nowyczas2009/128/012

Page 1

Pewien artysta odresaturował stary, wiktoriański dom. Oboje z żoną pracowali długo i ciężko, malując i odnawiając, co zaowocowało wyszukanym, stylowym wnętrzem. Po jakimś czasie wyprowadzili się, a mieszkanie wynajęło czworo Chińczyków, którzy w oka mgnieniu zmienili dom w plantację marihuany, zebrali plony i przepadli bez śladu, zostawiając po sobie stertę pustych doniczek, resztki zniszczonych mebli oraz dwie plastikowe figurki rozradowanych bożków. SzTukA dLA SzTuki? NiE. MARihuANy » 6-7

LONDON 18 July 2009 12 (128) FREE ISSN 1752-0339

NEW TIME

www.nowyczas.co.uk

„Londyńczycy” – film bardzo popularny w Polsce, z niechęcią oceniany przez polonijne organizacje – młode i starsze, na festiwalu filmów telewizyjnych w Rzymie RomaFictionFest zdobył nagrodę za najlepszy serial (za najlepszy dokument uznano „Trzech kumpli” w reżyserii Ewy Stankiewicz i Anny Feren). Na zdjęciu jeden z bohaterów „Londyńczyków” – Michał Włodarczyk, podczas kręcenia kolejnej sekwencji serialu, która trafi na ekrany we wrześniu.

»15

»10 Złota starość

TAKIE CZASY

»14 Życie seksualne…

LUDZIE I MIESCA

W ubiegłą niedzielę w naszym emigracyjnym mauzoleum – Ognisku Polskim– składano hołdy w programie „Kwiaty dla Renaty”. Czy czy składano je piosenkarce o pięknym miękkim głosie? O wytwornej sylwetce, oszczędnych ruchach i delikatnej interpretacji piosenek Hemara? Czy hołdowano żonie Generała, żywym symbolu jego legendy?

Silny kręgosłup moralny i naiwna wiara w wieczną miłość między dwojgiem ludzi zdały mi się na nic w błądzeniu po bezdrożach brytyjskiej mentalności. Mary, lat 68, twierdzi, że każdy choć raz w życiu powinien mieć swojego toy-boya, więc o co cały ten fuss wokół Madonny...? Mary miała toy-boya i co z tego...?

Ten sklep znaleźć jest dość trudno. Nie ma on swojej strony internetowej, ani nawet nazwy. Jest jednak powiedzenie, że jeśli masz coś wyjątkowego, to ludzie sami do ciebie przyjdą. Kristin ten wyjątkowy sklep tworzyła przez lata i nie musi go teraz nigdzie reklamować. Nie musi daleko wyjeżdżać, bo to miejsce przyciąga do niej cały świat.

FELIETONY

Układanka…

» 13


2|

18 lipca 2009 | nowy czas

Czas jest rzeczywisty. Henri Bergson

listy@nowyczas.co.uk Sobota, 18 lipca, Szymona, Kamila 1872

W Wielkiej Brytanii wprowadzona została zasada tajności głosowania w wyborach parlamentarnych.

niedziela, 19 lipca, alfreda, Wincentego 1553

Na tron angielski wstąpiła Maria Tudor, zwana Marią Katolicką. Rozpoczęły się represje przeciwko zwolennikom Kościoła anglikańskiego.

poniedziałeK, 20 lipca, czeSłaWa, Hieronima 1906

Autonomiczna Finlandia została pierwszym europejskim krajem, w którym kobiety uzyskały prawa wyborcze.

WtoreK, 21 lipca, daniela, pauliny 1542

Papież powołał do życia tzw. Święte Oficjum, najwyższą instancję dla sądów kościelnych. Celem Oficjum było wzmożenie walki Kościoła z reformacją i herezjami.

Środa, 22 lipca, marii, magdaleny 1944

W Lublinie ogłoszono (przygotowany dzień wcześniej w Moskwie) Manifest PKWN.

czWarteK, 23 lipca, bogny, apolinarego 1945

We Francji rozpoczął się proces marszałka Petaina, głowy państwa z lat okupacji. Sąd zasądził karę śmierci, którą zamieniono na dożywocie.

piąteK, 24 lipca, Kingi, KryStyny 1792

Król Stanisław August Poniatowski przystąpił do Targowicy.

Sobota, 25 lipca, KrzySztofa, JaKuba 1932

Polska i Rosja podpisały w Moskwie układ o nieagresji. Oba kraje wyrzekły się wojny oraz zobowiązały się nie wstępować do koalicji jawnie lub ukrycie przeciwko drugiemu sygnatariuszowi.

niedziela, 26 lipca, anny, grażyny 1945

Klęska wyborcza partii Winstona Churchilla. Nowym premierem Wielkiej Brytanii został szef zwycięskich laburzystów Clement Attlee.

Szanowny Panie redaktorze, jestem członkiem POSK-u od jego powstania i swego czasu byłam członkiem rady Bibliotecznej, z której wycofałam się, żeby bezsilnie nie patrzeć jak władze POSK-u traktują „per noga”, bez żadnego zrozumienia nie tylko zwykłych potrzeb bibliotecznych, ale przede wszystkim jej naukowego charakteru nadanego jej przez Marię danilewicz Zielińską. Od śmierci dr. Zdzisława Jagodzińskiego Biblioteka straciła swój naukowy prestiż i pod zmodyfikowaną nazwą (Biblioteka Polska POSK) stała się instytucją klubową czy parafialną. warto przypomnieć, że powstający Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny głosił, że jego celem jest między innymi ratowanie Biblioteki, której byt był wówczas zagrożony. wniosła ona do POSK-u pokaźny posag finansowy oraz zwabiała doń datki od Polaków z całego świata, które ofiarodawcy przeznaczali oczywiści na jej koszta, a nie na urządzanie życia towarzyskiego rodaków w Londynie. Z satysfakcją przeczytałam rozmowę z p. Markiem Laskiewiczem w ostatnim numerze nowego Czasu” o obecnym stanie i przewidywanej

przyszłości POSK-u. Od dawna przypuszczam, że Biblioteka pierwsza padnie ofiarą wynajmu czy sprzedaży lokalu („makulatura na przemiał?”), dlatego niepokoi mnie pominięcie tego tematu przez p. Laskiewicza. Może zechce go rozpracować w swych rozważaniach o przyszłości POSK-u? Z poważaniem dr Hanna ŚwiderSKa Londyn Szanowny Panie redaktorze, dorwałem Pański tygodnik w pubie na Hounslow. Przeczytałem teksty o filmie andrzeja wajdy „Katyń”, w tym, przede wszystkim, Pański

komentarz na str 3. Filmu jeszcze nie widziałem, choć mam płytę dVd (wstyd i hańba), ale chcę to zrobić w tzw. spokoju ducha, a nie w pośpiechu, w jakimś czasie „ukradzionym” ze snu albo posiłku. w Pańskim tekście moją najszczególniejszą uwagę zwróciło ostatnie zdanie – lecz nie w kontekście Katynia. [Pamiętaj, nie zaznasz spokoju, jeśli nie upomnisz się o swoich zmarłych – red.]. nawiasem mówiąc: skąd ten cytat, czy jest to całkowicie Pańska myśl? Znakomita. Czy zna Pan książkę „nienawiść”? (niestety nie pamiętam autora): znana, w swoim czasie nagłośniona

Na moją prośbę o pomoc w wydawaniu „Nowego Czasu ” w tr udnych, rece syjnych czasach zareagowalo sporo czytel ników, którzy wsparli f inansowo fundu sz wydawniczy: Pawe ł Bonowicz, Waler y Choroszewski, J. P. Finn, L. Gudynowska, Otton Hu lacki, Marek K aliciński, Grażyna Maxwell, Halina Miszczak, Lidia Ping, Lili Pohlmann, Waler ia Sawicka, Mar ia Sentuc, Elżbiet a Sadowska, Danu ta Szlachetko, Regina Wasiak-Taylor, Ryszard Żółtaniecki. Fundu sz wydawniczy ws pier ają też ci autorzy, któr zy nie pobierają honorar ium. Dużą pomoc uzyskaliśmy rów nie ż od Państwa Mar ii i Witolda Dowgielów. Wszystkim w imieniu redakcji składam serdeczne podziękowania. Grzegorz Małkiewicz redaktor naczelny

poniedziałeK, 27 lipca, natalii, rudolfa 1947

Górnik Wincenty Pstrowski zainicjował współzawodnictwo pracy.

z teKi andrzeJa licHoty

WtoreK, 28 lipca, marceli, innocentego 1547

Zygmunt August poślubił potajemnie Barbarę Radziwiłłównę. Małżeństwo króla wywołało wzburzenie w Koronie i na Litwie.

Środa, 29 lipca, marty, olafa 1941

Podpisano traktat Sikorski-Majski między Polską a ZSRR, przywracający stosunki dyplomatyczne między obu państwami, zerwane 17 września 1939 z chwilą agresji ZSRR na Polskę.

czWarteK, 30 lipca, Julity, ludmiły 1994

Zgromadzenie Narodowe kanadyjskiej prowincji Quebec uznało francuski jedynym językiem oficjalnym tej prowincji.

piąteK, 31 lipca, Heleny, ignacego 1959

Z uwagi na przejściowe problemy z zaopatrzeniem w mięso Ministertwo Handlu Wewnętrznego ogłosiło poniedziałek dniem bezmięsnym.

czaS na noWe mieJSca! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!

0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk 63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Małgorzata Białecka, Jacek Ozaist, Daniel Kowalski (d.kowalski@nowyczas.co.uk), Maciej Psyk FelIeTony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski, Dariusz Zientalak, Michał Sędzikowski; RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota; zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Grzegorz Grabowski, Aneta Grochowska, Grzegorz Lepiarz, WSPółPRaca: Joanna Bąk, Irena Bieniusa, Grzegorz Borkowski, Włodzimierz Fenrych, Gabriela Jatkowska, Anna Maria Grabania, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Katarzyna Gryniewicz, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Andrzej Łapiński, Łucja Piejko, Paweł Rosolski, Alex Sławiński, Aleksandra Solarewicz

dzIał MaRkeTIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia. © nowy czas

prenumeratę zamówic można na dowolny adres w UK bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Gazeta wysyłana jest w dniu wydania.

Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres............................................................................................. ........................................................................................................

liczba wydań

uK

ue

13

£25

£40

26

£47

£77

52

£90

£140

czaS publiSHerS ltd. 63 Kings grove london Se15 2na

Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)


|3

nowy czas | 18 lipca 2009

czas na wyspie listy cd książka o tzw. rzezi na Wołyniu. No właśnie: kto i kiedy upomni się o tych zmarłych, też Polaków przecież. Było ich nieporównanie więcej niż oficerów w Katyniu, zginęli w sposób nieporównanie gorszy niż strzał w głowę i nie byli żołnierzami, śmierć z ręki wroga nie była dla nich jedną ze świadomie wybranych opcji. Przepraszam, że tak to porównuję i jak gdyby przeciwstawiam, każda śmierć jest śmiercią, ale przecież wszystko co napisałem jest prawdą. Kto i kiedy wywrze na Ukrainę podobny nacisk, jaki był wywierany przez ostatnie 20 lat na Rosję? Kiedy władze Ukrainy przyznają w końcu (bo trudno o jakiekolwiek zadośćuczynienie czy karę), że takie fakty miały miejsce, że UKRAIŃCY WYMORDOWALI BESTIALSKO MOŻE I SETKI TYSIĘCY POLAKÓW TYLKO ZA TO, ŻE BYLI POLAKAMI? Jakie jest „halo” o Srebrenicę (każda śmierć jest śmiercią! pamiętam!), społeczność międzynarodowa do dziś dnia upomina się o tzw. rzeź Ormian na początku XX w (i słuszni !). Dlaczego taka cisza o Wołyniu? Czy dlatego, że chcemy wciągnąć Ukrainę za uszy do NATO i UE, aby stworzyć bufor oddzielający od Rosji? Pewnie nie inaczej. Ale skoro politykom ten temat „nie pasuje”, to czyż nie jest rolą mediów wyciągnięcie go na światło dzienne i przypomnienie politykom, że nie powinni zaznać spokoju… I już na koniec, pewien tekst, do wykorzystania w stosownym momencie w pracy dziennikarskiej. Ostatnie zdanie wiersza napisanego przez więźnia w obozie w Oświęcimiu, bardzo wymowne również w kontekście ofiar Wołynia: I grobu nawet mieć nie będziesz, Przyjacielu, A prochy Twe rozwieje polny wiatr. Lecz nie martw się, wszak jesteś jednym z wielu, Z tych wielu, o których zapomniał świat… Pochodzę z Oświęcimia, spędziłem tam dzieciństwo i młodość, moja Mama przeżyła całą okupację w pobliżu obozu, gdzieś w domu leży cały ten wiersz. Pozdrawiam serdecznie i życzę sukcesów, mimo wszystkie przeciwności JAN KOWALSKI

arteria nowyczas

h g u o r o in B Prze su wa my się bli żej Ta mi zy, i to nie by le gdzie, na SO UTH BANK, czy li tam, gdzie sto li ca tęt ni sztu ką. Wie dzie li śmy, że pierw sze spo tka nie -wer ni saż zor ga ni zo wa ny w kwiet niu przez No wy Czas w No lias Gal le ry przy Old Kent Ro ad nie bę dzie ostat nim, ale ta kie go awan su nikt z nas nie prze wi dy wał. Jak to zwy kle w przy pad ku otwar tych wy staw by wa (a otwar tość by ła na szym prio ry te tem), ktoś nie spo dzie wa ny przyj dzie, zo ba czy, otwo rzą się in ne moż li wo ści. I tak też się sta ło. Po zna li śmy mnó stwo cie ka wych lu dzi, ar ty stów z in nych czę ści Lon dy nu, któ rzy prze ko ny wa li nas do zor ga ni zo wa nia po dob nych spo tkań w pół noc nym czy za chod nim Lon dy nie. W No lias Gal le ry po ja wił się też Ray An drews, pro boszcz XVIII -wiecz ne go ko ścio ła St Geo r ge the Mar tyr w Bo ro ugh (na prze ciw ko sta cji me tra Bo ro ugh). Te go sa me go dnia po wstał po mysł prze nie sie nia wy sta wy do za byt ko wych krypt ko ścio ła St Geo r ge the Mar tyr. Wystawa i koncerty muzyki klasycznej, jazzowej i folkowej odbędą się w dniach 18-19 września St Geo r ge the Mar tyr Borough High St London, SE1 1JA Wstęp wolny Szczegóły podamy w najbliższych numerach Nowego Czasu i na stronie: www.nowyczas.co.uk

I was impressed by the way a group of artists had collaborated and come together to show the extraordinary quality and diversity of Polish art we have right here in Southwark. This is something to celebrate and to be grateful for, and I can think of no better setting for this than the crypt and East Garden of the ancient church of St George the Martyr. Rev. Ray Andrews

Dover-Francja promy taniej

29

*

GBP

Rosyth Belfast Dublin

Liverpool

Dover

Zeebrugge Dunkirk

0844 847 5040 Warunki i postanowienia: *Cena 29GBP dotyczy wybranych rejsów poza okresem szczytu do dnia 17/12/09. Obowiązuje opłata w wysokości 20GBP w przypadku zmian w rezerwacji. Cena może ulec podwyższeniu w następstwie dokonania zmian w rezerwacji. Zapłacone rezerwacje nie podlegają zwrotowi. Oferta dostępna do wyczerpania biletów oraz jest ważna jedynie jako część rezerwacji dokonanej na podróż w obie strony. Dodatkowe opłaty obowiązują w przypadku wszystkich innych rejsów. Obowiązują warunki Norfolkline.


4|

18 lipca 2009 | nowy czas

czas na wyspie

Benefis Ireny Andersowej

w skrócie Brytyjczycy budują pomnik polskim żołnierzom. Pod takim tytułem portal onet.eu, powołując się na portal goniec.com, podaje informację o Pomniku Polskich Sił Zbrojnych w Arboretum. Od dłuższego czasu wiadomo, że z inicjatywą budowy pomnika wystąpiło polskie środowisko, skąd nagle pojawili się Brytyjczycy?

Na tę okazję nie mogło być lepszego miejsca. To właśnie w Ognisku Polskim w Kensington generał Anders spędzał prawie wszystkie swoje chwile, a Renata Bogdańska (Irena Andersowa) nie schodziła ze sceny. To właśnie tam swoją scenę teatralną miał Marian Hemar, a Renata Bogdańska była jedną z głównych interpretatorek jego twórczości. Złośliwy kabareciarz zdobył się komentarz, widząc kiedyś zjeżdżającą po poręczy pięknych schodów Ogniska córeczkę państwa Andersów: „Biedne dziecko, ojciec karciarz, a matka szansonistka” W mininą niedzielę wielbiciele jej talentu, pamiętający doskonale teatralne karty w życiorysie Jubilatki zgotowali jej uroczysty wieczór, przypomnieli zapomniane piosenki i kabaretowe kuplety. Wrócił teatr, owacje i życzliwy uśmiech doświadczonej aktorki, która w takiej scenerii czuje się doskonale. O wieczorze pomyśleli i zorganizowali Jurek Jarosz i obecny prezes Ogniska Andrzej Morawicz. Wystąpili: Ewa Becla, Teresa Bogdańska, Rula Leńska, Krystyna Podleska, aktor z serialu „Plebania” Stanisław Górka i Jacek Jezierzański jako lwowski batiar. Zagrał również tercet Przemysława Salamońskiego: dwie młode skrzypaczki i pianista, a niektórym piosenkom akompaniowała Maria Drue.

Policja w Aberdeen w Szkocji postawiła zarzut morderstwa 21letniemu mężczyźnie, którego władze podejrzewają o dotkliwe pobicie Polaka w ubiegłą sobotę. Poszkodowany Jarosław Janeczek, lat 39,w dalszym ciągu przebywa w szpitalu. Prowadzący śledztwo inspektor policji Cammy Preston twierdzi, że atak nie był spowodowany pochodzeniem ofiary. – Znalazł się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu – oświadczył Preston. Czy Warszawa skusi Polaków w UK do powrotów? Z takim zamiarem przyjechała do Londynu prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. To już szóste spotkanie Polaków mieszkających na Wyspach z przedstawicielami polskich władz w ramach Projektu 12 Miast – Wracać? Ale dokąd? przeprowadzanego przez Stowarzyszenie Poland Street.

felietony > 10

Zmarł profesor Leszek Kołakowski Słynny polski filozof miał 82 lata. Od lat mieszkał w Oksfordzie, był członkiem All Souls College. Leszek Kołakowski urodził się 23 października 1927 roku w Radomiu. Po wojnie studiował filozofię na Uniwersytecie Łódzkim i Uniwersytecie Warszawskim. Wśród jego profesorów byli m.in. Kazimierz Ajdukiewicz, Maria Ossowska, Tadeusz Kotarbiński. Na emigracji został członkiem Komitetu Obrony Robotników. Po wydarzeniach Marca'68 stracił pracę na Uniwersytecie Warszawskim, objęty był też całkowitym zakazem druku. Wkrótce po tych wydarzeniach, w których aktywnie wystąpił w obronie studentów, wyjechał z kraju, początkowo na zaproszenie Uniwersytetu w Montrealu. Następnym etapem był Uniwersytet w Kalifornii. Od początku swojego pobytu na Zachodzie współpracował z paryską „Kulturą”, gdzie opublikował swoje najważniejsze dzieła: „Obecność mitu” i „Główne nurty marksizmu”. Wydał również takie książki jak „Kultura i fetysze”, „Czy diabeł może być zbawiony”, „Jeśli Boga nie ma...”, „Mini wykłady o maxi sprawach”, „O co nas pytają wielcy filozofowie”. Ostatnio zgodził się na wydanie obszernej rozmowy, którą przeprowadził z nim Zbigniew Mentzel – „Czas ciekawy. Czas niespokojny”. Od lat 70. artykuły Leszka Kołakowskiego zamieszczane w paryskiej

„Kulturze” i przemycane do kraju kształtowały etos opozycji demokratycznej w Polsce. Między innymi te zasługi profesora Kołakowskiego w walce z totalitaryzmem zostały podkreślone w uzasadnieniu przyznania mu w 2003 roku prestiżowej nagrody amerykańskiej John W. Kluge Prize for Lifetime Achievement in the Human Sciences (1 mln dolarów). Po zmianach politycznych w Polsce, profesor Kołakowski często odwiedzał kraj. Uczestniczył w sympozjach i licznych spotkaniach, ale nigdy nie zaangażował się politycznie w polskie spory. Profesor Kołakowski opublikował ponad 30 książek i około 400 artykułów.


|5

nowy czas | 18 lipca 2009

czas na wyspie

Londyńskie przekręty olimpijskie Londyn jest jedynym miastem świata, które trzeci raz będzie gospodarzem nowożytnych igrzysk olimpijskich. Patrzę na tempo budowy obiektów i podziwiam. Oby Polska równie sprawnie przygotowała się do Euro – zapewne jest to jedynie pobożne życzenie. Dzisiejszy rozmach budowlany Brytyjczyków prowokuje jednak do przypomnienia kilku wpadek organizacyjnych, jakie towarzyszyły pierwszym londyńskim igrzyskom, przed 101 lat. W 1908 roku gospodarzem igrzysk miał być Rzym, ale wybuch wulkanu spostoszył tę część Italii. Igrzyska przeniesiono więc do Londynu. Czy to wskutek pośpiechu, czy też z innych przyczyn, organizatorzy nie zdobyli kompletu flag wszystkich uczestniczących w zawodach krajów. Brakło czterech, w tym amerykańskiej. Amerykanie odpowiedzieli na ten nietakt dość żywiołowo, paląc kukłę brytyjskiego lwa. Jeszcze większe, wręcz powszechne oburzenie wywołał biskup Cantenbury, głoszący podczas towarzyszącego otwarciu igrzysk nabożeństwa: „W Igrzyskach tych ważny jest udział, nie zwycięstwo”. W Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim zawrzało, zaprotestowali sportowcy wszystkich ras i wyznań. Było to ostatnie oficjalne nabożeństwo w dziejach nowożytnych igrzysk. Dziwnym zrządzeniem losu słowa te przypisano baronowi Pierre’owi de Coubertin, zwolennikowi właśnie nie „udziału”, a nade wszystko szlachetnej rywalizacji, w której zwyciężać mieli najlepsi. Ta najsłynniejsza wpadka sportowa w całych jego dziejach, uczyniła z twórcy igrzysk nieszkodliwego maniaka. Jeszcze niekiedy red. Szpakowski, któremu zdarza się zapomnieć własnego nazwiska, głosi z nonszalancją: „Słynna coubertinowska idea olimpizmu”. Bzdura i fałsz. Jerzy Zmarzlik wiele lat poświęcił na bezskuteczne prostowanie tego przekłamania, no ale jak mógł być skuteczny, skoro nawet młodszego redakcyjnego kolegi nie przekonał? Rzym odstąpił Londynowi igrzyska, a Londyn w rewanżu pozbawił Włocha złotego medalu. W tę ciekawostkę wplątał się między innymi Artur Conan Doyle. Twórca postaci najsłynniejszego niegdyś detektywa nie wykazał się niestety przenikliwością godną swe-

go bohatera. Gdy kibice czekali na rozstrzygnięcie biegu maratońskiego, w bramie stadionu jako pierwszy pokazał się skrajnie wyczerpany biegacz włoski Pietro Dorando. Był półprzytomny, słaniał się na nogach, nie bardzo wiedział, gdzie jest linia mety. Życzliwi, a wśród nich Artur Conan Doyle, doprowadzili nieszczęśnika do celu, czyniąc mu prawdziwie niedźwiedzią przysługę. Włochowi odebrano zwycięstwo, mógł on bowiem nawet przeczołgać się przez metę, ale o własnych siłach, bez czyjejkolwiek pomocy. A tak cały jego wysiłek poszedł na marne. Sportowcy wielu krajów mieli też uwagi co do obiektywizmu sędziowania, bowiem w rolach arbitrów występowali niemal wyłącznie Brytyjczycy. Atutem londyńskich igrzysk był stadion na 80 tysięcy miejsc, tak zbudowany, że jednocześnie kibice mogli oglądać rywalizację pływaków, piłkarzy i lekkoatletów. W starożytnych igrzyskach zapewne do takich gaf by nie doszło. Jak i do tego, by wojny bezcześciły święty ogień olimpijski. Od 1896 roku do 2008 odbyło się 26 igrzysk, a trzykrotnie z uwagi na obie wojny światowe, odwoływano je. Na drugie londyńskie igrzyska – pierwsze powojenne, w 1948 roku – nie zaproszono Niemiec i Japonii. Nie startowali też Sowieci, co można uznać za sprawiedliwość dziejową. Ale Londyn 1948 roku też zapisał się w historii sportu pewną niezwykłością. Ostatni raz bowiem zmaganiom sportowców towarzyszyły konkursy sztuki. Pięściarz Aleksy Antkiewicz zdobył pierwszy powojenny brązowy medal olimpijski dla Polski, ale kompozytorowi Zbigniewowi Turskiemu przyznano złoto. Był to ósmy w dziejach konkursów literatury i sztuki medal dla naszego kraju, w tym drugi złoty.

Dorsz czy panga? Trudno uwierzyć, że fish & chips – kulinarna legenda Wyspiarzy jest zagrożona przez oszustów. Nie wiadomo, jakie są źródła tego narodowego dania. Wiadomo tylko tyle, że oba składniki zaczęły swoje kulinarne życie niezależnie – chips to francuskie pommes de terre a la mode, a smażone ryby były przysmakiem Żydów z londyńskiego East Endu. Czyli na początku wszystko sprzedawano oddzielnie i trudno ustalić, w jakim momencie te dwie potrawy: żydowska fryba i francuskie smażone ziemniaki stały się brytyjskim daniem narodowym. Sklep Józefa Malina, otwarty w 1860 roku, był prawdopodobnie pierwszym, który zaczął sprzedawać razem ryby z frytkami – czyli tradycja sięgająca XIX wieku. Warto nadmie-

nić, że w 1995 roku wydano 300 mln porcji tego dania. Pozycja fish & chip jest na Wyspach niepodważalna i pewnie tak już zostanie, skoro wytrzymała konkurencję ekspansywnego amerykańskiego burgera. Zamachu na tę brytyjską tradycję dokonują jednak nierzetelni właściciele małych sklepików/resturacyjek sprzedających fish & chips na wynos, którzy zwęszyli świetny biznes: hodowana w Wietnamie panga, nieco zbliżona w smaku do dorsza, jest o wiele tańsza niż łowiona w morzu ryba tradycyjnie w tej potrwie wykorzystywana. Za dorsza płaci się 12 funtów za kilogram, za kilogram pangi – 5. Brytyjczycy są jednak tak wyczuleni, że zwietrzyli kulinarne oszustwo. Sąd wydał już pierwsze wyroki. (tb)

Warto przy tej okazji cofnąć się do igrzysk w Amsterdamie, rozegranych w 1928 roku i łączności sportu z kulturą. W konkursie sztuki złoty medal otrzymał ówczesny redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”, poeta Kazimierz Wierzyński, a na stadione pierwsze złoto dla Polski zdobyła Halina Konopacka, dyskobolka, a zarazem niezła poetka. Już całkiem na marginesie można dodać, że gdyby MKOL ustąpił przed protestami, między innymi płynącymi z Watykanu, Konopacka na podium by nie stanęła. W Amsterdamie bowiem pierwszy raz w nowożytnych igrzyskach wystartowały kobiety, a to się wielu ludziom nie podobało. Na szczęście rozsądek wygrał w walce z pruderią. Co ciekawego wydarzy się podczas najbliższych igrzysk? Jednego można być pewnym – ambitni Brytyjczycy będą chcieli wygrać klasyfikację medalową.

Zbigniew Janusz

7DĕV]H 8EH]SLHF]HQLH

6DPRFKRG\ 0RWRF\NOH 9DQ\

3ROVF\ GRUDGF\ Z 8. VâXĪĆ V]\ENĆ L IDFKRZĆ REVâXJĆ =DG]ZRĔ GR -DUND L MHJR ]HVSRáX

0844 338 68 16 =DSáDWD SU]H] GLUHFW GHELW $VVLVWDQFH ZOLF]DMąF 3ROVNĊ

MoĪOLZH W\PF]DVRZH XEH]SLHF]HQLH $QJLHOVND ¿UPD ]DáRĪRQD Z $XWRU\]RZDQD L SUDZQLH UHJXORZDQD SU]H] *RG]LQ\ RWZDUFLD 9am - 5.30pm Po-Pt oraz 9am - 5pm Sob


6|

18 lipca 2009 | nowy czas

reportaż

Sztuka dla sztuki? Nie! Marihuany Magdalena Jackiewicz

P

lantatorzy – mówi o nich Jacek, artysta malarz pasjonujący się aranżowaniem wnętrz, który nadał temu domowi nowego blasku. – Tak ich teraz czasem z żoną nazywamy, oczywiście żartobliwie – dodaje. Jacek w Polsce ukończył malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych. W Londynie mieszka z żoną Sarą od ośmiu lat. Utrzymują się z projektowania i renowacji wnętrz. Zajęcie to jest nie tylko źródłem dochodu, ale przede wszystkim ich wielką pasją. Projektują, nadzorują prace remontowe, kupują meble i wyposażenie, a później wynajmują mieszkania i zarządzają nimi. Wszystko zaczęło się od domu w południowym Londynie, który para wynajęła od pewnego Irlandczyka. Znajomość ta nie tylko zaowocowała przyjaźnią, ale też doprowadziła do obopólnej współpracy, bo Jacek z Sarą odnawiają teraz i opiekują się innymi nieruchomościami, które posiada Irlandczyk, podnosząc ich wartość rynkową i funkcjonalną. Podczas remontowania domu w Herne Hill wprowadzono kilka konstrukcyjnych zmian likwidując jedną ze ścian maleńkiej kuchni, otwierając znacznie przestrzeń i uzyskując miejsce na dodatkową toaletę, która była niezbędna w przypadku aż czterech sypialni. Prace trwały ponad dwa miesiące. Zielone ściany, białe akcesoria oraz ciemnobrązowe, stare meble stworzyły przyjazną dla oka atmosferę odnowionego wnętrza.

CISZA PO BURZY Ten dwukondygnacyjny dom pochodzący z przełomu XIX i XX wieku to uroczy biały budynek z czerwoną dachówką, murkiem, z żeliwną bramką i żywopłotem po obu stronach wejścia, usytuowany na cichej ulicy z rzędami równie uroczych domków. Po wejściu do środka szczypiący w nos smród sprawia, że chce się natychmiast zawrócić. – Teraz w domu nie ma nic, ale kiedy wchodziło się do niego wcześniej, to naprawdę szczęka opadała. Był klasyczny, ale jednocześnie nowoczesny – Jacek przywołuje dawny wygląd mieszkania. – Były tam ładne stare meble, które kupiliśmy wcześniej i część z nich sami odrestaurowaliśmy. Jedna stara komoda, olbrzymia i ciężka, której teraz fragmenty znalazłem na górze, bardzo dobrze grała z resztą wnętrza. Nie wiem, czy została rozebrana czy połamana, ale właśnie tej komody najbardziej mi szkoda – była piękna i pasowała idealnie do salonu. W tym samym salonie stoi teraz tylko stara sofa i mały stoliczek, bardzo zakurzone. Na kominku jest stare lustro, a przy nim widać jeszcze kępki zasuszonych liści marihuany. Na podłodze sześć worków z ziemią i kilkanaście butli z przeróżnymi chemikaliami – nawozami, odżywkami, środkami owadobójczymi, biały żyrandol z Ikei. Z sufitu zwisa pełno drutów, na których suszono dojrzałe kwiatostany. Wokół każdego okna i drzwi błyszczy taśma izolacyjna. – Teraz mieszkanie jest już uprzątnięte, ale tutaj, gdzie

widać resztki taśmy, wokół drzwi, była folia. Umieszczono ją wokół każdego okna, również na podłodze, wszystko było pokryte folią. To były takie naparowane inkubatory. Oni zbudowali tutaj przecież cały system nawadniający – opowiada Jacek.

MISTRZOWSKA ORGANIZACJA Na drugim piętrze smród jest o wiele bardziej intensywny i tak jak na parterze, wszędzie widać resztki taśmy i drutów. Jaśniejsze, prostokątne ślady na drewnianej podłodze pokazują, gdzie wcześniej stały stare, masywne szafy. W łazience jest jeszcze więcej butelek z chemikaliami, a nad wanną, która służyła jako miska do mieszania odżywek i nawozów zawieszono pompę, która nawadniała wszystkie rośliny poprzez węże przechodzące do każdego pomieszczenia. Węże doprowadzono do każdego z nich z osobna poprzez dziury wywiercone w ścianach i podłodze/suficie. Plantatorzy dopilnowali również, aby rośliny miały odpowiednią wentylację. We wszystkich pomieszczeniach w ścianie lub na suficie jest dziura o średnicy około 30 centymetrów. – Przez te dziury przechodził na samą górę aż do strychu kanał wentylacyjny, taka gruba srebrna elastyczna rura pokryta folią – mówi Sara. Chińczycy popisali się nie lada sprytem w dziedzinie kamuflażu. Wszystkie żaluzje były opuszczone, zasłaniając folię, natomiast trzy okna w wykuszu w salonie nie były osłonięte z osobna, lecz zostały odgrodzone od reszty pokoju ścianą z folii. W tę odgrodzoną przestrzeń przeciągnęli kabel z żarówką i tekturowym abażurem, który dawał niezbyt ostre światło sugerujące, iż ktoś tam mieszka. Zaskakującą fachowością wykazali się też w przypadku elektryczności. W każdym pokoju zainstalowano panele z bezpiecznikami, kontaktami i zegarami umożliwiającymi czasowe włączanie się światła. Było tam mnóstwo żarówek o ogromnej mocy i mnóstwo termometrów. Prąd ściągnęli bezpośrednio z ulicy, zakładając osobny rachunek na jednego z lokatorów. Rachunek ten wynosi 7318 funtów za okres trzech tygodni. – Elektryk musiał być mistrzem – to, że cała ta instalacja się nie spaliła przy tym natężeniu jest naprawdę niesamowite. Nasz znajomy elektryk – mówi Jacek – który pomagał nam to wszystko rozmontować powiedział, że użyli zegarów, które stosuje się tylko przy dużych mocach. Jakby tego było mało, firma dostarczająca prąd ostatecznie odcięła jego dostęp do domu, a ponowne podłączenie potrwa ponad dziesięć tygodni i będzie kosztowało kilka tysięcy funtów.

KROK PO KROKU Ogłoszenie dotyczące wynajmu Jacek i Sara zamieścili na gumtree.com oraz w gazecie Loot. 1 kwietnia do mieszkania wprowadzili się Chińczycy: trzech mężczyzn i kobieta. Wszyscy mieli referencje i paszporty. Jak doszło więc do całej afery? Sara twierdzi, że absolutnie niczego podejrzanego nie zauważyli. – Wszyscy mieli pracować jako kucharze w bardzo dobrych restauracjach w Londynie. Wszystkie referencje sprawdziłam osobiście i wszystko było ok, więc nie miałam żadnych podejrzeń. W każdym razie depozyt i 1700


|7

nowy czas | 18 lipca 2009

reportaż funtów za czynsz zapłacili gotówką, kolejny również wpłacili na czas, więc my też nie chcieliśmy szukać problemu tam, gdzie go nie ma. – Jeszcze jakoś na początku maja spotkaliśmy się z nimi, żeby odebrać dokumenty i wszystko było w porządku, oni eleganccy, a mieszkanie czyste i uporządkowane jak pod linijkę, na barku stał kosz z owocami. Zero podejrzeń – dodaje Jacek. Dwa tygodnie później Sara urodziła dziecko, więc nie było czasu ani okazji do dalszych oględzin. A z drugiej strony nie było powodów do podejrzeń. Dopiero po dwóch miesiącach pojawiły się problemy. 10 czerwca Jacek z Sarą zorientowali się, że nie otrzymali trzeciej wpłaty za czynsz, która miała wpłynąć 1 czerwca. Zadzwonili do wynajmujących i usłyszeli, że tamci właśnie wracają z Chin i wszystko uregulują. Ale później telefonu już nie odebrali. Jacek i Sara pojechali więc do domu zbadać sprawę, ale nie weszli do środka, bo jeden z zamków został zmieniony. Dowiedzieli się później od sąsiadki, że przez policję. Jak się okazało, policja odkryła plantację marihuany podczas jednego z patrolów – pootwierane drzwi i okna wzbudziły ich podejrzenia. Pozostałości po uprawie Jacek i Sara ujrzeli przez jedną z powyginanych żaluzji. – Wszędzie były porozstawiane doniczki, straszny sajgon, więc był to niezły szok. Nie wchodziliśmy do środka, bo nie wiedzieliśmy, czy cała praca jest w trakcie, czy może znajdziemy tam na przykład zabitego Chińczyka… Sara i Jacek poinformowali właściciela i daremnie próbowali przez tydzień uzyskać od policji klucz do zmienionego zamka. W tym czasie ktoś już jednak zdążył włamać się do pustego mieszkania przez tylnie drzwi. – Był to wielki szok. Po prostu straszna rzeźnia – mówi stanowczym głosem Jacek. – Tam musiało w pewnym momencie przebywać kilkanaście osób na raz i musieli pracować jak mrówki, żeby to wszystko zbudować. Potrzeba było do tego mnóstwo pracy. A wszystko to wydarzyło się przecież zaledwie w przeciągu trzech, czterech tygodni. Sara przyznaje, że szkoda jej tego domu, który według niej ma coś w sobie. A Jacek dodaje: – Nie czułem złości, jak to zobaczyłem, ale troszkę mnie to podłamało, bo jednak szkoda całej naszej pracy. Trwała ona ponad dwa miesiące. Ale najbardziej zaskoczyła mnie ilość pracy, którą oni musieli włożyć w całą tę konstrukcję, a przy tym ta „chińskość” tej roboty. Ale nie da się ukryć, że dali radę. Przed uprzątnięciem sceny zdarzeń w każdym pokoju nie było niczego poza czarnymi, kwadratowymi doniczkami z resztkami sadzonek – w każdym, oprócz kuchni, w której stała kanapa i mały stolik, małej toalety na dole, która zmagazynowała 20 worków ziemi, oraz łazienki, która posłużyła za laboratorium. Doniczki były poupychane gdzie tylko się dało je wcisnąć. Hodowcy wykazali się absolutnym profesjonalizmem w montażu i organizacji całej plantacji. Podczas sprzątania na piętrze Sara zauważyła, że sufit lekko się osunął w jednej z sypialni. Okazało się, że na strychu umieszczono kolejne 90 doniczek wraz ze starymi meblami, które swoim ciężarem wygięły sufit. – Największym szokiem było dla mnie to, że wszystkie meble, które były masywne i ciężkie, zapakowali właśnie na strych, który nigdy wcześniej nie był używany, po to, żeby ich nie wystawiać na zewnątrz i nie wzbudzać podejrzeń. I że zdołali się z tym wszystkim tak szybko uwinąć – dziwi się Jacek. W całym domu doniczek było około 400, tyle samo było roślin. W przypadku tak profesjonalnie zorganizowanej

plantacji – nawadnianej, nawożonej, docieplanej i wietrzonej jedna roślina może wyprodukować 50, jeśli nawet nie 100 gramów marihuany. Przyjmując ten najniższy próg można oszacować, iż Chińczycy wyprodukowali około (co najmniej!) 20 tysięcy gramów trawy. To ponad 110 tysięcy funtów zarobku. – Znalazłem tam nawet taki specjalny nawóz, umożliwiający roślinie ponowne zakwitnięcie – dodaje Jacek. Plantatorzy byli doskonale przygotowani na każdą ewentualność, doskonale wiedzieli, co robią i jak się za to zabrać, a następnie po prostu zniknęli bez śladu. W sprawie toczy się śledztwo, jednak policja niespecjalnie się tym interesuje. Chińczycy tymczasem pewnie zbierają kolejne plony.

NA DOBRY POCZĄTEK Wnętrze będzie ponownie odnawiane. – Mamy ogromny sentyment do tego domu – mówi Jacek. – Odnawiane go będzie wielką przyjemnością. Zrobimy teraz wszystko troszkę inaczej. Zapytany o kolor ścian mimo wszystko z przekonaniem utrzymuje, iż w tamtej przestrzeni najlepiej prezentuje się kolor zielony. Jako miłośnik rzeczy znalezionych zatrzymał również dwa plastikowe chińskie bożki. Tekst: Magdalena Jackiewicz Zdjęcia: Zofia Noga, Paweł Wąsek Imiona osób występujących w reportażu zosatly zmienione


8|

18 lipca 2009 | nowy czas

donosy z Krakowa

Największa scena Europy

scenicznych działań. Mocny element scenografii stanowi gotycko-renesansowa bryła Sukiennic, które rozsiadły się na środku sceny. Z każdego boku wprost na scenę prowadzą trzy równoległe wejścia (ulice). Wszystko to doskonale organizuje przestrzeń scenicznych akcji. Wyjątkowym zwieńczeniem scenograficznego zamysłu jest XIIwieczny kościółek św.Wojciecha i

K

wadrat o boku nieco powyżej 200 metrów stanowi największą publiczną przestrzeń miasta. Malownicze frontony kilkusetletnich kamieniczek obudowując plac jednocześnie wyznaczają obszar

Staááe stawki 24/7

Polska

Polska

Irlandia

Niemcy

Czechy

Sááowacja

2p/min

1p/min

Polska Obsááuga Klienta

ci a o treĞ 16 s m s j i l Ğ 816 1 Wy ZAS nand sms) C Y W O N 5+ sta 9* 2 (koszt £ 0 4 7 0 849 ierz 02 numer b y W 2 pnie xx. a nastĊ y np. 0048xx a docelow # i poczekaj n ZakoĔcz ie. n poá ącze

7p/min

1p/min

1p/min

2p/min

królujący nad sceną gotycki ratusz. Tak dużej scenie towarzyszy, co oczywiste największa widownia Europy okalająca scenę wianuszkiem stylizowanych stolików z krzesłami, fotelami etc. Dodatkowo w tym europejskim teatrze widzowie zostali obdarzeni wyjątkowym, rzec można królewskim przywilejem, otóż w dowolnym czasie mogą poruszać się po scenie, opuszczać ją na-

1TR5A k% redytu

EX

ych dla now ów ik n uĪytkow

Auracall wspiera: Polska Infolinia: 020 8497 4622 www.auracall.com/polska

CALLING THE WORLD

*T&Cs: Ask bill payer’s permission. SMS costs £5 + std SMS rate. T-Talk account will be credited with £5. Connection fee varies between 1.5p & 20p. Calls to the 020 number cost standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. Charges apply from the moment of connection. Calls billed per minute. Credit may expire 3 months from your first call. Rates are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

wet w trakcie spektaklu. Tutaj każdy uczestniczy (wielokrotnie bez pełnej świadomości, co stanowi najwyższy atut) w tworzeniu spektaklu teatralnego o wielobarwnym wielokulturowym wymiarze. Na tej scenie, w tej realizacji, w tym teatrze wszystko jest NAJ. Największa w Europie liczba występujących jednocześnie aktorów, najdłuższy, bo 24-godzinny spektakl oraz możliwość jednoczesnego zaistnienia wszystkich gatunków sztuki scenicznej – od komedii, farsy, operetki po dramat czy tragedię. Przedstawienia toczą się w miedzynarodowej obsadzie przy przenikającej się kulturowo gwarze wielojęzycznego tłumu widzów i aktorów. Nieogarnięta pozostaje różnorodność form, stylów kostiumów scenicznych dopełniajacych kolorytem fabułę scenariusza. Jest w tym trudno policzalnym zespole aktorskim cała galeria interesujących postaci dysponujących ogromnym potencjałem twórczym stanowiącym swoiste bogate laboratorium ludzkich emocji. I nawet wówczas kiedy konstrukcja epizodu czy etiudy nie zawsze, nie do końca bywa przejrzysta, to ponad wszystko aktorstwo okraszone jest czystym puchem autentyczności. Bywa w naszym największym europejskim teatrze i tak, iż aktorzy nieskromnie rozpychają się w kreowanych postaciach od dekoracyjnego patosu po bolesny turpizm. Niestety ostatnio prym w owych turpistycznych scenach wiodą nietrzeźwi Anglicy. Cóż! Na obsadę sztuki nie mamy wpływu. W naszym teatrze reżyserem jest samo życie. Nie sposób w teatrze pominąć inspicjenta czuwającego nad całością przedstawienia. Z wysokości wieży kościoła Mariackiego strażak, niczym „inspicjent Pana Boga” regularnie, co godzine wzywa aktorów do brawurowego finału. A wówczas jak w sztukach Tadeusza Kantora cały Rynek zamiera, wszyscy kierują wzrok na hejnalicę, słuchają. Potem kolejna odsłona i teatr gra dalej. Jak to jest w każdym szanującym się teatrze i na naszej scenie obecne są postaci pierwszoplanowe, owe perełki, których warsztat aktorski w szczególny sposób wyróżnia się maestrią wykonania. Najlepszych wyróżniamy publikacją zdjęć. Od lat siadamy z boku największej sceny w Europie i przy niedzielnej kawie w gronie krakowskich krytyków spieramy się o ostateczny kształt naszej – krytyków teatralnych – zbiorowej recenzji z owego wiecznego spektaklu. Póki co zgodnie zachwycamy się najbogatszym w formie i treści teatrem życia. Szczerze zachęcamy Czytelników „Nowego Czasu”– wystarczy przyjechać na krakowski Rynek, wpadnijcie chociaż na mały epizod. Staniecie się aktorami na największej scenie Europy, a od inspicjenta teatru otrzymacie imienne (w trzech językach) świadectwo potwierdzające wasz udział w największym przedstawieniu na największej europejskiej scenie. Tekst: Marek Zabiegaj

Bogdan Zabiegaj Fot: Sebastian Zabiegaj


|9

nowy czas | 18 lipca 2009

publicystyka

Szef europosłów Przemysław Kobus

J

erzy Buzek przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Niewiarygodne? A jednak. Sam nie wierzyłem, gdy przed wyborami 7 czerwca Donald Tusk zapowiadał, że dostaniemy stanowisko szefa parlamentu. Byłem przekonany, że w populistycznych obiecankach premier się zapędził, a jednak. Polak został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Cieszmy się i nie dajmy sobie popsuć humoru nawet krytycznymi ocenami wobec Buzka formułowanymi przez zagranicznych dziennikarzy i część polskich polityków. Na początek jednak pozwolę sobie wrócić do epizodu z obietnicą premiera. Była to jedna z przedwyborczych konferencji prasowych, na których szereg obietnic nie miało końca, nie miało też końca obrzucanie politycznych przeciwników błotem. Ale co ważne i na co uwagę zwracali liczni komentatorzy w Polsce, premier złożył wówczas (nie wiemy dzisiaj czy niefortunnie, czy z pełną świadomością) obietnicę umiejscowienia Polaka na stanowisku szefa europarlamentu. My, dziennikarze stukaliśmy się w czoło słysząc te – jak dla nas – niedorzeczne wręcz obietnice, bo mieliśmy wrażenie, że Donald Tusk poszedł w ślady Jarosława Kaczyńskiego, który bardzo przeceniał rolę i znaczenie Polski na arenie międzynarodowej. Jaką więc niespodzianką było umoszczenie się Jerzego Buzka na czele wszystkich posłów w Strasburgu. Stało się, mamy Polaka na wysokim stanowisku. Wiemy, że nie jest to piedestał decydentów, ale możemy się cieszyć nie lada prestiżem. Tym bardziej że jeszcze dwa lata temu Polska postrzegana była przez zagranicę, jako kraj zacofany, zbyt konserwatywny, a przede wszystkim

nieskłonny do jakiegokolwiek dialogu. Pytanie oczywiście, w jaki sposób sukces Buzka przełoży się na sprawy polskie. Tutaj nie musimy chyba się zbytnio emocjonować i pokładać zbyt wielkich nadziei. Kto bowiem dzisiaj pamięta o osiągnięciach poprzednika Buzka? Kto dzisiaj w ogóle wie, jak się nazywał poprzednik Polaka na tym stanowisku? No właśnie. Mamy powód do dumy, mamy powód do zadowolenia, ale nie oczekujmy cudów. Kim jest jednak Jerzy Buzek? To pytanie zadaje sobie wielu zagranicznych dziennikarzy, których wiedza o życiorysie Polaka ogranicza się do wzmianki, że był premierem. W dodatku dość dawno temu. W dodatku jeszcze za jego kadencji prawa scena polskiej polityki sypała się i tworzyła od nowa. Pamiętna i słynna AWS, to przecież czasy Jerzego Buzka i Mariana Krzaklewskiego. Polityczna reaktywacja tego drugiego zakończyła się jednak fiaskiem. Tymczasem Jerzy Buzek po zakończonej karierze w Radzie Ministrów, znalazł się w Parlamencie Europejskim. Tam… tam z pewnością funkcjonował, w kraju niewiele go było widać. Nie było też słychać o spektakularnych osiągnięciach tego polskiego europosła, ale z drugiej strony – o czyich osiągnięciach słyszeliśmy. No może o wyskokach Giertycha-seniora w trakcie specyficznych wystaw. O pozostałych niewiele. Posłowie przypomnieli sobie o Polakach w trakcie tegorocznej kampanii wyborczej. Wówczas przyjeżdżali do miast, miasteczek i wsi, i z wcześniej przygotowanych kartek przypisywali sobie poszczególne sukcesy różnych regionów. Zabawne, że gros z nich po raz kolejny wmawiało nam, że są w stanie zrobić dla swoich regionów naprawdę wielkie rzeczy. I tak np. szczeciński europoseł SLD, Bogusław Liberadzki przekonywał, że budowa drogi ekspresowej S3 (łączy przejście z Czechami w Jakuszycach z Zieloną Górą, Gorzowem, Szczecinem i Świnoujściem) to jego wielka zasługa. Problem jednak w tym, że drogi… do dzisiaj nie ma. Są zaledwie fragmenty. O Jerzym Buzku też zbyt wiele nie słyszeliśmy. Podobnego zdania są zagraniczni obserwatorzy. Wystarczy przytoczyć fragmenty z ubiegłotygodniowego wydania francuskiego Le Monde. „Niezbyt elokwentny i pozbawiony dużej charyzmy, Jerzy Buzek zgromadził wszystkie atuty potrzebne do osiągnięcia tej funkcji, bardziej symbolicznej niż politycznej. To modelowy przykład obrońcy praw człowieka, przywiązany do dialogu, umiarkowany konserwatysta i liberał, zakorzeniony w starej tradycji chadeckiej, przychylnej społecznej gospodarce rynkowej” – napisał francuski dziennik. Miażdżąca – ktoś by powiedział – krytyka polskiego przewodniczącego, ale coś w tym jest. Jerzy Buzek nawet gdy piastował stanowisko szefa polskiego rządu, znajdował się jakby w cieniu, nie angażował się w spory, w trudnych sytuacjach wyręczał się ministrami, bądź zastępowali go partyjni koledzy. Buzek był ot takim so-

bie premierem, który niby był związany z jakimś ugrupowaniem, ale robił wszystko, by stać na uboczu. „Nie jest on ani trybunem ani urodzonym mówcą, jakich słyszy się często w Parlamencie, ale jednym z tych poważnych, cichych i rzadko uśmiechniętych pracowników” – czytamy w „Le Monde”. Francuzi starają się jednak znaleźć i dobre strony naszego byłego premiera, wskazują na wysoką ocenę jego prac w kwestii ochrony środowiska i badań naukowych. No jakby nie patrzeć nie są to cechy charakterystyczne dla politycznego „tygrysa”. Analizując ścieżkę brukselskich „układów”, warto podkreślić, że o jego wyborze zdecydowało też pochodzenie – kraj jeszcze do niedawna zniewolony przez ZSRR; ugodowość, skłonność do kompromisu, rzeczowość. Bo Buzek nie był typem złotoustego kłamczucha. Nie był nigdy figurą polityczną, był w cieniu i dzisiaj z tego cienia wyszedł. Choć – jak mówią złośliwi – stanowisko Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, to funkcja symboliczna. I Buzek od politycznych wygibasów postacią nie będzie, bo i taką być nie może.

Drużyna Buzka Na szczęście, a może właśnie na nieszczęście, do Parlamentu Europejskiego dostało się kilka osobliwości, związanych szczególnie z partiami opozycyjnymi, które w niedalekiej przyszłości mogą zafundować Polsce trochę rozgłosu. Pytanie, jak wielkiego? Na pewno barwną postacią jest i będzie Joanna Senyszyn z SLD. Bezkom-

promisowa posłanka, o wyrazistych poglądach i zdecydowanej postawie. Nie przystaje do kanonu lewicowego myślenia, wręcz przeciwnie. Potrafi bronić gejów, krzywdzonych, tępi głupotę w każdym wykonaniu. Nie ukrywa swoich wad. Cechą rozpoznawalną Joanny Senyszyn jest jej bardzo, ale to bardzo charakterystyczny głos. Senyszyn to postać, która sumiennie pewnie odda się swoim obowiązkom, ale nie omieszka wygłosić trącącej skandalem opinii w przypadku szczególnie ją bulwersującym. Na razie nie wiemy, co takiego będzie mogło ją wyprowadzić z równowagi. W kraju często musiała reagować na pomysły braci Kaczyńskich. Nie darzy sympatią ojca Rydzyka. Ciekawie zapowiada się kolejna kadencja Ryszarda Czarneckiego, niegdyś zagorzałego wielbiciela Samoobrony i niemal przybocznego Andrzeja Leppera, później miękko wylądował w ramionach Prawa i Sprawiedliwości. Europoseł nawet z daleka był wyjątkowo aktywny w komentarzach do spraw polskich, z działalnością w PE bywało chyba różnie. W Brukseli po raz pierwszy zagościli Jacek Kurski i Zbigniew Ziobro, twarze polskiego PiS-u, rozpoznawalne zaraz po liderze, Jarosławie Kaczyńskim. Złośliwi mawiają dzisiaj, że szef partii miał dość rosnącej popularności i rozpoznawalności Kurskiego i Ziobry, więc zdecydował się wyekspediować ich parę tysięcy kilometrów dalej. Niech tam brylują. Inna sprawa w ocenie „złośliwców”, to zarzuty prokuratorskie Ziobry – znów go

chroni immunitet. Szkoda trochę Kurskiego, w Polsce określanego jako „bulterier” PiS. Ostry język, cięte riposty, szybkie kontrataki w politycznych przepychankach, niesamowita zdolność sensownego odwracania kota ogonem, czy też gotowość do stawienia czoła najtrudniejszym pytaniom. I nawet z najgłupszych spraw Kurski, reprezentując partię, tłumacząc się za kogoś z czegoś wychodził obronną ręką. Niestety, zawiódł przy jednym z prezydenckich orędzi. Stworzenie z przemówienia Lecha Kaczyńskiego wideoklipu o dość tandetnej fabule nie pozwoliło Kurskiemu cieszyć się pełnym zaufaniem braci. Bracia znów pokochali Michała Kamińskiego, choć ten po raz kolejny znalazł się w Parlamencie Europejskim. De facto, PiS pozbył się w Polsce liderów. Oprócz braci, nie ma nikogo. Nawet Tadeusz Cymański, słynący z dość ekwilibrystycznej gestykulacji w pozycji siedzącej (!!!) znalazł się w PE. Wiemy jakimi politykami byli owi barwni panowie nad Wisłą, nie wiemy jednak, co zaprezentują sobą w PE. Platforma i SLD postawiły na znanych w regionach działaczy, na dotychczasowych europosłów i ta taktyka sprawdziła się. A wracając jeszcze do Jerzego Buzka – cieszmy się, mamy swojego na szczycie PE. Mieliśmy w przeszłości? Więc nawet malkontenci powinni dać sobie na wstrzymanie.

felietony > 11


10|

18 lipca 2009 | nowy czas

felietony opinie

redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA

Złota starość Krystyna Cywińska

Nie ma żadnej historii, są tylko historycy – twierdził Oscar Wilde. Są także publicyści i dziennikarze w historii rozrabiający. I politycy historią manipululjący. No i my, świadkowie historii, którym pamięć miesza fakty. A historia i tak w pięć minut po faktach fakty przeinacza.

Co stwierdzam jako świadek pewnych faktów w Powstaniu Warszawskim. Z późniejszych relacji wynikało, że miewałam halucynacje w ogniu bitewnym albo że spiłam się na umór piwem z browaru Haberbusha i Schiele. A fakty w relacjach post factum obrosły w legendy. W parę lat po Powstaniu znalazłam się w Londynie. Bastionie naszej niepodległości. Stolicy naszego państwa w państwie – jak mawialiśmy. Świątynią polityczno-towarzysko-artystyczną tego państwa było Ognisko Polskie. Arystokratyczna wcześniej siedziba miejsko-pałacowa. Po prawej stronie holu był kiosk niepodległościowy. Na ladzie emigracyjne niepodległościowe publikacje i patriotyczne bibeloty. Kawaleryjskie ryngrafy, pułkowe odznaki, stare medale, ryciny. Westalką tego przybytku z dobytkiem emigracyjnym była pani Kika. Dama w nieokreślonym wieku, z szalem na ramionach. Cerberem tego przybytku był niejaki Pan Inżynier. Inaczej się o nim nie mówiło. Pani Kika lustrowała mnie spiczastym wzrokiem i pytała: – Słucham? Naiwnie zapytałam, czy ma jakieś książki krajowe. – Krajowe!!!??? – padła zdumiona i zduszona reakcja. – Wydawnictw komunistycznych nie sprowadzamy. No cóż… Poczułam się podejrzana. Weszłam nieśmiało do kawiarni. Przy stolikach na fotelikach strojne panie obrzucone biżutami sączyły kawę przy ciastkach. Przy barze eleganccy pano-

wie popijali alkohole. I nagle wkraczająca na salony, niczym jego muza, piękna Irena Delmar. Szmer rozmów jak w dawnych warszawskich kawiarniach. Wszyscy się znali. Wszyscy o wszystkich wszystko wiedzieli. Kto z kim, dlaczego, po co i za ile. Nieco obcy świat po moich okupacyjnych i powstańczych przeżyciach. W restauracji, prawie w kącie, na prawo od drzwi siedział emigracyjny sanhedryn. Niczym w starożytnej Judei najwyższa rada, trybunał i organ władzy. Emigracyjni ministrowie, generałowie, pułkownicy, rotmistrzowie. Przewodził im generał Anders. Wyrazista, piękna męska twarz. Przenikliwe oczy, nieodłączny papieros. Po prostu bożyszcze! Stałam jak wryta. Obok Adam Ciołkosz, przywódca socjalistów. Z drugiej strony profesor UJ Stanisław Stroński, filolog, polityk i minister informacji w ówczesnym emigracyjny rządzie. – Niech siada –usłyszałam. Siadłam. I chyba przez godzinę odpowiadałam na pytania generała Andersa jak to było w Powstaniu i jak było w niemieckiej niewoli. Wiedziałam, że generał był Powstaniu przeciwny, bo nie ufał Sowietom. Zbyt dobrze ich znał. Powstanie uważał za narodową tragedię, ale nie komentował krytycznie. Tylko słuchał. Kiedy nasi politycy w czasie wojny łudzili się, że z Sowietami można grać, on się nie łudził. I wbrew tym politykom powziął decyzję wyprowadzenia z Sowietów ponad 100 tys. naszych zabie-

dzonych rodaków. Bez niego nie byłoby epopei 2. Korpusu. Generał był szkalowany i znienawidzony przez reżym PRL-u. Szydzono, że wjedzie do Polski na białym koniu. No i wjechał na białym koniu historii i w niej pozostanie. Czy są ludzie niezastąpieni? W pewnych okresach dziejów na pewno są. Szczególnie jeśli mają niezastąpione po sobie wdowy. Podtrzymujące o nich legendę. Taką niezastąpioną wdową jest Renata Anders. Do dziś piękna mimo wieku. Do dziś, mimo wieku, urokliwa, ciepła i wytworna. I gotowa jechać do kraju, na jego krańce, na każde wezwanie żądnych legendy o generale. W ubiegłą niedzielę w tym naszym emigracyjnym mauzoleum – Ognisku Polskim – składano pani Renacie hołdy. Czy hołdowano piosenkarce o pięknym miękkim głosie? O wytwornej sylwetce, oszczędnych ruchach i delikatnej interpretacji piosenek Hemara? Czy hołdowano żonie Generała, żywym symbolu jego legendy? Na te wylewne hołdy, kwiaty i laurki padła jej odpowiedź: – Uwielbiam, jak mnie wielbią i oklaskują. W zalewie przesadnych słów i zachwytów, orzeźwiająca, szczera reakcja. A przy stolikach w górnym salonie Ogniska, jak dawniej. Eleganckie panie i panowie. Młode i średnie pokolenie, paru staruszków, jeszcze nie zgrzybiałych – w tym ja – pod portretami dam i huzarów emigracyjnych. I jak w mieszczańskim, dostatnim salonie popisy przy fortepianie. Śpiewała stare pio-

senki Ewa Becla, śpiewała Teresa Bogdańska, przypomniały się urodziwa Rula Leńska i urokliwa Krysia Podleska. Wystąpił aktor z serialu „Plebania” Stanisław Górka. I nasz emigracyjny Jacek Jezierzański jako lwowski batiar. A Jurek Jarosz zacytował wierszyk bardzo á propos Wisławy Szymborskiej: „Powiadają starość jest okresem złotym. Kiedy spać się kładę, zawsze myślę o tym. Uszy mam w pudełku, zęby w wodzie studzę, oczy na stoliku, zanim się obudzę. Jeszcze przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuje, czy to wszystkie części, które się wyjmuje? Poczułam się jakby to było dla mnie pisane. No i wreszcie zagrał nam koncertowo tercet Przemysława Salamońskiego: dwie młode skrzypaczki i pianista – uciecha dla ucha. I jak za dawnych lat niektórym piosenkom akompaniowała Marysia Drue. I uraczyła nas fragmentem ze swojej biografii, do nabycia na miejscu. A z drugiej strony salonu, tam gdzie kiedyś była scena Hemara, on mi się jawił z tą swoją piękną, krzaczastą twarzą, z wymownymi ruchami rąk. Stara emigracja – pisał Hemar – to już sklep spalony na żużel, ale w Ognisku biznes as usual. Jest się czym pochwalić. A za to popołudnie dla Renaty dziękuję Andrzejowi Morawiczowi i Jurkowi Jaroszowi. Dla mnie to było popołudnie wspomnień. Jak wszystkie wspomnienia, nieco przesłodzonych, nieco przesadzonych i jak każda historia w mity zamienionych.

Samotny biały rekin Dariusz Zientalak

Otwieram rano gazetę, a tam, wołami wywalone: „Jest gorzej niż przypuszczaliśmy. Rekin, złoczyńca ze „Szczęk” myśli jak seryjny morderca”. Tyle tytuł.

Dalej następuje artykuł opisujący badania przeprowadzone przez brytyjskich naukowców, mające udowodnić raz na zawsze, że wśród żarłaczy białych występuje tak zwany terytorializm. Czyli, że rekiny te, będące z natury samotnikami, mają swoje rewiry, gdzie żyją i polują. Ciekawy jest tutaj nie sam pomysł, bo dyskusje nad terytorializmem żarłaczy toczą się odkąd pamiętam, ale metoda badań, jaką tym razem zastosowano. Otóż zaadoptowano profilowanie geograficzne używane m.in. przez FBI przy poszukiwaniach seryjnych morderców. W profilowaniu geograficznym chodzi o zawężenie obszaru poszukiwań sprawcy. Zakłada się przy tym, że morderca oddala się od miejsca zamieszkania w wystarczającym stopniu, by nie zostać przypadkowo rozpoznanym przez swojego sąsiada, ale równocześnie pozostaje dość blisko, by po dokonaniu zbrodni szybko schronić się w domu. Biolodzy studiujący życie żarłaczy dostosowali tę metodę do własnych potrzeb, poddając analizie kilkaset ataków rekinów na foki u wybrzeży RPA. Na zakończenie artykułu autor przytacza, trochę bez związku, przypadek odkrycia tożsamości Rozpruwacza z

Yorkshire, którego w 1981 roku skazano na dożywocie za dokonanie 13 morderstw, chociaż policja podejrzewa, że było ich więcej. Całość ozdobiono fotografią, ze wzmiankowanym Rozpruwaczem, który wygląda kubek w kubek jak Boruta z polskich bajek i zdjęciem rekina z rozwartą paszczą. I tyle. Gdyby ten artykuł opublikował „The Sun” albo „Mirror”pewnie by mi powieka nie drgnęła. Wzruszyłbym ramionami i poszedł dalej. Ale po „Timesie” oczekiwałem czegoś więcej. Najwyraźniej niesłusznie. Mniejsza o to, że do złapania Rozpruwacza z Yorkshire nie posłużyło profilowanie geograficzne, bo metoda ta jeszcze wówczas nie istniała. Opracowaną ją dopiero w połowie lat 90. Mniejsza, że pomysł używania w badaniach nad zachowaniami zwierząt technik przeznaczonych do badania zachowań ludzi posługujących się wszak rozumem (mniej lub bardziej zdegenerowanym, ale zawsze) a nie instynktem, mam za ryzykowny, co najmniej. W końcu nie ja rozdaję granty, więc nie mnie decydować, na co zostaną wydane. Chodzi o ton artykułu, chodzi o ten nieszczęsny tytuł: „Rekin myśli jak seryj-

ny morderca”. Czyli: realizuje swoje chore fantazje nie bacząc na krzywdę, jaką wyrządza ofierze i jej najbliższym. Dlatego musi zostać schwytany i ukarany, żeby inne rekiny dwa razy namyśliły się nim zjedzą człowieka. Toż to już nawet nie jest animizm, tylko zwykły idiotyzm. Ale znakomicie wpisujący się w tradycyjne myślenie o tych rybach. Jeśli rekin, to „agresywny drapieżnik”, „maszyna do zabijania”, bezwzględny morderca”, „ludojad”. Ani słowa o tym, że ludzie, którzy zostali przez rekiny zaatakowani, właściwie sami się o to prosili. Kiedy ostatni raz żarłacz biały pożarł człowieka śpiącego we własnym łóżku? Rekiny omijają miasta szerokim łukiem, na wsi też ich się właściwie nie spotyka. Za to ludzie pchają się tam, gdzie mieszkają rekiny całymi tłumami i bez najmniejszych zahamowań. A kiedy wreszcie dochodzi do tragedii, zaczyna się polowanie na bestię. Każdy, kto zobaczyłby bandę dzieciaków grających w piłkę nożną w pobliżu stada lwów, popukałby się w czoło. Z jakiegoś powodu ta sama banda dzieciaków surfująca na wodach znanych z licznej populacji rekinów nikogo nie dziwi. Rekiny były tu na długo przed na-

mi. Pływały już w ciepłych płytkich wodach ordowiku jakieś 400 mln lat temu. Ale wszystko wskazuje na to, że dotarły do kresu swej drogi. Przez ostatnie pięćdziesiąt lat zniknęło 99 proc. populacji żarłacza białopłetwego. Od początku lat 70. wytępiono 97 proc. populacji żarłacza tygrysiego. A populacja innego gatunku – rekina kosogona - w ciągu zaledwie dwudziestu lat zmniejszyła się o 80 proc. W 1974 młody biolog, Peter Benchley napisał powieść „Szczęki” na podstawie, której inny młody człowiek, Steven Spielberg nakręcił później klasyczny dreszczowiec. Tak w książce, jak i w filmie naukowe fakty zostały nagięte na potrzeby fabuły. Benchley do swojej śmierci w 2006 roku miał poczucie winy, że zaszczepił w zbiorowej świadomości wizerunek rekina jako ucieleśnienia ludzkich koszmarów. Robił, co mógł, żeby zmienić ten stan rzeczy. W wywiadach wielokrotnie powtarzał, że jedyną szansą ocalenia dla rekinów jest edukacja ludzi. Lektura artykułów jak ten, upewnia mnie w przekonaniu, że rekiny nie mają szans. d.zientalak@nowyczas.co.uk


|11

nowy czas | 18 lipca 2009

felietony i opinie

Na czasie

KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO

Grzegorz Małkiewicz

Polska odniosła sukces. Jedno z najwyższych stanowisk w Unii Europejskiej przypadło polskiemu politykowi. Po pięciu latach naszej obecności w strukturach europejskich były premier Jerzy Buzek został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Jak sam podkreślił, jest to sukces nie tylko Polski. Wybór polskiego kandydata na to stanowisko potwierdził zjednoczenie Europy, zlikwidowanie podziału na Zachód i Wschód, ostatecznie na złom trafiła „żelazna kurtyna”. W kraju i w naszej części Europy entuzjazm, a jak to odebrali Brytyjczycy? Chłodno, nie zauważyli, albo nie chcieli zauważyć. Informację o wyborze nowego przewodniczącego podał jedynie „Financial Times”, korespondenci pozostałych największych gazet zajęci byli debiutem dwóch posłów z faszyzującej British National Party. Debiut podobno nie wypadł najlepiej – posłowie spóźnili się na odśpiewanie oficjalnego hymnu Unii Europejskiej „Ody do radości” Beethovena. Spóźnili się, a może jednak zrobili to celowo, w końcu „prawdziwym” patriotom oddelegowanym przez ich wyborców do rozmontowania Unii metodami demokratycznymi nie przystoi bałwochwalczy gest oddawania hołdu cielcowi. Ich obowiązuje zawsze i wszędzie „God Save the Queen” i trzymanie „Union Jack” wysoko i z dumą wbrew powiewającym wkoło niebieskim flagom. Pokornie usiedli na przeznaczonych dla nich tylnych miejscach sali obrad, bez rozgłosu, a jednak ich obecność zainteresowała dziennikarzy brytyjskich i spowodowała komentarze w grupie ich parlamentarzystów. – Smutny dzień dla Wielkiej Brytanii, walczyliśmy z faszyzmem, a teraz musimy dzielić tę samą salę obrad z brytyjskimi faszystami – powiedział poseł laburzystowski Glenis Willmott. Innego zdania był konserwatysta Timothy Kirkhope, dla którego ich obecność to

wola wyborców, którą trzeba uszanować. Swoją dezaprobatę okazała też eurodeputowana Diane Dodds, która odmówiła zajęcia przydzielonego jej miejsca obok Andrew Bronsa z BNP. To jeszcze nie koniec brytyjskiego bojkotu. Posłowie z BNP nie zostali zaproszeni na zorganizowane przez minister Glennys Kinnock wieczorne przyjęcie dla wszystkich Brytyjczyków w Parlamencie Europejskim. Dla Jerzego Buzka w relacjach ze Strasbourga zabrakło miejsca. Czy polski przewodniczący Parlamentu Europejskiego przegrał z bardziej nośnym medialnie tematem? Chyba nie, wydaje się, że na Wyspach struktury europejskie, jeśli nie ma w nich elementu brytyjskiego mało kogo obchodzą. Dla Brytyjczyków kolejny dowód na zjednoczenie Europy nie ma już większego znaczenia. Pomimo dużego zaangażowania finansowego i dyplomatycznego Unia Europejska nadal pozostaje w brytyjskiej świadomości tworem kontynentalnym. Opowiada się o niej z ironią i sarkazmem, jeśli nie z wyższością. I jednocześnie konsekwentnie wprowadza w życie wszystkie dyrektywy wymyślane w „biurokratycznej” Brukseli. A prawdziwe emocje oszczędza się na inne sprawy. W Europie Brytyjczycy są nadal Wyspiarzami. Może coś się zmieni jak pierwszym prezydentem Unii zostanie były premier Tony Blair.

kronika absurdu Narodowy Fundusz Zdrowia nie przewiduje zabiegów dwóch nóg równocześnie. Przepisy, święta rzecz, co z tego, że lekarze nie widzą innej możliwości jak poddanie pacjenta operacji obydwu kończyn jednocześnie. Jest to rutynowy zabieg w przypadku np. dzieci cierpiących na porażenie mózgowe. Jedynym ratunkiem jest przedłużanie mięsni albo korekta stawów. Operowanie jednej nogi niczego nie zmienia, druga musi być poddana takiemu samemu zabiegowi, co można zrobić w trakcie jednej operacji – taniej i skuteczniej. Nie dla urzędników, dla nich jeden zabieg jest rzeczywiście tańszy. Trzeba oszczędzać. A co będzie z pacjentem, któremu zdruzgotało dwie kończyny w jakimś wypadku i operować trzeba natychmiast? Ma, zgodnie z wolą urzędników z drugą nogą poczekać? Baron de Kret

Wacław Lewandowski

Potęga wody W pamiętnym lipcu 1997 roku powszechnie psioczyliśmy na spadek w postaci zniszczonej i zaniedbanej infrastruktury wodnej i przeciwpowodziowej, jaki pozostawiły nam lata komunistycznej gospodarki. Powódź zalewała Opolszczyznę, Wrocław i inne miejsca, a my utyskiwaliśmy, że gdyby np. Wrocławski Węzeł Wodny, jaki zabezpieczał miasto „za Niemca”, nie był przez lata PRL dewastowany, gdyby weń inwestowano i podejmowano konieczne modernizacyjne prace, miastu nie zagrażałaby wielka woda. Refleksję taką snuli i przedstawiciele administracji lokalnej z miejsc, dokąd sięgnął żywioł, i politycy szczebla centralnego. Nikt specjalnie nie liczył lat, jakie minęły od końca PRL, bo wiadomo: zaniedbania odziedziczyliśmy wielkie i wieloletnie, a pieniędzy nigdzie zbyt wiele… Sytuacja zmieniła się radykalnie z chwilą wejścia Polski do UE, co otworzyło możliwość korzystania z tzw. Funduszu Spójności, z którego można pozyskiwać środki na inwestycje przeciwpowodziowe. Po powodzi 1997 roku lista potrzeb była gotowa i oczywista, nie było żadną tajemnicą, co trzeba zrobić i na co pieniądze pozyskać. Aż nadszedł rok obecny, z wyjątkowo obfitymi opadami w czerwcu i lipcu i oto bywają

dni, kiedy jedna trzecia terytorium kraju jest zagrożona powodzią, a w wielu ośrodkach na zagrożeniu się nie skończyło, ludzie potracili dorobek życia, były nawet ofiary śmiertelne. Zaczęło się to, co dzieje się zwykle – wizyty dygnitarzy na terenach zalanych, obietnice pomocy, apele do społeczeństwa o ofiarność. Pojawiła się też okazja do zadawania pytań, co mianowicie zrobiono w ostatnich latach w sprawie przeciwpowodziowych zabezpieczeń, co stało się z planowanymi inwestycjami, ile unijnych pieniędzy Polska pozyskała na realizację odpowiednich programów? Odpowiedzi przerażają. Nie ma ani jednej polskiej aplikacji o środki z Funduszu Spójności! Inwestycyjny „Program dla Odry 2006” zarzucono. Nie wybudowano zbiornika Racibórz. Wstrzymano modernizację Wrocławskiego Węzła Wodnego. Pod Kamieńcem Ząbkowickim, gdzie miał powstać zbiornik wodny, wysiedlono całą wieś i na tym rzecz się zakończyła. Zbiornika nikt nie buduje, nie ma nawet decyzji o rozpoczęciu inwestycji. W innych częściach kraju jest tak samo. Nie zrobiono nic; nie robi się niczego; nie szuka się pieniędzy na inwestycje tego rodzaju. Dlaczego? – Można jedynie przypuszczać, że politycy wolą pokazać zatroskanie na miejscu ka-

tastrofy, niż przyczynić się do zapobiegania katastrofom, bo to ostatnie wymaga pracy systematycznej, bez asysty telewizyjnych kamer. Co gorsza, nawet gdy jakaś ekipa coś zainicjuje, następna, kiedy dojdzie do władzy, nie będzie pomysłu poprzedników kontynuować, bo każdy rząd w Polsce rozpoczyna świat na nowo. Owszem, możliwe były kontynuacje pomysłów politycznych, np. wejścia do NATO, ale w kwestiach inwestycji nie ma żadnej ponadpartyjnej współpracy. Każda z ekip natychmiast wymienia kadry w rządowych agencjach, w ministerstwach i administracji niższego szczebla, bo przecież trzeba skonsumować wyborcze łupy i nasycić partyjny aparat. Dlatego w Polsce fachowiec, jeśli się w jakimś urzędzie zachowa na dłużej, pełni tam rolę podrzędną i nie ma prawa działać twórczo. Inaczej jest ze stosunkiem do żywiołu ludzi spoza polityki, tzw. szarych obywateli. Ci ani na chwilę nie zapominają o potędze wody, niektórzy nawet są skłonni ją wyolbrzymiać. Jeśli niejaka Kwiatkowska, która chce skarżyć agencję turystyczną, bo uważa, że woda w basenie w Egipcie zapłodniła jej cnotliwą córkę, nie jest wymysłem tabloidu „The Sun”, mamy żywy przykład nadmiernego respektu.


12 |

18 lipca 2009 |nowy czas

czas pieniądz Pomyśl, zanim polecisz biznes media nieruchomości

Fot. Roman Waldca

CZARNA LISTA

Roman Waldca

Linie lotnicze trafiają na czołóki gazet przeważnie z dwóch powodów. Albo wydarzył się tragiczny wypadek, albo znalazły się w finansowych tarapatach.

Każdego lata to samo się powtarza: przewoźnicy narzekają, że sytuacja na rynku nie jest najlepsza, że spada liczba pasażerów, słowem: jest źle. W tym roku narzekają nawet najwięksi gracze na rynku. British Airways otwarcie przyznaje, że musi oszczędzać prosząc swoich pracowników o to, by przez jakiś czas pracowali za darmo, wzięli bezpłatne urlopy albo zmniejszyli liczbę godzin. Piloci przewoźnika zgodzili się nawet na dwuprocentową obniżkę pensji, wszystko po to, by samoloty z logo jednej z największych linii lotniczych na świecie nie przestały latać. Latać nie przestaną, bo sam przewoźnik ma na czym oszczędzać, ale czy to poprawi samopoczucie pasażerów British Airways? Nie lepiej jest w innych liniach. Virgin Atlantic chwalący się jeszcze niedawno zyskiem, który zaskoczył nawet najbardziej optymistycznych analityków rynkowych, przyznaje otwarcie, że w obecnej sytuacji na rynku niektóre połączenia trzeba będzie po prostu zamknąć, bo liczba pasażerów nie przekłada się na zysk. A wiadomo: samoloty są po to, by latać i na przewozach zarabiać. A zarabiają coraz mniej. Nawet latający za grosze Ryanair ogłosił stratę – pierwszą w siedemnastoletniej historii tej linii lotniczej.

DYM NA POKŁADZIE Okazuje się, że zagrożeniem dla linii lotniczych jest nie tylko spadająca liczba pasażerów. Kłopotem mogą okazać się również ci, którzy weszli już na pokład samolotu. Przed paroma dniami na warszawskim Okęciu doszło do niebywałego wydarzenia, które tylko pozornie wygląda na incydent. W stojącym na pasie startowym samolocie doszło do dramatycznych scen, kiedy kilku pasażerów poczuło dym i postanowiło opuścić samolot. W świetle ostatnich katastrof lotniczych takie zachowanie pasażerów nie dziwi. Nie ma

przecież nic ważniejszego niż bezpieczeństwo – siedząc w samolocie kołującym na pas startowy nie mamy specjalnego pola manewru, możemy albo siedzieć spokojnie i czekać, albo – jak w przypadku paru pasażerów odlatujących na wakacje na Krecie – podnieść alarm i opuścić maszynę. Tylko że nie jest to wcale takie proste. Samolot znajdujący się na pasie startowym jest już odprawiony, gotowy do startu z prawem lotu i

właściwie tylko cud może maszynę w takiej sytuacji zatrzymać. Podobnie było w Warszawie. Pilot nie wyraził zgody na to, by pasażerowie opuścili samolot twierdząc, że wszystko jest w porządku i nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa pasażerów. Tylko że ci mu nie uwierzyli. Doszło do awantury. W takiej sytuacji kapitan nie miał innego wyjścia jak tylko zawrócić maszynę z pasa startowego i wysadzić awanturujących się pasażerów.

Wydarzenia z warszawskiego lotniska brzmią niebywale, ale tylko pobieżne przejrzenie serwisów internetowych pokazuje, że nie był to jednostkowy incydent. Podobnych przypadków linie lotnicze na całym świecie notują coraz więcej. I starają się jak mogą, by nie informacje o tym nie przedostały się do prasy. Nic bowiem nie szkodzi wizerunkowi linii lotniczej bardziej, niż brak zaufania pasażerów oraz kwestionowanie stosowanych zasad bezpieczeństwa.

Oka zu je się, że nie dla każ de go prze woź ni ka na świe cie za sa dy bez pie czeń stwa są tak sa mo waż ne. Unia Eu ro pej ska po raz ko lej ny za ape lo wa ła, by stwo rzyć czar ną li stę li nii lot ni czych, po dob ną do tej, któ ra już ist nie je, tym ra zem jed nak obej mu ją cą ca ły świat. Na li ście znaj du ją się ci, któ rym nie wol no lą do wać na eu ro pej skich lot ni skach z jed ne go pro ste go po wo du: bez pie czeń stwa. Wśród nazw znaj du ją się wszyst kie li nie z In do ne zji. Li nie lot ni cze na rze ka ją, że spa da licz ba pa sa że rów i do cho do wość firm, ale czy aby na praw dę ro bią wszyst ko, by pa sa że rów przy cią gnąć. Po pu lar ność ser wi sów in ter ne to wych, na któ rych pa sa że ro wie dzie lą się swo imi do świad cze nia mi z po kła dów sa mo lo tów po ka zu je, że nie ko niecz nie. Co raz wię cej z nas, za nim ku pi bi let lot ni czy na upra gnio ne wa ka cje, spraw dza wcze śniej, co o prze woź ni ku pi szą ci, któ rzy już z nim le cie li. Czę sto są to opi nie nie przy chyl ne, na rze ka nia na zły stan ma szy ny, roz pa da ją ce się sie dze nia, nie dzia ła ją ce te le wi zo ry. Czy aby na pew no chce my ta kim sa mo lo tem le cieć na let ni wy po czy nek? Walka o klienta dopiero się zaczyna. I to my, pasażerowie, gramy w niej główną rolę. Wiele linii już to odczuło. Nareszcie.

GBP

EURO

13.06

5.07 zł

4,40 zł

14.06

5.08zł

4,36 zł

15.06

4,99zł

4,29zł

16.06

5.00 zł

4,29zł

17.06

4.99zł

4.31zł


|13

nowy czas | 18 lipca 2008

dobre, bo polskie Przy współudziale polskiej sieci przekazów pieniężnych SAMI SWOI kontynuujemy cykl – Dobre, bo polskie! Przedstawiamy w nim Was, naszych Czytelników, którym w Wielkiej Brytanii udało się założyć ciekawy, dobrze prosperujący biznes. Takich ludzi jest pokaźna liczba i o nich (Was) chcemy pisać. Jeśli sami coś ciekawego robicie, dajcie znać. Każda informacja, adres i krótki opis tego co robią (lub sami robicie) będzie mile widziana. O najciekawszych z pewnością napiszemy. Jak mówią statystyki, w Wielkiej Brytanii zarejestrowanych jest ponad 30 tys. firm prowadzonych przez Polaków. Nasze łamy są do Waszej dyspozycji. Zapraszamy!

Robić to, co daje satysfakcję Matylda nie skończyła jeszcze 30 lat, od dwóch jest szczęśliwą żoną Michała, a od trzech – założycielką Setlak PR, pierwszej i być może jedynej działającej w Wielkiej Brytanii polskiej agencji public relations oraz marketingu etnicznego, czyli takiego, który jest nakierowany na polską społeczność na Wyspach.

– Kiedyś przeczytałam wypowiedź Jacka Santorskiego, który stwierdził, że w życiu powinno się robić to, co daje nam satysfakcję, to, co wychodzi nam najlepiej i to, co pozwoli nam pozyskać środki na godne życie. Ja wahałam się między dziennikarstwem i public relations. Ostatecznie wygrało to drugie, choć mam za sobą również reporterski epizod w krakowskich dziennikach – opowiada Matylda Setlak. Przyleciała do Zjednoczonego Królestwa na początku 2006 roku razem ze swoim wówczas jeszcze chłopakiem Michałem, absolwentem psychologii UJ. – Gdy pakowałam walizki w rodzinnym Tarnowie, trapiła mnie właściwie tylko jedna myśl – czy będę pracować w public relations albo jakimś pokrewnym zawodzie? – tłumaczy. Matylda była gotowa na początku iść na kompromis, ale w dłuższej perspektywie nie chciała rezygnować ze swoich ambicji. – Wynajęliśmy pokój w Tipton, niewielkim miasteczku położonym pod Birmingham, ponieważ w stolicy West Midlands Michał znalazł sobie pracę jako opiekun osób niepełnosprawnych – wspomina Matylda. – Jestem typem osoby, która jeśli tylko ma jakikolwiek problem, od razu szuka możliwości jego rozwiązania, dlatego zaledwie w tydzień po przylocie znalazłam pracę jako data entry clerk w banku Barclays – relacjonuje. Gdy po kilku miesiącach kontrakt skończył się, agencja rekrutacyjna zaproponowała jej pracę kelnerki w pociągach pierwszej klasy Virgin Trains. – Przez pół roku serwowałam full English breakfast zamożnym angielskim biznesmenom, podróżującym codziennie na Pendolino między Birmingham a Londynem. Nie znosiłam tego zajęcia – wyznaje Matylda, która szybko zrozumiała, że nie będąc native speaker i nie znając tutejszego środowiska nie ma dużych szans na pracę w public relations w agencji czy też w dziale public relations w firmie, szczególnie że w tej branży konkurencja jest zaciekła. Sama musiała stworzyć sobie miejsce pracy. – Chyba nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy po ponad półrocznym poby-

cie w West Midlands poleciałam do Krakowa, by przystąpić do egzaminu magisterskiego na dziennikarstwie i komunikacji społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wtedy wróciły do mnie wszystkie nadzieje i ambicje, jakie miałam będąc studentką dwóch kierunków studiów, skończyłam także historię, również na UJ. Dotarło do mnie, jak wiele w sensie psychicznym, społecznym i finansowym kosztowała mnie praca poniżej kwalifikacji, jak wiele traciłam tkwiąc serwując dania w pociągu – wyznaje założycielka Setlak PR. Tego dnia Matylda podjęła decyzję, że nie wróci do pracy kelnerki, a zamiast tego założy własną firmę świadczącą usługi public relations. W końcu tym zajmowała się przed przylotem do Wielkiej Brytanii, w tym kierunku ukończyła studia i to było to, co było jej pasją. – Po podjęciu tej decyzji poczułam olbrzymią ulgę i niesamowitą energię do działania – opowiada. Matylda słyszała, że w Wielkiej Brytanii łatwiej jest prowadzić biznes niż w Polsce, dodało jej to odwagi, a potrzebowała jej, ponieważ nie miała absolutnie żadnego doświadczenia w prowadzeniu firmy. W Polsce była specjalistą ds. public relations i marketingu w biurze prasowym NFZ w Krakowie oraz w kilku firmach z branży rekrutacyjnej, edukacyjnej i nowych technologii, sprawnie porozumiewała się językiem angielskim, miała mnóstwo energii, trochę oszczędności i to musiało wystarczyć. Z pomocą doradcy z rządowej organizacji Business Link zarejestrowała jesienią 2006 roku firmę, zleciła przygotowanie identyfikacji wizualnej i serwisu internetowego (www.setlakpr.com) i rozpoczęła poszukiwanie pierwszych klientów. – Ci pierwsi rekomendowali nas innym i tak powoli pozyskiwaliśmy kolejne projekty. Pierwsze dwa lata były okresem ciągłego uczenia się i wyciągania lekcji z popełnianych błędów. Powoli tworzyłam procedury firmy i uczyłam się jak prowadzić interesy z Brytyjczykami – opowiada Matylda. Setlak PR najczęściej przygotowuje

informacje prasowe na różne tematy i dostarcza je mediom, aranżuje wywiady, przygotowuje różnorodne teksty promocyjne, planuje kampanie reklamowe, prowadzi dystrybucje ulotek iż wykorzystuje inne taktyki, mające na celu dotarcie do brytyjskiej Polonii. W ciągu 2,5 roku działalności agencja przeprowadziła około 30 projektów. Założycielka Setlak PR była m.in. konsultantem ds. PR w realizowanej dla ministerstwa kampanii mającej na celu zwiększenie świadomości płacy minimalnej, a dla Gangmasters Licensing Authority przeprowadziła warsztaty na temat tego, jak komunikować się z polską społecznością w Wielkiej Brytanii. Setlak PR promowało m.in. brytyjskie trasy koncertowe Cezarego Pazury, Konia Polskiego oraz zespołu Proletaryat, a ostatnio – kilkumiesięczny szkocko-polski festiwal kulturalny Scottish Tides-Polish Spring. Agencja doradzała nawet jednej z czołowych polskich partii politycznych przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, jak zdobyć głosy brytyjskiej Polonii. Setlak PR ma lub miało wśród swoich klientów firmy takie jak: Emano, 2B Interface, Morodo, Now Transfer czy Maexpa International. Agencja nieustannie prze do przodu. Niedawno wdrożyła nowy serwis internetowy, identyfikację wizualną oraz slogan reklamowy: Get in Pole Position – with Setlak PR! Mimo recesji, Setlak PR zdobywa nowych klientów oraz cieszy się bardzo dobrą reputacją. – Wiemy, że przed nami jeszcze długa droga. Zawsze jednak będę zachęcać tych, którzy mają marzenia, by nie godzili się na kompromisy i wybierali rozwój – podkreśla na zakończenie Matylda.

Adam Szlongiewicz


14|

18 lipca 2009 | nowy czas

takie czasy

Życie seksualne Brytyjczyków Małgorzata Białecka

S

ąsiad Davida, Kanadyjczyka z pochodzenia, Brytyjczyka z wyboru, spod dwójki rozłożył swój ręczniczek na trawniku przed rzędem tarrased houses w stylu wiktoriańskim i w rozciągniętych bawełnianych krótkich spodenkach zaszczycił nas swoim topless torsem. Dawid poinformował mnie od razu, że jego sąsiad właśnie oznajmił, że sprzedaje dom i przenosi się do Bath do swojej przyjaciółki, lat 21 – dodajmy, że sam jest w wieku dość średnim, dokładnie około pięćdziesiątki i już po rozwodzie. Nie jest zresztą jedynym „panem na wydaniu” w okolicy. Richard spod piątki zaskoczył wszystkich kupnem nowiutkiego jeepa z napędem na cztery koła i przygotowaniami do wakacji w Maroku. Cóż, na wakacje do ciepłych krajów wybierają się wszyscy, tyle że Richard, zanim na nie pojechał, opuścił na zawsze żonę i dwutygodniowego synka. Obserwując sąsiedzkie życie prowincjonalne okazało się, że nie był to jedyny przykład lokalnej moralności. Ekscentryczne zachowania sąsiadów Davida zrzuciłam na karb jego ekscentrycznej osoby. Niestety, okazało się wkrótce, że są one normą na nieco szerszą skalę. W pewną środę, jak co tydzień, wsiadłam do pociągu do Londynu i jak co tydzień otworzyłam tabloid. „Czy ktoś się prześpi z moim synem, który ma zespół Downa?” – krzyczała w tytule jednego z artykułów zdesperowana matka. Pani Lucy Baxter uparła się, że jej 21-letni adoptowany syn musi stracić dziewictwo, kwestie upośledzenia umysłowego syna nie mają dla niej znaczenia. Pani Baxter argumentuje, że nie byłoby z tym problemu, gdyby mieszkali w Amsterdamie. Wiele domów publicznych świadczy tam takie usługi, nie jest tak niestety w Oxfordshire. Idealną kobietą według Otto, syna pani Baxter, jest prezenterka telewizyjna Fearne Cotton, poza tym jednak szuka dziewczyny wszędzie i zakupuje paczkę nowych prezerwatyw przy okazji każdej wizyty w pubie. Związki emocjonalne zdają się nie mieć znaczenia w Anglii. Zdają się trącić myszką i przypisuje się je tym, którzy nie zauważyli, że XIX wiek bezpowrotnie skończył się sto lat temu. David z dezaprobatą krzywi się mówiąc o sąsiadach z drugiej ulicy. Tam są council flats, co w skrócie oznacza nagromadzenie samotnych małoletnich matek oraz ich dzieci. To kolejny syndrom Anglii XXI wieku: zdają się ją zaludniać potomkowie Piotrusia Pana, a są nimi na pewno obaj sąsiedzi Davida, a poza nimi samotne matki z gromadką dzieci. Rozluźnienie moralne społeczeństwa jest bardziej powszechne niż się wydaje. Wśród kilkudziesięciu par, które tu spotkałam, żadna nie była wolna od doświadczeń rozwodowych z poprzednim lub obecnym partnerem. Stereotypem wydaje się twierdzić, że w większości winę ponosi Piotruś

Silny kręgosłup moralny i naiwna wiara w wieczną miłość między dwojgiem ludzi zdały mi się na nic w błądzeniu po bezdrożach brytyjskiej mentalności. Mary, lat 68, twierdzi, że każdy choć raz w życiu powinien mieć swojego toy-boya, więc o co cały ten fuss wokół Madonny...? Mary miała toy-boya i co z tego...?

Pan... Jednak Richard kupił sobie jeepa – zabawkę dla chłopców w średnim wieku i pojechał z kolejną blondynką do Maroka... Sue nie kryje zgorszenia opisywanymi w prasie zachowaniami młodzieży w dyskotekach: – Mój syn ożenił się z Tajwanką. O Brytyjkach nawet nie chciał słyszeć. Wiesz, jakie one są.... W sumie chyba nie wiem. Brytyjki wydają się bardziej pewne siebie i bardziej wyzwolone niż przedstawicielki ich płci w innych krajach. Są bardziej skupione na swojej karierze, wiedzą czego chcą w życiu i być może nieco szybciej zmieniają partnerów w związkach oraz znacznie więcej piją, a czasami wręcz urządzają konkursy związane z ilością wypitego alkoholu. Ktoś dorzuca: – Nie gotują i nie sprzątają same, i nie są w ogóle religijne. Zdaniem Marilyn Yolom (A History of Wife) pytanie o rolę kobiety w społeczeństwie pojawiło się w latach 80. i 90. XIX wieku. New Woman (nowa kobieta) rozpoznawana była dzięki gruntownej edukacji, niezależności, oraz tendencji do zamazywania i przekraczania tradycyjnych granic między zachowaniami charakterystycznymi dla mężczyzn i kobiet. Zjawisko to było powszechnie piętnowane i uznawane za zamach na świętą instytucję małżeństwa i macierzyństwa. Pojawienie się New Woman uznano za zagrożenie dla przyszłości instytucji zwanej „żoną”. Temat równoupraw-

nienia kobiet, ich samoświadomości w sferze seksu, edukacji, zatrudnienia i praw do głosowania wyzwalał ogromne emocje. Wystarczy wspomnieć, że artykuł Marriage (małżeństwo) Mony Caird, opublikowany w roku 1888 w Daily Telegraph, był tak kontrowersyjny, iż po jego publikacji czytelnicy wysłali do redakcji 27 tys. listów. Autorka zarzucała reformacji, a szczególnie Luterowi – jego poglądy na temat małżeństwa powszechne były jeszcze w czasach wiktoriańskich i ograniczały rolę kobiety wyłącznie do rodzenia dzieci – że sprowadził religijną świętość małżeństwa do kontraktu. Caird gorąco dyskutowała z opinią, że każde działanie żony mogło stać się plamą na honorze męża, choć „występki” męża wcale nie dyskredytowały żony, ponieważ w XIX-wiecznej Anglii nie uważano jej za jednostkę odrębną i posiadającą własny honor. Znamienne, że termin New Woman pojawił się w świadomości kobiet na długo przed wynalezieniem pigułki antykoncepcyjnej i, jak się zdaje, na długo przed totalnym wyzwoleniem kobiet, które dała im pigułka. Mary, lat 68, jest przynajmniej ideologicznie w linii prostej spadkobierczynią Mony Caird. Richard symbolicznie mógłby być synem Mary, choć jej syn zachował się prawie identycznie jak sąsiad Davida, choć nie kupił sobie jeepa. Obaj panowie są więc dziećmi pokolenia, które w barwny sposób przeszło do historii pod nazwą „dzieci kwiaty”. Również ten rocznik kobiet jako pierwszy

przetestował pigułki antykoncepcyjne. Walka ideologiczna toczyła się gdzieś oddolnie, pomimo wszelkich zakazów i sugestii ze strony rządu. Wystarczy oglądnąć świetny film Richarda Curtisa The Boat that Rocked o pirackiej radiostacji Caroline, która ukształtowała w znaczny sposób światopogląd młodych Anglików w latach 50. ubiegłego stulecia. Rewolucja seksualna była już tylko pochodną przemian społecznych, które wpłynęły na współczesne pokolenie Brytyjczyków. Mary wspomina, że swego czasu również miła toy-boya. Kiedy opuścił ją mąż, nie wyobrażała sobie, że istnieje jakakolwiek szansa na jakikolwiek poważny związek. A związek z toy-boyem jest przecież z samej definicji niepoważny, figlarny, niczym „lek na całe zło”. Jak w przypadku wielu zjawisk socjologicznych, pojawienie się czegoś tworzy odpowiednie słownictwo, które takowe zjawisko opisuje. W języku polskim nie doczekaliśmy się odpowiednika toy-boya, czy znaczy to jednak, że Polki nie mają takich doświadczeń? Podobnie jest ze słowem slag – poza formalnym znaczeniem oznacza ono również kobietę na jedną noc i nie myślcie, że zaraz taką lżejszych obyczajów! Istnieje jeszcze kilka terminów, dla których trudno znaleźć dosłowne tłumaczenie. Ujawnia to jak bogato rozwija się język, szczególnie tam, gdzie pojawia się zapotrzebowanie na nowe słowa. Co jednak poza sufrażystkami i pigułką spowodowało, że „życie seksualne Brytyjczyków” zaczęło żyć swoim życiem? Mona Caird zwraca uwagę w swojej książce na znaczenie aktywności ruchu kontrolowania narodzin i pojawienia się w Ameryce nowej wizji małżeństwa. Lata 50. XX wieku w Stanach Zjednoczonych przyniosły nowy model relacji małżeńskiej odchodzący od centralnej roli polegającej na prokreacji, a skłaniający się bardziej ku relacji emocjonalnej i czerpaniu obopólnego zadowolenia z seksu. Ujawniło się to w filmach i literaturze tamtego okresu, a swój znaczny wkład mieli tu też Freud i Havelock Ellis, którzy przypisywali brak poczucia szczęścia niezadowalającemu życiu seksualnemu jednostki. Obecne pokolenie Brytyjczyków zdaje się interpretować zachowania własnych rodziców w dość dużym skrócie: koniec przyjemności, koniec małżeństwa. Caird zauważa jednak, że same zainteresowane, czyli kobiety, przez niemal całe stulecie nie wypowiadały się na temat własnego zadowolenia seksualnego, poza kilkoma wyjątkami w postaci Kate Chopin The Awakening i Radclyffe Hall The Well of Loneliness. Obecna sytuacja jest więc ukoronowaniem całego ruchu na rzecz „wyzwolenia” kobiet, którego początki sięgają XIX wieku. Czy jednak rezultat jest taki, jakiego spodziewałyby się nasze praprabacie? Chyba jednak nie. Tabloid, opisujący przypadek upośledzonego Otto, podaje za NHS, że wzrasta liczba nastolatków poniżej piętnastego roku życia uprawiających seks z wieloma partnerami, co w rezultacie w ciągu czterech lat zwiększyło o 50 proc. liczbę zachorowań na choroby weneryczne wśród dzieci.


|15

nowy czas | 18 lipca 2009

ludzie i miejsca życiu, a inni ostatnie grosze na miniaturki. Kupują je z miłości do pięknych rzeczy i jubilerskiej roboty. Jeszcze inni mają domki dla lalek, które wyposażają przez całe życie. Czasem z tak prozaicznych powodów jak taki, że uwielbiają bezy i chcą mieć bezę w skali 1:12.

Układanka szczęśliwych trafów Roma Piotrowska

T

en sklep znaleźć jest dość trudno. Nie ma on swojej strony internetowej ani nawet nazwy. Odkryliśmy go przez przypadek, czekając na autobus w deszczowy londyński poranek. Rzucił nam się w oczy ze względu na wesołe kolory krat, którymi jest obudowany. Na drzwiach wisiała pożółkła kartka: „Proszę głośno pukać”. Co to za sklep, do którego trzeba pukać? Znałam dotychczas tylko jeden taki butik, który zajmował się sprzedażą strojów na fetysz-party. Zapukaliśmy. Drzwi otwarła nam starsza pani z burzą potarganych siwych loków. Jak się później okazało, była to Kristin, twórczyni lalek i właścicielka sklepu. Chwilę potem byliśmy już w niesamowitym świecie, w krainie z marzeń każdego dziecka. Lalki, domki dla lalek oraz elementy ich wyposażenia wypełniały sklep od podłogi aż po sufit.

Zdolność w dłoniach Kristin urodziła się w 1935 roku pod Londynem w rodzinie artystycznej. Jej ojcem był malarz, rytownik i rysownik Blair Hughes-Stanton, więc robienie lalek ma poniekąd we krwi. – Jestem leworęczną dyslektyczką – mówi. – Uważa się, że osoby leworęczne mają jakiś dar i ja jestem jedną z nich. Po skończeniu szkoły średniej

zastanawiała się co może robić w życiu. Wiedziała, że ma zdolność manualne, ale nie lubi czytać i pisać. W wieku 22 lat podjęła pracę jako ekspedientka w prestiżowym sklepie Heal’s przy Tottenham Court Road w Londynie, w dziale lalek. Pewnego dnia została zaproszona na wesele koleżanki. Wypiła kilka kieliszków szampana po których, jak sama mówi, życie zaczęło wydawać się przyjemniejsze. Była wówczas niesamowita pogoda – słońce, ciemne chmury i tęcza. Wracając do domu wpadła na pomysł robienia lalek. W pracy mogła kupić niedrogo dobre materiały, a w domu miała starą, wiktoriańską maszynę do szycia, na której mogła szyć lalkom ubranka. U Heala sprzedała pierwszą wykonaną przez siebie lakę i to w pół godziny! – Moje życie to układanka szczęśliwych trafów – śmieje się Kristin. I mimo że tego nie planowała jako zajęcie na całe życie, poświęciła je lalkom. W nocy pracowała nad zabawkami, a w dzień była sprzedawczynią. Z czasem zajęła się także kupowaniem lalek do sklepu, które później szły na sprzedaż. Zespół, jaki stworzyła wspólnie z managerem departamentu spowodował, że w ciągu dwóch lat stali się najbardziej znanym sklepem z zabawkami w całej Anglii. Wszystko ułożyło się tak szczęśliwie, że zajmuje się swoim własnym sklepem z lalkami już od trzydziestu pięciu lat. Jak sama mówi, stawia sobie za cel, by jej sklep reprezentował charakterystyczny dla tego kraju skarb – malutką sferę, jaką są lalki, domki dla lalek i miniaturki. – Zabawki są częścią angielskiej tradycji, która powoli umiera, ponieważ coraz więcej dzieci przerzuca się na inne sposoby spędzania wolnego czasu, takie jak gry na komputerze czy oglądanie telewizji – narzeka Kristin.

Królowa second handów

BeZa w sKali 1:12 – W pewnym sensie życie jest magiczne. Płynie dzień za dniem i jest nudno, ale przychodzi moment, kiedy spotykasz osobę, która odmienia twoje myślenie, a czasami nawet życie. Kocham swój sklep za to, że przychodzą do niego takie właśnie niesamowite osoby. Jest on nieco ukryty, bo nie chcę mieć tu niepożądanych gości – mówi. Z tego właśnie powodu trzeba głośno zapukać, aby zostać wpuszczonym. Istnieje powiedzenie, że jeśli masz coś wyjątkowego, to ludzie sami do ciebie przyjdą. Kristin przez lata tworzyła ten wyjątkowy sklep i nie musi go teraz nigdzie reklamować. Nie musi daleko wyjeżdżać, bo to miejsce przyciąga do niej świat. Ma grupę zaprzyjaźnionych Szwedów, którzy przylatują porannym samolotem, spędzają u niej cały dzień i odlatują wieczorem. To dla niej wielki komplement. Ten sklep uwielbiają osoby w każdym wieku. Dorośli, częściowo dlatego, że przypomina im dzieciństwo. Kristin nagromadziła tam tysiące cennych skarbów i ludzie po prostu chcą je oglądać. Kupują je z różnych przyczyn. Dlaczego kupujemy sobie rzeczy? Jedni wydają 5000 funtów na buty, które założą tylko raz w

Ona sama wydaje ostatnie pieniądze na miniaturki. – Gdybym miała dwa funty, kupiłabym cebulę, a resztę przeznaczyła na moją pasję – przyznaje. – Ludzie mają różne priorytety. Wiem, że jedzenie jest ważne, ale do przyrządzenia wyśmienitego posiłku potrzebne mi jest tylko kilka prostych składników. To, co mogę zrobić z kilograma ziemniaków, cebuli, kilku puszek pomidorów, czosnku, odrobiny mięsa i jaj ze wsi starczyłoby, aby nakarmić wszystkich moich sąsiadów. Ludzie wydają 40 tysięcy funtów na wyposażenie kuchni, ale nigdy z niej nie korzystają, bo stołują się poza domem. Moja idea kuchni jest inna, opiera się na wspólnym gotowaniu z rodziną i przyjaciółmi. Kristin prowadzi bardzo prosty tryb życia. Nauczyła ją tego matka, której dom był zawsze otwarty na gości. Nigdy nie wiedzieli, ile osób będą mieli na kolacji. – Potrafiła z garści ryżu i warzyw ugotować treściwe danie. Wysyłała nas do ogrodu, abyśmy nazbierali brokułów i marchewek, które potem siekała i wrzucała do jednego garnka z garścią orzechów oraz rodzynek i tak wyglądało nasze życie – wspomina. Nie przelewało im się, bo ojcu ciężko było sprzedać swoje prace, ale byli szczęśliwi. Dzięki temu nauczyła się, jak sobie radzić w trudnych sytuacjach i jak zrobić coś z niczego. – Chodzę ulicami i myślę sobie: co za piękne krzesło ktoś wyrzucił. Więc biorę to krzesło, aby siedzieć w nim i słuchać jazzu w naszym rodzinnym domu na wsi, który jakimś cudem przetrwał od XV wieku. Jej stół kuchenny kosztował ją 75 pensów i służy przez całe życie. Sama nigdy nie kupiła nic nowego, oprócz kuchenki gazowej, na którą namówił ją mąż. Większość sklepów kupuje towar, aby go potem sprzedać, ale nie Kristin. – Gdybym miała jutro zamknąć sklep, byłabym szczęśliwa zatrzymując te wszystkie klejnoty dla siebie. Niektóre rzeczy są tu już od dziesięciu lat i wygląda na to, że nigdy się nie sprzedadzą. Uwielbiam patrzeć jak ludzie się cieszą eksplorując mój sklep. To jest bezcenne.

Zdjęcia Michał andrysiak


16|

18 lipca 2009 | nowy czas

kultura

dan Brown jest ignorantem! Z hiszpańskim pisarzem Eduardo Mendozą rozmawia Łukasz Stec

dla wielu pana czytelników było sporym zaskoczeniem, że umieścił pan akcję swojej najnowszej książki w Ziemi Świętej z czasów Jezusa. Czy inspiracją dla powstania tego literackiego apokryfu była literatura pokroju książek dana Browna? Mam wrażenie, że momentami parodiuje pan tego typu twórczość w „Niezwykłej podróży Pomponiusza Flatusa”.

W pewnym sensie tak. Kiedy byłem dzieckiem, w mojej edukacji bardzo silną rolę odgrywała edukacja religijna. Poza tym uczono mnie wiele o kulturze antycznej. Byłem więc zszokowany ignorancją Dana Browna i jego bezsensowną fantastyką. Znam tę tematykę nieco lepiej od niego. Rzeczywiście, punktem wyjściowym przy pisaniu tej książki była jego twórczość, ale później, podczas pisania kolejnych stron, już o tym zapomniałem. Wspomniał pan o swojej religijnej edukacji. W Hiszpanii uczył się pan w katolickim college’u. Czy to ze względu na traumy z tamtego okresu, zarówno w detektywistycznej trylogii, jak i w „Niezwykłej podróży Pomponiusza Flatusa” parodiuje pan postawę religijnych radykałów?

Tak. Kościół katolicki w Hiszpanii znacznie różni się od tego w Polsce. Tutaj Kościół był zawsze z ludźmi, u nas – z władzą i bogatymi. Był też bardzo represyjny. Mam złe wspomnienia z okresu nauki w katolickiej szkole. Bardzo znieważano tam uczniów. W ogóle nie brano pod uwagę potrzeb dzieci. Za bycie szczęśliwym było się karanym. Nie było mowy o grze w piłkę, mieliśmy się wyłącznie modlić. Traktowano nas jak dorosłych kryminalistów. To, że zaczął pan pisać akurat komedie było formą odreagowania od poważnej pracy w oNZ?

Praca w ONZ miała dużo akcentów komicznych. Owszem, bywało dramatycznie, ale było też i komediowo. Tym bardziej że mieszkałem w tamtym czasie w Nowym Jorku, gdzie konwencja komediowa jest czymś powszechnym. Nowy Jork to mekka komedii. Czy to prawda, że po publikacji barcelońskiej trylogii niektórzy urzędnicy miejscy oburzali się, że przedstawił pan miasto w złym świetle?

Zdarzały się takie głosy mało rozsądnych ludzi. A przecież te książki tworzą świetne publicity miasta nawet, jeśli nie przedstawiają go pocztówkowo. Co prawda, Barcelona jest tam miastem szalonym i skorumpowanym, ale to tak samo, jak ktoś opowiada żarty o lekarzach czy policjantach, a te grupy zawodowe miałyby się obrażać za dowcipy o nich. W tej chwili czytelnictwo książek w Polsce wygląda tak, że bestsellerem jest tu pozycja, która sprzeda się w 10-20 tysiącach egzemplarzy. W Hiszpanii bestseller to milionowy nakład. Mamy podobną liczbę mieszkańców, więc jak uzasadniłby pan ten fenomen?

Fascynujące jest to, że jak się pojedzie do Hiszpanii, to wszystkich mieszkańców widzi się na ulicach, w pubach czy na plażach. Nie wiadomo kiedy ci ludzie czytają... Ale jednak kupują książki. Szczególnie kobiety. Kiedyś niższe klasy w ogóle nie czytały, teraz każdy w Hiszpanii chce ukończyć uniwersytet i dużo czytać.

Eduardo MENdoZa (ur. 1943 r.) jeden z najbardziej uznanych współczesnych pisarzy. Wśród polskich czytelników zasłynął swoją trylogią o detektywie-lumpie, w której skład wchodzą: „Przygoda fryzjera damskiego”, „Sekret hiszpańskiej pensjonarki” i „oliwkowy labirynt”. Jego twórczość to przede wszystkim postmodernistyczne komedie kryminalne. Mieszka w Barcelonie.

Komediowo-kryminalny apokryf Do tego, że Eduardo Mendoza lubi zaskakiwać swoich czytelników, należy się już przyzwyczaić. Po tym jak zasłynął z absurdalnego humoru, w który obfituje jego barcelońska trylogia, wszystkich zadziwił swoim… dramatem politycznym „Mauricio, czyli wybory”. A gdyby wspomnieć o tym, że bohaterem jednej z jego nadal nieprzetłumaczonych na polski książek jest kosmita, nie byłoby niedowierzania w to, że akcję swojej najnowszej powieści umieścił w Nazarecie z czasów Jezusa. Fabuła powieści jest prosta jak teksty zespołu IRA. Do Ziemi Świętej trafia nierozgarnięty rzymski patrycjusz Pomponiusz Flatus. Z zamiłowania jest filozofem, co skutkuje tym, że nie ma przy duszy ni grosza. A za noclegi w Nazarecie zapłacić musi… Podejmuje się więc

śledztwa, za którego rozwiązanie ma być w miarę przyzwoicie opłacony. Śledztwo zleca mu niejaki Jezus – dwunastolatek, którego ojciec Józef został niesłusznie posądzony o morderstwo i skazany na ukrzyżowanie. Pomponiuszowi pozostaje zatem odnalezienie prawdziwego mordercy, zanim Józef zostanie stracony. Na początek trzeba uprzedzić, że powieść nie powinna bulwersować nawet radykalnych katolików. Nie jest to parodia, ani kolejny „Kod da Vinci”, a raczej sympatyczny para-kryminał, którego bohaterem jest prawy Józef, bystry, choć lekko niesforny Jezus, i Maria, która piecze wyśmienite ciasta. Mendoza funduje czytelnikom sporą dawkę humoru, którego zrozumienie wzrasta proporcjonalnie do znajomości Nowego Testamen-

tu. Wystarczy wspomnieć scenę, w której Jezus spada z drzewa, po czym wykrzykuje w gniewie: „Przeklęte niech będzie to drzewo figowe! Niechże już nigdy nie rodzi się z ciebie owoc!”. Zabawne są również rozmowy dwunastoletniego Jezusa z Rzymianinem, w których ten pierwszy zaprzysięga sobie, że gdy dorośnie poślubi córkę nierządnicy. Ale i tym, którzy nie grzeszą specjalną wiedzą teologiczną, śmiało można polecić „Niezwykłą podróż Pomponiusza Flatusa”, jako lekturę sprawiającą, że wakacyjne dni staną się jeszcze bardziej przyjemne.

Łukasz Stec Eduardo Mendoza „Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa”, wyd. Znak, str. 149.


|17

nowy czas| 18 lipca 2009

podróże w czasie i przestrzeni

Co się robi w synagodze? Włodzimierz Fenrych

N

ie opo dal Li ver po ol Stre et Sta tion w Lon dy nie, pra wie u stóp wie żow ca o kształ cie ogór ka, znaj du je się sy na go ga o na zwie Be vis Marks. Nie na le ży ona do głów nych atrak cji tu ry stycz nych, tak na praw dę więk szość prze wod ni ków po mie ście, na wet tych szcze gó ło wych, w ogó le o niej nie wspo mi na. Przed wej ściem do sy na go gi jest ta bli ca z go dzi na mi zwie dza nia. Zwie dza nia? Czyż by to był ja kiś za by tek? Po sze dłem pew ne go dnia spraw dzić. Trze ba by ło za pła cić bo daj dwa fun ty za wstęp i moż na by ło so bie po zwie dzać. Wsze dłem i... nie bar dzo wie dzia łem na co pa trzę. A je stem hi sto ry kiem sztu ki, lu bię się cza sem po pi sać umie jęt no ścią da to wa nia ko ściel nych okien po ich kształ cie, a oł ta rzy po or na men cie. A w sy na go dze nie wie dzia łem na co pa trzę. No bo co się ro bi w sy na go dze? W za sa dzie moż na by to po trak to wać ja ko po waż ny za rzut pod ad re sem mo jej Al ma Ma ter. To tro chę tak jak prze dłu że nie get ta ław ko we go – ży dów w Pol sce nie ma i nie ma o czym mó wić. A prze cież dla hi sto ry ka sztu ki pol skie sy na go gi to te mat sza le nie cie ka wy. Wiem to do pie ro od nie daw na, bo wiem po wi zy cie w Be vis Marks po sta no wi łem do wie dzieć się na co pa trzę. Do do wia dy wa nie się mo ja Al ma Ma ter mi mo wszyst ko mnie przy go to wa ła. A więc co się ro bi w sy na go dze? Otóż czy ta się tam Sło wo Bo że, a tak że prze cho wu je się je z naj więk szym sza cun kiem. Czy ta ne w sy na go dze Sło wo Bo że to To ra, czy li Pię ciok siąg Moj że sza. Nie mo że to być jed nak by le ksią żecz ka do na bo żeń stwa. Czy ta na w sy na go dze To ra mu si być na pi sa na na zwo jach, naj le piej zło ty mi li te ra mi i oczy wi ście po he braj sku. Zwo je są prze cho wy wa ne w miej scu zwa nym ar ka al bo aron ha -ko desz, czy li schow ku wbu do wa nym we wschod nią ścia nę bu dyn ku. Scho wek ten jest zwy kle zdob ny mo ty wa mi ar chi tek to nicz ny mi, przy czym u szczy tu za zwy czaj wid nie ją dwie ta bli ce z pierw szy smi he braj ski mi sło wa mi Dzie się ciu Przy ka zań. Sa ma szaf ka ze zwo ja mi To ry prze sło nię ta jest zwy kle za sło ną zwa na pa ro chet. W sza bat pod czas ce re mo nii ar ka jest otwie ra na i zwo je To ry, zdob ne w bo ga te su kien ki, prze no szo ne są na pul pit, gdzie są czy ta ne. Pul pit znaj du je się na pod wyż sze niu zwa nym bi ma. W sy na go gach ży dów asz ke na zyj skich

(tych z Eu ro py Środ ko wej) bi ma znaj du je się zwy kle po środ ku wnę trza, na to miast w sy na go gach ży dów se far dyj skich (czy li wy gna nych z Hisz pa nii przez In kwi zy cję) jest ona pod za chod nią ścia ną, na prze ciw ar ki. W sy na go gach se far dyj skich ław ki usta wio ne są zwy kle wo kół ścian i skie ro wa ne ku środ ko wi, na to miast w sy na go gach asz ke na zyj skich wszyst kie

ław ki skie ro wa ne są ku ścia nie, w któ rej ukry ta jest To ra. W or to dok syj nych sy na go gach ko bie ty sie dzą osob no, za zwy czaj na bal ko nie, acz w naj star szych za cho wa nych sy na go gach dla ko biet jest osob ne po miesz cze nie, w Pol sce zwa ne ba biń cem. Aby czy ta nie To ry w sy na go dze mo gło się od być, mu si być obec nych przy naj mniej dzie się ciu męż czyzn.

Ze bra ni męż czyź ni czy ta ją po ko lei frag men ty wy zna czo ne na ten dzień. Nie mu szą to być ka pła ni, acz kol wiek je śli w zgro ma dze niu jest obec ny po to mek Aaro na, to on jest pro szo ny o prze czy ta nie pierw sze go fragmrn tu. Każ dy męż czy zna mo że czy tać To rę ukoń czyw szy trzy na ście lat ży cia. Bar Mi cwa, czy li czy ta nie to ry w sy na go dze po raz pierw szy w ży ciu, to wiel kie świę to mło de go czło wie ka, ob cho dzo ne tro chę tak jak ka to lic ka Pierw sza Ko mu nia. Sy na go ga Be vis Marks w Lon dy nie zbu do wa na zo sta ła w 1701 ro ku. Ja ko igno rant są dzi łem, że jest ra czej mło da, tym cza sem kie dy za czą łem się do wia dy wać oka za ło się, że jest to jed na z naj star szych na świe cie sy na gog bę dą cych na dal w użyt ku. Jest to se far dyj ska sy na go ga o ba ro ko wym wy stro ju, zbu do wa na po tym, jak opu sto sza ły sy na go gi Pół wy spu Ibe ryj skie go. W kra jach Eu ro py za chod niej jest jesz cze kil ka ta kich ba ro ko wych sy na gog, nie któ re z nich nie co star sze, jak we nec ka Sco la Spa gno la z 1555 ro ku, Sco la Ita lia na w Pa dwie z 1548 ro ku, czy Sy na go ga Por tu gal ska w Am ster da mie, ukoń czo na w 1675 ro ku. Za cho wa ło się kil ka star szych od nich sy na gog asz ke na zyj skich, ale nie wie le z nich jest w użyt ku. Do nie daw na naj star sza by ła ro mań ska sy na go ga w Wor ma cji zbu do wa na w 1175 ro ku i uży wa na jesz cze przed ostat nią woj ną. Nie ste ty kon gre ga cja woj ny nie prze ży ła, a w la tach czter dzie stych bu dy nek ro ze bra no. Dziś naj star szą sy na go gą

››

U góry z lewej: wnętrze Synangogi Remu w Krakowie, po prawej wnętrze Synagogi Bevis Marks. Obok: sklep z jedzeniem koszernym w Golders Green w północnym Londynie.

bę dą cą w użyt ku jest go tyc ka Sta ro no va Sy na go ga w Pra dze. Kra kow ska Sy na go ga Re muh po wsta ła w do bie re ne san su i jest mniej wię cej współ cze sna we nec kiej Sco la Spa gno la. Asz ke na zyj skie sy na go gi, czy li te bu do wa ne w Niem czech, Cze chach i Pol sce, ma ją wy raź nie in ną od se far dyj skich or ga ni za cję wnę trza. Sto ją ca po środ ku bi ma oto czo na jest czę sto nie tyl ko ba lu stra dą, ale też ozdob ną ku tą kra tą. I w Wor ma cji i w Pra dze są tyl ko dwie na wy, a bi ma stoi po środ ku po mię dzy ko lum na mi. Sy na go ga Re muh w Kra ko wie jest nie wiel ka i przy kry ta tyl ko jed nym przę słem skle pie nia, ale w więk szych re ne san so wych sy na go gach w Pol sce po ja wi ło się ory gi nal ne roz wią za nie, tzw. wnę trze dzie wię cio przę sło we. Bi ma jest w tych wnę trzach od ręb nym ele men tem ar chi tek to nicz nym, przy kry ta jest wła snym skle pie niem wspar tym na czte rech ko lum nach, a wo kół niej na pla nie kwa dra tu znaj du je się po zo sta łych osiem przę seł. Przy kła dem ta kie go sty lu jest sy na go ga w Łań cu cie, obec nie mu zeum. Po dob ną or ga ni za cję wnę trza mia ły ba ro ko we sy na go gi drew nia ne, któ re licz nie za czę ły po wsta wać we wschod niej Pol sce w okre sie roz kwi tu cha sy dy zmu (czy li w XVIII wie ku). Te cha sydz kie ba ro ko we sy na go gi to by ły czę sto ca cusz ka ar chi tek tu ry drew nia nej. Nie ste ty sy na go gi je śli by ły drew nia ne, to nie prze trwa ły lat czter dzie stych, a je śli nie by ły drew nia ne i prze trwa ły, to już się w nich nie czy ta Sło wa Bo że go. No cóż, naj wy raź niej sy na go gi ma ja to do sie bie, że po ja kimś cza sie pu sto sze ją. A prze cież na zwo jach To ry (w ro dzia le 28 Księ gi Ro dza ju, w wier szy 13) jest wy raź nie na pi sa ne, że wszyst kie na ro dy zie mi bło go sła wio ne bę dą ze wzglę du na Ja ku ba i je go po tom ków. Pol skie przy sło wie rów nież mó wi „gość w dom, Bóg w dom”. A co się dzie je, kie dy gość z do mu ucie ka, a sy na go gi pu sto sze ją?


18|

18 lipca 2009 | nowy czas

agenda

The Call of the Wild

Sophia Butler

A

fter the wonders of Kraków life, with my diploma in my pocket, I knew that city life could not get any better – especially in the current economic crisis. In addition, the prospect of finding a job in a city and working like a maniac with killer commutes on public transport did not enthuse me. I had always wanted to try country life and after meeting a like-minded partner it seemed a good time to make it happen. There is a general disenchantment with the rat-race of the city. We are looking for something more from life – so what if you can have anything you want and pay for it on credit? People are not content. The simple things have stopped fulfilling us as we have become overstimulated and out of touch with natural rhythms. I feel particularly for the young at this time – they are making choices at fourteen which affect what they can study at eighteen, in turn dictating what they can read at university – is a child of fourteen able to make those kind of decisions? Moreover, the level apathy is surely

higher than it has ever been and it is not difficult to see why. As a young person looking out into the world, we do not know if our economy will survive, our planet is groaning under our indulgences and there are no real elders in our society to act as guides. How many people are there to admire? If we are lucky we may have people amongst our close relations who are inspirational – otherwise the pickings are slim. The politicians are certainly not admirable, nor are our plastic-fantastic icons; over-paid models, footballers and actresses. I feel that we need to go back to basics, so that we remember how to live from the land, repair old socks and make vodka! Once again, dzialki are being rented and vegetables are being planted in the garden. I like to think that our home found us. My partner’s father told us about an old cottage he has watched for years with a view to moving into, but it never seemed the right time. It had been standing empty for a year in a tiny hamlet that time forgot. We went to view Ladyholm on a bleak and chilly winter’s day. The house seemed to reflect the milieu outside and did not inspire us. The ceilings felt low and constricting, the house felt dark and damp, as though it existed in permanent dusk – not to mention its state of disrepair. Nature had begun to claim the garden back for herself and the key to open the door could serve as a hefty weapon. Old, musky furniture solemnly adorned the inside, outdated and unused. We both left with a similar impression. However, over the next days I noticed that Ladyholm became a presence in my thoughts, my dreams. I wanted to reanimate the house; to paint it and fill it with laughter and fresh flowers, it seemed such a shame for it to stand empty, falling deeper into neglect. Initially I did not share my thoughts with Ross, but slowly it emerged that the house had captured his

imagination also. We decided to commit ourselves to one-year of (each other) and the country-side at first. Suddenly, I am filled with a deep respect for all those people who slave away at their dream home for years – our project was only to make our house habitable, which took a couple of weeks but it was enough! Although Ross is a Scotsman who has lived ‘nearly’ in the country his whole life and is far more practical than myself, he has never attempted this kind of life before. Naturally, being a London girl, I find myself also without a clue as to when one should plant vegetables and how to sand floors. As I walk through the meadows, I think of Thomas Hardy’s rural England and expect to see Tess of the D’Urbervilles coming round the corner. We promptly took to painting, cleaning and polishing our house into a habitable space. The state of the house means that the rent is within our budget and having put so much effort into making it a home meant that we actually arrived into the space long before the furniture did. I sit writing at Ross’ grandfathe’s bureau by the window and although I am typing rather than scratching with a feather, history surrounds me. Our home dates back to the Knights Templars in the 14th Century, it sits on a river and is leased by an old lady who lives in Australia (the perfect landlady – no surprise home visits likely)! Ross’s dog Caine, a nine-year old chocolate coloured Doberman was enjoying life in the wilderness as much as we were at first, he could at last stretch his legs in the back garden. Yet, as time went on we felt that he may desire a companion. Each night we closed the kitchen door on a lonely looking Caine. He had been walked for his nine years round a busy loch each day where he could socialise with friends, but out here there was only us and rabbits. And so began the quest for Caine’s girlfriend. The bitch

was of the rare ‘Isabella’ colour, which is a sandy grey, so named after Isabella Archduchess of Austria who vowed not to change her underwear until her father Phillip II of Spain had taken Ostend in 1601. As the story goes, the Siege lasted some three years and Isabella emerged with sandy coloured petticoats and under garments, not to mention a rancid perfume! We packed Caine into the car and set off on the long drive South into England. The brief courtship seemed to go well – no teeth were shown as mutual sniffing took place. Caine seemed satisfied and Ross was pleased with this rarity. The drive was long and the day hot, we decided to let the dogs out of the car at a service stop along the motorway. Before we could grab her, the bitch shot out of the boot and along the motorway out of sight. Cane stood looking in bemusement between his fleeing future and us. What could we do? Poor Caine, she would rather run the gauntlet, crisscrossing a five lane motorway than be with him. I thought of the legendary Wanda, daughter of King Krakus who chose death over

Archie jest wściekły. Z jego słów wnioskuję, że Hindusi nie są specjalnie skorzy do płacenia. Oszukują, wykorzystują, kombinują na wszystkie strony, by obniżyć stawkę. Dobrze wiedzieć. Będę ostrożniejszy. Przy okazji dowiaduję się, że wszyscy Azjaci (z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, Srilanki) wolą tanio, szybko, czasem wręcz byle jak, i najlepiej wszystko na raz. Archie szybko wystawił invoice, siadł na rower i pognał do Ahhhmeda. Czekam w swoim pokoju na wynik jego wyprawy. Chwytam za słownik, żeby zająć czymś ręce i głowę. Bezskutecznie. A co, jeśli stracę tę kasę? 36 cholernych funtów. Ze złośliwą satysfakcją szukam słowa oszustwo. Jest kilka określeń, ale najbardziej mi pasuje – imposture, jak w filmie Impostor według prozy Philipa K. Dicka, w którym bohater nosił w sobie bombę nuklearną założoną przez wrogie siły z kosmosu. – Nie będzie dziś pieniędzy – wkurzony Archie ciska rower pod ścianą i człapie na górę. – Jeśli jutro nie dostaniecie kasy, nie zaczynacie pracy. – A nasze sześć godzin? – pytam ostrożnie. – Nie możecie przecież pracować z darmo. Na koniec dnia z sześciu zrobi się dwanaście albo osiemnaście, i co wtedy? Chyba lepiej stracić za sześć. Logiczne wytłumaczenie, jednak gdzieś w środku pali mnie myśl, że zostałem oszukany.

Nadal nie jestem rasistą, ale chyba zacznę nim bywać. Jerry łapie mnie za rękaw i ciągnie do swojego pokoju, mrugając porozumiewawczo okiem. Kwaśnawe becksy czekają. Teraz w mojej głowie już nie pika czerwone światełko, tylko mruga potężna czerwona latarnia. Raz było w porządku, ale tym razem naprawdę nie wypada. – Majtnij parę łyków. Zaraz przyjaramy. – Jerry, ja... – Taaa, wiem. Ni ma kasy, blablabla... Dotrzymaj mi towarzystwa jeszcze raz. Potem dam ci spokoj. Ta argumentacja ma sens. Kiwam smętnie głową i posłusznie otwieram piwo. Byłbym obłudny, gdybym powiedział, że nie mam ochoty. Po kilku godzinach pracy fizycznej mało kto by odmówił, ale jest mi z tym źle. Po poprzednich saksach nauczyłem się nie przeliczać wydatków na złotówki. Inaczej zwariowałbym na myśl, że piwo w Norwegii kosztuje w sklepie 6 czy 8 złotych, a w knajpie nawet 25 złotych. Słyszałem, że zaprawieni w bojach kolesie z Polski traktują funta jak złotego i w ten sposób nie czują wyrzutów przy zakupie każdego sześciopaka. Ba, mają nawet taniej niż w kraju. – Chluśniem, bo uśniem! – krzyczy Jerry i odpała radio z Winampa.

Polska muzyka porusza we mnie czułą strunę. Zastanawiam się nad przewrotnością losu. W domu nie byłem w stanie słuchać radia, tych samych, durnych pioseneczek produkowanych hurtowo w naszych studiach – trzy chwyty na gitarę i już mamy przebój. Teraz dałbym się pokroić za własny sprzęt do odtwarzania muzyki. – Fajnie, że jesteś – mówi Jerry. – Wszyscy tutaj żyją swoimi sprawami, pogadać można jedynie w kuchni. Ty jesteś nowy, więc jeszcze nie zdążyłeś zachorować na swoje „Alleluja”. Przewracam oczami na samą myśl o tej piosence. – Opowiem ci o najfajniejszej panience między kontynentami – ciągnie Jerry. Staram się nie pokazać grymasu na twarzy. Jezu, tylko nie to. To nic innego, jak kolejny wampiryzm emocjonalny. Gość za chwilę wgryzie się w najgrubszą żyłę na mojej szyi i zrobi ze mnie papierową kukłę. – Jest psychiatrą. Dawała mi najlepsze prochy, jakich w życiu próbowałem. Robota mnie wykańczała. Permanentny stres. Dostawałem osobne tabletki na uregulowanie snu, metabolizm i samopoczucie. Chodziłem w ciągłej, k...a, euforii. Najlepsze lata mojego żywota, chłopie! Co za ulga! Żadnego jęczenia, odtwarzania z dokładnością do jednej milionowej piksela obrazów z przeszłości, przytaczania zawiłych rozmów,

jacek ozaist

WYSPA [08] Kiedy przechodzimy do krawężnika, Ray zaczyna panikować. Cierpliwie tłumaczę mu, że to proste. Trzeba rozciągnąć linę i starać się zachować poziom. Unosi ręce. Zaczyna bełkotać po łotewsku, po niemiecku, wplątując w to pojedyncze słowa po angielsku. Ogłupiały, też rezygnuję. Ahhhmed dziwi się, bo nie zależy mu na idealnym wykonaniu – chce to mieć po prostu zrobione. Podejmuję na nowo rokowania z Rayem, lecz on zaparł się i nie chce nawet słyszeć o krawężniku. Wtedy Ahhhmed każe nam obłożyć rabatkę jakąś przepuszczalną materią i wysypać ściółkę. To prosta robota. Wszystko wraca do normy. Po sześciu godzinach pytamy o kasę. Oczka za okularami błyskają przebiegle. Mówi, że nie ma gotówki przy sobie i może dać czek. Ray kręci głową. Stajemy na tym, że przyjdziemy jutro i po skończeniu roboty skasujemy go za dwa dni. Moje pierwsze zarobione funty zostają w depozycie.


|19

nowy czas | 18 lipca 2009

agenda

marrying a German, (Caine’s illustrious pedigree traces back into European bloodlines), perhaps Pepper preferred to sacrifice herself rather than join with Caine? I remember being sat down by my Ciocia when I was dating a German man, she recounted the legend to me in a distinctly serious manner, reminding me that Wanda would not have thrown herself into the Wisla for nothing and that we should learn from history. It turned out that the romance was indeed short-lived, but thankfully with less dramatic consequences! Disheartened with the loss of the dog we continued into Scotland.

Things did not look good for Caine. We pondered on why she chose such a drastic measure – had he not been to her liking? We had not thought to wash him before the date, perhaps he was exuding an unpleasant aroma – but so much that she felt the need to bolt up the motorway?! Perhaps she just did not see herself as a Scottish lass, knowing what a long history of bloodshed existed between the English and the Scots and fearing a frosty reception of blue-painted dogs screaming Freedom!?! Thankfully the dog was found by her previous owner a week later. (Needless to say he did not want to deliver her into our care again.) Much of the joy seems to have left Caine’s walks. He is inconsolable, as are we. The full impact of the incident has settled on the occupants of Ladyholm, the house no longer rings out with laughter and barking. Walks are carried out perfunctorily and dinners eaten for subsistence rather than pleasure. We need a ‘lonely heart’s’ column for pets: mature male with gentle nature seeks companion who must share pastimes which include long woodland walks, hunting game and relaxing by the fire. Caine remains a bachelor as yet and in the mean time we are distracting ourselves with jobs in the garden. We are aiming for as much selfsufficiency as we can manage with the resources we have. A section of the garden was designated for vegetables and rotavated with a prehistoric looking machine which ran Ross round the garden! When one is new at something, life sometimes throws in some luck as encouragement in the new undertaking. Thankfully, it was ‘beginner’s luck’ which saved our vegetable patch. I decided to visit my father, he lives two hours away from us, Ross was in garden when I left. I later received a phone call to say that the entire vegetable patch was sown with potatoes, or tatties as he calls them. The patch is approximately 10 square metres – I am not an expert, but I was worried by this news – by my calculations this would be a serious amount of potatoes and I know of no way to preserve them. I estimated it would be about five potatoes to a plant, but I have since been told that it could be more like ten. In a patch that size, there could be anything up to 24 plants, yielding a crop of 240 - what were we going to do with all those potatoes?! It turns out that this was the best thing Ross could have done.

odbytego seksu ani szczegółów rozpaczliwego rozstania. Żadnych wpomnień o podcinanych żyłach, odkręcanych kurkach, skokach z balkonu i wiązaniu krawata ze sznura. Pociągamy jointa i zwierzamy się sobie z doświadczeń damsko-męskich. Jerry jest cały czas zrównoważony. Trzyma zęby z dala od mojej szyi. Niestety, upalił się okrutnie, ale nie na wesoło, tylko na senno-strasznie. Kiwa się, jakby każdy członek jego ciała miał zupełnie inne zamiary. W końcu mówi: – Coś się pali... Faktycznie, zalatuje zza okna. Wyglądam przestraszony, lecz nigdzie nie widzę ognia. Pewnie ktoś rozpalił grill albo robi ognisko. – Spoko, Jerry. To nie u nas. Chyba do niego nie dociera. Patrzy na mnie rozszerzonymi źrenicami i bełkocze, że się spalimy. No pięknie! Ja nie trafiłem w jointa i wcale mnie to nie bawi. Mówię, że idę spać i dyskretnie przechodzę do Archiego, gdzie na wielkim ekranie zaczyna się finałowy mecz Ligi Mistrzów. Na stole butelka wina, moje miejsce na sofie jest wymoszczone. Zaczyna się fatalnie. Jerzy Dudek puszcza trzy gole. Po drugim przestajemy oglądać z zainteresowaniem i gadamy o byle czym. Przegrywać ze stosującym namiętne cattenacio Milanem 3:0, to jest jak wyrok na chwilę przed uprawo-

mocnieniem, ale Liverpool zaraz po przerwie strzela kontaktową bramkę. Mecz zaczyna się na nowo. Już nie siedzę. Oglądam na stojąco, jak przed laty, gdy Legia grała z Panathinaikosem albo Wisła z Lazio. Liverpool doprowadza do wyrównania i już wiem, że takiego meczu finałowego jeszcze nie było. Z reguły były to mecze na 1:0, czasem któraś z drużyn miażdżyła przeciwnika, jak Milan 4:0 Barcelonę, lecz czegoś takiego moje oczy nie widziały. Im bliżej do końca, tym wieksze są emocje. Raz jedni, raz drudzy marnują stuprocentowe okazje, a wiadomo, że jeżeli ktoś teraz strzeli, ma puchar w kieszeni. Raz jeden zdarzył się cud w ostatnich minutach, kiedy Manchester United strzelił Bayernowi Monachium dwie bramki w dziewięćdziesiąt sekund. Cuda jednak charakteryzuje to, że występują rzadko. Tego wieczoru już nie ma na nie miejsca. Mija dogrywka, czas na rzuty karne. Dudek tańczy jak opętany. Święty Wit to przy nim marny breakdancer. Drzemy się w niebogłosy, kiedy broni strzał Szewczenki i na murawę wbiega cała ławka rezerwowych Liverpoolu. No to mamy trzeciego po Bońku i Młynarczyku zdobywcę Pucharu Europy. Niestety, dwóch z nich to bramkarze. Wchodzi Jerry. Chweje się i strzela na wszystkie strony przekrwionymi białkami oczu.

Potatoes clean the soil and should always be planted the first year on new land, they are of course fine to eat as well. If you want to grow other things there is the option of grow bags which could not be simpler, just lay the bag on a flat surface, cut a hole in the plastic and plant seeds of your choice. Oh yes and then the waiting with dirt-stained stained nails, (always the way to tell a true green-fingered compatriot as it is impossible to clean it all out!). Caine waits for love, we wait for something, anything to rise out of the soil and the grow bags. Our life here resembles the Good Life, (a television programme), about a couple who are trying to be self-sufficient much to the amusement of their ridiculing friends. Many friends have been surprised by our sudden commitment to Ladyholm, wondering if we will feel isolated or bored – some even fear they have lost us to lunacy or hippy-dom. Not yet anyway. The saga continues.

Słowniczek/Glossary: • Działki – allotments • Ciocia– Aunty • Wisła – Vistula river, bigest river in Poland

– Spalimy się, mówię wam... Wybucham śmiechem, ale nikomu nie jest do żartów. Archie wybiega sprawdzić, Magda wygląda przez okno. Jerry pociąga nosem i unosi palec wskazujący do góry na znak, że racja musi być po jego stronie. Przez pół nocy upalony Jerry odwiedza wszystkich po kolei, sprawdzając, czy się nie pali. Zasypia w końcu i w domu zapada błogosławiona cisza. Tylko ciężarówki potrząsają całą swoją zawartością, trafiając na dziury w drodze. Czasem wydaje mi się, że któraś z nich zaraz wpadnie przez okno. Przewracam się na drugi bok i rozmyślam. Kiedy spotkałem Anetę, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, ale nie poznałem się na niej od razu. Byłem świeżo po ciężkich egzaminach, kończących czwarty rok studiów. Angielski, francuski, kierunki filmu współczesnego, adaptacje filmowe, fantastyka, komparatystyka dramatu, twórczość Dostojewskiego i coś tam jeszcze. Nie pamiętam. W sumie osiem zdawań, wszystkie zaliczone. Oprócz zajęć z języka propagandy u profesor Wesołowskiej, która zmarła tuż przed letnią sesją. Zawsze była u niej pełna sala, jak u księdza Tishnera. Ciekawił ją język więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych i komunistyczna nowomowa. Nie była zna-

na, jak Miodek czy Bralczyk, ale studenci uwielbiali jej wykłady. Zostałem na lodzie i nikt nie umiał mi powiedzieć, kiedy i u kogo będę mógł zdać ten egzamin. Później otrzymałem drugi cios. Przecierałem ze zdumienia oczy, lecz nie było mnie na liście ludzi, którym przyznano akademik na rok następny. Podobno nigdy nie zostawiano na lodzie studentów na ostatnim roku. Mnie zostawiono i tak się wściekłem, że nie złożyłem odwołania. Duma to pierwszy krok do piekła, ale czasami piekło jest lepsze od błagania na kolanach o kawałek nieba.

cdn

@

xxpoprzednie odcinkix

www.nowyczas.co.uk/wyspa JACEK OZAIST Z URODZENIA BIELSZCZANIN Z SERCA KRAKOWIANIN Z DESPERACJI LONDYŃCZYK ABSOLWENT FILMOZNAWSTWA UJ PISZE GŁÓWNIE PROZĄ POEZJĄ PARA SIĘ NIEREGULARNIE


20|

18 lipca 2009 | nowy czas

to owo

redaguje Michał Straszewicz

KONSUMENTA

Kubuś ma niezły lot

Why cry? Wiadomo że płacze, tylko nie wiadomo dlaczego – oto odwieczny problem rodziców niemowlaków. Kiedy zawiodą gorączkowe wyliczanki: pielucha – czysta, głodny – nie jest, zabawki – w zasięgu nie przynoszą spodziewanego efektu, jest jeszcze deska ratunku – Why Cry Baby Analyzer, czyli gadżet do analizy dziecięcego płaczu. To przypominające elektroniczny budzik urządzenie wykorzystując zaawansowaną technologię analizy częstotliwości dźwięku bada co trapi naszą pociechę. Zamiast rwać włosy z głowy rodzic powinien jedynie włączyć ekran i poczekać aż pojawi się tam ikona jednego z możliwych powodów płaczu: stresu, senności, złości, znudzenia lub głodu. Nie są to może zbyt precyzyjne wskazówki, ale zawsze to coś. Resztę możemy sobie dośpiewać analizując sytuację tradycyjnymi metodami: czyli ogląd, podgląd i marchewka na kiju. Urządzenie zasilane czterema bateriami AA dodatkowo wyświetla temperaturę i wilgotność panującą w pomieszczeniu. Istotnie, oba te parametry mogą nam niejedno powiedzieć o stanie ducha i pieluchy naszego skarbu.

Komórka dla buddysty Podczas gdy na świecie karierę robią tak zwane smartfony, czyli telefony łączące w sobie wiele funkcji, w tym podłączonego nieustannie do internetu komputera, daje się też zauważyć drugi nurt: telefonia spersonalizowana. Chińczycy wymyślili na przykład telefon komórkowy C91 dla osób zafascynowanych kulturą Wschodu, a zwłaszcza buddyzmem. Urządzenie ma nietypowy, jak na komórkę, okrągły kształt złoty kolor, jest ozdobione buddyjskimi symbolami i trochę przypomina staromodną puderniczkę. Łatwo sobie wyobrazić to cacko wystające z kieszeni tybetańskiego mnicha. Duchowny z pewnością doceni 2-calowy wyświetlacz, aparat cyfrowy 1.3 Mpix, zintegrowany tuner radiowy FM oraz slot na karty pamięci microSD. Urządzene dysponuje obsługą dwóch kart SIM, a także możliwością odtwarzania filmów i muzyki. To kiczowate cacko wiele może i nowoczesny buddysta powinien być zadowolony zwłaszcza jeśli podchodzi do tematu wiary w taki sam sposób jak bohater słynnej książki Hanifa Kureishi pt. „Buddha of Suburbia”. Pozostałym śmiertelnikom zalecam wspomnianą lekturę jako odtrutkę na ewentualne imigracyjne frustracje.

Pod hasłem „Build a plane and fly to Poland!” rozpoczyna się kampania promocyjna soku Kubuś w Wielkiej Brytanii. Akcja jest skierowana zarówno do polskich emigrantów, jak i Anglików, gdyż jak się okazuje Kubuś smakuje wszystkim bardzo. Ale oczywiście producent wolałby żeby smakował bardziej. W kampanii promocyjnej soku można wygrać bilety lotnicze w formie voucherów, trzeba jednak wziąć udział w loterii lub konkursie fotograficznym. W ramach loterii należy kod z promocyjnego opakowania produktu wysłać SMS-em lub wpisać go na stronie www.airkubus.com. Konkurs jest trudniejszy, bo trzeba się wykazać zdolnościami manualnymi: należy skonstruować samolot z papieru, a następnie zrobić mu zdjęcie i wgrać je wraz z kodem na tej stronie. Promocja ma za zadanie umocnić więź polskich emigrantów z marką, a także zwiększyć jej popularność na rynku angielskim, na którym jest obecna od pięciu lat. Akcję - zaplanowaną na osiem tygodni wspierają działania reklamowe w prasie polonijnej, internecie, na opakowaniach Kubusia oraz w punktach sprzedaży.

Pies w pełnym kształcie

Wirusa nic nie rusza Komputery w ponad połowie małych i średnich firm na całym świecie są zainfekowane szkodliwym oprogramowaniem – wynika z badania Panda Security. Niemal wszystkie przedsiębiorstwa mają oczywiście zainstalowane systemy antywirusowe, ale nie są one zbyt skuteczne skoro wirusy wkradły się np. do aż 86 proc. przedsiębiorstw działających w Brazylii i 73 proc. w Grecji. 30 proc. badanych firm musiało z tego powodu zawiesić działalność, 36 proc. zanotowało spadek wydajności, a 15 proc. straciło cenne dane. W Wielkiej Brytanii i w USA przedsiębiorstwa najczęściej korzystają z bezpłatnych programów antywirusowych. 37 proc. firm wydaje na te zabezpieczenia mniej niż 300 euro rocznie, a 17 proc. nawet więcej niż 1000 euro. Te firmy, które nie są należycie zabezpieczone przed wirusami tłumaczą, że bezpieczeństwo komputerowe nie jest istotne w ich branży, a 33 proc. – że koszty z tym związane są zbyt wysokie. Skoro i tak nie ma efektu to po co przepłacać, zawsze przecież można zaklinać los.

Brytyjczycy to jedna z najgrubszych nacji i zgodnie z szacunkami naukowców do 2050 roku połowa mieszkańców Wysp będzie chorobliwie otyła. Niestety niezdrowa dieta rujnuje życie nie tylko niefrasobliwym ludziom. Najnowsze badania pokazują, że kochający jeść Brytyjczycy doprowadzają do otyłości również swoje psy. Powód? Aż ośmiu na dziesięć grubasów uważa, że grube psiska są... słodkie i milutkie. Nie przyjmują do wiadomości, że z trudem wlokąca się na czterech łapach kulka ma jakikolwiek problem i uznają ją za okaz zdrowia. Kolejnym krokiem naukowców, po ogłoszeniu wyników, ma być opracowanie wzorców miar i wag tak, żeby łatwiej było odróżnić psiego żarłoka od niejadka, gdyby zawiodło oko i serce.

Nie(ch) uścisnę Widmo epidemii świńskiej grypy zajrzało do brytyjskich biur i wielu pracownikom odgórnie zakazano całowania się w pracy na przywitanie, a nawet ściskania rąk kolegom i koleżankom. Niektórym przykazano też zachowywać przynajmniej dwumetrowy dystans podczas rozmów i polecono przecierać słuchawki telefoniczne po każdym użyciu. Jeśli nie powstrzymamy grypy będzie to kosztowało brytyjską gospodarkę około miliarda funtów dziennie. Szacuje się, że świńska grypa rozszaleje się na dobre we wrześniu i do tego czasu róbmy co w naszej mocy, ale nie dajmy się zwariować.


|21

18 lipca 2009 | nowy czas

co się dzieje

Traces of Memory A Contemporary Look at the Jewish Past in Poland at the London Jewish Cultural Centre 20th July – 30th September 2009 Venue: LJCC, Ivy House, 94-96 North End Road, London NW11 7SX tel. 020 8457 5000 www.ljcc.org.uk Wstęp wolny

Fotog raficzna wystawa Traces of Memor y (Ślady Pamięci) rozpoczyna swoje brytyjskie tour nee w ramach tr wającego festiwalu Polska Year. Jest nowoczesnym spojrzeniem na naszą przeszłość, przywołującym relikty wspólnej polskożydowskiej przeszłości. Wystawa przedstawia zdjęcia Chrisa Schwarza, założyciela i pierwszego dyrektora Galicia Jewish Museum, otwar tego w 2004 na krakowskim Kazimierzu. Prezentowane w Londynie fotog rafie pochodzą ze zbiorów tego muzeum.

Wystawa Tadeusza Kantora Sainsbury Centre for Visual Arts University of East Anglia, Norwich www.scva.ac.uk wystawa czynna do 30 sierpnia

POLSKI BAROK W LONDYNIE, czyli odkrywanie na nowo... Wenecja, muzyczna stolica XVI- i XVII-wiecznej Europy. To tu przybywają niemal z każdego zakątka Europy liczni kompozytorzy, aby zaczer pnąć inspirację z trendów, śmiało wyznaczanych przez wielkich kompozytorów skupionych wokół Bazyliki Św. Marka. Wenecja to ważne centr um dr ukarstwa nut. Jes t rok 1611, kiedy Mikołaj Zieleński, kompozytor nietuzinkowy, nowoczesny, żywo reagujący na najnowsze propozycje włoskiej kultury muzycznej, wydaje dr ukiem obszerny zbiór OFFERTORIA ET COMMUNIONES TOTIUS ANNI. Jest to wydar zenie o dużym znaczeniu, bo oto Polska zaznacza swoją obecność na mapie muzycznej Europy. Polski Barok w muzyce to rozległy i interesujący obszar poszukiwań muzykologicznych, okres wciąż jeszcze nie do końca poznany. Minione dwudziestolecie śmiało nazwać możemy prawdziwą „rewolucją barokową”. Wzras tająca liczba kapel i zespołów wyspecjalizowanych w stylowej interpretacji muzyki dawnej, sięgających po zapomniane, pokr yte g rubą warstwą kur zu woluminy z dziełami Gorczyckiego, Mielczewskiego, Różyckiego czy Stachowicza, to żywy tego dowód. Nie tylko w Polsce, ale i w Europie dzieła kompozytorów XVII i XVIII wieku stają się atrakcyjnym celem dla art ystów poszukujących tego, co kultura współczesna zagubiła w biegu dziejów. Towarzystwo Kulturalne „Kontrapunkt”, działające od kilku lat na Śląsku, wyr uszyło w poszukiwanie „zaginionej arki”, stawiając sobie za cel propagowanie tego, co zapomniane. Swois te „odkr ywanie na nowo” urzeczywistnia się w podejmowanych pr zez „Kontrapunkt” projekt ach. Najnowsze przedsięwzięcie zatytułowane zos tało: „Polski Barok w Londynie”. Do udziału zaproszeni zost ali artyści międzynarodowej sceny muzyki dawnej: Dagmara Świtacz – sopran (Polska), Violetta Gawara – mezzosopran (Wielka Brytania), Adam Tunnicliffe – tenor (Kanada), Maciek O’Shea – bar yton (Wielka Br ytania), oraz zespół The 18th Centur y Ensemble London pod dyrekcją Pr zemysława Salamońskiego. Projekt zrealizowano ze środków Ministra Kultur y i Dziedzictwa Narodowego. Sobota, 18 lipca godz. 19.30 - St James’s Church Piccadilly Niedziela, 19 lipca godz. 20.00 – Parafia p.w. MB Częstochowskiej i Św. Kazimier za ( Polski Kościół na Angel ). Gorąco polecamy i zapraszamy. Przemysław Salamoński

Sława (Swava) Harasymowicz urodzona w Krakowie, gdzie mieszkała do 1998 roku, a teraz pracujaca w Londynie artystka, absolwentka Royal College of Art zdobyła dwie nagrody w konkursie V&A Illustration Awards (jedną w kategorii V&A Book Cover Award, a drugą – V&A Editorial Award). Nagrody przyznawane są corocznie. W konkursie wyróżniane są najlepsze ilustracje publikacji wydanych w Wielkeij Brytanii. Nagrodę w kategorii V&A Book Cover Award otrzymała ilustracja Sławy strony tytułowej „Eugeniusza Oniegina”, wydanego przez Pengiun Books. Drugą wyróżnioną pracą Sławy Harasymowicz jest ilustracja do Putting Daisy Down, Jaya McInerney), opublikowana w magazynie weekendowym The Guardian Weekend 11 sierpnia 2008. Sława jeszcze podczas studiów w Royal College of Art zdobyła nagrodę Victoria and Albert Museum Illustration Award, jest więc już dobrze znaną ilustratorką nie tylko wśród wydawców. Nagrodzone prace można oglądać w Victoria & Albert Museum na pietrze w dziale 20th Century Galleries, Room 74 do stycznia 2010 roku. Victor ia and Alber t Museum, Cromwell Road, London SW7 2RL www.vam.ac.uk

Jazz Cafe POSK, 238-246 King Street, London W6 0RF Tel. 0208 7411940, 07877640361 www.jazzcafeposk.co.uk Wstęp £5 Dla naszych Czytelników mamy jedno podwójne zaproszenie na każdy koncert (redakcja@nowczas.co.uk)

Asaf Sirkis Trio

Symbiosis Big Band

Sobota 18.07, godz. 20.30,

Sobota 20.06, godz. 20.30

Uro dzo ny w Izra elu Asaf Sar kis, który w ro ku 1999 przy je chał do Lon dy nu i wkrót ce stał się jed ną z naj bar dziej zna nych po sta ci na bry tyj skiej sce nie jaz zo wej na gry wał pły ty i wy stę po wał wszę dzie i ze wszyst ki mi mu zy ka mi, któ rzy li czą się w mię dzy na ro do wym jaz zie. W ze spo le Asa fa gra ją grec ki gi ta rzy sta Tas sos Spi lo to po ulos i izra el ski ba si sta Yaron Sta vi.

Re gu lar nie po ja wia ją cy się na sce nie Jazz Ca fe POSK big band Sym bio sis to je den z naj bar dziej in te re su ją cych mło dych ze spo łów jaz zo wych ostat nich lat. Pro wa dzo ny przez ba si stę i kom po zy to ra Ju ri ja Gał ki na, dzie wię cio oso bo wy ze spół wy ko nu je głów nie utwo ry swe go li de ra, któ ry w 2007 ro ku zdo był pierw szą na gro dę w kon kur sie dla mło dych kom po zy to rów jaz zo wych.

Willie Garnett Big Band

Georgia Mancio z zespołem Franka Griffitha

Piątek 24.07 godz. 23.00

Je den z naj lep szych lon dyń skich big ban dów, kie ro wa ny przez we te ra na jaz zo we go, sak so fo ni stę Wil li Gar ne ta, któ re go ka rie ra mu zycz na trwa już po nad 50 lat. Na na szej sce nie wy stę pu je w każ dy ostat ni pią tek mie sią ca, pre zen tu jąc bra wu ro wo wy ko na ny pro gram zna nych stan dar tów jaz zo wych. So list ką ze spo łu jest Le sley Chri stia ne, któ rej in ter pre ta cje zna nych stan dar tów w ni czym nie ustę pu ją da mom świa to we go jaz zu.

Piątek 26.06, godz. 20.30

Ame r y kań ski trę bacz Frank Grif f ith i je go ze spół to wa rzy szyć bę dzie zna nej lon dyń skiej wo ka li st ce Geo r gi Man cio, któ ra obok wy stę pów zaj mu je się pro mo cją mło dych mu zy ków jaz zo wych. Ma w swo im do rob ku dwie zna ko mi te pły t y „Pe ace ful Pla ce” i „Tra pe ze”, a w chwi li obec nej pra cu je nad ko lej nym al bu mem. www.my spa ce.com/geo r gia man cio

Prince Charles Cinema prezentuje Perły Kina Polskiego! Do 27 lipca w Prince Charles Cinema będzie można zobaczyć polską klasykę filmową, jak i specjalne pokazy pr zedpremierowe! 20 lipca, godz. Kingsize" Kultowa komedia Juliusza Machulskiego. Satyra na społeczeństwo polskie polowy lat 80-t ych. 27 lipca, godz. 20:45 „Sztuczki" Opowieść o 6-letnim Stefku i jego 17-letniej sios tr ze Elce, którzy żyją w przeświadczeniu, że można rzucić wyzwanie losowi. W swoim drugim pełnometrażowym filmie Andrzej Jakimowski ponownie zaprasza widza do swego osobliwego, bezpretensjonalnego świat a, pełnego uroku i ciepłych bar w ś wiata. Ceny biletó:w £5 - £3,50


22

18 lipca 2009 | nowy czas

czas na relaks Sonda redakcyjna

W WYSOKICH ANDACH, CZ.2

marek kargol z woj. lubelskiego, 27 lat, pięć lat w londynie

»

mANIA GOTOWANIA mikołaj Hęciak

Pomimo że samych ziemniaków znajdziemy tam ponad dwa tysiące odmian, a słodkich ziemniaków drugie tyle, to ziemniak uważany jest za warzywo i basta. Natomiast typowym wypełniaczem posiłku jest ryż. Wspominaliśmy także o różnicy w rodzaju posiłków serwowanych w restauracjach, a tych, jakie turyści mogą spróbować w głębi kraju, w górach czy dżungli. Tam życie staje się trudniejsze, już nie tak łatwo o jedzenie i jego rozmaitość. By przeżyć, mieszkańcy z wdzięcznością przyjmują to, co natura im oferuje. Stąd na przykład popularność owej Quinnii, czyli komosy ryżowej, której daleka krewna w Polsce pod płotami rośnie. Stąd też z braku większej liczby zwierząt hodowlanych, jakich w Europie jest pod dostatkiem, w tamtejszych menu będą gościć potrawy z mięsa takich zwierząt, jak alpaki (nie alpagi), czyli udomowione lamy, bardziej dzikie wikunie czy też lamy w rzeczy samej. Zwierzęta bardzo popularne w tamtej części świata i cenione zarówno ze względu na mięso, jak i wełnę oraz wykorzystywane jako zwierzęta pociągowe. Warto nadmienić, że wyraz „lama” wywodzi się ze spolszczenia hiszpańskiego wyrazu „llama”, czyli owca. Teraz łatwiej nam już wyobrazić sobie te zwierzaki, chociaż są one bardziej spokrewnione z wielbłądami niż owcami. Czy powiało już egzotyką? Jeszcze bardziej nietypowym zwierzęciem, często pojawiającym się w jadłospisach lokalnej ludności są świnki morskie. Trudno może nam to sobie wyobrazić, kojarząc te małe gryzonie z domowymi ulubieńcami, ale co kraj, to obyczaj. Wędrujący po Andach turyści mogą zostać poczęstowani taką świnką upieczoną po prostu nad ogniskiem, nawet z pazurkami jeszcze. Ale oprócz tego najprostszego dania istnieje wiele innych. I tak mięso świnki morskiej możemy przyrządzić w gulaszu z ostrej papryki i orzeszków ziemnych, albo upiec z nadzieniem z oregano, mięty i szczypioru. Dla tych wszystkich, którzy żądni są nowych smaków, ale świnka morska to za duża ekstrawagancja proponuję dość popularne, niemniej jednak smaczne menu. Jako starter koniecznie ceviche.

Drodzy Czytelnicy, w ostatnim odcinku odwiedziliśmy Peru i zanurzyliśmy się w przepychu i bogactwie kulinarnym, jaki kraj ten oferuje. I może się zdawać, że jest to kraj nie tyle mlekiem i miodem płynący…, ale ziemniakiem i ryżem stojący. Brzmi nietypowo, ale jest to surowa ryba, najczęściej biała, marynowana krótko w soku z cytryny. Krótko znaczy około15 minut. Kwas, w tym przypadku z soku cytrynowego momentalnie „gotuje” rybę, więc otrzymujemy produkt podobny do np. ryby wędzonej. Takie mięso nie jest już surowe, ale też nie jest ugotowane, jak to normalnie bywa podczas obróbki termicznej. Różne odmiany tego dania są urozmaicane przez dodatek owoców morza, które w tym przypadku sa uprzednio ugotowane w tradycyjny sposób. Prawo do tej całkowicie peruwiańskiej potrawy próbowali zawłaszczyć sobie mieszkańcy Chile. To taki lokalny spór, jak między Polakami i Słowakami w sprawie oscypków. Dzisiaj rano, zanim usiadłem do pisania tego artykułu, znalazłem ceviche z łososia w menu jednego z tradycyjnych angielskich pubów. Oczywiście pub był „tradycyjny”, z z głęboko sięgającymi korezniami kulinarnymi, do których należy między innymi serwowanie zamorskich specjałów. Na danie główne dla odmiany coś mięsnego. Lomo saltado. Wołowina dobrego gatunku marynowana w sosie sojowym i occie winnym, podsmażona z czerwoną cebulą i pomidorami. Nie może zabraknąć też chilli peppers, tym razem żółtej. Podane koniecznie na ryżu i z dodatkiem ziemniaków, często w postaci frytek. W daniu tym można zauważyć wpływy z gastronomii chińskiej. Połączenia kuchni peruwiańskiej i chińskiej zaowocowało trendem zwanym w Peru chifa, który jest bardzo popularnym w tym kraju. Zresztą kuchnia chińska w różnych odmianach jest popularna nie tylko tam, ale i na całym świecie. Skąd my to znamy? Jednym z najbardziej popularnych deserów jest niewątpliwie suspiro a la limena. Nie da się nie zauważyć wpływów hiszpańskich w przypadku tego deseru. Z początku był on zwany „królewskim specjałem Peru”. Później peruwiański poeta Jose Galvez porównał go i jego lekkość do oddechu kobiety, a że miejscem jego powstania była Lima stąd ostateczna nazwa brzmi w tłumaczeniu „westchnienie kobiety z Limy”, co – jak sądzę – ma świadczyć o jego delikatności. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo wyrafinowanym jeśli chodzi o

czego Szukam w polonijnej praSie?

przyrządzenie deserem, to jak ktoś raz już go zrobi, rzecz okaże się znacznie prostsza. Jest to starannie przygotowana masa z mleka, żółtek i cukru z dodatkiem wanilii (przypomina trochę francuski creme brulée), którą przykrywa się warstwą bezy zaprawionej porto i posypanym cynamonem. Teraz należałoby wspomnieć o napitkach, z których najbardziej znany to pisco, ale czas już na przepis, a będzie to wspomniany wyżej Lomo saltado.

„Nowego Czasu” nie traktuję wyjątkowo, zresztą czytuję go sporadycznie, bo w okolicy Seven Sisters Station czy też Stamford Hill, trudno go znaleźć. Jak w każdej gazecie, tak i tu, czytam teksty dotyczące życia Polaków w UK, jak też o kraju i mieście w którym aktualnie mieszkam. A swoją drogą ciekawostek dotyczących Londynu mogłoby być w „Nowym Czasie” trochę więcej. Kompletnie nie interesują mnie sukcesy i wpadki polskich polityków, nie szukam też aktualności z kraju, bo te mam na bieżąco w internecie. Jestem zapalonym wędkarzem i w żadnej z polonijnych gazet nie mogę trafić na sensowny kącik wędkarski, z opisem ryb znanych mi z Polski, jak też żyjących tylko w brytyjskich wodach. Wędkujących Polaków w UK jest naprawdę bardzo dużo i z pewnością wielu z nich też takich informacji szuka.

krzysztof kała z kłobucka, koło częstochowy, 34 lata, w londynie od dwunastu lat. Oprócz tekstów dotyczących życia Polaków na Wyspach czy też doskonałych felietonów czytuję w „Nowym Czasie” artykuły Włodzimierza Fynrycha – właściwe od nich zaczynam lekturę. Liczę, że kiedyś w swych wędrówkach zahaczy o kraj moich marzeń – Australię. Kiedyś wyczytałem klasyczną internetową sensację, że odnaleziono tam grotę, w której ponoć spoczęły szczątki Aleksandra Wielkiego. Niestety nie zawsze uda mi się trafić na aktualny numer gazety, choć w zasadzie aktualność tego co czytam nie przemija tak szybko. Niekiedy trafię na „Nowy Czas” w skrzynce przy Turnpike Lane Station, niekiedy przyniesie mi gazetę któryś z kolegów. No i macie najlepsze sudoku, z wszystkich polskich gazet.

zbigniew janusz z przemyśla, 58 lat, w londynie od niespełna dwóch lat.

LOMO SALTADO Na cztery porcje potrzebujemy: pół kilo dobrej jakości wołowiny, w angielskich warunkach może być sirloin steak; duża czerwona cebula; 3 duże, obrane pomidory bez pestek; 1 żółta papryczka, najlepiej peruwiańska aji Amarillo (ale tak specyficzne wiktuały jest trudno upolować nawet w Londynie); 4 łyżki białego octu winnego; sos sojowy do smaku, jak i sól, pieprz oraz posiekana natka pietruszki. Mięso tniemy w paski dosyć cieniutkie (łatwiej się smażą), cebulę kroimy w paski, podobnie jak pomidory i paprykę. Na patelni lub woku podsmażamy mięso, aż do puszczenia soków, zdejmujemy z patelni i następnie podsmażamy cebulę, gdy się zeszkli dodajemy paprykę i pomidory. Jak tylko te ostatnie zmiękną, doprawiamy octem, sosem sojowym i dodajemy mięso. Podgrzewamy przez około trzy minuty aż mięso całkowicie się ugotuje. Doprawiamy jeszcze solą i pieprzem oraz posypujemy natką. Podajemy z ryżem i młodymi ziemniakami, albo z frytkami, które można dodać razem z mięsem na ostatnie trzy minuty gotowania. Aż zgłodniałem. Życzę smacznego i do zobaczenia w następnym numerze!!!

Może to będzie zaskoczeniem dla redakcji, ale pierwszy mój kontakt z „Nowym Czasem” spowodowany był wynikiem meczu piłkarskiej reprezentacji Polski, jaki dzień później wraz ze strzelcami bramek widniał nad winietą. Wyprzedziliście tym nawet „Dziennik Polski”. Co jeszcze wyróżnia Wasz tytuł wśród innych to wyjątkowo mała ilość literówek czy też błędów, od których aż roi się w innych tytułach, widoczna jest dbałość o język, nie ma też częstego w polonijnej prasie niechlujstwa, wynikającego z pośpiechu ludzi goniących za wierszwką. Nie ma na Waszych łamach także tekstów ludzi pisujących do różnych gazet to samo, bez śladu jakiejkolwiek przeróbki, co już zahacza o etykę dziennikarską. Zapraszamy do wzięcia udziału w sondzie redakcyjnej i przesyłania swoich opinii na adres redkacji redakcja@nowyczas.co.uk lub pocztą – Nowy Czas, 63 Kings Grove, London SE15 2NA.

punkty dystrybucyjne nowego czasu poza polskimi sklepami, ośrodkami, konsulatem rp, „nowy czas” jest również dostępny w specjalnych skrzynkach, rozmieszczonych przy głównych stacjach metra w londynie oraz przed niektórymi polskimi parafiami.


|23

nowy czas | 18 lipca 2009

ogłoszenia Angel, 34 Old Elvet, Durham, DH1 3HN. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.

CAD PLANNER

job vacancies DEPUTY MANAGER Location: UNITED KINGDOM Hours: DAY/EVENING Employer: Alphapark Ltd Closing Date: 30/07/2009 Pension: No details held. Duration: TEMPORARY + FULL-TIME

Description: To deputise in the absence of the Registered Manager. To assist the Manager in the running of the children home. Supervision of staff as required. Effect the proper care of young people, whilst creating a homely caring environment. To undertake such . years experience of working at this level or as a senior member of staff and have relevant qualifications. The successful candidate will have to undertake further training. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by employer. How to apply: For more details please telephone Jobseeker Direct on +44 845 6060 234. Lines are open (UK time) 08.00hrs - 18.00hrs weekdays, 09.00hrs - 13.00hrs Saturday. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is +44 845 6055 255. If you are suitable for this job you will be asked to register your details (name, date of birth, location, contact telephone) and you will be told how your application will be handled. Please quote job reference number: YLY/29038.

DOMESTIC ANGEL Location: UNITED KINGDOM Hours: SHIFTS INCLUDING WEEKENDS (2 WEEKEND IN 3 OFF) Wage: GBP 6 PER HOUR Employer: Fallen Angel Hotel Closing Date: 31/07/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Full time experienced domestic angel required in our city centre 5 star restaurant with rooms. You will clean our beautiful themed rooms and prepare them to a 5 star standard for guests. You will also do laundry (washing, drying and ironing) for the rooms and restaurant. We are looking for an energetic person with experience who wants a full time permanent job (40 hours) and who can bring the highest of standards to our business. Previous work or back to school checkable references are required. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Anita Hibbitt at Fallen Angel Hotel, Fallen

Location: UNITED KINGDOM Hours: 27.5 HOURS OVER 5 DAYS Wage: 17,000 PER ANNUM Employer: Clinton Cards Plc Closing Date: 24/07/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. You will be working in our planning team based in our Property Department. Experience in AutoCAD release 14 and/or AutoCADLT2005 with qualifications to BTEC or GNVQ standard are essential, as is a working knowledge of Microsoft Office package, specifically Excel and power point. Experience in architectural/interior/retail design and graphic design/hand drawing skills would be an advantage to the successful candidate. How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Recruitment Line at Clinton Cards Plc, The Crystal Building, Langston Road, Debden, Essex, IG10 3TH.

RESTAURANT STAFF WITH BAR EXPERIENCE Location: UNITED KINGDOM Hours: 5 DAYS Wage: Negotiable Employer: Canas y tapas Closing Date: 21/07/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: This is a unique opportunity for experienced and professional Waiting Staff, with Bar experience, to become an integral part of a new and exciting restaurant brand that is being introduced into the UK. Duties include to serve all customers in an efficient, courteous and friendly manner to keep relevant areas and equipment safe, clean & tidy, to ensure that the needs and requirement of all customers are fully met. We are looking for someone with a proven track record in providing excellent customer service and be able to work as part of a successful team. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Umesh lad at Canas y tapas, info@konceptuk.com, LE1 4SA. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.

BAKER / DOUGH MIXER REQUIRED High quality bakery in SW19, Colliers Wood. Currently looking for skilled Dough mixer and Bakers. Must have a minimum of 3-years experience. Excellent salary offered to right candidates. must have a good command of English. Good prospects for the right applicant as part of a growing and progressive company.

Please call Stephen on 020 77201234 or E-mail on info@millersbakery.co.uk or fax c.v on 02085428288 Employer: Old Red Lion Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Applicants must be aged 18 or above due to licensing regulations and as you m. Previous experience would be an advantage but not essential as full training is provided. You will be working as part of a small, friendly, family run team. Duties will include serving customers, cash handling, stocking shelves and fridges, cellar work, clearing tables, taking meal orders, waiting on

tables and other associated duties. Meals will be provided whilst on duty. Accommodation is available if required. How to apply: To apply for this position telephone Viv Rodriquez on 01525261715 or 01525217423 quoting ref BLE/33584.

WEB DEVELOPER Location: UNITED KINGDOM Wage: GBP 20000-GBP 30000 Employer: Transco Media Limited Closing Date: 04/08/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus,

Staááe stawki poáá ączeĔĔ 24/7

for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Previous commercial development experience required with skills in several of the following development languages: SQL, PHP, Javascript, HTML, C / C++ & Visual Basic. A good understanding of OOP and knowledge of PHP frameworks / engines such as Fusebox and Smarty. Microsoft Windows& knowledge of Mac OS X an advantage. A proven track record of shipping on time and at a very high quality level. Previous experience in image processing / graphical based development beneficial. Strong communication skills. Must show examples of past projects. Team player. Able to meet tight deadlines.

Bez zakááadania konta

Polska

Polska

2p/min 084 4831 4029

7p/min 087 1412 4029

Irlandia

Czechy

BAR/WAITING STAFF Location: UNITED KINGDOM Hours: 35 - 40 PER WEEK, OVER 7 DAYS, BETWEEN 11AM & 11PM Wage: GBP 5.73 PER HOUR

Poczuj się pewnie na brytyjskich drogach!

Testy na prawo jazdy na wszystkie kategorie oraz brytyjski kodeks drogowy w języku polskim. Profesjonalne i kompletne.

umer Wybierz n a nastĊĊpnie dostĊĊpowy elowy np. numer doc i ZakoĔcz # 0048xxx. ie. n a poáącze n j a k e z c o p

3p/min 084 4988 4029

3p/min 084 4988 4029

Sááowacja

Niemcy

3p/min 084 4988 4029

1p/min 084 4862 4029

Auracall wspiera: Polska Infolinia: 020 8497 4622 www.auracall.com/polska Bezpłatne doradztwo odnośnie uzyskania prawa jazdy w Wielkiej Brytanii! w

T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Calls made to mobiles may cost more. Minimum call charge 8p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Rates are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


24|

18 lipca 2009 | nowy czas

NIE MUSISZ NIGDZIE CHODZIC! zadzwoñ!

EALING BDY

VICTORIA

POLSKIE CENTRUM

164 Victoria Street LONDON SW1E 5LB

48 Haven Green LONDON W5 2NX

TOOTING BEC

HARLESDEN

16 Trinity Road LONDON SW17 7RE

SLOUGH

DELIKATESY

POLSKIE DELIKATESY

157 High Street LONDON NW10 4TR

10 Queensmere SLOUGH SL1 1DB

NORTHAMPTON GOSIA DELIKATESY

HOUNSLOW

LEYTON

FLASH BIURO KSIÊGOWE

FOCUS PL LTD.

54 Gold Street NOTRHAMPTON NN1 1RS

5 Red Lion Court ALEXANDRA RD. TW3 1JS

Pn-Pt 9-19 So-Nd 9-16*

0207 828 5550

PACZKI DO POLSKI

Pn-Pt 10-20 So-Nd 10-15*

0208 998 6999

PACZKI DO POLSKI

Pn-Pt 10-19 So-Nd 10-14*

0208 767 5551

Pn-Pt 9-19 So-Nd 10-15*

0208 767 5551

Pn-Pt 11-19 So-Nd 10-14*

0208 767 5551

PACZKI DO POLSKI

Pn-So10-18 Nd 10-15*

0160 462 6157

RD.

ALEXA

YORK

STREET HIGH

HIGH

T STREE

S RD. DUGLA

D. GUE R MONTA

wejœcie od INTERNET CAFE - UNIT 16

Pn-Pt 9-20, sb-Nd 9-16

Pn-Pt 9:30-17 So-Nd 9-15*

0208 767 5551

198 Francis Road LONDON E10 6PR

WARREN ROAD

AD FRANCIS RO

www.gosiatravel.com

CALL CENTRE

INFORMACJA I SPRZEDA¯:

0787 501 1097 0208 767 5551 ET LEYTON HIGH STRE

Polonez Travel Ltd T/A Gosia Travel, Registered Office 16 Trinity Road, London SW17 7RE

Pn-Nd 9-20

RD. NDRA

NASZE BIURA PO£¥CZ¥ ClÊ Z POLSK¥

GROVE GREEN RD.

A12

Leyton

Pn-Pt 10-18 Sobota 11-15*

0208 539 3084

BILETY LOTNICZE I AUTOBUSOWE | TRANSFERY NA LOTNISKA | PACZKI | PROMY | HOTELE | WCZASY | UBEZPIECZENIA | PRZEKAZY PIENIʯNE ju¿ od L1.5

job vacancies How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Neil Sadler at Transco Media Limited, Abacus House, Meadowfield Industrial Estate, Meadowfield Industrial Estate, Tyne and Wear, NE20 9SD, or to neils@transeomedia.com.

PLUMBER/HEATING ENGINEER

commitment, flexibility and imagination. In return we can offer you an exciting place to work, a competitive wage and a long term job with great prospects. We would like to interview all applicants in person so call the shop on 020 7732 4170 or e-mail us your CV to arrange a meeting. We look forward to hearing from you, Richard. Balfe's Bikes. richard@balfesbikes.co.uk. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Richard Balfe at Balfes Bikes Ltd, 50 East Dulwich Road, SE22 9AX, or to richard@balfesbikes.co.uk.

PACKAGING OPERATIVE Location: UNITED KINGDOM Hours: 38.5 OVER FOUR DAYS Wage: 5.80 PER HOUR Employer: Kinetic Plc Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: This Local Employer Partnership employer shares new starter information with Jobcentre Plus for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Qualified Plumber required with experience of general plumbing and also qualified as G. full installations of heating systems. Own transport desirable. Work will be in Kent, SE London and South Essex although travel to other locations may be necessary. Salary will depend on experience. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Carol Innes at SIS Heating and Plumbing, 136 Hawley Road, Wilmington, Dartford, Kent, DA1 1PT. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. This vacancy is being advertised on behalf of Kinetic Plc who are operating a. Duties will include operation of a fast moving conveyor system and palletising the end product. Good attention to detail is required. The first 3 weeks will be a day shift for training, then you will switch to part time evening shift 17:30 - 22:30 Long term position for the right person. How to apply: For more details please telephone Jobseeker Direct on +44 845 6060 234. Lines are open (UK time) 08.00hrs - 18.00hrs weekdays, 09.00hrs - 13.00hrs Saturday. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is +44 845 6055 255. If you are suitable for this job you will be asked to register your details (name, date of birth, location, contact telephone) and you will be told how your application will be handled. Please quote job reference number: GLO/17866.

BICYCLE MECHANIC

CARE ASSISTANT

Location: GREATER LONDON Hours: 5 DAYS Wage: 16K OR MORE DEPENDING ON EXPERIENCE Employer: Balfes Bikes Ltd Closing Date: 15/10/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Location: UNITED KINGDOM Hours: 7 HOURS PER DAY Wage: GBP 6.40 HOUR Employer: Twelve Trees Care Home Closing Date: 31/07/2009 Pension: No details held. Duration: TEMPORARY + FULL-TIME

Location: UNITED KINGDOM Hours: 5 DAYS Wage: NEGOTIABLE Employer: SIS Heating and Plumbing Closing Date: 21/07/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Experienced mechanic required to work in a small and very busy bike shop in East Dulwich. You must possess good - great customer skills. You shall help manage and grow the workshop with a view to taking over the running of it completely. We can hel.

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with jobcentre plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Must be 18 or over to provide personal care. To help in the promotion of me. sharing with them, in activities such as reading, writing,

hobbies & a wide variety of activities. Helping with mobility problems, key personal needs i.e. dressing, bathing & the toileting. Whilst you should have a minimum of NVQ 2 or equivalent other care skills training is available. Benefits include meals and a bonus paid day off for your birthday as a loyalty bonus. How to apply: For more details please telephone Jobseeker Direct on +44 845 6060 234. Lines are open (UK time) 08.00hrs - 18.00hrs weekdays, 09.00hrs 13.00hrs Saturday. The textphone service for deaf and hearing-impaired people is +44 845 6055 255. If you are suitable for this job you will be asked to register your details (name, date of birth, location, contact telephone) and you will be told how your application will be handled.

STORE MANAGER Location: GREATER LONDON Hours: 5 DAYS OUT OF 7 Wage: GBP 24,000 Employer: Vira International (Password Needed) Closing Date: 28/07/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. This vacancy is being advertised on behalf of Vira International who are acti. is currently looking to recruit for one of their London outlets. They currently have a requirement for a Store Manager. The successful candidate will have at previous experience at NVQ level 3 or above in a supervisory role where they have been successfully managing and training staff. They will need to be motivated and produce acceptable sales figures. Must also have the ability to lead a team and bring out the best in them to achieve maximum results. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Laxmi Vikraman at Vira International (Password Needed), 104 College Road, Middlesex, HA1 1BQ, or to laxmi@vira.co.uk.

CARERS Location: LONDON, SW16 Hours: 4-40 PER WEEK, OVER 7 DAYS, DAYS & EVENINGS Wage: £6-£7 PER HOUR Employer: Sorag Pension: No details held. Duration: PERMANENT ONLY

Description: To provide care in individual homes. Duties include personal care, cooking, shopping, laundry and any other tasks as required. Must have a minimum of NVQ level 2 in health and social care.

Ability to speak and write either Amharic, Tigrinya, Polish or any other Asian languages required. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Disclosure expense will be met by applicant. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Amran Mohamed at Sorag, 9 Gunnery Terrace, Cornwallis Road, LONDON, SE18 6SW, or to services@somalicareagency.org.uk.

* ZASTRZEGAMY SOBIE PRAWO ZMIANY GODZIN OTWARCIA NASZYCH BIUR

ogłoszenia

require previous experience. For more information of our current vacancies visit www.kidsunlimited.co.uk. All successful applicants are required to complete an enhanced CRB Disclosure check.. Pension: No details held. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to HR Department at Kids Unlimited Nursery, Summerfields Village Centre, Dean Row Road, Dean Row Road, Cheshire, SK9 2TA, or to recruitment@kidsunlimited.co.uk.

GRAPHIC DESIGNER Location: UNITED KINGDOM Hours: 5 DAYS PER WEEK Wage: GBP 22,000 Employer: Work Permit Centre Closing Date: 24/07/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Requirements: Design print materials including seasonal holiday package campaigns, brochures, posters, and other collateral as well as direct mail and signage. Manage printing budgets and produce high resolution final output files to go to press. Direction and quick feedback in order to deliver the best possible work. To design Web sites and ensure that they are visually effective and easy to access. Responsible for web design content and design updates Qualifications: An Art, Design or Media based Honours Degree. A strong online portfolio displaying design, and ideally some experience with web database solutions. Qualified candidates will need to have several years of professional creative design experience. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Jamie Bryant at Work Permit Centre, Old School House, Lynwick St, Rudgwick, Rudgwick, West Sussex, RH12 3DG, or to post@workpermitcentre.com.

NURSERY ASSISTANT Location: SOUTH EAST (UK) Hours: 5 DAYS PER WEEK Wage: DEPENDANT ON EXPERIENCE Employer: Kids Unlimited Nursery Closing Date: 26/09/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Kidsunlimited has earned a reputation as leaders in top quality, progressive childcare. We are looking for enthusiastic, hard working & ambitious individuals to join our expanding teams, applying your childcare knowledge & experience to support & imp. we want to hear from you. On commencement of employment you will receive a comprehensive induction, training & excellent career progression opportunities. Nursery Assistants do not

MACHINIST Location: SOUTH EAST (UK) Hours: 40 HOURS OVER 5 DAYS Wage: GBP 25,000 - GBP 27,000 PER ANNUM Employer: Thamesteel Limited Closing Date: 31/07/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Comply work instructions given by Supervisor. Follow instruction, drawing sketch for machining process. Arrange & entertain all routine & emergency jobs on priority basis. Coordinate with other members of section for smooth operations. Read & underst. to operate Lathe, Milling, Drilling, Boring, Shaping & Surface grinding m/c's. Perform maintenance on m/c's when required with proper guidance to fellow operators. Should be flexible to work in shifts under min supervision. Maintain clean & safe work area. Train fellow operators for individual skill development. Work as team member maintain discipline & strictly follow company rules.This Local Employment Partnership Employer shares information about new starters for statistical purposes only. How to apply: You can apply for this job by obtaining an application form from, and returning it to Anna Spalding at Thamesteel Limited, Wellmarsh, Sheerness, Sheerness, ME12 1TH, or to recruitment@thamesteel.co.uk.

GLASS MACHINIST Location: UNITED KINGDOM Hours: 5 DAY WEEK Wage: GBP 15,000 PER ANNUM Employer: Hawksley and Son Limited Closing Date: 31/07/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT + FULL-TIME

Description: Duties will include processing of laboratory grade glassware to British and European standards. Applicants will be required to be multiskilled and have good organisational ability. Applicants must have excellent German language skills. How to apply: You can apply for this job by telephoning +44 190 3752815 ext 0 or +44 0 0 ext 0 and asking for Mike Smith.


|25

nowy czas | 18 lipca 2009

ia Ogłoszen ramkowe . już od £15 TANIO NIE! I WYGOD Zapłać kartą!

jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?

KSIĘGowoŚĆ fINANSE

POLSKI KSIĘGOW Y

AbY ZAmIEŚcIĆ oGłoSZENIE rAmKowE prosimy o kontakt z

Działem Sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne

komercyjne z logo

do 20 słów

£15

£25

do 40 słów

£20

£30

uSłuGI trANSportowE

724 Seven Sisters Road London N15 5NH Seven Sisters, Metro – Victoria Line 20 m od sklepu WICKES

www.polskiksiegowy.com pEłNA KSIĘGowoŚĆ (rozliczenia przez internet) Zwrot podatku w ciągu 48h Virtual office NIN, CIS, CSCS, zasiłki i benefity ActoN Suite 16 Premier Business Centre 47-49 Park Royal London NW10 7LQ tEL: 0203 033 0079 0795 442 5707 cAmDEN Suite 26 63-65 Camden High Street London NW1 7JL tEL: 0207 388 0066 0787 767 4471 www.polonusaccountancy.co.uk office@polonusaccountancy.co.uk

roZLIcZENIA I bENEfItY szybko i skutecznie (przyjmuję również wieczorem i w weekendy) tEL: 077 9035 9181 020 8406 9341 www.polishinfooffice.co.uk

Pon-Pt. : 9.00 - 20.00 Sobota: 10.00 - 17.00 Tel/Fax 0208 8265 102 0797 4884 380 0773 7352 885 0794 6681 250 KuchNIA DomowA

LAborAtorIum mEDYcZNE: thE pAth LAb poLSKI KuchArZ prywatne przyjęcia, domowe uroczystości, BBQ, gotowanie na miejscu lub pomoc w gotowaniu, układanie menu. Kuchnia polska, kontynentalna i angielska. Przyjęcia duże i małe, tEL.: 0772 5742 312 www.polish-chef.co.uk

na każdą okazję. Gwarancja jakości i niskie ceny.

uSłuGI rÓŻNE NAuKA

Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóĶceń, systemy CCTV, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. polskie ceny tel. 0751 526 8302

ArchItEKt rEJEStrowANY w ANGLII Wykonuje projekty: lofts extensions, pełen service – planning application, building control notice. tEL.: 0208 739 0036 mobILE: 0770 869 6377

oGłoSZENIA 0207 6398507

Kompleksowe badania krwi, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową (HIV – wyniki tego samego dnia), EKG, USG. tEL: 020 7935 6650 lub po polsku: Iwona – 0797 704 1616 25-27 welbeck Street London w1G 8 EN

prZEprowADZKI prZEwoZY DuŻY vAN SprAwNIE I rZEtELNIE tEL. 0797 396 1340

wYwÓZ ŚmIEcI przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, Złomowanie aut – free trANSpoL tel. 0786 227 8730 lub 29 ANDrZEJ

Letnia obniżka 30%

DomowE wYpIEKI

AGAtA tEL. 0795 797 8398

ANtENY SAtELItArNE Jan wójtowicz

ZDrowIE I uroDA

ZAprASZAm NA KurS tAŃcA DLA pAr ŚLubNYch KtÓrY roZpocZNIE SIĘ 03.10 o GoDZ. 16.30 pierwszy taniec oraz choreografie dla nowożeńców prywatne lekcje tańca towarzyskiego tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@ szkolatanca.co.uk

GINEKoLoG-połoŻNIK Dr N. mED. mIchAł SAmbErGEr the hale clinic 7 park crescent London w1b 1pf tel.: 0750 912 0608 www.ginekologwlondynie.co.uk michal.samberger@wp.eu

profESJoNALNE frYZJErStwo strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. Iza west Acton, tel. 0786 2278729

JĘZYK ANGIELSKI KorEpEtYcJE orAZ profESJoNALNE tłumAcZENIA. AbSoLwENtKA ANGLIStYKI orAZ trANSLAcJI (uNIvErSItY of wEStmINStEr) tEL.: 0785 396 4594 EwELINAbocZKowSKA@YAhoo.co.uK

KLINIKA TERAPII SOLNEJ


26|

18 lipca 2009 | nowy czas

czas na relaks sudoku

łatwe

6 1 4 7

średnie

2 9 8 7 5 9 2 4 6 1 3 2 6 8

8 2 5 1 6 2

4 7 2 3

4 9 1 2 3 5

3 4 6

5 6 8 4 3 4 2 5 7 5 9 1 6 8

trudne

8 1 9 7 5

7 9

1

3

6

5 6 9 7 4 3 9

7

9 6 1 4

9 3

2

7 6 2 4

8

5 4 8 5

5

8

6

3

1

8

1 5 8 4

6

krzyżówka

horoskop

BARAN 21.03 – 19.04 W pracy i w interesach zapomnij o sentymentach. Pilnuj swoich spraw, skup się na osiągnięciu swojego celu. Niewykluczone, że przyjdzie Ci stawić czoło konkurencji albo, że wymagania zwierzchników wobec Ciebie znacznie wzrosną. Aby im sprostać, trzeba będzie szybko podejmować decyzje, być bardziej operatywnym, przedsiębiorczym i nie przejmować się, jeśli z początku coś się nie uda.

BYK 20.04 – 20.05

Ten tydzień sprzyja miłej współpracy, rozmowom biznesowym i nawiązywaniu kontaktów. Niewykluczone, że pod koniec tygodnia zechcesz dokonać jakiegoś dużego zakupu albo podjąć inną ważną decyzję dotyczącą finansów. Niech jednak będzie to Twoja samodzielna decyzja. Nie ulegaj niczyjej presji. Pozwól sobie na odrobinę szaleństwa i zainwestuj w dobre kosmetyki.

BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06

W pracy pozwól sobie, aby ktoś przejął część obowiązków. W pierwszej połowie tygodnia różnego rodzaju nieprzyjemności nie pozwolą Ci na realną ocenę swojej działalności. Pesymistyczne wizje są dużą przeszkodą w pracy, hamują również rozwój materialnej sfery życia.

RAK 22.06 – 22.07

Osoby związane z zawodami technicznymi, elektroniką i telekomunikacją mogą liczyć na przypływ gotówki w ramach nagród, zwyżki akcji lub korzystnych lokat bankowych. Generalnie Raki powinny teraz wykazać się przynajmniej chęcią do oszczędzania, co w Twoim przypadku wymaga wyjątkowego samozaparcia. Będziesz w tym tygodniu tak bardzo zabiegany, że możesz nie mieć zbyt wiele czasu dla partnera.

LEW 23.07 – 22.08

Tydzień zapowiada się pracowicie, ale bez większych sukcesów. Odkładane dotąd sprawy nagle okażą się bardzo pilne. Trzymaj rękę na pulsie! Niczego nie lekceważ, nie zostawiaj ważnych spraw własnemu biegowi. Do różnych pilnych zajęć, w które jesteś zaangażowany, dojdą jeszcze inne sprawy. Będziesz żyć, w ustawicznym pośpiechu.

PANNA 23.08 – 22.09

W Twoich interesach może być mały ruch i niewielkie zamieszanie. Ale gwiazdy pomogą Ci opanować sytuację. Pieniądze przyjdą, ale zaraz odejdą. Może dojść do takiej sytuacji bo na przykład, postanowisz dokonać pewnych inwestycji. Ożywienie w sprawach zawodowych zauważą szczególnie ludzie pióra.

GA WA 23.09 – 22.10

ZIOROŻEC

KO 22.12 – 19.01

Znajdziesz się w sytuacji, o której się mówi: „i tak źle, i tak niedobrze”. Żadne rozstrzygnięcie nie będzie się wydawało słuszne. Zajęty będziesz odrabianiem zaległości z ostatnich tygodni, naprawianiem błędów i niedociągnięć własnych lub cudzych. Nie jest to dobry czas na wystartowanie z nowym projektem.

Twoje sprawy zawodowe powinny układać się gładko. Masz wyznaczony cel i dobrze wiesz, co musisz zrobić, więc wystarczy się zmobilizować, a z tym nie powinieneś mieć kłopotów. Dzięki sprzyjającym wpływom planet będziesz teraz bardziej niż dotychczas stanowczy i zdecydowany.

W tym tygodniu będziesz mieć wyjątkowo dużo pracy. Postaraj się więc nie tracić opanowania, nie wywołuj konfliktów w firmie! Przecież nie tylko dla Ciebie te dni będą tak gorące. Twój urok pozwoli Ci zjednać sobie współpracowników i przekonać szefa do swojego projektu. Gwiazdy dadzą Ci parę okazji, by zdobyć dodatkowe pieniądze.

Korzystaj z podszeptów intuicji, kiedy będziesz podejmował decyzje. Przydadzą się też mądre rady życzliwych ludzi. Nie podejmuj ważnych decyzji finansowych pod wpływem nastroju chwili. Rozważ wszystkie za i przeciw. W Twoim związku może dojść do głosu zazdrość i nie wykluczone, że Ty i Twój partner będziecie rywalizować ze sobą na jakimś polu.

Raczej w tym tygodniu skup się na tych wszystkich sprawach, które powinieneś zamknąć w tym miesiącu. Stosunki z kolegami lub współpracownikami mogą ucierpieć na skutek tego, że jesteś przekonany o swojej nieomylności i za wszelką cenę chcesz narzucić innym swój punkt widzenia. Niewykluczone, że przyjdzie Ci konkurować z jakimś twardym przeciwnikiem.

W Twoim sercu zapanuje spokój, zdołasz lepiej zorganizować sobie czas, a pewne sprawy, które teraz wydają się bardziej skomplikowane, wkrótce się uproszczą. Nie denerwuj się więc niepotrzebnie, bo gdy jesteś spięty, popełniasz błędy i szybciej się męczysz. Uważaj także na drodze i przestrzegaj przepisy ruchu drogowego.

PION SKOR 23.10 – 21.11

LEC STRZE 22.11 – 21.12

NIK WOD 20.01 – 18.02

BY

RY 19.02 – 20.03


|27

nowy czas | 18 lipca 2009

sport

Czas na puchary Maciej Ciszek W czasie przerwy letniej największe zainteresowanie kibiców futbolu wzbudza rynek transferowy. W tym roku oczy piłkarskiej Europy skierowane są w stronę Madrytu, gdzie Real wydaje na zakupy gigantyczne pieniądze bijąc tym samym transferowe rekordy. Jednak już za kilka tygodni kibice znów śledzić będą rozgrywki ligowe a już w tym tygodniu wracają europejskie puchary. Polskie drużyny, ze względu na słabe występy na arenie międzynarodowej, aby grać w europejskich rozgrywkach muszą przejść fazy eliminacyjne. W tym sezonie nasz kraj w Europie reprezentują cztery kluby. W eliminacjach do LM jest to mistrz Polski, czyli Wisła Kraków. Wicemistrz – warszawska Legia razem ze zdobywcą Pucharu Polski Lechem Poznań oraz czwartą drużyną ligi Polonią Warszawa walczą o fazę grupową LE. Najkrótsze urlopy i najdłuższą drogę do LE mają ci ostatni. Piłkarze warszawskiej Polonii, aby zagrać w fazie grupowej muszą wyeliminować aż czterech rywali. „Czarne Koszule” pierwszą rundę mają już za sobą, zdołali wywalczyć awans kosztem drużyny wicemistrza Czarnogóry – FK Budućnost. W pierwszym spotkaniu rozegranym w Podgo-

ricy Poloniści wygrali 2:0. Bramki dla Polaków padły po stałych fragmentach gry, oba trafienia były autorstwa obrońców Kozioła i Jodłowca. W rewanżu rozegranym tydzień później w Warszawie, Poloniści ulegli Czarnogórcom 0:1, ale wynik dwumeczu korzystniejszy był dla drużyny z Polski. W następnej rundzie na warszawiaków czeka rywal z niższej półki – AC Juvenes/Dogana. Drużyna Juvenes pochodzi z San Marino, prawo gry w europejskich pucharach wywalczyła sobie zdobywając puchar tego kraju. Polonia nie powinna mieć większych problemów z drużyną z Półwyspu Apenińskiego. Nie należy jednak lekceważyć przeciwnika, o czym już niejednokrotnie przekonywały się polskie drużyny, przegrywając z teoretycznie słabszymi rywalami. Skład Polonistów w porównaniu do tego z ubiegłego sezonu nie zmienił się znacząco. Pomimo licznych spekulacji i przymiarek transferowych w drużynie wciąż pozostają Przyrowski, Jodłowiec, Ivanowski i Majewski. Choć tym ostatnim coraz poważniej interesuje się angielski Nottingham Forest. Wzmocnienia „Czarnych Koszul” to obrońca ze Znicza Pruszków – Daniel Kokosiński i brazylijski pomocnik Marcelo Sarvas. Jak pokazały pierwsze mecze Polonii, Sarvas może być znaczącym wzmocnieniem dla drużyny. Wydaje się, że

również na stanowisku trenera, po niedawnej karuzeli trenerskiej, zagościł spokój i stagnacja a Janusz Grembocki zakotwiczy na dłużej przy ul. Konwiktorskiej. Walkę o LM rozpoczęła już krakowska Wisła. Pierwszym rywalem, który staje na drodze wiślaków do piłkarskiego raju jest drużyna mistrza Estonii, Levadia Tallin. Niestety w pierwszym meczu rozegranym w Sosnowcu (stadion Wisły jest remontowany) „Biała Gwiazda” jedynie zremisowała 1:1, strzelając gola w ostatniej minucie spotkania. Rywal Wisły jest zdecydowanie niżej notowany od polskiej drużyny wypada więc mieć nadzieję i wierzyć, że za tydzień w rewanżu piłkarze Wisły nie pozostawią złudzeń przeciwnikom i awansują do następnej rundy eliminacji. Po reformach w LM, od tego sezonu kwalifikacje do fazy grupowej LM są dużo prostsze dla zespołów, które zdobyły tytuł mistrza swojego kraju. Oznacza to, że Wisła nie może już trafić na tak mocnych rywali jak było to choćby rok temu, kiedy zespół z Krakowa wyeliminowała słynna Barcelona. Dużym osiągnięciem na rynku transferowym jest zatrzymanie w Krakowie Pawła Brożka, którym poważnie interesował się londyński Fulham i West Ham United. Wisła straciła dwóch zawodników z podstawowej jedenastki

Marcina Baszczyńskiego i Marka Zieńczuka, którzy przenieśli się do ligi greckiej. W ich miejsce pozyskano świetnie zapowiadającego się reprezentanta Słowenii Andraża Kirma oraz obrońcę Mariusza Jopa, który 5 lat temu odszedł z Wisły do FK Moskwa. Bardziej spektakularny powrót ma jednak miejsce w Warszawie. Po 8 latach spędzonych na zachodzie do Legii wraca Marcin Mięciel. Sprowadzenie tego piłkarza, jest alternatywą dla ewentualnego transferu najlepszego strzelca wojskowych Chiniyamy do Turcji. Dla warszawiaków zmagania o LE rozpoczynają się już w tym tygodniu. W II rundzie eliminacyjnej podejmują gruziński zespół Olimpi Rustavi. Drużyna

ta, w swojej rodzimej lidze zajęła 3 pozycję. Podopieczni Jana Urbana nie powinni mieć problemów z Gruzinami, znacznie gorzej może być już w następnej rundzie, gdzie stołeczna drużyna nie będzie rozstawiona, przez co może trafić na przeciwników o wiele lepszych od siebie. Najpóźniej w europejskich pucharach zaprezentuje się Lech Poznań. Drużyna „Kolejorza” dzięki udanym ubiegłorocznym występom w Pucharze UEFA, walkę o LE rozpoczyna od III rundy eliminacyjnej, ich rywal nie jest jeszcze znany. Wszystko wskazuje na to, że do zapowiadanej przez prasę wyprzedaży gwiazd w stolicy Wielkopolski nie dojdzie. Zarząd Lecha zdołał zatrzymać na najbliższy sezon swoich najlepszych graczy takich jak Robert Lewandowski, Semir Stilic czy Hernan Rengifo. Do Rosji wytransferowany został Rafał Murawski, zawodnik wzmocnił drużynę mistrzów Rosji Rubina Kazań, dzięki czemu poznańska kasa wzbogaciła się o 3,2 miliony euro. Natomiast wzmocnienia drużyny to bramkarz z Piasta Gliwice Grzegorz Kasprzik oraz dwóch czołowych strzelców z niższych lig: Chrapek, Mikołajczak. W Poznaniu zmienił się też trener, nie przedłużono kontraktu z architektem ostatnich sukcesów Lecha – Franciszkiem Smudą. „Franza” na stanowisku trenera zastąpił Jacek Zieliński, którzy będzie musiał sprostować oczekiwaniom zarządu i poznańskich kibiców, którzy chcieliby powtórzyć swój ubiegłoroczny sukces (dotarcie do 1/16 finału rozgrywek Pucharu UEFA).


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.