nowyczas2009/120/004

Page 1

związki zawodowe dla Polaków 4 london 14 February 2009 4 (120) Free iSSn 1752-0339

z faustem na nartach 22

new time

www.nowyczas.co.uk

Dublińczycy to nie „Londyńczycy” Większość polskich mediów podchodzi do zjawiska nowej emigracji niczym ślepcy do słonia w buddyjskiej przypowieści. Dotykając wyłącznie jego kła stwierdzają, że słoń podobny jest do ogromnej marchwi… W ten sposób upowszechnia się mit Polaka pracującego na irlandzkim zmywaku albo kryminalny wizerunek emigrantów lansowany przez telewizyjny serial „Londyńczycy”. Łukasz Stec Kiedy jedna z bohaterek kinowego przeboju „Lejdis” dowiaduje się, że jej nowy znajomy wrócił z Londynu, od razu pyta z sarkazmem: „zmywak?”. Żadne statystyki niestety nie podają ilu Polaków na Wyspach zarabia poprzez mycie naczyń, pozostaje więc obserwacja własna. I tu może runąć pierwszy mit, ponieważ przez rok pobytu w Irlandii nie spotkałem… ani jednego. Statystyki mówią natomiast o sektorach, w jakich pracują polscy emigranci w Irlandii oraz o ich

społecznym statusie. Według badań ośrodka Kinoulty Research (dane z 2007 r.) 29 proc. pracuje w sektorze budowlanym, 20 proc. to pracownicy biurowi, a 13 proc. – specjaliści (informatycy, lekarze). Bardzo zwarta jest struktura wiekowa irlandzkiej Polonii, gdyż aż 90 proc. to osoby poniżej 35. roku życia. Wyższe wykształcenie posiada 34 proc., natomiast tylko 8 proc. – podstawowe lub zawodowe. W krajowych mediach irlandzka Polonia była w ostatnim czasie tematem dyżurnym trzykrotnie. Pierwszy raz podczas wyborów do Sejmu (długie kolejki do punktów wyborczych i

ponad 70 proc. poparcia dla PO), drugi – po zabójstwie Mariusza Szwajkosa i Pawła Kality, i trzeci – w związku z irlandzką recesją i powrotami Polaków. Jako że przez rok byłem redaktorem naczelnym polonijnego tygodnika „Życie w Irlandii”, miałem okazje przyjrzeć się z bliska komentowanym w Polsce wydarzeniom.

Psychoza 23 lutego minionego roku w dublińskiej dzielnicy Drimnagh zostało śmiertelnie pobitych dwóch Polaków. Odmówili zakupu alkoholu dla młodocianych Irlandczyków, wywiązała się kłótnia, pod-

czas której 27-letni Mariusz Szwajkos i 29-letni Paweł Kalita zostali ugodzeni śrubokrętem. Obaj zmarli w szpitalu. Od tego momentu zaczęła się w Polsce „zła prasa” Irlandii. Tygodnik „Przekrój” (nr 12/2008) dał nawet tytuł „Nie o takiej Irlandii marzymy”. Polskie media zaczęły informować o „antypolskich nastrojach” w Irlandii oraz o „rasistowskich atakach” na tutejszą Polonię. Na skutek tych doniesień powstała psychoza, a coraz więcej osób zaczęło dostawać od rodziny lub znajomych z Polski SMS-y o treści „uważaj na siebie”.

Ciąg dalszy » 3

K»O6 N KU RS CzaS to pieniĄdz

Żyjemy z kryzysem Nie ma dnia, by media w Polsce nie informowały o kolejnych zamykanych zakładach, nie ma dnia, by z gabinetu premiera nie docierały kolejne sygnały o cięciach w ramach przeciwdziałania skutkom kryzysu finansowego…

CzaS na rozmowę

Wspiąć się na szczyt świata Mieszka w Londynie, pracuje w City. Z Anną Lichotą o zdobywaniu sześciu z siedmiu najwyższych szczytów świata (nie licząc tego w londyńskim City) rozmawia Grzegorz Małkiewicz

kultura

Mirosław Bałka słynna kiedyś pracownia znanego polskiego malarza feliksa topolskiego na south Bank w pobliżu waterloo station w londynie znów stoi otworem dla publiczności. nie ma już słynnej kanapy mistrza i cieknącego sufitu, jest natomiast nowoczesna, znakomicie zaaranżowana galeria. u topolskiego na waterloo 19. fot. waldemar rompca

Jest jednym z najbardziej znanych współczesnych polskich artystów za granicą. Jego prace sprzedawane są na światowych aukcjach sztuki, wystawiane w prestiżowych galeriach i nabywane do uznanych kolekcji.


2|

14 lutego 2009 | nowy czas

” Piątek, 13 lutego, Jakuba, katarzyny 1876 1990

Amerykański wynalazca Alexander Graham Bell zgłosił do urzędu patentowego pierwszy aparat telefoniczny. Po dwóch dniach od uwolnienia z więzienia Nelson Mandela wygłosił swoje pierwsze przemówienie przed witającym go z radością tłumem. W 1960 Mandela ogłosił walkę zbrojną z apartheidem; dwa lata później został aresztowany i skazany na dożywocie.

Sobota, 14 lutego, Walentego, Dagmary 1989

W Iranie przywódca religijny Chomeini wydał zaocznie wyrok śmierci na pisarza S. Rushdiego za publikację książki pt. „Szatańskie wersety”.

nieDziela, 15 lutego, Joachima, Julii 1971

1979

W Wielkiej Brytanii nastąpiły zmiany w systemie monetarnym. Dotychczasowy funt szterling dzielono na 20 szylingów, ten zaś na 12 pensów. Od tego momentu funt szterling podzielono na sto pensów. W wyniku wybuchu gazu w warszawskiej Rotundzie zginęło 49 osób, około 100 zostało rannych, budynek uległ zniszczeniu w 70 procentach.

PonieDziałek, 16 lutego, Dominika, Danuty 1568 1902

Wojna osiemdziesięcioletnia – cała populacja Niderlandów (ok. 3 mln osób) została przez Kościół katolicki skazana na śmierć za herezję. Urodził się Jan Kiepura, wybitny śpiewak operowy (tenor), występował w Wiedniu, Berlinie, mediolańskiej La Scali, nowojorskiej Metropolitan Opera oraz w musicalach filmowych, m.in. w „Kocham wszystkie kobiety" z przebojem „Brunetki, blondynki".

Wtorek, 17 lutego, FranciSzka, marianny 1600

1980

Giordano Bruno, włoski filozof, przedstawiciel renesansowej filozofii przyrody; obrońca teorii Mikołaja Kopernika; uwięziony 1592 przez Inkwizycję, został spalony na stosie. Polscy alpiniści Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki dokonali pierwszego zimowego wejścia na Mount Everest.

ŚroDa, 18 lutego, alekSanDra, konStancJi 1991 1932

Premiera musicalu Janusza Józefowicza „Metro", początki kariery m.in. Edyty Górniak i Katarzyny Groniec. Urodził się Milos Forman, (wł. Jan Tomas Forman) czeski reżyser, scenarzysta, producent filmowy. Twórca głośnych filmów „Lot nad kukułczym gniazdem", „Amadeusz", „Hair", „Skandalista Larry Flint". Został dwukrotnie nagrodzony Oscarem.

czWartek, 19 lutego, Juliana, konraDa 1473

1976

W Toruniu urodził się Mikołaj Kopernik, astronom, matematyk, ekonomista, lekarz, duchowny. Uważany jest za ojca teorii heliocentrycznej. Autor dzieła „O obrotach sfer niebieskich”. Islandia zerwała stosunki dyplomatyczne z Wielką Brytanią po tym, jak oba kraje nie doszły do porozumienia w sprawie ustalenia limitów połowowych na dorsze.

miliardów dolarów mogą w ciągu najbliższych trzech lat linie lotnicze z powodu coraz większej popularności wideokonferencji w technologii video telepresence.

10

miesiące zajęło pracownikom chińskiego ZOO nauczenie lwa morskiego sztuki pisania po chińsku. Zwierzę potrafi m.in. podpisać się swoim charakterystyczmyn autografem.

4

czaS na noWe mieJSca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk

Nie ma wartości równej wartości czasu Johann Wolfgang Goethe

listy@nowyczas.co.uk Posk-Trosk zawsze robił na mnie wrażenie slogan – nazwijmy go mobilizacyjnym – który przez jakiś czas ukazywał się w dzienniku Polskim około 30 lat temu: „Pozbędziesz się jednej z trosk, gdy pieniądze dasz na Posk”. Pamiętam, jak w latach 80. jeden z polskich biskupów – przy okazji poświęcenia lub otwarcia czegoś na Ealingu – powiedział: „A właściwie, dla kogo myślicie, że to budujecie?” w latach 70. chodziłem do szkoły na king street, naprzeciwko Posk-u. z czasem, szkoła zaczęła wynajmować teatr w Posk-u na swoje spektakle, do czego oczywiście bardziej się nadawał niż nasza stara szkolna aula. kierownik szkoły, który przedtem uczył historii, był bystrym człowiekiem. Przy okazji rozmowy z uczniami najstarszych klas na temat planów rozbudowy szkolnych budynków, powiedział, że pragnąłby mieć taki rozmach i dostęp do takich środków, jakie są widoczne „in that splendid mausoleum opposite” („w tym wspaniałym mauzoleum naprzeciwko”). stara emigracja nie była w stanie zapewnić sobie ciągłości pokoleniowej, może to nieunikniona prawidłowość, szybko kruszące się instytucje. Posk jest architektonicznym nieporozumieniem, wybitnie nieładnym budynkiem, ale przez gabaryty i wielofunkcyjność nie jest tak łatwo zatapialny, jak inne miejsca o podobnym rodowodzie. ANdrzEJ PoloCzEk

również nie podejmowaliśmy działań, które mogłyby w jakikolwiek sposób zaszkodzić dzieciom. Naszym celem było zawsze doprowadzenie do stworzenia prężnej placówki, która działałaby na rzecz polskich uczniów i ich rodziców. Jesteśmy oburzeni sposobem, w jakim kierowniczka szkoły pani Ewa Adamiak-Pawelec dyskredytuje naszą pracę. Przykro nam, że nasz wysiłek i entuzjazm nie zostały docenione. Jesteśmy niepocieszeni faktem, że pani Joanna Bąk, pisząca ten artykuł nie przedstawiła innych opinii na temat wydarzeń dotyczących powstawania szkoły i jej funkcjonowania. Być może fakt, że wielu rodziców zabrało dzieci z tej szkoły, nie jest wynikiem napotykanych przez panią kierowniczkę obiektywnych trudności, lecz efektem niezadowolenia tych rodziców, ze sposobu, w jaki szkoła jest prowadzona. Chcielibyśmy zakończyć nasz komentarz smutnym stwierdzeniem, ze czasami historia pisana jest przez ludzi, którzy krzyczą najgłośniej, tym bardziej gdy ich głównym celem jest pochlebianie samym sobie. IwoNA MAdAlIńskA, JoANNA szwEJ-HAwkIN, ToMAsz GAlA

OD REDAKCJI: Sza now ni Pań stwo, Te ma tem So bot niej Szkoły na Strea tham za in te re so wałam się jesz cze przed jej utwo rze niem, z uwa gą śle dząc sta ra nia w jej zor ga ni zo wa niu. Przy kro mi by ło, kiedy dowiedziałam się o wy da rze niach, któ re osta tecz nie wpły nę ły na treść mo je go ar ty ku łu. Nie był on dzien ni kar ską fan ta sma go rią, a je dy nie ,,nie mym krzy kiem” więk szo ści. Kie row nicz ka szko ły, pa ni Ewa Ada miak -Pa we lec, któ rej sło wa je dy nie cytowałam, wy po wie dzia ła się w imie niu ro dzi ców jak i pe da go gów, z któ ry mi mia łam moż li wość oso bi ście roz ma wiać. Ich opi nia by ła toż sa ma ze sło wa mi mo jej roz mów czy ni. Nie ne gu ję Pań stwa wkła du przy or ga ni za cji szko ły, nie twier dzę i nie na pi sa łam w mo im ar ty ku le, iż jest ona efek tem pra cy jed nej oso by. Nie mniej to pa ni Ewa po czy ni ła w tym wzglę dzie naj więk sze sta ra nia i choć by z te go po wo du za słu ży ła co  najm niej na sza cu nek, któ re go mo im zda niem za bra kło. Za miast te go zobaczyć można by ło jak na dłoni na sze na ro do we przy wa ry, a w tym brak dia lo gu. Wie rzę jednak, że z po zy tyw ną si łą, ja ka to wa rzy szyła po cząt kom Wa szych dzia łań, uda się po ko nać kon f lik ty, nie gu biąc po dro dze idei, któ rą jest do bro Wa szych dzie ci. Z po wa ża niem JO AN NA BąK

z teki anDrzeJa lichoty

droga redakcjo, z przykrością stwierdzamy, że w artykule pt. „do szkoły pod górkę” (NC 23.01), dostrzegliśmy poważne niezgodności z faktami w opisywanej w nim historii. Nieścisłości dotyczą między innymi stopnia naszego zaangażowania i roli, jaką odegraliśmy w zakładaniu Polskiej sobotniej szkoły na streatham. zostaliśmy przedstawieni jako destruktywna grupa ludzi, nie wspominając ani słowem o tym, że byliśmy trójką rodziców najaktywniej działającą przy jej organizowaniu. otwarcie szkoły dla naszych dzieci nie było, jak sugerują wypowiedzi kierowniczki szkoły, efektem pracy tylko jednej osoby! Przyczynił się do tego duży zespół ludzi. Nigdy

63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0 207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Grzegorz Borkowski (Southampton, g.borkowski@nowyczas.co.uk), Magdalena Kubiak (m.kubiak@nowyczas.co.uk) FelIeTony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski, Przemysław Wilczyński; RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota; zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Damian Chrobak, Grzegorz Grabowski, Aneta Grochowska, Grzegorz Lepiarz, WSpółpRaca: Joanna Bąk, Andrzej Borkowski, Małgorzata Białecka, Irena Bieniusa, Justyna Daniluk, Włodzimierz Fenrych, Gabriela Jatkowska, Katarzyna Gryniewicz, Stefan Gołębiowski, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Daniel Kowalski, Jacek Ozaist, Łucja Piejko, Paweł Rosolski, Bartosz Rutkowski, Alex Sławiński, Aleksandra Solarewicz STaŻ dzIennIkaRSkI: Ewa Turalska, Ewa Żabicka.

dzIał MaRkeTIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk

Prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK, bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Tygodnik wysyłany jest w dniu wydania.

Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres.............................................................................................

PłatnoŚć ........................................................................................................ liczba wydań

uk

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

Jakub Piś (j.pis@nowyczas.co.uk), Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia. © nowy czas

Formularz

czaS PubliSherS ltD. 63 kings grove london Se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 14 lutego 2009

czas na wyspie

Dublińczycy to nie „Londyńczycy” Ciąg dalszy ze str. 1 Najgorsze w prasowych komentarzach było to, że pisały je osoby, które prawdopodobnie nigdy w Irlandii nie były, a na pewno nie odwiedziły Dublina po tragicznym zdarzeniu. Jak bowiem wytłumaczyć to, że radiowy reporter, który rzekomo „nadawał na żywo z Dublina”, dwie minuty wcześniej dzwonił do mnie z warszawskiego numeru? Polskie media ewidentnie zaczęły wówczas kreować rzeczywistość, zamiast ją opisywać. Doskonałym przykładem była informacja TVN o tym, że w związku z morderstwem w Dublinie odbędzie się „polska demonstracja”. O planowanej demonstracji nie słyszał nikt z polonijnych mediów, nikt z ambasady, ani nikt z polskiego Kościoła. Oczywiście żadnej demonstracji nie było, a TVN przyznał, że informację otrzymał od… anonimowego internauty. Całe tragiczne zajście w kontekście ataku „rasistowskiego” było komentowane przede wszystkim z polskiej perspektywy. Pojedyncze zdarzenie, mające miejsce w jednej z gorszych dzielnic stolicy Irlandii, nie wpłynęło na doskonałe relacje polsko-irlandzkie. Nie było „polskiej demonstracji”, lecz czuwanie lokalnej społeczności, na które przyszło około dwa tysiąca osób, z czego ok. 90 proc. stanowili Irlandczycy. Wielu płakało i składało kondolencje każdemu napotkanemu Polakowi.

DWIE IRLANDIE Niestety, nie trzeba długo zabawić na Zielonej Wyspie by stwierdzić, że istnieją dwie Irlandie. Jedna realna, druga stworzona przez polskie media w ramach kampanii „emigranci, wracajcie do Polski, bo tu już mamy drugą Irlandię, a tam wcale was nie chcą”. Jak za-

tem jest naprawdę? W przeciwieństwie do Anglii, w której faktycznie pojawiają się głosy o tym, że „Polacy zabierają pracę Anglikom”, społeczeństwo irlandzkie jest niesłychanie gościnne. – Drugiej takiej gościnności można ze świecą szukać – mówi fotograf Rafał Stachowicz, który przez półtora roku mieszkał w Dublinie, a ponadto poznał smak emigracji w Hiszpanii, Gwatemali i Dominikanie. Rozpisując się o aspektach ekonomicznych emigrowania do Irlandii media zapominają o innym, ważnym czynniku – społecznym. Już pierwsze godziny pobytu na Zielonej Wyspie sprawiają, że Polacy nie mogą się nadziwić tutejszej uprzejmości i poczucia luzu. Zresztą atmosfera typu take it easy bardzo szybko udziela się przyjezdnym. Podobnie jak specyficzny wyspiarski humor… Któregoś dnia irlandzki sprzedawca polecił mi wyśmienite, jego zdaniem, czerwone wino. Po chwili wahania, postanowiłem je kupić, po czym młody Irlandczyk stwierdził, że jeśli nie będzie mi smakować – zwróci pieniądze… – Oczywiście, jeśli butelka będzie nieotwarta – dodał po chwili.

IRLANDZKA KARIERA POLAKÓW Jak więc jest z tym mitycznym zmywakiem? – Faktycznie, część osób pracowała na zmywaku – mówi Aro Szwonka, fotograf i grafik, który przez trzy lata mieszkał w Irlandii. – Ale było to na samym początku masowej emigracji do Irlandii, w latach 2004-2005. Zresztą osoby te bardzo szybko zmieniały stanowisko i zaczynały pracę kucharza albo barmana, a teraz wiele z nich można znaleźć nawet w bankach. Przykładów polskich karier w Irlandii nie brakuje. Anna Paluch przyjechała do Irlandii w 2004 roku. Z początku pracowała w kawiarni, a czas po pracy

jomości z politykami partii Fianna Fail, co zaowocowało obecną pracą dla rządzącej od 20 lat partii. Społeczno-politycznie działają również Kazik Anhalt i Barnaba Dorda – pracownicy SIPTU, największego związku zawodowego na Wyspie.

NIE TYLKO „CHOMIKI”

›› Michał „Boston” Goj w Powerscourt Gardens w Wicklow spędzała w bibliotekach pisząc doktorat. Obecnie jest naukowcem w DCU – jednej z najlepszych irlandzkich uczelni. Zajmuje się tam badaniami nad językiem… irlandzkim. Karierę sportową robi natomiast Michał Goj. Przyjechał do kolegi, popracować przez miesiąc, dwa. W Polsce grał w drugiej lidze koszykówki. „Wakacyjny wyjazd” trwa już dwa lata, w trakcie których Michał zdążył zdobyć Puchar i mistrzostwo irlandzkiej ligi koszykarskiej, będąc przy tym czołowym zawodnikiem drużyny DART Killester. Nie brakuje w Irlandii polskich artystów. Wielu z nich ma swoje wystawy i wernisaże w tamtejszych galeriach. Magda Orzeł dopiero w Dublinie zdecydowała się na napisanie książki – „Dublin.

Moja polska karma”, którą wydało jedno z krakowskich wydawnictw. Piotr Karpienia dzięki swojemu głosowi stał się gwiazdą na Zielonej Wyspie, biorąc udział w irlandzkim odpowiedniku programu „Idol”, w którym zaszedł bardzo daleko. Z grania na ulicy znany jest natomiast Pan Witek – Gość z Atlantydy, występujący niegdyś w polskim „Lalamido”. Porzucił on sopocki Monciak dla deptaków Dublina i Galway. Polka Viola Di Bucchianico do Irlandii przyjechała wraz ze swoim mężem – Włochem. Zaczynała jako opiekunka dla dzieci. Następnie rozpoczęła studia na University College Dublin, gdzie pisała pracę dyplomową na temat polskich emigrantów w Irlandii. Dzięki temu nawiązała zna-

Obecnie, na skutek gospodarczej recesji, wielu Polaków zdecydowało się na opuszczenie Irlandii. Trudno powiedzieć ilu z 250 tys. emigrantów wyjechało już z Zielonej Wyspy, ale zmiany widać gołym okiem – likwidowane są polskie sklepy, upadł polski pub w Dublinie, a polski język nie jest już słyszany na O’Connell Street co pół minuty. Osoby pracujące w Irlandii na budowach, które dotknął największy kryzys, często nie wracają jednak do Polski, a przenoszą się do Norwegii lub Szwecji. Zresztą to jeden z najważniejszych wyróżników młodej Polonii – jej mobilność i tymczasowość. Najwięcej osób przyjechało tu z założeniem odłożenia pieniędzy i powrotu do Polski po 2-3 latach. Są też tacy, który starają się żyć jednocześnie i w Irlandii, i w Polsce (w swojej krótkowzroczności polskie media pokazują zazwyczaj tylko te dwa typy młodych emigrantów). Trzecim typem są kosmopolici, którzy nie wiążą się na dłużej z jednym miejscem i z łatwością zmieniają kraje, w których mieszkają. Są też tacy, którzy się asymilują, znajdują pracę w swoim zawodzie, tworzą związki z Irlandczykami lub innymi imigrantami, i nie myślą o powrocie do Polski. Jeśli wierzyć zeszłorocznemu badaniu, takich Polaków jest w Irlandii 18 proc. Wydaje się mało? Mimo wszystko, jest to blisko 50 tys. osób, dla których Irlandia jest już nową ojczyzną.

Łukasz Stec

P RO D U K T WA D L I W Y LU B N I E B E Z P I ECZ N Y – kto odpowie za moje straty?! Często nie zdajemy sobie nawet sprawy, iż możemy na Wyspach walczyć o swoje prawa, gdy doznaliśmy obrażeń w wyniku wadliwego lub szkodliwego produktu! Tyczy się to nie tylko produktów żywnościowych, ale wszelkich innych towarów, które nie spełniają określonych wymogów i kryteriów. Każdego roku w Wielkiej Brytanii poszkodowanych zostaje mnóstwo osób w wyniku używania zabawek dziecięcych, elementów pojazdów, różnych urządzeń elektronicznych, dodatków żywnościowych, medykamentów itp. Na przykład częste są przykłady, gdy błędy projektowe, użytkowanie albo produkcja zabawek prowadzi do nieuniknionych obrażeń – małe dzieci doznają poważnych urazów, połykają małe części zabawek, kaleczą się lub mają zatrucia w wyniku kontaktu z zabawkami, które zawierają ołów albo inne szkodliwe substancje. Znane są sytuacje, gdy wady, usterki samochodu, roweru lub ich elementów składowych, stały się przyczyną wypadku, poważnych obrażeń lub nawet śmierci.

Niedawno wykryte zostały usterki w stacyjkach niektórych modeli Forda, na szczęście producent ten przyznał się do odpowiedzialności i wypłacił odszkodowania poszkodowanym. Zatrucie produktami żywnościowymi albo konserwantami są równie częstą przyczyną obrażeń. Za wadliwy produkt odpowiedzialny bowiem jest nie tylko producent, ale również dostawca lub sprzedawca. Aby można było pociągnąć którąś ze stron do odpowiedzialności, muszą być spełnione trzy warunki: 1. Użytkownik doznał obrażeń. Użytkownikiem może być nawet osoba, która osobiście nie nabyła towaru. 2. Produkt/towar posiada defekt. Oznacza to, nie nisko gatunkowy produkt, ale produkt, od którego poszkodowany słusznie oczekiwał bezpieczeństwa podczas użytkowania, a stał się on przyczyną obrażeń. 3. Występuje zależność przyczynowo-skutkowa pomiędzy poniesionymi obrażeniami a produktem. Oznacza to, iż musi być potwierdzone, że przyczyną obrażeń jest używanie

wadliwego produktu, a nie żaden inny powód. Jeśli powyższe warunki zostaną spełnione, producent w większości sytuacji będzie odpowiedzialny za odniesione obrażenia. Wada/usterka produkcji Jeśli będzie potwierdzone, iż w procesie produkcji obce składniki/substancje dostały się do produktu i cała partia produków była wadliwa, co nie zostało wykryte w procesie sprawdzania jakości produktu. Defekt projektu Jeśli produkt został źle zaprojektowany. Na przykład przedmiot był skonstruowany w taki sposób, iż użytkownik skaleczył się, poparzył albo doznał innych obrażeń. Brak znaków ostrzegawczych Jeśli producent nie umieścił wystarczającej informacji o tym, w jakich sytuacjach użytkowanie produktu może okazać się niebezpieczne. Brak podjęcia działań po ujawnieniu usterki Jeśli poducent, ujawniwszy wadę w towarze/produkcie zagrażającym zdrowiu użyt-

Jeśli powyższe kryteria zostaną spełnione, poszkodowany ma dużą szansę na otrzymanie stosownego zadośćuczynienia. Proces otrzymania takiego odszkodowania jest skomplikowany i długotrwały. Najlepiej zatem zdać się na wykwalifikowanych prawników, którzy przeprowadzą sprawę od początku, do pomyślnego finału. Jeśli ktoś potrzebuje takiej pomocy, to prawnicy, z łącznie ponad 50-letnim doświadczeniem z kancelarii prawnej Graham M Riley & Co. odpowiedzą i doradzą BEZPŁATNIE i PO POLSKU, co najlepiej zrobić w każdym oddzielnym przypadku. Szczegóły poniżej. Możesz zachować sobie dane na wypadek jakichkolwiek przyszłych zdarzeń lub pomocy innym. Malwina Dobrowolska

kownika, publicznie nie poinformował o tym i nie zaprzestał produkcji lub sprzedaży danego produktu.

G raham M Ril ey & C o. Soli ci tor s B e z p ł a t n y t e l . : 08 0 0 073 0 8 6 8 l ub 01704 532229 E -mai l: r t a@r ta-s ol icitor s.co.uk www.g r aha mr i ley.co.uk www.pol ishlawyer.or g.uk


4|

14 lutego 2009 | nowy czas

czas na wyspie tydzień na wyspie ,,Zabezpiecz swoje auto''. Taką tablicę informacyjną, ostrzegającą kierowców, by zamykali swoje auto, od 6 tego lutego można zobaczyć na drodze A4 w Slough. Wcześniej ostrzegał on wszystkich kierowców w języku angielskim. Satpal Parmar, przedstawiciel lokalnych władz wyraził swoje zaskoczenie, że pomimo liczebności polskiej społeczności w Slough, duży procent zna lub uczy się języka agnielskiego i takie napisy mogą być dla nich obraźliwe. Zwrócił też uwagę, że inne zmieszkałe w Slough mniejszości narodowe mogą domagać zamieszczania takich znaków w ich językach. 3 i 4 lutego w Kidderminister w północnej Anglii nieznani sprawcy próbowali włamać się do polskiego klubu. Mimo iż włamywaczom nie udało się wtargnąć do środka, spowodowali straty w wysokości ok. 300 funtów. Z koleji w piątek 6 lutego na drzwiach klubu namalowano rasistowkie grafiti. Policja z Kidderminister zapowiada, że będzie prowadzić śledztwo w sprawie wszelkich wykroczeń na tle rasowym. Zwiększono patrole wokół klubu i policja zwraca się z prośbą do wszystkich, którzy posiadają jakiekolwiek informacje w tej sprawie o kontakt telefoniczny pod numerem 0300 333 3000. Informacji można też udzielić anonimowo pod numerem: 0800 555 111.

Polskiego Oœrodka Spo³eczno-Kulturalnego w Londynie

SCENA POETYCKA

Od marca linie lotnicze Ryanair nie będą latały na kolejnych jedenastu trasach między Wielką Brytanią i Irlandią a Polską. Zlikwidowane zostaną między innymi połączenia między Bristolem a Gdańskiem i Katowicami, Birmingham i Szczecinem, Liverpoolem a Łodzią, Szczecinem i Gdańskiem oraz East Midlands a Łodzią i Poznaniem.

W czyim interesie? O tym, dlaczego warto być członkiem związku zawodowego, co zrobić, gdy pracodawca łamie warunki kontraktu, a także jak radzić sobie z dyskryminacją w miejscu pracy, można było dowiedzieć się na targach zorganizowanych w sobotę 7 lutego, w londyńskim Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym. Targi, zorganizowane przez brytyjski Kongres Związków Zawodowych TUC, Departament Przedsiębiorczości i Reformy Regulacyjnej, a także Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii, to bez wątpienia jedna z niewielu imprez tego rodzaju. W jednym miejscu można było spotkać przedstawicieli kilku największych brytyjskich związków zawodowych, organizacje zajmujące się pomocą bezdomnym, policję czy przedstawicieli Polish Psychologist’s Club, zajmujących się między innymi doradztwem zawodowym – a więc wszystkich tych, do których należy się zwrócić, gdy miejsce pracy dostarcza nam jakichś problemów. – Znam bardzo wiele przypadków, w których pracodawca zwleka z wypłacaniem pensji, wypłaca znacznie mniej niż było to zagwarantowane w kontrakcie czy znęca się nad pracownikiem psychicznie – przyznaje Katarzyna Zagrodniczek ze Zjednoczenia

Polskiego – i dlatego bardzo się cieszę, że udało się zorganizować to spotkanie. Bo właśnie tutaj i teraz polscy pracownicy mogą zasięgnąć fachowej porady. Zachęcam zwłaszcza do porozmawiania z przedstawicielami brytyjskich związków zawodowych, które dla pracujących na Wyspach Polaków mogą być naprawdę dużym wsparciem – dodaje. O tym, że bycie członkiem związku zawodowego może pomóc, nie trzeba nikogo przekonywać. Ochrona przed zwolnieniem bez powodu, pomoc w razie naruszenia praw pracowniczych czy wreszcie bezpłatna, tj. wliczona w cenę opłacanych comiesięcznie składek członkowskich porada prawna, to tylko nieliczne z wielu korzyści bycia członkiem związku.

Przedstawia program poetycko-muzyczny:

Raz jeszcze o mi³oœci Udramatyzowany spektakl oparty na polskiej i obcej poezji ukazuj¹cy ró¿ne twarze mi³oœci w Walentynkowym nastroju pe³nym humoru, liryki i piosenek

Wykonawcy: Joanna Kañska, Dorota Ziêciowska (goœcinnie z Krakowa) Wojtek Piekarski, Konrad £atacha. Opracowanie muzyczne: Maria Drue, przy fortepianie: Tomasz Lis, Re¿yseria: Wojtek Piekarski Opieka artystyczna: Helena Kaut-Howson

Niedziela 15 lutego 2009 godz. 17.00 – JAZZ Café Bilety w cenie £6 (z lampk¹ wina) do nabycia w Jazz Café na godzinê przed programem

Po spektaklu zapraszamy wszystkich widzów na KONFERENCJÊ PRASOW¥

– Organizujemy rozmaite szkolenia, które w widocznym stopniu podnoszą kwalifikacje pracownika – wyjaśnia Adam Rogalewski, przedstawiciel największego brytyjskiego Związku Zawodowego sfery publicznej UNISON.

O tym, że bycie członkiem związku zawodowego może pomóc, nie trzeba nikogo przekonywać. – Można skorzystać więc z organizowanych w miejscach pracy, w czasie pracy i za zgodą pracodawcy kursów językowych, a także z wielu innych, jak choćby dotyczących projektowania stron internetowych. Ostatnio, w ramach sponsorowanego przez rząd brytyjski projektu, można też uzupełnić luki w wykształceniu, a więc chociażby zrobić maturę – dodaje pan Adam. Jak się jednak okazuje, korzyści płynące z przystąpienia do związku są rozmaite. – Zniżki na ubezpieczenia, karta kredytowa, mamy dom wypoczynkowy dla naszych członków, ubezpieczenia samochodu, zwrot podatku, a nawet 10 proc. zniżki na okulary w Vision Express – wylicza z uśmiechem Adam Rogalewski. Co zatem należy zrobić, żeby do związku przystąpić? Wystarczy pracować, a także opłacać comiesięczną składkę (jej wysokość uzależniona jest od dochodów, a także godzinowego wymiaru pracy). – Składki oscylujące w granicach od dwóch do dziesięciu funtów miesięcznie to tak naprawdę bardzo małe pieniądze, zważywszy na ochronę i bezpieczeństwo, jakie w zamian za nie dostajemy – przekonuje Katarzyna Kacperek, członkini Public and Commercial Services, zrzeszającego dużą liczbę organizacji rządowych,

– i dlatego właśnie jestem tutaj dzisiaj jako wolontariusz, aby przekonywać moich rodaków, że warto. – Mnie nie trzeba było długo namawiać – wyznaje Piotr Robert Rutkowski, przebywający obecnie w Londynie mieszkaniec województwa podlaskiego z okolic Augustowa. – Zobaczyłem ogłoszenie o targach i jestem. Od trzech lat sprzątam ulice na Hounslow, pensje mam wypłacaną regularnie. Nigdy nie dostaję jednak nadgodzin, choć zawsze wpisuję się na listy weekendowe. Mam nadzieję, że ktoś mi tu dzisiaj pomoże. A tak w ogóle to bardzo się cieszę, że coś takiego się w końcu odbywa – dodaje. – To rzeczywiście dobrze, że takie targi zostały zorganizowane – mówi Monika Tkaczyk ze Stowarzyszenia Poland Street. – Czasem ludzie dzwonią do nas z różnymi problemami. Z tym, że w telewizji użyto sformułowania polskie obozy koncentracyjne i że trzeba coś z tym zrobić. Dostajemy emaile z zapytaniami, gdzie się udać, gdy kobieta jest w ciąży i nagle traci prawo do pracy. Ludzie, którzy idą na emeryturę, ludzie, którzy wracają do Polski pytają jak wygląda proces powrotu, jakie formularze wypełnić. Ponieważ nasza organizacja jest teraz bardziej zauważalna, ludzie zwracają się właśnie do nas. Tylko że my albo nie możemy odpisać, albo nie wiemy dokładnie jak pomóc i jedyne co możemy zrobić, to odesłać gdzieś dalej. I dlatego właśnie jestem tutaj dzisiaj, żeby dowiedzieć się, co należy zrobić w razie trudnej zawodowo sytuacji. Trudno więc zrozumieć, dlaczego tak wielu Polaków nie odczuło podobnej potrzeby? I dlaczego impreza tego kalibru, poruszająca tak ważkie dla każdego z polskich emigrantów sprawy ,cieszyła się znikomym zainteresowaniem. Czyżby znajomość naszych praw nie była w naszym interesie? A może zabrakło odpowiedniej promocji ważnego wydarzenia, na które przeznaczono duże środki finansowe?

Łucja Piejko


|5

nowy czas | 14 lutego 2009

czas na wyspie

Zdjęcia dziecka niepoprawne LIST OTWARTY W SPRAWIE FAWLEY COURT Jacek Stachowiak

Przełoşony Generalny Ks. Jan M. Rokosz MIC Curia Generalizia dei Mariane Via Corsa 1, Roma, Italia

Styczniowy czwartek, wczesne popołudnie. Dołączamy do szpaleru ojców, matek i malców w wózkach w kolejce przed Konsulatem RP na New Cavendish Street. W ulicznym ogonku jakieś osiemdziesiąt procent interesantów to rodzice z pociechami. W stu procentach powodem ich przybycia do konsultau jest konieczność uzyskania paszportu dla dziecka. Kolejka długa, pogoda byle jaka, ale jest trochę optymizmu. I cierpliwości. Zaraz otworzą konsulat (czynny w czwartki do osiemnastej). Trzeba tylko wystać swój czas, by dojść do drzwi urzędu, a potem do okienka. Jak juş złoşymy dokumenty, będzie po sprawie. Następny paszport dla dziecka za pięć lat. Moşe załatwimy go tutaj, a moşe w Polsce. Nie warto teraz rozmyślać. Dokumenty, jak nam się wydaje, w komplecie. Wypełnione druki wniosków (obowiązkowo dwa) plus oświadczenie, şe jako rodzice zgadzamy się na wystawienie paszportu. Jest akt urodzenia syna wydany przez polski Urząd Stanu Cywilnego (za nami niedawna wyprawa do Polski poświęcona tzw. umiejscowieniu aktu angielskiego w polskich księgach Urzędu Stanu Cywilnego). Na polskim akcie widnieje pieczątka z numerem PESEL dziecka, załatwiona podczas wspomnianej wyprawy. Bez PESEL nie ma mowy o wydaniu pięcioletniego paszportu dla małego Polaka. Obojętnie czy w Polsce, czy poza nią. Dlatego jesteśmy nawet dumni, şe mamy wszystko. Nie powinno być kłopotów. Jesteśmy optymistami, stoimy cierpliwie. Zza węgła budynku powolutku wychodzimy na prostą. Zblişamy się do drzwi Konsulatu. Jeszcze, na wszelki wypadek, sprawdzamy dokumenty: roczny paszport tymczasowy synka, nasze paszporty... Dopinamy do pliku trzy zdjęcia (twarz synka na jasnym tle, fotki mają właściwe wymiary). Mija czwarta, juş prawie piąta po południu.Wciskamy się do holu. Stajemy przed okienkiem. Szczęśliwi. Przez chwilę. Informacja z okienka: zdjęcia dziecka niepoprawne, dziecko ma niedo-

30.01.2009

mkniętą buzię. Musi mieć zamkniętą. I tyle. Urząd moşe przyjąć tylko komplet poprawnych dokumentów – słyszymy. O Boşe, czeka nas ponowna wizyta. Co robić? Denerwować się, pieniaczyć? – Czy moglibyśmy zostawić wszystkie dokumenty, skoro są bez zarzutu? – pytam nieśmiało. – Moglibyśmy podpisać druczki, skoro przepisy wymagają jednoczesnej obecności i podpisu dwojga rodziców? – sugeruję z lekką obawą. – A czy nie moglibyście państwo sprawdzić, şe przybyliśmy z naszym a nie cudzym dzieckiem? – podpowiadam. – Na sto procent bobasek z rocznego paszportu to nasz Stefanek, który siedzi w wózku – próbuję zaşartować. – Bardzo proszę, zgódźcie się. Nie musiałbym przyjeşdşać ponownie z dzieckiem i şoną. A jutro tylko ja zwolnię się z pracy, zrobię nowe zdjęcia i dostarczę je państwu? – przedłuşam listę próśb i sugestii. – Moşe teş nie musiałbym stać ponownie w kolejce, a po prostu wejść i szybciutko dołączyć te zdjęcia do reszty dokumentów?... Uff. Z okienka odbieram karteczkę. Adnotacja: dostarczyć tylko zdjęcia. Jest je-

szcze jedna karteczka: reklamĂłwka studia fotograficznego na Oxford Street i mapka. Studio nie jest polskie, ale tam wiedzÄ…, jak zrobić zdjÄ™cie do polskiego paszportu. – Studio jest czynne do późnego wieczora, idĹşcie zaraz i zrĂłbcie zdjÄ™cie dziecku. Uratowani i uradowani. W tyĹ‚ zwrot i szataĹ„ska myĹ›l‌ Kwadrans po siedemnastej. PopychajÄ…c w biegu wĂłzek, za jakieĹ› dziesięć, piÄ™tnaĹ›cie minut bylibyĹ›my u tego fotografa. Potem galopem do Konsulatu... MoĹźe do szĂłstej wyrobiÄ™ siÄ™ i zamiast jutro, jeszcze dziĹ› oddam zdjÄ™cia? Ale byĹ‚oby fajnie! TrzydzieĹ›ci pięć minut akcji. Migiem przez Regent Street na Oxford Street i z powrotem. UdaĹ‚o siÄ™. Za dziesiÄ™t szĂłsta (!) zziajany jak chart stanÄ…Ĺ‚em przed tym samym okienkiem. Zza szyby uĹ›miech i komentarz: – Ho, ho, niezĹ‚e tempo macie. MoĹźecie szybciutko iść do kasy i uiĹ›cić opĹ‚atÄ™... DziÄ™ki wyrozumialej urzÄ™dniczce z Konsulatu RP w Londynie, nie straciliĹ›my dnia wystanego w kolejce i zaĹ‚atwiliĹ›my sprawÄ™.

dover-francja promy taniej

0844 847 5040

Przewielebny Księşe Bardzo zmartwiła mnie wiadomość, şe Fawley Court został sprzedany. Komu, za ile – tego się nie mówi, dlaczego? Jeszcze bardziej zmartwił mnie wywiad Jarosława Koźmińskiego z ks. Wojciechem Jasińskim, przełoşonym Fawley Court, który ukazał się w Dzienniku Polskim (Tydzień Polski) 18.01.2009. Organizacja charytatywna, która zbiera i przyjmuje datki na jakiś specyficzny cel moşe te datki tylko wydać na ten cel, ale nie na şadne inne cele. Oczywiście to samo odnosi się do inwestycji robionych z tych datków. Tym specyficznym celem było i jest kupno i utrzymywanie Fawley Court. Jeşeli Fawley Court został kupiony za £10,000 a sprzedany za £20,000,000 to znaczy, şe za kaşdego funta zainwestowanego w 1953 roku inwestor dostaje £2000. To jest niezły profit, ale dla kogo? Organizacja charytatywna, która z jakichkolwiek powodów nie moşe czy nie chce dalej prowadzić danej pracy w Fawley Court ma dwie opcje: Jedna opcja: to przekazanie prowadzenia tego ośrodka innej godnej zaufania organizacji, która podjęłaby się tego zadania. Druga opcja: to sprzedaş obiektu, ale tu trzeba by zgody wszystkich ofiarodawców, a w razie takiej zgody kaşdy ofiarodawca powinien dostać £2000 za kaşdego ofiarowanego funta. Jasne jest, şe jedyną praktyczną opcją jest ta pierwsza. Nasuwają się pytania, na które nie było odpowiedzi w wyşej wymienionym wywiadzie. 1. Na czym polega nieporozumienie pomiędzy oo. Marianami a Polską Misją Katolicką? Czy suma pienięşna, którą ofiarowała Misja Katolicka była za mała, czy oo. Marianie uwaşali şe Misja jest nie odpowiednią organizacją do prowadzenia dalszej pracy charytatywnej w Fawley Court? 2. Dlaczego nie udało się dojść do porozumienia z Komitetem Obrony Dziedzictwa Narodowego Fawley Court? O ile wiem, to mieli kilka bardzo dobrych projektów do prowadzenia dalszej pracy w Fawley Court. 3. Co stanie się z pięknym kościołem zafundowanym przez Księcia Stanisława Radziwiłła i z cudownym obrazem Miłosierdzia Boşego? A co się dzieje z śp. Księdzem J. Jarzębowskim i śp. Stanisławem Radziwiłłem pochowanymi w ziemi Fawley Court, osobiście poświęconej przez papieşa Jana Pawła II? Czy Kościół będzie zburzony, a umarli będą usunięci z własnych grobów? Jeşeli tak, to ich wieczny odpoczynek będzie trwał bardzo krótko! Chodzą plotki, şe oo. Marianie nie mają şadnego respektu dla Dziedzictwa Narodowego Fawley Court, a są tylko zainteresowani, aşeby dostać jak najwięcej milionów funtów na otwartym rynku za Fawley Court, a ten kupi, kto da najwięcej. Chodzi plotka, şe połowa pieniędzy ze sprzedaşy ma pójść na Filipiny (Philippines). Jeşeli to jest prawda, to taka decyzja nie mogłaby być powzięta bez zgody ofiarodawców. Myślę, aşeby uniknąć dalszych plotek naleşałoby, şeby ktoś odpowiedział na powyşsze pytania. Jeszcze jedno pytanie: co stało się z eksponatami muzealnymi? Według polskiej prasy stoją one w skrzyniach i nikt ich nie ogląda. Czy naprawdę tak jest? Polska stara i nowa Emigracja potrzebuje kawałek ziemi polskiej, którym jest Fawley Court. Litwini posiadają bardzo ładny i popularny ośrodek niedaleko Londynu, który wszyscy określają „u Litwinów�. Czy Polacy nie mogą sobie pozwolić na taki ośrodek, który juş mają, a nazywa się Fawley Court? Zwracam się do oo. Marianów, Polskiej Misji Katolickiej i Komitetu Obrony Dziedzictwa Narodowego Fawley Court – znajdźcie wspólny język i dajcie Emigracji to, na co zasłuşyła i juş zapłaciła, dalszą uşywalność Fawley Court! Z powaşaniem Adam Malhomme de la Roche

19

* GBP

7ARUNKI I POSTANOWIENIA #ENA '"0 DOTYCZY WYBRANYCH REJSĂŠW POZA OKRESEM SZCZYTU DO DNIA /BOWIÂ?ZUJE OPŠATA W WYSOKOuCI '"0 W PRZYPADKU ZMIAN W REZERWACJI #ENA MO–E ULEC PODWY–SZENIU W NASTĂ PSTWIE DOKONANIA ZMIAN W REZERWACJI :APŠACONE REZERWACJE NIE PODLEGAJÂ? ZWROTOWI /FERTA DOSTĂ PNA DO WYCZERPANIA BILETĂŠW ORAZ JEST WA–NA JEDYNIE JAKO CZĂ u½ REZERWACJI DOKONANEJ NA PODRʖ W OBIE STRONY $ODATKOWE OPŠATY OBOWIÂ?ZUJÂ? W PRZYPADKU WSZYSTKICH INNYCH REJSĂŠW /BOWIÂ?ZUJÂ? WARUNKI .ORFOLKLINE


6|

14 lutego 2009 | nowy czas

czas na wyspie

Znasz li ten (k)Raj? K O N K U RS

Ta nie, mię dzy na ro do we po łą cze nia te le fo nicz ne i tek sto we w ofer cie Le ba ra Mo bi le Pay As You Go SIM to ide al ny spo sób na kon takt z naj bliż szy mi w cza sie nad cho dzą cych Wa len ty nek. Ce na 4p za mi nu tę na li nie sta cjo nar ne do Pol ski oraz tyl ko 10p za mi nu tę w po łą cze niach lo kal nych za chę ca do dzwo nie nia. Moż na też prze słać ro man tycz ną wia do mość do kąd kol wiek na świe cie za je dy ne 10p. Po nie waż Wa len tyn ki to wy śmie ni ta oka zja, aby za sko czyć naj bliż szą Ci oso bę i za pla no wać ro man tycz ny wie czór, Le ba ra Mo bi le oraz „No wy Czas” ofe rują fan ta stycz ną na gro dę w po sta ci obia du dla dwóch osób w pol skiej re stau ra cji The Knay pa w cenie £100.00. To wy śmie ni ta oka zja, aby do sko na le spę dzić ten czas ze swo im part ne rem. A je śli Twój part ner nie prze by wa aku rat z to bą w UK za wsze mo żesz sko rzy stać z ofer ty ta nich po łą czeń Le ba ra Mo bi le. Aby mieć szan sę wy gra nia wa len tyn ko we go obia du i de lek to wać się pol ską kuch nią we dwo je wy star czy od po wie dzieć pra wi dło wo na po niż sze py ta nie, a od po wiedź wraz z imie niem, na zwi skiem i nu me rem te le fo nu prze słać na ad res ma ilo wy re dak cji No we go Cza su mar ke ting@no wy czas.co.uk do pół no cy 18 lu te go 2009. Jak i jest koszt poł ąc zen ia tel ef on iczn eg o do Pols ki na kom órk ę w oferc ie Leb ar a Mob il e Pay As You Go SIM? Wa run ki uczest nic twa Kon kurs za koń czy si ę o pół no cy 18 lu te go 2009. Z poś ród na de słan ych zgło szeń wy lo su je my jed ną oso be, któ ra otrzy ma na g ro de w po st ac i obia d u war te go £100.00 dla dwóch osób w Res tau ra cji The Knay pa miesz czą cej się w dziel ni cy Hamm ers mith. Lo so wa nie na gród odb ę dzie się do 20 lu te go 2009. Zwyc ięz ca zo st a nie pow ia do mi o ny przez red ak cję No we go Cza su pop rzez kon takt ma ilow y lub tel ef on iczn y zaś vo ucher o war toś ci £100.00 do wy ko r zy s ta nia wy łącz ni e w Re s taur ac ji The Knay pa zo sta nie wy sła ny na wskaz an y przez nieg o adr es. Vo ucher bę dzie waż ny od 21 do 28 lu teg o włączn ie. Re zer wa cja obia du uza leż nio na jest o d ilo ści wol nych miejsc. N ie jes t możl i wy ża den ekwiw al ent pie nięż ny lub rze czo wy je śli zwy cięz ca nie będ zie miał moż li wo ści wy kor zys t a nia vo uche ra w cią gu prze wi dzia ne go cza su. Da ne uczest ni ków kon kurs u po zo sta ną t yl ko do wia do mo ści or gan i zat o ra. Uczest ni cy poz o sta ją ano ni mo wi. Dan e oso bo we na de słan e na kon kurs nie zo stan ą ni ko mu ujawn i o ne. W kon kurs ie nie mog ą brać udzi a łu prac ow ni cy Leb ar a Mo bil e, No we go Cza su oraz inn e oso by bio rą ce udział w org a niz a cji konk urs u. Adr es or gan i za to ra: Le ba ra Mo bi le, 100 Le man Stre et, Lon don E1 8EU.

W dobie coraz poważniejszego kryzysu finansowego część mieszkających na Wyspach Polaków zastanawia się nad powrotem do kraju. W końcu skoro całą Europę, ba, wręcz cały cywilizowany świat czekają najcięższe – być może – chwile od zakończenia II wojny światowej, to może lepiej ich nadejścia oczekiwać wśród „swoich”? Grzegorz Borkowski Coraz częściej słyszymy o tym, że zarobki w Polsce rosną. Uczciwie też trzeba przyznać, że biorąc pod uwagę wartość bezwzględną pieniądza, koszty utrzymania i zamieszkania w Polsce zdają się być niższe... Który z krajów jest dziś ziemią obiecaną? Może żaden? Który w takim razie jest przyjaźniejszym portem na czas kryzysu?

lejnych banków komercyjnych w Polsce, które jeszcze niedawno narzekały na problemy z pozyskiwaniem nowych pracowników... Faktem jest więc, że „widmo krąży nad Europą” i nie mamy podstaw wierzyć, że ominie jakąkolwiek jej część, w tym Polskę.

Na początku porównamy zarobki w Polsce i w Wielkiej Brytanii w liczbach względnych. Nie jest to zadanie łatwe,

funtów na godzinę. Licząc minimum i zakładając, że pracują ok. 36 godzin tygodniowo, zarobią 936 funtów brutto. Po odjęciu podatku i składki ubezpieczeniowej (procentowo znacznie niższych niż w Polsce), dostaną na rękę około 800 funtów, więc – 3760 zł. Magazynier w Polsce może liczyć na 2200-3175 zł brutto, co oznacza ok. 1600-2400 zł na rękę. W Anglii już mówimy o kwocie ok. 1248 funtów brutto, czyli ok 1070 netto, co nam daje równowartość ok 5029 zł na rękę.

gdyż kurs funta do złotego jest bardzo niestabilny (ku radości wszystkich emigrantów od pół roku wyraźnie na niekorzyść złotego). W tej chwili funt sięga wartości ponad 5 złotych i jest to kurs najwyższy od kilkunastu miesięcy. Z drugiej strony nie możemy zakładać, że utrzyma się on długo, więc dla naszych porównań, zarówno zarobków, jak i cen różnych produktów posłużymy się średnim kursem NBP z trzech ostatnich miesięcy. Wynosi on ok. 4,70 zł. W lokalnej brytyjskiej gazecie znaleźliśmy kilka aktualnych ofert pracy. Na stronie Gazeta.Praca.pl odnaleźliśmy dla porównania raporty na temat aktualnych zarobków w tych zawodach w Polsce. Zaczniemy od samego dna. Aktualnie w Polsce sprzątacz może liczyć na miesięczną całkowitą (z wszystkimi możliwymi dodatkami) płacę brutto od 1400 do 1853 zł. Od tej wartości musimy odjąć gigantyczną składkę ZUS (płaconą częściowo przez pracownika, częściowo przez pracodawcę) i podatek dochodowy. Ostatecznie więc polski sprzątacz dostanie „na rękę” od ok. 800 do 1200 zł. Na Wyspach większość ofert dla sprzątaczy ma stawkę powyżej 6

Specjalista działu obsługi klienta w polskiej firmie zarabia między 2970 a 4444 zł brutto, co znów oznacza ok. 2100-3500 zł na rękę. W Anglii na podobnym stanowisku można zarobić 18000 do 20000 funtów rocznie, co daje miesięczną pensję brutto od 6000 zł miesięcznie. Sekretarka pracująca w administracji rządowej lub samorządowej w kraju zarabia 2400-3470 zł brutto, czyli ok. 18002600 zł na rękę. Jej odpowiedniczka w Anglii może się pochwalić zarobkiem do ręki od 1400 funtów, czyli ok. 6580 zł. Rażące jeszcze kilka lat temu dysproporcje rzeczywiście się rozpływają. Według danych ZUS za 2007 rok, grupa zarabiających najmniej Polaków (do 2000 zł brutto miesięcznie) wynosi ok. 25 proc. (rok wcześniej 35 proc.). Kolejnych 24 proc. rodaków zarabia 2000-3000 zł brutto. Oznacza to, że statystycznie zarobki polskie zbliżyły się do europejskich. Jednak zdecydowanie na korzyść niewiele i średnio zarabiającego w Anglii pracownika działają brytyjskie standardy ubezpieczenia społecznego i zasady płacenia podatku (jest wysoka kwota zwolniona z opodatkowania, a w praktyce niewie-

zAroBKI W PoLSCe I UK

lu pracujących tu Polaków wykracza poza najniższą, 10-procentową stawkę podatkową).

dACh NAd GłoWą, Coś do żołądKA, Coś do BAKU I dLA dUSzY... Zakładamy, że gros żyjących w Wielkiej Brytanii Polaków wynajmuje mieszkania. Wiąże się to z wysokimi kosztami. Wielu z nas radzi sobie wynajmując większe mieszkania w kilka rodzin, na zasadzie „każda rodzina ma

IdzIe KrYzYS Co do tego, że dożyliśmy naprawdę ciężkich czasów, nikt z nas już nie ma wątpliwości. Kryzys dotknął USA i całą Europę. Coraz dotkliwsze jego następstwa odczuwa Japonia i cały Daleki Wschód. Po dekadach beztroskiego rozpędzania się światowy biznes musi nadepnąć na hamulec. Czy jednak mamy podstawy, by wierzyć, że skutki światowego krachu finansowego odczuje USA, Wielka Brytania, Szwajcaria, Francja, Niemcy i inne mocarstwa, a ominie on szczęśliwie Polskę? Niestety, to bardzo naiwne rozumowanie. Większość, o ile nie cały polski rozwój gospodarczy ostatnich kilkunastu lat miał przecież motor napędowy w postaci kapitału zachodniego, by nie powiedzieć – światowego. Polskie banki komercyjne są częścią światowych konsorcjów finansowych, polscy producenci żyją z eksportu – w ogromnej części – do innych krajów europejskich, ogromna liczba realizowanych w Polsce inwestycji infrastrukturalnych finansowana jest, przynajmniej częściowo, przez budżet europejski. Używając wciąż tych samych ekonomicznych eufemizmów: banki i fundusze europejskie to finanse potrzebne na rozwój i inwestycje, a najlepszy nawet polski producent nie wyżyje li tylko z produkcji na zamknięty, polski rynek... Nie ma praktycznie tygodnia, by brytyjskie media nie informowały o kolejnych cięciach zatrudnienia na Wyspach. Upadła sieć handlowa Woolworth, która zatrudniała wielu Polaków. Stracili pracę (niekoniecznie w sklepach, ale wielu naszych rodaków pracowało w fabrykach produkujących np. płyty i filmy pod szyldem Woolworth i dla jego sklepów). Spore zwolnienia szykuje branża motoryzacyjna. Dotkliwie nasi rodacy musieli odczuć zapaść na rynku budowlanym, gdyż wielu z nich pracowało na budowach i w transporcie. Z drugiej strony także i w Polsce pojawiają się co rusz komunikaty o upadłościach kolejnych firm budowlanych. Pracodawcy, którzy jeszcze rok, dwa lata temu narzekali na problemy ze znalezieniem pracowników, dziś sami myślą o przebranżowieniu. Tylko najsilniejsi z nich pozostaną w branży. Co rusz słyszymy (czy raczej czytamy w internecie) o zmianach planów rekrutacyjnych ko-

swoją sypialnię, a łazienka, salon i kuchnia są wspólne”. Koszt wynajęcia (poza Londynem!) one bedroom flat (mieszkanie z salonem, sypialnią, łazienką i kuchnią) to 490-550 funtów miesięcznie, do których trzeba dodać kilkadziesiąt funtów podatku lokalnego. Ok. 2700 złotych na mieszkanie? Kwota wydaje się niesłychanie wysoka. Porównajmy ją jednak z agencyjnymi ofertami najmu mieszkań o podobnej powierzchni i rozkładzie w polskich miastach. Dwupokojowe mieszkanie dla dwojga w Gdańsku Wrzeszczu kosztuje miesięcznie ok. 2100 zł, w Szczecinie ok. 1900 zł, Inowrocławiu 2200 zł... Znalezienie podobnego mieszkania w tej samej cenie w Warszawie uznawane jest za sukces. Porównajmy teraz ceny żywności. By sprawę ułatwić, porównaliśmy ceny kilku produktów w popularnych marketach: REAL w Polsce i ASDA w UK (oczywiście uwzględniliśmy także wszechobecne promocje). Polska: kilo schabu z kością: 12 zł, Anglia: 21 zł; kilo szynki konserwowej w Polsce: 16 zł, w Anglii: 20 zł; kilo sera żółtego w Polsce:

ciąg dalszy na str. 8


|7

nowy czas | 14 lutego 2009

czas na wyspie

Polak Polakowi wilkiem W maju upłynie pięć lat odkąd Polska jest członkiem Unii Europejskiej, minęła już dawno histeria związana z wyjazdami za granicę, szczególnie na Wyspy Brytyjskie. Wydawało się, że artykuły o wykorzystywaniu Polaków przez nieuczciwych pośredników przeszły już do historii, jednak – jak się okazuje – wielu rodaków wciąż daje się nabrać na fałszywe oferty pracy za granicą. Czy jesteśmy aż tak naiwni, czy też fikcyjne agencje pośrednictwa pracy stają się coraz bardziej przebiegłe? Sharing Voices Bradford, organizacja na rzecz rozwoju wspólnoty społecznej, przesłała (komu, nam?) informację, że przeprowadziła zbiórkę pieniędzy na bilety powrotne do kraju dla dwóch Polaków, którzy przyjechali do Anglii mając 500 funtów w kieszeni i zaaranżowaną pracę przez Agencję Pośrednictwa Pracy „Wakat” z Kutna. Niestety po przyjeździe do Bradford okazało się, że żadnej pracy nie ma. To nie pierwsze ofiary tej firmy. Pod koniec stycznia pani Helena Danielewicz ze Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii otrzymała telefon w sprawie czterech Polaków wykorzystanych przez agencję „Wakat”. Zapłacili oni po 900 zł firmie Contact Counsulting, współpracującej z agencją „Wakat”, za transport, mieszkanie i pracę. Po przyjeździe do Bradford, każdy z nich musiał zapłacić kolejne 200

funtów tygodniowo za zakwaterowanie. Mieszkanie, którego standard był daleki od deklarowanego przez agencję, było też wynajmowane innym osobom. Gdy okazało się, że Polacy nie mają pracy, zażądali zwrotu pieniędzy z powodu niedotrzymanych warunków umowy. Niczego jednak nie otrzymali. Pani Helena, która próbowała się skontaktować z firmą w Polsce, została poinformowana, że praca dla tych Polaków jest w pubie Farmer’s Boy. Jak się jednak okazało, żadnych miejsc pracy dla dwójki Polaków w pubie nie było. Pani Helena twierdzi, że w ostatnich kilku miesiącach spotkała się z ok. 2030 takimi przypadkami – osób wykorzystanych przez agencję „Wakat”. W jaki sposób działa ta firma? Zamieszcza swe ogłoszenia na takich stronach internetowych, jak www.e-pracuj.pl, www.ojej.pl, www.ogłoszenia.tarnów.pl czy www.forum.gazeta.pl. Oferty te wyglądają wiarygodnie. Podawany jest w nich adres i numery telefonów agencji, numery NIP czy REGON. Oferowane są niewymagające kwalifikacji prace w fabrykach przy taśmach produkcyjnych, przy pakowaniu, w magazynach, przy sprzątaniu pokoi hotelowych, w piekarniach, na farmach, w szklarniach czy przy zbiorach warzyw i owoców oraz wiele innych. Ze swoimi klientami agencja „Wakat” podpisuje umowę cywilno-

af fordable

homes NOWE DOMY W OFERCIE PART BUY - PART RENT

-prawną gwarantującą ofertę pracy, transport, zakwaterowanie, formalności związane z legalizacją pracy czy nawet opiekę swego przedstawiciela w Wielkiej Brytanii. Przedstawiciel ten sugeruje, gdzie przyjezdni powinni się udać, by szukać pracy. Sam tego im nie organizuje. Wyjazd do pracy może być zorganizowany w przeciągu 5-10 dni od podpisania umowy. Agencja zapewnia klientów o swojej wiarygodności i zadowoleniu z ich usług. Jak więc rozpoznać, że coś jest nie tak? Mimo że „Wakat” nie żąda żadnych opłat za załatwienie pracy, firmie Elpol, z którą rzekomo współpracuje, należy zapłacić ok. 1500 zł za załatwienie transportu i zakwaterowanie. Agencji „Wakat” nie ma w Krajowym Rejestrze Agencji Zatrudnienia (www.kraz.praca.gov.pl), gdzie musi być zarejestrowana każda legalna agencja zajmująca się rekrutacją ludzi do pracy. Nie mają swojej strony internetowej i w sieci trudno jest znaleźć jakiekolwiek informacje na ich temat. Decydując się na skorzystanie z oferty pracy z gazety czy internetu warto pamiętać, że wydawcy nie ponoszą odpowiedzialności za treść zamieszczanych ogłoszeń. Warto więc spędzić trochę czasu na sprawdzenie reklamującej się firmy i poszukać opinii na ich temat na przykład na forum dyskusyjnym, choćby na www. gowork.pl

Enfield

North London

On the Green

Hatfield

›› Jan Pietrzak ma w Londynie swoją stałą, oddaną publiczność. Choćby nie wiem co, przyjdzie tłumnie, a artysta czując, że jest u siebie, będzie galopował przez dwie godziny do wsłuchującej się w niego publiczności, chociaż zebrani większość tekstów znają, poza oczywiście najnowszą produkcją. Wprawdzie znajdzie się jakiś malkontent, co sarkastycznie zauważy, że żarty stare, mało wyrafinowane. I co z tego? Znalazł się nie w tej sali. Pod tym względem ostatnie wystąpienie Jana Pietrzaka niczym się nie różniło od poprzednich. Wysłuchaliśmy monologów na temat obecnego rządu (bo jak zaznaczył, opozycji nigdy nie krytykował). Była też obowiązkowa powtórka satyry na PRL, w czym autor czuje się usprawiedliwiony. I ma rację. Kiedy się słyszy coraz częstsze wzdychanie do PRL, to aż się prosi, żeby tym pogrobowcom przypomnieć, jak naprawdę było. „Szynka jak za Gierka” – zachwala zakład mięsny. Więc pan Janek przypomina rzeźnikowi, jak to było w PRL. – Jest kaszanka? – pyta klient w sklepie mięsnym. – Nie ma – pada odpowiedź. – Jak to nie ma? – nie ustępuje. – A krew pan oddał? – słyszy zamiast odpowiedzi. – Oddałem. – To niech pan jeszcze przyniesie kaszę. – Tak to było – dodaje Pietrzak – a ludzie już o tym zapomnieli. Jana Pietrzaka wspomagał Ryszard Makowski, a na fortepianie grał Krzysztof Paszek. Jan Pietrzak podczas występów w POSK-u, Fot. Grzegorz Grabowski w sobotę 7 lutego.(tb) Welwyn & Hatfield

The Forum

Two bedroom apartments available to people living or working in London Minimum income required to buy here is from £20,822 a year

Muswell Hill

North London

Hackney

Coppetts Wood (Phase 1)

One and two bedroom apartments available to local residents of Welwyn and Hatfield Minimum income required to buy here is from £20,515 a year

East London

Cordwainer House

4 x three bedroom houses available to residents of Haringey Minimum income required to buy a new home here is from £39,398 (single) or £42,505 (joint) a year

A selection of one, two and three bedroom apartments available from January 2009 Minimum income required to buy a new home here is from £23,686 a year

HURRY! 50% RESERVED Available NOW! Brent

West London

Available NOW! Brent

West London

Available NOW!

Available NOW! Southwark

South East London

London & Home counties

Image is of similar MHO development

The Kingsbury

Inspiration

1 x one bedroom apartment available to Brent residents Minimum income required to buy here is from £21,993 a year

Selection of one and two bedroom apartments available to people who live and work in Brent and London Key Workers Minimum income required to buy here is from £20,961 a year

Only one remaining!

Last few remaining!

McKenzie Court Two bedroom apartment available to Southeast sub-region and Southwark residents Minimum income required to buy here is £25,784 a year

Resales We also have a range of affordable resale homes on offer across London and Home counties Houses and 1 & 2 bedroom apartments available

Only one remaining!

For more information on these new homes call our sales team on 0845 230 4422 or email mhosales@mht.co.uk quoting ‘The Polish Weekly’ Images are indicative only and may show a similar MHO development. Metropolitan Home Ownership is a trading name of Metropolitan Housing Trust Limited. Metropolitan Housing Trust is charitable, registered under the Industrial & Provident Societies Act 1965, No: 16337R and registered with the Housing Corporation, No: LO726 Consumer Credit Licence No: 557055. *Terms & conditions apply. Details correct at time of print January 2009.

Available NOW!


8|

14 lutego 2009 | nowy czas

czas na wyspie

Co daliśmy Brytyjczykom? Według statystyków, liczba Polaków mieszkających na Wyspach może dochodzić nawet to miliona. Podawane przez nich liczby świadczą o kierunkach migracji oraz najpopularniejszych miejscach docelowych. Nie mówią jednak nic o jakości emigracji, o wpływie skupisk polonijnych na życie Brytyjczyków, ich kulturę czy naukę. Temat ten znajduje się na marginesie dyskusji o naszej obecności na Wyspach. Aby to zmienić, Polski Uniwersytet na Obczyźnie zorganizował konferencję „Polski wkład w naukę i kulturę brytyjską”. Odbyła się ona 31 stycznia w Jazz Cafe w POSK-u. Było to przedsięwzięcie o tyle ciekawe, że swoją tematyką obejmowało takie zagadnienia, jak architektura, socjologia, inżynieria czy literatura. Dodatkową atrakcją był fakt, że prelegentami byli nie tylko Polacy, ale także brytyjscy naukowcy zajmujący się tą tematyką. Konferencja podzielona została na dwie części. Pierwsza z nich skupiała się na sprawach technicznych, mianowicie oddziaływaniu polskich inżynierów oraz architektów na brytyjską naukę, technikę oraz urbanistykę. Swoje wykłady wygłosili: Halina Taborska, Włodzimierz Bronic-Czerechowski oraz Stanisław Portalski. Pozostałe dwa wykłady tej części dotyczyły polskich prawników na Wyspach oraz wkładu socjologów w brytyjską naukę. Stanisław Srebro skupił się przede wszystkim na osobie Zygmunta Baumana, znanego socjologa, jednego z najwybitniejszych teoretyków

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…

postmodernizmu, który przez prawie dwadzieścia lat związany był z uniwersytetem w Leeds. Po przerwie, która nieco się przedłużyła z powodu szarlotki, tematyka zmieniła się na bardziej humanistyczną. Wtedy też po raz pierwszy głos zabrali obcokrajowcy. Richard Butterwick wygłosił interesujący wykład na temat dwóch historyków polskiego pochodzenia, autorów publikacji Concise history of Poland, wydanej przez Cambridge University Press. Płynną polszczyzną przedstawił pokrótce życiorysy Jerzego Łukowskiego i Huberta Zawadzkiego oraz omówił zalety ich książki i jej wpływ na postrzeganie polskiej historii przez Brytyjczyków. Był on ponadto jedyną osobą, która zmieściła się w wyznaczonym limicie czasu i mogła przedstawić co przygotowała od początku do końca. Pozostali prelegenci, musieli niestety, pod wpływem prowadzącego, skracać swoje referaty lub po prostu przerywać je w połowie. Kolejną cudzoziemką była mieszkająca od lat w Wielkiej Brytanii Amerykanka Nina Taylor-Terlecka amerykanka, wdowa po prof. Tymonie Terleckim, która zajęła się problemem

Osoby znające Pawła Modzelewskiego proszone są o kontakt z policją pod numerem 020 8284 8450 lub anonimowo 0800 555 111.

›› Uczestnicy konferencji (od lewej): Richard Buttewick, Alicja Moskalowa, Joanna Pylat, Nina Taylor-Terlecka, Halina Taborska perfekcyjne użycie. Opowiadała także pokrótce o jego poszczególnych książkach i ich charakterystycznych elementach. Niestety ze względu na ograniczony czas nie mogła dokończyć wykładu i zmuszona była przerwać niemalże w połowie zdania. Ostatni wykład konferencji dotyczył wpływu najmłodszej emigracji na kulturę brytyjską. Joanna Pyłat próbowała odpowiedzieć między innymi na pytania, jakie są cechy naszej kultury, które chcemy promować, jaki typ kultury prezentuje najnowsza emigracja i czy jej zabiegi są odpowiednio wspierane przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Opowiadała między innymi o nowo powstałych organizacjach, stowarzyszeniach, klubach i ich poszczególnych inicjatywach. Jedynym minusem jej wykładu był brak przedstawicieli tejże emigracji na sali, co uniemożliwiało obiektywną dyskusję.

Bo nawet nie chcąc nikogo obrazić, nie można stwierdzić, że nieco starsze pokolenie zna londyńskie dyskoteki dla Polonii, wie, gdzie najczęściej odbywają się koncerty zespołów jak KAT czy Dezerter i kto je organizuje. Dobrym podsumowaniem konferencji i receptą na to, jak najlepiej oddziaływać na życie Anglików są słowa Joanny Pyłat. Kończąc swój wykład powiedziała, że najważniejsze jest, aby Polacy pozostali wierni swoim tradycjom, ale jednocześnie nie zamykali się na inne kultury, tylko próbowali je odkrywać i przenikać, wzbogacając o elementy własnego stylu życia. Może dzięki temu na następnej takiej konferencji na widowni obok przedstawicieli starszej i młodszej emigracji zasiądą także Brytyjczycy, zafascynowani polską kulturą i naukowymi osiągnięciami.

Magdalena Kubiak

Znasz li ten (k)Raj? ciąg dalszy ze str. 6

W poniedziałek, 19 stycznia, w londyńskim autobusie numer 171 znaleziono zwłoki mężczyzny w wieku 20-30 lat. Znalezionego przy nim identyfikator z siłowni. Ostatni raz widziano go w niedzielę około północy na stacji Queen's Park, gdzie zarejestrowały go kamery CCTV. Autobus, w którym go znaleziono, kursował w tym czasie na linii 36, później zmienił trasę na 171. Polak, zidentyfikowany przez policję jako Paweł Modzielewski (lat 25), pracował w Londynie jako stolarz. Ubrany był w szarą kurtkę na zamek, niebieskie spodnie dresowe, koszulkę z krótkim rękawem oraz białe adidasy. Policji udało się skontaktować z członkiem rodziny zmarłego, mieszkającym w Anglii. Na razie nie są znane przyczyny jego śmierci.

„Literatury polskiej w Wielkiej Brytanii”. Na samym początku uprzedziła słuchaczy, że będzie to „odczyt bardzo subiektywny”, który może być sprzeczny z poglądami niektórych osób. Chyba sama prelegentka nie spodziewała się, jak prorocze będą to słowa i jakie kontrowersje wśród słuchaczy wzbudzi jej wykład. Dyskusję rozpoczęła jedna ze słuchaczek gratulując ciekawej prezentacji, ale jednocześnie ostro krytykując i podpierając się publikacjami, które nie zostały w niej uwzględnione. Pozostała część publiczności opowiedziała się jednak po stronie Niny Taylor-Terleckiej, w jej obronie stanął nawet Richard Butterwick, wyjaśniając jak on zrozumiał temat konferencji i co za tym idzie, na jakich osobach skupiał się w swoim wykładzie. Dwie pozostałe prezentacje nie budziły już takich kontrowersji, co nie znaczy, że nie były interesujące. Alicja Moskalowa, dziekan Wydziału Humanistycznego PUNO opowiadała o powieściach Jerzego Pietrkiewicza. Zainteresowała słuchaczy nie tylko historią życia i kariery pisarza, który przyjechał do Anglii bez znajomości języka aby później zostać docenionym za jego

18 zł, w Anglii 15 zł (!), kilo pomidorów koktajlowych w Polsce: 3,99 zł, w Anglii: 6,58 zł, mała bułka kajzerka w polskim markecie dostępna jest już od 25 groszy, ale mała bułka w angielskiej ASDzie... 28 groszy (całkiem przyzwoite, chrupiące bułki w sześciopakach po 37 pensów). Paczka kiełbasek berlinek (sześć sztuk) w Polsce: 3,79 zł, a paczka frankfurterek (ale 10 sztuk) w Anglii: 5,60 zł. W zależności od tego, co i w jakim sklepie kupujemy oraz oczywiście od aktualnego kursu funta, relatywne ceny żywności w Anglii oscylują od wyższych do zbliżonych do polskich. Proporcje się odwracają, gdy zaczynamy mówić o produktach służących raczej zaspokojeniu potrzeb duchowych. Książką w polskim Empiku to wydatek 20-60 zł. W Anglii: 10-37 zł. Płyta CD z muzyką w Empiku: 40-70 zł. W angielskich marketach i sieciach księgarskich wydamy na nią od 14 do ok. 37 zł (niestety, za dobrą markę płaci się więcej. Nowości muzyczne są zazwyczaj w cenie ok. 8 funtów, ale klasyczne albumy The Beatles czy Pink Floyd, chociaż leciwe, są niezmiennie po 10-12 funtów i w zasadzie sezonowe promocje się nie zdarzają). Wreszcie kino. Dobry film na DVD w Polsce to wyda-

tek rzędu od 30 do 60 zł. W Anglii od 14 zł do 47 zł za absolutną nowość (ale w dniu premiery często znacznie taniej). Widzimy, że tu znacznie tańszy kawałek kultury zrekompensował nam nieco droższe pętko kiełbasy. Oczywiście trzeba także coś wlewać do baku naszego samochodu. Aktualnie ceny paliw maleją na całym świecie. Ani Anglia, ani Polska nie są tu wyjątkiem. Cena litra PB 95 w Polsce to aktualnie ok 3,35 zł. W Anglii 86-90 pensów, czyli ok 4 zł. Jeszcze raz przypomnijmy, że wszelkie porównania złotówkowo-funtowe są względne, uzależnione od kapryśnego kursu funta w Polsce. Im jest wyższy, tym – relatywnie – koszty życia w Anglii są wyższe, ale odpowiednio wysoko rosną relatywne zarobki. Niski kurs funta to odwrotna sytuacja. Przykładowo, gdy w minionym roku funt zbliżył się do 4 zł, ceny żywności były w Wielkiej Brytanii takie same jak w Polsce, a wielu produktów niższe.

KowAlsKi KoNTRA KoVAlsKY Aby jednak jakiekolwiek porównania miały najmniejszy sens, trzeba je odnieść do konkretnej sytuacji życiowej. Inaczej będą jedynie nieczytelną, absurdalną abstrakcją.

Stwórzmy więc na potrzeby naszej analizy wzorcową parę młodych ludzi – nazwijmy ich Kowalskimi, a ich odpowiedników na emigracji Kovalskys. On jest magazynierem, ona urzędniczką administracji. Wynajmują mieszkanie – dwupokojowe o powierzchni około 60 m kw. w nadmorskim mieście (Szczecin i Southampton). Lubią dobrze jeść, ale także potrzebują czegoś dla ucha, dla oka i chcieliby coś odłożyć na stare lata. Trudno oszacować rzeczywisty niezbędny koszyk, potraktujmy więc nasz szacunek nieco z przymrużeniem oka – wrzućmy do środka 100 kg schabu z kością, 2 książki i 3 płyty z muzyką. Najpierw Kowalscy. Załóżmy, że informacje z raportów płacowych Gazeta.Praca.pl są prawdziwe i naprawdę zarabiają na starcie 4600 zł brutto. Miesięczny budżet, po zapłaceniu podatku, składki na ZUS, czynszu agencji mieszkaniowej (1900 zł miesięcznego czynszu) stopnieje do 1400 zł. To wystarczy, by kupić w REALu 100 kg schabu i zostanie na 2 książki i 3 płyty CD z muzyką w Empiku (najtańsze). Kovalskys z Southampton po zapłaceniu składek, podatków (także lokalnego) oraz czynszu będą mieli 1730 funtów. Za to kupią 100 kg schabu z ASDA, 2 książki, 3 płyty i odłożą nieco ponad 1000 funtów (czyli ponad 4700 zł).

JeDNi wYJADą, iNNi zosTANą Nasza analiza nie jest oczywiście doskonała. Trudno nią objąć tysiące Polaków, którzy przyjechali do Wielkiej Brytanii, by przez kilka lat uzbierać szybko trochę pieniędzy i z nimi wrócić do Polski. Pracują w przypadkowych miejscach, ograniczają swoje wydatki do minimum, często utrzymują rodziny w Polsce. Pracownicy budowlani, pomocnicy w kuchni, kierowcy, bo o nich mowa, w przypadku straty pierwszej pracy trafią do grupy tych, którzy wolą niepewny czas przeczekać w Polsce. Natomiast nauczyciele, pielęgniarki, lekarze, pracownicy szeroko rozumianej opieki społecznej, którzy są w Anglii z rodzinami, zapewne nie myślą nawet o opuszczeniu Wysp. W tych gałęziach Anglia niezmiennie potrzebuje i będzie potrzebować wykwalifikowanych pracowników, a pracujący w tych sektorach Polacy nie będą kłuć w oczy Anglików – zwolnionych z pracy pracowników przemysłu budowlanego, hutniczego czy motoryzacyjnego, gdyż tamci nie posiadają kwalifikacji do tych zawodów, mało tego, nie są w stanie szybko sie przekwalifikować.

Grzegorz Borkowski


|9

nowy czas | 14 lutego 2009

czas na wyspie

Buduj – co i jak? Już w najbliższą niedzielę 22 lutego odbędą się Targi Buduj EXPO 2009 zorganizowane wspólnie przez portal www.buduj.co.uk oraz MPM Martin Property Maintenance. Głównym sponsorem imprezy jest dynamicznie rozwijająca się telefonia komórkowa Global Cell. Targi mają charakter promocyjny i skierowane są zarówno do firm, jak i osób prywatnych zainteresowanych branżą budowlaną lub chcących rozpocząć działalność w tej branży. Wśród wystawców znajdują się firmy polskie oraz brytyjskie reprezentujące szeroko rozumiany sektor budowlany. Są wśród nich firmy projektanckie, wykończenio-

niepewność i brak zdecydowania w wielu firmach spowodowane obecną sytuacją ekonomiczną dało się odczuć także podczas organizowania Buduj EXPO 2009. Tym bardziej jednak uważa, że targi zapewnią doskonałą możliwość autoprezentacji i tworzenia wizerunku firm budowlanych oraz będą stanowić świetną platformę do nawiązania no-

›› W czwartek, 12 lutege odbyła się konferencja prasowa, na której organizatorzy przedstawili główne założenia targów we, meblowe dystrybutorzy materiałów budowlanych oraz świadczące inne usługi powiązane z tym działem gospodarki. Szacuje się, iż na terenie samego Londynu średnich i dużych firm budowlanych prowadzonych przez Polaków jest ponad dwa tysiące, a osób prowadzących taką działalność na mniejszą skalę może być kilka razy więcej. Dlatego też organizatorzy targów liczą na przyciągnięcie jak największej liczby odwiedzających. Tym bardziej że początek roku nie jest zwykle zbyt pracowitym okresem dla budowlańców i każdy zainteresowany powinien znaleźć wolną chwilę, aby na targach się pojawić. Niewielkie obawy dotyczące frekwencji może tylko nasuwać trwający obecnie kryzys. Jak potwierdza Michael Tymowski, jeden z organizatorów,

wych kontaktów między nimi. Dla wszystkich zaś będą zachętą do wyszukania nowych, ciekawych ofert. Podobnie twierdzi Dyrektor Zarządzający firmy Global Cell – głównego sponsora targów – Rochus Schreiber. Jak zaznaczył, aby osiągnąć sukces w jakimkolwiek biznesie nie można bać się wyzwań i trzeba działać nawet w tak trudnych czasach jak te, które mamy teraz. Dlatego Global Cell chętnie włączyła się w pomoc w zorganizowaniu targów, mając również nadzieję, że wśród osób zwiedzających znajdzie się wielu przyszłych klientów firmy. Ponadto odwiedzający będą mogli wziąć udział w losowaniu nagród wybranych z oferty Global Cell. Tekst i fot.:

Marcin Rogoziński

JASKINIE SOLNE – ulga w schorzeniach układu oddechowego Popularna w Polsce terapia solna jest również dostępna w Anglii dzięki otwarciu w Londynie Kliniki Leczenia Alergii & Astmy (Allergy & Asthma Clinic), pierwszej takiej placówki w tym kraju. Skuteczna i dokładnie zbadana terapia solna (speleo/haloterapia) stosowana jest z powodzeniem w celu przyniesienia ulgi w przypadkach schorzeń dróg oddechowych, takich jak zapalenie oskrzeli, astma, mukowiscydoza, kaszel oraz zapalenie zatok. Ponieważ leki używane w przypadku problemów z oddychaniem często powodują niepożądane efekty uboczne, zarówno lekarze jak i pacjenci coraz częściej sięgają po alternatywne sposoby leczenia. Haloterapia (od greckiego halos, czyli sól) to rodzaj leczenia przeprowadzany w pomieszczeniu z kontrolowanym opływem powietrza (w „jaskinii”), w którym odtwarza się mikroklimat prawdziwej jaskini solnej. Leczenie w prawdziwych grotach solnych, speleoterapię, stosuje się od wieków. Skuteczność speleoterapii przypisuje się niepowtarzalnym warunkom panującym w grotach solnych, a naturalny aerozol chlorku sodu (sól) uważa się za główny element leczniczy takiego mikroklimatu. W Klinice Leczenia Alergii & Astmy (www.allergyasthma.co.uk) odtwarzane są naturalne warunki panujące w grotach solnych. Pacjenci siedzą na fotelach wypoczynkowych w pomieszczeniu przypominającym jaskinię solną. Ściany oraz podłoga pokryte są solą, a wdychane powietrze zawiera maleńkie cząsteczki soli, które wnikają głęboko do układu oddechowego. Cząsteczki te produkowane są przy użyciu supernowoczesnej technologii. Wdychane „słone powietrze” jest uzdrawiającym elementem kuracji. Według The New England Journal of Medicine „wdychanie hipertonicznego roztworu soli powoduje długotrwałe przyspieszenie wydalania wydzieliny śluzowej oraz usprawnia pracę płuc. Kuracja ta może pomóc ochronić płuca przed szkodliwymi czynnikami zmniejszającymi wydalanie wydzieliny śluzowej i prowadzącymi do chorób płuc”. Terapia solna sprawdza się w leczeniu wielu schorzeń układu oddechowego, takich jak przewlekłe zapalenie oskrzeli, zadyszka, ucisk w klatce piersiowej, kaszel (zwłaszcza w

nocy lub po ćwiczeniach), rzężenie, alergie dróg oddechowych, nieżyty nosa, zapalenie migdałków, zapalenie gardła, grypa, „kaszel palacza” (wtórne objawy spowodowane dymem tytoniowym), nawracające ostre schorzenia układu oddechowego oraz zespół nadwrażliwości chemicznej. Efekty terapeutyczne kuracji potwierdzają badania z dziedzin biochemii, immunologii oraz mikrobiologii. Rezultaty mówią same za siebie. Efekty terapii solnej oceniono u 124 pacjentów cierpiących na różnego rodzaju choroby dróg oddechowych (astmę oskrzelową, przewlekłe obturacyjne i nieobturacyjne zapalenie

oskrzeli, rozstrzenie oskrzeli, mukowiscydozę) w trakcie kontrolowanej przy pomocy placebo próby klinicznej. W grupie pacjentów leczonych haloterapią zaobserwowano znaczną poprawę (7598%). Co więcej, pacjenci nie muszą już przyjmować dużych dawek leków. Leczenie jest wyjątkowo skuteczne u dzieci, gdyż uwielbiają się one bawić w „grocie solnej” i nawet nie zdają sobie sprawy, że są leczone. W Klinice Leczenia Alergii & Astmy dostępny jest kącik zabaw z zabawkami i solą zamiast piasku. Więcej informacji: www.allergyasthma.co.uk lub pod nr telefonu 020 8870 6006.


10|

14 lutego 2009 | nowy czas

polska

tydzień w kraju Wizytę w Warszawie złożył prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas. Został przyjęty przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Premier Donald Tusk przebywał na międzynarodowej konferencji ds. bezpieczeństwa, która odbyła się w Monachium. Spotkał się tam z kilkoma ważnymi politykami, w tym wiceprezydentem USA Joe Bidenem. Stany Zjednoczone nie wycofują się z tarczy, ale też nie podejmują ostatecznej decyzji. W Pucku, z udziałem prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, odbyły się uroczystości 89. rocznicy zaślubin Polski z morzem. Platforma forsuje pomysł ograniczenia finansowania partii z budżetu. Przeciw są wszystkie partie, w tym koalicyjne PSL. Nowym wiceministrem sprawiedliwości został 38-letni senator PO Krzysztof Kwiatkowski, były asystent Jerzego Buzka. W kraju dość hucznie obchodzono 20. rocznicę rozpoczęcia „okrągłego stołu”. Wśród świętujących widać było znacznie więcej przedstawicieli dawnej strony reprezentującej PRL. Prezydent zwołał konferencję historyków. Frasyniuk zaproponował zbudowanie pomników Jaruzelskiemu i Wałęsie. Jak zwykle oryginalnością zabłysnął sam Lech Wałęsa. Na żadne uroczystości nie przybył, ale „świętował” rocznicę na spotkaniu w Koninie. Na sugestię o pogodzeniu się z Kaczyńskimi oznajmił, że Lech Kaczyński „był daleko w tyle” i był takim „przynieś, wynieś, pozamiataj”. Może mył kieliszki po libacji w Magdalence? Skoro przy Wałęsie jesteśmy, to warto odnotować, że były prezydent zapowiedział opuszczenie unijnej „rady mędrców”. Ma podobno „własny pomysł”. Prezydent podpisał ustawę o odebraniu przywilejów emerytalnych funkcjonariuszom służb specjalnych PRL i członkom WRON. W internetowej ankiecie na wybór symboli niepodległości Polski wygrało wycofanie wojsk sowieckich z Polski – 15 proc. oddanych głosów, przed możliwością wyjazdów zagranicznych – 14 proc., sklepami pełnymi towarów – 13 proc., wolnymi mediami – 11 proc. i pluralizmem politycznym – 10 proc.. Najmniej osób wymieniło „łatwiejszy dostęp do dóbr kultury”. Sąd okręgowy w Lublinie zadecydował, że poseł PSL Edward Wojtas nie jest „kłamcą lustracyjnym”. Zdaniem sądu nie ma wystarczających dowodów do uznania, że był współpracownikiem SB. Wojtas został zarejestrowany jako TW „Marek” w latach 80-tych.

pakistan

tRagiczny koniec zakładnika

Polska nie uratowała rodaka Bartosz Rutkowski

Rząd uważa, że zrobił wszystko w celu uratowania życia Piotra Stańczaka. Po potwierdzeniu śmierci polskiego geologa minister sprawiedliwości Andrzej Czuma oświadczył, że zna nazwiska morderców. Pracownik Geofizyki Kraków Piotr Stańczak został uprowadzony 28 września ok. 200 km na południowy zachód od Islamabadu. 30 stycznia pakistański dziennik „Dawn” poinformował, że porywacze zagrozili zabiciem Polaka, jeśli rząd Pakistanu nie spełni do 4 lutego ich żądań: wycofania sił bezpieczeństwa z terytoriów plemiennych i uwolnienia więzionych towarzyszy porywaczy. Wielu analityków twierdzi, że los Polaka, gdy dostał się w ręce talibów, był przesądzony od początku. Talibo-

wie nie chcą za uwolnienie porwanych pieniędzy, a możliwości negocjacyjne polskiego rządu były niewielkie Jak podkreślają eksperci tylko Amerykanie dysponują sposobami naciskania na władze pakistańskie, a tak naprawdę na oficerów osławionego wywiadu wojskowego, o których się mówi „talibowie w garniturach”. Oni wiedzą wszystko i mogą wszystko. I to była szansa dla Polaka. Jeszcze na kilkadziesiąt godzin przed egzekucją rodaka urzędnicy resortu spraw zagranicznych mówili o dobrych szansach na pozytywne załatwienie sprawy, jednak nie uratowali mu życia. – To jest banda talibańska. Nazwisk nie mogę ujawniać, dopóki prokurator ich nie odtajni. Ale oczywiście znajdą się w liście gończym – twierdzi o mordercach Polaka minister Czuma. Te nazwiska zna każdy dziennikarz pakistański, który interesuje się kontaktami z talibami. Śledztwo w sprawie uprowadzenia Polaka od października prowadzi krakowski wydział Prokuratury Krajowej. Czynności w tej sprawie, zlecane przez prokuraturę, wykonuje Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikor-

Zginął polski żołnierz W Afganistanie zginął polski żołnierz. 35-letni Andrzej Rozmiarek zginął w wypadku drogowym, do którego doszło w Ghazni. Czworo innych żołnierzy zostało rannych. Chorąży zostawił żonę i trójkę dzieci. Podpułkownik Dariusz Kacperczyk z Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych powiedział, że w drodze powrotnej do bazy przed pojazdem Humvee polskich żołnierzy, gwałtownie wjechał bus wypełniony pasażerami, nie zachowując należytej ostrożności. Kierowca pojazdu chcąc uniknąć zderzenia, wykonał gwałtowny skręt. Stracił panowanie nad pojazdem, a ten dachował. Sprawca tragicznego wypadku zbiegł z miejsca zdarzenia, ale jak zapewnili polscy wojskowi, są świadkowie wypadku. Misja zmarłego tragicznie polskiego żołnierza, była jego pierwszą misją zagraniczną. (pk)

ski oświadczył, że rząd będzie starał się ukarać winnych egzekucji Polaka i zapowiedział rozesłanie krajowych i międzynarodowych listów gończych za podejrzewanymi o zabójstwo. Ustanowił też nagrodę w wysokości 1 mln zł za informacje, które mogą pomóc w doprowadzeniu winnych morderstwa porwanego w Pakistanie Polaka przed wymiar sprawiedliwości. – Obwiniam wywiad i rząd pakistański o brak działań w sprawie zamordowanego polskiego inżyniera. Dziwię się, że nie ustalono, gdzie on przebywa – mówi były antyterrorysta Jerzy Dziewulski. I dodaje, że lepiej zająłby się tym polski dzielnicowy. – Przeraziły mnie zapewnienia pakistańskiego rządu, że zrobił wszystko w sprawie porwanego Polaka. Ewidentnym błędem był bowiem – jego zdaniem – brak próby dotarcia do dziennikarza, który kontaktował się z talibami. Zdaniem Dziewulskiego polski rząd nie zawinił, bo w tej sprawie nie chodziło o okup. Innego zdania jest jednak Teresa Borcz, Polka porwana cztery lata temu przez irackich terrorystów. – Pozostawienie negocjacji i sposobów odbicia Polaka w rękach pakistańskiego rządu

było dla niego wyrokiem śmierci. Polscy urzędnicy i polski rząd powinien wziąć za to odpowiedzialność – mówi Borcz. Polka przez miesiąc była przetrzymywana przez sunnickich porywaczy. Twierdzi, że przeżyła tylko dlatego, że nie liczyła na pomoc polskiego rządu. – Piotr liczył, że polski rząd go odbije. I to go zgubiło – twierdzi Borcz. – Nie podjęto żadnych radykalnych kroków. A w sytuacji porwania każda minuta to igranie ze śmiercią. Według niej największym jednak błędem było pozostawienie negocjacji w gestii pakistańskich władz. – To rząd marionetkowy i przekupny. Zawierzenie im było błędem. My nie mamy w rządzie i naszych służbach nikogo, kto by potrafił z tymi ludźmi rozmawiać – mówi. Borcz dodaje, że ona sama życie zawdzięcza informacjom medialnym. Dziennikarze wciąż informowali o jej stanie i o jej uprowadzeniu. W przypadku porwania Piotra Stańczaka była całkowita cisza. Nikt się tą sprawą nie interesował. Do czasu, kiedy okazało się, że doszło do zbrodni. Jestem tym zbulwersowana – mówi Borcz.

Samochody z Internetu

To nie pierwszy taki przypadek nad Wisłą. Oszuści doskonale zdają sobie sprawę z potęgi, jaką jest w Polsce rynek samochodów używanych. Nowe auta są wciąż dla wielu z nas za drogie, na rynku wtórnym osiągają bardziej przystępne ceny. Problem w tym, że niektóre z kwot są śmiesznie niskie i nieadekwatne do klasy „sprzedawanego” auta. Naiwnych jednak nie brakuje. Tym razem na trop oszustów wpadła prokuratura z Leszna (Wielkopolskie). To nie pierwszy taki przypadek, gdy klienci są zachęcani do przelania zaliczki, której to wpłata ma im gwarantować albo sprowadzenie samochodu np. z USA, albo przynajmniej rezerwację auta. Podobne przestępstwa mają też miejsce na niemieckich portalach motoryzacyjnych. Przestępcy zdają sobie dokładnie sprawę z zainteresowania Polaków samochodami używanymi. Dlatego nie należą do rzadkości ogłoszenia w rodzaju: wpłać zaliczkę, samochód odbierzesz w porcie w Gdańsku. (pk)

Ponad 1,5 tys. osób zostało poszkodowanych na skutek własnej naiwności, którą wykorzystali skrupulatnie oszuści. Polska policja rozpracowała właśnie grupę, która za pośrednictwem jednego z portali motoryzacyjnych sprzedawała nieistniejące samochody. Mechanizm przestępczego procederu był banalnie prosty: złodzieje zamieszczali na stronach internetowych ogłoszenia dotyczące sprzedaży samochodów w bardzo atrakcyjnych cenach. Warunkiem ich kupna była szybka wpłata zaliczki na podane przez sprzedawcę konto. Sprawa od razu trąciła przestępstwem, ale jak się okazało, po blisko 2 tys. złotych zaliczki wpłaciło na podane konto ponad 1,5 tys. osób z całej Polski. Wymarzonych samochodów nie zobaczyli, zaliczek też nie odzyskali.

komentarz > 15


|11

nowy czas | 14 lutego 2009

polska

sPołeczeństwo

medialne osKarżenie

Czuma dłużnikiem? Ledwo objął tekę ministra sprawiedliwości, a już mamy zamieszanie. Z medialnych doniesień wynika, że Andrzej Czuma ma mieć potężne długi w Stanach Zjednoczonych. Za te długi ma być ścigany w Polsce. Czuma dzisiaj zaprzecza tym doniesieniom i zapowiada, że pozwie do sądu tygodnik „Polityka”, który opisał sprawę rzekomych zobowiązań nowego ministra sprawiedliwości za oceanem. Według dziennikarzy tego tygodnika, Andrzej Czuma ma na swoim koncie kilka wyroków sądowych nakazujących mu spłatę długów. Dziennikarze napisali również, że Czuma miał problemy z zapłatą za usługi medyczne, czy też nieuregulowane debety na kontach w kilku bankach. Minister sprawiedliwości przyznaje, że w istocie miał długi, ale wszystkie już pospłacał. – Spłaciłem je przy sprzedaży domów, innych długów nie ma – mówił w jednej z telewizji minister Czuma. Za Andrzejem Czumą opowiedział się m.in. premier Donald Tusk. Przekonywał, że z jego wiedzy wynika, że Czuma nie posiada żadnych długów. Ministra tłumaczył też marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski twierdząc,

Karnowski nie trafi do aresztu Oskarżony m.in. o korupcję, prezydent Spotu, Jacek Karnowski nie trafi do tymczasowego aresztu – tak zdecydował gdański sąd. Sędzia uznał, że nie ma żadnych obaw o mataczenie ze strony oskarżonego. Prezydent poinformował, że nie zamierza podawać się do dymisji. W jego przekonaniu, to mieszkańcy miasta powinni zdecydować w referendum o tym, czy chcą jego odwołania czy nie. Z ostatnich sondaży wynika tymczasem, że sopocianie nie chcą odwoływać prezydenta, który niebawem stanie przed sądem. To kolejny taki przypadek w Polsce. Podobnie było w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie prezydent Tadeusz Jędrzejczak usłyszał prokuratorskie zarzuty, spędził nawet kilka miesięcy w tymczasowym areszcie, ale mieszkańcy nie uwierzyli prokuraturze i w referendum zagłosowali za pozostaniem prezydenta na swoim stanowisku. – To wielka radość, sąd pokazał, że jest niezawisły – mówiła po ogłoszeniu decyzji pełnomocniczka prawna prezydenta Sopotu. – W sądzie wszystkie pomówienia się wyjaśnią. Mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej – mówił z kolei sam Jacek Karnowski. Aresztowania Karnowskiego domagała się Prokuratura Krajowa i to już po raz drugi. Sprawa ma związek z zarzutami korupcyjnymi, jakie przedstawiono prezydentowi. Po raz drugi też, sąd odrzucił wniosek o tymczasowe aresztowanie. (pk)

że Czuma był w Stanach Zjednoczonych zwykłym polskim emigrantem i miał prawo szukać finansowego wsparcia. Tym bardziej, że – jak przekonywał Komorowski – Czuma żył w niesłychanie trudnych warunkach. Tymczasem z ustaleń „Polityki” wynika, że o odzyskanie długów postarają się amerykańscy windykatorzy, którzy o ministerialnej nominacji Czumy już zostali poinformowani. W przekonaniu polonijnego dziennikarza z USA, Andrzeja Jarmakowskiego, tylko bank Chase Bank chce odzyskać 7 tys. dolarów. Czuma tłumaczy, że z Jarmakowskim miał prywatny zatarg i do dzisiaj nie żyją w zgodzie. Zdaniem ministra, dziennikarz próbuje się na nim odegrać za dawne lata. Andrzej Czuma w obliczu pojawiających się oskarżeń zapewnił, że nie zamierza podać się do dymisji. Andrzej Czuma ministrem sprawiedliwości został dość niespodziewanie. Po zdymisjonowaniu przez premiera Zbigniewa Ćwiąkalskiego nie było chętnych na to stanowisko, kilku kandydatów miało odmówić propozycji objęcia kierownictwa nad resortem. W końcu pojawił się Andrzej Czuma.

Przemysław Kobus

Jan Rokita w kajdankach – Padłem ofiarą niechęci do Polaków wśród niektórych funkcjonariuszy niemieckiej policji – tak tłumaczy ostatnie zamieszanie wokół swojej osoby Jan Maria Rokita, niegdyś jeden z bliskich współpracowników Donalda Tuska, jeden z byłych liderów Platformy Obywatelskiej. Rokita spędził noc z poniedziałku na wtorek w komisariacie policji w Monachium, po tym jak został wyprowadzony w kajdankach z samolotu Lufthansy. Według niemieckiej policji, Rokita i jego małżonka Nelly byli sprawcami awantury. Państwo Rokita – twierdzi policja – chcieli zostawić swoje odzienia wierzchnie w klasie biznesowej, a posiadali bilety na klasę niższą. Jan Rokita przedstawia nieco inną wersję, oskarżając stewardessę o „pastwie-

nie się nad płaszczem jego żony”. Tak czy owak, niemiecka prokuratura wszczęła przeciwko Rokicie postępowanie z trzech artykułów, m.in.: naruszenia porządku i naruszenia nietykalności cielesnej (Rokita miał popchnąć pracowniczkę linii lotniczych). Gdy kapitan samolotu poprosił o opuszczenie maszyny przez Rokitów, ten zaparł się i powiedział, że nie ma na to ochoty. Wówczas wezwano policję. Rokita w trakcie wyprowadzania z samolotu krzyczał do innych polskich pasażerów: Ratujcie, Niemcy mnie biją. Nagranie z pokładu zamieścił w mediach elektronicznych jeden z polskich pasażerów pechowego lotu. Oprócz krzyczącego byłego posła, nie słychać żadnych innych podejrzanych odgłosów. (pk)

„Sympatyczne” lekarstwa Z raportu Instytutu Sequence, wynika, że praktykę przyjaźni z przedstawicielami firm farmaceutycznych prowadzi blisko 70 proc. polskich lekarzy. – Lekarze oczekują gratyfikacji, partycypacji w zyskach, jakie firmy osiągają dzięki ich przychylności. Ma to być rekompensata za złą sytuację służby zdrowia i ich niskie pensje – możemy przeczytać w komentarzu do raportu. Co ciekawe, sytuacja zaczyna przerażać także koncerny farmaceutyczne, bo lekarze w swoich żądaniach gratyfikacji zachodzą bardzo daleko. Takie praktyki chciało ukrócić Ministerstwo Sprawiedliwości wprowadzając zakaz spotykania się lekarzy z przedstawicielami handlowymi w czasie godzin ich pracy. (pk)

7DĕV]H 8EH]SLHF]HQLH

6DPRFKRG\ 0RWRF\NOH 9DQ\

3ROVF\ GRUDGF\ Z 8. VâXĪĆ V]\ENĆ L IDFKRZĆ REVâXJĆ =DG]ZRĔ GR -DUND L MHJR ]HVSRáX

0870 999 05 06 =DSáDWD SU]H] GLUHFW GHELW $VVLVWDQFH ZOLF]DMąF 3ROVNĊ

MoĪOLZH W\PF]DVRZH XEH]SLHF]HQLH $QJLHOVND ¿UPD ]DáRĪRQD Z $XWRU\]RZDQD L SUDZQLH UHJXORZDQD SU]H] *RG]LQ\ RWZDUFLD 9am - 5.30pm Po-Pt oraz 9am - 5pm Sob

tydzień w kraju Ukraińska SB przekazała Polsce pakiet dokumentów dotyczących okresu stalinowskiego. Polscy historycy sprawdzą, czy nie znajdują się tam archiwa dotyczące Katynia. Oszczędności budżetowe oddalą perspektywę zakupu nowych samolotów rządowych. Cięcia budżetowe rządu niepokoją także przemysł zbrojeniowy, który może utracić większość zamówień. „Agora” skierowała na przemiał cały nakład książki dziennikarzy „Wyborczej” o działalności żydowskiej partyzantki braci Bielskich (ostatnio nakręcono o tym film). Książka „Opór” okazała się całkowitym plagiatem pracy amerykańskiej. „Miały być cuda, a wyszła obłuda” – pod takim hasłem protestowali zagrożeni zwolnieniami pracownicy Stalowej Woli. Krótki przegląd kryzysu: fabryki mebli „Nowy Styl” zapowiadają zwolnienia 700 osób, LOT negocjuje ze związkami zawodowymi grupowe zwolnienia (pół miliarda zł straty za rok 2008), Lear z Tych zostawił na bruku 300 osób, produkcję wstrzymuje radomski „Łucznik”, Merinotex w Toruniu zwalnia 350 pracowników, ZUS na wypłaty emerytur może się ratować pod koniec roku zaciąganiem kredytów. W tym roku będzie też znacznie mniej boisk „Orlik”, bo pieniędzy brakuje także w gminach. Polacy ze Wschodu skarżą się na celników, którzy nie respektują Kart Polaka. Nie tylko lekceważą ten dokument, ale traktują naszych rodaków jak potencjalnych przemytników. W końcu są to zewnętrzne granice UE, a celnicy, choć w polskich mundurach, to już urzędnicy unijni... Policja wycofuje ze służby ostatnie „Polonezy”. Nowych aut nie będzie (oszczędności w budżecie), ale remonty „Polonezów” okazują się już nieopłacalne. Austriacki fundusz inwestycyjny rozbuduje na rok 2012 dawne lotnisko wojskowe w Sochaczewie. Tymczasem RyanAir poinformował, że likwiduje 11 połączeń z Wielkiej Brytanii do Polski. Oszczędnościowy pomysł w MON. Generałowie mają sami prowadzić samochody służbowe. Znika w wojsku dobra fucha – „kierowca generała”. Andrzej Wajda zrobi film fabularny o Lechu Wałęsie. Scenariusz ma napisać Agnieszka Holland. – Nie mogłam odmówić Andrzejowi Wajdzie – powiedziała Holland. W Krakowie zmarł Jan Błoński – wybitny krytyk, historyk literatury, tłumacz, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Miał 78 lat.


12|

14 lutego 2009 | nowy czas

wielka brytania świat

tydzień w skrócie W Monachium odbyła się 45 konferencja dotycząca bezpieczeństwa. Była to okazja do wielu spotkań przywódców świata z nowym wiceprezydentem USA Joe Bidenem. Na forum unijnym doszło do tarcia czesko-francuskiego. Premier Mirek Topolanek oskarżył Paryż o protekcjonizm gospodarczy. Chodzi o plan pomocy dla francuskiego przemysłu motoryzacyjnego, o ile zrezygnuje on z przenoszenia produkcji. Beneficjentami delokalizacji w UE były m.in. Czechy i Słowacja. Praga zamierza poświęcić sprawie protekcjonizmu osobny szczyt unijny w czasie swojej prezydencji. Jeśli Francja wejdzie do wojskowej struktury NATO otrzyma tam dwa najwyższe stanowiska dowódcze. Sprawa może się jednak skomplikować, bo zablokowanie pełnej integracji zapowiada Turcja. Jest to odwet za niechętne stanowisko Paryża w sprawie akcesji Turcji do UE. Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton swoją pierwszą podróż zagraniczną odbędzie do Azji. Odwiedzi tam Japonię, Koreę, Chiny i Indonezję. Na Ukrainie znowu awantura pomiędzy premier Julią Tymoszenko a prezydentem Wiktorem Juszczenką. Tym razem poszło o krytykę zabiegów rządu o kredyt w wysokości 5 miliardów dolarów w Moskwie. Otoczenie prezydenta oskarża rząd o zbytnie uzależnianie się od Rosji. Julia Tymoszenko odsyła prezydenckich doradców do psychiatry. Kirgistan ostatecznie nie przedłuży Amerykanom prawa do korzystania z bazy na swoim terytorium. Baza ta była wykorzystywana do zaopatrywania misji w Afganistanie. Amerykanie zwrócili się o poparcie dla bazy do Rosji, ale ta umyła ręce. Szwajcarzy zadecydowali w referendum o rozszerzeniu bezwizowego ruchu i otwarcia rynku pracy także dla obywateli Bułgarii i Rumunii. Za głosowało 59,6 proc. uprawnionych. W Izraelu odbywały się wybory do Knesetu. Faworytem sondaży była prawicowa partia Likud, wygrała jednak partia pani Cipi Liwini, centrowa Kadima. Kształt koalicji będzie zależał od decyzji ugrupowania emigrantów z Rosji – Nasz Dom Liebermana, któremu bliżej do Netanjahu i Likudu. Unia Afrykańska wyśle swoich przedstawicieli na Madagaskar, gdzie doszło do starć opozycji i wojsk rządowych. Zginęło 28 osób. Prezydent Cypru zagroził Turcji stałą blokadą wejścia do UE, jeżeli kraj ten nie wycofa swoich wojsk z tureckiej – północnej części wyspy. Rosja i Białoruś podpisały porozumienie o wspólnej obronie przeciwlotniczej swoich terytoriów. Mińsk zapewnia, że nie chodzi tu o odwet za „tarczę antyrakietową”.

australia

Płonie i tonie!

wielKa brytania

Praca i bezrobocie

Śmiertelne ofiary Kontrowersyjny raport urzędu statystycznego Ponad 100 osób nie żyje, spalone domy, lasy i do tego powodzie. Australia boryka się z żywiołami, które trawią jej terytorium. Zdaniem władze tego kraju, liczne wciąż pojawiające się pożary, to prawdopodobnie sprawka podpalaczy. Australia zmaga się również z powodziami, i na skutek tych, również pojawiły się ofiary. Z relacji australijskich mediów wynika, że wielka woda zalała blisko 75 proc. stanu Queensland. Tylko jednej nocy spadło tam ponad 109 mm deszczu, a ulice wielu miast i miasteczek zamieniły się w rwące potoki. Zagrożenie wielką wodą niesie również za sobą zagrożenie innej natury – fale mogły przenieść krokodyle w miejsca, w których dotąd nie występowały. Ludzie muszą się mieć na baczności. Australia zmaga się również z największymi od ponad 20 lat pożarami. Ogień, bez żadnej kontroli szalał w stanach Wiktoria i Nowa Południowa Walia. Pożary pojawiły się również w Canberze. Na skutek silnych wiatrów,

podsyconych zostało ponad 50 pożarów. Oprócz wiatru, pożarom sprzyjają wysokie, wręcz rekordowe temperatury, sięgające ponad 46 stopniu Celsjusza. W akcji ratowniczej uczestniczą nie tylko strażacy, rząd zdecydował o wysłaniu wojska.

Przemysław Kobus

Dostepny 24/7

Oficjalny urząd statystyczny w Wielkiej Brytanii – Office for National Statistics opublikował dane, które mają przedstawiać sytuację na rynku pracy. Tradycyjnie dane te miały dotyczyć poziomu bezrobocia i nowych miejsc pracy, co w przypadku potwierdzonej już depresji, a nie jak było do niedawna recesji, powinno pomóc strategom rządowym w polityce minimalizowania skutków społecznych pogarszającej się sytuacji ekonomicznej. W tym tygodniu, po raz pierwszy ONS opublikował dane, które uwzględniały również pochodzenie pracowników w Wielkiej Brytanii. Z przedstawionego zestawienia wynika, że w ubiegłym roku zatrudnienie cudzoziemców zwiększyło się o 214 tys. i wyniosło ogółem 2,4 mln zatrudnionych na brytyjskim rynku pracy, podczas gdy zatrudnienie Brytyjczyków zmniejszyło się o 278 tys. i wyniosło 27 mln. W tym samym czasie powstało 290 tys nowych miejsc pracy, co zdaniem ekspertów, wyrównuje bilans na rynku zatrudnienia. ONS potwierdził także wcześniejsze dane o najwyższym poziomie bezrobocia w ciągu ostatnich 12 lat. W ostatnim kwartale ubiegłego roku było już 1,97

BEZ UKRYTYCH OPLAT

Dzwon taniej z tel. stacjonarnego Dzwon do Polski 2p/min na tel. stacjonarny

Wybierz poniĪszy numer dostĊpowy a nastĊpnie numer docelowy Polska Polska Niemcy Slowacja Czechy Irlandia

2p/min - 0844 831 4029 7p/min - 087 1412 4029 2p/min - 084 4831 4029 3p/min - 084 4988 4029 3p/min - 084 4988 4029 3p/min - 084 4988 4029

nta: 0208 497 9287 Polska Obsáuga Klie

www.auracall.co

m/polska

Tanie Rozmowy! *T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Minimum call charge 5p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

mln bezrobotnych. W styczniu tego roku do bezrobotnych dołączyło 73,8 tys. zwolnionych z pracy. Najwięcej zwolnień było w sektorze finansowym – 72 tys w skali roku. Według statystyk ONS większość pracowników urodzonych poza granicami Wielkiej Brytanii pochodzi z Indii i Pakistanu. Wbrew oficjalnej polityce emigracyjnej rządu, która promuje pracowników wykwalifikowanych, większość cudzoziemców wykonuje prace niewykwalifikowane. Office for National Statistics od roku jest organizacją niezależną, dzięki temu politycy nie mogą wpływać na podawane przez ONS dane. Zdaniem rządu ONS postąpił jednak nieodpowiedzialnie. Dane dotyczące pochodzenia pracowników miały być opublikowane w późniejszym terminie. Zestawienie ich z bezrobociem przyczyniło się, zdaniem krytyków rządowych, do nacjonalistycznego upolitycznienia debaty dotyczącej emigracji i zatrudnienia. W trudnej sytuacji znalazł się przede wszystkim premier Gordon Brown, który kilka miesięcy temu niefortunnie powiedział o „brytyjskich miejscach pracy dla Brytyjczyków”. (mg)

Kto ma decydować o życiu? To pytanie zadają sobie Włosi, których wstrząsnęła informacja o śmierci Eluany Enaglaro – kobiety, która od 1992 roku pozostawała w stanie wegetatywnym, a o prawo do jej śmierci walczył ojciec ciężko rannej w wypadku samochodowym kobiety. Mężczyzna walczył przed sądem o prawo do śmierci dla swojej córki. W listopadzie ub. roku otrzymał zgodę Sądu Najwyższego. Watykan i włoski rząd stanowczo przeciwko tej decyzji protestowali. Ostatecznie, Eluana zmarła – na skutek zagłodzenia – w tym tygodniu. Kwestia eutanazji i prawa decydowania o życiu osób ubezwłasnowolnionych tak fizycznie jak i najprawdopodobniej psychicznie na skutek chorób, czy ciężkich urazów znów wróciła na pierwsze strony gazet. Włoski rząd pod przewodnictwem Silvio Berlusconiego od dawna opowiadał się przeciwko eutanazji, pracował również nad ustawą regulującą tę kwestię. Złożył odpowiedni dekret, ale ten został odrzucony przez prezydenta. Przeciwko działaniom ojca kobiety opowiadał się również kościół katolicki. – Każdy, kto jest zaangażowany w doprowadzenie do śmierci Eluany Englaro, jest ekskomunikowany – powiedział sekretarz watykańskiej Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Albert Malcolm Ranjith. (pk)


|13

nowy czas | 14 lutego 2009

wielka brytania świat

Obama przeciwko terrorystom Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych uznał za niedopuszczalne, by w Pakistanie byli ludzie, którzy bezkarnie mordują niewinne osoby. Barack Obama poinformował, że wyśle do Pakistanu specjalnego wysłannika, którego zadaniem będzie uświadomienie Pakistańczykom istniejącego problemu. Słowa przywódcy USA zbiegły się z informacją o zabójstwie polskiego inżyniera z Geofizyki Kraków (str. 10). – Pakistan powinien zdać sobie sprawę, że nie do przyjęcia, tak dla Islamabadu jak i dla Waszyngtonu jest, by w rejonie pogranicza znajdowały się osoby bezkarnie mordujące niewinnych ludzi – mówił Obama. – Pakistan musi pozostać silnym sojusznikiem USA w walce z terrorystami – dodał prezydent Stanów Zjednoczonych. Obama wyraził też przekonanie, że pakistańscy terroryści korzystają z kryjówek na granicy pakistańsko-afgańskiej. Misja specjalnego wysłannika USA ma uświadomić pakistańskim władzom, że taki stan rzeczy zagraża nie tylko USA, ale także Pakistanowi. (pk)

poliTyka

klan rodziny Gandhi

Dokąd zmierzają Indie? 76-letni premier Indii Manmohan Singh przeszedł niedawno poważną operację serca, która trwała 11 godzin. Indie muszą przygotować się na nowego przywódcę. Ten wybitny ekonomista, który wyciągnął Indie z kryzysu choruje też na cukrzycę, a w przeciągu ostatnich kilkunastu lat miał szereg różnych zabiegów. Stan zdrowia niemłodego już premiera prowokuje liczne spekulacje na temat jego odejścia z polityki, choć Singh ma przed sobą jeszcze ważne zadanie, musi bowiem przeprowadzić Partię Kongresową przez zbliżające się wybory, które zaczynają się w kwietniu i będą trwać do maja. Singh został premierem w 2004 roku, kiedy uwielbiana przez Hindusów Sonia Gandhi odmówiła objęcia tego stanowiska. Spekulowano wtedy, że wdowa po Rajivie i synowa

wielkiej Indiry Gandhi toruje w ten sposób drogę do tego urzędu swemu synowi Rahulowi. Indie są przygotowane na taką ewentualność. Od dawna bowiem wiadomo, że następcą z ramienia Kongresu będzie syn Soni Gandhi. W 2004 Rahul wziął udział w wyborach do niższej izby parlamentu, a w 2007 roku został mianowany sekretarzem generalnym Indyjskiego Kongresu Narodowego. Partia ta jest kolebką wielkich postaci w historii najliczniejszej demokracji świata, jaką są Indie. Jeśli tak by się stało, to wielki klan Gandhi wróci na indyjskąś arenę polityczną. Wprawdzie matka Rahula nie jest rodowitą Hinduską (z pochodzenia Włoszka), obecnie przewodzi Partii Kongresowej i jest zaliczana przez Forbes do najbardziej wpływowych kobiet na świecie. Gdy wychodziła za mąż za Rajiva, nie myślała, że tak bardzo jej rodzina zwiąże się z polityką. Jej mąż objął stanowisko premiera zaraz po tym, jak zamordowano jego matkę piastującą to samo stanowisko. Premierem był do zamachu 21 maja 1991, w którym zginął. Od 1998 roku Sonia jest prezydentem Narodowego Kongresu Indyj-

skiego, a już w 2004 roku poprowadziła swoją partię do zwycięstwa – odmówiła jednak objęcia fotela premiera wyznaczając na to stanowisko właśnie Singha. Teraz nadszedł czas na Rahula. W wypadku rodziny Gandhi historia lubi się powtarzać. Rajiv nie miał być politykiem, a tym bardziej premierem – Indira Gandhi wyznaczyła na to stanowisko bardziej zdecydowanego i pewnego siebie Sanjaya. Ten jednak zginął w katastrofie lotniczej. Rajiv niejako więc został zmuszony przez okoliczności do zastąpienia brata. Rahul jest w podobnej sytuacji. To jego siostra Prijanka ma osobowość przywódcy i doświadczenie polityczne, jest pełna energii, charyzmatyczna. Usunęła się jednak w cień – poświęcając się wychowaniu dzieci i oddając berło władzy bratu. On sam o swoim zaangażowaniu w politykę mówi: – To śmierć ojca pchnęła mnie do polityki. Pamiętam, jak przewoziłem jego ciało, jechałem z nim sam pociągiem. Od tego dnia noszę w sobie pewność, że chcę służyć Hindusom.

Ewa Turalska

tydzień w skrócie Prezydent Aleksander Łukaszenka oświadczył, że jego zdaniem Gazociąg Północny będzie nierentowny i znacznie lepsze byłoby rozbudowanie Jamału przez terytorium Białorusi. Do końca tego roku Rosja pomoże Iranowi uruchomić elektrownię atomową. Rosjanie zbudują także pierwszą tego typu elektrownię dla Białorusi, a nawet udzielą na nią kredytu. W Wielkiej Brytanii działa aktywnie około 20 wywiadów. Chodzi tu już nie tylko o Rosjan i Chińczyków, ale także „zaprzyjaźnione” służby takich państw jak Francja czy Niemcy, które nie gardzą np. wykradaniem tajemnic przemysłowych. Na Białorusi weszło w życie prawo ograniczające tam działalność zagranicznych mediów. Międzynarodowy Fundusz Walutowy jest podobno gotowy udzielić Polsce 5 mld euro pożyczki na „reformę finansów”. Rząd twierdzi, że pomocy nie potrzebuje. W Bułgarii wprowadzono „godzinę policyjną” dla małoletnich. Ma to ograniczyć przestępczość młodocianych.


14|

14 lutego 2009 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Ku przestrodze… Krystyna Cywińska

Jeśli coś może się nie udać, to się nie uda. A jeśli coś może się źle skończyć, to się źle skończy. Bo to, co przewidujemy, rzadko się sprawdza. A to, czego nie przewidujemy, sprawdza się najczęściej. Co potwierdza kryzys i różne przeszłe euforie. Szczególnie dotyczące otwartych granic i bezgranicznej tolerancji narodowościowej.

Zaledwie kilka lat temu żyliśmy w radosnej euforii. Polacy podbijają Wyspy! Tak pisały polskie media. I napędzały łatwowiernych rodaków do wypraw po brytyjskie i inne złote runo. A jak zalała Wyspę fala przybyszy, tygodnik „Wprost” ogłosił: „Londyn, siedemnaste polskie województwo!”. Z tą, niestety, typową dla nas arogancją – my im pokażemy, że Polak potrafi! Pewnie i potrafi to i owo. Tylko nikt nie przewidział, że w raczej sprzyjających ku temu warunkach. A warunki, jak wiemy, gwałtownie się zmieniły. Tolerancja wszędzie żywi się chlebem. Bez chleba powoli zanika. Z nastaniem biedy, wybucha ksenofobia, uśpiona dobrobytem. Nic to odkrywczego. Są tego liczne przykłady w dziejach ludzkości. Ale nawet w okresach dobrobytu mniejszości narodowe nie mają łatwego życia na obcej ziemi. Szczególnie wtedy, kiedy się rozrastają. I powoli schodzą do gett. Nie asymilują się, nie biorą czynnego udziału w życiu społecznym i politycznym kraju osiedlenia. A nawoływania do asymilacji mało skutkują. Dotyczyło to i nadal dotyczy Polaków w tym kraju. Nas, nieznanych przybyszy z nieznanej krainy, mówiących nieznanym językiem. Pamiętam, jak mnie kiedyś, lata temu, zapytano: – Czy wy mówicie rosyjskim narzeczem? – Nie – odpowiedziałam – narzeczem mongolskim. To wy żyjecie w stepach, mieszkacie w jurtach i żywicie się koniną? – Nie

– odparłam. – Mieszkamy w jaskiniach, żywimy się korzonkami i popijamy kumysem, czyli kobylim mlekiem. Polska była wtedy dla większości Brytyjczyków, wychowanych na historii i geografii imperialnej, krajem zupełnie nieznanym. I to mimo wkładu polskich żołnierzy w wojnę czy polskich lotników w bitwę o Wielką Brytanię. Dlatego wtedy być Polakiem zobowiązywało do zbiorowej odpowiedzialności. Do kultywowania własnego języka, kultury i tradycji. Do dbania o nasz narodowy wizerunek, żeby image – jak się dzisiaj mówi – był pozytywny. Mniejsza o maniery przy stole. O mlaskanie, siorbanie czy bekanie. O rozróżnianie funkcji noża od widelca, a rękawa od serwetki. Chodziło o naszą sumienność, rzetelność, przyzwoitość i niezależność. O to, żeby nikogo o nic tu nie prosząc, ani niczego nie oczekując, stanąć samodzielnie na własnych nogach. I to nam się bodaj w pełni udało. Chociaż przeżyliśmy w tym kraju różne kryzysy, ksenofobiczne strajki, fobie związków zawodowych i słynną zimę protestów – Winter of Discontent. Czasem czuliśmy się na emigracji jak Żydzi-wieczni tułacze. Ale szyb nam w oknach nie wybijano. Kamieniami w nas nie rzucano. Pogromów nam nie robiono. Nie agitowano nawet w okresach kryzysów: Polacy do Polski. Poza krótkim tylko okresem powojennym nakła-

niania nas do powrotu. I jak dotąd nie widać tu afiszy ani transparentów z napisem: Anglia dla Anglików. Jak kiedyś w Polsce: Polska dla Polaków-katolików. Kiedy za oknem sypał biały puch, ja siedziałam w domu pod puchową kołdrą i nadrabiałam czytanie gazet. W „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” przeczytałam tytuł: „Szef MSZ ratunkiem dla Polaków”. Zadrżałam. Czy już zaczęły się tu pogromy? Czy kogoś z nas, przepraszam, biją tu i mordują? A przecież niedawno temu czytałam w prasie o długach brytyjskich wobec Polaków i o podziękowaniach im składanych za wkład w tutejszą gospodarkę. I nagle taki gwałt z powodu antypolskich nastrojów? Że rzecznik praw obywatelskich dr Janusz Kochanowski uznał za konieczną ingerencję ministra Sikorskiego? A co w tej sprawie miałby zrobić minister? Tupnąć nogą, zmarszczyć brew i zagrozić Wielkiej Brytanii sankcjami? Wracam do tego, już omówionego tematu, bo przewiduję, że temat może wrócić. Szczególnie jeśli kryzys się zaostrzy. Więc co mamy robić w tym kryzysie? Przeczekać cicho i dyskretnie. Zachowywać się bez wrzasków, dyplomatycznie. Nie narzucać się ze swymi pretensjami. Na wszystko mówić lovely i za wszystko thank you. Nie czas teraz na fanaberie i wybrzydzanie. Trzeba chwalić co się tu da i nikogo tu nie pouczać. To wypróbowany przez wielu imigrantów sposób na życie na obcej ziemi. Lata temu

niektórzy starzy emigranci tak się w tę ziemię wtapiali, że nawet zmieniali imiona i nazwiska na angielskie. Strzeszewski na Stuarta, a Przybyszewski na Tudora na przykład. Jak już, to już. Niepotrzebny to dziś zabieg. Bo dziś tu wszyscy łamiemy sobie języki na egzotycznych nazwiskach. Żyjemy także w innej niż dawna rzeczywistości. Zglobalizowanej i unijnej. Żyjemy też mimo różnych wybryków w kraju cywilizowanym i tolerancyjnym. Jakoś nikt jeszcze nie pisze tu wierszyków o imigrantach w stylu: „Chleba im nie odbierzesz, ziemi im nie dodasz, ktoś musi ustąpić, gość albo gospodarz”. Co zapamiętałam z lat dziecinnych, zaprzeszłych, dawno temu w Polsce. Ten wierszyk dotyczył mniejszości żydowskiej. Możemy się przecież wyżywać tutaj do syta polskością w domach przy polskich programach telewizyjnych, w kościołach i na różnych spektakalch czy kabaretach. Jak niedawno wyżywaliśmy się polskoscią w londyńskim POSK-u podczas kabaretu Jana Pietrzaka. A grzmiał on ze sceny tą polskością zagorzałą i niemal szowinistycznym patriotyzmem. Widownia to chłonęła i chłonęła, brawa biła. Z miejsc powstała i na stojąco wysłuchała pieśni: „Żeby Polska była Polską”. Jeśli takie pienia i pieśni zaczną tu wyśpiewywać Anglicy o Anglii, może wtedy trzeba będzie zwijać manatki. Na szczęście to, co przewidujemy, rzadko się sprawdza. Wesołych Walentynek!

Chętnie się zamienię… Jacek Ozaist

Po ostatnich wydarzeniach związanych z protestami przeciw emigrantom, spodziewam się już tylko obwinienia Polaków o wywołanie światowego kryzysu ekonomicznego. Aż dziwię się, że lokalne brukowce w krajach roponośnych, w USA i całej Europie Zachodniej nie wpadły na pomysł, że to wszystko przez nas.

Już widzę Rene Girarda zacierającego ręce, jak pięknie jego teoria o koźle ofiarnym, na którego zrzuca się wszystkie winy i doznaje rytualnego oczyszczenia, sprawdza się we współczesnym świecie. Zabieramy Anglikom pracę – krzyczą nagłówki, zaś ich echo szybko dociera także do Polski. Gazety w kraju głowią się, co też z nami teraz będzie. Gdy nastaje kryzys, można protestować, szukać winnych, a nawet blokować drogi i tory (jak onegdaj Andrzej Lepper). Można też zacisnąć pasa i wziąć się do pracy. Tylko czy Anglicy to potrafią? Nie zaznali prawdziwej nędzy, niezawinionej krzywdy. Zawsze żyli w mocarstwie kolonialnym, kraju możnym i bogatym, a także nadopiekuńczym. Dobrobyt i rozrzutna opieka socjalna oduczyły ich podstawowych instynktów samozachowawczych. I teraz, kiedy przyszła godzina próby, rozglądają się bezradnie za kozłem ofiarnym, najlepiej bezbronnym, jak my. Przyjechaliśmy do Anglii niedawno, nie czujemy się tu swojsko, u siebie. Może następne pokolenie doświadczy

tego przywileju. My już raczej nie. Milczymy więc, dajemy się policzkować i nadstawiamy z drugiej strony. A nazajutrz rano znów idziemy do pracy, bo taki etos wynieśliśmy z domu. Martwi mnie właściwie tylko jedno. Ilu czytelników ma „Daily Mail”, „Daily Mirror” i „The Sun”? Jeśli bowiem czyta je znakomita większość Brytyjczyków, to źle z nami. W czasie kryzysu, poruszyć tłum jest bardzo łatwo. Owczym pędem ruszą na oślep za przewodnikiem stada. Wtedy zaczną się poważne kłopoty, które problemów i tak nie rozwiążą, a nas mogą zmusić nawet do wyjazdu. Zastanawiam, się ilu Anglikom zabrałem pracę przez te kilka lat pobytu w Wielkiej Brytanii. Ilu zabrali pracę moi przyjaciele i znajomi. Na przykład Jarek zbierający śmieci na Heathrow albo Janusz – kitchen porter, albo Piotr, który sprząta ulice w upale i niepogodzie, albo drugi Piotr – hydraulik, nad którym jest jeszcze sześciu nic nie robiących superwajzerów. I tak dalej, i tak dalej... Przyznaję się. Bezpośrednio zabrałem pracę pewnemu staruszkowi. Rozrzuca-

łem wtedy swoje ulotki po Ealingu. Kilka angielskich i włoskich babć zadzwoniło wtedy po mnie, bym zajął się ich ogrodami, bo Clift już nie ma siły i ostatnio prawie spadł z drabiny podczas przycinania żywopłotu. On jeszcze chciał pracować, lecz one mu nie pozwoliły, bojąc się, że któregoś dnia postrada zdrowie lub życie. Nigdy nie zapomnę wzroku jego smutnych oczu, gdy odwracał się na pięcie, odchodząc na przymusową emeryturę. Nasłuchałem się wtedy o tzw. angielskim etosie pracy. Gazetka, drugie śniadanko, kawka, bisqiuty, przerwa goni przerwę. Polak bierze się za robotę i ją wykonuje. Zje szybką kanapkę i wraca do pracy. Pamiętam doskonale, jak „moje” babcie martwiły się, czy się za bardzo nie męczę, prosiły, bym chwilę odetchnął, usiadł i pogawędził. Zatem jesteśmy niebezpieczni dla tej wąskiej grupy Anglików, która naprawdę chce pracować. Brutalnie wchodzimy w ich lekkie i przyjemne życie, przynosząc nową jakość i etos pracy. Zmuszamy, by się bardziej starali, by byli konkurencyj-

ni, lecz niestety, to oni tę walkę przegrywają choć wcale już nie jesteśmy tańsi. Skończyła się promocja i Polacy wojują głównie jakością swoich usług. Na koniec mała zabawa. Jeżeli jakiś Anglik rzeczywiście chciałby wziąć mój czternastogodzinny dzień pracy i popracować ciężko przez siedem dni w tygodniu, to mu chętnie tę pracę oddam. Robiłem już dziesiątki rzeczy, więc znajdę sobie nowe wyzwanie lub zgodnie z zasadami wymiany, przejmę jego zasiłek i będę przytupywał co rano pod pubem, czekając, aż barmanka wreszcie otworzy. Mieszkałem w Londynie z wieloma różnymi ludźmi i jedno wiem na pewno. Polak bez pracy zachowuje się bardzo osobliwie. Chodzi z kąta w kąt, szuka zastępczych zajęć. I jest wtedy bardzo nieszczęśliwy. Myślę, że gdyby Brytyjczycy mieli ten szczególny dar, nie musieliby czytać brukowców ani chodzić na manifestacje, bo nie mieliby na to czasu. Tak więc czekam na oferty zamiany. Jednej zamiany tylko nie chcę. Nie chcę zabrać pracy nikomu z „Daily Mail”.


|15

nowy czas | 14 lutego 2009

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Kryzys dopadł też „Nowy Czas”, chociaż liczyliśmy się z taką ewentualnością, bo złe sygnały docierały do nas już od września ubiegłego roku, to jednak nie wszystko od nas zależało i w celu przetrwania musieliśmy pójść na daleko idące kompromisy. Takim ostatnim kompromisem jest zmiana cyklu wydawniczego. Będziemy dwutygodnikiem, co też ma swoje zalety – zmniejszając koszta można zwiększyć jakość, a właśnie jakość jest zawsze dla nas celem nadrzędnym. Nie upadamy więc, między innymi dzięki wsparciu czytelników i naszych współpracowników, szczególnie tych specjalizujących się w tematach kryzysowych. Głosy czytelników są bardziej emocjonalne – nie możecie zamykać gazety. Skoro nie możemy zamykać, no to nie zamykamy. Chociaż ceny papieru wzrosły o 20,5 proc., a ogłoszeniodawcy obcięli do bólu swoje budżety – pierwsza rzecz, poza zwolnieniami, którą robi się w czasach kryzysu. Z tych samych powodów cierpią najwięksi wydawcy. Niedawno „Evening Standard” został sprzedany za jednego funta, ponieważ gazeta narobiła milionowych długów. Kilka dni temu upadłość ogłosiły duże swego czasu etniczne tytuły – „New Nation” i „Eastern Eye”. Były to tytuły płatne, które w najlepszym okresie sprzedawały ponad 20 tys. egzemplarzy każda. Kurczące się dochody z reklam swoje zrobiły. Ponad 40 dziennikarzy straciło pracę. Wyłącznym źródłem utrzymania „Nowego Czasu”, który tworzy fundusz wydawniczy gazety, są reklamy. Nie mamy żadnego wsparcia finansowego ze strony organizacji czy osób prywatnych, chociaż słyszałem nie tak dawno zabawną plotkę, że utrzymuje nas Jerzy Urban. Nie można się jednak poddawać, bo w kryzysie jest tak, jak w górach,

z czego zwierza się w obecnym numerze „Nowego Czasu” polska alpinistka Anna Lichota. Często trudniejszą rzeczą od wejścia na szczyt jest niesprzyjająca wyprawie pogoda, którą nieludzkim wysiłkiem woli trzeba przeczekać. Tam też nie ma pewności, że się uda, a mimo wszystko, dzięki silnej woli, śmiałkowie wygrywają. Nie wszystko w kryzysie jest czarne. Uśmiechnąłem się dzięki życzliwości Lesława Bobki, który w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” poświęcił mi kilka swoich żołnierskich uwag. Wystąpiłem przy tym w dobrym towarzystwie zasłużonych dla prasy emigracyjnej redaktorów, mniejsza o kontekst, liczy się miejsce. I co najważniejsze, przyznanie zasług, że to właśnie ja jestem odpowiedzialny za zaproszenie Jana Pietrzaka do współpracy z tą gazetą, co trwa do dzisiaj, i co doprowadziło do ocenzurowania wybitnego tekstu autora uwag. Przyznaję się do grzechu, pewnych rzeczy się nie zamieszcza, na tym polega redagowanie. Nie zamieszczę również (chociaż wypowiedzi mam w archiwum) określenia, jakiego Lesław Bobka używał pod adresem obecnego redaktora gazety, do której pisze. Są rzeczy, których się nie zamieszcza. A jeśli z Pietrzakiem w „Dzienniku” jest problem – wyrzucić go, a rubrykę oddać Bobce, z pożytkiem dla Bobki i jego kum.

absurd tygodnia Uwaga, specjaliści od poprawności politycznej chcą nam zabrać zabawki. Kolejna burza w brytyjskich mediach. Dziennikarka Carol Thatcher, córka byłej premier, pozwoliła sobie na frywolną uwagę porównując, w prywatnej rozmowie, przy wyłączonych mikrofonach, w studio BBC, fryzurę niezidentyfikowanego tenisisty do kukiełki golliwog. Ktoś tę sensację wyniósł i zaczęło się. Zrobiła się z tego wielka debata publiczna na temat rasizmu. Domaganie się publicznych przeprosin. Nie bawiłem się lalkami w tym kraju, więc początkowo cała awantura była dla mnie niejasna. Dopiero zdjęcie czarnej kukiełki, popularnej w krajach anglosaskich od XIX wieku, wyjaśniło zagadkę. Taki sam los spotka niebawem wierszyk z mojego dzieciństwa, zaczynający się od słów „Murzynek Bambo w Afryce mieszka…” Może lepiej tępić rasizm, tam gdzie on jest? Baron de Kret

Wacław Lewandowski

Dotkliwy brak czwartej Jestem ostatnim, który poważyłby się orzec, że w sprawie pojmanego i zamordowanego przez talibów inżyniera Piotra Stańczaka polskie władze zrobiły wszystko, co było możliwe, albo nie działały wystarczająco, by Polaka uwolnić. Nie mam i nie spodziewam się mieć żadnej wiedzy, która pozwoliłaby mi twierdzić, że wymiana Stańczaka na zabójcę Daniela Pearla i jego trzech współpracowników w zarzynaniu ludzi była możliwa, bądź absolutnie nieprawdopodobna. Nie wiem i wiedzieć nie będę. Jedyny pewny wniosek, jaki mogę z tej sprawy wyciągnąć jest taki, że polska demokracja kuleje, cierpiąc na chroniczny brak czwartej władzy, tej nieformalnej (w odróżnieniu od ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej), jaką w tzw. dojrzałych demokracjach sprawują dziennikarze. Polscy dziennikarze na wyścigi wykrzykują teraz apele, że powinniśmy być poinformowani, że opinia publiczna musi się dowiedzieć, czy rząd stanął w tej sprawie na wysokości zadania, czy nie zlekceważył jakiejś możliwości, nie zaniechał jakiegoś działania. Apele te, pozornie jak nasłuszniejsze, wydają się jednak co najmniej dziwaczne, jeśli nie niezrozumiałe. Bo przecież Polacy mogli mieć pewność, że ich rząd

niczego nie zaniedbał, gdyby tylko polscy dziennikarze uprawiali dziennikarstwo, a nie pozostawali klientami polityków. Po uprowadzeniu Polaka media podały tę wiadomość, następnie zaś trwała powszechna cisza, aż do momentu, gdy termin ultimatum talibów niebezpiecznie się zbliżył, a bliscy porwanego głośno wyrazili obawę, że nikt niczego w jego sprawie nie robi. Pomiędzy tymi dwoma momentami żurnaliści nie pytali polityków o ich działania zmierzające do uratowania Stańczaka, lecz wyłącznie o sprawy podsuwane mediom przez polityków na konferencjach prasowych, w oświadczeniach publicznych czy na internetowych blogach. Przez długie tygodnie i miesiące wydawało się więc, że polskich dziennikarzy bardziej intryguje kwestia czy Janusz Palikot wedrze się w przebraniu na kongres PiS-u niż los pojmanego. Gdziekolwiek pojawił się minister Sikorski, tam dopadała go sfora reporterów, gorączkowo dopytując, czy będzie kandydatem na szefa NATO. Wydaje mi się, że w kraju, w którym dziennikarze są dziennikarzami, a nie bezmyślnym elementem scenografii życia politycznego, Radosław Sikorski nie mógłby zrobić kroku w miejscu publicznym, by nie zostać zapytany, czy i jak koordynu-

je akcję ratowania rodaka z opresji. Oczywiście, minister zawsze odpowiadałby, że to są sprawy poufne i tajne, że o szczegółach musi milczeć, niemniej ciągle i uporczywie nagabywany nie mógłby żadnego dnia zasnąć nie pomyślawszy o Piotrze Stańczaku. To samo powinno dotyczyć premiera i wicepremierów, a kto wie, czy nie wszystkich członków gabinetu. Każda profesjonalna redakcja prasowa, radiowa czy telewizyjna powinna na czas pozostawania Polaka w rękach talibów oddelegować przynajmniej jednego dziennikarza, by się wyłącznie tej sprawie poświęcił, a polityków do znudzenia o nią wypytywał. Nie uczyniła tego żadna z redakcji. Co gorsza, teraz, po śmierci Stańczaka, dziennikarze powiadają, że milczeli, bo byli odpowiedzialni i nie chcieli utrudniać działania rządowi, co wydaje mi się hipokryzją. Bo na czym miałyby owe utrudnienia polegać? Na ciągłym przypominaniu wagi sprawy i motywowaniu polityków do czynów? To chyba nie jest „utrudnianie”? Na pewno zaś jest to właśnie to, co „czwarta władza” winna robić, co do jej obowiązków należy. Gdyby robiła, nie musielibyśmy poznawać poufnych dokumentów, by mieć pewność, że rząd działał. Ponieważ nie robiła, zostajemy z niepewnością.


16|

14 lutego 2009 | nowy czas

czas przeszły niedokonany Czym zasłużyliśmy sobie na niepodległość, którą w końcu XX wieku przywiał nam wiatr historii? Czy mamy więcej powodów do radosnej dumy, czy może należy nam się gorzka reprymenda od nadchodzących pokoleń? Czy wykorzystaliśmy ofiarowany nam czas pokoju i ekonomicznej koniunktury, czy raczej ulegliśmy pokusie indywidualnych ambicji, łatwych pieniędzy i pogardy dla słabego państwa?

Wiosna wolności

pragnienie władzy czy kariery usprawiedliwieniem dla podłości, tchórzostwo nagradzaną zaletą. Czy można ścigać tych, którzy Polskę okradają, skoro inni, którzy Polskę zdradzali, współpracując z bezpieką, informacją wojskową czy sowieckim wywiadem (co w sumie na jedno wychodziło), zachowali posady, tytuły i zaszczyty? Gdy obrońcom „republiki kolesiów” udało się obudzić współczucie znacznej części opinii publicznej dla prominentnych łapówkarzy i fachowców od „kręcenia lodów”, stało się oczywiste, że na zwycięstwo elementarnej sprawiedliwości oraz na społeczną aprobatę dla uczciwości przyjdzie jeszcze długo poczekać.

Ryszard Terlecki Dwadzieścia lat temu niepodległość przyszła jak nagła wiosna. Zaczęło się w listopadzie, gdy w telewizyjnym pojedynku Lech Wałęsa, przewodniczący zdelegalizowanej „Solidarności”, zmiażdżył Alfreda Miodowicza, szefa reżimowych związków. Już dwa miesiące później w blasku reflektorów pojawili się bohaterowie czarnej propagandy stanu wojennego: Kuroń, Michnik, Bujak. Zaczął się Okrągły Stół i ślimaczył wśród strajków i studenckich zadym, ale z perspektywy dość jeszcze obojętnej publiczności, premier Rakowski nagle zmalał do wymiarów drugorzędnej postaci, a napuszony Kiszczak wydawał się groteskowym policmajstrem, dowodzącym kurczącą się resztówką komuny. Podpisano porozumienie, reaktywowano „Solidarność”, a w maju „Gazeta Wyborcza” i kampania Komitetu Obywatelskiego na chwilę obudziły apetyt na zmiany, o jakich dotąd śniło się tylko politycznym wariatom. Ale ani wybory, których i tak w całości nie można było wygrać, ani wybór sowieckiej kukły na prezydenta PRL, nie przyniosły poważniejszych zmian i lato minęło w dusznej atmosferze niejasnych kombinacji i układów. Dopiero rząd „pierwszego niekomunistycznego premiera”, a później zawierucha jesieni narodów, przekonały telewizyjną publiczność, że gdzieś z zaświatów, postarzała i zbrukana, biedna i niemodnie przystrojona, powraca wolna Polska. To, co wydarzyło się między listopadem 1988 roku a wrześniem 1989 roku, zaskoczyło wszystkich: przecież ani komuniści nie zamierzali oddawać władzy, ani opozycja nie wierzyła w możliwość jej zdobycia. Skoro jednak skończyły się czasy PRL-u, większość społeczeństwa zapragnęła tylko jednego: żeby jak najszybciej było tak, jak na Zachodzie. Politycy nie mieli odwagi powiedzieć, że z powodu cywilizacyjnej zapaści, jaką komu-

Nie tracić Nadziei niści zafundowali Polsce, być może nigdy nie będzie to możliwe.

łeb hydry Kto wtedy miał dość siły i posłuchu, aby poradzić sobie z państwem, zatopionym w chaosie rozpadającego się imperium? Z zamykającym się z dnia na dzień rynkiem Rosji, z sowieckimi garnizonami pełnymi zdemoralizowanego wojska, z lawinowo rosnącym bezrobociem i szalejącą inflacją, z niską wydajnością pracy i powszechnym złodziejstwem, z politycznym analfabetyzmem świeżo upieczonych obywateli. Absurdalne powiedzonko o zegarku, który potrafi naprawić tylko ten, kto go zepsuł, nagle znalazło się w powszechnym obiegu. Dawni opozycjoniści, przerażeni odpowiedzialnością jaką przyszło im ponosić, kurczowo trzymali się zawartych porozumień, wmawiając sobie i opinii publicznej, że oszuści, z którymi je zawarto, zamienią się w poczciwych demokratów i zawrócą na drogę uczciwości. Ponieważ trzymano się zasady, że lepsi szemrani fachowcy niż ideowi amatorzy, niepodległe państwo budowano na zdeprawowanych kadrach upadłej dyktatury. Ochronę tego państwa miała zapewnić przemianowana bezpieka, kapitał na inwestycje mieli wyłożyć komunistyczni szabrownicy, armię odrodzić szkoleni w Sowietach generałowie, media sprywatyzować reżimowi agitatorzy. A na straży nowego ładu, który tylko nieliczni mieli odwagę kwestionować, stanął aparat wymiaru „sprawiedliwości”, zawisły i skorumpowany, odpowiedzialny za sądowe zbrodnie i zdemoralizowany półwieczem bezprawia.

Ku przyszłości Tak powstawała wolna Polska, szybko otrząsająca się z ponurej przeszłości. Energiczni i odważni młodzi ludzie, często wyedukowani na zarobkowej emigracji, tłumem ruszyli do biznesu, mediów, polityki. Koniunktura była pomyślna, rosyjskie wojska wyniosły się bez oporu, a Polska nie tylko została przyjęta do NATO i Unii Europejskiej, ale także otrzymała fundusze, które pozwoliły nieco nadgonić stracony czas. Zmieniały się rządy, partie, koncepcje reform, ale kraj przekształcał się w oczach, bogacił, piękniał, modernizował. W miarę dźwigania się z sowieckiego zacofania powoli stawał się ważnym polem europejskiej szachownicy. Stopniowo przezwyciężano też spuściznę komunistycznej mentalności: lenistwo i chamstwo, nienawiść do mądrzejszych i bogatszych, podłość i uległość wobec siły. Komuniści zniknęli, rozpłynęli się w nowej rzeczywistości, w polityce często zmieniali szyldy, w biznesie zakładali i likwidowali firmy, zacierając ślady dawnych powiązań. Cywilna i wojskowa bezpieka w nowych służbach starannie zamaskowały swoje wstydliwe pochodzenie. Polska u progu XXI wieku wydawała się państwem, którego obywatele mogą wreszcie zająć się planowaniem pomyślnej przyszłości, traktując historię jako interesujące, ale nieszkodliwe hobby. Okazało się jednak, że pozostał jeszcze jeden problem, który wymaga rozwiązania. Była nim korupcja, drążąca społeczną tkankę od politycznych elit po najniżej usytuowanych urzędników. Parlament, administracja, samorząd, sądy i państwowe firmy były polem fi-

nansowych przekrętów, podatkowych oszustw, ukrywanych dochodów, ale przede wszystkim stały się obszarem wędrówek nielegalnych pieniędzy, wszechobecnych łapówek towarzyszących transakcjom, decyzjom, wyrokom.

cień zdrady Walka z korupcją szybko odsłoniła drugie dno publicznego życia w III RP. Bezkarne łamanie prawa poprzez dawanie i przyjmowanie łapówek ośmieliło znacznie szerszą przestępczość gospodarczą, rozlewającą się setkami potężnych afer, niemożliwych do okiełznania przez zdemoralizowany wymiar sprawiedliwości. Aferzyści i gangsterzy trafili do legalnego biznesu, do mediów, do polityki. Próby powstrzymania ich ataku na państwo ujawniły obecność dyskretnych powiązań, często tworzonych przez dawnych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i Wojskowej Służby Wewnętrznej. Łatwo też można było się przekonać, że te związki, umownie nazwane układem, zyskały zaskakująco licznych obrońców w środowiskach intelektualnych i opiniotwórczych. Powrócił więc problem lustracji, który ujawnił szokującą skalę skażenia mediów oraz instytucji naukowych i kulturalnych wpływami byłych donosicieli bezpieki. Próby rozmontowania przestępczych układów okazały się nieudane. Zabrakło determinacji, skuteczności, kompetencji, w końcu także czasu. Zwarty front byłych agentów i ich politycznych obrońców rozpętał histerię strachu i nienawiści na uczelniach, w liberalnych mediach, nawet wśród niektórych duchownych. Kłamstwo stało się obywatelską cnotą,

Czy w ciągu dwudziestu lat, po kataklizmie wojny oraz półwiekowej infekcji komunizmu można było uzyskać więcej? Na tle innych, postsowieckich narodów bilans i tak nie wypada najgorzej. Za to znacznie gorzej wobec niegdysiejszych marzeń o Polsce wolnej i solidarnej. Dwadzieścia lat temu wielu z nas wierzyło w korzyści Okrągłego Stołu, triumfowało po kontraktowych wyborach, oklaskiwało pierwszego premiera. Czy spłaciliśmy dług wdzięczności wobec losu, który okazał się tak łaskawy? Czy uczyniliśmy wszystko co możliwe, aby przezwyciężyć spuściznę zakłamanej epoki? Dziś wielu z nas może powiedzieć, że im dłużej trwały złudzenia, tym większe przyszło rozczarowanie. A jednak odwoływanie się do trudnych początków III Rzeczypospolitej w miarę upływu lat przestaje być usprawiedliwieniem zaniedbań. Polska jest niepodległym i demokratycznym państwem, którego przyszłość zależy od jego obywateli, a właściwie od ich większości, dokonującej roztropnych wyborów. Z tą większością bywają kłopoty, ale jeżeli nie zatopi nas jakaś nowa katastrofa, szybciej lub wolniej będziemy zmierzać ku normalności, wyznaczanej przez poczucie własnej wartości, uznanie dla wspólnej pracy, szacunek dla doświadczeń przeszłości oraz sprawiedliwe prawo. Dopiero wtedy powiemy, że nie zmarnowaliśmy czasu i skorzystali z szansy, na jaką długo nie chcieliśmy zasłużyć. Dziennik Polski, Kraków

www.fabrykatv.net

Studio: GRAFIKA - ANIMACJA - ILUSTRACJA - LOGO - BANNERY

Michal T: 0787 068 3439 Tamara T: 0752 643 2516 Studio E: info@fabrykatv.net


|17

nowy czas | 14 lutego 2009

redaguje Roman Waldca

czas pieniądz biznes media nieruchomości

Żyjemy z kryzysem Nie ma dnia, by media w Polsce nie informowały o kolejnych zamykanych zakładach, nie ma dnia, by z gabinetu premiera nie docierały kolejne sygnały o cięciach w ramach przeciwdziałania skutkom kryzysu finansowego, nie ma też dnia, by kolejni Polacy nie weryfikowali swoich planów na przyszłość, właśnie przez krach gospodarczy na świecie. Przemysław Kobus Niedawno humory Polakom, a przynajmniej części z nich, poprawiła słabnąca względem innych walut złotówka. Kto zarabia w euro, funtach czy dolarach miał okazję do zamiany swoich dewizowych oszczędności na złotówki z niesamowitym zyskiem. Problem jednak w tym, że chwilę radości przyćmiły kolejne informacje wielkich zakładów o zwolnieniach. Najgorzej sytuacja przedstawia się w małych miejscowościach, gdzie jeden czy dwa zakłady stanowiły źródło utrzymania dla wszystkich mieszkańców. Po ich upadku ludzie nie widzą dla siebie przyszłości. Chociaż nadal są oferty pracy, jako przedstawicieli handlowych w poszczególnych zakładach, ale jak zauważają już pracujący w tej branży, klientów jest coraz mniej, topnieją wpływy z prowizji. – Nie wiem co bym musiał dzisiaj zrobić, żeby nakłonić wielu moich klientów do zainwestowania w urządzenia, na wymianę tych starych. Każdy się asekuruje, każdy obawia się wielkich wydatków i zapowiada, że owszem, do transakcji dojdzie, ale jak się sytuacja uspokoi – mówi Bartosz, 29letni przedstawiciel handlowy z branży motoryzacyjnej. Zajmuje się zaopatrzeniem warsztatów w wysokospecjalistyczne urządzenia pomiarowe. Trochę lepiej, o ile nie znacznie le-

piej przedstawia się sytuacja w branży farmaceutycznej. – Na lekarstwa popyt zawsze będzie. Mniejszy lub większy, ale będzie, ludzie nie zrezygnują z leczenia a lekarze nie podarują sobie przecież licznych dowodów wdzięczności za podnoszenie sprzedaży naszych wyrobów – twierdzi Agnieszka, 35-latka, przedstawiciela handlowa w jednym z polskich dużych konsorcjów farmaceutycznych. Pamiętajmy przecież, że klientami aptek są przede wszystkim osoby starsze, głównie emeryci i renciści. Tej grupie społecznej żadne cięcia nie grożą, bo jak zapowiedział rząd, cięcia będą w innych dziedzinach. Emeryci, renciści i służba zdrowia mają nie odczuć negatywnych skutków szukania oszczędności. Te dotkną administrację w wojsku, policji, w urzędach, ale co ciekawe, już nie we wszystkich samorządach. Np. w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim pomimo zaciskania pasa, znajdziemy w budżecie zapis o rozbudowie urzędu. Część radnych jest oburzona. – Bezrobocie wzrosło od grudnia i nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się ku lepszemu – mówią w pośredniakach. W urzędach pracy kolejki bezrobotnych coraz dłuższe. Inna sprawa, to zmiana przepisów dotyczących ubezpieczenia członków rodziny. Zniesiono możliwość tzw. podubezpieczania, co wymusiło na małżonkach bezrobotnych stawiennictwo w pośredniakach.

Poza tym, w wielu regionach z końcem grudnia pokończyły się programy zwalczające bezrobocie, a więc oferujące pracę na kilka miesięcy. – Niebawem ruszymy z tymi projektami, to pozwoli na delikatne przystopowanie wzrostu bezrobocia – przekonują urzędnicy. – Jedni skorzystają z pomocy samorządów, programów unijnych, a co zrobię ja, 55-letnia księgowa, której firmy w ramach oszczędności zabierają zlecenia na prowadzenie księgowości? – pyta pani Felicja. Prowadzi biuro rachunkowe, do niedawna obsługiwała kilka dużych firm, dzisiaj pozostała z drobnymi zleceniami. Nie stać jej na utrzymanie pracowników. Będzie musiała zwalniać. Ci zasilą kolejki w pośredniakach. Żalą się też kierowcy ciężarówek. Jeszcze do niedawna doskonale opłacani. Dzisiaj często nawet w trasie dowiadują się, że nie ma już dla nich więcej zleceń. – Ja o zakończeniu współpracy dowiedziałem się w Danii. Szef zadzwonił do mnie i powiedział, że nie ma więcej zleceń na Europę. Powiedziałem, że w takim razie pojadę na Wschód, ale i tu nie przewidziano już żadnych kursów – opowiada Daniel, 30-letni ojciec trójki dzieci. Jeszcze w grudniu, na gwiazdkę przyniósł prawie 8 tys. złotych pensji. Dzisiaj nie wie, co ze sobą zrobić, a przede wszystkim – gdzie zarobić. W budowlance kryzys dał się we znaki jako pierwszy, ale dzisiaj nie ma

›› Kiedy kryzys uderzył w Amerykę, po czym rozprzestrzenił się na kraje Europy Zachodniej nasi politycy zapewniali naród, że polska gospodarka jest odporna na światowe wstrząsy końca. Co ciekawe, jeszcze latem tego roku o fachowca-budowlańca było okrutnie ciężko, żadna z firm nie posiadała wolnych terminów, wszyscy byli obłożeni pracą. Dzisiaj firmy ścigają się o zlecenia, a co ciekawe, ceny usług spadają. Dla przykładu: jeden z polskich samorządów zaplanował na remont wiaduktów 15 mln złotych. Ciężko się o te pieniądze starał, w końcu udało się. Ogłoszono i rozstrzygnięto przetarg, niedawno, pod koniec stycznia. Najdroższa oferta nie przekroczyła 6 mln złotych. To pokazuje, jak bardzo zdeterminowane są firmy, by tylko utrzymać się na rynku, by zarabiać jakiekolwiek pieniądze. Inna spra-

wa, to obraz sytuacji sprzed kryzysu, gdy te same usługi były o 100 proc. droższe. Natomiast jeśli chodzi o materiały budowlane, nie zanotowano spadków cen. Sytuacja ta pokazuje, jakie krocie budowlanka zarabiała na Polakach. Dzisiaj nadszedł tego kres. W zapewnienia rządu o niezłej kondycji polskiej gospodarki nikt już nie wierzy, a premier Donald Tusk jeszcze dzisiaj potrafi takie deklaracje składać, m.in. w Davos. Problem jednak w tym, że zapewnienia te nie znajdują pokrycia w codziennym życiu. Ma być nieźle, a są zwolnienia, Polska ma być atrakcyjna, a nasza waluta pikuje. Co się więc dzieje?

1DMOHSV]D VLHþ WHOHIRQLL

p/min*

ZHZQĈWU] VLHFL

www.globalcell.EU

020 70 648 220 Szukaj nas w swoim lokalnym lub polskim sklepie.

S FRQQHFWLRQ FKDUJH DQG WKHQ WDON IRU PLQ

0

KOMÓRKOWEJ


18|

14 lutego 2009 | nowy czas

czas na rozmowę

Wspiąć się na szczyt świata Mieszka w Londynie, pracuje w City. Z Anną Lichotą o zdobywaniu sześciu z siedmiu najwyższych szczytów świata (nie licząc tego w londyńskim City) rozmawia Grzegorz Małkiewicz Dla Anny Lichoty wspinaczka to znacznie więcej niż ekstremalny sposób spędzania wolnego czasu. To szkoła charakteru – jak mówi – z wyników której korzysta także w pracy zawodowej. Wszystko, co do tej pory w swoim życiu robiła, można porównać ze wspinaczką, z pokonywaniem trudności, które mobilizowały ją do podejmowania kolejnych kroków. Dla Anny Lichoty każdy z nich był wyzwaniem, zapowiedzią samotnej walki, którą chciała stoczyć. Wspinaczką zajmowała się już w Polsce, w trakcie studiów w Szczecinie. Nie były to jednak trudne trasy, bardziej turystyczne, które jednak zdecydowały o tym, że do gór wciąż wraca. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że będą to najwyższe szczyty na wszystkich kontynentach. Zanim do tego doszło, absolwentka Uniwersytetu w Szczecinie przyjeżdża do Londynu. Jest rok 1996, postanawia kontynuować studia w London School of Economics. Wtedy, przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, studiowanie w prestiżowej LSE nie było łatwe, a tym bardziej tanie. Rok studiów kosztował ponad 8 tys. funtów. Były oczywiście tańsze studia, ale te nie były brane pod uwagę, musiała być LSE. Anna nie wybiera łatwych rozwiązań. Zaczynają się strome schody, pierwsza prawdziwa wspinaczka, może mniej niebezpieczna niż te późniejsze, ale równie wyczerpująca. Opłacenie czesnego było najtrudniejszą przeszkodą. Pożyczki w banku nie wchodziły w grę, była cudzoziemką, bez stałej pracy, i to z biednego kraju. W końcu udało się pożyczyć dużą sumę pieniędzy prywatnie. Pierwsza poważna inwestycja, ale takich Anna Lichota nie boi się. – To najbezpieczniejsza inwestycja – mówi z humorem. – Znasz samego siebie, tak dużo od ciebie zależy, musisz wygrać.

Nie było łatwo utrzymać się studentce prestiżowej uczelni z tygodniowym funduszem 70 funtów. Mieszkała w wieloosobowych pokojach, oszczędzała na żywności i transporcie. Po górskich wędrówkach z ciężkim plecakiem piesze pokonywanie londyńskich odległości nie było straszne. Dorabiała na tłumaczeniach, a jak brakowało pieniędzy, znajdowali się ludzie, którzy pomogli – nakarmili, „przechowali” w najtrudniejszym okresie. I wygrała, opłaciło się. Po zdobyciu dyplomu pierwszą pracę dostała w amerykańskiej firmie General Electric, w której szybko awansowała. Pracodawca wysyła ją z Londynu na kolejne placówki. Między innymi do Moskwy, gdzie przez kilka miesięcy jest szefem sprzedaży Delta Bank, w którym udziały ma General Electric. Pracuje też w Rumunii, Czechach i Holandii. Szczyt wielkich korporacji zdobyty, szuka nowych wyzwań, tras trudniejszych. Pomimo dobrej pracy i płacy szuka czegoś innego. Ma świetne wykształcenie i doświadczenie w pracy na szczeblu menedżerskim, więc o propozycje nie było trudno. Wybiera bank inwestycyjny UBS w Londynie. W krótkim czasie zostaje menedżerem odpowiedzialnym za wdrażanie nowych systemów i technologii. Kieruje obecnie 15-osobowym zespołem. I tak już chyba przez jakiś czas pozostanie, bo bank, w którym pracuje, docenił jej pasję do wysokogórskiej wspinaczki. – To bardzo ważne – mówi Anna Lichota. – Wyruszam na wyprawy w czasie urlopu, ale czas trwania wspinaczki trudno dokładnie określić, bo zależy od warunków atmosferycznych. Tak było w styczniu na Antarktydzie podczas zdobywania Mount Vision. W kontynuowaniu wyprawy przeszkodzi-

ła nam 36-godzinna burza śnieżna. W namiocie było minus 17 stopni. W takich warunkach trzeba pokonać nie tylko zimno, ale też nudę. Na szczęście wzięłam książkę, którą rozerwałam i luźnymi kartkami podzieliłam się z pozostałymi uczestnikami – zbędny bagaż okazał się jak najbardziej przydatny.

Z zebranych na wyprawy pieniędzy udało mi się przekazać 20 tys. na rzecz UNICEF-u i domu dziecka w Polsce Potem była piękna pogoda i zdobyliśmy szczyt w słońcu na tle niebieskiego nieba. Ale do pracy nie zdążyłam. Z telefonu satelitarnego zadzwoniłam do kolegi, którego poprosiłam o przesłanie maila do pracy. Nie było żadnego problemu, szef pogratulował mi zdobycia szczytu. – Był to szósty już szczyt w ramach projektu wspinaczkowego „Korona Ziemi”. Co to za projekt, jak się zaczął? – Bardzo prywatnie i nieformalnie. Wspinaliśmy się ze znajomymi w Alpach i ktoś wspomniał o tym projekcie. Postanowiliśmy spróbować. – Jak wypadła pierwsza próba, na którym szczycie? – Kilimandżaro w Afryce. Wtedy zrozumiałam, co to znaczy prawdziwa wspinaczka. Jak ważna jest odporność organizmu i okres przygotowań, żeby potem nie było najmniejszej niespodzianki. Kilimandżaro ma prawie 6 tys. m.n.p.m, nie jest więc najwyższym szczytem, ale na tej wysokości ludzki

organizm reaguje inaczej. Pojawiają się wyraźne objawy, że ktoś nie wytrzymuje tych warunków – np. puchnięcie rąk, zawroty głowy. Zdarzają się zawały serca, u młodych, zdawałoby się wysportowanych ludzi. W takich wypadkach należy wyprawę przerwać, zejść niżej. Często z powodu jednego uczestnika, który nie wytrzymał, schodzi cała grupa. I tu zaczyna się prawdziwa szkoła charakterów. Jest to dla każdego uczestnika najgorszy scenariusz, poczucie winy, że z jego powodu wspinaczka jest przerwana. Powodem może być słabe przygotowanie, a nie wrodzone cechy, chociaż to też się zdarza. Byłam na jednej wyprawie z człowiekiem, który dopiero w takich warunkach odkrył w sobie lęk wysokości. Ale nie poddał się, unikał spoglądania w dół, pokonał swoją słabość. W takich ekstremalnych warunkach wszystko praktycznie zależy od ciebie. Nie ma ułatwień cywilizacyjnych, wszechobecnych ubezpieczeń, które rekompensują każdy nasz fałszywy krok. Nie ma też specjalnych ulg dla kobiet, choć stanowią mniejszość. Rzadko się zdarza, że ktoś pomoże. Ten sam plecak (25 kg), a na Antarktydzie dodatkowo załadowane sanie. Dochodzą do tego niezręczne sytuacje typu namiot dzielony z obcym mężczyzną. Ale to są warunki minimum, i jeśli w to wchodzisz, musisz je zaakceptować. – Jak w takim razie wygląda przygotowanie do wyprawy w warunkach miejskich? – Przede wszystkim zdrowe życie, zero alkoholu i intensywny trening – siłownia i spacery z dużym obciążeniem. Przed wyprawą do pracy na Liverpool Street, z Rotherhithe, gdzie mieszkam, chodzę z plecakiem wypełnionym butelkami z wodą, waży 25 kg. – I nikogo to nie dziwi?

– Trochę tak. Kiedy leciałam do Chile, skąd jest połączenie z Antarktydą, musiałam przynieść cały sprzęt do pracy, miałam samolot wieczorem. Moja podopieczna chciała podnieść plecak i rozpłakała się, był dla niej za ciężki. – Współczuła Pani, czy może sobie? – Chyba mnie, że tak bardzo się męczę. Ale to jest mój wybór. A kiedy już byłam na Białym Kontynencie, to wiedziałam, że ten trud się opłacił. Tam było pięknie, około sto osób na całym kontynencie, ślady pozostawione na śniegu sprawiały radość. Prawdziwa ucieczka od szalonego świata, od codzienności, i szansa, żeby się nad sobą zastanowić, szansa na chwilę refleksji. – Przypuszczam, że taka ucieczka od cywilizacji też sporo kosztuje… – To prawda, ale zwykle szuka się sponsorów. Dotychczasowe wyprawy nie kosztowały tak dużo. Udało mi się nawet przekazać z zebranych pieniędzy 20 tys. dolarów na rzecz UNICEF-u i domu dziecka w Polsce. To jest jeden z celów moich wypraw – pomagać dzieciom. Znacznie droższa będzie wspinaczka na Mount Everest, około 30 tys. dolarów. Już teraz zaczęliśmy szukać sponsorów, chociaż wyprawę planujemy w 2010 roku. – Ponad 8 tys. m.n.p.m. Na szczycie świata. To musi dawać ogromną satysfakcję… – Daje, ale jest to dopiero połowa sukcesu, chociaż ma jakby największe znaczenie. Trzeba jeszcze zejść, co jest o wiele trudniejsze, przede wszystkim z powodu zmęczenia organizmu, większej możliwości popełnienia błędów, bo nie ma już tej adrenaliny. – A potem jest jeszcze zejście trudniejsze, powrót do codzienności, do pracy biurowej… – W której można wykorzystać doświadczenie zdobyte w górach, gdzie nie obowiązuje taryfa ulgowa.


|19

nowy czas | 14 lutego 2009

kultura

U Topolskiego na Waterloo – cd. Małgorzata Białecka

Nie co dzień można zobaczyć tylu świadków ubiegłego wieku w jednym miejscu, poczuć drżenie murów, kiedy nad głową przejeżdża pociąg zmierzający do stacji Charing Cross i przeżyć podróż w czasie słuchając opowieści córki Feliksa Topolskiego snutej przed obrazami, na których uwieczniono najważniejsze wydarzenia XX wieku. Galeria Topolski Century przy South Bank Centre w Londynie właśnie otworzyła swoje podwoje po kilkuletnim remoncie. Dotacja z Heritage Lottery Fund pozwoliła na przywrócenie dawnej świetności arkadom pod mostem w pobliżu Waterloo (pisaliśmy o tym w NC, 26.08.08). Do galerii można zaglądnąć przez duże okno, które również informuje o temacie, jakiemu poświęcone są imprezy w danym miesiącu. W styczniu dyrekcja galerii postanowiła uczcić elekcję Baracka Obamy i przybliżyć londyńczykom historię American Civil Rights Movement. Grupy, które oprowadza po galerii córka artysty Teresa Topolski mają więc okazję, by zerknąć na historię oczami malarza. W latach 60. artysta przyglądał się życiu Afro-Amerykanów i gościł w swoim domu samego Martina Lutera Kinga. Portret autora niezapomnianych słów: I had a dream powstał, kiedy na specjalne zaproszenie BBC King przyjechał do Londynu, by wziąć udział w programie Face to face. Na obrazach Topolskiego zapisanych jest wiele prywatnych wątków, jednak

ogromne rozmiary dzieł nie pozwalają ich dostrzec, jeśli nie znamy kontekstu powstania danej sceny. Tylko córka artysty potrafi wskazać postacie, którym jej ojciec nadał szczególną cechę charakterologiczną przez użycie konkretnego koloru czy pozycję ciała. Łatwo wtedy dać na odpowiedź na takie pytania jak: dlaczego papież Pius XII stoi tyłem, kiedy polski ambasador informuje go o ludobójstwie w obozach koncentracyjnych, a król Egiptu Farouk daje klapsa swojej nałożnicy? (odp. 1. papież nie chciał poznać prawdziwego obrazu nazistowskich zbrodni; odp. 2. nałożnica miała również romans z Topolskim).

Polak i obyWatel śWiata Czy galeria pozwoli choć odrobinę zmienić obraz Polaków w świadomości Brytyjczyków?

Sam malarz nigdy nie wypierał się swojego pochodzenia i z sentymentem wracał do kraju, z którego pochodził. Czuł się jednak również obywatelem świata, więc bez kompleksów potrafił znaleźć się w każdym środowisku, karmiąc próżność arystokracji i uwieczniając prostotę choćby czarnoskórych mieszkańców USA. Pierwszy obraz po lewej stronie zaraz po wejściu do galerii to jakby symboliczny akt urodzenia malarza. Matka wydająca go na świat, ojciec widziany na ulicach Warszawy, kuzynka podglądana przez dziurkę od klucza i dziadek – ortodoksyjny Żyd – ta mini biografia poparta doktoratem honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego u dołu obrazu jest jasną wskazówką dla każdego gościa galerii. – Jestem stamtąd – zdaje się krzyczeć sam autor. Rodzice Feliksa nie byli religijni, bliżej im było do warszawskiej

bohemy lat dwudziestych i ruchów rewolucyjnych niż do synagogi. Odcisnęło to silne piętno na wrażliwości malarza, który w roku 1927 rozpoczął studia na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Trudno jednak było mu okiełznać własny temperament i usiedzieć w miejscu, więc tuż po studiach wyruszył w podróż po Europie, z której nigdy już na stałe nie wrócił do Polski. Stał się za to naocznym światkiem historycznych wydarzeń. Nie rozstawał się ze swoim notatnikiem, gdzie kreślił widziane sceny i spotkanych ludzi. Przemierzył Hiszpanię generała Franco, Włochy za czasów Mussoliniego i hitlerowskie Niemcy. Paryż wywarł na nim tak ogromne wrażenie, że wraz z krytykiem Eugenio d’Ors wydał album ze swoimi rysunkami pt. Paris Lost. Oryginały prac odnalazły się po wojnie w Niemczech. Nie brakuje tam wielkich nazwisk znanych projektantów, ale też obrazów prostytutek z Montmartre’u i unoszącego się zapachu absyntu. Zamówienie złożone przez „Wiadomości Literackie” w roku 1935 pozwoliło Topolskiemu pojechać do Londynu na obchody srebrnego jubileuszu króla Jerzego V. Artysta postanowił się osiedlić w Wielkiej Brytanii, a zamówienie na ilustracje do Pigmalionu złożone przez dramatopisarza Bernarda Shawa otworzyło mu drogę na salony i do wielkiej kariery. Z czasem został uhonorowany członkostwem Królewskiej Akademii Sztuki w Londynie. Miewał doskonałych mecenasów, takich jak książę Filip, który u artysty zamówił ogromne malowidło ścienne przedstawiające koronację Elżbiety II.

Życie W obRazie Feliks Topolski byłby nazwany fotoreporterem, gdyby zamiast pędzla sięgnął po aparat fotograficzny. Na szczęście jednak technika w tamtych czasach i ogromny talent pchnęły jego życie na właściwy tor. Dostarczał więc ówczesnym mediom ilustracji słanych z frontu i z wielu innych miejsc, gdzie naocznie przyglądał się historycznym przemianom. Topolski odwiedził Indie po raz pierwszy w czasie II wojny światowej, zaproszono go tam ponownie, by

1DMOHSV]D VLHþ WHOHIRQLL

namalował na specjalne życzenie premiera Pandita Jawaharlala Nehru oficjalne powstanie republiki (26 stycznia 1950 roku). Topolski pozostał w otoczeniu świeżo wyłonionych indyjskich władz przez około dwa miesiące. Na swoich obrazach uwiecznił też Mahatmę Gandiego i Muhammada Ali Jinnah, których spotkał tylko raz. Pobyt zaowocował wieloletnią przyjaźnią artysty z rodziną Gandhich. Synowa Indiry Gandhi Sonia jest obecnie jednym z mecenasów galerii. Po wykonaniu spektakularnego muralu z okazji Festival of Britain zorganizowanego w Londynie w roku 1951, Topolski postanowił wydawać własnoręczne odbitki swoich rysunków w postaci kronik, które ukazywały się co dwa tygodnie i były rozsyłane stałym prenumeratorom. Ogromna liczba prac ilustruje życie i historię Wielkiej Brytanii: od obrazu stolika w Cafe Royal, gdzie malarz poznał czołowych przedstawicieli angielskiego artystycznego światka, po afery polityczne, jak ta z Johnem Profumo, przez którego romans rozwiązano gabinet Harolda Macmillana w latach sześćdziesiątych. (Kochanka Profumo Christine Keeler była jednocześnie kochanką rosyjskiego szpiega). W dalszej części galerii znajduje się ogromne obrotowe koło – symbol okrągłego stołu Organizacji Narodów Zjednoczonych. W kole brak jakby ćwiartki obrazu – Feliks był tak zachwycony mechanizmem obrotowym umożliwiającym obracanie się obrazu, że postanowił pokazać jego działanie nie zasłaniając go, w hołdzie konstruktorowi dzieła. Od momentu powstania studia, a później galerii przy Waterloo można było porozmawiać z artystą w każdy piątek, kiedy organizował tzw. „dzień otwartych drzwi”. Dziś tę tradycję pragnie podtrzymać córka artysty Teresa i zaprasza na specjalne wycieczki po galerii, wtedy też można ją zapytać o inne szczegóły z życia jej ojca, jeśli nie uda się ich wyczytać z obrazów. Topolski Centur y 150-152 Hungerford Br idge Concert Hall Approach London, SE1 8XU, tel.: 020 76201275 www.topolskicentury.org.uk

KOMÓRKOWEJ

W Walentynki ']ZRę GR W\FK NWyU\FK NRFKDV] ² ]D PQLHM 'RãDGXM

OTRZYMAJ

£5

£7.50

2IHUWD ZDİQD SU]\ GRãDGRZDQLDFK NXSLRQ\FK Z VNOHSLH RG GR /XWHJR

www.globalcell.EU

020 70 648 220

Szukaj nas w swoim lokalnym lub polskim sklepie.


20|

14 lutego 2009 | nowy czas

czytelnia

Giedroyc ciągle pisze Alina Siomkajło

„Mickiewicz ciągle pisze”. To sławne powiedzenie Stanisława Pigonia przekazuje polonistyczna tradycja. Padło ono wówczas, gdy odnajdywały się coraz nowe, wcześniej nieznane listy poety lub inne jego pisma. Z równą celnością możemy powiedzieć: Giedroyc ciągle pisze! Od roku 1993, to jest od chwili publikacji obszernego tomu listów Jerzego Giedroycia i Witolda Gombrowicza (w ramach cyklu „Archiwum Kultury”), z biegiem lat, w miarę coraz pełniejszego objawienia się wielkiej epistolografii Redaktora, obejmującej (dotychczas!) zbiory korespondencji z Andrzejem Bobkowskim, Juliuszem Mieroszewskim, Jerzym Stempowskim, Melchiorem Wańkowiczem, Janem Nowakiem-Jeziorańskim, wybitnymi emigrantami ukraińskimi (z Bogdanem Osadczukiem na czele), wreszcie ostatnio z Czesławem Miłoszem – rośnie nasz podziw dla jego osoby. Rysuje się w tych tysiącach listów postać niezmordowanego dyrygenta wielkiego chóru autorów. Przeważnie zresztą uformowanych już indywidualności, a więc chóru złożonego niemal z samych solistów! Odsłaniają te tomy warsztat pracy jakiegoś idealnego reżysera kolejnych numerów miesięcznika „Kultura”, półrocznika (a potem kwartalnika) „Zeszyty Historyczne” oraz tomów Biblioteki „Kultury”. Ten, który wszystkie swe umiejętności i zdolności oddał w służbę poszukiwania, prowokowania, krytycznej lektury, współredagowania i komponowania w większe zespoły cudzych produktów pisarskich, sam zaś publikując w życiu tyle co nic, niespodziewanie objawił się także jako znakomity pisarz, w sztuce epistolarnej, ściśle zespolonej z pracą redaktorską. Przy tym – bogate i zróżnicowane to pisarstwo. Jakże odrębne są listy kierowane do Gombrowicza od listów do Mieroszewskiego! Jak różna korespondencja z Bobkowskim od korespondencji z Nowakiem! Kto ma wątpliwości, czy trafne jest mniemanie o biernym „współautorstwie adresata” listów, niech się o tym przekona poprzez lekturę korespondencji Giedrycia, kierowanej do różnych odbiorców. Otrzymujemy jeszcze jedną – z pewnością nie ostatnią – wiązankę korespondencyjną. Tym razem oddał ją do druku nie „zewnętrzny”, zawodowy edytor, ale właściciel listów, korespondent Giedroycia w latach 1959 – 2000. Mieszkający w Londynie, a pochodzący z naszych niegdyś ziem za wschodnią granicą, Zbigniew S. Siemaszko jako młody człowiek wyszedł z zesłania w Sowietach wraz z Armią Gen. Andersa. Po ukończeniu

›› Jerzy Giedroyc, redaktor paryskiej „Kultury”, niezmordowany dyrygent wielkiego chóru autorów studiów inżynier pracujący przez wiele lat w brytyjskim przemyśle elektronicznym. Dzięki pasji, pracowitości oraz umiejętnemu spożytkowaniu szczególnie bogatych doświadczeń życiowych – stał się tęgim znawcą historii Polski XX wieku, autorem kilkunastu książek bądź rozpraw historycznych (wśród nich bodaj najważniejsze to: „Narodowe Siły Zbrojne”, 1982, oraz „Działalność generała Tatara 1943-1949”, 1999), bądź relacji wspomnieniowych, zawsze wzbogacanych źródłową dokumentacją. W tym charakterze był jednym z najczynniejszych i najbardziej systematycznych autorów piszących w „Zeszytach Historycznych”. Właśnie szczególność listów do Siemaszki, ich waga na tle znanych nam już bloków korespondencyjnych Redaktora polega na tym, że pozwalają nam one wejrzeć w warsztat redaktora „Zeszytów Historycznych”. I uprzytomniają jak wielkie znaczenie nadał Giedroyc temu swemu dziełu, zainicjowanemu stosunkowo późno, bo w roku 1962. Walka Giedroycia z piętrzącymi się zadaniami redaktorskimi jest głównym źródłem emocji czytelnika tej książki. Czujna staranność Redaktora o maksymalne wykorzystanie żyjących świadków historii jako informatorów, umiejętne rozdzielanie zadań badawczych wśród współpracowników pisma, talent harmonijnego załatwiania spraw spornych, a przy tym bezwzględny rygor redaktorski wobec tekstów, które na publikację nie zasługują – wszystko to znajduje wyraz w tych listach, które można określić jako raporty z pola walki oraz przemyślane propozycje (by nie powiedzieć: rozkazy) pod adresem współpracowników pisma. Z kolei listy Zbigniewa Siemaszki zdradzają rysy „pozytywistyczne” jego postawy (wytrwała praca, zapał i konse-

kwencja wobec podejmowanych tematów), budujące wspólnotę ze sposobem pracy i myśli Giedroycia, tłumaczące więc długie trwanie tej korespondencyjnej więzi, przerwanej dopiero śmiercią Redaktora. Ujawniają też rozległą wiedzę Siemaszki w pewnych zakresach (np. sytuacja na Białorusi w latach wojny) i bardzo samodzielne, krytyczne, dalekie od poprawności politycznej stanowisko wobec wielu zjawisk życia emigracyjnego, a także rzeczywistości PRL-owskiej. (Malkontenctwo jego staje się jednak niekiedy monotonne, a krytycyzm zbyt ryczałtowy, nawet karykaturalny. Np. po powrocie z Warszawy w roku 1975 pisze: „upodlenie, zdeprawowanie, odchrześcijanienie i zsowietyzowanie narodu jest coraz głębsze i coraz silniejsze”, s. 23. Inne przykłady: mocno uproszczony sąd o londyńskich „Wiadomościach”, s. 160; osobliwa opinia o powieści Kisielewskiego „Widziane z góry”, s. 35). Ujmujący jest na tym tle stosunek Siemaszki do Redaktora – pełen zaufania, respektu (a nawet czci), gotowości podjęcia proponowanych zadań i aprobaty dla sugerowanych skreśleń czy przeróbek w artykułach kierowanych do „Zeszytów” („proszę skracać według uznania”, 207; „odpowiedziałem na list Broniewskiego jedynie dlatego, że Pan Redaktor sobie tego życzył”, 208; „z góry zgadzam się na skróty”, 240). Jest jakieś swoiste piękno w tej korespondencyjnej pracy organicznej dwu Polaków-emigrantów, starających się ocalić od zapomnienia (i dające się ocalić) fragmenty naszych losów ostatniego wieku, budulec pod przyszłą syntezę najnowszych dziejów Polski. Książka nie obejmuje całości korespondencji obu autorów. To, że Siemaszko pominął w publikacji znaczną liczbę listów Redaktora i własnych można uznać za zrozumiałe. (Choć

motywacja tych usunięć nie wydaje się trafna. Dowiadujemy się, że m.in. „dotyczą one szczegółów redakcyjnych, ale cóż bardziej może nas interesować w tej lekturze, niż właśnie „szczegóły redakcyjne”, kuchnia jednego z najświetniejszych polskich wydawców?). Poważniejsze zastrzeżenia budzi zastosowana przez Autora metoda opuszczeń pewnych fragmentów listów, nie tylko własnych, ale także Jerzego Giedroycia! Bardzo to ryzykowne poczynania, zawsze nasuwające różne domysły i wątpliwości, zwłaszcza gdy cięć dokonuje ktoś tak zainteresowany przedmiotem, jak sam adresat listów Giedroycia! List jest gatunkiem „literatury stosowanej”, czy – jak chcą inni – „literatury użytkowej”, a zatem jest szczególnie mocno zakorzeniony w realiach bieżącego życia, które dzisiejszemu czytelnikowi winny być koniecznie przybliżone w rzeczowych objaśnieniach. Siemaszko podejmuje to zadanie, ale realizuje je bardzo połowicznie. Z jednej strony ujawnia przesadny dydaktyzm, zamieszczając na początku tomu rozwinięcie m.in. skrótów powszechnie znanych (inż., ks., nr, prof., red., śp. …), z drugiej zaś pomija w publikowanych tekstach bardzo wiele miejsc domagających się bezwzględnie komentarza. Najczęściej dotyczy to nazwisk licznych osobistości, znanych ludziom zorientowanym w realiach emigracyjnych, ale często zupełnie obcych dla czytelnika krajowego. Nie każdy wie, że Jerzy Kulczycki, o którym tu często mowa, to wybitny wydawca i księgarz w polskim Londynie. A kto to bp Sipowicz? Kto Feliks Mantel? W kilku listach obu korespondentów są wzmianki o Smolarze, ale nie wiemy, o którym Smolarze mowa? (Indeks umieszcza wszystkich Smolarów pod jednym hasłem: „Smolar Nina”!). W jednym z listów pisze Siemaszko: „Puaczowi trzeba patrzeć na ręce, to śliski facet” – tu już autokomentarz nie może się ograniczyć do informacji, że to wydawca i księgarz polski w Chicago (i tego zresztą zabrakło), ale winien objąć także uzasadnienie pomówienia, zwłaszcza że Edward Puacz nie żyje. Nie zrozumiemy dlaczego Giedroycia dziwi, że w pewnej sprawie „opinie Dargasa i Piłsudskiego się pokrywają”, jeżeli nie wiemy, że Rowmund Piłsudski i Antoni Dargas reprezentowali dwie skrajnie różne orientacje polityczne w środowisku emigracyjnym (jakie?). Nie kryjemy zdumienia wobec bezradności Siemaszki na polu, które przywykliśmy traktować jako obszar jego specjalnych kompetencji. – W roku 1968 napomyka Giedroyc o „pamiętnikach Osóbki-Morawskiego”, które miał w rękach jeden z wydawców emigracyjnych. Siemaszko pozostawia to bez komentarza, bo najwyraźniej nie wie, że Dziennik Polityczny 1943 – 1948 Edwarda Osóbki-Morawskiego został opublikowany jeszcze za jego życia, przez Wydział Kształcenia Politycznego ZW ZSMP (Gdańsk 1981). – Autor, który w wielu miejscach informuje nas

skrupulatnie o pierwodrukach i przedrukach książkowych swoich artykułów, nie wie także o tym, że jeden z najmądrzejszych i najświetniej napisanych raportów pamiętnikarskich z lat 1939-1956 – Grażyny Lipińskiej „Jeśli zapomnę o nich…” – został wydany w Paryżu w roku 1988 przez Piotra Jeglińskiego (Editions Spotkania). Autor pisze rozczulająco: „możliwe, iż część jej wspomnień została później wydana, ale niestety, nie jestem w stanie ustalić jakichś danych” (s. 185). W świetle przytoczonych zaniechań, prawie nie wypada mieć pretensji do Siemaszki, że przemilcza informację Giedroycia z roku 1986 o pamiętnikach Strońskiego, które „w swoim czasie” przysłał mu Kukiel. Skąd bowiem nasz komentator może wiedzieć, że pamiętniki te, nie wykorzystane wówczas przez Giedroycia-wydawcę, zostały opublikowane przed dwoma laty w trzech opasłych tomach pt. „Polityka Rządu Polskiego na uchodźstwie w latach 1939-1942”, w opracowaniu Jacka Piotrowskiego? (Dodajmy, że nie jest to wcale „nudziarstwo”, wbrew opinii Giedroycia). Co do Indeksu nazwisk ograniczę się do dwóch uwag. – Czartoryski, o którym mowa na s. 294, to oczywiście Paweł, historyk nauki (nie: Adam). Specjalną osobliwość Indeksu stanowi hasło „Pietrzak (paxowiec)”. Tyle ma do powiedzenia Siemaszko o Włodzimierzu Pietrzaku (1913-1944), wybitnym krytyku literackim i dzielnym człowieku, który poległ w powstaniu warszawskim (i dlatego nie mógł być „paxowcem”). A może to nie autor jest odpowiedzialny za indeks? We Wprowadzeniu do książki (s. 15) Siemaszko z przekąsem pisze o „edytorskim opracowaniu” dotychczas wydawanych tomów korespondencji Redaktóra, którego nie zamierza stosować w swojej edycji. Strzela kulą w płot, bo właśnie na tym obszarze doświadczenia i zdobycze krajowych wydawców są znaczne. Ucząc się od nich, mógłby Autor bardziej starannie potraktować swe powinności edytorskie i uniknąć poważnych, a niekiedy kompromitujących uchybień, w jakie obfituje obudowa wydawnicza Korespondencji. Zanotowane wyżej uwagi winniśmy jednak zamknąć przekonaniem, że lektura książki jest mimo wszystko pasjonująca.

Zbigniew S. Siemaszko, Kores pondencja z Jerzym Giedroyciem (1959-2000), Lublin: Norbertinum 2008, ss. 403.


|21

nowy czas | 14 lutego 2009

kultura

190 x 250/Mirosław Bałka/White Cube Wojciech Goczkowski

Mirosław Bałka jest jednym z najbardziej znanych współczesnych, polskich artystów za granicą. Jego prace sprzedawane są na światowych aukcjach sztuki, wystawiane w prestiżowych galeriach i nabywane do uznanych muzealnych kolekcji.

Przez dwa miesiące można je było oglądać w White Cube – na Mason's Yard niedaleko Piccadilly Circus. Trudny do przetłumaczenia tytuł wystawy „Nothere” sugeruje uczucie pustki i izolacji, jak tłumaczą autorzy komunikatu towarzyszącego wystawie. „Nothere” to zarówno „no-there” jak i „not-here”. Oba słowa są zaimkami wskazującymi. Pozostaje nam zapytać na co artysta przy ich pomocy wskazuje i jaka jest retoryka zaprzeczenia tytułowego „tam” i „tutaj”? Stoję przed budynkiem galerii – intensywna, zimna, modernistyczna architektoniczna forma. Beton i szkło. Wygląda jak dziecko National Theatre tylko zrobione z nowszych i lepszych materiałów. To rzeczywiście White Cube. W takim budynku muszą dziać się rzeczy niezwykłe. Mógłby znajdować się tutaj oddział Secret Intelligance Service lub mieszkać szalony konstruktor kosmicznych rakiet opętany ideą porządku, ale jest galeria. To też nieźle. Wchodzę do środka. Pierwsza rzeźba Bałki odnajduje mnie z łatwością. Już spoza szklanych drzwi widzę szkielet jakiejś struktury wykonanej ze stalowych, pokrytych rdzą prętów. Oto stoję przed 250 x 700 x 455, Ø 41 x 41/Zoo/T (2007). Metalowy zbiornik z jakimś czerwonym, bulgoczącym płynem w środku.

Co to za zapach? Wino, czy krew? Żarówka świeci blado i mętnie. Od wielu lat tytuły rzeźb Bałki informują o ich wymiarach. To trick często stosowny przez minimal art, aby uniknąć literackich odniesień i nie prowokować u widza skojarzeń prowadzących poza logikę konstrukcji lub odciągać jego uwagę od fizycznych jakości materiałów, z jakich rzeźba jest wykonana. U Bałki jest inaczej. Tutaj zawsze możemy oczekiwać zagadki i ukrytych znaczeń. Często spotykamy wymiar 190 cm – to wzrost artysty. W Zoo/T 250 cm to jego wysokość z wyciągniętymi do góry ramionami. Ludzka miara, podstawowe wymiary ciała przyłożone do opisania świata. Michael Archer, wyjaśniając intencje artysty, napisał w katalogu wystawy: „Metoda tytułowania prac przez Bałkę podkreśla bliskość rzeczy, sposób, w jaki czujemy je pod ręką i sposób, w jaki ciało zachowuje się w relacji do nich”. Człowiek mierzy świat swoją miarą. Ale jaką miarą zmierzyć człowieka? Czy jest to miara serca, jak chce Jan Paweł II, czy miara moralnej i fizycznej próby w sytuacji ostatecznej. Jak mówi Wisława Szymborska: „Tyle o sobie wiemy ile nas sprawdzono”. Obie te miary różni chyba tylko dobór słów do opisania tego samego przesłania. To pytanie wplecione jest również w całą wystawę Bałki. Wszystkie prace prezentowane na wystawie, łącznie z omawianą rzeźbą, dotykają tematu zła, przemijania, zagłady i pamięci. Temat Holokaustu pojawiał się już wcześniej w twórczości artysty i to zarówno w instalacjach (Die Rampe, Selection, Winterreise) jak i realizacjach wideo (Bambi 1 i Bambi 2). W „Nothere” rzeźbiarz powraca do tego tematu. Zoo/T nawiązuje do niewielkiego zwierzyńca albo zoo, które zostało zbudowane przez hitlerowców w 1942 roku w Treblince, gdzie w ciągu jednego roku zgładzono ponad 800 tysięcy Żydów. Wykonana ze sklejki konstrukcja w podziemiach galerii przywołuje obraz drogi śmierci w Treblince, po przejściu której więźniowie byli zmuszeni do rozebrania się i wejścia do komór gazowych. Drut kolczasty i szpaler drzew,

›› Instalacja Zoo/T; poniżej White Cube Gallery

ota cza ją cy ścież kę, unie moż li wia ły zo ba cze nie, co dzie je się w środ ku obo zu. I jesz cze dwa fil my wi deo: 170 x 126 x 10/T. Turn, na krę co ny w Tre blin ce w 2004 ro ku. Ob raz rzu to wa ny jest na po kry ty so lą ho ry zon tal ny ekran w pod ło dze. Wy da je się, że ar ty sta użył tu taj so li ja ko sym bo lu ja ło wo ści i znisz cze nia zgod nie z do słow nym tłu ma cze niem he braj skie go wy ra że nia zara makom melah („po so lić miej sce so lą”), co ozna cza „znisz czyć kom plet nie”. Ale sól mo że ko ja rzyć się rów nież z oczysz cze niem jak i z krysz tał ka mi cy klo nu B, któ re go uży wa no do uśmier ca nia ofiar. Dru gi z fil mów, Primitive to frag ment z fil mu Sho ah Clau de'a Lan zman na, opo wia da ją ce go o eks ter mi-

1DMOHSV]D VLHþ WHOHIRQLL

na cji Ży dów w cza sie II woj ny świa to wej. Lan zmann od na lazł w la tach 70. jed ne go z obo zo wych straż ni ków Fran za Su cho me la i prze pro wa dził z nim roz mo wę: Su cho mel: – Po dam Pa nu mo ją de fi ni cję. Niech Pan to so bie za pa mię ta! Tre blin ka by ła pry mi tyw ną, ale do brze funk cjo nu ją cą li nią pro duk cyj ną śmier ci. Zro zu miał pan? Lan zmann: –Li nią pro duk cyj ną... Su cho mel: – ... śmier ci. Ro zu mie Pan? Lan zmann: – Ale pry mi tyw ną? Su cho mel: – Pry mi tyw ną! Jed nak pry mi tyw ną, ale do brze dzia ła ją cą ta śmą pro du ku ją cą śmierć. Bał ka wy brał z te go frag men tu trzy sło wa wy po wie dzia ne przez Su cho me la Pry mi tyw ną! Jed nak pry mi tyw ną… i od two rzył w pę tli. Pra ce Bał ki sta wia ją opór. Wy ma ga ją od wi dza uwa gi i sta ran no ści my śle nia. Szy fru ją prze sła nie. Po dob nie jest z wy sta wą w Whi te Cu be. Co ozna cza jej ty tuł? Do cze go od no si się Nie – tam i Nie – tu taj? Czy cho dzi o od mó wie nie Ży dom pra wa do ży cia, plan za gła dy ca łe go na ro du, dla któ re go fa szyzm nie prze wi dy wał żad ne go miej sca za miesz ka nia? A mo że o zbu do wa nie sub tel nej i skom pli ko wa nej re la cji po mię dzy cza sem i miej scem, te raź niej szo ścią i prze szło ścią, okru cień stwem obo zu za gła dy i es te ty zu ją cym kon tek stem ga le rii? Py ta nia po zo sta ją bez od po wie dzi. Jesz cze raz idę wą ską ścież ką wzdłuż ścia ny z ply wo odu. Wy cho dzę. W uszach mam Primitiv! Zwar Primitiv.

Mirosław Bałka został wybrany jako artysta, którego instalacja będzie pokazywana od 13 października 2009 do 5 kwietnia 2010 w Turbine Hall w 10. rocznicę istnienia Tate Modern.

KOMÓRKOWEJ

333

%H]SODWQD LQIROLQLD 6,0 NDUWD MHVW REVãXJLZDQD Z ZLHOX Mč]\NDFK www.globalcell.EU

020 70 648 220 Szukaj nas w swoim lokalnym lub polskim sklepie.


22|

14 lutego 2009 | nowy czas

takie czasy

Zawód: uwodziciel Co jest istotą piękna? Czym jest atrakcyjność? Czy pojmujemy ją tylko w sferze fizyczności, czy też wystarczy być kimś innym, czarującym? Czy, jeśli nie tylko fizyczność jest ważna, to czy i jak możemy wejść w posiadanie cech pożądanych? Te pytania zadałam dwóm niebezpiecznym mężczyznom. Niebezpiecznym, bowiem zdecydowanym posiąść i uwieść każdą napotkaną kobietę. Taki ich urok, taki ich... zawód. Zawód – uwodziciel.

Gabriela Jatkowska Uczestniczą w wykładach i warsztatach zorganizowanych przez firmę Way of Attraction z zakresu podrywu, zwiększania atrakcyjności u mężczyzn oraz efektywności interakcji z kobietami. Szkolenia cieszą się sporym zainteresowaniem, ze względu na osobę Zana (mistrza), efektów, które podobno owa nauka przynosi, jak również atrakcyj-

nych „przygód w terenie”, czyli wypadu w miasto (na podryw) pod czujnym okiem instruktora. Jak czytamy na stronie internetowej www.wayofattraction.pl: „Zan Perrion jest światowej sławy pisarzem i mówcą (...) W przeciągu lat jego imię stało się synonimem naturalnej i oświeconej formy interakcji pomiędzy kobietą a mężczyzną – ars amorata, czyli sztuki miłości”.Trochę się zaczynam stresować. Zan jednak nie może

uczestniczyć w spotkaniu, umawiam się zatem z jego partnerami biznesowymi.

OTWARCIE Spotykamy się w jednej z warszawskich kawiarenek, chłopaki ustawiają kamerę, gdyż cały czas walczą o samodoskonalenie. Nagranie wywiadu ma im w tym pomóc. Rafał Mańka – znany jako Ketchup (kiedyś Bigos, ale jak sam twierdzi głupio to brzmiało), sto-

nowany, w skórzanej kurtce, długie włosy, spokojny – typ intelektualisty. Waży każde słowo. Patryk Sobolewski (Billabong), typowy przystojniak, rozbraja uśmiechem, zapewne polubiłaby go każda mama. Oceniają się na dziesiątkę (w skali od 1 do 10), zaznaczając że nie chodzi o wygląd, lecz o całościowy obrazek, jaki sobą reprezentują. Chłopaki zaczynają swój wykład od historii zjawiska, jakim są szkoły uwodzenia. Podkreślają, że można je trak-

tować także jako szkoły życia, gdzie uczysz się pewności siebie, ulepszasz swój wizerunek, stajesz się bardziej przebojowy, ale przede wszystkim uczysz się poprawnych relacji z kobietami. Zgodnie stwierdzamy, iż w obecnym świecie występuje wśród facetów pewnego rodzaju onieśmielenie. Czy bierze się to z faktu, że w obecnych czasach mężczyźni często wychowywani są przez kobiety i nie mają męskich autorytetów? Czy mamy zatem do czynienia z generacją maminsynków, którzy czują strach przed kobietami? Jak twierdzą moi rozmówcy, facet po pierwsze musi się przełamać. Wyjść ze swojej bezpiecznej strefy i przekonać się, że kobieta nie gryzie. – Pierwsze kilka podejść jest dla naszych kursantów jak skok ze spadochronu. My uczymy pewnego szkieletu, modułu postępowania z kobietami, a następnie każdy z zainteresowanych dostosowuje taki model do swoich cech osobowych – wyjaśnia Billabong. To, czego uczą, to zasada, iż szczerość jest największym afrodyzjakiem dla

chmurach, kontrasty na stoku, o, te ślady są tak piękne. Okoliczne góry – miejscami łagodne, a czasem spiętrzone, jak Dolomity, i pełne chmur, jak Alpy Julijskie, groźne i nieprzewidywalne. Mnóstwo grot i wodospadów, lodowce i jeziora, połączone przez czyste nawet we wsiach potoki. Kraina Salzkammergut, prawdziwe odkrycie! Wtorek, Riedtkopf

Najlepszy jest freeride. Jazda w dziewiczym śniegu, kiedy zakładasz swój ślad i widać, że tu byłaś. Kiedy czujesz opór powietrza, smak ryzyka (bo nie wiesz, co tam tkwi pod śniegiem…), zimny wiatr w gardle i szybkość. Szkoda, że mój Faust nie jeździ tuż obok, poza trasą. Takie dwa ślady obok siebie to jeszcze większa frajda. Ale cóż, kontuzje wyznaczają z czasem granice naszej odwagi. Tutejsze stoki są idealne – mało ludzi, dobry śnieg, piękne góry. Jak dobrze, że będziemy mieli tyle zdjęć. Kocham góry. Czwartek, Annaberg

Z Faustem na nartach Piątek rano, przed pracą

Powiedziałem jej wczoraj wieczorem, że marzę o tym wyjeździe. To mój eksperyment. Mówić jej miłe rzeczy. I robić miłe rzeczy. Żeby się wreszcie uśmiechała, jak mnie widzi. Mam dość tej jej miny „no, co tam tym razem?”. Ale rano wielkiej zmiany nie było. Mina jak zawsze. Powiedziałem, że zadzwonię. Powiedziała, że dobrze.

tycznie posiedzimy przy świecach? Że nie zapomnę zabrać jakiejś tam czekolady? Że nie będzie za zimno. Albo za mokro? Albo za nudno? Nie, no nie wiem… Ja marzę o śniegu. I że nie będzie lodu. Ja chcę na narty! Piątek po południu

Miał dzwonić i co? Nic. Wszystko spakowane. Czekam.

Piątek rano, przed pracą

Piątek po południu

Powiedział mi wczoraj, tuż przed zaśnięciem, że marzy o tym wyjeździe. Jedziemy na narty, jak zawsze. O czym tu marzyć, do licha? Że nie pójdzie za wcześnie spać i roman-

Miałem dzwonić, ale nie miałem pojęcia, że już jest tak późno. No, nic, jedziemy. Ale jutro rano, bo spadam z nóg i muszę się wyspać. I spakować moją torbę z aparatami.

Sobota, w drodze

Boże, gdzie my jedziemy?! Czy to na pewno tu? Z tą nawigacją w samochodzie w końcu nic nie wiadomo.

Chcę tu zostać. Gdzie on znowu jest?! Taaa, oczywiście, robi zdjęcia… No nic, popatrzę sobie, fajne góry za nim. Kocham góry.

Sobota, w drodze

Niedziela, Sonnenalm

Ale jazda! Innym wozem może byłby stres, ale ta nowa terenówka świetnie sobie radzi. Co? Podjazd 24 proc? Nie ma sprawy! Drzewa pną się do nieba, droga na przełęcz, śniegu moc, a nawigacja w samochodzie krzyczy, że mam koniecznie zawrócić. Nie ma mowy! Jest ryzyko, jest zabawa, jedziemy!

Zimno. Ale jakie światło! Cyknę tylko fotkę. I jeszcze raz…O, i jeszcze z nią, jak tak na mnie patrzy. Ładne tło. Co za dzień!

Właśnie zdałam sobie sprawę, jakie to szczęście, że tu jestem z nim. Wydawało mi się, że nic już nie może mnie zaskoczyć, ale jest tak cudnie. Jeździmy razem, zachwycamy się tymi samymi chmurami i górami, te same stoki zapraszają nas do gonitwy po śniegu, w tym samym momencie brak nam tchu. Kochanie, dziękuję Ci za te chwile. Odkryłam stare cudowne radości. Czwartek, Annaberg

Niedziela, Sonnenalm

Ja żyję! Ja jeżdżę! Boże, jak pięknie!

Wtorek, Riedtkopf

Nie jeżdżę już teraz po nieznanym terenie; to nie na moje kolana. Ale dawniej… Zjazd z Mont Fort, z Mont Blanc… Ale cóż, było – minęło. Zresztą, teraz więcej mam radości ze zdjęć. Miękka gra świateł w

Zdałem sobie sprawę, że zupełnie nie myślę o moim projekcie „Mów jej miłe rzeczy”. Samo się dzieje. I samo się uśmiecha, jakoś tak. Nagle odkryliśmy zagrzebane pod stertą swoich zmartwień wspólne radości, Obudziliśmy w sobie tę dziecięcą potrzebę eksploracji, sprawdzania, czy tym razem się da. Małgorzatko, jedziemy! Ale uważaj, bo diabeł tkwi w szczegółach…

Zofia Sołtys


|23

nowy czas | 14 lutego 2009

takie czasy kobiet, że próba ukrycia siebie za jakąś maską implikuje taką samą reakcję ze strony kobiety. Bycie szczerym od samego początku powoduje, że kobiety zupełnie inaczej otwierają się na takich mężczyzn. Podstawowym błędem jest według Patryka i Rafała pewnego rodzaju sztampowość w podrywaniu pań. Facet podchodzi do kobiety i pierwsze co robi – proponuje drinka, wystawiając siebie jak kaczkę na polowaniu, odsłaniając od razu prawdziwe intencje. – Staramy się przekonać, że to nie jest normalna sytuacja, facet nie kupuje drinków swoim przyjaciołom, dlaczego miałby to robić w stosunku do obcej czy nowo poznanej dziewczyny? My uczymy naszych kursantów, że zawarcie znajomości w ten sposób jest błędne. Podajemy więc przykłady rozpoczęcia rozmowy z kobietą w sposób inteligentny, tak aby był czas na rozpoznanie, czy w ogóle chcemy z nią dalej rozmawiać. Często mężczyznom się wydaje, że im bardziej atrakcyjna fizycznie kobieta, tym bardziej interesująca. Są to błędne przesłanki, bo jednak nie zawsze piękno z inteligencją idzie w jednej parze – reasumuje Ketchup.

FizyCzność JeGo żałoSna JeSt... Kwestia kolejna, rozgryzana przeze mnie, to nasza fizyczność – męska i damska. Czy naprawdę nie gra większej roli? Chłopaki próbują przekonywać mnie, że nie zwracają uwagi na wygląd zewnętrzny, że nie przesądza to o kobiecie czy mężczyźnie. Czy naprawdę? Rozumiem podejście terapeutów od wizerunku, którzy swoim kursantom, pryszczatym młodzieńcom czy dojrzałym panom doradzają, iż nadmierne przejmowanie się wyglądem nie jest konieczne. Jednakże pierwsze wrażenie jest istotne, a już na pewno dla mężczyzn, którzy pierwszy raz patrząc na kobietę doceniają jej powierzchowność, seksapil. Atrakcyjności, według chłopaków, można się nauczyć i w ten sposób pomagają swoim kursantom. Przekrój wiekowy uczestników kursu jest ogromny – od 18 do 40 lat. Frustraci, gotowi zrobić wszystko, by poprawić relacje z płcią piękną, ale i tacy, którzy są otwarci na świat, chcą spróbować czegoś nowego. Trenerzy

Rafał Mańka (Ketchup), stonowany, długie włosy, spokojny – typ intelektualisty. Waży każde słowo. Patryk Sobolewski (Billabong), typowy przystojniak, rozbraja uśmiechem, zapewne polubiłaby go każda mama. Fot. Gabriela Jatkowska

wpajają zasadę, by być zgodnym ze sobą (zasada szczerości i naturalności), pamiętając przy tym, jak zadbać o elementy swojego wizerunku.

Podrywana kobieta jest później informowana, że padła ofiarą ćwiczeń niewprawionych w sztukę romansowania panów. Reakcje zaczepianych pań są najczęściej pozytywne.

CluBBinGoWe SMalenie CholeWeK

uWodzenie Po PolSKu

Moi goście stawiają duży nacisk na praktyki – pracę z podopiecznym w terenie. Na kursy organizowane przez szkołę Zana przychodzi stosunkowo niewielka liczba uczestników, na ostatnim zjeździe było ich ośmiu. Dlatego też jest możliwość podejścia do każdego z przyszłych mistrzów uwodzenia indywidualnie. Podczas wypadu do klubów przebywają z kursantami cały czas. Na pierwszy ogień idą zawodowcy, pokazując na własnym przykładzie jak podejść do dziewczyny i zacząć ją zagadywać. Obserwują mowę ciała. Następnie wysyłają ucznia do wybranej partnerki i poprawiają go na bieżąco.

Według moich rozmówców najcenniejsze cechy dobrego uwodziciela to dawanie siebie, wartość, którą można przekazać drugiej osobie. Ponadto energia, wyrazista osobowość, poczucie humoru, znajomość mowy ciała. Okazuje się, że jednym ze sposobów na kobietę jest udawanie braku zainteresowania. Kobieta musi bowiem zasłużyć sobie na takie zainteresowanie. Brzmi jak wyzwanie! Najczęstsze błędy to przede wszystkim budowanie seksualnego napięcia od razu, nuda i sztampowość. Jeśli chodzi o Polaków, największy problem u nich polega na przełamaniu bariery rozpoczęcia rozmowy z obcą

osobą. Seks jest wciąż tematem tabu i najczęściej, jeśli pojawi się podczas konwersacji, to na zasadzie infantylnych skojarzeń.

RyBKa i WędKaRz Czuję się jak rybka w akwarium drążąc temat mowy ciała, łapię się na tym, że dotykam swoich włosów, zaciskam palce jednej ręki na nadgarstku drugiej. – Co to oznacza – pytam? Oszczędzona jest mi analiza dogłębna, wychodzi na to, że jestem zainteresowana... tematem rozmowy. Dlaczego kursy dla kobiet nie są tak popularne? Kobieta jest urodzoną uwodzicielką i choć facet jest urodzonym łowcą, to w obecnym świecie często potrzebuje pomocy. I jakkolwiek każdej z nas przyda się parę lekcji z asertywności i drogi do sukcesu, uwodzenie zostawmy mężczyznom... Nie nalegam, by na taki kurs iść,

1DMOHSV]D VLHþ WHOHIRQLL

zresztą kursów wszelkiej maści jest pod dostatkiem i tylko od nas zależy, jaką z cech swojej osobowości chcemy zgłębiać i doskonalić, jeśli w ogóle. Szkoły uwodzenia mogą działać na feministki jak płachta na byka, ale która z nas nie chciałaby być kulturalnie i w sposób wyrafinowany podrywana? Sztuka flirtu jest stara jak świat i jeśli nie ma się umiejętności w tym zakresie, należy je doskonalić, bo chyba wszyscy uwielbiają amory. Nie wiem czy przekonują mnie ich metody, ale na pewno mają pomysł na ciekawą, niekonwencjonalną i do tego dochodową pracę. A jeśli przy tym można pomóc kilku zagubionym, sfrustrowanym i samotnym facetom, to właściwie dlaczego nie? adresy internetowe: www.wayofattraction.pl www.msplinks.com www.zanperrion.com

KOMÓRKOWEJ

3

- Rozmowy PLčG]\QDURGRZH RG 5RDPLQJ Z NUDMDFK www.globalcell.EU

S PLQ

020 70 648 220 Szukaj nas w swoim lokalnym lub polskim sklepie.


24|

14 lutego 2009 | nowy czas

czas malucha

redaguje Magdalena Danus

angielski

Po co nam te Walentynki? Hej! Tu myszka Alicja z biblioteki. Już w tę sobotę – 14 lutego obchodzimy Walentynki, czyli święto wszystkich kochających i zakochanych. To szczególny dzień, w którym chętnie wyrażamy swoje uczycia do innych, obdarzamy naszych kochanych bliskich i przyjaciół ciepłymi słowami i małymi podarunkami. Dajemy im kartki pełne miłości lub prezenciki podpisane jako „Twój Walenty” albo „Twoja Walentynka” – na pamiątkę św. Walentego – patrona tego dnia. Trochę byłam zdziwiona, kiedy się dowiedziłam, że mamy takie święto w kalendarzu, bo przecież każdy dzień powinien być jak Walentynki. Ja na przykład przyjaźnię się ze szczurkiem Leonem codziennie a nie tylko od święta. To, że go lubię, też mówię mu częściej niż raz w roku i wcale nie potrzebuję do tego specjalne-

go dnia w kalendarzu. Zapytałam go, co o tym myśli. I wiecie co? On też nie bardzo wiedział, ale razem doszliśmy do wniosku, że Walentynki to chyba dobra okazja na wyznanie uczuć dla nieśmiałych. Zawsze można przecież podpisać się: „Twój Walenty”! -:) Ja jednak życzę Wam odwagi w wyznaniach, a Walentynek każdego dnia. Czy wiecie jak brzmi polskie „Kocham Cię” w innych językach? Poszperałam ostatnio w naszym dziale ze słownikami i o mało co nie połamałam sobie języka! Oto, co znalazłam: Albański – Te dua Angielski – I love you Bułgarski – Obiczam te Chiński – Wo ai ni Czeski – Miluji te Duński – Jeg elsker dig Esperanto – Mi amas vin

ZRÓB TO SAM

WALENTYNKOWE PODARUNKI

Estoński – Mina armastan sind Fiński – Minä rakastan sinua Francuski – Je t´aime Grecki – S´agapo Hiszpański – Te guiero Holenderski – Ik hou van jou Islandzki – Eg elska thig Irlandzki – Taim i' ngra leat Japoński – Watakushi wa anata o aishinasu Łaciński – Te amo Niemiecki – Ich liebe dich Portugalski – Te amo Rosyjski – Ja ljublju tiebja Rumuński – Te jubesc Serbski – Volim te Szwedzki – Jag älskar dig Turecki – Ben sni sviyorum Węgierski – Szeretlek Włoski – Ti amo

Poćwiczmy dziś słówka związane ze świętem zakochanych. Rozwiąż krzyżówkę wpisując polskie znaczenie angielskich słów i odczytaj hasło. 1. FLOWERS 2. KISS 3. CHOCOLATE 4. HEART 5. DATE

6. CARD 7. FRIEND 8. GIFT 9. HUG 10. LOVE

Zna la złam też dla Was 2 słod kie po my sły na ma łe po da run ki wa len tyn ko we. Dla ko cha nych ro dzi ców, dla przy ja cie la, dla ko le żan ki i dla ko go tyl ko chce cie – na pew no się ucie szą. Pierw szy po mysł to Strza ła Amor ka. Do jej wy ko na nia po trzeb ny bę dzie słod ki ba to nik, pa ty czek do szasz ły ków, ko lo ro wy pa pier – naj le piej czer wo ny, klej i no życz ki. Z ko lo ro we go pa pie ru wy ci na my dwa jed na ko wej wiel ko ści ser ca, któ re bę dą gro tem na szej strza ły i dwie lot ki. Ba to nik prze bi ja my wzdłuż pa tycz kiem, a na je go koń cach dwu stron nie przy kle ja my za koń cze nia strza ły. Lot kę na ci na my tak, by wy glą dem przy po mi na ła piór ko. Mo że my też wy ciąć po 4 ser ca i lot ki, każ de z nich zło żyć na pół i skle ić, jak na ob raz ku. Otrzy ma my wte dy bar dziej prze strzen ny kształt strzał ki. Dru gim szyb kim po my słem na pre zent jest Słod ki Kwia tek. Po trze bu je my tyl ko kil ku cu kier ków i pa tycz ka lub ołów ka, do te go ka wa łek ko lo ro we go pa pie ru, no życz ki, klej, nit kę i ta śmę kle ją cą. Ogon ki cu kier ków zwią zu je my z jed nej stro ny nit ką i przy kle ja my ta śmą do pa tycz ka - ło dyż ki na sze go kwiat ka. Z pa pie ru wy ci na my dwa jed na ko we ser ca i przy kle ja my je dwu stron nie do pa tycz ka otrzy mu jąc list ki. Na obu po da run kach mo że my pod pi sać się sło wa mi „Twój Wa len ty” czy „Two ja Wa len tyn ka”, mo że my też na pi sać zda nie „Bądź mo ją Wa len tyn ką”. Te raz zo sta je tyl ko wrę czyć po da ru nek uko cha nej oso bie.


|25

nowy czas | 14 lutego 2009

redaguje Katarzyna Gryniewicz

to owo KONSUMENTA

Jaka recesja?! Zapachniało frytkami

Kolekcjonerzy wyjść

Naukowcy sprawdzili co takiego jest we frytkach, że miliony ludzi zajada się nimi, mimo że powszechnie wiadomo jak są niezdrowe. Okazało się, że chodzi o zapach. Aromat świeżo smażonych frytek rozebrany na części pierwsze przez badaczy z uniwersytetu w Leeds zawiera całą paletę woni – w dodatku kompletnie niepasujących do tego pospolitego dania. Otóż we frytkach znaleziono woń cebuli, kwiatów, sera a nawet (w tym miejscu nieco marszczymy nosy ze zdziwienia) woń deski do prasowania. I ta kompleksowość frytkowej woni decyduje zdaniem naukowców o ich popularnosci wśród konsumentów. Takie odkrycia napawają nadzieją wszystkich tych, którzy nawet nie próbują udawać, że lubią jeść zdrowo. Każdy miesiąc przynosi nowe odkrycia – nie tak dawno naukowcy próbowali dowodzić, że frytki są dobre na przeziębienie, bo pełno w nich witaminy C.

Zapomnij o najnowszych elektronicznych gadżetach – podobno to szalona noc w mieście czyni nas szczęśliwymi. Nie od dziś wiadomo, że samo kupowanie jest dla wielu z nas o wiele atrakcyjniejsze niż jego efekty. Podobnie jest z tzw. wyjściami – przeżycia jakich doświadczamy zamawiając danie w restauracji nie dają się często porównać z samym daniem, tak samo bywa z przedstawieniem teatralnym. Psychiatrzy podkreślają jeszcze aspekty socjologiczne i dowodzą, że nic nas tak nie uszczęśliwia jak odrobina wolności i szaleństwa. Przedmioty szybko się nudzą, a wspomnienia szczęśliwych chwil zostają w nas na długo, więc warto w nie inwestować.

Dzieciaki pod kontrolą Czy może być lepsze wsparcie rodzicielskiej troski? Serwis Gooogle Map udostępnia nowe oprogramowanie, umożliwiające śledzenie położenia telefonu komórkowego lub urządzenia bezprzewodowego łączącego się z internetem. Oznacza to, że teraz rodzice bez problemu będą mogli kontrolować swoje pociechy gdziekolwiek się one znajdą. Czy może być lepsze wsparcie rodzicielskiej troski? Jesli zainstalujemy odpowiedni program w swoim komputerze lub telefonie dziecko będzie mogło przekazać nam swoje położenie. Usługa została nazwana „Latitude” (ang. szerokość geograficzna). Powstała w oparciu o istniejący już od 2007 r. program, umożliwiający użytkownikom telefonów komórkowych sprawdzanie swojej pozycji w Google Map. Ponieważ usługa śledzenia innego użytkownika może budzić wątpliwości dotyczące ochrony prywatności, Google specjalnie zaprojektował usługę tak, aby to użytkownik telefonu lub komputera musiał uruchomić program i w ten sposób udostępnić informację o swoim położeniu wybranej osobie. Pozycja śledzonej osoby jest ustalana w oparciu o GPS, położenie wobec stacji przekaźnikowych telefonii komórkowej oraz bezprzewodowych połączeń z internetem. W razie potrzeby można będzie też z łatwością wyłączyć śledzenie i to jest naszym zdaniem niedociągnięcie, które powinno być poprawione jeśli pomysł ma się sprawdzić w życiu. Które dziecko nie urwałoby się spod rodzicielskiej kurateli przy pierwszej nadarzającej się okazji?

Laptopy giną młodo Ciekawe statystyki zaprezentowało amerykańskie Federalne Biuro Śledcze (FBI). Dotyczą one najczęściej kradzionych za oceanem urządzeń elektronicznych. Z raportu wynika, że złodzieje chętnie kradną przenośne komputery. Z raportu FBI dowiadujemy się, że w ubiegłym roku w USA najwięcej skradzionych zostało laptopów – 109 tysięcy. Na kolejnych miejscach znalazły się telefony komórkowe i smartfony (80 tysięcy – o 33 proc. więcej niż w roku 2006) oraz telewizory (53 tysiące – wzrost o 130 proc.), gdzie większość stanowiły odbiorniki LCD, które z uwagi na swoje gabaryty są dużo łatwiejszym łupem dla złodziei niż starsze typy. Jednak najwyższy wzrost – aż o 700 proc. – odnotowano w przypadku urządzeń GPS. Złodzieje coraz bardziej lubią także konsole do gier wideo, w przypadku których zanotowano wzrost o 225 proc.: z 6,9 do 22,6 tysiąca. Statystyki FBI pokazują również, że zwiększyła się liczba kradzionych w USA aparatów cyfrowych (z 15,6 do ponad 19,6 tys.) i odtwarzaczy iPod (z 8,9 do 17 tys.). O ponad połowę spadła za to kradzież domowego sprzętu stereo: z 30,8 tys. w 2004 roku do 14 tys. w roku 2008. Ciekawe, czy to zasługa nowoczesnych zamków, czy złodzieje stali się gadżeciarzami.

W objęciach telewizora

Madonna może ma już 50 lat, ale w niczym nie zmniejsza to jej komercyjnej wartości. Bilety na londyński koncert Madonny sprzedały się w zaledwie kilka minut od ogłoszenia sprzedaży. Królowa popu wbrew kryzysowym nastrojom zdecydowała się przedłużyć swoją trasę koncertową Sticky & Sweet i skierować również w rejony gdzie do tej pory jej nie widywano. Jak wszystko dobrze pójdzie zaśpiewa między innymi w Polsce na warszawskim lotnisku Bemowo, grały tam największe gwiazdy, z Michaelem Jacksonem na czele, Madonna będzie więc miała wyrobioną publiczność, która wyczuje fuszerkę na milę. Nawiasem mówiąc na lotnisku Bemowo tylko nieliczni z tych, którzy kupią bilety na koncert będą mogli zobaczyć gwiazdę inaczej niż na telebimie.

Brytyjczycy coraz częściej spędzają czas z pilotem w dłoni. Statystyczny mieszkaniec Wielkiej Brytanii oglądał w ubiegłym roku 26 godzin i 18 minut telewizji tygodniowo. To aż o 48 minut więcej w porównaniu z rokiem 2007, co jest wyrównaniem rekordu z roku 2003 – wynika z raportu firmy Thinkbox, opartego na badaniu przeprowadzonym przez Broadcasters' Audience Research Board (BARB). I co z taką pasją Brytyjczycy oglądają w telewizorach? Okazuje się, że reklamy! 63 procent czasu przeznaczonego na wpatrywanie się w telewizory (16 godzin i 24 minuty – wzrost o 36 minut) mieszkańcy Wysp przeznaczają na przeglądanie komercyjnych kanałów. Rekordowa była też liczba obejrzanych w 2008 roku reklamowych spotów – 2,4 miliarda wobec 2,25 miliarda rok wcześniej. Oznacza to, że każdy z respondentów obejrzał średnio 42 reklamy dziennie. To tłumaczy dlaczego poza BBC programy angielskiej telewizji są tak pełne proszków do prania, past do zębów i ubezpieczeń – Brytyjczyków to nie irytuje lecz bawi.

Motoroli ciężka dola Czarne chmury zawisły nad producentem telefonów komórkowych Motorola. Motorola Inc., miał w IV kwartale 2008 r. stratę netto w wysokości 3,6 mld dolarów po spadku wydatków konsumentów na nowe urządzenia. W ciągu ostatniego roku spółka straciła na wartości 64 proc i znalazła się na krawędzi bankructwa – kolejna ofiara kryzysu ekonomicznego, a przecież wypuścili ostatnio tyle ciekawych modeli. Widać w branży telefonii komórkowej są lepsi gracze od tego amerykańskiego koncernu. Ciekawe, czy gwiazdy, które tłumnie obnoszą się z najnowszymi modelami Motoroli przerzucą się teraz na Nokię i Samsunga?


26

14 lutego 2009 | nowy czas

czas na relaks Punkty dystrybucyjne Nowego Czasu

RobeRT buRns I HaGGIs

Âť NaszÄ… kulinarnÄ… podróş po Wielkiej

manIa GoToWanIa Mikołaj Hęciak

Tutaj znajduje siÄ™ stolica kraju i w tejĹźe stolicy przyjdzie nam zakoĹ„czyć podróş. Ale proszÄ™ siÄ™ nie martwić, sam Londyn to nieprzebrana skarbnica kulinarnych podróşy i podbojĂłw i dostarczy nam niewÄ…tpliwie wielu wÄ…tkĂłw. Dzisiaj jednak trzeba nam na chwilÄ™ wrĂłcić do Szkocji, a to za sprawÄ… niejakiego Roberta Burnsa. Dlaczego przypominamy go na stronie kulinarnej? Dlatego, Ĺźe jest tak samo popularny jak szkocki haggis, o ktĂłrym bÄ™dzie za chwilÄ™. W skrĂłcie sprĂłbujmy przybliĹźyć kim byĹ‚ ten mĹ‚ody czĹ‚owiek, ktĂłry umarĹ‚ majÄ…c 37 lat. I skÄ…d jego niebywaĹ‚a w Szkocji popularność? Robert bez wÄ…tpienia byĹ‚ nieprzeciÄ™tnÄ… jednostkÄ…. DzieliĹ‚ troski i bĂłle nie tylko swojej rodziny, ale uniwersalnie rzecz biorÄ…c, problemy czĹ‚owieka i swojego narodu. WychowaĹ‚ siÄ™ na farmie ojca, w wielodzietnej rodzinie. Jego tata William zmagajÄ…c siÄ™ z biedÄ… i przeciwnoĹ›ciami losu daĹ‚ swym dzieciom co mĂłgĹ‚ najlepszego, a mimo kĹ‚opotĂłw finansowych zapewniĹ‚ im wyksztaĹ‚cenie, opĹ‚acajÄ…c prywatnego nauczyciela. Tak wiÄ™c na bazie niedostatku, cięşkiej pracy fizycznej, ale przy moĹźliwoĹ›ci zdobywania wyksztaĹ‚cenia bardzo szerokiego jak na tamte czasy mĹ‚ody Robert wykorzystaĹ‚ swĂłj talent i zasĹ‚ynÄ…Ĺ‚ jako poeta. Dla SzkotĂłw staĹ‚ siÄ™ wieszczem narodowym. PisaĹ‚ zarĂłwno w jÄ™zyku angielskim, jak i szkockim. Ale to, co uwiodĹ‚o serca czytelnikĂłw jeszcze za jego krĂłtkiego Ĺźycia, to poezja peĹ‚na szkockiej symboliki. Burns, bÄ™dÄ…c dobrym obserwatorem, piszÄ…cym z gĹ‚Ä™bi swego szkockiego serca potrafiĹ‚ oddać prawdy uniwersalne, pod ktĂłrymi podpisać mĂłgĹ‚by siÄ™ kaĹźdy z jego rodakĂłw. A szczerze mĂłwiÄ…c i PolakĂłw takĹźe. PisaĹ‚ o tym, co znaczy być męşczyznÄ…, kobietÄ…, co znaczy być dzieckiem swojej ojczyzny i jak radzić sobie w przeciwnoĹ›ciach losu, w kraju, ktĂłry jest nÄ™kany politycznie i gospodarczo. PisaĹ‚ o piÄ™knych narodowych zrywach i zwyciÄ™stwach w historii Szkocji, w czym przypominaĹ‚ naszych romantycznych wieszczĂłw. Jednym sĹ‚owem, jego twĂłrczość dodawaĹ‚a energii duszy i sercu. SwojÄ… poezjÄ™ podpieraĹ‚ rosnÄ…cÄ… reputacjÄ… geniusza i skandalisty. TrochÄ™ upraszczajÄ…c moĹźna powiedzieć: ĹźyĹ‚ szybko, umarĹ‚ mĹ‚odo. Jego

Brytaniii zaczęliśmy prawie dwa lata temu, a wyruszyliśmy ze Szkocji. Znajdujemy się teraz na terenie południowo-wschodniej Anglii, tej części, która zwana jest ogrodem Albionu. przyjaciele, w rocznicę śmierci, zainicjowali kolację na cześć poety. Z czasem praktyka ta została przeniesiona na dzień jego urodzin, czyli 25 stycznia. I tak jest do dzisiaj, şe w ten dzień na całym świecie, gdzie znajdują się szkockie społeczności jest organizowana wykwintna, szkocka kolacja. Jej oprawa to juş tradycja. To czas, gdy ludzie siadają wspólnie do stołu, by pielęgnować narodową toşsamość poprzez recytowanie i śpiewanie utworów Burnsa i degustowanie szkockiej kuchni w jej oryginalnym wydaniu. Tak jak to było w rodzinnym domu. Skąd my

sy Laird, czyli przekładanego ciasta o smaku sherry. Podczas kolacji nie powinno zapominać się o toastach nie tylko na cześć haggis, ale teş na cześć poety i kobiet, na co panie powinny odpowiedzieć w podobny sposób i w podobnym tonie.

Poza polskimi sklepami, ośrodkami, Konsulatem RP, „Nowy Czas� jest równieş dostępny w czterdziestu specjalnych skrzynkach, rozmieszczonych przy głównych stacjach metra w Londynie oraz przed niektórymi polskimi parafiami.

Coś na słodko Szkocka kuchnia nie jest skomplikowana, dania są proste i smaczne, łatwe do przygotowania. Zobaczmy przepis na Cranachan. Nazwa brzmi dość tajemniczo, dawniej uşywano teş nazwy Cream Crowdie, poniewaş bita śmietana była

BEZ NOWEJ KARTY SIM

BEZ UKRYTYCH OPLAT

:\ELHU]

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³šczenie. Do³aduj T-Talk z komórki wybierz Do³aduj T-Talk przez internet* 0208 497 4029 & 1 po £5 kredytu. na www.auracall.com/polska

Polska 2p/min Polska 7p/min

1.6p/min 5.5p/min

www.auracall.com/polska

to znamy? MoĹźe z wieczerzy wigilijnej? Tradycyjnie na pierwsze danie podana moĹźe być zupa. A z nich najpopularniejsze trzy to: cock-a-leekie, ziemniaczana lub szkocki rosół (scotch broth). Na gĹ‚Ăłwne danie nie moĹźe zabraknąć haggis. KaĹźdemu amatorowi kaszanki polecam haggis, tak bardzo przypominajÄ…cy naszÄ… polskÄ… kuchniÄ™. CiekawostkÄ… jest natomiast fakt, Ĺźe szkocka kaszanka pojawia siÄ™ nie tylko na stoĹ‚ach, ale i na zawodach. Chodzi tutaj o zawody w rzucie haggis w dal. Szkoci znani sÄ… z miotania róşnymi przedmiotami z iĹ›cie sportowym zaciÄ™ciem, wyrobionym przez lata. MogÄ… rzucać mĹ‚otami, gĹ‚azami, kamieniami no i ich narodowym przysmakiem-kaszankÄ… teĹź. Ale wróćmy do wieczerzy na cześć Burnsa. NapisaĹ‚ on wiersz pt. „Address to a Haggisâ€?, ktĂłry jest czytany lub recytowany podczas uczty. Przywilej ten naleĹźy do gospodarza lub poproszonej osoby. NastÄ™pnie moĹźna wznieść toast na cześć owej kaszaneczki. A jak toast to tylko whisky. Haggis powinien być podany z duszonymi ziemniakami (tatties) i brukwiÄ… (neeps). Palce lizać. Na deser najczęściej moĹźna siÄ™ spodziewać serĂłw z ciastkami z pĹ‚atkĂłw owsianych, Cranachan lub Tip-

mieszana z serem Crowdie, czyli twarogiem. Obecnie, gdy twaróg nie jest tak popularny jak dawniej, moşna uşyć śmietanę kremówkę. Na 4 porcje potrzebujemy: 60g herbatników z płatków owsianych (oatmeal cakes), 150g malin, po 4 łyşki whisky i płynnego miodu, 600ml śmietany (double cream). Jest wiele wariantów w przygotowaniu tego smakołyku, a kaşdy moşe jeszcze dodać coś od siebie. Herbatniki układamy na blasze do pieczenia, wkładamy na najwyşszą półkę w piekarniku i opiekamy aş staną się złociście brązowe. Trzeba pilnie ich doglądać, bo nie trwa to długo i moşna je spalić. Jeşeli ciastka posypiemy dodatkowo brązowym cukrem (nie za duşo) otrzymamy bardziej kruchą konsystencję i karmelowe wykończenie. Miód i whisky łączymy razem. Nie jest to konieczne, ale moşemy podgrzać trochę, by były jednolicie połączone. Polewamy nimi owoce, aby przeszly aromatem. Moşemy zachować trochę syropu, by skropić gotowy deser. Dla dekoracji moşemy zmiksować około 50g malin. Na koniec ubijamy śmietanę i całość układamy na tacy. Niech şyje poezja romantyczna! Niech şyje kuchnia Szkocji!

Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET Infolinia: 020 8497 4698

Tanie Rozmowy!

T&C’s: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 15p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. *Pence a minute quoted are based on extra credit gained from £20 minimum top-up online & on first call. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

RESTAURACJA (przy polskim kościele) 2 WINDSOR ROAD, EALING, LONDON W5 5PD 0793 171 3066 od poniedziałku do czwartku 10.00 – 15.00

piątek sobota 10.00 – 23.00

niedziela 09.00 – 23.00

ZAPRASZAMY!!!


|27

nowy czas | 14 lutego 2009

czas na relaks sudoku

średnie

łatwe

3 6 8 6 5 1 8 9 1 2 9 6 4 7 9 8 5 6 4 3

4 1 5 7 3 4 9

8 9 5 8 5 6 3 1 7

4

trudne

6

8 6 5

1

5 9 3 6 2 9 5 8 5 7 1 5 2

1 8 4 2

7

8 2 4 6 3 5 7 9 2 6

2 3 4 1 9

8 5

4

3

7

5 6 4

5

6

5

8 5 6 2 1

4 5 7 8

9

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 Wenus w twoim znaku sprawi, że będziesz wyjątkowo pociągający dla płci przeciwnej. Wykorzystaj to szczególnie, że zbliżają się Walentynki. W pracy nie będziesz miał sobie równych, uważaj jednak aby nie przesadzić z doborem słów. Dobra sytuacja także w finansach, czekają na Ciebie nieoczekiwane propozycje, a może nawet wygrana w grach losowych. Doskonały czas na rozpoczęcie diety.

BYK

RAK 22.06 – 22.0

Ener gia pla net mo że spra wić, że bę dziesz w tych dniach nie co po draż nio ny. Nie unoś się am bi cją, a wszyst ko uda się za ła go dzić. W spra wach za wo do wych mu sisz być wy jąt ko wo cier pli wy i do kład ny. Uwa żaj szcze gól nie na tzw. wy jąt ko we oka zje. W spra wach fi nan so wych po sta raj się ro bić tyl ko ab so lut nie nie zbęd ne za ku py.

LEW 23.07 – 22.08

Uwa żaj na kon f lik t y z naj bliż szy mi. Peł nia w zna ku Lwa mo że spra wiać, że bę dziesz czuł nie po kój i roz draż nie nie. W spra wach za wo do wych masz szan sę za sko czyć sze fa bły sko tli wo ścią i kre atyw no ścią. Twój umysł bę dzie pra co wał na naj wyż szych ob ro tach. Uwa żaj na wy dat ki.

Peł nia w Two im zna ku spra wi, że zdo bę dziesz się na wy zna nia, na któ re do tej po ry nie mia łeś od wa gi. Two je sta ra nia od nio są nie spo dzie wa ny suk ces. W pra cy za jęć Ci nie za brak nie. To do sko na ły okres na upo rządko wa nie za le gło ści. Two je po świę ce nie do brze na sta wi do Cie bie pra co daw cę i po zwo li pod re pe ro wać do mo wy bu dżet.

Ener gia Słoń ca i Nep tu na spra wi, że na Two jej dro dze po ja wić się mo że oso ba, z któ rą za pra gniesz spę dzić resz tę ży cia. Otwórz się i daj szan sę te mu związ ko wi. W tym ty go dniu śmia ło mo żesz iść do sze fa z proś bą o pod wyż kę. Je śli masz wła sną fir mę nie bój się po dej mo wać śmia łych kro ków. Opła ci się! Spra wy fi nan so we nie bę dą za przą tać ci gło wy. Naj le piej w tym okre sie za in we sto wać w sie bie.

Wie le z Was za pra gnie za cząć wszyst ko od no wa. Pa mię taj cie tyl ko, że pew nych de cy zji nie da się już od wró cić. Nie bo isz się pra cy, jed nak ten ty dzień przej dzie Two je ocze ki wa nia. Na od po czy nek przyj dzie czas póź niej. Skup się te raz na owo cach, któ re bę dziesz zbie rał za kil ka ty go dni. Je śli no sisz się z za ku pem miesz ka nia lub nie ru cho mo ści, to w tym ty go dniu mo gą nada rzyć się nie zwy kłe oka zje.

20.04 – 20.05

NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06

NA PAN 23.08 – 22.09

GA WA 23.09 – 22.10

W spra wach uczu cio wych pla ne ty wy jąt ko wo Ci sprzy ja ją. Twój ka len darz bę dzie pe łen za pro szeń na im pre zy i spo tka nia to wa rzy skie. Twój urok oso bi sty spra wi tak że, że z ła two ścią prze for su jesz każ dy po mysł. Je śli cze ka ją Cię roz mo wy w spra wie pra cy, wy ko rzy staj wszyst kie swo je wa lo ry. Nie spo dzie wa ny przy pływ go tów ki mo że spra wić, że za pra gniesz za sza leć.

SKORPION 23.10 – 21.11

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

W Two im ży ciu uczu cio wym mo że na stą pić wie le zmian. Nie oba wiaj się jed nak, sa mot ność na pew no Ci nie gro zi. W pra cy bę dziesz do kład ny i su mien ny. Pla ne t y po zwo lą Ci do piąć wszyst kie pro jek t y na ostat ni gu zik. Na Two im kon cie mo że po ja wić się nie spo dzie wa na go tów ka.

NIK WOD 20.01 – 18.02

Je śli po czu jesz się te raz nie co roz draż nio ny, nie wy ży waj się na part ne rze. Skie ruj ca łą swo ją ener gię na in ne dzie dzi ny ży cia lub po bądź w sa mot no ści. W spra wach za wo do wych w każ dej trud nej sy tu acji wi dzisz moż li wo ści. Nie bój się re wo lu cyj nych zmian. Je śli zdo bę dziesz się na od wa gę i wy ko rzy stasz swo je po my sły, masz szan se na wiel ki, fi nan so wy suk ces.

Przed Wa mi po waż ne de cy zje. Szcze gól nie Wod ni ki z pierw szej de ka dy zna ku mo gą po wie dzieć te raz sa kra men tal ne „tak” i ze rwać ze sta nem wol nym. Rów nież w spra wach za wo do wych pla ny i am bi cje ma ją szan se na urze czy wist nie nie. Mo gą po ja wić się pro po zy cje ko rzyst nych wy jaz dów służ bo wych. Masz te raz wiel ki ape tyt na za ku py. Pra gnąc olśnić oto cze nie, uwa żaj abyś nie po padł w dłu gi.

Za miast w za ci szu do mo we go ogni ska, bę dziesz wo lał spę dzić wol ny czas w miej scach gdzie jest tłocz no i gło śno. Za sta nów się jed nak, czy Twój part ner chce te go sa me go. W pra cy za pra gniesz wpro wa dzać w czyn naj bar dziej na wet sza lo ne po my sły. Mo gą po ja wić się pro po zy cje in te re su ją cych wy jaz dów służ bo wych.

W tym ty go dniu mo żesz za pra gnąć po być w sa mot no ści. Po sta raj się być de li kat ny w sto sun ku do naj bliż szych, aby ni ko go nie zra nić. Pod wpły wem Nep tu na w pra cy bę dziesz no wy mi po my sła mi sy pać jak z rę ka wa. Po mi mo te go, że nie wszyst ko da się prze ło żyć na fi nan se, Two ja po zy cja nie zwy kle wzro śnie.

LEC STRZE 22.11 – 21.12

BY

RY 19.02 – 20.03


28|

14 lutego 2009 | nowy czas

ia Ogłoszen ramkowe . już od £15 TANIO NIE! I W YGOD ą! rt Zapłać ka

jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?

NAukA

ZAprASZAm NA kurS TAŃcA TOwArZySkIEGO 1-STOpNIA kTóry rOZpOcZNIE SIĘ 06.03 O GODZ. 20.00 dla młodzieży i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych prywatne lekcje tańca towarzyskiego Tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@ szkolatanca.co.uk

kSIĘGOwOśĆ FINANSE

rOZlIcZENIA I bENEFITy szybko i skutecznie (przyjmuję również wieczorem i w weekendy)

uSŁuGI różNE

ANTENy SATElITArNE jan wójtowicz Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóĶceń, systemy CCTV, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. polskie ceny Tel. 0751 526 8302

bIurO kSIĘGOwE Zwrot podatków Pełna księgowość dla SE/LTD Wnioskowanie o rezydenturę N.I.N, C.I.S., C.S.C.S. Benefity 162D hIGh STrEET hOuNSlOw Tw3 1bQ

ArchITEkT rEjESTrOwANy w ANGlII Wykonuje projekty: lofts extensions, pełen service – planning application, building control notice. TEl.: 0208 739 0036 mObIlE: 0770 869 6377

TEl.: 0208 814 1013 mObIlE: 07980076748 info@omegaplusltd.co.uk

DOmOwE wypIEkI

na każdą okazję. Gwarancja jakości i niskie ceny.

pEŁNA kSIĘGOwOśĆ (rozliczenia przez internet) Zwrot podatku w ciągu 48h Virtual office NIN, CIS, CSCS, zasiłki i benefity AcTON Suite 16 Premier Business Centre 47-49 Park Royal London NW10 7LQ TEl: 0203 033 0079 0795 442 5707 cAmDEN Suite 26 63-65 Camden High Street London NW1 7JL TEl: 0207 388 0066 0787 767 4471 www.polonusaccountancy.co.uk office@polonusaccountancy.co.uk

prosimy o kontakt z

Działem Sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

komercyjne z logo

do 20 słów

£15

£25

do 40 słów

£20

£30

ZDrOwIE

Zaproszenie niedziela 15.02.2009

„Jak doszło do wybuchu Powstania Warszawskiego“

TEl: 077 9035 9181 020 8406 9341 www.polishinfooffice.co.uk

Aby ZAmIEścIĆ OGŁOSZENIE rAmkOwE

kOmpuTErOwE bADANIE  cAŁEGO OrGANIZmu: •Wykrywanie alergii środowiskowych i pokarmowych, pasożytów, bakterii •Badanie układu kostnego: skrzywienia, nerwobóle, osteoporoza •Infekcje i nieżyty, stany zapalne: górnych dróg oddechowych, serca, jelit, nerek, tarczycy, itp. •Układanie diet i masaże •Zastosowanie prawidłowych ziół wg analizy komputerowego badania organizmu •Dojście do prawidłowej wagi ciała •Dobór produktów wg analizy organizmu Czynne od 7.00 do 23.00 Ur szu la Reń ska Tel: 0772 996 8769 20 Ladysmith Road Canning Town London E16 4NR (Bus 69, six bus stops) www.allmedicaldiagnosis.com

lAbOrATOrIum  mEDycZNE: ThE pATh lAb Kompleksowe badania krwi, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową (HIV – wyniki tego samego dnia), EKG, USG. TEl: 020 7935 6650 lub po polsku: Iwona – 0797 704 1616 25-27 welbeck Street london w1G 8 EN

Duszpasterstwo Akademickie w Londynie zaprasza na prelekcję historyka pana Z. Siemaszko oraz dyskusję w cyklu „Wieczory historyczne“. Godz 19:45, sala Św. Józefa, Little Brompton Oratory, wejście od dziedzińca obok Brompton Oratory, Old Brompton Road, South Kensington. tel. Tomek: 07875690760

urODA

prOFESjONAlNE FryZjErSTwO strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. Iza west Acton, Tel. 0786 2278729

uSŁuGI TrANSpOrTOwE

wywóZ śmIEcI przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, Złomowanie aut  – free TrANSpOl tel. 0786 227 8730 lub 29   ANDrZEj

uSŁuGI kOmpuTErOwE

24h pOGOTOwIE kOmpuTErOwE (wSZElkIE prOblEmy) u klienta lub w biurze (Fulham SW6 3PA) Wymiana zbitych ekranów w laptopach Strony www. pozycjonowanie bazy danych. Sprzedaż komputerów 020 8890-4465 077 8352-4096 www.startuj.co.uk

bIurA pODróży

AGATA TEl. 0795 797 8398 (Zamówienia tylko z Londynu)

GINEkOlOG-pOŁOżNIk Dr N. mED. mIchAŁ SAmbErGEr wróżkA  SEbIlA przepowie Ci przyszłość, wskaże Ci szczęśliwą gwiazdę, która będzie oświecała Twoją ścieżkę życiową. Wróży z kart tarota i z ręki. Zdejmuje złe fatum.

The hale clinic 7 park crescent london w1b 1pF Tel.: 0750 912 0608 www.ginekologwlondynie.co.uk michal.samberger@wp.eu

TEl. 0798 855 3378

TOrQuAy – ANGIElSkA rIvIErA! chElSTON mOuNT hOTEl, huxTAblE hIll TOrQuAy TQ2 6rl, DEvON Smaczna i obfita kuchnia polska. Bar. Parking. Blisko morza. Min. 4 dni pobytu. ₤45 dziennie od osoby lub ₤260 tyg. Niektóre pokoje z łazienkami za małą dopłatą. W normalne dni tygodnia oferujemy dwa posiłki dziennie: śniadania i kolacje (gorący obiad wieczorem), a w dni świąteczne, niedziele – trzy posiłki dziennie. TEl.:  0180 360 7845, mOb.: 0795 1291050

DIAGNOSTIc SErvIcE 310 GrEEN lANES N13 5TT Przeglądy (MOT) Diagnostyka komputerowa Serwis samochodów osobowych i dostawczych Naprawy mechaniczne, Wymiana opon itp. Nabijanie, przegląd klimatyzacji W ofercie dojazd do klienta 12 miesięcy gwarancji 100% satysfakcji Tel: 078 90756 276 E-mail: psborowski@hotmail.co.uk 50 burket close Norwood Green ub2 5Nr

OGŁOSZENIA  0207 358 8406


|29

nowy czas | 14 lutego 2009

ogłoszenia EXPERIENCED. If you can make handties that stand. Please call. How to apply: You can apply for this job by telephoning +44 208 5212525 ext 0 and asking for Lisa Holgate CARE SUPPORT WORKER

job vacancies LIVE IN CARER REQUIRED FOR A POLISH GENTELMEN. OWN ROOM WITH EN SUITE FACILITIES IN LARGE HOUSE. RELEVANT QUALIFICATIONS or/and EXPERIENCE PREFERRED. WAGES NEGOTIABLE. ENGLISH SPEAKING APPRECIATED. PLEASE PHONE 020 7938 4324

FLORIST Location: UNITED KINGDOM, GREATER LONDON Hours: 20 PER WEEK, 5 OUT OF 7, INCLUDES WEEKENDS Wage: GBP 6.50 PER HOUR Employer: Heavenly Touch Pension: No details held Duration: TEMPORARY + FULL-TIME

Description: Experienced florist required immediate start for Valentines and Mothers day. Will be making Handties, Bouquets, Baskets, Funeral work. Will be tending to plants, keeping shop clean, etc. Must be able to use a computer. This is a temporary position of an unknown duration. MUST BE

Location: UNITED KINGDOM, GREATER LONDON Hours: 10-40 PER WEEK, 5 OUT OF 7, INCLUDES EVENINGS WEEKENDS Wage: GBP 6.50-GBP 9 PER HOUR Employer: Care Central Pension: No details held Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Must have previous experience in care or support work. Will be working mainly with children in Redbridge, Ilford and surrounding areas. Successful applicants are required to provide a enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by applicant. You will be working for Care Central, 76 Markhouse Road, London, E17 8BG. Ideally candidates should have mandatory training i.e. manual handling, health and safety and basic life support. NVQ training is desirable. Candidates can phone Abdellah or Hamed on 0208 2230100 or send to 76 Markhouse Road, Walthamstow, E17 8BG. How to apply: You can apply for this job by telephoning +44 208 2230100 and asking for Abdellah or Hamed. BEAUTY THERAPIST Location: UNITED KINGDOM, GREATER LONDON Hours: 37½ HOURS PER WEEK, 5 DAYS OUT OF 7, DAYS Wage: EXCEEDS NAT MIN WAGE Employer: Clarins (UK) Ltd Employer Ref: IWM/52283 Pension: No details held Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Retail experience not essential but must have Level 3 NVQ in Beauty Therapy or equivalent. Duties include carrying out various body and facial treatments on clients, advising and

selling products after treatments, ensuring work-space is kept tidy, ta. For an application form visit www.clarins.co.uk or email jenny.henry@clarins.co.uk or pick one up from any clarins counter. How to apply: For more details please telephone Jobseeker Direct on +44 845 6060 234. Lines are open (UK time) 08.00hrs - 18.00hrs weekdays, 09.00hrs - 13.00hrs Saturday. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is +44 845 6055 255. If you are suitable for this job you will be asked to register your details (name, date of birth, location, contact telephone) and you will be told how your application will be handled. Please quote job reference number: IWM/52283. CATERING/FACILITATES SUPERVISOR Location: UNITED KINGDOM, GREATER LONDON Hours: MON FRI 35 HRS PER WEEK, OT PLUS SOME WEEKENDS Wage: GBP 21K - GBP 24K PA DEPENDING ON EXPERIENCE Closing Date: 09/03/2009 Employer: Blade Recruitment Pension: No details held Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: This vacancy is being advertised on behalf of Blade Recruitment who are operating as an employment agency. Duties-Supervision of the housekeeping team, Setting up meeting rooms and serving refreshments, Invoicing, Covering reception. Taking and logging room bookings,Light maintenance, Preparing work schedules. Knowledge & experience: Experience in meeting room management; Excellent supervisory skills; Good organisational skills; Good communication skills; A pleasant and confident manner; Basic maintenance and decorative skills; Good PC skills in Word & Excel; Any printing skills would be desirable. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Gina James at Blade Recruitment, Omnibus Business Centre, 39-41 North Road, 39-41 North Road, N7 9DP, or to cls@bladerecruitment.co.uk. GENERAL KITCHEN ASSISTANT Location: UNITED KINGDOM, GREATER LONDON Hours: 20-37.5 HOURS PER WEEK 5 DAYS OUT OF 7, 6AM-2PM OR 12PM-5PM Wage: GBP 6 PER HOUR Work Pattern: DAYS Employer: Blue Arrow Pension: No details held Duration: TEMPORARY + FULL-TIME

It is your advice that will be helping all kinds of customers, as you handle queries and orders on chequebooks, statements and bank cards With a benefits package that is tailored to. suit you, you will be able to buy and sell holiday time, choose between childcare vouchers and gift vouchers, take 25 days holiday and much more. If you enjoy being part of a team, you will love being a part of RBS so find out more To apply, visit our website www.rbs.jobs or text JOBCENTRE2 to 84880. Please note we will also require references to support your past 2 years work history, education or other activities. Credit history will also be checked. How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Recruitment at RBS Group, at www.rbs.jobs or text, JOBCENTRE2 to 84880, for more info, M3 3AQ. CUSTOMER SERVICE ADVISOR Location: UNITED KINGDOM Wage: GBP 360 PER WEEK Work Pattern: DAYS Employer: Excel Professional Housing and Carrier Solutions Closing date: 16/02/2009 Pension: Pension available Duration: TEMPORARY + FULL-TIME

Description: This post involves delivering services face to face. It involves covering the opening hours (8.30am 6pm mon - fri) of the WFD shops working earlies and lates plus Saturdays 9am-1pm Applicants need face to face customer service experience preferabl. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Shola Longe at Excel Professional Housing and Carrier Solutions, 6-8 Thames Road, BARKING, Essex, IG11 0HZ. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office HAIR STYLIST Location: UNITED KINGDOM Hours: 40 PER WEEK TUESDAY-SATURDAY 9.30AM-7PM Wage: EXCEEDS NATIONAL MINIMUM WAGE Employer: Beautlicious Pension: No details held Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Must have NVQ level 2 or equivalent in hairdressing, also previous salon experience. Duties will include relating with clients keeping the salon clean and tidy and all aspects of hairdressing. How to apply: You can go and see the employer about this job without telephoning beforehand. Ask for Laura Davis at Beautlicious, 9 Bank Buildings, Bridgend Industrial Estate, BRIDGEND, Mid Glamorgan, CF31 3SB. LIVE IN CARE WORKERS Location: UNITED KINGDOM Hours: 40 PER WEEK INCLUDES WEEKENDS DAYS EVENINGS NIGHTS Wage: GBP 450 PER WEEK Employer: Miracle Workers Agency Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Previous experience is essential. NVQ Level 2 or equivalent would be desirable. Duties include domicilary care of elderley persons in their own home. Living in is required.. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by employer How to apply: You can apply for this job by telephoning +44 187 3737908 ext 0 and asking for Miriam Warner. SKILLED IRRIGATION FITTERS Location: UNITED KINGDOM Hours: 45HRS PER WEEK, MON - FRI, 5 DAYS Wage: GBP 17000 PER ANNUM Employer: Trak Employment Solutions Ltd Pension: No details held Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: We are looking for skilled Irrigation Fitters to join our clients team in West London. You must have a proven track record working in this field and have been involved in the planning and implementing of this work. You will be installing irrigation s. make the client happy at all costs. You will be working with other trades on site, so you must be flexible and willing to help where necessary. If you have a knowledge of lighting systems, this will be desirable. How to apply: You can apply for this job by telephoning +44 1793 613813 or +44 0 0 and asking for Carl MCculloch.

Scottish S cottish T Tides ides

POLISH PO P OLLISH ISH

7Ya`éǃJa 7 Y a ` éǃJa ZPLJ ZPLJ KV KV UHZ UHZ I` I` WYaLa WY aLa TPLZPǃJL TPLZPǃJL LRZWSVYV^HDž LRZWSVYV^HDž Ǐ`^L Ǐ ` ^L a ^PǃaR P R\S[\YHSUL R\S[\Y HSUL TPLJKa` TPLJKa ` :aRVJQǃ :aRVJQǃ H 7VSZRǃ 7V S Z R ǃ a^PǃaRP

Description: This vacancy is being advertised on behalf of Blue Arrow who are operating as an employment business. Must have previous experience. Your duties will include working alone, cooking pies and omelettes, preparing salads and other foods, serving custome. This is temporary for 2-3 weeks but could go on longer. How to apply: You can apply for this job by telephoning +44 1708 753000 or +44 0 0 and asking for Holly Perfect. TELEPHONE SERVICE OFFICER Location: UNITED KINGDOM Hours: TYPICAL HOURS BETWEEN 0800 AND 2000, 5 OUT OF 7 DAYS Wage: GBP 14,000 - GBP 19,150 PACKAGE Work Pattern: DAYS Employer: RBS Group Pension: Pension available. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre plus for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information.

Peatbog P eatbog Faeries Faeries & Kapela Kapela ze ze Wsi Wsi Warszawa, Warszawa, Kult, Kult, S ing S ing Penelope, Penelope, Ani Ani Mru Mru Mru, Mru, Sing Sing + UV ZH KaT +UV èV^J` ) )SHaPU» -PKKSLZ HUK THU` TVYL Peatbog Kult, P e atè bVo^ g JFaeries F`a e)r ie) sSH &aKapela KPUa»pePlK aKze zSeLWsi W siUWarszawa, W rsHzUa`wT a, V KYuLlt , S ing S ing P enelope, Ani Ani Mru Mru Mru, Mru, Sing Sing Penelope, + UV èV^J` ) èV^J` ) ) SHaPU» -PKKSLZ -PKKSLZ HUK HUK THU` THU` TVYL TVYL +UV )SHaPU»

09 09 F E B::M MAY TTO

09 09 F E B ::M MAY T TO

01738 01 738 6 621 21 10 031 31 ^^^ OVYZLJYVZZ JV \R ^ ^^ OVYZLJYVZZ JV \R Mill M ill S St, t, Perth, Pe r t h , P PH1 H1 5UZ 5UZ

01738 621 031 01 738 6 21 10 31


30|

14 lutego 2009 | nowy czas

co się dzieje film

nych, subtelnych aranżacjach standartów folkowych i popowych.

Three Monkeys D'Orange dramat, 2008r. reż. Nuri Bilge Ceylan między innymi w kinach Apollo West End, Renoir i BFI Southbank Opowieść o zakłamanym życiu pewnej rodziny, która nie dopuszcza do siebie bolesnej prawdy, bowiem ta mogłaby doprowadzić do jej rozpadu. Obraz uhonorowany Złotą Palmą dla najlepszego reżysera na festiwalu w Cannes w 2008 roku.

15 lutego Charlie Wright's International Bar, 45 Pitfield St, N1 6DA godz. 21:00, bilety: £5 Litewski zespół funkowy, dowodzony przez basistę Domasa Aleksa. Towarzyszą mu między innymi klawiszowiec Eduardas Armonas i gitarzysta Mrijus Aleksa.

Janusz Kohut In Concert

Wycinanki. Sztuka Polskich Papierkowych Ozdób

St John the Divine Kev Road, Richmond, TW9 2PE godz. 19.30 Rezerwacja: 07709352051 07916175356 Występ znakomitego polskiego pianisty i kompozytora łaczącego w swoich utworach elementy jazzu, folkloru i muzyki klasycznej, zawsze zasakującego widza swoją oryginalną interpretacją.

do 8 marca King's Head Theatre, 115 Upper St, N1 1QN wt.-sob. 19:30; dodatkowo sob., niedz. 15:30 bilety: £18-£23 ezerwacja 0870 890 0149) Lekki, łatwy i przyjemny musical oparty na wspomnieniach najsłynniejszego kochanka świata. Spektakl przeniesiony z Greenwich Playhouse. Łowcy.B

Clare Burt Notorious biograficzny, 2009r. reż. George Tillman Jr. Historia życia i okoliczności tragicznej śmierci słynnego rapera Christophera Wallace'a znanego jako Notorious B.I.G. Urodzony w 1972 roku Wallace dorastał w Brooklynie. W wieku 17 lat rzucił szkołę i został handlarzem narkotyków. Pierwsze nagranie demo przygotował odsiadując 9-miesięczny wyrok w więzieniu. W roku 1996 Wallace został oskarżony o powiązania z zabójstwem Tupaca Shakura. W 1997 roku, podczas trasy koncertowej promującej nadchodzący album, został zastrzelony. Zabójca do dziś nie został schwytany.

15 lutego Pizza On The Park, 11 Knightsbridge, Hyde Prk Corner, SW1X 7LY godz. 19:00, bilety: £10 Piosenkarka i aktorka wykonuje utwory Hermana, Aznaviura i Weilla, w aranżacjach jej musicalowego reżysera Nigela Lilley'a. Tommaso Starace Quartet 16 lutego Pizza Express Jazz Club, 10 Dean St, W1D 3RW godz. 19:30, bilety: £15 Włoska saksofonistka, czerpiąca z twórczości Cannonball Adderley oraz Branforda Marsalisa we własnym melodyjnym repertuarze, zainspirowanym fotografiami Elliota Erwitta.

Under the Sea 3D Lynne Arriale Trio 17 lutego Ronnie Scott's, 47 Frith St, W1D 4HT godz. 18:00, bilety: £15-£30 Popularny amerykański pianista z repertuarem nawiązującym do twórczości Billego Evansa oraz Keitha Jarreta. Słynie z nietypowych przeróbek jazzowych i popowych standardów.

Casanova

wystawy

od 14 lutego do 27 września Horniman Museum, 100 London Rd, SE23 3PQ codziennie od 10:30 do 17:30 Około 50 eksponatów, pochodzących w większości z darowizny, jakie muzeum otrzymało od warszawskiego Muzeum Etnograficznego. Kolekcja ludowych wycinanek pochodzących z Mazowsza i Kurpiów. Dodatkowo 21 i 28 lutego odbędą się specjalne warsztaty dla dzieci, podczas których będą się mogły nauczyć tworzenia własnych wzorów.

For Your Eyes Only: Ian Fleming and James Bond

teatr

do 1 marca 2009r. Imperial War Museum, Lambeth Rd, SE1 6HZ Bilety: £8 Codziennie 10.00-18.00 Wystawa upamiętniająca setną rocznicę urodzin Iana Fleminga, twórcy przygód Jamesa Bonda. W zbiorach pamiątki z życia autora, jak biurko, na którym napisał wszystkie utwory o przygodach agenta 007, oraz gadżety z filmów o Bondzie, między innymi słynny Aston Martin DB5.

Woman in Mind do 30 maja Vaudeville Theatre, The Strand, WC2R 0NH wt.-czw. 19:45; pon., pr. 19:00; dodatkowo sob., śr. 15:00 bilety: £26-£46 (rezerwacja 0844 579 1940) Adaptacja sztuki Alana Ayckbourna. Słodko-gorzka komedia o życiu żony duchownego zmagającej się nie tylko z rodzinnymi problemami, ale także z własną wyobraźnią.

21 lutego, godz. 19:00 22 lutego, godz. 17:00 Sala Teatralna POSK, 238-246 King Street, W6 0RF bilety i informacje: 077 88 410 122 Oryginalny program popularnego kabaretu z dużą dawką humoru.

imprezy Valentine's Night at Tower Bridge Tower Bridge Exhibition, SE1 2UP godz. 18:30, 19:30, 20:30 i 21:30 bilety: £15 (lampka szampana w cenie biletu) Wyjątkowe spacery po najwyżej położonych częściach Tower Bridge. Najlepsza panorama miasta przy dżwiękach muzyki jazzowej na żywo. Slow Food Market Southbank Centre Square, Belvedere Road, SE1 8XX 14, 15 ,16 lutego godz. 11:00-18:00 Specjalne walentynkowe targi doskonałego, świeżego i zdrowego jedzenia.

Waste Not, Want Not Brigitte Beraha Trio dokumentalny, 2009r., 40 min. reż. Howard Hall Trójwymiarowy obraz podwodnego życia spokojnej laguny i jej mieszkańców, których na codzień nie można zobaczyć bez użycia profesjonalnego sprzętu.

18 lutego Concert Pitch at National Theatre South Bank, SE1 9PX godz. 17:45, za darmo Nowoczesne standardy jazzowe oraz własny materiał wokalistki z najnowszej płyty „Flying Dreams".

do 28 listopada Museum of Brands, Packaging & Advertising, 2 Colville Mews, Lonsdale Rd, W11 2AR Wystawa prezentująca zależności pomiędzy czasami wojennego kryzysu a współczesnymi proekologicznymi praktykami, jak zachęcanie do wielokrotnego użycia toreb na zakupy.

Tede

muzyka Arabskie ballady w Walentynki 14 lutego Muna's Restaurant, 599 Green Lanes, N8 ORE godz. 20:00, bilety: £20 (posiłek w cenie biletu) Wyjątkowy koncert muzyki arabskiej w wykonaniu polskiej wokalistki i tancerki Anety Barcik. Akompaniować jej będzie pochodzący z Libanu Abdul Salam Kheir, znany między innymi ze współpracy z Led Zeppelin. Wspólnie wykonają najpiękniejsze i najbardziej znane ballady arabskie. Niccie Simpson Band 14 lutego Green Note, 106 Parkway, NW1 7AN godz. 20:00, bilety: £8 Wschodząca gwiazda muzyki jazzowej, świeżo po studiach w Royal Academy, specjalizuje się w delikat-

20 lutego Rhythm Factory, 16-18 Whitechapel Road, E1 1EW godz. 21:00. bilety: £14 (£15 w dniu koncertu) Bilety do nabycia między innymi w kasie POSK-u, sklepie Polish Deli na Bond Street oraz Polmar przy Seven Sisters Road.

Paolo Veronese: The Petrobelli Altarpiece do 3 maja Dulwich Picture Gallery, Gallery Road, SE21 7AD Fragmenty jednego z największych renesansowych ołtarzy. Do tej pory były one w posiadaniu trzech galerii: Dullwich, National Gallery of Scotland oraz National Gallery of Canada. Tym razem wszystkie elementy zostały zebrane w jednym miejscu, a dodatkową atrakcją jest też nowoodkryty czwarty fragment dzieła. The Art of the Poster do 31 marca London Transport Museum, Covent Garden Piazza, WC2E 7BB Plakaty, które stay się ikonami, zaprojektowane specjalnie dla London Underground. Postery wybitnych artystów miały między innymi zachęcać użytkowników metra do zwiedzania miasta czy spędzania wolnego czasu na jego przedmieściach.

››

W niedzielę, 22 lutego o godz. 12.00 Andrzej Łapiński zaprasza na kolejny spacer szlakiem londyńskiej historii i lokalnych ciekawostek. Miejsce spotkania: Piccadilly Circus, przed wejściem do restauracji „Criterion” ( tuż przy pomniku Erosa).


|31

nowy czas | 14 lutego 2009

port

Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk

LONDYN

SAMI SWOI PLPP

Odchudzona liga Inauguracja dopiero za tydzień Daniel Kowalski

Przed nami nowy sezon Polonijnej Ligi Piątek Piłkarskich w Londynie. Nie wiemy, czy w dalszym ciągu cieszyć się będzie mianem największej tego typu na świecie, bowiem od zakończenia ostatniego sezonu liczba uczestniczących drużyn drastycznie zmalała. Rozgrywki miały rozpocząć się już w najbliższą niedzielę, jednak z powodu złych warunków atmosferycznych pierwszą kolejkę przełożono na 14 lutego. Po ostatnich opadach oraz przymrozkach boiska są oblodzone i nie nadają się do bezpiecznego korzystania. Druga kolejka ma się odbyć już zgodnie z planem 22 lutego. W nowej odsłonie będziemy świadkami wielu bardzo istotnych zmian. Największa to oczywiście spadek liczby uczestników. W poprzednim sezonie było ich blisko czterdziestu, a rywalizowali aż na trzech frontach. Po „odchudzeniu” zostało tylko dwadzieścia sześć ekip, które podzielono na dwie

ligi. Na życzenie drużyn postanowiono również, że walka o mistrzowski tytuł rozstrzygnie się już po pierwszej rundzie, tak aby po wakacjach wystartować w systemie jesień-wiosna. Tytułu mistrzowskiego broni Inko Team i jest to jak na razie największy faworyt w nowym sezonie. Pozostałe ekipy nie zamierzają jednak odpuszczać. Spory apetyt na pierwsze miejsce mają między innymi Scyzoryki, Mleczko, Panorama oraz Księgarnia. Nie zobaczymy niestety silnego Domaxu, który z powodu recesji wycofał się już w trakcie rundy wiosennej. Podobny los spotkał zresztą wiele innych drużyn, które oparte były na sponsoringu czy też zawodnikach związanych z branżą budowlaną. Paradoksalnie zmniejszenie liczby ekip może na poziom ligi wpłynąć bardzo korzystnie. Najlepsi zawodnicy zostali ściągnięci do czołowych drużyn, a to gwarantuje jeszcze wyższy poziom oraz sporo emocji. Poziom sportowy ligi to zresztą najlepsza jej wizytówka. Zespoły PLPN pokazały się z bardzo dobrej strony w Pucharze Andersa, mistrzostwach świata amatorów, czy też w słynnym turnieju Umbro Fives. Miejmy nadzieję, że uspokoi się w końcu sytuacja wokół władz ligi. Praktycznie od od początku istnienia rozgrywek są jakieś nieporozumienia i niejasności. Pod koniec minionego sezonu obecny zarząd w końcu powoli wszystko zaczął ogarniać. Liga ma już osobowość prawną, znaleziono też nowego sponsora, którego kilkunastotysięczny zastrzyk finansowy w skali roku

z pewnością wzmocni nadszarpnięty ostatnio budżet stowarzyszenia. Może to też dobra pora, aby „otworzyć się” przed wszystkimi uczestnikami rozgrywek. Zdaniem wielu ligowców finanse powinny być jak najbardziej jawne, tym bardziej, iż działacze udzielają się w stu procentach społecznie. To z pewnością zamknie usta oponentom, którzy często niesłusznie oskarżają włodarzy ligi. Zarządowi natomiast potrzebny jest czas, spokój i kredyt zaufania. Ciągłe ataki i pomówienia zaczynają być już nudne. Najczęściej padają zresztą na internetowych forach w postaci anonimów, co nie świadczy najlepiej o ich autorach. Rozgrywki ligowe potrwają do 7 czerwca. Tydzień później rozegrany zostanie również finał Pucharu Ligi, dla którego zarezerwowano trzy terminy. Raczkuje już nowa oficjalna strona rozgrywek: www.polskaliga5.co.uk. Na razie informacji jest w niej niewiele, ale administratorzy zapewniają, że już za niedługo zacznie wypełniać się wszystkimi potrzebnymi informacjami. W pierwszej lidze rywalizować będą: Biało-Czerwone Sajdersi, Inko Team FC (mistrz ligi), Kancelaria Tęcza, KS 04, Księgarnia/Motor FC, Katalonia, Mleczko, Polmar Team, Piątka Bronka, Panorama, Perfect Crystal Window, Scyzoryki, Slomka Builders Team, Varsglopol. O awans do ekstraklasy powalczą natomiast: Biała Wdowa, Buduj.co.uk, Giants, MacCity, Czarny Kot FC, Hey Now FC, Indigo Building, Inter Team, White Wings Seniors, P&T Orły, Jaga oraz Kelmscott Rangers.

W BIRMINGHAM SPOKOJNIEJ Do nowego sezonu przygotowują się również piłkarze-amatorzy w Birmingham. Tam rozgr ywki rozpoczną się najprawdopodobniej dopiero w połowie marca, a ilość drużyn – w przeciwieństwie do Londynu – ma się zwiększyć. W t ym sezonie zaplanowano rywalizację w dwóch ligach. O szczegółach napiszemy w najbliższym numerze.

„Reksio” zatrzymany – Pragnę gorąco przeprosić wszystkich kibiców Lecha Poznań, władze klubu, sponsorów, kolegów z zespołu, sztab szkoleniowy oraz wszystkich młodych zawodników reprezentujących barwy Kolejorza. Pragnę Was przeprosić za wszystko, czuję się za to moralnie odpowiedzialny – to pierwsze słowa Piotra Reissa, niegdyś ikony poznańskiego Lecha, który został zatrzymany pod zarzutem korupcji. Był jedną z blisko 200 zatrzymanych już osób w związku z aferą korupcyjną w polskim futbolu. Prokuratura przedstawiła piłkarzowi zarzuty o charakterze korupcyjnym, zawodnik częściowo przyznał się do nich, złożył też obszerne wyjaśnienia. Śledczy nie zdecydowali o wystąpienie z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie znanego piłkarza. Wpłacił 170 tys. złotych poręczenia majątkowego. Z nieoficjalnych informacji, do jakich dotarli dziennikarze wynika, że zarzuty dotyczą rozgrywek w piłkarskiej ekstraklasie na przełomie 2003/04 roku. Doszło wówczas do meczu Świtu Nowy Dwór z Lechem Poznań. Reiss nie grał wówczas zbyt „energicznie”. Zarząd klubu zawiesił zawodnika. Reiss w oświadczeniu napisał także: „Wiem, że w obecnej sytuacji może trudno w to uwierzyć, ale zapewniam wszystkich kibiców Lecha Poznań, że w ciągu całej mojej kariery z pełnym oddaniem i sercem broniłem barw mojego klubu i nigdy nie chciałem zrobić nic, co stałoby w sprzeczności z jego dobrem i co mogłoby przynieść klubowi jakąkolwiek szkodę. (pk)

Zbieranina zwana reprezentacją Dariusz Jan Mikus

Nie bardzo wiem, po co faceci ledwo potrafiący kopać piłkę biegają ostatnio po boisku w reprezentacyjnych koszulkach – niech mi to wytłumaczy Leo Beenhakker.

Mecz z Litwą bezsprzecznie obnażył bezsensowność tak rozumianej polityki kadrowej w polskiej reprezentacji – wybrańcy selekcjonera grający na co dzień w polskich ligach nie pokazali nic wielkiego – pozostał tylko niesmak i wiele znaków zapytania. I niech mi nikt nie mówi o konieczności wprowadzania do kadry kolejnych zawodników – tak rozumiane tłumaczenia mogłyby mieć sens jedynie w przypadku dokooptowania do sensownie grającego składu kolejnych graczy. U nas takiego składu nie ma, a tak zwani zmiennicy nie prezentują poziomu usprawiedliwiającego przyodzianie ich w koszulki z orłem. To smutna konstatacja, lecz słowo „reprezentant” jest w ten sposób deprecjono-

wane. Co z tego, że iluś tam graczy będzie miało w statystykach, iż reprezentowali barwy Polski, skoro ich obecność na boisku była w gruncie rzeczy przypadkowa i w żaden sposób nie wynikała z klasy sportowej. Prowadzenie działań szkoleniowych na pułapie oficjalnych gier reprezentacji uważam za działanie nie tyle karkołomne, co nieprzemyślane. Ktoś powie, że wysyłanie do boju niezaprawionych w walkach graczy powinno się odbywać właśnie podczas meczów towarzyskich. Słusznie – ale czy wobec tego mnie także może powołać Beenhakker? A gdyby ktoś pyszczył, iż to bez sensu, to jestem w formie interkontynentalnej, bowiem podczas ostatnich wojaży po Egipcie strzeliłem na Czarnym

Lądzie cztery bramki w jednym meczu. No i co, powinienem grać, czy nie…? Albo inaczej – który z graczy naszej ligi strzelił już w tym roku bramki na dwóch kontynentach? Robienie z gry szkoleniowej kilku niezbyt solidnych zawodników meczu reprezentacyjnego uważam za nieporozumienie. Jest to tym bardziej przykre, że całości towarzyszy szum medialny – jak choćby transmisja telewizyjna. Panowie na boisku nie pokazali nic, Beenhakker solidnych zmienników nie znalazł, ludzie przed telewizorami powodów do zadowolenia nie mieli, a remis ze słabeuszem obniży nas w rankingach FIFA. Własnie taki jest bilans niezbyt przemyślanej gry reprezentacyjnej…


Projekty domów parterowych Projekty domów z poddaszem Projekty domów piętrowych Projekty dwurodzinne Projekty bliźniaków Projekty domów drewnianych Projekty domów wiejskich Projekty dworków Projekty modernistyczne Projekty podhalańskie Projekty willi i rezydencji


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.