THE forTis maGaZyN firmowy
numer.1 GrUDZiEN 2011
Słowo piSane jeSt bardzo potrzebne. Szczególnie na początku. ważne jeSt, aby ten kto je piSze wiedział co chce napiSać. ważne jeSt, aby dobrze wprowadził w kolejne Strony - Szczególnie, jeśli ta początkowa z tekStem jeSt najmocniejSzą Stroną tego przedStawianego tworu. nie wiem co napiSać. Posunę się jednak dalej. Będzie to posunięcie dość delikatne, lecz posiadając tyle miejsca jestem w stanie osiągnąć pożądany finał. Im dłużej oczekiwany, tym bardziej doniosły i naznaczony niejednokrotnie oddźwiękiem pretensjonalnym, lecz w końcu mój własny. Kłopotliwa sprawa. Kiedy po tylu latach należy znowu wpasować się w pewne środowisko. Po raz trzeci. Był to rok 1994. Czas pierwszej miłości wobec dziewczyny będącej w posiadaniu piersi. Periodykiem Mega C chciałem jej zaimponować. Była zachwycona, przede wszystkim własną podobizną na okładce numeru, ja natomiast pozostałem jedynie autorem. I tak przez trzy lata. Uczucie skończyło się w dniu, kiedy niewiasta obcięła włosy. Samo pismo nie wnosiło do życia wewnątrz-klasowego nic poza ekscytacją czytelniczek (rzecz jasna te mniej urodziwe daremnie okazywać mi chciały uwielbienie wobec mojej realizacji). Trzy lata po ostatnim, siódmym numerze licealnego „okresowca” stworzyłem pierwszy numer periodyku Darkadia. Tym razem pierwszym powodem wymyślenia magazynu nie była miłość. Posiadając drukarkę atramentową z szybko zasychającymi głowicami musiałem drukować non stop. Gazeta traktowała podobnie jak poprzedni twór o ludziach z najbliższego otoczenia. Zawsze marzyłem o czasopiśmie w którym można
by było na jednej stronie znaleźć piękną poezję tuż przy której, na stronie obok widniałaby szeroko usytuowana na blacie kuchennym atrakcyjna kobieta. Marzenia nigdy się nie spełniły- ale Darkadia miała aż piętnaście numerów, ostatni w Krakowie w czerwcu 2006 roku. Oprócz tego stworzyłem trzy numery specjalne. Po czterech latach nicości związanej z tworzeniem magazynów przyszedł czas na trzecie podejście. Obecnie tworzę swój magazyn pinkmenow! traktujący moje obserwacje różnych sfer ludzkich - od głebokich analiz sensu człowieczeństwa po długość włosów łonowych sąsiadki. Pisząc rzecz jasna czysto teoretycznie. Obecny magazyn The Fortis jest próbą kontynuacji Darkadii - tutaj również przedstawiam świat mojego otoczenia. Teraz jednak najważniejsze jest to, ze jest to magazyn o firmie Fortis. Mający za zadanie przedstawić wewnętrzny świat firmy w nieco inny sposób. Niestety nie udało się w pierwszym numerze osiągnąć tego co planowałem. Musiałem zrezygnować z 8 stron, lecz przede wszystkim jest jeszcze dużo do zrobienia, aby ten twór wyglądał tak, jak sobie wymarzyłem. Jeśli będzie to możliwe, aby powstał numer drugi, będzie bardziej zbliżony do mojej koncepcji. Póki co pozostaje być szczęśliwym, że udało się napisać to ostatnie zdanie na tej stronie.
pierwSzy
mięSny felieton ona
felieton on fortiS Saga
face me now tomaSz ługowSki projektor ikaruS wywiad z magdą dzieSiątka w objęciach morfeuSza
poetyckie Słowa
baba mutant dzień w kadrze
el komendante
wywiadówka zaplecze
mięSny
handel poboczny
twarde Siedzenie
fortiS face
to, że napisać o tym należy jest tak pewne, jak to, że w czwartek przy fortisie pojawi się lodziarz ze swoim głośnym pojazdem.
tomasz ługowski został wyróżniony w konkursie na projekt graficzny zadruku dla krzesła biurowego.
na początku listopada 2010 powstał pierwszy blog firmy fortis, po czasie powstał i drugi jednoosobowy a od niedawna posiadamy także stronę na facebooku.
Miód rozprowadzany przez jedną z pracownic agencji reklamowej w Warszawie - ściślej pisząc przez sekretarkę tej firmy, zaowocował nieprzewidzianymi skutkami ubocznymi. Jeden z grafików po spożyciu wymienionego wyżej miodu przeleciał w domu odkurzaczem całe swoje mieszkanie po czym przeczyścił rurę, aby gotowa była do następnego razu. Handlująca ma już spore doświadczenie w rozprowadzaniu używek, szczególnie za granicą. Jesienią tego roku przemycała na handel alkohol oraz papierosy. W związku z tym, że wiele osób chętnie wkłada miód do ust, ogłaszamy wszem i wobec konkurs na etykietę miodu rozprowadzanego przez handlarkę Milenę. Zależy nam na etykietach w stylu retro lub wręcz przeciwnie - super nowoczesnym. Nagrody dla zwycięzcy są: miód z najnowszej kolekcji, dzień z redaktorem naczelnym (to zależy od płci zwycięzcy a i nie tylko) oraz markotny ogórek.
Wygrał dużo a ponadto otrzyma to krzesło z jego własnym pomysłem i będzie musiał na nim siedzieć. Nie mógł tego przewidzieć, Z okazji tej wygranej warto wspomnieć na jakim krześle Tomek siedzi w pracy na codzień. W firmie Fortis powszechnie wiadomym jest to, że najtwardszym pracownikiem jest Adam, ale najtwardsze krzesło posiada Tomek. Dzięki temu nikt go nigdy nie podsiada, nie można w przypływie zawiści mu go rozkręcić a sam właściciel po latach posiada najtwardszy tyłek w firmie. Ługowski jest znany z robienia ludziom kawałów. W sierpniu 2011 jednemu z kolegów obkleił mini motorek swoimi rysunkami, wprawiając go w zakłopotanie. Wobec tego ogłaszamy konkurs na obklejenie siedzenia Tomka- najbardziej szokujący projekt wygrywa. Wszystko w tajemnicy przed właścicielem. Zwycięzca otrzyma wielce prestiżową nagrodę (w zależności od płci wygranego).
Najpierw powstała strona o charakterze czysto rozrywkowym, służąca głównie do wewnętrznych rozprawek między pracownikami firmy. W pierwszym miesiącu działalności blog zanotował wiele wpisów, niestety z czasem zmniejszyło się to do zera. W połowie roku 2011 powstał drugi blog jednego z pracowników fortisu: pinkmenow blog. Co prawda aktualizowany jest dość regularnie, lecz notuje rekordową ilość wpisów- nie ma ani jednego. Co jest tego przyczyną? A co mnie to obchodzi? Jesienią powstała strona Fortisu na Facebooku i tam regularnie już prezentowane są krótkie formy graficzne, plakaty, rysunki a w przyszłości także prezentacje pracowników, komiksy.
plan filmowy
wyprawa na ukrainę fortiSówki
jeden z dni listopadowych okazał się dniem filmowym. ekipa tworząca podrzędny serial telewizyjny zawitała do firmy fortis.
ula z ivanem polecieli na ukrainę. wizyta trwała trzy dni i była oficjalna. nie jest powiedziane, że nie odbywały się także sprawy nieoficjalne.
Wczesnym rankiem zjawił się mini autobus z wymownym napisem na boku Katering. Zaraz potem przyjechały inne pojazdy w krótkim czasie zastawiając część ulicy. Był pan od dźwięku, pan od światła, dużo innych panów odpowiadających za pokrewne obowiązki. W końcu pojawiła się i pani reżyser oraz aktorzy. Ku zaskoczeniu pracowników Fortisu nie było wśród nich Filipa Bobka. Nie było także głównej zainteresowanej procesem tworzenia (czy może raczej gwiazdorzenia?) - Mileniusza Kuraka, który się rozchorował i ponoć płakał z powodu niemożności choćby przejścia za kamerą kręcącą tak ważny serial dla naszego społeczeństwa. Była za to jedna z aktorek - nazwijmy ją pani Blondynka, która na chwil kilka zelektryzowała męską część firmy graficznej. Ktoś podobno dostał od gwiazdy serialu telefon, inny klucze do domu.
12 grudnia 2011 na polskim lotnisku odleciał samolot z dwoma pracownikami Fortisu. Ze względu na zbliżające się święto piłki nożnej w Polsce (mistrzostwa Europy) Fortis jest zaangażowany w projektowanie sal. Podróż przebiegła gładko, Ivan nie dawał spać Uli, co gorsza nikt z tubylców na miejscu nie chciał jej podać ręki. Tłumaczono to swego rodzaju tradycją. Zadanie zostało wykonane - dokumentację udało się zrobić, choć dwie restauracje zabroniły fotografować swoich pomieszczeń. Nie zdążono z budową hotelu dla naszych pracowników, kiedy przyjechali ciągle był wykańczany. Warunki były jednak dobre, choć co dziwne kiedy Ula podnosiła ramię prysznica do góry Ivanowi przestawało działać Jacuzzi.
podczas wigilii fortisowej 2011 po raz pierwszy od czterech lat nie będzie pokazywany żaden film stworzony z tej okazji. niestety nie powstał z przyczyn czasowych a i nie tylko. Miał to być film o Fortisówkach, czyli o dziewczętach firmy Fortis, które w wyniku nieszczęśliwego wypadku pozyskują przedziwne moce (więcej o tym na kolejnych stronach magazynu). Ściślej rzecz ujmując miała to być historia, która przedstawia je już po przemianie. Scenariusz został napisany i nie jest wykluczone, że film powstanie w ciągu najbliższych miesięcy. Dużo zależy jednak od chęci przyszłych odbiorców. Póki co powstawać zaczął komiks humorystyczny o Fortisówkach, który prawdopodobnie będzie mógł ujrzeć światło dzienne na Facebooku Fortisu oraz w kolejnym numerze naszego magazynu (o ile takowy powstanie). Prezentujemy pierwszą wersję kostiumu Magdy Piórkowskiej.
felieton
ona dorota kubuj
kadr pierwSzy
(godz.18.40, empik, dział z prasą, przed tablicą z hasłem sztuka)
Przeglądam magazyny o sztuce. Milknę wszak respekt, szacunek, inspiracja. Tomik poezji Jakuba W. - bezpłatny dodatek do znanego tytułu. Dodatek sądzę ceniony dosyć wysoko. Z pięciu magazynów szczelnie pokrytych niegdyś folią został tylko jeden z bonusem. Myslę - kto wie?! Kupuję. Stron kilkadziesiąt, papier przyjemny, tekst przejrzysty, jest spis wierszy. W tomiku piosenki starego serca. Autor zmieniając kluby i twarze partnerek rżnie, dupczy, posuwa suki rzucając kilka trudnych słów w tym naz-wisk. Cytując, szepcząc do ucha Lacana lub Barthes’a trafia do celu.
kadr trzeci (godz. 19.40, dom, kuchnia)
Jestem w kuchni, siedzę przy stole. Do domu wbiega Vera. Pierwszoklasistka z małym kucykiem i spinką w kształcie różowego motyla. I kto tu jest motylem? Radosna, uśmiechnięta jak zwykle zrzuca kurtkę w biegu i już wskakuje na moje kolana. Cały czas coś opowiada, podśpiewuje, zdejmuje sweter, pije sok, zaczyna rysować. Pytam: co to za nowy siniak na ręce? - Jak to?! To Szymek! On mnie często bije w szkole. On mnie chyba lubi tak bić. O, tu też mam siniak od Szymka.
kadr drugi
kadr czwarty
(godz. 19.05, autobus, za szybą znika Nowy Świat)
(godz. 22.30, dom, sypialnia w tle gra radio, Trójka)
Jadę autobusem, naprzeciwko siada kobieta. Młoda, zadbana, atrakcyjna. Ciemne, długie, lekko kręcone włosy naturalnie układają się wzdłuż jej twarzy. Jasny, krótki płaszcz mocno związany paskiem i taka słodka połyskująca na złoto torebka ze sztucznym futerkiem. Dziewczyna odbiera telefon. FUCK OFF! Słyszysz?! FUCK OFF! Czekałam na Ciebie prawie godzinę! Cholera! Całą godzinę, bez sms’a, bez telefonu! Tylko ta cholerna poczta! A wiesz jak ja nienawidzę poczty! Gdzie jestem?! Kurwa! Jeszcze pytasz?! W autobusie! Co?! A Ty?! Żarty! Mam w dupie gdzie Ty jestes! FUCK OFF!
Obok lampki na stoliku stygnie herbata, czytam. W tle audycja Chanson française. Piosenki francuskich autorów w nowej aranżacji, w nowej interpretacji. I słyszę Charles Aznavour: Ty to wzywający co dzień głos, do piekła wprost, do nieba wprost, to cena, którą za swój los zapłacić mam.
felieton
on konrad papuga
Ciągle czuję się upokorzony. Jakie to straszne, że muszę udawać w życiowych perypetiach międzyludzkich. Obiecywałem sobie, że ludzi okłamywać nie wolno. Tak uczyła mnie mamusia - jedyna kobieta, która potrafi zrozumieć i wybaczyć. Jak bardzo różni się od innych kobiet, które uwielbiają kiedy się je okłamuje. Jak pięknie wyglądasz, śliczny rysunek zrobiłaś, uwielbiam słuchać jak śpiewasz, nogi masz proste jak drut. Jaki znowu drut? Nieważne. Uwielbiają tego słuchać niezależnie od rzeczywistości. Są próżne, chociaż tak naprawdę wolą to nazwać rozpieszczaniem, docenianiem lub czułością. Ogólnie rzecz ujmując czułość to ich ulubione słowo. W przeciwieństwie do nas - samców, mężczyzn w sensie. Wiem, problem jest we mnie. Nie jestem romantyczny ponieważ naoglądałem się Karate Kida w dzieciństwie i teraz bym tylko cegły głową rozwalał. Przynajmniej tak myślą one. Muszę wszystko znieść lecz być przy tym ciepły, czuły, pierwszy a przede wszystkim potrzebny. Bo jeśli już kran nie cieknie, w domu nie straszy, brzuch nie boli - nagle okazuje się, że nie jestem potrzebny. Jest jeszcze jedna potrzeba powolnego wykańczania mnie, która szczególnie rujnuje. Wyżalanie się. Jestem w końcu oparciem, do mnie można zadzwonić i ponarzekać na cały świat. Na wszystko. Kiedy ból menstruacyjny nie daje spać, gdy pies szczeka za głośno na ulicy, lampa za słabo świeci, chleba nie ma, ciężko w pracy, kichanie męczy, włosy wypadają, zęby się kończą, M jak Miłość się źle skończyła. Bywają też dni bez narzekania. Wtedy jednak żadna
nie dzwoni, ponieważ akurat jest na dancingu, urodzinach koleżanki, na lekcjach pływania kajakiem, w kinie lecz nie ze mną, gdyż uznała sama z siebie, że tego filmu na pewno bym nie polubił. Aż w końcu przychodzi ta wymarzona wspólna noc, kiedy postanawia być tylko ze mną. Kupię specjalnie nowy majonez, zmienię ręczniki na nowe, wypiorę kota, podgolę wąsy i w pełnej gotowości oraz ekscytacji przymilam się pół wieczoru, aby w końcu dopełnić naturalną konieczność wspólnej eksploracji naszych fizyczności. I co się wtedy dzieje? Nerwowa ekstaza podniecenia, gotująca się rozkosz wnętrzności, serpentyna uczuć? Cóż, we mnie się przewala najgorętsza namiętność tego świata, czekam na nią bo się kąpie a raczej chyba modli nad tą wodą. Następne chwile wyglądają jak każdej tego typu nocy z nią - wbiega pod kołdrę w antygwałtkach, przewraca oczy i mówi z przekonaniem, że to prawda: ależ jestem zmęczona, idź spać mój biedaku. I tak w kilka sekund dokonuje tego, co udać się nie może żadnemu strażakowi. Gasi wszystko. Jak im się to udaje? Czemu akurat mnie to spotyka ciągle bezustannie? Dlatego postanowiłem poszukiwać natchnienia gdzie indziej. Na początku obserwuję. Na złość kobietom nie szukam wzrokiem ich, lecz wypatruję ptaki na drzewach, rozdarte chmury, przeplatające się tramwaje, przystanek autobusowy a przy nim stoi jakaś taka wyprostowana w przepięknie obcisłych getrach patrząca ku mnie. Kurwa mać.
Ventura.
fabryka fortis ma już dwadzieścia lat. ten wiek dla człowieka jest jednym z piękniejszych, jeśli nie najpiękniejszym okresem w życiu. dla firmy również. utrzymać się tyle lat na rynku często jest trudniejsze od ominięcia choroby wenerycznej w radomskim liceum. jest to imponujący okres biorąc pod uwagę jak bardzo przez ten czas zmienił się rynek w polsce. od czego się wszystko zaczęło? Na początku był pomysł. Należał do Dariusza Dawca - będąc jeszcze na studiach przyszedł z nim do Mirosława Kobylińskiego. Postanowili przepisywać prace dyplomowe oraz tłumaczyć teksty wraz ze składem oraz wstawianiem obrazków dysponując dwoma komputerami PC 286 oraz drukarką laserową i skanerem ręcznym (był to rok 1991). Wywiesili ogłoszenia na uczelni reklamujące ich usługi. Wynajęli kawalerkę na Placu Wilsona, którą im podpowiedział zaprzyjaźniony Doktor z uczelni. Mieszkanie było z bonusem - rezydowała tam już pewna babcia (znana z tego, ze paliła okropnie śmierdzące papierosy), jednak tylko przez pewien czas. Założona firma od początku nazywała się Fortis - imię jej wymyślił Darek. W jej skład wchodził jeszcze jeden znajomy (który po czasie odszedł uznając, że handel przynosił mu większe dochody). Powstało także logo stworzone również przez Darka. Pierwszym poważnym zleceniem było tłumaczenie w Radzie Ministrów. Do tego zadania wynajęli znajomego z anglistyki. Oprócz tego zgłaszali się studenci w sprawie przepisywania prac. Fortis robił to na komputerze w programie Ventura Publisher. Na owe czasy mogło się to wydawać szałowym nowatorstwem - wówczas używano bowiem klasycznych maszyn
do pisania, gdzie jeden popełniony błąd oznaczał pisanie całej strony od nowa (naprawdę nie było wtedy funkcji Ctrl+Z). Komputer oferował ponadto wpisywanie wszelkich znaków matematycznych co w przypadku maszyn było nierealne. Zgłaszały się wydawnictwa, Fortis tłumaczył książki wynajmując na umowę zlecenie ludzi biegłych w językach. Mirek w tym czasie zajmował się także handlem na stadionie. Doktor, który wynajął Mirkowi i Darkowi siedzibę na Pl. Wilsona zapoznał ich także z osobą z banku PKO S.A. Do zrobienia była ulotka w której jednym z elementów miał być czek, który należało złożyć z kilkunastu kawałków. Fortis podjął się tego i pracę wykonał - rękami Darka w programie Corel. Była to ich pierwsza w historii ulotka. A był to rok 1992. Jak na pierwszą tego typu pracę był duży nakład do wydrukowania - około stu tysięcy egzemplarzy. Pomimo sceptycznego podejścia drukarza, skomplikowanego składu projektu, wszystko się udało - klient był zadowolony i dzięki temu nawiązała się stała współpraca z bankiem. Wtedy zainwestowali z pomocą zaprzyjaźnionego pewnego razu przyszła Doktora w profesjonalny jak pani, która znajdując ogło- na tamte czasu skaner. Okaszenie fortisu o usługach zało się to chybionym poskanowania chciała się mysłem - skanowany obraz prześwietlić. zapisywali bowien do pliku cyfrowego, konkurencja zaś od razu naświetlała skan na klisze drukarskie. Pewnego dnia w firmie pojawił się Jurek Chrabonszczewski, pracownik Turpolu z siedzibą także na Placu Wilsona, tuż pod nimi. Miał do zrobienia opakowania i w ten sposób zawiązała się
Nośnik, który zmienił wszystko.
współpraca. Wraz z Darkiem rozpoczęli projektowanie przeróżnych opakowań. Po czasie Jurek został trzecim wspólnikiem firmy. Potem był na zlecenie PAIiIZ aby zawieźć plik do na(Polska Agencja Informacji świetlarni należało go poi Inwestycji Zagranicznych) dzielić na części i zapisać folder promocyjny o Polsce. na kilkunastu dyskietkach. jeśli choć jedna padła, co Tego typu prace wykonywazdarzało się często, trzeba li jeszcze na PC-tach. Był to było wykonać całą operana przykład kupiony za ok. cję od nowa. 10 000$ PC firmy HP typu 486 z monitorem, który miał kineskop wielkości dużego telewizora. Żeby mieć taki komputer potrzebna była zgoda NATO na sprowadzenie go z innego kraju. Nie było pewności, czy tego typu technologia może już być w Polsce. Darek Dawiec był w firmie pionierem jeśli chodzi o technologię, poznawanie programów graficznych. Wszystko rozpracowywał sam, potem uczył innych. Mirek w tym czasie zajmował się obsługą klientów, Jurek natomiast działem artystycznym. Milowym krokiem w historii Fortisu był dzień, w którym przyszedł Jurek z wiadomością, że być może będą pracowali dla Pepsi-Coli. Przyniósł ze sobą nośnik z którym nikt nie wiedział co zrobić. Był to magnetyczny dysk SyQuest na którym znajdowały się materiały graficzne na święta. Znajoma Jurka Chrabonszczewskiego przyniosła te dane z zapytaniem, czy może je odczytać. Co prawda Fortis nie posiadał czytników SyQuesta, ale okazało się, że w pobliżu otworzyła się właśnie filia izraelskiej firmy, która taki czytnik miała. Wtedy okazało się, że jest to materiał nie Pepsi lecz Coca-Coli, która zaproponowa-
ła później współpracę - Fortis zrobił pierwsze etykiety. Z czasem kawalerka przestała wystarczać i w 1994 Fortis przeniósł się na ulicę Łomiańską do domku na pierwsze piętro. Na parterze mieszkała babcia (!). W poprzedniej siedzibie zdarzyło się zatrudnić pracownika - w nowym miejscu pracowało już ich więcej. Należało ich wykształcić, nie było wtedy jeszcze komputerowych grafików na rynku pracy, był to zupełnie nowy dział. W tym miejscu zakupili także pierwszego Macintosh’a - miłość do tej firmy trwa niezmiennie do dziś. Zakupili także Rainbow - drukarkę z bardzo dobrą jak na tamte czasy jakością wydruków. Udało się ją zdobyć za dwie trzecie wartości i szybko się zwróciła przede wszystkim dzięki temu, że Coca-Cola zamawiała dużo materiałów. W siedzibie na Łomiańskiej, jak wcześniej wspomniałem mieszkała pewna starsza pani, która chorowała na alzheimera. Często odwiedzała ich na górze rzucając hasła typu: Fortis- Tworkis, czy very berry na okrągło. Chodziła również po drzewach będąc swego rodzaju folklorem dla klientów firmy. Fortis rósł wraz z rynkiem, razem z pracownikami Coca-Coli uczyli się reklamy, mieli już kilka drukarni z którymi na bieżąco współpracowali i w miarę upływu czasu inwestowali w coraz to nowszy sprzęt. Po jakimś czasie powstała rozlewnia Coli, firma Annopol. Na jednym ze spotkań padł pomysł, żeby rozwinąć rynek menuboardów w Polsce. Tymczasem Fortis był już gotowy do drugiej przeprowadzki - na ulicę Kiwerską, gdzie z czasem pojawiła się większość pracowników będących w firmie do dnia dzisiejszego. Pierwszą była Magda. Lecz to już całkiem inna historia...
face me now!
fortiS
ręce firmowe firmy Fortis 2011°
w małym pomieSzczeniu Siedział odwrócony tyłem do wSzyStkich i wSzyStkiego. zarośnięty, wyciSzony, Skupiony jedynie na SłuSznym poruSzaniu mySzką. a gdyby mu ją tak zabrać? - pomyślałem. co by zrobił? z pewnością wyjąłby drugą z kieSzeni i kontynuował. po kilku dniach okazał Się niezwykle pomocną oSobą- ze Szczerą chęcią radził i pytał czy coś jeSt niejaSne. nie tworzył wrażenia- po proStu taki był. prawdziwy opiekun Stada. Takiego Tomka poznałem na początku. Jak poznali go inny? Aż strach pomyśleć. Z czasem okazał się najbardziej otwartym twórcą (upokarzającym byłoby nazwać tylko grafikiem) z całej grupy. Jest to człowiek mieszkający po lewej stronie (Wisły - to taka rzeka), który umiłował sobie podróże rowerowe. Ten środek lokomocji jest jego pasją - swego czasu z niekrytą ekscytacją opowiadał o starych bicyklach, często niemieckich mających kilkadziesiąt lat (sam taki posiada). Szukał części rowerowych u sprzedawców na allegro, aby mieć oryginalny błotnik, światełko, pedałek czy siedzenie w swoim pojeździe z dawnych lat. Nie przeszkadza mu nawet, że rower na który siada jest oklejony niemieckimi napisami. Tomek ma zasadę -
zawsze podchodzi do wszystkiego w co się angażuje z niekrytą pasją, czy wręcz obsesją. Można to zauważyć w ciepłe dni, kiedy jedzie do pracy rowerem i z ciekawością dziecka obserwuje każdy z pedałów podczas jazdy, analizując czy nie docisnął go aby za mocno, czy pod dobrym kątem. Jednym słowem wariat. Bardzo lubi opowiadać o swoich snach w których najczęściej jest głównym bohaterem. Kiedyś relacjonował mi jeden z nich i mimo, iż był to tylko sen dopiero po kilku minutach zorientowałem się, że to o czym mówi nie zdarzyło się naprawdę (odkryłem to w momencie kiedy zestrzelił niemiecki samolot). Nic dziwnego, że od początku nie wiedziałem, że to tylko senna relacja skoro opowiada to z takim zaangażowaniem.
Tomek jako Tomek.
Zastanawiało mnie, czemu to robi - w końcu każdy śni i zwykle są to interesujące bądź kontrowersyjne historie. Jednak Tomek przejmuje się tym podobnie jak wszystkim w czym bierze udział. Dlatego sam osiąga tak dużo, nie potrzebny mu nauczyciel, żadna szkoła. Ma w sobie to co tak naprawdę jest niezbędne do tworzenia - determinację i skrzywioną psychikę. Samoloty. Te maszyny będą mi się zawsze z Nim kojarzyły przede wszystkich z okresu drugiej wojny światowej. Kiedy przelatuje samolot nad firmą Tomek to widzi. Zapewne marzy mu się żeby był to myśliwiec, a najlepiej żeby jeszcze zaczął strzelać. Oczywiście ślepakami. Kilka razy w życiu udało mu się wsiąść do jednej z takich maszyn i nawet przelecieć. Lecz lotnictwo jest dość nudne, dlatego nie będę więcej o tym pisał.
Wolę przedstawić najciekawszą pasję Tomka - grafikę. Czy inaczej - twórczość. Mimo młodego wieku ma już sporo kreacji na swoim koncie - zacząć należy od Fredzia, śmiesznego ludka rysowanego w prosty sposób, którego umieszcza w różnych z pozoru nudnych plenerach naszej codzienności. Najbardziej interesujące jest tutaj połączenie fotografii z prostym rysunkiem, który właśnie dzięki czystości niesie za sobą taką siłę. Fredzio wydaje się czymś więcej - to skryty ekshibicjonizm autora, który w miejscach publicznych wystawia swojego bohatera (patrz imię postaci - co najmniej dwuznaczne). Poniekąd realizuje, ale i odkrywa odbiorcom swoje fantazje świata dorosłych w zamaskowanej niewinnej formie. Ta jest perfekcyjna. Lecz po głębszym zastanowieniu to czysta perwersja.
Twórczość.
Tomek poszedł krok dalej - stworzył Golema. Tym razem nie rysunkową lecz z kamienia lub innych materiałów stworzoną postać, którą przedstawia w przeróżnych miejscach (najczęściej wokół przyrody - autor w ten sposób zaznacza, jak bardzo jest doń przywiązany). Dla mnie jest to Jego kolejne dziecko tak ściśle powiązane z życiem erotycznym na tej planecie - pokazując drogę przeżywaną przez Golema w kolejnych fotograficznych odsłonach, pokazuje drogę mężczyzny, jaką musi przebyć aby dokonało się przeznaczenie. Tylko z pozoru przedstawiany jest tu wymyślony przez autora nowy gatunek organizmu żywego. Przy niezliczonych kreacjach Tomka należy wymienić jeszcze jedną, nieco starszą - latające Koty. Siedzące w samolotach,
rysowane w charakterze autora, przypominające nieco japońskie rysunki komiksowe, czego Tomek nie stara się ukrywać. Ważne z racji tego, że ostatecznie znalazły się na koszulkach wyprodukowanych przez Niego. Przy wszystkich Jego pasjach, jedna najbardziej kojarzy się z dzieckiem - uwielbienie do robienia żartów (głupich lub nie) swoim znajomym z firmy. Właściwie po tym Tomek jest najczęściej kojarzony - jeśli komuś zaplątały się sznurówki, zgubiła klawiatura lub majtki, można być pewnym kto jest za to odpowiedzialny. Tomek robi coś stale - ma swój styl (miękka grafika ilustratorowa), uparcie dąży do swego i lubi kiedy są realizowane jego pomysły. Lecz przede wszystkim nosi brodę.
zapiSki
ikaruS warSzawa jeSt Szara. brudne ulice zapełnione bezimiennym tłumem ludzi wydają Się krzyczeć pokoloruj mnie. lub po proStu - dupa.
JADÊ, SIEDZÊ, PATRZÊ Niedawno usłyszałem ten dziwny głos z mojego środka. Znaleźć barwę wśród jednolitych niemal szarości snujących się dookoła mnie, stojących w kolejkach, siedzących w autobusach. Odnaleźć ten właściwy kolor - który najlepiej pasuje do mnie a następnie przemalować się nim na stałe.
25 paŹdziernik I znowu jestem. Linia numer 507. Ciemno. Do transportowca wchodzi młoda dziewczyna. Nie sama jest. Po chwili wiem, że to tylko kolega- rozmawiają. Jaka jest? Tego nie mogę ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, miała z lekka kwadratową głowę a tak na szybko nie wiem, czy to już ją dyskwalifikuje. Jest trochę jak znajoma mi Ania z kółka plastycznego - niby chłopcy mówili ładna, a i tak nikt jej na bal maturalny nie zaprosił. Wolna, czyli dla mnie dobra. Włosów dużo - można przykryć wykrytą odmienność gdyby po czasie udręką się okazała. Piękne, duże oczy. Myślę sobie, że może tym razem jest to ta właśnie. Spojrzała przecież na mnie dwa, trzy razy. Oczy brązowe. Rajstopki fioletowe. Piękne kolory - byłoby z nią o czym rozmawiać. Nakręcam się coraz wyraźniej. Przełączam muzykę - a niech teraz mi Lenny pośpiewa. Are you gonna go my way. To jakby do niej pytanie, z tym że ona tego nie słyszy, bo słuchawki mam w uszach i tylko ja słyszę głos Lennego co tak śpiewa. Nagle odwraca się do kolegi i go całuje. Nie w policzek. W usta. A on dopiero co kanapkę jeść skończył. Z pewnością zapach starego pomidora z worka foliowego. Obrzydliwe. To prawie jak zdrada. Odwracam się. Wysiadam z autobusu. Głupi, kwadratowy łeb!
pażdziernik znowu Tym razem Irakus bardzo starej daty. Trzęsie się wszystko łącznie z kierowcą, który wydaje się jeszcze dodatkowo podskakiwać sam z własnej woli, jakby mu było mało. Latem to się sprawdza, lecz jest zimna, jesień. Jadę dobre pięć minut a w autobusie puchy. Nie ma nikogo ciekawego. Dwie tylko miłośniczki literatury weszły od razu siadając tyłem do mnie. I dobrze. Pasowały do tego Ikarusa. Nawet ubrane były pod kolor siedzeń. Tragiczny początek dnia.
5 liStopad Tym razem jadę rano. 501. Siadłem sobie, zmęczony jestem. Wtem przysiada się obok dziewczyna. Nie wierzę. Siadła obok mnie? Ponad miarę atrakcyjna. Proszę bardzo. Już mam w kieszeni wewnętrznej rękę. Rozbryzguję bardzo dyskretnie perfumy. Trzeba zrobić dobre wrażenie. Ładnie sobie siedzę, wszystko mi prężnieje. Piękny początek dnia. Jeśli wysiądzie tam gdzie ja znaczy to, że jest mi przeznaczona. Wysiada przy centrum handlowym - ja za nią. Ona do środka - ja za nią. Zobaczę, gdzie pójdzie, skoro wszystko
zamknięte. Jest dopiero dziewiąta rano. Podeszła do zamkniętych drzwi jednego ze sklepów odzieżowych i... otworzyła je. Odkryła się, pokazując gdzie pracuje. Pierwsza ofiara złapana. Jutro tu wrócę. Chwilę potem ponownie wsiadam . Staje naprzeciw drzwi w konkretnym celu. Obok siedzi dziewczyna jakby z lat osiemdziesiątych. Przeleżała pod śniegiem? Ależ nie jest źle - duże niebieskie oczy patrzą prosto na mnie. Jej kurtka wygląda jak kolorowa gazeta i bardzo dobrze koresponduje z jej buzią - cała się świeci. Naprawdę nie ma nic ciekawszego do oglądania - może jedna starsza pani, bo akurat śmiesznie przeżuwa jakiegoś irysa. Twardy, lecz nie chce dać za wygraną. Czy moje życie to właśnie ten irys przeżuwany przez spruchniałe zębiska?
liStopad zimny Nareszcie. Czekałem na nią chyba miesiąc. Widuję ją niekiedy w tej linii, tuż przed dziewiątą rano wsiada przystanek po mnie. Co ciekawe, kiedyś wsiadła i ustawiła się tuż przy mnie a konkretniej pisząc przede mną. Byłem w posiadaniu całej jej tylnej połowicy. Bardzo porządna dziewczyna. I tym razem wsiadła. Myślę, że pasujemy do siebie. Szczupła, dość wysoka, bardzo ładna buźkawłaściwie nawet bardzo pasujemy do siebie. Kurczę, tylko ten nos. Ogólnie mam problemy z nosami. Wszystkie dziewczyny, które były ze mną w przeszłości zawsze coś miały z nosem. A to za duży, a to garbaty, a teraz.... jakiś długi. Niby tylko z profilu widać, ale dziś mnie się cały czas tym profilem obraca i mnie denerwuje to strasznie. Dobrze, spójrz na pupę, nie patrz tak wysoko bo znowu ten nos. A może by tak odezwała się w końcu? Ale co odpowiedzieć? Udać, że nie słyszę? Nie chce nic mówić mimo, że w mojej kieszeni już dwukrotnie trysnęła szybka bryza wczorajszych perfum. Rozmowa się nie klei. Może złapię za tyłek i zacznie się niekonwencjonalnie. Przystanek. Wyszła.
19 liStopad Wchodzę powoli. Gdzie bardziej opłaci się stanąć? Nigdzie kurwa, bo sami dziadkowie i dzieciaki jakieś. A ja niedopieszczony. Tragedia Ikarusa. Ale za chwilę ma być przystanek tej, która niekiedy wsiada z tym wysuniętym nosem. I ktoś widzę wsiadł, tylko dzieciaki cholerne zasłaniają i nic nie widzę. To ona. Znowu. I jakiś lekki uśmiech na buzi. I walizka. A co to - gdzieś jedziesz sobie? - tak w myślach pytam. Przejdę tam do niej, żeby bliżej było, bo kiepski wzrok mam a może wreszcie mnie poderwie bo stoję najpiękniej już jak mogę. Niestety muszę zostać, bo do ostatnich drzwi, gdzie stoi moja wybranka pakuje się znajoma. A już było tak blisko. Nie podejdę teraz bo głupio- ja na polowaniu, a zwierzyna odpływa. Wychodzi. a ja dalej jadę z tymi bachorami.
wywiad
M a gd a s c e p t y c zn i e podeszła do p o my s ł u zb l i że ń p o d c z a s s e sj i zd j ę c i o wej . D l a t e go w ł a ś n i e p r e ze n t u j e my t o ko l o r o we zd j ę c i e. A b y u d o wo d n i ć j ej , że zb l i że n i a s ą d o b r e. Ta k .
MAGDA PIÓRKOWSKA magdalena bez wahania zgodziła Się odpowiedzieć na kilka pytań. udało jej Się to Skutecznie. dlatego właśnie mój Skryty plan zoStał całkowicie zniweczony.
Wywiad miał być jedynie pretekstem do wyciągnięcia jej poza firmę. Jak inaczej wyobrażacie sobie zadanie pytań, które zadać chciałem? Całą rozmowę przeprowadziliśmy na miejscu - przy jej pracowniczym biurku. Dlatego właśnie postanowiłem nie publikować tego o czym rozmawialiśmy. Postarałem się wczuć w Magdę i wyobrazić sobie jak odpowiedziałaby na pytania, które chciałem zadać. I te odpowiedzi z przyjemnością prezentuję.
jak wspominasz swój pierwszy dzień w fortisie? pamiętam, że mirek był bardzo młody i nosił turecki sweter, miał dziwne okulary w rogowej oprawce. zastanawiałam się ile ma lat. moje stanowisko pracy było jeszcze nie zorganizowane. miałam ogromne czarne biurko i wielki skórzany, czarny fotel i którym się zapadałam. miałam za zadanie odbierać telefony, których nie było wtedy zbyt dużo. generalnie było bardzo miło. przeszkadzało mi to, że oszukałam mirka podczas wstępnej rozmowy, mówiąc że nie palę a bardzo mi się chciało już w pierwszy dzień. palarnia była w zasięgu ręki po drugiej stronie recepcji. Siedziałam na miejscu i koncentrowałam swoje myśli na tym co zrobić, żeby zapalić. zawzięłam się jednak w sobie i zapaliłam dopiero po pracy. jakoś szczególnie się nie stresowałam, była to moja pierwsza praca, nie wiedziałam czego się spodziewać - a wszyscy mnie bardzo miło przyjęli. ponadto byłam na uprzywilejowanej pozycji, ponieważ byłam jedyną kobietą. Długo się kryłaś z papierosem? nie, trwało to jakiś tydzień. pewnego razu darek zapytał mnie: a może by pani zapaliła? a ja bardzo chętnie. w końcu przyjęli drugą kobietę. po dwóch latach mojej pracy przyszła ania kowalska w ramach zastępstwa za mnie - chciałam iść na dłuższy urlop, jednak mirek postawił warunek - miałam zaproponować kogoś kto mógłby mnie zastąpić w czasie mojej nieobecności. i przyszło to niewydarzone coś - piękna dziewczyna, modelka, bardzo zabawna. mieliśmy z nią dużo śmiechu, ponieważ wszystko co robiła, robiła źle lub odwrotnie niż trzeba. mówiło się do niej, niestety nie rozumiała. ale było to wdzięczne i sympatyczne. ania miała być trzy tygodnie a została aż trzy miesiące. po niej było na chwile jeszcze kilka dziewcząt. Miło wspominasz okres, kiedy pracowałaś jako jedyna kobieta w firmie? bardzo miło, traktowano mnie wyjątkowo. nie rozpieszczali specjalnie, lecz było to bardzo miłe do tego stopnia, że czasem wydawało mi się, że to ja nimi rządzę. Który czas był najlepszy? to był moment kiedy pracowała marta radziwonik, maciek chrabonszczewski, włodek kubik.... wtedy stanowiliśmy
zgraną paczkę, często wychodziliśmy. nasze wigilie były prawdziwe, barwne orgie. świetnie się ze sobą bawiliśmy. był to też dobry okres, ponieważ byliśmy młodsi, bardziej otwarci, wszyscy się w jakimś stopniu dopełnialiśmy. potem kolejno te osoby zaczęły się wykruszać, przychodziły nowe (...). też było miło, jednak najbardziej utkwił mi okres między 1997 a 1999 rokiem. w tych latach był to najbardziej intensywny czas życia fortisowego oraz poza fortisowego. każda osoba była bardzo wyrazista. Teraz już nie ma świeżości w firmie? ja mam nieco inne spojrzenie teraz na te sprawy. to o czym mówiłam było ponad dziesięć lat temu. wtedy wszyscy byliśmy młodzi, teraz odczuwam znacznie różnicę między mną a mariuszem, ulą czy mileną. ja już inaczej patrzę na świat. widzę w nich siebie sprzed kilkunastu lat, ale ja już te historie i problemy przerabiałam, jestem na zupełnie innym etapie więc nie ma więzi, nie rozumiemy się tak dobrze jak dawniej z innymi ludźmi tutaj. Czym zajmujesz się z miłą chęcią zwykle wychodząc z pracy? na to składa się dużo rzeczy. planowanie kolejnych podróży, zbieranie informacji gdzie mogłabym pojechać. wchodzę na fora i szukam. założyłam nawet specjalny segregator gdzie mam wypisane plany podróży. ponadto obecnie jestem na etapie poznawania nowych kuchni w restauracjach. taka uczta z dobrym jedzeniem i dobrym winem wynagradza mi braki słońca. w pewien sposób przenoszę się także w różne zakątki świata. Którą z podróży uznajesz za najbardziej udaną? były nawet takie trzy. jedną była podróż do portugalii z moją przyjaciółką kasią z którą myślę, że rozumiemy się bez słów. drugą była ta do meksyku ponieważ to inny świat, inna mentalność.
„nie warto nic zmieniać na siłę, jeśli ma się coś zmienić po prostu się zmieni.”
Inną była podróż po północnej Hiszpanii z przyjaciółką Beatą. To były niesamowite krajobrazy, zapachy i świetne towarzystwo. Dodatkowym atutem był fakt, że wyjechałyśmy w czerwcu a całe wakacje padał deszcz i było 12 stopni. Ten akcent dodatkowo podbił wyrazistość tych wakacji. Kiedy tak patrzysz na tą firmę tyle lat co sobie teraz myślisz, czego byś sobie życzyła? Nie chciałabym się oglądać za siebie i chcieć żeby coś wróciło co przeminęło, bo mam taką zasadę, że przede mną tyle jeszcze - nie ma sensu wracać po stare. Brakuje mi dobrej komunikacji, przez to się tworzy zamieszanie i sytuacje nerwowe. Chciałabym też egoistycznie mieć jakąś osobę blisko mnie, która pracowałaby ze mną, pomagała. Asystentka lub asystent bardzo mile widziani. Nie wydaje Ci się, ze ostatnimi czasy znacznie mniej się dzieje w firmie jeśli chodzi o życie towarzyskie? Na pewno. Widzę dwie przyczyny tego. Po pierwsze fakt, że jesteśmy rozdzieleni piętrami i nie możemy się integrować w taki sposób jak kiedyś w starej siedzibie (znacznie mniejszej, przypis red.). Ta przestrzeń nas już oddziela. Sama w sobie jest
„chciałabym zrobić szpagat a potem gwiazdę.”
swego rodzaju szlabanem. A druga rzecz to taka, że jest grupa osób powyżej 35 lat i jest grupa, która ma 25 lat i mniej. My się nie rozumiemy tak dobrze, mamy zupełnie inne spojrzenie na świat. To nie wynika z tego, że ja mam opór przed kontaktami z takimi ludźmi, uwielbiam młodych ludzi, ale nie ich młodzieńcze problemy i dylematy. Cieszy mnie jednak, kiedy organizuje się jakieś wyjście, choć ostatnio nie mogłam uczestniczyć. Sama zaproponowałabym coś pod swoim kątem, jakieś biesiadowanie w fajnej restauracji przy stole. Jeśli ktoś miałby potem ochotę pójść na kręgle, albo na przykład do salonu gier to jak najbardziej. Ewentualnie wiosną jednodniowa wycieczka po Warszawie lub pod Warszawą. Jak chciałabyś spędzić dwudziestolecie Fortisu? Hmm, nie przychodzi mi nic do głowy. A w jakiej pozie? Chciałabym zrobić szpagat a potem gwiazdę. Miałaś niedawno remont w domu. Jak Ci się mieszka? Zostały jeszcze różne detale. Mieszka mi się rewelacyjnie, nareszcie mam pomalowane ściany na takie kolory z którymi
czuję się bardzo dobrze. Jak przychodzę do domu to czuję, że przekroczyłam granicę własnej oazy. Jest to naprawdę wielki komfort. Mieszkanie ma też swoje mankamenty - jest za ciasne na wszystkie rzeczy, które chciałabym w nim umieścić. Jesteś zbieraczem, kolekcjonerem? Staram się nie być, ale kiedy widzę jakieś ładne sprzęty domowe, to mam ochotę być ich posiadaczem. Podobają mi się i chciałabym je gromadzić. Z braku miejsca cierpi moje ego. Jeśli chcesz w jakiś sposób obsmarować Anię Krzeczkowską (koleżanka Magdy, razem dzielą pokój w firmie, przypis red.) teraz jest najlepszy moment. Nie chcę obgadywać Ani poza tym, że jest fantastyczną koleżanką i razem się wspieramy. Jest mi smutno kiedy jej nie ma, ale z drugiej strony jak wiem, że jest na urlopie cieszę się, że wypoczywa. Dobrze się rozumiemy. Gdybym chciała jej powiedzieć coś od serca zrobiłabym to prosto w oczy, także nie licz na jakąś tanią sensacyjkę. Znamy się z Anią już bardzo długo, pamiętam kiedy przyszła do pracy była chyba bardziej zestresowana niż ja. Nie bardzo sobie mogę wyobrazić, że mogłabym być w Fortisie bez Ani.
ORtOPeDyK Sekretarka z firmy zdaje się zakrzywiać rzeczywistość, jak większość kobiet - stosując buciki na wysokim obcasie. But jest niezwykły - ponoć z profilu przypomina Dodę. Po zdjęciu noga właścicielki wygląda podobnie.
DzIeSI¥tKA przedmioty, które mają swoją chwilę, nie znikają tak szybko w pamięci co nie znaczy, że zawsze chcemy o nich pamiętać. wolałabym pamiętać romantyczne kolacje przy świecach. ponieważ jednak nie jestem romantyczką mam miejsce na te rupiecie.
ROzPRuty
nAuSznIKI
PODPAŒnIK
Męczennik z umiłowania, przewiercony aż do miękkich sfer wewnętrznej strony prywatności- lecz nie dajmy się oszukać, Marian jest zwykłą kukłą.
Ciąży nieoficjalne przeświadczenie, że każdy kto posiada inne słuchawki od wyżej widocznych, jest z innej opcji (i pedał).
Pojemnik na wkładki higieniczne oraz resztki kapanek. Dla seniorów idealna podpórka nożna.
WKuRWIAK
MIÊczAKI
nAtAlIA
Ten kontrowersyjny z wyglądu przedmiot to nabój do plastikowych pistoletów zadający ból a zarazem rozkosz (strzelającemu).
Nikt ich nie lubi, każdy je spożywa. Ponieważ są jak stara, gruba kochanka - nie jesteś nią zainteresowany a jednak... stało się.
Tylko tyle pozostało po najbardziej namiętnej kobiecie w historii firmy Fortis. Natalia miała uchylone usta przez całą dobę - lecz była twardą sztuką.
zAtyKAcze
DzWOnnIK
OKOnIe
Teraz, kiedy już wiadomym jest, że kapselki nie są zbierane na żadne szczytne cele należy głośno powiedzieć, iż wiemy także o tym, że zbieraczka chciała po prostu coś nam tym udowodnić.
Najpiękniejszy dzwonnik w firmie. Nic nie dodam. Właściciel też klasa.
Gdyby nie one korekta nie byłaby korektą, obcinanie nie byłoby obcinaniem, Andrzej nie byłby koniem. Byłby zwykłym Andrzejem.
opowiadanie
Tekst oraz ilustracja: Tomasz ナ「gowski
doStać Się do elitarnego grona koSmicznych ludzi nie jeSt łatwo, ale Są i na to SpoSoby. poStanowiłem uczeStniczyć oSobiście w jednym z programów narodowej agencji aeronautyki i przeStrzeni koSmicznej. Zalogowałem się nieopodal Kosmodromu znajdującego się na terenie przylądka Canaveral. Wmieszany w tłum turystów i fascynatów zwiedzałem wspaniałości kosmicznej wystawy, co jeszcze bardziej rozpaliło moje żądze. Obserwowałem czujnie, przypatrywałem się, robiłem rysunki i zapiski. Przyszła chwila, gdy w pobliżu Kompleksu 39 grupa zwiedzających wgapiała się na wstępne uruchamianie systemów startowych rakiety ARES V. Zadymiło wystarczająco, bym mógł niewidocznie skoczyć do hangaru VAB. Tam ukrywałem się między elementami rakiety Saturn. Po jakimś czasie pozyskałem oryginalne białe wdzianko obsługi technicznej. W kieszeniach uniformu znalazłem dziwny trójkątny niby-klucz, ciastko w celofanie oraz jakieś tam dziwaczne zapiski z asymetrycznym wykresem. Trzymałem ten wykres na widoku dla nadania powagi mojemu nowemu wcieleniu. Tak wystrojony kroczyłem dziarsko przez zakamarki kompleksu startowego. Zwoje rur jak w grze hydraulik, dymy i opary dawały wspaniałe efekty wizualne. Czułem się fantastycznie pokonując kolejne levele platformy startowej. Nieliczna obsługa zapinała ARESA na ostatni guzik. Widok przeogromny, majestatyczny, elektroniczno - blaszano - kompozytowy. ARES V w objęciach platformy jak pień w podporach. Zimno tylko jakoś, bo wieczór już blisko, a ten szlafroczek biały z lekka za cienki. Zdobywam przedostatni poziom platformy. Kierując się zbieżnością symboli na metalicznej ścianie i nibykluczu zamaczam go w czeluści zamka. Cudownie onieśmielony, przekraczam
wrota Orbitera, by ogrzać rozdygotaną mą powierzchowność. Zasiadam, rozgaszczam się w kąciku, podgryzam ciasteczko nie za dużo, nie za mało, by na dłużej starczyło. Celofanik trzeszczy jak przystało, więc go uciszam w kieszeni. Tylko pić się chce, a nie widzę co. Przechodzę więc, poszukuję, przeczesuję skafandry, zaglądam, rozkręcam... Jest, jest buteleczka z rureczką i skuweczką. Zasięgam i chłepcę łapczywie i to mi pomaga. Ulżyłem sobie tym smacznym H2O i ułożyłem się w tymczasowym legowisku we wnętrzach pojazdu księżycowego. Czekając, popykałem sobie w Angry Birdsa, potem w Alchemy, aż smacznie zasnąłem. BUMS, TUMS! SUUUUUUUMS - otwieram czujność i zamykam sen, chyba się zaczyna. ARES zaskoczył, wzdrygnął się jak po siusiu i powoli staję się cięższy. Zresztą szybko o tym zapominam, bo wgniata mnie tak straszliwie w oparcie fotela, że mało nie pękam w szwach. Szum w uszach i spada na mnie gwałtowna nicość. Ocknąłem się już leciutki, bez ważki i jakoś wesoło mi się zrobiło. Nareszcie nie walczę z przestrzenią, jak bańka mydlana obijam się od ścianek łazika. Wszędzie jasno, nad wyraz wyraźnie. Ha, wiec jestem, udało się! Do wiwatu przyciski kolorowo mrugają. W szczęściu i spełnieniu wymykam się z pojazdu i płynę do Altaira by uściskać współtowarzyszy podróży. „Houston, we’ve had a problem” - zamiast międzyludzkiej gościnności usłyszałem. Zwalił się przeto na mnie jakiś wielgachny Typ w irokezowej fryzurze i próbuje mnie połapać w tej nieważko-
ści, lecz ja mu się rozpływam, przelewam miedzy objęciami. No co jest!? - zapodałem, splunąłem szklistymi kulkami zdziwiony że nie trafiłem. Gość czerwony z nerwacji aż kipi, ja się mu przyglądam zasłaniając przed nic ważącymi ciosami i zresztą po co. Trochę się tam poszamotaliśmy, aż dotarło do wszystkich, że przecież mnie nie wysadzą wpół drogi jak w PKP na gapę, bo niby gdzie? Na orbitalną stację za daleko, zresztą nie po drodze, na orbicie nie osadzą samopas, bo będzie widać przez teleskopy. Więc Bractwo się uspokoiło, poszemrało, pogdakało przez radyjko w te i nazad. Po 15 minutach stawili się przede mną w całej okazałości z wesołymi minami, że oto nieoczekiwanie przydzielają mnie do załogi jako królika doświadczalnego. Zapoznano mnie z przepisami BHP, Ppoż oraz ichniego sanepidu. Wbito w skafander, naklejono Imię i Nazwisko na ciuchach, spisano w rejestrach, jeszcze trochę teorii bezgrawitacyjnej i zostałem oficjalnym członkiem załogi ARES V. Muszę tu nadmienić, że wszelkie próby opisania wrażeń plastyczno-estetycznych podróży kosmicznych nie zdałyby się na nic, gdyż jest to doświadczenie tak niebywałe, ogromniaste, że zwykłemu zjadaczowi chleba z piekarni Lubaszka brakuje słów. Wszechświat jest piękny, Ziemia jest cudowna i przepiękna, można by na nią patrzeć i karmić się jej widokiem. W każdym momencie jest coś fascynującego. Szkoda tylko ze wybiła godzina 7:30 i budzik zadzwonił.
poetyckie słowa Dorota Kubuj
Mówisz o tym śmieszne choć to przecież smutne Ta cala bylejakość brak chęci brak działania I myśl, że wszystko co ważne dzieje się za nami Gdzieś za siedmioma górami... Mówisz o tym łatwe choć to przecież trudne Naga kobieta na krześle elektrycznym Z zamkniętymi oczami z dłońmi zaciśniętymi w pięści Wciąż nie przestaje marzyć...
•••
I jakby cię nie było a przecież jesteś I jakby cię nie dotyczyło a przecież boli. Kto by uwierzył, że to tutaj na skraju drogi, kończy i zaczyna się cały świat Wszechświat - twoje marzenia. Myślisz, pamiętasz, widzisz twarze, emocje, zdarzenia jałowe Godziny przy bezcelowym biurku Służalcze potakiwania Pomimo cichego krzyku Ich słowa Namacalny bezsens, bohaterstwo tanieje...
01
Po M
mutanty
kiedy chłopcy byli mali cz obrazić przeciwną im płeć p je mutantami.
W firmie Fortis jest również kilka kobiet. Każda zdolna jest wytworzyć energię do rozpalenia żarówki 40 watowej (jeżdżąc rowerem z doczepionym dynamem). Zakładając, że z czasem każda z nich ulegnie mutacji postanowiłem uprzedzić fakty i przewidzieć do jakiego typu zmian może dojść. Należy się nad tym zastanowić, aby zawczasu ustrzec się przed zagrożeniem. W jaki sposób miałoby dojść do zmian genetycznych w tak złośliwym gatunku ludzkim? W wyniku spożycia ziemniaków z mutującym grzybem (one naprawdę dużo jedzą), przypadkowym połknięciem napromie-
Wbrew pozorom nie jest to wcale tak odleg stości. Ponad siedemdziesiąt procent mężcz że kobiety są jakieś inne. Owa dziwność b w uzyskaniu nadludzkich zdolności. Naj pierwszego dnia menstruacyjnego? do firmymiłosnych dawnej znajom się to w wyniku cu zawodów - zra Bardzo prawdopodobne.epatuje Ponieważ tym środkiem tak nieobliczalnym złemzostawiają i w tak um jednak są kobietami, przewiduję coś niej. W wyniku zetknięcia potrafi wytworzyć energię raniącą w kierun bardziej prawdopodobnego. Jako płeć (przede wszystkim uprzednio oblubionego, że gdyby polecia istniała piękna (w teorii - widzieliście kiedyś nie dziewczyna numer jeden madząca taką energię, starczyłoby prądud umalowane oko kobiety?)fabryk z pewnodolnych. co z żarówek kończyn tego świata aż doAle ogłosze ścią zdążyły już w swoim zakładów. życiu wcale To proste. Kole Każdakobietami? z kobiet posiada także n nie krótkim skrzywdzić kilku mężczyzn. lanej napijemiesiącami się pozostaw jętność kamuflażu - potrafi uk Niechby choć jednym z nich był skryty je w(bo niektóre kobiety lubią s Gromadząc sobie niczym drapieżnik psychopata, który od lat wielu po krzyww wyniku czegoenergią zmutują najlepszy moment aby zebraną za dzie przeżytej siedzi w domu i z cichym głosowe, kolejna wyleje re zadowoleniem wymyśla jak by tu jej się wu, lecz opary substancji p odgryźć. A, że z wykształcenia jest chejej kończyny górne. A czwa mikiem, oczywistym jest, iż powstanie starczy jej powiedzieć, że w jego pracowni promieniogenny rozszkodliwy a z ciekawości z
baby mutanty noSpa Mutacja nożna- mocnym tupnięciem potrafi wywołać wibracje o sile trzech wozów transmisyjnych. Niestety skutkiem ubocznym tej mocy jest częste zasypianie bez względu na okoliczności.
feila Zmutowane struny głosowe. Potrafi krzykiem powalić trzech mężczyzn. Ponadto ma zdolności wytwarzania szumu. Dzięki temu jest w stanie zagłuszyć wszystko.
oko tSunami Przez ciekawość (czy może jednak strach) zmutowało jej się oko. Przy pomocy siły woli jest w stanie wyprowadzić z oka pole siłowe, które dodatkowo wytwarza ciepło. Po uderzeniu takim promieniem trzeba się liczyć z uciążliwym pieczeniem. W wyniku częstego używania lasera mutantka ma oklapniętą powiekę.
kalibra Mutacja kończyn górnych. Kalibra wbrew nazwie jest specjalistką od rozkalibrowywania otoczenia - wytwarza pole siłowe zdolne przerwócić konia. Nie jest pozytywną postacią, ponieważ często sobie lubi poprzewracać.
dzień w kadrze Zaledwie kilka godzin, a tyle ciekawych wrażeń wizualnych.
Centrum akCji, puste akwarium, dzika stróżówka, pan z kanapkami, wiadomość dnia, kontrola, szybka sprawa, zatwierdzenie, kulinarny szał, postawa, boląCy ząb
el komendante
po latach Spokojnego układania rozmaitych kSiążek na niezliczonych ilościach półek joSeph zoStał poproSzony do dyrekcji. otrzymał wyróżnienie - od teraz miał nie tylko rozStawiać kSiążki, lecz zarządzać wSzelakimi półkami na których Się one znajdują. nowa rola wydawała Się ekScytującym wyzwaniem a zarazem wielką niewiadomą jak joSeph Sprawdzi Się w owym zadaniu. W niewielkiej białej sali prócz kilku paproci, obrazu na którym widniał zwycięzca ostatnich zawodów warcabowych oraz kolekcji damskich butów, mieściła się ogromna ilość półek książkowych - różnego kształtu i koloru. Od chwili tej były już zdane na łaskę Josepha. Ten od momentu awansu postanowił wnieść radykalne zmiany. Zmienił umoszczenie - nadłożył nowe spodnie ponad stare moro z wklęsłościami pod kolanem oraz podmienił ulubiony dotychczas sweter na koszule, różnego kroju i koloru. Zmienił w sali numeracje półek, następnie ułożenie alfabetyczne książek, czasopism oraz kaset wideo. Dywan został przełożony na lewą stronę, paprocie obcięte, obraz przemalowany a muszla w ubikacji wzmocniona. Wszystkie te zabiegi były potrzebne. Należało podkreślić to co właśnie zaszło, oraz jak teraz dużo ma się zmienić. Kilku obecnych pracowników przekonało się o tym kilka dni później. Od tej chwili tylko Joseph siedział, inni stać musieli, nie mogli się także ubierać zbyt jaskrawie- to nowy dyrektor miał się wyróżniać na tle książek nie zaś poddani jego. Tym sposobem w ciągu jednego tygodnia humor Josephowi poprawił się znacząco i wiedział już, że to odpowiednie stanowisko akuratnie dla niego. Nie wszyscy jednak podzielali jego zadowolenie- ktoś w ukryciu regularnie spryskiwał moczem boczne ścianki ubikacji, co doprowadzało Josepha do szewskiej pasji. Pewnego dnia nawet wystawił sidła na uryniarza,
lecz ten był przebiegły i nabrać się nie dał. Innego dnia tajemniczy złośliwiec zamówił 3 prostytutki ze Szwecji na koszt biura. Nowy kierownik sali bardzo lubił zagranicznych słów używać jak i słuchać, dlatego nakazał pracownikom mówić do siebie el Komendante - poprzednio bowiem mówiono nań Kolec. Książki nakazał wynieść do podziemnych magazynów, zastąpił je słoikami z dżemem. Od tej pory biała sala stała się ośrodkiem konfiturowym. Każdego dnia przywożono coraz to bardziej wymyślne dżemy o przeróżnych smakach - od malinowych po ogórkowe. Ustawiano je według smaku i koloru, Komentante osobiście wkładał palec i kosztował - następnie sam decydował na której półce ma się znaleźć. Wszystko co wymyślał było jednak oficjalnie dozwolone, a bardziej korciło go coś, co złamałoby ustalone przez niego prawa w biurze. Przez kilka dni pragnął zrobić cokolwiek przeciw sobie samemu, pomyślał, że zakazany owoc będzie smakował jeszcze wytworniej. Dnia następnego zabrał nową dostawę słoików wraz z najnowszym numerem Super Expresu do ubikacji, pośpiesznie począł zdejmować spodnie do połowy kolan, przewrócił gazetę na ostatnią stronę, odkręcił słoiki, po czym poślizgnął się na świeżo rozprowadzonym moczu, słoiki stłukł, spodnie rozerwał a muszlę porysował. Tego dnia nie wrócił już do sali.
Ale kał!
wywiadówka nie trudno zadać pytań bez liku. trudniejSzym jeSt SpiSywać Szybkie odpowiedzi. takie zadanie noSi za Sobą wywiadówka. Stykamy obok Siebie dwie poStacie w celu naukowym. badamy ich Skłonności, przyzwyczajenia oraz wSzelakie obawy. naStępnie udzielone odpowiedzi umieSzczamy w najnowSzej klaSy komputerze (nie mac) który poSiada najnowocześniejSzy program obliczeniowy i wychodzi nam Słowo klucz.
Ulubiony piątek wieczór? Impreza u Kondzia. Spać lub pić. Masz zwierzę? Masz. Tak, znam Konrada. Wymarzony pocałunek? Jeszcze się taki nie narodził. Do góry nogami, jak Spiderman. Pasja? Nie mam. Muzyka. Co ci szkodzi? Życie. Groch, kapusta, fasola, cebula, maliny. Coś okrągłego? Kondzio. Pomarańcza. Co lubisz potrzymać? Kieliszek. Zwierzaki. Czego masz za dużo? Pracy. Wagi. Czego masz za mało? Pieniędzy. Wzrostu. Gdzie leżysz? W łóżku. Nie leżę. Mac czy Pc? Pc. Pc? Słodko czy słono? Słodko. Słodko. Najgłupsze słowo? Konstantynopolitańczykowianeczka. Cyculka. Najlepsze słowo? Piwo. Mileniusz. Co cię mierzi? Lenistwo. Mróz. I śnieg. Jesteś za? A nawet przeciw. A czemu? Czego do buzi nie włożysz? Siusiaka. Telewizora. Czego nie wypijesz? Sików. Soku z malin. Małysz czy Malczewski? To Małysz. Małysz. Baton czy wafel? Baton. Baton, nie lubię waflów. Batman czy Superman? Superman. Zależy z kim miałabym się całować. Ale Batman.
Wynik: PIKSEL. SCHABOWE.
Głównymi bohaterami poniższego eksperymentu są dwie nic nie podejrzewające osoby płci sobie przeciwnej. Wywiad został przeprowadzony w warunkach skrajnie czystych, osobnicy przepytywani mieli na sobie ubrania. Chłopcem jest adam kaczmarczyk, znany w Fortisie (to taka firma) działacz podziemny. Jeden poziom nad Nim pracuje milena chlebowska druga osoba poddana wywiadowi. Znana z tego, że chce być znana.
zaplecze
metamorfoza
złote WARGI
na poCzątku grudnia 2011 na jednym z monitorów na gradientaCh ukazała się matka boska. nie był to dobry dzień, Choć bywały gorsze. grudniowe dni bez śniegu nigdy nie są dobre. nawet, kiedy przyChodzi mikołaj. nawet kiedy jest jurny.
b a r d z o ł a d n i e n a p i s a n e t e a r t y k u ł y, a l e t r o c h ę p r ze s a d z o n e . P i e r s i ko b i e c e? G d y b y ś b y ł ze m n ą n i e mógłbyś pisać o takich rzeczach. (M i l e n a)
-Proszę o filet z kurczaka. -J e d e n? -Ta k , j e d e n i d r u g i t e ż . (M i l e n a + e k s p e d i e n t k a)
Rano, kiedy szłam do pracy o 9:01, z daleka widziałam jak Mirosław wychylał się zza balkonu. Od razu wydało mi się to dziwne. Przecież wszyscy powinni byli wejść a inni również stali na zewnątrz. Okazało się, że ktoś splondrował Fortis. Bałam się o swoje buty. U mnie ciężko jest dopasować numer stopy. Jednak nie zrabował nic. Ten gość musiał być najarany- nic nie ukradł, jedynie nagrzebał się w szufladach dziewcząt i moich. Chciałam zobaczyć jak zdejmuje się odciski palców- ale pan policjant mnie wyprowadził. Później poszłam do kuchni i grałam w dżunglę, czy coś takiego. Myślę, że było to strasznie przeraźliwe bałam się później, że ktoś mi tu wejdzie i mnie przyatakuje. Potem byłam sama- policji nie było.
-Zdarza się, że idzie parka do kina do ostatniego rzędu i ona go pieści. - A l e j a k t a k m o ż n a? K o n r a d! To j e s t o b r a z a d l a k i n a! (Ko n r a d + M i l e n a)
Ty m a s z t e g o n i e o g l ą d a ć , t y m a s z to unikać. (d z i e w c z y n a w Em p i k u d o c h ł o p c a)
(relacja pracownika Fortisu)
lista przebojów fortis 2011: 1. Muzyka ze stacji dokującej dzwoniącego telefonu Szefa 2. Pieśń pogrzebowa (wyk. Kuba Łakomiec) 3. Mydełko Fa (puszczane przez Ryszarda) 4. Jesteś lekiem na całe zło (utrwalane przez Konrada) 5. Cokolwiek o Tusku (nucone przez Andrzeja) 6. Lambada JLO (umęczone przez Konrada) 7. Znowu w życiu mi nie wyszło (śpiewane przez Tomka)
samostrzał numeru
najbardziej drażniąca sentencja sezonu:
oh damn
ale fail!
Ubrany by ł w czarno. Włosy p o m o c z o n e . Ta k i M i c h a e l J a c k s o n właśnie. (M i l e n a)
-Ta k o g ó l n i e c h c i a ł a m C i powiedzieć, że jutro idę do pracy i z a m i e r z a m w y g l ą d a ć zj a w i s ko w o . - A t o p o w o d ze n i a . (M i l e n a + Ko n r a d)
kim kto jeSt
Redaktor naczelny tego oto numeru.
Pozuje przy ścianie, ponieważ jest święcie przekonany, że tak jest lepiej. Konrad Papuga
Natalia jako wykluczoNa Nie ma prawa głosu. Jedyne co może to dobrze wyglądać.
Opowiadać lubi pasjami i za nic w świecie nie chce być inaczej.
Poszukuje kultury i sztuki. A starczyło samemu coś napisać.
Tomasz Ługowski
Dorota Kubuj
Fortis® 2011