nowyczas2008/099/034

Page 1

czy leci z nami Pilotka? 14-15

Przełamywanie stereotyPów

19

książka „Poles aPart” może Pomóc

Pilot, to zawód nietyPowy.

Brytyjczykom zrozumieć sytuację

ale czy mało koBiecy? o to

emigrantów, którzy chcą nie tylko

Postanowiliśmy zaPytać

zaraBiać mniejsze czy większe Pieniądze,

Pilotkę, izaBelę lechowicz

ale PróBują również czegoś więcej.

LONDON 29 August 2008 34 (99) nowyczas.co.uk FREE

NEW TIME

THE POLISH WEEKLY

Londyńczycy, czyli z kamerą wśród swoich Marcin Piniak

W Londynie trwają zdjęcia do serialu produkcji TVP pt. „Londyńczycy”. Pierwszy polski serial fabularny o losach Polaków w stolicy Wielkiej Brytanii ma się pojawić na ekranach już jesienią. Na parkingu przy ulicy Bond Street nieopodal Ealing Brodway kręcono ostatnie sceny pierwszej serii odcinków o przedstawicielach nowej fali polskiej emigracji. Plan zdjęciowy w dzielnicy najbardziej kojarzonej z Polakami to pewnego rodzaju balans pomiędzy chwilami relaksu, rozprężenia i ciężkiej pracy. Światła, kable, skrzynki, a wokół nich dużo ludzi. Tych wszystkich, których nazwiska błyskają nam przez krótką chwilę w napisach końcowych. Zdjęcia do „Londyńczyków” powstają zarówno na Wyspach, jak i w Polsce. Serial ma w zamierzeniu twórców opowiadać o życiu i dylematach

emigrantów, o co ponoć zadbali scenarzyści – Ewa Popiołek i Marek Kreutz, którzy spędzili wiele tygodni w Londynie obserwując realia emigracyjnego życia rodaków. Londyńska akcja serialu ma się toczyć w City, Canary Wharf, na East Endzie, w Soho oraz oczywiście na Ealiangu, co wskazuje na zamysł realizatorów ukazania bardziej przekrojowego portretu polskich emigrantów. Wedle deklaracji producentów i tworców, serial ma w zamerzeniu wiernie i prawdziwie sportretować nasze życie na Wyspach. Ukazać blaski i cienie emigracyjnych losów za pomocą popularnych gwiad, m.in. Roberta Więckiewicza, Rafała Maćkowiaka, Grażyny Barszczewskiej, Natalii Rybickiej, a także debiutantów. Nad całością panuje Greg Zgliński – reżyser, scenarzysta oraz kompozytor muzyki filmowej, który studiował w łódzkiej PWSFTViT pod okiem Krzysztofa Kieślowskiego. Dyrektor Agencji Filmowej TVP Sławomir Jóźwik zapewnia: – Ten serial to pierwsza filmowa opowieść o nowej polskiej emigracji na Wyspach. Pokażemy ludzi, którzy odważyli się odmienić swój los i zacząć od nowa za granicą. Zobaczymy Polaków, którzy w Londynie tylko pracują i takich, którzy walczą tam o życie. Zatem mamy ambitny zamysł, o rezultacie przekonamy się już niebawem.

CZAS NA WYSPIE

CZAS NA WYJAZD

FELIETONY

Obóz pracy twórczej

Królewskie Tunbridge Wells

Trudne Polaków powroty

Długi sierpniowy weekend w leśnym hostelu, nieopodal miasteczka Beaconsfield. Rób co chcesz, byle twórczo i bez schematów – kierując się tym przesłaniem, portretowano się nawzajem aparatem, pędzlem i kredką; dyskutowano na czas i argumenty; poznawano warsztat sztuk i sztuczek.

Gdy ktoś zetknie się z Anglią po raz pierwszy właśnie tam stawiając pierwsze kroki, ma wrażenie, że śmieszne, hałaśliwe automobile wciąż jeżdżą po drogach, z eleganckich domów przy Pentiles zaraz wyjdzie dama w długiej sukni i w rękawiczkach, a cała zielona okolica to pastwiska dla krów i owiec.

Wracamy: dorośli do pracy, dzieci do szkoły, politycy do Sejmu, a piłkarze i działacze do zdrowia. Wkrótce wszystko wróci do normy.Wróciłem z tygodniowego urlopu. Wracam i słyszę, że wy też chcecie wracać. Do Polski z Wysp.A więc jednak, myślę sobie, nie będzie tragedii, drenażu itd.


2|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

” Pią tek, 29 sierP nia, Ja na, sa bi ny 1957

1996

Urodził się Grzegorz Ciechowski, kompozytor, pianista, wokalista, aranżer, producent muzyczny, lider popularnego w latach 80. zespołu Repu blika. W 1986 roku rozpoczął solową karierę jako Obywatel GC. W życie weszło porozumienie rosyjsko-białoruskie o utworzeniu unii, podpisane w Moskwie 2 kwietnia przez prezydentów Rosji i Białorusi – Borysa Jelcyna i Aleksandra Łukaszenkę.

so bo ta, 30 sierP nia, szczę sne go, ró ży 1942 1963

Zakończono ewakuację z ZSRR żołnierzy i cywilów zwolnionych przez Stalina z łagrów. Z gen. Andersem uchodzi z Rosji około 116 tys. osób. Dla zapobiegnięcia wybuchu wojny nuklearnej została przeprowadzona gorąca linia pomiędzy przywódcami mocarstw – USA i ZSRR.

nie dzie la, 31 sierP nia, raJ mun da, Pau li ny 1907 1980

Rosja podpisała układ z Wielką Brytanią dotyczący podziału stref wpływów, o które państwa te dotąd walczyły. W Stoczni Gdańskiej podpisano porozumienia sierpniowe. 21 postulatów w imieniu strajkujących podpisał Lech Wałęsa, w imieniu rządu umowę parafował wicepremier Mieczysław Jagielski.

Po nie dzia łek, 1 wrze śnia, bro ni sła wy, idzie go 1977

1983

Zmarł Henryk Warszawski „Wars”, twórca muzyki do kilkudziesięciu filmów, wielu popularnych przebojów, śpiewanych też na estradzie i w kabarecie, m.in. „Miłość ci wszystko wybaczy”. Tragedia nad Sachalinem. Radzieckie myśliwce zestrzeliły pasażerski samolot Boeing 747 Jumbo-Jet linii południowokoreańskich, który omyłkowo naruszył przestrzeń powietrzną ZSRR. Zginęło 269 osób.

wto rek, 2 wrze śnia, ste fa na, Ju lia na 1621 2001

Bitwa pod Chocimiem. Zwycięstwo polskich wojsk i kozackich pod dowództwem hetmana Jana Karola Chodkiewicza nad Turkami. Koncert Depeche Mode w Warszawie na Służewcu zgromadził kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

śro da, 3 wrze śnia, iza be li, szy mo na 1939

1990

Francja i Wielka Brytania zgodnie z układami podpisanymi z Polską wypowiedziały wojnę Niemcom. Mimo wypowiedzenia wojny nie podjęły jednak działań wojennych (tzw. śmieszna wojna). Zmarł Mieczysław Fogg, piosenkarz; debiutował w teatrzyku Qui pro Quo z Chórem Dana; jego najbardziej popularne piosenki to „Jesienne róże”, „Ta ostatnia niedziela”.

czwar tek, 4 wrze śnia, li lia ny, ro za lii 1609 1951

Angielski żeglarz Henry Hudson dopłynął do brzegu wyspy Manhattan, dziś największego na świecie skupiska drapaczy chmur. Pierwszy międzykontynentalny przekaz programu telewizyjnego. Było nim wystąpienie prezydenta USA Harry'ego Trumana.

posiadaczy największych fortun dziedzicznych wyliczono na łamach amery kańskiego magazynu „Forbes”. Najbogatszym monarchą jest król Tajlandii.

15

lat temu polska ekspedycja archeologów odkryła Kanion Colca w Peru, najgłębszy na Ziemi. Jest to największa atrakcja turystyczna Peru, obok Machu Picchu.

27

czas na nowe mieJsca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

Dobrze zorganizowany Czas jest najlepszym dowodem na zorganizowany umysł. Isaac Pitman

listy@nowyczas.co.uk Droga redakcjo, cieszę się, że „nowy czas” wywiązuje się ze swojej obietnicy, danej już w pierwszym numerze – bycia na czasie, dostarczania świeżych informacji i ciekawych opinii. Jednak, jak się okazuje, „nowy czas” idzie jeszcze dalej, pragnie również być nowoczesny. Udowodnił to nie tylko zmianą kilka miesięcy temu swojej szaty graficznej, ale również kompletną zmianą swojej strony internetowej kilka tygodni temu. nie jestem fanką internetowych wydań, ale na waszą stronę zaglądam często i z wielką przyjemnością. nowa strona jest przejrzysta, stylowa i przede wszystkim jest alternatywą dla przeładowanych reklamami i elektronicznym bublem portali i gazet, które karmią nas miernymi artykułami upchanymi między migające reklamy, superoferty i natłok innych niepotrzebnych informacji, tak że od razu przechodzi ochota na czytanie. cieszę się, że „nowy czas” robi coś innego, bardziej profesjonalnego. Poza świetnymi artykułami, pisanymi przez reporterów nie bojących się poruszać tematów trudnych i drażliwych, oferujecie swoim czytelnikom ciekawe felietony, trochę rozrywki oraz kulturę. nie chcę się podlizywać pisząc, że czytam was od deski do deski. Tak nie jest. Jednak mimo swoich dwudziestu kilku lat i kompletniej niewiedzy dotyczącej własnej przyszłości, lubię wiedzieć, co się dzieje na świecie, chcę rozumieć procesy zachodzące wokół mnie i chcę być dobrze poinformowana. ze względu na wiek nie znoszę również, jak ktoś próbuje mi narzucić swoją opinię i „wciskać kit”. To, że zdarza mi się od czasu do czasu oglądać jeszcze bajki, nie oznacza, że chcę czytać bajki tam, gdzie oczekuję faktów; nie oznacza to, że muszę być bombardowana najnowszymi tapetami na komórkę albo artykułami w stylu „co jedzą gwiazdy na śniadanie”. Mam prawo przeczytać coś mądrego i nie dostać przy tym oczopląsu od wyskakujących okienek z ofertą kredytową, bo i po co mi ona teraz? Mój chłopak przechodząc koło komputera, na którym była otwarta strona „nowego czasu”, zatrzymał się na chwilę i spytał : – co to? A że nie mówi po polsku, musiałam mu

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton, g.borkowski@nowyczas.co.uk), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) FelIeTony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski, Michał Sędzikowski, Przemysław Wilczyński RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa, Maricn Piniak WSpółpRaca: Małgorzata Białecka, Irena Bieniusa, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Bartosz Rutkowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Tomasz Tułasiewicz; STaŻ dzIennIkaRSkI: Joanna Bąk, Paweł Rosolski;

dzIał MaRkeTIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk); STaŻ MaRkeTIngoWy: Magdalena Kubiak WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

wytłumaczyć: – nowy czas, the Polish weekly. na co on: – niezłe! więc skoro potraficie pozytywnie zaskoczyć kogoś, kto większość dnia spędza przed komputerem i nic, co w sieci, nie jest mu już obce, jego reakcja to dowód na to, że rzeczywiście jest nieźle! oby „nowy czas” zawsze pozostał nowy, nawet będąc kiedyś czasopismem z wieloletnią tradycją. Pozdrawiam serdecznie AleKSAnDrA PTASińSKA P.S. Jedna uwaga dotycząca strony – myślę, że lepiej by było, gdyby nazwiska autorów znajdowały się bezpośrednio pod tytułem artykułu, a nie dopiero po kliknięciu „czytaj dalej”. Myślę, że to ułatwiłoby szukanie konkretnego artykułu. Szanowni Państwo, z ciekawością przeczytałam w „nowym czasie” artykuł ostrzegający o konsekwencjach niewykupienia licencji TV (nc, 34/98, 22.08. Postanowiłam do was napisać, żeby ostrzec nowo przyjezdnych czytelników. Mieszkam tu od wielu lat, a mniej więcej od dziesięciu płacę licencję TV przez direct debit. niedawno kupiłam nowy odbiornik telewizyjny i proszę sobie wyobrazić, że kilkanaście dni potem puka do mnie grzeczny domokrążca, pokazuje swój identyfikator i pyta o moją licencję. nie muszę chyba nadmieniać, że zdenerwował mnie, bo

prze cież mo gli to spraw dzić w swo im sys te mie, że pła cę re gu lar nie, ale nie – oni spraw dzi li, że ku pi łam te lewi zor, więc wy god niej by lo im wy słać ła pi du cha. Dla te go na praw dę le piej uwa żać, bo brak li cen cji to nie prze lew ki. AnnA MAriAnowicz Droga redakcjo Po ar ty ku le z ostat nie go nu me ru „no we go cza su” o „li cen cji na oglą da nie” TV, przy po mnia łam so bie pe wien te le fon. Jak tyl ko wpro wa dzi łam się do miesz ka nia, do sta łam list, że mam opła cić li cen cję. zi gno ro wa łam go. Po ja kimś cza sie do sta łam te le fon, że miesz kam, więc mu szę opła cić. Przez dwa dzie ścia mi nut tłu ma czy łam pa ni, że nie mam te le wi zo ra i nie chcę mieć, cze go ona nie mo gła po jąć. i nie pła cę, pó ki co bez kon se kwen cji. DAriA SzePTowicz witam serdecznie! Jestem studentką mieszkającą w Bristolu. Staram się regularnie czytać „nowy czas”. najcześciej przeglądam stronę internetową gazety. Skąd takie zainteresowanie? Treść i forma podania. Blyskotliwe refleksje, trafne spostrzeżenia i niezbędnik, czyli autorska erudycja. Może to przepis na udane czasopismo? Ja po prostu lubię zagłębiać się w elektronicznej lekturze „nowego czasu”. z poważaniem KingA MAcAllA

z teki andrzeJa licHoty

Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

formularz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

Płatność ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

czas PublisHers ltd. 63 kings grove london se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 29 sierpnia 2008

czas na wyspie

Z czym zjeść toastmastera To a st ma sters In ter na tio nal (TI) to miÄ™ dzy na ro do wa or ga ni za cja non pro ďŹ t, ktĂł rej czĹ‚on ko wie uczÄ… siÄ™ prze ma wiać i prze wo dzić – tak w wiel kim skrĂł cie przed sta wia jÄ… siÄ™ jej ce le. Ale TI to rĂłwnieĹź do sko na Ĺ‚a szko Ĺ‚a Ĺźy cio wej od wa gi. DziaĹ‚a rĂłwnieĹź w Londynie. I to po polsku. CzĹ‚onkostwo w Klubie TI to jednak o wiele wiÄ™cej niĹź trenowanie umiejÄ™tnoĹ›ci przywĂłdczych i retorycznych. To przeĹ‚amywanie barier, ktĂłre blokujÄ… nas nie tylko na gruncie kontaktĂłw miÄ™dzyludzkich, lecz w ogĂłle mogÄ… hamować nasz rozwĂłj na polu osobistym i zawodowym. KrĂłtko mĂłwiÄ…c, Toastmasters Internationa to doskonaĹ‚a szkoĹ‚a Ĺźyciowej odwagi. DziaĹ‚a rĂłwnieĹź w Londynie i to po polsku. SpotykajÄ… siÄ™ dwa razy w miesiÄ…cu w Ognisku Polskim przy Prince’s Gate od paĹşdziernika 2007 roku. KilkanaĹ›cie osĂłb. Ich klub nazywa siÄ™ Polish Your Polish. Jest mnĂłstwo Ĺ›miechu. ĹšmiejÄ… siÄ™ z siebie nawzajem niemal bez przerwy. Uderzenie mĹ‚otka oznacza poczÄ…tek. Kolejne uderzenie – koniec. Na jednym ze stolikĂłw leĹźy stoper. Jego wĹ‚aĹ›cicielem jest kontroler czasu. KaĹźdy ma kilka minut na wygĹ‚oszenie przygotowanego przemĂłwienia. KaĹźde przekroczenie czasu to zielona kartka – czas koĹ„czyć. Przekroczenie limitu siedmiu minut to dyskwalifikacja. SkoĹ„czysz i otrzymasz brawa, twĂłj recenzent ciÄ™ oceni, ale twoja mowa nie bierze udziaĹ‚u w gĹ‚osowaniu na najlepszÄ… tego wieczoru. To uczy dyscypliny. KaĹźde przemĂłwienie musi skupić siÄ™ na innych elementach. Na przykĹ‚ad na strukturze, budowie. Treść jest wtedy nieistotna, liczy siÄ™ umiejÄ™tność kompozycji, budowania nastroju, puenta, zaskoczenie. Osoba peĹ‚niÄ…ca funkcjÄ™ tzw. gramatyka, czuwa nad poprawnoĹ›ciÄ… jÄ™zykowÄ…, wyĹ‚apuje niechlujnoĹ›ci stylistyczne, kolokwializmy. KaĹźde spotkanie ma swoje sĹ‚owo-klucz. Zna go wczeĹ›niej tylko gramatyk. Trzeba o nim pamiÄ™tać, uĹźyć go w przemĂłwieniu, zapowiedzi, recenzji, wreszcie wykorzystać go w tzw. sesji „gorÄ…cych pytaĹ„â€?, ktĂłrÄ… prowadzi mistrz. KaĹźda sesja ma rĂłwnieĹź swĂłj temat. Tym razem byĹ‚y to wakacje, co na koniec krytycznie oceniĹ‚ gĹ‚Ăłwny recen-

›› Michał Misztal w trakcie wygłaszania przemówienia, które okazało się najlepsze tego wieczoru. zent, jako şe temat wakacji przewijał się przez kilka ostatnich sesji. Mistrz rzuca hasło, pytanie, jakąś tezę, którą udo-

wadnia wybrana przez niego osoba. Wychodzi na środek, ma kilka minut czasu, błyskawicznie wymyśla argu-

dover-francja promy taniej

0844 847 5040

mentacjÄ™. Trzeba pamiÄ™tać o jÄ™zyku, pozyskać uznanie publicznoĹ›ci. RĂłwnieĹź jest siÄ™ recenzowanym, a najlepsza odpowiedĹş kwalifikuje do prowadzenia kolejnej sesji. Role siÄ™ zmieniajÄ…. Na jednym spotkaniu jesteĹ› mĂłwcÄ…, na innym recenzentem – uczysz siÄ™ oceny, skupienia uwagi, bo nikt drugi raz nie powtĂłrzy, a ty musisz wyĹ‚apać bĹ‚Ä™dy. Twoja ocena ma dla mĂłwcy wielkie znaczenie, daje mu wskazĂłwki, jakie umiejÄ™tnoĹ›ci rozwijać, jakich wad siÄ™ pozbyć, nad czym pracować. KaĹźdy bywa konferansjerem, oczywiĹ›cie wtedy rĂłwnieĹź podlega ocenie. Konferansjer nie jest gĹ‚Ăłwnym bohaterem, musi siÄ™ kontrolować i być dowcipnym, buduje atmosferÄ™ spotkania, opowiada anegdoty o wystÄ™pujÄ…cych. Najrzadziej zmienia siÄ™ funkcja prezydenta, tÄ™ peĹ‚ni siÄ™ przez jakiĹ› czas. Prezydent otwiera i zamyka spotkanie. OczywiĹ›cie, na rĂłwni z innymi, uczestniczy w sesji „gorÄ…cych pytaĹ„â€?, bywa recenzentem i tak dalej. SposĂłb, w jaki peĹ‚ni swojÄ… prezydenckÄ… rolÄ™ jest, rzecz jasna, oceniany. Ludzie, ktĂłrzy sÄ… czĹ‚onkami tego Klubu, wykonujÄ… róşne zawody, sÄ… w róşnym wieku. Nie przemawiajÄ… na co dzieĹ„ i tylko niektĂłrzy z nich majÄ… podwĹ‚adnych, ktĂłrymi kierujÄ…. DziÄ™ki tym wystÄ…pieniom nabierajÄ… do siebie dystansu, uczÄ… siÄ™ aktywnego, prawdziwego sĹ‚uchania, klarownego formuĹ‚owania myĹ›li, panowania nad niÄ…, nad tremÄ… i nad emocjami. PrzeĹ‚amujÄ… nieĹ›miaĹ‚ość i nabierajÄ… pewnoĹ›ci siebie. Jest to Klub dla kaĹźdego, kto nie chce stać w miejscu pielÄ™gnujÄ…c swoje sĹ‚aboĹ›ci. Jest otwarty w kaĹźdy drugi i czwarty wtorek kaĹźdego miesiÄ…ca. OpĹ‚ata miesiÄ™czna to siedem funtĂłw. Kolejne spotkanie juĹź 9 wrzeĹ›nia o godz. 19.30. II piÄ™tro w Ognisku Polskim. PoprowadzÄ… niebieskie strzaĹ‚ki.

ElĹźbieta Sobolewska

GroĹşna abolicja MoĹźna skĹ‚adać wnioski o skorzystanie z abolicji podatkowej – opublikowano juĹź odpowiednie rozporzÄ…dzenie. Uwaga: osoba, ktĂłra zĹ‚oĹźy swĂłj wniosek po terminie, traci prawo do abolicji. 21 sierpnia Ministerstwo FinansĂłw opublikowaĹ‚o przepisy i wzory wnioskĂłw (DzU nr 152, poz. 950), jakie naleĹźy skĹ‚adać w urzÄ™dach skarbowych, aby otrzymać zwrot zapĹ‚aconego podatku. NaleĹźy wypeĹ‚nić formularz oznakowany symbolami PIT-AZ i doĹ‚Ä…czyć do niego oĹ›wiadczenie AZ-O o wysokoĹ›ci uzyskanych przychodĂłw i zapĹ‚aconego na Wyspach podatku. Wniosek musi zawierać takie dane jak: kwota zagranicznego dochodu (przychodu), kraj jego uzyskania, koszty, zapĹ‚acony za granicÄ… podatek. Przepisy przewidujÄ… terminy dwui szeĹ›ciomiesiÄ™czne, liczone od daty wejĹ›cia w Ĺźycie ustawy. JeĹ›li wniosek abolicyjny dotyczy 2002 roku naleĹźy go zĹ‚oĹźyć najpóźniej do 6 paĹşdziernika. Osoby, ktĂłre ubiegajÄ… siÄ™ o umorzenie lub zwrot naleĹźnoĹ›ci za lata 20032007, majÄ… czas do 6 lutego 2009 roku. Za kaĹźdy rok trzeba zĹ‚oĹźyć odrÄ™bny wniosek, a wiÄ™c osoba chcÄ…ca skorzystać z abolicji za lata 2002-2007 powinna zĹ‚oĹźyć sześć formularzy. Co jest waĹźne – nie musimy niczego wyliczać, to zadanie urzÄ™du skarbowego. Jednak nawet jednodniowe opóźnienie przy skĹ‚adaniu wniosku moĹźe skoĹ„czyć siÄ™ egzekucjÄ… zalegĹ‚ych naleĹźnoĹ›ci fiskalnych i dotkliwymi karami finansowymi. Dlatego jeĹ›li siÄ™ spóźnimy, lepiej jest wniosku nie skĹ‚adać. ĹšrĂłd Ĺ‚o: „Gaz et a Prawn aâ€? i „Rzeczp os po lit aâ€?

25

* GBP

7ARUNKI I POSTANOWIENIA #ENA ĂŁ DOTYCZY WYBRANYCH REJSĂŠW POZA OKRESEM SZCZYTU DO DNIA /BOWIÂ?ZUJE OPŠATA W WYSOKOuCI ĂŁ W PRZYPADKU ZMIAN W REZERWACJI #ENA MO–E ULEC PODWY–SZENIU W NASTĂ PSTWIE DOKONANIA ZMIAN W REZERWACJI :APŠACONE REZERWACJE NIE PODLEGAJÂ? ZWROTOWI /FERTA DOSTĂ PNA DO WYCZERPANIA BILETĂŠW ORAZ JEST WA–NA JEDYNIE JAKO CZĂ u½ REZERWACJI DOKONANEJ NA PODRʖ W OBIE STRONY $ODATKOWE OPŠATY OBOWIÂ?ZUJÂ? W PRZYPADKU WSZYSTKICH INNYCH REJSĂŠW /BOWIÂ?ZUJÂ? WARUNKI .ORFOLKLINE


|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Sposób na integrację W ko ście le St Swi thun’s w So uth sea msze po pol sku bę dą od pra wia ne tyl ko raz w mie sią cu. Bi skup Cri spian Hol lis z Por ts mouth ogra ni czył licz bę pol sko ję zycz nych na bo żeństw, po nie waż je go zda niem ha mu ją one pa ra f ian przed in te gra cją z lo kal ną spo łecz no ścią. O spra wie na pi sał „The Ca tho lic He rald”. Msze dla Po la ków by ły or ga ni zo wa ne od czerw ca te go ro ku, kie dy do gro na ka pła nów do łą czył pol ski ksiądz. Bi skup Hol lis pod kre ślił, że je go de cy zja za pa dła po kon sul ta cjach z księż mi i roz mo wach z pa ra f ia na mi oraz z ty mi Po la ka mi, któ rzy chcą stać się czę ścią lo kal nej spo łecz no ści, więc wo lą mo dlić się po an giel sku. Po zo sta li pa ra f ia nie -Po la cy, nie go dzą się z po sta no wie niem bi sku pa. Mo wa tu o oko ło 50. oso bach, któ re re gu lar nie uczęsz cza ły na pol skie msze. Wy sto so wa no do bi sku pa list w ję zy ku pol skim ape lu jąc o przy wró ce nie mszy. Bi skup od pi sał, że nie ro zu mie tre ści li stu i pro si o po now ne na pi sa nie go w ję zy ku an giel skim.(es)

MOŻESZ TO TO ZROBIC ZROBIĆ MOZESZ JEDNEGO DNIA JEDNEGO DNIA!!!!!!

BA R

WYSO ZO

90

%

!! !

Coraz trudniej jest żyć Polakom mieszkającym i zarabiającym na Wyspach. Rosną ceny, mają problemy z pracą – to główne, ale nie jedyne problemy, które powodują u nas depresję, pisze w tym tygodniu dziennik „The Independent”. Z nieoficjalnych danych polskiej ambasady wynika, że jeden na pięciu Polaków, którzy zmarli w zeszłym roku na Wyspach, popełniło samobójstwo.

›› Występ folklorystycznego zespołu polskich Cyganów Newe Roma. Fot. Grzegorz Borkowski

Olimpijska krakowianka Olim pij skie zma ga nia za na mi. Swo je sportowe suk ce sy Bry tyj czy cy hucz nie uczci li pod czas ma so wych fe sty nów w dniu za mknię cia olim pia dy. Na jed nym z nich – w So uthamp ton – nie za bra kło pol skich ak cen tów. W po czcie sztan da ro wym, któ r y wcią gnął na maszt fla gę olim pij ską, zna la zła się ma ła kra ko wian ka, a fe styn uczci ły wy stę py ze spo łu folk lo r y stycz ne go pol skich Cy ga nów. Fe styn od był się w mi nio ną nie dzie lę. Na pla cu przed Ci ty Cen tre zgro ma dzi ło się kil ku set miesz kań ców So uthamp ton. Chy ba naj więk szą atrak cją za ba wy by ły po ka zy akro ba tycz ne i gim na stycz ne w wy ko na niu człon ków So uthamp ton Gym na stic Club. Sal ta, sko ki na ba tu cie w wy ko na niu za awan so wa nych ama to rów

spra wi ły, że moż na by ło przez chwi lę się po czuć jak na wi dow ni olim pij skie go sta dio nu w Pe ki nie. Or ga ni za to rzy spo tka nia – klu by spor to we z So uthamp ton i Ci t y Co un cil za dba li, by po ka zać tak że naj licz niej sze mniej szo ści na ro do we. Nie za bra kło więc tań ca Bol ly wo od, po ka zu ją ce go tra dy cje kul tu ro we mniej -

szo ści hin du skiej. Mniej szość pol ską re pre zen to wał za przy jaź nio ny z SOS Po lo nia ze spół folk lo r u cy gań skie go Ne we Ro ma. Ma ła Po lka w tra dy cyj nym stro ju kra kow skim by ła w po czcie sztan da ro wym, któ r y wcią gnął na maszt olim pij ską fla gę.

Grze gorz Bor kow ski

*

DO

SKUTE

NO Œ Æ CZ

KA

tyd zień na wyspach

D

TERAPIE UZALEZNIEN

ALERGIE

Imigracji wpływ pozytywny

BEZBOLESNE TESTY I ODCZULANIE

Zapraszamy przez 7 dni w tygodniu

Do WATFORD oraz na ACTON Ta reklama ukazuje sie co 2 tygodnie.

Ko lej ny ra port opu bli ko wa ny w bry t yj skiej pra sie po twier dził zna ny wszyst kim fakt, iż emi g ran ci za rob ko wi z po wo dze niem wy peł nia ją lu ki tam, gdzie prze cięt ny Bry t yj czyk pra co wać naj zwy czaj niej nie chce. Ba da nia prze pro wa dzo ne (nie po raz pierw szy zresz tą) przez In sti tu te for Pu blic Po li cy Re se arch (IPPR) do wio dły jed nak jesz cze jed nej waż nej rze czy – pra co daw cy i lo kal ne przed się bior stwa nie mo gą w peł ni wy ko rzy stać do bro dziejstw na pły wu si ły ro bo czej z kon t y nen tu, gdyż pra cow ni cy za zwy czaj po sta na wia ją za trud nić się na okres tym cza so wy,

re zy gnu jąc ze sta łe go osie dle nia się na Wy spach Bry t yj skich. Ba da nia IPPR po ka zu ją rów nież, iż z po nad mi lio na pra cow ni ków z ośmiu państw przy ję tych do Unii Eu ro pej skiej w 2004 ro ku mniej wię cej po ło wa po wró ci ła już do swo ich kra jów. W ra por cie za su ge ro wa no po nad to, aby wła dze lo kal ne kon ty nu owa ły swo je sta ra nia na rzecz prze ko na nia pra cow ni ków do po zo sta nia w Wiel kiej Bry ta nii. IPPR ape lu je rów nież, aby po dob ną opie ką oto czo no bry tyj skich pra cow ni ków, któ rzy po przez spe cja li stycz ne szko le nia i cią głe pod wyż sza nie swo ich kwa li f i ka cji sta no wić po win ni re al ną

al ter na ty wę dla przed się biorstw co raz bar dziej uza leż nio nych od emi gran tów za rob ko wych z kon ty nen tu. – Mi gran ci za rob ko wi mo gą przy nieść lo kal nej eko no mii ogrom ne ko rzy ści – mó wi Lau ra Chap pell z gru py ba daw czej IPPR. – Jed nak czę sto ich wkład w roz wój da ne go przed się bior stwa i spo sób pra cy nie jest za uwa żal ny, dla te go też na lo kal nych urzę dach, or ga ni za cjach i in sty tu cjach pu blicz nych po win na spo czy wać od po wie dzial ność za roz po zna nie ko rzy ści mo gą cych pły nąć z za trud nia nia emi gran tów za rob ko wych. (pr)

W ramach akcji Show Racism the Red Card w sobotę, 23 sierpnia, piłkarska reprezentacja mediów polonijnych rozegrała kilka meczy z młodymi przestępcami odsiadującymi wyroki w więzieniu Mountjoy w Dublinie. Poziom spotkań był wyrównany. Każdego dnia do Wielkiej Bry-

tanii przybywa ponad tysiąc sześciuset imigrantów – pisze „Daily Express”. W ciągu ostatnich trzech lat liczba przyjeżdżających na Wyspy obcokrajowców zwiększyła się o ponad milion. Według danych z głównego urzędu statystycznego w 2007 roku liczba mieszkańców Wielkiej Brytanii wyniosła 61 milionów i w porównaniu z rokiem poprzednim wzrosła o prawie 390 tysięcy. Obecnie aż połowa nowych mieszkańców Wysp to właśnie imigranci. W irlandzkim senacie ostro

dyskutowano o wypowiedzi pani senator Fidelmy Healy-Eames z partii Fine Gael, która gorąco zaapelowała o wprowadzenie obowiązkowych testów z języka angielskiego dla imigrantów przyjeżdżających do Irlandii. Propozycja pojawiła się dwa dni po tym jak Brian Hayes, również członek partii Fine Gael, proponował segregację dzieci w szkołach – te nie znające języka angielskiego, dopóki go nie opanują, miałyby uczyć się w oddzielnych klasach. Fidelma Healy-Eames poszła dalej i zaproponowała, aby imigranci zdawali test tuż po przylocie lub w portach, do których przybywają. Pół roku później mieliby napisać kolejny, tym razem trudniejszy. Propozycja spotkała się z ostrą krytyką, szczególnie grup zajmujących się imigracją. Remigiusz P. (23) oskarżony o

morderstwo dwóch braci w Luton stanął przed sądem. Nie przyznał się do zbrodni. Jest drugim oskarżonym o zabójstwo Andrzeja (46) i Waldemara (43) Markuszewskich. 1 czerwca 2005 roku ciała ofiar znaleziono w ich domu w Luton. W maju tego roku sąd skazał za to morderstwo Marka M. na dożywocie. Remigiusz P. miał mu pomagać. Sąd (St Albans Crown Court) zdecydował, że zostanie w areszcie do stycznia 2009 roku, gdy rozpocznie się proces. Poszukiwanego Polaka ściągnięto do Anglii po wydaniu listu gończego przez brytyjski sąd. Odnaleziono go w więzieniu w Polsce, gdzie odbywał karę za inne przewinienie.


|

nowy czas | 29 sierpnia 2008

czas na wyspie

Poles doing good… W restauracji Divo, nieopodal Trafalgar Square, zorganizowano w środę, 27 sierpnia, wieczór promujący powieść o Polce w Londynie – „Poles Apart”. Przy wejściu powieszono biało-czerwone balony, standardowo serwowano białe i czerwone wino, które akurat w tym przypadku podkreśliło kontekst wydarzenia, a każdy gość otrzymał torebkę z polską gazetą, budyniem, cukierkiem i świecącą w ciemności bransoletką.

›› Marta Kowalczyk, bohaterka książki „Poles Apart”.

Wie czór miał swo je dwie bo ha ter ki. Au tor kę książ ki, Pol ly Co urt ney i Mar tę Ko wal czyk, któ rej hi sto ria sta ła się kan wą opo wie ści. – Po zna ły śmy się w Ci ty, kie dy w fir mie, gdzie pra co wa ła Pol ly, od by wa łam prak t y ki – opo wia da Mar ta. Pra ca za owo co wa ła nie tyl ko przy dat nym wpi sem do CV, lecz przy jaź nią. Pisały do siebie maile, spotykały się. Marta opowiadała Polly o swoich emigracyjnych doświadczeniach, a Polly o swoich, w trudnym środowisku City, z którego wreszcie, zapewne na dobre, się wycofała. A rezygnację przypieczętowała swą debiutancką powieścią właśnie o realiach pracy w finansowym sercu Londynu. – Któ re goś dnia Pol ly po wie dzia ła mi, że ma po mysł na na pi sa nie kolejnej książ ki i koniecznie chce się ze mną spo tkać, że by go omó wić. Spo tka ły śmy się więc i usły sza łam, że chce

na pi sać książ kę o mnie. O mnie? Za py ta łam. A o czym tu pi sać? Tym cza sem oka za ło się, że wła śnie jest o czym, bo hi sto ria Mar ty Ko wal czyk to do sko na ły szkie let dla oby cza jo wej po wie ści. Ma ło te go, jest to hi sto ria do syć ty po wa, sta no wi za tem do sko na ły przy kład dla in nych, któ rzy wy je cha li z kra ju, by tu taj spró bo wać swo ich sił. Mar ta przy je cha ła do Lon dy nu rok przed wstą pie niem Pol ski do Unii Eu ro pej skiej. Skoń czy ła w Pol sce stu dia. Tu taj pra co wa ła ja ko nia nia, do ra bia ła w pu bie, aż wresz cie doj rza ła do po szu ki wa nia am bit niej szej pra cy i po sta no wi ła za cząć od prak t yk, by zdo być do świad cze nie, o któ re wszy scy pra co daw cy tu taj py ta ją. Opła ci ło się. Te raz pra cu je w jed nej z lon dyń skich firm, któ ra ofe ru je usłu gi z za kre su ba da nia ryn ku. Kul mi na cyj nym punk tem wie czo -

ru by ło oczy wi ście wy stą pie nie au tor ki, Pol ly Co urt ney. Opo wie dzia ła o przy czy nach po wsta nia książ ki, wtrą ca jąc co chwi lę kil ka zdań po pol sku na za sa dzie ko men ta rza. Zde cy do wa ną więk szość go ści sta no wi li An gli cy. Bo też przede wszyst kim dla nich jest ta książ ka. Na promocji książki w ukra iń skiej re stau ra cji był obecny Ja n Mo krzyc ki, wie lo let ni pre ze s Zjed no cze nia Pol skie go w Wiel kiej Bry ta nii. Prezes Mo krzyc ki dostał pięć czy sześć eg zem pla rzy książ ki „Po les Apart”. Za mie rza je roz dać bry t yj skim po li t y kom. Tym, któ rzy jesz cze nie wie dzą, że Po les do ing go od in Bri ta in’ sto ry!

Elżbieta Sobolewska

recenzja książki i rozmowa z autorką str. 19


6|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na wyspie BiesiaDowanie Aby duch mógł się rozwijać, ciało, w którym siedzi, musi być zdrowe. Dlatego sobotnie i niedzielne wczesne przedpołunie mieliśmy witać zbiorową gimnastyką w dwóch odmianach. Najpierw na modłę ćwiczeń zapamiętanych z podstawówki – hasło: gimnastyka wspomnień; później w stylu nowoczesnym à la funky. Chętnych do hartowania ciała niestety brakowało, czemu winne były nocne Polaków gawędy przy ognisku. Kto żyjąc w Londynie cierpi na niemożność rozpalenia tradycyjnego ogniska i spalenia kiełbasy na patyku, a potem zasypania ziemniaków w popiele, korzysta z żywego ognia dopóki nie zabraknie gałęzi. Ten sam rytuał powtarzał się więc co wieczór. W lesie, za płotem, szukaliśmy opału i rozniecaliśmy ogień za pomocą pompki nadmuchującej zazwyczaj materac. Potem następował dalszy rozwój wypadków na ogół towarzyszących ogniskom kończącym się w okolicach bladego świtu. Przez te kilka dni nieustannie popadaliśmy w pokusę leniwego biesiadowania. Czy warsztaty były więc przerywnikiem rozmów toczonych przy drewnianych stołach, czy też rozmowy i obiado-kolacje przerywały zajęcia z trenowania umysłu – tej kwestii wolałabym nie rozsądzać. Grunt, że obozowy plan, poza meczem siatkówki, którego nie było, został zrealizowany. A meczy rozegrano wiele. W badmintonie, czyli na paletkach, i w chińczyka, czyli na planszy, piłeczkami do żonglowania i pokerowymi kartami. Przed lub po odbywał się kolejny warsztat.

Fot. Marzenia Żołądź

Fot. Marzenia Żołądź

Obóz pracy twórczej

Fot. Marzenia Żołądź

Długi sierpniowy weekend w leśnym hostelu, nieopodal miasteczka Beaconsfield. Rób co chcesz, byle twórczo i bez schematów – kierując się tym przesłaniem, portretowano się nawzajem aparatem, pędzlem i kredką; dyskutowano na czas i argumenty; uczono się sztuki wstawiania oka na czole w photoshopie oraz metody prowadzenia wywiadu z osobą, która skrywa przed nami swoje sekrety. Kilkadziesiąt osób spotkało się na kreatywnym obozie zorganizowanym przez grupę PolishdeConstruction. Założenie tego wyjazdu to, jak zawsze w przypadku deConstruction, nawiązywanie kontaktów, które w przyszłości zaowocują wspólnym działaniem o charakterze artystycznym oraz wymianą posiadanych umiejętności.

szym dowodem. Oba gatunki czerpią z siebie nawzajem, w jakim stopniu i z jakim efektem – tego próbowaliśmy dociec. Wcześniej zaś uczyliśmy się debatować. Podzieleni na dwie grupy, mieliśmy argumentować przeciwstawne sobie tezy na zasa-

dzie: za i przeciw. Kolorowa piłeczka w ręku oznaczała możliwość wypowiedzi – krótkiej, bo autor przydługiego monologu zostałby skarcony przez pomysłodawcę warsztatu i zarazem moderatora debaty, Łukasza Szyrmera.

GRanie i Pisanie

Fot. Damian Chrobak

Malowanie Agnieszka Mlicka, która niedawno ukończyła University of the Arts w Londynie, prowadziła warsztaty form malowanych i rysowanych. Ich uczestnicy siedząc naprzeciw siebie pełnili role podwójne: portretujących i osób portretowanych. Próbowali sprostać trudnemu zadaniu uchwycenia cech charakterystycznych modela, aby znalazły swoje odbicie na papierze i zarazem co chwilę musieli przerywać pracę, by przez moment spojrzeć malarzowi prosto w twarz.

Dyskutowanie Fot. Damian Chrobak

Portret był tematem warsztatów (rysowanych i fotografowanych) oraz wieczornej dyskusji. Prowadziliśmy ją w oparciu o wystawę BP Portrait Award, którą do końca września można obejrzeć w National Portrait Gallery w Londynie. Malarstwo i fotografia przenikają się, wystawa w National Gallery jest tego najlep-

Bywaliśmy i dziennikarzami, i aktorami. Wyposażeni w notatniki i długopisy pisaliśmy informacje zbudowane na podstawie zaledwie kilku elementów. O Dodzie i elektrodzie, żonie prezydenta i czarnej, damskiej torebce. Potem wcielaliśmy się w role dziennikarzy i postaci z polskiego oraz światowego życia publicznego. Jedni próbowali wyciągnąć sekret, drudzy go zachować. Piotrek już do końca pozostał Jacksonem, zwanym po znajomości Mike. W niedzielę odgrywaliśmy scenki, które lądując w oku kamery wędrują już po You Tube. Jedna z trzech kilkuosobowych trup aktorskich wzięła na warsztat... warsztat. Zobaczyliśmy samych siebie sprzed kilku czy kilkunastu godzin, gdy próbowaliśmy debatować zgodnie z regułami w tej sztuce obowiązującymi. Inna grupa odegrała mini scenariusz walki o ostatnią paróweczkę hrabiego Barry Kenta, a ostatnia grupa, jako jedyna, przebrała się w kostiumy i byliśmy świadkami rodzinnej tragikomedii. W międzyczasie rodziły się pomysły. Na niedokończony film, który czeka na epilog w małym kinie; napisania tekstu, który powinien powstać już dawno. Warsztaty odbywały się niemal bez przerwy. Nie tylko te zaplanowane i przewidziane w grafiku. Bez przerwy ktoś coś rysował, Natalia fotografowała lampę, Ania i Walenty pozowali do wspólnego portretu. Czas popadł w zapomnienie.

Elżbieta Sobolewska


|7

nowy czas |29 sierpnia 2008

czas na wyspie

Przesłuchanie Nietrzeźwa stewardesa Policja przesłuchała ponad 50 świadków wypadku autokaru w Alton, gdzie zginął Piotr Wolski, a kilkunastu innych Polaków zostało rannych. Do wypadku doszło 18 sierpnia na trasie do parku rozrywki w Alton Towers. Cztery osoby ciągle pozostają w szpitalach na terenie hrabstwa Staffordshire. 21-letnia Polka jest nadal w stanie krytycznym.

Domowa szkoła

Polska stewardesa pracująca dla linii lotniczych BMI była zbyt pijana, aby uczestniczyć w locie. 24-letnia Monika L. miała obsługiwać lot do Portugalii. Została jednak zatrzymana przez pracowników lotniska, którzy podejrzewali, że może być pod wpływem alkoholu. W miniony poniedziałek sąd w Aberdeen ukarał kobietę grzywną w wysokości 400 funtów. Stewardesa przyznała, że w noc przed planowanym lotem wraz z kapitanem oraz pierwszym oficerem wypili między in-

nymi dwie butelki wina. Limit alkoholu we krwi kobiety półtorakrotnie przekroczył dozwolony limit dla kierowców. Przez jej „niedyspozycję” 140 pasażerów musiało opuścić samolot i przez sześć godzin czekać aż uda się znaleźć kogoś, kto mógł ją zastąpić. Monika L. z Liss w Hampshire pracowała dla BMI od 10 miesięcy. Twierdzi jednak, że nikt nie poinformował jej o przepisach dotyczących limitu alkoholu dla pracowników obsługi. Z powodu incydentu straciła oczywiście pracę

Czerwone budki telefoniczne Język angielski za pośrednictwem internetu? Czemu nie. Ten sposób nauki oferuje polska szkoła językowa Ad_Lib English. Założyła ją Monika Wojnowska. – Naszą misją jest pomagać Polakom wykorzystać ich potencjał, dlatego obok lekcji języka mamy zamiar oferować również doradztwo zawodowe i coaching. Materiały dydaktyczne, używane podczas lekcji, bazują na doświadczeniach Polaków na Wyspach: wizyta u GP, w Citizens Advice Bureau itd. Informacje na temat szkoły można znaleźć na stronie: www.adlib-english.com.

Tradycyjne, czerwone budki telefoniczne, z których słynie Wielka Brytania, nie znikną z ulic. British Telecom postanowił wbrew swoim wcześniejszym decyzjom nie rezygnować z tego charakterystycznego elementu angielskich miast. Jednak czy będzie można z nich dzwonić? Czerwone budki miały zniknąć, ponieważ nie wytrzymywały konkurencji z telefonami komórkowymi. Zapominając, że od lat mniej ważna jest ich funkcja użytkowa, a bardziej stanowią turystyczną atrakcję, firma British Telecom planowała je zlikwidować, jako

nierentowne. Ostatnie decyzje firmy wskazują na to, że jednak czerwone budki będą ocalone i to w dwóch wersjach. Opłata za budkę bez telefonu będzie wynosić 250 funtów miesięcznie, a z telefonem – dwa razy tyle. Przy czym koszty ich utrzymania będą pokrywały lokalne władze. Koncern uznał, że budki stały się częścią brytyjskiej kultury i dlatego nie można ogołocić z nich ulic. W ciągu ostatnich siedmiu lat na Wyspach zlikwidowano 31 tys. czerwonych budek telefonicznych. Wciąż pozostaje ich około 60 tys.

60-lecie IV Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego we Wrocławiu 17 października 2008 r. odbędą się obchody 60-lecia IV LO im. Stefana Żeromskiego we Wrocławiu. Absolwenci mogą już zgłaszać się do udziału w uroczystej gali i spotkaniu. Szacowne liceum o tradycjach filologicznych, które wychowało wielu anglistów i obieżyświatów, zaprasza swoich absolwentów i sympatyków przebywających na Wyspach Brytyjskich do Wrocławia, na spotkanie jubileuszowe. Oto plan uroczystości 17 października: – godz. 8.00: msza św. oraz poświęcenie nowego sztandaru Szkoły w kościele p.w. Bożego Ciała (ul. Świdnicka 26); – godz. 10.00: uroczysta gala w Operze Wrocławskiej (ul. Świdnicka 35); – godz. 13.30: spotkanie absolwentów w siedzibie IV LO (ul. Świstackiego 12). Ze względów organizacyjnych Szkoła prosi o zgłoszenie udziału do 15 września. Można to zrobić, przesyłając formularz zgłoszeniowy dostępny na www.lo4.wroc.pl na specjalny adres: jubileusz@lo4.wroc.pl. Można też zapisać się tradycyjną drogą, pisząc na ad-

res: Liceum Ogólnokształcące nr IV, ul. Stacha Świstackiego 12, 50-430 Wrocław. Warunkiem uczestnictwa jest dokonanie opłaty wpisowej. Jeśli planujesz udział w Gali i spotkaniu szkolnym, wpłacasz 75 zł, a jeśli chcesz przyjść na samo spotkanie, wpłacasz 25 zł – na konto: 58 1090 2398 0000 0001 0835 5880 Bank Zachodni WBK S.A. I Oddział we Wrocławiu, 50-950 Wrocław, Rynek 9/11, z dopiskiem: „Jubileusz szkoły”, podając imię, nazwisko oraz adres. Kwota obejmuje koszty przygotowania uroczystości, nowego sztandaru, poczęstunku i upominków okolicznościowych. Dalsze informacje na temat Szkoły oraz Jubileuszu znajdziesz na stronie internetowej: www.lo4.wroc.pl, a także w serwisie Nasza Klasa.


8|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

wielka brytania świat

tydzień w skrócie NATO zaapelowało do Moskwy o wycofanie uznania niezaleşności Osetii i Abchazji. Moskwa oświadczyła, şe nie boi się nawet zimnej wojny i konfrontacji. Przy okazji zapowiedziano takşe „kroki militarne wobec Polski i Czech za ich zgodę na „tarczę antyrakietową�. Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew oskarşył Amerykanów o dostarczanie do Gruzji broni. Na Morzu Czarnym znajdują się amerykańskie okręty z pomocą humanitarną. Rosja oficjalnie uznała, şe to NKWD popełniło zbrodnię w Katyniu, a nawet będzie o tym nauczać w szkołach. Zbrodnia zostanie jednak przedstawiona jako „akt słusznej zemsty� za „mordowanie jeńców bolszewickich� w 1920 roku. Przy okazji ma być tłumaczone, şe Stalin jako „genialny strateg� musiał oczyścić przedpole do wojny. Ukraina poparła integralność terytorialną Gruzji. W czasie święta narodowego w Kijowie odbyła się defilada wojskowa, a prezydent Juszczenko oświadczył, şe bezpieczeństwo jego kraju wzmocniłoby wstąpienie do NATO. Rosyjskie media podają, şe „nowi rekruci� UE „mogą pogrzebać szanse na współpracę Moskwy z Brukselą�. Do Gruzji udaje się z misją humanitarną şona kandydata republikańskiego na prezydenta Johna McCaina. Tbilisi odwiedza takşe wiceprezydent Dick Cheney. W Afganistanie zginęło 10 şołnierzy francuskich i jeden Duńczyk. Operacja okazuje się coraz trudniejsza. Liczba zgonów w UE w 2015 roku przewyşszy liczbę urodzin. Oceny demograficzne są dość niepomyślne dla Polski. W 2035 nasz kraj ma liczyć tylko 36 milionów obywateli, a w 2060 liczba jego mieszkańców spadnie do 31 milionów. Tymczasem rząd kombinuje jak zlikwidować ulgę podatkową na dzieci. Podobno nie daje şadnych rezultatów... Słowacja szykuje się do wprowadzenia euro. Ci, którzy będą spekulować na wymianie koron na euro i podniosą np. ceny, mogą liczyć się z karami do 10 lat więzienia. A wydawało się, şe polowania na spekulantów to epoka dość zamierzchła, zaś normalną ekonomią powinny rządzić prawa popytu i podaşy... Prymas Irlandii ks. Sean Kardynał Brady wśród przyczyn odrzucenia traktatu z Lizbony w referendum wymienił takşe wrogość UE wobec religii. W Zimbabwe postęp. Przedstawiciel opozycyjnego Ruchu Demokratycznych Zmian (MDC) został przewodniczącym miejscowego parlamentu.

stany zjednoczone

wyBoRy pRezydenckie

Obama na ostatniej prostej Bartosz Rutkowski

Po 584 dniach kampanii Barack Obama dotarł wreszcie do miejsca, w którym otrzymał nominację na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Miał wyjątkowo trudną drogę na szczyt w Denver, na konwencję demokratów, bo po drodze musiał pokonać w prawyborach byłą pierwszą damę Ameryki, senator Hillary Clinton. I pokonał ją. Niestety dla demokratów ich niechęć jest aş nadto widoczna. A to moşe sprawić, jak sugerowała Hillary, şe część jej zwolenników nie poprze Obamy, tylko... rywala, czyli Johna McCaina. Obama stara się naśladować Johna F. Kennedy’ego. Jego przemówienie zaplanowano tak, jak prawie pół wieku temu przemawiał Kennedy na stadionie. I to tego samego dnia sierpnia, gdy słynną mowę o swoich marzeniach wygłaszał kiedyś Martin Luther King, walczący o prawa czarnych mieszkańców Ameryki.

Aligatory na ulicach Florydy! Po kolejnym uderzeniu tropikalnego sztormu Fay przeraşenie wśród mieszkańców Melbourne na Florydzie. Ulicami miasta płyną rwące potoki, a w nich... aligatory! Ogromna fala wypędziła je z kryjówek i siedlisk. – Staramy się jak najszybciej usuwać z ulic aligatory, węşe i inne dzikie stwory, bo mamy wiele sygnałów od przeraşonych mieszkańców, şe boją się wyjść z domów – mówi Bob Ley, szef instytucji odpowiedzialnej za ochronę dzikich zwierząt w tej części Florydy. Takich ulew nie było w tym rejonie od pół wieku, w ciągu jednej tylko doby spadło jedenaście cali wody! Tymczasem specjaliści z Narodowego Centrum Huraganów przewidują, şe Fay uderzać teraz będzie w centralne części Florydy. Wszyscy oczekują czwartego uderzenia, które moşe być najsilniejsze. Zniszczonych domów jeszcze nikt nie liczy, przybywa rannych ludzi, wielu opisuje Fay jako nadejście końca świata. – Kiedy popatrzyłem przed siebie widziałem, şe w powietrzu lata dosłownie wszystko, jakieś kawałki dachów, elementy samochodów i diabli wiedzą, co tam jeszcze - relacjonuje mieszkaniec Barefoot Bay, Frank Amoretti. (br)

Swego kandydata na wiceprezydenta, Joego Bidena, Obama namaścił w Springfield, gdzie prezydent Lincoln mówił o równouprawnieniu białych i kolorowych obywateli USA. Na konwencji w Denver był nawet chory na raka senator Edward Kennedy, by poprzeć pierwszego czarnoskórego kandydata na fotel prezydenta Ameryki. Od pamiętnego wystąpienia na jednym z wieców w Bostonie ponad rok temu, gdy przeraşony Barack Obama nie

wiedziaĹ‚ czy wyjść do tĹ‚umĂłw, a jego Ĺźona Michelle zachÄ™caĹ‚a go: teraz, albo nigdy – zmieniĹ‚o siÄ™ wiele. Obama jest na ostatniej prostej. Ma poparcie wielu politykĂłw, artystĂłw, dziennikarzy. Ale jego kilkuprocentowa przewaga nad starszym znacznie McCainem stopniaĹ‚a. McCain, weteran wojny wietnamskiej zarzuca Obamie, Ĺźe jest şóĹ‚todziobem jeĹ›li chodzi o politykÄ™ zagranicznÄ…. Dlatego u boku Obamy pojawiĹ‚ siÄ™ Biden, bardziej doĹ›wiadczony w polityce zagranicznej se-

BEZ NOWEJ KARTY SIM

nator, choć uwaşany przez wielu za kontrowersyjnego polityka. Kiedy Obama wykrwawiał się w walce bratobójczej z Hillary Clinton, John McCain miał czas na zbieranie sił i pieniędzy. I odrabiał mozolnie straty. Jak tylko mogła, dyskretnie pomagała mu obecna administracja prezydenta Busha. W tydzień po konwencji w Denver podobna impreza czeka republikanów. Tam nie będzie jednak podziałów. W listopadzie w walce o najwyşszy urząd McCain zmierzy się z Obamą.

BEZ UKRYTYCH OPLAT

:\ELHU]

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³šczenie. Do³aduj T-Talk z komórki wybierz Do³aduj T-Talk przez internet* 0208 497 4029 & 1 po £5 kredytu. na www.auracall.com/polska

Polska 2p/min Polska 7p/min

1.6p/min 5.5p/min

www.auracall.com/polska

Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET Infolinia: 020 8497 4698

Tanie Rozmowy!

T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. *Pence a minute quoted are based on extra credit gained from £20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


|9

nowy czas | 29 sierpnia 2008

wielka brytania świat Rosja

jesteśmy pRzygotowani na zimną wojnę

Niepodległość Osetii i Abchazji Bartosz Rutkowski

Jak było do przewidzenia, prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew podpisał dekrety uznające niepodległość Osetii Południowej i Abchezji. Formalnie to część Gruzji, ale Rosjanie zapowiadali, że będą bronić mieszkańców tych obu zbuntowanych prowincji i nie wyprowadzą stamtąd swoich wojsk. Uznanie niepodległości zbuntowanych prowincji Gruzja uważa za „akt jawnej aneksji”. Prezydent Miedwiediew ponownie oskarżył prezydenta Gruzji o popełnienie „zbrodni ludobójstwa”. Uzasadniając podpisany dekret powiedział: „to nie był łatwy wybór, jednak to była jedyna możliwość, by uchronić życie ludzi”. Dmitrij Miedwiediew podkreślił, że „Rosja wykazywała się powściągliwością i cierpliwością”, a on sam, podpi-

sując dekret, kierował się wolą obu narodów, kartą Narodów Zjednoczonych, Aktem Końcowym KBWE z 1975 roku i innymi fundamentalnymi dokumentami międzynarodowymi. Innego zdania są politycy Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Sekretarz stanu USA Condoleezza Rice oświadczyła we wtorek, że „decyzja Rosji o uznaniu niepodległości Abchazji i Osetii Południowej jest godna ubolewania”. Do głosów krytycznych polityków Unii Europejskiej dołączyła, tym razem zdecydowanie, kanclerz Niemiec Angela Merkel. – Decyzja Rosji jest sprzeczna z prawem międzynarodowym i absolutnie nie do przyjęcia. Myślę, że cała Unia Europejska wypowie się na ten temat w podobnym duchu – powiedziała Merkel podczas swojego pobytu w Estonii. 1 września w Brukseli odbędzie się szczyt Unii, którego tematem będzie przyszłość relacji UE z Rosją i pomoc dla Gruzji. – Jeśli nie dostaniemy sygnału, że kraje zachodnie przyjmą nas do NATO, to rosyjska agresja może się wobec nas w każdej chwili powtórzyć – ostrzega gruziński prezydent Micheil

tydzień w skrócie W Niemczech awantura pomiędzy Związkiem Wypędzonych a Urzędem podatkowym. Chodzi o to, że do numeru podatkowego wpisywano np. Niemcom urodzonym przed wojną w Królewcu jako miejsce urodzin Rosję, we Wrocławiu – Polskę itd. Fiskus tłumaczy się, że przejął tu zapisy pochodzące jeszcze z czasów NRD. Pakistan zdelegalizował działalność miejscowej partii talibów. Premier Nepalu odbył pierwszą zagraniczną podróż do Pekinu. Prochiński kurs maoisty raczej nie zaskakuje.

Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew

Saakaszwili. Po Gruzji może przyjść kolej na Ukrainę i Azerbejdżan. Tam też są ogromne skupiska ludności rosyjskiej i w każdej chwili Moskwa może im pospieszyć z „pomocą”. – A zagrożenie niepodległości Ukrainy to już realna groźba dla Polski – ostrzega wielu polskich polityków. – Kiedy był Związek Sowiecki, wszystko było jasne – twierdzi wielu amerykańskich polityków. – Teraz mamy z Rosją problem, bo z jednej strony traktowaliśmy ich jak przyjaciół, oni ofe-

rowali pomoc w walce z międzynarodowym terroryzmem, a teraz Kreml straszy, że z NATO może zerwać wszystkie kontakty. A to by oznaczało, że transporty do Afganistanu nie byłyby już kierowane przez tereny kontrolowane przez Rosję, Amerykanie nie mogliby korzystać z logistyki i danych wywiadu rosyjskiego. A Rosjanie wiedzą dużo o Afganistanie.

komentarz 13

Olimpiada w Pekinie zakończona i wszystko wraca do poprzedniego stanu. W Chinach milicja aresztowała w czasie Mszy św. biskupa nieuznawanego oficjalnie Kościoła katolickiego. W katastrofie lotniczej w Kirgistanie śmierć poniosło 70 osób. Prywatna firma konsultingowa pracująca dla brytyjskiego Home Office zgubiła bazę danych ponad 100 tys. więźniów przechowywaną wcześniej na policyjnych komputerach.


10|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

polska

tydzień w kraju

lustRacja

Lech Wałęsa pytany o list pasterski abpa Kazimierza Nycza, który wezwał do wyznania win, odpowiedział, że pewnie abp miał na myśli „siebie samego”. Później za insynuacje wobec przeszłości metropolity warszawskiego przeprosił i stwierdził, że „wpadł w amok”.

Nowy spór wokół Wałęsy

Zebrani na Jasnej Górze biskupi zaapelowali o solidarność z Gruzją. W czasie obrad rady stałej Episkopatu rozmawiano także o wprowadzeniu w Polsce kadencyjności proboszczów. Jak tak dalej pójdzie to i doczekamy się jeszcze wyborów. Chyba z tym aggiornamento przesadzono... Według sondażu „Gazety Wyborczej” poparcie polityczne dla Platformy i PiS się nie zmienia i wynosi odpowiednio 49 i 29 proc. Na 6 proc. może liczyć PSL, SLD zleciało z prawie 10 do 5 proc. Rosja grozi nam „militarnym odwetem” za tarcze, a tu do Warszawy przyjeżdża książę Jordanii al-Hussein, który namawia nas, byśmy pozbyli się miliona min przeciwpiechotnych. Polska parafowała porozumienie w tej sprawie, ale zamierza pozbyć się tej broni dopiero w roku 2015, ponieważ miny stanowią na razie „ważny element systemu obronnego kraju”. Ciekawe kto inspirował przyjazd Księcia? Do Polski przybył już pierwszy z pięciu samolotów transportowych Hercules C-130. Ostatni zostanie dostarczony w roku 2012. W Afganistanie zginęło trzech polskich żołnierzy. Do polskiej bazy w tym kraju udał się premier Donald Tusk. Przy okazji wizyty premier Tusk apelował w Afganistanie, aby prezydent przyspieszył weryfikacje b. funkcjonariuszy WSI i wycofał rządową ustawę z Trybunału Konstytucyjnego. Były wiceminister spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski, który ujawnił szczegóły negocjacji w sprawie tarczy rządu Tuska, znajdzie przystań jako wiceszef biura Bezpieczeństwa Narodowego przy Prezydencie. Z okazji 90. rocznicy odzyskania niepodległości Lech Kaczyński zamierza zorganizować w Warszawie „bal prezydentów”. Prezydencki samolot przywiózł 88 dzieci gruzińskich na wakacje w Polsce. Niemcy to kraj najchętniej wybierany przez Polaków do pracy sezonowej. Później idą Hiszpania, Francja i Holandia. „Na dłużej” Polacy jeżdżą nadal pracować w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Mocny kurs złotówki nie tylko utrudnia eksport, ale spowodował także protesty rolników i sadowników, którzy otrzymują zbyt niskie ceny w skupie. Rada Polityki Pieniężnej stóp procentowych nadal nie zmieniła.

katalog ipn

– Nie byłem internowany, nie byłem aresztowany, nie byłem trzy razy zwalniany z pracy – tak ironicznie komentuje były prezydent Lech Wałęsa decyzję Instytutu Pamięci Narodowej, który nie umieścił w katalogu osób prześladowanych w czasach komunizmu nazwiska byłego prezydenta. Rzecznik IPN Andrzej Arseniuk podkreślił, że przypadek Lecha Wałęsy jest „skomplikowany”, dlatego archiwiści IPN zajmą się nim w późniejszym terminie; na razie w prowadzonym przez IPN katalogu represjonowanych umieszcza się dane osób, których historia nie budzi kontrowersji. Osoby te muszą wyrazić zgodę na taką publikację. Obecnie w katalogu jest dwa tysiące nazwisk, a represjonowanych było – jak ocenia IPN – co najmniej kilkaset tysięcy. – To ustawodawca, zlecając Instytutowi przygotowanie katalogów represjonowanych wskazał, że umieszcza się w nim dane osób, na które służby specjalne PRL zbierały informacje, a wobec tych osób nie stwierdzono na podstawie dokumentów, iż służyły, pracowały lub były tajnymi współpracownikami organów bezpieczeństwa państwa – mówi rzecznik IPN.

Katalog rozpracowywanych przez komunistyczne służby specjalne to jeden z czterech wykazów osobowych, które Instytut ma obowiązek publikować na swej stronie internetowej. Arseniuk podkreślił, że ostateczną decyzję o publikacji (lub nie) danych Wałęsy w katalogu podejmie Biuro Lustracyjne IPN – prawo wymaga jeszcze zgody samego zainteresowanego. – Takiej administracyjnej decyzji nie można zaskarżyć do sądu. Według książki Cenckiewicza i Gontarczyka, w archiwach IPN oprócz wielu dokumentów potwierdzających represje Wałęsy zachowały się także dokumenty świadczące, iż były prezydent był tajnym i świadomym współpracownikiem SB o pseudonimie „Bolek”. Wałęsa temu zaprzecza. Istniejący od roku (szczątkowy jeszcze) katalog osób represjonowanych w czasach komunizmu wygrzebała „Gazeta Wyborcza” i nie znalazła tam nazwiska Lecha Wałęsy. Zrobiono z tego „news”. W katalogu nie ma również, podobnie jak innych działaczy opozycji, nazwiska redaktora naczelnego gazety Adama Michnika.

Bartosz Rutkowski

Nie mogą bać się strzelać Zdaniem ministra obrony narodowej, Bogdana Klicha, trzeba zmienić zasady używania broni przez polskich żołnierzy. – Żołnierze boją się strzelać, nawet gdy sytuacja tego wymaga – mówił w jednym z telewizyjnych wywiadów minister Klich. W przekonaniu szefa MON, żołnierze nie mogą czuć na sobie oddechu Żandarmerii Wojskowej, która rozlicza ich z każdego wystrzelonego naboju. Problem jednak w tym, że żandarmeria musi ściśle kontrolować użycie broni, bo jest zobowiązana do tego przepisami. W konsekwencji wielu żołnierzy wychodzi z założenia, że lepiej

nie strzelać, bo nie będzie problemu. A trudno przewidzieć, kiedy żandarmeria uzna użycie broni za niezasadne. Po sprawie Nanghar Khel sytuacja uległa pogorszeniu. Żołnierze znajdując się pod ostrzałem, muszą dokładnie kontrolować gdzie i jak strzelają. Zamiast myśleć o przeżyciu, muszą rozważnie dysponować amunicją. W przeciwnym razie sąd, oskarżenia, itd. Minister Bogdan Klich powiedział, że w takiej sytuacji zmiana prawa jest konieczna. Dlatego prawo ma zostać dostosowane do warunków wojennych. Przypomnijmy jeszcze, że z podobnym problemem spotykamy się w

policji. Funkcjonariusze muszą kilkanaście razy zastanowić się, czy aby przypadkiem mogą użyć broni. W przeciwnym razie nadgorliwe służby wewnętrzne natychmiast skierują wnioski do prokuratury o nadużycie. Na przestrzeni ostatnich 10 lat miało miejsce kilka głośnych spraw policjantów, którzy w trakcie wykonywania czynności służbowych byli zmuszeni do użycia broni, ale w przekonaniu ich przełożonych i prokuratur, w ogóle nie musieli tego robić. Oczywiście żaden z oskarżających nie znalazł się nigdy w sytuacji takiego zagrożenia, jak interweniujący funkcjonariusze czy żołnierze. (pk)

Jest umowa, nie ma zgody Samorządowcy z okolic Słupska, a także mieszkańcy tego regionu nie chcą instalacji elementów tarczy antyrakietowej. W Słupsku doszło już do pierwszych protestów, rząd stara się łagodzić nastroje obiecując rekompensaty. – Instalacja tarczy antyrakietowej może i powinna być także szansą rozwoju całego województwa pomorskiego – mówił premier, Donald Tusk na spotkaniu ze słupskimi samorządowcami. Takich argumentów używał, by przekonać nieprzekonanych i przeciwników

instalacji tarczy. Pojawiła się nawet informacja, że bateria rakiet „Patriot”, które miałyby osłaniać tarczę w Polsce, zostałaby zlokalizowana na terenie Niemiec, a nie w Polsce. Takie informacje przekazali po spotkaniu z premierem samorządowcy. Samorządowcy nie chcą również tarczy z powodu utraty ważnych dla nich gruntów. Chodzi m.in. o 430 ha terenów, na których znajduje się stare lotnisko. Władze samorządowe planowały jego reaktywację na potrzeby cywilne, planowały

również przeznaczyć część działek pod inwestycję. W związku z instalacją tarczy w grę teraz będą mogły wchodzić odszkodowania. Na razie o ich wysokości i zasadach przyznawania nie mówi się głośno, ale co ciekawe, po spotkaniu z premierem część samorządowców przekonywała, że na sprawę patrzy inaczej, przyjaźniej. Premier Tusk zapowiedział, że jeszcze w tym tygodniu uda się do Słupska i osławionego Redzikowa, gdzie mają zostać zlokalizowane silosy z rakietami. (pk)

Ziobro musi przeprosić lekarza Zgodnie z wyrokiem sądu, Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości, będzie musiał przeprosić kardiochirurga, Mirosława Garlickiego za słowa: „już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. Ziobro wypowiedział je w ub. roku podczas konferencji prasowej, na której poinformował o zatrzymaniu kardiochirurga. Lekarza oskarżono o branie łapówek i doprowadzenie kilku pacjentów do śmierci. Sprawa od samego początku była szeroko komentowana, doprowadziła też w konsekwencji do spadku liczby przeszczepów w Polsce. Garlicki był wysoko cenionym nawet na świecie, specjalistą w tej dziedzinie. Po jego zatrzymaniu narosły też obawy społeczne, spadła liczba dawców narządów. Do dzisiaj ta sytuacja nie wróciła do normy. Tymczasem prokuratura nie znalazła podstaw, by oskarżyć Mirosława Garlickiego o nieumyślne zabójstwa, takich dowodów nie znaleziono. Prowadzony jest wątek korupcyjny, ale z mizernymi efektami. Do dzisiaj sprawa nie trafiła do sądu. Garlickiego zwolniono też z aresztu, bo sąd nie znalazł podstaw do jego przetrzymywania w izolacji. Tymczasem Garlicki oskarżył Ziobrę za sugerowanie zabójstwa. (pk)


|11

nowy czas | 29 sierpnia 2008

polska

społeczeństwo

nauczyciele na noże z Rządem

Strajk na rozpoczęcie roku Bartosz Rutkowski

– Koniec wakacji, rząd dostanie za swoje – grożą działacze Związku Nauczycielstwa Polskiego, zapowiadając na 1 września ogromną manifestację w Warszawie. Rząd Donalda Tuska już się łamie, wycofuje się z podniesienia godzin pracy nauczycielom, a ci ostatni mówią, nam nie o to chodzi, domagamy się 50-procentowej podwyżki oraz zachowania przywilejów emerytalnych, jakie gwarantuje nam Karta Nauczycielska. Działacze z „Solidarności” są podobnego zdania, że z rządem trzeba

ostro, padają nawet słowa, że z tą ekipą, która tylko oszukuje i zwodzi nie można inaczej, jak strajkowym batem. Jest już pewne, że 1 września stolica zostanie sparaliżowana, mówi się bowiem o tym, że przyjedzie do stolicy kilkadziesiąt tysięcy nauczycieli. – Z taką siłą Tusk nie wygra – odgraża się Sławomir Broniarz, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego. Szef doradców rządu Michał Boni, zwykle nie dający po sobie poznać, że nie ma spraw beznadziejnych tym razem, po kolejnej turze rozmów z przedstawicielami związków nauczycielskich, nie kryje rozgoryczenia. – A może to strach – twierdzą jego rozmówcy z drugiej strony stołu. Były przecież obietnice przed wyborami, my zaufaliśmy Platformie Obywatelskiej, nie chcemy cudu, chcemy tylko godnie żyć, a to nam pan premier obiecywał, więc niech tylko dotrzyma słowa. Ale dotrzymanie słowa byłoby trudne, bo jednorazowo trzeba by

znaleźć dodatkowy miliard złotych na podwyżki dla nauczycieli, a budżet takich rezerw nie ma. Nauczyciele obawiają się, że manipulowanie przy ich Karcie oznacza wyrzucenie na bruk kilkadziesiąt tysięcy ludzi. A na to nie mogą się zgodzić. – Kiedy kończył się rok szkolny mówiliśmy wyraźnie, że po raz ostatni dajemy szansę temu rządowi, powtarzaliśmy, że nie chcieliśmy wyciągać pistoletu strajkowego pod koniec roku, by nie psuć dzieciom podniosłej chwili, ale tym razem nie będzie litości, albo przejdą nasze postulaty, albo będzie totalny strajk – straszą związkowcy nauczycielscy. Tego samego 1 września zbierze się po manifestacji zarząd ZNP i jeśli uzna, że dalsze rozmowy ze stroną rządową nie mają sensu, ruszy lawina strajków i to na początku roku szkolnego. Gdyby się ten czarny scenariusz spełnił, byłyby to precedens w dziejach powojennej Polski, bo strajk generalny

nauczycieli oznaczałby paraliż szkolnictwa na długi czas. Nie wiadomo, czy wystarczą zapewnienia Boniego, że prace legislacyjne nad rządowymi projektami nowelizacji ustaw dotyczących nauczycieli zostały wstrzymane, a projekty wycofano z konsultacji społecznych. To może być za mało, zwłaszcza, że rząd obstaje przy tym, by nauczyciele nie zachowali prawa do przechodzenia na wcześniejsze emerytury. ZNP chce, aby rząd zrezygnował z planowanych zmian w Karcie Nauczyciela i ustawie o systemie oświaty, zwiększył skalę podwyżek i zachował prawo nauczycieli do przechodzenia na wcześniejszą emeryturę. Zdaniem Boniego proponowane 10procentowe podwyżki powinny usatysfakcjonować związkowców. Jednak prezes ZNP Sławomir Broniarz podkreśla, że w kwestiach kluczowych związek nie przewiduje kompromisów.

Katyń był sprawiedliwą zemstą Stalin nie był żadnym zbrodniarzem, tylko dobrym strategiem i człowiekiem o trudnym charakterze, a Katyń był jedynie „sprawiedliwą zemstą” za zgładzenie czerwonoarmistów podczas wojny polsko-bolszewickiej w roku 1920. Takie rewelacje zawierać będzie zgodnie z wytycznymi i to samego Kremla, podręcznik Aleksandra Filipowa. Tak obecna władza w Moskwie widzi spojrzenie na swoją niedawną przeszłość. Wytyczne zostały opracowane przez Akademię Podwyższania Kwalifikacji i Zawodowego Przekwalifikowania Pracowników Oświaty i

przekazane nauczycielom historii. Ale tak naprawdę nikt nie ma wątpliwości, że to co jeszcze do niedawna było tylko na łamach niektórych rosyjskich gazet, teraz stanie się oficjalną nauką. I młodzi Rosjanie będą uczyli się wypaczonej historii i podejścia do Polaków. Kiedy w pierwszej połowie lat 90. ówczesny prezydent Rosji Borys Jelcyn robił ukłony w stronę Polski, gdy wycofano oddziały rosyjskie, Rosjanie przyznali się do popełnienia zbrodni katyńskiej i wydawało się, że normalizacja stosunków Warszawy z Moskwą będzie czymś oczywistym. Ale, jak mówią Rosjanie, słabego

Borii już nie ma, a mocny car Putin pokazuje nam, że nie musimy nikogo za nic przepraszać. I kiedy tylko dochodziło do spięć z Rosjanami, momentalnie na łamach tamtejszej prasy pojawiały się artykuły, które mówiły, że to nie Rosjanie, tylko Niemcy dokonali masakry katyńskiej. Kiedy Donald Tusk wybierał się do Moskwy na rozmowy z Putinem, niemal w przeddzień tej wizyty w jednej z centralnych gazet kontrolowanej przez Kreml, ukazały się artykuły sugerujące, że sowiecka bezpieka nie miała nic wspólnego z wymordowaniem polskiej elity w Katyniu. Teraz sytuacja się diametralnie

zmienia, tak, to my zabiliśmy Polaków, ale przecież Polacy wymordowali naszych żołnierzy, którzy dostali się do niewoli w wojnie w roku 1920. Nie ma więc nie tylko przeprosin, ale jest usprawiedliwienie tej okrutnej zbrodni. Rosja nie chciała uznać Katynia za zbrodnię ludobójstwa, nie chciała brać na swoje barki odpowiedzialności politycznej, moralnej i finansowej. Teraz to wszystko się nie liczy. Rosja jest coraz silniejsza i pisze swoją historię na nowo, a uczyć się będzie tych kłamstw najmłodsze pokolenie.

Bartosz Rutkowski

tydzień w kraju Były wiceminister spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski otrzymał nominację na wiceszefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. W sprawie domniemanych więzień CIA w Polsce stołeczny wydział Prokuratury Krajowej przesłuchał Romana Giertycha, byłego wicepremiera, a wcześniej szefa sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Platforma Obywatelska nadal opracowuje projekt ustawy ograniczającej finansowanie partii politycznych z budżetu państwa. Zdaniem szefa klubu poselskiego PO, Zbigniewa Chlebowskiego projekt zakłada ograniczenie nawet o 90 proc. 15 pracowników szpitala w Starachowicach zorganizowało głodówkę przeciwko planom prywatyzacji lecznicy. Ma ona obecnie ponad 50 mln zł długów. Związkowcy chcą w tej sprawie rozmów z samorządem powiatu. Co najmniej do czasu rozstrzygnięcia wniosku o ułaskawienie Artur Bryliński, pierwowzór postaci z głośnego filmu „Dług", pozostanie na wolności. Prokuratura przedłużyła mu trwającą dwa lata przerwę w odbywaniu kary – potwierdził resort sprawiedliwości. O 100 mln złotych dotacji unijnej ubiega się Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu.

Prezydent potępił agresję Prezydent Lech Kaczyński wyraził zdecydowany sprzeciw wobec decyzji Moskwy o uznaniu niepodległości Południowej Osetii i Abchazji. Jak podkreślił w specjalnie wydanym oświadczeniu „jest to próba usankcjonowania skutków bezprecedensowej agresji Federacji Rosyjskiej na niepodległe państwo gruzińskie”. – Z całą mocą apeluję do prezydenta Dmitrija Miedwiediewa o natychmiastowe wycofanie wszystkich oddziałów rosyjskich z całego terytorium Gruzji – wezwał Lech Kaczyński. Prezydent zapewnił też Gruzinów w tych trudnych dla nich chwilach o „niezachwianym wsparciu Polaków dla narodu gruzińskiego”. Przed planowanym szczytem UE Lech Kaczyński udał się do Talina na naradę z przywódcami Estonii, Łotwy i przedstawicielem prezydenta Litwy. Chodzi głównie o wypracowanie wspólnej strategii najbliższych sąsiadów Rosji przed spotkaniem w Brukseli, gdzie poza podpisaniem wspólnej deklaracji krajów członkowskich potępiającej agresję Rosji rozważana będzie możliwość nałożenia sankcji. (mg)


12|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Czwarty Świat Krystyna Cywińska

Dzieje się to nie w Trzecim Świecie, tylko w Czwartym, czyli w Anglii. Byłym imperium najechanym przez potomków Dżingis Chana. Przez różnych Mongołów, Azjatów i Afrykańczyków. Przez petrodolarowych Arabów i gazobilionowych Rosjan.

Nieokrzesanych, aroganckich, pewnych swego dyktatorów handlowych, przemysłowych, ulicznych. Stoi taki mongolski Rosjanin w domu towarowym Marksa i Spencera. Złote zęby w ustach, złote obręcze na rękach, złote pierścienie na palcach, złoto w kieszeni. I wrzeszczy przez złotą komórkę. – Jupki tu niet. Tufli szuka. Jupka to spódnica, tufle to pantofle. I żąda tufli w numerze sorok bez adina. Ekspedientka rozkłada ręce. Nie rozumie. Rosjanin wrzeszczy i tłumaczy jej rękami. Durna żenszczina. Głupia baba, niczego nie rozumie. Więc się wtrącam i powiadam, że ten klient chce butów numer 39. Konsternacja. Nie mają. – Wot i kapitalizm! Niczewo nie niet. Menedżer w ukłonach przeprasza. I nikt w tym cywilizowanym wciąż jeszcze kraju, choć już w Czwartym Świecie, nie wyprosi aroganckiego Mongoła za drzwi. – A zabieraj się ty ze swoim sundukiem (czyli walizą) do Moskwy. – A wy kto? – pyta Rosjanin. – Ja Polka – mówię. Bardzo się ucieszył. Zawsze swoja poddana, jakby nie było. I prosi na kawę. Wypiliśmy dwie z koniakiem. Kelner się zginał po sutym napiwku. I do swidania. W Daily Telegraph, przeczytałam, że bezczelny ruski Iwan jest już wszędzie. Panoszy się od Bałtyku po Pacyfik. Od Morza Śródziemnego po Adriatyk. I wychamia się w Anglii. Po co wojna, skoro pokojowa inwazja wystarczy. A najeźdźcy spadają w pi-

janym stuporze ze stołków przy angielskich barach i klną jak szewcy. Gdzie się podziali potomkowie postaci z Czechowa, Turgieniewa czy Dostojewskiego? Kulturalni, wrażliwi, wykształceni? Pożarł ich Związek Sowiecki. I wypluł przetrawionych petrodolarowych Mongołów. Na co dzień mamy do czynienia z innymi Azjatami. Znajoma leży w szpitalu ze złamanym biodrem i jęczy. – Nurse, nurse! – woła. – Plecy mnie bolą. Dajcie mi dodatkową poduszkę. Nurse, Filipinka, z czegoś niezadowolona, oświadcza łamaną angielszczyzną, że wszystkie poduszki są zajęte. – No pillows. – A kiedy przyjdzie doktor? – Doktor już był. – A kiedy znowu będzie? – Jak przyjdzie. – A kiedy przyjdzie? – Jak będzie. Kudłaty posługacz z Bangladeszu, w niedopranym kitlu roznosi herbatę. Coś niecoś wylał. Sprzątnąć nie sprzątnie. Nie do niego to należy. Pacjenci wołają: – Nurse, podłoga mokra. – Jutro przyjdzie ekipa i sprzątnie. – A kiedy przyjdzie? Jak przyjdzie. Sąsiedniego pacjenta wynoszą na oddział zakaźny. – Rany mu się nie goją. Pewnie je zaatakowały bakterie – powiada starszy pacjent. – Te flesh eating, ciało wyżerające. Pewnie przywleczone z Trzeciego Świata. – Tu już jest Trzeci Świat – jęczy moja znajoma. – Nie Trzeci, tylko Czwarty – powiadam – bo bardziej zróżnicowany. Źle się poczułam. Dzwonię do naszej przychodni. W telefonie katarynka:

– W nagłych wypadkach proszę dzwonić po ambulans. W przypadku rutynowej wizyty, nacisnąć guzik numer jeden. W przypadku nierutynowej, guzik numer dwa. W przypadku wznowienia recepty, guzik numer trzy. Po czym muzyczka. Bum cyk cyk tralala. Coś z „Jeziora Łabędziego”. Jak to ma być mój łabędzi śpiew – myślę – udam się do znachora. Idę na pocztę nadać paczkę. – Dokąd? – pyta Hindus w okienku. – Do Polski. – A czy Polska jest w Europie? – pyta. – Jeszcze jest – odpowiadam. Wróciłam niedawno z tej jeszcze europejskiej Polski. Tego dzikiego kraju – jak ją nazwał Michał Sędzikowski w swoim dowcipnym felietonie w „Nowym Czasie”. Dziki, pan powiada? Leciałam Lotem z eleganckiego, nowego terminalu na warszawskim lotnisku. Terminal piękny, lśniący czystością, z lustrzanymi szybami, neonami. W korytarzach do tak zwanych gates, eleganckie kawiarenki. Wygodne krzesła, dobra kawa, herbata, porcelana, trunki, ciasta. Miło posiedzieć z gazetką. Wysiadamy na Heathrow. Ciemno, brudno, głucho. Wszędzie porozrzucane narzędzia, niedokończone remonty. Starsza pani, która z nami leciała pyta, czy jest już dla niej wózek. – Jaki wózek? – pyta swoim specyficznym akcentem obsługująca nas Hinduska w sari. – Wózek inwalidzki, był zamówiony. – No to zaraz będzie. Po czym w języku urdu czy kuru coś nadaje przez

komórkę. Stoimy, czekamy. Nie ma gdzie usiąść. Pod ścianą kałuża i kubeł z mopem, brudne ścierki. Hinduska powiada, że jutro przyjdzie ekipa do sprzątania. Dziś jest święto. Urodzin Kriszny. – A jak długo potrwa? Może dzień, może dwa, może trzy. – To jutro ekipy nie będzie? – Będzie, albo nie będzie, każdy ma prawo do świętowania. A wózka wciąż nie ma. – Proszę się nie denerwować – mówi Hinduska. Nauczę was paru ruchów jogi.– Jogi? I wdychamy powietrze i wydychamy. Przysiadamy i podnosimy się, i podnosimy. Składamy ręce i rozkładamy z urokliwą, dobrotliwą Hinduską. W końcu wózek nadjechał. Pcha go rosły Jamajczyk. Pech w tym, że wózek jest za ciasny i chybotliwy. – Na lotnisku warszawskim – jęczy starsza pani – mają nowe, obszerne, wygodne wózki. I na nic się nie czeka. A lekarze w przychodni w Piasecznie postawili ją na nogi. I co to za przychodnia! Wszędzie białe kafle, a lekarze w białych fartuchach i zrobili jej EKG na miejscu. – No nie do wiary! Co się stało z naszą Anglią? To już Czwarty Świat – powiadam. Idę równo z wózkiem pchanym przez tłum afro-azjatyckomongolski. Dobijamy do wyjścia. W taksówce kierowca z Borabora czy Timbukto pyta, skąd jesteśmy. – Z Polski – mówię. Cywilizowanego, jeszcze europejskiego kraju. Ale na jak długo?

Trudne Polaków powroty Przemysław Wilczyński

Wracamy: dorośli do pracy, dzieci do szkoły, politycy do Sejmu, a piłkarze i działacze do zdrowia. Wkrótce wszystko wróci do normy.

Wróciłem z tygodniowego urlopu. Wracam i słyszę, że wy też chcecie wracać. Do Polski z Wysp. A więc jednak, myślę sobie, nie będzie tragedii, drenażu i tak dalej. A ile było lamentów, ile żali: że gospodarka, że kwiat narodu rośnie na obcej ziemi, że najzdrowsza tkanka, że, owszem, jeszcze Polska nie zginęła, ale jeszcze trochę, to kto wie, że nie ma kto pracować, że biada nam. A tu proszę: Polacy chętnie wracają, pewnie nie wszyscy i nie od razu – ale jednak. Wracam i wertuję w pośpiechu gazety, zdam więc dzisiaj, po powrocie, krótką i subiektywną relację z powrotu innych. Wygląda na to, że te inne polskie powroty są trudniejsze niż powrót z Wysp. Weźmy takich olimpijczyków – wracają, zdobywszy dziesięć medali. Może to bojkot? – myślę sobie. Ale nie, jak na bojkot, dziesięć medali to jednak za dużo. A jak na sportową czołówkę – za mało. Wrócili działacze. Nie powinni byli w ogóle jechać, ale skoro już do Chin pojechali, mogli – przynajmniej niektórzy z nich – zostać na dłużej, albo

nawet w Chinach się osiedlić. Mógł dłużej zostać szef PKOL-u Piotr Nurowski, bo gdyby został i nie wracał, nie powiedziałby kilku niepoważnych rzeczy. Nie powiedziałby na przykład, że Polska odniosła sukces, bo dziesięć medali (czyli tyle, ile przed czterema laty) to „powstrzymanie tendencji spadkowej”, albo że Polakom należą się słowa uznania, bo, choć przegrywali, to zazwyczaj na ostatnich metrach i w ostatnich sekundach. Wrócił też – zupełnie niepotrzebnie – Tomasz Marcinkowski, dyrektor departamentu sportu kwalifikowanego i młodzieżowego Ministerstwa Sportu. Zanim wrócił, udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”. W słynnej już rozmowie odpowiadał kilka razy na pytanie, po co pojechał do Pekinu. No i wyszło na to, że pan Marcinkowski i jego koledzy pojechali do Pekinu liczyć medale. „Jest 302 kompletów medali. Kompletów! Więc spokojnie przyjedziemy i policzymy jeszcze raz te medale. I punkty również. Na miejscu, w Warszawie, też zbierane są te dane. To

ważne dla publiczności.” – uzasadniał swoje i kolegów zupełnie niepotrzebne istnienie pan Marcinkowski. Wrócił kolega pana Marcinkowskiego, pan Jerzy Sudoł, wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, którego znaleziono śpiącego na trawniku w wiosce olimpijskiej. Kiedy pan Sudoł się obudził, wytłumaczył, że noc spędzona na trawniku to efekt brania leków, którym, owszem, towarzyszyło spożycie jednej lampki wina. Jednej. Jedna lampka i wielki hałas na cały kraj. Po prostu szedł sobie pan Sudoł po wiosce olimpijskiej, rozglądał się na boki i nagle przypomniał sobie, że nie wziął porannych tabletek. Wziął więc, popił łykiem wina (nie miał przy sobie wody mineralnej) i od tej pory nic nie pamięta. Wracają (do zdrowia) polscy piłkarze, którzy poranne tabletki, te same, co je pan Sudoł łykał, łykali podczas zgrupowania kadry. W efekcie łyknięcia piłkarze Boruc, Dudka i Majewski dokonali niemożliwego: nie rozpoznali najbardziej rozpoznawalnego w Polsce człowieka – Leo Beenhakkera. Holen-

derski trener nie mógł znieść takiego afrontu i wyrzucił piłkarzy z kadry. Piłkarze wrócili więc do siebie: Dudka wrócił do Francji, Boruc do Szkocji, a Majewski do Warszawy. Kiedy wrócą do kadry? – nie wiadomo. Na razie wiadomo jedno – jest koniec sierpnia, czas powrotów. Dzieci wracają do szkoły, politycy do Sejmu, działacze do zdrowia, Polacy do Polski. Oczywiście – powroty powrotom nierówne. Z powrotu jednych się cieszymy, innym życzymy, by nie wracali, a jeszcze innym, skoro już wrócili, żeby wyjechali znowu. Na pointę pasuje pewna z dawnych czasów pochodząca sejmowa anegdotka. Było to tak dawno, że mogę pomylić szczegóły, za co z góry przepraszam. Otóż głównymi bohaterami są nieocenieni posłowie: Niesiołowski i Kalisz. Obaj odpowiadają na pytanie, jakie jest ich marzenie na przyszłość. Poseł Kalisz mówi: „Chciałbym pojechać w Himalaje”, na co poseł Niesiołowski odpowiada: „Ja również chciałbym, żeby poseł Kalisz pojechał w Himalaje”.


|13

nowy czas | 29 sierpnia 2008

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Zostaliśmy w tyle. Rzeczywistość straciła kontury, rozlała się. Niczym amorficzna meduza wypełnia zakamarki naszego życia. Ale gdzie jest jej głowa, kierunek, znak? Pytania i puste miejsca. I od czasu do czasu pojawia się jakiś uzurpator ze starymi odpowiedziami.

Był sobie Jaś, chciał zostać prezydentem, nie został. Miał drugą szansę, wybrali go na premiera. Został więc premierem z prezydentem w głowie. I jak tu rządzić? Nie jego wina. Rzeczywistość ucieka, ale cel – bycie prezydentem – nadaje jego działaniom wyrazistości. Takiego rządu jeszcze nie mieliśmy i to my ten rząd wybraliśmy. Poniekąd, bo propagandowo udział emigracji był najbardziej medialnie nagłaśniany. Miały być zmiany, miał być zwrot, swego rodzaju Młoda Polska. Młody premier, który zmieni kraj, a my do niego wrócimy. I co? Premier ma prezydenta w głowie. Owszem, dotrzymał słowa w sprawie abolicji, ale to była tylko formalność – zlikwidowanie przepisu, którego i tak nikt nie egzekwował. Relikt komunizmu, słynnych wyjazdów na saksy. Gorzej jednak z reformami państwa. Minął już prawie rok, a o sukcesach i porażkach rządu można jedynie mówić na linii premier-prezydent. On mi tak, to ja mu siak. Premier być może realizuje się w planie medialnych ekspertów, ale nie w planie politycznym rządu, którego po prostu nie ma. A plan medialny jest prosty – udawać, że program jest, tylko że z realizacją gorzej, bo przeszkodą nie do pokonania jest prezydent. I przeciąganie liny trwa. To z jednej, to z drugiej strony, a zniechęconych już tym spektaklem wyborców do udziału wciągają ankieterzy. Jak się okazuje, w rządzeniu krajem najważniejsze są słupki. Jeśli prezydentowi rosną, trzeba jak najszybciej przygotować spektakularny kontratak.

Do takiej poniżającej konfrontacji doszło w związku z agresją Rosji na Gruzję. Rząd wypracował już „dobre” stosunki z Rosją, więc nie wypadało wychylać się z protestami i potępieniem agresora. Zrobił to prezydent, czym wywołał falę oburzenia wśród rodzimych (rządowych) polityków. Rząd podjął się nawet trudnego zadania pilnowania prezydenta na arenie międzynarodowej. Prezydent uskoczył i zrobił swoje. Teraz chce jechać razem z premierem na szczyt Unii. Znowu niezręczna sytuacja, może coś nieodpowiedniego powiedzieć. Z drugiej strony słupki pokazują, że wyborcy nie oceniają „nieprzemyślanych” akcji prezydenta tak krytycznie jak elity polityczne. Nie tylko słupki. Posłuchajmy felietonisty „The Times”. Adam LeBor w ubiegły piątek, czyli przed aneksją Osetii i Abchazji, pozwolił sobie na taki komentarz: By visiting Tbilisi, the Polish President, Lech Kaczynski, keeps the pressure on the European Union policymakers and acts as a brake on France, Germany and Italy’s appeasement of Moscow. I rzeczywiście, przynajmniej jeśli chodzi o deklaracje, przywódcy europejscy przestali hamletyzować. Taki zwrot zaniepokoił chyba polskiego premiera, który na szczycie 1 września będzie namawiał przywódców UE do przyjęcia nowej, jednolitej strategii wobec Rosji, nie wystąpi jednak o sankcje wobec Kremla. Niestety to trudne dyplomatyczne zadanie może mu popsuć polski prezydent. Kiedy Donald Tusk zostanie prezydentem, wszystko będzie możliwe. Tylko wtedy premierem może być Jarosław Kaczyński. I znowu pat.

absurd tygodnia Na małej stacji kolejowej w Polsce personel robi wszystko, żeby ułatwić życie podróżnym. Od pewnego czasu można za bilety w miejscowej kasie płacić kartami bankowymi. Łatwiej i bezpieczniej. Bilety ciągle drożeją, a gotówka w kieszeni to ryzykowne obciążenie. Z kartą bezpieczniej? W kasie jest mały problem z dokonaniem transakcji. Dziura w okienku jest zbyt mała, żeby podać płacącemu czytnik karty. Co robią sympatyczne kasjerki? Z uśmiechem pytają, czy chcielibyśmy zapłacić kartą. Chętnych proszą o kartę i PIN – dyktowany głośno i wyraźnie. Starsza pani próbowała zachować tajemnicę swojego PIN-u, przynajmniej wśród kolejkowiczów. Złożyła ręce w tubkę i szeptem chciała dokonać transakcji. – Nic nie słyszę – warknęła zdenerwowana kasjerka. – Przecież mówiłam: „głośno i wyraźnie”.

Wacław Lewandowski

Myliłem się; miałem rację! Z radością przyznaję się do błędu. Na początku konfliktu gruzińskiego pisałem, że odważne wystąpienie Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi pogłębi izolację polskiego prezydenta w świecie europejskiej polityki. Nie miałem racji. Kaczyński politycznie osiągnął bardzo wiele, być może dzięki temu, że w stolicy Gruzji pojawił się w towarzystwie prezydentów państw bałtyckich i Ukrainy. Efektem tej demonstracji była zmiana frazeologii w wypowiedziach polityków zachodnich i amerykańskich na temat Rosji. Ton, podany przez Kaczyńskiego, stał się obowiązujący – nazywać rzeczy po imieniu: agresję agresją, okupację okupacją, grabież grabieżą itd. Niestety, miałem rację, wątpiąc w jakiekolwiek skuteczne wsparcie Gruzji przez Zachód. Wprawdzie kanclerz Merkel zaskoczyła wszystkich mówiąc, że natowskie aspiracje Gruzinów są ich dobrym prawem, zatem wypowiadając się w duchu przeciwnym komentarzowi jej poprzednika Schroedera, żyjącego teraz z rosyjskiej pensji i marzącego o szybkiej budowie bałtyckiej rury. To jednak tylko słowa. Dalszy rozwój wydarzeń pokazuje, że Rosja zrobi na Kaukazie co zechce i nie spotka się z żadnym skutecznym oporem Zachodu. Uprzedzając ewentualne sankcje premier Putin ogłosił, że jego

państwo ma więcej strat niż korzyści z członkostwa w WTO (World Trade Organization) i najpewniej z tej organizacji wystąpi. Rosjanom też niespecjalnie zależy na przynależności do grupy G8, przynajmniej dopóki surowce, które Rosja Europie dostarcza są w tak wysokiej cenie... W okresie eskalacji gruzińskiego konfliktu przebywałem na północy Litwy, tuż przy łotewskiej granicy. Litwini i Łotysze, z którymi miałem okazję rozmawiać, nie mieli wątpliwości, że po zrealizowaniu swych celów w Gruzji, Rosjanie opracują jakąś efektowną prowokację na wschodniej Ukrainie, potem zaś skierują uwagę na państwa bałtyckie. Co do tego, że nikt z Europy Zachodniej nie będzie miał chęci walczyć za Litwę, Łotwę i Estonię nikt z moich rozmówców nie miał żadnych wątpliwości. Wydaje mi się, że marzenie Lecha Kaczyńskiego o wprowadzeniu Ukrainy do NATO i do UE już dziś nazwać można mrzonką. Zachód nie będzie chciał poszerzać strefy swej politycznej odpowiedzialności o nowe terytorium postsowieckie, na którym Rosjanie mają swą mniejszość narodową i żywotne polityczne interesy. Kreml liczy, jak sądzę, na zwycięstwo Baracka Obamy w prezydenckich wyborach w USA, bo ten właśnie kandy-

dat wygląda na potencjalnego inicjatora polityki nowego otwarcia na Rosję i jej roszczenia. Wszystko razem każe ze smutkiem myśleć o przyszłości Europy Środkowo-Wschodniej. Dodatkowo, gdyby Obama wygrał i zignorował umowę w sprawie tarczy antyrakietowej, przed Rosją otworzyłaby się możliwość poszerzenia strefy „żywotnych interesów”. Obecnie bowiem Kreml, jak się zdaje, godzi się na uznanie wschodniej granicy Polski jako granicy wpływów Zachodu. Jeśli jednak w najbliższych latach w Polsce nie pojawią się żołnierze amerykańscy, znajdzie się powód, by w Moskwie zaczęto mówić o linii Odry, jako granicy Europa-Rosja. Nie chcę przesadzać z pesymizmem, ale cóż czynić, kiedy polityczna rzeczywistość podszeptuje, iż przyszłość, w której Polacy emigrują nie tylko w poszukiwaniu lepszego zarobku, ale przede wszystkim w poszukiwaniu wolności i bezpieczeństwa, nie jest możliwa jedynie w katastroficznej powieści, lecz może (oby nie!) okazać się realnością. Cóż pozostaje? Liczyć na cud. Cud wyborczy w Stanach Zjednoczonych i cud w Europie, objawiający się jakąś dalekosiężną polityczną wizją, uwzględniającą także militarny aspekt europejskiej polityki. Cud, którego nic nie zapowiada...


14|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

rozmowa na czasie

Latanie męska rzecz… Katarzyna Lechowicz Jeśli raz posmakowałeś latania, będziesz już zawsze chodził z oczami utkwionymi w niebo; bo tam byłeś i zawsze będziesz chciał tam wrócić – pisał Leonardo da Vinci. Ale nie brak sceptyków, którzy głoszą, że gdyby Bóg chciał, żebyśmy latali, to dałby nam skrzydła. Latać więc, czy nie? Oto jest pytanie, które do niedawna zaprzątało tylko męskie głowy. O podniebnych wyczynach zaczęły jednak marzyć i kobiety. Nie tylko w roli stewardes i pasażerek – sięgnęły po stery, by udowodnić, że latanie nie jest rodzaju męskiego.

TrOchę hIsTOrII Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że historia kobiecego lotnictwa jest niewiele krótsza niż historia samego lotnictwa. Od udanego lotu braci Wright minęło zaledwie siedem lat, gdy pierwsza kobieta – Harriet Quimby – otrzymała zawodową licencję pilota, a w 1912 roku została pierwszą kobietą, która przeleciała nad kanałem La Manche. W jej ślady poszły inne i już w 1914 roku Georgia Broadwick mogła popisać się pierwszym udanym skokiem spadochronowym. W tym samym roku wybuchła I wojna światowa i kobiety zaczęły przejawiać zainteresowanie lotnictwem wojskowym. Był to wciąż jednak proceder na niewielką skalę. Dopiero w następnych latach, wraz z dynamicznym rozwojem lotnictwa, wzrósł też w nim udział kobiet. Warto wspomnieć Florence Lowe Barnes, która w 1929 roku, w filmie Hell's Angels wystąpiła w roli pilota-kaskadera. Również wtedy rozegrano pierwsze zawody lotnicze dla kobiet, powołano także do życia związek kobiet-pilotów – Ninety Nines INC. Nazwa organizacji wzięła się z początkowej liczby członkiń. Pierwsza przewodnicząca Fay Gillis Wells, będąca również dziennikarzem, w latach 19301934 mieszkała w Związku Radzieckim, gdzie jako pierwsza kobieta usiadła za sterami radzieckiego samolotu cywilnego. Burzliwe lata 30. bez wątpienia należały jednak do pilotki Amelii Earhart, pierwszej kobiety, która już w roku1932 jako druga osoba na świecie samotnie przeleciała nad Atlantykiem . Samoloty były nie tylko jej pasją, ale całym życiem, które straciła właśnie w czasie ostatniego lotu. Można by się spodziewać, że zanim ten emancypacyjny podniebny boom dotarł do Polski, minęły lata. Jednak pierwsze Polki, Hanna Grzybowska i Maria Tomaszewska, ukończyły szkolenie lotnicze w Poznaniu już w roku 1929. Później, w czasie II wojny światowej, na równi z mężczyznami broniły kraju. W latach 40. kilka kobiet ukończyło dęblińską Szkołę Orląt i podjęło służbę w charakterze pilotów wojskowych, w tym także w jednostkach bojowych. Jednak od początku lat pięćdziesiątych żadna kobieta jej nie ukończyła, wkrótce przestały w ogóle być tam przyjmowane. Od roku akademickiego 1999/2000 minister obrony narodowej umożliwił kobietom podejmowanie studiów w uczelniach wojskowych. Do Wyższej

Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych zgłosiło się dziewięć kobiet. Po badaniach w Wojskowej Komisji Lotniczo-Lekarskiej do egzaminu przystąpiło pięć. Na „pilota samolotu“ została zakwalifikowana tylko jedna. Teraz statystyki są nieco lepsze, ale wciąż na liście przyjętych, kobiet jest niewiele. W tym roku w Dęblińskiej Szkole na kierunek lotnictwo i kosmonautyka przyjęto cztery kobiety, w tym dwie na specjalność: kontroler ruchu lotniczego.

DO 13 ODLIcz.. Pilot wciąż jednak kojarzy się przede wszystkim z przystojnym mężczyzną, w nienaganie wyprasowanym mundurze. Ten stereotyp powoli przełamują zasiadające za sterami potężnych maszyn pasażerskich drobne kobiety. W Polsce tylko 13 pań zasiada za sterami. LOT ma w swojej kadrze sześć, pozostałe są zatrudnione w innych liniach. W naszym kraju i na świecie kobiety

wciąż stanowią tylko 3 proc. pilotów. Dla wielu to nadal nowe zjawisko, choć mężczyźni deklarują, że powoli przyzwyczajają się do żeńskich głosów proszących o zezwolenie na lądowanie. Są dziewczyny, które chcą spróbować swoich sił w tej dziedzinie, ale większość takich przypadków kończy się wyłącznie na deklaracjach. Być może dlatego, że gdy porówna się wyobrażenia tego zawodu z rzeczywistymi wymogami, zapał

gaśnie. Dalekie podróże są okupione zmaganiami z silnikiem, paliwem i wibracjami. Istotnym problemem jest również możliwość wykształcenia w tym kierunku, a właściwie jej brak. W Polsce na przykład, jedyne miejsce, gdzie kształci się pilotów cywilnych to Wydział Pilotażu na Politechnice Rzeszowskiej. Za granicą uzyskanie licencji jest dużo prostsze, za to znacznie bardziej kosztowne.

Pilot, to wciąż zawód nietypowy, wymagający pewnych predyspozycji i wyrzeczeń. Ale czy mało kobiecy? O to postanowiliśmy zapytać pilotkę, Izabelę Lechowicz.

… a czy leci z nami pilotka? Jak się zaczęła Twoja przygoda z lataniem?

– Dorastając w Polsce, byłam przekonana, że pilotem mogą zostać tylko mężczyźni. W kraju skończyłam studia na kierunku biotechnologia żywności. Zainteresowałam się lotnictwem, dopiero po przyjeździe do Wielkiej Brytanii, po poznaniu mojego partnera, który jest pilotem. On zachęcił mnie do tego, żebym spróbowała swych sił, zabrał mnie również na kilka lotów helikopterem i wtedy złapałam tzw. bakcyla. A jak to wygląda w praktyce?

– W Anglii licencję pilota można zdobyć na dwa sposoby. Pierwszy to Integrated Course (gdzie idzie się do szkoły, która ustala cały program, a drugi to tzw. Modular Way – kiedy samemu można wybrać sposób prowadzenia kursów). Na ten właśnie się zdecydowałam. Pierwszym krokiem było zdobycie licencji pilota turystycznego ( PPL – Private Pilot Licence). Wymaganych jest około 45 godzin latania, między innymi na Cessnie 152 lub innych małych awionetkach. Później konieczne jest zaliczenie siedmiu egzaminów z zakresu meteorologii, nawigacji czy budowy samolotów. Niestety to nie wystarcza, by latać zawodowo. Dlate-

go też przygotowywałam się sześć miesięcy na London Metropolitan University do zadania czternastu kolejnych egzaminów, potrzebnych do licencji pilota zawodowego (CPL – Commercial Pilot Licence). Był to bardzo wymagający i wyczerpujący kurs, ponieważ w bardzo krótkim czasie trzeba przyswoić ogrom materiału. Później jest trening praktyczny, który również kończy się egzaminem. Tyle zachodu i wysiłku. A co dostaje się w zamian?

– Myślę, że ludziom przede wszystkim wydaje się, iż procentuje to wysokimi zarobkami, ale tak naprawdę wynagrodzenie przychodzi wraz z praktyką, doświadczeniem i zależy od tego, na jakich samolotach się lata. Ale nie mogę narzekać. Tak naprawdę jednak chodzi o ogromną satysfakcję i radość z samego latania. Z niczym nie da się porównać uczucia, kiedy samolot poderwie się do lotu i kiedy się go potem sprowadzi na ziemię. I jeszcze podróże, które odkąd pamiętam, były zawsze moja pasją, ale nigdy nie spodziewałam się, że będę mogła ją realizować właśnie w pracy. Udało mi się już być między innymi: w Melbourn, na Fidżi i Seszelach, w Wenezueli, Korei, Szanghaju, ale również w Komsomolsk-na-Amur.

Czy to zawód dla kobiety?

– Jest to na pewno trudny zawód. Bardzo często nie udaje się godzić latania z życiem rodzinnym, kiedy na przykład wylatuje się na dwa tygodnie, a często bywa i tak, że w ciągu miesiąca jest się tylko kilka razy w domu. Niestety wciąż jest też stosunkowo mało kobiet w tym zawodzie, co wynika przede wszystkim z niewiedzy i zahamowań. Ale procent kobiet pilotów kształtuje się różnie w różnych krajach. Na przykład w Indiach, około 30-40 proc. świeżo upieczonych pilotów to kobiety, a w Rosji nie spotkałam żadnej. Sama miałam tam również zabawną sytuację, kiedy miejscowa obsługa lotniska zupełnie zignorowała moje polecenia co do zatankowania paliwa, zakładając z góry, że kobieta nie może być pilotem, pomimo tego, że byłam w mundurze. Czy kobiety pilotki wyróżniają się jakimiś konkretnymi cechami? I czy są traktowane inaczej przez swoich kolegów po fachu?

– Zarówno wśród mężczyzn i kobiet są lepsi i gorsi piloci, chociaż wydaje mi się, że naturalna kobieca zdolność do wykonywania kilku zadań jednocześnie z pewnością jest pożyteczna i często bardzo pomocna. Poza tym musimy spełnić te same wymagania.

Przechodzimy jednakowe szkolenie, musimy zdać te same egzaminy i wykazać się tymi samymi umiejętnościami. Co do relacji z innymi pilotami, na razie spotykam się z samymi pozytywnymi zachowaniami, oczywiście poza tymi, które miały miejsce w Rosji. Na jakich samolotach latasz?

– Muszę powiedzieć, że miałam dużo szczęścia, bo mój pierwszy samolot, na którym zaczęłam latać zawodowo to Cessna Citation CJ2. Był to ośmioosobowy mały odrzutowiec, następnie przesiadłam się na Citation Excel, a później zaczęłam latać na jednym z najlepszych biznesowych odrzutowców Gulfstream 550, o międzykontynentalnym zasięgu. Lotnicze cele, aspiracje, plany…?

– Jak na razie planuję latać na prywatnych samolotach, ponieważ taka praca oferuje ogromną różnorodność, na przykład co do miejsc docelowych. Oczywiście często trzeba być wtedy dyspozycyjnym albo przygotowanym na różne sytuacje. Ale częste zmiany planów i miejsc nie przeszkadzają mi – wręcz przeciwnie, człowiek uczy się wtedy dobrej organizacji, no i zawsze jest element zaskoczenia. Dzięki temu nauczyłam się już również bardzo szybko i sprawnie pakować.


|15

nowy czas | 29 sierpnia 2008

takie czasy

Złotówka za mocna? Kupujemy za Odrą Po zakupy do Niemiec wielu Polaków nie wybiera się już tylko w okresie posezonowych wyprzedaży. Coraz częściej opłaca nam się tam zaopatrywać nie tylko w odzież czy sprzęt RTV, ale także w artykuły spożywcze. Przemysław Kobus Powodem tego zaburzenia „odwiecznego” ładu na pograniczu jest bardzo silna złotówka i słabe euro. Co ciekawsze, wielu z nas zaczyna wręcz hurtowo zwozić wszelkiej maści towary z USA. Pozycja dolara względem polskiej złotówki w ostatnim czasie znacznie, ale to znacznie osłabła. – Niech pan patrzy. Masło wyszło mnie jakieś dwa złote. A tu, w Słubicach w markecie, kosztuje ponad trzy złote – żywo relacjonowała swoją wycieczkę do Niemiec mieszkanka przygranicznych Słubic. Tymczasem jeszcze do niedawna to niemieccy klienci okupowali polskie sklepy i bazary w poszukiwaniu taniego nabiału, pieczywa czy warzyw. Dzisiaj wycieczki na polskie bazary stają się dla Niemców coraz mniej opłacalne. Intensywniej natomiast za Odrę ruszają Polacy. Po prostu to się opłaca. Gdy euro spadło ponad półtora miesiąca temu do poziomu nieco ponad 3 zł, do Polski zaczęły lawinowo

przyjeżdżać telewizory, komputery, sprzęt audio, telefony komórkowe i oczywiście samochody. Kolejna gigantyczna fala importowanych z Zachodu aut nawiedziła kraj nad Wisłą tego lata. Jakby wszystkiego było mało, Polakom wracającym np. z Irlandii do kraju bardziej opłaca się lądować w Berlinie, aniżeli w Warszawie czy Poznaniu – jest taniej. Taniej również można wybrać się na wycieczkę zagraniczną korzystając z biura podróży znajdującego się tuż za Odrą lub Nysą Łużycką. A co ciekawe, czy wręcz szokujące to fakt, że różnice w cenach wynoszą nawet 100 proc. (!). Rejs statkiem po Morzu Śródziemnym w Niemczech kosztuje ok. 400 euro, w Polsce nawet... tysiąc euro. Paradoks? Tym bardziej więc niewiarygodny zdaje się być fakt, że np. Niemcy zarabiają średnio cztery razy tyle co Polacy. Z jednej strony polska żądza zarabiania, z drugiej strony kontrowersyjne postanowienia Rady Polityki Pieniężnej, która winduje stopy procentowe i utrzymuje złotówkę na wysokim poziomie.

W gruncie rzeczy nie wiadomo, czemu takie działania mają służyć. Wystarczy tylko spojrzeć na polskich handlowców z przygranicznych bazarów. – To jest chore. Kiedyś tu były tłumy. A dzisiaj? Papierosy jeszcze od czasu do czasu kupują – żalił się pan Ryszard Kuć, najemca stoiska na bazarze w przygranicznym Gubinie. To prawda – ze wszystkich towarów, za którymi onegdaj Niemcy przyjeżdżali niemal wycieczkami, okazyjne są dla nich jeszcze papierosy i benzyna, choć i tutaj na takie zakupy decydują się tylko mieszkańcy pogranicza. We Frankfurcie nad Odrą najpopularniejsza benzyna kosztuje ok. 1,40 euro za litr, a więc jakieś 4,60 złotych. W Polsce ceny za to paliwo są niemal takie same. Zakupy w Niemczech stanowią jednak interesującą ofertę komercyjną przede wszystkim dla tych, którzy mają dzisiaj szczęście mieszkać w pobliżu granicy. Dla mieszkańców Poznania, Warszawy czy Rzeszowa, to jeszcze niewyobrażalne zjawisko.

Jednak nie tylko Niemcy stają się obiektem komercyjnej polityki rodaków. Inny kierunek to Stany Zjednoczone. Tu oczywiście ze względu na ograniczenia wizowe ciężko jeszcze mówić o fali Polaków ciągnących sznurem za ocean, ale każdy kto może, wykorzystuje pobyt w Stanach na dwa sposoby: realizacja zamierzonych celów (odwiedziny u rodziny, praca, itd.) i zakupy. Dla przykładu: markowe jeansy kosztują w USA 29,99 dolarów, tj. jakieś niecałe 60 złotych. W Polsce cena ta szybuje wzwyż i te same spodnie sprzedawane są dwu-, trzykrotnie drożej. Podobnie rzecz się ma ze sprzętem RTV, z komputerami, z gadżetami świata elektroniki. Problem jednak w tym, że w wielu przypadkach szczęśliwym z tanich zakupów Polakom, humor psują celnicy na lotniskach. Okazja przestaje być okazją za sprawą doliczanego cła. Na ten sam sposób wzięły się niemieckie służby celne, które gorliwie sprawdzają bagaże wszystkich po-

dróżnych przylatujących ze Stanów Zjednoczonych. Znowu pojawia się jednak pytanie: dlaczego wszędzie jest taniej, skoro tam zarabiają więcej? Takiego „mądrego” w kraju jeszcze nie znaleziono. Rząd „analizuje sytuację”, NBP „przygląda się zjawisku”, ekonomiści „alarmują”, a polityczni karierowicze „walczą o dobro najuboższych”. Reasumując, nie wiadomo, w jaki sposób dochodzi do tak drastycznych różnic w cenach. Niewykluczone, że to swoisty sposób na dojście Polski do strefy euro, ale oficjalnie nikt takich informacji nie potwierdza. Jedno jest za to pewne i zauważalne – w Polsce jest coraz drożej...


16|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

londyńskie klimaty

Jak squattersi zostali gwiazdami mediów agle i niespodziewanie londyńskie media roztrąbiły się na temat squattersów, poświęcając im jak nigdy swoją zmasowaną uwagę. Od telewizji, bulwarowej prasy po zaszczytne tytuły opiniotwórcze, przez krótką chwilę jednej szpalty i emisji mieszkańcy squatu w Balham w południowym Londynie, mieli swoje medialne pięć minut. Mocno

N

rzecz jasna zniekształcone. Już w drugim akapicie swojego wnikliwego artykułu thelondonpaper, słynący z pogłębiania światopoglądu swoich czytelników lakonicznie daje nam do zrozumienia, że w końcu oto położono kres tej nielegalnej dewastacji przez zdemoralizowanych squatterów. Na zdjęciu w otoczeniu policjantów matka z dzieckiem, a dla podbicia wrażenia nakreślony w tekście klimat wymalowanego graffiti, pełnego połamanych mebli śmietnika - czyli czte-

rech bloków, które swoją estetyką przywodzą na myśl kadry z filmu Pawła Pawlikowskiego „Ostatni resort” i porażający obskurny wieżowiec dla emigrantów. Następnie informuje nas, że spektakularna akcja londyńskiej policji, która łącznie z odrestaurowaniem „wspaniałych rezydencji”, będzie kosztować biednych podatników nie bagatela pół miliona funtów. Tak się składa, że odwiedziłem wspomniany squat przed ową medialną wrzawą. Miejsce to reprezentowało wszystko to, co w kulturze skatingu jest najważniejsze i najcenniejsze. Powstała tam alternatywna społeczność, niezależne centrum kulturalne, squattersi dbali o przestrzeń wokół siebie i płacili rachunki za prąd i wodę. Okrzyknięty największym squatem w Londynie kompleks bloków na Balham był doskonałym przykładem, że dziesiątki ludzi z kilkunastu krajów potrafi się ze sobą dogadać i żyć, wytwarzając zarazem wokół siebie atmosferę wzajemnej tolerancji i życzliwości. Bo o to w kulturze squatterskiej chodzi. Tekst i fot:

Marcin Piniak

od „Łabędziem Królowej” tylko stała klientela. Stale przyodziana w dresy i klapki, z na stałe przytwierdzonymi do rąk kuflami. Były żołnierz brytyjsko-amerykańskiego kontyngentu w Berlinie, korpulentny czarny Brytyjczyk, na spółkę z byłym arabskim sprzedawcą używanych telewizorów w Polsce serwują wystygłe kiełbasy z grila, podgniłą sałatę. W zestawie z marihuaną. Właściciel, zaginiony szósty członek Rolling Stonesów, z twarzą pooraną bruzdami i resztką długich słomianych włosów bezbłędnie identyfikuje klientów z markami piwa. Ten w szortach dostaje London Pride nie wypowiadając ani słowa. Łapię strzępy rozmowy przy sąsiednim stoliku: dyplomowany filolog języka tajskiego stracił pracę jako

P

Pod Łabędziem Królowej kierowca miejskiego autobusu: – Staranowałem motorowerzystę na wirażu. Zrzuciłem mu psa z tylnego siedzenia. Poturbowałem na jezdni... Mężczyzna w klapkach nerwowym krokiem przemierza chodnik przed pubem pociągając monstrualne łyki piwa. Sprzedawcy kiełbas mieszają się z pijącymi przy stolikach. Arab wspomina Zakopane z końca lat osiemdziesiątych i to, jak wytykali go palcami w Warszawie. Murzyn – swoją didżejowską karierę w Berlinie, kiedy wieczorami wymykał się z koszar do klubów grać na adapterach. Po krótkim prologu od strony Seven Sisters nadjeżdża na rowerze

czarny nastolatek z pitbullem na smyczy. Chwila szamotaniny, skowytu, chłopak rozpaczliwie usiłuje utrzymać pitbulla, którego szczęki w końcu zamykają się na karku czarnego kundla. Wszystko jest perfekcyjnie wyreżyserowane: w centrum sceny kundel z pitbullem, którego szczęki, genetycznie zaprogramowane, żeby raz zaciśnięte na ofierze nie otworzyły się, otoczony przez ludzi, którzy doskoczyli rozdzielać psy; dookoła postaci drugoplanowe, balet pijaków w kapturach wypełnia pozostałą przestrzeń. Krew ścieka na chodnik, były kierowca autobusu chlusta piwem na psy. W stronę publiczności odwraca się

kobieta koło trzydziestki. Pijana, włosy średniej długości, tandetny dres. Typ sprzedawczyni w spożywczym. Jej twarz wykrzywia potworny grymas, zanosi się łkaniem, w końcu zaczyna wyć: – Kochałam tego psa bardziej niż własną matkę! Matka: wypada na środek sceny wyrywając się spośród grupy gapiów. 50-60 lat, tandetny dres, krótkie włosy. Pijana. – Zostawcie mnie w spokoju! Nie jestem tego w stanie znieść! Od......olcie się ode mnie wszyscy! Miota się od baru do stolików wyjąc w amoku. Momentami zamiera jak kukła. –Nie jestem w stanie tego wytrzymać! Doskakuje do mnie, chwyta za ramię i łkając w mój rękaw błaga: –

Johny, nie pozwól im! Wiesz, że nie jestem w stanie tego znieść! Zabierzcie mi wszystko tylko nie tego psa! Johny, wiesz, że ja k.... tego nie wytrzymam! Nie zdając sobie sprawy, że wzięła mnie za kogoś innego, rzuca się w stronę rzeki, żeby klnąć w przestrzeń. Ludzie z trudem powstrzymują śmiech. Szamotanina stopniowo traci na intensywności. Postronna osoba, trzeźwa, w stanie równowagi psychicznej, pomaga opatrzyć psa owijając go ręcznikiem. Chłopak z pitbulem odjeżdża. Odchodząc mijamy kobietę siedzącą na chodniku z nogami w rozkroku. Ma na sobie dres poplamiony krwią. Obejmuje kundla z głową owiniętą absurdalnie wielkim białym ręcznikiem. Barman opuszcza zasłony w oknach.

Maciej Polkowski


|17

nowy czas | 29 sierpnia 2008

londyńskie klimaty

Widziane z boku Paweł Rosolski karnawałem na Notting Hill mam pewien problem. Pierwszy raz postanowiłem się tam wybrać za namową znajomego, który roztoczył przede mną wizję „kolorowych rydwanów” i atmosfery pozytywnej mieszanki kulturowej. Po dwóch godzinach spędzonych na Ladbroke Grove w oczekiwaniu na dwie (!) parady przedstawicieli „szkoły samby” i czegoś tam jeszcze, zniesmaczony udałem się do pubu na Shepherd’s Bush. Unoszący się w powietrzu zapach cannabis i olbrzymie ilości jedzenia porzuconego na ulicach (serwowanego z przydomowych, tymczasowych barów szybkiej obsługi) tylko potwierdził słuszność mojej decyzji. Po roku doszedłem do wniosku, że pierwsze wrażenie może być bardzo mylne i zarazem mocno subiektywne, więc postanowiłem zaryzykować i jeszcze raz przyjrzeć się tej ponoć drugiej co do wielkości (po Rio de Janeiro) paradzie ulicznej. Pierwsze rozczarowanie, a raczej szok przyszedł z lokalnego sklepu, w którym zdarza mi się co jakiś czas robić drobne zakupy. Dwudniowa inflacja na zimne napoje bezalkoholowe wyniosła bowiem ponad 100 proc.! I nie pomogły tłumaczenia, że jeszcze dwa dni temu byłem tutaj local, a teraz potraktowano mnie jako jednego z 800 tysięcy

Z

uczestników karnawału. Zanim doszedłem do Chepstow Villas, spod którego miałem dołączyć do zabawy, minąłem po drodze kilku sprzedawców kolorowych gwizdków oferowanych w cenie jednego funta. Jak przeczytałem następnego dnia w lokalnej gazecie, jeden sprzedawca potrafił sprzedać ponad 1300 takich „zabawek” podczas festiwalu – szacunek. Kiedy czekałem na pierwszy przemarsz, mój wzrok przykuła przyklejona do ściany prywatnej posesji karteczka z informacją The cleanest loo in Notting Hill – £1... Swoją drogą szczytna to idea udostępniać prywatne wychodki przypadkowym turystom, ciekawi mnie jednak fakt, czy kartka tej samej treści wisiała jeszcze w godzinach wieczornych. I na tym chyba koniec detalicznych negatywów, bo mniej więcej od południa rozpoczęło się święto rytmów karaibskich, jakich nie doświadczyłem rok temu. Pierwsze przemarsze to kilkudziesięcioosobowe grupy osób wyrażające w tańcu i ubiorze przeróżną symbolikę. Do tego wszystkiego muzyka wszelakiej maści, m.in. z przerobioną na różne style frazą I’m easy like Sunday morning – nawet jeśli mieliśmy wczesne poniedziałkowe popołudnie. Prawdziwy pokaz dała natomiast blisko 100-osobowa grupa perkusyjna Batala, z którą większość uczestników przemierzyła praktycznie wzdłuż całej Ladbroke Grove w takt wybijanych z pasją dźwięków

›› Prawdziwy pokaz dała natomiast blisko 100-osobowa grupa perkusyjna Batala. Fot. Paweł Rosolski na bębnach. Potem jeszcze kilka kolorowych parad z mniej lub bardziej odzianymi tancerkami i tancerzami. I nawet zeszłoroczna „szkoła samby”, tym razem jakaś bardziej rozentuzjazmowana, zapadła mi pozytywnie w pamięć. Więc tym razem nie udałem się prosto do pubu, ale na wieczorną część Notting Hill Carnival też nie zostałem. Tradycją bowiem stało się, że domi-

nującym tematem wtorkowych dyskusji na łamach prasy nie jest historyczne i kulturowe tło karnawału, a bilans kronik policyjnych. Nie inaczej było i tym razem, bowiem aresztowano aż 330 osób, najczęściej za zakłócanie porządku i posiadanie narkotyków. I pomimo iż liczba ta jest większa od zeszłorocznej, to policja tłumaczy ją wzmożoną aktywnością służb porządkowych podczas tegorocz-

nej parady. Przy tak masowej imprezie, jaką jest Notting Hill Carnival, pewnych rzeczy uniknąć się nie da – mnie natomiast optymizmem natchnęła 20-letnia obywatelka Izraela, która przyjechała na okres letni do Londynu. – Tu jest o wiele przyjemniej niż na paradach w moim kraju – powiedziała, dając mi do ręki swój aparat fotograficzny. Życzyłem jej miłego popołudnia i wieczoru.

Transport for London Transport for London

Opracowanie: Magdalena Kubiak

Londyn okiem rowerzysty 20 sierpnia burmistrz Londynu oficjalnie rozpoczął konkurs fotograficzny, organizowany we współpracy z Transport for London. Ma on zachęcić londyńczyków do odkrywania uroków stolicy Wielkiej Brytanii podczas podróży rowerowych. Amatorzy dwóch kółek zachęcani są do robienia zdjęć najbardziej urokliwym miejscom, na które natrafiają podczas swoich wypraw, a następnie zamieszczania ich na specjalnej stronie TfL, poświęconej kolarstwu (tfl.gov.uk/cycling). Uczestnicy konkursu powinni także dodać do fotografii krótki opis, gdzie została zrobiona oraz uwzględnić historię, która się z nią wiąże.

(w zależności od ich położenia geograficznego). Laureaci otrzymają kupony o wartości 400 funtów do zrealizowania w sklepach Evans Cycle oraz dwustufuntowe kupony ważne w sklepach fotograficznych sieci Jessops. Zgłoszenia przyjmowane będą do 3 września.

Corporate identity Corporate identity

Peter McBride, juror z ramienia TFL podkreśla, że w konkursie nie chodzi tylko o pokazanie największych atrakcji turystycznych Londynu, ale także architektonicznych lub widokowych perełek, znajdujących się w mniej popularnych dzielnicach miasta.

Utrudnienia w komunikacji Central Line: Stacja Shepherd’s Bush jest zamknięta do połowy października. Victoria line: Cała linia zamknięta w niedzielę. Zapewnione będą autobusy zastępcze.

będzie zawieszona pomiędzy Northwood i Amersham/Chesham. Northern Line: Częściowo zawieszona pomiędzy Burnt Oak i Edgware. Komunikacja autobusami zastępczymi. Zamknięta będzie też stacja West Finchley.

Basic elements Basic elements

Zadaniem jury będzie ocena zdjęć pod względem ich oryginalności, związku z tematyką rowerową oraz ogólnej jakości. Organizatorzy przygotowali osiem równorzędnych nagród za fotografie zrobione w ośmiu częściach Londynu

W ramach popularyzacji dwóch kółek, TfL w tym roku zainwestuje 55 milionów funtów, głównie w uruchomienie sieci wypożyczalni rowerów, rozbudowę tras, naukę jazdy dla dzieci i dorosłych oraz imprezy popularyzujące kolarstwo wśród londyńczyków.

District line: Przez cały weekend częściowo zawieszona pomiędzy Upney i Upminster. Zapewnione będą autobusy zastępcze.

East London line Linia zamknięta do lata 2010 roku. Jubilee line: Do godziny 12.30 w niedzielę zawieszona pomiędzy North Greenwich i Stratford. Zapewnione będą autobusy zastępcze. Od godziny 21.00 w sobotę i przez całą niedzielę zamknięta będzie stacja Canon’s Park.

Getting around etting around

Metropolitan line Przez cały weekend oraz w poniedziałek linia

Piccadilly Line: Zamknięta będzie stacja Russel Square. Pociągi nie będą zatrzymywały się na Green Park przed 7:30 w sobotę i 8:30 w niedzielę, a stacja Covent Garden w niedzielę będzie otwarta od godz. 8:00. London Overground: W niedzielę brak połączenia między Hackney Wick i Stratford oraz między Watford Junction i Willesden Junction. Oprócz tego, w niedzielę do godziny 14:00 transport będzie zawieszony między Willesden Junction a Camden Road. Zapewnione będą autobusy zastępcze. DLR: W sobotę brak połączenia między Stratford i West India Quay. Zapewnione autobusy będą zastępcze.


18|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

sylwetki

Kontrakt rysownika Elżbieta Sobolewska

Akcja tej historii toczy się w Londynie, czasem w Krakowie, jej kolejne epizody być może rozegrają się w Nowym Jorku. Swava właśnie wraca ze spotkania w Folio Society, ekskluzywnym, niszowym wydawnictwie. Pod pachą trzyma dużą, czarną teczkę. Znak rozpoznawczy. Teczka pełna jest skończonych i ledwie zaczętych opowieści. Noweli skreślonych miękką kredką na białym papierze. Swava (prosi o zachowanie angielskiej pisowni swojego imienia) Harasymowicz: artystka i grafik, autorka serigrafii, rysunków i plakatów, a czasem, kiedy jej wyobraźnia ujęta jest w cugle czyjejś narracji, wchodzi w rolę ilustratorki. Folio Society zaproponowało jej kontrakt na ilustracje do książki Birdsong Sebastiana Faulksa (autora m.in. najnowszej książki z serii Bonda). Pisarzowi pokazano prace wielu ilustratorów, nic go nie poruszyło. A managera Folio ruszał zbliżający się termin publikacji. Poszukał szerzej i znalazł Swavę. Faulks nie musiał się zastanawiać – powiedział, że czuje jej rysunki i chce, by to właśnie ona zilustrowała jego książkę. Dostała ją więc do przeczytania. Potem spis stron, których treść zasłużyła na dodatkowy akcent. Książki wydawane przez Folio Society są piękne, powstają wedle dawnej receptury, gdy zdobiły półki najbogatszych, traktowane z namaszczeniem równym dziełu sztuki. Nie sposób klasyfikować ich inaczej. Poza zamówieniami osób prywatnych czy instytucji, można je kupić tylko przez internet lub w niewielkiej księgarence, mieszczącej się w budynku wydawnictwa w Holborn. Sprzedaje je dwóch starszych, eleganckich panów, którzy pracują w Folio od powstania wydawnictwa, czyli od 1954 roku. – Chcę sprostać oczekiwaniom Faulksa, a to dodatkowa presja, ale oczywiście i rodzaj wyzwa-

nia – mówi Swava, pokazując mi swój kolejny rysunek. Jest w niej jakaś otwartość, prawdziwe zainteresowanie rozmówcą, jego opinią. – Tak myślisz? – pyta często. A za dwa dni pisze: „Widziałam ten film, o którym mi opowiadałaś, jest niezwykły. Dziękuję”. Nikt ze znajomych takich zaleceń nie pamięta. Może ta Swava jest jak pisarz, który notuje na karteluszkach dialog, scenkę, obrazek, słowo. Niedawno znalazła w domu, w Krakowie, kilka przedwojennych rodzinnych fotografii, kilka zarejestrowanych scen z wypadu na narty. Ludzie w charakterystycznych strojach z epoki, mają w sobie coś uniwersalnego, są uśmiechnięci, zrelaksowani, może zakochani, a może widzą się ostatni raz? Czy to rok 1938? – To zdjęcie ma w sobie coś, mogę na nim zbudować historię... Jak na drobiazgach ze swojego życia. Kiedy przyjechała tu na dłużej dziesięć lat temu, zaczęła studiować w Middlesex University BA Visual Communication i pracować w polskiej sekcji BBC, jako broadcast assistant. Wspomnienie klimatu nocnych, radiowych dyżurów towarzyszy jej do tej pory i jest jedną z inspiracji do – jak mówi – surrealistyczno-realistycznej powieści graficznej, nad którą teraz pracuje. Jej postaci ze sobą rozmawiają: historię wzbogaca dialogiem. Czasem łatwiej jej je rysować, postaci są wtedy milczące. Czasem siada i pisze, bo łatwiej jej pisać, czasem nie robi nic, bo nie może zrobić czegokolwiek. Nad rysunkami do Birdsong pracowała całymi dniami, przez trzy tygodnie niemal nie wychodząc z domu. Kiedy rysuje do czasopism, ma często zaledwie kilka godzin na stworzenie ilustracji, która powinna w jakiś sposób pasować do istniejących na stronie informacji, artykułów. 14 lipca jej wakacyjny rysunek zdobił stronę główną portalu bbc.co.uk. Jej ilustracje drukuje m.in. The Guardian (Guardian Weekend Magazine) i The Independent (Independent on Sunday), projektuje również okładki książek, m.in. dla Penguin Books. – Bardzo lubię pracę dla czasopism, rodzaj szybkiej łamigłówki, rebusa, zabawy myślowo-wizualnej. W przypadku ilustrowania książki budujesz głębsze klimaty, serie ilustracji, które muszą też zadziałać jako całość. A plakat ma być komunikatem, prowokacją, puszczeniem perskiego oka potencjalnemu widzowi, ale także niezależnym obrazem. Przykładem praca do filmu Mulholland Drive Davida Lyncha. Jeden z plakatów wyśle reżyserowi, tylko nie bardzo ma czas na

Swava Harasymowicz: Ilustracja do książki Birdsong; zdjęcie u góry ze zbiorów prywatnych

poszukanie adresu. Ciągle coś trzeba narysować. Nie ma dla niej tematu tabu, opowieści, w której nie znajdzie rysu człowieka. Nie ma tematu, który nie byłby interesujący, nie ma zdarzenia, którego nie dałoby się narysować. Jej ojciec zarysowywał marginesy rękopisów. A był poetą. Swava planuje wydać w Anglii zbiór wierszy Jerzego Harasymowicza, nie tylko tych wędrownych, z górskimi pejzażami, zwanymi „harasymowiczowskimi”, lecz także tych spoza terenu „Krainy łagodności”. Wiersze te zilustruje, niektóre tłumaczenia już są, niektóre w trakcie przygotowania. – W pomyśle wydania tej książki nie ma grama poczucia obowiązku, ja po prostu lubię jego poezję. W tym roku została wyróżniona prestiżowym stypendium The Arts Foundation Fellowship, pokonując piętnastu kandydatów w zamkniętej, opartej wyłącznie na nominacjach konkurencji. Nagrodę otrzymała z rąk sir Petera Blake’a [malarz pop-artu, autor m. in. projektu okładki do płyty zespołu The Beatles pt. Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band – red.]. Jeszcze podczas studiów w Royal College of Art zdobyła nagrodę Victoria and Albert Museum Illustration Award. A kiedyś myślała, że z rysowania nici, choć z bohaterkami Ha-Gi [rysowniczka Hanna Lipińska – red.], wielkookimi kobietkami, była w dzieciństwie za pan brat. Wszystkie domowe książki dla dzieci były zarysowane jej wersjami wydarzeń z bajek, czasem w formie komiksu dla młodszej siostry. Po liceum chciała zdawać na Akademię Sztuk Pięknych, ale – jak przyznaje –

nie była w ogóle przygotowana i dlatego poszła na anglistykę. – Nudziłam się, czułam się tam jak outsider, ale z drugiej strony dobrze poznałam język i sporo literatury. W pewnym momencie wzięła urlop dziekański i przyjechała do Londynu. Po roku wróciła, skończyła studia i znowu przyjechała. Po to, by jednak uczyć się grafiki. Na kursach, potem na studiach (University Middlesex), wreszcie w Royal College of Art, gdzie miała zajęcia z Andrzejem Klimowskim. Bardzo dla niej ważne, chyba nawet przełomowe, bo mówi o nich „bezcenne”. – Dziesięć lat wcześniej jego plakaty do filmów Jarmouscha tak mi się podobały, że usiłowałam je ukraść ze ściany kamienicy w Krakowie. Jako profesor w RCA był na moje pomysły bardzo otwarty, przeglądał nie tylko skończone prace, ale i „brudnopis”. Krytyka? Tak owszem, ale twórcza. Nie mówił: zrób to tak i tak. A to jest bardzo trudne, nie narzucać siebie, swojego sposobu widzenia – mówi Swava. A teraz sama tego doświadcza – uczy rysunku w Norwich School of Art and Design. – Czasem trudno wzbić się na obiektywizm, a tu student oczekuje rady, sugestii, zrozumienia. Kiedyś raz już wydała powieść graficzną. Jeden egzemplarz, dla siebie, rodzaj żartu, wprawki przed nabraniem pewności, że ktoś zechce ją poczytać. Bo Swava Harasymowicz jest prozatorką wśród rysowników. Jej prace nie muszą jednak zawierać dialogów, by snuć opowieść, tworzyć połączenia i narracje, a nawet kiedy je zawierają, nie śmiem nazwać ich komiksem. Bez obrazy dla miłośników gatunku.


|19

nowy czas | 29 sierpnia 2008

kultura

Przełamywanie stereotypów Pol ly Co urt ney (na zdjęciu), au tor ka książ ki „Po les Apart” mo że po móc Bry tyj czy kom zro zu mieć sy tu ację emi gran tów, któ rzy chcą nie tyl ko za ra biać mniej sze czy więk sze pie nią dze, ale pró bu ją rów nież cze goś wię cej. Jej bo ha ter ka jest am bit na i kon se kwen ta, pra gnie się roz wi jać, ro bi tzw. ka rie rę. Z Pol ly Co urt ney roz ma wia Ju sty na Da ni luk. Co Cię zainspirowało do napisania powieści o Polce?

– Tak naprawdę zainspirowała mnie Marta. Poznałyśmy się w pracy, podczas praktyk, które odbywała w City. Mój szef przedstawił ją w ten sposób: „Ona jest Polką, wiesz, my jej nie płacimy”. Od razu mi się to nie spodobało, zwłaszcza że pracując z Martą uświadomiłam sobie, że jest dobrze wykształcona, inteligentna, wie co robi i tak naprawdę może robić to co ja, jeśli jej ktoś pozwoli. Wiem, że jest dużo emigrantów ze wschodniej Europy w Londynie, mieszkam na Ealingu, mam mnóstwo polskich sąsiadów. Zastanawiałam się, gdzie jest problem, dlaczego ktoś taki jak Marta nie może znaleźć dobrej pracy, takiej, w której czułby się sobą. Zaprzyjaźniłyśmy się i dowiedziałam się od Marty, że nie jest odosobnionym przypadkiem, że jest dużo Polaków wykonujących prace kelnera, murarza, kucharza, tylko dlatego, że nie mogą znaleźć zatrudnienia w tym kierunku, w jakim się wykształcili. Dzieje się tak również „dzięki” mediom, które ciągle piszą o tym, że Polacy odbierają nam pracę. Pisząc o Marcie chciałam ten stereotyp złamać, chciałam przedstawić sytuację Polaków próbujących robić karierę w UK i trudności z tym związane. W „Poles Apart” opisujesz przypadki, w których Brytyjczycy nie zachowują się w porządku wobec emigrantów.

– Tak, to trochę takie wytykanie, ale nie pokazuję Brytyjczyków tylko ze złej strony, w zasadzie pokazuję obie strony naszej brytyjskiej mentalności. W prasie często mówi się o tym, jaki wpływ mają na nas emigranci z Polski. Chciałam pokazać sy-

notebook: Przypadki Marty D. Justyna Daniluk

tuację odwrotną: jaki wpływ mają na Polaków Brytyjczycy, jak bardzo mogą wam pomóc bądź zaszkodzić. Nie wiem, skąd się biorą złe opinie o Polakach. Wydaje mi się, że każda grupa emigracyjna jest w jakiś sposób przez nas krytykowana. Brytyjczycy są nacją trzymającą się razem, trudno nam się z tych kleszczy wyswobodzić. Zupełnie nie rozumiem naszej rezerwy, zwłaszcza że każdy Polak czy Polka jaką spotkałam, to niesamowici, interesujący, ciężko pracujący na swój sukces ludzie. Co w tym złego?

mi, po pierwsze to już nie jest moja historia, to jest historia Marty, bądź na Marcie wzorowana. Po drugie „Golden Handcuffs” była o tym, że niektóre nasze wyobrażenia nie są zgodne z rzeczywistością, jak np. sen o świetnej karierze w City. W „Poles Apart” próbuję przełamać stereotyp myślenia, że obecność Polaków tutaj to negatywne zjawisko odbijające się na naszej ekonomii czy życiu społecznym. Chciałam pokazać emigrację ze strony zupełnie nieznanej dla przeciętnego londyńczyka.

Twoja bohaterka jest odizolowana od reszty polskiej społeczności. Czy uważasz, że powieść w pełni opisuje przeżycia młodych Polaków przyjeżdżających do Anglii?

Tzn. książka jest raczej dla Brytyjczyków?

– Historia Marty jest jedną z możliwych wersji. Jak wspomniałam, wielu młodych ludzi przyjeżdża do Londynu i niektórych nie interesuje zrobienie tutaj kariery. Oni po prostu chcą zarobić pieniądze i wrócić do Polski, zresztą prawdopodobnie już wrócili. Próbowałam poznać jak najwięcej ludzi, rozmawiać z nimi, ale nie bardzo mi to wychodziło. Uczę się polskiego, ale nie jestem najlepsza. Dzisiaj mam powiedzieć kilka słów, w tym także po polsku, mam straszną tremę. Pewnie wszyscy będą się śmiali. Polski to fajny język, ale trudny.

– Nie, nie wydaje mi się. Oczywiście chciałam w jakiś sposób zmusić Brytyjczyków do myślenia o Polakach trochę z innej strony. Zależy mi też na przedstawieniu mojej powieści polskim czytelnikom. Zdecydowanie chciałabym, żeby moja książka ukazała się w Polsce. Jedynym moim zmartwieniem jest, że Polacy mogą się zastanawiać, co tak naprawdę mam im do powiedzenia; co ja, angielska dziewczyna, mogę wiedzieć o imigracji? Z drugiej strony to jest moja interpretacja tego, co ludzie myślą o Polakach tutaj i to chyba też jest ważne i ciekawe. Czy masz filmowe plany dotyczące książki?

Twoja pierwsza książka wywołała skandal. Jakiego teraz spodziewasz się odbioru?

– To jest moje marzenie! Bardzo chciałabym zobaczyć moją powieść na dużym ekranie. To byłby fantastyczny obraz ukazujący zderzenie dwóch kultur: polskiej i angielskiej.

– Moja pierwsza książka rzeczywiście wywołała skandal, ponieważ uderzyła bezpośrednio w środowisko City, do tej pory nietykalne. Jest jednak wielka różnica pomiędzy tymi książka-

Rozmowa została przeprowadzona tuż przed oficjalną promocją książki. Po kilku minutach pozowania do zdjęć, Polly pobiegła wygłosić swoje przemówienie, częściowo po polsku. Obok niej stała Marta.

Marta Dąbrowska z Łomianek przyjeżdża do Londynu i zamieszkuje w South Kensington u córki znajomych swojej mamy – Tash. Tash jest rozkapryszonym bogatym brytyjskim tworem, który nie wyobraża sobie rozpoczęcia dnia bez skimmed latte oraz wyjścia na ulicę w ubraniu z zeszłego sezonu. Sytuacja komplikuje się, gdy Martą zaczyna interesować się chłopak Tash. Na szczęście spotyka orzechowookiego Dominika, który wprowadza ją w tajniki rozdawania ulotek – jej nowej „papierkowej” pracy oraz życia na emigracji. Tak zawiązuje się akcja książki Polly Courtney „Poles Apart”. Polly Courtney mieszka w Londynie, ma 28 lat i „Poles Apart” jest jej drugą książką. Debiutancka powieść „Golden Handcuffs” jest rozliczeniem się z marzeniem o karierze w City i oparta jest na doświadczeniach autorki, która pracowała tam w jednym z zagranicznych banków. Książkę Polly Courtney czyta się szybko, łatwo, jak powieść przygodową albo komedię romantyczną, w której wszystkie elementy układanki nieuchronnie dążą do szczęśliwego końca. Courtney potrafi ciekawie budować akcję, utrzymywać puls powieści, tak aby odpowiednie wydarzenia działy się na odpowiednich stronach, ale… Tak naprawdę historia Marty (jakkolwiek oparta na faktach) ma się tak do rzeczywistości emigrantów, jak historia Judyty, bohaterki Katarzyny Grocholi [„Nigdy w życiu” – red.] do rzeczywistości kobiety po czterdziestce w Polsce. To tylko pobożne życzenia. Można mieć zastrzeżenia do wiarygodności autorki w przedstawieniu realiów nie tylko w londyńskim środowisku emigrantów polskich, ale także w zarysowaniu realiów polskich (powszechny brak

internetu w Łomiankach – hi, hi), który wynika prawdopodobnie z faktu, że „prawdziwa Marta” wyjechała z Polski dużo wcześniej niż jej powieściowa odpowiedniczka. Polly raczej izoluje swoją bohaterkę od polskiej społeczności i wkleja ją w bardziej naturalne dla siebie środowisko – młodych i cieszących się życiem bądź robiących karierę Brytyjczyków. Marta, oprócz Doma, nie ma polskich znajomych czy przyjaciół – sami „Angole”. W powieści dochodzi też do innych zadziwiających wypadków, które chyba mają się przyczyniać do jej atrakcyjności. Polly Courtney w wywiadach na temat „Poles Apart” zaznaczała, że jej powieść jest jedynie oparta na historii Marty. Prawdziwa Marta zanim zdecydowała się na skorzystanie ze swoich umiejętności zdobytych na nikomu w Anglii nieznanej uczelni, przez trzy lata była nianią. Aby rozbudować swoje angielskie CV, pracowała w biurze przez 8-9 godzin na zasadzie wolontariatu, a dzień kończyła w pubie – na wieczornej zmianie. To już brzmi znajomo. Tymczasem bohaterka powieści Courtney ma wiele szczęścia. Co prawda na początku roznosi ulotki, ale stosunkowo szybko znajduje tymczasową płatną (!) pracę w zawodzie, a ponieważ mimo niesprzyjających jej osób radzi sobie dobrze, zostaje zatrudniona na stałe. Trudno jest mówić o wiarygodności w takim przypadku. Pomimo tego, Polly Courtney robi nam – ciężko pracującym, młodym, bardzo dobrze wykształconym kelnerkom, kucharzom, pokojówkom, nianiom czy kierowcom – ogromną przysługę. Polly Courtney widzi, przejmuje się i opisuje ciężką sytuację ludzi próbujących czegoś dokonać, zrobić karierę w obcym sobie kraju i w obcym języku. Konwen-

›› Polly Courtney. cja, jaką wybrała Courtney do opisania sytuacji młodych Polaków też nie jest aż tak zaskakująca. Książka, żeby się sprzedać, musi być atrakcyjna dla potencjalnego czytelnika. Trudno byłoby ją wydać, gdyby była o tym, jak jest źle Polakom na Wyspach. Zbyt duże ryzyko marketingowe. Takie książki można sprzedawać w Polsce. Jednocześnie jest to powieść realizująca marzenia niejednych z nas: wyjechać do obcego kraju, znaleźć miłość życia, dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół i do tego mieć w gruncie rzeczy ciekawe doświadczenia (jeśli patrzeć z dystansu) – takie historie świetnie sprzedają się też w Polsce. Jakkolwiek nieco złagodzona, ale powstała angielska wersja wizerunku imigracji polskiej na Wyspach. Jest to szansa, by spojrzeć na siebie oczami innych. Polly Courtney solidaryzuje się ze swoją bohaterką, opisuje, w jaki sposób inni stają się ofiarami dyskryminacji i nietolerancji w miejscach pracy. Autorka „Poles Apart” podkreśla zdolność do intryg i kłamstw leniwych brytyjskich dziewczyn, które przyzwyczajone są do tego, że płaci im się za to, że przychodzą do pracy. Rozprawia się także z uprzedzeniami Brytyjczyków, dla których Obcy zawsze jest podejrzany i za nic nie trzeba go przepraszać – w oczach Obcego nie ma nietaktu. Jest to wielki krok naprzód. Dlatego uważam, że nie ma powodów do tego, by Polly Courtney wytykać nieścisłości lub słabą znajomość polskich realiów, ponieważ ta książka i tak jest rewolucyjna dla brytyjskiego czytelnika, który być może nie zastanawiał się nad tym, że kelnerka podająca jej/jemu codziennie kawę/piwo ma tytuł magistra psychologii i trzyletnie doświadczenie w zawodzie.


20|

nowy czas | 29 sierpnia 2008

moim zdaniem

I wszczepią nam do głów chipy Michał Sędzikowski amiętam swoje pierwsze spotkanie z pacyfistą i antyglobalistą jeszcze za czasów studenckich. Nie zgadzał się z moimi poglądami. Przekonywał mnie, że Amerykanie za pomocą McDonalds’a i masonów chcą przejąć władzę nad światem, zniszczyć środowisko i pokryć świat lawą, trzeba więc ich powstrzymać w imię miłości bliźniego i powszechnej tolerancji. Chwilę później miałem jego ręce na gardle. Zawsze coś mnie ostrzegało przed ruchem pacyfistów i antyglobalistów, instynktownie czułem w nim wysublimowaną wersję pierwszych komunistów, którzy zdawali się mówić sensowne rzeczy, póki nie dorwali się do władzy i nie wymordowali sporej części Europy i Azji. Jedni i drudzy mieli pomysł na uszczęśliwienie ludzkości i dziwnym zbiegiem okoliczności źródło wszelkich nieszczęść upatrują w najbogatszych warstwach społeczeństwa. Jakkolwiek same hasła przecież brzmią wspaniale i można by zapytać, co ten stary maruda Sędzikowski się czepia zacnych ludzi. No bo weźmy na przykład pierwsze z brzegu problemy, które są – według antyglobalistów – znakiem upadku naszych czasów. Wojny. Antyglobaliści są z reguły pa-

GrzeGorz Lepiarz.com

GaLeria nowyczas

P

cyfistami. Winą za wojny obarczają głównie rządy USA, które – paradoksalnie – też są za zlikwidowaniem wojen i dlatego od czasów I wojny światowej ich armia jeździ po świecie pacyfikować rozmaitych awanturników. Antyglobalistom jednak nie odpowiada ten sposób załatwiania sprawy i woleliby, żeby rządy USA znalazły inny sposób na pokój na świecie. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że chodzi tu o złapanie się za ręce i przyzwanie kosmicznej energii. Na swoim blogu oburza się pewien antyglobalista, wyliczając, ilu żołnierzy zginęło w Iraku, ilu ludzi jest przez to bez pracy, ile wydał rząd na tę wojnę itp. Proponuję mu, żeby następnym razem zrobił zestawienie, jakie straty poniósł rząd USA na rzecz II wojny światowej. Wtedy na pewno wyjdzie mu, że Amerykanie bez sensu wdali się w awanturę z Hitlerem. W swym „ideowym” myśleniu jest mieszczański do bólu, nie pojmując, że gdy chodzi o Życie i Wolność nie pytamy o to, „czy warto” ale „czy trzeba”. I tak należy stawiać pytanie nie tylko w kwestii Iraku. Analfabetyzm. Kolejny wynik globalizmu, znak naszych czasów. Fakt, dawniej nie było to problemem, bo aby coś napisać, trzeba było znać jeszcze łacinę. Więc prawie nikt poza duchownymi nie zawracał sobie tym głowy. Ubóstwo. No tak, póki masoni, żydzi, Amerykanie i McDonald’s nie przejęli podstępem władzy na świecie, każdy człek opływał w dostatki. Nierozwiązywalne problemy Trze-

ciego Świata. Też wina globalizmu. Kiedyś przecież nikt nie wiedział o Trzecim Świecie i był spokój. Niewolnictwo. Codziennie, jak widzę tych biedaków „w łańcuchach”, to mam ochotę wybić szybę w Mc Donald’sie. No i bym zapomniał, wpadł do mnie Kunta Kinte i prosił o wstawiennictwo w prasie. Odmawia przyjęcia chrześcijańskiego imienia. Brak dostępu do informacji. To wszystko przez ten globalistyczny internet. Dyrektor internetu kłamie razem z dyrektorami prasy, radia i telewizji. Wyzysk pracownika wielkiej korporacji. Hmm… Ciekawe, czy średniowieczni chłopi pracujących dla korporacji Król Rudolf Brodaty mieli płatny holiday. Wynika z tego, że tak. Narastanie konfliktów narodowościowo-etnicznych. Mój dziadek zawsze mówił, że jeszcze pięćdziesiąt lat temu ludzie się tak miłowali, że jeden naród drugiemu organizował wycieczki na Sybir i do Oświęcimia. Ostatnio, jak w byłej Jugosławii zacni ludzie próbowali odnowić tę tradycję i zrobić wakacje Albańczykom, a Husain Kurdom w Iraku, to oczywiście władowali się Amerykanie ze swoimi hamburgerami i wszystko popsuli. Głód na świecie – wiąże się to z problemem „zatrucie środowiska”. Otóż, gdy zaczniemy wszystko produkować tak jak dwieście lat temu, problem głodu zniknie wraz z zatruciem środowiska i większością ludzkości. To są z grubsza typowe problemy

ostatnich lat, które nie dają spać antyglobalistom. Domyślam się, co kołacze się po głowach bardziej bystrych przedstawicieli tego ruchu. Chcieliby na całym świecie państwa obywatelskiego. Nie dociera do nich, że twór ten, jakkolwiek bliski doskonałości, był mgnieniem oka pomiędzy krwiożerczym kapitalizmem a wschodzącym korporacjonizmem. Był niezwykłą wypadkową wielu korzystnych czynników i objawił się w cudowny sposób, jak demokracja ateńska i podobnie nagle wygasł. Nie rozumieją, że gdyby udało im się zatrzymać mechanizmy rządzące

współczesnym światem, to skończyłoby się to katastrofą, bowiem owe mechanizmy są na nasze czasy skrojone. Co bardziej nawiedzeni przedstawiciele ruchu ostrzegają, że korporacje przejmą władzę nad naszymi duszami i ciałami, a na koniec wszczepią nam do głów chipy. Pewnie tak będzie. Ale kontrolę nad nami mają jak zwykle nasze ludzkie ograniczenia i one wyrażają się w każdej epoce za pośrednictwem różnorakich tyranów. Tyranów, którzy są, byli i będą odpowiedzią na naszą społeczną ułomność. A chipy, cóż, pewnie ludzie będą się o nie zabijali.


|21

nowy czas | 29 sierpnia 2008

reportaż

Zdjęcia:. Marcin Piniak

Kwadrat Marcin Piniak ne są jakieś takie… strasznie rozbawione. Patrzą w te swoje aparaty cyfrowe i wierzgają przegubami na lewo i prawo. Jedna blond, jak z reklamy, druga, jak to zwykle bywa, mniej okazała, ale za to cieszy się bardziej. Zaczynają mnie irytować, bo mi zagłuszają zwrotkę piosenki „Ludzie Wschodu”. Piosenka zespołu Siekiera to taki mój hymn w Londynie. Patrząc na nie w tym wagonie Northern Line powtarzam sobie w myślach te słowa: Czy tu się głowy ścina Czy zjedli tu Murzyna Czy leży tu Madonna Czy jest tu jazda konna Tatata, lala. Tatata, hej ha… Po lewo jakby tak spojrzeć z ukosa siedzi duży gość z marynarką na głowie, w zasadzie to siedzi i śpi. One oczywiście są tym faktem niezmiernie podniecone i zaraz go fotografują. One są, się okazało, aż z Ameryki. Przyjechały zobaczyć ten znany pałac i tę dużą karuzelę – to całe oko. Pytają skąd jestem. Ano z Polski, z takiego miasta, co ma taką długą ulicę i słynie na świat cały ze szwaczek i filmowców. One nie znają. Polska – coś słyszały… W tych modrych główkach sobie wymyśliły, że chcą sobie z takim Polakiem jak ja zrobić foto-humoreskę dla friends w US. Najpierw jedna mnie obłapuje, potem druga – w sumie są jakieś takie… bardzo inwazyjne. Mijamy stację Highgate i wtedy mówię do nich, że tu jest fajny las, co ma dużo drzew i nawet taką huśtawkę na grubej linie. – Cool – jak chórem odpowiadają, tak zupełnie, mam wrażenie, z przyzwyczajenia. – A gdzie ty mieszkasz? – ciągną dalej interview… Ano w Finchley Central. – Cool. Zamiast do tej przereklamowanej świecącej karuzeli lepiej by sobie wpadły do mnie na kwadrat – jak mawiają ziomale. To jest klimat! Połączenie „Przystanku Alaska” i „Twin Peaks”. Zróbmy sobie póki co taki mały umysłowo-wyobrażeniowy spacer po przekątnej tego kwadratu. Zatem, gdy wysiądziesz na malowniczej stacji metra, gdzie czasem jeden pan z Londyn Underground o łysej czaszce i z tatuażami ćwiczy mięśnie

O

podciągając się na tych bramkach do przechodzenia, poczujesz niezawodnie, że film widocznie zwalnia. Tempo narracji zdarzeń w porównaniu do, powiedzmy, Oxford Circus jest takie, jakby pękła taśma albo operator zasnął. W dużym, amerykańskim uproszczeniu mój kwadrat to – ulica. Jedna, długa, prosta. Jakbyście poszli w prawo, to tam są bardzo bogato zaopatrzone, chyba ze trzy, charity shops, gdzie czasem warto pogrzebać. Kupiłem tam sobie ostatnio taką grubą książkę o historii współczesnej, bo mnie coś wzięło na monumentalne dzieła… Tak naprawdę to spodobała mi się fotografia we wkładce z takiej dużej hali, gdzie pracuje kilka osób wokół setek bomb. Najbardziej chyba trafna metafora historii, ale… brylujemy za bardzo, zatem wróćmy na Finchley i tę naszą ulicę. W porze nocnej, choć opustoszała, ma w sobie magię świateł i cieni. Z prawej mijamy bank, który choć ma w logo czarnego wierzchowca, za szybki to nie jest, ale dosiadają go całkiem mili

jockeye. Dalej jest fryzjer – social club, gdzie siedzą panowie i pomiędzy trwałą a balejażem rozmawiają o życiu. Panowie teraz się emancypują i sobie robią bardziej wyszukane fryzury. A jeszcze wcześniej jest knajpa. Grał tam kiedyś nawet jakiś dobry zespół, co zwrócił moją uwagę jak szedłem obok. A ludzi wtedy przyszło dużo i sobie pili piwo i tak słuchali, albo palili papierosy w specjalnym ogródku. Cool. A na samej górze tego bloku, bo jest to blok, jest siłownia. Tam jest często jeden taki pan, co go obserwuję jak sobie idę… a on wtedy jedzie na rowerze, tyle że na czwartym bodajże piętrze. Odchudza się chyba, bo raczej dość duży jest – to fakt. Mało tego, w tym cool bloku mieszka jeszcze na piętrze pisarz Marek. W tym swoim mieszkaniu ma oryginalny, trzeba przyznać, balkon co się do niego wychodzi przez okno. Widok z niego – panorama ścian, ale podczas całkiem sympatycznego balkonowego grilla przebijał się nieśmiało cudowny zachód słońca. Zobaczyć ten złocisty skąpany w czerwono-krwistym blasku widok na Finchley i umrzeć – oto moja myśl i dewiza! Ten pisarz Marek sobie tam fajnie mieszka, ale teraz nie ma co do niego zachodzić, bo dwie książki na raz skrobie i po nocach taki w tym pisaniu jest cały, że towarzysko się zaniedbuje. Idąc dalej są takie nowoczesne niby apartamenty oraz biura, gdzie różni ludzie załatwiają swoje sprawy, ale jakoś do biur mnie specjalnie nie ciągnie. Jest nawet pilnowana przez wątłego pana ochroniarza estate z domami z czerwonej cegły. Duży napis informuje, że wchodzić tam tak sobie, swobodnie, to raczej nie można, a to i dobrze, bo niby po co? Żadna atrakcja. A po prawej – szkoła, skąd z dużymi plecakami w godzinach popołudniowych wybiegają chłopcy w jarmułkach i na złamanie karku biegną do autobusu. Nieopodal kusi restauracja braci ze swym nieodłącznym zapachem wędzonych ryb. Szczególnie lubię natomiast taki ponury troszkę, a obecnie ofoliowany, szkielet starego domu, o mrocznych i tajemniczych wnętrzach. Skręcając w lewo z naszej ulicy i idąc prosto dotarlibyście niezawodnie do magicznej krainy o nazwie Avenue Hause Estate, gdzie jest nawet warowna fortyfikacja o nazwie The Bothy. Ten cudowny park to zagłębie burych wiewiórek, co najmniej jednego szczura i kaczej rodziny, która ostatnio się powiększyła i cała ta gromada sobie spokojnie brodzi w takim małym oczku wodnym. Moim ulubieńcem jest Kaczek. Tak dziwnie głowę wykrzywia i się patrzy, że sam nie wiesz, co masz ze sobą zrobić. Lepiej mu dać chleba, ale ja

zawsze zapominam zabrać i on chyba jest obrażony z tego powodu trochę. Jednak zaszliśmy za daleko i wracamy na naszą ulicę... Najlepiej skoczyć sobie do tureckiego ziomka, co zawsze, od kiedy pamiętam, jest w dobrym humorze i kupić ciemnego, chłodniutkiego Guinnessa za funt piętnaście. Obok Kaczka, to mój najlepszy finchleyowski kolega, co w mickiewiczowskiej cudownie brzmiącej mowie coś takiego powie: Brzydka pogoda dzisiaj mamy, albo Jak się masz kolega, lub Mam tu nowa dobra kielbasa. On chce koniecznie, żebym jechał na holiday do Turcji, bo jak mówi: – Pięknie Turcja kolega. Trzeba będzie pomyśleć, a kto wie, może nawet i zrobić... Zaraz za winklem można zasiąść do koszernej kolacji, albo iść na piwo do „Głowy Królowej”. Oni w tej głowie wychylają kufel za kuflem, grają w lotki albo w bilard, lub po prostu siedzą i uskuteczniają życiowe dyskusje. Pubowe posiadówy raczej jakoś nie bardzo, zatem wraz z tym orzeźwiającym irlandzkim specjałem trzeba wrócić w stronę stacji, by być świadkiem niesamowitej scenki rodzajowej z życia nocnego Finchley. Posłuchać sobie po drodze kolejnej zwrotki „Ludzi Wschodu”: Czy w nocy dobrze śpicie Czy śmierci się boicie Czy zabił ktoś tokarza Czy często się to zdarza Tatata, lala. Tatata, hej ha… Chciałbym to zaśpiewać nowym koleżankom z Ameryki. Wracamy do wagonu, mijamy East Finchley, została tylko jedna stacja. One jadą dalej. Kolejne pytanie z ich błyskotliwego zestawu: co ja sądzę o Ameryce. Drogie panie: – Ameryka jest... hmm... cool! Finchley Central to mój kwadrat. Wysiadam. Wy też wysiadacie, gdyż najlepsze zostawiłem na koniec... Musicie jedynie... zasiąść na ławeczce pod niebem pełnym błyszczących gwiazd i pozwolić sobie zarazem na niebywały jak na realia Londynu luksus refleksji, obserwując mimowolnie toczące się w oknach pobliskich domów życie. I czekać... Zaraz powinien się zjawić... To nie Godot... na pewno będzie...Nadjeżdża przeważnie z lewej... Pomału... Metodycznie... Do przodu... Jest! Patrzcie uważnie! Jest! Jedzie! Bardzo po woli, jak żółw ociężale... Moja postać, inaczej niż u Samuela, się jednak zjawia! Niemniej absurdalnie, bo oto mój Godot jedzie i czyta! Książkę! Na rowerze! Dlatego moi drodzy – warto pisać!


22|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

to owo

redaguje Katarzyna Gryniewicz

KONSUMENTA

Mrugana fotografia Wyobraźmy sobie, że nasze oko działa jak aparat fotograficzny – jedno mrugnięcie i obraz zatrzymany w kadrze możemy wydrukować albo zgrać do komputera, wysłać dokąd tylko chcemy. Wakacje bez nieodłącznej fotograficznej torby, kamera pod ręką zawsze kiedy jej potrzebujemy. O ileż łatwiejsze byłoby nasze zwykłe życie, nie mówiąc o akcjach specjalnych w stylu agenta kontrwywiadu. Te marzenia mają szansę na realizację, bo oto po dwudziestu latach pracy nad optyczną matrycą, która byłaby zakrzywiona na kształt ludzkiego oka, naukowcy osiągnęli sukces. Prototyp ma wygląd i wielkość gałki ocznej i ma wrażliwą na światło siatkówkę.

Lato jako czas gorących randek i miłosnych wzlotów w świetle nowych badań staje pod znakiem zapytania. Okazuje się, że sezon uznawany dotąd za najbardziej romantyczny jest tak naprawdę okresem rozstań, łez i szlochów. Najwięcej par zrywa ze sobą w miesiącach: czerwcu, lipcu i sierpniu. Kiedy na dworze robi się naprawdę ciepło, temperatura uczuć w wielu związkach spada gwałtownie do zera. Dlaczego tak się dzieje? Psychologowie podejrzewają, że na wakacjach ludzie chętnie dokonują rozliczeń swojego życia. Oddalenie od domu bardzo temu sprzyja. Na leżaku przed hotelowym basenem, przy leniwie sączonym drinku łatwiej zebrać myśli, przeanalizować sytuację i dojść do konkluzji, która często wymaga radykalnych cięć. – W czasie wakacji dokonujemy rewizji kariery i życia osobistego – twierdzi Dr David Holmes z Manchester Metropolitan University. Dr Holmes, który specjalizuje się w psychologii kryminalnej i profilowaniu zauważa, że urlopowicze mają zwyczaj siadać w barze i rozmawiać z nieznajomymi i obsługą. Odkrywają przy tym często, że wokół nich są ludzie inteligentni, atrakcyjni i zainteresowani ich problemami. Od takiego spostrzeżenia do zakochania jeden krok, ale to już zupełnie inna historia...

Prawda czasem boli, zwłaszcza jeśli okazuje się, że twój pies jest bardziej popularny od ciebie. Kiedy pupil ma więcej znajomych niż jego pan, można wykorzystać jego popularność do znalezienia bratniej duszy. Miłośnicy futrzaków założyli właśnie stronę internetową dla swoich podopiecznych z całego świata. Doggyspace pozwala właścicielom na tworzenie profili, umieszczanie zdjęć, filmów i działa trochę jak MySpace albo YouTube. Znakomita okazja do tego, żeby pod pozorem wymiany doświadczeń nawiązać kilka interesujących towarzyskich kontaktów. Tematów do rozmów nigdy nie zabraknie, wszak obracamy się w świecie podobnie myślących i czujących ludzi. Od uruchomienia strony w ubiegłym miesiącu zarejestrowało się na niej ponad 700 użytkowników.

To wszystko już było: kremy przeciwzmarszczkowe, balsamy, fluidy i maści… Niektóre opracowano nawet specjalnie pod kątem zapobiegania tzw. efektowi poduszkowemu, który polegał dotąd na tym, że czasem rano budzimy się z odciskiem poduszki na policzku. Teraz będzie trzeba redefiniować to pojęcie – wymyślono bowiem poduszkę, która powoduje znikanie zmarszczek. Znajdujący się w niej tlenek miedzi działa podobno jak burza, w ciągu zaledwie czterech tygodni wygładza nawet najbardziej wyżłobione zmarszczki. Testy przeprowadzone pod okiem dermatologów na 57 ochotnikach dały zaskakujące rezultaty – nikt nie potrafi wytłumaczyć jak to się dzieje, że pod wpływem materiału zawierającego miedź, bruzdy na twarzy łagodnieją. Przypuszcza się, że jony miedzi przyciągają wilgoć, co z kolei przyspiesza produkcję kolagenu. Firma Cupron sprzedała już w Stanach Zjednoczonych około 10 tys. poduszek (kosztują 17 funtów) i teraz zamierza opanować rynek brytyjski.

Raczej się potną niż odetną

Gorące rozstania

Pieska robota

Ponad trzy czwarte brytyjskich kierowców uważa, że spersonalizowana tablica rejestracyjna świadczy o tym, że jest się „idiotą z obsesją na swoim punkcie”. Taka tablica może kosztować nawet 200 tys. funtów, więc jeśli w tym wszystkim chodzi o zrobienie wrażenia na innych użytkownikach szos, to są to wyjątkowo źle zainwestowane pieniądze. John Sewell z firmy OnePoll, prowadzącej badania rynku twierdzi, że złe opinie o właścicielach nietypowych tablic rejestracyjnych mogą być podyktowane zazdrością. Aż trudno uwierzyć, że tak wielu ludzi nie widzi sensu w wypisywaniu własnego imienia na samochodzie.

Efekt poduszkowy

Uzależnieni od internetu Brytyjczycy deklarują, że raczej umrą z głodu niż zrezygnują z dostępu do sieci. Badania przeprowadzone przez YouGov pokazały, że jedna trzecia z 15,3 mln użytkowników internetu w Wielkiej Brytanii wyrzeknie się ulubionych zwyczajów, przyjemności i nałogów, aby tylko pozostać online. Czternaście procent zrezygnowałoby z tego powodu z jedzenia na mieście, a dwanaście procent z chodzenia do kina. Miażdżące 92 proc. badanych zadeklarowało, że chcieliby utrzymać dostęp do internetu pomimo kryzysu w domowym budżecie i tylko 3 proc. planuje, że w takiej sytuacji zrezygnuje z łącza. Pocieszające jest to, że dzięki internetowi można jednak zaoszczędzić trochę pieniędzy – wyszukując obniżki, kupując taniej w internetowych sklepach i korzystając z ofert specjalnych.

Pełna charakterystyka

Tablica mówi o mnie

Chcesz wiedzieć, jakim on jest facetem? Popatrz na jego twarz. Badania przeprowadzone na sportowcach udowodniły, że mężczyźni o okrągłych twarzach są bardziej agresywni. Kanadyjscy badacze przyjrzeli się grze hokeistów i doszli do wniosku, że ci o okrągłym licu demonstrują więcej agresji na boisku. Męski hormon, testosteron, wpływa na grubość głosu, wielkość szczęki i kształt twarzy, czyniąc ją bardziej okrągłą, dlatego dokładne przestudiowanie twarzy może prowadzić do ciekawych wniosków. Próby odczytywania charakteru z twarzy mają długą tradycję. Londyńskie The Crime Museum at Scotland Yard dysponuje ponad trzydziestoma odlewami głów skazańców, którzy zostali powieszeni za morderstwa w więzieniu Newgate, w XIX wieku. W ramach wyznawanej wtedy teorii frenologii udowadniano w tamtych czasach, że charakter i kryminalne skłonności determinowane są przez kształt mózgu, a co za tym idzie, całej głowy. Frenolodzy wierzyli, że pewni ludzie rodzą się jako kryminaliści. Te pseudonaukowe dywagacje szybko zarzucono, ale w świetle ostatnich badań może się okazać, że tkwiło w nich jednak ziarno prawdy.

Do sklepów po zdrowie Nie możesz się zmusić do codziennych ćwiczeń na siłowni? Biegnij do sklepu. W szale zakupów tracimy około 200 kalorii – tyle ile po kilkukilometrowym joggingu. Naukowcy obliczyli, że robiąc około pięć zakupowych rundek w miesiącu, przez rok spalimy w ten sposób ponad dwanaście tysięcy kalorii. Znakomity wynik! Niestety, uwzględniwszy wydatki okazuje się, że siłownia może nie jest tak efektywna, ale na pewno tańsza. Brytyjczycy wydają w trakcie jednorazowego shoppingu około siedemdziesiąt dwa funty.

Cooka nie ma, a on wraca 25 września w słynnym londyńskim domu aukcyjnym Christie's odbędzie się nietypowa aukcja – jej przedmiotem będzie bumerang należący kiedyś do kapitana Cooka. W 1770 roku Cook jako pierwszy Europejczyk postawił stopę na kontynencie australijskim i zarówno on, jak i inni członkowie wyprawy przywieźli z niej mnóstwo przedmiotów. Co ciekawe, nie mieli pojęcia, do czego one służą. Aborygeni na widok białych twarzy uciekali gdzie pieprz rośnie i nie byli skłonni do wyjaśnień. Dziewięć lat później, po śmierci Cooka, jego żona Elizabeth przekazała bumerang przyjacielowi – w jego rodzinie przetrwał do naszych czasów. Specjaliści z Christie’s liczą, że cena pamiątki po sławnym kapitanie osiągnie 60 tys. funtów. To dopiero powrót w wielkim stylu!


| 23

nowy czas | 29 sierpnia 2008

czas wolny

Królewskie Tunbridge Wells

Małgorzata Białecka dy ktoś zetknie się z Anglią po raz pierwszy właśnie tam stawiając pierwsze kroki, ma wrażenie, że śmieszne, hałaśliwe automobile wciąż jeżdżą po drogach, z eleganckich domów przy Pentiles zaraz wyjdzie dama w długiej sukni i w rękawiczkach, a cała zielona okolica to pastwiska dla krów i owiec. Zaledwie 45 minut z Charing Cross pociągiem South Eastern Trains w kierunku Hastings jedzie się do (Royal) Tunbridge Wells w hrabstwie Kent – uroczego miasteczka, w którym od lat osiedla się zamożniejsza część londyńczyków zmęczonych metropolią. To miasto doskonałe na jednodniowy wypad lub weekendowy pobyt w B&B w słoneczne i wciąż letnie dni.

G

Wells znaczy źródła Pierwsze wzmianki o tym miejscu pochodzą z 1606 roku, kiedy to jeden ze szlachciców przypadkiem natknął się tutaj na źródło wody bogatej w żelazo, które – jak myślano wtedy – było panaceum na wszystko. Sam wielmoża, olśniony rzekomym uzdrowieniem z chorób, rozsławił miejsce wśród elity w Londynie. W kilka lat później zbudowano wokół źródła pierwsze budynki, gdzie można było pić tę cudowną wodę wraz z kawą, na którą właśnie pojawiła się moda. Do dziś historyczne źródło znajduje się w starej, zabytkowej części miasteczka zwanej Pentiles, gdzie – jak się zdaje – nic się nie zmieniło od kilkuset lat. Do źródła przybyła też w XVII wieku sama królowa Henrietta Maria, matka Karola I. Od początku miejsce to skazane było na prosperitę i popularność wśród bogatej klasy średniej. Hrabstwo Kent, zwane Ogrodem Anglii, w południowo-wschodniej Anglii uważane jest za najzamożniejsze

w kraju. Trudno się oprzeć temu wrażeniu mijając rezydencje rozrzucone po pełnej wzgórz okolicy. Tunbridge Wells nie jest dużym miastem, za to bardzo rozległym. W kilku eleganckich hotelach w każdy weekend zatrzymują się goście z Londynu spragnieni zieleni i ciszy. Urok okolicy można podziwiać z zabytkowej kolejki odjeżdżającej z parkingu – starej stacji kolejowej przy sklepie Sainsbury’s. Stara, parowa ciuchcia przewiezie nas w stronę High Rocks – skałek, po których wciąż można się wspinać i podziwiać krajobraz z góry. Ich powstanie datuje się na 135 milionów lat temu. Jeśli odejdzie nam ochota na włóczęgę, możemy się posilić w okolicznym zabytkowym pubie. By dotrzeć do stacji ciuchci, trzeba przejść przez wspomniane już Pentiles, dawne centrum miasteczka, zachowane w niezmiennym stylu i klimacie od setek lat. W letnie popołudnia gra tam orkiestra, a liczne restauracje i coffee shopy pełne są mieszkańców miasteczka i gości. Nie można ominąć tego miejsca – jego urok wprost poraża. Po szklaneczce wody ze źródeł możemy wejść też do kilku okolicznych galerii, jest ich tam wiele, jak na tak małe miasto. Zimą w czasie jarmarków warto wpaść na grzane wino, a jeszcze lepiej na ciepły cider.

Oaza dziWnOści Idąc w drugą stronę od stacji kolejowej w centrum miasta trafimy do jednego z kilku parków. Pierwszy nieco mniejszy w centrum miasta, na tyłach ruchliwej głównej ulicy, rozłożony jest w urokliwej dolinie, drugi – Dunorlan Park – to doskonałe miejsce na piknik i pływanie łódką bądź kajakiem po małym jeziorze (łódki i kajaki w cenie 4-5 funtów za pół godziny). W tym parku bywa naprawdę tłoczno, jego urok przyciąga całe rodziny i liczne grupy przyjaciół. Unikatowe

rośliny i drzewa wzbudzają podziw piknikujących. Nie powinien nas zdziwić też widok licznych starodawnych samochodów. Mieszkańcy Kentu i Surrey są wielbicielami automobili i trzymają je w swoich garażach, by w słoneczne dni jeździć po okolicy. W centrum miasta znajduje się też Trinity Theatre – dawniej pierwszy kościół parafialny w miasteczku. Stylem przypomina XIX-wieczne pałace. Od początku lat osiemdziesiątych dawny kościół działa jako ośrodek kulturalny – głównie teatr.

Jeśli w końcu zmęczymy się zwiedzaniem, możemy przy okazji zrobić zakupy w eleganckim centrum handlowym Victoria lub wypić piwo w budynku dawnej opery, obecnie zabytkowym pubie, w którym zachowano pierwotny wystrój – z miejscem dla widowni na balkonie i kurtyną nad sceną.

TUNBRIGDE WELLS ›› Przy cią ga tuy stów od po nad 400 lat. Po pu lar ne ja ko miej sce na krót kie week en do we wy pa dy. Do jazd z Lon dy nu z dwor ca Cha ring Cros s ok. 55 mi nut – koszt bi le tu po wrot ne go £13,20.


24

29 sierpnia 2008 | nowy czas

czas na relaks Nowe punkty dystrybucyjne Nowego Czasu

WeseLe W Lancing

»

mania gOTOWania

Muszę się Państwu przyznać, że opisując angielskie wesele moich przyjaciół tydzień temu, z emocji zapomniałem napisać, gdzie to się działo. Chodzi o niewielką miejscowość na zachód od Brighton, w hrabstwie West Sussex, zwaną Lancing.

Mikołaj Hęciak

Spośród zielonych pól i łąk wyłania się wzgórze, na szczycie którego wybudowane zostało wspomniane wcześniej liceum dla raczej zamożnej młodzieży. Szkoła chlubi się blisko dwustuletnią tradycją i długą listą wychowanków, którzy odnieśli doczesny sukces w polityce, wojskowości czy sztuce. Obecnie u podnóża wzgórza usadowiony jest motel, serwujący między innymi świeże ryby i owoce morza, a w menu nie brakuje nawet homarów. Wystarczy przekroczyć tylko ruchliwą drogę z Brighton do Bournemouth i już znajdujemy się na zielonych polach miejscowego lotniska dla cywilnych samolotów. To tutaj, co roku, odbywa się pokaz lotniczy pod nazwą „Bitwa o Anglię”. Lotnisko owo działa od 1911 roku. Zapisało się chwalebnie w obu światowych wojnach. Nawet pod groźbą śmierci nie przypomnę sobie teraz barwnej postaci związanej z tymi dwoma miejscami, lotniskiem i motelem. Zresztą termin „motel” nie najlepiej oddaje specyfikę tego przybytku. Powinienem go raczej opisać jako stylowy zajazd z wykwintną restauracją i barwną historią w tle. Właściciel tego miejsca obiecał owemu adeptowi sztuki lotniczej i konstruktorowi skrzynkę wybornego szampana, jeżeli odbędzie lot na samolocie własnej konstrukcji. A przypomnijmy – był to początek XX wieku. Po wielu nieudanych próbach ów dżentelmen odniósł jednak zasłużony sukces. Wzbił się w powietrze i wykonał lot trwający około 40 sekund. To wystarczyło, by wygrać obiecaną nagrodę. Wracając do wesela naszych przyjaciół, tydzień temu opisałem przepis na pierwsze danie, którym był łosoś duszony w białym winie z boczkiem. Teraz czas na danie główne. I o ile weselny przepis na gicz jagnięcą pozostanie tajemnicą szkolnego kucharza, o tyle możemy podpatrzeć innego szefa kuchni i jego przepis. A będzie nim ponownie James Martin.

Lamb shank czyLi gicz jagnięca Dla czterech osób potrzebujemy: 4 porcje lamb shank, 6 ząbków czosnku, 6 gałązek rozmarynu, 4 filety anchovy, 3 łyżki rozmarynu, 4

szalotki, 300 ml czerwonego wina, 400 g pomidorów z puszki, 3 świeże pomidory, 2 gałązki tymianku, 250 g gotowanej fasoli Jaś, 2 łyżki czerwonego octu winnego, 750 ml rosołu wołowego, sól i pieprz do smaku. Jeszcze osobno – składniki na ziemniaki duszone: 1 kg ziemniaków, około 100 ml oliwy z oliwek, sól i pieprz do smaku. Piekarnik rozgrzewamy do 1400C. Przygotowujac jagniecinę nakłuwamy ją w trzech miejscach. 3 ząbki czosnku kroimy na cztery części każdy, 3 gałązki rozmarynu i anchovy kroimy na 3 części również. Czosnek i rozmaryn owijamy w anchovy i wciskamy do nakłutych miejsc. W międzyczasie nagrzewamy mocno patelnię i na odrobinie oliwy smażymy po 1 minucie z każdej strony porcje mięsa. W tym samym czasie równie mocno nagrzewamy naczynie typu casserole i na 2 łyżkach oliwy podsmażamy pokrojone szalotki i pozostały czosnek. Smażymy do momentu, aż cebulka zacznie łapać kolor. Dodajemy czerwone wino i zagotowujemy. Pomidory kroimy dość grubo, bez specjalnego namaszczenia. Dodajemy razem z pomidorami z puszki, ziołami i fasolką oraz octem winnym. Wkładamy podsmażone mięso i zalewamy rosołem. Doprawiamy solą i pieprzem. Gdy całość zacznie wrzeć przykrywamy i wkładamy do pieca na… następne 12 godzin. Mięso powinno swobodnie odchodzić od kości. Możemy przyspieszyć proces podnosząc temperaturę piekarnika do 1600C. Już po około trzech godzinach mięso powinno być dostaczecznie

mięciutkie i odchodzić od kości bez problemu. W międzyczasie przygotowujemy ziemniaki. Obrane i pokrojone w grubą kostkę, zalewamy je zimną wodą i gotujemy do miekkości na małym ogniu około 10-15 minut. Odcedzamy i jeszcze parę sekund podgrzewamy, by pozbyć się resztek wody. Dusimy lub tłuczemy ziemniaki dodajac oliwę i doprawiając solą i pieprzem. Podając, wykładamy mięso na talerz (dobrze by było, gdyby był podgrzany w piekarniku). Do sosu dodajemy 25 g masła i 2 łyżki posiekanej pietruszki. Mieszamy dokładnie i polewamy mięso, pozwalajac sosowi swobodnie spływać na talerz. Ziemniaki kładziemy obok mięsa. Możemy podawać z warzywami z wody. I tak jak to było na omawianym weselu, ugotowaną w wodzie fasolkę i pokrojoną w słupki marchew zawijamy w płatek boczku i wkładamy do piekarnika ( 2000C) na 10 minut. Albo układamy na blaszce do pieczenia i z odrobiną wody przykrywamy i gotujemy dłużej w tej samej temperaturze co jagniecinę. By obniżyć nieco cenę tego niecodziennego bądź co bądź posiłku, a jednocześnie skrócić czas gotowania, możemy nabyć porcje pokrojonej nogi jagnięcej. Wtedy na 4 osoby bedziemy potrzebowali przynajmniej 1 kg, czyli akurat 4 porcje (lamb leg steaks). Przy takim założeniu cena jednej porcji z warzywami może zmieścić się w czterech funtach. Czas przygotowania około 2,5-4 godziny, zależnie od wielkości wybranych porcji mięsa. Danie to jest dobre nie tylko na weselne przyjęcie, ale i niedzielny obiad. Smacznego!!!

Od kilku tygodni „Nowy Czas” jest również dostępny w czterdziestu specjalnych skrzynkach, rozmieszczonych przy głównych stacjach metra w Londynie oraz przed niektórymi polskimi parafiami.

RESTAURACJA (przy polskim kościele) 2 WINDSOR ROAD, EALING, LONDON W5 5PD 0793 171 3066 od poniedziałku do czwartku 10.00 – 15.00

piątek sobota 10.00 – 23.00

niedziela 09.00 – 23.00

ZAPRASZAMY!!!


|25

nowy czas | 29 sierpnia 2008

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

1

6 5

4 9 7 1 8 4 6 5 4 4 7 3 5 6

5

trudne

1

4

4 2

4 2 6 3 1 6 4 3 9 1 4 4 2 1 8 3 9

5 8 4 9 8 9

1 7 7 8 1

6 2 6 2 9 3 8

5

8 9 1 3 4 8 9 5

7 8 1

4 6 9 9 5

5 7

4 6 8 2

2 4 6 2 1 7 4 9

9 6 1 5

4 7

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 Jeśli przebywasz za granicą albo w innym mieście, coraz bardziej będzie Cię ciągnęło w rodzinne strony. Osoby, które wyjechały gdzieś do pracy mogą myśleć o powrocie i to „z tarczą” a nie “na tarczy". Wykorzystają okazję na zaczepienie się gdzieś blisko domu i znalezienie swojego miejsca.

BYK

20.04 – 20.05

Wpad niesz na ge nial ny i w za sa dzie pro sty po mysł, na mia rę swo ich obec nych moż li wo ści. Je śli coś wy da je Ci się trud ne i z gó ry się mar twisz jak sy tu acja się roz wi nie, po pro stu śmia ło zrób pierw szy krok. Jak bez tro ski wę dro wiec, któ ry w punk cie wyj ścia nie my śli od ra zu o ce lu po dró ży, tyl ko sku pia się na tra sie wę drów ki.

BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06

Być mo że od no wisz kon tak t y z daw no nie wi dzia ny mi zna jo my mi i spo tka nie po mie sią cach czy la tach po trak tu jesz ja ko nie zwy kle uda ne. Al bo po go dzisz się z ro dzi ną, za po mnisz o róż ni cy zdań i sku pisz się na ra do ści po sia da nia bli skich osób tej sa mej krwi. Zwróć uwa gę na ko goś kto wy raź nie cze ka na Twój znak, szcze gól nie je śli ta oso ba ma zbyt wie le du my, że by wy cią gnąć do Cie bie rę kę na zgo dę, a jed nak chce że by mię dzy wa mi by ło jak daw niej.

RAK 22.06 – 22.07

W naj bliż szym oto cze niu po ja wi się no wy pro blem, i to od Cie bie bę dzie wy ma ga ne za ła twie nie go i zna le zie nie roz wią za nia. Je steś do te go zdol ny, je śli nie wpad niesz w po czu cie przy tło cze nia i bę dziesz ja sno my śleć. Masz wie le obo wiąz ków, więc z czę ści rze czy trze ba zre zy gno wać, my śleć o prio r y te tach.

LEW 23.07 – 22.08

Two je szczę ście bę dzie wy ni ka ło z do brych kon tak tów z ludź mi, szcze gól nie naj waż niej szy mi dla Cie bie oso ba mi. Po pra cuj nad re la cja mi, któ re ostat nio nie ukła da ły się, znajdź czas na chwi lę szcze rej roz mo wy, na wy ja śnie nie spor nych spraw al bo ofia ro wa nie ko muś czu ło ści i uśmie chu.

NA PAN 23.08 – 22.09

Mi nę ło la to, ale Ty nie wy star cza ją co wy po czę łaś. Wy ko rzy staj ostat nie cie płe dni na zre ge ne ro wa nie się, ko niecz nie znajdź czas na przy kład na pój ście do ki na al bo prze czy ta nie książ ki, któ ra od mie ni Twój świa to po gląd. Wy co faj się choć by na mo ment z wy ści gu szczu rów, nie mu sisz go nić za czymś co ma ją in ni lub jest na rzu ca ne w re kla mach te le wi zyj nych. Naj waż niej sze jest Two je we wnętrz ne szczę ście, że byś w środ ku czu ła się speł nio na.

GA WA 23.09 – 22.10

Na dej dzie czas uko ro no wa nia wy sił ków i zbie ra nia owo ców Two jej pra cy i wcze śniej szych dzia łań. Co po sia łaś w prze szło ści te raz zbie rzesz. W swo jej ro dzi nie je steś klu czo wą oso bą, od Two je go sta nu za le ży rów nież los part ne ra i dzie ci. Do brze wy bra łaś ży cio wą dro gę.

PION SKOR 23.10 – 21.11

Bę dziesz mieć więk szą ja sność, je steś w peł nej for mie i go to wy na wszyst ko. Nie po trze bu jesz już wię cej in for ma cji ani za so bów, mo żesz z czymś co pla no wa łeś ru szać już te raz, od ra zu. Nie od kła daj, nie cze kaj, żyj te raz, na bie żą co, a nie w przy szło ści czy we wspo mnie niach.

LEC STRZE 22.11 – 21.12

Za du żo my ślisz, za du żo się za sta na wiasz i roz wa żasz, tra cisz, po nie waż nie masz do stę pu do roz wią zań in tu icyj nych. Tak na praw dę je że li po my ślisz o swo im głów nym pro ble mie i prze sta niesz my śleć, od ra zu po ja wi Ci się opty mal na od po wiedź. Ty już wiesz co masz ro bić, tyl ko nie po tra fisz zgo dzić się z tą in tu icyj ną „pierw szą my ślą”. Nie zwra caj uwa gi na szcze gó ły, spójrz na ca łość, jest zu peł nie nie źle. Bez pie czeń stwo nie po win no być Two ją ob se sją, tak sa mo kon tro lo wa nie rze czy wi sto ści.

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

Wy da rzy się coś po zy tyw nie in spi ru ją ce go, coś co Cię od no wi i zmie ni. Po okre sie roz cza ro wa nia i prze mę cze nia po czu jesz na no wo wio snę w ser cu, bę dzie Ci się chcia ło ak tyw nie dzia łać, po my ślisz o zmia nach, ta kich nie na lo gi kę jak ra dzą in ni lu dzie czy ro bi prze cięt ny czło wiek, ale zmia nach ko rzyst nych dla sie bie.

NIK WOD 20.01 – 18.02

Je że li w coś wie rzysz i po świę cisz wy star cza ją co du żo uwa gi, uda Ci się w peł ni to zre ali zo wać, nie wi dać prze ciw no ści. Są lu dzie, któ rzy pa trzą na Cie bie i uczą się, je steś dla ko goś przy kła dem i wzo rem do na śla do wa nia. Ludz kie sła bo ści uda Ci się w tym ty go dniu po ko nać dla swo je go do bra. .

BY

RY 19.02 – 20.03

Jest po trze ba za ak cep to wa nia swo ich ogra ni czeń. Nie wszyst ko je steś w sta nie osią gnąć swo imi si ła mi, nie na wszyst ko mo żesz so bie po zwo lić, nie wszyst ko jest moż li we. Co nie zna czy, że masz być nie szczę śli wy. Po gódź się z tym cze go nie da się na ra zie zmie nić, a zmie niaj to co mo żesz. Nie walcz z lo sem, płyń z prą dem i zwra caj uwa gę na oka zje i moż li wo ści. Wię cej uwa gi kie ruj na sie bie, a nie na in nych lu dzi.


26|

29 sierpnia 2008 | nowy czas

ia Ogłoszen ramkowe . juş od £15 TANIO NIE! I W YGOD ą! rt Zapłać ka

jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?

KsięgowośĆ Finanse

Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Rozliczenia zaległe, porady Rejestracje i zamykanie firm NIN, CIS, CSCS, Benefity office 018 ealing house 33 hanger lane, ealing w5 3hj

gabinet meDycyny naturalnej Skutecznie, szybko! Diagnoza, leczenie i zabiegi chorób organów wewnętrznych i kręgosłupa, Leczenie nałogów. Bioenergoterapia.

prosimy o kontakt z

Działem sprzedaşy pod numerem 0207 358 8406 £25

do 40 słów

ÂŁ20

ÂŁ30

Naprawy, modernizacje usuwanie wirusĂłw, reinstalacja Windows, instalacje internetu. Konfiguracja routerĂłw Odzyskiwanie danych Drukowanie wizytĂłwek Projektowanie www SprzedaĹź komputerĂłw

polskie ceny tel. 0751 526 8302

malujÄ™ portrety z natury lub FotograFii

Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia.

komercyjne z logo

ÂŁ15

hl-computer service profesjonalne usługi informatyczne

Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóceń, systemy CCTV, sprzedaş polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne.

uroDa

paznoKcie akryl, Ĺźel, manicure, pedicure henna z regulacjÄ…, depilacja woskiem.

ogłoszenia komercyjne

do 20 słów

usĹ ugi Komputerowe

anteny satelitarne jan wĂłjtowicz

barking, london tel.: 0208 5957737 0795 867 7615

office 4, 125 the grove stratford e15 1en ealing: 0208 998 1121 stratForD: 0208 519 1320 www.taxpol.ltd.uk

aby zamieściĆ ogŠoszenie ramKowe

technik-informatyk olgierd 07961222932

Akwarela – £100.00 Akryl – £150.00 Olejny – £200.00

www.hl-computerservice.com www.hl-shop.com

tel. 0788 415 5281 0208 578 7787

auto-laweta (pomoc drogowa, aukcje, e-bay) Transport motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem.

transport przeprowaDzKi

www.zojka.com monika tel. 0783 541 2859 biuro Księgowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162D high street hounslow tw3 1bQ tel.: 0208 814 1013 mobile: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk

proFesjonalne Fryzjerstwo, strzyşenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza west acton, tel. 0786 2278729

nauKa

rozliczenia poDatKowe £40.00 za rozliczenie i ani pensa więcej Świadczymy takşe inne usługi księgowe. Dojazd do klienta. BCH ACCOUNTING, 33 HANGER LANE, W5 3HJ EALING, POKÓJ 16 (parter). bogusŠaw: 0208 9989047 0772 891 6271

Kurs języKa angielsKiego Dla DorosŠych Ealing Broadway £15.00 tygodniowo Chcesz polepszyć swój angielski? Gramatykę, pisanie, czytanie? Chciałbyś zdobyć uznane kwalifikacje Trinity College? Zadzwoń:

wróşKa sebila przepowie Ci przyszĹ‚ość, wskaĹźe Ci szczęśliwÄ… gwiazdÄ™, ktĂłra bÄ™dzie oĹ›wiecaĹ‚a TwojÄ… Ĺ›cieĹźkÄ™ ĹźyciowÄ….

transport na lotnisKa przeprowaDzKi. Punktualność i rzetelność.

Diagnostic service 310 green lanes n13 5tt

tel.: 0793 257 3973 Przeglądy (mot) i diagnostyka komputerowa Serwis Samochodów osobowych i dostawczych Naprawy Mechaniczne, Wymiana opon itp. Nabijanie, przegląd klimatyzacji W ofercie dojazd do klienta 12 miesięcy gwarancji 100% satysfakcji

Wróşy z kart tarota i z rÄ™ki. Zdejmuje zĹ‚e fatum. tel. 0798 855 3378

wywóz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, złomowanie aut – free transpol tel. 0786 227 8730 lub 29 anDrzej

tel: 078 90756 276 e-mail: psborowski@hotmail.co.uk

inseKty, plusKwy, Karaluchy prusaKi, mKliKi, gryzonie. Wytępię wszystko w stuprocentach!!!

tel: 0787 164 0086 anDrzej

tel: 0208 574 0734 0790 888 2419

zDrowie

Kręgarstwo rehabilitacja Manualna terapia, diagnoza, bioenergioterapia, Porady. Skutecznie i szybko. tel. 0795 867 7615

zapraszam na Kurs tańca towarzysKiego 1-stopnia dla młodzieşy i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych, prywatne lekcje tańca towarzyskiego dla dzieci.

Domowe wypieKi Masz urodziny, imieniny, rodzinną uroczystość? Nie masz czasu? Zrobię to za Ciebie. Gwarancja jakości oraz niskiej ceny. agata tel. 0795 797 8398

tel: 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@szkolatanca.co.uk

NX55LH5 5

3DUFHOV SDF]NL WUDQVSRUW

Äž3U]HV\ĂŻNL NXULHUVNLH 3ROVND 8. Äž3U]HV\ĂŻNL NXULHUVNLH 3ROVND 8. 3ROVND 3ROVND Äž3U]HZĂś] SDF]HN 3ROVND 8. 3ROVND Äž3U]HZĂś] SDF]HN 3ROVND 8. 3ROVND Äž3RPRF Z SU]HSURZDG]NDFK Äž3U]HZĂś] PRWRUĂśZ URZHUĂśZ LWS Äž3U]HZĂś] PRWRUĂśZ URZHUĂśZ LWS Äž0LĂŻD SRPRFQD REVĂŻXJD Äž.DÄ?GD SDF]ND MHVW XEH]SLHF]RQD

(PrzyjmujÄ™ zamĂłwienia tylko z Londynu.)

635$:'½ 1$6 6 35$ :'½ 1$ 6

Äž

ZZZ NXUULHU FR XNÄžHPDLO LQIR#NXUULHU FR XN ZZZ NXUULHU FR XNÄžHPDLO LQIR#NXUULHU NXUULHU FR XNÄžHPDLO LQIR#NXUULHU FR XN FR XNÄžHPDLO LQIR#NXUULHU FR XN


|27

nowy czas | 29 sierpnia 2008

ogłoszenia SuPPORT WORKER – MENTAL hEALTh

job vacancies

MężCzyzNA W WIEKu 55 LAT, niepełnosprawny, potrzebuje opiekunki na 4 miesiące od listopada 2008 do lutego 2009 w Londynie. Zapewniamy pokój i całodziene wyżywienie. Wynagrodzenie do ustalenia. Tel. 0208 693 84 74 lub 0778 535 0220

DuTy MANAGER LocationLONDON, W11 Hours40 HOURS PER WEEK, MON-SUN, 5 OUT OF 7, BETWEEN 6AM-11PM Wage £16,000-£17,000 DEPENDING ON EXPERIENCE Work PatternDays , Evenings , Weekends EmployerKensington Leisure Centre PensionNo details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: This Local Employment Partnership employer Shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Must have experience of leadership. Must be a team player and be flexible with regard to working hours. You must have excellent customer service skills, and be positive about personal development. NPLQ is desirable (a swim test will be necessary for non-NPLQ). Duties include managing a team, working to sales targets, and maintaining quality and health and safety standards. A CRB check will be essential. The employer will meet the cost. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Steve Singh at Kensington Leisure Centre, Walmer Road, London, W11 4PQ, or to kensington.ops@cannons.co.uk.

PARALEGAL Location: LONDON, N22 Hours: 39 PER WEEK. MONDAY-FRIDAY, DAYS Wage: £14,000-14,500 PER ANNUM Work PatternDays Closing: Date12/09/2008 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: This vacancy is being advertised on behalf of Samuel Lloyd, who are operating as an employment agency. Polish language skills desirable to help us continue to provide a high level of service to our existing Polish speaking clients as well as further developing our links with the community. Based at Wood Green Head Office. How to apply: For further details about job reference WGH/2441, please telephone Jobseeker direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearingimpaired people is 0845 6055 255.

Location: HAYES, MIDDLESEX Hours: SHIFT. SLEEPINS, WEEKENDS Wage: S2 GRADE £20,000 BENCHMARK Work Pattern: Days, Evenings, Nights, Weekends Employer: Look Ahead Housing & Care Ltd. Closing Date: 26/08/2008 Pension: Pension available Duration: PERMANENT ONLY

Description: Look Ahead Housing & Care is a registered charity working in partnership with The London Borough of Hillingdon to deliver an excitng modernisation of its Mental Health Services. We are looking for exciting and proactive individuals to join our team. We have a number of Support Worker roles available across site sites in Hillingdon. Hamlet Lodge, Long Lane and Tasman House, Maple Road. Support Workers main role will be to keywork a smalll case load to help empower, motivate and support people with mental health difficulties in line with Supporting People guidelines. Other roles include the daily running of the scheme and a commitment to joint working with other care professionals within the borough. The rota includes shift work and sleep-ins Generous terms and conditions, comprehensive training package and oppotunity to progress quickly. down load a/f www.lookahead.org.uk ref no 2838/int How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Veronica Azua at Look Ahead Housing & Care Ltd., Veronica Azua, Hamlet Lodge, 291 Long Lane, Hayes, UB10 9JY.

ROOM ENGINEER Location: SW7, LONDON Hours: 42.5 PER WEEK MONDAY-FRIDAY 9AM-5.30PM Wage: £18,000 PER ANNUM Work PatternDays Employer: Millennium Gloucester Hotel Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: This Local Employment Partnership employer Shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. Must have previous experience, ideally in a hotel or public venue building. Applicants must be able to attend to plumbing, painting and decorating, repair of furnishings and basic electrical plus other equipment and fixtures. Will also plan ad hoc repair and maintenance throughout the hotel's bedrooms, public areas and offices. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Andrew Lewis at Millennium Gloucester Hotel, 4/18 Harrington Gardens, London, SW7 4LH, or to recruit.gloucesterbaileys@millenniumhotels.co.uk.

hOME CARE ASSISTANT Location: VARIOUS Hours: FULL TIME HOURS BETWEEN 7AM AND 10PM, 5 DAYS A WEEK Wage: £7.50 - £9.00 Work: PatternDays , Evenings , Weekends Employer: Community Care Solutions Closing Date: 15/09/2008 Pension: Pension available Duration: PERMANENT ONLY

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statisitcal purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information.Must hold a current Driving Licence & have own transport.To provide a care service that may include: Washing hair or body,assisting with toilet needs,bathing or showering,brushing

teeth or dentures,assisting into or out of bed,dressing & undressing,assisting with food preparation & helping service users to eat & drink.Ten days,full time training in the classroom & out visiting clients. Must be willing to undertake & complete NVQ2 if not already done so. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by applicant. REA,LEPC,BBO DISTRICT How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Lisa Box at Community Care Solutions, 13 Brook Street, St. Neots, Cambridgeshire, PE19 2BP, or to Lbox@communitycaresolutions.com.

RESIDENTIAL MANAGER Location: LONDON, NW10 Hours: 37,5 PER WEEK, 5 OVER 7, BETWEEN 8AM TO 4PM Wage: NEGOTIABLE DEPENDING ON EXPERIENCE Work Pattern: Days , Weekends Employer: Tower House Residential Home Pension: Pension available Duration: PERMANENT ONLY

Description: The successful candidate should have 2 to 3 years experience in management and have a NVQ level 4 or EU equivalent. A Register Managers Award (RMA) is desirable. A good knowledge of the current legislation in the care of the elderly is essential. Preferably you will have a good knowledge of care standards and national minimum standards. References are essential. The successful candidate should be flexible. Duties will include managing three beds; motivating staff and taking care of our elderly residents. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by employer. Wages negotiable depending on experience. Non-UK applicants to email CV to EURES adviser at shiraz.sakkaf@jobcentreplus.gsi.gov.uk How to apply: You can apply for this job by telephoning 07958 788320 or 0208 9337203 and asking for Mary Mundy.

open 8.00am - 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is 0845 6055 255.

new work. Must be competent in all aspects of PI having handled a range of cases, including accidents at work. Claimant experience advantageous. A high fee income record and/or a client following would be advantageous. How to apply: For further details about job reference WGH/2442, please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are

Poszukujemy przedstawiciela handlowego w SOuThAMPTON Wymagana dobra znajomość języka angielskiego i zdolności negocjacyjne. Kontakt: 0207 639 8507 redakcja@nowyczas.co.uk

Szkoła Tańca

Profi-Dance Studios (POSK-Hammersmith)

zaprasza na 6-tygodniowe kursy dla dorosłych na poziomie początkującym oraz średnio-zaawansowanym. Kolejne kursy: 15 września oraz 18 września

ORAZ ogłasza NABÓR dzieci w wieku 7-11 lat na rok 2008/2009 do sekcji tańca sportowego-towarzyskiego • Pierwsze zajęcia 15 września 2008 r. (POSK, Hammersmith) • Treningi 3 razy w tygodniu • Profesjonalni trenerzy • Pokazy i turnieje dla najlepszych • Szkolenia i warsztaty z mistrzami tańca INFORMACJE I ZAPISY: Tel. 07726 45 90 50

www.profi-dance.com CARPENTER Location: ESHER, SURREY Hours: 45 HOURS PER WEEK MONDAYFRIDAY 8AM-5.30PM Wage: £15.00 PER HOUR Work Pattern: Days , Nights Employer: Boyes Building Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY

Description: Must previous carpentry experience and ideally hold a City & Guilds qualification. Duties will involve 2nd carpentry fix. Temporary position for three weeks. Employer states that both English and Polish are spoken on site. How to apply: ou can apply for this job by telephoning 0782 1086607 and asking for Rafal Wegner.

PI SOLICITOR Location: WOOD GREEN LONDON N22 Hours: 39 PER WEEK. MONDAY-FRIDAY DAYS Wage: £50,000-£60,000 PER ANNUM Work: PatternDays Closing Date: 12/09/2008 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: This vacancy is being advertised on behalf of Samuel Lloyd, who are operating as an employment agency. Our client is seeking a Personal Injury Solicitor with Polish language skills desirable to represent our Polish speaking clients and help us to attract


28|

29 sierpnia 2008| nowy czas

co się dzieje film Somers Town dramat, 2008 r. reż. Shane Meadows 29, 30 sierpnia, 1-3 września, godz. 16.45, 18.45 Renoir Cinema Brunswick Square, WC1N

29 sierpnia-4 września, godz. 13.00, 15.30, 18.15, 21.15 Renoir Cinema Brunswick Square, WC1N Mieszkańcy wioski dzielą swe życie na pięć części dźwięku wezwania do modlitwy. Dorastają tam trzynastolatkowie: Ömer nienawidzi ojca, Yakup jest zakochany w nauczycielce, Yildiz pilnie się uczy i usiłuje poradzić sobie z nadmiarem prac domowych.

muzyka Le Volume Courbe

Historia o rzeczywistości widzianej oczyma dorastających chłopców i próbie znalezienia w niej swojego miejsca. Opowiada o przyjaźni polskiego imigranta Marka z Tomo – chłopakiem „po przejściach” z angielskiej prowincji. Dwa razy Shane Meadows 31 sierpnia, godz. 12.00 Curzon Soho Shaftesbury Avenue, W1D 5DY Bilety: £8 Dead Man’s Shoes

dramat, 2004 r. Richard, byly komandos, wraca do rodzinnego miasta by wyrównać rachunki z miejscowymi opryszkami. To będzie krwawa zemsta za krzywdy wyrządzone jego bratu.

29 sierpnia, godz. 20.00 Cafe Oto, 18-22 Ashwin Street, E8 3DL Bilety: £6 Wokalistka Charlotte Marionneau (śpiewała na jednym z albumów Cocteau Twins ) tym razem we własnym repertuarze zaśpiewa słodkie piosenki o zabijaniu najlepszego przyjaciela i innych sprawach. Marcel Dupont 29 sierpnia, godz. 19.00 Le QuecumBar, 42-44 Battersea High Street, SW11 Bilety: £5, wstęp wolny przed 20.00 Francuski akordeonista w repertuarze spod znaku gypsy swing. POLISH YOUR EAR DRUMZ! 29 sierpnia, godz. 21.30 Cargo, 83 Rivington Street, EC2A 3AY Bilety: £10/12

This is England

dramat, 2007 r. Shaun ma 12 lat, wychowuje go matka. W czasie powrotu do domu ze szkoły spotyka grupę skinheadów. Okazują się mili i biorą go pod swoje skrzydła. Woody, Milky i reszta gangu stają się jego największymi idolami.

Lorca Dreams/Sueno Lorca

Verdi's Requiem

Tate Modern, Bankside, SE1 9TG codziennie, 10.00-18.00. pt. i sb do 22.00 Bilety: £10 Duża retrospektywa malarstwa, rysunków i rzeżby tego artysty. Inspiruje się nerwowością graffiti, bazgrołami dzieci i dorosłych pozostawionymi na drzwiach, ścianach i murach. Stworzył ceniony na świecie własny język sztuki.

ostatni weekend! pt-sb, godz. 20.00 Arcola Theatre, 27 Arcola St, E8 2DJ Bilety: £15, rezerwacja: 020 7503 1646 Federico Garcia Lorca – życie i sztuka.

31 sierpnia, godz. 20.00-21.35 Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2AP www.royalalberthall.com Bilety: £7-£44, £5 Międzynarodowa grupa solistów, chór BBC Symphony Orchestra wykonają Requiem Verdiego. Skomponował je w pełnym rozkwicie sił twórczych, gdy jego mistrzostwo osiągnęło punkt kulminacyjny. A Spoonful of Poison Annalena Bludau + Daniel Simonsen 1 września, godz. 20.00-24.00 Rhythm Factory, 16-18 Whitechapel Rd, E1 1EW Wstęp wolny W Fabryce Rytmu regularnie odbywają się sesje pod hasłem „Łyżeczka pełna trucizny” – wieczór z cyklu Open Mic. Każdy może wystąpić – poeci, performerzy, wszelkiej maści komedianci mile widziani. La Cuba Ritmo 2 września, godz. 21.00 Bar Rumba, 36 Shaftesbury Ave, W1D 7ER Bilety: £5 Melodie charanga, tradycyjne dźwięki i rytmy afro-kubańskie.

Cykl imprez prezentujących ciekawe zjawiska na scenie muzycznej w Polsce i UK. Tym razem wystąpią: wokalistka Marika (reggae, jazz, funky, dancehall); DJ Bart (Kaliber 44, Abradab); DJ Ojciec Karol i Suhy (trębacz i MC w jednym). UK: NO FAKIN' DJ's (trzech dj'ów, reggae-rock-hip hop mix) + SATIVO (hip hop).

Windą na szafot

Kwintet Brigitte Beraha

Thriller, 1958 r. reż. Louis Malle 30 sierpnia, godz. 14.30, 19.00 Riverside Cinema Studios Crisp Road, W6 9RL Bilety: £7,50 Julian, były komandos, morduje męża swej kochanki. Byłaby to zbrodnia doskonała, gdyby nie telefon, który odwołuje mordercę. Wraca na miejsce zbrodni, lecz wioząca go winda, staje się jego więzieniem.

30 sierpnia, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5 Jedna z najciekawszych wokalistek jazzowych sceny brytyjskiej. U jej boku pianista Ivo Neame i trębacz Joe Auckland.

3 września, godz. 19.00 Union Chapel, Compton Terrace, N1 2UN Bilety: £20 Seksowna Camille jest wokalistką-performerką, która chętnie wchodzi w atmosferę kabaretu. Zaprezentuje swój pierwszy solo album pt. „La Fille Du Cirque” – śpiewa piosenki Brela, Nicka Cave'a, Toma Waitsa, Davida Bowie.

tylko do 31 sierpnia! PM Gallery & House, Walpole Park, Mattock Lane, W5 5EQ wt-pt, nd godz. 13.00-17.00, sb 11.0017.00

„Out of the Dust: Life in Afghanistan” – studium fotograficzne współczesnego Afganistanu. The Courtauld Cézannes

BLK JKS 30 sierpnia, godz. 20.00-3.00 Cargo, 83 Rivington St, EC2A 3AY Bilety: £12, £6 przed 21.00 Niezwykle kreatywna grupa z Johannesburga i Soweto zagra mieszankę dubu, psychedeli i rocka.

Spiral 08 30-31 sierpnia, godz. 12.00-17.30 Camden Arts Centre, Arkwright Rd, NW3 6DG Dwudniowy festiwal z warsztatami dla ludzi w każdym wieku, m.in. animacja i ceramika.

teatr Turf 29 i 30 sierpnia, godz. 19.30 Bush Theatre, 2 Shepherds Bush Green, W12 8QD Bilety; £10 Kompania lokalnych aktorów w sztuce, w której próbują odpowiedzieć na pytanie czy możliwe jest życie w pełnym zrozumieniu i tolerancji w mieście zamieszkałym przez dziewięć milionów nie-Brytyjczyków... A Conversation with Edith Head

Courtauld Gallery, Somerset House, WC2R 0RN codziennie 10.00-18.00 Wystawa Claude'a Cezanne'a ze zbiorów galerii The Courtald, która tą znakomitą ekspozycją uczci swoje 75-lecie.

Jacques Brel – The Rage to Live 7 września, godz. 19.30 Greenwich Theatre, Crooms Hill, SE10 8ES Bilety: £15, rezerwacja: 020 8858 7755 W roli słynnego francuskiego szansonisty Anthony Cable. Sztuka o życiu i twórczości Brela. The Rape of Lucrece 2-7 września, godz. 19.30 Tara Studio, 356 Garratt Lane, Earlsfield, SW18 4ES Bilety; £10, rezerwacja: 020 8333 4457 Nowa adaptacja epickiego poematu Szekspira. Sztuka zostanie zagrana po angielsku i bułgarsku. Romeo Clown and Juliet Bouffon 3-5 września, godz. 20.00 Oxford House, Derbyshire St, E2 6HG Bilety: £10, rezerwacja: 020 7739 9001 Klasyk Szekspira w interpretacji... klownów! Marguerite

Camille

Hans Stakelbeek

kryminał, 1973 r. reż. Terence Malick 19 sierpnia, godz. 14.30, 18.30 BFI Southbank (NFT1) Belvedere Road, SE1 8XT Holly ma 15 lat. Jej matka nie żyje, ojciec całe dnie pracuje. Kit ma 20 lat, jest śmieciarzem. Wbrew ojcu Holly zakochuje się w nim. Kiedy się buntuje, zabija jej ukochanego psa. Kit mści się, potem podpalają dom i uciekają...

obyczajowy, 2007 r. reż. Reha Erdem

Cy Twombly

wystawy

Badlands

Times and Winds

BBC Proms

do 31 sierpnia! wt-sb, godz. 20.00, nd. godz. 19.00 Leicester Square Theatre, 5 Leicester Place, WC2H 7BP Bilety: £12-£17.50, rezerwacja: 0844 847 2375 Sztuka o życiu i pracy słynnej twórczyni kosiumów – Edith Head, która była projektantką hollywoodzkich gwiazd.

Haymarket Theatre Royal, 18 Suffolk Street, SW1Y 4HT pn-sb., godz. 19.30 Bilety: £25-£65, rezerwacja: 0870 040 0046 Historia w stylu „Damy Kameliowej” Dumasa. Akcja rozgrywa się Paryżu podczas II wojny światowej.

Hedda

już wkrótce

Gate Theatre, 11 Pembridge Road, W11 3HQ pn-sb, godz. 19.30 Bilety: £16, rezerwacja: 020 7229 0706 Uwaga: w poniedziałek Pay-What-You-Can Adaptacja dramatu Ibsena pt. „Hedda Gabler” – jedna z wielkich kobiecych postaci Ibsena, kobieta trawiona wielkimi ambicjami, która nie potrafi odnaleźć swojego miejsca w społeczeństwie.

MegaYoga przedstawia: INDIOS BRAVOS 14 września, godz. 19.00 Cargo, 83 Rivington St, EC2A 3AY Bilety: £12 (www.ticketweb.co.uk) i w polskich sklepach To co w polskim reggae najlepsze. Piotr Banach do nowego projektu zaprosił Gutka (Paktofonika, Abradab, Mustafarai). Indios Bravos gościli już w Londynie w klubie Mass.


|29

nowy czas | 29 sierpnia 2008

port

Redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl

CZesłAW MIChnIeWICZ

Wygrać każdy najbliższy mecz Mimo krótkiego stażu trenerskiego ma Pan już spore osiągnięcia i z pewnością apetyt na kolejne. Czy w Arce widzi pan takie perspektywy?

– Tak. Biorąc pod uwagę, jak ta liga jest wyrównana, jeśli chodzi o środek tabeli. Wiadomo, że Wisła, Lech i Legia zdecydowanie przewyższają potencjał mojego zespołu, ale my chcemy pokazać się z jak najlepszej strony i walczyć o jak najwyższe miejsce. Co skłoniło Pana do podjęcia pracy w Arce?

– Przez 10 miesięcy, kiedy pracowałem w Lubinie, byłem tam sam, a żona z dziećmi w Gdyni. Gdy pojawiła się propozycja z Gdyni, pomyślałem: czemu nie spróbować. Klub był dopiero tworzony, cały czas nie było wiadomo, w której lidze zagramy. Ja się podjąłem tego zadania. Zamieszanie związane z kwestią, w której lidze zagra Arka, na pewno nie ułatwiało Panu poznania drużyny i odpowiedniego przygo-

towania. Czy teraz zna Pan już zespół tak jak by Pan chciał?

czach, ale schody zaczynają się dopiero teraz?

– Rzeczywiście ciężko było podpisywać kontrakty z piłkarzami, nie wiedząc, w której lidze zagramy, bo to wiązało się z budżetem klubu, ale już po pierwszym meczu z Jagiellonią wszystko się ułożyło po naszej myśli i teraz w każdym spotkaniu chcemy coś ciekawego pokazać.

– Tak, najbliższy mecz z Lechem, a także następne z Legią i Wisłą, pokażą, jak naprawdę wygląda ten zespół. Teoretycznie faworytami są nasi przeciwnicy, ale to jest sport i na boisku może być zupełnie inaczej. Mamy doświadczony zespół, nowi zawodnicy już grają, może jeszcze dojdą jacyś piłkarze, kibice obu klubów się przyjaźnią, więc mam nadzieję, że będzie w Gdyni święto. Lech wszędzie, gdzie gra, strzela co najmniej trzy gole. Liczę, że moi piłkarze pokażą ładną piłkę.

Jakie cele poza utrzymaniem, bo to chyba oczywiste, stawia przed sobą zespół?

– Oczywiście zasadniczym celem jest utrzymanie w lidze, aby nie martwić się o to, jak przed sezonem, w której lidze zagramy. Myślę, że w trakcie sezonu cel wyklaruje się sam, najpierw musimy się utrzymać i czym prędzej to zrobimy, tym lepiej. Chcemy jak najszybciej zdobyć 30 punktów, a czy potem to będzie piąte, szóste, czy siódme miejsce, trudno teraz planować i ja tego nie zrobię. Wystartowaliście bardzo dobrze: siedem punktów w trzech me-

Kibice się przyjaźnią, ale Pan też czuje szczególny sentyment do Lecha.

– Tak. Ja temu klubowi zawdzięczam bardzo wiele, odchodząc, mówiłem, że Lech beze mnie by i tak istniał, ja bez Lecha pewnie nie jako trener i za to wszystko jestem wdzięczny tym wszystkim, którzy kiedyś mi pomogli. W tym mieście urodził się także mój starszy syn Mateusz.

Ma Pan w składzie byłych lechitów i zna doskonale piłkarzy z Poznania. Czy to ułatwi wam konfrontację z tym klubem?

– Oczywiście wielu zawodników znam, ale jest też spora grupa nowych piłkarzy. Lech przecież najbardziej wzmocnił się przed sezonem i to widać w ich grze. Byli piłkarze Lecha grający w mojej drużynie też z pewnością będą chcieli pokazać się byłemu pracodawcy.

będzie to łatwe, ale szansa zawsze jest. Jak trzeba zagrać z Lechem, który w sześciu oficjalnych meczach w tym sezonie zdobył 19 bramek, aby coś ugrać w tym spotkaniu?

– Lech ma niezwykłą łatwość zdobywania bramek i na to musimy szczególnie uważać. Musimy przygotować się na to, że naszych sytuacji może nie być wiele i musimy je wykorzystać, bo rywal jest bardzo mocny w ofensywie.

Ile prawdy jest w tym, że chce Pan kolejnego lechitę, a mianowicie Golińskiego?

Czy Pana zdaniem Lech rzeczywiście jest głównym kandydatem do tytułu?

– Michał jest dla mnie zawodnikiem szczególnym. Kiedy pracowałem w Lechu, on odszedł tuż przed moim przyjściem do Widzewa. Następnie za moją namową powrócił do Lecha, potem ponownie wziąłem go do Lecha z Grodziska i do Lubina. Znam wartość tego piłkarza. Na pewno bardzo przydałby się w naszym klubie. Chciałbym, aby do nas trafił przed końcem okienka transferowego, czyli do końca sierpnia. Zdaję sobie sprawę, że nie

– Zależy, jak potoczą się losy Lecha i Wisły w PUEFA. Jeśli Wisła będzie zaangażowana w rozgrywkach grupowych w pucharze, a Lech nie, to będzie szansa dla Lecha na odskoczenie w lidze. Widać, że kadra Wisły jest o wiele krótsza niż Lecha i to też w przeciągu całego sezonu, grając co trzy dni, może zadecydować o tytule.

Rozmawiał Ryszard Drewniak

Wisła ocaliła honor Po raz pierwszy w historii polski zespół ograł Barcelonę. 1:0 w Krakowie (gol Clebera) awansu nie dało, ale humory mocno poprawiło. Poza tym Wisła zagrała niezły mecz, a dżentelmeni z FC Barcelona po stracie bramki, zachowywali się już różnie i za wszelką cenę usiłowali przynajmniej zremisować. Teraz Wiśle pozostaje Puchar UEFA. Warto dodać, że to chyba jedyny polski zespół, który się przed sezonem nie tylko nie wzmocnił, ale raczej osłabił (odejście m.in. Dudki).


30|

sport

Piłka nożna

29 sierpnia 2008 | nowy czas

W Formule 1 Kubica znowu na podium. Polak zajął na GP Europu na nowym torze w Walencji trzecie miejsce. Wygrał Massa przed Hamiltonem, czyli wszystko poszło tak jak w kwalifikacjach. W klasyfikacji generalnej Polak jest czwarty, jego zespół BMW Sauber zajmuje trzecią pozycję.

ekstRaklasa

bieg na przełaj

Wisła na „Pasach” Ryszard Drewniak

To rzadkość w naszej skromnie atrakcyjnej lidze. Łakomy kąsek ma w najbliższy weekend każdy mecz, a aż trzy konkurować będą o miano szlagieru kolejki. Z urzędu będą nim derby Krakowa. Pytanie tylko, czy znacząco odstająca od sąsiada Cracovia temu sprosta. U siebie być może, bo przy Kałuży już od 9 miesięcy pozostaje niepokonana. Tyle że w ub. sezonie po raz pierwszy na oczach własnych kibiców „Pasy” pękły właśnie pod naporem Wisły, a

igRzyska olimPijskie

wiosną za miedzą musiały przełknąć świętowanie jej mistrzowskiego tytułu. Wtedy dubletem rozerwał je Paweł Brożek, który w tym sezonie zawsze coś strzela i w cenionym zawsze derbowym boju zechce przedłużyć tę serię. Całkiem możliwe, że mu się uda, a jeśli nie, to i tak wątpliwe, by po raz pierwszy od 26 lat Wisła zostawiła na stadionie Cracovii komplet pkt!!! To, że w ostatnich 18 wyjazdach tylko raz i to rozprężona złotem zgubiła całą pulę, nie bierze się z przypadku. Ten też nie sprawił, że ranga starcia brylujących niegdyś w lidze Górnika z Legią tak spadła, że na pierwszy plan trudno je wywindować. Ale zwycięstwo z odwiecznym rywalem wciąż wyjątkowo smakuje. Z pozoru bliżej do niego jest Legii, ale po wyczerpującej wyprawie do Moskwy wygłodniałych wygranej od blisko pół roku górników trudno będzie utrzymać na ścisłej diecie.

Przy firmowych daniach w Krakowie i Zabrzu skromnie wygląda menu w Gdyni. Ale obydwa zespoły są w stanie dołożyć tyle smaków, że kibice będą mieli się czym delektować. Dotąd na stadionie Arki nigdy nie zadowoliły się remisowym półproduktem i teraz przekąska z jednego punktu też nikogo nie nasyci. Jednak niewykluczone, że będzie musiała, bo poznański zaciąg w Gdyni zna przepis na lechitów, ale ci potrafią przyrządzić taki koktajl, który załatwia każdego. Od 14 spotkań zawsze choćby raz przechytrzają bramkarza rywali i w Gdyni zamierzają jako pierwsi od ponad czterech miesięcy zmusić Arkę do punktowego postu. Pikanterii nie zabraknie też w stolicy. Poloniści aż się gotują, by nasycić się kosztem gości z Wrocławia. Gros z nich miało delektować się europejskimi pucharami. Ale właśnie przez Śląsk zostali tak wykiwani, że nie pozostał

nawet zapach. Teraz planują ze wszystkich sił się odwdzięczyć i jak zawsze odprawić ekipę z Wrocławia na punktowym głodzie. W czterech pozostałych spotkaniach także będzie co degustować. W małych derbach Śląska próbę podbicia przez „niebieskich” po raz pierwszy Wodzisławia. W lokalnej konfrontacji w Bełchatowie – chęć doskoczenia do czołówki gospodarzy, a łodzian – odbicia się od dna. Natomiast w Białymstoku i Bytomiu okaże się, czy wypróbowane wielokrotnie recepty wciąż są skuteczne. Jaga z anemii już 12 spotkań bez zwycięstwa spróbuje się podleczyć Piastem, z którym jeszcze nigdy nie zadławiła się porażką, a Polonia zechce pokazać gościom z Gdańska, że podobnie jak przez ponad 21 minionych lat w Bytomiu kompletu pkt nie zbiorą!

Ruszyła liga rugby. W pierwszej kolejce bez niespodzianek. Lechia Gd. – Salwator Juvenia Kraków 44:9, Budowlani Łódź – Ogniwo Sopot 40:5, Czarni Pruszcz Gd. – Pogoń Siedlce 23:8, Arka – Posnania 20:12, Folc AZS AWF Warszawa – WMPS Olsztyn 27:10. Reprezentacja polskich hokeistów zajęła ostatnie miejsce na turnieju na Słowacji. Przegrała po kolei z Nitrą 0:4, szwajcarskim zespołem Tigres 3:6 i czeską Duklą Jihlava 2:5. Olimpiada zakończona. Polska wylądowała w klasyfikacji medalowej na 20 miejscu z 10 medalami (3-6-1). Miały polecieć głowy i nastąpić zmiany w związkach sportowych, ale w końcu jest tak samo jak w Atenach, a nawet złota mamy więcej. Igrzyska wygrali Chińczycy przed Amerykanami (10 medali więcej, ale kruszcu mniej szlachetnego). W konkurencjach lekkoatletycznych wygrali Amerykanie (23 medale) przed Rosją (18) i Jamajką (11).

Pekin 2008

Coraz szybsza zmiana warty Wiele sobie wszyscy obiecywali po letnich Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Skalę oczekiwań wymierzono liczbą medali – najczęściej mówiło się o jedenastu krążkach. Szymon Kołecki – jeden z naszych pewniaków wyliczył nawet 14 takich „murowanych” szans medalowych. Czy jednak wszystko możemy przeliczyć jedną miarą znaczoną złotym, srebrnym i brązowym odcieniem? Niestety nie unikniemy porównań do Igrzysk w Atenach – ta sama liczba medali przy tej samej liczbie tych z najcenniejszego kruszcu. I w tym wszystkim wydaje się, że świat jednak szybko odpłynął naprzód. Nie mamy już „chodzącej maszyny” jaką był Robert Korzeniowski, który z całkowicie niemedialnej dyscypliny sportu potrafił wykrzesać swoją osobowością wszystko co najlepsze. Czasami wydawało się, że jego medale są zaplanowane dokładnie tak samo, jak każde słowo w wywiadach udzielanych przez Roberta po ich zdobyciu. Na medal Otylii Jędrzejczak i dwójki naszych wioślarzy Sycza i Kucharskiego chyba też po cichu liczyliśmy, więc można powiedzieć, że w stolicy Grecji faworyci nie zawiedli. Wydaje się, że z odrobinę inną sytuacją mieliśmy do czynienia podczas Igrzysk w Pekinie. Tak właściwie z faworytów do medali obronili się tylko Blanik i Kołecki, zawiedli natomiast pozostali nasi pewniacy, medaliści Igrzysk z Aten – Gruchała, Kusznierewicz czy Jędrzejczak. I paradoksalnie właśnie syndrom Otylii najlepiej uwidocznił to, co wydarzyło się w światowym sporcie na przestrzeni kilku ostatnich lat. Bo z potęgi pływackiej staliśmy się średniakiem nie z powodu obniżki poziomu sportowego, ale dlatego, że świat za bardzo uciekł nam do przodu. Więc dziś nawet rekordy życiowe nie wystarczają na awans do finału olimpijskiego...

Można pokusić się więc o dokonanie pewnego podziału, który jak myślę nie zrodził się tylko w mojej głowie. Bez wątpienia dwie „jednostki wybitne” w Pekinie to Michael Phelps i Usain Bolt – ich wyczynów nie da się bowiem zmierzyć żadną znaną

nie wystarcza, bo zarówno „wybitni" jak i „światowa czołówka” są już za daleko. I właśnie w tym miejscu znaleźli się obecnie Polacy. Sukcesy i pewien zryw pokoleniowy jakiego byliśmy świadkiem w przypadku chociażby Skolimowskiej, Ziółkow-

mi skalą. Za „jednostkmi wybitnymi” ławą sunie tzw. „światowa czołówka”, która ociera się o perfekcję, czasami nawet postraszy „wybitnych”, ale zawsze będzie to o jeden krok za mało. Trzecia grupa to ci, którzy ocierają się co jakiś czas o „światową czołówkę”, prezentując równy poziom, ale to już

skiego czy Jędrzejczak dziś ma miejsce już w trochę innej postaci – cyklicznej, czteroletniej, naturalnej zmiany warty. Daleki jestem jednak od generalizowania, dlatego tak cieszy fakt nadejścia nowej ery dla polskiego sportu olimpjskiego w postaci „nowych twarzy”.

Dawno bowiem tak bardzo nie cieszyłem się z tak długo wyczekiwanego medalu jakim było złoto Tomasza Majewskiego, za którego trzymałem kciuki jeszcze wtedy, gdy awans do „ósemki” imprezy rangi mistrzowskiej był szczytem marzeń. I to chyba najlepszy przykład, że można wyjść z cienia i dołączyć do „światowej czołówki” w każdym niemal momencie, a już najlepiej na Igrzyskach. Bardzo cieszą też oba medale czwórek wioślarskich jednak ten sport ma to do siebie, że za kilka lat ciężko będzie wymienić jednym tchem nawiska wszystkich medalistów o czym przekonali się chociażby podwójni mistrzowie olimpijscy z Sydney i Aten – Sycz i Kucharski, którzy dopiero po Igrzyskach w stolicy Grecji stali się pełnoprawnie rozpoznawalni. Do tego Małachowski, Włoszczowska, Wieszczek – to miłe niespodzianki, na które chyba specjalnie nie liczyliśmy. Zatem czy występ naszych zawodników należy mierzyć liczbą medali i ich barwą? Niestety, dla blisko czterdziestomilionowego kraju to wciąż będzie główny wyznacznik sukcesów bądź niepowodzeń reprezentacji olimpijskiej w szerokim tego słowa znaczeniu. Bo kiedy po sześciu dniach nawet sześciokrotnie mniejsze Togo miało już swój medal, naród zaczął popadać w lekką panikę. Niepotrzebnie, bo Igrzyska Olimpijskie to wciąż impreza z dużą dawką niespodzianek znaczonych kolorami poszczególnych medali. I tylko szkoda, że słynna idea Pierre de Coubertin’a już coraz bardziej ginie w tej skomercjalizowanej do granic możliwości imprezie sportowej. Nawet on bowiem nie mógł przwidzieć, że pojawią się tacy sportowcy jak Phelps czy Bolt, którzy na zawsze zmienili już prawdopodobnie znaczenie idei rywalizacji.

Paweł Rostowski


|31

nowy czas | 29 sierpnia 2008

sport Fabio Baldato kończy karierę sportową. Kilka dni temu doznał kontuzji pleców w wyniku upadku podczas jednego z etapów wyścigu Dookoła Beneluksu. Kontuzja z pewnością przyspieszyła podjęcie tej decyzji. – Przykro mi, że w takich okolicznościach żegnam się z kolarstwem, ale mój czas właśnie nadszedł – powiedział 40-letni zawodnik.

Trzeźwe spojrzenie prezesa... Dariusz Jan Mikus

Miał być szampan, miały być toasty – mieliśmy wracać z wielkich imprez światowych pijani ze szczęścia. Niestety, pijani to bywają jedynie nasi reprezentacyjni zawodnicy albo – w najlepszym wypadku – prezesi...

Incydent z udziałem naszych kadrowiczów jest szeroko komentowany i przyznam, że często przychodzi mi odpowiadać na przeróżne interpretacje – szczególnie ze strony osobników dostrzegających „humanitarne” podteksty wyszumienia się młodych ludzi odreagowujących stres po przegranym meczu... Dla mnie takie tłumaczenia to klasyczna żenada i chętnie wyjaśnię swoje stanowisko publicznie. Po pierwsze, panowie Boruc, Dudka i Majewski nie byli na Ukrainie z wizytą „u szwagra na chrzcinach”, tylko reprezentowali Polskę i na konto naszej reprezentacji pójdzie ich zachowanie. Po wtóre, ci faceci biorą ciężki szmal

nie za pokazywanie twarzy i ton żelu, ale za wykonywaną pracę. A ich robota to nie tylko bieganie po boisku podczas meczu, ale także cały cykl treningowy, wysoka dyspozycja zdrowotna oraz wydolność organizmu wypracowywana w ramach skomplikowanego procesu odnowy. Ich praca to bycie w dyspozycji pozwalającej na osiągnięcie jak najlepszego wyniku. Bo czy ktoś wyobraża sobie trzymanie w kadrze świetnego gracza, który jest narkomanem albo alkoholikiem? Oczywiście nie, bo jego organizm jest wyniszczony i nie gwarantuje odpowiedniej kondycji. Po trzecie, panowie reprezentanci – choć tu to raczej także szefowie polskiego sportu – jako idole boisk biorą

na siebie odpowiedzialność za wpływ na młode pokolenie. To, jaka będzie reakcja na ich ekscesy, będzie rzutowało na pozaboiskowe zachowania przyszłych pokoleń sportowców. Po czwarte, system szkolenia na wielu etapach kariery i praca organizacyjna polskiej piłki jest oparta na samorządowych i państwowych pieniądzach. Tu następuje odwieczna zasada prawa podatnika – płacę, to wymagam. Ja też płacę podatki, toteż wymagam, aby reprezentanci mojego kraju nie demolowali hoteli, nie bili policjantów ani nie byli znajdowani śpiący na trawnikach. I nie interesuje mnie to, czy w grę wchodzi zachowanie byłych reprezentantów, zawodników, którzy

teraz zakładają biało-czerwone barwy, czy też prezesa czołowego związku sportowego znajdowanego przez Chińczyków w Pekinie, gdy pijany w trupa spał nad ranem na trawniku w wiosce olimpijskiej. Ale mnie interesuje szczególnie dlaczego prezes PZPN dementuje informacje podane przez oficjalnych przedstawicieli swojego związku i – delikatnie rzecz ujmując – pomniejsza skalę skandalu obyczajowego. Sytuacja stała się kuriozalna, gdy notabl związku i jego podwładni rzecznicy prześcigali się we wzajemnie wykluczających się wersjach zdarzeń. A może tak trochę więcej – nomen omen – trzeźwego spojrzenia?

Olimpijski problem Czesław Ludwiczek

W chwili gdy będziecie Państwo czytać te słowa, olimpijski turniej piłki nożnej, podobnie jak całe igrzyska w Pekinie, będzie już zakończony. Ale problem piłki nożnej na największej imprezie sportowej czterolecia nadal pozostanie nierozwiązany.

Bo futbol już od blisko dwudziestu lat jest ubogim krewnym innych dyscyplin sportowych i jak dotychczas nie widać możliwości przywrócenia mu rangi, na jaką zasługuje. Składa się na to wiele przyczyn, ale najważniejszą jest ta, stworzona przez samo środowisko piłkarskie, czyli odbywające się także co cztery lata mistrzostwa świata, cieszące się zresztą równie dużym zainteresowaniem szerokiej publiczności jak igrzyska olimpijskie. W ruchu olimpijskim jednak piłka nożna pozostaje na marginesie. Przede wszystkim dlatego, że – w przeciwieństwie do innych dyscyplin – nie występują w nim najsilniejsze reprezentacje krajowe, a zatem i najlepsi zawodnicy globu. Piłka nożna jest jedyną dyscypliną sportową, w której na olimpiadach obowiązuje już od prawie dwudziestu lat limit wieku, do 23 lat. Wprawdzie już wkrótce po zastosowaniu tego przepisu stworzono furtkę, przez którą do każdej drużyny mogą się wśliznąć trzej zawodnicy liczący sobie więcej niż 23 lata, ale jest to tylko namiastka, która ma ratować prestiż olimpijskich turniejów piłkarskich, jednak wcale tego nie czyni. Dlatego coraz częściej rozlegają się głosy, że piłkę nożną należałoby wycofać z igrzysk olimpijskich.

W tym roku, na krótko przed rozpoczęciem igrzysk w Pekinie, wyłonił się nowy kłopot prowadzący w gruncie rzeczy do jeszcze większego niż w latach poprzednich osłabienia olimpijskiego turnieju piłkarskiego. Oto bowiem niektóre kluby przygotowujące się do rozgrywek Ligi Mistrzów, Pucharu UEFA lub lig krajowych zabroniły swoim zawodnikom udziału w igrzyskach. Najgłośniej było o Barcelonie, która sprzeciwiała się udziałowi Messiego w reprezentacji Argentyny, oraz o niemieckich drużynach Schalke 04 i Werder Brema, które nie godziły się na start w reprezentacji Brazylii Rafinhy i Diego. Przeciwko takiemu stanowisku wystąpiła jedna z komisji FIFA, stwierdzając, że kluby są zobowiązane desygnować wszystkich zawodników do drużyn narodowych, jeśli zostaną do nich powołani na IO. Innego zdania był Sportowy Trybunał Arbitrażowy (TAS) w Lozannie, do którego zwróciły się niektóre kluby. Stwierdził on, że kluby nie muszą zwalniać zawodników powołanych do reprezentacji i dotyczy to także zawodników poniżej 23 lat. Trybunał uznał, że turniej olimpijski nie figuruje w oficjalnym kalendarzu rozgrywek FIFA, a ponadto nie ma

oficjalnej decyzji Komitetu Wykonawczego FIFA zobowiązującej zawodników do 23 lat do udziału w turniejach olimpijskich. Prezydent FIFA Joseph Blatter twierdzi jednak, że zasada ta ustanowiona funkcjonuje z powodzeniem od 1988 roku i że można by się doszukać jej podstaw prawnych. Ostatecznie wspomniane wyżej kluby zgodziły się na udział swoich zawodników w IO, wszakże pod pewnymi warunkami. Zażądały one, aby federacje: argentyńska i brazylijska ubezpieczyły swoich zawodników na wypadek ich ewentualnych kontuzji w Chinach. Z kolei Hertha Berlin, która zgodziła się na udział Gojko Kacara w reprezentacji Serbii, zażądała, aby jego federacja pokryła uposażenie zawodnika za okres jego udziału w IO. Problem piłkarski omawiany był już w Pekinie podczas 120. Sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Oceniając sytuację, Blatter oświadczył, że przypadek Barcelony, Schalke 04 i Werderu Brema może podziałać na inne kluby jak niszcząca wszystko lawina. Jeśli rzeczywiście skorzystają z decyzji TAS, to w przyszłości nie będzie już klasycznego turnieju olimpijskiego. Trzeba się raczej przygotowywać do zastąpienia go

przez turniej piłki plażowej lub pięcioosobowy futsal. W odpowiedzi prezydent MKOl Jacques Rogge stwierdził, że nie byłoby problemu, gdyby FIFA wpisała turniej olimpijski do piłkarskiego kalendarza imprez. Żadnej decyzji tam nie podjęto, natomiast uzgodniono, że dyskusja toczyć się będzie także po igrzyskach. Znane jest już jednak stanowisko FIFA, które prezentowane będzie w tej dyskusji. Otóż Komitet Wykonawczy uważa, że należy utrzymać turniej olimpijski z limitem wieku do 23 lat, ale bez owych trzech graczy w bardziej zaawansowanym wieku. Zdaniem FIFA termin olimpiady jest źle usytuowany w kalendarzu wydarzeń sportowych i dlatego koliduje z Ligą Mistrzów i drużynowymi mistrzostwami wielu krajów. W uwadze tej zawarta jest sugestia, że należałoby przyśpieszyć początek IO. Ale czy ze względu na jedną dyscyplinę – piłkę nożną, jest to w ogóle możliwe? Istnieje wszakże propozycja, aby w roku olimpiad opóźniać inaugurację Ligi Mistrzów. I to rozwiązanie jest bardziej realne. Tylko czy FIFA i UEFA się na nie zgodzą? Czesław Ludwiczek jest korespondentem „France Football”



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.