Marsz, Marsz Polonia…
4
8 listopada odbędą się uroczyste obchody z okazji 90. rocznicy Święta niepodległości – msza św. w Katedrze Wesetminster oraz marsz z orkiestrą na Trafalgar square LonDon 7 november 2008 44 (109) nowyczas.co.uk FrEE ISSn 1752-0339
nEw TImE
THE PoLISH wEEKLY
Jakim będzie prezydentem?
BILETY do wylosowania!!!
4 listopada najdłuższy od dziesięcioleci wyścig prezydencki w Stanach Zjednoczonych zakończył się wyraźnym historycznym zwycięstwem stosunkowo młodego i niedoświadczonego senatora z Illinois. Czy nowy lokator Białego Domu sprosta zadaniu?
Szczegóły »19 czAS nA wYSPIE
Nie wracamy!
9
– No, ale jednak ktoś wraca – mówię. – A wie pani kto? Zakochani, bo oni świata wtedy nie widzą. Jednego kolegę jak złapało, to wziął się spakował i wyjechał. Ale jak jego luba chciała jeździć to tu, to tam, to szybko wrócił z powrotem – śmieje się pan Zbyszek.
rozmowA nA czASIE
Fot. Marcin Piniak
Piotr Bieliński Korespondencja z USA Każdy, kto nie mieszka na bezludnej wyspie bez dostępu do internetu, wie już, że przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych nie będzie miał typowo anglojęzycznego nazwiska. Wie
też, że wybór pierwszego w historii kandydata o innym niż biały kolor skóry ma wymiar historyczny; jest symbolicznym świadectwem drogi, którą w ostatnich kilkudziesięciu latach przebyła Ameryka, i wyrazem zwycięstwa wszystkich tych, którzy walczyli o równouprawnienie Afroamerykanów. Można chyba przy-
puszczać, że miliony obywateli Stanów Zjednoczonych poczuły się w ten wtorkowy wieczór podobnie – przy wszystkich różnicach między tymi dwoma wydarzeniami – jak poczuli się Polacy w październiku 1978 roku, gdy ich rodak został papieżem. Niezależnie od stosunku do samych poglądów Baracka Obamy (a warto
poddać je wnikliwej analizie), należy oddać hołd wyjątkowości tego momentu, będącego konsekwencją na wskroś demokratycznego procesu demokratycznego.
ciąg dalszy » 12 Komentarze » 15
Łowca dzikich obrazów 18 Jego zdjęcie zdobyło pierwszą nagrodę w konkursie Wildlife Photographer of the Year, w kategorii Birds Behavior. Nagrody wręczono w Natural History Museum 29 października. Co na co dzień robi Antoni Kasprzak, co go fascynuje?
2|
7 listopada 2008 | nowy czas
”
Duch Czasu straszy nawet ateistów Stanisław Jerzy Lec
listy@nowyczas.co.uk Piątek, 7 listoPada, Marzeny, kariny 1939 1957
Generał Władysław Sikorski został mianowany Naczelnym Wodzem i Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych. Z taśm produkcyjnych fabryki samochodów w Zwickau (byłe NRD) zjechał pierwszy Trabant, jeden z symboli realnego socjalizmu.
sobota, 8 listoPada, bogdana, bożydara 1939 1656
Nieudany zamach na Hitlera w monachijskiej piwiarni, w której wygłaszał przemówienie z okazji kolejnej rocznicy puczu NSDAP. Urodził się Sir Edmund Halley, angielski astronom, który obliczył odległość Słońca od Ziemi i odkrył istnienie ruchów własnych gwiazd.
niedziela, 9 listoPada, aleksandra, elżbiety 1989 1983
Rozpoczęło się burzenie muru berlińskiego. Był to symboliczny dzień końca podziału Europy na blok wschodni i zachodni. W Amsterdamie porwano właściciela jednego z największych browarów na świecie - Alfreda Heinekena. Po zapłaceniu okupu został uwolniony.
Poniedziałek, 10 listoPada, andrzeja, leona 1951 1980
Odbyła się pierwsza w dziejach daleko dystansowa automatyczna (bez udziału telefonistki) rozmowa telefoniczna. Zarejestrowany został Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność", jeden z głównych ośrodków masowego ruchu oporu przeciw komunistycznym rządom Polski Ludowej.
Wtorek, 11 listoPada, alicji, Marcina 1821 1940
Urodził się Fiodor Dostojewski, wybitny pisarz rosyjski, napisał m.in.: „Zapiski z podziemia", „Zbrodnię i karę", „Biesy", „Idiotę", „Braci Karamazow". Emigracyjne rządy Polski i Czechosłowacji ogłosiły w Londynie deklarację o zaprzestaniu sporów zachodzących w przeszłości i o podjęciu ścisłej współpracy po zakończeniu wojny.
Środa, 12 listoPada, gabriela, renaty 1981 1919
Rozpoczęła się druga misja promu kosmicznego Columbia; po raz pierwszy w dziejach użyto dwukrotnie tego samego pojazdu. Bracia Smith rozpoczęli pierwszy w historii lotnictwa lot z Anglii do Australii. Trasa przelotu wynosiła ponad 18 tysięcy kilometrów.
czWartek, 13 listoPada, arkadiusza, stanisłaWa 1924
1817
szanowna Redakcjo dziękuję autorowi artykułu „Memento mori” [NC 43/108, 30.10] za wspomnienie o Pawle edmundzie strzeleckim, moim dalekim przodku ,człowieku, który zrobił bardzo dużo dla nauki, a tak mało się o nim mówi. W chwili obecnej w Polsce od czasu do czasu tylko jakieś wzmianki, a w anglii to już nikt nic nie wie, choć dla tego kraju zrobił tak wiele, dzięki jego odkryciom między innymi złota i srebra w koloniach brytyjskich imperium się wzbogaciło. za działalność w tamtym czasie jako jedna z pierwszych osób cywilnych w historii Wielkiej Brytanii został odznaczony najwyższym orderem Brytyjskiego imperium – Orderem Łaźni i jeszcze wieloma innymi odznaczeniami i tytułami. 29 listopada 1997 roku prochy jego zostały złożone w krypcie zasłużonych w kościele św. Wojciecha w Poznaniu i może dlatego teraz nie ma po nim śladu na cmentarzu kensal green w londynie. Mieszkam w anglii od dwu i pół roku i ani razu nie słyszałam, aby jakikolwiek anglik cokolwiek słyszał o Pawle edmundzie strzeleckim. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam, daleka krewna Pawła edmunda strzeleckiego
Czcigodna Redakcjo, prześwietnej gazety! Prawda, że już niewiele czasu zostało, ale na ile to możliwe, warto by chyba spowodować liczny i widoczny udział w naszych obchodach przedstawicieli nacji ze wschodniej europy, które podobnie jak my chcą umacniać swą niepodległość. Wzorem może być niedawna demonstracja gruzinów na placu przed parlamentem brytyjskim, choć gruzja to tylko emocjonalnie Wschodnia europa. Łączę wyrazy szacunku i wdzięczności. To, co piszecie, krzepi serce. Tak trzymać. TyTus CzaRTORyski szanowna Redakcjo zgadzam się z tym, że w anglii życie codzienne jest bezstresowe jeśli ma się pracę i jakiś dach nad głową. No i jest wielka tolerancja dla wszystkich, czego w Polsce brak. Jestem już babcią, a w wielkiej Brytanii jestem od dwóch i pół roku. W Polsce zostawiłam dobrą pracę za biurkiem, duże mieszkanie i wyjechałam do uk za moimi córkami. urodziła mi się wnuczka, więc uznałam, że będę tu przydatna przy dzieciach, a w Polsce byłam sama w mieszkaniu i nie czułam się z tym komfortowo. Mówi się, że starych drzew się
nie przesadza, ale ja akurat z tym się nie zgadzam i nie żałuję swojej decyzji o emigracji do Wielkiej Brytanii. W Polsce mimo nie najgorszych zarobków nie było mnie stać na wiele – po opłaceniu mieszkania, rachunków, przejazdów do pracy i wykupieniu leków zostawało mi 300 zł na życie, czyli ok. 10 zł na dzień. Jak chciałam odwiedzić córki i wnuczka, czy też zorganizować święta Bożego Narodzenia na przyjazd dzieci, to musiałam brać pożyczkę w pracy, którą spłacałam przez rok i tak było przez cały czas. Przyjechałam tutaj bez znajomości języka, podjęłam pracę fizyczną w fabryce, mam kontrakt, poczucie pewności, ogólnie jestem zadowolona. Codziennie widzę swoje córki i wnuczki, stać mnie na to, by tu się jakoś urządzić, utrzymywać mieszkanie w Polsce, robić prezenty dzieciom, odłożyć sobie trochę pieniędzy, pojechać na wczasy, na które w Polsce nie jeździłam. Ogólnie czuję się tutaj bardziej komfortowo niż w Polsce. Ojczyznę mam w sercu i we wspomnieniach. Przyjemnie jest teraz pojechać do własnego domu z gotówką w kieszeni i móc korzystać z wielu dobrodziejstw w Polsce, na które nigdy przed wyjazdem nie było mnie stać. Pozdrawiam i życzę powodzenia MagdaleNa d.
z teki andrzeja licHoty
Władysław Reymont, jeden z głównych przedstawicieli realizmu krytycznego w okresie Młodej Polski, otrzymał Nagrodę Nobla za powieść „Chłopi”. We Lwowie powstał Zakład Narodowy im. Ossolińskich (Ossolineum), założony przez Józefa Maksymiliana Ossolińskiego. Był jednym z najważniejszych ośrodków kultury polskiej, o czym decydowały przede wszystkim niezwykle bogate zbiory biblioteczne.
centów przez jeden dzień kilogramów więcej w kosztowało w znanej nowojorczasie ciąży zwiększa ryskiej restauracji danie warte zyko urodzenia ciężkiego ponad 14 dolarów. Dla uczczenia 100-lecia dziecka, co może spowodować u nieistnienia wprowadziła ona ceny z 1908 roku. go skłonności do nadwagi i otyłości.
75
18
czas na noWe Miejsca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!
0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk
63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton, g.borkowski@nowyczas.co.uk), Magdalena Kubiak (m.kubiak@nowyczas.co.uk), Marcin Piniak (m.piniak@nowyczas.co.uk), Elżbieta Sobolewska (e.sobolewska@nowyczas.co.uk); FelIeTony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski, Przemysław Wilczyński; RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota; zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Damian Chrobak, Agata Grochowska, Grzegorz Lepiarz, Maricn Piniak WSpółpRaca: Małgorzata Białecka, Irena Bieniusa, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Łucja Piejko, Paweł Rosolski, Bartosz Rutkowski, Alex Sławiński, Aleksandra Solarewicz; STaŻ dzIennIkaRSkI: Joanna Bąk, Karolina Suska, Ewa Żabicka.
dzIał MaRkeTIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk
PrenuMeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.
Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................
PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań
uk
ue
13
£25
£40
26
£47
£77
52
£90
£140
Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.
ForMularz
czas PublisHers ltd. 63 kings grove london se15 2na
Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)
|3
nowy czas | 7 listopada 2008
czas na wyspie
Cudowna przemiana „Daily Mail”? Niestety, jeszcze nie teraz! Po trzech latach artykułów pełnych ataków i szykanowania polskich imigrantów, ciężko było uwierzyć w nagłą przemianę brytyjskiego tabloidu. Jednak w ciągu ostatnich tygodni w „Daily Mail” zaczęły pojawiać się pozytywne publikacje. Wydawało się, że dziennik faktycznie zmienia politykę. Niestety, co dobre, szybko się kończy… Wszystko zaczęło się od fali antypolskich artykułów. Dziennik nazwał polskich imigrantów zboczeńcami, popełniającymi najwięcej przestępstw i żywiącymi się londyńskimi łabędziami. Tabloid rozpisywał się, jak to Polacy zabierają Brytyjczykom pracę, czy naśmiewał się ze sposobu, w jaki Polonia spolszcza angielskie wyrazy. Tematem wielu artykułów był wigilijny karp, który podobno przed świętami Bożego Narodzenia był przez imigrantów masowo wyławiany z tutejszych stawów. „Daily Mail” twierdzi, że to właśnie przez Polaków wprowadzono nowe prawo zakazujące łowienia ryb z brytyjskich jezior, rzek i stawów. „Dla wszystkich wygłodniałych Polaków i żarłocznych Rumunów, ten znak nie mógłby być bardziej zrozumiały. Trzymajcie się z dala od naszych ryb” – tak rozpoczyna się artykuł, w którym „Daily Mail” przedstawia nowo wprowadzone tablice zabraniające połowu karpi. Ten przykładowy fragment, idealnie odzwierciedla sposób, w jaki dziennik pisze o Polakach oraz jakich sformułowań w tym celu używa. Odpowiedzią na złośliwe artykuły było zażalenie złożone przez Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii do Press Complaints Commission – brytyjskiej rady etyki mediów.
nagły zwrot aKcji Artykuły w „Daily Mail” nie zawsze są wyssane z palca, ale zazwyczaj w sposób oczerniający ukazują polską społeczność – uzasadnił w skardze Wiktor Moszczyński, rzecznik prasowy Zjednoczenia Polskiego. Zyskaliśmy w tej sprawie również poparcie ówczesnego burmistrza Londynu Kena Livingstone’a. Czy to właśnie skarga na „Daily Mail” przyniosła efekty? – trudno powiedzieć. Bądź co bądź przyznać należy, że „ataki” ustąpiły. Bulwarówka z negatywnie nastawionej do Polonii przerodziła się w bardzo propolską. Dwa tygodnie temu pojawił się obszerny artykuł o Polakach powracających do kraju. Dziennikarka „Daily Mail” przedstawia w nim Polaków jako niezwykle pracowitych,
››
Dzień wcześniej tytuł tego artykułu brzniał: Poles returning home are receiving master-classes on how to keep claiming UK benefits.
utalentowanych oraz pracujących w zawodach poniżej swoich kwalifikacji. „Wielka Brytania szczęśliwie skorzystała z talentu Polaków. W zawrotnym czasie polski hydraulik – uprzejmy, tani i solidny, stał się wzorem dobrego pracownika – pisze autorka. W kolejnych artykułach czytamy o wysokim poziomie nauczania w Polsce, czy też o najmłodszych imigrantach, którzy świetnie radzą sobie w brytyjskich szkołach.
Pozorna wygrana? Wydawać by się mogło, że wygraliśmy walkę z londyńskim tabloidem. Skorygowane zostały najbardziej obraźliwe publikacje z archiwum, a władze „Daily Mail” obiecały zwracać większą uwagę przy dobieraniu tytułów i sformułowań dotyczących Polaków. Niestety, dobra passa trwała krótko. W miniony wtorek, 4 listopada, na „Mail Online” pojawiła się publikacja pod tytułem; „Polacy wracający do domu uczęszczają na seminaria po hasłem: Jak można zachować brytyjskie zasiłki” (Poles returning home are receiving master-classes on how
to keep claiming UK benefits). Autor artykułu, James Slack, tłumaczył czytelnikom, że wartość „benefitu”, który przyznaje się Polakom jest wyższa niż średnia pensja mieszkańca Warszawy oraz – podkreślał – że to właśnie brytyjscy podatnicy utrzymują Polaków mieszkających w Polsce. Z kolei już w środę – następnego dnia, artykuł został skorygowany. Zmieniono tytuł: „Wyciągają nasze pieniądze: Jak bezrobotni obcokrajowcy, którzy wrócili do ojczyzny mogą wciąż starać się o brytyjski zasiłek” oraz samą treść artykułu. Tym razem artykuł nie mówi jedynie o Polakach, ale o mieszkańcach Europy Wschodniej. Użyto łagodniejszych sformułowań i pominięto obraźliwe akcenty. Pozostaje nam jedynie śledzić kolejne kroki „Daily Mail”. Miejmy nadzieję, że wtorkowy artykuł był jedynie niefortunną publikacją i nie pociągnie za sobą kolejnej fali antypolskich tekstów.
Karolina Suska
Nie wracamy » 9
Dzień otwarty dla Polaków w Haringey 15 listopada Polacy mieszkający w Haringey będą mogli dowiedzieć się więcej o usługach, świadczonych przez takie miejscowe instytucje, jak ośrodki poradnictwa, rozwoju dziecka, szkoły i uczelnie. Celem spotkania jest także integracja polskiej społeczności, w szcze-
gólności rodzin. Główną ideą dnia otwartego to poradnictwo w zakresie zdrowia i dobrego samopoczucia. W czasie spotkania dostępne będzie polskie jedzenie oraz napoje. Specjalną atrakcją dla dzieci będzie występ komika Pana Squasha dorośli będą mogli się
natomiast odprężyć, poddając się masażowi głowy. Impreza w Triangle Community Centre Community Centre rozpocznie się o godz. 11:00 i potrwa do 15:00. (mk) St Ann’s Road, South Tottenham, London N15 6NU. Tel,: 020 8802 8782
4|
7 listopada 2008 | nowy czas
„
czas na wyspie
11 listopada 1918 roku Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. (...) kto tych krótkich dni nie przeżył, kto nie szalał z radości wraz z całym narodem, ten nie dozna w swoim życiu największej radości. Cztery pokolenia czekały, piąte się doczekało. od rana do wieczora gromadziły się tłumy na rynkach miast; robotnik, urzędnik porzucał pracę, chłop porzucał rolę i leciał do miasta, na rynek dowiedzieć się, przekonać się, zobaczyć wojsko polskie, polskie napisy, orły na urzędach, rozczulano się na widok kolejarzy, ba, na widok polskich policjantów i żandarmów. (powstanie ii rzeczypospolitej. Wybór dokumentów)
90 Rocznica Odzyskania Niepodleg³oœci Polski sobota 8 listopad 2008 godz. 13.30 MSZA ŒWIÊTA w Katedrze Westminster W INTENCJI OJCZYZNY pod przewodnictwem Jego Eminencji Ksiêdza Józefa Kardyna³a Glempa Prymasa Polski z udzia³em Jego Ekscelencji Ks. Arcybiskupa Szczepana Weso³ego, Ks. Pra³ata Tadeusza Kukli -Rektora Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii Ks. Mariana £êkawy - Rektora Polskiej Misji Katolickiej w Szkocji oraz Polskich Duszpasterzy ***
godz. 15.15
MARSZ
niepodleg³oœciowy z Katedry Westminsterskiej na Trafalgar Square Marsz prowadziæ bêdzie Orkiestra Marynarki Wojennej *** godz. 16.15
WIEC
na Trafalgar Square na którym przemawiaæ bêd¹: Prezydent RP na uchodŸctwie - Pan Ryszard Kaczorowski, J.E. Ambasador RP w Wielkiej Brytanii Pani Barbara Tuge – Ereciñska by³y Minister do spraw Europy - Denis McShane MP Greg Hands MP *** Wspólne œpiewanie pieœni patriotycznych. Wyst¹pi¹ chóry: Ave Verum i chór parafii Balham Orkiestra Polskiej Marynarki Wojennej Sp onsorzy: AMB ASA DA RP W WIELKIEJ BRYTANII, POLSKA MISJA KATOLICKA TOWARZYSTWO POMOCY POLAKOM, F UNDACJA MATEUSZA GRA BOWSKIEGO, STOWARZYSZEN IE POLSK ICH KOMBATAN TÓW, ZJEDN OCZ EN IE POL EK W WIELKIEJ BRYTANII, ZJEDNOCZENIE POLSKIE, STOWARZYSZENIE LOTNIKÓW POLSK ICH, PAFT, POLSK A MAC IERZ SZK OLN A, FUN DACJA VERIT AS, POLSKI OŒRODEK SPO£ECZNO KULTU RALNY, GL OB AL CELL LTD, ZWI¥ ZKI ZAWODOWE: GMB , OPZZ , UNISON
Odezwa Ks. Prałata Tadeusza Kukli, rektora Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii W bieżącym roku po raz dziewięćdziesiąty czcimy, okupioną ogromną ofiarą, ale także chwałą polskiego żołnierza i całego narodu, tę wspaniałą rocznicę odzyskania niepodległości. Niepodległość Ojczyzny była marzeniem pięciu pokoleń Polaków XIX wieku, którzy nieustannie walczyli o nią – u boku Napoleona i w powstaniach: 1830, 1846, 1848 oraz 1863 roku. Prawo do suwerenności naszego narodu zabrane nam rozbiorami na okres ponad 120 lat, zostało ponownie pogwałcone i zagrożone we wrześniu 1939 roku. Od nowa więc składał Polak ofiarę na swojej Ojczystej Ziemi. Składał ją Żołnierz polski na ziemiach innych państw, gdy walczył „o wolność naszą i waszą”. Kościół z wielką miłością nie tylko zachowuje to bohaterskie świadectwo w modlitewnej pamięci, ale czcząc je, ciągle pielęgnuje i zaszczepia patriotyczną pamięć każdemu pokoleniu w Ojczyźnie. Także poza jej granicami, bo każda krew wylana za słuszną sprawę ma nieocenioną wartość. By wspólną siłą narodowo-katolickiego ducha połączyć się w uroczystość 90lecia odzyskania niepodległości, 8 listopada o godz. 13.30 zbierzmy się w Westminsterskiej Katedrze! Będziemy się wspólnie modlić za tych, którzy wywalczyli niepodległość dla naszej Ojczyzny, a więc i dla nas. Wspominając 90. rocznicę odzyskania niepodległości przez naszą Ojczyznę, wspominać będziemy tych wszystkich, którzy przez dziesiątki lat przelewali krew za wolność Polski, którzy ginęli za Polskę na polach bitew, którzy cierpieli za nią w więzieniach, niejednokrotnie umierając z wycieńczenia i z głodu. W czasie Mszy świętej celebrowanej pod przewodnictwem Księdza Prymasa Polski, Kardynała Józefa Glempa, ogarniemy zastępy naszych walecznych współziomków pełną wdzieczności modlitwą za to, że czynnie przyłożyli się do wybicia się Polski na drogocenną niepodległość. Przybądźmy więc licznie do Katedry Westminsterskiej, aby przez chwilę wspólnie zadumać się głęboko nad tą wielką spuścizną, jaką pozostawili nam przodkowie. By zastanowić się nad tym, co my w naszych czasach, tu i teraz, moglibyśmy uczynić, żeby nasza Ojczyzna, dla której ginęły setki tysięcy jej dzieci, była prawdziwie – niepodważalnie wolna i bezpieczna. Niech słowa modlitwy Sługi Bożego Jana Pawła II wypowiedziane 4 sierpnia 1992 roku na Monte Cassino skierowane do Matki Bożej staną się również naszą modlitwą: „Królowo Polski! Przynoszę przed Twoje oblicze walkę o wolność, ofiarę i śmierć.... i błagam: ocal mój naród przed podobnym wyniszczeniem! Ocal wszystkich! Ocal młode pokolenie! A równocześnie: daj nam zachować tę samą miłość Ojczyzny, tę samą gotowość służenia sprawie jej niepodległości i pokoju, jaka objawiała się w tamtych pokoleniach”.
Fot. Marcin Piniak
Mak w klapie 11 listopada w 1918 roku o godz. 5.00 w Compiegne, w północnej Francji, podpisane zostało zawieszenie broni. Sześć godzin później ustały wszelkie walki I wojny światowej. Co roku tego dnia – Remembrance Day (Dzień Pamięci) – gdy zbiegną się wszystkie jedynki (godz.11.00, 11.11) Wielka Brytania zamiera na dwie minuty, by w ciszy uczcić pamięć weteranów oraz poległych na wszystkich frontach i we wszystkich wojnach. Często też po dwuminutowej ciszy samotny trębacz ogrywa The Last Post (Ostatni capstrzyk) – melodię przypominającą o czasach, gdy trąbka była
równie ważnym elementem bitwy, co bagnety. Niedziela najbliższa dacie 11 listopada (w tym roku 9.11), zwana jest Remembrance Sunday, podczas której w niemal wszystkich kościołach odprawiane są msze upamiętniające poległych. Remembrance Day zwany jest też Poppy Day (Dniem Maku). Już od kilku tygodni przed 11 listopada wiele osób nosi wpięty w ubranie sztuczny kwiat maku polnego. Sprzedaje je Brytyjska Legia Królewska, a dochód ze sprzedaży przeznaczony jest na rzecz weteranów. Dlaczego mak? Jak wieść niesie, ziemia frontu zachodniego podczas I wojny światowej pełna była uśpionych od lat nasion maku polnego. Jednak bitwy toczone na tych ziemiach wzruszyły glebę tak bardzo, że maki zaczęły rozkwitać jak nigdy dotąd.
|5
nowy czas | 7 listopada 2008
czas na wyspie Fot. London Citizens
Polskie Zaduszki na Gunnersbury Stawka W centralnym punkcie pomnik upamiętniający ofiary zbrodni katyńskiej. Po lewej stronie grób byłego prezydenta Polski na uchodźctwie Kazimierza Sabbata, po prawej – prezesa Stronnictwa Narodowego Tadeusz Bieleckiego. Obok pomnika kilkanaście kartonów zniczy i kilka osób, zachęcających przechodniów do zapalenia świeczki i uczczenia pamięci Polaków, pochowanych na cmentarzu Gunnersbury. – Wiele razy przejeżdżałam obok i pomyślałam, że w taki dzień jak dziś przyjdę, pospaceruję trochę, porozmyślam – powiedziała Joanna Laskowska, na co dzień pracownik działu kadr w jednej z londyńskich firm . – Nie spodziewałam się, że znajdę tu tyle polskich grobów i że wezmę udział w akcji stowarzyszenia Poland Street. Osób takich jak Joanna na cmentarzu Gunnersbury 2 listopada było więcej, nie wszyscy wiedzieli o przedsięwzięciu wcześniej, ale wszyscy chętnie brali znicze i stawiali je tam, gdzie jeszcze nie były zapalone. – Idea była dokładnie taka sama jak przy chodzeniu na groby w Polsce, czyli kontynuacja tych tradycji, że myślimy, pamiętamy o naszych zmarłych, o naszych rodzinach, ale też staramy się żyć w zadumie i myśleć o tym, czy cały czas możemy się identyfikować z wartościami, które reprezentowali nasi przodkowie – mówi
Cezary Jędrzycki z Poland Street. – To jest właśnie ta chwila refleksji, której wszyscy potrzebujemy. Chcielibyśmy, żeby Polacy, będąc tutaj, nie zapominali o tym. Oprócz zapalania zniczy akcja Poland Street miała polegać także na sprzątaniu grobów. Zaangażowały się w nią jednak tylko osoby ze stowarzyszenia i ich znajomi. W uliczkach cmentarza można było zauważyć tylko parę osób z wiadrami i środkami
czyszczącymi w rękach. Zdecydowanie za mało, aby uporządkować wszystkie groby. Ogólna niekorzystna sytuacja finansowa spowodowała też, że akcję zorganizowano tylko na jednym cmentarzu. Organizatorzy mają jednak nadzieję, że w przyszłym roku sytuacja będzie bardziej stabilna i polskie znicze zapłoną także na innych londyńskich nekropoliach.
Magdalena Kubiak
Na cmentarzu Gunnersbury w zachodnim Londynie, uważanym za polską nekropolię, 1 i 2 listopada płonęły znicze. Fot. Poland Street
minimalna i inflacja Na początku października London Citizens dowiedziało, się że rząd brytyjski, a konkretnie Department for Children, Schools and Families, nie chce respektować minimalnej stawki wynagrodzenia dla swoich pracowników. Rzecznik prasowy poinformował, że respektowanie londyńskiej stawki minimalnej (7,45 na godzinę) może przyczynić się do… wzrostu inflacji. 31 października młodzi członkowie London Citizens, lokalnych parafii oraz uczniowie szkół, przebrani w kostiumy z okazji Halloween przeprowadzili akcję protestacyjną przed trzema rządowymi departamentami na Whitehall, domagając się dla ich pracowników respektowania minimalnej stawki. W lipcu burmistrz Londynu Boris Johnson poinformował, że mieszkańcy stolicy nie powinni zarabiać mniej niż 7,45 na godzinę (pracownicy zatrudnieni przez Greater London Authority – radę miasta – wynagradzani są z uwzględnieniem tej stawki). Neil Jameson, przewodniczący London Citizens, jest zdziwiony poczynaniami rządu, który wymaga od innych
Protest przed budynkiem rządowym na rzecz londyńskiej stawki minimalnej zorganizowany przez London Citizens
organizacji wychowawczych i edukacyjnych w Wielkiej Brytanii wypłacania swoim pracownikom minimalnej stawki, sam tego nie przestrzegając. (ez)
6|
7 listopada 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Przelewamy
›› Nowo otwarte centrum handlowe Westfield imponuje ultranowoczesną architekturą. Fot. Aneta Grochowska
Super handel w super kryzysie Po 13 latach planowania i budowy w ubiegłym tygodniu otwarte zostało największe w Europie, w środku miasta, centrum handlowe Westfield. Zlokalizowane przy Shepherd’s Bush, mieści 265 obiektów handlowych, prawie 50 restauracji i kawiarni, a w najbliższej przyszłości ma być otwarte 14-ekranowe kino, luksusowe spa i siłownia.
MoneyGram International, firma specjalizująca się w międzynarodowym transferze gotówki oraz Thomas Cook UK & Ireland, jedna z największych brytyjskich firm turystycznych, ogłosiły przedłużenie wieloletniej współpracy na rynku przekazów pieniężnych. Z tej okazji w ostatni poniedziałek 3 listopada, w hotelu Hilton przy Park Lane, zorganizowano uroczyste seminarium, na którym obie firmy zaprezentowały swoje dotychczasowe dokonania oraz przyszłe plany. Podkreślano stały wzrost tego segmentu rynku oraz zwiększenie liczby punktów Thomas Cook, w których można będzie dokonać przelewu pieniężnego za pośrednictwem MoneyGram do blisko 180 krajów na całym świecie. Zorganizowano także oddzielne spotkanie MoneyGram International i mediów polonijnych. Pomimo zapowiadanego spowolnienia gospodarczego i możliwych redukcji zatrudnienia, rynek przekazów pieniężnych między Wielką Brytanią i Polską niezmiennie wzrasta, zwłaszcza w ostatnich miesiącach. Podpisane ostatnio umowy z Bankiem Pocztowym, Bankiem BPS oraz firmą Moje Przekazy zapewnią szeroki dostęp do usług MoneyGram we wszystkich punktach tych instytucji w Polsce. Ponadto przelewy MoneyGram są już dostępne we wszystkich urzędach pocztowych w Wielkiej Brytanii co daje klientom możliwość wyboru dogodnej dla nich lokalizacji w obu krajach. Zadowalające wyniki z Polski sprawiły, że firma planuje rozszerzyć swoje działania także w kilku innych krajach europejskich.
Marcin Rogoziński Koszt budowy wyniósł 1,6 mld funtów. Uroczystego otwarcia dokonał burmistrz Londynu Boris Johnson, tzw. celebrities zapewniały odpowiednią oprawę i rozrywkę dla tłumów, które przybyły tam w dniu otwarcia. W ciągu pierwszego weekendu przez Westfield przewinęło się pół miliona osób, w minioną sobotę trzeba było zamknąć przebudowaną stację Shepherd’s Bush – straciła przepustowość. Londyńczycy zwariowali na punkcie nowego centrum handlowego. Gdyby jeszcze pięć, sześć lat temu ktoś powiedział, że na Shepherd’s Bush będą waliły tłumy (pomijając koncerty w trzech niegdyś bardzo znanych salach) popukano by się w głowę. Zaniedbana (jak kiedyś Fulham) dzielnica nie nadawała się do turystycznych wypadów czy odwiedzania jej dla przyjemności. Dziś staje się modna, nowoczesna i nie strach już tam wędrować po zapadnięciu zmroku. Wraz z otwarciem ultranowoczesnego centrum handlowego ranga tej dzielnicy (położonej przecież w sąsiedztwie piekielnie drogiego Holland Park) będzie niewątpliwie rosnąć. Architektura centrum jest fascynująca. Zespół architektów (m.in. z USA) zrobił wszystko, by ogromny teren wyglądał jak na XXI wiek przystało. Szklana przysłona nad tzw. Village jest imponująca. Część jej jest
eco-friendly, woda deszczowa ma być regenerowana, naturalne światło przenika do wewnątrz ze ścian i ogromnego sufitu. Skala tego przedsięwzięcia zapiera dech… Przejść wzdłuż wszystkich sklepów w ciągu paru godzin się nie da. To nie jest Oxford Street. Właścicielom Westfield (media dość enigmatycznie podają ilu ich jest) udało się ściągnąć firmy takie, jak m.in. Versace, Dior, Gucci, Prada, Valentino, obok znanych z głównych ulic miast popularnych i tanich marek, jak Zara, Next czy Topshop. Praktycznie jest tu wszystko dla wszystkich– od tanizny do luksusu, włącznie z „diamentową” firmą De Beers oraz Tiffany & Co. Dla głodnych są zarówno dobre restauracje, jak i tanie bufety, kawiarnie, lodziarnie, szampańskie bary z ostrygami oraz możliwość jedzenia na zewnątrz (jeśli pogoda pozwala). Słowem: dla każdego coś miłego. Otwarcie Westfield nie odbyło się bez kontrowersji. Jeśli jest jakiś naród w cywilizowanym świecie, który nowości przyjmuje z wielkim oporem, są to zdecydowanie Brytyjczycy. Z jednej strony w nowe miejsce „walą drzwiami i oknami”, z drugiej – natychmiast krytykują, dopóki oczywiście nie przyzwyczają się. Za wielkie, trudno znaleźć odpowiedni sklep, architektura za nowoczesna, okoliczne sklepy zban-
krutują, pobliskie High Street Kensington ucierpi, zagrozi to sklepom na Oxford Street i tak dalej, i tak dalej… Korki przy Shepherd’s Bush zablokują drogi wokół, dziesiątki tysięcy klientów Westfield zdewastują okolicę. Katastroficzna wizja na całego. Ale tacy są Anglicy – z jednej strony lubią komfort zakupów pod jednym dachem, z drugiej – snują katastroficzne prognozy. Może więc zamknąć wszelkie shopping centres i powrócić do dawnych czasów, kiedy to miejscowy kupiec doręczał do domów zakupy przez kiepsko opłacanego wyrostka?… Otwarcie Westfield, poza możliwością zrobienia w jednym miejscu różnego rodzaju zakupów, przyczyni się
w znaczący sposób do regeneracji zaniedbanego Shepherd’s Bush – wygląd dzielnicy będzie się zmieniał, będzie więcej policyjnych patroli, kontrolujących sprzedaż narkotyków i prostytucję, czyli będzie można czuć się tam bezpieczniej, może wkrótce dzielnica przestanie wyglądać jak ubogi krewny Holland Park i Notting Hill, a ceny nieruchomości pojdą w górę…
Stefan Gołębiowski Westfield otwarte jest w ciągu tygodnia od 9.00 do 22.00. W soboty do godz. 20.00, a w niedziele od 12.00 do 18.00. Najblizsza stacja metra Shepherd’s Bush – Central Line oraz Hammersmith & City Line.
Szefowie MoneyGram i Thomas Cook
%( =3 VLHFL ,(&=(Ē EH]S 0RQH\* 67:2 ° UD LHF]H : 6= ēVWZ P JZDUD LDU\JRG R ZS QRĝû <%. àDW QWXMH 2 Ĝú SLHQL ° Ą Z FLĄ G]H QD 0RĩHV] JX ]D NDĩGH Z\Và D OHGZ LH 24 NRQWR ]àR û Wy g od z in** ZNRZH =$'
= %(= :2Ē 32 3 0080 ß$71$ ,1' 180(5 )2/, 0 $%< =$5( 897 1$
1 -675 8 2 9 :$ú 6,Ĉ
71
-8Ĩ '=,Ĝ
www .mon eygr 0R QH\* am.c UDP :V]H ONLH S om UDZD ]D VWU]H ĩRQH
'RVWĉSQD Z
2UD] Z NDĩG\P PLHMVFX JG]LH ]REDF]\V] ]QDN 0RQH\*UDP
2SàDWD Z Z\VRNRĝFL RERZLĄ]XMH ]D SU]HND]\ Z\NRQDQH QD REV]DU]H /RQG\QX ° Z JUDQLFDFK REZRGQLF\ 0 2SàDWD ]D SU]HND]\ VSR]D WHJR REV]DUX Z\QRVL 'RGDWNRZR GR RSàDW\ ]D SU]HND] ]DVWRVRZDQ\ ]RVWDQLH NXUV Z\PLDQ\ ZDOXW 0RQH\*UDP OXE MHJR DJHQWyZ =JRGQLH ] SURFHGXUDPL L SU]HSLVDPL EDQNX SU]\PXMĄFHJR SU]HND]
&7$ 35( 3/ $ 3
8|
7 listopada 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Para buch, koła w ruch! Za nami kolejna edycja London to Brighton Veteran Car Run – najstarszego rajdu samochodowego świata (pierwszy odbył się w roku... 1896). W tegorocznej edycji tego jakże widowiskowego wyścigu, wzięło udział 483 zabytkowych pojazdów. I choć nie wszystkim uczestnikom rajdu udało się dotrzeć do mety (do Brighton dojechało 420 samochodów), najważniejszy pozostaje fakt, że London to Brighton Veteran Car Run nadal jest żywą historią światowej motoryzacji. (tekst i fot.: sfied)
Z myślą o Antypodach W sobotę, 1 listopada, w hotelu Novotel London West przy stacji metra Hammersmith odbyły się Targi Nauki i Pracy dla osób zainteresowanych wyjazdem w tym celu do Australii i Nowej Zelandii. Impreza okazała się mniej spektakularna niż reklamujące ją plakaty oraz banery na stronach internetowych. Przez sześć godzin w niewielkiej sali hotelu pojawiło się zaledwie kilkadziesiąt osób, z czego większość była zainteresowana możliwościami pracy, a nie jak to miało miejsce, przeglądaniem kolorowych folderów serwowanych przez agentów edukacyjnych i podziwianiem prezentacji multimedialnych z widokami australijskich plaż i wysportowanych surferów. Również zapowiedzi o kilkudziesięciu instytucjach i organizacjach rekrutacyjnych z Australii i Nowej Zelandii okazały się grubo przesadzone, gdyż na targach widocznych było zaledwie klika stanowisk – stolików z kolorowymi długopisami i pluszowymi misiami koala. Natomiast wspomniane najlepsze uniwersytety i szkoły językowe reprezentowały firmy rekrutacyjne, które oczywiście w samych superlatywach prezentowały swoich klientów. Zdecydowanie większym powodzeniem cieszyła się australijska oferta targów. Jednym z nielicznych Australijczyków, który odwiedził londyńskie targi był John Paxton, dyrektor Perth International College of English kierujący, jak sam zapewniał prestiżową i uznaną szkołą językową w Perth – czwartym pod względem ludności mieście australijskim u wybrzeża Oceanu Indyjskiego. Pan
John okazał się sympatycznym człowiekiem i dość wnikliwie i cierpliwie odpowiadał na zadawane mu pytania. Jak zapewniał, jego szkoła oferuje bardzo dobry poziom edukacji i co niezwykle istotne, rozłożenie płatności na raty. Będąc jednocześnie nauczycielem, był w stanie określić poziom językowy rozmówcy, a tym samym zaprezentować mu odpowiednią ofertę obfitującą w zniżki i bonusy. Siedząca obok niego koleżanka z egzaltacją zapewniała o idealnych warunkach do życia i studiowania w Perth. Niebo o kolorze szafiru, piaszczyste plaże, wiecznie świecące słońce i wielokulturowa społeczność tego półtoramilionowego miasta, w którym pierwszy uniwersytet powstał w 1911 roku, tworzą jak najbardziej odpowiedni klimat do nauki i pracy. Pan Paxton był również zszokowany dużymi kosztami utrzymania w Londynie, którego nie da się porównać z stosunkowo tanim życiem i dobrymi zarobkami w największym mieście zachodniego wybrzeża Australii. Perth przeżywa obecnie boom gospodarczy stwarzając tym samym ty-
siące miejsc pracy przy jednoczesnym wzroście standardu życia. Jak zapewniał John Paxton, bez problemu można się utrzymać z 20-godzinnej pracy w tygodniu, jaką można podjąć będąc na wizie studenckiej, a jednocześnie zdobywać odpowiednie kwalifikacje. Dużo gorzej pod względem przygotowania merytorycznego organizatorów prezentowała się wiedza z zakresu imigracji do Australii i Nowej Zelandii. Tego typu informacje, jak zapewniali organizatorzy, najlepiej uzyskać od agentów imigracyjnych posiadających odpowiednie licencje i przeszkolonych przez rząd australijski lub bezpośrednio z internetowej strony dla imigrantów www.immi.gov.au. Natomiast informacje dotyczące Nowej Zelandii odnajdziemy pod adresem www.immigration.govt.nz. Jest to o tyle istotne, gdyż często możemy stać się ofiarami pseudospecjalistów z zakresu „szybkiej i bezproblemowej emigracji” za, rzecz jasna odpowiednie pieniądze. Dla osób, które przybyły na te mini
targi w dość kameralnym gronie nadarzyła się jednak szansa zdobycia kilku istotnych informacji o warunkach, systemie i możliwościach, jakie oferuje rząd australijski międzynarodowym studentom. Droga formalnej edukacji jest też dobrym i skutecznym sposobem na ewentualną emigrację, gdyż jak informuje nas wspomniana strona internetowa, w kraju kangurów rzeczywiście jest ogromne zapotrzebowanie na rynku pracy i w ostatnim czasie rząd wprowadził szereg udogodnień jeśli chodzi o
przyznawanie wiz i rozszerzył listę zawodów, na jakie jest zapotrzebowanie w Australii. Listę tę można znaleźć pod nazwą Australia’s Skilled Occupation List (SOL) oraz Employer Nominated Skilled Occupation List (ENSOL) na stronach australijskiego rządu. Dobrze też kontaktować się z urzędnikiem do spraw migracji w Londynie: 5th Floor, Australia Centre WC2B 4LG lub telefonicznie: 20 7240 2881. Można też napisać mail: gebelle@wago.co.uk lub odwiedzić stronę www.migration.wa.gov.au (pin)
|9
nowy czas | 7 listopada 2008
czas na wyspie
tydzień nawyspach Radio Orła FM rozpoczęło nadawanie audycji autobiograficznej o dynastii kompozytorów, potomków twórcy polskiego hymnu Michała Ogińskiego. Ośmioczęściowa seria, dostępna także po angielsku, opatrzona będzie narracją Iwo Załuskiego. George Matlock, dyrektor radia, powiedział, że jest to próba niecodziennego ujęcia fragmentu historii przez pryzmat doświadczeń rodziny. Audycja będzie nadawana codziennie o godz. 19:00. Burmistrz Londynu chce stwo-
rzyć w stolicy Anglii sieć ogrodów warzywnych. Mają one powstać wzdłuż linii kolejowych, kanałów, a nawet na dachach budynków. Boris Johnson wzoruje się m.in. na podobnej akcji w Chicago, gdzie na targu miejskim można kupić owoce i warzywa uprawiane w centralnym parku miasta. Dzięki temu przedsięwzięciu londyńczycy nie tylko będą mieli łatwiejszy dostęp do szeroko rozreklamowanego „five a day", ale i mniej dwutlenku węgla w powietrzu. Zdaniem dziennikarzy „The Times" wybrano już dwa tysiące odpowiednich miejsc. Grupa squattersów, wśród których znajdowali się między innymi Polacy, znaleziona została w płonącym domu w Aberdeen. Dzicy lokatorzy znaleźli sobie tymczasową kwaterę w opuszczonym budynku Voctoria House. Jeden z Polaków został odwieziony do szpitala z lekkimi obrażeniami ciała. Jak poinformowały irlandzkie media, sąd apelacyjny w Dublinie zwiększył do 10 lat karę więzienia dla Polaka, który w maju ubiegłego roku, w czasie napadu rabunkowego, pchnął nożem irlandzką dziennikarkę. Leszek J. przyznał się także do zaatakowania dwóch innych osób tego samego dnia. Zgodnie z oficjalnymi danymi sta-
tystycznymi w Reading znajduje się tylko sześciu bezdomnych. Tymczasem sami bezdomni twierdzą, że może ich być nawet pięćdziesiąt razy więcej, nie wliczając śpiących na ulicach Polaków. Ich zdaniem, w mieście powinny powstać schroniska, zanim warunki pogodowe jeszcze bardziej się pogorszą. – Ostatnio zbudowano w Reading kilka nowych hoteli, ale o tych, którzy nie mają własnego domu nad głową, nikt nie dba – mówi Paul Bentham, jeden z bezdomnych. Sarah Bishton, rzeczniczka prasowa Reading Borough Council odpiera zarzuty, mówiąc, że władze zapewniają potrzebującym trzy hostele. Twierdzi też, że to ludze śpiący na ulicach miasta często nie chcą przyjąć oferowanej im pomocy. Według Michaela O'Learego,
prezesa Ryanair, zimę przetrwa tylko czterech przewoźników. Jego zdaniem kryzys doprowadzi do tego, że pozostałym liniom lotniczym zabraknie rezerw finansowych aby przetrwać trudny okres. Szczęśliwcami, którzy utrzymają, a może i wzmocnią swoją pozycję będą British Airways, Lufthansa, Air France-KLM i właśnie Ryanair.
›› Panowie (od lewej): Grzegorz, Tadeusz i Zbigniew remontują dom w Peckham. Fot. Marcin Piniak
Nie wracamy! EwaŻabicka Ty le się ostat nio mó wi o Po la kach wra ca ją cych do kra ju, że czło wie ko wi al bo się już nie chce o tym czy tać, al bo po waż nie za czy na za sta na wiać się, jak na praw dę z tym exo du sem jest. Ilu wy je cha ło? Ile jesz cze opu ści Wy spę? Kto wyjeżdża i dla cze go? Inni już wracają. Prze wi du je się, że w przy szłym ro ku 400 ty s. na szych ro da ków stra ci pra cę, ale wca le nie mu si to ozna czać, że od ra zu spa ku ją wa liz ki i wy ja dą. Weź my ta kie go pa na Zbysz ka, Ta de usza czy Grze go rza, z któ ry mi roz ma wiam na bu do wie, na na szej re dak cyj nej uli cy. Oni zde cy do wa nie mó wią: – NIE WRA CA MY! Bo ni by do cze go? – No, ale tu prze cież kry zys – mówię. – Ale, ja ki kry zys, pa ni..? A co, w Pol sce
ni by le piej? Nikt nie wra ca – ko men tu je pan Ta de usz. Tyl ko je den z ich ko le gów wró cił, miał ni by za ła twio ną pra cę, ale nie wia do mo, czy za do mo wi się w kra ju na sta łe. Pan Zby szek uwa ża, że z Pol ski lu dzie da lej wy jeż dża ją, mo że już nie tak ma so wo do An glii czy Ir lan dii, ale do Nor we gii czy Szwe cji. – Tam zwy czaj nie nie ma po co sie dzieć – stwier dza bez ce re mo nial nie. Pa ru już pró bo wa ło po rów nać kosz ty ży cia w Pol sce i w Wiel kiej Bry ta nii. I cięż ko jest za uwa żyć ja kieś wi docz ne zmia ny na lepsze. – Ja jak ja dę do do mu, to wy da ję ty siąc fun tów i wiem, że miesz ka jąc tam bę dę miał pro blem, że by ten ty siąc za ro bić – mó wi pan Grze gorz. – Tu mo żesz za ro bić ten ty siąc lub na wet dwa – do da je pan Zby szek. – Na przy kład mój
ko le ga za ra bia w kra ju osiem tysięcy zło tych, ale jest w do mu tyl ko dwa dni w mie sią cu, bo jeź dzi po ca łym kra ju cię ża rów ka mi. Ale ja tak nie chcę i tak nie bę dę żył. W Pol sce nie za ra bia się le piej. Gdzie są obie ca ne pod wyż ki? Ren ty pod wyż szy li o 16 zło tych, toż to śmiech na sa li. Pan Zbyszek wspo mi na też, że jak miesz kał w kra ju, czę sto pod ko niec mie sią ca mu siał po ży czać pie nią dze od swej te ścio wej na le ki dla cór ki. A sam teść, jak prze szedł na eme ry tu rę, któ rej dostawał 600 zł, z cze go na swo je le kar stwa wy da wał 320 zł, mu siał po szu kać so bie do dat ko we go za ję cia, by do ro bić ko lej ne 500 zł. – A Na ro do wy Fun dusz Zdro wia to co? – wtrą ca się pan Ta de usz. Po je cha łem do Pol ski do le ka rza, a ten mi mó wi, że skoń czył mu się li mit na ten
mie siąc i mo że mnie przy jąć tyl ko pry wat nie. To prze pra szam bar dzo, ale na co ja skład ki pła ci łem przez ca łe ży cie? In nym ra zem le karz ko le gi nie chciał przy jąć, bo na le żał do in nej ka sy cho rych. A prze cież po re for mie w służ bie zdro wia mie li śmy mieć do stęp do każ de go le ka rza w kra ju. Pro blem nie po le ga więc tyl ko na tym, że w Pol sce ży cie jest dro gie, do cho dzą jesz cze in ne. Weź my na przy kład po li ty kę czy sys tem praw ny w kra ju. Zby szek sta now czo stwier dza, że tak dłu go, jak obec ny rząd bę dzie u wła dzy, to on na pew no nie wró ci. – Ty le obie cy wa li, a sło wa nie do trzy ma li. Al bo weź my na przy kład ta ki ZUS, KRUS al bo Urząd Skarbowy – do da je Ta deusz. – Jak chcesz za ło żyć wła sną firmę, to i tak skład ki i po dat ki cię wy koń czą. Nie ma lek ko... Lu dzie te raz na wet na czar no bo ją się za trud niać. Zresz tą jak pa pie rów nie ma, to też szko da, bo czas pra cy nie jest wli cza ny do eme ry tu ry – do da je Zby szek. Do te go do cho dzą ni skie be ne fi ty na ro dzi nę, któ re tu na przy kład mo że my do sta wać na wet je śli na sza ro dzi na miesz ka w Pol sce – wylicza najważniejsze minusy. – No, ale jed nak ktoś wra ca – mó wię. – A wie pa ni kto? Za ko cha ni, bo oni świa ta wte dy nie wi dzą. Jed ne go ko le gę jak zła pa ło, to wziął się spa ko wał i wy je chał. Ale jak je go lu ba chcia ła jeź dzić to tu, to tam, to szyb ko wró cił z po wro tem – śmie je się pan Zby szek. Panowie du żo mi jesz cze ze śmie chem i żar tem opo wia da ją o mał żeń stwach, ro dzi nach, związ kach… Bez roz wo dów też się nie obeszło. Pan Zby szek twier dzi, że jak ma się ro dzi nę, to le piej jej nie opusz czać, bo wia do mo, róż nie to mo że być. – Jak ja my śla łem o wy jeź dzie, to usie dli śmy z żo ną przy sto le i stwier dzi li śmy, że al bo wy jeż dża my ra zem, al bo żad ne z nas. Po to się za kła da ro dzi nę, by z nią być. Ja te raz nie mam pro ble mu, aby tu zo stać na sta łe. Żo nie się po do ba, cór ka cho dzi już do przed szko la i ma ko le żan ki do za ba wy, to do cze go ja mam wra cać? Mnie tu do brze. Wy cho dzę ze spo tka nia z uśmie chem na twa rzy. Nie dla te go, że oj czy zna na sza wy da je się być kra jem ab sur dów czy sys tem tam pa nu ją cy czę sto po tra fi w pię ty do piec, ale dla te go, że by ła to dla mnie lek cja po zy tyw ne go my śle nia, że jak Po lak chce, to po tra fi. Po tra fi się odnaleźć w róż nych warunkach. Mu si tyl ko wiedzieć, na czym mu za le ży i wte dy na wet kry zys mu nie strasz ny.
10|
7 listopada 2008 | nowy czas
polska
tydzień w kraju Od czasu rady gabinetowej prezydent i premier wymieniają się uprzejmościami. Na kolejny szczyt w Brukseli jedzie Lech Kaczyński i zreferuje tam m.in. stanowisko rządu w sprawie euro. Prezydentowi nie podoba się zbyt szybki termin jego wprowadzenia, ale opory jak gdyby zrobiły się mniejsze. W Warszawie spotkali się szefowie rządów Grupy Wyszehradzkiej. Rozmawiano o pakiecie energetyczno-klimatycznym i poparciu w tej sprawie stanowiska Polski. Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz pojechał do Algierii, gdzie otwierał polsko-algierskie Forum Gospodarcze. Podobne forum, z tym że polsko-białoruskie, odbyło się w Mińsku. Gościem miał tu być wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. Jednak na Białoruś nie doleciał z powodu złej pogody. Minister obrony Bogdan Klich składał wizytę w Indiach. Tematem rozmów była m.in. sprzedaż do tego kraju polskiego uzbrojenia. Lech Kaczyński ponownie oświadczył, że zawetuje ustawę o komercjalizacji służby zdrowia, jeśli nie będzie ona gwarantowała społecznej własności placówek zdrowia. Na Kongresie PSL ludowcy wybierali władze i ustalali program. Gościem zjazdu był premier Donald Tusk. Lech Wałęsa nie poleciał do Caracas na konferencję Forum Demokratycznego. Władze Wenezueli uznały go za persona non grata. Chavez naczytał się Cenckiewicza? Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że 10 proc. więźniów w Polsce spełnia warunki przejścia na system elektronicznego dozoru. Skazani przebywaliby w domach, a ich ruchy śledziłyby elektroniczne bransolety. Były minister prezydenta Kwaśniewskiego Marek Ungier usłyszał zarzuty dotyczące ukrycia w 2003 roku dokumentów. Chodziło o prowokację wymierzoną w ówczesnego premiera Leszka Millera. A podobno kohabitacja wcześniej bywała wzorowa… Ungier jest też podejrzewany o poinformowanie ówczesnego ministra Wiesława Kaczmarka o toczącym się przeciwko niemu śledztwie. Biegli sądowi ustalili, że stan zdrowia Czesława Kiszczaka nie jest przeszkodą w udziale w procesie autorów stanu wojennego. Prokuratura uznała, że szef komisji weryfikacyjnej WSI Jan Olszewski nie złamał prawa zakazując grzebania w swoich materiałach funkcjonariuszom Służb Kontrwywiadu Wojskowego.
pOlSkA – USA
pRzySzłOść UmOwy niepewnA
Czy Obama utrąci Polsce tarczę? Bartosz Rutkowski
Ameryka się cieszy, cieszy się też afrykańska Kenia, gdzie krewni prezydentaelekta Baracka Obamy bez przerwy świętują zwycięstwo swego krajana. Ale nad Wisłą niektórzy politycy mają nietęgie miny. Bo zwycięstwo Obamy i obozu demokratów może oznaczać koniec amerykańskiej tarczy antyrakietowej na polskiej ziemi. I to mimo umowy podpisanej przez odchodzącą już administrację prezydenta Busha.
Obama ma Obawy Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski spotkał się już dwa razy z Obamą i rozmawiał między innymi o przyszłości tarczy. Okazuje się, że jeszcze jako senator, Obama miał po-
ważne wątpliwości, czy takie amerykańskie instalacje powinny być na polskiej ziemi. Wyraźnie podkreślał, że nie mogą to być urządzenia wymierzone w Rosję. Nie precyzował jednak, czy wystarczy, by Moskwa zgłosiła swe zastrzeżenia, aby przerwać stosowne prace. Barack Obama miał też wątpliwości, czy Ameryka sprosta technologicznie temu wyzwaniu. Ale to tylko dyplomatyczna gra, bo – jak pokazują ostatnie testy – amerykańskie firmy są już niemal przygotowane na produkcję tych elementów tarczy, które miałyby być rozlokowane niedaleko Słupska.
Tarcza jesT za drOga Obama, jak i cały obóz demokratów twierdził, że tarcza jest za droga, że trzeba ciąć wydatki na zbrojenia gdzie tylko się da. Ale w czasie kampanii wyborczej można to było traktować jako element walki politycznej, by tylko rzucać kłody pod nogi republikanom. Dziś jednak demokraci mają nie tylko prezydenta, ale i większość w Kongresie i to oni, jeśli tylko
będą chcieli, mogą niektóre wydatki zbrojeniowe zamrozić, inne jeszcze po prostu utrącić.
Barackowi Obamie składam serdeczne gratulacje oraz życzenia powodzenia i sukcesów w realizacji zamierzeń w polityce zagranicznej USA. Radosław Sikorski, MSZ
W tej sytuacji może się więc okazać, że jednym z pierwszych posunięć nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych będzie skreślenie tarczy z planów USA. Sam fakt podpisania przez Warszawę umowy o tarczy z Waszyngtonem do niczego nowej administracji jeszcze nie zobowiązuje. Obama patrzy inaczej na świat i nie można wykluczyć, że tarcza jednak przepadnie. Pewną nadzieją na to, że tak się nie stanie było spotkanie Obamy tuż
7DĕV]H 8EH]SLHF]HQLH
6DPRFKRG\ 0RWRF\NOH 9DQ\
3ROVF\ GRUDGF\ Z 8. VâXĪĆ V]\ENĆ L IDFKRZĆ REVâXJĆ =DG]ZRĔ GR -DUND L MHJR ]HVSRáX
0870 999 05 06 =DSáDWD SU]H] GLUHFW GHELW $VVLVWDQFH ZOLF]DMąF 3ROVNĊ
MoĪOLZH W\PF]DVRZH XEH]SLHF]HQLH $QJLHOVND ¿UPD ]DáRĪRQD Z $XWRU\]RZDQD L SUDZQLH UHJXORZDQD SU]H] *RG]LQ\ RWZDUFLD 9am - 5.30pm Po-Pt oraz 9am - 5pm Sob
przed wyborami prezydenckim z przedstawicielami amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Doszło tam ponoć do nieformalnej umowy: my, czyli zbrojeniówka robimy jak zwykle swoje, ja, Barack Obama nie będę robił niczego, by szkodzić tej potężnej branży amerykańskiego przemysłu. To jednak tylko przypuszczenia.
Praga Też się marTwi Zaniepokojona jest takim obrotem sprawy nie tylko Warszawa, ale także czeska Praga. Tam budowa radaru, jako elementu tarczy miała się rozpocząć jeszcze w tym roku. Dużo sił i czasu poświęcili czescy politycy, by przekonać społeczeństwo do radaru. Nie zawsze się to udawało, ostatecznie jednak umowa została podpisana. – Wszystko zależy od tego, kto będzie w sprawach bezpieczeństwa doradzał Obamie, który tak naprawdę nie ma zielonego pojęcia o polityce międzynarodowej – mówi emerytowany polski dyplomata, który jest jednak co do losów tarczy jak najgorszych myśli.
Skatowali pasażerów Pod Zieloną Górą dwóch pijanych młodych mężczyzn zatrzymało jadący drogą samochód. Pobito rodzinę, nie oszczędzono nawet dziecka. Obaj sprawcy zostali błyskawicznie zatrzymani przez policję. Choć młodzi, bo w wieku 18 i 22 lat, obaj byli już karani za rozboje i podobne przestępstwa. Nie wiadomo, dlaczego dokonali ostatniego. Nieznane są motywy i wszystko wskazuje na to, że po prostu mieli ochotę kogoś pobić. Przypadkiem trafili na rodzinę. Wieczorem, kompletnie pijani zatarasowali przejazd osobowemu seatowi. Wysiadł z niego mężczyzna, by dowiedzieć, czy komuś coś się stało, czy doszło do jakiegoś wypadku. Zwykle przecież nikt bez powodu nie staje na środku drogi. Nie zdążył nawet się zapytać, jak oprawcy zaczęli go katować. Bili pałkami, kopali, skakali po nim. Na ratunek rzuciła się żona i 14letni syn – oni również zostali pobici. Cała jednak agresja skupiła się na mężczyźnie. Gdy ten nie dawał już oznak życia, sprawcy rzucili na niego betonowy fragment ogrodzenia. Uciekli, gdy pobita kobieta zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Udało jej się wezwać policję i karetkę. Skatowany mężczyzna z połamanymi w kilku miejscach kończynami trafił do szpitala. Jest silnie potłuczony. Syn i żona odnieśli znacznie lżejsze obrażenia. Sprawcy zostali zatrzymani kilkanaście minut po całym zdarzeniu. (pk)
|11
nowy czas | 7 listopada 2008
polska
Nic o nas bez nas Tusku, rządź po ludzku waRszawa
Prezydent Lech Kaczyński ponownie poprowadził pewien fragment polityki zagranicznej bez konsultowania tego z rządem. Tym razem poszło o polsko-litewskie stanowisko w sprawie partnerstwa z Rosją. Prezydent podpisał, szef polskiej dyplomacji dowiedział się o stanowisku naszego kraju dopiero na spotkaniu szefów MSZ w Marsylii. Polsko-litewskie stanowisko dotyczyło wstrzymania rozmów z Rosją w sprawie układu o partnerstwie z UE. W stanowisku obaj prezydenci nawołują pozostałych przywódców państw Unii, by nie podejmowali z Rosją żadnych rozmów. Radosław Sikorski był zaskoczony, że o polskim stanowisku dowiedział się od litewskiego ministra. Po przyjeździe z Marsylii, Sikorski na konferencji prasowej z premierem Donaldem Tuskiem zaapelowali do prezydenta, by przed kolejnymi śmiałymi decyzjami raczył się konsultować z rządem. Prezydent zbyt wiele z tego apelu sobie nie zrobił. Jego otoczenie w komentarzach do całej sytuacji, poinformowało tylko, że prezydent takiego obowiązku nie ma. (pk)
pRotesty związkowców
Bartosz Rutkowski
Warszawa znów przypominała oblężoną twierdzę. Poblokowane ulice, dodatkowe siły policyjne, ryk syren, gwizdy, petardy i kłęby gryzącego dymu. Tak kilka tysięcy związkowców z wielu central protestowało przeciwko polityce ekipy Donalda Tuska odbierającej kilkuset tysiącom Polakom tak zwane „pomostówki”, czyli wcześniejsze emerytury. Byli górnicy, hutnicy, kolejarze i nauczyciele, a więc przedstawiciele tych grup zawodowych, które zgodnie z projektem rządu mają stracić prawo do emerytur pomostowych. Związkowcy najpierw manifestowali przed Sejmem, potem przeszli pod kancelarię premiera. Ta część miasta była na kilka godzin zamknięta, co sprawiło, że całe centrum stolicy było spa-
raliżowane. Protestujący palili opony, ciskali petardami. Jeden związkowiec został ranny, rany odniósł też policjant. – Związki razem, rząd do domu! – krzyczeli protestujący i nie wstydzili się tego, że w tłumie byli ci z „Solidarności”, jak i z OPZZ. – Największy konflikt społeczny od lat! To jest rządowa recepta na kryzys – grzmiał przewodniczący NSZZ „Solidarność” Janusz Śniadek. Podkreślił, że proponowany przez rząd projekt ustawy o emeryturach pomostowych zawiera „haniebny mechanizm, polegający na wygaszaniu uprawnień”. – To skłania pracodawców do zwalniania tych pracowników, którzy nabyli uprawnienia, od których płacą składki, a zatrudniania w ich miejsce nowych, bez uprawnień. – Rząd odbiera nabyte prawa i zmusza najbiedniejszych do płacenia największych podatków – mówił przewodniczący OPZZ Jan Guz. Prowadzi politykę niskich płac i głodowych emerytur – dodawał. Szef doradców premiera Michał Boni zapewnił, że rząd jest gotowy na rozmowy. Zaznaczył też, że projekt o
emeryturach pomostowych powstawał przecież w porozumieniu ze związkami. To tylko rozwścieczyło związkowców. Omawiany w Sejmie rządowy projekt ustawy zmniejsza liczbę uprawnionych do wcześniejszego przechodzenia na emeryturę z miliona osób, do niecałych 250 tys. osób. To dopiero początek fali protestów. Były też zablokowane węzły kolejowe w Katowicach i Bydgoszczy. Protest trwał dwie godziny i był ostrzeżeniem dla rządu. Akcja związkowców pokazała, że mogą sparaliżować ruch kolejowy w całym kraju. – W przypadku braku efektów protest będzie się rozlewał po kraju – zapowiadał Stanisław Kokot, rzecznik Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ Solidarność. Kolejarze protestowali w stolicy latem tego roku. Obiecano im rozmowy, jednak nic z tego nie wyszło i teraz po raz ostatni przypominają: „Tusku, rządź po ludzku”. Lider kolejarskiej „Solidarności” nie ujawnił, w jaki sposób będzie rozszerzał się protest. Podkreślił jednak, że będzie to połączona akcja wszystkich związków zawodowych.
tydzień w kraju Andrzej Sariusz-Skąpski, prezes Federacji Rodzin Katyńskich okazał się byłym tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Igor”. Ciekawe, że w wyborach na to stanowisko nie przeszkodził mu już znany fakt bycia przewodniczącym PRON-u w Białym Dunajcu? Prokuratura odmówiła po raz kolejny podjęcia działań w sprawie rehabilitacji Wincentego Witosa. Powodem jest zaginięcie akt z procesu brzeskiego z 1932 roku. Jest porozumienie rządu z KE w sprawie polskich stoczni. Nie wiadomo jednak, czy zakłady te będą nadal produkowały statki? Plan przewiduje oddłużenie stoczni, podział majątku i jego sprzedaż. Nabywcami mają być także firmy spoza tej branży. W kraju podrożał gaz i prąd. Ceny gazu wzrosły o 7,9 proc, prądu o 2,3 proc. Następną podwyżkę przewidziano już na 1 stycznia 2009 roku. Do polskich szkół trafia nowy przedmiot – edukacja dla bezpieczeństwa, który zastąpi tzw. przysposobienie obronne.
12|
7 listopada 2008 | nowy czas
wielka brytania świat
tydzień w skrócie Libijski przywódca Muammar Kadafi odwiedził po 23 latach Moskwę. Wspólnie z Putinem wysłuchał koncertu Mirelle Mathieu. Sojusz znowu się nawiązuje, w dodatku przy dźwiękach francuskiej muzyki. Z Rosji Kadafi poleciał na Białoruś, gdzie podpisał umowę o współpracy gospodarczej. Niemcy skarżą Włochy do Trybunału w Hadze. Powodem jest wyrok włoskiego Sądu Najwyższego, który przyznał odszkodowanie od Niemiec za sześciu rozstrzelanych w czasie wojny Toskańczyków. Berlin obawia się otwarcia całej fali roszczeń i powołuje się na immunitet suwerennych państw. Polska i Litwa radzą, by się nie spieszyć z podpisywaniem przez UE nowej umowy o partnerstwie z Rosją. Wilno i Warszawa proponują poczekać, aż wojska rosyjskie opuszczą zupełnie terytorium Gruzji. Tymczasem z Gruzji donoszą o coraz większej fali antyprezydenckich protestów. Grupa młodych ludzi usiłowała nawet opanować publiczną TV. Rosja po cichu rozprawia się z Saakaszwillim? W Marsylii odbył się Szczyt Unii Śródziemnomorskiej. Należy do niej 40 państw, w tym i Polska. Postanowiono m.in., że siedziba UŚ będzie się mieściła w Barcelonie. Prezydent Słowenii powierzył misję utworzenia nowego rządu socjaldemokracie Borutowi Pahorowi. Zaproszenie Ukrainy do Planu Partnerstwa z NATO zostało przełożone na rok 2009. Powodem jest niestabilna sytuacja polityczna kraju. Przepychanki polityczne na Ukrainie spowodowały, że z tego kraju nadeszły sprzeczne informacje o przygotowaniach do Euro 2012. Informacja o wstrzymaniu prac ostatecznie się nie potwierdziła. Pospieszył się jednak nowy prezes PZPN Grzegorz Lato, który natychmiast po swoim wyborze skomentował tę sytuację słowami o możliwości zorganizowania Euro wspólnie z… Niemcami. Pomiędzy Warszawą a Kijowem natychmiast zaiskrzyło… Z okazji święta „Dziadów” na Białorusi doszło do opozycyjnej manifestacji. Udział w niej wzięło około 1000 osób. Ministrowie finansów UE zatwierdzili plan udzielenia Węgrom 6,5 mld euro pożyczki na ratowanie finansów tego kraju. Czeski premier Mirek Topolanek oświadczył, że jego kraj może podpisać Traktat Lizboński w pierwszym kwartale 2009 roku. Na odłożenie terminu nalegał prezydent, który polecił zbadać jego zgodność z czeskim prawem Try-
StAny zjednoczone
hiStoryczny zAKręt
Jakim będzie prezydentem? ciąg dalszy ze str.1
druzgocąca klęska rePublikanów Czy można sobie wyobrazić, że w Polsce jakiś kandydat do urzędu jest wystawiony przez dwa lata na wyczerpującą, codzienną, kampanię z prawyborami, ciągłymi wywiadami, wiecami na ekranach kilku stacji telewizyjnych naraz, debatami, a na koniec błyskawicznymi rajdami po kilku odległych częściach kraju w jednym dniu? A tak właśnie wyglądała zakończona w tym tygodniu walka o Biały Dom. Konkurent Obamy, senator McCain, prowadził kampanię jeszcze w dniu, kiedy Amerykanie ruszyli do przysłowiowych – bo w Stanach są to raczej maszyny – urn (w USA nie ma ciszy wyborczej – gdy na Hawajach i Alasce trwały jeszcze głosowania, wynik wyborów był już przesądzony, a obaj senatorowie zdążyli wygłosić stosowne przemówienia). W tym roku nawet John McCain, o którym dawniej mówiło się, że był „ulubionym republikaninem demokratów”, do końca gorączkowo zabiegający o głosy na porywających wiecach, nie mógł przezwyciężyć dynamiki wyborczej. O ile kilkuprocentowa przewaga kandydata demokratów w głosowaniu powszechnym pozornie jest niewielka, to już fakt zwycięstwa w wielu stanach historycznie sprzyjających republikanom jest zaskakujący. Oprócz wyniku wyborów prezydenckich kolejnym przełomem jest zwycięstwo demokratów w wyborach do Kongresu, z reguły bardziej równo podzielonego politycznie. Te „parlamentarne” zwycięstwa zmieniają radykalnie arytmetykę w izbach na korzyść partii przyszłego prezydenta. Bilans wyborczy obejmuje jeszcze jednego pokonanego, choć na – często znów przysłowiowych – kartkach wyborczych jego nazwiska nie było. Te wybory były surową oceną wystawioną przez wyborców obecnemu prezydentowi, George’owi Bushowi. Jego nazwisko było w tym roku obciążeniem dla każdego kandydata startującego pod szyldem republikanów. Skorzystał na tym obóz demokratów jako całość, a Barack Obama szczególnie.
wielkie wyzwania Taki sukces wyborczy demokratów nie odbył się oczywiście w próżni: Ameryka prowadzi daleko od swoich granic dwie poważne wojny, ma największe w historii zadłużenie wewnętrzne, wysoki deficyt w handlu zagranicznym i wysoki deficyt budżetowy. Na dodatek znalazła się (a z nią świat finansów na całym świecie) na krawędzi finansowej przepaści w związku z kryzysem na rynku pożyczek hipotetycznych. Z tymi i innymi problemami będzie się musiał zmierzyć prezydent Obama i to w kontek-
ście ogromnych oczekiwań wyborców, które sam rozbudził wielomiesięczną wiecową retoryką. Powierzając w jego ręce urząd Amerykanie uwierzyli, że to on może przynieść bliżej nie zdefiniowane zmiany w rządzeniu. Nie ulega wątpliwości, że na czele listy priorytetów, którymi będzie się musiał zająć prezydent Obama, jest bieżący kryzys finansowy. Powierzchowne obwinianie jedynie Busha za kryzys na rynkach było opłacalną retoryką wyborczą, ale – co najmniej – mijało się z prawdą, a – nazywając rzeczy po imieniu – było manipulacją. Wbrew pozorom, grono postaci politycznych winnych obecnej sytuacji obejmuje wiele osób, z grupą znanych członków Kongresu z ramienia Partii Demokratycznej na czele. Prawdziwą zagadką jest, czy prezydent Obama będzie w stanie przeciwstawić się swojemu własnemu środowisku politycznemu, rezygnując z populistycznego obarczania winą wyłącznie republikanów i Busha za grzechy rzeczywiste i urojone. Trudno powiedzieć, na ile Obamie uda się też projekt czegoś, co można by nazwać „europeizacją” Stanów Zjednoczonych. Przy nie mającej precedensu interwencji na rynkach finansowych i horrendalnych wydatkach budżetowych ostatnich lat, Obama wpisuje się w wyraźny skręt na lewo, który widać w Ameryce. Retoryka redystrybucji, podwyższania podatków dla najbogatszych, inwestycji w edukację i pomagania biednym, której używał Obama, przypomina czasami bardziej hasła socjaldemokracji Europy niż język polityki amerykańskiej. Problemem dla nowego prezydenta będzie zarówno brak środków w budżecie na wszystkie te plany, jak i nieprzystawalność
tego typu podejścia do amerykańskiego modelu wartości i historycznych doświadczeń.
Polityka międzynarodowa Na Obamę czekają też liczne wezwania międzynarodowe. Prezydent-elekt obiecywał szybkie wycofanie z Iraku oddziałów bojowych. Wygląda na to, że wydarzenia w tym kraju w sposób niezwykle fortunny pomogą zrealizować tę obietnicę wyborczą. Dzięki strategii wdrażanej od niecałych dwóch lat decyzją prezydenta Busha (z poparciem Johna McCaina), sytuacja w Iraku uległa istotniej poprawie. Jeśli obecny, na razie minimalny poziom spokoju wewnętrznego, będzie się utrwalał, wycofanie większości (ale z pewnością nie wszystkich) sił z Iraku może się odbywać w sposób, który nie spowoduje nagłej destabilizacji w tym kraju i w regionie. Zupełnie inaczej może przebiegać zapowiadane przez Obamę wzmocnienie sił w Afganistanie. W ostatnim czasie wojna w Afganistanie pochłania więcej ofiar po stronie sił zachodnich niż konflikt w Iraku. Wojska walczące z talibami znajdują się w trudnym położeniu i radzą sobie nienajlepiej. Błędy obecnej administracji będą się długo mścić na przywódcach wojskowych i politycznych, a Afganistan nie jest problemem, który da się szybko rozwiązać. W odróżnieniu od Iraku, Obama nie będzie mógł tu pokazać szybkich posunięć na użytek wewnętrznej konsumpcji. Nic też nie zapowiada łatwego rozwiązania w sprawie programu jądrowego Iranu. Nie należy się spodziewać, że przyszły prezydent Obama okaże tu ustępliwość, a raczej że będzie musiał podejmować trudne decyzje. Kilka tygodni temu o perspektywie takiej mó-
wił na spotkaniu z sympatykami przyszły wiceprezydent, Joe Biden, sugerując, że siła charakteru Obamy zostanie poddana próbie w ciągu kilku miesięcy tak, jak to miało miejsce w czasie prezydentury Johna Kennedy’ego. A ponieważ prosił przy tym o poparcie, można oczekiwać, że miał na myśli konieczność podjęcia decyzji, które nie spodobają się elektoratowi. Dla Polski szczególne znaczenie będzie miał stosunek nowej administracji do Rosji i do Europy Środkowo-Wschodniej. Ten ostatni region był konsekwentnie wspierany politycznie przez administrację George’a W. Busha. Za jego kadencji nastąpiło też jednak duże zbliżenie z Federacją Rosyjską, gdy Ameryka potrzebowała wsparcia Rosji w walce z talibami. Początkowy zachwyt nad tym partnerstwem zastępuje w Ameryce świadomość, że Rosja konsoliduje niedemokratyczny aparat władzy i zastrasza państwa regionu. Wydaje się, że tak jak dla administracji Cartera napad Związku Sowieckiego na Afganistan był wydarzeniem, które ostatecznie zawróciło USA z drogi odprężenia z Moskwą, tak w roku 2008 wydarzeniem obnażającym prawdziwy stan zmian w Rosji mógł być konflikt gruzińsko-rosyjski. Choć nie będzie to początek kolejnej zimnej wojny, to z pewnością będzie bodźcem dla nowej administracji do wspierania jej sojuszników i partnerów w Europie Środkowej i chłodniejszego stosunku do Rosji. Polska może z pewną dozą spokoju patrzeć na to przekazanie władzy. Na szczęście w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych jest o wiele więcej kontynuacji niż w ich polityce wewnętrznej.
Piotr Bieliński Korespondencja z USA
|13
nowy czas | 7 listopada 2008
wielka brytania świat
Hiszpania rozliczy się z historią Hiszpański sędzia Baltasar Garzón oskarża generała Franco o zbrodnie przeciwko ludzkości i zapowiada megaproces frankizmu. Garzón doprowadził kilka lat temu do aresztowania generała Pinocheta, który przebywał na leczeniu w Wielkiej Brytanii. Sprawa procesu budzi kontrowersje. Wydawało się, że Hiszpanie nie będą już wracać do okresu wojny domowej, przynajmniej nie na drodze sądowej. Historyk Luis Pio Moa Rodriguez uważa, że działania sędziego są inspirowane przez lewicowego premiera José Zapatero, chociaż z drugiej strony lewica boi się, że jednocześnie zostaną ujawnione zbrodnie drugiej strony. – W czasie wojny domowej w Hiszpanii nie było ani ludobójstwa, ani zbrodni przeciwko ludzkości, ani niczego w tym rodzaju. Dopuszczono się niezwykle okrutnych zbrodni, ale nie były one tak masowe jak te z wojny światowej. To jest absurdalny zarzut – twierdzi Rodriguez. Jego zdaniem generał Franco walczył nie z legalnie wybranym rządem, ale z rewolucją wspieraną przez sowieckich agentów, po czym nastąpił długi okres dyktatury. (mn)
wielkA brytAniA
SpołeczeńStwo
Pomóżcie mi umrzeć Jest przystojny, młody i błaga o... śmierć. Ale angielski sąd zapowiedział, że takiej zgody nie dostanie. Co więcej, zagroził, że jeśli rodzice będą mu chcieli pomóc w eutanazji i zawiozą go do szwajcarskiej kliniki, odpowiedzą jak za współudział w zabójstwie. Adam Szlongiewicz – Jestem w kropce, nie wiem co robić. Myślałem, że skoro to moje życie, to ostatecznie ja o nim decyduję – mówi nieuleczalnie chory 23-letni Dan Nicholls, z Bromley, w południowym Londynie.
Fatalny uraz na treningu Mężczyzna jest sparaliżowany od pasa w dół, bo doznał urazu na treningu w rugby, a lekarze nie pozostawili mu żadnych złudzeń – już nigdy w życiu nie będzie chodził! Na razie jeszcze może normalnie oddychać, ale ledwo co porusza ręką, tak że nie jest nawet w stanie przytrzymać kubka z herbatą. – Teraz muszę być leworęczny – mówi, z wymuszonym z trudem uśmiechem na twarzy. David, ojciec Dana jest jednym z szefów w pewnej firmie hotelarskiej i stać go było po powrocie z Australii do Wielkiej Brytanii nie tylko na kupno synowi nowego mieszkania, ale także na
wyposażenie pomieszczeń w sprzęt potrzebny do rehabilitacji, a tak naprawdę do podtrzymania funkcji życiowych syna. Pamięta doskonale ten dzień pięć lat temu, kiedy doszło do tej straszliwej kontuzji.
złudzenia prysnęły Na początku łudzono się, że to nic strasznego, że młody i silny organizm Dana zwalczy chorobę. Ale badania lekarskie były jednoznaczne – paraliż od pasa w dół. – On to przyjął najpierw filozoficznie, widocznie tak musiało być – wspomina pierwszą reakcję syna David. Ale potem z każdą chwilą było coraz gorzej, bo młody człowiek zdawał sobie sprawę ze swoich ograniczeń, doszedł wreszcie do wniosku, że nie chce być już dłużej tylko rośliną. Najbardziej załamał się po tym, jak opuścili go jego przyjaciele. On, kiedyś sprawny fizycznie, teraz nagle przestał ich obchodzić. Odczuł to niezwykle boleśnie. – Potrafił płakać godzinami, że nie daje sobie już z tym wszystkim rady, że najlepszym dla niego wyjściem byłaby śmierć – dodaje David. Opu-
ściła go dziewczyna, a miłość rodziny – jak się szybko okazało – to dla niego za mało.
tylko eutanazja I kiedyś trafił na szwajcarską fundację Dignitas, która pomogła już odejść z tego świata ponad stu Brytyjczykom, takim nieuleczalnie chorym jak Dan. Poprosił więc ojca, by ten zawiózł go do Zurichu. David był zdruzgotany taką prośbą, bo z jednej strony mówi, że zrobiłby dosłownie wszystko dla swego ukochanego syna, a z drugiej strony nie wie, jak się wobec takiej prośby Dana zachować. I nie chodzi przy tym o bojaźń, że stałby się automatycznie współodpowiedzialny za jego śmierć, tylko o to, czy ma prawo spełnić taką prośbę. – Liczę, że może on zmieni to postanowienie, bo przecież – moim zdaniem – śmierć nie jest najlepszym wyjściem z tej sytuacji. A z drugiej strony to przecież on najlepiej wie, co jest dla niego najlepsze, to on cierpi – bije się ze swoimi myślami David, który jest kolejnym Brytyjczykiem stojącym przed tak dramatycznym wyborem.
W Oksfordzie bez świąt Bożego Narodzenia Miasto Oxford rezygnuje z nazwy Boże Narodzenie i chce promować w tym okresie w zamian Zimowy Festiwal Światła (Winter Light Festival). Ma on mieć bardziej „globalny charakter” – twierdzą radni, a nie jak było do tej pory, kiedy święta obchodzili tylko chrześcijanie. Decyzja spowodowana troską o wszystkich, bez względu na wyznanie, spotkała się z ostrym sprzeciwem
mieszkańców Oksfordu. Oburzeni byli nie tylko chrześcijanie. Dla radnych największym zaskoczeniem były krytyczne uwagi muzułmanów i Żydów, którzy wystąpili w obronie Bożego Narodzenia. – Czuję się osobiście dotknięty i obrażony. Boże Narodzenie jest czymś wyjątkowym, nie można go pominąć czy, co więcej, wymazać z brytyjskiej kultury – stwierdził Sabir
Hussain Mirza, przewodniczący Muzułmańskiej Rady Oksfordu. Rabin Eli Bracknell podkreślał, że ,,zachowanie bożonarodzeniowych tradycji jest czymś ważnym i ich wymazywanie może tylko zaszkodzić tożsamości Wielkiej Brytanii”. Decyzji bronił zastępca burmistrza Ed Turner. Według niego będzie nawet bożonarodzeniowa choinka, tyle tylko że będzie się inaczej nazywać.
Tego typu próby podejmowane były już wcześniej, w miastach o znacznie większej liczbie muzułmanów, ale i tam spotykały się z podobnymi protestami, w których podkreślano potrzebę tożsamości, nie tylko chrześcijan, ale i kraju. Oksford do takich miast nie należy, wręcz przeciwnie – zawsze był ważnym ośrodkiem myśli teeologicznej i szeroko pojętej tradycji. (mg)
tydzień w skrócie Estonia zamierza się wycofać z inwestycji w nową siłownię atomową na Litwie. W inwestycji biorą udział jeszcze Polska i Łotwa. Francuski premier Francoise Fillon zagroził bankom upaństwowieniem, jeśli nie będą udzielały firmom kredytów. Dalajlama jest już zmęczony polityką. Wyraził chęć, by zastąpiło go już młodsze pokolenie Tybetańczyków. Japoński minister sprawiedliwości Eisuke Mori odrzucił postulaty zniesienia w tym kraju kary śmierci. Walki w Kongo (dawny Zair) spowodowały, że liczba uchodźców z tego kraju wzrosła już do 1,6 mln ludzi. Kurdowie iraccy zaproponowali rozmieszczenie na swoim terytorium przyszłych stałych baz armii USA. 39 osób zginęło podczas katastrofy promu w Tajlandii. Powodzie w Wietnamie i Chinach spowodowały śmierć 119 ludzi. Trzęsienie ziemi w Pakistanie spowodowało, że 40 tys. osób straciło swoje domy. Lewicowy prezydent Boliwii Evo Morale „bezterminowo” zawiesił w swoim kraju działalność amerykańskiej agencji ds. walki z narkotykami – DEA. Morale twierdzi, że jej agenci zajmowali się szpiegostwem. We lwowskich autobusach i tramwajach pojawiły się ulotki o treści: „Jeżdżenie bez biletu prowadzi do zdrady Ukrainy”. W nowym parlamencie Austrii po raz pierwszy zasiadła deputowana pochodzenia tureckiego. Ponad 30 proc. ankietowanych Islandczyków chętnie opuściłoby wyspę z powodu kryzysu finansowego. Szwedzka policja wykrywa tylko 6 proc. sprawców groźnych przestępstw.
14|
7 listopada 2008 | nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA
Stereotyp w błocie Krystyna Cywińska
Cudze chwalicie? Swego nie znacie? Sami nie wiecie, co posiadacie. Stare porzekadło zdaje egzamin dojrzałości. A stare stereotypy padają w błoto jeden po drugim. Na przykład wyższa angielska kultura. Kultura w ogóle i obyczajowa. Eleganckie intelektualne, angielskie poczucie humoru. Nieskazitelnie dowcipne i w ogóle nieskazitelne maniery, wytworność stroju. Anglia to kraj gentelmenów. Itp., itd.
Polacy na samą myśl o Anglikach popadają w poczucie niższości. Czas z tym skończyć. Nie jesteśmy w niczym gorsi. Jesteśmy tylko biedniejsi, zubożali przez nasze dzieje. Chamstwo w tym kraju, mimo pozorów, jest wszechobecne. Grubiaństwo też. Arogancja także. A pijaństwo bodaj większe niż w Polsce. Nawet zwierzęta domowe bywają tu spite. Chłepczą piwo z dokładką razem ze swoim panem czy panią. Kocur moich sąsiadów, zalanych od rana, regularnie z nimi popija. A niedawno zalany w sztok kucyk wpadł do kanału i trzeba go było ratować. Przysłowiowa miłość do zwierzaków w tym kraju też jest problematyczna. Wystarczy odwiedzić schroniska dla maltretowanych, porzucanych zwierzaków. Z maltretowaniem dzieci podobnie – obdarte, głodzone, bite, molestowane seksualnie, wałęsają się samopas po ulicach. Są niedouczone w szkołach, o znacznie niższym niż polski poziomie edukacji. Wystarczy przysłuchać się telewizyjnym quizom: – Gdzie biegnie kolej transsyberyjska – padło pytanie. No, w Ameryce Południowej przecież – padła odpowiedź. Z manierami przy stole też różnie bywa. Mlaskanie, siorbnie, bekanie, trzymanie łokci na stole, a sztućce na sztorc nie są wyłączną polską przywarą. Zdarzają się i tu dość nagminnie w tak zwanej małej Anglii. Modna pozorna bezklasowość zrobiła swoje. Zwyciężyły maniery plebejskie.
Niechlujstwo w obyciu, niechlujstwo w ubraniu, niechlujstwo w domach. I powszechne rozwydrzenie wśród młodzieży. No i ta nienasycona rozwiązłość seksualna. Anglicy dokonali wielkiego skoku obyczajowego. Od purytańskiej pruderii wiktoriańskiej do zaniku przyzwoitości i moralności. Żyjemy w okresie rozpasania od pasa w dół. I schlebiania rozwiązłym gustom w mediach. Szczególnie w programach BBC. Może nasi telewizyjni i radiowi dziennikarze przestaną się wreszcie powoływać na wyższość tej instytucji, przez lata opanowanej przez lewaków. Pozwalającej sobie w imię rzekomej bezstronności na stronniczość i kpiny wobec innych przekonań. Wrzód wreszcie pękł. Pękł po wulgarnym programie radiowym tzw. komików, Russela Branda i Jonathana Rossa, obrażających z premedytacją aktora Andrew Sachsa i jego wnuczkę. Sachs był popularny w roli hiszpańskiego kelnera w znanym, także w Polsce, serialu Fawlty Towers. Pochodzi z rodziny żydowskiej, zbiegłej z hitlerowskich Niemiec. Sporo już przeżył. Publiczne szyderstwa z niego i jego wnuczki nie były przypadkowe. – Przeleciałem ją – triumfował w radio Russel Brand. Ha, ha, ha – wtórował mu Jonathan Ross. Okazuje się, że wnuczka miała krótki romans z infantylnym bezmózgowcem Brandem. Tym większe było to chamstwo. Myślę, że nie do pomyślenia w polskich mediach. I czy do pomyślenia byłyby w polskiej tele-
wizji sceny i rozmówki, z jakich słynie Jonathan Ross? Na przykład jego pytania w rozmowie z przywódcą konserwatystów Davidem Cameronem: – Czy onanizował się pan na myśl o Margaret Thatcher? – Czy myślał pan o niej cieleśnie i obleśnie? W rozmowie z aktorką Nicole Kidman, która jest Australijką, Ross imitując australijski akcent porównał jej matkę do suki dingo. Ha, ha, ha… W wywiadzie z Sharon Osborn obmacywał jej piersi i wszystko było cacy lala. Wielkie brawa BBC i oszałamiająca podwyżka jego i tak bajońskich zarobków. W innych rozrywkowych programach radiowych BBC padały pytania, czy kobiety onanizują się i sikają pod prysznicem. I czy nie należałoby pozbyć się królowej. No, zabić ją, żeby na jej tronie zasiadła podniecająca seksualnie 20-latka. Lista podobnych wulgarnych, ohydnych wypowiedzi przytoczona przez „Sunday Times” jest dość długa. Wreszcie „Daily Mail” napisał, że BBC jest arogancką instytucją o wątpliwym smaku. Wątpliwym, że zapytam? Wyjątkowo złym, obrzydliwym i w wielu programach infantylnym. Starzejący się aktorzy, jak Jonathan Ross, starają się przypodobać tzw. młodzieży. Podniosły się teraz głosy, i to liczne, żeby bojkotować abonament BBC. W Polsce odbyła się niejedna już debata na temat możliwości zniesienia abonamentu dla państwowej telewizji. Ale ta polska telewizja państwowa może świecić przykładem przyzwoitości dla BBC.
Ze wszystkimi jej mankamentami. Polacy nie znieśliby chyba podobnego publicznego wychamiania się, wyuzdania i wulgarności. I chyba w większości nie rechotaliby mlaskając z uciechy z mało dowcipnych popisów w rzekomo satyrycznych programach BBC. Co spowodowało taki upadek kulturowy i mentalny w tym kraju? Podobno rozpasanie liberalne i materialne. Ten wielki boom, który się skończył. I zostawił po sobie dekadenckie brudy okresu ekscesów. A zresztą, niech się nad tym głowią socjolodzy i psycholodzy. Nad tą społeczną moralną psychopatią. Idą ciężkie czasy, radykalni liberałowie może pójdą w odstawkę. Przynajmniej na jakiś czas. Może czas teraz na stare, dobre, mieszczańskie zasady, na moralność, kulturalne maniery. Z taką furią atakowane przez radykalnych liberałów od lat w 60., w tym kraju, który się nagle z powodu kryzysu opamiętał. Polskę przed tą negatywną kulturową ewolucją chronił Kościół i – że dodam – mimo wszystko i wszystkich przeciwnego zdania – żelazna kurtyna. Wycierajcie nogi z tego błota, zanim staniecie na ziemi polskiej. Pod wieloma względami bardziej czystej. Bo nie wiecie, co posiadacie, a cudze chwalicie. Przestańcie. Przesadziłam? Może co nieco, ale felietonistce przecież wolno, szczególnie jako byłej wieloletniej dziennikarce Polskiej Sekcji BBC. Znam te rewiry z autopsji. Ha, ha…
resztki odporności psychicznej. „Tylko Lwy, które miewają kłopoty z wątrobą, powinny uważać, co jedzą” – dobija mnie gazeta. Odruchowo rozglądam się naokoło, kończę batonik i – przywiedziony do desperacji – zagłębiam się w lekturze horoskopów dla innych. Inni – mówię sobie – mają na pewno jeszcze gorzej. Wodnik, jak informuje „TS”, choć wkrótce „złapie wiatr w żagle”, jednocześnie może „mieć teraz, niestety, skłonności do tycia”. Można by to oczywiście interpretować na korzyść Wodnika: że mianowicie jak utyje, to w swoje powiększone żagle złapie jeszcze więcej wiatru, ale byłaby to interpretacja naciągana. Bykom „TS” radzi, by zrobiły sobie mammografię i cytologię (jakaż to ulga dla pozostałych – zwolnienie z mammografii i cytologii Raków, Wodników i innych jest niesłychanie miłym gestem ze strony gazety), Bliźniętom, by nie myliły dnia z nocą, zaś Wagom, by przestrzegały diety, bo mają skłonności do chorób przewodu pokarmowego.
Najgorszy los czeka Ryby. Gazeta wieszczy wszystkim spod tego znaku kłopoty z fiskusem, ogólnie z pieniędzmi oraz z partnerem. Na koniec przesądza, iż wszystkie Ryby mają problem z kręgosłupem, i radzi, by udały się w związku z tym do lekarza, gdyż „Saturn sprawi, że im dłużej będziesz zwlekał, tym trudniej będzie ci wrócić do formy”. Podbudowany cudzym nieszczęściem odzyskuję wigor i rozglądam się dookoła: podczas lektury zniknęli wszyscy pacjenci, zwłaszcza zaś pani ze słonecznikiem, co uznaję za ostateczny argument za czytaniem horoskopów. Dobrego humoru nie rujnuje mi nawet odkrycie, że „Twój Styl”, który właśnie analizowałem, jest ze stycznia. To, co mówią gwiazdy – myślę sobie – jest ponadczasowe. W przekonaniu tym utwierdza mnie Britney Spears, która w tym samym „Twoim Stylu” (w rubryce, nomen omen, „Gwiazdy mówią”) tak mówi: „Jestem za karą śmierci. Przestępca powinien mieć nauczkę na przyszłość”.
Gwiazdy mówią Przemysław Wilczyński
Na co może liczyć pogrążony w emocjonalnym kryzysie człowiek, który w środku finansowego kryzysu siedzi w poczekalni pogrążonej w kryzysie służby zdrowia? Może liczyć tylko na gwiazdy.
Siedzę w poczekalni, przede mną osiem osób, w tym jedna pani, która właśnie zaczęła jeść słonecznik i komentować kryzys służby zdrowia (przez co wspomniany kryzys – proszę mi wierzyć – wcale nie stał się mniej dotkliwy). Do kryzysowych nastrojów dołącza się lekarz, który postanowił właśnie teraz przeprowadzić strajk włoski: mówi powoli „dzień dobry”, „do widzenia”, poświęca każdemu pacjentowi pół godziny, a jego ruchy są spowolnione i majestatyczne. Siedzę sobie i szybko – za sprawą lekarza, stanu finansów świata oraz pani ze słonecznikiem – popadam w emocjonalny kryzys. Znikąd nie widać pocieszenia; przede mną uchylające się tylko co pół godziny drzwi, a na ścianach pogróżki: że choroba wieńcowa, że przewlekła obturacyjna choroba płuc, że te krwinki to, że tamte krwinki tamto. Rozglądam się dookoła. Na wieszaku z gazetami dostrzegam ratunek: oto wisi sobie spokojnie „Poradnik Domowy” i „Twój Styl” z horoskopami dla
każdego. Wezmę, poczytam – mówię sobie – może coś o kryzysie powiedzą, cudowną radę na niemoc i depresję dadzą. Wstaję, sięgam po „Twój Styl” i „Poradnik Domowy”, i kiedy siadam z powrotem, pozytywna energia uchodzi ze mnie ostatecznie i nieodwołalnie. „Masz teraz mnóstwo pozytywnej energii” – informuje „Twój Styl” w pierwszym zdaniu horoskopu dla Lwa. Po jednej sentencji nie daję się sprowokować. Chwytam za „Poradnik Domowy”, w którym natrafiam na kolejny, pozornie optymistyczny sygnał. „Odczujesz w portfelu poważne zmiany na rynku pracy” – wieszczy gazeta, nie poprawiając bynajmniej humorów tym, którzy pomyślne zmiany na rynku pracy chcieliby odczuć na rynku pracy. Niby nadal trzymam fason, ale jednocześnie, odruchowo, zaczynam nerwowo pogryzać przeznaczony na zły humor batonik. Wracam do „Twojego Stylu”. „Planety obdarzą cię energią i odpornością fizyczną” – nie ustaje w żałosnych przewidywaniach miesięcznik, a ja czytam i, pogryzając, tracę
|15
nowy czas | 7 listopada 2008
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Ameryka wybrała 44. prezydenta. Proszę zwrócić uwagę na cyfrę, dla nas Polaków, jakże symboliczną. Gdyby tak Obama miał korzenie polskie, a nie afrykańskie… Pomarzyć można, bo te wybory prezydenta jedynego w dalszym ciągu mocarstwa odbywały się w sferze marzeń i symboliki. Przez takie przewrotne zestawienie bardziej możemy sobie wyobrazić radość czarnoskórych mieszkańców Ameryki i innych regionów świata.
Paradoksalnie taki przełom był tylko możliwy w Stanach Zjednoczonych. Przez długie miesiące kampanii wyborczej można było zazdrościć Amerykanom stopnia zaangażowania obywatelskiego. W tym kraju, o stosunkowo młodej historii, kraju imigrantów, gdzie znacznie trudniej, w porównaniu na przykład z Europą, o tożsamość narodową to, co jest ważne, co jest wspólną wartością, to państwo i mechanizmy demokratyczne. Ameryka postrzegana jest jednak przez Stary Kontynent z mentorską wyższością. Wyzwolony z gorsetu wartości z politowaniem patrzy na sentymentalne wymachiwanie flagami narodowymi, obecność Boga w życiu publicznym i retorykę odwołującą się do wartości, a nie pragmatyki. Ameryka w opinii europejskich mediów przez ostatnie dekady była policjantem świata. Chociaż walczyła z terroryzmem, to właśnie ona oskarżana była o terroryzm. Czy teraz będzie postrzegana inaczej? Wątpię, tak naprawdę niewiele się zmieniło. Ameryka jest nadal krajem centroprawicowym, co nie przeszkodziło w dokonaniu wyboru polityka o proweniencji lewicowej. I w tym jest siła Ameryki, widoczna w tej spektakularnej kampanii prezydenckiej. John McCain przegrał, chociaż jeszcze do września prowadził wyrównaną walkę z kandydatem o wiele młodszym, ale nie mającym nic wspólnego z obecną administracją. O zwycięstwie zdecydował kryzys ekonomiczny. Na listach pojawił się też kandydat nieobecny – urzędujący
prezydent George W. Bush. Jak twierdzą analitycy, i pewnie mają rację, spory procent wyborców oddał głosy negatywne. Z polskiej perspektywy i naszych politycznych doświadczeń, szczególnie z ostatnich lat, zdumiewa też przebieg kampanii. Bardziej agresywne były prawybory wśród demokratów. Wtedy dochodziło do nieprzyjemnych konfrontacji Obamy z Hillary Clinton. Walka o prezydenturę była ostra, ale pozbawiona wyciągania tak zwanych „haków” na swojego oponenta. Kolorem skóry zajmowali się jedynie niektórzy komentatorzy. Mówiono o tym, że kolor wprawdzie nie jest elementem kampanii, ale będzie decydujący w dniu wyborów. Nie był. Nie pomogły też ostrzeżenia, że Barack Obama zepchnie kraj w socjalizm, że nie sprosta wyzwaniom, jakie stoją przed Ameryką. Nikt nie wie, jak im sprostać, a cynicy w Ameryce dziwią się, że w obecnej sytuacji znalazł się chętny na prezydenta. Nawet dwóch. Kryzys nie wykończył amerykańskiej demokracji. Ameryka okazała się bardziej tolerancyjna niż jej krytycy. I otwarta na niewiadomą, bo tylko tego może być pewna z deklaracji wyborczych prezydenta-elekta. Ameryka pokazała również, że kandydat przegrywający potrafi zejść ze sceny z podniesioną głową, godnie, ganiąc nawet bardziej krewkich zwolenników. Jego wczorajszy oponent zostaje prezydentem, również jego prezydentem. Tak chciał naród i na tym polega demokracja.
absurd tygodnia A w Polsce po staremu. Coraz więcej absurdów, które traktujemy już jako normalny rytm życia politycznego. Znowu dał znać o sobie poseł Palikot, który nazwał prezydenta Lecha Kaczyńskiego „psychopatyczną postacią”. Wcześniej przedstawiał teorię rozwoju psychicznego bliźniaków jednojajowych. Oczywiście prezydenta przeprosił, zawsze przeprasza, jak przystało na polityka z klasą. Sprawę bada prokuratura, która prawdopodobnie dojdzie do wniosku, że nie widzi znamion przestępstwa. Tak było wcześniej, tak będzie teraz. Prezydent RP wydaje się być człowiekiem, którego obrazić nie sposób. (gem)
Wacław Lewandowski
Zakochana Europa Wystarczy rzucić okiem na gazety, zerknąć w ekran telewizora, by przekonać się, że Europa jest zakochana. Cóż, sile uczucia staruszka nie chciała i nie mogła się oprzeć. Kocha Baracka Obamę, prezydenta-elekta Stanów Zjednoczonych, miłością szaloną i nie dbającą o wzajemność. Skąd ta burza uczuć, skąd to oddanie serdeczne i sympatia? Właściwie, podobnie jak obiekt tej miłości, znikąd. Barack Obama jest młody, wysportowany, przemawia ze swadą, chociaż wypowiadając wiele słów, mówi niewiele. W kampanii, jak i w przemówieniu po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów, zajmował się głównie odmianą rzeczownika „zmiana”. Mówił, że Ameryka zasługuje na zmianę, że zasługuje na nią świat, że nastał czas zmiany, że los przyszłych pokoleń zależy od zmian, itd., itd. Nigdy i nigdzie nie sprecyzował, na czym owa zmiana miałaby polegać. Przez republikańskich oponentów był podejrzewany o ciągoty socjalistyczne, o chęć państwowego sterowania gospodarką, ale i w tym zakresie nic pewnego, bo Obama – poza zniesieniem ulg podatkowych dla najbogatszych – niczego konkretnego nie zapowiadał. Nie wiadomo właściwie, kto zacz i czego dokona, a – proszę popatrzeć – Europa kocha!
Skąd płyną fluidy podsycające to uczucie, co jest ich źródłem? Ukochany, póki co, wydaje się „człowiekiem bez właściwości”, którego określa jedynie umiejętność publicznego występowania i obycie medialne. I może to właśnie wystarcza? Barack Obama wydaje się pustą kartą, którą każdy, od europolityków po uliczny tłum Paryża czy Berlina, może sobie zapełnić dowolnym tekstem, zgodnym z oczekiwaniami. Jak się wydaje, minie sporo czasu, nim Obama tej możliwości zaprzeczy, a przynajmniej wykluczy możność wpisywania na kartę niektórych wariantów tekstowych. Jak długo będzie to możliwe, tak długo nie będzie niczyich złudzeń niszczył. Wielkim atutem Obamy jest także i to, że nie jest Bushem, ani nikim, kogo by można z obozem politycznym Busha powiązać. Urzędującego prezydenta USA europejskie media znienawidziły już dawno, wbrew – jak przypuszczam – przyszłej ocenie historii, ogłaszając go najbardziej szkodliwym z amerykańskich przywódców doby powojennej. Uczciwy, zrównoważony i doświadczony McCain nie miał żadnych szans, by się nim Europa uczuciowo zainteresowała, jako że nie mógł i nie chciał odciąć się zdecydowanie od spadku po Bushu. Europa kocha, Europa nie pyta.
Nie pyta, czy Stany Zjednocone nadal będą dźwigać ciężar światowej walki z terroryzmem, czy nowy prezydent Amerykanów będzie potrafił temperować mocarstwowe marzenia Rosji, czy nowa administracja poradzi sobie z finansowym kryzysem, bo i po co pytać? To przecież nieważne, gdy liczy się tylko miłość i rozedrgane emocje. Na wieść o sukcesie Obamy optymizmem powiało po światowych parkietach giełdowych, choć nie było ku temu żadnej racjonalnej przesłanki. Ale miłość, jak to miłość, ufna jest i wszelkie niepokoje zwycięży. Staruszka Europa już kiedyś była tak zakochana i do dziś tamtą namiętność wspomina i odgrzewa. JFK – postać tragiczna, ale również najbardziej chyba nieudolny z powojennych prezydentów USA, do dziś przez Europę wspominany jest z drżeniem serca. Staruszka nie pamięta, że gdyby Ameryka wybrała wtedy republikanina, Chruszczow zapewne nie odważyłby się stawiać berlińskiego muru. Pamięta za to, jak była do łez wzruszona, gdy JFK ogłosił, że „jest berlińczykiem”... Teraz też jest wzruszona i serce trzepoce jej w takt przypływu uczuć. Chciałbym, życzę tego światu i sobie, żeby Barack Obama zawiódł starowinkę. Żeby wyszedł z przypisanej mu roli i żeby okazał się dobrym prezydentem.
16|
7 listopada 2008 | nowy czas
takie czasy
Moja (nasza) droga przez mękę Polska za rządów PO miała stać się państwem przyjaznym obywatelowi, takim, które w potrzebie wyciągnie rękę, a osobom obrotnym ułatwi wykonywanie codziennych obowiązków. Takie przynajmniej były zapowiedzi przed wyborami, ale każdy obywatel RP, który choć troszeczkę orientuje się w naszej rzeczywistości, doskonale wiedział, że mamy do czynienia z pustosłowiem, albowiem zwalczenie biurokracji w naszym państwie będzie dziełem co najmniej kilku pokoleń. Przemysław Kobus Dlaczego tak sądzę? Ostatnio, jako osoba prowadząca działalność gospodarczą wpadłem (jak się później okazało) na strasznie głupi pomysł zmiany nazwy swojej firmy. Do dzisiaj nie wybrnąłem z proceduralnej pułapki, a mija już drugi tydzień. Trzeba mieszkać w Polsce, by przekonać się, że nawet najdrobniejsza sprawa może okazać się wielce trudna i strasznie czasochłonna dla samego zainteresowanego. W krajach cywilizowanych bariery proceduralne czy finansowe tworzy się po to, by unikać czy zniechęcać ludzi do określonego acz niepożądanego działania. W Polsce, niestety, zasada „po co ułatwiać sobie życie” obowiązuje ot tak, dla wszystkich, bez konkretnego celu. Zmiana nazwy mojej firmy wydała
mi się błahostką. Ot, wypełnię formularz w urzędzie miasta, zaniosę go do urzędu statystycznego (urzędy nie mają zwyczaju wymieniać ze sobą korespondencji, jeśli idzie o interes petenta), potem do urzędu skarbowego i Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Pomijam banki czy kontrahentów. Nic prostszego – jeden dzień wolnego i po sprawie. Ale tak mi się tylko wydawało. Zaczęło się w magistracie, w dziale obsługi przedsiębiorców. Na początku kolejka do okienka – nic strasznego, niecałe pół godziny stania. Potem kontakt z doświadczoną (sądząc po wyglądzie) pracownicą urzędu. Kontakty takie nie zawsze należą do przyjemnych, a już na pewno nie ma co liczyć na szczerą chęć do pomocy petentowi. Zza stosu dokumentów i formularzy wyłoniła się owa urzędniczka i słodko rzekła „słucham”. Zacząłem dopytywać się, w jaki sposób zmienić firmę i… dowiedziałem się, że w życie weszły nowe przepisy. Wyjaśnię tylko, że by założyć działalność gospodarczą. muszę określić czym się będę zajmował, a temu służą specjalne oznaczenia zwane PKD. Katalog PKD czyli zbioru dopuszczalnych działań liczy jakieś sto kilka stron. A dokładnie, to liczył jeszcze dwa lata temu. Dzisiaj ten stosik kartek liczy z 400 stron. Po co? By np. w ewidencji o działalności gospodarczej nie widniał zapis, że ktoś świadczy usługi w zakresie ćwiczeń aerobowych, ale żeby dokładnie było wiadomo, że świadczy usługi w zakresie jogi. W ten sposób z jednego określenia stworzono
kilka. De facto oznacza to, że jeśli niegdyś we wpisie do ewidencji mieliśmy np. jeden typ działalności gospodarczej, dzisiaj ten jeden został rozbity np. na 5, albo 10. Poważnie! – No dobrze – rzekłem – przecież ja już prowadzę działalność, po co więc mam zmieniać we wniosku o zmianę nazwy firmy, dodatkowe PKD? – Bo tak trzeba – odpowiedziała przyjemna urzędniczka. – Trzeba i już, mamy nowe przepisy od niedawna i wszystko musi być szczegółowo opisane. Co to więc oznacza? Ano to, że państwo zechciało dokładnie, wręcz szczegółowo i molekularnie wiedzieć o tym, co, kto i z kim i w jaki sposób działa, a petent czy podatnik musi teraz te zachcianki spełniać. Moim nowym obowiązkiem było wypisanie we wniosku o zmianę nazwy firmy, wszystkich rozbitych mi wcześniej akceptowanych PKD. Pół godziny przy kartce i byłem gotów ponownie stanąć do okienka, by tylko spojrzeć w zmęczone życiem oczy urzędniczki. – Fajnie – rzekła. Wszystko grało, a co się nie zgadzało, odpuściłem, bo nie miałem już czasu na dalszą wizytę w magistracie. Dowiedziałem się tylko na odchodne (a był to czwartek), że po dokument potwierdzający wpisane przeze mnie dane,mam się stawić w następnym tygodniu. Tak też zrobiłem. Po weekendzie, a dokładnie we wtorek, trafiłem z powrotem do magistratu, by odebrać upragnione zaświadczenie o zmianach. Bez takiego świstka nie miałbym co myśleć o jakichkolwiek
dalszych krokach. Chwila w kolejce – trafiłem na dobre godziny – papier miałem już w ręku. Ale! To nie koniec, teraz musiałem pognać z nim do Urzędu Statystycznego. Tu otrzymałem formularz RG-1, na którym miałem zawrzeć wolę zmiany nazwy – bądź co bądź już potwierdzoną w Urzędzie Miasta na specjalnym zaświadczeniu. Gdy spojrzałem na wspomniany dokument, stanąłem jak wryty. Cztery strony tabelek, pytań, zakreśleń bez żadnego racjonalnego i prostego wyjaśnienia, o co w tym wszystkim w ogóle chodzi. Wystarczyło jednak, że zapytałem, a dostałem jeszcze dwie strony do wypełnienia. Nieważne, że w ręku trzymałem dokument z magistratu (wydrukowany) w urzędzie statystycznym czekało mnie sześć stron pisania i wypełniania tabelek. Po co? Bo tak i już. Obywatel Holandii zapytałby, a dlaczego urząd nie może sobie tego skopiować i tyle. Ha! Problem w tym, że urząd sobie kopiuje zaświadczenie z magistratu, ale wymaga jeszcze napisania tego odręcznie. Dlaczego? Nie wiadomo, wiadomo tylko, że samo wypełnienie idiotycznego formularza zajmuje ok. 30 minut. Po tym karkołomnym przedsięwzięciu przychodzi pora, by ustawić się w kolejce, odczekać swoje i złożyć swój elaborat na ręce kompetentnego urzędnika (też zmęczonego życiem, co widać po oczach i nieco brudnym swetrze). Urzędnik ów dokonuje analizy wypełnionego wniosku, kopiuje dokument z
magistratu, odbiera ode mnie stos wypełnionych przede chwilą dokumentów i odbiera mi też 30 groszy za kopię pisma z magistratu. Dobrze, że nie więcej. Trudno, uiściłem daninę i wyszedłem z urzędu dowiadując się, że potwierdzenie, tego co zawarłem we winsoku RG-1, a co znalazło się wcześniej w zaświadczeniu z magistratu mogę odebrać za godzinę. Wspaniale! Ale nie miałem już czasu na te przyjemności z powodu obowiązków służbowych. Do dzisiaj więc nie dokonałem pełnej procedury zmiany nazwy swojej firmy. Szanowni Czytelnicy muszą wiedzieć, że teraz jeszcze podobnymi działaniami muszę wykazać się w Urzędzie Skarbowym, w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, w banku, nie wspominając o partnerach w pracy, którzy lada moment zaczną mieć problemy z poprawianiem wystawianych faktur. Ogółem – swoim bezmyślnym wybrykiem przysporzyłem problemów sobie, rodzinie, współpracownikom i rzeszy urzędników, którzy miast popijać właśnie herbatę muszą kopiować moje pisma i starać się rozszyfrować zawarte w nich treści, by później skonfrontować je z zawartością dokumentów już wystawionych przez inne instytucje. Jestem strasznie wręcz okrutnie nieodpowiedzialny, to fakt. Nabroiłem, wnerwiłem gros osób, a na dodatek niczego do dzisiaj nie załatwiłem. Mam jednak pytanie do rządzących, czy do cholery kiedykolwiek i cokolwiek w tym kraju da się załatwić normalnie?
OBDARUJ OBDA ARUJ SW SWOICH OICH BLISKICH BLISKICH I SIEBIE 8^Zho Zhho h^º Ól^º Ól^ºiVb^ ºiVb^ ^ cdl¸ `Vgi¸ LZhiZgc Jc^dc J <daY 8VgY Y gVoZb! \Yn lnhn Vho e^Z e^Zc^¸YoZ c^¸YoZ Yd Wa^h`^X]! gVVo! oV `V Ynb IZgVo! igVchV`X_^ chV`X_^ oW^ZgVho ejc`in! digonbj_Zho goonbj_Zho jedb^c`^# EdYXoVh `V YZ_ igVc gdob bdln iZaZ[dc^XocZ! `i gZ gZ bd Zhoo oVb^Zc^ cV WZoe VicZ gdobdln `daZ_cZ Z_cZ igVch[Zgn ajW iVadcn ÖAdkZ'GZlVgYÆ# ÖAdkZZ'GZlVgYÆ# 9VcZ oc^^ `^ cV `daZ Ild_Z ld d_Z ^ dhdWn! dhdWnn! `i gZ_ gZ\jaVgc^Z egoZhn Vhoo e^Zc^¸YoZ! odhiVc¸ <daY <d daY 8VgY! Yo^º`^ XoZbj c^Z WºY WºYo^Zho Yo^Zho bjh^V oVX]dlVcZ cV `VgX^Z LZhiZgc Jc^dc J cVhiºecnb gVoZb lneZ c^V [dgbjaVgoV# 6Wn digonbV LZhiZgc Jc^d Jc^dc g c <daY 8VgY dYl^ZY hVbdÔX^ VbdÔX^ Ô ^ oZ oY_ºX^Zb Y_ ^ ^ lneZ c^_ ^_ Vea^`VX_º# a^` _ B Bd Zho 6 6\ZciV! i egon egonc^ZÔ nc^ZÔ ^ Ô oZ hdW¸ W Y Yd`jbZci ` i iid hV ogdW^ W^ dc"a^cZ/ lll#lZhiZgcjc^dc#Xd#j` lll#lZhiZgcjc^d dc#Xd#j` id iV` Z ogdW
Óe^Zho Ó e^Zho h^º! h^º! VWn oY oY¸ ¸½n n egoZY Ól^ºiVb^# Ól^ l ºiVb^# IV`V d`Vo_V c^Z c^Z bd½Z 8^ 8^º º db^c¸# db^c¸#
©2008 WESTERN UNION HOLDINGS, INC. INC. All rights reserved.
OTWÃ&#x201C;RZ OCZY NA WYZYSK $P E[JFÇ© SBOP 1FUBS NVTJ NJFS[ZÇ&#x17D; TJÇ&#x2014; [ T[PLVKÇ&#x152;DÇ&#x152; S[FD[ZXJTUPÇ´DJÇ&#x152; XZ[ZTLV 1PESÃ&#x2DC;È&#x2C6; [ BuÅ&#x201A;garii do Wielkiej Brytanii kosztowaÅ&#x201A;a go już 600 £ za tanie bilety autobusowe i QP[XPMFOJB OB QSBDÇ&#x2014; LUÃ&#x2DC;SZDI OJHEZ OJF PUS[ZNBÂ&#x2019; ;NVT[BOZ EP [CJFSBOJB XBS[ZX [B TUBXLÇ&#x2014; NOJFKT[Ç&#x152; OJÈ&#x2C6; NJOJNBMOB X PCVS[BKÇ&#x152;DZDI XBSVOLBDI UBL OBQSBXEÇ&#x2014; OJF wie, czy kiedykolwiek zobaczy jakieÅ&#x203A; QJFOJÇ&#x152;E[F 5ZHPEOJF QS[FSBE[BKÇ&#x152; TJÇ&#x2014; X NJFTJÇ&#x152;DF ;EBS[B TJÇ&#x2014; È&#x2C6;F NVTJ T[VLBÇ&#x17D; KFE[FOJB X PEQBELBDI 4FO P OPXZN È&#x2C6;ZDJV X 8JFMLJFK #SZUBOJJ QPXPMJ [BNJFOJB TJÇ&#x2014; X LPT[NBS
JeÅ&#x203A;li jesteÅ&#x203A; źle traktowany przez nielegalnego pracodawcÄ&#x2122;, poinformuj GLA, a poÅ&#x201A;ożymy temu kres Udzielimy pomocy: t 0GFSVKÇ&#x152;D QSPTUÇ&#x152; QPSBEÇ&#x2014; X 5XPJN jÄ&#x2122;zyku t *OGPSNVKÇ&#x152;D $JÇ&#x2014; P 5XPJDI QSBXBDI t 1S[FSZXBKÇ&#x152;D XZ[ZTL pracowników
0845 602 5020 GLA MOÅ»E CI POMÃ&#x201C;C www.gla.gov.uk Â&#x2122; enquiries6gla.gsi.gov.uk
18 |
7 listopada 2008 | nowy czas
rozmowa na czasie
›› Nagrodzone w konkursie Wildlife Photographer of the Year zdjęcie Antoniego Kasprzaka
Łowca dzikich obrazów Z Antonim Kasprzakiem, pierwszym polskim fotografem, którego zdjęcie zdobyło główną nagrodę w konkursie Wildlife Photographer of the Year, w kategorii Birds Behavior, rozmawia Marcin Piniak. 29 października, w Natural History Museum w Londynie, odbyła się konkursowa gala. Co znaczy dla Ciebie wyróżnienie w tak prestiżowym konkursie jak Wildlife Photographer of the Year? Czy było to dużym zaskoczeniem?
– Zaskoczeniem było już wejście do ścisłego finału, o którym dowiedziałem się w maju. Później było wyczekiwanie. Myślałem sobie, że może chociaż wyróżnienie? Gdy dostałem maila od organizatorów o wygranej w kategorii byłem szczęśliwy, zszokowany, a ponieważ zdobyłem trochę informacji o tym konkursie, zacząłem sobie zdawać sprawę, jaki to prestiż. Szczęście było jeszcze większe, gdy dowiedziałem się od Michała Budzyńskiego (który dwa razy pod rząd zdobył wyróżnienie jako junior), że mój sukces jest największym sukcesem fotografii przyrodniczej w historii Polski i że żaden Polak jeszcze nie wygrał katogorii w tym konkursie. Organizacja konkursu była dopięta na ostatni guzik. Gala, która odbywała się w głównym holu Natural History Museum była niesamowita. Samo pomieszczenie ma
swój urok, a dodatkowa gra świateł, wystrój wprowadzały w podniosłą atmosferę. Dla mnie był to też spory stres, ponieważ nie do końca rozumiem angielski, a była obawa, że będę musiał przemówić. Całe szczęście nie musiałem, a głos zabrał tylko zdobywca głównej nagrody. Bardzo nie lubię pokazywać się publicznie, a co dopiero przemawiać, nie jestem osobą medialną. Po Grand Prix II Wielkiego Konkursu Fotograficznego National Geographic Polska teraz kolejna nagroda. Umacnia Cię to w poczuciu, że się rozwijasz, że hobby może stać się czymś więcej? Sposobem na życie?
– Konkurs NG był dla mnie strzałem w dziesiątkę, wielkim osiągnięciem, po którym moje nazwisko zaczęło się przewijać to tu, to tam. Dostawałem gratulacje, wszyscy w koło się cieszyli, a mnie po głowie chodziła myśl co dalej. Nie mogłem przecież poprzestać na laurach . Musiałem udowodnić sobie i odbiorcom, że to nie był
fart, czysty przypadek. Taki stan rzeczy trochę mnie martwił, tym bardziej że wcześniej nie wygrałem żadnego innego konkursu. Miałem też coraz mniej czasu na fotografowanie, ponieważ skończyłem studia i trzeba było zacząć pracować, aby odciążyć rodziców z utrzymywania mnie (pochodzę z rodziny, w której nigdy się nie przelewało), a w planach miałem małżeństwo, rodzinę. Nagle się dowiaduję, że jestem jednym z najlepszych na świecie, że znowu wygrałem z najlepszymi ... że potrafię. Fotografię cały czas traktowałem jako hobby i nie wiem, czy to się zmieni, czy chcę, żeby to się zmieniło. Czasami zastanawiam się, czy chciałbym żyć z fotografii, robić zdjęcia po to, żeby zarabiać, mieć na przysłowiowy chleb. Nie wiem, w polskich realiach jest to raczej niemożliwe. Pięknie robić to, co się lubi, robić to dobrze i móc jeszcze z tego wyżyć. Piękna wizja! Póki co fotografia pozostaje na drugim planie, niestety. Z drugiej strony czuję, że mam przed sobą wielką szansę na zmienienie te-
go stanu rzeczy, tylko nie wiem, czy będe umiał ją wykorzystać. Nie bez znaczenia jest tematyka twoich zdjęć. Pracujesz jako podleśniczy, codziennie obcując z dziką przyrodą. Co Cię w niej fascynuje i jaki jej obraz starasz się zaprezentować w swoich pracach?
– Fascynują nas rzeczy o których mało wiemy, rzeczy, które niosą w sobie coś nowego, dziwnego. Wydawałoby się, że ptaki , które najczęściej fotografuję, są poznane, że wiemy o nich prawie wszystko. Jednak gdy zacząłem wkradać się w ich życie, spędzać z nimi całe dnie, okazało się, że jest jeszcze wiele rzeczy, o których nie mamy pojęcia, a przynajmniej ja nigdy o nich nie wiedziałem, nie przeczytałem. Praca podleśniczego niestety jest sprowadzona prawie tylko do gospodarki leśnej i trzeba mieć dużo samozaparcia, aby widzieć w lesie nie tylko metry sześcienne drewna, ale pojmować las jako złożony organizm.
Pracę w lesie traktuję głównie jako źródło utrzymania, choć nie ukrywam, że to, że jestem leśnikiem, pomaga mi w pracy terenowej związanej z fotografią. Moim ulubionym tematem są ptaki, głównie drapieżne, a w szczególności bielik, któremu poświęciłem najwięcej czasu – nie tylko w fotografii, i który dał mi najwięcej satysfakcjii podczas robienia zdjęć. Próbuję fotografować różne tematy, ale to mi chyba najlepiej wychodzi. Skończyłeś też studia w tym kierunku. Kiedy narodziła się twoja fascynacja przyrodą i pomysł, aby ukazywać jej oblicza za pomocą obiektywu kamery?
– Całe dzieciństwo spędziłem w lesie, no, może nie dosłownie, ale prawie. Od urodzenia mieszkałem w Samicie, leśniczówce położonej w Puszczy Noteckiej i tam obcując z przyrodą poznawałem życie zwierząt. Do najbliższego sąsiada miałem trzy kilometry, do miasta osiem przez las, więc na co dzień chcąc nie
|19
nowy czas | 7 listopada 2008
rozmowa na czasie
Jeśli lubisz musicale, to z pewnością zainteresuje Cię najnowsza produkcja West Endu – Imagine This. Jest to historia dramatycznej miłości osadzona w realiach getta warszawskiego w czasie II wojny światowej. Więcej informacji i rezerwacja biletów na: www.ImageThisTheMusical.com New London Theatre, Drury Lane, WC2.
Antoni KAsprzAK o sobie: Urodziłem się w roku 1981 w Sierakowie. Tam też ukończyłem szkołę podstawową i średnią, zdobywając wykształcenie rybackie. Kolejnym etapem były studia na Akademi Rolniczej w Poznaniu, specjalność – ochrona środowiska leśnego. Mieszkam z małymi przerwami w Leśniczówce Samita w Puszczy Noteckiej, do której zawsze z miłą chęcią powracam. Mam pięć sióstr i brata. Obecnie pracuję jako podleśniczy w Nadleśnictwie Sieraków. Interesuję się głównie szeroko rozumianą ochroną przyrody (od budowy sztucznych gniazd po monitoring rzadkich gatunków) oraz fotografią. Kocham góry i dzikie miejsca, gdzie nie ma ludzi. Mam żonę Annę i półroczną córeczkę Zosię. Fot. PATRYK CHAPINSKI. strona Antoniego Kasprzaka: www.antonikasprzak.net
chcąc spędzałem wolny czas w lesie na zabawach i poznawaniu jego skarbów. To mnie nauczyło szacunku do przyrody. A fotografią interesowałem się, hmm..., chyba od zawsze. Początkowo była to smiena mojej mamy, później jakiś zenit, praktica. Sporo tego było, ale zauważalny postęp nastąpił dopiero, gdy kupiłem pierwszą lustrzankę cyfrową. Dzięki technice cyfrowej przeskoczyłem barierę, która mnie stopowała w rozwoju. Barierą tą były koszty zrobienia zdjęcia. W fotografii przyrodniczej, zwłaszcza w dynamicznych ujęciach, robi się wiele zdjęć, z których niewielka część nadaje się do pokazania. To generowało koszty jak dla mnie nie do zniesienia. By sobie to uświadomić podam tylko, że w czasach, gdy miałem pierwszą lustrzankę koszty kupna i obróbki rolki slajdu wynosiły ok. 100 złotych. Mnie na przeżycie tygodnia w Poznaniu podzczas studiów musiało wystarczyć 50. Jak piszesz na swojej stronie masz wobec natury szacunek i poświęcasz swój czas na jej ak-
tywną ochronę. Co jej zagraża i jak twoim zdaniem możemy jej pomóc?
– Tak, wolny czas poświęcam na ochronę przyrody i staram się powiązać to z fotografią. Czasami to nieźle wychodzi, jak choćby w przypadku wygranego zdjęcia, które powstało właśnie w taki sposób. Powstało w Biebrzańskim Parku Narodowym, gdzie ze znajomymi i dyrekcją parku prowadzimy projekt przywrócenia orła przedniego na niziny. Stanowiska lęgowe tego rzadkiego ptaka występują u nas już tylko w górach, a populacja nizinna zaginęła. Ostatnia para tych pięknych ptaków miała właśnie lęgi w Kotlinie Biebrzańskiej, gdzie zaczynamy projekt. W ramach naszych prac budujmy sztuczne gniazda, aby zachęcić ptaki zamieszkujące Litwę czy Łotwę, a spotykane u nas w okresie zimowym, do lęgów w kotlinie. Ważnym elementem projektu jest także zimowe dokarmianie ptaków i ich monitoring na owych karmiskach, gdzie powstało nagrodzone zdjęcie. Co zagraża przyrodzie? Myślę, że coraz większy konsumpcjonizm bogatych i bogacących się społeczeństw niezważających na to, co za progiem.
„Nowy Czas” we współpracy z Imagine This ma do rozdania trzy podwójne zaproszenia dla swoich Czytelników. Aby wygrać jedno z nich, należy wziąć udział w dziesięciominutowej ankiecie „Nowego Czasu”. Dzwońcie do redakcji we wtorek (11.11) od godz. 12.00, tel. 0207 639 8507.
20|
7 listopada 2008 | nowy czas
kultura
Kolor koloratury
będzie malowała głosem, jak dla mnie Mirella Freni, dla drugiego ta sama będzie zbyt ekspresyjna. Ja też nie wiem, dlaczego wypadłam wtedy, przed ośmiu laty, z tego konkursu. Śpiew nie jest wymierny jak sport. Kiedy przekroczysz już pewien poziom wykonania, znawstwa, ocena jest bardzo trudna i bardzo subiektywna, powstaje na podstawie bardzo małych rzeczy, słyszalnych tylko przez profesjonalistów. Ktoś zaśpiewa dźwięk za jasno, albo z kolei za ciemno, za piskliwie albo za głęboko. Albo jak to się mówi po naszemu – „nie śpiewa na pozycji”, lub kiedy ma wszystkie alikwoty [tony składowe dźwięku – red.], które sprawiają, że jest mocny i dobrze słyszalny. Dobry głos, wcale nie musi być olbrzymi, może być mniejszy, ale tak wyartykułowany, że jest słyszalny w olbrzymiej sali. I dalej jest kwestia barwy głosu: matowej, okrągłej, aksamitnej, srebrzystej... Tyle określeń, ilu krytyków.
Skończyła ten sam wydział wokalny, co jej mama, Jolanta Żmurko, solistka Opery Wrocławskiej. Jej babcia twierdzi, że ma to po niej, bo była „pierwszą zapiewajło w szkolnym chórze”. O barwach głosu, wyzwaniach, których nie warto podejmować i paru innych sprawach ważnych dla śpiewaka z Aleksandrą Kurzak, którą można teraz podziwiać w komicznej operze Gioachino Rossiniego „Matilde di Shabran” w Royal Opera House rozmawia Elżbieta Sobolewska Gdzie jest Twój sta ły ad res?
– We Wrocławiu. Mieszkałam sześć lat w Niemczech, mój stały adres był wtedy w Hamburgu, gdzie w tamtejszej operze pracowałam na etacie. A od zeszłego roku zaczęłam karierę tzw. wolnego strzelca. Kiedy występuję w Royal Opera House w Londynie mieszkam tuż obok, w normalnym mieszkaniu, pokój z kuchnią, sypialnia. Śpiew to jed nak nie ak tor stwo. Kry ty cy zwra ca ją uwa gę na umie jęt ność gry śpie wa ków lub jej brak. Masz z tym ja kiś pro blem?
– Aktorstwo jest dla mnie bardzo ważne. Scena, światła, dekoracje. Tak jak kostium, w którym dobrze się czuję, pomaga budować rolę. Recenzenci zazwyczaj chwalą mnie za dobre aktorstwo. W Metropolitan Opera, gdzie debiutowałam w „Opowieściach Hoffmanna” rolą Olimpii, grałam mechaniczną lalkę. Główny bohater miał zaczarowane okulary, kiedy je zakładał, wydawało mu się, że jest ona człowiekiem. Recenzent w „Opera Notes Review” napisał potem, że musiał się w trakcie spektaklu szczypać, aby pamiętać, że na scenie jest prawdziwy człowiek, a nie lalka. Był to dla mnie wielki komplement, tym bardziej że nigdy nie uczyłam się grania. Wydaje mi się, że z tym chyba człowiek musi się urodzić. Na Wrocławskiej Akademii, gdzie studiowałam, nie mieliśmy zajęć z aktorstwa. Akurat kiedy zaczęłam, mój wydział został zmieniony z
Zgodne unisono 23 października w Royal Opera House odbył się pierwszy z sześciu tegorocznych pokazów dzieła Gioachino Rossiniego „Matilde di Shabran”.
wokalno-aktorskiego, na wokalny. Aktorstwo w operze to jest zupełnie inne granie niż w teatrze. Tutaj muzyka pełni nadrzędną rolę. Zupełnie inaczej gra się, gdy na przykład akcja opery jest uwspółcześniona. Kiedy byłam Kleopatrą w „Juliuszu Cezarze” G.F. Händla, występowałam na scenie w pończochach i podwiązkach kupionych w Sex Shopie, więc już sam wygląd narzucał inny gest, inny rodzaj ekspresji, bardziej współczesny. Opera to nie jest teatr dramatyczny, gdzie ma się czas na zagranie sceny tak, jak w danym momencie się czuje. W operze to muzyka narzuca tempo i nastrój.
A ja ki jest twój głos, jak zmie nił się przez la ta śpie wa nia?
– Mam sopran liryczno-koloraturowy. Kiedy zaczynałam, miałam bardzo dużą skalę, mówiąc najprościej, mogłam zaśpiewać bardzo wysokie i bardzo niskie dźwięki, ale w średnicy, czyli w tym co jest pomiędzy, miałam pustkę. Poprzez ćwiczenia mój głos się „przesunął”. Nie mam już tych bardzo wysokich dźwięków, które były mi do niczego niepotrzebne. Wszystko się wyrównało. Teraz mój głos jest mocniejszy, cieplejszy w barwie, bardziej okrągły w brzmieniu.
Twój uko cha ny głos?
– Mirella Freni. Słucham jej na płytach, oglądam jej spektakle nagrane na DVD. Jest fenomenalna, ma przepiękny głos. Słuchając je nie potrzeba obrazu, wszystko słyszy się w jej głosie. Kiedy Mirella Freni zaczynała karierę, wszystko wówczas wyglądało inaczej. Najpierw występ na jednej scenie, kiedy rola została pozytywnie oceniona, do udziału w spektaklu zapraszała kolejna scena. Teraz wszystko dzieje dużo szybciej i dużo bardziej powierzchownie. Cały czas pojawiają się nowe twarze. Ale często jest tak, że uzyskuje się wielką sławę... nagrywając najpierw płytę. Kiedy płyta świetnie się sprzedaje, za tym idą propozycje i kontrakty. Również w świecie opery wszystko nastawione jest na tempo. Robi się naokoło PR, potężną reklamę i to winduje śpiewa-
Opera ta po raz pierwszy wystawiona została w Londynie w 1823 roku na deskach królewskiej sceny przy Heymarket – King’s Theatre (obecnie Her Majesty’s Theatre) spotykając się z obojętnością i niezrozumieniem. Odebrana została jako jedna z wielu powstających w owym czasie sztuk powielających te same wątki i zgrane schematy ckliwych historii miłosnych. Nie odczytano zupełnie jej komizmu. Obecna inscenizacja, przygotowana przez włoskiego reżysera Mario Martone, doskonale wydobywa z treści libretta humor, który w połączeniu z wirtuozerią muzyki i śpiewu zapewnia widowni wyjątkowe wrażenia. Ponad trzygodzinne przedstawienie trzyma w napięciu i przenosi w inny świat. Kim jest oklaskiwana długo po zakończeniu występu tytułowa Matylda? To polska śpiewaczka operowa, Alek-
›› Aleksandra Kurzak jako „Matilde di Shabran” w Royal Opera House. Fot. Catherine Ashmore
ka bardzo wysoko. Podczas gdy sława dawnych gwiazd, takich jak Pavarotti czy Domingo była wynikiem ich wieloletniej pracy właśnie na scenach. Ale ty je steś gwiaz dą w sta rym sty lu, bar dzo du żo wy stę pu jesz, wy sta wiasz się bez lę ku na ostrze kry ty ki, w ten spo sób bu du jesz swo ją hi sto rię
– To chyba bardziej sprawiedliwe, nie uważasz? Wszystko sobie człowiek jednak wypracowuje, nic nie powstaje dzięki zabiegom ludzi od wizerunku. Po prostu tak się stało,
sandra Kurzak, która na scenę londyńskiej Royal Opera House nie po raz pierwszy wnosi energię, wdzięk i przede wszystkim wielki talent, doceniony, mimo jej młodych lat, na wielu największych scenach operowych świata. W roli Matyldy pokazuje swe bel canto, technikę śpiewu charakterystyczną dla oper Rossiniego, w niezwykle surowy sposób wymagającą opanowania oddechu i specyficznego ustawienia głosu, który zmienia natężenie i tony w szybkim tempie dopasowując się do bogatego zapisu nut. W roli Corradina towarzyszy Aleksandrze Kurzak światowej sławy tenor i mistrz bel canto, Juan Diego Florez. Obdarzony rzadkim typem głosu, zwanym tenore di grazia, jest on obecnie jednym z najwybitniejszych śpiewaków świata. Urodził się i wychował w Peru, gdzie zdobył wykształcenie
że te kilka lat temu dostałam taką, a nie inną propozycję. Sprostałam jej i tyle. Dostałam się w 2000 roku na konkurs organizowany przez Dominga, tam był obecny dyrektor od obsad Royal Opera House, usłyszał mnie i zapamiętał, mimo że z konkursu odpadłam przed finałem. Za sta na wiasz się cza sem, na ja kiej pod sta wie kry ty cy fe ru ją swo je wy ro ki?
– Myślę, że tak naprawdę oceniają na podstawie własnego gustu, przede wszystkim. Dla jednego śpiewaczka
muzyczne. Swą karierę rozpoczął zaś w 1996 roku w Pesaro, we Włoszech, śpiewając właśnie w „Matilde di Shabran” rolę Corradina. Po niezwykle udanym debiucie zaczął pojawiać się na wszystkich największych scenach operowych świata. Śpiewa regularnie w takich miejscach jak La Scala, Metropolitan Opera, Wiedeń, Monachium i Paryż. Odwiedza również Amerykę Południową, a jeden ze swych recitali zaprezentował w Polsce, w Filharmonii Wrocławskiej. Zasłynął swymi ozdobnymi partiami tenorowymi, które podbijają publiczność niebywałą siłą wyrazu oraz nastrojem, jaki buduje podczas swojego występu. Poza główną parą śpiewaków na scenie zobaczyć można artystów z całego świata, londyńska orkiestra gra zaś pod batutą włoskiego dyrygenta Carla Rizzi. Zacierają się wśród nich
Ope ry by ły czę sto pi sa ne pod ką tem kon kret ne go gło su, czy są więc ta kie, w któ rych ty, so pran li rycz no -ko lo ra tu ro wy, nie za śpie wasz?
– Oczywiście. Są wspaniałe tytuły, w których wątpię, żebym mogła kiedyś wystąpić. Na przykład „Tosca” Pucciniego, choć dysponuję dość dużym i dobrze słyszalnym głosem. Ale to jest właśnie to, o czym rozmawiałyśmy wcześniej, chodzi o specyficzną barwę. Ciemniejszą, bardziej dramatyczną. Tosca nie jest dla mnie i akceptuję to. Głos się zmienia, tak jak starzeje się człowiek i zmienia mu się twarz. Dlatego trzeba słuchać siebie i podążać za swoim głosem. Nie chcę zmuszać go, by realizował moje fanaberie.
podziały narodowościowe. Wszyscy, posługując się włoskim, uniwersalnym językiem opery oraz ponadczasowym tworzywem, jakim jest muzyka, odtwarzają wspólnie zapisane przed dwustu laty dzieło Rossiniego. Tylko ich talent i wrażliwość artystyczna połączone wspólną ciężką pracą są w stanie oddać geniusz i natchnienie twórcy. Prawdziwą ucztą jest patrzenie na to zgodne unisono. Artyści z różnych miejsc na ziemi, połączeni na jednej scenie, poprzez najwyższej próby muzykę i śpiew uświadamiają ponadczasowość i ponadnaro dowość sztuki. Przypomina o tym także każde wyjście na scenę Aleksandry Kurzak. Również to ostatnie, dla mnie wzruszające, zakończone długą falą oklasków i jej skromnym ukłonem.
Kin ga Pi lich
|21
nowy czas | 7 listopada 2008
kultura
notebook:
Fenomen Williama Whartona Justyna Daniluk
29 października zmarł William Wharton, jeden z najbardziej popularnych pisarzy amerykańskich w Polsce. Wzbudzał w czytelnikach polskich bardzo skrajne uczucia. Jego pierwsza powieść „Ptasiek” była bestsellerem w Polsce, i na całym świecie, a także została przeniesiona na duży ekran. Dwie następne książki autora „Tato” oraz „W księżycową jasną noc” również zostały zekranizowane. W Polsce czytelnicy szaleli na punkcie jego powieści, księgarnie sprzedawały je jak świeże bułeczki. Z powodu ogromnej popularności swoich książek, Wharton był wielokrotnie do Polski zapraszany. Jednakże krytyka wypowiadała się na temat opowieści Whartona dość niejednoznacznie, a także na forach czytelniczych można znaleźć dość zróżnicowane wypowiedzi na temat jego twórczości. Wharton urodził się 7 listopada 1925 roku w Philadelphi jako Albert Du Aime (przodkowie pisarza pochodzili z Francji). W czasie II wojny światowej walczył w Europie. Doświadczenie wojny było dla pisarza traumatycznym przeżyciem, które próbował wyrazić w terapii, którą było pisanie. W ten sposób powstała jego najpopularniejsza książka „Ptasiek”, której kontynuacją jest powieść „Al”. William Wharton był ogólnie człowiekiem dość niekonwencjonalnym. Ukończył malarstwo, był psychologiem, a jako pisarz zadebiutował bardzo późno, bo w wieku 54 lat. W latach 60. rodzina Whartonów przeniosła się z Ameryki do Francji (z powodu złego wpływu telewizji i ogólnie popkultury amerykańskiej na dzieci), kraju przodów pisarza, gdzie mieszkali w barce na Sekwanie bądź w młynie
w Burgundii. Wszelkie wydarzenia z życia autora znajdują odbicie w jego prozie, przeżycia wojenne, relacje rodzinne, barka na Sekwanie i mieszkanie w Paryżu. W 1988 roku córka Whartona wraz z mężem i dwójką dzieci zginęła w tragicznym karambolu w stanie Oregon w Ameryce. Karambol wywołany był przez dym z wypalanych corocznie pól. W 1994 roku Wharton wydał wstrząsającą książkę „Niezawinione śmierci” o ofiarach tego wypadku. Od tego czasu pisarz poświęcał całą swoją energię i środki finansowe na walkę z tym powszechnym w Stanach Zjednoczonych zjawiskiem. Krytycy prozy Whartona uważają, że pisarz w swoich książkach powtarza się, że wlewa w potulne czytelnicze serca miód urokliwych powiastek, że pisze to, czego czytelnicy sobie życzą, a zwłaszcza wykształcone panienki z dobrych domów. Jednakże wszyscy jednogłośnie przyznają, że pierwsze powieści Whartona, a zwłaszcza „Ptasiek” mogą zaliczać się do grona dobrej literatury. W tej zjadliwej krytyce jest szczypta prawdy. Niemniej jednak trzeba wziąć pod uwagę szczególną rolę literatury i procesu pisania w życiu Williama Whartona. Przede wszystkim pisanie było dla niego formą terapii, „oswojenia” przeżyć z czasów II wojny światowej. Następnie, po tragicznej śmierci córki, oprócz roli terapeutycznej, pisanie przynosiło możliwości finansowe na walkę z wypalaniem pól, które doprowadziło do śmierci bliskich pisarza. Zdaje się też, że Wharton nigdy nie aspirował do roli wielkiego pisarza, uprawiał literaturę raczej z potrzeby własnego serca i chyba tą szczerością i prostotą ujął wielbicieli swoich powieści.
The Un der world z chę cią go ści u sie bie pol skie ze spo ły. Był to już dru gi kon cert Aci d Drinkers w tym klu bie, zorganizowany przez Me gay ogę w ra mach tra sy kon cer to wej pro mu ją cej ich naj now szą pły tę Ver ses of Ste el. Miej sce niezbyt du że, ale znając in ne, miej sca kon cer to we w Lon dy nie, nie ma co na rze kać. Nie było żadnych sa por tów, chło pa ki wy szli na sce nę i zagrali.
„Jedenaście" to kolejna część trylogii Marcina Świetlickiego. Powracają w niej stare sprawy, których główny bohater, mistrz (przez małe „m"), nie zdołał zamknąć wcześniej. Ucieka z Krakowa, chce przestać pić lub chociaż się ograniczyć. W knajpie Stylowa, prowadzi trzeźwe rozmowy z bufetową, ostatnią narzeczoną jego przyjaciela Doktora. Mieszkał on w tej podkrakowskiej miejscowości i umarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Mistrz trzeźwieje, by poznać prawdę, ale szybko, na drodze do rozwiązania tajemnicy, musi wspomagać się mocniejszymi trunkami. Książka wydana została nakładem wydawnictwa EMG. W Berlinie zakończyła się trzynasta edycja Art Forum. Tym razem zorganizowana z miesięcznym opóżnieniem, ale za to większą liczbą atrakcji. Między innymi połączona została z kilkoma ekspozycjami tematycznymi, odnoszącymi się do kultu artysty. Polskę na wystawie reprezentowały Zderzak, Le Guern i Żak/Branicka (z galerii krakowsko-berlińskiej). W podróż do Australii zabiera czytelnika Mateusz Marczewski, w swojej nowej książce „Niewidzialni". Marczewski, były współpracownik między innymi „Znaku" i „Polityki", jest laureatem konkursu imienia Macieja Szumowskiego za reportaż „Polska zza siódmej miedzy". Tytułowi „niewidzialni” to Aborygeni, dla których przed przybyciem Europejczyków na ich tereny, posiadać znaczyło rozumieć, współistnieć. Nie jest to typowy reportaż, czasem bardziej przypomina poetycką prozę.
Acid Drinkers Jest mroźny piątkowy wieczór. Stoję przed klubem The Underworld w Camden Town i obserwuję zebraną tam grupę. Zdecydowanie przeważają mężczyźni, którzy spotkani w innych okolicznościach, na przykład na polskim blokowisku, mogliby budzić trwogę napotkanego przechodnia. A tu stoją grzecznie i czekają w kolejce. No co? Na koncert Acid Drinkers, najsłynniejszego thrash metalowego zespołu w Polsce.
świat kulturalnie
›› Acid Drinkers w klubie The Underwold w londyńskum Camden Town. Fot. Marcin Piniak Za czę ło się od czo ło we go utwo ru z al bu mu „Fu el of My So ul”. Ostro po je cha li z brzmieniem i pu bli ka sto ją ca tuż przy sce nie szyb ko ude rzyła w po go – „ta niec” za re zer wo wa ny tyl ko dla wy trwa łych. Wie lu wchodziło na sce nę, by rzu cić się na pu blicz ność i przez chwi lę być na fa li tłu mu. Iry tu ją ce, wy da wać by się mo gło, za cho wa nie jed ne go pa na, któ ry bar dzo szyb ko spy chał ich ze sce ny. Jed nak że po tym, jak je den choj rak roz łą czył gi ta rę Po pcor na od za si la cza, dzia ła nia owe go stró ża po ko ju wy da ły mi się jak naj bar dziej uza sad nio ne. Choć nie by ło wi dać, by się Po pcorn z te go po wo du bar dzo zde ner wo wał, pod łą czył się szyb ko i za czął grać z po wro tem. Mi mo iż był to kon cert pro mu ją cy ostat nie osią gnię cia ze spo łu, pu blicz ność ba wi ła się nie go rzej ani że li przy sta rych,
do brze im znanych utwo rach. Z naj now szej pły ty naj bar dziej przy padł mi do gu stu utwór „Swal low the Ne edle”, charakteryzujący się znakomitym brzmie niem gi ta ro wym. Po części pro mo cyj nej przy szedł czas na odświe że nie daw nych ka wał ków, z któ rych kil ka się ga koń ca lat 80. Z do rob ku płyt wy da nych w la tach 90. re we la cyj nie za brzmia ły dźwię ki z „In fer nal Con nec tion”. Aci dzi sły ną też z te go, że lu bią grać ko we ry, któ re rów nież usłyszeliśmy tego wie czo ru. Pu blicz ność zde cy do wa nie upodo ba ła so bie „cięż szą” wer sję „Ano ther Brick in The Wall” ze spo łu Pink Floyd. Je dy ne, cze go fa nom mo gło za brak nąć pod czas te go kon cer tu to „Piz za Dri ver”, szla gie ru Acid Drin kers. Ale myślę, że za at mos fe rę, ja ką ze spół stwo rzył pod czas kon -
cer tu, ra czej są w sta nie im to wy ba czyć. Ti tus, wo ka li sta ze spo łu, jak zwy kle od pra wiał swój ma ły show, świet nie na wią zu jąc kon takt z pu blicz no ścią. Po pcorn, głów ny gi ta rzy sta, strze lał śmiesz ne min ki, a Śli mak (per ku sja) wraz z Olas sem (gi ta ra) po pro stu sku pi li się na gra niu. Olass za śpie wał rów nie dwa utwo ry. Jed na z rze czy, za któ rą po dzi wiam Acid Drinkers to ich sza cu nek do swoich fanów. Nie przy po mi nam so bie, by in ny ze spół czy wo ka li sta tak otwar cie i po zy tyw nie wy ra żał się o swo jej publiczności. Z pew no ścią był to je den z po wo dów, dla któ rych mi ło śni cy ze spo łu ze bra li się te go wie czo ru, by wy pić piw ko i posłuchać do brej mu zy ki.
Ewa Żabicka
Film „Rezolucja 819” produkcji włosko-polskiej zdobył na festiwalu w Rzymie nagrodę publiczności – statuetkę Marka Aureliusza. Jest to historia dochodzenia w sprawie zbrodni w Srebrenicy, które z ramienia trybunału ONZ w Hadze prowadzi francuski policjant. Innym polskim akcentem festiwalu było dobre przyjęcie obrazu Krzysztofa Zanussiego „Serce na dłoni". Grający w nim główną rolę Bohdan Stupka otrzymał także nagrodę dla najlepszego aktora. Reżyser Stanisław Lenartowicz, jeden z twórców polskiej szkoły filmowej, uhonorowany został złotym medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Odznaczenie wręczył mu minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski. Dodał też, że jest to nagroda nie tylko za pracę filmową, ale także za aktywność związaną z budowaniem odpowiedniego klimatu wokół polskiej kinematografii i za to, jakim człowiekiem jest na co dzień.
22|
7 listopada 2008 | nowy czas
podróże wyjĄtkowy kRAj AmeRyki PoŁudniowej
Czyli kostRARykA w kilku odsŁonACh
Kraj jaskrawych kolorów Bogactwo przyrody nie ma sobie równych. Setki gatunków tropikalnych krzewów, paproci, bromelii i orchidei. Ponad nimi wyrastają różne gatunki drzew, palmy i paprociowce, które często łamią się pod ciężarem porastającej je roślinności. Trzydzieści kilometrów po wyboistej drodze odczuliśmy jak sto, ale przelatujące nad nami tukany czy siedzące na płotach sępy podtrzymywały słabnącego ducha przygody. Taka właśnie jest Kostaryka – zdumiewjąca i zachwycająca – na przemian.
Anna Ryland Szliśmy powoli rozgrzaną południowym słońcem drogą delektując się widokiem lśniącego w oddali oceanu. Nagle usłyszeliśmy niesamowity jazgot. Nisko nad naszymi głowami przeleciały dwa jaskrawozielone ptaki. – To papugi. Zawsze latają parami i kłócą się zawzięcie – wyjaśnił zadomowiony w Kostaryce znajomy. Jak do nas nad Wisłę dotarło powiedzenie o nierozłączności papug i ich kłótliwym charakterze? Kilka dni później na centralnym placu Liberii – stolicy prowincji Guanacasta – obchodziliśmy dookoła kościół o oryginalnej architekturze. Uciekając przed palącymi promieniami słońca zatrzymaliśmy się w cieniu przy ścianie budynku. Nagle zdrętwiałam. W niewielkiej odległości od nas, w betonowym rynsztoku siedział półtorametrowy szarozielony bazyliszek. Zastygły w bezruchu, łypał wyłupiastymi oczami. Pomarszczony, z fałdami łuskowatej skóry zwisającymi do ziemi, był odrażający. Ostry grzebień biegnący od wierzchołka głowy do końca ogona dodawał mu wojowniczego wyrazu. Przez moment przyglądaliśmy się sobie z rezerwą. Jeden ruch ręki sięgającej po aparat fotograficzny i iguana obróciła się, błyskawicznie znikając bez śladu w kanale ściekowym prowadzącym pod fundamenty kościoła. Taka właśnie jest Kostaryka – zdumiewająca i zachwycająca – na przemian.
Polityczny oryginał Jest to wyjątkowy kraj Ameryki Środkowej, zarówno ze względu na jego status polityczny, jak i warunki naturalne. Granicząca od północy z Nikaraguą, a od południa z Panamą, oblana od zachodu wodami Pacyfiku a od wschodu Morza Karaibskiego, Kostaryka jest mniej więcej tej samej wielkości co Szwajcaria. Politycznie jest to najbardziej pokojowa demokracja tego regionu, która ogłosiła neutralność w 1949 roku, rozwiązując armię. Standard życia mieszkańców Kostaryki jest najwyższy spośród krajów latynoamerykańskich; państwo to również szczyci się najdłuższą średnią życia mężczyzn i kobiet w całej Ameryce (75 i 79 lat). Związane jest to z dobrze rozwiniętym systemem opieki medycznej i oświaty (28 proc. dochodu narodowego przeznaczone jest na oświatę). Kostaryka słynie w świecie z bananów, ananasów i kawy. Jednak jednym z najbardziej podziwianych aspektów tego państwa są parki narodowe i rezerwaty, które stanowią 30 proc. powierzchni kraju, sytuując ją pod tym względem w czołówce światowej. System ochrony i zarządzania dziewiczymi lasami tropikalnymi, pełnymi niezwykłej fauny i flory, jest jednym z najbardziej nowoczesnych
na świecie. Dlatego Kostaryka zasłynęła z ekoturystyki. Tegoroczna wizyta w Kostaryce była naszą trzecią. Tym razem postanowiliśmy „odkryć” region centralny, w którym znajduje się jeden z największych i najbogatszych w skarby natury parków narodowych – Reserva Biologica Monteverde. Warunkiem bezpiecznego dotarcia do górzystego Monteverde dla indywidualnego turysty jest wypożyczenie odpowiedniego samochodu, który zmierzyć się może z kamienistymi drogami tego regionu. Przez rwące w poprzek drogi strumienie (w porze deszczowej – maj/listopad) trudno przejechać tam autem o niskim zawieszeniu. Do Monteverde podróżowaliśmy od południa i jak tylko zjechaliśmy z Pan American Highway (głównej arterii komunikacyjnej państwa łączącej północ z południem kraju), droga z asfaltowej przeistoczyła się w kamienistą – w lokalnym wydaniu. Nasza montera, mimo opon jak traktor, wspinała się mozolnie pod górę trzęsąc nami niemiłosiernie. Kompensacją były coraz piękniejsze widoki. Zielone pastwiska, na których pasły się kłapouche krowy ustępowały miejsca coraz gęstszym lasom. Na wysokości między 1000 a 1500 metrów nie jest to już las tropikalny, który pokrywa niziny Kostaryki, ale tzw. cloud forest – las chmurowy. Przesycone wilgocią lasy powstały w wyjątkowych warunkach klimatycznych. Pas gór Kordyliery Centralnej leży na
wododziale oceanicznym. Nad rezerwatem Monteverde ciepłe wiatry znad Atlantyku zderzają się z górami Kordyliery i oziębiając się opadają na lasy Monteverde w postaci deszczu lub mgły. Spada tam cztery metry deszczu rocznie, co jest fenomenem na skalę światową. Trzydzieści kilometrów po wyboistej drodze odczuliśmy jak sto, ale przelatujące nad nami tukany czy siedzące na płotach sępy podtrzymywały słabnącego ducha przygody. Miasteczko Santa Elena, którego zabudowania rozrzucone są po obu stronach krętej drogi łączącej dwa główne rezerwaty – Santa Elena Cloud Forest and Monteverde Biological Reserve – powstała jako baza wypadowa dla turystów. Mimo że wraz z nowoczesnymi hotelami komercja wielkimi krokami wkroczyła do miasteczka, są tam jeszcze hostele okupowane wyłącznie przez hipisów, które zachowały oryginalny wystój i atmosferę. Bezchmurny wieczór był gwarancją suchej nocy, więc gospodarz naszej „kabiny” (kwatery w góralskim domku, ze śniadaniem) przekonał nas do rozpoczęcia zwiedzania Moneverde od nocnej wycieczki po dżungli.
nocą w dżungli Uzbrojeni w latarki, w wysokich butach i zapięci pod szyję weszliśmy za naszym przewodnikiem w tropikalną ciemność. Przejęci okazją, z niepokojem obserwowaliśmy opanowanie Carlosa.
|23
nowy czas | 7 listopada 2008
podróże Doświadczeni przewodnicy, doskonale znający swoje rewiry, bez trudu prowadzą turystów do nocnych legowisk zwierząt, które trudno spotkać w ciągu dnia. Przenikliwy, świdrujący dźwięk w słupie reflektora okazał się małą, zieloną żabką, która rozdymając czerwone podgardle wydawała się ostrzegać całą dżunglę. Rudy, włochaty kształt w koronie drzewa był leniwcem (tzw. sloth), który jak zawieszona do góry nogami małpa wolno przesuwał się z gałęzi na gałąź. Z fachową pomocą dość łatwo w dżungli zobaczyć tarantulę. Nie wędrują one swobodnie po lesie jak się spodziewaliśmy, ale wybierają sobie norę w ziemi, gdzie samice składają jajka i spędzają kilka sezonów. Przewodnicy dokładnie znają te miejsca i wiedzą, jak przy pomocy patyka zachęcić włochatego, czarno-pomarańczowego lokatora do wyjścia z kryjówki. W nocy nie wygląda on przyjaźnie.
Potem można przyjrzeć się jeszcze bliżej niektórym mieszkańcom dżungli. W tzw. serpentarium zmierzyliśmy się oko w oko (przez szybę akwarium) z dwumetrowym pytonem, a w ogrodzie motyli przyglądaliśmy się ich metamorfozie i prawie dotykaliśmy bajkowo kolorowe okazy. W ogrodzie kolibrów zawieszono specjalne karmniki wypełnione syropem, do których podlatują one tak szybko uderzając skrzydłami, że prawie ich nie widać. Kostaryka słynie z orchidei, których jest tam ponad 1800 gatunków, więc w miasteczku Santa Elena znajduje się oczywiście ogród orchidei, w którym można zobaczyć najbardziej oryginalne i najmniejsze okazy – przez lupę.
Dymiące Stożki
moNteveRDe clouD FoReSt Poranna wyprawa do rezerwatu Santa Elena Cloud Forest dostarcza zupełnie innych wrażeń. Trzeba się na nią zerwać o świcie – już o siódmej rano małe grupy wyruszają na podpatrywanie natury z przewodnikami niosącymi potężne lunety. W wilgotnych, często osnutych mgłą lasach porastających stoki Monteverde bogactwo przyrody nie ma sobie równych. Setki gatunków tropikalnych krzewów, paproci, bromelii i orchidei tworzą pierwszy poziom lasu chmurowego. Ponad nimi wyrastają różne gatunki drzew, palmy i paprociowce, które często łamią się pod ciężarem porastającej je roślinności. Bromelie i filodendrony oplatają swoimi kłączami i korzeniami konary drzew. Kilkumetrowe liany kołyszą się
››
Na tle lazurowego nieba, obramowany tropiklaną roślinnością Arenal olśniewa dostojnym majestatem; powyżej trzykilometrowy Sky Walk prowadzący przez siedem wiszących mostów. Fot. Anna Ryland
w powiewach wiatru. Jest to sceneria jak z „Indiana Jones” i „Jurasic Park” (który rzeczywiście był kręcony w Kostaryce) – razem wzięte. Wszystkie rośliny wyciągają się do światła, do którego pełny dostęp mają tylko najwyższe drzewa dochodzące do 30 metrów. Las rozbrzmiewa głosami ptaków. W gąszczu mieszkają pumy i oceloty oraz różnego rodzaju gady i płazy. Od czasu do czasu słychać trzask gałęzi potrącanych przez zwierzęta lub mrożący w żyłach ryk, który okazuje się głosem małpy wyjca (howler monkey), w ten sposób określającej swoje terytorium. Walka o przetrwanie nie ogranicza się do królestwa zwierząt. Widzimy jak figowiec-dusiciel, którego pędy jak macki obrastają drzewo – od wierzchołka w dół – wyssał ze swojej ofiary wszystkie soki, pozostawiając zdrewniały szkielet.
Mimo tej niesamowitej scenerii, turyści w rezerwacie Santa Elena są bezpieczni. Wędrują dobrze oznakowanymi scieżkami pod opieką doświadczonych przewodników, którzy zwracają ich uwagę na wyjątkowo ciekawe okazy fauny i flory. Oczywiście osoby żądne mocnych wrażeń mogą oglądać las chmurowy z góry, śmigając z dużą prędkością na linach nad kopułą dżungli. Canopy rides, tutaj nazwane Sky Trek, mają ogromne powodzenie wśród turystów w każdym wieku. My „zaliczyliśmy’ to już podczas poprzednich wizyt na Kostaryce, więc tym razem wybraliśmy sposób pozwalający na dokładniejszą obserwację wysokiego lasu. Trzykilometrowy Sky Walk, prowadzący przez siedem wiszących mostów, z których najdłuższy ma 300 metrów, pozwala na kontemplację bogactwa natury na różnych poziomach lasu.
Ekoturysta Kostaryki nie może pominąć największej atrakcji tego kraju – wulkanów, z których aż siedem jest czynnych. Postanowiliśmy zobaczyć ten najbardziej oblegany – wulkan Poas, i najbardziej aktywny – Arenal. Wulkan Poas znajduje się w odległości około 30 kilometrów od stolicy kraju, San José, więc od Monteverde jedziemy tam znowu Pan-American Highway na południowy wschód, a raczej ciągniemy się w gęstym sznurze pojazdów. Do parku narodowego wulkanu Poas wybieramy się następnego dnia przed dziewiątą rano – ostrzeżeni przed tłumami (park jest ulubionym miejscem rodzinnych wycieczek mieszkańców stolicy). Co więcej, z samego rana niebo powinno być prawie czyste, a na wysokości 2700 metrów chmury goszczą często, zasłaniając najpiękniejsze widoki. Wjeżdżamy stromą i krętą drogą mijając ubogie osiedla robotników zatrudnionych przy uprawie truskawek i innych hodowli zaopatrujących San José. Temperatura szybko spada, a powietrze staje się coraz rzadsze. W bramę parku wjeżdżamy jako jedni z pierwszych. Jest niedziela i okazuje się, że jest to również święto parków narodowych, więc wstęp mamy za darmo i wita nas atmosfera publicznego festynu. Domyślamy się, że transparenty i ulotki (niestety tylko po hiszpańsku) zachęcają do ochrony natury i wstąpienia do jednej z ekoorganizacji. Nie możemy się jednak doczekać, aby skonfrontować rzeczywistość ze zdjęciami w przewodniku, więc dziarsko idziemy alejką prowadzącą poprzez karłowaty las – do krawędzi wulkanu. Z drewnianych pomostów widokowych roztacza się przed nami księżycowy krajobraz. Na dnie półtorakilometrowego krateru (stadion Arsenalu w Londynie ma tylko kilometr długości!) znajduje się szmaragdowe jezioro, z którego unoszą się śmierdzące siarką opary. Często ponoć wulkan wyrzuca również błotniste gejzery na wysokość około 30 metrów. Płynące z wiatrem chmury przysłaniają i odsłaniają to niesamowite widowisko. – Jesteśmy chyba bardzo blisko piekła – stwierdził nasz synek. Musimy jednak przyznać, że te wrota w zaświaty są imponujące. W odległości kilometra znajduje się drugi krater wulkanu Botos, który wypełniony jest atramentowoniebieską wodą i otoczony gęstym lasem.
Chociaż jest on nieczynny, zapach siarki przenika całą okolicę. W drodze powrotnej, zjeżdżając w dół mijamy kilkukilometrowy ogon samochodów, który powoli pełznie pod górę. Rada, aby rozpocząć zwiedzanie parku wcześnie rano, była na wagę złota. Arenal, najsłynniejszy wulkan Kostaryki, o perfekcyjnie stożkowatym kształcie, jest „żywą” atrakcją. Wokół zbudowano dziesiątki pierwszorzędnych hoteli dla turystów, którzy ściągają z całego świata wspierając twardą walutą konserwację innych okolicznych atrakcji, takich jak górskie wodospady czy podziemne jaskinie (wyprawa do „nowo” odkrytych jaskiń Venado to temat na osobny reportaż). Do La Fortuny, miasteczka turystów żyjącego z wulkanu Arenal, dojeżdżamy od północy, przecinając nizinę San Carlos. Na tle lazurowego nieba, obramowany tropikalną roślinnością Arenal olśniewa dostojnym majestatem. Dopiero po objechaniu go dookoła i zobaczeniu szaroczarnych spalonych wulkaniczną lawą południowych zboczy zrozumieliśmy jak groźny jest ten drzemiący gigant. Arenal spał ponad 400 lat, ale kiedy obudził się w 1968 roku, jego eksplozja zniszczyła wszystko w promieniu 15 kilometrów, grzebiąc pod pokrywą lawy wioski Pueblo Nuevo i Tabacon i zabijając około 80 osób. Od tego czasu notuje się umiarkowaną aktywność wulkanu, który jednak prawie codziennie wyrzuca pióropusze gazów i popioły. Aby zobaczyć nocą spływającą, rozżarzoną do czerwoności lawę, najlepiej wybrać się do hotelu-restauracji Observatory, usytuowanej na południowym zboczu wulkanu (nocna jazda przez dżunglę po wyboistej drodze jest sama w sobie przygodą). Główną atrakcją hoteli w tym regionie jest widok na Arenal – oczywiście z bezpiecznej odległości kilkunastu kilometrów. Z tarasu naszego pokoju w Arenal Springs Hotel kontemplowaliśmy unoszące się nad stożkiem dymne pióropusze. Gdy jednak w pewnym momencie potężnie zadudniła nam ziemia pod nogami – od razu spojrzeliśmy w kierunku samochodu. A jednak z niecierpliwością oczekiwaliśmy na wieczorne wyjście do gorących źródeł wulkanicznych w kąpielisku Baldi Hot Springs. Mimo 27-dolarowej wejściówki jest to bardzo popularna atrakcja, bilety do której należy zarezerwować w czasie dnia w hotelu lub w punkcie informacji turystycznej. Pierwsze wrażenie było niezwykłe: wśród pary unoszącej się z podświetlonych basenów, obrośniętych tropikalną roślinnością, poruszały się ludzkie kształty z lubością zanurzając się w gorącej wodzie. Drugie wrażenie było mniej pozytywne, gdy dowiedzieliśmy się o dopłacie za szafki i pięciodolarowym depozycie od ręcznika. Kiedy jednak zaczęliśmy się przesuwać między szesnastoma basenami, w których temperatura wody waha się od 390 do 790 C, opływać dookola atole porośnięte palmami i nurkować pod kaskadami, przestaliśmy być małostkowi. Pura vida, kostarykańska dolce vita, jest tym, czego w najczystszej postaci doświadcza się w Kostaryce.
24|
7 listopada 2008 | nowy czas
to owo
redaguje Katarzyna Gryniewicz
KONSUMENTA
Pamiętacie The Jackson 5? Oczywiście. Jeśli nie muzykę, to przynajmniej niesamowite fryzury afro pięciu braci. W latach 70. byli muzycznym fenomenem. Ich największe przeboje: „I Want You Back”, „ABC", „The Love You Save", „I'll Be There", „Mama's Pearl", „Never Can Say Goodbye" i „Dancing Machine" nucili wszyscy. To był prawdziwy rodzinny biznes rozkręcony przez rodziców, Josepha i Katherine Jacksonów. Jackie, Tito, Jermaine, Marlon i Michael grali R&B, soul, pop, a później disco. Kiedy po 23 latach wspólnego koncertowania podrośli na tyle, że przestali być wiarygodni jako dziecięcy zespół, zakończyli współpracę i w 1989 roku każde z nich poszło w swoją stronę. Co działo się dalej z najmłodszym i najsłodszym Michaelem wszyscy wiemy – koniec końców okazał się nie taki znowu słodki. Pozostali chłopcy nie zrobili zawrotnej kariery i pewnie dlatego po latach wpadli na pomysł reaktywacji zespołu. – Musiało upłynąć sporo czasu, abyśmy znowu się zeszli – tłumaczy najstarszy Jermaine Jackson. – Obecnie pracujemy w studio. Planujemy wyruszyć w trasę w przyszłym roku. Wystąpimy w oryginalnym składzie, a koncerty otwierać będzie Janet. To dopiero niespodzianka! Janet Jackson wesprze legendarny kwintet. Pachnie to kolejnym skandalem z jej udziałem.
The Jackson 5 powracają
WoW! Czyli sposób na randkę Olikrachia rosyjska World of Warcraft, znana też jako WoW, to najpopularniejsza gra internetowa na świecie. Gra w nią ponad jedenaście milionów aktywnych subskrybentów, czyli mniej więcej tyle samo ludzi ile liczy łączna populacja Nowego Jorku i Chicago czy też stanu Ohio, a więcej niż liczba mieszkańców Grecji – wylicza serwis TG Daily. Te dane są naprawdę imponujące, ale i sama gra jest niezwykła – umożliwia wcielanie się w rozmaite postacie „nie z tego świata”, prowadzenie najbardziej zakręconych dialogów i rozwiązywanie niezwykłych zagadek. Efekt – tysiące ludzi dzięki miłości do World of Warcraft poznało się i pokochało „w realu”. Kto nie spróbuje, ten nie zrozumie. Premiera World of Warcraft miała miejsce 23 listopada 2004 roku. Poza Ameryką Północną i Europą, gra się w nią w Chinach, Korei Południowej, Australii, Nowej Zelandii, Singapurze, Tajlandii, Malezji, Chile, Argentynie oraz na Tajwanie, w Hong Kongu i Makao. W ostatnim czasie Wold of Warcraft wystartował w Rosji i Ameryce Łacińskiej, a obecnie gra jest dostępna w ośmiu wersjach językowych. Na 13 listopada bieżącego roku planowana jest premiera drugiego dodatku do gry o nazwie „Wrath of The Lich King”.
Widmo dziury w kieszeni spowodowane kryzysem ekonomicznym dosięgło nawet rosyjskich oligarchów. Stracili ok. 230 mld dolarów na giełdowym krachu londyńskiej giełdy oraz na spadkach notowań w Moskwie i na innych parkietach. Wśród stratnych jest 40-letni Roman Abramowicz, właściciel klubu piłkarskiej ekstraklasy Chelsea. Czterdziestoletni Abramowicz jest właścicielem 40 proc. udziałów w spółce stalowej Evraz, notowanej na giełdach w Moskwie i Londynie. Cena jednej akcji tej spółki kilka miesięcy wcześniej sięgająca 131 dolarów, spadła obecnie do 14 dolarów. Dla Abramowicza oznacza to stratę ocenianą na 20 mld. Potentat aluminiowy (niedługo mogą go zacząć nazywać „impotentatem”) Oleg Deripaska, uchodzący za najbogatszego człowieka w Rosji, pożegnał się z 9,6 mld dolarów, a inny rosyjski milioner Aleksandr Lebiediew, właściciel 30 proc. udziałów w Aerofłocie, stracił ok. 1,5 mld na spadku akcji przewoźnika. Jak z przekąsem zauważył „The Times”, agencje sprzedaży drogich nieruchomości w ekskluzywnych dzielnicach Londynu w najbliższym czasie nie będą się raczej uskarżać na nadmiar zapytań ze strony rosyjskich klientów.
I am PC and you? Ruszyła największa kampania reklamowa w brytyjskiej historii. To firma Microsoft chce wzbudzić zainteresowanie konsumentów produktami Microsoftu z rodziny Windows, takimi jak Windows Vista, Windows Mobile i Windows Live. Reklamy o wspólnym tytule „Real PC” zostały przygotowane przez agencję Crispin Porter + Bogusky. W przeciwieństwie do reklam prezentowanych na rynku amerykańskim, nie wezmą w nich udziału Bill Gates i Jerry Seinfeld. Zamiast nich pojawią się zwykli użytkownicy z całego świata, którzy będą opowiadać o tym, co kochają w swoich pecetach z Windowsem. Microsoft zaprosił też mieszkańców Wielkiej Brytanii do włączenia się w kampanię i podzielenie się własnymi opiniami z wykorzystaniem zwrotu „I’m a PC”. Można to zrobić poprzez wysłanie własnych klipów wideo na stronę windows.co.uk lub nagranie wiadomości w tzw. „videopodach”. Nagrania będą potem prezentowane w reklamach Microsoftu w internecie, telewizji i na nośnikach outdoor.
Z blogiem w sercu 14,46 mln (41 proc.) użytkowników internetu z Wielkiej Brytanii odwiedziło w sierpniu bieżącego roku przynajmniej jeden internetowy blog. Blogowanie i czytanie blogów stało się tak popularną ogólnoświatową rozrywką, że niektórzy porównują ją z czytaniem gazet. Z badań wynika, że większość blogerów to mężczyźni powyżej 35 lat. Większość z nich ma stałą pracę i aż 67 proc. wyższe wykształcenie. Kobiety blogują i czytają blogi nieco rzadziej i pewnie dlatego są wysoko cenione przez reklamowdawców. Najsłynniejszy hollywoodzki bloger Perez Hilton za umieszczenie na swoim superpopularnym blogu tylko jednej reklamy żąda aż do 45 tys. dolarów tygodniowo. To wcale nie tak dużo biorąc pod uwagę, że jego czytelnikami są bardzo atrakcyjne reklamowo młode kobiety, zainteresowane modą i nowinkami ze świata popkultury i podobno wszystkie liczące się gwiazdy kina. W ciągu zaledwie trzech lat Perez zrobił zawrotną karierę – od bezrobotnego dziennikarza do milionera. Jego naśladowcy czekają w kolejce do sławy, a nam pozostaje czytanie wypocin pomysłowych blogerów. Wskazówką może tu być kilka adresów popularnych wśród brytyjskich internautów: engadget.com, z liczbą 243 tys. unikalnych odwiedzin, unrealityTV.co.uk (225 tys.), gizmodo.com (223 tys.), kotaku.com (210 tys.) oraz metafilter.com (207 tys.).
Postęp w dostępie Jeśli szukać internetu „w powietrzu”, to tylko w Londynie. Tutaj znajdziesz sieć łatwiej niż gdziekolwiek indziej na świecie. Londyn jest światową stolicą Wi-Fi z liczbą 12 tys. 276 hot spotów. Dla porównania w Nowym Jorku znajduje się 9227, a w Paryżu 4481 punktów bezprzewodowego dostępu do sieci – informuje serwis „The Inquirer”, powołując się na raport firmy RSA Security. Tych, którym wydaje się, że to wciąż za mało pocieszam, że liczba londyńskich hot spotów ciągle rośnie – w ubiegłym roku aż o 72 proc., jest więc duża szansa, że jeśli nawet w tym momencie nie mamy nic w zasięgu, wkrótce sytuacja się poprawi, trzeba tylko cierpliwie poczekać.
|25
nowy czas | 7 listopada 2008
co się dzieje film
muzyka
PoetryFilm at Tate Britain
ZION TRAIN
TYLKO PIĄTEK, 7 LISTOPADA, godz. 19:00-21:30 Bilety: za darmo (odbiór z Rotundy od godziny 18:00) Tate Britain, SW1P 4RG Wybór filmów poetyckich, między innymi animacji Wallace'a Stevensa oraz produkcji poświęconej dadaiście Kurtowi Schwittersowi. Dodatkowo o godz. 20:00 dyskusja z niektórymi reżyserami pokazywanych filmów oraz dyrektorką festiwalu, Małgorzatą Kitowski, na temat kulis przygotowywania imprezy.
12 listopada, godz. 19:00-1:00 Cargo, 83 Rivington Street, Shoreditch, EC2A 3AY bilety: £12, £10 (przedsprzedaż). Koncert dubowo-reggaezespołu, założonego w Londynie w 1990 roku, wykonawców takich hitów, jak „Power One" i „Power Two". Zion Train to pionierzy reggae roots i nowoczesnej muzyki kubowej.
The Good, the Bad and the Weird
film akcji, 2008r. reż. Kim Jee-Woon 7 listopada, godz. 19:00 Barbican Centre Silk Street, EC2Y 8DS Nawiązanie do słynnego westernu „Dobry, zły i brzydki" w atmosferze wojny o niepodległość Korei. Łowca nagród, płatny morderca oraz nieszczęśliwy złodziej próbują przechytrzyć się nawzajem, a oprócz tego wojska mandżurskie oraz słynny gang, i jako pierwsi zdobyć mapę z ukrytym skarbem. Of Time and the City fabularny, 2008r. reż. Terence Davies 7 listopada, godz. 14:30, 18:40, 20:45, sobota 8 listopada, 16:15, 18:30, 20:45 BFI Southbank Belvedere Road, SE1 8XT Autobiograficzny film Daviesa, którego akcja odbywa się w Liverpoolu. Poetycka historia przedstawia lata młodości w bogobojnej robotniczej rodzinie oraz odkrywanie w sobie homoseksualizmu. Filmowe połączenie Thomasa Eliotta i Jamesa Joyce'a. City of Ember fantasy/przygodowy, 2008r. reż. Gil Kenan W kinach w całym Londynie Akcja dzieje się w przyszłości. Atmosfera na powierzchni Ziemi jest tak zanieczyszczona, że ludzie zaczęli mieszkać pod ziemią. Bohaterami opowieści jest dwójka młodych ludzi: jeden z nich marzy o ponownym zamieszkaniu na powierzchni Ziemi, drugi musi naprawić generator, zaopatrujący podziemne miasta w energię. Bill Murray jako burmistrz, któremu wszystko jest obojętne.
Drifting and Tilting: The Songs of Scott Walker Featuring Damon Albarn, Dot Allison, Jarvis Cocker, Gavin Friday, Michael Henry, Nigel Richards & more. 13-15 listopada, godz. 19:45 Barbican Theatre, Silk Street, EC2Y 8DS Bilety: £20-£35 Grupa wybitnych wokalistów, muzyków i tancerzy, wykonujących utwory z płyty „The Drift and Tilt" Scotta Walkera. Artystom towarzyszyć będzie między innymi czterdziestodwuosobowa orkiestra skrzypcowa. Musical przygotowany specjalnie dla Barbican Theatre. Koncert Orkiestry Polskiej Marynarki Wojennej 7 listopada, godz. 19.00 Sala Teatralna POSK 238-246 King Street, W6 0RF Bilety: £5 Dochód z koncertu zostanie przeznaczony na pokrycie kosztów obchodów 90. Rocznicy Swięta Niepodległości. Branco Sosin Trio 8 listopada, godz. 20.30 JazzCafe POSK, 238-246 King Street, Hammersmith, W6 0RF BIlety: £5 Jeden z najbardziej interesujących wokalistów jazzowych na londyńskiej scenie, wirtuoz gitary klasycznej – Branco, prezentuje fascynujący program własnych kompozycji wraz z basistą Leslie Booth i perkusistą Busterem Birch. Glasvegas + White Lies + Cage The Elephant 8 listopada, godz. 18:00 Little Noise Sessions at Union Chapel, Compton Terrace, N1 2UN Bilety: £44 Coroczny cykl koncertów w intymnej atmosferze Union Chapel. Wystąpi między innymi grupa Glasvegas, znana z doskonałych tekstów Jamesa Allana, dzięki którym ich nawiązania do muzyki pop lat 60. nie brzmią jak pastisz. Obok niej młody zespół z Liverpoolu oraz przedstawiciele amerykańskiej blues boogie. LONDON ROCK ’N’ ROLL FESTIVAL Jack Scott and His All American Band + Frankie Ford + Crazy Caravan and The Rhythm Rockers + Diz And The Doormen 8 listopada, godz. 19:00 The Forum, 9-17 Highgate Rd, NW5 1JY
Bilety: £39, £29 (miejsca stojące) Drugi z trzech koncertów, wchodzących w skład festiwalu. Gwiazdą będzie „najlepszy kanadyjski rock'n'rollowiec wszechczasów", Jack Scott, którego muzyka zawiera się w stylach od nastrojowego country do rocka. Grammatics 11 listopada, godzina 19:30 Bush Hall, 310 Uxbridge Rd, W12 7LJ Bilety: £7,50 Koncert czwórki z Leeds, grającej skomplikowany, ambitny pop progresywny. W swoich utworach nawiązują do stylu Radiohead, Björk czy Davida Bovie. Adele + Angus and Julia Stone
walczące o mięso łosia, potrąconego przez pociąg.
których scen. Nietypowe stroje zaprojektował Gregorty Doran.
Top to Toe
Come Dancing
do 19 kwietnia 2009 V&A Museum of Childhood, Cambridge Heath Rd, E2 9PA codziennie od 10:00 do 17:45 Trzysta lat dziecięcej mody – od dziewiętnastowiecznych ubranek marynarskich do mini wersji butów Ugg. Oprócz tego organizatorzy wystawy przyglądają się historii podziału kolorystyki strojów na różowe dla dziewwczynek i niebieskie dla chłopców oraz starają się odpowiedzieć na pytanie, jak kultura masowa i reklamy wpływają na trendy w produkcjij dziecięcej odzieży.
tylko do 8 listopada Theatre Royal Stratford East, Gerry Raffles Square, E15 1BN wt.-sob. 19:30 Bilety: £9-£40, rezerwacja 020 8534 7374 Nostalgiczny i zarazem krytyczny obraz Ilford Palais lat 50. W dobie brylantyny we włosach i tanich perfum, kiedy romantyczne ballady ustępują miejsca rock'n'rollowi, nastolatki nie chcą już spędzać sobotnich wieczorów na tańcach pod okiem rodziców. Musical oparty między innymi na utworach Raya Daviesa.
Cold War Modern
już wkrótce
V&A, Cromwell Rd, SW7 2RL codziennie, 10.00-17.45, piątek do 22.00 Bilety: £9 Wystawa sztuki i designu okresu Zimnej Wojny. Sztuka po dwóch stronach żelaznej kurtyny. Ponad 300 eksponatów m.in. z Polski, Czechosłowacji, NRD, Włoch, Francji, Kuby i Wielkiej Brytanii.
London Jazz Festiwal
teatr 11 listopada, godz 18:00 Little Noise Sessions at Union Chapel, Compton Terrace, N1 2UN Bilety: £44 Kolejna odsłona cyklu, organizowanego w Union Chapel. Tym razem gwiazdą wieczoru będzie artystka młodego pokolenia, nominowana do nagrody Mercury, Adelle. Jej płyta, zawierająca hit „Chasing Pavements" odniosła w Wielkiej Brytanii duży sukces. Towarzyszyć jej będzie zespół z Australii.
Hamlet do 15 listopada RSC Courtyard Theatre, Waterside Warwickshire, Stratford-Upon-Avon, CV37 6BB Bilety: £5-£30, rezerwacja 0844 800 1110 Hamlet nie jest tu wielkim romantycznym wojownikiem, ale wrażliwym studentem. Reżyser zrezygnował też z niektórych wątków, dla ożywienia sztuki i podkreślenia nadmiernego melodramatyzmu nie-
14 -23 listopad 2008 JazzCafe POSK, 238-246 King Street, Hammersmith, W6 0RF Na festiwalowy tydzień scena JazzCafe POSK przygotowała program, składający się z utworów największych mistrzów brytyjskiej i polskiej sceny jazzowej. Imagine This od 19 llistopada New London Theatre, Drury Lane, West End, WC2B 5PW Bilety: £17.50 to £60.00, rezerwacja 0870 890 0141 Akcja musicalu dzieje się w Polsce w 1942 roku. Grupa aktorów z warszawskiego getta tworzy przedstawienia, wzbudzające nadzieję i optymizm wśród widowni. Plotki o likwidacji getta powodują, że ich sztuki muszą sprostać rzeczywistości, od której próbowały uciec. Na tym tle rozgrywa się dramatyczna historia miłosna.
wystawy Body Worlds and The Mirror of Time do 31 marca 2009 The Bubble, 02 Arena, Peninsula Square, SE10 0BB Bilety: £12 (pon.-czw.) £14 (pt.-niedz.) Codziennie od 10:00 do 19:00 Instalacje Gunthera von Hagensa, wynalazcy nowatorskiej metody preparowania zwłok – plastynacji. Zgromadzone eksponaty koncentrują się na procesie starzenia się u ludzi i zwierząt. Francis Bacon do 4 stycznia Tate Britain, Millbank, SW1P 4RG Codziennie, 10.00-17.50 Bilety: £12.50 Wildlife Photographer of the Year
Taking Liberties
do 31 października Natural History Museum codziennie od 10:00 do 17:50 Bilety: £7,50 Prace zwycięzcy międzynarodowego konkursu fotograficznego, Andrzeja Kasprzaka. Na wystawie między innymi nagrodzone zdjęcie „Starcie orłów", przedstawiające dwa praki,
Nowa wystawa w British Library. Ważne dokumenty, traktujące o wielkich wydarzeniach kraju, zostały po raz pierwszy zebrane w jednym miejscu i udostępnione dla szerokiej publiczności. Wielka Brytania musiała pokonać dlugą drogę, by stać się takim krajem, jakim jest teraz teraz. W British Library można podziwiać to, co stanowiło kamienie milowe drogi do wolności i równości praw, śledzac dokumenty takie jak: Wielka Karta Swobód (Carta Magna,1215), Habeas Corpus Act (1679), Ustawa o Toleracji (1689), Powszechna Deklaracja Praw Człowieka (1948) i wiele innych dokumentów ważnych dla rozwoju nowoczesnych form demokracji. Wystawa Taking Liberties jest bezpłana. The British Library, 96 Euston Road, London NW1 2DB
26
7 listopada 2008 | nowy czas
czas na relaks
JAKIE I DO CZEGO?
» Wracamy dzisiaj do kilku pytań z przed ty-
mANIA GOTOWANIA Mikołaj Hęciak
Trzy pytania, a w sumie jedna odpowiedz. A brzmi ona... Nie!!! Trzy razy NIE! Jakiś czas temu ludzie zdecydowali o pewnych trendach w doborze stylu picia i dopasowania alkoholu do jedzenia. I jeszcze do niedawna odpowiedź na te pytania byłaby twierdząca, ale jak trendy się zmieniają i solidne podejście do kanonów kulinarnych także. Podobne zachowania możemy zauważyć też w świecie mody. Może bierze się to stąd, że ludzkość osiągnęła pewne nasycenie. Co miało być odkryte, już zostało, przynajmniej w klasycznej postaci. A z drugiej strony ciągle aktualna jest ludzka ciągota do nowości. I skoro trudno odkryć,czy wymyślić coś naprawdę świeżego i oryginalnego, to pozostaje wykorzystanie doczesnego dorobku poprzednich pokoleń i następuje łączenie stylów, albo powrót do jakiegoś szczególnego okresu. qW modzie mamy powrót do lat 60. i wartości stylu bycia tamtych czasów. W gastronomii coraz popularniejsza jest fushion cuisine, czyli łączenie skrajnych tradycji kulinarnych w jedną całość, np. proszę pomyśleć o pierogach z nadzieniem, które nie mieści się nam w głowie, albo nie ma miejsca w naszej palecie smakowej. Co to mogłoby być? Dlatego też dzisiejsza odpowiedź na trzy powyższe pytania brzmi rzeczywiście nie. Przytoczę tutaj anegdotę o sławnym Albercie Einsteinie. Będąc wykładowcą na jednym z uniwersytetów rozdał swoim studentom pytania na egzamin na zakończenie roku. Reakcja uczniów na zestaw pytań była natychmiastowa: Ależ panie profesorze, mieliśmy te pytania rok temu, pytania są te same! Na co naukowiec odpowiedział: Tak pytania są te same, ale odpowiedzi są już inne! To tyle o Einsteinie. Można powiedzieć, że kto trzyma się utartego kanonu doboru alkoholi do potraw, nie błądzi, ale nie zatrzyma się nowego trendu, który jakby poszerza możliwości tego doboru, dając szersze pole do popisu tym, którzy lubią eksperymenty i oczekują nowości. O co więc tak naprawdę chodzi, czym się kierować? Przyjrzyjmy się trzem parametrom, a są to: balans i smak; pochodzenie geograficzne dania i wina; zawartość cukrów, garbników i kwa-
godnia. Ostatnio pozostawiłem Państwa z kilkoma pytaniami. Prawda, czy fałsz? Czy to prawda, że białe wina powinny być podawane do ryb i białych mięs? Czy czerwone wino pija się do wołowiny i baraniny? I ostatnie pytanie, czy wina deserowe powinno podawać się do deserów? Prawda to? sowość wina. Zaczynając od odkrycia dobrego wyboru pomiędzy winem i jedzeniem należy dojść do „złotego środka”, tak, by z jednej strony moc wina nie zagłuszyła smaku potrawy, a z drugiej strony, by konkretne danie nie było za agresywne dla alkoholu. Skomplikowane? Raczej nie. Najlepiej uczyć się na przykładach. Curry z kurczakiem przygotowywane jest na mleku kokosowym i dobrym akompaniamentem byłoby białe wino, ale białe wytrawne wino, takie jak Pinot Grigio, które jest bardzo wytrawne, rześkie i ostre zabiłoby całe bogactwo smaku curry. Natomiast w tym wypadku bardziej pasuje nadal białe wino, ale pełniejsze w smaku i słodsze – Chardonnay. Natomiast biorąc pod uwagę dobór wina do steka wołowego, powinniśmy dokonać wyboru pomiędzy mocnymi czerwonymi winami, takimi jak Bordeaux Rioja czy Shiraz. Gdybyśmy zdecydowali się jednak na czerwone wina typu Merlot, Malbec czy Pi-
not Noir moglibyśmy nie poczuć jakości wina zgaszonego intensywnością wołowiny i jej aromatu.
GAMMON GLAZUROWANY Nie ustaje debata o wyższości pieczenia szynki nad jej gotowaniem. Poszukując salomonowej odpowie-
dzi lub złotego środka możemy spróbować połączyć obydwie metody otrzymując w zamian soczystą i aromatyczną sztukę mięsa. Na 6 porcji potrzebujemy: 1,2-1,3 kg surowej szynki bez kości (gammon joint); 2 łyżki musztardy Dijon; 80 g cukru demerara; po pół łyżki sproszkowanego cynamonu i sproszkowanego imbiru; 18 goździków; 1 puszka brzoskwiń (apricots); 150 ml rosołu warzywnego; 125 ml wina Marsala; ponownie po pół łyżki cynamonu i imbiru; sól i pieprz do smaku. Zalewamy gammon zimną wodą i zagotujemy na małym ogniu. Zlewamy wodę usuwając wszelkie szumowiny i ponownie zalewamy zimną wodą gotując tym razem na małym ogniu pod przykryciem jeszcze przez godzinę. Odsączamy szynkę i zdejmujemy skórę. Pozostały tłuszcz nacinamy w szachownicę. Następnie nagrzewamy piekarnik na 2000C. Osobno mieszamy cynamon, imbir i cukier posypując musztardę i przyciskając, by ta dobrze panierka przylegała. Każdy nacięty romb dekorujemy goździkiem wbitym pośrodku. Mięso umieszczamy na tacy do pieczenia i zapiekamy przez 20 minut, aż cukrowa panierka się złociście zarumieni. Teraz mamy jeszcze 20 minut, by mięso delikatne
stężało i już jest gotowe do pocięcia i podania. W tym czasie zabieramy się za sos. Owoce miksujemy w blenderze razem z syropem. Przekładamy do rondla, mieszamy z pozostałymi składnikami i gotujemy około 4-5 minut na małym ogniu. Doprawiamy do smaku. Dobrym dopełnieniem tej kombinacji będzie alzacki Resling (czyli białe wino rodem z Niemiec). Życzę smacznego, a za tydzień dokończymy podjęty dzisiaj temat.
RESTAURACJA (przy polskim kościele) 2 WINDSOR ROAD, EALING, LONDON W5 5PD 0793 171 3066 od poniedziałku do czwartku 10.00 – 15.00
piątek sobota 10.00 – 23.00
niedziela 09.00 – 23.00
ZAPRASZAMY!!!
|27
nowy czas | 7 listopada 2008
czas na relaks sudoku
średnie
łatwe
3
9
2 7 8 1 6 7 2 5
7 7 8 6 4 1 5 4
trudne
2 7 1 5 9 5 6 8 4
9 7 4 2 8
4 2 8 6 4 1 3 7 9
5
7 9 5
5 1 9 6
1 4 8
5 8 4 1 3
7 4 6
8
8 6 4
4 5
5 7 2
9
2 3 9 6 8 1 2 5 7 4 8 1 7 6 4 4 7 6 9 2 9 2 6 1 2 5 3 8
krzyżówka
horoskop
BARAN 21.03 – 19.04 W tym tygodniu w miłości czeka Cię rozkwit. Jeżeli kogoś poznałeś, jest szansa, że związek będzie się rozwijał, jeżeli jesteś samotny, masz duże szanse na poznanie ciekawej osoby. W pracy czeka Cię trochę zamieszania, dużo rozmów, jednak nadchodzący tydzień powinien być dla Ciebie dosyć udany.
BYK
20.04 – 20.05
Pamiętaj, że jeśli zacząłeś nowy związek, nie warto rozpamiętywać przeszłości. Jeżeli jesteś samotny, skup się na przyszłości. Natłok obowiązków w pracy może zmusić Cię do poświęcenia więcej czasu niż planowałeś na pracę, jednak nie martw się, przyjdzie Ci to bez trudu. Nadchodzący tydzień będzie dla Ciebie korzystny finansowo.
NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06
Bliźnięta będące w związkach mogą na swej drodze napotkać chwilowe zwątpienie. Osoby samotne powinny natomiast uwierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia. Niestety, w tym tygodniu możesz czuć się przytłoczony pracą. Może zdawać Ci się, że wypełniłeś powierzone Ci zadanie, jednak okaże się, że musisz jeszcze pewne rzeczy poprawić. Nadchodzący tydzień będzie dla Ciebie stabilny finansowo. Uważaj, żeby się nie przeziębić.
RAK 22.06 – 22.0
Niestety, nadchodzący tydzień może się okazać dla Ciebie męczący, jeśli chodzi o kwestię uczucia. Niezależnie od tego, czy jesteś w związku czy sam, możesz czuć się zmęczony i pozbawiony chęci do działania. W pracy uważaj na słowa, mogą zdarzyć się awantury, wybuchy emocjonalne, które nie doprowadzą Cię do niczego dobrego.
LEW 23.07 – 22.08
Dobry tydzień na planowanie przyszłości z partnerem lub partnerką. W związkach będzie się układało bardzo dobrze, samotne lwy mogą odczuć zwiększenie zainteresowania otaczających ludzi. W pracy nie bujaj w obłokach, skup się na powierzonych Ci zadaniach. Uważaj na sprzeczki. W nadchodzącym tygodniu możesz być w dołku finansowym. Uważaj na zdrowie.
PANNA 23.08 – 22.09
Udany tydzień w życiu uczuciowym. Panny w związkach mogą poczuć się stabilnej. Tym stanu wolnego może zdarzyć się zauroczenie. W pracy atmosfera może być w tym tygodniu trochę luźniejsza, jednak nie przesadź z zabawą, gdyż może to odbić się na Twoich finansach, które w tym tygodniu mogą nie być zadowalające.
GA WA 23.09 – 22.10
Postaraj się nie być naiwna w kwestii uczuć, nie każdy napotkany partner/partnerka okaże się w przyszłości warty Twojego myślenia o nim. Nadchodzący tydzień to czas, w którym Wagi będą mogły się wykazać w pracy. Możecie zaskoczyć pracodawców swoimi umiejętnościami, niestety na podwyżkę będzie trzeba jeszcze poczekać.
SKORPION 23.10 – 21.11
Skorpiony przebywające w związkach mogą odczuć potrzebę uwolnienia się, mogą zacząć myśleć o rozstaniu. Stwierdzą, że wolą się z kimś przyjaźnić, niż z nim być. Jednak zastanów się, czy warto poddawać się przelotnym myślom. Samotne Skorpiony w tym tygodniu raczej nie będą myśleć o związkach. W pracy wykażesz się kreatywnością.
LEC STRZE 22.11 – 21.12
Możesz czuć się momentami zmęczony swoim życiem uczuciowym, niezależnie od tego, czy jesteś w związku czy sam. Jednak nie martw się, pod koniec tygodnia to uczucie minie. Początek tygodnia w pracy męczący, potem będzie zdecydowanie lepiej. Finansowo ten tydzień będzie dla Ciebie bardzo dobry.
ZIOROŻEC
KO 22.12 – 19.01
W nadchodzącym tygodniu możesz czuć się dosyć samotnie. Może zdawać Ci się, że nikt się Tobą nie opiekuje, nie interesuje. Możesz nabrać chęci, żeby zacząć wszystko od nowa. W pracy dobry okres, chociaż może okazać się, że rzeczywistość będzie cięższa niż sobie to wyobrażałeś.
NIK WOD 20.01 – 18.02
Na drodze tych zarówno w związkach, jak i tych wolnych może pojawić się nowa, intrygująca osoba. Jeżeli myślisz Wodniku, że w pracy poradzisz sobie zupełnie sam, to jesteś w błędzie. Zacznij bardziej polegać na otaczających Cię osobach. Współpracując z nimi, osiągniesz większy sukces.
BY
RY 19.02 – 20.03
Ryby stanu wolnego mogą obawiać się w nadchodzącym tygodniu jakiegokolwiek zaangażowania. Te będące w związkach mogą się miotać pomiędzy trwającą relacją, a chęcią poznania kogoś nowego. Jeżeli w pracy pozwolisz sobie na odrobinę leniuchowania, może się to dla Ciebie skończyć odrabianiem tego w następnym tygodniu, dlatego może warto wykonywać swoje obowiązki dokładnie i sumiennie.
28|
7 listopada 2008 | nowy czas
ia Ogłoszen ramkowe . już od £15 TANIO NIE! I W YGOD ą! rt Zapłać ka
jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?
KSięGowośĆ FinanSe
FizJoterapia, maSaż leczniczy Bóle kręgosłupa, stawów, mięśniobóle, nerwobóle Wizyty domowe
rozliczenia poDatKowe Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Rozliczenia zaległe Obsługa firm LTD NIN, CIS, CSCS, Benefity ealinG Office 018 Ealing House 33 Hanger Lane, Ealing W5 3HJ tel.: 0208 998 1121 StratForD: 125 The Grove Stratford E15 1EN tel.: 0208 519 1320 www.taxpol.ltd.uk
Biuro KSięGowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162D hiGh Street hounSlow tw3 1BQ tel.: 0208 814 1013 moBile: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk
maŁGorzata tel:0793 338 8935
BaDania orGanów wewnętrznych oBeronem: •Wykrywanie pasożytów •Alergii •Zastosowanie prawidłowych leków ziołowych •Dobór produktów wg analizy organizmu. •Masaże •Dietetyka Czynne od 7.00 do 23.00 Ur szu la Reń ska Tel: 0772 996 8769 20 Ladysmith Canning Town London E16 4NR (Bus 69, six bus stops) www.allmedicaldiagnosis.com Sprzedaż kosmetyków oriflam. Firma oriflame organizuje bezpłatne kursy pedicure i dla kometyczek
uroDa nauKa
zapraSzam na KurS taŃca towarzySKieGo 1-Stopnia Który oDBęDzie Się 22.11 o GoDz. 16.30 dla młodzieży i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych prywatne lekcje tańca towarzyskiego
proFeSJonalne FryzJerStwo strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza west acton, tel. 0786 2278729
uSŁuGi różne
tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@ szkolatanca.co.uk
zDrowie
laBoratorium meDyczne: the path laB
wróżKa Jaśmin Wróży ze zdjęcia, z ręki i z kart tarota. Zdejmuje złe uroki i klątwy, Zmieni twojego pecha w strumień radości i powodzenia. Pomaga w problemach. 27 lat doświadczenia! tel. 079 60 38 18 00
Oferujemy standardowe inStalacJe Satelitarne oraz rozbudowane instalacje dla domów wielorodzinnych na terenie Londynu, Slough, Reading i okolic. Platforma cyfrowa nie ma znaczenia. Jeśli nie chcesz stracić całego dnia na kombinowanie i zgadywanie jak ustawić czaszę, zadzwoń do nas! Montujemy wszystkie anteny (nie tylko satelitarne!) TANIO, SZYBKO, SOLIDNIE!
tel: 020 7935 6650 lub po polsku: iwona – 0797 704 1616 25-27 welbeck Street london w1G 8 en
anteny Satelitarne Jan wójtowicz Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóĶceń, systemy CCTV, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. polskie ceny tel. 0751 526 8302
prosimy o kontakt z
Działem Sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne
komercyjne z logo
do 20 słów
£15
£25
do 40 słów
£20
£30
Kawaler, KatoliK po wyższych studiach pragnie poznać Polkę do lat 40, która chętnie zamieszka we Francji lub we Włoszech. Mówię po angielsku, francusku i po włosku. tel: 020 7697 0005
inne
Domowe wypieKi na każdą okazję. auto-zŁomowanie Za każde auto płacimy od £50,00 do £100,00 Załatwiamy wszystkie formalności w DVL Auto odbieramy od klienta.
londyn • Slough • reading tel.: 0787 701 5563
architeKt reJeStrowany w anGlii wyKonuJe proJeKty: lofts extensions, full service – planning application, building control notice.
Gwarancja jakości oraz niskiej ceny.
wróżKa FaryDa mówiąca po polsku Wróży z kart tarota, z ręki, ze zdjęcia. Zdejmuje klątwę, urok i odwraca złe fatum. Pomoże Ci we wszystkich problemach, wyprowadzi Cię z labiryntu. Daj sobie pomóc. nie czekaj! Dzwoń! tel. 0208 826 5074
wróżKa SeBila przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum. tel. 0798 855 3378
mŁoDa, miŁa i atraKcyJna 21-letnia BlonDynKa pozna SympatyczneGo pana. tel.: 075 01 377 343
pomoc drogowa i autoholowanie 24 godz./7 dni w tygodniu tel. 0759 230 4530
aGata tel. 0795 797 8398
tranSport przeprowaDzKi
tel.: 0208 739 0036 moBile: 0770 869 6377
towarzySKie Kompleksowe badania krwi, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową (HIV – wyniki tego samego dnia), EKG, USG.
aBy zamieściĆ oGŁoSzenie ramKowe
wywóz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, złomowanie aut – free tranSpol tel. 0786 227 8730 lub 29 anDrzeJ
auto-laweta (pomoc drogowa, aukcje, ebay) Transport motocykli (recovery, aukcje) Współpraca z warsztatem i lakiernikiem. tranSport na lotniSKa przeprowaDzKi. Punktualność i rzetelność. tel.: 0793 257 3973
oGŁoSzenia 0207 358 8406
uSŁuGi Komputerowe
hl-computer Service profesjonalne usługi informatyczne Naprawy, modernizacje usuwanie wirusów, reinstalacja Windows, instalacje internetu. Konfiguracja routerów Odzyskiwanie danych Drukowanie wizytówek Projektowanie www Sprzedaż komputerów technik-informatyk olgierd 07961222932 www.hl-computerservice.com www.hl-shop.com
|29
nowy czas | 7 listopada 2008
ogĹ&#x201A;oszenia BILINGUAL SECRETARY/ PERSONAL ASSISTANT
Work Pattern: Days Employer: Russell Taylor Associates Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY
job vacancies TRANSLATOR/ SALES ADMIN Location: NORTH FERRIBY Hours: As arranged Wage: ÂŁ19,000 Work Pattern: Days Employer: CNS Recruitment Ltd Closing Date: 28/11/2008 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY
Description: Must be fluent in English and Polish. Must have experience of Microsoft Word, Excel and Outlook. Will be carrying out basic office duties such as filing and answering telephone. Will be speaking to candidates and sending out packs. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Ben Russell at Russell Taylor Associates, Exchange House, 80A Balls Road, Prenton, Merseyside, CH43 1US, or to info@russell-taylor.co.uk. TRANSLATOR
Description: We are looking for a Polish English translator/ administrator who must be fluent in both languages to work in our own sales office. In addition to sales and account administration you will offer translation services to our mainly Polish workforce. We offer a range of services to all our workers. As part of this we have teamed up with a major PLC to give free money transfer and free phones to our workers via a pre-paid card system. We wish to offer this fantastic service to everyone and part of your duties will be to sell and promote this service. The ideal candidate's glass must be always half full and you will have an outgoing personality with a positive outlook and your own car. Generous packege inc phone/ expenses to ÂŁ19K/ bonus. Call Max Hull 638532 How to apply: You can apply for this job by telephoning 01482 638532 and asking for Chris Beasley-Last. CUSTOMER SERVICES ADMINISTRATOR Location: PRENTON, MERSEYSIDE Hours: 35 PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, 9AM - 5PM Wage: ÂŁ7.00 PER HOUR
Location: NORTH FERRIBY Hours: As arranged Wage: ÂŁ19,000 per annum Work Pattern: Days Employer: CNS Recruitment Ltd Closing Date: 28/11/2008 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY
Description: We are looking for a Polish English translator/ administrator who must be fluent in both languages to work in our own sales office. In addition to sales and account administration you will offer translation services to our mainly Polish workforce. We offer a range of services to all our workers. As part of this we have teamed up with a major PLC to give free money transfer and free phones to our workers via a pre-paid card system. We wish to offer this fantastic service to everyone and part of your duties will be to sell and promote this service. The ideal candidate's glass must be always half full and you will have an outgoing personality with a positive outlook and your own car. Generous packege inc phone/ expenses to ÂŁ19K/ bonus. Call Max Hull 638532 How to apply: You can apply for this job by telephoning 01482 638532 and asking for Chris Beasley-Last.
BEZ NOWEJ KARTY SIM
Location: LONDON, WESTMINSTER SW1W Hours: 40 WEEK 5 OVER 7 DAYS INCLUDING EVENINGS. Wage: ÂŁ28,000 ANNUM Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Halbrook Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY
Description: The ability to speak Russian or Polish is an advantage. Must be available to travel overseas. Good communication skills & computer skills are essential. Will act as personal assistant to Company Director purchasing coal, petroleum & raw materials. Will liaise with overseas clients and accompany them to various venues, meetings and tours. Temporary and possibly permanent positions available. Either post a CV to Richard Ruston at employers address or email to halbrook@live.co.uk How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Richard Ruston at Halbrook, Aran 134, Grosvenor Gardens Ho, 35-37 Grosvenor Gardens, London, SW1W0BS, or to halbrook@live.co.uk. SUPPORT WORKER Location: SOUTHAMPTON, HAMPSHIRE Hours: 7.30AM-2.30PM & 2.30PM; 35-40 h/w Wage: ÂŁ13,660 - ÂŁ15,081 Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Employer: Jacaranda Recruitment Job Ref.: VR/00395 Closing Date: 14/11/2008 Duration: PERMANENT
Description: Ta oferta pracy jest oglaszana w imieniu Jacaranda Recruitment dzialajacej jako agencja zatrudnienia. Kandydaci musza czerpac satysfakcje z pracy z osobami z uposledzonymi zdolnosciami uczenia sie i miec doskonale zdolnosci komunikacyjne oraz musza byc elastyczni w stosunku do godzin pracy. Do obowiazkow nalezy dostarczenie opieki dla osob z uposledzonymi zdolnosciami uczenia sie, osob z problemami ze zdrowiem umyslowym,
BEZ UKRYTYCH OPLAT
:\ELHU]
& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³šczenie. Do³aduj T-Talk z komórki wybierz Do³aduj T-Talk przez internet* 0208 497 4029 & 1 po £5 kredytu. na www.auracall.com/polska
Polska 2p/min Polska 7p/min
1.6p/min 5.5p/min
www.auracall.com/polska
Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET Infolinia: 020 8497 4698
Tanie Rozmowy!
T&Câ&#x20AC;&#x2122;s: Ask bill payerâ&#x20AC;&#x2122;s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. *Pence a minute quoted are based on extra credit gained from ÂŁ20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
epileptykow, osob z syndromem Aspergera i Autystami. Od wybranych kandydatow bedzie wymagane oswiadczenie o niekaralnosci (koszty z tym zwiazane pokryje pracodawca). How to apply: Zadzwonic: 0208 6765624 i zapytac o Diddie Lutsch lub napisac e-mail na: Diddie@jacaranda-recruitment.co.uk. CARE WORKER Location: WINCHESTER, HAMPSHIRE Hours: 7.30AM do 2.30PM & 2.30PM do 10.30PM incl. weekends Wage: ÂŁ14,712 TO ÂŁ14,865 Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Employer: Jacaranda Recruitment Duration: PERMANENT
Description: Ta oferta pracy jest ogĹ&#x201A;aszana w imieniu Jacaranda Recruitment dziaĹ&#x201A;ajÄ&#x2026;cej jako agencja pracy. Klienci-podopieczni wykazujÄ&#x2026; trudnoĹ&#x203A;ci komunikacyjne i wychowawcze i nie mogÄ&#x2026; byÄ&#x2021; â&#x20AC;&#x17E;poddawani terapiiâ&#x20AC;?, co oznacza, Ĺźe opiekunowie muszÄ&#x2026; z nimi pracowaÄ&#x2021; majÄ&#x2026;c na uwadze, Ĺźe ich zachowanie nie ulegnie zmianie. Pracodawca zapewnia opiekÄ&#x2122; dla osĂłb z upoĹ&#x203A;ledzonymi zdolnoĹ&#x203A;ciami uczenia siÄ&#x2122; (czasami powaĹźnymi), osĂłb z problemami ze zdrowiem umysĹ&#x201A;owym, epileptykĂłw, osĂłb z syndromem Aspergera i autystami. Od wybranych kandydatĂłw bedzie wymagane oĹ&#x203A;wiadczenie o niekaralnosci (koszty z tym zwiÄ&#x2026;zane pokryje pracodawca). How to apply: ZadzwoniÄ&#x2021;: 0208 6765621 i zapytaÄ&#x2021; o Lyndsay Rodgerson lub napisaÄ&#x2021; e-mail na: Lyndsay@jacaranda-recruitment.co.uk RESIDENTIAL WORKER Location: Burton on Trent, Staffordshire Hours: 7.30AM do 2.30PM & 2.30PM do 10.30PM incl. weekends Wage: ÂŁ13,500 TO ÂŁ15,700 Work Pattern: Days, Evenings, Weekends Employer: Jacaranda Recruitment Job Ref.: VR/00401 Pension: No details held Duration: PERMANENT
Description: Ta oferta pracy jest ogĹ&#x201A;aszana w imieniu Jacaranda Recruitment dziaĹ&#x201A;ajÄ&#x2026;cej jako agencja pracy. SzkoĹ&#x201A;y wykorzystujÄ&#x2026;c swoje poĹ&#x201A;oĹźenie na wsi organizujÄ&#x2026; zajÄ&#x2122;cia na swieĹźym powietrzu: jazda konna, pĹ&#x201A;ywanie na Ĺ&#x201A;Ăłdkach i kajakach oraz spacery. Podopiecznych zachÄ&#x2122;ca siÄ&#x2122; rĂłwnieĹź do korzystania z kompleksĂłw rekreacyjnych, basenĂłw, bibliotek i lokalnych sklepĂłw. Potrzebujemy opiekunĂłw i ich asystentĂłw do pracy z mĹ&#x201A;odzieĹźÄ&#x2026; (8-19 lat) z upoĹ&#x203A;ledzonymi zdolnoĹ&#x203A;ciami uczenia siÄ&#x2122; oraz wykazujÄ&#x2026;cymi trudnoĹ&#x203A;ci komunikacyjne i wychowawcze. Potrzebujemy osĂłb do prowadzenia specjalnej terapii, edukacji i osobistej opieki nad nimi, kĹ&#x201A;adÄ&#x2026;c szczegĂłlny nacisk na ich trudnoĹ&#x203A;ci jezykowe, komunikacje oraz syndrom Aspergera. Od wybranych kandydatĂłw bedzie wymagane oĹ&#x203A;wiadczenie o niekaralnosci (koszty z tym zwiÄ&#x2026;zane pokryje pracodawca). How to apply: ZadzwoniÄ&#x2021;: 0208 6765623 i zapytaÄ&#x2021; o Diddie Lutsch lub napisaÄ&#x2021; e-mail: sarah@jacaranda-recruitment.co.uk
Z Â&#x2019;xÂ&#x192;iÂ&#x160;ÂśÂ&#x2C6;Â&#x192; Z Ă&#x2026;¹œĂ? Ă&#x2019;IĂ&#x17D;Â&#x2DC;bÂ&#x2DC;Ă&#x17D;i Z Â&#x2DC;uÂ&#x192;Â&#x2019;IÂ&#x2019;ÂśÂ&#x2DC;Ă&#x17D;IÂ&#x2019;Â&#x192;I Â&#x2019;IĂ&#x2026;Â&#x2C6;Â&#x192;
 [Â&#x192;IÂ?SĂ?¡ Ă&#x2019;Ă&#x17D;Â&#x192;rÂ&#x2C6;ÂśĂ&#x2019;Ă?\ ÂśĂ&#x17D;Â&#x2DC;Â&#x2021;i ÂśĂ&#x2019;IÂ&#x2019;Âśi Â&#x2019;I bÂ&#x2DC;SÂąN  ¹I[r¨ EIbĂ&#x2019;Ă&#x17D;Â&#x2DC;Â&#x201C; bÂ&#x2DC; IÂąii¹œ bĂ?Â&#x192;[i 4iÂąĂ?Â&#x192;[i
0800 093 1114
30|
7 listopada 2008 | nowy czas
port piłKa NożNa
redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk
LiGa aNGiELSKa
Kadra na Irlandię
Outsider ograł lidera Trudno powiedzieć, czy zwyżkująca forma Kogutów, jest efektem zmiany trenera. Faktem jest jednak, iż pod wodzą Harry'ego Redknappa zespół zdobył aż cztery punkty z tak klasowymi zespołami jak Arsenal i Liverpool. Po remisie z Arsenalem na Emitares Stadium, tym razem outsider ograł lidera z Liverpoolu 2:1. Bramka na wagę zwycięstwa padła już w doliczonym czasie gry. Niedawny trener Kogutów, Juan Ramos stwierdził w jednym z ostatnich wywiadów, iż w ostatnim okresie jego kontraktu z klubem piłkarze grali przeciwko niemu. Aktualne wyniki zdają się taką tezę potwierdzać. Aż trudno bowiem uwierzyć, że klub, który w okresie transferowym wydał na piłkarzy kilkadziesiąt milionów funtów zajmuje w tabeli ostatnie miejsce. Po sensacyjnym meczu z zespołem Rafaela Beniteza nie opuścił wprawdzie ostatniego miejsca, ale z pierwszego zrzucił The Reds, których wyprzedziła stołeczna Chelsea. Ta z kolei bez najmniejszych kłopotów rozgromiła AFC Sunderland aż 5:0.
piłKa NożNa
W górę tabeli pnie się również Newcastle United. Po zwycięstwie nad Aston Villa Birmingham zespół ma już dwanaście punktów, opuszczając okupowaną jeszcze niedawno strefę spadkową. Sporą niespodzianką ostatniej rundy spotkań jest też bez wątpienia niespodziewane zwycięstwo beniaminka ze Stoke nad Arsenalem Londyn. Ostatnie straty punktów podopiecznych Arsene Wengera mogą kosztować zespół bardzo wiele pod koniec sezonu. Już teraz klub z Emirates Stadium ma do liderów aż sześć punktów, a najważniejsze mecze z najgroźniejszymi rywalami dopiero przed nimi. Bardzo ważne zwycięstwo nad dużo wyżej notowanym liderem odniósł Bolton Wanderers. Klub Euzebiusza Smolarka wygrał z naszpikowanym gwiazdami Manchesterem City 2:0. Nasz reprezentant całe spotkanie oglądał z ławki rezerwowych. W najbliższą sobotę kolejny wielki hit. Arsenal Londyn na własnym obiekcie podejmował będzie Manchester United. Oba zespoły sąsiadują ze sobą w ligowej tabeli, a zwycięzca może dołączyć do liderującego duetu. Łukasz Fabiański (Arsenal) oraz Tomasz Kuszczak (Manchester United) spotkanie obejrzą najprawdopodobniej z ławki rezerwowych. W Championship kolejny raz na listę strzelców wpisał się Grzegorz Rasiak. Gol Polaka na nic się jednak
zdał. Jego Watford przegrało przed własną publicznością z Blackpool (3:4) po bramce straconej w doliczonym czasie gry. Warto wspomnieć, iż gospodarze prowadzili w tym spotkaniu aż trzy razy. Całe spotkania na ławce rezerwowych spędzili Bartosz Białkowski (FC Southampton) oraz Artur Krysiak (Swansea). Dziwi przede wszystkim absencja tego drugiego, który zagrał w dwóch ostatnich meczach swojej drużyny, spisując się przy tym całkiem przyzwoicie. Wyniki XI kolejki: Everton Liverpool – Fulham Londyn 1:0, Stoke City – Arsenal Londyn 2:1, Newcastle United – Aston Villa Birmingham 2:0, Portsmouth – Wigan Athletic 1:2, West Bromwich Albion – Blackburn Rovers 2:2, Bolton Wanderers – Manchester City 2:0, Tottenham Liverpool – FC Liverpool 2:1, Chelsea Londyn – FC Sunderland 5:0, Manchester United – Hull City 4:3, Middlesbrough – West Ham United Londyn 1:1. Zestaw par XII kolejki: Arsenal – Manchester United, Aston Villa – Middlesbrough, Manchester City – Tottenham, WHU – Everton, Sunderland – Portsmouth, Wigan – Stoke, Hull – Bolton, Liverpool – WBA, Blackburn – Chelsea, Fulham – Newcastle.
Daniel Kowalski
Leo Beenhakker powołał dziewiętnastosobową kadrę na mecz z Irlandią, który 19 listopada rozegrany zostanie w Dublinie. W gronie powołanych zabrakło pierwszego bramkarza, Artura Boruca. Powodem absencji jest zabieg stawu kolanowego, jakiemu piłkarz podda się w przyszłym tygodniu. Na boisku Boruc ma się pojawić na początku grudnia. POWOŁANIA OTRZYMALI: Bramkarze: Łukasz Fabiański (Arsenal), Łukasz Załuska (Dundee United). Obrońcy: Marcin Wasilewski (Anderlecht Bruksela), Grzegorz Wojtkowiak (Lech Poznań), Michał Żewłakow (Olympiakos Pireus), Dariusz Dudka (AJ Auxerre), Tomasz Jodłowiec (Polonia Warszawa), Jakub Wawrzyniak (Legia Warszawa). Pomocnicy: Mariusz Lewandowski (Szachtar Donieck), Rafał Murawski (Lech Poznań), Łukasz Garguła (GKS Bełchatów), Jakub Błaszczykowski (Borussia Dortmund), Rafał Boguski (Wisła Kraków), Jacek Krzynówek (VfL Wolfsburg), Roger Guerreiro (Legia Warszawa), Radosław Majewski (Polonia Warszawa). Napastnicy: Paweł Brożek (Wisła Kraków), Robert Lewandowski (Lech Poznań), Euzebiusz Smolarek (Bolton Wanderers). Zawodnicy rezerwowi: Wojciech Kowalewski (bramkarz, Iraklis Saloniki), Marcin Kowalczyk (Dynamo Moskwa), Bartosz Bosacki (Lech Poznań), Tomasz Bandrowski (Lech Poznań), Sławomir Peszko (Lech Poznań), Tomasz Zahorski (Górnik Zabrze).
piłKa NożNa
LiGa poLSKa
Legia prowadzi Nie jest tajemnicą, iż celem klubu ze stadionu przy ulicy Łazienkowskiej jest mistrzostwo Polski. W miniony weekend piłkarze ze stolicy zrobili kolejny mały kroczek w kierunku tego celu.
LiGa MiStrzów
Debiut Fabiańskiego Porażka Realu z Juventusem na Santiago Berabeu to bez wątpienia największa niespodzianka wtorkowo-środowej rundy spotkań Ligi Mistrzów. Zespół Jerzego Dudka przegrał przed własną publicznością 0:2, a oba gole zdobył Alessandro Del Piero. W elitarnych rozgrywkach zadebiutował bramkarz Arsenalu, Łukasz Fabiański. Kanonierzy zremisowali bezbramkowo z Fenerbahce Stambuł i utrzymali się na pozycji lidera swojej grupy. W Glasgow tamtejszy Celtic podejmował Manchester United. Z powodu urazu w meczu tym wystąpić nie mógł
Van Der Saar. Wydawało się więc, że będziemy świadkami pojedynku Kuszczak – Boruc. Ostatecznie Alex Fergusson postawił na Bena Fostera, a Kuszczak usiadł na ławce rezerwowych. Przez większość meczu Szkoci wygrywali 1:0. Spotkanie zakończyło się jednak remisem 1:1, a winę za stratę bramki i dwóch punktów ponosi Boruc. Tylko kilkanaście minut zagrał Marek Saganowski w meczu Aalborg — Villareal (2:2). Polak pojawił się na boisku dopiero w siedemdziesiątej drugiej minucie meczu. Dziesięć minut w przegranym meczu ze Sportingiem Lizbona zagrał Mariusz Lewandowski. Sporą niespodziankami były też: remis Anorthosisu Famagusta z Interem Mediolan 3:3 (Łukasz Sosin tylko rezerwowym) oraz wygrana Romy z faworyzowaną Chelsea 3:1.
Daniel Kowalski
Podopieczni Jana Urbana wygrali bez problemów z Lechią Gdańsk 3:0 i w tabeli lepszym bilansem bramkowym wyprzedzają lokalnego rywala – Polonię. Czarne Koszule też nie zwalniają tempa. Ich zwycięstwa nie są wprawdzie tak przekonujące jak legionistów, ale liczą się przecież trzy punkty. Tym razem Polonia wygrała na wyjeździe z Arką Gdynia 1:0. Coraz ciaśniej robi się w czubie tabeli. Tuż za stołecznym duetem plasuje się mistrz Polski, Wisła Kraków. Odpuszczać nie zamierza, czego potwierdzeniem kolejne trzy punkty, tym razem zdobyte w meczu z zawsze groźnym Ruchem Chorzów. Kontaktu z czołówką nie traci również efektownie grający Lech Poznań. Zespół Franciszka Smudy w dziesiątej kolejce odprawił z kwitkiem Odrę Wodzisław, która po dobrym początku wraca do formy sprzed kilku miesięcy. Pech nie opuszcza Górnika Zabrze, który po zaciętym meczu przegrał przed własną publicznością z GKS Bełchatów 2:3. Podobno w zimowej przerwie na Roosovelta szykują się transferowe hity. Najbardziej aktualna
plotka mówi o ściągnięciu z Wolsfburga reprezentanta Polski, Jacka Krzynówka. Sam zainteresowany nie zaprzecza, wręcz przeciwnie, dodaje iż w razie konkretnej oferty ze strony Henryka Kasperczaka nie będzie się specjalnie targował w kwestiach finansowych. Krzynówek to drugi, po Maćku Żurawskim, zawodnik który znajduje się w orbicie zainteresowań zabrzańskich włodarzy. Ligową tabelę zamyka Cracovia, która przegrała z Jagiellonią Białystok 0:2. Now trener ma przed sobą niezwykle trudne zadanie, bo różnica punktowa to bezpiecznej strefy stale się powiększa. Najbliższa kolejka wielkich przetasowań w czołówce tabeli przynieść nie powinna. Cała prowadząca czwórka rozgrywa bowiem mecze z teoretycznie dużo słabszymi zespołami. Wyniki X kolejki: Lega Warszawa – Lechia Gdańsk 3:0, Wisła Kraków – Ruch Chorzów 2:0, Górnik Zabrze – GKS Bełchatów 2:3, Jagiellonia Białystok – Cracovia 2:0, Arka Gdynia – Polonia Warszawa 0:1, Lech Poznań – Odra Wodzisław 3:1, Łódzki Klub Sportowy – Śląsk Wrocław 0:0, Piast Gliwice – Polonia Bytom 1:0. Zestaw par XI kolejki: GKS Bełchatów – Cracovia, Polonia Bytom – Cracovia, Śląsk Wrocław – Piast Gliwice, Wisła Kraków – ŁKS Łódź, Polonia Warszawa – Jagiellonia Białystok, Ruch Chorzów – Arka Gdynia, Odra Wodzisław – Górnik Zabrze, Lechia Gdańsk – Lech Poznań.
Daniel Kowalski
|31
nowy czas | 7 listopada 2008
sport
Zamiast PUEFA – Europa League Czesław Ludwiczek
Pod koniec września br. odbyło się posiedzenie Komitetu Wykonawczego UEFA w Bordeaux, na którym omawiano kilka istotnych dla rozwoju futbolu europejskiego problemów. Wszakże polskie media skoncentrowały się tylko na jednym z omawianych tam tematów i zresztą nic dziwnego, bo dotyczył bezpośrednio naszych spraw. Ściślej rzecz biorąc, tam właśnie zapadała decyzja, czy Polska i Ukraina utrzymają nadal prawa organizatorów piłkarskich mistrzostw Europy 2012. Na szczęście decyzja była dla nas pomyśl-
na, więc prasa, radio, telewizja, portale internetowe tylko ten temat szeroko omówiły, nie zawracając sobie łamów, anten, plików innymi, choć przecież ważnymi tematami. Najważniejszy z nich, oprócz oczywiście Euro 2012, tyczy się Pucharu UEFA. Komitet Wykonawczy postanowił, że bieżąca edycja tych rozgrywek będzie ostatnią w ich historii. Puchar UEFA utworzony w 1971 roku na gruzach Pucharu Miast Targowych i noszący w międzynarodowej nomenklaturze skrótowej symbol C-3 (zresztą od kilku już lat niezgodnie z hierarchią, ponieważ zniesiony został Puchar Europy Zdobywców Pucharów sygnowany symbolem C-2) zastąpiony zostanie od sezonu 2009/2010 nową, znacznie zrekonstruowaną formułą rozgrywek, podobno lepszą pod względem sportowym, organizacyjnym i finansowym. Przede wszystkim zniknie zupełnie nazwa Puchar UEFA, bowiem nowy system nosić będzie nazwę Liga Europejska (Europa League). W łonie Komitetu Wykonawczego zdania na ten temat były podzielone i nawet sam prezydent UEFA Michel Platini obstawał przy starej nazwie, ale
Zwycięstwo demokracji To dopiero paradoks: w imię demokratycznych ideałów zwycięstwo w wyborach w PZPN odniosła – szeroko rzecz ujmując – frakcja, która doświadczenie zdobywała jeszcze w ZMS. „Liberałowie” i „demokraci” przegrali z kretesem. Rządowy kandydat przepadł, a przyznać trzeba, że w dawnych latach kandydata przyniesionego w teczce lansowano znacznie bardziej subtelnie. Na dodatek wszystko to odbywało się na oczach szerokiej widowni, bo stacje telewizyjne na żywo relacjonowały cały zjazd. I pomyśleć, że kiedyś nie tylko zwykłym obywatelom, ale i piłkarskim kibicom było doskonale obojętnie, kto jest prezesem PZPN, a nazwiska Jabłońskiego, Brzostowskiego czy Domańskiego do społecznej świadomości się nie przebijały. Ponieważ już nie przekonamy się nigdy, jakim prezesem byłby lansowany zbyt nachalnie przez władze Zbigniew Boniek, trzeba teraz z nadzieją czekać na to, co zrobi Grzegorz Lato. Bo przecież nie od samego nazwiska nowego prezesa zależą zmiany w polskiej piłce, ale od jego decyzji, konsekwencji i zdecydowania. Rezerwa, oględnie mówiąc, z jaką przyjęty został wybór Laty, ma niewątpliwie swoje uzasadnienie. Zbyt wiele jest w nim nadal z działacza klubowego, a pytany o dokonania podczas senatorskiej kadencji wylicza budowę boisk w Mielcu i okolicy, jak gdyby nie rozumiał, że praca na tym szczeblu wymaga jednak spojrzenia poza własne podwórko. Na współpracę obrażonego Bońka Lato nie ma co liczyć. Trzeba mieć tylko nadzieję, że Boniek zachowa się fair i nie będzie przeszkadzał, choćby w sprawach Euro-2012, czując za sobą poparcie Platiniego i Surkisa, nie mówiąc o ministrze Drzewieckim. Spekuluje się już, że to on, a nie Listkiewicz, będzie pełnomocnikiem do spraw mistrzostw Eu-
został przegłosowany. Podobno dlatego, że członkowie Komitetu Wykonawczego zmieniają w radykalny sposób drugi co do ważności system rozgrywek europejskich. Nie zagrozi on wprawdzie Lidze Mistrzów, ale da możliwość rywalizacji na wysokim poziomie większej liczbie drużyn. Zakłada się bowiem, że w Europa League wystartuje 48 drużyn podzielonych na 12 grup po 4 drużyny w każdej. Rozgrywki w grupach nie będą odbywać się systemem mecz i rewanż, lecz podobnie jak w obowiązującej już ostatnio formule w Pucharze UEFA liczyć się będzie tylko jeden mecz rozgrywany zgodnie z losowaniem u siebie względnie na wyjeździe. Po rozgrywkach grupowych, po dwie drużyny z każdej czwórki awansują do 1/16 finału, a do nich dołączy 8 drużyn, które w fazie grupowej Ligi Mistrzów zajmą trzecie miejsca. W sumie więc do fazy pucharowej Europa League przystąpią 32 drużyny. Czołowi działacze europejskiej centrali futbolowej powiadają, że jest to reforma historyczna (chyba z lekką przesadą), w każdym razie bardzo ważna dla UEFA i dla piłkarstwa
ropy, co byłoby fatalnym wyjściem, bo konflikty w futbolu trzeba łagodzić, a nie je eskalować. Wspomniane na wstępie zwycięstwo demokracji może jednak okazać się pyrrusowe, bo za dużo jest w zarządzie nazwisk, które zdecydowanie źle się kojarzą. Na żadne zdecydowane odcięcie się od przeszłości nie ma więc co liczyć. Znaleźli się we władzach ludzie, z samym prezesem włącznie, którzy pewnych spraw nie są w stanie dostrzec, bo są dla nich czymś naturalnym. Jak ów przypomniany niedawno transfer pewnego zawodnika ze Stali Mielec do ŁKS, pilotowany przez obecnego prezesa związku. Sam Lato przecież przyznał, że celowo w papierach wpisano, że jest to transfer bezgotówkowy, by „zaoszczędzić” na koniecznych opłatach dla PZPN i związku okręgowego, zaś pieniądze przekazywano nieoficjalnie. A może dobrze, że wie o istnieniu takiego sposobu i dzięki temu sprawniej będzie zwalczał nieprawidłowości? Może inni nowi członkowie zarządu, których nazwiska wymieniane są w tle głośnych ostatnich afer korupcyjnych, też dzięki okazanemu im zaufaniu nawrócą się i będą ostro tę patologię zwalczać? No cóż, pomarzyć zawsze można. Sam zjazd przełomem więc nie był, choć nie można przekreślać szansy, że staną się nim działania nowego zarządu. Generalnie nie widać było w gronie delegatów skruchy i wyrzutów sumienia, a mało taktowne wystąpienie Surkisa dało tylko asumpt do szyderczych komentarzy i przewrotnego powoływania się na demokrację, którą istotnie na zjeździe kilkakrotnie bezwstydnie łamano. Okazało się, że próby dokonywania odnowy na siłę nie mają szans. Środowisko samo musi do niej dojrzeć, a dyktat władz, wspierany przez media, wywołuje tylko jeszcze twardszy opór i obronę zagrożonych pozycji. Ale skoro przykładem działacza nowego typu ma być właściciel Widzewa, który tak zagalopował się w swoich machinacjach i protestach, że aż szef Cracovii, który oddał mu mandat, musi go teraz stopować, to ja wolę Grzegorza Latę. Za rok rozliczymy go już nie z akcji na Wembley i tytułu króla strzelców mistrzostw świata w 1974 r., a z tego, co zrobił, by w Polsce byli jeszcze lepsi piłkarze niż on.
Wojciech Filipiak
europejskiego w ogóle. Ważna, ponieważ zainteresuje znacznie większą liczbę fanów, większą liczbę zawodników i większą liczbę klubów. – Jestem przekonany – mówił wówczas Michel Platini - że ten nowy format rozgrywek przyniesie UEFA nowy skok jakościowy i nowe sukcesy. Dlaczego następują tak duże zmiany? Otóż zdaniem członków instancji europejskiej Puchar UEFA znacznie się już zdewaluował w oczach szerokiej publiczności futbolowej i dlatego Komitet Wykonawczy musiał zareagować i uczynił to, tworząc w miejsce Pucharu UEFA – Ligę Europejską. Wszakże w tej inicjatywie nie chodzi tylko o samo zreformowanie systemu rozgrywek, ale także o wielką ofensywę komercyjną. Powiada się, że cały system zostanie odnowiony i scentralizowany, a gdy się temu dobrze przyjrzeć, można dojść do wniosku, że będzie to system sterowany z Nyon i nastawiony na spore zyski finansowe. W przeciwieństwie do stosunkowo dużej swobody, jaką cieszyły się kluby względnie federacje krajowe w Pucharze UEFA, w tej nowej Europa League wszystko zostanie scentralizowane. UEFA decy-
dować będzie o takich elementach jak jednolite prawo marketingowe i jego upowszechnianie, jak zawieranie kontraktów handlowych i ich realizowanie, jak pozyskiwanie i ustalanie głównego sponsora Europa League, jak oficjalna piłka rozgrywek, a ponadto nowe logo, symbol graficzny i mnóstwo innych drobniejszych spraw. Wygląda na to, że kluby i federacje krajowe martwić się już muszą tylko tym, aby ich drużyny grały jak najlepiej, bo wszystkimi innymi sprawami organizacyjnymi, marketingowymi, finansowymi zajmie się UEFA. Spodziewać się też można, że drużyny, które zakwalifikują się do Europa League, otrzymają z europejskiej centrali piłkarskiej wynagrodzenie odpowiednie do miejsca, jakie w niej zajmą. O tym jednak na razie nie było mowy, przynajmniej publicznie. Pozostaje pytanie, czy do Europa League będzie łatwiej, czy trudniej się dostać. Na razie trudno na to odpowiedzieć, bo nie wiadomo, czy system kwalifikacji zostanie zmieniony, czy też nie. Póki co cieszmy się, że ostatnie wydanie Pucharu UEFA nie obejdzie się bez Polaków, bo reprezentuje nas w nim Lech Poznań.
Tak hartował się beton
Dariusz Jan Mikus
Zjazd wyborczy PZPN przebiegał w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku i wzajemnego zrozumienia. Obrady toczyły się pod hasłem: „Prawda czasu – prawda boiska”. Nie dopuścimy, aby – wbrew pomówieniom wiadomo jakich to sił (a także cyklistów!!) – awangarda PZPN ugięła się pod szantażem!! Mało tego, nasza chluba nie tylko nie ugięła się, ale dumnie stanęła na wysokości zadania i pokazała mołojecką jedność. W walce z korupcją osiągnęliśmy znaczące rezultaty. Liczba ujawnionych przypadków korupcji nie jest ważna, bo liczy się fakt, że w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniej dekady przekroczyliśmy wskaźniki korupcjogenne o 150 do 200 procent – a w okolicach Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu – znacznie więcej!! Dzięki osobistemu zaangażowaniu Druha Pierwszego Prezesa z porastającej jedyną czarną owcę wełny wyprodukowaliśmy getry pił-
karskie dla wszystkich drużyn Młodej Ekstraklasy. Statki z pozostałą częścią tego cennego surowca wysłaliśmy już na eksport. Mówienie o powszechności korupcyjnego procederu jest policzkiem i wielkim zagrożeniem dla tysięcy kibiców. Słuchając tego uświadamiają sobie oni bowiem, że – gdyby tak było faktycznie – jak ostatnie barany dali się manipulować garstce przebiegłych cwaniaków wykorzystujących do nabijania kasiory ludzką naiwność. Ten fakt jednoznacznie wskazuje, iż w interesie społecznym jest natychmiastowe zapomnienie o rzekomym problemie, zwolnienie zatrzymanych i przykładne ukaranie prokuratorów, co niektórych dziennikarzy oraz Jana Tomaszewskiego. Nie przypadkiem ten ostatni jest zaciekłym wrogiem Zbigniewa Bońka. I vice Wersal!! To świadczy o tym, że atakują nas środowiska agresywne – to one chcą zgwałcić 90-letniego staruszka! Nie dopuścimy do tego – no pasaran!! Jesteśmy dumni z dokonań ostatniego okresu – to dzięki naszemu wysiłkowi trawa na boiskach i konta w banku rosną!! Mówienie o nas per „leśne dziadki” ubliża naszemu etosowi, a porównywanie z tym, no... Alten..., Alzen... czy jak mu tam – bo już nie pamiętam – ...heimerem, to gruba przesada!! My nigdy tego prześmiewcom nie zapomnimy!! Wyniki wyborów – tych, które się wkrótce odbędą – już teraz jasno potwierdzają tezę o stale postępującej odnowie moralnej naszego środowiska. Zarówno wkrótce wybrany prezes, jak i zarząd, stanowią gwarancję zmian na lepsze. A ponieważ jest dobrze – a nawet bardzo dobrze!! – to nawet nie ma co tego zmieniać na jeszcze lepsze. Niech będzie jak jest!! Dumni z osiągnięć niesiemy nasz sztandar i jedziemy do przodu!! A propos jazdy – czy każdy z kolegów delegatów ma w samochodzie koło zapasowe...?