PO SIEDEMNASTU LATACH WRÓCIŁ ZE ZNAKOMITYM FILMEM NA WIELKIE EKRANY. przerwane milczenie skolimowskiego 16-17 lonDon 28 march 2009 6 (122) Free issn 1752-0339
new time
www.nowyczas.co.uk Folk jak żaden inny gatunek muzyczny upodobał sobie stare przysłowie „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Dla Taraf de Haidouks granie „za piwo” w zapadłej wiosce rumunśkiej przeszło do historii, gdy w 2002 roku grupa przy wrzaskach tłumów (także z moim udziałem) odebrała z rąk swego fana, Johneggo Deppa, statuetkę BBC Radio 3 Awards for World Music. Wkrótce parkiety w Hollywood miały zatańczyć w takt wariacji cygańskich... Podczas gali w 2004 roku BBC Radio 3 uhoronowało naszą Kapelę ze Wsi Warszawa. Z dala od krajowych wiwatów i fleszy grupa stał się nieformalnym ambasadorem polskiej muzyki, otwierając globalną wioskę na dialekt z mazowieckich nizin... I tak część naszej historii buja się po scenach Roskilde i Womad, choć odchodziła w zapomnienie, zawstydzona i brzydka... 6 marca Kapela ze Wsi Warszawa otwierała w Szkocji imprezę kulturalną Polish Spring – Scottish Tides.
AnnA GAłAnDZIJ:
›› Ewa Wałecka, Piotr Galiński, Maja Kleszcz, Wojtek Krzak, Maciej Szajkowski, Magdalena Sobczak Kotnarowska. Fot.: Paweł Fabiański
czas na rozmowę
Baronnes Sarah Ludford
czas na wyspie
sylwetki
Koniec prywatności?
Maria Drue o sobie
Brytyjczycy uważają, że przyszło im mieszkać w państwie policyjnym. Wychodzisz z domu. Oko kamery przy parkingu filmuje twoją postać. W sklepie, w którym kupujesz gazetę i przeliczasz resztę, rejestruje cię CCTV. Jeśli płacisz kartą, twój bank dowie się w ten samej sekundzie, gdzie kupowałeś. W drodze do pracy kilkakrotnie mijasz kamery rozmieszczone przy urzędach, obiektach handlowych, instytucjach. Jeśli jedziesz autem, sfotografują cię kamery policyjne, które skanują tablice rejestracyjne.
Zawodowy pan pułkownik albo major sprzed wojny – cóż mogli robić w Anglii? Czyścili srebra w restauracjach. Nazywali siebie: my, srebrna brygada. Była – na szczęście – część emigracji, która patrzyła na siebie z przymrużeniem oka. „Walczymy o Polskę” – tego rodzaju frazesy sobie opowiadano czy pisano, ale byli też ludzie, którzy umieli się śmiać z siebie samych. Taki emigrant, który w ciągu dnia mył naczynia albo czyścił srebra, wieczorem się ubrał, napachnił i zaczynał wierzyć w siebie.
Dalej z obory polskiej w świat… 21
K O N K U RS »8
Gentleman szczupły aż do przesady, zdeklarowany stary kawaler, egocentryk można powiedzieć z urodzenia, obdarzony niesamowicie precyzyjnym umysłem, namiętny palacz fajki i papierosów, wybitnie prowadzący wybitnie niesportowy tryb życia. Narkotyzował się z nudów. 14-15
»
2|
28 marca 2009 | nowy czas
” SObOTA, 29 mARCA, WIKTORYNA, EuSTACHEgO 1848
We Włoszech z inicjatywy Adama Mickiewicza został podpisany akt zawiązania Legionu Polskiego.
NIEDZIELA, 30 mARCA, JANA, AmELII 1664
Jan Heweliusz jako pierwszy Polak został przyjęty w poczet członków Royal Society w Londynie.
PONIEDZIAłEK, 31 mARCA, gWIDONA, bALbINY 1959
Przywódca duchowy Tybetańczyków Dalajlama, został zmuszony do emigracji, wyjechał do Indii.
WTOREK, 1 KWIETNIA, TEODORY, gRAżYNY 1814
W Londynie uruchomiono linię oświetleniową ulic lampami gazowymi.
ŚRODA, 2 KWIETNIA, FRANCISZKA, uRbANA 1744
W Szkocji odbył się pierwszy turniej golfowy. Zwyciężył John Rattray.
CZWARTEK, 3 KWIETNIA, RYSZARDA, PANKRACEgO 1849
Zmarł Juliusz Słowacki, jeden z najwybitniejszych poetów i dramatopisarzy polskich, obok Adama Mickiewicza największy poeta romantyzmu.
PIąTEK, 4 KWIETNIA, bENEDYKTA, IZYDORA 1794
Bitwa pod Racławicami. Zwycięstwo wojsk polskich przyspieszyło wybuch Powstania Kościuszkowskiego.
SObOTA, 5 KWIETNIA, IRENY, WINCENTEgO 1896
Po 2672 latach wznowiono imprezę sportową najwyższej rangi – igrzysigrzyska olimpijskie. W Atenach otwarto pierwszą nowożytną olimpiadę
NIEDZIELA, 6 KWIETNIA, CELESTYNA, WILHELmA 1652
Żeglarz Jan von Riebeeck dotarł do miejsca zwanego Kap, u wybrzeży południowej Afryki. Na tych terenach powstał Kapsztad.
Nie znalazłam Czasu zasłyszane
APEL Szanowni państwo, drodzy czytelnicy W bólach, po grudzie, zawieszeni między dnem i niekontrolowanym spadaniem (to na temat kryzysu globalnego) wydaliśmy kolejny numer „nowego czasu”. dlaczego tak dramatycznie? Bo jest dramatycznie. „nowy czas” nie jest gazetą subsydiowaną. przez ponad dwa lata wydawaliśmy „nowy czas” bez żadnej pomocy finansowej z zewnątrz. na początku, jak to zwykle bywa, było ciężko. Stworzyliśmy jednak tytuł, który się sprawdził na rynku wydawniczym i ta świadomość motywowała naszą działalność. Warto było. po roku gazeta wprawdzie nie przynosiła dochodu, ale zaczęła się samofinansować, co w naszym przypadku, grupy trochę szalonych ludzi, było najważniejsze. I był to też niewątpliwie duży sukces wydawniczy. zwykle ten okres jest o wiele bardziej wydłużony. kiedy było już dobrze, kiedy mogliśmy w końcu planować kosztorys wydawniczy z wyprzedzeniem kilkumiesięcznym, przyszedł światowy kryzys. kampanie ogłoszeniowe firm, z którymi współpracowaliśmy zostały drastycznie obcięte. Bilans wydawniczy przestawał się zgadzać, a banki o kre-
dytach nie chcą słyszeć. Tym samym zostaliśmy zmuszeni do zmiany cyklu wydawniczego. z tygodnika powstał dwutygodnik, ale i to rozwiązanie nie gwarantuje ciągłości wydawniczej. obawiamy się, że w obecnych warunkach ekonomicznych zmiana tygodnika na dwutygodnik może nie wystarczyć. gazecie grozi likwidacja. gdyby do tego doszło, oznaczałoby to, że nie ma miejsca na brytyjskim rynku prasy polonijnej dla publikacji niezależnej, ambitnej, rzetelnej (w ten sposób „nowy czas” jest oceniany przez czytelników i ekspertów). Byłoby wielką stratą zaprzepaścić wysiłek wielu ludzi. polska emigracja potrzebuje prasy, która angażuje się w tworzenie silnej, ambitnej, świadomej swych praw i obowiązków społeczności, dbając przy tym o wysoki poziom merytoryczny publikacji i uczciwość w przekazywaniu informacji. W „nowym czasie” staramy się realizować te cele. „nowy czas” jest gazetą niezależną. Merytorycznie, a finansowo, niestety zależną od bieżącej koniunktury, która jaka jest każdy widzi. najgorsze w tej sytuacji jest to, że nie wiemy, czy już odbiliśmy się od dna, czy nadal spadamy. Walczymy dalej, bo kryzys
odsłania również relacje, których na co dzień nie widać. Telefonują czytelnicy i pytają dlaczego nie ma „nowego czasu”, rozwozimy „nowy czas” (po krótkiej przerwie) i w polskich sklepach spotykamy się z podobnymi wyrazami sympatii. na każdym kroku słyszymy – nie wolno zamykać gazety. zrobimy wszystko, żeby jej nie zamknąć. od samego początku niezależność pisma decydowała o tym, że nie zwracaliśmy się o dofinansowanie. z powodu kryzysu kontynuacja takiej polityki stała się niemożliwa. jedynym rozwiązaniem jest stworzenie funduszu wydawniczego, do czego zachęcają nas czytelnicy. W zasadzie taki fundusz już powstał. nasz wierny czytelnik, pan otton Hulacki, stał się pierwszym ofiarodawcą na taki właśnie fundusz przesyłając nam czek na 50 funtów z dopiskiem: „Musicie przeżyć”. dziękujemy za piękny gest i konkretną pomoc. Może będzie tym światełkiem w tunelu? nawet najmniejsza pomoc się liczy. jeśli ktoś z państwa chciałby nas wesprzeć, czeki prosimy wystawiać na: czas publishers ltd. Wszystkim ofiarodawcom z góry dziękujemy. grzegorz małkiewicz
PONIEDZIAłEK, 7 KWIETNIA, DONATA, RuFINA 1995
W Warszawie oddano do użytku pierwszy w Polsce odcinek metra. Pierwszą uchwałę o jego budowie podjęto już w 1925 roku.
Z TEKI ANDRZEJA LICHOTY
WTOREK, 8 KWIETNIA, DIONIZEgO, JANuAREgO 1918
Zmarł Lucjan Rydel, poeta i dramatopisarz. Jego ślub z Jadwigą Mikołajczykówną zainspirował Wyspiańskiego do napisania „Wesela”.
ŚRODA, 9 KWIETNIA, mAJI, DYmITRA 1821
Urodził się poeta Charles Baudelaire, prekursor symbolizmu i poezji nowoczesnej; autor tomu „Kwiaty zła”, poematu „Paryski spleen”.
CZWARTEK, 10 KWIETNIA, mICHAłA, APOLONIuSZA 1864
Rosjanie aresztowali Romualda Traugutta, przywódcę Powstania Styczniowego. Otrzymał wyrok śmierci, który wykonano 5 sierpnia.
PIąTEK, 11 KWIETNIA, LEONA, FILIPA 1755
Urodził się James Parkinson, angielski neurolog; pierwszy zdiagnozował chorobę ośrodkowego układu nerwowego, nazwaną później chorobą Parkinsona.
CZAS NA NOWE mIEJSCA! Jeśli nie możesz znaleźć „Nowego Czasu” w sklepie lub nieopodal domu, gdziekolwiek mieszkasz – daj nam znać!
0207 639 8507 dystrybucja@nowyczas.co.uk
63 King’s Grove, London SE15 2NA Tel.: 0207 639 8507, redakcja@nowyczas.co.uk, listy@nowyczas.co.uk RedakToR naczelny: Grzegorz Małkiewicz (g.malkiewicz@nowyczas.co.uk) Redakcja: Teresa Bazarnik (t.bazarnik@nowyczas.co.uk), Małorzata Białecka, Jacek Ozaist (j.ozaist@nowyczas.co.uk), Daniel Kowalski (d.kowalski@nowyczas.co.uk) FelIeTony: Krystyna Cywińska, Wacław Lewandowski, Michał Sędzikowski; RySUnkI: Andrzej Krauze, Andrzej Lichota; zdjęcIa: Piotr Apolinarski, Damian Chrobak, Grzegorz Grabowski, Aneta Grochowska, Grzegorz Lepiarz, WSpółpRaca: Joanna Bąk, Irena Bieniusa, Włodzimierz Fenrych, Gabriela Jatkowska, Wojciech Goczkowski, Stefan Gołębiowski, Katarzyna Gryniewicz, Mikołaj Hęciak, Przemysław Kobus, Andrzej Łapiński, Łucja Piejko, Paweł Rosolski, Aleksandra Solarewicz
dzIał MaRkeTIngU: tel./fax: 0207 358 8406, mobile: 0779 158 2949 marketing@nowyczas.co.uk Marcin Rogoziński (m.rogozinski@nowyczas.co.uk) WydaWca: CZAS Publishers Ltd. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo niezamieszczenia ogłoszenia. © nowy czas
PRENumERATę zamówic można na dowolny adres w UK bądź też w krajach Unii. Aby dokonać zamówienia należy wypełnić i odesłać formularz na podany poniżej adres wraz z załączonym czekiem lub postal order na odpowiednią kwotę. Gazeta wysyłana jest w dniu wydania.
Imię i nazwisko........................................................................... Rodzaj Prenumeraty................................................................. Adres............................................................................................. ........................................................................................................
liczba wydań
uK
uE
13
£25
£40
26
£47
£77
52
£90
£140
CZAS PubLISHERS LTD. 63 Kings grove London SE15 2NA
Kod pocztowy............................................................................ Tel................................................................................................. Prenumerata od numeru .................................. (włącznie)
|3
nowy czas | 28 marca 2009
czas na wyspie
Polish Artists in Southwarki
now y czas &i
WE WSPÓŁPRACY Z ACTIVE CITIZEN HUB
ZAPRASZAJĄ na spotkanie w Nolias Gallery
18 kwietnia 322 Old Kent Road SE1 5UE godz. 13.00 – 21.00 część oficjalna godz. 18.00
Justyna Kabala Agata Kadenacy BarbaraLautman Danuta Sołowiej Sławomir Blaton Marcin Drogosz Marcin Dudek Krzysztof Malski Wojciech Sobczyński Aleksandra Kwaśniewska z zespołem
Chcemy poznać Polaków mieszkających lub pracujących w naszej dzielnicy
Z
aczęło się od zabawy andrzejkowej przygotowanej dzięki finansowej pomocy Southwark Council przez Barbarę Taylor. Nie przybyło na nią zbyt wielu Polaków – nie sprzyjała temu ani pogoda, ani miejsce trudne do odnalezienia na mapie. Próbę jednak podjęto i należy to docenić. Kolejną inicjatywą było spotkanie zorganizowane przez pracowników Southwark Council zajmujących się sprawami mieszkaniowymi, edukacją, integracją społeczną, na które zaproszony został biskup lokalnej diecezji katolickiej oraz przedstawiciele policji i polskich mieszkańców dzielnicy. Był tam także „Nowy Czas”. Wszyscy zastanawialiśmy się, jakie kroki podjąć, by usługi oferowane przez Southwark Council skierować również do mieszkających tu Polaków. Teraz nadszedł czas na kolejne działanie. Dzięki wspólnym wysiłkom Active Citizen Hub, Southwark Council i „Nowego
Czasu” odbędzie się wernisaż prac artystów mieszkających lub pracujących w Southwark, który będzie towarzyszył spotkaniu Polaków z tej dzielnicy. Wszyscy, do których się zwróciliśmy, podeszli do pomysłu wspólnego spotkania entuzjastycznie. Będzie więc wystawa prac artystów dojrzałych (Barbara Lautman, Danuta Sołowiej, Olga Sienko, Sławomir Blaton, Wojciech Sobczyński, Krzysztof Malski), mocno osadzonych na brytyjskim gruncie, oraz tych, którzy szlify artystyczne dopiero co zdobywają, ukończywszy tutejsze uczelnie artystyczne bądź jeszcze studiują (Justyna Kabala, Agata Kadenacy, Marcin Dudek, Marcin Drogosz). Chcemy, żeby wystawa była spotkaniem międzypokoleniowym. Nowa fala przybyłych na Wyspy Polaków często nie zdaje sobie sprawy z tego, że dobrze zorganizowane życie emigracyjne toczy się tu od lat czterdziestych, choć oczywiście zmiennym nurtem, w zależności od czasu, ale też miejsca. Niektóre dzielnice Londynu mają swoje polskie kościoły, kluby, kawiarnie, restauracje. Są jednak takie, gdzie instytucjonalnego życia
polonijnego praktycznie brak. Taką dzielnicą jest Southwark. Jeśli jednak pokażemy, że jest nas tu spora liczba, być może przekonamy pracowników lokalnych władz, że też jesteśmy częścią tej społeczności i może uda nam się doprowadzić do otwarcia np. polskiego klubu po drugiej stronie rzeki. Zapraszamy więc na wernisaż i spotkanie18 kwietnia od godz. 13.00 oraz na koncert Aleksandry Kwaśniewskiej o godz. 19.00. Będzie można porozmawiać z urzędnikami Southwark Council i Active Citizen Hub o problemach mieszkaniowych, o związanych z bezpieczeństwem, edukacją oraz z aktywnym uczestniczeniem w życiu dzielnicy, w której mieszkamy. Będzie wino, będą też przygotowane przez naszego redakcyjnego kucharza przysmaki. Mamy nadzieję, że coraz więcej naszych rodaków doceni te starania i uświadomi sobie, że mogą z tego płynąć wymierne korzyści dla na samych. Dajmy o sobie znać.
Teresa Bazarnik
w w w. n o w y c z a s . c o . u k
4|
28 marca 2009 | nowy czas
czas na wyspie w skrócie Conservatives Friends of Poland działają. Na ostatnim spotkaniu zorganizowanym w Canning House na Belgrave Sq był komplet gości – duże grono Polaków, Brytyjczyków i posłów konserwatywnych. Gościem honorowym była ambasador RP Barbara Tuge-Erecińska. Poseł Partii Konserwatywnej Mark Field (na zdjęciu) opowiedział zebranym o swoich związkach z Polską, a konkretnie z przedwojennym Szczecinem.
We wtorek 31 marca br. o godz. 18.45 w Polskim Ośrodku Społęczno-Kulturalnym odbędzie się oficjalna inauguracja kampanii Polacy Głosują: The European Chapter, której celem jest zachęcenie Polaków zamieszkałych w Wielkiej Brytanii do korzystania z równouprawnienia w Unii Europejskiej i do głosowania w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Polacy Głosuja: The European Chapter jest niezalezną inicjatywą obywatelską zorganizowaną przy bliskiej współpracy i ze wsparciem Polish Professionals in London, Poland Street, Polish City Club oraz Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii. Przewodniczący KRRiTV Witold Kołodziejski w liście skierowanym do Zarządu TVP SA poparł apel organizacji polonijnych (m.in. Stowarzyszenia Poland Street i Zjednoczenia Polskiego w Wielkeij Brytanii) dotyczący zaniechania sprzedaży serialu „Londyńczycy” poza granice Polski. Kołodziejski przyznał w liście, iż serial posiada wiele pozytywnych aspektów pokazując jak skomplikowany jest obraz życia Polaków na emigracji. Podkreślił jednak, iż „argumentacja Polonii jest istotna z punktu widzenia interesu publicznego". Nie byłoby zgodne z interesem społecznym oraz charakterem mediów publicznych przedstawianie i utrwalanie negatywnych stereotypów o polskich emigrantach, zwłaszcza poza granicami naszego kraju. Argumentując, iż obraz zaprezentowany poza granicami kraju nie będzie służył Polakom na obczyźnie, a może wręcz utrudnić im ich codzienne funkcjonowanie, przewodniczący KRRiTV poprosił Zarząd TVP SA o zaniechanie decyzji o prezentacji serialu poza granicami Polski. W sobotę 21 marca, przedstawiciele Katowic zaprezentowali swoje miasto londyńskiej Polonii. Na spotkanie z prezydentem Piotrem Uszokiem i przedsiębiorcami z regionu przyszło prawie 200 osób. Stolica Śląska to trzecie z kolei miasto, które wzięło udział w projekcie „12 Miast – Wracać? Ale dokąd? – porozmawiajmy o konkretach”.
O naszych sprawach o drobne przestępstwa, z których najbardziej anegdotyczna była sprawa dotycząca kradzieży świni. Oskarżony przeniósł swój tzw. ośrodek życiowy do Wielkiej Brytanii. Taka dysproporcja w ocenie ważności sprawy rodzi pytanie, dlaczego polskie władze korzystają z Europejskiego Nakazu Aresztowania przy każdej nadarzającej się okazji i czy jest to zgodne z intencjami jego twórców.
Z Baroness SARAH LUDFORD,
członkiem Izby Lordów i eurodeputowaną reprezentującą w Parlamencie Europejskim Londyn, rozmawia Maciej Psyk Zbliża się koniec pięcioletniej kadencji Parlamentu Europejskiego. Reprezentowała w nim Pani londyńczyków…
– Jestem wiceprzewodniczącą podkomisji praw człowieka DROI, która jest wydzieloną częścią Komitetu Spraw Zagranicznych, członkiem Komitetu Wolności Obywatelskie, Sprawiedliwość i Sprawy Wewnętrzne LIBE oraz delegacji do spraw relacji z USA. Odpowiadam przed londyńskimi wyborcami za to, co zrobiłam w tych obszarach. Ogromną ilość pracy włożyłam w zapewnienie równości i przestrzegania praw człowieka w Wielkiej Brytanii i całej Unii Europejskiej. W tej kadencji podjęto wielki wysiłek, by stworzyć wspólną politykę azylową, czyli prawa do osiedlania się osób spoza UE, np. z Afryki, ale także z krajów leżących na wschód od granic Unii. Obecnie regulują to państwa członkowskie co powoduje problemy ponieważ po otrzymaniu prawa do pobytu w UE azylanci mogą swobodnie przenieść się do innego kraju. Obecna sytuacja nie uwzględnia integracji, która zaszła w innych obszarach. W praktyce można wystąpić o azyl w różnych krajach członkowskich z różnymi szansami otrzymania go.
W Polsce rozgorzała dyskusja, czy Jakub Tomczak, skazany na karę podwójnego dożywocia za gwałt i pobicie może odbywać karę dożywocia w Polsce, gdzie za takie przestępstwo grozi maksymalnie 12 lat więzienia z szansą na wyjście po sześciu latach. Polski Sąd Najwyższy uznał, że powinien odbyć karę zasądzoną przez sąd brytyjski co oznacza, że będzie mógł wyjść na wolność dopiero po 25 latach.
Ideałem byłby wspólny formularz dla osób występujących o azyl, oczywiście z poszanowaniem praw człowieka. Przy 27 krajach członkowskich wprowadzenie takiego prawa jest z pewnością bardzo trudne?
– Myślę, że jednolite prawo jest wręcz niemożliwe. Mówimy tu o wypracowaniu podstawy opartej na wspólnych zasadach. Proszę także nie mylić azylantów z imigrantami. To są dwie różne kwestie. Azylanci to osoby prześladowane za działalność w swoich krajach. Z drugiej strony dyskusyjne jest czy emigracją jest korzystanie z prawa do wyboru miejsca zamieszkania, co gwarantuje Unia. Z jakimi innymi problemami spotkała się Pani w tej kadencji?
– Inne sprawy, nad którymi pracowałam jako eurodeputowana to terroryzm i ochrona danych osobowych, a przede wszystkim jak przestrzegać prawa człowieka w sytuacji coraz większej kontroli obywateli ze strony instytucji państwowych. To często rodzi konflikty. Muszę tu nadminić, że jedna trzecia Europejskich Nakazów Aresztowania przekazanych Wielkiej Brytanii dotyczy obywateli polskich. W dużej mierze oskarżeni są
– Ten przykład pokazuje, z jak poważnymi problemami się zmagamy. Należy mieć nadzieję, że wobec Jakuba zostanie zastosowane prawo łaski [jakie przysługuje Prezydentowi RP – red]. Inny problem to kwestia tego, że nie wszystkie przestępstwa w jednym kraju są penalizowane w innym. Dotyczy to zwłaszcza spraw najbardziej delikatnych i związanych z systemem wartości, takich jak aborcja, negowanie Holocaustu (tzw. „kłamstwo oświęcimskie” zagrożone w Polsce karą do 3 lat więzienia – red.] czy obraza uczuć religijnych. Na pewno Europejski Nakaz Aresztowania nie powinien służyć do propagowania i narzucania jakiegoś światopoglądu. W listopadzie Parlament Europejski przyjął długo blokowaną dyrektywę zrównującą, z pewnymi wyjątkami, prawa pracowników agencji z prawami pracowników zatrudnionych bezpośrednio przez pracodawców. Jednak grupa ALDE wyrażała się o niej bez entuzjazmu.
– Nie jestem ekspertem w sprawach zatrudnienia. Tą sprawą zajmowała się z ramienia ALDE Liz Lynne. Zgadzam się jednak, że ta sprawa powinna być regulowana przez państwa
członkowskie, natomiast regulacja na poziomie unijnym nie jest rozwiązaniem skutecznym. Istnieje wiele możliwości, by rząd brytyjski walczył z wykorzystywaniem pracowników agencyjnych. Możliwe jest zatrudnienie większej liczby inspektorów pracy. Ta dyrektywa jest związana z obecnie debetowanym tu zniesieniem kluzuli dopuszczającej pracę ponad 48 godzin tygodniowo. Jak zamierza Pani głosować?
– Jestem za utrzymaniem elastyczności brytyjskiego rynku pracy i przeciwko zakazywaniu ludziom, by pracowali dłużej niż inni. Pracownicy powinni mieć w tej sprawie wolny wybór. Zakaz pracy ponad 48 godzin tygodniowo nie cieszy się poparciem ALDE. To trochę tak jakby wyznaczać państwom członkowskim ilu imigrantów mogą przyjąć, np. – maksymalnie 10 tys. z Afryki. Regulując pewne sprawy zmniejszamy wolność innych. Oczywiście popieram przepisy gwarantujące przestrzeganie BHP, jednak jestem przeciwna ograniczaniu prawa do dysponowania swoim czasem. Rząd brytyjski mocno ograniczył dostęp do rynku pracy dla Rumunów i Bułgarów. Jakie kryją się za tym przesłanki i czy Pani je popiera?
– Zacznę od tego, że w sprawie otwarcia rynku pracy dla wschodnich Europejczyków doszło do dużego paradoksu. Swoje rynki otworzyła tylko Wielka Brytania, Irlandia i Szwecja, wziąwszy pod uwagę egzotyczny język szwedzki, ogromna rzesza pracowników przyjechała na Wyspy. Ta fala byłaby dużo mniejsza, gdyby rynki pracy otwarły wszystkie kraje. To powoduje, że przeciętni Brytyjczycy uważają, że problemem jest sam przepływ pracowników. W efekcie Rumuni i Bułgarzy stali się ofiarą przekonania, że dostęp do rynku trzeba ograniczyć. Rząd Gordona Browna działa jednak pod publiczkę, ponieważ imigranci z tych krajów mogą fikcyjnie rejestrować się jako samozatrudnieni. Mają także prawo do wjazdu do Wielkiej Brytanii. W efekcie wprowadzone ograniczenia
|5
nowy czas | 28 marca 2009
czas na wyspie
w Brukseli są bardziej pozorne i skierowane do opinii publicznej niż oparte na rzetelnych przesłankach. Z drugiej strony rząd nie zrobił niestety wystarczająco dużo, by pokazać pozytywny wkład imigrantów do ekonomii, taki jak choćby tworzenie przez nich miejsc pracy. Sama korzystam z usług polskiego hydraulika. By wykonać naprawę zlecił część pracy angielskiemu koledze. Warto wiedzieć, że tak też się dzieje, a rzeczywistość jest bardziej złożona niż chcą niektóre krzyczące nagłówki prasowe. Wielka Brytania nie należy do układu z Schengen przez co zachowane są kontrole graniczne – na lotniskach, promach i w Eurotunelu. Skąd taka decyzja władz brytyjskich?
– Uważam, że potrzebujemy publicznej debaty na temat przystąpienia do strefy Schengen, ponieważ moim zdaniem pozostając poza nią, Wielka Brytania więcej traci niż zyskuje. W tej chwili jest w niej już prawie cała Europa. Głównym argumentem przeciwko przystąpieniu były obawy o szczelność wschodniej granicy Unii, gdzie sytuacja jednak
bardzo się poprawiła. Jeśli w strefie będzie także Rumunia i Bułgaria, a granice będą szczelne, to uważam, że powinna nastąpić rewizja brytyjskiej polityki. A jakie jest Pani zdanie w sprawie przyjęcia euro?
Liberal Democrats zasadniczo są za. Ale teraz nie jest najlepszy okres na debatę na ten temat ze względu kurs wymiany funta na euro. Rząd brytyjski powinien jednak być gotowy do podjęcia tego tematu, który nie może być dla polityków no-go area. Jest Pani członkiem delegacji do rozmów z USA. Czy zniesienie wiz dla części krajów Unii jest sprawą, którą się zajmowaliście?
– Absolutnie. Wizy do USA są nadal wymagane m. in. od Polaków i Greków. Nie jest to sytuacja komfortowa, ani dla obywateli tych państw ani dla samej Komisji Europejskiej. Myślę, że ta sprawa będzie jeszcze przedmiotem dalszych rozmów aż do osiągnięcia pełnego sukcesu. Wizy do USA są związane z udziałem w układzie z Schengen – skoro Unia pozwala na swobodny ruch obywateli wewnątrz strefy, Amerykanie
›› Baroness Ludford z polską młodzieżą. Zdjęcie ze zbiorów prywatnych ma ją sła be ar gu men ty, by wy ma gać od nie któ r ych z nich wiz. W związku z felietonem Gilesa Corena w „The Times”, który użył znieważającego słowa „Polaczki” Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii zwróciło się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka ze skargą, że prawo nie chroni przed znieważaniem mniejszości polskiej. Czy Pani zdaniem prawo
brytyjskie powinno dać taką ochronę grupom etnicznym?
– Są dzę, że nie wszyst ko po win no być re gu lo wa ne przez pra wo. Za bez myśl ne sło wa au tor i wy daw ca po win ni prze pro sić. Zjednoczenie Polskie podjęło takie próby, lecz bez rezultatu. Adresaci listów nie czuli się zobligowani do wyjaśnień czy przeprosin.
– Ta spra wa przy po mi na mi za kaz wjaz du do Wiel kiej Bry ta nii dla pra wi co we go po li ty ka Ho lan dii Ge er ta Wil de ra. Za pro si ła go Izba Lor dów, lecz pra wa wjaz du od mó wi ła mu mi ni ster spraw we wnętrz nych. By łam te mu prze ciw na. Po win ni śmy się z nim spo tkać i po roz ma wiać, za da wać mu py ta nia. Wol ność sło wa jest bar dzo cen ną war to ścią. Praw na ochro na grup et nicz nych czy za ka zy wjaz du do kra ju nie słu żą jej pie lę gno wa niu.
6|
28 marca 2009 | nowy czas
publicystyka Fot. Adam Wojnicz
Koniec prywatności?
ToTAlnA inWigilAcjA
Aleksandra Łojek-Magdziarz
Brytyjczycy uważają, że przyszło im mieszkać w państwie policyjnym. Czują się śledzeni i inwigilowani. Wielka Brytania ma największą liczbę kamer przypadających na jednego obywatela. Bywa, że jesteśmy nawet obserwowani we własnym mieszkaniu.
Wychodzisz z domu. Oko kamery przy parkingu filmuje twoją postać. W sklepie, w którym kupujesz gazetę i przeliczasz resztę, rejestruje cię CCTV. Jeśli płacisz kartą, twój bank dowie się w ten samej sekundzie, gdzie kupowałeś. W drodze do pracy kilkakrotnie mijasz kamery rozmieszczone przy urzędach, obiektach handlowych, instytucjach. Jeśli jedziesz autem, sfotografują cię kamery policyjne, które skanują tablice rejestracyjne. W pracy w twoim komputerze może być zainstalowany program szpiegowski – większość firm brytyjskich je ma, co oznacza, że twój szef wie, jakie strony przeglądasz. Jeśli nie masz programu szpiegowskiego, nie ciesz się. Twoje e-maile i tak wkrótce będzie mogła czytać brytyjska policja i rząd. Każdy twój SMS jest przechowywany przez kilka lat przez firmy komunikacyjne, dostępne stróżom prawa. Jeśli dzwonisz załatwić jakąś urzędową sprawę, rozmowa jest nagrywana w celach szkoleniowych, o czym poinformuje cię uprzejmy głos. Możesz się na to nie zgodzić, ale wtedy nic nie załatwisz. To rzeczywistość człowieka mieszkającego w Wielkiej Brytanii. W Londynie do ponurego obrazu inwigilacji dochodzi jeszcze Oyster card, czyli magnetyczna karta przejazdowa, która przechowuje szczegóły dotyczące każdej twojej trasy – godzinę wyjazdu, rodzaj transportu, punkt docelowy. Jeśli kartę zarejestrujesz imiennie, do czego zachęcają reklamy kuszące zniżkami przy kupnie biletów wstępu na różne imprezy i wystawy, każdy twój ruch system przyporządkuje do twojego imienia i nazwiska. W całej Wielkiej Brytanii zainstalowano ponad pięć milionów kamer. Każdego dnia przybywają nowe. Kiedy zatem wydaje ci się, że nikt cię nie widzi, i tak jesteś obserwowany przez oko kamery. Jak to się przekłada na bezpieczeństwo obywateli, to już inna sprawa. Zdarza się bowiem, że w momencie popełniania przestępstwa nikt z odpowiedzialnych
za monitoring pracowników nie patrzy na to, co właśnie filmuje kamera, za to zaglądają kamerą do prywatnych mieszkań. Niekontrolowana inwigilacja obywateli może przybrać złowieszcze oblicze. Wiele razy bowiem doszło do naruszenia ustawy regulującej metody śledcze z 2000 roku (The Regulation of Investogatory Powers Act), która wyraźnie zakreśla granice tej inwigilacji. Jak niedawno ujawnili dziennikarze „The Guardian”, wiele instytucji publicznych nadużywa władzy, wprowadzając CCTV bez żadnego opamiętania, szpiegując własnych pracowników i bezprawnie autoryzując śledzenie obywateli. Lokalne spółdzielnie mieszkaniowe wielokrotnie przyłapywane były na prowadzeniu skomplikowanych operacji niemal szpiegowskich na tych, których podejrzewały o nielegalne podrzucanie śmieci czy tych, których psy zostawiały nieczystości na ulicy.
STróż prAWA łAmie... prAWo Brytyjska policja regularnie filmuje uczestników wszelkich demonstracji i wprowadza dane do tzw. CrimInt, centralnej bazy danych, mającej na celu katalogowanie szczegółów dotyczących działalności kryminalnej. Uczestniczenie w demonstracjach w Wielkiej Brytanii nie jest przestępstwem. Na taśmach wideo i kartach pamięci uwieczniani są również dziennikarze – po demonstracji w Kent policjanci filmowali ich przez okno McDonalda, gdzie dziennikarze zapisywali swoje notatki na laptopach. Później – po interwencji najpotężniejszego dziennikarskiego związku zawodowego, National Union of Journalists – stróże prawa musieli ich za to przeprosić. Koszty kontroli obywateli rosną dramatycznie – na najbliższe 10 lat przewidziano, że wyniosą 35 mln funtów. Rząd chce stworzyć gigantyczną bazę danych, w której przechowywane będą wszystkie emaile, SMS-y, a
być może, także treść rozmów przez komunikatory typu Skype. Policja twierdzi, że działania takie są niezbędne, ponieważ kryminaliści rozwijają się równie szybko, jak szybko rozwija się technologia komunikacyjna.
BunT oByWATeli Zaniepokojeni Brytyjczycy postanowili przeciwstawić się temu co nazywają erozją wolności obywatelskich. Znani pisarze, politycy, prawnicy, aktywiści i dziennikarze zorganizowali gigantyczną kampanię, w której naświetlają problem. Kampania pod nazwą Konwencja Współczesnej Wolności sponsorowana przez OpenDemocracy, Liberty, „The Guardian” i Joseph Rowntree Foundation ma na celu – jak napisano – obronę przed „atakami na fundamentalne prawa i wolności, które dokonywane są w imieniu wojny z terroryzmem, wzmocnione krachem finansowym i tendencjami kontrolnymi państwa opartego na gigantycznej bazie danych”. Nawet była szefowa MI5 (brytyjskiej agencji wywiadowczej) Stella Remington uznała zapędy państwa brytyjskiego za przesadne. – Lepiej, żeby rząd zamiast straszyć obywateli po to, by wprowadzić prawa, które ograniczają ich wolność (...), zrozumiał ryzyko, jakie one niosą, czyli życie w państwie policyjnym – powiedziała Stella Remington. Ale są i tacy, którzy inaczej patrzą na tę kwestię. Sir David Omand, były koordynator służb specjalnych w Wielkiej Brytanii, powiedział „The Times”, że współczesne technologie wywiadowcze będą obejmowały bardziej „wścibskie” metody śledcze, które z konieczności mogą naruszyć pewne prawa obywateli. Ale, jak uznał, dla bezpieczeństwa Brytyjczyków będzie to niezbędne. Jeśli prawo brytyjskie to uniemożliwi, będą to robić agencje wynajęte do tego celu poza granicami państwa. Wygląda zatem na to, że dla mieszkańców Wielkiej Brytanii prywatność to już tylko echo przeszłości.
|7
nowy czas | 28 marca 2009
reklama ON tHe GreeN – najnowsza oferta MHO w północnym Londynie
MieszkaNie, na które może cię stać? On the Green to dla osób o średnich dochodach szansa na własne lokum, a przyjazne środowisko oferuje rodzinom i osobom młodym możliwość stania się częścią nowej, dynamicznej społeczności Dzięki Metropolitan Home Ownership masz okazję stać się posiadaczem nowego mieszkania w stylowym apartamentowcu On the Green w dynamicznie rozwijającej się dzielnicy Edmonton, N9. Budynek ma 65 nowoczesnych, jedno- i dwupokojowych mieszkań i został wpisany w plan modernizacji całej dzielnicy. On the Green znajduje się w samym sercu Edmonton, a apartamenty sprzedają się bardzo szybko. W tej chwili pozostało już tylko kilka wolnych – wszystkie w ofercie part-buy, part-rent. Oferta On the Green skierowana jest głównie do osób ze średnimi dochodami. Julius Ferguson mieszka w swoim dwupokojowym mieszkaniu On the Green nieco ponad rok: – Moje mieszkanie jest naprawdę wyjątkowe. Czuję się tu bezpiecznie, otoczenie jest zadbane i mam dużo przestrzeni dla siebie. Mieszkam na trzecim piętrze i mam wspaniały widok na północny Londyn. Dodatkowo wszystko mam pod ręką. Miejsca, gdzie można się zrelaksować, siłowna oraz lekarz – wszystko znajduje się w On the Green. Atmosfera okolicy jest dużo lepsza niż tam, gdzie wcześniej zamieszkałem. Mam też wygodne połączenie komunikacyjne z miejscem pracy. Bernie Conroy, dyrektor Metropolitan Home
Ownership mówi: – Jesteśmy dumni, że w On the Green możemy osobom, które po raz pierwszy w życiu kupują mieszkanie, zaoferować bardzo wysoki standard. To dla osób o średnich dochodach szansa na własne lokum, a przyjazne środowisko oferuje rodzinom i osobom młodym możliwość stania się częścią nowej i dynamicznej społeczności. Oferta part-buy, part-rent to zakup takiej części mieszkania, na jaką kupujący może sobie w danej chwili pozwolić. W każdej chwili można zwiększyć udziały własne aż do 100 proc. Każde mieszkanie zostało starannie zaprojektowane, aby jak najlepiej wykorzystać przestrzeń mieszkalną. Nowoczesne wzornictwo doskonale współgra ze stylowo zaprojektowaną kuchnią oraz łazienką, z neutralnymi kolorami wyposażenia oraz wbudowanymi szafami. Okna są podwójnie oszklone, a niektóre mieszkania posiadają balkon. Usytuowanie w pobliżu stacji Edmonton Green zapewnia dojazd do City of London w ciągu 26 minut. Ponadto London Buses oraz Transport for London zainwestowały 1,3 mln funtów w budowę nowej stacji autobusowej tuż obok. Ceny mieszkań zaczynają się od £39,375 za 25 proc. udziału w wartości mieszkania.
af fordable
homes NOWE DOMY W OFERCIE PART BUY - PART RENT
Enfield
Więcej informacji na temat On the Green oraz innych ofert MHO New Build HomeBuy na stronie www.onthegreen.info, www.mho.co.uk lub pod numerem 0845 230 4422
Całkowita cena rynkowa mieszkania dwupokojowego wynosi £157,500. Roczny dochód jednej osoby kupującej to minimum £18,856, a dwóch – £20,731. Dla porównania średni miesięczny koszt kupna mieszkania z oferty New Build HomeBuy to £634, a przy standardowych procedurach kredytowych koszt ten wynosi £1105. Dodatkowo kupujący zwolnieni są z opłaty Stamp Duty do momentu osiagnięcia 80 proc. udziałów w wartości mieszkania. Kupujący zainteresowani nabyciem mieszka-
North London
On the Green
Hatfield
Welwyn & Hatfield
The Forum
Two bedroom apartments available to people living or working in London Minimum income required to buy here is from £20,822 a year
nia w On the Green muszą najpierw zarejestrować się w Housing Options – www.housingoptions.co.uk – londyńskim centrum informacji o wszystkich ofertach mieszkaniowych (HomeBuy) wspieranych przez brytyjski rząd, oferującym darmową i obiektywną poradę oraz pomoc w wybraniu najkorzystniejszej indywidualnej oferty. Housing Options współpracuje z ponad 40 deweloperami co daje kupującemu szeroki wybór nieruchomości z rynku pierwotnego i wtórnego po atrakcyjnych cenach.
Muswell Hill
North London
Hackney
Coppetts Wood (Phase 1)
One and two bedroom apartments available to local residents of Welwyn and Hatfield Minimum income required to buy here is from £20,515 a year
East London
Cordwainer House
4 x three bedroom houses available to residents of Haringey Minimum income required to buy a new home here is from £39,398 (single) or £42,505 (joint) a year
A selection of one, two and three bedroom apartments available from January 2009 Minimum income required to buy a new home here is from £23,686 a year
HURRY! 50% RESERVED Available NOW! Brent
West London
Available NOW! Brent
West London
Available NOW! Southwark
South East London
Available NOW! London & Home counties
Image is of similar MHO development
The Kingsbury
Inspiration
1 x one bedroom apartment available to Brent residents Minimum income required to buy here is from £21,993 a year
Selection of one and two bedroom apartments available to people who live and work in Brent and London Key Workers Minimum income required to buy here is from £20,961 a year
Only one remaining!
Last few remaining!
McKenzie Court Two bedroom apartment available to Southeast sub-region and Southwark residents Minimum income required to buy here is £25,784 a year
Resales We also have a range of affordable resale homes on offer across London and Home counties Houses and 1 & 2 bedroom apartments available
Only one remaining!
For more information on these new homes call our sales team on 0845 230 4422 or email mhosales@mht.co.uk quoting ‘The Polish Weekly’ Images are indicative only and may show a similar MHO development. Metropolitan Home Ownership is a trading name of Metropolitan Housing Trust Limited. Metropolitan Housing Trust is charitable, registered under the Industrial & Provident Societies Act 1965, No: 16337R and registered with the Housing Corporation, No: LO726 Consumer Credit Licence No: 557055. *Terms & conditions apply. Details correct at time of print January 2009.
Available NOW!
8|
KONKURS
28 marca 2009 | nowy czas
czas na wyspie
SZANSA WYGRANIA KOSZA PEŁNEGO WIELKANOCNYCH SPECJAŁÓW WARTEGO £50 ORAZ LEBARA MOBILE PAY-AS-YOU-GO-SIM CARD WARTĄ £20 Czas Wielkanocy to czas refleksji i tradycji. To także czas na kontakty z przyjaciółmi i rodziną. Na czas Wielkanocy Lebara mobile oraz Nowy Czas przygotował dla czytelników wspaniałe nagrody. Dwóch zwycięzców otrzyma po koszu pełnym polskich wielkanocnych specjałów (zdjęcie nie przedstawia kosza-nagrody) oraz Lebara Mobile Pay-As-You-Go SIM card wartą £20, dzięki której połączysz się z rodziną i przyjaciółmi mieszkającymi za granicą. Lebara Mobile to tanie połączenia telefoniczne już od 4p za minutę do Polski, połączenia narodowe za 10p oraz wiadomości tekstowe do każdego miejsca A by wyna grświecie ać nagtakże rody za 10p.
należy odpowiedzieć poprawnie na pytanie: Jaki jest koszt wysłania wiadomości tekstowej za granicę w ofercie Lebara Mobile? Odpowiedzi z podanym imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu prosimy przesłać na adres mailowy redakcji Nowego Czasu marketing@nowyczas.co.uk Wa run ki uczest nic twa: Zgło sze nia na kon kurs pro si my prze sy łać do piąt k u 3 kwiet nia. Z po śród na de sła nych zgło szeń wy lo s u je my dwi e oso by, któ re otrzy ma ją na gro dy w po sta ci Wiel ka noc ne go ko szy ka war te go £50 oraz Le ba ra Mo bi le Pay -As -You -Go SIM card war t ą £20. Zwy cięz cy zo sta n ą po wia do mie ni przez re dak cję No we go Cza su po p rzez kon takt ma ilo wy lub te le fo nicz ny do 9 kwiet nia. Nie jest moż li wy ża den ekwi wa lent pie nięż ny lub rze czo wy zdo by t ych na gród. Da ne uczes t ni ków kon kur su po zo sta ną t yl ko do wia do mo ści or ga ni za to ra. Da ne oso bo we na de sła ne na kon kurs ni e zo sta ną ni ko mu ujaw nio ne. W kon kur sie ni e mo gą brać udzi a łu pra cow ni cy Le b a ra Mo bi le, No we go Cza su oraz in ne oso by bio rą ce udział w or ga ni za cji kon kur su. No wy Czas oraz Le ba ra Mo bi le nie po no szą od po wie dzial no ści w przy pad k u spóź nie nia lub utra ty zgło sze nia. Ad res or ga ni za to ra: Le ba ra Mo bi le, 100 Le man Stre et, Lon don E1 8EU.
Skorzystajmy ze swojego prawa Walka o głosy Polaków w wyborach europejskich 4 czerwca staje się coraz bardziej widoczna. Wszystkie trzy główne partie polityczne – Partia Pracy, Partia Konserwatywna i Liberalni Demokraci – utworzyli swoje grupy „Friends of Poland”. Wspólnie też apelują o udział Polaków w życiu publicznym. W śro dę 18 mar ca, za le d wie ty dzień po in au gu ra cji La bo ur Friends of Po land mia ła miej sce ko lej na od sło na tej ba ta lii. W POSK -u dys ku sję skie ro wa ną do Po la ków zor ga ni zo wa li Li be ral ni De mo kra ci. Udział wzię li mię dzy in ny mi pre zes Zjed no cze nia Pol skie go Jan Mo krzyc ki, twór ca Li be ral De mo crat Friends of Po land i rad ny dziel ni cy Ha rin gey John Oakes, bur mistrz Is ling ton Ste fan Ka sprzyk, dy rek tor za rzą dza ją cy ra dia Or ła Geo r ge Ma tlock, człon ko wie kam pa nii „Po la cy Gło su ją”, kan dy da ci w wy bo rach eu ro pej skich, a tak że pol skie po li cjant ki w ro li apo li tycz nej na za pro sze nie Ci ti zens Ad vi ce Bu re au, ja ko przy kład po zy tyw ne go wkła du Po la ków w spo łe czeń stwo bry tyj skie. Dys ku to wa no o spra wach le żą cych w sfe rze szcze gól ne go za in te re so wa nia Po la ków jak przy stą pie nie Wiel kiej Bry ta nii do stre fy Schen gen, za stą pie nie fun ta przez eu ro czy przy ję cie dy rek ty wy unij nej zrów nu ją cej w pra wach pra cow ni ków agen cji pra cy z oso ba mi za trud nio ny mi bez po śred nio. Jan Mo krzyc ki pod kre ślił, iż to, że POSK bę dzie słu żył ja ko lo kal wy bor czy pod czas nad cho dzą cych wy bo rów, jest spra wą sym bo licz ną. Dzię ki te mu Po la cy miesz ka ją cy na Ham mer smith mo gą gło so wać w miej scu, któ re do brze zna ją i do któ re go wie dzą jak tra f ić. To ukłon w stro nę pol skiej spo łecz no ści i za pro sze nie do udzia łu w wy bo rach. Od nas sa mych jed nak za le ży ilu z nas z nie go sko rzy sta. Ni żej pod pi sa ny omó wił kam pa nię „Po la cy Gło su ją”, któ ra wkrót ce na bie rze roz pę du. Po la cy ma ją już za gwa ran to wa ne te sa me pra wa co in ne na ro dy eu ro pej skie – w tym pra wo do gło so wa nia w in nym kra ju Unii Eu ro pej skiej. Nie ma żad nych po wo dów, by z nie go nie sko rzy stać. Do gło so wa nia za chę ca ły tak że kan dy dat ki w wy bo rach eu ro pej skich – trzy pa nie. Z tej gru py tyl ko
jed na jest An giel ką, dru ga z po cho dze nia Chin ką a trze cia Włosz ką. – Sa ma wiem, czym jest zmia na kra ju za miesz ka nia. W cią gu kil ku lat cho dzi łam do szkół w trzech róż nych kra jach. Pro ble my zwią za ne z imi gra cją są mi szcze gól nie bli skie. Je śli mnie uda ło się kan dy do wać w wy bo rach eu ro pej skich to zna czy, że jest to rów nie moż li we dla Po la ków. Jest dla mnie na tu ral ne, że Po la cy we zmą udział w tych wy bo rach, te raz lub w przy szło ści” – po wie dzia ła Din ti Bat sto ne. – Na sze spo tka nie w POSK -u jest oka zją do kon ty nu owa nia dia lo gu, ja ki Li be ral ni De mo kra ci pro wa dzą z pol ską spo łecz no ścią od je sie ni. Chce my się dowie dzieć od Po la ków, ja kie pro ble my zwią za ne z imi gra cją mo gą być roz wią za ne w dro dze po li tycz nej. Swo bod ny prze pływ osób i do stęp do pra cy w ra mach Unii Eu ro pej skiej są na szy mi prio ry te ta mi. Wszyst ko o co pro si my, to od po wiedź na te py ta nia do Li be ral De mo crat Fre inds of Po land i wzię cie udzia łu w wy bo rach. Oczy wi ście, za pra sza my do ko rzy sta nia z pra wa do udzia łu w par tiach po li tycz nych, a tak że do star to wa nia w wy bo rach” – za koń czył szeftej gru py John Oakes. W ramach poczucia pełnej integracji wszy scy uczestnicy spotkania zje dli pącz ki z Po lan ki.
Ma ciej Psyk
Jeśli mnie udało się kandydować w wyborach europejskich to znaczy, że jest to równie możliwe dla Polaków Dinti Batstone: (na zdjęciu)
Jazz ożywia POSKii Jazz Ca fe w POSK -u ob cho dzi ła swo je dwu let nie uro dzi ny, w do brym sty lu, w to wa rzy stwie Jar ka Śmie ta ny z ze spo łem, przy peł nej sa li i z go ścin nie wy stę pu ją cym Tom ku No wa ku. W za sa dzie To mek No wak (trąb ka) go ściem nie był, bo od ja kie goś cza su miesz ka w Lon dy nie. Wcze śniej grał w ze spo le Ni -
ge la Ken ne dy’ego, w któ rym też grał Ja rek Śmie ta na. Na sce nie Jazz Ca fe do szło więc do praw dzi wej fu zji emi gra cji z kra jem. Jazz Ca fe ma dwa la ta, po dob nie jak „No wy Czas”, dla te go da rzy my to miej sce szcze gól nym sen ty men tem. Ale nie tyl ko dla te go. Kie dy Ma rek Gre liak kil ka lat te mu po my ślał o klu bie jaz zo wym w POSK -u, wszy scy ła pa li się za gło wy. Łącz nie z sympa ty ka mi jaz zu. Ale do piął swe go. Do klu bu przy cho dzą nie tyl ko Po la cy. Jazz jest tą ma gicz ną for mu łą, któ ra po tra f i roz ru szać naj bar dziej nie mra we miej sce. Na wy stęp Śmie ta ny tra f ił na wet mło dy Ja poń czyk. W kie sze ni miał per ku syj ne pa łecz ki. Gra na bęb nach, był za sko czo ny po zio mem kon cer tu. – My śla łem, że zna łem wszyst kie stan dar dy jaz zo we, oka zu je się, że nie. Usły sza łem ca łą se rię te ma tów zu peł nie mi nie zna nych – zwie rzył się po kon cer cie. Czy li za ba wa Śmie ta ny w ujaz zo wie nie po pu lar nych pol skich me lo dii uda ła się. War to pa mię tać o tym miej scu i za re zer wo wać so bie każ dy pią tek . Jazz Ca fe w POSK -u na do bre za ist niał na lon dyń skiej ma pie. A kto mó wił, że się nie da?
Te re sa Ba zar nik
|9
nowy czas | 28 marca 2009
czas na wyspie
Pracownicy agencyjni poznajcie swoje prawa
Kosą pod şebro Rzecz zdarzyła się w Muswell Hill, miejscu uwiecznionym w prozie Virginii Woolf, filmach Mike’a Leigh i piosenkach zespołu Madness. Krótko po zmroku, który w tej części Londynu przypełza zawsze od strony Crouch End, nieopodal głównego skrzyşowania zatrzymała się duşa biała furgonetka. Wyskoczyło z niej czterech męşczyzn w kombinezonach koloru indygo i zaczęło sprawnie rozładowywać furgonetkę. Wkrótce dołączyło do nich ośmiu przedstawicieli Metropolitan Police w pełnym rynsztunku i kamizelkach odblaskowych. Technicy skończyli instalowanie bramki, policjanci zagrodzili ulicę metalowymi barierkami i zaczęli kierować przechodniów w stronę wykrywacza metalu. Pod czujnym okiem spoglądających z góry kamer sprawdzano jak leci: wracających do domu, idących na zakupy, zmierzających do pubu, spacerowiczów. Opornych odławiano do osobnej kontroli. Po około godzinie cały interes na powrót spakowano i Muswell Hill zaczęło znowu oddychać swoim nieśpiesznym rytmem. Do następnego razu. Sierşant Paul Davies z posterunku Haringey Borough, dowodzący akcją na Muswell Hill, wyjaśnił, şe chodzi o wykrycie ludzi noszących noşe. Ta akcja była czwartą z kolei. Ilu uzbrojonych w noşe przestępców do tej pory złapano w technologiczne sidła? Ano şadnego. Na dociekliwe pytania czy cała akcja jest aby legalna, sierşant Davies odpowiada z rozbrajającą szczerością, şe nie, ale lokalna społeczność popiera działania policji. To znaczy, şe wszystko jest OK, bo nikt się nie skarşy. A niechby zresztą spróbował. Na podstawie ustawy przeciwko terroryzmowi z roku 2000 policja ma prawo zatrzymać i przeszukać kaşdego, co do kogo ma uzasadnione podejrzenia, şe moşe być zamieszany w działalność terrorystyczną. Czyli krótko mówiąc kaşdego – począwszy od gościa w koszulce z napisem Bin Laden Forever i wypchanym plecakiem, z którego wystają laski dynamitu i pęki przewodów, a skończywszy na Bogu ducha winnym facecie w płaszczu, który pewnego lipcowego dnia wbiegł na stację metra Stockwell w Londynie. Warto wspomnieć, şe na podstawie tej właśnie ustawy, pomiędzy 1 października 2007, a 30 września 2008, na stacjach kolejowych zatrzymano 62
tys. 584 podróşnych. Kolejnych 87 tys. zatrzymano bądź przeszukano na podstawie innych aktów prawnych. Mało to czy duşo? Chyba mało, skoro policjanci odpowiedzialni za bezpieczeństwo transportu publicznego domagają się rozszerzenia uprawnień. Nie dalej jak dwa miesiące temu przeczytałem w prasie, o pomyśle wprowadzenia zmian w regulaminie przewozów koleją, polegających na tym, şe kaşdy kupujący bilet automatycznie wyraşałby zgodę na kontrolę, taką, jaka ma miejsce na lotniskach. Innymi słowy w dowolnym momencie moşna cię oderwać od lektury, wyzuć z gaci, przetrzepać plecak, czy co tam ze sobą bracie holujesz i puścić wolno. No chyba şe znajdą u ciebie ten scyzoryk Victorinox, co ci go ojciec podarował na Gwiazdkę, ten z cąşkami, lupką, korkociągiem i czterema zabójczymi ostrzami, kaşdym długości mniej więcej pięciu centymetrów. Wtedy jesteś ugotowany. Posiadacze scyzoryków Victorinox z lupką mogą na razie podrózować pociągami spokojnie – pomysł, by wyrywkowo „czesać� pasaşerów póki co upadł, ale przecieş wiemy, şe wróci jak wyrzucony bumerang. To tylko kwestia czasu. Wierzę, şe sierşant Paul Davies z posterunku w Haringey Borough i jemu podobni działają powodowani dobrymi intencjami. Jestem jednak przekonany, şe akcje takie jak ta na Muswell Hill są przejawem bezsilności i prowadzą donikąd. Pomysł, şe jak się ludziom pozabiera noşe, to prze-
staną się mordować, mam za przejaw myślenia magicznego. Przypomnę, şe w Polsce juş tak walczono z kijami bejsbolowymi. Po serii pobić z uşyciem tego przedmiotu, ktoś wpadł na pomysł, şe jak się wycofa kije ze sprzedaşy, to bandyci zostaną bezbronni. No ma to sens? Człowiek z noşem w kieszeni powinien być po prostu człowiekiem z noşem w kieszeni. Dopiero,kiedy uşyje go przeciwko drugiemu człowiekowi staje się przestępcą. I to wyłapywaniem przestępców ma się zajmować policja, a nie pędzeniem przypadkowych ludzi przez bramki bezpieczeństwa niczym bydło. Tak trudno to zrozumieć? A moşe to tylko moje negatywne skojarzenia? Moşe to nasze polskie doświadczenia kaşą mi podejrzliwie przyglądać się ludziom w mundurach. Tropić zagroşenia, których nie ma? Kiedy tłumaczyłem znajomemu Anglikowi, şe cała ta akcja odbierania ludziom noşy, podsycana histerycznymi tytułami w gazetach, jest warta tyle co guzik z pętelką, tylko kiwał głową. Nie chodzi o to, co bandyta ma w kieszeni, tylko o to, co ma głowie, mówiłem. Nie będą się dźgać noşami, to będą się dźgać śrubokrętami. I co wtedy? Zabronisz noszenia śrubokrętów? Masz rację, rzekł mi na koniec, ale coś zrobić trzeba. Tu chodzi o ludzkie şycie. Na to juş nie miałem odpowiedzi.
Dariusz Zientalak
Dover-Francja
promy taniej
19
*
GBP
Trwa rządowa kampania mającą na celu zapoznanie pracowników agencyjnych z przysługującymi im prawami, a pracodawców z ich obowiązkami. Na kampanię przeznaczono ponad milion funtów. Przygotowano plakaty, które pojawiły się w miejscach publicznych, w internecie oraz w prasie lokalnej, zachęcając pracowników do pogłębienia swojej wiedzy na temat przysługujących im praw. Minister ds. działalności gospodarczej Pat McFadden wystosował list do ponad 13 tys. agencji pracy, wyjaśniając w nim, w jaki sposób agencje mogą upewnić się, şe stosują się do wymogów prawa. Kampania stanowi uzupełnienie dla pracy Inspektoratu ds. standardów agencji pracy (Employment Agency Standards – EAS), która niedawno podwoiła liczbę swoich pracowników i otrzymała nowe uprawnienia śledcze. Minister Pat McFadden, powiedział: – Agencje pracy muszą postępować zgodnie z zasadami i nie mogą wypłacać swoim pracownikom mniej niş im się naleşy, nawet w czasie spowolnienia gospodarczego. Dzięki tej kampanii pracownicy agencyjni poznają swoje prawa, a pracodawcy – swoje obowiązki. Urszula Bowdler z firmy New Europe Personnel powiedziała: – Osoby cięşko pracujące i nieznające tak dobrze języka mogą zostać z łatwością wprowadzone w błąd i wykorzystane, dlatego teş ta kampania doda im odwagi oraz umoşliwi im głośne mówienie o problemach i zgłaszanie niewłaściwego traktowania. Pracownicy, którzy uwaşają, şe są nieodpowiednio traktowani, powinni skontaktować się z poufną infolinią inspektoratu EAS pod nr. tel. 0845 955 5105, która oferuje porady w ponad 100 językach. Informacja o prawach pracowników agencyjnych znajduje się takşe online pod adresem direct.gov.uk/agencyworkers. Z kolei Business Link dysponuje informacjami dla firm przeprowadzających nabór pracowników, które chcą upewnić się, şe stosują się do wymogów prawnych. (pr)
Rosyth
Belfast Dublin
Liverpool
Dover
Zeebrugge
Dunkirk
0844 847 5040 7ARUNKI I POSTANOWIENIA #ENA '"0 DOTYCZY WYBRANYCH REJSÊW POZA OKRESEM SZCZYTU DO DNIA /BOWI�ZUJE OPŠATA W WYSOKOuCI '"0 W PRZYPADKU ZMIAN W REZERWACJI #ENA MO–E ULEC PODWY–SZENIU W NASTà PSTWIE DOKONANIA ZMIAN W REZERWACJI :APŠACONE REZERWACJE NIE PODLEGAJ� ZWROTOWI /FERTA DOSTà PNA DO WYCZERPANIA BILETÊW ORAZ JEST WA–NA JEDYNIE JAKO CZà u½ REZERWACJI DOKONANEJ NA PODRʖ W OBIE STRONY $ODATKOWE OPŠATY OBOWI�ZUJ� W PRZYPADKU WSZYSTKICH INNYCH REJSÊW /BOWI�ZUJ� WARUNKI .ORFOLKLINE
10|
28 marca 2009 | nowy czas
felietony opinie
redakcja@nowyczas.co.uk 0207 639 8507 63 Kings Grove London SE15 2NA
Czy Szarik był komunistą? Krystyna Cywińska
Podobno tylko krowa nie zmienia poglądów. A czy ktoś kiedyś pytał o to krowę? No właśnie. Nic nie jest pewne, ani stałe. Wszystko się zmienia. A zmiany wpływają na zmienię poglądów. Jeszcze kilka lat temu prawie wszystko co pochodziło z PRL-u było przez starą emigrację podejrzane. Często zresztą słusznie. Emigracja miała wyłącznośc na patriotyzm.
Wierzyła w swoją ideologiczną wyższość, a także wyłączność swojej misji wyzwolenia kraju spod komuny. No i wyleczenia narodu z jadu marksistowskiego. Znana publicystka emigracyjna, Stefania Kossowska, pisywała, za Miłoszem, o pokąszeniu niektórych krajowych pisarzy i dziennikarzy jadowitym żądłem heglowskim. Żądłem filozofii XIX-wiecznego niemieckiego myśliciela Georga Wilhelma Hegla. Jego koncepcja dialektycznego rozwoju idei odegrała kluczową rolę w kształtowaniu marksizmu. Teraz, wobec kryzysu kapitalizmu, dialektyczny jad ideowy zaczyna sączyć się skrycie jako panaceum na dolegliwości systemowe. Niczym mrówczy jad w spirytusie na dolegliwości reumatyczne. Że nie wspomnę o okładach z liści kapusty. Zbawiennych na bóle stawów. I, jak czytam, pomocnych w zwalczaniu kryzysu. Sadźcie kapustę w ogródkach i na działkach, skoro trzeszczy w stawach kapitalistycznej gospodarki. No i przy okazji karmcie kapustą krowy. Może zmienią zdanie… Przeciętny człowiek ma dziś problemy ze swoimi poglądami. Socjalizm runął, kapitalizm się rozsypuje, różne struktury legły w gruzach, więc w co tu wierzyć? Człowiek jest skazany na rewidowanie i zmiany poglądów, w zależności od tego, czym jest faszerowany. Człowiek, czyli produkt propagandy. Na emigracji też byliśmy takim specyficznym produktem. Produktem wymogów ideologicznych i politycznych. Nie bez poważnych racji, ale
bywało, przy niepoważnych emocjonalnych argumentach. Bo nie wszystko i nie wszyscy byli w PRL-u pokąsani jadem heglowskim. Nie wszyscy i nie wszystko było w PRL-u skażone, trędowate. Na przykład żołnierze i oficerowie Dywizji Kościuszkowskiej. Formowanej w Sowietach, pod sowieckim nadzorem. Miałam w rodzinie takiego wysokiego rangą oficera pancernego. Wolałam się do niego nie przyznawać. Skoro pies Szarik i czterej pancerni ze znanego serialu telewizyjnego byli na emigracji trefni i skażeni komuną, jak mogłam się przyznać do rodzinnego trędowatego? Szarik też pewnie szczekał komunosloganami, bo nie po to się ma psa, żeby szczekać samemu – ktoś napisał. Kiedyś pod wpływem tego trefnego krewnego zaczęłam myśleć inaczej. I napisałam z okazji jakiejś rocznicy, że większość tych Kościuszkowskich żołnierzy, tak jak nasi żołnierze na Zachodzie, też się biła o niepodległą Polskę. Że to los wojenny ich rzucił w inne, obce nam szeregi. Los, a nie ich osobisty wybór. Bo wyboru nie mieli. Wielu z nich, jak mój kuzyn, próbowało, ale nie dostało się do Armii Andersa. Skuły ich mrozy syberyjskie, zamarznięte rzeki, zaśnieżone stepy, twarde grudy pod stopami w łapciach. Zniewoliły ich tysiące kilometrów tej strasznej i pięknej syberyjskiej ziemi. A szli także ku Polsce. Długo obrywałam za ten felieton. Felietonistka z rozdwojonym językiem. Zieje siarką wrogiej propagandy – pisano. Diablica z ro-
gami w kształcie sierpa i kopytami w kształcie młota. Zachowałam jeden z takich listów od jednego z niezłomnych autorów listów do „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”. Aż tu raptem… W rubryce listy do redakcji tego emigracyjnego organu, co widzę? Echo moich niegdysiejszych refleksji. Że pies Szarik i czterej pancerni i inni Kościuszkowcy to tacy sami weterani jak my. W niczym od nas nie gorsi. Oni się bili o Polskę pod Lenino, na Wale Pomorskim i pod Berlinem tak jak my, żołnierze Maczka i Andersa, na innych polach bitew. Ktoś inny napisał w liście do „Dziennika”, że tym żołnierzom Berlinga też się należy tablica na planowanym pomniku w Arboretum. A ma być tych tablic szesnaście. Dodać, czy nie dodać siedemnastą? Wobec tej zmiany poglądów? Nie mam zdecydowanego poglądu w kwestii tego dziwacznego projektu pomnika. Nie wiedziałam, że istnieje park pomników brytyjskich sił zbrojnych i gdzie jest to Arboretum i czy warto się pchać z naszym pomnikiem z tablicami do tego parku. I czy zwiedzający, brnąc w mokrej trawie zdołaliby przeczytać o dziejach i wyczynach naszych żołnierzy, wyrytych drobnym drukiem na tablicach. Kiepski to chyba projekt. O zmiany w tym projekcie walczy uparcie Zbigniew Mieczkowski, pancerny oficer gen. Maczka. Wie, o co walczy, bo głównie dzięki niemu Dywizja Pancerna gen. Maczka ma swój pomnik w Warszawie. Zbigniew
Mieczkowski sugeruje, żeby pomnik naszym żołnierzom postawić w Edynburgu. W przyjaznej nam Szkocji. Pewnie przegra w tej rozgrywce o tablice z inercją notabli i obojętnością reszty. Więc czy ma być tych tablic szesnaście czy siedemnaście? Czy może tabula rasa? Czyli niezapisana karta bojowa naszych żołnierzy w brytyjskim Arboretum. Pomniki się starzeją, tak jak ludzie. Przetrwają tylko te, które zachwycają swoim pięknem. O trwałości pomników decydują też legendy o tych, którym je stawiano. A stawianie pomników jest bodaj ważniejsze dla tych, którzy je stawiają, niż dla potomnych. Choć czyny mijają, pomniki jednak pozostają. Stanisław Lec napisał przezornie: „Burząc pomniki, nie zapominajcie o cokołach”, jak gdyby przewidział odkurzanie i brązowienie pomników Stalina i popiersi Marksa. Wszystko się zmienia. Trwałymi pomnikami narodów są dzieła twórców: malarzy, kompozytorów pisarzy. „Wzniosłem pomnik trwalszy od spiżu, wyższy od królewskich piramid” – czytamy w dziele Horacego. A Kazimierz Wierzyńskim napisał: „Powiedział mi Orfeusz w knajpie pod księżycową rzęsą, nikt mnie już nie oszuka! Świat nie ma sensu. Sens ma sztuka”. I to jest pocieszające. A propos krowy, która nie zmienia poglądów. Chłopak pyta blondynkę: – Chcesz krówkę? – Nie, dziękuję, jestem wegetarianką. Ja też, w większości światowych problemów.
Kondomiarze i modliszki Michał Sędzikowski
W Polskich mediach trwa religijno-polityczna wojna. Do jakich absurdów posuwają się polscy publicyści dowiedziałem się blogując na „Salonie24”.
Przykładowo popularny felietonista Tomasz Terlikowski, honorowy gość „Salonu24” i „Rzeczypospolitej”, postanowił wzywając polskich katolików do boju w obronie papieża wyjawić, że to wierność małżeńska i wstrzemięźliwość seksualna przed ślubem są najlepszym zabezpieczeniem przed HIV. Pomysł z prezerwatywami zaś jest oderwany od rzeczywistości i tak naprawdę jest wrażym spiskiem bezbożnych rządów Francji (kondomiarzy), które chcą zarabiać na sprzedaży prezerwatyw do Afryki. Zastanawiam się, w jakiej rzeczywistości żyje Terlikowski. Na pewno nie w naszej. W naszej rzeczywistości pomysł szklanki zimnej wody zamiast stosunku nie był przestrzegany nawet przez pokolenie moich rodziców. Obecnie na Zachodzie zjawiskiem społecznym jest nie tyle uprawianie seksu przed ślubem, co niechęć do zawierania małżeństw w ogóle. Społeczeństwo Zachodu coraz bardziej skłania się do idei wolnych
związków. W administracji państwowej Wielkiej Brytanii funkcjonuje już od dawna termin partner, obok klasyfikacji mąż, żona, i stanowi on podstawę do przyznawania bądź nie przyznawania świadczeń socjalnych. W naszej rzeczywistości nastolatki obojga płci w Anglii otwarcie przyznają się do odbycia stosunku seksualnego nawet z dwudziestoma partnerami (!). W mentalności współczesnego młodego Anglika/Angielki bycie prawiczkiem/dziewicą w wieku 18 lat jest „obciachem”, otwartym przyznaniem się do nieatrakcyjności. Zastanówmy się, w jakim społeczeństwie na całej przestrzeni dziejów ludzkości sto procent obywateli zachowywało wstrzemięźliwość seksualną przed zawarciem związku małżeńskiego i nie zdradzało się będąc w tym związku? Powszechność chorób wenerycznych w średniowieczu wskazuje na to, że nawet pod groźbą mąk piekielnych nie udało się osiągnąć „ideału”. Z małym wyjąt-
kiem. W krajach muzułmańskich udało się wyegzekwować prawie stuprocentową wierność i dziewictwo do ślubu wśród kobiet pod groźbą ukamienowania, co działa do dzisiaj! Według badań ONZ w Niemczech aż 29 proc. kobiet i 41 proc. mężczyzn przyznało się do zdrady. Są to badania z 2001 roku i mówimy o tych, którzy się przyznają. Jak wyglądałoby to w 2009 roku, gdyby można było liczyć na całkowitą szczerość respondentów? 60-80 proc.? A dodając do tego tych, którzy co prawda nie zdradzają, ale uprawiali seks przedmałżeński? Ilu nam pozostaje tych „zdrowych moralnie”? W RPA nasila się zjawisko tzw „gwałtów naprawczych”, polegających na grupowym zgwałceniu kobiety, podejrzewanej o homoseksualizm, przy milczącej aprobacie rządu i policji. Zwykłe gwałty już tam spowszedniały – jak się okazuje co druga kobieta padła ofiarą gwałtu. (!) Nakłanianie do wierności małżeńskiej,
kiedy być może co dziesiąty mężczyzna to gwałciciel, jest tak samo dobrym pomysłem, jak nakłanianie hordy tatarów w natarciu, do nie deptania trawników. Powołując się na kraje afrykańskie, gdzie rzekomo wyłącznie metodą wstrzemięźliwości udało się powstrzymać HIV Terlikowski oczywiście nie podaje żadnych źródeł tych rewelacji. Prawda jest bowiem inna. Jak podaje afrykański oddział Światowej Organizacji Zdrowia, wizja pustych kościołów jakoś przekonała tamtejszych duchownych do zaaprobowania używania prezerwatyw. Dopiero zachęcanie do wstrzemięźliwości w połączeniu z uświadamianiem o konieczności używania prezerwatyw zaczęło przynosić widoczne rezultaty. Postulat, by zaprzestać uprawiania seksu poza związkiem małżeńskim jako remedium na problem AIDS ma więc tyle mniej więcej sensu, co wycofanie z użycia samochodów w celu zlikwidowania problemu wypadków drogowych.
|11
nowy czas | 28 marca 2009
felietony i opinie
Na czasie
KOMENTARZ ANDRZEJA KRAUZEGO
Grzegorz Małkiewicz
Ten numer „Nowego Czasu” jest wybitnie kulturalny. Zmiana profilu redakcyjnego? Niezupełnie. Takie czasy. Redakcja podążała za wydarzeniami, a w ostatnich dwóch tygodniach było w Londynie bardzo kulturalnie i polsko. Polska kultura w najbardziej prestiżowych miejscach Londynu.
Niewątpliwy sukces organizatorów i twórców, który należy postrzegać jako dobry początek, bo droga przed nami długa. Polska kultura wymaga promocji i to powoli dociera do świadomości decydentów. Jest więcej środków i pokazujemy to, co najlepsze, a nie przaśny obraz promowany za czasów PRL-u przez firmę Cepelia. Budowanie wizerunku to długi proces, tak samo zmiana wizerunku. A Polska niestety nadal kojarzy się cudzoziemcowi z polną drogą, góralami, zdrowymi rumieńcami dziewcząt w pasiastych spódnicach i z kwiecistymi wiankami na głowie. Wizerunku dopełniają Lech Wałęsa i Jan Paweł II. I na tym koniec. Polska kultura jest znana jedynie w kręgach koneserów. Możemy z zazdrością słuchać jak Rosja, Niemcy, Francja, Włochy kojarzą się z plejadą artystów. Prawie każdy wie, kim był patron Goethe Institute, ale czy każdy wie, kim był Adam Mickiewicz? (proponuję przeprowadzenie małej sondy wśród brytyjskich znajomych). Może jednak wkrótce będzie wiedział, jeśli działalność Instytutu im. Adama Mickiewicza będzie się nadal rozwijała. Do tego potrzebne są pieniądze i wsparcie polskiego rządu, bez względu na opcje polityczne. A z tym nie jest najlepiej. Były już próby, póki co ograniczone do krajowego grajdołka, ustalania kanonu literackiego przez polityków. Na szczęście politycy schodzą na drugi plan. Prawdziwymi am-
basadorami Polski stają się artyści, i na ich działalność powinny znaleźć się pieniądze nawet w kryzysie, tym bardziej że rok kultury polskiej w Wielkiej Brytanii zaplanowano znacznie wcześniej, a efekty tej ogromnej pracy widzimy właśnie teraz w Londynie. Kiedy Instytut Kultury Polskiej zajmował okazały gmach przy Portland Place i nic poza tym, polscy artyści o własnych siłach zdobywali uznanie wśród Brytyjczyków. Swoistym ewenementem był sukces niskobudżetowego przedstawienia teatralnego w reżyserii Katarzyny Deszcz. „Princess Sharon”, na podstawie dramatu Witolda Gombrowicza, początkowo trafiła na obrzeża teatralne Londynu, tzw. fringe. Była tak nowatorsko zrobiona, że przeszła na South Bank. A po kilku wykupionych do ostatniego miejsca przedstawieniach prezenter radiowego TokShow, prawdziwy mistrz tego gatunku Nick Ferrari, przez kilka godzin swojego programu mówił „gombrowiczem”. A gdyby tak zainteresować brytyjskich widzów i twórców „Operetką” Gombrowicza? Tym porażającym studium XX wieku, demaskującym nędzę ideologii, pustkę światopoglądu i gorset kultury. Mało jest takich dzieł teatralnych ubiegłego stulecia, które są wyzwaniem dla wielkiego reżysera, kompozytora, scenografa i najbardziej prowokacyjnego projektanta mody. Nazwiska można dobierać według uznania. Marzenia, miła rzecz…
kronika absurdu Klientela pubowa to swoisty gatunek ludzi. Charakteryzuje się przyzwyczajeniami, których zmienić nie sposób. Tak się wydawało. Tego obawiały się lokalne władze wprowadzając zakaz palenia, bo co to za prawo, którego nie można egzekwować? Z tego właśnie powodu wprowadzono zakaz latem, kiedy pogoda sprzyjała paleniu na zewnątrz, a potem już jakoś poszło i niereformowalni pubowicze bez względu na warunki atmosferyczne palą pod chmurką. I chorują na przewlekłe przeziębienia. Ciekawe, ile gospodarka i NHS straciły z tego powodu pieniędzy. Nie powiódł się natomiast zakaz używania w pubie wulgarnego języka. Wprowadził go w swoim pubie w Banffshire Ian Milne. „If you have to swear, do not come in” – informowała tablica przed wejściem. No i bywalcy przestali przychodzić. Okazało się, że nie mogą pić piwa bez przeklinania. Baron de Kret
Wacław Lewandowski
Rozdzióbią nas... Afera z Frasyniukiem: komentując nepotyzm uprawiany przez wicepremiera Pawlaka, pozwolił sobie powiedzieć, że chłopi w dziejach Polski zapisali się głównie donoszeniem na powstańców i ściąganiem butów z poległych w powstańczych walkach. Oczywiście, przesada i niezręczność, świadcząca jedynie o tym, że gdy Frasyniuk do szkół chadzał, trzeba jeszcze było przeczytać słynną nowelę Żeromskiego i o tym, że niektórym umysłowościom przymusowa lektura szkodzi, ciążąc nadmiernie nad ich postrzeganiem rzeczywistości współczesnej i wizją świata. Zdumiewa jednak powszechne oburzenie aparatczyków z PSL, którzy ile sił biegli przed kamery, by mówić o podeptaniu chłopskiego etosu, obrazie polskiej wsi, ewentualnie grozić Frasyniukowi sądem i śmiercią cywilną. Zdumiewa – bo każe postawić pytanie, jakiej to tradycji broni partyjna drużyna Pawlaka, jakiemu systemowi wartości służy? Nie wystarczy za odpowiedź szczere zapewne wyznanie lidera PSL, że atak na jego osobę to „atak na polską wieś”. Chociaż, gdyby pomyśleć, że „polska wieś” to Pawlak, okazałoby się, że tradycja, której wierne jest PSL to tradycja rodziny Pawlaków właśnie. Mówiąc poważnie, cała „wierchuszka” PSL
to grupa dawnych działaczy ZSL lub Związku Młodzieży Wiejskiej, wasalnych przybudówek PZPR, służących do budowania wrażenia jakiegoś pluralizmu w politycznej monokulturze państwa komunistycznego. Po przełomie roku 1989 panowie ci ogłosili się spadkobiercami Witosa i Mikołajczyka, o których istnieniu w latach swej bujnej politycznej młodości mieli pojęcie mgliste lub żadne. Aby dopełnić nowy wizerunek ugrupowania okrzyknęli się także wyznawcami „tradycyjnych wartości” i, oczywiście – „wartości” chrześcijańskich, co przyszło tym łatwiej, że każdy z nich, mimo że młodość miał czerwoną (choć pod zielonym sztandarem), w niemowlęctwie był chrzczony, bo przecież na wsi nie wypadało inaczej... W nowym systemie politycznym PSL znalazło sobie miejsce znaczące, swoistą specjalizację. Ktokolwiek nie wygrał wyborów z wynikiem na tyle wysokim, by rządzić samodzielnie, miał w PSL chętnego koalicjanta. Prawica – bo przecie Stronnictwo jest „ludowe” i „chrześcijańskie”, postkomuniści – bo przecież pamiętali, skąd ci „ludowcy” się wywodzą, nikt więc nie miał ideologicznych oporów, by budować koalicję. Potem, jakoś tak zawsze okazywało się, że ten niby silniejszy koalicjant stał się za-
kładnikiem „słabszego” PSL-u. A to w sprawie obsadzania stanowisk w państwowej administracji, gdzie „ludowcy” musieli zawsze znaleźć dość miejsca dla swoich licznych rodzin, a to w sprawie dwudziestoletniej już polskiej niemożności zrealizowania konstytucyjnej zasady równości obywateli wobec prawa – dzięki KRUS-owi na emerytury polskiej wsi pracują polskie miasta, nadal też tylko nierolnik płaci w Polsce podatek dochodowy. Na reformę państwa w tym zakresie PSL nigdy nie pozwalało, widząc w tym rację swojego politycznego bytu i swój oczywisty interes – większość działaczy tej partii nominalnie żyje z „rolnictwa”, tzn. posiada ziemię. Jest PSL konsekwentnie siłą destrukcyjną, przedłużającą żywotność dziedziczonych po komunistycznym państwie zaniedbań i demoralizacji, wyrażającej się przede wszystkim w uprawianiu nepotyzmu. W oczach działaczy PSL nepotyzm jest dowodem przywiązania do „tradycyjnych wartości” i do rodziny, jak to wynika z wypowiedzi Pawlaka, którego zakładnikiem stał się obecnie Donald Tusk. Jakie będą konsekwencje tego stanu rzeczy? – Pierwszą jest niespodziewane zbliżenie premiera do prezydenta. Następną – może koalicja PO-PiS? Bez tego – patrz tytuł.
12 |
28 marca 2009 |nowy czas
redaguje Roman Waldca
czas pieniądz biznes media nieruchomości
Unia cichych podziałów pro po zy cje nie spo tka ła się oczy wi ście z fran cu ską apro ba tą, ale też nie po win no to dzi wić. Dzi wić za to mo gą po dej mo wa ne nie śmia ło pró by co raz da lej po su wa ją ce go się in ter wen cjo ni zmu pań stwo we go. W gło wach wie lu przy wód ców krą żą pew nie set ki po my słów sprzecz nych ze świę ty mi za sa da mi go spo dar ki wol no ryn ko wej. Nie wia do mo, czy w przy szło ści co raz czę ściej nie bę dą wy cho dzić na świa tło dzien ne.
Przemysław Kobus
P
omimo zapewnień wyraźnie widać, że w obliczu kryzysu finansowego poszczególni członkowie Unii Europejskiej nie chcą już tak solidarnie działać na rzecz dobra wszystkich. Pojedyncze rządy, choć nie mówią tego głośno, wolą grać na własną rękę i na rzecz swoich obywateli. Wiadomo jednak, że bogatsi ugrają więcej, biedniejsi – tyle co zwykle. Obowiązuje wzajemne poklepywanie się po ramionach, co pozostawia jednak trochę niesmaku. Czy deklaracje unijnej solidarności wytrzymają próbę czasu? Czy bogatsze państwa nie ulegną pokusie interwencjonizmu?
Unia w biedzie Nastroje we wszystkich państwach członkowskich nie są najlepsze i trudno się temu dziwić. W Niemczech lamentuje i pada na kolana Opel. Spółka-matka, a więc amerykański General Motors ledwo żyje. We Francji blisko dna znajduje się koncern PSA, a więc producent najpopularniejszych francuskich marek. Słabo radzi sobie też gospodarka Hiszpanii, Grecji, Włosi też nie mają powodów do szczególnego zadowolenia. Sektor bankowy został sparaliżowany kryzysem we wszystkich krajach wspólnoty, ale co kontrowersyjne, a jednak możliwe, w Europie Wschodniej sytuacja nie jest tak dramatyczna, jakby się wydawało. I nie pomaga nawet spekulowanie walutami w celu osłabienia polskiego złotego. W Europie Środkowej i Wschodniej, jeszcze jakoś dajemy radę, ale – czego nie można ukrywać – jest coraz gorzej. Politycy zapewniają, że nikt w obliczu kryzysu nie został sam. Polski premier po powrocie z Brukseli wyrażał nie lada zadowolenie z otrzymanych gwarancji. – Walka z kryzysem nie doprowadzi do podziału w Unii – przekonywał Donald Tusk. – Wszystkie kraje UE są w różnym stopniu dotknię-
GBP
EURO
23.04
4,88 zł
4,57 zł
24.04
4,9 zł
4,53 zł
25.04
4,93zł
4,56 zł
26.04
4,89 zł
4,56 zł
27.04
4,88 zł
4,59 zł
Uprzej mie choć szorst ko – W Unii Eu ro pej skiej nie ma ani jed ne go przy pad ku pro tek cjo ni zmu – za pew niał pre mier kie ru ją cych wspól- no tą Czech, Mi rek To po la nek. Do sko na le wie dział, że tak on, jak i po zo sta li przy wód cy cze ka ją tyl ko na pierw sze go, któ ry nie ba wem wy ła mie się z dy -
Za sa dy unii go spo dar czej wy klu cza ją pań stwo we wspo ma ga nie go spo da rek, ale Ni co las Sar ko zy nie bał się za pro po no wać wspar cia fran cu skiej mo to ry za cji
te kryzysem. Każdy kraj wymaga odrębnej analizy, ale sposoby walki muszą być zgodne z uniwersalnymi zasadami zapisanymi w traktatach UE – mówił premier. Polakom zależy przede wszystkim na wybadaniu nastrojów panujących wśród innych przedstawicieli poszczególnych krajów. Chcemy sprawdzić, jak dalece rozwinięte kraje UE są w stanie posunąć się, by ratować własne gospodarki. Okazało się, że na śmiałe kroki kilka mocarstw już się zdecydowało, ale sztywne zasady funkcjonowania Unii Europejskiej, jako unii gospodarczej, nie pozwalają na państwowe wspomaganie gospodarek, choć takie zakusy miało kilka liczących się w świecie państw. Mowa tu m.in. o Francji i jej prezydencie. Nicolas Sarkozy nie bał się zaproponować wsparcia francuskiej motoryzacji. Polska się oburzyła, bo przecież dzisiaj – szczególnie na Wybrzeżu – odczuwamy skutki restrykcyjnej polityki unijnej w zakresie mocno ograniczonego wspomagania przez państwo poszczególnych sektorów, a szczególnie firm. Mowa oczywiście o stoczniach. Nasza reakcja na francuskie
plo ma tycz nych ka no nów za cho wa nia i „nie mo ral nie” ob wie ści wszem i wo bec, że je go kra ju nie stać już na kur tu azję i nie mo że pa trzeć, jak ko lej ne mi lio ny oby wa te li tra cą pra cę znacz nie ob ni ża jąc po ziom swo je go ży cia. Ale te go sta now cze go gło su jesz cze nie ma. Jesz cze, bo za pół ro ku, a mo że na wet wcze śniej, ta ki głos da się pew nie usły szeć. Na ra zie jed nak nikt nie zmie nia stan dar dów za cho wa nia. – Mu si my maksymalnie wy ko rzy stać ry nek we wnętrz ny ja ko si łę na pę do wą roz wo ju i za trud nie nia – mó wi To po la nek. Pięk ne, acz pu ste dzi siaj ha sło. Unia we wnętrz nie nie jest w sta nie stać się en kla wą szczę ścia i do bro by tu, po trzeb ne są ze wnętrz ne ryn ki zby tu, ze wnętrz ni do staw cy czy ze wnętrz na si ła ro bo cza. A na ze wnątrz prze cież też pa nu je kry zys.
Z ta ki mi sa my mi de kla ra cja mi wy stę pu je pre zy dent USA, Ba rack Oba ma. Sy tu acja go spo dar cza Sta nów Zjed no czo nych za le ży od chłon no ści świa to wych ryn ków – w grę wcho dzi więc tyl ko roz wią za nie glo bal ne – de kla ru je pre zy dent. Tyl ko ja kie? Jak do tąd wy ku py wa nie „tok sycz nych” dłu gów nie wie le da ło, na ryn ku fi nan so wym za stój – gieł dy nie po dzie li ły en tu zja zmu wy bor ców. W kwiet niu przy wód cy Europy spo tka ją się w Lon dy nie z resz tą świa ta. Naj waż niej szą oso bą bę dzie pre zy dent Ba rack Oba ma. Spo tka nie ma kosz to wać 50 mln fun tów. W po rów na niu z mi liar da mi, któ re znik nę ły z mo ni to rów to rze czy wi ście ma ło, a jeśli przy wód cy znaj dą ma gicz ne wyj ście z za pa ści moż na bę dzie mó wić o pie nią dzach do brze wy da nych.
7DĕV]H 8EH]SLHF]HQLH
6DPRFKRG\ 0RWRF\NOH 9DQ\
3ROVF\ GRUDGF\ Z 8. VâXĪĆ V]\ENĆ L IDFKRZĆ REVâXJĆ =DG]ZRĔ GR -DUND L MHJR ]HVSRáX
0870 999 05 06 =DSáDWD SU]H] GLUHFW GHELW $VVLVWDQFH ZOLF]DMąF 3ROVNĊ
MoĪOLZH W\PF]DVRZH XEH]SLHF]HQLH $QJLHOVND ¿UPD ]DáRĪRQD Z $XWRU\]RZDQD L SUDZQLH UHJXORZDQD SU]H] *RG]LQ\ RWZDUFLD 9am - 5.30pm Po-Pt oraz 9am - 5pm Sob
|13
nowy czas | 28 marca 2009
sylwetki
Maria Drue o sobie i o innych Akompaniatorka. Współtworzyła scenę polską w Londynie od jej początków. Teraz od czasu do czasu reanimuje ją w POSK-u wraz z aktorami dawnego Teatru Nowego. Publiczność ta sama co przed laty. Przy pianinie Maria Drue. Znana każdemu widzowi z pokolenia wojennej emigracji. Kompletnie nieznana emigrantom najnowszej fali. MoŻe nie MusiaŁabyM pracowaĆ w sklepie – Pierwszą moją pracą była „Parada”. Zespół teatralny, który swoje początki miał w czasie wojny w Iraku albo Persji. „Parada” ściągnęła wybitnych przedwojennych muzyków, pieśniarzy, twórców. Jej dyrektorem był Ref-Ren [Feliks Konarski – red.]. Grała orkiestra Henryka Warsa, jedną z solistek była Renata Bogdańska, czyli generałowa Andersowa. Cały ten wielki teatr przyjechał z polskim wojskiem tutaj. Nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić, a że Polaków było pełno w całej Anglii, rozbiliśmy się na zespoły, które jeździły po kraju. Ja zaczęłam od zespołu baletowego. Po występie dzieliliśmy się tym, co było w kasie. Pieniądze marne, ale były. Może gdybym została w Polsce i tam się muzycznie rozwinęła, nie musiałabym pracować w sklepie, tak jak pracowałam tutaj, ani w biurze, przez lata, bo z gry w teatrze polskim nie dało się wyżyć. Nie było lekko, ale ciągle uważam, że w porównaniu z tym, co działo się w tym czasie w Polsce, to, co myśmy tu przeżyli, to było nic. Bo nikt nas nie więził, nie torturował, nie wyrzucał z kraju. W Polsce, jak ktoś zapisał się do partii, było cacy, ale trzeba było się sprzedać. My nie musieliśmy się sprzedawać. Nasze życie było politycznie kompletnie niezależne. A to jest bardzo ważna rzecz. Kiedy staraliśmy się o pracę, nikt nas nie pytał, jakiego jesteśmy wyznania i na jaką partię głosujemy. To są dwie rzeczy, które świadczą o wolności człowieka. Przeżyliśmy tylko brak dobrobytu na początku, ale każdy to akceptował. No bo skąd miał się on wziąć? Wojna się skończyła, przyjechaliśmy do obcego kraju, mało kto znał angielski. Ja znałam z filmów cztery słowa: I love you i The End. Zawodowy pan pułkownik albo major sprzed wojny – cóż mogli robić w Anglii? Czyścili srebra w restauracjach. Nazywali siebie: my, srebrna brygada. Bo była – na szczęście – część emigracji, która patrzyła na siebie z przymrużeniem oka. „Walczymy o Polskę” – tego rodzaju frazesy sobie opowiadano czy pisano, ale byli też ludzie, którzy umieli się śmiać z siebie samych. Taki emigrant, który w ciągu dnia mył naczynia albo czyścił srebra, wieczorem się ubrał, napachnił i zaczynał wierzyć w siebie. Te wyjścia, bale i spotkania trzymały ludzi moralnie, szli do polskiej kawiarni poplotkować ze znajomymi, żeby się nie rozpaść. Mój mąż co wieczór po pracy, a przez pierwszy okres pracował jako robotnik, chodził do kawiarni. W modzie był wtedy Da-
kowski, czyli Daquise na South Kensington. Tam się spotykali i gadali, przeważnie o wojnie, jak komu było. Dla nich wojna była cudownym okresem, byli młodzi, ciągle jeszcze mieli wszystko przed sobą. Napisałam kiedyś taką fraszkę, że kiedy spotykali się, żeby mówić o wojnie, po jakimś czasie zaczęli mówić o pokoju… do wynajęcia. Bo wszyscy podnajmowali wtedy pokoje, tak jak dzisiaj Polacy, którzy tu przyjeżdżają. Choć wtedy łatwiej można było dostać pożyczkę niż dzisiaj, więc dużo szybciej dochodzili do własnych domów czy do własnego mieszkania. Oczywiście przez dwadzieścia lat je potem spłacali, ale mieli coś własnego. I już nie pamiętam, czy ktoś mi to powiedział, czy to było moje, ale funkcjonowało takie powiedzenie: Wszystkie domy na Ealingu są polskie. Był tam jeden Anglik, ale umarł z tęsknoty za ojczyzną. Suknie kupowałyśmy u pułkownika Falewicza, który zdobywał je na licytacjach. Miał taki mały pokoik zawalony od podłogi aż po sufit szmatami. Grzebałyśmy w nich i wybierałyśmy, co nam się podobało. Trochę miałam obawy czy emigracja nie potępi mnie za zakończenie jednego z moich opowiadań, w którym porównałam ją do Kongresu Wiedeńskiego. Polska pochowana, a my tańczymy. A tak przecież było.
nie wieDZiaŁaM, Że pani Z lonDynu W 1961 roku przyjęliśmy z mężem brytyjskie obywatelstwo. Paszport można było dostać już po pięciu latach pobytu tutaj, ale wcześniej nie mieliśmy pieniędzy, za paszport trzeba było zapłacić. Pamiętam, że kosztował 22 funty, a mój mąż zarabiał siedem funtów tygodniowo, później dziewięć. Trzeba było odłożyć. W końcu jednak go dostaliśmy. Dawał nam ochronę we wszystkich krajach z wyjątkiem Polski. Przypuszczam, że dlatego, iż wciąż byliśmy obywatelami polskimi, nam nikt obywatelstwa nie odebrał. W Polsce mogliśmy więc zostać zatrzymani, brytyjski paszport nas nie chronił. Jak tylko dostałam paszport, poleciałam zaraz do mojego ukochanego Krakowa. Stamtąd autobusem pojechałam do Zakopanego, które było po Krakowie moją drugą ojczyzną. Byłam wtedy nałogową palaczką, a w autobusie można było wtedy palić. Byłam strasznie zdenerwowana, więc paliłam papierosa za papierosem. Koło mnie siedziała bardzo miła pani, która uważała, że tak jak ja jest emigrantką, bo pochodziła ze Lwowa. Mnie się jej pogląd strasznie podobał, miała rację,
›› Maria Drue z Jerzym Derflem. Zdjęcie ze zbiorów prywatnych tyle tylko że ona nie musiała się uczyć języka. W pewnym momencie wstała jakaś kobieta, która siedziała z przodu autobusu i powiedziała do mnie: – Może byś paniusia przestała wreszcie smolić te papierosy, bo się wszyscy udusimy. Przeprosiłam, zgasiłam i więcej do kolejnego postoju nie zapaliłam. Moja emigrantka gdzieś w Nowym Targu zniknęła, a kiedy znów wsiadłam do autobusu, nagle ta sama kobieta powiedziała: – Ja panią bardzo przepraszam, nie wiedziałam, że pani jest z Londynu. Myślałam, że mnie wtedy krew zaleje. To dlatego, że jestem z Londynu, to trzeba być dla mnie grzecznym? A dla człowieka stamtąd to już nie? Innym razem chciałam lecieć z Warszawy do Krakowa i poszłam do LOT-u kupić bilet. Panienka, która mnie obsługiwała, krótko zaszczekała: – Na jutro nie ma lotów. – Proszę mi więc uprzejmie powiedzieć na kiedy są? – spokojnie zapytałam. – Może pani lecieć pojutrze. Dowód osobisty – szczeknęła po raz drugi. Wyciągnęłam brytyjski paszport. Panienka, inny człowiek. – Ja panią strasznie przepraszam, jak pani chce lecieć jutro, to oczywiście że mam dla pani miejsce. Podziękowałam za „uprzejmość”, która nie przysługiwała ludziom tam żyjącym. Takie były przypadki, które mnie strasznie bolały. Przez dziesięć lat nie jeździłam do Polski, także między innymi z powodu antysemityzmu. W 1968 roku straciłam do Polski serce. To jest moja ojczyzna, nie mam innej, ale nie mogłam się przemóc.
istota MoJego Życia Najwspanialszą przygodą zawodową w moim życiu był Teatr Nowy. Mieliśmy tu też przez lata bardzo zasłużony Teatr Polski ZASP, który miał swoje wzloty i upadki. Ale Teatr Nowy dzięki Urszuli Święcickiej był, nie powiem że dużej klasy, ale był to dobry, prowincjonalny teatr. Bardzo ważny w moim życiu i bardzo żałuję, że się przedwcześnie skończył. Mogliśmy jeszcze parę lat grać. Motorem wszystkiego była Urszula. Kiedy zrezygnowała i wróciła do kraju, teatr
przestał istnieć. Dla mnie to była wielka strata i mam wrażenie, że dla moich młodszych kolegów także, bo prawie każdy z nich od czasu do czasu wraca na scenę, coś razem robimy, ale to już nie jest teatr z prawdziwego zdarzenia. Takim powrotem są wieczory poetyckie w Sali Malinowej POSK-u, które Helena [KautHowson, reżyserka – red.] zaczęła organizować. Są dla nas, dla mnie na pewno, ucieczką w przeszłość, takim wybiegiem w stronę aktywnej, teatralnej działalności, za którą, mimo wieku, ciągle jednak tęsknię. Oprócz rodziny była to właściwie istota mojego życia.
napisZ Do nich MeloDie Jestem może trochę cyniczna, ale uważam, że część ludzi, która została na emigracji nie została tu wcale, by walczyć z komunizmem, ale dlatego, że tu mieli chleb z masłem i z szynką. W pewnym momencie wszystkim nam tutaj zaczęło się lepiej powodzić. Tego nie da się ukryć. A moja artystyczna przygoda? Byłoby ze mną coś nie tak, gdybym uważała, że jestem jakąś wyjątkową pianistką czy autorką piosenek. Zawsze można lepiej i więcej, ale jestem na to zbyt leniwa. Kiedyś Agnieszka Osiecka zostawiła mi plik tekstów. – Napisz do nich melodie – powiedziała. Jacek Kaczmarski też mi coś zostawił, ale nie wiem, gdzie te teksty pochowałam. Nigdy nie lubiłam pisać muzyki dla siebie, musiałam mieć konkretny cel, wiedzieć, po co coś robię. W życiu jest tyle przyjemniejszych rzeczy. Pisać, żeby pisać? Wolałam pojechać na wakacje. Że zrobiłam tak zwaną karierę na emigracji zawdzięczam temu, że po prostu nie było innych pianistów.
Wysłuchała Elżbieta Sobolelwska *) Wieczory Sceny Poetyckiej również odchodzą do przeszłości. POSK-u nie stać na wspieranie finansowe tej działalności, nie znalazł się też, mimo podjętej akcji, sponsor, który zechciałby wesprzeć te artystyczne działania grupy artystów.
14|
28 marca 2009 | nowy czas
agenda
Sherlock Holmesii – produkt doskonały – very British Tadeusz Zubiński
O
koło roku 1887 najpierw w angielskiej a następnie w światowej przestrzeni literackiej zamieszkał na stałe Sherlock Holmes, stworzony przez Arthura Conana Doyle’a. Gentleman szczupły aż do przesady, zdeklarowany stary kawaler, egocentryk można powiedzieć z urodzenia, obdarzony niesamowicie precyzyjnym umysłem, namiętny palacz fajki i papierosów, wybitnie prowadzący wybitnie niesportowy tryb życia. W naszej wyobraźni od ponad 100-lecia Holmes paraduje za sprawą kreski pierwszego swego ilustratora Sydney’a Pageta, z nieodzowną pokaźną fajką od Dunhilla w zębach albo przynajmniej old briar’em, a do oka nieodzownie przykłada szkło powiększające. Chętnie nosił kraciasty płaszcz z pelerynką, pumpy, a w zaciszu domowym aksamitny szlafrok. Fenomen rozróżniający popioły tytoniowe, z równą wprawą jak przeciętny człowiek odróżnia kartofel od kapusty. Chemik-eksperymentator, umysł analityczny aż do bólu – sam uskarżał się, że posiadanie takiego umysłu jest przekleństwem. Realista, wyznawca zasady: błędem jest utożsamiać dziwne z tajemniczym. Dyle-
tant w sferze nauki, ale nie pozbawiony ambicji brylowania, gdyż dosyć regularnie zasilał pisma naukowe przyczynkarskimi artykułami. Niespełniony do końca aktor, nonszalancki miłośnik przebieranek i niestrudzony czytelnik gazet – ulubione gatunki dziennikarskie – drobne ogłoszenia i dział nekrologów, oraz stały czytelnik Almanachu Whitakera. Pojawił się w czterech powieściach i 56 nowelach, niektóre cechy mistrza Doyle wzorował na swoim profesorze z Edynburga Josephie Bellu. Holmes zadebiutował w roku 1887 w powieści „Studium w szkarłacie” Zasadniczo palił fajkę – ulubiona to stara, czarna, wrzoścowa, nabijana mocnym, czarnym marynarskim tytoniem, ale także cygara i papierosy. Wyniosły egocentryk, ale nie obca mu była praktyczna wiedza o właściwym czasie gotowania jajek. Very British, ale i miłośnik egzotycznych dla Anglika łaźni tureckich, zresztą tak samo jak doktor Watson. Miał zwyczaj późno wstawać. Naturalny konserwatysta, ściśle przestrzegający konwenansów, nawet imperialny nacjonalista, i tym samym ogromny snob. Hołdując manii przebieranek, na co dzień gustuje w starannej elegancji acz nieco ostentacyjnej. Co do przebieranek, to miał w różnych częściach Londynu co najmniej pięć lokali w których mógł zmienić swoją osobowość. Zdeklarowany stary kawaler, niektórzy dociekliwi sugerują, że być
jacek ozaist
WYSPA [02] W kraju krążą legendy o Polakach spacerujących po Londynie od pubu do pubu, od sklepu do sklepu, żegnanych życzliwym uśmiechem albo kartką: No job vacancies. Ale chwilowo nie mam lepszego pomysłu. Więc idę. Wyobrażam sobie, że wędruję po górach. Każdy pub to jakby ostatni pagórek, za którym kryje się szczyt. Wspinam się na niego i dopiero wtedy wychodzi na jaw, że droga jeszcze daleka. Nie wchodzę do żadnego. Szukam tylko takich, z wywieszonym na drzwiach zaproszeniem. Wstyd przyznać, ale trochę się boję, a może krępuję. No bo jak tak wejść, jak akwizytor z ulicy, między tych wszystkich uśmiechniętych, zadowolonych z życia ludzi i nic nie zamówić, tylko pytać o pracę? Idę bez sensu. Nawet nie do Pałacu Buckingham czy w stronę Soho, gdzie podobno knajp jest najwięcej, tylko od Victorii w stronę South
może należał do kochających inaczej, instytucji małżeństwa nie pochwalał, choć przynajmniej raz zdarzyło mu się zaręczyć dla sprawy i w przebraniu z pewną pokojówką imieniem Agata. Chociaż deklarował, iż może sobie wyobrazić ogrom i potęgę miłości, tylko rodzi się pytanie jakiej? Mieszczuch – docenianie uroków wsi, natury nie należało do jego licznych zalet, osoba obdarzona zdolnościami komercyjnymi, wszak od niemrawego antykwariusza świadomie zakupił skrzypce Stradivariusa, warte co najmniej 500 gwinei za liche 55 gwinei. Ogólnie życiowo zaradny, bo nie przepuszczał okazji „ aby zarobić parę groszy”. Narkotyzował się z nudów, a z zasady sportów nie uprawiał, choć miał pewną praktykę jako bokser i był dobrym pływakiem także w starszym wieku, ponadto w swych najlepszych męskich latach był wyjątkowo silny w rękach, miał uchwyt wprost kowalski. Ogólnie był zręczny manualnie, potrafił otworzyć sejf i świetnie strzelał z rewolweru. Oddawał się grze na skrzypcach, ale w celach bardziej autoterapeutycznych niż muzycznych. Sherlock Holmes poliglotą? Owszem znał francuski, zresztą jak każdy gentleman tamtego czasu. Co więcej niemiecki, ze szkół łacinę, zatem i klasyczna greka nie była mu obca, oraz przynajmniej na poziomie podstawowym włoski. Z usposobienia przede wszystkim sa-
Kensington. Kupiłem słynną „azetkę”, czyli podręczną mapę miasta, więc na pewno się nie zgubię. Gorzej, że idę po próżnicy. Widać mam w nogach to, czego nie mam w głowie albo nie mam w głowie tego, co mam w nogach. Sam nie wiem. Idę, bo ruch to życie, to nadzieja, to zmierzanie dokądś i rozkosz zgadywania, co znajduje się za zakrętem. Zresztą zawsze lubiłem długie spacery. Nie znam Londynu i on nie zna mnie. Obaj tego nie potrzebujemy. Jestem dla niego za mały, on dla mnie zbyt ogromny. On tu jest od zawsze, ja od kilku godzin. Nie ma mowy, bym nagiął go do siebie – musi być tak, jak on zechce. Zatem, Mistrzu, daj mi lekcję życia, kopnij mnie w tyłek albo przytul do serca. Idę. Wszystko wokół mnie drga i pulsuje. Ma swój skomplikowany rytm wyrażony wielokrotnie złożoną strukturą kroków, gestów, słów i dźwięków. Tylko ja w tym całym zamieszaniu nie wiem dokąd zmierzam. Nie wiadomo czemu, wspominam starego kumpla, który w trakcie zaocznych studiów na politechnice biegał po dziesięciopiętrowych blokach, wieszając ulotki supermarketów na klamce każdych drzwi. Szydziłem z niego, że straci nogi, zanim odzyska głowę. Dziś pracuje w biurze projektowym, a ja zaczynam wszystko od nowa. W Londynie. Inny kumpel zajmował się handlem wszystkim i niczym. Namiętnie sprze-
motnik – co poczytywał sobie za cnotę, przyjaźnią obdarzył jedynie drogiego Watsona, ale pełen kurtuazji względem dam i uznania dla przeciwnika. Postać literacko niespójna. Według oceny doktora Watsona zawartej w „Studium w szkarłacie” znajomość literatury u Holmesa była dramatycznie zerowa, ale jednocześnie ten ignorant przy winie bawi dobrodusznego kompana przez całą godzinę anegdotami o Paganinim, tym bardziej że hobby
dawał reklamy, wpisy do baz biznesu, zegarki, poradniki... Słyszałem, że dostał w końcu kredyt na mieszkanie, kupił samochód, założył rodzinę. A ja? Zawsze wzbraniałem się przed roznoszeniem ulotek, teraz wziąłbym w ciemno kilka tysięcy i bez problemu rozniósł. Nigdy nie chciałem być akwizytorem, tutaj chętnie pobiegałbym z jakimś szajsem za pół darmo. W końcu i tak idę. Przewrotność losu poprawia mi humor. Z każdym krokiem droga obdziera mnie z resztek manieryzmów i przyzwyczajeń. Powoli staję się człowiekiem niezależnym od tradycji, etosu, zahamowań i reakcji normalnych w kraju ojczystym, lecz poza nim nie mających większego znaczenia. Czuję, że już niedługo dam rady wejść do któregoś pubu, spuścić głowę i wydukać, że szukam roboty. Ale tak nie można. Słyszałem, że wedle niespisanego podręcznika zachowań emigranta w Londynie, o pracę należy pytać z rumieńcem zadowolenia z życia, beztroskim uśmieszkiem i absolutnym przekonaniem o swojej wartości. Na to chyba nie jestem jeszcze gotowy. I nagle, co widzę??? Piękny napisik na szybie Irish Pubu: Staff wanted! Doznałem takiej ulgi, że zebrało mi się na żarty. Żeby tak poeta Leopold wiedział, jak go tu potrzeba – pomyślałem radośnie. – A może inaczej? Może ktoś tu potrzebuje kwasa? Lubię żartować z języka pol-
muzyczne miał wyjątkowo wyszukane – muzyka średniowiecznej Europy, a lubował się też w operze, jego ulubionym artystą był polski tenor Edward Reszke, ale wolał muzykę niemiecką niż włoską i francuską. Po za tym często cytuje klasyków, np. aforyzmy Gustawa Flauberta. Można łatwo doszukać się innych podobnego typu braku konsekwencji, ale one wcale nie psują przyjemności lektury. Samo imię Sherlock wywodzi się
skiego. Pewnie któregoś dnia zrobię to samo z angielskim. Przystaję i udaję, że czytam menu umieszczone w stosownej skrzyneczce. Ktoś mnie trąca, przeprasza krótko i znika w środku. Tyle wystarcza, bym odszedł. Przystaję po chwili i mam ochotę dać sobie w gębę. Chłopie, weź się w garść! – mruczę pod nosem i nieśmiało wracam pod drzwi. Jest ich chyba ze sześć, bo to naprawdę duży pub. Mogę wybierać. Problem jednak w tym, że bardzo nie chcę. Gdyby były jedne, wszystko byłoby łatwiejsze. Sto razy powtarzam, co mam powiedzieć. W końcu zaciskam pięści i z szerokim uśmiechem wkraczam w pomroczne, zadymione, przepełnione muzyką wnętrze. Podchodzę chwiejnie do baru i mówię gościowi od nalewania piwa, że jestem wykwalifikowanym kelnerem i chętnie obsłużę paru tutejszych bywalców. Niezbyt rozumie, bo muzyka wszystko zagłusza, ale po chwili mruczy, że zawoła menedżerkę. Ja, gut, fantastishe – jak mawiają niezbyt ładne panie na niemieckich pornosach. Czekam. Po chwili zjawia się pulchna dziewczyna i z daleka taksuje mnie spojrzeniem kupca niewolników. Szczerzę swoje nieco pożółkłe uzębienie i mam ochotę dla niej zatańczyć na jednej nodze. Na szczęście nie trzeba. Pyta, jak mój angielski. Szczerze odpowiadam, że spikam całkiem do rzeczy, ale ze słuchaniem czasem jest
|15
nowy czas | 28 marca 2009
agenda ze staroangielskiego fair-haired – jasnowłosy. W tekstach można doszukać się informacji, iż genialny detektyw urodził się szóstego stycznia, rok urodzenia (tutaj mamy kłopot) przyjmuje się najczęściej, że był to rok 1854. Doktor John Hamish Watson wydaje się o dwa, trzy lata starszy, urodził się najprawdopodobniej w roku 1852. Rodzice Sherlocka Holmesa wywodzili się z ziemiaństwa, albo co można wnosić z pewnych przesłanek, z warstwy szlachty zagrodowej – cottage gentry. Klientelą Holmesa byli kupcy herbaciani, maklerzy giełdowi, urzędnicy, jubilerzy, guwernantki, jedna samotna cyklistka, agenci ubezpieczeniowi, pensjonowani oficerowie kolonialni, politycy i to tych najwyższych szczebli, i jakże hołubiona przez niego arystokracja… Zaplecze cywilizacyjne kolejnych awantur Sherlocka Holmes’a jak chce język angielski, a polski łagodzi awantury na przygody, to leksykony i encyklopedie, pitavale, tudzież niezawodna poczta – przychodzi dwa razy dziennie (depesze zawsze dochodzą na czas bez przekłamań). Działa doskonała kolej, ileż to razy Holmes rzuca tak sobie: – Mój przyjacielu złapiemy z dworca Waterloo pociąg na kontynent o 2.45 pm, dorożki czekają na każdym rogu. Genialny detektyw „żył” w błogosławionych czasach, gdy z Baker Street do dworca Victoria jechało się tylko 20 minut i to dorożką, dziś nie do uwierzenia, bajka. Co do transportu to pamiętajmy, że w roku 1863 w Londynie otwarto pierwszą linię metra – Metropolitan Railway. Adres, pod którym rezyduje do dziś co najmniej duch Sherlocka Holmesa zalicza się raczej do tych lepszych: 221B Baker Street London NW1, usytuowany dosłownie parę kroków od Regents Parku, najbliższa stacja metra to Baker Street Station – obsługuje linie Bakerloo i Metropolitan. Sam budynek w rzeczywistości mnie
przynajmniej rozczarował. Ot, londyński typowy, dosyć pretensjonalny dom, z okresu regencji, o nużąco regularnej fasadzie wciśnięty w rządek identycznych banalnych kamienic, cegła nieotynkowana, jasnobura, zbudowany w roku 1815, obecnie zaliczany do II klasy zabytków. Tutaj zgodnie z prawdą historyczną wdowa Hudson w latach 1860-1934 oferowała pokoje gościnne z pełnym wyżywieniem i opierunkiem, czyli prowadziła typowy angielski pensjonat. Kącik dla starych kawalerów, dziwaków albo przytulisko dla wdów i starych panien. Jedno nie wyklucza drugiego. To tutaj według już przekazu literackiego najsłynniejszy detektyw spędził 23 lata życia od 1881-1904. Ostatnie lata, jak chce przekaz literacki, przemieszkiwał w zacisznym Sussex doglądając pszczoły – zaskakująca prze-
błędem jest utożsamiać dziwne z tajemniczym
miana upodobań u kogoś, tak odpornego na powaby natury. Kult Sherlocka Holmesa kwitnie i przybiera wcale współczesne wymiary, wysoce komercyjne. Działają równolegle dwie memorialne i prężne organizacje: Sherlock Holmes Society i The Sherlock Holmes Memorabilia Company. Obie ortodoksyjnie dbają o właściwą recepcję mitu genialnego detektywa i obie miewają się dobrze finansowo. Ale muzeum wciąż jest tylko jedno, czynne codziennie od 9.30 do 18.00. Komercja, ale swój wdzięk ma. Są dwa sklepy z pamiątkami, jeden obok muzeum, drugi naprzeciw, polecam ten naprzeciwko, gdyż znajduje się w nim większy wybór i jakby tłoczy się mniej
problem, bo za dużo naoglądałem się amerykańskich filmów i lepiej rozumiem American English niż British. Błąd! Jasna cholera! Szybko dodaję, że mam IQ 160 i łatwo się uczę, jednak czuję, że zmarnowałem szansę. Pulchna kiwa głową i pyta, jak długo chcę zostać albo (psia krew!)... jak długo jestem w Londynie. Nie zrozumiałem i teraz szybko losuję odpowiedź. W końcu stawiam na wersję drugą i przyznaję bez bicia, że dopiero przyjechałem. BŁĄD!!! Natychmiast przypominam sobie słowa Uli, że każdemu należy ściemniać, że się jest w Londynie z pół roku i pracowało się w knajpie na drugim końcu miasta, ale szef był niewypłacalny i szuka się nowej roboty. Pulchna kiwa głową i nagle przestaje być taka niby miła. Mówi, żebym zostawił CV. Ale przecież nie zaprosiła mnie na zaplecze, tylko kazała przekrzykiwać muzykę i udawała, że słucha. Nie dostałem żadnej ankiety do wypełnienia! Już wszystko rozumiem. To nie jest profesjonalny nabór do pracy, tylko próba spławienia mnie. Kiwam smętnie głową i wracam na ulicę. Nie trzeba im poety Leopolda ani kwasu, tylko kelnera i pomywacza podłóg. Mopman też człowiek, a drobne, jakie zarabia, też pieniądze. I znów ten ruch, to mrowienie, pulsowanie, nieskończona podróż cząsteczek po milionach trajektorii. Jestem jedną z nich, tylko uwolnioną,
publiczności, zatem można swobodniej wybierać pomiędzy fajkami a la Sherlock Holmes, czapkami, kubeczkami, tytoniami, publikacjami itp. Do samego muzeum wpuszcza na pokoje Bobby w uniformie z czasów wiktoriańskich – a więc poniekąd niemrawa konkurencja sławnego detektywa. Po 17 stopniach wkraczamy na pierwsze piętro. Od razu uderzają nas skąpe rozmiary pomieszczeń, niby pokoje, a dosłownie klitki. Najpierw niewielki salonik, ściany wytapetowane na bordo, oczywiście na eksponowanej ścianie portret generała Gordona, klasyczny kominek ze standardowym wiktoriańskim doposażeniem, biurko, fotele wygodne – można przysiąść, kanapa, okrągły stolik, meble solidne, ale mało gustowne. Na prawo od kominka, tuż przy oknie piętrzy się półka z chemikaliami. Dwa susy i można znaleźć się w równie niewielkiej ciemnej sypialni mistrza, bo tylko jedno okno i dodatkowo wychodzi na podwórze. Naprzeciw łóżka komódka z lustrem, szlafrok i domowa marynarka z tweedu na stelażu. Wyżej już na drugim piętrze mieści się sypialnia doktora Watsona, też niewielkie biureczko, obciążone archaiczną maszyną do pisania i modelem żaglowca, obsadzone jakimiś fotografiami rodzinnymi. Naprzeciw z oknem od ulicy miała swą sypialnie pani Hudson. Obecnie w tym pomieszczeniu zgromadzono makabryczną kolekcję osobliwości: peruki, popiersia S.H., wypchana kobra, obcięte ludzkie organy, kukła vodoo, laska wiejskiego doktora tak precyzyjnie opisana w „Psie Baskervillów”, szachy, nobliwy kapelusz doktora Watsona (uwaga odpada rondo), i imponującą ekspozycja listów adresowanych do S.H. plus życzenia świąteczne z całego świata, z Polski niczego nie dostrzegłem. Towarzyszy nam urocza obsługa damska – pokojówki wystylizowane w gestach i fryzurach, oczywiście w odpo-
tragicznie rozminiętą z kierunkiem i miejscem przeznaczenia. Postanawiam skończyć na dziś szukanie pracy i zrobić sobie zwykły spacer. Usiąść gdzieś i spokojnie pomyśleć. Kiedy tracę Irish Pub z zasięgu wzroku, odzywa się moja polska natura. Wyjmuję z plecaczka jedno z czterech przywiezionych ze sobą piw i pstrykam puszeczką. Po paru łykach przychodzi chwilowe odprężenie i wcale nie czuję zmęczenia. O, jest jakiś ładny park. Mijam furtkę i wkraczam w zupełnie inny świat. Tu panuje przyjemny bezruch. Siadam pod jakimś drzewem. Noc łagodnie spowija Londyn, zaczyna drzemać każdy liść, źdźbło trawy, mrówka. Słychać ciągle jak krążą ludzie i samochody. W parku jest cicho, to enklawa, ale miasto nie budzi się i nie zasypia. Kraków, mimo wszystko, zamiera po trzeciej nad ranem, a od piątej widać jedynie niewyspanych panów od sprzątania ulic. Jarek pracuje do ostatniego gościa, więc nie mam się dokąd spieszyć. Popijam lekko już ciepławe piwko z krakowiaczkiem na opakowaniu i poznaję chłód obcej ziemi. Nie opieram mu się. Zrazu delikatnie, potem coraz bardziej agresywnie atakuje każdą tkankę mojego ciała, które reaguje lawiną dreszczy. Na kilka krótkich chwil staję się bezdomnym, skazanym na łaskę pogody. Alkohol dociera do mózgu, lecz zamiast
wiednich wiktoriańskich strojach, tonacja szarozielona, mocno aseksualna, bym powiedział – wszak mistrz był mizoginem. Herbatę, z gwarancją, że taka jaką zaparzała pani Hudson – czarną i umiarkowanie mocną można kupić w obu sklepach z pamiątkami. Łatwo uwierzyć, że fikcja była kiedyś rzeczywistością, magia miejsca działa, mamy wrażenie, że obaj gentelmeni dokładnie tutaj spożywali śniadanie w tym saloniku, posiłek skromny, acz pożywny, co wcale nie znaczny, że nie szczególnie wykwintny; wiktoriańskie srebra, białe serwetki w srebrnych obrączkach, w lichtarzach płonęły świece; menu to jajka, tosty, nieco wędliny, nieodzowna owsianka, gotowane pomidory, dżem pomarańczowy, biała kawa, po południu ceremonialna herbata i kieliszek markowej brandy lub sherry, choć gościom oszczędny Holmes serwował whisky z wodą. Na najwyższym piętrze, tuż obok drabinki na strych, gdzie drzemią kufry i sakwojaże podróżne urocze wejście do
wyzwolenia stosownych endorfin, przywraca i potęguje poczucie totalnego zmęczenia. Nie ten etap. Jeśli picie piwka ma być przyjemnością, musi się odbywać w odpowiednich warunkach. Picie po wysiłku wzmaga senność i dobrze, gdy człowiek ma łóżko w zasięgu wzroku. Ja, w parku, gdzieś pośrodku Londynu, takiego komfortu nie mam. Ziewam głośno. Przez mgłę zmęczenia widzę zatroskaną twarz Anety, która wygląda jak frasobliwa Madonna z ikony prymitywisty. Kręci głową, nie kryjąc dezaprobaty. – Już skończyłeś szukać pracy? – Oj, Aniu. Nie spałem dwa dni. Żarcie mi staje w gardle. Ale to minie. – Dobrze, jak uważasz. I tyle. Cała ona. Nie dopuszcza do starcia argumentów, tylko zostawia mnie z kwestią, abym nie zaznał spokoju. Aneta znika. Dziwny ekran nocy znów zasnuwa ciemność. Wtedy z głębi mroku wypełzają ku mnie wyrzuty sumienia. A może za szybko odpuściłem? Przecież tych knajp jest tysiące. Czy ja jestem leniwy? Wysilam ospały mózg, by dał mi jasną, sprecyzowaną odpowiedź. Nie potrafi. W swoim krótkim w sumie życiu sporo jednak zrobiłem. Policzmy dla rozgrzewki ostatnie dziesięć lat – tak uczciwie, jak w pierwszym napisanym przeze mnie CV, które trzymam w plecaczku. 10 lat to 120 miesięcy, 520 tygodni. Odejmując weekendy daje to z grubsza ja-
jakże very English WC intymnego pomieszczenia, udanego wkładu kultury wiktoriańskiej do cywilizacji światowej. Za drzwiami jak do szafy kryje się zachęcająca malutka kabinka, ale wyposażona w markową muszlę zdobioną w niebieskie kwiatuszki. Co z dalszą higieną codzienną? Otóż zamiast wanny pokoje pani Hudson były wyposażone w przenośną gumową balię z oparciem, po angielsku tub, do sypialni wstawiała ją służąca, nalewało się gorącej wody i uzupełniano właściwymi pachnidłami, i sławny detektyw- konsultant mógł się pławić do woli, oczywiście nie rezygnując np. z rozkoszy fajki lub pożytków studiów nad średniowiecznym rękopisem. Tadeusz zubiński – pisarz, Tłumacz, kryTyk, eseisTa. OpublikOwał m.in. „dOTknięcie wieku”, „OdlOT dzikich gęsi”, „wyspa zaczarOwana – celTyckie legendy i miTy dawnej irlandii”
kieś 3500 dni roboczych. No to lecimy. Kopanie rowów, praca w administracji, urzędowanie za biurkiem, dziennikarstwo, szeroko pojęta budowlanka, ogrodnictwo, przedstawicielstwo handlowe w kilkunastu odmianach, PR, malowanie, spawanie, zbijanie europalet, handel, rolnictwo, wykłady dla seminarzystów, organizowanie targów, imprez, bankietów.... ee, dość tego. Gdybym to wszystko napisał w CV, zajęłoby z 15 stron. Jutro, Anetko. Jutro wystartuję znowu. Wyśpię się, ogolę gębę, wyprasuję świeżą koszulę i pójdę w miasto. A ty rób swoje. Ciułaj na koszty obsługi kredytu i wypatruj naszego ślicznego domku. Może już gdzieś jest, a może dopiero powstanie. Jeszcze dwa, trzy lata i będzie nasz.
cdn
@
xxpoprzedni odcinekx www.nowyczas.co.uk/wyspa jacek OzaisT z urOdzenia bielszczanin z serca krakOwianin z desperacji lOndyńczyk absOlwenT FilmOznawsTwa uj pisze głÓwnie prOzĄ pOezjĄ para się nieregularnie
16|
28 marca 2009 | nowy czas
kinoteka
Przerwane milczenie Skolimow
I
dę robić wywiad – mówię do młodego stażysty. – Z kim? – Ze Skolimowskim. – A kto to? Opowiadam o tym redakcyjnemu koledze wędrując uliczkami Mayfair w drodze do hotelu Claridge’s, gdzie zatrzymał się polski reżyser. – Nie, to niemożliwe – oburza się. – Nie wiedział kto to Skolimowski? – Jeśli ktoś ma dwadzieścia lat, nie jest fanatykiem X Muzy ani tropicielem peerelowskich dysydentów to chyba nie jest wielkim grzechem, że nie zna reżysera, który przez kilkanaście lat nie zrobił żadnego filmu – próbuję bronić młodego stażysty. – Po swoim ostatnim filmie miałem uczucie, że był on bardzo przeciętny. A ja nie lubię być przeciętny. Wycofałem się. Oddałem się malarstwu, drugiej pasji mojego życia. Mieszkałem w Malibu i malowałem. A lata płynęły… Taką opowieścią Jerzy Skolimowski rozpoczął swoje spotkanie z publicznością 18 marca w British Film Institute przy South Bank. W miejscu dla koneserów filmowej branży. Sala wypełniona po brzegi. Kończy się opowieść o Leonie. Brytyjska premiera „Czterech nocy z Anną” w ramach Kinoteki, Festiwalu Filmowego zorganizowanego po raz siódmy przez Instytut Kultury Polskiej w Londynie dobiega końca. Rozlegają się brawa. Na ekranie nikną napisy. Nikt jednak nie wychodzi, bo za chwilę na scenie pojawi się on. Choć ma prawie 71 lat wchodzi energicznym, lekkim krokiem. Jerzy Skolimowski zwraca się do prowa-
dzącego spotkanie Micheala Brooka, krytyka filmowego, specjalisty w dziedzinie filmu Europy Środkowo-Wschodniej: – Michael, zagraj swoją rolę udając polski akcent. Michael prowokacji nie podejmuje. Szkoda, może rola za trudna? Ale zadanie pilnego studenta filmoznawstwa odrobił bez zarzutu. Daty premier, tytuły, obsadę znał lepiej niż sam reżyser. – Chciałem mieć przerwę, ale nie sądziłem, że może ona trwać tak długo – żartuje Skolimowski. – Po długiej nieobecności zacząłem się przymierzać do realizacji filmu na podstawie powieści Susan Sontag „In America”, wielomilionowej produkcji z wielkimi gwiazdami. Wkrótce dowiedziałem się, że producent nie wierzy, że reżyser, który nie zrealizował filmu przez 15 lat, jest w stanie zrobić coś dobrego. Postanowiłem więc zrobić film o skromniejszym budżecie. Czas jednak płynął, i nic się nie działo. A ja wciąż malowałem. Kiedy okazało się, że pozostało sześć dni do wywiązania się ze wstępnych warunków kontraktu, wpadłem na pomysł, który zasugerowała mi notatka w sekcji z dziwactwami w „Los Angeles Times”. Wyobraźnia zaczęła pracować. W ciągu sześciu dni napisaliśmy z żoną scenariusz. Producent orzekł, że „znakomity, robimy”. 42 dni zdjęciowe na Mazurach, aktora znalazłem w jednym z prowincjonalnych teatrów północnej Polski. Wiedziałem, że jest idealny, kiedy siedząc w gabinecie dyrektora, zauważyłem, że drzwi lekko się uchyliły, a zza nich wysunął się Artur Sterankno sprawiając wrażenie, że to chyba pomyłka, że to nie z nim chciałem rozmawiać. A ja wiedziałem, że
to bohater mojego filmu. Zrealizowałem ten film dokładnie tak jak chciałem, miałem wielki komfort i nie musiałem iść na żadne kompromisy. Chciałoby się powiedzieć, że warto było na ten komfort czekać tyle lat, by wyreżyserować film, w którym wszystkie elementy wydają się precyzyjnie ze sobą zestawione, nie ręką rzemieślnika, ale artysty. Prowokują widza, niepokoją go i wyprowadzają niejako w pole, a mimo tych manipulacji dają mu szansę na wzruszenie… – Może jestem reżyserem filmów za dwa miliony, a nie za dwadzieścia – kwituje opowieść o swojej ostatniej przygodzie reżyser. Na sali rozlega się śmiech i brawa. Również za wielki szacunek dla widza, który czuliśmy w każdej jego wypowiedzi. Micheal Brook przygotował też prezentację wybranych scen z kilku filmów zrobionych przez Skolimowskiego w Polsce: „Rysopis”, „Bariera”, „Ręce do góry”. Reżyser ze swadą komentuje grę aktorską, jazdę kamery, przygodę z Komedą, dawną komunistyczną Polskę. – Kiedy dowiedziałem się, że cenzura nie puści filmu „Ręce do góry”, bo pokazaliśmy w nim czterookiego Stalina, poprosiłem o spotkanie z Gomułką. Przed oblicze I sekretarza nie zostałem dopuszczony, ale umówiono mnie z drugą najważniejszą osobą w Komitecie Centralnym. Jeśli nie zgodzicie się na projekcję tego filmu towarzyszu Kliszko, nigdy niczego już w Polsce nie zrobię. Wyjechał i nie zrobił, przez wiele długich lat…
Od początku mieliśmy świadomość, że robimy coś wielkiego… Pracowałem z bardzo utalentowanymi ludźmi. Jerzy Skolimowski w British Film Institute
Teresa Bazarnik
Odsłona druga
O
siem razy przekładano jego lot, organizatorzy do końca nie wiedzieli, czy spotka się z dziennikarzami (indywidualnie?, grupowo? – my wybieramy opcję grupową, daje nam więcej czasu na rozmowę z
artystą). I stało się. – Jestem już trochę zmęczony – mówi, zbijając nas nieco z tropu, a wyrafinowana elegancja hotelu Claridge's, gdzie odbyły się spotkania reżysera z dziennikarzami, nie pomaga skupieniu. – Przede mną Jerozolima, Hajfa, Tel-Awiw, Hong Kong i Makao, Kalifornia, Korea Południowa, a w międzyczasie Istambuł, w kwietniu spędzę kilkanaście godzin w Warszawie... W ciągu czterech ostatnich miesięcy byłem kilka razy na tamtej półkuli: Toronto, Nowy Jork, Los Angeles, Palm Spring. Po „Ferdydurke”, filmie, który sam uznaje za średni, i 15 latach rozbratu z kinem, Skolimowskiego, niczym twórców z epoki neorealizmu włoskiego, zainteresowała krótka notka w „LA Times”. Lakoniczna historyjka przefiltrowana przez wrażliwość artysty przerodziła się w poruszający film o chorobliwie nieśmiałym człowieku, który nie potrafi sobie poradzić ze swoim uczuciem. Podgląda Annę, obiekt swojej miłości, nachodzi ją w nocy, lecz nie potrafi nawiązać z nią bezpośredniego kontaktu. – Przedstawił pan bolesne studium wrażliwości człowieka. Co
pana bardziej fascynowało – studium miłości, czy studium nieśmiałości? – Nie podchodziłbym do tego jako do studium czegoś tam. Ja opowiedziałem historię złożoną z wielu elementów. Jednym z elementów jest nieśmiałość, innym jest miłość, ale jest szereg innych też. Więc to był splot różnych opowieści. – Ale jest to jednak piękny film o miłości. – No jest. Ale miłość nie jest ukazana w konwencjonalny sposób… – Jaki byłby to film, gdyby zrobił go pan lata temu? – Na pewno byłby inny, bo byłem wtedy innym człowiekiem, inny był mój sposób myślenia, interesowały mnie trochę inne sprawy. Może byłby to film bardziej efekciarski, czego nie należy mylić z efektownym, bo efektowność w filmie mnie satysfakcjonuje. W młodym wieku pewnie bym dodał trochę dziwacznej fotografii… Teraz jestem już na tyle artystą dojrzałym, że wiem, że wystarczą środki, które są ograniczone, dla dyscypliny formalnej i treściowej. Myślę, że robię teraz filmy znacznie lepsze jakościowo. Tamte były bardzo interesujące i potrzebne, ale w tej chwili chyba po raz pierwszy jestem w stanie dokładnie kontrolować to co robię. – Zrobił pan film na przekór modzie. Skromna historia, długie, wolne ujęcia, ogromne skupienie na grze aktora, udźwiękowieniu, scenografii... – No tak. Są tam jednak kawałki niby tego, co się uważa za współczesne kino, choćby scena gwałtu czy scena palenia rzeczy. To przecież prawie MTV. Ale takie dwie sceny były wystarczające, jak na wizytówkę artysty współczesnego, całą resztę mogłem sobie rzeźbić na swój sposób.
Dźwięk w filmie „Cztery noce z Anną” po prostu zwala z nóg. Uderzanie ciała o maskę samochodu, ucieranie tabletek nasennych, ciężkie kroki Okrasy, plusk wody, szczekanie psów, poruszająca muzyka Michała Lorenza... – Czy to były efekty zamierzone? – Miałem na to ogromny wpływ. Choć nad ostatecznym kształtem filmu pracowaliśmy wspólnie z Michałem Lorenzem. On jest takim partnerem, który nadstawia ucha. Co ciekawe, ścieżka dźwiękowa filmu to produkcja francuska. Ludzie się pytają, jak to możliwe, że zrobili to Francuzi, którzy nie znają polskiego. Ale ile pada w tym filmie słów? Rzeczywiście, słów w najnowszym filmie Skolimowskiego pada mało. Pewnie dlatego scena widzenia w areszcie tak mocno zapada w pamięć. Anna, grana przez Kingę Preiss, odwiedzając odsiadującego karę Leona, wypowiada ledwie kilka słów: „Nie chcę, weź. Nie przyjdę już”. Znakomita ścieżka dźwiękowa, znakomita scenografia... – Marek Zawierucha z Krakowa to tego typu scenograf, który bardziej jest artystą plastykiem niż scenografem. – No tak, niektóre kadry filmu są jak namalowany obraz. – W tym też miałem jakąś swoją zasługę – śmieje się Skolimowski. Patrzenie, podglądanie, nasłuchiwanie dźwięków z zewnątrz, gdy inni o tym nie wiedzą. „Cztery noce z Anną” to bardzo ważny film w światowej kinematografii. Ściszony, a jednak głośny, skromny, ale zapadający w pamięć, dewiacja, która okazuje się krystalicznym uczuciem. Film doskonały w warstwie dźwięku,
|17
nowy czas | 28 marca 2009
kinoteka
wskiego
obrazu, scenografii, piękny wizualnie, ascetyczny i aktorsko wyzywający. – Zrobił pan po prostu niesamowity film. – No, tak, mnie się też tak wydaje – śmieje się po raz kolejny. Jest twórcą na tyle świadomym swojego warsztatu, że nie musi się przed nikim krygować. – Od początku miałem świadomość, że będzie to wielki film. Od pierwszego momentu miałem za sobą całą ekipę. Mieliśmy świadomość, że robimy coś wielkiego… Pracowałem z bardzo utalentowanymi ludźmi. – Zrobił pan to, o czym pan marzył. Udało się. – Nie. Ja nie marzyłem. To nie było marzenie, to była ciężka praca – twarz Skolimowskiego tężeje, on sam robi się nieco nerwowy. – Kiedy zabierałem się za ten film wiedziałem, że czeka mnie ciężka harówa. Opowiada o tym, jak bardzo męcząca była to praca, zmienne warunki atmosferyczne, napięte terminy, wczesne wstawanie i nieprzespane noce, przeglądanie materiału i równoległe montowanie. – Bywało, że w czasie realizacji spałem po dwie godziny, czasem mniej – dodaje. – To tak jak pójście do kamieniołomów i rąbanie kamienia, żeby coś wykuć. Wysiłek ogromny, z czego z pewnością nie zdaje sobie sprawy widz siedzący wygodnie w kinowym fotelu. Pada jeszcze wiele pytań na temat filmu i nie tylko, jest w nich jakaś nerwowość, bo czujemy nieubłaganie uciekający czas, co uświadamia nam koordynująca serię wywiadów Sarah z Instytutu Kultury Polskiej. Skolimowski odpowiada nieśpiesznie. – Czy wróży pan karierę Arturowi Steranko? Kiedy spojrzał w
JERZY SKOLIMOWSKI (1938). Absolwent etnografii
kamerę, w jednej z pierwszych scen, to aż ciarki przeszły... – To zależy od niego. Jeśli trafi na właściwą rolę, a tych ról nie ma tak dużo w Polsce, jeśli dokona niezłych wyborów aktorskich, to tak, wierzę, że zrobi karierę. Trzymam kciuki, żeby wybrał właściwą rzecz, a nie pierwszą lepszą, bo to mogłoby zepsuć tę fantastyczną prawdę, jaką ma w sobie. Talent jego musi się przebić tak czy inaczej. – Czy dobrze czuje się pan w Londynie? – Ostatnio spędziłem tu dwa miesiące grając w filmie Davida Cronenberga. Dobrze się bawiłem. Lubię być w miejscu oswojonym. – Jakieś szanse na powstanie „Fuchy 2”? Nowe czasy, mnóstwo Polaków… – Nie, nie widzę takiej możliwości. – Coraz częściej bywa pan w Polsce. Nakręcił pan tam film. Czy to oznacza, że wszędzie dobrze, ale w kraju najlepiej? – Od trzech lat przebywam w Polsce znacznie więcej niż w Stanach. Nie lubię Warszawy. Traktuję ją jako miasto przejazdowe, ale na szczęście znalazłem sobie dom głęboko w lasach, na Mazurach. Nie w modnym miejscu nad brzegiem jeziora. Jeziora mam trzy dookoła, ale najbliższe jest w odległości 800 metrów. Jestem w dzikiej puszczy, z dziką zwierzyną, którą dzień w dzień widzę. Chciałbym tam być jak najczęściej.
Tekst: Jacek Ozaist, zdjęcie: Piotr Apolinarski Z Jerzym Skolimowskim rozmawiali: Teresa Bazarnik, Agnieszka Okońska, Jacek Ozaist.
Uniwersytetu Warszawskiego oraz słynnej łódzkiej „filmówki”. Reżyser, scenarzysta, aktor, malarz, także poeta. Jeden z najwybitniejszych polskich twórców XX wieku, choć od trzydziestu lat mieszka za granicą – we Włoszech, Wielkiej Brytanii, USA. Ostatnio coraz częściej widywany na Mazurach, gdzie znalazł dom w leśnych ostępach pośród jezior. Wszyscy krytycy są zgodni, że najlepsze filmy Skolimowskiego, to te, zrobione w Polsce – „Rysopis” (1964), „Walkower” (1965), „Bariera” (1966), „Ręce do góry” (1967) oraz najnowszy „Cztery noce z Anną” (2008). Reżyser wielokrotnie pokazywał, że jest człowiekiem odważnym, niezależnym i bezkompromisowym. Razem z Romanem Polańskim i Jakubem Goldbergiem napisał scenariusz filmu „Nóż w wodzie”, po obejrzeniu którego Władysław Gomułka z wściekłością rzucił popielniczką w ekran, a potem publicznie zaatakował twórców, że są zapatrzeni w obce wzorce i oderwani od rzeczywistości, co miało oznaczać, że nie pokazują przaśnej sielanki PRL-u i zostaną za to wkrótce ukarani. Po realizacji dezawuującego zakłamanie i hipokryzję komunizmu „Ręce do góry” z Bogumiłem Kobielą, Tadeuszem Łomnickim i Adamem Hanuszkiewiczem, cenzura uczyniła film „półkownikiem”. Wszedł na ekrany dopiero w 1985 roku... A wszystko to przez, między innymi, scenę, w której pokazano Stalina z podwójną parą oczu. Skolimowski, tak jak Polański i wielu innych artystów, szykanowanych za poglądy, narodowość czy religię, wyjechał z Polski. Nie przestał jednak robić filmów. W 1982 roku, mieszkając już w Londynie, zrobił słynną „Fuchę” z Jeremym Ironsem, znaną również pod angielskim tytułem „Moonlighting”. Film opowiada perypetie grupy polskich robotników remontujących dom reżysera, podczas gdy w Polsce wybucha stan wojenny. Brak znajomości języka angielskiego skutecznie niweluje dylemat czy wracać i romantycznie atakować radzieckie czołgi, czy pozytywistycznie zarabiać funty. Równie udany jest także film „Najlepszą zemstą jest sukces” (1984), w którym reżyser symbolicznie dokonuje rozrachunku z Polską i w przewrotny sposób kontynuuje losy swojego najciekawszego bohatera – Andrzeja Leszczyca. Później Skolimowski zrobił niezbyt cenionego „Latarniowca” (1986) oraz „Wiosenne wody” (1989). Szaleństwem wydaje się ekranizacja „Ferdydurke” (1991) Gombrowicza, a jednak Skolimowski podjął się tego wyzwania, choć kosztowało go to wiele zdrowia i wyrzeczeń. Na tyle dużo, że po problemach w trakcie produkcji i fali krytyki po premierze filmu, zamknął się w sobie i zmienił obszar zainteresowań artystycznych. Malował, udzielał się aktorsko, pisał wiersze. Ani myślał reżyserować. Po latach milczenia miał zrobić duży film według powieści Susan Sontag o amerykańskiej karierze Heleny Modrzejewskiej – z Isabelle Huppert, Helen Mirren, Harveyem Keitelem i Dennisem Hopperem w rolach głównych. Producent nie dopiął jednak budżetu i projekt przepadł. Pojawiła się za to opcja zrobienia skromniejszego filmu. O zobowiązaniu przypomniał sobie w niespełna tydzień przed kolaudacją z producentem. W tak wariackim tempie powstały ujmujące „Cztery noce z Anną” (poniżej kadr z filmu), które najpierw zachywciły producenta, a potem widzów na całym świecie. (jo)
nowy czas | 28 marca 2009
18|
czas przeszły teraźniejszy
Rok Grotowskiego
Bogate wpływy teatru ubogiegoi Na to pytanie zamierzają odpowiedzieć uczestnicy konferencji poświęconej twórczości Jerzego Grotowskiego. W Roku Grotowskiego uchwalonym przez UNESCO Szkoła Dramatu, Filmu i Sztuk Wizualneych w Uniwersytecie Kentu w dniach 1114 czerwca organizuje spotkania z badaczami, krytykami teatralnymi i aktorami Jerzego Grotowskiego. W bogatym programie przewidziane są odczyty, warsztaty teatralne, wystawy zdjęć i rekwizytów teatralnych oraz pokazy filmów. Oczywiście film może być tylko namiastką teatru, szczególnie takiego teatru, jaki tworzył Jerzy Grotowski, gdzie widz stawał się uczestnikiem i współ-
twórcą spektaklu. Będą to jednak filmy wyjątkowe, między innymi film autorstwa Maurizio Buscarino. Wśród fotografii prezentowane będą zdjęcia Francesco Galli. Po inauguracji w Canterbury wystawa pojedzie do Walii (Aberystwyth), odwiedzi też Londyn (Battersea Arts Centre i National Theatre), a w październiku Paryż. Największą atrakcją spotkania w Kent będzie zapowiadana przez organizatorów obecność współzałożyciela Laboratorium i najbliższego współpracownika Grotowskiego – Ludwika Flaszena. W warsztatach teatralnych weźmie udział długoletnia aktorka Teatru Laboratorium Rena Mirecka.
Nie zabraknie też aktorów angielskich. Swój udział zapowiedział Nitin Ganatra, który jako 19-latek pracował z Grotowskim, a obecnie znany jest z serialu „Eastenders”, w którym gra listonosza Masooda oraz aktorzy wielkiego brytyjskiego reżysera Petera Brooka – Barry Stanton i Ian Hogg. Konferencja jest częścią programu Polska! Year sponsorowanego przez Instytut Adama Mickiewicza. Organizatorem konferencji jest profesor Paul Allain. Grzegorz Małkiewicz Więcej infor macji:
www.britishgrotowski.co.uk tel. +44 7538 786 808
The British Grotowski Conference University of Kent Canterbury 11-14 June Practitioners/Postgraduate Forum Monday 15 June
GROTOWSKI THEATRE
& BEYOND
T
eatr jest jedną z najstarszych, jeśli nie najstarszą, nie służącą celom praktycznym, formą ekspresji człowieka. Był częścią jego rozwoju duchowego, wyrażał jego wierzenia, lęki, tragiczne losy życia doczesnego. Zanim uniezależnił się od wierzeń i religii był misterium. Stworzył hermetyczny język i sytuacje powtarzane przez stulecia, nie potrzebował do swojego istnienia dramaturgów. Z czasem na kanwie tego pierwszego przesłania, począwszy od tragedii greckiej, powstawały inne formy, które zaczęły służyć również szeroko pojętej rozrywce. Teatr oddalał się od swoich źródeł, by w końcu zamknąć swój obszar w pudełkowej scenie teatru mieszczańskiego. Na przełomie XIX i XX wieku pojawiają się pierwsi reformatorzy poszukujący pierwotnego przesłania działań teatralnych. Do takich reformatorów należał Jerzy Grotowski. Zaczynał od teatru pudełkowego, ale już tam demaskował aktorską rutynę i dominację na scenie literatury z wszechobecnymi didaskaliami. Demiurgiem stawał się reżyser, a nie autor sztuki. W końcu w rozwoju artystycznym Jerzego Grotowskiego przyszedł też kres kariery reżysera. Powstał Teatr Laboratorium, który wystąpił z ideą teatru ubogiego, gdzie centralną postacią był aktor. Ale doskonalenie jego warsztatu nie miało nic wspólnego z perfekcjonizmem zawodowym. Poszukiwanie coraz doskonalszych form wyrazu było poszukiwaniem misterium, odkrywaniem w rutynowych gestach ukrytych i zapomnianych znaczeń. Aktor nie był też skazany sam na siebie, działał w grupie, która współtworzyła nowy język komunikacji międzyludzkiej. Nikt w czasach nowożytnych nie myślał o teatrze w sposób tak radykalny. Co z tego pozostało dziesięć lat po śmierci Grotowskiego?
For enquiries Email: britishgrotowski@kent.ac.uk Tel: + 44 7538 786808 www.britishgrotowski.co.uk Poster by Krzysztof M. Bednarski
ht foot ski’s rig
diagram Tantric
ow of Grot
|19
nowy czas | 28 marca 2009
czas przeszły teraźniejszy
Był rok 1938 fot. Paweł Konopski
O historii organów J. W. WALKER & SONS oraz rodzących się muzycznych tradycjach polskiego kościoła p.w. Chrystusa Króla na Balham w Londynie opowiada PRZEMYSŁAW SALAMOŃSKI – organista, dyrygent i kompozytor. Muzyka organowa zajmuje ważne miejsce w historii muzyki kościelnej. Organy słusznie nazywane są „królem instrumentów”. O królewskim rodowodzie tego instrumentu decyduje nie tylko obfitość barw i brzmień piszczałek ujętych w tak zwane rejestry, ale i bogata skarb-
nica dzieł muzycznych wybitnych kompozytorów. Liczni konstruktorzy przez wieki całe prześcigali się w pomysłach, aby to ich instrument zyskał miano najlepszego, najpiękniej brzmiącego. Był rok 1938, kiedy znana brytyjska firma J. W. WALKER & SONS podję-
ła się wybudowana organów dla English Reformed Church na Balham (wówczas nie był to jeszcze kościół polski). Wspaniały zakład organmistrzowski, tradycjami sięgający XIX wieku, w krótkim czasie podejmuje zadanie, stawiając w prezbiterium kościoła instrument od-
- Bezplatna infolinia
powiadający panującej natenczas modzie – trzymanuałowy, wyposażony w bogatą dyspozycję głosów będzie od tej pory towarzyszyć odprawianym w kościele nabożeństwom, wspierając śpiew wiernych i chóru. I rzeczywiście, instrument spisuje się znakomicie, tradycyjne angielskie założenia konstrukcyjno-brzmieniowe idealnie korespondują z anglikańską tradycją liturgiczną. Modna w latach trzydziestych XX wieku postromantyczna dyspozycja organów, obfitująca w subtelne głosy wąskomenzurowe nadaje organom brzmienie miękkie i ciepłe, quasiorkiestralne. Przewaga tychże głosów nad pryncypałowymi i fletowymi okazuje się jednak zdecydowanym ograniczeniem dla organisty, pragnącego wykroczyć poza ramy XIX-wiecznej konwencji muzycznej. Instrument poddany zostaje stopniowej przebudowie. W pierwszej kolejności szafa instrumentu wraz ze wszystkimi zespołami piszczałek i wiatrownicami przeniesiona zostaje z prezbiterium na galerię chóru. Następnie dodane zostają mixtury 4-6 chórowe, sesquialtera 2-chórowa, a kilka głosów smyczkowych zastąpionych zostaje przez szlachetne, na sposób niemiecki intonowane głosy pryncypałowe oraz fletowe. Nowa, uniwersalna, 50-głosowa dyspozycja pozwala na wykonywanie nie tylko muzyki Medndelssohna czy Liszta, ale także Bacha i Buxtehudego. Bogactwo głosów językowych (łącznie 10) otwiera i szerokie drzwi dla muzyki francuskiej. Tak oto drogą wieloetapowych prac i starań proboszcza, ks. prałata Władysława Wyszowadzkiego, klasyczny instrument liturgiczny przekształca się we wspaniały instrument koncertowy. Prace nad dalszą rozbudową organów trwają. Jeszcze w tym roku zainstalowany zostanie unikatowy rejestr Trąbka Hiszpańska 8’. Głosem tym poszczycić się mogą najczęściej wielkie katedralne instrumenty. Wszelkie prace konstrukcyjne i intonacyjne od kilku lat przebiegają pod kierunkiem znanego warszawskiego organmistrza Andrzeja Nagalskiego. Urodę organów kościoła Chrystusa Króla znają nie tylko parafianie, ale i koneserzy, uczęszczający na organizowane tu koncerty. Ks. Prałat, znany z wysokiego kunsztu muzycznego (sam jest organistą), gorąco wspiera różnorodne
333
- SIM karta mówi po polsku www.globalcell.EU
020 70 648 220 Szukaj nas w swoim lokalnym lub polskim sklepie.
inicjatywy muzyczne, dzięki czemu parafia Chrystusa Króla tętni życiem. To z jego inicjatywy przy kościele powstały i działają dwa chóry: mieszany im. Jana Pawła II pod kier. Anny Jarowicz oraz prowadzony przeze mnie Chór Chłopięcy św. Grzegorza. Działa tu także schola młodzieżowa oraz grupa Pro Ecclesia sięgająca po średniowieczne śpiewy Kościoła. W ramach nabożeństw regularnie można usłyszeć profesjonalnych muzyków i śpiewaków, w odnowionych murach kościoła często rozbrzmiewa muzyka Bacha, Mendelssohna, Haendla, Mozarta. Sprzyjające warunki akustyczne, mocno ulepszone za sprawą nowej kamiennej posadzki, czynią świątynię nie tylko miejscem kultu, ale i miejscem koncertowym. Duszpasterze kościoła na Balham dbając o piękno i czystość liturgii chętnie sięgają do źródeł, wskrzeszając tradycyjne nabożeństwa, np. uroczyste nieszpory średniowieczne przy świecach i muzyce gregoriańskiej, msze łacińskie, gorzkie żale, officja za zmarłych. W nadchodzącym czasie przygotowywanych jest kilka wydarzeń. W piątek 3 kwietnia, po mszy św. o 19.00, upamiętniając rocznicę śmierci Jana Pawła II, odprawiona zostanie Droga Krzyżowa z adoracją w duchu Taize i Medjugorje. Z kolei w Wielki Piątek o godz. 20.00 w rozświetlonym blaskiem świec kościele zabrzmią średniowieczne śpiewy scholi gregoriańskiej, wzmocnionej przez gościnnie występujących artystów: Maciej O’Shea (baryton), Peter Krepski (tenor). W niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego zapraszamy na Uroczyste Nieszpory (godz. 17.30), podczas których radosne psalmy wraz z muzyką, specjalnie na tę uroczystość skomponowaną, wykonywać będzie Chór Chłopięcy św. Grzegorza, schola Pro Ecclessia oraz kantorzy Katarzyna Mędlarska (sopran) i Anna Jarowicz (sopran). Każdy zatem, kto kocha tradycję, pogłębioną modlitwę, muzykę organową Bacha, gregoriańskie jubilacje czy medytacyjne kanony z Taize, nie powinien się wahać, by jak najszybciej odwiedzić kościół polski na Balham. Jest prawdą, iż tempora mutantur et nos mutantur in illis, wciąż się gdzieś spieszymy, czy jednak musimy ulegać presji czasu, w którym przyszło nam żyć? Kościól pw. Chr ystusa Króla 234 Balham High Road, S W17
Karta SIM
20|
28 marca 2009 | nowy czas
wydarzenie
Zabrakło tylko artysty…iiii
Rula Lenska odwiedzała pracownię Topolskiego ze swoim ojcem Ludwikiem Łubieńskim
Byli wszyscy. No, prawie wszyscy. – Feliks byłby szczęśliwy – mówiła równie szczęśliwa córka artysty Teresa. – Mój ojciec nie zamykał się w jednym kręgu towarzyskim, był bardzo otwarty. Utrzymywał kontakty z ludźmi różnych profesji i pochodzenia. Różnorodność towarzyska na dzisiejszej inauguracji dokładnie to pokazuje. Arkady na Waterloo wypełnili arystokraci, politycy, artyści, hippisi… W poniedziałek, 16 marca, nie zabrakło też okolicznych kloszardów dyskretnie zaglądających do galerii. Ci ostatni nie znali artysty, ale bliski jest im jego kraj pochodzenia. – Też jesteśmy z Polski – podkreślali z dumą. Uroczystego otwarcia dokonał burmistrz Londynu Boris Johnson. – Wprowadzają rower – ktoś zauważył – za chwilę pojawi sie Boris. I rzeczywiście po chwili wszedł w polsko-brytyjski tłum pod arkadami burmistrz Londynu. Jak zwykle elokwentny i nonszalancki ze swadą podkreślał polsko-brytyjskie akcenty wieczoru.
Boris Johnson: – Topolski jest częścią Londynu
Marquess of Bath też bywał w pracowni mistrza. Na zdjęciu podczas uroczystej inauguracji z przyjaciółką Trudie Juggernauth-Sharma
Taki był Feliks Topolski. Polak i Brytyjczyk – ale przede wszystkim obywatel świata, pozbawiony kompleksów świadek XX wieku. Zapisał to na murialach, które po dziesięciu latach znów można oglądać.
Tekst i fot.: Grzegorz Małkiewicz
@
xxxxxxxxwięcejx
www.nowyczas.co.uk
Krystyna Bednarczyk i jej mąż Czesław drukowali Chronicle Topolskiego w arkadach obok
150-152 Hungerford Arches Waterloo, London SE1 8XU Pon. – Sob. 11.00 – 19.00 Niedziela 12.00 – 18.00 Wstęp wolny
Dla dzieci Topolskiego – Daniela i Teresy – wieczór ten był nagrodą za dziesięcioletnią pracę
|21
nowy czas | 28 marca 2009
rozmowa na czasie
Dalej z obory polskiej w świat… Kapela ze Wsi Warszawa otwierała w Szkocji imprezę kulturalną Polish Spring-Scottish Tides Wojciech Krzak (Kapela ze Wsi Warszawa): – Tak. Na 1000-osobową publiczność, Polacy stanowili koło 30-40 proc., co jest dużą liczbą, biorąc pod uwagę nasze koncerty zagraniczne, na których Polacy to zdecydowana mniejszość. No właśnie, bo choć na Wyspach osiągacie sukcesy jak żaden polski zespół, to w kraju, jak czytałam, gracie do tzw. kotleta. Jak wytłumaczycie ignorancję ojczystej publiki na Waszą muzykę?
– Z tym kotletem to oczywiście żart, sami nie zgodzilibyśmy się na takie traktowanie; to taki umowny symbol pewnego podejścia do gatunku zwanego World Music. W porównaniu z Anglią, jesteśmy gdzieś na samym początku drogi uświadamiania, edukacji szerokich mas na określonym poziomie na temat otwarcia na różnorodność. Wystarczy posłuchać BBC czy przejechać się na Glasto [festiwal Glastonbury – red.], zobaczyć, jak wygląda scena jazzowa czy world i wszystko staje się jasne. Sam oglądałem Amy Winehouse właśnie na scenie World obok Tuaregów i muzyków z Mali, by za chwilę zobaczyć, jak gra na Piramid Stage. W Polsce te wpływy muzyczne są bardzo nieuświadomione. A przecież wszystko ma swój początek w przeszłości... W wielu krajach po Waszych występach publiczność dziwiła się, że tak „otwarta” muzyka pochodzi z tak zamkniętego kraju jak Polska. Wygląda na to, że jesteśmy postrzegani jako naród kulturowo zamknięty i ograniczony.
– Nie z własnej winy... Historia doświadczała Polskę, jak chyba żaden inny kraj, szczególnie tragicznie. Wystarczy popatrzeć na ostatnie 250 lat. Zniszczenie, wyniszczenie, okupacja i niemalże zagłada kulturowa. Daleko tu do okresu Złotej Rzeczypospolitej z jej wieloetnicznością i otwartością. Daleko tu również do Anglii czy Francji z ich kolonialną przeszłością, która już sama w sobie zakładała mimowolną wymianę kulturową, choć w duchu wyższości. My wyrastaliśmy w duchu oporu i walki o przetrwanie – co powoduje pewien syndrom zamknięcia. Obserwujemy to również w kulturze, sztuce. Niewiele jest narodów, które swym największym synom musiały (jak choćby w
przypadku Baczyńskiego) włożyć w ręce karabin zamiast pióra. Potem się za to płaci. Czy jako zespół czuliście się nie zrozumiali w Polsce, kiedy startowaliście z Kapelą w 1997 roku? Czy po sukcesach za granicą nie myślałeś o opuszczeniu kraju?
muzycznej lansującej od czasów okrągłego stołu popłuczyny od Bajm po Brodkę...
– Na komentarz o polskim showbizie mnie nie naciągniesz! (śmiech) Wiesz, dwa lata temu wygrałem polską edycję konkursu British Council – Young International Music
Za co więc spodobaliście się niemieckiej wytwórni Jaro Medien? [Jaro Medien wylansowała Kapelę na Zachodzie – red.].
Przyznam, że jeszcze nie grałem w kapeli w 1997 roku, ale myślę że w tamtym czasie wszyscy byliśmy zbyt młodzi, by myśleć tymi kategoriami. A wyjazd z Polski jest zawsze kuszący. Być może nie na stałe, ale uważam, że konieczne jest doświadczenie życia poza własnym krajem. Myślę, że w moim przypadku wyjazd wraz z rodziną jest bardzo prawdopodobny. Chciałbym dać szansę córce na nasiąkanie innością i innym, może nieco bardziej swobodnym punktem widzenia. My poprzez podróże już mamy spore doświadczenia, czas by pomóc swym dzieciom.
– Nie wiem... Trzeba by zapytać Ulego Balssa. A ja odnajduję na ostatniej płycie Kapeli, Infinity, właśnie klimaty kultowej awangardy niemieckiej czyli kolektywu Can z ich albumu Future Days – niekonwencjonalny trans, rodzące niepokój wariacje skrzypiec, wielowarstwowa stylistyka oscylująca na granicy piękna i brzydoty… Jakie są Twoje muzyczne inspiracje?
Zabrałeś się za nobilitację polskiego folku z jakiejś szczególnej idei?
– Mniej więcej w tym samym okresie, kiedy powstała KZWW również brałem się za ten gatunek muzyczny w innych składach i mogę bez zbędnego ryzyka powiedzieć, iż ów czas był szczególny dla muzyki określanej mianem folk. Wtedy powstało bardzo wiele zespołów. Dlaczego? Po okresie zamknięcia, młode pokolenie, wtedy 18-, 23-letnie, mogło po raz pierwszy wyjechać poza Polskę i spotkać się z rówieśnikami z Europy. Po okresie zmian ustrojowych, staliśmy się częścią globalnej wioski. To powoduje, że zaczynasz zadawać sobie pytania: co ja mam do zaproponowania światu? Co stanowi o mnie? Gdzie jestem? I właśnie muzyka jest najlepszym medium, by odpowiedzieć sobie na te pytania. Dodatkowo, muzyka tradycyjna z terenu Mazowsza jest transowa, energetyczna, co powoduje, że staje się szczególnie atrakcyjna dla młodych ludzi kochających dzikość i szał. Owe hard cory z obory. Śledząc Waszą karierę od 2004 roku zauważyłam, że operujecie na zasadach przeciwnych biegunów. Z jednej strony sięgacie po folk z Mazowsza, z drugiej strony, jesteście najbardziej progresywną grupą polską. Zwabiacie rynki światowe, żartując jednocześnie z trendów polskiej branży
0
p/min
ciężka praca. Pamiętam, jak w jednym tygodniu mieliśmy koncerty na trzech kontynentach... To szaleństwo, przy którym trasy w Polsce to pieszczota. Jak mówią, lepiej być pierwszym na wsi niż czwartym w mieście...
Fot. B. Sowa & K. Wiktor
Entrepreneur of The Year. Potem przyleciałem na dwa tygodnie na Wyspy, by podglądać tutejszy rynek i doznałem szoku. Owszem, z Kapelą już mieliśmy na swym koncie występy zagraniczne i nie obce były mi rynki muzyczne, ale podglądanie od podszewki wielkiej machiny przemysłu muzycznego w Anglii po prostu mnie znokautowało. Coldplay sprzedaje kilkanaście milionów ostatniej płyty... Już nie mówię o poziomie producenckim, kompozytorskim, tekściarskim... Przepaść. Owszem, można powiedzieć: Coldplay sprzedaje płyty na całym świecie, nie tylko w jednym kraju, ale dlaczego więc u licha polski artysta nie może tego robić? Niestety, nie mamy propozycji dla świata... Może też nie chcemy mieć, bo to potwornie
– Wiesz, tego jest strasznie dużo, wchłaniam olbrzymie ilości muzyki, bardzo różnej muzyki. Mogę powiedzieć Ci, co „katowałem” ostatnim tygodniem. Andy Palacio z Belize, Muddy Waters z cudnej płyty Folk singer, Jordi Savall z projektem Jerusalem, szalony Hot Chip, ostatnia płyta Coldplaya ze względu na produkcje Briana Emo, ukochany Toots Thielemans, Johnny Cash, Burning Spear... I tak dalej i tak dalej. Jak widzisz, różne gatunki. Jaką masz wizję, powiedzmy, na kolejne 10 lat– ważna ilość czy jakość publiki? – O ile będziemy istnieć, bo tego nigdy nie wiadomo (śmiech). Jakość. Ilość jest mało wymiernym kryterium sukcesu, owszem bezpośrednim, ale czy mianem sukcesu możemy określić koncert dla iluś setek ludzi z czego połowa pijana, a połowa odwrócona tyłem? Ja bym się pochlastał. Wierzę jednak głęboko, że wraz z ilością może iść jakość. Dlatego trzeba sobie „wychowywać” publiczność ze świadomością, że nie każdy i nie wszędzie odbierze twój przekaz. Jak mówią, lepszy niedosyt niż przesyt w każdym z aspektów życia. Kapela jest efemerydą, która toczy swój los bez większego planu. Ot, po prostu gramy razem, ale nie wnikamy za bardzo w strategie, business plany, kalendarze. To chyba powoduje, że osiągamy, w miarę możliwości, swoje malutkie sukcesiki.
*
ZHZQĈWU] VLHFL
www.globalcell.EU
020 70 648 220 Szukaj nas w swoim lokalnym lub polskim sklepie.
Rozmawiała Anna Gałandzij
Karta SIM
S ]D SLHUZV]Ĉ PLQXWč NROHMQH PLQXW JUDWLV
Czy polska publiczność dopisała?
22|
28 marca 2009 | nowy czas
kultura
Jedno wolne piśmiennictwo Literackie nagrody i wyróżnienia za rok 2008 Alina Siomkajło
P
o zmianach politycznych w Europie spełniło się marzenie wielu ludzi pióra, m.in. Stefana Kisielewskiego, wypowiedziane niegdyś w eseju Kiedy spotkają się piśmiennicze nurty, o zjednoczeniu dwu oddzielnych strumieni polskiej literatury – poddawanemu cenzurze piśmiennictwu krajowemu oraz wolnej twórczości na obczyźnie.
Przywrócić Pamięci Przyznawanie literackich nagród od 1951 roku było jednym z ważniejszych zadań Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (ZPPnO z siedzibą w Londynie). Z początkiem roku 2008 ukonstytuowało się nowe Jury Nagrody (przewodnicząca Krystyna Bednarczyk, jurorzy: wiceprezes krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego – Wojciech Ligęza, dr Alina Siomkajło, Nina Taylor-Terlecka). Sformułowany został Regulamin Jury, przewidujący dwie doroczne nagrody – każda w dwu odmianach: I Nagroda z długą tradycją: a) za całokształt twórczości dla polskiego pisarza na stałe mieszkającego poza granicami kraju; – lub – b) za popularyzowanie literatury polskiej przez pisarza polskiego w kraju jego osiedlenia. II Nagroda Włady Majewskiej przyznawana od 2008: a) za najlepszą książkę poprzedniego roku kalendarzowego, napisaną w języku polskim przez pisarza stale mieszkającego poza krajem; – albo – b) za opracowanie naukowo-badawcze, dotyczące literatury emigracyjnej. Tym razem Jury Nagrody skupiało uwagę na osobach literatury, które są klasycznymi emigrantami politycznymi. Kandydaci do nagrody za rok 2008 wybierani byli również przy udziale świadomości, że mimo kilkudziesięciu przyznanych dotychczas przez Związek nagród, nadal mamy nienagrodzonych zasłużonych pisarzy emigracyjnych. W pierwszej kolejności staraliśmy się zatem pamiętać o twórcach Emigracji niedocenionych w życiu publicznym. Zasłużonych, a nigdy nie znajdujących się w świetle medialnych reflektorów, istotne własne osiągnięcia urzeczywistniających jakby „na boku” – i w ten niełatwy sposób stanowiących jednoosobowe instytucje powojennej emigracji. Za społecznie cenne uważaliśmy także wyróżnienie postaci, które w pracy pisarskiej i działalności na polu kultury współczesnej – są odważne w docieraniu do prawdy. Nie poddają się „poprawności politycznej” ani środowiskowej – zjawiskom szczególnie groźnym w warunkach diaspory emigracyjnej. Nadszedł najwyższy czas, aby te osoby wydobyć z niesłusznego zapomnienia.
Nagrody literackie ZPPnO za rok 2008 przyznane zostały dr Hannie Świderskiej za całokształt twórczości oraz Ninie Karsov za wybitne osiągnięcia w zakresie edycji dzieł Józefa Mackiewicza.
wieczór NagrodzoNych Wręczenie nagród przebiegało w Sali Malinowej Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego 13 marca 2009 i trwało przeszło trzy godziny. Goście dopisali nadspodziewanie licznie. W wieczorze uczestniczyły dwie laureatki nagrody: Nina Karsov, oraz wyróżniona za zbiór korespondencji pt. Mieczysław Grydzewski, Jan Lechoń, Listy 1923 – 1956 – dr Beata Dorosz. W uroczystości nie mogły wziąć udziału: nagrodzona dr Hanna Świderska oraz prof. Mirosława Ołdakowska-Kuflowa wyróżniona za biografię Stanisław Vincenz. Pisarz, humanista, orędownik zbliżenia narodów. Uzasadnienie nagrody dla Hanny Świderskiej głosiła Alina Siomkajło. Laudację na cześć Niny Karsov – Wojciech Ligęza. Po wypowiedziach poszczególnych laudatorów aktor Zbigniew Grusznic czytał fragmenty utworów Świderskiej i Mackiewicza. Wieczór prowadziła Magdalena Czajkowska. Głównym sponsorem uroczystości był inż. Ryszard Żółtaniecki.
national Journal for Russian and East European Bibliographies”, „The British Museum Quarterly”. Nie sposób pominąć pozaliterackich zasług obywatelskich i zawodowych Hanny Świderskiej, nie wspomnieć o aktywności kulturalnej i społecznej Laureatki, zwłaszcza o Jej ofiarnej pracy na rzecz wolnej kultury polskiej. Przez 30 lat jako kurator Polish Section była odpowiedzialna za gromadzenie i opracowywanie polskich zbiorów w British Library. Z niebywałą odwagą uczestni-
Wspólnie z Szymonem Szechterem opublikowała wspomnienia Nie kocha się pomników. Jest doskonałym tłumaczem autorów rosyjskich na język polski, m.in. legendarnej książki Wieniedikta Jerofiejewa Moskwa Pietuszki, współtłumaczem na język angielski powieści Trans-Atlantyk Witolda Gombrowicza. Na liście zasług Niny Karsov powinny się znaleźć edycje z różnych dziedzin piśmiennictwa – i w różnych językach […] klasyczne dzieło z filozofii Lwa Szestowa Apoteoza nieoczywi-
Prezes Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, Krystyna Bednarczyk wręcza nagrodę Ninie Karsov (z prawej), wydawcy Józefa Mackiewicza
stości, monografia historyczna Icchaka Rubina o Żydach łódzkich w czasie okupacji, pisma noblisty – F. A. Hayeka, listy Leontiewa i Rozanowa. Jej zasługi określa przede wszystkim wytrwała i skuteczna praca edytorska nad monumentalną spuścizną pisarską Józefa Mackiewicza. Także nad mniej znanymi dzisiaj dokonaniami żony pisarza – Barbary Toporskiej, wymienić choćby jej utwory poetyckie – Anthene noctua, powieści: Siostry, Na wschód od dzisiaj, Spójrz wstecz, Ajonie!, Na Mlecznej Drodze, czy wespół z Mackiewiczem wydany zbiór artykułów i esejów Droga Pani… 18-tomowe wydanie Dzieł Mackiewicza dostępne dziś w księgarniach krajowych, przyczyniło się do zaistnienia tego ważnego pisarza w świadomości polskich czytelników i zdobycia przezeń wysokiej pozycji w hierarchii literackich dokonań XX wieku. Obecny na uroczystości dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej KUL Andrzej Paluchowskiego wyraził taką opinię: Józef Mackiewicz i jego żona Barbara Toporska dobrze wiedzieli, co czynią, ustanawiając Ninę Karsov spadkobierczynią swych praw autorskich (w sierpniu 2008 ważność ich potwierdził warszawski sąd okręgowy). Niestety, decyzja Mackiewiczów sprawiła, że p. Karsov była (jest) narażona na nierzetelne, często niegodziwe ataki zawistnych krytyków, a nawet członków rodziny pisarza. Jej praca wymaga zatem szczególnej siły moralnej. Dzielność i wierność spra-
haNNa Świderska Rzadko dzisiaj obecna w przestrzeni publicznej, ale nie przez wszystkich zapomniana. Przeszła drogę klasycznego zesłańca-emigranta. Jest prozaikiem – autorką doskonale napisanych książek Moje uniwersytety i Pogranicze, publicystą, autorką istotnych w sensie poznawczym źródłowych prac historycznych, dotyczących emigracji polskiej po II wojnie światowej. Swej bardzo urozmaiconej twórczości pisarskiej nadała wyjątkowo jednorodny, określający się m.in. faktograficzną prawdą charakter. Zwłaszcza obecnie, z perspektywy lat, dostrzega się to szczególnie mocno. Pięknym językiem pisana proza autobiograficzna i przejmujące relacje wspomnieniowe (ze świata zesłańczego w Moich uniwersytetach, skupiające uwagę na zjawiskach ważnych na progu życia emigracyjnego Pogranicze), drukowane od roku 1964 w „Wiadomościach” opowiadania, nieprzebrana publicystyka, cykl kilkunastu Listów z Londynu oraz źródłowe prace historyczne – tworzą bezcenny obraz trudnych początków polskiej emigracji niepodległościowej na Wyspach Brytyjskich i niezastąpioną podstawę licznych prac o tej emigracji. Odznaczają się wysoką kulturą i prężnością języka. Skrząc się inteligentnym esprit bystrym zmysłem obserwacji rewidują środowiskową kulturę i etykę. Publikowała nie tylko na łamach: londyńskich „Wiadomości” i „Tek Historycznych”, także w paryskiej „Kulturze” i „Zeszytach Historycznych” oraz w pismach angielskich: „Solanus. Inter-
czyła w akcji przerzucania do Polski dorobku emigracyjnego piśmiennictwa. I odwrotnie: przemycała z kraju nielegalne książki, gazety, ulotki, gromadząc w British Library okazały zbiór polskich druków podziemnych. Będąc pisarzem z prawdziwego zdarzenia, nie uważa się za pisarza – swe pisanie (z wyjątkiem artykułów historycznych) traktuje jako hobby. Kto jednak ma wątpliwości co do tego, czym jest sumienie pisarza – niech pilnie wczytuje się w teksty Hanny Świderskiej.
NiNa karsov Prowadząc w Londynie od 1970 roku w skrajnie trudnych warunkach Wydawnictwo „Kontra”, posiada nieocenione osiągnięcia. Podkreślał Wojciech Ligęza heroizm postawy ludzkiej Niny Karsov i niezłomność Jej przekonań politycznych, profesjonalizm Wydawcy, wielką bezinteresowność i szczodrobliwość w rozdawaniu darów książkowych instytucjom naukowym i kulturalnym, ale też osobom prywatnym – badaczom i czytelnikom. Bezsprzecznie zasłużoną nagrodę ZPPnO – dla pisarki, tłumaczki i edytora – łączył Laudator także z 40-leciem Jej emigracji.
wie – to osobowe rysy Niny Karsov i jej twórczości pisarskiej […], jak też translatorskiej. Prof. Wacław Lewandowski w liście odczytanym na uroczystości napisał: Zdarza się jednak, że słysząc o przyznaniu komuś nagrody nie możemy oprzeć się wrażeniu, że oto nie tylko udzielono literackiego wyróżnienia, ale dokonano czynu sprawiedliwego, doceniając piękną pracę i opowiadając się po stronie dobra, przeciwko złu i podłości. Mam wrażenie, że tak dzieje się dzisiaj. Wrażenie szczególnie silne i przejmujące, gdy pomyślę, że Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie postanowił wyróżnić dokonania edytorskie Pani Niny Karsov. Od lat obserwuję, z jakim pietyzmem, z jaką ofiarnością i poświęceniem, a zawsze z najwyższą odpowiedzialnością i na najwyższym poziomie, Nina Karsov prowadzi prace nad utrwaleniem i upowszechnieniem dorobku pisarskiego Józefa Mackiewicza. Od lat też, niestety, mam możność obserwować bezprzykładną kampanię podłości i nienawiści, jaka jest przeciw Ninie Karsov systematycznie prowadzona. Tę najlepszą z możliwych do pomyślenia opiekunkę spuścizny wielkiego pisarza lżono, oczerniano i pomawiano wielokrotnie, stawiając zarzuty „niszczenia Józefa Mackiewicza”, działalności przeciwko kulturze polskiej, wreszcie – działania w „obcym interesie”. Nie było oszczerstwa, którego by Ninie Karsov oszczędzono, nie było podłości, której by Jej pożałowano… […] Kapituła Nagrody Literackiej ZPPnO doceniając zasługi i dokonania edytorskie Niny Karsov daje dziś budujący przykład działania w imię piękna i dobra.
wyróżNieNia Niezależnie od nagród przyznanych werdyktem Jury Zarząd Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie uhonorował wyróżnieniami „za najlepszą książkę ubiegłego roku” dwie znakomite badaczki piśmiennictwa emigracyjnego. Dr Beata Dorosz z Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk (Warszawa) otrzymała wyróżnienie za dwutomowy zbiór korespondencji poety z redaktorem londyńskich „Wiadomości”: Mieczysław Grydzewski, Jan Lechoń, Listy 1923 – 1956 (2007). Warto dodać, że w roku 2008 autorka opublikowała kolejną pracę edytorską, dwugłos korespondencyjny: Jan Lechoń, Zofia i Rafał Malczewscy, Coraz trudniej żyć a umrzeć strach. Drugą uhonorowaną wyróżnieniem autorką jest profesor Mirosława Ołdakowska-Kufowa z KUL – za rzetelną pod względem naukowym i przystępną językowo biografię pt. Stanisław Vincenz. Pisarz, humanista, orędownik zbliżenia narodów (2006). Słowo na cześć wyróżnionych wygłosiła Nina Taylor-Terlecka. Wyróżnienia dotowali Krystyna Muraszko i Juliusz L. Englert.
|23
nowy czas | 28 marca 2009
podróże w czasie i przestrzeni
Czy Jezus wcielił się w Murzyna? Cesarz Haile Selassie jest Bogiem, jest zapowiadanym przez proroków drugim przyjściem Chrystusa. On sam tak nie twierdził, ale twierdzą tak do dziś rzesze jego wyznawców, o których wcale nie zabiegał. Rzesze rastafarian z dredami na Jamajce, ale też i w Wielkiej Brytanii. Muzycy reggae i rzesze entuzjastów. Jak to możliwe, by absolwenci brytyjskich szkół wierzyli w boskość cesarza Etiopii? Członkowie brytyjskiego zespołu „Aswad” odpowiadają z prostotą: „Po prostu wierzymy w to. Wiara to nie jest kwestia logiki”.
Wszystko to zaczął Marcus Gravey, też zresztą niechcący. Był Tymczasowym Prezydentem Stanów Zjednoczonych Afryki. Urodzony na Jamajce, działał głównie w Ameryce na rzecz emancypacji Murzynów. Zmarł w roku 1940, nie widział więc owoców swojej pracy, ale jego duchowymi spadkobiercami byli Martin Luther King, Malcolm X, Kwame Nkrumah, a także muzycy reggae i rastafarianie. Ci ostatni najlepiej pamiętają zdanie, jakie wypowiedział w 1916 roku, kiedy wyjeżdżał z Jamajki do Ameryki: „Patrzcie na Afrykę, kiedy koronować będą czarnego króla – on będzie zbawicielem”. Niektórzy do dziś traktują te słowa jak proroctwo, które spełniło się 14 lat później. W 1939 roku w Etiopii zmarła cesarzowa Zauditu, a jej następcą został książę Tafari Makonen. Nosił on książęcy tytuł Ras, dlatego w gazetach zapisywano jego imię jako Ras Tafari. Koronacja murzyńskiego króla, w dodatku takiego, którego dynastia rządzi od tysięcy lat, to dla prasy nie lada gratka. Gromady fotoreporterów zje-
Rastafarianie przyjęli część tych zwyczajów. Rastafariańscy prorocy chodzili wśród slumsów Kingston i głosili marność cywilizacji goniącej za pieniądzem, którą to cywilizację nazywali zaczerpniętym z księgi Apokalipsy słowem Babilon. Zakładali w górach komuny przygotowujące wiernych do spotkania ze zbawicielem Haile Selassie, który kiedyś po nich przyjedzie. I pewnego dnia rzeczywiście przyjechał. Samolotem. Stało się to 21 kwietnia 1966 roku. Wtedy to Jahwe Rastafari przyleciał na Jamajkę z państwową wizytą. Kraj oszalał. Przywitanie papieża Jana Pawła II w Polsce było drętwą ceremonią w porównaniu z powitaniem Haile Selassie na lotnisku w Kingston. Skoro tylko samolot Jego Wysokości wylądował, płyta lotniska zalana została tłumem pielgrzymów, z których każdy chciał dotknąć choć rąbka samolotu jego. Tłum rozstąpił się dopiero kiedy skonsultowano się z przywódcami rastafarian i jeden z nich wyjawił ludowi wolę Jego Wysokości udania się na spoczynek po męczącej podróży. To było największe święto rastafarian. Niektórzy z nich nawet spotkali się osobiście z Jahwe Rastafari. On sam usiłował ich przekonać, że nie jest Bogiem (co rastafarianie wzięli za przejaw skromności), a przede wszystkim powiedział im, że przed repatriacją do Afryki muszą się do tego duchowo przygotować. To spowodowało, że
£10 www.globalcell.EU
ekstra
›› Rastafańskie dredy. Fot.: Włodzimierz Fenrych ruch przerodził się z oczekiwania na rzeczywistą repatriację w bardziej mistyczną próbę wyrwania się z okowów Babilonu i ucieczkę do duchowej ojczyzny, symbolicznej Ziemi Obiecanej. W 1972 roku pewien muzyk z Jamajki przyjechał do Londynu i usiłował znaleźć kogoś, kto sprzedałby w Anglii jego muzykę. Tak się złożyło, że właściciel dynamicznej wytwórni płytowej „Island” też pochodził z Jamajki i znał osobiście tego muzyka. Tak się również złożyło, że ów muzyk był wyznawcą rastafarianizmu, a oprócz tego był geniuszem, którego muzyka podbiła świat. Był to Robert Nesta Marley, który jak na rastafarianina przystało, nieustannie palił gandżę, miał dredy, a poetyckie teksty jego piosenek niosły rastafariańskie przesłanie. Bob Marley jest ilustracją tezy, że zadaniem sztuki jest przybliżenie Boga jej odbiorcom; niewątpliwie sam Bob taki sobie stawiał cel. Efekt w jego przypadku był
Bonus Sir*
020 70 648 220 Szukaj nas w swoim lokalnym lub polskim sklepie.
piorunujący – rastafarianizm z mało znanej sekty występującej tylko na niewielkiej wyspie na Morzu Karaibskim stał się nagle ruchem znanym na całym świecie, a blond dredy można nawet w Polsce zobaczyć. Kolejnym kluczowym wydarzeniem w dziejach rastafarianizmu był komunistyczny przewrót w sierpniu 1975 roku. Do pałacu Jego Wysokości wtargnęła soldateska. Jego Wysokość czekał na nich z godnością, stojąc w hallu swego biura przed mapą królestwa. Żołdacy, kopiąc go i popychając zagnali go do brudnej celi. 27 sierpnia 1975 roku rozeszła się wieść, że Jego Wysokość nie żyje. Nikt nie wie gdzie jest jego grób. Rastafarianie słysząc to, tylko się uśmiechają: „Jahwe nie da się zakopać”. On mógł tylko zniknąć. Nie można powiedzieć, że Haile Selassie, Moc Trójcy Przenajświętszej, zmarł. Nie można powiedzieć, że był. Dża Rastafari, Haile Selassie, Jahwe, JEST.
Karta SIM
SU]\ GRãDGRZDQLX ]D
Włodzimierz Fenrych
chały się do Addis Abeby, szczegółowe opisy uroczystości pojawiły się w prasie na całym świecie. Również na Jamajce. Dla niektórych mieszkańców Jamajki sprawa była oczywista: oto spełniło się proroctwo, pojawił się zbawiciel. Jego tytuł jest taki, jaki w księdze Apokalipsy św. Jana nosi Chrystus ponownie wcielony, a jego nowe imię – Haile Selassie – znaczy ni mniej ni więcej, tylko... Moc Trójcy Przenajświętszej. Czyż można mieć wątpliwości? Narodził się Zbawiciel, Dża (to znaczy Jahwe) we własnej osobie i wkrótce zabierze swoje czarne dzieci z tego domu niewoli, jakim jest Jamajka. Symbolika rastafarian wywodzi się z chrześcijaństwa, ale niektóre ich zwyczaje są rodem z zupełnie innej tradycji. Jamajka była częścią Imperium Brytyjskiego, którego mieszkańcy przemieszczali się w jego granicach za chlebem. Najbardziej bodaj ruchliwym ludem w Imperium (poza samymi Brytyjczykami) byli mieszkańcy Indii, którzy małe przedsiębiorstwa zakładali wszędzie tam, gdzie byli Brytyjczycy. Nieśli oni swoją kulturę, do której należało palenie uważanego za święte ziela konopnego (zwanego po hindusku „gandża”), a także opuszczanie domu na starość i poświęcanie się modlitwie gdzieś w górskiej pustelni. Tacy hinduscy pustelnicy nie ścinali włosów, zapuszczając je w długie dredy. Uciekali od świata goniącego za pieniądzem, palili święte ziele i poświęcali się modlitwie.
24|
28 marca 2009 | nowy czas
to owo
redaguje Michał Straszewicz
KONSUMENTA
Michael Jackson na żywo?i Wjedzie na scenę na słoniu? Przypłynie statkiem, bo boi się latać helikopterem? Zobaczymy panterę, trzy małpy i... setkę masajskich wojowników? I wreszcie zasadnicze pytanie: Przeżyje? Spekulacje, jak będzie wyglądała londyńska seria koncertów Michaela Jacksona trwają. Liczba koncertów, które ma zagrać w stolicy Wielkiej Brytanii oscyluje teraz wokół 50 (!) Tymczasem podobno zdrowie Michaela jest w takim stanie, że nie ma pewności czy wszyscy którzy kupili bilety zobaczą Króla „na żywo”. Ubezpieczyciele odmówili współpracy. Bookmacherzy robią zakłady. W końcu mają to być najbardziej spektakularne występy w karierze Jacko. Pierwsze występy Michaela Jacksona odbędą się w lipcu w londyńskiej O2 Arena. Jednym ze specjalnych gości wokalisty ma być odtwórca roli Harry'ego Pottera, Daniel Radcliffe, a także jego koleżanka z planu Emma Watson. Oboje otrzymają zaproszenia dla VIP-ów z wstępem do wszystkich stref. Przed koncertami Michael chce spędzić co najmniej trzy tygodnie w Wielkiej Brytanii – przyzwyczaić się do klimatu, zmiany czasu i adoptować dziecko. Niekoniecznie w tej kolejności.
Spot(s)light
Wallace, Gromit i nauka Jeśli ktoś chciałby łyknąć w pigułce brytyjskość powinien zobaczyć jeden z filmów o plastelinowym psie i jego zakochanym w cheddarze panu. Wallace i Gromit to para, która robi dla Wielkiej Brytanii lepszą robotę niż para: William plus Harry. Najmłodszym dzieckiem Nicka Park'a – twórcy animowanych bohaterów jest wystawa w londyńskim Science Museum. Można na niej zobaczyć repliki słynnego baaaardzo brytyjskiego domu filmowej dwójki i całe mnóstwo filmowych gadżetów. 50-letni Park twierdzi, że jest bardzo podobny do Wallace'a – z pokolenia które nic nie wyrzuca i konstruuje z niepotrzebnych-potrzebnych rzeczy dziwne maszyny. W dodatku przyznaje, że jako student namiętnie odwiedzał muzeum i właśnie tam znajdował inspirację do konstruktorskich pasji. Nic dziwnego, że teraz czuje się wyróżniony mogąc pokazać efekty swojej pracy w tak szacownych murach. Wystawę w Science Museum można oglądać od 28 marca do 1 listopada.
Londyn godzina 00.00, w przejściu podziemnym pod opustoszałą o tej porze ulicą spotyka się grupa zakapturzonych młodych ludzi. „Masz towar?” – pyta jeden. „Masz kasę” – odpowiada pytaniem drugi. Chwila nerwowych szeptów i transakcja ubita. Kumple już rozluźnieni, zdejmują kaptury i przypalają sobie nawzajem papierosy. Nagle grupę zalewa snop ostrego światła, spoglądają na siebie przerażeni i... wybuchają histerycznym śmiechem. Krosty na ich twarzach świecą, na różowo. Wygląda to... zdecydowanie nie wygląda to cool. Czeska komedia? Niekoniecznie. Członkowie stowarzyszenia mieszkańców z Mansfield w północnej Anglii wpadli na pomysł, by w przejściach podziemnych zamontować specjalne lampy, które mają odstraszać młodocianych opryszków. Te lampy mają świecić na różowo, bo właśnie ten kolor jest postrzegany jako niemęski i zdecydowanie niefajny. Pomysł na piątkę – prosty, tani, bezbolesny, humanitarny, a do tego autorzy wykazali się znajomością psychologii. W dodatku okazało się, że różowe światło podkreśla wszystkie niedoskonałości młodej cery. Jak wiadomo nastolatek bez pryszczy to jak stół bez nogi – raczej nie funkcjonuje, a nawet największy nastoletni cwaniak z pryszczatą twarzą wygląda żałośnie. Jest duża szansa, że nareszcie wymyślono coś co będzie istotnym krokiem w walce z alkoholizmem i przestępczością nieletnich, albo ostatecznie uzasadni modę na kaptury.
Pudelek przynosi gazetę Chyba nikt już nie ma wątpliwości, że tabloidy przegrywają walką o czytelników z internetowymi serwisami plotkarskimi. Należący do o2.pl Pudelek jest liderem zarówno pod względem liczby użytkowników (real users) jak i odsłon. To on rządzi w polskim internecie. W grudniu 2008 z serwisu korzystało 1,8 mln użytkowników, którzy wygenerowali 152 mln odsłon. Która gazeta nie chciałaby takiej grupy docelowej. Internauci w skali miesiąca spędzili na stronie średnio 1 godzinę i 34 minuty. Druga pozycja przypada wortalowi TVN – Plejada.pl, trzeci w rankingu (a drugi pod względem liczby odsłon) jest serwis Nocoty.pl. Najświeższe ploteczki są dobre bo świeże, dlatego nikt nie kupi gazety dla newsa o aktorce, która spotyka się z pewnym aktorem, podczas gdy wszystkie serwisy plotkarskie pisały już o nich dzień wcześniej. Tabloidy potrzebują czasu na wydrukowanie i właśnie tego czasu brakuje im w bitwie z wortalami. Wynik tej walki wydaje się być przesądzony. Pudelek srodze kąsa kolorową prasę robiąc miejsce dla poważnych tytułów – bo dobry felieton czy opinię jak na razie łatwiej uświadczyć na papierze niż w internecie. I to się jeszcze długo nie zmieni:)
Uśmiechnij się jesteś w Hiszpanii Znamy to hasło z zapadającej w pamięć kampanii promującej wakacje w Hiszpanii. Okazuje się, że nie tylko turyści powinni się tam uśmiechać. Mieszkańcy należących do Hiszpanii Wysp Kanaryjskich uznali, że aby podratować lekko podupadający turystyczny biznes, potrzeba zmienić pewne zwyczaje. „Uśmiechajcie się więcej” usłyszeli od lokalnych władz kelnerzy, recepcjoniści, pokojówki i animatorzy rozmaitych rozrywek. „Życzcie miłego dnia" – poradzono sprzedawcom. „Upewnijcie się że wasze wnętrze dobrze pachnie” dwuznacznie upomniano taksówkarzy. Tych ostatnich uznano zresztą słusznie za wizytówkę kraju – w końcu pierwszy kontakt turysty z tubylcem to ten z kierowcą taksówki wiozącym go z lotniska do hotelu. Taksówkarze otrzymali do przestudiowania w domu przewodniki po wyspach, żeby umieli potem błysnąć wiedzą przed pasażerem. Na celowniku tych wszystkich starań są turyści brytyjscy, dla których jeszcze dwa lata temu Hiszpania była najbardziej pożądanym miejscem wypoczynku. Teraz wybierają atrakcyjniejsze cenowo kraje jak Turcja czy Egipt. Mieszkańcy Lanzarote wolą wierzyć, że to z powodu ich zrzędliwego usposobienia i że kilka uśmiechów pomoże im wyjść z impasu. No to miłego dnia!
|25
nowy czas | 28 marca 2009
PC
NIE MUSISZ NIGDZIE CHODZIC! zadzwoñ! Pn-Nd 9-20
CENTRUM
CALL CENTRE
INFORMACJA I SPRZEDA¯:
SERWIS: KOMPUTERÓW LAPTOPÓW
48
HAVEN GREEN
W5 2NX
EALING BROADWAY
164 Victoria Street LONDON SW1E 5LB
48 Haven Green LONDON W5 2NX
TOOTING BEC
16 Trinity Road LONDON SW17 7RE PACZKI DO POLSKI
HARLESDEN
SLOUGH
DELIKATESY
POLSKIE DELIKATESY
157 High Street LONDON NW10 4TR
10 QUEENSMERE SLOUGH SL1 1DB
NORTHAMPTON
HOUNSLOW
GOSIA DELIKATESY
FLASH BIURO KSIÊGOWE
54 Gold Street NOTRHAMPTON NN1 1RS
5 Red Lion Court ALEXANDRA RD. TW3 1JS YORK
Pn-Pt 9-20 So-Nd 9-16*
020 7828 5550
Pn-Pt 10-20 So-Nd 10-15*
Pn-Pt 10-19 So-Nd 10-14*
PACZKI DO POLSKI
PACZKI DO POLSKI
020 8998 6999
020 8767 5551
Pn-So10-18 Nd 10-15* Pn-Pt 9-19 So-Nd 10-15*
020 8767 5551
Pn-Pt 11-19 So-Nd 10-14*
020 8767 5551
PACZKI DO POLSKI
01604 626 157
RD.
HIGH
NDRA ALEXA
RD.
POLSKIE CENTRUM
16Trinity Road, London SW17 7RE
STREET
HIGH
STREET
S RD. DUGLA
079 5110 5315 020 8998 4666
EALING BDY
VICTORIA wejœcie od INTERNET CAFE - UNIT 16
www.gosiatravel.com
. GUE RD MONTA
USUWANIE: WIRUSÓW SPYWARE
Pn-Pt 9-20, sb-Nd 9-16
078 7501 1097 NASZE BIURA O£¥CZ¥ ClÊ Z POLSK¥ 020 8767 5551 PPolonez Travel Ltd T/A Gosia Travel, Registered Office
Pn-Pt 9:30-17 So-Nd 9-15*
020 8767 5551
BILETY LOTNICZE I AUTOBUSOWE | TRANSFERY NA LOTNISKA | PACZKI | PROMY | HOTELE | WCZASY | UBEZPIECZENIA | PRZEKAZY PIENIʯNE ju¿ od L1.5
ZáÛĪĪ Īyczenia na Wielkanoc juĪĪ dziĞĞ
KLINIKA TERAPII SOLNEJ
Wybierz poniĪszy numer dostĊpowy a nastĊpnie numer docelowy np. 0048xxxx
Polska Polska Niemcy Slowacja Czechy
2p/min - 084 4831 4029 7p/min - 087 1412 4029 2p/min - 084 4831 4029 3p/min - 084 4988 4029 3p/min - 084 4988 4029
Polska Obsáuga Klienta: 084 4545 3555 www.auracall.com/polska
CALLING THE WORLD
T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Calls made to mobiles may cost more. Minimum call charge 8p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Rates are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
- Rozmowy z komórki do Polski - Roaming w 77 krajach www.globalcell.EU
3
p/min
020 70 648 220 Szukaj nas w swoim lokalnym lub polskim sklepie.
Karta SIM
* ZASTRZEGAMY SOBIE PRAWO ZMIANY GODZIN OTWARCIA NASZYCH BIUR
reklama
26
28 marca 2009 | nowy czas
czas na relaks
O CZEKOLADZIE
» Walentynki już dawno za nami, ale temat
mANIA GOTOWANIA Mikołaj Hęciak
Dzisiaj możemy się uśmiechnąć czytając, że dawniej używano zwrotu „zdrowa czekolada”, pamiętając, że jej podstawą jest cukier i kakao. Pierwsza fabryka czekolady powstała w Bayonne, po francuskiej stronie Pirenejów, skąd była eksportowana do Paryża, jak również za granicę, np. do Hiszpanii. Choć produkty czekoladowe zalewają sklepowe półki i każdy mógłby wyliczyć przynajmniej kilka swoich ulubionych, warto pochylić się nad czekoladą i jej odmianami. Podstawowym źródłem czekolady jest znane wszystkim kakao. Proszek sam w sobie nie jest słodki, ale niezastąpiony w pieczeniu i przygotowywaniu napojów. Na przykład pitnej czekolady, gdzie kakao jest wzbogacone o cukier i mleko. Tutaj, w Anglii, zamawiając pitną czekoladę (drinking chocolate) dostaniemy miksturę przypominającą po prostu osłodzone kakao, nie tak jak w Polsce, gdzie można spodziewać się naprawdę przyjemnego deseru przypominającego płynny budyń czekoladowy. Następnym produktem są gotowe masy czekoladowe z dużą zawartością margaryny, służące jako polewy do ciast, często z dodatkowymi aromatami. Można oczywiście taką masę przygotować samemu przez połączenia kakao, masła lub margaryny z dodatkiem cukru. Czekolada w swojej formie podstawowej ma wiele rodzajów. Mamy czekoladę białą, robioną na bazie tłuszczu kakaowego, zwanego też masłem kakaowym, i cukru. Warto dodać, że jest to produkt otrzymywany z nasion kakaowca, podobnie jak proszek kakaowy, popularnie zwany kakao. Czekolada mleczna z kolei zawiera, jak sama nazwa wskazuje, dodatek mleka i dużą domieszkę cukru. Czekolada deserowa, inaczej półsłodka, zawiera mniej cukru niż mleczna. Najmniejszą ilość cukru, a jednocześnie największą zawartość kakao posiada czekolada zwana kuwerturą. Jest ona ciemna i gorzka. Świetnie nadaje się do sosów, musów oraz ciast. Musimy wspomnieć o jakości wyrobów czekoladowych i samej czekolady, bo jak wiadomo, czekolada czekoladzie nierówna. Zasadniczy wpływ na to ma zarówno jakość i świeżość surowców, czyli nasion kaka-
czekolady jest zawsze aktualny, nawet w poście. Aż do początków XX wieku czekolada uważana była za panaceum na rozliczne choroby i dolegliwości, często zupełnie odmienne, np. na kaszel, zbytnią nerwowość, na problemy z trawieniem, niedowagą… owca, jak też sposób i jakość wszystkich etapów otrzymywania najpierw proszku kakaowego, a później czekolady. Dobra czekolada rzeczywiście powinna rozpływać się w ustach, a nie w dłoniach. Oczywiście każda pod wpływem ciepła dłoni zacznie topnieć, ale ta w dobrym gatunku nie od razu. Ma ona też miły dla oka połysk, a w przekroju nie znajdziemy białawych smug czy pęcherzyków powietrza. W smaku powinno czuć się czekoladę, a nie kakao. Wypróbujmy dziś dwa przepisy na czekoladowe przysmaki.
CZEKOLADOWE CIASTECZKA Z PŁATKAMI KUKURYDZIANYMI Jeżeli przepisy można podzielić na łatwe i łatwiejsze, to ten akurat należy do najłatwiejszych i efekt końcowy będzie wciąż bardzo zadowalający. Oprócz składników będziemy potrzebowali małe papierowe foremki. Na 12 porcji przygotujmy: 50 g masła, 100 g ciemnej czekolady (dark chocolate), 5 łyżek golden syrup i 80 g płatków kukurydzianych. Masło wkładamy razem z pokruszoną czekoladą i golden syrop do rondelka. Podgrzewamy całość na wolnym ogniu. Gdy mieszanina jest już rozpuszczona i połączona, dodajemy płatki kukurydziane i mieszamy. Łyżką nakładamy do przygotowanych, papierowych foremek i odkładamy do lodówki, by stężało. Jeśli nie mamy foremek, możemy wyłożyć masę po prostu na pergamin lub papier do pieczenia. Czyż przepis ten nie przypomina polskich ciasteczek owsianych?
CZEKOLADOWY MUS Drugim bardzo prostym przepisem jest mus czekoladowy. Na 6 porcji potrzeba nam: 200 g ciemnej czekolady, 125 ml ciepłej wody, 3 duże jajka, 40 g cukru (golden caster sugar), a do dekoracji trochę bitej śmietany (double cream albo whipped cream). Tabliczkę czekolady łamiemy na kosteczki i wkładamy do miski z ciepłą już i odmierzoną wodą. Całość stawiamy na naczyniu z ledwo wrzącą wodą. Wody nie musi być dużo. Chodzi tylko o to by, wygenerować trochę ciepła. Jeżeli miska z czekoladą będzie stykała się z wrzącą wodą, możemy mieć problemy z otrzymaniem gładkiej masy. Natomiast ciepło z parującej wody będzie ogrzewało czekoladę i pozwoli na otrzymanie płynnej i jednolitej konsystencji. Dodatek wody rozrzedzi trochę masę czekoladową. Gdy to już osiągniemy, zdejmujemy z ognia wciąż jeszcze mieszając i pozwalamy trochę przestygnąć, po czym dodamy żółtka. Do ich wmieszania w masę, która momentalnie się zagęści, najlepiej używać drewnianej łyżki. Tymczasem możemy ubić białka z dodatkiem cukru. Teraz metalową łyżką należy możliwie szybko wmieszać ubite białka, tak by nie stracić za dużo powietrza, jakie udało nam się już wtłoczyć ubijając pianę. Mus przekładamy od razu do szklanych naczyń i schładzamy około dwie godziny. Podając do stołu dekorujemy bitą śmietaną. Mus można potraktować jako przepis podstawowy i wzbogacać go o dodatki smakowe, np. likiery alkoholowe. Do dekoracji możemy użyć też bakalie, szczególnie płatki migdałowe, a także konfitury albo słodkie sosy.
ykłe w z e i n a c s j e mi Niepowtarzalny smak kawy i jej enigmatyczny aromat to dla kawosza rzeczy święte. Przyznaję, podzielam punkt widzenia, lecz w moim kryterium miejsce jej delektowania jest nie mniej istotne, a być może ważniejsze. Pragnę, by otoczenie, jego klimat, doza oryginalności lokalu, połaskotały moją próżność, przekonały, że trafiłem do miejsca szczególnego, a kawa stanowi jedynie miły dla podniebienia pretekst, by zatrzymać się tu na dłużej. Miłą jest więc satysfakcja trafić na kolejną perłę. Ową polecił mi pan Michał, od zawsze mieszkaniec Covent Garden i nietuzinkowy smakosz kawy. Z entuzjazmem potwierdziłem jego opinię; trudno znaleźć w Londynie drugą kawiarnię równie oryginalną, jak Monmouth Café. Lokalik, bo tak niewiele tu miejsca, godzi wysoką jakość podanej kawy z unikalnością wnętrza, której daleko od zwyczajowych wyobrażeń. W roku 1978 do piwniczki kamienicy przy Monmouth Street. numer 27 (WC2) wstawiono nienową, ale wielce obiecującą maszynę do prażenia kawy. Oferta przedsięwzięcia zakładała nie tylko sprzedaż świeżo palonej kawy, jeszcze ciepłej w torebkach, ale i proponowała niezdecydowanym bezpłatną degustację. Pomysł trafił w dziesiątkę; kawa z Monmouth Street zaraziła Covent Garden. Od tamtego czasu drzwi Monmouth Café nie zamykają się; w tygodniu kolejka często sięga ulicy; trudno o miejsce przy stolikach na podeście w głębi, stolikach równie filigranowych, jak samo wnętrze. Przeniesienie palarek na Maltby Street (Bermondsey) uwolniło ciasną przestrzeń od worków ze świeżym, zielonym ziarnem, ale nadal do wyboru smakoszy pozostają bogate odmiany kawy importowanej z wybranych plantacji Ameryki Centralnej i Południowej, Azji i Afryki. Jak ustawić cykl wypalania, by z grupy 800 związków aromatycznych, zawartych w zielonych ziarnach, uwolnić tylko te pożądane, z których Monmouth Café, decyduje się teraz na Maltby Street. Do Monmouth Café dotrzemy od strony Cambridge Circus (WC2 – plac na Charing Cross Road w połowie drogi między Tottenham Court Road i Trafalgar Square). Skierujemy się na prawą stronę Shaftsbury Avenue naprzeciw fasady Palace Theatre, miniemy pub The Marquis of Grandby i wejdziemy w Earlham Street. Na placu z charakterystycznym, centralnym obeliskiem skierujmy kroki w drugą uliczkę po lewej stronie. To Monmouth Street. A Monmouth Café jest w jej połowie, po prawej stronie. Życzę mile spędzonego tam czasu. Tekst i fot.: Andrzej Łapiński
|27
nowy czas | 28 marca 2009
czas na relaks sudoku
3 6 8
4 8 2 5 1 9 1 8 6 9 5 4 6 3 5 4 7 9 5 4 3 9 2
łatwe ł
2 1 4 8 1 9 5 4 7
3 2 5
średnie
6 9 6 9 8
9 2 4
5 7
1 3 5
7 9 4
8 5
7 8 3
7 9 8
5
trudne
6 5
9 1 7
2 4 9 2 3 5
9 3 7 5 8 2 1
8 1 5
7 6 8 1
5 3
7 6 3 8
2
krzyżówka
horoskop
BARAN 21.03 – 19.04
RAK 22.06 – 22.07
GA WA 23.09 – 22.10
ZIOROŻEC
KO 22.12 – 19.01
Pod koniec tygodnia wydarzy się coś, co zmusi Cię do głębszej refleksji na temat Twoich celów i zadań życiowych. Być może także przyjdzie Ci zmierzyć się z jakimś konkretnym lub nawet ukrytym wrogiem. Cóż, zaciśnij zęby i walcz! Potraktuj to jako swoisty egzamin z umiejętności wybrnięcia z trudnych sytuacji.
Musisz zmienić plany na najbliższy tydzień. Będą to zmiany korzystne – dzięki nim poprawisz swoją sytuację materialną. Ten tydzień to dobry czas na odnowienie starych kontaktów, ożywienie i cementowanie relacji partnerskich. Ale uważaj– w ostatnich dniach tygodnia jakaś niespodziewana kłótnia może zachwiać Twoją równowagę.
Pierwsze dni tygodnia to dla wag bodaj najbardziej pomyślny okres. Przed Tobą ogromna szansa na sukcesy i to zarówno na polu zawodowym, jak i w życiu osobistym – uważaj, nie prześpij jej! Spędź ten tydzień możliwie najbardziej aktywnie. Przez większą część tygodnia w Twoim znaku przebywają trzy planety, które będą wspierać Twoje działania.
Teraz będziesz mógł zrealizować swoje zawodowe ambicje. Później nieco zwolnij tempo, nie przeciążaj się pracą i pomyśl o wypoczynku. Koniecznie w tym tygodniu poświęć dużo czasu przyjaciołom i bliskim, którzy teraz będą potrzebować Twojego wsparcia. Wykaż się głębokim, intuicyjnym zrozumieniem ich odczuć.
Pod koniec tygodnia odetchniesz z ulgą. Miną wszelkie napięcia. Niewykluczone, że właśnie teraz zyskasz cennych współpracowników, zaś w Twoim życiu prywatnym pojawią się nowi znajomi – może nawet będą wśród nich przyszli przyjaciele? Twoim najważniejszym hasłem będzie: ja i drugi człowiek. Dzięki nowym układom sił w pracy musisz zmienić swoje plany.
Wykażesz się dużą zapobiegliwością, starannością i – choć trudno w to uwierzyć – pedanterią, by umocnić swoje osiągnięcia zawodowe z ostatniego czasu. Uważaj, byś starając się jak najlepiej wypełniać swoje zadania, nie okazywał lekceważenia współpracownikom. Mogą się teraz poczuć niedowartościowani.
Dla większości Skorpionów nie będzie to tydzień wolny od trudności i napięć. Przez pierwsze dni tygodnia będziesz znacznie mniej towarzyski niż zazwyczaj – bardziej skupisz się na swoich problemach. W pracy musisz teraz bacznie obserwować swoich rywali – może się zdarzyć, że weźmie ich ochota, by osłabić Twoją pozycję.
To dobry okres na naprawianie dawnych błędów, odnawianie zapomnianych przyjaźni i uzdrowienie relacji z ludźmi, z którymi kiedyś zdarzyło Ci się poróżnić. Pod koniec tygodnia odczujesz potrzebę zawodowej konfrontacji i z pasją rzucisz się w wir pracy. Ale ożywienie zawita też w dziedzinie uczuć i emocji...
W pracy, działając jeszcze skuteczniej niż zwykle, zyskasz niekłamane uznanie zwierzchników. Buduj więc teraz fundamenty pod przyszłe sukcesy i nie oszczędzaj przy tym sił ( ale pod koniec tygodnia uważaj na zdrowie). Niestety, może spaść na Ciebie jakieś niewdzięczne zadanie, wymagające sporej cierpliwości.
Pod koniec tygodnia, gdy Słońce i Merkury wejdą w znak Lwa, praca zejdzie na drugi plan – teraz najważniejsze staną się dla Ciebie kontakty towarzyskie i rozrywki. Żyj pełnią życia! Jednocześnie będzie to dla Ciebie jeden z najbardziej udanych okresów zarówno w pracy jak i w sprawach sercowych.
Dynamiczny okres, w którym z łatwością przyjdzie Ci rozwiązywanie problemów, i to nie tylko własnych. Będziesz również w stanie dać z siebie dużo Twoim przyjaciołom. Na polu zawodowym będziesz musieć, chcąc nie chcąc, zająć się jakimś zadaniem zespołowym. Przed Tobą do połowy tygodnia kilka wyzwań.
Dobre kontakty z ludźmi przyniosą Ci dużo dobrego i to nie tylko z tymi, których dobrze znasz. Właśnie teraz znajdziesz bowiem nowych partnerów (może nawet potencjalnych sponsorów?), na których wsparcie, także finansowe, będziesz mógł liczyć. Staraj się więc prezentować z jak najlepszej strony, wykazuj się rzutkością i profesjonalizmem.
BYK 20.04 – 20.05
BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06
LEW 23.07 – 22.08 NA PAN 23.08 – 22.09
PION SKOR 23.10 – 21.11
LEC STRZE 22.11 – 21.12
NIK WOD 20.01 – 18.02
BY
RY 19.02 – 20.03
28|
28 marca 2009 | nowy czas
ia Ogłoszen ramkowe . już od £15 TANIO NIE! I W YGOD ą! rt Zapłać ka
jak zamieszczać ogłoszenia ramkowe?
nAUkA
zAprAszAm nA kUrs TAŃcA TowArzyskieGo 1-sTopniA kTóry rozpocznie siĘ 25.04 o GoDz. 16.30 dla młodzieży i dorosłych pierwszy taniec choreografie dla par ślubnych prywatne lekcje tańca towarzyskiego Tel. 0794 435 4487 www.szkolatanca.co.uk info@ szkolatanca.co.uk
POLSKI KSIĘGOW Y 724 Seven Sisters Road London N15 5NH Seven Sisters, Metro – Victoria Line 20 m od sklepu WICKES
www.polskiksiegowy.com Pon-Pt. : 9.00 - 20.00 Sobota: 10.00 - 17.00
prosimy o kontakt z
Działem sprzedaży pod numerem 0207 358 8406 ogłoszenia komercyjne
komercyjne z logo
do 20 słów
£15
£25
do 40 słów
£20
£30
GinekoloG-połoŻnik Dr n. meD. michAł sAmberGer The hale clinic 7 park crescent london w1b 1pf Tel.: 0750 912 0608 www.ginekologwlondynie.co.uk michal.samberger@wp.eu
Tel/Fax 0208 8265 102 0797 4884 380 0773 7352 885 0794 6681 250
rozliczeniA i benefiTy szybko i skutecznie (przyjmuję również wieczorem i w weekendy)
Domowe wypieki
Tel: 077 9035 9181 020 8406 9341 ksiĘGowośĆ finAnse
Aby zAmieściĆ oGłoszenie rAmkowe
www.polishinfooffice.co.uk
lAborAToriUm meDyczne: The pATh lAb kompleksowe badania krwi, badania hormonalne, nasienia oraz na choroby przenoszone drogą płciową (HiV – wyniki tego samego dnia), ekG, usG. Tel: 020 7935 6650 lub po polsku: iwona – 0797 704 1616 25-27 welbeck street london w1G 8 en
na każdą okazję. Gwarancja jakości i niskie ceny. AGATA Tel. 0795 797 8398
UsłUGi róŻne
(Zamówienia tylko z Londynu)
UroDA biUro ksiĘGowe Zwrot podatków Pełna księgowość dla se/Ltd wnioskowanie o rezydenturę n.i.n, C.i.s., C.s.C.s. Benefity
AnTeny sATeliTArne jan wójtowicz
zDrowie profesjonAlne fryzjersTwo strzyżenia damsko-męskie, baleyage, pasemka, trwała ondulacja, fryzury okolicznościowe. iza west Acton, Tel. 0786 2278729
162D hiGh sTreeT hoUnslow Tw3 1bQ
Profesjonalne ustawianie, usuwanie zakłóĶceń, systemy CCtV, sprzedaż polskich zestawów: 24h/24h, 7d/7d. anteny telewizyjne.
Tel.: 0208 814 1013 mobile: 07980076748
polskie ceny Tel. 0751 526 8302
kompUTerowe bADAnie cAłeGo orGAnizmU:
TesTy nA bryTyjskie prAwo jAzDy nA wszysTkie kATeGorie orAz bryTyjski koDeks DroGowy w jĘzykU polskim. profesjonAlne i kompleTne.
•wykrywanie alergii środowiskowych i pokarmowych, pasożytów, bakterii •badanie układu kostnego: skrzywienia, nerwobóle, osteoporoza •infekcje i nieżyty, stany zapalne: górnych dróg oddechowych, serca, jelit, nerek, tarczycy, itp. •regulacja wagi ciała: otyłość i niedowaga •układanie diet •masaże: sportowy, relaksujący, limfatyczny •kąpiele mineralno-ziołowe Czynne od 7.00 do 23.00 Ur szu la Reń ska Tel: 0772 996 8769 20 Ladysmith Road Canning Town London E16 4NR (Bus 69, six bus stops)
info@omegaplusltd.co.uk
pełnA ksiĘGowośĆ (rozliczenia przez internet) Zwrot podatku w ciągu 48h Virtual office nin, Cis, CsCs, zasiłki i benefity AcTon suite 16 Premier Business Centre 47-49 Park royal London nw10 7LQ Tel: 0203 033 0079 0795 442 5707 cAmDen suite 26 63-65 Camden High street London nw1 7jL Tel: 0207 388 0066 0787 767 4471 www.polonusaccountancy.co.uk office@polonusaccountancy.co.uk
BeZPłatne doradZtwo odnośnie uZyskania Prawa jaZdy w wB. www.emAno.co.Uk biUro@emAno.co.Uk 07871 410 164
AbsolwenTkA AnGlisTyki orAz TrAnslAcji (UniversiTy of wesTminsTer) Tel.: 0785 396 4594 ewelinAboczkowskA@yAhoo.co.Uk
wywóz śmieci przeprowadzki, przewóz materiałów i narzędzi. Pomoc drogowa, auto-laweta, złomowanie aut – free TrAnspol tel. 0786 227 8730 lub 29 AnDrzej
DiAGnosTic service 310 Green lAnes n13 5TT Przeglądy (Mot) diagnostyka komputerowa serwis samochodów osobowych i dostawczych naprawy mechaniczne, wymiana opon itp. nabijanie, przegląd klimatyzacji w ofercie dojazd do klienta 12 miesięcy gwarancji 100% satysfakcji Tel: 078 90756 276 e-mail: psborowski@hotmail.co.uk 50 burket close norwood Green Ub2 5nr
Scottish Tides
POLISH POLISH PO P OLLIS ISH ISH Scottish Tides S cottish T ides
7Ya`éǃJa ZPLJ KV UHZ I` WYaLa TPLZPǃJL 7Ya`éǃJa ZPLJ KV UHZ I` WYaLa TPLZPǃJL LRZWSVYV^HDž 7 Y a ` éǃJa ZPLJ KV UHZ I` WY aLa TPLZPǃJL LRZWSVYV^HDž LRZWSVYV^HDž Ǐ`^L a^PǃaRP R\S[\YHSUL Ǐ ` ^L a ^PǃaRP R\S[\ Y HSUL TPLJ Ka ` :aRVJQǃ H 7V SZRǃ Ǐ`^L a^PǃaRP R\S[\YHSUL TPLJKa` :aRVJQǃ H 7VSZRǃ TPLJKa` :aRVJQǃ H 7VSZRǃ
Peatbog Faeries Kapela ze Wsi Warszawa Kult, Sing Sing Penelope Ani Mru Mru +UV èV^J` ) )SHaPU» -PKKSLZ HUK THU` TVYL
www.allmedicaldiagnosis.com
jĘzyk AnGielski korepeTycje orAz profesjonAlne TłUmAczeniA.
UsłUGi TrAnsporTowe
FEB: MAY09 TO
,UQV` ;HYWHU =VKRH 9LZWVUZPIS` , UQV` ;HYWH WHU U =VKRH 9LZWVUZPIS`
Ani May Ani Mru Mru Mru Mru SSat at 9 M ay 2H[PH :RHUH]P -PSOHYTVUPH 7VTVYZRH +UV èV^J` ) 2 H[PH :RHUH]P -PSOHYTVUPH 7VTVY ZRH +UV èV^J` ) 5PRVSHP +LTPKLURV :PUN :PUN 7LULSVWL )SHaPU» -PKKSLZ 5 PRVSHP +LTPKLURV :PUN :PUN 7LULSVWL )SHaPU» -PKKSLZ H UK THU` TVYL HUK THU` TVYL
| ^ ^^ OVYZLJYVZZ JV \R ^^^ OVYZLJYVZZ JV \R F E B : MAY09 TO
Mill St, Perth, PH1 5UZ 01738 621 031 ^^^ OVYZLJYVZZ JV \R Mill St, Perth, PH1 5UZ
|29
nowy czas | 28 marca 2009
ogłoszenia FAMILY ASSESSMENT WORKER POLISH SPEAKING Location: GREATER LONDON Hours: Days , Evenings , Nights , Weekends Wage: £12 - £16 per hour Employer: Service Care Solutions Ltd. Closing Date: 04/05/2009 Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY
job vacancies SPA BEAUTY THERAPIST Location: SOUTH WEST Hours: 5 DAYS Wage: GBP 14500 Employer: Bovey Castle Closing Date: 21/04/2009 Pension: No details held Duration: PERMANENT + FULL-TIME
Description: This Local Employment Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only. See www.dwp.gov.uk for more information. Duties include, carrying out various high standard individual treatments a. ensuring our customers receive a 5* service at this 5* luxury hotel and sporting estate. Applicants must have NVQ levels 2 and 3 in Beauty Therapy. Ideally the successful candidate will have worked in a spa before and be Elemis Trained. In return you will receive an annual salary of GBP 14500 in addition to a fantastic monthly commission scheme based on treatments and retail sales. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Marty Burnham at Bovey Castle, Bovey Castle, Dartmoor National Park, North Bovey, Devon, TQ13 8RE. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.
Description: This vacancy is being advertised on behalf of Service Care Solutions who are operating as an employment agency. We are currently recruiting for a Family Assessment Worker who is fluent in Polish or has ability to speak another language, working within a 4 star organisation in the heart of London. The successful applicant will have to have an enhanced CRB and be able to start as soon as possible. This is a fantastic opportunity to advance and progress your career within Children and Families. The post holder will be expected to fulfil a range of responsibilities; these will include developing programmes of assessment for families and children. Participate in discussions concerning the development of the unit. Undertake responsibility for certain allocated tasks. To assist in budgeting, care of building, catering and administration. How to apply: You can apply for this job by telephoning 0800 3112020 ext 2020 and asking for John Neary. TRAVEL SALES EXECUTIVE Location: GREATER LONDON Hours: 8 HOURS A DAY Wage: 29,000 GBP Employer: Transhotel Closing Date: 15/04/2009 Pension: No details held Duration: PERMANENT + FULL-TIME
Description: Your role will include Commercializing our online reservations
platform - Making presentations to travel agents around UK - Attending to tourism events - Travelling around UK, usually 2 weeks per month. You must be - Sales oriented. - Experienced person in an independent travel agency and or wholesaler. deadlines. - PC literate. - An excellent. communicator. If you think you are the right candidate, please, forward your CV up to date to recruitmenttranshotel.com.: How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Javier Garcia at Transhotel, Elizabeth House, 39 York Road, LONDON, SE1 7NQ. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. POLISH/RUSSIAN CREDIT CONTROLLER Location: STOCKTON-ON-TEES, CLEVELAND Hours: 37.50 PER WEEK, 5/7 DAYS, MONDAY TO FRIDAY Wage: £17,000 - £18,500 PER ANNUM Employer: NE Recruitment Pension: Pension available Duration: PERMANENT + FULL-TIME
Description: This is an NE Recruitment vacancy operating as an agency. We are seeking experienced Polish or Russian speaking Credit Controller who will be responsible for the timely collection of accounts receivable and be the first point of contact for end customers. Responsibilities will include; Collection of invoices from end customers, Cash application of funds received, Liaison with Marketing and Plants on AR issues Compile and report to senior exec level on a weekly and monthly basis on specific accounts, Managing filing systems. Experience in an accounts receivable environment would be preferred. An understanding of credit terminology and working with multi currencies would be an
ZáÛĪ Ī Īyczenia na Wielkanoc juĪ Ī dziĞ Ğ Wybierz poniĪszy numer dostĊpowy a nastĊpnie numer docelowy np. 0048xxxx
Polska Polska Niemcy Slowacja Czechy
2p/min - 084 4831 4029 7p/min - 087 1412 4029 2p/min - 084 4831 4029 3p/min - 084 4988 4029 3p/min - 084 4988 4029
advantage. Must have an excellent working knowledge of Excel. Based in Preston Farm Industrial Estate. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Jobs Team at NE Recruitment, WELLINGTON HOUSE, Wynyard Park, Wynyard, Cleveland, TS22 5TB. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. APPLY BY SENDING CV VIA EMAIL ONLY TO jobs@ne-recruitment.co.uk
doctors and solicitors appointments preferred but not essential. Training will be provided. Own transport is desirable but not essential. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Lesley Mikitczuk at AA Global Language Services, Global House, Blockhouse Close, Worcester, Worcestershire, WR1 2BU. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office.
BILINGUAL LEARNING ADVISOR (POLISH)
ADMINISTRATION WORKER
Location: LEICESTER Hours: -5 MON TO FRI Wage: £7 PER HOUR Closing Date: 15/04/2009 Pension: No details held Duration: TEMPORARY ONLY
Description: This vacancy is being advertised on behalf of Select Appointments who are operating as an employment agency. This is an excellent opportunity for someone fluent in Polish and English to join a busy customer service team. It is essential you have had previous careers advice experience. You will be taking inbound calls from customers and advising them with regards to learning and training opportunities. You will be working within a busy team, taking calls, logging information, dealing with e-mails and working to targets. You need to have had a lot of phone contact with customers, therefore previous call centre experience is necessary. Based in the city centre, this is an excellent opportunity to join a great team on a temporary to permanent basis. How to apply: For further details about job reference LCR/40313, please telephone Jobseeker Direct on 0845 6060 234. Lines are open 8.00am 6.00pm weekdays, 9.00am - 1.00pm Saturday. All calls are charged at local rate. Call charges may be different if you call from a mobile phone. Alternatively, visit your local Jobcentre Plus Office and use the customer access phones provided to call Jobseeker Direct. The textphone service for deaf and hearingimpaired people is 0845 6055 255. TRANSLATOR/ ADMINISTRATOR Location: PRESTONPANS EAST LOTHIAN Hours: 37 - 40 HOURS PER WEEK MONDAY FRIDAY 8.30AM - 4.30PM Wage: EXCEEDS NATIONAL MINIMUM WAGE DEPENDING ON EXPERIENC Employer: Morson International Pension: Pension available Duration: TEMPORARY ONLY
Description: This vacancy is being advertised on behalf of Morson International who is operating as an employment business. Must be able to speak Polish and English and also have good administration skills. Duties to include providing administration support for an administrating team and acting as a translator as and when required. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Cheryll Leonard at Morson International, 37 Bo'ness Road, Grangemouth, Stirlingshire, FK3 8AN. Advice about completing a CV is available from your local Jobcentre Plus Office. INTERPRETER
Polska Obsáuga Klienta: 084 4545 3555 www.auracall.com/polska
CALLING THE WORLD
T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Calls made to mobiles may cost more. Minimum call charge 8p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Rates are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
Location: WORCESTER, WORCESTERSHIRE Hours: 1-39 HOUR WEEK, BETWEEN MONDAY TO FRIDAY 9AM-5.00PM Wage: £7.00 TO £15.00 PER HOUR Employer: AA Global Language Services Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY
Description: Must be able to speak Polish and English fluently. Previous experience in interpreting for councils,
Location: LICHFIELD, STAFFORDSHIRE Hours: 15 - 20 PER WEEK, OVER 7 DAYS, BETWEEN 9AM - 9PM Wage: £8.00 PER HOUR Employer: Staffordshire Lettings Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY
Description:This Local Employer Partnership employer shares information about new starters with Jobcentre Plus, for statistical purposes only.See www.dwp.gov.uk for more information.Must be computer literate with good communication skills, the ability to speak polish would be an advantage.Previous experience is preferable but not essential as full training can be given. Duties will include data input on database, filing, faxing, answering the telephone, writing letters and any other duties as required.Employer states they can be very flexible with working hours. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Darren Harrison at Staffordshire Lettings, 19 Heenan Grove, LICHFIELD, Staffordshire, WS13 7QJ, or to darrenharrison@dhpls.co.uk. RECRUITMENT CONSULTANT Location: NORWICH, NORFOLK Hours: 40 HOURS PER WEEK, MONDAYFRIDAY BETWEEN 8AM-5PM Wage: NEGOTIABLE DEPENDING ON EXPERIENCE Employer: Redwood Resources Ltd Pension: No details held Duration: PERMANENT + FULL-TIME
Description:Must have excellent communication skills and be able to speak fluent Polish. Must be computer literate in Excel and Word. A full driving licence would be an advantage. Working for the agency duties involve answering the telephone, finding and placing candidates, speaking with clients and various administration tasks as required. How to apply: You can apply for this job by sending a CV/written application to Monika Tomczyk at Redwood Resources Ltd, Sackville Plc. Business Centre, Suite 209,44 - 48 Magdalen Str, Norwich, Norfolk, NR3 1JU, or to Monika.Tomczyk@redwoodresources.co.uk. ASSISTANT NURSERY NURSE UTTOXETER, STAFFS Hours: 5-40 HOURS PER WEEK, MONDAY TO FRIDAY. DAYS Wage: MEETS NATIONAL MINIMUM WAGE Employer: Happy Hour Pension: No details held Duration: PERMANENT ONLY
Description: Qualifications NVQ 2/3 in childcare are essential. Previous experience is preferred but not essential, as full training can be given. Ability to speak Polish would be an advantage. Duties include supervising children aged from infancy to eleven years of age, ensuring their health and safety at all times. Successful applicants are required to provide an enhanced disclosure. Employer will meet disclosure expense. How to apply: You can apply for this job by telephoning 01889 566678 and asking for Jane Armett.
30|
28 marca 2009 | nowy czas
co się dzieje
7 FESTIWAL POLSKICH FILMÓW KINOTEKA Polskie filmy krótkometrażowe: Aria Diva
reż. Jerzy Skolimowski, 1964, 78 min. Na Srebrnym Globie, godz. 19.00 reż. Andrzej Zuławski, 1987, 155 min. Andrzej Żuławski otworzy premierowy pokaz odnowionej kopi swego legendarnego filmu science-fiction.
reż. Agnieszka Smoczyńska, 2007, 30 min.
Niedziela, 5 kwietnia
Poniedziałek, 30 marca CARgO, 83 Rivington Street, Shoreditch, EC2A 3AY, godz. 19.00
Szklana pułapka
reż. Paweł Ferdek, 2008, 15 min. Pan Sówka i fryzjer z Targówka
reż. Lesław Dobrucki, Marzena Popławska, Joanna Pawluśkiewicz, 2008, 10 min. Drzazga
reż. Wojtek Wawszczyk, 2008, 17 min. Po pokazach rozmowa z Pawłem Ferdkiem
wystawy
Ballady arabskie
Ideal Home Exibition
18 kwietnia Muna's Restaurant 599 green Lanes, N8 ORE godz. 20:00, bilety: £20 (kolacja w cenie biletu) Wyjątkowy koncert muzyki arabskiej w wykonaniu polskiej wokalistki Anety Barcik. Akompaniować jej będzie pochodzący z Libanu Abdul Salam Kheir, znany między innymi ze współpracy z Led Zeppelin.
Earl's Court Exhibition Centre, Warwick Rd, SW5 9TA, do 13 kwietnia Pon-pt: 11.00-19.00 (Poniedziałek Wielkanocny 10-18.00 Sob, niedz. 10.00-18.00 bilety: £16, zniżkowe £ 11 (wekendy £14/£9) Wystawa, która zawsze cieszy się dużym powodzeniem. Nowe pomysły, nowe projekty, nowe gadżety, porady na temat oszczędnego korzystania z energii w czasch kryzysu.
Hidden Power: Karol Radziszewski 242 Cambridge Heath Road London E2 9DA Czw-sob. 13.00-18.00 Niedz. 14.00-17.0 Indywidualna wystawa malarza i performera Karola Radziszewskiego, którego prace pokazywane były w warszawskiej Zachęcie i Centrum Sztuki Współczesnej. Polish and British Symbolists Beata Aleksandrowicz 22, 30 kwietnia, godz. 19.30 Sala Teatralna POSK Po długiej nieobecności na polskiej scenie Beata Aleksandrowicz wznowila swoje koncerty i wystąpi w towarzystwie dwóch znakomitych muzyków jazzowych w repertuarze takich artstów, jak Astor Piazolla, Jacques Brel, Edit Piaf czy Ewa Demarczyk. Szczegółowe informacje na stronie: www.beatasings.com
do 21 czerwca Tate Britain, Millbank, SW1P 4Rg Tel. 020 7887 8888 Wystawa czynna do 21 czerwca, wstęp wolny Jest to pierwsza w historii prezentacja polskich artystów w słynnej galerii Tate Britain. Obrazy m.in. Józefa Mehoffera, Stanisława Wyspiańskiego, Jacka Malczewskiego. Dzieła pochodzą z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Narodowego w
reż. Andrzej Kondratiuk, 1970, 70 min. Sceny Narciarskie z Franzem Klammerem
reż. Bogdan Dziworski, gerald Kargl, Zbigniew Rybczynski, 1980, 22 min.
TATE MODERN Bankside, London SE1 9Tg sala kinowa Starr Auditorium Na Wylot, godz. 19.00 reż. grzegorz Krolikiewicz, 1972, 70 min.
Wanda Gosciminska. Włókniarka
Sobota, 4 kwietnia
RENOIR CINEMA Brunswick Square, WC1N 0871 703 3991
Środa, 8 kwietnia BARBICAN CENTRE Silk St, EC2Y 8DS, godz. 19.00 Michael Nyman i Motion Trio
W czasie gali kończącej tegoroczną edycję Kinoteki wystąpi jeden z najbardziej uznanych brytyjskich kompozytorów, Michael Nyman, który wraz z nowatorskim polskim zespołem akordeonowym Motion Trio zaprezentują światową premierę nowej wersji utworu MgV (Musique à grande Vitesse) oraz najnowsze dzieło kompozytora zainspirowane polską kinematografią i skomponowane specjalnie z okazji Festiwalu.
reż. Wojciech Wiszniewski, 1975, 21 min. Niedziela, 5 kwietnia
Trzecia część nocy
www.kinoteka.org.uk
pon.-sob. 19:30; śr., sob. dodatkowo 14:30 bilety: £21-£50,50 (rezerwacja: 0844 579 1940) Adaptacja klasycznego studium Arthura Millera na temat amerykańskiego snu o karierze od pucybuta do milionera z udziałem Hayley Atwell, znanej z „Brideshead Revisited".
piękne kostiumy, a także fragmenty filmów tamtych czasów. Występują: Agata Pilitowska i Maria Nowotarska. Bilety: tel: 07788 410122 www.evabecla.com
spotkania NORMAN DAVIES
Opowieść o Poli Negri
Krakowie i Muzeum Narodowego w Poznaniu, a także z prywatnej kolekcji Marka Sosenko w Krakowie i zbiorów Tate Britain.
Le Corbusier Barbican Centre Silk St, London, EC2Y 8DS do 24 maja Wystawa jednego z najbardziej wpływowych architektów XX wieku.
Filmy krótkometrażone, godz. 15.00: Hydrozagadka
Piątek, 3 kwietnia
TATE MODERN Rysopis, godz. 15.00
muzyka
TATE MODERN Bankside, London SE1 9Tg Iluminacja, godz. 12.00 reż. Krzysztof Zanussi, 1973, 87 min.
reż. Andrzej Żuławski, 1971, 105 min. Po projekcji spotkanie z reżyserem.
Wycinanki. Sztuka Polskich Papierkowych Ozdób do 27 września Horniman Museum 00 London Rd, SE23 3PQ codziennie od 10.30 do 17.30 Około 50 eksponatów, jakie muzeum otrzymało od warszawskiego Muzeum Etnograficznego. Kolekcja ludowych wycinanek pochodzących z Mazowsza i Kurpiów. A View from the Bridge do 16 maja Duke of York’s Theatre, St Martin’s Lane, WC2N 4Bg
POSK, Sala Teatralna 240-246 King Street, W6 0RF Sobota, 18.04, godz. 19:00 Niedziela, 19.04 godz. 16:00 Spektakl Salonu Poezji i Muzyki Teatru z Toronto. Brawurowo zagrana sztuka o wspaniałej i pełnej przygód karierze legendarnej Poli Negri. Kolorowy świat Hollywood,
POSK, Sala Teatralna 240-246 King Street, W6 0RF Piątek, 17.04 godz. 19:0 wstęp wolny Spotkanie ze znanym brytyjskim historykiem i promocja jego najnowszej książki „Od i do. Najnowsze dzieje Polski według historii pocztowej”. Autor korzysta z historycznych świadectw zawartych w listach i kartach pocztowych.
Wzlecieć ku Słońcu... Poszukiwania wg Pism św. Teresy od Dzieciątka Jezus MONODRAM ANNY GielAROwsKiej reżyseria: Tatiana Malinowska-Tyszkiewicz muzyka: Piotr Klimek Fragmenty przedstawienia emitowano w TVP 3 („To wydarzenie nie mogło umknąć uwadze, spektakl daleko wykraczał poza ramy przeciętności. wzruszał autentycznością przekazu stroniącym od propagowania programowej religijności” . ANNA GielAROwsKA pracowała osiem lat w teatrach dramatycznych. Po wypadku (i doświadczeniu śmierci klinicznej) odeszła z teatru, by podjąć poszukiwanie swojego miejsca. Pracowała w szpitalu na reanimacji jako salowa, radiu ABC jako dziennikarz, w szkole jako nauczyciel... Podjęła studia teologiczne. Powróciła do teatru pod koniec studiów proponując cykl spotkań „Poszukiwania twórcze”.
KOŚCiÓŁ Pw. MATKi BOsKiej CZĘsTOCHOwsKiej i Św. KAZiMieRZA 2 DeVONiA ROAD, N1 8jj NieDZielA 19.04.2009 GODZ. 14.00 KOŚCiÓŁ Pw Św. iGNACeGO 27 HiGH ROAD, sTAMFORD Hill, N15 6ND NieDZielA 19.04.2009 GODZ. 20.30
|31
nowy czas | 28 marca 2009
port
Redaguje Daniel Kowalski d.kowalski@nowyczas.co.uk
LONDYN
SAMI SWOI PLPP
Spełnijmy ich marzenia! Zarząd Ligi Piątek Piłkarskich „Sami Swoi” zwraca się z prośbą o przekazanie dobrowolnych datków na realizowaną corocznie pomoc dla Rodzinnych Domów Dziecka w Polsce. Od 1995 roku organizowane są przez warszawską „Fundację Pomocy Społecznej Eva” Mistrzostwa Polski Domów Dziecka — impreza której jednym z patronów jest nasza liga. W roku ubiegłym (m.in. z licytacji koszu-
lek Jakuba Błaszczykowskiego, Radosława Sobolewskiego i Adama Małysza, mistrzowskiego medalu Legii Warszawa oraz koszulki Jerzego Dudka z podpisami wszystkich zawodników Liverpoolu) zebraliśmy £4200, a połowa z tej kwoty trafiła do Rodzinnego Domu Dziecka Stowarzyszenia „PRO FAMILIA” w Krakowie. Ufun-
dowaliśmy także nagrody dla najlepszych zawodników oraz trzech najlepszych zespołów w finałach Mistrzostw Polski Domów Dziecka. W tym roku do akcji dołączył sponsor ligi, który najlepszego strzelca turnieju uhonoruje nagrodą w wysokości 2500 złotych. Kwota ma zostać przeznaczona na jego cele edukacyjne, z pierwszeństwem na naukę języka angielskiego. Oprócz tego zlicytujemy koszulkę i rękawice bramkarskie Łukasza Fabiańskiego oraz Jerzego Dudka. Szczegóły licytacji pojawią się już niedługo na stronie internetowej ligi www.polskaliga5.co.uk
Daniel Kowalski
Ważne sprawdziany
Daniel Kowalski
Przed Leo Beenhakkerem oraz jego podopiecznymi najważniejsze egzaminy w tym roku. W najbliższą sobotę reprezentacja Polski w Belfaście zmierzy się z Irlandią Północną, a kilka dni później z San Marino w Kielcach. Przed tym jakże ważnym dwumeczem holenderski szkoleniowiec nie jest w pełni zadowolony, ale też specjalnie nie narzeka. Ze składu już wcześniej wypadło kilku kluczowych zawodników z Pawłem Brożkiem na czele. Z drugiej
strony między innymi dzięki temu po dłuższej przerwie w kadrze znów zobaczyliśmy Marka Saganowskiego oraz Ireneusza Jelenia. Obaj regularnie występują w swoich klubach, a co najważniejsze są ich kluczowymi piłkarzami. Podczas zgrupowania we Wronkach wszyscy kadrowicze tryskali optymizmem. – Liczymy na komplet punktów, choć łatwo nie będzie – mówi Jacek Krzynówek, który w końcu jest zadowolony z występów w klubie. – Każdy z nas daje z siebie wszystko, aby trener miał problem z wyborem pierwszej jedenastki – kończy popularny „Krzynek”. W podobnym nastroju są pozostali piłkarze. Na uraz narzeka Jakub Błaszczykowski i jego występ stoi pod wielkim znakiem zapytania. Kluczowe decyzje w tym temacie zostaną podjęte już po oddaniu tego numeru do druku. Na nasze szczęście problemy kadrowe mają również nasi rywale. W sobotnim meczu nie wystąpi między innymi Ke-
ith Gillespi, który często stanowił o sile Irlandczyków. 34-letni pomocnik w reprezentacji swojego kraju występuje od piętnastu lat i ma już na swoim koncie osiemdziesiąt spotkań. Za dobrych czasów występował między innymi w Manchesterze United oraz Newcastle United. Obecnie gra w czwartoligowym Bradford, ale zdaniem selekcjonera nie jest jeszcze w pełni formy. Polscy piłkarze jak zwykle mogą liczyć na gorący doping swoich kibiców, którzy mają się zjawić w liczbie co najmniej kilku tysięcy. Znając spryt i pomysłowość naszych rodaków wielu fanów pojawi się również w sektorach gospodarzy. Oto kadra zawodników powołanych na mecze z Irlandią Północną i San Marino: Bramkarze: Artur Boruc (Celtic Glasgow), Łukasz Fabiański (Arsenal Londyn), Łukasz Załuska (Dundee United)/. Obrońcy: Grzegorz Wojtkowiak (Lech Poznań), Marcin Wasilewski (RSC Anderlecht Bruksela), Dariusz Dudka (AJ Auxerre), Adam Kokoszka (FC Empoli), Bartosz Bosacki (Lech Poznań), Michał Żewłakow (Olympiakos Pireus), Jakub Wawrzyniak (Panathinaikos Ateny), Marcin Komorowski (Legia Warszawa). Pomocnicy: Mariusz Lewandowski (Szachtar Donieck), Łukasz Trałka (Polonia Warszawa), Rafał Murawski (Lech Poznań), Roger Guerreiro (Legia Warszawa), Rafał Boguski (Wisła Kraków), Jakub Błaszczykowski (Borussia Dortmund), Jacek Krzynówek (Hannover 96). Napastnicy: Robert Lewandowski (Lech Poznań), Łukasz Sosin (Anorthosis Famagusta), Marek Saganowski (Southampton FC), Ireneusz Jeleń (AJ Auxerre), Euzebiusz Smolarek (Bolton Wanderers).
Surowei karyi Daniel Kowalski
Blisko sto tysięcy złotych kary nałożył Polski Związek Piłki Nożnej na Ruch Chorzów oraz Górnik Zabrze za używanie rac podczas ostatnich Wielkich Derbów Śląska. Zdaniem ekspertów łączna kara grubo przekroczy sto tysięcy złotych i będzie najwyższą tego typu w historii polskiej ekstraklasy. Najsurowiej ukarano „Niebieskich”, którzy dwa mecze musieli rozegrać bez udziału publiczności, co oznacza straty w dziesiątkach, a nawet setkach tysięcy z samych tylko przychodów z biletów. Oprócz tego muszą zapłacić trzydzieści pięć tysięcy złotych na konto PZPN-u. Konto „górników” uszczupli ponad dziesięć tysięcy złotych. Ponadto kary indywidualne poniosą również kibice, którzy zostali zatrzymani podczas zamieszek w czasie przerwy meczowej. Ze wstępnych raportów wynika,
iż w ten sposób ukaranych zostanie siedmiu (anty)kibiców. Działacze obu klubów próbują dociec w jaki sposób szalikowcy przemycili na stadion tak dużą liczbę rac (odpalono ich podczas meczu kilkaset). Już teraz wiadomo, iż większość z nich ukryto w zaspach. Kilka dni przed meczem spora grupa kibiców Ruchu pomagała odśnieżać obiekt i właśnie wtedy mogło dojść do ukrycia środków pirotechnicznych. Mecze Ruchu z Górnikiem od lat należą do tych o podwyższonym ryzyku, ale w zeszłym roku oba kluby dogadały się między sobą i na stadionie było spokojnie. Tym razem nie obyło się bez incydentów. Incydent z przerwy meczu, race oraz rzucanie zmrożonym śniegiem w piłkarzy to tylko niektóre z grzechów, jakich dopuścili się szalikowcy. Po meczu kibice zniszczyli kilka aut, radiowóz policyjny, a nawet tramwaj. Od wielu miesięcy PZPN stara się skutecznie walczyć z chuliganami. Ze szczególną starannością monitorowane i karane są rasizm oraz używanie środków pirotechnicznych. Dlatego też w najbliższych dniach spodziewać się powinniśmy bardzo surowych kar.