O naS? O niCh? O kiM?
3
Oglądam co tydzień „londyńczyków” i przecieram ze zdumienia oczy. Szukam siebie, moich przyjaciół, znajomych Polaków i muszę przyznać, że nie znam prawie nikogo, kto choć w przybliżeniu mógłby stać się bohaterem tego serialu.
LOnDOn 28 november 2008 47 (112) nowyczas.co.uk Free ISSn 1752-0339
new tIMe
COnServaTive FrienDS OF POlanD… 9
tHe POLISH weeKLy rOzMOMwa na czaSIe
Popularność to nie jest moja choroba? Dywersant, oszust, ateista, renegat, degenerat, anarchista… Europejczyk Roku, Człowiek „Wprost”, Kreator Kultury, który otrzymał Paszport „Polityki”, laureat Wiktorów, Super Wiktora, posiadacz Medalu św. Jerzego… Kto ma rację? – pyta Jerzego Owsiaka Gabriela Ułanowska.
taKIe czaSy
Zioło potrzebne od zaraz..? 18 Przy wejściu do klubu nikt się szczególnie nie kryje, nawet jeśli cię ktoś złapie, zostajesz co najwyżej wywalony i nie pozwolą ci wejść ponowne. Żadnych poważniejszych konsekwencji. Nic dziwnego, że coraz więcej, coraz młodszych próbuje, a narkotyki stają się równie dostępne jak alkohol…
Oblegany przez dzienniakrzy Donald Tusk po spotkaniu z premierem Gordonem Brownem na Downing Street. Fot. Marcin Piniak
Wracajcie, albo i nie wracajcie Grzegorz Małkiewicz
– Nie przyjechałem, żeby was namawiać – powiedział premier Donald Tusk na spotkaniu z Polonią w Londynie 24 listopada. O Polakach, którzy w ostatnich latach wyemi growali, rząd jednak nie zapomniał.
Do wo dem te go był po rad nik dla wra ca ją cych, któ ry pre mier przy wiózł z so bą do Lon dy nu. Prze wrot nie na zwa ny „Po wrot ni kiem”, za wie ra – jak pod kre ślił Do nald Tusk – nie zbęd ne in for ma cje dla tych, któ rzy za mie rza ją po pły nąć w od wrot ną stro nę. „Po wrot nik”, pod kre śla pod ty tuł broszu ry, to „na wi ga cja dla po wra ca ją cych”. Ak cją wspo ma ga ją cą ma być kam pa nia pod na zwą „Masz PLan na po wrót?”. Ra dy, które znalazły się w bro szu rze ze bra li eks per ci w opar ciu o do świad cze nia osób, któ re już wró ci ły. Bro szu ra li czy po nad 170 stron,
ale au to rzy za strze ga ją, że nie za wie ra ona ca ło ści „pro ble ma t y ki zwią za nej z po wro ta mi do Pol ski”. Zna jąc tro chę pol ską biu ro kra cję moż na się z ta kim stwier dze niem zgo dzić. Jest to z pew no ścią skró co na wer sja prze wod ni ka po ko r y ta rzach pol skich urzę dów. Ta ka pu bli ka cja być mo że przy da się nie jed ne mu z po wra ca ją cych, cho ciaż z dru giej stro ny szko da, że za miast obie cy wa nych rok te mu re form, za miast uspraw nie nia pro ce dur biurokratycznych rząd, ko rzy sta jąc zresz tą z po mo cy fi nan so wej Unii Eu ro pej skiej, wy pro du ko wał właśnie tę
bro szu rę i wy dał ją w licz bie 50 tys. eg zem pla rzy. Do dat ko wym uła twie niem dla po wra ca ją cych ma być por tal in ter ne to wy po wro t y.gov.pl. Z oce ną tej ini cja t y wy trze ba jed nak po cze kać. O atrak cyj no ści por ta li de cy du je nie tyl ko za war tość, ale rów nież in te rak tyw ność i re gu lar na ak tu ali za cja. Na spo tka niu w Am ba sa dzie RP w Lon dy nie Do nald Tusk za pew niał, że te wy mo gi zo sta ną speł nio ne. A jest to je dy na szan sa, mogąca zre kom pen so wać ni ski na kład „Po wrot ni ka”.
reportaż » 6
Bilety do POLSKI wylosowali: Ma rc in Ko śka J a n u sz M ł y n a r cz y k
Podwójne bilety wylosowali: Jo anna Ch rza n, Tom asz R o z wa d o w s k i , A g n i e s z k a Z ają cz kow ska
2|
28 listopada 2008 | nowy czas
” Piątek, 28 listoPada, GrzeGorza, stefana 1942 1967
Urodzilł się Jonasz Kofta, autor, piosenkarz, aktor; współtwórca kabaretu Pod Egidą. Z taśmy produkcyjnej w warszawskiej FSO na Żeraniu zjechał pierwszy Fiat 125P, specjaliści włoscy uznali to za rekordowe tempo uruchomienia produkcji aut w historii swojej działalności licencyjnej.
sobota, 29 listoPada, błażeja, fryderyka 1814 1947
Po raz pierwszy na świecie zastosowano cylindryczną prasę drukarską przy drukowaniu amerykańskiego dziennika „The Times". Zgromadzenie Ogólne ONZ ogłosiło podział Palestyny na dwa niepodległe państwa: arabskie i żydowskie. Jerozolima miała stać się strefą międzynarodową.
niedziela 30 listoPada, andrzeja, justyna 1872 1913
W Glasgow odbył się pierwszy oficjalny mecz międzynarodowy w piłce nożnej pomiędzy Anglią i Szkocją. Zakończył się bezbramkowo. Debiut młodego aktora Charliego Chaplina w filmie Macka Sennetta „Making a Living”.
Poniedziałek 1 Grudnia, aleksandra, natalii 1935
1985
W Nowym Jorku urodził się Woody Allen (wł. Allan Stewart Konigsberg), aktor i reżyser filmowy. Przedstawiciel amerykańskiego kina autorskiego. Pięciokrotnie nominowany i czterokrotnie uhonorowany Oscarem. Mieszkańcy Liechtensteinu w referendum wypowiedzieli się przeciwko równouprawnieniu kobiet.
Wtorek, 2 Grudnia, balbiny, blanki 1901 1923
W Stanach Zjednoczonych King Camp Gillette otrzymał patent na maszynkę do golenia o wymiennych ostrzach. Urodziła się Maria Callas, słynna amerykańska śpiewaczka operowa, pochodzenia greckiego. Diva światowych scen operowych – La Scali i nowojorskiej Metropolitan Opera, zwana też primadonną stulecia.
Środa, 3 Grudnia, franciszka, natalii 1586
1857
Sir Thomas Herriot sprowadził z Kolumbii do Europy solanum tuberosum czyli ziemniaki. Do Polski ziemniak został przywieziony prawdopodobnie z wyprawy wiedeńskiej Jana III Sobieskiego. Urodził się Joseph Conrad, (wł. Teodor Józef Konrad Korzeniowski), pisarz angielski, pochodzenia polskiego. Do jego najwybitniejszych powieści należą: „Lord Jim", „Jądro ciemności", „Zwycięsto".
Duch Czasu straszy nawet ateistów Stanisław Jerzy Lec
listy@nowyczas.co.uk Szanowna Redakcjo, Z ciekawością przeczytałam artykuł pani Agnieszki Dale o wychowaniu dzieci w Wielkiej Brytanii i [NC 43/108, 31.10). Sama jestem mamą i też mam roczne dziecko. W przeciwieństwie do pani Agnieszki nie wróciłam do pracy po okresie macierzyńskim, lecz zdecydowałam się zostać z dzieckiem w domu. Absolutnie nie żałuję tej decyzji. Z moim synkiem nie ograniczam się tylko do chodzenia na spacerki do parku (jeśli nie pada). W Londynie, jak i w całej Wielkiej Brytanii, istnieje szeroki wachlarz różnorodnych zajęć dla dzieci w każdym wieku, bardzo często sponsorowanych przez rząd lub różne organizacje charytatywne. Najbardziej chyba znaną organizacją rządową jest Sure Start. Na ich stronie internetowej www.surestart.gov.uk można znaleźć informacje dla rodziców o opiece dla dziecka, prelekcjach, a co najważniejsze – adres filii najbliższej naszego miejsca zamieszkania, gdzie można na parę godzin przyjść z dzieckiem i pobawić się, nie mówiąc już o nawiązaniu nowych znajomości z innymi mamami. Również ciekawe propozycje dla maluchów i rodziców ma jedna z największych organizacji
charytatywnych w Wielkiej Brytanii znaną jako NCT(National Childbirth Trust www.nct.org.uk). Raz w tygodniu z moim synkiem chodzimy na zajęcia muzyczne prowadzone przez wykwalifikowaną kadrę. Zajęcia nie kosztują dużo za semestr, a sprawiają nam obojgu wielką frajdę. Przy każdej piosence używamy różnych instrumentów, co maluchom bardzo się podoba. Ostatnio także zaczęłam znów chodzić do kina – z moim synkiem oczywiście. Większość multipleksów, jak i również mniejszych kin oferuje seanse, na które można przyjść z dzieckiem. Dźwięk podczas filmu jest bardziej przyciszony, a światła przydymione. Podczas seansu nikomu nie przeszkadza płacz dziecka czy marudzenie, ale widzowie mają dzieci i wiedzą jak to jest). Nie ma też problemu z przewijaniem czy karmieniem. Niektóre kina mają też specjalne miejsca, gdzie pod czułym okiem pracownika można zostawić wózek. Jestem ciekawa, czy inne mamy mają podobne doświadczenia. Pozdrawiam cała redakcję Mama Ania (nazwisko do wiadomości redakcji)
Do ga Re dak cjo, pi szę do Was, bo usły sza łam na koncercie, że by li ście pa tro nem me dial nym fe sti wa lu chó rów, któ ry od był się w ko ście le na Bal ham w ubie głą nie dzie lę i chcia łam po gra tu lo wać or ga ni za to rom, chó rom, księ dzu Wy szo wadzkie mu oraz Wam, że wspie ra cie ta kie ak cje. Mo że co raz wię cej księ ży zro zu mie, że ko ścio ły są dla lu dzi, że moż na w nich wzo rem An gli ków or ga ni zo wać róż ne im pre zy, któ re nie tyl ko in te gru ją da ną spo łecz ność, są też for mą mo dli twy, bo to, coś zro bił dla bliź nie go, to jak byś mnie uczy nił – po zwo lę so bie spa ra fra zo wać sło wa Pa na. Po nad to jest tu prze cież bar dzo du żo mło dych, zdol nych śpie wa ków, mu zy ków stu diu ją cych na tu tej szych uczel niach, któ rzy mu szą grać przed pu blicz no ścią. Ina czej ich ta lent nie bę dzie się w peł ni roz wi jał, je śli nie bę dą kon fron to wać swo ich zdol no ści z pu blicz no ścią, a jak wia do mo, zor ga ni zo wa nie sa li na kon cert jest rze czą bar dzo trud ną. Je śli ko ścio ły da wa ły by ta ką moż li wość, mo że to być z po żyt kiem dla wszyst kich. A Wy, dro ga Re dak cjo, pro muj cie ich. Re na ta Bi ga
festiwal chórów str. 8
z teki andrzeja licHoty
czWartek, 4 Grudnia, barbary, krystiana 1976 1980
Bob Marley, jamajski wokalista i kompozytor; przedstawiciel muzyki reggae, został postrzelony w swoim domu na Jamajce. Została zastrzelona Stella Walsh (Stanisława Walasiewicz Olson), polska lekkoatletka mieszkająca OD 1914 w USA, sprinterka, mistrzyni olimpijska oraz rekordzistka świata w biegu na 100 m.
kilogramy schudł pewien Amerykanin, który chciał spełnić swoje marzenie i wstąpić do oddziału marines. Odchudzał się jedenaście miesięcy.
63
euro-bony na zakupy o takiej wartości otrzyma od władz każdy mieszkaniec Tajwanu, co ma na celu zminimalizowanie skutków kryzysu.
83
czas na noWe miejsca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!
0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk
63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton, g.borkowski@nowyczas.co.uk), Magdalena Kubiak (m.kubiak@nowyczas.co.uk) FelIeTony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski, Przemysław Wilczyński; RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota; zdjęcIa: Damian Chrobak, Grzegorz Grabowski, Agata Grochowska, Grzegorz Lepiarz, Maricn Piniak WSpółpRaca: Małgorzata Białecka, Irena Bieniusa, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Katarzyna Gryniewicz, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Łucja Piejko, Marcin PIniak; Paweł Rosolski, Bartosz Rutkowski, Alex Sławiński, Elżbieta Sobolewska, Aleksandra Solarewicz STaŻ dzIennIkaRSkI: Joanna Bąk, Renata Legierska, Karolina Suska, Ewa Żabicka.
dzIał MaRkeTIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk
Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.
Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................
PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań
uk
ue
13
£25
£40
26
£47
£77
52
£90
£140
Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk); STaŻ MaRkeTIngoWy: Martyna Rybka WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.
formularz
czas PublisHers ltd. 63 kings Grove london se15 2na
Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)
|3
nowy czas | 28 listopada 2008
czas na wyspie
O nas? O nich? O kim? Oglądam co tydzień „Londyńczyków” i przecieram ze zdumienia oczy. Szukam siebie, moich przyjaciół, znajomych, Polaków mijanych co dnia w różnych sytuacjach i muszę przyznać, że nie znam prawie nikogo, kto choć w przybliżeniu mógłby stać się bohaterem tego serialu. Później rozmyślam nad sposobem realizacji i wydaje mi się, że twórcy ulegli fascynacji błyskotliwą powierzchownością Londynu, ale o tym, co jest pod spodem, nie mają bladego pojęcia. Te zbitki montażowe pokazujące autobusy, pociągi, taksówki, stacje metra, przystanki, nawiedzane zwłaszcza przez Japończyków miejsca i atrakcje turystyczne, dobitnie pokazują, że twórcy robią serial z punktu widzenia zachwyconego Londynem człowieka z zewnątrz. Ktoś, kto mieszkał tu kilka lat, pewnie pokazałby dyskretnie parę „polskich miejsc”, jak słynną „ścianę płaczu” obok POSK-u, gdzie niejeden dziennikarz spędził noc z emigrantami, Victoria Green Line, gdzie rozegrał się niejeden polski dramat, pomnik lotników w Northolt, gdzie bywają kombatanci, politycy i harcerze, cmentarz Gunnersbury, który grupka zapaleńców cierpliwie sprząta zawsze w listopadzie, park Heaven Green przy Ealing Broadway, gdzie wali się browara w pełnym słońcu, polskie kwatery w Slough, gdzie Pakistańczycy robią z naszych robotników idiotów itp. Wielu londyńczyków pokazałoby pewnie dziesiątki innych miejsc, które dla nich znaczą coś „polskiego”. „Londyńczycy” to serial typowo „misyjny”, zaś owa „misja” polega na tym, by skutecznie konkurować ze stacjami komercyjnymi, które robią wszystko, by przyciągnąć przed ekrany widzów i zadowolić reklamodawców, gdyż o łatwej kasie z abonamentu mogą jedynie pomarzyć. Gdyby był to na przykład film dokumentalny o kalectwie nabytym na angielskiej budowie albo o bezdomnym, który wstydzi się wrócić do kraju i przyznać, że niczego nie osiągnął, puszczono by to w paśmie dla cierpiących na bezsenność intelektualistów, czyli po 23:00. Tymczasem czwartek, godzina 21:00! – toż to prawie sedno prime time. Jakieś trzy lata temu z moim, bardzo zdolnym kolegą Arturem P., mieliśmy ten sam pomysł, co twórcy tzw. „Londyńczyków”. Jedyna i w sumie bardzo znacząca różnica polegała na
Kadr z serialu „Londyńczycy”. Polacy bardzo szybko wyczuli fałsz przedstawianych w nim wydarzeń
tym, że chcieliśmy skupić się na danej grupie społecznej i poprzez jej pryzmat wyrazić prawdę na temat ogółu polskiej emigracji po maju 2004. Artur był starym londyńskim wygą, co niejedną nieświeżą kanapkę zjadł, a ja debiutantem, którego zachwycał nawet fakt, że następną noc spędzi w parku lub na squacie. Długo debatowaliśmy i wyszło nam, że trzeba opisać dolę studentów, którymi przecież nie tak dawno sami byliśmy. W końcu braliśmy na warsztat tzw. kwiat narodu, którym wszyscy tak ochoczo wycierają sobie gębę, a który jest tutaj uchwytny głównie w wakacje. Plan z grubsza był taki: dworzec Victoria, potem Ealing, może Hammersmith. Żadnego patosu, żadnych udziwnień, prosta prawda. Przyjazd. Są znajomi, jest robota, przyjechałem w ciemno, muszę sobie radzić. Znam język – jestem gość, nie znam – zamiatam ogony albo spadam z powrotem. Po paru tygodniach odpuściliśmy. Przerosło nas dzieło i załamał poziom zainteresowania nim. Każdy w Londynie
patrzył własnego nosa i ani myślał rozczulać się nad bohaterami do złudzenia przypominającymi każdego wokół. Autorzy „Londyńczyków” nie załamali się i swego dopięli. Za tę próbę, mimo wszystko czuję do nich szacunek. Poruszyli w „misyjnej” temat naszej bytności tutaj i chwała im za to. Niestety, dokonali takiego a nie innego wyboru bohaterów oraz sytuacji. I za to pochwalić ich nie umiem. Nie mam, Boże broń, nic przeciwko serialom dla gospodyń domowych. W końcu TVP potrzebuje widzów, a widzowie rozrywki. Tyle tylko że obie strony znają konwencję i znakomicie się w niej odnajdują. W przypadku „Londyńczyków” wypadałoby nie dumać, nie wymyślać, ale spróbować przedstawić trochę prawdy. Nawet gospodynie domowe i panie po szkole podstawowej, które żyją w małych miasteczkach (według badań główna grupa docelowa „Londyńczyków”) mają braci, synów, mężów i szwagrów za granicą. Czy zatem bohaterowie tego serialu są dla nich wiarygodni, czy też oglądają ich tylko
Czytelnicy „Nowego Czasu" pytają...
Odpowiada Malwina Dobrowolska – polski specjalista ds. odszkodowań w kancelarii prawnej
GrahaM M riLey & CO. SOLiCitOrS bezpłatna linia: 0800 0730 868 lub tel.: 01704 532229 www.grahamriley.co.uk)
dlatego, że tak trzeba, bo to opowieść o emigrantach? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wygląda na to, że tak. Słyszałem dziesiątki niezłych historii o Polakach w Londynie, których nie mam czasu opisać, tymczasem autorzy serialu skumulowali rzekomy los nas wszystkich. I co otrzymujemy? Opowieść stricte kryminalną (patrz produkcje TVN i naśladowcze serie w „Misyjnej TV”) z obyczajowymi domieszkami, która stawia nas wszystkich w roli ćpunów, handlarzy narkotyków, kryminalistów, fajnych, ale zagubionych lasek, nieźle ustawionych żigolaków, gotowych na wszystko karierowiczów itp. I co? Tacy naprawdę jesteśmy? Widzowie w Polsce, w tym również nasi bliscy, budują na tej podstawie obraz emigracji zarobkowej jako czegoś co najmniej gorszącego. Pewnie takie przypadki też się zdarzają, ale czy to podstawa do generalizowania prawdy o nas wszystkich? I kolejne pytanie: czy wyrażamy zgodę na taki sposób przedstawiania naszego życia tutaj? Konia z rzędem temu z londyńczy-
ków, który odnajdzie swój lub swoich znajomych los pośród bohaterów owego słynnego serialu. Polacy w kraju bardzo szybko wyczuli fałsz i oglądalność zaczęła spadać. Każdy przecież kogoś tu miał, ma lub zna życie w Londynie chociaż z opowieści znajomych. Ogląda i uśmiecha się albo macha ręką. Kiedyś emigrację opisywali ludzie pokroju Gombrowicza i Mrożka, Skolimowskiego i Zaorskiego, dziś robią to z grubsza anonimowi twórcy „misyjnej”. Nie sądzę, by wyszło nam to na dobre. Wszyscy bohaterowie „Londyńczyków” to przypisywani prezydentowi nieudacznicy, ale zarazem każdy z nich może się poczuć zaproszony przez premiera do „nowej Irlandii”. Czyli właściwie wszyscy i nikt. Zatem jest to serial o wszystkich i o nikim. O nas, o nich? O kim? I wreszcie pytanie fundamentalne – czy „Londyńczycy” są potrzebni? Myślę, że tak. Po kilku mało znanych książkach i kameralnych filmach, potężna instytucja o wielkiej sile rażenia zajęła się tematem naszej londyńskiej epopei. Niezależnie od efektu, inni twórcy i decydenci kiedyś pomyślą jak ugryźć to znowu. Może to będzie „L jak Londyn”, a może coś, co nas wszystkich zaskoczy. Może jednak dla „misji” lepiej byłoby zrobić coś w rodzaju „Emigranci tańczą przy zmywaku” – show, w którym grupa młodych zapaleńców walczy o to, kto zmyje więcej garów w dziesięć minut albo Kitchen Porter Show, w którym grupa Polaków zmaga się o miejsce przy robieniu sałatek pod okiem srogiego szefa z Turcji lub Pakistanu. Ubaw w kraju będzie przedni. Nie znam wszystkich odpowiedzi. Gdybym znał, pewnie byłby mi pisany Pałac Prezydencki, Sejm czy chociaż Urząd Gminy, a nie ulubione Heston. Wiem jedno. „Londyńczycy” mi nie leżą. Karmią widza stereotypami, kalkami przeczytanych w prasie legend. Każdy mikrut może tu przyjechać, wziąć do ręki polonijną prasę, poczytać ją i zbudować sobie obraz całości. A potem zrobić serial, film fabularny, grę komputerową, komiks, co zechce i – niestety – jak zechce. Delikatnie przypominam im „Fuchę” i „Szczęśliwego Nowego Jorku”. Powodzenia!
Jacek Ozaist
Norbert O.: ile będę musiał zapłacić prawnikowi, aby mógł się zająć moją sprawą, bym otrzymał odszkodowanie? – Po gruntownym zbadaniu Pana sprawy, prawnik określi, czy dana sprawa ma szansę powodzenia. Jeśli tak, dostanie Pan do podpisania umowę honorarium warunkowego No win – No Fee. Zgodnie z angielskim prawodawstwem umowa ta nie wymaga żadnych wstępnych opłat za koszty i usługi prawne. Nie będzie Pan musiał zapłacić prawnikowi również w momencie przegranej. W większości przypadków prawnik wykupuje ubezpieczenie, pokrywające sądowe koszty osób trzecich na wypadek przegranej – tak będzie i w Pana przypadku, jeśli spełnia Pan określone kryteria. W przypadku wygranej prawnicy mogą odzyskać swoje koszty prawne od towarzystwa ubezpieczeniowego strony zawinionej. Pan otrzyma całe swoje odszkodowanie. Może Pan natomiast być pociągnięt y do odpowiedzialności za wydatki prawne, w przypadku, gdyby Pan świadomie okłamywał albo wprowadzał w błąd prawnika lub zatajał czy nie udzielał niezbędnych danych. Jeśli chce Pan zapytać o szczegóły, służymy pomocą. Marek N.: Czy mogę otrzymać odszkodowanie, skoro sprawca wypadku samochodowego podał mi swoje fałszywe dane? – W razie jakiegokolwiek wypadku, zawsze najlepiej wezwać policję. Jeśli natomiast nie było policji na miejscu zdarzenia, wystarczy, aby posiadał Pan numer rejestracyjny pojazdu sprawcy. Nawet jeśli reszta podanych przez niego danych jest nieprawdziwa, prawnik będzie mógł uzyskać dane sprawcy i jego ubezpieczenia. Reszta działań związanych z uzyskaniem odszkodowania będzie należała do prawnika.
4|
28 listopada 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Z pucharem Sue Ryder International Cup Nie czę sto zda rza się, aby pol ska re pre zen ta cja pił kar ska wy gra ła kil ka me czów pod rząd. Pod czas śro do we go cha ry ta tyw ne go tur nie ju Sue Ry der In ter na tio nal Cup bia ło -czer wo nym ta sztu ka uda ła się aż dziewięć ra zy w cią gu jed ne go dnia. – Moja forma nie jest może najlepsza, bo trochę zaniedbałem ostatnio bieganie. Ale przyjechaliśmy tu wygrać, oczywiście – powiedział przed rozpoczęciem zmagań Kazimierz Marcinkiewicz. Przygotowanie fizyczne byłego premiera okazało się jednak wystarczające, szczególnie że jego kolegami z drużyny byli wielokrotni reprezentanci Polski: Mirosław Szymkowiak, Cezary Kucharski, Artur Sarnat, Tomasz Kłos oraz Krzysztof Kuchciak. – Przyjechaliśmy tu przede wszystkim trochę się pobawić. Jednak jesteśmy takimi ludźmi, że jak już wychodzimy na boisko, to nie lubimy przegrywać, zawsze mówimy, że będziemy się bawić, ale jak już zaczynamy grać to gramy w miarę normalnie i dopóki nie będziemy wygrywać 3:0 to na pewno będziemy
walczyć na poważnie – zapowiadał Szymkowiak. Oprócz zawodowych graczy w składzie polskiej drużyny wystąpili także premier Jan Krzysztof Bielecki oraz Bartek Dujczyński i Marcin Majdaniuk z Polish City Club. W turnieju wzięło udział czternaście drużyn, między innymi z Irlandii, Czech oraz Albanii. Zanim jednak rozpoczęły się właściwe zmagania, na boiska Akademii Davida Beckhama w Greenwich wybiegli wychowankowie jedynej w Londynie polskiej szkółki piłkarskiej – London Eagles. Dzieci najpierw wzięły udział w rozgrzewce prowadzonej przez trenerów Akademii, a potem rozegrały krótki mecz z zawodnikami naszej ekipy. Najlepiej spisały się jednak dopingując polskich piłkarzy w fazie grupowej eliminacji. Okrzyki „Polska! Polska!” i „My chcemy gola!” długo rozbrzmiewały pod kopułą krytego boiska, dodawały energii piłkarzom i z pewnością budziły zazdrość pozostałych drużyn. Fazę grupową rozgrywek nasi przeszli tracąc tylko jedną bramkę. W każdym z meczów odwdzięczali się za doping efektownymi, dopracowanymi akcjami oraz widowiskowymi golami. Na tym etapie rozgrywek strzelili ich aż jedenaście. W półfinale także okazali się lepsi od rywali. Drużynę Microsoftu pokonali 2:0. Ze swojej gry najbardziej zadowolony był premier Bielecki, któremu w poprzednich meczach brakowało szczęścia w wykończeniu akcji, a tu zdobył dla drużyny bramkę przypieczętowującą zwycię-
stwo. – Wreszcie zagrałem jak piłkarz, a nie jak premier – cieszył się po końcowym gwizdku sędziego. W finale przeciwnikami Polaków była drużyna Albanii. Rolę głównych dopingujących przejęli teraz rodzice najmłodszych piłkarzy. Z różnych stron można było usłyszeć wskazówki dotyczące taktyki lub jęki zawodu po uderzeniach w słupek lub poprzeczkę bramki. Nie zabrakło „Mazurka Dąbrowskiego”, odśpiewanego przez dzieci dla jeszcze większego zmobilizowania naszej drużyny. Spotkanie po raz kolejny zakończyło się wynikiem 2:0, po bramce samobójczej Albańczyków i skutecznym uderzeniu Cezarego Kucharskiego. Ten ostatni okazał się również najlepszym strzelcem turnieju. Wręczając puchar, Paul Woodward, dyrektor naczelny fundacji Sue Ryder International powiedział, że sukces drużyny w turnieju był proporcjonalny do dopingu, jaki towarzyszył jej meczom. Było w tym wiele racji – polscy kibice, szczególnie ci najmłodsi, wkładali w niego całe swoje serca i gardła. W czasie przerw odbywała się natomiast walka o autografy, aby
później, jadąc do domu metrem, chłopcy mogli pochwalić się przed kolegami, czyj podpis zdobyli na koszulce czy w specjalnym notesie. Jedyne, czego na turnieju zabrakło to widzowie. Polacy dopisali, zabrakło jednak kibiców innych drużyn. Wydaje się, że impreza była trochę za mało rozreklamowana i stała się spotkaniem dla wtajemniczonych. Zaprzeczało to jednak głównemu celowi Sue Ryder International Cup, czyli zebraniu jak największej sumy pieniędzy, przeznaczonej dla fundacji. Ci, którzy przyszli, chętnie wrzucali pieniądze do puszek, brali udział w aukcjach charytatywnych i kupowali kupony, biorące udział w losowaniu nagród, ale biorąc pod uwagę skalę przedsięwzięcia, organizatorzy mogli w tej kwestii zrobić więcej. Oby stało się tak w przyszłym roku. Tymczasem końcowy wynik turnieju to 1:0 dla fundacji Sue Ryder i jej podopiecznych za oryginalny pomysł, dobrą zabawę i wsparcie zawodników, gotowych poświęcić swój czas dla szczytnego celu.
›› Puchar dla polskich piłkarzy Fot. Michał Szynkiewicz ; Poniżej Marcel Wieczorek czeka na autograf Kazimierza Marcinksieiwcza, fot. Magdalena Kubiak
Magdalena Kubiak
›› Przed turniejem zawodnicy spotkali się z dziećmi ze szkółki London Eagles
Fot. Michał Szynkiewicz
|
nowy czas | 28 listopada 2008
czas na wyspie
Kultura polska w St. Albans
Liberalni Demokraci tworzą Friends of Poland
Ostatnie dwa miesiące w Trestle Arts Base w St. Albans upłynęły pod znakiem polskiej kultury. Między 4 października a 29 listopada prezentowana była tam wystawa czarno-białych zdjęć ukazujących życie polskich emigrantów w latach 50. ubiegłego wieku, którzy osiedli na Wyspach tuż po wojnie. Wystawa Lost and Found Poles, pokazywana już dwukrotnie w Londynie (w Instytucie i Muzeum im. gen. Sikorskiego oraz w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym) ukazuje wybrane przez Nicole Tarresall prace z dorobku 3000 fotografii Jana Stanisława Markiewicza, które przez przypadek zostały odnalezione w pudłach na ulicy. (Pisaliśmy o tej niezwykłej kolekcji w „Nowym Czasie” wielokrotnie). Natomiast w minioną środę zakończyły się Trestle Arts Base dziesięciodniowe warsztaty Trestle International Workshop Residency, które przeprowadzono według techniki polskich teatrów alternatywnych. W projekcie wykorzystano doświadczenie Anny Heleny McLean, która przez siedem lat współpracowała z Teatrem Gardzienice oraz Christophera Sivertsena, który pracował z Teatrem Pieśń Ko-
kę, a to będzie pokaz szkicu, pokaz dzieła w procesie, który będzie jako wstęp, początek, etap do dalszej pracy. Rezultaty warsztatów zostały pokazane w środę, 26 listopada w Trestle Theatre i będą również zaprezentowane 6 grudnia w Siobhan Davies Studios w Londynie podczas International Workshop Festival. Warsztaty są również elementem w przygotowaniu sztuki The Glass Mountain, opartej na polskiej opowiesci „Szklana góra”.
W lutym przyszłego roku z inicjatywy Liberal Democrats powstanie grupa Friends of Poland. Jej celem będzie zachęcenie jak największej liczby Polaków do zaangażowania się w życie polityczne tej partii, której szefem jest Nick Clegg. Przewodniczącym grupy zostanie Stefan Kasprzyk, burmistrz Islington, jedyny na Wyspach burmistrz polskiego pochodzenia. Liberalni Demokraci chcą także, aby powstała grupa zachęcała imigrantów do aktywnego udziału w procesie decyzyjnym partii, aby były w nim brane pod uwagę również interesy polskiej mniejszości. – W Wielkiej Brytanii mieszka około miliona Polaków, dlatego słusznym posunięciem wydaje mi się uwzględnianie ich w procesach politycznych – powiedział Nick Clegg, lider partii. – Jako podatnicy wnoszą oni duży wkład do brytyjskiej gospodarki, więc powinni także zaznaczyć swoją wartość na arenie politycznej. Pomysł utworzenia Friends of Poland powstał po spotkaniu Clegga z Polakami w ubiegłym tygodniu [NC nr 46/110, 21.11]. Jest to też reakcja na podobną inicjatywę Partii Konserwatywnej. (mk)
Ewa Żabicka
W parlamencie » 9
Maciej Rychły i Dorota Józefowicz biorący udział w polsko-angielskich warsztatach w St. Albans
zła. Obie grupy działają w oparciu o tradycję teatrów laboratoryjnych zapoczątkowanych przez Osterwę i Limanowskiego, rozpowszechnionych przez Grotowskiego. Główną inspirację do swoich inscenizacji czerpią z kultury ludowej, której elementy wykorzystano w warsztatach w Trestle. Na warsztaty zaproszony został Maciej Rychły z Kwartetu Jorgi, który jest pasjonatem tradycyjnej muzyki słowiańskiej, a do St. Albans przyjechał z Poznania. – Wspomagam ich swą wiedzą i doświadczeniem mu-
zycznym. Pomagam zbudować napięcie, odkryć dobrą tonację, by nadać temu całokształt – powiedział „Nowemu Czasowi” Maciej Rychły. Warsztaty polegały na zagraniu, wyśpiewaniu i wykrzyczeniu dźwięków muzyki góralskiej, podhalańskiej, łemkowskiej, romskiej oraz elementów z liturgii Kościoła ortodoksyjnego. Brak ustalonych ról, dialogów, zamkniętej struktury wpłynął na pracę – jak powiedział Maciej Rychły – z młodzieńczym optymizmem, witalnością i wiarą. – Mnie się zawsze marzy postawić krop-
06|
28 listopada 2008 | nowy czas
wizyta premiera
Do gniazda swego wrócisz… Jak bocian, po zimowaniu w ciepłych krajach
Grzegorz Małkiewicz onald Tusk przywiózł „Powrotnik” z biało-czerwoną okładką z nostalgicznym bocianem, który wrócił, czy może szykuje się do odlotu do ciepłych krajów, czyli jak w przypadku ponad miliona Polaków, za granicę, przetrwać czas najgorszy, a z wiosną wrócić? Czy nastał już ten czas wiosny? Kiedy Polacy wyjeżdżali rząd zacierał ręce (zmniejszało się bezrobocie). Nikt nie pomyślał o przewodniku „Wyjezdnik”. Nikt z polityków nie zatroszczył się o to, żeby nawet w krótkiej formie ostrzec wyjeżdżających przed trudnościami, z którymi będą musieli się zmierzyć na obcej ziemi. Donald Tusk nie przyjechał, żeby namawiać do powrotów. To po co premier przyjechał? Wieloznaczna i nagła wizyta, ale planowana, jak ustaliliśmy, od dłuższego czasu, początkowo miała być bardziej brytyjska niż polska. A stało się tak, że polski premier przyjechał do Londynu w dniu przedstawienia przez brytyjski rząd półrocznego budżetu. W takim dniu podjęcie polskiej delegacji mogło być tylko kurtuazyjne, przeplatane nerwowym spoglądaniem na zegarek. Należało więc wykorzystać obecność premiera w planie polonijnym.
D
O wizycie Donalda Tuska dowiedzieliśmy się w czwartek. Zgodnie z instrukcją, rzecznik prasowy polskiej ambasady otrzymał nazwiska dziennikarzy. Akredytacje zostały potwierdzone, a potem… zapanowała cisza. Wiadomo było, że premier przyjedzie w poniedziałek, ale w poniedziałek do godziny 11.30 w skrzynkach redakcyjnych nie było śladu obiecanego programu pobytu szefa naszego rządu. Mamy akredytacje, ale nie wiemy gdzie i kiedy jesteśmy akredytowani. Na szczęście telefon komórkowy odbiera rzecznik ambasady. Też nie dostał programu, dlatego nie wysłał, ale program, wyjaśnia, jest na stronie kancelarii premiera, natomiast premier będzie o 12.00 na Downing Street. W programie, który rzeczywiście znajduję na stronie kancelarii powitanie na Downing Street planowane jest na 11.55. Zdążyliśmy na 12.00, ale było już po wszystkim. Jest zimno, ale jak zimno, okaże się dopiero po jakimś czasie. Do czekania zachęca obecność sporej grupy brytyjskich fotoreporterów, tylko że oni czekają na wydarzenia związane z budżetem, a przy okazji zrobią zdjęcia polskiemu PM. Informują o tym swoje redakcje, ale zrobione zdjęcia pójdą do archiwów. Coraz zimniej, ale odwrotu nie ma. Bardziej doświadczeni bywalcy pod siedzibą brytyjskiego premiera
ostrzegają – powrotu tutaj nie ma, musisz swoje odczekać. To tak, jak było kiedyś z krajem, bilet w jedną stronę. Teraz można wracać, i o tych powrotach będzie premier mówił, nikogo do nich nie namawiając. Zbliża się koniec wizyty Donalda Tuska w siedzibie brytyjskiego premiera Gordona Browna. Na zewnątrz poruszenie. Wydawane są dyskretne dyspozycje ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo polityków. Fotoreporterzy w pełnej gotowości. Powtarza się znany z niezliczonych ujęć rytuał pożegnania na 10 Downing Street. Uścisk dłoni premierów. Gordon Brown wraca do tematu dnia – za dwie godziny jego kanclerz ma przedstawić finansowy plan ratowania kraju. Polski premier już sam przechodzi na drugą stronę ulicy, żeby poinformować dziennikarzy o treści odbytego spotkania. Premierzy rozmawiali o kryzysie finansowym i zastanawiali się, w jaki sposób Polska i inne kraje naszego regionu mogłyby uczestniczyć w przeciwdziałaniu skutkom kryzysu. Była mowa o incydencie w Gruzji, w którym narażone było życie prezydenta RP. Premierzy rozmawiali również o konieczności wyjaśnienia okoliczności śmierci generała Sikorskiego. Zapytany o rządowy plan powrotów, premier podkreślił swoją odpowiedzialność za przygotowanie warunków umożliwiających takie powroty i
Krótka wizyta na Downing Street i uścisk dłoni premierów
|07
nowy czas | 28 listopada 2008
wizyta premiera
O żesz, Mojżesz Donald Tusk, któremu nie od dzisiaj marzy się bycie Mojżeszem polskiej diaspory, przywiózł nam w walizce „Powrotnik” oraz „PLan na powrót”. Dyrektor Departamentu Migracji w MPiPS Janusz Grzyb ogłosił, że za premierem niebawem może ruszyć w drogę do kraju nawet pół miliona emigrantów. Po raz kolejny ktoś zapomniał zapytać o zdanie na ten temat samych zainteresowanych, czyli nas. A wciskając nam do ręki plan powrotu nie mówi się, czy mamy do czego i po co wracać... Sama wizyta Donalda Tuska w Londynie, a także jej echa w polskich mediach wywołują wśród emigrantów żywiołowe reakcje. – Szczerze mówiąc to nawet premiera rozumiem – mówi Ola, specjalistka bankowa z Southampton. – Chce się czymś za wszelką cenę wykazać, a w kraju nie jest to takie łatwe. Każdy widzi czy jest praca i za ile, każdy widzi ile kosztuje żywność w sklepach... Nie da się ludziom wmówić, że ich szara codzienność nagle, jak zaczarowana, zmieniła się w wymarzony raj. Co innego z emigrantami. Na spotkaniu można im próbować wcisnąć, że w kraju wszystko się zmienia na lepsze... Potem wystarczy, że ktoś z rządu rzuci kolejną, wyssaną z palca cyfrę wracających i już mamy gotowy i całkiem niedrogi sukces! Andrzej, były nauczyciel z technikum mechanicznego, po nocach prowadzi tira po drogach południowej Anglii. Pracuje dla niewielkiej firmy logistycznej z okolic Southampton. Chociaż do kolejnych rewelacji o masowym exodusie Polaków z Anglii stara się podchodzić bez emocji, nad tymi jednak trudno mu zapanować. – Ja rozumiem, że rząd potrzebuje dobrej propagandy. Wszystko w porządku, to polityka i nikt nie oczekuje, by była czysta. Ale z drugiej strony, dlaczego naszym kosztem ktoś sobie
Samotny i bezsilny protest przed Ambasadą: TUSK ODDAJ NAM ZRABOWANE MIEJSCA PRACY. Protestujący Polak nie wiedział, że premier zadbał również o niego. Jeśli wróci zostanie przyjęty na jeden z kursów przekwalifikowania zawodowego, organizowanych z myślą o grupie wiekowej 50+. Zdjęcia: Marcin Piniak
gotowość wysłuchania gorzkich uwag na spotkaniu z Polakami w Ambasadzie RP. W drodze na spotkanie musieliśmy się ogrzać i rozgrzać. Wchodzimy do pubu, za dwie podwójne whisky płacimy ponad dziesięć funtów. Może rzeczywiście wracać do Polski? W ambasadzie jest już premier i komplet zaproszonych gości, ludzi znanych z działalności w organizacjach i polonijnych mediach. Jak się okazało wejście do ambasady było bardziej skomplikowane niż dostanie się na Downing Street. Tam wystarczyła legitymacja prasowa, tu obowiązywała akredytacja, czyli nazwisko na liście. Krótkie wprowadzające wystąpie-
nie premiera i prośba o pytania. Premier nadal liczy się z możliwością pojawienia się „gorzkich” uwag. Dużo chętnych do zadawania pytań. Tych „gorzkich” jednak nie ma. Obowiązuje ton z rodzaju „grzecznościowych”. Ze wszystkimi sugestiami premier się zgadza, zlecając od razu obecnym ekspertom uwzględnienie pomysłów z sali w pracy nad doskonaleniem serwisu internetowego. Dzięki takiej interwencji portal będzie też informował o możliwościach inwestowania w programach prywatyzacyjnych rządu. Ilu emigrantów z takiej możliwości skorzysta? A w jaki sposób rząd zamierza ułatwić start życiowy studentom? –
padło kolejne pytanie. Zdobyli wykształcenie za granicą, wracają z dobrymi dyplomami, do czego? – Dla takich ludzi praca jest – zapewnił premier. Wynagrodzenia wprawdzie niższe, ale koszty utrzymania w Polsce też niższe. Im nawet „Powrotnik” nie jest potrzebny, odnieśli sukces za granicą, poradzą sobie w kraju. Parafrazując taką konstatację można by powiedzieć uogólniając o wszystkich emigrantach: wiedzieli, jak wyjechać, jak sobie poradzić w obcym kraju, powinni wiedzieć jak wrócić do swojego kraju. Gdyby jednak były wyższe oczekiwania studentów, premier zapewnił, że mieszkań dla powracających rząd nie przygotował. No tak, rząd pomoże potencjalnym inwestorom, studenci nie muszą się martwić, a co z resztą młodych ludzi, i nie tylko, którzy wyjechali, bo większość miejsc pracy w ich regionach po prostu zniknęła. Do czego oni wrócą, czy rząd jest przygotowany na ich powrót, czy istnieje system opieki społecznej, na który mogą liczyć? Pytał o to ksiądz Gostom-
robi dobrze? Czy jednak naprawdę urzędnikowi z ministerstwa tak trudno zrozumieć, że gdy się tak w kółko krzyczy, że pół miliona Polaków opuszcza Anglię, to w końcu znajdzie się ktoś, kto uwierzy? Może na przykład dyrektor marketu ASDA uzna, że skoro nie ma Polaków w Southampton, to nie trzeba już sprowadzać żywności i polskiego piwa do polskiego kącika w naszym markecie. Albo może planująca budżet na następny rok dyrektorka szkoły w polskiej dzielnicy Shirley uzna, że skoro już nie będzie Polaków, to i znikną polskie dzieci, których dzisiaj w jej szkole uczy się około 30 proc. A skoro ich nie będzie, to może wymazać z niezbędnych wydatków etaty polskich asystentów nauczycieli? Banki nie będą mieć polskich klientów, więc nie potrzebni im polskojęzyczni konsultanci... I tak można wymieniać długo. To takie, może skromne, ale bardzo bolesne skutki czyjegoś politycznego egoizmu. W dniu wizyty premiera rządowy doradca Michał Boni w wywiadzie dla stacji telewizyjnej, dość mocno ciągnięty za język przez dziennikarkę o detale aktualnej fali powrotów z emigracji wykręcił się zręcznym sformułowaniem, że fala powrotów jest teraz większa niż fala wyjazdów. I tu jest właśnie nowość, bo chyba po raz pierwszy media, zamiast bezmyślnie powtarzać rewelacje o setkach tysięcy rzekomo wracających do kraju, w większości odniosły się do kolejnych powrotowych rewelacji sceptycznie. A więc cytowana w reportażu pani socjolog trafnie zauważyła, że jeśli nawet kryzys dotknie część Polonusów i jeśli nawet część z nich zostanie bez pracy, to niby czemu mają wrócić zaraz do Polski, skoro zasiłek dla szukających pracy w Anglii
jest czterokrotnie wyższy niż zasiłek dla bezrobotnych w Polsce. Inna stacja pokazała młodego, legitymującego się znakomitym angielskim człowieka, który po kilku latach pracy kelnera na Wyspach wrócił do Polski skuszony obietnicami, że przecież pracodawcy na niego czekają i zaraz zacznie pracę w swoim wykształconym zawodzie, za godziwe pieniądze. Nie krył przed kamerami rozczarowania. A szczególnie silne wrażenie robiło jedno jego zdanie: „Teraz już wiem, ze emigranci wcale tu nie są nikomu potrzebni”. Dyrektora Janusza Grzyba zacytował między innymi Onet na swoim, dedykowanym emigrantom portalu onet.eu. Znamienne są komentarze internautów. Zdecydowana większość do wypowiedzi odnosi się krytycznie. Zacytujmy: „Tak jest. Pół miliona wraca POjutrze. Kolejne pięć milionów w przyszły piątek”; „POdjąłem decyzję. Pół miliona naszych obywateli wróci wkrótce do Polski. A wraz z nimi Anglicy, Walijczycy, Szkoci...”; „Tak, już lecę! Do biedy, marazmu, już się pakuję...”; „Odliczyć mnie od tego miliona, bo ja na pewno nie wrócę”; „Ja też wrócę. Po zakupy i z powrotem, ha ha ha”... I tak można w nieskończoność. Premierowi Tuskowi marzy się exodus. Warto jednak przypomnieć sobie Biblię. Mojżesz wyprowadzał Izraelitów z Egiptu, kraju ucisku i krzywd, by poprowadzić ich do Kanaan, ziemi miodem i mlekiem płynącej. Wysłani przez patriarchę zwiadowcy przynieśli niedowiarkom kiść winogron tak ogromną, że musieli ją dźwigać na podtrzymywanym na ramionach kiju. Może i kiedyś jakiś premier wyprowadzi z Wysp pół miliona emigrantów, najpierw jednak musi pokazać im taką winorośl. Prawdziwą, a nie papierowy „Winogronnik”.
Grzegorz Borkowski
ski. Nie zapytał, czy jest tam praca, którą mogą podjąć. Nie zapytał, bo wie, że pracy nie ma, a rząd kusi powrotami. Na pytanie nie wprost premier odpowiedział w podobny sposób. System opieki społecznej w Polsce jest niewystarczający. Ale zachodzą też w tym zakresie poważne zmiany. Organizowane są na przykład kursy zawodowe dla grupy wiekowej 50+, grupy, która najbardziej straciła na transformacji ustrojowej. Inicjatywa być może cenna, bo dostrzega poważny problem społeczny. Ale czy skuteczna? Czy nie jest tylko narzędzie
społecznej manipulacji. Metoda ta jest od lat stosowana na Zachodzie. Jest to przede wszystkim skuteczne zmniejszanie bezrobocia, ale też pozorne. Bezrobotny na jakiś okres staje się studentem, statystyki wyglądają lepiej, nie ma żadnych gwarancji otrzymania pracy po skończeniu kursu, a szanse na zostanie informatykiem po skończeniu kursu komputerowego w wieku 50 lat są niewielkie. Nie wiem, kogo z obecnych premier przekonał do skuteczności polityki rządu, która podobno reaguje na zwiększające się zapotrzebowanie. Podobno, bo w dalszym ciągu żadnych konkretnych danych na temat powrotów, czy jak niektórzy mówią fali powrotów nie ma. Nie dysponował też takimi danymi premier. Trudno bowiem uznać stwierdzenie „gigantyczna fala powrotów” na Dolnym Śląsku za wiarygodne stwierdzenie polityka. Gigantyczna? To znaczy jaka? Premier odjechał, my zostaliśmy, ugoszczeni przez Ambasadę winem i zakąskami.
Komentarz » 15
8|
28 listopada 2008 | nowy czas
czas na wyspie
Londyńska Jesień św. Cecylii Ulewny deszcz i iście jesienna temperatura nie zakłóciły porządku planowanego od miesięcy, I Polsko-Angielskiego Festiwalu Chórów. Dzięki wysokiemu poziomowi artystycznemu chórzystów oraz publiczności, która nie zawiodła, udało się stworzyć niezwykle ciepłą atmosferę, niczym nie przypominającą tej zza okien polskiego kościoła w Balham. Festiwa zorganizowała Anna Jarowicz, która od trzech lat dyryguje Chórem im. Jana Pawła II, działającym przy parafii Chrystusa Króla w Balham. Efekty jej pracy można było usłyszeć i ocenić podczas niedzielnego festiwalu. Chór im. Jana Pawła II, zarazem gospodarz imprezy, zaprezentował bogaty repertuar, w którym znalazły się takie utwory, jak m.in.: „Ave Maria” Jana Sebastiana Bacha czy „O Salutaris Hostia” Franciszka Liszta. Ciekawym zjawiskiem, jakie można było zaobserwować podczas słuchania chórzystów z Balham, jest postęp, jaki nastąpił w krótkim czasie, od momentu kiedy grupka śpiewaków skupiała się wyłącznie na wokalnej oprawie liturgii w Kościele Chrystusa Króla, do dziś, kiedy w dumnie noszonych togach uświetnia swym wokalem nie tylko msze święte w macierzystej parafii, ale również odnosi sukcesy w kręgach muzycznych, które coraz częściej znajdują siedzibę również poza granicami Londynu. Na zaproszenie gospodarzy odpowiedziały trzy inne chóry. Dwa z nich prowadzą działalność przy polskich parafiach na terenie Londynu. Jako pierwsza zaprezentowała się Schola Cantorum pod batutą Katarzyny Fuksy. Chór ten istnieje od 1999 roku i od tego czasu działa przy kościele Najświętszej Marii Panny Matki Kościoła w Ealingu. Na co dzień uświetnia liturgie poprzez wo-
Na zakończenie festiwalu wystąpiły połączone chóry pod batutą Anny Jarowicz. Poniżej Przemysław Salamoński. Fot. Ryszard Szydło
kalną muzykę sakralną. W niedzielny wieczór można było usłyszeć w ich wykonaniu ciekawie zaprezentowane m.in.: „Klaszczmy rękoma” Mikolaja Gomółki czy „Graduale” Grzegorza Gorczyckiego. Sirens, to nazwa chóru, tym razem żeńskiego, który w polsko-angielskim składzie oczarował publiczność trzema trafnie wybranymi utworami. Szczególne zainteresowanie wzbudziła „Miniatura Jesienna” Marka Jasińskiego z charakterystycznym dla tego utworu wersem: „Spada listek”. Musiał być to nie lada wyczyn dla anglojęzycznych członkiń chóru, by z dobrą dykcją wyartykułować jakże trudne dla obcokrajowców polskie spółgłoski. Chór Ave Verum, przybył z Croydon, gdzie od 1999 roku działa pod batutą Jurka Pockerta, przy tamtejszej parafii. Podczas niedzielnego festiwalu można było usłyszeć w ich wykonaniu pieśni znanych kompozytorów do słów wielkich polskich poetów, takich jak Jan Kochanowski czy Cyprian Kamil Norwid. Różnorodność repertuaru, jaki zapre-zentował chór z Croydon, wywołał ożywienie wśród publiczności, a nietuzinkowe stroje śpiewaków dodały imprezie specyficznej barwy. Pisząc o muzykach, nie można pominąć organisty, Przemysława Salamońskiego, niezwykle utalentowanego muzyka, który swą grą sprawił, że chóry miały w nim znakomitego partnera, który zrobił wszystko, by mogły zabrzmieć jak najlepiej. I Polsko-Angielski Festiwal Chórów na Balham przechodzi powoli do hi-
Kto dostrzega w sobie tę Bożą iskrę, którą jest powołanie artystyczne – powołanie poety, pisarza, malarza, rzeźbiarza, architekta, muzyka, aktora… – odkrywa zarazem pewną powinność: nie można zmarnować tego talentu, trzeba go rozwijać, ażeby nim służyć bliźniemu i całęj ludzkości… Jan Paweł II storii, lecz po zadowoleniu, jakie wyraził proboszcz parafii, ks. Władysław Wyszowadzki dziękując organizatorom i uczestnikom, można się domyślać, że to nie ostatnie tego typu wydarzenie w kościele w Balham. Przy zapale księdza proboszcza, jego zamiłowaniu do muzyki i odrobinie pomocy św. Cecyli, patronki muzyków, która już chyba na stale osiądzie w tutejszej parafii oraz zapale Anny Jarowicz, wszystko jest możliwe…
Agata Rozumek
|9
nowy czas | 28 listopada 2008
czas na wyspie
Conservative Friends of Poland We wtorek, 25 listopada, w Terrace Pavilion w budynku parlamentu (House of Commons) odbyło się spotkanie inaugurujące działalność Conservative Friends of Poland na brytyjskiej scenie politycznej. Gościem honorowym spotkania była Irena Anders. Spotkanie było wprawdzie oficjalne, w końcu inauguracja odbywa się tylko raz, niemniej od początku zdominowane zostało przez mniej formalną, przyjacielską atmosferę. Trudno więc sobie wyobrazić lepsze wypromowanie nazwy stowarzyszenia. Niewątpliwą w tym zasługę miała Teresa Potocka, przewodnicząca stowarzyszenia, oraz gospodarz wieczoru poseł Izby Gmin Daniel Kawczyński. Organizatorzy zaprosili znanych w świecie polityki brytyjskiej mówców. Zanim jednak doszło do ich oratorskich popisów, głos zabrała Teresa Potocka. Przewodnicząca wskazała na liczebność Polaków na Wyspach i konieczność pogłębiania wiedzy o nas, lepszej współpracy międzyorganizacyjnej, co pozwoli wykorzystać wspólny potencjał. A jest on duży i oparty na wspólnych wartościach. Przykładem takiego przenikania się kultur i dziedzictwa jest brytyjski poseł polskiego pochodzenia Daniel Kawczyński. Do Wielkiej Brytanii przyjechał jako dziecko i od wczesnej młodości – wspominała w rozmowie ze mną jego matka – wiedział, że chce zostać politykiem. Też jako dziecko miał swój udział w „antykomunistycznym proteście”, na co patrzyła trochę przerażona jego babcia. „Nie ma wolności bez Solidarności” – wykrzykiwał mały Daniel w kierunku patrolujących milicjantów w 1983 roku, podczas swojej pierwszej wizyty w Polsce. Teraz, będąc posłem podkreślają-
cym swoją polską tożsamość, postanowił wesprzeć stowarzyszenie, by z czasem stało się tak wpływowe, jak np. Coservative Friends of Israel. Korzyści dla Polski i Polaków w Wielkiej Brytanii z działalności stowarzyszenia w centrum brytyjskiej sceny politycznej mogą być bardzo wymierne. W Partii Konserwatywnej Polacy zawsze mieli sprzyjających polityków, do nich należała premier Margaret Thatcher. – Brytyjska premier była tak popularna w Polsce – żartował Daniel Kawczyński – że bez trudu mogła była wygrać polskie wybory prezydenckie. Poseł przypomniał zasługi Margaret Thatcher z lat 80., kiedy z prezydentem USA Ronaldem Reaganem stworzyli konsekwentną i twardą politykę wobec Związku Sowieckiego, która doprowadziła do wygrania zimnej wojny. O miejscu Polaków w historii Wielkiej Brytanii mówił minister ds. Europy w Gabinecie Cieni, Mark Francois, który przypomniał zebranym o poprzedniczce stowarzyszenia, Anglo-Polish Conservative Society, organizacji założonej w 1966 roku. Cele tej organizacji będą kontynuowane przez nowe stowarzyszenie. Z Polski zaproszonym gościem był sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP, Ryszard Legutko. Prof. Legutko mówiąc o związkach polsko-brytyjskich zwrócił uwagę na konieczność zdefiniowania podstawowych wartości i celów w sytuacji, kiedy czynnik geograficzny przestał się już tak bardzo liczyć w polityce. O wiele ważniejszą rolę odgrywa kapitał ludzki, konkretne problemy, z jakimi bez uprzedzeń należy się zmagać w Unii Europejskiej. Na koniec wystąpił minister obrony w Gabinecie Cieni, Liam Fox. – Polacy wiedzą, że o wolność trzeba walczyć – powiedział poseł. Polska jest sprawdzonym sojusznikiem Zachodu, rozumie współczesne zagrożenia i konieczność wspólnego im przeciwdziałania – podkreślał Liam Fox. Jak się okazało, oficjalne mowy nie muszą być nudne, nie muszą być długie, by coś ważnego powiedzieć.
Grzegorz Małkiewicz
Od góry: Gość honorowy – Irena Anders, Liam Fox, prof. Ryszard Legutko, Teresa Potocka i Daniel Kawczyński. Fot. Adam Wojnicz
10|
28 listopada 2008 | nowy czas
polska
tydzień w kraju W Warszawie obradowali szefowie resortu zagranicznego krajów Grupy Wyszehradzkiej, a także takich państw jak Szwecja, Bułgaria, Rumunia i Słowenia. W wydanym komunikacie potępiono m.in. incydent w Gruzji. Prezydent brał udział w uroczystościach rocznicy Wielkiego Głodu na Ukrainie. Lech Kaczyński stwierdził, że lata głodu są uznane przez Polskę jako zbrodnia ludobójstwa. PO zgłosiła w Sejmie ustawę kompetencyjną, która ma rozdzielić uprawnienia rządu i prezydenta. Ustawa zakłada m.in., że wyznaczeniem delegacji na szczyty Unii Europejskiej będzie się zajmował rząd. Prezydent podpisał ustawę podnoszącą gwarancje dla bankowych depozytów do równowartości 50 tys. euro.
hISTorIA
EKShuMAcjA SZcZąTKóW gEN. SIKorSKIEgo
Wyniki poznamy w grudniu Pierwsze wyniki badań naukowców różnią się od zeznań lekarza z Wielkiej Brytanii, który badał ciało generała Sikorskiego w 1943 roku. Pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej nie chcą jednak zdradzać szczegółów. Naczelnik pionu śledczego w IPN, Ewa Koj nie chciała podać ustaleń biegłych lekarzy. Stwierdziła tylko, że nie pokrywają się z zeznaniami brytyjskich lekarzy, którzy badali ciało Sikorskiego po katastrofie na Gibraltarze. Prokurator zapewniła tylko, że ekshumacja w sposób stanowczy pozwoli określić, jakich obrażeń doznał generał Sikorski ginąc w 1943 roku w katastrofie.
– To, co zobaczyliśmy, różni się od zeznań majora Canninga [lekarz ze stacji lotniczej RAF – red.]. Ale trzeba podkreślić, że wówczas nie wykonano żadnych profesjonalnych oględzin, zarówno w sensie medycznym, jak i procesowym – mówiła dziennikarzom Ewa Koj. Doktor Andrzej Perzanowski z Towarzystwa Przyjaciół Historii, które było pomysłodawcą ekshumacji generała, nie przesądza sprawy. Mówi tylko, że nam wszystkim Polakom należy się prawda o tym, co się stało tego lipcowego dnia 1943 roku na Giblartarze. Z kolei mecenas Andrzej Kamieniecki, który był dawno temu polskim
Senat przyjął ustawę o obywatelstwie. Największa zmiana dotyczy możliwości przywracania utraconego obywatelstwa i oficjalnego zaakceptowania spraw „podwójnych” obywatelstw. W grudniu przylecą do Polski trzy ostatnie, z 48 zakupionych przez nas samolotów F-16. Z powodu remontu pasa lotniska w Krzesinach pod Poznaniem, samoloty stacjonują obecnie w Łasku pod Łodzią. Prokuratura zatrzymała Andrzeja Kratiuka zamieszanego w afery związane z praniem brudnych pieniędzy. Kancelaria Kratiuka zarabiała spore pieniądze w czasach rządów SLD. On sam był prezesem fundacji Jolanty Kwaśniewskiej. Sąd nakazał prokuraturze powtórnie zająć się sprawą oskarżenia b. szefa WSI gen. Dukaczewskiego przeciw b. ministrowi ds. służb specjalnych Wassermannowi z PiS. Generał uważa, że minister złamał tajemnicę ujawniając publicznie w roku 2007, że Dukaczewski w roku 1989 kończył kurs KGB w Moskwie. Po odwołaniu w referendum prezydenta Olsztyna Małkowskiego, miastem będzie rządził wyznaczony przez premiera szef miejscowej Platformy, Tomasz Głażewski. Dość wesołe zachowanie posłanki PiS Elżbiety Kruk w Sejmie wywołało spekulacje, że posłanka przyszła do pracy nie całkiem trzeźwa. Wydarzenie stało się sensacją dnia. Kilka dni później dziennik „Fakt” opublikował zdjęcia śpiącego na podłodze sejmowego hotelu „zmęczonego” posła z PO. 28 listopada minęła 90. rocznica przyznania w Polsce praw wyborczych kobietom. Warto przypomnieć, że Stany Zjednoczone uczyniły to dwa lata później, a np. Francja dopiero po II wojnie światowej.
Za opiekę konserwatorską i techniczne powodzenie wydobycia trumny gen. Sikorskiego z sarkofagu odpowiedzialny był prof. Ireneusz Płuska z Wydziału Konserwacji Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w tym konkretnym przypadku występujący w charakterze rzeczoznawcy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
– Opracowałem metodę podnoszenia sarkofagu uwzględniającą zabezpieczenie kamienia i spękań, które powstały w trakcie montażu – powiedział „Nowemu Czasowi” prof. Płuska. Odpowiednie urządzenie dźwigające wykonała firma Eco-Enargia i inżynierowie od konstrukcji metalowych. Trzeba pamiętać, że wszystko odbywało się w Krypcie św. Leonarda z XII wie-
konsulem w Londynie i dwa razy widział zwłoki generała Sikorskiego twierdzi z całym przekonaniem, że nie zauważył na ciele wodza śladów kul. Nie może jednak powiedzieć, czy były na przykład ślady jakichkolwiek innych urazów, poza tymi, które miał Sikorski odnieść po wypadku samolotu. Badacze, po pobraniu próbek DNA dokonają szczegółowych analiz. Można będzie bez cienia wątpliwości orzec, czy generał został otruty, jak wielu mówi, czy też np. uduszony już na pokładzie samolotu – co sugerują inni. O tej tragicznej nocy z 3 na 4 lipca 1943 roku napisano wiele książek,
ku, która jest unikatowym obiektem sztuki romańskiej – kontynuuje prof. Płuska. – Sarkofag gen. Sikorskiego znajduje się w odległości 50 cm od XVII-wiecznego sarkofagu króla Jana III Sobieskiego, a w odległości 56 cm przed sarkofagiem Generała stoi kolumna romańska. Trzeba było ustawić olbrzymi dźwig i podnieść ważący 2,5 tony sarkofag na wysokość prawie jednego metra. Sarkofag jest marmurowym monolitem, wydrążonym w środku (jak odwrócona wanna), który został nasadzony na trumnę w 1993 roku, kiedy trumnę gen. Sikorskiego sprowadzono z Wielkiej Brytanii na Wawel. Ponieważ sam sarkofag z racji wieku nie podlega ochronie konserwatorskiej, zaproponowałem, żeby obkuć cokół, na którym został osadzony i podnieść go od dołu na odpowiednich wysięgnikach metalowych. W czasie tej operacji sarkofag był objęty metalową klatką, która zabezpieczała jego boki, gdyż już w czasie montażu pojawiły się spękania. Ten sposób podniesienia go od dołu był najbardziej pracochłonny, wiedziałem jednak, że musi się udać. Na zewnątrz dzienniakrze jak hieny czekali tylko na to, że coś się nie powiedzie. Samo podnoszenie sarkofagu trwało 27 minut, ale podkuwanie cokołu rozpoczęliśmy dzień wcześniej, w poniedziałek 24 listopada o godz. 18.00. Akcja została uwieńczona we wtorek rano, o godz. 9.27. Okazało się, że trumna zachowała się w stanie idealnym, nie była nawet pokryta kurzem, jakby pogrzeb odbył się niedawno. Gorzej ze zwłokami, któ-
ści, ponieważ nie wiedzieć czemu, ochroniarze prezydenta z BOR zostali odsunięci od Lecha Kaczyńskiego (ostatnie auto w kolumnie), autobus z dziennikarzami puszczono przodem, czego nigdy się nie robi. W tej chwili trudno powiedzieć, z czym dokładnie mieliśmy do czynienia w Gruzji. Rosjanie nie przyznają się do ataku, Gruzini zarzekają, że nie mieli na celu organizowania jakiejkolwiek prowokacji, w Polsce sprawą zajęła się prokuratura, raport sporządziła też Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a treści z niego – choć nielegalnie – opublikowane zostały w „Dzienniku”. Według raportu ABW, to strona gruzińska stoi za całym zamieszaniem.
Przemysław Kobus
re w 1993 roku wsadzono w worek foliowy. Wtedy były zasuszone, od tego czasu nastąpił jednak proces gnilny. Zwłoki przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej a następnie do Zakładu Radiologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Zanim we wtorek o godz. 12.00 Kryptę św. Leonarda przejęło wojsko pełniąc przy grobie wartę honorową, zabezpieczyliśmy posadzkę i inne sarkofagi, obłożone foliami, gąbkami i specjalnymi gumami. Następnego dnia po mszy św. przed Krzyżem Katyńskim, nabożeństwie w Katedrze na Wawelu, wojsko wprowadziło trumnę nakrytą flagą, na której leżała czapka generalska, z powrotem do Krypty św. Leonarda. W krypcie odbyła się krótka modlitwa, pożegnanie przez delegację rządu, Episkopatu oraz najbliższą rodzinę Generała, po czym przystąpiliśmy znowu do działania. W środę około północy zakończyliśmy ustawianie sarkofagu na cokole, potem jeszcze oblicowanie go nowym kamieniem, uzupełnienie spoin oraz demontaż całej konstrukcji podnośnej. Było to ogromne wyzwanie techniczne i emocjonalne. Każda czynność była skrupulatnie protokołowana. Dokumentacją zajmowali się kamerzysta z IPN-u oraz z policji. Wykluczono obecność dziennikarzy. Wszystko organizacyjnie dopracowane było do perfekcji.
Strzelano do prezydentów Czy strzelano na specjalne życzenie Gruzinów, by ci przekonali polskiego prezydenta o ciągłym zagrożeniu dla Tbilisi ze strony Rosji? Takie pytania pojawiają się po ostatnim incydencie, do jakiego doszło w Gruzji. Podczas oficjalnej wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w tym kraju, prezydent Saakaszwili zaproponował – choć to nie było w ogóle planowane – przejażdżkę w pobliże granicy z Osetią Południową. Gdy kolumna prezydencka zmierzała do celu, nagle rozległy się strzały. Według Lecha Kaczyńskiego strzelali Rosjanie, mieli oddać trzy serie z karabinów maszynowych. W sprawie tej jednak pojawia się wiele wątpliwo-
nakręcono wiele filmów. To wtedy, tuż po starcie, maszyna z Sikorskim i towarzyszącymi mu osobami na pokładzie runęła do morza. Zginęli wszyscy, poza pierwszym pilotem, Czechem Prchalem. Od początku Brytyjczycy powtarzali, że była to awaria maszyny, która runęła niespodziewanie do wody. Nikt wtedy nawet nie dopuszczał możliwości sabotażu czy zamachu. Ta wersja została podważona oficjalnie dopiero w latach 90. ubiegłego wieku. Komputerowa symulacja wykazała, że maszyna była sprawna.
Tymczasem we wtorek do oddania strzałów przyznali się Osetyjczycy. Twierdzą jednak, że strzelali w powietrze i nie mieli zielonego pojęcia, kto jedzie w kolumnie. Nie zmienia to jednak faktu, że polski prezydent został wystawiony na niebezpieczeństwo. Wyruszył w niezaplanowaną wcześniej podróż w rejon zagrożenia, w dodatku pozbawiony polskiej ochrony, jaką gwarantują zawsze i wszędzie funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. Sam prezydent Lech Kaczyński dzisiaj nie widzi problemu i nie wierzy w gruzińską prowokację. (pk)
komentarz » 15
Notowała: Teresa Bazarnik
O EKSHUMACJI W PRASIE BRYTYJSKIEJ „The Times”
Korespondent dziennika Roger Boyes donosi z Krakowa, że ekshumacja zwłok generała Sikorskiego związana jest z hipotezą, że Rosja i Wielka Brytania mogą ponosić odpowiedzialność za śmierć generała. Autor sugeruje także, że do ekshumacji doprowadziły złe stosunki z Rosją. „The Daily Telegraph”
Korespondent gazety Matthew Day pisze o trzech teoriach spiskowych dotyczących okoliczności śmierci generała, które mówią o udziale Churchilla, Stalina bądź polskich oficerów.
|11
nowy czas | 28 listopada 2008
polska
Nie taki Reforma słuşby zdrowia z Polaka pijak Nie Będzie dzikiej pRywatyzacji
społeczeństwo
Bartosz Rutkowski
Polacy są jednym z trzeźwiejszych narodów w Unii Europejskiej. Wprost niewiarygodne doniesienia publikuje Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego w Warszawie. Wynika niego, şe Polacy pod względem spoşywania czystego juş spirytusu znajdują się na czwartym miejscu, ale‌ od końca. Najwięcej pije się w Luksemburgu. Z przedstawionych danych wynika, şe mit Polaka-pijaka winien zostać mocno zweryfikowany. Sprawdzono, ile litrów czystego spirytusu (łącznie ze wszystkich spoşywanych trunków) konsumują mieszkańcy Unii Europejskiej. Wyszło na to, şe Polacy to naród w sumie całkiem trzeźwy. Statystyczny Polak – jak wynika z badań – wypija rocznie 6,7 litra alkoholu. W Luksemburgu – 14,6 litra. Polacy zaczynają się teş od niedawna częściej rozkoszować winem i piwem, a nie tylko wódką czy jej pochodnymi. (pk)
Miało być – jak zapowiadała Platforma Obywatelska – prawdziwe tsunami ustaw, ale rządzący nie spodziewali się prezydenckiej tamy. Prezydent Lech Kaczyński zawetował trzy z pakietu sześciu ustaw zdrowotnych, wkładając tym samym do lamusa rządowy plan wobec szpitali. Nie ma bowiem praktycznie szans na to, by lewica poparła pomysły Platformy Obywatelskiej i przyczyniła się do odrzucenia prezydenckiego weta. A wszystko poszło przede wszystkim o ustawę o komercjalizacji szpitali. Jak wymyśliła Platforma, te placówki słuşby zdrowia miały być automatycznie przekształcone w spółki prawa handlowego, po to, by
w dalszej kolejności moşna je było prywatyzować. – Ale przecieş szpitale mają słuşyć ludziom, a nie być nastawione na zysk. Zdrowie ludzkie to nie towar – przekonywał do swojego weta Lech Kaczyński i dodawał, şe taką decyzję podjął wcześniej, şe uprzedzał o tym Platformę. Prezydent bał się, şe po komercjalizacji, jak to określa Platforma, czy mówiąc wprost po prywatyzacji, na leczenie się w prywatnych szpitalach nie stać by było wszystkich Polaków. Ewa Kopacz, minister zdrowia przekonuje, şe pacjentowi jest wszystko jedno, czy leczy go państwowa, czy prywatna placówka, byle leczyła dobrze. Ale praktyki dzikiej prywatyzacji, jakie mają w tej chwili miejsce w Polsce pokazują, şe w prywatnym szpitalu liczą się głównie pieniądze. Jeśli są na przykład nierentowne oddziały, takie, w których leczy się najcięşsze przypadki, to są one po prostu likwidowane. I ich rolę i tak musi przejąć państwowa słuşba zdrowia. Platforma mówi, şe spodziewała się prezydenckiego weta i przygoto-
wała plan B. Jak się podejrzewa, plan jest następujący: państwo przeznaczyć chce w przyszłym roku dwa i pół miliarda złotych na oddłuşenie szpitali. Moşna się domyślać, şe układ będzie taki: damy wam pieniądze na oddłuşenie, jeśli wy się sprywatyzujecie. – Jak nie kijem go, to pałką – tłumaczą politycy Prawa i Sprawiedliwości i juş zapowiadają, şe jeśli do takich praktyk będzie dochodziło, jeśli zamiast ustawowych uregulowań będą rządowe rozporządzenia, wtedy pójdzie skarga do Trybunału Konstytucyjnego. – Zgadzamy się z prezydentem, który tłumaczy, şe szpitale to nie zwykłe zakłady pracy, które są głównie nastawione na zysk – mówił szef lewicy Grzegorz Napieralski i w tym momencie dobry humor polityków Platformy prysnął. Bo łudzono się nie tym, şe pomogą apele rządu, by prezydent nie wetował ustaw zdrowotnych, tylko tym, şe lewica jednak wspomoşe w odrzuceniu weta. Stało się inaczej i pakiet ustaw pójdzie teraz do kosza.
tydzień w kraju Prezydent Lech Kaczyński udekorował kardiochirurga, b. ministra zdrowia i posła PiS Zbigniewa Religę Orderem Orła Białego. Ponad 30 proc. imigrantów w Polsce to obywatele byłego Związku Sowieckiego. Poza tym mieszkają u nas duşe grupy Niemców, Francuzów, Amerykanów, Brytyjczyków i Wietnamczyków. 36 proc. imigrantów ma wykształcenie wyşsze. Obok Rumunii, Litwy i Šotwy, mamy najmniejszy procent imigrantów w UE (średnia ponişej 1 emigranta na 1000 mieszkańców). Działacze Greenpeace zablokowali pracę kopalni węgla brunatnego „Konin 3�. Twierdzą oni, şe dalsze wydobycie węgla zagrozi wodom jeziora Gopło. Doszło do przepychanek z górnikami. Policja zatrzymała 19 osób. Pogorszyły się nastroje społeczne. 55 proc. ankietowanych przez OBOP Polaków uwaşa, şe „sprawy idą w złym kierunku�. Przeciwnego zdania było 30 proc. W 2009 roku akcyzę na sprowadzane do kraju uşywane samochody ma zastąpić podatek wynoszący równowartość 500 euro od kaşdego auta.
Â&#x2021; %( =3 JZDU ,(&=(Ä&#x2019; DQWX MH EH 67:2 ° Â&#x2021; 6= ]SLHF : <%. ]HÄ&#x201C;V LDU\JRG 2 ]Ă RWy Ä&#x153; QR WZR Z ZNRZ Ăş ° 0R SĂ DW Ä?Ăť VLHFL H Z F ÄŠHV] Z 0RQ LÄ&#x201E; \ =$'= VĂ D JX ]D H\*U DP OHGZ Ăť SLHQLÄ&#x201E; : LH 2 G ] %(= 24 g Ä&#x2019; 32 H Q D o N d D 3Ă&#x;$7 z ÄŠGH N ' RQWR 1$ ,1 180(5 in** )2/, $%< =$5( 1$
-675 2:$ Ăş 6,Ä&#x2C6; -8Ĩ '=,Ä&#x153;
0080 0 89 71 8 971
www .mon Â&#x2039; eygr 0R QH\* am UDP :
.com
V]HON LH SUD ZD ] DVWU] HÄŠRQ H
'RVWÄ&#x2030;SQD Z
2UD] Z NDÄŠG\P PLHMVFX JG]LH ]REDF]\V] ]QDN 0RQH\*UDP
2SĂ DWD Z Z\VRNRÄ?FL Â&#x2026; RERZLÄ&#x201E;]XMH ]D SU]HND]\ Z\NRQDQH QD REV]DU]H /RQG\QX ° Z JUDQLFDFK REZRGQLF\ 0 2SĂ DWD ]D SU]HND]\ VSR]D WHJR REV]DUX Z\QRVL Â&#x2026; 'RGDWNRZR GR RSĂ DW\ ]D SU]HND] ]DVWRVRZDQ\ ]RVWDQLH NXUV Z\PLDQ\ ZDOXW 0RQH\*UDP OXE MHJR DJHQWyZ =JRGQLH ] SURFHGXUDPL L SU]HSLVDPL EDQNX SU]\PXMÄ&#x201E;FHJR SU]HND]
CTA PRE PL A3 L
12|
28 listopada 2008 | nowy czas
wielka brytania Ĺ&#x203A;wiat
tydzieĹ&#x201E; w skrĂłcie Kanclerz Niemiec Angela Merkel zapowiada, Ĺźe rok 2009 bÄ&#x2122;dzie dla gospodarki â&#x20AC;&#x17E;rokiem zĹ&#x201A;ych wiadomoĹ&#x203A;ciâ&#x20AC;?. SÄ&#x2026;d w Moskwie odrzuciĹ&#x201A; zaĹźalenie rodzin ofiar Katynia na postanowienie GĹ&#x201A;Ăłwnej Prokuratury Wojskowej Rosji, ktĂłra wczeĹ&#x203A;niej odrzuciĹ&#x201A;a wniosek o rehabilitacjÄ&#x2122; polskich oficerĂłw. W Kosowie aresztowano trzech NiemcĂłw, ktĂłrzy majÄ&#x2026; byÄ&#x2021; wspĂłĹ&#x201A;pracownikami wywiadu BND. OskarĹźa siÄ&#x2122; ich o podĹ&#x201A;oĹźenie bomby pod przedstawicielstwem UE w Prisztinie. Berlin tego faktu nie komentuje. Rosyjski Gazprom zaĹźÄ&#x2026;daĹ&#x201A; od Ukrainy zwrotu 2,4 mld dolarĂłw za dostawy gazu. W przeciwnym razie, firma grozi od nowego roku odciÄ&#x2122;ciem dalszych dostaw. W Wenezueli odbyĹ&#x201A;y siÄ&#x2122; wybory lokalne. WedĹ&#x201A;ug pierwszych informacji opozycja wygraĹ&#x201A;a w piÄ&#x2122;ciu z 22 prowincji kraju. Prezydent Chavez obiecaĹ&#x201A; uszanowaÄ&#x2021; wyniki, ale oĹ&#x203A;wiadczyĹ&#x201A; teĹź, Ĺźe jeĹ&#x203A;li jego Zjednoczona Partia Socjalistyczna nie wygra we wszystkich prowincjach, uzna to za poraĹźkÄ&#x2122;. Z Wenezueli donoszÄ&#x2026; takĹźe o zmianie konstytucji, ktĂłra pozwoli rzÄ&#x2026;dziÄ&#x2021; Chavezowi takĹźe po zakoĹ&#x201E;czeniu kolejnej kadencji w 2012 roku. Po ostrzelaniu terytorium Izraela przez PalestyĹ&#x201E;czykĂłw, wojska tego kraju ponownie zablokowaĹ&#x201A;y dostÄ&#x2122;p do strefy Gazy.
indie
teRRoRyĹ&#x203A;ci szukali BRytyjczykĂłw i ameRykanĂłw
Horror w Bombaju Bartosz Rukowski
Ponad 120 zabitych, ponad 300 rannych. WĹ&#x203A;rĂłd Ĺ&#x203A;wiadkĂłw masakry islamskich terrorystĂłw byli Polacy. MĂłwiÄ&#x2026; o piekle, jakie przeĹźyli. â&#x20AC;&#x201C; To byĹ&#x201A; koszmar, przeĹźyĹ&#x201A;em w tym potwornym stresie caĹ&#x201A;e szesnaĹ&#x203A;cie godzin. WidziaĹ&#x201A;em przez judasza w drzwiach mojego hotelowego pokoju, jak jacyĹ&#x203A; faceci prowadzÄ&#x2026; ludzi na wyĹźsze piÄ&#x2122;tra, a potem zabijajÄ&#x2026; ich, bo wiedzieli, Ĺźe za chwilÄ&#x2122; ci ze sĹ&#x201A;uĹźb specjalnych zrobiÄ&#x2026; z nimi porzÄ&#x2026;dek â&#x20AC;&#x201C; mĂłwi pan Dariusz, biznesmen z WrocĹ&#x201A;awia, ktĂłry znalazĹ&#x201A; siÄ&#x2122; akurat tej nocy w hotelu Trydent-Oberoi w Bombaju. To tam nastÄ&#x2026;piĹ&#x201A; atak islamskich terrorystĂłw. PodpĹ&#x201A;ynÄ&#x2122;li Ĺ&#x201A;odziami, zaatakowali w kilkunastu punktach miasta, a kiedy policja rozjechaĹ&#x201A;a siÄ&#x2122; po tej ogromnej aglomeracji, skupili siÄ&#x2122; na dwĂłch hotelach â&#x20AC;&#x201C; na Trydent-Oberoi i na Taj Mahal. â&#x20AC;&#x201C; W pewnym momencie zaczÄ&#x2026;Ĺ&#x201A;em siÄ&#x2122; dusiÄ&#x2021;, bo niedaleko szalaĹ&#x201A; ogieĹ&#x201E;, a ja nie wiedziaĹ&#x201A;em, czy jak ktoĹ&#x203A; pukaĹ&#x201A; do mojego pokoju numer 1965, to byĹ&#x201A; to
terrorysta, czy ci z jednostki antyterrorystycznej. Po pewnej chwili nie wytrzymaĹ&#x201A;em i wiedziaĹ&#x201A;em, Ĺźe antyterroryĹ&#x203A;ci chodzÄ&#x2026; od pokoju od pokoju i drzwi wysadzajÄ&#x2026; Ĺ&#x201A;adunkami wybuchowymi. Nie chciaĹ&#x201A;am ginÄ&#x2026;Ä&#x2021;, wiÄ&#x2122;c otworzyĹ&#x201A;em drzwi, kazali mi stanÄ&#x2026;Ä&#x2021; z rÄ&#x2122;koma do gĂłry pod Ĺ&#x203A;cianÄ&#x2026;, ale kiedy powiedziaĹ&#x201A;em im, kim jestem, byĹ&#x201A;em wreszcie wolny â&#x20AC;&#x201C; dodaje szczÄ&#x2122;Ĺ&#x203A;liwy Polak, ktĂłry ma rannÄ&#x2026; rÄ&#x2122;kÄ&#x2122;, bo waliĹ&#x201A; z caĹ&#x201A;ej siĹ&#x201A;y, by rozbiÄ&#x2021; okno w swoim pokoju. Ponad 120 osĂłb zabitych, ponad 300 rannych. Nikt raczej nie ma wÄ&#x2026;tpliwoĹ&#x203A;ci, Ĺźe byĹ&#x201A;a to grupa powiÄ&#x2026;zana z al-KaidÄ&#x2026; i sygnaĹ&#x201A; dla nowego prezydenta Ameryki Baracka Obamy, by nie jednaĹ&#x201A; siÄ&#x2122; z wĹ&#x201A;adzami Indii i by nie angaĹźowaĹ&#x201A; siÄ&#x2122; w Afganistan. Jak na razie ta przestroga nie pomogĹ&#x201A;a, Obama potÄ&#x2122;piĹ&#x201A; zamach i oĹ&#x203A;wiadczyĹ&#x201A;, Ĺźe Stany Zjednoczone bÄ&#x2122;dÄ&#x2026; dalej prowadziÄ&#x2021; operacjÄ&#x2122; w Afganistanie. TerroryĹ&#x203A;ci uderzyli w zachodnich turystĂłw, sprawdzali ich paszporty i polowali gĹ&#x201A;Ăłwnie na AmerykanĂłw i BrytyjczykĂłw. Kiedy pan Dariusz dostaĹ&#x201A; informacjÄ&#x2122;, Ĺźe do hotelu wdarli siÄ&#x2122; terroryĹ&#x203A;ci, posĹ&#x201A;aĹ&#x201A; wiadomoĹ&#x203A;Ä&#x2021; swojej Ĺźonie. Najpierw dostaĹ&#x201A;a informacjÄ&#x2122;: â&#x20AC;&#x17E;Jest atak na hotel. Pali siÄ&#x2122;â&#x20AC;?. PrzeraĹźona prĂłbowaĹ&#x201A;a do niego dzwoniÄ&#x2021;. Ten jednak nie odbieraĹ&#x201A;. Kilka minut później kolejna informacja: â&#x20AC;&#x17E;Nie dzwoĹ&#x201E;â&#x20AC;?. I nastÄ&#x2122;pna: â&#x20AC;&#x17E;Oni mnie szukajÄ&#x2026;. Nie mĂłw prasie, Ĺźe ĹźyjÄ&#x2122;â&#x20AC;?.
â&#x20AC;&#x201C; SĹ&#x201A;ychaÄ&#x2021; wybuchy, co chwilÄ&#x2122; â&#x20AC;&#x201C; brzmi kolejna z serii informacji z dalekiego Bombaju. I tak przez caĹ&#x201A;Ä&#x2026; noc. Dopiero rano komandosi uwalniajÄ&#x2026; Polaka. Jest caĹ&#x201A;y, tylko narzeka, Ĺźe boli go rÄ&#x2122;ka, nie ma siÄ&#x2122; gdzie umyÄ&#x2021;. W sÄ&#x2026;siednim hotelu Taj Mahal byĹ&#x201A; polski europoseĹ&#x201A; Jan Masiel. â&#x20AC;&#x201C; ZakwaterowaliĹ&#x203A;my siÄ&#x2122; o godz. 21.00, wjechaliĹ&#x203A;my windÄ&#x2026; z kolegami na swoje piÄ&#x2122;tra. â&#x20AC;&#x201C; OkoĹ&#x201A;o 22.50 miaĹ&#x201A;em dziwny telefon z recepcji, ktĂłra poleciĹ&#x201A;a mi zgasiÄ&#x2021; Ĺ&#x203A;wiatĹ&#x201A;o i nie wychodziÄ&#x2021; z pokoju. Potem poszedĹ&#x201A;em spaÄ&#x2021;. Ze snu wyrwaĹ&#x201A; mnie telefon moich kolegĂłw z delegacji, ktĂłrzy powiedzieli mi o zamachach terrorystycznych w mieĹ&#x203A;cie. SpÄ&#x2122;dziĹ&#x201A;em wiele nerwowych godzin, potem wpadli komandosi . W tym samym hotelu byĹ&#x201A; teĹź inny Polak, Marek Grabowski z ĹźonÄ&#x2026;. Jemu udaĹ&#x201A;o siÄ&#x2122; pierwszemu wydostaÄ&#x2021; z tego piekĹ&#x201A;a, potem przeĹźyĹ&#x201A; kilka nerwowych chwil, bo uwiÄ&#x2122;ziona w hotelu zostaĹ&#x201A;a jego Ĺźona. Na szczÄ&#x2122;Ĺ&#x203A;cie i jej nic siÄ&#x2122; nie staĹ&#x201A;o, a spotkali siÄ&#x2122; na komisariacie policji. ByĹ&#x201A;y Ĺ&#x201A;zy szczÄ&#x2122;Ĺ&#x203A;cia, byĹ&#x201A;a wielka radoĹ&#x203A;Ä&#x2021;. Horror wydarzyĹ&#x201A; siÄ&#x2122; w finansowej dzielnicy Bombaju. TerroryĹ&#x203A;ci uzbrojeni w broĹ&#x201E; automatycznÄ&#x2026; wtargnÄ&#x2122;li do luksusowych hoteli, szpitala i na stacjÄ&#x2122; kolejowÄ&#x2026;. Strzelali na oĹ&#x203A;lep. Policja twierdzi, Ĺźe zabiĹ&#x201A;a czterech terrorystĂłw, a dziewiÄ&#x2122;ciu zatrzymaĹ&#x201A;a. GĹ&#x201A;Ăłwnym celem terrorystĂłw byli oby-
watele USA i Brytyjczycy. â&#x20AC;&#x201C; Chcieli wszystkich z amerykaĹ&#x201E;skimi i brytyjskimi paszportami â&#x20AC;&#x201C; mĂłwiĹ&#x201A;a stacji Al-Jazeera mĹ&#x201A;oda dziewczyna, ktĂłrej udaĹ&#x201A;o siÄ&#x2122; uciec z hotelu Trident-Orion. WĹ&#x201A;adze indyjskie nie powiedziaĹ&#x201A;y tego wprost, ale juĹź oskarĹźajÄ&#x2026; o dokonanie atakĂłw terrorystĂłw, ktĂłrzy przedostali siÄ&#x2122; do Bombaju z Pakistanu. A dokĹ&#x201A;adniej byli oni przygotowani nie tyle przez al-KaidÄ&#x2122;, co przez talibĂłw w garniturach, jak nazywa siÄ&#x2122; agentĂłw wszechwĹ&#x201A;adnego pakistaĹ&#x201E;skiego wywiadu wojskowego. Oba kraje, Indie i Pakistan, majÄ&#x2026; broĹ&#x201E; atomowÄ&#x2026;, wojna miÄ&#x2122;dzy nimi wisi na wĹ&#x201A;osku. Po tym zamachu moĹźe dojĹ&#x203A;Ä&#x2021; do takiej awantury w tej czÄ&#x2122;Ĺ&#x203A;ci Ĺ&#x203A;wiata, Ĺźe nikt nie bÄ&#x2122;dzie w stanie nad niÄ&#x2026; zapanowaÄ&#x2021;. Alex Chamberlain z Wielkiej Brytanii byĹ&#x201A; wtedy w hotelu Oberoi-Trident i cudem uciekĹ&#x201A; wyjĹ&#x203A;ciem poĹźarowym. â&#x20AC;&#x201C; MĂłj przyjaciel powiedziaĹ&#x201A; mi, bym nie zgrywaĹ&#x201A; bohatera, tylko uciekaĹ&#x201A;, bo oni bÄ&#x2122;dÄ&#x2026; zabijali AmerykanĂłw i BrytyjczykĂłw. I tak zrobiĹ&#x201A;em. â&#x20AC;&#x201C; To byli mĹ&#x201A;odzi chĹ&#x201A;opcy, ktĂłrzy z nienawiĹ&#x203A;ciÄ&#x2026; patrzyli na kaĹźdego kto miaĹ&#x201A; amerykaĹ&#x201E;ski albo brytyjski paszport, wielu zabierali na gĂłrne piÄ&#x2122;tra i sĹ&#x201A;yszaĹ&#x201A;am tylko strzaĹ&#x201A;y. MogÄ&#x2122; siÄ&#x2122; domyĹ&#x203A;laÄ&#x2021;, co siÄ&#x2122; z tymi nieszczÄ&#x2122;Ĺ&#x203A;nikami staĹ&#x201A;o â&#x20AC;&#x201C; dodawaĹ&#x201A;a Mary Twist, brytyjska turystka, ktĂłra zamieszkaĹ&#x201A;a w hotelu Taj Mahal.
W Kijowie z okazji rocznicy Wielkiego GĹ&#x201A;odu na Ukrainie w latach 1932-33 odsĹ&#x201A;oniÄ&#x2122;to pomnik ofiar. W uroczystoĹ&#x203A;ciach braĹ&#x201A; udziaĹ&#x201A; m.in. prezydenta RP Lech KaczyĹ&#x201E;ski. Parlament Szwecji ratyfikowaĹ&#x201A; traktat lizboĹ&#x201E;ski. Za traktatem gĹ&#x201A;osowaĹ&#x201A;o 243 z 349 deputowanych. Przeciw byĹ&#x201A;o 39. Reszta wstrzymaĹ&#x201A;a siÄ&#x2122; od gĹ&#x201A;osu. W Czechach badaniem zgodnoĹ&#x203A;ci traktatu z Lizbony z konstytucjÄ&#x2026; tego kraju zajÄ&#x2026;Ĺ&#x201A; siÄ&#x2122; na wniosek prezydenta TrybunaĹ&#x201A; Konstytucyjny.
NiĹźszy VAT
*ESTEyMY POLSKOJĂ&#x2021;ZYCZNYM CENTRUM ZDAWANIA EGZAMINĂ?W (EALTH 3AFETY #3#3 AUTORYZOWANYM PRZEZ #)4" ZLOKALIZOWANYM W POLSKIM OyRODKU 0/3+ 4YLKO U NAS PRZEJDZIESZ KILKUGODZINNE SZKOLENIE I ZDASZ EGZAMIN Z ZAKRESU "(0 W TYM SAMYM MIEJSCU I TEGO SAMEGO DNIA -AJÂ&#x2013;C KARTĂ&#x2021; #3#3 ZWIĂ&#x2021;KSZASZ SWOJE SZANSE NA ZATRUDNIENIE W ANGIELSKICH FIRMACH BUDOWLANYCH
Brytyjski kanclerz Alistair Darling w budĹźecie ogĹ&#x201A;oszonym w poniedziaĹ&#x201A;ek wycofaĹ&#x201A; siÄ&#x2122; z dotychczasowej polityki fiskalnej Partii Pracy. Koniec New Labour â&#x20AC;&#x201C; ogĹ&#x201A;osili komentatorzy. Kanclerz obniĹźyĹ&#x201A; VAT do 15 proc., zwiÄ&#x2122;kszyĹ&#x201A; podatki dla najwiÄ&#x2122;cej zarabiajÄ&#x2026;cych i zapoczÄ&#x2026;tkowaĹ&#x201A; spiralÄ&#x2122; zadĹ&#x201A;uĹźania siÄ&#x2122; paĹ&#x201E;stwa z pominiÄ&#x2122;ciem wczeĹ&#x203A;niej przestrzeganych zasad. BudĹźet zawiera rĂłwnieĹź pomoc dla najmniej zarabiajÄ&#x2026;cych. (mn)
+!3! "53).%33 3%26)#%3 ,4$ /FFICE D +ING 3TREET WEJyCIE OD 2AVENSCOURT !VENUE (AMMERSMITH ,ONDON 7 2& TEL FAX
14|
28 listopada 2008 | nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA
My rasiści Krystyna Cywińska
Wszyscy po trochu jesteśmy rasistami. Jedni bardziej, inni mniej. Jedni, to świadomi rasiści, inni podświadomi. Jedni z przekonania, inni z przyzwyczajenia. Z nałogu. Dla niektórych nawet polityczna poprawność nie jest skuteczną metodą odwyku. Wszyscy jesteśmy tak czy inaczej urabiani na takie czy inne kopyto. Historyczne i społeczne. I wierzymy w półprawdy i uprzedzenia o innych.
Poddajemy się manipulacjom takim czy innym, politycznym, czy wynikającym z różnych interesów. Pogoń za złotym środkiem we współżyciu między rasami jest równie złudna co pogoń za złotym runem. I nie ma na rasizm maści prometejskiej, poszukiwanej przez średniowiecznych alchemików. Takiej, która chroniłaby nas od jątrzenia, nasze ciało od razów, a dusze od urazów. Rasizm jest zjawiskiem powszechnym. W mniejszym lub większym stopniu. To przecież truizm. Rasizm, czyli także i antysemityzm. Ukryty nawet pod powierzchnią tolerancji. Czy wybór Baraka Obamy na prezydenta zmniejszy rasizm? A w tym i antysemityzm? Nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i na świecie? A może go zwiększy, podsycając go przez zawiedzioną mniejszość, która się uważa za rasowo wyższą i już zapewne czyha na swój odwet z ukrycia. Nie ten nie jest rasistą, kto w czarnego nie rzuciłby bananem. Ale ten, dla którego taki odruch byłby nie do pomyślenia. Czy w Polsce ktoś by rzucił bananem w Obamę? Jak różni kibice w czarnoskórych piłkarzy? W Stanach już się pisze i mówi, że na zamach na prezydenta, jeszcze elekta, już czekają różni neofaszyści. Ktoś inny napisał, że czychanie na Obamę jest czychaniem na Mesjasza. Popadanie z jednej skrajności w drugą niczego dobrego nie wróży.
W Wielkiej Brytanii podskórny rasizm nie jest wiele mniejszy od podskórnego rasizmu polskiego. W tym kraju nawet rodzina królewska, mimo pozorów, miewa rasistowskie uprzedzenia. Nieżyjąca już królowamatka nazywana przesadnie opoką brytyjskiej wspólnoty, też miewała rasistowskie odruchy. Ujawnił to niedawno znany publicysta i historyk Edward Stourton. Napisał, że królowa-matka nie wierzyła w powodzenie Unii Europejskiej. Dlaczego? Bo Europa, jak orzekła, jest pełna wops, jak nazywano tu włoskich imigrantów, Hunów, czyli Niemców i rożnych deagos, czyli mieszańców. Nie mówiąc już o kolorowych imigrantach, czyli wogs. Inni członkowie rodziny królewskiej, na czele z księciem Edynburga, też nieraz dawali upust podobnym uprzedzeniom. Murzynów nazywano tu popularnie za amerykanami Niggers. A Żydów Kikes, czyli gudwajami i parchami. I nie obywało się w dziejach tego kraju, bez antysemickich odruchów i rozruchów. Szczególnie w latach międzywojennych pod wpływem hitleryzmu. Polskich powojennych emigrantów jakoś oszczędzono. Nikt im przez lata nie wytykał, że są antysemitami. I nikt w tym kraju, o ile wiem, nie nazywał nas pogardliwie Polacks, jak nazywano
nas w Stanach. Ani też jak dotąd, nie krążyły w tym kraju tak jak w Stanach, pogardliwe antypolskie dowcipy. Na przykład: Siedzi Polak na pustyni z wędką. Co robisz? Łowię ryby. Albo: Z czym Polak przychodzi na walkę kogutów? Z kaszką przecież. Określeniem Polacks poczęstował nas dopiero Giles Coren w swoim urągliwym artykule, niedawno opublikowanym na łamach „Timesa”. Może się zemścił na nas za tych gudłajów i parchów, którymi być może nazywano w Polsce żyjących tam jego pradziadów i dziadków. A może jakieś wsiowe czy małomiasteczkowe chłystki szarpały ich za brody czy za chałaty. A może miejscowy ksiądz dobrodziej grzmiał z ambony, jak to Żydzi nie tylko zamordowali Chrystusa, ale mordują chrześcijańskie niewiniątka dla krwi do macy? I stąd także między innymi, ten nasz wciąż żywy antysemityzm. A Giles Coren legendy o nim i mity wyssał z mlekiem swojej matki. Przestudiował do tego książki o tym polskim zwierzęcym antysemityzmie prof. Jana Grossa. No a teraz może jakiś polski hydraulik zalał Corenowi ubikację, a polska sprzątaczka zatkała mu zlew w kuchni. Albo mu nie dogodziła? I dlatego Giles Coren tak się teraz na Polakach odegrał w „Timesie”. Nic się nie dzieje bez doraźnego
powodu. Szczególnie takie wybuchy historycznego, nieuzasadnionego odwetu. A że brytyjska komisja do spraw etyki mediów odrzuciła nasz protest, jak przewidziałam? Prawie wszystkie nasze liczne skargi i protesty kończyły się odrzuceniem i lekceważeniem. I cichym akceptowaniem historycznych manipulacji. A nawet zakłamania. Drogi kolego Przemku Wilczyński, gdyby Pan tak, jak ja, żył przez lata w tym kraju, wzruszyłby Pan tylko ramionami, tak jak ja na ten prasowy proceder. Ale miał Pan przynajmniej temat do dosadnych uniesień w felietonie w naszym „Nowym Czasie”. A Giles Coren pewnie by docenił Pana cięty czarny humor. Żydzi zawsze bronili się takim humorem. Jak w tej opowieści o Żydzie, który przechytrzył straże św. Piotra i wkradł się podstępem do zakazanego Żydom nieba. I swoim wejściem parszywy gudłaj zapaskudził ten święty przybytek. Jak się aniołowie zorientowali, Żyda przegonili. Ale trzeba było niebo odkadzić i na nowo poświęcić. A mógł to zrobić tylko ksiądz. Przeszukano całe niebo, ale ani jednego księdza w nim nie znaleziono. Długo jeszcze będziemy sobie nawzajem upuszczać jadu. Oni na nas, a my na nich. Bo wszsyscy po trochu jesteśmy rasistami. Oni też, oni też, tak jak my. Szalom. I niech nastanie cisza.
Żona, kapelusz, sejm… Przemysław Wilczyński
Rok 1985. Oliver Sacks pisze książkę „Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”: zapis spektakularnych defektów psychiatrycznoneurologicznych. Rok 2007. Zawiązuje się Sejm Rzeczypospolitej Polskiej (VI kadencji).
W swojej słynnej książce doktor Sacks opisuje przykłady ludzi, których dotknęło zaburzenie neurologicznych funkcji. Jest emerytowany marynarz, przekonany, iż ukończył dopiero 19 rok życia, i właśnie skończyła się II wojna światowa. Jest student nadużywający amfetaminę, któremu przyśniło się, że jest psem, a po obudzeniu stwierdził u siebie radykalną poprawę węchu. Jest wreszcie tytułowy bohater, człowiek dotknięty agnozją wzrokową, który myli własną żonę z kapeluszem. Doktor P., wybitny muzyk, widzi świat naokoło siebie, a jednocześnie go nie widzi. Jego podstawowym zaburzeniem jest to, że nie rozpoznaje przedmiotów, w efekcie czego, szukając kapelusza, chwyta głowę swojej żony, sa będąc na ulicy, poklepuje hydranty i liczniki parkingowe, myśląc, że głaszcze przechodzące obok dzieci. Jesień 2008 roku, ul. Wiejska w Polsce. VI kadencja Sejmu Rzeczypospolitej w pełni. Przez ostatnie tygodnie miały tu miejsce pewne wysoce niepokojące wydarzenia (autor związek tych
wydarzeń z badanymi przez Sacksa zachowaniami pozostawia czytelnikowi do namysłu, choć gdyby to tylko od niego, autora, zależało, uznałby ten związek za bezsporny). Duża grupa posłów pewnej (niegdyś rządzącej) partii pomyliła budżet państwa z własnymi portfelami. Posłowie na znak protestu wyszli z sali obrad, po czym, pod pozorem „ważnych chorób” i „obowiązków poselskich”, wyciągnęli od państwa po 300 zł poselskiej diety. Tłumacząc takie zachowanie, jeden z posłów – chyba niechcąco – powiedział, że jest niewinny, ponieważ takie czynności wykonuje mechanicznie. Pewien minister padł ofiarą bliźniaczo podobnej pomyłki. Zabrał swoich kolegów na kolację za tysiąc złotych, najadł się, napił, po czym omyłkowo pokrył wydatek z pieniędzy podatników. Pewien znany poseł partii niegdyś rządzącej, spiesząc się na spotkanie do stolicy, pomylił na trasie Gdynia-Warszawa konwój pilotujący polityka z konwojem policyjnym, pilotującym groźnego przestępcę. By zdążyć na
spotkanie, dołączył się do tego drugiego. Pomyłka posła trwała kilka godzin, do czasu, aż sam konwój policyjny nie pomylił pana posła z kimś, kto chce odbić konwojowanego właśnie groźnego przestępcę. W wyniku tej drugiej pomyłki pan poseł został nareszcie zatrzymany. Pewna posłanka, stojąca niegdyś na straży pewnej bardzo chwiejnej instytucji kontrolującej media, pomyliła wnętrze Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z wnętrzem swojej ulubionej knajpy. W wyniku tej pomyłki udzieliła najbardziej spektakularnego wywiadu w historii telewizji, w którym, oprócz chwiejnego stanu posłanki, na uwagę zasługiwała odważna deklaracja, iż pani poseł dobrze pracuje i umie „coś tam, coś tam”. Pewien niesłusznie uznany za trzeźwego poseł pomylił słowo cywilizacja z jakimś innym, podobnie brzmiącym słowem, i stwierdził na sejmowej mównicy, że wygrana Baracka Obamy w amerykańskich wyborach jest końcem cywilizacji białego człowieka. Poseł ów
– który już wcześniej zasłynął tym, że chciał intronizować Jezusa Chrystusa na króla Polski (myląc zapewne Jezusa z jakąś inną, ważną dla siebie postacią) – nazwał Baracka Obamę czarnym mesjaszem lewicy i stwierdził, iż po jego wyborze Al.-Kaida zaciera ręce. Swoimi licznymi wypowiedziami pan poseł – człowiek o jasnej niewątpliwie karnacji skóry – wieszczony przez siebie kryzys białego człowieka zilustrował narastającym kryzysem białego posła. Pewien całkiem słusznie uznawany za pijanego były poseł pewnej partii pomylił dywan w hotelu sejmowym z łóżkiem w swoim pokoju. Bez oznak życia, został nad ranem odnaleziony przez przypadkowego przechodnia i skierowany do odpowiedniego pomieszczenia. Pomyłka posła – tym razem całkowicie zrozumiała, bo popełniona w stanie zupełnej nieświadomości (a więc niechcący) – była jednocześnie najbardziej spektakularna: wedle świadków poseł znajdował się w stanie, w którym nie miałby nawet siły pomylić własnej żony z kapeluszem.
|15
nowy czas | 28 listopada 2008
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Przez powtarzanie można rzeczywiście osiągnąć wiele. Fakty przestają się liczyć. Jeśli fakty przeczą teorii, tym gorzej dla faktów. Raz uruchomiona teoria napędza się sama. A jeśli czemuś służy, jest dalej aktywnie wspierana z zewnątrz. Powroty – jedna z najbardziej monumentalnych fikcji ostatnich miesięcy. Temat, który okazał się nośny również dla rządu, w wymiarze propagandowym.
Żyjemy w wolnych krajach – usłyszałem od premiera. Przynajmniej tyle. Premier nie namawia, każdy powinien podjąć decyzję indywidualnie. Z drugiej strony Donald Tusk rysuje taki obraz kraju, że podjęcie decyzji o powrocie zostaje zakłócone. Ktoś z powodu masowych wyjazdów cierpi. Nie są to emigranci na obczyźnie, nawet nie ich rodziny, cierpi kraj. Premier nie namawia, ale sugeruje, że kraj czeka na powroty. Jednocześnie słyszę, że mamy już do czynienia z falą powrotów. No jeśli nie z falą – przyznają obserwatorzy migracyjnych trendów – to przynajmniej ze zjawiskiem zmniejszenia się wyjazdów w stosunku do powrotów. I w dalszym ciągu te kalkulacje odbywają się bez liczb. Tak jak nie policzono wyjeżdżających, tak nie liczy się powracających. Bo ich po prostu nie ma. Przynajmniej nie na taką skalę, żeby mówić o zjawisku społecznym. Emigracja zarobkowa była ważnym elementem kampanii wyborczej Donalda Tuska. Nie dlatego, że liczył na nasze głosy. Tych głosów było za mało, żeby przy obowiązującej ordynacji wyborczej przeważyć szalę zwycięstwa. Ale liczyło się zwycięstwo symboliczne, poparcie, w większości młodych ludzi, którzy tym samym wyrażali dezaprobatę dla stosunków panującym w kraju. Namaszczali nową ekipę i zwiększali jej popularność wśród krajowych wyborców. Wyjazdy były rzeczywiście tak masowe, że każdy wyborca w kraju znał kogoś, kto wyjechał, jeśli nie w swojej rodzinie, to w najbliższym oto-
czeniu. Dlatego pośrednio emigracja przyczyniła się do zwycięstwa PO. W sytuacji, kiedy rząd ma niewielkie osiągnięcia, skromną liczbę przeprowadzonych w Sejmie ustaw, piętrzące się kłopoty prawie ze wszystkimi grupami zawodowymi, kiedy premier robiąc bilans minionego roku mówi o planach, a nie o dokonaniach, wtedy z pomocą mogą przyjść emigranci. Ich powroty będą dowodem, że kraj się zmienia, że Donald Tusk dotrzymał swoich obietnic, że jest lepiej, chociaż najlepiej nie jest. Za emigrantami w kraju najbardziej tęskni rząd. Premier niczym ojciec marnotrawnego syna mówi – zrobisz jak chcesz, jesteś wolnym człowiekiem, ale nie zapominaj, że złamiesz tym serce matki. Jest to typowy przykład uprawiania polityki emocjonalnej, pozbawionej skrupułów. Liczy się tylko polityczna korzyść, bez brania pod uwagę krzywd, jakie można wyrządzić dużej grupie społecznej, która o kraju nie zapomniała i wysyła tam rocznie całkiem pokaźną sumę ciężko zarobionych pieniędzy. Tę grupę wcześniejsze rządy już skrzywdziły. Podtrzymywanie fikcji o powrotach osłabia pozycję Polaków na Wyspach. Nerwowa tymczasowość związana z propagandą powrotów to mniejsze szanse na zmieniającym się i coraz trudniejszym z powodu recesji rynku pracy. Całe szczęście, że rząd nie zmniejsza wydatków na pomoc konsularną, a może nie zmniejsza, żeby ukryć swoją dwuznaczną politykę…
absurd tygodnia – Słowa marszałka Komorowskiego mogę skomentować językiem, który jest chyba jedynym językiem, jaki pan marszałek rozumie, czyli językiem posła Janusza Palikota. I parafrazując posła Palikota, przypatrując się temu wszystkiemu, co wyczynia pan marszałek Komorowski, to mogę powiedzieć, że można być marszałkiem Sejmu, ale można też być chamem – powiedział poseł PiS Zbigniew Girzyński. Nie wiadomo tylko, czy posłom wolno parafrazować. Zgodnie z wyrokiem sądu publicystom nie wolno. Przekonał się o tym prof. Andrzej Zybertowicz, który napisał w artykule: „Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację”. Sąd uznał, że był to nieprawdziwy cytat. Baron de Kret
Wacław Lewandowski
Dwa zamachy W mediach huczy z powodu ekshumacji zwłok generała Sikorskiego. Dziennikarze na wyścigi wyszukują najróżniejszych historyków, którzy są gotowi snuć przed kamerą najrozmaitsze hipotezy na temat rzekomego zamachu z 1943 roku. Rzadsze są głosy wyważone i ostrożne, ludzi dystansujących się od prostej wizji spisku. Więcej jest natchnionych i zacietrzewionych, którzy nie wahają się oskarżać Rosji o zamach na Generała, zaś Wielkiej Brytanii o jego ukrycie, czy nawet – ciche wspólnictwo. Domysły i hipotezy zapewne pozostaną domysłami i hipotezami, gdyż wątpić należy, aby na szczątkach gen. Sikorskiego udało się znaleźć ślady zranień, np. postrzału. Zdrowy rozsądek podpowiada, że gdyby rzeczywiście urządzono zamach, przeprowadzono by go w taki sposób, by z samolotu, nie mówiąc o pasażerach, nie zostało wiele materiału do badań kryminologicznych... Zwolennicy teorii o zgładzeniu premiera rządu polskiego przeceniają chyba jego polityczne możliwości i jego ewentualny wpływ na politykę aliantów w dobie przygotowań do teherańskiej konferencji. Sikorski, o ile nawet pojął swój błąd zbyt wielkiej ufności w gwarancje mocarstw zachodnich, nie miał przecież żadnych
realnych możliwości wpływu na Londyn czy Waszyngton i nie był w stanie przeciwdziałać porozumieniu sowiecko-alianckiemu. Tragedia gibraltarska nie była więc z punktu widzenia głównych graczy ówczesnej polityki światowej potrzebna. Łatwo sobie wyobrazić, że na sowieckie życzenie w jakimś momencie Anglia i USA wypowiedziałyby swe uznanie dla rządu Sikorskiego i uznałyby jakiś inny rząd polski, przez Sowiety w danym momencie akceptowany. Cóż mógłby zrobić Generał? Nic zgoła, przecież nie przeszedłby z wojskiem na niemiecką stronę! Mógłby jedynie pisać memoriały i protesty, którymi nikt by się nie przejmował. Gdyby jednak, niejako wbrew zdrowemu rozsądkowi, Sikorskiego zamordowano, pewnie by zrobiono to w taki sposób, aby to na zawsze pozostało nie do udowodnienia. Rozsiewane przez niektórych polskich dziennikarzy sugestie, jakoby Anglicy mieli w archiwach jakąś „dokumentację zamachu” i skrzętnie ją przed Polakami ukrywali, wydaje mi się nie tylko głupie, ale i niegodziwe. W tej atmosferze tropienia śladów zamachu sprzed lat kilkudziesięciu zadziwiająco mało jest zainteresowania dla incydentu w Gruzji, gdzie kolumna samochodów z polskim prezydentem została powitana
ogniem maszynowym nieznanych sprawców. I nie chodzi mi o to, czy prezydent Kaczyński dał się wciągnąć w jakąś grę zdesperowanego prezydenta Gruzji, czy był to przypadek, czy też rosyjska prowokacja. Nie chodzi o to, czy Kaczyński postąpił rozsądnie godząc się na nieplanowany wyjazd z gruzińskiej stolicy. To są rzeczy drugorzędne. Pierwszorzędny wydaje mi się brak zainteresowania sprawą ze strony najważniejszych osób w państwie. Premier, otwierający „Powrotnik” w Londynie (nb. „powrotnik” czy „oporopowrotnik” to jedna z części broni palnej), nie miał o zdarzeniu w Gruzji zbyt wiele do powiedzenia. Marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski, ironizował w radiowym wywiadzie, mówiąc o „ślepych snajperach” i o tym, że „jaka wizyta, taki zamach”. Rozumiem, że marszałek ma prawo uważać postępowanie prezydenta za nietrafne. Rozumiem, że sporu między ośrodkiem prezydenckim a obozem rządowym nic w Polsce nie jest w stanie wyciszyć. Ale żeby na wieść o strzałach w miejscu pobytu głowy własnego państwa mówić tak lekko, ze swadą i złośliwym humorem? To się wydaje niestosowne, a nawet niebywałe i – jak się zdaje – w żadnym innym europejskim kraju niemożliwe.
16|
28 listopada 2008 | nowy czas
rozmowa na czasie
Popularność to nie jest moja Dywersant , oszust, ateista, renegat, degenerat, anarchista… Europejczyk Roku, Człowiek „Wprost”, Kreator Kultury, który otrzymał Paszport „Polityki”, laureat Wiktorów , Super Wiktora, posiadacz Medalu św. Jerzego… Kto ma rację? – pyta Jerzego Owsiaka Gabriela Ułanowska Ci pierwsi bujają w obłokach, kompletnie mnie nie znają. Polacy mają szybki język, a ja do niewybrednych epitetów jestem przyzwyczajony i mogę z nimi polemizować w spokojnej rozmowie. Ci drudzy doceniają wyrazistość mojej osoby. Mam wady, nie wszyscy muszą mnie lubić. Ale jedno jest pewne: nie ma w mojej działalności ściemy, jest szczerość i czystość intencji. Nauczyłem się , że wroga trzeba szanować. Dzięki jego istnieniu wystawiamy się na ocenę innych. Dlatego po ataku trzeba poczekać, jak zareagują ludzie. Na głupotę lekarki, która uważała, że krew pobierana na „Przystanku” może być niebezpieczna, najlepiej było odpowiedzieć ubraniem koszulki z napisem „Mam Woodstock we krwi”. Ale czasami idziemy do sądu. Różnorodność opinii na mój temat wynika z tego, że nie lubię być i nie jestem letni.
A czy książka Bartłomieje Dobroczyńskiego „Orkiestra Klubu Pomocnych Serc czyli monolog-wodospad Jurka Owsiaka” odpowiada na pytanie, jaki jesteś? To swoisty portret duszy, ale wydany w 1999 roku. Jak dziś wyglądałaby taka „psychodeliczna książka” o Tobie?
– Tak samo. Niewiele się zmienia. Pewne rzeczy stały się tylko bardziej wyraziste. Spotkałem Majkę Jeżowska, która zapytała mnie czy żółta koszula z ostatniego finału to ta sama co przed laty. Bo jeśli tak, to dostałem ją od jej pierwszego męża Toma Logana. Mam trzy takie same żółte koszule. W tym roku ubrałem tę z pierwszego finału. Spotkanie z Majką uzmysłowiło mi , że po 16 latach chodzę w tej samej koszuli. Nie zmieniam się. Żyję w swoim świecie. Moja żona nie cierpi tego, że chodzę w bojówkach, dlatego czasami
7DĕV]H 8EH]SLHF]HQLH
ubieram jeansy, a do nich kupioną siedem lat temu marynarkę, chyba Laurenta. Mam też kilka krawatów. Nie jestem sztywny, chcę ubrać krawat, to ubieram. Ale w mercedesie klasy lux siebie nie widzę. Moje preferencje się nie zmieniają. Do książki Dobroczyńskiego dodałbym najwyżej kilka przykładów. Budzisz coraz mniej emocji. Mit Owsiaka nie prysnął, jak prorokował Jerzy Robert Nowak. Opluwają Cię rzadziej. Z czego to wynika? Czy ludzie stali się bardziej tolerancyjni, czy się przyzwyczaili?
– Pewne ataki będą trwały cały czas, np. te w Radiu Maryja. W tych atakach jest niestety obraz Polski. Mnie można dyskredytować, bo nie znam języków, ale nie wolno dyskredytować młodych Polaków, którzy robią tyle dobrego.
6DPRFKRG\ 0RWRF\NOH 9DQ\
3ROVF\ GRUDGF\ Z 8. VâXĪĆ V]\ENĆ L IDFKRZĆ REVâXJĆ =DG]ZRĔ GR -DUND L MHJR ]HVSRáX
0870 999 05 06 =DSáDWD SU]H] GLUHFW GHELW $VVLVWDQFH ZOLF]DMąF 3ROVNĊ
MoĪOLZH W\PF]DVRZH XEH]SLHF]HQLH $QJLHOVND ¿UPD ]DáRĪRQD Z $XWRU\]RZDQD L SUDZQLH UHJXORZDQD SU]H] *RG]LQ\ RWZDUFLD 9am - 5.30pm Po-Pt oraz 9am - 5pm Sob
Uczysz ich tolerancji. Czy potrafiłbyś spokojnie porozmawiać ze słuchaczką Radia Maryja, taką, do której przylgnęło określenie „moherowy beret”?
– Oczywiście. Próbowaliśmy porozmawiać z ojcem Rydzykiem. Pojechałem do Torunia. Zadzwoniłem do furtki. Przedstawiłem się. Zapadła cisza. Tupot. Kolejna osoba. Mówię kim jestem. Cisza. Znowu tupot… I tak kilka razy. W końcu na pytanie, jak mogę skontaktować się z Ojcem-dyrektorem usłyszałem odpowiedź, że mailem. Pukam do drzwi, chcę rozmawiać. Obowiązkiem duchownego jest rozmowa z drugim człowiekiem. Nie rozumiem, dlaczego boi się rozmowy ze mną. Spotkałem w Australii lekarzy, starsi ludzie, emigracja z lat 60. Zapytali mnie, dlaczego na Woodstock handluje się narkotykami. Dowiedzieli się o tym z Radia Maryja. Wytłumaczyłem im, że to nieprawda. Zrozumieli. Na sprawie sądowej z o. Rydzykiem w Kostrzyniu były „moherowe berety”. Nikt na mnie nie skoczył. Panie się uśmiechały, a jakiś pan powiedział: „Panie Jurku, my nie chcemy tylko, żeby oni sprzedawali piwo”. Byliśmy dla siebie mili. XVI Finał był rekordowy… Czy nie obawiasz się, że kolejne finały zamienią się w pogoń za następnym rekordem?
– To dziennikarze tak na to patrzą i szukając sensacji czekają na rekordy. Dla mnie rekordem jest to, że był XVI finał. Od I do IV finału było spokojnie. Potem zapanował tumult. Możemy to porównać, bo kręciliśmy zawsze wszystko. Zrobiliśmy z tego 30minutowy reportaż i pokazaliśmy na Columbia University na wydziale medialnym. Amerykanie byli przekonani, że wszystko jest zaaranżowane. Pytali, gdzie są ci, którzy pokazują publiczności, jak ma się zachowywać. Nie wierzyli w autentyzm zapisanych reakcji. Rekordem jest to, że ludzie nie zwątpili. W USA nie mogą pojąć tego, że właściwie w ciągu 16 dni, a nie 16 lat zebraliśmy 100 mln dolarów. To robi wrażenie. Polska to przecież nie najbogatszy kraj Europy, ale okazuje się, można zebrać od 29-35 mln złotych w ciągu jednego dnia. Nie tylko w Polsce, bo przecież Orkiestra gra także za granicą i to coraz skuteczniej. Np. w Wielkiej Brytanii było 10 sztabów: 8 w Anglii i 2 w Szkocji. Wynika to oczywiście z tego, że wielu Polaków wyjechało. Jak oceniasz ich decyzję o wyjeździe?
– Super, że wyjechali ! Wyjechało ich tylu, ilu powinno. Oni wrócą. Obserwuję ludzi, którzy emigrowali wiele lat
temu do USA, Australii. Dziś są moimi sąsiadami na Kabatach. Mówią, że tam się spełnili , ale chcieli wrócić. Tak jak np. żona doradcy prezydenta Reagana, mieszkała w Kalifornii, teraz w Zabrzu i jest jej dobrze. Wielu wyjeżdża , ale przylatują na weekend, zarobią pieniądze i kupią mieszkania w Polsce. Wiem, że z moich podatków skończyli studia, ale jestem pewny, że wrócą z doświadczeniem zawodowym, świetną znajomością języka. Jeśli wyjechali najlepsi, to jest to motywacja do tego, żeby zrobić coś, aby nie wyjeżdżali. Myślę, że z tych dwóch milionów półtora powróci. Nauczą się respektować obyczaje innych i przestaniemy się w końcu kojarzyć Anglikom z tymi, co piją browar w metrze. Zrobią dobrą markę Polsce i Polakom. Zdziwiłem się kiedy Hindus w recepcji poprosił mnie o autograf. Zapytałem, skąd mnie zna. Odpowiedział, że koledzy z Polski ciągle mówili o Orkiestrze. Tak uczymy innych Polski. W artykule Okońskiego „Wywiad ze św. Jerzym” powtórzyłeś za nieżyjącym ministrem Żochowskim, że najbardziej skorumpowanym zawodem w Polsce są lekarze. Powiesz kiedyś: „lekarze, przestańcie brać łapówki”.
– Zdarzało się , że lekarze robili prywatną praktykę na sprzęcie od Orkiestry, ale ludzie szybko o tym mówią. Odbierają to jako niemoralne, tak jak kradzież puszki od wolontariusza. To komuna nauczyła wszystkich, że lekarz ma sobie dorobić. Jest wielu wspaniałych lekarzy, środowisko lekarskie ma też wady, jak nauczyciele, księża, ludzie z Orkiestry, którzy kradną z puszki pieniądze. Uważasz, że najważniejszym zadaniem dla rządu są zmiany w edukacji. Dlaczego?
– Szczególnie w wychowaniu patriotycznym. Patriotyzm w wykonaniu Giertycha był szkodliwy. Oto jakimi jesteśmy patriotami: w czasie tegorocznego finału ląduję w Stoczni w Gdańsku. Grajdoł, syf, brud, jak po wybuchu wojny. A to kolebka Solidarności. To powinna być nasza Mekka. Pomyliliśmy bramy i szukaliśmy helikoptera. To, co zobaczyłem, było przerażające. A przecież dbamy tak o swoje cmentarze. Są piękne, wypielęgnowane, podziwiają je obcokrajowcy. Ta Stocznia była dla mnie zdewastowanym cmentarzem. To nasz patriotyzm! Wierzę jednak, że moja wnuczka będzie już myśleć po nowemu. Jesteś więc optymistą. Wierzysz w Polaków?
– Wierzę, że Polak potrafi. Mamy mnóstwo świetnych programów. Np. nasz program badania słuchu u dzieci
|17
nowy czas | 28 listopada 2008
rozmowa na czasie
a choroba… jest najlepszy na świecie, podobnie jak udzielania pierwszej pomocy. Mamy teraz zaproszenie do USA do 24 miast, żeby w szkołach pokazywać kurs pierwszej pomocy, chociaż od Amerykanów uczyliśmy się jak to robić. Wybrali nas, bo okazaliśmy się najlepsi. „Made in Poland” – potrafimy, możemy. Chciałbym, żeby mówiono na świecie „zróbmy to jak Polacy”. Kiedyś powiedziałeś, że „bez telewizji byłbyś jak dziad pod kościołem”. Czy to znaczy , że bez mediów nie byłoby Owsiaka?
– To właściwie nie ja , a prof. Tischner. Nie byłoby mnie w tej formie. Może robiłbym witraże… Akcje takie jak Orkiestra wymagają mediów. Media są krwiożercze, zaniżają poziom, upraszczają, nie budują autorytetów a lansują medialne gwiazdy. Najpierw musi być pomysł, potem ciężka praca, na końcu łut szczęścia. I tu pojawiają się media. Najważniejsza jest jednak konsekwencja. Orkiestra kojarzona jest ze mną, ale wiem, że jeśli zaczynałbym dzisiaj, to żeby zaistnieć, musiałbym zamknąć się z Dodą na dziesięć godzin, wskoczyć do beczki z kisielem, albo polecieć statkiem kosmicznym. Powiedziałeś kiedyś, że tak naprawdę trzy czwarte tego co robisz powstaje z marzeń. Jakie są marzenia dyrygenta WOSP i marzenia Jurka Owsiaka – męża Dzidzi, ojca Oli i Ewuni?
– Dzidzia pracuje w Fundacji , jesteśmy razem. Takie przeciętne polskie małżeństwo, nie szczekamy na siebie. Pomysłów na życie mamy sto tysięcy, kręcą się dookoła Fundacji. Kiedyś w Indiach zatrzymaliśmy się w mieście Dżajpur, gdzie mieści się stara szkoła astrologiczna. Trafiliśmy do jednego astrologa. Siedział po turecku, obok komputer i różne pisemka. Kazali mi zapytać o prywatne sprawy, a ja chciałem dowiedzieć się co czeka Polaków i czy będą szczęśliwi. Zdziwił się, że pytam o wszystkich, nie o siebie. Dla mnie to jest ważne. Jak będę zdrowy, to na siebie zarobię. Padnie Fundacja, to wrócę do witraży. Ale marzy mi się, że Polacy będą z dumą mówić : jestem z Polski. Wiele podróżowałeś. Gdzie chciałbyś jeszcze pojechać?
– Do Indonezji, na Filipiny. Teraz tam niebezpiecznie, ale te kultury mnie fascynują. Także Ameryka Środ-
kowa – Kostaryka. Lubię taki klimat: 20 stopni, ani za ciepło, ani za zimno. Chętnie wróciłbym do Australii. Otwarte przestrzenie to coś dla mnie. Nie dżungla, muszę rozejrzeć się dookoła i móc patrzeć daleko. Jeszcze Nowa Zelandia, gdzie czułem się trochę jak na Pojezierzu Kaszubskim. Po podróżach zostają wspomnienia, które czasami nieoczekiwanie odżywają, jak np. ten lot CASĄ w 2005 roku.
– Ta tragedia przywołała obrazy i ludzi z tamtego lotu. Lecieliśmy do Iraku po chorą dziewczynkę. Dużo latam i nie boję się. Wtedy na Okęciu spojrzałem na CASĘ i wydała mi się tak mała. Ale potem odczułem , że daje poczucie bezpieczeństwa. Pilotów było dwóch, pokazali nam samolot. Dużo miejsca w środku, toaleta za zasłonką, a więc radzili tylko na cienko. Rozłożyliśmy śpiwory i dobrze się wyspaliśmy. Pamiętam schodzenie i start w Iraku. Inne niż normalnie. Piloci musieli schodzić korkociągiem i prawie pionowo startować, żeby uniknąć zestrzelenia. Zostali na lotnisku, spali w kontenerach, a my pojechaliśmy do polskiej bazy w Diwaniyah.Czekali na nas na drugi dzień. Mieli w sobie spokój i taki pogodny wyraz twarzy. To był bardzo bezpieczny i spokojny lot. – Kiedy przeczyta się Twój monolog-wodospad odnajdujemy całkiem zwyczajnego ciepłego faceta, który kocha żonę, uwielbia córki, obsesyjnie sprząta, nie lubi zakupów, przeklina i… zwyczajnie robi niezwykłe rzeczy. Dla wielu ludzi jesteś autorytetem, pewnie masz tego świadomość.
– Wiem o tym. Wykorzystuję to i daję szansę młodym ludziom. Mówię im – korzystajcie z tego, co daje życie. Nie ma tu wielkich pieniędzy, ale zrobicie coś niezwykłego, przeżyjecie przygodę. Dzięki temu autorytetowi mogę być trochę pedagogiem. Na Woodstock wołam – uczcie się języków, nie ściemniajcie, nie bierzcie narkotyków! Myślę, że przykład buduje autorytet. Czy to nie była kokieteria kiedy mówiłeś w „Witrażu ze św.Jerzym”, że jesteś przygotowany do tego, by iść ulicą i pozostać nierozpoznanym?
– To chyba była przekora. Ludzie mylą autorytet z popularnością. Jestem zakorzeniony w świadomości społecznej. Trochę jak człowiek-ikona. Owsiak się kojarzy. Rozpoznawalność mi nie przeszkadza. Dziwi coś przeciwnego. Byliśmy w jakiejś firmie. Pani wypisuje przepustkę, literuję : O W S I A K… i nic. Okazało się , że to była cudzoziemka. Częściej, kiedy chcę podać nazwisko, już jest
napisane. Przyzwyczaiłem się do braku anonimowości . Za to bardzo denerwuje mnie, jak ludzie nie chcą ze mną gadać. Mam perkusję, kupiła mi ją żona… Spełniło się więc twoje marzenie. Pozwala ci grać w domu?
Nie gram w domu. Mam pokoik w naszej telewizji na Wernyhory. Kiedyś wieczorem pojechałem po coś do
sklepu muzycznego. Wchodzę, a tam dwóch młodych gra sobie. Mówię, że też gram. A oni nic, zero kontaktu, nie chcieli rozmawiać. Nie rozumiem tego. Nie boję się, że mój czas minie. Tego boją się politycy. Byłeś kimś, teraz cię nie ma. Nie odczuwam bólu, że to media mnie wypromowały. Gdyby nie było telewizji, wymyśliłbym coś innego. Popularność to nie jest moja choroba.
www.fabrykatv.net
Studio: GRAFIKA - ANIMACJA - ILUSTRACJA - LOGO - BANNERY
Michal T: 0787 068 3439 Tamara T: 0752 643 2516 Studio E: info@fabrykatv.net
18 |
28 listopada 2008 | nowy czas
takie czasy
Zioło potrzebne od zaraz... Wychodzę na przerwę w pracy. Za barem nic się nie dzieje, idę zapalić. Na zewnątrz siedzi szef kuchni. Pali, ale nie papierosa. – Skąd to bierzesz? – pytam zaciekawiona. – Z coffee shopu – odpowiada. – To w Londynie są takie coffee shopy? – pytam z rosnącym zainteresowaniem. – Zaprowadzę cię, jeśli chcesz. Gabriela Jatkowska Londyn jest marketem nienasyconym. Możesz tu kupić wszystko, czego dusza zapragnie. Na Brick Lane, szczególne w niedzielę, roztacza się panorama kolorów, kształtów, rzeczy praktycznych, jak i tych, których zastosowania często nie znam. Wszystko. Możesz tu zakupić całkiem dobrej jakości ciuchy w granicach cztery funty za sztukę. Dżinsy, z nieoderwaną metką z jednego z renomowanych sklepów londyńskiej Oxford Street za pięć funciaków. Srebrny komplet sztućców za piętnaście, gitarę, gadżety żołnierskie, buty, nówki sztuki jak i używane, kwiatki, rowery, używane, kradzione; wszystko po przystępnych cenach. Market jest znanym miejscem, nikt nie pyta, skąd pochodzą rzeczy. W Camden nie przejdziesz spokojnie wieczorem. Wzdłuż głównej ulicy koło Camden Station stoją zazwyczaj czarnoskórzy sprzedawcy wszelkiego rodzaju używek. – Hasz, marihuana… – syczą cicho. Nigdy jednak nie wiesz, co dokładnie kupujesz. Dalej słynny market, jarmark rozmaitości. Charakterystyczne camdenowskie buciory na wysokiej platformie, pstrokate sukienki z krynoliną, studia tatuażu, panaceum na nudę. Narkotyki są wszędzie, w okolicznych barach nierzadko wystarczy spytać barmana. Następnego dnia wybieram się z moim kucharzem do coffee shopu, zaciekawiona, jak takie miejsce wyglądać może, jak funkcjonuje. Miejscówka znajduje się przy jednej z bardziej ruchliwych ulic na Wapping (wschodni Londyn) i nosi znamienną nazwę: London College. Ciekawe, czegóż mogę się nauczyć w tym londyńskim college’u? Dzwonimy domofonem, żadnego numeru. Nad wejściem kamera rejestrująca kto wchodzi. Bez znajomości nie wejdziesz. Idziemy schodami do góry, po prawej mijamy mały pokoik, w którym ustawione są komputery, zapewne z podglądem na scenerię zewnętrzną. Ojciec chrzestny siedzi rozparty w fotelu, brakuje mu tylko cygara w ustach. Zamiast tego skręt, z którego ulatnia się charakterystyczny zapach. – Kto to? – pyta wskazując palcem w moją stronę. – Koleżanka, klientka – odpowiada mój przewodnik. Dostajemy pozwolenie na pójście dalej. A tam bar, gry komputerowe, stół bilardowy, pokoik z wielkim stołem pośrodku, wokół niego sofy, rozłożyste, wygodne. – Zaliczysz zwałę, możesz kimnąć – informuje mnie kucharz. Wokół stołu kilku klientów kręci jointy, paru już w ekstatycznym odurzeniu osuwa się na sofki. Adel zostawia mnie pośrodku barłogu. Wszędzie unosi się silny zapach haszu, oczy palących z ciekawością zwracają się w moim kie-
runku. Dziewczyny raczej tu nie zaglądają. Klientela w większości arabska, Pakistan, Algieria, Iran... Przychodzi nasz chłopak. Wysypuje swoje skarby, małe zawiniątka, marycha, hasz, jakieś kuleczki. – Kokainę też sprzedajesz? – pytam. – Tak, ale nie tu, da się załatwić – odpowiada Mohammed. Cennik przedstawia się przystępnie, gram marychy dwadzieścia funciaków, laska haszu dziesięć. Można nawet skręty na sztuki kupić, funt pięćdziesiąt za jednego. Takich miejsc w Londynie jest zapewne wiele. W tej samej dzielnicy, zupełnie przypadkiem natrafiam na podobne miejsce, wślizguję się do środka z kolegą za jakimś Arabem. Miejsce wygląda bardziej jak jakiś mało przyjazny klub nocny. Wszyscy z niepokojem zapytują, czy jesteśmy dziennikarzami czy z policji.
Przy wejściu do klubu nikt się szczególnie nie kryje, nawet jeśli cię ktoś złapie z większą ilością proszku, zostajesz co najwyżej wywalony i nie pozwolą ci wejść ponowne. Żadnych poważniejszych konsekwencji. Nic dziwnego, że coraz więcej, coraz młodszych próbuje, a narkotyki stają się równie dostępne jak alkohol.
– Ani jedni, ani drudzy – odpowiadamy, starając się nie okazywać strachu. Niezbyt przekonująco wypadamy z wersją, iż przyszliśmy od Aliego. Widocznie nikt taki w tym miejscu nie bywa. Zostajemy wyrzuceni na zewnątrz, udaje nam się ujść cało. Nikt mi dziś nie powie, że narkotyki są w tym mieście zakazane. Pokazują się, nawet nie musisz ich szczególnie szukać. Do klubów wchodzi cała masa dealerów, po paru wizytach wiesz dokładnie, kto czym handluje i czy warto kupować. Nielegalny handel przekracza wszelkie granice, dostajesz wszystko co chcesz, o każdej porze dnia i nocy. Niektórzy oferują serwis dwadzieścia cztery godziny na dobę. I przez dłuższy czas są nieuchwytni. Policja zamknie jedną handlarnię, na jej miejsce powstaną trzy. Przy wejściu do klubu nikt się szczególnie nie kryje, nawet jeśli cię ktoś
złapie z większą ilością proszku, zostajesz co najwyżej wywalony i nie pozwolą ci wejść ponowne. Żadnych poważniejszych konsekwencji. Nic dziwnego, że coraz więcej, coraz młodszych próbuje, a narkotyki stają się równie dostępne jak alkohol. Do jednego z klubów we wschodnim Londynie, „Aquarium”, w którym główną atrakcją jest basen, nie wpuszczają na pływalnię zbyt pijanych, ale już nikt nie zwraca uwagi na to, czy jesteś na czymś. Bo w większości klienci są na czymś. I najlepsze jest to, że są to ludzie, którzy reprezentują wszystkie możliwe grupy społeczne, nie można ich więc jakoś wyselekcjonować. No, może poza doborem tych droższych i tych tańszych dragów. Czy policja jest aż tak tolerancyjna i przymyka oko? Czy tak bezsilna, że zostawia ten problem samorozwiązaniu?
Słynny Camden market: Narkotyki są wszędzie, w okolicznych barach nierzadko wystarczy spytać barmana. Fot. Marcin Piniak
|19
nowy czas | 28 listopada 2008
dobre, bo polskie Kontynuujemy cykl – Dobre, bo polskie! Przedstawiamy w nim Was, naszych Czytelników, którym w Wielkiej Brytanii udało się. Takich ludzi jak prezentowany na inaugurację cyklu Sebastian Sułek, Agnieszka Arciszewska, czy Iwona Mirzejewska czy teraz Jacek Ozaist i Aneta Żeglińska –
Strefa smaku Roman Waldca
Jacek nie ukrywa, że lubi zjeść. Dobrze zjeść. W domu zawsze gotował. Któregoś dnia pomyślał, że może warto by było zorganizować polską kuchnię, taką domową, którą pewnie każdy z nas pamięta z Polski. I założył „Strefę Smaku”.
przedsiębiorczych, odważnych zdeterminowanych jest w Londynie i w całej Wielkiej Brytanii znacznie więcej. I o nich (Was) chcemy pisać. Jeśli znacie kogoś takiego lub sami coś ciekawego robicie, dajcie znać. Sami wszędzie nie trafimy, do każdego nie dotrzemy. Każda informacja, adres i krótki
Hounslow. Niewdzięczne miejsce do życia i pracy. Z dala od centrum, jakby w cieniu wielkiego miasta. – Kiedy wylądowaliśmy tu w 2005 roku, przyjaciele szydzili, że gorszego miejsca nie mogliśmy znaleźć – wspomina Jacek Ozaist, który wraz z Anetą Żeglińską zabrał się za promowanie dobrego, smacznego polskiego jadła. Według domowych przepisów. – Większość dzielnicy opanowana była przez emigrantów z Bangladeszu i ich rodziny. Polacy byli, ale jakby pochowani, zawstydzeni faktem, że muszą tu być. Gdzieś w połowie 2006 roku zaczęło się zmieniać. W sklepach wysyp towarów z Polski. Może to sprawiło, że i Polacy zaczęli być bardziej widoczni – zastanawia się Jacek. I dodaje: – Nie od razu myśleliśmy o cateringu. Przez długi czas z sukcesami polonizowałem pub The Duke of Cambridge, serwując polskie alkohole i organizując imprezy dla Polaków. Największą frekwencję zawsze mieliśmy podczas meczów reprezentacji. Jacek wspomina wieczór, gdy nasza kadra pojechała do Portugalii. – Powiesiliśmy telebim na parkingu za pubem, a kilkuset Polaków zdzierało gardła do utraty sił. Była nawet ekipa TVN 24. Posypały się skargi i kary, ponieważ nie wolno nam było organi-
opis tego co robią (lub sami robicie) będzie mile widziana. O najciekawszych z pewnością napiszemy. Jak mówią statystyki, w Wielkiej Brytanii zarejestrowanych jest ponad 30 tysięcy firm prowadzonych przez Polaków. Nasze łamy są do Waszej dyspozycji. Zapraszamy!
zować tak dużej imprezy na wolnym powietrzu. Niemniej nie żałuję. Taki wieczór pamięta się do końca życia. O sobie mówi, że lubi dobrze zjeść. Ale to także trochę poeta, trochę dziennikarz, trochę bardziej prozaik. Jest absolwentem filmoznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prowadził agencję reklamową. Zawsze dużo pisał. I pisze. Autor zbioru wierszy „Pesymfonia” (2003), książki „Podstawiony” (2005) i cyklu „Szorty” (2005-2007). Laureat m.in. tu przeprowadzonego konkursu literackiego „Na końcu świata napisane”. Już wkrótce ukończy swoją londyńską opowieść pt. „Wyspa obiecana” i spróbuje ją wydać. W Londynie – roznosiciel ulotek, malarz, ogrodnik, DJ. Pomysłodawca „Strefy Smaku”. Ale Jacek to tylko połowa sukcesu. Gdyby nie Aneta, być może nic by z tego nie wyszło. Ona mówi o sobie niewiele, woli zachować dystans. Jest skromna, szczupła, sprawia wrażenie osoby, która doskonale wie, co robi. Skończyła historię. Nie raz już próbowała sił w biznesie: w Krakowie i Wadowicach prowadziła dwie Mydlarnie. Obie padły. Wtedy w Polsce nie było jeszcze rynku na jej produkty. Organic, tylko z naturalnych składników. To Aneta wysłała Jacka do Londynu. Na zwiady. Chwilę później ona też
przestała się miotać w Polsce. Jacek nie ukrywa, że to Aneta jest mózgiem całego przedsięwzięcia. – Srogi szef, może zły policjant, ale to właśnie dzięki niej nasi klienci zawsze otrzymują świeże i smaczne obiady – przyznaje otwarcie. Ja mu wierzę. Mnie smakowało. – Zbudowaliśmy kuchnię od nowa. Kilkadziesiąt tysięcy funtów zarobionych ciężką pracą fizyczną utonęło w małej kanciapie, w której wcześniej właściciel trzymał stoły, krzesła i inne sprzęty niepotrzebne w pubie. Najpierw woda i gaz, potem murowanie okien, których było zbyt dużo i kucie drzwi, by mieć dostęp do ogródka z tyłu. Płytki, sufit, instalacja elektryczna, wreszcie elementy wyposażenia – zamrażarki, lodówki, stoły, kuchenka, półki na ścianach... Ale ile to sprawiało radości! Każdego dnia byliśmy bliżej otwarcia – Jacek nie ukrywa swojego zadowolenia. Teraz, już po latach, nawet mile to wszystko wspomina. Dodaje, że nie sztukał niczego na Ealingu czy Hammersmith. Wyzwaniem było takie miejsce jak Hounslow. Kto nie próbował, ten nie wie. On wie. Przez pół roku pracowali siedem dni w tygodniu, dwanaście godzin dziennie. Ale – jak się okazało – miało to sens. Dziś śmiało mogą powiedzieć, że kojarzą się ludziom z
dzielnicy bardzo… smacznie. Wokół szaleje credit crunch, tysiące Polaków rzekomo opuszcza Wyspy, a w „Strefie Smaku” czas jakby się zatrzymał. Te same twarze, uśmiechy, wzajemny szacunek. I dobra polska kuchnia.. Nie boją się ciężkiej pracy. Wiedzą, że od tego zależy wszystko. – Wszystko, co robimy w naszej kuchni, zawsze było świeże i przez nas przygotowane. Ucieramy ziemniaki na placki, lepimy pierogi, formujemy kluski śląskie... Nie robimy zupy z proszku. To rodzaj manufaktury, gdzie kilka naprawdę dzielnych kobiet zabiega o to, by klient otrzymał ręcznie przygotowany prezent na talerzu. Wystawiając na zewnątrz tablicę „obiady domowe”, nie oferuję kawioru ani kalmarów, tylko uczciwie przygotowane polskie obiady – mówi z dumą Jacek. I dodaje, że coś w tym prostym pomyśle musi być, skoro nawet w Hounslow ma naśladowców, którzy fukając na jego ceny, doceniają pomysły i sposób funkcjonowania jadłodajni. Na przykład obiady abonamentowe. – Ja wziąłem to z kuchni Babci Maliny ze Sławkowskiej w Krakowie, gdzie starsi ludzie i studenci zawsze mogli liczyć na niezły posiłek w niezłej cenie. I od miesięcy, za liche cztery funty serwujemy zupę i drugie danie dla każdego, kto wykupi obiady na cały tydzień. Od tamtego czasu abonamenty pojawiły się w wielu polskich stołówkach w całym mieście. Ale to ani Jacka, ani Anety nie przeraża. Spokojnie robią swoje. Aneta przyznaje, że Jacek to taki mały twórca pomysłów. W literaturze i w pracy. Ciągle coś wymyśla, bo sprawia mu to wielką frajdę i przynosi sporo korzyści. I pozwala wybiegać w przyszłość. – Dziś promujemy kolację wigilijną. Już sprzedaliśmy dwie na miejscu i kilka na wynos. Innych pomysłów nie zdradzę, bo chętnych, by je wykorzystać co nie miara, ale mam ich sporo i jeszcze nie raz klientów i konkurencję zaskoczę – uśmiecha się przebiegle. Ja mu wierzę. Wspomina, jak jakiś czas temu przyszli do niego ludzie z konkurencyjnego pubu. Powiedzieli: ładnie wam wyszło, robicie to jak należy, nie zechcielibyście wziąć kuchni u nas? Wzięli i jadą teraz na dwa fronty. Obie restauracje funkcjonują w pubach, sprzedając dziennie do stu obiadów. Oprócz niedziel, bo w niedziele są tak oblegani, że ledwo żyją. Wtedy nie mają czasu liczyć, ile obiadów wydali. Gdy pytam, o czym marzą, odpowiadają wspólnie: o własnym pubie. Wtedy dopiero rozwiną skrzydła. I będą mogli bez ograniczeń urządzać wesela, urodziny, chrzciny, komunie. – Mamy już „Strefę Smaku” – Zone of Taste, o którym Anglicy mówią, że sofisticated. Mamy też „Niebo w Gębie” – The Bell’s Kitchen. Teraz czekamy na trzecią jadłodajnię. Już nie wynajętą. To będzie cały pub. Tylko nasz.
20|
28 listopada 2008 | nowy czas
podróże w czasie i przestrzeni
Co można być jednocześnie księdzem i mistrzem zen? W styczniu tego roku siostra Kawasumi przysłała mi w prezencie książkę: zebrane teksty ojca Oshidy napisane po angielsku i wydane w Buenos Aires. Jej tytuł: Takamori Soan – teachings of Shigeto Oshida, a Zen Master. Wydali ją przyjaciele Oshidy, a przysłali mi ją, bo ja również do kręgu jego przyjaciół się zaliczam. Znałem go dobrze, był on katolickim księdzem, dominikaninem. Dlaczego więc nazwany został mistrzem zen?
Włodzimierz Fenrych
Czy można być jednocześnie katolickim księdzem i mistrzem zen? Otóż bez wątpienia można. Oczywiście katolicki ksiądz w żadnym razie nie może akceptować doktryn innych religii, ale też mistrzom zen wcale nie chodzi o to, by ich uczniowie akceptowali jakąś doktrynę. Chodzi o to, by potrafili w nowy sposób spojrzeć na świat. To nowe spojrzenie na świat nazywane jest Przebudzeniem (po japońsku kensho lub satori); kto to przebudzenie osiągnął, ten może zostać mistrzem zen, choćby i był katolickim księdzem. Zdarzyło się to pewnemu niemieckiemu jezuicie nazwiskiem Enomiya Lasalle, który medytował pod kierunkiem mistrza zakonu Rinzai, odpowiedział właściwie na wszystkie koany i został formalnie uznany za mistrza zen. Wcale nie został z tego powodu usunięty z zakonu jezuitów, prowadził – jako mistrz zen – sesje medytacji, w czasie których w miejsce codziennej recytacji sutr była codzienna msza święta. Jednakże ojciec Oshida nigdy takiego formalnego kursu w klasztorze zen nie przeszedł. Wiem to, bo sam mu zadałem to pytanie. Skąd więc ten zenistyczny tytuł? Ojciec Oshida opowiadał, jak w czasie wojny był przesłuchiwany i zadano mu pytanie, kim właściwie jest – buddystą czy chrześcijaninem. On na to odpowiedział, że jest buddystą, który spotkał Chrystusa. I to była prawda, urodził się bowiem w rodzinie związanej z buddyzmem zen, a w 1943 roku przyjął chrzest. Dziś to nie problem, ale w latach czterdziestych, w najgorętszym okresie wojny na Pacyfiku, bycie chrześcijaninem w Japonii nie było rzeczą zupełnie bezpieczną. Ale ojciec Oshida nierzadko chodził pod prąd. Wobec dzisiejszej hierarchii buddyjskiej w Japonii zawsze był bardzo krytyczny i poniekąd dlatego pewnie nigdy nie przeszedł formalnego kursu koanów, mimo swej sławy mistrza zen. Krytyczny wobec przebudzonych mistrzów, mimo że zwano go mi-
strzem zen? Jak to możliwe? Ano bardzo prosto. Założenia religii buddyjskiej mogą być bardzo mądre, ale i ona przechodzi proces kostnienia. Dotyczy to również mistrzów zen. Jest to szkoła medytacji bardzo popularna w Ameryce, więc japońscy mnisi szkolą Amerykanów pobierając za kursy sowite opłaty. Mnisi zen, którzy przed tysiącleciem kryli się w bambusowych chaszczach w południowych Chinach przed prześladowaniami cesarza, byli ubodzy i musieli sobie zszywać szaty z wyrzuconych kawałków materiału. Dziś też opaci zen noszą szaty zszyte z łatek, ale to jest kunsztowna robota, taka szata kosztuje spore pieniądze. Od tysiąclecia Japończycy łączą rodzimą religię shintō z buddyzmem, przy czym bóstwa shintō opiekują się Japończykami za życia, a buddyzm zajmuje się życiem pozagrobowym. W dzisiejszych czasach oznacza to, że Japończyk prosi kapłana shintō, żeby mu pobłogosławił samochód, a buddyjskiego mnicha, by poprowadził ceremonię pogrzebu. Z pogrzebem związana jest ofiara pieniężna, w rezultacie większość mnichów żyje dziś z pogrzebów. Są oczywiście chwalebne wyjątki, ale generalnie współczesny japoński buddyzm to – zdaniem ojca Oshidy – jeden wielki zakład pogrzebowy. W Japonii to właśnie chrześcijaństwo postrzegane jest jak powiew świeżego powietrza. Ojciec Oshida przyjął chrzest w czasie wojny, dziesięć lat po wojnie wstąpił do zakonu dominikanów, w Kanadzie studiował teologię, w 1962 roku wrócił do Japonii jako ksiądz. W 1964 roku osiadł w małej wsi Takamori w górach centralnej Japonii. Nad bijącym ze skały źródłem zbudował sobie własnymi rękami domek i rozpoczął życie pustelnika. Pustelnika? Ano właśnie nie całkiem. Wkrótce przyłączyło się do niego kilka innych osób, które też zbudowały sobie chatki. Pustelnik Oshida był otwarty na wszystkich. Z czasem przyłączyło się do niego kilka sióstr dominikanek, a także kilka osób świeckich. Powstała wspólnota Takamori Sōan, wspierana materialnie przez wieś, na której skraju się znajdowała. Byłem tam, sam się do tej wspólnoty przyłączyłem na kilka miesięcy. Teoretycznie Takamori Sōan znajduje się na liście dominikańskich klasztorów, ale pożal się Boże, co to za klasztor! Chałupki z krzywych bali, nawet kaplica nie lepsza, strzechą
››
Takamori – produkcja pasty sojowej tradycyjną metodą: ojciec Oshida stoi po lewej stronie; obok: siostra Kawasumi; poniżej: Takamori Soan. Zdjęcia: Włodzimierz Fenrych
wo kół. Cza sem go ście przy by wa ją z bar dzo da le ka. Tak jak mój przy ja ciel Ju lian, któ ry mi to miej sce po le cił. Al bo Clau dia Ma tel lo, teo log uniwersytetu z Bu enos Aires, któ rą tam spo tka łem. Pew ne go dnia oj ciec Oshi da do stał w pre zen cie ko lo ro we je dwab ne ki mo no. Stwier dził, że jest to ubiór na szcze gól nie uro czy ste oka zje i że on w tym bę dzie tań czył na swo im po grze bie. Ta oka zja mia ła miej sce już pięć lat te mu – oj ciec Oshi da od szedł i zo stał po cho wa ny w Ta ka mo ri. W stycz niu te go ro ku sio stra Ka wa su mi przy sła ła mi z Ta ka mo ri pre zent: ze bra ne tek sty oj ca Oshi dy na pi sa ne po an giel sku i wy da ne w Bu enos Aires przez (jak że by ina czej) Clau dię Ma tiel lo. Jej ty tuł... kryta. Wszędzie w Japonii są dziś asfaltowe szosy, ale tam prowadzi błotnista droga pomiędzy chaszczami z bambusa. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak komuna hippisów. Każdy może się przyłączyć, ale uwaga! Reżym jest tu nie mniej srogi, niż w klasztorze zen! Pobudka o świcie, o szóstej rano modlitwa w kaplicy, siedząc na podłodze (bo żadnych ławek nie ma) przez godzinę w milczeniu w bezruchu. Nie nazywa się to zazen (czyli medytacja, tak jak w klasztorach buddyjskich), tylko inori (modlitwa). Potem czytania z Pisma, kilka Psalmów. Potem śniadanie i praca na polu ryżowym. W niedziele nie ma pracy, ale jest msza, celebrowana oczywiście na podłodze, bowiem ołtarzem jest centralny fragment podłogi nakryty obrusem. Hostię stanowi jeden spory chlebek dzielony na tyle kawałków, ilu jest uczestników; kielich z winem krąży z rąk do rąk. Franciszkańska prostota? Może taka z czasów świętego Franciszka. Albo może prostota mnichów zen, co się kiedyś kryli w chaszczach południowych Chin przed prześladowaniami cesarza. Na niedzielną mszę przyjeżdżają goście nawet z Tōkyo, odległego o 150 km. Wtedy nie wszyscy mieszczą się w kapliczce i niektórzy muszą stać
|21
nowy czas | 28 listopada 2008
kultura
Zimna wojna uprzedmiotowiona Fot. Grzegorz Lepiarz
Od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem zapadła żelazna kurtyna dzieląc nasz Kontynent. (Winston Churchil)
Rywalizacja między mocarstwami toczyła się także o dominację w kosmosie. W jednej z wystawowych sal zgromadzone zostały elementy przedstawiające zaawansowaną technologię obu stron. Znalazły się tam projekty wnętrz statków kosmicznych, skafandry astronautów oraz przedmioty codziennego użytku, meble, a nawet ubrania inspirowane tym aspektem zimnej wojny.
Był rok 1946. Kurtyna opadła, oklasków nie było. Po wyjściu z przedstawienia publiczność podzieliła się na dwa obozy: prozachodni i prosowiecki. Rywalizacja między dwoma supermocarstwami odbywała się na wielu płaszczyznach, głównie gospodarczej, militarnej i ideologicznej. Wystawa Cold War Modern w Victoria & Albert Museum pokazuje historię zimnej wojny przez pryzmat przedmiotów, jako skutecznej broni w walce komunizmu z kapitalizmem i vice versa.
Każdy ma taki cud, na jaki zasługuje (Wojciech Jaruzelski)
Nie trzeba kupować narodu, wystarczy mieć inżynierów dusz i to zupełnie załatwia problem zniewolenia. (Józef Stalin)
Tuż po wojnie najwięcej okazji do zaprezentowania swoich umiejętności mieli architekci. Prześcigali się w pomysłach, jak na gruzach zbudować nowy, lepszy świat. Podobne rozważania snuli ideologowie i politycy. Amerykanie szeroko reklamowali plan Marshalla, przedstawiony na plakacie Gastona van den Eynde jako rozkwitającą, ale wciąż wspieraną na tyczce gałązkę, jako szansę rozwoju dla Europy dzięki pomocy USA. Tymczasem z drugiej strony kurtyny, Walerian Borowczyk w komiksowym stylu wskazywał na nieszczerość zamiarów Zachodu i płytkość doktryny demokratycznej. Tymczasem nadzieje artystów z bloku wschodniego na rozwój wolnej, nowoczesnej sztuki szybko zostały rozwiane przez wprowadzenie doktryny socrealizmu. Piękno i elegancja przedmiotów czy obiektów architektonicznych ustapiły miejsca innemu celowi – odzwierciedlaniu siły i potęgi państwa. Tymczasem w Nowym Jorku w 1952 roku Gordon Bunshaft buduje pierwszy drapacz chmur.
notebook czarny: www.contrass.com Justyna Daniluk
Pomachamy wam, kiedy będziemy was zostawiać w tyle (Nikita Chruszczow)
Po śmierci Stalina i objęciu władzy przez Chruszczowa rozpoczęły się czasy „odwilży” i załagodzenia napięć między mocarstwami. Nowy pierwszy sekretarz zapowiedział nie tylko dogonienie Stanów Zjednoczonych pod względem ekonomicznym, ale też prześcignięcie ich. Sowiecki dobrobyt odzwierciedlała między innymi operetka Dymitra Szostakowicza „Moskwa-Czeriomuszki”, zachwalająca między innymi doskonałość i przestronność nowo powstających mieszkań w blokach z wielkiej płyty. W ramach ocieplania stosunków, w 1959 roku w Moskwie zorganizowano Amerykańską Narodową Wystawę. Była ona elementem kulturalnej wymiany między supermocarstwami i miała doprowadzić do większego zrozumienia między nimi. W Nowym Jorku odbyła się natomiast prezentacja osiągnięć ZSRR. Amerykanie starali się przedstawić sielankową wizję życia za Oceanem, z nowocześnie
www.contrass.com to adres nowojorskiej anarchizującej organizacji, której nazwy użył Mirosław Tomaszewski w swojej powieści „UGI”. Autor tej powieści jest dramaturgiem i wynalazcą, ma na swoim koncie trzy patenty z budowy maszyn, ale co dla nas najistotniejsze – jest autorem świetnego thrillera. Nie przepadam za tym typem literatury rozrywkowej, ale muszę przyznać, że powieść Tomaszewskiego przeczytałam „za jednym podejściem”. W tej książce pojawia się wszystko, czego wytrawny znawca tego typu literatury mógłby sobie zażyczyć. Jest organizacja, jest spisek, jest idea, może ideologia i jest człowiek, który chce to wszystko rozwikłać…, żeby najprościej w świecie potem to opisać i opublikować w jednej z najpoczytniejszych gazet w Nowym Jorku. Czyli są duże pieniądze i piękne kobiety… Nie chciałabym jednak w tym opisie „spłaszczyć” tej książki. Zacznijmy więc od nowa. Poznajemy Oskara Knopa w chwili szczytu jego sławy, gdy odbiera nagrodę za niebezpieczną acz ekscytującą pracę dla „Battery Post”. Oskar specjalizuje się w pisaniu o contrass – członkach rosnącej w siłę organizacji bojkotującej markowe towary oraz globalne konsumpcyjne podejście do życia. W trakcie dziennikarskiego śledztwa Knop wpada na intrygujące fakty, jego podejrzenia potwierdzają się, gdy w celu zastraszenia dziennikarza ktoś morduje bliską mu osobę. Knop jest w niebezpieczeństwie, musi wyjechać. Wraca do rodzinnego kraju, do którego zaprowadzają go wyniki śledztwa. I tak oto Oskar Knop ląduje w Polsce.
wyposażonymi mieszkaniami i grilami w ogródku. Wystawa ta zapisała się w historii przede wszystkim dzięki „debacie kuchennej” wiceprezydenta Richarda Nixona z Nikitą Chruszczowem i wypowiedzi tego pierwszego: „Czy nie byłoby lepiej rywalizować w kategoriach właściwości pralek, a nie na siłę rakiet?”. Jego adwersarz opowiedział się jednak za „dalekosiężnymi celami socjalizmu”. Lata 60. przyniosły większe zagrożenie nuklearne. Mocarstwa za wszelką cenę starały się uzyskać informacje o postępach drugiej strony. W ruch weszły satelity szpiegowskie, ukryte w książkach lub papierośnicach mikrofony i kamery. Centralna Agencja Wywiadowcza chciała nawet w celach szpiegowskich wykorzystać kota ze wszczepionym mikrofonem i anteną w ogonie. Napięcie na linii ZSRR-USA miało duży wpływ na sztukę tego okresu. Dominowały w niej wizje postnuklearne, projekty schronów przeciwatomowych czy specjalnych kopuł, na przykład kopuły geodezyjnej Richarda Buckminster-Fullera z 1962 roku.
Powieść Tomaszewskiego można tłumaczyć na wiele sposobów. Sam autor w przedmowie nie może zdecydować się, o czym tak naprawdę ona jest. Zdaje się, że każdy znajdzie swój własny „kąt” w tej powieści. Ponieważ rzecz się dzieje w alternatywnej przyszłości, wszystko jest możliwe. Mirosław Tomaszewski w błyskotliwy i bardzo inteligentny sposób ubiera bolączki współczesnego świata w formę powieści rozrywkowej. Porusza tematy globalizmu, kapitalizmu, sprzedawania ideologii oraz jej względności. Pokazuje magię pieniądza oraz niemożność jednostki w walce z organizacjami, bo to oznacza walkę z całym światem. Mimo tych przeciwności i zdroworozsądkowego przekonania, że nie może się udać bohater „UGI” podejmuje ryzyko śledztwa, poświęcając wiele – przyjaciół, karierę, zdrowie. Właściwie trudno ocenić, co mu się udaje, ale jako Polak – genetyczny contrass, podejmuje walkę bez wahania. Autor „UGI” opisuje Polskę jako kraj contrass, kraj buntu, chaosu, anarchii i powstań, w porównaniu z którym nowojorska organizacja jest bandą chłopców bawiących się w wojnę. UGI jest książką wielowarstwową, można tam znaleźć zajadłą krytykę światka prasowego i ogólnie artystycznego, a jednocześnie jest to hymn pochwalny na cześć Manhattanu. Autor w bardzo sugestywny sposób opisuje atmosferę tej najsławniejszej dzielnicy Nowego Jorku, która akceptuje bądź przeżuwa i wypluwa każdą nowość. Książka jest także pełna aluzji do innych utworów literackich, przy czym nie potrzeba mieć tej świadomości w celu zrozumienia akcji. Kolejnym
Koniec lat 60. to ponowne ożywienie idyllicznych, często utopijnych wizji świata. Świata nadmuchiwanych pomieszczeń, jak własnej plaży z hamakiem rozwieszonym między palmami w ogromnej kapsule, zaprojektowanej przez architektów z grupy Haus-Rucker-Co. Przedmiotom wykorzystywanym wcześniej w celach wojskowych znajdowano nowe sposoby wykorzystania, służące głównie wyzwoleniu ciała i umysłu. Artyści wychwalali postęp technologiczny i wskazywali na negatywne efekty militaryzmu i nadmiernego konsumpcjonizmu. I tak aż do lat 70. * * * Trochę dziwne to uczucie, oglądać na wystawie przedmioty, które pamięta się z dzieciństwa jako obiekty codziennego użytku, jak meblościanka czy pierwowzór popularnego trabanta. To, co dla Brytyjczyków jest muzealnym eksponatem, dla naszych dziadków czy rodziców było, a może i wciąż jest, codziennością. Wystawę Cold War Modern warto obejrzeć przede wszystkim ze względu na bogactwo i różnorodność zgromadzonych elementów. Jest tu nie tylko architektura, technika czy sztuka użytkowa, ale też film, moda, plakat czy środki transportu. Poza tym sztuka nie jest tu potraktowana jako coś oderwanego od rzeczywistości, lecz przeciwnie – jako jej kluczowy element. Jako część procesu, który przekształca krzesło-jajko w element politycznej propagandy.
Magdalena Kubiak
plusem jest błyskotliwy język, kapitalny humor i spora dawka racjonalnych przemyśleń i świetnych spostrzeżeń autora. Gdyby powieść Tomaszewskiego opisać jako wyśmienity thriller i opatrzyć kilkoma innymi rewelacyjnymi przymiotnikami, to i tak byłoby za mało w określeniu skali tej książki. „UGI”, to wyborny pomysł, dobra, stara metoda, idea, dobra, szybka akcja i kilka smaczków literackich. Czyta się świetnie, a co więcej, trzeba to później przemyśleć.
22|
28 listopada 2008 | nowy czas
to owo
redaguje Katarzyna Gryniewicz
KONSUMENTA
Depresja panny młodej
Szczupłym już dziękujemy Po zaciętych dyskusjach na temat rozmiaru 0 i niebezpieczeństwie, jakie świat mody stwarza początkującym modelkom, okazało się, że cała ta walka funta kłaków nie jest warta. Wbrew przekonaniom świata reklamy bardzo szczupłe modelki wcale nie zachęcają do kupna reklamowanych przez siebie produktów. Psycholog Phillippa Diedrichs z Uniwersytetu Queensland w Australii stworzyła serię fikcyjnych reklam środków do pielęgnacji włosów, bielizny i wieczorowych sukni. Każdy produkt był reklamowany w dwóch wersjach – przez modelkę noszącą rozmiar 8 (polskie 34/36) i 12 (38/40). Wyniki badań były zaskakujące – dla większości z 400 ankietowanych młodych kobiet rozmiar modelki nie miał znaczenia i nie wpływał znacząco na chęć zakupu. Badane kobiety, w wieku od 18 do 25 lat, przyznały jednak, że lepiej się czują i przychylniej oceniają własny wygląd, patrząc na zdjęcia modelek o pełniejszych kształtach. Diedrichs podkreśliła, że aby badanie miało wpłynąć na sposób myślenia ludzi, jego wyniki muszą okazać się przekonujące nie tylko dla „rządu i naukowców zajmujących się zdrowiem, ale też dla kreatorów reklam, którzy podejmują decyzje”. – Ludzie często argumentują, że chudość lepiej się sprzedaje i dlatego w reklamach wykorzystywane są szczupłe modelki – powiedziała australijska psycholog. – W rzeczywistości można zmienić te wizerunki i nie tylko nadal sprzedawać rozmaite produkty, ale i sprawić, by ludzie poczuli się lepiej z samymi sobą. Szansa, że w świetle badań naukowych kobiety (bo to o nich głównie mowa) przytyją jest bardzo duża, zwłaszcza że manifestowanie oburzenia z powodu wychudzonych modelek na wybiegach stało się równie modne jak niechęć do naturalnych futer. Jeśli dodać do tego modne kampanie walki z komputerowym retuszem może się okazać, że niedługo z okładek magazynów zamiast plastikowych lalek będą na nas spoglądały całkiem naturalne twarze.
Około dziesięć procent świeżo poślubionych panien młodych wkrótce po ślubie zasięga porady psychologa w kwestii zawiedzionych nadziei – pokazały badania przeprowadzone w Kanadzie. Powodem złego samopoczucia mężatek jest smutek i depresja wynikające z nierealnych oczekiwań co do ich przyszłego życia. Coraz więcej młodych czuje się rozczarowanych, gdy wystawny ślub przenosi ich na chwilę w nierealny świat, a potem pieluchy, codzienne kłopoty okazują się mało ekscytujące. – To nie tak miało być – szlochają panny młode na kozetce. – Życie to walka i nie ma w tym nic dziwnego. My sami jesteśmy odpowiedzialni za własne szczęście, nie możemy oczekiwać, że uszczęśliwi nas partner – mówią psychoanalitycy inkasując okrągłe sumy.
Szklany ekran on-line Telewizja w internecie. I to jaka! Od 27 listopada nie tylko mieszkańcy Wielkiej Brytanii mają możliwość oglądania wszystkich kanałów telewizji BBC. Łącząc się ze stroną bbc.co.uk czym kto ma, czyli telefonem, komputerem, iPodem i innym przenośnym urządzeniem uzyskamy dostęp do kanałów BBC3, BBC4, CBBC, CBeebies oraz BBC News. Wkrótce dołączą do nich BBC1 i BBC2. Pierwszym z najpopularniejszych na Wyspach kanałów telewizyjnych, który udostępnił swój sygnał równocześnie w sieci, był w 2006 roku Channel 4. Jego popularność okazała się tak duża, że stopniowo zaczęły do niego dołączać inne. Jak tak dalej pójdzie, to ktoś kto spędza dużo czasu przed telewizorem zacznie nam się kojarzyć z kimś kto dużo czasu spędza w parku – teraz już jedno drugiego nie wyklucza. Tymczasem okazuje się, że nieszczęśliwi ludzie przeznaczają więcej czasu na oglądanie telewizji w porównaniu do osób, które uważają się za szczęśliwe. Takie wnioski wypływają z prowadzonego przez Uniwersytet w Maryland badania, w którym uczestniczyło 30 tys. dorosłych Amerykanów. Smutasy oglądają telewizję średnio 25 godzin tygodniowo. Tymczasem w przypadku osób szczęśliwych średnia wyniosła 19 godzin tygodniowo. Jak łatwo odgadnąć, ludzie szczęśliwi są bardziej aktywni społecznie, częściej uczestniczą w wyborach i chodzą do kościoła, a także czytają więcej gazet. Autorzy badania nie mają pewności, czy bycie nieszczęśliwym prowadzi do częstszego oglądania telewizji, czy też może częstsze oglądanie telewizji sprawia, że ludzie są nieszczęśliwi. Tak czy inaczej nawet najlepszą telewizję trzeba dawkować z umiarem.
Działka w Azji lub w Afr yce Grozi nam nowy kolonializm – ostrzega dziennik „The Guardian”. Rządy i narodowe korporacje z bogatych państw wykupują miliony hektarów ziemi uprawnej w krajach rozwijających się, by zapewnić sobie dostawy żywności w przyszłości. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale obserwatorzy ONZ ostrzegają, że ta coraz powszechniej stosowana praktyka prowadzi prosto do sytuacji, w której biedne kraje będą produkować żywność dla bogatych kosztem zaspokojenia potrzeb ich własnych niedożywionych obywateli. Drożejąca żywność skłania rozwinięte gospodarczo kraje do wykupywania dużych połaci ziemi w Afryce i Azji i uprawiania ziemi na przemysłową skalę, np. południowokoreański koncern Daewoo Logistics poinformował o planach wydzierżawienia na 99 lat do miliona hektarów ziemi uprawnej na Madagaskarze. Będzie tam produkował olej palmowy i miliony ton kukurydzy. Saudyjska grupa Binladin zamierza zainwestować w Indonezji w produkcję ryżu basmati, a Libia zabezpieczyła sobie powierzchnię 250 tys. ha na Ukrainie. Rządy słabo rozwiniętych państw same (w formie zakulisowych rozmów dyplomatycznych) zabiegają o to, żeby przyciągnąć tego rodzaju inwestorów: 900 tys. ha ziemi chce udostępnić Sudan, władze Etiopii zabiegają o przyciągnięcie inwestorów z Arabii Saudyjskiej. Rolnicy cierpią już teraz, wysiedlani są z ziemi, którą najczęściej tylko dzierżawią. Zdaniem organizacji ODI (Overseas Development Institute) zagraniczni inwestorzy spotkają się z wrogością ze strony miejscowej ludności, która nie uprawia ziemi na skalę przemysłową, ma inną tradycję i kulturę, ale ODI nie sądzi, by miało to powstrzymać proces nowej „kolonizacji”.
|23
nowy czas | 28 listopada 2008
zwyczaje
Andrzejki, jędrzejki, andrzejówki... Ogień pło nie u ko mi na Żwa wo krzą ta się dziew czy na... Pół noc... Kur już pierw szy pie je... Czar się za czął... Wosk się le je... M. Dy now ska
Tak głosi stare porzekadło andrzejkowe. Zwyczaj andrzejkowy jest nam znany od dawien dawna, ale trudno powiedzieć, ilu z nas wie, skąd on pochodzi, czego dotyczy i jak kiedyś święto to obchodzono. Zróbmy więc może krótkie wprowadzenie do tej znanej/nieznanej polskiej tradycji. W Polsce andrzejki obchodzi się z 29 na 30 listopada, czyli w wigilię św. Andrzeja. Natomiast w Szkocji ten dzień obchodzi się wyjątkowo uroczyście jako St. Andrew’s Day. Tego dnia Szkoci mają swój Bank Holiday oraz Narodowy Dzień Flagi, na której widnieje krzyż św. Andrzeja. Obok Szkocji św. Andrzej jest też patronem Grecji i Rosji. Św. Andrzej czczony jest w Europie Zachodniej od XII wieku, natomiast andrzejki w polskiej tradycji sięgają wieku XVI. Pierwsza wzmianka odnośnie obchodów jędrzejkowych pochodzi z 1557 roku, kiedy to Marcin Bielski wykorzystał ten ceremoniał w swojej sztuce „Komedyja Justyna i Kontancyjej”.
na miłości, płodności i bogactw. Z kolei inni uważają, że ma ona swe początki w starożytnej Grecji, gdzie wierzono, że po śmierci człowieka jego dusza ma dar jasnowidzenia i schodząc na ziemię może przepowiadać przyszłość i wpływać na losy ludzkie. Tradycja jędrzejek, jak w języku staropolskim nazywano to święto, jest obchodzona późną jesienią, wierzono bowiem, że w ten czas, tuż przed rozpoczęciem adwentu, duchy najczęściej schodzą na ziemię i można je wtedy wypytać o przyszłe losy. Jesień to w dawnych czasach okres wolny od prac polowych. Spędzając długie jesienne wieczory wśród bliskich, starsi zajmowali się wówczas swataniem par. Tego dnia wróżyło się młodym pannom, któNa lejc ie wo sku na wo dę ry kawaler zostanie ich wybrankiem i użyj cie swo ją przy go dę jaki czeka je związek. Andrzejki były Słu cha łam od swej ma cie rze, świętem głównie panien. Kawalerowie że któ ra mów i pa cie rze, świętowali w czas Katarzynek, które w wi gi li ją Ję drze ja Świę te go przypadają na noc z 24 na 25 listopauj rzy ob lu bieńc a swe go. da. Zwyczaj ten poszedł już w zapomnienie i kawalerowie w dzisiejszych Odnośnie genezy święta, nie ma w tej czasach zostali przygarnięci przez św. sprawie całkowitej zgodności. Jedni Andrzeja, który jest patronem zakochatwierdzą, że wywodzi się ona z wie- nych, opiekunem małżeństw i rybaków. rzeń starogermańskich, skupionych W dawnych czasach andrzejówki wokół czczenia boga Freyrze – patro- traktowano bardzo poważnie. Niektó-
Andrew’s – lonely hearts club...? Fed up of being single? Want to know where your Mr. Right is? Or perhaps just curious as to what next year is going to bring for you? ‘Andrews’ may know all the answers. But do not be misled. It is not a dating agency, but one of the oldest traditions in Poland! Remember waiting for the 29th of November when at school? It is St. Andrew’s Day – the patron saint of the loved and married. Every year, on that day, we had a party where we tried to gain a sneak preview of our future life. We believed that ghosts, who come to earth, have the power of fortune-telling. On that night we would have many games; games that would tell us who would get married, who would be a nun, or even who would have an illegitimate child. Of all the games, the most popular is pouring hot wax through a key into a bowl of cold water. The hardened wax creates a shape, which we would then try to guess by looking at the shadow it casts in candlelight. A fortune-teller could tell you whom you are going to marry, your future profession, or things that could
happen in the next year. One of the favourite games is a shoe competition in which all the girls take off one of their shoes and lay them in a straight line at the back of the room. The person whose shoe is at the back of the line moves it to the front. Then, the ‘new’ shoe at the back of the line is moved to the front, and this is repeated until a shoe being moved from the back touches the doorstep at the front of the room. The girl whose shoe reaches the doorstep will marry first. People also have lots of fun dressing-up for the party on that day. Dancing in a dark room, surrounded by fortune-tellers and the smell of candles... In Western Europe, the St. Andrew tradition goes back to the XII century. In Poland it started to be celebrated in the XVI century. Over the years, the character of the festival has changed from serious to more light-hearted. Nowadays, on that day you just let your hair down. Though, you never know what a fortune-teller may whisper in your ear... (eż, rw)
re panny pościły, nie pijąc nawet wody, a przed pójściem spać spożywały solonego śledzia, co miało jeszcze bardziej wzbudzić ich pragnienie (zwłaszcza na znalezienie oblubieńca) i modliły się do św. Andrzeja: Świę ty An drze ju Mój Do bro dzie ju Kto ma mo im być Niech mnie po da pić.
Jeśli chodzi o wróżby, to wszyscy znamy tradycję lania wosku. Jednak
czy wszyscy wiemy, że wcześniej wylewało się ołów lub cynę? Wynikało to z faktu, że są to materiały twardsze, miały więc wróżyć trwały związek. Z czasem zastąpiono je woskiem, któremu również przypisuje się symboliczne znaczenie. Wosk jest wytwarzany przez pszczoły, które są oznaką pracowitości, mądrości, miłości i płodności. Wosk był również wykorzystywany w czasie nabożeństw i ważnych uroczystości, co również podnosiło jego znaczenie. Do lania gorącego wosku wykorzystuje się klucz, którego rodzaj też jest bardzo ważny. Klucz to symbol bram czasu, który otwiera przyszłe tajemnice. Do wróżb najstosowniejszy jest klucz miedziany lub o złotawej barwie, unikać należy kluczy wykonanych z posrebrzanych materiałów, ponieważ te odstraszają duchy. Odlew z wosku ma symboliczne znaczenie. Wedle starych wierzeń chmura oznacza, że należy przestać żyć na jawie i zacząć twardo stąpać po ziemi, góra to zapowiedź trudności, którym będzie trzeba stawić czo-
ło, owoce symbolizują spełnione uczucia, zwłaszcza w miłości, gwiazda to oznaka szczytnych ideałów, bogactwa i pomyślności, a koń to zwycięstwo i radość (pannom również zapowiada poślubienie wojskowego). Podczas imprez andrzejkowych odbywają się różne zabawy. Na ich liście możemy znaleźć obowiązkowe lanie wosku, zabawy z przestawianiem i rzucaniem butów, obieraniem jabłek, przesuwanie kubków, pod którymi schowane są obrączka, krzyżyk i pieniądze, zabawy ze szpilkami, kwiatami, karteczkami czy kośćmi do gry. Z biegiem czasu ceremoniał jędrzejkowy został potępiony przez Kościół i obecnie ma charakter świecki. Niemniej dalej organizuje się imprezy andrzejkowe, które przyciągają dzieci, młodych i starszych do wspólnej zabawy. Jest to miły zwyczaj, zachęcam więc wszystkich, by wybrali się tego wieczoru na andrzejki, a nuż zawita tam przyszły wybranek (-ka) lub po prostu łut szczęścia?
Ewa Żabicka
ZABAWA ANDRZEJKOWA za dz wo ń
do re da kc ji, są jes zc ze wo lne mi ejs ca
02 07 63 9
85 07
Are you Polish and living or working in Bermondsey or Southwark? Jesteś Polakiem mieszkającym lub pracującym w Southwark? (Bermondsey, Borough, Camberwell, Elephant & Castle, Dulwich, Peckham) Jeśli tak, to zapraszamy na ZABAwę AnDrZEJkową: Sobota, 29 listopada, godz. 19.30-23.00 St. Gertrud’s Church Hall, 1 Debnams road, wejście od Corbett’s Ln) South Bermondsey , SE16 2BB Przynieście ze sobą dobry nastrój oraz ochotę na zabawę. Będzie to dobra okazja do spotkania się z innymi Polakami, którzy mieszkają lub pracują w Southwark. wstęp wolny, będzie DJ oraz przekąski i napoje za darmo. Można przyjść bez rezerwacji, ale liczba miejsc jest ograniczona (100 osób). Aby dokonać rezerwacji prosimy o wysłanie maila do Basi lub Davida: davidtaylordta@talk21.com
24|
28 listopada 2008 | nowy czas
co się dzieje film London African Film Festival: Early South African Cinema od 29 listopada do 7 grudnia Pokaz najważniejszych południowoafrykańskich filmów, powstałych w latach 1900-1950. Prezentowane będą między innymi obrazy „Jerusalema", „Siliva the Zulu" oraz „Abouna". Więcej informacji i pełny program festiwalu: www.africaatthepictures.co.uk. Changeling dramat, 2008r. reż. Clint Eastwood w kinach sieci Odeon, Cineworld oraz w Barbicanie Lata 20, Los Angeles. Syn samotnej matki (w tej roli Angelina Jolie) zostaje porwany. Policja odnajduje dziecko, ale kobieta twierdzi, że to nie on. Aby udowodnić swoją rację musi zmagać się z represyjną biurokracją i wieloma innymi przeszkodami. What Just Happened komedia, 2008r. reż. Barry Levinson w kinach w całym Londynie Dwa tygodnie z życia hollywoodzkiego reżysera, który przeżywa trudne chwile próbując wyprodukować swój najnowszy film. Doskonała obsada aktorska z Robertem De Niro, Brucem Willisem i Johnem Turturro. Mój Nikifor dramat, 2004r. reż. Krzysztof Krauze Jazz Cafe POSK,
238-246 King Street, W6 0RF 3 grudnia, godz. 14:00 Historia ostatnich lat życia Nikifora, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli prymitywizmu. Znakomita kreacja Krystyny Feldman i urokliwy krajobraz Krynicy lat szećśdziesiątych.
muzyka The Room Feat Keith Rowe 28 listopada Level 2 Gallery at Tate Modern, Bankside, SE1 9TG godz. 19:00; wstęp wolny Pierwsza z trzech instalacji muzyczno-filmowych, zainspirowanych ikonicznymi obrazami Marka Rothko. Projekty Luke'a Fowlera i Pete'a Todda oraz gitarowe improwizacje na żywo. Symbiosis Big Band 29 listopada Jazz Cafe POSK, 238-246 King Street, W6 0RF godz. 20:30 Bilety: £5 Powstały w tym roku big band, pod wodzą kontrabasisty Yuri Gałkina i pianisty Chrosa Rogersa zagra światowe standardy oraz własne, nowatorskie kompozycje. Teatr Kości: Singing Event in St. John 29 listopada St John Church on Bethnall Green, 200 Cambridge Heath Road, E2 9PA godz. 19:30 Koncert pieśni pochodzących z różnych tradycji kulturowych, między innymi żydowskich i cygańskich.
Estelle 29 listopada Indigo2, Millennium Way, Greenwich, SE10 0BB godz. 19:00 Bilety: £17,50 Brytyjska piosenkarka r'n'b, wyróżniona między innymi nagrodą MOBO dla najlepszej debiutantki. Jej singiel „American Boy", który nagrała wspólnie z Kayne Westem przez cztery tygodnie królował na listach przebojów w UK. Artystka promuje swój album „Shine". Big Band Metheny 30 listopada Bull's Head Barnes, 373 Lonsdale Rd, SW13 9PY godz. 13:00; bilety: £8 Energetyzujące big bandowe aranżacje utworów Pata Mettheny w wykonaniu osiemnastoosobowej grupy, prowadzonej przez trębacza Simona Gilby'ego. David Burns + Mary Hogan + The Only Poppy 30 listopada Caipirinha Jazz Bar, 117 Archway Rd, N6 5BL godz. 20:00; wstęp wolny Różnorodne wykonania nowych i klasycznych utworów bluesowych oraz kabaret. Dodatkową atrakcją będzie serwowane na miejscu oryginalne brazylijskie jedzenie i napoje. Basil Hodge Trio 1 grudnia Concert Pitch at National Theatre, South Bank, SE1 9PX godz. 18:15; wstęp wolny
Nowoczesny pianista jazzowy wykonywać będzie własne utwory oraz znane standardy gatunku. Arne Hiorth's Momentum Quartet
Dla czytelników Nowego Czasu, którzy jeszcze dzisiaj do godz. 16 00 prześlą do nas e-mail ze swoim imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu mamy 10 podwójnych zaproszeń na Andrzejki w sobotę 29.11.08.
4 listopada Spice Of Life, 6 Moor St, W1D 5NA godz. 20:00; bilety: £10 Czołowy norweski trębacz wspólnie z klawiszowcem, basistą oraz występującą gościnnie Esther Miller, wykonają świeży, melodyjny nordycki jazz.
Dla osób które prześlą do nas e-mail ze swoim imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu do godz. 16 00 w środę mamy dziesięć podwójnych zaproszeń na Mikiłajki w sobotę 06.12.08.
wystawy
nowy czas: darmowe bilety Przesyłajcie swoje dane na adres: marketing@nowyczas.co.uk, wpisując w temat maila andrzejki lub mikołajki.
Babylon do 15 marca 2009r. British Museum, 44 Great Russell St, WC1B 3DG sob.-śr. 10:00-17:30; czw,pt. 10:0020:30 Bilety: £8 (za darmo poniżej 16 lat) Oprócz Wieży Babel czy wiszących ogrodów, z Babilonem związanych jest wiele innych mitów i historii, a także twierdzeń matematycznych czy astrologicznych. Wystawa pokazuje je przez sztukę - obrazy, rzeźby czy muzykę i próbuje odpowiedzieć na pytanie, które z nich oparte są na faktach.
From War to Windrush
Saul Steinberg: Illuminations
do 29 marca 2009r. Imperial War Museum, Lambeth Road, SE1 6HZ codziennie od 10:00 do 18:00 Wystawa przezentująca zaangażowanie czarnoskórych kobiet i mężczyzn w obu wojnach światowych. Zebrane eksponaty pokazują także jak ich doświadczenia wpłynęły na stworzenie współczesnej karaibskiej mniejszości na Wyspach Brytyjskich.
do 15 lutego 2009r. Dulwich Picture Gallery, Gallery Road, SE21 7AD Ponad sto rysunków, kolaży i rzeźb amerykańskiego artysty, znanego przede wszystkim z tworzenia okładek i ilustracji w „New Yorkerze". Pierwsze w historii podsumowanie jego kariery.
Christmas Past: 400 Years of Seasonal Traditions in English Homes do 4 stycznia 2009 Geffrye Museum, Kingsland Rd, E2 8EA pon. 12:00 -17:00. wt.-sob. 10:00 - 17:00 Brytytyjskie tradycje bożonarodzeniowe, głównie typowe dekoracje, jak świąteczne skarpety. Jedenaście sal, z których każda przezntuje wystrój salonu typowej brytyjskiej rodziny na przestrzeni lat.
|25
nowy czas| 28 listopada 2008
co się dzieje teatr Imagine This do 28 lutego 2009r. New London Theatre, Drury Lane, West End, WC2B 5PW Bilety: £17.50 to £60.00 rezerwacja 0870 890 0141 Akcja musicalu dzieje się w Polsce w 1942 roku. Grupa aktorów z warszawskiego getta tworzy przedstawienia, wzbudzające nadzieję i optymizm wśród widowni. Plotki o likwidacji getta powodują, że ich sztuki muszą sprostać rzeczywistości, od której próbowały uciec. Na tym tle rozgrywa się dramatyczna historia miłosna.
podstawie filmu o tym samym tytule, opowiadającego o losach jedenastolatka, którego największą pasją jest taniec.
kiermasze Kiermasz książek w POSK-u POSK, 238-246 King Street, W6 0RF 30 listopada, godz. 11:00-18:00 W niedzielę w holu Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego odbędzie się kiermasz dubletów książek krajowych i zagranicznych. Większość publikacji będzie można kupić za £1,50.
spotkania Hansel and Gretel od 1 grudnia do 4 stycznia Barbican Theatre, Silk Street, EC2Y 8DS Bilety: £10 (dzieci), £18 (dorośli) rezerwacja 0845 121 6823 codziennie 10:30, 13:00, 15:30, 18:00 i 19:00 Adaptacja klasycznej bajki braci Grimm o rodzeństwie, porzuconym przez rodziców w lesie, które stara się odnaleźć drogę do domu. W czasie swoich poszukiwań odnajdują w gąszczu domek zbudowany ze słodyczy.
Kryzys finansowy a migracja Sala Brydżowa POSK, 238-246 King Street, W6 0RF 3 grudnia, godz. 19:00 Spotkanie z Michałem Dembińskim, Dyrektorem ds Strategii i Rozwoju Regionalnego Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej w Warszawie organizowana przez Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii. Tematem rozmowy będzie wpływ zawirowań na światowuch rynkach na przepływ ludzi pomiędzy Polską a Wyspami.
Kew Gardens Ice Rink 29 listopada - 4 stycznia Kew Gardens, Kew Rd Richmond, TW9 codziennie od 10:00 do 22:00 Bilety: £11,50 Duże lodowisko, mogące pomieścić nawet do 250 osób na raz, ulokowane przed wejściem do Temperate House. Skate at Somerset House do 25 stycznia 2009r. Somerset House, Strand, WC2R codziennie od 10:00 do 22:15 Bilety: £10,50 (cały dzień) Jedno z najbardziej imponujących lodowisk w Londynie utworzone na osiemnastowiecznym dziedzińcu. Oferuje między innymi szkołę jazdy dla początkujących, specjalne sesje dla dzieci oraz nocne imprezy z udziałem didżeja.
International Workshop Festival: Filling The Space 6 grudnia, godz. 19:00 Siobhan Davies Studios, 85 St George's Road, SE1 6ER Bilety: £9 Zaprezentowane zostaną dwa najbardziej popularne wydarzenia festiwalu z ostatnich miesięcy Open Space i Spoken Space. Dodatkowo także ekskluzywny pokaz Trestle Theatre, inspirowany polskim teatrem. Teatr Kości: Dwa Razy Dwa 9-12 grudnia Sala Teatralna POSK, 238-246 King Street, W6 0RF Cztery spektakle w wykonaniu Te-
już wkrótce
Ewa Becla zaprasza: Galowy Koncert Świąteczny Zaczarowany świat muzyki, tańca i fimu. Sobota 13 grudnia godz. 19.00, Niedziela 14 grudnia godz. 16.00. Rezerwacja telefoniczna: 07788410122 lub 020 89973629. Bilety 20, 17 Gwiazda wieczoru - Grażyna Brodzińska oraz Mieczysław Błaszczyk zaprezentują przeboje ze świata opretki i musicali.
Mistrzowie Muzyki Europejskiej
Winter Wonderland do 4 stycznia 2009r. Hyde Park, W2 codziennie od 10:00 do 22:00 Bilety: £10-£12,50 Największe lodowisko w mieście oraz świąteczny kiermasz.
atru Kości - dwa po polsku, dwa w angielskiej wersji językowej. Zaprezentowane zostaną przesstawienia „Zachłyśnięci", „Undercrown", „Cień Dnia" i „Good Morrow Good Night".
druga edycja Wykonawcy:
Iwona Januszajtis – mezzosopran Maciej O'Shea – baryton Przemysław Slaamoński – fortepian Anderzj Matuszewski – skrzypce
Billy Elliot the Musical do 24 pażdziernika 2009r. Victoria Palace Theatre, 8 Victoria St, SW1E 5EA Bilety: £17,50-60 (pon.-sob. 19:30) rezerwacja: 0844 579 1940 Musical Eltona Johna i reżysera Stephena Daldry, nagrodzony w 2005 roku nagrodą Evening Standart Theatre Awards. Spektakl powstał na
rekreacja
Złota Kaczka – Legenda Warszawska
Broadgate Ice Rink
Sala Teatralna POSK, 238-246 King Street, W6 0RF 6 grudnia, godz. 16:00 Mikołajkowy prezent od Teatru Syrena - gościnne przedstawienie dla najmłodszych z udziałem aktorów i dzieci ze Szkół Polskich. Spektakl w reżyserii Sebastiana Pałki.
Broadgate Circle, EC2M Bilety: £8 + £2 za wypożyczenie łyżew Niewielkie lodowisko w pobliżu Liverpool Street oferujące między innymi lekcje jazdy na łyżwach.
Po la We so łow ska jest czte ro let nią dziew czynk ą któr a cier pi na no wot wór zło śliw y praw e go oczod o- łu. Dziewc zyn ka prze szła już oper ac ję, chemoterapię oraz ra diot e ra pię. Nie ste ty nie dop ro wa dzi ło to do peł nej re mi sji cho ro by. Liczn e na wro t y wy mag aj ą dal sze go le czen ia, na któ re po trzeb ne są środk i fi nan sow e. Piotr Pla skon już od pię ciu mies ię cy zajm u je się po szuk i wa niem lu dzi do brej wo li, któr zy chcie lib y po móc Po li. Zai n spi ro wał on An nę Ziel on kę do zorg an i zow an ia ak cji cha r y ta t yw nej. 30 li stop ad a odbędzie się kon cer t, w któr ym wys tąp ią dwa ze spo ły z par af ii na De von ii, gr up a z Put ney, gr u pa Po trze ba Chwi li z Slou gh, solistki: Mart a Gier lach oraz Anit a Łaz iń ska, pia ni sta i in str u men t al i sta Da niel Le Keys oraz ze spół jaz zo- wy Do bra Mind. Pod czas wie czor u bę dą po ka zy w an e zdjęc ia wyk o na ne przez Po- la ków miesz kaj ą cych w An glii. Środ ki z ich spr ze daż y zas il ą kon- to Po li. Do datk o wo pan i Ur szul a Reń ska przep ro wa dzi wy pr ze daż ko sme t y ków Ori f la me, z któr ych 50 proc. do cho du zo sta nie prze- zn ac zo ne na po moc dla Po li. Wszyst kich któ rzy chciel iby wziąć udział w tej akc ji ser decz nie za pras za my.
Niedziela, 7 grudnia, godz. 18.00 Kościół pw. św. Andrzeja Boboli 1 Leysfield Road Hammersmith W12 9JF Bilety do nabycia przy wejściu
Z komórki wybierz:
020 8497 4029
*
& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³¹czenie.
Polska
2p/min
Polska
7p/min
Sáowacja
2p/min
Czechy
1p/min
Irlandia
1p/min
Niemcy
1p/min
ta: 0208 497 9287 Polska Obsáuga Klien
www.auracall.com
/polska
Tanie Rozmowy! *T&Cs Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Minimum call charge 5p by BT. Cost of calls *T&Cs: from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
26
28 listopada 2008 | nowy czas
czas na relaks Punkty dystrybucyjne Nowego Czasu
JESZCZE O OSTRYGACH
» Tydzień temu było o ostrygach. Po
mANIA GOTOWANIA
pierwsze, bo południowo-wschodnia Anglia dostarcza tego niecodziennego przysmaku. Po drugie, że akurat jesteśmy w środku sezonu na ostrygi. Po trzecie, mówiąc o kuchni brytyjskiej, nie sposób o nich nie wspomnieć.
Mikołaj Hęciak
Ostrygi to owoce morza tutaj bardzo popularne, w Polsce zdecydowanie mniej. Przez swoją niełatwą dostępność i właściwości odżywcze uchodzą za współczesny rarytas. Ale, czy na ostrygach kończą się owoce morza? Nawet osoba nie przepadająca za tego typu jedzeniem może śmiało znaleźć coś dla siebie, bo jest w czym wybierać. Owoce morza dzielimy na dwie grupy: mięczaki (mollusc) i skorupiaki (crustacea). Te pierwsze zwykle mieszkają w twardych skorupkach chroniących ich delikatne i mięciutkie ciała. Wyjątkami są ośmiornice i kałamarnice należące do tej rodziny, ale nie posiadające żadnej twardej muszli. Natomiast skorupiaki posiadają zewnętrzny pancerz hitynowy chroniący je od zewnątrz. Jest on podzielony na segmenty, co pozwala skorupiakom poruszać się w miarę sprawnie. Wyjątkiem wśród „owoców morza”, który nie żyje w słonej wodzie jest crayfish, czyli langusta i rak (crawfish). Wrzucając wszystkie owoce morza do jednego worka znajdziemy tutaj małże (clams), kraby (crabs), raki (crawfish), langusta (crayfish), homary (lobsters), omułki (mussels), ostrygi (oysters), krewetki (prawns i shrimps), krewetki królewskie (scampi, czyli Dublin Bay Prawns), przegrzebki (scallops), trąbiki (whelks), pobrzeżki (winkles) i sercówki (cockles), te które, szczególnie są popularne w Walii. I choć wszystkie one pochodzą z różnych terenów i części Wielkiej Brytanii, można je spotkać w jednym miejscu (zresztą nie tylko tym). Mam na myśli chyba najsłynniejszy w całej Anglii rynek rybny zwany Billingsgate, a noszący swoją nazwę od ulicy w samym centrum Londynu (City of London), gdzie pierwotnie się znajdował. Obecnie jest przeniesiony bardziej na wschodnie obrzeża, do tzw. Docklands, a jego budynek jest widoczny z trasy przebiegającej obok kolejki DLR. To tam każdego ranka o świcie, a często jeszcze przed poranną zorzą docierają transporty prosto z wybrzeża, by z kolei sprostać zamówieniom handlowców i kucharzy z całego kraju. Ostrygi hodowane w hrabstwach Essex i Kent są drobniejszej budowy, niż inne i wybitnie powinny być spożywane na surowo. Natomiast inne
odmiany, jak np. „portugalska”, czy „Pacyfik” mogą też być gotowane. Kupując ostrygi zwracajmy uwage na szczelnie zamknięte skorupki. Nawet lekko otwarta skorupka świadczy o nie pierwszej swieżości. Możemy przechowywać je przez 2-3 dni w lodówce, najlepiej owinięte jeszcze w wilgotną ściereczkę. Choć najprościej jest podać ostrygi na surowo, można przygotować je na gorąco i to na wiele sposobów. Można nawet spotkać nadziewane ostrygi, ale to już najczęściej w postaci mrożonej. W miejscowości Whitstable, przodującej w hodowli ostryg, już w lipcu odbywa się świętowanie zbioru tych mięczaków. Zresztą nie tylko ostrygom poświęcone są okoliczne festiwale i zwyczaje. W wielu miejscach południowej Anglii odbywają się w różnym czasie lokalne święta połączone z poświęceniem zarówno morza, jak i łodzi, kutrów i samych żeglarzy oraz rybaków. Jedna z takich miejscowych tradycji jest poświęcenie morza i rzucanie do niego krzyża, który jest wyławiany potem przez śmiałków. Komu uda się wyciągnąć krzyż na brzeg, ten ma zagwarantowane szczęście i pomyślność w nadchodzącym roku.
KREWETKI PO MALEZYJSKU Na sześć porcji potrzebujemy: 2 łyżki oleju roslinnego, 1 średnią cebulę drobno pokrojoną, 2 ząbki czosnku obrane i pokruszone, 2,5 cm imbiru obranego i rozgniecionego lub drob-
no pokrojonego, 2 czuszki suszonego, czerwonego chilli drobno posiekane, 1 łyżka sproszkowanej kolendry (ground coriander), 2 średnie łyżeczki sproszkowanego kurkumy (ground turmenic), sól do smaku, 700 g obranych krewetek koktajlowych, 100g gęstego mleka kokosowego (coconut cream) w postaci stałej, około 300 ml wrzątku, sok z cytryny lub lemonki. Dodatkowo według uznania i posiadania możemy dodać 20 g wiórków kokosowych lub swieżego startego kokosa oraz do dekoracji plasterki cytryny lub lemonki, kilka krewetek z pancerzykami i gałązki kolendry. Olej rozgrzewamy na woku lub dużej patelni. Delikatnie smażymy przez kilka minut cebulę, czosnek oraz imbir. Dodajemy chilli, sól i przyprawy i smażymy jeszcze 2-3 minuty. Wrzucamy krewetki i gotujemy nastepne 5 minut, aż krewetki ładnie obtoczą się przyprawami. Kruszymy blok mleka kokosowego i stopniowo dodajemy wrzącą wodę, mieszając ciągle. Wody dodajemy tyle, by uzyskać gęsty sos wystarczający do zalania krewetek. Dusimy wszysko razem przez następne kilka minut. Doprawiamy solą do smaku. Wykładamy na talerze (dobrze, jeżeli mogą być ciepłe) i skrapiamy sokiem z cytryny lub lemonki, posypujemy swieżą kolendrą i wiórkami kokosowymi lub świeżo startym orzechem kokosowym. Podajemy od razu z akompaniamentem ryżu. Cena porcji około dwa funty. Czas przygotowania 25-30 minut. Smacznego!
Poza polskimi skleapmi, ośrodkami, Konsulatem RP, „Nowy Czas” jest również dostępny w czterdziestu specjalnych skrzynkach, rozmieszczonych przy głównych stacjach metra w Londynie oraz przed niektórymi polskimi parafiami.
RESTAURACJA (przy polskim kościele) 2 WINDSOR ROAD, EALING, LONDON W5 5PD 0793 171 3066 od poniedziałku do czwartku 10.00 – 15.00
piątek sobota 10.00 – 23.00
niedziela 09.00 – 23.00
ZAPRASZAMY!!!
|27
nowy czas | 28 listopada 2008
czas na relaks sudoku
średnie
łatwe
2 5 7 8 6 9 2 6 1 9 4 6 7 6 8 5 3 9 2 4 1 6 7 3 6 7 1 5 9 2
7 1 5 6
trudne
9 1 6 3 4 4 5 2 5 2 5 8 9
2
2 7 8
9
4
6
4 5 6 9 8 1 6 5 2 3 7 5 4
7 3 5
2
4 3
1 5 4 8 2
2
6 1 2
9
2
7 6
3 5
5 3 7 1 9 4
krzyżówka
horoskop
BARAN 21.03 – 19.04 W stałych związkach porozumienie i harmonia. Samotne Barany przygotujcie się na spotkanie kobiety lub mężczyzny swojego życia. W pracy bez zmian, jeżeli listopad zaczął się dla Was pracowicie, tak już na razie zostanie, warto się jednak postarać, gdyż pod koniec miesiąca wasze wysiłki zostaną docenione.
BYK
20.04 – 20.05
W stałych związkach rutyna. Różnice poglądów na wiele spraw doprowadzić mogą do chwilowych kłótni. Warto odpocząć od siebie, ażeby gorące uczucie mogło powrócić ze zdwojoną siłą. Samotnych czeka raczej przelotny, mało satysfakcjonujący romans, aniżeli długotrwały związek. W pracy dobry czas na zwiększenie liczby kontaktów i spotkań zawodowych i szansa na zasłużony sukces.
NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06
Samotne Bliźnięta mogą ulec urokowi pewnej nowo poznanej osoby, wystrzegajcie się jednak zupełnego brak krytycyzmu. W stałych związkach nieustanne wzajemne dowartościowywanie się. Głębokie zrozumienie i dużo miłości. W sprawach zawodowych w tym tygodniu dokonają się wszystkie zmiany, jakie już od dawna wisiały w powietrzu i będą to zmiany na lepsze. Dobry czas na inwestycje i zakładanie lokat. Przychody wciąż rosną.
RAK 22.06 – 22.0
Jesteście teraz w okresie emocjonalnej pustki. Warto przeczekać ten czas, ponieważ zawsze po takiej stagnacji przychodzi gwałtowne i namiętne uczucie, które rzadko kiedy przemija. W pracy Wasze wysiłki mogą zostać nagrodzone awansem lub premią w najbliższym czasie, ale tylko jeśli zaangażujecie się z całego serca w nowy projekt. Wasz budżet w tej chwili nie jest zachwycający, warto spróbować trochę oszczędzić.
LEW 23.07 – 22.08
W stałych związkach wzajemne szczęście i dużo radości z partnerstwa. Wspaniale się dogadujecie i oby tak dalej. Samotne Lwy powinny właśnie w tym tygodniu ruszyć na polowanie – duże prawdopodobieństwo, że spotkacie kogoś na całe życie. Idealny moment dla tych z Was, którzy szukają bądź planują zmienić pracę.
NA PAN 23.08 – 22.09
Czas rozstań i pożegnań przed Wami. W tym tygodniu będzie miał miejsce początek końca starych związków, bądź też starych przyzwyczajeń, które zastąpi coś zupełnie nowego. W sferze zawodowej również szykują się zmiany – bądź to awanse, bądź nowe posady. Wszystko idzie ku lepszemu. W finansach wszystko jest w normie.
GA WA 23.09 – 22.10
W stałych związkach stosunki burzliwe. Nie umiecie spokojnie ze sobą rozmawiać, jest wiele napięć, ale ta sytuacja minie. Wolne Wagi poznają teraz kogoś bardzo zafascynowanego ich osobą, ale niewiele z tego wyniknie. W pracy relacje ze współpracownikami będą poprawne, możecie jednak poczuć znudzenie tym, co robicie. Pora zainwestować w aktywność fizyczną, gdyż ostatnio zaniedbywaliście swoją kondycję.
SKORPION 23.10 – 21.11
W miłości spokój i harmonia, bez większych uniesień. Warto urozmaicić ten czas romantyczną kolacją lub weekendowym wyjazdem. Wolne Skorpiony niech zainwestują w siebie, niedługo bowiem będą miały okazję wykorzystać swój urok w trakcie spotkania z kimś wyjątkowym. Zapasy energii na cały tydzień pozwolą Wam na zrealizowanie każdego zadania.
LEC STRZE 22.11 – 21.12
W stałych związkach trudne relacje, nie można się z Wami dogadać. Uparcie obstawiacie przy swoim, nawet gdy najlepszym rozwiązaniem byłby kompromis. Samotni – przed Wami burzliwy i namiętny romans. Jeśli planujecie zmianę pracy, zacznijcie wysyłać podania w tym tygodniu.
ZIOROŻEC
KO 22.12 – 19.01
W stałych związkach mogą narastać konflikty. Być może zechcecie porzucić obecnych partnerów dla nowego uczucia. Okres niełatwy dla spraw sercowych. Samotne Koziorożce będą miały problem z podjęciem właściwej decyzji życiowej. W pracy natomiast stabilizacja i zadowolenie. Warto jednak poszukać dodatkowego źródła dochodów, przed Wami trudny czas.
NIK WOD 20.01 – 18.02
Wolne Wodniki spotkają na swojej drodze kogoś szalenie inteligentnego, kto zaabsorbuje ich uwagę do tego stopnia, że zapomną o wszystkim wokół. W stałych związkach zrozumienie i harmonia. Taki stan rzeczy sprawi, że zechcecie pozostać dłużej w obecnej relacji. W sprawach zawodowych cisza przed burzą.
BY
RY 19.02 – 20.03
Coraz częściej myślicie o stabilizacji, w tym tygodniu zechcecie wdrożyć swoje plany w życie i to z powodzeniem. Samotne Ryby mogą w tych dniach spotkać miłość swojego życia. W pracy drobne spięcia z szefem, mogą być przyczyną nieciekawej atmosfery, ale jest to stan przejściowy, który szybko minie. Wasza sytuacja finansowa będzie stabilna.
28|
28 listopada 2008 | nowy czas
ia Ogłoszen ramkowe . już od £15 TANIO NIE! I W YGOD ą! rt Zapłać ka
jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?
KUCHNIA DOMOWA
KSIĘGOWOŚĆ FINANSE
ABY ZAMIEŚCIĆ OGŁOSZENIE RAMKOWE prosimy o kontakt z
Działem Sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne
komercyjne z logo
do 20 słów
£15
£25
do 40 słów
£20
£30
FOR SALE: Speciality Cooked Meats Manufacturer A very successful, profitable cooked meats and speciality sausage manufacturer is for sale.
ROZLICZENIA I BENEFITY szybko i skutecznie (przyjmuję również wieczorem i w weekendy)
WIGILIA NA WYNOS (możliwość dowozu) W cenie ₤20 od osoby • Barszcz z uszkami • Pierogi z kapustą i grzybami • Karp lub filet z mintaja • Ryba po grecku • Ryba w galarecie • Śledź w oleju z cebulką • Kluski z makiem • Sałatka jarzynowa • Kompot z suszu ANETA: 0788 236 6755 The Duke of Cambridge, 1 Kingsley Road, TW3 1PA Hounslow The Bell, 2 Staines Road, Hounslow TW3 3JS DOJAZD: Samochodem: zjazd z A4 (kierunek Heathrow) przy stacji BP. Metrem: Hounslow East lub Hounslow Central. (Zamówienia tylko z Londynu)
DOMOWE WYPIEKI
TEL: 077 9035 9181 020 8406 9341
Excellent product range includes: Deli; Dairy; European and British Sausage and Cooked Meats. £2m t/o Southern England
ACTON Suite 16 Premier Business Centre 47-49 Park Royal London NW10 7LQ TEL: 0203 033 0079 0795 442 5707 CAMDEN Suite 26 63-65 Camden High Street London NW1 7JL TEL: 0207 388 0066 0787 767 4471 www.polonusaccountancy.co.uk office@polonusaccountancy.co.uk
Oferujemy standardowe INSTALACJE SATELITARNE oraz rozbudowane instalacje dla domów wielorodzinnych na terenie Londynu, Slough, Reading i okolic. Platforma cyfrowa nie ma znaczenia. Jeśli nie chcesz stracić całego dnia na kombinowanie i zgadywanie jak ustawić czaszę, zadzwoń do nas! Montujemy wszystkie anteny (nie tylko satelitarne!) TANIO, SZYBKO, SOLIDNIE! Londyn • Slough • Reading TEL.: 0787 701 5563
Akwarela - £100.00 Olejna - £200.00
AGATA TEL. 0795 797 8398 (Zamówienia tylko z Londynu)
USŁUGI KOMPUTEROWE
HL-COMPUTER SERvICE Profesjonalne usługi informatyczne Naprawy, modernizacje usuwanie wirusów, reinstalacja Windows, instalacje internetu. Konfiguracja routerów Odzyskiwanie danych Drukowanie wizytówek Projektowanie www Sprzedaż komputerów Technik-Informatyk Olgierd 07961222932 www.hl-computerservice.com www.hl-shop.com
BIURO KSIĘGOWE Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162D HIGH STREET HOUNSLOW TW3 1BQ TEL.: 0208 814 1013 MOBILE: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk
USŁUGI RÓŻNE
Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóĶceń, systemy CCTV, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. Polskie ceny Tel. 0751 526 8302
Sebastian Fluder: masażysta-rehabilitant z doświadczeniem klinicznym, leczy różnego rodzaju schorzenia i dolegliwości: • bóle pleców, rwa kulszowa • wypadnięcie dysku • nastawianie kręgosłupa • rehabilitacja po urazach Możliwość dojazdu do Twojego domu. Tel. kom 07783144365 Tel. 020 83547299
LABORATORIUM MEDYCZNE: THE PATH LAB Kompleksowe badania krwi, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową (HIV – wyniki tego samego dnia), EKG, USG. TEL: 020 7935 6650 lub po polsku: Iwona – 0797 704 1616 25-27 Welbeck Street London W1G 8 EN
Tel: 0788 415 5281 0208 578 7787
WRÓŻKA SEBILA przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum.
WRÓŻKA JAŚMIN Wróży ze zdjęcia, z ręki i z kart tarota. Zdejmuje złe uroki i klątwy, Zmieni twojego pecha w strumień radości i powodzenia. Pomaga w problemach. 27 lat doświadczenia! TEL. 079 60 38 18 00
PROFESJONALNE FRYZJERSTWO strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. Iza West Acton, Tel. 0786 2278729
NAUKA
ZAPRASZAM NA KURS TAŃCA TOWARZYSKIEGO 1-STOPNIA KTÓRY ODBĘDZIE SIĘ 29.11 O GODZ. 16.30 dla młodzieży i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych prywatne lekcje tańca towarzyskiego Tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@ szkolatanca.co.uk
TRANSPORT PRZEPROWADZKI
MIKROBUS DO POLSKI - WOLNE MIEJSCA-
www.zojka.com
TEL. 0798 855 3378
ANTENY SATELITARNE Jan Wójtowicz
MAŁGORZATA Tel:0793 338 8935
URODA
MALUJĘ PORTRETY Z NATURY LUB FOTOGRAFII
na każdą okazję. Gwarancja jakości i niskie ceny.
Bóle kręgosłupa, stawów, mięśniobóle, nerwobóle Wizyty domowe
Call George Seward for details Corporate Mergers on 07710 501899 or Email: George@corporatemergers.co.uk
ZDROWIE
PEŁNA KSIĘGOWOŚĆ (rozliczenia przez internet) Zwrot podatku w ciągu 48h Virtual office NIN, CIS, CSCS, zasiłki i benefity
FIZJOTERAPIA, MASAŻ LECZNICZY
BADANIA ORGANÓW WEWNĘTRZNYCH OBERONEM: •Wykrywanie pasożytów •Alergii •Zastosowanie prawidłowych leków ziołowych •Dobór produktów wg analizy organizmu. •Masaże •Dietetyka Czynne od 7.00 do 23.00 Ur szu la Reń ska Tel: 0772 996 8769 20 Ladysmith Road Canning Town London E16 4NR (Bus 69, six bus stops) www.allmedicaldiagnosis.com Naturalne kosmetyki szwedzkie Oriflame www.oriflame.co.uk Wybierz numer produktu oraz ilość i prześlij zamówienie SMS-em Tel: 0772 996 8769
WYJAZDY: - 13 GRUDNIA - 20 GRUDNIA Informacja oraz rezerwacja miejsc TEL.: 0752 665 4386
|29
nowy czas | 28 listopada 2008
ogĹ&#x201A;oszenia
job vacancies
duties will include working with the chefs, food preparation, Cooking breakfast and help to prepare for lunches, cleanliness of the kitchen and any other tasks as required. This position pays every 4 weeks, not monthly. Applicants must be eligible to work in the UK and have an open and active bank account. How to apply: You can apply for this job by telephoning 07903 837741 and asking for Billy Wilson. Non-UK applicants from EU to email CV to shiraz.sakkaf@jobcentreplus.gsi.gov.uk
BREAKFAST CHEF Location: KENSINGTON, LONDON SW7 Hours: 40 HOURS PER WEEK MONDAY TO FRIDAY, 8.30AM - 4.30PM Wage: ÂŁ6.50 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: Hereford Arms Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY
Description: This employer shares information about new starters with Jobcentre Plus for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. IMMEDIATE START Must have previous experience within a chef role. Applicants must be able to provide 2 working references. Must have experience in cooking Breakfasts. Main
DENTAL NURSE Location: LONDON N17 Hours: 30 PER WEEK MONDAY-FRIDAY DAYS Wage: MEETS NAT MIN WAGE Work Pattern: Days Employer: Morris House Dental Surgery Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY
Description: No previous experience required, as training will be given. Must be qualified or currently on a course. Duties will include assisting the dentist with all procedures, booking appointments, answering the telephone and all related tasks. It would be an advantage to speak either Finnish, Turkish, Swedish, Baltic, Russian or Polish.
TRANSPORT PRzEPROWADzKI
AUTO-zĹ OmOWANIE Za kaĹźde auto pĹ&#x201A;acimy od ÂŁ50,00 do ÂŁ100,00 ZaĹ&#x201A;atwiamy wszystkie formalnoĹ&#x203A;ci w DVL Auto odbieramy od klienta. Pomoc drogowa i autoholowanie 24 godz./7 dni w tygodniu TEL. 0759 230 4530
WyWĂłz Ĺ&#x203A;mIECI przeprowadzki, przewĂłz materiaĹ&#x201A;Ăłw i narzÄ&#x2122;dzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, zĹ&#x201A;omowanie aut â&#x20AC;&#x201C; free TRANSPOL tel. 0786 227 8730 lub 29 ANDRzEj
How to apply: You can apply for this job by telephoning 020 88084011 or 020 88084011 and asking for Dr Abadian.
POLISH INTERPRETER Location: BOLTON, LANCASHIRE. Hours: 40 HOURS PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, 9AM TO 5PM. Wage: ÂŁ6 PER HOUR Work Pattern: Days Employer: Yusuf and Co Solicitora Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY
Description: Must have good English and Polish language skills, along with good telephone skills, have previous experience of working within an office and have working knowledge of Excel. Duties will include interpreting for polish clients, writing letters and completing questionnaires in Polish. Temporary for 3 months, may ead to a permanent position. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Ridwan Sulemp at Yusuf and Co Solicitora, 312 Derby Street, BOLTON, BL3 6LF. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.
CATERING ASSISTANT Location: North England Hours: 16 - 25 PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY, BETWEEN 8AM - 2PM. Wage: EXCEEDS NATIONAL MINIMUM WAGE Work Pattern: Days , Evenings , Weekends Employer: Eggleston Catering Services Limited Pension: No details held Duration: TEMPORARY + FULL-TIME
Description: Experience preferred but not essential as full training given. Duties include filling and cleaning vending machines, serving on counter and helping
to prepare salads and sandwiches. This Local Employment Partnership Employer shares information about. Will also be required to wash up and carry out other general kitchen duties.Flexible hours are available to suit the applicant's needs ,to be discussed at interview. Employer will consider a Work Trials. This is a temporary vacancy for up to 1 year to cover maternity leave.. Telephone employer only between 8am -10am. How to apply: For more details please
telephone Jobseeker Direct on +44 845 6060 234. Lines are open (UK time) 08.00hrs - 18.00hrs weekdays, 09.00hrs - 13.00hrs Saturday. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is +44 845 6055 255. If you are suitable for this job you will be asked to register your details (name, date of birth, location, contact telephone) and you will be told how your application will be handled. Please quote job reference number: DRL/9824.
Z Â&#x2019;xÂ&#x192;iÂ&#x160;ÂśÂ&#x2C6;Â&#x192; Z Ă&#x2026;¹œĂ? Ă&#x2019;IĂ&#x17D;Â&#x2DC;bÂ&#x2DC;Ă&#x17D;i Z Â&#x2DC;uÂ&#x192;Â&#x2019;IÂ&#x2019;ÂśÂ&#x2DC;Ă&#x17D;IÂ&#x2019;Â&#x192;I Â&#x2019;IĂ&#x2026;Â&#x2C6;Â&#x192;
 [Â&#x192;IÂ?SĂ?¡ Ă&#x2019;Ă&#x17D;Â&#x192;rÂ&#x2C6;ÂśĂ&#x2019;Ă?\ ÂśĂ&#x17D;Â&#x2DC;Â&#x2021;i ÂśĂ&#x2019;IÂ&#x2019;Âśi Â&#x2019;I bÂ&#x2DC;SÂąN  ¹I[r¨ EIbĂ&#x2019;Ă&#x17D;Â&#x2DC;Â&#x201C; bÂ&#x2DC; IÂąii¹œ bĂ?Â&#x192;[i 4iÂąĂ?Â&#x192;[i
0800 093 1114 Â&#x2019;uÂ&#x2DC;ÂąÂ&#x2018;I[Â&#x2021;i Â&#x192;  Â&#x2DC;ÂąIbĂ?  Â&#x2DC;  Â&#x2DC;Â&#x160;ÂśÂ&#x2C6;Ă&#x2026;
ORBIS EXPRESS Zaplanuj swojÄ&#x2026; podróş z nami samolotem, autokarem lub samochodem!!! Tylko u nas znajdziesz oferty 7 linii samolotowych oraz 12 przewoĹşnikĂłw autokarowych. Tel. 0207 730 6872 ORBIS EXPRESS na Victorii â&#x20AC;˘ 14 Elizabeth Street, SW1W 9RB ORBIS EXPRESS na Ealing â&#x20AC;˘ 44 The Mall, Ealing Broadway W5 3TJ
Lecisz do Polski? Polecamy Ci najlepszy transport osobowy na lotniska Luton i Stansted â&#x20AC;&#x201C; regularne odjazdy z Hammersmith, Acton i Ealing ORBIS AIR LINK LTD Atrakcyjne ceny â&#x20AC;˘ zniĹźki dla grup â&#x20AC;˘ bilety rodzinne Rezerwacje na: www.orbisairlink.co.uk lub telefonicznie: 08455 708 707
30|
28 listopada 2008 | nowy czas
port
Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk
PioTR ZACHARSKi:
To był przełomowy sezon Za nami kolejny rok ligowych zmagań największej polonijnej ligi piłkarskiej na świecie. O jego podsumowanie, plany na przyszłość oraz odpowiedź na kilka niewygodnych pytań poprosiliśmy członka Zarządu, Piotra Zacharskiego. Jak Pan ocenia miniony sezon pod względem organizacyjnym i sportowym?
Bez wątpienia był to sezon przełomowy. Pod względem sportowym na pewno było trochę gorzej niż przed rokiem. Przewaga mistrza ligi Inko Team była miażdżąca. To między innymi efekt powrotów wielu zawodników do Polski. Tak się stało m.in. z Domaxem, którego piłkarze grają obecnie w futsalowych drużynach na Śląsku. Muszę jednak zaznaczyć, że w trzeciej lidze poziom wzrósł diametralnie. Dlatego ogólnie nie powinniśmy narzekać. Niewątpliwie do plusów należy zaliczyć podpisanie kontraktu
z nowym sponsorem. Na jak długo podpisano umowę i na jaką kwotę ona opiewa?
sprawę szybko wyjaśniliśmy i zespołu tego nie ma już w naszym gronie.
Na oferty nie narzekaliśmy, bo firmy bardzo dobrze zdają sobie sprawę, że sponsoring ligi to bardzo dobry interes. Na dobry początek Sami Swoi wspomogli nas pod koniec sezonu. Umowa będzie obowiązywała jeszcze przez rok, ale od razu zaznaczam, iż obie strony chcą ze sobą współpracować co najmniej kilka lat. Ze względu na tajemnicę handlową kwoty oczywiście ujawnić nie mogę, ale jest ona nie mniejsza niż poprzednie i w pełni nas zadowala.
Właściciel tego zespołu zarzucił Zarządowi, że liga działa nielegalnie.
W trakcie obecnego sezonu doszło do kilku organizacyjnych zgrzytów. Nie do końca wyjaśnione były sprawy awansu do pierwszej ligi Panoramy i LondonTV. Jak ostatecznie rozwiązano te sprawy?
Z Panoramą sprawa jest oczywista. Drużyna Young Juve połączyła się z London Boys. Fuzję pilotował Robert Zalewski, który zobowiązał się do zapłacenia długów Juve. Sytuację porównałbym do znanej w polskiej ekstraklasie fuzji Groclinu Grodzisk Wielkopolski z Polonią Warszawa. Trochę bardziej skomplikowana sytuacja wynikła z LondonTV, ale
Pan Mirek Błoch to nasza największa porażka mijającego roku. Liga działa jak najbardziej legalnie. Jesteśmy zarejestrowani jako organizacja non-profit. Można nas też sprawdzić poprzez Companies House. Nasze interesy reprezentuje firma prawnicza pana Salingera, a bilans finansowy zlecimy zewnętrznej firmie księgowej. Czy wyjaśniono już do końca sprawę rozliczeń Krzysztofa Wiciaka?
Można powiedzieć, że na dzień dzisiejszy sprawa rozliczeń wyjaśniona jest w osiemdziesięciu procentach. Będziemy jednak dążyć do tego, aby temat został zamknięty jak najszybciej. Jak poradziliście sobie z boiskowymi brutalami? Jeszcze niedawno z boisk wiało grozą. Sam byłem świadkiem kilku awantur zakończonych pobiciem...
Postawiliśmy na ostre kary. Jesteśmy bardziej rygorystyczni, a przede wszystkim bezwzględni. Nie ugniemy się przed nikim, nawet jeśli odbędzie się to kosztem całej drużyny. Kto szefuje rozgrywkom największej polonijnej ligi na świecie?
Dzwon do Polski
Nie ma prezesa, ani zastępców. Ligą kieruje po prostu pięciu równorzędnych członków Zarządu. Każdy ma jakieś obowiązki, z których stara się wywiązać jak najbardziej rzetelnie. W tej chwili Zarząd tworzą: Piotr Zacharski, Sylwester Jedynak, Piotr Osiński, Robert Zalewski, Tomasz Cisak.
2p/min na tel. stacjonarny
Jakiś czas temu padł pomysł, aby zorganizować turniej z udziałem zespołów z lig w Londynie, Birmingham, Cork oraz Dublina...
Wybierz poniĪszy numer dostĊpowy a nastĊpnie numer docelowy
Polska Polska Niemcy Slowacja Czechy Irlandia Litwa
Temat nie jest zamknięty. Sprawa wymaga wielu przygotowań. To jest przede wszystkim duże przedsięwzięcie logistyczne.
2p/min - 084 4831 4029 7p/min - 087 1412 4029
Kiedy pojawi się więc nowa oficjalna strona internetowa ligi?
To jest w tej chwili nasz największy priorytet. Zrobimy wszystko, aby strona powstała jak najszybciej. Pomoc w tej kwestii obiecał nam sponsor, dlatego jestem dobrej myśli.
Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów, bo od kilku lat nad ligą panuje jakieś fatum jeśli chodzi o niektórych działaczy.
Ja również dziękuję. Jestem przekonany, że najgorsze za nami. Mamy spory bagaż doświadczeń z których na pewno wyciągniemy wnioski. Jestem dobrej myśli.
Rozmawiał: Daniel Kowalski
Jak dokładnie wyglądał będzie system przyszłorocznych rozgrywek ligowych?
2p/min - 084 4831 4029 3p/min - 084 4988 4029 3p/min - 084 4988 4029 3p/min - 084 4988 4029 4p/min - 084 4901 4029
87 enta: 0208 497 92 Polska Obsáuga Kli
ny poprzez wprowadzenie systemu play-off. Jak tylko wystartuje nasza strona internetowa podamy dane kontaktowe.
www.auracall.co
m/polska
Tanie Rozmowy! *T&Cs Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Minimum call charge 5p by BT. Cost of calls *T&Cs: from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
Do 15 stycznia czekamy na zgłoszenia wszystkich chętnych drużyn. Dopiero wtedy ostatecznie zdecydujemy o kształcie ligi oraz terminach. W tej chwili mamy zapewnienia od 25 ekip. Będziemy zadowoleni jeśli w styczniu będzie ich co najmniej 32. Tak jak informowałem już tydzień temu najprawdopodobniej będą dwie ligi po dwie grupy. System rozgrywek będzie bardziej atrakcyj-
Polacy za granicą. Tym razem nasi piłkarze błysnęli niezła formą. Dziwiątą bramkę w Bundeslidze zdobył Wichniarek (Arminia-Bayer Leverkusen 2:1). Dobry mecz zagrał też Błaszczykowski (grał w masce, ale lekarz dwa razy tamował mu krew płynącą z nosa). Całą „połówkę” meczu Wolfsburga zaliczył nareszcie Krzyżówek (4:1 z VFB Stuttgart). Gola zdobył także Mięciel (Jego Bochum przegrało jednak z Herthą 2:3). W Premier Laegue zagrał tylko Smolarek w Bolton, ale i to tylko 16 ostatnich minut. W Championship grał 50 minut Przemysław Kaźmierczak (Derby – Ipswich 0:2). Celtic z Borucem w bramce pokonał 3:1 na wyjeździe St Mirren. Polak dostał żółtą kartkę za ostry faul. W LM Boruc puścił 2 bramki, ale bez swojej winy.
|31
nowy czas | 28 listopada 2008
sport
Zamieszanie na Ukrainie Czesław Ludwiczek
Szanowni Czytelnicy wybaczą, że znów, podobnie jak tydzień temu, wracamy do tematyki ukraińskiej. Trudno jednak pominąć ów problem skoro u naszego wschodniego sąsiada, a zarazem współpartnera w organizacji Euro 2012 dzieją się sprawy wywołujące głęboki niepokój sympatyków futbolu.
Oto bowiem w ubiegłą środę decyzją tamtejszego rządu zlikwidowano Narodową Agencję d/s Euro 2012. Wicepremier Ukrainy Iwan Wasiunyk, który poinformował o tej decyzji na konferencji prasowej, oświadczył równocześnie, że rolę unicestwianej właśnie instytucji przejmie biuro koordynacyjne działające w strukturach rządowych. Cóż się takiego stało, że trzeba było likwidować instytucję działającą już od przeszło roku i na jej miejsce tworzyć nową? Tak się dziwnie złożyło, że szef likwidowanej Agencji, Jehwen Czerwonenko bawił akurat w Polsce, na seminarium w Poznaniu i tam właśnie tłumaczył ów akt konfliktem politycznym pomiędzy prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenką, a premier tego kraju Julią Tymoszenko. Z jego słów wynikało, że Agencja nie uzyskiwała od rządu środków na swą działalność, w związku z czym jej wpływ na przygotowanie piłkarskich ME był poważnie ograniczony. Można by to rozumieć, że do tej pory kontrolę nad przygotowaniami do ME sprawował prezydent, a teraz funkcje tę przejmie premier i że dopiero teraz prace ruszą pełną parą. Obawiam się jednak, że problem jest głębszy i poważniejszy, bo Ukra-
ina napotyka na liczne kłopoty, które mogą pozbawić ją praw organizatora Euro 2012, a jeśli tak, to i nad nami zawiśnie podobna groźba, bo ze Szwajcarii dochodzą głosy, że jeżeli jeden z dwóch partnerów nie wywiąże się z zadań, to i drugi także straci prawo gospodarza mistrzostw. Owe problemy koncentrują się nie tylko wokół budowy nowych stadionów, ale także wokół infrastruktury pozasportowej jakiej wymaga tak duża impreza jak Euro 2012. Poważną troską Ukrainy jest przede wszystkim budowa dróg i autostrad oraz przystosowanie portów lotniczych do przyjmowania i ekspediowania dużej liczby samolotów, bo przecież odległości między niektórymi miastami są tam tak duże, że trudno je pokonywać innymi środkami komunikacji. Jeden z poważnych, zachodnioeuropejskich portali internetowych twierdzi, że na trudną sytuację Ukrainy w procesie przygotowań do Euro 2012 wpłynął w ogromnym stopniu kryzys finansowy jaki nawiedził świat we wrześniu i październiku. W każdym razie ujawnił on słabość kondycji ekonomicznej Ukrainy. Twierdzi się wprost, że kraj ten cierpi na brak odpowiednich środków finansowych dla realizacji zadań założonych w projekcie Euro i na brak czasu. To ostat-
nie sformułowanie wskazywałoby, że w procesie przygotowań do Euro istnieją znaczne opóźnienia. Doszło nawet do tego, że w samym końcu października wicedyrektor Agencji Jewhen Wilinski ogłosił, że wstrzymane zostały wszystkie prace przy budowie obiektów na Euro. Wprawdzie jego szef Czerwonenko już następnego dnia informację tę sprostował, twierdząc, że chodziło tylko o budowę hoteli, ale ziarno niepokoju zostało zasiane. Tak czy owak, stwierdzić trzeba, przynajmniej na podstawie doniesień z samej Ukrainy, że obiekty sportowe w 80 procentach wznoszone są ze środków prywatnych. A co z pozostałymi inwestycjami? Na to nie ma jasnej odpowiedzi. Ze strony internetowej federacji ukraińskiej dowiadujemy się natomiast, że prowadzi się dialog na ten temat z Bankiem Światowym. Właśnie 13 listopada prezydent FFU Hrihorij Surkis spotkał się z dyrektorem Departamentu Rozwoju Europy i Centralnej Azji Peterem Thomsonem i innymi osobami, które przekonywał, że realizacja infrastrukturalnych projektów Euro 2012 może ożywić ekonomikę kraju, a włączenie się w ten proces Banku Światowego może mieć pozytywny wpływ na opanowanie kryzysu,
szczególnie w takich sferach jak metalurgia i budownictwo. Koniec końców przedstawiciele Banku Światowego wyrazili gotowość udzielenia pomocy w realizacji projektów. Problem tylko w tym czy prezes piłkarskiej federacji jest dla Banku Światowego właściwym partnerem w zawieraniu tak poważnych umów. Być może rządowe biuro koordynacyjne, które ma zastąpić Narodową Agencję d/s Euro będzie miało większe uprawnienia w tym dziele. Do dyskusji o zmianie systemu przygotowań Ukrainy do Euro 2012 włączył się prezes tamtejszej federacji piłkarskiej Hhrihorij Surkis, który podobnie jak wicepremier Wasiunyk twierdzi, że oficjalnym powodem likwidacji Narodowej Agencji były zastrzeżenia jakie do jej działalności miała UEFA. Podkreślił on także, że na posiedzeniu Rady Ministrów Ukrainy, kiedy to likwidowano Agencję, podjęto wiele śmiałych decyzji, które znacznie przyśpieszą proces przygotowań do tej wielkiej imprezy w 2012 roku. Także z polskiej strony mamy uspokajające wypowiedzi, bo np. minister sportu Mirosław Drzewiecki twierdzi, że zamieszanie na Ukrainie to nie żaden kryzys tylko porządkowanie pewnych spraw. Ciekawe skąd on to wie?
Czerwone na żółtym tle
Dariusz Jan Mikus
Szlagierowy mecz ostatniej kolejki – pojedynek Śląska z Wisłą – przyniósł znacznie więcej emocji w kategoriach kroniki kryminalnej niż jakości gry. Panowie z Krakowa popisali się znajomością słownictwa i gestów spod budki z piwem, a sędzia nie okazał się im dłużny... Było żółto i czerwono. Dywagacje na temat, czy sędzia miał prawo wyrzucić z boiska dwóch graczy gości – w kontekście uczynienia tego jedynie za gesty i słowne komentarze do swych decyzji – są po prostu bezsensowne. Od wielu już lat żyjemy w
fałszywym przekonaniu o rzekomo ekstremalnych warunkach pracy futbolistów, co ma usprawiedliwiać każde ich zachowanie wobec arbitra i publiczności. Nic bardziej błędnego!! Skoro płaszczem ochronnym trzeba przykryć wyzwiska publicznie rzucane pod adresem sędziego przez zestresowanych grą piłkarzy, to dlaczego nie pozwolić na bluzganie wobec klientów zestresowanym liczeniem wielkich sum kasjerkom w hipermarketach czy choćby pracującym w ekstremalnych warunkach policjantom? Bo pamiętajmy, że zupełnie czym innym jest nawet rzucenie wiązki pod adresem kolegi z drużyny, a czym innym wyzywanie arbitra. Marcin Szulc pokazał dwie czerwone kartki (jedną jako konsekwencję dwóch żółtych) i narobił sobie sporo wrogów w środowiskach zbliżonych do piłki. Oglądając komentarze w stacji Canal +, można było dojść do wniosku, iż obaj ukarani są ofiarami tragicznych pomyłek arbitra. Tak przynajmniej wynikało z wypowiedzi prowadzących program dziennikarzy oraz Hajty i Mielcarskiego. Dla nich sprawa była jasna – winny jest arbiter, bo źle zagwizdał, a zdesperowany Sobolewski powiedział mu, co myśli – a gdy sędzia sięgnął po pierwszą „czerwień”, to w obronie kolegi słusznie stanął Baszczyński, który dobrze widział pomyłki prowadzącego, bo stał blisko całej sytuacji. Dla takich dywagacji intelektualnych najlepszym komentarzem wydaje się pokazanie sytuacji z dnia poprzednie-
go, gdy po brutalnym zagraniu wobec Filipa Ivanowskiego z boiska został wyrzucony... Tomasz Hajto!! To zaiste przypomina mi komentowanie sędziowskiej uczciwości na boisku przez Wita Żelazkę... Ale OK – teoretycznie przyjmijmy nawet, że komentatorzy mieli rację. Tu rodzi się pytanie – czy nawet błędy sędziego mogą usprawiedliwiać wulgarne komentarze ze strony futbolistów? Odpowiedź raczej nie jest konieczna... Pamiętajmy o jeszcze o jednym kontekście podobnych spraw. Oto idący po ulicy obywatel nie może nikomu stojącemu na przystanku autobusowym publicznie naubliżać – nawet w sytuacji totalnego stresu (!!!) – bowiem grożą mu za takie zachowania bardzo konkretne sankcje określone w kodeksie wykroczeń. I choć nie mam ochoty na sięganie do argumentów rodem z poprzedniej epoki, to jednak powinniśmy także pamiętać o wychowawczej roli sportu. Tak – dobrze wiem, że w grę wchodzi gruby szmal, stacje telewizyjne, reklamy itd, itd. Jednak solą futbolu jest nade wszystko wielka liczba widzów – nie zawsze tych z bejsbolami w rękach – także ludzi przychodzących na stadiony w nadziei, iż widowisko sportowe będzie markowym przeżyciem estetycznym. Cóż z tego, że ci ostatni aktualnie są w mniejszości – ważne, że są i przychodzą, płacąc za bilety. To właśnie im należy się szacunek. A gdy facet w getrach nie ma szacunku nawet wobec sędziego, to niech cierpi on i cała jego drużyna.
Z komórki wybierz:
020 8497 4029
*
& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³¹czenie.
Polska
2p/min
Polska
7p/min
Sáowacja 2p/min
Pols
Czechy
1p/min
Irlandia
1p/min
Niemcy
1p/min
0208 497 9287 ka Obsáuga Klienta:
www.auracall.com
/polska
Tanie Rozmowy! *T&Cs *T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Minimum call charge 5p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.