LONDON 7-23 November 2009 17 (133) FREE ISSN 1752-0339
NEW TIME
www.nowyczas.co.uk takIE czaSy
20 lat temu…
»8-9
Sztuka sprzedaży Najbogatszy artysta świata jest tylko zręcznym manipulatorem? Jedni uważają Damiena Hirsta za następcę Andy’ego Warhola, inni za symbol upadku ideałów. – Sztuka jest dla ludzi, którzy chcą ją posiadać – tłumaczy obrotny Brytyjczyk udowadniając, że sprzedać można wszystko i za każde pieniądze. Czy Hirst to zwykły pirat i manipulator, mamiący kolekcjonerów? Czy jego sztuka jest pusta, śmieszna, nudna, pretensjonalna i jednowymiarowa? O tym, ile warte jest dzieło, decydują tak naprawdę kolekcjonerzy i dealerzy sztuki.
czaS tO pIENIĄDz
»12
Kontrole urzędu podatkowego No we prze pi sy da ją urzę do wi skar bo we mu pra wo na jed no cze sne zre wi do wa nie wszyst kich do ku men tów znaj du ją cych się w sie dzi bie fir my i ma ją cych wpływ na usta le nie wy so ko ści zo bo wią za nia po dat ko we go z ty tu łu każ de go ty pu po dat ku.
pubLIcyStyka
»13
Polska ma nowy problem: hazard Od kilku miesięcy jesteśmy bombardowani informacjami o zgubnym wpływie hazardu na życie jednostki. Media szaleją z odkrywaniem kolejnych hazardowych afer, w rządzie lecą głowy podejrzane o niecne sprawki. Słowo hazard zyskało na znaczeniu – jest uosobieniem zła, korupcji, zwyrodnialstwa. Hazard został narkotykiem nowych czasów.
SyLwEtkI
»14-15
Kobieta w czerwonej suknii Sława Harasymowicz
Adam Zamoyski
Pani Janina nie zna leniuchowania. Pracoholiczka? Trudno powiedzieć. Po prostu lubi pracować. Jak nie maluje, to czyta. Ogląda ważniejsze wystawy. Maluje od 10.30 do 15.30. Często też po kolacji. Jak zacznie malować, to właściwie czas się nie liczy. Chce jak najszybciej skończyć rozpoczętą pracę…
SpORt
»27
Jest Smuda, będą cuda? … 9 listopada, hańba XX wieku, mur berliński, dzielący Europę na dwie części – zniewoloną przez komunizm i wolną – runął pod naporem ludzi, którzy przestali się bać. Strach przerodził się w siłę i spowodował obalenie najbardziej wymownego symbolu totalitarnej tyranii, która pochłonęła miliony ofiar. A potem zaczęliśmy korzystać z odzyskanej wolności i… trafiliśmy na Wyspy. »11
Drużyny, które trenował, zawsze strzelały dużo bramek w końcówkach spotkań. Na tle ligowej szarzyzny Smuda jest postacią nietuzinkową. Szczerość, kontrowersyjne wypowiedzi i ciekawe wywiady – to powody, dla których lubią go zarówno kibice, jak i dziennikarze. Przez piłkarzy uważany jest za mistrza motywacji, gracze darzą go zaufaniem i szacunkiem.
2|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
Dziękujemy Pani Irenie Michałowskiej za pomoc finansową w wydawaniu „Nowego Czasu” Redakcja
Sobota, 7 liStopada, Marzeny, Kariny 1957
Z taśm produkcyjnych fabryki samochodów w Zwickau (byłe NRD) zjechał pierwszy Trabant, jeden z symboli realnego socjalizmu.
niedziela, 8 liStopada, bogdana, bożydara 1656
Urodził się Sir Edmund Halley, angielski astronom, który obliczył odległość Słońca od Ziemi i odkrył istnienie ruchów własnych gwiazd.
poniedziaŁeK, 9 liStopada, aleKSandra, elżbiety 1980
Zarejestrowany został Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność".
WtoreK, 10 liStopada, andrzeja, leona 1980
Zarejestrowany został Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność", jeden z głównych ośrodków masowego ruchu oporu przeciw komunistycznym rządom PRL-u.
Środa, 11 liStopada, alicji, Marcina. 1940
Emigracyjne rządy Polski i Czechosłowacji ogłosiły w Londynie deklarację o zaprzestaniu sporów zachodzących w przeszłości i o podjęciu ścisłej współpracy po zakończeniu wojny.
czWarteK, 12 liStopada, gabriela, renaty 1919
Bracia Smith rozpoczęli pierwszy w historii lotnictwa lot z Anglii do Australii. Trasa przelotu wynosiła ponad 18 tys. kilometrów.
piąteK, 13 liStopada, arKadiuSza, StaniSŁaWa 1924 1817
Władysław Reymont otrzymał Nagrodę Nobla za powieść „Chłopi”. We Lwowie powstał Zakład Narodowy im. Ossolińskich (Ossolineum), założony przez Józefa Maksymiliana Ossolińskiego. Był jednym z najważniejszych ośrodków kultury polskiej, o czym decydowały przede wszystkim niezwykle bogate zbiory biblioteczne.
Sobota, 14 liStopada, agaty, Stefana 1922
listy@nowyczas.co.uk Droga Redakcjo, w 132 numerze „Nowego Czasu” z 24.10.09, do felietonu pani Krystyny Cywińskiej zakradły się pewne nieścisłości. Pisze ona w ostatnim paragrafie o angielskim wydaniu naszej książki „Second World War Story of Poles in india 1942-1948”, że książka ma być promowana „na przyjęciu”. Promocja składająca się z czytania wyjątków z książki odbędzie się w Nehru Centre, a potem będzie skromna „reception” z drinkiem, ale tego nie można nazwać przyjęciem. Zaproszenia sama opracowałam, a nie – jak pisze pani Krystyna – „życzliwy Hindus”. Najbardziej jednak ciekawi mnie skąd doszły wieści o „intercourse”? (anglicy mówią o „Chinese whispers”, kiedy coś zostaje przekręcone z oryginału). Wyrażenia tego użył kolega w prywatnym emailu do mnie, w znaczeniu „communication between people”, a nie jako pomyłka z wyrazem „interval” , jak się pani Krystyna domyśla. Z poważaniem, TeReSa GLaZeR
szklance wody, ale mam już dosyć neWitam serdecznie, gatywnej prasy dotyczącej Polaków na zwracam się do Szanowanej Redakcji Wyspach. Bardzo się ucieszyłam, kiedy z dręczącą mnie sprawą: znalazłam ten dokument, skrycie licząc, Właśnie znalazłam na BBC iPlayer że Lempicka będzie pokazana jako niedokument: „Tamara de Lempicka, samowita Polka, co poprawi nasze „noHollywood’s Deco Diva”. towania”. Może radakcja mogłaby coś Z tego, co pamiętam z zajęć histozrobić w tej sprawie? rii sztuki, Maria Górska alias Tamara Z przyjemnością śledzę Wasze de Lempicka była znakomitą POLSKĄ artystką tworzącą we Francji. Ja- zaangażowanie w świecie sztuki. Z poważaniem kież było więc moje oburzenie, kiedy PauLiNa PaLiaN w dokumencie BBC jak mantrę powtarza się, że urodziła się w Rosji. Od redakcji: Tamara Łempicka ma peZatrzymałam program i cha również do kraju swego pochodzezwróciłam się do Google po pomoc. nia – choć była wybitną malarką i Zdaję sobie sprawę, że Wikipedia nie niezwykle barwną postacią, jej nazwisko jest nieomylna – niemniej jednak trudno znaleźć w polskich encyklopepotwierdza to, co pamiętałam. diach. Więcej miejsca poświęca jej Napisałam „complaint” do BBC, internetowa Wikopedia niż rodzime ale myślę, że (o ile moja pamięć mnie publikacje. Trudno się więc dziwić nie zawodzi i wiadomość o pochodzeBrytyjczykom – na przełomie wieku niu de Lempickiej jest zgodna z tym co Parafia MB XIX i XXCzêstochowskiej Polski nie było na mapie jest opublikowane również w Wikipedii) Europy, stąd pewnie te uproszczenia, jedno zażalenie nie wystarczy. Zwykle i œw. Kazimierza nie mam zwyczaju rozpętywać burzy w które tak bardzo nas irytują. I słusznie!
2 Devonia Road ParafiaLondon MB Czêstochowskiej N1 8JJ 2 Devonia Road Parafia iMB œw. Czêstochowskiej Kazimierza Parafia MB Czêstochowskie N1 8JJRoad 2 Devonia iLondon œw. Kazimierza serdecznie zaprasza London 8JJ 2 Devonia i œw.N1Road Kazimierza
W Londynie zaczęła nadawać stacja BBC (British Broadcasting Corporation), największa tego typu instytucja na świecie.
na wyk³ad
niedziela, 15 liStopada, artura, leopolda 1988
Palestyński przywódca Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jaser Arafat ogłosił niepodległość tego kraju.
poniedziaŁeK, 16 liStopada, edMunda, Łucji 1849
Fiodor Dostojewski został skazany na śmierć za przynależność do tzw. Koła Pietraszewskiego, prozachodnie poglądy oraz krytykę zacofania kulturowego, społecznego i ekonomicznego Rosji. Wyrok tuż przed egzekucją zmieniono na zesłanie i służbę wojskową w stopniu szeregowca.
WtoreK, 17 liStopada, WiKtorii, rocha 1989
Wyemitowano ostatnie wydanie Dziennika Telewizyjnego, głównego programu informacyjnego TVP w czasach PRL, nadawanego od 1958 roku. Zastąpiono go Wiadomościami TVP.
Środa, 18 liStopada, agnieSzKi, roMana 1928 1965
Walt Disney pokazał pierwszy film z myszką Miki pt. „Steamboat Wil lie" i udzielił jej własnego głosu. Otrzymał za jej stworzenie Oscara. Polscy biskupi wystosowali do niemieckiego episkopatu list w sprawie wzajemnego wybaczenia krzywd, ze słynnym zwrotem: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie".
czWarteK, 19 liStopada, Matyldy, SeWeryna 1655
Rozpoczęła się obrona Jasnej Góry i Klasztoru Paulinów, zaatakowanej przez Szwedów. Czyn ten stał się symbolem oporu i punktem zwrotnym podczas najazdu wojsk szwedzkich na Polskę.
piąteK, 20 liStopada, feliKSa, oKtaWii 1900
1984
Pod Krakowem w Bronowicach miał miejsce ślub poety Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną. Stanisław Wyspiański zainspirowany tym wydarzeniem napisał „Wesele", wystawione w Krakowie w 1901 r. McDonald sprzedał 50-miliardowy hamburger.
63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk REdakTOR naczElny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) REdakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk) Jacek Ozaist, Daniel Kowalski (d.kowalski@nowyczas.co.uk), Alex Sławiński FElIETOny: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski; RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota; zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Aneta Grochowska, Grzegorz Lepiarz, WSPóŁPRaca: Małgorzata Białecka, Irena Bieniusa, Grzegorz Borkowski, Włodzimierz Fenrych, Gabriela Jatkowska, Anna Maria Grabania, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Katarzyna Gryniewicz, Mikołaj Hęciak, Zbigniew Janusz, Przemysław Kobus, Michał Opolski, Łucja Piejko, Mira Piotrowska, Rafał Zabłocki
dzIaŁ MaRkETIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia. © nowyczas
Koło Polaków z Indii zawiadamia, że promocja angielskiego wydania ich książki: The Second World War STory of PoleS In IndIa 1942-1948
serdecznie zaprasza London N1 8JJ na wyk³ad serdecznie zaprasza na wyk³ad
2 Devonia Road London N1 8JJ
serdecznie zaprasza Ks. prof. Micha³a Hellera na wyk³ad
Ks.„Cz³owiek prof. Micha³a Hellera we Wszechswiecie. serdecznie zaprasza we Wszechswiecie. Ks.„Cz³owiek prof. Micha³a Hellera Nasze miejsce w Kosmosie" na wyk³ad
Nasze miejsce Kosmosie" „Cz³owiek we w Wszechswiecie. Ks. prof. Micha³a Hellera Pi¹tek, 13 listopada 2009 r Nasze miejsce w Kosmosie"
Pi¹tek, 13Koœcio³em, listopada 2009 r 20.00 Sala pod godz. „Cz³owiek we Wszechswiecie. odbędzie się Sala pod Koœcio³em, godz. 20.00 Ks. prof. Micha³ Heller -miejsce (ur. 1936 r.) rksi¹dzw katolicki, teolog, filozof, fizyk i matematyk. we czwartek 12.11.09 Pi¹tek, 13 listopada 2009 Nasze Kosmosie" Profesor Filozofii Akademii Teologicznej w fizyk Krakowie. Œwiêcenia Ks. prof. Wydzia³u Micha³ Heller - (ur. Papieskiej 1936 r.) ksi¹dz katolicki, teolog, filozof, i matematyk. o godz. 18.30 Sala pod Koœcio³em, godz. 20.00 Profesor Wydzia³u Filozofii Teologicznej w Krakowie. Œwiêcenia kap³añskie przyj¹³ w 1959Papieskiej roku, a wAkademii 1966 broni pracê doktorsk¹ pt. „Koncepcja kap³añskiemodeli przyj¹³ wszechœwiata w 1959 roku, a w 1966 broni pracê doktorsk¹ pt. „Koncepcja seryjnych i jej filozoficzne implikacje". Habilitacja (1969) nosi³a w nehru centre Ks. prof. Micha³ Heller - 2009 (ur.i 1936 katolicki, Habilitacja teolog, filozof, fizyk i matematyk. seryjnych wszechœwiata jej filozoficzne (1969) nosi³a tytu³ „Zasada Macha w kosmologii relatywistycznej". Pi¹tek, 13 modeli listopada rr.) ksi¹dzimplikacje". Profesor Wydzia³u Filozofii Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Œwiêcenia tytu³ „Zasada Macha w kosmologii relatywistycznej". 8 South audley Street SalaCz³onek, miêdzy innymi, European Physical Society, International Astronomical Union, pod Koœcio³em, godz. kap³añskie przyj¹³ wfor 1959 roku,Physical a 20.00 w 1966 broni pracê doktorsk¹ pt. „Koncepcja Cz³onek, miêdzy innymi, European Society, International Astronomical Union, International Society General Relativity and Gravitation, International Society for london W1K 1hf International Society forInternational General Relativity and Gravitation, International Society for nosi³a seryjnych wszechœwiata i jejSociety filozoficzne implikacje". Habilitacja (1969) Science andmodeli Theology, for the Study of Time, Polskiej Akademii Science and Theology, Society for katolicki, the Study of Time, Polskiej tytu³Micha³ „Zasada Macha w(ur. kosmologii relatywistycznej". Ks. prof. Heller -International 1936 r.) ksi¹dz filozof,Akademii fizyk i matematyk. Nauk; Wydzia³ III - Nauk Matematycznych, Fizycznychteolog, i Chemicznych; Komitetu Nauk; Wydzia³ III -innymi, Nauk Matematycznych, Fizycznych i Chemicznych; Komitetu dojazd do stacji metra: Profesor Cz³onek, miêdzy European Physical Society, International Astronomical Union, Wydzia³u Filozofii Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Œwiêcenia Astronomii, Polskiego Towarzystwa Astronomicznego, pracownik Obserwatorium Astronomii, Polskiego Towarzystwa pracownik Obserwatorium International Society for General Relativity andpracê Gravitation, International Society for przyj¹³ wcz³onek 1959 roku, a wAstronomicznego, 1966 broni doktorsk¹ pt. „Koncepcja Watykañskiego, Papieskiej Akademii Nauk. Green Park, hyde Park kap³añskie Watykañskiego, cz³onek Papieskiej Akademii Nauk. Science and Theology, International Society forimplikacje". the Study ofHabilitacja Time, Polskiej Akademii seryjnych modeli i jej ostatnio filozoficzne (1969) Laureat wieluwszechœwiata presti¿owych nagród, ostatnio Nagrody Templetona. blisko, tysi¹ca Laureat wielu presti¿owych nagród, Nagrody Templetona. Autor,Autor, blisko, tysi¹canosi³a Nauk; Wydzia³ III -kosmologii Nauk Matematycznych, Fizycznych i Chemicznych; Komitetu corner, Bond Street Pi¹tek, 13 listopada 2009 r tytu³ „Zasada Macha w relatywistycznej". publikacji z dziedzin, którymi siê zajmuje. publikacji z dziedzin, którymi siê zajmuje. Astronomii, Polskiego Towarzystwa Astronomicznego, pracownik Obserwatorium Cz³onek, miêdzy innymi, European Physical Society, International Astronomical Union, albo Marble arch. Sala Watykañskiego, cz³onek Papieskiej Akademii Nauk. pod Koœcio³em, godz. 20.00
Ks. prof. Micha³a Hellera „Cz³owiek we Wszechswiecie. Nasze miejsce w Kosmosie"
Zapraszamy! Kontakt : 020 8691
Jak sam mówi: „Zawsze chcia³em robiæ tylko rzeczy najwa¿niejsze. A czy mo¿e byæ coœ Jak sam mówi: „Zawsze chcia³em robiæ tylko rzeczy najwa¿niejsze. A czy mo¿e byæ coœ International Society for General Relativity and Gravitation, International Society for Laureat wielu presti¿owych nagród, ostatnio Nagrody Templetona. Autor, blisko, tysi¹ca wa¿niejszego od i którymi religii? wa¿niejszego odnauki nauki i religii? siê Society Science and Theology, International publikacji z dziedzin, zajmuje.for the Study of Time, Polskiej Akademii Nauka dajeIII nam Wiedzê, a areligia daje nam Sens. Nauka daje nam Wiedzê, religia daje nam Sens. Wydzia³ -Heller Nauk Matematycznych, Fizycznych i Chemicznych; Komitetu Ks.Nauk; prof. Micha³ - (ur. 1936 r.) ksi¹dz katolicki, teolog, filozof, fizyk i matema Wiedza, ii Sens niezbêdnymi warunkami godnego ¿ycia.¿ycia. I pracownik jest Iparadoksem, ¿e obie ¿e te obie te IIJak Wiedza, Senss¹s¹ niezbêdnymi warunkami godnego jest paradoksem, Astronomii, Polskiego Towarzystwa Astronomicznego, sam mówi: „Zawsze chcia³em robiæ tylko rzeczy najwa¿niejsze. AObserwatorium czy mo¿e byæ coœ 8244Profesor Wydzia³u Filozofii Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Œwiêcenia wartoœci czêsto pozostaj¹ w konflikcie. Nierzadko spotykam siê z pytaniem: jak potrafiê je wartoœci czêsto w konflikcie. Nierzadko spotykam siê z pytaniem: jak potrafiê je wa¿niejszego odpozostaj¹ nauki i religii? Watykañskiego, cz³onek Papieskiej Akademii Nauk. godziæ?" kap³añskie przyj¹³ 1959 roku,ostatnio a wnam 1966 pracê doktorsk¹ pt.tysi¹ca „Koncepcja godziæ?" Nauka daje namw Wiedzê, a religia daje Sens. broni Laureat wielu presti¿owych nagród, Nagrody Templetona. Autor, blisko, I Wiedza, i Senswszechœwiata s¹którymi niezbêdnymi warunkami godnego ¿ycia. I jest paradoksem, ¿e obie te (1969) nosi³ seryjnych modeli i jej filozoficzne implikacje". Habilitacja publikacji z dziedzin, siê zajmuje.
wartoœci czêsto pozostaj¹ w konflikcie. Nierzadko spotykam siê z pytaniem: jak potrafiê je tytu³ „Zasada Macha w kosmologii relatywistycznej". godziæ?" Jak sam mówi: „Zawsze chcia³em robiæ tylko rzeczy najwa¿niejsze. A czy mo¿e byæ coœ Cz³onek, miêdzy innymi, European Physical Society, International Astronomical Unio prenuMeratę wa¿niejszego od nauki i religii? International Society General Relativity zamówic można na dowolny adres w UK i nazwisko........................................................................... Nauka daje nam Wiedzê,for a Imię religia daje nam Sens. and Gravitation, International Society for bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia Science and Theology, International for the Study of Time, Polskiej Akademii I Wiedza, i Sens s¹ niezbêdnymi warunkamiSociety godnego ¿ycia. I jest paradoksem, ¿e obie te należy wypełnić i odesłać formularzwartoœci na podany czêsto pozostaj¹ wRodzaj konflikcie. Nierzadko spotykam siê z pytaniem: jak potrafiêKomitetu je Prenumeraty................................................................. Nauk; Wydzia³ III Nauk Matematycznych, Fizycznych i Chemicznych; poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub godziæ?" Astronomii, Polskiego Towarzystwa Astronomicznego, pracownik Obserwatorium postal order na odpowiednią kwotę. Gazeta wysyłana jest w dniu wydania. Watykañskiego, cz³onekAdres............................................................................................. Papieskiej Akademii Nauk. Laureat wielu presti¿owych nagród, ostatnio Nagrody Templetona. Autor, blisko, tys ........................................................................................................ publikacji z dziedzin, którymi siê zajmuje. liczba wydań
uK
ue
12
£25
£40
26
£47
£77
52
£90
£140
czaS Kod pocztowy............................................................................ publiSherS Jak sam mówi: „Zawsze chcia³em robiæ tylko rzeczy najwa¿niejsze. A czy mo¿e byæ coœ ltd.
wa¿niejszego od nauki i religii?
Tel.................................................................................................
63 Kings grove Nauka daje nam Wiedzê, a religia daje nam Sens. london ISe15 Wiedza, i Sens s¹ niezbêdnymi warunkami godnego ¿ycia. I jest(włącznie) paradoksem, 2na Prenumerata od numeru ..................................
¿e obie t wartoœci czêsto pozostaj¹ w konflikcie. Nierzadko spotykam siê z pytaniem: jak potrafi godziæ?"
|3
nowy czas | 7-23 listopada 2009
czas na wyspie rozpoczęcia kariery chociażby w Royal Air Force. Sporo czasu spędziłem w namiocie należącym do znanego wydawcy słowników. Naprawdę było w czym wybierać. Były tam olbrzymie słowniki z dziesiątkami tysięcy słów, jak również kieszonkowe, do codziennego użytku, na ulicy; ogólne, tematyczne, dla dorosłych, dzieci, a także objaśniające znaczenie trudniejszych wyrazów – angielsko-angielskie. Znakomita pomoc dla każdego. Szumiało mi w głowie, gdy – objuczony reklamówkami, folderami i katalogami – wychodziłem z Olympii. Porządkowanie otrzymanych materiałów zajęło mi następne trzy dni. Jednak w końcu wybrałem coś dla siebie. I już za kilka tygodni rozpoczynam kurs w jednej ze szkół. Bo – jak już wspomniałem – języki obce warto znać.
„Zatrudnię rzeźnika bez języka…” Rzeźnikowi język też się przyda. Języki obce warto znać. Pewnie nikt nie zdaje sobie sprawy z tego lepiej niż my, emigranci. Jednak mimo to wielu z nas – nawet gdy mieszkamy w Wielkiej Brytanii przez długi czas – ma kłopoty z porozumiewaniem się. Dla tych, których jednak interesuje nauka języków obcych, zorganizowano niedawno targi w jednej z sal wystawowych Olympii. Podczas tegorocznego Language Show 2009 na dwóch piętrach rozstawiono ponad 200 stoisk. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Nauczycielom języków zaprezentowano szeroką ofertę. Ci, którzy chcieliby pogłębić swą wiedzę mieli do wyboru różnorakie podręczniki, słowniki i kursy. Również jeśli ktoś szukał zajęcia jako nauczyciel lub tłumacz, przy odpowiednim stoliku mógł postarać się o pracę. Jednak najszersza oferta skierowana była do potencjalnych studentów i kursantów. W bieżącym roku najwięcej było stoisk, w których oferowano naukę hiszpańskiego bądź chińskiego. Jeszcze nie tak dawno nauka języka chińskiego była bardzo popularna wśród Brytyjczyków. Wiele tutejszych przedsiębiorstw inwestowało na Wschodzie, licząc na spore zyski z prowadzenia interesów z „Państwem Środka”. Nie wiem, jak to wygląda teraz, w dobie kryzysu i zainicjowanej nim cichej wojny biznesowej pomiędzy azjatyckimi producentami i połączonymi amerykańsko-europejskimi siłami. Z wielu przyczyn chiński niezbyt mnie pociąga, więc nie wgłębiałem się w ofertę przedstawioną przez szkoły specjalizujące się w tym języku. Natomiast hiszpański zawsze wydawał mi się interesujący. Oferta nauki tego języka była bardzo szeroka. Od sprzedaży słowników, poprzez kursy internetowe, skończywszy na szkołach językowych, zarówno w Londynie jak i w samej Hiszpanii. Z innymi językami było podobnie. Brytyjczycy przełamują towarzyszący im stereotyp, jakoby wrodzona arogancja nakazywała im mówić jedynie
we własnym języku. Coraz częściej uczą się portugalskiego, włoskiego, francuskiego czy nawet języków pozaeuropejskich. Przyczyn tego zjawiska szukać należy z pewnością w różnych źródłach. Jedni korzystają z globalizacji i prowadzą interesy w różnych miejscach świata. Obcy język jest więc dla nich bardzo ważnym narzędziem biznesowym. Inni – a jest ich coraz więcej – planują emigrację. Jeszcze inni robią to bez specjalnej potrzeby, dla siebie, uważając, że człowiek na określonym poziomie powinien języki znać. Dla każdej z tych grup znalazły się interesujące propozycje. Zasmuciła mnie natomiast bardzo skromna oferta z Polski. Tylko jedno stoisko poświęcone było nauce naszego języka. Pewna firma z kraju oferowała internetowe lekcje, do nauki samemu, w domu. Czyżby Rej mylił się w swojej fraszce o Polakach i gęsiach? Co „narodowie” mają o nas „znać”, jeśli nam samym niezbyt zależy na promocji własnej kultury, historii, sztuki i języka? Wprawdzie niektóre szkoły pokazujące się na Language Show miały w ofercie naukę polskiego, jednak traktowany był on na równi z kursami szydełkowania czy artystycznego czesania psów. Ot, ciekawostka dla różnorakich nerdów. Trzeba przyznać, że lepiej wypadały stoliki, przy których promowano naukę tak egzotycznych języków jak baskijski. W każdym razie na tle kompleksowego podejścia zaprezentowanego przez Niemców czy Hiszpanów wypadliśmy dość biednie. Takie targi dają innym krajom, nie nam, wspaniałą okazję do promowania siebie. Na niektórych stoiskach dostać można było nie tylko foldery reklamowe dotyczące nauki języka, ale też mapki, przewodniki turystyczne, książeczki prezentujące kuchnię i historię poszczególnych regionów, a nawet katalogi z nieruchomościami na sprzedaż. Full service. Szansę do zaprezentowania się na Language Show znalazły także liczne agencje werbunkowe. Warto więc było mieć ze sobą Cv, na wypadek, gdybyśmy nagle poczuli nieodpartą chęć
Tekst i fot.:
Alex Sławiński
Walka o Fawley Court trwa Powiadomiono nas, że do Planning Department w High Wycombe wpłynęło podanie o udzielenie pozwolenia na zamontowanie przy wjazdach do Fawley Court bram uniemożliwiających wjazd na teren polskiego ośrodka, pozostającego jak dotychczas pod zarządem Ojców Marianów. Bramy takie całkowicie uniemożliwią Polakom wjazd do ośrodka, jak również dostęp do kościoła Św. Anny, grobu Ks. Józefa Jarzębowskiego, jak i innych zmarłych, których prochy znajdują się w krypcie i kolumbarium. Zwracamy się więc do wszystkich z prośbą o składanie protestów. W załączeniu przesyłamy wzór pisma protestacyjnego. Jest to propozycja tekstu, można uzupełnić go według osobistego uznania wpisując dlaczego nie zgadzamy się na takie działanie, wskazując swój związek z Fawley Court i zamieszczając osobiste komentarze, które mogą być istotne dla sprawy. Pamiętajmy, że liczy się czas – im szybciej protesty będą wpływały do Planning Department, tym lepiej. Każdy z członków rodziny może złożyć swój protest osobno. Katarzyna Mitura
Komitet Obrony Dziedzictwa Narodowego Fawley Court
Name and Surname Full address Date Wycombe District Council Planning and Building Department Queen Victoria Rd High Wycombe, HP11 1BB Att : Ms Sarah Nicholson Re: Planning Application 09/07022/FUL Dear Sarah Nicholson, I wish to object to the proposed erection of the Security Gates at Fawley Court. I use the Marlow Road entrances to get to St Anne’s Church and to visit the Grave of Father Jarzębowski. In addition, the proposal will ruin the character of the site. Please acknowledge receipt of this letter, Yours sincerely /podpis/ Protest można też wysłać mailem na adres: planning@wycombe.gov.uk Koniecznie umieścić Re. 09/07022/FUL
LANCASTER ASTER HALL ALL HOTEL L 35 Craven Terrace, Terrace, race, London W2 3EL, Tel: Tel: +44 (0)20 7723 9276 6
Central London don tourist/business ess accommodation n
www.lancaster-hall-hotel.co.uk ww otel.co.uk
4|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
czas na wyspie
Porządkujemy groby, odświeżamy wspomnienia Dzień Wszystkich Świętych to dla wielu z nas czas, gdy myślimy o naszych zmarłych bliskich i odwiedzamy ich na cmentarzu. W czasach zdominowanych przez popkulturę niewiele mówi się i myśli o śmierci. Została ona zepchnięta na wstydliwy margines. W kolorowym świecie z plastiku ma być pogodnie, milutko i wesoło. Śmierć nie pasuje do kiczowatego obrazka, malowanego mrugającymi światełkami telewizorów. Wspominana jest jedynie wtedy, gdy pojawia się okazja niezłego zarobku. A jednak ona jest. Niezmienna i nieubłagana. Czai się wszędzie wokół nas. Możemy ją zaklinać, wyklinać czy próbować o niej zapominać, a jednak wiadomo, że przyjdzie, często w najmniej oczekiwanym momencie. Bo tam, gdzie jest życie, tam też i śmierć. W każdej kulturze wspominanie zmarłych przejawia się w inny sposób. W tradycji anglosaskiej mamy Halloween. W latynoskiej – dia de los muertos. Kolorowe i głośne święta, obchodzone dziś bardziej na ulicy, niż w głębi duszy. W czasie, gdy niemal wszystko ulega spłyceniu i wyrwaniu z kontekstu historycznego, owe święta mają zupełnie inny kształt niż w przeszłości. Z kolei my dziadujemy. Nie na ulicy. Wewnątrz. Ze swą słowiańską, liryczną duszą, dziadujemy na sposób mickiewiczowski. Spotykając się na cmentarzu w przeddzień Wszystkich Świętych. Porządkujemy groby, odświeżamy wspomnienia... Cóż jednak możemy zrobić, gdy bliscy zostali daleko, gdzieś na wschodzie, zaś my, nawet w tym jednym momencie w roku nie mamy szansy, by się z nimi spotkać? Okazuje się, że nawet tu, na emigracji, w symboliczny sposób mamy szansę zbliżyć się do tych, którzy odeszli... Stowarzyszenie Poland Street – jak co roku – wyszło z inicjatywą sprzątania grobów. Namówiony przez przyjaciółkę, wybrałem się na cmentarz Gunnersbury, by w tym uczestniczyć. Miejsce zostało wybrane nieprzypadkowo. To polska nekropolia na Wyspach Brytyjskich, tu właśnie znajduje się wiele „polskich” grobów. Tutaj też wzniesiono pomnik ofiarom Katynia – tysiącom polskich oficerów zamordowanych przez Sowietów. Poland Street to stowarzyszenie znane z licznych przedsięwzięć, jakich podejmowało się w ostatnich latach. To właśnie oni zainicjowali akcję mającą na celu zniesienie podwójnego opodatkowania, jakiemu podlegali Polacy w Wielkiej Brytanii. Pomysł, by przedstawiciele dwunastu największych polskich miast promowali kierowane przez siebie ośrodki wśród polskich imigrantów w Londynie również od nich wyszedł. Idea niezła, z realizacją gorzej. Głównie za sprawą samorządowców, którzy – tak naprawdę – niewiele mają do zaproponowania osiadłym na Wyspach rodakom. Znając głośne i z rozmachem przeprowadzane przez stowarzyszanie akcje, spodziewałem się bardziej oficjalnej imprezy. Tymczasem na cmentarzu Gunnersbry nie było prze-
Członkowie Poland Street już po raz kolejny zorganizowali akcję sprzątania grobów na cmentarzu Gunnersbury mawiania przez tubę, wiecowania i medialnego szumu, jakże typowego dla wszelakiego rodzaju „akcyjnych” działań. Spotkałem natomiast grupę ludzi, którzy – zgięci wpół – polewali nagrobki wodą i szorowali. Paskudna pogodna nie zniechęciła ich. Wraz z członkami Poland Street na cmentarzu zjawiło się wiele osób niezwiązanych ze stowarzyszeniem. Przyjechały tam z własnej, duchowej potrzeby.
Kto wpadł na pomysł zorganizowania sprzątania grobów przed Wszystkimi Świętymi?
– Propozycja nie wyszła od jednej osoby. To pojawiło się na samym początku istnienia Poland Street. Zorganizowano to na trochę harcerskiej zasadzie: ludzie się zebrali, przynieśli ze sobą wiadra, świeczki i tak dalej... Ale każda następna akcja była już lepiej zorganizowana i nagłośniona. Mieliśmy już wsparcie ze strony Ambasady rP i prywatnych osób. Ogłaszaliśmy się w prasie, by więcej osób mogło do nas dołączyć. Czy orientujesz się, ile osób przybyło tym razem? Domyślam się, że nie są to tylko członkowie Poland Street...
– Biorąc pod uwagę, że jest to bardzo specyficzne wydarzenie, nie traktujemy go w kategoriach ilościowych. Najważniejsze jest, aby tutaj być, by nawiązać duchową łączność z naszymi przodkami, naszym krajem. Nie możemy być na grobach naszych bliskich w kraju, więc robimy to tutaj. Przyznam, że w poprzednich latach przychodziło trochę więcej osób, prowadziliśmy naszą akcję na kilku różnych cmentarzach w Londynie. W ubiegłym roku sprzątaliśmy na cmentarzu w West Brompton, Putney i tutaj, w Gunnersbury. Podobnie dwa lata temu. W tym roku ograniczyliśmy nieco naszą akcję. Jednak fakt, że przyszło dziś nieco mniej osób, złożyłbym głównie na karb pogody.
Udało mi się oderwać na chwilę od pracy CeZAreGO JęDrZyCKIeGO (na zdjęciu powyżej), który sprzątanie grobów organizował w ubiegłym roku.
Ja jestem nieco zaskoczony. Pogoda nie dopisała, ale mimo wszystko jest was tu całkiem sporo. Dużo uwagi poświęcacie pomnikowi ofiar Katynia. Czy mógłbyś mi powiedzieć więcej na jego temat?
– Nie jestem historykiem, więc nie chcę kusić się o dokładne wgłębianie w jego genezę. Osobiście mam do niego stosunek bardzo emocjonalny, gdyż brat mojej babki był oficerem i został tam zamordowany. Przez wiele lat w naszej rodzinie wspominało się o tym. Najbardziej odpowiednią osobą, która mogłaby na ten temat powiedzieć więcej jest Alina Siomkajło, autorka książki „Pomniki katyńskie na świecie”. Ale jeśli chodzi o mnie, pomnik ten niesie w sobie symbolikę owego straconego pokolenia, straconej elity kraju. Do dziś ponosimy konsekwencje tego wydarzenia. By to odbudować, potrzeba bardzo wiele czasu. Wystarczy spojrzeć, co się dziś dzieje w naszym kraju. Sądzę, że warto czasem pojawić się przy pomniku. Przypominać o tym sobie i innym. Bo to jest nasza historia
Teraz sprzątania grobów, a co w najbliższym czasie?
– Nie zakończyliśmy jeszcze projektu „12 Miast”. Oprócz tego prowadzimy na bieżąco różne projekty związane z historią, organizowanie spotkań z interesującymi ludźmi, np. z Adamem Komorowskiem, synem generała Bora-Komorowskiego. Jeśli zaś chodzi o przyszłe inicjatywy, to na wiosnę planujemy zorganizowanie akcji pomocy dla kombatantów Armii Krajowej. Będziemy zbierać dla nich datki. Tym, co bardzo podoba mi się w Poland Street jest to, że wiele pomysłów rodzi się w bardzo spontaniczny sposób. Nikt nie wie, co za tydzień bądź dwa może narodzić się w naszych głowach. Tekst i zdjęcia:
Alex Sławiński
Poczuj się pewnie na brytyjskich drogach!
Testy na prawo jazdy na wszystkie kategorie oraz brytyjski kodeks drogowy w języku polskim. Profesjonalne i kompletne.
Bezpłatne doradztwo odnośnie uzyskania prawa jazdy w Wielkiej Brytanii! www.emano.co.uk biuro@emano.co.uk 07871 410 164
|5
nowy czas | 7-23 listopada 2009
czas na wyspie W galer ii szuki w Covent Garden swoje prace pokazywał będzie Andrzej Roszczak – EnGi (na zdjęciu Chanel Girl). Londyńską wys tawę zorganizowała Magdalena Kruszewska określana jako wschodząca gwiazda młodego pokolenia dealerów sztuki. Roszczak zajmuje się malars twem, an imacją i fotograf ią. Brał udzi ał w wiel u wys tawach in dywidual nych i zbi orowych w kraju i za gran icą. O sobie mówi: „Ins pir ują mnie rzeczy, które są mi w jakiś sposób bl iski e. Zdjęcia, kadr y film ów, t ytuł y gazet, okładki, il ustracje, zdarzen ia, sytuacje, wspom nienia, obawy… W pewnym sensie obrazy, które tworzę, odzwi erciedlają mn ie i moją wrażli wość na zewnętrzne bodźce… Częs to pociąga mnie nost algia za czym ś min ionym, jakiś klimat, któr y zobaczyłem np. w f ilmi e. Lubię, gdy odbiorca oglądając moje obrazy podróżuje w czasie do wydarzeń z min ionych epok… Zapraszamy do pordóży w ś wiat wyobraźni s tworzony przez EnGi COVENT GARDEN GALLERY 3 Bedfordbury, WC2. 10-16 listopada, od godz. 11.00 do 18.00
Poles in the Community Poland Street Underground 2009: KONTROLA Festiwal Poland Street Underground organizowany przez Instytut Kultury Polskiej w Londynie we współpracy z marką Wyborowa, który co roku przyciąga tysiące widzów, powraca do stolicy Wielkiej Brytanii już w listopadzie. Inspiracją dla III edycji festiwalu jest zarówno 20. rocznica upadku żelaznej kurtyny, jak i słynna i prorocza powieść Orwella „Rok 1984”. Multimedialną przestrzeń festiwalu wypełnią archiwalne interwencje wizualne, instalacje artystyczne i
architektoniczne, filmy dokumentalne, muzyka, lekcje pokera i stragan zakazanych książek – wszystko pod jednym hasłem: KONTROLA. Wybitni polscy artyści, projektanci i architekci rozprawią się z mitami zimnej wojny, zgłębią świat polskiej kontrkultury, a także zrewidują znaczenie wolności w kapitalistycznym społeczeństwie XXI wieku. Tegoroczna edycja Poland Street Underground jest cześcią Polska! Year – projektu promującego polską kulturę w Wielkiej Brytanii w latach 2009-2010 . 14 listopada Vinyl Factory Gallery 51 Poland Street, London W1F 7RJ
Po lish Pro fes sio nals in Lon don roz po czy na pod pa tro na tem Bri tish Co un cil au tor ski pro jekt Po les in the Com mu ni ty. Zjed no czo ne Kró le stwo od wie lu lat dzia ła na rzecz wie lo kul tu ro we go spo łe czeń stwa. Nie tyl ko sta ra się ak cep to wać ob cych kul tu ro wo przy by szy, ale tak że edu ko wać wła snych oby wa te li na te mat in nych kul tur. Przy szłość Wiel kiej Bry ta nii, w tym za tło czo nym, nie bez piecz nym, ale i pięk nym świe cie, za le ży od lu dzi wszyst kich kul tur, któ rzy ży ją i pra cu ją ra zem nad pod sta wa mi edu ka cji, wza jem ne go zro zu mie nia, sza cun ku i za ufa nia. Swój wkład w tę or ga nicz ną pra cę ma też spo łecz ność pol ska i można być z te go po wo du dum nym.
Pol ski pro jekt Po les in Com mu ni ty zgło szo ny do pro gra mu In ter cul tu ral Na vi ga tors przez An nę Ju rek z PPL, spo tkał się z cie płym przy ję ciem ze stro ny Bri tish Co un cil, któ ry ob jął pa tro nat nad tym przed się wzię ciem. Ce lem pro jek tu jest edu ka cja gru py Po la ków w ob sza rze wie lo kul tu ro wo ści, kul tu ry bry tyj skiej i róż no rod no ści grup ak tyw nie ją bu du ją cych. Po lish Pro fes sio nals in Lon don za pra sza na czte ry pół dnio we warsz tay. Spo tka nia bę dą od by wać się raz w mie sią cu, od li sto pa da do lu te go 2010 i pro wa dzo ne będą w ję zy ku an giel skim. Za ję cia bę dą mia ły cha rak ter in te rak tyw ny. Opłata za cykl spotkań – £20. Połowa miejsc zarezerwowana jest dla członków PPL.
Uczest ni cy pro jek tu po zna ją m.in. taj ni ki bry tyj skiej kul tu ry, sty le ko mu ni ka cji, ty py za cho wań w pra cy, ste reo ty py i ich funk cjo no wa nie oraz przyj rzą się zja wi sku szo ku kul tu ro we go. Spró bu ją także od po wie dzieć na pytanie, czym jest spo łecz na od po wie dzial ność. Pro gram po zwo li lepiej zro zu mie ć własną toż sa mo ści, z dru giej na brać pew no ści sie bie w kon tak cie z in ny mi kul tu ra mi po przez uwraż li wie nie na nie i pod nie sie nie kom pe ten cji w za kre sie ko mu ni ka cji mię dzy kul tu ro wej. Spo tka nia po pro wa dzą: An na Ju rek, Amy Ga le i Ewa Kow nac ka Chętnych prosimy o kontakt: b.za rzec ka@po li sh pro fes sio nals.org.uk a.ju rek@po li sh pro fes sio nals.org.uk
6|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
czas na wyspie
Przez wino do prawdy Alex Sławiński
T
argi wina w Business Centre w Islington zostały przygotowane z rozmachem niewskazującym na to, że tkwimy w jednym z najgłębszych kryzysów od początku rewolucji przemysłowej. Przyciągnęły one setki wystawców, producentów i dealerów z całego świata oraz przedstawicieli firm specjalizujących się w winnej turystyce, a także producentów sera. Nie zabrakło oczywiście tysięcy amatorów przefermentowanego soku z winogron. Mimo że tradycje winiarskie w Wielkiej Brytanii nie są zbyt głębokie, Wine Show cieszył się olbrzymim zainteresowaniem. O targach wina dowiedziałem się przypadkiem. Jednak wcale nie żałuję, że miałem okazję w nich uczestniczyć i spróbować jednych z najlepszych gatunków wina, jakie lądują na angielskiej ziemi. Chociaż – pośród tysięcznych tłumów – nie do każdego stoiska udało się dostać. Większość stoisk opanowali internetowi sprzedawcy. Konkurencja między nimi jest znaczna, nic więc dziwnego, że ich oferta staje się coraz bardziej wyspecjalizowana. Sprzedają wybrane gatunki wina lub trunki pochodzące z konkretnych regionów. Można było zamówić dostawę do domu już podczas trwania targów. Ten, kto od razu kupił coś dla siebie, otrzymywał rabat – zwykle było to około 20 proc. Ale nie tylko winem handlowano. Na jednym ze stoisk można było zapoznać się z amerykańskim burbonem. Wprawdzie nie jestem fanem mocnych trunków, jednak owa amerykańska odmiana whisky naprawdę mi posmakowała. Nie zabrakło również akcentów polskich. Nie, to nie to, o czym myślicie. Przedstawiono produkt, którego wsty-
dzić się bynajmniej nie musimy. Polska jest krajem, w którym produkcję wódki w ciągu ostatnich lat doprowadzono niemalże do doskonałości. Niektóre gatunki opatrzone znaczkiem made in Poland, na stałe zagościły w europejskiej świadomości. I nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się odmienić. Sprzedawca, który miał w swojej ofercie produkty wrocławskiego Polmosu, zaprezentował również szeroką gamę rumów (do 50 funtów za butelkę), tequilli i bardziej egzotycznych produktów z Ameryki Południowej. Na kilku stoiskach pojawiło się również piwo. Polakom, przyzwyczajonym do piwa jasnego, poleciłbym wprowadzić czasem odmianę w „jadłospisie” i popróbować czegoś nowego. Piwa górnej fermentacji, jakże inne od znanych nam „Lechów” czy „Żywców”, oferują dużo szerszą gamę smaków. Jednak o tym, czy coś jest dobre czy nie i tak decyduje nasz gust. Nie będę więc przesadnie namawiał do zmiany przyzwyczajeń. Powróćmy jednak do wina. Osoby, którym wydaje się, że mają wyrobioną opinię na temat jego poszczególnych
gatunków, mogłyby poczuć się nieco zaskoczone przedstawioną ofertą. Cabernet, Sirrah i Merlot w jednej butelce? Czemu nie? Kupażowanie wina, czyli mieszanie różnych jego gatunków, znane i stosowane jest od bardzo dawna. Wszystko jednak wskazuje na to, że ostatnio przeżywa ono renesans. Różnoracy „mieszacze” win chyba naprawdę znają się na swojej pracy, gdyż próbki, jakie miałem okazję posmakować, były naprawdę wyborne. Do wina można dolewać i mocniejsze, przedestylowane trunki. W Anglii taki produkt znany jest jako fortified wine. Zwykle jest on słodszy niż normalne wino i mocniejszy. Madeira, Malaga, Sherry czy Porto należą właśnie do takich win. To ostatnie było prezentowane na kilku stoiskach. Bu-
Wybór na Wine Show był taki, że nie byłoby szansy, by w ciągu jednego dnia zapoznać się z ofertą wszystkich wystawiających. Fot. Beata Huczko
dziło zainteresowanie szczególnie wśród pań. Ale i ja miałem okazję poznać, czym różni się pięcioletnie Porto od dwudziestoletniego, czy leżakowane w beczce od takiego, które nigdy drewnianej beczki nie widziało. Generalnie w ofercie targowej przeważały wina o ustalonej marce – francuskie, hiszpańskie i portugalskie. Były też wina włoskie, uważane – nieco niesłusznie – za trunki nieco gorszej jakości. Nie zabrakło także ofert z „nowych”, wschodzących źródeł: Argentyny, Nowej Zelandii, RPA, Chile czy też Kalifornii. Podobnie Grecja i Cypr – krainy uchodzące za kolebki europejskiego winiarstwa, pokazały dzieła swoich mistrzów. Wprawdzie zarówno na polskich, jak i angielskich półkach
sklepowych nie zajmują dziś należnego im miejsca, ale może wkrótce – chociażby za sprawą takich imprez jak Wine Show – częściej będzie można je spotkać. Jeśli chodzi o producentów mniej znanych, wielkie wrażenie zrobiły na mnie wina austriackie. Zapoznałem się już z nimi 12 lat temu, odwiedzając Wiedeń. Małe, rodzinne biznesy winiarskie kwitną w całej Austrii, stanowiąc źródło utrzymania wielu osób, zarówno na prowincji, jak i w samej stolicy kraju. Niewielkie knajpki, usytuowane w piwnicach prywatnych domów, przyciągają zarówno turystów, jak i lokalnych mieszkańców. Wielka szkoda, że znakomite wino z Austrii, jakoś do dziś nie może się przebić na światowym rynku.
Na jednym ze stoisk prezentowano również produkty winnic bułgarskich. W czasach komuny bułgarskie wina były właściwie jedynymi w polskich sklepach, które nadawały się do spożycia. Chcąc przypomnieć sobie „smak młodości”, sięgnąłem po kubeczek z winem. Przyznać muszę, że byłem bardzo mile zaskoczony jakością tego trunku. W dawnej Polsce wyżej niż wina francuskie ceniono węgrzyna. Jednak próżno było szukać węgierskich win na imprezie w Islington. Widocznie Anglicy mają pod tym względem inny smak niż Polacy, gdyż o dobry Tokaj na Wyspach nie jest łatwo. Nigdzie nie zauważyłem też win reńskich. Przed przyjazdem do Wielkiej Brytanii, mieszkałem w zachodniej Polsce. W regionie, który – trochę nietypowo dla naszego kraju – już od średniowiecza kultywuje winiarskie tradycje. Do dziś, w każdy pierwszy weekend września, rozpoczyna się tam trwające cały tydzień Winobranie. Jest to wielkie święto, w którym biorą udział zarówno okoliczni mieszkańcy, jak i przyjezdni, z kraju i zagranicy. Jednak od kilku lat nie miałem okazji uczestniczyć w tym wydarzeniu. Tym bardziej więc żałuję, że na Wine Show dotarłem dopiero w ostatni dzień trwania imprezy. Między stoiskami mógłbym błądzić w nieskończoność, poznając coraz to nowe smaki, zapachy i klimaty. Z niecierpliwością czekam już na przyszłoroczne targi. Wiem, że będzie co oglądać i degustować. Kraina wina w Islington otworzyła przede mną drzwi, których nigdy nie chciałbym zamykać.
|7
nowy czas | 7-23 listopada 2009
czas na wyspie
Sptkanie z przygodą Mar tyna Wojciechowska i MK Tramping zapraszają wszys tkich ciekawych świata i spragnionych prawdziwej przygody na niezwykłe spotkanie zamykające światowe targi podróżnicze w Londynie. Gościem specjalnym s potkania będzie Martyna Wojciechowska – redaktor naczelna „National Geog raphic”, słynna dziennikarka i autorka książek przygodowych, gwiazda telewizji TVN, zdobywczyni całej korony Ziemi, w tym Mount Everest, i organizatorka wypraw przygodowych. Dużą popularność przyniosły jej cykliczne programy w TVN – „Kobieta na końcu ś wiata”. W programie spotkania: • Oficjalne otwarcie filii fir m MK Tramping i Mar tyna Adventure w Wielkiej Br ytanii. • Prezentacja najciekawszych ofert podróżniczych na siedem kont ynentów i w przes trzeń pozaziemską. • Inspirujące opowieści z wypraw okraszone humorem.
• Warszt aty dziennikarskie na temat : jak pisać dzienniki podróżnicze, założyć blogi podróżnicze i publikować art ykuły, i fotografie w magazynach podróżniczych. • Pokaz filmów i relacji z podroży po całym świecie. • Wystawa fotog rafii o temat yce podróżniczej. • Wspaniała zabawa i atmosfera oraz okazja do spotkania ludzi gór i podróżników z całego świata. Dodatkowo konkursy z nagrodami i voucher y uprawniające do £100 zniżki na wyjazdy dla wszystkich uczestników spotkania. Jedną z nag ród jest dwuosobowy weekend w Krakowie w niet ypowym s tylu (szczegóły na spotkaniu). PIĄTEK, 13 LISTOPADA od godz.18.00 Sala Malinowa POSK-u. WSTĘP BEZPŁATNY rezerwacje: 0776 6049981 lub ula@mktramping.com
Cztery pory roku w rykszarni Będzie to wystawa prac międzynarodowych artystów: Jolanta Jagiello, Elżbieta Chojak-Myśko, Monika Loster, Franek Pawlik, Aleksandras Aleksejevas, Lorenzo Belenguer, Walera Martynchik, Mali, Vyacheslav Mikhailov, Armen Gasparyan, Alexander Vorobyev, Jan Brodziak, reprezentujących wiele gatunków sztuki – rzeźba, malarstwo i instalacje. Miejsce wystawy przygotowanej przez Elżbietę Chojak-Myśko nietypowe i tworzące samo w sobie interesujący klimat – rykszarnia na południowym brzegu Tamizy, pod łukami kolejowymi. Otwarcie wystawy 12 listopada o godz. 18.00. Rickshaw House, Blackfriars Road (naprzeciwko Southwark Station, London SE1).Podczas wernisażu live music. Wystawa potrwa do 18 listopada.
8|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
takie czasy
Sztuka sprzedaży Katarzyna Gryniewicz
N
ajbogatszy artysta świata jest tylko zręcznym manipulatorem? Jedni uważają Damiena Hirsta za następcę Andy Warhola, inni za symbol upadku ideałów. – Sztuka jest dla ludzi, którzy chcą ją posiadać – tłumaczy obrotny Brytyjczyk, udowadniając, że sprzedać można wszystko i za każde pieniądze.
Sierpień 2007 ludzka czaszka inkrustowana prawdziwymi brylantami zostaje wystawiona na aukcję za 50 mln funtów – rekordową sumę w dziejach za pracę żyjącego artysty. Choć cena nie zostaje osiągnięta, dzieło pt. For the Love of God kupuje anonimowe konsorcjum, za którym stoi – Damien Hirst – autor we własnej osobie. Wcześniej w czerwcu tego samego roku Hirst bije ten sam rekord sprzedając inną swoją pracę: Lullaby Spring przedstawiającą trzymetrową szafę z 6136 ręcznie wykonanymi pastylkami. Kupuje ją za 9,7 mln funtów pewien emir z Kataru. WrzeSień 2008 w londyńskiej siedzibie domu aukcyjnego Sotheby’s trwa nietypowa, otwarta dla publiczności aukcja prac Hirsta pt. Beautiful Inside My Head Forever. Przypomina bardziej show niż to co zwykle robią galernicy. Wystawione prace artysta i jego ludzie przygotowywali przez dwa lata specjalnie na tę okazję. To zupełnie niespotykane w branży kolekcjonerów i handlarzy sztuką. Istnieje między nimi niepisana umowa, że nie wystawia się na aukcjach rzeczy zupełnie nowych – najpierw powinny „odstać” w galeriach przynajmniej pięć lat. W czasie tej największej dotychczas wystawy Hirsta w ciągu jedenastu dni wystawę odwiedza 21 tys. osób, nieliczni biorą udział w aukcji. Na sali zasiadają między innymi moskiewski handlarz sztuką Gary Tatintsian, Larry Gagosian z Nowego Jorku, znany restaurator i wspólnik Hirsta Marco Pierre White, Mark Getty i Bianca Jagger. Francois Pinault francuski bilioner zgarnia najlepszy kąsek – The Golden Calf, czyli złotego cielca za 10,4 mln. W sumie sprzedano prace za kwotę 111 mln funtów – kolejny rekord.
KtO da więcej Na aukcji w Sotheby’s był też ktoś kto ze wszystkich sił starał się robić dobrą minę do złej gry. Słynny galerzysta Jay Jopling, którego Hirst „wylał” nie tak dawno, mógł tylko patrzeć jak jego by-
ły podopieczny sam zgarnia górę pieniędzy. Co prawda Jopling reprezentuje 40 innych artystów z Tracey Emin na czele, ale bez Hirsta to nie to samo. Tylko on wbrew temu co dzieje się na rynku finansowym potrafi zarabiać coraz więcej i więcej. Tymczasem trudno ocenić ile zawdzięcza wystawom w White Cube – galerii Joplinga. W czasie jednej z nich, pięć lat temu, w dwunastu witrynach reprezentujących uczniów Jezusa umieścił budzące grozę, umazane we krwi przedmioty. Ostatnia pusta witryna reprezentowała Chrystusa. Na innym piętrze w szklanych klatkach leżały krowie łby z wetkniętymi w nie nożyczkami albo nożami. Krytycy nazwali wystawę „wyjątkowym duchowym przeżyciem” i posypały się zamówienia. A teraz Hirst gra sam i nie zamierza dzielić się z nikim pieniędzmi za swoją sztukę. Usamodzielnił się tak jak jego wielki idol Francis Bacon w latach 70., tyle że Hirst zrobił to dopiero wtedy, kiedy zarobił pierwsze 500 milionów. Jay Jopling ma prawo czuć się rozgoryczony.
KOgO stać na Hirsta? George Michael kupił pracę Saint Sebastian Exquisite Pain – zatopionego w
O tym, ile warte jest dzieło, decydują tak naprawdę kolekcjonerzy i dealerzy sztuki.
akwarium czarnego cielaka, skrępowanego i przeszytego strzałami, wydał na nią 3,5 mln funtów. Amerykański finansista Steven Cohen zainwestował dwa razy więcej w instalację pt. Physical Impossibility of Death in the Mind of Someone Living z 1991 roku, czyli rekina w formalinie. Koreański kolekcjoner i wielbiciel Hirsta Kim Chang-il ustrzelił sobie rzeźbę pt. Charity za 1,5 mln funtów. Dawid Beckham jest właścicielem pracy Hirsta z serii motyli na płótnie, a Paul Allen (współtwórca Microsoft) ma obraz z koncentrycznych barwnych plam. Celebryci lgną do Hirsta jak do miodu. Kirsten Dunst skarżyła się, że chciała kupić jedną z grafik Hirsta z motylami (cena 35 tys. funtów) ale jak się dowiedziała ile kosztuje produkcja takiej grafiki (około 1000 funtów) zrezygnowała. Dla porównania koszty wykonania diamentowej czaszki nie były dużo wyższe niż 12 mln funtów za użyte w procesie twórczym diamenty (8601 sztuk). Przy takiej polityce nie dziwi, że zgodnie z tegoroczną listą 100 najbardziej wpływowych ludzi świata Hirst jest na 31 miejscu. Na tej samej liście jest wielu nabywców jego prac, np. Brad Pitt i Angelina Jolie. I pomyśleć, że kiedy Hirst stawiał pierwsze kroki jako artysta zdarzało się, że jego stworzone w
przypływie natchnienia dzieła, sprzątacze wyrzucali nieopatrznie do śmieci.
wszyscy ludzie Midasa Hirst urodził się 7 czerwca 1965 roku w Bristolu, na granicy Anglii i Walii, w rodzinie niezbyt zamożnego mechanika samochodowego. Jego buntownicza natura objawiła się wcześnie, uczył się marnie, ale od dziecka przejawiał talent do rysunków. Studiował najpierw w Leeds College of Art and Design, a potem w londyńskiej Goldsmiths – jednej z najlepszych akademii sztuk pięknych w kraju. W obu uczelniach oblano go przy egzaminach za pierwszym podejściem. W Goldsmiths poznał grupę ludzi, którą określa się mianem Young British Artists (YBA). Jeszcze na studiach razem z nimi zorganizował pierwszą wystawę pt. „Freeze”. W tamtych czasach Hirst nie stronił od alkoholu, narkotyków i za wszelką cenę starał się zwrócić na siebie uwagę dziennikarzy dziwacznym, czasem obscenicznym zachowaniem. Jednym z jego pomysłów było organizowanie wystaw w gmachach nieczynnych fabryk i remontowanych sklepów. Dzisiaj to raczej rutyna, ale w późnych latach osiemdziesiątych było to ewenementem. Jego pierwsza wielka instala-
|9
nowy czas | 7-23 listopada 2009
takie czasy cja pt. Tysiąc lat przedstawiała gnijącą, pokrytą czerwiami głowę. Zobaczył ją sam Charles Saatchi – słynny brytyjski marszand i łowca talentów – i od razu wyczuł interes. Ich współpraca trwała przez trzynaście lat w czasie których Saatchi dał Hirstowi wolną rękę w kwesti wydatków. Kiedy artysta wymyślił sobie, że do kolejnej instalacji chce sprowadzić do Londynu zwłoki prawdziwego rekina – bez wachania wyłożył na to 50 tys. funtów. Opłacało się bo za tę instalację nominowano Hirsta do prestiżowej Nagrody Turnera i choć dostał ją dopiero trzy lata później, w 1995 roku, jego popularność wzrosła, a co za tym idzie, ceny prac poszybowały w górę. Z Saatchim pokłócili się i ostatecznie rozstali w 2003 roku (Hirst odkupił od niego swoje prace za 8 mln funtów). Mniej więcej w tym samym czasie opuściła go też na pewien czas jego amerykańska żona Maia – miała już dość jego pijackich wybryków. Damien ma z Maią trzech synów: 13-letniego Connora, 8-letniego Cassiusa i rocznego Cyrusa. Dopiero najmłodsze dziecko sprawiło, że artysta zrobił się prorodzinny i zaczął odcinać kupony od popularności. Damien Hirst ma tyle nieruchomości, że sam dokładnie nie wie ile ich jest – przynajmniej kilkadziesiąt. W niektórych mieszka tylko przez kilka dni w roku, w innych w ogóle nie bywa. Oprócz bajkowego pałacu Toddington Manor w Gloucestershire, ma na przykład kilka zabytkowych gregoriańskich domów w snobistycznej dzielnicy Londynu Mayfair i aż sześć studiów w różnych miejscach kraju. Po co mu aż tyle pracowni? Hirst jest żywym dowodem na to, że w dzisiejszych czasach obrotny artysta nie musi mieć rąk powalanych farbą i gipsem. On jest od planowania i zatwierdzania. Czarną robotę wykonują jego pracownicy – około 120 osób. Niektórzy sami są artystami, tylko nie tak znanymi. Malują mu geometryczne obrazy, a on płaci im minimalne ustawowe stawki za godzinę. Przypomina to trochę słynną fabrykę Andy Warhola albo renesansowe studio i oczywiście rodzi wątpliwości co do autentyczności jego prac.
Sztuka zarabiania Ile tak naprawdę jest wart rekin w formalinie – sto, tysiąc czy milion funtów?
Wiadomo, że 2/3 wartości to dobry marketing, a w tym Hirst jest najlepszy. Jest najlepszym handlowcem wśród artystów. Wie, jak dotrzeć do potencjalnych klientów – jeździ na premiery, stara się zgrać terminy swoich wystaw w ważnymi wydarzeniami kulturalnymi. Wie też, że media żywią się sensacją i wie jak ją wywołać.
artySta muSi być twardy Czegokolwiek dotknie Damien Hirst obraca to w złoto. W 1998 roku wydał autobiograficzną książkę – sprzedała się rewelacyjnie. Założył grupę muzyczną „Fat Les” i nagrał kilka przebojów – doszły aż na drugie miejsce listy przebojów. Przez pewien czas był też
Academy i Tate, Gagosian Gallery w Nowym Jorku, jeździ do Seulu, Salzburga, Meksyku – wszędzie jego wystawy to hit. Niedawno ogłosił, że kończy z motylami i plamami koloru (sprytne posunięcie marketingowe?), ale „Zoo of the Dead” – czyli zwierzęta w formalinie zamierza produkować dalej – na tym zarabia
Głównym tematem jego prac jest śmierć. Największą sławę przyniosła mu seria zakonserwowanych w formaldehydzie zwierzęcych zwłok umieszczonych w olbrzymich akwariach. Zwierzęta pochodzą z ZOO z różnych części świata. Krowy, owce, cielaki, psy, konie, motyle, czaszki, skalpy, nawet zebra. Kupuje je niemal jak w sklepie internetowym. Kiedy kupił nosorożca, który dotarł do niego z odłamanym rogiem, odesłał go z powrotem. I choć nie odważy się preparować ludzkich zwłok, jak Gunther von Hagens, bez zahamowań tworzy tak kontrowersyjne instalacje, jak krowa kopulująca z bykiem, pt. Two Fucking and Two Watching, którą nowojorski nadzorca sanitarny zabronił pokazywać z obawy, że będzie wywoływała odruchy wymiotne. Nie wierzymy w jego zapewnienia, że „chce pobudzić ludzi do myślenia, a nie szokować”. Patrząc na to jak bawi się paradoksalnym przesłaniem, formą i wrażeniem, albo raczej przerażeniem, jakie ona wywołuje. Ludzie kupują wszystko, bo Hirst ma prawdziwy talent do robienia pieniędzy. Scenariusz jest zawsze taki sam – machina PR rusza by rozpętać burzę w szklance wody. Jak wtedy, kiedy prestiżowe zaproszenie do reprezentowania Wielkiej Brytanii na weneckim biennale w 1999 roku, odrzucił argumentując, że „nie czuje się na miejscu”. Czy Hirst to zwykły pirat i manipulator, mamiący kolekcjonerów? Czy jego sztuka jest pusta, śmieszna, nudna, pretensjonalna i jednowymiarowa? O tym, ile warte jest dzieło, decydują tak naprawdę kolekcjonerzy i dealerzy sztuki. Dlatego we wrześniu w siedzibie Sotheby’s byli prawie wszyscy – ponad 600 osób na sali, reszta przy telefonie. Niektórzy po to, żeby kupić Hirsta inni dlatego, że już mają jego dzieła, a wiedzą, że ich wartość jest tym wyższa im większe zamieszanie wokół artysty.
AJTRANSFER
International Money Transfer
Mimo zadawnionych sporów Charles Saatchi uważa Hirsta za geniusza. Bogacze z całego świata stają na głowie, żeby mieć w swojej kolekcji jego prace. W wieku 43 lat Damien Hirst znalazł się na liście 150 najzamożniejszych ludzi w kraju – jest dwa razy bogatszy od Eltona Johna albo Micka Jaggera, stoi ramię w ramię z autorką Harrego Pottera pisarką JK Rowling. Nigdy dotąd żaden artysta nie zarabiał tyle ile on – twierdzi jego księgowy, a teraz manager Frank Dunphy – jest bogatszy niż Van Dyck, Constable albo Turner, bogatszy niż wszyscy jego koledzy z YBA razem wzięci, a po śmierci jego majątek będzie wart o wiele, wiele więcej. Oto do czego prowadzi łączenie biznesowej bezczelności ze sztuką.
współwłaścicielem restauracji o nazwie Apteka, w Notting Hill – upadła, ale on sprzedał całe zaprojektowane przez siebie wyposażenie na aukcji w Sotheby’s za 11 mln funtów. Teraz myśli o tym, żeby zainwestować w restaurację z owocami morza na wybrzeżu Devon. Wystawiał już swoje prace w Londyńskiej Serpentine Gallery, Royal
najwięcej. Lubi pokazać, że ma gest – w zeszłym roku podarował cztery swoje prace Tate Gallery, sporo pieniędzy przeznacza na cele charytatywne. Sam też jest kolekcjonerem, inwestuje w młodych artystów. A to że kupuje własne dzieła i potem odsprzedaje z zyskiem? To tylko napędza rynek dzieł sztuki.
Co może być droższe od diamentowej czaszki? – Dwa kopulujące kościotrupy inkrustowane brylantami – śmieje się Hirst i otwiera kolejną wystawę. W szacownej londyńskiej The Wallace Collection do 24 stycznia przyszłego roku można zobaczyć 25 najnowszych prac sygnowanych jego nazwiskiem. Krytycy niemal jednogłośnie orzekli, że są… okropne. Jak więc to możliwe, że znalazły się obok obrazów starych mistrzów? Podobno Hirst przy okazji wystawy sfinansował remont galerii. I wszystko jasne – geniusz sztuki sprzedaży po raz kolejny pokazał kto tu rządzi. Tym razem Hirst przysięga, że nie korzystał z pomocy asystentów i malował obrazy osobiście. Kłamie? Biorąc pod uwagę styl jego pracy oszustwo wchodzi w grę i byłoby trudne do wykrycia. No Love Lost: Blue Painting by Damien Hirst, od 14 października do 24 s t yczn ia 2010. The Wallace Colle ction, Manches ter Square, London W1U 3BN Tel. 020-7563 9500 www.wallacecollection.org
GWARANCJA -– PIENIADZE PIENIĄDZE NA DZIEŃ GWARANCJA NAKONCIE KONCJENA NADRUGI DRUGI DZIEN NAJLEPSZY KURS FUNTA NAJLEPSZY KURS FUNTA
tel. 020 8582 6130
STAŁA STALA OPŁATA OPLATAPROWIZYJNA PROWIZYJNA mob. 077 9217 3579 www.ajtransfer ansfer.co .co.uk email:info@ajtransfer.co.uk
– Ludzie, którym nie bardzo na czymś zależy zwykle osiągają to co chcą, bo są przygotowani na stratę – wyjaśnia. Twierdzi, że nie dba o pieniądze i dlatego je ma, ale tak naprawdę jego sukces polega na tym, że jest twardym negocjatorem – nie poddaje się do samego końca, nawet gdyby przez to interes miał mu przejść koło nosa. Wszystko albo nic – jak z brylantową czaszką, która podobno teraz jest już warta trzy razy więcej.
10|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA
Pisał, bo był… Krystyna Cywińska
Jestem, więc piszę. Tak napisał Maciej Rybiński. I pod takim tytułem wydał zbiór swoich felietonów. Dedykował go córce Oleńce. Już go nie ma, wiec nie pisze. Choć głowy za to nie dam. Miał tak przewrotną naturę, że zamiast przewracać się w grobie z powodu kolejnych krajowych afer, komentuje je w jakimś Organie Niebieskim. Wyćwiczony za życia w sztuce absurdu, znajdzie zapewne i w niebiosach różne facecje do błyskotliwych felietonów. A jeśli św. Piotr ma poczucie humoru, to go nie posadził obok nudnych dewotek żeńskich i męskich.
I być może św. Piotr da mu placet na pisanie. Nie obłoży go zakazami, ani nie skaże go na indeks. Hemar by napisał, że Maciejowi Rybińskiemu Bóg powierzył humor Polaków. Co nie jest łatwym zadaniem, bo Polacy na nadmiar humoru nie cierpią. Cierpią raczej na cierpiętnictwo. Na czarnowidztwo. Na mizerię. Na histerię. I historyczną melancholię. I lubują się w przelewach słów z pustego w próżne. I w opatrywaniu dolegliwości życiowych przymiotnikami pesymizmu. Optymizm, radość i pogoda ducha, dystans do wszystkiego co nas otacza to nie nasze narodowe cechy. Ryba, jak go nazywano wśród mu bliższych, był raczej samotnym chorążym ze sztandarem swoistego czarnego humoru. Był też bajczarzem urokliwych opowiastek. Zawsze z jakimś morałem. Był też erudytą. Znawcą historii i literatury. A do tego wykrywaczem i wyśmiewaczem nonsensów, blag, nudziarstwa i pustosłowia. Nie znosił też nudy i mydlenia oczu. W zalewie nadętych, przemądrzałych artykułów i wypowiedzi, grafomaństwa i powszechnej frazeologii był niczym latarnik. Ratował nasze piśmiennictwo od zatonięcia w mętnej wodzie patosu. A patos jest naszą patologiczną przywarą. Dlaczego piszę o Rybińskim? Bo niedawno umarł. Odszedł w niebieską dal. I niedługo zapewne zamrze o nim pamięć. A to, co napisał, zejdzie z pierwszych półek na dalsze. I z czasem, jak większość książek, powieści, felietonów, spocznie na własnych laurach. A laury kurz pokryje. Taka jest uroda szczególnie felie-
tonów, że się starzeją. Mumifikuje je czas przyszły. Felietonista jest echem i odbiciem teraźniejszości. Dziś jest aktualny, jutro już nie. Najwyżej może wejdzie tylnymi drzwiami do okruchów historii cytowanej przez przyszłe pokolenia. Na emigracji świetne felietony Juliusza Sakowskiego, wnikliwego obserwatora dorobku kulturowego i niedoborów dorobku politycznego naszej emigracji pożółkły na pólkach. Sakowski był też wytrawnym znawcą literatury francuskiej. Pisał o wszystkim lekko, dowcipnie. Był anegdotycznym felietonistą i eleganckim publicystą. Wydał zbiory swoich artykułów w książkach „Wety i odwety”, „Dawne i nowe lata”, „Asy i damy”. Kto je dziś czyta? Kto o nim pamięta? Nie lepiej z błyskotliwymi artykułami i reportażami Stefanii Kossowskiej. Przyprawiono jej nawet niedawno imię Zofia. Może to Freudian slip? Skojarzenie z Sophią, czyli mądrością? Bo nie z Hagia Sofią, męczennicą chrześcijańską z czasów Hadriana. Co to, to nie. Chociaż pani Stefa sama siebie nazywała pobożną dewotką. W niepamięć poszły też przekorne, dowcipne felietony Karola Zbyszewskiego. O nudnych felietonistach, a było ich wielu, nie wspomnę. Zestarzały się też w większości pisane w krajowej rzeczywistości felietony Stefana Kisielewskiego. Kiedyś bożyszcza czytelników z tzw. inteligencji. Nawet mistrz syntezy i dowcipu, kulturowy erudyta, Antoni Słonimski przetrwał głównie z racji swoich bon mottów. Trafnych, a bywało i trefnych, powiedzonek. Kiedyś na pytanie przedstawiciela
sowieckiej literatury bawiącego w Warszawie, gdzie tu można się wysiusiać, pan Antoni odparł: – Pan? Wszędzie! Słonimskiemu wszystko można darować. Nawet jego przedwojenne artykuły zauroczone sowieckim „światłym światopoglądem”. Samo słowo światopogląd już się zaśmierdło, ale kunszt pisarski, literacki tych i wielu innych luminarzy naszej publicystyki nie zasługuje chyba na niebyt w naszej świadomości. To ten byt codzienny i potworny zalew nędznego drukowanego mułu słownego zepchnął tych mistrzów w niebyt. Odprawiam dziś dziady, zaduszki za ich dusze. Szczególnie za bogatą i rogatą duszę Macieja Rybińskiego. Poznałam go lata temu. W studiu Polskiej Sekcji BBC w Londynie. Dołączył do nas w stanie wojennym. Był wolnym strzelcem. Pisywał krótkie i krytyczne tzw. depesze. I choć zawsze strzelał z biodra, zawsze w sedno trafiał. Wszedł kiedyś do studia, gdzie sączyły się przez głośnik jałowe komentarze. Smętnie głową pokiwał i spytał mnie: – Jak ty to wytrzymujesz? Ja musiałam. On widać nie musiał. I nie wytrzymał. Odszedł tam, gdzie go oczy poniosły, choć go proszono, zostań, ach zostań. Mawiał o sobie, że jest Rybiński herbu butelka i korek. Za kołnierz nie wylewał. Zalewał się regularnie. Topił robaki, jakie ludzie zarzucali mu wędką. Jak to rybie. I sam z siebie kpił, ale innym okpić się nie dawał. Lubił ludzi, ale nienawidził ich głupoty. Można by powiedzieć, że był wieszczem patrzącym z ukosa na nasze groteskowe czasy. Na tę tragifarsę i tę polską
naszą ludzką komedię. W felietonie „Mutanci” napisał: „Kilku moich znajomych poczuło się ostatnio bardzo poniżonych na wiadomość, że mają niewiele więcej genów niż myszy. Oczywiście gdyby chodziło o słonia, to co innego, ale myszy?”. Zdaniem Rybińskiego najlepiej te odkrycia skomentował rysunkiem karykaturzysta Daily Telegraph Matt (ja też go wielbię). W klatce w ZOO siedzi w wiszącej oponie samochodowej małpa i czyta gazetę. Przed klatką tablica z napisem: Małpa zmutowana genetycznie. No cóż, sporo takich zmutowanych małp już po świecie chadza. A nasz światek byłby znośniejszy i zabawniejszy, gdyby można było Rybińskiego nie zmutować, broń Boże, ale go sklonować. Pisał, bo był. Wielka szkoda, że go nie ma. PS. Zeszłej nocy budzi mnie szmer w moim laptopie. Otwieram i czytam: Tu redakcja gazety „Słowo Niebieskie”. Założyciel i red. nacz. Konsatnty Ildefons Gałczyński. Informujemy o przyjęciu Macieja Rybińskiego w poczet Aniołów Stróżów felietonistyki. Przyjęty za poręczeniem Zygmunta Nowakowskiego, jednego z mistrzów tego zakonu. Nasz adres: „Słowo Niebieskie”, Chwała na Wysokości, Herubin, PP.” Boże! Nawet ja o Zygmuncie Nowakowskim, Lajkoniku na wygnaniu zapomniałam. Zapaliłam mu ogarek pamięci, za lata podtrzymywania nas na duchu. I znów słyszę szmer w latptopie: Porachujemy się, jak i ty duchem się staniesz. Z. Nowakowski
Imigracyjna klapa Adam Szlongiewicz
Brytyjski rząd, w osobie ministra spraw wewnętrznych Alana Johnsona przyznał ze skruchą, że w polityce imigracyjnej popełniono same błędy. Jeszcze dwa tygodnie temu te błędy nie były widoczne.
Na szczęście Polacy – chociaż w kontekście polityki imigracyjnej w różnych publikacjach się pojawiają – do imigrantów nie należą. W kalkulacjach dotyczących liczebności naszych przyjazdów rząd też się pomylił, i to równie fatalnie. Nie to jest jednak najważniejszym zmartwieniem gabinetu Gordona Browna. Chodzi przede wszystkim o imigrację z reszty świata, spoza Unii. Ale sądząc z niedawnych wypowiedzi rządu, jej niekontrolowany rozmiar nie wprawiał laburzystowskich ministrów w specjalne zakłopotanie. Niewielki wpływ miała też krytyka polityki imigracyjnej rządu przez główne partie opozycyjne. Nie zmie-
nił polityki imigracyjnej wyborczy sukces nacjonalistycznej i do niedawna otwarcie rasistowskiej partii BNP. Zdobycie dwóch miejsc w Parlamencie Europejskim przez brytyjskich nacjonalistów z punktu widzenia Westminsteru było niesmaczne, ale nie stanowiło bezpośredniego zagrożenia. Miejsce w PE dało jednak liderom BNP pewną legitymację. Tak przynajmniej sprawę zinterpretowały władze BBC, które pomimo protestów zaprosiły do studia lidera tej partii Nicka Griffina. Sztandarowy program Question Time zdaniem BBC oglądało 7,9 mln widzów. Wprawdzie program nadano dwa tygodnie temu, ale reperkusje dały się
odczuć dopiero teraz, właśnie w wypowiedzi ministra Johnsona. Wdawało się, że wystarczy skompromitować poglądy Griffina przed tak liczną widownią. Przypomnieć mu co sam mówił o „białej” Wielkiej Brytanii, co jest zarejestrowane i ogólnie dostępne. W tej roli wystąpił były minister Home Office Jack Straw, zbywany podstępnym uśmiechem Griffina. Obrona polityki imigracyjnej rządu też miała niewielki rezonans wśród odbiorców. Natomiast Nick Griffin konsekwentnie unikał otwarcie rasistowskich sformułowań. Sprawnie odegrał rolę polityka głównego nurtu, bez przywoływania starych nacjonalistycznych sloganów.
Czy zatem nowe metody uprawiania gry politycznej przez Griffina zmusiły rząd do tak bolesnej w końcu samokrytyki? W zbliżających się wyborach ewentualnego sukcesu BNP nie będzie już można tak łatwo zdyskontować. Dlatego też stratedzy rządzącej partii doszli do wniosku, że lepiej jest przyznać się do błędów, do kosztów, jakie ponoszą lokalne społeczności z powodu zaniedbań w polityce imigracyjnej. Pytanie tylko, czy wyborcy dadzą laburzystom szansę naprawienia tych błędów. Laburzyści chyba już sami w taki scenariusz nie wierzą, ale strach przed radykałami zmusił ich do większej otwartości. Dobre i to.
w w w . n o w y c z a s . c o . u k
|11
nowy czas | 7-23 listopada 2009
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Wobec muru berlińskiego mamy stosunek trochę dwuznaczny. Przecież to my obaliliśmy komunizm. Niemcy z tego skorzystali, ruszyli całą masą na mur, a z tego wydarzenia narodził się symbol upadku komunizmu. Znowu niesprawiedliwie. Można się jedynie pocieszyć, że do takiego traktowania przez Historię jesteśmy już przyzwyczajeni. Ktoś, kto widział mur w całej jego okazałości, w kontraście Wschodu i Zachodu, Berlina pełnego życia, kolorowego, radosnego, i Berlina, gdzie rządziła szarość i strach, nie powinien mieć specjalnych pretensji do Historii. Symbol to skrót, a w tym konkretnym skrócie o polskim wkładzie w upadek komunizmu nikt nie zapomina. O swojej wdzięczności wobec Polaków mówiła wielokrotnie obecna kanclerz zjednoczonych Niemiec Angela Merkel, wychowana po naszej stronie muru. W tych gorących dniach listopada 1989 roku decydowały się losy Europy, jaką znamy dzisiaj – Europy bez muru, bez żelaznej kurtyny, podzielonej na dwie strefy wpływów, Europy, do której wróciły kraje spod dominacji sowieckiej. Okrzyki niektórych polityków, że nigdzie nie wracaliśmy, bo zawsze byliśmy częścią Europy są trochę na wyrost. W okresie PRL-u też byliśmy w Europie? Geograficznie tak, ale politycznie i kulturowo mieliśmy (na szczęście krótką) przerwę. Więc chyba jednak wróciliśmy. Przed 1989 rokiem nie wyjeżdżało się z Polski, opuszczało się obóz. W moim przypadku zarządcy obozu zadbali o to, żebym nigdy tego doświadczenia nie zapomniał. Kiedy już z okien zwalniającego pociągu widziałem światła Berlina Zachodniego, żołnierze LWP zabrali mnie w drogę powrotną do bram obozu. Tym bardziej wzmocnił się przedsmak wolnego świata, zatruty wyreżyserowaną niepewnością. Okazało się w końcu, że obóz mogę opuścić. Kiedy po dziesięciu latach wracałem,
obozu już nie było, chociaż rekwizyty jeszcze pozostały. Przyglądam się rozciągniętym kolczugom na przejściu granicznym. – Pan się dziwi? – pyta przyjacielsko z innej już ulepiony gliny młody żołnierz. – Dziesięć lat za granicą? Niejedna jeszcze rzecz Pana zdziwi – dodał z tajemniczym uśmiechem. I rzeczywiście. W całym demoludzie trwała jesień ludów, a w Polsce dawni oprawcy przebierali się w stroje demokratów i od razu uzyskiwali aprobatę swoich ofiar. Z dnia na dzień generałowie odpowiedzialni za wprowadzenie stanu wojennego stawali się ludźmi honoru. Ich podwładni na mocy podpisanych wcześniej porozumień zajmowali nadal ważne stanowiska polityczne i gospodarcze nadzorując polską transformację. Mur berliński runął, ale nie pogrzebał starego świata w Polsce. Więcej powodów do świętowania mają z pewnością Niemcy. Dla nich obalenie muru było początkiem zjednoczenia i bolesnych rozliczeń z przeszłością, tym razem komunistyczną. Zrobili to sprawnie, czego my nie potrafiliśmy, i do tej pory trwa – mało czytelna dla młodszego pokolenia – walka na teczki. A wszystko zaczęło się od wybrania przyszłości, historią mieli zająć się historycy. Ale kiedy to uczynili, zostali od razu skarceni przez nowe elity. Ujawniając fakty z historii przepotwarzyli się w polityków. Niemcy mają chyba lepszy warsztat naukowy, role są podzielone, historycy robią swoje, politycy swoje. I z tego powodu nikogo, kto powinien być, nie zabraknie na uroczystościach 9 listopada.
kronika absurdu Każdy, szczególnie w recesji, dba o to, by oferta jego usług była coraz bardziej atrakcyjna. Żelazna zasada, każdy zrozumie. Nie zdziwiła mnie więc informacja, że kalifornijski bank spermy oferuje swoim klientom – oczywiście za specjalną opłatą – sprzedanie spermy, której dawca jest sobowtórem naszego idola: aktora, sportowca, polityka. Pewności nie ma, że geny ojca wpłyną na wygląd dziecka, ale szansa jest duża, zapewniają promotorzy nowej usługi. Zainteresowani podobieństwem do Davida Beckhama znają nawet numer (11385) donatora. Co będzie, jeśli amatorów numeru 11385 będzie wielu? Co rusz to nowy Beckham? Baron de Kret
Wacław Lewandowski
Polaku, od... szczep się! Wydawałoby się, każdy wie, co to takiego granica państwa – ot, linia umowna, wytyczona w terenie i zatwierdzona międzypaństwowymi traktatami. Nic w przyrodzie od biegu tej linii nie zależy. Jeżeli przebiega przez puszczę, jak np. na odcinku polsko-białoruskiej granicy, puszcza trwa po obu stronach, bo czy jest białoruska, czy polska – to puszczy najzupełniej obojętne. Nie obchodzi to ani roślin, ani zwierząt, nawet mikroorganizmów. Tylko człowieka obchodzić musi, no i obchodzi. Ale żeby człowiek przypisywał świadomość przebiegu granic przyrodzie, o czymś takim się nie słyszało. Żeby zwierzęciu czy mikrobowi kazał rozpoznawać, po której stronie czyj teren, takich rzeczy w dziejach ludzkości nie było... Żyjemy jednak, jak wiadomo, w czasie rewolucyjnych przemian, kiedy to ludkość odchodzi od starych pojęć i zadawnionych nawyków myślowych, toteż i w tym zakresie zarysowała się zmiana. Oto polski rząd, ustami szefa resortu zdrowia, minister Kopacz, ogłasza, że wirus tzw. świńskiej grypy, wie czym są granice Polski i granic tych nie przekroczy. Wobec epidemii na Ukrainie, twierdzi pani minister, władze polskie nie muszą robić nikczego, bo wirus zatrzymuje się i zawraca na wschód, gdy tylko ujrzy przejście
graniczne w Medyce. Państwa takie jak np. Czechy, Niemcy, ba, nawet Włochy czy Francja, leżące dalej niż Polska od Ukrainy, ogłosiły programy powszechnych szczepień. Minister Kopacz ogłosiła właśnie, że Polska takich szczepień nie przeprowadzi, dopóki osobne badania nie potwierdzą, że szczepionka nie powoduje skutków ubocznych, zwłaszcza u dzieci i kobiet w ciąży. Eksperci dziwią się postępowaniu rządu, bo przecież szczepionkę dopuściła do użytku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), przyjmując globalny plan pandemiczny. Tymczasem okazuje się, że polska pani minister może mieć zdanie odrębne i żadnym światowym planem się nie będzie przejmować. Plan ten, nb., opiera się na założeniu, że to właśnie rządy państw będą nabywcami i dystrybutorami szczepionki, co też się pani Kopacz nie podoba, skoro zapowiedziała podjęcie negocjacji z koncernami farmaceutycznymi w celu namówienia producentów szczepionki do wolnej dystrybucji specyfiku na polskim rynku aptecznym. Przeciętny Polak nie może przestać się dziwić. Ma w pamięci maty ochronne ze środkiem wirusobójczym, jakie rok, dwa lata temu nakazywano kłaść na drogach wychodzących z miejscowości, w któ-
rych wystąpiły przypadki ptasiej grypy, która ludziom nie zagrażała. Teraz, wobec zmutowanego wirusa grypy świńskiej, groźnego dla ludzi, nawet takich działań się nie podejmuje. Nie ma żadnych mat na przejściach granicznych z Ukrainą. Widać granica miasta, wsi czy gminy a granica państwowa to dla wirusa nie to samo... Zamiast sprowadzić zamówiony kontyngent szczepionek i rozpocząć akcję obowiązkowych szczepień, rząd polski będzie się starał, by szczepionki trafiły do aptek. Po co? Odpowiedź nasuwa się sama. Powszechne szczepienia obciążyłyby kasę państwową. Jeśli szczepionka znajdzie się w wolnym obrocie rynkowym, ludzie, których na to stać, sami ją wykupią, by poddać się szczepieniu... W tym „rynkowym” podejściu do zagadnienia rząd nie bierze pod uwagę pewnego drobiazgu. Otóż negocjowanie z producentami antidotum na świńską grypę rozwiązania innego, niż przyjęte w pandemicznym programie WHO, może trwać i trwać. Może też przeciągnąć się tak bardzo, że potrwa dłużej niż sezon zachorowań. Ale „nasza chata z kraja” i grypa do nas nie przyjdzie. A chorych nazwie się „przeziębionymi”. W końcu nikt ich przypadków nie bada...
12 |
7-23 listopada 2009 |nowy czas
czas pieniądz biznes media nieruchomości
Kontrole urzędu podatkowego Krzysztof Wach
1 kwietnia 2009 weszły w życie nowe przepisy w sprawie kontroli podatników przez urząd skarbowy. Bez wątpienia poszerzają one dopuszczalny zakres kontroli w porównaniu do wcześniej obowiązujących przepisów, zdefiniowanych jeszcze w roku 1970. Nowe przepisy zostały zawarte w financial act 2008. Decydując się na prowadzenie biznesu na pewno warto znać swoje prawa i obowiązki w przypadku prowadzenia przez urząd kontroli skarbowej w naszej firmie.
Nowe przepisy dają urzędowi skarbowemu prawo na jednoczesne zrewidowanie wszystkich dokumentów znajdujących się w siedzibie firmy i mających wpływ na ustalenie wysokości zobowiązania podatkowego z tytułu każdego typu podatku: dochodowego, kapitałowego, VAT-u i PAYE (Pay As You Earn). W skrócie oznacza to, że jeden lub więcej kontrolerów ze skarbówki może złożyć wizytę w siedzibie firmy i zrewidować wszystkie dokumenty dotyczące wyżej wymienionych podatków i co najciekawsze – mają prawo dokonać kontroli „na żywo” (tzw. Real Time Records checks). Według starych przepisów, urzędnicy w większości przypadków przeprowadzali kontrolę tylko jednej grupy podatków, np. VAT lub podatku dochodowego, nie wchodząc w inne sfery podatkowe (generalnie, dany urzędnik specjalizował się w jednym podatku, nie mając prawa kontroli
in nych po dat ków). Kon tro le ta kie od by wa ły się dro gą li stow ną, cza sa mi po przez spo tka nia lub roz mo wy te le fo nicz ne. No we prze pi sy idą o wie le da lej, ze zwa la jąc da ne mu urzęd ni ko wi na od wie dze nie sie dzi by fir my i spę dze nie tam ca łe go dnia lub na wet kil ku, je śli sy tu acja te go wy ma ga. W cza sie ta kie go po by tu urzęd nik do kład nie ob ser wu je pra wi dło wość prze pro wa dza nia i re je stro wa nia zda rzeń go spo dar czych w fir mie dla po trzeb usta le nia wy so ko ści zo bo wią za nia po dat ko we go z ty tu łu wszel kich po dat ków. Wi zy ty ta kie od by wać się jed nak mo gą tyl ko we wcze śniej usta lo nym ter mi nie i mu szą być po prze dzo ne li stem, co naj mniej sie dem dni przed da tą kon tro li. Mi nę ło do pie ro sie dem mie się cy od wpro wa dze nia no wych prze pi sów w ży cie, dla te go jest za wcze śnie, że by wy cią gać ja kieś ogól ne wnio ski na te mat ich wpły wu na rze tel ność prze pro wa dza nych kon tro li i wy kry wa nia nie pra wi dło wo ści (za mie rzo nych lub przy pad ko wych). Obec nie trwa ją jesz cze szko le nia urzęd ni ków w za kre sie ich no wych, po sze rzo nych kom pe ten cji, ale już nie dłu go mo że my się spo dzie wać kon tro li we dług no wych za sad. Jak taka kontrola bę dzie wy glą dać? Otóż urzęd nik skar bów ki naj pierw przy śle za wia do mie nie do da nej fir my z in for ma cją, że na stą pi kon tro la – po wiedz my – po dat ku VAT, za ostat nie trzy la ta. Za łóż my, że ten urzęd nik przed wpro wa dze niem no wych prze pi sów był spe cja li stą od po dat ku do cho do we go, co ozna cza, że nie miał pra wa kon tro li in nych po dat ków, w tym VAT -u. Te raz je ma. Po zwe ry f i ko wa niu do ku men tów VAT -owskich i stwier dze niu, że wszyst kie spra wy zwią za ne z po dat kiem VAT da nej fir my są w po rząd ku, urzęd nik taki
za mknie do cho dze nie i przy śle do po dat ni ka list po twier dza ją cy. Wy ma rzo na sy tu acja dla każ de go biz ne su! Kon tro la się od by ła, wszyst ko jest OK, moż na spo koj nie kon ty nu ować swo ją dzia łal ność. Jed nak, po dwóch lub trzech ty go dniach ten sam „zna jo my” urzęd nik skar bów ki wy sy ła nam ko lej ny list. Tym ra zem jest za in te re so wa ny kon tro lą w sfe rze po dat ku do cho do we go. Po nie waż od za wsze był on spe cja li stą do spraw kon tro li po dat ku do cho do we go, a nie VAT -u, to ła two do mnie mać, że to jest wła śnie ta kon tro la, o któ rą cho dzi ło od po cząt ku. Sko rzy sta nie z no wych prze pi sów da ło mu jed nak pra wo wglą du w do ku men ty zwią za ne z podatkiem VAT, do któ rych wcze śniej nie miał do stę pu. A to z ko lei umoż li wi ło mu na zgro ma dze nie wie lu do dat ko wych in for ma cji, do któ rych wcze śniej – we dług sta rych prze pi sów – nie miał do stę pu. Je śli do te go do dać wcze śniej wspo mnia ne Re al Ti me Checks, któ re po ten cjal ny urzęd nik mo że też do dat ko wo wy ko rzy stać w trak cie swo ich „ba dań”, to oczy wi ste jest, że kon tro le skar bo we sta ną się bar dziej do kucz li we. Wi dać z po wyż sze go przy kła du, że po zy cja urzę du skar bo we go wzglę dem po dat ni ka zo sta ła wzmoc nio na. To nie ko niec złych wia do mo ści. Nie dość, że Fi nan cial Act 2008 wzmac nia po zy cję skar bów ki, to jesz cze osła bia w pra wach sa me go po dat ni ka. Po dam przy kład. We dług sta rych prze pi sów każ dy po dat nik miał pra wo od wo łać się od kon tro li urzę du skar bo we go. Mógł za kwe stio no wać po stę po wa nie kon tro l ne co do za kre su, szcze gó ło wo ści i związ ku z da nym po dat kiem. Od wo ła nia ta kie lą do wa ły naj czę ściej na biur ku Ko mi sa rza Ge ne ral ne go HM Re ve nue and Cu stoms, któ ry de cy do wał czy kon tro la ma się od być, a
je śli tak, to ja kie in for ma cje ma ją być przez po dat ni ka ujaw nio ne. No we prze pi sy ta kie pra wo zno szą. Każ dy urzęd nik mo że po pro sić o ja kie kol wiek in for ma cje, któ re uwa ża za po trzeb ne do prze pro wa dze nia da nej kon tro li. No we prze pi sy z pew no ścią zmie nią ob li cze kon tro li urzę du skar bo we go w Wiel kiej Bry ta nii. W odwiecz nej grze w „kot ka i mysz kę” po mię dzy skar bów ką a po dat ni kiem, po dat ni cy sta ją się co raz to mniej szą i słab szą mysz ką, a urząd skar bo wy prze ista cza się w wiel kie go ko cu ra, któ re go ape tyt mo że za spo ko ić co raz to więk sza liczbę zła pa nych my szek. Jak fak tycz nie no we prze pi sy spraw dzą się w prak ty ce, dziś trud no jesz cze oce nić, choć wy da je się, że ich nad uży wa nie przez urzęd ni ków mo że nieść róż ne za gro że nia dla po dat ni ka. Na pew no bę dzie my to śle dzić z za cie ka wie niem i na bie żą co Pań stwa in for mo wać na ła mach „No we go Cza su”.
Zachęcamy Czytelników do przesyłania pytań na temat prowadzenia własnej firmy, rozliczeń podatkowych itp., na które Krzysztof Wach, specjalista ds. księgowości, chętnie na łamach Nowego Czasu odpowie. Pytania prosimy kierować do redakcji (redakcja@nowyczas.co.uk) bądź bezpośrednio do autora:
KrZysZtof WaCh Msc aCCa Kancelaria Księgowości i Doradztwa Podatkowego kjwach@kjwaccountants.co.uk 079600 39267 lub 016896 09551
GBP
EUro
02.11
4.75 zł
4,26 zł
03.11
4.72 zł
4,24 zł
04.11
4.73zł
4,25zł
05.11
4,73 zł
4.25 zł
06.11
4,73 zł
4,25 zł
|13
nowy czas | 7-23 listopada 2009
publicystyka
Polska ma nowy problem:
HAZARD Przemysław Kobus Od kilku miesięcy jesteśmy bombardowani informacjami o zgubnym wpływie hazardu na życie jednostki. Media szaleją z odkrywaniem kolejnych hazardowych afer, w rządzie lecą głowy podejrzane o niecne sprawki, rodzą się różnorodne pomysły zmierzające do delegalizacji hazardu. Słowo hazard ostatnimi czasy zyskało na znaczeniu – jest uosobieniem zła, korupcji, zwyrodnialstwa. Hazard został narkotykiem nowych czasów. Uwaga mediów, polityków, publicystów skupia się dzisiaj na opracowaniu skutecznych metod walki z jednorękimi bandytami. Automaty te – głównie w podrzędnych lokalach czy w nadbałtyckich kurortach – nie budziły większych kontrowersji. Ostatnio stały się jednak złem wcielonym, a co ciekawe – gdy zaczęto o nich mówić tylko źle, ich liczba się podwoiła, a może nawet potroiła. Dziś są wszędzie.
TwOrzymy prOblem Patrząc na polskie ważkie tematy, odnoszę wrażenie, że nad Wisłą wszystko jest kwestią chwili. Najmniejsza rzecz w pięć minut potrafi urosnąć do rangi problemu wagi państwowej. Rzecz taką się omawia, rozkłada na czynniki pierwsze, by chwilę później zająć się czymś innym. W przypadku słynnych afer hazardowych – w moim przekonaniu – jest tak samo. Nie tak dawno komercyjna stacja telewizyjna TVN wyemitowała reportaż o jednorękich bandytach. Przedstawiono mechanizmy działania maszyn, zasady podziału pieniędzy od graczy, przeanalizowano szanse na wygraną, by ostatecznie powiedzieć Polakom, że dają się nabierać, że są naiwni, a właściciel automatu do gry jest w stanie w ciągu miesiąca zarobić na czysto np. 10 lub 20 tys. złotych. Reportaż miał pokazać, jakim złem są jednoręcy bandyci, jak nas wyzyskują i jak uzależniają kolejne grupy społeczne. – Bzdury niesamowite. Automaty trzymam w salonie od wielu lat. Jakie grupy? Jakie uzależnienia? Tu nie przesiadują ludzie z dobrych domów. Przychodzą z bloków, siądą przy piwku, jak mają kasę zagrają, jak nie – wydadzą na kolejne piwko – opowiada 48-letni Waldemar z Poznania. – Czy spotykam maniaków, uzależnionych od hazardu, o ile to w ogóle hazardem można nazwać? Nie, takich tu nie ma. Ale owszem, można na tym zarobić. Choć na pewno nie te osławione 10 czy 20 tys. złotych miesięcznie. Takich cudów to ja jeszcze nie przeżyłem – dodaje uśmiechając się. Nie znaczy to jednak, że tak wysokie dochody są nierealne. Wystarczy dobrze funkcjonujący klub, cieszący się określoną renomą, do tego idealna lokalizacja i tłumy klientów. Na stu złaknionych zabawy niech chociaż z dziesięciu dziennie siądzie do automatu. To wystarczy, by nieźle zarobić.
Wracając do reportażu w telewizji, już w trakcie emisji odnosiłem wrażenie, że mam do czynienia z doskonałym filmem instruktażowym, pokazującym, jak w szybki i legalny sposób zarobić. Wystarczy skontaktować się z operatorem takich urządzeń, potem automat wstawić do swojego lokalu i na podstawie „jakiejś” umowy ustalić podział zysków. Co zaskakujące w całej sprawie, po tym reportażu jednorękich bandytów jakby przybyło. Choć automaty są dostępne np. na stacjach benzynowych, to trudno sobie wyobrazić, by właśnie takie miejsca stanowiły skupisko żądnych wygranych hazardzistów. Jeśli w ogóle w przypadku jednorękich bandytów można mówić o hazardzie. Dziwnym zbiegiem okoliczności ukazały się materiały dziennikarskie z doniesieniami o wysokich rangą politykach zamieszanych w relacje z biznesmenami, którzy domagali się jak najniższych podatków od prowadzonych przez siebie działalności. Poszło m.in. o dopilnowanie, by tacy a tacy politycy przypadkiem nie podwyższyli w projekcie nowej ustawy o grach losowych opłat, jakie trzeba ponosić za posiadanie automatów.
HAzArd nA górze Po roku skrupulatnych działań biznesmenów (spotkania, telefony czy obecność polityków w ich kurortach) były minister sportu, Mirosław Drzewiecki wysyła wniosek do ministra finansów, by niekorzystne dla hazardzistów zapisy zniknęły. W międzyczasie na trop „afery” wpada CBA, kilka miesięcy później Drzewiecki wycofuje się z wcześniejszych rekomendacji, ale jest za późno. CBA pod kierownictwem byłego już szefa, Mariusza Kamińskiego, obwieszcza światu hazardowe nowiny. Rozpoczyna się polityczno-prokuratorska batalia i wzajemne podważanie zaufania do poszczególnych opcji. Polacy nie do końca wiedzą, o co w całej sprawie chodzi, a na topie są powiedzonka „Miro” i „Grześ” – najlepsi „załatwiacze”. Znów dziwnym trafem dziennikarze docierają do supertajnych materiałów operacyjnych Centralnego Biura Antykorupcyjnego, a dokładnie dziennikarze „Rzeczpospolitej”. Z opublikowanych materiałów można się dowiedzieć, jak starano się zmieniać ustawę, kto i z kim rozmawiał, kto i kogo nie może się dzisiaj wyprzeć. Kolejnym zbiegiem okoliczności okazują się gotowe zarzuty prokuratorskie dla Kamińskiego, a spora część mediów komercyjnych miast rozliczać polityków, trąbi od rana do wieczora o wpadkach Centralnego Biura Śledczego, wyśmiewając na wszelkie możliwe sposoby działalność najsłynniejszego już dzisiaj w kraju tajnego agenta CBA, agenta Tomka (uwodził kobiety, rozkochiwał, proponował ciemne interesy, a potem… do akcji wkraczali koledzy Tomka). W rezultacie, mało kto dzisiaj wie, o co dokładnie we wszystkim chodzi. Mało kto dzisiaj na-
wet
wie, że w rządzie poleciały głowy, bo premier Donald Tusk wyrzucił Mirosława (Mira) Drzewieckiego, wicepremiera Grzegorza (Grzesia?) Schetynę, dostało się również ministrowi sprawiedliwości, Andrzejowi Czumie. Ten ostatni – jak dzisiaj można sądzić – dostał poniekąd rykoszetem, od początku kadencji były z nim „medialne” kłopoty, jak choćby oskarżenia o długi w USA. Z przewodniczącego klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej zdetronizowano Zbigniewa Chlebowskiego, który dziś toczy zajadłą i publiczną walkę z partyj-
CBA już był niepełny, a więc podejrzenia o zmanipulowanie informacji mogą się wydawać jak najbardziej słuszne. W ferworze ostatnich afer umknęło nawet umorzenie postępowania ws. afery gruntowej (pamięta to ktoś jeszcze?). Okazało się, że na rzekome przecieki i akcje CBA, które pogrążyły niegdyś wicepremiera, Andrzeja Leppera, nie ma żadnych dowodów. A zebrany materiał – jak uznała prokuratura – jest do podważenia. Dojście do takiego wniosku zajęło śledczym dwa lata. Ile więc zajmie im ustalanie, kto, z kim i dlaczego starał się zarobić na jednorękich bandytach? Boję się myśleć.
HAzArdOwe AbsUrdy? Hazard został narkotykiem nowych czasów. Uwaga mediów, polityków, publicystów skupia się dzisiaj na opracowaniu skutecznych metod walki z jednorękimi bandytami. Automaty te – głównie w podrzędnych lokalach czy w nadbałtyckich kurortach – nie budziły większych kontrowersji. Ostatnio stały się jednak złem wcielonym nym kolegą, a obecnie też wiceszefem klubu PO, Januszem Palikotem. Panowie nie szczędzą sobie dosadnych złośliwości. A jeśli chodzi o meritum sprawy? Drżą śledczy przed prowadzeniem takich postępowań, bo są strasznie niewygodne i w gruncie rzeczy bez szans na sensowne rozwiązanie. Wystarczy powiedzieć, że materiał ujawniony przez
Donald Tusk starając się uratować twarz i jakiekolwiek poważanie wśród społeczeństwa oznajmia publicznie, że są nowe projekty ustaw o grach. Ale jak to w Polsce, od razu wpadają w skrajność i zakładają kompletną delegalizację gier hazardowych poza kasynami. Część polityków postuluje całkowitą delegalizację hazardu w Polsce. Zagranica się raduje i np. taka Słowacja szybko informuje, że 80 km od polskiej granicy, już w przyszłym roku ma powstać europejskie Las Vegas. Skoro w Polsce nie będzie można, to zapraszamy na Słowację – zdają się brzmieć pierwsze hasła reklamowe. Polskie władze na skutek własnej słabości do biznesowych powiązań, które – jak pokazuje historia najnowszej Polski – nie wychodzą im nigdy na dobre, brną w ślepy zaułek. Znów ekipa, która miała świecić przykładem, znajduje się w świetle oskarżeń i zarzutów o zjawiska korupcjopodobne. Znów mętnie tłumaczą się polityczni liderzy, a ich przywódcy muszą podejmować niewygodne także dla nich działania. Popularyzuje się hasła nikczemnego wpływu hazardu na życie Polaków, a w moim przekonaniu znacznie większym
problemem jest trwonienie majątków na alkohol, na narkotyki czy nawet na lotto. Tu też mamy rzesze uzależnionych, ale nie delegalizujemy sprzedaży alkoholu, tylko podnosimy akcyzę na takie wyroby, nie delegalizujemy papierosów, tylko podnosimy akcyzę na tytoń. Jednak z afery hazardowej możni tego państwa chcą wyjść z twarzą, chcą pokazać politykę szybkich i zdecydowanych reakcji na zaistniałe negatywne zjawiska w ich otoczeniu. Naprędce objawiane są projekty ustaw – już dzisiaj wiadomo, że niepoważne. Błyskawicznie dokonuje się zmian w rządzie, ale… Jaki to ma sens? Właściciele jednorękich bandytów – póki co – i tak wyjdą na swoje. Hazardziści – np. tacy z okolic polsko-niemieckiej granicy – wybiorą się do kasyn w Niemczech (nawet niewielkie miasteczka, takie posiadają – grają w nich głównie emeryci). Ogólnie, znów panikujemy. Podejmujemy nerwowe i często nieprzemyślane ruchy. Tymczasem przy odrobinie spokoju i przy odrobinie zdrowego rozsądku, udałoby się znaleźć rozwiązania, które po pierwsze: nie zmuszałyby tzw. lobbystów hazardowych do swojej nikczemnej działalności, po drugie: nie byłoby polityków, których w tym zakresie należałoby w jakikolwiek sposób „zachęcać” do przychylności. Ale czy właśnie naszym, polskim politykom taki układ jest potrzebny? Na razie – jak to ostatnimi czasy w polskiej polityce modne – na topie jest powołanie komisji śledczej ds. afery hazardowej. Co śmieszne, PO mówi, by zbadać w sprawie także okres rządów PiS. Powołanie komisji, to jednak opłacalna dla partii forma kampanii wyborczej. Siedzą tacy w komisji, obrażają się wzajemnie, niewiele ustalą, zarobią i przeciwnika zdyskredytują. PS. Wyjaśniam: nie znam Grzesia, nie znam Mira, nie mam salonu gier.
14|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
sylwetki
Kobieta w czerwonej suknii Anna Maria Grabania
D
o Janiny Baranowskiej telefonuję z Polski. – Czy pani wie – słyszę – że mąż nie żyje? – Co się stało?! – W nocy potknął się i upadł tak nieszczęśliwie, że nie mogłam otworzyć drzwi. Upłynęło kilka godzin nim przyjechało pogotowie. Dalszą część rozmowy przenosimy na następny dzień, gdy będę już w Londynie. Pani Janina zaprasza mnie do domu na Strathmore Road. Patrzę na siedzącą naprzeciw mnie drobną postać w czerni. To wielka malarka o światowej sławie. Niedoceniona w środowisku polskim na emigracji, bo cicha, nieśmiała, jakby wycofana. To straszne, jak ludzie patrzą zewnętrznie na drugiego człowieka – myślę. Na tle jasnej karnacji jej oczy wydają się olbrzymie, błękitne, świecą jak dwie gwiazdy. Wbrew pozorom ta kobieta ma w sobie siłę. Ale przede wszystkim wielki talent. – Pogotowie przyjechało wcześnie rano – pani Janina nawiązuje do naszej rozmowy telefonicznej. Odwiedzała męża codziennie, spędzając przy jego łóżku po kilka godzin. W niedzielę powiedział: idź do domu, trochę odpocznij. Następnego dnia po zastrzyku zbladł, usiadł i jakby nie mógł złapać tchu. Lekarz poprosił, aby wyszła na korytarz. – Właściwie nie podano przyczyny śmierci (Maksymilian Baranowski zmarł 13.10.2008). Wystąpiliśmy z synem z prośbą o wyjaśnienie – mówi zasmucona i przejęta nagłą śmiercią męża. Oglądam zdjęcia i listy kondolencyjne. Baranowscy przed domem, pani Janina z ulubionym psem Lulusiem, syn Krzyś jak był mały, zdjęcie rodzinne. W przedpokoju wisi portret ukochanego wnuka Alexa. W pokoju, w którym rozmawiamy, rzuca się w oczy olbrzymich rozmiarów obraz oprawiony w złote ramy. To ulubione dzieło malarki. Jej styl czytelny. Pasące się krowy w świetle błyskawicy – od różnych tonacji fioletu, po szarości i biele, dużo też niebieskiego. Zwierzęta wkomponowane w nakładające się kwadraty, w rogu czerwony kwadracik, jakby żart-zagadka dla odbiorcy. Pani Janina zaznacza, że nigdy nie rozmawia na tematy osobiste. Wiem, że nie mogę poruszać tematu matki. To wielka trauma dla artystki. Zrozumiałam to, gdy zapoznałam się z zapiskami Józefa Bujnowskiego. Nie chcieli go przyjąć do wojska. Jeszcze trochę, a pozostałby w Rosji bez szans na powrót. Ci, którym udało się wyjechać z Rosji z armią gen. Andersa zapamiętali tłumy czekających, dla których szlaban został zamknięty na zawsze. Niechętnie o tym mówią, ale ciągle myślą o tych, którzy pozostali. Dziś wielu z nich już nie żyje, inni, schorowani, dokańczają żywo-
ta. Zaraz po wojnie miała miejsce wielka repatriacja, ale nie wszystkim udało się wrócić. Po odzyskaniu wolności nadzieje polskich rodzin z Kazachstanu, Kaukazu znów ożyły. Najpierw wielkie show w świetle reflektorów, później pogardliwe spojrzenia miejscowych. Kiedy usłyszeli „ruskie”, nie wiedzieli, że to o nich mowa. – To krzywda, toż my przecież rodowici Polacy – żalą się. Więc może matka Baranowskiej musiała zostać w Rosji, bo nie kwalifikowała się do wojska? A może rzeczywiście – jak zapamiętali naoczni świadkowie – zachorowała na tyfus i zabrano ją ze statku do szpitala? – Matka zaginęła w czasie wojny – przerywa moje milczenie pani Janina. Siostra pracowała w sztabie. Wszystko było załatwione. My miałyśmy płynąć z Jungi-Julu, matka miała wydostać się z Kazachstanu inną trasą. Do Persji jednak nie dotarła. Po wojnie pani Janina szukała jej w szpitalach, jednak wszelki ślad zaginął. A ojciec? Ojciec ukrywał się u rodziny pod Warszawą. Zmarł w 1945 roku. Nigdy się nie spotkali. Ale więcej pani Janina nie chce o tym rozmawiać. Przeżycia wojenne odcisnęły na niej piętno, co widać w jej powojennej twórczości. Stopniowo jednak jej szarobure obrazy z pierwszego okresu zaczynają nabierać życia, rumieńców. Wchodzi w okres triumfu.
‘
KIEDY ARTYSTA MA STYL? – Wtedy, kiedy nie jest podobny do żadnego innego artysty. Wszystko musi być inne; forma, kolor…
Oglądanie obrazów Baranowskiej jest jakby rozmową z malarką we dwoje, jakby słuchaniem jej bardzo intymnych zwierzeń; wprowadzają one bowiem widza w jej osobisty świat snów i marzeń, w jej poetycki, swoisty świat asocjacji, w jej prywatne przeżycia we śnie i na jawie. [Alicja Drwęska, „Ucieleśnione marzenia Janiny Baranowskiej”, Tydzień Polski, 1973]
KONIEC SIELANKI – Urodziłam się w Grodnie i tam mieszkaliśmy. Ojciec, Józef Zbaraszewski, był oficerem broni pancernej. Mama, z domu Grefner, nie pracowała, troszczyła się o rodzinę i tworzyła atmosferę. Miała świetne wyczucie estetyki. Dom urządzony był ze smakiem. Ciemne meble, białe haftowane obrusy i serwety. Matka przejawiała uzdolnienia plastyczne, siostra uczyła się gry na fortepianie. Rodzice skupiali uwagę na najmłodszej córce; chorowitej, skłonnej do przeziębień, cierpiącej na astmę. Ojciec w wolnych chwilach malował akwarele, traktując to zajęcie jako hobby, a matka haftowała kolejne obrusy do rodzinnej kolekcji. – Przed wojną ojciec został przeniesiony służbowo do Warszawy. Czekało
na nas nowe mieszkanie, zostałyśmy zapisane do najlepszych szkół. Matka odwlekała z przeprowadzką do rozpoczęcia roku szkolnego. Tymczasem wybuchła wojna. W marcu 1940 roku ojciec przysłał przewodnika, który miał nas przeprowadzić przez zieloną granicę. Zostaliśmy jednak zaaresztowane niedaleko Zarębów Kościelnych, stamtąd przewiezione do Białegostoku i przeznaczone do transportu, który odjeżdżał za kilka dni. Kilka nocy spędziły w więzieniu w Zarębach Kościelnych. – W nocy wzywano matkę na przesłuchanie. Nieraz po kilka razy. Słyszały krzyki i jęki torturowanych. Transportem przewieziono je do Aktiubińska (Kazachstan), stamtąd ciężarówkami do posiołku Dworańsk. Janina Baranowska miała wtedy 14 lat.
PIERWSZY OBRAZ? – Rysowałam niemal od niemowlęctwa – uśmiecha się artystka. Najpierw, jak to dzieci, malowała abstrakcje, później krajobrazy. Kiedyś namalowała portret babci, wtedy nauczycielka zwróciła uwagę rodzicom, że córka ma zdolności i powinna kształcić się w tym kierunku. Rodzice obiecali, że będzie studiowała na ASP w Krakowie.
PRZYSZŁY MĄŻ Przeglądam recenzje, jeden z wywiadów. Pytania o życie osobiste, rodzinne Baranowska ucina. Podkreśla, że nie należy do osób wylewnych. Dziennikarka ciągnie za język: „Jest pani żoną, matką, babką..”. Daremnie. Stanisław Frenkiel wspominał, jak chodzili na długie spacery w Egipcie. Zapamiętał jej rozpuszczone blond włosy. To była piękna kobieta. I bardzo bystra. Aż do jego śmierci żona Anna była o te spacery zazdrosna. Ich przyjaźń jednak przetrwała. Pomagał jej, często otwierał wystawy wygłaszając kwieciste mowy, wprowadzał na salony… Do grona osób, które ją wspierały należeli: rzeźbiarz Andrzej Borowski, Jerzy Palmi, prof. Edward Szczepanik. Jej talent podziwiali: prof. Vlastimil Hofman, prof. David Bomberg, prof. Marian Bohusz-Szyszko – pierwsi nauczyciele. O swoim małżeństwie Janina Baranowska mówi krótko: – Wyszłam za mąż 21 grudnia 1947 roku. Bardziej rozmowny okazał się mąż malarki, który spotkanie przyszłej żony uznał za jeden z najszczęśliwszych dni swojego życia. Poznali się na imieninach u Jerzego Panciewicza latem 1946 roku. To była miłość od pierwszego wejrzenia! Z tego spotkania zapamiętał atmosferę, jej twarz i piękne blond włosy. Nim się pobrali, były spacery, rozmowy. Państwa Baranowskich poznałam w jesieni ich życia. Spotykaliśmy się głównie na wystawach. Miło było patrzeć na tę parę; papużki-nierozłączki. Ona elegancka, o łagodnej, uśmiechniętej twarzy. On zawsze u jej boku, nie spuszczał z niej oka, również pogodny, ale i czujny, gotowy do wyzwań. Pan Maksymilian był nie tylko czułym mężem i
Janina Baranowska, wybitna artystka malarka. Urodziła się w 1925 roku w Grodnie. Aresztowana wraz z matką i siostrą w 1940, została deportowana do Kazachstanu. Wraz z armią gen. Andersa przedostaje się na Środkowy Wschód. Potem przez Persję, Irak, Syrię, Palestynę, Egipt dociera do Wielkiej Brytanii. W Edynburgu kończy liceum. W latach 1947-50 studiowała malarstwo w London Borough Polytechnic, w latach 1951-54 na Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie studiowała malarstwo sztalugowe pod kierunkiem prof. Mariana Bohusz-Szyszki, w latach 1955-59 kontynuowała studia w Putney School of Arts, uzupełniając swoją wiedzę w zakresie ceramiki i technik graficznych. Wystawiała w prestiżowych galeriach i muzeach w Wielkiej Brytanii, Francji, Norwegii, Ameryce, Polsce, Australii, Belgii, Monaco, RPA i w Wenezueli. Rodzaje twórczości: malarstwo olejne, gwasze, akwarele, ikony nowoczesne, witraże, które zdobią kościół św. Andrzeja Boboli w Londynie i w The Most Holy Church w Wolverhampton. Od 1988 roku jest dyrektorem Galerii POSK-u. Mieszka w Londynie. Fot. Mariusz Kałdowski
|15
nowy czas | 7-23 listopada 2009
sylwetki opiekunem, ale i rzetelnym kronikarzem, pierwszym życzliwym krytykiem, nie mówiąc o tak praktycznej pomocy, jak naciąganie i oprawianie obrazów.
POSZUKIWANIE WŁASNEGO STYLU W szkole musiała przejść przez realizm, później w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych malowała wyłącznie abstrakcje. Ukazywały się o niej dobre recenzje, to ją zachęcało do dalszej pracy. Pierwszy duży sukces artystka odniosła w Royal Academy of Arts w Londynie (1950). Jej obrazy uzyskały wysoką ocenę krytyków. Akademia po raz pierwszy zakupiła jej obraz. To wielkie wyróżnienie i moment przełomowy; zaistniała na rynku brytyjskim! Od tego czasu renomowane Chennil Galleries, New Vision Centre Gallery, Whitechapel Gallery proponowały jej wystawy. W 1958 roku odbyła się jej wystawa indywidualna w Drian Gallery w Londynie. W 1960 roku twórczość Baranowskiej została po raz pierwszy zaprezentowana w Paryżu w Raymont Duncan Galleries. Nadal wystawiała w galeriach londyńskich. Na początku lat siedemdziesiątych miała kilka wystaw w Galerii Grabowskiego, między innymi słynną wystawę „Reflection” w 1975 roku. Był to moment przełomowy w jej pracy nad stylem – przeszła od abstrakcji ekspresjonistycznej do malarstwa refleksyjnego, polegającego na łączeniu abstrakcji z malarstwem figuratywnym. Pani Janina przyznaje, że ten styl nadal kontynuuje i pogłębia. Jej zestawienia przenikających się kolorów, nakładających się figur geometrycznych zaczęło być rozpoznawalne jako styl Janiny Baranowskiej. W latach osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych powstawały obrazy na dużych płótnach, które zadziwiały kompozycją przestrzeni i bogactwem koloru. Wystawiała głównie w Londynie, w Dixon Gallery, Living Art Gallery, Blomsbury Gallery. W 1990 roku miała wystawę retrospektywną w Woburn Gallery, w miasteczku Woburn. Na ścianach trzypiętrowego domu można było oglądać 100 prac malarki z różnych okresów jej twórczości. Jej płótna były pokazywane w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Polsce, w obu Amerykach i w Skandynawii. Znajdują się w wielu krajach w zbiorach państwowych i prywatnych. Oprócz malarstwa olejnego Baranowska projektuje witraże (znajdują się w kościele św. Andrzeja Boboli w Londynie oraz w Kościele Przenajświętszej Trójcy w Wolverhampton), tworzy gwasze, obrazki niewielkich rozmiarów, które krytyka porównuje z malarstwem renesansowym Pierra Della Francesca czy Uccella, pastele, a nawet ikony, nawiązujące do malarstwa bizantyjskiego.
‘
W sztuce Baranowskiej jest świetnie zrealizowane staranie, aby formy abstrakcyjne, przecież charakterystyczny owoc wieku, ożenić z wyraźnie realistycznymi kształtami – i powrócić nareszcie do treści narracyjnych. [Marian Bohusz-Szyszko: Wiadomości, 1973]
Obraz Janiny Baranowskiej (zbiory prywatne)
ROSJA Chciałaby zapamiętać Kazachstan jako krainę pięknych krajobrazów i cudownych zachodów słońca, ale nie da się zapomnieć ciężkiej pracy od wschodu do zachodu słońca, głodu… Ludzie pytają ją o rysunki z tamtego okresu. Nie ma ani jednego. – Nie było czasu na myślenie, a co dopiero na szkicowanie – mówi artystka. Po pracy jedynym ich posiłkiem była „lepiocha”, placek z mąki i wody, bez dodatków, a jak były głodne, posilały się „kleikiem” z grubo zmielonej mąki na wodzie. I tak było codziennie. Przetrwała, bo była młoda.
KOBIETA W CZERWONEJSUKNI, KTO TO TAKI? Przyznaje, że w jej twórczości pojawia się dość często motyw kobiety w czerwonej sukni. To ona, to jej marzenie z dzieciństwa. Marzyła o czerwonej sukience, a matka uważała, że do jej urody bardziej pasują niebieskie. I ten motyw czerwonej sukienki powraca jako niespełnione marzenie dziecka.
INSPIRACJE Motywy wiejskie to również reminiscencje z dzieciństwa. Państwo Zbaraszewscy w pogodne niedziele udawali się z córkami za miasto, najczęściej do babci na wieś, w okolice Grodna. Po drodze wiejskie kobiety częstowały ich kwaśnym mlekiem. To był jej kontakt z innym światem, który powraca w jej obrazach. A więc oprócz wiejskich pejzaży, przewijających się krów, koni, kotów, ptactwa domowego, spotykamy także słynne polowania na lisy, oddające klimat i zwyczaje angielskie. Te ostatnie szybko znikały z brytyjskich galerii, notabene
zarobiła na nich fortunę (oczywiście na warunki emigracyjne). Jeździła do Paryża, zwiedzała wystawy. Był okres, kiedy lubiła impresjonistów. W latach osiemdziesiątych inspirujące były podróże do Hiszpanii, Francji, Włoch, Niemiec. Szczególnie zapamiętała wystawy w Paryżu i Monachium. Odwiedzili z mężem Amerykę. W Polsce była trzykrotnie. W Krakowie, w Bielsku-Białej i w Warszawie uczestniczyła w wystawach zbiorowych. Kiedyś wyszła z Drian Gallery, w której miała wystawę, stanęła przed szybą wystawową i zobaczyła to, co działo się wewnątrz. Zwróciła uwagę na efekt odbicia światła w szklanej płaszczyźnie, nakładające się bryły architektoniczne i sylwetki przechodzących ludzi.To był moment zwrotny w jej malarstwie.Odtąd w jej obrazach sylwetka ludzka jest bardziej wyeksponowana, a geometria stanowi tło.
‘
Malarstwo jej nawraca do zainteresowań pełnią człowieczeństwa, jak było w rozkwicie wszystkich wielkich kultur ludzkich, nie ograniczając się tylko do zagadnień technicznych w rozprawie z tworzywem. Ale i te zagadnienia, tak bardzo modne w naszym wieku, znajdują w wypowiedzi naszej malarki należne miejsce. [Marian Bohusz-Szyszko, Tydzień Polski, 1975]
TYTAN PRACY Danuta Gierc pamiętała Janinę Baranowską jeszcze ze studiów – były bodajże na tym samym roku w londyńskiej Borough Polytechnic. Gdy miała kłopo-
ty czy niedomagała, telefonowała do Jasi. Mogła liczyć na dyskrecję. Bo jak się jej coś powiedziało, to jak kamień w wodę. Kiedyś, już po studiach, spotkała ją w pracowni manekinów, gdzie i ona starała się o pracę. Baranowska przyznaje, że przez jakiś czas, owszem, była tam zatrudniona, dorywczo zajmowała się także projektowaniem wystaw. O pracę po wojnie było trudno. Miała to szczęście, że mąż, architekt, nieźle zarabiał; mogła więc rozwijać się, zajmować prowadzeniem Galerii POSK-u, a także poświęcać czas rodzinie. Pani Janina nie zna leniuchowania. Pracoholiczka? Trudno powiedzieć. Po prostu lubi pracować. Jak nie maluje, to czyta. Ogląda ważniejsze wystawy. Maluje od 10.30 do 15.30. Często też po kolacji. Jak zacznie malować, to właściwie czas się nie liczy. Chce jak najszybciej skończyć rozpoczętą pracę. – Niekiedy żona tak zgubi się w czasie, że maluje nawet do drugiej w nocy – wspominał pan Maksymilian w rozmowie ze mną. Nie wolno było wejść do pracowni dopóki obraz nie był gotowy. Ale kiedy został ukończony, cieszyli się razem. Baranowska lubiła wyprawy do galerii z mężem, również w czasie wakacji. Nie przeszkadzał. Nie komentował, wiedział, że ona potrzebuje skupienia.
JAK POWSTAJE OBRAZ? Jak coś ją zainteresuje, szkicuje. Później, już w studio, rysunek wiernie przenosi na płótno. To zajmuje jej najwięcej czasu. A kolory? Kolory zawsze ma w pamięci. Kiedy mąż codziennie wychodził do pracy, obrazy powstawały szybko. Rano chwila skupienia. Wpatrywała się w przestrzeń płótna i szybko powstawała kolejna abstrakcja. To nieprawda, że
‘
artysta siada do malowania i zawsze wie, co namaluje. Bywa różnie. Zawsze zwracała uwagę na formę. Tego nauczył ją prof. David Bomberg, dzisiaj bardzo ceniony artysta.
Z codziennych wydarzeń wyrastają jakieś egzotyczne kwiaty i układają się w bukiety urzekające urokiem poezji (…). Baranowska po prostu myśli kategoriami malarstwa i te myśli, komentarze oraz asocjacje fragmentów rzeczywistości, wpisuje pędzlem na płótno. [Alicja Drwęska, Tydzień Polski”, 1975]
Pani Janina czuje obecność nieżyjącego męża. Jak czegoś szuka i pomyśli o nim, zaraz ta rzecz się znajduje. Skarżyła mu się, że najgorsze są noce, że nie może zasnąć, że ciągle się budzi. Kiedyś malowała do późna, przeglądała dokumenty i nie mogła zasnąć. Nagle słyszy czyjeś kroki na schodach. Otwiera drzwi, a tu czarny kot, jakby z egipskich rycin. To kot sąsiadów. Wydawało się, że znał rozkład domu, pomaszerował prosto do pracowni męża. I tam znalazł sobie miejsce do spania. Odtąd przychodzi w nocy, wychodzi rano. Nie chce nic jeść, jakby nie chciał sprawiać kłopotu. Pani Janinie jest raźniej. Bo to tak, jakby ją mąż wysłuchał. Tekst powstał na podstawie rozmów przeprowadzonych z artystką 28 października 2008 roku i 30 marca 2009 roku. Korzystałam również z pracy magisterskiej Edyty Trytek: „Janina Baranowska – malarka z Londynu” i materiałów opublikowanych w prasie emigracyjnej
16|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
podróże w czasie i przestrzeni
Ile muzułmanin może mieć niewolnic? Włodzimierz Fenrych
M
ek nes to jed na z daw nych sto lic Ma ro ka, wy glą dem jed nak bar dzo się róż ni od śre dnio wiecz nych sto lic, ta kich jak Fez czy Mar ra kesz. Dłu gie li ca mu ru, teo re tycz nie obron ne go, ale bar dzo nie prak tycz ne go. Ale ja pro wa dzą ca do bra my po mię dzy dwie ma li ty mi ścia na mi – ja ka ar mia mia ła by ta kich mu rów bro nić? Gdzie po mie ścić za opa trze nie dla ta kiej ar mii? Ra czej na le ży są dzić, że ale ja ta za pla no wa na by ła po to, by ro bić wra że nie na go ściach. Istot nie, roz mach ro bi wra że nie. Wra że nie ro bi rów nież in for ma cja kto i ja kim kosz tem te mu ry wzno sił. Mek nes ja ko sto li cę zbu do wał w XVII wieku Mo ulay Isma il, uzna wa ny za jed ne go z naj wy bit niej szych wład ców Ma ro ka, ale jed no cze śnie jed en z naj bar dziej okrut nych. Roz po czął pa no wa nie od ma sa kry swo ich krew nych płci mę skiej i wszyst kich, któ rzy w ja kiś spo sób mo gli za kwe stio no wać je go pra wo do za sia da nia na tro nie. Ob cię te gło wy wy sta wio ne zo sta ły na po kaz w sto li cy. Gło wy za nie po słu szeń stwo ob ci nał Isma il dość czę sto przez ca łe swo je po nad pięć dzie się cio let nie pa no wa nie. Ob ci nał je rów nież ot tak, na po strach – po dob no po tra f ił ob ciąć gło wę nie wol ni ko wi, któ ry po da wał mu strze mię. A nie wol ni ków miał du żo. Więk szość lud ności Ma ro ka sta no wią licz ne szcze py Ber be rów, któ re w owym cza sie bez u stan nie ze so bą wal czy ły. Aby się od nich unie za leż nić, Isma il zbu do wał so bie ar mię zło żo ną z niewolników, głów nie Mu rzy nów upro wa dzo nych z Se ne ga lu. Nie wol ni cy ci nie by li zwią za ni z żad nym ze szcze pów, za leż ni by li bez po śred nio od wład cy. Dzię ki te mu Isma il mógł po skro mić Ber be rów, a tak że z suk ce sem wal czyć prze ciw Tur kom, którzy dą ży li do uza leż nie nia świa ta mu zuł mań skie go od swo jej wła dzy. Uza leżni li od sie bie Algierię, ale Ma ro ko po zo sta ło po za ich za się giem. Wła dza Isma ila się ga ła po za Sa ha rę, aż do Tim buk tu i Se ne ga lu, skąd przy wo żo no czar nych nie wol ni ków. Zdo łał on so bie pod po rząd ko wać tak że pi rac kie gniaz da na wy brze żu, ta kie jak Sa le i Ra bat, skąd miał sta łe do sta wy rów nież bia łych nie wol ni ków. W świe cie mu zuł mań skim owych cza sów wy pra wy po nie wol ni ków by ły zu peł nie nor mal nym pro ce de rem.
››
Z lewej: droga do bramy Meknesu; u góry – wnętrze grobowca Moylay Ismaila.
Pa mię ta my krym skich Ta ta rów re gu lar nie wy bie ra ją cych się na Ukra inę po ja syr. Nie ina czej by ło na za cho dzie Eu ro py, ty le że tam po ja syr jeź dzi ły nie ta bu ny ta tar skie, a pi rac kie stat ki z Tu ni su, Al gie ru i Sa le. Za gro żo ne by ły nie tyl ko wy brze ża Mo rza Śród ziem ne go, ale tak że Eu ro pa Pół noc na aż po Is lan dię. Pi ra ci z Sa le po tra f i li za jąć ma łą wy spę na Ka na le Bri stol skim i uży wa jąc jej ja ko ba zy po lo wać na lu dzi na pa da jąc na wsie na wy brze żu Korn wa lii. Dla wład cy Ma ro ka by ło to re gu lar ne źró dło do cho du, bo wiem nie któ rych więź niów rzą dy państw eu ro pej skich wy ku py wa ły tak jak dziś wy ku pu ją po rwa nych dzien ni ka rzy. Nie wy ku pie ni pra co wa li wznosząc mu ry Mek ne su lub in nych twierdz. Nie któ rzy bia li nie wol ni cy wra ca li po za pła ce niu oku pu, zda rza ły się też uciecz ki. Naj bar dziej zna na jest chy ba hi sto ria Tho ma sa Pel lo wa, po rwa ne go za mło du miesz kań ca Korn wa lii, któ ry za po mo cą nie moż li wej do wy trzy ma nia chło sty na wró co ny zo stał na is lam, był oso bi stym nie wol ni kiem Mo ulay Isma ila (na wró ce nie wca le nie ozna cza ło wy zwo le nia), wy sła ny do arab skiej szko ły, po tem na dru gą stro nę Sa ha ry z wy pra wą po lu ją cą na nie wol ni ków, z cza sem zo stał do wód cą gór skie go zam ku, aż w koń cu w Tangerze do stał się na po kład an giel skie go stat ku i tak wró cił do An glii. W XVIII wie ku wy da na zo sta ła je go au to bio gra f ia, a ostat nio Gi les Mil ton opublikował książ kę Whi te Gold, opar tą na dzie jach Pel lo wa, ale opi su ją cą sze rzej hi sto rie bia łych nie wol ni ków w Afry ce Pół noc nej. Ich licz bę sza cu je się na po nad mi lion. Dopiero na Kon gre sie Wie deń skim usta lo no, że na le ży zmu sić kra je pół noc nej Afry ki do za prze sta nia te go pro ce de ru, a do wód cą, któ ry te go do -
ko nał, był Edward Pel lew, po to mek Tho ma sa Pel lo wa. 27 sierp nia 1816 ro ku po ca ło dnio wym bom bar do wa niu Al gie ru skło nił on tam tej sze go wład cę do uwol nie nia wszyst kich nie wol ni ków. Po zo sta łe kra je – Tu nis, Try po lis i Ma ro ko – wo la ły już nie za dzie rać. Był to jednak do pie ro po czą tek – jesz cze tro chę pro chu trze ba by ło wy strze lać, że by i in ne kra je mu zuł mań skie zre zy gno wa ły z nie wol nic twa. W Ara bii Sau dyj skiej na przy kład nie wol nic two znie sio no do pie ro w 1962 ro ku. Mo ulay Isma il zmarł w 1727 ro ku. Po śmier ci po sta wio no mu w Mek nes, ni czym nad gro bem świę te go, mau zo leum. Jest to je den z nie wie lu me cze tów, do któ rych wol no wcho dzić nie mu zuł ma nom. Mau zo leum jak dla świę te go? Eu ro pej skie go go ścia to ra czej za ska ku je, ta ki okrut nik, a trak tu ją go jak świę te go? Zwłasz cza, ze Mo ulay Isma il wsła wił się jesz cze z in nego powodu – ja ko oj ciec naj więk szej licz by dzie ci w hi sto rii. Miał ich po dob no 888 (osiem set osiem dzie siąt osiem), a nie któ rzy twier dzą, że jesz cze wię cej. Nie wąt pli wie był wy bit nym po li ty kiem, ale że by go uznać za świę te go? Jak to moż li we? Po pierw sze – był on po dob no bar dzo po boż ny, mo dlił się o ozna czo nych go dzi nach, prze strze gał po stów itd. Po dru gie – po ję cie grze chu w is la mie wca le nie po kry wa się z po ję ciem grze chu u chrze ści jan. Pro rok Ma ho met wpraw dzie ma wiał, że wy zwo le nie nie wol ni ka jest czy nem god nym po chwa ły, ale znie wo le nie ko goś w wy ni ku na pa du na ja kąś miej sco wość nie jest ni czym na gan nym. Sam Ma ho met oso bi ście do wo dził ta ki mi na pa da mi, a po zła ma niu opo ru ob ci nał gło wy męż czy znom, ko bie ty i dzie ci sprze da wał w nie wo lę. Ma ho met jest
do sko na łym wzo rem do na śla do wa nia dla mu zuł ma nów, skąd wnio sek, że ob ci na nie głów też nie jest ni czym na gan nym w is la mie. Ni czym na gan nym nie jest po sia da nie nie wol nic, a ko rzy sta nie z te go, co nie wol ni ca ma do za ofe ro wa nia, jest świę tym pra wem męż czy zny. Sam Ma ho met z te go pra wa ko rzy stał, co zo sta ło skru pu lat nie za pi sa ne w ha di sach. Tak by ło w przy pad ku Raj ha ny, ko bie ty z ży dow skie go kla nu Ku raj za, któ rą Ma ho met so bie wy brał po ob cię ciu głów wszyst kim męż czy znom te go szcze pu. Ha di sy od no to wu ją, że Ma ho met pro po no wał jej mał żeń stwo, ale ona od mó wi ła i po zo sta ła nie wol ni cą. A chrześcijańska nie wol ni ca Ma ria, dar rząd cy Egip tu (chrze ści ja ni na oczy wi ście) po wi ła na wet pro ro ko wi sy na, któ ry jed nak że zmarł w dzie ciń stwie. Żon mu zuł ma nin ma pra wo mieć nie wię cej niż czte ry, ale nie wol ni ce się nie li czą. Je śli go na to stać (bo nie wol ni ce oczywiście nie są za dar mo) – pra wo wier ny mu zuł ma nin mo że mieć i 888 dzie ci. Po li tycz na po praw ność mod na ostat ni mi cza sy ka że przy my kać oczy na po wyż sze. Ak sjo ma tem po li tycz nej po praw no ści jest, że wszyst kie re li gie są rów ne, a więc is lam też, a wszel kie pro ble my da się ra cjo nal nie wy tłu ma czyć. Ja kie moż na zna leźć wy tłu ma cze nie dla dżi ha du, świę tej woj ny, w cza sie któ rej moż na by ło brać nie wol ni ków, a po tem ich zwy czaj nie sprze da wać? Ja kie można zna leźć wy tłu ma cze nie dla te go, co Ma ho met zro bił z człon ka mi kla nu Ku raj za (wszyst kim męż czy znom w licz bie kil ku set ob ciął gło wy, a ko bie ty i dzie ci sprze dał w nie wo lę)? Ka ren Arm strong w wy da nej nie daw no bio gra f ii Ma ho me ta znaj du je pro ste uspra wie dli wie nie – ta ka by ła epo ka, wte dy wszy scy tak ro bi li. Mo że to i praw da, ale ży ją cy kil ka set lat
wcześniej Na za rej czyk (któ re go Ma ho met uwa żał za swo je go po przed ni ka) wprost za ka zał uczniom wal ki w swo jej obro nie i sam się dał ukrzy żo wać. Po tem je go ucznio wie przez bli sko 300 lat wo le li dać się lwom na po żar cie rzu cić, niż wznie cić zbroj ne po wsta nie. Co więc z ta ki mi mu zuł ma na mi zro bić? Na wró ci ć w szyst kich na chrze ści jań stwo? Mo że na przy kład pod groź bą spa le nia na sto sie, jak to kie dyś by ło w Hisz pa nii? A mo że jesz cze sku tecz niej, tak jak krzy żow cy, któ rzy zdo byw szy Je ro zo li mę, za pro wa dzi li w niej chrze ści jań stwo wy ci na jąc w pień wszyst kich jej mu zuł mań skich miesz kań ców. To wła ści wie cie ka we – ni by ta sa ma re li gia, ale w jed nej epo ce jej wy znaw cy da ją się rzu cać lwom na po żar cie, a w in nej pa lą in no wier ców na sto sie al bo też wy rzy na ją ich w pień. A mo że ta sa ma jest tyl ko na zwa? Zwa żyw szy, że za od stęp stwo od is la mu gro zi utra ta gło wy (w wie lu kra jach ta kie pra wo obowiązuje do dziś) pró by na wra ca nia mu zuł ma nów mo gą być bar dzo utrud nio ne. Ale ist nie je me to da oswa ja nia is la mu bez od rzu ca nia go ja ko dok try ny. Jest to me to da su f ich, czyli re in ter pre ta cja. Sły szy się dziś czę sto od po ko jo wo na sta wio nych mu zuł ma nów, ze dżi had to wca le nie ma być wy pra wa wo jen na i ob ci na nie głów nie wier nym, tyl ko we wnętrz na wal ka w du szy czło wie ka prze ciw pod szep tom dia bła. I że is lam sza nu je ży cie ludz kie na de wszyst ko. No i oczy wi ście że w is la mie wszyscy ludzie są rów ni, a za tem nie ma miej sca na nie wol nic two. Czyż do ta kie go po dej ścia moż na nie mieć sza cun ku? A w koń cu to też jest is lam. Jest to ta sa ma re li gia, któ rą wy zna wał Mo ulay Isma il. A mo że ta sa ma jest tyl ko na zwa?
|17
nowy czas | 7-23 listopada 2009
czas na rozmowę
Muzyk z dyplomem inżyniera Z Jurijem Gałkinem rozmawia Tomasz Furmanek
Jurij, dużo o Tobie ostatnio słyszałem, wygląda na to, że jesteś jednym z najbardziej utalentowanych młodych muzyków na londyńskiej scenie jazzowej. Czy mógłbyś przedstawić się tym Czytelnikom, którzy o Tobie jeszcze nie słyszeli?
– Jestem muzykiem i kompozytorem rosyjskim, do Londynu przyjechałem cztery lata temu, aby studiować w Królewskiej Akademii Muzycznej. W 2005 roku po wstępnych przesłuchaniach uzyskałem pełne stypendium na cały okres studiów. Moje studia dały mi wiele satysfakcji, a w dodatku miałem okazję zaistnieć na londyńskiej scenie jazzowej, która jest bardzo bogata w różne kierunki i orientacje muzyczne. Wspaniałe jest to, że poprzez współpracę z wieloma nowymi muzykami mogłem poznać ich styl gry i wiele się od nich nauczyć. Jak zaczęła się Twoja edukacja muzyczna?
– Urodziłem się w muzycznej rodzinie w małym mieście niedaleko Moskwy. Moja matka jest pianistką i nauczycielką muzyki, a ojciec dyrygentem świetnie grającym na akordeonie. Pierwsza edukacja muzyczna zawsze zaczyna się w domu poprzez słuchanie muzyki, którą słuchają rodzice. Muzyka klasyczna, która była grana w moim domu, wywarła decydujący wpływ na moje doświadczenia muzyczne. Jeśli chodzi o formalną edukację to obok nauki w szkole podstawowej, dodatkowo pobierałem lekcje pianina siedem godzin tygodniowo i wkrótce zacząłem występować na różnych uroczystościach, zyskując reputację wschodzącej gwiazdy. Po skończeniu szkoły podstawowej w wieku 13 lat porzuciłem pianino na rzecz elektrycznej gitary basowej i zacząłem grać w lokalnych zespołach młodzieżowych. Przez okres swojej młodości rozwijałem się muzycznie jako samouk i w krótkim czasie byłem na tyle dojrzałym muzykiem, że mogłem zacząć grać w zespołach jazzowych, których nie brakowało w Moskwie i jej okolicach. A wszystko to działo się jednocześnie w trakcie moich pięcioletnich studiów na uniwersytecie, gdzie zdobyłem dyplom – w co niektórym trudno wierzyć – inżyniera lotnictwa. Ostatnim etapem mojej edukacji była Rosyjska Akademia Muzyczna, gdzie przez dwa lata stu-
diowałem na kierunku jazzowym i choć wiele się tam nauczyłem, to przerwałem te studia, gdy zostałem przyjęty do Królewskiej Akademii Muzycznej. W Londynie studiowałem aż do uzyskania dyplomu. Czyli zanim przyjechałeś do Londynu, miałeś już swoją ugruntowaną pozycję na moskiewskiej scenie jazzowej.
– Można by tak powiedzieć. Grałem z wieloma muzykami i zdobywałem nagrody na festiwalach jazzowych. Czy myślisz, że mógłbyś się rozwinąć jako muzyk jazzowy w Moskwie?
– Chciałem studiować jazz i rozwijać się dalej w najlepszym miejscu na świecie i uważam, że Londyn jest takim miejscem, ze względu na bogate i różnorodne życie muzyczne. Oczywiście, że w Moskwie też są znakomici muzycy jazzowi, ale londyńska scena jazzowa stwarza więcej możliwości, gdyż można tu znaleźć muzyków otwartych na każdy styl i genre artystyczny. Muszę jednocześnie dodać, że w ostatnich czasach scena jazzowa w Moskwie rozwija się bardzo dynamicznie, powstają nowe kluby, organizuje się festiwale, coraz więcej publiczności słucha tego gatunku muzyki. Założyłeś swój własny zespół o nazwie Symbiosis – jak znalazłeś muzyków i jakich wartości w nich szukałeś?
– Przede wszystkim szukałem muzyków profesjonalnych na najwyższym poziomie wykonawczym, gdyż moja muzyka jest nowoczesna i innowacyjna. Większość członków zespołu studiowała ze mną w Akademii Królewskiej, a szkoła jest z reguły pierwszym miejscem do nawiązywania kontaktów. Grając wiele ze sobą poznawałem kto jest dobrym solistą i ma kreatywną duszę. Kiedy piszę muzykę, próbuję różnych środków wyrazu i zawsze szukam czegoś nowego. Prowadzi to często do powstania nowych rzeczy, których nikt jeszcze nie próbował i stwarza to muzykom możliwość sprawdzenia siebie i stawienia czoła nowym wyzwaniom muzycznym. Znamy się wszyscy dość długo, wielokrotnie graliśmy ze sobą, tak że wiem co mogę oczekiwać od nich a oni z kolei wiedzą o co mi chodzi we wspólnym wykonywaniu moich kreacji muzycznych.
Jurij Gałkin to młody rosyjski muzyk jazzowy, absolwent Królewskiej Akademii Muzycznej w Londynie w klasie kontrabasu, który dzięki swemu talentowi w szybkim czasie dał się poznać nie tylko jako wybitny instrumentalista ale również jako oryginalny kompozytor nowoczesnej muzyki jazzowej. Jest on świetnym przykładem, że muzycy z krajów Wschodniej Europy reprezentują równie wysoki poziom muzyczny jak ich koledzy z krajów zachodnich. Jurij jest założycielem międzynarodowego zespołu Symbiosis
Co jest wyjątkowe w zespole Symbiosis?
– Jest to dla mnie bardzo specjalny projekt, jako że zawsze chciałem w desperacki sposób wykreować coś dziwnego i oryginalnego, na miarę rewolucji muzycznej. Duża orkiestra jazzowa, grająca oryginalną muzykę nie zdarza się na co dzień. Przykładem niech będą big bandy Dave Hollanda czy Joe Hendersona, których nie sposób nie zauważyć. Istnieje wiele wspaniałych inspirujących zespołów: tria, kwartety lub kwintety, ale orkiestra… nie jest ona najłatwiejszą rzeczą do prowadzenia, ale za to daje niesłychaną satysfakcję. Na dzisiejszej scenie muzycznej nie ma wiele dużych zespołów, zwłaszcza grających oryginalną muzykę, istnieje więc zapotrzebowanie wśród publiczności na tego rodzaju sztukę. Symbiosis nie jest dokładnie „big bandem”, jest to 9osobowy zespół, ale ma siłę dużej orkiestry. Kiedy komponuję muzykę dla Symbiosis, osiągam efekt big bandu poprzez odpowiednią instrumentację i aranżację. Jakbyś w kilku słowach określił to co jest najważniejsze, wyjątkowe i charakterystyczne w Twojej muzyce.
– Staram się zawsze być oryginalny, ale jednocześnie jestem otwarty na każdy rodzaj muzyki. Akceptuję każdą muzykę tak długo, jak jest dobra i najwyższej jakości. Staram się nie ograniczać do konkretnego stylu, próbuję integrować moje muzyczne i życiowe doświadczenie w tworzenie muzyki, która odkrywa dla mnie nowe rzeczy. Duży wpływ na mnie mieli tacy muzycy jak Dave Holland, Kenny Wheeler, Charles Mingus, Joe Henderson. Czy są inni kompozytorzy, którzy mają wpływ na Ciebie?
– Jest ich wielu, są to muzycy, których spotkałem w Wielkiej Brytanii jak Hans Koller, Mike Gibbs. Dwa lata temu wygrałem konkurs dla młodych brytyjskich kompozytorów jazzowych pod przewodnictwem Tima Garlanda, znakomitego, nowatorskiego kompozytora. Moja nagrodzona kompozycja, Terminal X, została przeze mnie zaaranżowana dla jego 13-osobowej orkiestry. Utwór był również nagrany przez Londyńską Podziemną Orkiestrę pod kierunkiem Tima Garlanda jako część mojej nagrody. Orkiestra odbyła turę po Wielkiej Brytanii prezentując w sumie 15 koncertów, a w składzie zespołu oprócz Tima Garlanda znaleźli się tak znakomici muzycy jak Gwilym
Simcock, pianista Jason Rebello czy Asaf Sirkis, izraelski perkusista mieszkający na stałe w Londynie. Planujesz promocję nowego CD, kiedy będzie wydane i pod jakim tytułem?
– Ciągle pracuję nad tytułem, płyta ukaże się w listopadzie lub grudniu 2009. Szczegóły na mojej stronie www.myspace.com/yurigalkin. Jak to się stało, że zacząłeś regularnie występować w kawiarni jazzowej POSK-u?
– Kilka lat temu grałem z polskimi zespołami, to oni zaprosili mnie jako kontrabasistę do Jazz Cafe i tak to się zaczęło. Potem przyprowadziłem swój kwartet i w końcu big band. Cieszę się, że mamy możliwość regularnego grania w tym miejscu. Jakie masz plany na przyszłość?
– Zacząłem już przygotowywać dla mojego zespołu brytyjską turę na jesień 2010. Będzie to duże wydarzenie w moim życiu. Tura ta również będzie promować nasze nowe CD na terenie Anglii i mamy nadzieję, ze uda nam się znaleźć sponsorów, gdyż zorganizowanie koncertów dla większego zespołu poza Londynem nie jest łatwe.
18|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
wędrówki po londynie
Bogate, wiejskie Hampstead Rafał Zabłocki
Z
niektórych statystyk wynika, że w granicach Hampstead mieszka więcej milionerów niż w jakimkolwiek innym rejonie Wielkiej Brytanii. Zawsze zniechęcało mnie to do odwiedzenia tego miejsca. Dzielnice zamieszkiwane przez najbogatszych są na ogół dość sterylne i pozbawione charakteru. Mimo to, gdy w końcu trafiłem do Hampstead, miejsce ujęło mnie swoim urokiem od momentu, gdy skręciłem z głównej drogi w jedną z krętych bocznych uliczek. Chodząc po uliczkach tej dzielnicy mamy wrażenie, że znaleźliśmy się w małym angielskim miasteczku. Bogactwo Hampstead wygląda zupełnie inaczej niż bogactwo opisywanego tu ostatnio Notting Hill, gdzie białe jednakowe wille stoją w równych szeregach, a zieleń zamknięta jest w prywatnych ogrodach na tyłach rezydencji. W Hampstead budynki przypominają wiejskie domki. Każdy wygląda trochę inaczej, a wiele z nich ma od frontu ogródki, co sprawia, że wąskie i kręte uliczki toną w zieleni. Dodatkowo
szczęśliwi rezydenci tej dzielnicy mają w sąsiedztwie największyw Londynie park, Hampstead Heath. W jesiennych kolorach wygląda pięknie, zachęcam więc do spaceru. Wędrówkę zaczynamy od Parliament Hill, wzgórze to oferuje wspaniały widok Londynu. W jednym ujęciu zobaczyć można zarówno wieżowce Canary Wharf, jak i te z City, a do tego katedrę św. Pawła. Istnieją dwie teorie co do nazwy wzgórza. Pierwsza mówi, że w trakcie angielskiej wojny domowej broniły się na nim oddziały wierne parlamentowi. Druga, mniej prawdopodobna, lecz za to bardziej sensacyjna mówi, że na wzgórzu w 1605 roku spotkali się katoliccy spiskowcy pod wodzą Guya Fawkesa, by oglądać eksplozję gmachu parlamentu, w piwnicach którego ukryli beczki z prochem. Kontynuujuąc wyprawę w kierunku północno-zachodnim dochodzimy do porośniętego sosnami tumulusa, czyli kopca ziemnego. Nie wiadomo dokładnie, jaka jest jego geneza. Według jednej z wersji jest to miejsce spoczynku Boudiki, królowej plemienia Icenów, która w 60 r. p.n.e poprowadziła swój lud do walki z okupującymi wyspę Rzymianami. Boudica jest ważną postacią w angielskiej kulturze. Jej pomnik znajduje się przy moście Westminster, niedaleko parlamentu. Pomnik Boudiki w Londynie zawsze był dla mnie lekkim
Staááe stawki poáá ączeĔĔ 24/7
paradoksem, bo Boudica spaliła to miasto do gołej ziemi w trakcie swojego powstania (tyle że w owym czasie była to mała osada założona przez rzymskiego okupanta). Mimo to powstanie ostatecznie upadło, a Boudica popełniła samobójstwo. Przez długi czas sądzono, że miejscem jej ostatniej bitwy, śmierci i pochówku była wioska Battle
Bez zakááadania konta
Polska
u me r Wybierz n a nastĊĊpnie dostĊĊpowy elowy np. numer doc i ZakoĔcz # 0048xxx. ie. a poáączen poczekaj n
Polska
2p/min 084 4831 4029
7p/min 087 1412 4029
Irlandia
Czechy
3p/min 084 4988 4029
2p/min 084 4831 4029
Sááowacja
Niemcy
2p/min 084 4831 4029
1p/min 084 4862 4029
Auracall wspiera: Polska Obsáuga Klienta: 020 8497 4622 www.auracall.com/polska T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. One off 8p set-up fee by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Rates are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
Bridge. Dziś w tym miejscu znajduję się dworzec King’s Cross, stąd wzięła się miejska legenda, jakoby Boudica tak naprawdę pochowana była pod peronem numer 10 tego dworca. W przyszłym roku na ekrany kin ma wejść wysokobudżetowa produkcja poświęcona królowej Icenów, producentem filmu jest Mel Gibson. Podążając w kierunku północnym mijamy szereg jezior, w trzech z nich można się za niewielką opłatą kąpać przez cały rok. Jedno z jezior przeznaczone jest dla mężczyzn, drugie dla kobiet, trzecie dostępne dla wszystkich. Na jednym z nich zaobserwować możemy także most, który wcale nie jest mostem tylko zwykłą atrapą, pomalowaną tylko z jednej strony. Tego typu obiekty, zwane folly, są częstym elementem angielskich ogrodów. W XVIII wieku popularną ozdobą ogrodów były „ruiny” rzymskiej świątyni czy chińskie pagody. Specyficzną odmianą tego rodzaju architektury były tzw. famine follies, budowane w XIX-wiecznej Irlandii w trakcie wielkiej klęski głodowej. Zgodnie z duchem epoki uważano, że pomaganie ubogim oducza ich pracy i wyrabia roszczeniową postawę. Ponieważ pracy nie starczało dla wszystkich, część z nich budowała niczemu nie służące obiekty, jak drogi znikąd donikąd lub domy złożone z samych tylko zewnętrznych ścian. Posuwając się cały czas w kierunku północnym mijamy zabytkową fontannę Goodisona i dochodzimy do Kenwood House. Jest to piękna, XVII-wieczna rezydencja. W 1928 roku hrabia Edward Cecil Guiness, odkupiwszy posesję od ówczesnego właściciela, udostępnił ją zwiedzającym. Wstęp do Kenwood House jest nieodpłatny, choć zachęca się do zostawiania datków. Wewnątrz podziwiać możemy kolekcję malarstwa z dziełami mistrzów europejskich, m.in. Rembrandta czy Vermeera, organizowane są też wystawy czasowe. Dużą atrakcją są same wnętrza rezydencji z
Podążając w kierunku północnym mijamy szereg jezior, w trzech z nich można się za niewielką opłatą kąpać przez cały rok. zabytkowymi meblami i biblioteka ze zdobionym freskami sufitem. Opuściwszy Kenwood House udajemy się na południowy zachód. Z tym rejonem parku wiąże się kolejna ciekawa historia. W okolicy zamieszkuje Harry Hallows, irlandzki samotnik, który 19 lat temu postawił na Hampstead Heath prowizoryczną chatkę. Znajduje się ona obok Athlone House, zaniedbanej rezydencji w okolicy Hampstead Lane. Athlone House wraz z przyległymi terenami został jakiś czas temu kupiony za 50 mln funtów przez Aliszera Usmanowa, rosyjskiego miliardera powiązanego z przemysłem naftowym i stalowym. Przy dopełnianiu wszystkich formalności związanych z zakupem okazało się, że wedle angielskich przepisów Harry’ego nie można usunąć z postawionego w pobliżu rezydencji szałasu. Przez zasiedzenie nabył on prawo do swojego kawałka ziemi, dziś wartego setki tysięcy funtów. W ten oto sposób rosyjski miliader i irlandzki squater zostali sąsiadami. W drodze do bram parku mijać będziemy pub Spaniard’s Inn, w którym według legend zwykł przesiadywać Dick Turpin, bandyta napadający na bogatych podróżnych. Drugi interesujący budynek, jaki napotkamy, to Jack Straw’s Castle, który niestety pubem już nie jest. Parę lat temu parter zamieniony został w prywatny klub fitness. Ciekawa jest natomiast sama architektura budynku i jego nazwa. Jack Straw był podobno zastępcą Wata Tylera (choć według innej wesji był to pseudonim samego Tylera), przywódcy buntu chłopskiego z 1381 roku. Według legendy w tym miejscu Jack Straw przemawiał do zebranych chłopów, którzy następnie udali się palić i plądrować Londyn.
|19
nowy czas | 7-23 listopada 2009
to owo
redaguje Katarzyna Gryniewicz
KONSUMENTA
Uważasz, że praca, która polega na odliczaniu kawogodzin to spełnienie marzeń? Tak ci się tylko wydaje. Są na świecie szczęściarze, którym udało się dorwać robotę jak ze snów. Oto oni. Ben Southall lat 34 z Petersfield – wybrano go spośród trzydziestu pięciu tysięcy aplikantów. Miał sprawdzić, jak się żyje na tropikalnej australijskiej wyspie Hamilton Island i napisać o tym bloga. Warto dodać, że wyspa ta nie jest bezludna, a Southall miał do dyspozycji willę z basenem, relaksował się w spa i pisał przez pół roku. Inna szczęściara – studentka z uniwersytetu w Birmingham testowała… luksusowe łóżka. Firma Savoir Beds, zaopatrująca między innymi Hotel Savoy, zleciła dziewczynie codzienne wylegiwanie się w godzinach od 10.00 do 18.00. Niestety nie mogła tego robić w domu, lecz w jednym ze sklepów, a potem musiała opisać swoje doświadczenia w internecie. Kolejny szczęściarz, liverpoolczyk Tommy Lynch odwiedza rocznie kilkanaście krajów i testuje wodne zjeżdżalnie w najlepszych ośrodkach wczasowych. W ubiegłym roku odwiedził – bagatela – Lanzarote, Majorkę, Egipt, Turcję, Costa Del Sol, Cypr, Portugalię, Republikę Dominikany, Meksyk. Jeszcze bardziej uprzywilejowany jest były model i DJ Jamie Rascone. Nie musi jeździć
w ogóle. Pracuje dla jednego z luksusowych domów publicznych w Chile i testuje tam…. nowicjuszki. Podobną pracę producent prezerwatyw Durex zlecił dwustu Australijczykom, testowali nowe wzory. Amerykanin Hardy Wallace z Atlanty też ma ciekawie. Jego praca polega na smakowaniu kalifornijskich win, musi jednak trzymać fason, bo robi to przed kamerą a filmiki zamieszcza w Twitterze i Facebooku. Najmłodszy z posiadaczy wspaniałej pracy, dwunastoletni Harry Willsher mawia, że jego życie wygląda jak film Charlie and The Chocolate Factory. Harry testuje cukierki w fabryce. O słodki losie, co jeszcze można robić lepszego? Może zarabiać na jeżdżeniu rowerem po najbardziej malowniczych zakątkach Francji. Fakt, że do roweru przyczepiona jest kamera, gdyż w ten sposób firma Google uzupełnia swoje mapy o zdjęcia miejsc niedostępnych dla samochodów, w niczym nie umniejsza przyjemności takich rowerowych wycieczek. A gdyby ktoś wolał coś bardziej statecznego, to można testować znaną grę World of Warcraft, niekoniecznie po angielsku. Informacje są pod tymi linkami: http://hot--game-tester-jobs.com http://us.blizzard.com
Amerykańska zaraza Fidel Castro za wzrost zachorowań na świńską grypę wini (a to niespodzianka!) Amerykanów odwiedzających wyspę. 83-letni były prezydent twierdzi, że wirus H1N1 rozprzestrzenia się głównie w prowincjach, w których żyją ludzie mający krewnych w USA. W odezwie, którą opublikowały wszystkie kubańskie media Castro apeluje: mniej odwiedzających! Niepotrzebnie się trudzi Barack Obama i tak zaostrzył ostatnio procedury pozwalające obywatelom USA na odwiedzanie rodzin na Kubie. Na wyspie odnotowano jak dotąd 800 przypadków zachorowań, zmarło siedem osób, czyli o ponad sto mniej niż jak dotąd w Wielkiej Brytanii. Wszystko się zgadza – tu wysp kilka, to i Amerykanów więcej.
E, tak to można pracować...
Hold your horses Policja w Hertfordshire zachęca do wstępowania w jej szeregi obiecując, że ochotnicy będą mogli używać w pracy… własnych koni. Autor tego niezwykłego pomysłu, inspektor George Holland, twierdzi, że ekonomiczne i ekologiczne rozwiązanie spopularyzuje zawód policjanta wśród okolicznych farmerów. Jak wiadomo, rasowy farmer lubi mieć swojego konia w zasięgu wzroku. Do tej pory, nie chcąc rozstawać się z ulubioną szkapiną, woleli oni bardziej przyziemne zajęcia. Tymczasem do nowego roku w Hertfordshire ma być przynajmniej 30 policjantów z własnym czterokopytnym środkiem lokomocji. Kogo nie kręci służbowa bryka, niech ściąga lejce, bo liczba miejsc jest ograniczona!
Era Hakera Wina satelity Brzmi to tak nieprawdopodobnie, że aż śmiesznie. Brytyjscy producenci wina (tak, tak, istnieje taki szczep) postanowili monitorować swoje pola przy pomocy satelity, po to, żeby zbiory były coraz lepsze. System sprawdził się już we Francji. Pozwala na śledzenie wilgotności gleby, gęstości liści, a nawet rozmiarów kiści winogron. Dzięki takim informacjom można precyzyjnie określić czas, kiedy zbieracze powinni wyruszyć na pola. Wina ze zoptymalizowanych zbiorów mają być smaczniejsze i bardziej ekonomiczne. Przekonamy się o tym już wkrótce – pierwsze butelki z cenną zawartością wyprodukowaną przy udziale satelitarnej technologii będą dostępne w sklepach już w 2011 roku.
Były już włamania do Białego Domu, brytyjskiego parlamentu i resortu spraw zagranicznych. Pisał wtedy o tym „The Guardian”. Teraz hakerzy włamali się do „Guardiana”. Ukradli dane osobowe szukających pracy przez stronę internetową „Guardian Jobs”. Powiało grozą. Informatycy z gazety rozesłali emaile z informacją co zostało ukradzione i zapewniali, że dotyczy to tylko niewielkiej części użytkowników – konkretnie chodzi o, bagatela, pół miliona osób. Cyberprzestępcy nie przepuszczą okazji podszycia się pod znaną firmę czy instytucję w celu wyłudzenia poufnych danych. Ostatnio zaczęli wysyłać fałszywe zaproszenia do testów Google Wawe – platformy łączącej cechy serwisu społecznościowego, komunikatora i poczty e-mail. Miejmy się na baczności! Oto kilka linków, które warto uruchomić natychmiast po tym, kiedy dowiemy się o kradzieży swoich danych: www.met.police.uk/fraudalert
www.stop-idfraud.co.uk www.banksafeonline.org.uk www.getsafeonline.org
20|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
agenda
The End of a Goat Era
Sophia Butler
S
oon after returning home from the interesting journey in Greece, I realised that my darling had been sparing me some of the realities of his daily life for the month of my absence. Bright and chirpy the morning after my arrival home, my partner Ross is readying himself for work. As I sleepily mumble: “I’ll walk the dogs today”, I am surprised that I receive a pat on the head and strict instructions to rest. As Ross walks out of the bedroom he casually says: “Just put the goats out when you surface”. I happily return to napping, feeling like a lady of leisure. It seemed that no sooner had I dropped off to sleep, than I began to hear a sound which rudely intruded on my dream, like a demented creature escaped from Star Wars… Running downstairs in my attractive różowy frotkowy szlafroczek, hard as sand paper after so many years of use, I tear outside to see what unearthly creature has colonized my garden. I find one goat manically smashing her head into the fence of her sleeping barn and as I look
jacek ozaist
WYSPA [13] Może jednak lepiej nie mieć, a być. Być w moim mniemaniu, to być gdzieś i coś widzieć albo zjeść, wydać pieniądze i cieszyć się. Odkąd mieszkam w Anglii, marzę o podróży do Oksfordu, Edynburga, Dublina czy nad Ocean. Nigdy nad żadnym nie byłem. To pewnie takie przerośnięte morze, ale dopóki nie zobaczę, nie zaznam spokoju. Z Londynu jest tak blisko do Paryża, Amsterdamu, Brukseli, trochę dalej do Barcelony. Pusty portfel, pusty żołądek, pusta głowa – znakomity punkt wyjścia, żeby zacząć wszystko od nowa. Z tą myślą udaje mi się w końcu zasnąć. Nazajutrz pada dalej. W wiklinowym fotelu siedzi zgarbiony Zibi. Posępna zazwyczaj twarz wydaje mi się soczewką wszystkich nieszczęść tego świata. Lecę pod prysznic. Wracam. Zibi ani drgnie. Jem śniadanie, wypijam kawę. Zibi mrugnął powieką może raz. Przystaję.
around to locate her companion I nearly have a heart attack! There is a fully grown Galloway blackhead cow standing in my garden and a goat in my vegetable patch surrounded by half consumed gardening utensils. Now, knowing as I do, that a couple of people are killed each year by cows in Scotland whilst trying to save their dogs – I unwisely grab my two by the scruff of the neck, (figure that the goat must have a death wish because if the cow does not get her first, I certainly will!) I find myself in the precarious position of attempting to protect my modesty, scream at the demented goat and get inside, at which point the farmer drives past – that man has impeccable timing. The island of Lesbos seems an age away as I run into the kitchen with a face as red as a burak and light up a cigarette: the dogs are barking, one goat is trying to escape, the other is snacking on my organic vegetables and Daisy, the big cow, is standing ominously in the garden – what on Earth can I do? Many unhelpful thoughts flash through my mind, mainly with the flavour of ‘How did a girl from London get herself into this?!’ Ungrateful savages – we nursed the goats back to health, loved and cared for them, how did they become such megalomaniacs? The goats by this point require daily tethering, thanks to their ability to; jump, eat or trample any enclosure attempts, have become an absolute nightmare. Terrified to go outside, I quickly throw on some clothes and decide there is nothing for it – I have to get myself to the pub in town if I have any hope of tracking down the farmer, who may otherwise wait days to check that herd. I escape through the front door into my post-box red-eco-mobile and drive at lighting speed to the nearest town. Thankfully, two Polish girls I have befriended are working in the bar: “Jezus Maria, Marta, daj whisky szybko!”.“Co sie stalo? Wyglądasz okropnie!” Marta says. Kasia also pops her head out of the kitchen, but seeing how bad the situation is she wisely decides to serve me the drink first and ask questions later. The whisky
accompanies me outside with a badly rolled cigarette and a concerned Marta. “Hmmm”, “Czekaj” Marta says when I explain what has happened through a wiązanka of expletives. I visit Kasia for a refill in the time she is gone, but anticipate a long day when Marta comes back looking whiter than me – I called my Babcia in Zakopane, “Zosia nie jest dobrze” – “You have to get rid of them”. Appreciating the total hybrid of Polish and English which the girls and I now use together, I am informed that goats are likely only to grow in will power and the desire for fresh pastures renders them incredibly strong. I return inside, shivering from the cold and realizing I cannot drive home at this point, to find Kasia, charm cranked up to full force talking to a man with his paw around a pint of dark beer. It seems she has managed to convince this bear-man that I have in my possession two incredible goats. It is definitely time to call Ross. He thankfully has a half-day and although he sounds surprised, agrees to meet me at the pub. By the time he arrives, the scotch has taken effect and the tears are flowing. I explain what has happened through sobs and confess that I am not sure I can cope with pets who can paddle across the stream, negotiate barbed wire and release cows! “Thank goodness for that!” Ross exclaims –“I have had the worst month, all my time has gone to catching the goats, untangling them from their tethers and reinforcing their house!”, “in fact, I feel they have taken over the house and I’ve been using the front door so I don’t have to listen to their neurotic noise and see their destruction!”. It seems that once settled, they completely claimed the land and we were left feeling like prisoners of the house. The bear-man is walked over by Kasia, he knows some Christian nuns in the area who run an addiction rehabilitation centre for adults utilising animals for the process. The farmer has been phoned and will reclaim Daisy, who has hopefully not battered in the kitchen door and squashed the dogs, so we are free to jump into Ross’s car and follow the map drawn on a napkin to the nun’s centre.
The grounds are enormous and chickens run free, pecking the dirt around our feet. It could not be better we think to ourselves. The nuns are amicable and we seize our chance, before they have a chance to object, we are half-way home. There remains approximately 10% of the potato patch which Ross planted, the broccoli has been decimated and the courgettes are a urinating favourite for the dogs – still, not bad for a first attempt I think to myself, spirits high. The farmer is doing something at the fence, I go over and help him; he swears his cows are docile. Daisy is reunited with her companions and the rogue goat Horns is cornered and marched into the trailer. Little Ears is still bashing her head into the fence trying to get out – strange creatures – always wanting to be one step further away than is
– Co jest? Unosi umęczone spojrzenie i zaciąga się Saint Georgem. – Zwolnili mnie z pracy. Zupełnie bez powodu. – To co? Jakiś materiał na artykuł masz? – No niby mam... Zaczynam rozumieć. To ból prostego człowieka, który dziennikarzem jest dopiero w następnej kolejności. Przede wszystkim chciał zarobić – nawet te 30 funciaków za nockę, co za cały tydzień daje jednak te 200. Nieistotne, jakim kosztem. Może przesiąknął problemami pracujących przy chipsach ludzi, a może odnalazł w sobie tożsame? Omal nie płacze za tymi 2,70 na godzinę, czterdziestominutowymi spacerami do fabryki i paroma godzinami snu. – Teraz to opiszę – mówi gniewnie. – Dlaczego dopiero teraz? – Bo poczułem temat. Sprzedam to do „Super Expressu”, „Europracy”, „Timesa” albo jeszcze gdzie indziej. I dam popalić agencji, która pośredniczy w zatrudnianiu tam ludzi. Smutno mi. A więc nie dziennikarska powinność, tylko zemsta. Nigdy nie spotkałem dziennikarza śledczego, który zatrudniał się gdzieś w celu zdemaskowania ukrytych mechanizmów i potem żałował, że musi odejść. – I wrócę do kraju – ciągnie Zibi. – Jeśli parę gazet kupi mój tekst, będę miał pieniądze na rok ży-
cia. A wypłaty i tak nie podaruję. Już dzwoniłem. Ujawniłem się i zażądałem wyjaśnień. Zibi ma tę charakterystyczną cechę, że nie potrafi spuentować tematu. Wszyscy od niego uciekają, bo jak już zacznie gawędzić, to każdy jego monolog wystarcza na sporą, nudną jednoaktówkę. Mimo to słucham. Ten ktoś po drugiej stronie słuchawki wcale nie przejął się rewelacjami Zibiego. Spokojnym tonem oświadczył, że pracuje jako specjalista do spraw rekrutacji i nie interesują go warunki, na jakich fabryka zatrudnia swoich robotników. Zibi może zgłosić się po część wypłaty za dwa dni, wtedy też dowie się, kiedy reszta. – Jutro się stąd wyprowadzam – mruczy wyraźnie zadowolony. – Archie mnie przyjął tylko na czas zbierania materiału do artykułu. – To już nie zagramy w karty – mówię z błyskiem w oku. – Może za rok. Może w lepszym nastroju... Pichcę sobie kotlety mielone (zrobiłem tyle, że starczyło na cztery dni), wracam do pokoju i słucham deszczu. Z pozoru bezsensowna czynność znacznie poprawia mi nastrój. Przychodzi mi do głowy równie absurdalna myśl, żeby napisać wiersz. Właściwie to nie myśl, tylko imperatyw wewnętrzny, który każe mi wziąć długopis i splamić kartkę kolejnym nerwobólem umysłu. Pisze jeden, drugi, trzeci, potem nagle odkładam długopis i zapominam o sprawie.
Krótka komenda niebios wystarcza, by przestało padać. Po prawie dwudniowym ślęczeniu w pokoju rozpiera mnie energia. Wybiegam na mokrą ulicę, odprowadzany przez tuptającą przy nodze Squatkę. Jest znów leciutka jak piórko. Zapomniałem wspomnieć, że ze dwa dni temu asystowałem przy porodzie małych kociaków. Poszło łatwo i pięć malutkich, kudłatych stworzeń od razu rozpoczęło szturm na rodzinną jadłodajnię. Robię sobie odprężający spacer po okolicy, powłócząc zdrętwiałymi od nicnierobienia nogami. Trzymanie głowy nisko nie pozwala może wiele dostrzec, ale potrafi człowieka wzbogacić. Pewnego dnia znalazłem 20 pensów, innym razem funta. Teraz idę sobie, a tu pod murkiem leży harmonijka z papieru, który jest mi bardzo bliski. Nie wierząc własnym oczom, podnoszę 10 funtów i oglądam ze wszystkich stron. Wygląda na całkiem zdatne do użycia. Pomijam fakt, że ilekroć patrzę na tutejsze pieniądze, widzę jak brzydkie są angielskie kobiety. Przykład idzie z góry. Niebo powoli ciemnieje. Wiatr potrząsa wierzchołkami drzew, które dumnie kłaniają się jego potędze. Chmury pędzą na zatracenie, obcierając gębę promiennego księżyca. A ja? Ja rozmyślam, co począć z tak pięknie rozpoczętym wieczorem. Postanawiam zrobić sobie jakąś przyjemność. Łatwo przyszło, łatwo pójdzie. Wstępuję do pubu Greystoke (chyba Tarzan tak miał na
|21
nowy czas | 7-23 listopada 2009
agenda fox in ‘The Little Prince’ who teaches him that wildness can be tamed a little at a time, until a need for the other develops, leading to companionship. Whilst mulling all this over, I realise that I must have become reliant on the mysterious visits, why else would I be walking the dogs at the crack of dawn each morning?! Two mornings later my visitor returns, just as I am relaxing into his silence, he begins to speak in a meandering tone, “I have become bored with my life” he says, I stay staring ahead of me, afraid that if I turn to him he may disappear. “I was waiting for your romance with the goats to end, you city people come out here with your grand schemes, thinking you can control nature”, “First my friend, you must surrender to it”. Too stunned to speak I let him talk on, he has decided to help me restore
my garden which the goats destroyed. Sitting quietly on the bench, my companion now chattering away like a Brazilian parrot, I am content in the knowledge that I am regaining something which I did not even know I missed. Although Ross has not yet met our guardian angel, he is pleased this presence has appeared in our lives. I am curious to see how this learning will unfold, as I bask in the comforts of home and we all wish the goats well on the next leg of their journey through life. I made a few batches of foolproof muffins, following a recipe acquired from Ross’s mum and my companion savours them with warm smile, looking far into horizon. He does not need to say it, I know: "It is only with the heart that one can see rightly: what is essential is invisible to the eye".
possible. I walk her for the last time to the trailer. A sadness envelops us as we take the last pictures and say our goodbyes. The Sisters poured over us with thanks for such a generous gift, promises to feed the goats only from their organic vegetable garden and invitations to visit whenever we like. The dogs scout round, looking for the sergeant majors of the garden. Finding them gone, they roll in the grass and reclaim their territory. Ross and I walk hand in hand around the house several times, marvelling at the lack of manic energy and discussing the experience. In the end, we had saved animals, had a go at small-holding and dedicated them to a good cause. Clearly, we are not cut from goat-farmer-cloth and the idea of free-range chickens is put on the back-
burner until the advent of next year at least. Ross and his son spend a couple of days dismantling the goat house and soon, all traces of their presence have faded. I sit outside with my coffee most mornings, listening to the babbling stream. My timing coincides with a neighbour it seems, an old man I have seen him wondering around the vicinity bare-foot, with the uncanny ability of suddenly appearing. One morning, I watch him as he turns to my gate and walks in, I feel as though I am watching a surreal film because I do not stir, or even manage a greeting. The dogs walk to welcome the visitor but uncharacteristically quietly. I am puzzled when he sits down next to me on the sun soaked bench. The man says nothing, we do not look at each other, resting in a comfortable silence. He stays until my coffee is long cold. After a couple of days this scenario repeats itself, only this time I smile to myself and recognise how liberating it is to sit in human company without any social pleasantries or the desire to maintain a stimulating conversation. I am touched by the visits and I wonder if this old man has been the deliverer of the canvas pouches which contain the sprouts I have been germinating on the window sill and sprinkling over each meal. I have absorbed something from my nutritional studies thankfully and sprouts help the body to produce the enzymes it needs for digestion which are more readily stimulated by raw foods. Even if my companion is completely mad, I am touched by his visits, I wonder quietly if this is what it feels like have grandparents (having never really known mine). I imagine them as a benevolent presence, a fountain of knowledge on traditional methods of life which are being called on to re-learn for selfsustainability. This time he says “Good-bye Miss” before leaving and I look him in the eye for the first time, my eyes meet an unwavering glacialblue piercing gaze, surrounded by wild eyebrows a shocking-white mane of hair. His clothes look hand woven and curl at the hems, he is bare-foot again and has an unshaven face. In some way he seems ageless, a facet of nature, seamlessly emerging from the elements; the dogs are almost sedated in his presence and many birds investigate the wild flowers in the garden. I construct wild tales in my imagination as I walk the dogs early the next day, in case he is to come again, perhaps he is the last ‘Shaman of Scotland’ come down from the hills, come to observe our collective fall from grace (dissociation from nature). I feel I am being observed like the
nazwisko, zanim zaczął robić hu hu hu). Raźnym krokiem podchodzę do baru i uśmiecham się do dziewczyny, która nalewa piwo. – Co podać? – pyta bez cienia radości. Wypuszczam powietrze, nie kryjąc złości. Chyba będę musiał się przyzwyczaić, że wszyscy tutaj wiedzą skąd jestem. – Carlsberg, proszę – mruczę zdeprymowany. Łapię szklankę i siadam w kącie za jakimś filarem. Nie chcę razić szanownych bywalców swoją słowiańską gębą, skoro tak to wszystkim przeszkadza. Anglicy piją w pubach na stojąco. Jest to dość ostentacyjne i działa mi na nerwy. Twierdzą, że skoro przez cały dzień siedzą w biurach, mogą postać przy browcu, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że chcą zaznaczyć w ten sposób swoją szlachetną odmienność. Archie opowiadał mi, że w starych dokach przerobionych na atrakcję turystyczną i w Soho, to w ogóle w pubach nie stoją, tylko na ulicy. W Greystoke ja i ze trzydziestu normalnych kolesi siedzimy, stoi może dwóch, w tym jeden Hindus. Po paru łykach piwa zaczynam w duchu szydzić z jego wyniosłej brytyjskości. A w ogóle, to piwo jest do bani – za słabo schłodzone i gazowane. Ot, sikacz nie wart wspomnienia. Kupuję jeszcze jedno i wracam na swoje miejsce. Już czuję się pewniej, w duszy gra mi nieco zapomniana melodia, humor też mam niczego sobie. Nagle opada mi szczęka. Przecieram ze zdu-
mienia oczy, lecz te nie kłamią. Podchodzi do mnie uśmiechnięty tajemniczo Matuś. Przyjaźnimy się od pierwszej klasy liceum – tak na całe życie. Siada naprzeciw mnie, wali szklanką o blat i podbiera mi papierosa, choć podobno sto lat temu rzucił palenie. Odzywa się gwarą, którą wymyśliliśmy na własny użytek: – Zarobiłżeś co, synku? Martwię się. Nic się nie odzywasz, bucu. Dać ci kasę na smsy? Prawie płaczę ze wzruszenia. – Trudny okres. Lada dzień będę jak nowy. Zarobiłżem, ale za mało. W Norłeju mielimy lepiej. Robota stała, wypłata na czas. – Ale na browca mosz, ino o mnie żeś zapomnioł. – Nie zapomnołżem, ci godom, tylko nastroju ni mom. – No dobra. Opowiadaj, jak ci tu. Wzdycham. Od czego tu zacząć. – Znalazłem dziś dychę... Matuś patrzy na mnie, jak na kosmitę. – Co mi tu bredzisz, bucu? Konkrety! Jak praca? – Czasem jest, częściej ni ma – mruczę z żałosną miną. Kręci głową, wypuszczając wielką chmurę dymu. Bez satysfakcji myślę, że znów będzie musiał przeżuć ze dwie gumy, zanim wróci do domu. Basia od dawna ciężko pracuje nad wyplenieniem jego nałogów – póki co z rezultatem takim sobie. – Och, nie marudź – Matuś dusi peta i pociąga
łyk browca. – Ja w Norwegii trzy miesiące czekałem na robotę. A potem przepracowałem cały rok. Długo pospłacałem, Audi kupiłem... – No wiem, ale Aneta mnie pogania. Mi tu całkiem dobrze jest. Trochę jak w sanatorium. Dawno przestałem myśleć o polskim piekiełku, odsetkach, komornikach, wyciągach z banku, rachunkach do zapłacenia, bezrobociu. Źle sypiam, ale nie z powodu stresu. – No to piknie, synku. A kasa przyjdzie. Nie chciej szybko. Ona nie lubi być poganiana. Może się obrazić. – Święte słowa. – Aneta ma się dobrze. Czasami przechodzę obok waszej Mydlarni. Aneta siedzi i czyta albo z uśmiechem obsługuje klientki. Basia ją też odwiedza, żeby pogadać o byle czym. – To dobrze. Nie chciałbym, żeby musiała tu przyjeżdżać... Sam nie wiem, jak to się stało, że Aneta otworzyła sklep z naturalnymi kosmetykami. Parę dni chodziła struta, a potem w ciągu kilku godzin znalazła ciekawych kontrahentów, wynajęła lokal i zorganizowała wyposażenie. Zajęty swoim powolnym bankrutowaniem, nawet nie zauważyłem tej zmiany. Po prostu zastałem gotowy sklep i Anetę za stołem, który miał służyć za ladę. Półki uginały się pod ciężarem towarów, tylko klientów jakoś nie było. Co jej strzeliło do głowy, że poszła w mo-
je ślady? – zachodziłem w głowę, ale bałem się zapytać. Później tak polubiłem ten sklepik, że poświęcałem mu więcej czasu i energii, niż mojej upadającej drętwiźnie. Per saldo radował mnie fakt, że stworzyła od zera coś swojego i ma się czym zająć. Widać zmanierowała się przy mnie na tyle, że kompletnie obca była jej myśl o zatrudnieniu się gdziekolwiek i posiadaniu szefa. – Mógłbyś mi posłać karton fajek pocztą? – pytam Matusia przebiegle. Na pewno pamięta moje napady paniki w Norwegii, gdy zostawało nam kilka paczek, a ja już chciałem jechać na parking dla TIR-ów po następne.
cdn
@
xxpoprzednie odcinkix
www.nowyczas.co.uk/wyspa JACEK OZAIST Z URODZENIA BIELSZCZANIN Z SERCA KRAKOWIANIN Z DESPERACJI LONDYŃCZYK ABSOLWENT FILMOZNAWSTWA UJ PISZE GŁÓWNIE PROZĄ POEZJĄ PARA SIĘ NIEREGULARNIE
22|
czas na relaks
coś po polsku (2) » Ciągle powstają nowe polskie miejsca,
mania Gotowania mikołaj Hęciak
Ilekroć jestem w księgarni, zawsze staram się zaglądać na półki z książkami kucharskimi. Oglądam nowości oraz książki znanych mistrzów sztuki kulinarnej i smakoszy, bo nie trzeba być zawodowym kucharzem, by gotować, i to dobrze! Przeglądam książki o innych kuchniach i zawsze jestem ciekawy, co mogę znaleźć o polskim gotowaniu. Tutaj, na Wyspach, książek takich jest coraz więcej, choć nie jest to taki wybór jak za oceanem. W zeszłym roku pojawiła się tu perełka. Polskie, tradycyjne przepisy, jakie znamy, choć we współczesnym podaniu. W bardzo ładnym wydaniu, z pięknymi zdjęciami i z wnikliwymi komentarzami. Świetny prezent, by promować kuchnię polską wśród zagranicznych znajomych. Pani Ewa Michalik ukazuje Polskę i jej kuchnię w urzekający sposób i nie mogę nie napisać paru ciepłych słów o dziele, które mnie urzekło. Wróćmy jednak do przepisów.
bary i restauracje. Sklepy i hurtownie. Choć trzeba przyznać, że nie wszystkie wytrzymują twarde kapitalistyczne reguły gry. Jeżeli spotkali Państwo kulinarne miejsce godne polecenia, proszę o list, albo chociaż o krótki e-mail, bo jak coś jest dobre, to trzeba polecać sobie nawzajem. Word of mouth ma dużą siłę… na pół, ponacinać miąższ skośnie w szachownicę, skropić oliwą, doprawić solą i pieprzem, dodać nieobrany czosnek i gałązki tymianku. Piec przez około 30 minut w temperaturze 180-2000C. Po ostudzeniu wybrać łyżką miąższ. Cebulę drobno posiekać i podsmażyć. Połączyć razem dodając czosnek i doprawiając do smaku. Posypać natką zielonej pietruszki. Zwyczajowo bakłażanowy kawior podawano jako przekąskę na początek posiłku, tak po prostu, z chlebem. Ułożenie więc „kawioru” na krążkach chleba (może być zarówno świeży, jak i tostowany) będzie najprostszym sposobem podania tego dania w formie kanapeczek. Możemy jednak posłużyć się ciastem francuskim, które teraz łatwo znaleźć w supermarkecie. Wykrawając pożądanej wielkości krążki możemy wybrać większe, o średnicy około 10 cm na indywidualne porcje, lub o wiele mniejsze – 3 cm – na kanapeczki. Ciasto na oprószonej mąką powierzchni rozwałkowujemy na 5 mm grubości w przypadku indywidualnych porcji i cieńsze w przypadku
kawioR z bakłażana vol-au-vent Ciekawym przepisem z polskiej kuchni jest właśnie kawior z bakłażana. Jest on bardzo popularny w kuchni francuskiej, skąd się wywodzi, ale także w kuchni żydowskiej. Termin vol-au-vent oznacza „napełniony wiatrem”, po angielsku flew away in the wind. Odnosi się on do ciasta francuskiego. Zwykle dania tego typu podawane są jako indywidualne porcje, ale można przygotować mniejszej wielkości vol-au-vent w postaci kanapeczek. Podobno wynalezienie takich małych przekąsek z ciasta francuskiego, a przy najmniej ich popularyzację zawdzięczamy żonie króla Francji Ludwika XV – Marii Leszczyńskiej, córce naszego króla Stanisława Leszczyńskiego. Niektórzy utrzymują, że królowa miała niezły apetyt. Jeden bakłażan, zależnie od wielkości kanapeczek, powinien wystarczyć na ponad 16 porcji. Farsz: 1 bakłażan, 1 duża cebula, 2 ząbki czosnku, kilka łyżek oliwy, sól i pieprz, opcjonalnie sok z jednej cytryny, 1 łyżka posiekanej, zielonej natki, kilka gałązek świeżego tymianku lub płaska łyżeczka suszonego. Ciasto: 500 g ciasta francuskiego, 1 jajko. Opłukane bakłażany przekroić
Patio Restaurant
7-23 listopada 2009 | nowy czas
kanapeczek. Układamy je na natłuszczonej blasze lub wyłożonej papierem do pieczenia. Wybieramy mniejszą foremkę i nacinamy na środku drugi okrąg. Ciasto nacinamy tylko do połowy. Zewnętrzną część smarujemy roztrzepanym jajkiem, a środek nakłuwamy widelcem. Pieczemy w 2200C przez około 10 minut aż ciasto wyrośnie i nabierze brązowo-złocistego koloru. Gdy ciasto jest jeszcze ciepłe, wycinamy nożem środki, które możemy użyć, jako przykrywki dla nadzienia, ale nie jest to konieczne i proszę się nie stresować, jeżeli niektóre się połamią. Nakładamy farsz. Indywidualne porcje podajemy zawsze na ciepło, a w po-
staci kanapeczek dowolnie – na ciepło lub zimno. Gdy planujemy podawanie vol-au-vent w postaci kanapeczek, możemy je przygotować wcześniej, podgrzewając przez kilka minut w piekarniku tuż przed podaniem. W wersji „na ostro” dodajemy świeżą cebulę zamiast podsmażanej.
the most distinctive and traditional dishes of Polish cuisine impressive meals and superb vodka selection Having experience it, you will come back, for sure!!!!
To start with we offer a shot of vodka on the house followed by 3 course meal for just £16.50!
5 Goldhawk Road, London W12 8QQ Seven days a week from noon to midnight Tel. 020-87435194 www.patiolondon.com
Lower ground floor function room for private hire (Weddings, Birthdays Party, Christmas Party etc.) 10% discount with this voucher including function room hire
Sonda redakcyjna
Rolmopsy na litewskim chlebie Rolmopsy to następne danie z typowo tradycyjnej polskiej kuchni. Na ½ kg śledzi solonych potrzebujemy: 50 g kiszonego lub konserwowego ogórka, tyle samo marchewki i kilka łyżek oliwy. Do przygotowania octowej zaprawy: 125 ml wody i tyle samo octu niskoprocentowego, 1 liść laurowy, kilka ziaren pieprzu, ziela angielskiego, płaską łyżeczka soli i cukru, pół małej cebuli. Filety moczymy w wodzie, by wypłukać sól. Na każdy płat śledzia nakładamy słupek ogórka i marchwi oraz trochę cebuli. Marchew i cebula powinny być marynowane. By je przygotować, należy zagotować osoloną wodę z cukrem, przyprawami i pokrojonymi warzywami. Następnie połączyć z octem i ostudzić. Zwykle używa się octu spirytusowego 3%, ale możemy zastąpić go także białym octem winnym. Śledzie zalewamy zimną zalewą i odstawiamy do lodówki na tydzień. Tak można przygotować przepyszne rolmopsy. Z drugiej strony powszechnie dostępne są już gotowe – zaoszczędzają nam i czas przygotowania, i długi okres oczekiwania na ten smakołyk. Rolmopsy można podawać do chleba, ziemniaków lub jako przekąskę. W tym przypadku interesują nas bardzo małe filety. Wykorzystując gotowe rolmopsy możemy przygotować kanapeczki na przyjęcie w kilka minut. Z pieczywa wykrawamy kółeczka, kwadraty lub trójkąty. Pieczywo smarujemy masłem. Na tak przygotowaną podstawę wyciskamy masę przygotowaną z połączonego chrzanu i créme fraiche (na 150 ml créme fraiche 2-3 łyżeczki chrzanu). Oba składniki należy tylko wymieszać. Na wierzch układamy po małym rolmopsie, który możemy przybrać jeszcze paseczkiem konserwowej papryki lub listkiem zielonej pietruszki. Pieczywo zależy całkowicie od naszego wyboru. Proponuję chleb litewski z kminkiem, ciemny – dobrze komponuje się z całym daniem. Smacznego!!!
czego Szukam w polonijnej praSie? adam czech, z podkarpacia, 39 lat, w londynie 7 lat Dla mnie to akurat bardzo trudne pytanie, bo ja, jakkolwiek czytam wszystko co polskiego w ręce mi wpadnie, nie szukam w tym niczego oprócz kontaktu z językiem. Do książek polskich dostęp jest dla mnie trudny, a jeśli jest w zasięgu ręki jakaś książka, to w normalnych warunkach nie czytałbym jej w ogóle. Prasę polonijną zaś przeglądam, między innymi z bardzo prozaicznych powodów, jest po polsku i jest za darmo. Myślę, że wiele osób myśli podobnie. Nie wiem, jak schodzi polska prasa dostępna w sprzedaży, sądzę, że marnie. Bo i po prawdzie tam jest tak mało rzeczy do poczytania, aż głupio. Niektóre polskie tytuły rzuciły się na plotki o tak zwanych gwiazdach z gorliwością godną tematów znacznie ważniejszych.
maria T. z wielkopolski, w londynie 20 lat Nie jestem zwolenniczką tekstów problemowych, poważnych I trudnych. Tych akurat, oprócz może „Panoramy”, jest w polonijnej prasie niewiele. Ale nie jestem także zwolenniczka tekstów wymyślanych. Dziś dziennikarz napisze na postawie jakichś bliżej nieznanych i niesprawdzalnych źródeł, że np. Polacy wracają do Ojczyzny, a w tydzień później sprostuje, że to była pomyłka, bo pojechali tylko na kilka dni i już wracają na Wyspy. Choć prawdę mówiąc czytam wszystko, łącznie z ogłoszeniami i nekrologami. „Nowy Czas” i „Dziennik Polski” prezentuje się na tle całej polonijnej prasy lepiej, oczywiście moim zdaniem z bardzo nietypowych powodów. Tu nie znalazłam ani jednego ogłoszenia o gwarantującej dyskrecję pracy dla pań w wieku od do, atrakcyjnych i zdecydowanych na dobre zarobki. Nie reklamujecie prostytucji po prostu, tak uważam i myślę, że to jest nie tylko moje zdanie.
paweł grzelak z krakowa, 12 lat, w londynie od dziecka Lubię kącik w „Panoramie” przeznaczony dla dzieci. Szkoda, że tylko w niej jest. „Nowy Czas” widziałem raz, niedawno, przeczytałem co się dało, ale tylko teksty pisane po polsku. Nie wiem dlaczego w polskiej gazecie są teksty angielskie, nie rozumiem tego. W domu mówimy wyłącznie po polsku, w szkole piszę, czytam i mówię tylko po angielsku. Gazety polskie są dla mnie ważne, bo faktycznie pomagają mi przy nauce języka pisanego, choć mama czasem się na to wkurza, bo woli mnie uczyć sama. Choć jeszcze bardziej niż na polskie gazety wkurza się na internet. Bo jak mówi, poprawnego języka tam się nie nauczę. Jestem kibicem piłki nożnej i czytam wszystko co jej dotyczy, także w „Nowym Czasie”, choć w tym numerze, który miałem, opisujecie bardzo stare dzieje. Szkoda, że nie ma przy tym fotografii. O słynnych dawnych piłkarzach opowiada mi też tata, kiedy ma więcej czasu i kiedy możemy pograć razem. Ale to trudna sprawa, od niedzieli do niedzieli trzeba czekać. Zapraszamy do udziału w sondzie redakcyjnej i przesyłania swoich opinii na adres: redakcja@nowyczas.co.uk lub pocztą – Nowy Czas, 63 Kings Grove, London SE15 2NA.
|23
nowy czas | 7-23 listopada 2009
czas na relaks sudoku
łatwe
średnie
3
9
2 7 8 1 6 7 2 5
7 7 8 6 4 1 5 4
trudne
2 7 1 5 9 5 6 8 4
9 7 4 2 8
4 2 8 6 4 1 3 7 9
5
7 9 5
5 1 9 6
1 4 8
5 8 4 1 3
7 4 6
8 6 4
4 5
5 7 2
8
9
2 3 9 6 8 1 2 5 7 4 8 1 7 6 4 4 7 6 9 2 9 2 6 1 2 5 3 8
krzyżówka
horoskop
BARAN 21.03 – 19.04 W tym tygodniu w miłości czeka Cię rozkwit. Jeżeli kogoś poznałeś, jest szansa, że związek będzie się rozwijał, jeżeli jesteś samotny, masz duże szanse na poznanie ciekawej osoby. W pracy czeka Cię trochę zamieszania, dużo rozmów, jednak nadchodzący tydzień powinien być dla Ciebie dosyć udany.
BYK
20.04 – 20.05
Pamiętaj, że jeśli zacząłeś nowy związek, nie warto rozpamiętywać przeszłości. Jeżeli jesteś samotny, skup się na przyszłości. Natłok obowiązków w pracy może zmusić Cię do poświęcenia więcej czasu niż planowałeś na pracę, jednak nie martw się, przyjdzie Ci to bez trudu. Nadchodzący tydzień będzie dla Ciebie korzystny finansowo.
NIĘTA BLIŹ 21.05 – 21.06
Bliźnięta będące w związkach mogą na swej drodze napotkać chwilowe zwątpienie. Osoby samotne powinny natomiast uwierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia. Niestety, w tym tygodniu możesz czuć się przytłoczony pracą. Może zdawać Ci się, że wypełniłeś powierzone Ci zadanie, jednak okaże się, że musisz jeszcze pewne rzeczy poprawić. Nadchodzący tydzień będzie dla Ciebie stabilny finansowo. Uważaj, żeby się nie przeziębić.
RAK 22.06 – 22.0
Niestety, nadchodzący tydzień może się okazać dla Ciebie męczący, jeśli chodzi o kwestię uczucia. Niezależnie od tego, czy jesteś w związku czy sam, możesz czuć się zmęczony i pozbawiony chęci do działania. W pracy uważaj na słowa, mogą zdarzyć się awantury, wybuchy emocjonalne, które nie doprowadzą Cię do niczego dobrego.
LEW 23.07 – 22.08
Dobry tydzień na planowanie przyszłości z partnerem lub partnerką. W związkach będzie się układało bardzo dobrze, samotne lwy mogą odczuć zwiększenie zainteresowania otaczających ludzi. W pracy nie bujaj w obłokach, skup się na powierzonych Ci zadaniach. Uważaj na sprzeczki. W nadchodzącym tygodniu możesz być w dołku finansowym. Uważaj na zdrowie.
PANNA 23.08 – 22.09
Udany tydzień w życiu uczuciowym. Panny w związkach mogą poczuć się stabilnej. Tym stanu wolnego może zdarzyć się zauroczenie. W pracy atmosfera może być w tym tygodniu trochę luźniejsza, jednak nie przesadź z zabawą, gdyż może to odbić się na Twoich finansach, które w tym tygodniu mogą nie być zadowalające.
GA WA 23.09 – 22.10
Postaraj się nie być naiwna w kwestii uczuć, nie każdy napotkany partner/partnerka okaże się w przyszłości warty Twojego myślenia o nim. Nadchodzący tydzień to czas, w którym Wagi będą mogły się wykazać w pracy. Możecie zaskoczyć pracodawców swoimi umiejętnościami, niestety na podwyżkę będzie trzeba jeszcze poczekać.
SKORPION 23.10 – 21.11
Skorpiony przebywające w związkach mogą odczuć potrzebę uwolnienia się, mogą zacząć myśleć o rozstaniu. Stwierdzą, że wolą się z kimś przyjaźnić, niż z nim być. Jednak zastanów się, czy warto poddawać się przelotnym myślom. Samotne Skorpiony w tym tygodniu raczej nie będą myśleć o związkach. W pracy wykażesz się kreatywnością.
LEC STRZE 22.11 – 21.12
Możesz czuć się momentami zmęczony swoim życiem uczuciowym, niezależnie od tego, czy jesteś w związku czy sam. Jednak nie martw się, pod koniec tygodnia to uczucie minie. Początek tygodnia w pracy męczący, potem będzie zdecydowanie lepiej. Finansowo ten tydzień będzie dla Ciebie bardzo dobry.
ZIOROŻEC
KO 22.12 – 19.01
W nadchodzącym tygodniu możesz czuć się dosyć samotnie. Może zdawać Ci się, że nikt się Tobą nie opiekuje, nie interesuje. Możesz nabrać chęci, żeby zacząć wszystko od nowa. W pracy dobry okres, chociaż może okazać się, że rzeczywistość będzie cięższa niż sobie to wyobrażałeś.
NIK WOD 20.01 – 18.02
Na drodze tych zarówno w związkach, jak i tych wolnych może pojawić się nowa, intrygująca osoba. Jeżeli myślisz Wodniku, że w pracy poradzisz sobie zupełnie sam, to jesteś w błędzie. Zacznij bardziej polegać na otaczających Cię osobach. Współpracując z nimi, osiągniesz większy sukces.
BY
RY 19.02 – 20.03
Ryby stanu wolnego mogą obawiać się w nadchodzącym tygodniu jakiegokolwiek zaangażowania. Te będące w związkach mogą się miotać pomiędzy trwającą relacją, a chęcią poznania kogoś nowego. Jeżeli w pracy pozwolisz sobie na odrobinę leniuchowania, może się to dla Ciebie skończyć odrabianiem tego w następnym tygodniu, dlatego może warto wykonywać swoje obowiązki dokładnie i sumiennie.
24|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
ia Ogłoszen ramkowe ! już od £15 TANIO NIE! I W YGOD
jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?
kSiĘGoWośĆ finanSe
PeŁna kSiĘGoWośĆ (rozliczenia przez internet) Zwrot podatku w ciągu 48h Virtual office NIN, CIS, CSCS, zasiłki i benefity acTon Suite 16 Premier Business Centre 47-49 Park Royal London NW10 7LQ TeL: 0203 033 0079 0795 442 5707 camden Suite 26 63-65 Camden High Street London NW1 7JL TeL: 0207 388 0066 0787 767 4471 www.polonusaccountancy.co.uk office@polonusaccountancy.co.uk
RozLiczenia i benefiTY szybko i skutecznie (przyjmuję również wieczorem i w weekendy) TeL: 077 9035 9181 020 8406 9341 www.polishinfooffice.co.uk
USŁUGi RóŻne
anTenY SaTeLiTaRne jan Wójtowicz
kUchnia domoWa
PoLSki kUchaRz prywatne przyjęcia, domowe uroczystości, gotowanie na miejscu lub pomoc w gotowaniu, układanie menu. Kuchnia polska, kontynentalna i angielska. Przyjęcia duże i małe.
aGaTa TeL. 0795 797 8398
prosimy o kontakt z
działem Sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne
komercyjne z logo
do 20 słów
£15
£25
do 40 słów
£20
£30
zdRoWie
GinekoLoG-PoŁoŻnik dR n. med. michaŁ SambeRGeR The hale clinic 7 Park crescent London W1b 1Pf Tel.: 0750 912 0608
PRaca z domU
URoda
TRanSPoRT
Po co PŁaciĆ za oPiekĘ nad dzieckiem? Pracuj z domu i nie przestawaj opiekować się swoimi maluchami. By sprawdzić, co FM Cosmetics może Ci zaoferować, zadzwoń do Mikołaja:
0772 574 2312
www.ginekologwlondynie.co.uk michal.samberger@wp.eu
TeL.: 0772 5742 312 www.polish-chef.co.uk
domoWe WYPieki na każdą okazję. Gwarancja jakości i niskie ceny.
abY zamieściĆ oGŁoSzenie RamkoWe
WYWóz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, złomowanie aut – free TRanSPoL tel. 0786 227 8730 lub 29 andRzej
PRzePRoWadzki • PRzeWozY TeL. 0797 396 1340
PRofeSjonaLne fRYzjeRSTWo strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza West acton, Tel. 0786 2278729
SPRaWnie • RzeTeLnie • UPRzejmie
Staááe stawki poááączeĔĔ 24/7
Bez zakááadania konta
naUka
jĘzYk anGieLSki koRePeTYcje oRaz PRofeSjonaLne TŁUmaczenia
Polska
abSoLWenTka anGLiSTYki oRaz TRanSLacji
Polska
2p/min 084 4831 4029
7p/min 087 1412 4029
Irlandia
Czechy
(UniveRSiTY of WeSTminSTeR)
Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóĶceń, systemy CCTV, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. Anteny telewizyjne. Polskie ceny
TeL.: 0785 396 4594 eWeLinaboczkoWSka@ Yahoo.co.Uk
Tel. 0751 526 8302
zdRoWie aRchiTekT RejeSTRoWanY W anGLii Wykonuje projekty: lofts extensions, pełen service – planning application, building control notice. TeL.: 0208 739 0036 mobiLe: 0770 869 6377
oGŁoSzenia 0207 6398507
LaboRaToRiUm medYczne: The PaTh Lab Kompleksowe badania krwi, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową (HIV – wyniki tego samego dnia), EKG, USG. TeL: 020 7935 6650 lub po polsku: iwona – 0797 704 1616 25-27 Welbeck Street London W1G 8 en
umer Wybierz n a nastĊĊpnie dostĊĊpowy elowy np. numer doc oĔcz # i Zak 0048xxx. . poáączenie a n j a k e z c po
3p/min 084 4988 4029
3p/min 084 4988 4029
Sááowacja
Niemcy
3p/min 084 4988 4029
1p/min 084 4862 4029
Auracall wspiera: Polska Infolinia: 020 8497 4622 www.auracall.com/polska T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Calls made to mobiles may cost more. Minimum call charge 8p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Rates are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
|25
nowy czas | 7-23 listopada 2009
ogłoszenia
Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Controlling, monitoring, and implementing the preparing & presenting food in accordance with food hygiene regulations.Preparing the bar & buffet for opening, ensuring all shelves are fully stocked. Reconciling cash taken with till readings at the end of each session.Clearing & tidying Bar, Café, Kitchen & storage areas as required.Collecting & washing crockery, cutlery & glasses.Serving customers at their table, if required. · Recording all wastage in line with company guidelines. · Ensuring that all equipment is clean & undamaged. Hours
Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentreplus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information.We are the largest independent food company, specialising in Chicken, Pork, Beef and Lamb products to supply both the retail and food service sectors. Our site in Sandycroft requires Production Operatives to work in our factory to process and pack fresh chicken for our customers. No experience is necessary as full training will be given, opportunities are also available to take part in an NVQ programme. We offer the following benefits including Subsidised Canteen, Factory Shop, Free Life Insurance, Company Pension Scheme, Low priced Transport (from some areas) and
Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk info. We are looking to recruit dedicated individuals to support service users who live in community settings. Not all positions would require you to be a car driver & hours can be flexible, full or part time. You will support the Team Leader providing a coordinated person-centred service. You must have experience of supervising staff & of working with people with a Learning Disability. You will have already obtained NVQ 3 or be prepared to undertake one. For further information please call Debbie Kramer, Registered Manager on 07977 158131. To apply call 0161 237 1014 quoting the ref number, email your address details to recruitment@creativesupport.co.uk Alternatively visit www.creativesupport.co.uk How to apply: You can apply for this job by telephoning 0161 2371014 and asking for Recruitment Line.
Location: LINCOLN Hours: VARIOUS Wage: £7.50 Employer: Clearway Drainage Systems Ltd Closing Date: 24/12/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT ONLY
www.gosiatravel.com VICTORIA
EALING BDY
wejœcie od INTERNET CAFE - UNIT 16
POLSKIE CENTRUM
164 Victoria Street LONDON SW1E 5LB
48 Haven Green LONDON W5 2NX
VICTORIA MARKET
TOOTING BEC 16 Trinity Road LONDON SW17 7RE
HARLESDEN
SLOUGH
DELIKATESY KUJAWIAK
POLSKIE DELIKATESY
157 High Street LONDON NW10 4TR
10 Queensmere SLOUGH SL1 1DB
Location: TIPTON, WEST MIDLANDS Hours: 6AM-2PM / 2PM-10PM ROTATING
ZADZWOÑ !!!
CODZIENNIE 9:00 - 20:00
CALL CENTRE
INFORMACJA I SPRZEDA¯: Pn-Pt 9-20, sb-Nd 9-16
HOUNSLOW
LEYTON
FINCHLEY
HANGER LANE
FLASH BIURO KSIÊGOWE
FOCUS PL LTD.
BIURO ORZE£
FINANCIAL REPUBLIC
54 Gold Street NOTRHAMPTON NN1 1RS
5 Red Lion Court ALEXANDRA RD. TW3 1JS D. GUE R MONTA
0208 998 6999
Pn-Pt 10-19 So-Nd 10-14*
0208 767 5551
Pn-Pt 9-19 So-Nd 10-15*
0208 767 5551
Pn-Pt 11-19 So-Nd 10-14*
0208 767 5551
PACZKI DO POLSKI
Pn-So10-18 Nd 10-15*
0160 462 6157
T STREE HIGH
HIGH
STREE
T
. AS RD
0207 828 5550
Pn-Pt 10-20 So-Nd 10-15*
0787 501 1097 0208 767 5551
GOSIA DELIKATESY
NORTHAMPTON
DUGL
Pn-Pt 9-20 So-Nd 9-16*
PACZKI DO POLSKI
Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. Must have excellent written & oral communication skills. Must be able to speak Spanish, Italian, German or Polish as you will be assisting clients from these countries. Must be computer literate and be knowledgeable of excel, the ability to format, chart creation, manipulation of data and V lookups. Knowledge of oracle would be desirable. Must be able to work in a team. Would be responsible for the regular collation of daily & weekly reports, scheduling customer requirements and verifying data. In addition you will be liaising with the district team on compliance and other general administrative duties. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Monica Castelli at RGIS Inventory Specialists, Imperial Court, Holly Walk, Leamington Spa, CV32 4YB or to mcastelli@rgis.com.
MIG WELDER
RD. YORK
PACZKI DO POLSKI
Location: LEAMINGTON SPA, WARWICKSHIRE Hours: 37.5 HOURS PER WEEK, MONDAY-FRIDAY, 8.30AM-5PM Wage: £16,000 PER ANNUM + BENEFITS Employer: RGIS Inventory Specialists Pension: No details held. Duration: PERMANENT ONLY
Description: This Local Employment Partnership Employer shares information about new starters with Jobcentre Plus for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Must have HGV 2 licence. Will work on various drainage contracts. Experience preferred although not essential as high pressure water jetting and confined space training will be provided. Good time keeping and enthusiasm essential and must be willing to work overtime as part of working week. Overtime available and we operate an on call rota. Overalls provided and immediate start available. Excellent earning opportunity. Please do not send CV all applicants MUST complete company application form which is available on our website www.clearwaydrainageuk.com How to apply: You can apply for this job by obtaining the employer's application form by telephoning 01942 606761 ext and asking for Andrea Nixon and returning it to Andrea Nixon at Clearway Drainage Systems Ltd, Unit 7 Nangreaves Street, Firsdale Industrial Estate, Leigh, Lancashire, WN7 4TN.
NASZE BIURA PO£¥CZ¥ ClÊ Z POLSK¥ Polonez Travel Ltd T/A Gosia Travel, Registered Office 16 Trinity Road, London SW17 7RE
CUSTOMER SERVICE CENTRE ADMINISTRATOR
198 Francis Road LONDON E10 6PR
Pn-Pt 9:30-17 So-Nd 9-15*
0208 767 5551
WARRENR OAD GROVE GREEN RD.
A12
6 Ballards Lane LONDON N3 2BG
NOWE BIURO!!!
Nether St.
Finchley Central
Leyton
Pn-Pt 10-18 Sobota 11-15*
0208 539 3084
4 Royal Parade LONDON W5 1ET
NOWE BIURO!!!
A 40
Hanger Lane
Pn-Pt 10-19 So 10-14*
0208 767 5551
Pn-Pt 12-19 So 11-15*
0203 393 1890
BILETY LOTNICZE I AUTOBUSOWE | TRANSFERY NA LOTNISKA | PACZKI | PROMY | HOTELE | WCZASY | UBEZPIECZENIA | PRZEKAZY PIENIʯNE ju¿ od L1.5
* ZASTRZEGAMY SOBIE PRAWO ZMIANY GODZIN OTWARCIA NASZYCH BIUR
Location: SANDYCROFT, FLINTSHIRE Hours: 2WK ROTA: WK1:SU-THU 6AM-2PM, MON-THU 2PM-10PM,FRI 9AM-5PM Wage: £5.84PH - £6.40PH Employer: Vion Food Group Closing Date: 22/01/2010 Pension: No details held. Duration: PERMANENT ONLY
Location: SINFIN, DERBY Hours: 37.5 HOURS ON A ROTA BASIS Wage: UP TO £16,022PA Employer: Creative Support Closing Date: 23/11/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT ONLY
HGV2 DRIVER / OPERATORS / DRAINAGE
ne Hanger La
PRODUCTION OPERATIVE
Location: EXETER, DEVON Hours: 5 DAY FLEXIBLE WEEK INC AFT & EVES. INCLUDES 1 WEEKEND DAY Wage: £15.333 PA HOURLY PAID Employer: Mecca (Exeter) Closing Date: 29/11/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT ONLY
SENIOR SUPPORT WORKER
nents. You must possess experience of working with light gauge steel tubing and framework. Mild steel experience essential and stainless experience a distinct advantage. Long term work possible temp to perms for right applicants. Previous qualifications and or Coding certificates essential. Immediate interviews available. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0121 6336670 and asking for Ryan Walker, rwalker@meridianbs.co.uk
AVENUE
CATERING TEAM LEADER
Description: Applicant must be able to speak Polish. Must be able to read, speak and understand the language and must also have a high standard of English. Duties will be to answer the telephones and general administrative tasks, including data input, in a busy office. Communication is key, internally and externally via the telephone and good communication skills in English and Polish are essential. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Gillian Carlisle at Hughes Carlisle Law, gillian@hughescarlisle.com.
LD NORTHFIE
If you are interested in applying please send your CV to info@connpers.co.uk or call us on 0207-636 9191
Location: MANCHESTER, LANCASHIRE Hours: 37 HOURS, MONDAY - FRIDAY, HOURS FLEXIBLE Wage: NEGOTIABLE Employer: Hughes Carlisle Law Pension: No details held. Duration: PERMANENT ONLY
AD FRANCIS RO
we are looking for hard working domestic cleaners to work in various locations in London.
Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. An opportunity awaits an individual, a people person with excellent personal presentation, communication skills and action oriented to join our team. Key to this role will be the ability to Multitask assist in leading, support and motivate others. A keen eye for detail, literacy and numeracy are essential and take pleasure in serving others. Key responsibilities will be the following; Quality of Product and Service - Guest satisfaction. Performance measured via a balanced scorecard, a minimum of 1 year's supervisory experience is required, Duty management experience would also be preferred. Training in Core skills is available. Job Spec & Application form via email How to apply: You can apply for this job by visiting lucy.rose@kewgreen.co.uk and following the instructions on the webpage.
ADMINISTRATIVE ASSISTANT
Description: We are currently seeking Night Shift Care Assistants to work in one of our beautiful nursing homes located in Oldfield Park, Bath. Our team is growing rapidly due to the high level of interest in this wonderful home. If you enjoy caring for others and have a warm approachable personality we would be interested in hearing from you. Previous experience not essential as training is provided. Employees also have the option of completing NVQs on site. TO APPLY - Contact Casey Prince on 0117 968 2097 or email your CV to casey@cedarcarehomes.com IMMEDIATE INTERVIEWS AVAILABLE. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0117 9682097 and asking for Casey Prince.
LEYTON
DOMESTIC CLEANERS
Location: NORWICH CITY CENTRE Hours: 5 DAYS OUT OF 7 Wage: £14000 - £15500 PER ANNUM Employer: Holiday Inn Norwich City Closing Date: 01/12/2009 Pension: No details held. Duration: PERMANENT ONLY
SHIFTS WEEKLY Wage: £7 PER HOUR Employer: Meridian Business Support (Industrial) Closing Date: 01/02/2010 Pension: No details held. Duration: TEMPORARY ONLY Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with jobcentre plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. This vacancy is being advertised on behalf of Meridian Business Support who is operating as an employment business. A new an exciting contract for a local company in the Dudley area requires MIG welders for light framework and rail work for automotive interior seating compo-
Location: TWERTON/BATH Hours: 3 DAYS FIRST WEEK 4 DAYS SECOND WEEK Wage: UP TO 7.00 PER Employer: Cedar Care Homes Pension: Pension available Duration: PERMANENT ONLY
HIGH STREET
job vacancies
NIGHT CARE ASSISTANTS
RA RD.
RECEPTION SUPERVISOR
Free Parking. Assistance with finding accommodation can be provided on request. How to apply: You can apply for this job by obtaining the employer's application form by telephoning 01244 535155 ext and asking for Clare Lewis and returning it to Clare Lewis at Vion Food Group, Sandycroft Industrial Estate, Sandycroft, Deeside, Flintshire, CH5 2QP.
ND ALEXA
are varied but always include a weekend day. Aft & Eve shifts only. Supervisory role requires PC literacy and people management skills How to apply: You can apply for this job by telephoning 01392 275216 and asking for Davina Warden.
26|
7-23 listopada 2009 | nowy czas
port
Redaguje Daniel Kowalski info@sportpress.pl
Beckham i Capello najbogatsi Daniel Kowalski David Beckham w dalszym ciągu jest najbogatszym angielskim piłkarzem, tak wynika z rankingu prestiżowego miesięcznika piłkarskiego „FourFourTwo”, który opublikował listę najzamożniejszych ludzi brytyjskiego futbolu. To jeden z niewielu sportowców, którego majątek nie poddał się światowej recesji.
Majątek Beckhama ocenia się na 125 mln funtów, co w głównej mierze jest wynikiem lukratywnej umowy z Los Angeles Galaxy. Oprócz kontraktu klubowego konto reprezentanta Anglii sporą kwotą zasilają również przelewy z umów reklamowych, a tych ikona brytyjskiej piłki ma bez liku. Drugą pozycję zajmuje Michael Owen (38 mln funtów), który jeszcze nie tak dawno w Newcastle zarabiał 110 tys. funtów tygodniowo. W Manchesterze United jego zarobki są minimalnie mniejsze, a co ważniejsze, zależą od liczby występów. Owen również ma na swoim koncie wiele reklamowych umów, jednak w przeciwieństwie do Beckhama, nie przebiera w ofertach. Dlatego też w ostatnim sezonie Owen reklamował m.in. słodycze, proszek do prania, zegarki, luksusowe samochody oraz gry komputerowe. Oprócz tego ma indywidualny kontrakt z Umbro, opiewający na 2 mln funtów. Razem daje nam 7 mln dochodu w ostatnim roku, co jest wynikiem całkiem dobrym. Tuż za Owenem plasuje się Wayne Rooney (37 mln funtów), który już w przyszłym roku powinien awansować na pozycję wicelidera. Wszystko za sprawą operatywnego menedżera, który potrafi sprzedać praktycznie wszystko co jest związane z życiem sportowym i prywatnym Rooneya. Za prawa do fotorelacji ze ślubu z Coleen
piłkarz zarobił 3,2 mln funtów! Więcej dodawać chyba nie trzeba. Po stronie strat ubiegłego roku Rooney musiał zapisać swoje nieruchomości w Cheshire oraz na Florydzie. Ich wartość w ostatnich dwunastu miesiącach drastycznie spadła, co w głównej mierze zaważyło na ostatecznym bilansie. W pierwszej piątce jest jeszcze dwóch innych piłkarzy Manchesteru United: Rio Ferdinand (30 mln) oraz Ryan Giggs (24 mln). Ferdinad w Manchester United zarabia 120 tys. funtów tygodniowo, drugie tyle płaci mu podobno firma Nike oraz inni sponsorzy. Obrońca Czerwonych Diabłów minionego roku do udanych jednak nie zaliczy. Oprócz chybionych inwestycji w nieruchomości (Anglia, Maroko, Karaiby), piłkarz jest też większościowym udziałowcem studia nagrań, które przyniosło w ostatnich dwunastu miesiącach ponad 100 tys. funtów starty. Ryan Giggs w klubie zarabia niecałe 100 tys. funtów tygodniowo, większą część jego dochodów stanowią jednak kontrakty reklamowe. Tylko od firmy Reebok inkasuje miesięcznie 100 tys. funtów, a w jego reklamowym portfolio znajduje się jeszcze kilkanaście firm. Firma Ryan Giggs Ltd w minionym roku zarobiła na czysto 2,9 mln funtów. W drugiej piątce królują piłkarze Chelsea Londyn: Michael Ballack (22 mln), Frank Lampard (21 mln), John Terry (18 mln) oraz Didier Drogba (16 mln). Przedziela ich Steven Gerrard z Liverpoolu, który z 20-milionowym majątkiem plasuje się na miejscu ósmym. Wśród trenerów prym wiedzie Fabio Capello. Podczas bogatej kariery piłkarsko-trenerskiej zarobił dziesiątki milionów, wiele jednak wydał. Jego obecny majątek wyceniany jest na 30 mln funtów. Od samej tylko federacji angielskiej włoski trener odbiera każ-
dego roku czek na 6,5 mln funtów. Selekcjoner reprezentacji wiele zainwestował w sztukę. Jego zbiory obrazów wyceniane są na blisko 20 mln funtów, a te podobno recesji się nie poddały. Drugie miejsce zajmuje legenda Manchesteru United – Roy Keane. Już jako piłkarz zarabiał spore sumy. Jako pierwszy przekroczył barierę stu tysięcy funtów tygodniowo w Premier League. Swojego czasu zarobił również milion funtów na opublikowaniu autobiografii. W 2006 roku podpisał sześcioletni kontrakt z Sunderlandem, gwarantujący mu 6 mln funtów. Wytrzymał tam jednak tylko dwa sezony, a teraz za podobną kwotę prowadzi Ipswich Town. Dopiero na trzecim miejscu sklasyfikowany został znany wszystkim Sir Alex Ferguson. Na mocy aktualnej umowy z Manchesterem United utytułowany szkoleniowiec pobiera 3,6 mln funtów rocznie. Szkot w porównaniu z zeszłym rokiem wiele jednak stracił, bo sporo inwestuje w nieruchomości. Tuż za Fergusonem plasuje się Carlo Ancelotti (17 mln). Za każdy sezon w Chelsea dostaje 6,5 mln funtów plus premia (1 mln) jeśli tylko z The Blues zdobędzie mistrzostwo Premier Legaue. Na miejscu piątym ex-equo znajdują się trener Kanonierów, Arsene Wenger oraz Sven Goran Eriksson, który nie tak dawno podpisał dobry kontrakt z Nottingham County. Wśród właścicieli klubów najbogatszy jest oczywiście magnat stali Lakshmi Mittal. Jego majątek szacuje się na 18,4 mld funtów. Urodzony w Indiach, ale rezydujący w Anglii
Na liście najbogatszych piłkarzy brytyjskich pierwsze miejsce zajmuje David Beckham, wśród trenerów prym wiedzie Fabio Capello
Mittal jest posiadaczem większościowego pakietu akcji Quenns Park Rangers. Na razie w klub nie inwestuje oszałamiających sum, ale podobno ma się tak stać już w przyszłym sezo-
nie. Miliard mniej ma na swoim koncie właściciel Manchester City, Sheikh Mansour bin Zayed Al Nahyan. W przeciwieństwie do Mittala, Shikh na futbol wydaje sporo ze swojego majątku. Ćwierć miliarda funtów kosztował go sam klub, a kolejne dwieście wydał w ostatnim czasie na transfery takich piłkarzy jak Robinho, Tevez, Barry czy Adebayor. Jak ubogi krewny wygląda na tym tle Roman Abramovich (7,8 mld), który zainwestował już w Chelsea Londyn blisko 600 mln funtów. Kolejni na liście – Joe Lewis (Tottenham Hotspur) oraz Stan Kroenke (Arsenal) mogą pochwalić się majątkiem nieco ponad 2 mld.
|27
nowy czas | 7-23 listopada 2009
sport
Jest Smuda, będą cuda? Maciej Ciszek Po wielotygodniowych spekulacjach i przymiarkach medialnych poznaliśmy nowego selekcjonera reprezentacji Polski. W ostatecznej rozgrywce na placu boju pozostali Henryk Kasperczak i Franciszek Smuda. Wybór piłkarskiej centrali padł na tego drugiego.
Popularny „Franz” podpisał kontrakt obowiązujący do 2012 roku, stoi, więc przed szansą poprowadzenia naszych piłkarzy podczas polsko-ukraińskich mistrzostw. Nominacja Smudy – osoby mającej niskie notowania w PZPN – na fotel selekcjonera jest odpowiedzią Związku na coraz ostrzejszą krytykę. Ten charyzmatyczny szkoleniowiec od momentu zwolnienia Leo Benhakkera był zdecydowanym faworytem opinii publicznej. Piłkarska centrala, chcąc przypodobać się choć trochę kibicom i mediom, zaakceptowała kandydaturę Franciszka Smudy. Kim jest nowy trener kadry? Jedni mają go za „Dyzmę” polskiej piłki, inni za cudotwórcę. Niezależnie od skrajnych opinii kibiców i ekspertów miarą talentu Smudy jest to, co w piłce najważniejsze – wyniki. Swoją trenerską przygodę zaczynał w niższych ligach niemieckich, później próbował szczęścia w Turcji. Na ławce trenerskiej w Polsce zasiada od 1993 roku. Jest twórcą wielkiego Widzewa, z którym grał w elitarnej Lidze Mistrzów oraz dwukrotnie zdobywał mistrzostwo Polski. Po raz trzeci wygrał ligę jako szkoleniowiec Wisły Kraków. W ubiegłym sezonie z poznańskim Lechem dotarł do 1/16 finału rozgrywek
o Puchar UEFA oraz wygrał Puchar Polski. Wszędzie, gdzie pracował, odnosił mniejsze bądź większe sukcesy. Niezależnie czy za zadanie miał skończyć sezon w „czubie” tabeli, czy wywalczyć utrzymanie w lidze, prawie zawsze osiągał swoje cele. Drużyny, które trenował charakteryzowało to, że zawsze grały do końca, strzelając mnóstwo bramek w końcówkach spotkań. „Franz” preferuje futbol prosty, lecz widowiskowy i skuteczny. Jest zwolennikiem piłki ofensywnej, swoje drużyny ustawia tak, by zawsze grały dwoma napastnikami. Statystycy wyliczyli, że na trenerskiej ławce na poziomie Ekstraklasy zasiadał więcej niż 400 razy, z czego ponad połowę spotkań wygrał. Na tle ligowej szarzyzny Smuda jest postacią nietuzinkową. Szczerość, kontrowersyjne wypowiedzi i ciekawe wywiady – to powody, dla których lubią go zarówno kibice, jak i dziennikarze. Przez piłkarzy uważany jest za mistrza motywacji, gracze darzą go zaufaniem i szacunkiem. Obok Franka Smudy ciężko przejść obojętnie – albo się go lubi, albo nie. Jednak nawet jego najwięksi wrogowie nie mogą mu zarzucić jednego – braku profesjonalizmu. W swoją pracę zawsze wkłada serce i maksimum zaangażowania, tego samego oczekuje od piłkarzy – odpuszczanie treningów czy gra na półgwizdka pod wodzą „Franza” nie wchodzi w grę. Stanowcze są też jego poglądy na temat walki z korupcją. Wiele razy podkreślał, że żaden piłkarz, wobec którego zachodzi nawet cień podejrzenia o proceder korupcji nigdy nie zagra w jego drużynie. Korupcję należy – cytuję – „tępić, tępić i wypalać”. Smuda już dwukrotnie był bliski objęcia stanowiska trenera kadry na-
rodowej, ostatni raz w 1999 roku, wtedy jednak postawiono na Jerzego Engela. Od tamtej pory obaj panowie się nie lubią, Engel zasiada teraz w zarządzie PZPN. Ciekawe więc, jak układać się będzie współpraca na linii selekcjoner – piłkarska centrala. W przeszłości PZPN niejednokrotnie mógł poznać „cięty język” Franciszka Smudy, który nie ukrywał niechęci do działaczy z ulicy Bitwy Warszawskiej. Pierwszym sprawdzianem dla nowego sternika kadry będą dwa spotkania towarzyskie, które zostaną rozegrane jeszcze w tym roku. 14 listopada w Warszawie zagramy przeciw rumuńskiej drużynie narodowej, cztery dni później, w Bygdoszczy, nasi piłkarze zmierzą się z reprezentacją Kanady. Powołania na te mecze zostały już rozesłane. Nie dostali ich m.in. etatowi gracze z kadry Benhakkera: Artur Boruc, Mariusz Lewandowski, Euzebiusz Smolarek czy Jacek Krzynówek. W kadrze pojawi się za to dwóch debiutantów – Patryk Małecki z Wisły Kraków oraz Maciej Sadlok, młody, 20-letni stoper Ruchu Chorzów. Uznanie w oczach nowego selekcjonera zdobyli też Kamil Kosowski, który w wieku 32 lat wraca do reprezentacji, oraz o rok starszy Michał Żewłakow – to na ich doświadczeniu ma być budowana nowa reprezentacja. Z pierwszych wypowiedzi nowego trenera wynika też, że „mózgiem” drużyny w drugiej linii ma zostać Rafał Murawski, pomocnik rosyjskiego Rubina Kazan. Smuda, jak powszechnie wiadomo, nie boi się dawać szansy młodym graczom. Brak meczów o punkty w trakcie przygotowań do Euro 2012 oznacza brak możliwości sprawdzenia się w
warunkach bojowych. Jeśli kadra Smudy ma dobrze przygotować się do Euro, Związek musi zakontraktować silnych sparing-partnerów, o co nie będzie łatwo. Oczekiwania wobec naszej reprezentacji są ogromne, w końcu grać będziemy na tzw. swoim podwórku. Jako gospodarzom turnie-
ju, wypada nam przebrnąć przez fazę grupową mistrzostw. Wyjście z grupy z pewnością można będzie uznać za sukces Smudy. To zadanie jest jednak trudniejsze niż mogłoby się wydawać, ostatni raz udało się tego dokonać na Mistrzostwach Świata w Hiszpanii, które odbyły się 27 lat temu…
podobny portal. Co najważniejsze typujący nie ponoszą w związku z korzystaniem z serwisu żadnych opłat. Typerzy, którzy najtrafniej przewidują rezultaty rozgrywek w danej kolejce otrzymują punkty, a najlepsi medale wyróżniające w danym rankingu. Typujący są również oceniani w ramach klasyfikacji generalnej oraz w klasyfika-
cji najlepiej typujących pojedyncze roztrzygnięcia. Choć typerfan.pl wystartował niespełna dwa lata temu, rośnie liczba jego użytkowników. W odróżnieniu od innych serwisów tego typu, nie wymaga wskazania dokładnego wyniku bramkowego, a jedynie określenia, która z rywalizujących stron zwycięży, względnie
wskazania remisu. Zapisy przyjmowane są cały czas, a już w najbliższych tygodniach organizatorzy poinformują o kolejnych ciekawych nagrodach. Na pewno pojawi się ranking miesiąca, a w niedalekiej przyszłości ranking typerów według poszczególnych lig.
Franciszek Smuda, charyzmatyczny szkoleniowiec od momentu zwolnienia Leo Benhakkera był zdecydowanym faworytem opinii publicznej na selekcjonera reprezentacji Polski
Typuj i wygrywaj! Blisko dwieście tysięcy odsłon zanotowała od początku września witryna internetowa typerfan.pl. W zdobywającym wielką popularność serwisie kibice bezpłatnie typują wyniki meczów piłkarskich.
Przed dwoma miesiącami ruszyła kolejna, piąta już, edycja rozgrywek, która potrwa do końca czerwca przyszłego roku. Głównym celem ma być dobra zabawa i możliwość rywalizacji. Aby jednak uatrakcyjnić współzawodnictwo, organizatorzy przygotowali cenne nagrody. – Jeśli w naszym konkursie zwycięży osoba mieszkająca w Wielkiej Brytanii lub gdziekolwiek indziej poza granicami Polski, otrzyma bilet na mecz naszej reprezentacji w Polsce – zapowiada Łukasz Wuwer z typer-
fan.pl. – Zostanie mu również zapewniony przelot do kraju oraz nocleg w hotelu. – Konkurs zostanie roztrzygnięty w czerwcu – dodaje przedstawiciel serwisu. Pełna lista nagród jest opublikowana na stronie internetowej i – jak zapewnia organizator – nie została jeszcze zamknięta. Witryna jest adresowana do fanów piłki nożnej i pozwala im przeżyć dodatkowy dreszczyk emocji w związku z najważniejszymi wydarzeniami piłkarskimi. Serwis umożliwia swoim zarejestrowanym użytkownikom typowanie wyników najpopularniejszych europejskich rozgrywek ligowych. Od niedawna w zestawach par pojawiły się również mecze elitarnej Ligi Mistrzów. Oprócz najrozmaitszych klasyfikacji oferuje również bogate statystyki, jakimi nie może się pochwalić żaden
Daniel Kowalski
PRESENTS
A nd rzejk i with
A NDRZEJ K R AUZE exhibition of drawings & small talk with Andrzej Krauze wine testing among friends fortune telling by Ewa Obrochta blues singing by Leszek Alexander & jazz standards by Dominika Zachman where:
when:
The Crytp, St George the Martyr Borough High Street SE1 1JA (opposite Borough Station)
Monday 30th November from 7pm till 11pm
entry: £5
sponsors:
EMBASSY OF THE REPUBLIC OF POLAND