nowyczas2008/096/031

Page 1

z wizytą w sCOtlaNd yardzie 14

NOCNe ŻyCie mŁOdegO hiszpaNa 16

jeśli Naprawdę ChCesz COś

BarCelONa. spaCer NOCą. a

OsiągNąć, tO w OsiągNięCiu Celu

jeśli NOCą, tO OBOwiązkOwO

Nie przeszkOdzi Ci twOje

pO kluBaCh i BarCelOńskiCh

pOChOdzeNie.

dyskOtekaCh.

LoNDoN 8 August 2008 31 (96) nowyczas.co.uk fREE ISSN 1752-0339

NEW TIME

THE PoLISH WEEKLy

Abolicja podatkowa podpisana Przemysław Kobus

Polacy, którzy nie rozliczyli się w Polsce z osiągniętych za granicą dochodów, będą mieli umorzone wszystkie powstałe dotąd zaległości wraz z odsetkami.

Prezydent, Lech Kaczyński podpisał ustawę o abolicji podatkowej. Oznacza to więc, że niebawem powinna wejść w życie. Ustawa dotyczy tych podatników, którzy w latach 2002/07 zarabiali za granicą i w Polsce i płacili podwójne podatki od dochodów. Polacy, którzy nie rozliczyli się w Polsce z osiągniętych za granicą dochodów, będą mieli umorzone wszystkie powstałe dotąd zaległości wraz z odsetkami. Ci natomiast, którzy jednak ponieśli ciężar podwójnego opodatkowania, będą mogli złożyć wnioski o zwrot pieniędzy. O abolicji podatkowej pisaliśmy wielokrotnie na łamach „Nowego Czasu”. Teraz pojawiła się niemal stuprocento-

wa szansa na spełnienie jednej z przedwyborczych obietnic Platformy Obywatelskiej, a więc właśnie umorzenie zobowiązań Polaków wobec fiskusa, którzy zarabiali za granicą, tam płacili podatki, ale w Polsce już tego nie czynili. Przypomnijmy, że wcześniej obowiązywała w Polsce taka oto zasada: zarabiający i płacący podatki za granicą, musieli dopłacić proporcjonalne podatki nad Wisłą. Mało kto wywiązywał się z tego obowiązku. Szacuje się, że „oszustów” podatkowych, wedle starych oczywiście przepisów, może być ponad milion. Zgodnie z przepisami nowej ustawy, Polacy, którzy w latach 2002/07 płacili podatki i w Polsce i w kraju za-

trudnienia, teraz otrzymają zwrot nadpłaconej kwoty, o ile – co należy podkreślić – zgłoszą się w ciągu dwóch miesięcy od jej opublikowania do swoich urzędów skarbowych ze specjalnymi wnioskami (rząd proponował jeden miesiąc). W przeciwnym razie, o zwrocie będzie można zapomnieć. Inaczej przedstawia się sprawa „darowania kar” – niezapłacone podatki zostaną darowane ex lege. Ustawa ta pozwoli wielu Polakom na spokojny powrót do kraju, bez obawy o interwencję policji skarbowej. Zdaniem ekspertów to w wielu przypadkach długi wobec fiskusa nie pozwalały rodakom na powrót do kraju.

KoNKURS rozstrzygnięty! Rowery ufundowane przez Transport for London otrzymują:

RENATA KWASEK i KAMIL BEREZA fELIEToNy

12

Donosy o donosach Krystyna Cywińska: Donoszę, że jestem zapóźniona. Nie w rozwoju, bo na to dużo za późno. Ale w czytaniu różnych doniesień w naszej prasie. Krajowej i polonijnej. Ostatnio jednak skusiły mnie trzy artykuły. Donoszące o pewnych cechach naszych rodaków.

Czy winę ponoszą politycy i działacze, którzy dopuścili do przyznania Chinom olimpiady? tak, bo nie przewidzieli – choć wielu z nich przewidziało, ale dla własnej wygody nie protestowało – że żadnych pozytywnych zmian olimpiada w Chinach nie przyniesie, że – wbrew oczekiwaniom i przewidywaniom wielu ludzi – nie zmiękczy systemu… Nikomu niepotrzebna lekcja »12


2|

8 sierpnia 2008 | nowy czas

” Piątek, 8 sierPnia, emiliana, sylwiusza 1925 1927

W stolicy USA odbył się pierwszy, oficjalny kongres Ku Klux Klanu. Oddano do użytku Most Pokoju nad Niagarą, który łączy Buffalo w Stanach Zjednoczonych z Fort Erie w Kanadzie.

sobota, 9 sierPnia, romana, klarysa 1786 1849

Francuzi Jacques Balmat i Michael Gabriel zdobyli Mt. Blanc, najwyższy szczyt Europy. Wojska węgierskie pod dowództwem gen. Józefa Bema poniosły klęskę w bitwie pod Temeszwarem.

niedziela, 10 sierPnia, borysa, wawrzyńca 1792 1809 1920

Lud paryski przypuścił szturm na rezydencję królewską w Tuileries i uwięził króla. Koniec monarchii francuskiej. Proklamowanie niepodległości Ekwadoru – święto narodowe. W Sevres został podpisany traktat aliantów z Turcją, w wyniku czego Turcja straciła ziemie arabskie, wyspy na Morzu Egejskim. Dzięki temu powstała Armenia i Kurdystan.

Poniedziałek, 11 sierPnia, ligii, zuzanny 1943 1945 1950

Konferencja amerykańsko-angielska w Quebec, na której to omawiano szczegóły planów kampanii skierowanej przeciwko Japonii. Pogrom Żydów w Krakowie. Urodził się Steve Wozniak, twórca komputera Macintosh i założyciel firmy Apple Computer, która zapoczątkowała wielki boom.

wtorek, 12 sierPnia, klary, lecha 1957 2000

Strajk tramwajarzy w Łodzi o podłożu ekonomicznym. Na Morzu Barentsa zatonął rosyjski atomowy okręt podwodny „Kursk”. Na pokładzie znajdowało się 118 marynarzy.

Środa, 13 sierPnia, diany, hiPolita 1920

1923 1961

Początek Bitwy o Warszawę (wojna polsko-bolszewicka). Wojska polskie, pod wodzą marszałka Józefa Piłsudskiego zwyciężyły Armię Czerwoną dowodzoną przez Michaiła Tuchaczewskiego. Do portu gdyńskiego zawinął pierwszy statek – francuski „Kentucky”. Władze NRD zamknęły granicę z RFN. Zamknięcie ruchu pomiędzy państwami niemieckimi dotyczyło również Berlina. Rozpoczęła się budowa muru berlińskiego.

czwartek, 14 sierPnia, maksymiliana, alfreda 1941 1945

Ogłoszenie Karty Atlantyckiej, podpisanej dwa dni wcześniej przez Winstona Churchilla i F.D.Roosevelta. Sąd wydał wyrok na marszałka Petaina, został on skazany na karę śmierci. Wyroku nie wykonano, zamieniając go na dożywocie.

tysięcy funtów to przewidywana cena nagrania śmiejących się członków grupy The Beatles, których chichot zostanie wystawiony na licytację.

8

lat ogródek pewnego emeryta z Kentu zdobił kamień w kształcie rybiej głowy. Okazał się być skamieniałą głową ryby sprzed 80 milionów lat.

15

czas na nowe miejsca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

Dużo ludzi nie wie, co robić z czasem, czas nie ma z ludźmi tego kłopotu. Magdalena Samozwaniec

listy@nowyczas.co.uk Szanowny Panie Redaktorze! Kpi ,,nowy Czas” (1.08.08 – Absurd Tygodnia) z ogłoszenia w „Dzienniku Polskim”, że pałac na sprzedaż w Polsce jest ,,sto kilometrów od Berlina”. i nie chodzi o to, że geografia nagle stała się śmieszna, ale że burmistrz miasta w Polsce wyraźnie nie wie, gdzie leży granica państwa. i jak ja strasznie się cieszę, że on mógł zapomnieć! To, że Polska jest członkiem unii europejskiej i objęta jest układem z Schengen daje nam wszystkim szansę nie pamiętać europy podzielonej przysłowiowym murem berlińskim, europy, w której granice przekraczało się z silnym uczuciem emocji. nie wiem, ile lat ma dający to ogłoszenie burmistrz i czy wychował się już w świecie, gdzie ,,sto kilometrów od Berlina” oznacza po prostu łatwy dostęp z niedalekiego lotniska Tegel; może ma lat więcej i też tak jak ja w chwili zadumy wraca myślą do przeszłości i uświadamia sobie jak wielkie zmiany zaszły już za naszego życia. i może, tak jak ja, modli się codziennie, by zawsze mógł zapominać gdzie leżą granice europy. Z wyrazami szacunku, JACeK KoRZenioWSKi Dzięki Redaktorze, to, co napisał w ostatnim numerze o naszym antysemityzmie redaktor grzegorz Małkiewicz, trafione było w dziesiątkę. Ktoś wreszcie powinien się odważyć, by napisać prawdę. Jako Polacy – niestety – mamy złe doświadczenia. Komuna zaraz po ii wojnie wywindowała wielu żydowskich prominentów, których w drugiej połowie lat sześćdziesiatych pozbyła się bardzo łatwo i w dodatku w brutalny sposób. A z nimi niestety wielu innych. gwiazda tamtych lat, piękna i utalentowana aktorka elżbieta Czyżewska, w rozkwicie kariery musiała opuścić Polskę, tylko dlatego, że jej mąż był żydowskim dziennikarzem. Znałem parę innych osób, wyniesionych na piedestał kilka lat wcześniej i na bruk zwalonych po 68. roku, wyłącznie i tylko dlatego, że mieli jakieś żydowskie powiązania. Ale była to walka między odłamami komunistycznej partii. na kogoś winę trzeba było zwalić, w dodatku w tej walce nie wszystko prowadzone było rękami chrześcijan (mówiąc oględnie). W Wielkiej Brytanii (której historia

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) zdjęcia: Piotr Apolinarski (p.apolinarski@nowyczas.co.uk), Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa WspółpRaca: Krystyna Cywińska, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Wacław Lewandowski, Andrzej Lichota, Andrzej Krauze, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Bartosz Rutkowski, Michał Sędzikowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Tomasz Tułasiewicz, Przemysław Wilczyński; sTaŻ dziennikaRski: Paweł Rosolski, Joanna Bąk

dział MaRkeTingu: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Justyna Krawczyk (j.krawczyk@nowyczas.co.uk)) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

zachwycająca nie jest – niewolnictwo, podbijanie wielu narodów, trupy po drodze, nie mówiąc już o wykorzystywaniu dzieci) nagle „political corretness” dochodzi do absurdu. Byle jaki pisarzyna, nieznający historii może spokojnie opluć inny naród, byle tylko nie ujawnił prawdy o narodowościach, traktowanych tu jak nieswieze jajko, byleby nie narazić się na oskarżenie o rasizm, nazizm, nietolerancję religijną. natomiast pan giles Cordes z „The Times” może sobie napisać, iż Polacy zabawiali się podpalaniem Żydów w synagogach, generalnie są antysemitami, a Polska graniczy z Jugosławią (byłą). A że Brytyjczycy z historią (własną i cudzą) są na ogół na bakier, mogą uwierzyć w insynuacje takiego ignoranta. Zwłaszcza jeśli ukazuje się to w „The Times”. grzegorzu, jestem w tym wypadku takim samym antysemitą jak ty. i niech nas ktoś weźmie do sądu…. STefAn goŁęBioWSKi Szanowna Redakcjo! Po powrocie z wakacji wziąłem do ręki zaległe numery „nowego Czasu” i znów w felietonie p. Cywińskiej (z 11 lipca) dostrzegłem błąd. Pisze ona mianowicie, że „oscar Wilde pisał, że nic tak nie różni Anglików od Amerykanów jak właśnie język”. To paradoks, ale autorem tegoż jest kto inny. To george Bernard Shaw. Podaję w oryginale: „england and America are two countries separated by the same language”. A tak na marginesie, czy redakcji nie stać na zatrudnienie korektora? Polszczyzna bowiem, niejednego piszącego w „nowym Czasie” budzi spore zastrzeżenia. Czasami są to detale – jak w tymże samym felietonie użycie formy „podsłyszane” zamiast „podsłuchane” – niekiedy większe wykroczenia przeciw normom językowym. oczywiście, większość czytających tego w ogóle nie zauważa. Bo sama mówi jeszcze gorzej. Wiem, bo słyszę to na co dzień. Ale na piszących spoczywa pewna odpowiedzialność. A poza tym „verba volant, scripta manent”. Z poważaniem AnDRZeJ RyBARCZyK Ps. Przy okazji słowa uznania dla Pana Wacława Lewandowskiego za jego felietony, zwłaszcza te wykraczające przeciw normom niemiłościwie nam panującej poprawności politycznej.

Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

Od redakcji: Cieszymy się, że mamy tak wnikliwych czytelników, którzy korygują nasze merytoryczne czy językowe potknięcia, ale z drugiej strony zapewniamy Pana, że jest różnica między słowem podsłuchane a podsłyszane. Nasza felietnistka, pani Krystyna Cywińska często coś podsłyszy. – Raczej – jak mówi – nie podłuchuje. Szanowna Redakcjo, chciałbym tym krótkim listem podziękować za wywiad z Rafałem Ziemkiewiczem, który ukazał się 25 lipca 2008 r. Dzięki temu wywiadowi wróciła moja wiara, iż jest jeszcze w Wielkiej Brytanii chociaż jedno polskie pismo, które nie boi się przeprowadzać wywiady z osobami o poglądach prawicowych. Co jakiś czas u Was pojawiają się artykuły podążające w prawym kierunku i to bardzo dobrze o Was świadczy. Kiedyś „Dziennik Polski” uważał się za prawicowy, ale od dłuższego czasu publikuje się tam wszystko co na lewo. Coraz więcej tam socjalistycznego słowotoku... dlatego tym bardziej się cieszę, że się odważyliście. Mam nadzieję, że nie poprzestaniecie na tym. Proponuję wywiady np. z Waldemarem Łysiakiem, Stanisławem Michałkiewiczem i może jeszcze z trochę kontrowersyjnym Januszem Korwinem Mikke. Pozdrawiam serdecznie LeCh WinogRoDZKi Szanowna Redakcjo, felieton Michała Sędzikowskiego w ostatnim numerze „nowego Czasu” spowodował u mnie bolesny skurcz szyi z powodu przytakiwania. Jego doświadczenia z wakacyjnego pobytu w Polsce, które ja nazywam przygodami, dokładnie pokrywają się z moimi. Panie Michale, polecam Panu dworzec PKS w Wałbrzychu. – o której jedzie autobus do Wrocławia? _ pytam panią w okienku. – nie wiadomo, czy w ogóle jedzie, zepsuty jest. – A kiedy będzie, wiadomo? – nie wiadomo... i tak dalej. Polska jest wspaniała. Daje cudowny dystans do rzeczywistości, bo poczucie absurdu towarzyszy mi tam niemal na każdym kroku. i jak tu się czymkolwiek przejmować? Jest luz, panie Michale. Pozdrowienia dla całej Redakcji KLAuDiA SZCZePAneK

formularz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

czas Publishers ltd. 63 kings grove london se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 8 sierpnia 2008

czas na wyspie

JAK OTRZYMAĆ ODSZKODOWANIE W WIELKIEJ BRYTANII ALBO POMÓC POSZKODOWANEMU How to claim compensation in the UK Wypadki drogowe są niestety nieodłączną częścią naszego życia i zdarzają się każdego dnia na całym świecie. Czy wiecie, iż w wyniku wypadków drogowych (w tym motocyklowych, rowerowych czy z udziałem pieszych), każdego roku ginie 400 tys. osób poniżej 25 lat? A wielu z nich doznaje obrażeń pozostających do końca życia?

Fot. Marcin Piniak

080808

Dokładnie ósmego sierpnia nastąpił przełom i dokładnie wtedy rozpocząłem nowe życie robiąc czystki wokół siebie usuwając całą muzykę i pozostawiając tylko białą kartę gotową do zapisania. (...) Dzisiaj najzwyczajniej w świecie obudziłem się z myślą, że czas na zmiany. Zacząłem od zmiany wizerunku, uczesałem się w kitkę, zdjąłem czarną koszulkę, a zamiast niej włożyłem białą, następnie powywalałem wszystko z szuflad i półek i powynosiłem na strych lub do spalenia. Właśnie nie ma mnie, bo zwyczajnie nikogo jeszcze nie znam i dopiero będę wszystkich od nowa poznawał, oczywiście będę z nimi rozmawiał jak zawsze, ale jednak będzie inaczej. fragmenty z: www.osmysierpnianowezycie.blogspot.com

Obrażenia doznane w wyniku wypadku mogą być różne – od minimalnych fizycznych i psychicznych urazów do ciężkich obrażeń głowy czy kręgosłupa, do zgonu włącznie. Najczęstsze są obrażenia szyi, w wyniku gwałtownego hamowania i uderzenia, których symptomów poszkodowany na początku może nawet nie zauważyć, bo pojawiają się one dopiero po jakimś czasie. Według prawa brytyjskiego, jeśli poszkodowany nie jest sprawcą wypadku, który wydarzył się w ciągu ostatnich trzech lat, może on uzyskać odszkodowanie, niezależnie od tego na ile niewielki, jego zdaniem, był wypadek i doznane w jego wyniku obrażenia. Naukowo zostało dowiedzione, iż nawet minimalna prędkość i zderzenie może doprowadzić do obrażeń szyi. Nawet w przypadku nieznacznych obrażeń, poszkodowany może otrzymać odszkodowanie. Poniżej podajemy przykładowe wysokości odszkodowania, zgodne z brytyjskim prawodawstwem. Wysokość odszkodowania zależy od wagi i długości trwania każdego przypadku z osobna. •Obrażenia szyi i pleców – od 750 do 98 500 funtów. •Obrażenia rąk, nóg i pleców – od 1200 do 174 500 funtów. •Różne blizny/szramy – od 1000 do 56 500 funtów. •Obrażenia głowy – od 1300 do 235 000 funtów. •Obrażenia psychiczne – od 840 do 67 200 funtów. •Zanik słuchu, wzroku, smaku, zapachu - od 1300 do 235 000 funtów. Zdarza się, iż poszkodowany może być w jakimś stopniu winny spowodowania wypadku. Nawet w takich sytuacjach można otrzymać odszkodowanie, ale będzie to zależało od wielkości winy poszkodowanego i strony przeciwnej. Jeśli poszkodowany jest pasażerem kierowcy winnego w wypadku, prawnicy również mogą pomóc. Odszkodowanie nie jest pokrywane z osobistych funduszy kierowcy, tylko z firmy ubezpieczeniowej sprawcy. Wiele osób błędnie uważa, iż proces otrzymania odszkodowania jest ciężki i długotrwały, a także wiąże się ze stratami materialnymi. Tak naprawdę w Wielkiej Brytanii, w odróżnieniu od doświadczenia, które otrzymaliśmy w Polsce, proces ten jest prosty i zrozumiały, nie zabiera dużo czasu i nie jest związany ze stratami materialnymi. Większość spraw jest przeprowadzana w uproszczony przed-sądowy sposób, a poszkodowani otrzymują odszkodowanie w dość krótkim czasie. Wszystko, co należy uczynić – to znaleźć wykwalifikowanego prawnika, który będzie mógł rozpatrzyć sprawę na zasadzi: No win – no fee. Otrzymuje się wówczas odpowiednie dokumenty do wypełnienia, w których opisuje się okoliczności zdarzenia oraz dane uczestników wypadku. Po tym, zadaniem prawnika jest przeprowadzenie całego procesu w celu uzyskania możliwie najwyższego odszkodowania. Prawnik co jakiś czas kontaktuje się z poszkodowanym telefonicznie lub listownie. Oprócz tego, możliwe, iż niezbędne okaże się poddanie się krótkiemu badaniu medycznemu, które będzie służyło jako dowód na korzyść poszkodowanego. Wszystko zorganizuj prawnik, więc poszkodowany nie musi się o nic martwić. W razie jakichkolwiek wątpliwości lub po prostu zapytania, co, w jakim przypadku, jak i kiedy należy zrobić lub jaką można otrzymać pomoc, prawnicy z kancelarii prawnej GRAHAM M RILEY & CO, mający łącznie ponad 50-letnie doświadczenie udzielą bezpłatnej konsultacji PO POLSKU. Udzielą informacji, co najlepiej zrobić w każdym, oddzielnym przypadku.

Malwina Dobrowolska Graham M Riley & Co. Solicitors Bezpłatny tel. 0800 0730 868 lub 0170 453 2229 Fax: 0170 454 4224 E-mail: rta@rta-solicitors.co.uk www.grahamriley.co.uk


4|

8 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Oddajcie nasze majątki Spra wy pu bli ka cji z „The Ti mes” ciąg dal szy. Za czął Gi les Co ren – w wy da niu dzien ni ka z 26 lip ca na pi sał o Po la kach pod pa la ją cych Ży dów w sy na go gach pod czas świąt Wiel kiej No cy. Po sy pa ły się ko men ta rze in ter nau tów, li sty do re dak cji po lo nij nych cza so pism. Au to ro wi wy tknię to igno ran cję, po waż ne błę dy me ry to- rycz ne, rynsz to ko wy styl. Wy po wie dzie li się Po la cy, Ży dzi, Bry tyj czy cy. „Bru tal na, myl na, nie praw dzi wa i nie spra wie dli wa na paść na oby wa te li mo je go kra ju” – tak ar t y kuł Gi le sa Co re na oce nił Rzecz nik Praw Oby -

wa tel skich Ja nusz Ko cha now ski w li ście do am ba sa do ra Wiel kiej Bry ta nii w Pol sce, Ri ca Tod da. Rzecz nik chce po znać opi nię am ba sa do ra na te mat tej pu bli ka cji oraz do wie dzieć się, ja kie dzia ła nia w tej spra wie zo sta ły pod ję te. Ko cha now ski stwier dził, że kon tekst oraz ran ga ga ze t y, któ ra opu bli ko wa ła ar ty kuł Co re na, „mo gą wska zy wać na nie zwy kle nie bez piecz ną ten den cję two rze nia po sta wy kse no fo bii i nie na wi ści wo bec Po la ków”. We dług nie go pu bli ka cja w „The Ti mes” to „ob raź li we i nie spra wie dli we nad uży cie wol no ści sło wa”. Ja ko pierw sza ofi cjal ny list wy ra ża ją cy za nie po ko je nie wo bec za miesz cza nia te go ro dza ju pu bli ka cji, wy sto so wa ła do dzien ni ka „The Ti mes” Am ba sa dor RP w Wiel kiej Bry ta nii, Bar ba ra Tu ge -Ere ciń ska. Ga ze ta opu bli ko wa ła wy po wiedź pa ni am ba sa dor w wy da niu z 31 lip ca. Dwa dni póź niej na ła mach dzien ni ka uka za ła się ri po sta ba ro nes sy Ruth De etch – aktywnej dzia łacz ki ży dow skie go lob by w Wiel kiej Bry ta nii. Jej zda niem pol ski rząd nie wy wią zu je się z obiet nic wy pła ty od szko do wań Ży dom, któ rzy stra ci li swo je mie nie w cza sie II woj ny świa to wej, i Po la kom,

któ r ych ma jąt ki prze ję to po woj nie. De etch na pi sa ła, iż pol skie wła dze po win ny po wo łać ko mi sję ds. rosz czeń do daw ne go mie nia ży dow skie go w Pol sce, tak jak zro bi ły to in ne kra je przy stę pu ją ce do UE. Za nie cha nie te go ro dza ju dzia łań spo wo do wa ło skie ro wa nie prze ciw ko Pol sce spraw do Eu ro pej skie go Try bu na łu Praw Czło wie ka w Stras bur gu. Na ar ty kuł Gi le sa Co re na za re ago wa ło rów nież Zjed no cze nie Pol skie w Wielkiej Brytanii (ZP), naj więk sza po lo nij na or ga ni za cja na Wy spach. Rzecz nik pra so wy Zjednoczenia Wik tor Mosz czyń ski, spe cja li zu ją cy się od kil ku mie się cy w ko re spon den cji z Press Com pla ints Com mis sion (PCC), za żą dał od dzien ni ka „The Times” prze pro sin za ar t y kuł bę dą cy, zda niem ZP, wy ra zem an t y pol skich uprze dzeń au to ra. W li ście do re dak cji dzien ni ka, Wik tor Mosz czyń ski za po wie dział oczy wi ście wnie sie nie skar gi do PCC, na pi sał po nad to iż „Te zy au to ra pod że ga ją do nie na wi ści, opar te są na nie skry wa nych uprze dze niach i igno ran cji (...). Ar ty kuł jest wy ra zem skraj nej po sta ci po lo no fo bii, czy li jaw nej nie na wi ści wo bec Po la ków”. (es)

„Daily Mail” czyści łamy

Fot. Mariusz Czajkowski

Gorący karnawał latynoski Co roku liczna społeczność latynoamerykańska spotyka się na całodniowej zabawie przy dźwiękach porywających rytmów samby i salsy. W tym roku spotkano się 3 sierpnia w Burgess Park (na pograniczu Peckham i Elephant & Castle). Tradycyjny pochód, w samo południe rozpoczynający karnawał, zaczęto przy Elephant and Castle. Tłum tancerzy i uczestników zabawy można było spotkać na Walworth Road, Camberwell Road i Albany Road. Niezwykle barwne stroje, uroda tancerek, energetyczna muzyka i natrój beztroski to niezbywalne cechy Carnaval del Pueblo, które przyciągają na imprezę wielu londyńczyków, niekoniecznie z Kolumbii czy Boliwii. Choć Boliwijczyków można było w tym roku spotkać wyjątkowo wielu, bowiem jedną z głównych atrakcji imprezy była reprezentacja karnawału z boliwij-

skiego Oruro, jednego z trzech wpisanych na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Oruro to górnicze miasto w Andach, a tradycja tego karnawału opiera się na prastarych obyczajach hiszpańskich i prekolumbijskich. Oprócz mistrzów diabelskich tańców ku czci Świętej Panienki, bo właśnie z tego słynie Oruro, wystąpili również ubiegłoroczni faworyci World Tango Championships – Diana Giraldo i Carlos Paredes, meksykańscy tancerze-akrobaci, również najlepsi w swojej klasie. A obok występów gwiazd do późnego wieczoru tańczono sambę, kolumbijską salsę, bawiono się przy muzyce reggae, meksykańskich orkiestrach mariachi i dźwiękach peruwiańskich piszczałek zwanych panpipe. A w Burgess Park i jego okolicy rozchodziły się zapachy latynoskich i karaibskich potraw. (es)

Po pu lar ny wśród Bry t y czy ków dzien nik „Da ily Ma il” usu nął ze swo ich in ter ne to wych stron ar ty ku ły sta wia ją ce pol skich imi gran tów w złym świe tle. Nie usu nię to wszyst kich tek stów, za cho wu jąc te na pi sa ne w lżej szym to nie i... po pra wio ne. Dzien nik „Da ily Ma il”, chcąc nie chcąc, mu siał ulec na ci skom Press Com pla ints Com mis sion (PCC), któ ra w mar cu te go ro ku otrzy ma ła for mal ną skar gę zło żo ną przez Zjed no cze nie Pol skie w Wiel kiej Bry ta nii. Prze ana li zo wa no kil ka dzie siąt na -

głów ków i tek stów za miesz czo nych w ga ze cie pod ką tem uchy bień wo bec obo wią zu ją ce go na Wy spach pra wa pra so we go. W efek cie „Da ily Ma il” zgo dził się w przy szło ści zwra cać więk szą uwa gę na sfor mu ło wa nia do ty czą ce pol skich emi gran tów uży wa ne w tek stach tej gazety, a zwłasz cza w na głów kach. Po nad to dzien nik za de kla ro wał wpro wa dze nie zmian we wcze śniej szych pu bli ka cjach lub ich usu nię cie i za miesz cze nie li stu wy ra ża ją ce go sta no wi sko Zjednoczenia Polskiego. Au to rem skar gi, jak i li stu za miesz czo ne go we

wtor ko wym wy da niu dzien ni ka, jest rzecz nik pra so wy ZP Wik tor Mosz czyń ski. Peł ną wer sję jego wy po wie dzi za miesz czo no w wy da niu elek tro nicz nym ga ze ty. Zjed no cze nie przy zna ło, że obec ność du żej licz by Po la ków ma istot ny wpływ na uszczu ple nie środ ków, któ ry mi dys po nu ją lo kal ne wła dze sa mo rzą do we, szko ły, ośrod ki zdro wia; zwró ci ło też uwa gę, że do dat ko wy po pyt na usłu gi i świad cze nia służb pu blicz nych jest w znacz nej mie rze re kom pen so wa ny przez po dat ki, któ re Po la cy pła cą na Wy spach. (es)


|5

nowy czas | 8 sierpnia 2008

czas na wyspie

Hop, szklankę piwa Właściciele restauracji Kuchnia Polska w Doncaster otrzymali nakaz wymiany kufli, w których serwują klientom piwo. Powód? Kufle oznaczone są symbolami litra, a nie, jak wszędzie w Anglii – pinty. A to godzi w powszechnie obowiązujące prawo. Według Weights and Measures Act (zapis z 1988 roku) w Wielkiej Brytanii piwo leje się na pinty, stosowanie innych miar czyni lanie piwa nielegalnym. Nic Davison i jego żona Krystyna Ciuraj, otworzyli swoją polską restaurację 3 maja tego roku. Mają już stałą klientelę, której jest absolutnie obojętne, czy leją w swoje gardła pinty, litry czy hektolitry Żywca. Nie jest to jednak obojętne urzędnikom z de-

Wirtualna szkoła Powstanie szkoła, tym różniąca się od tradycyjnej, że będzie działała w wirtualnej przestrzeni internetu. Internetowa szkoła języka polskiego to projekt polonijnej fundacji Semper Polonia monitorowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. W ramach projektu powstanie program będący rodzajem internetowego podręcznika dla uczniów o różnym stopniu znajomości języka polskiego. Będzie go można wykorzystywać pod-

Ktokolwiek widział…

partamentu kontroli jakości, którzy wymagają, by picie piwa odbywało się zgodnie z prawem. W przeciwnym razie jakość serwowanego napoju nie spełnia standartów i cierpią na tym klienci. Nakazano więc państwu Davison wymianę kufli w ciągu 28 dni. Jeśli nakaz ów zlekceważą, będą musieli zapłacić mandat w wysokości dwóch tysięcy funtów i stawić się w sądzie. Nic Davison zapowiedział jednak walkę do upadłego. Zdobył zresztą poparcie organizacji Metric Martyrs Movement, która m.in. broni wolności właścicieli restauracji do serwowania jedzenia i picia według takich miar, jakie im odpowiadają. Wyboru dokonuje klient. (es)

czas indywidualnej nauki oraz jako podstawę lekcji dla całej klasy. Dyrektor fundacji, Ireneusz Chodorek ma nadzieję, że programem tym będą się posiłkować szkoły sobotnie. – W tej chwili ok. 15 mln Polaków mieszka za granicą. Bardzo ważne jest, by dzieci i młodzież wyjeżdżające ze swoimi rodzicami miały kontakt z językiem polskim – stwierdził przewodniczący Komisji Spraw Emigracji i Łączności za Granicą Andrzej Person. Zanim jednak projekt zacznie funkcjonować w internecie, musi uzyskać odpowiednie standardy, które posiadają wirtualne ośrodki kształcenia.

Londyńska policja po raz kolejny zwróciła się z apelem o pomoc w poszukiwaniach zaginionego Polaka. 31-letniego Dawida Miszka. Ostatni raz widziano go 8 czerwca około godz. 21:00 w jego mieszkaniu w zachodniej dzielnicy Londynu Ealing. Wyszedł z domu nie informując nikogo z domowników o dalszych planach na wieczór. Tego samego dnia widziano Dawida w Windmill Pub na High Street (Acton) podczas meczu Mistrzostw Europy w piłce nożnej Polska-Niemcy. Zdjęcie Dawida w towarzystwie polskich kibiców opublikowane zostało w dzienniku „The Sun”.

Dawid ma około 175 cm wzrostu, krótkie brązowe włosy, brązowe oczy i tatuaż na ramieniu. Ostatni raz był ubrany w czerwoną koszulkę i szare spodenki. Dawid mieszkał w Wielkiej Brytanii od ponad roku, posługiwał się „łamanym” angielskim i pracował jako dekarz i elektryk. Wśród znajomych znany był również jako „Slesz” i „Jezus”. – Chcielibyśmy porozmawiać z wszystkimi osobami, które spotkały Dawida podczas meczu Polska-Niemcy w Windmill Pub oraz z każdym kto mógł mieć z nim kontakt po 8 czerwca 2008

roku – powiedział detektyw Phill Easton z policji na Ealingu. – To już ponad dwa miesiące od kiedy ostatni raz ktoś widział Dawida i coraz bardziej jesteśmy zaniepokojeni brakiem jakichkolwiek informacji na jego temat. Do dzisiaj Dawid nie skontaktował się z żadnym ze swoich znajomych ani członków rodziny. Policja prosi o wszelkie informacje mogące pomóc w ustaleniu aktualnego miejsca pobytu Polaka: Ealing Borough Police Missing Persons Unit, tel. 020 8246 1040 lub The Missing People, tel.: 0500 700 700.


6|

1 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na wyspie

tydzień na wyspach Opuszczony hotel w Derby zostanie przerobiony na centrum wielowyznaniowe – podał portal This Is Derbyshire.co.uk. Właściel budynku uważa, że takie centrum jest w mieście bardzo potrzebne, bo mieszka tam wielu Polaków, Hindusów, muzułmanów, przedstawicieli innych kultur i religii. W centrum będzie się znajdowała sala modlitewna, biblioteka, a także pomieszczenia dla osób, które będą miały potrzebę wyciszenia się. Wielokulturowy dom ma zostać otwarty przed świętami Bożego Narodzenia. Koniec z niesprawiedliwym traktowaniem pracowników sektora gastronomicznego – zapowiada brytyjski minister ds. biznesu John Hutton. Właściciele restauracji płacą swoim pracownikom mniej tłumacząc, że resztę otrzymują z napiwków. Minister Hutton podkreśla, że napiwek jest wyrazem wdzięczności klienta. Ma to być więc dodatkowy dochód, a nie część należytego wynagrodzenia. Linie lotnicze British Airways

ogłosiły spadek zysków o 88 proc. Aby ratować firmę konieczne będzie podniesienie cen biletów i likwidacja niektórych połączeń, w tym lotów do Poznania.

Tragedii ciąg dalszy 26-letni Łukasz Staskel przyznał się do zamordowania swojego rodaka, Pawła Grabowskiego, w nocy z 20 na 21 grudnia 2006 roku na Shepherd’s Bush – poinformowało we wtorek, 5 sierpnia biuro New Scotland Yard w Londynie. Nie wyznaczono jeszcze daty procesu Polaka. – Będący pod wpływem alkoholu i narkotyków Staskel zadał Grabowskiemu kilkanaście ciosów nożem podczas walki, jaka wywiązała się między dwoma mężczyznami grudniowej nocy 2006 roku – powiedział Tariq Sarwar, prowadzący śledztwo w sprawie morderstwa. – Oboje przybyli do Anglii, aby rozpocząć nowe życie pracując w sektorze budowlanym. Zamiast tego jeden z nich nie żyje, a drugiego czeka proces, który zakończy się prawdopo-

dobnie karą wieloletniego więzienia. Staskel i Grabowski dzielili pokój w wynajmowanym „na dziko” mieszkaniu na Shepherd’s Bush. 20 grudnia 2006 roku mężczyźni pili alkohol i palili marihuanę w wynajmowanym lokum. Przypuszcza się, że wywiązała się między nimi kłótnia, która przerodziła się w bójkę. Podczas walki Staskel zadał Grabowskiemu kilka ciosów nożem, po czym zwlókł ofiarę po schodach i opuścił dom, aby spędzić resztę wieczoru ze znajomym. Następnego dnia obaj wrócili do mieszkania na Shepherd’s Bush znajdując już tylko zwłoki Grabowskiego. Staskel zgłosił zdarzenie na posterunku policji na Hammersmith i został zatrzymany. Paweł Grabowski zmarł w wyniku odniesionych ran. (pr)

Ktokolwiek widział… Zdzisław Mladzki zaginął w Londynie 16 czerwca. Wtedy po raz ostatni widzieli go jego współlokatorzy z domu na Norwood Junction, którzy trzy dni później o jego zaginięciu powiadomili jego rodzinę w Polsce. Ma 52 lata i 172 cm wzrostu. Jest bardzo szczupły, ma szpakowate włosy i piwne oczy. Przeszedł dwa bardzo poważne wypadki, w których doznał uszkodzenia głowy, przez co ma problemy z pamięcią. Po ostatnim wypadku, któremu uległ w grudniu 2007 roku, ma założoną na prawym piszczelu metalową szynę, która umieszczona jest na zewnątrz. Ma wyraźną bliznę pod lewym okiem. Wszyscy, którzy posiadają jakiekolwiek informacje o zaginionym, proszeni są o kontakt z jego córką Anną Mladzką – anna.mladzka@wp.pl.

Przemytnik ukarany Na 19 lat więzienia brytyjski sąd skazał Polaka, zatrzymanego w lutym tego roku za przemyt narkotyków. Jan Uzdowski próbował wwieźć na teren Wielkiej Brytanii kokainę wartą około czterech milionów funtów. W podłodze przyczepy jego samochodu celnicy znaleźli 48 opakowań z białym proszkiem. Ogłaszając wyrok, sędzia powiedział, że decyzja w tej sprawie nie mogła być inna. (mk)


|7

nowy czas |8 sierpnia 2008

czas na wyspie

Wojna kobiet

tydzień na wyspach W Limerick odbyło się spotkanie

Wystawę unikatowych fotografii dokumentujących udział Polek w II wojnie światowej do 11 sierpnia można oglądać w galerii Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Londynie. Wystawa jest częścią obchodów kolejnej rocznicy Powstania Warszawskiego. Przygotowali ją pracownicy Studium Polski Podziemnej. Jak napisano w broszurze „Kobiety w służbie ojczyzny 1939-1945” towarzyszącej powstaniu wystawy: „W działania konspiracyjne podziemnego wojska zaangażowanych było około 50 tysięcy kobiet. W samej tylko Komendzie Głównej AK blisko połowę jej członków, czyli ponad dwa tysiące, stanowiły kobiety”. – Co robiłyście? – ktoś pytał jedną z uczestniczek Powstania Warszawskie-

go, obecną na otwarciu wystawy. Roześmiała się i odpowiedziała to, co zwykle odpowiadają: – Wszystko. Bo nie sposób przecież wymienić tylko jednej rzeczy, za którą każda z osobna i wszystkie razem były odpowiedzialne. Marek Ney-Krwawicz, pracownik naukowy Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, autor wspomnianego opracowania, wyraził kiedyś pogląd, iż „bez mężczyzn nie byłoby zapewne możliwe powstanie Komendy Głównej Armii Krajowej, zaś bez kobiet z pewnością nie mogłaby ona sprawnie funkcjonować”. Kobiety z fotografii pracują przy fabrykacji fałszywych dokumentów, odpoczywają gdzieś na wsi z kolegami z partyzantki, spieszą z rozkazem dowództwa do wyznaczonej placówki, nalewają wodę do żołnierskiego kubka, przyjmują honory wojskowe od „swoich” generałów, szkolą się na kursach kierowców, są pilotkami, szyfrantkami, jeńcami. Jedna z nich to partyzantka Sonia Zaręba, ułan Grupy „Kampinos” Armii Krajowej, trzyma „schmajsera”. Grupa ta, jako jedyna zorganizowana jednostka wojskowa AK, wykonała rozkaz generała Bora Komorowskiego, kierując do Warszawy dobrze uzbrojone oddzia-

Polaków chcących stworzenia federacji polskich organizacji w Irlandii. W spotkaniu udział wzięły organizacje: Irlandzko-Polskie Stowarzyszenie Biznesu i Kultury z Limerick, Irlandzko-Polskie Stowarzyszenie GIPA z Galway, Polskie Centrum Informacji i Kultury z Dublina, Stowarzyszenie MyCork z Cork, Centrum Wsparcia i Integracji „Together” z Cork. Kolejne takie spotkanie odbędzie się 23 sierpnia w Cork. Wszyscy przedstawiciele organizacji polonijnych chcący wziąć udział w pracach nad tworzeniem federacji proszeni są o kontakt z gospodarzami następnego spotkania pod adresem: info@mycork.org lub wojciech.bialek@together-razem.org.

ły liczące ponad 1100 żołnierzy. Była też jedyną dużą jednostką bojową Powstania, która nie skapitulowała. Ostatnią swoją bitwę pod Jaktorowem przegrała, ale część powstańców przebiła się na Kielecczyznę i walczyła tam do stycznia 1945 roku. – Szukam takiej ślicznej dziewczyny, czarnulki... – słyszę fragment pytania jednego z uczestników wernisażu,

które kierował do organizatorów. Czy znał więcej szczegółów na temat tej dziewczyny? Chyba nie, bo chwilę później śmiał się ze swoich niedorzecznych, bo bez imienia i nazwiska, poszukiwań: – One wszystkie przecież były wtedy takie ładne...

Tekst i fot.: Elżbieta Sobolewska

Adam H. (26) przyznał się przed Sądem Najwyższym w Edynburgu do spowodowania wypadku pod wpływem alkoholu, w którym zginęła 16-letnia dziewczyna. Polak czeka teraz na wyrok. Do wypadku doszło na Dunkeld Road w Perth, w lutym tego roku. Adam H. zgodził się podwieźć 16-latkę i dwie inne osoby do pobliskiego Bankfoot. Sędzia odroczył ogłoszenie wyroku. Adam H. do tego czasu będzie przebywał na wolności. Został zwolniony za kaucją.


8|

8 sierpnia 2008 | nowy czas

polska

tydzień w kraju

Komisja euroPejsKa

W Warszawie obchodzono uroczyście 64. rocznicę Powstania Warszawskiego. Prezydent w swoim przemówieniu stwierdził, że „nie obchodzimy rocznicy klęski, ale rocznicę tragedii niezbędnej w naszej historii, czasy bohaterów i czasy wyjątkowo bohaterskiej armii”.

Komisja swoje, a my po swojemu

W uroczystościach rocznico-

wych udział wziął także przebywający w Warszawie prezydent Estonii Thomas Hendrik Ilves. Prowadził on w naszym kraju rozmowy o energetyce, budowie elektrowni atomowej w Ignalinie i Gazociągu Północnym. W Warszawie miał się odbyć szczyt Polska – państwa nadbałtyckie, ale prezydenci Litwy i Łotwy mieli podobno inne zajęcia. W czasie obchodów rocznicy

Powstania podczas wystąpienia premiera Donalda Tuska pojawiły się gwizdy, a przy nazwisku Władysława Bartoszewskiego buczenie. Dostało się też wicemarszałkowi Sejmu Stefanowi Niesiołowskiemu. W Kielcach odbyły się obchody

63. rocznicy odbicia z tutejszego więzienia UB żołnierzy AK. Prezydent przyznał osiem nominacji generalskich z okazji święta Wojska Polskiego. Sąd nakazał zatrzymanie w areszcie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego, którego podejrzewa się o próbę wyłudzenia pieniędzy za pozytywną weryfikacje żołnierzy WSI. Oskarża go b. funkcjonariusz WSI. Sumliński próbował popełnić samobójstwo. Biznesmen sopocki Julke, który nagrał propozycje korupcyjną burmistrza tego miasta, Karnowskiego z PO, sam znalazł się w opałach. Nagle okazuje się, że miał działać na zlecenie mafii lub podejrzanego biznesmena greckiego. Sam Karnowski wrócił już do pracy. W gazetach pokazały się donie-

sienia o niezbyt legalnym otrzymaniu mieszkania w Warszawie przez szefa Agencji Wywiadu w czasach rządów PiS Zbigniewa Nowka. Zdaniem innych dzienników sprawę przeciw szefowi mogli ukartować sami funkcjonariusze AW. Opozycja oskarża ministra

spraw wewnętrznych Grzegorza Schetynę o to, że firmy jego znajomych (w tym była firma żony ministra) wygrywały przetargi ogłaszane przez Polski Związek Koszykówki. Pełnomocnik rządu ds. walki z

korupcją Julia Pitera dostrzegła nepotyzm wśród polityków PSL. Waldemar Pawlak sprawę bagatelizuje i mówi, że nie ma nic złego w zatrudnianiu członków rodziny. Ludowcy zawsze byli za tradycyjnymi wartościami... Premier Tusk nie popiera, ale oświadczył że z tego powodu nie będzie zrywał koalicji.

aKcyza na imPortowane samochody nielegalna

Przemysław Kobus

Zgodnie z zaleceniem Komisji Europejskiej w Polsce weszły w życie przepisy, na mocy których wszyscy, którzy sprowadzili z zagranicy auta pomiędzy 1 maja 2004 roku a 30 listopada 2006, mogą wystąpić o zwrot nadpłaconej wówczas akcyzy. To „szlachetny” gest ze strony polskich władz, że w ogóle wysłuchały zastrzeżeń z zewnątrz a na dodatek wprowadziły w życie zalecane zmiany. Polskie władze nie byłyby jednak polskimi, gdyby w istocie doprowadziły do ułatwień. W tej samej ustawie wprowadzają nowe uprawnienia dla celników i pracowników urzędów skarbowych, na podstawie których mogą oni samodzielnie ustalić podstawę opodatkowania, a więc jeśli cena widniejąca na kwitach będzie dla nich za niska, mogą ją skorygować powołując rzeczoznawcę. Za jego usługi zapłaci podatnik. Mamy więc kolejny przykład na próbę zatamowania importu używanych samochodów do Polski. Wystarczy teraz kilka kontrowersyjnych decyzji fiskusa, by sprawa znów trafiła na forum Komisji Europejskiej. Ustawa o zwrocie nadpłaconej akcyzy, która weszła w życie 19. lipca, co ciekawe, nie pozwala na automatyczny zwrot przepłaconych podatków. By otrzymać zwrot – co ważne – trzeba złożyć odpowiedni wniosek

w danym urzędzie celnym. Ale pojawia się problem. Jeśli urzędnik zobaczy, że ktoś zapłacił za auto np. 100 euro (a więc drastycznie mało) i od takiej kwoty odprowadził podatek, może podwyższyć tę kwotę do średniej wartości rynkowej auta w Polsce. – Każdy celnik ma teraz do dyspozycji system komputerowy, w którym znajdują się dokładne informacje o średnich cenach konkretnych modeli aut na rynku polskim – mówiła dziennikarzom przedstawicielka lubuskich celników. – Nie będzie już można wpisywać w umowach dowolnych kwot kupna. Wystarczy bowiem, że zadeklarowana kwota do opodatkowania będzie o 1/3 niższa od średniej wartości rynkowej, by celnicy mogli powołać rzeczoznawcę – tłumaczyła Beata Downar-Zapolska z Izby Celnej w Rzepinie. Ustawa, jak można wywnioskować, nie nakła-

Do wojska tylko ochotnicy Rząd Donalda Tuska przyjął program profesjonalizacji polskiej armii. Od 2010 roku w polskim wojsku mają służyć tylko i wyłącznie zawodowi żołnierze. Tych z poboru – już nie będzie. Polskie wojsko ma liczyć 120 tys. wysoko wykwalifikowanych wojskowych zdolnych służyć w każdych warunkach i w każdego rodzaju misjach. Opozycja program skrytykowała i uznała, że posiadanie 120 tys. zawodowych żołnierzy jest nierealne. Skoro nie ma ochotników, to skąd zawodowcy? – pytają przeważnie retorycznie m.in. politycy PiS. PO zapowiada, że ochotników zachęcać będzie ciekawą pracą, wysokimi zarobkami i możliwością rozwoju. Ostatni pobór do wojska ma się odbyć w grudniu tego roku. W przyszłym roku poborów nie będzie. Wojsko będzie czekało tyko na chętnych. Zdaniem ministra obrony, Bogdana Klicha, Polsce wystarczy 120 tys. zawodowych żołnierzy. Dla niego taka liczba roz-

wiązuje problem zabezpieczenia spraw obronności czy udziału w zagranicznych misjach. Były szef MON, Aleksander Szczygło twierdzi tymczasem, że żołnierzy powinno być więcej – podobnie mówi Prezydent RP. Wśród młodych mężczyzn pomysł stworzenia armii zawodowej zyskał nie lada poklask, ale głównie ze względu na zniesienie konieczności odbycia służby zasadniczej. Warto bowiem przypomnieć, że brak uregulowanej służby wojskowej do dzisiaj rodzi szereg problemów, niektóre banki nie chcą np. przyznawać kredytów czy pożyczek mężczyznom, którzy pracują, ale nie byli jeszcze w wojsku. Brak uregulowanej służby wojskowej to przeszkoda również w rozpoczęciu kariery zawodowej. Pracodawcy nie chcą bowiem inwestować w pracownika, którego lada moment porwie wojsko. (pk)

komentarz » 13

da na celników obowiązku ustalania prawdziwych cen, ale możliwość skorzystania z takiej opcji. Pytanie tylko, czy celnicy nie otrzymali już odpowiednich wytycznych co do korzystania z nowych możliwości. Oficjalnie nie. Ale wielokrotne podkreślanie i przestrzeganie w mediach przed zaniżaniem kwot nabycia aut wydaje się być jednoznacznym sygnałem. Pojawia się jednak problem takiej oto materii. Ceny, do których odnosić się mają polskie służby fiskalne dotyczą średnich cen na polskim rynku, a nie średnich cen np. w Niemczech, Francji czy Anglii. Te natomiast nawet w naturalnych warunkach mogą się różnić o wspomnianą 1/3. Na przykład w Berlinie za 11-letniego Mercedesa klasy E można zapłacić 7 tys. złotych. W Polsce ten sam egzemplarz oscyluje w granicach 15-16 tys. złotych. Czy w takim razie celnik

podniesie mi kwotę, choć jej nie zaniżyłem? Czy w takim razie, od razu będę podejrzany o próbę oszustwa podatkowego? Na te pytania celnicy nie potrafią odpowiedzieć, a Ministerstwo Finansów nie zabiera głosu, bo jak można tam usłyszeć, nie ten rząd i nie ten Sejm uchwalał ustawę. Jakby nie patrzeć jednak, ustawa weszła w życie w trakcie kadencji Platformy Obywatelskiej. Partii, która tak bardzo opowiadała się za liberalizacją życia gospodarczego, za ułatwieniami dla zwykłych Kowalskich, za ułatwieniami dla przedsiębiorców. Tymczasem Polak znów będzie musiał kombinować. Przeciętnego Polaka nie stać jeszcze na nowy samochód prosto z salonu, bo ten jest okrutnie drogi. Polak prawdopodobnie wymyśli coś, co pozwoli mu na uniknięcie oddania państwu „haraczu”, przepraszam, należnego podatku.

Ćwiąkalski kupuje sędziów Jak kupić sobie przychylność sędziów? To proste. Minister Zbigniew Ćwiąkalski wymyślił, że najlepiej będzie jak umożliwi się tym, którzy orzekają o winie i karze preferencyjne kredyty. Jak preferencyjne? Praktycznie bez żadnego oprocentowania, pod uwagę brana byłaby tylko inflacja. Urzędnicy resortu sprawiedliwości tłumaczą, że jest to forma zachęty dla młodych sędziów, którzy mało zarabiają i gdyby zdecydowali się na zaciągnięcie komercyjnego kredytu na zakup, na przykład, mieszkania nie stać by ich było na spłatę rat. Dlatego łaskawy resort wyciąga rękę, a raczej kasę w kierunku swoich pracowników. Nie ma co ukrywać, że pracownik z takim kredytem będzie dozgonnie wdzięczny swemu pracodawcy, czyli resortowi sprawiedliwości. Prawo i Sprawiedliwość walczyło o to, by nie było w Polsce zamkniętych korporacji, na przykład adwokatów, czy sędziów. Praktyka w tej chwili jest taka, że tworzą się niemal rodzinne klany, bardzo mało osób przyjmuje się na aplikacje, co za tym idzie usługi prawników są piekielnie drogie, a sędziów jest mało i sprawy ślimaczą się latami. Platforma Obywatelska, kiedy szła do wyborów mówiła, że będzie walczyć z korporacjami. Teraz jednak rząd wzmacnia korporacje. Wicepremier i szef resortu spraw wewnętrznych Grzegorz Schetyna twierdzi, że nie słyszał o pomyśle ludzi z resortu sprawiedliwości. To dziwne, bo z szefem tego resortu spotyka się na każdym posiedzeniu Rady Ministrów. Platforma ma teraz problem, bo albo będzie forsować ten niedorzeczny pomysł, albo też zrazi sobie sędziów, którym już obiecano konkretne korzyści finansowe, a teraz w imię dobrej twarzy trzeba się będzie z tego wycofać. (br)


|9

nowy czas | 8 sierpnia 2008

polska

Przedsiębiorcy z dystansem do Palikota Ponad połowa polskich biznesmenów nie wierzy w skuteczność działań sejmowej komisji „Przyjazne Państwo”, kierowanej przez posła Janusza Palikota z Platformy Obywatelskiej. Cele Palikota, choć szlachetne i często rozsądne, są niestety – w opinii przedsiębiorców – przyćmiewane przez ekscesy przewodniczącego. Tych jak wiemy jest sporo. Sondaż wśród kadry zarządzającej i właścicieli przedsiębiorstw przeprowadził ABR Opinia. Z sondażu wynika, że 56 proc. ankietowanych nie wierzy w skuteczność działań komisji Janusza Palikota. Zdaniem 27 proc., poseł stara się o poprawę warunków działania przedsiębiorstw. Według ankietowanych biznesmenów osoba Palikota odbierana jest niezbyt poważnie, głównie za sprawą kolejnych „wybryków” przewodniczącego komisji. Palikot do dzisiaj uporczywie stara się o raport dotyczący zdrowia prezydenta, sugeruje np., że Lech Kaczyński prawdopodobnie cierpi na chorobę, która uniemożliwia mu sprawowanie urzędu. Inna sprawa, to nazwanie ostatnio prezydenta „chamem”. Ponad połowa przepytanych przedsiębiorców uważa ponadto, że rządowe zapowiedzi uwolnienia gospodarki mogą w ogóle nie wejść w życie. Przykładem na działania odwrotne do zapowiadanych, są chociażby obwieszczone właśnie plany Ministerstwa Finansów dotyczące wzmocnienia kontroli skarbowej, a także nadania nowych i skuteczniejszych uprawnień organom kontrolnym fiskusa. Janusz Palikot broni swojej komisji i podkreśla jej skuteczność . Poinformował właśnie, że komisja zdołała sformułować 68 projektów zmian w ustawach, zebrała się ponad 150 razy, a brak realnych rezultatów jej działań wynika z opieszałości pozostałych komisji sejmowych, które wnioskami „Przyjaznego Państwa” nie chcą zajmować się zbyt szybko. (pk)

wymiaR spRawiedliwości

wniosek ipn

Osądzić katów Powstania Warszawskiego Bartosz Rutkowski

– Niewielu ich żyje, ale powinno się zrobić wszystko, by katów Powstania Warszawskiego wreszcie postawić przed sądem. A jeśli to się nie uda, to choć odsłonić ogrom zbrodni, jaki popełnili ludzie Oskara Dirlewangera – mówią uczestnicy największego powstańczego zrywu przy Muzeum Powstania Warszawskiego. – Była kolejna rocznica, ubywa nas i ich, niech w końcu ktoś osądzi tych katów! Dopiero teraz, w 64 lata po tragedii Warszawy jest szansa na postawienie oskarżeń ludziom tego kata. Do niemieckiego Ludwigsburga dotarł właśnie wniosek polskiego Instytutu Pamięci Narodowej w sprawie zbrodni ludzi Dirlewangera. Joachim Riedel, niemiecki prokurator jest zdania, że badanie tych dokumentów potrwa całe miesiące. Na ślad tych zbrodniarzy, niejako przypadkiem, wpadła polska studentka, która jakiś czas temu pracowała w Muzeum Powstania Warszawskiego. Wystąpiła ona do komórki monachijskiej Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o fotokopie niemieckich żołnierzy wracających ze Wschodu. I okazało się, że na otrzymanych fotokopiach byli ludzie dopuszczający się niesamowitych okrucieństw w płonącej Warszawie w roku 1944. Jak choćby tego, kiedy ludzie Dirlewangera wpadli do jednego z warszawskich klasztorów. Żłopali wino mszalne, oddawali mocz na leżące na podłodze krzyże. Innym razem pol-

skie siostry z Czerwonego Krzyża rozebrano do naga i pędzono na szubienice na których już wisiało kilkanaście osób. Pojmanego polskiego lekarza ciągnięto na smyczy, obnażonego od pasa w dół, co bawiło pijanych zbrodniarzy. Oddział Dirlewangera powstał w lipcu 1940 roku i składał się najpierw ze skazanych kłusowników. Sam Oskar Dirlewanger karany był za gwałty na nieletnich i malwersacje. Dzięki wstawiennictwu swego dalekiego krewnego wyciągnięto go zza krat i dano szansę, miał skompletować oddział z takich jak on, kryminalistów, by potem wykonywać zadania specjalne. Te zadania, to pa-

„Impiczment” Kaczyńskiego Opalały się Prezydent Lech Kaczyński stwierdził, że Platforma Obywatelska w 2006 roku chciała doprowadzić do jego odwołania ze stanowiska. W jaki sposób? Nie wiadomo, a przynajmniej prezydent tego nie zdradza. Stwierdza tylko, że odpowiedni dokument opracował obecny minister finansów, Jacek Rostowski. Platforma odrzuca te oskarżenia i zarzeka się, że nie prowadziła działań zmierzających do odwołania Lecha Kaczyńskiego. - Ani Platforma, ani koalicja rządowa nie ma żadnych krwiożerczych zamiarów wobec prezydenta – komentował Donald Tusk doniesienia o domniemanych planach impeachmentu wobec Lecha Kaczyńskiego. Prezydent nigdy nie ukrywał niechęci wobec PO. Ale obowiązuje nas konstytucja, ustawy, przyzwoitość i

zdrowy rozsądek. Mogę więc uspokoić tych, co troszczą się o los pana prezydenta; ani Platforma ani koalicja rządowa nie ma żadnych krwiożerczych zamiarów wobec Lecha Kaczyńskiego – stwierdził Tusk. O rzekomej próbie odwołania Kaczyńskiego najpierw poinformował szef TVP, Andrzej Urbański. Tezę podtrzymał prezydent Lech Kaczyński, ale nie pokusił się o jej rozwinięcie, czy przedstawienie szczegółów dotyczących poznanych przez niego tajnych planów Platformy Obywatelskiej. – Szkoda państwa czasu na spekulacje oderwane od rzeczywistości. Impeachment jest jak potwór z Loch Ness. Trzeba było na wakacje coś znaleźć – zakończył „impiczmentowe” spekulacje premier Donald Tusk. (pk)

topless, wywołały zgorszenie W sezonie ogórkowym taka rozprawa musiała wywołać emocje. Dwie młode, atrakcyjne kobiety, oskarżone o opalanie się w miejscu publicznym bez biustonoszy. Opalały się na szczecińskim kąpielisku Arkonka. Jak zeznawały w Sądzie Grodzkim w Szczecinie nikt nie zwracał uwagi na ten „nieobyczajny wybryk”, poza mundurowymi przedstawicielami władzy – policjantem i strażnikiem miejskim. Przyjęły pierwsze ostrzeżenie i zgodnie z sugestią

cyfikacje ludności cywilnej na podbitych terenach. Kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie skierowano ich do tłumienia polskiego zrywu. Mieli już okrutną sławę jaką zdobyli na Ukrainie. Stopień okrucieństw był taki, że nawet niemieccy sędziowie chcieli ich postawić przed sądem. Za każdym jednak razem z centrali z Berlina przychodziła informacja, by ich oszczędzać, bo jeszcze się mogą przydać. I przydali się w płonącej Warszawie, gdzie pędzili kobiety i starców przez zasieki i pola minowe, innym razem palili żywcem dzieci, dobijali rannych w szpitalach. Sam Dirlewanger został po wojnie rozpoznany przez jednego z więźniów obozu koncentracyjnego i stanął przed polskim sądem. Został szybko zamęczony przez polskich strażników, gdy ci dowiedzeli się, że mają przed sobą prawdziwego kata Warszawy. Ale innym się upiekło, nie brakowało i takich, którzy w socjalistycznej Niemieckiej Republice Demokratycznej zrobili karierę. Jak się szacuje około 20 ludzi, katów z Powstania Warszawskiego pomagało potem towarzyszom zza Odry budować od podstaw resort bezpieczeństwa publicznego. A niejaki Alfred Neumann został nawet członkiem enerdowskiego politbiura! Dziś są to schorowani najczęściej dziadkowie, z każdym miesiącem jest ich coraz mniej. Ale – jak mówią uczestnicy Powstania Warszawskiego – tak naprawdę to władze niemieckie powinny już dawno ich osądzić. Nie było jednak ku temu ani woli, ani starań. Dopiero teraz polski IPN zapowiedział, że zrobi wszystko, by ich osądzić. Tego wymaga sprawiedliwość i szacunek dla tych, którzy przez 63 dni walczyli i ginęli w płonącej Warszawie.

założyły górną część garderoby. Po czym zmieniły zdanie, bo zakazu opalania topless nie było na miejskim kąpielisku. Druga interwencja mundurowych skończyła się mandatem, którego kobiety nie przyjęły. Sprawa trafiła więc do sądu grodzkiego. Funkcjonariusze oskarżają szczecinianki o naruszenie art. 140 kodeksu wykroczeń, który mówi: „Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 150 zł albo karze nagany“. Rozprawa w Sądzie Grodzkim zgromadziła tak dużą liczbę przedstawicieli mediów, że nie znaleziono dla niej odpowiednio dużej sali. Z tego powodu sąd rozprawę odroczył do września. Kierownik kąpieliska Waldemar Miller uważa całą sprawę za nieporozumienie – Było mało ludzi. Nie było żadnych skarg innych osób odpoczywających na terenie Arkonki. (rs)

tydzień w kraju Poseł PSL Eugeniusz Kłopotek przewiduje na wiosnę możliwość przedterminowych wyborów... Najpierw lewica „odbierała” o. Tadeuszowi Rydzykowi dotacje z Unii na odwierty geotermalne, twierdząc, że to nie ma sensu. Teraz, kiedy dotacji nie ma, a wyższa szkoła zarządzana przez Redemptorystę ogłosiła na ten cel społeczną zbiórkę pieniędzy, okazuje się, że „Rydzyk zarobi na geotermii miliony” Poseł Janusz Palikot znowu atakuje prezydenta. Jego zdaniem Lech Kaczyński cierpi na „niestabilność emocjonalną”, a dowodem ma być fakt, ze podobno prezydent przesiedział cały szczyt NATO w Bukareszcie w toalecie. Z ankiety wynika, ze 70 proc. Polaków stan zdrowia prezydenta i tak nie interesuje. Rząd ma pomysł nakładania obroży elektronicznych i chemicznego kastrowania pedofilów. Ceny węgla wzrosły o 300 proc., ale chociaż Polska na węglu stoi, nikt się nie cieszy. Po 1989 roku zlikwidowano w kraju ponad 40 kopalń, a z górnictwa odeszło ponad 220 tysięcy pracowników. Teraz kopalnie okazują się rentowne, trwa ich modernizacja, ale na efekty przyjdzie poczekać z 10 lat. Mądry Polak po szkodzie, choć trzeba dodać, że tym razem wypełnialiśmy dyrektywy unijne... Ceny energii elektrycznej w 2009 roku wzrosną w Polsce o 15 proc. Z aptek znikną z kolei „tanie leki” (1462), z czego 998 objętych refundacją. W zamian będą droższe zamienniki. Budowa Stadionu Narodowego w Warszawie znowu ma problemy. Zdymisjonowano szefa Narodowego Centrum Sportu Michała Borowskiego. Jego następcą został Rafał Kapler. Może na niego nie będzie już haków... Na Kopcu Powstania Warszawskiego „nieznani sprawcy” w obecności wojskowej warty skradli generator prądu, który zasilał oświetlenie znaku Polski Walczącej. Partia Kobiet walczy o prawo brania udziału w zawodach żużlowych przez niewiasty. Związek Żużlowy idzie na ustępstwa... MEN przedstawiło projekt zmian ustaw oświatowych. Zakłada on m.in. obniżenie wieku szkolnego i przejecie części funkcji kuratoriów przez lokalne samorządy. Rząd wymyśla nowe zmiany ustaw o RiTV. Wśród propozycji jest zastąpienie abonamentu akcyzą za elektryczność lub VAT-em z reklamy stacji prywatnych. Propozycje mówią też o likwidacji publicznego radia i TV i zastąpienia ich spółkami medialnymi.


10|

8 sierpnia 2008 | nowy czas

wielka brytania świat

tydzień w skrócie Aleksander Šukaszenko nie zgodził się ostatecznie na rozmowy z opozycją. Patronem „okrągłego stołu� na Białorusi miał być Lech Wałęsa. Prezydent George W. Bush złoşył wizytę w Korei Południowej. Rozmawiano głównie o zbrojeniach atomowych północnych sąsiadów. Rosja rozwaşa powrót swojego wojska na Kubę. W Hawanie podpisano porozumienie o współpracy wojskowej. W Osetii Południowej doszło do wymiany ognia wojsk gruzińskich i miejscowych separatystów. Moskwa oskarşa o sprowokowanie incydentu Tbilisi i grozi, şe „nie będzie stała z boku�. W związku z konfliktem Izrael wstrzymał dostawy sprzętu wojskowego do Gruzji. Czyşby drobny handel za przymknięcie oka Moskwy na rozprawę z programem atomowym Iranu? NATO twierdzi, şe Gruzja nie gromadzi wojsk nad granicą. W Mauretanii dokonano zamachu stanu. Pałac prezydencki opanował dowódca prezydenckiej gwardii. Irak zlekcewaşył ultimatum zachodnich mocarstw w sprawie swojego programu atomowego. W związku z olimpiadą Chiny częściowo zniosły cenzurę internetu. Niektóre strony i portale są jednak blokowane nadal. Na ulicach włoskich miast pojawiły się patrole wojskowe. Jest to pomysł premiera Berlusconiego na poprawę bezpieczeństwa. Robert Mugabe podjął rozmowy z opozycją. Zdaniem obserwatorów jest to wybieg dla zniesienia blokady międzynarodowej. Podczas wyprawy na K2 zginęło 9 himalaistów. Wśród ofiar międzynarodowej ekspedycji nie było Polaków.

eneRgetyka

niespodziewane pRzeszkody na dnie moRza

Bomby zatrzymajÄ… rosyjskÄ… rurÄ™ Bartosz Rutkowski

Nie pomagają naciski i protesty Polaków. Unia Europejska jakoś nie była w stanie powstrzymać tego pomysłu. Rosjanie i Niemcy juş dogadali się, şe po dnie Bałtyku wzdłuş polskich wybrzeşy ogromną rurą przesyłową puszczą gaz. I kiedy wydawało się, şe nie sposób powstrzymać tej kontrowersyjnej inwestycji, wartej prawie 10 mld dola-

rĂłw, ktĂłra celowo omija PolskÄ™, niespodziewanie znalazĹ‚o siÄ™ chyba wyjĹ›cie. Otóş zablokować tÄ™ podwodnÄ… inwestycjÄ™ mogÄ…... wraki statkĂłw zalegajÄ…cych na dnie BaĹ‚tyku, jak i ogromne skĹ‚ady bomb z czasĂłw II wojny Ĺ›wiatowej. Rosjanie marzÄ… o tym gazociÄ…gu, ktĂłry nie musiaĹ‚by przebiegać przez niepokornÄ… UkrainÄ™ i niepewnÄ… BiaĹ‚oruĹ›. Gaz miaĹ‚by trafiać za kilka lat do niemieckich odbiorcĂłw, potem byĹ‚by rozprowadzany dalej po Europie z pominiÄ™ciem Polski. I nagle projektujÄ…cy gazociÄ…g zauwaĹźyli, Ĺźe na jego trasie jest okoĹ‚o 100 tys. ton amunicji z czasĂłw II wojny Ĺ›wiatowej. To niemieckie skĹ‚ady porzucone w panice pod koniec dziaĹ‚aĹ„ wojennych. Na dodatek przeszkodÄ… mogÄ… siÄ™ teĹź okazać wraki szwedzkich statkĂłw, ktĂłre leşą na dnie na poĹ‚udniowy wschĂłd od wyspy Rugia. To

jednostki, które razem z kamieniami poszły na dno w roku 1715. Ponadto w tym rejonie Niemcy topili specjalne ładunki wybuchowe przymocowane do łańcuchów, które miały eksplodować w przypadku ataku sowieckich łodzi podwodnych. Szwedzkie statki odkryte jakieś 20 lat temu stanowią prawdziwy skarb, są dla muzealników niemal relikwią i nie moşnaby ich w czasie budowy rury niszczyć. – Poślemy w ten rejon nurków, niech sprawdzą co się naprawdę święci – mówi Jens Lange, który pracuje w biurze przygotowującym plan układania gazociągu na dnie morza. – Jak zajdzie potrzeba, to nawet jesteśmy w stanie wydrąşyć dziury w tych jednostkach, by nimi poszła rura – dodaje. Ale prywatnie przyznaje, şe ruszenie z posad floty 20 zatopionych w XVIII wieku jedno-

stek jest nierealne. Puszczenie rury inną trasą teş oznacza, şe natknie się na kolejne szwedzkie wraki. Tymczasem rosyjska firma Gazprom, jeden z udziałowców tej gigantycznej inwestycji naciska. Rosjanie są przekonani, şe będą w stanie przemówić ogromnymi pieniędzmi nawet do rozumu ekologom. Ci ostatni ze Szwecji i Danii mówią jednak, şe nie pozwolą na budowę Gazociągu Północnego. Ta inwestycja jest swoistą karą nie tylko dla Ukrainy i Białorusi, ale takşe i Polski. Bo Warszawa w rozumieniu Kremla jest niepewnym partnerem, na dodatek sprawiającym ogromne problemy Rosji. Stąd pomysł dogadania się Władimira Putina, gdy był jeszcze prezydentem z niemieckimi politykami, by z pominięciem Polski puścić rurę do Niemiec, potem dalej do Europy Zachodniej.

Generał Mladić wydał Karadşicia! To generał Ratko Mladić, jeden z najbardziej poszukiwanych serbskich zbrodniarzy i przyjaciel Radovana Karadşicia wydał tego ostatniego. W ten sposób chciał ratować swoje şycie, bo agenci serbskiego wywiadu i słuşb innych krajów byli juş na jego tropie. Takie rewelacje podają niemieckie źródła wywiadowcze. Mladić, odpowiedzialny za zgładzenie kilku tysięcy muzułmanów w Srebrenicy w połowie lat 90. nadal kryje się przed wymiarem sprawiedliwości. Ludzie generała negocjowali i to juş kilka miesięcy temu z przedstawicielami tajnych słuşb serbskich. Padła ze strony Mladicia propozycja: albo pojmiecie mnie, albo ja powiem wam, gdzie jest Karadşić – twierdzą niemieckie źródła wywiadowcze BND. Na taką propozycję serbscy agenci ponoć przystali od razu. Dopaść Karadşicia to było coś.

Mladić liczy na to, şe po wygaśnięciu mandatu międzynarodowego trybunału w Hadze na początku przyszłego roku, ujawni się i będzie sądzony przez serbski wymiar sprawiedliwości. A ten na pewno, jak przypuszcza generał, nie skrzywdzi go. Podobnie myślał Karadşić, który czekał jak zbawienia tego momentu. Nie doczekał jednak. Zabrakło mu dobrych kilku miesięcy, teraz grozi mu doşywocie. Ale zachodnia Europa i Stany Zjednoczone naciskają i domagają się, by Serbia pojmała i wydała międzynarodowemu trybunałowi takşe generała Mladicia. Po zmianie szefów słuşb specjalnych Serbii, jakie dokonały się niedawno, los Mladicia teş wydaje się być przesądzony. Nie brakuje jednak i takich, którzy twierdzą, şe lepiej było

dover-francja promy taniej

0844 847 5040

Karadşicia nie schwytać. Wielu pamięta bowiem jeszcze los byłego premiera serbskiego Zorana Djindjicia. To za jego rządów wydano trybunałowi w Hadze byłego serbskiego lidera Slobodana Milosevicia. 12 marca 2003 roku kula snajpera wystrzelona w sercu Belgradu zakończyła şycie premiera. W ubiegłym roku specjalny trybunał serbski uznał, şe w ten spisek zamieszanych było 12 osób. Nadal jednak nie dotarto do tego, kto zlecił zabójstwo premiera Zorana Djindjicia. Jeden z sędziów sugeruje, şe spiskiem kierował niejaki Milorad Ulemek, były oficer Legii Cudzoziemskiej i były dowódca specjalnego oddziału do zadań wyjątkowych, jak go w Serbii nazywano, a który podporządkowany był nie kwaterze głównej policji, tylko wyłącznie... Slobodanowi Miloseviciovi.

Ulemek skazany został na 40 lat więzienia, ale na sali sądowej – mimo wielu starań śledczych – nie powiedział ani słowa. Teraz moşe być podobnie i nie czekając na rozwój wypadków ochrona serbskiego premiera została juş podwojona. Tymczasem nie brakuje sensacyjnych szczegółów z 13-letniej ucieczki Karadzicia przed wymiarem sprawiedliwości. Mieszkał na jednym z belgradzkich osiedli, w swoim ulubionym barze siadał zawsze pod portretem... Karadşicia. Tak zmienił swój wygląd, chód, sposób mówienia i zachowania, şe nie rozpoznał go nikt. U jego boku była tylko tajemnicza Mila. Sam Karadşić miał tuş po pojmaniu wyznać, şe to największa miłość jego şycia.

Bartosz Rutkowski

25

* GBP

7ARUNKI I POSTANOWIENIA #ENA ĂŁ DOTYCZY WYBRANYCH REJSĂŠW POZA OKRESEM SZCZYTU DO DNIA /BOWIÂ?ZUJE OPŠATA W WYSOKOuCI ĂŁ W PRZYPADKU ZMIAN W REZERWACJI #ENA MO–E ULEC PODWY–SZENIU W NASTĂ PSTWIE DOKONANIA ZMIAN W REZERWACJI :APŠACONE REZERWACJE NIE PODLEGAJÂ? ZWROTOWI /FERTA DOSTĂ PNA DO WYCZERPANIA BILETĂŠW ORAZ JEST WA–NA JEDYNIE JAKO CZĂ u½ REZERWACJI DOKONANEJ NA PODRʖ W OBIE STRONY $ODATKOWE OPŠATY OBOWIÂ?ZUJÂ? W PRZYPADKU WSZYSTKICH INNYCH REJSĂŠW /BOWIÂ?ZUJÂ? WARUNKI .ORFOLKLINE


|11

nowy czas | 8 sierpnia 2008

wielka brytania świat

tydzień w skrócie 17 osób zginęło w Stambule po 2 zamachach bombowych. Władze oskarżyły Kurdów. Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew jest ponownym kandydatem partii rządzącej na to stanowisko. Opozycja zapowiedziała bojkot przewidzianych na 15 października wyborów. Czy Belgii grozi rozpad? Ponad połowa ankietowanych Walonów w przypadku rozbicia tego kraju chciałaby przyłączenia do Francji. Na razie król Albert II przedłużył negocjacje w sprawie utworzenia rządowego gabinetu. Kosowo rozpoczęło wydawanie dla swoich obywateli dokumentów tożsamości. Trybunał Konstytucyjny Niemiec uznał zakaz palenia w lokalach za niezgodny z ustawą zasadniczą tego kraju. Na razie wolno palić... We Włoszech ukazały się materiały o przeszłości Umberto Eco. Pisarz w 1968 roku popierał sowiecką inwazję na Czechosłowację. Rosja zarobi w tym roku na eksporcie i sprzedaży broni 8 miliardów dolarów. Jest to najlepszy wynik od czasu rozpadu Związku Sowieckiego. Rosja i Francja podjęły wspólną inicjatywę budowy elektrowni atomowej na Białorusi. W internetowym konkursie „najwięksi Rosjanie” na czele Lenin, który wyprzedził długo prowadzącego w tej klasyfikacji Stalina. W pierwszej trójce znalazł się jeszcze kosmonauta Jurij Gagarin. Komisja Europejska przywraca obowiązek używania przez stacje naprawy samochodów tylko autoryzowanych części producenta. Spowoduje to rzecz jasna podwyżkę napraw i serwisowania. W stanie Teksas wykonano kolejną karę śmierci. Tym razem na obywatelu Meksyku, który w 1993 roku zgwałcił i zabił dwie nastolatki. W referendum na Łotwie 96,5 proc. głosujących opowiedziało się za wprowadzeniem możliwości rozwiązania parlamentu przez inicjatywę społeczną (referendum). Zmiany konstytucji jednak nie będzie, ponieważ w referendum wzięło udział tylko 38 proc. uprawnionych. W zamachu samobójczym w algierskiej prowincji Kabylia zginęło 21 osób. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy przekazał w imieniu Unii Europejskiej władzom chińskim listę więzionych w Chinach obrońców praw człowieka, którą otrzymał od eurodeputowanego z grupy Zielonych Daniela Cohn-Bendita.

wielka BRytania

spRawa zaginięcia Madeleine

Policja ujawniła akta śledztwa – To przerażające, to szokujące, nie poddamy się – grzmią zgodnie rodzice małej angielskiej dziewczynki Madeleine, która w maju ubiegłego roku w tajemniczych okolicznościach przepadła z portugalskiego kurortu Algrave. Stało się to w czasie, gdy jej rodzice na godzinę poszli do pobliskiej tawerny na kolację. Małą zostawili w hotelowym pokoju, gdy wrócili, jej już nie było i od tej pory ślad po niej zaginął. Tymczasem z właśnie odtajnionych akt policji portugalskiej wynika, że kilka dni potem, jak mała przepadła, dziewczynkę łudząco do niej podobną widziano w... Amsterdamie. Anna Stam, była pracownica sklepu w Amsterdamie: ta dziewczynka przyszła do sklepu wraz z kobietą, mężczyzną i dwójką innych dzieci. Była bardzo podobna do zaginionej Madeleine. Miała tylko nieco inny kolor włosów. Gdy towarzysząca dziecku kobieta poszła do innej części sklepu dziewczynka zapytała mnie po angielsku: „Czy wiesz gdzie jest moja mamusia?” Odparłam, że jest w innej części sklepu. A ona na to: „To nie jest moja mamusia. Ona jest obca, zabrała mnie od mojej mamusi, zabrała mnie z wakacji”. Stam od razu pobiegła z tymi rewelacjami na policję. 18

czerwca ub. roku wylądowały one na biurku portugalskich śledczych. Jak się okazuje nie poszli oni jednak tym tropem. Prawdą jest, że w tym czasie małą widziano w różnych dosłownie częściach świata i taki kolejny trop mógł być mylący. Ale jednak zeznania holenderskiej sprzedawczyni brzmiały niezwykle wiarygodnie. – To przerażające, co mówiło to dziecko. Jeśli to była Madeleine, to skandal, że takie informacje nie zostały przekazane. Musimy wiedzieć, czy policja zajęła się tymi doniesieniami. Jeśli nie, to jest to informacja, której tropem pójdą teraz prywatni detektywi – mówi teraz adwokat rodziców dziewczynki, Clarence Mitchell. Prawnicy McCannów uzyskali dostęp do policyjnych akt w ubiegłym tygodniu. Wśród dokumentów znalazły się także dwa, wcześniej nie publikowane, portrety pamięciowe mężczyzn, których tuż przed zniknięciem Madeleine widziano w portugalskim kurorcie Praia da Luz. Brytyjski turysta Derek Flack zeznał policji, że w pobliżu Ocean Club, w którym przebywali McCannowie, widział dziwnie zachowującego się mężczyznę w wieku 30-36 lat. Opalony mężczyzna

Kaprys bogatego Araba Bogaty Arab posłał swoje auto z Kataru do Wielkiej Brytanii, by tam zmieniono w pojeździe olej. Kiedy to już zrobiono, tą samą lotniczą drogą samochód wrócił do właściciela. Samochód pokonał drogą lotniczą ponad dziesięć tysięcy kilometrów. To nietypowe auto, jest to bowiem lamborghini, kosztuje około pół miliona funtów. Sama operacja transportu i zmiany nieszczęsnego oleju kosztowała właściciela, bagatela, prawie 50 tysięcy funtów! Pojazd przyleciał z Kataru do Londynu, mechanicy przeglądali go dwa dni i potem odbył trasę powrotną. Protestowali ekolodzy. Działacz organizacji Przyjaciele Ziemi, Richard Dyer powiedział, że właściciel samochodu tak naprawdę mógł zmienić olej w swoim aucie na miejscu, w Katarze. David Price, z Lamborghini Club w Wielkiej Brytanii patrzy na sprawę zupełnie inaczej. Jego zdaniem jeśli właściciel chce dokonać wymiany oleju właśnie na Wyspach, to ma do tego pełne prawo. Drogie auta oddaje się najlepszym fachowcom. (rs)

Nie był mordercą Jill Dando Barry George uznany winnym morderstwa prezenterki BBC Jill Dando siedem lat temu i skazany na dożywocie, został w nowym procesie uniewinniony. Jill Dando, prezenterka programu „Crimewatch” zginęła od jednego strzału oddanego w tył głowy, wchodząc do swojego mieszkania w londyńskiej dzielnicy Fulham. Policji nie udało się zdobyć żadnych dowodów rzeczowych. Zeznania świadków były sprzeczne i tylko jedna osoba pozytywnie zidentyfikowała Barry’ego George’a, aresztowanego 12 miesięcy po morderstwie. Najbardziej obciążająca go była jego przeszłość – ataki na tle seksualnym i molestowanie sławnych ludzi. Dowody przedstawione przez policję w sprawie morderstwa Jill Dando były jednak, zdaniem ławników drugiego procesu, niewystarczające.

białej rasy obserwował ścieżkę prowadzącą do apartamentu McCannów, na której zaparkowany był ich samochód. Flack doszedł do wniosku, że mężczyzna obserwował apartament – wynika z raportu portugalskiej policji. Drugi z portretów pamięciowych oparto na zeznaniach mieszkającej w Portugalii Brytyjki Lance Purser. Powiedziała ona, że dwa tygodnie przez zaginięciem Madeleine, kilkakrotnie widziała szczupłego, niechlujnego mężczyznę w ciemnym ubraniu. Według niej mężczyzna był w wieku około czterdziestu lat. Adwokat Mitchell twierdzi, że państwa McCann nigdy nie poinformowano o tych zeznaniach. – Kate nie miała pojęcia, że powstały takie portrety pamięciowe, nie wiedziała także o doniesieniach, że małą Madeleine prawdopodobnie widziano w Holandii. McCannom nic o tym nie powiedziano. Nie wiedzą nawet czy te ślady zostały właściwie zbadane, i to jest najbardziej frustrujące. Dwudziestego pierwszego lipca portugalska policja poinformowała, że zamyka dochodzenie w sprawie zaginięcia małej Madeleine. Ogłosiła też, że nie uznaje już dłużej za „arguidos”, czyli oficjalnie podejrzanych w sprawie, państwa

McCann, oraz mieszkańca Praia de Luz, Roberta Murata. Portugalska policja od początku przyjęła założenie, że to rodzice porwali, potem udusili i gdzieś ukryli ciało córeczki. Wytoczono przeciwko nim zarzuty, ci w obawie przed aresztowaniem nie stawiali się potem w Portugalii, policja oskarżała ich, że czegoś się boją. Doszło do tego błędne odczytanie kodu genetycznego. Tymczasem rodzice rozpoczęli w całym niemal świecie kampanię na rzecz odnalezienia swej córeczki. Byli u papieża, byli u wielu znanych sportowców i artystów, tysiące zwykłych ludzi zaangażowało się w tę niecodzienną sprawę. Policjanci z Portugalii podeszli do tego przypadku, jak niektórzy zwykli mieszkańcy Portugalii podchodzą do wypoczywających tam Anglików. – Oni tylko piją, bawią się, a my musimy pracować, panuje opinia o takich turystach. I takie nastawienie mogło kosztować utratę życia Madeleine. Ale rodzice jej nie dają za wygraną, stworzyli specjalny fundusz poszukiwawczy i nadal szukają małej. Bo wierzą, że ona żyje i kiedyś się odnajdzie.

Bartosz Rutkowski


12|

8 sierpnia 2008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Donosy o donosach Krystyna Cywińska

Donoszę, że jestem zapóźniona. Nie w rozwoju, bo na to dużo za późno. Ale w czytaniu różnych doniesień w naszej prasie. Krajowej i polonijnej. Ostatnio jednak skusiły mnie trzy artykuły. Donoszące o pewnych cechach naszych rodaków.

Dwa w naszej prasie polonijnej. A jeden w krajowym tygodniku „Polityka”, anonsowany przez krajową telewizję. Z doniesienia tego wnoszę, że jest to chyba donos na Polaków. Odniosę się do tego anonsu o artykule, którego nie przeczytałam. Co czynię za rzeszą żurnalistów polemizujących z donosami i doniesieniami. Choć między doniesieniami i donosami wątła bywa różnica. Tygodnik „Polityka” alarmuje, że wracający ponoć do kraju masowo Polacy są psychicznie zachwiani. Traumatycznie dotknięci. Cierpią na kompleksy wyobcowania. W krajach, z których wrócili, czuli się obco, a w kraju, do którego wrócili, czują się wyobcowani. Do kraju, w którym przebywali dla chleba, nie mogli się przyzwyczaić, a od własnego kraju już się odzwyczaili. No i na gwałt potrzebują opieki psychologów. Cóż to za delikatna i przewrażliwiona masa powracająca. Niedająca sobie rady sama ze sobą. Za granicą sobie nie radzili, skoro wrócili. A jak wrócili, nie radzą sobie we własnym kraju. Po prostu doznałam szoku! To z kim my tutaj mieliśmy do czynienia? Z niedorajdami? Z życiowymi fujarami? A ja myślałam… Moje pokolenie, wykolejone przez wojnę, wyrzucone na obce ziemie, musiało sobie jakoś radzić. Bez pomocy psychologów, psychiatrów, socjologów i pedagogów. A ci młodzi

i zdawałoby się dzielni i przedsiębiorczy rodacy? Cierpią na rozdwojenie jaźni? Nie wiedzieli, że emigracja jest trudna? Że stwarza wiele osobistych problemów, że pozorna lekkość bytu bywa nieznośna? A świadomość wyobcowania w obcym, a potem własnym kraju jest nieunikniona? Myśmy na emigracji nie wyrzekali, nie jęczeli na swój los. Dawaliśmy sobie ze wszystkim radę, a przede wszystkim sami ze sobą. Jeśli doniesienia w „Polityce” są uzasadnione, to kiepsko to świadczy o życiowej odporności naszych rodaków. Doznałam szoku. Uznałam te doniesienia za donos. Nie na moich rodaków, ale na emigrację jako zjawisko. Niekorzystne dla krajowej gospodarki. Ale szok szokiem, a szkalowanie moich rodaków? Tego znieść nie mogę! Mąż mi jednak znowu doradził, żebym się doradziła psychiatry. Bo mam przewrócone w głowie na temat Polaków. Pewnie się poradzę. Bo w polonijnym „Dzienniku Polskim” przeczytałam o polskim donosicielstwie i o tym, że emigracja jest rzekomo opanowana przez esbecję. Pisze o tym Katarzyna Bzowska (DZ.P., 4.08). Wzburzona donosem pewnej emigrantki na emigrację. Jak czytam w doniesieniu K. Bzowskiej, donos ten godzi w nas wszystkich. Autorka donosu donosi prezydentowi RP, że cała emigracja niepodległościowa i obecna jest na usługach esbecji. Sami agenci

ubecji na wszystkich niwach! Społecznych, kulturowych i duchowych. Od prezesów, członków organizacji po księży. Co rzekomo wynika z listy Wildsteina. Czyli indeksu katalogowego IPN-u przez Wildsteina ogłoszonego. Autorka donosu donosi, a nawet słyszała, że IPN jest w posiadaniu pełniejszej listy londyńskich esbeków. Prosi prezydenta, żeby jej umożliwił otrzymanie tej haniebnej listy. No cóż, pewnie własnoręcznie chce wyczyścić to londyńskie esbeckie szambo. Służę łopatą, widłami, kubłem i wodą święconą w butelce po Wielkanocy. Katarzyna Bzowska twierdzi, że nikt o autorce tego donosu nie słyszał do czasu wydania przez nią przewodnika po Londynie. I pewnie, jak pisze, o ten przewodnik jej chodziło, żeby mu nadać rozgłos. Donosy piszą z reguły ludzie zawiedzeni, zawistni, podstępni, mający swoje małe interesy na uwadze. I przeważnie dobrze trzaśnięci psychicznie. W przyzwoitym świecie donosy idą do kosza. I ten też pewnie spoczął w koszu prezydenckim. Donosiciele są w każdym narodzie i w każdym środowisku. A w Polsce szczególnie, odkąd drogi socjalizm, a przedtem zaborcy donosicieli karmili. Niniejszym oświadczam, że donosicieli mam gdzieś. Co też radzę innym. I co też doradził mi psychiatra. Zwróciłam się do niego o poradę, czy mam donieść publicznie, że też

jestem antysemitką, jak to uczynił w komentarzu w ostatnim „Nowym Czasie” redaktor naczelny Grzegorz Małkiewicz. Napisał, że ma ten antysemityzm odziedziczony po przodkach, wyssany z miodem czy mlekiem itp. Skoro od lat zachodnie media wyzywają nas od genetycznych antysemitów, a ostatnio niejaki Giles Coren przypisał nam bestialskie znęcanie się nad Żydami, jak się mamy bronić? Czy nie lepiej się ujawnić? Tak, ależ tak! Jesteśmy narodem antysemickich bestii! Napiszmy wspólny na nas donos do mediów. Przecież żadne protesty nic nie wskórają. Ale jak się wspólnie przyznamy, może nam odpuszczą? A list do redakcji „The Times”, utrzymany w duchu ironiczno-sarkastycznym – jak przewrotny artykuł Grzegorza Małkiewicza – byłby skuteczniejszy od historycznych argumentów. Bo cienka ironia i lekki sarkazm bardziej by przemawiały do brytyjskich odbiorców. Donoszę, że za tym na nas donosem Gilesa Corena w „The Times” kryją się, jak mniemam, żydowskie kamienice. Oraz inne mienie żydowskie w Polsce i opornie przyznawane odszkodowania. Jak w każdym donosie, donoszę, zawsze chodzi o jakiś interes. Pozostaję z psychiatrycznym pozdrowieniem, bo mi do końca te artykuły rozum odjęły. Zapóźniona w rozwoju, Wasza…

Nikomu niepotrzebna lekcja Przemysław Wilczyński

Rozpoczynające się dzisiaj w Pekinie igrzyska to kolejny dowód na to, że ludzie nie wyciągają wniosków z historii.

Kiedy weźmiecie ten numer „Nowego Czasu” do rąk, albo będzie rozpoczynała się ceremonia otwarcia igrzysk (jeśli jest piątkowy poranek), albo będą trwały już imprezy sportowe (jeśli gazeta wpadnie wam w ręce nieco później). Wielka, wielodniowa impreza sportowa to zawsze duża radość – tak będzie i tym razem. Zarywanie nocy, oglądanie transmisji i retransmisji, czytanie relacji, medalowych tabel, diagnoz, przewidywań na następny dzień, opracowań i analiz. No i przy okazji heroiczna walka o to, żeby niczego przy okazji nie zawalić – nie zaspać do pracy, nie zrujnować sobie kariery, nie zapomnieć o odebraniu dziecka z przedszkola i o istnieniu małżonki (ciężki to czas dla większości kobiet). Igrzyska to więc (dla kibiców) radość i rozrywka, ale dziś będzie, proszę wybaczyć, pesymistycznie i ponuro (mam nadzieję, że wyjątkowo). Na początek ponurego felietonu trzy całkiem ponure cytaty z dość ponurych czasów. Cytat pierwszy: „Cały ten wielki pompatyczny humbug zbu-

dowany był na kłamstwie. Fałszowano nie tylko wyniki (…) Sfałszowana została sama idea olimpiady jako pokojowej manifestacji międzynarodowej.” Drugi: „Festiwal braterstwa i tolerancji dla wszystkich ras i narodów odbywał się o kilkadziesiąt zaledwie kilometrów od obozów koncentracyjnych, od kaźni”. I trzeci: „Kłamstwo olimpiady rozsyłało gołębie na wszystkie strony świata, wieńczyło gałązką oliwną głowę najgroźniejszego militaryzmu świata”. Każdy z cytatów, choć pisany w czasie przeszłym i innej zupełnie imprezy dotyczący, mógłby równie dobrze dotyczyć olimpiady w Pekinie. Mógłby, bo impreza ta to przecież jest humbug odbywający się w bezpośrednim sąsiedztwie – choć nie wiemy gdzie dokładnie – więzień i miejsc kaźni, w których cierpią niewinni ludzie; mógłby, bo nie po raz pierwszy pokojowe w założeniu igrzyska legitymizują zbrodnie i łamanie praw człowieka. Czy winni są sportowcy, którzy jadą walczyć o medale? Nie, ściganie się to

jest ich zawód, a sportowy bojkot byłby niepotrzebnym awanturnictwem. Czy winę ponoszą politycy i działacze, którzy dopuścili do przyznania Chinom olimpiady? Tak, bo nie przewidzieli – a wielu z nich przewidziało, ale dla własnej wygody nie protestowało – że żadnych pozytywnych zmian olimpiada w Chinach nie przyniesie, że – wbrew oczekiwaniom i przewidywaniom wielu ludzi – nie zmiękczy systemu. Dzisiaj, w dniu rozpoczęcia imprezy, za późno już, by szukać winnych i rozpamiętywać dawne błędy. Ale na pewno można domagać się od polityków, by zamanifestowali swój sprzeciw wobec tego, co dzieje się w Chinach i nie pojawiali się na sportowych arenach. Można też namawiać sportowców (namawiać, bo domagać się od nich możemy jedynie sportowej walki), żeby poza arenami sportowymi mówili o łamanych prawach człowieka. To też nie zmiękczy na pewno systemu, ale uwrażliwi na to, co dzieje się w bliskim sąsiedztwie sportowych aren, świat za-

chodni, uwrażliwi choćby nas, roznamiętnionych kibiców. A lekcja z historii? Skoro powtarzają się wojny, rzezie, ludobójstwa, skoro towarzyszące tym wszystkim rzeczom dramaty ludzi są takie same teraz jak kilkaset lat temu, i skoro ludzkość nie wyciąga z tego żadnych wniosków, dlaczego miałaby wyciągać wnioski z jakichś tam dawnych, niesłusznie komuś przyznanych, igrzysk olimpijskich? Cytaty z początku tekstu to opinie Antoniego Słonimskiego zawarte w jednym z tekstów w „Kronikach tygodniowych” (cytowanej już kiedyś przeze mnie felietonowej klasyki) w 1936 roku. Dotyczą oczywiście olimpiady w Berlinie, na której sportowcy i kibicujący im radośnie politycy pozdrawiali Adolfa Hitlera, przymykając oko na to, co w faszystowskich Niemczech działo się już od dobrych kilku lat. Czasy zupełnie inne, problemy inne, reżimy też przecież zgoła niedające się porównać, ale obłuda i krótkowzroczność – zupełnie takie same.


|13

nowy czas | 8 sierpnia 2008

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Wojsko Polskie, choć wyrzuciło z nazwy przymiotnik „ludowe”, było najdłużej utrzymującym się reliktem komunizmu. Jeszcze do tej pory plątają się odpryski kadrowe Wojskowych Służb Informacyjnych. A w PRL ludowe wojsko było parodią wojska, gdzie poborowi składali przysięgę na wierność okupantowi, żołnierze strzelali do swoich braci, a coroczny pobór traktowany był przez młodych obywateli płci męskiej jako swoista łapanka. Uniknięcie poboru było aktem patriotycznym. Wojsko było mieczem Damoklesa wiszącym nad głowami młodych Polaków, którzy mieli naukowe ambicje. Z jaką zazdrością patrzyliśmy na nasze koleżanki, które bez niepotrzebnego stresu przystępowały do egzaminów wstępnych na wyższe uczelnie. Dla maturzystów płci męskiej nie było innej alternatywy: studia albo wojsko. Po wojsku mało kto zdobywał się na studia. Byli oczywiście też i ochotnicy, „zawodowcy”, wszelkiej maści polscy Szwejkowie, bo jak głosiło popularne hasło: „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. I to oni przyswajali arkana sztuki wojennej studentom. Ludowe wojsko studentom nie odpuszczało. Studia pozwalały uniknąć tak zwanej zasadniczej służby wojskowej, ale nie wojska. W zmilitaryzowanym systemie i zimnowojennych klimatach liczba żołnierzy w sojuszniczej armii była równie ważna, jak liczba rakiet dalekiego zasięgu. Dlatego studentów obowiązkowo poddawano szkoleniu wojskowemu, nie oszczędzając nawet studentek. Po uzyskaniu dyplomu mieli wzmocnić kadry oficerskie. Najważniejszą rzeczą na szkoleniu wojskowym było opracowanie systemu obronnego. Polegał on na obecnej nieobecności, co było możliwe dzięki schyłkowej fazie komunizmu, bo nawet obywatel porucznik nie bardzo już wierzył w to co mówił, chociaż starał się za-

chować pozory. I takich pozorów oczekiwał też od swoich podopiecznych. Szkolenie kończył egzamin ustny. Miałem przegrupować nacierające wojska sojuszniczej armii. Byliśmy już głęboko wysunięci na Zachód. – Jak z zajmowanej pozycji najskuteczniej zaatakować wroga? – padło pytanie. – Obywatelu pułkowniku, nie widzę wroga – odpowiedziałem naiwnie. Nie wiem, może nie chciałem ujawnić swojej militarnej niewiedzy, a wyszła z tego gruba prowokacja. Przestałem bronić pozycji sojuszniczej armii i konsekwentnie przeszedłem do obrony swojego stanowiska. – Zgodnie z podpisanymi umowami między rządem PRL i rządem Republiki Federalnej Niemiec państwo to nie jest naszym wrogiem – odparłem. Wysoka komisja nie miała najmniejszej chęci na politologiczną dyskusję. Jako jedyny student Uniwersytetu Jagiellońskiego dostałem dwóję z wojska. Czekała mnie poprawka, albo… wojsko. Wyposażony w notatki swoich kolegów przystąpiłem do opanowania wojskowej wiedzy. Nic z tego nie wychodziło. Termin się zbliżał. W desperacji obciąłem włosy. Może to pomoże – pomyślałem. Pomogło. – Widzę, że obywatel student zmądrzał – zauważył pułkownik i wstawił zaliczenie bez zadawania pytań. Takie to było wojsko. Może armia zawodowa przywróci wojsku utraconą rangę.

absurd tygodnia Diabeł w policji? Tak twierdzi jeden z zachodniopomorskich policjantów, który odpowiednie pisma wysłał do arcybiskupa Zygmunta Kamińskiego, a także do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Policjant zawnioskował o odprawienie egzorcyzmów(!). Dowodem na opętanie przez szatana jednego z pracowników Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie, ma być wpis na portalu społecznościowym Nasza-Klasa. Rzekoma ofiara szatana miała wpisać, że jest... „adwokatem diabła”. Interwencja policjanta była natychmiastowa. W liście do abp. Kamińskiego napisał: „Eminencjo, są uzasadnione powody do domniemywania, iż mogło mieć miejsce opętanie jego samego lub miejsc, w których przebywa. Zwracam się z prośbą do Waszej Eminencji o wyznaczenie właściwej osoby duchownej i przeprowadzenie tych szczególnych w swej formie, koniecznych sakramentaliów, celem uchronienia wskazanej osoby i miejsc od działania Złego”.

Wacław Lewandowski

Dziwaczny mebel Tuż po osławionym referendum, otwierającym erę jednowładztwa Łukaszenki na Białorusi (14 maja 1995), w którym to plebiscycie satrapa zadawał Białorusinom cztery pytania: czy chcą, by rosyjski był na Białorusi językiem urzędowym; czy chcą przyspieszenia integracji z Rosją; czy chcą wycofania herbu Pogoni i biało-czerwono-białej flagi na rzecz symboli dawnej republiki sowieckiej; czy udzielą prezydentowi prawa rozwiązywania parlamentu – apelowałem na łamach paryskiej „Kultury” o intensywną polską pomoc dla białoruskiej niepodległościowej opozycji. Bez echa. UE i w ślad za nią politycy polscy zaczęli zajmować się sprawą białoruską dopiero wtedy, gdy Putin wypowiedział Łukaszence przyjaźń i współpracę. Od tego momentu mówi się coraz więcej o konieczności wsparcia białoruskiego ruchu narodowego odrodzenia, gdy – przypomnijmy – ruch ten został już w dużej mierze rozbity i rozproszony i od dawna nie ma już możliwości przemawiania do społeczeństwa. Wtedy, w roku 1995, wychodziły jeszcze opozycyjne gazety, mimo że już borykały się z trudnościami w drukarniach, które – bojąc się Łukaszenki – odmawiały przyjmowania zleceń druku pod byle pretekstem. Dziś jedynym głosem da-

nym opozycjonistom jest możliwość telefonicznej rozmowy z zagranicznym dziennikarzem, który – jak to dziennikarz – czasem pojmie, co mu powiedziano, czasem nie, czasem (najczęściej) przekręci wypowiedź rozmówcy, innym razem ułoży ją po swojemu, według własnych wyobrażeń... Znani opozycjoniści Milinkiewicz i Wiaczorka ogłosili właśnie, że nie prosili Łecha Wałęsy o pomoc w ustawieniu jakiegoś okrągłego stołu do rozmów z Łukaszenką, jak o tym pisze od kilku dni cała polska prasa i jak o tym mówi w wywiadach Wałęsa. Wiaczorka twierdzi, że dziennikarz, który z nim telefonicznie rozmawiał, przeinaczył jego słowa i stąd całe zamieszanie. Niemniej Lech Wałęsa zdążył już przypomnieć, że ma nie tylko Nobla, ale i plan przyczynienia się do wyjścia Białorusi z dyktatury, oczywiście – pokojowego, w wyniku „nowego okrągłego stołu”. Wałęsa sugerował też, że jego ewentualna misja będzie miała wsparcie ze strony Rady Europy, która tą drogą złożyłaby władcy Białorusi konkretne propozycje. Zapytany, czy celem obrad okrągłego stołu w Mińsku miałoby być ustanowienie tam polityki „grubej kreski”, Wałęsa oświadczył, że tam musiałoby to wyglądać nieco inaczej.

Szczerze wyznam: nie bardzo wiem, co o tym myśleć. Jest oczywiste, że reżim Łukaszenki bankrutuje, że nie poradzi sobie gospodarczo. Jest też jasne, że dla unijnych producentów kolejny nowy wschodzący rynek, dysponujący zasobem taniej siły roboczej to perspektywa interesująca i godna uwagi. Że Lech Wałęsa chciałby znów błysnąć na szerszą skalę i odtrąbić jakiś nowy polityczny sukces. To także wiadomo nie od dziś... Zastanawiam się jednak, co dziś Unia mogłaby takiemu Łukaszence zaoferować, poza „pokojową drogą do demokratyzacji”, czyli bezkarnością? Perspektywę akcesji za ileś tam lat? A czy jest ktoś w Europie, kto mógłby kompetentnie odpowiedzieć na pytanie, przez ile jeszcze lat na „połukaszenkowskiej” Białorusi będzie faktycznie rządziło KGB (mam na myśli nie tylko KGB „białoruskie”)? I co, wpuścić to towarzystwo do Zjednoczonej Europy? Dla Rosji byłby to najtańszy transfer nowych technologii i strategicznych tajemnic Zachodu do Moskwy, po prostu gratka i dar od losu! Po latach rządów Łukaszenki budowa odrodzonej Białorusi jest zadaniem o wiele trudniejszym niż to było tuż po 1990. Nie zdziwiłbym się, gdyby ów okrągły stół, za którym miałby siadać Wałęsa, był właśnie wykonywany w Moskwie.


14 |

8 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na rozmowę

Z wizytą w Scotland Yardzie Londyn. Stacja Victoria. To tutaj przyjeżdżały jeszcze nie tak dawno autobusy pełne Polaków, którzy szukali lepszego życia w Wielkiej Brytanii. Część z nich koczowała na tym dworcu i w końcu wracała do kraju. Dzisiejsza emigracja zarobkowa lata tanimi liniami i na stacji nie ma już tylu Polaków. Przewijają się natomiast w wielonarodowościowym tłumie. Próbuję się przez niego przebić, by dojść do St James’s Park Broadway. W końcu znajduję ulicę z wieżowcem, przed którym obraca się charakterystyczna trójkątno-prostokątna bryła z napisem: Scotland Yard. Przed budynkiem czeka na mnie uśmiechnięta Kasia Kałdowska. Musimy przejść przez kolejne zabezpieczenia, odebrać przepustkę i poddać się kontroli jak na lotnisku. Jeszcze jazda jedną z wielu wind, z których co chwilę wychodzą umundurowani policjanci, potem przejście labiryntem korytarzy i jesteśmy w biurze oddziału International Crime Coordination Team, gdzie Kasia przedstawia swoich pracowników. W końcu, w zaciszu sali konferencyjnej, przy filiżance dobrej angielskiej herbaty zaczyna się opowieść o drodze pierwszej Polki na tak wysokie stanowisko w Scotland Yardzie…

Z KaTarZYną KałDoWSKą General Project Manager w International Crime Co-ordination Unit w Metropolitan Police rozmawia Gabriela Ułanowska

Przyglądam się wizytówce, proszę rozszyfrować podane na niej informacje.

– Specialist Crime Directorate – wydział przestępstw różnych – zabójstw, przestępstw gospodarczych, rozbojów…, na tyle poważnych, że musi się nimi zająć kwatera główna policji. Ja kieruję działem, przy którym pojawia się przymiotnik international, co oznacza, że pracujemy nad projektami koordynującymi współpracę z innymi państwami. Np. zwraca się do nas jakiś kraj z prośbą o szkolenie policjantów do różnego rodzaju śledztw. Mają poznać nowe metody pracy, techniczne nowości wykorzystywane przez policję. Wysyłamy więc do tego państwa swoją ekipę, aby zbadała czego i w jakim zakresie potrzebują. Ta ekipa po powrocie sporządza sprawozdanie, które my analizujemy i

zatwierdzamy. Potem ogłaszamy nabór specjalistów i przygotowujemy ich do pracy w określonym kraju. Czasami przyjmujemy gości z innych państw, ale tym głównie zajmują się specjalne komórki. My jesteśmy raczej odpowiedzialni za wymianę, a nie oficjalne delegacje. Jak długo pracujesz w policji?

– Od 1995 roku. Najpierw byłam najniższym urzędnikiem w wydziale drogowym w Wembley. Pisałam protokoły, kopiowałam dokumenty, tworzyłam bazę danych. Wtedy nie można było awansować tak jak dziś, kiedy stajesz po prostu do konkursu na nowe stanowisko pracy. Trzeba było czekać aż zrobią centralny nabór na wyższe stanowisko. W wydziale drogowym pracowałam dwa lata: wzywałam świadków, rozmawiałam z

gielszczyzny. Gdybym uczyła się języka w Polsce, od razu mówiłabym poprawnie. Zdobywanie coraz to nowych uprawnień, stawianie sobie wysokich wymagań wypełnia Twoje życie, ale masz ponadto wspaniałą pasję: malarstwo. Kiedy zaczęłaś malować?

– Jak byłam mała. Porządnie, po spotkaniu mojego męża Mariusza. Ale wcześniej, już w Anglii, też malowałam. Najczęściej w trudnych życiowych momentach. Wtedy jechałam do mojej mamy i żeby coś robić, malowałam. Co najchętniej malujesz?

– Polskie krajobrazy. Mówię szczerze. Lubię malować to, co mi się podoba. Ale malowałaś Florencję, bagna Florydy....

– To były prace na narzucony temat, na użytek tematycznej wystawy. Najbardziej pociągają mnie obrazy zachowane w pamięci. nimi, zbierałam zeznania. Praca w tym wydziale daje pracownikowi cywilnemu niezwykłe możliwości i dużą samodzielność. Może on sam prowadzić sprawę i decydować czy pójdzie ona do sądu, czy zostanie załatwiona na miejscu. Po otrzymaniu z centralnego rozdzielnika awansu zostałam bez pytania o zdanie przeniesiona do Notting Hill, do wydziału Crime Desk. Zaczęłam od zbierania zeznań przez telefon, korzystałam z bazy danych i ustalałam co dalej ze sprawą. Nie było to jednak kierownicze stanowisko. Otrzymałam je dopiero po ośmiu miesiącach. Kiedy zmieniono zasady awansu, stanęłam do konkursu na zastępcę głównego księgowego. Pracowałam również w dziale przygotowywania formularzy do różnych spraw. Ale to było nudne. Przez sześć lat pełniłam funkcję kierowniczą w Criminal Justice Unit – nadzorowałam pracowników gromadzących dokumenty sądowe. Lubiłam tę pracę, ale kiedy zobaczyłam ogłoszenie o etacie w międzynarodowej komórce, postanowiłam spróbować. Wybrano mnie i przeniosłam sie tutaj.

w głównej siedzibie Scotland Yardu na kierowniczym stanowisku. Czy w Twoim najbliższym otoczeniu pracują ludzie obcych narodowości?

Ta droga awansu jest naturalną konsekwencją ukończonego w Anglii prawa. Kiedy wyjechałaś z kraju?

Jakie masz obywatelstwo? Czy czujesz się bardziej Polką, czy Brytyjką?

– W 1981, latem, po maturze. Przyjechałam do Londynu na dwa miesiące, ale poznałam tutaj kogoś, zakochałam się i… zostałam. W grudniu ogłoszono stan wojenny i nie mogłam wrócić do Polski. Pracowałam w różnych miejscach: restauracje, hotele, domy prywatne. Sprzątałam, byłam kelnerką. Cztery lata pracowałam w restauracji w IKEI. Dość szybko podjęłam decyzję o studiach. Najpierw kurs angielskiego, a potem prawo, w końcu praca w policji. No i mamy jedyną Polkę pracującą

– W dziale kryminalnym kierowałam piętnastoma osobami, teraz podlega mi tylko dwójka: Hindus, ale urodzony w Anglii i mający brytyjskie obywatelstwo i rodowita Rosjanka, od ośmiu lat w Londynie. Naszą szefową jest Brytyjka, ale pochodzenia karaibskiego. No i ja… Jak widać w tak małej komórce pracuje wiele narodowości. Czy to, że jesteś Polką, utrudniało ci w jakiś sposób życie w Anglii?

– Nigdy. Jest takie angielskie powiedzenie: to fulfill own prophecy, co można przetłumaczyć jako „wykrakać sobie” i które pozwala w tym przypadku powiedzieć: jeśli naprawdę chcesz coś osiągnąć, to w osiągnięciu celu nie przeszkodzi ci twoje pochodzenie. Nie lubię obarczania odpowiedzialnością za moje niepowodzenia innych, a tym bardziej tłumaczenia porażek tym, że jestem Polką.

– Mam podwójne obywatelstwo. Nie zastanawiałam się nad tym. Czuję się po prostu sobą. Na co dzień nie myślę o swojej przynależności narodowej, ale jeśli nalegasz, to odpowiedź brzmi: Polką. Twoja znajomość języka angielskiego jest doskonała. Jak długo opanowywałaś ten język?

– Właściwie nie wiem. Kiedy tu przyjechałam, znałam tylko podstawowe zwroty, ale mówiłam, a to jest najważniejsze. Pomogło mi oglądanie telewizji i jakoś poszło. Potem zaliczyłam kurs, żeby nauczyć się poprawnej an-

Miałaś już swoje wystawy? W Anglii wystawa połączona jest ze sprzedażą obrazów. Czy udało Ci się coś sprzedać?

– Miałam kilka wystaw. I rzeczywiście sprzedaję moje prace. Na ostatniej wystawie sprzedałam prawie wszystkie. Cieszę się, kiedy idą one do ludzi. Nie żal mi się z nimi rozstawać. Wolę oddać obraz w prezencie, niż porzucić go gdzieś na strychu… Obraz żyje, kiedy ktoś go ogląda. Po codziennej pracy i zwiedzaniu świata od czasu do czasu, spokój odnajdujesz w swoim domu i ogrodzie. Mieszkasz w Westerham, w Kent. Skąd pomysł, żeby wyprowadzić się z Londynu i codziennie dojeżdżać do siedziby Scotland Yardu?

– To był pomysł mojego męża. To on chciał mieć własny dom. Ale ceny domów w Londynie są straszne, więc zaczęliśmy szukać poza miastem. Wzięłam dwa dni wolnego i wyruszyliśmy zaopatrzeni w listę domów z internetu. Mariusz musiał zawieźć obraz, który malował na zamówienie mieszkanki Westerham. I tak tam trafiliśmy. Nigdy nie przypuszczaliśmy, że stać nas będzie na dom w tak specyficznym miejscu. Panuje tam klimat arystokratycznej angielskiej prowincji. Piękne domy, kawiarenki, sklepiki i wspaniałe ogrody. Ale udało się, zamieszkaliśmy w Westerham i jesteśmy bardzo szczęśliwi. Wielu Polaków przyjeżdżających teraz do Wielkiej Brytanii na pewno zazdrości Ci tego, co osiągnęłaś. A ja wiem, że myślisz o powrocie do Polski. Dlaczego?

– Jeszcze nie teraz . Kiedyś marzyłam o wyjeździe i zamieszkaniu nad ciepłym morzem. Wolny zawód, śródziemnomorski luz, zieleń. Ma-


|15

nowy czas | 8 sierpnia 2008

reportaż riusz też o tym marzył, ale kupiliśmy dom w Kent i właściwie odnaleźliśmy swoje miejsce na ziemi. Po co więc szukać gdzie indziej. Na starość chcemy jednak być u siebie i nie odczuwać samotności, jeśli któreś z nas odejdzie. Oglądałam niedawno film o starszych ludziach, którzy spełnili swoje marzenie i osiedli w Hiszpanii. Kiedy umarła żona, mężczyzna siedział samotnie na plaży i patrzył w morze. Nie chcemy być samotni, chcemy być wśród swoich. Czego Ci w Anglii brakuje?

– Niczego. Jest mi tu po prostu dobrze. A co najbardziej cenisz u Brytyjczyków?

– Poczucie humoru. Oni potrafią śmiać się z siebie. Tolerancję. Pozwalają innym u siebie żyć. Akceptują ich, bez względu na kolor skóry, wyznanie, narodowość. Nie gapią się na siebie. A to mi np. przeszkadza w Polsce, gdzie ludzie się bez przerwy oglądają, nieżyczliwie mierzą. Teraz w Londynie jest wielu Polaków. Czy bywa, że jest Ci za nich czasami wstyd?

– Niestety tak. W prasie pojawiają się artykuły o niewłaściwym zachowaniu Polaków. Opinie pojedynczego dziennikarza zostają uogólnione i zaczyna się mówić o nas źle. Ale generalnie jesteśmy tu cenieni i szanowani. Jakich rad udzieliłabyś przyjeżdżającym do Anglii Polakom?

– Powinni pamiętać, że są tu gośćmi i muszą nauczyć się szanować obyczaje wszystkich Brytyjczyków. Nie wolno przenosić swoich uprzedzeń tutaj, gdzie jesteśmy mile widziani. Czasami słyszę z ust Polaków obraźliwe, rasistowskie teksty, np. że Murzyni mają się stąd wynosić do siebie. A to przecież oni są u siebie, żyją tu niekiedy od pokoleń, a my zjawiliśmy się niedawno. Mimo to jestem dumna z młodego pokolenia emigrantów. W 1981roku nie było nas wielu. Nasza emigracja była najgorsza, bo zostaliśmy tu dlatego, że w Polsce było źle. Należeliśmy do pokolenia, do którego dotarło, że Zachód nas sprzedał. To była inna ucieczka niż ta w czasie wojny. My byliśmy zakompleksieni, trochę jak dzieci, które uciekły od niekochających rodziców. Niby bojownicy „Solidarności”, ale bez walki o wolność, bo wyjechaliśmy za wcześnie. Zakosztowaliśmy kartek, ale to nie czyni z nas walczących opozycjonistów, którzy musieli opuścić kraj. Ogłoszono stan wojenny i zostaliśmy. A dzisiaj przyjeżdżają otwarci, żądni nowego życia, odważni ludzie. Muszą tylko szybko nauczyć się szanować tych, którzy tu żyją i miejsca, gdzie teraz sami chcą żyć. Co uznałabyś za swoje najważniejsze życiowe osiągnięcie?

Odpowiedź nie jest łatwa, ale już wiem. To, że dziesięć lat temu rzuciłam palenie i to, że teściowa ostatnio postraszyła policjanta moją wizytówką Scotland Yardu. No i na koniec wróciłyśmy do tej niezwykłej wizytówki… Dziękuję za rozmowę.

Wezwanie Michał Sędzikowski

Idę z dziewczyną przez zatłoczone centrum handlowe, gdy nagle przy moim pasku rozlega się wycie. Pager miga czerwonym światłem i wyje piskliwie. – Spotkamy się w domu! – krzyczę do niej i wybiegam. Ona wie, o co chodzi, bo nie od dziś ma chłopaka strażaka i przywykła do takich akcji. 3 minuty 59 sekund. Odliczanie się zaczęło. Wymijam w pełnym pędzie przechodniów, większość jednak schodzi mi z drogi, bo pisk dobywający się z mojego paska ma tę charakterystyczną nutę intuicyjnie nakazującą ludziom, by lepiej trzymali się z daleka. W biegu wskakuję na rower i jadę na złamanie karku. To jest ten najgorszy moment. Nie boję się wypadku w czasie akcji. Boję się, że się kiedyś zabiję jadąc rowerem do wezwania. Cztery minuty to jest wyzwanie, zwłaszcza jeśli się jest na przykład w środku zakupów, z dala od stacji. Dlatego rower dopasowałem sobie tak, by był bezpieczny i szybki jednocześnie. Dopasowałem tak wiele innych rzeczy w moim życiu. Dzięki temu, jeśli startuję z domu, jestem prawie zawsze pierwszy. Tym razem jednak ktoś jest już przede mną, bo widzę, że kolega ładuje się do wozu. Wbiegam do szatni, w jedną rękę chwytam buty ze spodniami, w drugą worek z hełmem, koszulką i rękawicami, pod pachę kurtkę. Nie ma czasu na ubieranie, to się robi w wozie podczas jazdy. I rzeczywiście jest to jazda, gdy czterech zdyszanych facetów na tylnym siedzeniu wskakuje w swój ekwipunek. Wóz zakręca tak gwałtownie, że rzuca nami po ścianach, a nasz sprzęt lata dookoła. Z rękoma uwięzionymi w rękawach kurtki, zapieram się nogami o przednią półściankę, żeby utrzymać się w siedzeniu. Wtedy wpadamy jednym kołem na wysepkę, wóz podskakuje efektownie wywołując serię okrzyków i wybuchów śmiechu, a Jemmy gubi swój hełm. Jakiś czas szuka go w panice, sprawdza nawet, czy nie wpadł na moją głowę, ale zapewniam, że to mój i sam go sobie założyłem. Rozumiem jego pa-

nikę, bo to straszna siara wylecieć na miejsce wezwania bez hełmu, po czym biegać do zajętych dowódców i tłumaczyć, że w drodze z szatni do wozu zgubiło się hełm. W końcu jednak oddycha z ulgą, gdy znajduje go między drzwiami a schodkami. Jeszcze minuta i wyskakujemy z wozu zwarci i gotowi i… okazuje się, że był to fałszywy alarm. Już trzeci dzisiaj. W hotelowym ogródku trwa bankiet. Zachodzące słońce miło przygrzewa, dzieci się bawią. Dowódca grupy idzie wraz z jednym z nas spotkać się z kierownictwem hotelu i znaleźć przyczynę nieporozumienia, a my gadamy o dupie maryni, czując, jak spływa po nas pot i uchodzi adrenalina. Formalności zostają załatwione. Siadamy wszyscy na swoich miejscach, gdy rozlega się dźwięk z radia: – Sierra Tango potwierdź swoją dostępność. – Potwierdzam – odpowiada crew manager. – Więc migiem na Oxford Avenue, do RTS, było tam zderzenie czołowe, są ofiary. – Przyjąłem, jedziemy na Oxford Avenue – odpowiada i ruszamy znowu na sygnale. RTC czyli Road Traffic Collision! Moje pierwsze wezwanie do wypadku. Wierzcie albo nie, ale jeśli chodzi o poziom stresu, pożar to przechadzka po parku w porównaniu z wypadkiem drogowym. Po pierwsze, myślę, że to przez całe to szaleństwo pod tytułem Health and Safety. Zaczyna się ono już w wozie, kiedy musimy pod grube rękawice założyć jeszcze jedne – chirurgiczne. Do hełmów musimy dołączyć maski przeciwpyłowe, a na kurtki założyć kamizelki odblaskowe. Jest więc gorący i parny wieczór, jakieś 20 stopni. My mamy na sobie z dziesięć kilo ekwipunku doskonale izolującego ciepło w dwie strony. Koszmaru dopełniają owe maski, które utrudniają chłodzenie organizmu wdychanym powietrzem. Drugi powód stresu jest taki, że RTC zdarzają się naprawdę rzadko w porównaniu do innych wezwań, a jesteśmy do tego bardzo szczegółowo i często przygotowywani. Każdy więc chce się wykazać, ale jednocześnie każdy żółtodziób ma stres, żeby nie wdepnąć Health and Safety na odcisk. Pot dosłownie zalewa mi oczy już w momencie, gdy biegniemy z podstawowym sprzętem w pobliże kolizji. Ogar-

niam wzrokiem sytuację. Dwa samochody kompletnie skasowane. Jedna osoba, kobieta, leży na chodniku. Jest więc poza naszą „jurysdykcją,” w rękach sanitariuszy. Nas interesuje gość w samochodzie. Nieprzytomny. Skład, który przybył przed nami, już zaczął akcję. Za plecami nieprzytomnego siedzi sanitariusz i trzyma prosto jego głowę, aby umożliwić oddychanie i chronić kręgosłup. Inny świeci my latarką w oko, by sprawdzić, czy jeszcze żyje. Reflektory są właśnie rozstawiane. Policja, pogotowie, strażacy, kamerzysta z BBC, gapie – jest naprawdę tłoczno. A to mój pierwszy RTC. Nie martwię się, że zrobię coś naprawdę głupiego. Po prostu jakoś w tej sprawie sobie ufam. Martwię się, że jako najmniej doświadczony w tym całym tłumie mogę się nie przydać, a nawet przeszkadzać. Póki co, biegam ze sprzętem i rozkładam go na specjalnej macie, więc nie jest źle. Przypomina mi się, że w akademii mówili nam, że jako retain (strażacy na wezwanie), a w dodatku początkujący, jeszcze długo nie będziemy dopuszczeni do strefy dwóch metrów wokół pojazdu z rannymi. Ledwo rzuciliśmy na ziemię bloki stabilizujące. Hitman rzuca okiem na wrak. – Stabilizacja – mówi do mnie. Fakt. Jeszcze nikt nie ustabilizował wozu i wygląda na to, że nikt się nie kwapi. Łapiemy bloki i najzwyczajniej w świecie wbiegamy w strefę dwóch metrów. – Na trzy! – krzyczy do mnie Hitman po drugiej stronie. Robiliśmy to wiele razy podczas ćwiczeń, właśnie dla tego momentu. Momentu, który zdarza się co najwyżej raz na pół roku. Pociągnęliśmy za sznurki. Mój blok zaskoczył, Hitmana nie. Podleciał jeden z dowodzących i nas skrytykował, że nie współpracujemy. Współpracowaliśmy, to była zwykła złośliwość przedmiotów martwych. Natychmiast podbiegła inna dwójka i poprawiła po nas robotę. Widzę, że do akcji wchodzą piły i wielkie nożyce hydrauliczne, więc skromnie biorę do ręki plastikową tarczę, aby móc osłonić ofiarę. Okazuje się, że za szybko, bo zanim chłopaki doszli do ładu z całym tym sprzętem, to postałem sobie z tą tarczą jak strach na wróble. Potem ktoś mnie zawołał, abym potrzymał nożyce. Zapomniałem, jakie są ciężkie i w pierwszej chwili prawie mnie przygięło do ziemi. – Gogle – krzyczy dowódca. Te gogle w nocy to naprawdę gwóźdź do trumny dynamicznej akcji. Opuszczam

wewnętrzną szybę hełmu, która natychmiast zaparowuje i zaraz świat mi się rozmywa w smugach reflektorów. Patrzę na zawiasy drzwi, które powinny zostać rozcięte nożycami i cieszę się, że nie będę musiał tym razem robić tego osobiście, bo nie miałbym pewności, czy w tych warunkach bym w ogóle w nie trafił. Oddałem nożyce komuś bardziej doświadczonemu i robiłem dalej za stojak, trzymając płócienną płachtę, oddzielającą ofiarę od naszego miejsca pracy. Próbowałem zapiąć tę kurtynę na klamrę, będącą już w użyciu, ale złośliwe dziadostwo nie chciało się odpiąć. Na sto procent był na to jakiś trick. Uczono mnie, jak się obchodzić z dziesiątkami tych wszystkich przedmiotów, ale nie nauczono, co się robi z głupią klamrą, której jakiś cwaniak wymyślił jeszcze cwańszy spust. Podniosłem wewnętrzna szybę w hełmie, po której pływały już krople mojego potu, żeby zbadać mechanizm. – Gogle! – rozległ się natychmiast krzyk dowodzącego akcją. Opuściłem je na powrót i jeszcze raz w duchu przekląłem szaleństwo Health and Safety. Na szczęście zaraz przyszedł Green Watch manager i poskromił upartą klamrę. Bardzo chciał przy tym żebyśmy my, retains, zebrali jak najwięcej doświadczenia, więc przez cały czas podchodził do każdego z nas i tłumaczył, co się za chwilę będzie działo tudzież robił, co mógł, żeby zlecać nam drobne zadania. Potem wspólnymi siłami zdjęliśmy odcięty dach i zabraliśmy się do wyciągania rannego. Zauważyłem, że w międzyczasie zsunęła mu się maska tlenowa. W pierwszym odruchu chciałem mu ją założyć, ale rozmyśliłem się, sterroryzowany przepisami bezpieczeństwa, które z pewnością miały coś do powiedzenia a propos zakładania zsuwających się masek tlenowych. W celu wyciągnięcia rannego obsiedliśmy wrak jak mrówki padłego żuka, przy czym zostałem wykorzystany jako jednostka mobilna, pomagając to z tyłu, to z przodu. I to był koniec akcji. * Dwa dni później przeczytałem o kurdyjskich terrorystach, którzy zmasakrowali dziesiątki ludzi bombą zastawioną w europejskiej części Istambułu. I o Al-kaidzie w Iraku, która wysłała kobiety na imprezę Kurdów oraz na pielgrzymkę szyitów z bombami pod tymi swoimi szatami. Sprytnie! Amerykańskie i europejskie patrole nie będą przecież zaglądać im pod kiecki z uwagi na szacunek dla ich religii i prywatności. Ogromna liczba zaangażowanych patroli i helikopterów na nic się nie zdała. Znowu dziesiątki zabitych i setki rannych. Tak wielu ludzi jest potrzebnych, by dać szansę przeżycia jednemu i tylko jeden, by odebrać ją setkom. Hampshire Fire And Rescue Service poszukuje ochotników (kobiet i mężczyzn) i do pracy na wezwanie. Jeśli jesteś zainteresowany/na zasięgnij informacji w najbliższej stacji pożarnej bądź zadzwoń do kwatery główne: 02380644000 Jeśli jesteś z Southampton zadzwoń pod numer: 02380333254, a jeśli chcesz rozmawiać po polsku: 07525744888


16|

8 sierpnia | 2008nowy czas

reportaż

Nocne życie młodego Hiszpana deser i mocna mała kawa, zwana tu cortado, w praktyce jest to małe espresso z mlekiem. Na deser tradycyjnie wybieramy crema catalana, czyli pudding na zimno. Silvia w tym czasie zmienia dres na dżinsy i zakłada zwykły T-shirt. Trochę mnie to zaskakuje, bo ja w tych butach na obcasie..., ale czekam na dalszy rozwój sytuacji bez komentarza.

Małgorzata Białecka

Barcelona. Spacer nocą. A jeśli nocą, to obowiązkowo po klubach i barcelońskich dyskotekach. Że nie wygląda to typowo, przekonałam się osobiście, podążając za parą Katalończyków...

godz. 24.00 Opuszczamy w końcu mieszkanie przy Sagrada Familia na granicy dzielnic Eixample i Gracia i metrem jedziemy w okolice wybrzeża, wysiadamy jednak w sercu najbardziej znanej ulicy w mieście – na Rambla (stacja metra Pl. Catalunya lub Liceu). Żeby poczuć atmosferę fiesty w Barcelonie trzeba przejść się w środku nocy przez serce miasta. Ulica La Rambla ciągnie się przez całą długość dzielnicy Ciutat Vella, której centralną częścią jest tzw. Barri Gótic – kompleks najbardziej zabytkowych budynków miasta z okresu średniowiecza. Atmosfera, jaka tam panuje sprawia, że czuję się już oszołomiona, jak po wypiciu cava – tradycyjnej odmiany tutejszego szampana. – A to dopiero początek – wtrąca Silvia. Na ulicy jest tyle ludzi, że czasami trudno nam przejść. Ta część miasta to jednak królestwo turystów. Mieszają się tu języki z całego świata. Mieszkańcy Barcelony przemykają wśród tej mieszanki, by wsiąknąć w dzielnice bardziej swojskie. W powietrzu unoszą się zapachy potraw z restauracji i barów, których są tu setki. Od czasu do czasu dociera do mnie zapach różnych używek. Pytam, czy w okolicy jest dużo policji. Jose odpowiada, że zapewne tak, choć miasto nocą nie uchodzi za bardziej niebezpieczne niż w dzień. Prawo w Hiszpanii dopuszcza uprawę jednej bądź dwóch doniczek marihuany, jednak wyłącznie na własnym balkonie, nie można też palić tej używki poza własnym mieszkaniem. Posiadanie i handel narkotykiem jest zabroniony.

godz. 21.00 (piątek) Z podniecenia wypada mi z rąk szminka. Wychodzę. Dostałam zaproszenie na nocny rajd po hiszpańskich knajpach i dyskotekach w Barcelonie. Chcę się jakoś fajniej ubrać i umalować, ale mam wrażenie, że jestem już spóźniona. Wkładam najnowszą bluzkę z dekoltem, do tego dość ostry makijaż, buty na wysokim obcasie. Moimi przewodnikami tej nocy mają być Jose i Silvia – bywalcy tutejszych klubów. W metrze poprawiam włosy, ludzie lekko mi się przyglądają, siłą rzeczy widać od razu, że jestem cudzoziemką. Po pierwsze jasna karnacja, włosy – co prawda ciemny blond, ale zawsze blond. I ten makijaż – teraz widzę, że tu młode kobiety (18-25 lat) jedynie w telewizji tak się malują. Na ulicach panuje zasada: wszystko co na siebie włożysz jest modne (przynajmniej dla ciebie). Dla wielu osób godzina dziewiąta w tym ogromnym i fascynującym mieście to godzina powrotu z pracy. Metro jest więc zapchane. Inni jadą na kolację, wysypują się z metra na główne place w mieście, by w końcu znaleźć jeszcze jakąś niezajętą w całości restaurację i zjeść coś, jak zwykle, dość tradycyjnego. Miasto od tej pory przez kilka kolejnych godzin wprost wrze. Wszelkie miejsca publiczne są bardziej zatłoczone niż w południe. Nie tylko trudno znaleźć wolny stolik w tym tłumie, ale w ogóle trudno się tu znaleźć. W końcu docieram na ulicę, gdzie mieszka Jose.

godz. 22.00 Wchodzę do mieszkania znajomych w oczekiwaniu, że zaraz wyjdziemy i ruszymy w miasto. Jak wielkie jest moje zdziwienie gdy okazuje się, że obydwoje zajęci są... gotowaniem. Nie, nie wychodzimy z mieszkania przez kolejne ponad dwie godziny! Hiszpanie przywiązują ogromną wagę do spożywania posiłków i do gotowania. Jedzą zawsze własne tradycyjne potrawy, do których należą tortilla, escudelli czy paella. Nawet ludzie bardzo młodzi nie wychodzą w piątkową czy sobotnią noc bez wcześniejszego ustalenia gdzie i co zjedzą. Jedną z opcji jest kolacja w restauracji, jednak z uwagi na ogromne w tym czasie tłumy w restauracjach, młodzi ludzie często umawiają się w domach na przygotowywane przez siebie kolacje. Gotowanie jest czynnością świętą i zarówno mężczyźni, jak i kobiety często chwalą się przyrządzonymi przez siebie potrawami. Późna pora jedzenia kolacji wynika

godz. 1.00 (SobotA)

›› Hiszpanie zanim ruszą do dyskotek, które nie startują wcześniej niż ok. drugiej lub trzeciej w nocy, uderzają najpierw na piwo lub coś mocniejszego

z odmiennych niż w innych krajach Europy godzin pracy. Hiszpanie pracują zwykle do godziny trzynastej, następnie mają dwu- lub trzygodzinną sjestę na posiłek i odpoczynek, po czym pracują kolejne cztery bądź pięć godzin. Wracają więc późnym wieczorem do swoich domów i spożywają kolację gdzieś około godziny dwudziestej drugiej.

godz. 23.00 Po dodaniu do ryżu w określonej kolejności takich składników jak: czosnek, dojrzałe pomidory, oliwa z oliwek, kawałki kurczaka, groch i langusta, ostatni składnik napawa mnie lekkim przerażeniem – to wydzielina kałamarnic, czyli atrament, w tym wypadku jadalny. Nadaje potrawie czarny kolor. Całość, niczym danie z opowieści o czarownicach, ozdabia się owocami morza, czyli ostrygami, homarami i małżami.

To tradycyjna potrawa hiszpańska. Zasiadamy do stołu, na którym stoi już butelka tradycyjnego katalońskiego wina. Nie mogę się nadziwić, że dwudziestoparoletni ludzie przywiązują tak ogromną wagę do spożywania posiłków. Jak mi tłumaczą, w Hiszpanii rodzisz się i kształtujesz w oparciu o zasadę „żyjesz, żeby jeść, jesz, żeby żyć”. Czas spożywania posiłków jest więc święty, niezależnie od wieku. W czasie jedzenia dużo rozmawiamy – to kolejna zasada, której należy przestrzegać. Posiłek to czas rozmowy, w związku z tym trwa czasami wiele godzin. Nie rozmawiamy o polityce, problemach, czyli na tematy poważne. Nie, to nie na miejscu, rozmawiamy o tym, co sprzyja dobrej atmosferze i wprawianiu się w dobry nastrój przed czekającą nas nocą. Naszą kolację kończy obowiązkowy

W jedną noc nie zdążę zobaczyć wszystkich miejsc, do których się tu chodzi. Topografia nocnego życia maluje się następująco: typowe hiszpańskie studenckie dyskoteki znajdują się z dala od wybrzeża, w dzielnicach Eixample i Gràcia. Co ciekawsze miejsca, które warto znać, usytuowały się w okolicach stacji metra Les Corts, czyli w pobliżu miasteczka uniwersyteckiego i stadionu F.C. Barcelona. Plotka, że można tam czasami zobaczyć samego Ronaldinio (!), rozchodzi się po mieście z prędkością światła. Zwłaszcza gdy tutejszy bóg futbolu tańczy do brazylijskich rytmów w takich miejscach jak Sala Bikini (www.bikinibcn.com). Przy Placu Real rozkładają się piknikujące w ciepłą noc tłumy. Mijając balkony kamienic niejednokrotnie można zostać zaproszonym przez samych mieszkańców i ich gości na prywatne party w domu. Szokuje mnie otwartość i szybkość, z jaką zawiera się tu znajomości. Miasto zdaje się nigdy nie spać, nie mówiąc już, że tradycyjne godziny

ciszy nocnej są tu tak egzotyczne jak śnieg. Przedzierając się przez tę mezklę ludzi, języków i muzyki docieramy w końcu do Poblenou – miejsca, gdzie niezliczone puby czy bary oddzielone są zaledwie jedną ścianą.

godz. 2.00 W tego typu pubach, szczególnie w Poblenou można tańczyć, jednak jest za wcześnie na tańce. Hiszpanie zanim ruszą do dyskotek, które nie startują wcześniej niż ok. drugiej lub trzeciej w nocy, uderzają najpierw na piwo lub coś mocniejszego do pubu. Ledwo wciskamy się w zapchaną już przestrzeń. Z ostatnim metrem przybywa coraz więcej ludzi, jednak zawsze znajdzie się jeszcze jakiś wolny taboret, wyciągnięty z końca sali spod stołu, by każdy mógł tu przycupnąć. Zamawiamy dzbanek sangrii, którą podaje się tu z owocami. Silvia mówi mi, że jest jeszcze za wcześnie na wejście do dyskoteki, pewnie nie ma tam póki co nikogo. Ludzie schodzą się do dyskotek w momencie zamykania pubów czyli około trzeciej nad ranem. My ruszymy do tych przy ul. Almogàvers (stacja Marina), bo są ciekawe architektonicznie i przerobione ze starych fabryk. Z ważniejszych adresów radzi mi zapamiętać dyskotekę Razzmatazz (www.salarazzmatazz.com), w której odbywają się koncerty. Nie jest tanio (12-15 euro), ale odbywające się tam imprezy podobno długo się pamięta.

godz. 3.00 Pora w końcu, żeby przenieść się do dyskoteki. Muszę się zdecydować na jakąś muzykę. Do wyboru mamy pop, hip hop, rock i latino disco. Wejście jest płatne, więc najlepiej od początku mieć ustalone preferencje, jak powiada Jose. Wybieram latino disco, bo wydaje mi się najbardziej adekwatne na zakończenie tej nocnej przygody. W dyskotece wraz z wybiciem godziny trzeciej, jak za dotknięciem różdżki tłum wprost pęcznieje, w jednej chwili parkiet jest pełen. W tańcu dominuje salsa lub jej odmiana. Zaskakuje mnie, że mężczyźni ruszają się do rytmu i śmiało schodzą na parkiet nawet bez partnerek. Jest ich więcej niż tańczących kobiet. Białe dodatki lub części ubrania odbijają się fluorescencyjnie od światła. Tu też mamy mieszankę z całego świata, szczególnie z Amerykę Południową. Śmiało można wyróżnić Brazylijczyków – rytm mają we krwi. Trudno mi pozostać już tylko obserwatorem. W tym tańcu nie ma znaczenia znajomość języka czy pochodzenie.

godz. 4.00-5.00 Być w Barcelonie i nie przeżyć jednej nocnej fiesty to jak być tu i nie zobaczyć budynków Gaudiego. Z szumem w uszach i lekkim zefirkiem w głowie czekamy na pierwsze metro, żeby wrócić do domu i spać, spać, spać... Przed oczami mam jeszcze wirujący, kolorowy tłum. Jose i Silvia patrzą na mnie z uśmiechem – po trzecim czy czwartym razie mówią: – Rano wypijesz mocną kawę i będziesz mogła na ósmą pójść od razu do pracy. Nie wierzę! – Ależ tak, fiesty przecież nie odbywają się wyłącznie w weekendy!


|17

nowy czas | 8 sierpnia 2008

moim zdaniem

Michał Sędzikowski

Czas hołoty „Patrz idioto na ten rachunek! Co ty, biernie kopulujący damski organie rozrodczy, czytać nie potrafisz?! Dawaj pieniądze albo kopulacja, zabiję cię jak skończysz pracę, o ty, który nie wahasz się uprawiać seksu ze swoją matką!” Nie jest to może najlepszy przekład języka angielskiej ulicy na język prasowy, ale menel, wydzierający się na kasjera supermarketu, nie miał żadnych zahamowań, jeśli chodzi o sianie publicznego zgorszenia, a ja mam, wybaczcie więc państwo pokraczność tłumaczenia. Kasjer był twardy w swoim postanowieniu i grzecznie tłumaczył „klientowi”, że nie jest to właściwy rachunek, więc nie może mu zwrócić pieniędzy. W końcu zdecydował się wezwać ochronę. Wraz z ochroną, niestety, wkroczył do akcji manager, który na oczach osłupiałych klientów upokorzył swojego pracownika, refundując awanturnikowi zakup. Żul, z triumfem na twarzy, poruszył jeszcze kilka razy kwestie płciowe w kontekście kretynizmu kasjerów, przypomniał nieszczęśnikowi, że po pracy go zabije i odszedł w chwale. Sytuacja w sklepie zdaje się być ilustracją najważniejszego problemu zachodniej Europy – uległości wobec chamstwa i agresji. Przy czym chamstwo dawno wyszło tutaj poza obyczajowy poziom ulicy i przystrajając się w szaty równouprawnionego obywatela, weszło w wymiar polityki. Czy komuś z Was, Drodzy Czytelnicy, zdarzyło się pójść na policję ze skargą, że w Ramadan odpala się po nocach petardy? Albo, jeśli zaliczacie się do płci przeciwnej, że wyznawcy niektórych religii zwracają się do was jak do panienek lekkich obyczajów, tylko dlatego, że nie zasłaniacie twarzy? Czy ktoś z Was poszedł kiedyś ze skargą, że obraża go kształt półksiężyca na niektórych budowlach? Jeśli macie odrobinę społecznego instynktu, to nie zrobiliście żadnej z wymienionych rzeczy, ponieważ z góry potraktowano by was jak faszystów czyniących zamach na prawa mniejszości. Coś takiego, jak zamach na prawa większości zapewne nie mieści się w głowach speców od politycznej poprawności i równouprawnienia. W ich systemie wartości równania są równaniami tylko o tyle, o ile czytane są we właściwą stronę. Dlaczego szkocka policja musiała przepraszać pewne mniejszości za to, że umieściła na plakacie z numerami alarmowymi zdjęcie małego pieska? Ponieważ piesek to zwierzę nieczyste, o wy (!) biernie kopulujący, idioci! Dlaczego w Southampton w centrum handlowym musieliśmy ściągać dekorację świąteczną i przepraszać urażonych emigrantów z Bliskiego Wschodu? Przecież Anglicy powinni wiedzieć, że święta Bożego Narodzenia obrażają przyjezdnych, bo kojarzą im się za bardzo z chrześcijanami. A zobaczyć symbole chrześcijańskie w Europie to przecież dla porządnego człowieka jak w pysk dostać! Tu nie chodzi nawet o totalną naiwność ludzi, którzy w swym zaślepieniu niesienia pomocy mniejszościom narodowym i religijnym oraz niedojdom własnej rasy, uczynili z owych grup społecznych wrzeszczących terrorystów ulicznych. Nie o gest humanitarnego durnia tu chodzi, który wpuści do rodzinnego domu trędowatych, nie bacząc na swoje własne zdrowe potomstwo. Tu chodzi o prymitywny, paraliżujący strach przed agresją. Ten sam strach, który na scenie politycznej każe Europie udawać, że na trybunach Pekinu deszcz pada, kiedy tam pluje się na jej wartości. Ten sam, który sparaliżował zachodnich polityków w 1936 roku na olimpiadzie w Berlinie. Pod jego wpływem dzisiaj mnożą się ustawy i prawa, których konsekwencją

jest to, iż im bardziej jesteś nowoczesnym Europejczykiem, ceniącym dialog i dobre obyczaje, tym masz mniejsze szanse na wyegzekwowanie swoich praw w sądzie, pracy, szkole, urzędzie, sklepie. Syta Europa Zachodnia przypomina wykastrowanego spasłego lwa, którego podgryzają różnorakie wrzaskliwe szakale i albo zeżrą go ze szczętem, albo raz on dostanie szału i sam rozpocznie dzieło terroru. Bo czy rzeczywiście pokolenia Europejczyków budowały naszą kulturę przez prawie dwadzieścia wieków, żeby w niecałe pół wieku uczynić z niej papierowe dekoracje, za którymi stoją przestraszeni i zidiocieli do reszty biurokraci?

Przez politykę socjalną oraz politykę mieszania substancji wzajemnie się żrących, Europa stoi przed nieciekawym rozdrożem: albo stanie się Unią Krajów Koranicznych albo, poprzez gest rozpaczliwej samoobrony, zbiorem państw zamkniętych, skrajnie konserwatywnych, może nawet faszystowskich. Znajdą się zapewne jeszcze gorsze wyjścia oraz odcienie dwóch wymienionych. Czy jednak istnieje sposób na koegzystencję wartości skrajnie odmiennych, czy produktem końcowym, wyciekającym z owego tygla społecznej alchemii, może być coś poza agresją? Na przykład Arkadia ludzi skrajnie różnych, miłujących różnych Bogów

i siebie nawzajem, rozpieszczonych do szaleństwa i zarazem społecznie dojrzałych, trzymających się w szczelnie pozamykanych grupach i przyjaźnie machających do siebie rękoma, świętujących wspólnie przy choince z półksiężycem zatkniętym na czubku? Widzisz to Drogi Czytelniku? Bo ja nie. Niegdyś przeprowadzono eksperyment polegający na pokazywaniu paroletnim dzieciom trzech fotografii: dziecka białego, czarnego i żółtego, i pytano, z którym z nich chciałyby się bawić? Wszystkie dzieci wybierały nieodmiennie przedstawicieli własnej rasy. Czy do śmierci będą rasistami, czy po prostu mieli pecha urodzić się ludźmi?

PRAWA

PRACOWNICZE MAJĄ PAŃSTWO PRAWO DO: Umowy na piśmie Wynagrodzenia nie niższego niż płaca minimalna Uczciwych i zgodnych z prawem potrąceń uwidocznionych na pasku wypłaty 4 tygodni płatnego urlopu Bezpiecznego i zgodnego z prawem zakwaterowania Bezpiecznego i zgodnego z prawem transportu Bezpieczeństwa w miejscu pracy Uczciwego i godnego traktowania

0800 555 111 GLA 0845 602 5020 Crimestoppers

email: enquiries@gla.gsi.gov.uk www.gla.gov.uk

Prosimy o kontakt z nami, jeśli nie mogą Państwo odhaczyć wszystkich punktów listy. Zachodzi obawa, że pracodawca Państwa wykorzystuje. Pomożemy w dokonaniu zmian w Państwa miejscu pracy.


18|

8 sierpnia 2008 | nowy czas

kultura

świat kulturalnie Recitalem francuskiej pianistki Brigitte Engerer i rosyjskiego pianisty Borisa Berezovsky'ego rozpoczął się 1 sierpnia w Dusznikach Zdroju 63. Międzynarodowy Festiwal Chopinowski. Minął 45. Tydzień Kultury Beskidzkiej (TKB), jedna z największych imprez folklorystycznych w Europie. Telewizja BBC rozpoczęła emisję 4-odcinkowego serialu pokazującego okres panowania Saddama Husajna. „House of Saddam”, którego scenariusz napisali Stephen Butchard i Alex Holmes (równocześnie reżyser filmu), jest koprodukcją BBC i HBO. Order Krzyża Terra Mariana – estońskie odznaczenie przyznawane obcokrajowcom za zasługi dla Estonii – otrzymał w Belwederze Andrzej Wajda. „Całe morze budowania. Wrocławska architektura 1945-1989” to tytuł wystawy, którą można oglądać na pl. Solnym we Wrocławiu. Zaprezentowano zdjęcia 30 wrocławskich budynków i obiektów z tamtego okresu. Ponad 170 filmów, spotkania z aktorami, reżyserami, pisarzami oraz koncerty składają się na program Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi”, który 2 sierpnia rozpoczął się w Kazimierzu Dolnym i sąsiednim Janowcu nad Wisłą Włoscy muzealnicy i historycy sztuki protestują przeciwko ocenzurowaniu obrazu, wiszącego w sali konferencji prasowych w kancelarii premiera – pisze „La Repubblica”. Na kopii dzieła barokowego malarza Giambattisty Tiepolo „Prawda odsłonięta przez czas” domalowano kawałek materiału na piersi kobiety. Powodem tej „poprawki” było to, że naga pierś pojawiała się zawsze w telewizyjnych relacjach z konferencji premiera Berlusconiego i to tuż nad jego głową. „Jesienią ukaże się box „Scena to dziwna... 1980 – 2001”, dokumentujący artystyczną działalność Jacka Kaczmarskiego. Wydawnictwo będzie składać się z pięciu krążków DVD. Materiał ukaże się dzięki Metal Mind Productions. Już 1,3 mln fanów Iron Maiden obejrzało w tym roku koncert „Somewhere Back In Time”. W czwartek na Stadionie Gwardii wysłuchało go kolejne 25 tys. Takie czasy: 14 mln dolarów za prawa do zdjęć dzieci Angeliny Jolie i Brada Pitta zapłaciły wspólnie, według nieoficjalnych informacji, dwie gazety: amerykański magazyn „People” i brytyjski tabloid „Hello!”.

Magia festiwalu The Big Chill Anna Gałandzij

The Big Chill spośród wielu letnich festiwali wyróżnia się bogactwem alternatywnych produkcji muzycznych, wizualną zabawą i intelektualną kontemplacją. Impreza, promująca nowe brzmienia elektroniki, została stworzona w imię poprawy ducha naszych czasów. 1 sierpnia w malowniczej scenerii Eastnor Castle Deer Park w hrabstwie Herefordshire rozpoczął się trzydniowy festiwal The Big Chill. Na dwóch scenach i pod siedmioma namiotami dziesiątki DJ-ów eksploatowało i krzyżowało

różnorodne style muzyczne. Królowalli DJ Vadim i Tom Middleton, Asian Dub Foundation Sound System poszerzali świadomość, a The Orb (ojcowie ambientu) i Thievery Corporation otwierali wrota kosmosu. Wśród nowości, John Metcalfe (producent współpracujący m.in. z Blur i The Pretenders) czarował solówkami na skrzypcach elektrycznych a Lykke Li hipnotyzowała krystalicznie czystym głosem. Tegoroczny festiwal z pewnością przyciągnął występami dwóch autorytetów, których wpływ na muzykę współczesną jest niezaprzeczalny. Leonard Cohen, wielki bard naszych czasów, ocieplił dusze prawie trzydziestotysięcznego tłumu klasykami: „Suzanne”, „Halleluja”, „Ain’t No Cure for Love” a folkowym powiewem „So Long, Marianne” przywiódł łzy nostalgii na twarze wielu pań tłumnie prących pod scenę; pań, kóre mogłyby być moimi mamami. Mimo swego festiwalowego debiutu, Cohen subtelnie pogłębił wszechobecną magię The Big Chill. W czasie gdy jego absorbujący uczucia i zmysły wokal wygasał, ko-

smita Lee „Scratch” Perry wylądował w namiocie Media Mix z kompletem pędzli i farb w ręku. Przy dubbowych echach Adama Sherwooda z niezawodną dozą humoru naznaczał swoje wizje popisami malarskimi. Mimo iż muzyka jest nadrzędną ideą festiwalu, The Big Chill przyciąga szeroką ofertą artystyczną – zastanawia poezją, śmieszy kabaretem, ciekawi kinem offowym, dzieci zabawia projektami interaktywnymi, stawia wyzwania pokazami wizualnymi czy wspólnymi śpiewami nad jeziorem. Atmosfera luzu i serdeczności, z których festiwal ten słynie, świadczy o tym, iż nie potrzeba wielkiej promocji, by znaleźć wierne grono odbiorców. Drobne plotki i szemrania o magicznej sile The Big Chill przyciągnęły w tym roku po raz kolejny 35-tysięczny tłum. Pomysł na The Big Chill w obecnym formacie zrodził się czternaście lat temu, kiedy DJ Pete Lawrence zorganizował pod jednym dachem festiwal dance, kóremu towarzyszyła fuzja artstycznych wizualizacji. Jak mówi Katrina Lurkin, partnerka Pete’a i

współzałożycielka The Big Chill: „Projekt Pete’a pchnął pojęcie imprezy tanecznej w nowy wymiar i dał nam dużo do myślenia. Chcieliśmy stworzyć unikatowe doświadczenie, które łączyłoby w sobie muzykę i obraz, technologię i dziką naturę, relaks i społeczne zaangażowanie”. Przez te wszystkie lata twórcy festiwalu konsekwentnie dążyli do realizacji swoich pierwotnych zamierzeń. W doborze artystów Lurkin kieruje się własnym smakiem muzycznym promując akty od klasyki po hip hop, od folku po ambient. W 1996 roku opiniotwórczy magazyn muzyczny Melody Maker nazwał imprezę „pełną mesjaszy nowej muzyki”. Lurkin potwierdza: „To my jako pierwsi wyeksponowaliśmy na większą skalę artystów o globalnej dziś sławie, jak Gotan Project, Goldfrapp, Amy Winehouse czy Tom Middleton”. Komentując sukces swojej imprezy, Lurkin obwołuje The Big Chill mini wakacjami, nową formą kultury celebrującą życie. Miejmy nadzieję, że nowo zdobyta popularność festiwalu nie zaszkodzi jego wciąż żywej magii.

Bracia Quay nakręcą film o Janie Potockim Stephen i Timothy Quay znani są polskim miłośnikom X muzy przede wszystkim z animowanej adaptacji opowiadania Brunona Schulza „Ulica krokodyli”. Teraz pracują nad fabularnym filmem o autorze „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Ich nowe dzieło będzie nosić tytuł: „Inventarium

śladów”. Zdjęcia zostaną nakręcone na zamku w Łańcucie. Jeden z najpiękniejszych polskich zamków bracia zwiedzili w ubiegłym roku przy okazji Łańcuckich Spotkań z Animacją, których byli gośćmi. Wybór tego właśnie miejsca nie jest przypadkowy również z tego względu, iż Jan Potoc-

ki właśnie w teatrze na zamku w Łańcucie wystawił po raz pierwszy swoje „Parady”. Był zięciem księżnej Izabeli Lubomirskiej, spadkobierczyni znakomitej posiadłości nabytej przez Stanisława Lubomirskiego w 1629 roku. O swoich fascynacjach środkowoeuropejskich bracia Quay opowiadali w

jednym z wywiadów:„ (...) Europa, zwłaszcza Środkowa, to głęboka tajemnica. Macie tu miasta, które tej tajemnicy strzegą do dziś. W Ameryce jest inaczej – wszystko jest zaplanowane i dokładnie ustalone, miasta są przewidywalne. A w Pradze czy w Krakowie można się zagubić w tej atmosferze.


|19

nowy czas | 8 sierpnia 2008

kultura

Kronika wypadków naukowych Nakładem Oficyny Wydawniczej RYTM ukazała się „Najnowsza historia Instytutu Józefa Piłsudskiego w Londynie 1997-2007”. Kronikarką stała się Anna Maria z Ludwikowskich Stefanicka, która w Instytucie pracuje od dziesięciu lat, zna więc działalność tej placówki, jak to się zwykło mówić, od podszewki. Na okładce książki napisano: „Opowieść o niezwykłej instytucji: Instytucie Józefa Piłsudskiego w Londynie i związanych z nim osobach od lat, ofiarnie i bezinteresownie, utrwalających pamięć o Pierwszym Marszałku Polski (...)”. Opowieść to jednak nie to samo co kronika. Od kroniki wymaga się faktograficznej i chronologicznej rzetelności. Musi być bogata w warstwie informacyjnej, można wybaczyć jej niedostatek anegdoty i humoru, bo te są domeną opowieści. Lubimy je czytać, bo nasze myśli mogą wtedy poszybować z dala od ułomności otoczenia,

notebook: Seria z tygr ysem Justyna Daniluk

jeśli jednak pozbawione są atmosfery, lądują na wysypisku zapomnienia. Historii londyńskiego Instytutu to jednak nie grozi. Książka nie jest bo-

„Wielkanoc z tygrysem”, nowa książka Darka Foksa jest propozycją niby kryminalną, a jednak mogłaby mieć pretensje do czegoś więcej. Ja mam słabość do kryminałów, w ich klasycznej wersji, z ustalonym rytmem. Od Sherlocka Holmesa począwszy, poprzez Agatę Christie, a nawet naszą rodzimą Joannę Chmielewską. Im więcej trupów, tym lepiej. Znajomość kryminalnej metody pisania jest szczególnie potrzebna przy czytaniu tej powieści, ponieważ tu konwencja nakłada się na konwencję, by czytelnika w serialowo-kryminalną zagadkę oplątać. Autor „Wielkanocy z tygrysem” jest nie tylko prozaikiem, ale przede wszystkim scenarzystą, także poetą i wielbicielem kryminałów. Wydał osiem tomików wierszy, jest autorem czterech utworów prozą : „Oracio” 1998, „Pizza weselna” 2000, „Mer Betlejem” 2003, a także „Co robi łączniczka” 2005 (napisane wraz z Z. Liberą). Darek Foks jest redaktorem działu prozy w „Twórczości”. Jako znawca i wielbiciel kryminałów w swojej nowej książce pozwolił sobie na trochę zabawy zarówno konwencjami, jak i uwagą czytelnika. Już tytuł książki wywołuje serię skojarzeń. Odnosi się bowiem do drukowanych, zwykle co miesiąc, między 1957 a 1990 rokiem książeczek o tematyce wojennej lub kryminalnej. Najczęściej były one przesycone treściami propagandowymi, coś w rodzaju kieszonkowej wersji „Jak hartowała się stal”. Zacząwszy od tytułu autor zdaje się sugerować pewną umowność. Komunikuje czytelnikowi, że powieść nie jest kryminałem, a jedynie wariacją na ten temat, zabawą konwencjami. Co nie przeszkadza mu w zacytowaniu na samym początku Raymonda Chandlara, jednego z najwybitniejszych pisarzy powieści kryminalnych w Stanach Zjednoczonych przełomu ubiegłego wieku. Akcja powieści rozgrywa się na dwóch planach narracyjnych w mia-

wiem opowieścią, choć być może chciałaby nią być. Jest za to kroniką – świetnym i pieczołowicie sporządzonym źródłem wiedzy – co, kto i z jakiej przyczyny w Instytucie robił w ciągu minionego dziesięciolecia. Relacja ta nigdy się nie zestarzeje, bo zawsze będzie w niej można znaleźć nietracący aktualności FAKT. Znajdzie więc swoich odbiorców pośród historyków czy dziennikarzy. Będąc cennym źródłem czystej informacji, być może stanie się kiedyś punktem wyjścia do napisania opowieści z krwi i kości, w której nazwiska kształtujących historię Instytutu osób zyskają prawdziwie ludzki wymiar. Kto nie zna wspaniałej atmosfery tego miejsca, ten może uważać, że jest to instytucja muzealna, której pracownicy są tak samo muzealni jak jej zbiory. Otóż zapewniam, że nie są. Wystarczy poznać panią Basię.

Elżbieta Sobolewska

steczku Bergmanowo zbudowanym specjalnie na potrzeby rosnącej w siłę koniunktury serialowej. Mieszkańcami miasteczka są aktorzy bądź uczestnicy serialowej rzeczywistości. Rektor szkoły filmowej wynajmuje pokój u sławnej aktorki, której sąsiadami są – po jednej stronie diler narkotyków, a po drugiej szef rozbudowy miasteczka filmowego, Cegielsky, wszyscy trzej pozostający w jak najintymniejszych stosunkach z gwiazdą. I nikomu to nie przeszkadza, jak to w serialu. Plan pierwszy powieści zarysowuje się dokładniej, gdy w 2203 odcinku serialu znika wspomniana aktorka, Monika Rapacka, i rozwija się dalej, kiedy w odcinku 2207 zostaje odnaleziona martwa. Plan drugi powstaje na peryferiach kursywy kryminału i opisuje zmagania scenarzysty z ambitnym dziełem życia, z nową wersją „Lalki”. Darek Foks przedstawia czytelnikowi zaistniałe fakty z metodyczną flegmatycznością serialowych detektywów. Prowadzi narracje w rytmie klasycznych powieści kryminalnych, nie błyska inteligencją, a nawet niekiedy prześmiewa się nieco z prowadzących śledztwo wyższych urzędników straży serialowej. Przedstawiciele prawa w Bergmanowie są niczym Herkules Poirot i pułkownik Hastings na tropie mordercy i posługują się tymi samymi metodami, ignorując postęp techniczny zeszłych stu lat. Darek Foks komponując swoją powieść nie silił się na konceptualność języka, a raczej formy i sytuacji. Język Foksa, zwłaszcza na planie kryminalnym powieści jest czysty i formalny, aż do przezroczystości. Niepokój czytelnika może wywołać forma, autor bowiem przeplata sceny druzgocąc niekiedy formalnością języka w połączeniu z treścią. Powaga aż do łez. Zabawa konwencją literatury kryminalnej pióra Darka Foksa prowadzi nas do przekonania, że postmodernizm is not death. A także, że Darek Foks napisał nieprzeciętną książkę, która udaje nieprzeciętny kryminał.

Płonący szkielet Makbeta Elżbieta Sobolewska Wodne słupki fontanny zdobiącej jeden z dziedzińców londyńskiego Southbank wytryskują z ziemi formując ścianki, w których bezpiecznej wilgoci można się schronić. Albo oczyścić z nadmiaru emocji naruszających bezmyślną lekkość bytu. Woda uspokaja. Polecam po piątkowo-sobotniej podróży z „Makbetem”. Wstrząsającej. Forma, w jaką reżyser Paweł Szkotak ubrał szekspirowską tragedię, obezwładnia. Chwyta za twarz, rzuca o ziemię, na której rozgrywa się dramat, depcze wygodny spokój ducha, a potem zostawia w dygocie, nie mogącego się uspokoić, ciała. Jak by tak zechcieć opisać tęczę, wyszedłby z tego obrzydliwy kicz. Podobnie jest w tym przypadku. Scenografia, sposób interpretacji tego dramatu, wystawionego już przecież setki razy na wszystkich scenach świata, poraża siłą wyrazu. Każda próba drobiazgowego opisu czy opowieści o... musi

zakończyć się niepowodzeniem. „Makbet” Wiliama Szekspira niemal doszczętnie został ogołocony z mięśni fabuły, stał się prawie anonimową przypowieścią o człowieku opętanym żądzą władzy, utrzymania jej za wszelką cenę. Z tą samą siłą ogarnęło go potem szaleństwo udręczonego sumienia. Nie ma tu wątków pobocznych, losów bohaterów z drugiego planu. Nie ma tu „roli głównej” i „ról pozostałych”. Aktorzy mogliby mieć zakryte twarze, bo nie mają one znaczenia. Jest zespół. Dialog niemal nie istnieje, gra i interpretacja postaci podobnie – nie mają żadnego znaczenia. Jak w moralitecie, gdzie liczą się charakterystyczne typy, a nie niuanse osobowości. Wielkość tego spektaklu to fajerwerki inscenizacji, pomysłowość reżysera, którą posłużył się jak przemyślnie dobranym czy skonstruowanym rekwizytem. Jego przesłanie i siła oddziaływania może być silniejsza niż dialog czy nawet wyznanie grzesznika. Szczególy na str. 28


20|

8 sierpnia 2008 | nowy czas

świadek epoki

32744 dni Aleksandra SoĹ‚Ĺźenicyna osyjski pisarz zmarĹ‚ w Moskwie, 3 sierpnia. MiaĹ‚ 89 lat. PrzyczynÄ… zgonu byĹ‚ atak serca. „ChciaĹ‚ umrzeć latem i umarĹ‚ latem. ChciaĹ‚ skonać w domu i tak siÄ™ staĹ‚o. MuszÄ™ powiedzieć, Ĺźe generalnie Aleksander Isajewicz miaĹ‚ bardzo trudne ale i szczęśliwe Ĺźycieâ€? – mĂłwi o Aleksandrze SoĹ‚Ĺźenicynie, laureacie nagrody Nobla, jego Ĺźona Natalia. CiepĹ‚o wyraĹźajÄ… siÄ™ o pisarzu niemal wszyscy Rosjanie. Nawet komuniĹ›ci, ktĂłrych tak nienawidziĹ‚. KochajÄ… go za to, Ĺźe w ostatnich latach swego Ĺźycia sĹ‚awiĹ‚ wielkość Rosji i krytykowaĹ‚ NATO. Dlatego tak bardzo ukochaĹ‚ SoĹ‚Ĺźenicyna byĹ‚y prezydent WĹ‚adimir Putin. „ Jego ksiÄ…Ĺźki zmieniĹ‚y umysĹ‚y milionĂłw ludzi, zmieniĹ‚y nasz krajâ€? – mĂłwi teraz o SoĹ‚Ĺźenicynie MichaiĹ‚ Gorbaczow, ostatni sowiecki przywĂłdca, ktĂłry przywrĂłciĹ‚ mu obywatelstwo. – Na miejsce spoczynku wybraĹ‚ Cmentarz DoĹ„ski w Moskwie, spoczÄ…Ĺ‚ przy klasztorze, w miejscu, ktĂłre sam wybraĹ‚ – tĹ‚umaczyĹ‚ rzecznik rosyjskiego koĹ›cioĹ‚a ortodoksyjnego. Aleksander Isajewicz SoĹ‚Ĺźenicyn urodziĹ‚ siÄ™ 11 grudnia 1918 roku w KisĹ‚owodsku na Kaukazie. Za literackie dzieĹ‚o swojego Ĺźycia uwaĹźaĹ‚ „Czerwone koĹ‚oâ€? – historycznÄ… epopejÄ™ o Rosji z lat I wojny Ĺ›wiatowej i rewolucji 1917 roku. MateriaĹ‚y do tej gigantycznej ksiÄ™gi zaczÄ…Ĺ‚ gromadzić juĹź w wieku osiemnastu lat. Jej ostatniÄ… stronÄ™ napisaĹ‚ w 1992 roku, a dwa lata później wrĂłciĹ‚ do Rosji po dwudziestoletniej banicji. Lata te spedziĹ‚ w Stanach Zjednoczonych. Jego tuĹ‚aczka rozpoczęła siÄ™ w 1945 roku. W liĹ›cie do przyjaciela nieprzychylnie wyraziĹ‚ siÄ™ o Stalinie, w jego domu znaleziono zarysy opowiadaĹ„, ktĂłre godziĹ‚y w dobre imiÄ™ komunistycznej partii. ZostaĹ‚ skazany na osiem lat Ĺ‚agrĂłw, gdzie uczyĹ‚ matematyki i fizyki – przedmioty jego studiĂłw na Uniwersytecie Rostowskim. Zwolniony z Ĺ‚agrĂłw w 1953 roku, z orzeczeniem o doĹźywotnim zesĹ‚aniu, trafiĹ‚ do tatarskiego auĹ‚u Kok-TereĹ„. Wtedy wykryto u niego raka. WrĂłciĹ‚ do zdrowia po operacji, ktĂłrÄ… przeszedĹ‚ w szpitalu w Taszkiencie. Okres walki z chorobÄ… staĹ‚ siÄ™ inspiracjÄ… dla powieĹ›ci „OddziaĹ‚ chorych na rakaâ€?. W 1956 roku pozwolono mu osiedlić siÄ™ w Rosji, rok później zrehabilitowano. W 1962 roku, za zgodÄ… Chruszczowa, ukazaĹ‚a siÄ™ w ZwiÄ…zku Sowieckim jego niewielka opowieść „Jeden dzieĹ„ Iwana Denisowiczaâ€?. ByĹ‚ to debiut pisarza. Wielu jego czytelnikĂłw uwaĹźa, Ĺźe Ĺźadna z jego późniejszych ksiÄ…Ĺźek nie dorĂłwnuje tej krĂłtkiej, lecz poraĹźajÄ…cej historii więźnia sowieckich Ĺ‚agrĂłw. W 1964 roku umieraChruszczow. SoĹ‚Ĺźenicyn trafia na listÄ™ pisarzy zakazanych. Cztery lata później publikuje na Zachodzie „KrÄ…g pierwszyâ€? i „OddziaĹ‚ chorych na rakaâ€?, konflikt z sowieckÄ… wĹ‚adzÄ… przybiera na sile. Rozpoczyna siÄ™ trwajÄ…ca kilka lat nagonka, traci czĹ‚onkostwo ZwiÄ…zku Pisarzy, pada ofiarÄ… prowokacji. Tymczasem

R

Moşna powiedzieć, şe Aleksander Sołşenicyn przeşył swoją epokę, której był bezkompromisowym świadkiem. Przez całe şycie walczył z tyranią komunistycznego systemu. A kiedy „nieludzka ziemia� zmieniła swoje oblicze, jego przesłanie nie trafiało juş do młodszego pokolenia. W zmienionym układzie sił wielki pisarz rozczarował swoich największych wielbicieli, którzy wcześniej wybaczali mu denuncjacje zachodniej demokracji i konsumpcyjnego trybu şycia. Jak się okazało, po pokonaniu swojego największego wroga – komunizmu, jego ukochana Rosja obrała równieş tę zgubną, zdaniem pisarza, drogę. I tu paradoksalnie największy posłuch zyskał u swoich byłych prześladowców – ludzi z dawnej nomenklatury, którzy dostrzegli szansę odbudowania utraconej wielkości Rosji w imperialistycznej wizji państwa tworzonej przez Władimira Putina. Podobnie jak u Dostojewskiego, dylematy moralne pisarza ustąpiły marzeniu o wielkiej Rosji i odnowie moralnej. Silne państwo, nawet kosztem swoich sąsiadów, i ortodoksyjna cerkiew równieş w jego przypadku wyznaczały granice rosyjskiej duszy. Na szczęście wielcy pisarze nie są politykami, a ich fundamentalizm polityczny jest bardziej postawą estetyczną niş etyczną. Aleksander Sołşenicyn nie jest tu wyjątkiem, równieş Zachód miał swoich wielkich antydemokratów. Wyrafinowany duch boi się konsumpcji i demokratycznych wyborów, o wynikach których decyduje masa. Indywidualne przypadki takich, wydawałoby się zawrotnych afiliacji politycznych, nie są aş tak bardzo niepokojące. To przede wszystkim ksiąşki niepokornych indywidualistów są ich wkładem pozostawionym przyszłym pokoleniom. Aleksander Sołşenicyn pozostanie jednym z najwaşniejszych świadków okrutnego XX wieku. To dzięki jego świadectwu gloryfikowany przez lata system komunistyczny został powszechnie uznany za zbrodniczy. To dzięki jego świadectwu losy tysięcy bezimiennych więźniów komunistycznego systemu ujrzały światło dzienne, losy ludzi, którzy nie pogodzili się z şyciem za kratami i „nie dali spisać się na straty�.

Grzegorz Małkiewicz

jego twĂłrczość staje siÄ™ coraz bardziej popularna w Europie i w Stanach Zjednoczonych. W 1970 roku zostaje laureatem Literackiej Nagrody Nobla. Jednak kluczowym momentem dla wĹ‚adzy ZSSR, kiedy podjÄ™to decyzjÄ™ o wydaleniu z kraju niewygodnego pisarza, byĹ‚a publikacja „Archipelagu GuĹ‚agâ€?. KsiÄ…Ĺźka ta wpĹ‚ynęła na zmianÄ™ myĹ›lenia zachodniej lewicy o ZwiÄ…zku Sowieckim. Aresztowano go rok później. Skonfiskowano rÄ™kopis „GuĹ‚agu...â€?, pozbawiono obywatelstwa i

bez prawa do powrotu, z biletem na samolot lecący do Niemiec Zachodnich, wyrzucono z kraju. Wrócił dopiero dzięki pieriestrojce. W 1990 roku Gorbaczow przywrócił mu obywatelstwo, a w 1994 roku zawitał do Rosji juş na stałe. Dwadzieścia lat mieszkał z rodziną w Stanach Zjednoczonych. Nigdy jednak nie pokochał zachodniej demokracji, której do końca pozostał wielkim krytykiem, podobnie jak wcześniej komunizmu. Wierny był tylko i wyłącznie marzeniu o Wielkiej Rosji, podporządkowującej swej mocarstwowości państwa i narody. Po powrocie do kraju ogłosił broszurę „Jak urządzić Rosję?�, w której zanegował zgodę na niepodległość Ukrainy i innych republik postsowieckich. Popierał wojnę w Czeczenii. Dwa lata temu oskarşył NATO, şe rozszerzając się na Wschód, chce osaczyć Rosję i pozbawić ją suwerenności. Deklarował brak szacunku dla Borysa Jelcyna, uwaşając go za współodpowiedzialnego za fatalną sytuację w postkomunistycznej rosyjskiej gospodarce. Nie przyjął przyznanego mu przez Jelcyna orderu za zasługi dla kultury. W swoim oświadczeniu powiedział m.in.: „W sytuacji, kiedy ludzie głodują i strajkują tylko po to, by otrzymać naleşne im pensje, nie mogę przyjąć tego odznaczenia�. Podziwiał za to imperialistę Putina. Zdarzyło mu się nawet udzielić prezydentowi kilka rad, z których niestety, jak mówił, prezydent nie skorzystał. Z jego rąk przyjął przed rokiem nagrodę państwową za „wybitne zasługi� i „niezmienność poglądów�.

BEZ NOWEJ KARTY SIM

ElĹźbieta Sobolewska

BEZ UKRYTYCH OPLAT

:\ELHU]

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³šczenie. Do³aduj T-Talk z komórki wybierz Do³aduj T-Talk przez internet* 0208 497 4029 & 1 po £5 kredytu. na www.auracall.com/polska

Polska 2p/min Polska 7p/min

1.6p/min 5.5p/min

www.auracall.com/polska

Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET Infolinia: 020 8497 4698

Tanie Rozmowy!

T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. *Pence a minute quoted are based on extra credit gained from £20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


|21

nowy czas | 8 sierpnia 2008

pociąg wiedzy express Wykopy na Marsie Pod koniec maja na Czerwonej Planecie wylądował próbnik Phoenix. Ze względu na jego dużą masę, do osadzenia go na powierzchni globu użyto – nie jak we wszystkich próbach ostatnich 30 lat – amortyzujących poduszek, lecz silników rakietowych. Zadaniem Phoenixa, operującego w pobliżu marsjańskiego bieguna, jest przede wszystkim zbadanie składu tamtejszych skał. Automatyczne ramię „koparki” wgryza się w grunt planety na głębokość pół metra. Próbki są następnie transportowane do specjalnej komory, w której podgrzewa się je do temperatury ponad 1000 stopni Celsjusza, a czułe instrumenty badają skład chemiczny wydzielających się gazów. Pomoże to ustalić, czy prymitywne chociaż życie może lub mogło tam istnieć. Poza tym próbnik zbiera dane dotyczące wpływu polarnych rejonów Marsa na cały jego klimat. Chciałoby się rzec, że meteorologia rozwija się już na innych planetach. nie dla psa czekolada Teobromina, jeden z alkaloidów zawartych w czekoldzie jest zabójczy dla psowatych, co w Ameryce planuje się wykorzystać do walki z kojotami. Jest to bardzo ważne również dla naszych domowych czworonogów, których z miłości jesteśmy niekiedy skłonni karmić tym smakołykiem. Pamiętajmy jednak, że mogą tego nie przeżyć. Duży, 40-kilogramowy wilczur umiera po spożyciu dwóch i pół tabliczki czekolady. Nie trzymać w zasięgu psów! Trujące rozWody Okazuje się, że rozwody... są szkodliwe dla środowiska. I nie chodzi o palenie pamiątek, a o zużycie energii przez mnożące się w ten sposób gospodarstwa domowe. Dla przykładu: ogrzewanie, klimatyzacja czy lodówka zawsze zużywają tyle samo energii, niezależnie czy w domu mieszka jedna czy pięć osób. Amerykańskie badania statystyczne mówią, że tylko w 2005 roku w gospodarstwach powstałych z powodu rozstań par i rodzin zużyto 73 terawatogodziny prądu (tyle, co cała Polska przez sześć miesięcy) i 2,5 bln litrów wody więcej niż zużytoby, gdyby ludzie ci nadal mieszkali razem. Ciekawe, jaki jest odsetek rozwodów wśród wojujących ekologów? płyWający radar Stacja radarowa w Czechach, jaką Stany Zjednoczone chciałyby postawić, mogłaby obyć się bez ziemi. Mogłaby po prostu pływać po Bałtyku. Ogromne radary, które zostaną włączone do systemu obronnego USA, będą mogły swobodnie przemieszczać się po wodzie, w razie konieczności przybliżając się do miejsca konfliktu. Ich czułość jest ponoć tak wielka, że są w stanie wyśledzić obiekt wielkości piłeczki baseballowej z odległości 4,5 tysiąca kilometrów. Wiemy, że Amerykanie kochają baseball. Ale żeby aż tak?...

redaguje Tomasz Tułasiewicz

Takie były początki miast Metropolie tej miary co Londyn są owocem długotrwałego rozwoju wiedzy architektonicznej i urbanistycznej. W starożytności miały jednak godnych poprzedników. Pierwsze miasta powstały bowiem zadziwiająco wcześnie – biblijne Jerycho założono ponad dziesięć tysięcy lat temu. Bliski i Środkowy Wschód, ziemie dzisiejszego Iranu, Iraku oraz Turcji stawały się w tym czasie kolebką najstarszej znanej cywilizacji, która kwitła tam przez wiele wieków. Jej początki znamy jedynie z wykopalisk archeologicznych, ponieważ pismo wynaleziono dopiero przed rokiem 3000 p.n.e. w Sumerze. I choć dziś trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek bardziej zaawansowane prace bez pisemnej dokumentacji, to wtedy nie była ona warunkiem koniecznym.

Miasto a wieś Pierwotni mieszkańcy tamtych terenów utrzymywali się z łowiectwa i zbieractwa, jak wszystkie prymitywne społeczności. Z czasem zaczęli jednak uprawiać zboże i hodować zwierzęta, co w naturalny sposób przywiązało ich do ziemi, która wymagała ciągłej pracy. Nie mogli już wędrować, lecz osiadły tryb życia okazał się bardziej opłacalny. Zaczęto skupiać się w niewielkich grupach, które współpracowały ze sobą. Powstawały pierwsze osady. Nie były to jeszcze miasta, bowiem miasto jest tworem szczególnym. Różni się od wsi nie tylko rozmiarami i liczbą mieszkańców, ale przede wszystkim strukturą społeczną. Zamieszkują je także ludzie, którzy nie zajmują się produkcją żywności, zużywają natomiast jej nadwyżki. Są to rzemieślnicy, kupcy, żołnierze a także kapłani i urzędnicy, słowem – ci, dzięki którym rozwija się cywilizacja oraz kultura.

suMer tiMe Wspaniała cywilizacja Sumerów, która dokonała kluczowych i przełomowych wynalazków – koła garncarskiego, pojazdów kołowych oraz pisma – narodziła się na niegościnnej ziemi. Niezbędny był ogromny wysiłek całej społeczności, aby osuszyć mokradła i wybudować skuteczny system irygacyjny, który musiał być przecież ciągle konserwowany. Sumeryjska gospodarka za sprawą dobrej organizacji działała na tyle prężnie, że zapewniła swoim twórcom dobrobyt. Powstawały nowe miasta, które stawały się osobnymi jednostkami organizacyjno-administracyjnymi, ostatecznie wykształcając wszystkie cechy miast-państw. Poza pierwszym i najwspanialszym Ur były to Uruk, Kisz, Nippur i Lagasz, a każde z nich było ośrodkiem mającym ogromny wpływ na życie okolicznych wsi i osad. Sumer nie obfitował w bogactwa naturalne. Mało było nawet podstawowych materiałów budowlanych jak kamień i drewno, a ich sprowadzanie z daleka ze względu na wysokie nakłady

środków nie było opłacalne. Radzono sobie zatem, jako budulec wykorzystując to, po czym stąpano: ziemię. Z błota formowano cegły, które po wysuszeniu w słońcu lub wypaleniu w piecu służyły do wznoszenia nie tylko domów mieszkalnych, ale i imponujących piramid z kaplicami na szczycie – ziguratów. Mimo kruchości materiału, z jakiego je wykonano, część z nich przetrwała we względnie dobrym stanie do dziś. Znalezione w Sumerze gliniane tabliczki pokryte najstarszym pismem świata – pismem klinowym – zawierają zaś najstarsze zabytki literatury światowej, w których odnaleźć można biblijny motyw wielkiego potopu. Niestety, pierwsze miasta-państwa nie były do siebie przyjaźnie nastawione. Ustawiczne walki osłabiały je i choć Sumerom kilkakrotnie udało się odeprzeć najazdy obcych plemion, to około 1900 roku p.n.e. ich państwo ostatecznie podbili Amoryci. Tak zakończyła się era świetności cywilizacji, która jako pierwsza stworzyła pismo – jeden z najważniejszych wynalazków ludzkości. Czas Sumeru przeminął.

Za dużo kierowców w Londynie

»

Projektanci powstającego obecnie na Heathrow Terminalu 5, budowlanego kompleksu mającego usprawnić pracę największego w Europie lotniska, szykują kolejną niespodziankę – i to na skalę światową. Dzięki niej Londyn wzbogaci się o kolejny typ taksówek, co najmniej tak samo charakterystycznych, co znane niemal w każdym zakątku świata, black cabs. Nie chodzi jednak o ich wygląd, choć ten także będzie unikalny. Najważniejsza różnica to brak... kierowcy. Nie mówimy tu o odległej przyszłości. Budowę toru na Heathrow rozpoczęto już w połowie zeszłego roku, natomiast pojazdy ULTra – bo tak zostały nazwane – z powo-

dzeniem są już testowane na specjalnym torze pod Cardiff. Plany zakładają uruchomienie trasy na Terminal 5 już wiosną 2009 roku. Na początku taksówki bez kierowców kursować będą tylko na nowy terminal, jednak władze lotniska zapowiadają, że jeśli system sprawdzi się w codziennym użytkowaniu i rzeczywiście okaże się tak ekonomiczny jak się zakłada, jego trasy połączą wszystkie terminale oraz leżącą nieopodal strefę hotelową. Napędzane elektrycznie czteromiejscowe pojazdy ULTra mają w środku – to chyba londyńska tradycja – mnóstwo miejsca na bagaż podróżnych. Kursować będą z

nieprawdopodobną częstotliwością, gdyż czas oczekiwania na kolejny nie przekroczy kilkunastu sekund. Ten fakt, wygoda i pięćdziesięcioprocentowa oszczędność energii stawia taksówki ULTra znacznie wyżej niż autobusy. Warto wspomnieć, że znaczna część ogromnych pieniędzy wydanych na rozwój tego nowatorskiego projektu (tylko samo Heathrow wyasygnowało 25 mln funtów) pochodzi od National Lottery, czyli brytyjskiego Totolotka. Okazuje się bowiem, że hazard – bo nawet poczciwy totek to hazard – może przyczynić się do podniesienia standardu życia przeciętnego obywatela…


22|

8 sierpnia 2008 | nowy czas

to owo

redaguje Katarzyna Gryniewicz

KONSUMENTA

Oko szefa

No plastic

Stało się. Superdrug wprowadził do sprzedaży linię kosmetyków do makijażu dla mężczyzn. W dzisiejszym metroseksualnym świecie powiedzenie, że mężczyzna powinien co najwyżej pachnieć końskim potem, tytoniem i dobrą whisky zdewaluowało się i prawdziwy elegant może potrzebować czegoś ekstra. Każda kobieta przyzna, że najważniejszy jest makijaż oczu i to on, jeśli jest właściwie wykonany, odejmuje lat, dlatego ma półkach sieci sklepów Superdrug od września będzie można znaleźć męski tusz do rzęs, eye-liner i preparat do tuszowania cieni pod oczami, uzupełnione o nawilżającą pomadkę do ust. Jak uniknąć w makijażu efektu rodziny Adamsów? Metodą prób i błędów – radzą wizażyści. Na szczęście jest kogo naśladować. „Przydymione oko” lubią czasem zrobić takie gwiazdy jak Brandon Flowers (frontman zespołu Killers), prezenter Russell Brown czy piosenkarz Robbie Williams. Wreszcie będzie można spokojnie poeksperymentować w domowym zaciszu. Zwłaszcza że ceny nie są wygórowane: sztuczne rzęsy – 5,45 funta, tzw. Guyliner albo Men Mascara za 6,50 funta. Panowie do dzieła!

Dziennikarka BBC Christine Jeavans postanowiła sprawdzić, czy można przeżyć miesiąc nie używając i nie kupując niczego co jest pakowane w plastik. Żadnych opakowań kaw i potraw na wynos, wód mineralnych w plastikowych butelkach, pakowanych w przezroczyste pudełeczka kanapek i owoców, jednorazowych torebek na zakupy, nawet wina, bo może być zamknięte sztucznym korkiem. Ścisły reżim Jeavans będzie stosowała przez cały sierpień, a potem... pewnie wróci do starych przyzwyczajeń. Czy tego chcemy, czy nie syntetyczne materiały, w tym plastik, są nieodłączną częścią naszego życia, jedną z największych innowacji ostatniego wieku i trudno by było wyrzec się go ot tak. Mnóstwo medycznych i technologicznych udogodnień opiera się właśnie na wykorzystaniu plastiku, bez niego standard życia pogorszyłby się na pewno. Z drugiej strony to właśnie plastik jest jednym z największych zagrożeń dla naszej planety. Można go znaleźć wszędzie: w ziemi, w morzu, w koronach drzew. Szacuje się, że w każdej mili kwadratowej oceanu jest 46 tysięcy kawałków plastikowych śmieci. Naukowcy przypuszczają, że taka ilość nie może pozostać bez wpływu na naturalne środowisko i przedostaje się do pokarmu, który zjadają ryby, które później zjadamy my – koło się zamyka i to co wyprodukowaliśmy dla poprawy naszego życia, w końcu nas niszczy. Według Waste and Resources Action Programme (WRAP) mieszkańcy Wielkiej Brytanii wyrzucają rocznie do śmieci około półtora miliona ton plastikowych odpadów domowego użytku. Ta liczba co roku powiększa się o około 2-5 proc. Christine Jeavans przez cały lipiec zbierała skrzętnie wszystkie plastikowe opakowania, zakrętki, butelki, torebki, talerzyki i koszyczki, które przez miesiąc przewinęły się przez jej dom – powstała z tego istna góra śmieci. Gdyby każdy z nas ograniczył używanie plastiku choć trochę, jego prywatna góra byłaby przynajmniej trochę mniejsza. A to już coś.

Etykieta rowerzysty W szale przytwierdzania na czas postoju poszczególnych części naszego roweru tak, aby przypadkiem żadna z nich nie odjechała nam w siną dal, zapominamy o rowerowej etykiecie. Jak parkować bezpiecznie i elegancko radzi Chris Peck z narodowej organizacji cyklistów CTC. Wielkim nietaktem jest przymocowywanie roweru do roweru sąsiada. Większości cyklistów wydaje się, że nie ma nic złego w przytwierdzaniu roweru do ulicznych lamp i balustrad (ma to nawet swoją nazwę fly parking), tymczasem wiele z nich stanowi własność prywatną i właściciele zwykle nie życzą sobie widoku roweru przytroczonego do ich ogrodzenia. Podobno kilka lat temu pewien londyński cyklista tak się zdenerwował widokiem zakazu parkowania wywieszonym na jednym z płotów, że zaczął na znak protestu przytraczać doń rożne inne (poza rowerem) przedmioty: patelnie, deskę do prasowania, drzwi do lodówki, etc. Niezbyt to uprzejme, żeby domagać się respektowania swoich praw bez poszanowania praw innych. Do parkowania rowerów służą specjalnie oznaczone bramki. W ciągu ostatnich ośmiu lat liczba rowerzystów w Londynie zwiększyła się niemal o 100 proc., tymczasem pracodawcy wciąż hołdują standardom mówiącym o jednym miejscu parkingowym dla rowerów na 20 pracowników. – To stanowczo za mało – ostrzega Chris Peck tłumacząc, że to dlatego wielu pracowników upycha rowery gdzie się da, np. w korytarzach, narażając współpracowników na przykłąd na zniszczenie ubrania. Wielka szkoda, że w wielu środkach lokomocji przewożenie roweru jest niedozwolone, tylko niektórymi pociągami można transportować je wyłącznie poza godzinami szczytu. Byłoby wspaniale, gdyby składy pociągów miały specjalnie wyznaczone wagony do przewozu dwukołowców, a pod ziemią funkcjonowały wielopoziomowe parkingi dla rowerów, tak jak to ma miejsce w Niemczech albo Szwajcarii.

Madonna u Sherlocka Holmesa Madonna jest znacznie lepszą piosenkarką i tancerką, niż aktorką. Udowodniła to wielokrotnie, ostatnio w melodramacie swojego męża pt. „Rejs w nieznane”, który stał się porażką kasową i artystyczną. Zebrała też bardzo złe opinie za swój reżyserski debiut I am because we are, dokument o malawijskich sierotach. Mimo porażek, Madonna próbuje dalej sił po obu stronach srebrnego ekranu. Właśnie ogłosiła, że prawdopodobnie zagra w najnowszym filmie reżyserowanym przez Guya Ritchie dla Warner Bros. Obraz powstanie na kanwie cyklu powieści Arthura Conana Doyle'a o przygodach Sherlocka Holmesa – czyli będzie to prawdziwa angielska klasyka. Madonna wcieli się w rolę ofiary seryjnego mordercy tropionego przez kultowego detektywa. Jak jej to wyjdzie, zobaczymy dopiero w przyszłym roku, bo zdjęcia ruszają za trzy miesiące.

O włos na głowie 35-letni aktor Jude Law znów wywołał niemałe zamieszanie wśród żeńskiej części wielbicieli jego talentu. Tym razem chodzi o reklamę Dior Homme Sport – Jude prezentuje na niej bujną czuprynę, podejrzanie bujną (na zdjęciach paparazzi aktor ma zawsze wysokie zakola, a tu ani śladu po nich). Czy to magiczny dotyk Photoshopu, czy znacznie poważniejsza ręka chirurga? – zachodzą w głowę eksperci. Chęć pozbycia się wstydliwych łysych placków nie dziwi – rozmaite badania pokazują bowiem, że łysienie jest tak samo negatywnie odbierane przez społeczeństwo jak egzema i nikt, zwłaszcza aktor, który zarabia twarzą i jest uznawany za jednego z najseksowniejszych Brytyjczyków, nie ominie okazji, by zatuszować ten defekt urody. Kosmetologia i medycyna dają tu pewne możliwości. Hodowanie owłosionej skóry głowy w warunkach laboratoryjnych prawdopodobnie będzie możliwe już za kilka lat, tymczasem można stymulować

cebulki światłem lasera albo specjalnymi preparatami na bazie cynku i żelaza. Jedna z popularnych metod zagęszczania włosów polega na przytwierdzaniu kępek prawdziwych włosów przy pomocy specjalnego chirurgicznego kleju. Zabieg kosztuje około tysiąc funtów i starcza na około osiem tygodni, w czasie których można pływać, myć głowę i czesać włosy do woli – po tym czasie trzeba jednak wrócić do kliniki na poprawki. Pomijając cenę, nie jest to bardziej kłopotliwe niż normalna wizyta u fryzjera. alopeciaclinic.com Bardziej radykalna jest transplantacja – jeden z jurorów telewizyjnego programu Dragons Den-Duncan Bannatyne przyznał, że właśnie temu zawdzięcza bujną czuprynę. Metoda polega na pobraniu fragmentu owłosionej skóry z tyłu głowy i pocięciu go na milimetrowe kawałeczki, które następnie przyszywa się w łysiejących miejscach. Po tym zabiegu pozostaje dość łatwa do zamaskowania blizna na potylicy. Koszt transplantacji to około trzy tysiące funtów. farjo.net


| 23

nowy czas | 8 sierpnia 2008

czas wolny

Tu stąpały dinozaury Odnaleziony ślad należał do gada zwanego tridactylem i w wiązku z tym nazwano go Dinozaurem z Lepe. Sama nazwa Lepe bierze się najprawdopodobniej od rzymskiego słowa lapis, czyli kamień. Już okupujący Brytanię żołnierze cesarscy wykorzystywali wydobywane tu kamienie do budowy. Krótko o historii regionu. 70 tys. lat temu, podczas epoki lodowcowej poziom wody był tak niski, że do Isle of Wight można było dojść pieszo. Isle of Wight zostało wyspą z prawdziwego zdarzenia dopiero ok. 12 tys. lat temu, po ustaniu zlodowacenia. Osadnictwo w tym regionie zaczęło sie około 5 tys. lat temu. W XVI wieku taktyczne zalety tego regionu docenili Tudorowie, zlecając budowę szeregu zamków (m.in. w Calshot, Curst i Cowes). W XVII wieku w osadzie Stone Point powstał port, doszczętnie zmieciony przez sztorm w 1825 roku. Walory logistyczne Lepe docenili stratedzy przygotowujący inwazję w Normandii w czerwcu 1944. W Lepe zbudowano port pontonowy Mulberry Harbour, który posłużył do załadunku części wojsk inwazyjnych. Część widzianych dzisiaj na plaży umocnień brzegowych to nic innego jak pozostałości inwazyjnego portu.

Isle of Wight? Co tam ciekawego? Byłem kiedyś. Gdzie nie pójdziesz, tam woda. Jak masz ochotę na lody, możesz sobie kupić, to wszystko… Tak o Isle of Wight, najpopularniejszym morskim kurorcie południowych wybrzeży Anglii powiedział jeden z moich znajomych. Niemniej, opinia ogółu nie może być bardziej mylna, przecież nawet Beatlesi, w jednym ze swoich standardów, When I’m sixty four, śpiewali: Every summer we could rent a cottage in the Isle of White,/ If it's not too dear. We shall skrimp and save...

Grzegorz Borkowski Ja jednak chciałbym zachęcić Czytelników do rzucenia okiem na wyspę z perspektywy plaży Lepe, miejsca słynnego z normandzkiej inwazji 1944 roku oraz… dinozaurów.

Jak tam dotrzeć? Na południowowschodnim krańcu parku narodowego New Forest rozciąga się malownicza Lepe Beach. To ulokowany najbliżej Isle of Wight fragment lądu, a zarazem najwspanialszy punkt widokowy, z którego najpopularniejszy brytyjski morski kurort widać w całej okazałości. Dla tych, którzy mieszkają w Southampton dojazd jest bardzo prosty (londyńczycy niech najpierw dojadą do Southampton). Najpierw przez Redbridge, przy samej końcówce rzeki Solent, wjeżdżamy na obwodnicę Tottonu. Na pierwszym za rzeką rondzie skręcamy w lewo, w stronę Fawley. Na rondzie przy rafinerii w Holbury skręcamy w prawo, w kierunku wsi Lepe. Podróż z Southampton nie powinna nam zająć więcej

czasu niż ok. 30 minut. Pamiętajmy o zabraniu drobnych, gdyż parking przy plaży jest płatny. Lepe Beach to naprawdę wspaniały punkt widokowy. Latem ten najciaśniejszy przesmyk między stałym lądem a Isle of Wight wypełniony jest dosłownie rojem jachtów, łodzi motorowych i wszelkiego rodzaju wodnych pojazdów. To nieustannie przemieszczające się mrowie żagli oddziela malowniczą, wysypaną grubym, brązowym kruszywem plażę od malowniczej wyspy. Tego widoku nie można zapomnieć.

W szczękach rekina Warto trafić tu w porze odpływu. Pojawia się wówczas wąska mierzeja, po której można wejść ładne kilkaset metrów w głąb i z tej perspektywy podziwiać zarówno plaże Lepe, jak i plaże na wyspie Wight. Poziom wody w niektórych miejscach jest tak niski, a woda tak ciepła, że można po prostu leżeć na ciepłych kamieniach i pozwalać opływać się falom bez ryzyka zakrztuszenia. Ciekawostka. Rok temu prasę lokalną i ogólnobrytyjską zaelektryzo-

wały doniesienia o pojawieniu się w okolicach Isle of Wight zabłąkanego żarłacza białego. Gazety masowo publikowały zdjęcia ludojada zrobione aparatem komórkowym przez turystów. Na szczęście ryba nie była głodna. Przy okazji warto dodać, że naturalnie w tych wodach żyje kilkaset gatunków rekinów, w tym także groźne dla pływaków ryby młoty i żarłacze błękitne.

Przemarsz dinozauróW i armii aLiantóW Plaża Lepe zasłynęła w 1993 roku ciekawym odkryciem dwóch paleontologów, Keitha Talbota i Richarda Carpentera. W miejscu zwanym Stone Point (w sąsiedztwie plaży Lepe) odkryli na jednym z głazów odcisk łapy dinozaura. – Kiedy poziom wody jest naprawdę niski, odsłaniają się oczom ludzkim na tej plaży wszelkiego rodzaju bloki skalne – opowiada geolog, Ian West. – Zresztą miejsce to znane było od wieków jako kopalnia kamienia, który posłużył m.in. do budowy opactwa w Bealieu.

›› u góry: odpływ ukazuje mierzeję, po której można pospacerować w głąb przesmyku. W tle miasto Portsmooth. Powyżej: przy parkingach są tereny zielone, gdzie znudzeni morzem moga pograć w piłkę (w tle isle of Wight)


24

8 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na relaks Nowe punkty dystybucyjne Nowego Czasu

MARMOLADOWE DZIEDZICTWO

» O tym, jak piękne są zachodnie okolice

mANIA GOTOWANIA

Anglii można by napisać niejedną książkę. W rzeczy samej niejedną już napisano. Któż nie słyszał o Kornwalii, zamku Tyntagiel i tych wszystkich ciekawych zakątkach tu i tam?

Mikołaj Hęciak

Polscy samorządowcy mogliby wiele nauczyć się od tutejszych władz oraz lokalnych społeczności jak promować własne kąty. Zależnie też od czasów, jedne miejsca i postaci stają się popularne bardziej, a inne odchodzą w zapomnienie. Obecnie, wspominane przeze mnie Stonehenge, jest znane niemal wszystkim, ale znajdujące się nie tak daleko od niego podobne miejsce zwane Avebury Henge już jest mniej popularne, pomimo że posiada ten sam statut i znajduje się na liście UNESCO – Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Ludzkości. Taki zaszcyt może spotkać pojedynczą budowlę, całe miasto czy nawet kilka miejscowości. Dwa lata temu taki status został przyznany całej okolicy po której podróżujemy, czyli wschodniemu wybrzeżu klifowemu hrabstw Devon i Dorset. W Polsce miano to przypadło drewnianym kościołom południowej Małopolski i Podkarpacia. W zachodniej Anglii jeszcze jedno miasto – Bath – posiada taki status. Dla ciekawości w całej Wielkiej Brytanii jest 27 takich obiektów, a Polska może poszczycić się trzynastoma. Wróćmy jednak do Avebury, wyjątkowej okolicy, związanej z postacią dżentelmena zwanego Alexander Keiller. Życie miał ciekawe i pełne przygód. Wcześnie stracił ojca, a zanim osiągnął pełnoletność osierociła go również matka. Podczas obu wojen służył wiernie krajowi jako żołnierz. Trzykrotnie się żenił. W Avebury znajduje się muzeum poświęcone jego osobie. Zanim związał się z tym miejscem, był znany jako spadkobierca fortuny po ojcu, który prowadził dobrze prosperującą wytwórnię marmolady. Pan Aleksander, dziedziczącduży majątek, pomnażał go rozwijając swoje przedsiębiorcze zdolności. Ale najbardziej znany jest z pasji archeologicznej. Dzięki swej zamożności wykupił duży obszar ziemi w okolicach Avebury i tam zaczął prace archeologiczne, którym zawdzięczamy odkrycie tego co obecnie zostało uznane za Światowe Dziedzictwo Kulturowe i Przyrodnicze Ludzkości. Ponieważ jest to kącik kulinarny, a nie historyczny, wróćmy jednak do wytwórni marmolady, którą Keiller odziedziczył po swym ojcu. O niej to

słów kilka, tzn. o marmoladzie, a nie wytwórni. Może mniej popularna, niż na początku ubiegłego stulecia, oryginalnie produkowana była z owoców cytrusowych, szczególnie pomarańczy i to hiszpańskich pomarańczy o dużej słodyczy i wysokiej zawartości pektyn, które ułatwiają otrzymywanie odpowiedniej konsystencji. Nie do Anglii należy jednak odkrycie tego specjału, pomimo że część Anglików nadal nie wyobraża sobie śniadania bez tosta z dżemem. Prawdopodobnie w starożytnej Grecji odkryto, że powolnie gotowane owoce pigwy z miodem dają słodką papkę o konsystencji nadającej się idealnie do smarowania. Z Grecji marmolada trafiła do starożytnego Rzymu, a stamtąd dalej przez Portugalię do Anglii. W międzyczasie powstawały coraz to nowe odmiany z różnych lokalnie dostępnych owoców. I generalnie marmolada jest dżemem z pomarańczy, co wyróżnia go np. dżemu z truskawek czy jabłek. Możemy spotkać też konfitury i powidła. Wszystkie te specjały otrzymywane są z obróbki termicznej owoców z dużym dodatkiem cukru. Szczególnie w tradycyjnych recepturach nie używano konserwantów (cukier był wystarczającym składnikiem konserwującym), możliwe były jednak inne składniki, jak np. żelatyna. Znając angielskie zamiłowanie dla marmolady, poznajmy kilka może mniej znanych sposobób na jej wykorzystanie, a będzie to miła odmiana dla grzanki z dżemem.

OSBOURNE PUDDING Najpopularniejszym puddingiem w Anglii jest chyba Bread and butter .

Nietrudno zgadnąć, że w przepisie swym deser ten zawiera dżem pomarańczowy. Pewną jego odmianą jest właśnie Osborne pudding, które receptura pozwala na wykorzystanie resztek nie pierwszej świeżości chleba tostowego. Na 4 porcje potrzebujemy: 4 grube kromki chleba tostowego ciemnego, masło, marmoladę, 50 g rodzynek, pół litra mleka, 2 jajka, startą skórkę z pomarańczy, łyżkę brązowego cukru i tartą gałkę muszkatałową. Dodatkowo (w wersji dla dorosłych) możemy wzbogacić nasz przepis odrobiną brandy lub rumu. Chleb smarujemy masłem i marmoladą, kromki przekrawamy poprzecznie na trójkąty. Naczynie żaroodporne smarujemy masłem i wkładamy chleb. Posypujemy rodzynkami. Mleko podgrzewamy, ale nie zagotowujemy. Jajka ubijamy, dodajemy skórkę pomarańczową i ewentualnie alkohol. Powoli łączymy mleko z jajkami i całość wylewamy na ułożony już chleb. Czekamy około 10-15 minut, żeby ciasto mogło wchłonąć masę mleczno-jajeczną, posypujemy gałką, cukrem i wkładamy do piekarnika na 30-40 minut. Pieczemy w 180oC, aż wierzch będzie złociście wypieczony. Możemy podać z sosem typu custard lub śmietaną. Jeżeli chodzi o cenę tego deseru to może się okazać, że nic nie wydaliśmy, a jeszcze zaoszczędziliśmy. Czas przygotowania 10-15 minut. Stopień trudności: łatwy, choć może się zdarzyć, że masa mleczno-jajeczna się zwarzy. Proszę się tym jednak nie zrażać. Nie może się nie udać. Trzymam kciuki!!!

Od kilku tygodni „Nowy Czas” jest również dostępny w czterdziestu specjalnych skrzynkach, rozmieszczonych przy głównych stacjach metra w Londynie oraz przed niektórymi polskimi parafiami.


|25

nowy czas | 8 sierpnia 2008

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

8

5 9 2 9 1 3 8 8 7

2

5 9 2 2 7 1 4 3 4 8 4 3 2 1 4 7 5 9 1 8

3

trudne

4 8 9

3 4 7 9 2

3 9 6 2

4

6

9 4 1

1 8 9

7

8 3 6 5 4

9 6 8 9 4 5 3 8

4 7 5

1

3 1 4 6

5 4 3 9 8 3

3 8 6

8 2 1

5 1

4 1 9 8

6

2 9 3 1

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 Niektóre Barany zmienią zdanie na temat kogoś ze swojego otoczenia, a przynajmniej zaczną mieć poważne wątpliwości, czy osoba ta rzeczywiście jest taka, na jaką wygląda. Poczujesz przypływ sił i energii do działania. Świetna forma intelektualna, koncentracja uwagi i dobra pamięć wróżą sukcesy w nauce, a także w towarzystwie.

BYK

20.04 – 20.05

Niewykluczone, że pod koniec tygodnia zechcesz dokonać jakiegoś dużego zakupu albo podjąć inną ważną decyzję dotyczącą finansów. Niech jednak będzie to Twoja samodzielna decyzja. Nie ulegaj niczyjej presji. Możesz mieć sny erotyczne i to z udziałem osób, z którymi w rzeczywistości niewiele Cię łączy. Być może jednak mają one coś, czego potrzebujesz lub do czego tęsknisz...

NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06

W pracy pozwól sobie, aby ktoś przejął część obowiązków. W pierwszej połowie tygodnia różnego rodzaju nieprzyjemności nie pozwolą Ci na realną ocenę swojej działalności. Wolne Bliźnięta będą się czuły w tym tygodniu piękne i pewne siebie. Choć chętnie będziesz flirtować, to nie w głowie Ci będą stałe związki partnerskie. W najbliższym tygodniu stać Cię na wiele i nie musisz się oszczędzać.

RAK 22.06 – 22.07

GA WA 23.09 – 22.10

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

Raki powinny teraz wykazać się przynajmniej chęcią do oszczędzania, co w Twoim przypadku wymaga wyjątkowego samozaparcia. Będziesz w tym tygodniu tak zabiegany, że możesz nie mieć zbyt wiele czasu dla partnera. A sporo spraw należałoby omówić lub bliżej im się przyjrzeć. Ty, Raku, nie jesteś teraz łatwym partnerem.

Znajdziesz się w sytuacji, o której się mówi: „i tak źle, i tak niedobrze”. Żadne rozstrzygnięcie nie będzie się wydawało słuszne. Zajęty będziesz odrabianiem zaległości z ostatnich tygodni, naprawianiem błędów i niedociągnięć własnych lub cudzych. Nie jest to dobry czas na wystartowanie z nowym projektem.

Masz wyznaczony cel i dobrze wiesz, co musisz zrobić, więc wystarczy się zmobilizować, a z tym nie powinieneś mieć kłopotów. Dzięki sprzyjającym wpływom planet będziesz teraz bardziej niż dotychczas stanowczy i zdecydowany, dlatego łatwiej Ci przyjdzie walczyć o swoje interesy.

Tydzień zapowiada się pracowicie. Odkładane dotąd sprawy nagle okażą się bardzo pilne. Trzymaj rękę na pulsie! Niczego nie lekceważ, nie zostawiaj ważnych spraw własnemu biegowi. Do różnych pilnych zajęć, w które jesteś zaangażowany, dojdą jeszcze inne sprawy. Będzie to trudny tydzień ustawicznego pośpiechu. Za to pełen temperamentu i witalności nawiążesz nowe kontakty, także bardziej intymne.

W tym tygodniu będziesz mieć wyjątkowo dużo pracy. Postaraj się więc nie tracić opanowania, nie wywołuj konfliktów w firmie! Przecież nie tylko dla Ciebie te dni będą tak gorące. Twój urok pozwoli Ci zjednać sobie współpracowników i przekonać szefa do swojego projektu. Gwiazdy bardzo Cię będą rozpieszczać.

Korzystaj z podszeptów intuicji, kiedy będziesz podejmował decyzje. Przydadzą się też mądre rady życzliwych ludzi. Nie podejmuj ważnych decyzji finansowych pod wpływem nastroju chwili. Rozważ wszystkie za i przeciw. W Twoim związku może dojść do głosu zazdrość.

Stosunki z kolegami lub współpracownikami mogą ucierpieć na skutek tego, że jesteś przekonany o swojej nieomylności i za wszelką cenę chcesz narzucić innym swój punkt widzenia. Niewykluczone, że przyjdzie Ci konkurować z jakimś twardym przeciwnikiem albo pojawi się okazja, by na przykład więcej zarobić, więc staniesz do rywalizacji o pieniądze. Będziesz uparty, bezkompromisowy, pewny swego i zamknięty na wszelki dialog.

W Twoim sercu zapanuje spokój, zdołasz lepiej zorganizować sobie czas, a pewne sprawy, które teraz wydają się bardziej skomplikowane, wkrótce się uproszczą. Nie denerwuj się więc niepotrzebnie, bo gdy jesteś spięty, popełniasz błędy i szybciej się męczysz. Grożą Ci kłopoty z układem trawienia, głównie z powodu nadpobudliwości nerwowej. Pod koniec tygodnia, Słońce obdarzy Cię witalnością i optymizmem.

LEW 23.07 – 22.08

PANNA 23.08 – 22.09

W Twoich interesach może być mały ruch i niewielkie zamieszanie. Ale gwiazdy pomogą Ci opanować sytuację i nie dopuścić do bałaganu. W sprawach sercowych możesz być w tym tygodniu trochę kapryśny i nieobliczalny. Jednego dnia umawiasz się na randkę, drugiego masz ochotę schować się w mysią dziurę i nie oglądać nikogo. Będą Tobą targać zmienne i sprzeczne uczucia.

PION SKOR 23.10 – 21.11

LEC STRZE 22.11 – 21.12

NIK WOD 20.01 – 18.02

BY

RY 19.02 – 20.03


26|

8 sierpnia 2008 | nowy czas

aBy zamieściĆ ogŠoszenie ramKowe

ia Ogłoszen ramkowe 5. juş od £1 TANIO NIE! I WYGOD ą! rt Zapłać ka

jak zamieszczać ogłoszenia drobne?

KsięgowośĆ finanse

Biuro PodaTKowe Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Porady i zaległe rozliczenia Pomoc w anulowaniu kar Korespondencja z urzędami Rejestracje i zamykanie firm NIN, CIS, CSCS Benefity TaXPol lTd Tel. 0208 998 1121 moB. 078 0937 4756 www.taxpol.ltd.uk

Biuro Księgowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162d high sTreeT hounslow Tw3 1BQ 0208 814 1013 moBile: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk

KomPleKsowa oBsĹ uga lTd od rejesTracj do rozliczenia sPóŠKi VAT, payroll – lista pĹ‚ac miesiÄ™czne rozliczenia kontraktorskie, CIS, statutory account, Doradctwo finansowo-prawne. Tax return plus benefity Tel: 0791 567 3769 www.polskiksiegowy.com

TaX reTurn, P45, P60, benefity, konta bankowe, NIN, ubezpieczenia. nieruchomości Polska-Anglia sPrzedaş loTnisKa-dowóz. Tel.0788 1574 954 0785 849 1784

zdrowie

gaBineT medycyny naTuralnej Skutecznie, szybko! Diagnoza, leczenie i zabiegi chorób organów wewnętrznych i kręgosłupa, Leczenie nałogów. Bioenergoterapia. Barking, london Tel.: 0208 5957737 0795 867 7615

leKcje języKa angielsKiego w domu nauczyciela.

Badania organów wewnęTrznych oBeronem: •Wykrywanie pasoşytów •Alergii •Zastosowanie prawidłowych leków ziołowych •Dobór produktów wg analizy organizmu. •Masaşe •Dietetyka

Acton/Chiswick. Wszystkie poziomy. więcej informacji Pod numerem Telefonu: 0208 2487 561

Badania alergiczne sobota 2.08.2008-07-28 PosK – 4 piętro

nauKa

Kurs języKa angielsKiego dla dorosŠych Ealing Broadway £13.00 tygodniowo Chcesz udoskonalić swój angielski? Gramatykę, pisanie, czytanie? Zadzwoń: Tel: 0208 574 0734 0790 888 2419

PrzedszKole dla dzieci w wieKu od 2 do 5 laT Opiekuńcza atmosfera Bezpiecznie i przyjaźnie Podstawowa edukacja gawrantowana Ośrodek zarejestrowany w OFSTED Moşliwość zwrotu kosztów. Od poniedziałku do piątku w godz. od 6.00 do 18.00 Darmowe zajęcia w niepełnym wymiarze godzin dla dzieci od 3 do 4 lat. od września 2008 Tuş obok stacji metra Northfields Tel. 0208 566 5962 email worldofchildren@hotmail.co.uk

usĹ ugi KomPuTerowe

Z ˜uƒ’IÂ’ÂśÂ˜ĂŽI’ƒI Â’IĂ…ÂˆÂƒ

 [ƒIÂ?SĂ?¡ Ă’ĂŽÂƒrÂˆÂśĂ’Ă?\ ÂśĂŽÂ˜Â‡i œÒIÂ’Âśi Â’I b˜SÂąN  ¹I[r¨ EIbĂ’ĂŽÂ˜Â“ b˜ ŠiI¹’bÂƒÂąi[Ă€ IÂąii¹œ bĂ?ƒ[i

hl-comPuTer service Profesjonalne usługi informatyczne Naprawy, modernizacje usuwanie wirusów, reinstalacja Windows, instalacje internetu. Konfiguracja routerów Odzyskiwanie danych Drukowanie wizytówek Projektowanie www Sprzedaş komputerów

Z Ă…¹œĂ? Ă’IĂŽÂ˜bÂ˜ĂŽi

0800 093 1114 Â’uÂ˜ÂąÂ‘I[‡i ƒ  Â˜ÂąIbĂ?  Â˜  Â˜ÂŠÂśÂˆĂ…

komercyjne z logo

ÂŁ15

ÂŁ25

do 40 słów

ÂŁ20

ÂŁ30

uroda

PaznoKcie akryl, şel, manicure, pedicure, henna z regulacją, depilacja woskiem. Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia.

Profesjonalne fryzjersTwo, strzyşenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe.

PogoTowie KomPuTerowe 24/7 Naprawa komputerĂłw (desktopĂłw/laptopĂłw) rozbudowa, instalacja Windowsa i innych programĂłw, usuwanie wirusĂłw, odzyskiwanie danych. leszek 0798 072 4848

Z Â’xƒiÂŠÂśÂˆÂƒ

ogłoszenia komercyjne

do 30 słów

of Childr orld en W

chrisTine Pod koniec kursu gwarantowany certyfikat Trinity college london

działem sprzedaşy pod numerem 0207 358 8406

monika Tel. 0783 541 2859

Czynne od 7.00 do 23.00 Ur szu la Reń ska Tel: 0772 996 8769 1D The Pa ve ment, Po pes La ne, So uth Ealing, Lon don W5 4NG www.al l me di cal dia gno sis.com

prosimy o kontakt z

Technik-informatyk olgierd 07961222932 www.hl-computerservice.com www.hl-shop.com

iza, west acton, Tel. 0786 2278729

TransPorT PrzeProwadzKi

wywóz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, złomowanie aut – free TransPol tel. 0786 227 8730 lub 29 andrzej

PrzeProwadzKi TransPorT rĂłwnieĹź do PolsKi DuĹźy van, profesjonalna obsluga

diagnosTic service 310 green lanes n13 5TT Przeglądy (mot) i diagnostyka komputerowa Serwis Samochodów osobowych i dostawczych Naprawy Mechaniczne, wymiana opon itp. Nabijanie, przegląd klimatyzacji 12 miesięcy gwarancji Dojazd do klienta 100% satysfakcji Tel: 078 90756 276 e-mail: psborowski@hotmail.co.uk

B&w chiP Tune zwiększanie mocy w kaşdym aucie, boxy do diesli równieş serwis BMW i VW mariusz Tel: 0787 310 4103, 0787 310 4103 www.bwchiptune.co.uk

usŠugi róşne

maluję PorTreTy z naTury luB foTografii Akwarela – £100.00 Akryl – £150.00 Olejny – £200.00 Tel. 0788 415 5281 0208 578 7787 www.zojka.com

KrzyszTof Tel. 0787 501 4487

PrzeProwadzKi dowóz Lotniska, dworce, przeprowadzki, wygodnie, punktualnie, Bezpiecznie, duşe doświadczenie GPS, klimatyzacja. rafał Tel: 0772 460 1128

wróşKa seBila przepowie Ci przyszĹ‚ość, wskaĹźe Ci szczęśliwÄ… gwiazdÄ™, ktĂłra bÄ™dzie oĹ›wiecaĹ‚a TwojÄ… Ĺ›cieĹźkÄ™ ĹźyciowÄ…. Wróşy z kart tarota i z rÄ™ki. Zdejmuje zĹ‚e fatum. Tel. 0798 855 3378

TaTuaş arTysTyczny, KolczyKi roBerT: 0783 393 4388 auTo-laweTa (pomoc drogowa, aukcje, e-bay) Transport motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem. TransPorT na loTnisKa PrzeProwadzKi. Punktualność i rzetelność. Tel.: 0793 257 3973

inseKTy, PlusKwy, Karaluchy PrusaKi, mKliKi, gryzonie. Wytępię wszystko w stuprocentach!!! Tel: 0787 164 0086 andrzej


|27

nowy czas | 8 sierpnia 2008

ogłoszenia

job vacancies AIRCRAFT GROOMERS Location: HEATHROW AIRPORT Hours: 3 SHIFTS STARTING 4:30 AM OR NIGHT SHIFT 21:30PM TO 06:00AM Wage: £7.24 TO £8.01 PER HOUR Description: MUST HAVE EASILY CHECKABLE 5 YEAR BACKGROUND (OR TO SCHOOL) AND VALID PASSPORT FOR SECURITY CLEARANCE. WORKING AIRSIDE CLEANING, RESTOCKING AND CHECKING SAFETY OF AIRCRAFT. DRIVING LICENCE AN ADVANTAGE BUT NOT ESSENTIAL. APPLICANTS NEED TO BE AWARE THAT THIS IS HARD PHYSICAL WORK. WILL BE SECURITY CHECKED BACK TO 5 YEARS. WAGES START AT £7.24 PER HOUR FOR DAY SHIFT AND £7.75 PER HOUR FOR NIGHTS. TELEPHONE 0208 754 8858 FOR A TELEPHONE INTERVIEW AND QUOTE REF: “HRA/4739 FROM NOWYCZAS” RESIDENTIAL MANAGER Location: LONDON, NW10 Hours: 37.5 PER WEEK, 5 OVER 7, BETWEEN 8AM TO 4PM Wage NEGOTIABLE DEPENDING ON EXPERIENCE Work Pattern: Days, weekends Employer: Tower House Residential Home Pension: Pension available

Description: The successful candidate should have 2 to 3 years experience in management and have a NVQ level 4 or EU equivalent. A Register Managers Award (RMA) is desirable. A good knowledge of the current legislation in the care of the elderly is essential. Preferably you will have a good knowledge of care standards and national minimum standards. References are essential. The successful candidate should be flexible. Duties will include managing three beds; motivating staff and taking care of our elderly residents. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by employer. Wages negotiable depending on experience. Non-UK applicants to email CV to EURES adviser at shiraz.sakkaf@jobcentreplus.gsi.gov.uk How to apply: You can apply for this job by telephoning 07958 788320 or 0208 9337203 and asking for Mary Mundy. COOK/CHEF Location: LONDON, WC2 Hours: 40 - 48 PER WEEK, 6 DAYS FROM 7, BETWEEN 10AM - 9.30PM

Description: The successful applicant must have previous experience of being a chef or cook. The duties will include cooking and preparing food, keeping the area clean and tidy and any other related duties. A knowledge of the Polish language would be an advantage but not essential. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0207 8365183 and asking for Steven Leigh. UNISEX HAIR STYLIST Location: NORTHOLT, MIDDLESEX Hours:16-40 HOURS PER WEEK 5 DAYS FROM 7 BETWEEN 9AM - 7PM Wage: MEETS NMW NEGOTIABLE ON EXPERIENCE Work Pattern: Days, evenings, weekends Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must be fully qualified and experienced for all aspects of cutting and styling in a busy salon. Polish speaking would be an advantage, but not essential. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0208 8455111 and asking for Mesh Santini. TEACHING ASSISTANT Location: SWANSEA, WEST GLAMORGAN. Hours: 20-40 HOURS PER WEEK,5 DAYS OUT OF 7,DAYS. Wage: MEETS NATIONAL MINIMUM WAGE. Work Pattern: Days , Weekends Closing Date: 29/08/2008 Pension: No details held PERMANENT ONLY

Description: Must have previous experience. Duties will include to provide structured English lessons to multiple groups of Polish students. How to apply: For further details about job reference MRR/7294, please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am - 6.00pm weekdays, 9.00am 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is 0845 6055 255. MORTGAGE ADVISER Location: SWINTON, MANCHESTER, LANCASHIRE Hours: 40 PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY 10AM - 6PM Wage £1,000 PER MONTH BASIC PLUS COMMISSION Work Pattern: Days Employer: Business Finance Exchange Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must be able to speak English and Polish. We are looking to recruit mortgage advisors to service appointments(company and self generated) on a daily basis around the North West. Although the role isprimarily home based, you will have access to our central office facilities. Genuine on target earnings are in excess of £30,000 per annum. You should be CMap qualified or equivalent and able to demonstrate good sales and customer service skills. Selfemployed people are responsible for paying their own National Insurance contributions and Tax. For information on how benefits are affected, and whether entitlement may be lost, speak to a Jobcentre Plus Adviser. The Company has given an assurance that this vacancy enables workers to achieve a wage equivalent to the National Minimum Wage rate.

How to apply: You can apply for this job by telephoning 08000 786007 and asking for Kabir Master. MOTORCYCLE MECHANIC (BI-LINGUAL POLISH) Location: BRISLINGTON, BRISTOL Hours: 40 PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, BETWEEN 9AM -5.30PM Wage: NEGOTIABLE DEPENDING ON EXPERIENCE Work Pattern: Days

Description: Must be able to speak Polish and English fluently. Must have knowedge of motorcycle mechanics. Duties to include translating motorcycle related information from English to Polish for web site and printed material. Must have good verbal english communication skills and perfect Polish written skills. Can also email a CV to sales@superbyke.co.uk. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0117 9719862 and asking for Matt Bagg. SALES ADVISOR (POLISH SPEAKING) Location: CARLISLE, CUMBRIA Hours40 PER WEEK, BETWEEN MONDAY SATURDAY Wage MEETS NATIONAL MINIMUM WAGE

Description :Excellent opportunity to develop your skills & abilities with an expanding company. You will need to be highly self motivated with a desire to succeed in your work. You will be responsible for advising customers on the appropriate products for their needs. Previous sales experience & a degree is desirable but not essential. Must be fluent in English & Polish as you will be dealing with English & Polish clients. Must have access to a car as some

job reference CAR/57708, please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am 6.00pm weekdays, 9.00am-1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearingimpaired people is 0845 6055 255.

travelling will be involved. All training will be provided. Self-employed people are responsible for paying their own National Insurance contributions and Tax. For information on how benefits are affected, and whether entitlement may be lost, speak to a Jobcentre Plus Adviser. The Company has given an assurance that this vacancy enables workers to achieve a wage equivalent to the National Minimum Wage rate. How to apply: For further details about

negocjator

Wage: £7.50 - £8.00 PER HOUR Work Pattern: Days, evenings, weekends Duration: PERMANENT ONLY

Nowy Czas poszukuje pracownika do działu sprzedaży powierzchni reklamowej. Oferujemy pracę na dobrych warunkach, w zespole ludzi, dla których praca w mediach jest wyzwaniem i przygodą. Wymagana dobra znajomość języka angielskiego, łatwość nawiązywania kontaktów, umiejętność pracy w zespole i zdolności negocjacyjne. Wynagrodzenie: 250 funtów tygodniowo + prowizja

redakcja@nowyczas.co.uk

Szkoła Tańca

Profi-Dance Studios (POSK-Hammersmith)

zaprasza na 6-tygodniowe kursy dla dorosłych na poziomie początkującym oraz średnio-zaawansowanym. Kolejne kursy: 15 września oraz 18 września

ORAZ ogłasza NABÓR dzieci w wieku 7-11 lat na rok 2008/2009 do sekcji tańca sportowego-towarzyskiego • Pierwsze zajęcia 15 września 2008 r. (POSK, Hammersmith) • Treningi 3 razy w tygodniu • Profesjonalni trenerzy • Pokazy i turnieje dla najlepszych • Szkolenia i warsztaty z mistrzami tańca INFORMACJE I ZAPISY: Tel. 07726 45 90 50

www.profi-dance.com


28|

8 sierpnia 2008| nowy czas

co się dzieje film WALL-E animowany, 2008 r. reż. Andrew Stanton W kinach w całym Londynie Wysypiskowy Automat już 700 lat w samotności oczyszcza Ziemię z odpadów pozostawionych przez ludzi. Na planetę przybywa Eve – piękna, myśląca maszyna. Życie Wally'ego zupełnie się zmienia. Film4 Summer Screen: Człowiek Słoń dramat, 1980 r. reż. David Lynch 8 sierpnia, godz. 21.15 Somerset House, Strand, WC2 John Merrick obarczony jest dziedziczną, szpecącą chorobą. Z pomocą doktora Treves'a, Merrick odzyskuje godność zniszczoną przed laty, kiedy wykorzystywany był jako atrakcja objazdowego cyrku. High Plains Drifter western, 1973 r. reż. Clint Eastwood 8 sierpnia, godz. 18.10 BFI Southbank (NFT 1) Belvedere Road, SE1 8XT Eastwood gra tajemniczego jeźdźca, który nawiedza niewielkie miasteczko na Dzikim Zachodzie. Przemalowuje je na czerwono, zmienia nazwę miasta na Piekło i wymierza sprawiedliwość wszystkim tym, którzy na to zasłużyli. Dwa filmy z Audrey Tautou Riverside Cinema Studios Crisp Road, W6 9RL bilety: £7,50 (na oba filmy) 8 sierpnia, godz. 18.30: Amelie

obycz. 2001 r. reż. Jean-Pierre Jeunet

Gate Cinema 87 Notting Hill Gate Bilety: £8.00 Słynna opera Giacomo Pucciniego, nagrana w San Francisco. Sin City krym., 2005 r. reż. Robert Rodriguez 10 sierpnia, godz. 20.20 11 sierpnia, godz. 18.00 BFI Southbank, Belvedere Road, SE1 8XT Basin City to siedlisko prostytutek, przestępców i wszelkiego rodzaju szumowin. Rozgrywają się trzy zazębiające się historie. Głównym wątkiem jest historia Marva (Mickey Rourke), który szuka zabójców swojej kochanki.

Mandala

Los Desterrados

10 sierpnia, godz. 19.30 Riverside Studios, Crisp Road, W6 9RL Bilety: £4-£5 Performance pełen improwizowacji: piosenki, muzyka skłaniająca do medytacji. Wystąpi Susie Self: wokalizy, gitara, misy i gongi tybetańskie, Michael Christie na wiolonczeli.

Green Note, 106 Parkway, NW1 7AN 14 sierpnia, godz. 20.00 Bilety: £7 Muzyka sekstetu z północnego Londynu to połączenie hiszpańskiego flamenco i melodii cygańskich. Zagrają materiał z ostatniej płyty: „Miradores”.

Micachu 11 sierpnia, godz. 22.30-3.00 Durrr w The End, 16a West Central St, WC1A 1JJ Bilety: £6, £4 przed 23.00 Elektro, grime-y pop, improwizacja, rytmy R&B: wystąpi Micachu i jej zespół.

Kobiety w służbie ojczyzny 1939-1945 do 11 sierpnia Galeria POSK 238-246 King Street Wstęp wolny Fotografie Polek walczących podczas II wojny światowej.

Elegy

Serpentine Gallery Pavilion

dramat, 2008 r. reż. Isabel Coixet 8-14 sierpnia, godz. 13.15, 15.45, 18.20, 20.50 Curzon Mayfair 38 Curzon Street, W1J 7TY Nowojorski krytyk, wykładowca i publicysta (Ben Kingsley) wdaje się w burzliwy romans z piękną studentką, córką wpływowych kubańskich uchodźców. Mężczyzna porzuca rodzinę, staje się coraz bardziej zazdrosny...

12 sierpnia, godz. 19.00 Indigo2, Millennium Way, Greenwich, SE10 0BB Bilety: £22.50-£17.50, rezerwacja: 020 8463 2000

Serpentine Gallery, Kensington Gardens, W2 3XA Codziennie: 10.00-18.00 Jak co roku galeria postawiła swój letni pawilon. Autorem projektu jest Frank Owen Gehry. Pawilony galerii są jednym z najbardziej oczekiwanych wydarzeń w świecie architektury. Przyciągają ok. 250 000 zwiedzających. Za dnia można tam wypić herbatę a wieczorem posłuchać wykładu, obejrzeć spektakl.

muzyka

teatr

Evan Christopher Django A La Creole Quartet

Międzynarodowy Festiwal Teatralny w Edynburgu

Trio Samuela Leak 9 sierpnia, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street Bilety: £5 Trójka 20-latków zaprezentuje się w pełnym temperamentu i kreatywnej improwizacji programie standardów i własnych kompozycji.

W 1987 r. Rollins wydał album „Spoken Word”, zawierający tylko opowiadania i anegdoty. Krytykuje amerykański styl życia, jest znany ze swojego sarkastycznego, autoironicznego poczucia humoru.

Bite the Dust

Reż. Janusz Opryński i Witold Mazurkiewicz Universal Arts Theatre do 25 sierpnia (oprócz 13), godz. 17.00

Priceless

kom. 2006 r. reż. Pierre Salvadori Irene, uwodzicielka bogaczy, myli kelnera z Grand Hotelu ze znanym milionerem. Uczy go, jak łamać serca zamożnych kobiet. Nowy, uwodzicielski Jean zaczyna ją pociągać... Madame Butterfly opera, 2007 r. reż. Kathleen Belcher 9 sierpnia, godz. 15.30

Plasticine 8-9 sierpnia Southwark Playhouse, Shipwright Yard, róg Tooley Street i Bermondsey, SE1 2TF wt-sb, godz. 19.30 Bilety: £7-£20 Rezerwacja: 0844 847 1656 Sztuka nagrodzona Olivier Award przedstawia życie mieszkańców współczesnej, miejskiej Rosji.

festiwale CAMDEN FRINGE FESTIVAL: Cradle and Fall 11-13 sierpnia, godz. 19.45 Camden People's Theatre, 58-60 Hampstead Rd, NW1 2PY Bilety: £7.50, rezerwacja: 08700 600100 Sztuka inspirowana tragedią Eurypidesa. Medea pomogła Jazonowi zdobyć złote runo. Została jego żoną, lecz ten porzucił ją dla córki króla Koryntu. Medea szykuje zemstę... London Mela

Baldanders

Franck Ash Band 13 sierpnia, godz. 18.00-2.00 Ain't Nothing But Blues Bar, 20 Kingly St, W1B 5PZ Bilety: wstąp wolny przed 21.30, £3 przed 23.00. Energetyczny blues w wykonaniu gitarzysty Jaya Hawkinsa i jego zespołu.

Reż. Marcin Bikowski do 25 sierpnia (oprócz 6, 13, 20 sierpnia), godz. 19.50 Hill Street Theatre Etcetera

Reż. Ewa Mojsak, Marta Rau, Dorota Grabek do 25 sierpnia (oprócz 13), godz. 13.10 Hill Street Theatre

10 sierpnia, godz. 12.00-20.30 Gunnersbury Park, Pope's Lane, W5 4NX Wstęp wolny Szósta edycja festiwalu: azjatycka muzyka, taniec, teatr, kuchnia. Trafalgar Square Festival: Olympic Aspirations 14-16 sierpnia, godz. 13.00-21.00 Trafalgar Square Wstęp wolny Zespół Zoo Nation's przedstawi show zainspirowane ostatnią olimpiadą, która miała miejsce w Londynie w 1948.

BBC Proms: BBC Symphony Orchestra

Amelia pracuje w kawiarni i wynajmuje mieszkanie w Montmartre. Chcąc sprawić, by inni poczuli się szczęśliwi, wymyśla misterne intrygi. W pewnym momencie musi zająć się własnym szczęściem. 8 sierpnia, godz. 20.50:

Teatr Biuro Podróży 8-9 sierpnia, godz. 21.30 National Theatre Square, South Bank, SE1 9PX Bilety: £10, rezerwacja: 02074523000

wystawy

Henry Rollins

8 sierpnia, godz. 18.00 Le QuecumBar, 42-44 Battersea High Street, SW11 Bilety: £15 Charyzmatyczny klarnecista stylu nowoorleańskiego i jego zespół zagrają kreolskie rytmy dedykowane pamięci gitarzysty Django Reinhardta.

Macbeth: Who is that Bloodied Man?

9 sierpnia, godz. 19.00-21.00 Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2AP www.royalalberthall.com Bilety: £6-£35, pozostałe wolne miejsca: £5 (pół godziny przed koncertem) Proms na jazzowo. W repertuarze m.in.: Gershwin: „An American in Paris”, „Strike Up the Band” i „My man's gone now” (Porgy and Bess); Jason Yarde: „Rhythm and Other Fascinations”; Stravinsky: „Ebony Concerto”; Bernstein: „Prelude”, „Fugue and Riffs”.

The Opera Festival do 17 sierpnia Riverside Studios, Crisp Road, W6 9RL Kompania Tête à Tête's co roku organizuje święto opery, zaprasza gwaizdy światowego formatu i debiutantów. Szczegóły: www.tete-a-tete.org.uk

już wkrótce Lanquidity zaprasza: Eldo

Mezcla de Londres Quinteto

REJSBUS: Wycieczka do Legolandu

10 sierpnia, godz. 18.00 Hootananny, 95 Effra Rd, SW2 1DF Wstęp wolny Wieczór z muzyką i tańcem salsa. Muzyka na żywo. Lekcje salsy od 18.30.

14 sierpnia, godz. 8.30 Bilety: www. rejsbus.co.uk (Promocja!) Kontakt: 07971974089; kapitan@rejs.co.uk Wizyta w Legolandzie niedaleko Windsor Castle, mnóstwo zabawy dla dzieci pod opieką doświadczonych opiekunów.

23 sierpnia Rhythm Factory 16-18 Whitechapel Rd, E1 1EW Rezerwacja biletów: 07711228969 i 07792106805 Czołowy artysta polskiego hip-hopu, jeden z najlepszych polskich tekściarzy-raperów.


|29

nowy czas | 8 sierpnia 2008

port

Redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl

z nOtatniKa statystyKa

Smuda najwybitniejszym trenerem Jarosław Owsiański

Z całą stanowczością stwierdzamy, iż Franciszek Smuda jest najwybitniejszym trenerem w historii ekstraklasy. Kto nie wierzy, niech policzy z nami, i to biorąc pod uwagę różnorakie kryteria. Podważającym trenerskie dokonania Smudy polecamy poniższą analizę jego osiągnięć... Gdyby ułożyć tabelę, w której znalazłyby się drużyny, które w całej historii ekstraklasy zdobyły najwięcej goli w ciągu sezonu – powstanie klasyfikacja najbardziej bramkostrzelnych zespołów, ale także i trenerów, którzy preferowali otwarty, widowiskowy i skuteczny futbol. W czołówce najbardziej bramkostrzelnych drużyn i ich trenerów aż trzykrotnie pojawia się nazwisko Franciszka Smudy. Chciałoby się wysnuć wniosek, że aby zdobyć dużo goli w ciągu sezonu, trzeba mieć Smudę na ławce. Oto lista najbardziej bramkostrzelnych drużyn w ciągu jednego sezonu: 98 – Wisła Kraków (1928) bez trenera, 95 – Wisła Kraków (1927) bez trenera, 95 – Legia Warszawa (1995/96) Paweł Janas, 90 – Ruch Chorzów (1934) bez trenera, 87 - Wisła Kraków (1948) Artur Walter, Josef Kuchynka, 84 – Widzew Łódź (1995/96) Franciszek Smuda, 79 – Warta Poznań (1927) Gyula Bíró, 77 – Legia Warszawa (1928) Elemér Kovács, 75 – Wisła Kraków (1998/99) Franciszek Smuda, 75 – Wisła Kraków (2002/03) Henryk Kasperczak, 74 – Widzew Łódź (1996/97) Franciszek Smuda. Wiele mieliśmy wybitnych zespołów, ale jak się okazuje, nie na tyle, aby w ciągu sezonu nie przegrać żadnego meczu. W całej historii polskiej ekstraklasy zaledwie raz zdarzył się taki przypadek. W sezonie 1995/96 Widzew Łódź, po raz pierwszy w dziejach i jak na razie jedyny, zakończył sezon, mając na koncie zerowy bilans porażek. Kto był trenerem zespołu, który dokonał tego wyczynu? – oczywiście Franciszek Smuda. Tymczasem Widzew pod wodzą Smudy rozegrał aż 34 spotkania i pomimo to pozostał niepokonany. Warto uzupełnić tę informację o bilans końcowy Widzewa: 34 mecze – 27 zwycięstw, 7 remisów, 0 porażek, przy stosunku bramek 84-22. Przyjrzyjmy się innym ligowym osiągnięciom w postaci najdłuższych

serii, jakie były udziałem poszczególnych drużyn prowadzonych przez Franciszka Smudę. Gdyby wziąć pod uwagę najdłuższe serie zwycięstw, to okaże się, iż zarówno w spotkaniach ogółem, jak i meczach na wyjeździe rekordy naszej ekstraklasy należą do drużyn prowadzonych przez Franciszka Smudę. W kolejnych meczach ligowych Widzew Łódź osiągnął dwie najdłuższe serie zwycięstw – 13 w okresie od 05.04.1997 do 09.08.1997 (w tym jeden walkower) oraz 12 w okresie 14.04.1996 do 26.05.1996. W spotkaniach wyjazdowych rekordowa seria należy do Wisły Kraków, która także pod wodzą Smudy odniosła 10 kolejnych zwycięstw na obcych boiskach w okresie od 12.09.1998 do 30.04.1999. Rekord polskiej ligi w postaci najdłuższej serii meczów bez porażki także przez wiele lat należał do Franciszka Smudy. Prowadzony przez niego Widzew w okresie od 30.07.1995 do 3.08.1996 nie znalazł pogromcy w 37 kolejnych spotkaniach. Dopiero w 2005 roku rekord ten pobiła Wisła Kraków, ale jej rekordowa seria 38 meczów to dzieło dwóch kolejnych trenerów. W tej sytuacji można stwierdzić, iż nie ma drugiego takiego trenera w historii polskiej ligi, który z prowadzonymi przez siebie drużynami tak długo pozostawałby niepokonany lub zwycięski. Gdyby zestawić klasyfikację drużyn, które odniosły najdłuższą serię kolejnych zwy-

cięstw (co najmniej 10), to okaże się, że Franciszek Smuda pojawi się w niej aż trzykrotnie na liście, która obejmuje zaledwie siedem pozycji. Oto wykaz najdłuższych serii zwycięstw w historii ekstraklasy: 12 – Widzew Łódź (Franciszek Smuda), 12 – (+ 1 vo) Widzew Łódź (Franciszek Smuda), 11 – Górnik Zabrze (Augustyn Dziwisz), 10 – Górnik Zabrze (Zoltán Opata – Węgry), 10 – Ruch Chorzów (Michal Vian – Słowacja), 10 – Wisła Kraków (Franciszek Smuda), 10 – Wisła Kraków (Maciej Skorża). To jednak nie jedyne osiągnięcia Franciszka Smudy. Weźmy teraz pod uwagę tytuły mistrzowskie wywalczone przez poszczególnych trenerów. Wprawdzie najbardziej utytułowanym szkoleniowcem pozostaje Ewald Cebula, który miał wkład aż w pięć tytułów mistrzowskich, jednak w dwóch przypadkach ten wkład był raczej symboliczny, gdyż prowadził on mistrzowską drużynę przez krótki okres czasu, dzieląc sukces z innymi trenerami. Gdyby jednak uwzględnić tytuły uzyskane samodzielnie, kiedy dany trener prowadził drużynę od początku do końca ligowego sezonu, to na czele klasyfikacji pojawi się trójka szkoleniowców: Ewald Cebula, Hubert Kostka i Franciszek Smuda. Warto też wspomnieć o dwóch triumfach w Superpucharze (podobnie jak Henryk Apostel) i udziale w Lidze Mistrzów (podobnie jak Paweł Janas).

W całej historii ekstraklasy Smuda prowadził 376 spotkań i pod tym względem wyprzedza go tylko pięciu kolegów po fachu. Jednakże żaden z tej piątki nie wywalczył tylu krajowych trofeów, ile Smuda (3 x liga, 2 x SP). Dla porównania Leszek Jezierski (1 x liga), Orest Lenczyk (2 x liga, w tym 1 niepełny, 1 x PP – niepełny, 1 x SP), Władysław Żmuda (2 x liga, 2 x PP w tym 1 niepełny), Hubert Kostka (3 x liga) i Wojciech Łazarek (2 x liga, 2 x PP). Bilans spotkań w pierwszej lidze to wspomniane 376 meczów, w których drużyny prowadzone przez Smudę odniosły aż 202 zwycięstwa i 85 remisów, doznając tylko 89 porażek. Stosunek bramkowy 655-384 obrazuje, iż zespoły prowadzone przez Franciszka Smudę strzeliły prawie dwa razy tyle bramek, ile straciły. Sam trener w swoich piętnastu sezonach aż dziesięć razy plasował się w pierwszej czwórce i pod tym względem nie ma sobie równych. Może pojawić się argument, iż przedstawiane przez nas sukcesy to w dużej mierze dorobek lat minionych. Jednak kluczowy jest argument, iż w polskiej lidze tylko jeden trener odniósł ponad 200 zwycięstw, i jest nim Franciszek Smuda, mimo iż pięciu trenerów prowadziło więcej spotkań od niego (Wieczorek i Lenczyk mają na koncie o ponad 100 meczów więcej niż Smuda). Oto czołówka klasyfikacji pod względem największej liczby zwycięstw odniesionych przez trenerów w historii ekstraklasy: Franciszek Smuda 202 zwycięstwa, Władysław Żmuda 195 zwycięstw, Teodor Wieczorek 191 zwycięstw, Orest Lenczyk 185 zwycięstw, Leszek Jezierski 178 zwycięstw, Hubert Kostka 161 zwycięstw, Jerzy Kopa 143 zwycięstwa.

BILANS SMUDY Pierwszoligowy bilans trenerski Franciszka Smudy: 1993/94 Stal Mielec – 11 miejsce, 1994/95 Stal Mielec 11 miejsce po 24 kolejce, Widzew Łódź 2 miejsce, 1995/96 Widzew Łódź – mistrzostwo Polski, 1996/97 Widzew Łódź – mistrzostwo Polski, 1997/98 Widzew Łódź – 4 miejsce, 1998/99 Wisła Kraków – mistrzostwo Polski, 1999/00 Wisła Kraków 3 miejsce po 8. kolejce, Legia Warszawa 4 miejsce, 2000/01 Legia Warszawa 3 miejsce po rundzie jesiennej, 2001/02 Wisła Kraków 4 miejsce po 19. kolejce, 2002/03 Widzew Łódź – 9 miejsce, 2003/04 Widzew Łódź – 14 miejsce (spadek), 2004/05 Odra Wodzisław 13 miejsce, 2005/06 Zagłębie Lubin – 3 miejsce, 2006/07 Lech Poznań – 6 miejsce, 2007/08 Lech Poznań – 4 miejsce. Razem 376 spotkań (202 zwycięstwa, 85 remisów, 89 porażek), bilans bramkowy 655:384.

bieg na przełaj Na 29. miejsce (z 32.) awansowała piłkarska reprezentacja Polski w rankingu FIFA. Na prowadzeniu nadal znajdują się Hiszpanie, a za nimi doszło do kilku przetasowań, w tym na pozycji wicelidera Włochów zmienili Niemcy, a czwartą lokatę zajęła Holandia. Polska reprezentacja pokonała 5:0 Maccabi Hajfa U-23. Bramki dla naszej drużyny zdobyli Tomasz Zahorski (trzy), Sławomir Peszko oraz Tomasz Lisowski. Minister sportu Mirosław Drzewiecki przyjął dymisję prezesa Narodowego Centrum Sportu Michała Borowskiego. Borowskiego zastąpi Rafał Kapler, obecny wiceszef spółki PL 2012. KGHM Zagłębie Lubin i Korona Kielce będą występować w sezonie 2008/09 w piłkarskiej 1. lidze – zdecydował Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu przy Polskim Komitecie Olimpijskim. Środowe decyzje oznaczają, że od piątku, 8 sierpnia w rozgrywkach ekstraklasy grać będzie 16 drużyn. W środowym meczu trzeciej kolejki I ligi piłkarskiej prowadzące w tabeli Podbeskidzie BielskoBiała pokonało u siebie Wartę Poznań 1:0 (1:0). Piłkarze Podbeskidzia odnieśli trzecie z rzędu zwycięstwo w sezonie, nie tracąc dotychczas żadnej bramki. Odra Wodzisław pokonała w sparingowym meczu zespół futsalowej ekstraklasy Clearex Chorzów 6:0 (0:0). Dawid Janczyk strzelił bramkę

dla CSKA Moskwa w meczu o Puchar Rosji przeciwko Torpedo Vladimir. Nasz zawodnik wpisał się na listę strzelców w 45. minucie spotkania. Zakończył się pierwszy etap

przetargu na wykonawcę stadionu na Euro 2012 we Wrocławiu. Prace budowlane mają się rozpocząć na przełomie listopada i grudnia. Racing Santander wygrał 3:2 w meczu sparingowym z Olympiakosem Pireus. Bramkę dającą zwycięstwo ekipie z Santander zdobył Ebi Smolarek. Napastnik reprezentacji Polski wpisał się na listę strzelców w 77. minucie spotkania i tym samym ustalił wynik meczu. Artur Boruc utrzymuje się w wysokiej formie. Bramkarz Celtiku Glasgow rozegrał bardzo dobre spotkanie przeciwko Manchesterowi City. Skapitulował tylko raz, po uderzeniu Martina Petrowa. W towarzyskim spotkaniu na Celtic Park w Glasgow padł remis 1:1.


30|

8 sierpnia 2008 | nowy czas

Już w najbliższych dniach mamy poznać nowego sponsora londyńskiej ligi „piątek” piłkarskich. Przypomnijmy, iż w niewyjaśnionych okolicznościach ze sponsoringu w trakcie sezonu wycofała się firma finansowa Crewcard. Liga straciła z powodu tej decyzji blisko dziesięć tysięcy funtów.

sport

Wisła zagra z Barceloną! Chciałem grać z maciej iWańsKi

Daniel Kowalski

Bez najmniejszych problemów krakowska Wisła rozprawiła się z izraelskim Beitarem Jerozolima. W rewanżowym meczu rundy kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów krakowianie zwyciężyli rywala aż 5:0. W pierwszym meczu w Izreaelu polski zespół przegrał 1:2. Piłkarze „Białej Gwiazdy” od pierwszych minut mieli zdecydowaną przewagę. Udokumentowali ją trzema szybko strzelonymi bramkami już piłKa nożna

w pierwszej odsłonie. W drugiej połowie podopieczni Macieja Skorży „dorzucili” jeszcze dwa trafienia. Kolejnym rywalem w drodze do upragnionej Ligi Mistrzów będzie słynna FC Barcelona. Z Barceloną los połączył Wisłę Kraków już kilka sezonów temu. Wtedy wygrali oczywiście Hiszpanie. Teraz też są zdecydowanymi faworytami, choć w porównaniu z tamtym dwumeczem mają dużo słabszy skład. Krakowianie nie składają jednak broni. Zapowiadają walkę do ostatniej minuty. Dla klubu z ul. Reymonta będzie to bez wątpienia dobra okazja do podreperowania budżetu. Spotkanie najprawdopodobniej odbędzie się bowiem na Stadionie Śląskim w Chorzowie.

NIESPODZIANKI Z rozgrywek niespodziewanie odpadł finalista poprzedniej edycji Pucharu UEFA – Glasgow Rangers. Szkoci przegrali rewanż z FK Kowno 1:2. Jak wyliczyli specjaliści, dla klubu z Ibrox Park oznacza to minimum kilkanaście milionów funtów strat. Drugą wielką niespodzianką jest porażka beligijskiego Anderlechtu Bruksela, w którym występuje Marcin Wasilewski. Zespół ten przegrał rywalizację z niżej notowanym Bate Borysow. W trzeciej rundzie kwalifikacji do rywalizacji włączą się kluby z Anglii. FC Liverpool zagra ze Standardem Liege, a londyński Arsenal z FC Twente. Faworytami obu dwumeczów są oczywiście kluby z Premier League.

legia WarszaWa

Herthą Berlin W drugiej rundzie eliminacyjnej pucharu UeFa legia zmierzy się z FK moskwa. trener jan Urban powiedział, że to nie był dla niego wymarzony rywal. a dla pana?

– Ja zawsze do losowania podchodzę dość spokojnie. Za bardzo nie analizuję tego, na kogo moglibyśmy trafić. Nie bawię się w typowania, że ten czy inny rywal byłby lepszy czy gorszy, bo i tak to nic nie zmieni. Choć owszem, jak każdy też mam swoje sympatie. FK Moskwa na pewno na mojej liście życzeń nie był. W takim razie, z kim wolałby pan się zmierzyć?

eKstraKlasa

Sprawa honoru

– Z jakimś zespołem z Europy Zachodniej. Chciałem grać z Herthą Berlin, spotkałbym się wtedy z Łukaszem Piszczkiem. co pan wie o FK moskwa?

Wojciech Filipak

Mimo że od dobrych trzydziestu lat Legia nie wzmacnia się już poprzez powoływanie do wojska czołowych piłkarzy innych drużyn, nadal w całej Polsce (z nielicznymi wyjątkami) widzowie gwiżdżą na tę drużynę i jej zawodników. Przez trybuny stadionów przewinęło się w tym czasie kilka generacji kibiców i mało kto pamięta już, jak w Chorzowie wygwizdywano Kazimierza Deynę, grającego wtedy akurat nie w klubowym zespole Legii, a w reprezentacji. Zła sława pozostała i choć najmłodsi kibice nie mają pojęcia, dlaczego na Legię trzeba gwizdać, bo nie wiedzą, w jaki sposób Legia zabrała tegoż Deynę z ŁKS albo jak nie chciała oddać Smolarka Widzewowi, nie mówiąc o metodach, przy pomocy których tworzono słynny CWKS w latach pięćdziesiątych, to ta niechęć przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. To samo grozi teraz Widzewowi i paru innym klubom zamieszanym w aferę korupcyjną. Akurat Widzew cieszył się w kraju dużą sympatią, bo przecież musiała zaimponować kibicom także innych drużyn błyskawiczna kariera zespołu Bońka, Smolarka, Żmudy i Młynarczyka, ów słynny „widzewski charakter”, a nie można też zapominać o

tym, że był to ostatni klub, który reprezentował Polskę w Lidze Mistrzów w 1996 roku, grając w fazie grupowej, w której uczestniczyło wówczas 16 drużyn, a nie 32 – jak obecnie. Ostatni sezon był jednak fatalny pod względem sportowym, a dobiła zespół karna degradacja za korupcję. Sposób, w jaki Widzew się broni, budzi u wielu kibiców zdumienie. „Donos” na ŁKS po przegranych derbach, jakoby w zespole rywali grał nieuprawniony zawodnik, wbrew oczywistym faktom wypieranie się związków z oskarżonym o korupcję jednym ze współwłaścicieli spółki, szukanie kruczków prawnych w odwołaniach od decyzji Wydziału Dyscypliny i triumfalne okrzyki: „Sprawiedliwość zwyciężyła!” po niezrozumiałym werdykcie Trybunału Arbitrażowego, wreszcie skargi do ministra na przyznanie licencji Polonii Bytom – takiego natężenia pieniactwa jeszcze w naszym futbolu nie było. Zabrakło pokory, przyznania się do winy, przeproszenia obcych i swoich kibiców i wreszcie – wyciągnięcia wniosków z tego, co się stało. Powstało wrażenie, że „pokrzywdzony” Widzew istotnie walczy o sprawiedliwość, a to tylko tricki zręcznych prawników. Przecież były prezes Wojciech Sz. przyznał się, że dawał pieniądze dla sędziów. Ani klub, ani znaczna grupa jego kibiców nie chcą też pamiętać, że Widzew przegrał przecież z kretesem decydujące mecze z rywalami w walce o utrzymanie się, i to w przypadku Polonii i Zagłębia Sosnowiec, na własnym boisku! Czy w takiej sytuacji można mieć moralne i sportowe prawo, by ubiegać się o miejsce w ekstraklasie kosztem innych? Wszyscy w Polsce już o tym, co robi Widzew, doskonale wiedzą. Nie

można się dziwić, że przed każdą wizytą w innym mieście miejscowe gazety z lubością przypominać będą te posunięcia. Taka plama na honorze przylgnie do klubu na długo i nikogo to nie obchodzi, że to nie „abstrakcyjny” Widzew jest winien, a konkretne osoby, które tak obecnie klubem kierują. Pierwszy przykład mieliśmy już w minionym tygodniu w Lublinie. Nikt nie chciał słuchać, że Jezierski, że Żmuda... Widzew już stał się dla wielu znienawidzonym klubem. Nędzne resztki honoru tracą też pozostałe kluby, o których ostatnio głośno. Krzyki działaczy Zagłębia Lubin domagające się uniewinnienia zagłuszyły informacje z Wrocławia, gdzie wydano właśnie wyroki na kilku piłkarzy (z Zagłębia także), którzy już dawno zajmowali się kupowaniem i sprzedawaniem meczów. W Kielcach też już zapomnieli o tym, że ich awans do czołówki krajowej był bardzo mocno, nazwijmy to, „wspierany”. Zgodnie z logiką zespół oszukujący w trzeciej lidze powinien być zdegradowany do czwartej, tymczasem Korona walczy o przywrócenie jej „należnego miejsca” w ekstraklasie. Z honorem na bakier są też w Gliwicach i w Gdyni – Piast i Arka swoje kary już wprawdzie odcierpiały, ale trudno mówić o zrozumieniu winy i chęci zerwania z niechlubną przeszłością, skoro w jednym z tych klubów osoba zamieszana w korupcję pełni funkcję kierownika drużyny, a w drugim została niedawno nawet prezesem zarządu! Losy Zagłębia, Korony, Arki, Piasta mało kogo na zewnątrz obchodzą, bo te kluby mają kibiców tylko w swoich środowiskach. Co innego Widzew, który był bez mała własnością ogólnokrajową. Szkoda, że teraz ma lepszych prawników niż piłkarzy, a to akurat sympatii nie przysparza.

– Przede wszyskim to, że grał tam Damian Gorawski, a także to, że jest tam Mariusz Jop. Może nie ma tam wybitnych zawodników, ale to na pewno dobry zespół. Wszyscy widzieli, jak grali Rosjanie na Euro 2008, wszyscy w Polsce zdają sobie sprawę z tego, jaki jest poziom ligi rosyjskiej, z tego, że gra się tam szybką piłkę. Nie będzie to więc dla nas łatwy dwumecz. Zespół FK Moskwa na pewno trzeba szanować, ale nie wolno się bać przeciwnika. W meczu z FK Homel strzelił pan dwa gole. czy to oznacza, że pana aklimatyzacja na łazienkowskiej dobiega końca?

– Nie, jeszcze cały czas trwa. Zostałem miło przyjęty przez drużynę. W szatni, a także poza szatnią, jest dobra atmosfera. Dopiero się jednak zgrywamy, to wszystko jeszcze trochę potrwa. przy stanie 1:0 dla Białorusinów podszedł pan do „jedenastki”, a więc ciążyła na panu spora odpowiedzialność. co pan wtedy czuł?

– Już przed meczem wiedziałem, że jak będziemy mieli rzut karny, to mam strzelać. Miałem wcześniej wybrany róg, w który uderzę. Wiedziałem, że jak dobrze trafię, to bramkarz nie będzie miał zbyt wielkich szans na obronę. na wyjeździe legia wygrała z FK Homel 4:1, u siebie ledwie zremisowała 0:0. jak pan na te wyniki patrzy z perspektywy czasu?

– Wszyscy wiedzą, na jakim etapie przygotowań byliśmy przy okazji pierwszego meczu, a na jakim w spotkaniu rewanżowym. Na Łazienkowskiej też wypracowaliśmy sobie kilka bramkowych sytuacji, ale zawiodła skuteczność.

maciej szczęsny przed meczem rewanżowym legii powiedział, że pana zespół mógł pierwsze spotkanie wygrać 7:0 czy 8:0, gdyby wykorzystał wszystkie bramkowe sytuacje. jak pan to skomentuje?

– Maciej Szczęsny też kiedyś był piłkarzem i sam wie, że nie zawsze wszystko wychodzi tak jakbyśmy tego chcieli. Pewnie przed meczem nieraz zakładał sobie jedno, a czasami wychodziło inaczej. FK moskwa zajmuje miejsce w drugiej połowie tabeli. co to dla legii oznacza?

– Na pewno nie to, że FK Moskwa to słaby zespół. Teraz jest niżej w tabeli, ale w poprzednich latach ten zespół spisywał się dobrze, był w czołówce. Poziom ligi rosyjskiej jest wysoki, reprezentacja grała dobrze na Euro 2008, ale jeszcze raz powtarzam, nie można się bać przeciwnika. Jeszcze nie jesteśmy w najwyższej formie. Ona cały czas rośnie, ale do pełnej dyspozycji trochę jeszcze brakuje. Mam nadzieję, że zdążymy. Być może liga polska ruszy od trzeciej kolejki!

– Tak, ale to, że nie wystartowała zgodnie z planem, bardzo nam przeszkodziło. I to cały komentarz do tej sprawy. W trzeciej kolejce naszej ekstraklasy legia ma zmierzyć się w derbowym meczu z polonią. to dobry rywal na początek?

– Każdy rywal do tego, aby podnieść formę przed meczami pucharowymi, jest dobry. Niezależnie od tego, czy to będzie Polonia, czy Wisła Kraków, czy też ktoś inny, będziemy walczyli o trzy punkty. Z dnia na dzień nasza dyspozycja jest coraz lepsza, zgrywamy się, ale nasza forma jest jeszcze pod kreską.

rozmawiał: marcin Frączak


|31

nowy czas | 8 sierpnia 2008

sport Rozpoczęły się Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Firma analityczna PricewaterHouse Coopers w swoim raporcie daje nam szansę na 14 medali, to o cztery więcej niż w Atenach.

Piąta pora roku Dariusz Jan Mikus

Jestem obrzydliwym meteopatą. Co piszę nie bez kozery w dniu, gdy trwające od rana upały już dwukrotnie były przerywane obfitymi ulewami z potężnymi spadkami ciśnienia w tle.

Nie chce mi się wtedy nic robić – szukam każdego pretekstu do lenistwa. No, nie zawsze. Czasem coś złośliwie napiszę o nieróbstwie ludzi futbolu i to tak kardynalnie, jakbym przez całe życie był ambitnym pracoholikiem. A tak w ogóle to meteopatyczna skaza opanowala także polską piłkę. Mało tego, że mamy kopania dosyć – w najgorszym tego słowa znaczeniu – przez cały sezon, to jeszcze chyba nawet dla potrzeb rodzimego futbolu został znacznie rozszerzony katalog por roku. Od lat czekamy na piłkarską wiosnę, czyli dzień, w którym okaże się, że mróz korupcji i układów zelżał, a chłopaki na boisku nie grają jak na tafli lodowej i potykają się o kawałki kry. Co prawda marzy się to kibicom,

ale zupełnie to nie w smak władzom piłkarskiej centrali, które wzorem najlepszych zakładów komunalnych dziękują Bogu za długą i śnieżną zimę, kiedy to warstwy brudów i śmieci mogą sobie spokojnie zalegać pod dywanem idealnej bieli śniegu. Póki co mróz trwa i nic nie wskazuje na odwilż. Wiosny nie widać, a bardzo by się nam przydała. Trochę optymizmu dla wiernych kibiców i może jakiś sukces, bo takiego łakniemy jak kania dżdżu. W swym wielkim optymistycznym zapędzie marzymy nie tylko o sensownym występie naszej narodowej jedenastki w dużej imprezie światowego formatu, a nawet o występie polskiej drużyny w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Teraz nieco o lecie. Wtedy to, w

poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, nasi futboliści mogliby nakładać na fryzury kolejne warstwy żelu gdzieś w okolicach wysp Bahama i tamże, po pijaku, rozwalać ekskluzywne hotele, ubliżając przy okazji lokalnej policji. Wszak spracowani polscy futboliści też muszą gdzieś odpocząć – zwłaszcza w okresie kanikuły. A może pojadą sobie na Wyspy Owcze, gdzie mają zapewne wielu znajomych kolegów po piłkarskim fachu, bowiem ilekroć brak nam punktów w rankingu FIFA, to zaraz tradycyjnie wygrywamy mecz z „owcami”... Ktoś zapyta: a jesień? Odpowiadam: cały czas mamy wiele symptomów tej pory roku. Choć nie zbieramy owoców futbolowych sukcesów minionego roku, to

wspominamy w coraz krótsze wieczory piłkarskie dożynki, jakie zaserwowali nam rywale z ostatnich Mistrzostw Europy. Mogła być „złota polska jesień”, ale wszystko oscyluje bardziej w kierunku zaduszek. Smutne to, lecz prawdziwe. A gdzie zapowiadana na początku piąta pora roku? Otóż i jest. To przedwiośnie. Bo choć nic nie dała wieloletnia syzyfowa praca piłkarskiej centrali, to nadal – propagandowo – prezes i jego kolesie żyją w świecie szklanych domów. Przedwiośnie to taki okres, gdy karmi się ludzi nadzieją na przyszłe plony. Jeszcze nie widać owoców ani nawet ich zalążków, ale po tak długiej i srogiej zimie wszyscy wierzą, że koszmar się wreszcie skończy...

Przyćmione gwiazdy (cz. 2) Czesław Ludwiczek

W minionym tygodniu omówiliśmy w skrócie zmiany na stanowiskach selekcjonerskich w krajach naszych południowych sąsiadów, a równocześnie rywali Polski w eliminacjach do Mistrzostw Świata 2010, a więc Czech i Słowacji. Dziś kolej na inne państwa, w których dokonano podobnych zmian, w tym i na te, które sytuują się dość wysoko w piłkarskiej hierarchii w Europie.

Idzie tu np. o Włochy, które w Euro 2008 dotarły wprawdzie do ćwierćfinału, ale w tej właśnie fazie pożegnały się z turniejem, przegrywając rzutami karnymi z Hiszpanią. Gdyby polskiej reprezentacji udało się osiągnąć taki wynik, uznalibyśmy to za sukces i bylibyśmy wniebowzięci. We Włoszech ów ćwierćfinał uznano za klęskę, a w konsekwencji jeszcze w czasie austriacko-szwajcarskich mistrzostw rozstano się z dotychczasowym selekcjonerem Roberto Donadonim. Sięgnięto natomiast po 60-letniego Marcello Lippiego, który dwa lata temu zdobył z drużyną włoską tytuł mistrza świata. Lippi, który po sukcesie w Niemczech przeszedł na emeryturę, znów poczuł wyzwanie i 26 czerwca podpisał podsunięty mu przez włoską federację kontrakt, obejmując ponownie reprezentację. Od tego czasu toczy się w Italii dyskusja, w jakim stylu powinna grać reprezentacja pod jego kierunkiem. Z jednej strony wskazuje się na styl, w którym Hiszpania osiągnęła mistrzostwo Europy, z drugiej strony na przykład Manchesteru United, który zwyciężył w Lidze Mistrzów. Sam Lippi też wypowiadał się w tej sprawie. – Byłoby błędem kopiowanie stylu Hiszpanii – mówił – ponieważ kraj ten posiada mnóstwo młodych

zawodników ze sporym już doświadczeniem zdobytym w klubach. Nasza sytuacja jest inna, dysponujemy grupą graczy, która dwa lata temu zdobyła tytuł MŚ, i trochę młodzieży, którą wprowadził do drużyny Donadoni. Musimy więc wypracować własny styl, znaleźć równowagę między przeszłością i przyszłością. A jeśli twierdzę, że bardziej podoba mi się styl Manchesteru United niż reprezentacji Hiszpanii, to czynię to dlatego, że chciałbym mieć zawodników, którzy gotowi są poświęcić się dla drużyny, takich jak w MU Wayne Rooney lub Christiano Ronaldo, którzy zawsze, jak trzeba, pomagają obronie. Włosi mają ich zdaniem łatwą grupę elimijnacyjną do MŚ, bo znajdują się w niej takie kraje jak Bułgaria, Irlandia, Czarnogóra, Gruzja, Cypr, więc Lippi powinien się koncentrować na zbudowaniu takiej drużyny, która w Mundialu poradziłaby sobie z Brazylią i Argentyną. Dość spektakularna zmiana nastąpiła na stanowisku slekecjonera Holandii. Bezpośrednio po Euro 2008 z drużyną narodową pożegnał się wspaniały niegdyś gracz Marco van Basten. Najciekawsze jest jednak to, że owo rozstanie zaplanowane zostało już prawie pół roku wcześniej i to przez obie strony. Z pracy van Ba-

stena niezadowolona była holenderska federacja. Wprawdzie po objęciu tego stanowiska trzykrotny zdobywca Złotej Piłki wprowadził drużynę narodową do finałów MŚ, ale nie zdołał zakwalifikować się do ćwierćfinałów. Prasa holenderska mocno go wówczas krytykowała. W tym roku także zarzucano mu, że wprowadził wprawdzie reprezentację do Euro 2008, ale z drugiego miejsca w grupie. Już wtedy federacja postanowiła nie przedłużać z nim kontraktu. Z kolei sam van Basten także uniósł się honorem i zapowiedział odejście i związanie się od nowego sezonu z Ajaksem. Na Euro jego drużyna okazała się w grupie rewelacyjna, pokonując mistrza świata Włochy, wicemistrza Francję oraz Turcję. I kto wie, jak potoczyłyby sie losy Van Bastena, gdyby w ćwierćfinale nie dostał batów od superrewelacyjnych wówczas Rosjan. Porażka ta usankcjonowała podjęte wcześniej decyzje. W ich wyniku Van Basten odszedł, a jego miejsce zajął Bert van Marwijk, który zdobył niegdyś z Feyenordem Puchar UEFA, następnie pracował z Borussią Dortmund, a ostatnio znów w Feyenoordzie. O zmianie na stanowisku selekcjonera Anglii już pisaliśmy. Pragniemy jedynie dodać, że włoski szkoleniowiec Fabio Capello podpi-

sując kontrakt z angielską federacją, zaakceptował postawiony mu cel osiągnięcie z reprezentacją półfinałów w Mundialu 2010 i w Euro 2012. Tymczasem ważny działacz FA Trevor Booking uważa, że cel ten jest iluzoryczny. Jego zdaniem awans do końcowej czwórki przynajmniej w jednej z tych imprez będzie bardzo trudny. Aby ów cel osiągnąć, reprezentacja musiałaby uczynić znaczny postęp ilościowy i jakościowy. Wydaje się to niezwykle trudne, ponieważ nie ma właściwie z czego wybierać reprezentantów. W całej Premier League występuje tylko około 50 Anglików, reszta to obcokrajowcy. Ponadto żaden Anglik nie gra w wielkim klubie zagranicznym. Wynika z tego, że wzrost jakościowy reprezentacji Anglii może nastąpić tylko wtedy, kiedy zmieni się struktura narodowościowa graczy występujących na Wyspach Brytyjskich, oczywiście na korzyść Anglików. No, ale może Capello dokona cudów? Na koniec wróćmy do zdymisjonowanego w Czechach Karela Brucknera. Otóż szkoleniowiec ten otrzymał interesującą propozycję z Austrii, gdzie ma zastąpić zwolnionego właśnie Josefa Hickersbergera.. Czesław Ludwiczek jest korespondentem „France Football”



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.