Magazyn Dziennik Wielkopolski

Page 1

Dziennik Wielkopolski magazyn off-line

KALISZ MA SWOICH AMBASADORÓW

W PLESZEWIE MAJĄ KONIUNKTURĘ NA KULTURĘ

KAYAH POLACY MAJĄ MNÓSTWO KOMPLEKSÓW

HOUSE MANAGER ŁAGODNIEJSZE OKREŚLENIE TZW. KURY DOMOWEJ

ANDRZEJ ROGOWSKI TROCHĘ SZALONA DECYZJA

www.dziennik-wielkopolski.pl www.d-w.pl


D

rodzy Czytelnicy, oddajemy do waszych rąk kolejny numer Magazynu off–line d–w.pl. Robimy to ze szczególną przyjemnością: wiemy, że pierwszy numer pisma spotkał się z bardzo

ciepłym, żeby nie powiedzieć entuzjastycznym przyjęciem. To oznacza, że było warto, a słuszna idea powinna mieć kontynuację! Co polecamy w kolejnym numerze? Na pewno rozmowę z Kayah jedną z niewielu polskich wokalistek, która pełną sukcesów karierę zbudowała na wysmakowanej, przekonującej autentycznością muzyce. Warto dowiedzieć się od kaliszanina, Andrzeja Rogowskiego, prezesa trzeciego, co do wielkości operatora sieci kablowej w Polsce, dlaczego w biznesie potrzebny jest łut szczęścia. Regionalista, Władysław Kościelniak, tym razem opowiada romantyczną historię z czasów baroku. Na łamach magazynu off–line rozpoczynamy też cykl prezentujący osobowości regionu. Tym razem przedstawiamy sylwetkę Wiktora Jędrzejaka znanego w kraju i poza nim artysty plastyka. Z drugiego numeru Magazynu można się dowiedzieć kto i dlaczego otrzymał tytuł Amba-

sadora Kalisza oraz poznać przyczyny, dla których Pleszew kulturą stoi. Redaktor Agnieszka Szewczyk tym razem wyjaśni nam, co kryje się pod dumnie brzmiącą nazwą house manager. I tym razem nie braknie porcji ciekawostek, których znajomość konieczna może nie jest, choć potrafi rozbawić i zastanowić. To oczywiście tylko niektóre z propozycji – naszym, bardzo miłym obowiązkiem jest polecić lekturę wszystkich zamieszczonych w kolejnym Magazynie tekstów, z nadzieją (uzasadnioną!), że Czytelnicy Magazynu d–w.pl po raz kolejny z przyjemnością zasiądą do lektury.

Tomasz Staszczyk

www.dziennik-wielkopolski.pl www.d-w.pl


DziennikWielkopolski magazyn off–line

Redakcja: +48 660 863 424 Adres: ul. Częstochowska 25, 62 – 800 Kalisz e–mail: redakcja@d–w.pl Redaktor naczelny Tomasz Staszczyk Redakcja Małgorzata Badowska, Joanna Czajczyńska, Juliusz Kowalczyk, Jakub Seydak, Tomasz Skórzewski, Karolina Winiecka Opracowanie graficzne zespół Pink Elephant (Małgorzata Badowska, Joanna Czajczyńska) Fotografowie zespół Pink Elephant (Jakub Seydak, Tomasz Skórzewski), Anna Kłopocka Korekta zespół Pink Elephant Współpracują Władysław Kościelniak, Szewczyk

4 Polacy mają dużo kompleksów – rozmowa z Kayah

10 Kalisz ma swoich Ambasadorów 13 Romans za czasów baroku 14 Trochę szalona decyzja

Agnieszka

Nakład: 5000 egzemplarzy Druk Paw–Druk, Poznań Reklama reklama@d–w.pl +48 660 863 424 Okładka zdjęcie: Pink Elephant modelka: Joanna Orzędowska makijaż: Zuzanna Kulawiak miejsce: Pałac Bagatela Czekanów, ul. Środkowa 95, 63-410 Ostrów Wielkopolski

– rozmowa z prezesem Andrzejem Rogowskim

20 22 26 28 31 34

W Pleszewie mają koniukturę na kulturę Naga prawda House Manager Osobowość... Wiktor Jerzy Jędrzejak Książka/ Płyta Antynoble



Dziś mamy o wiele więcej możliwości obcowania z genialną muzyką rdzennie z Polski, gorącą i temperamentną w wydaniu choćby Zakopower. Tylko czy mentalność polska jest w pełni na to gotowa? Czy publiczność i media potrafią docenić rodzimych artystów? Sądząc po najprostszych przykładach, jak wciąż ilustrowanie wielu polskich filmów czy reklam piosenkami zagranicznymi, czy potop płyt polskich artystów w języku angielskim – jest jeszcze na to za wcześnie – o kompleksach Polaków, współpracy z Bregovicem, wiarygodności i marzeniach opowiada Kayah. D – W: Wikipedia określa cię, jako “polską piosenkarkę popową”. Uwiera cię popowa szufladka, czy to dobre określenie? K: Mnie nie obchodzą szufladki, jak i plotki, masowe opinie czy oczekiwania. Zdecydowanie nie jestem tu by je spełniać. Robię swoje i tyle. Trudno niewątpliwie nazwać mnie wokalistką jazzową, prawda? Wolałabym, by uważano mnie za solidnego muzyka, otwartą głowę, dobry głos i kreatywną artystkę, która przydała się na coś polskiej kulturze. D – W: Dziś Kayah oznacza muzyczną instytucję, początki twojej drogi w tej branży łatwe jednak nie były. Byłaś zdesperowana, żeby żyć z muzyki i traktowałaś wszystkie inne zajęcia, jako przejściowe, czy dopuszczałaś myśl, że kariery muzycznej nie zrobisz? K: Muzyka była moją pasją, ale nigdy nie przypuszczałam, że może stać się moim poważnym zawodem, że się z niej utrzymam i że tak skrupulatnie wypełni mi życie. Moja desperatcja dotyczyła jedynie możliwości

www.dziennik-wielkopolski.pl www.d-w.pl

5


obcowania z muzyką, współpracy z utalentowanymi muzykami i wreszcie dzielenia się z innymi, znalezienia odbiorcy, z którym możliwa byłaby ta słodka wymiana energetyczna, jaką dają koncerty. Dziś mam to wszystko, choć nie przyszło to łatwo, czuję że dostałam ogromny dar w postaci spełnienia marzeń i bardzo to doceniam. D – W: Twoja twórczość jest najlepszym dowodem na świetną znajomość muzycznej tradycji. Swobodnie poruszasz się w różnych stylistykach. Jak, względnie od kogo, muzyki się uczyłaś? K: Jak mówiłam, mnie szufladki nie interesują, ale także nie dotyczą. Kocham muzykę, a tworząc ją nie zastanawiam się nad gatunkami, choć z pewnościa ułatwiałoby to innym sprawę. Powstaje to, co mi w duszy gra, a gra mi na wiele nut i kształtów.Tak jak nie ograniczam gatunkowo muzyki, której słucham, tak i siebie nie ograniczam, ani na doznania, ani w stylistyce. Czuję się wygodnie i w jazzie i w popie i nawet w klasyce. Mój styl polega na całkowitym eklektyźmie. Moje kolejne etapy w życiu wypełnione były często muzyką ściśle związaną z jakimś nurtem filozoficznym i zależnie od poziomu świadomości, czy przynależności do jakiejś grupy, z którą się wówczas utożsamiałam, takie też i miałam zainteresowania. Zwyczajnie poszukiwałam siebie, własnej ekspresji a także eksperymentowałam, by sprawdzić własny temperament. To wszystko ułożyło się w gigantyczną lekcję muzyki. Inspiracji szukałam już jako dziecko, począwszy od kompozytorów klasyki, z którą miałam do czynienia jako pianistka, jazz wybrzmiewający w moim domu na okrągło dzięki zamiłowaniu rodzicow, poprzez moje fascynacje soulem i funky, potem reggae dzięki wspieraniu instrumentalnie i wokalnie takiego zespołu, po rock tak wszechobecny w mojej pracy jako chórzystki, aż po moją ukochaną muzykę etniczną, towarzyszącą mi w podróżach i w domu, gdzie zabijałam nią tęsknote za światem. Marzy mi się mieszanie tych gatunków, ale cokolwiek bym nie powiedziała jeszcze na ten temat, to i tak nie ma znaczenia. Miles Davis twierdził, że to wszystko i tak jest jazzem, i absolutnie się z nim zgadzam. ? D – W: Na czym polega, z perspektywy czasu, fenomen płyty, którą nagrałaś z Bregovicem? Fakt – spotkało się dwoje wyjątkowo utalentowanych ludzi ale, jak pokazuje doświadczenie, to często nie wystarcza. K: Polacy mają mnóstwo kompleksów. Ich wynikiem jest zawsze niedocenianie własnych artystów, a wynoszenie przyjezdnych. To najlepszy wstęp, jaki mogę zrobić, choć same kompozycje uważam za ciekawe, teksty za dobre, a swój udział za ...cenny w mojej przygodzie z muzyką. Masowa histeria, jaka wtedy miała miejsce myślę że byla trochę sztucznie podkręcana medialnie, choć niewątpliwie trafiła na podatny grunt. Polakom często brak temperamentu, przynajmniej na trzeźwo ?, ale ponieważ utożsamiają się z grupą Słowian z Bałkan, wzięli ich temperament z tą płytą jak własny. Dziś mamy o wiele więcej możliwości obcowania z genialną muzyką rdzennie z Polski, gorącą i temperamentną w wydaniu choćby

6



Zakopower. Tylko czy mentalność polska jest w pełni na to gotowa? Czy publiczność i media potrafią docenić rodzimych artystów? Sądząc po najprostszych przykładach, jak wciąż ilustrowanie wielu polskich filmów czy reklam piosenkami zagranicznymi, czy potop płyt polskich artystów w języku angielskim – jest jeszcze na to za wcześnie. Mam nadzieję, że nie za późno. D – W: Jesteś jedną z nielicznych artystek, która osiągnęła długotrwały sukces, nie tracąc przy tym wiarygodności. Istnieje recepta na zapewnienie sobie podobnego statusu? K: Nie mam pojęcia, czy istnieją recepty na nieprzewidywalność losu... Wydaje mi się, że trzeba być sobie wiernym, szczerym, uczciwym wobec swojeg odbiorcy. Jestem człowiekiem z krwi i kości i nigdy nie ukrywałam tego w swoich piosenkach ani wywiadach. Moja wiarygodność to zwyczajnie prawda o człowieku, który wypowiada się akurat przez muzykę. D – W: Czy są artyści z którymi chciałabyś coś nagrać? K: Jest ich całe mnóstwo i niekoniecznie są to nazwiska z pierwszych stron gazet, nawet tych muzycznych. To moje ogromne marzenie, znaleźć tyle czasu i pieniędzy, by taka płyta doszła do skutku. Póki co skupiam się na tym co mają do zaoferowania inni, ci z ogromnym talentem i wizją, często idący pod prąd. To artyści, których płyty wydaję w naszej wytwórni płytowej Kayax. D – W: Którą ze swoich płyt cenisz dziś najbardziej? K: Od „JakaJaKayah”, każdą uważam za głęboką, mądrą i muzykalną. Była to płyta bardzo odważna, jako pierwsza po tej z Bregovicem. Najbardziej jestem zadowolona z tekstów na płycie „Skała”, z połączenia ambitnych kompozycji i komercyjnego wyrazu na płycie „Stereotyp”, a z przełamania sterotypów na ostatniej – „Kayah & Royal Quartet”. D – W: Jaka muzyka inspiruje cię dziś przede wszystkim? K: Nagminnie słucham klasyki. Nie ma bez niej dnia. Uwielbiam też muzykę z Brazylii i Afryki, muzykę Romów rumuńskich i węgierskich, a także fascynują mnie przedwojenne popularne piosenki. Lady Gagi u mnie w domu nie usłyszysz.

więcej rozmów i galerii: d-w.pl

8

www.dziennik-wielkopolski.pl www.d-w.pl



Kalisz ma swoich Ptolemeuszowa Kalisia z racji swego jubileuszu postanowiła mianować, także w drodze zasług wcześniej położonych, swoje córy i synów honorowymi tytułami ambasadorów. Nominacje, wraz ze specjalnie na tę okoliczność wykonaną płaskorzeźbą autorstwa rzeźbiarki Beaty Sobczyk wręczył prezydent miasta, doktor inżynier Janusza Pęcherz. Izabella Cywińska

Kiedyś powiedziała: Kalisz dla mnie to najpiękniejsze, sentymentalne wspomnienia z pierwszej fascynacji teatrem w mieście, które udało nam się uwieść poprzez swoje artystyczne działania. A mój sen o Kaliszu? Piękny gmach Teatru nad Prosną – Teatr pełen młodzieży, festiwal, obecny w całym mieście… park, który nigdy się nie kończy… Dom Aktora: paskudny ale kochany. W Kaliszu, w Domu Aktora, na poddaszu było nasze pierwsze wspólne mieszkanie z Januszem Michałowskim. Mieszkanie pod błękitnym aniołem, który podpowiedział nam, jak żyć.

Waldemar Kuczyński

Zaszczyt pełnienia misji ambasadora w świecie polityki i ekonomii przyjął Waldemar Kuczyński, jeden z ojców–założycieli nowej Polski, tej, która wyłoniła się w 1989 roku. Szef zespołu doradców premiera Tadeusza Mazowieckiego, minister przekształceń własnościowych w jego gabinecie, przygotowywał grunt pod polski, twardy kapitalizm tworząc Giełdę i Komisję Papierów Wartościowych. Jest wyjątkiem od reguły, która mówi, że w tym mieście rodzą się tylko artyści!

Ewa Iżykowska

Występowała w La Scali, w wiedeńskiej Kammereroper, była solistka opery w Lucernie w Szwajcarii, związana na stałe Teatrem Wielkim w Poznaniu, operami Wrocławską i Krakowską, Teatrem Wielkim w Warszawie. Ze zdobywcą Oskara Janem Kaczmarkiem nagrała płytę Kometa Halleya. Jest profesorem Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie.

Jan Ptaszyn Wróblewski

Legenda polskiego jazzu, idol kolejnych generacji muzyków, ponad pół wieku na scenie, liczne formacje muzyczne, pisał dla Ewy Bem, Maryli Rodowicz, Łucji Prus, Andrzeja Zauchy, pracował z Kurylewiczem, Namysłowskim i dziesiątkami wspaniałych indywidualności, sam będąc indywidualnością najjaśniejszą. „Kto tak pięknie gra? – To ja. – Kto tak pięknie brzmi? – to my” – te frazy zespołu „Chałturnik” śpiewała cała Polska, a Ewa Bem przypominała, że nadszedł kolega Maj, bo „znów księżniczka Anna spadła z konia”. Trzy kwadranse jazzu po 22.00 usypiały nas. Kochany, wiecznie uśmiechnięty w niezawodnych czapeczkach na głowie.

10


Ambasadorów Zbigniew Raubo

Tradycje muzyczne Kalisza… Melcer, Wiłkomirscy, ileż to pokoleń przeszło przemaszerowało przez te klawiatury wyprodukowane tu właśnie, w Kaliszu w fabryce Fibigera. A jednym z nich był Zbigniew Rabo, pianista wyśmienity, chopinista zawołany, dwukrotny uczestnik Konkursu Chopinowskiego w Warszawie, laureat wielu innych międzynarodowych konkursów. Uczeń słynnego profesora Andrzeja Jasińskiego, sam jest profesorem Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Ma w swoim repertuarze ponad 30 koncertów na fortepian z orkiestrą, występuje i w Polsce, i poza jej granicami.

Jerzy Kryszak

Oto ten, który nas uszczęśliwia swoim poczuciem humoru, dowcipami, parodiami, który – gdy pojawia się na estradzie – nie wywołuje salw śmiechu, on kładzie pokotem wszystkich widzów. A zaczęło się niewinnie, od konkursów recytatorskich tu właśnie w Kaliszu w jakimś domu kultury, tak tak, niektórzy to pamiętają! Potem był teatr, bardzo nobliwy z płótnem Siemiradzkiego zamiast kurtyny, czyli Słowackiego w Krakowie, potem prawdziwa siedziba muz, czyli Ateneum w Warszawie i kiedy był na najlepszej drodze sławy najlepszego tragika, bo i Hamleta zagrał, a jakże!, porwał go film, a później jeden z najgroźniejszych żywiołów – kabaret, satyra i estrada. Oto ten, który nie dał się uwieść nikomu, a sam uwiódł tysiące, setki tysięcy widzów – Jerzy Kryszak! Kochają go Kaliszanie, oj, kochają!

Mietek Szcześniak

Kalisz – moje gniazdo, moje plemię, mieszkam w różnych miejscach, ale pozostaję Kaliszaninem. We śnie – niczym anioł z Chagalla – fruwa nad dachami miasta, nad łąkami Szałego… Lubi spacery po uśpionym mieście, lubi podglądać zmiany, jakie w nim zaszły. Jest najprawdziwszym blokersem kaliskim, bo urodził się w starym bloku przy Nowym Świecie, a ulubionym placem zabaw był dla niego skwer przy pomniku Marii Konopnickiej. Pierwsze drgnienia serca poczuł już w przedszkolu i tak mu zostało do dziś. Z życia uczuciowego zapamiętał przede wszystkim kąpiele przy świetle księżyca na Szałem. Jako dziecko doznał iluminacji: będę śpiewał. Stało się to któregoś razu podczas występu w zespole Ikary. Kto pamięta taki zespół? Marzył, żeby kiedyś nagrać płytę z Amerykanami, dotknąć ich muzycznego świata. Nagrał polsko–amerykańską, a do jedynej piosenki napisanej po polsku pt .”Rzeczy zmieniają się” nagrał teledysk w rodzinnym mieście i można śmiało powiedzieć, że jego historia zatoczyła koło – a kaliskie marzenia się spełniają.

Ryszard Kalisz

Jak można żyć kolorowo, z uśmiechem, jak można uprawiać politykę z dystansem ale zarazem bardzo serio, jak można być jednym z najczęściej cytowanych ludzi ze sceny publicznej daje przykład Kalisz. Ryszard Kalisz. W czasie niedawnej burzy wokół pana Ryszarda i jego niejasnej przyszłości politycznej w jednej z czołowych gazet pojawił się tytuł „Ryszard Kalisz bezdomny?” Panie Ryszardzie, proszę być spokojnym, w razie czego znajdzie pan dach nad głową w Kaliszu. Oto człowiek, którego nazwisko sławi, najczęściej bezwiednie, stary gród nad Prosną i tenże gród jest dumny, że polityk tej miary, doskonały konstytucjonalista, mąż stanu, nosi nazwisko tożsame z jego nazwą. Kalisz w Kaliszu, Kalisz popiera Kalisza, Kalisz z Kaliszem za pan brat – ileż to sloganów i gier słownych można wymyślić. W każdym razie, w Pańskich potyczkach politycznych, Panie Ryszardzie, Kalisz zawsze stoi murem za Kaliszem! Ryszard Bieniecki

ilustracja:



Wmiejscowości Radlin koło Jarocina znajdują się malownicze ru-

iny zamku. Obok stoi kościół z piękną kaplicą, podobno najpiękniejszą w Wielkopolsce. Za zezwoleniem księdza mogłem wejść do podziemi kościoła, gdzie znajdują się trumny. Kilka z nich, z kamienia, należy do rodu właścicieli Radlina i zamku radlińskiego. Przy okazji usłyszałem historię pochowanych tam osób.

Było to dawno temu, w okresie, kiedy panował barok. Mieszkała tam bardzo piękna i bardzo młoda pani, o względy której zabiegało dwóch panów, ale ona kochała tylko jednego z nich. Obaj kłócili się o ową damę, aż wreszcie uzgodnili, mimo protestów dziewczyny, że będą się pojedynkować. Pewnego ranka wyszli obaj przed zamek na pojedynek. Tak się złożyło nieszczęśliwie, że w pojedynku został zabity ten, w którym kochała się panna. Co to była za rozpacz ogromna. Dziewczyna w tajemnicy poleciła medykowi wyjąć serce zmarłemu ukochanemu, z prośbą, by po jej śmierci włożyć je do swojej trumny. Tak też się stało. Kiedy usłyszałem tą opowieść natychmiast zapragnąłem zobaczyć to serce. Poszedłem do podziemi i wskazaną trumnę kamienną odchyliłem. Zobaczyłem naczynie z kamienia, w którym na dnie leżało coś w kształcie płatka, co mogło być kiedyś sercem. Tak więc legenda została potwierdzona. Nie wiem, czy ktoś jeszcze poza mną pisał o tym zdarzeniu.

ilustracja:

więcej felietonów: d-w.pl


Często powtarzam, że zarządzanie miastem podobne jest do zarządzania dużą firmą z budżetem inwstycyjnym i operacyjnym, tylko, że firmą bardziej skomplikowaną. W końcu w przypadku samorządu trzeba się liczyć z różnymi zagadnieniami, od społecznych przez infrastrukturalne, po inwestycyjne – rozmowa z Andrzejem Rogowskim, prezesem

zarządu Multimedia Polska.

14

Dziennik: Ile godzin tygodniowo pracuje Andrzej Rogowski, prezes trzeciego, co do wielkości operatora sieci kablowej w Polsce? Andrzej Rogowski: Trudno podliczyć. Pracuję przede wszystkim w Warszawie, co ma swoje dobre i złe strony. Złe, ponieważ większość czasu spędzam z dala od miejsca zamieszkania i rodziny. Dobrą stroną jest pewna elastyczność, ktorą zapewnia mi świadomość, że, na przykład, nikt, o konkretnej godzinie, nie czeka na mnie z obiadem. W Warszawie pracuję od poniedziałku do czwartku. Zajęcia zacznynam rano, kończę różnie: czasem o 23.00, bywa, że o 1.00. W piątek jestem w biurze kaliskim – zwykle o 15.00, 16.00 jestem wolny. Dbam o to, żeby weekend przeznaczony był na sprawy prywatne. Wtedy odcinam się zupełnie od spraw służbowych. Taki rytm odpowiada mnie i, co najważniejsze, przynosi efekty. Dziennik: Czy przy dzisiejszej aktywności zawodowej wyobraża pan sobie siebie na emeryturze? A.R.: Dziś zupełnie nie ale kiedyś będzie trzeba zwolnić. Myślę, że z czasem będę stawał się coraz bardziej aktywnym inwestorem, natomiast na plan dalszy

www.dziennik-wielkopolski.pl www.d-w.pl


zejdzie praca typowo operacyjna, związana z zarządzaniem, czy kreowaniem wizerunku chociażby Multimediów. Kapitałowo jestem zaangażowany nie tylko w tę ostatnią firmę, dlatego w przyszłości skoncentruję się pewnie na zarządzaniu z punktu widzenia rady nadzorczej. O tym myślę, o emeryturze jeszcze nie.

dyfikuje. Łut szczęścia bardzo się przydaje, zwłaszcza, gdy chodzi o dobór właściwych partnerów biznesowych, wspólników, czy management. Tak było w moim przypadku. Dziennik: Jest pan z wykształcenia między innymi inżynierem elektroniki i automatyki. Czy wybór takiego kierunku był podyktowany względami praktycznymi, czy pokrywał się z pańskimi zainteresowaniami? A.R.: Kończyłem technikum łączności. Na Politechnice Poznańskiej ukończyłem studia na dwóch wydziałach. Z wykształcenia jestem automatykiem ale zdobyłem też dyplom na kierunku: organizacja i zarządzanie przedsiębiorstem, który w dużym stopniu pokrywa się z pracą, która na co dzień absorbuje mnie najbardziej. Biorę także udział w tworzeniu systemów telekomunikacyjnych – z kolei w tym przypadku przydaje się wiedza inżynierska.

„Największym stresem na początkowym etapie działalności na własną rękę było budowanie od zera, kiedy nie dzwoniły telefony, w sekretariacie nie było kolejki, a ja nie miałem pracowników...”

Dziennik: Spoglądając na pańskie życie zawodowe można odnieśc wrażenie, że jest ono bardzo precyzyjnie poukładane, zaplanowane. Czy kiedyś zdarzyło się panu improwizować, kłaść coś na karb tak zwanego łutu szczęścia? A.R.: Efektywność jest wypadkową jednego i drugiego, czyli dobrego planu i sprzyjających okoliczności. Nie wyobrażam sobie realizownia przedsięwzięć gospodarczych bez szczegółowego planu. Inna sprawa, że podobnego planu nigdy nie uda się zrealizować zgodnie z pierwotnymi założeniami, ponieważ życie zawsze je mo-

www.dziennik-wielkopolski.pl www.d-w.pl

15


Dziennik: W latach 1981 – 1991 był pan dyrektorem do spraw technicznych Wojewódzkiego Urzędu Telekomunikacji w Kaliszu. Co ta funkcja oznaczała w praktyce i czy wiedza w tym czasie nabyta przydała się później? A.R.: Przydała się. Chociażby praktyka w zarządzaniu dużymi zespołami ludzkimi. Kierowałem wtedy pracą około 1700 osób. Ta funkcja oznaczała zarządzanie całością technicznych zagadnień związanych z systemami telekomunikacyjnymi na terenie byłego województwa kaliskiego. Pamiętam, że byłem wtedy najmłodszym dyrektorem w podobnym przedsiębiorstwie na szczeblu wojewódzkim, co mi zreszta często wypominano. Dzisiaj zarządzam bardzo podobną do tamtej organizacją, przy czym w skali ogólnopolskiej. Największym stresem na początkowym etapie działalności na własną rękę było budowanie od zera, kiedy nie dzwoniły telefony, w sekretariacie nie było kolejki, a ja nie miałem pracowników, którzy po prostu wykonywali zleconą im pracę. Dziennik: W 1991 roku założył pan Kaliską Telewizję Kablową, Tele–Cal. Czy to z perspektywy czasu była trudna i ryzykowna decyzja? A.R.: Znajomi niejednokrotnie mówili mi wtedy, że to trochę szalona decyzja. Rzeczywiście, miałem wiele do stracenia. Lista przedsiębiorstw telekomunikacyjnych, które w tym czasie nie przetrwały fazy wzrostu jest wcale niemała. Budowa systemów telekomunikacyjnych, do jakich należy też telewizja kablowa to bardzo kapitałochłonne przedsięwzięcia. Podstawowy problem na samym początku, związany był z ówczesnymi mechanizmami funkcjonującymi w bankach. Kiedy mówiłem tam o budowie

dużych systemów telekomunikacyjnych na bazie sieci kablowych, to nikt nie wiedział o co mi chodzi, bo w Polsce nie było precedensów dla podobnych przedsięwzięć, nie było czegoś takiego, jak telewizje kablowe. Po bodajże trzynastu miesiącach starań otrzymaliśmy milion marek kredytu, co stanowiło pewien przełom, choć wciąż nie gwarantowało sukcesu, ponieważ trudnych momentów przy tak dynamicznym rozwoju nie brakowało. Dziennik: Jaki był pomysł na biznes w przypadku Tele–Calu? A.R.: To była budowa ogólnomiejskiej sieci kablowej w Kaliszu. Chociaż bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że aby zbudować stabilną strukturę, należy działać na odpowiednią skalę. Dlatego już w 1992 roku czyniliśmy przygotowania do inwestycji w Rzeszowie, Lublinie, Chełmie, Zamościu. Dzis operujemy sieciami w całej Polsce od Gdyni do Zamościa od Olsztyna po Świdnicę i Toruń. Dziennik: Czy przypuszczał pan wtedy, że niewielka w skali kraju firma może stać się zalążkiem giganta, jakim dziś są Multimedia? A.R.: Oczywiście były plany rozwoju ale gdyby ktoś w 1992 roku zapytał mnie, czy jest możliwe, że za kilkanaście lat będziemy świadczyć usługi na tę skalę, to bym nie uwierzył. Wszystko rodziło się stopniowo: każdy sukces rodził następny plan, przyciągał kolejnych ludzi. W 1995, czy 1996 roku zdałem sobie sprawę, że trudno będzie dalej rozwijać firmę kolejnymi kredytami, że trzeba pozyskiwać realnych inwestorów i dokonać modyfikacji biznesu. W 1996 roku udało mi się pozyskać pierwszych biznesowych partnerów spoza kraju.

„Znajomi niejednokrotnie mówili mi wtedy, że to trochę szalona decyzja. Lista przedsiębiorstw telekomunikacyjnych, które w tym czasie nie przetrwały fazy wzrostu jest wcale nie mała.”

16

www.dziennik-wielkopolski.pl www.d-w.pl


Dziennik: Skąd u pana zainteresowanie ideą samorządności? W 2003 roku powołał pan do życia stowarzyszenie, które wciąż ma znaczną reprezentację w samorządzie miejskim. A.R.: Samorządność jest w pewnym stopniu moim hobby. Poza tym uważam, że praca na rzecz społeczeństwa lokalnego, kiedy osiągnęło się jakąś stabilizację finansową, jest obowiązkiem osoby, która w końcu tu się wychowała, otrzymywała pomoc od ludzi stąd, tu odnosiła pierwsze sukcesy. Dzieląc się wiedzą i doświadczeniem, czy dobrami materialnymi w jakiś sposób spłacam dług. Wielu ludzi kojarzy samorządność z najwyższymi strukturami władzy lokalnej, na przykład prezydentem. A ja często powtarzam, choćby w rozmowach z członkami stowarzyszenia, że to tylko wierzchołek struktury. Z przykładem samorządności mamy do czynienia w przypadku dobrze zorganizowanej społeczności w jakimś domu, czy bloku. Ludzie, którzy potrafią się tam zorganizować, rozmawiać, wspólnie rozwiązywać ważne dla nich problemy, utrzymać blok w czystości, przyozdobić go – świetnie realizują idee samorządności. I postawa przeciwna, kiedy wokół i w środku innego domu panuje nieład, wszyscy mają pretensje o występujące zaniedbania ale nikt nie robi nic, żeby nad sytuacją zapanować. Należę do tej pierwszej grupy – chcę porządkować i zmieniać swoje otoczenie i zachęcac do tego innych. Dziennik: Od dwóch kadencji stowarzyszenie ma poważny udział w prowadzeniu polityki Kalisza. To wiąże się z nieuniknioną raz bardziej, raz mniej uzasadnioną krytyką. Czy to bardziej zniechęca, czy dopinguje? A.R.: Krytyka, o ile jest konstruktywna, a niestety często jest to sztuka dla sztuki, jest oczywiście potrzebna. Krytykę niekonstruktywną puszczam mimo uszu, natomiast tę, która przyczynia się do poprawy naszej pracy bardzo szanuję. Wiem także, że podstawą powodzenia w każdej pracy jest dobry plan, który później trzeba uczciwie realizować. Czę-

sto powtarzam, że zarządzanie miastem podobne jest do zarządzania dużą firmą z budżetem inwestycyjnym i operacyjnym, tylko, że firmą bardziej skomplikowaną. W końcu w przypadku samorządu trzeba się liczyć z różnymi zagadnieniami, od społecznych przez infrastrukturalne, po inwestycyjne. Dziennik: Wspiera pan kulturę. Na pewno jest pan świadom jej wagi dla rozwoju człowieka ale może jest pan, chociażby z muzyką związany bardziej emocjonalnie? A.R.: Rzeczywiście, przez kilka lat uczyłem się w szkole muzycznej i pewnie między innymi stąd zainteresowanie muzyką, chociażby klasyczną. I tak, jak w przypadku zainteresowania samorządnością, uważam, że coś jestem społeczności winien, zwłaszcza społeczności Kalisza, z którą jestem najbardziej związany. Dziennik: Jak pan wypoczywa? W domu, z książką, czy raczej czynnie, na świeżym powietrzu? A.R.: Jedno nie wyklucza drugiego. Na urlopie nadrabiam zaległości czytelnicze ale też z pasją oddaję się narciarstwu, czy jeździe konnej. Ostatnio, dzięki swoim partnerom biznesowym, poznałem uroki żeglarstwa. Dziennik: Ostatnio przy okazji rozmowy z Jerzym Stuhrem zapytałem go, czy jest człowiekiem spełnionym. Odpowiedział, że dopóki pracuje, ten stan jest niemożliy. Podziela pan tę opinię? A.R.: Zdecydowanie tak. Wiele rzeczy udało mi się zrobić ale wiem, że wiele jeszcze przede mną. Kiedy człowiek wciąż stawia przed sobą nowe wyzwania trudno o jakieś ostateczne podsumowanie.

więcej rozmów: d-w.pl

fot.:

17



projekt:


Czy zgodnie z utartą opinią małe miasto musi być kulturalną dziurą? Czy może czymś zaskoczyć i przebić większych sąsiadów? Przykład Pleszewa pokazuje, że tak.

ce j najwię y „jak d sta y s z a s z ede w myśl bę. W ji imprez, prz z ez r y r p ą ie s n ac a ne ę, a organ iz wach otow yw ć wędk piej da ra młodzież w końca przyg ze, bo w gło ule jl a n e d o K ż ie d ią u p , n s u m ły ie k w mia cząt jej p ze i go Do o zrozu daje pien iąd , które od po to dać ewsk ie burmistrza n r z a s w a w le d , p ż t ra ób cia już ca zie magist sięwzię my na młod ważne, sale pr ult urę zastęp szewa sta Ple w ręce ludu”, c yk le, przed k ia o ia a w C z a m . t a s y e z ik ) ż ln zia są te lt urą n nym Wład rz ęd n powied (nad ku – Oczywiście życiu codzie ie żadnego u ówi od m w . w władzy – h ło k c g a y iu n Jed się w godn f– ow a ult ur y. a r o d zą k im of n i w t y ad setk Dom K ły, jak ie n ie n przez sześć d –u. i d ą ała pon z r s k b y y M e Ur ł ” z n m A ia jc o ia U z h ud at wie iego h są p stępn pam S któr yc yser Piotr M młodyc ezpłat n ie udo a kalisk ard „ w c , w y w d z o o E e d ż ł r b k ła eg jesiennej imp iedli m.in. re pecjalnym by owego t ur y są iusz Ptak, w y l eż n a ad k z yc je tej 10 w jur y zas e. Gościem s wego już off– r d e e  A r i y d N 20 lto ow ię trz s a ły y n b i k inie „Hel” od ałej Polski. W rokyuły warsztaty fiolmdrugiej części ku d ą l z z c g szewskim k z ys ach d . i towar larnych ie scen Przce s w ple talnych i fabu b. Kon kursow ch w Pleszew o t ypu w k raju a z h c n g y Jo e n te o m Dot y w z c u impre tów i im Bog usła ł udział w k rę c ji dok jszych koncer – ie t produk wn ik planu e n ią ią n ż z s z a c ie w uzy ro najw tór y kadz ało k il , chociażby m y t ygiel jedną z oraz k ie ubaszen ko, k t w s o je iz ” n L am cia r ga uraln Linde – trek 13”. “Sp sięwzię c za s zo to kult m w ystaw Dot ych orodne przed Pleszew XXI Pio re „ . ż to u a ie z ir lm fi młod różn i insp towa ą o e m k T n s e r . s I ” w te a s e e n X X e przez plesz Klubu „Had ania. Strona in XI jest mece ienie. tn zew gr go ew X s worzon e t na zais l ie zewsk ie , metalowego opin ie. Plesz P szanse zyszen a scen ie ples o , r im g y a y n ie c w k to ją ż to e li , da n, To S ch n do cię blogi, fe rafików n Seszy k liczny ’w ych znaleźć alarzy, fotog preszy le a prez c y pów hip –hop u n D k z b a o u n ch s w, m tę moż zie m : poetó zołow y z w ybuk reślić od w ys Pleszewa, gd w o c ó z c j ie r c e ó ó n i r tw o jed jsk sk młodeg pleszewsk ich – tak w lkopolsk i. Dla st stadion mie h zyczne je ie u n W n m y j z y s łe y t młodyc sz e oraz koncer zi ludzie z ca Depreszyn Se d n Sne la tow y z m żają mło a s . Bazą d re lkowe, pole nio rą zjeżd wsze ot warte p tó k e a D y deskoro ę, za imprez wie drzwi są Zawod dwudn iową ze s le P ą w n ia dorocz okolen k iem. dego p par te a k t ur mło s y m ta m dowan

20


Dn i P

lesze Czołow ą masow wa ą jest duż o więk s imprezą muzy czną w P ze muzycz leszewie nej połu od lokalnego . Coraz dn iowe są D n i P znaczn częściej j Wielk ie przew leszewa opolsk i. mówi s , jednak yż ow ym ię o n ic Pr z e z o ich odd odcien ie szały tak zna h jako s tatn ie d ną mark m z ud g wiazd o najlep ziaływan ie wa lata ę jak po ziałem ami tele szej im Dn i Ple blisk i F tuzów wizji m tylko na prez sze es g uzyczn jej konc ych jak atun ku, impre tiwal w Jarocin wa frekwenc y ie ercie). za ma jn chociaż ie. Poza by Kate popowe sw ym r ie Ryan (r ockwcielen Na j w e kord fr iększ ekwenc ie, z tak imi ji – 9 ty Ma r i y s. osób w ana Pol Urodzo B s o ny w 19 c g e usza 20 roku z bi ó grafem w i a r ob Klub M n imatorem ży Pleszewie Mar razó cia arty łodych w styczne ian Bog usz by Artystó Galeria go. Ucz ł awang w i Nau Krzywe e ardow y stn iczy kowców Koło (1 i w ystaw ł w pow m mala (1947), S 956, tak , m.in. P oływ rz e m, s towarzy że le (1965), S ceno szen ie a an iu tak ich in ympozju ner Koszalińsk komisarz). Zo ic jatyw rtystycz rgan izo i w Osie (Kraków m Wroc jak n w k e a ła a Grupa ł wiele c 1 5 o w ydarz 948 – 49, Warsz w ´70. Przyczy h (1963), Bien n ale Form gólnopolsk ich 5 (1955), en iami n ił się d awa 195 w histo p o organ P rii polsk 7 i 1959), któr izac ji W rzestrzen nych lenerów e (szcze iej sztuk y w s Muzeum Elblą ta w gó Sztuk i i II poł. Regiona Nowocz g u XX wie ln ie pierwsza) artysty. ln e e s ne j k b p u y r . zy ły Zma r ł w Wystaw Warsza przełomow ym a ta odw ulic y Poznańs wie w 1 k iej 34 iedziła p 980 rok i już wie u. le miast osiada najwięk Rock w Polsc szy w P ow y e. olsce zb Nie lad Ples iór prac a atrak tego c ją dla certów miłośn ik zew czołow ów mu ych zes z w yko zyk i połó rz y Michali stan iem nagło w tego ok resu rockowej lat 7 śn ien ia 0. są pr szynow , w yśw sc ojekc je i, przez ie mach te n co spotk en icznego. Pro tlane na duż go same ym ek r ajwięk szych k wadzen an ia sta go c yk lu ow y. Do an ie w on ie powie ją się ja , średn io tychcza k in ie k r z b s były to o raz w m y ubran „Hel”, ą w obr no redaktorow iesiącu m.in. C n ree, Bra a i Pawło w cia i Sio a scen ie k ina w z audyc ją rad iową. W i str y, Qu y s tę p u je znany idam, B raelieve, Z z drowa W espół rockoda.

21



nagaprawda Telewizja, kino, prasa, reklama w XXI wieku golizną i erotyzmem stoją. Czy to oznacza, że jesteśmy, w całej historii obyczajowości, najmniej pruderyjni, a golizna przestała być tabu? Na pewno nie! Starożytni Grecy wybudowali potężny fundament naszej cywilizacji. W czasie największej świetności Aten na pewno nie byli jedynymi, którzy proporcjonalnie zbudowane ciało ludzkie traktowali, jako doskonałą kompozycję ale to właśnie ziomkowie Sokratesa nagie piękno podziwiali wyjątkowo szczerze i chętnie. Właściwie trudno wyobrazić sobie dziś normy obyczajowe dotyczące nagości, którymi kierowano się wtedy w kraju Sofoklesa. Grecy np. nago uprawiali gimnastykę, olimpijczycy startujący w poszczególnych konkurencjach występowali także z zupełnie odkrytym ciałem. Dwoistość traktowania nagości w Renesansie najlepiej ilustruje przykład Kaplicy Sykstyńskiej w Pałacu watykańskim. Autorem słynnych fresków jest Michał Anioł, który postaci związane z biblijną i chrześcijańską tradycją przedstawiał w strojach Adama i Ewy. O ile zleceniodawca artysty, Paweł III, mimo licznych skarg na nieprzyzwoitość efektu pracy, nie pozwalał w dzieło ingerować, o tyle za sprawą jego następcy, Pawła IV, intymne fragmenty fresku po prostu zamalowano. Nie był specjalnie przyjazny nagości przełom wieku XIX i XX. Jak bardzo purytańska w owym czasie była stolica światowej sztuki i bohemy - Paryż - pokazuje przykład Amadeo Modiglianiego.

23


nagaprawda

3 grudnia 1917 roku, w jednej z paryskich galerii odbył się wernisaż wystawy prac artysty. Tego samego dnia kilka zaprezentowanych aktów zajęła policja, uznając je za „nieobyczajne”. Jak wygląda prawda o nagości na przełomie tysiącleci? Dziwnie. Na co dzień jesteśmy golizną epatowani - środki masowego przekazu, kino, internet, wszelkiego rodzaju reklamy i kampanie promocyjne nagości nam nie żałują. Nie zmienia to jednak faktu, że na samo wspomnienie o plaży naturystów wielu, także rodzimych, stróżów moralności dostaje gęsiej skórki i wypieków (związanych z oburzeniem rzecz jasna). Jak nagość będzie traktowana w przyszłości niedalekiej i tej bardziej odległej? Trudno powiedzieć. warto jednak pamiętać o tym, że historia często zatacza koło, więc może już dziś warto zatroszczyć się o smukłą i gibką sylwetkę. Kto wie, kiedy najstosowniejszą kreacją stanie się jej brak! więcej galerii: d-w.pl

24


zdjęcia: Pink Elephant modelka: Joanna Orzędowska makijaż: Zuzanna Kulawiak Zdjęcia powstały dzięki uprzejmości managementu Pałacu Bagatela Książąt Radziwiłłów Czekanów, ul. Środkowa 95, 63-410 Ostrów Wielkopolski


…czyli łagodniejsze określenie tzw. kury domowej. Określenie to stosujemy, gdy chcemy zrobić na kimś dobre wrażenie lub gdy nasz rozmówca jest zbyt pewny siebie i próbuje zdobyć nad nami pozycję dominującą. Gdy zapyta nas o obecne zajęcie śmiało możemy pochwalić się rzucając od niechcenia: house manager. Priorytetowe zadania nowoczesnej house manager to m.in.wizyty u kosmetyczki, basen, joga, teatr oraz aerobik a także: pielęgnowanie ogrodu, robienie zakupów, opieka nad dziećmi, gotowanie, przygotowywanie wystawnych przyjęć. Tak, tak – dokładnie w tej kolejności! Czas skończyć z obrazem kury domowej w rozciągniętym podkoszulku i szerokich dresach. Zajmowanie się domem pochłania wiele czasu i często zdarza się, że po pracowitym dniu padamy zmęczone przed telewizorem. To nie jest dobre rozwiązanie. Pora zadbać o swój wygląd i dobre samopoczucie. Do prac domowych warto wykorzystać męża oraz starsze dzieci. Robienie wszystkiego za nich nie nauczy ich niczego dobrego, wręcz przeciwnie, a w nas z czasem będzie podnosił się poziom frustracji. Kobiety, zwłaszcza te niepracujące zawodowo przyzwyczaiły swoje rodziny, że po powrocie ze szkoły/ pracy zastaną przygotowany obiad, wysprzątany dom i uśmiechniętą i czekającą na nich mamę/ żonę. Obraz typowo sielankowy i często wyimaginowany. Coraz częściej w domu zamiast uradowanej rodzicielki spotkać można snującą się w złym nastroju, tykającą bombę zegarową. Za taki stan rzeczy obwiniać się mogą same tylko domowe menedżerki, biorące na swoje barki więcej, niż zdołają unieść. Od jutra pora wcielić w życie nowy, ulepszony plan: mąż odkurza, syn wynosi śmieci a córka pomaga w gotowaniu. Można? Pewnie, że można. Po takim rozdzieleniu obowiązków łatwiej znaleźć czas dla siebie, na czytanie ulubionych książek i oglądanie ulubionych spektakli. Co jeśli plan taki nam zupełnie nie odpowiada? Zostawiamy wszystko jak jest, biegamy gorączkowo po kuchni jedną ręką mieszając sos, drugą robiąc weki. W międzyczasie zbieramy porozrzucane przez pociechy zabawki i wczorajsze skarpetki męża, odkurzamy i pielimy ogródek. A wieczorem? Spokojnie i bez sił możemy paść na kanapę w salonie i zasnąć, by następnego dnia zacząć wszystko od nowa. Agnieszka Szewczyk

więcej felietonów: d-w.pl ilustracja:

26



Wiktor Jerzy

fot.:


Wiktor J. Jędrzejak „Nepalka przy studni”

Imię i nazwisko: Wiktor Jerzy Jędrzejak Rodzinne miasto: Kalisz Lubię... biesiadowanie wśród przyjaciól, wino, podróże, dobre obrazy, filmy, koncerty, spektakle, książki. Zajmuję się... ogólnie sztuką a głównie malarstwem. W wolnej chwili.... zależy od pory dnia, kawa, drink, rozmowa telefoniczna lub małe lenistwo. W regionie wybieram... Gołuchów, ale tylko jak chcę uatrakcyjnić pobyt przyjezdnym przyjaciołom. Marzę o... uzupełnieniu moich podróży o Afrykę i Amerykę Południową. Recepta na sukces: nie wiem ale sądzę, że ważna jest cierpliwość i wyrzucenie z własnego słownika frazy „nie chce mi się” Z dzieciństwa najlepiej pamiętam.... cichą dobroć matki i wesołe zabawy z rówieśnikami nad rzeką Swędrnią w czasie

wakacji.

Nie wyobrażam sobie dnia bez.... czytania Gazety Wyborczej w czasie śniadania a następnie dnia bez mojej pracy. Nigdy nie... zrobię nikomu nawet bardzo maleńkiego świnstwa. Ulubiona książka: Mistrz i Małgorzata Ulubione danie:

ostatnio naleśniki w sosie pomarańczowo maślanym z likierem cointreou a la Mirek Lewandowski; jest to jedno z tych dań, po których odruchowo wylizuje się talerz.

www.dziennik-wielkopolski.pl www.d-w.pl

29


Wiktor J. Jędrzejak „Żebraczka z Dheli”

30

www.dziennik-wielkopolski.pl www.d-w.pl


„Nowy Kaliszanin” to wydawnictwo Miejskiej Biblioteki Publicznej w Kaliszu, przygotowane z okazji Jubileuszu 18 i pół wieku istnienia Grodu nad Prosną. Stanowi nową jakość pośród dotychczasowych tego rodzaju publikacji o najstarszym mieście w Polsce. Ciekawa szata graficzna w jaką ujęto dzieło Anny Tabaki i Macieja Błachowicza, kompozycja unikatowych, starych oraz współczesnych zdjęć, a przede wszystkim różnorodność poruszanych tematów stanowi o sile książki. Ponad dwustustronicowe wydawnictwo jest zbiorem opowiadań o Kaliszu. Autorzy w niebanalny sposób przedstawiają obszerne fragmenty historii miasta, przeplatając czasy starożytne bardziej współczesnymi. Śmiałym piórem kreślą zapomniane dzieje, na te ogólnie znane natomiast, rzucają nowe światło. Wszystko to poparte jest bogatą i rzetelną literaturą źródłową. „Nowy Kaliszanin” to produkt z najwyższej edytorskiej półki. Niebanalna okładka znakomity papier oraz jakość edycji świadczą o profesjonalizmie wydawcy. Przeglądając strony łatwo przekonać się o panującej tu wyjątkowej harmonii oraz rzadko spotykanym w dzisiejszych czasach smaku i guście autorów, jak i wydawcy. Chociażby z uwagi na to, „Nowy Kaliszanin” wart jest polecenia nie tylko mieszkańcom regionu.

Break Horses to solowy projekt Magdy Nowety - wokalistki Let The Boy Decide, grupy, która ma na koncie dwie płyty (druga, bardzo dobrze przyjęta przez krytykę i publiczność to “Like the Earth, Like the Sun, Like the Ocean in the Night” z 2009 roku) oraz występy na prestiżowych: Openerze w Gdyni i OFF Festivalu w Katowicach. Wydana w styczniu 2011 roku „Tiny Bad Girl” nie odbiega stylistycznie od dokonań macierzystej formacji artystki. To stonowane, ze smakiem zaaranżowane liryczne piosenki, przy których ze świetnym skutkiem można odpocząć (także od dźwiękowego zgiełku i chaosu, którymi częstują nas muzyczne śmietniki, jakimi często są radio, telewizja, czy internet). Break Horses potrafi pisać - co jest zanikającą, a niezwykle cenną umiejętnością - naprawdę dobre melodie. Docenić też trzeba wyczucie przestrzeni muzycznej wykonawców: fundamentem kompozycji jest gitara akustyczna i śpiew wokalistki, równie ważne są jednak harmonie wokalne, czy charakterystyczne, oszczędne ale pełne wyrazu partie gitary elektrycznej i trąbki. „Tiny Bad Girl” trudno uznać za pełnowymiarowy debiut solowy Magdy - na płycie znajdują się cztery utwory, co nie zmienia faktu, że te piosenki dają wyraźny obraz umiejętności i koncepcji twórczej artystki. Pozostaje czekać na kolejne kompozycje Break Horses i liczyć, że już niebawem na rynku pojawi się płyta ze znacznie większą porcją muzyki. EP „Tiny Bad Girl” został wydany nakładem Locco Records/ Borówka Music, wydawcy m.in. grup Orchid, Let The Boy Decide czy songwriterów: SelFbrusha oraz Petera J. Bircha. Utwory zostały zarejestrowane w studiu Przemysława „Perły” Wejmanna. Były muzyk Acid Drinkers produkował wcześniej płyty takich grup jak Muchy, czy Let The Boy Decide. Tomek Staszczyk

Andrzej Drewicz

Błachowicz Maciej, Tabaka Anna: Nowy Kaliszanin. Wydawca: Miejska Biblioteka Publiczna w Kaliszu. Kalisz, 2010.

Break Horses „Tiny bad girl” (EP) Locco Records Tiny Bad Girl; It Will Never Happen Again; Black Water; Wrong About. Produkcja: Przemysław Wejmann

więcej kultury: d-w.pl

31


Koniec formatu 16:10 w 2012 roku?

Ale niewątpliwie najważniejszym atutem ekranów 16:9 z punktu widzenia producentów są niższe koszty wytwarzania . To pozwala obniżyć cenę sprzedaży do użytkownika końcowego, a tym samym zwiększyć popyt na urządzenia.

Zima, brak prądu? Ratuj swój sprzęt RTV Zima nieuchronnie wiąże się z awariami zasilania. To zła informacja dla sprzętu elektronicznego. Zaniki napięcia mogą uszkodzić sprzęt lub doprowadzić do utraty danych w przypadku awarii urządzeń z pamięcią. To już nie tylko komputery, ale także multimedialne odtwarzacze i dekodery z funkcją nagrywania (tzw. PVR).

Blue = 24”” @ 16:9 Pink = 24”” @ 16:10 W 2012 roku ma być co prawda koniec świata, ale producenci monitorów zapowiadają też inny koniec: produkcji wyświetlaczy w formacie 16:10. W ten sposób “telewizyjny” standard 16:9 stanie się obowiązujący również w świecie komputerów. Według danych japońskiej firmy iiyama monitory o proporcjach ekranu 16:10 stanowią obecnie ok. 20 procent sprzedaży. Ale rok 2011 może być ostatnim, w którym klienci będą mogli swobodnie wybierać pomiędzy formatami– prognozuje iiyama.

Szczególnie wrażliwe na nagły brak prądu są projektory. Jeśli zasilanie padnie w czasie, gdy lampa jest nagrzana, może ona nawet ulec pęknięciu. Wymiana na nową wiąże się z wydatkiem rzędu co najmniej kilkuset złotych. Nie licząc kosztów pracy serwisu.Jaki telewizor 3D wybrać?

– Mamy już pierwsze symptomy końca formatu 16:10, choć moim zdaniem ostatecznie zakończy swój żywot dopiero w 2012 roku. Otrzymaliśmy już sygnały o planowanym na 2011 rok zmniejszeniu produkcji paneli 16:10. Z punktu widzenia użytkowników, którzy często grają w gry lub oglądają filmy na komputerach, ta informacja nie ma większego znaczenia. Natomiast dla grafików oraz profesjonalistów format 16:10 wciąż pozostaje lepszym wyborem. W ich opinii taki ekran jest wygodniejszy – mówi Mariusz Kuczyński, Dyrektor Generalny iiyama Polska. Format 16:9 został zaadaptowany do monitorów komputerowych z telewizji. Jego sukces, choć nieuchronny, wciąż budzi kontrowersje wśród tzw. świadomych użytkowników komputerów. Niewątpliwie standard ten bardzo dobrze nadaje się do gier video i oglądania filmów. Jednak w porównaniu z wymiarem 16:10 zapewnia mniejszą powierzchnię ekranu “obcinając” ją w pionie. To niekorzystne między innymi dla profesjonalnych grafików, którzy pracują nad pionowymi zdjęciami, menadżerów analizujących wielokolumnowe dane liczbowe itp. Zwolennicy formatu 16:9 ripostują, że stosowana w ekranach 16:9 rozdzielczość 1920×1080 (Full HD) daje tak naprawdę większą powierzchnię roboczą (2,0 Mpix) niż rozdzielczość 1680×1050 (1,8 Mpix), z jaką pracują monitory o wymiarze 16:10. Standardy 720p i 1080p powodują, że większość filmów można oglądać na ekranie 16:9 bez irytujących czarnych pasków. – Warto podkreślić, że to właśnie pod rozdzielczości 720p i 1080p optymalizowane są gry, które coraz częściej tworzy się głównie z myślą o konsolach, a dopiero w drugiej kolejności o pecetach. Popularne są ponadto konwersje gier z konsoli na PC. Również aparaty cyfrowe w większości przystosowane są do robienia zdjęć panoramicznych w standardzie 16:9, jak również amatorskie nagrania z kamer wideo w rozdzielczości HD lub Full HD. Jeśli zatem większość materiałów cyfrowych jest tworzonych w standardzie 16:9, to logiczną konsekwencją jest rosnąca popularność takiego właśnie formatu wyświetlacza – podsumowuje Mariusz Kuczyński.

Dlatego warto pomyśleć o zasilaniu awaryjnym urządzeń w domu. Tym bardziej, że nowoczesne zasilacze, tzw. UPS–y (na zdjęciu), nie tylko podtrzymują pracę sprzętu RTV i IT, ale także pieców C.O. i pomp wodnych, lodówek, rolet antywłamaniowych czy bram garażowych lub wjazdowych sterowanych elektronicznie. Dzięki nim nawet długotrwała awaria nie pozbawi nas ciepłej wody i ogrzewania czy wręcz dostępu do własnego domu. Co ciekawe, jako jedni z pierwszych zalety UPS–ów docenili posiadacze akwariów – zwłaszcza tych z cennymi okazami rybek. W razie awarii prądu, UPS podtrzymuje pracę sprzętu natleniającego czy filtrów. Problemy z prądem szybko nie znikną. Aby uniknąć zapaści polskiej energetyki, do 2030 roku trzeba wydać na nią 50 mld euro, nie licząc nakładów na sieci przesyłowe. Większość z tych inwestycji powinna być przeprowadzona w ciągu najbliższych ośmiu lat. Jednocześnie Polacy coraz więcej pieniędzy wydają na drogi sprzęt elektroniczny, wrażliwy na spadki napięcia. Warto więc chyba pomyśleć nad wpisaniem UPS–ów na listę domowych inwestycji. Pomijając ryzyko awarii – dobrze jest posiedzieć sobie w rodziną przy działającym kinie domowym w czasie, gdy cała okolica nie ma prądu, a zakład energetyczny stara się naprawić szkody, jakie wyrządziła zima.



ilustracja:




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.