nowyczas2008/100/035

Page 1

Moje NoToWANiA WyRAźNie WzRoSły i PoSTANoWiłeM, idąc zA cioSeM, NAdAć PieRWSzą W hiSToRii kocią koReSPoNdeNcję. dLA WAS –

»17

London 5 september 2008 35 (100) nowyczas.co.uk FRee

dRodzy czyTeLNicy.

new tiMe

dzięki NiM, SceNA PoLSkiego ośRodkA NA hAMMeRSMiTh, ŻyłA. ByłA TeATRALNą.

tHe poLisH weekLy

W pańskie rączki perswaduję Bynajmniej, nie jest mi to obojętne. Stało się, setny numer, toastu nie sposób uniknąć. Nie lubię rocznic czy specjalnych okazji. Może dlatego, że większość z nich w naszym kalendarzu to rocznice klęsk. A może z wrodzonej niechęci do świętowania. Jakiekolwiek byłyby to przyczyny, muszę przyznać, że siadanie przy świątecznym stole męczy mnie. Wolę adrenalinę związaną z projektem niedokończonym. I na szczęście gazeta jest takim projektem. Nic tego nie zmieni, nawet długoletnia obecność na rynku. A w przypadku gazety – im starsza, tym stawia większe wymagania, szkoda że nie wszyscy dostrzegają tę elementarną zależność. Setny numer…, musiałbym skłamać, gdybym stwierdził, że jest to zupełnie bez znaczenia, że nie jest to nasz, bo przecież nie piszę o sobie, mały sukces. Jest to sukces skromnego zespołu ludzi, dla których robienie gazety jest czymś więcej niż rutynową pracą „od do”. W numerze zerowym (prawie dwa lata temu), kiedy sprawdzaliśmy swo-

je pomysły w druku, rzuciliśmy hasło: „Idziemy pod prąd”. I tak już pozostało, bo ta dziennikarska powinność smakuje jak trucizna, uzależnia, ale w przeciwieństwie do innych uzależnień ma działanie witalne – uodparnia na kompromis, na dziennikarstwo – jeśli w ogóle tak można powiedzieć – tanie, łatwe i przyjemne. Na teksty wklejane, chałturę zapożyczoną i nieprzemyślaną, ważkie społeczne teksty o białych myszkach. Jaki jest bilans tych stu numerów? Tysiące potknięć i trochę sukcesów, a jeśli jakiś czytelnik odwróci tę kolejność– będzie to dla nas największa nagroda. Niektórzy mówią, że jesteśmy gazetą opiniotwórczą – i wtedy nieskromnie trzepiemy powiekami, przerażeni jednak, że oczekiwania będą coraz wyższe. – Damy radę – słyszę dobitną deklarację zespołu. Setny numer był też swego rodzaju prowokacją w redakcji. Odgrzebaliśmy stare numery, czego nie robimy na co dzień, a z numerów wyszły upiory, łamanie kości, mocne słowa i ten setny… Jednak warto było.

Czas na wyspie

Londyńskie kLiMaty

Grzegorz Małkiewicz

Coś jak samochód, Rzeczpospolita w cenie Pubowa samochodu Nie ufajcie komisom! Nieważne, gdzie kupujesz, lecz z kim. Trzeba zabrać znajomego mechanika, by przed odebraniem auta sprawdził stan techniczny. Gwarancja daje nam niewiele, na naprawę czekamy długo, a rezygnując z transakcji możemy ponieść poważne straty.

Był mało ciekawą, bliską zamknięcia meliną, choć przed wieloma laty na tej samej scenie, gdzie dziś buja się DJ Tomek, zagrał sam Jimmy Hendrix. Oprócz szacunku, pub ten stracił również stałych bywalców, którzy teraz, nie bez oporu, zaczęli wracać, dziwiąc się nowemu wystrojowi i miłej atmosferze. Do bywalców dołączył nasz Tadzio jednak nie wytrzymał tempa…

Polish Professionals in London, organizacja skupiająca przede wszystkim przedstawicieli młodej Polonii w Wielkiej Brytanii, przekazała redakcji „The Times” petycję, której celem było pokazanie dezaprobaty polskiej społeczności wobec niedawnych publikacji, jakie ukazały się na łamach tego dziennika. Petycja była reakcją na artykuł, opisujący stosunki polsko-żydowskie w przedwojennej Polsce. Autor publikacji sugerował, że Polacy dla zabawy zamykali Żydów w synagogach i tam ich podpalali. Akcja Polish Proffesionals in London miała być protestem przeciw przeinaczaniu faktów na łamach opiniotwórczego pisma. Rozmowa z Michałem Nowakiem, wręczającym petycję w redakcji „The Times” na str.


2|

5 września 2008 | nowy czas

Dobrze zorganizowany Czas jest najlepszym dowodem na zorganizowany umysł. Isaac Pitman

listy@nowyczas.co.uk Pią tek, 5 wrze śnia, Do ro ty, waw rzyń ca 1910 1946

Na ukow cy: Ma ria Skło dow ska -Cu rie i An dre De bier ne zgło si li swo je no we osią gnię cie w Aka de mii Na uk – uzy ska li rad w po sta ci me ta lu. Uro dził się Fred die Mer cu r y, na wy spie Zan zi bar; je go prze bo je to m.in: „We Are the Cham pions”, „Who Wants To Li ve Fo re ver”, „I Want To Bre ak Free”, „Bo he mian Rhap so dy”.

So bo ta, 6 wrze śnia, be aty, eu ge niu Sza 1937 1967

Uro dził się Je rzy Biń czyc ki, ak tor te atral ny i fil mo wy. M.in. Bo gu mił w „Nocach i dniach”; dok tor Wil czur w „Zna cho rze”. Pre zy dent Fran cji ge ne rał Char les de Gaul le roz po czął wi zy tę w Pol sce. Od wie dził War sza wę, Kra ków, Oświę cim, Za brze i Gdańsk.

nie Dzie la, 7 wrze śnia, Mel chio ra, re gi ny 1812 1939

Bi twa pod Bo ro di no otwo rzy ła Na po le ono wi dro gę na Mo skwę, cho ciaż obie stro ny po nio sły ogrom ne stra t y. Ka pi tu la cja We ster plat te. Do wo dzą cy obro ną mjr Hen r yk Su char ski zde cy do wał o ka pi tu la cji ma jąc na uwa dze los ran nych żoł nie rzy.

Po nie Dzia łek, 8 wrze śnia, Ma rii, aD rian ny 1253 1946

Ka no ni za cja św. Sta ni sła wa w ba zy li ce św. Fran cisz ka w Asy żu przez In no cen te go IV. Pol ska, a szcze gól nie Kra ków, zy ska ła no we go pa tro na. Uro dził się Krzysz tof Kraw czyk, pio sen karz, współ za ło ży ciel Tru ba du rów.

wto rek, 9 wrze śnia, Ser giu Sza, Pio tra 1959

1992

Uro dził się Eric Ser ra, kom po zy tor, in stru men ta li sta fran cu ski, twór ca mu zy ki fil mo wej, głów nie do fil mów Lu ca Bes so na: „Sub way”, „Wiel ki błę kit”, „Ni ki ta”, „Le on”, „Pią t y ele ment”, „Jo an na D'Arc”. Czter dzie stym dru gim pre zy den tem USA zo stał Bill Clin ton, praw nik oraz pro ku ra tor ge ne ral ny sta nu Ar kan sas.

śro Da, 10 wrze śnia, Mi ko ła ja, łu ka Sza 1838 1382

W Pa r y żu mia ła miej sce pre mie ra pierw szej ope r y Hec to ra Ber lio za „Be nve nu to Cel li ni”, za koń czo na cał ko wi tą po raż ką kom po zy to ra. Zmarł Lu dwik I Wiel ki, król wę gier ski, a od 1370 też i pol ski, oj ciec królo wej Ja dwi gi, za je go pa no wa nia na stą pił roz kwit po tę gi Wę gier.

Droga Redakcjo, przyjechałem na Wyspy nie do pracy, ale jako turysta. W Londynie wszystko jest dziwne. Takie jest moje wrażenie po kilku dniach pobytu. Wychodzisz z lotniska, samochody nadjeżdżają z przeciwnej strony, na ulicach widać ludzi z całego świata, a pogoda zmienia się szybciej niż Kubica wyprzedza swoich rywali. No i nie do końca sprawdzają się angielskie stereotypy. Nad miastem nie zalega wieczna mgła, a przeciętny Anglik nie chodzi w meloniku. Przed wyjazdem ludzie mówili mi, że Londyn nie jest zbyt ciekawy, zabytki nie są wystarczająco „zabytkowe” i wystarczą dwa, góra trzy dni, żeby się nimi znudzić. Jednak według mnie jest inaczej. Przepych monarchii, wytrój wnętrz w królewskich pałacach i rozmach, z jakim zostały zbudowane, powala. I w przeciwieństwie do innych europejskich stolic, nie trzeba stać w kolejkach, żeby się do nich dostać :) Do tego ta zmienność – wystarczy przejść kilkaset metrów, by z historycznego Tower przenieść się w świat bankierów i maklerów w City, albo ze starych doków wsiąść prosto

Fot. Leszek Stępień

do czołgu! Tak, tak do czołgu. Trzeba mieć wiele szczęścia (a mnie go tym razem nie zabrakło), żeby po dwóch dniach pobytu w Londynie spotkać Jeremy'ego Clarksona (który pozwolił się fotografować i nie zachowywał się jak gwiazda) i jakby tego było mało – przejechać się czołgiem w stylu Top Gear! I to wszystko w samym centrum miasta. Bomba! Zatrzymaliśmy się na chwilę, kiedy zobaczyłem Clarksona, a po skończeniu realizacji programu ktoś z ekipy po prostu zaprosił nas do

czołgu na przejażdżkę! Takie rzeczy to tylko w Londynie :) Aż boję się pomyśleć kogo spotkam w Harrodsie. Na koniec jeszcze jedna rzecz, która wprawiła mnie w spore zdziwienie. Pociągi... Miałem przyjemność (w pełnym tego słowa znaczeniu) jechać, aż boję sie się użyć tego słowa, podmiejskim pociągiem, którego klasa i wygląd o wiele, wiele przewyższała to, co w Polsce nazywamy Intercity. Pomarzyć zawsze można... Leszek Stępień z Krakowa

z teki anDrzeja lichoty

czwar tek, 11 wrze śnia, jac ka, Pio tra 1932 2001

W ka ta stro f ie lot ni czej nad Cze cho sło wa cją zgi nę li Fran ci szek Żwir ko i Sta ni sław Wi gu ra. Od by li na sa mo lo cie RWD -2 lot do ko ła Eu ro py. W No wym Jor ku i Wa szyng to nie do szło do ak tów ter ro r y stycz nych. Porwa no cztery sa mo lo t y z lot ni ska z Bo sto nu, któ re w krót kich od stę- pach cza su ude rzy ły w wie że dra pa cza chmur – World Tra de Cen ter. Dwa bliź nia cze bu dyn ki za wa li ły się po go dzi nie. Trze ci z po r wa nych samo lo tów ude rzył w bu dy nek Pen ta go nu w Wa szyng to nie.

funtów anonimowy kolekcjoner zapłacił na aukcji za kawałek tortu zachowany z wesela księżnej Diany i

1200

procent Polaków wierzy w zabobony, wynika z sondażu OBOP. Wiarę w przesądy zdecydowanie częściej deklarują kobiety niż mężczyźni.

58

czaS na nowe MiejSca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton, g.borkowski@nowyczas.co.uk), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) FelIeTony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski, Michał Sędzikowski, Przemysław Wilczyński RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa, Maricn Piniak WSpółpRaca: Małgorzata Białecka, Irena Bieniusa, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Bartosz Rutkowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Tomasz Tułasiewicz; STaŻ dzIennIkaRSkI: Joanna Bąk, Paweł Rosolski;

dzIał MaRkeTIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk); STaŻ MaRkeTIngoWy: Magdalena Kubiak WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

PrenuMeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

ForMularz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

Płatność ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

czaS PubliSherS ltD. 63 kings grove london Se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 5 września 2008

czas na wyspie

Petycja do dziennika „The Times”

›› Imponująca klatka schodowa w Ognisku Polskim

Do kogo należy Ognisko? Nie ma planów sprzedaży Ogniska Polskiego – Andrzej Morawicz, prezes najstarszego w Londynie polskiego klubu zdecydowanie dementuje sugestie Matthew Bella, autora kolumny The IoS diary „w „The Independent”. W tekście zatytułowanym Polish Hearth Club hit by economic downturn” (3.09) Matthew Bell napisał między innymi, że budynek mieszczący szacowny klub, może zostać wkrótce wystawiony na sprzedaż z powodu spadku koniunktury. Bell dodał również, że nie udało mu się z nikim z klubu w tej sprawie porozmawiać. „Nowy Czas” miał więcej szczęścia. – Jednym z naszych głównych założeń jest polsko-brytyjskie zbliżenie – mówi Andrzej Morawicz – prowadzenie polskiego lobbingu. W tej chwili blisko połowa naszych członków to Brytyjczycy. To nie jest obiekt społeczny, publiczny, który należy do polskiej społeczności, tylko do członków Ogniska – podkreśla prezes ośrodka. Kiedyś Ognisko Polskie, położone w bardzo prestiżowym miejscu, w pobliżu Hyde Park, w dzielnicy South Kensington, skupiało emigrację niepodległościową. Teraz, ponieważ emigracja ta z racji przede wszystkim wieku przychodzi tam coraz rzadziej, skupia swoich członków oraz nielicznych młodych emigrantów, którzy nie zaliczają się – jak to Andrzej Morawicz ujął – „do masy”. – Spotykają się u nas młode polonijne organizacje: Poland Street, Polish City Club, Polish Professionals, bo tam, gdzie jest działalność zorganizowana polskiej inteligencji, tam jest nasze wsparcie. Byliśmy jedyni, którzy dali tym młodym organizacjom pomieszczenia. Jak każdy szanujący się klub towarzyski, musimy dbać o poziom, dlatego nie dążymy do tego by był dla każdego, lecz by dobrze się w nim czuli przede wszystkim jego członkowie.

Elż bie ta So bo lew ska

Z Michałem Nowakiem, członkiem zarządu Polish Professionals in London, wręczającym w redakcji „The Times” petycję, będącą protestem przeciwko przeinaczaniu faktów na łamach opiniotwórczego pisma, rozmawia Alex Sławiński.

Jak doszło do powstania petycji?

– Pomysł narodził się z troski i zażenowania Polonii w Londynie, która była zdziwiona artykułami, jakie ukazują się w „The Times”. Ich tonem, a także – muszę powiedzieć – kłamstwami, jakie były w tych artykułach. Postanowiliśmy zaprotestować. Owocem tego protestu, rozpoczętego kilka tygodni temu jest petycja, którą właśnie wręczyliśmy w siedzibie redakcji „The Times”. Podpisało się pod nią ponad 1600 osób. Oczywiście na proteście nie chcemy zakończyć. Rządamy przeprosin od gazety, ale też chcemy edukować dziennikarzy. Chcemy pokazać, że to, co napisał Giles Coren nie jest prawdą – jest po prostu kłamstwem historycznym. I dlatego też wręczyliśmy książkę, pokazującą prawdziwą historię Polski podczas II wojny światowej.

Mamy też w planach organizowanie różnych konferencji, podczas których chcemy rozmawiać na te tematy.

szanowane gazety, jak „The Times”, mogą publikować takie kłamstwa historyczne. I te komentarze, oprócz podpisów, nadają wagi petycji.

Czy 1600 podpisów to dużo?

Czy uważasz, że artykuł „The Times” wpłynie na nasze stosunki z innymi mniejszościami?

– Myślę, że to bardzo dużo. Prawdę mówiąc nie wiedzieliśmy, ile osób się podpisze, kiedy inicjowaliśmy pomysł petycji. Chciałbym powiedzieć, że była to spontaniczna akcja i tak naprawdę nie planowaliśmy zbyt dużo. Biorąc pod uwagę, że jesteśmy „siedemnastym województwem”, to nadal jesteśmy tym najmniejszym. Podpisali się też Anglicy oraz członkowie różnych mniejszości narodowych. Na przykład z Australii, Południowej Ameryki, ze Stanów Zjednoczonych... Naprawdę, dzięki łańcuszkowi dobrej woli podpisali się ludzie z całego świata. Było przy tym dużo komentarzy, które pokazały frustrację Polaków tym, że tak

– Tak, może wpłynąć na nasze stosunki z innymi mniejszościami narodowymi, bo ukazuje Polaków w bardzo złym świetle. Chciałbym podkreślić, że nasza petycja nie jest skierowana przeciwko żadnym grupom etnicznym. Jest ona przeciwko artykułowi w „The Times”. Współpracujemy zarówno ze społecznością żydowską, jak i innymi mniejszościami narodowymi, żeby takie artykuły się już nie pojawiały. Gdy ta petycja powstawała, rozmawialiśmy z przedstawicielami społeczności żydowskiej. Mówili nam, że nas całkowicie popierają.

›› Petycję skierowano do redaktora naczelnego dziennika „The Times”. Jednak przedstawiciele polskiego stowarzyszenia musieli zostawić ją na portierni, gdyż nikt z szefostwa gazety nie pokwapił się, by wyjść im na spotkanie. Postawa, jaką reprezentuje gazeta „The Times” z pewnoscią smuci i nie wróży dobrze na przyszłość.


4|

5 września 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Abolicyjna kampania informacyjna Polish Music Festival Ulotki w kościołach, ogłoszenia z ambony, informacja w konsulacie i ambasadzie, kampania w mediach polonijnych – Ministerstwo Finansów szuka sposobów na jak najszersze poinformowanie Polaków, mieszkających w Wielkiej Brytanii, o możliwości skorzystania z abolicji podatkowej. – Jesteśmy w trakcie obmyślania sposobów dotarcia z informacją do Polaków, mieszkających za granicą i mogących skorzystać z abolicji – powiedziała „Nowemu Czasowi” rzeczniczka prasowa Ministerstwa Finiansów, Magdalena

Kobos. – Szukamy różnych dróg. Jedną z nich jest polski kościół na Wyspach. Rozmawiamy również z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, aby wszelka informacja była dostępna w konsulatach i ambasadach. Pierwsi podatnicy, chcący uzyskać zwrot zapłaconego podatku za rok 2002, muszą złożyć wniosek najpóźniej do 6 października bieżącego roku, czyli czasu niewiele. Podstawowe informacje o zasadach skorzystania z abolicji podatkowej: wnioski, terminy, wymagane dokumenty,

można już znaleźć w internecie. Ministerstwo Finansów uruchomiło specjalną stronę internetową: www.mf.gov.pl/ulganapowrot

– Jesteśmy pionierami w dziedzinie dotarcia do Polaków mieszkających za granicą w kwestii możliwości skorzystania z abolicji. Gdybyśmy prowadzili taką kampanię co roku, zapewne bylibyśmy w tej kwestii specjalistami. Na razie wciąż jesteśmy w fazie planowania i rozmów, jak ją najlepiej zorganizować – dodaje Magdalena Kobos. (wa)

Polskie gwiazdy muzyki pop wystąpią już 7 września podczas imprezy PKO BP London Live – Polish Music Festival. Na scenie Wembley Arena zobaczymy m.in. Bajm, Lady Pank, Wilki i Natalię Kukulską. Imprezę poprowadzą Monika Richardson i Tomasz Kammel. Gośćmi specjalnymi będą Kayah, Rafał Bryndal oraz Jan Tomaszewski. Celem organizatorów – PKO BP oraz agencji STX Jamboree, jest stworzenie jednodniowego festiwalu polskiej mu-

zyki rozrywkowej w Londynie, skierowanego przede wszystkim do Polaków, mieszkających w Wielkiej Brytanii, ale także do brytyjskich widzów, pragnących poznać polską kulturę. – Byliśmy pierwsi na Wyspach z placówką, chcemy być pierwsi z imprezą kulturalną tej skali, skierowaną do Polaków w Wielkiej Brytanii. Te kilkaset tysięcy ludzi, z których większość przebywa na Wyspach jedynie czasowo, to także klienci lub przyszli klienci PKO BP. Jednocześnie naszym celem, jako mecenasa polskiej kultury, jest promocja polskiej muzyki, również za granicą – mówi Bartłomiej Pawlak, dyrektor Banku PKO BP. Koncerty rozpoczną się około godziny 12:00 i potrwają do 22:00.

Niesprawiedliwy wyrok? Na trzy lata i cztery miesiące więzienia brytyjski sąd w Aberdeen skazał Adama Harazima, który prowadząc samochód po pijanemu, spowodował śmierć szesnastolatki. Na osiem lat stracił również prawo jazdy. Rodzice ofiary są wstrząśnięci tak niskim wyrokiem. W lutym tego roku Harazim, wracając z imprezy, podczas której świętował awans, zaproponował podwiezienie autem trzem nowo poznanym dziewczynom. Niebezpieczna jazda spowodowała, że stracił kontrolę nad pojazdem, uderzył w ścianę i kilkakrotnie przekoziołkował w powietrzu.

Śpiewajcie z nami! Polski Chór „Ave Verum”, z siedzibą w Ośrodku przy Parafii Jezusa Miłosiernego, Croydon-Crystal Palace, 6/8 Oliver Grove, London SE25 6 EJ, przeprowadza nabór nowych chórzystów. Przesłuchania odbędą się w niedzielę, 14 września, od godz. 14.00 do 15.00 i w poniedziałek 15 września od godz. 20.00 do 22.00 w Sali Parafialnej. W repertuarze Chóru znajduje się zarówno klasyka jak i muzyka popularna, kabaretowa i jazzowa. Nasze koncerty łączą muzykę z literaturą. Chór istnieje od ponad dziewięciu lat, ma za sobą wiele udanych występów dla publiczności zarówno polskiej, jak i angielskiej. Chór jest organizacją społeczną i nikt w nim nie otrzymuje wynagrodzenia za występy. W finansowym przygotowaniu naszych koncertów pomagają nam polskie organizacje społeczne, kulturalne i kombatanckie, a my śpiewamy dla radości śpiewania! Przed nami kilka bardzo prestiżowych występów (Katedra Westminsterska, Trafalgar Square, Cavendish, Balham, Ashcroft Theatre) i kolejna z tym związana wspaniała przygoda. Uczestnictwo w Chórze (spotykającym się na próbie w każdy poniedziałek) to wielka przyjemność. Oprócz śpiewu, łączy nas serdeczna przyjaźń. Pracujemy i odpoczywamy razem. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych taką formą spędzania wolnego czasu do przyłączenia się do nas. Naprawdę warto! Więcej informacji o Chórze można znaleźć na stronie internetowej: www.aveverum.org jak również telefonując pod numer 020 8777 9932 (wieczorem).

Samanta Forrest, jedna z podwożonych nastolatek, zginęła na miejscu. Matka ofiary powiedziała, że takie zakończenie sprawy jest ogromną niesprawiedliwością, ponieważ Harazim po odsiedzeniu wyroku będzie mógł zacząć wszystko od nowa, podczas gdy jej córce nic już nie zwróci życia. – Nie mamy szansy cofnąć czasu. On będzie widział, jak dorasta jego dziecko, a co z moim? – mówiła dziennikarzom BBC. Uzasadniając wyrok sędzia uznał za okoliczność łagodzącą fakt, że Harazim szybko przyznał się do winy i wykazał skruchę. (mk)

Kocham cię po polsku Mówi się, że język miłości jest międzynarodowy, jednak czasem nie wystarczy, aby porozumieć się z drugą osobą. Przekonało się o tym wielu Brytyjczyków, którzy związali się z Polkami. Szansą dla nich jest kurs języka polskiego, prowadzony na uniwersytecie w Cardiff. Zeszłej jesieni okazał się on tak popularny, że w tym roku organizatorzy chcą wprowadzić dodatkowe klasy, aby sprostać zapotrzebowaniu.

Chęć poznania języka dziewczyny jest ważnym, ale nie jedynym powodem zapisywania się na kurs. Można też spotkać osoby polskiego pochodzenia, pragnące nauczyć się języka przodków, albo takie, które chcą się porozumieć ze swoimi pracownikami. Catherine Mansfield, rzecznik Narodowego Centrum Językowego, dodaje, że nauką polskiego zainteresowani są także strażacy i policjanci, chcący usprawnić komunikację z Polakami. (mk)

ZwiĄZek LekarZy PoLskich na obcZyŹnie wZnawia swojĄ dZiaŁaLność! Założony 1 kwietnia 1945 roku w Londynie Związek Lekarzy Polskich (Polish Medical association) wznawia działalność. wszystkich lekarzy, farmaceutów oraz studentów uczelni medycznych zapraszamy do wstępowania w szeregi Związku i współdecydowania o jego przyszłej roli, kształcie i znaczeniu. Zainteresowani proszeni są o jak najszybszy kontakt z dr. dariuszem Tereszkowskim-kamińskim. TeLefon 0208 859 4669 Lub 0753 396 2876.


|5

nowy czas | 5 września 2008

czas na wyspie

Tragedia w Cork City W nocy z 23 na 24 sierpnia w Cork City doszło do tragicznego wypadku samochodowego, w wyniku którego śmierć poniosła 25-letnia kobieta, prowadząca jeden z samochodów uczestniczących w kolizji. Kierowcą drugiego samochodu był Łukasz Lachowski, który na skutek wypadku doznał złamania pięciu żeber. Sąd postawił Polakowi zarzut niebezpiecznej jazdy samochodem i nakazał jego natychmiastowe aresztowanie. O sprawie dowiedzieliśmy się od bliskich Łukasza, którzy zaniepokojeni brakiem jakiejkolwiek informacji o jego aktualnej sytuacji postanowili sami interweniować wśród organizacji polonijnych na Wyspach. O sprawie bowiem poinformowały jedynie irlandzkie wydania „The Times” i „The Independent” i to z trzydniowym opóźnieniem. – Od czasu naszej ostatniej rozmowy zaraz po aresztowaniu nie miałam z synem żadnego kontaktu – powiedziała redakcji „Nowego Czasu” zrozpaczona matka Łukasza. – Niestety nie otrzymałam też żadnych informacji z Konsulatu RP w Dublinie, pomimo zapewnień ze strony tej instytucji. Okoliczności aresztowania Polaka również nie są do końca jasne, ponieważ jak wynika z relacji jego matki oraz kolegi Łukasza, do wypadku doszło w momencie, gdy auto, które prowadził, zostało uderzone przez pojazd, którego kierowcą była 25-letnią Gillian Drinan. – Z relacji Łukasza wynika, że włączył się do

ruchu po zapaleniu zielonego światła a następną rzeczą, którą pamięta, jest pobyt w szpitalu – mówi Daniel, kolega Łukasza. Do publicznej wiadomości podano dane osobowe Łukasza Lachowskiego, włącznie ze zdjęciem z akcji aresztowania Polaka, co – jak się okazuje – jest częstą praktyką stosowaną przez kraje prawa anglosaskiego, w których zatrzymany nie jest specjalnie pod tym względem chroniony. Jak powiedział sierżant Sean McCarthy, Polak pozostanie w areszcie do czasu pierwszego posiedzenia sądu, które ma odbyć się w Cork District Court w piątkowe przedpołudnie. Odrzucono również propozycję wypuszczenia zatrzymanego za kaucją, gdyż jak wyraził się sierżant McCarthy, zachodzi obawa, że „zatrzymany może nie stawić się na posiedzenie sądu, jeśli zostanie wypuszczony po wpłaceniu wymaganej sumy”. Łukasz Lachowski przebywa w Irlandii od ponad roku i od tego czasu zatrudniony jest u tego samego pracodawcy w Killmallock. Niestety, mimo kilkakrotnych prób, nie udało nam się uzyskać komentarza Konsulatu RP w Dublinie.

Paweł Rosolski

Royal Squadrum w Cowes na wyspie Wight Salutem siedmiu strzałów armatnich żegnano w sobotę, 9 sierpnia, o godz. 13.00 odpływający do Gdyni polski okręt wojenny ORP „Heweliusz”, który w czasie zawodów żeglarskich pełnił funkcję okrętu flagowego. Było to wielkim zaszczytem dla naszej marynarki i nowością serdecznie przyjętą przez uczestników Cowes Week, jak i przez mieszkańców wyspy. Okrętem dowodzi komandor ppor. Grzegorz Kokosiński. Obecni byli również d-ca ORP „Iskra” kmr ppor. Jacek Milowski i z-ca d-cy ORP „Błyskawica” kmr ppor. Zdzisław Kryger. Inicjatorem zaproszenia d-cy marynarki RP był Mayor Cowes, radny Goff Banks, który jest również wiceprezesem honorowym Friends of the ORP Blyskawica”Society. Sam też, jako honorowy wiceprezes towarzystwa, byłem w to zaangażowany. Grupa oficerów wzięła udział w kilku przyjęciach, m.in. w Royal Squadron, w obecności księcia Filipa, lorda Leftenanta, przewodniczącego rady wyspy i innych honorowych gości. ORP „Heweliusz” zrewanżował się obiadem na okręcie. Zaproszono wielu gości, w

tym dyrektora Cowes Week Johna Brandy, wielkiego naszego przyjaciela, którego ojciec był marszałkiem RAF-u, wysoce odznaczony przez królową brytyjską oraz prezydenta RP za dowodzenie polskimi dywizjonami w czasie wojny. Burmistrz Cowes, Goff Banks, w czasie oficjalnego przyjęcia wyraził gorące podziękowanie załodze za ich obecność. Miasto ma serdeczne stosunki z Polską Marynarką, datujące się od czasu budowy w Cowes okrętów „Grom” i „Błyskawica” w latach 1935-37, oraz obrony Cowes przed niemieckim nalotem bombowym w maju 1940 roku przez ORP „Błyskawica”. Oficerowie z „Heweliusza ”otrzymali od miejscowego artysty T. Gladdysa obraz przedstawiający „Błyskawicę”. W czasie przyjęcia w imieniu TP ORP „Błyskawica” i Muzeum Marynarki Wojennej zasłużeni mieszkańcy Cowes otrzymali książkę ORP Błyskawica Destroyer of the Polish Navy oraz History of the Polish Navy.

Otton Hulacki


6|

5 września 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Coś jak samochód, w cenie samochodu Czego się nie robi dla sąsiada

Że kupując auto od anonimowego sprzedawcy z ulicy ryzykujemy, wie każdy. Niestety, w Anglii ryzykujemy także kupując samochód w komisie. Rzekoma gwarancja tak naprawdę daje nam niewiele, na naprawę czekamy długo, a rezygnując z transakcji możemy ponieść poważne straty. Takie przeżycia ma za sobą jeden z naszych czytelników, Robert z Southampton. Grzegorz Borkowski Wszystko zaczęło się podczas burzliwej narady. Trzy osoby z rodziny Roberta pracuje w odległej o około pięć kilometrów miejscowości. Bilet kosztuje 1,7 funta w jedną stronę. – Łatwo przeliczyć, że koszt naszego dziennego dojazdu do pracy wynosił około 10 funtów – opowiada Robert. – Dziesięć funtów razy średnio 25 dni roboczych w miesiącu daje nam 250 funtów. To znacznie więcej niż miesięczne koszty utrzymania samochodu. Z oszczędności często pokonywaliśmy te dziesięć kilometrów pieszo. Stąd przez aklamację podjęliśmy decyzję o zakupie samochodu.

w komisie, bo pewnie Skoro już zapadła decyzja o zakupie, pozostała odpowiedź na pytania jaki samochód, za ile i gdzie. Oczywiście dwa pierwsze pytania zdawały się być proste: auto ma być tanie, małolitrażowe, ale mimo to pewnej marki. W końcu to pojazd nie na dalekie trasy a jedynie na codzienne pokonywanie drogi do pracy. Wybór padł na Nissana Micrę. Autko małe i popularne w Anglii, z litrowym, benzynowym silnikiem. Nie bez znaczenia był fakt, że właśnie taki samochód czekał na nabywcę w „garażu” w sąsiedztwie. Jego właściciele, para mechaników – bracia, kłaniali się grzecznie codziennie. – Ktoś taki przecież nie oszuka, a fakt, że kupiliśmy od sąsiada, zobowiązuje. Byle czego nie wcisną – dodaje Robert. – I rzeczywiście. Kiedy zapytałem o auto, okazało się, że jako sąsiad mogę liczyć na atrakcyjną cenę. Jedyne 450 -550 funtów, w zależności od tego, co trzeba będzie zrobić, gdyż pojazd będzie specjalnie dla mnie przygotowany. Nasz czytelnik czekał na przekazanie samochodu jak na szpilkach. Niecierpliwie liczył dni, za dobrą monetę biorąc każde przesunięcie terminu, bo przecież „chcą po prostu wszystko dobrze zrobić”.

Fot. grzegorz borkowski

Wreszcie nadszedł upragniony dzień. Samochód – biała, trzydrzwiowa micra z ekonomicznym silnikiem trafiła na przydomowy parking, a nasz bohater z trudem powstrzymywał się od porwania za kierownicę przez kolejne dni, dopóki kupiona w internecie polisa ubezpieczeniowa nie nabrała ważności.

Chciałbym przestrzec wszystkich Polaków w Anglii – nie ufajcie komisom! Nieważne, gdzie kupujesz, lecz z kim. Zabierz z sobą znajomego mechanika

80. na godzinę? – to przeCież wystarCzy... Pierwsze dojazdy do pracy były radosne i beztroskie. Dopiero trzeciego dnia, podczas wycieczki za miasto, samochód zaczął się zachowywać nieco dziwnie. Na wyższych obrotach silnik szarpał, jakby się dławił i tracił gwałtownie moc. Jedynym sposobem utrzymania kontroli nad pojazdem była redukcja obrotów przez natychmiastowe zwiększenie biegu, co odbywało się kosztem mocy. Samochód siłą rozpędu toczył się dalej, można jednak było zapomnieć o dynamice jazdy czy bezpiecznym wyprzedzaniu. – W drodze mijałem trzy konne bryczki. To było szczególnie żenujące, gdyż nie mogłem wrzucić silnika na odpowiednie obroty, by ominąć konne zaprzęgi. Naraziłem się na kilka żartów ze strony bliskich oraz kilka klaksonów jadących za mną aut. „No, chyba już zapomniałeś, jak się jeździ, ale przypo-

mnisz sobie” – skwitowała żartem żona i chyba sam w to nieco uwierzyłem. Daremnie, gdyż pomimo usilnych starań i ogromnej ostrożności w obchodzeniu się z mechanizmami pojazdu, jego kondycja zamiast się poprawiać, drastycznie się pogarszała. Autko kaszlało, pokonując kolejne kilometry zdawało się wypruwać bebechy. Na domiar złego silnik zaczął gasnąć w najmniej odpowiednich miejscach – na rondach, przy włączaniu się do ruchu. Nie było mowy o zatrzymaniu się na trasie wiodącej pod górę, gdyż auto nie chciało już wówczas ruszyć. Co gorsza, okazało się, że przy prędkości ponad 80 km na godz. samochód już nie przyspiesza. Silnik, bezskutecznie próbując wskoczyć na wyższe obroty dławi się, szarpie i trzeba zwalniać. Robert zdecydował się odwiedzić komis i opowiedzieć o swoich proble-

mach. Obaj właściciele okazali ogromne zdziwienie, zgodzili się jednak, że klientowi przysługuje naprawa gwarancyjna, za darmo. Obiecali szybko się uwinąć. I w tym momencie rozpoczął się prawdziwy kierat. – By umożliwić im naprawę skoordynowaliśmy całą rodziną godziny pracy tak, by przez dwa dni poradzić sobie bez auta. Było to prawdziwe pospolite ruszenie, każdy miał jakieś dodatkowe zadania do wykonania, by złagodzić dyskomfort braku auta, bez którego życie już wydawało się niemożliwe. By naprawa zaczęła się jak najwcześniej, jeden z domowników został specjalnie w domu w celu przekazania kluczy do auta mechanikowi, który miał po nie przyjść rano. Jakże wielkie było zdumienie wszystkich, gdy powróciwszy z pracy pieszo, przekonali się, iż... auto wciąż stoi na parkingu. Robert szybko pobiegł dowiedzieć się, co jest grane. Wreszcie, po interwencji, zdegustowany mechanik pojawił się i przeparkował samochód na sąsiedni parking komisu. – Następnego dnia zastałem go, gdy grzebał przy silniku. Spytał się, co dokładnie narzekam. Wymieniłem, dodając, że auto nie przyspiesza powyżej osiemdziesiątki. – Osiemdziesiąt kilometrów na godzinę – zapytał? – Ale to przecież wystarczy, by jeździć – stwierdził.

Naprawa trwała dwa tygodnie. W tym czasie samochód zniknął z warsztatu, mechanicy zabrali go – jak tłumaczyli – dla lepszej diagnostyki, do warsztatu w Portsmouth (30 mil od Southampton). Kiedy po dziesięciu dniach zrozpaczony Robert zapytał o auto, właściciel komisu zaprowadził go z dumą do swojego biura, tam pokazał część i zapewnił, że gdy tylko trafi się okazja, by samochód przetransportować z Portsmouth, zostanie wymieniona. Jeśli to nie pomoże, zwrócą pieniądze. Niestety, pomimo rzekomej wymiany drogiego modułu elektronicznego wtrysku, dziwne zachowanie auta nie ustało. Drgawki podczas jazdy były coraz dotkliwsze, podobnie szarpanie. Odnosiło się wrażenie, że pojazd zaraz zgubi skrzynię biegów. – Moja cierpliwość się skończyła – opowiada Robert. – Niespełna dwa miesiące od zakupu zdecydowałem się zwrócić tego trupa i zażądać zwrotu pieniędzy. Jako że właściciele komisu wcześniej o tym przebąkiwali, sądziłem, że nie będzie problemów. Ale i tu się zawiódł. Sprzedawca był miły podczas oglądu auta, z cierpliwością i uśmiechem na twarzy wysłuchał skarg. Potem zdawkowo zapytał: – Co robimy? Naprawiamy? Kiedy Robert odmówił, zaproponowano mu kupno kolejnego auta w tym samym komisie. Kiedy ponownie odmówił, uprzejmości się skończyły. – Coś tam zwrócimy, ale nie całą kwotę – usłyszał. Kazano mu przyjść pod koniec dnia po czek. Wrócił. Rozmawiał z obydwoma braćmi. Zastosowali typową grę w dobrego i złego policjanta. – Jeden z niechęcią przystawał, by zwrócić cokolwiek, drugi kategorycznie odmawiał. Wreszcie stwierdzili, że najlepszym rozwiązaniem jest, bym wstawił auto w komis, a oni – gdy znajdzie się kupiec, czyli de facto następny oszukany – zwrócą mi to, co dostaną. Nie zgodziłem się, zagroziłem sprawą sądową. Dwa miesiące temu Robert zapłacił za micrę 520 funtów. Bracia zaproponowali mu zwrot 300 funtów. Po kolejnych groźbach że sprawa trafi do sądu, wytargował 400 funtów. – Straciłem 120 funtów, dodatkowo na pewno coś stracę na ubezpieczeniu, bo nie odzyskam kwoty w całości. Chciałbym przestrzec wszystkich Polaków w Anglii: nie ufajcie komisom! Nieważne, gdzie kupujesz, lecz z kim. Trzeba po prostu zabrać znajomego mechanika, by przed odebraniem auta sprawdził stan techniczny. To jedyne wyjście, by nie stracić. O wyjaśnienie poprosiliśmy Paula N., współwłaściciela wspomnianej w artykule niewielkiej sieci komisów w Southampton, Totton i Portsmouth. – Ależ ja tego pana bardzo dobrze potraktowałem! Nigdy nie oddajemy pieniędzy, jeśli klient rezygnuje z samochodu. To, że zgodziliśmy się oddać aż tak dużo, to tylko dlatego, że chodziło o sąsiada, z którym chcemy przecież żyć jak najlepiej. Powinien być bardzo zadowolony.


|7

nowy czas |5 września 2008

czas na wyspie

Lednica w Laxton HaLL dzień spotkania: 20 września Miejsce spotkania: Lokalna Wspólnota Polskiej MIsji Katolickiej w Laxton Hall Northants koło Corby , NN17 3AU dojazd: Do Laxton Hall nie można dojechać publicznymi środkami transportu. Najbliższa stacja kolei to Corby (8 mil) i dlatego gorący apel, aby już w swoich parafiach organizować środki transportu – autobus, bus, samochód. Na stronie internetowej: www.parafia-devonia.org.uk/lednica-w-uk funkcjonuje forum, na którym można zamieszczać informacje: zarówno ci, którzy szukają transportu do Laxton Hall, jak i ci, którzy mogą go zaoferować (np. miejsce w samochodzie). Z Londynu możliwość dojazdu autobusami organizuje Parafia Devonia. Będzie można nimi dotrzeć na miejsce spotkania i wrócić bezpośrednio po jego zakończeniu. Miejsca w autobusach tylko po wcześniejszym zapisaniu się, koszt przejazdu £25. Miejsce w autobusie można zarezerwować telefonicznie, mailem lub osobiście w kancelarii parafialnej. Wpłaty za przejazd trzeba dokonać do 13 września! Można to zrobić osobiście lub pocztą, wysyłając czek na adres: PCM Devonia, Parafia MB Częstochowskiej 2 Devonia Road, London N1 8JJ Na odwrocie czeku proszę wpisać swój mail lub nr telefonu komórkowego. Jeśli dostaniesz od nas wiadomość – twój przejazd będzie potwierdzony! nocleg: Jeśli ktoś chciałby przyjechać sam już dzień wcześniej (piątek), ewentualnie zostać po zakończeniu spotkania do niedzieli, najlepiej zabrać namiot i śpiwór – na polu namiotowym będzie można spać już z piątku na sobotę i potem z soboty na niedzielę.

www.poland.travel

wyżywienie: Będzie funkcjonować mała gastronomia (grill, bigos) oraz kawiarnia z ciastkami, kawą i herbatą. Program spotkania: Sobota, 20.09.2008 Zapraszamy wszystkich w sobotę od godzin porannych. Jeśli ktoś chciałby przyjechać już w piątek, powinien zgłosić się do Recepcji (przed głównym budynkiem) i zameldować na Polu Namiotowym (trzeba mieć namiot, śpiwór, karimatę). od godz. 8.00 powitanie uczestników Spotkania w Recepcjach, rejestracja uczestników. W Kaplicy możliwość Adoracji Najświętszego Sakramentu. Będzie możliwość skorzystania z Sakramentu Pokuty czy rozmowy z Kapłanem. 15.00 Koronka do Miłosierdzia Bożego i oficjalne rozpoczęcie Spotkania 16.00 Próba tańców i śpiewów Lednickich (prowadzą Siewcy Lednicy!) 17.00 Nabożeństwo 19.00 Wybór Chrystusa 19.30 Msza Święta 21.00 Przesłanie Ojca Świętego. 21.15 Adoracja. Procesja z Najświętszym Sakramentem 22.00 Przestrzenie Przyjaźni,dalszy ciąg Spotkania. Na zakończenie Przejście przez Bramę – Chrystusa! W razie wątpliwości prosimy o kontakt: Ks. Krzysztof Ciebień 2 Devonia Road, London N1 8JJ Tel. 020 7226 9944 mail:kciebien@wp.pl

Koniec lata nad Tamizą Po raz jedenasty wzdłuż wybrzeża Tamizy na South Bank odbędzie się Thames Festival organizowany co roku przez urząd burmistrza Londynu. Impreza odbędzie się już w przyszły weekend. Podobnie jak w ubiegłym roku, swoje stoisko będzie miała Polska Organizacja Turystyczna (POT). Wygląda na to, że wyciągnięto wnioski z zeszłorocznej prezentacji i tym razem będzie dużo ciekawiej. Na New European Village Stage wystąpi Zespół Pieśni i Tańca „Karolinka”, który istnieje w Londynie od ponad trzydziestu lat, a występuje w całej Wielkiej Brytanii. Tym razem będziemy mogli podziwiać umiejętności tancerzy w sobotę o godz. 12.00 i w niedzielę o godz. 120.00. Poza polskim folklorem zaprezentują się również zespoły z Węgier, Litwy, Łotwy, Czech, Słowacji, Rumunii i Bułgarii. – Nasze stoisko będzie w tym roku dwa razy większe i przygotowaliśmy dużo bogatszą ofertę wystawienniczą – powiedziała „Nowemu Czasowi” Ewa Binkin, zarządzająca londyńskim oddziałem Polskiej Organizacji Turystycznej. – Obecnością na tym festiwalu bardzo zainteresowała się Pomorska Regionalna Organizacja Turystyczna, z którą zaczęliśmy bardzo blisko i dobrze współpracować. Od jakiegoś czasu Warszawa i właśnie Pomorze bardzo dbają o swoją obecność w Wielkiej Brytanii, są bardzo aktywni na rynku. Jak mówi Ewa Binkin, w tym roku na polskim stoisku ma nie zabraknąć tak charakterystycznej

dla tego festiwalu „atmosfery kiermaszu”. Ma być lekko i z polotem. Przyjedzie garncarz, który nie tylko będzie sprzedawał swoje wyroby, ale również zademonstruje jak powstają; będzie bursztyniarz i wytwórca drewnianych zabawek. Swoje lecznicze produkty przywiezie uzdrowisko Rabka, a z Pomorza przyjadą... rycerze. Będzie można również kupić książkę „Małopolska – palce lizać”. Jej autorka, Elżbieta Tomczyk-Miczka, również przyjedzie do Londynu, by promować ten zbiór przepisów i zarazem przewodnik po regionie, napisany po polsku i angielsku, a wydany przez Małopolską Organizację Turystyczną. Polska reprezentacja to tylko ułamek wszystkich atrakcji, jakie czekają nas na Thames Festival. W przyszły weekend, między mostem westminsterskim a London Bridge, spotkamy performerów z całej Europy, wysłuchamy koncertów muzyki lekkiej i przyjemnej, skosztujemy smakołyków z wielu stron świata.

wiktoria august

Londyn L ondyn - South South Bank,13-14 Bank,13 3-14 wr września ześnia 2008 www.thamesfestival.org w ww.tthamesfestival.org

’’POCHWALMY PO P O C HWA WALM LMY MY SIď SIIď POLSKĊ’ S PO P O LS LS KĊ Ċ’’

Z F]DV F]DVLH VLH L QDMZLąNV]HJR QDMZLąNV] M LąN HJ JR IHVWLZDOX IH IH HVWLZDOX WLL O XOLF]QHJR XOLF]QHJ OL JR Z (XURSLH ( (XUUR RSLH SL Garncarz Garncar G arncarrz i burszt bursztyniarz, b tyniar yniar i z, z, rrycerze ycer e ze i tanc ttancerze, erze, Lajkonik L Lajk j onik jk ik k oraz oraz autorka auttork ka książki k iążk książk ki „M „„Małopolska Małopolsk ł p l ka – palc p palce l e lizać li lizać” ć” zapraszają zapr apr p asza as ają ajją na p polsk polskie l kie i st stoisko toisk i ko podczas p d as T podc Thames h hames F Festival esti stiv tii all wL Londynie ondy dynie y i na South South th h Bank Bank k 13-14.08. 13 3-14 14 08 od 14.08. d 12:00 do 22:00. 22 00 22:00 Więcej W ię ięc ęcejj in informacji infformacji ji na str stronie t onie i w www.thamesfestival.com ww.thamesf th thamesf h festi estiv ti all.ccom

D łą z do Dołącz d nas i p przyprowadź pr zypr y owadź yp dź Brytyjskich dź B yt Br ytyjsk yjj kich i h znajomych! z j ych! znajom h! h!


8|

5 września 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Osadnicy kresowi na Wyspach

tydzień na wyspach 1 września wystartowała Szko-

Za datę założenia tej organizacji przyjmuje się 17 września 1983 roku. Wtedy to na pierwszym zjeździe, jaki odbył się w polskiej stanicy harcerskiej w Fenton, w hrabstwie Lincoln, we wschodniej Anglii, podjęto decyzję o utworzeniu Ogniska Rodzin Osadników Kresowych. Cel – pielęgnowanie wspaniałych tradycji osadniczych wyniesionych z dawnych Kresów II Rzeczypospolitej. W tym miesiącu obchodzi jubileusz 25-lecia.

Wojciech Mierzejewski Jako niezależne stowarzyszenie emigracyjne na Wyspach, Ognisko Rodzin Osadników Kresowych odegrało niezwykłą rolę. Jego członkowie nawiązali współpracę z krajową organizacją osadników; chcą w ten sposób podtrzymywać wzajemne kontakty, jak i dzielić się zdobytym doświadczeniem. Wielu z nich zdążyło odwiedzić rodzinne strony na Kresach, skąd zimą 1940 roku zostali brutalnie pozbawieni swoich domostw i wywiezieni na Syberię przez Sowietów. – Choć przyszło nam wcześnie opuścić Polskę, na wojennej tułaczce wciąż słyszeliśmy jej głos. Potem na wychodźstwie, gdy razem z rodzinami przyszło nam od początku budować nowe życie – powiedział prezes Ryszard Grzybowski. Polskie osadnictwo wojskowe i cywilne (1920-1940) to wprawdzie krótki epizod w naszej historii, ale jakże ważny. Wspominam tu jedynie o osadnictwie wojskowym, gdyż cywilne było sprawą o wiele późniejszą. Żeby jednak lepiej zrozumieć jego historię, trzeba się cofnąć do czasów II Rzeczypospolitej, kiedy Sejm RP w Warszawie podjął 17 grudnia 1920 roku uchwałę o nadaniu ziemi na Kresach Wschodnich zasłużonym żołnierzom walczącym w obronie Ojczyzny. Naczelnikiem państwa był wówczas Józef Piłsudski. Ze źródeł dowiadujemy się, że rzeczywistość dla wielu nowych osadników nie była łatwa. Po otrzymaniu ziemi zabrali się do ciężkiej pracy. Budowa domu czy gospodarstwa od podstaw wymagały w tamtych czasach dużego wysiłku fizycznego i środków finansowych. Ziemia, którą na co dzień przyszło im uprawiać, nie zawsze dawała dobre plony. Dlatego osadnicy musieli się nieźle natrudzić, aby utrzymać swą rodzinę i gospodar-

stwo. Napotykali w dodatku na opór ze strony chłopów, ziemian, administracji, a także ludności białoruskiej i ukraińskiej. Pomimo to zakładali w osadach szkoły, świetlice czy świątynie. Chcieli w ten sposób podnosić kulturę życia na wsi. Nic dziwnego, że udało się wielu odnieść niemały sukces. Najlepszym tego przykładem była Osada Krechowiecka, w powiecie równieńskim, która przed wojną należała nie tylko do największych, lecz także najbardziej dynamicznych osad na Kresach. Wrzesień 1939 roku przekreślił jednak wszelkie plany osadników na wzbogacanie ich życia i dorobku. Z jednej strony napadli na kraj hitlerowcy, z drugiej zaś – Sowieci. Sytuacja, jaka wytworzyła się podczas II wojny światowej, spowodowała m.in. ograniczenie swobód obywatelskich, masowe egzekucje czy deportacje ludności. Dotknęła ona szczególnie mocno brać osadniczą, kiedy Sowieci 10 lutego 1940 roku podjęli decyzję o wywózce. W tę tragiczną noc, w głąb Syberii deportowano tysiące niewinnych osób. Pozbawiając ich wszelkiego dobytku i jakichkolwiek nadziei na jutro, kierowano do obozów pracy, które najczęściej bardziej przypominały więzienia, gdzie brak podstawowych warunków socjalnych często prowadził do różnych chorób i przedwczesnej śmierci. Najwięcej cierpiały na tym dzieci. Wiele z nich pozbawionych również zostało dostępu do edukacji, gdyż w posiołkach nie było szkół bądź były przepełnione. „Zły los nie pozwolił naszym Ojcom uprawiać i zasiewać osadniczej niwy nadanej przez rząd RP za wkład w odzyskanie Niepodległości. Zawierucha II wojny światowej unicestwiła plany i wymiotła ponad milion Polaków; syberyjska ziemia kryje mogiły wielu zmarłych z głodu, wycieńczenia i wymordowania w sowieckich kazamatach. Ich kości wciąż wołają o sprawiedliwość. Po amnestii i stworze-

RESTAURACJA (przy polskim kościele) 2 WINDSOR ROAD, EALING, LONDON W5 5PD 0793 171 3066 od poniedziałku do czwartku 10.00 – 15.00

piątek sobota 10.00 – 23.00

niedziela 09.00 – 23.00

ZAPRASZAMY!!!

Leokadia Oracz, jedna z członkiń Ogniska Rodzin Osadników Kresowych, która znalazła się na syberyjskiej zsyłce, wyrwana wraz z rodziną z osady Horka w województwie nowogródzkim. niu polskiej armii w Rosji, pozwolono rodzinom żołnierzy wyjechać do Persji, Indii, Afryki, Meksyku. Po wojnie i demobilizacji zaś osiedlać się w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Argentynie, Australii czy Nowej Zelandii” – czytamy na łamach Biuletynu Braci Osadniczej (nr25/2008), naczelnego organu Ogniska Rodzin Osadników Kresowych ukazującego się na Wyspach. Jedną z osób, które w tym czasie znalazły się na syberyjskiej zsyłce, jest Leokadia Oracz z Manchesteru. Wyrwana została wraz z rodziną z osady Horka położonej w województwie nowogródzkim. Z dzieciństwa zapamiętała dom, w którym jej matka, Maria zd. Rokosz, wychowywała czwórkę dzieci. Pracowała na Syberii, a Leokadia wystawała wtedy w kolejce po żywność. Później, dzięki generałowi Andersowi, szlakiem żołnierskim i tułaczym, po dwóch latach dotarła do Tanganiki, we wschodniej Afryce. W polskim obozie w Tengeru ukończyła maturę w gimnazjum ogólnokształcącym. Absolwentem tej placówki jest m.in. Wojciech Falkowski, rektor polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie. Leokadia Oracz spędziła na Czarnym Lądzie sześć lat. Jak setki polskich uchodźców, przypłynęła statkiem do

portu w Southampton (1948), gdzie po wielu latach rozstania z rodziną, oczekiwał na nich ojciec Bolesław. Walczył notabene w bitwie pod Monte Cassino. Na Wyspach Leokadia Oracz przeszła najpierw przez polskie obozy, następnie założyła rodzinę. Dzisiaj, będąc na emeryturze, bierze – obok tutejszych – także udział w krajowych zjazdach osadników, jakie każdego roku organizowane są przez Stowarzyszenie Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich w Warszawie. Z sentymentem podróżuje do stolicy, skąd pochodziła jej matka. Z zainteresowaniem, jak wielu członków, oczekuje na zjazd Ogniska Rodzin Osadników Kresowych zaplanowany na 13-14 września roku do Fenton, w malowniczym zakątku hrabstwa Lincoln, gdzie znajduje się polska stanica harcerska. Miejsce to stało się od 25 lat świadkiem spotkań osadników. Prezes Ryszard Grzybowski i sekretarz Stanisław Świercz, którzy równocześnie redagują Biuletyn..., mówią o bogatym programie tegorocznego zjazdu. Warto tu podkreślić, że pomysł utworzenia Ogniska Rodzin Osadników Kresowych wyszedł od przedstawicieli Osady Krechowieckiej. To oni podjęli 17 września 1983 roku decyzję o zwołaniu pierwszego zjazdu do Fenton. Mieszkając od wielu lat na obczyźnie, widzieli zarówno potrzebę nawiązania kontaktów, jak i pielęgnowania wspaniałych tradycji wyniesionych z dawnych Kresów. – Niesienie pomocy materialnej dla Polaków na Kresach – jak mówi Ryszard Grzybowski – to jedno z pilnych zadań organizacji. Pierwszym prezesem Ogniska Rodzin Osadników Kresowych wybrano Czesława Pukacza, wiceprezesem – Ryszarda Grzybowskiego, sekretarzem – Jerzego Kondzielę, skarbnikiem – Feliksa Wdowczyka, za kontakty z mediami odpowiadała Danuta Gradosielska, za stronę historyczną – Janina Stobniak-Smogorzewska, za stronę artystyczną – Jan Bujakowski i Bronisław Turzyński, członkami zostali: Tadeusz Walczak i Bronisław Turzyński. Wszyscy wnieśli duże zasługi dla związku, choć listę tę należałoby nieco rozszerzyć. Do listy ponad dziewięćdziesięciu zmarłych członków, którzy odeszli w przeciągu tych lat, dodać trzeba Anatola Neumanna (osada Jazłowiecka) z Ilford Park i Wandę Wojtecką (osada Niweck) z Upminster. Odprawiona zostanie za nich msza św. dziękczynna. Patronat honorowy nad tym wydarzeniem objął prezydent Ryszard Kaczorowski. Polscy osadnicy kresowi wpisują się w chlubną kartę dziejów naszego uchodźctwa.

cja.fm – platforma skupiająca polskie audycje radiowe nadawane na falach FM w Szkocji i Północnej Anglii. W poniedziałek wyemitowano audycję „Kraina Deszczowców” (radio Sunny Govan 103.5 FM z Glasgow) oraz „Leith FM po polsku” (radio Leith FM 98.8 FM z Edynburga). Celem projektu jest popularyzowanie polskich audycji radiowych w szkockim radiu. Linie lotnicze Centralwings zawieszają tanie połączenia, będą oferować tylko loty czarterowe – poinformował prezes spółki Tomasz Szymczak. 14 września zostanie zamkniętych większość połączeń realizowanych z Polski. Pasażerowie, którzy mają wykupione bilety po okresie zawieszenia rejsów, mogą uzyskać zwrot pieniędzy lub też skorzystać z usług LOT. Zawieszenie tanich połączeń, jak mówią szefowie spółki, wynika m.in. z obciążenia długami, silnej konkurencji i wzrastających cen paliw. Policja poszukuje kierowcy samochodu, który w niedzielę, 31 sierpnia nad ranem potrącił śmiertelnie Polaka. Kierowca uciekł z miejsca wypadku. Policja ustaliła, że ofiarą był 29-letni mężczyzna zamieszkały w okolicy dzielnicy Acton, w zachodnim Londynie. Polak został potrącony na Ealing Road, w Alperton, przed sklepem sieci Currys, który znajduje się na skrzyżowaniu Hanger Lane i Vicars Bridge Close. Około godz. 3 nad ranem jego ciało znalazł przechodzień. Poszukiwany jest właściciel, prawdopodobnie ciemno-niebieskiego samochodu, który zatrzymał się na miejscu wypadku i rozmawiał z nauczonym świadkiem. Być może zauważył samochód, który potrącił ofiarę. Wszystkie osoby, które wiedzą coś na temat tej sprawy proszone są o kontakt z zespołem śledczym, nr tel.: 0208 998 5319, lub anonimowo, nr linii Crimestoppers: 0800 555 111. Sąd w Walii skazał pracownika opieki społecznej na 100 godzin pracy społecznej za szykanowanie polskiej rodziny. Colin Ingo obrzucił swoją sąsiadkę Justynę S. rasistowskimi wyzwiskami. Kiedy przyjechała policja, obrzucił wyzwiskami jednego z policjantów o walijskim pochodzeniu – podaje serwis „Dolgellau Today”. Mężczyzna otrzymał zakaz zbliżania się do polskiej rodziny oraz zapłaci 30 funtów kosztów sądowych. Z powodu rozbieżności w

dokumentacji poznański Sąd Okręgowy odroczył posiedzenie w sprawie dostosowania angielskiego wyroku dożywotniego więzienia dla Jakuba Tomczaka do polskich przepisów. 70 funtów kary grozi mieszkańcom Exeter, którzy nie segregują śmieci. Po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii urzędnicy będą karać finansowo za takie wykroczenie.



10|

5 września 2008 | nowy czas

wielka brytania świat

tydzień w skrócie Neutralna Finlandia rozwaşa po kryzysie gruzińskim wstąpienie do NATO. Poza Rosją samozwańcze republiki Osetii Południowej i Abchazji uznały Naddniestrze, Wenezuela i Nikaragua. Gruzja zamknęła swoją ambasadę w Moskwie. Rosja odpowiedziała w ten sam sposób. Obydwa państwa pozostawią jednak placówki konsularne. W Indiach trwają pogromy chrześcijan. W stanie Orisa hinduiści podpalili cztery kościoły. Po burzliwych protestach opozycji władze Tajlandii wprowadziły w tym kraju stan wyjątkowy. W Wietnamie komunistyczne władze zagroziły „powaşnymi konsekwencjami� tamtejszym katolikom, którzy zorganizowali protest celem odzyskania własności Kościoła. Do dymisji podał się premier Japonii Yasuo Fukuda. Wybór nowego szefa rządu potrwa kilka tygodni. W Afganistanie zginęli kolejni şołnierze. Ofiarą talibów padł Rumun i Niemiec. Kadafi oznajmił, şe konflikt pomiędzy Libią a USA został „definitywnie zakończony�. Z okazji 39lecia swoich rządów Kadafi zwolnił z wiezień 3 tysiące osób. W Grecji skazano za szpiegostwo Bułgarów. Według Sofii byli to wojskowi, ale pojechali do Grecji na wakacje jako zwykli turyści. W Sofii miały miejsce gwałtowne protesty bułgarskich rolników. Usiłowali oni m.in. wtargnąć do gmachu rządu. Powodem protestu jest pogarszająca się sytuacja tego sektora. Chińczycy chcą ustanowić rekord szybkości pociągu. Ich ekspres ma połączyć Szanghaj z Pekinem z szybkością 380 km/godz. Były burmistrz Londynu Ken Livingstone ma zostać doradcą komunistycznego prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza, z którym juş wcześniej współpracował jako burmistrz Londynu. W wypadku autobusu sypialnego w czwartek rano w tunelu we wschodnich Chinach zginęło co najmniej dziesięć osób. 36 ludzi zostało powaşnie rannych. Huragan Hanna, który przeszedł nad Haiti, spowodował co najmniej 61 ofiar śmiertelnych. Były szef hiszpańskiego rządu Jose Maria Aznar zapewnia, şe nie jest ojcem dziecka, którego spodziewa się francuska minister sprawiedliwości Rachida Dati. Niemiecki rząd przyjął projekt ustawy stanowiącej podstawę prawną do utworzenia w Berlinie centrum, które upamiętni wysiedlenia Niemców po II wojnie światowej.

Unia EURopEjska

słaBo alE jEdnym głosEm

Unia tylko pogroziła Rosji Bartosz Rutkowski

Szczyt unijny w sprawie agresji Rosji na Gruzję zakończył się przyjęciem wspólnego stanowiska, ale bez sankcji wobec Moskwy. W tym czasie w Tbilisi protestowało milion Gruzinów. Według prasy „wygrała umiarkowana linia Francji i Niemiec�. Konkrety to pomoc humanitarna, ułatwienia wizowe dla Gruzinów oraz być moşe odłoşenie umowy o nowym partnerstwie z Rosją. Gdyby nie polski prezydent i kraje bałtyckie, szczyt Unii byłby jeszcze bardziej kompromisowy. To Lech Kaczyński swoimi działaniami zwrócił Europie uwagę na groźbę rosyjskiej polityki, na to, şe po Gruzji moşe przyjść kolej na Ukrainę. Ale zachodnia Europa boi się Rosji. Nie było şadnych sankcji, tylko słowa potępienia. Zbyt wiele interesów

Szczerość kanclerza Darlinga W sobotnim wydaniu dziennika „The Guardian� brytyjski kanclerz Alistair Darling, ku zaskoczeniu swoich partyjnych i rządowych kolegów, wyznał, şe zblişająca się recesja jest najgorsza od 60 lat. Zanim na jego wypowiedź zareagowały rynki walutowe prawdziwą panikę moşna było zaobserwować w gabinecie Gordona Browna. Były wypowiedzi prostujące niezbyt korzystne, jak podkreślano, sformułowanie kanclerza. Sugerowano teş, şe prawdopodobnie Alistair Darling zostanie odwołany z funkcji kanclerza przy najblişszych zmianach w rządzie Browna. W poniedziałek na prognozę brytyjskiego ministra skarbu zareagowały rynki finansowe. Wartość funta spadła do najnişszego od lat poziomu (1,79 dolara), co zdaniem ekspertów, spowodowała niefortunna wypowiedź kanclerza. Tym samym funt stał się najsłabszą walutą w pierwszej dziesiątce. Wypowiedź Darlinga pokrzyşowała teş plany interwencyjnej polityki premiera Browna, która miała ułatwić zakup pierwszej nieruchomości i zapobiec przejmowaniu przez banki juş kupionych z powodu niewypłacalności właścicieli. Z badania rynku wynika, şe wyborcy nie wierzą w skuteczność takiej polityki antyinflacyjnej. (mg)

łączy firmy włoskie, francuskie, a przede wszystkim niemieckie z rosyjskimi przedsiębiorstwami, by surowo karać Kreml za jego działania. – Zrobiliśmy wszystko tak, by Rosja usłyszała nasz głos, ale nie poczuła naszego klapsa – mówiło się po szczycie. Kaczyński juş na kwietniowym szczycie NATO w Bukareszcie apelował do sojuszu, by rozpocząć procedurę przyjmowania Gruzji do NATO. Wtedy jednak uznano, şe to za wcześnie, şe nie warto draşnić Moskwy, a Gruzja najpierw powinna się uporać ze swoimi problemami wewnętrznymi. I stało się, w jednym momencie 15 tysięcy rosyjskich şołnierzy prosto z manewrów wkroczyło do Osetii Południowej, potem do Gruzji. Nadal wiele gruzińskich ziem okupują wojska rosyjskie. I to mimo obietnic, jakie zachodnim politykom dał prezydent Dmitrij Miedwiediew, şe wojsko wycofa. W Brukseli panuje opinia, şe to Kreml wszystkim kręci, şe Rosja potrafiła tak uzaleşnić od siebie zachodnią Europę, şe teraz robi co chce. Nie jest przypadkiem, şe na kilkanaście godzin przed rozpoczęciem szczytu w niemieckim magazynie „Der Spiegel� pojawia się nagle informacja, şe obserwatorzy Organizacji Bezpieczeństwa w Europie wiedzieli, şe to Gruzja ją-

Prezydent Francji Nicolas Sarkozy robi‌ co moşe‌

trzy w tym regionie i prowokuje Moskwę i odpowiedni raport trafił na biurko niemieckiej kanclerz. Nie wykluczano nawet, şe na szczycie unijnym w Brukseli powinno się potępić... Gruzję. Nie przypadkiem w ostatniej chwili Rosja i Niemcy zaczęły wspólnie krytykować Francję ze to, şe jako przewodnicząca Unii Europejskiej w tym półroczu za bardzo chce karać Rosję za jej politykę. Juş kilka lat temu Rosja pokazała na co ją stać, kiedy to pod pozorem walki o cenę gazu przykręciła kurki z tym su-

BEZ NOWEJ KARTY SIM

rowcem najpierw Białorusi, potem Ukrainie. I brak gazu momentalnie odczuli odbiorcy w Europie zachodniej. Moskwa potem za te niedogodności przepraszała, ale wysłała jasny sygnał: patrzcie, co moşemy wam zrobić, jeśli będziecie nas atakować. Moşemy wam odciąć gaz w kaşdej chwili. Wielu polityków przekonywało, şe jeśli jednym frontem Europa nie przeciwstawi się Rosji zawsze będzie zaleşna od Kremla. Jak na razie ta grupa nie potrafiła przekonać do swoich racji wielu europejskich rządów.

BEZ UKRYTYCH OPLAT

:\ELHU]

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³šczenie. Do³aduj T-Talk z komórki wybierz Do³aduj T-Talk przez internet* 0208 497 4029 & 1 po £5 kredytu. na www.auracall.com/polska

Polska 2p/min Polska 7p/min

1.6p/min 5.5p/min

www.auracall.com/polska

Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET Infolinia: 020 8497 4698

Tanie Rozmowy!

T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. *Pence a minute quoted are based on extra credit gained from £20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


|11

nowy czas | 5 września 2008

wielka brytania świat klęska żywiołowa

huRagan gustaV

Miasto duchów wraca do życia Bartosz Rutkowski

Do miasta duchów, jak nazywa się jeszcze Nowy Orlean wracają uciekinierzy. W sumie dwa miliony ludzi. Opuszcza za to miasto wojsko oraz Gwardia Narodowa. I jeszcze ratownicy, którzy z niepokojem patrzyli, jak osłabiony do kategorii 2 huragan Gustav napędzał ogromne masy wody. Żywioł był tak duży, że ogłoszono alarm nie tylko dla stanów w rejonie Zatoki Meksykańskiej, ale także Florydy. W Nowym Orleanie obawiano się podniesienia poziomu wód rzeki Mississippi oraz otaczających miasto

kanałów i jezior do 3 lub nawet 5 metrów. Zdaniem specjalistów ewentualna powódź nie będzie tak wielka jak ta, do której doszło w wyniku Katriny w 2005 roku. W porcie w Nowym Orleanie huragan uderzył tylko w terminal, do którego przypływają tankowce przywożące ropę naftową do USA. Przyjmuje on nieco ponad połowę całego importu zagranicznej ropy. Cena ropy poszła w górę w przewidywaniu zniszczeń, ale kiedy okazało się, że Gustav ma mniejszą siłę, ponownie spadła. Wystarczyło jednak, by Gustav dmuchnął z prędkością 180 kilometrów na godzinę w Cocodrie, serce przemysłu rybackiego i naftowego Luizjany, by praca momentalnie ustała. – Tak dużych fal w życiu jeszcze nie widziałem – meldował Jeff Bedey, szef ekip odpowiedzialnych za usuwanie skutków huraganu w tym rejonie. – Możemy się tylko modlić, by wiatr nie dmuchał już tak silnie, bo wtedy będzie po nas. Hrabstwo Cajun poczuło podmuchy, jest jedna

ofiara śmiertelna i ogromne straty, których jeszcze nie oszacowano. – Koordynacja służb ratowniczych jest o jeszcze lepsza niż przy Katrinie – zapewniał prezydent George W. Bush, jakby nie pamiętał swoich zaniedbań w czasie tamtego huraganu trzy lata temu. Cała Ameryka nerwowo patrzyła na Nowy Orlean. Przede wszystkim dlatego, że właśnie to miasto tak dużo wycierpiało w czasie przejścia Katriny. Wystarczy powiedzieć, że ponad 80 proc. Nowego Orleanu znalazło się wtedy pod wodą i tak naprawdę mimo ogromnych sił i środków do dziś jeszcze całkowicie nie uporano się z odbudową zniszczeń. Burmistrz miasta Ray Nagin mówi o planach takiego zabezpieczenia miasta, które miałoby wytrzymać nawet uderzenie ośmiometrowych fal. Ale jego krytycy odpowiadają krótko: tego nie da się zrobić, chyba że przeniesie się Nowy Orlean w zupełnie... inne miejsce. Już dziś porównuje się Gustava z Katriną. Jeszcze nie tak dawno bił on na głowę Katrinę swoją siłą, ale osta-

tecznie i oby tak zostało, to Katrina potrafiła wywołać fale wysokie na dziewięć metrów. Gustavowi na szczęście to się nie udało. – Gustav przy Katrinie stał się grzecznym chłopczykiem, ale nie wierzymy mu do końca, będziemy go dokładnie obserwowali – tłumaczy Will Shaffer z Narodowej Służby Meteorologicznej. – Przypomnę tylko, że zakładaliśmy, iż Gustav wywoła większe fale od swojej poprzedniczki. Karen Durham-Aguilera, szefowa projektu budowy urządzeń inżynieryjnych dla Nowego Orleanu, które miałyby chronić miasto przed powodziami, a wartego 15 miliardów dolarów mówi, że za kilka lat ludzie powinni zyskać pewność, że żaden huragan nie będzie im straszny. – Dajmy sobie na razie spokój z tymi kalkulacjami, za chwilę może się okazać, że ten Gustav da nam jeszcze porządnie popalić – ostrzega jednak burmistrz Nowego Orleanu. Dodaje, że jeśli tylko huragan na dobre osłabnie w ciągu 24 godzin ogromna dwumilionowa fala ludzi, która uciekła z miasta będzie mogła wrócić.

Prezydecka nominacja McCaina John McCain otrzymał oficjalną nominację Partii Republikańskiej na prezydenta Stanów Zjednoczonych. McCain wybrał jako kandydatkę na wiceprezydenta gubernator Alaski i byłą wicemiss tego stanu 44-letnią Sarah Paulin. Kandydatura Sarah Paulin była dla wszystkich zaskoczeniem. Podobno McCain spotkał ją tylko raz, a jej przeszłość nie była dostatecznie sprawdzona. Już w pierwszych godzinach po nominacji pojawiły się pierwsze kontrowersje. Największą sensację wywołała ciąża jej 17-letniej córki. Krytycy wskazują też na fakt małego doświadczenia Paulin, która w razie zwycięstwa wyborczego i ewentualnej choroby dużo od niej starszego McCaina zostałaby przywódcą największego mocarstwa. Zaskoczeniem dla obserwatorów była również wysokość dotacji (10 mln dolarów) jakie wpłynęły na konto McCaina w ciągu pierwszych dwóch dni po ogłoszeniu kandydatury Paulin. (mg)


12|

5 września 2008 | nowy czas

polska

tydzień w kraju

wymiar sPrawiedliwości

Przed wyjazdem do Brukseli na szczyt UE prezydent Lech Kaczyński odwiedził Tallin, gdzie ustalał wspólne stanowisko z państwami nadbałtyckimi.

Ziobro bez immunitetu

W kraju odbyły się rocznicowe obchody 31 sierpnia 1980 roku i 1 września 1939. W czasie uroczystości w Gdańsku rozległy się gwizdy pod adresem marszałka Senatu Bogdana Borusewicza (PO). Prezydent natychmiast uspokoił zgromadzonych podkreślając, że bez Borusewicza „nie byłoby tych strajków”. Na uroczystościach nie pojawił się premier i b. prezydent Lech Wałęsa. Ten ostatni nie chciał przebywać w „towarzystwie hańby”. Premier odpoczywał i o godz. 4.45 rano dnia następnego wziął udział w uroczystościach na Westerplatte, gdzie obiecał m.in. budowę muzeum II wojny światowej. Władysław Bartoszewski porównał gwizdy na Borusewicza z buczeniem na własną osobę 1 sierpnia. Nazwał to bolszewizmem, mówił o „grupach zwiezionych autokarami” i stwierdził, że nawet stalinizm był lepszy. Przed szczytem w Brukseli Moskwa puszczała „przecieki”, że wstrzyma dostawy gazu i ropy do Polski. Społeczeństwo uspokoił wicepremier Pawlak, który powiedział, że do tego nie dojdzie, bo... Rosjanie straciliby wiarygodność. Poza tym zapewnił, że indywidualni odbiorcy gazu w pierwszych dniach zakręcenia gazowego kurka raczej by nie poczuli. Konstanty Miodowicz przestał pełnić rolę szefa struktur PO w świętokrzyskim. Powodem jego dymisji były wewnętrzne tarcia w miejscowym oddziale partii. Kazimierz Marcinkiewicz oświadczył, że kiedyś jeszcze powróci do polityki. Już powrócił natomiast Jan Maria Rokita. Na razie został komentatorem politycznym „Dziennika”. Wizytę w Warszawie i Krakowie złożył prezydent Portugalii Anibal Cavaco Silva. O. Tadeusz Rydzyk rozpoczął wiercenia geotermalne w Toruniu, dedykując je wielkiemu dziełu Solidarności. Radość ostudziło MSW, które zamierza badać legalność zbiórki pieniędzy na ten cel. MON ogłasza przetarg na dostawę samolotów rządowych. Stare mają już po 40 lat. W 2009 roku znika obowiązek meldunkowy. Ma to być pozbycie się reliktu PRL. Nie ma się jednak z czego cieszyć, bo i tak trzeba będzie o zmianie miejsca zamieszkania „zawiadamiać” gminę. Leszek Miller wrócił do źródeł i stal się czołowym moskwofilem. W swoim blogu wyraził radość, że „polskie jastrzębie” niczego nie zdziałały w Brukseli.

Przemysław Kobus

Były minister sprawiedliwości nie uczynił tego oczywiście ot tak po prostu, zrzeczenie się immunitetu poselskiego poprzedził konferencjami prasowymi, a w Sejmie wygłosił płomienną mowę o politycznej zemście. Ziobro ma odpowiedzieć za to, że pokazał tajne dokumenty w sprawie mafii paliwowej szefowi Prawa i Sprawiedliwości Jarosławowi Kaczyńskiemu, gdy ten jeszcze nie był premierem. Jakby nie patrzeć, doszło do naruszenia prawa przez b. ministra sprawiedliwości. Ale słuchając działaczy PiS, sprawa ta, to wyraźny i oczywisty akt zemsty politycznej dawnego „układu”, z którym PiS chciał walczyć. – Przyszedł czas zemsty za walkę z korupcją, jest to zemsta za to, iż po-

rządzący Polują na zbigniewa ziobro

dejmowałem działania służące bezpieczeństwu Polski – mówił podniesionym głosem i pełnym patosu tonem Zbigniew Ziobro. – Dziś, ponad wszelką wątpliwość, pod rządami Platformy Obywatelskiej przyszedł czas na procesy polityczne – grzmiał Ziobro próbując przekonać nieprzekonanych do swoich racji. Bardziej chyba starał się mówić do swojego dawnego elektoratu, wybronić się, wybielić, aniżeli jakkolwiek oddać stan faktyczny. – Skala zagrożeń wynikająca z działań mafii paliwowej była tak duża, że przekraczała moje kompetencje jako prokuratora generalnego. Dlatego zdecydowałem się skontaktować z prezesem Kaczyńskim jako członkiem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, organu odpowiedzialnego za bezpieczeństwo kraju i liderem ugrupowania rządzącego. Miał wtedy decydujący wpływ na kierunek polityki naszego państwa, a zagrożenie wymagało zmian w prawie – mówił w Sejmie Ziobro. Jakby nie patrzeć, Jarosław Kaczyński w tej sprawie nie miał wówczas nic do powiedzenia. Ale w oczach Ziobry to spisek i zemsta baronów paliwowych i oczywiście samej

Platformy Obywatelskiej. W płomiennej przemowie z trybuny sejmowej, Ziobro nie omieszkał przypomnieć, że 80 proc. osadzonych w zakładach karnych głosowało na Platformę Obywatelską. Ten argument miał wykazać, że Platforma to partia z „układu”, partia sprzyjająca przestępcom. Jak pokazują wyniki badania opinii społecznej 47proc. Polaków pytanych o motywy odebrania Ziobrze immunitetu odpowiedziało, że jest to

zemsta polityczna. 40 proc. badanych było przeciwnego zdania. Ankietowani oceniali też skuteczność działania byłego ministra w zestawieniu z jego następcą. Niemal połowa badanych (49 proc.) uznała, że bardziej skuteczny był minister Zbigniew Ziobro. Niewiele ponad jedna czwarta (26 proc.) jest zdania, że skuteczniejszy jest obecny minister – Zbigniew Ćwiąkalski. Badania przeprowadzono tuż przed sejmową debatą w tej sprawie.

Poszli kibice na „mecz” i… nie doszli Blisko 750 kibiców warszawskiej Legii zatrzymali policjanci przed meczem ze stołeczną Polonią. Kibice jeszcze przed spotkaniem zdołali dokonać zniszczenia mienia pry-

watnego, radiowozu i wszcząć regularną bitwę z policjantami. Na mecz dotarł mało kto, ale jak się okazało, kibicom nie chodziło chyba o spotkanie na murawie. Do zamieszek doszło, gdy kibice Legii mieli już święcie dość towarzystwa eskortujących ich przez ulice Warszawy policjantów. Wówczas w ruch poszły kije, kamienie, pręty i pe-

tardy. Oczywiście wszystko w stronę policjantów. Rozwścieczony tłum niszczył w zasadzie wszystko, co spotkał na swojej drodze. Stołeczni policjanci wspierani przez oddziały prewencji zdołali stłumić zamieszki, a do izb zatrzymań przewieziono 741 osób – wszyscy przedstawiali się jako kibice i sympatycy Legii Warszawa. Policjanci w rozmowach z dziennika-

rzami pokazywali jakie „sportowe” gadżety nieśli ze sobą kibice: ochraniacze na zęby stosowane przez bokserów, kije, petardy, kamienie. Na samym meczu Legii z Polonią trybuny świeciły pustkami. Odnotujmy jednak, że spotkanie zakończyło się remisem 1:1. (pk)

sport » 29


|13

nowy czas | 5 września 2008

polska

SpOłECzEńSTWO

tydzień w kraju

GOdNA pRACA, GOdNA płACA I GOdNA EmERYTURA

Protest „Solidarności” Bartosz Rutkowski

Było nie więcej niż 30 tysięcy manifestantów na ulicach Warszawy. Ale i tak „Solidarność” pokazała rządowi, że wakacje się już skończyły, pora rozliczyć się ze swoich obietnic. – W każdej chwili możemy tu wrócić – ostrzega Dominik Kolorz, szef górniczej „Solidarności”. Stolica była totalnie zablokowana, bo takiej manifestacji nie było w Warszawie od bardzo wielu lat. Godna praca, godna płaca i godna emerytura. To główne hasła demonstrantów. I dość arogancji rządu – dodają od razu związkowcy. To wszystko w czasie kolejnej rocznicy podpisania słynnych Porozumień Sierpniowych,

które miały sprawić, że ludzie mieli żyć godnie i dostatnio. Ponad pięć tysięcy górników przyłączyło się w ramach solidarności z innymi centralami. – Jak będzie trzeba to wrócimy pod kancelarię premiera – wyjaśnia Grzegorz Iwanicki, szef Solidarności Regionu Mazowsze. – I raz jeszcze przypomnimy Tuskowi, że Polska ratyfikowała Europejską Kartę Społeczną, ale nie ma tam zapisu o prawie do godnego wynagrodzenia. Jakby o tym małym szczególe ludzie Tuska zapomnieli, a dla nas, robotników, to naprawdę bardzo ważne. Związkowcy wykrzyczeli premierowi, że nie dopuszczą, by podwyższano wiek emerytalny, przypomnieli mu, że najsłabszym Polakom należy się osłona socjalna. Jak cud to cud, trzeba się zacząć rozliczać z obietnic złożonych przed wyborami. Związkowcy mówili tak: owszem rosną nasze płace, ale nie tak szybko jak zyski przedsiębiorców, ponadto pracodawcy nagminnie łamią prawa pracowników, tak zwany dialog społeczny to czysta kpina, mit, nic więcej.

Uchwała w sprawie Gruzji Polski Sejm przyjął przez aklamację uchwałę w sprawie Gruzji. Potępił w niej rosyjskie działania na Kaukazie i wyraził solidarność z narodem gruzińskim. Posłowie Lewicy zarzucali autorom uchwały, że jest ona sformułowana zbyt agresywnie wobec Rosjan, ale podczas głosowania, poparli ją. W uchwale możemy przeczytać m.in. „Przekonany o konieczności zachowania integralności terytorialnej Gruzji Sejm RP potępia rosyjskie działania i deklaruje solidarność z narodem gruzińskim. Stoi na stanowisku, że zadaniem UE jest pomoc w rozwiązywaniu konfliktu i udzielenie pomocy w odbudowie Gruzji”. W uchwale podkreślono, iż Sejm wspiera polskie władze w ich zaangażowaniu w niesienie pomocy humanitarnej ofiarom konfliktu i odbudowę zniszczonej infrastruktury państwa gruzińskiego. W

uchwale odniesiono się również do gruzińskich starań dla wstąpienia w struktury NATO. „Właściwą odpowiedzią NATO na zaistniałą sytuację winna być intensyfikacja działań na rzecz członkostwa Gruzji i Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim”. Posłowie zapisali w uchwale także zwrot: „dramatyczne wydarzenia na Kaukazie wymagają zdecydowanej i jednomyślnej reakcji całego wolnego i demokratycznego świata”. W przekonaniu posłów Lewicy, podjęta w poniedziałek uchwała zawiera zbyt wiele „mocnych” sformułowań, na które nawet państwa Unii Europejskiej nie chciały sobie pozwolić. Posłanka Jolanta Szymanek-Deresz przestrzegała, by Polacy nie okazywali się bardziej radykalni od Unii. Ostatecznie uchwała została przyjęta. Jaki będzie miała wydźwięk praktyczny? Nie powinniśmy spodziewać się zbyt wiele. (pk)

Bezkarny poseł Palikot Janusz Palikot obraził ponownie PiS, ale komisja etyki poselskiej nie ukarała członka PO, choć publicznie sugerował, że w PiS jest wielu „kryptogejów”. Wcześniej twierdził na swojej stronie internetowej, że prezydent Lech Kaczyński nadużywa alkoholu. Wniosek w sprawie pierwszej wypowiedzi został odrzucony, w sprawie drugiej – pozostał nierozstrzygnięty. Podobnie było ze świadomym złamaniem przepisów budowlanych. Poseł pomalował elewację swojej kamienicy bez wymaganego zezwolenia lokalnych władz. Zrobił to na znak protestu przeciwko absurdalnym, jego zdaniem, przepisom, które wymagają złożenia podania wraz z opłatą 28 tys. zł. O swoim czynie poinformował inspektorów budowlanych, którzy zrezygnowali z ukarania. – Kowalskiego by ukarali – triumfował poseł. (mn)

Przypomnieli też, że lawinowo rośnie liczba wykroczeń, jakie popełniają pracodawcy, że praktyką jest wykorzystywanie pracowników na przykład w nadgodzinach i czasie świątecznym, a potem niepłacenie im za ten czas.

Zbigniew Chlebowski poinformował, że klub PO pracuje nad ustawą zmieniającą zasady działania IPN.

Reakcji na ten związkowy protest ze strony rządowej nie było. Zwykle wylewny i pewny siebie człowiek Donalda Tuska od gaszenia społecznych pożarów, czyli minister Michał Boni, tym razem nie udzielał się medialnie.

KTO JEST WINNY BANKRUCTWA STOCzNI? Minister skarbu Aleksander Grad winą obarcza poprzedni rząd. Jego zdaniem to wtedy odkładano podjęcie ważnych decyzji, co spowodowało, że stocznie w Szczecinie, Gdańsku i Gdyni znalazły się na krawędzi bankructwa. Zdaniem ministra do każdego zwodowanego statku stocznie dokładają od kilku do kilkunastu milionów dolarów. Minister Grad zarzucił również poprzedniemu rządowi, że zbagatelizował ofertę holenderskiego konsorcjum Fortis, które chciało kupić wszystkie trzy stocznie. Komisja Europejska domaga się albo prywatyzacji, albo zwrotu pomocy, jaką stocznie dostały z publicznej kasy. Oferta musi być gotowa jeszcze we wrześniu. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości odrzucili krytykę rządu. Były wiceminister gospodarki Paweł Poncyljusz poinformował, że jego rząd potraktował poważnie nawet ofertę Fortis Intertrust, chociaż była ona niekorzystna i zakładała finansowanie projektu przez polskie banki. Burzliwym obradom w Sejmie i wzajemnym oskarżeniom przysłuchiwał się były prezydent Lech Wałęsa.

7DĕV]H 8EH]SLHF]HQLH

Prezydent podpisał 7 z 9 nominacji na ambasadorów. Placówki w Hiszpanii i Kolumbii obejmą m.in. znani z rozbijania Polonii południowoamerykańskiej Schnepff i Perlin. Lech Kaczyński nie podpisał natomiast nominacji Andrzeja Krawczyka (Słowacja). Sławomir Lachowski, kandydat PO na prezesa banku PKO, okazał się w młodości agentem wywiadu SB. Rzecz jasna „nikomu nie szkodził”... Liczbę tzw. „eurosierot”, czyli dzieci pozostawionych przez rodziców, którzy wyjechali do pracy za granicą, ocenia się na 400 tysięcy. Według GfK Polonia w tym roku na urlopy wakacyjne wyjechało tylko 28 proc. Polaków. Chińczycy zbudują nam podobno autostrady. W dodatku być może będą po nich jeździły chińskie auta. Dużą inwestycję w Polsce planuje firma Jianling, która chce produkować rocznie u nas 400 tys. aut.

6DPRFKRG\ 0RWRF\NOH 9DQ\

3ROVF\ GRUDGF\ Z 8. VâXĪĆ V]\ENĆ L IDFKRZĆ REVâXJĆ =DG]ZRĔ GR -DUND L MHJR ]HVSRáX

0870 999 05 06 =DSáDWD SU]H] GLUHFW GHELW $VVLVWDQFH ZOLF]DMąF 3ROVNĊ

MoĪOLZH W\PF]DVRZH XEH]SLHF]HQLH $QJLHOVND ¿UPD ]DáRĪRQD Z $XWRU\]RZDQD L SUDZQLH UHJXORZDQD SU]H] *RG]LQ\ RWZDUFLD 9am - 5.30pm Po-Pt oraz 9am - 5pm Sob


14|

5 września 2008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Ujadanie Krystyna Cywińska

Padłam ofiarą oprymowania. Po moim felietonie pt. „Oprymowanie” (NC, 22.08) telefon. – Wypisuje pani bzdury! Wymyśla pani jakieś neologizmy. Przypisuje je pani złośliwie prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Robi pani z prezydenta pajaca. Tak nie można, proszę pani. Powinna pani to… A ja na to: – Co? Odszczekać?

Następnego dnia na kolacji u przyjaciół słyszę: – Takiego słowa nie ma. To jakiś dziwoląg językowy. Kto go wymyślił? Prezydent Kaczyński chyba by takiego określenia nie użył. – Czy jesteś tego pewna? – pytam przyjaciółkę. – Czyli dopuściłam się karygodnego występku dziennikarskiego. Nakłamałam w felietonie. Włożyłam w usta prezydenta językowego potworka. Czy powinnam to odkłamać? – Czy ty musisz zawsze obszczekiwać ludzi? – pyta dobrze mi życząca przyjaciółka. – Przecież prezydent nie mógł w poważnym kontekście politycznym posłużyć się takim bełkotliwym określeniem jak oprymować. Może sama je wymyśliłaś? Co do obszczekiwania – felietonista musi, bo by go pies z kulawą nogą nie czytał. No i nikt by na niego nie ujadał w listach do redakcji, które są natchnieniem dla felietonisty. Gdybyś, Czytelniku, nad moim pisaniem czasem ze złości zębami nie zgrzytał, czy byś to co piszę czytał? Czy byś z pasją i furią sam za pióro czy laptop sięgał? Żeby mi dać ripostę stanowczą, srogą, pouczającą? Noszę się od lat z listami od czytelników, pomstujących, wyzywających mnie od oczajduszy, przeniewierców czy własne gniazdo kalającej przewrotnej pseudofelietonistki. A mam ich sporo. Dołączyłam do tych listów ostatnio wydruk riposty z internetu. Dla mnie nowość! Poczułam się technologicznie odmłodzona. Prawie

już internautka, choć bez komputerowego cenzusu. Jest to riposta także na mój felieton „Oprymowanie”. Napisał go w obronie prezydenta Kaczyńskiego, krwią serdeczną zalewając klawisze, nieoceniony Podziomek. Mój dawny, nieodżałowany towarzysz z tej samej strony „Tygodnia”. Sąsiadowaliśmy na łamach tego sobotniego wydania „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” przez lata w heroicznym tego organu okresie. I czasem staczaliśmy uszczypliwą wymianę poglądów. To on mnie, to ja jego podszczypywałam. Ale zawsze w eleganckim tonie. Miło było powrócić sentymentalnie do tamtych czasów. A przy okazji przypomnę, co Pan, drogi Podziomku, o tych naszych potyczkach pisał w felietonie 26 kwietnia 1997 roku. Napisał Pan między innymi, że należy unikać polemik między felietonistami, sąsiadami z tej samej kolumny. Tak Pana uczono w redakcjach. Bo felietoniści to pieniacze polemiczni. Mają zwyczaj ciągnięcia polemik w nieskończoność, niczym w sądzie, ku znudzeniu czytelnika. Co racja, to racja. Słusznie Pan to napisał. Ale polemizowaliśmy. Napisał Pan też, że jeżeli ktoś: „Nie reaguje na polemiczne zaczepki, to człowiek zaczepiający może się poczuć urażony, że niby tamten drugi nosa zadziera, ignoruje”. Toteż znakomitemu mojemu byłemu

sąsiadowi donoszę, że zaczepkę w internecie przestudiowałam. Nosa nie zadarłam, uwag nie ignoruję. Dziękuje, doceniam, odpowiadam. Drogi Podziomku, pisze Pan tym razem – i słusznie – że podstawową rzeczą w dziennikarstwie jest przykazanie: Nie kłamać! A kłamstwem jest – pisze Pan – że w języku polskim nie ma słowa „oprymować”. Jest kłamstwem – pisze Pan – że to słowo jest neologizmem. To słowo nie jest neologizmem – twierdzi pan. Wystarczy sprawdzić w słowniku internetowym. I życzy mi Pan dalszej satysfakcji z wyśmiewania prezydenta PR. Po takim, niemal biblijnym języku, chciałam się udać do księdza proboszcza. Niech rozstrzygnie – kłamałam, czy nie kłamałam. Ale ksiądz proboszcz, Bogu winny ducha poprawności naszej mowy, powiedział zresztą, że takiego słowa nie zna, więc go nie ma. Udałam się do znajomego, polonisty. Też nie słyszał. Przewertowaliśmy kilka słowników poprawnej polszczyzny – też nie znaleźliśmy. Ale skoro owo słowo usankcjonował internet, ta niby ostateczna wyrocznia intelektualna – musi być. Choć Stanisław Lem powiadał, że dokąd nie skorzystał z internetu, nie wiedział, że na świecie jest tylu idiotów. Skoro jednak określenie „oprymować” jest uznane od niedawna, to chyba jest neologizmem. Jest czy nie jest? A poza tym, między kłamstwem a niewiedzą jest

zasadnicza, biblijna nawet różnica. Do konfesjonału z tym nie pójdę. Miał Pan rację pisząc, że felietoniści to pieniacze. Ale pienić się i zaciekle polemizować lepiej z umiarem. I dlatego nigdy nie napiszę, co Pan teraz sugeruje – że „prezydenta Kaczyńskiego uważam za szkodliwego idiotę”. I nie dlatego, że już nie obowiązuje Lex Cywiński, przewidujące karę do pięciu lat więzienia za obrazę głowy państwa. Wychowałam się na brytyjskim radiu i prasie. Tu się epitetami w tym rodzaju nie rzuca, tu się o politykach zazwyczaj pisze, że są straszydłem cmentarnym swojej partii. Że jeden drugiemu wbił nóż w plecy, albo że premier ujadał jak jamnik i za łydki chwytał swego przeciwnika, albo że jest politycznym wampirem, że padnie od własnego miecza, itp itd. W kwestiach nader ważnych, ważny jest styl, a nie szczerość. O czym sam Pan pisał w felietonie pt. „Czy wypada”, z 20 listopada 2004 roku. Czy wypada używać słów drastycznych, naładowanych krwawą narodową symboliką w języku dyplomatycznym? A poza tym, drogi Podziomku, wszyscy kłamią. Najpiękniej kłamią poeci – jak napisał Szekspir. I nikt ich z tego powodu nie rozlicza. Tak czy siak, padłam ofiarą oprymowania. Ale w perfidny sposób nieźle spełniłam obowiązek felietonistyczny. Bo jeśli nie ma oddźwięku na felieton, felietoniście biją pogrzebowe dzwony.

Dlaczego gryziesz syfon? Przemysław Wilczyński

W ubiegłym tygodniu ucieszyłem się, że Polacy wracają do Polski z Wysp. Dzisiaj chciałbym to wszystko odszczekać: nie wracajcie – zagrożone są Wasze dzieci!

To taki nowy pomysł na istnienie. Będę pisał felieton, a potem – po tygodniu – smarował dementi, odszczekiwał, a nawet żarliwie podważał swoje własne tezy sprzed tygodnia, stanowczo z samym sobą polemizując. Dzięki temu na pięćdziesiąt felietonów w ciągu roku wystarczy mi dwadzieścia pięć pomysłów. Pozostałe dwadzieścia pięć to będą sprostowania i polemiki. W ten sposób dostosuję się do ogólnie panującego w mediach klimatu zaprzeczania i informacyjnej kakofonii. Weźmy chociażby powrót z Wysp. Przez ostatni tydzień zdążyłem przeczytać już kilka informacji o tym, że Polacy wracają, jak i o tym, że nie wracają i mają się dobrze. Ale do rzeczy: dlaczego chcę swoją radość z domniemanego powrotu Polaków odszczekać? Chcę to uczynić z troski o Wasze dzieci, a właściwie w obawie przed ich zgorszeniem i ogłupieniem. No bo jak po powrocie tłumaczyć dziecku świat, skoro naokoło czyhają absurdy, których sami nie rozumiemy? Jak odpowiadać na pytania: „tato, a

dlaczego…?”, „mamo, a po co…?”, skoro od dawna nie wiadomo – dlaczego i po co? Jak wytłumaczyć dziecku po powrocie do Polski, dlaczego dwaj najważniejsi ludzie w państwie szczerze się nienawidzą i przy każdej okazji się kąsają? Jak wyjaśnić, że gdy jeden zaczyna mówić po angielsku, to robi to na złość drugiemu, a drugi, słysząc to, czuje się osobiście dotknięty, bo sam nie włada tym językiem? Jak wytłumaczyć, po co jeden z tych ważnych ludzi wysyła swojego kolegę, żeby pilnował, co powie ten drugi? Jak wyjaśnić, że fraza „współpraca prezydenta z premierem” oznacza wzajemne połajanki i nieprzyjemności? Jak wytłumaczyć, że słowo kohabitacja nie tylko nie pochodzi od słowa „kochać”, ale wręcz przeciwnie? Jak wyjaśnić, dlaczego podczas obchodów rocznicy wspaniałego polskiego wydarzenia dorośli ludzie wyją i buczą, jakby właśnie zeszli z drzew, a czynią to, bo obrazili się, że wymieniono nie to nazwisko, które chcieli? Jak wytłuma-

czyć, dlaczego to wycie i buczenie odbywa się w sąsiedztwie grobów, a ci, którzy wyją i buczą, zaraz będą modlić się do Najświętszej Panienki o zdrowie i pomyślność dla krewnych? Jak wyjaśnić, że podczas tych samych obchodów prezydent państwa zapomina wymienić nazwisko człowieka, dzięki któremu obchody obchodzi? Jak wyjaśnić słowa: bohater narodowy, dyplomata, pamięć? Czy bohater narodowy to jest ktoś, kto coś wielkiego dla narodu zrobił, a potem został za to programowo zgnojony? Czy dyplomata to ktoś, kto negocjował coś z innym państwem, a potem pobiegł do prasy ujawnić szczegóły negocjacji, za co został – miast być skazanym na ostracyzm – nagrodzony świetną posadą? Czy pamięć to jest konsekwentne przypominanie własnych zasług i pomijanie zasług innych? Jak wyjaśnić dziecku, po co są ważne narodowe instytucje? Jak wytłumaczyć, dlaczego Instytut Pamięci Narodowej wyspecjalizował się w uporczywym zapominaniu? Dlaczego Sejm, który ma

sprzyjać budowie dróg i bogaceniu się ludzi, na pierwszym posiedzeniu po wakacjach zajmuje się immunitetami, wotami i awanturami? Jak wyjaśnić, że przedstawiciele największej do niedawna polskiej partii, którzy mają obowiązek tłumaczyć się ze swoich działań dziennikarzom, nie chcą pojawiać się w jednej z największych polskich stacji telewizyjnych, bo się na śmierć obrazili? Otóż tego wszystkiego nie da się dzieciom wytłumaczyć, dlatego lepiej albo nie wracać do Polski, albo wracać, ale po powrocie nie tłumaczyć. Obrazić się, ogłosić bojkot własnych dzieci, uchwalić przeciw nim wotum nieufności – cokolwiek, byle nie tłumaczyć. Lepiej nawet nie zaczynać – wiadomo, jak to jest z dziećmi: każda odpowiedź rodzi kilka kolejnych pytań, a kilka kolejnych odpowiedzi na te pytania to już pytań kilkadziesiąt. Skończyć się może taki dialog jak w kawale, w którym sto pięćdziesiąte piąte pytanie dziecka do matki brzmiało: „Mamusiu, a dlaczego gryziesz syfon?”.


|15

nowy czas | 5 września 2008

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Pub jest integralną częścią kultury angielskiej. Nie powiodły się próby przeniesienia go na inny grunt. Pizzeria w Krakowie ma się dobrze. Pub w Krakowie przypomina polską gospodę. A puby w Anglii przeżywają swój kryzys. Pinta lub dwie w lokalnym pubie to dla wielu Anglików codzienny rytuał. Pub jest (przynajmniej do niedawna był) centrum życia towarzyskiego okolicznych mieszkańców. W społeczeństwie o wyraźnych podziałach klasowych był najbardziej demokratyczną z demokratycznych instytucji. Bywalcy znali się i w zależności od dzielnicy lord X pił piwo z majstrem Y. Barman był najczęściej właścicielem i znał wszystkie lokalne plotki. Był też dobrze zorientowany w wydarzeniach politycznych. O polityce dyskutowano, ale bez antagonizmów partyjnych. Każdy miał prawo do swoich wyborów i nikt go za to nie atakował, co najwyżej kpił w złośliwej, ale bezpiecznej konwencji angielskiego humoru. Chociaż od czasów I wojny światowej puby zamykane były o 11 wieczorem i na kilka godzin w ciągu dnia, właściciele nie mieli problemu z klientami przedłużającymi sesję. Nikt nikogo nie wyrzucał. Konwencja była jasna: last order i klalsyczny dzwoneczek zza baru brzmiało jak zaklęcie. A potem można było ten last order w spokoju dopijać w trakcie sprzątania pubu, a jeśli właściciel był zaprzyjaźniony, zdarzało się, że przy zasłoniętych już oknach, zamkniętych drzwiach, John podchodził do pompy i rozlewał jeszcze po jednym piwie na swój rachunek. Jeszcze kilka lat temu, z wyjątkiem Australijczyków i Kiwi – czyli obywateli Nowej Zelandii, w pubach nie pracowali cudzoziemcy. W tym przedstawieniu liczył się bowiem również język. Nie wystarczała podstawowa znajomość angielskiego. Klient przychodził do pubu nie tylko na piwo, szukał w barmanie partnera do rozmowy. Przez lata miałem swoje „lokalne” puby w różnych częściach Londynu. Najczęściej z powodu znajomych,

którzy zapraszali mnie do swojego ulubionego pubu, i tak już pozostawało. Po przedstawieniu mnie i po kilku sesjach, stawałem się bywalcem. Nie musiałem precyzować swojego zamówienia – barman na mój widok napełniał szklankę, informował mnie też dlaczego Joe nie siedzi jeszcze na swoim miejscu. Z Joe przerobiliśmy całą historię, filozofię i rozwiązaliśmy wszystkie problemy świata, poza jednym – zagrożeniami dla kultury pubowej. Chociaż Joe coś chyba przeczuwał i konsekwentnie nie poddawał się nowym modom. Bez względu na pogodę, nigdy nie zmienił swojego ale na piwo jasne i nie wychodził z pubu na zewnątrz, choć „okoliczności przyrody” były piękne – Tamiza skąpana w słońcu. – Nie płacę tylko za piwo, płacę także za prawo do przebywania w pubie – wyjaśnił mi na początku naszej znajomości. Ponieważ przestałem bywać w tamtej części Londynu, straciliśmy na jakiś czas kontakt. Jak się okazało… na zawsze. Kiedy po dłuższej przerwie odwiedziłem nasz pub, zamiast Joe znalazłem tabliczkę przykręconą do lady – „Tu siedział Joe” – z datą urodzenia i śmierci. Nie znam drugiego takiego miejsca, gdzie w ten sposób honoruje się wiernego klienta. Poczułem smutek i dumę, że należałem do jego wybranego grona dyskutantów. Nie ma już Joe, nie ma mojego drugiego wiernego druha Harry’ego, i coraz trudniej znaleźć pub, który by przypominał stare klimaty. Za to łatwo znaleźć takie, gdzie oprócz piwa, często kiepskiego, serwowane jest chamstwo przez etatowych bramkarzy. Niestety, w ubiegłą sobotę byłem świadkiem brutalnego wyrzucenia trzeźwych młodych ludzi w kilka minut po last order i stąd ta nostalgia za czasem minionym.

absurd tygodnia Jak się okazuje stan konta nie jest tylko ujemny, albo dodatni. Jego wartość może być względna, albo bezwzględna. To, że ostatni wykaz zawartości konta opiewa na pewną okrągła sumę, zresztą wpłaconą przez nas, nie znaczy, że kwota ta jest do naszej dyspozycji. Jest to względny stan konta, z którego nie możemy jeszcze korzystać. W tym czasie bank sprawdza, czy nie było jakiejś nieprawidłowości w transakcji. Sprawdza, czy korzysta z naszych pieniędzy? Wydawałoby się, że na kontach bankowych i w rozkładach jazdy nie ma miejsca na relatywizm.

Wacław Lewandowski

Bajka o zbuntowanej armii „Financial Times” jako poważny dziennik ma w Moskwie swojego wysłannika, który szuka na miejscu głębszej wiedzy o rosyjskich problemach i prawdy o politycznych uwarunkowaniach działań Kremla. Charles Clover jako sumienny publicysta i komentator nie chowa swoich odkryć, ale natychmiast dzieli się nimi z czytelnikami „FT” i opinią światową, która przecież liczy się ze zdaniem jego gazety. Ostatnio ujawnił sensację pod tytułem: Kremlin’s grip on troops tested. Według Clovera armia rosyjska nie jest do końca subordynowana i częściowo wymyka się kontroli władz politycznych Rosji. Mianowicie, rosyjscy generałowie niechętnie przyjęli wiadomość o podpisaniu porozumienia w sprawie zawieszenia broni na gruzińskim froncie. Na Kremlu zaś obawiano się, że dowódców-frontowców nie uda się powstrzymać od dalszych akcji bojowych. Ba, były jawne sygnały niesubordynacji! Na przykład generał Borisow, który 14 sierpnia wystąpił w telewizji z obwieszczeniem, że przywróci siły policyjne w mieście Gori, miał wprawić kremlowskich polityków w zakłopotanie. Na Kremlu martwiono się, że generał samowolnie będzie tworzył nową lokalną administrację, wbrew zamiarom rosyjskich władz państwowych. Wcześniej, tuż po za-

warciu porozumienia z 12 sierpnia, oddziały rosyjskie, mimo rozkazu wstrzymania działań, wyszły z terytorium Osetii Południowej i wtargnęły 30 kilometrów w głąb Gruzji, zajmując wspomniane Gori, z którego raczyły wyjść dopiero po dziesięciu dniach. Clover powołuje się na opinie swoich informatorów, proklemlowskiego pisarza Prochanowa i emerytowanego generała Iwaszowa. Obaj twierdzą, że wojsko chciało dokończyć dzieła zniszczenia i rozbrojenia całej armii gruzińskiej i z trudem podporządkowało się rozkazom Kremla o zakończeniu działań wojennych. Clover przyjmuje te informacje z dobrą wiarą i powtarza jako „przecieki”, ujawniające prawdę o stosunkach władza-armia w Rosji. Ani przez myśl mu nie przejdzie, że jest w oczywisty sposób manipulowany, gdyż w interesie Kremla leży teraz rozpowszechnienie wiadomości o rzekomo samowolnych poczynaniach dowódców wojskowych w Gruzji. Jeżeli tę „wiedzę” odpowiednio się nagłośni, najlepiej za pośrednictwem zachodnich dziennikarzy, Putin i Miedwiediew z łatwością przekonają opinię zachodnią, że wszelkie akty planowanego niszczenia gruzińskiej infrastruktury były wynikiem nadmiernego zapału bojowego oficerów, nie wynikały natomiast z intencji władz Rosji.

Naiwność angielskiego dziennikarza (i redakcji, dla której pracuje) doprawdy zadziwia. Gdyby ktoś tam lepiej znał historię Europy, wiedziałby może, po co, w jakim celu i w jakich okolicznościach dyktatorskie władze informują zwykle o rzekomym buncie wojska. Pouczające mogłoby być wspomnienie Piłsudskiego, który – chcąc przyłączyć do odrodzonej Polski Wilno i tzw. Litwę Środkową i nie mając dla tego pomysłu poparcia zachodnich mocarstw – wymyślił „bunt” Żeligowskiego, na który – rzekomo – nie mógł nic poradzić. W początkach międzywojnia Litwa Środkowa funkcjonowała więc w granicach Polski jako niby-autonomiczna prowincja, przyłączona w wyniku „buntu wojska”. Bajeczka spełniła swą rolę. Wprawdzie Litwini protestowali i aż do wybuchu II wojny światowej mówili o Kownie jako „tymczasowej stolicy”, niczego jednak nie uzyskali. Politycznie mieli rację – to Piłsudski złamał zawarte z Litwą układy. Cóż z tego? Niby to nie mógł postąpić inaczej, bo niesubordynowana armia mu nie pozwoliła... Nieświadom tego historycznego przykładu dziennikarz „Financial Times” żałuje teraz Putina, któremu armia się częściowo zbuntowała i narobiła kłopotów.


16 |

5 września 2008 | nowy czas

na czasie

Z perspektywy Czasu Setny numer skłania do konkretyzowania celów, snucia planów na bliższą i dalszą przyszłość, zastanowień nad tym, jak teraz będzie. W końcu to okrągła rocznica. Przede wszystkim zmusza jednak do refleksji, powrotu do początków i pytania, kiedy tak naprawdę zaczął się nowy czas? Nasz czas na Wyspach.

Katarzyna Lechowicz Niewielu z nas, sięgając co tydzień po gazetę, zastanawia się nad tym, kto za nią stoi. Kim są dziennikarze, wydawcy, ludzie, którzy pracują na jej sukces? A gdyby tak przyjrzeć się „Nowemu Czasowi” z bliska, by móc w końcu znaleźć odpowiedzi na te pytania? Przeczytajmy więc o…

… CZasiE, który płyNiE pod prąd Ponad miesiąc temu po raz kolejny w życiu przyjechałam do Londynu, tym razem zaopatrzona w bagaż studenckich doświadczeń i komputer, z misją stworzenia czegoś na kształt „Polaków emigracyjnego portretu własnego”. A gdzie oprócz pleneru, szukać można (i trzeba) natchnienia? Oczywiście w miejscu, w którym o Polakach się dyskutuje, rozmawia, a w końcu pisze, i gdzie oni sami decydują się pisać. Tak trafiłam do Peckham, miejsca niezwykłego, skąd w każdy czwartek, późną nocą, do drukarni trafia kolejny numer „Nowego Czasu”, by już w piątek rano Czas stanął w miejscu, na parę godzin, kiedy przy kawie, zbiera się zespół jego twórców, by móc w spokoju przejrzeć gazetę. To czas na refleksję, na krytyczne uwagi i pochwały. Ale zaraz potem znów ktoś dzwoni, że jest wystawa, że koncert, że kręci film, że trzeba przyjechać, koniecznie. Więc biorą przygotowane na każdą okazję długopisy, dyktafony i aparaty i jadą na miejsce, bo o to przecież w tym chodzi, by być na miejscu na czas, by o tym miejscu, móc potem w „Czasie” powiedzieć innym.

prZEpis Na gaZEtę, CZyli sukCEs prZyChodZi Z CZasEm Kapitał, pomysł, wstępne badanie rynku, zaplecze techniczne? Co sprawia, że po pewne gazety ludzie sięgają częściej, a po inne wcale? Myślę, iż „Nowy Czas” znalazł odpowiedź. A właściwie znalazł odpowiednich ludzi, dziennikarzy z wykształcenia lub z wyboru, dla

›› Z wizytą w Edynburgu. Nowy Czas w starej szacie. których gazeta stała się sposobem na życie, na londyńską rzeczywistość i wreszcie na słuszne zagospodarowanie czasu. Przekonani, że wśród tysięcy Polaków na emigracji są tacy, którzy chcieliby dostać podpowiedź, co zrobić ze swoją własną czasoprzestrzenią, postanowili ją dla nich oswajać. Pokazywać, że na Wyspie jest wiele miejsc godnych sfotografowania, że brytyjska kuchnia jest jednak zjadliwa, a prawo pracy dla wszystkich, że można, a wręcz trzeba, walczyć o swoje, głosować, „szantować”, rozwijać się i mieć opinię. Kiedy praca staje się misją, a czytelnik partnerem – może się udać. Kiedy jeszcze warsztat połączy się z wiedzą i zaangażowaniem – udać musi się na pewno.

Bo CZas to wCalE NiE piENiądZ Już od czasów króla Salomona powszechnie wiadomo, że z pustego i on nie naleje, ale czy rzeczywiście? Hm… Wiemy też przecież, że nad Tamizą zdarzyć się może wszystko. Gdy więc połączyć te dwie znane prawdy, wyciągnąć można wniosek, iż „coś” może powstać z niczego. Bo na początku był chaos… Pytania: czy podołamy? Nocne Polaków rozmowy o odpowiedzialności za słowo pisane, które zostanie i o kilku pokoleniach emigrantów na Wyspach, których przecież coś może łączyć.

Później szukanie tytułu, tematów, rozmowy z ludźmi, koncepcja graficzna i wreszcie decyzja, że o tym, nowym czasie, który dla wszystkich na emigracji jest wspólny, a dla każdego z osobna całkiem inny, trzeba pisać. Trudno mówić tu o jakiejś skomplikowanej biznesowej instytucji. Ot, komputery, drukarki, aparaty i kilka pokoi. Jedynym kapitałem od początku byli ludzie. To oni za cel postawili sobie stworzenie gazety, tygodnika, który udowodni, że z prawami rynku można walczyć, a za dobrym słowem nie musi koniecznie stać pieniądz. O tym wszystkim przekonałam się dopiero po przekroczeniu drzwi na King`s Grove. Zajrzeniu w każdy możliwy tam zakątek. I nie mogłam uwierzyć. Jak więc mają uwierzyć ci, którzy co tydzień otwierając „Nowy Czas” widzą oczami wyobraźni ogromne zaplecze i sztab ludzi? Czy miesiąc wystarczył mi, żeby zrozumieć, jak to jest możliwe? Na pewno pozwolił, aby podpatrzeć, podsłuchać, przyjrzeć się z bliska i przegrzebać w archiwum. Wczuć się w klimat tego miejsca, poznać kolegium redakcyjne, dziennikarską codzienność, tak w sumie niecodzienną i wreszcie uświadomić sobie, że Polak rzeczywiście potrafi. Są jednak plusy i minusy. Gdy podejmuje się trudne tematy, a o tych powszechnie znanych ma się inne zdanie,

gdy zaplecze finansowe jest tak niskie, a wymagania, którym trzeba sprostać tak wielkie – przychodzą chwile naprawdę ciężkie. Ale potknięć i niedociągnięć jest w „Nowym Czasie” coraz mniej. I znów dzięki ludziom, którzy przychodzą, pomagają, czasem tylko dobrym słowem, otuchą, ale często korektą czy własnymi pomysłami.

od CZasu do CZasu… Choć na rynku są już dwa lata, ludzie wciąż dzwonią, piszą, zaczepiają na ulicy: – Skąd ta nowa gazeta? Trudno wśród innej londyńskiej społeczności znaleźć naród, który mógłby się pochwalić podobną liczbą własnych mediów, w tym przede wszystkim prasy. Chyba mamy w sobie potrzebę wyrażania słowa, a kiedy można, to dlaczego tego nie robić? Skoro tak bardzo zaczęli się nami interesować Brytyjczycy, publikując nawet angielsko-polskie słowniki, przyszedł także czas na nas samych. By wreszcie pokazać, że przecież z kraju wyjechali też ludzie bardzo dobrze wykształceni, z ogromnym doświadczeniem i możliwościami, którzy tu, w Anglii znaleźli swoje miejsce, swój dom, jeśli nawet nie na zawsze, to chociaż na trochę. I o tych ludziach warto pisać, stawiać za przykład, pokazywać, że w końcu „wspólna Europa” daje nam wszystkim takie same szanse. Jest jeszcze kraj, ten, w którym

problem emigracji zamyka się gdzieś pomiędzy słowem zmywak, a zakrojoną na szeroką skalę, akcją „Gazety Wyborczej”: „Polacy wracajcie”. Kraj, w którym tak łatwo wystawia się sądy i buduje stereotypy. Zwłaszcza o tych, którzy wyjechali. Bo im problem jest dalej od nas, tym łatwiejsze wydaje się rozwiązanie. „Nowy Czas” nie chciał tą drogą kroczyć, skrót zresztą nie zawsze jest sensowny, przeważnie omija mnóstwo cennych miejsc i nie pozwala spotkać wielu ciekawych ludzi. A o to w Londynie nietrudno. Wątek zarobkowo-finansowy został gdzieś z boku, dając miejsce szeroko rozumianej rodzimej kulturze. Są więc wernisaże, wystawy, recenzje, spotkania, a wreszcie street art, bo przecież, gdy się tylko chce, można znaleźć czas na wszystko.

ludZiE wiEdZą, Co ZroBić Z CZasEm Tę gazetę stworzyła grupa ludzi, która myśli podobnie. Ludzi z wieloletnim doświadczeniem, i bez. Ludzi, którzy współpracują, rozumieją się, czasem pokłócą, ale którzy poświęcają swój czas, aby w kolejny czwartek wszystko było gotowe. Klimat, który tu powstał na początku, trwa. Budowanie czegoś bardzo jednoczy, to im zostanie na całe życie. Moim zdaniem, dają Czytelnikom przede wszystkim poczucie wyjątkowości ich czasu, nowego czasu.


|17

nowy czas | 5 września 2008

na czasie

Zdjęcia:. Maciej Kot

Na setkę, czyli spacerkiem po redakcji

Maciej Kot

ieszkam tu od dawna. Znam ich wszystkich, moi drodzy, jak własne cztery łapy. Kiedyś nawet miałem swoje pięć

M

minut na łamach, na drugiej stronie w cyklu „Pokażcie się”. Było moje zdjęcie i dostałem nawet kilka gorących listów od fanek. Moje notowania wyraźnie wzrosły i postanowiłem, idąc za ciosem, nadać pierwszą w historii kocią korespondencję. Dla was – Drodzy Czytelnicy. Najsampierw zajrzymy do naczelnego, gdyż jak sam mówi – gazeta to nie teatr, na próby czasu nie ma. Pokój z dużym biurkiem i takim zegarkiem na łańcuchu co mu go Cinos dał w prezencie. Dobrze Cinos zrobił, gdyż dla Grzegorza zawsze najważniejszy jest Nowy Czas. Czasem coś takiego powie, co się nawet filozofom nie śniło. Jak nie wiadomo o co chodzi, to

trzeba się Teresy zapytać... w pokoju obok. Ma taki duży monitor, gdzie się tygodnik montuje, żeby ze składem i ładem te wszystkie strony w gazetę połączyć. Mnie najbardziej publicystyka interesuje, lubię sobie czasem tak pośrodku 12 i 13 strony poleżeć. Teresa, co kiedyś po teatrach, a teraz po paginach, czasem dzwoni do siebie, żeby telefon znaleźć. Á propos telefonów, to dwóch specjalistów za ścianą siedzi i na okrągło to tu to tam przez te słuchawki nadają. Jakub i Marcin – od rabatów, promocji i cyferek. Dziarskie chłopaki, ale zupełnie nie reagują, kiedy miskę mam pustą. Może teraz się to zmieni. Jak ten artykuł mój w gazecie zobaczą.

Przez te sto numerów podpatrzyłem co nieco u Eli tych, że tak powiem, bajerów warsztatowych. Bo ona w tę klawiaturę bez ustanku klepie, no i jeszcze je kanapki co jej narzeczony robi. Od tego po lewej pożyczyłem aparat i popstrykałem kilka fotek, bo ten Marcin to taki niby fotograf jest, ale jak zobaczy, co zrobiłem, to się w końcu tą stroną internetową lepiej zajmie. Paweł, Asia, Magda będą mi zazdrościć, że tak bez stażu i praktyk od razu sobie artykuł taki łapką wyskrobałem i nawet korektorka Iweta za dużo mi nie pokreśliła. Taki ze mnie koci zuch. Jakby tego było mało, jeszcze będę w takiej książce, co się ją zwykle w trzech egzemplarzach drukuje i potem się ma tytuł

naukowy. Miła blondyneczka Kasia zawsze o pustej misce pamiętała i w tej książce o „Nowym Czasie” na pewno o mnie wspomni. Najgorszy jest ten dzień, co „Nowy Czas” do drukarni idzie, bo powiem wam, że wtedy prawie nikt o mnie nie pamięta. Trzeba od nogi do nogi chodzić i się przypominać, a jak nie reagują, zawinąć się w kłębek i oddać się marzeniom o dziennikarskiej sławie, bo kto wie, gdyż jak widać... Wszystko jest możliwe... PS. Pozwolę sobie na prywatę – jak już drogie kotki wiecie, jaki jestem słodki, piszcie do mnie koniecznie, spotkamy się w „Nowym Czasie” już za tydzień.


18|

5 września | 200 8nowy czas

kultura

Wrażenia z Edynburga Stefan Gołębiowski o raz siódmy miałem okazję uczestniczyć w najsłynniejszym w Europie (a chyba i na świecie) festiwalu kultury. Po raz pierwszy lało praktycznie bez przerwy. Wiadomo, że Szkocja to nie Afryka, ale tak złej pogody jak w tym roku najstarsi ludzie nie pamiętają. W dodatku Edynburg położony jest na skale, więc ulice wspinają się lub spadają, czyli schodząc w dół deszcz wali w plecy i do butów, a idąc pod górę – wali w twarz i również wlewa się do butów. Żaden parasol nie pomoże… Oczywiście musiało to wpłynąć ujemnie na frekwencję, choć i tak była wysoka (ponad 1,5 mln sprzedanych biletów – o ponad 100 tys. mniej niż w roku ubiegłym). W dodatku, zaraz na początku festiwalu popsuł się system komputerowy, więc nie można było odebrać biletów i w rezultacie niektóre przedstawienia wyprzedane były podwójnie. Mimo to liczby są imponujące – 31 tys. 320 przedstawień, 2088 tytułów w 247 salach widowiskowych, prawie 19 tys. wykonawców. 40 proc. spektakli było premierami światowymi, 60 proc. – europejskimi, 52 przedstawienia premierami brytyjskimi. Wykonawcy pochodzili z 46 krajów. Festiwal Fringe przynosi edynburskiej i szkockiej gospodarce około 75 mln funtów rocznie. Wystarczy zresztą przejść się po ulicach, barach i restauracjach, by zobaczyć, że te tłumy muszą zostawić w Edynburgu masę pieniędzy. Jak widać z powyższych liczb, obejrzenie nawet jednej dziesiątej tych widowisk było technicznie niemożliwe. Podobno przed laty jakiś maniak obejrzał około stu, ale chyba w końcu nie wiedział, na jakim świecie żyje i czy w ogóle żyje. Sale widowiskowe

P

››

Jedna z wielu scen – Namiot Udderbelly, gdzie występowali Caesar Twins

porozrzucane są po całym Edynburgu, w tym samym czasie odbywają się przedstawienia w różnych miejscach. W ciągu siedmiu dni obejrzałem jedenaście widowisk, wędrując do teatrów na piechotę (korki w Edynbur-

gu są chyba większe niż na Oxford Street, wiec poruszanie się autobusami odpada). Nie zdołałem obejrzeć „Emigrantów” Sławomira Mrożka, w wykonaniu nieznanego mi Teatru Wiczy. Recenzje były mieszane, ale na ogół

dość pozytywne. Największy chyba sukces frekwencyjny odniósł akrobatyczny zespół polskich bliźniaków Caesar Twins, którzy występowali w ogromnym namiocie Udderbelly przy wypełnionej po brzegi sali. Zebrał też

Edynburg & Bydgoszcz teatralnie Catherine Grosvenor napisała sztukę poświęconą polskiej emigracji. „Cherry Blossom”. Zrealizowały ją wspólnie dwa teatry: Traverse Theatre z Edynburga i Teatr Polski z Bydgoszczy. Prapremiera światowa już 27 września na scenie Traverse. 16 października zobaczą ją widzowie teatru bydgoskiego. Lorne Campbell, dyrektor Traverse Theatre w Edynburgu, bodaj najciekawszej sceny w Szkocji, będąc w Polsce na zaproszenie Instytutu Adama Mickiewicza zachwycił się Teatrem Polskim w Bydgoszczy. Jego zainteresowanie przerodziło się w propozycję współpracy. Campbell wyreżyserował „Cherry Blossom” wspólnie z Łukaszem Chotkowskim, dramaturgiem te-

atru bydgoskiego. Zagrali: Marta Ścisłowicz i Małgorzata Trofimiuk oraz John Kazek i Sandy Grierson. „Cherry Blossom” to odważna, multimedialna sztuka, której autorka zagłębiła się w mity i realia emigracji oraz tożsamość Europy XXI wieku. Pracę nad dramatem zaczęła od wywiadów z Polakami mieszkającymi w Szkocji. Ostatni rok zespół spędził na przemyśleniach, w jaki sposób stworzyć sztukę dającą wyraz jednemu z najpilniejszych pytań naszych czasów. Jak powiedział Campbell: „Projekt ukazuje historię i specyfikę emigracji z obu stron, dlatego szczególnie ważne było, aby pracowali nad nim twórcy z Polski i

Szkocji. Nie ma to być szkockie spojrzenie na polskość, ale wspólne dzieło o naszej życiowej przestrzeni.” Od lat 60. Traverse Theatre to kluczowe miejsce spotkań podczas Fringe Festival w Edynburgu. Współpracuje z dramatopisarzami różnych krajów. W 2005 roku wyprodukował „In the Bag” Wanga Xiaoli – pierwszą pełną produkcję współczesnej chińskiej sztuki w Wielkiej Brytanii. Projekt ten był częścią planu „Playwrights in Partnership”

(„Dramatopisarze we współpracy”), który łączy zagranicznych i szkockich pisarzy oraz sprowadza najbardziej dynamiczne nowe głosy z całego świata na sceny Edynburga. Przykładem takiej właśnie współpracy jest „Cherry Blossom”. Teatry znalazły pomoc z jednej strony British Council i Glasgow University, a ze strony polskiej: Instytutu Adama Mickiewicza i Instytutu Kultury Polskiej w Wielkiej Brytanii. (es)

świetne recenzje. Nie udało mi się nawet dostać biletu prasowego, gdyż organizatorzy uznali, że za dużo dziennikarzy nie potrzeba, bo chłopcy i tak są wystarczająco dobrze rozreklamowani. Rzeczywiście, ich akrobatyczne popisy są bardzo efektowne i powinni wystąpić w Las Vegas, bo to dla nich najlepsze miejsce. Kolejnym polskim wykonawcą, którego obejrzałem, był Pavel Douglas, występujący w monodramie I Shot Dirty Den (Pavel grał w popularnej soap operze „Eastenders”). Polecono mi to przedstawienie w biurze prasowym ze względu na to, iż Douglas pochodzi z Krakowa (choć mieszka w Anglii od 1956 roku) i w dodatku jest synem bardzo kiedyś popularnego, zmarłego w 1985 roku, aktora Stanisława Zaczyka. Mając taki rodowód nic dziwnego, że sam jest dobrym aktorem, a w artystycznej biografii ma wiele interesujących ról filmowych (m.in. w bondowym „Goldeneye”), telewizyjnych i teatralnych. W spektaklu sporo jest o jego życiu w Krakowie i ciekawostek z artystycznego świata. Z polskim rodowodem (ale urodzony w Anglii i nie mówiący po polsku) był młody komik Mike Wozniak. Zabawny, ale niestety trochę się powtarzający i mówiący za szybko, co wpłynęło na recenzje prasowe. W dodatku spektakl odbywał się w nocnym klubie w stylu arabskim, gdzie siedziało się na niezbyt wygodnych poduszkach. Całe szczęście, że występ trwał tylko 50 minut… Obejrzałem również monodram sławnej przed laty (a obecnie występującej w bożonarodzeniowych pantomimach) szwedzkiej gwiazdy Britt Ekland, która opowiadała głównie o swoich przygodach matrymonialno-miłosnych (była m.in. żoną Petera Sellersa). Wbrew moim oczekiwaniom było to interesujące. Niezwykle zabawne było taneczno-śpiewane przedstawienie „Dancing on your grave” w wykonaniu zespołu Cholmondeleys and Featherstonehaughs oraz zespołu Corpse De Ballet. Wykonawcy byli świetni, ale treść opisać trudno, bo były to pojedyncze numery, połączone morderczą tematyką. W sumie makabra na wesoło. Widziałem także interesujący spektakl o sławnym w latach pięćdziesiątych amerykańskim pisarzu Jacku Kerouacu, w wykonaniu komika Scotta Capurro (którego ponury humor nie każdemu przypada do gustu) oraz londyńskiego kabareciarza Jonny’ego Woo, trochę szokującego kostiumem i tekstami. Bardzo ciekawy dla mnie był występ Davida Bensona (którego znałem z poprzednich pobytów w Edynburgu). Benson, który świetnie śpiewa i jest znakomitym naśladowcą (nie parodystą) głosów, manier, zachowań, wcielił się w postać znanego aktora, piosenkarza i autora piosenek Noela Cowarda. Na koniec – jako że nie samą sztuką żyje człowiek – trafiłem w Edynburgu do polskiej restauracji, połączonej z delikatesami, pod nazwą „Pani Solińska”, która mieści się w New Town. Jedzenie serwują niewyszukane (za to bardzo polskie), smaczne i tanie, a obsługujące Polki – po prostu urocze. Przy następnym pobycie na pewno to miejsce znów odwiedzę.

Fot. » 16


|19

nowy czas | 5 września 2008

kultura

świat kulturalnie „Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo” – najnowsza książka prof. Normana Daviesa jest już na półkach polskich księgarń. Premiera prasowa książki odbyła się w Muzeum Powstania Warszawskiego. Publikacja w języku angielskim ukazała się w Wielkiej Brytanii w 2006 roku. W Polsce jej tłumaczenie właśnie wydało wydawnictwo Znak. Dwa brytyjskie muzea – londyńska National Gallery i szkockie National Galleries – zaapelowały o zbiórkę 125 mln euro na zakup dwóch obrazów Tycjana, by nie trafiły w ręce prywatne lub za granicę. „Diana i Akteon” oraz „Diana i Kalisto” – ich właścicielem jest hrabia Sutherland. Zaproponował muzeom kupno po obniżonej cenie – po 50 mln funtów za obraz. Galerie poszukują prywatnych sponsorów, a także liczą na pomoc państwa. Pierwsze pieniądze trzeba zebrać do 31 grudnia. Słynne logo grupy Rolling Stones – wielkie czerwone usta z językiem na wierzchu – znalazło się w stałej

Muzyka to nie tylko dźwięki Od 10 lat Indios Bravos są ważnymi przewodnikami po rytmach reggae; ostoją spokoju i pozytywnej siły na polskiej scenie alternatywnej. Wrażliwość muzyczna Piotra Banacha i proste prawdy, wyrażone niebagatelnym wokalem Piotra Gutowskiego, przywołują obrazy błogiej młodości, częstych podróży stopem, kameralnych festiwali... Z Piotrem „Gutkiem” Gutkowskim i Piotrem Banachem z Indios Bravos rozmawia Anna Gałandzij.

Z jednej strony The Doors i The Allman Brothers Band, a z drugiej na przykład grupa War.

Jak spędziliście wakacje ? Znaleźliście czas na festiwalowe granie?

Gutek: – Gramy bardzo dużo koncertów, nawet w okresie letnim, więc na wakacje zawsze czekamy z utęsknieniem. W tym roku było to zaledwie dwadzieścia dni, które każdy spożytkował na swój sposób. Ja wybrałem się na osiem dni do Paryża, a po tym jeszcze niecały tydzień w Londynie. We Francji towarzyszył mi Banach i wspólnie oddychaliśmy atmosferą tego miasta. Muszę z ubolewaniem dla Wyspiarzy stwierdzić, że Paryż bije Londyn na łeb i to pod wieloma względami. Bardzo lubię Londyn, ale teraz miastem numer jeden jest dla mnie Paryż.

A czego teraz słuchacie? Tylko nie mówcie, że wszystkiego! (śmiech)

Gutek: – Po części udzieliłaś sobie odpowiedzi na to pytanie. (śmiech!) Ja słucham teraz płyt, które przywiozłem z wakacji. Są to np. Gaudi & Nusrat Fateh Ali Khan, T-Bone Burnett, Ben Harper, Radio Tarifa, Serge Gainsbourg i odkrycie sezonu – Black Mountain z Kanady. Gutek, mieszkasz w Katowicach, to niezbyt kreatywne miejsce, z tego co pamiętam, ale mimo to bardzo wcześnie rozpocząłeś życie profesjonalnego artysty.

Wolicie grać koncerty w klubach czy na świeżym powietrzu?

Gutek: – No wiesz, jak możesz?! Wara od mojego miasta. (śmiech) Inspirację czerpię z życia, z uważnego smakowania go wszystkimi zmysłami. Tego nauczył mnie Banach.

Gutek: – Wszystko ma swoje wady i zalety. Gdybym musiał jednak jednoznacznie się określić, opowiedziałbym się za koncertami klubowymi. Są bardziej kameralne i jest lepszy kontakt z publiką. Na dużej scenie to wrażenie się rozmywa. 14 września zagracie w Londynie już po raz drugi w tym roku. Czy przybywacie na Wyspy z jakiejś szczególnej okazji?

kolekcji Victoria & Albert Museum w Londynie. Usta zostały zaprojektowane w 1970 roku przez ówczesnego studenta Johna Pascha, zarobił w ten sposób 50 funtów. Muzeum kupiło logo na aukcji w USA za 92,5 tys. dolarów. Na rynek trafiła winylowa wersja albumu „1991” grupy Izrael. To jedna z najważniejszych płyt alternatywy. Izrael powstał w 1983 roku. Założyli go Robert Brylewski znany z Kryzysu i Brygady Kryzys oraz Paweł „Kelner” Rozwadowski, wokalista Deutera. Firma W Moich Oczach, ma już na koncie winylowe edycje płyt Armii i Siekiery. Tysiąc numerowanych egzemplarzy to gratka dla fanów legendarnej grupy. Izrael w tym roku znowu wszedł do londyńskiego studia, by zarejestrować premierowy materiał. Amerykański trębacz Chris Botti będzie jedną z gwiazd Sopot Jazz 2008. Wystąpi pierwszego dnia festiwalu, 11 października, u jego boku pojawi się Anna Maria Jopek.

Gutek: – Myślę, że nie potrzebujemy specjalnych okazji aby zagrać w Londynie. Patrząc na liczbę młodych Polaków mieszkających tu, błędem byłoby zaniedbywanie ich i pojawianie się od wielkich okazji. Londyn to kolejne „polskie” miasto na mapie naszych muzycznych podróży. Co usłyszymy na tej imprezie?

Gutek: – Zagramy utwory z wszystkich naszych płyt, wzbogacając je o nagrania z solowej płyty Piotra Banacha, zatytułowanej „Wu Wei”. Można liczyć też na kilka utworów z kolejnej płyty, nad którą dopiero pracujemy. Planujecie jakieś niespodzianki, jeśli chodzi o skład?

Piotr Banach: – Nie planujemy, zagramy w swoim podstawowym składzie. Kiedy poprzednim razem graliśmy w Londynie, nie grali Marcin i Groszek, którzy są z nami dopiero od kilkunastu miesięcy. We wrześniu zeszłego roku nastąpiły u nas zmiany klawiszowca i perkusisty, tak więc jeśli chodzi o granie w Londynie, można obecny skład Indios Bravos traktować jako nowość. Powołaliście Indios Bravos do życia około dziesięć lat temu. Skąd pomysł na granie reggae?

Piotr Banach: – Trudno tu mówić o pomyśle, raczej o konieczności. W

Piotr Gutkowski i Piotr Banach.

tamtym momencie reggae tkwiło w nas tak mocno, że po prostu nie było możliwości go nie grać. Moja fascynacja reggae sięga początku lat 80. i co jakiś czas bierze górę nad innymi fascynacjami, a wtedy zaczyna to być mocno słychać w mojej twórczości. Gutek, w „Nie Rytmiczny Me How” śpiewasz: „Reggea jest w sercu mym”. Czym jest dla Ciebie reggae?

Gutek: – Cóż, kiedy pisałem słowa tej piosenki, reggae było dla mnie na pewno czymś innym niż teraz. Wtedy zajmowało pierwsze miejsce w hierarchii ważności. Jest to całkiem zrozumiałe dla neofity gatunku, jakim byłem. Dziś na pewno jest częścią mnie, ale w aktualnej wersji refrenu musiałbym wymienić jeszcze wiele innych gatunków. Jako artyści reggae, na ile utożsamiacie się z ideologią rasta?

Gutek: – Nie utożsamiamy się z nią w ogóle. Dla nas reggae to przede wszystkim muzyka. Często niosąca istotne treści, ale aspekt religijny pozostawiamy zainteresowanym. Ja nie czczę cesarza Etiopii i nie pragnę powrotu do Afryki. Jest to dla mnie logicznie obce. Cytując Lao Che, „jestem słowianinem”. Czy można według Was oddzielić muzykę reggae od ideologii rasta,

i wciąż pozostać autentycznym artystą reggae??

Piotr Banach: – A czy można śpiewać bluesa, nie będąc poddawanym segregacji rasowej, zbieraczem bawełny lub robotnikiem kolejowym? Blues wyrósł z afrykańskich pieśni, śpiewanych gdzieś na bawełnianych polach przez czarnoskórych niewolników, a jednak raczej nikt nie twierdzi, że na przykład Eric Clapton jest nieautentyczny, grając bluesa. Reggae było i jest nośnikiem treści, powiązanych z ideologią rasta, ale to nie ruch wyznawców Hajle Sellasje stworzył reggae. Reggae to gatunek muzyczny, a nie filozofia, jest w nim miejsce i dla rastamanów, i dla buddystów, i dla tych, którzy chcą sobie tylko potańczyć. Wasza ostatnia płyta „Peace”, choć bardziej złożona niż jej rootsowe poprzedniczki, jest odejściem w kierunku rocka, a nawet bluesa. Opowiedzcie o muzycznych inspiracjach Indios Bravos.

Piotr Banach: – Bez wątpienia fundamentem muzyki granej przez Indios Bravos jest reggae, ale na tym fundamencie stawiamy własną budowlę. Inspiruje nas mocno to, co działo się w muzyce na przełomie lat 60. i 70., ta mieszanina wyrosłej z bluesa hipisowskiej psychodelii i transowych, funkowych rytmów.

Piotrze, najpierw był kultowy już Hey, potem Indios Bravos – oba osiągnęły sukces komercyjny i zdobyły wierne rzesze fanów. Wydajesz się być jedną z najbardziej znaczących osobistości na polskiej scenie muzycznej ostatnich 20. lat . Co pomogło Ci osiągnąć taki sukces?

Piotr Banach: – Miłość do muzyki, konsekwencja w działaniu i zrozumienie, że muzyka to nie tylko dźwięki, to nie tylko granie na takim czy innym instrumencie, ale przede wszystkim uniwersalny sposób na wyrażanie siebie i komunikowanie się z innymi ludźmi. Muzyka pozbawiona treści, a tą treścią są emocje, które wkłada w nią jej twórca, jest tylko rytmem i melodią, może sprawiać przyjemność, ale nie powoduje dreszczy. Żeby wypowiadać się za pomocą muzyki, trzeba mieć o czym mówić. Trzeba uważnie przyglądać się światu, czytać, oglądać, smakować, trzeba też równie uważnie przyglądać się sobie, by być świadomym tego, co się myśli i czuje.

Indios Bravos: 14 września, godz. 19.00 Uwaga: ROZDAJEMY BILETY! Aby otrzymać jedną z pięciu wejściówek należy dzwonić do redakcji „Nowego Czasu”, we wtorek, 9 września, w godz. 14.00-17.00. Tel. 0207 639 8507


20|

nowy czas | 5 września 2008

moim zdaniem

Pisać każdy może michał sędzikowski

agnieszka mierzwa

gaLeria nowyczas

Niestety to prawda. Obecnie nic nie stoi na przeszkodzie nie tylko pisaniu, ale i publikowaniu dowolnego rodzaju treści. I nie mówię tutaj nawet o forumowym motłochu, który oswoiwszy się ze swoją całkowitą bezkarnością schamiał i zdurniał już do reszty. Co ma zresztą motłoch zrobić, gdy przykład idzie z góry? Jakość publicystyki, nie licząc paru tytułów, leci na łeb na szyję. Pomijam tę kwestię, że niektóre polskie portale wzorem swoich angielskich odpowiedników oflagowały się już jako otwarcie skierowane do niedorozwiniętych. Na o2.pl jako artykuł dnia możemy więc znaleźć tytuły w rodzaju: Raport: „Czy duża łechtaczka przeszkadza dziwkom w seksie”, albo „reportaż: „Ten człowiek zamienił się w drzewo” i tam jest naprawdę o człowieku, który zamienił się w drzewo. Niebezpieczne jest to, iż owe twory wyznaczyły nową dolną granicę, więc niektórym się bzdurzy, że wystarczy nie pisać o ludziach-drzewach, żeby być poważną redakcją. Z naszej emigracyjnej perspektywy to jest właśnie najgorsze, że redakcje powstają tutaj jak grzyby po deszczu i prawie każda ekipa jest przekonana, że pisać każdy może. To zawsze budziło we mnie zgrozę, ale doczekaliśmy takich czasów, kiedy do pomalowania ściany w redakcyjnym wychodku wzywa się dy-

plomowanego malarza i płaci mu konkretne pieniądze, a kiedy trzeba zapełnić czymś strony numeru, to wzywa się byle kogo i płaci mu się w orzechach. A jak mądrze mawiają Anglicy: „Jeśli płacisz orzechami, zatrudnisz małpy”. Liczne redakcje wychodzą jednak z romantycznego acz naiwnego założenia, że każdy ma coś do powiedzenia i wystarczy jedynie, że nie jest analfabetą. Przesadzam? Oto przykłady: Było takie pismo w Southampton – „Polish Style”, w którym redaktorem naczelnym został facet, otwarcie przyznający się, że o gazetach nie ma pojęcia i że nawet ich nie czyta, bo go to nudzi, tekstów, które przychodzą do redakcji też nie czyta, tylko je daje do „korekty” i sruuu… do drukarni. Zaś korektę i skład robił Anglik, który polskiego nie znał ni w ząb. Nie znał również Quark Express, ponieważ nie wiedział, jak zamieszczać teksty w polu tekstowym, na skutek czego fragmenty artykułów były po prostu ścięte. Był jednak, zdaje się, bratem właściciela, więc żaden uczciwy polonista, który przyjechał do Anglii nie miał z nim szans. Jak się domyślasz, Drogi Czytelniku, efekt tego, co trafiało do ręki odbiorcy był po prostu porażający. „Polish Style”, który istotnie powinien się nazywać „The Worst Polish Style” na szczęście upadł. Oto jednak, jak kolejna głowa hydry, wykwitł jego następca – „Nasza Anglia”, gdzie już na pierwszej stronie redakcja bez żenady daje do zrozumienia, że nie ma za-

miaru płacić swoim publicystom złamanego pikacza. Za to z rozmachem średniowiecznych szarlatanów wróży potencjalnym frajerom błyskotliwą karierę wolontariuszy, którzy pod okiem profesjonalnych publicystów (czyt: królika i kumpli) staną się sławni i nauczą się fachu. O profesjonalizmie redakcji możemy już dowiedzieć się po „zgooglowaniu” imienia i nazwiska redaktor naczelnej profesjonalnego zespołu. Wyskakuje wówczas nam tylko link do „Naszej Anglii”. Jak widać, jej przygoda z profesjonalizmem, jak i w ogóle z pracą dziennikarską, zaczęła się właśnie od tego momentu. Błędy interpunkcyjne, rozpoczynające się już we „wstępniaku” naczelnej, nie wskazują na to, żeby przyszli darmowi pracownicy nauczyli się od swoich opłacanych kolegów czegokolwiek poza tym, że w polskim środowisku znajomości to jak zawsze podstawa. Onet.eu – och, jak powiało Zachodem, krajem równych szans i możliwości. Kiedyś miałem w zwyczaju kolekcjonować kretynizmy, pojawiające się na Onecie. Jakie zamieszanie informacyjne wprowadzają pracownicy portalu, niech naświetli przykład: swojego czasu Onet.eu podał, że czterech strażaków zginęło, ratując nielegalnych polskich emigrantów, którzy po kryjomu nocowali w miejscu pracy. Jak przystało na prawdziwego dziennikarza, z czystego wścibstwa odnalazłem Polaków, którzy pracowali w owej hurtowni. Prawdą okazało się tylko to, że

Polacy w hurtowni pracowali za dnia, zaś podczas pożaru, który miał miejsce w nocy, zginęli strażacy, którzy dostali rozkaz upewnienia się, czy nikogo nie ma w środku. Pisząc o olimpiadzie Onet podał, że jakaś tam drużyna wylądowała w mieście Beijing. Beijing, to po angielsku oczywiście Pekin. Pytanie, czy dziennikarz powinien o tym wiedzieć, a przynajmniej, czy powinien sprawdzić znaczenie słów, które bezmyślnie przepisuje, jest retoryczne. Tacy właśnie fachowcy pracują w miejscach, które nawet są wypłacalne…, ale bądźmy szczerzy! Po prostu uznają, że płacić profesjonaliście profesjonalną stawkę to, jak rzucić pieniądze w błoto, skoro coś tam napisać może każdy.

Gdy zerknąć na internetowe fora polskiej prasy emigracyjnej, to albo świecą pustkami, albo roi się tam od trolli. Przecież poważni ludzie nie siądą do takiej lektury, bo już nam nie ufają, tylko włączą sobie „Wprost”, „Rzeczpospolitą” albo inne wypróbowane tytuły. Do naszej prasy w większości siądą trolle. Do tego właśnie prowadzą cwaniackie metody, bo trzeba zadać niektórym wydawcom pytanie: kogo wy właściwie chcecie przyciągnąć? Czy naprawdę chodzi tu o stworzenie małpiej koterii? Czy jak was bolą zęby, to idziecie do kumpla sadysty, który wyrwie je dla was nie dość że za darmo, to jeszcze z przyjemnością, czy pójdziecie do fachowca?


|21

nowy czas | 5 września 2008

londyńskie klimaty

Rzeczpospolita Pubowa Jacek Ozaist

Przejęliśmy angielski pub, zdobywając kolejny polski przyczółek na wielonarodowej mapie Londynu.

Fot. Piotr Apolinarski

Był mało ciekawą, bliską zamknięcia meliną, choć przed wieloma laty na tej samej scenie, gdzie dziś buja się DJ Tomek, zagrał sam Jimmy Hendrix. Oprócz szacunku, pub ten stracił również stałych bywalców, którzy teraz, nie bez oporu, zaczęli wracać, dziwiąc się nowemu wystrojowi i miłej atmosferze. Jest ich około dwudziestu. Niektórzy przychodzą codziennie, inni rotacyjnie, co kilka dni. Wszyscy razem są jedynie w weekendy: od tradycyjnej piątkowej popijawy, aż do łagodnego, niedzielnego wychodzenia z alkoholowego dołka. Podobno to staroangielska tradycja, ale Anglików w tym towarzystwie jest ledwie kilku. Trzon stanowią: Szkot, Walijczyk, Irlandczyk, Sikh, muzułmanin z Indii, mieszkaniec Barbados, Somalijczyk... Był wśród nich też nasz Tadzio, jednak ani nie pojął idei, ani nie wytrzymał tempa. Grono piło, bawiło się i nazajutrz szło do pracy, a Tadzio pauz nie uznawał. Wyjechał w końcu do kraju, na odwyk i odpoczynek. Patrząc na nich co dnia, doszedłem do wniosku, że pub jest nie tylko miejscem społecznych interakcji, lecz przede wszystkim szkołą najlepiej pojętej demokracji. Wielu z nas, przed przyjazdem do Londynu, nie miało częstych okazji, by zetknąć się z egzotycznymi narodami, innym kolorem skóry, odmiennymi zwyczajami i standardami zachowań. Prosto z miast, miasteczek

i wsi trafiliśmy do wielokulturowego kotła, w którym każdy musiał się jakoś odnaleźć. Początkowo reagowaliśmy lękiem, pogardą, czasem agresją. Tubylcy reagowali podobnie. Choćby u nas w pubie. Kilka razy rośli przedstawiciele lokalnej społeczności starli się na pięści z rosłymi reprezentantami kraju znad Wisły, lecz z czasem relacje uległy poprawie i dziś wszyscy są przyjaciółmi. Zżyliśmy się ze sobą, poznaliśmy mocne i słabe strony, przyzwyczajenia i tematy tabu. Wcześniej napity, angielski żulik potrafił mruknąć: f.....g Polish pub, splunąć pod nogi i przejść na drugą stronę ulicy. Dziś i oni nam odpuścili. Są w Londynie puby irlandzkie, hinduskie, tajskie, nawet gejowskie (takie z tęczową flagą), więc może być i polski. Sprawa wymagała czasu. Przede wszystkim pub jest społecznym rodzajem parlamentu i forum dyskusji obywatelskich. Protestant spiera się w nim z katolikiem, kibic Chelsea z kibicem Millwall, polityk ze sprzątaczem ulic, urzędnik imigracyjny z uchodźcą ekonomicznym, bankier z żebrakiem. Przy barze, przy papierosie w ogródku, przy pisuarze. Nigdy przy użyciu przemocy. Polak, który zwykł rozwiązywać spory szabelką, pięścią, „tulipanem” lub sztachetą, zyskał tu niebywałą okazję, aby zobaczyć, że można pięknie się różnić bez rękoczynów. Także przy alkoholu. Ostatnio okazało się, że pub może być także doskonałym nauczycielem tolerancji. Nastąpił bowiem istny wysyp mieszanych małżeństw oraz Brytyjczyków polskiego pochodzenia, którzy mimo koloru skóry, świetnie władają naszym językiem i chcą nawiązać z nami kontakty. Nieśmiało, wręcz lękliwie zaczęły pojawiać się u nas żony Hindusów, muzułmanów, Murzynów, ludzi z Albanii, Libanu, RPA. Rozmowy z nimi wiele nas nauczyły, pomogły złamać mnóstwo ste-

reotypów i schematów myślenia. Miały prawo wyboru partnera i są z tym szczęśliwe. W pubie nie ma innej możliwości. Trzeba akceptować odmienność, bo ona dookreśla naszą. Najpiękniejszą lekcję tolerancji przeżyłem jednak przy futbolu. EURO 2008. Mecz Polska-Niemcy. Pub pęka w szwach. Czapki, szaliki, koszulki. Rozśpiewany tłum samych swoich. I nagle wkracza między nas Niemiec, z flagą narodową na plecach, śpiewając: Deutschland, Deutschland!!! Milkniemy. Zdziwienie, niedowierzanie, szok. Słychać pomruk: samobójca, czy co? Steffan śmiało wchodzi w tłum i szuka miejsca, nic sobie nie robiąc z wrogich spojrzeń sąsiadów. Ktoś nawiązuje dyskusję. Steffan wygłasza tyradę na temat potęgi niemieckiego futbolu. Ktoś inny odpowiada, że gdyby nie deszcz w Monachium... Rozpoczyna się sprzeczka, sięgająca atawizmów – II wojny światowej, a nawet bitwy pod Grunwaldem. Bardziej krzepcy rodacy krzyczą: – Sprzedaj gościowi liścia (zdziel go otwartą dłonią), kopnij go w tę szwabską dupę itp. Gwizdek sędziego ucisza wszystkich. Polacy śpiewają i wiwatują cały czas, Steffan tylko dwa razy. Te wiadome. Po meczu mało kto patrzy na świętującego Niemca. Pub pustoszeje. Nieźle już wstawiony Steffan śpiewa przy barze sobie tylko znane przyśpiewki. Któryś z Polaków nie wytrzymuje i cedzi mu prosto w twarz, że gdyby nie Podolski, Klose, Trochowski, to oni, by... Niemiec przyznaje mu rację i stawia piwo. Siadają razem i na nowo oddają się dyskusji o pięknie piłki nożnej. Steffan został z nami. Bardzo lubi Polaków. Pije Tyskie, jak większość bywalców pubu. Co byśmy zyskali, gdyby ktoś dał mu w pysk?

Transport for London Transport for London Opracowanie: Magdalena Kubiak

Nowy rok szkolny z darmowym biletem Prawie 80 proc. uczniów w wieku 11-15 lat korzysta z darmowych przejazdów londyńskimi autobusami i tramwajami. Jednak wielu uczniów szkół średnich wciąż płaci pełną cenę za bilet. Dlatego Transport of London przypomina o zasadach korzystania z bezpłatnych przejazdów. Dzięki karcie Oyster Zip ze zdjęciem rodziny mogą zaoszczędzić nawet do 300 funtów rocznie. Są one przeznaczone dla uczniów szkół średnich oraz uczącej się młodzieży w wieku powyżej 16 lat. Dodatkowo, dzieci z najuboższych rodzin mogą korzystać z metra, DLR-u oraz London Overground jedynie za funta dziennie.

Szesnastolatkowie (i starsi), nie kwalifikujący się do zniżek, ale posiadający Oyster card ze zdjęciem, także będą mogli podróżować taniej (zniżka co najmniej 50 proc). Boris Jonson, burmistrz Londynu, przyznaje, że ważnym powodem wprowadzenia programu Zip była poprawa zachowania nastolatków w środkach transportu. Formularze Oyster Zip dostępne są na poczcie. Czas realizacji zamówienia może wynieść nawet dwa tygodnie, dlatego warto złożyć formularz jak najwcześniej. Do czasu otrzymania karty uczniowie szkół średnich będą musieli płacić za bilety pełną kwotę.

Corporate identity Corporate identity

Utrudnienia w komunikacji Central Line Do połowy października zamknięta stacja Shepperd's Bush. Bakerloo line W niedzielę zawieszona między Wilesden Junction i Harrow&Wealdstone. Autobusy zastępcze. District line Przez cały weekend zawieszona między East Ham i Upminster. Zaleca się skorzystanie z C2C lub autobusów zastępczych. Oprócz tego na Acton Town będą możliwe tylko przesiadki. Victoria line Cała linia zamknięta w niedzielę. Autobusy zastępcze Jubilee line: W niedzielę nie kursuje między Green Park i Stratford. Zapewnione będą autobusy zastępcze.

Hammersmith & City line Przez cały weekend nie kursuje między Whitechapel i Barking. Podróż między tymi stacjami możliwa będzie za pomocą District line (do East Ham) i autobusów zastępczych. Northern Line Cały weekend zawieszona między Colindale i Edgware. Zaleca się korzystanie z autobusów zastępczych. Piccadilly Line Stacja Green Park będzie otwarta od 6:00 w sobotę i od 7:30 w niedzielę. Oprócz tego przez cały weekend zamknięte będą stacje Osterley i Russel Square. London Overground Zawieszony między Wilesden Junction i Watford Junction.

Basic elements Basic elements


22|

5 września 2008 | nowy czas

to owo

redaguje Katarzyna Gryniewicz

KONSUMENTA

Polowanie na muchy

Terapia szokowa

Jak najskuteczniej upolować muchę – takimi problemami też zajmują się poważne ośrodki badawcze. Naukowcy z California Institute of Technology zastanawiali się, dlaczego muchy wykazują dużą odporność na próby zabicia ich przy pomocy zrolowanej gazety. Okazało się, że muchy, z niewiadomych powodów wiedzą, gdzie wyląduje rulon i starają się go ominąć. Tak, tak – owady te potrafią w ułamku sekundy oszacować swoje szanse i wybrać właściwą strategię ratunkową. Przybierają błyskawicznie odpowiednią pozycję nóg i skrzydeł, która pozwoli im się odbić i poszybować w dowolnym kierunku. Informacje, jakich dostarczają naszemu mózgowi oczy, są idealnie sprzężone z informacjami motorycznymi płynącymi z odnóży i dlatego mucha wie, skąd nadchodzi niebezpieczeństwo i jak uchronić swoje ciało. Skuteczne polowanie na muchy powinno polegać na wyprzedzeniu jej i celowaniu w miejsce, gdzie prawdopodobnie zamierza usiąść albo uskoczyć, kiedy tylko dostrzeże zbliżające się niebezpieczeństwo. Bądźmy szczerzy – te badania potwierdziły tylko coś, co od dawna podejrzewaliśmy – muchy wcale nie są takie głupie, jak by mogło się wydawać. Może należałoby im dać drugą szansę?

Pewna arktyczna foka do tego stopnia nie lubiła zimna, że naukowcy postanowili poddać ją specjalnej terapii. Dwuletnia Sahara (naukowcy bywają bardzo złośliwi) przebywa teraz w ośrodku rehabilitacyjnym The National Seal Sanctuary w Gweek w Kornwalii. Zainstalowano tam specjalną maszynę do produkcji lodu, aby foka mogła oswajać się z arktycznym środowiskiem. Kiedy Sahara miała dziewięć miesięcy, znaleziono ją na marokańskiej plaży ledwie żywą z upału. Przetransportowano ją wtedy w okolice Orkadów, oznakowano i wypuszczono do morza. Niestety, wkrótce fokę znów odnaleziono w znacznie cieplejszych wodach Hiszpanii. Uszatki czasem zapuszczają się na wody południowej Europy w poszukiwaniu pożywienia i zaraz po tym, jak je znajdą, wracają „do siebie”. Tymczasem Sahara każdą z takich podróży kończyła na plaży, niebezpiecznie niedożywiona i kolejnej mogłaby już nie przeżyć. Dlatego poddawana jest zabiegom, mającym na celu stopniowe przygotowanie jej do życia w jej naturalnym środowisku. Na razie foka trzyma się najdalej jak tylko można od lodu, a opiekunowie mają nadzieję, że przełamie tę niechęć, zanim z obecnego 140-kilogramowego szczenięcia przeobrazi się w 400-kilogramowego kolosa, który będzie wymagał nowego wybiegu.

Telefon niemożliwy Brytyjski Urząd ds. Standardów w Reklamie (ASA) zakazał wyświetlania reklamy iPhone w Wielkiej Brytanii. Urząd uznał, że Apple zapewnia w reklamie o funkcjach telefonu, których to urządzenie nie spełnia. Jak pisze „The Guardian”, zastrzeżenia ASA dotyczą m.in. tego, że w spocie pada stwierdzenie, że w iPhonie są wszystkie opcje internetu. Tymczasem, jak zauważyły osoby składające skargę, iPhone nie obsługuje technologii Flash i Java. W związku z tym, nie można na nim wyświetlać wielu stron www. Producent broni się, argumentując, że dzięki iPhone'owi można korzystać ze wszystkich stron internetowych, choć nie ze wszystkich ich funkcji, bo Apple nie może zapewnić zgodności z każdą technologią na rynku. Racja, tylko po co to obiecywać. Nic dziwnego, że tłumaczenia nie przekonały ASA.

Matematyczne prze(d)szkolenie Dlaczego warto posyłać dzieci do przedszkola? W przyszłości będą miały lepsze oceny z matematyki. Prowadzone w Wielkiej Brytanii badania nad zdolnościami matematycznymi dzieci wykazały, że granie w gry zawierające słowa i cyfry, przynosi znakomite efekty. Oczywiście można grać w domu, ale nie zawsze rodzice mają dość czasu i cierpliwości, by przyłożyć się do tego. Prof. Edward Melhuish z londyńskiego Birkbeck College przyjrzał się dzieciom w wieku od trzech do dziesięciu lat i

Chmura statków Naukowcy z University of Edinburgh wymyślili nową broń do walki z globalnym ociepleniem – flotylla tysiąca pięciuset bezzałogowych statków, wytwarzających „całuny” pokrywające i wybielające chmury, dzięki czemu będą lepiej odbijały promieniowanie słoneczne. Pomysł zakłada wykorzystanie napędzanych obrotowym żaglem jednostek, które patrolowałyby wybrane obszary oceanów, opryskując chmury kropelkami wody morskiej. Kropelki wody zwiększają powierzchnię chmury i odbijają promienie słońca, równoważąc w ten sposób ocieplenie, spowodowane emisją gazów cieplarnianych. Jakkolwiek skomplikowanie to brzmi, prostota nowej metody polega na wykorzystaniu siły wiatru i morskiej wody. Poza tym, flotyllę można skierować w dowolne miejsce na Ziemi, aby działała lokalnie. Wiatr i grupa ludzi w centrum nawigacyjnym zaprowadzą trzystutonowe łodzie z prędkością do 24 węzłów tam, gdzie trzeba, a umieszczony na wszelki wypadek silnik diesela sprowadzi je bezpiecznie do portu. Na budowę odpowiedniej liczby statków potrzeba będzie aż 20 mln funtów, za to kiedy już powstaną, będą mogły przy okazji pełnić funkcję pływających stacji meteorologicznych. Na statkach znajdą się też koce i zapas wody pitnej, by w razie potrzeby mogły ratować nie tylko ginącą planetę, ale i morskich rozbitków.

Too sexy dla Brytyjczyków

przeprowadził szczegółowe wywiady z ich rodzicami. Zauważył, że przedszkolne wychowanie jest tak samo istotne, jak wykształcenie matki czy dobra sytuacja ekonomiczna rodziny. Przewidując gospodarczy wzrost, Chiny inwestują w placówki wychowania przedszkolnego. W Anglii trzy- i czterolatki mają prawo do miejsca w przedszkolu, bo rząd widzi w tym metodę zapobiegania społecznej biedzie. Prof. Melhuish podkreśla, że rodzicie powinni pamiętać, iż wybór odpowiedniej placówki dydaktycznej już na początku może zadecydować o przyszłym życiu pociechy i zwiększyć jej szanse na dobre stopnie i późniejszą karierę.

Zaledwie po niecałym miesiącu od pierwszej emisji w telewizji, reklamowy spot napoju Orangina wzburzył brytyjską opinię publiczną. Reklama, stworzona przez paryską agencję reklamową FFL Paris, jest oparta na francuskiej grze słownej. W tym języku słowo pulpeux oznacza zarówno „zawierający miąższ”, jak i „wydatny, ponętny” – w reklamie widzimy zatem świat leśnych zwierzątek, które wyginają się w rytmie latynoamerykańskich melodii. Sarenki tańczą na rurze, zalotnie kręcą biodrami i oblewają włochate piersi strugami pomarańczowego napoju. Niedźwiedzie poruszają się księżycowym krokiem i sprawnie obracają w tańcu partnerki. Spot wcześniej był pokazywany we Francji, ale okazało się, że to, co podobało się Francuzom, dla mieszkańców Wysp okazało się zdecydowanie zbyt wyuzdane. Reklama została zmiażdżona przez brytyjskie gazety (pisał o niej m.in. „The Independent”, „The Telegraph” i „Daily Mail”). Ostatnio w sprawie reklamy wypowiedziała się organizacja broniąca praw dziecka Kidscape. Jej zdaniem Orangina jest produktem skierowanym głównie do dzieci i nie powinna być reklamowana w tak prowokacyjny sposób. Nie pomogło nawet tłumaczenie, że reklama puszczana jest po godz. 21.00 i wtedy dzieci powinny już dawno spać. Brytyjczycy i Francuzi mają skrajnie odmienne gusty, może dlatego nie darzą się szczególną miłością.


| 23

nowy czas | 5 września 2008

fotoreportaż

Próba Herberta

– To będzie wieczór poświęcony pewnemu poecie. Zbigniew miał na imię – przedstawia się Janusz Guttner. Spektakl już za tydzień. Grają: Wojciech Piekarski, Joanna Kańska, Antoni Krzyżewski, Konrad Łatacha, Beata Szajowska, Janusz Guttner i Dorota Zięciowska. Przed laty, prawie cała ta grupa tworzyła zespół Teatru Nowego – dzięki nim, scena polskiego ośrodka na Hammersmith, żyła. Była teatralną. Teraz tylko nią bywa, tak jak oni bywają aktorami. Sceny Poezji. Po pracy, od czasu do czasu, na ogół wieczorem, przypomi-

puścić wszystkim kompozycję Stanisława Radwana, do wiersza Herberta. Nie puścił, bo zapomniał kabelka. Muzyka poczeka do kolejnej próby, choć nie do końca, bo przecież jest niezawodna Maria Drue, która raczej nie zapomina przychodzić. Pianistka-akompaniatorka, wierny druh emigracyjnej Melpomeny. Zasiada do czarnego fortepianu i widzi tyle, co klawisze. A nie musi recytować nut na pamięć. – Wiem, że będę miała światło, ale ja je potrzebuję dzisiaj, bo gram przecież dzisiaj. Czy wam się podoba? – pyta po krótkim, już oświetlonym, fragmencie Schuberta. Oprócz niego przewijał się będzie Chopin. Jako antrakt. Wtedy pani Maria zaleca: – Nie wskakujcie mi na muzykę, niech ona wybrzmi. Czasem jej fortepian współtworzy nastrój na równi ze słowem. Wtedy aktor i pianistka muszą dostroić swoje brzmienie. – Czy mnie słychać? – pyta Joanna Kańska. Tego wieczoru zagra kilka ról. Jak każdy z nich, bo co wiersz to postać, to Herbert z innego okresu, z innym smutkiem, drwiną lub refleksją. Kańska będzie więc Isa-

Kaut-Howson, sprawująca nad spektaklem pieczę, uczyniła z tych listów oś dramaturgii, wiersze oplotą się wokół niej. Powstanie więc dramacik punktowany listami. Kańskiej odpowie Janusz Guttner. Przeczyta listy Herberta: „Kochane zwierzątka...” Będzie trochę o jego podróżach. Sporo ich było, dlatego znajdą swoje wspomnienie na Scenie Poezji. Na czerwonym krzesełku zasiądzie również wiecznie zdziwiony Pan Cogito o dwóch nogach: „Lewa noga normalna rzekłbyś optymistyczna trochę przykrótka, chłopięca...” – Cogito przedstawi się głosem Antoniego Krzyżewskiego. Wierszem z pamięci, bo: – Zakładamy, że większość mówimy na pamięć – sugerował Wojtek Piekarski, jak pozostali wspomagający się kartką i scenariuszem, bo wciąż coś się zmienia. Niby tydzień do spektaklu, ale jak to na próbie – tu sugestia, tam pytanie: skąd wziąć tablicę? Bo plan jest taki, by nawiązać do „Umarłej klasy” Kantora. Pisać na czarnej tablicy będzie Konrad Łatacha. Pożyczy się ją, chociażby ze szkoły sobotniej – ktoś podpowiada.

nają sobie, kim chcieli kiedyś być. Ich poetyckie impresje mają wierną widownię, która pamięta dobrą passę poskowego teatru. Pewnie przyjdą i tym razem. – Powinni przyjść – kpi sobie Guttner – choćby z patriotycznego obowiązku... A może Guttner mówił poważnie? Z aktorem nigdy nic nie wiadomo. Wydaje mu się, że jest przygotowany, a potem nie ma kabelka. Jak Wojtek Piekarski, który przyszedł na próbę z laptopem, żeby

dorą Duncan, wpadającą w objęcia poety Jesienina, Wojtka Piekarskiego; położy też na scenie kamyk, jeden z tych, które ma albo który znajdzie. Kamyk z wiersza przerabianego przez gimnazjalistów na lekcji polskiego, gdy mowa jest o filozofii. Kańska będzie wreszcie Magdaleną Czajkowską, która czyta swoje i męża listy do przyjaciela-poety. Czajkowscy wielokrotnie gościli Herberta w Londynie, a kiedy nie gościli, korespondowali z nim. Helena

Najwięcej pytań zadaje sobie Piekarski. Choć mówi, że nie ma wizji. – Helena ma wizję! Ja nawet Herberta nie zawsze do końca rozumiem! – To chyba trzeba na intuicję – ktoś mówi. – No, chyba trzeba, właśnie, na intuicję... Wrobił się w reżyserię, idąc tropem wskazówek Heleny Kaut-Howson, czuwa nad kształtowaniem się tzw. ostatecznej wersji. Poznamy ją za tydzień. A próby trwają i trzeba jeszcze pomalować schodki, muszą przecież jakoś na scenie wyglądać.

Elż bie ta So bo lew ska

Śro da, godz. 19.30., Sa la Te atral na w POSK -u, na sce nie sie dem czer wo nych krze se łek. Ak to rzy przy go to wu ją „Fresk z Her ber tem”.

›› Po pracy, od czasu do czasu, n a ogół wieczorem, p rzypomin ają sobie, kim chcieli kiedyś być. Z lewej: Wojtek Piekarski czuwa nad kształtowaniem s ię tzw. ostatecznej wersji; u góry : Konra d Ła ta cha – pisa ć będzie n a cza rnej tablicy ; pon iżej: Maria Drue, p ianistka -akompaniatorka , wie rny d ruh emig ra cy jnej Melpomeny.


24

5 września 2008 | nowy czas

czas na relaks

FaSolki i inne…

» Na różnorodność spożywczych wiktuałów

mania GoToWania Mikołaj Hęciak

Podążając ze stolicy do Brighton Portsmouth mijamy zielone pola i pastwiska. Hampshire przoduje w hodowli bydła mlecznego, ale i na Wyspie Wight i w okolicach Bournemouth czy w hrabstwie Kent można spotkać liczne stada. Tylko dla mieszkańców Londynu sprowadzane jest niemal 800 mln litrów mleka rocznie. Jeszcze w XIX wieku okolice Clapham Common czy Hampsted Heath obfitowały w bydło mleczne, ale rozrastająca się aglomeracja skutecznie przemieściła produkcję rolną poza obręb swoich wpływów. Wynika to z rosnącego zanieczyszczenia środowiska i wymogów stawianych producentom żywności. Ciekawi fakt, że południowo-wschodnie hrabstwa, jako jedyny region Anglii nie posiadają tradycji serowarstwa. Oseskiem wśród angielskich serów jest Oxford cheese, który właściwie jest odmianą popularnego sera Cheddar. Można spotkać też lokalnie wyrabiane sery owcze czy kozie. Z kolei warzywnictwo ma długą historię. Brokuły, kalafiory, fasola i wiele, wiele innych warzyw cieszą oczy i podniebienia prawie przez cały rok. Nawiązując jeszcze do wątku z poprzedniego tygodnia – w przepisie na gicz jagnięcą użyliśmy fasolkę Jaś. Warzywa strączkowe popularne są w Anglii i można zaryzykować stwierdzenie, że są bardziej znane i częściej spożywane niż w Polsce. A jest w czym wybierać. O cieciorce wspominaliśmy już jakiś czas temu. Oprócz znanej białej fasoli na sklepowych półkach możemy wybierać w fasoli zwanej flageolet, haricot czy czerwonej, zwanej red kidney. Dodać należy fasolę Jaś, przybyłą z Włoch fasolę cannellini czy kremową z czarnym punktem fasolę zwaną czarne oczko. Jest też fasola o czarnej skórce i białym miąższu, znana szczególnie z chińskiej kuchni i używana do produkcji black bean sauce. Należy koniecznie też wspomnieć o soi, bardzo odżywczym produkcie w różnych odmianach. Osobnym rozdziałem warzywnictwa jest soczewica. W swojej różnorodności dzieli się na czerwoną, brązową i zieloną. Jako jedyne strączkowe warzywo nie wymaga namaczania. Nie można zapomnieć też o grochu i zielonym groszku. Można więc powiedzieć – do wyboru, do koloru.

wschodnio-południowa Anglia nie może narzekać. Począwszy od mięsiwa, przez obfitość owoców morza na warzywach i owocach kończąc. Wszystkie te produkty są dostępne nie tylko bezpośrednio na farmach, ale w sercu Anglii – Londynie. Zależnie od odmiany, warzywa strączkowe bogate są w pełnowartościowe białko mogące być do pewnego stopnia alternatywą dla białka zwierzęcego. Odznaczają się też sporą ilością witamin z grupy B, żelaza i potasu. Świetnie smakują z chlebem, makaronem czy ryżem. Dzisiaj zamieszczę propozycje dwóch sałatek. Pierwsza typowo z południowo-wschodnich regionów Albionu, druga popularna we współczesnej kuchni brytyjskiej. Obie można łatwo i szybko przygotować.

Najlepiej smakuje na ciepło. Podane składniki wystarczą na małe przystawki do wieczornego posiłku. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by zwiększyć ich objętość zachowując podane proporcje. Czas przygotowania około pół godziny, jeżeli do gotowania ziemniaków użyjemy kuchni mikrofalowej, możemy zaoszczędzić dodatkowe 5-8 minut. Cena porcji 55 pensów. Czasami możemy dostać w sklepie tzw. growing cress, czyli rzeżuchę rosnącą w małej, plastikowej doniczce.

SałaTka ziemniaczana na ciepło

SałaTka ziemniaczana z pomidorami

Pierwsza to sałatka ziemniaczana z rzeżuchą, która stała się popularną rośliną hodowlaną w okolicach Hampshire. Sos połączony z ciepłymi jeszcze ziemniakami lepiej może przenikać do ich środka, nadając im przez to większą smakowitość. Na cztery porcje potrzebujemy: 500 g ziemniaków młodych (wybieramy jak najmniejsze), 8 plastrów boczku (streaky bacon), 3 łyżki oleju roślinnego, 1 łyżka białego octu winnego, 1 pęczek rzeżuchy (watercress), sól i pieprz do smaku. Ziemniaki gotujemy około 10-15 minut. W tym czasie kroimy w kostkę boczek i podsmażamy go wytapiając jego własny tłuszcz, aż zacznie być kruchy i chrupiący. To może zająć około 5 minut. Wtedy dodajemy olej i ocet winny, doprawiamy pieprzem. Starannie mieszamy z boczkiem i wszelkimi jego pozostałościami przyklejonymi do dna patelni – to wzbogaci intensywność tego sosu i jego esencjonalność. Ziemniaki odcedzamy i przekładamy do wystarczająco dużej miski lub salaterki. Od razu zalewamy sosem z boczkiem i mieszamy. Dodajemy opłukany wcześniej pęczek rzeżuchy.

Na cztery osoby potrzebujemy: 500 g ziemniaków, młodych; 4 średnie pomidory albo 120 g cherry tomatoes, sól i pieprz, oliwa z oliwek, ocet balsamiczny 2 łyżki, 1 łyżeczka soli, 1 łyżeczka musztardy pełnoziarnistej, 1 łyżeczka soku z cytryny i startej skórki; 1 ząbek czosnku, mieszanka liści sałaty (obecnie w supermarketach mamy duży wybór mieszanek), do wyboru według uznania – rukola, biała lub czerwona kędzierzawa, sałata rzymska zwana cos, zielona czy o liściach w kształcie dębu. Ugotowane ziemniaki kroimy w dużą kostkę, zalewamy octem i 3 łyżkami oliwy. W moździerzu rozcieramy sól (sól morską, jeżeli mamy), z ząbkiem czosnku. Łączymy z sokiem i skórką z cytryny i musztardą. Na tak otrzymaną objętość dodajemy dwa razy tyle oliwy i mieszamy razem. Gorące ziemniaki zalewamy sosem. To już gotowa sałatka, którą możemy podawać i na ciepło, i na zimno. Przygotowane pomidory są miłym urozmaiceniem. A gdy ziemniaki ostygną możemy połączyć je z liśćmi sałaty. Smacznego sałatkowania!!!

To nie przelewki Niedzielne przedpołudnie tuż obok London Eye. To miejsce wybrali sobie jako punkt spotkania „trialowcy”. Przez kilka godzin zawładnęli południowym brzegiem Tamizy i dawali darmowe pokazy swoich umiejętności. I dajcie wiarę, było co oglądać! Około czterdzieści osób z Londynu i okolic spotkało się na wspólnej przejażdżce, by zaprezentować nowe tricki, które trenowali w tajemnicy przed innymi. Mieszkają daleko od siebie, ale mają swoją stronę, na której wymieniają się nowinkami technicznymi, fotografiami i widomościami z branży. (www.trials-fotum.co.uk). Dzięki tej stronie są w stanie organizować tak genialne spoty jak ten, na którym byłem! Widziałem już wiele imprez sportów ekstremalnych, ale tego co tam się działo nie jestem w stanie opisać, bo to całkowicie „odjechane” szaleństwo. Na pozór zwykli chłopcy, jednak kiedy przyszło do rywalizacji, „niepisanej” oczywiście, wtedy zobaczyłem, że to nie przelewki. Oni naprawdę umieją jeździć – jak się okazało, każdy z nich zajmuje się tą dyscypliną dłużej niż pięć lat. Oni wiedzą, dlaczego to robią, to ich PASJA. Kto z was potrafi wskoczyć na półtorametrowy murek na rowerze? Ja miałem kłopot, żeby tam wejść trzymając tylko aparat! Dla tych chłopaków nie ma czegoś takiego jak przyciąganie ziemskie! Śmieją się z grawitacji! To jeden z tych sportów, w którym liczy się siła woli, a nie mięśni. Czym więc jest trial? Jest to rodzaj

kolarstwa, wymagający odpowiedniego sprzętu. Rower trialowy nie służy do pokonywania dystansów, lecz do pokonywania przeszkód i to nie byle jakich. Jestem pewien, że wielu z was miałoby problem przejść na nogach tor trialowy przystosowany do zawodów, które polegają na pokonaniu danej trasy usianej przeszkodami z jak najmniejszą liczbą pomyłek (podpórek). Trial uchodzi za najbardziej widowiskową ze wszystkich konkurencji kolarskich. Trial to nie ping-pong ani bierki. To jest zabawa, którą trzeba zacząć do najmłodszych lat. Spacerujący wzdłuż Tamizy zatrzymywali się na długie minuty, by zobaczyć, co pokażą trialowcy, co jeszcze się wydarzy! Miło jest przecież zatrzymać się na chwilkę i zostać uczestnikiem takiego spektaklu. Każda udana ewolucja była oczywiście doceniona milionem fleszy z aparatów i brawami uznania. Oni potrafią to robić, bo trenują, a my tylko patrzmy i wzdychajmy z zachwytu. Taka nasza rola w tym ulicznym teatrzyku. Jedno jest ważne – tego teatrzyku nie da się opisać, w nim trzeba uczestniczyć, jeśli nie w roli aktora, to przynajmniej jako widz. A jeśli już bardzo chcecie być aktorem na tej scenie, uprawiajcie trial na własną odpo wiedzialność! Tekst i fot.: Michał „Tytus” Chyła


|25

nowy czas | 5 września 2008

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

4

8 5 9 3 8 3 4 8 2 4 1 5 8 4 9 2 5 7 3 6 1 2 4 4 3 6 9 6 4 3 6 1 7 5 4

trudne

5 1 9 7 7 4 1 5 8 9 7 6 5 8 3 4 4 3

3 8 9 3 4 8

7

9

8

3

6

5

4 1

3 4

9 1 8 7

8

4

5

2 7 6

1

3

1 5

2 1

7

1

8

2

9

2

7 6

6

8

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 W twoim życiu uczuciowym zapanuje dawna oczekiwana stabilizacja. Partner okaże troskę, zrozumienie, da wyraz swojej miłości. Ty sama okaż mu więcej zaufania i nie broń wyjść na męskie wieczory spędzane z kumplami przy transmisjach sportowych w tv. Twoja wyrozumiałość będzie przez niego odebrana jako najwyższa forma okazania uczuć.

BYK

20.04 – 20.05

Uwaga samotne przedstawicielki znaku. Blisko ciebie jest ktoś, kto już raz nieśmiało zaproponował spacer. Zadziwi cię klimat tego spotkania, zbierzesz mnóstwo komplementów. Czasami dobrze jest poczuć się wyjątkową kobietą i nie mieć z tego tytułu dalszych planów. To forma terapii. Potraktuj to jak pobyt w uczuciowym sanatorium. Nie licz teraz na łatwe zyski, nie trwoń pieniędzy na wyjątkowe okazje, gry losowe.

BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06

Samotne osoby mogą właśnie w tych dniach zakochać się gwałtownie, niemal od pierwszego wejrzenia. Poznasz tę osobę poprzez bliską ci emocjonalnie kobietę, która niedawno ponownie formalnie ułożyła sobie życie. I jeszcze ktoś inny złoży ci jednoznaczną propozycję osobistą. I kogo wybierzesz?

RAK 22.06 – 22.07

Nie martw się, że już nie jesteście parą. Zachowaj w pamięci tylko dobre chwile, ale pozbądź się wszystkich pamiątek. Jeśli chcesz znowu kochać, to wysprzątaj dosłownie i w przenośni świat, który cię otacza. A w nowo powstałych związkach szykuje się bardzo romantyczny weekend. Nie myśl, nie rozważaj – korzystaj z tego, co niesie chwila.

LEW 23.07 – 22.08

W tych dniach podejmiecie bardzo ważną i ważką w skutkach życiową decyzję. Wielokrotnie przekonasz się, jak bardzo zależy na tobie twojemu partnerowi. W towarzystwie unikaj szczerości.

NA PAN 23.08 – 22.09

W tych dniach wróci ktoś, kto ostatnio oddalił się i praktycznie zniknął z twego życia. Masz teraz szansę zostawić za sobą wszystkie bolesne sprawy. Ale nie bój się otwarcie mówić o swoich obawach. Samotnym czas upłynie na miłych układach towarzyskich, ale niestety nikt nie weźmie za rękę i nie powie – to ty. Jeśli pracujesz z kimś z rodziny, to apodyktyczne posunięcie tej osoby może postawić waszą współpracę na niebezpiecznej granicy rozpadu. Nie zawsze ustępstwo jest nieopłacalne.

GA WA 23.09 – 22.10

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

Teraz masz szansę przekonać, czy naprawdę jest to bliski człowiek. Sytuacja towarzyska, w którą zostaniesz uwikłana, może ostatecznie zadecydować o waszej przyszłości. Osoby wolne nie powinny teraz zawierać znajomości w drodze do pracy lub do szkoły. Popełnicie duży błąd w ocenie czyjegoś charakteru.

Atmosfera między wami może się teraz pogorszyć, na szczęście to przejściowe kłopoty. Natomiast pomyśl, dlaczego ostatnio między wami tak często zdarzają się te nieporozumienia. Chyba powinniście szczerze porozmawiać, bo obrażanie się i tzw. ciche dni nie mają chyba większego sensu.

Poczujesz teraz głód mocnych wrażeń. Jeśli wybierasz się dokądś w tych dniach, to odpoczynek poza domem może zaowocować bardzo gorącym romansem. Jeśli będziesz się wahać jak masz postąpić, to znaczy, że nie był to jeszcze ten mężczyzna, a ty podjęłaś właściwą decyzję. Chyba czas zadać sobie pytanie, dlaczego miejsce obok ciebie jest w dalszym ciągu puste.

Pamiętaj, że mężczyźni, mimo, że są przekonani, że jest inaczej, najczęściej nie są domyślni i ich intuicja pozostawia wiele do życzenia. Swoje oczekiwania czy wątpliwości przedstaw spokojnie, bez jakichkolwiek alegorii. Tylko poprzez jednoznaczne wyłuszczenie twoich oczekiwań możesz uzyskać jasność w ocenie swojej sytuacji.

Czy nie uważasz, że zachowujesz się jak księżniczka zamknięta w szklanej wieży? Pamiętaj, że ciepło i bezpośredniość, to twoje, jeszcze do niedawna, najmocniejsze atuty. Spróbuj przywrócić czar waszych spotkań, pierwsza wyciągnij rękę na zgodę. Jeśli tego nie zrobisz, być może nigdy nie poznasz odpowiedzi na ważne dla ciebie pytanie.

Jeśli doszłaś do wniosku, że to już „nie to”, że wygasło wzajemne zainteresowanie, to przerwij ten związek jak najszybciej. Nie szukaj winnego, tylko po prostu idź dalej. Pamiętaj, że życiem każdego z nas rządzi żelazna zasada – po to, aby mogło narodzić się nowe uczucie, musi całkowicie odejść stare. Ty wybierasz. Jeśli jedziesz teraz w podróż służbową, to spotkasz ciekawą osobę.

PION SKOR 23.10 – 21.11

LEC STRZE 22.11 – 21.12

NIK WOD 20.01 – 18.02

BY

RY 19.02 – 20.03


26|

5 września 2008 | nowy czas

ia Ogłoszen ramkowe . juş od £15 TANIO NIE! I W YGOD ą! rt Zapłać ka

jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?

księGowośĆ FinAnse

Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Rozliczenia zaległe, porady Rejestracje i zamykanie firm NIN, CIS, CSCS, Benefity office 018 ealing house 33 hanger lane, ealing w5 3hj office 4, 125 The Grove stratford e15 1en eAlinG: 0208 998 1121 sTrATForD: 0208 519 1320 www.taxpol.ltd.uk

Biuro księGowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162D hiGh sTreeT hounslow Tw3 1BQ Tel.: 0208 814 1013 moBile: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk

proFesjonAlne FryzjersTwo,

AnTeny sATeliTArne jan wĂłjtowicz

strzyşenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe.

Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóceń, systemy CCTV, sprzedaş polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne.

iza west Acton, Tel. 0786 2278729

ABy zAmieściĆ oGŠoszenie rAmkowe prosimy o kontakt z

Działem sprzedaşy pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

komercyjne z logo

do 20 słów

ÂŁ15

ÂŁ25

do 40 słów

ÂŁ20

ÂŁ30

wywóz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, złomowanie aut – free TrAnspol tel. 0786 227 8730 lub 29 AnDrzej

polskie ceny Tel. 0751 526 8302

nAukA

kurs językA AnGielskieGo DlA DorosŠych Ealing Broadway £15.00 tygodniowo Chcesz polepszyć swój angielski? Gramatykę, pisanie, czytanie? Chciałbyś zdobyć uznane kwalifikacje Trinity College? Zadzwoń: Tel: 0208 574 0734 0790 888 2419

zAprAszAm nA kurs TAńcA TowArzyskieGo 1-sTopniA dla młodzieşy i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych, prywatne lekcje tańca towarzyskiego dla dzieci.

wróşkA seBilA przepowie Ci przyszĹ‚ość, wskaĹźe Ci szczęśliwÄ… gwiazdÄ™, ktĂłra bÄ™dzie oĹ›wiecaĹ‚a TwojÄ… Ĺ›cieĹźkÄ™ ĹźyciowÄ…. Wróşy z kart tarota i z rÄ™ki. Zdejmuje zĹ‚e fatum. Tel. 0798 855 3378

wróşkA sAmirA z eGipTu mĂłwiÄ…ca po polsku Wróşy z kart tarota, z rÄ™ki, ze zdjÄ™cia. Zdejmuje klÄ…twÄ™, urok i odwraca zĹ‚e fatum. PomoĹźe Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi CiÄ™ z labiryntu. Daj sobie pomĂłc. nie czekaj! DzwoĹ„! Tel. 0208 826 5074

AuTo-lAweTA (pomoc drogowa, aukcje, e-bay) Transport motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem. TrAnsporT nA loTniskA przeprowADzki. Punktualność i rzetelność.

www.szkolatanca.co.uk info@szkolatanca.co.uk rozliczeniA poDATkowe £40.00 za rozliczenie i ani pensa więcej Świadczymy takşe inne usługi księgowe. Dojazd do klienta. BCH ACCOUNTING, 33 HANGER LANE, W5 3HJ EALING, POKÓJ 16 (parter).

monika Tel. 0783 541 2859

usĹ uGi kompuTerowe

hl-compuTer service profesjonalne usługi informatyczne

AuTo-zŠomowAnie Za kaşde auto płacimy od £50,00 do £100,00 Załatwiamy wszystkie formalności w DVL Auto odbieramy od klienta. pomoc drogowa i autoholowanie 24 godz./7 dni w tygodniu

Naprawy, modernizacje usuwanie wirusĂłw, reinstalacja Windows, instalacje internetu. Konfiguracja routerĂłw Odzyskiwanie danych Drukowanie wizytĂłwek Projektowanie www SprzedaĹź komputerĂłw Technik-informatyk olgierd 07961222932 www.hl-computerservice.com www.hl-shop.com

mAlujÄ™ porTreTy z nATury luB FoToGrAFii

usŠuGi róşne Tel. 0788 415 5281 0208 578 7787 www.zojka.com

TrAnsporT przeprowADzki

uroDA

Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia.

Tel: 078 90756 276 e-mAil: psborowski@hotmail.co.uk

Akwarela – £100.00 Akryl – £150.00 Olejny – £200.00

BoGusĹ Aw: 0208 9989047 0772 891 6271

pAznokcie akryl, Ĺźel, manicure, pedicure hennA z regulacjÄ…, depilacja woskiem.

Przeglądy (mot) i diagnostyka komputerowa Serwis Samochodów osobowych i dostawczych Naprawy Mechaniczne, Wymiana opon itp. Nabijanie, przegląd klimatyzacji W ofercie dojazd do klienta 12 miesięcy gwarancji 100% satysfakcji

Tel.: 0793 257 3973

Tel. 0759 230 4530 Tel: 0794 435 4487

DiAGnosTic service 310 Green lAnes n13 5TT

Domowe wypieki Masz urodziny, imieniny, rodzinną uroczystość? Nie masz czasu? Zrobię to za Ciebie. Gwarancja jakości oraz niskiej ceny. AGATA Tel. 0795 797 8398 (Przyjmuję zamówienia tylko z Londynu.)


|27

nowy czas | 5 września 2008

ogłoszenia Hours: 40 PER WEEK OVER 5 DAYS TIMES FLEXIBLE TO BE ARRANGED Wage: £30,000-£35,000 PER ANNUM + BONUS Work Pattern: Days, Evenings, Nights, Weekends Employer: Halbrook Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

job vacancies ADMINISTRATIVE ASSISTANT Location: ALCONBURY,HUNTINGDON,CAMB Hours: 40 HOURS PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY 6.00AM - 2.00PM Wage: £7.00 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: Abbey Recruitment Services Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY

Description: This is an Abbey Recruitment Services vacancy who are operating as an employment agency. Must have good communication skills and an excellent telephone manner. Must have good IT skills. This ability to speak polish would be an advantage. Duties will include to allocate driver to certain jobs and any other related tasks as required. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01733 554646 and asking for Recruitment Consultant.

POLISH, ITALIAN & ENGLISH SPEAKER Location: SWINDON Hours: 37.5 over 5 days Wage: £17,500 Work Pattern: Days Employer: C & D Elite Recruitment Closing Date:10/09/2008 Pension: Pension available Duration: PERMANENT ONLY

Description: Are you fluent in English, Polish and Italian? If so, your language skills are required for an initial 6 month admin contract at a market leading organisation. If you speak all 3 languages fluently please call 01793 492212 for more information How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Commercial Division at C & D Elite Recruitment, Regent Circus, Swindon, Wiltshire, SN1 1PZ, or to natasha.baker@cdrecruitment.co.uk.

ASSISTANT/FITTING MODEL Location: LONDON E1 Hours: 8 - 16 HOURS PER WEEK, 2 DAYS FROM 7, DAYS Wage: £6.50 PER HOUR Work Pattern: Days , Weekends Employer: Anglo-Sphere Limited Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Polish speaking preferred as we trade with Poland. Will be communicating with customers where little or no English is spoken. Must have previous experience with good computer skills and telephone manner. You will be self motivated, flexible and able to work under pressure. Duties to include answering the telephone, receiving orders from customers, preparing requisitions and despatching documents for ordered goods and maintaining and updating records and files. On occasions will also be required to model size 10 garments. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0207 3772111 ext 0 and asking for Ajay Mehta.

BILINGuAL SECRETARY/ PERSONAL ASSISTANT Location: LONDON, WESTMINSTER SW1W

Description: This vacancy is being advertised on behalf of Halbrooke who are operating as an employment agency. The ability to speak Russian or Polish is an advantage. Must be available to travel overseas. Good communication skills & computer skills are essential. Will act as personal assistant to Company Director purchasing coal, petroleum & raw materials. Will liaise with overseas clients and accompany them to various venues, meetings and tours. Temporary and permanent positions available. To apply send cv and covering letter fao Hamit McKay at employers address. COAL ENERGY, UNIT 134,35-37 GROSVENOR GARDENS, LONDON SW1W 0BS. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Richard Ruston at Halbrook, Aran 134, Grosvenor Gardens Ho, 35-37 Grosvenor Gardens, London, SW1W0BS, or to halbrookltd@hotmail.com.

POLISH SPEAKING CuSTOMER SERVICE ADVISOR Location: SOUTHAMPTON, HAMPSHIRE Hours: 37.5 PER WEEK MONDAY TO FRIDAY BETWEEN 9AM AND 5PM Wage: £15,000 AND £16,000 PER ANNUM Work Pattern: Days , Weekends Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: This is a Future Employment vacancy who are operating as an employment agency. Must have some customer service experience. Must be able to speak Polish because will be translating insurance documents. Duties include using the telephone and face to face customer service. Will be working one Saturday in four. How to apply: For further details about job reference SOM/23824, please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is 0845 6055 255.

TEACHING ASSISTANT Location: LONDON N11 Hours: 36 PER WEEK. DAYS AND HOURS TO BE ARRANGED. TERM TIME ONLY Wage: £13,955 - £15,189 PER ANNUM Work Pattern: Days Employer: London Borough of Barnet Employer: RefED/161/08 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Previous experience is desirable, though not essential. As you may be working with Early Stage Learners of English, speakers of Polish, Farsi, Turkish, Arabic, Pashtu or Somali would be an advantage. Support and training will be offered to the right candidate. To work with pupils with special needs in this culturally rich, mixed comprehensive School. visit www.barnet.gov.uk to directly access the application form, job description and further information. Successful

candidates will be required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by the employer. 0870 161 1613 (24-hrs) OR E.MAIL www.barnet.gov.uk. Please quote reference: ED/161/08 How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Recruitment at London Borough of Barnet, London Borough of Barnet, North London Business Park, Oakleigh Road South, London, N11 1NP, or to recruitment@barnet.gov.uk.

HOME CARE ASSISTANT LocationVARIOUS HoursFULL TIME HOURS BETWEEN 7AM AND 10PM, 5 DAYS A WEEK Wage £7.50 - £9.00 Work Pattern: Days , Evenings , Weekends EmployerCommunity Care Solutions Employer RefHome Care Assistant Closing Date15/09/2008 PensionPension available DurationPERMANENT ONLY

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statisitcal purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Must hold a current Driving Licence & have own transport.To provide a care service that may include: Washing hair or body,assisting with toilet needs,bathing or showering, brushing teeth or dentures,assisting into or out of bed, dressing & undressing,assisting with food preparation & helping service users to eat & drink.Ten days,full time training in the classroom & out visiting clients. Must be willing to undertake & complete NVQ2 if not already done so. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by applicant. REA,LEPC,BBO DISTRICT How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Lisa Box at Community Care Solutions, 13 Brook Street, St. Neots, Cambridgeshire, PE19 2BP, or to Lbox@communitycaresolutions.com.

TELEPHONE BANKING ADVISORS Location: GLASGOW, CITY CENTRE Hours: 35 PER WEEK, 5 DAYS OVER 7 BETWEEN 7AM-10PM Wage: £13,329 PER ANNUM Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Lloyds TSB Closing Date: 19/09/2008 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Applicants must be fluent in both Polish and English to deal with large Polish speaking section of the business. The role is focused on delivering high quality sales through the delivery of excellent customer service to all our customers. All inbound calls are from existing bank customers registered with the Telephone Banking Service. You will assist the customers with their general banking enquiries and you will also have the opportunity to sell additional products and services that the customer may qualify for and benefit them. Jobs will commence on 20/10/2008. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Fiona Blake at Lloyds TSB, 2 Atlantic Quay, Glasgow, G2 8JF. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.

LEGAL ASSISTANT

TRANSLATOR

Location: POYNTON, STOCKPORT, CHESHIRE. Hours: 37.5 PER WEEK, MONDAY FRIDAY,9:00AM - 5:30PM Wage: EXCEEDS NATIONAL MINIMUM WAGE Work Pattern: Days Employer: Henry and Co. Pension: Pension available Duration: PERMANENT ONLY

Location: STRANRAER, WIGTOWNSHIRE Hours: 16 - 37 HOURS PER WEEK, MONDAY FRIDAY DAYS Wage: EXCEEDS NATIONAL MINIMUM WAGE Work Pattern: Days Employer: Alpha Translating and Interpreting Services Ltd Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Legal background or experience in a similar role would be an advantage. Great career and opportunity to join our busy criminal and person injury department. Will be dealing with Polish clients. Excellent written and spoken English required, candidates must have strong communication skills, excellent telephone manner and good IT skills. must be able to meet dead lines. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Marcin Durlak at Henry and Co., 72-74 Wellington Road South, Stockport, Cheshire, SK1 3SU, or to marcin@henryandcosolicitors.co.uk.

Description: We are a leading nation wide translating and interpreting service provider. We are currently looking for Polish and Russian speakers offering excellent earning and career opportunities for translators and interpreters on freelance, contracted, part time and full time basis. Whilst DPSi and other linguistic qualifications are preferred, our clients are from different industries of different sizes and needs we can offer you a position according to your language skills and or experience and availability. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01315 589003 and asking for Saif Shah.

Poszukujemy przedstawiciela handlowego w SOuTHAMPTON Wymagana dobra znajomość języka angielskiego i zdolności negocjacyjne. Kontakt: 0207 639 8507 redakcja@nowyczas.co.uk

Szkoła Tańca

Profi-Dance Studios (POSK-Hammersmith)

zaprasza na 6-tygodniowe kursy dla dorosłych na poziomie początkującym oraz średnio-zaawansowanym. Kolejne kursy: 15 września oraz 18 września

ORAZ ogłasza NABÓR dzieci w wieku 7-11 lat na rok 2008/2009 do sekcji tańca sportowego-towarzyskiego • Pierwsze zajęcia 15 września 2008 r. (POSK, Hammersmith) • Treningi 3 razy w tygodniu • Profesjonalni trenerzy • Pokazy i turnieje dla najlepszych • Szkolenia i warsztaty z mistrzami tańca INFORMACJE I ZAPISY: Tel. 07726 45 90 50

www.profi-dance.com


28|

5 września 2008| nowy czas

co się dzieje film Wild Strawberries dramat, 1957 r. reż. Ingmar Bergman 5 września, godz. 18.00 BFI Southbank (NFT1) Belvedere Road, SE1 8XT Sędziwy Isak Borg wyrusza w podróż. Choć wyprawa potrwa tylko jeden dzień, będzie czasem zmagań z własną pamięcią, rozmyślaniem nad swoim życiem i stosunkami z innymi ludźmi. Riverside Cinema Studios: Dwa razy Heath Ledger Crisp Road, W6 9RL Bilety: £7,50 (na oba filmy) 6 września, godz. 13.00 i 18.00: Candy

dramat, 2005 r. reż. Neil Armfield Film jest narracją Dana, Australijczyka, który opowiada o swoich dwóch miłościach: dziewczynie o imieniu Candy oraz tak samo zwanej heroinie. 6 września, godz. 15.10 i 20.10: The Dark Knight

adorowane. Londyński wydawca orientuje się, że tandetne romanse mogą mu przynieść górę pieniędzy...

muzyka

Design Cities

Queen Elizabeth Hall, South Bank Centre, SE1 8XX Bilety: £20 5 września, godz. 19.00:

Design Museum, 28 Butlers Wharf, Shad Thames, SE1 2YD Codziennie: 10.00-17.45 Współczesne wzornictwo, od roku 1851 do teraz. Trendy i style przedstawiono na podstawie siedmiu światowych stolic.

Hossam Ramzy & Orchestra

Koncert jednego z największych współczesnych perkusjonistów na świecie i jego egipskiej orkiestry. 5 września, godz. 21.30: Nowoczesny dub, kolaż cyfrowych dźwięków, czyli zmiksowany świat Mad Professora.

The Family (Semianyki) 9-27 września Hackney Empire, 291 Mare St, E8 1EJ wt-sb, godz. 19.30 Bilety: £15.50-£19.50, rezerwacja: 020 8985 2424 Wystąpi ekscentryczna grupa klownów – Teatr Licedei z Petersburga. Jacques Brel: The Rage to Live

6 i 13 września, godz. 14.00 Bandstand Kensington Gardens, High Street Kensington, W8 4PX Wstęp wolny Nauka tańców szkockich z Royal Scottish Country Dance Society.

7 września, godz. 10.00-18.00 Wstęp wolny Willesden Green Library, 95 High Rd, NW10 2SF Święto brazylijskiej kultury: muzyka, taniec, kuchnia i stoiska z rękodziel nictwem. Brazylijskie klimaty od samby i bossa novy do forro i capoeiry.

Ta Mere

BBC Proms 6 września, godz. 19.30-21.45 Royal Albert Hall, Kensington Gore, SW7 2AP www.royalalberthall.com Bilety: £6-£35, £5 W programie: suita Roussela z baletu Bacchus et Ariane; Piano Concerto No.2 in C minor Rachmaninowa; La mer Debussy'ego i Rainbow Thei Musgrave – dźwiękowe wyobrażenie burzy na 80 urodziny autorki utworu.

dramat, 2008 r. reż. Francois Ozon 5-11 września, godz. 13.00, 15.45, 20.50 Curzon Mayfair 38 Curzon Street, W1J 7TY Angel, córka sklepikarki, pisze romanse, których bohaterki są piękne i

6 września, godz. 20.00 Poetry Café 22 Betterton Street, WC2H 9BX Bilety: £5 Początek jesiennego sezonu w Poetry Cafe – wiersze kontrowersyjnego poety czytać będą: Tamsin Kendrick, Sejal Chad, Marcus Slease i Włodzimierz Fenrych.

Festival Brazil

6 września, godz. 20.30 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5 Mix jazzu, rocka, fusion z elementami muzyki latynoskiej, flamenco, muzyki klasycznej, arabskiej i afrykańskiej.

Royal Scottish National Orchestra

Angel

Poezja Macieja Rembarza

Za wizualną stronę spektaklu odpowiada laureat Turner Prize, rzeźbiarz Kapoor. jedna z głośniejszych produkcji sezonu.

Patrick Naylor Group

The Duchess

Sci-Fi, 2008 r. reż. Mathieu Kassovitz 7 września, godz. 12.40, 15.00, 17.10, 19.20, 21.40 Cineworld Wandsworth Shopping Centre, Wandsworth High Street, SW18 4TF Toorop to najemny żołnierz. Rządząca Europą Wschodnią mafia powierza mu misję. Przewozi z Rosji do Nowego Jorku pewną dziewczynę by oddać ją w ręce potężnego zakonu.

imprezy

Scottish Country Dancing Milena Dragicevic

Mad Professor's Live Dub Show

6 września, godz. 20.00 Hootananny, 95 Effra Rd, SW2 1DF Wstęp wolny Jazz, gypsy, swing, muzyka z lat 20. i 40.

Babylon A.D.

wystawy

London African Music Festival

Sci-Fi, 2008 r. reż. Christopher Nolan Przeciwnikiem Batmana jest przerażający i nieobliczalny Joker. Batman sprzymierzy się z komisarzem Jamesem Gordonem oraz prokuratorem okręgowym Harvem Dentem aby powstrzymać błazna.

dramat, 2008 r. reż. Saul Dibb 6-8 września, godz. 15.30, 18.15, 20.45 Barbican Centre, Silk Street, EC2Y 8D Bilety: £8,50 Księżna Georgiana wiodła ekstrawaganckie, rozwiązłe życie, pełne politycznych i miłosnych intryg. Stała się jedną z najbardziej wpływowych osób w Wielkiej Brytanii.

Bilety: £12 (www.ticketweb.co.uk), £15 przed koncertem

Chelsea Schubert Festival Four-hands Fantasy 7 września, godz. 19.00 Holy Trinity, Sloane Street, SW1X 9BZ www.chelseaschubertfest.co.uk Bilety: £7 Skrzypek Ben Wragg oraz pianiści: Michael Marshall i Alastair Watson zagrają Fantazję na cztery ręce Schuberta i Sonatę Wiosenną Beethovena, op 24. Esma Redzepova 8 września, godz. 20.00 Club Boulevard, 10 High St, W5 5JY Bilety: £20 Esma śpiewa folkowe pieśni macedońskie, nazywana jest Królową Cyganów.

Pump House Gallery, Battersea Park, SW11 4NJ śr, czw, nd godz. 11.00-17.00, pt, sb godz. 11.00-16.00 Malarstwo serbskiej artystki. Anthony Goicolea Haunch of Venison, 6 Haunch of Venison Yard, W1K 5ES pn-śr, pt godz. 10.00-18.00, czw 10.00-19.00, sb 10.00-17.00 Historia rodziny i odkrywanie własnej tożsamości: rysunek, fotografia, rzeźba i instalacja w wykonaniu kubańsko-amerykańskiego artysty.

Zabawa na Devonii 13 września, godz. 19.30-24.00 Bilety: £8 Do tańca zagra zespół Tango, który ma wspaniały repertuar polskich przebojów dla każdego. Bogato zaopatrzony bar i bufet, atrakcyjna loteria fantowa. Dochód z zabawy przeznaczony będzie na fundusz utrzymania kościoła na Devonii.

teatr Fresk z Herbertem

Sensation and Violence: James Hyman, 5 Savile Row, W1S 3PD pn-pt, 10.00-18.00, sb 10.00-14.00 Malarstwo Francisa Bacona, Franka Auerbacha, Michaela Andrewsa, Tony Bevana i RB Kitaja. An Independent Line The Political Cartoon Gallery, 32 Store Street, WC1E 7BS pn-pt, godz. 9.30-17.30, sb 11.3017.30 Wstęp wolny Rysunki komentujące polityczną sytuację na świecie z ostatnich 12 lat, które są stałym elementem dziennika The Independent. Prace Dave'a Browna, Petera Schranka i Tima Sandersa.

13 września, godz. 19.00 14 września, godz. 16.00 Sala Teatralna POSK 238-346 King Street, W6 0RF Bilety: £10 (kasa POSK) tel. 020 8741 0398/1887 Spektakl na podstawie poezji i listów Zbigniewa Herberta przygotowany przez Scenę Poezji Polskiego Ośrodka Społeczno- Kulturalnego w Londynie i Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie.

Mega Yoga przedstawia: INDIOS BRAVOS 14 września, godz. 19.00 Cargo, 83 Rivington St, EC2A 3AY

już wkrótce Nigel Kennedy Qtet 19 września – Liverpool Philharmonic Hall 20 września, Brighotn Dome 21 września, Birmingham Symphony Hall Szczegóły trasy: www.averynicealbum.com 23 września, godz. 19.30 Shepherds Bush Empire

Shepherds Bush Green, W12 8TT Bilety: £24,50-£29, rezerwacja: 0844 477 2000, www.ticketweb.co.uk Nigel Kennedy i jego polski zespół promują płytę „A Very Nice Album”. Jurek Jarosz zaprasza: Artyści Piwnicy pod Baranami 20 września, godz. 19.30

in-I National Theatre, South Bank, SE1 9PX Bilety: £10-£41, rezerwacja: 020 7452 3000 Teatr tańca, wykreowany i zagrany przez Juliet Binoche i Akrama Khana. 21 września, godz. 18.00 Sala Teatralna POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £18, £16, £14 (w kasie POSK) rezerwacja: 020 8741 0398, 020 8741 1887

Hanggai 9 września, godz. 20.00 Madame Jo Jo, 8-10 Brewer St, W1F 0SP Bilety: £8 Mongolski zespół folkowy, jego lider – były punkowiec – od kilku lat śpiewa tradycyjne pieśni mongolskie (khoomei throat-singer).

7 września, godz. 19.30 Greenwich Theatre, Crooms Hill, SE10 8ES Bilety: £15, rezerwacja: 020 8858 7755 W roli słynnego francuskiego szansonisty Anthony Cable. Sztuka-performance o życiu i twórczości Brela.

Galeria Bezdomna

7 września, godz. 13.00, wstęp wolny Cargo, 83 Rivington St, EC2A 3AY Mini festiwal zorganizowany przez European Alternatives jako część The European Year of Intercultural Dialogue. Dyskusje, filmy (m.in. video Joanna Rajkowska), koncert (godz. 20.00): triphopowa grupa z Pragi – Ohm Square i trio Dave'a Okumu, mix jazzu i post-rocka.

13-15 września, godz. 12.00-18.00 Basement Gallery, Shoreditch Town Hall 380 Old Street, EC1V 9LT Polish deConstruction zaprasza na wystawę fotografii znanych i nieznanych autorów. Sprawdź koniecznie: www.galeriabezdomna.art.pl


|29

nowy czas | 5 września 2008

port

Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk

eKstRAKlAsA

Czas Pawła Brożka? Ryszard Drewniak

To były najlepsze Wielkie Derby Krakowa od lat, ale w meczu „Pasów” z „Białą Gwiazdą” to nie kadrowicze Leo Beenhakkera byli najjaśniejszymi gwiazdami. Najwięcej uwagi - nie tylko kibiców. ale także rywali przyciągał Paweł Brożek. – Przyjechaliśmy tutaj, by wygrać mecz, niestety, się nie udało, stworzyliśmy sporo sytuacji, szkoda, że nie udało się wykorzystać więcej z nich. Ja sam miałem okazje do zdobycia bramki. Zabrakło mi trochę szczęścia przy wspólnej akcji z Piotrem w pierwszej połowie. W pewnych momentach brakło nam troszkę szczęścia. Uważam, że ten remis jest sprawiedliwym wynikiem. Myślę, że był to najlepszy mecz derbowy w ostatnich czasach — mówił po meczu Paweł Brożek. Szybko jednak dodał: — Teraz pora na reprezentację, mam tydzień, by się pokazać. Zobaczymy, czy dostanę szansę gry. Trochę jestem poobijany, ale myślę, że szybko dojdę do siebie. Wierzyłem, że otrzymam jeszcze jedną szansę w kadrze. Miałem już wcześniej sygnały, że byłem brany pod uwagę przed meczem z Ukrainą. Tylko trener

PiłKA NożNA

Skorża z trenerem Beenhakkerem doszli do wniosku, że lepiej jeśli zostanę w klubie, bo czekał nas mecz z Barceloną. Teraz jest wreszcie okazja, żeby na dłużej zaistnieć w reprezentacji. Cieszę się przede wszystkim ze swojej formy, z tego, że strzelam bramki. A to dodaje pewności siebie. W dodatku bardzo mnie podbudowało, gdy Leo Beenhakker na konferencji prasowej stwierdził: – To jest czas Brożka”. To miło ze strony trenera, że tak powiedział. Ale czy tak faktycznie będzie, to się okaże podczas meczów. Wiadomo, że przed nami tydzień zgrupowania, będzie okazja, by przekonać trenera do swojej osoby. Myślę, że czas, by się pokazać. Mecze z San Marino i Słowenią będą trudne, bo będziemy w roli faworyta. A jak ciężko się gra w takiej sytuacji, pokazał niedzielny mecz derbowy. Wisła też była faworyzowana przed tym spotkaniem. Psychicznie czuję się bardzo dobrze, mam nadzieję, że będę utrzymywał formę jak najdłużej. Koncentruję się na tym, żeby grać jak najlepiej. Rafał Boguski wszedł na drugą połowę derbowej konfrontacji i mocno ożywił wiślackie poczynania w ofensywie. Trener Maciej Skorża pytany później, czy nie popełnił błędu, trzymając go przez pierwszą połowę na ławce – odpowiadał, że Boguski ostatnio bardzo ciężko pracował na treningach. Widać więc, że piłkarz Wisły poważnie myśli o grze w kadrze: – Trener już przed meczem poinformował mnie o tym, że rozpocznę mecz na ławce rezerwowych. Przyjąłem to spokojnie. Może nie rozkładam odpowiednio sił

na pełne 90 minut. Od początku daję z siebie wszystko i może potem brakuje mocy. Każda bramka cieszy. Zawsze staram się robić swoje, a dzisiaj akurat udało się strzelić. Trzeba pracować dalej. Gol w derbach to zasługa nie tylko Marka Zieńczuka, ale także Pawła Brożka, który walczył z obrońcą. Piłka ich przeszła i dotarła do mnie. Teraz zgrupowanie reprezentacji Polski, jadę, by jak najlepiej pokazać się trenerowi Leo Beenhakkerowi. Będę robił wszystko, żeby sprostać zadaniu. Rywalizacja będzie bardzo duża, do osiemnastki będzie trudno się załapać. Pierwszego zgrupowania nie wspominam zbyt mile, bo byłem po ciężkiej rundzie jesiennej, nic mi tam nie wychodziło. Byłem bardzo zmęczony. Chociaż współpraca z trenerem była dobra. Mam nadzieję, że dobrze rozpoczniemy te eliminacje. To już nie są żadne gry towarzyskie, tylko mecze o punkty i awans, i mam nadzieję, że drużyna narodowa postara się o jak najlepszy rezultat. Z trójki wiślaków powołanych przez selekcjonera najsłabiej zagrał Wojciech Łobodziński, dobry mecz rozegrał natomiast jedyny kadrowicz w biało-czerwonej koszulce w pasy: Piotr Polczak. Gdy kilka dni temu dotarła do niego wiadomość o powołaniu do reprezentacji na mecze ze Słowenią i San Marino, był mile zaskoczony : – To bardzo, ale to bardzo miła wiadomość. W ostatnią środę zadebiutowałem w reprezentacji w spotkaniu z Ukrainą, przez co w jakiś sposób mogłem się spodziewać powołania. Mimo to przyznaję, że bardziej

PRzeD meczem elimiNAcJi mŚ PolsKA-słoweNiA

Zagadki i eksperymenty Nie tak wyobrażaliśmy sobie start eliminacji MŚ 2010. Klęska w finałach Euro, opóźniony start ligi, afera alkoholowa z kadrowiczami w rolach głównych i wszelkie związane z tym wątki, wreszcie kontuzje kilku zawodników - to wszystko sprawia, że nikt dziś nie wie, w jakiej formie są piłkarze i czy będziemy w stanie dobrze przygotować się do pierwszych potyczek kwalifikacyjnych ze Słowenią i San Marino. Na początek podejmiemy we Wrocławiu Słoweńców, którzy marzą o awansie do finałów i z pewnością nie przyjadą do Polski prosić o najniższy wymiar kary. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że nasza reprezentacja przystąpi do spotkania mocno odmieniona nie tylko dlatego, ze kilku zawodników zakończyło po

finałach ME kariery w kadrze. Selekcjoner Leo Beenhakker nie przebaczył trzem „balowiczom”: Arturowi Borucowi, Dariuszowi Dudce i Radosławowi Majewskiemu, ze względu na kontuzjje nie powołał Pawła Golańskiego, Grzegorza Bronowickiego i powracającego do formy Łukasza Garguły. Nie znalazł natomiast miejsca w drużynie dla takich graczy, jak: Ireneusz Jeleń, Artur Wichniarek, Maciej Żurawski czy Tomasz Kuszczak. Skoro tak wielu piłkarzy w kadrze nie ma, to kto będzie grać? Zwolenników talentu Pawła Brożka na pewno ucieszyło powołanie dla niego, niespodziewanie pojawił się Wojciech Kowalewski, po raz pierwszy za kadencji Holendra znalazło się miejsce dla Bartosza Bosackiego, być może debiuty zaliczą: Łukasz Zału-

ska, Grzegorz Wojtkowiak, Tomasz Bandrowski i Robert Lewandowski. Cóż, zestaw nazwisk ciekawy, ale fachowcy i kibice w Polsce z pewnością po raz kolejny zostali zaskoczeni. Trener tyle razy mówił o stopniowym osiąganiu przez piłkarzy poziomu międzynarodowego, a tymczasem „z kapelusza” wyjął graczy typu Wojtkowiak czy Bandrowski, a tylko w rezerwie znaleźli się sprawdzani wcześniej: Michał Pazdan, Tomasz Zahorski i jeszcze paru zawodników. Gdzie tu konsekwencja i pełna wiedza na temat postępów poszczególnych reprezentantów, która miała być podstawą weryfikacji piłkarzy? Ale może tylko się czepiamy, a powołani przez Beenhakkera zawodnicy rozbiją Słoweńców i będziemy musieli posypać głowy popiołem...

jestem z tego powodu zaskoczony. Każdy, kto jedzie na zgrupowanie kadry, chce na treningach przekonać do siebie selekcjonera. Nie jestem wyjątkiem. Musimy się skupić na własnych przygo-

towaniach i na własnej grze. Jesteśmy w stanie wygrać z każdym zespołem z naszej grupy. Początek eliminacji będzie bardzo ważny, dlatego też nie możemy go przespać — dodaje Polczak.

W tej sytuacji kadrowej nawet potyczka ze średnio silną Słowenią może nam się jawić jako trudna, ale też jest to stosunkowo mało znany przeciwnik, z którym rzadko się spotykaliśmy i który ostatnimi czasy nie odnosi spektakularnych sukcesów. W tym roku ze względu na nieobecność w finałach ME nasz najbliższy rywal rozgrywał tylko mecze towarzyskie, w których... ponosił prawie same porażki: ze Szwecją, Danią i ostatnio Chorwacją (2-3 u siebie, jedyna wygrana z Węgrami). Być może z tego względu selekcjoner Matjaz Kek postanowił nieco „poprzestawiać klocki” i do łask wrócili: Robert Koren i Zlatan Ljubijankic. W kadrze na mecze eliminacyjne z Polską i Słowacją (10.9. w Mariborze) pan Kek powołał 20 zawodników, z których tylko 4 gra w rodzimej lidze. Nie oznacza to, że reprezentanci Słowenii są rozchwytywani przez czołowe kluby Europy, a Zlatko Zahovic do dziś pozostaje największą gwiazdą w historii drużyny narodowej Słowenii. Tym niemniej kilku zawodników zasługuje na szer-

sze potraktowanie. Ciekawą postacią jest bramkarz Udinese – Samir Handanovic – zaledwie 24-letni, a już z ponad 20 występami na koncie. Wydaje się, że na długie lata zdominuje reprezentacyjną bramkę, momentami prezentuje się znakomicie. Najbardziej doświadczonym obrońcą jest 29-letni Matej Mavric, za weterana można uznać Antona Zlogara – pomocnika Anorthosis Famagusta. Bez niego trudno dziś wyobrazić sobie linię pomocy Słoweńców. O Robercie Korenie piszemy więcej w innym miejscu, dość skutecznym napastnikiem jest Milivoje Novakovic, podobnie jak Klemen Lavric. W eliminacjach ME 2008 reprezentacja Słowenii spisała się bardzo słabo – zajęła przedostatnie miejsce w swojej grupie, a lepsze od niej były nawet Białoruś i Albania. I niech to będzie jakieś pocieszenie i przesłanka do optymizmu przed potyczką we Wrocławiu, po której powinniśmy być bogatsi o trzy punkty...

Arkadiusz Jagieniak


30|

5 września 2008 | nowy czas

sport

Agnieszka Radwańska w II rundzie US Open pokonała Słowaczkę Dominikę Cibulkową 6:0, 6:3. W IV rundzie trafiła jednak na Venus Williams i tradycyjnie... przepadła.

bieg na przełaj

ŁukaSz SOSin:

Napisaliśmy historię Z piłkarzem Anorthosis Famagusta skontaktowaliśmy się dzień po meczu z Olympiakosem Pireus. Kilka minut po tym jak Bruno Conti, włoski mistrz świata z 1982 roku, wylosował pełny skład grupy, w której zagra cypryjska rewelacja. Inter, Werder, Panathinaikos... To rywale ekipy z Cypru.

Może być?

– Może. Chciałem jakiegoś mocarza z Anglii lub z Hiszpanii, ale przecież nie będę narzekał. Inter to wielka firma, Werder też jest mocny. Mnie cieszy fakt gry z Panathinaikosem. W środę wszyscy jego kibice trzymali za nas kciuki. Tak nie lubią Olympiakosu. Rozumiem, że w czwartek nie wydał Pan na jedzenie nawet grosza?

– Tutaj piłkarze generalnie nie wydają na jedzenie zbyt dużo, bo dla właści-

ciela każdej restauracji gościć zawodnika to wielki splendor. Teraz dostaniemy pewnie jeszcze większe porcje. W czwartek jednak specjalnie nie chodziłem po mieście. Wróciliśmy do Famagusty około 6 rano i dzień mieliśmy wolny. Poświęciłem go rodzinie, która bardzo mocno trzymała kciuki. Jutro się jednak zacznie... Zresztą już na lotnisku było około 2000 naszych kibiców. Trzeba tutaj mieszkać, by wiedzieć, czym jest wygrana z legendarnym klubem z Grecji.

śmieją się z ligi cypryjskiej?

– Zapraszam na mecze Ligi Mistrzów, której w Polsce nie było od lat. Nie powiem, że to wielka liga z bardzo dobrymi piłkarzami, ale gra się tutaj więcej niż przyzwoitą piłkę. Sukces życia?

Ponoć w Pireusie było groźnie.

– Przed oficjalnym treningiem jeszcze we wtorek. Przedarli się pod nasz autokar i poleciało w stronę autobusu sporo kamieni i rac. Gorąco było też na stadionie, ale złego słowa nie powiem o grze rywala i arbitrze. Niemiec był perfekcyjny, nie pamiętam tak dobrego sędziego. Piłkarze Olympiakosu też przegrali honorowo. Michał Żewłakow?

– Pogadaliśmy bardzo krótko po meczu. Był wściekły, bo dla nich Liga Mistrzów wydawała się czymś oczywistym. Potrafię go zrozumieć. On w kadrze jest, Pana nie ma.

– Michał to świetny piłkarz, kapitan zespołu. Ja? Pogodziłem się już, że w kadrze nigdy nie zagram. Jestem

szczęśliwym człowiekiem, a kolegom kibicuję.

– Tak. Nie przypuszczałem jeszcze miesiąc temu, że taki scenariusz w ogóle jest możliwy. Wcześniej nawet nie zbliżyłem się do Ligi Mistrzów. Tutaj też kibice przeciwnych klubów za sobą nie przepadają, ale nam kibicował cały Cypr. Telewizja mówi o naszym sukcesie niemal bez przerwy. Dla nich to sprawa wręcz narodowa i proszę mi wierzyć, mam wewnętrzne przekonanie, że przeszliśmy wczoraj do historii klubu i tego sympatycznego kraju. Może być tak, że już nigdy cypryjski klub do Champions League nie awansuje.

Sam mecz miał swoją historię?

– W pierwszej połowie nie stworzyli sytuacji. Nerwowo było po golu na 1-0, bo faktycznie przez kwadrans potwornie nas przycisnęli. Potem powietrze z nich zeszło. Samolot był wesoły?

– Wracaliśmy czarterem, nikt nie spał, trochę szampana wypiliśmy. Było bardzo sympatycznie. Co teraz powie Pan tym, którzy

Co teraz?

– Może gol na San Siro, może jakaś sensacja... Nie mamy nic do stracenia. Swoje mecze będziemy grali w Nikozji, gdzie jest większy stadion. A co teraz? Siadam przed telewizor i oglądał będę „Kosę”, czyli Kamila Kosowskiego w akcji. Jest w świetnej formie.

Rozmawiał Dariusz Czernik

Szef wydziału szkolenia PZPN Jerzy Engel apeluje, by ograniczyć w lidze obecność obcokrajowców. Zamykają oni drogę do gry młodym piłkarzom. Engel proponuje maksymalną liczbę pięciu cudzoziemców na boisku. W Zakopanem rozegrano letnie GP w skokach narciarskich. Wygral dwukrotnie Austriak Schlierenzauer. Najlepszy z Polaków w drugim konkursie był Rutkowski, który zajął trzecie miejsce. Małysz był 30 i 15. W eliminacjach do ME w koszykówce Polki wygrały w Bolonii 76:69 z Włoszkami. Polska zajmuje pierwsze miejsce w grupie z punktem przewagi na Turcja i ma szanse awansu. Żużel. GP Łotwy wygrał Crump

(Australia). 3 był Gollob. Po 8 turniejach na czele klasyfikacji generalnej jest Duńczyk Pedersen (134 punkty), przed Crumpem. Najlepszy z Polaków Tomasz Gollob jest 4, a 9 pozycję zajmuje Holta. Spadkowicze z ekstraklasy starają się o powrót. Widzew wygrał wysoko z GKP Gorzów 3:0, Zagłębie Lubin bez problemu pokonało na wyjeździe GKS Jastrzębie 4:1, Korona pokonała w Turku Tur 1:0. Inne wyniki 7 kolejki: Podbeskidzie – Flota 3:1, GKS -Motor 1:1, Górnik Łęczna Kmita Zabierzów 0:0, Wisła Płock – Odra Opole 2:2.

Kibice gwizdali na „ruskich” Pucharowe mecze Legii z FK Moskwa zapamiętamy nie tylko jako kolejną prestiżową porażkę lansowanej ze wszystkich sił drużyny z Warszawy, ale i z awantury, jaka rozpętała się wokół zachowania kibiców, przy czym nie chodziło tu tym razem o bijatyki i demolkę, a o... gwizdy na widowni, które w przypadku meczu piłkarskiego nikogo nie powinny dziwić i gorszyć. Na „ruskich” gwizdano bowiem od niepamiętnych czasów i nawet nie warto przypominać, dlaczego. Tak się stało, że akurat tych sąsiadów nie lubimy szczególnie, ale przez ostatnich kilkanaście lat wiele przyczyn tego – powiedzmy – braku sympatii zniknęło i gwizdów na meczach z udziałem zespołów z Rosji już się w zasadzie nie słyszało. Teraz jednak dała znać o sobie aktualna polityka i intensywna propaganda, która kazała nam stanąć po stronie Gruzji w jej sporze z Rosją. I to się, niestety, przełożyło na zachowanie warszawskich kibiców,

ostatnio mocno „oziębłych” w dopingowaniu swojej drużyny. Protestował trener FK Moskwa Oleg Błochin, UEFA musi z całą powagą zająć się tymi gwizdami, bo rosyjski klub złożył formalną skargę, a w rewanżu Rosjanie zafundowali nam cały festiwal szowinizmu i nienawiści, tym trudniejszy do zrozumienia, że niejako oficjalnie usankcjonowany przez moskiewski klub poprzez jego stronę internetową. –Błochin chyba nigdy nie był na meczu – dziwił się trener Legii Jan Urban. Z tym gwizdaniem na sportowców rosyjskich władza nigdy nie mogła sobie poradzić. Nikt oczywiście nie odważyłby się w Polsce wygwizdać publicznie żadnego polityka z ZSRR, występy artystyczne gromadziły z natury rzeczy inną publiczność, za to na imprezach sportowych można było sobie poużywać do woli. Najbardziej oczywiście na tych najważniejszych, jak słynny mecz Polski i ZSRR w Chorzowie w 1957 roku, czy przegrany sromotnie warszawski

etap Wyścigu Pokoju w 1958 roku, po którym Władysław Gomułka obraził się na naród i opuścił stadion, a ja z własnej pamięci przytoczyć mógłbym jeszcze łódzkie mistrzostwa Europy w koszykówce kobiet w 1960 roku. Koszykarki z Bułgarii nigdy w historii nie miały tylu kibiców co wówczas,

Z gwizdaniem na sportowców rosyjskich władza nigdy nie mogła sobie poradzić. chociaż cała widownia w łódzkiej hali nie tyle sprzyjała im, co była przeciwko Rosjankom. Oglądałem ten turniej z pozycji kibica wraz z całą moją szkołą i też bardziej podobała mi się blondynka z warkoczem Rangełowa niż mocno zbudowane Rosjanki, a później od starszych kolegów po fachu dowiedziałem się, że obsługujących turniej dziennikarzy zwoła-

no w pewnym momencie na specjalną naradę, podczas której odpowiedzialny za propagandę przedstawiciel komitetu partyjnego błagał: „Towarzysze redaktorzy, zróbcie coś”, bo rozumiał, że całe jego wysiłki poszły na marne. W 1982 roku, jeszcze w stanie wojennym, Legia grała pucharowy mecz z Dynamem Tbilisi. Organizatorzy przygotowali się do niego starannie, bo choć grali Gruzini, z którymi teraz wspólnie cierpimy, to dla nas byli oni wówczas i tak „ruskimi” i nikt nie miał oczywiście pojęcia, jak radykalnie sytuacja zmieni się po ćwierćwieczu. Na widowni na Łazienkowskiej co trzy rzędy zwykłych kibiców siedział rząd żołnierzy – doping był niemrawy, bo kibicom trudno się było zorganizować, ale i gwizdy słychać było rzadko. Co ciekawe, wówczas o żadnych rewanżach ze strony kibiców w ZSRR się nie słyszało, a najgłośniejszy przypadek z „wałem” pokazanym widzom w Moskwie przez Kozakie-

wicza wynikał po pierwsze, z generalnie szowinistycznego nastawienia wobec obcych podczas moskiewskich igrzysk, a po drugie został chyba przesadnie przez nas zinterpretowany, bo widzowie nie gwizdali wówczas na Polaka, a generalnie na obcego, który rywalizował z ich faworytami. Przez długie lata w ZSRR traktowano Polskę protekcjonalnie jako „młodszą siostrę starszego brata”, a ponadto – powiedzmy to sobie szczerze – zbyt wielu odważnych do otwartego wyrażania protestów tam nie było. Pamiętam atmosferę sportowych „pociągów przyjaźni” i „spartakiadę drużby” w zaprzyjaźnionym z Łodzią Iwanowie: u nas te kontakty przyjmowano co najwyżej obojętnie, tam było to wielkie sportowe święto całego miasta – najwidoczniej tamtejsze wydziały propagandy były skuteczniejsze. Teraz za to jest demokracja i wolność słowa: można krytykować nawet Polskę i Polaków.

Wojciech Filipiak


|31

nowy czas | 5 września 2008

sport

Łukasz Fabiański, Wojciech Kowalewski, oraz Łukasz Załuska mają przed sobą trudne zadanie, bo nie będzie łatwo zastąpić Artura Boruca. Artur jest jednym z najlepszych bramkarzy na świecie – powiedział trener bramkarzy Legii Krzysztof Dowhań.

Bramkarz specjalnej troski Dariusz Jan Mikus

To, co Artur Boruc wyprawiał na boisku, podczas meczu z Rangersami, jest doskonałym przyczynkiem do rozmowy na temat upadków i zakrętów w karierze sportowców.

bramkarza wysokiej klasy, który zadziwiał piłkarską opinię publiczną podczas Euro, nasz reprezentacyjny do niedawna golkiper stacza się na dno profesji. I niech się nie dziwi, że tak drastyczne załamanie formy jest przez wielu obserwatorow kojarzone z informacjami o alkoholowych ekscesach w klubie, a nawet w kadrze. Wybaczać to kibice mogą jedynie zawodnikom grającym bezbłędnie... Boruc był jeszcze kilka tygodni temu bohaterem kraju. Potem – gdy przez kraj przetoczyła się dyskusja o incydencie na Ukrainie i gdy został karnie wykluczony z kadry przez Beenhakkera – sympatia znacznie osłabła, a gdy naród dowiedział się, że to wcale nie pierwszy taki wyskok naszego bramkarza (w Szkocji nałożono na

Z

niego duże kary finansowe za identyczne przewiny), to obok wiernych mu sympatyków pojawiła się całkiem spora grupa krytyków. Dzisiaj okazuje się, że krytycy – choćby na krótką metę – mają rację... Artur Boruc zagrał w meczu Celticu z Rangersami nie tylko poniżej oczekiwań, ale także poniżej krytyki. Oczywiście, nie zabieram mu prawa do gorszego występu, ale radziłbym zwrócić uwagę na inne elementy. Tuż przed utratą czwartej bramki – gdy przeciwnicy zagrali piłkę do flanki – Boruc przemieszczał się w polu karnym z nonszalancją cwaniaczka spod budki z piwem. Zero zaangażowania w wydarzenia na boisku!! Raczej lekceważące uwagi typu: „Wy, napastnicy, bójcie się, bo król linii bramkowej zaraz was ośmieszy”... Rezultat? Po łatwym dośrodkowa-

niu Boruc nie tylko nie łapie szkolnej centry, ale – ośmieszając tym razem siebie – niczym junior puszcza piłkę z rąk, kierując ją dokładnie pod nogi napastnika Rangersów. A ten nie miał wcale kłopotów ze skierowaniem jej do pustej bramki. Za tego gola Boruc musi mieć wpisaną w statystykach asystę!! Zresztą przy poprzednich golach Boruc też ma swoją niewątpliwą „zasługę”. Gdyby do tak rażących wpadek doszło podczas meczu niższej klasy, a nawet podczas meczu ligowego z mniej wymagającym rywalem, to żal kibiców Celticu nie byłby aż tak wielki jak w sytuacji, gdy błędy Boruca doprowadziły do sromotnej porażki w pojedynku derbowym. Polak nawalił, a mimo że drużyna strzelila na własnym boisku dwa gole, to odwieczny wróg zza miedzy może

się cieszyć ze zwycięstwa. Pomimo wielkiego kredytu zaufania Boruc musi pamiętać, że takich upokorzeń kibice łatwo nie wybaczają. Teraz przyjdzie dla niego czas próby. Ważne będzie, czy zachowa się jak dojrzały człowiek potrafiący wziąć się w garść, przyznać do niezbyt chwalebnych zachowań, wyciagnąć z tego wnioski i zmienić coś w swoim życiu. Jeśli tak, to szansa na powrót na sportowe szczyty jest spora. Jeśli natomiast Boruc będzie uważał za stosowne kontynuowanie żywota zawiadiackiego luzaka, który robi co chce, ma w nosie zakazy, a równie bardzo lubi być zarozumiały, jak prowokacyjny wobec innych, to z ciągiem dalszym kariery może być różnie. Z ciągiem...? Tak. Ciekawi mnie bardzo, w jaki to ciąg Boruc teraz wpadnie...

Gigantyczna kara Czesław Ludwiczek

Prasę światową obiegła wiadomość, że rumuński piłkarz Adrian Mutu ukarany został gigantyczną karą, przekraczającą 17 milionów euro, którą musi zapłacić na rzecz swojego dawnego klubu, londyńskiej Chelsea.

ożna powiedzieć, że jest to najwyższa kara, jaką kiedykolwiek zastosowano w historii futbolu. Jak na razie jednak decyzja jest obowiązująca, chociaż Rumun zapowiada odwołanie się od niej. Pozostaje jeszcze pytanie, za co ów zawodnik został tak surowo ukarany. Zanim na nie odpowiemy, warto przedstawić chociaż w błyskawicznym ujęciu negatywnego bohatera tej sprawy. W swej interesującej piłkarskiej drodze obecnie reprezentujący Fiorentinę Mutu miał trwający jeden sezon epizod w Chelsea. Londyński klub wykupił go w 2003 roku z Parmy za 24 miliony euro i opłaciło mu się to, bo Rumun grał dobrze i systematycznie, przynajmniej do pewnego czasu. W sumie rozegrał 38 meczów, zyskując sobie najpierw pochlebne, a w samej końcówce negatywne recenzje. Te ostatnie wynikały z faktu, że zawodni-

M

ka przyłapano na zażywaniu kokainy, co uznano za środek dopingujący. Chelsea zareagowała błyskawicznie i niezwykle ostro. W październiku 2004 roku Adrian został wyrzucony z londyńskiego klubu, a wkrótce po tym zawieszony został przez władze piłkarskie na siedem miesięcy. Po tej przymusowej przerwie zaangażowany został przez Juventus Turyn, ale jego kłopoty się nie skończyły. Oto bowiem Chelsea wystąpiła do FIFA z pozwem przeciwko Mutu, żądając od niego zwrotu części sumy, którą za niego zapłaciła Parmie. Sprawa rozpatrywana przez jedną z komisji FIFA trwała dość długo, w końcu jednak w 2006 roku ogłoszono, że piłkarz musi zapłacić londyńskiemu klubowi 13,68 mln euro. Zawodnik odwołał się oczywiście od tej decyzji, ale w gruncie rzeczy nic nie wskórał. Po dalszych dwóch latach badania problemu Izba ds. Rozstrzygania Sporów FIFA potwierdziła ostatnio decyzję

Komisji Specjalnej podjętą w 2006 roku. Co więcej, podwyższyła wysokość sankcji, skazując rumuńskiego gracza na zapłacenie jego dawnemu klubowi 17,17 mln euro. Bezpośrednio po tym Chelsea opublikowała na swej stronie internetowej komunikat, w którym stwierdza, że jest bardzo zadowolona z decyzji FIFA. Podkreśla, że jest to decyzja ważna dla futbolu, ponieważ stosuje surowe sankcje za zażywanie środków dopingujących przez piłkarzy. Zupełnie inną reakcję prezentuje Adrian Mutu. Z udzielonych do tej pory wypowiedzi medialnych wynika, że nie może on uwierzyć w tak wysoką karę, a ponadto nazwał ją niesprawiedliwą i nieludzką. Dlatego też napastnik Fiorentiny oświadczył, że odwoła się od tej decyzji do Sportowego Trybunału Arbitrażowego w Lozannie. Stanowisko ukaranego zawodnika popiera Międzynarodowa Federacja Piłkarzy Zawodowych (FIFPro). To

zadziwiające, że piłkarz, który wyrzucony został z klubu, musi płacić mu odszkodowanie bazujące na kwocie transferowej, jaką za niego zapłacono – stwierdza się w oświadczeniu FIFPro. Dziwne to jest o tyle, że zawodnik nie miał jakiegokolwiek wpływu na tę transferową kwotę. Problem jest bardzo trudny, bo z jednej strony jeden z najbogatszych klubów świata występuje przeciwko indywidualnemu zawodnikowi, wprawdzie dobremu, ale nie zaliczającemu się do najlepiej zarabiających, a z drugiej przewinienie zawodnika jest ewidentne. Trybunał arbitrażowy będzie więc miał twardy orzech do zgryzienia, ale przecież jakąś decyzję musi podjąć. Mutu mógłby się jeszcze odwoływać do sądów powszechnych, ale wtedy zatrzasnąłby sobie drzwi do piłkarskiego świata. I tak źle, i tak niedobrze. Czesław Ludwiczek jest korespondentem „France Football”


1 71 897 9 8 0 0 : 008 U]\ .coSm raLHm folinia g Q\PL WRZ\ n i y D U e a n n t o D] SRE UV ZDOX BezpÅ‚a www.m U]HN ZDû NX \ L ]D S

CS0162

] P WyZ RSà DWD ERZLĄ R DJHQRQH 3R]D FML PRĩH R OXE MHJDVWU]Hĩ P UD * N ] \ WUDQVD SU]H] 0RQH DZD \ LH SU XVWDORQ V]HON : *UDP 0RQH\ ‹

2UD] Z NDÄ©G\P PLHMVFX JG]LH ]REDF]\V] ]QDN 0RQH\*UDP


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.