nowyczas2008/103/038

Page 1

PrzedMiot: PielĘGniarKa

9

ViVa Venezuela!!!

16-17

Skandal w Southampton. Sprowadzone przez

Kajmanowe bajora, polowanie na

renomowane agencje pielęgniarki przez

anakondy i kotlety z piranii, czyli jak

nieudolność konsultantów zostały bez pracy,

bezręki taksówkarz wiózł Katarzynę

dachu nad głową i pieniędzy.

Gryniewicz przez Wenezuelę.

lonDon 26 September 2008 38 (103) nowyczas.co.uk FrEE iSSn 1752-0339

nEw TimE

THE PoliSH wEEklY czaS na rozmowĘ

18

Zostań Orłem – Choć jest wiele drużyn, które można znaleźć gdzieś w internecie, to rozpadają się one równie szybko, jak szybko powstają. My postanowiliśmy stworzyć drużynę, która nie rozpadnie się po kilku spotkaniach – mówi Łukasz Rzeczkowski, założyciel i manager The Soaring Eagles, polskiej drużyny koszykówki w Londynie.

kUlTUra

20

NIGELski & s-ka Nigel Kennedy – owca, która ośmieliła się wyrwać ze stada i pożeglować własymi szlakami, ku niedowierzaniu i rozpaczy klasycznych pasterzy… Do tego nie dająca się strzyc jak wszystkie inne… niszcząc zagrody, klatki i klateczki, w które zmurszałe standardy i klasyfikacje starają się wepchnąć wszystko i wszystkich… Genialny skrzypek zagrał 23 września w Shepherd’s Bush Empire z polskimi muzykami.

Stawka na życie Ustawowa stawka minimalna (National Minimum Wage), czyli najniższa płaca za godzinę pracy w Wielkiej Brytanii wynosi 5 funtów i 52 pensy. Za mało, jak na Londyn… Elżbieta Sobolewska Tutaj za takie pieniądze na granicy ubóstwa żyje tysiące ludzi. Dlatego analitycy co roku obliczają minimalną stawkę płacy, która powinna obowiązywać londyńskich pracodawców. Aby zatrudnieni przez nich ludzie nie żyli w ciągłym stresie, że zabraknie im na podstawowe potrzeby: wynajem mieszkania, opłacenie rachunków, kupno biletu, jedzenie. W walce o London Living Wage chodzi przede wszystkim o rodziny. Nie mogą mieszkać w jednym pokoju, po-

zwolić sobie na dwugodzinne dojazdy autobusami do pracy, muszą mieć czas dla dzieci. W sierpniu tego roku ustalono, że 7 funtów i 45 pensów to stawka umożliwiająca godne życie w Londynie – Living Wage. Godne, choć nie wygodne. London Living Wage to tyle, by uniknąć ubóstwa. Od 2002 roku London Citizens (LC) prowadzi kampanię, która ma przekonać pracodawców, że warto jest ludziom lepiej płacić. London Citizens to organizacja założona przez Neila Jamesona. Skupia ponad sto grup członkowskich: związki wyznaniowe, kościoły, meczety, uczelnie, organizacje lokalne, związki

zawodowe. Współpracuje z burmistrzem stolicy. Po pół roku negocjacji z Kenem Livingstonem, powstał Living Wage Unit, dział w Urzędzie Miasta, gdzie ustala się wysokość stawki Living Wage. Nie ma prawnego obowiązku jej stosowania. A jednak korporacje zaczynają Living Wage przestrzegać. – Wywalczono wyższe płace dla ponad dziesięciu tysięcy pracowników – mówi Marzena Cichoń (na zdjęciu), która pracuje w London Citizens w charakterze organizatora. Jej sektor to hotele. Jedno z jej zadań to spotykanie się z ich pracownikami, poznanie realiów ich pracy, uzmysłowienie im, że

mogą je zmienić. Ludzie zatrudnieni w hotelowej infrastrukturze są najmniej zorganizowani spośród wszystkich grup zawodowych w Londynie, ponieważ w hotelach panuje największa rotacja zatrudnienia. To sektor najgorzej opłacany. Ludzie odchodzą, bo zarabiają grosze. Pracodawcy płacą im najmniej jak mogą, bo uważają, że ci i tak miejsca na hotelowej posadzie długo nie zagrzeją. Kółko się zamyka. Ludziom nie chce się o zmiany zabiegać. A jak pokazuje praktyka London Citizens, przemyślana taktyka walki przynosi efekty.

»4

DobrE, bo PolSkiE

23

Co się dzieje w September House? Zaczynamy nasz nowy cykl – Dobre, bo polskie! Chcemy w nim przedstawiać Was, naszych Czytelników, którym się w Wielkiej Brytanii udało. Historia Sebastiana Sułka nie jest pierwszą lepszą historią. Jest opowieścią o młodym chłopaku, który odważył się zaryzykować. Ale Sebastian nie jest jedyny.


2|

26 września 2008 | nowy czas

” Piątek, 26 września, Justyny, CyPriana 1949 1948

Rosjanie dokonali udanej próby z bombą atomową i stali się drugim mocarstwem posiadającym tę śmiercionośną broń. Urodziła się Olivia Newton-John, amerykańska aktorka, piosenkarka. Publiczność pamięta ją głównie z filmu „Grease”, gdzie partnerowała Johnowi Travolcie.

sobota, 27 września, Damiana, amaDeusza 1956

1975

Początek procesu oskarżonych o udział w wypadkach czerwcowych 1956 roku w Poznaniu. Robotnicy wyszli na ulicę z żądaniami podwyżek płac i obniżek cen. W trakcie akcji pacyfikacyjnej zginęło ponad 70 osób, rannych zostało kilkaset. W Hiszpanii wykonano pierwsze wyroki śmierci na członkach organizacji terrorystycznych, sprawców mordów na policjantach, żołnierzach i urzędnikach państwowych.

nieDziela, 28 września, luby, waCława 1994 2000

Katastrofa estońskiego promu na Bałtyku. Prom „Estonia” zatonął podczas sztormu, zginęło 900 osób. Początek powstania palestyńskiego zwanego Intifadą Al-Aqsa od nazwy meczetu na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. W czasie roku trwania powstania zginęło ok. 800 osób, w tym ok. 600 Palestyńczyków.

PonieDziałek, 29 września, miChała, miChaliny 1913 1936

Układ pokojowy w Stambule pomiędzy Bułgarią a Turcją. Traktat zakończył II wojnę bałkańską. Generał Franco został głównodowodzącym wojsk nacjonalistów podczas wojny domowej w Hiszpanii.

wtorek, 30 września, zofii, GrzeGorza 1939 1939

Niemiecki pancernik Graf von Spee zatopił angielski statek pasażerski Clement. Powołanie władz RP na wychodźstwie. Dymisja prezydenta Ignacego Mościckiego, jego następcą został Władysław Raczkiewicz.

Jutro to dziś – tylko że jutro Sławomir Mrożek

listy@nowyczas.co.uk Podziękowanie

Wszystkim, którzy okazali rodzinie Andrzeja pomoc finansową na repatryjację zwłok bardzo dziekuję. [28letni Andrzej Karcz zginął w drodze do pracy w wyniku zderzenia autobusu z tramwajem w Croydon, 7 września – przyp. red.] Pogrzeb odbył się 22 września w liszkach pod Krakowem. Dziękuję również redakcji „Nowego czasu” za wydrukowanie apelu. pozdrawiam MARIA DIxON śpiąca fundacja

Ostatnio dostałem list od zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii fundacji na rzecz centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie – angielska nazwa children’s Health centre (Warsaw) Found, apelujący o nowe fundusze – adres różni się od oficjalnego, pod jakim fundacja jest zarejestrowana w charity commission. Przed wysłaniem pieniędzy zdecydowałem się zdobyć podstawowe dane od charity commission. Dane otrzymane mówią, że Fundacja nie przedstawiała swoich sprawozdań finansowych przez blisko cztery lata. lista powierników budzi wiele zastrzeżeń. Trudno dostać dane o działal-

ności – między innymi ile pieniędzy zostało wydanych i dla kogo na przestrzeni ostatnich, powiedzmy, pięciu lat. W tej sytuacji postanowiłem nie wysyłać żadnych darów do czasu wyjaśnienia. W obecnych czasach, kiedy mamy tyle złości i przewrotności, odrobina przezorności nie zaszkodzi. Z poważaniem WIKTOR POlAńSKI Pomysły pilnie poszukiwane

Z niesmakiem oglądam wiadomości telewizyjne z Polski. W wielu przypadkach budzą we mnie zdziwienie, a nawet zażenowanie. Toczy się dyskusja na temat święta Trzech Króli, zniesionego przez czerwonych, o które w wolnej Polsce upomniało się społeczeństwo. Z całym szacunkiem dla sacrum, rządząca koalicja chciała, by Polakom przywrócić to, co zostało odebrane. Z drugiej strony, szkoda miliardów, które przepadną w związku z wolnym dniem. Od lat toczy się mocowanie pomiędzy władzą a ekologami o autostradę w Dolinie Rozpudy. Krzyk, podniesiony w związku z niszczeniem środowiska naturalnego, głośnym echem doleciał aż do Brukseli i wywołuje sytuacje pa-

to we. I cho ciaż za cho wa się uni kal ne śro do wi sko, to jed nak dro gi, któ ra mu si po wstać – nie bę dzie. Roz wój cy wi li za cyj ny w tym re gio nie sta nie. A czy nikt nie po my ślał, że moż na by by ło ina czej? Przy wró cić pięk ne świę to Trzech Kró li, a dla zba lan so wa nia od dać jed ną wol ną so bo tę? W spo rze o pięk no Roz to cza moż na, za miast sze ro kiej wstę gi au to stra dy, nisz czą cej pięk no na tu ry, wy bu do wać sze ro ką es ta ka dę z to ra mi ko le jo wy mi, wznie sio ną na ko lum nach, któ re tyl ko w ja kichś pro mi lach nisz czy ły by na tu rę. W spe cjal nych wa go nach, ol brzy mie cię ża rów ki, bez spa lin, prze mie rza ły by ten za ką tek Pol ski. Mo gło by to też stać się atrak cją tu ry stycz ną, bo tak że w wy god nych wa go nach lu dzie, jak z wy so kie go ta ra su, mo gli by po dzi wiać uni kal ne kra jo bra zy. W bo ga tej i za sob nej Szwaj ca rii pięk no kra ju nie jest znisz czo ne spa li na mi. Ol brzy mie cię ża rów ki prze wo żo ne są ko le ją. Dla cze go Pol ska nie mo że iść tym wzo rem. Ma my sze ro ką sieć ko lei. Woź my nią sa mo cho dy. I spo koj nie, bez emo cji, bu duj my tak po trzeb ne nam dro gi. KA MIl KO SIc KI

śroDa, 1 PaźDziernika, Danuty, iGora 1971 1904

Otwarcie Świata Walta Disneya na Florydzie, olbrzymiego parku z setkami atrakcji przeznaczonych zarówno dla dzieci jak i ich rodziców. Urodził się Vladimir Horowitz, amerykański pianista pochodzenia rosyjskiego; uznany za jednego z najwybitniejszych wirtuozów fortepianu XX wieku.

z teki anDrzeJa liChoty

Czwartek, 2 PaźDziernika, teofila, DionizeGo 1382 1413

Wielkim Mistrzem Zakonu Krzyżackiego został wybrany Konrad Zollner von Rotenstein. Unia polsko-litewska w Horodle. Litwa pozostała odrębnym państwem, ale obie strony miały się porozumiewać co do wyboru władzy.

rokto dla Francuzów wprowadzen ie dodatkowego... podatku „piknikowego” od jednorazowych talerzyków.

2009

lat dożył francuski przemysłowiec André Faller, który pracownikom swojej fabryki odzieżowej zostawił w spadku znaczną część swojego majątku.

93

Czas na nowe mieJsCa! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton, g.borkowski@nowyczas.co.uk), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk) FelIeTony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski, Michał Sędzikowski, Przemysław Wilczyński RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Damian Chrobak, Grzegorz Lepiarz, Agnieszka Mierzwa, Maricn Piniak WSpółpRaca: Małgorzata Białecka, Irena Bieniusa, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Grzegorz Ostrożański, Łucja Piejko, Paweł Rosolski, Bartosz Rutkowski, Mikołaj Skrzypiec, Alex Sławiński, Jakub Sobik, Aleksandra Solarewicz, Tomasz Tułasiewicz; STaŻ dzIennIkaRSkI: Joanna Bąk.

dzIał MaRkeTIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk); STaŻ MaRkeTIngoWy: Magdalena Kubiak WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

formularz Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

Płatność ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

Czas Publishers ltD. 63 kings Grove london se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 26 września 2008

czas na wyspie Z REDAKCYJNEDO DYŻURU

PlATfORMY CYfROWE TV

Emigracyjna cyfrówka nielegalna Czy korzystanie z emitowanych z Polski platform cyfrowych poza granicami kraju jest zgodne z prawem? – pyta w mailu nasz czytelnik Tomek. – Nie jest legalne – odpowiadają operatorzy. I chociaż pozornie nikt nie zwraca na to uwagi, oglądając Polsat czy Cyfrę w Wielkiej Brytanii, musimy się liczyć z prawnymi konsekwencjami.

W sierpniowym wydaniu „Nowego Czasu” (nr 33/99) pisaliśmy o tym, że oglądanie wyłącznie Polsatu czy Cyfry Plus nie zwalnia z obowiązku płacenia licencji TV. Tymczasem jeden z czytelników, Tomek, zwrócił trafnie uwagę na inny aspekt problemu: Chciałbym się odnieść do artykułu zamieszczonego w „Nowym Czasie” 22 sierpnia pt. „00TV, czyli... licencja na oglądanie”. Padają tam takie słowa: „Na dachu mam własną satelitę i odbieram legalnie cyfrowy Polsat”. Tymczasem ja w lutym tego roku przeczytałem na interii.pl artykuł pt. „Telewizja dla emigrantów”, z którego wynika, że korzystanie z polskich platform cyfrowych w Anglii wcale nie jest takie legalne. Ponadto na stronie internetowej Cyfry Plus znalazłem regulamin umowy o abonament, w którym czarno na białym jest napisane, że: „Używanie Sprzętu (w tym Karty) dopuszczalne jest wyłącznie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że nikt się tym nie przejmuje, nikt tego nie ściga. Ale teoretycznie takie jest prawo. Czy to prawo zawsze będzie martwe? Czy właściciele anten z napisem CyfraPlus, Polsat lub „n” mogą spać spokojnie? Nie wiem, czy uznają Państwo ten temat za interesujący. Jeśli tak, to prosiłbym o napisanie kilku słów na ten temat. Z góry dziękuję. Tyle nasz Czytelnik. Temat oczywiście jest interesujący. W końcu dotyczy tysięcy imigrantów. Oglądanie wiadomości telewizyjnych, transmisji sportowych czy chociażby polskojęzycznych seriali jest jedną z nielicznych rozrywek szerokiej rzeszy pracujących w Wielkiej Brytanii rodaków. O wyjaśnienie problemu poprosiliśmy Małgorzatę Mazur z zespołu public relations Canal Plus Cyfrowy.

– Oczywiście, korzystanie z naszej oferty poza granicami Polski jest niezgodne z postanowieniami Regulaminu Umowy o abonament, w którym jest uregulowane wprost, że abonent jest uprawniony do używania sprzętu cyfrowego wyłącznie na terytorium Polski – potwierdza rzeczniczka operatora. I nie chodzi tu o kwestię wyłącznie umowną. Zarówno Canal Plus Cyfrowy jak Polsat czy N są na terenie Rzeczpospolitej Polskiej sprzedawcami programów telewizyjnych emitowanych za pośrednictwem satelity. Sęk w tym, że sprzedają nie tylko własne programy. W ofertach tych operatorów są tłumaczone na język polski kanały zagraniczne, takie jak np. Discovery, Sky Sport, Canal Plus. Polscy operatorzy wykupili licencje do emisji tych kanałów wyłącznie na terenie Polski. W Wielkiej Brytanii podobne licencje mają lokalni operatorzy, np. Sky. Teoretycznie operator brytyjski ma prawo wystąpić wobec Polsatu czy Canalu Plus Cyfrowego z roszczeniem o ogromne odszkodowanie za „przymykanie oka” na odbiór emisji na cudzym terenie. – Konsekwencją używania sprzętu poza terytorium Polski przez abonenta, w przypadku uzyskania przez spółkę wiedzy w tym zakresie, byłoby rozwiązanie przez CANAL+ Cyfrowy Sp. z o.o. umowy o abonament z powodu istotnego naruszenia przez abonenta postanowień tejże umowy – dodaje Małgorzata Mazur. – Spółka mogłaby również wystąpić wobec takiego abonenta z roszczeniem o naprawienie szkody, jeżeli taką szkodę poniosłaby z tytułu nieuprawnionego korzystania przez abonenta za sprzętu poza terytorium Polski. Grzegorz Borkowski

Jak widać na powyższym zdjęciu, władze rezerwatu Burnham Beeches na serio przejęły się polskim zamiłowaniem do grzybobrania. Chris Morris z City of London, które zarządza rezerwatem od 1880 roku, uzasadnił polskojęzyczny zakaz ,,znaczną liczbą Polaków z pobliskiego Slough odwiedzających las, ignorujących absolutny zakaz zbierania grzybów”. Sprawa powinna być jasna: z rezerwatu nie można wynieść nawet spróchniałej gałęzi, a co dopiero rzadkie gatunki grzybów występujących podobno w tym ponad dwustuhektarowym, prastarym drzewostanie. Co ciekawe, na wszelkie zbieranie grzybów, zgodnie z Ustawą o Kradzieży (Theft Act) z 1968 roku, każdy musi mieć pozwolenie od właściciela ziemi, na której grzyby rosną. Poza tym, według władz rezerwatu, grzyby lepiej wyglądają w runie leśnym, a nie w zupie. Cóż... pewnie urzędnicy City of London nie próbowali naszej grzybowej...

Jakub Piś, fot. Kinga Jezierska

POSZKODOWANY W WYNIKU WYPADKU? POZNAJ SWOJE PRAWA!!! Czy wiesz, iż jeśli zostałeś poszkodowany w wyniku wypadku w Wielkiej Brytanii, niezależnie od tego czy mieszkasz tutaj na stałe, czy tylko odwiedzasz rodzinę lub znajomych, masz możliwość otrzymać odszkodowanię? Niestety poszkodowani często nie znają swoich praw i nie wiedzą, czego tak naprawdę mogą się spodziewać. Wysokość odszkodowania to kilka składowych: tzw. roszczeń ogólnych (General Damages), roszczeń szczególnych (Special Damages), przyszłych strat (Future Loss) i procentów (Interest). 1. Roszczenia ogólne a) najważniejsze jest zadośćuczynienie za ból i cierpienie poniesione przez poszkodowanego. Dopiero po otrzymaniu niezależnej eskpertyzy medycznej wysokość odszkodowania może być określona przez prawnika. b) straty w zarobkach spowodowane poniesionymi obrażeniami, np. trudność w znalezieniu nowej pracy c) odzkodowanie za straty i zmianę stylu życia. 2. Roszczenia szczególne, określane faktycznymi warunkami konkretnej sprawy Materialny rodzaj szkód można podliczyć dość dokładnie, np. utrata zarobków (minionych, jak i przyszłych), koszty przejazdu, wartość leczenia medycznego i lekarstw, przedmioty uszkodzone w wyniku wypadku. Aby otrzymać odszkodowanie za powyższe szkody, konieczne jest zachowanie wszelkich czeków, rachunków, biletów itd. 3. Przyszłe straty Podliczenie tych strat jest dość skomplikowane i lepiej to pozostawić ekspertom. 4. Procenty Jest również możliwość otrzymania procentowej nadwyżki na określoną część odszkodowania. Wysokość stawki procentowej i okres, za który są wypłacane, różni się w zależności od rodzaju obrażeń. Procenty za roszczenia szczególne są dodawane od daty wypadku. Procent za roszczenia ogólne są dodawane od daty rozpoczęcia działań prawnych. Poniżej przedstawiamy wzięty z życia przykład, który pokazuje, na co może liczyć poszkodowany w wypadku drogowym. Imiona zostały zmienione w calu zachowania poufności informacji. Okoliczności zdarzenia Robert Ciesielski, lat 40, pracował jako kierowca autobusu. 2 lutego 2007 r. w autobus, którym Robert kierował, z drogi podporządkowanej wjechała ciężarówka. W wyniku zderzenia Robert doznał złamania prawego barku, łokcia i nadgarstka. Kierowca, właściciel ciężarówki i towarzystwo ubezpieczeniowe ciężarówki przyznali się do winy. Robert zwrócił się do kancelarii prawnej, aby uzyskać odszkodowanie i chciałby się dowiedzieć, na co może liczyć. Dane personalne Robert z żoną Joanną ma dwójkę dzieci. Jego hobby to gra w badmintona z dziećmi oraz malowanie obrazów przedstawiających autobusy. W zeszłym roku sprzedał trzy obrazy w cenie £1500 za sztukę. Planował zostać profesjonalnym malarzem w przyszłości i poświęcać na to cały swój wolny czas. Był pewien, iż jest popyt na obrazy tego typu i mógłby zostać uznanym malarzem przedstawiającym transport publiczny. Robert planował, iż do pięćdziesiątki poświęci cały swój czas na malowanie. Obrażenia Przez sześć miesięcy od wypadku Robert miał prawą rękę w gipsie. Był bardzo poważnie ograniczony w tym co mógł robić. Obrażenia doprowadziły do tego, iż prawa ręka Roberta nie rozgina się do końca. W efekcie stracił pracę kierowcy autobusu, co przyczyniło się do rozwoju depresji, którą leczy farmakologicznie. Rozliczenie potencjalnego odszkodowania dla Roberta: 1. Roszczenia ogólne. Zadośćuczynienie za poniesiony przez Roberta ból w wyniku obrażeń, a także za przeżytą traumę. Odszkodowanie będzie zależne od sądowo-medycznego zaświadczenia wydanego przez niezależnego eksperta, które jest zwykle organizowane przez prawnika. 2. Odszkodowanie za utratę możliwości prowadzenia takiego stylu życia, jaki Robert prowadził do wypadku. A w szczególności: a) Robert nie może więcej grać w badmintona, co byłó jego ulubionym hobby; b) nie może malować; c) odczuwa ciągły ból wykonując zwykłe prace domowe. W związku z otrzymanymi obrażeniami wynikło niebezpieczeństwo zachorowania na artretyzm. 3. Zadośćuczynienie z powodu utraconych zarobków. 4. Zadośćuczynienie za poniesione koszty: leki, transport, dodatkowe koszty utrzymania domu etc. 5. Odszkodowanie za opiekę i pomoc – przed wypadkiem Robert dzielił prace domowe z Joanną, będzie miał więc prawo wynająć osobę, która będzie wypełniać część jego pracy i ubiegać się o zadośćuczynienie poniesionych w wyniku tego kosztów. W odróżnieniu od norm i praw, do których przyzwyczailiśmy się u nas w Polsce, w Anglii poszkodowany może otrzymać jeszcze zadośćuczynienie za opiekę żony, nie zważając na to, iż jest ona członkiem jego rodziny, i oczywiście nie była za to opłacana. 6. Odszkodowanie za utratę możliwości zostania profesjonalnym malarzem. 7. Zadośćuczynienie przyszłych strat, np. za potencjalne wynagrodzenie za pracę do wieku emerytalnego. Ten przykład z życia pokazuje, iż proces prawidłowego podliczenia i otrzymania odszkodowania nie jest prosty i najlepiej dać się na profesjonalistów. W razie jakichkolwiek pytań lub wątpliwości, prawnicy z firmy Graham M Riley & Co., mający łącznie ponad 50-letnie doświadczenie, służą pomocą BEZPŁATNIE i PO POLSKU. Udzieli jej Litigation Manager – pani Malwina Dobrowolska.

Gra ham M Ri ley & Co. So li ci tors Bez płat ny tel.: 0800 0730 868 lub 0170 453 2229, fax: 0170 454 4224 E -ma il: rta@rta -so li ci tors.co.uk www.gra ham ri ley.co.uk


|

26 września 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Abolicja na infolinii

Fot. z archiwum London Citizens

Stawka na życie ciąg dalszy ze str. 1 Negocjatorzy LC, na początku rozmów z dyrektorami korporacji, mówią im o sprawiedliwości społecznej. Wygrzebują z garnituru człowieka. Na przykładach pokazują im, że wyższe stawki się opłacą, bo szanowany pracownik czuje się zmotywowany do lepszej pracy, jest efektywniejszy. Dyrektorzy dostają miesiąc czasu na odpowiedź, potem kolejne spotkanie. Aż do skutku. Negocjacje trwają nawet rok.

NEGOCJATORZY Są nimi liderzy i przedstawiciele grup członkowskich LC, zwykli obywatele, ksiądz, muzułmanin, związkowiec, Neil Jameson, wreszcie pracownik reprezentujący pozostałych. Mają pełną wiedzę z danego sektora, są odpowiednimi partnerami do rozmów. W czasie starań o spotkanie, wolontariusze i organizatorzy, tacy jak Marzena Cichoń, przekonują pracowników. – Kręcimy się pod hotelem, szpitalem i „wyłapujemy” ludzi, którzy tam pracują jako sprzątacze, ochrona, obsługa kantyn. Próbujemy się dowiedzieć, jak wygląda ich praca – relacjonuje Marzena. – Na ogół wiemy już, że ich prawa nie są respektowane, a zarobki to ledwie National Minimum Wage. Pytamy czy mają opłacane urlopy czy pracują w nadgodzinach, ile ich mają, czy są dodatkowo wynagradzani, czy mają płacone za chorobowe. Jest to wielomiesięczna praca nad mobilizacją ludzi do działania. Wśród nich znajdują się w końcu ci odważniejsi, którzy biorą udział w negocjacjach. Kiedy istnieje już pewność, że ludzie będą razem z organizacją ubiegać się o zmianę stawki, dyrektorzy są naciskani, by zmienili warunki zatrudnienia. Dochodzi do wielu spotkań, które wreszcie kończą się podpisaniem zobowiązania przyjęcia Living Wage. Tak się stało w przypadku szpitali we

wschodnim Londynie, banków HSBC, Deutsche Bank, Barclays; firmy zarządzającej energią PowerHouse Energy, PricewaterhouseCoopers czy KPMG, lidera na rynku doradztwa finansowego. Dyrektor HSBC, kiedy podpisał konwencję i sprawdził jak to działa, stał się gorącym orędownikiem sprawy i lobbuje na jej korzyść. Nie ma mowy o wycofaniu się z podjętego zobowiązania. Dlaczego? – Bo wtedy nie dajemy im spokoju. Namolne zabieganie o spotkania. Demonstracje, kontakt z mediami czyli łamanie wizerunku. Przykładem wielka demonstracja pod Hiltonem, kiedy odbywała się tam konferencja organizacji charytatywnych. Hilton budował sobie wizerunek przyjaznej dla swoich pracowników firmy, a członkowie London Citizens, na zewnątrz, mówili o tym, że to bzdura.

HOTELE A LIVING WAGE Kampania prowadzona jest w największych londyńskich hotelach. Założeniem jest, by London Living Wage obowiązywało w każdym z nich do 2012 roku. Przykładem jest Ascott London Mayfair przy Green Park, który zobowiązanie podpisze jako jeden z pierwszych. Działają w nim brytyjskie związki zawodowe Unite w ścisłej współpracy z London Citizens. Od lat o przyzwoite stawki w hotelach walczą amerykańscy związkowcy z Unite Here [nie mylić ze związkiem Unite – red.]. To Unite Here wykłada pieniądze na kampanię w Londynie. Bo im większa międzynarodowa grupa sprzeciwiająca się złemu mechanizmowi rządzącemu siecią firm na całym świecie, tym większa szansa na skuteczność prowadzonej akcji. 7,45 to nie wszystko. Living Wage to też zgoda na 20 dni płatnego urlopu w ciągu roku, na 10 dni płatnego chorobowego, to zapewnienie możliwości rozwoju (szkolenia), a co najważniejsze, to godne traktowanie pracowników. LC pozostaje z nimi w ciągłym kontakcie, by mieć pewność, że to co

zostało podpisane, jest przestrzegane. Hotele słyną z zatrudniania ludzi przez agencje. – Weźmiesz wolne i możesz stracić pracę. Tracisz dniówkę i nie masz na pokój, bo 40 funtów za dzień pracy, to być albo nie być – opowiada Ewelina, której zmieniłam imię, bo chce być anonimowa. Koledzy z pracy mogliby na nią donieść. – Nie mogę odłożyć pieniędzy, bo starcza mi tylko na pokój, trawelkę, no na życie. Nie mam więc pieniędzy, żeby szukać innej pracy i móc się utrzymać. Za urlop mi agencja nie płaci. Jest ciągle strach, że jak będzie za mało pokoi wynajętych to nas, z agencji, odeślą do domu. Zawsze się boję, że Kate, menadżerka, na koniec dnia powie: We don’t need you tomorrow... Ta kampania ma na celu przekonanie dyrektorów największych londyńskich hoteli, by samodzielnie zatrudniali ludzi, a nie korzystali z usług agencji i by realizowali postulaty Living Wage. Ale przede wszystkim służy przekonaniu ludzi pracujących w hotelach, by sami chcieli zmienić warunki swojej pracy.

CO ROBI ORGANISER Marzena Cichoń zajmuje się pozyskiwaniem wolontariuszy i pracowników hoteli, którzy odważą się zmienić reguły pracy i płacy tam obowiązujące. Szuka ludzi, którzy zaangażują się w działalność społeczną pod egidą London Citizens. Bo celem tej organizacji jest budowanie i umacnianie społeczeństwa obywatelskiego. Czyli takiego, które jest świadome swoich praw i obowiązków. Polska grupa wejdzie w skład stu grup narodowościowych i wyznaniowych tworzących London Citizens. – Osoby, które pracują w hotelach, zaangażuję do kampanii London Living Wage – mówi Marzena. – Będziemy rozmawiać z szefami ich hotelu, żeby uzyskać dla nich wyższą stawkę, a oni będą nas wspierać: rozdawać ulotki, szukać innych ludzi zatrudnionych w hotelach i mających

podobne problemy. Lidera danej grupy wyślemy na trening, gdzie będzie się uczył, w jaki sposób może znaleźć ludzi, w jaki sposób ma z nimi rozmawiać. Chcę porozmawiać z jak największą liczbą ludzi pracujących w danym hotelu. Będziemy w ich imieniu negocjować, ale musimy mieć ich wsparcie. Dlatego, aby walczyć o London Living Wage dla Polaków zatrudnionych w londyńskich hotelach, ci Polacy muszą się do London Citizens zgłosić. Najlepiej do Marzeny (Marzena.Cichon@londoncitizens.org.uk). Szczegóły hotelowej akcji i opis całej kampanii można znaleźć na stronie internetowej: www.hotelworkers.org.uk.

SPOTKANIE Kampanie tej organizacji dotyczą wszystkich mieszkańców Londynu. Strangers Into Citizens walczy o prawa i legalizację migrantów i uchodźców politycznych; Affordable Housing wspiera projekt budowy tanich mieszkań, City Safe organizuje grupy ludzi w celu zapewnienia bezpieczeństwa na ulicach stolicy. Spotkanie, na którym będzie można poznać grupy zrzeszone w London Citizens, jej założycieli i cele prowadzonych kampanii, odbędzie się 8 października w północnym Londynie (Maida Vale). Wszyscy, którzy chcieliby wziąć w nim udział powinni skontaktować się z Marzeną.

elżbieta Sobolewska Marzena CiChoń pracowała jako tłumacz w instytucjach, szpitalach, bankach, Inland Revenue. Była wolontariuszem w Broadway Project, gdzie pomagała ludziom szukać pracy, tłumaczyła CV, pisała listy motywacyjne, chodziła z szukającymi pracy do Job Centre. Prowadziła lekcje angielskiego w Upper Room. Była jednym z założycieli organizacji Poland Street. Skończyła kurs City & Guild dla wolontariuszy pomagającym obcokrajowcom, którzy w swoim kraju byli dobrze wykwalifikowanymi ludźmi, ale tu przyjechali bez znajomości języka.

Ministerstwo Finansów uruchomiło infolinię obsługującą osoby zainteresowane rozliczeniami dochodów uzyskanych za granicą. Dzwoniąc do Krajowej Informacji Podatkowej pod numery 0801 055 055 (z telefonów stacjonarnych) lub 022 330 0330 (z telefonów komórkowych) należy wybrać tonowo „7”. Uzyskamy informację dotyczącą terminów, zasad i sposobu rozliczeń dochodów. Podatnicy, którzy chcą skorzystać z abolicji za 2002 rok, wniosek muszą złożyć w urzędach skarbowych do 6 października. Na chętnych na abolicję za lata 2003-07 fiskus czeka do 6 lutego 2009. Informator na temat przepisów ustawy, możliwości skorzystania z umorzenia zaległości podatkowych lub zwrotu zapłaconego podatku oraz związanych z tym procedur, znajduje się na stronie www.mf.gov.pl/ulganapowort. Kontakt z Krajową Informacją Podatkową: www.kip.mofnet.gov.pl. Pełny tekst ustawy dostępny jest pod adresem: www.mf.gov.pl. 8 listopada odbędą się uroczyste obchody z okazji 90. rocznicy Święta niepodległoŚci. Msza św. w Katedrze Westminster i przemarsz ulicami Londynu na Trafalgar Square, gdzie odbędzie się część artystyczna. zarezerwuj ten dzień! przyjdź i przyprowadź znajomych. Szczegółowe informacje w późniejszym terminie. Komitet organizacyjny obchodów 90. rocznicy Święta niepodległości


|

nowy czas | 26 września 2008

czas na wyspie

W Sheffield starają się pomóc imigrantom Sukcesem zakończyło się organizowane w Sheffield – pod hasłem „Poczuj się bezpiecznie, poznaj swoje środowisko” – spotkanie dla lokalnej społeczności z Europy Środkowo-Wschodniej. Ponad czterysta osób chciało dowiedzieć się, jakie usługi dla imigrantów oferują władze lokalne, policja czy służba zdrowia. Największe jednak zainteresowanie wzbudziła wizyta Kevina Aistona, strażaka i jednocześnie gwiazdy telewizyjnych oraz radiowych programów, który do Polski wyjechał w 1991 roku. – Wiem z własnego doświadczenia, jak trudne jest przeprowadzenie się do innego kraju, innej kultury – powiedział najpopularniejszy w Polsce strażak. – Cieszę się, że są ludzie, którzy starają się pomóc imigrantom w aklimatyzacji w nowym miejscu. Jedną z takich osób jest Maggie Rozmus (na zdjęciu). Polka, pracująca w lokalnej policji jako specjalistka ds. integracji społecznej. Sama musiała przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, kiedy trzy lata temu przyjechała do Wielkiej Brytanii i zaczęła pracę w barze z hamburgerami. – Musiałam szybko nauczyć się angielskiego stylu życia – mówi. – Mia-

łam szczęście, bo dość szybko dostałam posadę na pół etatu we władzach Barnsley przy realizacji wielokulturowego projektu. Po pół roku byłam już pełnoetatowym pracownikiem. Moje aktualne obowiązki to konsultowanie policyjnych projektów z lokalną społecznością oraz pomaganie w organizowaniu imprez, takich jak ta. Spotkanie w Sheffield rozpoczęła msza św. odprawiana przez księdza Andrzeja Pystera w miejscowej katedrze, na której pojawiła się między innymi burmistrz Sheffield Cllr Jane Bird.

Magdalena Kubiak

Akcja „Poczuj się bezpiecznie” jest odpowiedzią na opinie, jakie otrzymaliśmy w wyniku dotychczasowych kontaktów z mieszkańcami” – powiedział Paul Staines, przedstawiciel lokalnej policji.


6|

26 września 2008 | nowy czas

czas na wyspie tydzień na wyspach Porozumienie w sprawie

współpracy między brytyjskimi i polskimi związkami zawodowymi zostało zawarte w czwartek, 25 września w londyńskiej siedzibie TUC. Będzie obowiązywało przez cztery lata. Podpisali je Brendan Barber – sekretarz generalny Trade Union Congress (TUC), Jan Guz – przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych (OPZZ) i Janusz Śniadek – przewodniczący NSZZ „Solidarność”.

›› Ambasador RP Barbara Tuge-Erecińska i burmistrz Ipswich, David Hale, z członkami kapeli góralskiej

Fot. Max Stocker

W Ipswich lubią Polaków Ip swich – sto li ca hrab stwa Suf folk – to mia sto, któ re po za przy ja znym sto sun kiem do Po la ków jest ge ne ral nie bar dzo przy ja zne. Po ło żo ne na wschod nim wy brze żu u uj ścia rze ki Or well, są sia du je z Col che ster i Es sex. Przy cią ga uro kli wym wy brze żem i hi sto rią się ga ją cą VII wie ku n.e., a ostat nio rów nież im pre za mi dla Po la ków. W nie dzie lę, 21 wrze śnia, od był się tam pierw szy Po lish Arts Fe sti val. Małgorzata Białecka Wy star czą tyl ko cztery mie sią ce, że by do bry po mysł wcie lić w ży cie, zna leźć na nie go pie nią dze i zor ga ni zo wać im pre zę, któ ra na dłu go po zo sta nie w pa mię ci. Go sia Tro ja now ska -Hob son, jed na z or ga ni za to rek, przy zna je, że o pol skim fe sti wa lu w Ip swich, my śla ła od mo men tu, gdy rok wcze śniej na fe sti wa lu cy gań skim zo ba czy ła pol skich Cy ga nów. Swo im po my słem po dzie li ła się z Ros Gre en i Do ugla sem Hun terem, two rzą cy mi coś w ro dza ju agen cji ar ty stycz nej Hun gry Arts, a oni przy go to wa li pro jekt i wy stą pi li z nim do władz mia sta. Zaś wła dze mia sta, w tym burmistrz Da vid Ha le, lubią Po la ków! Przy naj mniej od no si się sil ne wra że nie, że cie szą się na szą licz ną obec no ścią w oko li cy. W sa mym 130-ty sięcz nym Ip swich sza cu je się, że pol ska spo łecz ność to oko ło 5 tys. osób, zaś w oko li cy ok. 17 ty s. Po lish Arts Fe sti val 2008 była pierw szą im pre zą na ta ką ska lę, po przez któ rą wła dze mia sta chciały pod kre ślić swój cie pły sto su nek do emi gra cji z Pol ski. Nie bez zna cze nia są tu in ten syw ne dzia ła nia w tym kie run ku, po dej mo wa ne przez na szą am ba sa dę.

Po la cy za si li li w znacz ny spo sób sek tor bu dow la ny i rol ni czy w hrab stwie. Wła dze mia sta nie po zo sta wi ły imi gran tów sa mym so bie i sta ra ją się wy cho dzić na prze ciw ich po trze bom. Wspie ra ją po wsta nie Po lish Club i z chę cią od po wia da ją na wszel kie no we ini cja ty wy. Fe sti wal, na któ ry złożyły się sztu ki wi zu al ne: wy sta wa „1118 mil” w miej skiej ga le rii; po kaz pol skich fil mów oraz kon cer ty w cza sie pol skie go pik ni ku 21 wrze śnia – to trzy głów ne ak cen ty ca łej im pre zy. Spo tka nie am ba sa dor Bar ba ry Tu ge -Ere ciń skiej i Ste fa na Paw licz ko, I Se kre ta rza Wy dzia łu Pro mo cji Han dlu i In we sty cji z władzami Ip swich to ko lej ny krok w dłu go fa lo wej współ pra cy. Być mo że wkrót ce Ip swich bę dzie mia ło swo je bliź nia cze mia sto w Pol sce, a pol scy przed się bior cy ko lej ny ry nek zby tu. Wszak Ip swich to port dla jach tów z ca łej An glii, więc i świet ne miej sce dla ich pro du cen tów i ser wi san tów, któ rych w Pol sce prze cież nie bra ku je. Go sia Tro ja now ska -Hob son ubo le wa tyl ko nad pew ną nie śmia ło ścią przed sta wi cie li Po lo nii. Moż na by ło zro bić du żo wię cej, gdy by w or ga ni za cję im pre zy ze chcia ło włą czyć się wię cej osób. Na pik nik przybyła licz na gru pa na szych ro da ków i za cie ka wio nych miesz -

kań ców mia sta. Jed nych przy cią gnę ła pol ska kuch nia, stra gan z po lską ce ra mi ką, gó ral ska mu zy ka. In nych Ka pe la ze wsi War sza wa i ze spół folk lo ry stycz ny Ma zu ry. Nie za bra kło mo bil li bra ry – od dzia łu lo kal nej bi blio te ki, któ ra w swo im tra dy cyj nym au to bu sie przy wio zła książ ki w ję zy ku pol skim i wy ni ki prac nad pro jek tem Re se ar ching Po lish An ce stors – oka zu je się, ze już na po cząt ku wie ku w tej oko li cy miesz ka ło kil ka osób uro dzo nych na zie miach pol skich. W cią gu ca łe go dnia w po wie trzu uno sił się za pach bi go su. An drzej i Ewa przy szli na pik nik z syn kiem Jan kiem. An drzej pra cu je dla jed nej z firm bu dow la nych za trud nia ją cych Po la ków w Suf folk, Ewa jest na urlo pie ma cie rzyń skim. Obo je są bar dzo za do wo le ni z po by tu i pra cy. W cza sie pik ni ku roz cza ro wa ła ich jed nak ma ła liczba stra ga nów i sto isk, za rów no z pol skim je dze niem jak i in ny mi pro duk ta mi z Pol ski, któ re moż na by ło po za ce ra mi ką po ka zać. Za sko czy ło ich, że ża den z pol skich skle pów nie wpadł na po mysł, że by zor ga ni zo wać sprze da ż pol skich pro duk tów na miej scu. By ło jed no sto isko ga stro no micz ne, do któ re go wi ła się ogrom na ko lej ka. Ewa nie lu bi folk lo ru, za miast więc ze spo łu Ma zu ry i ka pe li gó ral skiej wi dzia ła by na sce nie np. któ -

rąś z gwiazd pop-u. Mo że za rok bę dzie wię cej mu zy ki roz ryw ko wej. By ło jednak swoj sko i mi ło. Wła dze miasta da ją nam bezdys ku syj nie „zie lo ne świa tło”. Zor ga ni zo wa nie wy sta wy w miej skiej ga le rii po wie rzo no mło dym i ak tyw nym ku ra to rom: Ka ta rzy nie Szy dłow skiej i Kon ra do wi Schil le ro wi. Ka sia skoń czy ła Roy al Col le ge of Art w Lon dy nie – za wsze chcia ła spró bo wać ku ra tor stwa na Wy spach. Wy sta wa „1118 mil” po ka zu je jak w ar ty stycz ny spo sób moż na zi lu stro wać ludz ką tę sk no tę. Ży cie emi gran ta to cią gła po trze ba kon tak tu z kra jem ro dzin nym i bli ski mi – wszyst kie pra ce ilu stru ją więc od le głość mię dzy Lon dy nem i War sza wą, któ ra wy no si wła śnie 1118 mil i pró bu ją po ka zać, jak no we tech no lo gie po ma ga ją nam w skra ca niu tej od le gło ści. Po ka za no pra ce piąt ki ar ty stów reprezentujących róż ne techniki: od ma lar stwa ścien ne go po przez pla kat, za pis ko re spon den cji ma ilo wej oraz fil my. Prze gląd pol skich fil mów, któ ry trwał ca ły ty dzień w miej skim ki nie, przy bli żył wi dzom mło dych pol skich twór ców, ta kich jak: Do ro ta Kę dzie rzaw ska; Woj tek Sma rzow ski; Sta ni sław Mu cha i Ma ciej Żak. Am ba sa da RP oraz wła dze mia sta Ipswich ma ją na dzie ję, że im pre za wej dzie na sta łe do miej skie go ka len da rza.

Gra planszowa dla dzieci „Zgadnij kto to?”, która ma pomóc Polakom, ofiarom przestępstw, wzbudza kontrowersje. Wprowadzili ją do użytku policjanci z Sussex. Wykorzystując karty z obrazkami, poszkodowani łatwo mogą dopasować kolor oczu, włosów, kształt nosa przestępcy. Polski konsulat krytykuje tę inicjatywę. – Dziwią mnie praktyki policjantów z Sussex – mówił Dariusz Adler, konsul RP w Londynie. – Angielskie komisariaty mają przez całą dobę dostęp do linii telefonicznej, pod którą dostępni są polscy tłumacze. Wprowadzenie gry dla dzieci bierze się, moim zdaniem, z niechęci Brytyjczyków do polskich obywateli. Nie bez winy są też sami Polacy. Z dystansem podchodzą do angielskiej policji, przez co utrudniona jest komunikacja – dodał konsul Adler. Policjanci narzekają, że nie mogą działać, dopóki tłumacz nie dojedzie na komisariat. A to wszystko opóźnia ich pracę. Dzięki szybkiej reakcji szybciej złapią przestępcę. Z danych Scotland Yardu wynika, że w 2007 roku w Wielkiej Brytanii 7 tys. Polaków padło ofiarami przestępstw, głównie kradzieży, pobić i rozbojów. Imigrantom z krajów Europy

Środkowo-Wschodniej przyjeżdżającym do Wielkiej Brytanii nadal grozi wykorzystywanie w pracy. Wielu z nich wciąż mieszka na ulicach brytyjskich miast – mówili przedstawiciele Homeless Link, organizacji charytatywnej zajmującej się pomocą bezdomnym, podczas konferencji w Manchesterze. – Politycy, władze lokalne oraz krajowe, a nawet organizacje pozarządowe nie są w stanie w pełni sprostać problemom, przed jakimi stoją imigranci – w ten sposób podsumowano konferencję. Organizacja ur4jobs Upper Room do tej pory pomogła około sześciuset imigrantom w znalezieniu pracy. – To jest dopiero wierzchołek góry lodowej i tak naprawdę nie ma precyzyjnych informacji o tym, ile osób w Londynie potrzebuje pomocy – mówiła Janie Kidstone z Upper Room. Według Homeless Link 18 proc. bezrobotnych w Londynie to imigranci z Europy Środkowo-Wschodniej. Z udziałem Polski i trzech repu-

blik bałtyckich powstaje nowy Układ Warszawski, oparty tym razem na rusofobii i sympatii dla USA – pisał w tym tygodniu w „The Guardian” węgierski historyk i socjalistyczny eurodeputowany Gyula Hegyi.


1 71 897 9 8 0 0 : 008 U]\ .coSm raLHm folinia g Q\PL WRZ\ n i y D U e a n n t o D] SRE UV ZDOX BezpÅ‚a www.m U]HN ZDû NX \ L ]D S

CS0162

] P WyZ RSà DWD ERZLĄ R DJHQRQH 3R]D FML PRĩH R OXE MHJDVWU]Hĩ P UD * N ] \ WUDQVD SU]H] 0RQH DZD \ LH SU XVWDORQ V]HON : *UDP 0RQH\ ‹

2UD] Z NDÄ©G\P PLHMVFX JG]LH ]REDF]\V] ]QDN 0RQH\*UDP


8|

26 września 2008 | nowy czas

czas na wyspie

Klub Filmowy w Cargo Rafał Kapeliński, reżyser filmu „Emilka płacze” był gościem kolejnego spotkania z serii „Artyści mowią”, grupy Polish deConstruction. Wtorkowy wieczór, 23 września, nie był wprawdzie premierowy dla Dyskusyjnego Klubu Filmowego, ale być może stał się zaczątkiem realizacji tego pomysłu w Londynie. Klub Cargo na Shoreditch wydaje się być miejscem idealnym dla tego typu działalności. Nieduża, ciemnawa sala, wystarczająco duży ekran, podest dla gościa i prowadzącego, atmosfera luźna, towarzystwo międzynarodowe. Dyskusja po angielsku. Wszystkie krzesełka zajęte.

„Emilka płacze” to krótkometrażowy obraz, który powstał w 2006 roku. Był już prezentowany w Londynie na Festiwalu Polskich Filmów, organizowanym co roku przez Instytut Kultury Polskiej. Przez dwa lata jeździł po międzynarodowych festiwalach, był na około dwudziestu, zapraszany z imprezy na imprezę, wielokrotnie nagradzany, wreszcie dopiero teraz trafił do dystrybucji w Polsce. – Dopiero teraz, bo chciałem pokazać go na wielu festiwalach, to jest konfrontacja z bardzo różną publicznością, otrzymuje się bardzo różne, często

Czy znasz już sekret kupowania nieruchomości bez pieniędzy? Czy wiesz, że aż 76% milionerów zaczynało swoją karierę finansową od inwestycji w nieruchomości?

zaskakujące reakcje. A reguła festiwali jest taka, że nie chcą pokazywać filmów, które były już w powszechnej dystrybucji, chcą mieć pierwszeństwo. Dlatego dopiero teraz film trafił do oficjalnego obiegu w kinach - powiedział reżyser. Swoją oficjalną premierę ma w piątek, 26 września. Będzie pokazywany wraz z innym krótkim metrażem – „Kilka prostych słów” Anny Kazejak-Dawid. Rafał Kapeliński od kilkunastu lat mieszka w Anglii. Tutaj skończył Londyńską Szkołę Filmową. Swoje filmy woli jednak kręcić w Polsce. Akcja „Emilki” toczy się w Katowicach stanu wojennego. Film jest czarno-biały. Opowiada o narodzinach młodzieńczej miłości. Re-

Czy wiesz, że Ty też możesz inwestować w nieruchomości z minimalnym lub ZEROWYM wkładem... jeśli wiesz to, co my? To nie prawda, że inwestowanie w nieruchomości: zastrzeżone jest tylko dla najbogatszych, obarczone jest ogromnym ryzykiem finansowym, wymaga specjalnych zdolności i wielu lat nauki, zmusza do zaciągania na wiele lat kredytów hipotecznych. To są mity, które obalimy w trakcie dwudniowego, otwartego seminarium, w trakcie którego masz jedyną okazję zdobycia: umiejętności kupowania nieruchomości z minimalnym, lub zerowym wkładem oraz innych unikalnych umiejętności w branży nieruchomości. Umiejętności te pozwolą Ci zaoszczędzić lub zarobić tysiące złotych na każdej Twojej transakcji na rynku nieruchomości. Nasze seminarium otworzy Ci oczy na Twoje finanse. Pełną listę umiejętności, jakich Cię nauczymy znajdziesz za chwilę na stronie www.kursy-finansowe.co.uk Pamiętaj, że miejsce, w którym się dzisiaj znajdujesz, jest wynikiem podejmowanych przez Ciebie decyzji w ostatnich kilku latach. A to, gdzie znajdziesz się za 2, 5, 10 lat będzie zależało od decyzji, którą podejmiesz w tej właśnie chwili... www.kursy-finansowe.co.uk Czy wiesz, dlaczego bogactwo jest chorobą przenoszoną drogą płciową? Inaczej pisząc: Dlaczego dzieci bogatych ludzi 5-krotnie częściej powtarzają sukces swoich majętnych rodziców? Dlaczego dzieci z rodzin ubogich powtarzają historię życia swoich biednych rodziców? Decyduje o tym 5 faktów, które poznasz, gdy wejdziesz na:

www.kursy-finansowe.co.uk Seminarium odbędzie się w Londynie w dniach 27 - 28 września 2008 w sali konferencyjnej Quality Hotel Heathrow przy London Road, Slough. SL3 8QB.

Patronat honorowy:

Patroni medialni:

Organizator: SPEŁNIAMY FINANSOWE MARZENIA

„Gazeta Niedzielna” oraz Księgarnia Veritas zapraszają na kolejne spotkanie z cyklu „Rozmowy o kulturze i wierze”. Z Robertem Makłowiczem porozmawiamy o kulturze i radości jedzenia Piątek, 10 października, godz. 19.00 JAZZ CAFE, POSK 238-246 King Street, Hammersmith, London W6 0RF Najbliższa stacja metra: Ravenscourt Park (District Line) WSTĘP WOLNY! (liczba miejsc ograniczona)

presje, polityka to tylko echo, postać milicjanta, który katuje sąsiada głównego bohatera. Milicjant jest ojcem Emilki. Było to spotkanie z twórcą, by dowiedzieć się, z jakiego tworzywa uformował swoje dzieło. Pytano więc głównie o pracę nad filmem. Jedną z głównych ról odegrała w nim szkoła tańca. – Była autentyczna. I wszyscy tancerze również, z wyjątkiem pary głównych bohaterów i jednego z instruktorów. A dlaczego akurat Katowice? Zupełnie przez zbieg okoliczności, to nie był mój celowy wybór, a raczej skutek tego, że ekipie bardziej pasowało. Ja w Katowicach nigdy wcześniej nie byłem. Przez pół roku szukał Andrzeja

Szewczaka, odtwórcy głównej roli Stefka. – Wszyscy, którzy czytali mój scenariusz mówili od razu, bez zastanowienia, zdecydowanie: „tak, to jestem ja”. Miałem już tego trochę dość. A mój scenariusz bynajmniej nie został jakoś świetnie oceniony. Dostałem wiele krytycznych uwag. Kiedyś zadzwonił do mnie kolega, nauczyciel, mówi: „Przyjeżdżaj do mojej szkoły, poznasz Andrzeja”. Więc przyjechałem, wchodzę do klasy, tam czeka chłopak. Dałem mu scenariusz. Długo go czytał, a kiedy skończył, zamyślił się i nic nie powiedział. No to pomyślałem sobie, że nic z tego nie będzie i znowu jakąś krytykę usłyszę. Po długim milczeniu wreszcie zapytałem co o tym myśli. A on odpowiedział: „Wie pan co, nic z tego nie będzie, to kompletnie nie jestem ja”. Po „Emilce” dostał sporo propozycji grania, ale z nich nie skorzystał. Na koniec tego spotkania padło pytanie, o którym Kapeliński mówi, że słyszy je od dwóch lat: dlaczego tytuł jest „Emilka płacze”, skoro ona przecież nie płacze? – Tego pewnie nikt z was nie zauważył, bo generalnie nikt tego nie zauważa – tłumaczył się Kapeliński po raz kolejny – ale film zaczyna się takim riffem gitarowym Pink Floyd, jest to fragment piosenki pt. See Emily Play... A w piosence tej Emilka płacze. W którymś ze środkowych wersów.

Elżbieta Sobolewska


|9

nowy czas |26 września 2008

czas na wyspie

Przedmiot: pielęgniarka Skandal w Southampton. Sprowadzone przez renomowane agencje pielęgniarki przez nieudolność konsultantów zostały bez pracy, dachu nad głową i pieniędzy. Zarówno lokalni pośrednicy pracy, jak i przedstawiciele SOS Polonia są w szoku. Zdarzały sie przecież przypadki wykorzystania i porzucenia własnemu losowi pracowników rolnych, budowlanych, ale nie wykwalifikowanego personelu medycznego!

Grzegorz Borkowski Elżbieta i Anna pochodzą z tzw. ściany wschodniej. Jednak do Anglii nie przyjechały bynajmniej za chlebem. W kraju miały dobrą i jak na standardy regionu, dobrze płatną pracę. Jedna pracowała w stacji dializ, druga jako siostra oddziałowa w szpitalu. Zarabiały miesięcznie 1700 do 2000 złotych. O pracy w Anglii myślały raczej w kategoriach szybkiego dorobienia się większych pieniędzy. Przygotowywały się do wyjazdu dość długo, przez ponad rok uczestniczyły w kursach językowych. Jednocześnie, poprzez internet, poszukiwały atrakcyjnych ofert pracy.

Oferta jak marzenie I wreszcie trafiła się ta specjalna. Renomowana agencja medyczna Medyk 12. szukała pielęgniarek i opiekunek dla osób starszych i chorych. Obie Polki zarejestrowały się na stronie internetowej Medyk 12. Niebawem skontaktowały się z nimi konsultantki. Według oferty agencji wydelegowani konsultanci mieli pomóc skompletować niezbędne dokumenty, przejść przez proces rejestracji w Brytyjskiej Naczelnej Izbie Pielęgniarek i Położnych, przygotować do rozmowy z angielskim pracodawcą (która miała się odbyć jeszcze w Polsce), pomóc zarezerwować bilet, znaleźć mieszkanie i wreszcie wspierać w nowym miejscu pracy. – A co najważniejsze, za pracę w szpitalu w Southampton zaproponowano mi naprawdę dobrą stawkę – 13 funtów za godzinę – opowiada Elżbieta. – Zgodziłam się nie zastanawiając się dłu-

go. Dałam wypowiedzenie w pracy. – Ja na szczęście wzięłam tylko urlop bezpłatny – dodaje Anna. Kilkumiesięczny okres przygotowań do wyjazdu obie wspominają jako czas naprawdę wytężonej pracy. Przechodziły kolejne rozmowy kwalifikacyjne z pracownikami agencji Medyk 12 i angielskim pracodawcą, którym okazał się nie szpital, lecz… agencja Hirs – brytyjski lider rekrutacji. Co ważne, pielęgniarki przeszły pomyślnie sprawdzian językowy. – Sprawdzali nas konsultanci z Medyk 12, ale i Anglicy z agencji Hirs, którzy także przyjechali do Warszawy – opowiadają. – Po interview w języku angielskim, agenci z Londynu byli naprawdę zadowoleni. Pytali się, czy nie planujemy ściągnąć do Anglii swoich rodzin i zostać tam na stałe. Latem były już gotowe do wyjazdu.

interview w autOkarze i znikający pOkój Wreszcie czas wyjazdu! W kilku torbach ledwo udało się zmieścić to wszystko, co wydawało się niezbędne przez najbliższe pół roku. I pierwszy zimny prysznic już w autokarze. Anna: – Odebrałam telefon, dzwonił przedstawiciel Hirs. Powiedział, że w ciągu najbliższych godzin, właśnie w autokarze, mogę mieć telefon od kogoś ze szpitala, w którym będę pracować. Mam się nie denerwować, będzie to niezobowiązujące interview, ale oczywiście mam się starać wypaść dobrze. Jeśli odpadnę, zostanę przez konsultantów zawiadomiona natychmiast. Nie muszę dodawać, że radość z wyjazdu prysła natychmiast, zastąpił ją strach. W końcu

na badania, tłumaczenia i bilety wydałyśmy już równowartość naszych zarobków. A tu słyszymy, że jeszcze ktoś będzie sprawdzać i to w takich warunkach... Postanowiłam, że w razie niepowodzenia wysiądę z autokaru w Szczecinie i wrócę do domu. Wreszcie telefon zadzwonił. Hałas ruchu drogowego, dźwięk pobliskiego telewizora (w autokarach na długich trasach emitowane są non stop filmy), wreszcie ogólny dyskomfort rozmowy telefonicznej sprawiły, że Anna nie wypadła najlepiej. Do tego przedstawiciel szpitala mówił z dziwnym akcentem, walijskim lub szkockim. Konsultant z Hirs nie odwołał jednak przyjazdu, wręcz przeciwnie – obie panie do niego zachęcił i obiecał, że zorganizuje na miejscu spotkanie face to face, a tam już nie będzie problemów komunikacyjnych. Kolejny szok Polki przeżyły już w Southampton. Zamówiona telefonicznie taksówka dostarczyła je wprost z dworca autobusowego do wskazanej przez Hirsa agencji mieszkaniowej. Miały zamieszkać w 3 bedroom flat z trzecią Polką. Tam okazało się, że trzecia pielęgniarka nie wpłaciła jeszcze swojej części kaucji, więc są problemy z wydaniem kluczy. Na tym jednak nie koniec. Elżbieta: – Konsultant zawiózł nas do landlorda. Rozumiałam, że obejrzymy mieszkanie i dopiero zapadnie decyzja. Tymczasem człowiek z agencji mieszkaniowej po prostu zostawił nas pod domem. Landlord, Hindus, pokazał nam mieszkanie z dwoma sypialniami, a więc mniejsze niż zamówione, niby odnowione, ale zawilgocone, brudne, pełne jeszcze brudnych rzeczy pozosta-

wionych przez poprzednich lokatorów. Nieobeznane z brytyjskimi standardami kobiety nie przyjęły mieszkania. Próbowały interweniować u Hindusa, który po prostu wypchnął je wraz z rzeczami na ulicę. Wynajęły pokój w hotelu. Następnego jednak dnia miały zjawić się w londyńskiej siedzibie Hirsa. Pojawił się problem, co zrobić z rzeczami. Chcąc nie chcąc, po jednodniowej tułaczce musiały wrócić do zarezerwowanego mieszkania.

pOczuj siĘ jak w pracy A w agencji Hirs wszystko zdawało się być zgodne z rutyną. Odbyło się błyskawiczne szkolenie, nowe pracownice dostały pielęgniarskie mundurki i indentyfikatory. Dostały także zaświadczenia o zatrudnieniu i zarobkach, niezbędne, by otworzyć konto w banku. Zarobki zapisane na zaświadczeniu były na tyle wysokie, że we wstrzemięźliwym zazwyczaj Lloydsie TSB dostały od razu konta z... saldem debetowym 500 funtów (standardowe saldo dla nowych klientów to 50 funtów). W trakcie szkolenia Polki odebrały kolejne telefony ze szpitala. I znów były problemy z porozumieniem, jednak odpowiadający za nie agent Hirsa uspokoił, że wszystko będzie dobrze, bo w ciągu najbliższych dni odbędzie sie spotkanie face to face i zaczną pracować. Minął tydzień. Kolejna rozmowa z konsultantem z Hirsa była zdawkowa. Mówił szybko, jakby chciał, by nie wszystko co powie zostało dokładnie zrozumiane przez podopieczne. Niemniej zrozumiały to, co najważniejsze. Na razie pracy nie dostaną. Ich poziom znajomości angielskiego jest za niski. Powinny wrócić jak najszybciej do Polski i przestać mnożyć niepotrzebne koszty. Kolejne dwa miesiące były koszmarem. Kobiety rozpaczliwie szukały jakiejkolwiek pomocy. Rejestrowały się w kolejnych agencjach pracy licząc na błyskawiczne zatrudnienie. Czekały je jednak kolejne rozczarowania. Jako że nie dotrzymały warunków umowy mieszkaniowej (trzecia pielęgniarka, widząc opłakane warunki, nie wpłaciła kaucji) i zrywają ją przed terminem, mają ogromne trudności z odzyskaniem kaucji (po 400 funtów od każdej z nich). Za odzyskanie pieniędzy i odszkodowania od Hirs za wprowadzenie w błąd, kancelaria prawna zażądała przerażającej dla nich zaliczki 500 funtów. Ostatecznie zdecydowały się na powrót do kraju.

Ostre kOmentarze Przyznajmy obiektywnie: zarówno Medyk12, jak i Hirs, to szanowane instytucje. Sprawa tym bardziej bulwersuje. Uczestniczyliśmy w spotkaniu

pielęgniarek z konsultantami jednej z może mniej renomowanych, ale szanowanych w środowisku polonijnym w Southampton agencji pracy. Obie próbę językową przeszły bez zająknięcia. – Naprawdę nie rozumiem, skąd takie zachowanie Hirsa, dotąd nie mieliśmy takich sygnałów o tej agencji. Poziom znajomości języka tych pań jest wystarczający – słyszymy tam. – Dla mnie największym szokiem jest, że w ten sposób zachowała się tak szanowana agencja jak Hirs – komentuje Barbara Storey, szefowa SOS Polonia. – Mamy masę sygnałów o wykorzystywaniu naiwności kandydatów na pracowników z Polski, ale dotyczą one raczej wątpliwej reputacji firemek, które wyznaczają spotkania w McDonald’sie. W rzeczy samej trudno dojść, jaka jest przyczyna takiego potraktowania polskich pracownic przez firmę rekrutacyjną. Pewne jest jedno – powodem nie jest język. Obie panie były „odpytywane” z angielskiego także w naszej obecności, także przez tłumaczy z SOS Polonia i radziły sobie na poziomie solidnym, komunikatywnym. Śmiało można powiedzieć, że ich angielski jest lepszy od np. wielu pielęgniarek i opiekunek z Filipin, które mimo to pracują w placówkach zdrowotnych. Uczestniczyliśmy w telefonicznej rozmowie obu pań z konsultantami Medyk12. Nie potrafią oni wyjaśnić przyczyn zaistniałej sytuacji, zagwarantowali jedynie opłacenie kosztu powrotu do domu. Naszym zdaniem to za mało. Właśnie Medyk12 brała odpowiedzialność za zorganizowanie wyjazdu i załatwienie pracy. Obie kobiety przez czyjś brak profesjonalizmu straciły po kilka tysięcy złotych – dla nich to oszczędności całego życia. • Jako redakcja możemy obiecać, że do tematu wrócimy. Czekamy na oficjalne stanowisko Medyk12, a losy obu niedoszłych mieszkanek Southampton będziemy śledzić także w Polsce. Ze względu na podjęte przez SOS Polonia kroki prawne zmienniliśmy nazwy obudwu firm.


10|

26 września 2008 | nowy czas

polska

tydzień w kraju

RZąD

Na łódzkim osiedlu Retkinia stanął pomnik Prymasa Polski ks. Stefana Kardynała Wyszyńskiego. We wrześniu minęła 55 rocznica aresztowania Prymasa Tysiąclecia przez funkcjonariuszy UB.

Premier popiera Andżelikę Borys

W Sejmie miała miejsce awantura o tajne spotkania marszałka Bronisława Komorowskiego z oficerami WSI. PiS domagał się wyjaśnienia sprawy przed komisją. Marszałek pomysł zablokował i jeszcze zaatakował posła Macierewicza. PiS zapowiada wniosek o odwołanie marszałka Sejmu. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis o karaniu za pomówienie narodu polskiego za jego kolaborację z nazizmem lub komunizmem jest niekonstytucyjny. Prokuratura bada ujawnienie przez ministra Radka Sikorskiego szczegółów tajnej rozmowy z prezydentem z lipca w sprawie negocjacji na temat tarczy antyrakietowej. Lech Wałęsa urządza specjalną fetę z okazji 25-lecia otrzymania nagrody Nobla i swoich 65 urodzin. Na przyjęciu mają być m.in. Dalajlama, Barosso i Blair. Przewidywana jest sesja naukowa i koncert. Część uroczystości odbędzie się też w grudniu, kiedy to Danuta Wałęsowa nagrodę odebrała. Według OBOP do parlamentu weszłyby tylko 3 partie. Na 54 proc. może liczyć PO, na 28 proc. PiS i na 6 proc. SLD. PSL poza progiem z wynikiem – 4 proc. Po 2 proc. w sondażu otrzymały Samoobrona i Demokraci. Ponad 20 osób ze społecznego Komitetu Ochrony Zabytków Krakowa nie złożyło oświadczeń lustracyjnych. Ich mandat w tym prestiżowym gronie tym samym prawnie wygasł. Dotyczy to m.in. Józefy Hennelowej, czy bpa Tadeusza Pieronka. Dłużnicy alimentacyjni trafią do krajowego rejestru dłużników. Będzie to m.in. oznaczać, że nie dostaną np. kredytu. Centralne Biuro Antykorupcyjne zlikwidowało drukarnię fałszywych pieniędzy w Gliwicach. Wiadomo już, że autostrada A4, która miała prowadzić na Ukrainę do 2012 roku nie powstanie. Minister Obrony Bogdan Klich (PO) odznaczył srebrną odznaką obronności kraju pilota, który odmówił prezydentowi lądowania rządowego samolotu w Gruzji i wylądował w Azerbejdżanie. Prezydent skomentował to słowami, że piloci wojskowi powinni być bardziej odważni. Ciekawe za jaki afront wobec prezydenta dostaje się odznakę złotą? Ogłoszono najgłupsze pomysły na promocję polskich miast. Wśród nich było pole kapusty w reklamie Warszawy i twarz Edwarda Gierka jako zachęta do odwiedzenia Sosnowca.

chce się UkłaDać Z łUkasZenką

Bartosz Rutkowski – Potrzebujemy porozumienia w sprawie sytuacji Polaków na Białorusi na uczciwych warunkach, a pani Andżelika Borys może liczyć na naszą pomoc w każdej sprawie dotyczącej Polaków na Białorusi – powiedział po rozmowie z Borys w Warszawie premier Donald Tusk. – Nasz wspólna rozmowa pokazała, jak ważną jest aktywność Polaków na Białorusi i jak istotna jest osobista rola pani Andżeliki Borys – dodał premier Tusk.

BORYS CZEKAŁA NA POPARCIE Tusk musiał wypowiedzieć choćby tylko kurtuazyjnie i dla uspokojenia nastrojów te słowa, bo w kraju zagotowało się, gdy gruchnęła wieść o tym, że w zamian za zbliżenie Łukaszenki panującego na Białorusi z Zachodem Warszawa sprawi, że działające w tym

kraju związki Polaków, ten popierany przez reżim i ten niezależny, kierowany przez Borys, będą działały pod jednym sztandarem. Ale nie będzie już wtedy liderem Andżelika Borys, tylko osoba bardziej do zaakceptowania przez Mińsk. A to by oznaczało ni mniej ni więcej, tylko sprzedanie Borys, która od lat walczyła z reżimem na Białorusi, broniła praw polskiej mniejszości w tym kraju, a teraz wydaje się, że padnie ofiarą jakiejś wyższej polityki.

TEST DLA ŁUKASZENKI W najbliższą niedzielę czeka Białoruś prawdziwy test z demokracji, wybory w tym kraju. Łukaszenka mami Zachód zmianami, chce, by europejskie stolice przestały go izolować, by pomogły mu w przezwyciężaniu trudności, to wtedy on będzie łagodniejszy dla różnych mniejszości, w tym polskiej. Ale nic za darmo. Łukaszenka i jego ludzie nie mogą przetrawić niezłomnej Borys, nie chcą

więc, by nadal była liderem, opozycyjnej wobec władz, organizacji. – Niech polskie związki się połączą i wybiorą racjonalnego przywódcę – sugerowali białoruscy politycy i jak się wydaje Warszawa i inne europejskie stolice były skłonne na to

przystać. A tymczasem nikt nie ma pewności, że najbliższe wybory na Białorusi będą miały cokolwiek wspólnego z demokracją, bo sam dyktator już zapowiedział, że tylko jego ugrupowanie widzi w roli wielkiego zwycięzcy. Czyli już dziś ustanawia wyniki głosowania. A tymczasem Donald Tusk po spotkaniu z Borys mówił, że warunkiem odwilży w stosunkach z Białorusią będzie poważne i uczciwe traktowanie „autentycznego ruchu mniejszości polskiej” w tym kraju. Według Tuska, Andżelika Borys zaproponowała „dojrzałą i odpowiedzialną drogę do mądrego kompromisu na Białorusi między Polakami a rządem białoruskim”. Nikt jednak nie wie, co się stanie z niezależnym związkiem Polaków na Białorusi, a sama Andżelika Borys dyplomatycznie milczy. Ale jej mina mówi wiele, ona się po prostu boi o przyszłość swojego związku i swoją przyszłość na Białorusi.

Rodzinna Niższe emerytury dla SB-ków tragedia W Żarach (woj. lubuskie) 25-letni mężczyzna zaatakował nożem ciężarną konkubinę, ciężko ranił 14letnią sąsiadkę a potem popełnił samobójstwo. Lekarzom nie udało się uratować nienarodzonego dziecka 22-letniej kobiety. Do tragedii doszło w poniedziałek wieczorem. Para pokłóciła się, Kamil T. dotkliwie pobił konkubinę. Ta w obawie przed kolejnym atakiem poprosiła 14-letnią znajomą, by została z nią na noc. Sytuacja tylko rozsierdziła mężczyznę, chwycił za nóż i zaczął zadawać rany – tak matce swojego dziecka jak i 14-letniej dziewczynie. Obie trafiły do szpitala. Ciężarnej kobiecie lekarze usunęli uszkodzoną nerkę. Nie udało im się uratować nienarodzonego dziecka – kobieta była w siódmym miesiącu ciąży. 14-latka z licznymi ranami klatki piersiowej doszła do siebie dopiero na drugi dzień. Policjanci zaraz po otrzymaniu zgłoszenia zaczęli szukać sprawcy. Zarządzono zakrojone na szeroką skalę poszukiwania. Jego ciało wiszące na drzewie znaleziono nazajutrz. Mężczyzna powiesił się. Nieoficjalnie mówi się, że między partnerami często dochodziło do kłótni. (pk)

Do Sejmu mają trafić projekty ustaw dotyczące obniżenia emerytur dawnych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. O pomyśle tym w Polsce mówi się od lat, ale zawsze brakowało albo dobrej woli, albo politycznego klimatu dla przeprowadzenia zmian, a więc obniżenia emerytur byłych funkcjonariuszy PRL-owskiego aparatu bezpieczeństwa. Co do zasady emerytury wszystkich funkcjonariuszy SB mają zostać zmniejszone. Niektórzy stracą nawet po 4 tys. złotych miesięcznie. Lata pracy w SB według poselskich projektów PO i PiS mają być liczone tak jak w zawodach cywilnych, a nie mundurowych. Co to oznacza? Ano tyle, że stracą wszyscy, nawet ci, którzy zostali pozytywnie zweryfikowani w latach 90-tych. Dla wielu emerytów, którzy później pracowali w strukturach policji wolnej Polski oznacza to po prostu dramat. Projekty nie przewidują bowiem rozgraniczenia na tych, którzy w SB zajmowali się czymś szkodzącym demokracji czy nie. Stracić mają wszyscy. Wystarczy powiedzieć, że otrzymujący dzisiaj ok. 2 tys. zło-

tych emerytury funkcjonariusze najniższego szczebla teraz będą dostawać niecałe 650 złotych. Z projektu autorstwa Platformy Obywatelskiej wynika, że nowe regulacje prawne miałyby wejść w życie w 2010 roku. Do tego czasu emerytury 35 tys. b. funkcjonariuszy SB mają zostać przeliczone według nowych zasad. Sprawa w Polsce jest dyskusyjna, z jednej strony pojawiają się głosy tych, którzy mają za złe byłym pracownikom służb PRL-u, że spędzają słodko czas dzięki wysokim emeryturom, a działacze podziemia klepią biedę. Z drugiej strony mamy głosy prawników, którzy twierdzą, że wystarczy jedna skarga do Trybunału Sprawiedliwości, by całą ustawę uchylić a nawet pociągnąć państwo polskie do odpowiedzialności odszkodowawczej. Politycy PO mówią również o podobnej ustawie dotyczącej członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, która wprowadziła stan wojenny. – To próba zakończenia historycznego rozliczenia z byłym systemem – oświadczył szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. (pk)

Ustawa ma również objąć gen. Jaruzelskiego

Zadośćuczynienie za mienie W Ministerstwie Skarbu na finiszu są prace dotyczące ustawy ws. zadośćuczynienia za mienie skonfiskowane w latach 1944 – 1962. Z ustawy mogliby również skorzystać spadkobiercy poszkodowanych przez organy PRL-u. Projekt ustawy zakłada, że uprawnionymi do otrzymania odszkodowań miałyby być osoby fizyczne, które we

wspomnianym okresie utraciły ziemię, domy, statki, wyposażenie prowadzonych wówczas sklepów. Zadaniem dawnych właścicieli lub spadkobierców byłoby sporządzenie odpowiednich raportów i przekazanie ich wojewodom w poszczególnych regionach, w których dochodziło do konfiskaty majątków. Raporty trafiłyby później do rejestru

centralnego, a z nimi miałby się zapoznać Bank Gospodarstwa Krajowego. To ten bank wypłacałby pieniądze. Projekt ustawy zakłada również, w wyjątkowych sytuacjach, zwrot mienia lub pełną rekompensatę, ale tylko gdy udowodniona zostanie konfiskata pogwałceniem prawa Polski Rzeczpospolitej Ludowej. (pk)



12|

26 września 2008 | nowy czas

wielka brytania świat

tydzień w skrócie Wybory na Słowenii zakończyły się niemal remisem. Opozycyjni dotąd socjaldemokraci dostali 30,5 proc., rządzący Demokraci z centrum – 29,32 proc. Amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice spotkała się w ONZ z szefem MSZ Ukrainy i poinformowała go o poparciu USA dla członkostwa Kijowa w NATO. Amerykanie w Afganistanie przekazali polskim şołnierzom 30 dodatkowych transporterów opancerzonych klasy MRAP, które mają ich zabezpieczyć przed wybuchem min – pułapek. Polscy şołnierze w Afganistanie wyeliminowali w walkach w prowincji Ghazni ośmiu rebeliantów. Rosyjska Duma przyjęła projekt budşetu, który zwiększa nakłady na armię o 25 proc. W USA Obama ma dziewięć punktów sondaşowej przewagi nad republikaninem McCainem. Komunistyczne władze Wietnamu wysłały ostrzeşenie dla katolickiego biskupa Hanoi. Chodzi o organizowanie przez niego modlitw w intencji zwrotu kościelnego majątku. W czasie jednego z takich czuwań tajna milicja pobiła zagranicznego dziennikarza. W Indiach nadal dochodzi do napadów na kościoły. Prześladowania przybrały szczególnie duşe rozmiary w Bangalore. Biskupi Włoch zaapelowali do UE, by wystąpiła w obronie prześladowanych chrześcijan. Francja zwiększy swoją obecność w Afganistanie. Przybędzie sprzętu i broni. Jest to reakcja na śmierć w potyczce z talibami 10 şołnierzy. W parlamencie przeciw zwiększaniu kontyngentu byli socjaliści.

Partia Pracy

najtrudniejsze wystÄ…Pienie Premiera

Ostatnia szansa Gordona Browna mikołaj skrzypiec

Ten tydzień był jednym z najwaşniejszych momentów w dotychczasowej karierze premiera Gordona Browna. W czwartek zakończyła się coroczna konferencja laburzystów. Do Manchesteru przybyli delegaci z całego kraju, aby dowiedzieć się, jakie działania planuje nieustannie słabnący w sondaşach rząd. Na długo przed jej oficjalnym rozpoczęciem w mediach pojawiły się głosy posłów Partii Pracy, otwarcie kwestionujące przywództwo Browna w obliczu recesji i nadchodzących wyborów. Ministrowie i sam premier niejednokrotnie zapewniali o jedności rządu, zaprzeczając przy tym wszystkim spekulacjom o kryzysie przywództwa w partii. Od miesięcy opozycja konsekwentnie wytyka potknięcia Browna, a jego coraz bardziej sceptyczni zwolennicy wskazują na brak przejrzystej polityki i wizji dla państwa. Przy niepewnej sytuacji ekonomicznej na świecie nagłe decyzje o zmianach w podatkach czy rosnąca dziura budşetowa to tylko niektóre z przyczyn szyb-

kiej utraty popularnoĹ›ci Partii Pracy. Najlepszym tego dowodem sÄ… odnoszone przez niÄ… kolejne poraĹźki w wyborach lokalnych, zwĹ‚aszcza w okrÄ™gach, ktĂłre jak np. w Szkocji, wspieraĹ‚y laburzystĂłw od kilkunastu lat. WedĹ‚ug niektĂłrych sondaĹźy poparcia, torysi wyprzedzili ich aĹź o 20 punktĂłw. W momencie wyborĂłw do parlamentu tak duĹźa róşnica gĹ‚osĂłw skoĹ„czyĹ‚aby siÄ™ dla rzÄ…du historycznÄ… katastrofÄ…. Konferencja w Manchesterze byĹ‚a ostatniÄ… szansÄ… by premier Gordon Brown przekonaĹ‚ wĹ‚asnÄ… partiÄ™ do swojej osoby i polityki.

MANDAT RESZTEK ZAUFANIA Wtorkowe przemĂłwienie Gordona Browna byĹ‚o najistotniejszym momentem trwajÄ…cej od 20. wrzeĹ›nia konferencji. Premier, zgodnie z oczekiwaniami przedstawiĹ‚ dotychczasowe rzÄ…dy Partii Pracy wraz ze wszystkimi jej osiÄ…gniÄ™ciami, ktĂłre sĹ‚uşą do dziĹ› caĹ‚emu spoĹ‚eczeĹ„stwu. WymieniĹ‚ zagroĹźenia i wady m.in. w systemie finansowym czy opieki zdrowotnej, ktĂłre najboleĹ›niej odczuwajÄ… podczas recesji zwykli ludzie. OdwoĹ‚ywaĹ‚ siÄ™ przy tym raz za razem do laburzystowskich ideaĹ‚Ăłw rĂłwnoĹ›ci i sprawiedliwoĹ›ci spoĹ‚ecznej. Efektywne zniwelowanie róşnic i zĹ‚agodzenie skutkĂłw kryzysu ekonomicznego ma zapewnić seria inicjatyw prawno-spoĹ‚ecznych, ktĂłrych celem jest „sprawiedliwe paĹ„stwo dla

BEZ NOWEJ KARTY SIM

Premier Brown z şoną pokazał „ludzką twarz� wszystkich�, a szczególnie dzieci i najbiedniejszych. Bezpłatne miejsca we wszystkich przedszkolach w ciągu 10 lat, 300 milionów funtów na komputery i internet dla ponad miliona dzieci z najuboşszych rodzin, likwidacja opłat za niektóre najdroşsze leki i terapie w NHS to tylko niektóre z rozwiązań, które proponuje gabinet. Praca nad wdroşeniem tych planów ma zacząć się natychmiast. Priorytetem jest teş walka z przestępczością, oszustami podatkowymi oraz rzeszą ludzi, którzy wyłudzają zasiłki od państwa. – Zasiłek ma słuşyć tym, którzy szukają aktywnie pracy bądź

BEZ UKRYTYCH OPLAT

Premier Słowacji Robert Fico podpisał w Paryşu umowę z Francją o współpracy w dziedzinie energetyki jądrowej. Wojsko Pakistanu ostrzelało amerykańskie helikoptery, które przekroczyły granicę ścigając afgańskich talibów. Rosyjskie okręty wojenne przeprowadzają wspólne manewry u wybrzeşy Wenezueli z flotą tego kraju. Rosja zacieśnia teş wojskową współpracę z Boliwią i Kubą. Moskwa wyraźnie wkracza w strefę wpływów USA. Powrót zimnej wojny? Premier Ukrainy Julia Tymoszenko wybiera się z wizytą do Moskwy. Otoczenie prezydenta oskarşa ją o coraz bardziej prorosyjską politykę. Rosja zmieniła przepisy o obywatelstwie, które mogą pzowolić na ubieganie się o rosyjski paszport przez 8 milionów Ukraińców. Moskwa zaprzecza by chodziło o tak szerokie rozdawanie obywatelstwa. Według Transparency International Bułgaria jest najbardziej skorumpowanym krajem UE.

przygotowują się do powrotu do pracy – mówił premier. Przemówienie Browna zostało odebrane jako szczere, tak jak jego przyznanie się do „drobnych� błędów i potknięć w dotychczasowej polityce rządu (np. 10 pensowy podatek). Określił jednakşe całość działań swojego urzędu jako adekwatną do bardzo trudnych okoliczności, czyli globalnego kryzysu kredytowego. Dziękował kaşdemu z ministrów za wsparcie pomimo wszystkich przeszkód, przekonując publiczność, iş cięşkie czasy wymagają wysiłku i konsekwencji działań. „Najtrudniejsza przemowa w şyciu� jak określiły wystąpienie premiera media, okazała się udana. Publiczność pozytywnie odebrała złoşone obietnice, niejednokrotnie przy głośnym aplauzie a premier pokazał w końcu „ludzką twarz�.

„TO CZAS NIE DLA NOWICJUSZY�

:\ELHU]

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³šczenie. Do³aduj T-Talk z komórki wybierz Do³aduj T-Talk przez internet* 0208 497 4029 & 1 po £5 kredytu. na www.auracall.com/polska

Polska 2p/min Polska 7p/min

1.6p/min 5.5p/min

www.auracall.com/polska

Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET Infolinia: 020 8497 4698

Tanie Rozmowy!

T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. *Pence a minute quoted are based on extra credit gained from £20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Tak Gordon Brown uciął krąşące pogłoski co do konieczności zmiany przewodnictwa w partii. Powtórzył tym samym główny argument wymieniany teş przez niektórych przeciwników partyjnych. – To zły moment na zmianę rządu: sytuacja wymaga przemyślanego postępowania i dokładnej analizy moşliwych kroków, a nie zmian personalnych. Nawet jeśli doszłoby do głosowania nad nowym przewodnictwem, nikt otwarcie nie przedstawił kandydatury na następcę Browna. W mediach przewijało się nazwisko Davida Millibanda, ministra spraw zagranicznych, on sam dystansuje się od tych głosów. Chociaş w przeszłości krytykował rząd, oficjalnie go popiera: na początku konferencji wygłosił przemówienie pozbawione choćby cienia nielojalności, co rozczarowało jego zwolenników. Nie ma nikogo, kto byłby skłonny walczyć o władzę w Partii Pracy, co nie oznacza jednak końca kłopotów premiera. Zblişają się kolejne wybory lokalne, a na horyzoncie są wybory parlamentarne, największa niewiadoma. Jeśli Brown nie zamieni słów na czyny, jego przeciwnicy szybko podejmą bardziej zdecydowaną walkę.


|13

nowy czas | 26 września 2008

wielka brytania świat pakistan

zginął ambasador czech

Prezydent Kaczyński w ONZ

Krwawy zamach W sobotę 20. września potężna eksplozja wstrząsnęła stolicą Pakistanu, Islamabadem. Wybuch bomby umieszczonej w ciężarówce zabił 53 i ranił 266 osób w popularnym wśród obcokrajowców hotelu Marriott w centrum miasta. Zamachu dokonano na kilka godzin po wystąpieniu wybranego niedawno prezydenta kraju, Asifa Zardari, który walkę z terroryzmem uznał za najważniejsze zadanie swych rządów. Wybuch zupełnie zniszczył fasadę ogromnego budynku, w miejscu eksplozji powstał ogromny krater. Wśród zabitych i rannych są pracownicy i goście luksusowego hotelu, wśród nich sześciu Brytyjczyków. W zamachu zginął ambasador Czech Ivo Zdarek. Według niektórych źródeł, celem ataku mógł być prezydent Zardari. – Marriott znajduje się w pobliżu rezydencji prezydenckiej i budynków rządowych. W obliczu wzmożonej obecności sił bezpieczeństwa tego dnia, zamachowcy wybrali hotel jako cel zastępczy. Pakistan znajduje się w niezwykle trudnej sytuacji: krajem targają niepokoje społeczne, nienajlepsza jest sytuacja gospodarki. Po ustąpieniu prezydenta Musharrafa i przeprowadzonych zaledwie tydzień temu wyborach, kraj wciąż jest podzielony,

FBI prześwietla bankierów Agenci FBI rozpoczęli badanie czterech dużych amerykańskich instytucji finansowych, których niezwykle trudna sytuacja zmusiła administrację prezydenta Busha do przeznaczenia 700 miliardów dolarów na ratowanie całego systemu finansów USA. Te ogromne środki miały na celu powstrzymanie bankructwa czołowych firm finansowych w Ameryce. FBI przygląda się teraz możliwym oszustwom, jakie popełniono przy udzielaniu kredytów na zakup nieruchomości przez takich finansowych gigantów jak Fannie Mae i Freddie Mac, bank inwestycyjny Lehman Brothers oraz firmę ubezpieczeniową AIG. Na celowniku działań FBI znaleźli się przede wszystkim szefowie wspomnianych firm. FBI stara się teraz ustalić, czy przy okazji tych bankructw nie doszło do powstania wielu fortun, tak przynajmniej już wynika z nieoficjalnych informacji. Szef FBI Robert Mueller twierdzi, że pod lupą jego ludzi znalazły się już 24 firmy finansowe. l – jak zapowiada – nie jest to ostateczna lista. Prezydent Bush spotkał się z kandydatami na prezydenta Johnem McCainem i Barackiem Obamą w celu opracowania wspólnej strategii ratowania rynków finansowych.

tydzień w skrócie OBWE domaga się od Moskwy dopuszczenia zagranicznych dziennikarzy do Osetii i Abchazji. Niepodległość Osetii i Abchazji uznała Gagauzja. Dzięki temu ktoś się o niej dowiedział. Jest to tureckojęzyczne terytorium leżące na południu Mołdawii. Wysoki funkcjonariusz MSZ Estonii okazał się agentem obcego kraju. Chociaż nie podano jego nazwy wszyscy twierdzą, że chodzi tu o Rosję.

„ pogarsza się też bezpieczeństwo. Zamachy nie są w Pakistanie niczym nowym, jednakże nasilenie działalności al – Quaidy odpowiedzialnej za sobotnią tragedię jest niepokojące, również dla państw Zachodu. Prezydent USA zapowiedział wsparcie dla rządu pakistańskiego w walce z terrorystami. Według źródeł amerykańskich w kraju ukrywa się wielu Talibów, z którymi toczona jest wojna w sąsiednim Afganistanie. (mik)

Problem Gruzji jest problemem każdego kraju, który boryka się z problemem związanym z integralnością terytorialną czy przewagą silniejszych sąsiadów. Ład międzynarodowy powinien opierać się na bezwzględnym interpretowaniu Karty Narodów Zjednoczonych przez wszystkie podmioty prawa międzynarodowego i na wspólnej odpowiedzialności za losy tych krajów, które nie mogą same zapewnić sobie bezpieczeństwa. Warunkiem dalszych dyskusji na temat Kaukazu podczas planowanej w październiku konferencji w Genewie, a także na temat przyszłości stosunków Rosji z Unią Europejską musi być bezwzględne wykonywanie planu pokojowego w sprawie Gruzji. Stoimy na stanowisku, że prowadzenie dialogu, a także solidarność i konsekwencja w realizacji polityki energetycznej powinny stać się priorytetem dla wszystkich państw europejskich, w szczególności dla państw Unii Europejskiej – powiedział m.in. prezydent Lech Kaczyński podczas debaty generalnej 63. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych.

7DĕV]H 8EH]SLHF]HQLH

6DPRFKRG\ 0RWRF\NOH 9DQ\

3ROVF\ GRUDGF\ Z 8. VâXĪĆ V]\ENĆ L IDFKRZĆ REVâXJĆ =DG]ZRĔ GR -DUND L MHJR ]HVSRáX

0870 999 05 06 =DSáDWD SU]H] GLUHFW GHELW $VVLVWDQFH ZOLF]DMąF 3ROVNĊ

MoĪOLZH W\PF]DVRZH XEH]SLHF]HQLH $QJLHOVND ¿UPD ]DáRĪRQD Z $XWRU\]RZDQD L SUDZQLH UHJXORZDQD SU]H] *RG]LQ\ RWZDUFLD 9am - 5.30pm Po-Pt oraz 9am - 5pm Sob

W Budapeszcie doszło do starć policji z demonstracją prawicy, która usiłowała dostać się na wiec partii rządzącej. Kilkadziesiąt osób zostało rannych. W niemieckiej Kolonii doszło do starć lewicy popierającej budowę największego w Europie meczetu i prawicowych przeciwników tej budowli. Lewicowcy zaatakowali także policję. Nie wiedzieć czemu demonstrowano pod miejscową... katedrą. Lech Wałęsa wziąl udział w odsłonięciu w Jerozolimie monumentu tolerancji. Pomysł pochodzi od biznesmena Gudzowatego. Rzeźbę wykonał prof. Dźwigaj. Nowym premierem Japonii został Taro Aso, który stanął na czele Partii Liberalno-Demokratycznej. Jest to pierwszy katolik na takim stanowisku. W Izraelu misję sformowania rządu powierzono z kolei nowej szefowej centrowej partii Kadima Cipi Liwni, byłej agentce Mosadu i minister spraw zagranicznych. Premier Olmert odszedł w atmosferze skandalu. W Soczi na Krymie doszło do spotkania premierów Francji i Rosji. Sprawy Gruzji odłożono na dalszy plan i dyskutowano o wzmożeniu współpracy gospodarczej. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow zagroził, że wejście Ukrainy do NATO spowoduje kryzys i „źle wpłynie na Europę”. Większość eurodeputowanych nie chce obradować w Starsburgu, uważając to za stratę czasu i pieniędzy. Gmach parlamentu w stolicy Alzacji został właśnie odbudowany. Francja o rezygnacji z niego nie chce nawet słyszeć. Prezydent RPA Thabo Mbeki podał się do dymisji Mbeki zgodził się ustąpić na apel rządzącego Afrykańskiego Kongresu Narodowego Południowej Afryki (ANC). Tragedie w Chinach. W wybuchu gazu w kopalni zginęło 37 górników, w pożarze nocnego klubu śmierć poniosły 43 osoby. Gwałtowne walki wybuchły w stolicy Somalii Mogadiszu. Muzułmańscy bojówkarze zaatakowali bazy Unii Afrykańskiej i ostrzelali rynek i pałac prezydencki. Zginęło co najmniej kilkadziesiąt osób.


14|

26 września 2008 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Medalobranie Krystyna Cywińska

Ostatnio znowu zatrzęsienie medali. Sezon medalobrania i zbierania odznaczeń. Włączam TV Polonia – rozdawanie i odbieranie. Orderów, medali, odznaczeń. Bukiety kwiatów, całusy, owacje, gratulacje i czysta ojczysta w barze. Czasem wino na wiwat. A w winie veritas mąci obraz, zasługi miesza z wysługami. I rodzi wątpliwości.

Czy temu, albo tej to się należało? A mnie i innym to nie? To już sam chlebuś nie wystarcza? Albo posadki na wysokich stołkach z apanażami? Czy godności prezesowania organizacjom? Szczególnie polonijnym, o których Polonia nie słyszała. Pojęcia nie miała, że jest reprezentowana czy opieką otaczana. I nikt nie pyta, z czyjego to demokratycznego wyboru te organizacyjne władze. W telewizji pokazywane, odznaczeniami nagradzane. Za co? – pyta nieuświadomiony Polak na obczyźnie. Bo nie wie, że niektóre organizacje żyją wyłącznie we własnych kręgach. Niczym ciało samoistnie egzystujące i samowybieralne. Często z pogłowiem tych samych działaczy. Żeby funkcjonować społecznie, trzeba być urodzonym społecznikiem. Społecznicy dzielą się na tych, którzy działają realnie i na tych, którzy działają wirtualnie. To ci wirtualni wirtuozi społeczni najczęściej zbierają honory. Ludziom widać do szczęścia potrzebne są medale. Jest szereg teorii na temat odznaczeń. O ich znaczeniu psychologicznym, politycznym, kulturowym itp. O ich właściwościach zjednywania sobie oponentów, umacniania adherentów. I o ich sile symbolicznej. Symbolika bywa czasem silniejsza od rozsądku. Spotykam parę dni temu miłego, młodego dziennikarza. Właśnie dostał order! Gratulacje! – Jaki to order i za co? – pytam. Sam nie wiem za co – odpowiada skromnie. Dostał order za zasługi w

krzewieniu Wojska Polskiego. Czy za coś podobnego. W krzewieniu? Gdzie? W kraju, gdzie kończy się przymusowy pobór, a zaczyna zawodowy nabór do wojska? I trzeba to nagłaśniać i propagować na łamach emigracyjnego „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”? Organu emerytów i wojennych weteranów? Na emigracji nie wzruszą imigrantów do odwrotu spod Londynu, żeby polską armię zasilać nawet trąby jerychońskie. Miłemu dziennikarzowi jeśli się należał order, to za wytrwałość na z góry raczej przegranej pozycji. Za trwanie z dziennikarskim piórem w kołpaku z piór odartym. Kolejne rządy polskie nadrabiają nadawanie wyższych stopni i odznaczeń. Za PRL-u zasłużonych emigracyjnych weteranów wojennych i politycznych lekceważono i ośmieszano. Orderów im nie nadawano. Ani żadnych odznaczeń społecznych. Gdyby nawet je nadawano, większość by ich nie przyjęła. Bo by się naraziła na emigracyjną banicję. Ordery, medale i awanse przyznawał rząd w Londynie i generał Anders. W niektórych emigracyjnych, i nie tylko, kołach uważano to za operetkę. Potem ordery i medale przyznawał prezydent Aleksander Kwaśniewski, z rodowodem partyjnym z PRL-u. Co w niektórych kołach emigracyjnych, i nie tylko, uważano za trefne, nie do przyjęcia. Czyli były odznaczenia operetkowe i popeerelowskie. Od jakiegoś czasu nareszcie możemy

wszyscy zgodnie i godnie przyjmować medale, bo mamy rząd niepodległościowy. Choć i w tej politycznej materii pełnej zgody i jedności nie ma. – Niepodległościowy? To kpina – powiada emigracyjny polityczny weteran. – Rząd i prezydent są przecież na usługach Waszyngtonu, Wysługują się także Brukseli – dodaje. Pewnie by orderu i od tego rządu nie przyjął. Ostatnio, jak przeczytałam, były poseł lewicowy, niejaki Piotr Ikonowicz, na łamach „Guardiana” zaatakował dzidą dziennikarską rząd i „Solidarność”. Wyznawca teorii spisku i apologeta Jaruzelskiego – jak zrozumiałam. Skomentowała ten artykuł Katarzyna Bzowska w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”. Bzdury, brednie nonsensy – napisała. Horrendalne! A czego się spodziewała po tym byłym pośle – awanturniku politycznym, odstawionym przez historię na bruk. W latach politycznych przemian Piotr Ikonowicz zawracał głowę patronce i historykowi Polskiej Partii Socjalistycznej, dr Lidii Ciołkoszowej. Pokładała w nim naiwne nadzieje, że zdoła ożywić PPS. Ale PPS, kręcony przez Ikonowicza, poszedł na przemiał i przeszedł niejako pod patronat PiS-u. A były poseł poszedł w odstawkę. Jak się dostał do „Guardiana”, to dla mnie tajemnica. Internet stworzył nieobliczalne możliwości dla przedruku artykułów, dla wyznań niewyżytych polityków, dziejowych fan-

tastów i egocentryków. Stał się ujściem dla zawiedzionych działaczy i karierowiczów. Nie czytuję żadnych blogów, bo są zaprawiane blagą. A poza tym serfując w internecie trudno uniknąć bałwanów i brudnej piany. „Guardiana” z zasady nie czytam w żadnym wydaniu. Bo często maczają w nim palce autorzy mącący moją naiwną wiarę w demokrację, kapitalizm, różne mądrości niemądrych przywódców i inne mity. Z mitami łatwiej się żyje. Poszłam do POSK-u na występ artystów krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Sprowadził ich Jurek Jarosz. Palce lizać i ukłony dla żony – jak napisał Gombrowicz, choć w zupełnie innej konfig. Spektakl był na medal. Trochę było Piwnicznego przynudzania o Piwnicy przeszłości, ale z tych piwnicznych mroków wyłoniła się promienna gwiazda. Gwiazda piosenki aktorskiej. Wcielenie Edit Piaf i Lizy Minelli. Zjawiskowa Agata Ślazyk. Sama sobie w większości pisze teksty do piosenek, które śpiewa. Towarzyszył jej barytonem i zagajaniem Rafał Jędrzejczyk, aktor Starego Teatru w Krakowie. No i ci muzycy!!! Skrzypek i pianista. Tomasz Kmiecik i Michał Półtorak. Radość dla uszu. Należą im się medale. Pewnie ich nie dostaną. Dostają ci – parafrazując Boya – co otruli gościa kotletem, nazwali to kabaretem, a cierpliwa publika łyka to i łyka. Moje uszanowanie, usatysfakcjonowana słuchaczka

koniecznie zbudować i nic nie budują, a zwykli, szarzy Polacy, którzy chcą koniecznie coś zniszczyć i… rzeczywiście niszczą. „Bytomscy policjanci zatrzymali 18-latka, który zniszczył karoserie kilku pojazdów – czytam na portalu Onet.pl. – Okazało się, że akt wandalizmu był efektem zakładu (…). Mieszkańcy poinformowali funkcjonariuszy, że młody człowiek dewastuje samochody na osiedlowym parkingu, skacząc po maskach i dachach pojazdów. Okazało się, że 18latek zniszczył karoserie ośmiu samochodów (…). Jak powiedział, założył się z kolegami o 100 złotych (…). Okazało się, że przegrał zakład, bo... ominął jeden samochód.” No proszę, przegrał, a jednak trudno nie patrzeć na ten wyczyn z podziwem 18-latek dokonał wszak ośmiu dziewiątych dzieła, co politykom zdarza się rzadko. Gdyby udało się w Polsce wybudować osiem dziewiątych obiecanych autostrad i wybudować tyleż mieszkań, mielibyśmy dobrobyt. Niestety – „skakanie po maskach i dachach pojazdów” wychodzi u nas lepiej.

PS. Wzruszył mnie zamieszczony w „Polish Express” artykuł o biednych polskich squattersach w Londynie. W ich obronie honorowo stanęła redakcja PE, a redaktor Ligus, broniąc prawa do osiedlania się w nieswoim mieszkaniu, posunął się do stwierdzenia, że brytyjskim urzędnikom w głowach nie mieści się niepłacenie za czynsz. Po pierwsze więc wyrażam nadzieję, iż redaktor Ligus oraz cała redakcja PE za czynsz jednak płacą (niepłacenie może doprowadzić do eksmisji, ta zaś zaważyć ostatecznie na emigracyjnym piśmiennictwie). Po drugie, chciałbym londyńskich squattersów nieśmiało zaprosić do mieszkania redaktora Ligusa, jego samego zaś wezwać – w razie, gdyby ktoś z mojego do jego mieszkania zaproszenia skorzystał – do zachowań honorowych. Niech redaktor Ligus, ujrzawszy squattersów robiących sobie w jego kuchni tosty z dżemem, honorowo spakuje się i opuści mieszkanie. Skoro wszak honoru nie mają polscy politycy, niechaj pokażą go choć emigracyjni dziennikarze.

O honorze Przemysław Wilczyński

Czeski minister obiecał wybudować autostradę. Był tak pewien swego, że nawet się założył. Autostrada nie powstała: minister przemierzył pieszo cały wybudowany dotychczas odcinek – czyli 80 kilometrów – pieszo.

Casus ministra to nie jest żaden w Republice Czeskiej wyjątek. Oni wszyscy jacyś tacy honorowi. Burmistrz Bogumina Petr Vicha obiecał tamtejszemu ogrodnikowi, że w ciągu kilku miesięcy z ulicy, na której jest zakład ogrodniczy, znikną ciężarówki – zostaną przeniesione na autostradę. Ogrodnik nie uwierzył, doszło więc do zawarcia zakładu, którego stawka opiewała na dziesięć piw. Pewnego dnia zdumiony ogrodnik ujrzał grupę dziennikarzy i burmistrza, który pokornie wyciągnął z samochodowego bagażnika skrzynkę piwa. Jakie z tych opowieści płyną wnioski? Ano takie, że czescy politycy są honorowi i – do tego – sprytni. Sprytni, bo tego, by z zawierania zakładów, taktycznego ich przegrywania i honorowego spełniania ich warunków uczynić metodę politycznej autopromocji, nie wymyślił ani Kazimierz Marcinkiewicz, ani Donald Tusk. A skoro oni tego nie wymyślili, to już nikt tego nad Wisłą nie wymyśli. Nie wymyśli, bo nie mamy ani tyle fantazji, ani tyle honoru. Zresztą, nawet gdybyśmy mieli, żadna radość z

przegranego przez naszego ministra zakładu by nie wynikła. Bo jaki on wybudowany dotychczas przez siebie odcinek autostrady miałby przejść? Trzy kilometry? To tyle, co spacer do kiosku po gazetę. W ogóle gdyby nasi politycy zawierali, złożywszy obietnicę, fantazyjne zakłady, byłaby seria nieszczęść. Na przykład większość byłaby bezdomna, większość wszak przynajmniej raz w swojej karierze obiecała mieszkania. Premier Tusk pieszo szedłby do Irlandii (dla premiera nie ma rzeczy niemożliwych). Prezydent Wałęsa, ze swoją słynną obietnicą stu milionów, musiałby pozbyć się pieniędzy, a premier Miller musiałby pozbyć się wszystkiego. Gdyby w Polsce panował korzystny klimat dla zachowań honorowych, minister Ziobro, przez którego spadła liczba przeszczepów serca, musiałby zrobić to, co dawno temu robili w takich sytuacjach ludzie honorowi. Musiałby mianowicie… Zresztą, mniejsza o to. U nas prasa też donosi o realizowanych publicznie zakładach, tyle że nie zawierają ich politycy, którzy chcą coś


|15

nowy czas | 26 września 2008

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Do redakcji zadzwonił Czytelnik, mój imiennik Grzegorz. Zadzwonił, bo właśnie on i jego dziewczyna o mały włos nie stali się ofiarami oszustwa. Tylko jakiś siódmy zmysł uchronił ich od niemiłego, nie tylko dla kieszeni, doświadczenia. Zadzwonił, żeby ostrzec innych.

Oszuści są wśród nas, i to pospolici. Im bardziej pospolici, jak się wydaje, tym bardziej niebezpieczni. Jak inaczej wytłumaczyć proceder, który relacjonował Grzegorz. Po sprawdzeniu przeze mnie strony popularnego portalu ogłoszeniowego gumtree okazało się, że scenariusz powtarza się z regularnością od kilkunastu miesięcy. Ale nie wszyscy byli tak czujni jak nasz czytelnik Grzegorz i jego dziewczyna, stracili jednorazowo kilkaset funtów. Scenariusz jest prosty. Na stronie gumtree.co.uk pojawia się ogłoszenie proponujące wynajęcie przyzwoitego mieszkania (o co nie jest tak łatwo w Londynie) w dobrej dzielnicy, za wyjątkowo atrakcyjną cenę. Aż się nie chce wierzyć, znając tutejsze realia. Zdjęcia pokazują przestrzenne pokoje, nowoczesną kuchnię i łazienkę. Zdesperowani i zdegustowani dotychczasowym poszukiwaniem decydują się na telefon. W końcu nic nie tracą, a w takich przypadkach oferta jest zwykle nieaktualna, ktoś jest od nas szybszy. Dziewczyna Grzegorza miała szczęście. Telefon odebrał Brian, Irlandczyk. Podał zresztą irlandzki numer telefonu komórkowego. Jest w Irlandii – tłumaczył jakimś dziwnie brzmiącym angielskim. Trochę kłopotliwe uczucie, ale w końcu można nerwy uspokoić. Nie musi przecież być rodowitym Irlandczykiem. Najważniejsze, że mieszkanie było nadal aktualne. – Czy mogłabym je zobaczyć? – zapytała Iwona. Tutaj powstał mały problem. Brian jest człowiekiem very busy i ma dosyć time waisters. Czas to pieniądz, on nie będzie go tracił na spotkania z ludźmi, którzy pieniędzy nie mają, nie będzie dla nich specjalnie przyjeżdżał do Londynu. Zaproponował prostą metodę sprawdzenia wypłacalności Iwony.

Chodziło tylko o wypłacalność, bo w mieszkaniu – nie miał wątpliwości – zakocha się od pierwszego wejrzenia. – Miesięczny depozyt plus czynsz (razem tysiąc funtów) prześlesz przekazem WesternUnion na adres swojego znajomego w Londynie. Mnie nie znasz, nie oczekuję też wpłaty za mieszkanie, którego nie widziałaś, chodzi tylko o potwierdzenie twojej wypłacalności – powiedział. Uczciwy człowiek. Iwona miała mu przesłać potwierdzenie transakcji, po czym on zobowiązał się przyjechać do Londynu i pokazać mieszkanie. Obiecał nawet, że w razie gdyby nie doszło do wynajmu, zwróci koszta transakcji. Tylko brać. A jednak Iwonę męczył niepokój. Jeszcze raz zadzwoniła, zadała kilka dodatkowych pytań i Brian przestał odpowiadać na kolejne telefony. Po sprawdzeniu strony z zażaleniami okazało się, że Brian to kolejne wcielenie tej samej osoby, albo tego samego scenariusza. Co ciekawe, scenarzysta posługuje się zawsze kiepskim angielskim. Nie przeszkadza mu to jednak naciągać kolejne ofiary na duże sumy pieniędzy. Tym razem Brian nie dostał kopii przekazu z numerem MCN (Money Control Number), nie było też przekazu. Jego ogłoszenie zostało wycofane przez moderatora. Nie zawsze się udaje. Praca Briana wymaga cierpliwości. Za kilka dni wróci na strony gumtree z podobną ofertą. Jak tylko dostanie potwierdzenie z MCN i z nazwiskiem odbiorcy, pozostanie mu tylko podrobienie jakiegoś dowodu tożsamości, a to już nie jest dużym problemem. Odbierze gotówkę i zniknie w tłumie, nie pozostawiając żadnych śladów. Jeśli coś, jak mówią Anglicy, jest too good to be true uciekaj, masz do czynienia z oszustem.

absurd tygodnia Jeśli wejdzie w życie ustawa o zadośćuczynieniach dotycząca strat majątkowych w czasie wojny i komunizmu, Polska może stracić Szczecin. Ustawa powołuje się na Umowę Poczdamską z 2 sierpnia 1945 roku. Szczecin w tej umowie nie był uwzględniony, został „podarowany” Polsce przez Stalina 20 lutego 1945 roku. W Poczdamie Stalin albo o tym zapomniał, albo uważał, że formalny zapis nie był potrzebny. Zgodnie z prawem, Szczecin był największym squattem w Europie. Zadośćuczynienie wszystkim Niemcom zamieszkałym dawniej w Szczecinie przekroczy możliwości finansowe państwa.

Wacław Lewandowski

Mały donosik Uprzejmie donoszę, że mój sąsiad nie donosi – pisał Sławomir Mrożek w jednym ze swoich „Donosów”, lapidarnych utworów, które więcej mówiły o rzeczywistości PRL niż niejeden uczony elaborat. Podmiot dziełka nie tylko nie wstydził się donoszenia do wiadomych służb, ale i wiedział, że niedonoszenie jest przestępstwem czy przynajmniej podejrzanym zaniechaniem, wskazującym na nieprawomyślność obywatela. „Donosy” Mrożka były równie kpiarskie co śmieszne, a to dzięki założeniu, że ich odbiorcy myśleli inaczej niż ów podmiot utworu, więc składania donosów nie uznawali za czynność normalną, moralnie obojętną, ot, trybut płacony władzy przez obywatela, który kupuje sobie święty spokój. Okazuje się jednak, że istnieli i inni czytelnicy, tacy, dla których śmieszność nie musiała być oczywista, a nawet była wątpliwa. Słynny astronom, Aleksander Wolszczan, gdy wyszła na jaw jego dawna współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa (w charakterze TW „Lange”), ogłosił, że SB była częścią peerelowskiego pejzażu i kontakty z nią wydawały się w tamtych latach oczywistością. Dodał też, że jeśli „pamięć zatruwa lud”, politycy powinni kazać zapomnieć. Kazać ludowi, rzecz jasna. Wolszczan ujaw-

nił, że tę ostatnią mądrość wynalazł gdzieś pośród wypowiedzi ważnych postaci Wielkiej Rewolucji Francuskiej i zaleciłby ją wszystkim dzisiejszym politykom. Być może taki jest rodowód tej maksymy, choć nie wiąże się ona z duchem wolności, równości ani braterstwa. Wypowiadający ją dzisiaj stawia się w pozycji arystokraty, który arbitralnie wyznacza, co dla ludu jest dobre i odpowiednie, co zaś powinno być pospólstwu niedostępne. Otóż niedostępna powinna być historyczna pamięć, a – mówiąc najprościej – prawo moralnej oceny przeszłości Aleksandra Wolszczana. Postawa astronoma wcale mnie nie zdziwiła, w końcu jeszcze żaden z ujawnionych tajnych współpracowników SB nie rozpoczął życia po ujawnieniu od wyrażenia skruchy – pierwszą reakcją jest buta, do której zdążyliśmy się już przyzwyczaić... Zdziwiło mnie zatem dość liczne grono dziennikarzy, takich jak np. Tomasz Lis czy Piotr Najsztub, które wzięło się za obronę astronoma przed nienawistnym ludem. Oto dowiedzieliśmy się, że w przypadku postaci wybitnej, świetnego fachowca w swojej dziedzinie, ocena moralna jest bardziej skomplikowana niż w przypadku szarego człowieka. Ten wybitny niby to musiał iść na współpracę, aby móc

dzięki temu swą wybitność zrealizować, swe zawodowe dokonania urzeczywistnić. Nie on jest zatem winien, że donosił, ale system – że donosów się domagał. Biorąc rzecz logicznie, wyszło na to, że nie donosili tylko nieutalentowani i niezdolni, bo zdolni i wybitni nie mieli innej drogi, innej możliwości. Jeśli przyjąć takie rozumowanie, należy wyciągnąć wnioski, jakie – jak się zdaje – wyciągnął poseł PO Janusz Palikot, który oświadczył, że Instytut Pamięci Narodowej należałoby zamknąć, a jego akta, całe to – jak powiedział – ubeckie szambo, należy po prostu spalić. W ten sposób polityka polska zatoczyła koło, wracając do roku 1989, kiedy to demobilizowani esbecy niszczyli i palili akta, ale jak wiadomo, nie zdążyli (lub nie zechcieli?) spalić wszystkich. Teraz natomiast znajdują się ochotnicy, którzy chcieliby po latach dokończyć dzieła zniszczenia. Jak mniemam, dla dobra wybitnych, zdolnych, wartościowych, którzy „musieli”. Przeciw „zatrutej pamięci” ludu. Żeby się hołota odtruła i zostawiła elitę w spokoju. Żeby zrozumiała, gdzie jej miejsce i nie pchała się do podglądania tajników salonowego życia. Bo dla ludu prawda jest zbyt skomplikowana. O czym uprzejmie donoszę.


16|

26 września 2008 | nowy czas

|17

nowy czas | 26 września 2008

podróże

podróże

Viva Venezuela! Katarzyna Gryniewicz Kierowca taksówki, który wiózł nas z lotniska w Caracas na dworzec autobusowy nie miał.... ręki, ale za to miał papiery na wóz, a w przewodniku napisali, że to jest najważniejsze. Mimo ewidentnych ograniczeń, taksówkarz prowadził jak bohater filmu „Taxi”. Liczył się czas – kraj trzy razy większy od Polski chcieliśmy przecież objechać w dwa tygodnie. W samolocie poznaliśmy sympatycznych rodaków i postanowiliśmy podróżować razem. Sylwia i Marek zarezerwowali lot awionetką z Caracas prosto do położonej w Andach Meridy. Bez wcześniejszej rezerwacji nie mogliśmy polecieć. Umówiliśmy się w Meridzie następnego dnia o 9 rano. Za 35 tys. bolivarów (ok. 12 dolarów) kupiliśmy bilety na nocny autobus z klimatyzacją. Dobrze, że wzięliśmy śpiwory.

Andy GrAciAs Prosto z dworca w Meridzie pobiegliśmy do biura wypraw trekingowych, które znaliśmy z internetu. Tam za 100 dolarów wykupiliśmy czterodniowy treking na Los Llanos i w ramach promocji zamieszkaliśmy w hoteliku nad biurem. Merida to miejscowość położona w samym sercu wenezuelskich Andów, wśród niebosiężnych szczytów, z których najwyższe mają prawie 5 tys. metrów n.p.m. Na jeden z nich – Pico Bolivar można wjechać najdłuższą kolejką świata. Z nazwiskiem Simona Bolivara – wyzwoliciela Wenezueli – mieliśmy się jeszcze spotykać wielokrotnie. Nawet pieniądze nazywają się tak jak on, nie mówiąc o lotniskach, placach, domach, ulicach, skwerach. Merida zachwyciła nas architekturą z lat 30. i barwnym tłumem na ulicach. Ludzie w tym kraju są naprawdę cudni – śniadzi, czarnowłosi,

smukli – nic dziwnego, że Wenezuelki zwyciężają w światowych rankingach urody. W Meridzie po raz pierwszy spróbowaliśmy miejscowych specjałów: serów (podobnych trochę do naszego polskiego białego), juki (smakuje jak łykowate ziemniaki) i oczywiście tego, co jest produktem narodowym Wenezueli – wołowiny. Specjalnością wenezuelską są też kukurydziane placki arepas. Niewielkich rozmiarów kukurydziane podpłomyki przekraja się i w środek wkłada pieczoną fasolę, jajka, ziemniaki, sałatki, salsę, guacamolę. Ja jednak ostrzyłam sobie zęby na coś innego. W całej Wenezueli bardzo popularne są hamaki. Ustrzeliłam dwie piękne sztuki, dzięki czemu mieliśmy wkrótce odkryć, że istotnie, najwięcej smaku ma spanie w hamaku.

cross sierrA nevAdA Na wyprawę po wielkich równinach Los Llanos wyruszyliśmy w pięcioosobowym składzie. Tuż przed wyjazdem dołączyła Chilijka Paola, która realizując podróż swojego życia przejechała stopem całą Patagonię i dotarła na miejsce naszego spotkania o poranku. Przewodnikiem i kierowcą został Edgar – postawny Wenezuelczyk. Rozpoczęliśmy jazdę przez góry, co kilka kilometrów robiąc przerwy na szukanie... lodu. Był niezbędny, żeby zapasy mięsa, w które Edgar zaopatrzył naszą wyprawę, przetrwały w czterdziestostopniowym upale. Szukaliśmy lodu w wielkich chłodniach, które jednocześnie są często sklepami z zimnymi napojami. Trudno jednak było namówić jedną z takich wielkich hurtowni na sprzedaż zaledwie 20 kilogramów cennego puchu, ale w końcu się udało i mogliśmy skoncentrować się na kontemplowaniu krajobrazów. Mieliśmy do przejechania około 300 km. Mijaliśmy typowe górskie wioski i miasteczka – senne i ciche, z obowiązko-

sowe wędkowanie tak nam się spodobało, że kiedy już zabrakło mięsa, kroiliśmy małe piranie. Krwiożerczym rybom najwyraźniej nie robi różnicy rodzaj mięsa. Na końcu tego dziwnego łańcucha pokarmowego to my zjedliśmy piranie – usmażone przez gospodynię. Mięso ryb okazało się pyszne, choć ościste, no i te zębiska na talerzu...

nA brzeGu dżunGli

szymi znajomymi i wsiedliśmy do nocnego autobusu, który miał nas zawieźć do oddalonego o dzień drogi na północ Ciudad Bolivar. Stamtąd chcieliśmy polecieć do Parku Narodowego Canaima, żeby zobaczyć położony w dżungli najwyższy wodospad świata – kilometrowy Salto Angel.

Do Puerto Ajakucho dojechaliśmy nocą. Hotel klasy turystycznej zrobił na nas

oKo nA orinoKo

kowi miłośnicy muzyki, w dodatku wielbiciele tej samej kasety, którą kierowca puszczał na okrągło. Po kilku godzinach jazdy wszyscy znaliśmy już wszystkie piosenki na pamięć i pasażerowie śpiewali razem z magnetofonem.

wym pomnikiem Bolivara pośrodku głównego placu. Zardzewiałe amerykańskie samochody czasem „brały” naszego jeepa na zakrętach. Zatrzymaliśmy się na chwilę nad jeziorem położonym na wysokości 3600 m.n.p.m. w parku narodowym Sierra Nevada. Tutaj czerwona andyjska ziemia porośnięta jest karłowatymi krzewami i trawą. Przejechawszy przez Andy, wyjechaliśmy wreszcie na równiny.

KAjmAnowA AlejA Płaskie jak stół terytorium Los Llanos ciągnie się od Andów aż po dorzecze Amazonki, przez całą środkową Wenezuelę. Mieszkają tutaj Llaneros – pasterze krów. Większość farm to prawdziwe giganty, mają nawet po 60-100 tysięcy hektarów. Można jechać przez równinę pół dnia i nie spotkać żadnego domostwa. Prowadzące do nich piaszczyste drogi buduje się na lekkich wzniesieniach. Pozostałością po budowach są ciągnące się po obu stronach drogi płytkie, pełne kajmanów bajora. Kajmanową aleją dojechaliśmy do wyjątkowo małej i ubogiej farmy, której właścicielka ma tylko 60 śnieżnobiałych krów. I choć wystarczyłoby sprzedać tylko jedną z nich, żeby kupić agregat prądotwórczy albo satelitarną komórkę, właścicielka za nic w świecie tego nie zrobi. Bo krowy dla Llaneros to dobro najwyższe. Zamieszkaliśmy w okrągłej chacie, oświetlonej puszką ropy. Większym problemem miał się jednak okazać brak pompy. Gospodarze dzielili ją z kilkoma innymi „najbliższymi” sąsiadami. O ciepłym prysznicu musieliśmy zapomnieć, w ciągu upalnego dnia woda w zbiorniku nagrzewała się przynajmniej na tyle, że można było umyć nogi nie szczękając zębami. Pierwszego dnia na Los Llanos obudził nas dzwonek komórki. Śmiesznie musieliśmy wyglądać – prawdziwe

zdjęcia: Katarzyna Gryniewicz, Michał Straszewicz

mieszczuchy łapiące się za kieszenie w środku pustkowia. Minęła dobra chwila, zanim zorientowaliśmy się, że to głos ptaka. Tak zaczyna się dzień na Los Llanos. Ogłuszający dźwięk cykad trwał przez całą noc, a o świcie niepostrzeżenie przeszedł w symfonię ptasich treli. W pobliskiej kępie drzew hałasowały wyjce i papugi, w błotnistych kałużach taplały się żółwie błotne, a w oddali przemykały kapibary. Po południu wdrapaliśmy się na dach jeepa i pojechaliśmy hen, na równiny. Stada flamingów, ibisów i czapli w rozmaitych odcieniach, od jasnego różu do intensywnej purpury, tworzyły krajobrazy jak z obrazu pointylisty. Na brzegu bajorek wylegiwały się ogromne kajmany, a my bezpieczni na dachu samochodu zaglądaliśmy ptakom do gniazd w koronach drzew. Pod wieczór droga przed nami przybrała kolor bladoróżowy. W tej scenerii wnuk naszej gospodyni postanowił wyciągnąć z bagna najprawdziwszą anakondę. Razem z kolegą podkasali spodnie, zdjęli buty i wskoczyli do najbliższego bajorka, nie przejmując się obecnością krokodyli. Cała sztuka przy wyciąganiu anakondy z bagna polega na tym, żeby gołą stopą wymacać węża, właściwie określić położenie głowy, a następnie mocno złapać za ogon i ciągnąć mocno jak „dziadek za rzepkę”.

PirAnie nA KolAcję W skromnej kuchni pod wielkim mangowcem donna Gloria przygotowywała nam posiłki. Kanony kuchni wenezuel-

skiej nakazują mieszać. Do jednej miski lądowały więc łyżka zupy, łyżka fasoli i sałatka, a wszystko razem smakowało wybornie polane pikantną salsą. Do tego – przez wzgląd na klimat, oczywiście – piwo. Najpopularniejszą marką w Wenezueli jest Polar. Cieniutki w smaku, w czterdziestostopniowym upale sprawdzał się znakomicie. A jeśli nie piwo, do wyboru był rum. Najsmaczniejszy zaś ten o wiele mówiącej nazwie Cacyk. Kto nie łowił piranii na kolację, ten nie wie co to prawdziwa adrenalina. Kiedy okazało się, że łódka, którą za chwilę mieliśmy płynąć wśród piranii i kajmanów jest dziurawa jak sito, Edgar wraz z pomocnikiem zabrali się do łatania. Zebrane gałązki polali obficie ropą z kanistra i rzucili w to nonszalancko zapałkę. W rondelku rozgrzali smołę i wylali na dno łodzi. Po chwili płynęliśmy fotografując ptaki i kajmany wylegujące się na brzegu niemal na wyciągnięcie ręki. W koronach drzew trwał koncert ptasich treli i festiwal kolorowych piór. Nieopodal miejsca, gdzie wypatrzyliśmy delfiny słodkowodne, zasadziliśmy się na piranie. Wystarczyło wrzucić do wody żyłkę z nabitym na haczyk kawałeczkiem mięsa i bajecznie kolorowa rybka trzepotała się na końcu. Edgar pokazał nam, jak nakarmić piranią orła – nabić rybę na patyk i rzucić na wodę tuż koło łódki. Orzeł pikował z obserwatorium na wierzchołku drzewa i porywał zdobycz tuż przed naszym nosem, a my mieliśmy 10 sekund na sesję zdjęciową. Ekspre-

Trzy czerwone PiórKA Czwartego dnia pożegnaliśmy się z Los Llanos. Paola, która zdążyła się zakochać z wzajemnością w Juniorze, płakała jak bóbr. Poprzedniej nocy Junior wybrał się samotnie na równiny, by zdobyć dla niej trzy czerwone piórka. Nabijaliśmy się z tej deklaracji biorąc ją za „tandetny podryw”. Jakież było więc nasze zdumienie, kiedy rano pod hamakiem Paoli leżały trzy ognistoczerwone piórka – każde z innego ptaka. Po scenach pożegnania godnych wenezuelskiej telenoweli, Edgar zawiózł nas do Mandagaru, stamtąd razem z Sylwią i Markiem złapaliśmy autobus do San Fernando. Po pięciu godzinach jazdy zdążyliśmy tylko napić się Coli w dworcowej restauracji (podają tam napoje w słoikach po majonezie, ale za to elegancko – z rurką). I już znowu siedzieliśmy w autobusie, tym razem na południe do Puerto Ajacucho, na skraju prawdziwej amazońskiej dżungli. Podróż, która miała trwać pięć godzin, trwała osiem. Kierowcy zatrzymywali się co parę kilometrów, żeby kupić wodę. Rozkład jazdy nie podawał też czasu potrzebnego na przeprawę przez rzeki. Całkiem mądrze, bo po zjechaniu z promu kierowca musi się czegoś napić (zimnego oczywiście), a wokoło pełno znajomych, z którymi wypada zamienić kilka słów. Ostatnią przeprawę, przez Orinoco, przyjęliśmy z wielką ulgą, nie tylko z powodu opóźnienia. W naszym przepełnionym autobusie jechali wyjąt-

takie wrażenie, że czym prędzej pobiegliśmy do najlepszego w mieście. Wbrew szumnej nazwie Residentia International okazała się być wyjątkowo zatęchłą dziurą z pokojami po pięć dolarów, bez okien i klimatyzatorem, który warczał jak motor. Następnego dnia Sylwia z Markiem poszli szukać przewodnika, który zabrałby ich na kilka dni do dżungli. A my wybraliśmy się na targowisko, gdzie najprawdziwsi Indianie sprzedawali rozmaite wytwory swojej endemicznej kultury: bransoletki, łuki, kołczany, naszyjniki z pazurem orła i językiem świni i tym podobne. Kupiliśmy kołczany, strzały, tace wyplatane z trawy, wisiorki z fasoli, a za wszystko zapłaciliśmy około cztery funty. Może dlatego Indianie na targu wyglądali na przygnębionych? Puerto Ajacucho to znakomita baza wypadowa na wyprawy w najbardziej niedostępne rejony dżungli. Większość urzędów wydających pozwolenia i przepustki na takie wypady ma siedziby w tym mieście. Niestety nie mieliśmy dość czasu, żeby wypuścić się gdzieś dalej, ale wynajęliśmy za dolara wiekowy samochód z sennym kierowcą i pojechaliśmy kilkanaście kilometrów za miasto, do naturalnego parku wodnego na skraju dżungli. Aquapark zrobiono na bazie strumienia górskiego, dlatego są tam naturalne pochylnie skalne, po których można zjeżdżać jak na zjeżdżalni i wypełnione wodą dziury w skałach (kociołki eworsyjne), w których swobodnie mieści się dorosły człowiek. Zabawa na 102! Wieczorem pożegnaliśmy się z na-

Pomni niedawnych doświadczeń, od razu wybraliśmy najdroższy Hotel Colonial, z oknami wychodzącymi na rzekę Orinoko. Rezydencja okazała się znacznie lepsza od pobliskiego Ritza – który oczywiście nie ma nic wspólnego z londyńskim imiennikiem. Miasto Ciudad Bolivar to prawdziwa perełka – pięknie odnowiona katedra, stare więzienie, kolorowe domy i rzęsiście oświetlony deptak nad rzeką. W jednym ze sklepów znalazłam wreszcie płaski jak kartka papieru indiański chleb z juki, którego kiedyś próbowałam na promocji książki Beaty Pawlikowskiej. Zajrzeliśmy do muzeum Simona Bolivara – czyli domu, w którym mieszkał w 1811 roku. Wnętrza, odtworzone w stylu kolonialnym, dawały obraz niegdysiejszego przepychu: dywany, kurdybany, drewniane szafy i kamienne podłogi. Okoliczne współczesne rezydencje przypominały te z wenezuelskich seriali. Przed niektórymi rzeczywiście widzieliśmy ekipy filmowców. Wybraliśmy się na lotnisko, by w jednym z tamtejszych biur podróży kupić bilet na lot do Parku Narodowego Canaima, pętlę nad wodospadem Salto Angel i przelot na wyspę Margarita. Po długich targach cena zmalała z 300 do 150 dolarów i dobiliśmy targu z niejaką Amoritą. Nazajutrz o świcie ludzie Amority zawieźli nas do samolotu. Zaraz po starcie pilot wyjął gazetę i spokojnie zaczął czytać, a my oglądaliśmy Orinoko wijącą się między chmurami.

jeGo wysoKość sAlTo AnGel Na niewielkim betonowym placyku z krytą liśćmi chatą, czyli lotnisku w środku Parku Narodowego Canaima, nikt nie wiedział o naszych planach. Dyrektor parku zadzwonił do Amority, żeby powiedzieć co o tym myśli. Zanim przeszedł do rzeczy, zgodnie ze zwyczajem wenezuelskim, dokładnie wypytał o zdrowie wszystkich członków rodziny (rozmowa odbywała się na nasz koszt). W końcu znalazł się pilot. Polecieliśmy nad dżunglą, która wyglądała jak gęsty zielony trawnik, z którego wyrastały potężne samotne góry z płaskimi wierzchołkami – tepui. W okolicach rzek znad dywanu dżungli unosiły się strużki dymu i widać było czubki okrągłych stożkowatych dachów indiańskich chat. Nad Autan Tepui, z której wypływa Salto Angel, w staruszka-pilota wstąpił duch asa lotnictwa. Wykonał kilka morderczych serpentyn, zawadzając niemal skrzydłami samolotu o skały. Jednocześnie ze śmiechem pokazywał nam na migi, że możemy zrobić zdjęcia. Szyby w wiekowym samolocie były niemiłosiernie brudne, najwyższy wodospad świata jak na złość przechodził właśnie najmniej efektowną fazę życia (w porze suchej cieknie z niego zaledwie strużka wody), ale i tak widok strumienia wypływającego wprost z chmur zrobił na nas wrażenie. Po tej podróży na miękkich nogach

poszliśmy obejrzeć canaimską lagunę. Wbrew nazwie to tylko rozlewisko rzeki, ale za to bardzo urodziwe – szeroka zatoka otoczona wodospadami z płaskimi wierzchołkami tepui w tle. W prawie gorącej wodzie razem z nami taplały się indiańskie dzieci. Na Margaritę polecieliśmy nowoczesnym samolotem z grupą niemieckich turystów, którzy koniecznie chcieli zobaczyć... Salto Angel. I tak kolejny raz tego dnia kreśliliśmy pętle nad wodospadem. Tym razem szyby w samolocie były krystalicznie czyste i mogliśmy dokładnie obejrzeć płaskie wierzchołki gór i małe, stare samolociki, które kiedyś spadły w tej okolicy. Przypomnieliśmy sobie, że Salto Angel odkrył pilot, który musiał lądować awaryjnie na Autan Tepui.

mArGAriTA nA mArGAricie Dwie godziny lotu z Canaimy do Porlamar na Margaricie wystarczyły, by przenieść nas w zupełnie inny świat. To była Wenezuela turystyczna. Poczynając od lotniska, które wygląda lepiej niż lotnisko w stolicy, przez bajecznie drogie hotele i tłumy amatorów morskich kąpieli. Nasz skromny hotel Pamaco (30 tysięcy bolivarów za pokój plus dodatkowe dwa za ciepłą wodę) był blisko plaży i tysiąca nadmorskich restauracyjek. Na Margaricie warto spróbować owoców morza – są świeże i tanie. Za 700 bolivarów można też kupić wielki kubek z czymś w rodzaju milkshake'a – przyrządzana

na poczekaniu mieszanka różnych rodzajów skondensowanego mleka z puszki: czekoladowego, słodzonego, niesłodzonego, doprawiona cynamonem, kakao i oczywiście kostkami lodu – pycha! Po dwóch dniach mieliśmy już dosyć plażowania – wsiedliśmy na prom i przeprawiliśmy się na stały ląd do Cumany.

deser z niesPodziAnKą Najładniejsze miasto, w jakim byliśmy – kolonialna architektura, wąskie uliczki. Atrakcją Cumany jest hiszpańska twierdza na wzgórzu, najstarsza i najlepiej zachowana w Wenezueli. Akurat trafiliśmy na festyn ludowych pieśni. Wszyscy mieszkańcy miasta wylegli na główny plac. Siedzieliśmy na schodach kościoła Santa Ines i słuchaliśmy muzyki pogryzając cachapas – placki z mielonej gotowanej kukurydzy. Nasz niesamowity hotel Posada de San Francisco mieścił się w starej, kolonialnej rezydencji, pełnej oryginalnych mebli i obrazów, z kamiennymi posadzkami, belkowanymi stropami i zielonym patio pośrodku domu. Idealne miejsce na koniec naszej podróży. Spotkaliśmy tutaj pewnego Niemca, który od dziesięciu lat w tym właśnie hotelu spędza całą europejską zimę. Po raz pierwszy przyjechał do Cumany 20 lat temu na samym początku podróży do Ameryki Południowej. Został. Nie widział innych krajów, nie był w żadnym innym mieście. Uznał, że lepiej niż tutaj nie będzie mu nigdzie.


18|

26 września 2008 | nowy czas

czas na rozmowę

Zostań Orłem Z Łukaszem Rzeczkowskim, założycielem i managerem The Soaring Eagles rozmawia Łucja Piejko

Na po cząt ku by ło...

Od cze go za czę li ście?

– Wszystko zaczęło się od pomysłu kilku osób grających na różnych boiskach Londynu. W pewnym momencie uświadomiliśmy sobie, że chociaż koszykówka nie jest brytyjskim sportem narodowym, to jednak jest na nią popyt. Że na setkach mniejszych i większych londyńskich boisk jest wielu fanów kosza, którzy czasem nie wiedzą, co ze swoją pasją zrobić. Bo choć jest wiele drużyn, które można znaleźć gdzieś w internecie, to rozpadają się one równie szybko, jak szybko powstają. My postanowiliśmy stworzyć drużynę, która nie rozpadnie się po kilku spotkaniach. Drużynę, która do czegoś dąży, która ma jakiś cel.

– Kiedy już mieliśmy sformowaną drużynę, zgłosiliśmy ją do London Metropolitan Basketball League, by mieć bodziec i motywację do gry. London Metropolitan League to największa półprofesjonalna koszykarska liga w Londynie. Tworzą ją ludzie, którzy kiedyś już grali, grają, i którzy przede wszystkim ten sport kochają. Swoje reprezentacje mają różne firmy, instytucje. Często jest to po prostu grupa kolegów, którzy spotykają się, by wspólnie grać. The Soaring Eagles idealnie pasuje do tego schematu. Fi la ry Or łów to...

– Są trzy osoby, które sterują drużyną. Ja zajmuję się finansami, szeroko poję-

››

Łukasz Rzeczkowski (z prawej) i Zbyszek Szatkowski założyli i prowadzą drużynę koszykówki The Soaring Eagels.

tą organizacją, zdobywaniem nowych zawodników, a więc ogólnie organizowaniem całej drużyny. Jest Łukasz Mańka, specjalista od naszej, istniejącej od niedawna, strony internetowej. Jest wreszcie Zbyszek Szatkowski, trener z wykształcenia, zajmujący się naszą grą od strony technicznej. Zbyszek i ja mamy decydujący głos, bo to my założyliśmy i my prowadzimy drużynę. Jednak tak naprawdę każdy z zawodników ma swój własny, indywidualny wkład. Mi mo to szu ka cie pro fe sjo nal ne go tre ne ra?

– Choć i ja, i Zbyszek mamy kwalifikacje trenerskie, chcielibyśmy, żeby zajął się nami profesjonalista, ktoś stojący i patrzący z boku, niezaangażowany bezpośrednio w drużynę tak jak my. Chcemy, by ktoś popracował więcej nad naszą taktyką, nieco ją wyostrzył, podzielił się swoim doświadczeniem. Przede wszystkim musi być to ktoś z entuzjazmem. Mamy już na oku dwóch Brytyjczyków, ale na razie nie chciałbym zdradzać szczegółów. So aring Eagles to pol skie or ły?

WESTMINSTER CATHEDRAL HALL AMBROSDEN AVENUE, SW1

SATURDAY, 11 OCTOBER, 7.30PM. TICKETS £10 EACH AVAILABLE FROM CLERGY HOUSE, 42 FRANCIS STREET, SW1P 1QW OR RESERVE ON PIAFCONCERT@LIVE.COM LIMITED NUMBER OF TICKETS AVAILABLE ON THE DOOR. DOOR OPEN 6.45PM

– Mamy biało-czerwone logo z orłem, nasze stroje są w tych samych kolorach, ale nazwa już jest angielska. Nie chciałem zamykać przed sobą wielu drzwi. Obecnie mamy sześciu Polaków i sześciu obcokrajowców – dwóch Anglików, Niemca, Szweda, Portugalczyka, Bułgara. Moim marzeniem jest drużyna z polskimi korzeniami, skupiająca jednocześnie inne narodowości. Chciałbym, żebyśmy promowali polski styl gry – szybkość, dynamizm, świetną obronę. A przede wszystkim ogromne zaangażowanie i zgranie Orłów. Bo tacy właśnie jesteśmy. Kto mo że zo stać?

– Przychodzi do nas wielu zawodników, którzy kiedys grali w ligach szkol-

nych czy podwórkowych. Jedni są lepsi, inni gorsi, ale z doświadczenia wiem, że wielu rzeczy można się nauczyć. Nawet jeżeli nowy zawodnik nie prezentuje najwyższego poziomu, ale jest solidny i zmotywowany, to ja zdecydowanie wolę jego, niż „gwiazdeczkę”, która chce grać sama. Szukam ludzi solidnych i gotowych do ciężkich treningów. Ludzi, którzy po prostu chcą grać zespołowo. Pierw szy se zon za koń czy li ście na do brym, szó stym miej scu. Jak na de biu tan tów, to chy ba cał kiem nie zły wy nik?

– Do pierwszej ligi nie udało nam się przejść, bo trzeba by wygrać drugą ligę. Pierwszy sezon zakończyliśmy więc na szóstej pozycji drugiej ligi. Niby nie ma się czym chwalić, ale biorąc pod uwagę dynamizm naszej drużyny, ogromną rotację zawodników na początku, problemy z funduszami, a także fakt, że był to nasz pierwszy wspólny sezon, w czasie którego tak naprawdę wszystkiego dopiero się uczyliśmy, to jednak możemy być z siebie dumni. Pierw szy rok do naj ła twiej szych nie na le żał. Za chwi lę za in au gu ru je cie se zon dru gi. Ja kie na stro je pa nu ją w dru ży nie?

– Teraz jest znacznie lepiej. Mamy za sobą spory bagaż doświadczeń, więc tegoroczna liga będzie zupełnie inna. Gdy zaczynaliśmy wspólne granie, nie mieliśmy regularnych spotkań, czasem widywaliśmy się tylko na meczach. Wielu zawodników związanych z Orłami wyjechało w międzyczasie do Polski, wielu musiało opuścić nasz zespół za dyscyplinę. Teraz jest znacznie większe zainteresowanie naszą drużyną, jest duży napływ zawodników. Koło się toczy.

A kto za wszyst ko pła ci?

– I tu zaczynają się schody. Do tej pory finansowaliśmy wszystko z własnych kieszeni – opłacenie sali, a w razie meczów – sędziów. Koszt obracający się w okolicy 120-150 funtów za mecz dzielimy na wszystkich graczy. Nie są to może wyjątkowo duże pieniądze, ale nie wszyscy zawodnicy mogą sobie na to pozwolić. Mimo to pomagamy sobie. W końcu każdy z nas jest na różnym etapie swojego życia zawodowego i gdy dla jednych wydanie kilkudziesięciu funtów nie stanowi większego problemu, dla innych może być to spora trudność. Dlatego marzy mi się sytuacja, gdy znajdzie się prawdziwy sponsor, który pokryje koszty organizacyjne – nabędziemy koszulki, opłacimy salę do regularnych treningów i będziemy się mogli skupić tylko i wyłącznie na coraz lepszej grze. Ja kie są pla ny Or łów?

– Ambitne. I myślę, że do wszystkiego powoli dojdziemy. W planach mamy utworzenie drużyny żeńskiej, a także darmowe nauczanie młodych zawodników w lokalnych leisure centres. Jak już wspomniałem, dobrze byłoby znaleźć sponsora, by skoncentrować się wyłącznie na grze. Tym bardziej że dynamika w naszej drużynie jest teraz ogromna. Coraz więcej ludzi o nas wie, coraz więcej ludzi o nas pyta, coraz więcej chce z nami grać. Powoli to wszystko zaczyna mieć ręce i nogi. Mamy więc spore szanse, by w tym roku ligę wygrać. W dalszym ciagu jestesmy też otwarci na nowe pomysły i nowych graczy, wiec jeżeli czytają nas utalentowani, odpowiedzialni, pełni energii i woli walki ludzie, zachęcam do nawiązania do kontaktu: l.rzeczkowski@soaring-eagles.org.uk


| 19

nowy czas | 26 września 2008

reportaż

Beskidzka opowieść Marcin Piniak rzez purpurę ociężałego nieba przebijają pierwsze jasne punkty. Fałdy odległych gór spowite w mlecznej mgle kreślą umowną granicę horyzontu. Cisza bezruchu, dywany traw pokryte rosą, muskające twarz wilgotne powietrze. Płuca nabrzmiałe od nadmiaru czystego tlenu. Zmysły wyostrzone do granic, łapczywie chłoną każdy szczegół i skrawek, jaki są w stanie pochwycić. Zapisany światłem w odcieniu lapis lazuli kadr na matrycy świadomości. Kiedyś wierzono, że to twarde ciało ziemi powstało z maleńkiego ziarnka piasku z dna bezkresnego oceanu. Wszechświat był drzewem z koroną niebiańskich krain i korzeniami świata umarłych. Teraz w jednym z zakamarków kosmicznego pnia, w odwiecznym zawieszeniu pomiędzy niebem i ziemią zakuta w dybach czasu biegnie spirala asfaltowej drogi wiodącej do Gorlic. Miasta, które

P

komuna z inicjatywy etnologa Jurka Szczepkowskiego. Wielu stołecznych frików i hipisów zjeżdżało tu, by w otoczeniu piękna łemkowskiej ziemi spróbować życia w stanie surowym, bez światła, kanalizacji i rozpędzonego miasta. Tam też bywał najbardziej znany obecnie mieszkaniec Wołowca Andrzej Stasiuk i Monika Sznajderman, teraz jego żona. Tam urodziła się ich córka. Tam też przy świecach naftowych po nocach Stasiuk pisał swoje pierwsze zmysłowe powieści. Teraz Czarne opustoszało, pozostały szkielety zrujnowanych domów, cmentarze, polne kapliczki i wiatr wiejący po dolinie. Duchy łemkowskich górali pasących zjawy owiec. Niegdyś tych wędrujących pasterzy, którzy z terenów dzisiejszej Rumunii poprzez Karpaty dotarli tu w XII wieku nazywano Rusnakami, by w XIX wieku przechrzcić na Łemków. Później stali się rolnikami prowadzącymi osiadły tryb życia. Ta ziemia, parująca zapachem owczej wełny, odległymi legendami łemkowskich dziadów po II wojnie traciła swe dzieci. Tutejszą ludność oskarżono o wspieranie UPA – Ukraińskiej Porośnięte bezimiennymi grobami niczym świadectwa ludzkiej obecności w bezmiarze przestrzeni. Łemkowskie nekropolie uszeregowane numerami. Jak ten wojskowy cmentarz na Czarnym o numerze 53 z czasów I wojny, gdzie docześni wrogowie po śmierci dzielą to samo łono czarnej ziemi. W korzeniach kosmicznego drzewa legiony wszystkich armii świata, ramię przy ramieniu, kość przy kości, z mottem: „Nie znaliśmy życia drugiego człowieka. Teraz śmierć nas połączyła” – jak na tablicy przy cmentarzu nr 43 w Rodocynie. Prawie jednakowe, senne wsie ze strzelistymi dachami chałup, cerkwią i cmentarzem. Przydrożny sklep z batonami w czekoladzie i tanim piwem. Zapach kiepskiego tytoniu i twarze w odwiecznym korowodzie rytuałów codzienności. Ptaki kołujące na wietrze. Bezdomne psy na piaszczystych drogach ujadające w noc. Jednak przede wszystkim duży taras z wygodnym drewnianym fotelem, gorąca kawa o poranku, papieros i ta góra z zawieszonymi nisko plamami chmur. Piękno. Wszystkie poranki świata skondensowane w jednej krótkiej chwili trwania. W kilku głębokich oddechach. Wieczorne czytanie „Opowieści galicyjskich”, dobre, świeże piwo i zachodzące czerwienią niebo. Tak niewiele i tak wiele zarazem. Pachnąca wilgocią noc z wybitymi na przestrzał gwiazdami i symfonią świerszczy. Mrok pozbawiony sztucznych świateł i cisza. Taniec płomieni i zapach płonącego drewna w ognisku. Myśli, których jest jakby mniej. Poczucie, że tutaj istniejesz bardziej niż gdziekolwiek indziej. Zdjęcia: Marcin Piniak

wyznacza północny kraniec Beskidu Niskiego. To właśnie w tym mieście rozbłysła pierwsza na świecie latarnia, niczym zapowiedź nieuniknionego. Za nami Sękowa i Krzywa – małe karpackie krainy, tonące pod granatową płachtą zmierzchu. Przed nami Wołowiec – miniaturowa instalacja kilku domów wbitych niedbale pomiędzy jędrnymi piersiami gór. W pięknej wili z jodłowych bali pod numerem Wołowiec 15 dostajemy nieprzyzwoicie ładny pokój. Dom wybudowali rodzice Kasi, niegdyś studenci etnografii, z pomocą podhalańskich górali i miejskich przyjaciół. Główne atrakcje turystyczne Wołowca to cerkiew greckokatolicka z XVIII wieku i znany pisarz, urodzony w Warszawie w 60 roku wieku ubiegłego. Niewiele, tym bardziej że cerkiew jest zamknięta, gdyż nabożeństwa są co trzy tygodnie, a znany pisarz, jak sam mówi, jest do czytania, nie do oglądania i raczej stroni od ciekawskich. Pozostaje droga, kilka domów, których przed wojną było 130, a teraz jest kilkanaście, zimna woda w strumieniu, owce na stokach, śpiewający piękne pieśni pan z czarną brodą jadący ciągnikiem marki Ursus. Parę kilometrów dalej jest Czarne. Miejsce-legenda. Kiedyś przed laty powstała tam prawdziwa

wstańczej Armii i wysiedlano całe wsie w głąb ZSRR. W latach sześćdziesiątych polski rząd złagodził restrykcje wobec rdzennej ludności łemkowskiej zezwalając na powrót do swojej ojczystej ziemi. Łemkiem był Nikifor Krynicki i młody pisarz Mirosław Nahacz, którego pierwszą książkę „Osiem cztery” wydało Czarne. W Gładyszowie podszedł do nas ziejący alkoholem, zniszczony życiem mężczyzna, z miejsca oznajmiając, że to on jest ten słynny Bombel, co to o nim powstała książka tego Stasiuka. Książkę o tytule „Bombel” napisał wspomniany Nahacz, a ten śniady od nadmiarów dżentelmen w ten oto sposób wydębił od nas na wino. Nie wiedział pewnie, że zeszłego roku we wsi Leszczyce odbył się pogrzeb twórcy „Bombla”. Nahacz jeszcze w liceum naprawiał przydrożne krzyże. W swojej biografii na stronie wydawnictwa Czarne napisał: „Pierwszy krzyż, który poskładałem jest po prawej stronie na końcu wsi Moszczaniec. Nie pamiętam przed, czy za mostkiem. Są jeszcze inne, ale ten jest najważniejszy”. Jeżeli kiedykolwiek traficie na tę wieś, zapalcie znicz dla Mirka pod tym krzyżem. Te przydrożne krzyże, kaplice i cmentarze po-


20|

26 września 2008 | nowy czas

kultura

świat kulturalnie Zdobywca Oscara, kompozytor Jan A.P. Kaczmarek po raz pierwszy zaprezentował w Brukseli utwory do nowego filmu „Passchendaele” i otrzymał owacje na stojąco. Koncert odbył się w Centrum Kulturalnym Flagey w Brukseli, które zostało wybrane na lokalizację Polskiego Instytutu Kultury. Jak powiedział ambasador Polski w Belgii Sławomir Czarlewski, jesienią nastąpi uroczysta inauguracja instytutu. Film„Passchendaele” miał swą premierę 4 września podczas festiwalu filmowego w Toronto. Niepublikowaną partyturę Wolfganga Amadeusza Mozarta znaleziono w bibliotece w Nantes na zachodzie Francji – poinformował regionalny dziennik „Presse-Ocean”. W Polsce można już kupić drugi album Marii Peszek, który nagrała ze Smolikiem. „Maria Awaria” wzbudziła zachwyt krytyki.

Fot. Chris Steele-Perkins

NIGELski & s-ka Dziesięciotysięczna publiczność oklaskiwała w Opolu koncert zespołu Alphaville. Jedna z najpopularniejszych grup lat 80. wystąpiła przed regionalnym centrum handlowym. Grażyna Barszczewska, profesor Stefan Stuligrosz i Tomasz Sianecki otrzymali tytuły Mistrzów Mowy Polskiej. Gala odbyła się 22 września w Teatrze Nowym w Poznaniu. Film „Jutro idziemy do kina”, w reżyserii Michała Kwiecińskiego, zdobył Nagrodę dla Najlepszego Filmu Europejskiego na Międzynarodowym Festiwalu Produkcji TV w La Rochelle, który odbywał się we Francji w dniach 17-21 września. Złote Lwy gdyńskiego Festiwalu Filmów Fabularnych zdobyła „Mała Moskwa” Waldemara Krzystka. W muzycznych sklepach Wielkiej Brytanii można już kupić album „Cosmos Rock” zespołu Queen. Został nagrany z Paulem Rodgersem, znanym z zespołów Free i Bad Company.

Nigel Kennedy – owca, która ośmieliła się wyrwać ze stada i pożeglować własymi szlakami, ku niedowierzaniu i rozpaczy klasycznych pasterzy… Do tego nie dająca się strzyc jak wszystkie inne… niszcząc zagrody, klatki i klateczki, w które zmurszałe standardy i klasyfikacje starają się wepchnąć wszystko i wszystkich… Genialny skrzypek. Koncert, który odbył się we wtorek 23 września w Shepherd’s Bush Empire był ucztą wszystkiego, czego nie można sklasyfikować, a zakończył się stojącymi owacjami publiczności i czterokrotnymi bisami. Nigel kocha grać i kocha publiczność, przed którą występuje. Szczególnie taką, jaką miał w Shepherd’s Bush Empire. You are such a f...ing vibrant audience! Nigel wystąpił ze swoją nową grupą instrumentalną w składzie: saksofon te-

norowy, klarnet basowy – Tomasz Grzegorski; instrumenty klawiszowe – Piotr Wyleżoł; kontrabas, gitara basowa – Adam Kowalewski; perkusja – Paweł Dobrowolski. Wszyscy muzycy pochodzą z pięknej krainy nad Wisłą. Prezentując polskich muzyków, których nazwiska w przeważającej liczbie kończą się na -ski, sam przedstawił się jako Nigelski. Zaprezentowali swoją najnowszą płytę – A very nice album. Kwintet Nigela Kennedy’ego, sięgający wyżyn świadomości muzycznej, zaprezentował podróż przez przepiękne ogrody muzyki świata. Ja słyszałem tam echa muzyki irlandzkiej, klasyczno-centralno-europejskej, tatrzańsko-góralskiej, bałkańskej, ballady średniowiecznej i nowoczesnej – bluesa, Hendrixa, jazzu i wiele innych, nie sklasyfikowanych form… Można było też mieć posmak ka-

Z PIWNICY

baretu, co zaprezentował w bluesie zadedykowanym swojej żonie Agnieszce. Nigel rapo-śpiewając użył wielu słów charakterystycznych dla tego gatunku… Na scenie pojawił się z dużym kubkiem herbaty i elektrycznymi skrzypcami podłączonymi drogą radiową do efektów dźwiękowych. Grając koncert na skrzypcach elektrycznych, z dużą umiejętnością używał efektów wykorzystywanych zwykle w grze na gitarze, często zamieniajac dźwięk skrzypiec na dźwięk gitary elektrycznej… Warto wspomnieć o wyjatkowo dobrej selektywności i jakości dźwięku, co jest nie łatwe do osiągnięcia na dużych imprezach. Mając niezwykle zrelaksowane podejście do instrumentów, na których gra, w trakcie jednego z bisów wręczył swoje skrzypce młodemu widzowi (jak się

dowiedziałem podczas przyjęcia po koncercie – był to młody muzyk Richard Moore), który z niesamowitą techniką i wrażliwością kontynuował partię skrzypcową Nigela. Zdziwiona publiczność myślala, że było to wcześniej zaaranżowane. Okazało się, że jednak nie… Nigel po koncercie zapytał młodego skrzypka: – Jak masz na imię? I dodał z nieukrywaną radością, że ma nowego kumpla… i że intuicja pchnęła go do podania swoich skrzypiec przypadkowemu widzowi… Nigel potrafi bawić publiczność swoimi komentarzami i niekonwencjonalnym zachowaniem. Zachęcam Czytelników do wysłuchania i obejrzenia następnego spektaklu muzycznego Nigela Kennedy’ego – kiedykolwiek i gdziekolwiek będzie taka okazja…

Piwnicę pod Baranami tworzył klimat miejsca, urok i niepowtarzalność osobowości Piotra Skrzyneckiego oraz kalejdoskop artystów, którzy przychodzili, ochodzili… a czasem tylko na chwilę wpadali, żeby zaśpiewać, zagrać, oddać się wspólnej spontanicznej, często surrealistycznej zabawie. Odszedł Piotr, nie pobrzmiewa już jego dzwoneczek, odeszło wielu wspaniałych artystów, ale Piwnica żyje. Przychodzą nowi, śpiewają stare piosenki, tworzą własne. Jurek Jarosz, organizujący od lat występy polskich artystów na poskowej scenie zaprosił tym razem artystów Piwnicznych: Agatę Ślazyk, Rafała Jędrzejczyka oraz znakomitych muzyków – Tomasza Kmiecika (fortepian) i Michała Półtoraka (skrzypce). Istnieje niebezpieczeństwo, że kabaret, szczególnie tak legendarny, wykorzeniony ze swej przestrzeni traci siłę

oddziaływania, a artyści zagubieni w obcej przestrzeni, będą co najwyżej próbować odtwarzać legendarne kawałki nieistniejącej całości. Kiedy więc artyści pojawili się przed publicznością, dało się odczuć pewne zdenerowanie. Ale wystarczyły dwie trzy piosenki, jakiś żart Rafała Jędrzejczyka i było wiadomo, że artyści nic nie próbują odtwarzać. Co najwyżej opowiedzieć kilka anegdot z Piwnicą związanych, czy przywołać na scenie najwspanialsze momenty polskiego kabaretu (głównie Rafał Jędrzejczyk w popularnych szlagierach). Znakomita Agata Ślazyk w kompozycjach Tomasza Kmiecika, ale także w repertuarze Piwnicznym, pokazała swój wielki talent, znakomity warsztat, potężny głos, ale także – co w kabarecie dość ważne – zdolności parodystyczne.

Sławek Żak

Teresa Bazarnik


|21

nowy czas | 26 września 2008

kultura

Polski design na tapecie Surowe piwniczne wnętrze z białymi ścianami, pozostałościami po poprzednich użytkownikach oraz odsłoniętymi instalacjami zmienione zostało w centrum polskiej sztuki nowoczesnej i siedzibę dwudniowego festiwalu Poland Street Underground. – Sam sposób wystawiania poszczególnych elementów to jedna wielka instalacja – powiedziała „Nowemu Czasowi” Paulina Latham, koordynator projektu. – Nie była to normalna wystawa, a mimo to każdy odwiedzający wiedział, co jest sztuką. W ciągu dwóch dni wystawę odwiedziło około tysiąca ośmiuset osób. Koncepcją festiwalu, jako części London Design Festival, było zaprezentowanie młodej polskiej sztuki, głównie użytkowej. Wiele z wystawionych dzieł zaprojektowanych zostało specjalnie na tę okazję. Jak bar, zamówiony przez sponsora (wódka Wyborowa), stworzony przez Tomka Rygalika. Jego kształt, oparty luźno na literze W, doskonale wpisał się w kampanię There’s no V in Wodka, a dwa dodatkowe stoliki, utrzymane w tej samej konwencji i ustawione po bokach, sprawiały wrażenie, jakby bar wychodził w przestrzeń i otwierał się na odwiedzających. Był on nie tylko efektowny, ale przede wszystkim funkcjonalny, co zostało udowodnione podczas imprezy promocyjnej, podczas której obsłużono przy nim pięćset osób bez zbędnych przestojów. Wraz z instalacją, złożoną z około sześćdziesięciu lamp, tworzył on niepowtarzalny klimat wnętrza, odczuwalny od razu po wejściu do pomieszczenia. – Lampy miały zespolić wszystkie pozostałe elementy i nadać im unikalnego charakteru – tłumaczył Rygalik, który był też kuratorem wystawy. Doskonale połączył on mroczne zdjęcia opustoszałych polskich klubów Konrada Pustoły z białymi półkami Mai Gaszyniec i siatko-

wymi, bardzo wygodnymi fotelami projektu Anny Hreckiej. Nie zabrakło także miejsca dla produkcji audiowizualnych – na dwóch ekranach można było zobaczyć polskie filmy abstrakcyjne, dzieło Katarzyny Kozyry In Art Dreams Come True lub performance duetu Sędzia Główny. Szczególnie te ostatnie zaskakiwały niekonwencjonalnymi pomysłami, jak nagranie programu w stylu 0-700, w którym Aleksandra Kubiak i Karolina Wiktor wykonywały na antenie polecenia widzów, dzwoniących do studia. W sobotę, 20 września, dodatkową atrakcję stanowił cykl happeningów Romana Dziadkiewicza i Zorki Wolny, między innymi krótka instrukcja choreografii, żywe rzeźby, malowane przez artystę czy dialog czterech palących kobiet. Ich zadaniem miało być urozmaicenie festiwalu, jednak te happeningi, które widziałam, nie były zbyt efektowne. Nie pomogła im też niefortunna godzina prezentacji i w związku z tym garstka widzów, obecnych w tym czasie w Vinyl Factory Gallery. Jednak sam pomysł tego typu happeningów w trakcie wystawy był bardzo dobry, bo zachęcał odwiedzających do pozostania na Poland Street trochę dłużej, niż wymaga tego obejrzenie wystawionych prac. Dodatkowo skłaniały do tego specjalnie na tę okazję skomponowane elektroniczne dźwięki, odgrywane przez DJ-ów z grupy Polish the Dancefloor, połączone z wizualizacjami na ścianach galerii. Dużą popularnością cieszyło się Phonium Roberta Kuśmirowskiego, stworzone z połączenia starego syntezatora i czegoś, co przypominało tablicę kontro-

lną, z różnego rodzaju miernikami, wskaźnikami i bezpiecznikami. Z pewnością spodobałoby się ono wielbicielom popularnej serii gier komputerowych Fallout, bo wyglądało jak elementy jej postnuklearnego świata, gdzie technika bazowała na starych, połączonych w nowe całości urządzeniach. Założeniem artysty było odzwierciedlenie analogowej produkcji dźwięku, polegającej na wciśnięciu odpowiedniego klawisza, przekręceniu pokrętła czy przesunięciu dźwigni. Ci, którzy na Poland Street Underground nie byli, będą musieli poczekać do przyszłego roku, w którym okazji do prezentacji polskiej sztuki nie zabraknie. A to za sprawą Instytutu Adama Mickiewicza we współpracy z Ministerstwami Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Spraw Zagranicznych, organizatorów Polskiego Sezonu w Wielkiej Brytanii. Tegoroczny festiwal był jego obiecującą zapowiedzią. Organizatorzy Poland Street Underground już mają pewne plany, dotyczące trzeciej edycji. – Chcielibyśmy, aby obok prac polskich artystów znalazły się też produkcje Brytyjczyków – zdradza Paulina Latham. – Nie chcemy dać się zaszufladkować w kategorię „tylko polskie”, ale stworzyć coś, co będzie interesujące dla wszystkich. I słusznie, bo szczególnie w tak wielokulturowym mieście jak Londyn, powinno się szukać elementów, które łączą, a nie dzielą przedstawicieli poszczególnych nacji.

Magdalena Kubiak

Alchemicy jazzu Koncert Braci Oleś to była eksplozja. Wybuch pasji, geniuszu i niebywałej charyzmy. Bliźniacy Marcin i Bartek znani jako Bracia Oleś podczas piątkowego koncertu w Jazz Cafe w POSK-u prześwidrowali małżowiny słuchaczy wyśmienitym ładunkiem porywających dźwięków. Swym koncertem, inaugurującym festiwal jazzu wschodnioeuropejskiego, udowodnili po raz kolejny, że są instrumentalistami światowej klasy. Ich muzyczne sety stanowiły organiczne połączenie wirtuozerskiej techniki, muzycznej odwagi, wrażliwości, szaleństwa i dzikiej radości grania. Prezentując zróżnicowany materiał ze swojej najnowszej płyty „Oleś Duo”, którą będzie można kupić już w październiku, porazili publiczność bezkompromisowymi i eksperymentalnymi kompozycjami, zdolnością tworzenia muzycznych skoków napięć oraz poczuciem humoru. Za pomocą minimalistycznego i oryginalnego instrumentarium, czyli kontrabasu i zestawu perkusyjnego, zainicjowali muzyczne misterium. Bartłomiej Oleś to żywioł ognia, prawdziwy wulkan energii, momentami rozpalający bębny do czerwoności, natomiast jego brat równoważył atmosferę budując od czasu do czasu subtelne pejzaże eklektycznych improwizacji. Ekspresja Bartłomieja, jego wręcz szamański obrzęd za instrumentem po-

trafił niekiedy zupełnie zagłuszyć wszystkie szmery, rozmowy i mlaskanie dochodzące z tyłu Jazz Cafe. Większość gości w piątkowy wieczór raczej nie wykazywało zainteresowania wydarzeniami na scenie. Nieliczna grupka słuchaczy siedziała na schodach, nieopodal muzyków, oddając cesarzowi co carskie. Fatalna akustyka i niska kultura widzów dawała się tego wieczoru wielokrotnie we znaki. Niemniej jednak, jak na prawdziwych jazzmanów przystało, Bracia Oleś wykazali odpowiedni dystans i potraktowali sytuację z przymrużeniem oka. Ich wygląd, przywodzący na myśl wschodnich mistyków, współgrał z prostotą zen „Kiedy grasz, tylko graj”. W ich grze jest zarazem jakaś ostateczność, docieranie do granic, a zarazem ich przekraczanie. Jak sami przyznali, esencją jazzu jest progress i eksploracja nieznanego. Zresztą słyną z bezkompromisowego podążania nowymi drogami, szukania innych muzycznych rejonów. Kiedy w porywającym szaleństwie ich osobliwa symfonia rozbrzmiewała lawą dzwięków, a dłonie tworzyły jedynie smugi na tle instrumentów otwierało się bezforemne królestwo muzyki.

Marcin Piniak


22|

nowy czas | 26 września 2008

moim zdaniem

Michał sędzikowski

dyby się kto zastanawiał, o co w tym wszystkim chodzi, w sensie, w życiu, Bogu, świecie i całej reszcie, to polecam Zeitgeist. (Ducha Dziejów). Twórcy tego dokumentalnego filmu postanowili złapać byka za rogi i wyjaśnić najważniejsze sprawy, związane z ludzką cywilizacją. I mówiąc w telegraficznym skrócie, okazało się, że ludzie sami w sobie są wspaniali, ale większość rzeczy, które wymyślili, jest do niczego. Chodzi tu o rządy, systemy religijne, banki, wojsko, technologie, korporacje, mass media, dowody osobiste, kontrolę społeczną, edukację i ogólnie wszystko to, gdzie zaszliśmy przez ostatnie sto tysięcy lat jako homo-sapiens, to istny kanał i ślepy zaułek. No bo jak wyjaśnia ten niezwykle popularny dokument: rządy nami manipulują i chodzi im o władzę, banki nas rabują i zarabiają na nas kasę, korporacje robią największe pieniądze na ludzkiej niedoli, wojsko zabija, mass media ogłupiają, edukacja prezentuje obraz świata zgodny z oficjalnym stanowiskiem establishmentu, kontrola społeczna nas kontroluje, dowód osobisty identyfikuje,

Kuba MichońsKi

GaLERia nowyczas

G

Zeitgeist, czyli Wielka Teoria Wszystkiego w kieszonkowm wydaniu technologia pozwala im to wszystko czynić szybciej, efektywniej i bardziej globalnie, a co najgorsze – Boga prawdopodobnie nie ma. Wrzask się podniósł teraz wielki, bo do tej pory o takich rzeczach pisali filozofowie i socjologowie w grubych książkach, skomplikowanym językiem i mało komu chciało się to czytać. Biedacy często spotykali się z niezrozumieniem społecznym. Na przykład taki Heraklit, który jak zaczął mówić ludziom, że życie jest do d…, to wszyscy go tak znienawidzili, że przeniósł się do pustelni. Czy Jung, który zrejterował z łona społeczeństwa do kamiennego domku na odludziu, jak się zorientował, że nikt nie jest zainteresowany fatalnym stanem ludzkiej duchowości i perfidią systemów społecznych, o których to rzeczach zapisywał całe stronice mądrych słów. Większość ludzkości, ślepa i głucha na lamenty mędrców, nadawała tylko o zakupach, zdradzających żonach i imprezach, a w niedziele szła odbębnić godzinę w kościele, jakby zupełnie nieświadoma, że żyje w klatkach nie tyle cywilizacji, co własnej ignorancji. Teraz w końcu rzesze leniwych Ziemian dostały prawdę o ludzkości na tacy – łopatologicznie, ze strzałka-

mi, napisami, a nawet śmiechem w tle. Wytrzymali te dwie godziny w fotelu i krzyknęli: O JEZU! NAPRAWDĘ!? Zupełnie jak w genialnym w swojej wymowie rysunku Andrzeja Mleczki, gdzie pod stołem siedzi przerażony facet, a towarzystwo powyżej przy wódce komentuje: „Zenek w końcu zorientował się o co w tym wszystkim chodzi”. Zeigteist niczego bardziej mi nie przypomina, jak rozpaczliwy wrzask szerokich mas, które po setkach lat rozbijania się po barach, chodzenia na zakupy i interesowania się sportem i życiem prywatnym sąsiada, teraz, dzięki internetowi i technologii multimedialnej, otworzyły oczy i zrozumiały nagle, że… NIE!!! Gdzie my jesteśmy?! Przecież to Ziemia, a my jesteśmy LUDŹMI! Tak, przebudzeni panowie i panie, zachłyśnięci antyglobalistycznymi „odkryciami” filmu Zeitgeist. Prawda to straszna. A Lem o tym mówił prawie przez sto lat. Niestety jednak, mało który Polak wyszedł poza bajki robotów. Cały efekt filmu psuje jakkolwiek fakt, że jego twórcy postanowili jeszcze przemycić kilka własnych pomysłów z zakresu Ludzkość a Wielka Teoria Wszystkiego. Wśród owych mądrości znajdują

się między innymi takie jak ta, że ludzie to – cytuję – „piękne, silne, niezwykłe, potężne i uduchowione istoty”, a zła tak naprawdę jest garstka, która chce przejąć władzę nad światem i wszczepić wszystkim do głowy chipy. Jakby kto pytał, to chodzi między innymi o Rockefellerów i paru innych bogatych Amerykanów. SS-mani też byli wspaniałymi, pięknymi, silnymi i niezwykłymi istotami, a rozstrzeliwali kobiety i dzieci dlatego, bo padli ofiarą amerykańskich spisków. To, czego właśnie zupełnie nie rozumiem, to dlaczego twórcy filmu z maniackim uporem zdecydowali się przeforsować pogląd, że całe zło na świecie to wina Stanów Zjednoczonych, winiąc ten kraj za wszystkie wojny światowe i wiele innych, za banki, korporacje, rządowe spiski i całą resztę. A jak poczytać przecież kroniki Wincentego Kadłubka, to można odnieść wrażenie, że kiedyś Satnów Zjednoczonych nie było, a też nie było wesoło. Dlaczego w filmie przy okazji mowy o totalitarnych rządach nie wspomniano o Niemcach, dlaczego mówiąc o propagandzie nie wspomniano o Chinach czy Rosji, mówiąc o poniżaniu człowieka, nie wspomniano o żonach muzułmańskich

ekstremistów, mówiąc o Wietnamie nie wspomniano nawet słowem o komunizmie, a mówiąc o ofiarach wojen, nie wspomniano choćby o mongolskich hordach? Przez dwie godziny kojarzy się natomiast wszystkie te straszne rzeczy z USA, jakby kraj ten przesłonił im całą resztę globu i historii. Przez to film, który w istocie zawiera bardzo wiele trafnych spostrzeżeń, spłaszczył się do poziomu nawiedzonej propagandy. Prawda o świecie jest jeszcze bardziej okrutna, lecz twórcom filmu nie chodziło o odsłonięcie żadnej Prawdy, tylko tak jak wszystkim innym, chodziło im o politykę. Żeby zaś przyciągnąć uwagę widza, odsłonili skrawek koszmaru ludzkiej egzystencji. O odsłonięcie Prawdy pokuszę się tym razem również i ja: Historia ludzkości mieści sto miliardów dwieście milionów przykładów na to, że ludzie NIE SĄ pięknymi, silnymi, niezwykłymi, potężnymi i uduchowionymi istotami. Taka jest co najwyżej drobna garstka. Świat jest straszny, ludzie z reguły podli, a Boga pewnie wcale nie ma. Twórcy filmu zapomnieli tylko dodać, że innego świata dla nas ludzi nie ma, mamy bowiem dokładnie taki, na jaki zasługujemy.


|23

26 września 2008 | nowy czas

dobre, bo polskie Zaczynamy nasz nowy cykl – Dobre, bo polskie! Chcemy w nim przedstawiać Was, naszych Czytelników, którym się w Wielkiej Brytanii udało. Historia Sebastiana Sułka nie jest pierwszą lepszą historią. Jest opowieścią o młodym chłopaku, który odważył się zaryzykować. Nie było łatwo, a jednak się udało. W końcu ilu z nas może poszczycić się tym, że robiło coś dla gwiazd z pierwszych stron gazet, albo że zamiast nalewać

piwo w nocnym klubie ma w nim udziały, jest współwłaścicielem? Ale Sebastian nie jest jedyny. Wiemy, że takich ludzi jak on, przedsiębiorczych, odważnych jest w Londynie i w całej Wielkiej Brytanii znacznie więcej. I o nich (Was) chcemy pisać. Jak się im (Wam) udaje, jak sobie radzą w czasach tak trudnych, przy tak dużej konkurencji? Jeśli znacie kogoś takiego lub sami coś ciekawego robicie, dajcie

znać. Sami wszędzie nie trafimy, do każdego nie dotrzemy. Każda informacja, adres i krótki opis tego co robią (lub sami robicie) będzie mile widziana. O najciekawszych z pewnością napiszemy. Jak mówią statystyki, w Wielkiej Brytanii zarejestrowanych jest ponad 30 tysięcy firm prowadzonych przez Polaków. Nasze łamy są do Waszej dyspozycji. Zapraszamy!

Co się dzieje w September House? Roman Waldca

– Polska marka nie ma już takich dobrych notowań, jak kiedyś – przyznaje Sebastian Sułek, szef September House, firmy remontowo-budowlanej. – Kiedyś, gdy ktoś mówił, że zatrudnił do remontu Polaków mogło oznaczać to tylko jedno: wykonali kawał dobrej roboty. Teraz już tak nie jest. Jeszcze kilka lat temu Anglicy chętnie polecali Polaków swoim znajomym. – Pracowaliśmy ciężko, ale dobrze, dokładnie i za rozsądne pieniądze – przyznaje Sułek. Teraz już tak nie jest. – Od czasu naszego wejścia do Unii Europejskiej i otwarcia rynku, do Anglii przyjechało całe mnóstwo pseudobudowlańców, którzy nie tylko nic nie potrafią, ale nawet nie mają oleju w głowie. I to się powoli mści na naszej opinii. Sebastian wie, co mówi. Siedzi w tej branży już kilka lat i powoli, ale sukcesywnie zdobywa coraz to lepsze i ciekawsze zamówienia. Ale początki wcale nie były łatwe. – Do Londynu przyjechałem jeszcze przed naszym wejściem do Unii. W czasach, kiedy trzeba było dostać wizę wjazdową, którą udało mi się zdobyć. Któregoś dnia ojciec zapytał mnie wprost: – Chcesz całe życie spędzić w fotelu? – Mam zamiar wyjechać – odpowiedziałem mu. – Kiedy? – zapytał. – Jutro! Nie kłamał. Następnego dnia siedział z siostrą w samolocie do Londynu. W Polsce nie potrafił zagrzać miejsca. Najpierw studiował ekonomię, potem przeniósł się na medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale i tam nie siedział długo. W końcu wylądował na... metalurgii, tylko po to, by dojrzeć do tego, że tak naprawdę ciągnie go w świat. Początki w Londynie nigdy nie są łatwe. Sebastian nie był wyjątkiem. Zaczynał od pracy w barze. – Tutaj chyba każdy zaczyna od nalewania piwa. Wówczas było to za dwa i pół funta na godzinę – śmieje się dzisiaj. – Któregoś dnia szef uciekł

do Hiszpanii. O wypłacie można było zapomnieć i poszukać sobie nowego zajęcia. Zatrudnił się na budowie. Szef, Irakijczyk, specjalnie nie interesował się tym, czy Sułek ma doświadczenie, czy nie. Płacił trzydzieści funtów dziennie i oczekiwał pracy przez siedem dni w tygodniu. – Nie miałem wyboru. Siostra wróciła do Polski, ja nie miałem ochoty stąd wyjeżdżać. Więc nadal ciężko zasuwałem – wspomina. Mieszkał wówczas na Vauxhall, u Polaków. Takie typowe polskie siedlisko. Kilka łóżek w małym mieszkaniu. Tam też nie miał szczęścia.

– Dzień przed płaceniem czynszu zorientowałem się, że moi rodacy właśnie mnie okradli. Pewnie potrzebowali kasy na wódkę. Zresztą to nie ma żadnego znaczenia. Nie miałem na zapłacenie czynszu, wylądowałem na ulicy. Koniec, kropka. Sebastian do dzisiaj nie wierzy w to, że przez trzy dni spał w parku. Nawet nie chce mu się dodawać, że przy okazji pobił się pierwszy raz w życiu. – To był jakby moment zwrotny. Wiesz, taka chwila, kiedy karty zaczynają się odwracać, a los uśmiechać – przyznaje i opowiada, jak zatrudnił się w nowej firmie, też budowlanej, ale za to prowadzonej przez Anglika.

– To był zupełnie inny świat. TC (właściciel firmy) nie ukrywał, że zapał Sebastiana mu się spodobał. Pracował dokładnie, ciężko, nigdy nie narzekał. Pierwszy przychodził do pracy, ostatni wychodził. To musiało zaowocować. – Szybko zostałem menedżerem. Po trzech tygodniach TC zaprosił mnie na krótką rozmowę. Nie lubił dużo gadać. Przyjąłem propozycję bez wahania – dodaje Sebastian. Przesiedział tam dwa lata. – Pewnego dnia TC przyszedł do firmy i powiedział, że wyjeżdża za granicę. Zamknął firmę i tyle go widziałem. Ale to już były inne czasy, a Sebastian Sułek był już innym człowiekiem. Wiedział, co i jak, gdzie i za ile. Szybko nauczył się fachu, który dotychczas był tylko jego hobby. – Przecież nie możesz powiedzieć, że remontowania domów można nauczyć się w domu, remontując dom rodziców czy babci? – pyta zaczepnie. Budowlanka w Polsce to było jego hobby, nic więcej. Aż do tego momentu. Jeszcze nie wiedział jak ani kiedy, ale czuł, że na budowaniu, remontowaniu, wyburzaniu i budowaniu od nowa spędzi życie. A przynajmniej jego część. – TC wyjechał, trzeba było szybko znaleźć inne zajęcie. I udało się. Sebastian trafił do agencji Dunster, zajmującej się wynajmowaniem luksusowych apartamentów i willi dla gwiazd i bogatych klientów. – Czułem się, jakbym złapał pana Boga za nogi – przyznaje skromnie. Znane nazwiska, duże pieniądze. – I któregoś dnia ktoś zapytał, czy nie mógłbym czegoś tam wyremontować. No mogę – zgodził się. Nie wiedział jeszcze, że remont łazienki będzie narodzinami September House. Szybko uwinął się z robotą. – Spodobało się. Opinia poszła w miasto. Sułek robi kawał dobrej roboty. Przyszła następna robota: teraz cały dom do remontu. Znowu się spodobało. Sebastian mógłby długo wyliczać. Na jego stronie internetowej kolorowe zdjęcia przykuwają uwagę. Baseny, kominki, łazienki. – Nie buduję domów, ja je odnawiam, remontuję, przywracam im blask i ciepło. Za to mi płacą. W tym jestem najlepszy – dodaje po chwili zastanowienia. Firmę September House założył w 2005 roku, bo sam już nie dawał sobie rady. – Jak zrobisz komuś dobrą robotę, to niemal pewne, że gdy tylko nadarzy się okazja, polecą cię swoim znajomym. Nie tylko w Wielkiej Brytanii jest to najlepsza forma reklamy i zdobywania

klientów. Nie mam z tym problemów. Wręcz przeciwnie... W swojej firmie zatrudnia tylko Polaków. Ale nie jest łatwo. – W ciągu tych kilku lat przez firmę przewinęło się wielu ludzi, których niestety musiałem wyrzucać. – Wszyscy uważali się za budowlańców ze stuletnim doświadczeniem, ale gdy przychodziło do tego, by coś dobrze zrobić, to zawsze zaczynały się problemy, a ja nie mogę sobie pozwolić na eksperymenty. Nie mam duszy pedagoga, nie moim powołaniem jest uczyć ich zawodu. Coraz trudniej znaleźć porządnych ludzi, dobrych fachowców. Sebastian śmieje się, że gdybym spytał go kilka lat temu o to, kim chciałby w życiu zostać, to ostatnią rzeczą jaką miałby na myśli to bycie poplamionym cementem i zachlapanym farbą budowlańcem. – A teraz patrz, co się ze mną stało? – pyta zaczepnie. – Życie po raz kolejny zweryfikowało moje plany. Widocznie tak miało być... Sebastian prosi, bym koniecznie wspomniał o jego szwagrze [to najlepszy fachowiec na świecie]. – Nigdy nie zwracałem się do niego po imieniu, ale któregoś dnia potrzebowałem jego fachowej pomocy. Zadzwoniłem więc do Polski. Gdy usłyszał w słuchawce, że zwracam się do niego po imieniu – Michał – wiedział, że to coś poważnego. Bez problemu przyjechał do Londynu. Pomógł. Sebastian podkreśla, że dobrzy fachowcy to podstawa. – Na opinię dobrego fachowca trzeba długo pracować, a wszystko możesz stracić w ciągu jednego dnia – stwierdza z przekonaniem. – Wykonując prace dla Willa Smitha, Justina Timberlake’a czy Victorii Beckham nie można sobie pozwolić na wpadki. Nawet najmniejsze. Wszystko musi być cacy. Perfekcyjne w każdym calu. – Jak widzę, że ktoś partaczy, wyrzucam. Nie mam skrupułów. Nie mogę sobie na to pozwolić – dodaje i patrzy na zegarek. Za chwilę będzie musiał uciekać. Siedzimy na Soho, w nowo otwartym klubie, Enclave, w którym Sebastian wykonał prace remontowe i w którym ma udziały. – Wieczorem Miami Night, trzeba jeszcze coś poprawić, wymalować, przyspawać. Znowu przyjdzie trochę gwiazd. – Chcesz zarezerwować stolik – pyta przekornie? – 250 funtów poproszę! Przez chwilę nie wierzę. Sebastian Sułek ma dopiero trzydzieści lat.


24|

26 września 2008 | nowy czas

to owo

redaguje Katarzyna Gryniewicz

KONSUMENTA

Coca-Cola to jest to! Punk, sex i masło Raz w roku międzynarodowa agencja Interbrand ogłasza ranking najbardziej wartościowych marek świata. Od ośmiu lat na czele tego rankingu stoi niezmiennie Coca-Cola. Bez wątpienia symbol ten jest doskonale znany na całym świecie. Gdy w 1886 roku pomysłowy aptekarz z Atlanty J.S. Pemberton stworzył recepturę tego napoju, nic nie wróżyło sukcesu. Napój, który zawdzięczał swój smak liściom koki i orzechom koli, sprzedawał się marnie, dlatego zmieniono nieco jego recepturę i tak powstała współczesna Cola. Autorem wpadającej w ucho nazwy był James Robinson, księgowy Pembertona, on również starannie kaligrafował etykiety pismem świetnie znanym do dziś. Marka przez lata zmieniała właścicieli, ale smak pozostał. Coca-Cola przekształciła się niepostrzeżenie w symbol Ameryki, w symbol sukcesu. Nic dziwnego, że w okresie Zimnej Wojny nazwa firmy stała się ulubionym celem ataków propagandy komunistycznej. Zgodnie z nią Cola była kapitalizmem w płynie, pijąc ją popierało się wyzysk i kolonializm, a jednak nie pomogły plakaty i ostrzeżenia – wślizgnęła się za żelazną kurtynę. W Polsce spróbować Coca-Coli można było już od 1957 roku, ale jedynie za dewizy w Pewexach. Nic więc dziwnego, że o napoju krążyły legendy i w świadomości Polaków tamtego okresu uchodził za rarytas. – Cola była jak prawdziwe dżinsy – oryginalna, luksusowa, wyzwolona i taka jest do dzisiaj.

Johnny Rotten – znany z ciętego języka wokal Sex Pistols i jedna z najbardziej charakterystycznych postaci punk rocka zostanie twarzą pewnego.... masła. To jasne, że muzyk, który (wraz z zespołem) ostatnią przebojową płytę wydał przeszło 30 lat temu może odczuwać niedobory w portfelu, ale są pewne granice. Sex Pistols uważa się za jedną z najważniejszych i najbardziej wpływowych grup w historii rocka, ich płytę „Never Mind the Bollocks” uznaje się za symboliczny początek ery punk rocka. W ubiegłym roku, zespół po wielu latach milczenia, przerywanych sporadycznymi i krótkimi reaktywacjami, wrócił na scenę. Po trasie koncertowej, w trakcie której odwiedzili również Polskę, wydali nowe DVD, ale najwyraźniej wciąż nie są zadowoleni z wyników finansowych. Johnny Rotten uznał, że jako brytyjska ikona punk rocka może reklamować brytyjskie masło. Ciekawe, czy stary anarchista zdoła po czymś takim obronić swój rockowy wizerunek. To musiałaby być bardzo ironiczna i dowcipna reklama, a reklamy masła są zwykle boleśnie dosłowne. Daty emisji reklamy w brytyjskiej telewizji nie są jeszcze znane – poczekamy, zobaczymy.

Koniec segregacji! Uwaga! Recycling wychodzi z mody – teraz modny jest precycling, czyli niekupowanie niczego co zawiera plastik, folię i inne materiały długo rozkładające się w środowisku. Jeśli szkło, to tylko butelki zwrotne, jeśli owoce, to tylko na targu, na który przychodzimy z własną torbą, wielorazową oczywiście. Jeśli chcesz być prawdziwym przyjacielem przyrody, myśl perspektywicznie!

Przed telewizorem

Piszę do ciebie z auta Mali palacze Wysyłanie esemesów w trakcie jazdy samochodem jest bardziej niebezpieczne niż jazda po pijanemu. Doświadczenia przeprowadzone w specjalnym symulatorze Transport Research Laboratory pokazały, jak bardzo. Reakcje kierowców w trakcie wykonywania tej czynności są osłabione o około 35 proc. To znacznie bardziej niebezpieczne, niż prowadzenie po alkoholu (12 proc. gorsze reakcje), czy po wypaleniu trawki (21 proc.). W dodatku kierowca, który właśnie odczytuje albo wysyła wiadomość, jest bardziej narażony na wypadnięcie z szosy i nie utrzymuje właściwego odstępu od sąsiednich pojazdów. Pisanie i odbieranie esemesów jest bardzo uzależniające i choć używanie telefonów komórkowych w trakcie jazdy jest niezgodne z prawem, ludzie łamią przepisy. Połowa brytyjskich kierowców w wieku od 18 do 24 lat przyznaje się do tego. Napisanie esemesa zajmuje przeciętnie około 22 sekundy – kiedy robimy to w trakcie jazdy, ten czas wydłuża się do 63 sekund. Tymczasem w minutę samochód pokonuje dystans od 800 m na terenie zabudowanym do ok. 2 km na drodze za miastem. Dlatego każda sekunda nieuwagi może mieć olbrzymie znaczenie. Obowiązująca w Wielkiej Brytanii utrata trzech punktów i grzywna w wysokości 60 funtów za używanie komórki w czasie jazdy to niewielka kara za narażanie życia własnego i innych użytkowników dróg. W ubiegłym miesiącu prawo zmieniło się o tyle, że kierowca, który spowoduje wypadek drogowy używając telefonu komórkowego w samochodzie, może pójść do więzienia nawet na pięć lat. Miejmy nadzieję, że teraz będzie bezpieczniej.

Oto przykład, jak dobre chęci mogą poszybować w niebezpiecznym kierunku. Na początku lata rozpoczęła się w Wielkiej Brytanii antynikotynowa kampania społeczna, prowadzona przez ministerstwo zdrowia. Jej częścią są dwa telewizyjne spoty, pokazujące jak dzieci przejmują nałóg od swoich rodziców. W obu wersjach w tle rozbrzmiewa sielankowa piosenka z autentycznego musicalu, której refren brzmi „Chcę być taki sam jak Ty” lub „Lubię to co Ty”. Tę drugą śpiewa dziecinnym głosem Shirley Temple, a spot pokazuje z perspektywy dziecka rodziców palących po kryjomu papierosy w domu. Z kolei w innej wersji reklamy kilkuletni bohaterowie naśladują różne czynności wykonywane przez dorosłych. Oba spoty kończą się w podobnie kontrowersyjny sposób: dzieci wykonują gesty palenia papierosa. „Palenie. Nie rób tego w rodzinie” – brzmi hasło końcowe. Do brytyjskiego regulatora rynku reklamowego ASA (Advertising Standards Authority) wpłynęło już ponad 200 skarg w tej sprawie. Widzowie zarzucali spotom, że szkodzą dzieciom, ponieważ nie rozumieją one ich ironicznego przesłania i tylko zachęcają się do palenia papierosów. Ministerstwo zdrowia odpierając zarzuty tłumaczyło, że stworzone przez agencję reklamową MCBD spoty odzwierciedlają statystykę mówiącą, że dzieci, których rodzice palą w domu papierosy, trzy razy częściej same popadają w ten nałóg. Ostatecznie ASA pozwoliło na dalszą emisję kontrowersyjnych spotów, ale ostrzegło twórców reklamy, że pokazywanie dzieci udających palenie może je zachęcać do nałogu – wszak dzieci naśladują we wszystkim dorosłych.

Żyjący przeciętnie 78 lat Brytyjczyk spędza 14 lat przed telewizorem – wynika z sondażu przeprowadzonego dla firmy Virgin Media. Badania wykazały, że 29 proc. z przebadanych około 2 tys. Brytyjczyków spędza 20 godzin w tygodniu na oglądaniu telewizji, w tym 71 proc. włącza telewizor dla samego grania. Choć nie są koneserami telewizyjnych treści, mieszkańcy Wielkiej Brytanii mają hopla na punkcie ulubionych seriali i teleturniejów. Raport wykazał, iż 13 proc. badanych nie może sobie wyobrazić by przegapić ulubiony program. Kiedy nie oglądają telewizji, rozmawiają o niej – 52 proc. badanych rozmowy z rodziną i przyjaciółmi zaczyna od omówienia tego co wypatrzyli w telewizorze poprzedniego dnia.

Taksówka rzeczy znalezionych W ciągu ostatnich sześciu miesięcy pasażerowie londyńskich taksówek zostawili w nich ponad 60 tys. podręcznych przedmiotów. W tym ponad 55 tys. stanowiły telefony komórkowe, reszta to odtwarzacze MP3, laptopy, aparaty fotograficzne i inne. Niebezpieczny jest fakt, że taka zguba w rękach złodzieja daje mu ogromne możliwości poznania sekretów naszego życia. Zwłaszcza, gdy zdobędzie prywatne dane, które powinny być ściśle chronione. Na przykład telefony komórkowe coraz bardziej traktujemy teraz jak podręczny notes. Niepokojąco popularne jest zapisywanie w nich bankowych PIN-ów i dat urodzenia. Na zapominalstwo nie ma rady, ale na wszelki wypadek powinniśmy wszystkie przenośne urządzenia zabezpieczać sobie tylko znanym hasłem.


|25

nowy czas | 26 września 2008

co się dzieje film

muzyka

The Romance of Astrea and Celadon

Down the Rabbit Hole

Wstęp wolny Jam session muzyków grających na ukulele plus open mic.

Micachu

Calle Limon

dramat, 2007 r. reż. Eric Rohmer W kinach w całym Londynie

26 września, godz. 17.00 Bargehouse, Oxo Tower Wharf, Bargehouse St, SE1 9PH Bilety: £15 W starym, wiktoriańskim magazynie, pełnym krętych korytarzy: trzy dni muzyki na żywo połączonej z video-art. Imprezę otworzy Micachu – mix electro, grime-y pop, i R&B. W jego występach ważną rolę spełnia... odkurzacz. Tenor, Harp and Flute 26 września, godz. 19.30 St James' Church, 197 Piccadilly, W1J 9LL Bilety: £10-£15 James Gilchrist (tenor), Alison Nicholls (harfa) i Jaime Martin (flet). Zagrają m.in. „From California” Aleca Rotha; „Three Songs for Jennie” Howarda Skemptona; „Cinq mélodies populaires grecques” Maurice'a Ravela.

Powrót do francuskiej XVII-wiecznej powieści. Coś na kształt bajki, rozgrywającej się poza czasem, w królestwie wyobraźni, w tempie charakterystycznym dla muzyki i teatru barokowego.

East European Jazz Festival Jazz Cafe POSK, godz. 20.00 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5 / £7 Milan Svoboda Quartet (Czechy)

The Boy in the Striped Pajamas

26 września

dramat, 2008 r. reż. Mark Herman 26 września, godz. 13.40, 16.00, 18.10, 20.20 Vue Islington 36 Parkfield Street, N1 0PS Życie Bruno zmieniło się na zawsze, tuż po tym, jak razem z rodziną przeprowadził się do oddalonego domu i zawarł znajomość z jedynym chłopcem, który był w pobliżu.

Yuri Galkin Quartet (Rosja)

Alexandra dramat, 2007 r. reż. Aleksander Sokurow 26 września-2 października godz. 15.00, 18.15, 20.30 Barbican Centre Silk Street, EC2Y 8DS Bilety: £8.50 / £5.50 (poniedziałek) Czeczenia. Aleksandra wyjeżdża by spotkać się ze swoim wnukiem, jednym z najlepszych oficerów w swoim oddziale. Spędzi tam kilka dni i odkryje nieznany sobie świat. Dwa w tej samej cenie Riverside Studios Crisp Road, W6 9RL Bilety: £ 7,50 27 września, godz. 14.00: The Night of the Hunter

Film-Noir, 1955 r. reć. Charles Laughton Mroczna opowieść o kaznodziei opętanym ideą ciągłej walki i równowagi dobra i zła. Po zwolnieniu z więzienia żeni się, po czym morduje żonę pod pretekstem seksualnego wyuzdania i rusza w pościg za jej dziećmi. 28 września, godz. 15.55: The Innocents

thriller, 1961 r. reż. Jack Clayton Panna Giddens przyjeżdża do ogromnego zamczyska gdzieś na angielskiej wsi, gdzie zostaje guwernantką siostrzenicy majętnego arystokraty. Odkrywa mroczną historię zamku...

29 września, godz. 17.00-1.00 Camino, 3 Varnishers Yard, The Regent Quarter, N1 9AF Wstęp wolny Afro-Peruvian jazz quartet plus street party. Buch zaprasza: KULT 4 października, godz. 19.15, Astoria 2 (mała) 5 października, godz. 19.15, Astoria 157 Charing Cross Rd, WC2H 0EL Bilety: £17/ £20, na: www.seetickes.com, polskie sklepy/

wystawy Nobuyoshi Araki Hamiltons, 13 Carlos Place, W1K 2EU wt-sb, 10.00-18.00. sb 11.00-16.00 Fotografie wybitnego japońskiego twórcy przedstawiające sztukę Kinbaku – wiązania, unieruchamiania, ozdabiania ciała liną. Wywodzi się od starej (XVII wiek) techniki wojskowej Hojojutsu, w której stosowano liny do wiązania i torturowania jeńców. Cold War Modern

27 września (godz. 20.30) Family Gamelan 27 września, godz. 10.00 Gamelan Room w Royal Festival Hall, Belvedere Rd, SE1 8XX Bilety: £10 Dla całej rodziny: kreatywne opowiadanie bajek z udziałem kukiełek i z akompaniamentem orkiestry bębniarzy z Javy. Widzowie będą mogli bębnić razem z muzykami!

V&A, Cromwell Rd, SW7 2RL codziennie, 10.00-17.45, piątek do 22.00 Bilety: £9 Wystawa sztuki i designu okresu Zimnej Wojny. Sztuka po dwóch stronach żelaznej kurtyny. Ponad 300 eksponatów m.in. z Polski, Czechosłowacji, NRD, Włoch, Francji, Kuby …

teatr The Family (Semianyki)

AfroReggae – Favelization 27 września, godz. 19.45 Barbican Centre, Silk St, EC2Y 8DS Bilety: £7-£26 Show Favelization to mieszkanka hip-hopu i rytmów tanecznego reggae z deep funk i tradycjami muzyki afro-latynoskiej. Wystąpi również grupa bębniarzy AfroLata. RAMADAN NIGHTS: Ozan Torpak 27 września, godz. 15.00 Barbican Centre, Silk St, EC2Y 8DS Wstęp wolny Wybór anatolijskich piosenek folkowych, z akompaniamentem tradycyjnych instrumentów tureckich i gitary klasycznej. Pro Arte et Musica 28 września, godz. 20.00 2 Devonia Road, N1 8JJ Wstęp wolny Koncert śląskiego zespołu, w repertuarze: Händel (fragmenty Mesjasza) Mozart (Ave Verum), Mascagni (Ave Maria), Verdi (Va' penssiero z Nabucco); Gospel i znane polskie pieśni. A Night of Ukulele 28 września, godz. 18.30 The Hideaway, 114 Junction Rd, N19 5LB

do 27 września Hackney Empire, 291 Mare St, E8 1EJ

wt-sb, godz. 19.30 Bilety: £15.50-£19.50, rezerwacja: 020 8985 2424 Grupa klownów – teatr Licedei z Petersburga. Brawurowa komedia dla całej rodziny. Niewiele słów, mnóstwo gagów, niespodzianki i... polska piosenka. The Bones Theatre 26 i 27 września, godz. 20.30 Old Church Venue at 62 Nunhed Grove SE15 3LY www.thebonestheatre.org.uk Bilety: £5 The Bones Theatre w sztukach „Undercrown” (26 września) i „Good Morrow Good Night” (27 września) oraz performance Agnieszki Kapuścińskiej pt. „Lady of the Veil & the Husband's Tale”. Ewa Becla zaprasza: Kabaret Ani Mru Mru 26 i 27 września, godz. 20.00 28 września, godz. 17.00 i 20.00 POSK, Sala Teatralna 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £20/£17, rezerwacja: 07788 410122; 020 89973629

4 – 6 University Way, E16 2RD Rezerwacja miejsca: openday@polishpsychologistsclub.org Wstęp: £1 Warsztaty i seminaria: rozwój zawodowy i poszukiwanie pracy. W programie m.in. efektywna autoprezentacja i opanowanie stresu podczas rozmowy kwalifikacyjnej, „Wydostać się z restauracji...” – jak odnaleźć się na londyńskim rynku pracy; Mindmapping – jak efektywnie uczyć się, planować i podejmować decyzje. Szczegóły: www.polishpsychologistsclub.org/open_da Wieczór autorski: Magda Zawadewicz 4 października, godz. 18.00 Wstęp wolny Księgarnia Polish Books 31 High Street, Ealing Broadway, W5 5DB Spotkanie z autorką książki „Życie codzienne w muzułmańskim Londynie”. Magda Zawadewicz jest doktorantką Uniwersytetu Warszawskiego. Dwa lata mieszkała w Londynie gromadząc materiały do książki.

już wkrótce

Barceloneta, at Night

Rozmowy o kulturze i wierze

27 września, godz. 21.00 Union Theatre, 204 Union St, SE1 OLX Bilety: £10, rezerwacja: 020 7261 9876 Casa Theatre Festival, scena fringe – czarna komedia, występują: nazistowski księgowy, duch Marleny Dietrich, ogrodnik kradnący rzeźbę Dziewicy Marii, geje z Puerto Rico i inni.

10 października, godz. 19.00 Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF Wstęp wolny Tym razem gościem „Gazety Niedzielnej” i Księgarni Veritas będzie najbardziej znany polski kucharz – Robert Makłowicz. Tematem rozmowy będzie kultura i radość jedzenia. Buch Birthday Antyparty

imprezy Polish Psychologists' Club zaprasza: Dzień Kariery 28 września, godz. 10.00-17.00 University of East London, Knowledge Dock Business Centre,

11 października, godz. 19.00-6.00 Rhythm Factory 16-18 Whitechapel Road, E1 1EW Bilety: £12 (www.ticketweb.co.uk), polskie sklepy Wystawa fotografii: Damian Chrobak i Kasia Serek, filmy i wizualizacje + koncertowy chillout na dwóch scenach. Główna: Habakuk i goście (m.in. Soma Ansamble), sety dj-ów (progressive, electro, psytrance). 2-nd Room: funky, electro, house, old school. Szanty na Tamizie 11 października, godz. 18.30-23.00 Statek Regalia, Swan Pier, Swan Lane, EC4R 3TN Bilety: £20 w biurach Gosia Travel www.rejs.co.uk, info: 07971974089 Na statku Regalia wystąpią: Smugglers, The Doorsz, Flash Creep, North Wind, Ian Woods. Uczestnicy imprezy dostaną 25 proc. zniżki na kolejne spotkanie.


26

26 września 2008 | nowy czas

czas na relaks Nowe punkty dystrybucyjne Nowego Czasu

Ba, Ba, Black sheep

mania goTowania Mikołaj Hęciak

Owce pojawiają się wszędzie tam, gdzie warunki przyrodnicze są bardziej surowe. Dobrym rodzimym przykładem są nasze górskie tereny, z Podhalem na czele. Wschodnia Anglia bynajmniej gór znacznych nie posiada, ale zdarzają się i tutaj malownicze pagórki oraz wzniesienia. Nie to jednak decyduje o popularności owiec w tej części kraju. Jedną z najczęściej spotykanych odmian jest czarnogłowa owca rodem z Suffolk. Nietrudno je zauważyć na zielonych pastwiskach. Na pograniczu East Sussex i Kent można spotkać czystą rasę Romney, przeznaczoną zarówno na produkcję wełny jak i mięsa. Pastwiska w tamtych rejonach z powodu częstych i obfitych podtopień przez morską wodę mają wyższą zawartość soli, niż inne gleby. Mówimy tutaj o takich łąkach, które wcześniej uważane były za nieużytki, bo trudno cokolwiek z nimi zrobić, ale jak widać, owce świetnie się tam zaadaptowały. Podmokły teren i nawożenie przez morską wodę tworzyły specyficzny mikroklimat dla flory i fauny. Dzięki temu mięso zwierząt tam wypasanych nabierało bardziej słonawego posmaku. W 1800 roku Romney Marsh (od miejscowości leżącej nad samym morzem) ostatecznie uznano jako odrębną rasę. Przeglądając przepisy na jagnięcinę, zwłaszcza te tradycyjne, ma się wrażenie, że południowo-wschodnia Anglia bije na łeb pozostałe regiony brytyjskiej Korony. Nawet znana ze swych odwiecznych zamiłowań, ulega wschodnim terenom wyspy. Dzisiaj podam przepisy bardziej wyszukane. Prosto z południowo-wschodniej Anglii wywodzi się „pieczona korona” (crown lamb). Typowo obiadowe danie (przypomnijmy – dla Anglików dinner to jak dla nas kolacja) z żeberkami jagnięcymi w roli głównej. Wprawdzie nie w każdym supermarkecie można dostać tę część jagnięcego mięsa, ale lokalny rzeźnik nie powinien mieć z tym żadnych problemów. Ważne jest, by mieć cały pas żeberek, od pierwszego do ostatniego. Chodzi tutaj o tzw. best end z części szyjnej. Zwykle jest to 5-6 kotletów z kością. Koronę tworzymy przez związanie owych pasów żebe-

»

Dla kogoś nie przywykłego do jagnięciny, jej popularność w południowo-wschodniej Anglii może przyprawić o zawrót głowy. rek odpowiednio oczyszczonych i sprawionych. Do środka dodajemy nadzienie z warzyw i jabłek, nie zapominając o świeżej mięcie. Danie smaczne i bardzo efektowne. Choć sam tego nie stosuję, ale można tę potrawę przygotować w kuchni mikrofalowej skracając czas gotowania o połowę, a nawet ciut więcej i da się to jeszcze zjeść. Natomiast jeżeli żeberka wywiniemy w drugą stronę (tłuszczykiem na zewnątrz) i założymy kości na siebie, to utworzymy coś na wzór łuku niemalże triumfalnego, a w kuchni brytyjskiej zwanego „straż honoru”. Skojarzenie wzięło się ze skrzyżowanych szabli podczas oddawania honoru dostojnikom przez straż królewską. I tak jak wszystkie parady i pokazy z udziałem żołnierzy w czerwonych kurtkach i do perfekcji wypolerowanych butach do dzisiaj powodują zachwyt, tak i ów sposób podania żeberek wprawia w podziw oczekujących na posiłek. Inny ciekawy przepis tyczący tej samej partii jagnięciny, czyli best end of neck. Jeśli zamiast podawać w całości, pokroimy ją na porcje, to otrzymamy ładne i zgrabne kotlety

jagnięce. Niewielkie porcje mięsa z łukowatą kosteczką. Można je przyrządzać na wiele sposobów, zaczynając od przyprawienia solą i pieprzem i najprostszego upieczenia na grilu, poprzez wcześniejsze marynowanie, aż po różnego rodzaju panierowanie. Jedną z bardziej wyszukanych panierek w brytyjskiej historii kulinarnej była mieszanina mielonej szynki z bułką tartą perfekcyjnie okrywająca każdy kotlet. Autorem tego przepisu jest francuski chef Alexis Soyer. Wprowadził on ten przepis do menu swojej kuchni

w jednym z klubów w Londynie, gdzie zwykli przychodzić politycy po zakończeniu obrad w parlamencie. Chociaż były to lata trzydzieste XIX wieku, zarówno klub jak i potrawa ta nadal istnieją.

Od kilku tygodni „Nowy Czas” jest również dostępny w czterdziestu specjalnych skrzynkach, rozmieszczonych przy głównych stacjach metra w Londynie oraz przed niektórymi polskimi parafiami.

Jagnięcina na wiśniowo Są narody w Europie, które nie dopuszczają możliwości łączenia potraw mięsnych ze słodkim smakiem owoców. Na szczęście Anglia do nich nie należy i dlatego dzisiaj mogę zaprezentować Państwu przepis na jagnięcinę zapiekaną z wiśniami. Te mogą być zastąpione innymi owocami, np. śliwkami. Obecność wiśni w tym daniu zawdzięczamy obfitości tychże owoców w południowo-wschodnim hrabstwie Kent. Dla sześciu osób potrzebujemy: 225 g boczku (streaky bacon); 1 łyżkę masła, 1,5 kg mięsa z nogi albo łopatki bez kości, pokrojonego w bardzo grubą kostkę, jedną cebulę, jedną marchew, gałązkę selera naciowego i ząbek czosnku, pół litra czerwonego wina, standardowy bouquet garni, czyli wiązkę ziół, np. tymianek, rozmaryn, szałwię i liść laurowy; świeżo startą gałkę muszkatołową, sól i pieprz do smaku oraz 500 g wiśni bez pestek. Na dużej patelni podsmażamy pokrojony w kostkę boczek wytapiając jego własny tłuszcz, aż zacznie się przypiekać, zmieniając kolor na delikatny brąz. Dodajemy masło i obsmażamy na brązowo kotlety jagnięce (jednorazowo tylko tyle, ile zmieści się na patelni). Razem z boczkiem przekładamy do naczynia żaroodpornego. Dalej podsmażamy na tej samej patelni warzywa, wcześniej umyte i pokrojone w plasterki, wykorzystując tłuszcz pozostały ze smażenia mięsa. Około 5 minut powinno wystarczyć, by przysmażane warzywa nabrały złocistego koloru. Dokładamy je do mięsa. Zalewamy winem. Dodajemy wiązkę ziół, szczyptę gałki, sól i pieprz do smaku. Przykrywamy i wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 1500C na dwie i pół godziny, aż mięso będzie odpowiednio miękkie. Na pół godziny przed końcem gotowania dodajemy wypestkowane wiśnie. Podajemy gorące. Dobrym akompaniamentem do tego dania są młode ziemniaczki i korżetka. Czas gotowania do trzech godzin, z tym że większość bez naszego czynnego udziału. Życzę smacznego!!!

RESTAURACJA (przy polskim kościele) 2 WINDSOR ROAD, EALING, LONDON W5 5PD 0793 171 3066 od poniedziałku do czwartku 10.00 – 15.00

piątek sobota 10.00 – 23.00

niedziela 09.00 – 23.00

ZAPRASZAMY!!!


|27

nowy czas | 26 września 2008

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

7 3

8 3 5 6 4 7

4 1

2

4 7 8 1 5 3 9 8

8

6

7 5 3 8 5 2

3 8 3 5 1 5 4

7 3

trudne

6 4

7 8 2 7 6 3 5 8

3 7

1 6 4 3 6 8 2 9 1 5 8 7 2 6 3 2 6 5 8 9

5 2

7 8 3 1

4 7

1 7 6 5 8 9

4 9 8 3 2 9 6 5 7 7 9 3 6 4

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 W pracy otworzą się przed Baranem nowe horyzonty tzn. podpisanie umowy, nowego kontraktu. Jest to dobry okres na rozpoczęcie inwestycji finansowych. W związkach Baranów powieje chłodem, brakiem zainteresowania i pustką. Natomiast osoby spod tego znaku poszukujące drugiej połówki zakończą ten tydzień sukcesem pod względem uczuciowym. Nie jest to także najlepszy tydzień na załatwianie spraw urzędowych.

BYK

20.04 – 20.05

Ostatnie miejsce pracy, z którego odszedłeś da o sobie znać. Oczekuj telefonu z propozycją powrotu na byłe stanowisko za dobre pieniądze. Warto podjąć takie ryzyko, bo Ci się to opłaci. Zrzuć kajdany wyniszczającej Cię fizycznie i emocjonalnie pracy. Samotne Byki do końca września nadal pozostaną bez stałego partnera.

NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06

Uważaj na partnerów w pracy, bo nie patrzą przychylnym okiem na Twoje sukcesy. Każde twoje potknięcie będzie przez nich surowo oceniane i skonfrontowane z odpowiednią osobą. Rób dalej swoje i ciesz się odnoszonymi sukcesami, bo na pewno ich nie zabraknie. Osoby spod znaku Bliźniąt poszukujące pracy mają ogromną szansę, na zdobycie wymarzonej pracy.

RAK 22.06 – 22.0

Jeżeli chcesz osiągnąć w pracy sukces, to musisz z siebie dać dwa razy więcej niż inni ale stać Cię na to. Dla współpracowników jesteś autorytetem w tym co robisz. W pracy jesteś darzony szacunkiem. Osoby poszukujące pracy powinny ją bez problemu otrzymać w sektorze bankowym i handlowym.

LEW 23.07 – 22.08

Jeżeli myślisz, że w pracy gorzej już być nie może, to mylisz się, bo już wkrótce zostanie Ci zaproponowane inne stanowisko, inny dział albo zupełnie inna praca. W każdym razie będzie to niebagatelny zwrot w Twojej karierze zawodowej. Osoby poszukujące pracy dostaną pozytywną odpowiedź z trzech ostatnio odwiedzonych miejsc.

NA PAN 23.08 – 22.09

W pracy pokonacie trudności ale również czeka Was sporo niesnasek z kobietą, która wyjawi Waszą tajemnicę wśród pozostałych współpracowników. Pracujcie i nie zważajcie na innych. Wasza praca zostanie solidnie wynagrodzona. Jeżeli Panno w tym tygodniu będziesz wchodziła w związek małżeński, to karty prognozują związek na całe życie. Panny w wolnym stanie cywilnym poznają i to dość szybko swoją połowę.

GA WA 23.09 – 22.10

Jeżeli w tym tygodniu będziesz podpisywał w pracy jakieś dokumenty, które będą Ciebie dotyczyły albo aneks do umowy o pracę, to powalcz o lepsze warunki, bo pracodawca pójdzie na ugodę. W pracy wykaż się dzielnością i wysiłkiem ponad Twoją miarę, to naprawdę będzie Ci się opłacało. W twoim związku chwilowo może zapanować atmosfera chłodu. Nie podchodź do uczucia rozumem ale sercem.

SKORPION 23.10 – 21.11

W pracy same dobre wiadomości. Dostaniesz podwyżkę, premię albo w końcu zostanie podpisana umowa o pracę. Skorpiony poszukujące pracy „wasza cierpliwość opłaciła się” dostaniecie pracę taką, o jakiej marzyliście. W waszych związkach będzie dużo się działo. Na przemian dobre chwile ze złymi.

STRZELEC 22.11 – 21.12

Pracodawca wyśle Cię na dodatkowe szkolenie, dzięki któremu zyskasz dodatkowy dokument podnoszący Twoje kwalifikacje. Osoby poszukujące pracy dostaną ją poprzez protekcję kobiety. Zodiakalnemu Strzelcowi powiększy się rodzina. Osoby szukające towarzysza życia poznają go poprzez koneksje rodzinne.

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

W sferze zawodowej będzie dużo działo się. Przez zwyczajny przypadek zmienisz pracę na taką jaką marzyłeś w dzieciństwie albo spotkasz byłego pracodawcę, który zaproponuje Ci powrót do pracy na zupełnie nowy, lepszych warunkach. Dostaniesz również propozycję zarobku dodatkowych pieniędzy. Nie zastanawiaj się tylko skorzystaj z okazji.

NIK WOD 20.01 – 18.02

W Twojej pracy nie panuje najlepsza atmosfera i z tego względu karty prognozują zmianę pracy na zupełnie inne stanowisko. Nie jest to również najlepszy czas dla osób ubiegających się o etat. Będzie bardzo ciężko pokonać konkurencję. W związkach sytuacja przedstawia się constans.

BY

RY 19.02 – 20.03

Bierz siły na zamiary i nie podejmuj wielu prac, bo nie udźwigniesz takiego ciężaru, co może odbić się na Twoim zdrowiu. W sprawach finansowych jak na razie przestój. Nie podejmuj ryzykownych transakcji finansowych, co do których masz jakiekolwiek wątpliwości. Nie folguj z wydawaniem pieniędzy. Samotne Ryby znajdą przyjazną duszę w ciepłych krajach lub z ciepłych krajów.


28|

26 września 2008 | nowy czas

ia OgĹ‚oszen ramkowe . juĹź od ÂŁ15 TANIO  NIE! I W YGOD Ä…! rt ZapĹ‚ać ka

jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?

KSIĘGOWOśĆ FINANSE

URODA

PAZNOKCIE akryl, şel, manicure, pedicure HENNA z regulacją, depilacja woskiem. Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Rozliczenia zaległe, porady Rejestracje i zamykanie firm NIN, CIS, CSCS, Benefity

Przyjmuję w domu, w Londynie, Greenford. Pięć lat doświadczenia. Monika Tel. 0783 541 2859

Office 018 Ealing House 33 Hanger Lane, Ealing W5 3HJ Office 4, 125 The Grove Stratford E15 1EN EALING: 0208 998 1121 STRATFORD: 0208 519 1320 www.taxpol.ltd.uk

POLSKI  KSIĘGOWY www.polskiksiegowy.com

ABY ZAMIEśCIĆ OGŠOSZENIE RAMKOWE prosimy o kontakt z

Działem Sprzedaşy pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

komercyjne z logo

do 20 słów

ÂŁ15

ÂŁ25

do 40 słów

ÂŁ20

ÂŁ30

DOMOWE WYPIEKI na kaĹźdÄ… okazjÄ™.

USĹ UGI RĂ“ĹźNE

AUTO-ZŠOMOWANIE Za kaşde auto płacimy od £50,00 do £100,00 Załatwiamy wszystkie formalności w DVL Auto odbieramy od klienta.

MALUJĘ PORTRETY Z NATURY LUB FOTOGRAFII

Pomoc drogowa i autoholowanie 24 godz./7 dni w tygodniu

Akwarela – £100.00 Akryl – £150.00 Olejny – £200.00 Gwarancja jakości oraz niskiej ceny.

TEL. 0788 415 5281 0208 578 7787

TEL. 0759 230 4530

AGATA TEL. 0795 797 8398 USĹ UGI KOMPUTEROWE

www.zojka.com PROFESJONALNE FRYZJERSTWO strzyşenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. Iza West Acton, Tel. 0786 2278729

ZDROWIE

TRANSPORT PRZEPROWADZKI NAPRAWA KOMPUTERĂ“W I LAPTOPĂ“W

ARCHITEKT REJESTROWANY W ANGLII

WYWÓZ śMIECI przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, Złomowanie aut – free

WYKONUJE PROJEKTY: lofts extensions, full service – planning application, building control notice.

Instalacja, konfiguracja internetu i sieci. Pomoc i doradztwo DAREK TEL.: 0752 534 7812

TRANSPOL tel. 0786 227 8730 lub 29 ANDRZEJ

TEL.: 0208 739 0036 MOBILE: 0770 869 6377

HL-COMPUTER SERvICE Profesjonalne usługi informatyczne Naprawy, modernizacje usuwanie wirusów, reinstalacja Windows, instalacje internetu. Konfiguracja routerów Odzyskiwanie danych Drukowanie wizytówek Projektowanie www Sprzedaş komputerów

Kompleksowa obsługa LTD od rejestracji do rozliczenia VAT, payroll – lista płac, rozliczenia kontraktorskie, statutory account, Doradztwo finansowo-prawne Tax return, benefity Tel. 02088265102 TEL. 07915673769 polskiksiegowy@polskiksiegowy.com

FIZJOTERAPIA, MASAş LECZNICZY Bóle kręgosłupa,stawów, nerwobóle Wizyty domowe MAŠGORZATA Tel:0793 338 8935

724 SEvEN SISTERS RD LONDON N15 5NH LABORATORIUM MEDYCZNE: THE PATH LAB

ROZLICZENIA PODATKOWE £40.00 za rozliczenie i ani pensa więcej Świadczymy takşe inne usługi księgowe. Dojazd do klienta. BCH ACCOUNTING, 33 HANGER LANE, W5 3HJ EALING, POKÓJ 16 (parter). BOGUSŠAW: 0208 9989047 0772 891 6271

Kompleksowe badania krwi, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową (HIV – wyniki tego samego dnia), EKG, USG. TEL: 020 7935 6650 lub po polsku: Iwona – 0797 704 1616 25-27 Welbeck Street London W1G 8 EN

ANTENY SATELITARNE Jan WĂłjtowicz Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakĹ‚óĜceĹ„, systemy CCTV, sprzedaĹź polskich zestawĂłw: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne.

Technik-Informatyk Olgierd 07961222932

Polskie ceny Tel. 0751 526 8302

WRĂ“ĹźKA SEBILA przepowie Ci przyszĹ‚ość, wskaĹźe Ci szczęśliwÄ… gwiazdÄ™, ktĂłra bÄ™dzie oĹ›wiecaĹ‚a TwojÄ… Ĺ›cieĹźkÄ™ ĹźyciowÄ…. Wróşy z kart tarota i z rÄ™ki. Zdejmuje zĹ‚e fatum.

www.hl-computerservice.com www.hl-shop.com

NX55LH5 5

3DUFHOV SDF]NL WUDQVSRUW

Äž3U]HV\ĂŻNL NXULHUVNLH 3ROVND 8. Äž3U]HV\ĂŻNL NXULHUVNLH 3ROVND 8. 3ROVND 3ROVND Äž3U]HZĂś] SDF]HN 3ROVND 8. 3ROVND Äž3U]HZĂś] SDF]HN 3ROVND 8. 3ROVND Äž3RPRF Z SU]HSURZDG]NDFK Äž3U]HZĂś] PRWRUĂśZ URZHUĂśZ LWS Äž3U]HZĂś] PRWRUĂśZ URZHUĂśZ LWS Äž0LĂŻD SRPRFQD REVĂŻXJD Äž.DÄ?GD SDF]ND MHVW XEH]SLHF]RQD

NAUKA

TEL. 0798 855 3378

635$:'½ 1$6 6 35$ :'½ 1$ 6

Äž

ZZZ NXUULHU FR XNÄžHPDLO LQIR#NXUULHU FR XN ZZZ NXUULHU FR XNÄžHPDLO LQIR#NXUULHU NXUULHU FR XNÄžHPDLO LQIR#NXUULHU FR XN FR XNÄžHPDLO LQIR#NXUULHU FR XN

ZAPRASZAM NA KURS TAĹ„CA TOWARZYSKIEGO 1-STOPNIA, KTĂ“RY ODBĘDZIE SIĘ 27.09 O GODZ. 16.30

162D HIGH STREET HOUNSLOW TW3 1BQ

• dla młodzieşy i dorosłych • pierwszy taniec • choreografie dla par ślubnych • prywatne lekcje tańca towarzyskiego.

WRĂ“ĹźKA SAMIRA Z EGIPTU mĂłwiÄ…ca po polsku Wróşy z kart tarota, z rÄ™ki, ze zdjÄ™cia. Zdejmuje klÄ…twÄ™, urok i odwraca zĹ‚e fatum. PomoĹźe Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi CiÄ™ z labiryntu. Daj sobie pomĂłc.

TEL.: 0208 814 1013 MOBILE: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk

Tel: 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@szkolatanca.co.uk

Nie czekaj! Dzwoń! TEL. 0208 826 5074

BIURO KSIĘGOWE Zwrot podatkĂłw PeĹ‚na ksiÄ™gowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturÄ™ N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity


|29

nowy czas | 26 września 2008

ogłoszenia

job vacancies MężCzYzNA NIEPEłNOSPRAwNY 59 lat, poszukuje pani na niedzielę rano (3 godz.). Doświadczona nurse Doświadczenie w domu starców i referencje wymagane LONDYN, SE21 TEL.: 0778 535 0220

CARE HOME MANAGER Location: PENRHOS PWLLHELI, GWYNEDD Hours: 35 PER WEEK OVER 7 DAYS OVER 24 HOURS Wage: £26,000 - £28,000 PER ANNUM Work Pattern: Days, Evening , Nights, Weekends Employer: Polish Housing Society Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must be a qualified RGN, with previous management experience in a similar setting. RMA or NVQ Level 4 in Care Management is desirable. Knowledge of Polish or Welsh is desirable. Must understand national minimum standards and CSSIW regulations. Working in a 44-bedded care home for the elderly. We are well

established with a good reputation for providing high standards of nursing and residential care to elderly Polish and Welsh residents. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by employer. Send a CV to Mr Drewenski either by e-mail to phs@btconnect.com , or by post. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Mr Drewenski at Polish Housing Society, Penrhos, Pwllhelli, Gwynedd, LL53 7HN, or to phs@btconnect.com. NURSERY PRACTIONER Location: MORECAMBE, LANCASHIRE. Hours: 40 HOURS PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, BETWEEN 7.30AM & 6PM. Wage: EXCEEDS NATIONAL MNIMUM WAGE. Work Pattern: Days , Evenings Employer: Total Tots Ltd Closing Date: 26/09/2008 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must have NVQ Level 2 or above or equivalent. Knowledge of the Polish language would be an advantage but not essential. You will provide children with a safe, secure and home-like environment, operate a key worker system, liaise with parents and staff and plan and organise activities for the children.This Local Employment Partnership Employer shares information about new starters with Jobcentreplus for statistical purposes only See www.dwp.gov.uk for more information Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by employer. How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and

returning it to Lynn Harrison at Total Tots Ltd, Balmoral Road, Morecambe, Lancashire, LA3 1HH. CLAIMS PROCESSOR Location: MITCHELDEAN, GLOUCESTERSHIRE Hours: 37.5 HOURS, MONDAY - FRIDAY, BETWEEN 9AM - 5PM Wage: £7.00 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: Nu-Staff Training Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY

Description: Applicants must be able to speak fluent Polish and English. Previous administration experience is desirable, although not essential. Training will be provided on the in-house database. Duties include processing claims, taking and dealing with phone calls, liaising with other agencies, general administration and any other tasks as required. This is a temporary ongoing position with an immediate start. The exact duration is unknown. This position is based at Vantage Point Business Village in Mitcheldean, Gloucestershire. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01291 620730 and asking for Charlotte Mihailovoch. BI-LINGUAL PACKERS (ENGLISH & POLISH) Location: WIRRAL, MERSEYSIDE Hours: 37.5 hrs over 5 days, Mon to Fri Wage: £5.60 ph Work Pattern: Days Employer: Brighter Prospects Recruitment Agency Closing Date: 01/10/2008 Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY

Description: This vacancy is being adverti-

sed on behalf of Brighter Prospects who are operating as an employment agency. BI-LINGUAL (English & Polish) Packers are urgently required for an immediate start to work for a prestigious company based in Bromborough. Experience preferred but not essential as training will be given. Monday to Friday 8:30am til 4:40 pm. On-going temporary contract. Please call 0151 348 6548 and speak to Christina. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0151 3486548 and asking for Christina Jones.

OGłOSzENIA 0207 358 8406

Zamieść ogłoszenie w „Nowym Czasie” Nie zginiesz w tłumie!

WE ARE URGENTLY SEEKING DAY AND NIGHT WAREHOUSE OPERATIVES Duties: Picking and packing orders, assembly work, moving stock items around the warehouse No heavy lifting so females welcome ** IMMEDIATE START AND GOOD RATES OF PAY **

Please call Sue on 020 8240 7884 for more information. The Recruitment Shop, 30 High Street, Thornton Heath CR7 8LE www.therecruitmentshop.co.uk


30|

26 września 2008 | nowy czas

port biRMinghAM

PoLsKA LigA PiŁKi noŻneJ

Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk

PiŁKA noŻnA

PoLACY ZA gRAniCĄ

Strzelecki festiwal Tylko Wichniarek w formie Daniel Kowalski

Takiej skuteczności pozazdrościć może każda liga. W drugiej rundzie spotkań ligi szóstek piłkarskich w Birmingham w ośmiu meczach padło aż dziewięćdziesiąt jeden bramek, czyli średnio ponad jedenaście na jeden mecz. W drugim sezonie rozgrywek szesnaście ekip podzielono na dwie grupy. Jak na razie tylko cztery z nich mają na swym koncie komplet punktów. W miniony weekend bez wątpienia najokazalej zaprezentowała się ekipa Brummy Poles, która rozgromiła La Passion aż 19:0. Czterech piłkarzy Brummy popisało się w tym meczu strzeleckim hat-trickiem. Festiwal strzelecki urządziły sobie również Szerszenie, które zaaplikowały Galacticos aż osiemnaście trafień, nie tracąc przy tym ani jednego. Główna w tym zasługa Gawlińskiego, który aż osiem razy wpisał się na listę strzelców. Liderami

grupy A są: Imra oraz Brummy Poles, a grupy B Magna Reddtich FC oraz FC Serwis GSM. Wyniki II kolejki grupy A: La Passion – Brummy Poles 0:19 (Bramki: Urbaniak 3, Kokocinski 3, Stępień 3, Paczka 3, Nowaliński 2, Zawol 2, Kalejta, Ptaszyński, Krawiec), Vitamin Shop – Re-United 5:3 (Kokot 2, Kwiatkowski, Kaiser, Lechtański – Voake, Zyga, Halfpenny), Galacticos – Szerszenie 0:18 (Gawliński 8, Przydatek 3, Kurowicki 3, Bury 2), Imra – FC Revolution MOPS 3:2 (Rzepa 2, Półchłopek – Papp, Filip). Wyniki II kolejki grupy B: No Name – Furious 2:7 (Płatkowski, Nadolny – Jędrzejak 3, Jaśkiewicz 2, Zygmunt, Ziobro), FC Serwis GSM – The Patriots PL 7:3 (Szymczak 4, Puchalski 2, Papuga – Gorochala, Bernas, Rozwod), PL Squad – Magna Redditch FC 3:10 (Kielczewski, Lehman, Panas – Drozd 5, Wolak 2, Pyrsak 2, Panaśko), Bad Boys – Białe Orły 2:7 (Zawistowski, Ciesielski – Czarnecki 3, Sienkiewicz 2, Peltak 2).

Tour de Pologne wygrał Niemiec Jens Voigt (CSC Saxo Bank) przed Duńczykiem Bankiem i Włochem Pelizottim. Najlepszy z Polaków był Marek Rutkiewicz (10 miejsce). Drużynowo wygrał zespół CSC Saxo Bank. W klasyfikacji „górali” najlepszy był Voigt, najaktywniejszy – Polak Marek Sapa, klasyfikację punktową wygrał Australijczyk Davis. W czasie wyścigu doszło do małego skandalu, kiedy to na etapie do Lublina kolarze zbuntowali się z powodu zimna i zrezygnowali ze ścigania.

65

Tylko Artur Wichniarek wyróżnił się w miniony weekend na zagranicznych boiskach. Jego Arminia Bielefeld wygrała z FC Koeln 2:0, a jedną z bramek strzelił właśnie Wichniarek. W tym sezonie nasz reprezentant ma ich na koncie już aż pięć i powoli staje się głównym kandydatem do tytułu króla strzelców Bundesligi. Wcześniej zdobywał już ten tytuł w barwach Arminii, ale tylko na arenach drugiej ligi. Pozostali nasi rodacy jeśli już nie siedzieli na ławce rezerwowych, na boisku prezentowali się niezbyt okazale. Całe dziewięćdziesiąt minut ro-

zegrało tylko pięciu piłkarzy: Artur Boruc (Celtic Glasgow), Łukasz Załuska (Dundee United), Mariusz Kukiełka (Energie Cottbus), Marcin Wasilewski (Anderlecht Bruksela) oraz Michał Żewłakow (Olimpiakos Pireus). Nie lepiej było z innymi naszymi kadrowiczami. Łukasz Fabiański był rezerwowym w meczu Bolton – Arsenal, ale w pucharowym wtorkowym meczu z Sheffield United już zagrał. Przez całe spotkanie był praktycznie bezrobotny (Arsenal wygrał 6:0), więc trudno ocenić jego aktualną dyspozycję.

Marek Saganowski zagrał 69 minut w meczu Aalborg – FC Kopenhaga. We francuskim Auxerre w niepełnym wymiarze zaprezentowali się Ireneusz Jeleń oraz Dariusz Dudka. Poza protokołem meczowym znalazł się Jacek Krzynówek. To nie jest dobry prognostyk przed zbliżającym się meczem Polska – Czechy. Do spotkania coraz bliżej, a formy jak nie było tak nie ma. Leo Beenhakker z asystentem Rafałem Ulatowskim przy najbliższych powołaniach będą mieli ciężki orzech do zgryzienia.

Daniel Kowalski

Zbigniew bonieK:

Chciałbym pomóc Czy rzeczywiście 80-krotny reprezentant Polski byłby w stanie uzdrowić polską piłkę? – Każdy z nas, kto jest „przesiąknięty” piłką i zna się na niej, chciałby w jakiś sposób pomóc. Zapewne wielu marzy, aby z polskiego futbolu zrobić produkt o standardzie europejskim – mówi Boniek. Ale tego, iż „Zibi” zechce kandydować, można było spodziewać się od kilku tygodni. Gdy na początku września sprzedał 12 procent akcji w łódzkim Widzewie, powiedział: Jako akcjonariusz nie mógłbym robić rzeczy związanych z polską piłką, które mnie interesują.

– Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Od początku mówiłem, że nie chcę być właścicielem Widzewa i obecna sytuacja jest jedynie przejściowa, aby spokojnie wprowadzić pana Sylwestra Cacka. Uczyniłem to niedawno, bo klub – nie z naszej winy i bez naszej wiedzy – poniósł konsekwencje procesu korupcyjnego, a ja z przekazaniem swojego pakietu czekałem do zakończenia tej sprawy – uważa były piłkarz. Ale to, iż Boniek wcześniej działał w łódzkim klubie, raczej nie wyjdzie mu na dobre. Choćby dlatego, że Jan Tomaszewski nie daje za wygraną i powątpiewa w niewinność „Zibiego” w

czasach, gdy nie wszystkie mecze Widzewa były czyste. – Zostawmy pana Janka na boku, który już raz chciał mi zrobić niezłą reklamę, a przegrał proces w sądzie – odpowiada Boniek. Jakie szanse na fotel prezesa PZPN ma zatem Boniek? Całkiem spore, choć faworytem jest Zdzisław Kręcina. – Jeśli zostanę dopuszczony do merytorycznej dyskusji, będę mógł rozmawiać z ludźmi, którzy podejmą decyzję, liczę, że zagłosują na tych lub na tego, który ma ideę i koncepcję – kończy.

Piotr Tomasik

DEJA VU Dariusz Jan Mikus

Ogladając mecze pucharowe Lecha i Wisły, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że telewizja robi mnie w konia. Elektronicznie ubrali chłopaków z pierwszego meczu w inne majtki i puszczają gawiedzi ten sam mecz w innej oprawie graficznej...

Bo też i mecze były zaiste identyczne. Najpierw nieśmiałość i podchodzenie do przeciwnika niczym pies do jeża. Potem strata gola i błyskawiczny rewanż! A gdy wszystko już wydawało się poukładane do końca gry, to przeciwnicy ostudzili zapał poznaniaków i krakusów drugim trafieniem. Wyniki naszych pucharowych reprezentantów wcale nie są najgorsze, bo w kontekście rewanżu na własnym boisku pozwalają realnie myśleć o awansie. Jednak zamiast czajenia się na własnej połowie w oczekiwaniu na ewentualny kontratak, miałem nadzieję zobaczyć w akcji pitbula polskiej piłki. Niestety, zwierzę miast agresywności skupiło się na ochronie własnego odwłoka, a do ataku ruszyło tylko wtedy, gdy celny cios wybił mu z paszczy sztuczną szczękę... Ale to nie jedyny wypadek deja vu w mijającym tygodniu. Szkoci mają w swojej lidze Boruca, a my – Cabaja. Nie jest przypadkiem, że Artur B. jest stawiany naszym golkiperom za wzór – teraz wiadomo, że ci ostatni stanowczo zbyt dosłownie biorą to do siebie.

Koszmarne błędy, jakie popełnił w meczu derbowym Boruc, zostały w ostatniej kolejce skopiowane przez Cabaja. Wstawiony do bramki po totalnym klopsie w końcówce poprzedniego spotkania (strata piłki przy wybiciu skutkująca utratą gola) nie potrafił skutecznie się pozbierać i w fatalny sposób dopomógł Rogerowi w zdobyciu gola. Do tego jeszcze Cabaj – dokładnie jak Boruc – puścił strzał z niemal 30 metrów – co ułatwił mu doskonałym uderzeniem jego niedawny kolega klubowy, Giza. Ale wracając do fatalnych kiksów z wypuszczaniem piłki – Boruc czy Cabaj – to bramkarz musi chwycić zmierzającą do jego rąk piłkę!! I nie ma na to żadnego usprawiedliwienia. Tak samo nie bardzo rozumiem dlaczego po ostatnich wpadkach Boruca – tych boiskowych i pozaboiskowych – tak często padają słowa o kłopotach rodzinnych zawodnika. To piękne literacko teksty, ale na dobrą sprawę nie mają nic wspólnego z zawodowstwem, czyli profesją, za którą bramkarz pobiera szmal. Spójrzmy na problem inaczej. Czy kogokolwiek przy kasie supermarketu będzie interesował fakt, że

kasjerka pomyliła się na jego niekorzyść, bo wczoraj wieczorem pokłóciła się z mężem? Albo czy fakt, że nauczyciel przychodzi do pracy pijany, może być zaaprobowany i skutecznie wytłumaczony spodziewanym rozwodem z małżonką? Odpowiedzi są raczej zbyteczne... Tak samo zbyteczna wydaje mi się podróż na Wyspy, gdzie trener kadry miał rozmawiać z Borucem na temat jego reprezentacyjnej przyszłości. Po pierwsze, to Boruc sam powinien zjawić się w kraju i to jemu powinno bardzo zależeć na wyjaśnieniu sprawy i grze dla reprezentacji. Dlaczego wóz pojechał do kozy – nie wiem... Wiem natomiast, że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest teraz gra na wyczekanie emocji tłumu przy jednoczesnym głaskaniu niegrzecznego Arturka. Potem znowu się okaże, iż jest on mężem opatrznościowym naszej reprezentacji i wszystko zostanie mu wybaczone na zasadzie zapomnienia. Ten scenariusz już kilka razy przerobiliśmy na poziomie różnych lig. I czy to też nie jest w naszej piłce deja vu...?


|31

nowy czas | 26 września 2008

sport MAREK SAGANOWSKI

AALBORG

A marzył mi się Real spektywa kusząca, bo bardzo realna. Ostatecznie zdecydowałem się na transfer po rozmowie z Rafałem Niżnikiem, który w Danii grał w piłkę przez pięć lat. I był nawet mistrzem tego kraju. On utwierdził mnie w przekonaniu, że warto zaryzykować. Miałem też oferty z kilku klubów zaplecza ekstraklasy Anglii, z drugiej Bundesligi, a także z obozu mistrza Norwegii. Aalborg okazał się jednak bezkonkurencyjny i dzięki temu dzisiaj gram w Lidze Mistrzów. Zaraz po zakończeniu Euro 2008 po prostu bym w to nie uwierzył. Jeszcze raz okazało się jednak, że jeśli sumiennie pracujesz, życie potrafi sprawić ci piękną niespodziankę. Czego mogę chcieć więcej? Nie żal było opuszczać ojczyzny futbolu?

Kiedy wróciłem do Anglii po mistrzostwach Europy, byłem mocno rozczarowany tym, co zastałem w Southampton. Nastąpiła zmiana trenera i na dzień dobry powiedziano mi jasno, że już nie jestem tam jedną z pierwszoplanowych postaci. Występy w czwartoligowych rezerwach niespecjalnie mnie interesowały. Tym bardziej, że kilku graczy szybko znalazło sobie nowych pracodawców. Wiedziałem, że nie mogę zwlekać i zrobiłem dokładnie to samo. Podobno rękami i nogami bronił się Pan przed rodzimą ekstraklasą...

To nie tak. Wiadomo, że Polak na emigracji przy nieoczekiwanej zmianie klubu zawsze, chociaż przez moment, rozważa powrót do ojczyzny. Ja nie ukrywam, że kiedyś chcę jeszcze zagrać w polskiej lidze i to dobrych kilkadziesiąt spotkań. Życie toczy się szybko, dzieci dorastają i już dzisiaj wiem, że moja rodzina nie będzie chciała zostać za granicą na stałe. Jeśli tylko dopisze mi zdrowie, a w kraju ktoś wykaże mną szczere zainteresowanie, to na pewno zrealizuję swoje zamiary. Ja w Lidze Mistrzów? Zaraz po zakończeniu Euro 2008 po prostu bym w to nie uwierzył. Jeszcze raz okazało się jednak, że jeśli sumiennie pracujesz, życie potrafi sprawić ci piękną niespodziankę – mówi Marek Saganowski, napastnik duńskiego Aalborga.

Mistrzów, zagramy w Pucharze UEFA. W Southampton zostać nie mogłem. Kierownictwo klubu postanowiło postawić na młodzież i bardziej doświadczeni gracze poszli w odstawkę. Trzeba było zareagować błyskawicznie i właściwie. Mnie się to udało.

Marek Saganowski to jeden z ośmiu Polaków, jakich oglądać będziemy w trwającej edycji Ligi Mistrzów. Ma być pierwszoplanową postacią duńskiego Aalborga i – co ważne – sam mocno w to wierzy. Na inaugurację elitarnych rozgrywek Artura Boruca pokonać nie zdołał, ale przed nim co najmniej pięć kolejnych szans na otworzenie bramkowego konta.

Jak wysoko sięgają ambicje Pana zespołu na arenie europejskiej?

Nawet nie wypada pytać, czy decyzja o wypożyczeniu do ligi duńskiej była słuszna...

Latem wiedziałem, że decyduję się na przejście nie do drużyny środka tabeli, lecz do ekipy mistrza kraju. Było jasne, że jeśli nie uda się awansować do Ligi

Po rozegraniu w Aalborgu trzech spotkań zrozumiałem, że naszym celem jest udział w grupowej fazie Champions League. Teraz nasz plan minimum to zajęcie trzeciego miejsca, które da nam możliwość gry w Pucharze UEFA. Pamiętajmy, że już sam awans do elity to dla duńskiego zespołu wielka sprawa. Jeśli powinie nam się noga, nikogo nie będziemy musieli prosić o rozgrzeszenie. Co zadecydowało o tym, że w ogóle warto było podjąć temat przeprowadzki do Skandynawii?

Właśnie Liga Mistrzów. To była per-

Póki co, ma Pan szansę zdecydować o obsadzie bramki reprezentacji Polski. W Champions League przetestował pan już Artura Boruca, a na swoją kolej czeka Tomasz Kuszczak...

Nie przesadzajmy. Moje bramki aż takiej mocy rażenia nie mają. Artur to numer jeden i jeśli tylko będzie otrzymywał powołania do kadry, o miejsce w bramce może być spokojny. Tomek to z kolei wielka przyszłość naszej piłki. Fakt, że właśnie przedłużył kontrakt z Manchesterem United, tylko to potwierdza. Bardzo się cieszę, że obu kolegów spotkam teraz na boisku – tym bardziej że występują w klubach o ustalonej renomie. Przyznam, że po cichu marzyłem o tym, żeby zagrać na Old Trafford. Chociaż najbardziej pragnąłem w grupie Realu Madryt... Równie mocno pragnął Pan powołań na mecze inaugurujące eliminacje mistrzostw świata...

Jasne, że tak. Nie ukrywam, że kiedy na liście kadrowiczów zabrakło mojego nazwiska, byłem rozgoryczony. W finałach mistrzostw Europy zagrałem tak, jak powinienem. Nie mam się czego wstydzić, mimo że w pierwszym meczu wystąpiłem „gościnnie” na prawej pomocy. I nagle nie ma mnie w kadrze... Pewnego dnia odebrałem jednak telefon. Dzwonił selekcjoner. Po krótkiej rozmowie wsiadłem w samolot i przyleciałem. Potrafiłem się z tego cieszyć, ale wolałbym jednak wiedzieć o wszystkim dziesięć dni przed zgrupowaniem. Jakkolwiek by jednak nie było, nie stać mnie na to, by odmówić drużynie narodowej. Wciąż jestem głodny reprezentacyjnych występów i mogę zapewnić, że stawię się na każde wezwanie. Nie zraża pana fatalna atmosfera w kadrze i wokół niej?

Atmosfera jest na pewno inna niż podczas poprzednich eliminacji. Wynika to ze sporych zmian, jakie nastąpiły w drużynie narodowej w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Ci, którzy robili w szatni klimat, są dzisiaj poza reprezentacją. Na ich miejsce przyszli młodzi. Niektórzy z nich są jeszcze wystraszeni i potrzebują czasu na aklimatyzację. Musimy się po prostu nawzajem poznać. Na pewno jednak nie jest tak źle,

jak się pisze w gazetach. Na treningach wszystko funkcjonuje jak należy. Ze zgrupowania wyjeżdżał Pan pewnie z ogromnym niedosytem. Kadra gra bez stylu...

Myślę, że to efekt nagonki na kadrę, jaka rozpętała się po nieudanych mistrzostwach Europy. W meczu z San Marino przez jakiś czas byliśmy bliscy przegrania wszystkiego, co do tej pory zyskaliśmy. Dla wielu ludzi oznaczałoby to na pewno pożegnanie z kadrą. Na szczęście nadal jesteśmy w grze. I jeszcze pokażemy, co potrafimy. Skrajni optymiści przypominają, że kwalifikacje Euro 2008 zaczęły się tylko od jednego punktu w dwóch meczach, a mimo to finał zmagań okazał się szczęśliwy...

Wierzę w teorie Beenhakkera i we wszystkie jego posunięcia. Pomysł postawienia mu ultimatum uważam za głupotę. Nerwowe ruchy na pewno niczego nie uzdrowią. Chyba za bardzo przyzwyczailiśmy się do udziału w wielkich turniejach piłkarskich. Obyśmy na następny awans nie musieli czekać szesnaście lat...

Rozmawiał Łukasz Żurek

Nieudany debiut Smolarka To nie był udany mecz dla naszego reprezentanta. W swoim pierwszym meczu w barwach Bolton Wanderers Ebi Smolarek zaprezentował się co najmniej przeciętnie. Bolton podejmował na własnym stadionie Kanonierów z Londynu i Ebi miał być główną bronią w walce o trzy punkty. Polak zagrał jednak bardzo słabo. W ciagu pięćdziesięciu pięciu minut oddał na bramkę rywali tylko jeden strzał, który na dodatek został zablokowany. Trener Boltonu jest jednak optymistą. Na pomeczowej konferencji prasowej bronił Smolarka, wróżąc mu nawet w Premier League wielką karierę. Większość uznała to jednak za daleko idącą kurtuazję, bowiem w podobnym tonie wypowiadał się wcześniej o Grzegorzu Rasiaku. Bolton przegrał mecz z nowym liderem 1:3 i w ligowej tabeli plasuje się aktualnie na szesnastym miejscu. Kolejny mecz w barwach Manchesteru United rozegrał Tomasz Kuszczak. W szlagierowym meczu piątej kolejki (MU – Chelsea) nasz bramkarz w trzydziestej drugiej minucie meczu zastąpił między słupkami kontuzjowanego Edvina Van Der Sara. Reprezentant Polski zagrał przyzwoicie, choć niektórzy zarzucają mu, że przy stracie bram-

ki mógł się zachować odważniej. Ostatecznie Czerwone Diabły zaremisowały z The Blues 1:1. Remisu Chelsea z ManU nie potrafił wykorzystać inny kandydat do mistrzowskiego tytułu — FC Liverpool. Potyczka z beniaminkiem ze Stoke na stadionie przy Anfield Road zakończyła się bezbramkowym remisem. To oznacza spadek o dwie lokaty i jednopunktową stratę do nowego lidera. Do czołówki dobija się Manchester City, który zaczyna wykupywać najlepszych piłkarzy świata. Tym razem ofiarą podopiecznych Marka Hughes'a został klub z Portsmouth, który przegrał aż 6:0! O powrót do formy nadal walczą zamykające tabelę Tottenham Hotspur oraz Newcastle. Rywal Wisły Kraków w Pucharze UEFA zremisował bezbramkowo z Wigan i zajmuje aktualnie ostatnie miejsce w tabeli. Dni Ramosa w tym klubie są już chyba policzone. Przed sezonem wydał na transfery ponad pięćdziesiąt milionów funtów i jak na razie są to pieniądze wyrzucone w błoto. Z dołka nie potrafią również wyjść popularne „Sroki”. Porażka 1:3 z przeciętnym West Ham United sukcesem na pewno nie jest. To jednak dopiero początek sezonu i tak naprawdę wszystko się jeszcze może zdarzyć. Bo o ile czołówka tabeli staje się coraz bardziej wyrazista, o tyle na dole ligowej stawki różnice punktowe są na prawdę niewielkie.

Daniel Kowalski


Miłość kwitnie w najmniej oczekiwanych momentach

Polska 1942. Gdzie marzeniem była wolność. Gdzie nadzieja i radość mogły przezwycię yć strach. Gdzie miłość nie znała granic…

Od 4 listopada

NEW LONDON THEATRE A REALLY USEFUL GROUP THEATRE

REZERWACJE BEZ DODATKOWYCH OPŁAT

1. ZADZWOŃ Call - 020 7087 7468 Grupy powy ej 8 osób:

0844 412 4650

2. INTERNET ImagineThisTheMusical.com Grupy powy ej 8 osób:

groups@seetickets.com

3. OSOBIŚCIE NEW LONDON THEATRE DRURY LANE LONDON WC2B 5PW


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.