I
JA SON
Jason nienawidził być stary.
Stawy go bolały. Nogi były niepewne. Kiedy usiłował wspiąć się
na wzgórze, w płucach grzechotało mu jak w pudełku z kamykami.
Na szczęście nie widział swojej twarzy, ale palce miał powy-
kręcane i chude. Wierzch dłoni pokrywała siateczka niebieskich
żył.
Wokół niego roztaczał się nawet ten charakterystyczny zapach
starości: kulki przeciwmolowe i rosół z kurczaka. Jak to możli-
we? W ciągu sekund zmienił się z szesnastolatka w siedemdzie-
sięciopięciolatka, ale ten zapach pojawił się natychmiast, szast-
-prast. Gratulacje! Śmierdzisz!
– Już prawie jesteśmy na miejscu. – Piper uśmiechnęła się do
niego. – Świetnie ci idzie.
Łatwo jej mówić. Piper i Annabeth były przebrane za śliczne
greckie służące. Mimo że miały na sobie białe sukienki bez ręka-
wów i sandały z rzemyków, bez problemu poruszały się po skalistej ścieżce.