która forsowała ustawę mówi dzisiaj, şe największym przegranym głosowania jest SLD. I ma w tym trochę racji. Ustawa medialna autorstwa PO, miała moşe nie tyle usprawnić czy odpolitycznić mechanizmy powoływania kadr zarządzających w mediach publicznych (a te, to nie tylko Telewizja Polska i Polskie Radio w Warszawie, ale i 17 oddziałów terenowych w kraju), co pozwolić na usunięcie ze stanowisk powołanych jeszcze za rządów Prawa i Sprawiedliwości ludzi wywodzących się nie tylko z PiS, ale i Samoobrony czy Ligi Polskich Rodzin. Właśnie osoby z rekomendacji tych partii trafiły do rad nadzorczych czy zarządów medialnych spółek Skarbu Państwa. Z racji tego,

şe większość powołanych nie miała wcześniej nigdy nic wspólnego z mediami, zarządzanie mediami publicznymi stało się nieudolne i te zaczęły przegrywać w walce o odbiorcę z mediami komercyjnymi. Na przykład część szefów mediów regionalnych postawiła sobie za punkt honoru wyrzucenie wszystkich dziennikarzy, którzy w jakikolwiek sposób kojarzą im się ze „starym układem�. Takie myślenie doprowadziło do zwolnienia wielu znakomitych głosów radiowych, postaci z telewizji publicznej, doprowadziło teş do zamieszania, jakie mediom jest w ogóle niepotrzebne i nie licuje z powagą dziennikarskiego rzemiosła. Inna sprawa, şe dyskretna cenzura stosowana przez „nowych� pisowskich włodarzy, pozwalała i pozwala do dzisiaj na kształtowanie w mediach publicznych określonego wizerunku poszczególnych partii. Dlatego teş, o obiektywizmie „Wiadomości� w TVP mówi się z uśmiechem na twarzy, a zapraszani do programów publicystycznych goście wydają się jakby odpowiednio dobrani tak do myśli przewodniej prowadzącego jak i do myśli partyjnej. Ustawę autorstwa PO, PiS juş dawno określiło zamachem na wolne (sic!) media w Polsce. Prezydent ustawę zawetował, a w utrzymaniu weto pomogli posłowie lewicy. SLD wstrzymało się od głosu, a Grzegorz Napieralski, nowy szef SLD nie potrafił nigdy racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego tak postąpiono. Przypomnijmy tylko, şe SLD było dotąd przeciwne „kolesiowskim� i „partyjnym� układom w mediach publicznych. Okazało się jednak, şe nie tak do końca. Media (te prywatne) w Polsce spekulowały juş na dobry miesiąc przed głosowaniem, şe SLD nie poprze PO w odrzucaniu weta, bo otrzymało

dover-francja promy taniej

0844 847 5040

tydzień w kraju Według CBOS 52 proc. Polaków chce, aby prezydent Lech Kaczyński podpisał traktat z Lizbony. Agora skarşy się do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, şe posłowie tego ugrupowania nie chcą wykonywać wyroków sądowych i przepraszać „Gazety Wyborczej�. Nic dziwnego. Dla przykładu przeprosiny, które ma opublikować na 3 stronie pisma Jacek Kurski kosztują około 60 tys. zł. Minister edukacji Katarzyna Hall ma nowy pomysł. Chce, by lektora czytającego dialogi filmowe zastąpiły wersje oryginalne z napisami. Projekt ma polepszyć znajomość języka angielskiego. A co będzie jak w kinematografii obudzą się Chińczycy? Sadownicy protestowali przed ministerstwem rolnictwa. Chodzi o ceny skupu wiśni, za które przetwórnie płacą nawet po 70 gr i jabłka (20 gr za kg).

Grzegorz Napieralski z nieliczącej się SLD stał się politykiem decydującym o wynikach głosowania w Sejmie. propozycje dotyczące objęcia pewnych stanowisk we władzach mediów publicznych. SLD temu zaprzeczyło, ale juş najblişsza przyszłość pokaşe, czy obok działaczy LPR-u, Samoobrony i PiS-u w mediach państwowych nie zasiądą obecni działacze SLD. Dziwne to było posunięcie, tym bardziej, şe ustawa Platformy przewidywała zniesienie obowiązku uiszczania abonamentu RTV dla emerytów i rencistów, a więc najzagorzalszych jeszcze orędowników lewicy w Polsce. Dzisiaj elektorat nie szczędzi liderom Sojuszy niewybrednych określeń i komentarzy.

Znani piłkarze Polonii Świerczewski i Majdan mieli po pijanemu pobić w Mielnie policjantów. Piłkarze twierdzą, şe było odwrotnie. Poza tym liga przełoşona, więc kopacze się nudzą. Cała wina powinna spaść na PZPN. Ten zresztą teş przedłuşył o miesiąc swoje wybory. Powtórka z Rospudy. Budowa E16 przez środek Mazur wywołuje obawy ekologów. Droga Mrągowo-Orzysz przetnie jezioro Tałty. Lepiej się ma budowa centrum nauki na bulwarze wiślanym w Warszawie. Centrum Kopernik, pierwsze takie w Polsce, ma być gotowe w 2010. Koszt – 337,5 miliona zł. Według ocen ekonomistów, jeśli UE nie zrezygnuje z wymagań ekologicznych, to ceny energii elektrycznej wzrosną z obecnych 173 zł w tym roku do 314 zł w roku 2012.

25

* GBP

7ARUNKI I POSTANOWIENIA #ENA ĂŁ DOTYCZY WYBRANYCH REJSĂŠW POZA OKRESEM SZCZYTU DO DNIA /BOWIÂ?ZUJE OPŠATA W WYSOKOuCI ĂŁ W PRZYPADKU ZMIAN W REZERWACJI #ENA MO–E ULEC PODWY–SZENIU W NASTĂ PSTWIE DOKONANIA ZMIAN W REZERWACJI :APŠACONE REZERWACJE NIE PODLEGAJÂ? ZWROTOWI /FERTA DOSTĂ PNA DO WYCZERPANIA BILETĂŠW ORAZ JEST WA–NA JEDYNIE JAKO CZĂ u½ REZERWACJI DOKONANEJ NA PODRʖ W OBIE STRONY $ODATKOWE OPŠATY OBOWIÂ?ZUJÂ? W PRZYPADKU WSZYSTKICH INNYCH REJSĂŠW /BOWIÂ?ZUJÂ? WARUNKI .ORFOLKLINE


10|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

wielka brytania świat

tydzieĹ„ w skrĂłcie Olimpiada w Pekinie okazuje siÄ™ najdroĹźszÄ… imprezÄ… tego typu w historii. KosztowaĹ‚a juĹź 22 mld dolarĂłw. Dla porĂłwnania igrzyska w Atenach zamknęły siÄ™ sumÄ… 15,9 mld, w Sydney byĹ‚o to 6,5 mld dolarĂłw australijskich, a w Atlancie 5,1 mld. UwzglÄ™dniajÄ…c inflacjÄ™, najtaniej byĹ‚o w w 1992 roku w Barcelonie, gdzie koszty wyniosĹ‚y 0,03 mld dolarĂłw. Kandydat DemokratĂłw na prezydenta USA Barack Obama podbiĹ‚ sobie najpierw NiemcĂłw, a później FrancuzĂłw. Wizyta w Londynie byĹ‚a zakoĹ„czeniem kampanii wyborczej poza granicami USA. TrybunaĹ‚ Konstytucyjny Turcji debatowaĹ‚ nad delegalizacjÄ… rzÄ…dzÄ…cej Partii SprawiedliwoĹ›ci i Rozwoju. Popiera jÄ… blisko 50 proc., ale armia i niektĂłrzy politycy uwaĹźajÄ…, ze wĹ‚adza chce podkopać reformy Attaturka i wprowadzić rzÄ…dy kryptoislamskie. Zatrzymany w Serbii Radovan KaradĹźić trafiĹ‚ juĹź do Hagi. OdwoĹ‚ania adwokatĂłw odrzucono w tempie ekspresowym. Prezydent Rosji Dmitrji Miedwiediew chce wymienić kilkunastu gubernatorĂłw na mĹ‚odszych. Polecieć ze stanowiska ma takĹźe mer Moskwy Jurij Ĺ uĹźkow. W Iraku coraz częściej dochodzi do samobĂłjczych zamachĂłw, ktĂłrych autorkami sÄ… kobiety. Policja i wojsko okazujÄ… siÄ™ bezradne. PokĂłj pomiÄ™dzy TajlandiÄ… i Kambodşą wisi na wĹ‚osku. Obydwie strony spierajÄ… siÄ™ o tereny, na ktĂłrych leşą ruiny zabytkowej Ĺ›wiÄ…tyni Preah Vihear. Raul Castro zawiĂłdĹ‚ osoby popierajÄ…ce ewolucyjne zmiany na Kubie. Z okazji Ĺ›wiÄ™ta rewolucji wrĂłciĹ‚ do starej retoryki i grzmiaĹ‚ na kapitalistĂłw. Podobno samopoczucie „starej gwardiiâ€? polepszyĹ‚o siÄ™ dziÄ™ki pomocy materialnej i dostawom ropy od towarzysza Hugo Chaveza z Wenezueli. SondaĹźe przeprowadzone w Irlandii mĂłwiÄ…, ze tamtejsi eurosceptycy rosnÄ… w siĹ‚Ä™. W czerwcu stanowili 53 proc., teraz ich liczba wzrosĹ‚a do 62 proc. Parlament Macedonii zatwierdziĹ‚ rzÄ…d premiera Grujewskiego. Opozycja gĹ‚osowanie zbojkotowaĹ‚a. Priorytetem wĹ‚adzy ma być integracja z NATO i UE. Na Ukrainie opublikowano listÄ™ nazwisk osĂłb odpowiadajÄ…cych za Wielki GĹ‚Ăłd w latach 1932-33. Komitet Organizacji Ĺťydowskich na Ukrainie oskarĹźyĹ‚ jej autorĂłw o... antysemityzm. PoszĹ‚o m.in. o uĹźycie podwĂłjnych nazwisk sowieckich oficjeli, np. Genrych

pARtiA pRAcy

kRyzys pARtyjno-RzÄ…doWy

Otwarcie Davida Milibanda Ja chcÄ™ Adam Wojnicz

Minister spraw zagranicznych David Miliband opublikował w dzienniku „The Guardian� artykuł, który moşna nazwać programowym. Rzecznik prasowy Downing Street utrzymywał, şe wystąpienie ministra nie było zaskoczeniem, zaznaczył jednak, şe przesłanie artykułu moşe być niekorzystnie dla premiera Gordona Browna interpretowane. David Miliband nie kryje swojego rozczarowania spowodowanego niezdecydowaną polityką rządu i stanem, w jakim znalazła się Partia Pracy. Ostatnia spektakularna przegrana w wyborach uzupełniających w Glasgow potwierdza pogarszające notowania rządzącej partii. Zdaniem obserwatorów minister spraw zagranicznych w rządzie Browna zapoczątkował tym samym rywalizację o przywództwo w Partii Pracy. Zwolennicy Milibanda, w tym kilku ministrów, rozpoczęli nieformalne rozmowy z laburzystowskimi posłami w celu pozyskania jak największej liczby zwolenników. Nawiązując do trzech ostatnich zwycięstw wyborczych David Mili-

band podkreĹ›liĹ‚, Ĺźe nie byĹ‚a to tylko zasĹ‚uga programu politycznego, ale rĂłwnieĹź sposobu uprawiania polityki, czemu nie potrafi sprostać rzÄ…d Gordona Browna. Do najwiÄ™kszych bĹ‚Ä™dĂłw obecnego gabinetu Miliband zaliczyĹ‚ opóźnianie reformy sĹ‚uĹźby zdrowia i decentralizacji wĹ‚adzy. W najbliĹźszych tygodniach planowane sÄ… kolejne publiczne wystÄ…pienia ministra spraw zagranicznych obliczone na pozyskanie zwolennikĂłw

BEZ NOWEJ KARTY SIM

i sprawdzenie na ile alternatywny program najmłodszego członka rządu zyskuje aprobatę poza kręgami partyjnymi. Nie wiadomo, jak długo inicjatywa ministra będzie tolerowana przez premiera. Zwolnienie go w obecnej sytuacji przez osłabionego premiera jest mało prawdopodobne, i jak podkreślają obserwatorzy sceny politycznej, wykorzystał to David Miliband. Nie bez znaczenia jest teş wcześniejsze ustępstwo Gordona Browna wobec şądań związków zawodowych, których wpływy ograniczył Tony Blair zapewniając Partii Pracy większą niezaleşność i skuteczność rządzenia. Powrót do dominacji związków zawodowych w ustalaniu polityki Partii Pracy moşe spowodować utratę władzy, co równieş mogło być przyczyną wystąpienia Davida Milibanda. Zgodnie z postulatami związków zawodowych Gordon Brown zobowiązał się obnişyć wiek uprawniający do otrzymywania ustawowego minimum wynagrodzenia (£5,52) do 21 lat. Z podniesionej o 1 funta stawki skorzysta ponad 50 tys. pracowników. Ustępstwa najbardziej zaskoczyły ekonomistów, którzy nadal ostrzegają przed pogarszającym się stanem ekonomii i braku jakichkolwiek interwencji ze strony rządu. Zwiększenie kosztów zatrudnienia w obecnej sytuacji ekonomicznej, twierdzą zgodnie eksperci, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Z pewnością utrudni wychodzenie z recesji.

BEZ UKRYTYCH OPLAT

:\ELHU]

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³šczenie. Do³aduj T-Talk z komórki wybierz Do³aduj T-Talk przez internet* 0208 497 4029 & 1 po £5 kredytu. na www.auracall.com/polska

Polska 2p/min Polska 7p/min

1.6p/min 5.5p/min

www.auracall.com/polska

Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET Infolinia: 020 8497 4698

Tanie Rozmowy!

T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. *Pence a minute quoted are based on extra credit gained from £20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

świeşego powietrza!

To były prawdziwe chwile grozy, wręcz horror, który przy niesprzyjających okolicznościach mógł zakończyć się tragedią. Na szczęście wszystko skończyło się tylko przymusowym lądowaniem brytyjskiej maszyny na lotnisku we Frankfurcie nad Menem. A to z powodu dwóch pijanych Angielek, z których jedna chciała otworzyć drzwi w samolocie, gdy ten był na wysokości dziesięciu kilometrów, druga zaś z butelką po alkoholu szarşowała na kabinę pilotów, by porozmawiać z załogą. Po dramatycznej szarpaninie, pasaşerowie oraz członkowie załogi w końcu opanowali i obezwładnili obie pijane panie w wieku 26 i 27 lat, a na awanturnice czekali juş na lotnisku niemieccy policjanci. Wielu pasaşerów tego lotu z greckiej wyspy Kos do Wielkiej Brytanii zaczęło popijać zaraz po starcie samolotu. Ale te dwie Brytyjki upiły się najszybciej i one okazały się najbardziej agresywne. Miały ze sobą spory zapas alkoholu kupiony w strefie wolnocłowej, a jedną z pustych butelek po wódce chciały uşyć jako broni. – W pewnej chwili przypominało to prawdziwe piekło – wspomina upiorny lot jeden z 214 pasaşerów, jacy byli na pokładzie tego samolotu. – Jedna z tych pań starała się za wszelką cenę otworzyć drzwi. Zamarliśmy ze strachu, bo nikt nie miał pojęcia, czy uda się jej to karkołomne zadanie czy nie. Kiedy coś zatrzeszczało koło drzwi wielu wiedziało, şe za chwilę będzie dekompresja, şe ludzie będą jak kamyki wypadali w przestworza. – Ja chcę świeşego powietrza – krzyczała Brytyjka. Po chwili rzucili się na nią pasaşerowie, a w tym czasie pilot nadawał dramatyczny komunikat do najblişszych lotnisk prosząc o umoşliwienie mu szybkiego lądowania. Lot XLA 237 do Manchesteru musiał być przerwany. Jako pierwsze odpowiedziało lotnisko we Frankfurcie nad Menem. I tam teş osiadła angielska maszyna Boeing 737. – To była niezwykle groźna sytuacja, w pewnych okolicznościach moşe bowiem dojść przez takie szarpanie do otwarcia drzwi samolotu, a wtedy lepiej nie myśleć, co by się stało – mówił rzecznik niemieckiego lotniska, który dodał, şe konieczne było dotankowanie maszyny, co w sumie wydłuşyło lot o prawie dwie godziny. Rzecznik linii lotniczych XL Airways, z siedzibą w Gatwick, oświadczył, şe firma wystąpi przeciwko obu kobietom o odszkodowanie za przerwany lot. Czeka je równieş sprawa karna, bo dopuściły się sprowadzenia niebezpieczeństwa dla şycia wielu ludzi. Przez kilka najblişszych lat na pewno nie wsiądą na pokład şadnej maszyny.

Bartosz Rutkowski


|11

nowy czas | 1 sierpnia 2008

wielka brytania świat PRzyRodni BRat czaRnoskóRego Polityka:

wielka BRytania

weston-suPeR-MaRe

Wiedziałem, że Barack Spłonęło najdłuższe molo zajdzie wysoko Żyje sobie spokojnie w bardzo skromnym domu w angielskim Bracknell, ale już niedługo będzie mógł jeść posiłki ze swoim przyrodnim bratem w... Białym Domu. O takim dniu już marzy 37-letni Bernard Obama. – Jestem dumny ze swojego brata – powtarza Bernard, który mieszka razem ze swoją mamą, 67-letnią Kezią. Bernard na co dzień mieszka w Nairobi w Kenii, tam też ma swoją firmę sprzedającą części samochodowe. Do Wielkiej Brytanii przyjeżdża często. Kezia wyszła za mąż za Obamę seniora w Kenii, gdy była jeszcze nastolatką. Potem on wyjechał do Stanów Zjednoczonych, ożenił się z Ann Dunham, która urodziła mu syna, o którym mówi teraz cały świat. Obama senior zginął w wypadku samochodowym w Kenii w roku 1982. Barack Obama miał wtedy 21 lat, Bernard 12. Ich ojciec opuścił Kenię w roku 1959, gdy dostał stypendium w USA. Kezia była wtedy w trzecim miesiącu ciąży z córeczką Aumą. Miała też już rocznego synka. Stary Obama poznał Ann na Hawajach i to ona urodziła w sierpniu 1961 roku Baracka. Potem stary Barack wrócił do Kenii, do Kezii, która urodziła mu dwóch synów:

w roku 1968 Abo i dwa lata później Bernarda. – Ojciec tak szybko odszedł, że nie zdążyłem go nawet dobrze poznać, Barack zresztą myślę też – wspomina Bernard. – Pierwszy raz spotkałem Baracka jak miałem 17 lat. On był wtedy w Kenii i kiedy mu się tak przyglądałem wiedziałem od razu, że jest to ktoś, kto pewnego dnia zajdzie bardzo daleko. Kiedy Obama wpadł teraz na kilka dosłownie godzin do Londynu, nie spotkał się ze swoim bratem. Nie miał czasu, a może po prostu nie chciał. – Ja jestem wielkim fanem zespołu Manchester United, Barack pewnie zakochany jest w basketballu – mówi brat człowieka, który ma szansę zostać najpotężniejszym człowiekiem na kuli ziemskiej. Bernard przeszedł 18 lat temu na islam. – Kiedyś ojciec powiedział mi: jesteś muzułmaninem. Nie zapieram się absolutnie tego, wyrosłem w tej religii tak jak tata – mówi Bernard i dodaje, że jego brat Barack jest z kolei chrześcijaninem. To, co niektóre amerykańskie gazety wyprawiają, gdy pokazują go jako wojującego islamistę to jedno wielkie nieporozumienie, wyrządzają mu ogromną krzywdę.

Bartosz Rutkowski

Osiemdziesięciu strażaków nie zdołało ocalić najdłuższego mola w Wielkiej Brytanii. W ciągu 80 min. konstrukcję mola w Weston-super-Mare w Somerset zniszczyły płomienie. Paradoksalnie akcję ratowniczą utrudnił brak wody, spowodowany odpływem. Grand Pier, zbudowany w 1904 roku był największą atrakcją turystyczną w Weston. Kilka lat temu został odbudowany za cenę 1 mln funtów. Był symbolem Weston – podkreślają mieszkańcy. W ciągu 80 min. kilkaset osób straciło pracę i rodzinne interesy działające na molo. – To prawdziwa tragedia, w środku bardzo dobrego sezonu – mówił o pożarze burmistrz miasta Andrew Horler. Pożar spowodowała smażalnia frytek, na szczęście nie było ofiar. Właściciele mola zapewniają, że zrobią wszystko, żeby go odbudować. (as)

Koniec morderstwa w afekcie Traktowanie „morderstwa w afekcie” ulgowo przez brytyjski wymiar sprawiedliwości przestanie być możliwe po wprowadzeniu nowych przepisów, które nie uwzględniają okoliczności łagodzących typu zdrada czy prowokacja. Nowe przepisy mają przede wszystkim chronić kobiety, które najczęściej są ofiarami domowej przemocy. Jak powiedziała minister ds. kobiet Harriet Harman morderstwo jest morderstwem, często z premedytacją zaplanowanym aktem zemsty wobec partnera.

tydzień w skrócie W wyniku gwałtownych burz i powodzi na Ukrainie zginęły 23 osoby. W Kijowie obchodzono 1020-lecie chrześcijaństwa. Z tej okazji na Ukrainę przybył m.in. patriarcha z Konstantynopola Bartłomiej I, co nie spodobało się patriarchatowi Moskwy. Tylko 3 proc. ankietowanych anglikanów uważa, że homoseksualizm nie jest grzechem. W Kościele anglikańskim „nadbudowa wyraźnie się jednak oderwała od bazy”. Wyświęcanie kobiet, ale także gejów spowodowało, ze anglikanizm stanął w obliczu rozłamu. Libia wstrzymała dostawy ropy do Szwajcarii. Embargo przeprowadzono po tym, jak Szwajcarzy zatrzymali syna Kadafiego Hannibala, który razem z żoną bił swoją służbę. Rząd Niemiec podwyższa dodatki rodzinne na dzieci. Podwyżka wspiera szczególnie rodziny wielodzietne. Rosyjski koncern Łukoil wykupił turecką firmę Akpet (5 proc. miejscowego rynku paliw). Na Słowacji od 24 sierpnia ceny wszystkich towarów mają być obowiązkowo podawane w koronach i w euro.


12|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Miasto nieposkromione Krystyna Cywińska

Budowali ją i upiększali ją z miłością. Była dumą narodu. Śpiewali o niej uliczni trubadurzy. Pisali o niej wiersze liczni poeci. Pastwili się nad nią zaborcy. Lustrowali jej dzieje historycy. A moje pokolenie oddało jej swoją młodość.

Tę młodość trudną i chmurną. Ofiarną i bohaterską. Młodość z przygodami, w walce o swoje miasto, Warszawę. Nieposkromioną, niezwyciężoną, promieniami okrytą i sławą. Można sobie chyba pozwolić na mały liryczny patos z okazji kolejnej rocznicy Powstania. Mały patos, bez patologicznych już uniesień i dramatycznych wspomnień. I bez wielkich słów o patriotyzmie i miłości do ojczyzny i swego miasta. Bo to już odległa przeszłość. Przeszłość obrosła legendami i mitami. A żaden z tych mitów i żadna z tych legend nie dorasta do tej przeszłości. I nie dorasta do rzeczywistości wtedy przed laty. Powstańcza przeszłość przerosła nas wszystkich. Tych, którzy ją tworzyli i przeżyli. I tych, którzy padli w powstańczym porywie. Nikt z nas, wtedy ani dziś, nie zdawał sobie sprawy z ogromu tych daremnych poświęceń. Wszystko przeminęło z wiatrem. Jest to powiedzenie inspirowane biblijnym psalmem: Ledwie wiatr człowieka muśnie, a już go nie ma. Tych, których dawno już nie ma, zmiótł wicher naszej historii. A niedobitki zmiata czas. To ich rocznica związana nierozerwalnie z ich miastem Warszawą. W parę lat po Powstaniu Konstanty Ildefons Gałczyński napisał o Warszawie wiersz. Sentymentalny i raczej banalny. Nie mógł wtedy pisać

inaczej. Bo były to czasy terroru, zakłamywania historii, opluwania AK-owców i doktrynerskiej cenzury. Musiał poeta pominąć cały ładunek polityczno-patriotyczny, więc rzewnie napisał: „Choćbyś morzem żeglował, choćbyś lądem wędrował, nie wiem, jaką krainą ciekawą. Ona weźmie cię w dłonie, sen ją w nocy przypomni i jak dziecko zawołasz: Warszawo! Wielu z nas przez lata śniła się ta Warszawa. Dawna, przedwojenna, niezburzona. Niezrównana z ziemią jak starożytna Kartagina. Podobno Hitler zapatrzony w historię Rzymskiego Imperium krzyczał: Warszawa musi być zburzona! Tak jak rzymski mąż stanu i pisarz Katon Starszy wołał o zburzenie Kartaginy. Wszystko się powtarza. Więc śniła się nam ta dawna Warszawa. Spacery po Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu, zawsze w słoneczne dni. W tłumie zawsze eleganckich ludzi. Zasiadających przy stolikach kawiarnianych, przy małej czarnej i pączku. Rozprawiających o polityce i literaturze. A potem, zawsze w noce księżycowe wracających z teatru po kolacyjce w restauracji do wygodnych, mieszczańskich domów. No i te warszawskie spotkania towarzyskie. Rozgadane, beztroskie, radosne. Taka nam się śniła Warszawa. Ta przedwojenna. A jaka była naprawdę? Pisze o niej Antoni Słonimski

w jednym ze swoich przedwojennych felietonów. A pisze tak: „Pod kolorową polichromią domów staromiejskich kryją się nory ludzkie. Zapluskwione, cuchnące brudem i wilgocią. Po głównych ulicach miasta ciągną smrodliwe wozy ze śmieciami. W letnie gorące noce wiatr roznosi te zapachy nędzy Powiśla do straszliwych klatek napełnionych ludźmi na Franciszkańskiej, Dzikiej, Krochmalnej. W tej stolicy wielkiego kraju, pierwszorzędne lecznice prywatne nie mają w pokojach bieżącej wody. Okna zakładu dla obłąkanych wychodzą na praski Luna-park. Na rogu Alei i Marszałkowskiej w samym środku miasta stoi tłum obdartych przekupniów i całe dywizje pieszych prostytutek. I dalej, cytując Słonimskiego: „Brzydota Warszawy wyłania się z oczu, ze słów i obyczajów jej mieszkańców. W słownictwie warszawskim króluje niepodzielnie jedno powszechne kurwa twoja mać”. Wyraża to i niechęć, i podziw, i nudę, i zadowolenie. Jak kochać Warszawę? Inaczej ją trzeba kochać i zdobić niż stawianiem pomników i dekorowaniem kwiatami balkonów. Trzeba ją zburzyć! Zburzyć! Rozwalić ciasne mury, przeciąć je szerokimi arteriami, nędzę podmiejską zazielenić ogrodami. Robotnicze szklane domy Żoliborza rozbudować na gruzach wątłych dzielnic staromiejskich.”

Tak pisał Antoni Słonimski. Jego przedwojenne życzenie spełnili w parę lat potem Niemcy. Doszczętnie Warszawę zburzyli. Odbudowano ją polskimi rękami według socjalistycznej sztampy. Zalecanej przez Sowietów. Zbudowano tępe, bryłowate, szare dzielnice. A na obrzeżach miasta mieszkaniowe blokowiska. Jednolite, pozbawione wdzięku, przygnębiające. Aleje Jerozolimskie, kiedyś chluba stolicy, są dziś dzięki socjalizmowi brzydką, ponurą arterią. Górujący nad miastem Pałac Kultury jest już zabytkiem w stylu secesyjno-socjalistycznym. Pomnikiem socrealizmu ze sztukaterią. Ale od kilku lat Warszawa się dźwiga i otrząsa z tej przeszłości. Porasta kapitalistycznymi biurowcami, hotelami, sklepami de lux i świątyniami mamony. Jak na przykład Złote Tarasy, galeria sklepów wabiąca szklanymi kopułami niczym dwa obfite biusty. Niczym symbol seksu w architekturze, czy bezkształtna masa sinoniebieska rozsiadła bezczelnie na Placu Piłsudskiego. Dostało się Warszawie młotem komunizmu i sierpem kapitalizmu. Ale Powiśle rozkwita, ale Warszawa Prusa odżywa, ale secesyjne domy i ornamenty nabierają kolorów. Powoli wraca styl i duch dawnej Warszawy. Budowanej i upiększanej z miłością. Nieposkromionej, promieniami okrytej i sławą. Naszej Warszawy.

Bóg z nami Przemysław Wilczyński

Towarzyszące nam od wieków przekonanie, że Bóg jest Polakiem, że ma podobne do naszych sympatie polityczne, słowem, że jest z „nami” a nie z „nimi”, zyskało nową, zaskakująco szczegółową formę: dziękczynienia za śmierć byłego ministra spraw zagranicznych RP.

Jeśli Bóg jest, to dzięki Bogu, a jeśli Boga nie ma, to niech nas ręka boska broni – powiedział kiedyś na zakończenie krótkiej dyskusji teologicznej mój przyjaciel. Jeśli Bóg był na pogrzebie profesora Geremka, to niech nas ręka boska podwójnie broni. A właściwie nie tyle nas wszystkich, co autorów dobrze już w Polsce znanych transparentów: pierwszego, autorstwa sympatyków „Radia Maryja”, mającego charakter dziękczynny – „Dzięki Ci Boże, że go od nas zabrałeś” („go” – czyli profesora Geremka) – i drugiego, będącego prośbą: „Boże, czemu jego nie zabrałeś” („jego”, czyli Ojca Rydzyka). Spór o to, czyj jest Bóg – nasz, czy wasz; lewicy, czy prawicy – nie jest specjalną w Polsce nowością. To tylko karykaturalna wersja innego sporu, jaki rozgrywa się w polskim życiu publicznym od dawna: kłótni o to, czyj jest Papież. Znamy to doskonale: każdy ma stosowny cytat, który ma zaświadczyć, że Papież był za nami,

sympatyzował z nami, wspierał nasze wizje, a nawet jeśli nie był, nie sympatyzował i nie wspierał, to zapewne byłby to zrobił, gdyby nie nawał papieskich obowiązków. Pamiętamy debaty sejmowe, w których pobożni posłowie terroryzowali innych posłów wyrwanymi z kontekstu zdaniami, które miały świadczyć o tym, że Papież myślał i odczuwał tak, jak napisano w programie partii X czy Y. Ale – proszę wybaczyć banalną uwagę – co innego Papież, a co innego Bóg. Z Bogiem mamy (my, Polacy) znacznie większy kłopot. Mamy co prawda niejasnego pochodzenia przeczucie, że Bóg jest Polakiem, a jeśli nawet nie jest, to z Polakami sympatyzuje. Mamy przekonanie, od wielu już wieków, że w bitwach i wojnach Bóg to nas właśnie wspiera, pragnąc jednocześnie zguby innych. Mamy pewność, że nas prowadzi do zwycięstw, a inne narody do porażek. Mamy pewność, ale nie mamy niezbitych dowodów. Podobnie jest, jak

sądzę, z przekonaniami niektórych sympatyków „Radia Maryja” i ich adwersarzy. Przekonanie, że Bóg nie cierpiał profesora Geremka, choć zapewne bardzo silne, jest oparte wyłącznie na intuicji. Tak samo jak przekonania dotyczące ewentualnych boskich sympatii politycznych, które można by – gdyby istniały odpowiednie cytaty – wykorzystać w zbliżającej się kampanii wyborczej. Oczywiście, jakieś tam cytaty istnieją, jest przecież Biblia, można by ją wziąć i na nowo poddać odpowiedniej egzegezie; mogłaby ta czy inna Ewangelia wspierać ten czy inny polityczny manifest, projekt zmian podatkowych czy nową ustawę lustracyjną. Mogłaby, ale nie może, bo istnieje pewien fundamentalny kłopot: żaden z cytatów biblijnych nie dotyczy bezpośrednio Polaków; z zagadkowych względów Biblia przemilcza, mimo swojego profetycznego charakteru, istnienie Polski, nie wspominając o rozwoju na jej terenie wielopartyjnego systemu politycznego. Milczy Biblia

tajemniczo o AWS, Unii Wolności, milczy o szkodliwej działalności profesora Geremka i jego zgubnej roli we wprowadzeniu naszego kraju do NATO i Unii Europejskiej. Postawiony pod ścianą pobożny Polak (nie każdy: ten stojący z jednym czy drugim transparentem), zachowuje wobec faktu nieistnienia dowodów na boską przynależność partyjną daleko posuniętą powściągliwość i pokorę. Ogranicza się jedynie do próśb i dziękczynień za doznane łaski. Dziękuje za wnuczka, za ładną pogodę, „czwórkę” w Totolotka, jako takie zdrowie i… śmierć profesora Geremka. Prosi o lepszy samochód, „szóstkę” w Totolotka, opamiętanie teściowej i uśmiercenie Ojca Rydzyka. Dziękuje i prosi bardzo żarliwie, a do tego pomysłowo: przy użyciu specjalnego transparentu. A że prośby i podziękowania są różne? Że dziękuje Bogu za śmierć i prosi Boga o łaskawe jak najrychlejsze uśmiercenie? Mój Boże, czy to ważne? Ważne, że jesteśmy znowu zgodni: Bóg istnieje.


|13

nowy czas | 1 sierpnia 2008

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Do tej pory broniłem się, choć byłem wdzięczny różnym autorytetom za zdecydowane interwencje. Doszedłem jednak do wniosku, że to nie ma najmniejszego sensu. Postanowiłem więc ujawnić się. Jestem antysemitą. Nieuleczalnym, bo skoro im bardziej jestem Polakiem, tym bardziej jestem antysemitą, antysemityzmu nie mogę się pozbyć. Nie mogę nagle przestać być Polakiem. Polskość wyssałem z mlekiem matki, a z polskością… Wiadomo. Antysemityzm jest oczywiście obrzydliwy. Należy z nim walczyć i go potępiać. Szczególnie tam, gdzie nie jest cechą wrodzoną, lecz specyficzną modą, trendem politycznym czy ideologicznym. W moim przypadku, o czym dowiaduję się od różnych publicystów, cierpię na przypadłość wrodzoną. Na szczęście dla mnie żyjemy w czasach, kiedy różne odstępstwa od normy są tolerowane, a nawet chronione przez prawo. Oczekuję podobnego potraktowania mojego antysemityzmu. Ciągłe publiczne pomawianie mnie o antysemityzm w relacji do mojej polskości (jak to ostatnio miało miejsce w felietonie Two waves of immigration, Poles apart Gilesa Corena w „The Times” z 26.07) jest świadomą i jawną dyskryminacją, znęcaniem się nad moją ułomnością. I gdyby Giles Coren wszystko to, co napisał powiedział w rozmowie, miałbym podstawy, by pójść na policję i złożyć doniesienie. Ponieważ artykuł nie dotyczy konkretnej osoby, przedstawienie zarzutu o zniesławienie i dyskryminację jest o wiele trudniejsze, a praktycznie niemożliwe. Odpowiadanie na argumenty autora też mija się z celem, bo fakty historyczne przez niego przytaczane świadczą o ignorancji typowej dla autora recenzji kulinarnych, którym zresztą Giles Coren jest. Pasztet zmielony z odprysków rozmów, niewątpliwie często bolesnych doświadczeń, subiektywnych odczuć i szablonów

tworzonych od lat. W tej historii kulinarnej liczy się końcowy efekt, a nie indywidualny produkt. Więc nie sądzę, żeby autora interesowały takie szczegóły, że Polska i Litwa nie były częściami tego samego państwa, ale tworzyły Unię, a Jugosławia nie graniczy i nie graniczyła z Polską. Z artykułu dowiedziałem się też, że moi przodkowie zabawiali się podczas Wielkanocy zamykaniem Żydów w synagodze, po czym ich podpalali. Taka narodowa pasja ([they] used to amuse themselves). Dlatego rodzina Corenów Polski nawet nie odwiedza, a my – jako że skończyła się dla nas hossa na Wyspach – wracamy tam tak tłumnie, jak tłumnie tutaj przyjechaliśmy, szukając lepszego życia, a nie ratując swoje życie, jak rodzina Corenów. Coren nam nie współczuje z tego powodu, i bardzo dobrze. Do antysemitów poza Polakami Giles Coren zalicza także Litwinów. Nic dziwnego, byli częścią tego samego państwa, więc mają również antysemityzm wrodzony, co przejawia się obecnie w ujawnianiu zbrodniarzy pochodzenia żydowskiego (antysemityzm sponsorowany przez państwo). Taki sam zarzut za podobną praktykę spotkał ostatnio Ukrainę. Można oczywiście zapytać (ale będzie to pytanie retoryczne), dlaczego jest rzeczą normalną ujawnienie wszystkich nazwisk, jakimi posługiwał się pospolity przestępca, a w przypadku przestępcy żydowskiego jest to antysemityzm sponsorowany przez państwo?

absurd tygodnia Tutejszy dziennik polonijny (kiedyś emigracyjny) zamieścił ogłoszenie rozpoczynające się w ten oto sposób: „Pałac w Polsce na sprzedaż. Lokalizacja: 100 km od Berlina. (…)”. Berlin też w Polsce? Dosyć ryzykowne sformułowanie. I pomyśleć, że premier Donald Tusk tak się stara o dobrosąsiedzkie stosunki z Niemcami. Powierzył nawet ten drażliwy zakres polityki zagranicznej III RP profesorowi Władysławowi Bartoszewskiemu (którego Niemcy podobno przestali nazywać profesorem). Taka beztroska i nonszalancja ogłoszeniodawców cały ten trud wywraca do góry nogami. Tym bardziej że ogłoszenie zamieścił burmistrz Witnicy, czyli przedstawiciel polskich władz, który powinien wiedzieć, gdzie przebiega granica państwa. Całe szczęście, że jest to ogłoszenie drobne, a pismo niskonakładowe. W przeciwnym razie kryzys dyplomatyczny murowany.

Wacław Lewandowski

Droga ojczyzna Znów prasa krajowa pełna jest zapowiedzi „trendu powrotowego”. Ekonomiści i żurnaliści chóralnie zapowiadają recesję lub co najmniej zastój gospodarki „starych” państw Unii, spece od zarządzania kadrami w wielkich koncernach zdradzają, iż przychodzi im coraz częściej przeprowadzać rozmowy kwalifikacyjne ze specjalistami, którzy nadal pracują w Anglii czy Irlandii, są już jednak zainteresowani uzyskaniem posad w kraju. Są i tacy, którzy bez cienia wątpliwości twierdzą, że większość z półtora miliona Polaków, którzy w ostatnich latach wyjechali za pracą za granicę, wróci nad Wisłę w ciągu najbliższych kilkunastu, kilkudziesięciu miesięcy. Niewątpliwie, jest w tych zapowiedziach jakieś echo życzeń pracodawców, bo w Polsce w wielu dziedzinach brakuje chętnych do podjęcia pracy i firmy uskarżają się na kadrowe niedostatki. Nie jest też tajemnicą, że napływ na rynki zachodnie siły roboczej z nowo przyjętych państw Unii, głównie z Rumunii i Bułgarii, stworzył warunki niekorzystne dla Polaków, którzy nie mogą sprzedać swej pracy równie tanio. Wszyscy komentatorzy zgodnie podkreślają, że spodziewany „wielki powrót” będzie więc spowodowany wyłącznie czynnikami ekonomicznymi, a nie poli-

tycznymi, mimo rządowych zapowiedzi działań mających ułatwić emigrantom podjęcie decyzji o powrocie. Osobiście wątpię w „wielki powrót”, właśnie z powodu inercji władz, które nie robią niczego, by oferta krajowa stała się dla emigrantów atrakcyjna. W Polsce wzrosły realne płace, w dużej mierze nie dzięki podwyżkom, a z powodu stałego wzrostu kursu złotego. Rząd programowo nie zauważa tego wzrostu, który przecież powoduje zwiększenie zysków państwa z akcyzy i innych podatków skrytych w cenie towarów. Gdyby zadowolił się dotychczasowymi zyskami, obniżyłby o parę punktów procentowych akcyzę, bo mocniejsza waluta i tak zapewnia dotychczasowy realny przychód. Tymczasem nie dzieje się nic podobnego, więc mamy do czynienia z drożyzną, która sprawia, że Polakom opłaca się bardziej wydać zarobioną w kraju złotówkę za granicą niż u siebie. Wymowny przykład: litewska rafineria w Możejkach, będąca własnością polskiego „Orlenu”, sprzedaje benzynę po 3,9 lita za litr (1 lit = 0,93 zł.). W Polsce „Orlen” żąda za litr benzyny 4,7 złotego, bo o tyle więcej podatku ściąga państwo polskie od litewskiego. Podobnie jest z ceną energii elektrycznej, co oczywiście powoduje utrzymywanie

wysokich cen wszystkich towarów. Ponieważ w Polsce koszty działalności są wyższe niż w krajach sąsiednich, również i firmy handlowe ignorują wzrost wartości polskiej waluty. Jeżeli przeliczyć ceny towarów, okaże się że w sklepach nadal liczą sobie za 1 euro 5 złotych, mimo bankowego kursu 3,2 zł za walutę europejską! Ten sam produkt angielski taniej kupi się w Londynie niż w Warszawie. Emigrant odczuwa wzrost kursu złotego, widząc że rodzinie w kraju z miesiąca na miesiąc musi posłać więcej funtów. Wie, że w razie powrotu nie będzie dysponował znaczną rezerwą finansową, co rzecz jasna do powrotu zniechęca. Nie każdy jest specjalistą, mogącym ubiegać się o menedżerski kontrakt i takąż pensję. Większość nie jest. I dla tej większości perspektywa powrotu to perspektywa niższej płacy i wyższych realnych kosztów utrzymania. I cóż z tego, że pracy w Polsce teraz nie brakuje, a w niemal każdej witrynie przylepione jest ogłoszenie o poszukiwaniu pracowników? Za tę pracę nie zyskuje się możliwości opłacenia mieszkania i przeżycia miesiąca bez poczucia braku i niedostatku. Zaniechania rządu sprawiły, że Polska pozostaje droga nie tylko sercu, ale i kieszeni emigranta.


14|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na rozmowę

Potrzebni są najlepsi księża jakich mamy Ojciec Janusz Salamon jest wykładowcą w Wyższej Szkole Filozoficznej Ignatianum w Krakowie oraz dyrektorem Centrum Kultury i Dialogu działajacego przy tej uczelni. Ponadto jest redaktorem naczelnym międzynarodowego pisma Forum Philosophicum. Ma za sobą studia w Uniwersytecie Jagiellonskim i na KUL, ale też w dwóch uczelniach brytyjskich. W piątek 8 sierpnia będzie gościem spotkania z cyklu „Rozmowy o kulturze i wierze” w sali parafialnej kościoła na Devonii. Z Januszem Salamonem SJ rozmawia Jolanta Drużyńska. Jakie to były uczelnie?

– W Anglii studiowałem pięć lat, od 2000 do 2005 roku. Miałem trochę nietypowy start, bo wyjechałem po ukończeniu doktoratu z filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Najpierw w London University uzyskałem dyplom z teologii, wymagany do otrzymania święceń kapłańskich. Mój college miał siedzibę w jednym z najsympatyczniejszych zakątków centralnego Londynu, przy Kensington Square. A potem zapadła decyzja o dalszej nauce, w jednym z najstarszych brytyjskich uniwersytetów – słynnym Oxford University.

– Nie wiem, czy decyzja to właściwe słowo. Po prostu miałem niebywałe szczęście, że dostałem miejsce na kursie Master of Philosophy, na który przyjmowano dwóch studentów rocznie, a do tego jeszcze dostałem stypendium. Wówczas stypendium musiało być bardzo wysokie, gdyż Polska nie była jeszcze członkiem Unii Europejskiej. Dzięki naszemu wejściu do Unii liczba polskich studentów w Oksfordzie wzrosła kilkakrotnie, ponieważ studenci pochodzący z krajów Unii płacą dokładnie takie samo czesne za studia jak Brytyjczycy. Zaledwie trzy lata temu organizacja skupiająca polskich studentów, tzw. Polish Society, liczyła może 30 osób. Teraz jest pewnie ponad setka. Dla filozofa studiowanie w Oksfordzie to prawdziwa gratka, bo to właśnie z tą uczelnią związany jest jeden z najwybitniejszych filozofów polskich – Leszek Kołakowski.

– Chyba wszyscy polscy studenci w Oksfordzie przez ostatnie ćwierć wieku, mieli do czynienia z prof. Kołakowskim, bo prowadził specjalnie dla Polaków cotygodniowe seminarium. Ponoć na nich zrodziły się niektóre pomysły Profesora opracowane później w jego słynnych mini wykładach o maxi sprawach. Dziś prof. Kołakowski jest już profesorem emerytem i oddziałuje głównie przez swoje publikacje i nie prowadzi już regularnych wykładów. Ale gdy przyjechał tutaj w latach 70. na zaproszenie sławnego Isaiaha Berlina, jego wpływ był ogromny, gdyż był wówczas bodaj najbardziej znanym na świecie filozoficznym krytykiem marksizmu w czasach, gdy marksizm na uczelniach Zachodu był ciągle popularny. Coraz więcej Polaków ma szanse studiowania w Wielkiej Brytanii; być może niektórzy z tych pracujących dziś w pubach czy restauracjach zbierają pieniądze na dalszą naukę. Jak studiuje się w Oksfordzie, czy tamtejszy system odbiega od polskiego, a nawet od innych uczelni brytyjskich?

– Oksford i Cambridge, jako dwie najstarsze i zarazem najbardziej prestiżowe brytyjskie uczelnie, zachowały przez wieki tzw. tutorialny system nauczania. Polega on na tym, że akcent w edukacji jest położony na indywidualna prace studenta z tutorem, czyli akademickim opiekunem. Wykłady nie są obowiązkowe, mało jest też seminariów, a egzaminy są tylko na końcu roku i jest ich niewiele (ale za to „duże”). Główny wysiłek studenta w czasie roku akademickiego wkładany jest w pisanie co tydzień esejów na zadany przez tutora temat. Po napisaniu eseju student dyskutuje go ze swoim tutorem. Po czym zaczyna pisać kolejny esej, i tak tydzień po tygodniu. Plusem tego syste-

mu jest na pewno to, że zmusza studenta do „przetrawienia” najnowszej literatury na dany temat i zajęcia własnego stanowiska (bo im bardziej indywidualny sąd przedstawi, tym wyższa ocena). Anglicy żartują sobie z systemu egzaminowania w innych krajach, że tamte egzaminy testują pamięć, podczas gdy ich testują inteligencję. Myślę, że innym powodem przepaści, jaka dzieli najlepsze uczelnie brytyjskie od najlepszych uczelni polskich jest dostęp do najnowszej literatury. To właśnie po to warto jechać na studia do Anglii czy USA. Przed wyjazdem do Oksfordu miałem już doktorat z filozofii, ale dopiero w Oksfordzie uświadomiłem sobie, że studiując w Polsce miałem ograniczone możliwości, żeby się zorientować, co warto czytać, jakimi problemami warto się zajmować, a co jest po prostu wyważaniem otwartych już dawno drzwi. Brzmi to zachęcająco, ale z pewnością studia w Oksfordzie mają swoje słabe strony.

– O, tak! Ten system studiów jest niewątpliwie bardzo stresujący, a szczególnie końcowe egzaminy. Brytyjscy studenci stresują się też tym, że przyszli pracodawcy biorą na poważnie oceny z egzaminów. Można studiować w Oksfordzie, ale jeśli większość ocen to „trzy z minusem”, trudno będzie zdobyć dobrą pracę. Do tego dochodzi presja ambitnych rodziców, bo głównie tacy „posyłają” swe dzieci do Oksfordu. Tak więc studenci przez pięć dni pracują jak szaleni, a potem przez weekend z równą pasją… powiedzmy, zataczają się po oksfordzkich ulicach. Mam w Krakowie sporo studentów, a ponadto jestem duszpasterzem akademickim i wiem, że aż takich przeciążeń nie muszą przeżywać. Wielka Brytania to prawdziwy tygiel kulturowy i religijny. Doskonale widać to w Londynie: anglikanie, protestanci, muzułmanie, hinduiści, buddyści, wyznawcy judaizmu, prawosławia, no i katolicy.

– Wielka Brytania to kraj równie pluralistyczny, co zlaicyzowany. Z jednej strony mamy fascynującą mozaikę religijno-kulturową. I to właśnie mniejszości religijne są najbardziej żywe. Z drugiej strony jest ogromna większość tradycyjnie anglikańska, a dziś zsekularyzowana. Raz podczas zajęć użyłem z rozpędu sformułowania „Bogu dzięki”. Nauczyciel od razu zwrócił mi uwagę, mówiąc: „My nie używamy tutaj takich zwrotów, bo dla nas religia jest nieistotna”. Pewnie trochę przesadził, ale obserwując angielskich studentów w Oksfordzie można było odnieść wrażenie, że religia jest zupełnie na marginesie życia zdecydowanej większości z nich. To, co człowiek zaczyna sobie uświadamiać po kilkuletnim pobycie w Anglii, to raczej przygnębiający duchowy pesymizm, brak jakiegoś wewnętrznego ognia, pragnienia czegoś wyższego, a nawet zwyczajnego optymizmu… Nawet jeśli prawdą jest, że spośród Rodaków, którzy przyjechali na Wyspy tylko niewielki procent chodzi do kościoła, to i tak nic nie zmieni mojego przekonania, że Polacy mają bardzo mocny zmysł religijny i kapitalizm czy liberalna demokracja nie będzie w stanie tego szybko wykorzenić. Być może czasowe przebywanie w takim niereligijnym środowisku może nawet służyć oczyszczeniu i dojrzewaniu naszej wiary. Duszpasterstwo akademickie w Polsce jest jedną z mocniejszych stron naszego Kościo-

ła. Czy to przekłada się na polską działalność duszpasterską w Wielkiej Brytanii?

– Duszpasterstwa akademickie stoją przed takimi samymi wyzwaniami, jak i inne duszpasterstwa. Nie jest tajemnicą, że w Anglii polskich księży jest za mało, bowiem liczba Polaków wzrosła dramatycznie w bardzo krótkim czasie. Np. proboszcz z Oksfordu, któremu mam przyjemność pomagać w czasie wakacji, opiekuje się trzema parafiami oddalonymi od siebie o kilkadziesiat kilometrów, a w samym Oksfordzie liczba Polaków wzrosła ponoć do dziesięciu tysięcy. Do tego w Oksfordzie, podobnie jak w bardzo wielu innych miejscowościach, parafia nie ma własnego kościoła, a msze święte odbywają się w kościele angielskich Dominikanów (Blackfriars, przy St Giles Street). W Londynie było do niedawna bodaj dziesięć parafii. Ich liczba nie wzrosła, podczas gdy Polaków przybyło kilkaset tysięcy. Toteż Ojciec Święty Benedykt XVI w czasie wizyty w naszym kraju wezwał polskich księży do odwagi i gotowości do poświęceń, których wymaga wyjazd na Wyspy i na przykład budowanie od zera wspólnoty parafialnej w jakimś angielskim mieście, gdzie nie ma nawet nadziei na posiadanie własnego kościoła. Ponadto pomoc Rodakom w tych często bardzo trudnych sytuacjach, w jakich znaleźli się z dala od Ojczy-

zny, wymaga od księży wyjątkowej otwartości, pomysłowości, prężności w działaniu. Zatem wiele zależy od was, duszpasterzy. Ilu was tu będzie i czy potraficie wyciągnąć rękę do tej rzeszy Polaków.

– To prawda. W Polsce ksiądz może czekać aż ludzie przyjdą do niego. Tutaj trzeba często iść i szukać tych owieczek, ludzi zestresowanych, umęczonych, żeby ich wesprzeć i podnieść na duchu. Wiara zawsze potrzebuje wsparcia i pewnego środowiska. Ale jeśli księży jest zdecydowanie za mało i są przepracowani, to nie oczekujmy, że wszystko będzie bezbłędnie funkcjonowało. Księża i wierni muszą się wzajemnie wspierać w tej wyjątkowej sytuacji. Potrzeba wyrozumiałości i życzliwości z obydwu stron. Wielu Rodaków z różnych powodów nie chodzi do kościoła. Tym bardziej trzeba docenić wysiłek tych, którzy przychodzą. Jeśli już ktoś podjął decyzję rezygnacji z pracy w weekend, choć wtedy lepiej płacą, albo przełamał się i wstał z łóżka pomimo potwornego zmęczenia po całotygodniowej harówce, to bardzo ważne, żeby w kościele zastał kogoś, kto pomoże mu tę wiarę w Boga podtrzymać i umocnić go na duchu. Mówiąc krótko, w Wielkiej Brytanii i Irlandii potrzebni są najlepsi księża, jakich mamy.


|15

nowy czas | 1 sierpnia 2008

reportaż Zdjęcia: Rafał Skarbek

Y jak Yeovil Joanna Bąk

Podróżując niedawno pociągiem, znudzona jazdą zaryzykowałam rozwiązać krzyżówkę w porzuconym w przedziale kolorowym tabloidzie. Jedno z haseł brzmiało mniej więcej tak: miasto w hrabstwie Somerset – 6 liter. Pustka. Rozwiązanie pojawiło się dopiero po wypełnieniu pozostałych pól. YEOVIL!

Mieszanka ta staje się powodem, dla którego obszar ten stanowi wciąż mekkę dla turystów. Miejsce, w którym mogą dokonać wyboru między towarowym centrum Quedam ( nazwa zwiazana jest z rzymskimi korzeniami miasta), a malowniczym i rozległym Country Park. Takie właśnie jest Yeovil. Od odbywających się wciąż targów bydła po artystyczny wymiar doskonale prosperujących teatrów, galeri i muzeów. Cel mojej podróży to serce południowego Somerset, którego uroki śmiało można podziwiać wędrując pieszo. Na tej niewielkiej przestrzeni doskonale można zobaczyć jak współgra ze sobą ten mikroświat wielokulturowości. Doskonałym przykładem odbicia jego różnorodności i jedności zarazem jest własnie International Culture Festival.

Niedziela 27 lipca, pociągiem tych samych linii – SouthWest wracam z miejsca, które do tej chwili było dla mnie jedynie zbitką pusto brzmiących liter. Wystarczył zaledwie jeden dzień, by jedno słowo zbudowało w mojej świadomości siatkę znaczeń i odniesień.

F jak FeStiwal Kiedy na stronach internetowych znalazłam wiadomość o Festiwalu Kultur w Yeovil, organizowanym przez SPCA czyli Somerset Polish Community Association, stwierdziłam, iż to doskonały pretekst, by rozgrzeszyć się z geograficznej niewiedzy, a tym samym sprawdzić jak funkcjonują pozalondyńskie polonijne skupiska. Wybrałam się więc na Fesliwal do Yeovil.

S jak SomeRSet Z Londynu na południowy-wschód. Z wielkomiejskiego zgiełku ku sennemu urokowi i kojącemu spokojowi. Wyruszam. W miarę jak zmieniają się widoki za oknem pociągu i industrialny krajobraz zastępują połacie pofałdowanej zieleni pól i łąk, tym bardziej przekonująca staje się rzeczywistość wyrosłej tu legendy o Świętym Graalu niż notowania akcji na londyńskiej giełdzie. Niemetropoidalne hrabstwo składające się z pięciu regionów. Doświadczane najazdem Rzymian, naznaczone w walkach od czasów saksońskich po II wojnę światową, nie oparło się zalewowi nowoczesnej kultury miejskiej. Mimo iż przemysł rolniczy został wyparty przez inne współczesne gałęzie gospodarki, region ten wciąż raczej kojarzony jest z produkcją jednego z najbardziej popularnych brytyjskich serów Cheddar (od nazwy miejscowości) i popularnego jabłecznika (cider) niż z przemysłem górniczym czy fabrykami maszyn lotniczych. Rozlane wokół pastwiska poprzecinane siecią dobrze prosperujących linii kolejowych, jak i obecnie obok współczesnych zabudowań historyczne twierdze, zamki oraz pokryte strzechą chaty dają barwną hybrydę starego z nowym.

Od początku wszystko zdaje się być szczegółowo dopracowane i rozplanowane, choć jak mówią sami organizatorzy, prace przygotowawcze nad przedsięwzięciem zajęły niespełna miesiąc. Wystarczyło. Ogłoszenia w internecie, lokalnej prasie, w witrynach sklepowych i na ogłoszeniowych słupach przyniosły nadspodziewany efekt.

S jak SUkCeS Festiwal to zarówno sukces polonijnej organizacji SPCA jak i Somerset Black Development Agency (SBDA), którego jest ona członkiem oraz SBDA – organizacji pomagającej wszystkim mniejszościom narodowym, a będącej częścią Somerset Racial Equality Council (SREC). Pochwała należy się również Somerset Voluntary Sector Network (SVSN) oraz South Somerset Filipinos and Friends Association. Nie zapominając oczywiście o niezrzeszonych gremiach wolontariuszy. Zatem ,,wszyscy dla wszystkich’’ – jak promował imprezę przedstawiciel Somerset Polish Community Association i dusza przedsięwzięcia – Rafał Skarbek.

R jak RÓŻNoRoDNoŚĆ Klub pilkarski na przedmieściach Yeovil. Międzynarodowe drużyny zaprezentowały tu swoje możliwości. Ku zdumieniu wszystkich – w finale spotkały się ze sobą dwie polskie drużyny. Rozdano puchary. Tym razem jednak to nie piłkarska murawa, nie sportowe zmagania były punktem wyjściowym

do spotkania. Oś festiwalu stanowiła bowiem integracja między mniejszościami narodowymi w Anglii. Między społecznością afrykańską, filipińską, portugalską, polską i wieloma, wieloma innymi, które przybyły. Mieszanka zarówno widzów, jak i wykonawców artystycznego programu. Atrakcji nie zabrakło: od afrykańskich rytmów, bębnów, dźwięków gitar i perkusji. Podziwiać można również było gimnastyczne akrobacje, parateatralne zmagania oraz wokalne i taneczne umiejętności, a na dokładkę sztuka dla podniebienia, czyli degustacja kulinarnych rozmaitości z całego świata. A na pamiątkę drobiazg z kramiku z wyrobami rękodzielniczymi. Prawdziwy festiwalowy bigos. Starannie jednak przygotowany i niemdlący.

P jak PomoC Organizatorzy pomyśleli nie tylko o tym co bawi i śmieszy, ale również co boli i sprawia trudności w codziennym życiu mniejszości. Można więc było zasięgnąć informacji na temat zdrowia, podatków, zasiłków, prawa pracy i związków zawodowych, a także kwestii wyższej wagi, jak prześladowania rasistowskie czy ubieganie się o azyl. O tych oraz wielu innych zagadnieniach znacznie więcej mógłby powiedzieć wspomniany już wcześniej Rafał Skarbek. Niemniej jednak myślę, iż na rozwinięcie tego hasła przyda się osobny artykuł, bo w tym temacie piłka nadal jest w grze.


16 |

1 sierpnia 2008 | nowy czas

czas przeszły

Ocalona od wrogów i wyzwolicieli Wagon, którym jechała z Warszawy, miał napis „Polskie świnie”. I list przewozowy do Auschwitz. Ostatecznie dojechała nim pod Wiedeń. Czy fabryka śmierci odrzuciła transport, czy zawiniła jakaś zwrotnica w Częstochowie – dla Jolanty Kosińskiej (na zdjęciu) do dziś jest to zagadką.

Aleksandra Solarewicz yło kilka takich chwil w Powstaniu, i po nim, gdy ratowała ją intuicja i zastanawiający zbieg okoliczności. Zresztą, mówi, że nie bała się śmierci, wojny i wybuchów. Szła w najgorszy ogień, nie czując paniki. Dziś opowiada o tym mocnym głosem, energicznym tonem. Jak reporter na polu bitwy. Już zresztą na początku rozmowy zastrzega: – Nie zdziw się, jeśli czasem przymknę oczy. Ja to ciągle widzę. Ciągle widzę obrazy…

B

lePiej umrzeć z WykrWAWieniA – Boże! Powstanie?! – powiedział Marian Kosiński. – O tej porze?? – Jest 15.45. Ojciec i dwunastoletnia córka stoją na balkonie IV piętra. Widzą akowców biegnących ulicą Śliską z okrzykiem: „Na Haberbuscha!”. Pan Kosiński błyskawicznie ocenia sytuację. Jolę odsyła do przyjaciół na I piętro. Oboje z żoną pakują i znoszą tam co cenniejsze rzeczy. Zresztą cała kamienica tymczasowo przenosi się do państwa Dąbrowskich. Jola już nigdy nie zobaczy swojego mieszkania. Nie wolno wchodzić. A gdy 5 sierpnia bomba uderza w IV piętro, razem z rodzicami i z Dąbrowskimi rozpoczyna wędrówkę po schronach. Pan Kosiński organizuje tam pracę i wymaga dyscypliny. Wiele wskazuje na to, że ratuje cywili. Odkopuje zasypanych. Osobiście ściga handel jedzeniem. – Widziałam, jak chwycił takiego faceta. I w buzię mu raz, dwa! Bezlitośnie wyciągał z kątów chowających się przed łopatą. W twarz go i do roboty! A kiedy w schronie zabraknie wody, otworzy swoją przedwojenną kolekcję wódek (wyniesioną z ocalałej kuchni). Wydziela każdemu dziecku po dużej łyżce, codziennie. Epidemia omija schron. Mieszkańcy mają szczęście będąc pod opieką jego żony, pielęgniarki. Bo do wybuchu Powstania pani Kosińska pracowała oficjalnie na oddziale ginekologicznym kliniki, a w jej piwnicy leczyła chorych akowców. Teraz pielęgnuje powstańców w pustym mieszkaniu na Śliskiej, potem znowu w piwnicach.

– Skąd ona wzięła gips, by opatrzyć 21-letniego Zbyszka? Naprawdę nie wiem… – Jola dziwi się, asystując przy tych zabiegach. – Wiem, jak robić zastrzyki – mówi dzisiaj. – Nauczyłam się, gdy mama miała zakażenie i jej robiłam. Weszła do Powstania przygotowana. – Miałam taką kieszeń od podszewki płaszczyka, a tam dokumenty, adresy, tysiąc dolarów i złoto. – Był tam też komplet żyletek. Wiedziała to od ojca: łatwiej umiera się z upływu krwi niż z braku powietrza. Pan Kosiński był do czasu Powstania pracownikiem ratusza. Miał przepustkę do getta, bo tam znajdowały się miejskie urządzenia wodociągowe. Chodzą słuchy, że pomagał w getcie żydowskim dzieciom.

dziecko mA intuicjĘ Tymczasem w schronie było niesamowicie nudno! – No, wyobraź sobie: siedzisz całe dni z zamkniętymi oczami – stwierdza trzeźwo Jolanta Kosińska. Między kolejnymi zdrowaśkami i wizytami funkcjonariuszy AK nasłuchiwała wybuchów. – Rąbali w nas od 2 sierpnia. Bez przerwy! – podkreśla. – Działem pancernym od Towarowej. A od Ogrodu Saskiego „krowami”, czyli jak mówili na Starówce, „szafami”. (Mimo to z Woli wciąż napływali cywile. Uciekali przed Ukraińcami w służbie niemieckiej). Kiedy z rodzinnego domu została oficyna, Kosińscy z Dąbrowskimi przenieśli się na Warecką. – Czekaj, czekaj. Tu zbliża się fajny moment! – ożywia się moja rozmówczyni. Ten dom na Wareckiej był nienaruszony, a mieszkańcy na noc ubierali piżamy. Jola dziwiła się, bo sama miała na sobie kilka warstw ubrań i buty. („Jak założyłam buty 1 sierpnia, zdjęłam je 7 września”). W przestronnej piwnicy przycupnęła na grubej warstwie dywanów, głaszcząc wiernego psa. I wtedy to się stało. – Ja tu dłużej nie zostanę, ja wracam – szepnęła do matki. – Co ty opowiadasz!? – Stanisława Kosińska była przerażona. – Mamusiu, ja tu nie zostanę. O jedenastej, dwunastej wychodzę stąd. Razem z psem... Słyszała to Włada Dąbrowska, która uwielbiała Jolę i trzymała się jej cały czas. Teraz stanęła murem za małą. – Pani Steniu. Dziecko ma intuicję – przekonywała panią Kosińską. – Ja idę razem z nią do starego schronu. Radzi nie radzi, rodzice i państwo Dąbrowscy, pod opieką akowca, przeszli do starych piwnic. Ale doszli tam bez pana Dąbrowskiego. Ten w ostatniej chwili wrócił się po torebkę, którą Włada zostawiła w piwnicy. Czekali. – Mógł wrócić po półgodzinie najpóźniej – wspomina Jolanta Kosińska. – Myśleliśmy, że zginął. Pojawił się o 15.00. Z torebką. Blady i roztrzęsiony. Kamienica na Wareckiej trafiona bombą o 9.00 rano, zawaliła się do piwnic. Jestem zaintrygowana: – Tak, jak-

bym już gdzieś to słyszała. – wtrącam. – To warszawianka, poznana przypadkiem w pociągu. Opowiadała mi, że po kapitulacji sąsiad bardzo chciał przeprowadzić ją bezpiecznie ulicą, bo Niemcy strzelali do cywilów. Ona uparła się przejść drugą stroną. On poszedł swoją drogą i za chwilę nie żył. Danuta podsumowała: – Może mi ktoś powiedzieć: „Idź tędy”. Ale nie. Ja muszę iść swoją stroną ulicy. Bo to właśnie jest moje życie, mój los. Równie dobrze mogłaby to powiedzieć Jolanta Kosińska.

„Wy nie jedziecie do AuschWitz” Ze schronu Kosińscy wyszli 8 września. Podczas dwugodzinnego zawieszenia broni rodzice chcieli wywieźć jedynaczkę poza miasto, z Dworca Zachodniego. Szli we troje ulicą Wolską, wśród ścian wypalonych domów. Koło Kościoła św. Stanisława stali w pozie dozorców Niemcy. Wyciągali przechodniów z tłumu za głowy i rozstrzeliwali. Jola nie wiedziała jeszcze, że w świątyni też odbywają się regularne egzekucje. Żołnierz stał na ambonie i ścinał cywili bronią maszynową. – Żeby tylko przejść i nie być tym „wybranym” – myślała. A była ubrana „jak osioł” – w dwie sukienki, wełnianą bluzkę i nowe futro fokowe. Rodzice myśleli, że nie trzeba, że zdążą wrócić po rzeczy. „Bierzemy!” – uparła się przy swoim. Tak, jak wtedy na Wareckiej. Opracowała nawet własną metodę przemytu. – Złoto dyndało mi na opasce z tyłu głowy. Przykryte włosami – przyznaje. – Miałam tam trzy złote bransoletki, złoty zegarek mamy, dziesięć obrączek (rodziców i tatusia kolegów, akowców), mamy kolczyki. Ojciec, odziany w palto zimowe („A gorąco było jak diabli!”), niósł walizkę z suchym prowiantem i pieniędzmi. Za sobą zostawili książki i srebro, zamurowane w piwnicy.

Przeszli nA drugĄ stronĘ

urAtoWAnA od WyzWolicieli

W pruszkowskim obozie kupili trochę jedzenia od kolejarzy. – Za bajońskie sumy. – Po trzydziestu sześciu godzinach „Polskie świnie”, „Bandyci z Warszawy”, upchnięci jak śledzie, odjeżdżają w zamkniętych, zaplombowanych wagonach. – Dokąd? – oczekuję na dramatyczne opisy paniki w pociągu do obozu śmierci. – Teraz wydaje się, że to był wstrząs – mówi Jolanta Kosińska. – Ale wtedy nie robiło to na ludziach takiego wrażenia. – Jechali. Pociąg się wlókł, stawał... Rano ktoś wypatrzył przez zakratowane okienko Jasną Górę. Byli więc w Częstochowie. I tu następuje wydarzenie, którego Jolanta Kosińska nie umie wytłumaczyć do dzisiaj. Choć zwracała się z tym do historyków wypowiadających się dla telewizji. Pociąg do Auschwitz wtacza się na jakąś bocznicę. Otwierają drzwi. – Na zewnątrz stoi grupa mężczyzn w granatowych garniturach. Może z dziesięciu. Mają białe opaski, a na nich jakieś czarne napisy. Jeden facet ześlizguje się do nich, oni ładują go w granatową marynarkę… – mówi powoli. – Ale co to była za formacja? – zastanawia się. – Bo dalej, jakby na bocznym torze, stoi chyba Wehrmacht. Karabinami celują prosto w nas. Mężczyźni w marynarkach podchodzą bliżej. Udręczonym ludziom podają wodę i jabłka. Drzwi już nie będą plombowane. „Nie jedziecie do Oświęcimia” – słyszy.

Do Polski wracała rok później. Z obozu pracy w austriackim Pöchlarm do Budapesztu, z Budapesztu na Przełęcz Łupkowską. Sto dwadzieścia wagonów, podzielone na dwa składy, pełne byłych niewolników i zesłańców. Jola wiedziała, do jakiego kraju wraca i do końca błagała rodziców, by wybrali emigrację. Przecież jeszcze w Austrii mijali Węgrów masowo uciekających przed „wyzwolicielem”. Sami do końca nie wiedzieli, czy ich własną stacją końcową będzie Warszawa czy Azja. – Bo były takie transporty, które odjechały do Kazachstanu. O tym dowiedzieliśmy się od Czechów – mówi pani Jolanta. Dla Polaków od początku było jasne, że Armia Czerwona kradnie, gwałci i morduje. Bali się jej jak ognia. Wagony z Budapesztu zatrzymano na Przełęczy Łupkowskiej. Tam dopadli ich uzbrojeni sowieci. – Robili rewizję. Wściekłą! – wspomina Jolanta. – Wkładali kobietom palce do miejsc intymnych: szukali złota. Zrywali zegarki z rąk. Zabierali, co się da. – Ona korzystając z chwilowej nieuwagi sołdata, zdążyła wyślizgnąć się z wagonu i wmieszać w tłum już zrewidowanych. Widziała, jak chorzy, wycieńczeni ludzie po hitlerowskich łagrach stoją na dachach z siekierami (mieli je, bo rąbali drzewo do lokomotywy). – Byliśmy gotowi się bronić przed zesłaniem do Azji. Na szczęście pociąg wpuszczono na teren Polski. – A gdzie jest druga część składu? Dopiero po dziesięciu godzinach usłyszeli sapanie lokomotywy. Chwila oczekiwania, by się upewnić. – Boże… ! – odetchnęli. Gotując się do dalszej drogi, może myśleli już o emigracji. Może zastanawiali się, czy w spalonym mieście znowu wrócą do piwnic. A tamci wyskakiwali w biegu i całowali polską ziemię.

Nie zdziw się, jeśli czasem przymknę oczy. Ja to ciągle widzę. Ciągle widzę obrazy…


|17

nowy czas | 1 sierpnia

czas przeszły To było straszne. Dosłownie nie wiedziałam w czym brnę. Ciała to była jedna maź. Piekło. To był dla nas cios. Zginęło ponad trzysta osób. To był pierwszy kryzys i spadek morale. Później już tylko podczas kapitulacji.

Kanał

Godzina W Marcin Piniak elewizja już poszła. Nagrywali materiał na rocznicę. Jak co roku o tej porze robi się szum. Przychodzą, dzwonią, piszą. Rozstawiają kamery, podłączają mikrofony. W pracowni im. Haliny Czarnockiej – wieloletniej działaczki Studium Polski Podziemnej – zrobili studio. Kręcą panią Janinę Skrzyńską, która przyjechała do siostry Hanki z Belgii. W Studium jak co dzień dużo pracy. Na 11 Leopold Road każdego dnia jest co robić – archiwa, dokumenty weryfikacyjne, depesze, meldunki, biuletyny wojenne. Dużo pracy przy wystawie poświęconej walce kobiet o wolną Polskę. Wokół mnóstwo książek, obrazów, zdjęć i grafik związanych z Polskim Państwem Podziemnym. Pani Marzenna Schejbal mówi do kamery, że młodzi znajdują czas, przychodzą i pomagają. Siostry Janina Skrzyńska i Hanna Niedzielska tak jak ich matka walczyły w AK i brały udział w Powstaniu. Podobnie pani Marzenna. Zbliża się kolejna rocznica. Godzinę wcześniej zadzwonił dzwonek. Czas na herbatę, kanapki i lampkę wina. Kobiety Powstania po sześćdziesięciu czterech latach siedzą przy stole w jednym z pokoi Studium, a ich słowa wydają się zmieniać w obrazy, które przez krótką chwilę widzę przed oczami. Czuję zapach zranionego miasta i dotykam tajemnicy ludzi, których połączyło coś wyjątkowego.

T

To Się czUło Jadąc do Studium Polski Podziemnej w pobliżu stacji Ealing Common oglądam album fotograficzny z Powstania. Na jednym z czarno-białych zdjęć na cokole Pomnika Lotnika wymalowana przez „Rudego”, żołnierza Szarych Szeregów kotwica – symbol Polski Walczącej. Klimat Warszawy przed „Burzą”. W czasie pogawędki pani Hanna wspomina ten czas: – Przed tym wszystkim już wiedzieliśmy, że coś się dzieje. Czuliśmy, że się zbliża. Widzieliśmy to w twa-

rzach Niemców uciekających z frontu zachodniego, którzy przejeżdżali przez Warszawę w naprawdę opłakanym stanie. Widok tych niemieckich żołnierzy w stanie rozkładu był czymś nieprawdopodobnym. Dla nas był to cudowny widok. Pamiętam, jak przechodziłam nieopodal Urzędu Pracy na Placu Dąbrowskiego i oni pakowali wszystkie dokumenty na ciężarówki i wyjeżdżali. To się czuło. Ludzie byli bardzo podnieceni. Wiedzieliśmy, że coś się wydarzy, był to rodzaj oczekiwania i porozumienia bez słów. I oczywiście wiedzieliśmy także, że ci chłopcy, którzy chodzą ulicami z plecakami mają w środku broń. Jednak moim zdaniem ostatecznym sygnałem, że coś się szykuje, był fakt, że Polacy zupełnie zignorowali wezwanie Niemców do kopania okopów. Słyszało się przecież artylerię sowiecką. Była w tym wszystkim szalona euforia. Chodziłam po Starym Mieście i myślałam, Boże przecież to jest nieprawdopodobne. Powstanie miało wybuchnąć o piątej, jednak w praktyce zaczęło się wcześniej. Poza tym dziś myślę sobie, że Niemcy wiedzieli. Mieli doskonały wywiad. Do wybuchu czołgu pułapki przez pierwsze kilka dni był spokój. Oczywiście latały sztukasy i słychać było strzały jednak było spokojnie. Wszyscy byliśmy poza domami, mieliśmy kwatery i tam się mieszkało. W moim pokoju mieszkało sześć łączniczek. Kobiety najczęściej były sanitariuszkami lub łączniczkami. Zdarzało się, że walczyły, jednak raczej rzadko. 13 sierpnia gotowałam dla chłopców zupę w takim ogromnym garnku, nagle przylatuje do mnie moja koleżanka Hania i mówi: – Choć prędko, bo nasi chłopcy zdobyli czołg i przyprowadzili go na naszą kwaterę. Ja powiedziałam, że nie nie mogę, bo ta zupa się przypali. Raptem słyszę, że świat się wali. Ogień, krzyk, ciemność. Czołg-pułapka eksplodował. To była pierwsza taka jatka. To było na wąskiej ulicy, gdzie wokół były wysokie domy. Moją koleżankę, która stała na pierwszym piętrze na balkonie, podmuch wybuchu wręcz rozebrał.

Kobiety żywo reagują, momenty grozy przeplatają się z zabawnymi epizodami powstańczymi. Bolesne wspomnienia zrujnowanej Warszawy, gasnące w ruinach oddechy, waleczni chłopcy z biało-czerwonymi opaskami na ramionach. Jednak gdy w opowieściach mijają kolejne dni Powstania, powietrze jakby gęstnieje, a wspomnienia bardziej bolą. W wyobraźni wracam do albumu „Dni Powstania”, przed oczyma staje mi zdruzgotana twarz powstańca z Mokotowa, który wpadł na niemiecki patrol przy włazie z kanału. Kanały to kolejny symbol Powstania. – Kanały to była konieczność, myśmy nie mieli innego wyjścia. Niemcy już wszystkich mordowali, jak w szpitalach na Starym Mieście. Nasz kapelan został w gruzach. Przeżył. Jak zobaczyłam tę czarną, szumiącą przepaść kanału, to się zawahałam. To było okropne. Jednak nie było innej możliwości – wspomina ten rozdział powstańczej historii pani Hanna. Pani Marzenna Schejbal, która w Studium pracuje od 1974 roku, tak wspomina tę ponurą przeprawę: – Podczas odwrotu musieliśmy się przedostać kanałami do Śródmieścia, ale nie wszystkim się udało dostać do kanału. Tych, którzy zostali, Niemcy zabijali lub wywozili do obozów koncentracyjnych. Trzydziestu, dziewięć osób weszło do kanału przy ulicy Daniłowiczowskiej. Mieliśmy, czołgając się, dojść kanałem do Chmielnej. Po drodze utknęliśmy, nikt nie wiedział, co się stało, a zawrócić już nie mogliśmy. Okazało się, że kanał był zatkany, gdyż ktoś z poprzedniej tury zmarł blokując wyjście. Ustalono, że na hasło jeden drugiego będzie pchał. Miało to trwać trzy godziny, a w rzeczywistości zajęło nam to dwanaście

godzin. Przy wyjściu wydawało nam się, że jesteśmy bardzo przytomni i trzeźwi i śmiało wyjdziemy na zewnątrz. Wyciągali nas na linach. Mdleliśmy jak muchy po zetknięciu się ze świeżym powietrzem. Położyli nas na ziemi rządkiem i jak oprzytomnieliśmy, zabrano nas do łaźni na Chmielnej, byśmy mogli się umyć i ubrać. Nie było jednak w co się ubrać. Powiedziano nam, że jest dla nas ciepła woda w beczkach – pani Marzenna zaczyna się uśmiechać i mówi dalej. – Weszłam do tej beczki, w której było tak cudownie ciepło, że zasnęłam. I nikt nie wiedział co się ze mną stało. Znaleźli mnie śpiącą w tej beczce.

LUdzKa Siła Siedzimy razem przy stole. Moment kapitulacji wspominają ze łzami w oczach. Widok tych ich chłopców rzucających gniewnie broń. Ich wściekłość i bunt. Bezwładne ciało poległej w gruzach Warszawy. – Płakaliśmy i szliśmy – mówi pani Hania. – Moja matka prowadziła kolumnę kobiet na Plac Narutowicza i

››

Uczestniczki Powstania Warszawskiego – Janina Skrzyńska i Marzenna Schejbal (poniżej), w Studium Polski Podziemnej. Fot. Marcin Piniak

tam niemiecki pułkownik widząc ją natychmiast zasalutował i grzecznie poprosił, by złożyli broń. Czuliśmy szacunek wroga. Powstanie to był wulkan, który musiał wybuchnąć. To była szalona więź między ludźmi. Przecież to były przypadkowe spotkania, przez te lata w konspiracji nikt o nikim nic nie wiedział. Ta pomoc wzajemna trwała po wojnie, trwa do dziś. Poznaliśmy co znaczy brud, ból, upokorzenie, głód, a jednocześnie co to znaczy solidarność i ludzka siła. To była szkoła życia. Pani z telewizji pyta mnie czy dla młodych Polaków pamięć Powstania jest ważna. Nie wiem tego. Wiem natomiast, że dla mnie ta wymalowana na murze przez Rudego kotwica w 1942 roku znaczy więcej niż tysiące patriotycznych wierszy i deklaracji.


18|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

kultura

świat kulturalnie Podczas jednego z największych festiali w Europie – muzyki poważnej w Salzburgu, wystąpi czworo Polaków: Anna Radziejewska – solistka Warszawskiej Opery Kameralnej, w operze „Luci mie traditrici” Salvatore Sciarrino; Krystian Zimerman zagra utwory Bacha, Brahmsa, Szymanowskiego i Bacewicz; Rafał Blechacz wystąpi z nokturnami i sonatą h-moll Chopina, utworami Bacha, Liszta oraz Debussy’ego, a Piotr Beczała – jeden z najlepszych obecnie tenorów Europy w „Rusałce” Dvorzaka. Uznano go najlepszym śpiewakiem tegorocznego festiwalu operowego w Monachium za rolę tytułowego bohatera w „Wertherze” Masseneta. Oriana Fallaci miała polskiego przodka – ogłosił tłumacz i popularyzator literatury polskiej we Włoszech Francesco Cataluccio. Fallaci twierdzi, że był nim... Stanisław Wyspiański. 1 sierpnia w Kostrzynie nad Odrą rozpoczął się Przystanek Woodstock. W piątej edycji festiwalu wystąpią zespoły z Polski, Meksyku, RPA, Niemiec, Włoch, Chorwacji, Indii, Szwecji i Wielkiej Brytanii. Po raz trzeci zostanie zorganizowana Akademia Sztuk Przepięknych, gdzie odbywać się będą warsztaty artystyczne oraz dyskusje panelowe z zaproszonymi gośćmi. Nowością będzie woodstockowa olimpiada, która ma zachęcić młodzież do aktywnego wypoczynku. Cela Konrada w Wilnie w dawnym Klasztorze Bazylianów, gdzie więziono Adama Mickiewicza i gdzie toczy się akcja III części „Dziadów”, zostanie pod koniec sierpnia otwarta dla zwiedzających – zapewnił dzierżawca budynku Wiktor Czerniszuk. Czterdzieści „Kryształowych Okien” – dzieł stworzonych wspólnie przez polsko-niemieckie pary artystów powstanie do listopada w 40. polskich miastach w ramach projektu upamiętniającego wydarzenia „Kryształowej Nocy” w 1938 r. Książka Davida Lyncha pt. „W pogoni za wielką rybą” („Catching the Big Fish”) będzie miała swoją premierę podczas Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage 2008 w Łodzi (listopad 2008). W Nowym Jorku 25 lipca zmarł gitarzysta Hiram Bullock. Żył 52 lata. Koncertował i nagrywał płyty m.in. z Alem Jarreau, Paulem Simonem, Billym Joelem, z orkiestrą Gila Evansa, B.B. Kingiem, Allanem Ginsbergiem, grupą Milesa Davisa.

Nowa atrakcja w Kensington Gardens Stefan Gołębiowski

20 lipca, przy Serpentine Gallery w Kensington Gardens, otwarty został nowy pawilon zaprojektowany przez sławnego kanadyjskiego architekta (mieszkającego w USA) Franka Gehry. Z dystansu obiekt przypomina drewnianą układankę, poskładaną przez nieporadne dziecko, z bliska – efekt jest piorunujący. W sposobie połączenia różnej długości drewnianych bali, szkła oraz stali widać rękę mistrza nieobawiającego się kontrowersji oraz nowych rozwiązań architektonicznych. Pomysł letniego pawilonu przy galerii, projektowanego przez międzynarodowych architektów, którzy wcześniej nie budowali żadnego obiektu na terenie Anglii, wyszedł od dyrektora Serpentine Gallery Julii Peyton-Jones w 2000 roku. Twórcy mają pół roku czasu – od momentu zaproszenia – na oddanie gotowej struktury. W ubiegłym roku, ze względu na nieprzewidziane opóźnienia, zbudowano dwa pawilony: pierwszy (przypominający ogromne grzyby) otwarty był przez trzy tygodnie lipca, drugi – otwarty pod koniec sierpnia można było oglądać do początków listopada. Otwarty właśnie pawilon inspirowany jest częściowo rysunkiem-projektem katapulty Leonarda da Vinci, częściowo architekturą letnich plażowych domków. Jest to połączenie promenadowego przejścia z amfiteatrem, w którym wieczorami mogą odbywać się koncerty, pokazy filmowe i dyskusje. W sobotę 19 lipca (jeszcze przed oficjalnym otwarciem pawilonu) odbył się tam koncert fortepianowy Thomasa Ades – młodego angielskiego pianisty, kompozytora i dyrygenta, uznawanego przez krytyków jako następcę Benjamina Brittena. Nie trzeba dodawać, że bilety na ten wieczór rozeszły się błyskawicznie. Letni pawilon przy Serpentine Gallery (owarty w tym roku do 19 października) przyciąga co roku około ćwierć miliona zwiedzających. W piątki i soboty są tam spotkania z architektami, krytykami oraz pokazy artystyczne, w niedziele – wspólne zabawy i atrakcje dla całych rodzin. W przeważającej większości wstęp jest darmowy, nieliczne imprezy są płatne (ceny nie są wygórowane). W samej galerii trwa obecnie wystawa amerykańskiego artysty Richarda Prince, zatytułowana Continuation, na którą składają się fotografie, rzeźby i kolaże, reprezentujące jego 30-letnią karierę. Wystawę warto obejrzeć, choć nie wszystkim musi przypaść do gustu (co ma np. symbolizować amerykański pomalowany samochód, nie wiem). Męczący na co dzień dla mieszkańców Londyn staje się niemal z dnia na dzień coraz większym centrum sztuki. Galerie powstają jak grzyby po desz-

›› Pawilon przy Serpentine Gallery zaprojektowany przez Franka Ghery. Fot. Ian Parsons czu, dzieła sztuki idą na aukcjach jak woda, a kolekcjonerzy płacą miliony. Dobrze więc, że są ciągle jeszcze miejsca, gdzie sztukę przez duże S można mieć za darmo. Polecam pawilon…

Więcej informacji o imprezach na: www.serpentinegallery.org

Legendarny już architekt Frank Gehry (Ephrain Owen Goldberg) urodził się w 1929 roku, w Toronto. W 1949 roku przeniósł się do Los Angeles. Studiował w University of Southern California i Harward, przez 40 lat zawodowej kariery projektował publiczne i prywatne obiekty w Ameryce, Europie i Azji. Jest laureatem rozlicznych nagród międzynarodowych, a wśród jego najbardziej reprezentatywnych prac są m.in. takie budowle jak Guggenheim Museum w Bilbao, Maggie’s Centre w Dundee (lecznica dla chorych na raka) i Walt Disney Concert Hall w Los Angeles. Blisko 80-letni Gehry pasjonuje się także rybami (!) i łyżwiarstwem (głównie hokejem na lodzie, który sam do niedawna uprawiał).


|19

nowy czas | 1 sierpnia 2008

kultura

Idea projektu Portavilion jest prosta: czterech uznanych artystów zaprezentuje swoje prace w czterech londyńskich parkach. Nic nowego. Do niedawna oglądaliśmy rzeźby Henry'ego Moore'a w Kew Gardens. Proces wydobywania sztuki z zamkniętych przestrzeni sal muzealnych czy galerii trwa i cieszy się uznaniem. Jedną z artystek, którą do tego projektu zaproszono, jest Monika Sosnowska. Przed tygodniem jej „The Wind House” postawiono na zboczu Primrose Hill, będącym częścią Regent Park (północny Londyn). Sporej wielkości kanciasta bryła w kolorze jasny ugier wygląda, jak sama nazwa wskazuje, jakby zamieszkał w niej wiatr. Wypuszczony przez klapę, która otwiera nam wnętrze domu ze sklejki, pozostawia go w stanie architektonicznej ruiny: zagięć, połamanych kątów i wnęk. Wypuszczony wiatr zawisa nad wzgórzem, by umożliwić ludziom puszczanie latawców. To właśnie latawce, które często nad Primrose Hill powiewają, zainspirowały Monikę Sosnowską do stworzenia konstrukcji, która początkowo miała stanąć w Hampstead Heath, ale ostatecznie wybór padł na to właśnie wzgórze. Zresztą najważniejsze było to, by park posiadał zbocze, bo tylko na nim wietrzny dom odnajduje swoje miejsce. W przypadku twórczości Sosnowskiej miejsce odgrywa pierwszorzędną rolę, niekiedy nawet warunkuje powstanie pracy. – Zawsze najpierw oglądam miejsce – mówi Monika – zanim zacznę na dobre pracować nad pomysłem i kompozycją. Bo miejsce rodzi kontekst. Kiedyś przechodnie śpieszący ulicami warszawskiego MDM słupieli na widok krzywych ekspresjonistycznych drzwi, ścian i lampy, czyli pokoju, do którego można było zaglądnąć przez parterowe okno od ulicy (instalacja „Zmęczony pokój” 2006 r.). I tak jest na ogół z jej pracami. Wprawiają w zdziwienie, bawią, a jak w przypadku „Labiryntu”, stworzonego w londyńskiej galerii Serpentine (2004 r.) umożliwiają dobrowolne wejście w klaustrofobiczny świat zagubienia w przestrzeni. Są to prace, które w większości istnieją tylko do momentu zakończenia ekspozycji. – W większości wypadków znikają. Są rozbierane i lądują na śmietniku, ale nie żal mi ich. Jestem najbardziej zainteresowana samym procesem ich powstawania. Tak naprawdę chodzi tylko i wyłącznie o chwilę: o odbiór, interakcję, budowanie języka porozumienia. Sam obiekt ma drugorzędne znaczenie. Najpierw jest pomysł. – Często zaczynam od modeli, robię rysunki,

Stolarz i artystka

›› Wietrzny dom Mniki Sosnowskiej oznalazł swoje miejsce na Primrose Hill. Obok artystka podczas wernisażu wymiary. Już na wczesnym etapie zaczynam dyskutować pomysł z wykonawcą, czy jest możliwy w realizacji. Monika ma swoich własnych wykonawców: ślusarzy, stolarza, od niedawna budowlańców. – Nie ma jeszcze w Polsce pracowni, które wykonują zamówienia tylko dla artystów. To mi jednak odpowiada. Nie dążę do perfekcji, jaką pewnie mogłabym osiągnąć z wyspecjalizowanymi firmami pracującymi dla artystów. Szczególnie prace metalowe są niedoskonałe, wyglądają jakby tam zawsze można było coś poprawić. Są produ-

kowane w prostych zakładach, ale przez ludzi pełnych zaangażowania i dobrej wyobraźni. Szefem ślusarzy, z którymi współpracuję, jest ponad 60letni inżynier, który projektował kiedyś samoloty pionowego startu, pracował w prototypowni. Musiał więc być bardzo twórczy. I właśnie dla niego to jest jakby druga szansa, jest bardzo oddany tym projektom. Jest to wzajemnie inspirujący kontakt. Szukałam człowieka, który mógłby się bardzo zaangażować w moje projekty, który by emocjonalnie i kreatywnie podchodził do pracy, a o

takich wykonawców jest trudno. Z drugiej strony chciałam znaleźć też kogoś, komu będzie się ta praca podobała. I znalazłam. Przed dziesięciu laty Monika brała udział w warsztatach zorganizowanych w Bamako w Mali. Celem projektu było zaincjowanie współpracy czy też wymiany doświadczeń między artystami. – Lokalni artyści przychodzili na te warsztaty z okolicznych wiosek. Trwało to trzy godziny pieszo w jedną stronę, codziennie. Kartka papieru, ołówek, farby kosztowały tam bardzo dużo, więc kiedy w ramach stypendiów dostali te ołówki, kartki i farby czuli się w obowiązku stworzenia czegoś niezwykłego. Zderzenie z taką rzeczywistością spowodowało, że uznałam, iż zrobienie po prostu swojego projektu na miejscu nie ma sensu. Zaczęłam więc na ogrodzeniu tego

The Black Madonna of Derby, czyli Goodbye Polsko dla Anglika o niespełna dwóch latach od ukazania się „Goodbye Polsko” Joanny Czechowskiej, emigracyjne losy rodziny Baranów będzie można poznać również w anglojęzycznej wersji. Książka The Black Madonna of Derby już od 1 lipca jest dostępna również dla brytyjskiego czytelnika. – Niemal każdy Brytyjczyk ma dziś polskiego sąsiada, kolegę z pracy, przyjaciela. Być może po przeczytaniu mojej książki, łatwiej będzie im zrozumieć,

P

jak to jest, opuścić kraj swojego pochodzenia i rozpocząć życie w nieznanym miejscu, pośród obcych – mówi o swojej książce sama autorka. – To inteligentnie napisana książka, z ironicznym, subtelnym humorem, dająca wgląd w życie trzech generacji polskich emigrantów, próbujących ułożyć sobie życie między dwiema kulturami – mówi z kolei Debi Alper, znana brytyjska pisarka, autorka powieści takich jak Trading Tatiana oraz Nirvana Bites. Przedstawiona w bardzo przystę-

ny sposób kilkudziesięcioletnia historia rodziny Baranów ukazuje złożony problem powojennych emigrantów i podejmowanych przez nich wyborów. Trzy pokolenia polskiej emigracji ścierają się wzajemnie na przestrzeni lat próbując odnaleźć własne miejsce w nowej rzeczywistości. Niektórym utożsamienie sobie zakorzenionej polskości przychodzi bardzo łatwo, dla innych to proces rozłożony na dziesięciolecia, wymagający nieraz wyrzeczenia się nowo nabytych ideałów. Książka, po ukazaniu się w 2006

roku w języku polskim, została bardzo dobrze przyjęta przez brytyjską Polonię, długo utrzymując się w czołówkach list bestsellerów księgarni, które zajmują się dystrybucją polskich tytułów na Wyspach. W The Black Madonna of Derby można zaopatrzyć się na stronie internetowej autorki: www.jczechowska.com, a także w sklepach internetowych: www.amazon.co.uk oraz www.grantandcutler.com.

Paweł Rosolski

centrum, gdzie odbywały się spotkania i warsztaty, robić mural. Malowałam na ścianie i powoli oni zaczęli się do mnie przyłączać. Wyzwoliła się w nas możliwość i umiejętność prowadzenia dialogu. Poza tym ci artyści uzmysłowili sobie, że mogą swobodnie zrobić coś bezpośrednio na ścianie, potem to zamalować i popsuć. Poczuli coś bardzo ważnego i niezbędnego: twórczą swobodę. Potem ludzie, którzy pojechali tam później, opowiadali mi, że proces malowania na tym murze tam cały czas trwa... „Dom Wiatru” stacza się ze wzgórza Primrose do 19 października. Innych prac z serii Portavilion szukajcie w Holland Park (Dan Graham), w Potters Fields Park (Toby Paterson) i w Regents Park (Annika Eriksson). Tekst i fot.

Elżbieta Sobolewska


20|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

moim zdaniem

Michał Sędzikowski

Dziki kraj W te wakacje chciałem jechać do Afryki., by zobaczyć Trzeci Świat. Pojechałem jednak do Polski i też się nie rozczarowałem. Już w samolocie linii Ryanair po wylądowaniu doszło do zamieszek, gdy polski steward podniósł agresywny wrzask na starszą kobietę, która za szybko, w jego mniemaniu, wstała z siedzenia. Zajmująca miejsce obok dziewczyna zagroziła mu, że złoży formalną skargę, ale ten ją wyśmiał stwierdzając, że skargi ma tam, gdzie słońce nie zagląda. Na lotnisku zacięła się maszyna wydająca bagaże, więc wszyscy zmuszeni byli czekać ponad dwie godziny, aż obsługa lotniska wyda bagaże ręcznie. Ten przestój nic mi zresztą nie zaszkodził, bo

kumpel, który jechał z Torunia, aby mnie odebrać, zabłądził w drodze na lotnisko. Zabłądził z bardzo prozaicznej przyczyny – na swojej drodze do Bydgoszczy ani w samej Bydgoszczy nie natknął się na żaden znak wspominający coś o lotnisku. O, przepraszam, był jeden, ale daleko za zjazdem na lotnisko. Ktoś go widocznie potrzebował, więc pożyczył i odstawił w złe miejsce. Kiedy już dwie godziny później podskakując na tylnym siedzeniu zapytałem, dlaczego zjechał na polną drogę, wyjaśnił, że to nie jest polna droga, lecz droga, która prowadzi na lotnisko. Nie mogę powiedzieć, że obejrzałem mnogość dzikich zwierząt, ale dostałem ostrzeżenie, żeby nie chodzić nocą po Wrzosach, bo grasują tam wielkie agresywne psy. Wrzosy – jak wieść niesie, jedna z większych w Europie dzielnic domków jednorodzinnych została wzniesiona głównie przez nowobogackich ze wsi. Mieszkańcy kierując się rozumowaniem, że o dziesiątej człek bogobojny idzie spać, a kto nie śpi ten złodziej i niecnota, od lat puszczają te psy luzem, co by robiły porządek na osiedlu. Co więcej, miałem okazję zobaczyć grupę istot, którymi przy odrobinie dobrej woli, można by załatać ewolucyjne luki, gdy rozwieszały plakaty z napisem: „Polska tylko dla Polaków”, ze swoim numerem telefonu. Zdzierając po nich te plakaty, zastanawiałem się, kto w Anglii zrobiłby w pierwszej kolejności użytek z podanego numeru telefonu i doszedłem do wniosku, że byłaby to policja. Przemierzając kraj PKS-em wylądo-

wałem na dworcu w Wąbrzeźnie. Dworzec, jak na małe miasto całkiem spory, posiadał kilka czy nawet kilkanaście stanowisk w postaci anonimowych słupów, między którymi biegali skonfundowani przejezdni i przy których spokojnie stali miejscowi. Poszedłem do okienka z napisem informacja, by rozszyfrować tajemnicę stanowiska nr 6, z którego miałem jechać, ale okienko, chociaż „czynne”, było pozbawione obsługi. Biegałem po stanowiskach, pytając miejscowych o numery stanowisk, przy których stoją, ale ci tylko rozkładali ręce. Wiedzieli jednak, że stoją we właściwym miejscu, na tej samej zasadzie, jak tubylcy w Afryce wiedzą, że jutro będzie deszcz. Zidentyfikowałem w końcu właściwy autobus po tabliczce, a gdy zapytałem kierowcy, o której będziemy w Chełmży, bo mam przesiadkę do Sztumu, ten, kierując się żelazną logiką, odparł, że w Chełmży będziemy, jak tam dojedziemy, po czym się obraził. W Chełmży autobus do Sztumu przyjechał bez opóźnienia. Myślę, że dlatego, ponieważ kierowcy się bardzo spieszyło. Potwierdził to zresztą fakt, że jak tylko ostatni wysiadający zamknął drzwi, wehikuł ruszył z kopyta, ignorując pasażerów, którzy czekali na przystanku dla wsiadających. Ruszyłem za nim biegiem wraz ze wzburzaną, wymachującą pięściami ciżbą, ale ten umknął i się tylko kurzu po nim nawdychaliśmy. Niesiony słusznym gniewem, usiłowałem złożyć gdzieś skargę telefonicznie, ale wszystkie centrale autobusowe, jakby działając w zmowie, odsyłały mnie piętro

wyżej, aż w końcu rozmawiałem z pałacem PKS-u w Warszawie. Udzielna hrabina, z którą miałem zaszczyt, powiedziała, że oni jako ostateczni suwereni biznesu autobusowego, nie zajmują się takimi duperelami jak autobusy uciekające przed pasażerami i zasugerowała, że szkoda, że nie namierzyłem bezpośredniego zwierzchnika nikczemnego kierowcy albo najlepiej samego kierowcę, wówczas bym przecież mógł załatwić tę sprawę po męsku. Z internetowego rozkładu jazdy wynikało, że są jeszcze pociągi do Sztumu, ale śmierdziało to czarną magią, bo były to pociągi-widma, które choć figurowały we wszystkich rozkładach jazdy, nigdy nie pojawiały się w swej materialnej manifestacji na peronach. Pewnie jednak po nocach słyszano ciągle ich wycie i ponury stukot, co ludziom bogobojnym nie pozwoliło przez lata usunąć ich z rozkładów. Mając całą dobę do kolejnego dyliżansu, tfu!, autobusu, udałem się w pobliskim Toruniu na solarium. Jako że mam wrażliwą skórę, chciałem przygotować się na naturalne opalanie po dwóch latach siedzenia w Southampton. Wyjaśniłem pani na czym polega mój problem i skorzystałem pierwszy raz w życiu z tego przybytku. Tego samego wieczora cierpiałem piekielne męki, gdyż czułem jak moja skóra goreje jak polana smołą. Na szczęście nie cała, bo diabelska maszyna opaliła mnie w paski. Miałem więc palący pas obejmujący twarz, brzuch i poniżej kolan. Poszedłem na drugi dzień z reklama-

cją. Ta sama pani powiedziała, żebym poszedł do apteki kupić sobie maść na oparzenia, bo ich kremy są raczej zbyt drogie na kieszeń chłystka. W sprawie pasków powiedziała, że może ze zniżką wysłać mnie na tę samą maszynę, sugerując, bym zmienił pozycję w celu wypełnienia nieopalonych fragmentów. Podziękowałem. Wspomnę na koniec jeszcze o nocnym spacerze po lesie ze znajomym. Był to teren ośrodka, na który zajechaliśmy na skutek nieporozumienia. Kłębiło się tam od odzianych w dresy wrażych obywateli, tłoczących się na kempingowych dyskotekach. Oni wszyscy mieli jakąś awersję do obcych, więc wycofaliśmy się w nocną knieję, trzeźwi i czujni, skromnie się przechadzając i popijając piwko. Raptem z chaszczy wyskoczyło dwóch zbrojnych z psem i groźnie warcząc oraz pohukując wylegitymowało nas i złupiło po sto złotych za picie w miejscu publicznym. Te i inne wydarzenia przypomniały mi, że kraj nad Wisłą jest ciągle krajem feudalnym, gdzie klient przychodzi do usługodawcy z karkiem zgiętym poniżej mostka, gdzie urzędnicza szlachta odpowiada nie przed petentami, ale przed swoimi suwerenami, gdzie obywatele istnieją dla instytucji, a nie instytucje dla obywateli. Gdzie kolejne rządy obejmują władzę li tylko, żeby sobie porządzić a nie coś zmienić. Gdy wsiadałem do samolotu, miałem wrażenie, że wsiadam do machiny czasu, która w niecałe dwie godziny, przeniesie mnie ze dwa wieki w przyszłość.

MOTOR SHOW EXCEL LONDON 22 July - August Fot. DANIEL KoWALSKI


|21

nowy czas | 1 sierpnia 2008 |

redaguje Roman Waldca

Lubisz ściągać muzyczne pliki z internetu? Uważaj, listonosz już niesie dla ciebie przesyłkę. Sza now na Pa ni, chciał bym ser decz nie po dzię ko wać za wy bra nie na szej fir my ja ko do staw cę szyb kie go łą cza in ter ne to we go. Jest nam nie zmier nie mi ło, że do łą czy ła Pa ni do gro na na szych kil ku set ty się cy za do wo lo nych klien tów, któ rym ofe ru je my nie tyl ko nie za wod ne szyb kie łą cze in ter ne to we, ale rów nież po moc tech nicz ną dwa dzie ścia czte ry go dzi ny na do bę. Na si przy ja cie le z BPI za su ge ro wa li nam, aby śmy przy tej oka zji w moż li wie naj ła god niej szy spo sób zwró ci li Pa ni uwa gę na dzia łal ność Pa ni sy na, któ ry wy ko rzy stu je nasz ser wis do ścią ga nia ogrom nych ilo ści da nych ze stron internetowych, bez prze strze ga nia praw au tor skich. Chcie li by śmy za su ge ro wać... To tyl ko przy kład li stu, któ ry już nie ba wem mo że znaleźć się w skrzyn kach pocz to wych mi lio nów użytkowników in ter ne tu w Wiel kiej Bry ta nii. Moż na so bie wy obra zić zdzi wie nie na twa rzy ad re sa ta, gdy z ko re spon den cji do wie się, że (świa do mie lub nie) jest na ce low ni ku bry tyj skie go sto wa rzy sze nia mu zy ków Bri tish Pho no gra phic In du stry (BPI), któ re po sta no wi ło wy to czyć wal kę oso bom nie le gal nie ścią ga ją cym mu zy kę z in ter ne tu. Użyt kow ni cy Vi grin Me dia są pierw szy mi, któ rzy ta kie li sty do sta ną, fir ma bo wiem otwar cie przy zna ła, iż już rozpo czę ła wy sy ła nie ko re spon den cji. Do tej po ry wszyst kie roz mo wy na te mat moż li wo ści wal ki z in ter ne to wym pi rac twem koń czy ły się stwier dze nia mi, iż jest źle i że coś na le ży z tym zro bić. Fir my ob słu gu ją ce łą cza in ter ne to we nie kwa piły się do dzia ła nia: z jed nej stro ny ozna cza ło to do dat ko wą pra cę, któ rej kosz ty fir my sa me mu sia ły by po kryć, z

czas

pieniądz biznes media nieruchomości

Ściągałeś? Uważaj!

dru giej stro ny ozna cza ło by to – w krót szej lub dłuż szej per spek ty wie – utra tę klientów, któ rzy szcze gól nie w Wiel kiej Bry ta nii prze wraż li wie ni są na punk cie pry wat no ści. Je śli więc do staw ca usług in ter ne to wych wie, co ścią gasz, zna czy że cię pod glą da, a to już ni ko mu się nie po do ba. Vir gin Me dia, pierw sza fir ma wysyłająca li sty prze strze ga ją ce przed nie le gal nym ko pio wa niem z sie ci za zna cza, że ak cja ma cha rak ter edu ka cyj ny. Nie wy klu cza, że li sty mo gą otrzy mać tak że ci, któ rzy z nie le gal nym ścią ga niem nie ma ją nic wspól ne go. I cho ciaż Vir gin Me dia jest pierw szą fir mą, któ ra zde cy do wa ła się na ja kie kol wiek dzia ła nie w wal ce z pi rac twem, to jed nak nie za do wa la to śro do wi ska pro du cen tów mu -

zycz nych do ma ga ją cych się przed się wzię cia bardziej dra stycz nych dzia łań. Fir my fo no gra f icz ne dys po nu ją ogrom ny mi bu dże ta mi, któ rych nie wa ha ją się wy ko rzy stać w wal ce z pi rac twem sze rzą cym się, szcze gól nie w in ter ne cie, na tak zma so wa ną ska lę, iż sprze daż detaliczna no wych płyt spa da z ty go dnia na ty dzień. W sa mej Wiel kiej Bry ta nii 19 na 20 ścią gnię tych z sie ci pli ków jest nie le gal nych. Jak pod kre śla ją sa mi za in te re so wa ni – mo że to być przy sło wio wy gwóźdź do tru mny ca łej bran ży. Z dru giej jed nak stro ny nie cich ną gło sy obu rze nia: no we pły ty są cią gle za dro gie, fir my na rzu ca ją tak du że mar że, iż wie lu słu cha czy po pro stu nie stać na kup no krąż ka w skle pie. Co wię cej, ca ła mu zycz na bran ża

oskar ża na jest o to, iż do tej po ry nie przy go to wa ła wła snej ofer ty umoż li wia ją cej le gal ne ścią ga nie pli ków mu zycz nych z sie ci. Wszel kie pró by roz mów na ten te mat koń czą się fia skiem ze wzglę du na zbyt dużą liczbę wy twór ni i or ga ni za cji chro nią cych pra wa au tor skie, któ re w tej jed nej spra wie od lat nie po tra fią się mię dzy so bą do ga dać. Je śli cho dzi jed nak o pi rac two – wszyst kie mó wią jed nym gło sem i nie oszczę dza ją na lob bin gu. Do te go stop nia, że do ak cji po sta no wił włą czyć się rząd, któ ry za gro ził do staw com in ter ne to wym: al bo sa mi upo rząd ku je cie ry nek, al bo do spra wy włą czy się mi ni ster i zro bi to za was. Nic więc dziw ne go, że tak zde cy do wa ne po sta wie nie spra wy zmu si ło do staw ców in ter ne to wych do dzia łań. Pod pi sa li po ro zu mie nie, któ re jest dru gim te go ty pu w Eu ro pie. Po Fran cji przy szła ko lej na Bry tyj czy ków, któ rych dzia ła nia w in ter ne cie bę dą kontrolowane przez internetowych do staw ców. Do po ro zu mie nia przy stą pi li naj więk si, czy li BT, BSkyB, Carph o ne Wa re ho use, Vir gin Me dia. Na mo cy po ro zu mie nia fir my te bę dą przy glą da ły się „naj więk szym ścią ga czom” z sie ci, któ rym za czną wy sy łać ostrze gaw cze li sty. Je śli pierw szy list nie po skut ku je, wy ślą dru gi i lek ko przy krę cą ku rek, czy li pręd kość prze sy łu da nych. Trze ci list mo że spodo wo wać od cię cie do stę pu do sie ci oraz od da nie spra wy do są du. Jest jed nak dru ga stro na me da lu: nie wia do mo, jak skru pu lat ne w przy glą da niu się swo im klien tom bę dą za in te re so wa ne fir my. Za rów no BT jak i Vir gin Me dia agre syw nie re kla mu ją swo je sze ro ko pa smo we po łą cze nia internetowe, któ re słu żą ścią ga niu ogrom nych pli ków z sie ci. Nikt nie chce prze cież na swo im biz ne sie stra cić, a zbyt skru pu lat ne roz li cza nie mo że spo wo do wać, iż klien ci za czną prze no sić się do in nych firm, któ re umo wy nie pod pi sa ły. Po lo wa nie do pie ro się za czy na.

Kosztowne Shella przekręty Du że, ca ło stro ni co we ogło sze nie w naj waż niej szych dzien ni kach na świe cie bi je wręcz w oczy: „Je śli ku pi łeś ak cje Roy al Dutch Pe tro leum Com pa ny al bo The Shell Trans port and Trading Com pa ny mię dzy 18 kwiet nia 1999 ro ku a 17 mar ca 2004 ro ku – na le ży ci się re kom pen sa ta”. A wszyst ko za spra wą ame ry kań skie go US Se cu ri ties and Exchan ge Com mis sion, któ re bę dąc stro ną w spra wie do szu ka ły się jed ne go z naj więk szych skan da li w hi sto rii ho len der skiej fir my. Za czę ło się w 2004 ro ku, kie dy to Roy al Dutch Shell opu bli ko wał swój do rocz ny ra port i przy znał się do te go, że za war te w nim da ne do ty czą ce po sia da nych przez fir mę re zerw ga zu i ro py są nie praw dzi we. Wy buchł skan dal, któ rym za ję ła się ame ry kań ska agen cja rzą do wa spra wu ją ca nadzór nad ryn kiem gieł do wym. Do ak cji wkro czy li rów nież ak cjo na riu sze, któ rzy nie przyj -

mo wa li do wia do mo ści fak tu, iż naj więk sza na świe cie fir ma wy do by wa ją ca ro pę i gaz mo że okła mać swo ich udzia łow ców w tak waż nej spra wie. Od te go, jak du że i bo ga te są zło ża po sia da ne przez fir mę za le ży prze cież nie tyl ko ce na ro py na świa to wych gieł dach, ale przede wszyst kim zysk Shel la, na któ ry li czą ak cjo na riu sze. Wy na ję li du żą kan ce la rię prawną i przy stą pi li do ata ku. Shell nie ukry wał, że jest w kłopocie. Gro zi ło mu nie tyl ko wstrzy ma nie ob ro tu ak cja mi fir my na gieł dzie, ale przede wszyst kim wypłacenie ogrom nych od szko do wa ń. Nic więc dziw ne go, że fir ma ro bi ła wszyst ko, by nie do pu ścić do roz pra wy w są dzie. Ame ry kań skie pra wo prze wi du je, że za nim spra wa znaj dzie się na wo kan dzie, stro ny mu szą wy ka zać, że nie moż li we jest osią gnię cie kom pro mi su, ugo dy satysfakcjonującej obie stro ny. W tym wy pad ku nie by ło to spe cjal nie trud ne:

wia do mo by ło, że fir ma nie chce spra wy w są dzie, ak cjo na riu sze też spe cjal nie się z tym nie spie szy li w oba wie przed kosz ta mi, któ re prze cież ktoś bę dzie mu siał ponieść. Był tyl ko je den szko puł: odszkodowanie. Ile po win no wy nieść od szko do wa nie, któ re Shell miałby wy pła cić? Dys ku sje na ten te mat trwa ły pra wie cztery la ta. W mar cu te go ro ku w są dzie okrę go wym w New Jer sey pod pi sa no ugo dę, na mo cy któ rej ame ry kań scy udzia łow cy (lub oso by, któ re ku pi ły akcje fir my w da nym okre sie na ame ry kań skim ryn ku) otrzy ma ją w su mie pra wie 90 mln do la rów od szko do wa nia. Du żo? Nie ko niecz nie, bio rąc pod uwa gę, że to już dru ga ugo da w tej sa mej spra wie. Pierw szą pod pi sa no rok wcze śniej w Am ster da mie. Do ty czy ła ona wszyst kich udzia łow ców fir my, któ rzy na by li ak cje Shel la w tym sa mym okre sie, ale po za ame ry kań skim ryn kiem

gieł do wym. Ho len der ski sąd przy znał im wów czas po nad 350 mln do la rów do po dzia łu. War to pod kre ślić rów nież to, że po nad 80 pro c. udzia łow ców Shel la po cho dzi z Eu ro py. Ca ło stro ni co we ogło sze nie opu bli ko wa ne przez sąd New Jer sey w eu ro pej skich dzien ni kach jest o ty le waż ne, że koń czy trwa ją cy pra wie czte ry la ta spór o za ni żo ne da ne do ty czą ce złóż bo gactw na tu ral nych, któ rych wy do by wa niem zaj mu je się ho len der ska fir ma. Do po dzia łu – w obu spra wach – jest 470 mln do la rów. Jest to su ma szo ku ją cą dla fir my, któ rej czy sty do chód w 2006 ro ku wy niósł je dy nie 500 mln do la rów. Co wię cej, Shell zde kla ro wał się po nieść kosz ty obu spraw, któ re w su mie kosz to wa ły go do dat ko we 33 mln. I jak by te go by ło ma ło, fir ma wła śnie skoń czy ła spła cać po nad 150 mln do la rów ka ry, któ rą na ło żyły na nią ame ry kań ski i bry tyj ski urząd kon tro li ryn ku.

migawki ROPA, ROPA, ROPA... Tydzień za tygodniem czytaliście, jak drożeje ropa. No to teraz... tanieje. Na nowojorskiej giełdzie, na której sprzedaje się jej najwięcej, ceny spadły do 120 dolarów za baryłkę i nadal spadają. Idzie lepsze? GAZ TYMCZASEM… …rośnie. British Gas dołączył do grona dostawców, którzy poinformowali o czekających nas podwyżkach. Ceny gazu wzrosną aż o 35 proc., prądu jedynie o 9 proc. I jak to w Wielkiej Brytanii bywa – ze skutkiem natychmiastowym. Czyli od teraz. ABBEY GÓRĄ Abbey National, będący częścią hiszpańskiego banku Santander, poinformował właśnie, że mimo kryzysu na rynku przejął pałeczkę pierwszeństwa jeśli chodzi o liczbę nowo udzielanych kredytów mieszkaniowych. Tym samym Halifax, do tej pory numer jeden, nie ma powodów do radości. Sytuacja dość zadziwiająca, bo obsługa klienta w Abbey należy do jednej z najgorszych. GIGANT PNIE SIĘ W GÓRĘ British Airways dogaduje się z hiszpańskim przewoźnikiem Iberią w sprawie konsolidacji. Jeśli się uda, powstanie trzeci największy na świecie przewoźnik lotniczy, z usług którego będzie korzystało prawie 70 mln pasażerów każdego roku. Iberia lata do 109 portów na świecie, BA do 160. Czy spadną ceny – tego nie podano w komunikacie. VISA ZNOWU PADŁA Jeśli byliście ostatnio w Polsce i korzystaliście z karty Visa, to sprawdźcie lepiej rachunek. Ci, którzy w ostatni czwartek, 24 lipca, wypłacali pieniądze z bankomatów kartami Visa, mogą mieć na swoich kontach mniej pieniędzy. Visa przyznała, że z powodu usterki niektóre transakcje zostały zaksięgowane podwójnie. To druga, po styczniowej, awaria systemu Visy. REWOLUCJA W OKIENKU Zapowiada się poważna zmiana w polskich przepisach o zakładaniu nowych firm. Od kwietnia przyszłego roku wszystkie formalności załatwimy w jednym okienku – gwarantuje rząd. Teraz, aby założyć własną firmę w Polsce trzeba przez miesiąc zbierać dokumenty. Tutaj można to zrobić przez telefon. W Polsce liczą się pieczątki.

GBP

EURO

25.07

4,06 zł

3,20 zł

28.07

4,05 zł

3,20 zł

29.07

4,08 zł

3,22 zł

30.07

4,06 zł

3,21 zł

31.07

4,01 zł

3,20 zł


22|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

to owo

redaguje Katarzyna Gryniewicz

KONSUMENTA

E-ncyklopedia

Uszatka to ma ucho

W morzu internetowych stron pojawiła się nowa, godna uwagi – Google uruchomił nowy serwis o nazwie Knol (skrót od knowledge). Knol ma być konkurencją dla Wikipedii, ale może okazać się jej zabójcą. Różnic jest wiele, np. to, że nowy serwis przed opublikowaniem tzw. postu wymaga weryfikacji tożsamości za pomocą numeru karty kredytowej albo numeru telefonu. Nasze wypociny na dany temat podlegają dalszej weryfikacji, korekcie i redakcji przeprowadzanej przez innych użytkowników. Pod każdą notką można zostawić komentarz, który będzie widoczny dla wszystkich i nieusuwalny. Twórcy nowej encyklopedii stawiają na obiektywizm i wolność wypowiedzi, ale też nie chcą, żeby każdy mógł się wypowiadać na dany temat bez jakiejkolwiek merytorycznej kontroli. W Wikipedii może nam się zdarzyć, że przeczytamy autorytarne wywody o obrotach ciał niebieskich napisane przez kogoś, kto ma o tym blade pojęcie. W Knolu moderatorzy będą poskramiali grafomanów. Nowe źródło wiedzy z pewnością ucieszy nienasyconych surferów.

Aksamitny głos Franka Sinatry jest rozpoznawalny na całym świecie. Podobno niektóre z jego piosenek wzmagają w nas chęć robienia zakupów i pewne sieci sklepów z tego powodu często puszczają klientom Sinatrę na zachętę (!). Okazało się też, że utwory legendarnego pioniera amerykańskiego popu mają też uzdrawiającą moc. Pracownicy Hunstanton Sea Life Sanctuary w Norfolk odkryli, że młode, chore foki szybciej wracają do zdrowia jeśli słuchają muzyki Franka. Foki relaksują się przy jego utworach i chętniej poddają zabiegom pielęgnacyjnym i leczniczym. Bierzmy z nich przykład – niezależnie od muzycznych gustów warto mieć jakąś składankę Sinatry pod ręką, nie tylko w sezonie wyprzedaży.

@

Jak zachwycić kobietę?

Zmowa puszystych

Kobiety lubią mężczyzn, którzy potrafią nabijać się z samych siebie. Nie nabzdyczony bufon, lecz facet z dystansem, ktoś w typie Hugh Granta w filmie „Cztery wesela i pogrzeb” jest ideałem, pokazały badania przeprowadzone na jednym z amerykańskich uniwersytetów. Przez dwa lata różnym kobietom puszczano nagrania, na których mężczyźni mówili o sobie. Najwyższe noty zdobyli ci, którzy potrafili zdobyć się na autoironię. Antropolodzy ostrzegają jednak, że to niebezpieczna gra, bo ośmieszając się nadmiernie przed innymi możemy zdeprecjonować swoją wartość w ich oczach. Nabijanie się z własnych wad najlepiej wychodzi dobrze sytuowanym. Ci o niższym statusie społecznym i materialnym, żeby wywołać zamierzony efekt powinni poprzestać na niewielkiej, wysmakowanej samokrytyce.

Chcesz zachować nienaganną sylwetkę? Wystrzegaj się otyłych przyjaciół. Towarzystwo, w jakim przebywamy na co dzień, ma na nas większy wpływ niż nam się może wydawać. Naukowcy alarmują, że wzorce dotyczące wyglądu czerpiemy obserwując ludzi o tej samej płci i w podobnym do naszego wieku, a nie studiując medyczne wytyczne i wskaźniki takie jak Body Mass Index. To dlatego mamy taką epidemię otyłości. Najwyraźniej obserwując ludzi wokół nas patrzymy na siebie łaskawszym okiem, choć połowa Europejek nie jest zadowolona ze swojego wyglądu. Pokaż mi swoich przyjaciół, a powiem ci, jaką masz szansę na to, żeby zrzucić kilka zbędnych kilogramów. To nieświadome kopiowanie może być bardzo niebezpieczne dla zdrowia.

Ładna pogoda, nieprawdaż?

Komórka badawcza Władze jednego z instytutów badawczych poinformowały swoich pracowników, że powinni ograniczyć rozmowy przez komórkę ze względu na ryzyko wystąpienia raka. Brzmiałoby to jak mało subtelna próba przywołania pracowników do porządku, gdyby nie fakt, że chodzi o Pittsburgh Cancer Institute, czyli prestiżową placówkę naukową prowadzącą badania nad rakiem. Czyżby dotychczasowe zapewnienia naukowców o braku wpływu komórek na ludzkie zdrowie były już nieaktualne? Szef instytutu, dr Ronald Herberman, wyjaśnił w mailu, który wysłał do trzech tysięcy osób, że choć badania w tej materii są wciąż jeszcze kontrowersyjne, to bazując na niepublikowanych najświeższych badaniach uznał, że jest podstawa do wystosowania ostrzeżenia. Rozwijający się mózg dziecka jest szczególnie narażony na szkodliwe działanie telefonów komórkowych, dlatego dr Herberman radzi, aby dzieci nie miały do nich dostępu. Powinniśmy unikać używania telefonów w miejscach publicznych, takich jak autobusy, ponieważ wtedy narażamy przebywające tam osoby na pasywne odbieranie naszych połączeń. Nie należy trzymać komórek blisko ciała w nocy (np. na nocnej szafce albo co gorsza, pod poduszką). Najlepiej jest ograniczyć rozmowy do kilku minut i nie dzwonić wtedy, kiedy mamy słaby sygnał czy jedziemy pociągiem – wtedy urządzenie staje się bardziej szkodliwe emitując więcej energii na próby połączenia się z siecią. Lepiej jest też używać zestawów głośnomówiących i słuchawek niż przykładać komórkę bezpośrednio do głowy. Operatorzy komórkowi już szykują kontratak, bo przecież jak zawsze wtedy, kiedy chodzi o wielkie pieniądze, takie doniesienia są niebezpieczne. Naukowcy twierdzą, że i tak oficjalnych wyników badań pewnie długo jeszcze nie zobaczymy, bo musi upłynąć przynajmniej 35 lat od czasu kiedy ludzie zaczęli używać komórek. Do tego momentu możemy liczyć tylko na nieoficjalne apele badaczy.

Ściągnij DNA Na co mogę zachorować w przyszłości? Wiarygodną odpowiedź na to pytanie uzyskamy za około 500 funtów. Trzeba potrzeć wacikiem wewnętrzną stronę policzka i wysłać próbkę do laboratorium i czekać na emaila z rezultatem. Firma Decodeme (www.decodeme.com) określi profil genetyczny, skalkuluje ryzyko występowania chorób i prześle wyniki. Ta nowa forma diagnozy pozwala wykryć chorobę zanim jeszcze pojawią się symptomy. Testy obejmują jednak geny, które w świetle obecnej wiedzy przypisywane są danym chorobom. Pytanie, ilu z nich dotychczas nie odkryto. Same geny to nie wszystko – styl życia determinuje wiele chorób i te nadal mogą na nas czyhać, nawet jeśli badanie na to nie wskazuje.

Brytyjczycy uwielbiają prowadzić zdawkowe pogawędki o pogodzie. Podobno wzięło się to stąd, że aura na Wyspach jest tak nieprzewidywalna, że zaiste, zawsze jest o czym rozmawiać. Rada hrabstwa Devon wydała trzynastorozdziałowy poradnik dla polskich imigrantów, w którym radzi jak asymiliować się z tubylcami. Rozmowy o pogodzie są tam wymienione jako niezawodny przełamywacz lodów. To co nadal mieści się w standardach small talk gdzieś w słabo zaludnionej wiosce w Devon, w zatłoczonym i multikulturowym Londynie będzie się spotykało z niezrozumieniem. Rozmowa z nieznajomym w metrze, jeśli nawet uda nam się zmusić go na chwilę do wyjęcia z uszu słuchawek iPoda, raczej się nie sklei, o ile zapytamy co myśli o dzisiejszym deszczowym poranku. Do tego trzeba odpowiednich warunków, czyli łokcia wspartego na framudze drzwi albo świeżych bułek i pinty mleka w reklamówce. Mieszkańcy wielkiego miasta mają trudniejsze zadanie. To nieprawda, że nasi rozmówcy zawsze oczekują, że konwersacja będzie błyskotliwa i przedmiotowa, niektórzy z otaczających nas ludzi lubią sobie zwyczajnie pogadać, tylko nie wiedzą od czego zacząć. Kiedy stoisz w kolejce, mów o staniu w kolejce – radzą eksperci. Transport publiczny to też dobry temat. Rozmowy z ludźmi czynią życie ciekawszym i przyjemniejszym, pamiętajmy jednak o żelaznych regułach: 1) nie narzekaj, 2) unikaj rozmów o polityce i religii, 3) zachowaj zdecydowane, czarno-białe opinie na temat rzeczywistości dla siebie. Reszta jest improwizacją…

Kosiarki szum, ptaków śpiew Nie buczenie bąka, nie kumkanie żab, nie skwierczenie kiełbasek na grillu. Najwięcej z dwu i pół tysiąca przepytanych Wyspiarzy na pytanie o typowe odgłosy lata bez wahania wskazywało na kosiarkę do trawy. Znajome dźwięki momentalnie przywołują wspomnienia. Dla wielu Brytyjczyków odgłos pracującej kosiarki jest jak powrót do szczęśliwych lat dzieciństwa, kiedy zwykli bawić się przed domem, wdychając zapach świeżo skoszonej trawy. – To część naszej narodowej tradycji – mówią. – Tak jak krykiet, sandwich czy jajka na bekonie. Kosiarka to sto procent brytyjskości.


| 23

nowy czas | 1 sierpnia 2008

czas wolny

Perła południowego wybrzeża

Słoń ce, pla ża, mo rze, wspa nia ła at mos fe ra i nie za po mnia ne wi do ki... Zwy kle wa ka cyj ne wy pra wy ko ja rzą się nam z da le ki mi po dró ża mi, wiel ki mi wy dat ka mi, dłu gim pla no wa niem i pa ko wa niem. Ileż tru du trze ba so bie za dać, nim po je dzie się DO KĄD KOL WIEK... Tym cza sem oka zu je się, że nie za wsze mu si tak być. Cza sem na wet krót ki, jed no - bądź dwu dnio wy wy pad tuż po za Lon dyn mo że spra wić nam nie złą fraj dę, dać szan sę wy po czyn ku i na ła do wa nia ba te rii na ko lej ny ty dzień.

Alex Sławiński azwyczaj weekendowe wycieczki nad morze to dla londyńczyków wyjazd do Brighton. Komu jednak znudził się już tłok, ścisk, ceny wywindowane do astronomicznego poziomu i tabuny ludzi z rozwrzeszczanymi dzieciakami, ten z pewnością poszuka zacisza w innych nadmorskich okolicach. Od kilku tygodni „Nowy Czas” poleca takie miejsca, położone niedaleko od Londynu, dobre nawet na jednodniowy wypad. Po Herne Bay, Southend-on-Sea i Broadstairs przyszła kolej na Eastbourne. Miasto to leży nieco na wschód od Brighton. By dotrzeć tam z Londynu wystarczy około dwugodzinna podróż pociągiem. Wprawdzie brytyjsckie koleje do najtańszych nie należą, jednak jadąc z grupą przyjaciół bądź rodziną, możemy liczyć na zniżki. Eastbourne cieszy się opinią spokojnego nadmorskiego kurortu. O ile do niezbyt odległego Brighton zjeżdżają tłumy, by się wyszaleć i przeżyć wakacyjną przygodę, o tyle tutaj przybywają głównie osoby starsze, poszukujące ciszy i spokoju. Nie znaczy to bynajmniej, że na każdym kroku spotykać będziemy emerytów, wylegują-

Z

cych się na kocykach i leżaczkach bądź okupujących lokalne knajpki. Tutaj, w Eastbourne, nawet siedemdziesięciolatkowie, przebywając w swoim towarzystwie, przeżywają kolejną młodość. Spacerując po promenadzie kilkakrotnie omal nie zostałem potrącony przez śmigających na rolkach ludzi, którzy mogliby być moimi dziadkami. Z gracją podlotków, przy szybkości, jakiej mógłby pozazdrościć Kubica, w rekordowym czasie przemierzali kilkukilometrowy pas asfaltu, ciągnący się wzdłuż plaży. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie pewna emerytka – niebieska koszulka Supermana, którą nosiła, nie pozostawiała wątpliwości, że jej właścicielka na swój wiek bynajmniej się nie czuje. Dzięki pogodnym staruszkom i statecznym rodzinkom, pchającym przed sobą wózeczki z pulchnymi bobasami, Eastbourne otacza specyficzna atmosfera nigdy nie kończących się wakacji. Czas płynie jakby wolniej, znikają gdzieś wszystkie troski i problemy codzienności, zapominamy o bolączkach życia i nabieramy ochoty na zmierzenie się z kolejnym, nadchodzącym tygodniem. Spacer wzdłuż promenady lub po molo, albo też zagłębienie się w plątaninę uliczek, pozwala uspokoić myśli, rozgrzane zwariowaną codziennością

londyńskiego, wielkomiejskiego życia. Na każdym rogu znajdziemy sympatyczną knajpkę. Są ich tu dziesiątki, a każda z nich oferuje dania charakterystyczne dla innej kuchni narodowej. Mamy więc pewność, że gdy zgłodniejemy, zawsze znajdziemy coś dobrego, niezależnie od naszych gustów kulinarnych. Z kolei mnogość hotelików i w miarę tanich miejsc noclegowych pozwoli nam na spędzenie nocy w przyzwoitych warunkach, jeśli stwierdzimy, że chcemy w miasteczku zostać dłużej niż jedną dobę. Głównym punktem przykuwającym wzrok na ciągnącej się trzy mile plaży jest – jak w większości tego typu miejscowości – zbudowane w 1872 roku molo. Bielą budynków ciągnących się wzdłuż niego wyraźnie odcina się od oblewających go ciemnych wód. Z innych atrakcji miasta wymienić można chociażby starą Wish Tower, w której dziś mieści się muzeum lalek oraz leżącą pół mili na wschód od molo Redoubt Fortress, będącą siedzibą muzeum wojskowego. Innym znanym i rzucającym się w oczy muzeum jest znajdujące się w odległości dziesięciu minut marszu na północny zachód od stacji Towner Art Gallery and Museum. Miłośnicy przyrody z pewnością ucieszą oko Ogrodem Zi-

mowym, zaś osoby o zacięciu historycznym zajdą do stojącego niedaleko Ogrodów Eastbourne Heritage Centre. Eastbourne zaistniało w świadomości Brytyjczyków jako miejscowość wypoczynkowa w latach czterdziestych XIX wieku, gdy dotarła tu kolej żelazna. Od tej pory bywało tu wielu znanych ludzi. Wypoczywał tu George Orwell, Marx z Engelsem, tu właśnie Claude Debussy ukończył pisanie swojego utworu La Mer. Po kamienistej plaży nie pobiega się raczej boso, przybywając więc do Eastbourne dobrze jest zaopatrzyć się w plażowe klapki. Zaś jeśli jest się zwolennikiem wylegiwania na słońcu, przydatny będzie gruby koc lub leżak. Na południowo-zachodnim końcu plaży zaczynają się wysokie, kredowe klify, na szczyt których prowadzą wąskie, strome schodki. Warto się wdrapać na górę, by móc podziwiać zapierające dech w piersiach widoki. Zdjęcia: Alex Sławiński

Jak najłatwiej dostać się do miasteczka? Chyba najwygodniej będzie wziąć pociąg, kursujący co kilkadziesiąt minut z Victorii. A jako że z parkowaniem w Eastbourne kłopotów jest dużo mniej niż w wiecznie zakorkowanym Londynie, można się także pokusić o przyjechanie tu samochodem. Do końca wakacji pozostało jeszcze sporo czasu, więc może warto uwzględnić w swoich planach wyjazdowych tę sympatyczną miejscowość.

EAStbournE ›› Atrakcyjny nadmorski kurort na południowym wybrzeżu w hrabstiwe Kent. W sąsiedztwie najwyższe w Anglii białe klify Beachy Head, 76 mil na południe od Londynu. Ludność – ok. 92 000. Podróż z dworca Victoria – ok. 2 godz. Koszt biletu powrotnego £22.80.


24

1 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na relaks Nowe punkty dystybucyjne Nowego Czasu

CZAS DLA ŁASUCHÓW

»

mANIA GOTOWANIA

Nie ma to jak świeży placek upieczony na podwieczorek, albo chrupiące ciasteczka na deser, nie wspominając o owocowych wariacjach. Mieszkańcy zachodnich hrabstw pielęgnują wyrób tradycyjnych wypieków.

Mikołaj Hęciak

I jest w czym wybierać. Dzisiaj zaprezentuję dwa tego przykłady. W wiekowym mieście Bath, znanym jeszcze z czasów rzymskich z uzdrowiska i wody mineralnej, znajdziemy zabytkowy budynek, w którym dwieście, a nawet trzysta lat temu znajdowała się piekarnia. Piekarnia jak każda inna, ale to właśnie tam zaczęto wypiekać drożdżowe bułeczki, które zdobyły sobie uznanie nie tylko w mieście. Bułeczki przyjęły nazwę wpierw od miasta, a potem od autorki wypieków, zwanej Sally Lunn, notabene Francuzki z pochodzenia. Chociaż oryginalna receptura nadal pozostaje sekretem, jest jednak sporo przepisów zbliżonych do pierwotypu, a wiadomo, niejeden chciałby zdobyć popularność Sally Lunn. Mówiąc o wypiekach z Bath trzeba też wspomnieć herbatniki zwane Bath Oliver. Syn ziemi kornwalijskiej zapisał się w historii Anglii wielkimi literami nie przez wypieki jednak, lecz jako współzałożyciel szpitala w mieście Bath. Tam też przez ponad dwadzieścia lat pomagał ludziom cierpiącym na schorzenia reumatyczne. W tym czasie też zapoczątkował przepis na ciasteczka swojego pomysłu. Doszło do tego dzięki jego spostrzegawczości. Zaobserwował on, że pacjenci przebywając na rehabilitacji w szpitalu przybierają na wadze. W ówczesnej diecie ważne miejsce należało do słodkich bułek, które były powodem otyłości pacjentów. By temu zapobiec, stworzył on wersję – jak dzisiaj byśmy to nazwali – nisko kaloryczną, czy low-fat. Połączenie leczniczych wód i dietetycznych ciastek, (które świetnie smakują z lokalnym serem Cheddar) przypomina niektóre diety obecne w dzisiejszych czasach również.

JABŁECZNIK Z SOMERSET Równie dobrze można to ciasto nazwać jabłecznikiem z Dorset, gdyż oba hrabstwa zastrzegają sobie prawo do tego wypieku. Można. Jest to przedziwne połączenie biszkoptu z piernikiem z dodatkiem jabłek. Ala szczerze, to nie jest piernik, chociaż w przepisie są dodatki jak do piernika, tzn. przyprawa korzenna i cynamon. Może być podawany na

zimno, ale również na ciepło, i to z dodatkiem bitej śmietany. Na około 10 solidnych porcji przygotujmy: 100 g masła, 175 g cukru (dark soft brown sugar), 2 jajka, 225 g mąki (plain wholemeal flour), 1 łyżeczkę przypraw korzennych lub do piernika, 1 łyżeczkę cynamonu, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, pół kilograma jabłek, kilka łyżek mleka, miód i cukier demarara do dekoracji. Tym z Państwa, którzy odważyli się skorzystać z przepisu na cider cake z przed tygodnia, podpowiem, że dzisiejsza receptura jest bardzo zbliżona w wykonaniu. Efekt jednak zapowiada się inaczej, obiecując miłą odmianę w jadłospisie. Foremkę smarujemy tłuszczem. Masło rozcieramy z z cukrem na puszystą masę. Stopniowo dodajemy jajka, ubijając dokładnie za każdym razem. Dodajemy mąkę i proszek do pieczenia oraz przyprawy – mieszając dokładnie. Wkładamy jabłka i kilka łyżek mleka, by ciasto nabrało pewnej płynności. Natychmiast wylewamy ciasto na blachę i wkładamy do pieca. Pieczemy 1,5 godziny w temperaturze 1700C do momentu, gdy ciasto wyrośnie i nieugina się pod dotknięciem. W przypadku tego ciasta używanie patyczka czy wykałaczki może być mylące, ponieważ jabłka nadają ciastu większą wilgotność. Upieczone ciasto wyjmujemy z foremki i pozostawiamy do ostygnięcia, najlepiej na kratce do wypieków, by całość mogła „odetchnąć”. Czas przygotowania z pieczeniem prawie 2 godziny. Cena porcji: 25 pensów. Słowo jeszcze o mieszance przypraw korzennych. Zamiast

korzystać z gotowych propozycji, możemy przygotować własną mieszankę. Pomagając sobie podręcznym, kuchennym moździerzem możemy rozetrzeć świeże przyprawy, co tylko podniesie aromatyczność wypieku. A mamy w czym wybierać: goździki, ziele angielski (allspice), kolendra, kminek, pieprz, imbir czy papryka.

HERBATNIKI Z DEVONU A teraz coś dla smakoszy ciasteczek. Na 24 sztuki potrzebujemy: 225 g mąki (self-raising flour), 100 g cukru (caster), 100 ml śmietany (clotted albo double), 1 jajko,odrobinę mleka, szcypta soli. Mieszamy mąkę z solą i cukrem. Dodajemy śmietanę, jajko i jeżeli potrzeba, odrobinę mleka lub wody. Ciasto powinno mieć jednolitą, zwięzłą konsystencję. Jeżeli będzie za lepkie, możemy podsypać odrobiną mąki i włożyć do lodówki dla schłodzenia. Następnie przychodzi czas na rozwałkowanie ciasta na lekko oprószonej mąką powierzchni, czy to będzie stolnica, czy stół. Rządana grubość ciasta to 0,75 cm. Wykrawamy krążki o średnicy 7,5 cm, chociaż dla zwiększenia liczby herbatników możemy wycinać mniejsze kółka. Ciasteczka układamy na natłuszczonej blaszce. Pieczemy 8-10 minut w 2200C. Pożądany złocisto-brązowy wypiek. Po ostygnieciu, jeżeli jeszcze jakieś ciasteczka nie zostaną natychmiast zjedzone, możemy przechowywać je w szczelnie zamkniętych pojemnikach. Zależnie od liczby blach do pieczenia całość może być przygotowana w 30 minut i za przystępną cenę 1,2 funta!!! Smacznego.

Od kilku tygodni „Nowy Czas” jest również dostępny w czterdziestu specjalnych skrzynkach, rozmieszczonych przy głównych stacjach metra w Londynie oraz przed niektórymi polskimi parafiami.


|25

nowy czas | 1 sierpnia 2008

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

3 6

5 2 6 8 7 7 4 8 7 2 9 8 4 7 1 2 7 6 3 9 4 5 3 5 1 5 1 2 3

7

4 5

3 8

trudne

4

2 6 7 9 2 5 3 1 4 6 9 1 1 3 6 4 5 4 6 7 9 7 2 3 5 7

5

9 5 8 4

6 7

4 1 7 6

1 4 9 1 8

1 2 8

3 8

5 7 4 9

4 7 5

9 4 5

8 1

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04

RAK 22.06 – 22.07

GA WA 23.09 – 22.10

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

Uda Ci się rozwiązać większość problemów partnerskich. Dom i rodzina będą dla Ciebie miejscem realizacji marzeń. Niedługo ugruntujesz to, co dotychczas zostało zdobyte. Pod koniec tygodnia znajdziesz równowagę wewnętrzną, ale musisz wytłumaczyć najbliższym, że myślisz o nich nieustannie, nawet gdy wyjeżdżasz w celach zawodowych.

Kończy sie już okres Twojego dopasowania się do świata. Z tej próby wyjdziesz zwycięsko. W tym pośpiesznym okresie wagi dla Ciebie nabierze rodzina. Nie będzie konieczne poszukiwanie spełnienia i oparcia w świecie zewnętrznym. Pod koniec tygodnia dla osób wolnych pojawi sie realna szansa na zmianę stanu cywilnego.

O takim powodzeniu u płci przeciwnej inni mogą tylko pomarzyć. Przez cały rok Twoja uroda zewnętrzna i wewnętrzna będzie błyszczeć wielkim blaskiem. Masz ogromną szansę znaleźć bratnią duszę, jeśli jesteś wolnym koziorożcem. Jeśli nosisz obrączkę, wzrośnie siła Twojej woli i postawisz na swoim w realizowaniu szczęścia we dwoje.

Mając tyle siły będziesz mógł w tym tygodniu przenosić góry. Jeżeli zwlekałeś z przeprowadzeniem jakiegoś zabiegu, teraz powinieneś się na niego zdecydować. Twój organizm teraz jest bardzo silny, więc nie będzie żadnych problemów z jego samoregeneracją. W sprawach sercowych bez zmian. Więcej czasu powinieneś poświęcać rodzinie i domowym pieleszom.

Jeśli jesteś osobą w wolnym stanie, może się zdarzyć, że jakieś uczucie pochłonie Cię bez reszty, ale równocześnie zaabsorbuje pasjonująca praca, która da ci niezależność. Musisz nauczyć się sterować swoją energią, aby się nie zagubić wśród nadmiaru możliwości. Wtedy przyszłość we dwoje zarysuje sie optymistycznie, a jednocześnie nie zahamujesz swojej kariery.

Dla stabilnych par wzmocnienie. Twoje działania wobec partnera zacznie cechować oryginalność i twórcza ekspresja. Pogodzisz przeciwności w swoim związku, a dzięki pomysłom, splotom okoliczności i sile woli doprowadzisz do pogłębienia wzajemnej bliskości. Ujarzmienie niesfornych stron Twojej natury umożliwi Ci największe sukcesy.

Jeżeli jesteś zajętym wodnikiem w związku przejmiesz ster. Partner przyzna Ci rację, kiedy spełnią się Twoje przepuszczenia i wtedy logicznie uzasadnisz swoje decyzje. Cały tydzień będziesz dawcą energii, możesz się więc bardziej cenić. Działaj z rozmachem i ciesz się efektami. Nauczysz się korzystać z podarunków losu, które mogą na stałe zmienić Twoje życie.

Wiele osób zacznie się do Ciebie zwracać o wskazówki, jak postąpić w trudnej emocjonalnej sytuacji. Dasz krótkie rady i nie będziesz drobiazgowo roztrząsać cudzych losów. Życie jest piękne i zaczniesz z niego korzystać. Przyda Ci się więcej cierpliwości i ostrożności w układach z najbliższymi. Zacznij dbać o zdrowie i kup karnet na siłownię czy do klubu fitness.

Wejdziesz na drogę samodoskonalenia, zwiększy się Twój potencjał intelektualny. Możesz wcielać w czyn oryginalne pomysły, które przyśpieszą sprawy zawodowe, ale rób to w konsultacji z kimś doświadczonym. A to nie będzie trudne, bo zawrzesz przyjaźnie z myślącymi osobami. Sprzyjające okoliczności do twórczych metamorfoz pojawią się w życiu zawodowym.

Koniec tygodnia zaowocuje nowymi biznesowymi pomysłami, ale mogą wystąpić nieoczekiwane przeszkody. Ich pokonanie rozwinie Twoją osobowość. Zaczniesz lepiej rozumieć siebie i innych. Pojawia się możliwość nawiązania znajomości z oryginalnymi i interesującymi postaciami życia publicznego.

Odczujesz wyraźny, choć stopniowy wzrost swoich możliwości. Trwa pozytywna passa na robienie dużych interesów, które zaspokoją potrzeby Twoje i najbliższych. Niedługo Twoja pozycja zawodowa wzrośnie. Realna stanie się poprawa warunków pracy. Odnajdziesz się w zupełnie nowej roli.

W końcu nauczysz sie mówić „nie” ludziom, którzy za bardzo chcą ingerować w Twoje życie, a z osobami pozytywnie nastawionymi do Ciebie podejmiesz nowy projekt. Będziesz pracować szybciej i efektywniej, dzięki czemu masz szansę zarobić pieniądze na rzecz, o której od dawna marzysz. Znajdziesz równowagę między pragnieniem pomagania innym a swoimi potrzebami.

BYK

20.04 – 20.05

NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06

LEW 23.07 – 22.08 NA PAN 23.08 – 22.09

PION SKOR 23.10 – 21.11

LEC STRZE 22.11 – 21.12

NIK WOD 20.01 – 18.02

BY

RY 19.02 – 20.03


26|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

aBy zamieściĆ ogŠoszenie ramKowe

ia Ogłoszen ramkowe 5. juş od £1 TANIO NIE! I WYGOD ą! rt Zapłać ka

jak zamieszczać ogłoszenia drobne?

KsięgowośĆ Finanse

Biuro PodaTKowe

zdrowie

FizjoTeraPia, masaş leczniczy Bóle kręgosłupa, stawów, nerwobóle Wizyty domowe

Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Porady i zaległe rozliczenia Pomoc w anulowaniu kar Korespondencja z urzędami Rejestracje i zamykanie firm NIN, CIS, CSCS Benefity

maĹ gorzTa Tel: 0793 338 8935

TaXPol lTd Tel. 0208 998 1121 moB. 078 0937 4756 www.taxpol.ltd.uk

Badania organów wewnęTrznych oBeronem: •Wykrywanie pasoşytów •Alergii •Zastosowanie prawidłowych leków ziołowych •Dobór produktów wg analizy organizmu. •Masaşe •Dietetyka

Biuro Księgowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162d high sTreeT hounslow Tw3 1BQ 0208 814 1013 moBile: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk

prosimy o kontakt z

działem sprzedaşy pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

w ramce kolorowe

do 15 słów

ÂŁ10

ÂŁ15

do 30 słów

ÂŁ20

ÂŁ25

Kurs języKa angielsKiego dla dorosŠych Ealing Broadway £13.00 tygodniowo Chcesz udoskonalić swój angielski? Gramatykę, pisanie, czytanie? Zadzwoń: Tel: 0208 574 0734 0790 888 2419 chrisTine Pod koniec kursu gwarantowany certyfikat Trinity college london

Czynne od 7.00 do 23.00 Ur szu la Reń ska Tel: 0772 996 8769 1D The Pa ve ment, Po pes La ne, So uth Ealing, Lon don W5 4NG www.al l me di cal dia gno sis.com Badania alergiczne sobota 2.08.2008-07-28 PosK – 4 piętro

of Childre orl n W

PrzedszKole dla dzieci w wieKu od 2 do 5 laT Opiekuńcza atmosfera Bezpiecznie i przyjaźnie Podstawowa edukacja gawrantowana Ośrodek zarejestrowany w OFSTED Moşliwość zwrotu kosztów. Od poniedziałku do piątku w godz. od 6.00 do 18.00 Darmowe zajęcia w niepełnym wymiarze godzin dla dzieci od 3 do 4 lat.

wywóz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, złomowanie aut – free TransPol tel. 0786 227 8730 lub 29 andrzej

PrzeProwadzKi dowóz Lotniska, dworce, przeprowadzki, wygodnie punktualnie, Bezpiecznie, duşe doświadczenie GPS, klimatyzacja. rafał Tel: 0772 460 1128

usŠugi róşne

PogoTowie KomPuTerowe 24/7 Naprawa komputerĂłw (desktopĂłw/laptopĂłw) rozbudowa, instalacja Windowsa i innych programĂłw, usuwanie wirusĂłw, odzyskiwanie danych. leszek 0798 072 4848

TaTuaĹź arTysTyczny, KolczyKi roBerT: 0783 393 4388

nauKa rozliczenia PodaTKowe £40.00 za rozliczenie i ani pensa więcej oraz inne usługi księgowe. Dojazd do klienta. Londyn. Bogusław. Tel: 0776 545 4615 Tel: 0208 670 9511 e-mail: boguslawch@yahoo.co.uk

KomPleKsowa oBsĹ uga lTd od rejesTracj do rozliczenia sPóŠKi VAT, payroll – lista pĹ‚ac miesiÄ™czne rozliczenia kontraktorskie, CIS, statutory account, Doradctwo finansowo-prawne. Tax return plus benefity Tel: 0791 567 3769 www.polskiksiegowy.com

TaX reTurn, P45, P60, benefity, konta bankowe, NIN, ubezpieczenia. nieruchomości Polska-Anglia sPrzedaş loTnisKa-dowóz. Tel.0788 1574 954 0785 849 1784

leKcje języKa angielsKiego w domu nauczyciela.

od września 2008 Tuş obok stacji metra Northfields Tel. 0208 566 5962 email worldofchildren@hotmail.co.uk

Acton/Chiswick. Wszystkie poziomy. więcej inFormacji Pod numerem TeleFonu: 0208 2487 561

Z Â’xƒiÂŠÂśÂˆÂƒ Z Ă…¹œĂ? Ă’IĂŽÂ˜bÂ˜ĂŽi Z ˜uƒ’IÂ’ÂśÂ˜ĂŽI’ƒI Â’IĂ…ÂˆÂƒ

TransPorT PrzeProwadzKi

Tanie PrzeProwadzKi i TransPorT na loTnisKa DuĹźy Van, fachowa i profesjonalna obsluga zadzwon i sPrawdĹš!!! Tel. 0785 702 8946

 [ƒIÂ?SĂ?¡ Ă’ĂŽÂƒrÂˆÂśĂ’Ă?\ ÂśĂŽÂ˜Â‡i œÒIÂ’Âśi Â’I b˜SÂąN  ¹I[r¨ EIbĂ’ĂŽÂ˜Â“ b˜ ŠiI¹’bÂƒÂąi[Ă€ IÂąii¹œ bĂ?ƒ[i

0800 093 1114 Â’uÂ˜ÂąÂ‘I[‡i ƒ  Â˜ÂąIbĂ?  Â˜  Â˜ÂŠÂśÂˆĂ…

B&w chiP Tune zwiększanie mocy w kaşdym aucie, boxy do diesli równieş serwis BMW i VW mariusz Tel: 0787 310 4103, 0787 310 4103 www.bwchiptune.co.uk

maluję PorTreTy z naTury luB FoTograFii Akwarela – £100.00 Akryl – £150.00 Olejny – £200.00 Tel. 0788 415 5281 0208 578 7787 www.zojka.com

uroda

ProFesjonalne FryzjersTwo, strzyşenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza, west acton, Tel. 0786 2278729

wróşKa samira z egiPTu mĂłwiÄ…ca po polsku. Wróşy z kart tarota, z rÄ™ki, ze zdjÄ™cia. Zdejmuje klÄ…twÄ™, urok i odwraca zĹ‚e fatum. PomoĹźe Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi CiÄ™ z labiryntu. Daj sobie pomĂłc. Nie czekaj! DzwoĹ„! Tel. 0208 826 5074

auTo-laweTa (pomoc drogowa, aukcje, e-bay) Transport motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem. TransPorT na loTnisKa PrzeProwadzKi. Punktualność i rzetelność. Tel.: 0793 257 3973

PaznoKcie akryl, şel, manicure, pedicure, henna z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia. monika Tel. 0783 541 2859

wróşKa seBila przepowie Ci przyszĹ‚ość, wskaĹźe Ci szczęśliwÄ… gwiazdÄ™, ktĂłra bÄ™dzie oĹ›wiecaĹ‚a TwojÄ… Ĺ›cieĹźkÄ™ ĹźyciowÄ…. Wróşy z kart tarota i z rÄ™ki. Zdejmuje zĹ‚e fatum. Tel. 0798 855 3378


|27

nowy czas | 1 sierpnia 2008

ogłoszenia

Location: HOUNSLOW Hours5 days a week Closing Date15/08/2008 Duration: PERMANENT ONLY

job vacancies AIRCRAFT GROOMERS Location: HEATHROW AIRPORT Hours: 3 SHIFTS STARTING 4:30 AM OR NIGHT SHIFT 21:30PM TO 06:00AM Wage: £7.24 TO £8.01 PER HOUR Description: MUST HAVE EASILY CHECKABLE 5 YEAR BACKGROUND (OR TO SCHOOL) AND VALID PASSPORT FOR SECURITY CLEARANCE. WORKING AIRSIDE CLEANING, RESTOCKING AND CHECKING SAFETY OF AIRCRAFT. DRIVING LICENCE AN ADVANTAGE BUT NOT ESSENTIAL. APPLICANTS NEED TO BE AWARE THAT THIS IS HARD PHYSICAL WORK. WILL BE SECURITY CHECKED BACK TO 5 YEARS. WAGES START AT £7.24 PER HOUR FOR DAY SHIFT AND £7.75 PER HOUR FOR NIGHTS. TELEPHONE 0208 754 8858 FOR A TELEPHONE INTERVIEW AND QUOTE REF: “HRA/4739 FROM NOWYCZAS”

ACCOUNT MANAGER/RESOURCER

Location: NEWTON AYCLIFFE, COUNTY DURHAM Hours: 25 HOURS PER WEEK BETWEEN MONDAY-FRIDAY, 8 AM-1PM Wage £7.00 PER HOUR Duration: TEMPORARY ONLY Description: This vacancy is being advertised on behalf of Reds Recruitment who are operating as an employment business. Must have excellent communication skills. The ability to speak the Polish language would be a distinct advantage. Duties include registering candidates details, ensuring all documentation is present and completed at interview, administer, interview and organise candidates assessment days and organising the day to day duties for both clients and candidates. Will also build working relationships with the clients and the staffing teams. Must be highly organised, a good planner and highly resilient. Temporary position on an ongoing basis, immediate start. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Safia at Reds Recruitment, 186 Portland Road, Shield field, NEWCASTLE UPON TYNE, NE2 1DJ, or to safia@redsrecruitment.com.

Description: working for a leading distribution wholesale cash and carry, specialising in the supply of ambient and chilled Polish food. Successful candidate will be supervising a small team within a chilled temperature environment, reporting to the warehouse manager. Duties include: will be responsible for receiving goods-in, checking deliveries against the CMR, placing goods in the chiller in a timely manner, picking chilled products for next day delivery, responsible for stock rotation and day to day running of the chiller operation, compliance with HACCP regulations. The ideal candidate will have at least 2-3 years supervisory experience, preferably within a temperature controlled environment. Must be able to communicate at all levels and to lead by example. Ability to speak Polish will be an advantage. Will be entitled to 28 days holiday per year. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Anna Kupnicka at right4staff, 49 High Street, Hounslow, Middlesex, TW3 1NW, or to abembnowicz@right4staff.com

COOK/CHEF Location: LONDON, WC2 Hours40 - 48 PER WEEK, 6 DAYS FROM 7, BETWEEN 10AM - 9.30PM Wage £7.50 - £8.00 PER HOUR Duration: PERMANENT ONLY Description: The successful applicant must have previous experience of being a chef or cook. The duties will include cooking and preparing food, keeping the area clean and tidy and any other related duties. Knowledge of the Polish language would be an advantage but not essential. How to apply: You can apply for this job by telephoning: 0207 8365183 and asking for Steven Leigh.

LIFEGUARD LEP Location: LONDON, W11 Hours40 PER WEEK, 5 DAYS OVER 7 BETWEEN 6AM AND 10.45PM Wage £12,000-£12,500 PER ANNUM Work Pattern Days, Evenings, Weekends Duration: PERMANENT ONLY Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more Information. Interview will include a swim test. You must have good interpersonal skills. Duties will include life guarding, setting up equipment for various sports, cleaning and other duties issued by the duty manager. Uniform provided. Ongoing training will be provided for all aspects of the job including First Aid at Work and De-Fib. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by employer. There are positions available in

Kensington, Chelsea and Victoria. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Steve Singh at Kensington Leisure Centre, Walmer Road, London, W11 4PQ, or to kensington.ops@cannons.co.uk.

MOTORCYCLE MECHANIC (BI-LINGUAL POLISH) Location: BRISLINGTON, BRISTOL Hours40 PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, BETWEEN 9AM - 5.30PM Wage NEGOTIABLE DEPENDING ON EXPERIENCE Duration: PERMANENT ONLY Description: Must be able to speak Polish and English fluently. Must have knowledge motorcycle mechanics. Duties to include translating motorcycle related information from English to Polish for web site and printed material. Must have good verbal English communication skills and perfect Polish written skills. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0117 9719862 and asking for Matt Bagg. Can also email a CV to sales@superbyke.co.uk.

PAINTER

Location PETERBOROUGH, CAMBRIDGESHIRE Hours40 HOURS PER WEEK MONDAY-FRIDAY BETWEEN 8AM5PM Wage: £5.50 - £7.50 PER HOUR Work: Pattern Days Employer: Optima (Cambridge) Limited

applicants have working knowledge and experience this is temporary position duration not known at this stage. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Darren Baker at Optima (Cambridge) Limited, 62 Park Road, Peterborough, Cambridgeshire, PE1 2YA, or to info@optimacambridge.co.uk

Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY Description: Due to company growth a vacancy for an experienced Painter at our sites in Peterborough. Position requires working closely with a team of polish builders and hence the ability to speak polish would be an advantage although not essential. It is essential that the

negocjator

WALK-IN CHILLER SUPERVISOR

Nowy Czas poszukuje pracownika do działu sprzedaży powierzchni reklamowej. Oferujemy pracę na dobrych warunkach, w zespole ludzi, dla których praca w mediach jest wyzwaniem i przygodą. Wymagana dobra znajomość języka angielskiego, łatwość nawiązywania kontaktów, umiejętność pracy w zespole i zdolności negocjacyjne. Wynagrodzenie: 250 funtów tygodniowo + prowizja

redakcja@nowyczas.co.uk

Szkoła Tańca

Profi-Dance Studios (POSK-Hammersmith)

zaprasza na 6-tygodniowe kursy dla dorosłych na poziomie początkującym oraz średnio-zaawansowanym. Kolejne kursy: 15 września oraz 18 września

ORAZ ogłasza NABÓR dzieci w wieku 7-11 lat na rok 2008/2009 do sekcji tańca sportowego-towarzyskiego • Pierwsze zajęcia 15 września 2008 r. (POSK, Hammersmith) • Treningi 3 razy w tygodniu • Profesjonalni trenerzy • Pokazy i turnieje dla najlepszych • Szkolenia i warsztaty z mistrzami tańca INFORMACJE I ZAPISY: Tel. 07726 45 90 50

www.profi-dance.com


28|

1 sierpnia 2008| nowy czas

co się dzieje film Ghost World kom., 2001 r. reż. Terry Zwigoff 1 i 2 sierpnia, godz. 18.20 BFI Southbank (NFT 2) Belvedere Road, SE1 8XT Opowieść o dwóch zblazowanych i cynicznych nastolatkach, dla których nie ma żadnych świętości. W rolach głównych: Thora Birch, Scarlett Johansson i Steve Buscemi. El Bano del Papa dramat, 2008 r. reż. César Charlone, Enrique Fernández 1-7.08, godz. 12.00, 14.10, 17.10, 21.15 Curzon Soho Shaftesbury Avenue, W1D 5DY Obraz życia ludzi z przygranicznego miasteczka w Urugwaju. Utrzymują się głównie z przemytu. Szansą na poprawę losu ma być pielgrzymka Jana Pawła II, który ma odwiedzić ich miejscowość. Riverside Cinema Studios: dwa w jednym Crisp Road, W6 9RL bilety: £7,50 (na oba filmy) 1 sierpnia, godz. 18.00: Kundun

dramat, 1997 r. reż. Martin Scorsese Tybet, rok 1937: mnich buddyjski wędruje po kraju, by znaleźć dziecko – następcę XIII Dalaj Lamy. Trafia do ubogiej rodziny wiejskiej blisko granicy z Chinami, dwuletni chłopiec zostaje zabrany do Lhassy. 1 sierpnia, godz. 20.35: Mongol – The Rise to Power of Genghis Khan

dramat, 2008 r. reż. Sergei Bodrov Film pełen epickiego rozmachu o narodzinach i rozwoju Genghis Khana jako przywódcy i zdobywcy. Dwa w cenie jednego Rio Cinema 103 - 107 Kingsland High Street, Hackney, E8 2PB 3 sierpnia, godz. 12.45: My Blueberry Nights dramat, 2007 r. reż. Wong Kar-Wai Norah Jones gra zmysłową kobietę, która wyrusza w podróż by odkryć prawdziwą miłość. Piękne krajobrazy autostrady 66 są tłem niezwykłych spotkań bohaterki z osobami, które pomagają jej w dotarciu do celu. 3 sierpnia, godz. 14.45: Some came running dramat, 1958 r. reż. Vincente Minnelli Pisarz Dave Hirsh (Frank Sinatra), weteran II wojny światowej, powraca do rodzinnego miasteczka. W jego życiu pojawiają się dwie kobiety, reprezentujące skrajnie różne filozofie życiowe. Jedna z nich to ucieleśnienie kompromisu, druga – absolutnej wolności. Sztuczki obycz. 2007 reż. Andrzej Jakimowski 6 sierpnia, godz. 14.00

Jazz Cafe POSK 238-246 King Street Bilety: £5 Prowincjonalne miasteczko, małe perspektywy na przyszłość – cała nadzieja w szczęściu rodzinnym, które dziecko stara sie wyczarować swoimi sztuczkami.

muzyka

electro-pop, podobnie jak Filthy Dukes. Stricken City to nadzieja inteligentnego goth-pop. Colette Olleary 4 sierpnia, godz. 20.00 Wstęp wolny Hootananny, 95 Effra Rd, SW2 1DF Akustyczny koncert tradycyjnej muzyki szkockiej.

Dollyman

Andrea Quintarelli

1 sierpnia, godz. 20.00 Ritzy Café, Brixton Oval, Coldharbour Lane, SW2 1JG Wstęp wolny Punky-jazz quartet: James Lindsay (wiolonczela), Kerry Andrew (wokal, klawisze), Lucy Mulgan (gitara basowa) i Matt Dibble (klarnet, saksofon).

5 sierpnia, godz. 17.45 Wstęp wolny Concert Pitch w National Theatre, South Bank, SE1 9PX Energetyczny współczesny gypsy jazz z wpływami muzyki Dalekiego Wschodu.

Jandira Silva Quartet 1 sierpnia, godz. 17.45 Wstęp wolny Concert Pitch w National Theatre, South Bank, SE1 9PX Brazylijska wokalistka śpiewa klasyczną bossa novę, sambę i funk.

Turmoil and Tranquility National Maritime Museum, Park Row, SE10 9NF codziennie 10.00-17.00 Malarstwo marynistyczne z Niderlandów powstałe w latach 1550-1700 znajdujące się w kolekcji muzeum.

Macbeth: Who is that Bloodied Man?

Vilhelm Hammershoi Royal Academy of Arts, Piccadily, W1J OBD Codziennie, godz. 10.00-18.00, pt. do godz. 22.00 Bilety: £8

6 sierpnia, godz. 20.30 What's Cookin' w The Sheepwalk, 692 High Road, E11 3AA Wstęp wolny Dziki country-blues w wykonaniu... hiszpańskiej rockandrolowej grupy Los Chicos i meksykańskich garażowych rockersów Los Coyote.

wystawy

2 sierpnia, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street Bilety: £5

Dom Wiatru

2 sierpnia, godz. 21.00 Tiata Delights '08 w Almeida Theatre, Almeida St, N1 1TA Bilety: £10, rezerwacja: 020 7359 4404 Afrykański big band zagra kontynentalny folk, gospel i klasykę jazzu podczas wieczoru dedykowanego pracy nigeryjskiej kompanii teatralnej Tiata Fahodzi.

Wstęp: £15-£42.50, rezerwacja: 0870 060 6628 pn-sb, godz. 19.30 Adaptacja „Pigmaliona” Bernarda Shawa.

Los Chicos + Los Coyote Men

Dominika Zachman z zespołem

Sola Akingbola + Tunde Jegede + GK Real + Leon Maddy + James Lascelles

świecie, wypełnionym zbyt wieloma rzeczami. Creed próbuje zrobić coś i nic zarazem, co czyni wykorzystując zwykłe przedmioty codziennego użytku.

Monika Sosnowska Primrose Hill www.portavilion.com Instalacja Moniki Sosnowskiej jest prezentowana w ramach Project Portavilion. Autorka inspirowała się latawcami, które często puszczane są właśnie w na tym wzgórzu. Martin Creed Tate Britain, Millbank, SW1P 4RG Codziennie, godz. 10.00-17.50 Sztuka Martina Creeda jest refleksją na temat kłopotów z komunikacją w

Teatr Biuro Podróży 5-9 sierpnia, godz. 21.30 National Theatre Square, South Bank, SE1 9PX Bilety: £10, rezerwacja: 02074523000 Świat koszmaru wojny, sennych mar; świat zalany krwią, w którym obowiązuje prawo zdrady, intrygi i zbrodni. W przedstawieniu wykorzystano ruchomą, spektakularną scenografię, motocykle, szczudła i ogień. „Poezja ciszy”, duża retrospektywa malarstwa duńskiego artysty (18641916), autora portretów, pejzaży, znanego przede wszystkim jako portrecista wnętrz malowanych w stonowanych kolorach.

teatr Pygmalion tylko do 2 sierpnia! Old Vic, 103 The Cut, Waterloo Road, SE1 8NB

Grimeborn Arcola Theatre, 27 Arcola St, E8 2DJ 4-22 sierpnia pn-śr, pt. godz. 20.00 Bilety: £10, rezerwacja: 020 7503 1646 Festiwal opery alternatywnej i muzyki teatralnej. W programie: „Goodbye Barcelona” – nowy musical Judith Johnson i Karla Lewkowicza, „Kindertoten Lieder” Mahlera w wykonaniu kabaretowej artystki Dickie Beau. Szczegóły: www.arcolatheatre.com. 50 Ways to Leave Your Lover

BBC Proms: Stockhausen 2 sierpnia, godz. 18.00-21.10 Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2AP www.royalalberthall.com Bilety: £5-£35 Kompozycje jednego z najbardziej znaczących kompozytorów XX wieku: Karlheinza Stockhausena. Soliści: Marco Blaauw (trąbka), Nicolas Hodges (piano) i Colin Currie (perkusja).

do 9 sierpnia Bush Theatre, 2 Shepherds Bush Green, W12 8QD pn-sb, godz. 20.00 Bilety: £13, rezerwacja: 020 7610 4224 Jeśli chcecie się pośmiać oto dobra okazja. Komedia, w której skecz goni skecz. Gdyby rozstanie byłoby tak zabawne, wszyscy bylibyśmy samotni, napisał recenzent.

Mostly Mozart Big Sing Family Workshop

festiwale

2 sierpnia, godz.10.00 Barbican Hall, Silk Street, EC2Y 8DS Bilety: rezerwacja: 0845 120 7538 Bilety: £5 Warsztaty dla całej rodziny, podczas których uczestnicy poznają tajniki śpiewu klasycznego zwłaszcza pod kątem muzyki operowej.

Carnaval del Pueblo 3 sierpnia, godz. 10.00-22.00 Burgess Park, SE5 0AH Wstęp wolny Swięto muzyki, tańca i kuchni latynoamerykańskiej. Innocent Village Fête

ON THE UP FESTIVAL: Filthy Dukes + Stricken City + We Have Band + Detachments 3 sierpnia, godz. Vortex Dalston, 11 Gillett St, N16 8JN Wstęp wolny We Have Band to zespół, który inspiruje się muzyką Talking Heads, Kraftwerk, Suicide i Le Tigre. Grają więc mroczny i charakterystyczny

POLISH WOMEN FIGHTING FOR FREEDOM 1939-1945 3 sierpnia, godz. 16.00. Galeria POSK 238-246 King Street Wstęp wolny/ Otwarcie wystawy prezentującej fotografie Polek walczących podczas II wojny światowej. Wystawę przygotowało Studium Polski Podziemnej.

2-3 sierpnia, godz. 11.00-19.00 Regent's Park, NW1 Bilety: £7.50, dzieci £3.50 Festiwal zdrowego i radosnego stylu życia: ciasta domowej roboty, owoce i warzywa z wiejskich farm, konkursy, tańce staroangielskie, teatr, muzyka na żywo, performerzy i komedianci. Wystąpią m.in.: Ukulele Orchestra of Great Britain, James Taylor Quartet.


|29

nowy czas | 1 sierpnia 2008

port

Redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl

eKstRaKlasa

KoRUpcyjnej aFeRy ciąg Dalszy

bieg na przełaj

Prawo do bezprawia Daniel Kowalski

Sądziliśmy, że bałagan w naszej piłce sięgnął zenitu. Ale gdy do gry wkroczył Trybunał Arbitrażowy przy PKOl., od razu pokazał, że jest najwyższym organem w sporcie – w abstrakcji sięgnął tak niebotycznej wysokości jak nikt nigdy. Nie wiadomo, kto rozpoczął korupcję. Ale wiadomo, że Zagłębie Lubin jako pierwsze zostało na niej złapane. Teraz, o ironio, jako pierwsze, obok Widzewa, ma być uniewinnione. Od początku dziwnie chronione, w połowie lipca się odwołało, co w na-

jeRzy engel

głym trybie zostało rozpatrzone przez Trybunał, podczas gdy sosnowieckie Zagłębie od stycznia wciąż czeka. Czym klub z Lubina zasłużył sobie na takie fory? Dlaczego miałby pozostać bezkarny? Czyż klub finansowany przez spółkę skarbu państwa nie powinien świecić przykładem? Tymczasem w chwili, gdy indywidualne procesy przeciw jego przedstawicielom są zaawansowane, a niektóre już skończyły się wyrokami, ich mocodawca uznany zostaje jako pokrzywdzony! Na tej bazie ma się też upiec Koronie. I wszystko to w czasie, gdy jej 12 piłkarzy, a wcześniej trenerzy, usłyszało prokuratorskie zarzuty. Przy okazji, stronniczego przez Trybunał, wyciągania terminów rzekomych przedawnień wiele mówi się o Arce, twierdząc, że się w nich nie zmieściła. Jeśli nawet przyjąć tę naciąganą interpretację, to co z Górnikiem Łęczna? W ekstraklasie grał przez trzy sezony, a przewinień, za które został ukarany, dopuścił się jeszcze w II lidze. Przedawnienie winien mieć jak w banku. Ale gdy z hukiem leciał

o dwie klasy, szanowny Trybunał ani nie pisnął, bo działacze z Łęcznej nie dogrzebali się korzystnej dla siebie furtki. Nie znam się na prawie. Ale od kiedy to odwołujący się ma obowiązek dociekać w nim kruczków, a nie sąd dbać, by sprawiedliwie go przestrzegać. Jeśli skorumpowane kluby będą przywrócone do ekstraklasy, to bez względu jakie gremium i na bazie jak kuriozalnych przepisów tego dokona, będzie to gigantyczny skandal, nie wspominając o moralności. Co gorsza, za ewentualny powrót do ekstraklasy Zagłębia i Korony zapłacą wszystkie kluby zmuszone wysupłać ze swej rozplanowanej gaży środki na sfinansowanie powrotu niewiniątek. Pozostaje tylko ciekawość, kto weźmie na siebie taką odpowiedzialność! Jak również, czy w najbliższy weekend piłkarze ekstraklasy wyjdą na boisko. Jeśli tak, to będzie ciekawiej niż w planowanej wcześniej premierze, bo tercet głównych kandydatów do podium zagra na wyjeździe, a Wisła i Lech zmagać się będą z przeszłością.

były tReneR RepRezentacji polsKi

Korupcja się nie przedawnia! traklasie, będą w niej grać. Jeśli trzeba będzie przywrócić inne kluby, to na jeden sezon rozszerzymy tę klasę rozgrywkową. Na pewno przywrócone kluby nie zajmą miejsca klubu, który wywalczył sobie awans.

co pan czuł, gdy usłyszał orzeczenie trybunału?

– Zaskoczenie. Myślę, że to najlepsze słowo. Wszyscy przyzwyczailiśmy się, że każda sprawa z podtekstem korupcyjnym będzie załatwiona natychmiast. Tutaj natomiast znaleziono okoliczności łagodzące, pozwalające na inny wyrok.

jednocześnie jeśli tak by było, to sfinansowanie powrotu tych klubów do ekstraklasy będzie kosztem innych klubów.

z drugiej strony trybunał powołuje się przecież na wasze związkowe przepisy dotyczące korupcji.

– Rzeczywiście, inne kluby poniosą pewne straty, ale wszyscy ponosimy konsekwencje tych działań. Jeszcze chwilę musimy te straty ponosić, aby powrócić do normalności.

– Wszystkie przepisy w Polsce są poprawiane w związku z wydarzeniami i skalą korupcji, jaka nas dotknęła. Rzeczywiście, wcześniej przepisy były takie, jak to określił sąd. Nowe przepisy obowiązują od 2007 roku i tam wyraźnie jest napisane, że korupcja się nie przedawnia.

gdyby doszło do takiej budzącej wielki niesmak decyzji, że np. lubin wraca do ekstraklasy, to gdzie będzie grać? przecież nie ma na chwilę obecną licencji na grę w tej klasie rozgrywkowej.

górnik łęczna miał przewinienia z czasów ii ligi i tamte przewinienia też się przedawniły. co teraz?

– Ma pan rację, i gdyby w stosunku to tamtych drużyn podjęto by też takie decyzje, to mielibyśmy casus tamtych drużyn i wiedzielibyśmy, jak się do tego ustosunkowywać. Natomiast obecnie w stosunku do jednych drużyn podjęto takie decyzje, a w stosunku do innych inne i to nas najbardziej bulwersuje. jeśli łęczna teraz odwoła się i domagać się będzie zadośćuczynienia, to konsekwencje spadną na pzpn, a nie na trybunał. czy nie warto byłoby wystąpić do FiFa lub UeFa o interpretację i opinię?

– Absolutnie nie, gdyż te decyzje podejmował Trybunał, i PZPN nie może

świecić oczami za decyzje innych instytucji. PZPN przysługuje jeszcze tylko kasacja do Sądu Najwyższego i to wszystko. Natomiast zwracanie się o interpretację do UEFA w ogóle nie ma sensu i ktoś, kto opowiada takie rzeczy, nie zna się na tym, co mówi. Organy te uznają, że skoro w PZPN takie było wówczas prawo, to trudno.

rzem, bo patrzyliśmy na to z punktu widzenia szkoleniowego, poprzez kluby w europejskich pucharach i zbliżające się mecze reprezentacji. Zostało to wstrzymane przez Ekstraklasę, bo ona ma prawo do takich decyzji. Czekamy, jak będzie rozwiązana sprawa z Lubinem, z Koroną, i jak to długo potrwa.

co będzie więc dalej i jakie rozwiązania w tej sytuacji widzi pzpn?

a jeśli trzeba będzie przywrócić te kluby do ekstraklasy, to nie będziecie mieli moralnego kaca?

– Związek odpowiada za rozgrywki I ligi, które ruszyły zgodnie z planem. Jeśli chodzi o ekstraklasę, rozgrywki zostały wstrzymane, my byliśmy za rozpoczęciem ich zgodnie z termina-

– Cieszę się, że wszyscy jesteśmy po tej samej stronie. Jeśli takie będą decyzje o przywróceniu klubów do ekstraklasy, to trzeba będzie uszanować prawo i tak zrobić. Kluby, które teraz są w eks-

– Myślę, że skoro starają się o grę w ekstraklasie, to takie wymogi spełnią, i w Polkowicach czy gdzie indziej będą grać. Wspominał pan o kasacji do sądu najwyższego, czy zatem możliwa jest sytuacja, że ukarane kluby teraz zostaną zdegradowane, a za jakiś czas przy korzystnym dla polskiej piłki orzeczeniu sn znów zostaną zdegradowane?

— Tak, gdyż wniesienie kasacji nie wstrzymuje wykonania orzeczenia Trybunału, więc taka kuriozalna sytuacja jest możliwa.

Rozmawiał: Ryszard Drewniak

Trzej pierwsi tenisiści w rankingu ATP „Champions Race”: Hiszpan Rafael Nadal, Szwajcar Roger Federer oraz Serb Novak Djokovic zapewnili sobie miejsca w kończącym sezon turnieju Masters Cup. Walka o pozostałe pięć miejsc będzie się toczyć do października. Celtic Glasgow jest zainteresowany transferami dwóch młodych polskich piłkarzy – Radosława Majewskiego z Polonii Warszawa i Szymona Pawłowskiego z Zagłębia Lubin. Obaj mieliby trafić do zespołu mistrza Szkocji jeszcze tego lata. Polska przegrała w Belgradzie z Rosją 2:3 (26:28, 25:20, 27:25, 22:25, 13:15) w sparingowym meczu siatkarek. W poniedziałek zespół trenera Marco Bonitty zagra z Serbią. Wszystkie trzy zespoły przygotowują się do igrzysk olimpijskich w Pekinie. Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel pokonali w Espinho niemiecką parę Sebastian FuchsThomas Kaczmarek 2:0 (23:21, 21:18) w półfinale młodzieżowych mistrzostw Europy do lat 23 w siatkówce plażowej. Litwa po raz pierwszy w historii zdobyła złoty medal mistrzostw Europy koszykarek do lat 18 (Dywizja A). W finale rozegranym w słowackiej Nitrze juniorki Litwy pokonały Rosjanki 63:57. Reprezentacja Polski koszykarek zajęła drugie miejsce w międzynarodowym turnieju w Strasbourgu. Polki w ostatnim meczu pokonały Kanadę 61:40 (23:14, 16:8, 7:10, 15:8). Reprezentacja Polski koszykarzy pokonała w towarzyskim meczu rozegranym w Warszawie Bułgarię 92:61 (24:14, 24:14, 21:14, 23:19). Atlas Wrocław rozgromił Marmę Polskie Folie Rzeszów 62:30 w meczu 12. kolejki Speedway Ekstraligi. Dzięki temu zwycięstwu gospodarze awansowali na szóste miejsce w tabeli. Przygotowująca się do występu

w Igrzyskach Olimpijskich reprezentacja polskich szczypiornistów uległa w meczu sparingowym w Incheon drużynie Korei Południowej 27:33. To był jeden z ostatnich sprawdzianów przed Olimpiadą. Matias Polonsky jest nowym trenerem Marty Domachowskiej, polskiej tenisistki sklasyfikowanej obecnie na 58. miejscu w rankingu WTA Tour, która w sierpniu wystąpi w singlu i deblu w igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Zastąpił w tej roli Pawła Ostrowskiego.


30|

sport

piłka nożna

Jeśli potwierdzą się rewelacje katowickiego dziennika „Sport” Euzebiusz Smolarek już za kilka dni zostanie piłkarzem... Wisły Kraków. Miałby tam trafić na zasadzie wypożyczenia. Jeśli do tego dojdzie będzie to największy transferowy hit w Polsce w tym roku.

jan tomaszewski

FC polanD southampton

Jest sponsor nie ma piłkarzy

Haniebny wyrok Trybunału jak pan odebrał decyzję trybunału przy polskim komitecie olimpijskim?

Daniel kowalski

Rzadko się zdarza, aby stabilny finansowo klub przestał istnieć. Do takiej sytuacji doszło w Southampton, gdzie na rok zawieszono działalność amatorskiego klubu FC Poland Southampton. W drużynie było dwudziestu trzech zawodników, większość z nich grała wcześniej w różnych klubach w Polsce, niektórzy w klubach trzecioligowych. Na meczach z powodu pracy lub kontuzji pojawiało się jednak maksymalnie trzynastu zawodników. Po zakończeniu sezonu niedzielnej ligi w Southampton zostało już tylko jedenastu...

– Kilku zawodników wróciło już do Polski, kilku trafiło do czołowych klubów Southampton Sunday Football League – mówi menedżer klubu, Paweł Rudenko. – Władze ligi dały nam dodatkowy czas, aby skompletować drużynę, ale niestety nie udało się. Na dzień dzisiejszy mamy jedenastu zawodników, ale to zdecydowanie za mało, aby zagrać w lidze – zakończył Rudenko. Drużyna z Southampton była jednym z niewielu naszych reprezentantów na piłkarskich arenach w Anglii. Z powodzeniem występowała w niedzielnej lidze piłkarskiej w Southampton. Wszystko zaczęło się od wspólnych spotkań w parkach. Gdy uzbierało się kilkunastu zawodników postanowiono podzielić ich na dwie drużyny i zgłoszono do rozgrywek lokalnej ligi „piątek” piłkarskich. Wtedy usłyszała o nich Barbara Storey, właścicielka biura tłumaczeń Lingland. Bez wahania zaproponowała sponsoring, zała-

twiła wszystkie sprawy rejestracyjne, ubezpieczenia oraz stroje, jej mąż natomiast został sekretarzem klubu. Pierwszy sezon zespół występował w lidze katolickiej, jednak jej poziom był dla naszych rodaków za niski. FC Poland gromiło rywali w rozmiarach dwucyfrowych dlatego tuż po zakończeniu sezonu zaproponowano przeniesienie do Southampton Sunday Football League. Polacy rozpoczęli od najniższego szczebla, ale o podobne wyniki było już trudniej. Z biegiem czasu zespół nabierał doświadczenia i tu również zaczął dominować. W zeszłym roku w swojej grupie zajął pierwsze miejsce, wygrywając aż dziewięć z trzynastu spotkań, a w tym roku dziesięć z piętnastu. Paweł Rudenko nie załamuje rąk. Ma zapewnienie od sponsora, że za rok jeśli wszystko wróci do normy, może liczyć na finansowe wsparcie. Chętni proszeni są o kontakt pod numerem: 0776 398 3880.

Baszczyński rekordzistą w barwach klubów polskich i zagranicznych, prym wiedzie Jerzy Dudek, który może pochwalić się aż 68 występami.

Ryszard Drewniak

Maciej Baszczyński ustanowił nowy rekord w liczbie występów w europejskich pucharach w barwach klubów polskich. Obrońca Wisły Kraków wystąpił w meczu eliminacyjnym Ligi Mistrzów z Beitarem Jerozolima. Dołączył tym samym do Stanisława Oślizły i Mirosława Szymkowiaka, dotychczasowych rekordzistów, którzy rozegrali po 47 meczów w pucharach. Były kapitan Górnika Zabrze swoje wszystkie występy skompletował w barwach Górnika, a za największy sukces może uznać udział w finale Pucharu Zdobywców Pucharów. Szymkowiak, który obecnie jest reporterem w Canal +, na swój dorobek pracował w dwóch klubach: Widzewie Łódź (21 spotkań) i Wiśle Kraków (26 meczów). Również Baszczyński, nim przybył do Wisły, rozegrał dwa spotkania w Ruchu Chorzów. W zespole „Białej Gwiazdy” zgromadził aż 44 mecze, co jest rekordem tego klubu. Niewykluczone, że były reprezentacyjny obrońca ustanowi

REKORDZIŚCI

jubileusz 50 spotkań. Do tego celu brakuje już niewiele, bo zaledwie trzech występów. Natomiast wśród Polaków, którzy rozegrali najwięcej meczów w pucharach

47 – Stanisław Oślizło: Górnik Zabrze, (1961-1972), 8 PM, 2 PZP. 47 – Mirosław Szymkowiak: Widzew Łódź, Wisła Kraków, (1995-2004), 5 PM, 7 UEFA. 47 – Marcin Baszczyński: Ruch Chorzów, Wisła Kraków (1996 - 2006), 4 PM, 1 PZP, 7 UEFA. 45 – Zygfryd Szołtysik: Górnik Zabrze, (1963-1977), 7 PM, 2 PZP, 1 UEFA. 43 – Włodzimierz Lubański: Górnik Zabrze, (1963-1972), 7 PM, 2 PZP. 42 – Wilczek Erwin; Górnik Zabrze (1961-1972), 8 PM, 2 PZP. 41 – Maciej Żurawski: Lech Poznań, Wisła Kraków, (1999-2004), 3 PM, 6 UEFA. 39 – Arkadiusz Głowacki: Lech Poznań, Wisła Kraków, (1999-2006), 3 PM, 8 UEFA. 35 – Bernard Blaut: Legia Warszawa, (1964 -1972), 2 PM, 3 PZP, 2 UEFA. 35 – Maciej Szczęsny: Legia Warszawa, Widzew Łódź, Polonia Warszawa, (1988-2000), 3 PM, 2 PZP, 1 UEFA. 35 – Antoni Trzaskowski: Legia Warszawa, (1964-1972), 2 PM, 2 PZP, 2 UEFA. 35 – Stolarczyk Maciej; Widzew Łódź, Pogoń Szczecin, Wisła Kraków, (1999-2007), 4 PM, 7 UEFA

– Jest to samobójstwo. Nasza piłka podlega prawu międzynarodowemu, czyli prawu FIFA i UEFA. To prawo stanowi, iż nie ma przebaczenia oraz przedawnienia, jeśli chodzi o korupcję. Trybunał Arbitrażowy powołał się na jakiś bzdurny przepis, który kiedyś obowiązywał, stanowiący, iż po dwóch latach następuje przedawnienie, później zwiększony do pięciu. W tym momencie Trybunał Arbitrażowy powinien stać po stronie praworządności i zwrócić uwagę PZPN, że międzynarodowe przepisy nie przewidują przedawnienia. Przykładem jest Marion Jones, której odebrano medale po 8 latach. Wydanie takiego wyroku przez trybunał jest pogwałceniem międzynarodowych przepisów. Jeśli Widzew wybiegnie na boisko pierwszoligowe, to jesteśmy automatycznie wykluczeni ze struktur FIFA, bowiem nie ma przedawnienia korupcji. W tej chwili ten haniebny wyrok trybunału spowodował, że „Fryzjer” może być w każdej chwili prezesem każdego klubu, bo PZPN nie może go ukarać. Dariusz W. musi natychmiast otrzymać licencję oraz 120 osób zatrzymanych przez prokuraturę wrocławską już dziś może wrócić do sportu. Walcząc z korupcją, nam przede wszystkim chodzi o to, aby wyeliminować tych ludzi ze środowiska, a w tej chwili po decyzji trybunału zatrzymani mogą wrócić do piłki. nie można oprzeć się wrażeniu, że szczególnie zagłębie lubin było od początku chronione, nikt nie chciał ich „zahaczyć”. ani kurator Rusko, ani związek.

– Ja oceniam, że w PKOl-u ta decyzja wzięła się z tego, iż jest tam kręcony serial „Pogoda dla bogaczy”. Biedny klub, taki jak Zagłębie Sosnowiec, które od stycznia odwoływało się do trybunału – jego sprawa nie została rozpatrzona. Natomiast odwołanie złożone w połowie lipca przez Zagłębie Lubin doprowadziło do bardzo szybkiej reakcji Trybunału Arbitrażowego. To ja mam pytanie do Piotra Nurowskiego, prezesa PKOl-u, czy są w Polsce kluby równe i równiejsze? to, o czym pan mówi, niesie za sobą kwestie klubów. w tym momencie trzeba by było uniewinnić tylu ukaranych wcześniej. zresztą nie ma sensu już nikogo ścigać, bo ten czas minął.

– Jeszcze raz powtórzę. Ten haniebny wyrok zakończył proces walki z korupcją w Polsce. Prokuratura z Wrocławia praktycznie te wszystkie swoje dokumenty może spalić, jeśli chodzi o wykorzystanie ich w sporcie. W tej chwili

prokuratura była na etapie 2005-2006, czyli sprawy obecnie przedawnione. Jeśli ten wyrok się utrzyma, to te kluby, które spadły, będą mogły się domagać ogromnych odszkodowań. po tej decyzji mieliśmy naradę i zarazem burzę w pzpn z udziałem ekstraklasy, po której podjęto w sumie sprzeczne postanowienia. jak pan tę kwestię ocenia?

– Uważam, że nic się nie stanie, jeśli jedna kolejka zostanie przełożona. Ale koniecznie Zagłębie, Korona oraz Widzew muszą zostać uniewinnione, jeśli zostaną, to powrócą do ekstraklasy. Wyjście w ekstraklasie jedenastki Zagłębia i Korony jest automatycznym wykluczeniem nas ze struktur FIFA. Widzew powinien zostać „zamrożony”, tak jak Zagłębie i Korona. W tej chwili minister sportu powinien natychmiast zwrócić się do dyrektora prawnego FIFA o interpretację tego wyroku. Z tego co wiem, to PZPN zaskarży wyrok Trybunału do Sądu Najwyższego. Arbitrażowy Trybunał jest od tego, aby naprowadzić PZPN na właściwy tor, a nie wykorzystywać te nieporozumienia. Słysząc słowa pani wydającej wyrok, która powiedziała, iż opierali się na takich dokumentach, gdyż bałagan panuje w PZPN, mam pytanie, czy Trybunał nie jest po to, aby robić porządek, a nie wykorzystywać bałaganiarskie przepisy. Według mnie trybunał arbitrażowy oraz sąd bardzo ośmieszyli się w sprawie Szczakowianki, zatwierdzając ich decyzje. Jest to wyrok na wszystkich nas, którzy walczyli z korupcją. a gdyby pzpn odrzucił decyzję trybunału? wejdzie kurator i przywróci te drużyny?

— Wejdzie kurator i utrzyma tę decyzje. Nie wiem, czy minister sportu jest władny, czy rząd polski, czy sejmowa komisja jest władna, ale powinni zawiesić wykonanie wyroku w sprawie Widzewa i zwrócić się o wykładnię do UEFA i FIFA. To samo tyczy się Zagłębia i innych wyroków. jak pan sądzi, kiedy i jak to się stanie, że będzie wszystko w porządku w polskiej piłce i będziemy dyskutować o poziomie spotkań, o wynikach, a nie o aferach?

– Jeśli Listkiewicz oraz Adam Olkowicz zostaną decyzją walnego zgromadzenia wydelegowani do organizacji Euro oraz jeśli wszyscy członkowie zarządu, tak jak obiecują, podadzą się do dymisji, to nasza piłka ruszy tak samo jak 3 lata temu w Rosji.

Rozmawiał: Ryszard Drewniak


|31

nowy czas | 1 sierpnia 2008

sport W niedzielę kolejny wyścig z cyklu Grand Prix F1, tym razem na torze Hungaroring położonym zaledwie 20 minut od centrum Budapesztu. Robert Kubica: Jest to tor, na którym w 2006 roku po raz pierwszy wystartowałem w Formule 1. Wszyscy kierowcy mają do takich obiektów szczególny stosunek.

Piłka jest kanciasta, a bramki są trzy...

Dariusz Jan Mikus

...pod tym szlachetnym zawołaniem ruszyła tegoroczna edycja polskiej Ekstraklasy. Ktoś mówi, że nie ruszyła? Kłamie! Sam zrobiłem sprawozdanie z inauguracji sezonu.

Michał Listkiewicz najpierw publicznie obiecał odspawać się od fotela prezesa PZPN, by teraz oświadczyć tłumowi łatwowiernych, że tego nie zrobi. To rzadki przypadek, gdy ten sam kubek pomyj oblewa i zanieczyszcza obie zainteresowane strony. Pisanie tego tekstu jest niczym próba tłumaczenia naiwnym, że mamusia słusznie kiedyś ich przestrzegała przed wkładaniem ręki do nocnika. Oczywiście tłumaczenia post factum... Mimo to jeszcze nie raz znajdą się naiwni (?), którzy ochoczo dadzą się kolejny raz nabrać przebiegłemu sternikowi polskiej karykatury sportu o nazwie: piłka nożna. Dlaczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze Michał Listkiewicz, choć nie jest mistrzem manipulacji znakomicie potrafi wypływać z kolejnego szamba z uśmiechem – niczym z reklamy pasty do zębów – na ustach. Wszak nie ma nic cenniejsze-

go niż czystość... A jak czysty „Listek” jest, każdy widzi. Po wtóre, posiada on niezwykły dar radosnego patrzenia w obiektyw kamery i karmienia mikrofonu mielonym ze śmierdzącej tkanki polskiej piłki. Oczywiście pan prezes trzyma przy tym w ręce napisane przez siebie menu i dowodzi, iż jest to markowy kawior, którego konsumpcję tłum zawdzięcza jedynie jego zasługom... Po trzecie, skoro rządzący i naród daje się manipulować takiemu cwaniaczkowi, to wyraźnie na to zasługują. Nie oszukujmy się, już wiele razy była możliwość, bo o podstawach moralno-prawnych nawet nie wspomnę, by wagonik z panem prezesem odstawić na boczny tor. Nic z tego. Dla wielu był i jest odpowiedni na swoim stołku... Mało tego. Każda kolejna władza obiecuje rozliczenie afery futbolowej,

a wszystko – dziwnym trafem – zawsze kończy się identycznie, rotują się tylko ekipy ministerialne zmieniające panu prezesowi pampersy. Jest też wariant alternatywny. Nie będzie dla pana Michasia prezesury, to znajdzie się lukratywny fotelik w strukturach organizacyjnych Euro. Dlaczego? Bo Michał L. jest dozgonnie niezbędny, a wybór Polski i Ukrainy to tylko jego zasługa!! A może tak ktoś by się zorientował, czy sprawą wspólnej imprezy pociągnęli w słusznym kierunku ukraińscy magnaci, czy polski prezes skorumpowanego związku...? No właśnie – kto? Czy zaskoczyła mnie deklaracja Listkiewicza? Szczerze przyznam, że raczej nie. Dlaczego tylko raczej? Raczej, bo znając skalę jego bezczelności, nie potrafię sobie wyobrazić prawd przez niego głoszonych, których następnego dnia nie byłby gotów nazwać bluź-

nierstwem niegodnym człowieka honoru. Taką ma taktykę i takie morale. I właśnie dlatego pozwala sobie na coraz bardziej bezczelne numery. Bo przecież słynna pojedyncza czarna owca, to przy tym czytanka przedszkolaka. Ale tym razem przesadził, bowiem przy tak widowiskowej reaktywacji feniksa z szamba obrzucił ekstrementami także przedstawicieli władzy, którzy gwarantowali tłumowi – swoimi wizerunkami – polubowne, acz ostateczne i łagodne rozstanie się prezesa z PZPN. Teraz panowie w garniturach stoją obok chwilowo pustego szamba z fekaliami na białych kołnierzykach, a naród czeka, czy zaczną czyścić służbową odzież, czy też udawać, że smród pochodzi z flakonika perfum Diora. Do boju, panowie w ministerialnych gabinetach, pokażcie narodowi, po której stronie stoicie...

Przyćmione gwiazdy

Czesław Ludwiczek

Po dużej międzynarodowej imprezie piłkarskiej z udziałem drużyn narodowych następują zazwyczaj roszady zawodnicze i trenerskie po to, aby jak najlepiej przygotować się do następnej batalii, która rozpoczyna się za dwa lata.

I taki właśnie okres zmian futbol europejski przechodzi obecnie, po Euro 2008, a przed Mundialem 2010. Najwyraźniej owe zmiany widać na stanowiskach selekcjonerów, zwłaszcza tych krajów, których reprezentacje doznały w Austrii i Szwajcarii klęski lub nie osiągnęły wyników, na które ich federacje liczyły. Ów proces wymiany sterników reprezentacji dostrzega się również w tych państwach, których drużyny narodowe nie zdołały zakwalifikować się do minionych już mistrzostw Europy. Nowi ludzie więc i nowe nadzieje, ale o tym, czy się spełnią, przekonamy się za dwa lata. Ten krótki z konieczności przegląd selekcjonerskiej transformacji rozpoczynamy od Republiki Czeskiej, m.in. dlatego, że jej zespół reprezentacyjny będzie najgroźniejszym rywalem Polski w eliminacjach do MŚ w Afryce Południowej. Większość sympatyków futbolu liczy na sukces w konfrontacji z tym krajem, bo przecież w lutym br. w towarzyskiej potyczce na Cyprze nasza drużyna pokonała Czechy 2-0. Problem tylko, czy to Polska była tak silna, czy Czechy tak słabe. Jeśli wziąć pod uwagę wyniki naszych południowych sąsiadów w Euro 2008, to można by się skłaniać ku drugiej części

tego pytania. Ową tezę potwierdzałby zwłaszcza ich mecz z Turcją, w którym prowadzili 2-0, a przegrali 2-3. Ta przegrana wyraźnie zasygnalizowała, że Karel Bruckner, który prowadził reprezentację prawie sześć lat, musi odejść. I tak też się stało. Nowym selekcjonerem Czech został 49-letni Petr Rada. Niegdyś był zawodnikiem, chociaż nie najwyższych lotów, bo w reprezentacji kraju zagrał tylko 11 razy. Po zakończeniu kariery wyczynowej podjął obowiązki trenera, najpierw w Slavii Praga, dwukrotnie w FK Teplice, w Viktorii Pilzno i FK Jablonec. Podczas swojego drugiego pobytu w Teplicach pełnił równocześnie obowiązki asystenta selekcjonera. Rada jest od 1993 r., tj. od podziału Czechosłowacji, czwartym selekcjonerem Czech. Poprzedzili go Dusan Uhrin, Jozef Chovanec i Karel Bruckner. Nowy selekcjoner stanie przed trudnym zadaniem, bo pierwszy mecz pod jego kierownictwem reprezentacja rozegra 20 sierpnia z Anglią na Wembley. Kapitan reprezentacji Tomas Rosicky (w Euro nie grał ze względu na kontuzję) powiada, że drużyna narodowa trafiła w dobre ręce. Teraz trzeba znaleźć nowe talenty i zbudować nową ekipę, i to właśnie zadanie stoi przed Radą.

Skoro jesteśmy na południu, to warto zasięgnąć języka o tym, co dzieje się w drugim sąsiadującym z nami państwie, czyli na Słowacji, która także w eliminacjach do MŚ 2010 występować będzie w tej samej grupie co Polska i Czechy. Otóż tamtejsza federacja piłkarska rozstała się już przeszło dwa miesiące temu z dotychczasoowym selekcjonerem Janem Kocianem, któremu nie udało się wprowadzić reprezentacji Słowacji do Euro 2008. W grupie, w której jej rywalami były Niemcy, Czechy, Irlandia, Walia, Cypr i San Marino, Słowacja zajęła dopiero czwarte miejsce. W ogóle Kocian nie miał szczęścia, bo od listopada 2006 roku, kiedy to objął drużynę narodową, odniósł tylko trzy zwycięstwa, uzyskał pięć remisów i doznał dziewięciu porażek. Nic więc dziwnego, że z tak ujemnym bilansem musiał pożegnać się ze stanowiskiem. Słowacka federacja dość długo zastanawiała się nad nową kandydaturą na stanowisko selekcjonera. Wreszcie całkiem niedawno postanowiła powierzyć tę funkcję trenerowi, który uzyskuje najlepsze wyniki z prowadzoną przez siebie drużyną klubową. Szkoleniowcem tym jest Vladimir Weiss, niegdyś dobry piłkarz, który w reprezentacji Czechosłowacji wystąpił

w 19 meczach i uczestniczył w finałach mistrzostw świata w 1990 roku. Ponadto w reprezentacji Słowacji zagrał jeszcze w 12 spotkaniach, zanim podjął obowiązki trenera. Liczący sobie dziś 43 lata Weiss najdłużej pracował w Artmedii Petrzalka, choć próbował sił również w innych drużynach, w tym i zagranicznej – FC Saturn Moskowskaja Obłast. Największe sukcesy odnotował jednak z Artmedią. W ostatnim sezonie np. uzyskał z nią dublet, czyli Puchar i mistrzostwo Słowacji, a w sezonie 2005/2006 było jeszcze lepiej, bowiem wprowadził Artmedię do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Zadaniem nowego selekcjonera jest wprowadzenie drużyny narodowej Słowacji do fazy finałowej mistrzostw świata w 2010 roku w Afryce Południowej. Czy mu się to uda? Na to pytanie trudno odpowiedzieć, tym bardziej że w grupie, w której walczyć będzie Słowacja, znajdują się m.in. takie drużyny jak Polska, Czechy, Irlandia Płn., Słowenia, czyli zespoły mające równie duże, a może nawet i większe ambicje. O innych roszadach selekcjonerskich w Europie już w następnym „Okienku na świat”. Czesław Ludwiczek jest korespondentem „France Football”



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.