nowyczas2009/119/003

Page 1

koMu PoTrzeBny jeST PoSk?

4-5

Może formuła „krzewienia polskiej kultury, utrzymywania i rozwoju polskiej tożsamości narodowej” dobra kiedyś, jest w obecnych czasach naszej przynależności do unii europejskiej nieco staroświecka?

LOndOn 31 January 2009 3 (119) www.nowyczas.co.uk FRee iSSn 1752-0339

neW tiMe

tHe POLiSH WeeKLy

Czarny tydzień

FeLietOny

Z życia gwiazdy 11 Nie wiem, co Marcinkiewicz chciał osiągnąć inicjując ten serial. Może liczył, że publika doceni szczerość wyznań i podtrzyma swą sympatię? Na pewno jednak były premier pokazał, kim jest naprawdę. Aktorem, po prostu.

Adam Wojnicz ondyn to duże miasto. Zdarzają się w nim wypadki, często tragiczne. Giną ludzie, niepotrzebnie, zwykle bez żadnego powodu. Policja przestała panować nad kulturą przemocy. Najczęściej dowiadujemy się o tych ekstremalnych wypadkach z mediów. Zdarzyły się w mieście, w którym mieszkamy, ale gdzieś dalej, nas bezpośrednio nie dotyczą. W tych ostatnich dniach było inaczej. Prawie dzień po dniu tragicznie zakończyło życie dwóch Polaków. Jeden zmarł w areszcie, drugiego zmaltretowane ciało znaleziono w opuszczonym budynku w pobliżu stacji Waterloo. Do tragicznej śmierci na posterunku policji w Chelsea doszło po aresztowaniu Polaka w okolicach Old Brompton Road (South Kensington). Do leżącego na chodniku mężczyzny została wezwana karetka pogotowia. Sanitariusze nie byli jednak w stanie udzielić mu jakiejkolwiek pomocy. Jak podają świadkowie był agresywny, w ich ocenie zagrażał bezpieczeństwu innych. Sanitariusze wzywają patrol policji, która ma podobne kłopoty, zabiera więc go na posterunek policji w Chelsea, gdzie w areszcie spędza noc. Niestety rano, z czwartku na piątek ubiegłego tygodnia, dyżurny policjant nie może go dobudzić. Wezwany lekarz stwierdza zgon. Nie wiadomo co się stało. Pierwsza sekcja zwłok nie ustaliła przyczyn śmierci. Sprawę bada Independent Police Complaint Commission. O drugiej śmierci policja dowiedziała się, od mężczyzny, który zgłosił się na posterunek. Zaprowadził funkcjonariuszy do pustostanu (byłego biurowca należącego do organizacji kościelnych) niedaleko stacji kolejowej Waterloo (Partnership House przy skrzyżowaniu Waterloo Road z Gray Street). Prawdopodobnie w tym budynku mieszkał. Ciało Polaka było zmaltretowane. Prowadzący sprawę inspektor Russell Taylor jest przekonany, że z uwagi na jego tryb życia był na pewno znany lokalnie. W kilka godzin po wszczęciu śledztwa policja zatrzymała osiem osób w wieku od 21 do 35 lat.

L

Osoby, które mogą pomóc w prowadzonym śledztwie proszone są o kontakt: 020 8721 4155 anonimowo 0800 555 111

POdRóże

Karaiby

14-15

Środek Morza Karaibskiego. Przez cały dzień nie widać żadnego lądu ani nawet obiektu na morzu czy niebie. Nic, tylko bezkresna przestrzeń pełna białych grzyw fal sunących po szafirowej tafli wody. Na górnym pokładzie zamiast piratów, angielscy emeryci, a zamiast łotrowskich przyśpiewek, łagodne rytmy calipso. Wiatr porywa ręczniki, koszulki, buty.

Lepsze warunki dla polskich pracowników

W Londynie odbyły się liczne demonstracje w związku z sytuacją na Bliskim Wschodzie, uczestniczyli w nich również Polacy. Tym razem powodem była decyzja BBC o niezamieszczaniu w swoich programach inormacji o zbiórce pieniędzy dla ofiar konfliktu w Strefie Gazy. Fot. Piotr Apolinarski Miłość na odległość 10

Odpowiedzi na pytania dotyczące zatrudnienia, będzie mżna uzyskać 7 lutego ( 11.00 – 17.00) w POSK-u, 238-246 King Street W6 0RF, podczas spotkania zorganizowanego przez związki zawodowe z pomocą Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii. stoiska informacyjne warsztaty

Szczegóły »12, 19


2|

31 stycznia 2009 | nowy czas

Na żadnym zegarze nie znajdziesz wskazówek do życia Stanisław Jerzy Lec

listy@nowyczas.co.uk Pią tek, 30 stycz nia, Ma cie ja, se ba stia na 1927 1937

Zakończyła się pierwsza edycja konkursu im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Laureatem został Lew Oborin z ZSRR. Adolf Hitler zakazał przyjmowania Nagród Nobla przez Niemców.

so bo ta, 31 stycz nia, Fran cisz ka, Lu dwi ka 1915 1956

W Niemczech, pochłoniętych udziałem w wojnie, wprowadzono racjonowaną sprzedaż chleba i mąki. Zmarł Alan Alexander Milne, angielski pisarz, autor popularnych baśni dla dzieci: „Kubuś Puchatek" i „Chatka Puchatka".

nie dzie La, 1 Lu te go, eMi La, an ny 1901 1944

Urodził się Clark Gable, aktor amerykański, pierwszy amant kina lat 40., odtwórca roli Retta Butlera w „Przeminęło z wiatrem" oraz wielu innych. Szare Szeregi AK dokonały udanego zamachu na Franza Kutscherę, szefa SS i policji Dystryktu Warszawskiego.

Po nie dzia łek, 2 Lu te go, Fi Li Pa, jo an ny 1948 1987

Prezydent Stanów Zjednoczonych Harry Truman wygłosił orędzie, w którym zapowiedział całkowite zniesienie dyskryminacji rasowej. Zmarł Alistair MacLean, szkocki pisarz, autor niezwykle poczytnej serii powieści przygodowych „Działa Nawarony", „Tylko dla orłów".

wto rek, 3 Lu te go, bła że ja, ste Fa na 1735

1870

Urodził się Ignacy Krasicki, polski pisarz, publicysta, jeden z głównych przedstawicieli polskiego Oświecenia. Nazywany „księciem poetów polskich". Był również autorem dzieła uznawanego za pierwszą polską powieść („Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki”). Tworzył głównie bajki, satyry i poematy heroikomiczne. Weszła w życie piętnasta poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, znosząca wyborczy cenzus rasy.

Śro da, 4 Lu te go, Ma riu sza, we ro ni ki 1924 1943

We Chamonix zakończyły się pierwsze Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Urodziła się Wanda Rutkiewicz, alpinistka; w 1978 jako trzecia kobieta na świecie oraz pierwsza Europejka weszła na Mount Everest. Zginęła pod wierzchołkiem Kanczendzongi w 1992 roku.

czwar tek, 5 Lu te go, aga ty, ja ku ba 1852

1937

W Petersburgu uroczyście otwarto Ermitaż. W muzeum wystawiane są m.in. zbiory malarstwa europejskiego, grafiki, rzeźby, rzemiosła artystycznego, sztuki starożytnej krajów wschodnich. Rząd polski podjął decyzję o utworzeniu Centralnego Okręgu Przemysłowego w południowo-centralnych dzielnicach Polski. Był jednym z największych przedsięwzięć ekonomicznych II Rzeczypospolitej.

Szanowna Redakcjo Świat potrzebuje odświeżenia. Dlatego Stany Zjednoczone, a za ich pośrednictwem świat z entuzjazmem przyjęli nowego lokatora w Białym Domu. Nowy prezydent daje ludziom nowe nadzieje, ponieważ w odróżnieniu do swojego dalekiego poprzednika, prezydenta Nixona, który zalecał swojej administracji mówienie wszystkiego oprócz prawdy, otwiera się na sprawy ludzkie. Prezydent Obama łamie wszystkie dotychczasowe konwencje funkcjonujące w polityce. Stąd ten niespotykany entuzjazm. Nie wiem czy to przypadek, czy może pewnego rodzaju moda. ale w Polsce do podobnej (choć na nieporównywalnie mniejszą skalę), także doszło. Nominacja andrzeja Czumy, dawnego działacza podziemia, więźnia politycznego, także wywołała nie tylko w społeczeństwie, ale i w obozie rządzącym podobne reakcje [23 stycznia został powołany przez prezydenta lecha Kaczyńskiego na funkcję ministra sprawiedliwościprokuratora generalnego. Zastąpił zdymisjonowanego Zbigniewa Ćwiąkalskiego – red.]... Nowy minister połączył dotychczas skłócone… Zburzył dotychczasowe uprzedzenia i niechęć. Miażdży dotychczasowe rewiry, w których poruszali się politycy. Dzięki temu wydobędzie na powierzchnię to, co było wdeptywane i zadeptywane przez poprzedników, którzy stali na

stanowisku, że społeczeństwo ma służyć prawu, a nie prawo społeczeństwu. absurd, który chce obalić minister Czuma. Mam nadzieję, że dzięki Czumie znikną z polityki zmurszałe zwyczaje i nawyki. W odstawkę pójdą politycy, którzy wobec łatwych problemów byli bezsilni. To oni wzbudzali do siebie niechęć społeczeństwa. Oni pozwalali kwitnąć i tryumfować bezprawiu. a teraz niech odejdą, zajmując się swoimi małymi sprawami. KaMil KOSiCKi

Szanowna redakcjo Księża Marianie nie dali szansy Polskiej Misji Katolickiej i innym organizacjom, aby Fawley Court pozostał w polskich rękach. Chęć zysku zadecydowała o przehandlowaniu 50-letniego dorobku całego społeczeństwa emigracyjnego i oddała go w cudze ręce. Ksiądz Jasiński zaprasza, aby jeszcze cały rok przyjeżdżać do Fawley Court – pomoże to jak umarłemu kadzidło. Równocześnie radzi, aby nie uczęszczać do kościoła św. anny, mieszczącego się na terenie posiadłości pałacowej, a raczej do kościoła w Henley. Tu jeszcze chce nas „nabrać”. O ile kościół będzie nieużywany przez jakiś czas, wówczas można nabyć prawo do jego rozbiórki, a może to jest warunkiem sprzedaży? a więc wiemy co powinniśmy robić,

by zachować tę świątynię dla Polaków – uczęszczać gremialnie co niedzielę, dać dowód przywiązania do tego miejsca. Ksiądz Jasiński podkreśla ciągle, że przyszłość widzi w Polskim Ośrodku Katolickim na South Ealing. Stara emigracja wie czym POK słynął. Sprawa POK i panujących tam obyczajów była szeroko opisywana na łamach prasy brytyjskiej, więc to miejsce nasuwa tylko niesmak. Ksiądz Jasiński podkreśla, że Marianie działają na międzynarodową skalę – globalnie, a więc nie mają sentymentu do polskości i decydują o likwidacji dorobku społeczeństwa emigracyjnego. To po prostu skandal. Mamy nauczkę, aby nie pokładać w ręce księży niczego, co chcemy, aby przetrwało. Sprawę muzeum – nasi ojcowie zostali „nabrani”, bo składając najcenniejsze sercu pamiątki, obrazy, zbroje, broń, ołtarzyki z pól bitewnych wierzyli, że składają w ręce tych, którzy zatrzymają je dla pokolenia rosnącego na emigracji, aby zrozumiało dlaczego jesteśmy tutaj. Ciekawe, ile z tych eksponatów się zagubi? Stąd kolejna nauczka – eksponaty tylko wypożyczać, ale nie dawać prawa do ich własności. Nasi ojcowie nigdy nie składaliby swych pamiątek wiedząc, że zostaną usunięte z Fawley Court, który jest półwieczną historią naszej emigracji. DaNuTa REuT

Nowi Polacy na Wyspach: tysięcy dolarów dni w jednym pomieszczeniu znaleźli w oponie z pięcioma tysiącami niebezrobotnicy, zbierający pieczych skorpionów spędziła kobieta z Tajlandii. Kanchana Ket- śmieci na autostradzie w stanie Indiana w kaew ustanowiła tym samym nowy rekord USA. Pieniądze najprawdopodobniej pochodziły ze sprzedaży narkotyków. Guinnessa.

100

33

Aleksander Igor Straszewicz (z lewej) urodził się 19 grudnia 2008 roku a Elena Danus 23 stycznia 2009

czas na nowe Miejsca!

Naszym współpracowniczkom, mamie Aleksandra, Katarzynie Gryniewicz, oraz mamie Eleny, Magdalenie Danus składamy gratulacje

Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507

redakcja Nowego Czasu

dystrybucja@nowyczas.co.uk

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton, g.borkowski@nowyczas.co.uk), Magdalena Kubiak (m.kubiak@nowyczas.co.uk) FelIeTony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski, Przemysław Wilczyński; RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota; zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Damian Chrobak, Grzegorz Grabowski, Aneta Grochowska, Grzegorz Lepiarz, WSpółpRaca: Andrzej Borkowski, Małgorzata Białecka, Irena Bieniusa, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Gabriela Jatkowska, Katarzyna Gryniewicz, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Jacek Ozaist, Łucja Piejko, Paweł Rosolski, Bartosz Rutkowski, Alex Sławiński, Aleksandra Solarewicz STaŻ dzIennIkaRSkI: Joanna Bąk, Karolina Suska, Ewa Turalska, Ewa Żabicka.

dzIał MaRkeTIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk

PrenuMeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia.

ForMuLarz

czas PubLishers Ltd. 63 kings grove London se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 31 stycznia 2009

czas na wyspie

SMAGNIęCIE bICZEM Czy Ciebie to dotyczy?!

›› Stephen Williams w Ambasadzie RP. Fot. Marcin Rgoziński

Pracuj bezpiecznie Ambasada RP przy współpracy z Konsulem Generalnym RP oraz brytyjskim Inspektoratem Higieny i Bezpieczeństwa Pracy ( Health and Safety Executive – HSE) zorganizowała spotkanie informacyjne dotyczące bezpieczeństwa i ochrony pracowników budowlanych. Spotkanie odbyło się 28 stycznia w siedzibie Ambasady RP w Londynie. Ogólny zarys problemu przyblişył zebranym Robert Rusiecki, konsul generalny RP. Jak stwierdził, jeszcze do niedawna przy większości prac konstrukcyjno-budowlanych zatrudnieni byli Polacy. Chociaş w ostatnim czasie liczba pracowników z Polski lekko zmalała to wciąş są oni najczęściej zatrudnianą nacją spoza Wysp Brytyjskich w tym sektorze. Szacuje się, şe na ponad 2,3 mln osób zatrudnionych w branşy budowlanej na terenie UK, pracownicy z Polski stanowią ok. 2 proc. Stanowią więc liczną grupę osób, z których wiele naraşonych jest na utratę zdrowia z powodu niedostatecznej znajomości przepisów angielskiego prawa. Dane pokazują, şe liczba wypadków śmiertelnych przy pracach konstrukcyjnych wśród wszystkich imigrantów znacznie się zwiększyła w ostatnich latach. Gdy w roku 2002 zanotowano dwa takie wypadki, to w 2007 juş dwanaście. Ogólnie w latach 2002-2008 śmierć podczas wykonywania pracy na budowie poniosło czternastu Polaków. Aby przeciwdziałać tej groźnej tendencji HSE zajmujący się w Wielkiej Brytanii problemami bezpieczeństwa

i higieny pracy rozpoczął kampanię informacyjną skierowaną do emigrantów. Stephen Williams Główny Inspektor Budowlany przedstawił w skrócie działania, jakie są obecnie prowadzone w celu zmniejszenia zagroşenia wypadkami w całym sektorze konstrukcyjno-budowlanym. Zaznaczył, şe wszystkie osoby pracujące w Zjednoczonym Królestwie, niezaleşnie z jakiego kraju pochodzą, mają prawo do takiej samej ochrony swojego zdrowia i şycia w miejscu pracy. Dodał teş, iş HSE nie docieka legalności zatrudnienia ani jego rodzaju, a zajmuje wyłącznie bezpieczeństwem. Williams przedstawił krótkie charakterystyki, z których wynika, şe najwięcej wypadków zdarza się w ciągu pierwszych dni od rozpoczęcia pracy oraz dotyczy to zwykle małych i średnich budów. Znacznie lepiej zabezpieczone są budowy duşe, z duşą liczbą pracowników. Cięşko jest takşe kontrolować miejsca nielegalnego zatrudnienia. Dlatego teş dla osób, których pracodawca nie spełnia podstawowych regulacji prawnych w zakresie bezpieczeństwa pracy uruchomiono specjalną, anonimowa infolinię. Pracownicy budowlani mogą zgłosić swoje obawy bez podawania danych osobowych. Infolinia będzie działać takşe w języku polskim. – Chcemy, aby Polacy przyjeşdşali i pracowali w Wielkiej Brytanii, bo mamy nadzieję, şe znajdą tu najbezpieczniejsze miejsca pracy w całej Europie – podkreślił Williams.

Mar cin Ro go ziń ski

CiÄ…gle wzrastajÄ…ca liczba samochodĂłw na naszych drogach oraz brawurowa i arogancka jazda kierowcĂłw wystawiajÄ… kaĹźdego z uĹźytkownikĂłw ruchu na ryzyko kolizji. W wyniku takich zderzeĹ„, poszkodowanych zostaje tysiÄ…ce osĂłb. ObraĹźenia sÄ… dość powaĹźne: zĹ‚amania, pociÄ™cia, poparzenia i inne widoczne urazy. Co wtedy, gdy bĹ‚aha stĹ‚uczka pozostawia jedynie niewielki Ĺ›lad na zderzaku, ale staje siÄ™ poczÄ…tkiem uporczywych dolegliwoĹ›ci? DolegliwoĹ›ci te zwiÄ…zane sÄ… wĹ‚aĹ›nie z urazem zwanym „smagniÄ™ciem biczemâ€?. Dochodzi do niego najczęściej w wyniku uderzenia, przy niewielkiej prÄ™dkoĹ›ci, innego pojazdu w tyĹ‚ lub w bok naszego samochodu. Uraz spowodowany jest nagĹ‚ym zgiÄ™ciem szyi: po odrzuceniu gĹ‚owy przez zagĹ‚Ăłwek uderzamy podbrĂłdkiem w klatkÄ™ piersiowÄ…. Emocje towarzyszÄ…ce wypadkowi mogÄ… sprawić, Ĺźe pierwsze dolegliwoĹ›ci, w postaci uczucia sztywnoĹ›ci i bĂłlu karku moĹźemy odczuć nawet kilka godzin po zdarzeniu i nawet nie Ĺ‚Ä…czyć ich z zaistniaĹ‚ym wypadkiem drogowym. Ale skuteczność leczenia zaleĹźy wĹ‚aĹ›nie od czasu jego podjÄ™cia. Z tego wzglÄ™du wszystkie osoby poszkodowane w wypadku drogowym powinny niezwĹ‚ocznie zgĹ‚osić siÄ™ do GP lub szpitala. Niestety poszkodowani czÄ™sto ignorujÄ… symptomy, nie zwracajÄ…c siÄ™ po ĹźadnÄ… pomoc. Faktem jest, Ĺźe czÄ™sto nie wiedzÄ…, iĹź zgodnie z prawem brytyjskim mogÄ… liczyć na stosowne odszkodowanie, nawet w wyniku z pozoru bĹ‚ahych obraĹźeĹ„. Powodem czÄ™sto jest polska mentalność: jeĹ›li obraĹźeĹ„ nie widać, to ich nie ma. Poza tym wstydzÄ… siÄ™ zapytać lub po prostu nie majÄ… kiedy. OprĂłcz tego, czÄ™sto szczegĂłlnie nasi męşczyĹşni, nie chcÄ…c pokazać swoich sĹ‚aboĹ›ci, nie przyznajÄ… siÄ™ do Ĺźadnych obraĹźeĹ„. Niestety zatajanie i nie leczenie prowadzi do przykrych konsekwencji. NagĹ‚e zgiÄ™cie i wyprostowanie gĹ‚owy naraĹźajÄ… na uszkodzenie delikatnÄ… strukturÄ™ kostnÄ… i wiÄ™zadĹ‚owÄ… krÄ™gosĹ‚upa oraz narzÄ…dy znajdujÄ…ce siÄ™ poza nim. PrĂłcz bĂłlĂłw promieniejÄ…cych nawet do potylicy, barkĂłw i miÄ™dzy Ĺ‚opatkami, zawrotĂłw gĹ‚owy, sztywnoĹ›ci karku i drÄ™twienia rÄ…k, mogÄ… wystÄ…pić rĂłwnieĹź nudnoĹ›ci, wymioty, zaburzenia widzenia i sĹ‚yszenia, przemijajÄ…ce zaburzenia Ĺ›wiadomoĹ›ci, a takĹźe fobie i lÄ™ki zwiÄ…zane z podróşowaniem oraz epizody depresyjne.

W wyniku urazu dojść moşe do uszkodzenia m.in.: stawów międzykręgowych – złamań, zwichnięć, krwiaków, uszkodzeń torebek stawowych, łękotek, więzadeł stabilizujących kręgosłup, krąşka międzykręgowego, trzonów kręgowych, stawu skroniowo-şuchwowego, ucha środkowego, struktur oka, splotu barkowego czy mózgu. U sporej grupy poszkodowanych, nawet tych, u których nie ma ewidentnych dowodów na uszkodzenie struktur kręgosłupa, uraz jest początkiem trwających wiele lat bólów karku i głowy. Terapia trwających miesiącami, a nawet latami, bólów karku po urazie tego typu jest trudna i nie zawsze przynosi oczekiwaną poprawę. Dlatego waşna jest jak najszybsza diagnoza. Jeśli lekarz stwierdzi, şe leczenie przyspieszy powrót do zdrowia, to poszkodowany moşe wówczas skorzystać z serii prywatnych fizykoterapii i rehabilitacji. W takiej sytuacji najlepiej zwrócić się do prawnika, który będzie mógł odzyskać od towarzystwa ubezpieczeniowego sprawcy, koszty za takie leczenie. Straty mogą być zrekompensowane takşe po uregulowaniu całościowej sumy odszkodowania. Poniesione koszty związane z leczeniem nie mają şadnego wpływu na wysokość odszkodowania za poniesione obraşenia. Co ciekawe, wysokość odszkodowania za „smagnięcie biczem� mieści się w przedziale od 1000 do 73 tys. funtów. Konkretna suma będzie zaleşna od okoliczności zdarzenia i okresu powrotu do zdrowia. Rozpatrzmy chociaşby dwie sytuacje, w których wygranie sprawy przez poszkodowanego jest prawie pewne: 1. Jeśli poszkodowany był kierowcą pojaz-

dover-francja promy taniej

0844 847 5040

du, który zderzył się z drugim pojazdem i zostało ustalone, iş wina leşy po drugiej stronie. 2. Poszkodowany był pasaşerem jakiegokolwiek środka transportu, który brał udział w wypadku, np. samochód kolegi, taksówka lub autobus. Moşna wówczas otrzymać odszkodowanie niezaleşnie od tego, po której stronie leşała wina. Naleşy podkreślić, şe jeśli zostaliśmy poszkodowani w pojeździe znajomego lub rodziny to şadna z tych osób nie będzie musiała pokrywać kosztów z własnej kieszenie, gdyş do tego celu słuşy polisa ubezpieczeniowa pojazdu. A zatem jeśli cierpisz na którekolwiek z powyşszych dolegliwości, nawet przez dłuşszy juş okres (max. masz 3 lata na zgłoszenie sprawy do prawnika od momentu wypadku, ale im wcześniej, tym większa szansa powodzenia), NIE ZWLEKAJ z wizytą u swojego GP lub w szpitalu. Poza tym zgłoś to jak najszybciej do niezaleşnego prawnika, działającego na zasadzie No win no Fee, aby mógł on zorganizować leczenie i uzyskać stosowne zadośćuczynienie. Jeśli chcesz zapytać o szczegóły związane z Twoim zdarzeniem, lub masz inne pytania natury prawnej, prawnicy, mający łącznie ponad 50 letnie doświadczenie, z kancelarii prawnej „Graham M Riley & Co.� zawsze cię wysłuchają i pomogą PO POLSKU! Na wszelki wypadek szczegóły podane są ponişej.

Gr aham M Riley & Co. S olicitor s B ezp Ĺ‚atny tel.: 0800 0730 868 lub 01704 532229 E-mail: r t a@ r ta-solicitor s.co.uk www.g rahamr iley.co.uk www.polishlawyer.or g.uk

19

* GBP

7ARUNKI I POSTANOWIENIA #ENA '"0 DOTYCZY WYBRANYCH REJSĂŠW POZA OKRESEM SZCZYTU DO DNIA /BOWIÂ?ZUJE OPŠATA W WYSOKOuCI '"0 W PRZYPADKU ZMIAN W REZERWACJI #ENA MO–E ULEC PODWY–SZENIU W NASTĂ PSTWIE DOKONANIA ZMIAN W REZERWACJI :APŠACONE REZERWACJE NIE PODLEGAJÂ? ZWROTOWI /FERTA DOSTĂ PNA DO WYCZERPANIA BILETĂŠW ORAZ JEST WA–NA JEDYNIE JAKO CZĂ u½ REZERWACJI DOKONANEJ NA PODRʖ W OBIE STRONY $ODATKOWE OPŠATY OBOWIÂ?ZUJÂ? W PRZYPADKU WSZYSTKICH INNYCH REJSĂŠW /BOWIÂ?ZUJÂ? WARUNKI .ORFOLKLINE


4|

31 stycznia 2009 | nowy czas

czas na wyspie mini ankieta Rafał, od 9 lat w Anglii. Kiedyś w POSK-u bywał, ale już od trzech, czterech lat nie chodzi: – Poziom mnie tam nie zadowala. W POSK-u jest za mało imprez przyciągających młodych... Jakieś biuro pomocy do załatwiania podstawowych spraw może... Może dobrze by było, żeby był tam tłumacz, który by pomagał tym, którzy nie znają języka. Młodzi powinni mieć szansę, by w POSK-u czynnie uczestniczyć. Jak wszystko będzie trzymała w ręku stara emigracja, młodzi nie będą mieli nic do powiedzenia. A powinni przekazać pałeczkę tym młodym.

– Czy trafiłam pod właściwy adres?

Komu potrzebny jest POSK? Grzegorz Małkiewicz

Komu? Wydawałoby się, że wszystkim – starszym i młodszym Polakom, mieszkającym w Londynie. Jak się jednak okazuje, nie jest to takie oczywiste. Przestronny budynek z salą teatralną, biblioteką, restauracją, kawiarnią, galerią, klubem jazzowym, żeby wymienić najważniejsze atrakcje polskiego ośrodka, świeci często pustką. Nie zdołał przyciągnąć młodych, a starsi, którzy ten ośrodek budowali, i który stał się symbolem ich obecności na Wyspach, nieubłaganie odchodzą. Nie sprawdziły się oczekiwania, że ich dzieci urodzone na Wyspach, dokonają naturalnej zmiany pokoleniowej. Poza nielicznymi wyjątkami, co jest widoczne przede wszystkim we władzach POSK-u, z tej dumy swoich rodziców nie korzystają. Dlaczego tak się stało? Najczęściej powtarzaną odpowiedzią jest całkowita ich integracja ze społeczeństwem brytyjskim. Być może jest to kolejny stereotyp, a powodów, jak zwykle, jest znacznie więcej. Ten temat też wymaga gruntownego opracowania. Nie jest chyba tak, że drugie pokolenie

Polaków na Wyspach zupełnie nie identyfikuje się z kulturą polską. Jakie wobec tego mają oczekiwania? Dlaczego POSK nie ma dla nich nic ciekawego? Inna jednak grupa jest teraz tematem tych kilku spostrzeżeń. To młodzi w większości Polacy, którzy w ostatnich pięciu latach zamieszkali w Londynie, a ich liczebność zaskoczyła wszystkich. Podobno grupa ta liczy około pół miliona, ale tylko niektórzy z nich, bo nawet nie procent, odwiedza progi POSK-u. I znowu pytanie, dlaczego? Takie pytanie chciała zadać młodym Polakom przewodnicząca POSK-u, Ewa Brzeska, na spotkaniu, które odbyło się w sobotę 24 stycznia. Informowała o nim prasa polonijna, miało być tłumnie, było kameralnie. Frekwencja nie dopisała. Czy dlatego, że ogłoszenie pojawiło się późno i było mało zauważalne, a tekst o POSK-u pretensjonalny? Czy może brak zainteresowania był już odpowiedzią, i to najważniejszą, na postawione pytanie? Uczestniczące w spotkaniu z Ewą Brzeską osoby (około 30) były w większości osobiście zaproszone. Znały więc mniej więcej historię tego miejsca, o której w skrócie opowiedziała, zapraszając do dyskusji, gospodyni spotkania. A dyskusję zdominował powtarzający się motyw złego wizerunku ośrodka. O POSK-u, zdaniem kilku uczestników, większość Polaków nie słyszała, a jak słyszeli, to same stereotypy. Czyli sprawa stosunkowo prosta, wystarczy nowoczesny PR poparty dynamicznym marketingiem (takie określenia padały) i do POSK-u przyjdą tłumnie Polacy. Ktoś dorzucił coś o zajęciach dla dzieci (są), o pokazach filmowych (też są), więc stanęło na tym, że nie ma wizerunku. Czy rzeczywiście o POSK-u młodzi Polacy nie słyszeli? Słyszeli nawet w Pol-

sce, za sprawą niechlubnej „ściany płaczu”, o której często mówiono i pisano w krajowych mediach. Skąd o POSK-u nagle dowiedzieli się Polacy w czasie pierwszej, tak bardzo udanej londyńskiej edycji Orkiestry Świątecznej Pomocy, skąd podczas wyborów do Sejmu, nie mówiąc już o spotkaniu z Władysławem Bartoszewskim? Takich tłumów, jak wtedy, POSK nigdy nie widział. Nie tędy droga, jak kończyła prawie każdy swój felieton pewna emigracyjna dziennikarka. Na brak frekwencji nie wpływa nieświadomość potencjalnych gości. Raczej świadomość, że ten polski ośrodek, o takim potencjale, ma niewiele do zaproponowania. Prawdą jest, że na temat POSK-u powstały niezliczone stereotypy. Do nich należy stereotyp niegościnności. „Mam wrażenie, że jestem tam niemile widziany, że to inny świat, do którego ja nie należę” – sam często słyszałem takie uwagi. Moje doświadczenie jest inne, ale czy mam prawo negować doświadczenie młodszych i z mniejszym stażem rodaków? Myślę, że w ich niechęci jest trochę prawdy. POSK stał się ofiarą własnego sukcesu, bo paradoksalnie, to właśnie on był pierwszym miejscem, do którego zmierzali nowo przybyli Polacy. To w POSK-u początkowo była tablica z ogłoszeniami, ale ponieważ napór był zbyt duży, i jeszcze większe kłopoty, tablicę zlikwidowano. Napór jednak nie ustępował, więc pojawili się ochroniarze. A tablica, z dużą korzyścią finansową dla właściciela, wylądowała w witrynie najbliższego sklepu. Takie były początki „ściany płaczu”. Spod ściany do POSK-u jeden krok. POSK w tym czasie na brak gości nie narzekał, a że nie wszyscy zachowywali się odpowiednio, zaczęto dokonywać selekcji. Z pewnością niejeden Polak

pod takim ciężkim spojrzeniem wychodził sam, niejeden niesprawiedliwie został wyproszony. Znam również przypadki Polaków, którzy chcieli włączyć się w impresaryjną działalność, ich entuzjazm mijał jednak po pierwszej rozmowie. – Klub filmowy? – My mamy pokazy filmów. – Dyskoteka? – Z powodu dyskoteki musieliśmy zamknąć klub, same problemy. POSK, jak podkreślała Ewa Brzeska, nie zajmuje się działalnością impresaryjną. POSK to miejsce, szkoda tylko, że obecnie źle wykorzystywane, przynajmniej z punktu widzenia młodych Polaków. I to jest podstawowy problem. Młodsi Polacy przyjdą do POSK-u, kiedy tu coś dla siebie znajdą, kiedy włączy się ich w organizacyjny grafik. Od czasu do czasu w POSK-u goszczą artyści, którzy przyciągają tłumy młodych widzów. Organizatorzy odnoszą sukces na zasadzie „wstrzelenia się” w gusty młodych. Młodzi wstrzeliwać się nie muszą, oni znają wrażliwość swoich rówieśników i potrafią zorganizować spotkania, koncerty i wystawy, co wielokrotnie udowodnili. Od kogo to zależy, że taką szansę dostaną również w POSK-u? Z korzyścią dla wszystkich. Może młodzi Polacy, również tu urodzeni, chcieliby miejsca, gdzie mogliby się spotkać, zobaczyć dobry spektakl, wypić kawę, a nawet piwo. Może formuła „krzewienia polskiej kultury, utrzymywania i rozwoju polskiej tożsamości narodowej” dobra kiedyś, jest w obecnych czasach naszej przynależności do UE nieco staroświecka? Czasy się zmieniły, nikt nie zamierza nas wynaradawiać. Z szacunku dla historii lepiej uniknąć historycznej farsy. Czy mam zachwalać młodym Polakom POSK, bo tam rozwiną swoją tożsamość narodową? Zapraszam do dyskusji.

Bożena, od 17 lat w Anglii: – W POSK-u nie byłam już całe wieki! Mieszkam za daleko i nie chodzę, ale dawniej, kiedy mieszkałam znacznie bliżej, niespecjalnie to miejsce lubiłam. Trochę mi się kojarzyło ze staroświeckością, nieatrakcyjnością rodem z czasów komunizmu. Pracowały tam też dawniej staroświeckie PANIE. Sam budynek nigdy mnie do niczego nie inspirował, jak się zatęskniło za „pierogami”, to się szło. Może teraz jest inaczej, jest dobra galeria, występują od czasu do czasu zespoły teatralne czy muzyczne, są wykłady... ale ja mieszkam za daleko, by z tego w pełni korzystać. Magda, przebywa w Londynie od siedmiu miesięcy: – Byłam w POSK-u dwa razy, na charytatywnym pokazie mody i kiermaszu książek. Za każdym razem byłam trochę rozczarowana, bo spodziewałam się czegoś innego, bardziej przystępnego dla ludzi w moim wieku. Wydaje mi się, że imprezy organizowane w tym miejscu przeznaczone są raczej dla starszej emigracji. Piotrek, w Londynie od 7 lat: – Lubię chodzić na koncerty do Jazz Cafe w POSK-u, fajnie, że grają tam polscy i zagraniczni wykonawcy. Dobry sposób na spędzenie wieczoru w weekend. Halina, na Wyspach od lat 40.: – Do POSK-u, owszem, generalnie lubię tam wpaść – do galerii, kiedyś na odczyty organizowane przez APA, na pierogi, czasem do teatru, no i na towarzyskie okazje – od urządzanych tam imienin znajomych, po stypy… Może za rzadko tam bywam, ale świetnie, że takie miejsce jest, gdzie można się spotkać. Wiele rzeczy zależy od naszej własnej aktywności, energii i starań. Włodek, na Wyspach od początku lat 80.: – W POSK-u byłem ostatnio na wiosennej wystawie Stowarzyszenia Artystów Polskich, ale to i tak tylko po to, by spotkać znajomych. Poprzednio byłem w POSK-u, ale tylko w restauracji, chyba dwadzieścia lat temu. Obgadywaliśmy jakiś przerzut wydawnictw do Polski (to było jeszcze za Rakowskiego). Obok siedział emigracyjny rząd, którego członkowie (chyba konkretnie pani Ciołkoszowa) komentowała moje długie włosy


|5

nowy czas | 31 stycznia 2009

czas na wyspie mini ankieta cd. w stylu: „Nie wiadomo, czy to chłopak czy dziewczyna”. Innymi słowy, nie mogę powiedzieć, czy lubię POSK, ani też czy chętnie tam chodzę, jako że nie chodzę tam wcale. Justyna, w Londynie 5 lat, była w POSK-u tylko dwa razy, kiedy chciała skorzystać z biblioteki: – Nie potrzebuję chodzić do POSK-u. Kiedyś tam byłam, jak chciałam korzystać z biblioteki, ale była otwarta w godzinach przedpołudniowych. Poza tym trzeba w niej płacić za członkostwo. A teraz polskie książki są dostępne w angielskich bibliotekach publicznych. Za darmo. Andrzej, na Wyspach od 1982 roku: – Do POSK-u wpadam najczęściej z okazji wystaw w galerii i do biblioteki, czasem na pierogi, ale na ogół brak mi czasu. Chciałoby się częściej, bo dobrze wspominam kilka kulturalno-politycznych spotkań, choć przyznaję, że trochę za mało śledzę co się tam dzieje. Tyle w Londynie innych pokus. To, co trochę zniechęca, to bardzo odświętny charakter większości imprez, na których tam bywam, a uroczysta odświętność takich akademii to zbiorowe brawa na tle narodowego folkloru, a mało okazji do bardziej kameralnej rozmowy, dyskusji, podzielenia się z innymi. Pamiętam promocję książki Jana Wiktora Sienkiewicza o polskich galeriach w Londynie, gdzie mówiło się głównie o tym, że autor jest wnukiem autora „Potopu” – miałem nadzieję,

że będzie coś o tych galeriach, o tym co dawniej, a co teraz. Ani słowa. Skończyło się na aklamacjach i pochwałach. Przypuszczalnie to wykrzywiony obraz, ale tak trochę POSK widzę – rodzaj patriotycznego obowiązku, obecności raczej niż prawdziwe poczucie partnerstwa i uczestnictwa. Ludzie przyjaźni i mili, ale czuję, że to trochę daleko od mojego świata. Z zazdrością myślę o tym, że wiele wczesnych imprez organizowanych przez Andy Warhola odbywało się chyba w Domu Polskim w Nowym Jorku. Kto wie, może coś podobnego i tu byłoby możliwe, ale obraz POSK-u mam bardziej nobliwy. Tomek, 4 lata na Wyspach. Był w POSK-u parę razy, ale się zraził po tym, jak go tam traktowano: – Mnie się wydaje, że POSK istnieje dla starej gwardii, dla ludzi, którzy z góry patrzą na młodych. Jak tam parę razy byłem i chciałem o coś zapytać, to owszem, byli mili, ale nikt nic nie wiedział. Zachowywali się wedle powiedzenia „ja tu tylko sprzątam”. Chyba nawet ci młodzi, którzy tam coś działają, szybko przesiąkają tymi starymi klimatami. Naprawdę nie wiem, co by musieli zrobić, żebym tam znowu poszedł. Wojtek, na Wyspach od lat 60. – Jako młody człowiek całymi latami unikałem tego środowiska. Chciałem wtedy być człowiekiem otwartym na szeroki świat i zintegrowanym, a nie wyobcowanym z tutejszego życia,

af fordable

homes NOWE DOMY W OFERCIE PART BUY - PART RENT

szczególnie jeśli chodzi o opanowanie języka angielskiego i nabywanie umiejętności pełnoprawnego i pełnosprawnego funkcjonowania w tutejszym społeczeństwie. W dodatku, to wyspiarskie miejsce dawało jakby poczucie bezpieczeństwa w czasach, kiedy żelazna kurtyna nadal była bardzo twarda i nieugięta. Teraz, kiedy mam za sobą większą część życia spędzoną tutaj, widzę lepiej, jak ważną funkcję spełniał POSK przez wiele dekad istnienia. Cała działalność POSK-u ma w sumie bardzo pozytywny społeczno-kulturalny charakter. Jest trochę nauczania, jest biblioteka, harcerze, wakacje czy obozy, tańce i obchody , kontakt z naszymi tradycjami – to dla młodych. A dla starych – jest to przecież baza dla weteranów, czy to wojskowych czy też zawodowych grup. Oprócz tego jest teatr, księgarnia i galeria. Dla wszystkich – i młodych, i starszych jest też polska kuchnia, niedzielne obiady, sylwestrowe zabawy, bo przecież nie ma Polaka, który by nie tęsknił za polskim jedzeniem od czasu do czasu. Oczywiście pewne rzeczy się zmieniają i nie zawsze na dobre. Pewne sprawy można by ulepszyć. Na przykład za duży ciężar kładzie się na dochodowość, a za mało na bezinteresowne popieranie wszystkiego tego co można podciągnąć pod wspólny mianownik: „kultura”. Osobiście bliska mojemu sercu jest Galeria, której profil należałoby zmie-

Enfield

North London

On the Green

Hatfield

nić diametralnie i traktować ją jako wizytówkę polskości, a nie komercjalny i źle funkcjonujący sklepik do wynajęcia na wystawy, które z małymi wyjątkami są straszne i pokazują przykłady kiermaszowej jakości. Galeria powinna być kontrolowana przez związek artystów, w konsultacji z dyrekcją POSK-u. Powinna być także dostępna dla uznanych artystów z kraju, wybierając kandydatów według jakości.Wracając do spraw ogólnych, to jako Polak, cieszę się, że ta pożyteczna instytucja istnieje i daje poczucie przynależności wielu rodakom, często zagubionym w tej wielkiej, londyńskiej metropolii. Tomek, w Londynie 6 lat: – Wydaje mi się, że POSK wstydzi się młodej Polonii, tak samo jak młodzi wstydzą się POSK-u. Więcej się tam o Polakach mówi źle, aniżeli dobrze. Wystarczy wspomnieć „ścianę płaczu”, której nie zezwolili stworzyć u siebie i której przez wiele lat POSK się wstydził. Biorąc też pod uwagę sposób, w jaki obchodzą się tam z odwiedzającymi, to wrażenia po wyjściu z POSK-u są takie same, jak po wyjściu z ZUS-u w Polsce – człowiek czuje, że zmarnował swój czas i został pognębiony. Dorota, 20 lat w Londynie. – Nigdy tam nie chodziłam, tylko dlatego, żeby tam pójść. Kiedy byłam młodsza, odczuwałam pewną niechęć stałych bywalców z emigracji powojennej i patrzenie na nas, przybyszów

Welwyn & Hatfield

The Forum

Two bedroom apartments available to people living or working in London Minimum income required to buy here is from £20,822 a year

Muswell Hill

z peerelu, z góry. Kiedy sama się postarzałam, chyba traktowana jestem lepiej, albo może już jestem bardziej tutejsza niż peerelowska. Kiedyś też chciałam się bardzo włączyć w brytyjskie życie, teraz bardziej potrzebuję polskości, coraz ważniejsze są dla mnie moje polskie korzenie i częściej chodzę do POSK-u na jakieś koncerty czy wystawy, ale życzyłabym sobie, żeby były na wyższym poziomie. Odnoszę wrażenie, że nie ma tam żadnego przemyślanego planu działania. Wszystko od przypadku do przypadku… Może za wyjątkiem Jazz Cafe, która organizuje coraz lepsze koncerty, choć jest fatalnie zaprojektowana – bardziej słychać głosy z baru niż ze sceny. Księgarnia z czasów PRL-u (przerażające, że takie miejsce się jeszcze uchowało – co za relikt!), POSKlub też, choć jedzenie bardzo smaczne. Ewa, 4, lata na Wyspach: – Nieżyczliwość ludzi w POSK-u mnie odpycha. W Anglii ludzie się na ulicy do ciebie uśmiechają, a tam taka kuma siedzi.… Zero uprzejmości. Kazimiera, na Wyspach 61 lat. – Kocham to miejsce i nie wyobrażam sobie bez niego życia.

Opracowanie: eż, tb Od redakcji: Pominięte zostały odpowiedzi respondentów, którzy o POSK-u nie słyszeli bądź nigdy tam nie byli.

North London

Hackney

Coppetts Wood (Phase 1)

One and two bedroom apartments available to local residents of Welwyn and Hatfield Minimum income required to buy here is from £20,515 a year

East London

Cordwainer House

4 x three bedroom houses available to residents of Haringey Minimum income required to buy a new home here is from £39,398 (single) or £42,505 (joint) a year

A selection of one, two and three bedroom apartments available from January 2009 Minimum income required to buy a new home here is from £23,686 a year

HURRY! 50% RESERVED Available NOW! Brent

West London

Available NOW! Brent

West London

Available NOW! Southwark

South East London

Available NOW! London & Home counties

Image is of similar MHO development

The Kingsbury

Inspiration

1 x one bedroom apartment available to Brent residents Minimum income required to buy here is from £21,993 a year

Selection of one and two bedroom apartments available to people who live and work in Brent and London Key Workers Minimum income required to buy here is from £20,961 a year

Only one remaining!

Last few remaining!

McKenzie Court Two bedroom apartment available to Southeast sub-region and Southwark residents Minimum income required to buy here is £25,784 a year

Resales We also have a range of affordable resale homes on offer across London and Home counties Houses and 1 & 2 bedroom apartments available

Only one remaining!

For more information on these new homes call our sales team on 0845 230 4422 or email mhosales@mht.co.uk quoting ‘The Polish Weekly’ Images are indicative only and may show a similar MHO development. Metropolitan Home Ownership is a trading name of Metropolitan Housing Trust Limited. Metropolitan Housing Trust is charitable, registered under the Industrial & Provident Societies Act 1965, No: 16337R and registered with the Housing Corporation, No: LO726 Consumer Credit Licence No: 557055. *Terms & conditions apply. Details correct at time of print January 2009.

Available NOW!


6|

31 stycznia 2009 | nowy czas

czas na wyspie tydzień na wyspie Zanotowano wzrost przypadków odbierania polskich dzieci przebywających w UK ich biologicznym rodzicom. Według dziennika ,,The Star" w 2008 roku ponad 100 dzieci w wieku od 8 do 12 lat trafiło do rodzin zastępczych. Poszukiwaniem nowych opiekunków zajmuje się organizacja Rainbow Fostering, która również otrzymuje coraz więcej zgłoszeń w sprawie małych Polaków. Dzieci są odbierane, gdy są narażone na przemoc fizyczną lub emocjonalną oraz gdy ich rodzice mają problem z alkoholem i narkotykami. Polacy to naród, który częściej narzeka niż się cieszy - tak wynika z najnowszego raportu „National Accounts of Well-being" przeprowadzonego przez New Economics Foundation. Jego wyniki opublikował portal dziennik.pl. Większymi pesymistami od nas są tylko Węgrzy, Słowacy, Estończycy, Bułgarzy oraz Ukraińcy. W badaniu, w którym udział wzięło 40 tysięcy osób z 22 krajów Europy, sprawdzano zadowolenie między innymi z życia prywatnego, społecznego i zawodowego. Polacy okazali się najgorsi w ocenie warunków pracy, ich poziom szczęśliwości w tej kategorii wyniósł tylko niecałe 4,5 na 10 punktów. Najbardziej zadowolonymi europejskimi narodami są Skandynawowie. Brytyjczycy natomiast znajeżli się w środku stawki. Według dziennika „The Guardian" hakerzy uzyskali dostęp do danych osobowych milionów osob, zarejestrowanych na stronie internetowej firmy rekrutacyjnej Monster. Przejęli oni między innymi hasła dostępu do kont użytkowników, numery telefonów i adresy email. Kradzież danych może dotyczyć nawet 4,5 miliona osób. Prezes firmy Patrick Manzo zamieścił na stronie Monstera oficjalne oświadczenie, w którym między innymi poprosił użytkowników o zmianę haseł oraz zwrócenie szczególnej uwagi na e-maile, w których zawarta będzie prośba o udostępnienie jakichkolwiek szczegółowych danych. Nie jest to pierwsza wpadka tej firmy, w sierpniu 2007 roku hakerzy uzyskali dostęp do danych tysiąca osób, które zamieściły na jej stronie swoje CV. 4 maja 2008 roku przed klubem nocnym w Paisley w Szkocji, Rachel Whitelaw podeszła do Michała Szatkowskiego by zacząć rozmowę. Niestety ten nie znając języka angielskiego pozostał w milczniu, co pani Whitelaw odebrała jako ignorawanie jej osoby. Dowiedziawszy się, że mężczyzna jest Polakiem, zaczęla na niego wykrzykiwać i go obrażać. Zażenowany pan Szatkowski uderzył kobietę w twarz, w wyniku czego padła ona nieprzytomna na ziemię. Kobietę przewieziono do szpitala a Polaka aresztowano. Dzięki temu, że mężczyzna nie wszczął awantury niknął wyroku więzienia a ma zapłacić 500 funtów grzywny.

Polska kultura w natarciu Instytut Kultury Polskiej zaprosił w środę, 22 stycznia, do swej londyńskiej siedziby przy Poland Street dziennikarzy polonijnych mediów. Skoro o Polakach w brytyjskich mediach ciągle głośno, najwyższy czas, by głośno było o naszym dorobku kulturalnym. Miejmy nadzieję, że tak się stanie dzięki mającemy trwać cały 2009 rok Sezonowi Polskiemu, który pomyślany został z rozmachem. Ofertę programową przedstawiła Aneta Prasał-Wiśniewska, koordynator projektu z ramienia Instytutu Adama Mickiewicza w Warszawie. W projekcie, w którym uczestniczyć będą również partnerzy brytyjscy, polska kultura będzie reprezentowana w każdej formie. Planowane są koncerty w wykonaniu znanych polskich artystów, wystawy, spotkania poświęcone literaturze, spektakle teatralne i bogaty przegląd filmowy w ramach siódmej już edycji „Kinoteki”, która staje się w Londynie coraz bardziej uznawanym festiwalem naszej twórczości filmowej. – Program Sezonu jest już w dziewięćdziesięciu procentach zamknięty – powiedziała na spotkaniu w pomieszczeniach IKP Aneta Prasał-Wiśniewska. – Teraz – jak zaznaczyła – organizatorzy zajmują się dopinaniem szczegółów. – Nikt do tej pory nie zorganizował promocji polskiej kultury na taką skalę. Mamy świadomość, że nagłośnienie te-

go typu wydarzeń w Wielkiej Brytanii jest reklamą na cały świat – mówiła Aneta Prasał-Wiśniewska. Dla organizatorów niemałe znaczenie miał też fakt, że mieszka tu tak wielu Polaków. – Nie ukrywamy jednak, że głównym adresatem tego projektu – podkreśliła Aneta Prasał-Wiśniewska – jest odbiorca brytyjski. Polska sztuka nie jest dobrze znana. Mają tego świadomość organizatorzy. – Wiemy z własnych doświadczeń, że Brytyjczycy wiedzą bardzo niewiele o polskiej kulturze i historii. Mamy nadzieję, że dzięki Sezonowi ten stan ulegnie zmianie, podobnie, jak nasz wizerunek w oczach przeciętnego Anglika. Już same prace przygotowawcze były swego rodzaju promocją. Polskę odwiedziło ponad 150 osób związanych z organizowaniem wydarzeń kulturalnych, w tym takich instytucji jak National Gallery, Tate Modern czy Henry Moore Foundation.

Statystyki o polskich dzieciach na Wyspach Wyjeżdżają głównie osoby samotne. Te, które założyły tu rodziny, pozostaną. Takie wnioski płyną z raportu przygotowanego przez Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii. Wzrost procentowy liczby dzieci posługujących się językiem polskim jako pierwszym jest wyraźny – w szkołach na terenie Londynu w roku 2008 był o 42,9 proc. wyższy niż w roku 2007. Prof. George Kolankiewicz, z Uniwersytetu Londyńskiego uważa, iż dla

wielu osób, które przybyły tu na fali wielkiej migracji 2004 roku wkrótce zamknie się pięccioletni okres pobytu na Wyspah, co oznacza, że dostaną status rezydenta. Będzie to w wielu przypadkach miało wpływ na decyzję dłuższego pozostania w tym kraju. Polacy zdaniem prof. Kolankiewicza w większości nie będą ubiegać się o obywatelstwo, gdyż przynależność do Unii daje im wiele uprawnień, bez konieczności przyjmowania obywatelstwa brytyjskiego. (tb)

Rok Brązowej Krowy Zgodnie z chińskim kalendarzem 26 stycznia 2009 powitaliśmy kolejny Nowy Rok. Kalendarz chiński jest kalendarzem księżycowym. Dzieli się on na sześćdziesięcioletnie cykle. Podczas każdego cyklu następuje kombinacja dwunastu zwierząt: Szczur, Bawół, Tygrys, Zając, Smok, Wąż, Koń, Koza, Rok 2009 będzie kombinacją Bawoła oraz żywiołu ziemi, co w połączeniu z odmianą żeńską przypadającą dodatkowo na ten rok, da nam Rok Brązowej Krowy. Rok Brązowej Krowy przychodzi po niezbyt udanym Roku Brązowego Szczura. Szczur do chińskiego zodiaku dostał się tylko dzięki własnemu sprytowi i przebiegłości. Na domiar złego wykorzystując do tego Bawoła. Od tego

czasu Bawół symbol pracowitości i stabilności zmuszony jest co 12 lat odpracowywać skutki egoizmu i skłonności do zysku i ryzyka charakteryzujące Szczura. Cokolwiek sądzić o chińskiej astrologii w poprzednim roku sprawdziła się nam ona nawet z nawiązką. W tym roku więc przygotujmy się na miesiące wytężonej pracy, stabilnego, ale powolnego wzrostu, zaś słowem-kluczem na najbliższy czas niech będzie cierpliwość. Rok Brązowej Krowy zakończy się 13 lutego 2010 roku. Analitycy ekonomiczni szacują, że do tego czasu słowo „kryzys” będzie należało już do przeszłości. Ufając pracowitości poczciwej krowy postarajmy się w to uwierzyć. Może będzie łatwiej… (mr)

Dużą rolę w koordynacji The Polish Season będzie miał londyński Instytut Kultury Polskiej. W nowoczesnej siedzibie, z nowym, prężnym i profesjonalnym zespołem z pewnością podoła ogromowi obowiązków. O planach opowiadali powołany pod koniec ubiegłego roku dyrektor Roland Chojnacki i wicedyrektor Anna Tryc-Bromley. – Wszyscy pracujemy pnad normę, mam nadzieję, że z odpowiednim skutkiem – powiedział dyrektor Chojnacki. Młodemu zespołowi IKP życzymy wielu sukcesów.

Teresa Bazarnik

Zdrowie prezydenta Ostatni prezydent na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski od kilkunastu już dni znajduje się w warszawskim szpitalu, gdzie trafił z podejrzeniem ciężkiej odmiany grypy. Stan 90-letniego prezydenta jest obecnie dobry i ma opuścić szpital w najbliższych dniach. Ryszard Kaczorowski objął stanowisko prezydenta RPna uchodźstwie w 1989. W grudniu 1990 roku, po wyborze Lecha Wałęsy na prezydenta, przekazał na jego ręce insygnia władzy prezydenckiej II RP. Pochodzi z Białegostoku. Za działalność konspiracyjną w ZHP w czasie okupacji sowieckiej sąd w Mińsku skazał go w 1940 roku na karę śmierci. Wyrok zamieniono na 10 lat łagrów. Wywieziony na Kołymę, odzyskał wolność po podpisaniu traktatu Sikorski-Majski. W 1942 roku wstąpił do Armii Polskiej w ZSSR, formowanej przez gen. Władysława Andersa. Przeszedł szlak bojowy z III Dywizją Strzelców Karpackich II Korpusu Polskiego, walcząc m.in. o Monte Cassino. W 1947 roku zamieszkał w Londynie.

Kolędowanie dla niepełnosprawnych dzieci W niedzielę, 1 lutego o godz.19:00, w Kościele Chrystusa Króla w Balham odbędzie się koncert charytatwyny na rzecz Maltańskiego Centrum Pomocy Niepełnosprawnym Dzieciom i ich Rodzinom w Krakowie. Inicjatorem Wieczóru Kolęd i Poezji jest ks. proboszcz Władysław Wyszowadzki, który od 20 lat jest członkiem Zakonu Polskich Kawalerów Maltańskich. Zakon, który działa na całym świecie, zajmuje się niesieniem pomocy ubogim, chorym i potrzebującym. Krakowskie centrum zajmuje się głównie pomocą niepełnosprawnym dzieciom, przeprowadzając terapie psychologiczne, pedagogiczne, logopedyczne, fizjoterapie i wspierając rodziców. Obecnie z pomocy centrum korzysta ok. dwa tysiące dzieci. – Podczas koncertu wystąpią artyści są znani w środowisku londyńskim, cele są szczytne, więc do pełnego sukcesu potrzebna jest tylko Wasza obecność i szczodrość, Drodzy Czytelnicy. Wszystkich serdecznie zapraszamy!


|7

nowy czas | 31 stycznia 2009

polska

poliTyka

sojusz północno aTlanTycki

Kandydat na sekretarza NATO? Nie jestem kandydatem na sekretarza generalnego NATO – powiedział w Brukseli minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Mimo iż minister zaprzecza zakulisowym spekulacjom to jego kandydatura na stanowisko sekretarza generalnego NATO wciąż jest gorącym tematem. Kadencja Jaapa de Hoop Scheffera, który jest sekretarzem generalnym NATO od 2004 roku, ma skończyć się latem tego roku. Za kandydaturą Sikorskiego przemawia nie tylko jego znajomość polityki międzynarodowej i obronnej, jaką nabył jako polityk. Nie bez znaczenia jest też jego przeszłość korespondenta wojennego. W latach 1986-1989 był korespondentem prasy brytyjskiej „The Spectator” i „The Observer” w Afganistanie, Angoli i Jugosławii. Organizował konferencje międzynarodowe oraz zabierał głos na tematy wojenne jako ekspert w sprawach międzynarodowych w

wielu prestiżowych mediach: CNN, Fox News, BBC World, Voice of America. Zna świetnie angielski, w latach 80. studiował w Oksfordzie, do niedawna posiadał obywatelstwo brytyjskie. Od 2002 do 2005 roku był członkiem rzeczywistym American Enterprise Institute w Waszyngtonie i dyrektorem wykonawczym Nowej Inicjatywy Atlantyckiej przy AEI. Kandydaturę Sikorskiego popiera m.in. były prezydent Lech Wałęsa: – Trochę wojen widział, zna imperium dobra – USA, był szefem MON, teraz MSZ. Byłby lepszy niż Aleksander Kwaśniewski – mówi i kwestionuje jednocześnie rangę stanowiska. – Z tych, których znam, Sikorski wydaje się najlepszy. Ma i przygotowanie, i wiedzę. Ale czy to stanowisko w NATO takie ważne? Wojen nie ma, mamy kryzys, więc zbroić się nie będziemy. Ale każde reprezentacyjne stanowisko podnosi honor i godność Polski – uważa były prezydent. Sikorski nie potwierdzając swojej kandydatury uważa, że NATO powinno otworzyć się na kraje członkowskie Europy Środkowo-Wschodniej. – Po dziesięciu latach zasłużyliśmy

bowiem na równe traktowanie. To byłby ważny sygnał, że interesy bezpieczeństwa także naszego regionu są traktowane poważnie – ocenił Sikorski. Sugerował też, że kandydat powinien pochodzić albo z Czech, albo z Węgier. Szanse Sikorskiego wzrosły po wycofaniu kandydatury dotychczasowego faworyta, premiera Danii Andersa Fogha Rasmussena, który zdecydował się ubiegać o fotel przedstawiciela Unii ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, zwanego potocznie unijnym ministrem spraw zagranicznych. Poparcia dla polskiego ministra nie skrywają również europejskie media.

Brytyjski „The Daily Telegraph”, w komentarzu redakcyjnym podkreśla, że tym samym zostanie wyrażone uznanie „dla odrodzonego, odważnego i prężnego narodu (Polaków), konsekwentnie przyjaznego wobec Wielkiej Brytanii. 70 lat po tym, gdy ten prastary naród pogrążył się w ciemności, nadszedł dobry moment, by polski mąż stanu objął przywództwo ważnej międzynarodowej organizacji”. Szef polskiej dyplomacji ma świadomość tego, że NATO musi przejść radykalne reformy w samych strukturach i przed nowym sekretarzem stoi trudne wyzwanie. – W minionych latach NATO zainwestowało setki milionów euro w radary i urządzenia obronne w nowych krajach członkowskich. A mimo to nadal na ich terytorium nie ma elementów militarnego dowództwa – zauważa Sikorski. – Pod tym względem NATO właściwie w ogóle się nie rozszerzyło. Najwyższy czas podzielić struktury dowództwa i jednostki mniej więcej równomiernie – powiedział Sikorski w wywiadzie dla niemieckiej gazety.

Ewa Turalska

tydzień w kraju Największe zaufanie Polaków ma podobno Lech Wałęsa, któremu ufa 63 proc. ankietowanych przez OBOP. Kolejne miejsca zajmują Radosław Sikorski – 60 proc. i Donald Tusk – 59 proc. Jak Wałęsa potraktuje sondaż poważnie to w wyborach prezydenckich przybędzie nowy kandydat... SLD kieruje do Trybunału Konstytucyjnego obniżkę emerytur funkcjonariuszy UB, SB i członków WRON. Tylko do 18 listopada 2009 roku można kierować wnioski o odszkodowania za niesłuszne uwięzienie w latach PRL. Dotyczy to głównie byłych interenowanych. Kryzys finansowy dotarł do kolejnego resortu. Oszczędzają już nie tylko żołnierze i policjanci, ale także sądy. Nie płacą rachunków za gaz i prąd, pieniędzy brakuje także na obrońców z urzędu. W stoczni szczecińskiej Nova pracę może stracić 1100 osób. Wszyscy pracownicy przyjęli zwolnienia. W przypadkach odmowy lub późniejszego ich podpisania mieli utracić prawa do odpraw, które wyniosły od 20 do 60 tys. zł.


8|

31 stycznia 2009 | nowy czas

polska

tydzień w kraju

gosPodarKa

We Wrocławiu doszło do spotkania prezydenta Lecha Kaczyńskiego z prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenką i premierem Czech Mirosławem Topolankiem. Temat rozmów dotyczył niedawnego kryzysu gazowego.

Tusk oszczędza S

Z wizytą w Polsce przebywał prezydent Malty Edward Fenech Adami. Rozmawiano o kryzysie finansowym, współpracy gospodarczej i traktacie z Lizbony. Warszawę odwiedził także prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves. Omówiono gazowy konflikt Ukrainy i Rosji, sprawy kryzysu finansowego i współpracy w UE i NATO. Premier Donald Tusk udał się do szwajcarskiego Davos na tradycyjne światowe forum ekonomiczne. Rozmowy dotyczyły głównie kryzysu finansowego. Nowym ministrem sprawiedliwości został znany opozycjonista z czasów PRL, długoletni emigrant, szef polonijnego radia w Chicago, Andrzej Czuma. Być może to nie koniec rządowych przetasowań. Pojawiają się pogłoski o dymisji ministra obrony Bogdana Klicha. Ma to związek z publikacjami prasowymi o finansowaniu przez spółki skarbu państwa Fundacji Instytutu Studiów Strategicznych. Na jego czele stał wcześniej sam minister, a obecnie jego pracami kieruje żona Klicha. Mówi się także o odejściu do Parlamentu Europejskiego minister zdrowia Ewy Kopacz i odpowiadającego za infrastrukturę Cezarego Grabarczyka. Sejm wezwał prezydenta specjalną uchwałą do ratyfikacji traktatu z Lizbony. Prezydent ponownie stwierdził, że traktat podpisze, ale dopiero po referendum w Irlandii. Sejm odrzucił prezydenckie weto wobec ustawy o powołaniu Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Prezydent kwestionował centralizację kształcenia i umacnianie korporacji. Uniwersytet Łódzki przyznał tytuł doktora h.c. byłej premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher. Powstał Ruch „Naprzód Polsko”. Tworzy go grupa działaczy dawnego LPR. RNP prowadzi rozmowy z PSL „Piast” i UPR o wystawieniu wspólnej listy wyborczej do europarlamentu. Nowe ruchy polityczne widać też na lewicy. W lutym powstaje nowa partia wokół Dariusza Rosatiego. Jej bazą mają być SdPl, Demokraci i Zieloni. Były premier Kazimierz Marcinkiewicz rozwodzi się. Może i nie warto zaglądać w prywatne życie polityków, nawet jeśli mają czwórkę dzieci i przyznawali się do niedawna do prawicowych poglądów, ale tym razem sam Marcinkiewicz złamał tabu przekuwając ten smutny fakt w wydarzenie medialne i udzielając wywiadów tabloidom.

KrytyczNy roK

kończyło się uspokajanie i sielskie zapewnienia o doskonałej kondycji polskiej gospodarki wobec kryzysu gospodarczego na całym świecie. Polski rząd zapowiedział oszczędności w administracji, a to dlatego, że wpływy do budżetu mogą być jeszcze niższe niż planowano. Wszystko oczywiście na skutek kryzysu, który Polsce miał przecież nie grozić. Na wtorkowej konferencji prasowej premier Donald Tusk obwieścił, że ten rok będzie pod względem finansowym rokiem krytycznym. Zaznaczył jednak, że na tle innych państw Polska i tak wypada jeszcze całkiem dobrze. Trudno jednak powiedzieć, na podstawie jakich wskaźników takie wnioski wyciągnął polski premier. Podstawowym działaniem podjętym w ramach planu oszczędnościowego będzie racjonalizacja wydatków, tworzenie zapasów i poszukiwanie oszczędności. Resorty podległe premierowi otrzymały polecenie przedstawienia dokładnego planu wydatków, z których mogą w tym roku zrezygnować. Mowa przede wszystkim o inwestycjach budowlanych, takich jak chociażby poprawa warunków lokalo-

Stopy procentowe w dół Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała we wtorek o obniżce stóp procentowych o 0,75 punktu procentowego. Oznacza to, że w najbliższym czasie stanieją kredyty, spadnie też oprocentowanie lokat bankowych. Analitycy w Polsce spodziewali się obniżki, ale nie tak znaczącej. Typowano zaledwie pół punktu bazowego. Wtorkowe cięcie stóp procentowych, to trzecia z rzędu obniżka jaką wprowadziła w życie od listopada ubiegłego roku RPP. W tej chwili główna stopa procentowa wynosi 4,25 proc. (pk)

Gen. Sikorski nie został zamordowany Zgon Władysława Sikorskiego nastąpił wskutek obrażeń wielonarządowych; generał nie został uduszony, ani nie odniósł obrażeń z powodu postrzału – wynika z badań z zakresu medycyny sądowej, których wyniki przedstawił dr Tomasz Konopka. – Wobec powyższego wniosku, że śmierć Władysława Sikorskiego nastąpiła w chwili uderzenia samolotu w wodę, rozważanie innych sposobów wcześniejszego pozbawienia życia uważamy za bezprzedmiotowe – oświadczył Tomasz Konopka. (gm)

wych urzędników, cięciu kosztów socjalnych, zniesieniu niektórych kosztownych przywilejów, itd. Premier zapewnił jednak, że „zwykli Polacy” nie odczują oszczędności. Nie będzie zmniejszania świadczeń dla emerytów i rencistów, również służba zdrowia nie zostanie pozbawiona zaplanowanych nakładów. W tzw. budżetówce pracownicy nie stracą planowanych podwyżek, nie będzie też cięć pensji. Nie będzie również rezygnowania z inwestycji realizowanych przy wykorzystaniu funduszy unijnych. Pytanie więc, skąd w takim razie pojawią się oszczędności? Dodajmy, że na ten rok przewidziano wzrost wydatków z budżetu państwa o 14 mld złotych, gdy rok temu była to kwota dwa razy wyższa. Rząd się chełpi znalezieniem 3 mld złotych oszczędności, a tymczasem trzeba znaleźć kilka razy więcej. Donald Tusk zdaje się jednak nie tracić nadziei na lepsze polskie jutro i w Davos, podczas forum ekonomicznego, przekonywał inne kraje, że Polska znajduje się w o niebo lepszej od nich sytuacji.

Przemysław Kobus

IPN zajmie się mogiłą w Malborku Gdański oddział Instytutu Pamięci Narodowej zajmie się badaniem mogiły, którą znaleziono w centrum Malborka. Niedawno przypadkiem natrafiano na grób, w którym znajdowały się szczątki blisko 2 tys. osób. To prawdopodobnie niemieccy mieszkańcy Malborka, którzy w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach zaginęli pod koniec II wojny światowej. – Stwierdziliśmy, że jeśli w tej sprawie doszło do jakiegokolwiek przestępstwa, to do takiego, którym właśnie my, a nie prokuratura rejonowa, powinniśmy się zająć – tłumaczył dziennikarzom prokurator Maciej Szulz z Instytutu Pamięci Narodowej. Na szczątki natrafiono podczas prac przy budowie hotelu w centrum miasta. Prace przy ekshumacji trwają do dzisiaj, udało się wydobyć 1850 szkieletów. Przy zwłokach nie ma żadnych dokumentów, nie ma żadnych przedmiotów osobistych. Wiele wskazuje też na to, że przed śmiercią ofiary zostały rozebrane do naga. Nie ma śladu po ubraniach. Pojawił się też problem z jednoznacznym określeniem narodowości pochowanych w zbiorowej mogi-

le. Nie ma pewności, że szczątki to ciała dawnych, niemieckich mieszkańców Malborka. Strona niemiecka nie ma jednak wątpliwości i informuje, że nieznane są losy blisko 2 tys. dawnych

Jak utrzymują Niemcy nieznane są losy blisko dwa tysiące dawnych mieszkańców Malborka, którzy zaginęli w 1945 roku mieszkańców tego miasta, którzy zaginęli pod koniec wojny. – Prawdopodobne jest, że pochowano cywilnych mieszkańców Malborka, którzy umarli lub zginęli w zimie na przełomie 1944 i 1945 roku – mówił Schulz. Nie wiadomo dzisiaj, czy w Malborku doszło do okrutnej zbrodni, czy część pochowanych w leju po bombie zmarła na skutek choroby czy głodu. Część czaszek ma ślady po kulach, co może świadczyć o egzekucji. Sprawę wyjaśni IPN.

7DĕV]H 8EH]SLHF]HQLH

Przemysław Kobus

6DPRFKRG\ 0RWRF\NOH 9DQ\

3ROVF\ GRUDGF\ Z 8. VâXĪĆ V]\ENĆ L IDFKRZĆ REVâXJĆ =DG]ZRĔ GR -DUND L MHJR ]HVSRáX

0870 999 05 06 =DSáDWD SU]H] GLUHFW GHELW $VVLVWDQFH ZOLF]DMąF 3ROVNĊ

MoĪOLZH W\PF]DVRZH XEH]SLHF]HQLH $QJLHOVND ¿UPD ]DáRĪRQD Z $XWRU\]RZDQD L SUDZQLH UHJXORZDQD SU]H] *RG]LQ\ RWZDUFLD 9am - 5.30pm Po-Pt oraz 9am - 5pm Sob


|9

nowy czas | 31 stycznia 2009

wielka brytania świat

Bodyman prezydenta Ten muskularny, krótko ostrzyżony były zawodnik footbalu jest zawsze przy prezydencie. Mówią o nim, że to bodyman Baracka Obamy, człowiek, który jest i ochroniarzem i służącym, jednym słowem kimś, kto zawsze jest pod ręką pierwszej osoby Ameryki. Reggie Love studiował co prawda nauki polityczne oraz nauki ścisłe na Duke University, ale nie jest politycznym doradcą Obamy. Ma do wykonania całkiem inną pracę. Ten 26-letni mężczyzna pochodzący z Charlotte w Północnej Karolinie spędza więcej czasu z Obamą niż ktokolwiek inny. Ta nieoficjalna funkcja pojawiła się za czasów prezydenta Washingtona, który płacił swojemu asystentowi, niejakiemu Tobiasowi Lear, około 400 dolarów rocznie za to, że był jego służącym, doradcą, ochroniarzem. Z czasem biura prezydenckie tak się rozrosły, że ochronę przejęli agenci Secret Service, ale bodyman pozostał. Reggie przyłączył się do zespołu Obamy dwa lata temu. Dostawał wtedy około 32 tys. dolarów rocznie jako asystent. Dziś jego pensja to około 120 tys. dolarów, ale – jak sam mówi – pracuje po 18 godzin na dobę. Obaj panowie ponoć się przyjaźnią, ale obowiązuje ich jedna niepisana zasada: nigdy nie rozmawiają o polityce. – Zawsze pamiętam o tej kardynalnej zasadzie, nawet kiedy razem oglądamy telewizję: nie mówimy nigdy o żadnych politykach ani o polityce. Dlatego najczęściej oglądamy wydarzenia sportowe i wtedy się nawet kłócimy. Reggie nie kryje, i o tym wie prezydent, że w przeszłości był bardzo wybuchowy. Za pijaństwo został nawet wyrzucony z drużyny koszykówki w Duke University. – Każdy robi błędy, ale ja je wykorzystałem, by wyciągnąć z tego wnioski, by stać się lepszym człowiekiem – wspomina ten burzliwy czas. Teraz Reggie będzie jednym często oglądanych facetów na kuli ziemskiej. Tak jak jego szef. (br)

WielkA brytAniA

AferA W izbie lordóW

tydzień w skrócie

Lord do wynajęcia ziennikarze tygodnika „The Sunday Times” ujawnili aferę korupcyjną w Izbie Lordów. Podając się za przedstawicieli biznesmenów planujących otwarcie sieci sklepów w Wielkiej Brytanii poprosili czterech laburzystowskich lordów o pomoc w zmianie obowiązujących przepisów w zamian za korzyść finansową. Reporterzy nagrali poufne rozmowy, w trakcie których dwóch lordów podkreślało swoją skuteczność interwencyjną w podobnych sytuacjach. Pomimo nagrań lordowie zaprzeczają, że zgodzili się na przyjęcie łapówki, chociaż przyznają, że do takich spotkań doszło. Lord Truscott, który wcześniej pracował w resorcie energetyki, podkreślał, że w trakcie spotkania z reporterami nie zgodził się na przyjęcie wynagrodzenia za swoją ewentualną pomoc. Podobnie było z lordem Moonie, byłym pracownikiem resortu obrony, który zgodził się jedynie na rolę doradczą. Natomiast lord Taylor, były konsultant firmy lotniczej BAE, potwierdził, że dziennikarze oferowali mu 120 tys. funtów, ale nigdy nie powiedział, że pieniądze te przyjmie.

D

Inaczej zeznawali dziennikarze. Według nich lord Taylor sumę 120 tys. sam wynegocjował i zgodził się na rozmowy z przedstawicielami resortu finansów i autorami proponowanej ustawy. Miał również powie-

Dostepny 24/7

dzieć: „Będę działał zgodnie z zasadami, ale zasady są po to, by je czasem naginać”. Czwarty z wymienionych przez „The Sunday Times”, lord Snape, był w przeszłości szefem parlamentarnego klubu Partii Pracy. Lord Snape jako jedyny nie skomentował stawianych mu zarzutów. Pomimo podkreślania swojej niewinności, lord Taylor i lord Snape zdecydowali się przed zakończeniem dochodzenia przeprosić członków Izby Lordów za ewentualne „szkody” które wyrządzili. Obowiązujący kodeks zabrania przyjmowania przez lordów pieniędzy za jakąkolwiek interwencję w procesie legislacyjnym. Sytuacją zaniepokoiła się lady Royall, pełniąca funkcję lidera Izby Lordów. Na jej wniosek specjalna komisja bada zarzuty postawione przez dziennikarzy. W razie udowodnienia winny lordowie mogą być jedynie czasowo zawieszeni w obradach i pozbawieni dziennej diety w wysokości 350 funtów. Przez ten czas będą ludźmi niehonorowymi.

Adam Szlongiewicz

BEZ UKRYTYCH OPLAT

Dzwon taniej z tel. stacjonarnego Dzwon do Polski 2p/min na tel. stacjonarny

80 funtów za palenie cannabis Zgodnie z zapowiedzią rządu marihuana z grupy C wróciła do grupy B. W praktyce oznacza to, że policja, po zatwierdzeniu przez parlament odpowiednich przepisów, będzie mogła za posiadanie tego narkotyku karać mandatem w wysokości 80 funtów. Pierwsze zatrzymanie i mandat mają być jedynie ostrzeżeniem, natomiast po trzecim należy liczyć się z możliwością aresztu. Do zmiany klasyfikacji marihuany, pomimo przeciwnej opinii ekspertów rządowych, doprowadził premier Gordon Brown, w czym popierała go minister spraw wewnętrznych Jacqui Smith. (aw)

2p/min - 0844 831 4029

W Moskwie obradował tzw. „sobór pomiestny”, który wybrał szesnastym patriarchą prawosławnym Moskwy i Wszechrusi dotychczasowego biskupa Mińska i Kaliningradu Cyryla. Szef MSZ Ukrainy Ohryzko stwierdził, że „okres słowiańskiego braterstwa z Rosją dawno minął”. Jeszcze w tym roku Rosja zamierza rozpocząć prace przy budowie bazy morskiej w należącej prawnie do Gruzji Abchazji. W Grecji niezadowoleni z polityki rządu rolnicy zablokowali drogi na granicy z Bułgarią. W korkach utknęli także kierowcy z Polski. W Atenach doszło do starć anarchistów z policją. Na granicy ze Strefą Gazy zginął izraelski żołnierz, co spowodowało kontratak powietrzny Izraela. W Kairze doszło do spotkania przedstawicieli Fatahu i Hamasu. Ugrupowania te mają wypracować wspólne stanowisko Palestyńczyków. Finlandia rozważa przystąpienie do NATO. Decyzja w tej sprawie zapadnie jednak dopiero po roku 2011. Z kolei Dania w roku 2010 zamierza przeprowadzić powtórkę referendum dotyczącego euro. Duńczycy już raz odrzucili wspólną walutę w głosowaniu w roku 2000.

Rosję dotknęły znaczne podwyżki. Sięgają one 30 proc. Liczba bezrobotnych w tym kraju przekroczyła 6 mln ludzi.

7p/min - 087 1412 4029 2p/min - 084 4831 4029 3p/min - 084 4988 4029

Na Litwie odnotowano rekordowo niskie notowania polityków. Przedstawicielom tej profesji ufa jedynie 1,1 proc. ankietowanych.

3p/min - 084 4988 4029 3p/min - 084 4988 4029

nta: 0208 497 9287 Polska Obsáuga Klie

Jedna z pierwszych decyzji prezydenta Baracka Obamy dotyczyła wprowadzonego jeszcze przez Ronalda Reagana zakazu finansowania z budżetu USA organizacji popierających w innych krajach świata aborcję. Stolica Apostolska przyjęła decyzję „z roczarowaniem”.

Grupa robocza Parlamentu Europejskiego uznała rację eurodeputowanego Zdzisława Podkańskiego, który zaproponował uzupełnienie nazwy „obozy nazistowskie” także przymiotnikiem „niemieckie”.

Wybierz poniĪszy numer dostĊpowy a nastĊpnie numer docelowy Polska Polska Niemcy Slowacja Czechy Irlandia

Ojciec Święty Benedykt XVI zniósł ekskomunikę wobec biskupów wyświęconych przez krytycznego wobec Vaticanum II i nazywanego tradycjonalistą abp. Lefebvra. Protestują środowiska żydowskie z powodu kwestionowania przez jednego z biskupów istnienia obozów koncentracyjnych.

www.auracall.co

m/polska

Tanie Rozmowy! *T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Minimum call charge 5p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Potężne wichury dokonały dużych spustoszeń i strat materialnych w Hiszpanii i na południu Francji. W Zimbabwe zachorowało na cholerę 56 tys. osób. 3 tys. zmarło. Istnieje realna groźba przeniesienia się choroby także do RPA.


10|

31 stycznia 2009 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Posłowie Krystyna Cywińska

Na początku było słowo. W księdze rodzaju ludzkiego wszystko zaczęło się od słowa do słowa. Miłość, nienawiść. Pokój i wojna. Pomstowanie i przebaczenie. Słowo stało się potęgą człowieka. W każdym języku. Biblijna Księga Rodzaju każe nam wierzyć, że kiedyś był jeden język. Ale Bóg pomieszał go ludziom za karę.

Bo budowali miasto i wieżę, nazwaną Babel, która zuchwale, ku ich chwale, a nie Boga, miała sięgać dachu nieba. I sławić budujące ją plemię, kiedy się rozproszy po świecie. A kiedy się rozproszyło, zaczęło swoim słowem podbijać, władać, narzucać swoje nakazy i zakazy. Głosić swoje kreda i doktryny. Co pisząc zaznaczam, że nie konsultowałam w tej kwestii księdza proboszcza, ale tak myślałam słuchając słów inauguracyjnych Baracka Obamy. Już okrzykniętego nowym politycznym mesjaszem. Bo ma – jak czytam – dar mesjanistyczny i siłę przekazywania do swoich wizji. Żeby słowo było nośne i donośne, potrzebna jest siła wiary w jego moc sprawczą i wielki dar oratorski. Do tego postawna sylwetka i ujmujący uśmiech, w błysku olśniewających zębów. Są to wartości medialne. Nazywane też charyzmą. I dzięki nim, przede wszystkim, miliony ludzi ulegają urokowi Obamy. I nic dziwnego, że zaćmił swoich, niepozornych przy nim, konkurentów. A potem w ciągu jednego dnia zaprzysiężenia, wcielił się w stanowczego przywódcę. I w tym leży tajemnica zaufania w jego intencje. Nie pytam, na jak długo, ani nie pytam – jak inni – czy prezydencki okres miodowy minie przed końcem miesiąca. Żyjemy w świecie skorumpowanym, w świecie załganej polityki. A

także bezradnej dyplomacji w konfliktach i kryzysach, bo uzależnionej od doraźnych interesów. Uprawianej przez polityków stojących w kolejce po pokojową nagrodę Nobla. A Begin z Sadatem, którzy w 1978 roku ją dostali za negocjacje pokojowe między Egiptem i Izraelem, czy inni nobliści w zaświatach, pewnie sobie rąk już nie podają. Teorie noblistów w dziedzinie ekonomii też zawodzą i nie dają trwałych rezultatów. W latach sześćdziesiątych w PRL-u, jak przypomina Ludwik Stomma w swoim felietonie w „Polityce”, (17.01.09) krążyła anegdota, jak to słuchacze radia Erewań zadali pytanie: Czy jest wyjście z sytuacji bez wyjścia? Na co redakcja: Na pytanie z zakresu ekonomii socjalistycznej nie udzielamy odpowiedzi. A kto da odpowiedź w zakresie ekonomii kapitalistycznej? Czy jest wyjście z sytuacji bez wyjścia? Nawet cadyk z Góry Kalwarii rozłożyłby bezradnie ręce. Zazdroszczę Amerykanom Obamy. Ich wiary w jego mesjanistyczną moc. Patrząc czy słuchając naszych krajowych polityków, Boże się pożal, smutno mi. Czy los musiał nas pokarać takimi karłami? Za jakie grzechy? Cośmy zawinili, że nasz kraj, niczym plaga egipska, zalewają kumkające żaby i kijanki polityczne. Słuchając braci Kaczyńskich, słuchając Tuska i jego gwardzistów,

słuchając senatorów, posłów i marszałków obu izb, niczego nie słyszę, co by mi zapadło w świadomość. Słyszę bełkot banalnych słów, urągających gramatyce i składni naszej pięknej mowy. Słyszę frazesy bez polotu i bez pokrycia. Z przemówień prezydenta Kaczyńskiego zieje nudą. Z wypowiedzi jego brata, Jarosława, wieje arogancją. Z przemówień Donalda Tuska pobożnym, bladym życzeniem. I nie widzę nikogo, kto by nas ogrzał i zagrzał oratorsko. Świat i jego dzieje w znacznej mierze kreowali myśliciele oratorzy. Choć, bywało, z fatalnym skutkiem. To prawda. Ale w naszym światku politycznym odbywa się prawie wyłącznie zajadłe perorowanie. Zgryźliwe, obraźliwe, urągające dobrym obyczajom. A jeśli ktoś błyśnie, to facecjami á la Palikot. Nie mamy mężów stanu. Ale, jak czytam, w „Daily Telegraph”, NATO może mieć męża opatrznościowego. Naszego ministra Radka Sikorskiego. Miał podobno szansę na zostanie sekretarzem generalnym tej organizacji – jak stwierdził zawsze dla nas życzliwy „Daily Telegraph. Życiorys i doświadczenie polityczne Radosława Sikorskiego, zdaniem brytyjskiego dziennika, przemawia za jego kandydaturą. Polska ma szansę na zaistnienie personalne na pięć minut w świecie. Bo chyba nie dłużej? Kto wie, jak się nazywa obecny sekretarz generalny

NATO? Czy jego poprzednicy? I kto wie, czym jest dziś NATO? Jaką spełnia rolę, skoro już nie ma przeciwnika, czyli Układu Warszawskiego? Mniejsza o to. Cieszmy się z ewentualnej kariery naszego rodaka. Z tej ewentualnie nominacji Sikorskiego, pewnie się cieszy Donald Tusk. Bo z ringu wyborów prezydenckich odpadłby jego poważny konkurent. I cieszy się pewnie prezydent Kaczyński, bo mu nareszcie zejdzie z oczu ten przebrzydły przeciwnik. A Polsce się należy, jak napisał „Daily Telegraph”, polski przywódca NATO. Za jej traumatyczne, bohaterskie dzieje. W 70. rocznicę utraty niepodległości na nowo odzyskanej. Ale czy ta nominacja miałaby dla Polski duże znaczenie? Na to pytanie radio Erewań pewnie by odpowiedziało: Nie jesteśmy Pytią delficką. A ja się już martwię, czy kanciasty Radosław Sikorski błysnąłby zębem oratorskim na tym światowym podium? Mnie jakoś nie olśniewa. Ani słowem, ani sposobem bycia. Aż tu nagle co ja widzę w telewizorze? Na kanale TVN24 wąski pasek informacyjny: Bruksela – nie jestem kandydatem na sekretarza generalnego NATO, oświadczył Sikorski. Jego nie chcą, czy on nie chce? Nie zawsze głoszone słowo staje się ciałem. Nawet słowa mesjanistyczne. Bo jednak nie wszystkim należy wierzyć na słowo. I tak było od początku.

Miłość na odległość Michał Sędzikowski

Francuska prasa zwróciła uwagę na fakt, że w demonstracjach antyizraelskich najbardziej zaciekli i agresywni są pacyfiści. To mnie akurat specjalnie nie dziwi.

Bardziej zastanawia mnie, dlaczego tak zwani pożytecznych idioci, którzy niegdyś w kapitalistycznej Europie bronili interesów ZSSR, a dzisiaj wygodnie zagnieżdżeni w demokratycznych i liberalnych krajach, bronią interesów agentur państw reżimowo-wyznaniowych (np. Hamasu), nie zrobią sobie przysługi i nie wyniosą się do swoich utopii? Skąd u nich tak żywa potrzeba pałania miłością np. do Iranu, na bezpieczną odległość, powstrzymująca ich nawet przed wizytą wakacyjną u źródła wszelkiej społecznej rozkoszy? Współczesna Europa Zachodnia jest dziejowym rekordzistą w promowaniu skrajnego demokratycznego liberalizmu. Tak, na Zachodzie wygodnie się protestuje. Dzięki tym rzadkim wartościom różni zaludniający ją krzykacze i zawodowi anarchiści mogą głośno mówić, jak bardzo nienawidzą jej faszystowskich, prosyjonistycznych rządów i jak bardzo łączą się ideowo z tak światłymi i postępowymi organizacjami jak ultrakonserwatywny szyicki rząd Mahmuda Ahmedineżada, Alkaida, Hamas, Hezbollah, Talibowie czy kiedyś ZSSR. Do zachodnich pacyfistów wyciąga pomocną dłoń redaktor Przemysław Wielgosz, który na łamach „Rzeczypospolitej” pisał: „Czy można na poważnie

brać zapewnienia izraelskich oficjeli o obronnym charakterze obecnych działań izraelskiej armii, jeśli bilans ataków prymitywnych i niecelnych kassamów w ciągu minionych siedmiu lat to 15 ofiar śmiertelnych? W tym czasie działania armii izraelskiej przyniosły Gazie nieporównywalną liczbę ofiar i zniszczenia.” Oczywiście, ofiar Hamasu było za mało. Armia Izraela powinna zabić też piętnastu, no może czternastu cywili palestyńskich, żeby uniknąć kontrofensywy. Złapać i nagrać egzekucję, a potem puścić na Youtube. Wówczas byłaby to akcja obronna – wynika z rozumowania Wielgosza. Albo poczekać cierpliwie aż liczba ofiar wzrośnie. Hamas oczywiście używa prymitywnych rakiet, kierowany miłosierdziem i intencją samoobrony. Teoretyzując na temat statystyk ofiar Wielgosz pomija oczywisty fakt, że branie na cel ludności cywilnej innego państwa nijak nie może być uznane za akcję obronną, nawet jeśli używa się do tego lichych rakiet. Nie potrafi też zrozumieć, że demokratyczne, współczesne państwo, nie jest w stanie zaakceptować spadających nań rakiet, bez względu na ich współczynnik celności, co o wiele łatwiej przychodzi w państwach, w których miesiąc bez solid-

nej eksplozji, to miesiąc stracony, państwom, w których żyją ludzie głodni, zdesperowani, z których znaczna część trudni się dorywczo i obwoźnie wojowaniem z kim popadnie, a ci którzy się tym nie trudnią, w oczach bojowników stanowią materiał na męczenników. „Izrael jest w tej wojnie okupantem, oblegającym i agresorem. Nie musi jednak robić zbyt wiele, wystarczy, że zrezygnuje z tych trzech rzeczy: okupacji, blokady i agresji” – pisał Wielgosz. To rzeczywiście skandal, że Izrael okupuje, blokuje i jest agresywny w stosunku do tworu państwowego którego rząd ma w planach wymazanie Izraela z mapy świata. Wielgosz twierdzi że Izrael tworzy getta i jest barbarzyński, porównując go tym samym do faszystów. Popatrzmy jednak na Zachodni Brzeg Jordanu, gdzie, Żydzi otworzyli rynek pracy w Izraelu dla Jordańczyków. Natomiast nie barbarzyński i światły Hamas wybrany z woli ludu, swoje rządy w Strefie Gazy zaczął od puszczenia z dymem kin i teatrów, zakazania sprzedaży alkoholu, oraz odrąbania rąk i nóg członkom opozycji. Wcześniejsze wycofanie izraelskich osadników ze Strefy Gazy w słynnym porozumieniu „Ziemia za pokój” również nie złagodziło postawy wrogów Izraela. Do Wielgosza i jemu podobnych orę-

downików światowego pokoju, zdaje się nie docierać, że Iran i jego agentury, nie oczekują od Izraelitów, by wycofali się ze Strefy Gazy, ale by wycofali się w ogóle z tej planety, z którymi to roszczeniami organizacje te się wcale nie kryją. Wyobraźmy sobie, że to Izrael trafia pod okupację Hamasu. Wszystkie te tuby propagandowe Hamasu nie pojmują wreszcie, co stoi za kulisami ostatnich wydarzeń. Dlaczego Iran szczuje owymi biednymi frajerami Izrael? Przecież za pomocą paru rakiet domowej roboty nie wygrają niczego w konfrontacji z Żydami. Dla Iranu konflikt jest istotny, ponieważ raz, że odwraca uwagę świata od irańskiego programu nuklearnego a dwa, co chyba ważniejsze, zastępuje prawdziwy problem, jakim jest gospodarcza niewydolność krajów Bliskiego Wschodu, problemem sztucznym, jakim jest wspólny wróg religijny – Żydzi – naród, który jak świat światem, zawsze był pod ręką. by obarczyć go odpowiedzialnością za wszelkie kataklizmy. Nie wiem dlaczego „Rzepa” postanowiła opublikować ten stek sofizmatów, na których skrupulatne nokautowanie szkoda czasu. Pewnie dlatego, by złożyć hołd wolności słowa i trochę wzburzyć krew u swoich czytelników.


|11

nowy czas | 31 stycznia 2009

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Rzecznik praw obywatelskich dr Janusz Kochanowski wystąpił do ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, aby ten zajął stanowisko w sprawie programu przedstawionego przez Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii (pisaliśmy o nim w NC), który ma zapobiegać nasilaniu się antypolskich nastrojów.

Wydaje się, że minister Sikorski jest najbardziej kompetentną osobą. Z racji doświadczenia, sam był emigrantem na Wyspach, a przez kilka lat nawet obywatelem UK, więc teoretycznie może spojrzeć na sprawę z drugiej strony barykady. Z racji sprawowanej funkcji ministra spraw zagranicznych Polacy przebywający za granicą kraju też powinni być w jego kręgu zainteresowań. Ciekawe, jak minister odpowie na pytanie zadane w liście rzecznika skierowanym do niego. Zwracam się do Pana Ministra z uprzejmą prośbą o zajęcie stanowiska w sprawie programu przedstawionego przez Zjednoczenie Polskie oraz o udzielenie informacji, czy widzi Pan Minister możliwość współpracy przy realizacji tego programu Ministerstwa Spraw Zagranicznych ze Zjednoczeniem Polskim. Stanowisko prawdopodobnie zajmie, a czy widzi możliwość współpracy? – prawdopodobnie nie, chociaż tego nie powie. W takich interwencjach

głównie chodzi o to, żeby obywatel poczuł się lepiej, żeby miał świadomość, że ktoś o jego interes na górze walczy. Z jakim skutkiem? – to już inna sprawa. Prawda bowiem jest taka, że żadna władza nie zlikwiduje zachowań ksenofobicznych. Rzecznik praw obywatelskich nazywany jest też „ostatnią deską ratunku”. Chyba jeszcze tak źle z nami nie jest. Dochodzi wprawdzie do incydentów, a ich liczba statystycznie rośnie, ale są to na szczęście wypadki sporadyczne. W dużej społeczności, jaką nadal stanowimy, zawsze znajdzie się ktoś, kto trafi na typa z zaciśniętą pięścią i wytatuowaną brytyjską flagą na ramieniu, ale z doświadczenia wiemy, że z brytyjskością to niewiele ma wspólnego. Czy w związku z recesją to, co jest incydentem, stanie się normą? Osobiście wierzę, że w tym kraju jest to niemożliwe, tak samo jak niemożliwy jest na dużą skalę sukces polityczny British National Party.

Wacław Lewandowski

Z życia gwiazdy

absurd tygodnia Gwiazdy mają, jak wiadomo, ograniczone prawo do prywatności. Gonią za nimi dziennikarze, paparazzi, gotowi sprzedać tabloidom każdą niedyskretną fotkę, jaką uda im się wykonać. Niektóre z gwiazd robią wszystko, by jakoś swą prywatność chronić, inne przeciwnie – współpracując z prasą brukową zwiększają swą popularność i kreują wizerunek na użytek publiczności. Podobny tym ostatnim okazał się ktoś, kto jeszcze niedawno stał na czele polskiego rządu i cieszył się ogromną sympatią i społecznym zaufaniem. Fenomen Kazimierza Marcinkiewicza, bo o nim tu mowa, będzie chyba przez długie lata przedmiotem badań socjologów i politologów. Jego popularność jako premiera jest bowiem zagadką trudną do wyjaśnienia. Pojawił się jakby znikąd, bo przecież mało kto wiedział cokolwiek o istnieniu partyjnego działacza Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego w Gorzowie. Gdy Jarosław Kaczyński uczynił go szefem rządu, Marcinkiewicz był niczym królik wytrząśnięty z kapelusza ku zadziwieniu widowni. Od początku było wiadomo, że ten premier jest figurantem, wykonawcą poleceń prezesa PiS, że nie jest to mąż stanu, lecz pociągana za sznurki marionetka. A jednak publika polubiła

tego niby-premiera, deklarując w sondażach wielkie do niego zaufanie. Premier nie robił nic, bo nicnierobienie było jego zadaniem, nie stronił jednak od mediów, chętnie udzielał wywiadów, prowadził dziennik internetowy, w którym przedstawiał się jako pogodny wyznawca tradycyjnych wartości, gorliwy katolik, kochający mąż i ojciec, który rodzinę ceni ponad wszystko. Jako polityk był człowiekiem bez właściwości, kukiełką wstawianą w telewizyjne okienko na czas przedstawienia. Ale może właśnie tę nijakość publika polubiła, dostrzegając w niej rys swojskiej zwyczajności i normalności oraz przeciętności, która nie rodzi kompleksów? Zagadkowa sympatia pozostawała niezmienna, ludzie po prostu dla jakichś bliżej nieznanych powodów Marcinkiewicza polubili. Wiadomo było, że tej sympatii nie utracił, gdy przestał sprawować urząd. Dlatego Platforma Obywatelska szykowała dla niego jakąś ofertę powrotu do polityki, o czym chętnie do niedawna mówiono. Tymczasem pan Kazimierz, gdy przestał pracować w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju, pozostał w Londynie, znalazł zatrudnienie w firmie prywatnej i nawiązał gorący romans z młodszą od niego o ponad 20 lat Polką. Nie byłby to

żaden temat dla prasy, gdyby nie to, że Marcinkiewicz postanowiwszy porzucić gorzowską rodzinę i związać się z nową blond-ukochaną, nawiązał kontakty z tabloidami, którym przekazał fotografie, udzielił informacji, inicjując serię publikacji w prasie brukowej. Postąpił jak gwiazdka filmowa, która chce, by o niej mówiono, pisano, rozprawiano – źle czy dobrze, byle wymieniając nazwisko i drukując fotografię. Polacy mogą więc oglądać w brukowcach zdjęcia byłego premiera z kochanką, czytać wyznania w rodzaju: „układamy sobie razem życie” oraz dowiedzieć się, że pozostawiona w Gorzowie porzucona małżonka, Maria, „przeżywa dramat”. Nie wiem, co Marcinkiewicz chciał osiągnąć inicjując ten serial. Może liczył, że publika doceni szczerość wyznań i podtrzyma swą sympatię? Na pewno jednak były premier pokazał, kim jest naprawdę. Aktorem, po prostu. Aktorem, który grał rolę polityka, konserwatysty i działacza katolickich stowarzyszeń, wreszcie gdy otrzymał rolę pierwszoplanową, zagrał premiera. Zagrał dobrze, bo żaden charakter, żadne osobiste cechy nie przeszkadzały mu się wcielać w postać, którą odgrywał. Pozbawiony osobowości, idealnie przeciętny, może przecież udawać każdego.


12|

31 stycznia 2009 | nowy czas

rozmowa na czasie

Trzeba się stać częścią tego społeczeństwa, nie można cały czas żyć w getcie Z Janem Mokrzyckim, prezesem Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii rozmawia Ewa Żabicka Czy jest sens organizowania spotkania dla polskich pracowników, skoro – jak sam Pan stwierdził w wypowiedzi dla ,,Metra" – ogromna część naszych rodaków wróci do kraju?

– Ja nie powiedziałbym, że będą masowe powroty. Część na pewno wyjedzie, ale nie wiem kto i na jakiej podstawie uważa, że tak wielu Polaków wraca do kraju. Naprawdę nikt nie ma żadnych statystyk. Może wyjedzie 20 czy 30 proc., ale reszta raczej tu zostanie. Z rozmów, jakie przeprowadzam z ludźmi, ogromna większość mówi, że tu zostanie, bo zapuścili tu korzenie. W Polsce podczas kryzysu finansowego też nie będzie łatwo. Przetrwamy go jednak i na pewno z czasem się tu poprawi.

Czy mój pracodawca ma prawo powiedzieć mi, że muszę zostać w pracy kolejne dwie godziny ponad normę? Czy może mi potrącić z wypłaty za przypadkiem zniszczony sprzęt? Czy mogę ubiegać się o zwrot kosztów za dojazdy do pracy? Odpowiedzi na te i inne pytania dotyczące zatrudnienia, będziecie mogli uzyskać 7 lutego w POSK-u podczas spotkania ,,Lepsze warunki dla polskich pracowników" zorganizowanego przez związki zawodowe z pomocą Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii.

Czyli jednak warto...

– Tak, ale to nie jest tylko spotkanie dla tych, którzy tu już mieszkają od dłuższego czasu, by mogli się dowiedzieć, jak poprawić swój los, ale również dla nowo przybyłych, którzy są bardziej narażeni na utratę pracy niż osoby, które przebywają tu pięć czy dziesięć lat. Wszystkie organizacje polonijne, chociaż robią co mogą, mają stosunkowo małe szanse pomagania tym ludziom, poza tym, że mogą je skierować we właściwym kierunku. Natomiast związki zawodowe od lat pracują nad tym, by przestrzegano praw pracowników. Podczas organizowanego spotkania będzie można porozmawiać z reprezentantami większości związków zawodowych, z ludźmi specjalizującymi się w sprawach finansowych, by się dowiedzieć, czy nie płaciliśmy za wysokich podatków lub za wysoką składkę National Insurance. Będzie możliwość uzyskania podstawowych certyfikatów jeśli chodzi o bezpieczeństwo pracy, które są potrzebne wszystkim pracującym na budowie. Będą tam obecni przedstawiciele Homeless Link, organizacji zajmującej się osobami bezdomnymi, stowarzyszenia kupców z Hammersmith, rządowej organizacji pomagającej pracownikom w egzekwowaniu swoich praw, Community Links, którzy pomagają w znalezieniu swego miejsca w społeczności, Polish Psychologists Club oraz prawnicy. Tak więc będzie to możliwość uzyskania ogromnej ilości informacji na różne tematy w jednym miejscu. Tego dnia odbędą się również warsztaty na tematy: jak mogę uzyskać lepszą pracę i jak podnieść swoje kwalifikacje, jak rozpoznać czy nie jestem wykorzystywany/a i jakie mam prawa, oraz jak mogę je wyegzekwować. Będzie też na temat tego, jak wygląda brytyjski system podatkowy i ubezpieczeń społecznych. W jaki sposób przeprowadziliście kampanię promocyjną tego spotkania, by mieć pewność, że dotrzecie do ludzi, którym te informacje są rzeczywiści potrzebne?

– My do tych osób nie możemy docierać, oni muszą dotrzeć do nas. My po prostu staramy się zapewnić jak najłatwiejszy do nas dostęp. Można się z nami skontaktować przez internet. Staramy się skontaktować z polskimi kościołami, by udzieliły informacji na temat tego spotkania, z polskim radiem i innymi mediami. Czy jest to jednorazowa akcja, czy planowane są też inne, mające podobne cele?

–Tego rodzaju spotkania już od jakiegoś czasu odbywają się w terenie, poza Londynem, w takich miejscach jak Wooster, Coventry, Stoke-

szalenie potrzebna. Tak samo jest ze związkami. Jeśli na przykład osoba prywatna musi wynająć adwokata, by walczył o jej prawa, to jest to horrendalny koszt. Natomiast związki zawodowe zatrudniają swoich adwokatów i wtedy korzystanie z ich usług nic nie kosztuje. W związkach pracują też ludzie, którzy pewne problemy mogą rozwiązać bez interwencji adwokata. A w jaki sposób możemy się dowiedzieć do którego związku powinniśmy się zapisać?

– Nie ma wielkiej różnicy pomiędzy związkami zawodowymi. Wszystkie wykonują mniej więcej tę samą pracę. Niektóre z nich są do pewnego stopnia wyspecjalizowane, na przykład UKAD zrzesza ludzi pracujących na budowie, UNISON ludzi pracujących w samorządach. Ale na przykład Unite i GMB przyjmują ludzi z różnych branż. Większość dużych zakładów pracy współpracuje z którymś ze związków. Jeżeli tak nie jest, można do nas zadzwonić i my doradzimy do którego warto przystąpić. Poza tym wszystkie związki mają strony internetowe, gdzie można znaleźć informacje o ich działalności i warunkach członkostwa. Jak Pan uważa, jakie popełniamy błędy uniemożliwiające im poprawę warunków pracy?

– Do pewnego stopnia jest to zamknięcie się w sobie. Brak rozmów i kontaktów towarzyskich ze współpracownikami jest prawdopodobnie największym problemem. Ludzie wstydzą się tego, że nie mówią dobrze po angielsku, ale nigdy się tego języka nie nauczą, jeżeli nie będą go używać na co dzień. Anglicy są przyzwyczajeni, że cudzoziemcy kaleczą ich język, ale są w tej kwestii bardzo wyrozumiali. Trzeba się przez ten mur przebić, ponieważ integracja jest koniecznością. Jednym z punktów spotkania, jest „'jak być aktywnym i budować siłę przez samoorganizację”. Co to dokładnie znaczy?

– To znaczy, że jedna osoba, której prawa są nadużywane, sama nic nie zdziała. Natomiast jeśli zacznie rozmawiać z kolegami, którzy również są wykorzystywani, wtedy zaczynają tworzyć siłę. Nie należy się izolować, a dyskutować i zwracać uwagę na to, co się dzieje z innymi. Nawet jeśli w danym miejscu nie istnieje związek zawodowy, ale ktoś z kolegów indywidualnie przynależy do jednego z nich, to ten związek pomoże stworzyć taką komórkę w danym miejscu pracy. I wtedy się mówi o pewniejszej sile. upon-Trent. Są one organizowane we współpracy Zjednoczenia Polskiego z jednym ze związków zawodowych. Związki chcą członków, a my uważamy, że warto się do nich przyłączyć. Związki rozwiązują nie tylko problemy związane z zatrudnieniem, lecz również pomagają w sprawach rodzinnych. Ich członkowie mogą też uzyskać ulgi na ubezpieczenie społeczne. Poza tym członkostwo w związku to część integracji ze społeczeństwem brytyjskim. Jest ono potrzebne tym, którzy planują tu zostać na dłużej czy na stałe. Trzeba stać się częścią tego społeczeństwa, nie można cały czas żyć w getcie. The Centre on Migration, Policy and Society przeprowadziło badania wśród imigrantów nowych państw członkowskich UE. Jednym, z zaskakujących dla nich wniosków

było to, że pracujący w UK imigranci nie zapisują się do związków zawodowych. Jakie według Pana są tego przyczyny?

– Po pierwsze związki zawodowe w Polsce, szczególnie w czasach PRL-u nie miały dobrej opinii, były częścią rządu. Potem się upolityczniły, były raczej partią polityczną i to się ludziom nie podobało. W Wielkiej Brytanii, mimo że związki współpracują z Partią Pracy, to ona nimi nie rządzi, ani też one nią. Ludziom trzeba tę różnicę pokazać. Po drugie, ktoś kto tu dopiero przyjechał i oszczędza, nie chce od razu opłacać składki członkowskiej. Jednak przynależność do związku to pewnego rodzaju polisa ubezpieczeniowa. Człowiek ma nadzieję, że nic mu się nie stanie, ale warto jednak taką polisę mieć, bo jak mu się jednak coś stanie, to jest ona wtedy

Czy uważa Pan, że Polacy łatwo dają się wykorzystywać swoim pracodawcom?

– Niestety tak. Głównie wpływa na to brak znajomości języka i obyczajów. Wyjeżdżają w nieznane, rozpoczynają tu pracę i zaczynają myśleć, że tak powinno być. A ich pracodawca może działać wbrew prawu. Może im potrącać za dużo za mieszkanie, przewóz czy płacąc poniżej minimalnej stawki. Każda osoba w obcym kraju bez odpowiedniej wiedzy jest narażona na wykorzystywanie. Tak więc członkostwo w związkach zawodowych jest bardzo przydatne, ponieważ tylko one są wtedy nam rzeczywiście pomóc. A koszt tej pomocy nie jest wcale taki wysoki, bo co to jest paczka papierosów na tydzień.

szczegóły » 19


|13

nowy czas | 31 stycznia 2009

dobre, bo polskie W cyklu Dobre, bo polskie! przedstawiamy Was, naszych Czytelników, którym w Wielkiej Brytanii powiodło się. Ludzi przedsiębiorczych, odważnych zdeterminowanych jest w Londynie i w całej Wielkiej Brytanii znacznie więcej. I o nich (Was)

chcemy pisać. Jeśli znacie kogoś takiego lub sami coś ciekawego robicie, dajcie znać. My wszędzie nie trafimy, do wszystkich nie dotrzemy. Każda informacja, adres i krótki opis tego, co robią (lub sami robicie), będzie mile widziana.

O najciekawszych z pewnością napiszemy. Jak mówią statystyki, w Wielkiej Brytanii zarejestrowanych jest ponad 30 tysięcy firm prowadzonych przez Polaków. Nasze łamy są do Waszej dyspozycji. Zapraszamy!

Rowerowy jazz Historia Jacka Lisieckiego to dowód na to, że pasje i marzenia, przy odrobinie wytrwałości, szczęścia i improwizacji mogą przekształcić się w sposób na życie. Wystarczy pokierować nimi tak, jak kierownicą roweru.

Magdalena Kubiak Do Londynu przyjechał dwa i pół roku temu, odwiedzić znajomych. Pod pachą nieodłączny rower. Wcześniej albo „wiódł wesołe życie towarzysko-studenckie” w Krakowie, albo, podczas wakacji, zwiedzał Nowy Jork i sąsiednie stany. Na Wyspach postanowił jednak zostać trochę dłużej, szczególnie że poznał tu samych miłych i ciekawych ludzi. Nie przeszkadzała mu nawet londyńska pogoda, która nie zawsze sprzyja rowerowym wyprawom. Szczęście dopisało mu także w poszukiwaniach pracy. W firmie, w której się zatrudnił, jego zadaniem było jeżdżenie rowerem od ambasady do ambasady z różnego rodzaju przesyłkami. Dla rowerowego maniaka był to wymarzony sposób zarabiania na życie. Sielanka skończyła się, gdy skradziono mu rower. – Był to dzień, którego nie zapomnę do końca życia – opowiada Jacek. – Zerowa pomoc policji, pierwsza wizyta w londyńskim metrze, potężny „kac” na drugi dzień i przede wszystkim pustka w pokoju, który nagle zrobił się dużo większy. Od tego momentu pobyt w Londynie nabrał dla niego nowego sensu. Postanowił, że odzyska to, co zabrało mu to miasto i nie wróci do rodzinnego Krakowa bez nowego, „wypasionego” roweru. Zdobycie go (tymczasem zadowolił się czymś znacznie gorszym) oddalało się jednak z każdą wypłatą, która z miesiąca na miesiąc z nieznanych powodów była coraz mniejsza, a na grafiku pracy przydzielano mu coraz mniej godzin. I wtedy znów szczęśliwy traf skierował go we właściwe miejsce. W okolicach Altgate złapał gumę i aby szybko

naprawić usterkę, wszedł do pierwszego sklepu rowerowego, który znalazł się w zasięgu jego wzroku. A tam akurat potrzebowali pracownika do pomocy w prowadzeniu zakładu. – W ten sposób, po zaprezentowaniu swojej osoby i przede wszystkim mojej choroby, zwanej kompletnym zboczeniem rowerowym, dostałem pracę w S&S Cycle – wspomina Jacek. Wtedy w jego głowie po raz pierwszy pojawił się pomysł otwarcia własnego biznesu. Na początku wydawało się to bardzo odległe i wymagające ogromnego zachodu. Jednak siedzenie kilkunastu godzin na dobę w sklepie rowerowym nie dawało Jackowi spełnienia. Miał jednak trochę czasu na myślenie i w ten sposób pomysł przerodził się w poważniejsze planowanie, gromadzenie oszczędności i niezbędnych narzędzi. Trwało to osiemnaście miesięcy. Po tym czasie coś ruszyło. Jacek wraz ze znajomym wynajął pomieszczenie w Islington, które własnymi siłami zaczęli remontować. – Cieżkie to były czasy, niezmiennie od dziewiątej do osiemnastej w sklepie, a od dziewiętnastej do pierwszej w nocy u siebie w Jazz Cycles – wspomina Jacek. Był jednak tak zdeterminowany, że nie przeszkodziły mu nawet cieknący dach i kilkakrotne włamania do budynku. Świeżo upieczeni właściciele warsztatu wyciągali z tego wnioski i starali się nie powtarzać wcześniejszych błędów. Na szczęście nie musieli zmagać się z papierkową robotą i wystawać w urzędach, oczekując na zgodę na prowadzenie własnej działalności. Brytyjski system jest przyjazny ludziom mającym własną inwencję i marzącym o byciu własnym szefem. I tak,od września ubiegłego roku ich warsztat, Jazz Cycle, działa pełną parą.

››

Nie chcemy skupiać się na sprzedaży nowych części, bo to w Londynie robią wszyscy, a dużo rzeczy można po prostu naprawić, zamiast wyrzucać do śmieci. Warsztat otwarty jest codziennie do późnego wieczora, aby nawet ci, którzy długo pracują, mieli możliwość naprawienia swoich dwóch kółek sprawnie i szybko – mówi Jacek Lisiecki.

– Nazwa wzięła się od tego, że na początku była to wielka improwizacja – tłumaczy Jacek. Improwizacja, ale z konkretnymi pomysłami dotyczącymi sposobu działania warsztatu i usług, jakie ma świadczyć. Wykonujemy wszelkie naprawy dla praktycznie każdego modelu roweru, od miejskich holendrów po sprzęt downhillowy. Nie chcemy skupiać się na sprzedaży nowych części, bo to w Londynie robią wszyscy, a dużo rzeczy można po prostu naprawić, zamiast wyrzucać do śmieci. Warsztat otwarty jest codziennie do późnego wieczora (w dni powszednie i soboty nawet do 22.00), aby ci, którzy długo pracują, mieli możliwość naprawienia swoich dwóch kółek sprawnie i szybko. Szczególnie że w serwisie Jacka większość napraw wykonywanych jest na miejscu. Tylko te bardziej skomplikowane zajmują chłopakom do dwudziestu czterech godzin. Ich kolejnym powodem do dumy jest aktywna od kilkunastu dni strona internetowa warsztatu. Dowodzi ona, że głównym celem Jacka jest rozwój, a nie osiadanie na laurach. Te cechy, w połączeniu z ogromną pasją i zaangażowaniem założycieli, wyróżniają Jazz Cycle nie tylko spośród polskich przedsiębiorstw w Londynie, ale także z grona podobnych warsztatów, prowadzonych przez Brytyjczyków. A nabyte umiejętności być może kiedyś pomogą Jackowi zbudować własny „wypasiony rower”, którym poruszać się będzie po krakowskich uliczkach.

www.fabrykatv.net

Studio: GRAFIKA - ANIMACJA - ILUSTRACJA - LOGO - BANNERY

Michal T: 0787 068 3439 Tamara T: 0752 643 2516 Studio E: info@fabrykatv.net


14|

31 stycznia 2009 | nowy czas

podróże

KARAIBY Jacek Ozaist

Środek Morza Karaibskiego. Przez cały dzień nie widać żadnego lądu ani nawet obiektu na morzu czy niebie. Nic, tylko bezkresna przestrzeń pełna białych grzyw fal sunących po szafirowej tafli wody. Na górnym pokładzie zamiast piratów, angielscy emeryci, a zamiast łotrowskich przyśpiewek, łagodne rytmy calipso. Wiatr bezlitośnie burzy wypielęgnowane fryzury angielskich dam i figlarnie porywa ręczniki, koszulki, buty. Jest gwałtowny, ale bardzo ciepły. Dzięki niemu w ogóle nie czuć czającego się w górze słońca. Dopiero wieczorem ludzie nie poznają w lustrze samych siebie. Atrakcją dnia jest deszcz znikąd. Najpierw pojawia się w oddali ciemna chmara kropel, a potem na pokładzie powstaje panika, jak gdyby wybuchł pożar. Zimne igiełki spadają na rozgrzane ciała, wzbudzając śmiech i okrzyki zdumienia. Najśmieszniejsze jest jednak to, że nad nami nie ma żadnej chmury.

GrenADA Po trwającym półtorej doby rejsie zawijamy w końcu do najdalej wysuniętej wyspy archipelagu Małych Antyli – Grenady. Dalej już tylko Ocean Atlantycki. Port St. George wita nas tęczą i ginącymi w chmurach wierzchołkami gór. Trafiamy pod opiekę wujka Morga, sędziwego Kreola, którego wszyscy tu znają i pozdrawiają. Anglicy udają, że nie dosłyszeli, jak się przedstawiał. – Kapitan Morgan? – Nie. Wujek Morg. Nie jesteśmy na wyspie rumu, tylko kakao i cynamonu. Stwierdza jeszcze, że jest najstarszym przewodnikiem po Grenadzie i pokaże nam kilka miejscowych atrakcji. Wyjeżdżamy z kolorowego portu i już po paru minutach krajobraz zmienia się diametralnie. Wysłużony japoński busik z trudem wspina się po bardzo stromej i wąskiej drodze, którą z miejsca pokochałby każdy amator rajdów ekstremalnych. Wkrótce już sami nie wiemy, czy liczyć dziury, czy zniszczone, porzucone przez lokatorów domy. To skutek huraganów, które co jakiś czas przewalają się, dewastując wyspę. Oraz biedy. Grenadyny składają się bowiem z 30 wysepek i atoli, spośród których jedne są bezludne, inne biedne, nie mające wielu atrakcji dla turystów, a jeszcze inne to luksusowe kurorty dla bogaczy. Ten niewielki archipelag pokochali ludzie ceniący spokój, ciszę i brak komercyjnej turystyki. Podobno każdy może znaleźć tu sobie spokojną zatoczkę, małą, prywatną plażę czy leżący na odludziu akwen do nurkowania. Droga robi się coraz bardziej dziurawa i stroma, a domy coraz bardziej zniszczone. Wujek Morg używa klaksonu za każdym razem, gdy jęczący busik musi wspiąć się na wzgórze zakończone ostrym zakrętem. Mijanie się na drogach Grenady to nie lada sztuka. Ze zgrozą patrzę na podmyte przez ulewne deszcze pobocza, ciągnące za sobą

wielkie kawały asfaltu w kierunku ziejącej w dole przepaści. Zajeżdżamy przed sklepik z pamiątkami oraz przyprawami. Z daleka pachnie cynamonem, którego laski porozkładano gdzie tylko się da. Zapach odurza i budzi miłe wspomnienia. Wcale nie słucham wujka Morga. Jestem w ogródku mojej babci i popijam kompot w gruszek z cynamonem. Jedziemy dalej w góry. Już nie ma domów ani innych samochodów, tylko czysta natura. Po drodze wodospad, z którego można skoczyć wprost do mineralnej wody, niewielki park narodowy i porośnięte szuwarami jezioro powstałe na kraterze wulkanu. Wszystko to jednak jest maleńkie i niezbyt różni się od znanych w Europie podobnych miejsc. Zupełnie inne wrażenie robi las tropikalny pełen niezwykłych drzew i krzewów. Zachwyca nas wzgórze porośnięte bambusami, z których wyrabia się tu meble oraz drzewa ociężałe od melonów i papai. Królują jednak wszechobecne kakaowce. Wujek Morg odwozi nas do St. George. Po drodze odwiedzamy stary angielski fort, symbol trudnej historii Wysp Karaibskich, które od czasu odkrycia ich przez okręty Kolumba były obiektem ciągłych walk i targów. O Grenadę walczyli Anglicy i Francuzi.. Kto wygrał? Ruch jest lewostronny, a na banknotach dolarów wschodniokaraibskich widnieje królowa Elżbieta, tylko dużo młodsza i bardziej pogodna, niż na funtach brytyjskich.

›› na Wyspach Karaibskich króluje tymczasowość. no bo po co budować pałac, skoro huragan może zmieść go w ułamku sekundy? obite drewnem albo blachą rudery straszą przez całą drogę Wieczorem kapitan promu informuje pasażerów, że nocą miniemy St. Lucię, Martynikę i kilka pomniejszych wysepek. Po raz pierwszy odczuwam żal, że ich nie odwiedzę, bo jest ich za dużo.

DoMinicA O poranku wyspa wygląda dumnie i groźnie, jak gdyby drzemiące głęboko pod dnem oceanu żywioły już miliony lat temu postanowiły uczynić ją wyspą chmurną i dziką. Znów wyruszamy japońskim busikiem, tym razem klimatyzowanym, na spotkanie z nową przygodą. Sporych rozmiarów przewodniczka zajmuje miejsce tuż obok mnie i zaczyna opowiadać o Dominice.

Historia polityczna niektórych wysp sięga zaledwie kilku dziesięcioleci, tu decydujący ton nadaje natura w swym niezachwianym i trwałym pięknie, sięgającym wielu tysiącleci, zanim powstały perły kultury europejskiej. Nie tworzył tego człowiek, tylko niczym nie skrępowany wulkaniczny żywioł. Przewodniczka opowiada o szkolnictwie, gospodarce i młodziutkiej historii politycznej Dominiki, ale ja mam większe zmartwienia. Drogi tu są węższe niż na Grenadzie, a pobocza tak podmyte przez ulewne deszcze, że wprost z auta można spojrzeć w dół żarłocznej przepaści. Jedynie żółta taśma ostrzegawcza i kilkanaście centymetrów błota dzieli nas od gwałtownej śmierci.

Busik rzęzi i sapie. Takiej stromizny nie widziałem pod żadną z polskich gór. Po żadnej nie wjeżdżałem pod takim kątem, że odchylało mnie w tył... Bardziej przypomina to start rakiety... I co? Jeszcze zakręt?! Boże, musimy się minąć z innym pojazdem! Busik na pierwszym biegu wtacza się na górę. Kierowca ma nawet czas i na tyle mocne nerwy, że pozdrawia klaksonem mijanego kolegę. Uff, teraz trochę w dół... Przewodniczka nuci monotonnym głosem: – Jeśli ktoś nauczy się jeździć na Dominice, poradzi sobie wszędzie. Po kilkunastu minutach ostrej jazdy bez pobocza, dojeżdżamy do lokalnego spa w górach. Dwa maleńkie baseniki z wodą, której kolor sugeruje dużą ilość

›› Po trwającym półtorej doby rejsie zawijamy w końcu do najdalej wysuniętej wyspy archipelagu Małych Antyli – Grenady


|14

nowy czas | 30 stycznia 2009

podróże siar cza nów ota cza ją wy jąt ko wej uro dy drze wa i krze wy. Nie zna my ich nazw, ale sy cą oczy fan ta zyj ny mi kształ ta mi i ga mą ży wych barw. Gdy wra ca my, prze wod nicz ka po ka zu je w do le pięk ne osie dle miej sco wych bo ga czy, któ re ostro kon tra stu je z roz lo ko wa ny mi po obu stro nach dro gi li chy mi bu dyn ka mi. Tu, tak jak na Gre na dzie, kró lu je tym cza so wość. No bo po co bu do wać pa łac, sko ro hu ra gan mo że zmieść go w ułam ku se kun dy? Obi te drew nem al bo bla chą ru de ry stra szą przez ca łą dro gę do por tu. Do pie ro tam wi dać zrę by cy wi li za cji, choć mia sto wy glą da do brze i schlud nie tyl ko z pro mu. Wy star czy wejść w do wol ną ulicz kę, by tra f ić na ob raz zwy czaj nej Do mi ni ki. Bied nej, ale dum nej. Ma leń kie skle pi ki i ba ry, mi nia tu ro we dom ki, wą skie ulicz ki peł ne so lid nych rynsz to ków od pro wa dza ją cych wo dę pod czas ulew nych desz czów – to wszyst ko upchnię te jest na nie wiel kiej prze strze ni mię dzy gó ra mi a mo rzem. I tyl ko au ta wy glą da ją na no wo cze sne. Sa me „ja poń czy ki” – to yo ty, hon dy, mit su bi shi... Lo kal ni Kre ole pro wa dzą je z nie sa mo wi tą du mą, tak jak by je dy nie to sta no wi ło coś trwa łe go w ich trud nym, wy spiar skim ży ciu. Ma low ni czy port Ro se au po wo li od da la się. Wra ca my na mo rze. Do pie ro te raz do cie ra ją do mnie sło wa prze wod nicz ki, że to wy spa czar nych plaż, peł nych wul ka nicz ne go py łu, uro kli wych za to czek i desz czo wych gór. I że ma ją tu 365 rzek i rze czek, po jed nej na każ dy dzień ro ku. Pio rą w nich i czer pią z nich wo dę do pro duk cji pon czów i so ków owo co wych. A lo kal nym przy sma kiem jest igu ana, któ ra po dob no sma ku je jak kur czak... No cą ma my mi nąć Gwadelupę i Mont ser rat, zniszczony w 1995 ro ku wy buchem wul ka nu. Opu ści ło go 2/3 po pu la cji, a znisz czo na przez la wę sto li ca -port zio nie pust ką do dziś.

an ti gua To już in ny świat, choć wciąż po zo sta je my w ob sza rze Wschod nich Ka ra ibów. Pięk ny, sta ry port wi ta nas za dba ny mi bu dyn ka mi knaj pek, biur po dró ży i skle pów z pa miąt ka mi. Ży wio ły wul ka nicz ne by ły dla tej wy spy du żo bar dziej ła skawe Gó ry nie są już ta kie wy so kie i stro me, a nie wiel kie wznie sie nia prze ci na ją roz ło ży ste do li ny. Dro gi du żo szer sze i po zba wio ne dziur. An ti gua to kró lo wa plaż. Ha sło re kla mo we mó wi, że jest ich... 365. My od wie dza my za le d wie kil ka. Nie róż nią się od in nych plaż w ku ror tach te go świa ta, lecz pia sek pe łen jest dro bin musz li mor skich, któ re za nic nie chcą od cze pić się od skó ry. Wy glą da my ni czym po cząt ku ją cy ma la rze, któ rym kro pel ki bia łej far by opró szy ły twa rze. Wszę dzie pal my, bun ga lo wy dla bo ga czy, pla żo we ba ry i wod ne atrak cje. Zwra cam uwa gę bar dziej na wy pla ta czy ka pe lu szy z li ści pal mo wych i sprze daw cę ko ko sów, czymś odurzonego, śpie wa ją ce go reg gae w trak cie pro wa dze nia tacz ki z owo ca mi. Gdy już upo lu je klien ta, prze sta je śpie wać i wbi ja ma cze tę w ko kos odłu pu jąc ka wa łek, by podać na pój wprost z łu pi ny. Po po łu dniu spa ce ru je my po St. John’s. Smęt ny mi ulicz ka mi do cie ra my do gó ru ją cej nad por tem ka te dry. Na oka la ją cym ją cmen ta rzu sie dzą na sta rych na grob kach lo kal ni miesz kań cy. Słu cha ją trans mi sji z me czu z pod ręcz -

Wul kan pluł ni mi, ni czym po dwór ko wy chu li gan śli ną pod trze pa kiem, two rząc ma gicz ną ukła dan kę. Jed ne wbi ły się głę bo ko w dno mo rza, in ne w pia sek na pla ży, resz ta spo czę ła na gó rze. Po mię dzy ni mi wy ro sły pal my i w ten spo sób na tu ra za fun do wa ła ama to rom pocz tó wek uro kli we ar cy dzie ło. No cą pły nie my wzdłuż Pu er to Ri co. Łu na po nad wy spą opo wia da nam hi sto rie o bez sen no ści w wiel kim mie ście. Bry tyj scy dżen tel me ni wy stro ili się na bal kapitański. Ma ją mu chy, po wpi na li so bie wo jen ne or de ry. To wa rzy szą ce im da my tę sk nie wspo mi na ją la ta 60. My wo li my po dzi wiać z po kła du ja sność nad Pu er to Ri co.

Do mi ni ka na

›› pośrodku jest plaża z cudownym, żółtym piaskiem, ale otaczają ją ogromne głazy, których nie przeniósłby tu Herkules nawet przez całe życie. nego ra dia. Li ga, zda je się, bra zy lij ska. Wszyst kie okna ka te dry, wy glą dającej w środku jak pro win cjo nal ny ko śció łek, są po otwie ra ne. Nie ma ani jed ne go wier ne go, mi ni stran ta, ni ko go. Za to wi dok na za to kę prze pięk ny. Wo da w por cie jest se le dy no wa, da lej do mi nu je sza f ir. Słoń ce po wo li za cho dzi, a my cie szy my się chłod ną bry zą, któ ra po wo li za stę pu je tro pi kal ny za duch. Wra ca jąc, tra f ia my do bied niej szej czę ści mia sta. Nie róż ni się wie le od tych, spo ty ka nych na wcześniejszych wy spach. Wiel kie wra że nie ro bi pub skle co ny z płyt bla sza nych i po kry ty wie chą. Wy glą da go rzej niż nie je den ga raż w Eu ro pie. Do my też przy po mi na ją ra czej cy gań skie czy mek sy kań skie slum sy zbu do wa ne z cze go tyl ko się da. Tak jak na Grenadzie i Do mi ni ce da rem nie szu ka my ba za ru z owo ca mi. Py ta ni o nie go lu dzie, pa trzą na nas dziw nie. Nie, nic ta kie go tu taj nie ma. Moż na zna leźć je dy nie ma leń kie stra ga ni ki przed do ma mi, któ re ofe ru ją ziem nia ki i ba na ny. W por cie za trzy mu je my się na chwi lę w wi niar ni. Ma my na dzie ję skosz to wać ja kie goś lo kal ne go przy sma ku, ale w ofer cie są tyl ko wi na z RPA. – Nie ma lo kal nych? – py tam. – Mo że pan za ku pić lo kal ny rum w skle pie wolnocłowym – pa da od po wiedź. Przed wej ściem na prom, jak co dzień, de zyn fe ku je my dło nie. Wi rus żo łąd ko wy ze psuł już wa ka cje ty siąc om tu ry stów. Ma my za le ce nie, by ni cze go nie jeść na lą dzie. Z tym aku rat nie ma pro ble mu. Czte ry re stau ra cje na po kła dzie dba ją o to, by śmy ni gdy nie by li głod ni.

st. mar te en albo st. mar tin Już sa ma na zwa su ge ru je trud ną hi sto rię tej wy spy. Po dzie li li ją mię dzy sie bie Ho len drzy i Fran cu zi. Wa lu tą jest eu ro. Przy stań w Phi lips bur gu jest w sta nie po mie ścić kil ka na ście pro mów. Idąc mię dzy ni mi, czło wiek czu je się, jak by szedł alej ką po osie dlu wie żow ców. Tak sów ki wod ne wo żą lu dzi do mia sta,

gdzie cze ka ją na nich tłu my sprze daw ców wszyst kie go oraz lo kal nych prze wod ni ków i tak sów ka rzy. Kró lu ją oczy wi ście „ja poń czy ki”. Nie wy trzy mu ję i py tam jed ne go z kie row ców, dla cze go na Ka ra ibach jeź dzi się głów nie au ta mi z Ja po nii. Dłu go my śli, za sko czo ny mo im py ta niem. Dla nie go to ele ment co dzien no ści. – Lo kal ny sa lon ścią gnie ci co tyl ko ze chcesz. Ale nie wiem, cze mu wszy scy chcą ja poń skie – mó wi w koń cu. – Chy ba są tań sze, bar dziej trwa łe i eko no micz ne. Ruch na St. Mar te en jest pra wo stron ny, jak na Do mi ni ka nie, a od wrot nie niż na Gre na dzie, Do mi ni ce i Antidze, gdzie wpływ An gli ków od ci snął swo je nie za tar te pięt no. Nie je dzie my ni gdzie. Ca ły dzień spę dza my wędrując wą skimi ulicz kami, z uro kli wymi skle pi kami i knaj pkami. Nie wie dzieć cze mu, do mi nu ją skle py z dia men ta mi, bry lan ta mi i ze gar ka mi. Co rusz wiel ki, kli ma ty zo wa ny sa lon z bi żu te rią. Oprócz te go skle py ze sztu ką afry kań ską lub al ko ho la mi. Na tra f ia my też na nie wiel ką ulicz kę han dlo wą peł ną stra ga nów z pa miąt ka mi i wy two ra mi lo kal nych rę ko dziel ni ków. Naj dłuż sza ko lej ka stoi jed nak do bud ki z na po ja mi z owo ców gu ava ber ry. Moż na na pić się so ku, ru mo we go pon czu al bo zjeść lo dy. Sta wia my na poncz i już po chwi li krę ci nam się w gło wie, gdy sie dzi my na ła wecz ce po śród tłu mów tu ry stów z naj róż niej szych czę ści świa ta. St. Mar te en to pięknie od re stau ro wa ne mia sto por to we. Wzdłuż pla ży, któ ra co chwi lę wy ła nia się z pomiędzy ko lo ro wych bu dyn ków, cią gnie się nie zli czo na ilość re stau ra cji i ka wiar ni, ofe ru ją cych łóż ko do opa la nia, pa ra sol i pla żo we go kel ne ra, go to we go przy nieść nad sam brzeg mo rza co tyl ko du sza za pra gnie. Nie opo dal roz cią ga się wiel ka la gu na – atrak cja dla ama to rów po dzi wia nia świa ta pod po wierzch nią mo rza. Ka wa łek da lej jest lot ni sko, zna ne z fil mi ków na Youtu be. Sa mo lo ty lą du ją

tam tuż nad pla żą, bo pas star to wy za czy na się tuż za pło tem. Nie je den pi lot lą du je kil ka na ście me trów nad gło wa mi pla żo wi czów.

Wy spy Dzie Wi Cze No cą kie ru je my się na za chód. Wy spy Dzie wi cze podzieliły mię dzy sie bie Wiel ka Bry ta nia i Da nia. Swój drob ny udział mia ła rów nież Szwe cja. Po dob nie jak Ala skę od Ro sji, część tych wysp od ku pi ły od Da nii Sta ny Zjed no czo ne. My ślę o USA tro chę cie plej. Za miast na jeż dżać, zdo by wać i gra bić, się gnę ły do kie sy, by po siąść coś bez prze mo cy. Ro ad Town, jak sa ma na zwa wska zu je, to mia sto -dro ga roz cią gnię te wzdłuż po tęż nych gór. Więk szość do mów po wsta ła na wzgó rzach, zaś nie któ re osie dla wżar ły się w żle by, pa ro wy i do lin ki do te go stop nia, że z mo rza wyglądają jak by do my po wsta ły je den na dru gim. Tor to la, choć brzmi z hisz pań ska, na le ży do Bry tyj skich Wysp Dzie wi czych. Do mi nu ją tu ma ri ny peł ne ło dzi i jach tów, któ rych masz ty wi dać za nim za wi nie się do Ro ad Town. Nie zo sta je my tu na dłu go. Wsia da my na mo to rów kę i tnie my mo rze po mię dzy wy spa mi, któ rych liczba prze ra sta moje zdol no ści aryt me tycz ne. Nie któ re są je dy nie ma leń ki mi, nie za miesz ka ły mi skraw ka mi lą du wy sta ją cy mi z wszech obec ne go mo rza, in ne to ogrom ne wy spy, peł ne za cu mo wa nych jach tów. Pły nie my na Vir gin Gor da. Po dob no, gdy uj rzał ją Ko lumb, po wie dział, że wy glą da, jak gru ba dzie wi ca le żą ca na ple cach. Pierw sze, co mnie zdu mie wa, to le wo stron ny ruch przy za cho wa niu kie row ni cy po eu ro pej skiej stro nie. Wę dru je my peł ną kak tu sów sa wan ną, by do trzeć do naj bar dziej nie zwy kłej pla ży, ja ką w swo im ży ciu wi dzia łem. Po środ ku jest cu dow ny, żół ty pia sek, ale ota cza ją ją ogrom ne gła zy, któ rych nie prze niósł by tu Her ku les na wet przez ca łe ży cie. Są tro chę jak te w Gó rach Sto ło wych, lecz bar dziej okrą głe niż pła skie.

Znów La Ro ma na na Do mi ni ka nie. Pro sto z pro mu prze sia da my się na mo to rów kę i pły nie my na jed ną z lo kal nych plaż. Do mi ni ka na jest pła ska i przy ja zna. Od mo rza wi dać ska li ste pod ło że, któ re le ży pod dżun glą po kry wającą tę wy spę. Na gle za trzy mu je my się na środ ku za to ki. Ka pi tan mo to rów ki mó wi, że wła śnie mi nę li śmy ka nał mię dzy Mo rzem Ka ra ib skim a Oce anem Atlantyckim. Su ge ru je, by śmy we szli do wo dy. Pa trzy my na nie go jak na wa ria ta. Dno wpraw dzie wi dać, ale czy to au to ma tycz nie ozna cza za pro sze nie, by wsko czyć? Pierw szy śmia łek za nu rza się w wo dzie. Się ga mu le d wie do pa sa, a je ste śmy na środ ku akwe nu!

Czas na rum Kie dy już wszy scy są w wo dzie, ka pi tan wy cią ga dwu li tro wą bu tel kę, co lę i pla sti ko we kub ki. Pi je my i szu ka my roz gwiazd. Raz po raz roz le ga się krzyk ra do ści i ktoś wy cią ga z wo dy ogrom ną ry bę w kształ cie gwiaz dy. Naj czę ściej ma ją ko lor ró żo wy lub czer wo ny, lecz tra f ia ją się rów nież osob nicz ki po sre brza ne. Mi ja my za la ne wo dą krze wy i przy bi ja my do mo lo na pla ży peł nej palm. Ha ma ki i łóż ka już cze ka ją, bar i re stau ra cja też. Ostat ni dzień na osło dę. Ho ma ry, rum, słoń ce i mo rze. Do mi ni ka na po raz trze ci. Raj dla no wo bo gac kich Po la ków. I nie tyl ko. Re kla my gło szą, że już od 3000 zł... La Ro ma na. Uro cze mia stecz ko. Po trzech, czte rech chło pa ków mie ści się na jed nym mo to rze, cię ża rów ki bez plan dek ugi na ją ce się pod ciężarem kil ku na stu ro bot ni ków su ną żół wim tem pem w kie run ku miej sca prze zna cze nia. La ty no ski styl. Wszy scy mó wią po hisz pań sku. Wa lu tą jest pe so. Żal bie rze, że zwiedzaliśmy głów nie po zo sta ło ści po bry tyj skiej eks pan sji. La ty no si oka zu ją wię cej ży wio ło wo ści, ra do ści ży cia i spon ta nicz no ści. Miesz kań cy Wschod nich Ka ra ibów zda ją się pa mię tać cza sy nie wol nic twa i ko lo nia li zmu. Rzad ko się uśmie cha ją, są za żyw ni i ociężali. La ty no si za to try ska ją ener gią. Ba wią się ży ciem. Pas star to wy wy glą da jak oglądany w fil mach pry wat ny pas nar ko ty ko we go kar te lu, ter mi nal zaś jest mniej szy niż ten w Kra ko wie. Za to moż na pa lić i pić do wo li. Gę sty tłum su nie do od pra wy: Ga twick, Man che ste r, Bir ming ham, Glas gow. Chmu ry wi szą ni sko. Za pra sza ją w prze stwo rza. Sie dem i pół go dzi ny później: – W Lon dy nie trzy stop nie. Bę dą pań stwo za sko cze ni, ale pa da deszcz... Tekst i zdjęcia:

Jacek Ozaist


16|

31 stycznia 2009 | nowy czas

kultura i obyczaje

Lampiony dla świętej Agaty Anna Zembala

Jaki by nie był stereotyp niemieckiego życia, warto to zweryfikować przyglądając się mu z bliska. Szczególnie w małych społecznościach będziemy zaskoczeni przywiązaniem do tradycji i ludowością w autentycznym wydaniu. Miejscowe stowarzyszenia i związki podtrzymują tradycje okolicy, lokalne prawo umożliwia kultywować je tak, jak przed wiekami, a mieszkańcy nie tracą żadnej okazji, by dać upust swojej potrzebie zabawy. Wybór najlepszego strzelca, czyli Króla Kurkowego, może być powodem kilkudniowego rautu, ale bywają i okazje poważne. Jeśli zupełnie nieoczekiwanie wylądujesz w Olpe w pierwszą niedzielę po piątym lutym (w tym roku ósmego), możesz wziąć udział w uroczystości ku czci św. Agaty. Olpe leży w Sauerlandzie, jakieś 70 kilometrów na wschód od Kolonii. Rozległe lasy, wąskie doliny i jeziora dają przez chwilę złudzenie, że nie jesteś w Niemczech, a gdzieś w Beskidzie. Miasteczko jest urocze i bardzo typowe dla tego regionu. Wszędzie przeważnie piętrowe domy kryte łupkiem albo w biało-czarnej estetyce muru

notebook Kołtun współczesny? Justyna Daniluk

pruskiego. Ulice wspinają się na wzniesienia tworząc malownicze perspektywy zamknięte zalesionymi wzgórzami. Obchody ku czci św. Agaty mają w Sauerlandzie długą tradycję. W okolicznych wioskach często można spotkać kościoły i kapliczki pod wezwaniem tej właśnie świętej. Uważny turysta spostrzeże chłopskie domy oddane w jej opiekę, a napis nad wejściem do chaty zdradza, że właściciel domu prosi o jej wstawiennictwo. Modlitwa do św. Agaty, jest patronką strażaków, powinna uchronić przed pożarem, głodem i trzęsieniem ziemi. Agata żyła, zgodnie z legendą, w połowie 200 roku w Katanii na Sycylii. Pochodziła z bogatej i szanowanej rodziny. Była obdarzona niezwykłą urodą. To ściągnęło na nią uwagę cesarskiego zarządcy prowincji Quintianusa, który słynął ze swej wrogości do chrześcijan. Agata, głęboko wierząca chrześcijanka, odrzuciła jego zaloty. Urażony odmową Quintianus wtrącił ją do więzienia. Tam poddana została strasznym torturom. Rozżarzonymi obcęgami oderwano jej piersi. Cierpiącej, zgodnie z legendą, ukazał się św. Piotr i wyleczył jej rany. To rozzłościło zarządcę jeszcze bardziej i nakazał dalsze tortury. W ich trakcie doszło do trzęsienia ziemi. Przerażona ludność zażądała przerwania tortur, widząc w nich przyczynę katastrofy. Agatę wrzucono do lochu, gdzie krótko potem zmarła. Rok po tym zdarzeniu, kiedy wybuchła Etna i miastu groziła zagłada w strumieniach lawy, zrozpaczona ludność wyszła naprzeciw żywiołowi z chustą męczennicy. Legenda głosi, że

lawa zastygła nie dochodząc do miasta. Relikwie św. Agaty, która należy do najbardziej znanych świętych tamtych czasów, przechowywane są do dziś w katedrze w Katanii, a jej kult rozprzestrzenił się w całej Europie. Dzień jej męczeńskiej śmierci, 5 lutego, jest dniem św. Agaty. W historii sztuki sakralnej atrybutem jej są odcięte piersi na znak męczeństwa albo gałązka palmy na znak dziewictwa i odwagi. Miasto Olpe, jak wiele średniowiecznych miast, było w czasie swej historii wielokrotnie niszczone przez pożary, czasem całkowicie. Po wielkim pożarze w roku 1665 olpejczycy postanowili powierzyć swoje miasto wstawiennictwu św. Agaty. Od tego roku ślubują uroczyście w jej dniu pościć, modlić się i składać jałmużnę, prosząc o odwrócenie nieszczęść od miasta. Dla współczesnego turysty, który zawędruje do Olpe w pierwszą niedzielę po 5 lutego, dzień ten przed zapadnięciem zmroku nie wyróżni się niczym specjalnym. Ale już po piątej po południu miasteczko zaczyna pulsować innym życiem. Obchody rozpoczynają się uroczystą mszą świętą, w czasie której burmistrz w imieniu olpejczyków odnawia ślubowanie z roku 1665. Po południu mieszkańcy miasta zbierają się jeszcze raz w kościele, by wysłuchać kazania. Kościół, na co dzień skupiający niewielkie grono wiernych, tego dnia wypełniony jest po brzegi. Kazanie, zgodnie z tradycją, wygłaszane jest zawsze przez księdza pochodzącego z Olpe. Jest duże zainteresowanie, kto wygłosi homilię, gdyż wobec ponad-

„Balzakiana” jest kolejną książką Jacka Dehnela, poety, tłumacza, prozaika i malarza, którego z nutką zazdrości bezgranicznie podziwiamy za jego wszechstronne talenty i dar snucia pięknych (o)powieści. Urodzony w 1980 roku w Gdańsku jest autorem zbiorów opowiadań „Kolekcja” (1999) oraz „Rynek w Smyrnie” (2007), kilku książek poetyckich, a także powieści „Lala”, za którą otrzymał Paszport „Polityki”. Obecnie mieszka w Warszawie, ale dominującym miastem w jego twórczości jest Gdańsk. Jeśli kiedyś ktoś ukułby definicję gdańskości, z pewnością znalazłoby się w niej określenie gdańskiej wrażliwości pisarskiej. Tę „gdańską” wrażliwość Dehnel posiada. Podobny dar wyrażania ducha miejsca ma niezrównany Paweł Huelle. Postać Jacka Dehnela, jakkolwiek nie powinna, a jednak wzbudza kontrowersje w środowisku gejowskim. Autor Balzakiny jest bowiem homoseksualistą. Fakt ten nie jest przez niego nadmiernie afiszowany, ale też nie ukrywany. Pisarz stylizuje się na współczesnego dandysa w cylindrze i z laseczką w dłoni, lubi muzykę poważną, dobrą literaturę. Być może dlatego został zaproszony do współprowadzenia programu ŁOSsskKOT wraz z Maciejem Chmielem i Tymonem Tymańskim, gdzie poruszane są tematy współczesnej literatury i sztuki. Dotknięte brakiem zaangażowania

Dehnela w sprawę gejowską środowisko homoseksualne próbuje trochę pisarza bojkotować. Od razu nasuwa się pytanie czy literatura tworzona przez pisarza-homoseksualistę powinna być gejowska i zaangażowana. Sam pisarz odnosi się do tematu własnej seksualności w sposób bardzo rozsądny: „ (…) ja przedstawiam mojego chłopaka jako mojego chłopaka nie dlatego, że chcę się pochwalić naszą orientacją (bo to jak chwalić się kolorem tęczówki), ale dlatego, że gdybym przyszedł gdzieś z dziewczyną, to też bym ją przedstawił jako moją dziewczynę". Wypowiedź Dehnela świadczy o tym, że jego orientacja seksualna nie jest dominantą życia pisarza, a jego naturalną częścią. Jest to stanowisko rozsądne, zwłaszcza, że Dehnel jest twórcą ambitnym, a jak wiadomo, sztuka, a zwłaszcza literatura, walcząca ma „krótkie nogi” i sezonową popularność (nie wspominając o walorach artystycznych). „Balzakina” nie jest książką o gejach (chociaż widoczne są pewne podobieństwa ze stylem Iwaszkiewiczowskim, zwłaszcza w opisie postaci męskich), nie jest nawet utworem „gdańskim”. Jest to zbiór opowiadań, mini powieści połączonych ze sobą wspólnymi postaciami, które w kolejnych opowiadaniach stają się postaciami wiodącymi. Rzecz dzieje się w Warszawie. Pi-

przeciętnej liczby powołań z tego miasteczka księży jest dużo, i to rozsianych po całym świecie. Po kazaniu zaczyna się procesja nazywana procesją światła (Lichtprozession). Miasto wygasza w czasie jej trwania oświetlenie, a w oknach pojawiają się świeczki ustawione szeregami w dwóch lub trzech piętrach (na specjalnych w tym celu zbudowanych stojakach). Inny rodzaj dekoracji to czerwone lampiony zawieszane przed albo nad oknami. Specjalne haki do ich zawieszenia są na stałe zamontowane w ramach okiennych. Budynki należące do miasta są dekorowane przez straż pożarną. Wszystkie te przygotowania powodują, że tworzy się niezwykły nastrój. Na czas procesji miasto staje się półmroczne, oświetlone słabym, ciepłym światłem świeczek i lampionów. Ten ciepły, przyjazny ogień jest przeciwstawieniem groźnego, niszczącego ognia pożaru. Gdy kościół jest jeszcze pełen wiernych, na rynku już zbierają się rodziny z dziećmi niosącymi lampiony, a gdy drzwi kościoła wreszcie się otwierają, wychodzi z niego pochód, na czele którego kroczą najważniejsze osoby w miasteczku. Wszystko odbywa się w gęstniejącej ciemności, przy dźwiękach maszerującej orkiestry dętej i religijnych pieśni. Radni miejscy i członkowie rady kościelnej niosą pochodnie, dzieci czerwone, okrągłe lampiony, a proboszcz pod baldachimem niesie od ołtarza do ołtarza Najświętszy Sakrament w monstrancji.. Na rynku, nieopodal kościoła jaśnieje pierwszy ołtarz procesji. Jego zbudo-

wanie jest obowiązkiem właścicieli domu, co jest zapisane w księdze wieczystej. Uczestnicy procesji śpiewają z towarzyszeniem orkiestry, wysłuchują krótkiej nauki proboszcza i modlą się przy ołtarzu, odmawiając wspólnie Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario i ruszają do kolejnych ołtarzy, obchodząc w ten sposób miasto, a właściwie jego stare centrum. Każdy przyjaźnie pozdrawia sąsiadów, zamienia z nimi kilka słów i czuć że wszyscy wspólnie w tym szalonym rozpędzonym świecie podtrzymują wielowiekową tradycję. Krótko po tym policja odblokowuje ulice, straż pożarna zdejmuje dekoracje, z domów znikają lampiony i świeczki. Magiczny moment przemija i wszyscy wracają do codzienności. A o znaczeniu świętej patronki mówi znów tylko pomnik ustawiony przy wejściu do kościoła. Wypolerowana figura z mosiądzu błyszczy w słońcu, a u jej stóp zobrazowane są sceny kataklizmów, od których św. Agata uchować ma miasteczko. Czas zatacza jeszcze jeden krąg wpisany w kwadratowy plan solidnie założonego miasta. W takim planie wszystko trwać może przez tysiąclecia.

sarz bierze „pod lupę” mieszczaństwo warszawskie wchodząc w dialog z cyklem powieściowym Balzaka. Wykorzystuje różne postaci owego dialogu, „od remake’u, przez samą formę mini powieści, po najróżniejsze aluzje i ukryte cytaty. Pod rozwagę. I ku uciesze” – możemy przeczytać w komentarzu odautorskim. Konstrukcja opowiadań i kreacja postaci nadaje im wymiar uniwersalny, ogólny, w formie przestrogi. Uniwersalizm tych opowiadań polega na przytoczeniu przykładów nieszczęśliwej miłości, chytrości, skąpstwa, zagmatwanych relacji rodzinnych, których punktem centralnym jest ile z kogo można „wyciągnąć”. Jacek Dehnel udowadnia, że to co było prawdziwe za czasów

Balzaka, jest możliwe współcześnie. Charakter ludzki jest niezmienny, jedynie dekoracja ulega zmianie. Jednakże i powściągliwego Dehnela porywa wyobraźnia. Jednego z bohaterów, najbardziej tragicznego chyba, uczynił bardzo podobnym do siebie. Młody Adrian w cylindrze, surducie i z laseczką w dłoni przypomina nam swą powierzchownością samego autora. Ów powieściowy dandys zarabia na życie udzielając korepetycji z … światowych manier i umiejętności bycia „trendy”. Na uwagę zasługuje również postać podstarzałej piosenkarki, która zostaje wykorzystana „w ramach” romansu własnej wnuczki. Dehnel cynicznie i z bezwzględną metodycznością obnaża przed czytelnikiem ruchy machiny ludzkich kombinacji i przewrotności, wplata swoich bohaterów w sytuacje, które mają tylko jedno wyjście. Zbiór mini powieści Jacka Dehnela jest dodatkowo wzbogacony atmosferą trochę ahistorycznej Warszawy, gdzie obraz miasta międzywojennego miesza się z wizerunkiem współczesnym, dając dość klimatyczne wyniki. Pomimo przytyków odnoszących się do pisarza i jego twórczości, które prawdopodobnie wynikają z trochę niższych pobudek niż troska o wywalczenie praw mniejszości, zawsze kupię jego książkę z pewnością przyjemnej lektury.


|17

nowy czas | 31 stycznia 2009

to owo

redaguje Katarzyna Gryniewicz

KONSUMENTA

Botox albo skalpel Toksyna botulinowa, czyli Botox, wytwarzana jest przez beztlenową bakterię jadu kiełbasianego Clostridum botulinum. Działa miejscowo paraliżując komórki nerwowe i mięśnie. Wstrzykiwana w czoło, albo okolice kurzych łapek niweluje zmarszczki. Medycyna zna Botox od trzydziestu lat, ale zaledwie od ośmiu cieszy się on szalonym powodzeniem. Gwiazdy takie jak Courteney Cox czy Danii Minogue chwalą się, że go używają, inne, jak Nicole Kidman, robią z tego tajemnicę poliszynela. Tajemnicą nie są natomiast dane, które mówią, że w ciągu ostatniego roku sprzedaż Botoxu potroiła się, bo kobiety (a także mężczyźni) robią wszystko, żeby poprawiając wygląd, zwiększyć swoje szanse na rynku pracy. Jak odnotowała największa brytyjska sieć klinik chirurgii plastycznej SK:N również inne metody wypełniania zmarszczek, np. zastrzyki z kolagenu i głęboki piling przeżywają właśnie renesans. Z kolei sieć Harley Medical Group z tych samych powodów obserwuje znaczący wzrost zainteresowania zabiegami wśród mężczyzn. Zwłaszcza pracownicy sektora finansowego szturmują gabinety. Chłopcy z City masowo robią sobie liftingi twarzy i odsysają nadmiar tłuszczu przy pomocy liposukcji. Te zabiegi chirurgii plastycznej kosztują odpowiednio od trzech do sześciu tysięcy funtów. Botox jest zdecydowanie tańszy. Jeden seans z użyciem botuliny kosztuje nie mniej niż 395 funtów. Kwota całkiem atrakcyjna biorąc pod uwagę, że zastrzyk wypełnia zmarszczki przynajmniej na trzy miesiące, w dzisiejszych czasach to często dłużej niż okres zatrudnienia.

Squatka na czynsz Jak zamieszkać w jednej z najbardziej ekskluzywnych londyńskich dzielnic nie mając grosza przy duszy? Najlepiej zostać squaterem. Niedawno władze miasta odkryły, że grupa młodych ludzi okupujących wart sześć milionów funtów dom w Mayfair zamieniła na jeszcze bardziej ekskluzywny. Ich celem stał się okazały, budynek tuż za rogiem. Wart dwadzieścia dwa miliony dom stał opuszczony, bo właściciel zamierzał przeprowadzić w nim remont, a architekt potrzebował trochę czasu na skompletowanie potrzebnych zezwoleń. Nowi lokatorzy, nie mieli wielkich wymagań co do wystroju, pluszowe kotary i dywany od razu przypadły im do gustu i poczuli się jak u siebie. Squaterzy, artyści (malarze, rysownicy) tworzący grupę o nazwie Temporary School of Though, są dumni ze swojego stylu życia i odgrażają się, że ich kolejny adres będzie jeszcze lepszy.

Angielskie miliony Amerykańska organizacja Global Language Monitor zapowiedziała, że w tym roku liczba angielskich słów przekroczy milion. Blisko 400 milionów ludzi posługuje się angielskim na co dzień, kolejne 200 mln zna ten język, choć w różnym stopniu zaawansowania. Jednocześnie tak wiele ludzi uczy się angielskich słówek, że już wkrótce statystyki mogą poszybować nawet do 2 mld znających mowę Szekspira, Tylko ile razy Szekspirowi zwiędłoby ucho od słuchania tej angielszczyzny?

Autoportret na murze Wyobraźmy sobie, że któregoś dnia wychodzimy z domu i widzimy, że wizerunek naszej twarzy jest dosłownie wszędzie – na ścianach domów, drzwiach, kontenerach na śmieci i latarniach. I to nie tylko w okolicy. 33-letni fotograf amator John Cartwright doświadczył tego, kiedy jego autoportret stał się światowym fenomenem. A wszystko zaczęło się w lutym, kiedy to umieścił na stronie www.flickr.com/ fotkę przedstawiającą siebie z papierosem w ustach. Wkrótce odezwał się do niego artysta z Paryża ukrywający się pod pseudonimem C215. Obiecał on że zgotuje Cartwrightowi niespodziankę i tak się stało. Wkrótce szablony zrobione na podstawie fotografii zaczęły się pojawiać na murach między innymi w Londynie, Nowym Jorku, Sao Paulo i Paryżu. Oto przestroga dla tych, którzy umieszczają swoje zdjęcia na stronach takich jak Flickr, czy Picassa – nigdy nie wiadomo, kto i do czego je wykorzysta, a grafficiarze w szale naśladowania tego co robi Bansky czy Blek le Rat, mają naprawdę odlotowe pomysły.

Wlampieni

Sorry Sony

Czytanie jako wypełniacz wolnego czasu odchodzi w zapomnienie. Z badania przeprowadzonego przez firmę Childwise wynika, że brytyjskie dzieci coraz więcej czasu spędzają przed ekranami telewizorów i monitorów komputerowych. W badaniu udział wzięło 1800 dzieci z 92 brytyjskich szkół w wieku od 5 do 16 lat. Każdego dnia przeznaczają one średnio 2,7 godziny na oglądanie programów telewizyjnych, 1,5 godziny na korzystanie z internetu oraz 1,3 godziny na granie w gry wideo. W porównaniu z poprzednim rokiem, do około 0,6 godziny spadła średnia czasu poświęcanego na czytanie, a odsetek dzieci, które stwierdziły, że w wolnym czasie czytają dla własnej przyjemności zmniejszył się z 80 do 75 procent. Okazuje się, że gdy idzie o chłopców w wieku od 11 do 16 lat, prawie połowa z nich nigdy nie czyta książek dla przyjemności. Tyle samo dzieci ma w domu własny komputer, a 1/3 z nich przyznała, że nie wyobraża sobie bez niego życia.

To już oficjalne – producent sprzętu elektronicznego Sony ma duże kłopoty. Światowy kryzys gospodarczy dotyka nawet tak potężne firmy. Nie pomogło niedawne lansowanie najlżejszego na świecie laptopa z 8-calowym ekranem, sponsorowanie angielskiej reprezentacji ani reorganizacja. Sony zwalniało, cięło inwestycje i zamykało fabryki, aż wreszcie podczas niedawnej konferencji prasowej w Tokio prezes i dyrektor wykonawczy przedsiębiorstwa Howard Stringer przyznał się do porażki. Firma poniesie w kończącym się w marcu roku finansowym największe w historii przedsiębiorstwa straty operacyjne w wysokości ponad 2 mld funtów. Powodem rekordowych strat jest podobno nagły spadek światowego popytu na telewizory płaskoekranowe. Może są zbyt niezawodne?Analitycy z Sony muszą szybko opracować plan działania – sytuacja jest na tyle groźna, że prezes oraz członkowie zarządu postanowili oddać premie, które dostali w zeszłym roku. Niech ta heroiczna postawa będzie inspiracją dla innych bosów.


18|

31 stycznia 2009 | nowy czas

czas malucha

wykreślanka

Bajka o Ciepłym i Puchatym Było sobie kiedyś Dobre Miasteczko, w którym wszystkie dzieci, kiedy się tylko urodziły, dostawały od rodziców woreczek z Ciepłym i Puchatym. Przy każdym spotkaniu ludzie wymieniali się tym darem, dzięki czemu wszyscy byli szczęśliwi. Nikt się nie złościł, każdy potrafił okazać drugiemu człowiekowi przyjaźń i pomóc w kłopocie. Taki woreczek wystarczał każdemu na całe życie, bo im więcej Ciepła i Puchatego rozdawało się innym, tym więcej go przybywało. Wszyscy swobodnie obdarowywali się wiedząc, że nigdy go nie zabraknie. Rodzice i dzieci, mężowie i żony, nauczyciele i uczniowie, ludzie w sklepach, urzędach i na ulicach, a nawet groźny szef w pracy nierzadko sięgał do swojego woreczka z Ciepłym i Puchatym. Nikt nie chorował, a szczęście i radość mieszkały we wszystkich domach. Ale pewnego dnia do Dobrego Miasteczka przybyła Zła Czarownica, która żyła ze sprzedawania ludziom leków i zaklęć przeciw różnym chorobom i nieszczęściom. Szybko zorientowała się, że niczego tu nie sprzeda, dlatego postanowiła działać. Odwiedziła pewną młodą kobietę. Ta oczywiście na powitanie obdarowała ją Ciepłym i Puchatym. Wtedy Zła Czarownica powiedziała jej w wielkiej tajemnicy, że kobieta nie powinna tak rozdawać swojego

Zagadka

Ciepłego i Puchatego, bo może się ono kiedyś skończyć. Kazała jej schować je głęboko w szafie i to samo poradzić swoim bliskim. Kobieta bardzo zdziwiona tą wiadomością, uwierzyła jednak Złej Czarownicy i przestała dzielić się swoim Ciepłym i Puchatym nawet z rodziną. Wiadomość szeptana między mieszkańcami szybko rozeszła się na całe Dobre Miasteczko. Ludzie przestali obdarzać się Ciepłym i Puchatym, stali się dla siebie obojętni i podejrzliwi, zamknęli się w sobie i nie potrafili ze sobą rozmawiać. Żyjąc w ciągłym strachu o swoje woreczki szybko stali się też nieszczęśliwi i zaczęli chorować. Czarownica bardzo cieszyła się z tego, co osiągnęła. Drzwi jej domu na dalekim przedmieściu nie zamykały się. Ludzie ustawiali się w kolejki, żeby zakupić jej lekarstwa i zaklęcia. Szybko się jednak przekonali, że ani jedno ani drugie wcale nie pomaga. Wiedźma zaczęła wtedy sprzedawać woreczki z Zimnym i Kolczastym. Kupowali, bo uznali, że może to nie najlepszy, ale zawsze jakiś sposób na rozmowę i kontakt z innymi. Dobre Miasteczko wyglądało coraz gorzej. Wszędzie snuły się szare i smutne twarze. Nawet ptakom było ciężko śpiewać w takim otoczeniu, a kwiaty nie potrafiły zakwitnąć. Aż pewnego dnia do miasteczka

redaguje Magdalena Danus

przybyła młoda kobieta z córeczką. Obie na powitanie nowych sąsiadów zaczęły rozdawać im swoje Ciepłe i Puchate. Nie słyszały nic o Czarownicy i jej przestrodze. Ludzie dziwili się i nawet nie bardzo chcieli przyjmować podarunki – bali się, że będą musieli je oddać. Ale kto by tam upilnował dzieci! Te szybko zaprzyjaźniły się z nową koleżanką. Brały jej Ciepłe i Puchate, cieszyły się razem z nią i – mimo zakazów rodziców, szybko zaczęły dzielić się swoim Ciepłym i Puchatym. Okazało się, że woreczki dawno nieużywane i znacznie skurczone znów się powiększyły. Ludzie zrozumieli, że zostali oszukani. Zobaczyli, że wystarczy jak dawniej obdarować drugiego człowieka Ciepłym i Puchatym, a ten zaraz się uśmiechnie i poczuje lepiej. Wszystko wróciło do dawnego wyglądu; kwiaty zakwitły a ptaki zaczęły śpiewać, dzieci nabrały zdrowych rumieńców, a dorośli przypomnieli sobie, czym jest uśmiech. Podobno każde duże i małe miasteczko mogłoby być tak szczęśliwą krainą, wystarczyłoby tylko, żeby ludzie obdarowywali się ciepłem i dobrem przy każdej możliwej okazji... Może spróbujemy? Na podstawie opowiadania Anny Dodziuk dla Instytutu Psychologii Zdrowia i Trzeźwości w Warszawie

Na dobre już mamy nowy rok, a to dobra pora, żeby przypomnieć sobie nazwy miesięcy po angielsku. Odszukaj i zakreśl je w diagramie, a z pozostałych liter odczytaj hasło. Wyrazy mogą być ukryte poziomo, pionowo, skośnie i wspak, mogą też się krzyżować.

JANUARY – styczeń FEBRUARY – luty MARCH – marzec APRIL – kwiecień MAY – maj JUNE – czerwiec

JULY – lipiec AUGUST – sierpień SEPTEMBER – wrzesień OCTOBER – październik NOVEMBER – istopad DECEMBER – grudzień

Ewa Szelburg-Zarębina (Śniegowe piórka)

Jakie to ptaki leciały nad miastem, że pogubiły takie srebrne piórka i wyścieliły nimi tak puszyście te wszystkie szare i zimne podwórka?

Teraz podwórka są jak gniazdka białe, ulice także porosły piórkami. I całe miasto jest jak nie to samo – od bramy srebrnej aż do srebrnej bramy.

Piankowa Pysznotka Karnawał wciąż trwa, a jak karnawał – to zabawa, tańce – przebierańce na parkiecie i pyszności na stole. Być może Ty też zechcesz przygotować taki smakołyk na bal karnawałowy i przyda Ci się przepis na prosty i szybki deser. Oto i on: Składniki: Q bita śmietana w proszku Q galaretka owocowa w proszku Q 250 g białego sera Q szklanka gorącej, zagotowanej wody Q szklanka zimnego mleka Q biszkopty lub herbatniki Q brzoskwinie w puszce Galaretkę rozpuszczamy w szklance gorącej wody (to mniej niż podane jest na opakowaniu) i co jakiś czas mieszając czekamy aż ostygnie. W tym czasie średniej wielkości blaszkę

wykładamy folią spożywczą, a następnie na jej dnie układamy biszkopty. Możemy też upiec wcześniej spód biszkoptowy (wykorzystując np. sponge mix), ale to bardziej pracochłonne zadanie. Brzoskwinie odsączamy z soku i kroimy na mniejsze kawałki. Bitą śmietanę miksujemy z zimnym mlekiem (tu też ilość mleka jest mniejsza niż podana na opakowaniu – jeśli dodasz więcej deser nie zgęstnieje). Ciągle miksując dodajemy stopniowo biały ser, a potem ostudzoną galaretkę. Do tak przygotowanej masy dodajemy wcześniej przygtowane brzoskwinie i mieszamy wszystko łyżką. Masę wykładamy na biszkopty, wyrównujemy i odstawiamy do lodówki na co najmniej godzinę, aby zesztywniała. Smacznego!


|19

nowy czas | 31 stycznia 2009

co się dzieje film Revolutionary Road

godz. 23:00, bilety: £15-£25 Gwiazda musicali „Evita" i „Piaf" tym razem solo, zaprezentuje utwory z najnowszego albumu „Vientos del Sur", utrzymanego w klimatach tanga.

wystawy

problem kolorystyki ubranek dla najmłodszych w zależności od ich płci i wykorzystania do tego celu kolorów różowego i niebieskiego.

już wkrótce

teatr

Paragon Quartet Romeo and Juliet – Fatal Loins

melodramat, 2008r. reż. Sam Mendes W kinach m.in. sieci Vue, Cineworld oraz w Barbicanie Historia młodego małżeństwa (Kate Winslet i Leonardo DiCaprio), w którym każdy z partnerów stara się zamaskować przed drugą osobą swoje frustracje, związane z niemożnością spełnienia się zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Obraz nagrodzony Złotym Globem i nominowany do Oscara. Barry Lyndon wojenny, 1975 r. reż. Stanley Kubrick w kinie BFI Southbank Film przedstawiający losy młodego Irlandczyka, który za wszelką cenę chce wejść w kręgi osiemnastowiecznej angielskiej arystokracji. Aby to osiągnąć jest między innymi karcianym szulerem, bawidamkiem oraz uczestnikiem wojny siedmioletniej. Tokyo Sonata dramat, 2008 r. reż. Kiyoshi Kurosawa m.in. w kinie ICA Cinema Studium współczesnej tokijskiej rodziny i jej powolnego rozpadu, powodowanego ukrywaniem uczuć i niespełnionych pragnień jej członków.

muzyka Judy Carmichael 30 stycznia Pizza On The Park, 11 Knightsbridge, Hyde Prk Corner, SW1X 7LY godz. 19:00, bilety: £20 Pierwszy z dwóch występów kalifornijskiej zdobywczyni nagrody Grammy, wykonującej zdecydowany i przenikliwy swing. Big Band Williego Garneta

31 stycznia Jazz Cafe POSK, 238-246 King Street, W6 0RF godz. 20:30, bilety: £5 Po roku nieobecności Paragon wraca do Jazz Cafe z niemieckim saksofonistą Peterem Ehwaldem, założycielem wielu międzynarodowych formacji jazzowych. Obok niego wystąpi pianista Arthur Lea, na kontrabasie zagra John Calvert oraz Ben Bryant na perkusji. Zespół przygotował nowy, fascynujący program własnych kompozycji jazzowych. Zig 1 lutego Le QuecumBar, 42-44 Battersea High Street, SW11 godz. 19:00, bilety: £12 Cygański jazz wykonywany z pasją przez zespół pod wodzą gadatliwego skrzypka Gundula Gruena z serbskim akordeonistą Zivoradem Nikolicem, basistą Oliverem Baldwinem oraz perkusistą Rastko Rasicem. Wieczór z zabawnymi bałkańskimi rytmami. Richard Thompson: 1000 Years Of Popular Music 3 lutego Barbican Centre, Silk Street, EC2Y 8DS godz. 19:30, bilety: £10-£27,50 Gdy magazyn „Playboy" poprosił zaprzyjaźnionych muzyków o stworzenie listy najlepszych piosenek millennium, Thompson w swoim rankingu zamieścił utwór z roku 1000. Jego lista nie została opublikowana, ale artysta na jej bazie stworzył show, zawierający przekrój muzyczny od włoskich madrygałów po zapomniane ballady The Who.

Sztuka Aborygeńska: moja wizja od 1 do 13 lutego Galeria POSK 238-246 King Street, W6 0RF Wystawa Mariusza Czajkowskiego. W dniu jej otwarcia o godzinie 17:00 odbędzie się również kameralny koncert DIDIERIDOO oraz pokaz oryginalnych, ręcznie malowanych przez Aborygenów ozdobnych talerzy i wazonów.

do 29 marca Kenwood House, Hampstead Lane, NW3 7JR Retrospektywna wystawa prac urodzonego w Niemczech fotografa, od 1935 roku mieszkającego w Highgate. Doceniany był przede wszystkim za zdjęcia przedstawiające codzienne życie Brytyjczyków, angielskie budynki oraz krajobrazy.

do 29 marca Imperial War Museum, Lambeth Road, SE1 6HZ codziennie od 10:00 do 18:00 Wystawa przezentująca zaangażowanie czarnoskórych kobiet i mężczyzn w obu wojnach światowych. Zebrane eksponaty pokazują także jak ich doświadczenia wpłynęły na stworzenie współczesnej karaibskiej mniejszości na Wyspach. Top to Toe

Elena Roger 31 stycznia Prince of Wales Theatre, Coventry St, W1D 6AS

5 lutego Ronnie Scott's Bar, 47 Frith Street, W1D 4HT godz. 20:00, bilety: £5 Noc z doskonałymi brazylijskimi rytmami samby oraz salsy.

7 lutego, godz. 19:00 8 lutego, godz. 16:00 Sala Teatralna POSK, 238-246 King Street, W6 0RF bilety: £16-£18 (rezerwacja 07878 047013) Lepsze warunki dla polskich pracowników 7 lutego Sala Malinowa POSK, 238-246 King Street, W6 0RF godz. 11:00-17:00 Stoiska informacyjne i warsztaty, organizowane przez TUC i Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii. Więcej informacji pod numerem: 020 8741 1606 oraz na stronie www.zpwb.org.uk

13 lutego 174 Camden High Street, NW1 bilety: £15 (£18 w dniu koncertu) Bilety dostępne między innymi na www.ticketweb.co.uk, w kasie POSK Arabskie ballady w Walentynki do 16 maja Duke of York’s Theatre, St Martin’s Lane, WC2N 4BG pon.-sob. 19:30; śr., sob. dodatkowo 14:30 bilety: £21-£50,50 (rezerwacja: 0844 579 1940) Adaptacja klasycznego studium Arthura Millera na temat amerykańskiego snu o karierze od pucybuta do milionera z udziałem Hayley Atwell, znanej z „Brideshead Revisited".

14 lutego Muna's Restaurant, 599 Green Lanes, N8 ORE godz. 20:00, bilety: £20 (kolacja w cenie biletu)

Enjoy do 2 maja Gielgud Theatre Shaftesbury Avenue, W1D 6AR pon.-sob. 19:30; św., sob. dodatkowo 14:30 bilety: £13,50-£48,50 (rezerwacja: 0844 5791940) Rzadko wystawiana czarna komedia Benetta o podstarzałej parze, obserwowanej przez socjologa. Grana będzie tylko przez czternaście tygodni.

5 lutego Chilli Fried Afro-Latin Festival at Darbucka, 182 St John Street, EC1V 4JZ godz. 20:00, bilety: £3 Ben Baddoo i Neil Sparks po raz drugi w ciągu tygodnia na festiwalu. Tym razem dopełnieniem ich występu będą sety didżejskie, między innymi od Mo Laudi, Africathy i Jamiego Rentona. Caipirinha

Kabaret pod Egidą: Jan Pietrzak i jego goście

KAT i Roman Kostrzewski

From War to Windrush

BouGaRabou 30 stycznia Jazz Cafe POSK, 238-246 King Street, W6 0RF godz. 20:00, bilety: £5 Wspaniały dwudziestoosobowy zespół pod wodzą weterana londyńskiej sceny jazzowej zaprezentuje program najpopularniejszych standartów jazzowych. Wraz z zespołem wystąpi wokalistka Leslie Christian, której interpretacje nie odbiegają poziomem od najsłynniejszych wokalistek jazzowych, jak Ella Fitzgerald czy Aretha Franklin.

A View from the Bridge

John Gay: England Observed

Adriano Adewale Group 4 lutego Vortex Dalston, 11 Gillett Street, N16 8JN godz. 20:30, bilety: £8 Perkusista znany z występów z Zoe Rahman czy Julią Biel prezentuje własny kwartet, łączący brzmienia fletu, perkusji i kontrabasu.

do 3 lutego New Players Theatre, 3 The Arches, Villiers Street, WC2N 6NG wt.-sob. 19:30; dodatkowo czw. i sob. 14:30 bilety: £20 (rezerwacja 08700 600 100) Najnowsza adaptacja klasycznego romansu Szekspira. Tym razem, wplatając elementy hip-hopu oraz tańca ulicznego, nawiązuje do kultury afrykańskiej w czasach europejskiego Odrodzenia.

sympozja

do 19 kwietnia V&A Museum of Childhood, Cambridge Heath Road, E2 9PA Trzysta lat mody dziecięcej, od popularnych w dziewiętnastym wieku kostiumów marynarskich i dzierganych kostiumów kąpielowych po mini oraz buty UGG. Wystawa porusza także

Wyjątkowy koncert muzyki arabskiej w wykonaniu polskiej wokalistki i tancerki Anety Barcik. Akompaniować jej będzie pochodzący z Libanu Abdul Salam Kheir, znany między innymi ze współpracy z Led Zeppelin. Wspólnie wykonają najpiękniejsze i najbardziej znane ballady arabskie.

Polski wkład w naukę i kulturę brytyjską

Tede

31 stycznia Jazz Cafe POSK 238-246 King Street, W6 0RF godz. 9:45-17:30, za darmo Sympozjum organizowane przez Polski Uniwersytet na Obczyźnie, podczas którego referaty wygłoszą między innymi Damian Falkowski, Michael Fleming oraz Alicja Moskalowa.

20 lutego Rhythm Factory, 16-18 Whitechapel Road, E1 1EW godz. 21:00. bilety: £14 (£15 w dniu koncertu) Bilety do nabycia między innymi w kasie POSK-u, sklepie Polish Deli na Bond Street oraz Polmar przy Seven Sisters Road.


20

31 stycznia 2009 | nowy czas

czas na relaks Punkty dystrybucyjne Nowego Czasu

O ZACISKANIU PASA

Âť Jak podajÄ… media, 700 tys. jaj kurzych jest

mANIA GOTOWANIA Mikołaj Hęciak

Kiedy byłem w czasie Boşego Narodzenia w Polsce, usłyszałem w radiu, şe ekolodzy postanowili bardziej czynnie zaprotestować przeciw, jak twierdzą, krwawym świętom i wywrzeć nacisk, by zaniechać handlu şywym karpiem. Trzeba od razu przyznać im rację, şe karp, jak kaşde inne zwierzę, powinien mieć godne warunki zarówno podczas hodowli, jak i uboju. I tutaj chwała wszystkim wojującym ekologom. Natomiast, czy od razu trzeba şądać zakazu nie tylko handlu, ale i nawoływać do zaniechania tradycji? I kto na tym straci najbardziej? Moşe ci krwioşerczy sprzedawcy şywych karpi stracą pracę, a ich miejsce wnet zajmą przedsiębiorcy, którzy zamiast şywego karpia, stosunkowo taniego, podadzą gotowego, na tackach, pociętego w dzwonki, moşe nawet bez ości? W cenie kilku karpi oczywiście. A karp i tak łypnie na to okiem i swoje pomyśli o kraju nad Wisłą. Skoro nie karpie nam jeść przypadnie, to co? Tutaj musimy się dobrze zastanowić i powinniśmy to robić za kaşdym razem, zanim udamy się na zakupy. Jak podają media, 700 tys. jaj kurzych jest wyrzucanych przez nas codziennie do kosza. Dość duşa liczba, prawda? Ale w porównaniu z pomidorami to pestka, podobno 2,8 mln pomidorów wyrzuca się w Wielkiej Brytanii kaşdego dnia. W zeszłym roku koszty şywności wzrosły o 27 proc. i aş strach pomyśleć, jak to będzie w tym roku (pod uwagę wzięto 24 najbardziej podstawowe produkty, takie jak: mleko, jajka, chleb, warzywa, ryş, makaron, mięso, herbata itp.) Wyliczono teş, şe przeciętna rodzina w Wielkiej Brytanii w ostatnim roku wyrzuciła do kosza 610 funtów w postaci zmarnowanych produktów şywnościowych. Powinno to dać nam do myślenia, nawet jeşeli nie jesteśmy przeciętną rodziną angielską. ŝyjemy w dobie rozpasanego konsumpcjonizmu i jesteśmy naraşeni na niepotrzebne zakupy şywnościowe. Moşemy jednak w duşym stopniu temu zapobiegać. A wiadomo, lepiej zapobiegać niş leczyć, a w tym przypadku lepiej zapobiegać niş wyrzucać pieniądze do kosza. Pierwszym pomocnym krokiem moşe okazać się planowanie zakupów. Przed wyjściem do sklepu warto

wyrzucanych przez nas codziennie do kosza. Dość duĹźa liczba, prawda? Ale w porĂłwnaniu z pomidorami to pestka, podobno 2,8 mln pomidorĂłw wyrzuca siÄ™ tutaj kaĹźdego dnia‌ sporzÄ…dzić listÄ™ zakupĂłw i trzymać siÄ™ jej dość stanowczo. GĹ‚Ăłwnym celem takiej listy jest ochrona nas, czyli konsumenta, w tym przypadku przed sobÄ… samym, tzn. przed nadmiernym wydawaniem pieniÄ™dzy i zbÄ™dnymi zakupami. Róşnorodne promocje wyglÄ…dajÄ… zawsze atrakcyjnie tylko na pierwszy rzut oka. Prosty zabieg w postaci listy skrĂłci teĹź sam czas zakupĂłw, bo nie musimy juĹź zastanawiać siÄ™, co jeszcze dokupić lub co ciekawego jest w ofercie, tylko od razu kierować siÄ™ do odpowiednich półek. SpecjaliĹ›ci od domowych finansĂłw radzÄ… teĹź,

garnków, naczyń i całych zastaw, z obrusami i dodatkami. Dlaczego? Mieszkańcy Wyspy zaczynają więcej gotować!!! Gotujmy więc razem z nimi. Dzisiaj prosty, angielski i współczesny przepis z rybą w roli głównej. Czy zamiast karpia moşe być tuńczyk?

TUNA PASTA BAKE Dla 4 osób potrzebujemy 200-250g makaronu (świderki, rurki lub kolanka), 300-350g pieczarek, 100ml mleka, 1-2 łyşki mąki ziemniaczanej, 2 puszki tuńczyka w zalewie (in

Poza polskimi sklepami, ośrodkami, Konsulatem RP, „Nowy Czas� jest równieş dostępny w czterdziestu specjalnych skrzynkach, rozmieszczonych przy głównych stacjach metra w Londynie oraz przed niektórymi polskimi parafiami.

BEZ NOWEJ KARTY SIM

BEZ UKRYTYCH OPLAT

:\ELHU]

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³šczenie. Do³aduj T-Talk z komórki wybierz Do³aduj T-Talk przez internet* 0208 497 4029 & 1 po £5 kredytu. na www.auracall.com/polska

Polska 2p/min Polska 7p/min

1.6p/min 5.5p/min

www.auracall.com/polska

by nie zabierać karty pĹ‚atniczej, ale gotĂłwkÄ™ – nie wydamy wiÄ™cej niĹź mamy w portfelu. Wszyscy znamy siĹ‚Ä™ przyzwyczajenia, ale w obecnym czasie moĹźe warto poszukać nowych miejsc na zakupy. Z jednej strony moĹźemy znaleźć taĹ„sze alternatywy, z drugiej produkty o lepszej jakoĹ›ci. Robienie zakupĂłw przez internet moĹźe teĹź zaoszczÄ™dzić nam trochÄ™ czasu, a i gotĂłwki, jeĹźeli sprawdzimy dostÄ™pne oferty i zamĂłwimy tylko to, co jest nam niezbÄ™dne. ZastanĂłwmy siÄ™ teĹź, czy markowe produkty z Ĺ‚adnymi nalepkami proponujÄ… aĹź takÄ… wysokÄ… jakość, ktĂłra usprawiedliwia ich wyĹźszÄ… cenÄ™. A moĹźe siÄ™ okazać, Ĺźe produkt ten sam, a tylko nalepki róşne? RĂłwnieĹź kupowanie wiÄ™kszych iloĹ›ci (ale w sposĂłb przemyĹ›lany) moĹźe obniĹźyć nasze wydatki. GotujÄ…c wiÄ™cej i zamraĹźajÄ…c moĹźemy zaoszczÄ™dzić nie tylko pieniÄ…dze, ale czas i energiÄ™. RĂłwnieĹź przyrzÄ…dzanie posiĹ‚kĂłw w domu zamiast podgrzewanie gotowych daĹ„ (ready meals) moĹźe zatrzymać trochÄ™ gotĂłwki w naszych kieszeniach. W obliczu nieciekawej sytuacji ekonomicznej na Wyspach, Waitrose zanotowaĹ‚ wzrost sprzedaĹźy produktĂłw gospodarstwa domowego:

brine), 1 cebulę, 1 czerwoną paprykę, 1 pęczek zielonej pietruszki, 120g tartego sera cheddar, sól i pieprz do smaku. Dodatkowo odrobina chilli oraz puszka kukurydzy. Cebulę i paprykę kroimy w kostkę. Pieczarki gotujemy w 600ml wody z dwoma kostkami rosołu grzybowego. Gotujemy około 15 minut. Następnie miksujemy jak zupę-krem. Dodajemy cebulę i paprykę. Gotujemy jeszcze pięć minut. Jeşeli całość jest za wodnista, moşemy dodać trochę mąki ziemniaczanej, by uzyskać zawiesistość. Po dodaniu mąki zagotowujemy zupę jeszcze raz. W międzyczasie podgotowujemy makaron, ale o dwie minuty krócej niş normalnie. Rybę i makaron układamy w naczyniu şaroodpornym. Zalewamy zupą grzybową. Posypujemy natką z pietruszki według uznania. Moşna dodać jeszcze kukurydzę. Po wierzchu posypujemy serem i zapiekamy w piekarniku przez 30-40 minut w temperaturze 1900C. Raz przygotowaną zapiekankę moşemy ostudzić i pozostawić w lodówce gotową do zapieczenia następnego dnia. Najprostsza sałatka z pomidorów z cebulką będzie doskonałym uzupełnieniem tego dania.

Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET Infolinia: 020 8497 4698

Tanie Rozmowy!

T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. *Pence a minute quoted are based on extra credit gained from £20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

RESTAURACJA (przy polskim kościele) 2 WINDSOR ROAD, EALING, LONDON W5 5PD 0793 171 3066 od poniedziałku do czwartku 10.00 – 15.00

piątek sobota 10.00 – 23.00

niedziela 09.00 – 23.00

ZAPRASZAMY!!!


|21

nowy czas | 31 stycznia 2009

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

7 5 4 1 6 3 8 4

5 9 6

2 1 2

3 2 6 7 4 2 4 3 5 8 9 4 2 6 7 8 3 9 8 9 1 4

trudne

5 6 7 4 8

2 9

3 1 8 3 9 9 7 2 1 7 9 6 5 2 1 3 7 6 8

2 6

3 7

1 3

5 6

6 4 6

9 8

1 9

5

5

2 4

8 1

1 9

2 7

8

1 3

8 4

8 4

8 9

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04

RAK 22.06 – 22.0

GA WA 23.09 – 22.10

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

W miłości to, co chcesz powiedzieć, to albo za mało, albo za dużo. Chcesz, aby partner zrobił to, co sam powinniś zrobić. Pozwól mu jednak na własne przemyślenia i decyzje. Możesz się też spodziewać problemów w pracy, ale nie odbije się to znacznie na Twoich finansach. Zdrowie stabilne, ale uważaj, by się nie przeforsować.

Boisz się okazywać uczucia i musisz z tym walczyć. Nawet jeżeli raz Ci nie wyszło, nie myśl, że możesz schować głowę w piasek. Masz trudne życie, ale to nie jest powód, żeby je niszczyć na każdej płaszczyźnie. Nie przerywaj pracy. Jeśli dokończysz to, co zacząłeś, ułożą się Twoje sprawy sercowe i wtedy Twoje finanse wyjdą na zero. Zrób sobie kompleksowe badania.

Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że obok Ciebie jest ktoś, kto kocha Cię tak bardzo, że nie zwraca uwagi na Twoje zmienne nastroje. Nie przesadzaj i przestań myśleć tylko o sobie. Dobry okres w pracy, być może nawet czeka Cię zmiana stanowiska i lepsze zarobki. Uważaj na gardło i nawet w trochę cieplejsze dni nie zapominaj o szaliku.

W miłości passa najlepsza ze wszyskich znaków, zarówno wśród osób samotnych, jak i tych będących w stałych związkach. Wykorzystajcie ten czas mądrze, aby w przyszłości zobaczyć wymierne i długotrwałe efekty. W pracy jak zwykle robisz co chcesz i dostajesz co chcesz. Uważaj jednak – ten kielich może się przepełnić.

Czeka Cię istny zawrót głowy. Będziesz wszędzie, ale w tym wirze nie zapomnij zastanowić się, czy wszyscy chcą zawsze robić to samo co Ty. Osoby bliskie Twojemu sercu chciałyby czasem odpocząć, daj im chwilę wytchnienia. Twoja praca i finanse stabilne. Wykorzystaj ten czas na dodatkowe szkolenia, kursy albo dokształcanie we własnym zakresie.

Twoje niespełnienie w miłości spowodowane jest zbyt szybkim tempem pracy. Nie masz czasu na uczucia, randki. Ale praca i finanse mogą chwilowo utknąć w miejscu. Będzie to dla Ciebie dobry czas, aby jeszcze raz przemyśleć swoje życiowe priorytety. Szczególnie że już niedługo będziesz musiał podjąć kilka ważnych decyzji.

Stabilny okres dla tych, którzy są w stałym związku. Nie szukajcie niczego nowego, obok Was od dawna jest ktoś, kto bardzo mocno was kocha. W pracy duże ożywienie. Znów awansujesz, a co za tym idzie, poprawisz swoją sytuację finansową. Nie zwalniaj tempa, a może być jeszcze lepiej. Jeśli chodzi o zdrowie, nie przesadzaj z alkoholem.

W tym tygodniu poczujesz się pewna stabilności swoich uczuć. Będzie Ci się wydawało, że w Twoim otoczeniu tylko Ty nie wariujesz i chłodno oceniasz sytuację. W pewnym sensie będziesz mieć racje, ale postaraj się także spojrzeć na siebie oczami innych. W pracy monotonia, ale dzięki temu także chwila wytchnienia.

W miłości bez zmian, ale nie stań się z tego powodu zbyt bierny. Uczucia trzeba pielęgnować cały czas. W pracy zwróć uwagę na zachowanie innych, ktoś Cię sprawdza i tylko czeka na Twoje potknięcie. Może warto rozejrzeć się za czymś nowym. Pieniądze możesz mieć ogromne, ale zastanów się, czy będzie to warte takich poświęceń.

W sprawach uczuciowych jak zwykle jesteś kąpany w gorącej wodzie, a to Ci na dobre nie wychodzi. Nie szukaj sam miłości, ona Cię znajdzie, jeśli tylko dasz jej na to szansę. W pracy uważaj na konkurencję. Ktoś może próbować podstępem zepsuć Twoją dobrą opinię w oczach szefa.

W miłości stabilnie, postaraj się tego nie zniszczyć. To co was łączy jest piękne i dobrze wróży na przyszłość. Praca ogromnie wpłynie na Twoje finanse i zdrowie. Dlatego nie pozwól, by wpłynęła na twoją miłość. Znajdź czas na odpoczynek, wspólny spacer czy wyjście do kina. Ukoi to Twoje nerwy i doda energii na kolejne dni.

BYK

20.04 – 20.05

NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06

LEW 23.07 – 22.08 NA PAN 23.08 – 22.09

PION SKOR 23.10 – 21.11

LEC STRZE 22.11 – 21.12

W miłości lekkie wzloty i upadki. Musisz wyraźnie dać drugiej osobie do zrozumienia, że to Ty jesteś tym, kogo ona szuka. W tym tygodniu czekają Cię także problemy finansowe spowodowane szukaniem nowej pracy lub mieszkania. Okażą się one tylko chwilowe, pod warunkiem że dokładnie przemyślisz każdy większy wydatek. Zdrowie wyśmienite, jednak uważaj na infekcje.

NIK WOD 20.01 – 18.02

BY

RY 19.02 – 20.03


22|

31 stycznia 2009 | nowy czas

ia Ogłoszen ramkowe . już od £15 TANIO NIE! I W YGOD ą! rt Zapłać ka

jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?

kSIĘGOwOśĆ FINANSE

ROZLICZENIA I bENEFITY szybko i skutecznie (przyjmuję również wieczorem i w weekendy) TEL: 077 9035 9181 020 8406 9341

ROZLICZENIA PODATkOwE Rozliczenia self-employed Zwroty podatku (szybko!) Rozliczenia zaległe, Obsługa firm LTD NIN, CIS, CSCS, Benefity

www.polishinfooffice.co.uk

ARCHITEkT REJESTROwANY w ANGLII Wykonuje projekty: lofts extensions, pełen service – planning application, building control notice. TEL.: 0208 739 0036 MObILE: 0770 869 6377

AbY ZAMIEśCIĆ OGŁOSZENIE RAMkOwE prosimy o kontakt z

Działem Sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

komercyjne z logo

do 20 słów

£15

£25

do 40 słów

£20

£30

DUSZPASTERSTWO AKADEMICKIE zaprasza na imprezę karnawałową w kawiarence kościoła św. Andrzeja Boboli 1 Leysfield Road, W12 Sobota 14 lutego o godz. 19.30 do 24.00 Bilety £5 Tańce, rozmaitości, bufet.

NAukA DOMOwE wYPIEkI

Ealing Office 018 Ealing House 33 Hanger Lane, Ealing w5 3HJ Tel.: 0208 998 1121 Stratford Office 4, 125 The Grove Stratford E15 1EN Tel.: 0208 519 1320 www.taxpol.ltd.uk

ZAPRASZAM NA kuRS TAŃCA TOwARZYSkIEGO 1-STOPNIA kTóRY ROZPOCZNIE SIĘ 07.02 O GODZ. 16.30 dla młodzieży i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych prywatne lekcje tańca towarzyskiego Tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@ szkolatanca.co.uk

Zabawę poprowadzą profesjonalni WODZIREJE na każdą okazję. Gwarancja jakości i niskie ceny. AGATA TEL. 0795 797 8398 (Zamówienia tylko z Londynu)

LAbORATORIuM MEDYCZNE: THE PATH LAb ZDROwIE

bIuRO kSIĘGOwE Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity

uSŁuGI RóŻNE kOMPuTEROwE bADANIE CAŁEGO ORGANIZMu:

162D HIGH STREET HOuNSLOw Tw3 1bQ

ANTENY SATELITARNE Jan wójtowicz

TEL.: 0208 814 1013 MObILE: 07980076748

Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóĶceń, systemy CCTV, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne.

info@omegaplusltd.co.uk

Polskie ceny Tel. 0751 526 8302

PEŁNA kSIĘGOwOśĆ (rozliczenia przez internet) Zwrot podatku w ciągu 48h Virtual office NIN, CIS, CSCS, zasiłki i benefity ACTON Suite 16 Premier Business Centre 47-49 Park Royal London NW10 7LQ TEL: 0203 033 0079 0795 442 5707 CAMDEN Suite 26 63-65 Camden High Street London NW1 7JL TEL: 0207 388 0066 0787 767 4471 www.polonusaccountancy.co.uk office@polonusaccountancy.co.uk

MALuJĘ PORTRETY Z NATuRY Lub FOTOGRAFII Akwarela – £100.00 Olejna – £200.00 Tel: 0788 415 5281 0208 578 7787 www.zojka.com

•Wykrywanie alergii środowiskowych i pokarmowych, pasożytów, bakterii •Badanie układu kostnego: skrzywienia, nerwobóle, osteoporoza •Infekcje i nieżyty, stany zapalne: górnych dróg oddechowych, serca, jelit, nerek, tarczycy, itp. •Układanie diet i masaże •Zastosowanie prawidłowych ziół wg analizy komputerowego badania organizmu •Dojście do prawidłowej wagi ciała •Dobór produktów wg analizy organizmu Czynne od 7.00 do 23.00 Ur szu la Reń ska Tel: 0772 996 8769 20 Ladysmith Road Canning Town London E16 4NR (Bus 69, six bus stops) www.allmedicaldiagnosis.com

wRóŻkA SEbILA przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum. TEL. 0798 855 3378

Dalsze informacje: tel. Tomek: 07875690760

Kompleksowe badania krwi, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową (HIV – wyniki tego samego dnia), EKG, USG. TEL: 020 7935 6650 lub po polsku: Iwona – 0797 704 1616 25-27 welbeck Street London w1G 8 EN

GINEkOLOG-POŁOŻNIk DR N. MED. MICHAŁ SAMbERGER The Hale Clinic 7 Park Crescent London w1b 1PF

PROFESJONALNE FRYZJERSTwO strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. Iza west Acton, Tel. 0786 2278729

uSŁuGI TRANSPORTOwE

wYwóZ śMIECI przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, Złomowanie aut – free TRANSPOL tel. 0786 227 8730 lub 29 ANDRZEJ

Tel.: 0750 912 0608 www.ginekologwlondynie.co.uk michal.samberger@wp.eu DIAGNOSTIC SERvICE 310 GREEN LANES N13 5TT uSŁuGI kOMPuTEROwE

24H POGOTOwIE kOMPuTEROwE (wSZELkIE PRObLEMY)

Bóle kręgosłupa, stawów, mięśniobóle, nerwobóle Wizyty domowe

u klienta lub w biurze (Fulham SW6 3PA) Wymiana zbitych ekranów w laptopach Strony www. pozycjonowanie bazy danych. Sprzedaż komputerów

MAŁGORZATA Tel:0793 338 8935

020 8890-4465 077 8352-4096 www.startuj.co.uk

FIZJOTERAPIA, MASAŻ LECZNICZY

uRODA

Przeglądy (MOT) Diagnostyka komputerowa Serwis samochodów osobowych i dostawczych Naprawy mechaniczne, Wymiana opon itp. Nabijanie, przegląd klimatyzacji W ofercie dojazd do klienta 12 miesięcy gwarancji 100% satysfakcji Tel: 078 90756 276 E-mail: psborowski@hotmail.co.uk 50 burket Close Norwood Green ub2 5NR


|23

nowy czas | 31 stycznia 2009

ogłoszenia

job vacancies LIVE IN CARER REQUIRED FOR A POLISH GENTELMEN. OWN ROOM WITH EN SUITE FACILITIES IN LARGE HOUSE. RELEVANT QUALIFICATIONS or/and EXPERIENCE PREFERRED. WAGES NEGOTIABLE. ENGLISH SPEAKING APPRECIATED. PLEASE PHONE 020 7938 4324

POLICE COMMUNITY SUPPORT OFFICER Location: UNITED KINGDOM, GREATER LONDON Hours: 41 HOURS PER WEEK SHIFTS Wage: GBP 26.000 PA DEPENDING ON LOCATION Work Pattern: SHIFTS Employer: Metropolitan Police Employer Ref: IWM/52031 Pension: Pension available Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: This role is to support Police Officers. Duties include conducting high visibility uniformed patrol responding to calls requests for assistance, countering terrorist criminal activity, public disorder minimising risks to public safety,This Local Employment Partnership Employer shares info about starters with Jobcentre Plus, for

stats purposes only. Entry requirements 18 - 62.5, British or EEA citizen with 3 years residency or any foreign national with indefinite leave to stay in this country and has been resident for 3 years. Open day to be held on 13th Feb 2009. This Local Employment Partnership Employer shares information about. new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. see www.dwp.gov.uk for more information. to book appointment ring 020 7301 8366 020 7301 8269 020 7301 8248 020 7301 8309 or 020 7301 8260. How to apply: For more details please telephone Jobseeker Direct on +44 845 6060 234. Lines are open (UK time) 08.00hrs - 18.00hrs weekdays, 09.00hrs 13.00hrs Saturday. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is +44 845 6055 255. If you are suitable for this job you will be asked to register your details (name, date of birth, location, contact telephone) and you will be told how your application will be handled. Please quote job reference number: IWM/52031. SUPPORT WORKER LEVEL 1 Location: UNITED KINGDOM Hours: 15 - 37.5 PER WEEK, 2 -5 OUT OF 7 DAYS Wage: GBP 16,866 PER ANNUM Work Pattern: DAY AND NIGHT SHIFTS Employer: Adepta Pension: No details held Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: You will support individuals in a supported living residential service. Need good verbal and written skills, good numeracy and literacy skills. Must have the ability to work flexibly on a rota basis, to include, evenings, weekends, bank holidays, Easter and Christmas. Must have a willingness to complete NVQ level 2. Need ability to develop relationships with the people you support, commitment to equal opportunities, commitment to ongoing personal development within social care. Successful applicants required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by employer.

How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Recruitment Line for North London at Adepta, by website on, www.adepta.org.uk, or by phone, 02083438897. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. TRAVEL CONSULTANT BOOKING ADMINISTRATOR Location: UNITED KINGDOM Hours: 41.5 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY 9.30AM-6PM, SATURDAY 10AM-2PM Wage: GBP 12700-GBP 15000 PER ANNUM, SUBJECT TO EXPERIENCE Work Pattern: DAYS Employer: Trust Travel Ltd Pension: No details held Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Ricketing is essential. Experience of issuing of IATA and Net Fare Ticketing is also essential. Applicants must have a working knowledge of one of the Central Reservation Systems, namely, Sabre, Worldspan, Amadeus and Galileo. Must also have good customer service skills. Duties will involve working for a travel agent www.trusttravel.co.uk and includes booking reservations, sales, marketing and business development. Will also undertake BSP Reconciliations and other related work. Familiarity with travel websites, online booking systems and loading of fares is preferred. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Ricky Fernandez at Trust Travel Ltd, Unit 8 Bridge Business Centre,, Bridge Road, Bridge Road, Middlesex, UB2 4AY, or to ricky@trusttravel.co.uk. SOCIAL CARE WORKER ADULT SERVICES Location: UNITED KINGDOM Hours: Full Time Wage: 6.00 - 9.25 per hour Work Pattern: Days Employer: Staff Nurse.Com Closing Date: 17/03/2009 Pension: No details held Duration: PERMANENT

Description: Medacs is one of the largest Care Agencies in the Country, and currently looking to recruit to our contracts in Surrey Full time position 09.00 - 17.30 Must have 2 years experience working with Vulnerable Adult Client Groups requiring support. How to apply: To apply click the StaffNurse.com logo above. www.staffnurse.com/jobcentreplus. INTERNET MARKETING PERSON POLISH WEBSITE Location: MANCHESTER Hours: 9-5.45 MONDAY TO FRIDAY Wage: £6-£7 per hour, 48 hours per week Work Pattern: Days Employer: NDC.CO.UK Closing Date: 01/03/2009 Pension: Pension available Duration: PERMANENT ONLY Description: Person fluent in Polish language required to manage sales/advertising on Polish eBay.pl and Allegro.pl for a laptop sales company and to deal on the telephone/skype/email with Polish customers calling us. No cold calling is required. General computer hardware knowledge and use of eBay.pl and Allegro.pl is essential. The applicant must have a pleasant telephone manner and be fluent in English as well as you will be dealing with local customers too. Knowledge of other European languages (French, German or Spanish) would also be an advantage but not necessary. Immediate start is available for the right person. Salary is negotiable depending on experience. Benefits include paid annual holidays and a flexible work schedule. This job is a full time permanent vacancy. If interested please email jobs@ndc.co.uk or

send a CV in writing to our addres How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Hamid Taqui at NDC.CO.UK, 4 Redgate Lane, MANCHESTER, M12 4RY, or to jobs@ndc.co.uk. MARKETING ASSISTANT (POLISH SPEAKING) Location: HEREFORD, HEREFORDSHIRE Hours: 10-30 PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, 9:00AM-5:30PM Wage: EXCEEDS NATIONAL MINIMUM WAGE Work Pattern: Days Employer: Kidwells Solicitors Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Must have the ability to speak both Polish and English. Experience within an office environment would be an advantage, must have good customer service skills. Will be responsible for contacting prospective clients via telephone to arrange meetings. Hours can be flexible to suit candidate needs, to be discussed with employer. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Lian Gray at Kidwells Solicitors, Phoenix Chambers, 17 King Street, HEREFORD, HR4 9BX. Advice about completing a CV is available from Jobcentre Plus Office. ADMINISTRATOR Location: STAYTHORPE, NEWARK, NOTTS Hours: 44 PER WEEK, MONDAY - FRIDAY, BETWEEN 7.30AM - 5.30PM. Wage: £15,000 - £21,000 PER ANNUM Work Pattern: Days, Weekends Employer: Setsquare Recruitment Agency Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: This vacancy is being advertised on behalf of Setsquare Recruitment who are operating as an employment agency. Being multi-lingual in Polish and/or Italian would be advantageous. Previous experience is preferred, but not essential. Duties include general administration work, and any other tasks as required. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01902 424545 and asking for Alan Stirton. CUSTOMER SERVICE INTERPRETER Location: BURTON ON TRENT, STAFFORDSHIRE Hours: 15-40 PER WEEK, MONDAY - FRIDAY, BETWEEN 8AM-5PM Wage: £6.00 PER HOUR

Work Pattern: Days Employer: First Call 4 Staff Ltd Closing Date: 19/02/2009 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: This vacancy is being advertised on behalf of First Call 4 Staff Limited who are operating as an employment business. Must be fluent in Polish and have previous telesales experience. Must have good communication skills and be computer literate in Excel and E-mail. Must also have previous cold call experience. Duties to include assisting with the sales process and translation of E-mails and documentation, contacting existing customers in Poland, generating new business by the telephone, arranging visits for the Managing Director in Poland and maybe required to travel to Poland as an interpreter for the Managing Director. This is a temporary ongoing post. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01283 537700 and asking for Sales Department. SOFT FRUIT HARVESTING MANAGER Location: BROCKENHURST, HAMPSHIRE Hours: 1-40 HOURS PER WEEK, DAYS AND TIME TO BE ARRANGED Wage: £18,000 PER ANNUM Work Pattern: Days Employer: New Forest Fruit Company Ltd. Closing Date: 19/02/2009 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY

Description: Proven man management experience together with financial budgeting and cost monitoring skills, crop forecasting knowledge and relevant qualifications or equivalent experience, are essential. Candidates will require a good working knowledge of Polish and Romanian to facilitate effective production with a predominantly Polish and Romanian workforce. Required to assist in the planning, management, recording and implementation of day to day controls for glasshouse fruit production across 3 sites in the New Forest region. Will be required to communicate through a structured management team that includes Polish and Romanian speaking middle-management. Accommodation is available. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Jackie Barr at New Forest Fruit Company Ltd., Newhouse Farm, Church Lane, East Boldre, Hants, SO42 7WS, or to recruitment@nffruitco.co.uk.


24 |

31 stycznia 2009 | nowy czas

port

Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk

TENIS ZIEMNY

PIŁKA RĘCZNA

AUSTRALIAN OPEN

Kubot w półfinale! Daniel Kowalski

W tegorocznej edycji wielkoszlemowego turnieju Australian Open w grach singlowych nie odnieśliśmy większych sukcesów. Nieco lepiej wypadliśmy w parach. Najpierw z imprezą pożegnała się Marta Domachowska, a następnie niespodziewanej porażki doznała Agnieszka Radwańska. Domachowska uległa Hindusce Sanii Mirza (1:6 i 4:6) w spotkaniu, które trwało zaledwie sześćdziesiąt siedem minut. Polka zagrała bardzo słabo jak na swoje możliwości, a jej najgorszą stroną były błędy serwisowe, których popełniła aż dziesięć. Nie popisała się również rozstawiona z numerem dziewiątym Radwańska. Jej mecz trwał wprawdzie o wiele dłużej od Domachowskiej, ale wynik był podobny. Sensacyjna po-

rażka z dużo niżej notowaną Ukrainką Kateriną Bondarenko 6:7, 6:4 i 1:6 odbiła się w mediach szerokim echem. To dla polskich kibiców największa niespodzianka tegorocznej edycji Australian Open. Przypomnijmy, iż w zeszłym roku Polka zakończyła przygodę z turniejem dopiero w ćwierćfinale, ulegając Słowaczce Danieli Hantuchovej. Agnieszka Radwańska jest jedną z głównych kandydatek do czołówki

żeńskiej klasyfikacji tenisa ziemnego na świecie. Jak na razie naszej rodaczce brakuje jednak równości. Z jednej strony potrafi wygrywać z największymi faworytkami, z drugiej natomiast przegrywa z rywalkami zupełnie nieznanymi. O niedoświadczeniu mowy być nie może, bo na korcie popularna „Isia” rywalizuje nie od dziś. Po porażkach w grach pojedynczych na otarcie łez pozostało nam kibicowanie w grach deblowych. Tutaj jednak, przynajmniej w gronie kobiet, znów bez sukcesów. Siostry Radwańskie uległy już w drugiej rundzie parze gospodarzy: Samantha Stosur – Rennae Stubbs 1:6 i 4:6. Dużo lepiej było w rywalizacji mężczyzn. Nasza najlepsza para Mariusz Fyrstenberg – Marcin Matkowski dotarła aż do ćwierćfinału. Tam czekał na nich inny Polak, Łukasz Kubot, którzy w parze z Austriakiem Olivierem Maracem ograł swoich rodaków 6:2 i 6:2. To jak na razie największy sukces Kubota w jego karierze. Fyrstenberg i Matkowski próbowali swoich sił również w mikście, ale obaj zakończyli rywalizację na pierwszej rundzie.

Ranking najbogatszych Brytyjski miesięcznik „Four Four Two” specjalizuje się w różnego rodzaju klasyfikacjach i rankingach. W najnowszym numerze opublikowano listę najbogatszych ludzi w angielskim futbolu. Na jej czele znalazł się obecny właściciel Manchester City Shekh Mansour, którego majątek szacowany jest na piętnaście miliardów funtów. Drugie miejsce zajmuje stalowy magnat Lakshmi Mittal (12,5 mld), który w minionym roku związał się z klubem Championship, Crystal Palace London. „Dopiero” trzeci jest Roman Abramowicz (7 mld). Pionierem wśród miliarderów, którzy zdecydowali się na spektakularne inwestycje jest oczywiście Roman Abra-

mowicz. Swoją przygodę z angielskim futbolem rozpoczął już kilka sezonów temu. W ostatnim roku majątek Rosjanina znacznie się uszczuplił, dlatego też bez wahania zdecydował się na znaczne cięcia przed tym sezonem. Teraz pieniądze wydaje już bardzo rozważnie. Na przeciwnym biegunie znajduje się aktualny lider inwestycji, który dopiero niedawno zdecydował się na przygodę z klubem z Manchesteru. Przed obecnym sezonem dokonano kilku wielkich transferów (Robinho), ale na efekty trzeba jeszcze poczekać. Wszyscy czekają też na wielkie inwestycje rodziny Mittal, ale tu podobnie jak w przypadku Abramowicza sporą rolę odgrywa recesja na światowych rynkach.

Co ciekawe, pierwsze miejsce wśród piłkarzy zajmuje David Beckham – ale na liście dopiero na pozycji trzydziestej ósmej. Aktualny stan jego konta to 125 mln funtów, który każdego roku powiększa się o kolejne pięć z tytułu umowy z Los Angeles Galaxy. Apanaże od Amerykanów to jednak mała cząstka zarobków Beckhama. Aktualne umowy sponsorskie gwarantują mu blisko 25 mln funtów. Drugi wśród piłkarzy, Michael Owen, jest od lidera uboższy o ponad 80 mln! Napastnik reprezentacji Anglii korzystnie zainwestował w nieruchomości, a oprócz tego co tydzień jego konto zasila stutysięczny przelew z Newcastle United.

Daniel Kowalski

MISTRZOSTWA ŚWIATA

Może będzie finał… Daniel Kowalski

To był mecz godny nawet finału mistrzostw świata. Podopieczni Bogdana Wenty po dramatycznym meczu wygrali w ćwierćfinale z Norwegią 31:30 (14:14). Zanim rozpoczęło się spotkanie z udziałem naszych reprezentantów, na parkiecie pojawili się Niemcy i Duńczycy. Abyśmy w ogóle mogli myśleć o awansie ten pojedynek nie mógł zakończyć się jednak remisem. Mecz był niezwykle wyrównany i jeszcze na sto sekund przed końcem spotkania byliśmy poza burtą turnieju. W ostatnich dwóch minutach na wyżyny swoich możliwości wspięli się jednak Duńczycy, którzy zdobywając dwie bramki przypieczętowali swoje zwycięstwo. Niemcy całą winę za porażkę zrzucili na arbitrów... Chwilę później na parkiecie pojawili się Polacy i Norwedzy. Nasi reprezentanci wydawali się być pewni siebie, choć specjalnie tego nie okazywali. Spotkanie było wyrównane, czego dowodem był remis po jego pierwszej części. Druga odsłona przyniosła emocje godne finału nawet największych imprez. Na piętnaście sekund przed końcem przy stanie 30:30 trener Wenta dał swoim podopiecznym wskazówki, dzięki którym odnieśliśmy kolejne historyczne zwycięstwo. Bohaterem meczu był Artur Siódmak. To właśnie on w ostatnich sekundach popisał się genialnym rzutem z własnej połowy, który przyniósł nam zwycięską bramkę. – Zasłużyliśmy na ten upragniony, szczęśliwy awans – mówił tuż po meczu trener naszej kadry, Bogdan Wenta. – Siódmak nie zagrał najlepszej partii, ale w decydującym momencie nie zawiódł i to jest najważniejsze – zakończył Wenta, dla którego w jego karierze trenerskiej bę-

dzie to już drugi półfinał mistrzostw świata. – Musiałem trafić, bo gdybym chybił koledzy by mi nie podarowali – żartował Siódmak. Norwedzy jeszcze do wczoraj nie mogli się otrząsnąć z tej porażki. Podobnie jak Niemcy całą winę zrzucają na sędziów, którzy ich zdaniem nie podyktowali dwóch rzutów karnych pod koniec spotkania. Trochę bardziej zachowawczy jest skandynawski trener, który stwierdził, iż karne należały się również „biało-czerwonym”. O niedzielny finał Polska zagra z Serbią, a Dania z Chorwacją. Wygrani spotkają się w finale, a pokonani w meczu o trzecie miejsce.

POLSKA – NORWEGIA 31:30 Bramki dla Polski: Bielecki 5, Kuchczyński, Jurasik, Lijewski po 4, Siódmak, Jurecki, Tłuczyński po 3, Wleklak 2, Jaszka, Lijewski oraz Gliński po 1. Polska: Sławomir Szmal, Adam Malcher – Artur Siódmiak, Bartłomiej Jaszka, Krzysztof Lijewski, Patryk Kuchczyński, Karol Bielecki, Bartosz Jurecki, Mariusz Jurasik, Michał Jurecki, Tomasz Tłuczyński, Marcin Lijewski, Rafał Gliński, Damian Wleklak. Norwegia: Ege, Erevik – Jensen, Vatne, Drange, Loke, Bjornsen, Myrhol, Tvedten, Mamelund, Rambo, Buchmann, Kjelling, Samdahl, Skoglund.

Polacy za granicą

Transfery

Grzegorz Rasiak strzelił kolejnego gola dla Watford (4:3 z Crystal Palace), który dzięki temu awansował do piątej runy Pucharu Anglii. W Arsenalu zagrał Łukasz Fabiański (0:0 z Cardiff). Gola w lidze greckiej strzelił także Maciej Żurawski. Larissa zremisowała 1:1 z ostatnim w tabeli Panserraikosem. W Szkocji doszło do pojedynku polskich bramkarzy. Artur Boruc znowu wrócił pomiędzy słupki Celticu, a na przeciw niego stanął w bramce Hibernianu Grzegorz Szamotulski. Celtic wygrał 3:1. W bramce Dundee grał ŁukaszZałuska. Jego klub wygrał 3:2 z St Mirren.

Michał Żewłakow, który obecnie gra w Pireusie, ma przejść do Hannoweru 96. Umowy z Legią przedłużają Radović i Kiełbowicz. Do wzięcia jest natomiast Roger („na promocji” za 1,5 mln euro). Hertha Berlin i Hannower 96 złożyły ofertę Jackowi Krzynówkowi. Legia podobno nie skonkretyzowała swojej propozycji. Jacek Szczot przeszedł z Jagielloni do Górnika Zabrze. Jest to na razie najdroższy transfer zimowy w Polsce (2 mln zł), który wzbudził sporo zdziwienia (Jagiellonia kupiła go z ŁKS-u za 400 tys.). PGE GKS Bełchatów kupił ukraińskiego napastnika Igora Myhałewskiego. Dramatyczna sytuacja w GKS Katowice. Z powodów finansowych z klubu odeszło już 10 zawodników. W Motorze Lublin piłkarze zastrajkowali i domagają się wyrównania zaległych wynagrodzeń.

Grzegorz Rasiak


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.