THE FORTIS MAGAZYN 2

Page 1

MAGAZYN FIRMOWY

numer.2 GRUDZIEN 2012



THE FORTIS MAGAZYN

2

grudzień 2012 nakład: nakładli cena: bez ceny redaktor naczelny: Konrad Papuga

Koń, figury, do przerwy 7:2, Jurków, spożywczaki, pokopane przedmioty, operacja stylówa

numer

48 stron

Dawno tego nie robiłem. Przyszedł jednak czas aby się postarać. W końcu zawitała zima. Wszystko się kurczy oprócz The Fortis Magazyn - który przytył co nieco. Rok minął niespokojnie, dlatego z wielką przyjemnością zasiadam do świeżo obranych parówek i piszę te słowa. Sam akurat, bo tak się zdarzyło że nikt zjeść ze mną nie chciał. Pan Ryszard potocznie zwany Arturem Jarzęckim zrobił tylko zdjęcia bohaterowi numeru, Magda i Tomek dodali coś od siebie - i gdyby nie Dorota, która ciągle zaskakuje nowymi pomysłami na talerzu i musztardy by nie było. Pięknie się opisuje nasze przygody, mimo że pisać się nie umie wcale. I będę to robi nadal w wielką przyjemnością, lecz już teraz systematycznie ponieważ jedna dziewczynka obiecała punkty za spełnienie wyżej słów wymienionych.

Ponoć za jeden punkt nie ma nic, lecz za dziesięć można już dostać sms’a. A my strasznie lubimy je dostawać. Proszę wybaczyć wszelkie niedociągnięcia jak i ja wybaczam niedociągnięcia w imieniu wszystkich mężczyzn a i nie tylko. Ślijcie sms’y jeśli się spodoba - to wspaniała nagroda, mam wibracje.

OH! MAGAZYN


serek kolor opowieści z pogranicza


Dział mięsny

bom ba

Włodek dziadkiem! 18 października Włodek - aktor z filmu Złote gniazdko został podwójnym dziadkiem. Synowi jego urodziły się bliźniaczki. Szczęście naszego bohatera dało się zauważyć nawet z ulicy. Tym samym Włodzimierz stał się męskim rodzynkiem w kategorii dziadek. Jednak piwa nie postawił.


Dział mięsny Oferujemy samą świeżyznę - wędliny, boczki i karkówkę. Udziec kurzy na wynos jako zachęta. Czy musimy przedstawiać prawdę zastaną? Po co. Ubarwiamy, szukamy niczym impresjoniści na powietrzu - my w zamknięciu.

Rema days Fortis wystawiał się na tegorocznych targach Rema Days. Przez tygodni kilka firma tworzyła ulotkę, plakaty i specjalną bieliznę oddychającą dla Adama i Mileny, którzy przez trzy dni bez wytchnienia prezentowali firmę z jak najlepszej strony (frontalnie). Na zmianę była także Anna i Magda. Stworzony został wystrój z budowlami świata, zabrakło tylko Pałacu Kultury i Nauki oraz kiosku z bielizną przy bloku na Budy 3a. Wisiały podświetlane ramki, na ekranie pojawiały się prace stworzone w firmie a hostessy w świeżej bieliźnie rozdawały ulotki reklamujące Fortis. Nadzwyczajnie elegancki Adam także rozdał dwie (w tym jedną swojej dziewczynie).

Kucharze fortisu

Milenka z Andrzejkiem?

Pasja kulinarna przysłoniła jakby się wydawało grafikom świat. Czy nie pominęliśmy się z powołaniem? Zdarza się tak, że tematy potraw doprowadzają studio graficzne do szału gorączkowego. Nie ma istotniejszego tematu poza nieczystościami toalety pracowniczej niż plan dnia polegający na dokładnym przemyśleniu tego co w usta wpychać się będzie za kilka godzin. Dlatego jako pismo stosujemy cichy apel do władz studia graficznego o wstrzymanie wszelkich racji żywnościowych. Aby na apelach nie poprzestać stworzyliśmy linię spożywczaków - produkty upiększone twarzami Fortisu, rzecz jasna bez ich akceptacji.

Wina 12 lipca odbyła się impreza organizowana przez Sopexę, klienta Fortisu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w Fortisie powstał projekt wizualny wokół festiwalu. Na samej imprezie nie zabrakło gości, a przede wszystkim win, które można było smakować do woli - o ile ktoś jest sympatykiem tego wyjątkowo nudnego trunku. O potwierdzenie wyżej napisanych słów nie trzeba było długo czekać. Jeszcze dwie godziny przed końcem biesiady krążyła spora liczba przedegustowanych fanów win alzackich, lub raczej najzwyczajniej w świecie sympatyków alkoholu. Niestety obyło się bez ekscesów. Mimo że alkohol uderzył niejednej osobie do głowy, wszyscy ładnie się kłaniając podziękowali i poszli do swoich domów. A świat już niemal na głowie stoi. A mnie nie.


Serialowy Fortis Niespodzianka Wakacyjne urlopy wiążą się z pewnym ryzykiem. Można wrócić a firmy może już nie być, można skręcić kark a można zastać po powrocie ogromny nieład na swoim stanowisku. To trzecie spotkało Tomka Ługowskiego. Co prawda jego punkt siedzenia wyróżnia się pod względem twardości siedziska wyraźnie na tle innych miejsc pracy w Fortisie - jednak potrafi się odnaleźć bez narzekań na ból pośladków. Nieład podczas nieobecności powstał przypadkowo - znaleziono rozkoszne kulki, gaz bez wody oraz klucze do domu byłego pracownika Fortisu - Kamila.

17 października 2012 po raz kolejny ekipa filmowa kręciła epizody do serialu telewizyjnego w Fortisie. Nie zabrakło symboliki odnoszącej się przez przypadek do firmy. Główny bohater scen kręconych tego dnia miał na imię Konrad. Wzburzony wykrzykiwał w gabinecie jednego z szefów Fortisu: „Milenka z Andrzejkiem? Przecież to mój kumpel”.

Zestaw słuchawkowy Puste butelki

Ciąża i ślub

Plaga głośnych telefonów zalała Fortis. Mamy barwną różnorodność jeśli chodzi o dzwonki informujące właścicieli o nadchodzącej możliwości usłyszenia kogoś. Kuba, pracownik wieloletni Fortisu poszedł o krok dalej. Ponieważ lubi telefonować podczas pracy, stworzył rozwiązanie dające mu możliwość korzystania podczas rozmów z obu rąk. Jedna na kapsluku, druga bekspejsie. Telefoniczni dewianci będą zachwyceni.

Pomimo od ponad roku toczącego się ostrego kryzysu w Fortisie (i nie tylko w Fortisie, patrz: dziennik TV), doszło do dwóch ważnych początków: Ania powtórnie jest przy nadziei, Dima ożenił się w listopadzie i również wiąże sobie pewne z tym faktem nadzieje. W ich bezprecedensowych wydarzeniach roku więcej podobieństw nie ma - Ani rośnie brzuch, Dimie garb (niedawno zaliczył przeprowadzkę).

Fortis wygrał przetarg - z tej okazji pierwszy raz od niepamiętnych czasów cała (niemalże) firma wyszła w miasto (trzy ulice dalej) aby to świętować. Niestety obyło się bez ekscesów, przynajmniej oficjalnych. Należy jednak skrupulatnie odnotować to wydarzenie, ostatnim bowiem razem firma wyszła w większej liczbie osób (powyżej 10) w sierpniu 2009 (urodziny Mileny, Adama i Konrada).


Obser wator Kryzysowy narzeczony Trwa od lat i pojawia się z różnych przyczyn, dotarł również do nas wcale nie tak niedawno. Lecz jeśli jesteś dobrym podrywaczem i jego można wykorzystać. Kiedy w sierpniu 2011 roku Tomek zaprosił wszystkich do kuchni pomyślałem przez chwilę, że chodzić będzie o jakiś zbiorowy negliż. Wszystko na to wskazywało - zapraszający co rusz się oblizywał, Ryszardowi strzykały kolana a Milena miała rumieniec (jeden) jakby była tuż po próbie generalnej. Apel dotyczył jednak czegoś innego. Tomek przedstawił kilka propozycji szukania pracy jako firma - w tym przedstawił konkurs na wizerunkowy logotyp miasta Łodzi. Wtedy zdałem sobie sprawę, że właśnie przyszedł kryzys i zapukał prosto w czoło. Byłem bowiem kiedyś w Łodzi i wiem, że tam nawet te mniej urodziwe dziewczęta nie chciały mi odpowiedzieć na proste pytanie prowadzące do ciekawej znajomości: „przepraszam, która godzina”? Może to tylko wrażenie, może żadna nie miała zegarka i czuły się urażone że wytykam im ich biedę a może było tak dlatego, że za rękę trzymałem ówczesną oblubienicę - jednak coś było na rzeczy. Tomek, jako najważniejsza postać operatorska komputerowo (choć nie zna worda) pokazał, że trzeba walczyć. Niestety nie zawsze się da, nie każdy potrafi. I kryzys przyszedł. Oprócz Mariusza który zawsze nie posiada się z radości, czasowo każdemu miny rzedły, nawet po kilku miesiącach zmywak przy skraplaku jakiś taki był bardziej pomarszczony niż zwykle. Mało pracy, mało pieniędzy, kurczyć się zaczęło wszędzie wierzcie lub nie ale po nowym roku nawet moje otwarte na oścież drzwi balkonowe spowodowały jedynie ubytki w gospodarstwie a nie napływ nowych kocic. Jednak to można przetrwać - jeśli jest się drużyną. Nie jakąś pedalską drużyną pierścienia z tego lukrowatego filmu a taką prawdziwą drużyną w której nie dochodzi do aktów a jeśli dochodzą to w słusznej sprawie i każdy z tych aktów przechodzi przez moje ręce (i Włodka ponieważ jest najstarszy). Wyjazd styczniowy do Jurkowa był udany- jednak to za mało, ponieważ późniejsza porażka na targach Remy i kolejne oczekiwania, dogryzania, brak seksu, coraz szersze szepty i nieoficjalne decyzje oraz wnioski najważniejszych postaci osłabiły nas jak końskie machanie kijem w polu. Był to bardzo trudny sprawdzian tej drużyny - czy go przeszliśmy i ilu jest w tej chwili rannych odpowiedzieć musi sobie każdy sam w swojej głowie.

Ja nie potrafię, ponieważ głowę tracę praktycznie co dziennie na widok ciągle to nowych współpodróżniczek tramwajowych (wydaje mi się, że miasto je podmienia co jakiś czas na tej trasie na złość mnie). Wychodzimy z tego chcąc nie chcąc jako jedno ciało - nim bowiem jako firma jesteśmy. Każdy inną częścią organizmu, lecz wydaje się teraz, że każda z nich jest istotna. Spójrzmy na nie - jak w każdym zbiorowisku jesteśmy odmienni. U nas jest to jednak bardzo wyrazista odmienność. Pomyśl bowiem szczerze o tym przez chwilę - w Fortisie posiadamy naprawdę bardzo wyraziste postaci, bez dwóch zdań. Wymieniać? Po co, przecież widzimy, czujemy. A ponieważ jesteśmy jednym organizmem oddziałujemy na siebie znacząco. Maski, miny, pozory - są gdyż jako ludzie stosujemy je zawsze mniej lub bardziej świadomie. Jednak ile nocy nieprzespanych miał jeden element poruszony przez inny? Są takie części nas, które tak mają. Ja tak mam. Kto jest sercem, kto mózgiem, kto sumieniem a kto penisem? Wspierajmy się nawzajem, pomagajmy sercu, niech i serce nas powiększa, pomóżmy pracować wątrobie, dajmy wstać penisowi. Tylu z nas się kocha, ilu ledwo lubi, kto łypie oczami a na kogo patrzeć już chcemy tylko szufladkowo? Teraz właśnie po kryzysie mamy niepowtarzalną szansę na budowę. Nas jako organizmu dobrowolnie tętniącego życiem. Krzyczmy ale i doceniajmy. Jak to było dawniej. Kiedy jeden upadał zaraz inne elementy wokół niego się gromadziły. Pochwalmy, doceńmy jeśli jest za co. Nie tylko Tomek tworzy, nie tylko Ula mówi, nie tylko Koń stepuje. Czy możemy się nawzajem poprosić o odrobinę wiary w nas samych? Szczerze wytknąć co złe lecz po to aby to naprawić. Jesteśmy ze sobą narzeczeni. Większość z nas tak długo trwa i potrzebuje wspomagania. My jako jaskrawe elementy pewnej całości. My organizm ludzki. My Fortis.


JURKÓW 2012

Relacja z zakładowego wyjazdu


Pociąg do Krakowa - początek.

Dużo śniegu, jeszcze więcej sopli. Ewidentnie była to zima. Integracja w momencie wielkiego kryzysu? Nic bardziej ryzykownego, budzącego mieszane uczucia - ale przecież bez ryzyka nie ma zabawy. Przecież najlepiej smakuje cudzy obiad do tego podebrany po kryjomu. Jeśli ktoś nie wierzy proszę zapytać Mileny- pracowniczki Fortisu. W styczniu 2012 Fortis bez kilku niezdecydowanych na integrację osób wyruszyło do Jurkowa, małej miejscowości otoczonej górzystymi terenami. Już wieczór poprzedzający wyjazd nie wróżył nic dobrego. W planach miałem intymne kontakty z dwiema przyjaciółkami, które od tygodnia zabiegały właśnie o ten dzień u mnie w domu. Przez komunikator gadu-gadu wydawały się naprawdę szczere i ponętne i nie było powodu abym im miał nie wierzyć. Wieczór skończył się jednak na wizycie Adama, Mariusza oraz Piotra którzy postanowili spędzić noc ze mną. Czemu akurat ze mną? Ponieważ mam kolekcję komiksów. Rano będąc równie zblazowanym co

poprzedniego wieczora udaliśmy się wszyscy na dworzec centralny, którego cisza zapowiadała nadejście burzy. Podróż pociągiem będąca zaprzeczeniem jakichkolwiek przepisów BHP, które wydawałoby się łamią wraz z zasadami higieny osobistej raczej kobiety, pomogła w przełamaniu pierwszych lodów - znaliśmy się co prawda wszyscy już od pewnego czasu lecz nie w tych godzinach. Potem piękny Kraków przywitał nas niepiękną pogodą. Następnie siedzieliśmy już w transporterze do Jurkowa. Dopiero w tym busie można było z bliska przyjrzeć się wszystkim podróżnikom, w niektórych przypadkach mogących sprawiać wrażenie, że z turnusu już wracamy po bardzo intensywnym pobycie. Było dwóch szefów firmy - Darek oraz Mirek, którzy co raz zerkali na watahę mało rozgarniętych podwładnych, obok siedziało trzech pracowników z podziemia - Adam, Andrzej i Piotrek,


Grzeczni podróżnicy, oczekująca na nich kraina.

którzy wyglądali jakby ich najwspanialsza godzina pobytu właśnie trwała. Milena z Danusią były reprezentantkami parteru (ta pierwsza pojechała mimo silnego przeziębienia i nieustających problemów z koncentracją). Najliczniejszą grupą byli operatorzy komputerowi (celowo nie piszę tutaj graficy) - Ula, Mariusz, Tomek, Ivan oraz Konrad. W podróży brały udział dodatkowo dwie osoby na doczepkę - syn jednego z szefów Fortisu Maciek oraz siostra Mileny - Klaudia. Okazali się wartościowymi kompanami, że tak brzydko się wyrażę. Maciek nigdy nie przestawał się uśmiechać, jeśli weźmiemy pod uwagę towarzystwo mogło się to wydawać wyczynem na miarę krochmalenia skarpet własnym oddechem. Klaudia interesującymi pogawędkami skutecznie potrafiła dać zapomnieć o wydobywającym się spod kołdry nieznośnym świszczeniu Mileny. Dodatkowo po zdjęciu czapki okazało się, że Klaudia jest bardzo ładna. Sami rozumie-

cie ile podczas takiego wyjazdu to znaczy. Nie trzeba tak dużo pić a już jest miło. Na miejscu okazało się całkowicie czysto i schludnie, na piętrze mieliśmy przygotowanych kilka pokoi, była bardzo mała ilość dziewcząt więc spanie koedukacyjne nie wchodziło w rachubę (był to mój drugi wyjazd w życiu w którym było więcej chłopców - o zgrozo!). Podziały pokojowe zrobiły się więc dość naturalne - podziemie razem, szefowie razem, kobiety razem, komputerowcy również. Darek - organizator i pomysłodawca wyjazdu zebrał pierwsze i nie ostatnie pochlebstwa, a ja pierwszy pas na dupę. Okazało się bowiem, że zgubiłem drogocenny szalik uszyty własnoręcznie przez osobistą matkę. Pani Danusia przeszła w relacje bardziej nieformalne zażądała tuż po przyjeździe by zwracać się doń po imieniu. Po wytężonym posiłku i zasłyszeniu kilku faktów o miejscowości należało się wypróżnić, zostawić iluzo-


ryczną Milenę w pokoju z książką, która posiadałaby więcej kartek niż ona lat (pewność, że nie wydostanie się z pomieszczenia przez co najmniej pięć godzin) i wyruszyć na szlak w celu zdobycia kilku fotografii oraz szczytu grupowo oraz indywidualnie - każdy bowiem miał własną definicję tego osiągnięcia. Nie był to sprzyjający dzień na wyjście. W końcu Klaudia nie dość że posiadała chłopaka to jeszcze była kuzynką Mileny. O ile jednak to było do pokonania, mgła i zima otumaniły mnie doszczętnie- nie było widać zbyt wiele, pot nie pomagał w poczuciu, że przyjechało się tu na podryw a wszystkie dziewczęta z okolicy wyjechały najwidoczniej na ferie ... nad morze. Wspinaczka trwała ponad dwie godziny, nie pamiętam kto wszedł pierwszy - zupełnie nie było to istotne, bardziej istotnym było kto niesie wódkę. Tego też nie wiedziałem, ponieważ grupa im wyżej tym bardziej była rozbita. Co niektórzy pomagali sobie w ciężkiej przepra-

Pierwsza noc była ciepła, przynajmniej kiedy ogrzewać się mogłem przy dwóch parach ogolonych nóg. wie kijem, inni śpiewali pod nosem a słyszałem nawet modlitwę. Kiedy już wydało się kto ma jeszcze alkohol staliśmy na samej górze- gdzie wiało, padało a szczyt wyglądał inaczej niż na broszurze reklamowej, gdzie na zdjęciach panna z wiankiem po rękach całowała na przywitanie. Tu tylko Andrzej był skory do pocałunków, dlatego mimo zmarzliny szybko udało się wrócić do pensjonatu zbiegając wręcz w dół. I tutaj rozpoczęło się prawdziwe integrowanie, którego mogą tylko żałować takie tuzy jak Włodek czy Magda, że ich ominęły te chwile. Tomek wytrwale podchodzący ze swoim drewnianym stworem w celu zrobienia mu fotografii na tle bohaterów stołu bilardowego, oraz Andrzej skutecznie mu w tym przeszkadzający - to była scenka dnia, która pobiła przewracanie szafy przez Andrzeja czy usilne zorganizowanie grupy do zagrania w planszówkę przez Tomka, którzy to ludzie chcieli się co prawda bawić

lecz co najwyżej w węża. Bilardowym pojedynkiem wieczoru była walka Mirka i Klaudii przeciwko Andrzejowi i Milenie. Gra była zacięta a przegrana minimalna. Andrzej wziął winę na siebie, Milena na Andrzeja, podobno całowali się na półpiętrze lecz tylko po rękach. Na górze było lepiej niż w samym barze, panowie uwolnili się z wszelkiego skrępowania i zaczęli śpiewać (sic!), dziewczęta przed tym śpiewem uciekać, młodzi chłopcy patrzyli z rozmarzonymi wyrazami. Nie pamiętam czy to ja spałem u dziewcząt, czy one u mnie, pamiętam za to kto spał w moim kroku a kto na korytarzu - Piotrek, który zrobił furorę swoim kostiumem rodem z komiksu o indyjskich mutantach nindża. Starając się przekonać wszystkich, że jest to idealne przebranie do wspinaczki nawet w nim poszedł na szlak, rozgrzewając migawki od aparatów tubylców. Pierwsza noc była ciepła, przynajmniej na początku kiedy ogrzewać się mogłem przy dwóch parach ogolonych nóg. Potem obudził się Mariusz i jak to się pięknie wyraził - dla mojego dobra, przegonił mnie stamtąd. Właśnie sobie przypomniałem, że miał otrzymać za to ode mnie plaskacza... Poranek dnia drugiego nie był druzgocący. W organizmie zostało jeszcze sporo miejsca na dzień drugi. Ze śniadania nie pamiętam nic oprócz masła (które mi spadło na futerko) oraz rozśpiewanego Andrzeja. Zaraz po nim grupa Fortis podzieliła się na podgrupy- część poszła zdobywać szczyt numer dwa, inni zostali na miejscu rozkoszując się zapachami pensjonatu a pozostali wybrali się na mniej zobowiązujący spacer po okolicach zimowego krajobrazu. O ile mi wiadomo grupa numer jeden szczyt zdobyła i zajęło im to mniej czasu niż przypuszczaliśmy, ponieważ kiedy wrócili każdy z tych co pozostał majtki miał jeszcze na sobie. Grupa numer dwa widziała konia (takie zwierzę), psa oraz para-lotnie. Nie był to męczący spacer. Obiad przebiegł dość spokojnie, zaraz po nim rozpoczęło się pieczenie świni. Przy ogniu mimo wszystko zrobiło się dość zimno i po jakichś dwóch godzinach uczta zakończyła się powrotem do pensjonatu. I wtedy się zaczęło. Cały Fortis postanowił wyjść do okolicznej karczmy. Odkryła ją wcześniej grupa wycieczkowiczów, którzy podziwiali konia. Zaczęło się od jakiejś dziwnej gry, która szybko znalazła się pod stołem,


Drużyna zwycięzców.


Barmanka, zasiedzenie, wycieczkowicze.

Mariuszowi wydłużyły się ręce, Tomek poluzował pasek a Ivan usiłował się skompromitować pod stołem. ale dzięki niej polało się więcej alkoholu, rozluźniły się stoliki, Ivan usiłował skompromitować się pod stolikami (niepotrzebnie - zrobił to już dużo wcześniej), Mariuszowi wydłużyły się ręce, Tomek poluzował pasek a obsługiwała nas miejscowa panna - która miała po krótkim czasie dość (prawdopodobnie kiedy otrzymała karteczkę z adresem Budy 3a). Ciekawe rzeczy działy się również na zewnątrz, kiedy niektórzy walczyli śniegiem (lub ze śniegiem). Wtedy to doradzałem Mariuszowi żeby nie pił piwa po wódce, lecz nie chciał posłuchać - co później miało się wbrew pozorom okazać dla mnie zbawieniem. Nie pamiętam jak wyszliśmy, lecz po chwili trafiliśmy do podziemi naszego pensjonatu i tam przy długim stole spędziliśmy resztę nocy. Było głośno ze względu na dancing odbywający się piętro wyżej, jednak nie przeszkodziło to w tym aby wbić się w mocno bajkowy nastrój. Jednym z zaskoczeń wyjazdu było mało widoczne

udzielanie się Uli - osoby, którą w firmie słychać nawet kiedy zamyka się w sobie lub pod schodami sąsiada. Jak później tłumaczyła - było to wynikiem mantrowania. Oprócz zdzielenia kilka razy Ivana po głowie (podobno on tego potrzebuje) nie wyskakiwała przed innych wirtuozów takich jak śpiewający Andrzej czy skulona Milena. Tej nocy miałem już wyłączność do ogolonych nóg Mariusz nie posłuchawszy porad poszedł spać zaraz po dobranocce niczym pacholęcie. Gdyby nie świszcząca postać z bagien i trzęsawisk byłaby to bardzo euforyczna noc.... Nikt nie lubi powrotów z imprez, czy wyjazdów które były generalnie udane - trzęsący się bus, który podprowadził jedną z osób do poddania się, cichy pociąg w którym najciekawsza już była tylko gra w węża czy powrót taksówką do pustego domu. Był to kolejny wyjazd Fortisu - poprzedni trzy lata wcześniej (Pluski)


Człowiek z kijem.

był znacznie spokojniejszy. Nie chciałbym pisać wprost lecz zrobić to muszę, ostatni wyjazd był znacznie lepszy mimo zimy, gór, świni czy znikomej ilości kobiet. Wyjazd stworzyli ludzie i stara gwardia Fortisu udowodniła, że nie przypadkowo jest niepisanym diamentem firmy. Teraz pozostaje oczekiwać na wyjazd kolejny oraz na... film z wyjazdu, który miał się pojawić premierowo podczas wigilii Fortisu 2012, niestety z przyczyn kryzysowych prawdopodobnie szansa na jego ukazanie się przesunięta została o dwa miesiące. Tymczasem Jurków został odczarowany - piękna miejscowość przeżyła zarówno Rumiaków jak i ostry napór fortisowych mężczyzn. Był to styczeń - wyjazd, który miał być końcem a być może okazał się nowym początkiem.

Stara gwardia.


Spożywczaki Produkty początku lat dziewięćdziesiątych w sklepie Fortisu mogłyby tak wyglądać, gdyby Fortis był producentem żywności dla ludności naszego kraju. Jednak firma poszła w inną branżę - dlatego pozostało nam tylko domniemywać jakby to było.


Najlepsze wyroby z kredensu fortisowego: Cukier, kostki rosołowe z pięt kurczaków, zimne śledzie, bita śmietana, mleko, banany, jaja.


KomentaĹź


Komentarz Podróż - czy do wnętrza lodówki, czy serca kraju opisać można na sposobów wiele. Jak opisać to może kobieta? Jak tylko różnie można, prosto od siebie, najzupełniej w świecie szczerze z wyrazem i zaangażowaniem.

Od wielu lat żyją w stałym związku. Pomimo wielu brutalnych rozstań, ciągle chcą być razem.

Wy majcie Wawel, my Zamek Ujazdowski. Wy groźnego smoka, my bazyliszka i złotą kaczkę.

Chociaż, jak przy każdej poważnej i namiętnej zażyłości, tu też zdarza się mały smrodek. O tym, że wrócili do siebie, daje nam znać dziwna woń. W naszej firmowej lodówce jedzenie i pleśń tworzą parę doskonałą. Jak łączyć jedzenie i pleśń? W Fortisie wiedzą to raczej wszyscy. Według niektórych znawców tematu najważniejsza zasada głosi, że nie ma tu żadnych zasad. Po prostu należy włożyć jedzenie do lodówki i zostawić je na później. Określenie „później” jest tu bardzo elastycznym pojęciem, i jak wynika z jego treści nie da się bliżej sprecyzować, co dokładnie oznacza? Aktualnie, stare i sztywne reguły ustąpiły miejsca nowym, znacznie bardziej liberalnym. Można się przekonać, że są osoby odznaczające się wyjątkową pamięcią… potrafiące po pół roku od zakupu poszukiwać rozpaczliwie swojej osełki lub koperku. Daje to nam możliwość przekonania się, że jak każdy związek, pleśń lubi różnorodność. Inaczej pleśnieją wyciśnięte do bólu połówki cytryn, a inaczej połówki pomidorów na spodeczku, inaczej szynka konserwowa zawinięta w papier (po krótkim czasie staje się szynką długo dojrzewającą), a zupełnie inaczej krupnik w słoiku po korniszonach… ten okaz może być nawet ciekawy dla oka. Prawdziwym mistrzem jest pleśń wyhodowana w plastikowym pojemniku z resztką gulaszu lub pleśń pasztetu podlaskiego z grzybami. Śmietana z pleśnią też tworzy bardzo ekscytujący związek, roztaczając do tego unikalny aromat, ta atmosfera udziela się reszcie lodówkowego składu i powstaje wtedy coś na kształt orgii. Można by wydobyć tego jeszcze więcej zaglądając do otwartych opakowań po przeterminowanych jogurtach, a i z całkiem szczelnie zamkniętych opakowań z sosami do pizzy można wyniuchać coś co powoduje wyraźne, ale nie permanentne zmarszczki na nosie. Jedynym w tym towarzystwie hermafrodytą jest ser pleśniowy. Jest samowystarczalnym odludkiem, pozostaje niewzruszony, nie chce udzielać się, wiązać z obcymi, …czy spleśniały ser może kiedyś spleśnieć? …W tej lodówce jest to możliwe.

Wy Planty Papieskie, my Królewskie Łazienki. Wy kazimierskie przybytki pełne radości i kulturalnej atmosfery, pochylonych nad stołami artystów. My duchową, praską stronę miasta, wielość w tym koloryt bram, lokali i trunków zacnych. Wy Plac Nowy, my Nowy Świat. U Was jest przestronny Rynek, u nas ściśnięta Starówka. Łączy nas rzeka, skarpa, kościół na górce, centra handlowe przy Dworcach Głównych. Łączą nadzieje, tureckie kebaby, uliczni grajkowie. Płonie wspólny ogień. Dzień i noc, zdarte od krzyku gardła. Oddajemy swe ciała, pozostawiamy złudzenia. My przyjeżdżamy do Was po bajkę, po oddech na weekend dla wypoczynku. Wy poszukujecie u Nas zarobku, pracy na chwilę w pocie czoła. Wyglądamy na siebie, przyglądamy się sobie. Odmienni, a tacy sami. Silne spojrzenia, determinację zapisano w naszych twarzach. Z miłościami, z marzeniami, z kredytami, z wątpliwościami. Raz przyjezdni, raz zastani – wyjeżdżamy w pośpiechu. Witamy się i znów żegnamy. Odwiedzając przekazujemy jakieś mało znaczące myśli, słowa. To nas wzmacnia, to nas wzbogaca napełnia siłą. Wspólne braki wiary, braki ufności, nadmiar bylejakości. A po tanim piwie, kolorowych shot’ach wciąż poszukując sprzedajemy się za pół ceny. Własne grono, wspólna przestrzeń, nie dopuszczamy tutaj obcych. To nie tak jak w książkach, obcy jest obcym i nim pozostanie. O tym śnimy, o tych chcemy zapomnieć. Bo gdybyśmy chcieli zostać na dłużej kto sprzątałby za nas brudy cywilizacji? Już wyczekuje kolejnego spotkania. Miasto aniołów... u rzeźnika anioł, u fryzjera anioł i w taksówce i w szalecie i w burdelu takie nostalgiczne twarze różowe pióropusze te prawdziwe anioły są już mocno wkurwione. Anioł zemsty, anioł prawdy, anioł ten od zagłady... choć kogo to obchodzi ludzie i tak widzą tylko siebie.

Magda Piórkowska

Dorota Kubuj


Siódemka Przedmioty, które zawładnęły ostatnim czasem w skromnych ramach fortisowego życia.

pokopana Symbol sportowego ducha w agencji Fortis. Było ich wiele, lecz ostała się tylko jedna - ta najbardziej pokopana. Jest piękna i nie mogę się doczekać kiedy będę miał okazję wsadzić jej pompkę w wentyl.


twardziele

przelotówki

Dary z podróży ?! Czy wczasy były udane, to wie jedynie Tomek - ale pewnym jest, że powrót był ciężki. Wszak dla każdego pracownika Fortisu przywiózł po kamieniu - jak twierdził magicznym. Jedni powiedzą, że to oryginalny prezent lecz czy nie prościej stwierdzić, że to po prostu przejaw sknerstwa?

Kilka kop kulek z dziurką przelotową rozsypało się pewnego dnia po sali operatorów komputerowych wprawiając w niecodzienne zakłopotanie kierownika studia. Nikt ich jednak nie pozbierał ze względu na obawę przed schylania konsekwencjami.

wycior

śmierdziel

Od zera do bohatera? Zwykły papier toaletowy potrafi stać się prawdziwym bohaterem dnia, kiedy wyręcza maszynę do robienia wiatru rękom.

Wbrew nazwie raczej zwalcza niż powoduje. Wielokrotnie potrafił uratować dzień, lecz nie dajmy się zwieść optymizmowi - psykacz już od dawna jest pustakiem.

manualny

hałaśnik

Szef Fortisu przejechał się na nim kilkanaście razy- pozornie długopis a jednak nie pisze. Do czego służy? Jest dla właściciela tym, czym dla Harry Pottera była różdżka. Lecz tylko Harry grzebał nią sobie w tyłku.

W samotności lecz pojawiła się opozycja do wychwalanych Koss'ów. Głośniejsze od żony Kuby, zgrabniejsze od Rumiaka, lecz przede wszystkim czarno białe.



Koń Kim Jest Koń? To sławetna żywa legenda świata Fortisu. Oddany pracownik, zawzięty arcymistrz, mąż, ojciec, Andrzej Słapiński. Do wywiadu podszedł z niecodziennym zafascynowaniem. Pragnął opowiedzieć coś o sobie, dlatego skutecznie udało się unikać co bardziej prywatnych pytań, gdyż nasz bohater jest niezwykle otwartą postacią.


THE FORTIS MAGAZYN


er sup er t Po s



Do przer wy 7:1 Sport to zdrowie - wyczynowy też jest zdrowy. Po godzinach w ramach czystej rywalizacji kilku chłopców zamieniło na chwilę myszki na piłkę. Opłaciło się?

Ach, co to był za mecz! Od czasu Euro 2012 rozgrywanych między innymi w Polsce narodziła się w Fortisie nieformalna miłość do piłki nożnej - przynajmniej w części społeczności pracowniczej. W końcu musiał przyjść czas na uformowanie się drużyn i stoczenie pierwszego pojedynku. Cztery słupki wyrosły z ziemi niczym namioty - aż piłka zazgrzytała z podniecenia i mecz się rozpoczął. Punktualnie po godzinie siedemnastej Tomek i Dima stanęli naprzeciw Mariusza i Konrada. Przez pierwsze dwadzieścia sekund wyda-

wało się, że jest ich więcej, lecz słaba kondycja szybko zweryfikowała złudne przypuszczenia. Obie drużyny grały zespołowo, a przede wszystkim nie agresywnie - nie było ani jednej żółtej kartki, choć może bardziej za sprawą braku sędziego. Barwny mecz zakończył się wynikiem 15:6, po trzydziestu minutach zmagań nie było przegranych bo ważne było, że mecz się odbył i wreszcie po latach Fortis zrobił coś grupowo. Może i była to mała grupa, lecz drugie spotkanie odbędzie się już w poszerzonych składach.


Figury Takich dwóch ja tych troje nie znajdziecie w innej firmie. Większościowo tylko na chwilę, zaznaczyły jednak ślad wyraźny, który warto przytoczyć, utrwalić na kartach i przeanalizować raz jeszcze. Czy aby zupełnie za to normalnie? A po co?




Asia

Było na tyle ciemno, że odważyłem się zaprosić ją do środka. Kiedy tylko usłyszałem lekki trzask drzwi, wcisnąłem pedał odpowiedzialny za gaz i ruszyłem. Dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt niemal - trzymając głowę sztywną i jadąc tyłem do przodu. Szybki zwrot, już byliśmy za posesją i można się było rozpędzić. A była to droga polna prowadząca szybkim biegiem do lasu. Mój Polonez furczał jak stary kaloryfer ale był szczęśliwszy ode mnie. Na siedzeniu obok siedziała ona - zapewne dumna, że może brać udział w tej ekscytacji. Przynajmniej tak myślałem przez pierwsze dwadzieścia sekund. Była noc, uciekaliśmy z prywatki która była niemal tak szalona jak moje spojrzenie na drżący drążek zmiany biegów. Właśnie tak zapamiętałem Asię. To nie ona siedziała obok mnie a dziewczyna do niej niemalże bliźniaczo podobna - Ania D. zwykła się nazywać. Joanna mogła mieć wówczas czternaście lat. Taki sam błysk w oku, identycznie zniewalający uśmiech i podobna, niepozorna delikatność za którą krył się demon. Kiedy się odkrywał jedliśmy kanapki z jogurtem, fantazyjny wynalazek mojego taty, płakaliśmy na zmianę z fałszywym przekonaniem o tym, że ta druga osoba tego nie widzi. Właściwie do dziś nie wiem czemu wtedy się rozpłakała - jako mężczyzna podpowiadam sobie, że przykro jej było z powodu niemożności posiadania mnie. Jako chłopiec wiem, że była artystką a nie dość tego młodą kobietą - a wtedy o burdel w głowie nie trudno. Nie wiem jaka jest Asia, właściwie nie posiadam kompetencji do napisania ani jednego słowa na jej temat i raczej już mieć nie będę. Przede wszystkim jednak patrzę na to jak bardzo jej się to należy. Pomimo tego jak strasznie mnie się bała i jak stanowczo odmówiła wyjścia na niewinny alkohol po pracy (dobrze wiem, że odmowa spowodowana była kolegą stojącym obok), pozostawiała po sobie ślad niecodzienny. Malutka osóbka,

która nie robiąc nic tworzyła aurę lepszego świata. Popadając w żywy kicz ludzkich wspomnień dodam, że nikt tak w Fortisie nie potrafił przenosić kartonów jak właśnie Ona. Niczym burza w szklance wody przemykała po schodach bezszelestnie przenosząc wszelkie materiały drukarskie. Schowana w pół szklanym pokoju pakując a następnie rozpakowując własnoręcznie zapakowane przesyłki robiła to z widoczną skutecznością i zatrważającą fascynacją. Asi nie znam jak nadmieniałem, dlatego wesprę się na wadach jej odpowiedniczki w mojej głowie - Ani. I teraz nadejdzie cios główny - lubi sobie pomlaskać. Niezbyt często jadła, lecz kiedy się to przydarzyło lubiła wydać dźwięk delikatny aczkolwiek całkowicie dla ucha słyszalny. Nie było to napastliwe jak ćlomkanie dziewcząt z Fortisu (a może z Klanu?) lecz na tyle zasadnicze, że należy jej się o tym uwaga. Drugim zasadniczym przytykiem jest fakt, że jak na delikatną wydawałoby się osobę położyła się kilka razy obok Ciupy (Ciupa to wspólny znajomy z czasów studenckich w którym zwykły rozkochiwać się dziewczęta - do czasu kiedy się odezwał). Długo to nie trwało, Ciupa bowiem któregoś poranka wymknął się z łóżka, przeskoczył przez ogrodzenie i wtedy właśnie skończyły się wakacje. Ania po niedługim czasie nosiła się z krótkimi włosami i coraz częściej podkreślała swoją przynależność do rasy artystycznej „ekstrawaganckim” ubiorem (tak robią dziewczyny). Czy Asia kładła się obok Ciupy? Tego nie wiem. Wiem jedno. Bardzo żałuję, że nie udało mi się jej poznać nie musiałbym się silić marnymi tekstami a wreszcie napisałbym coś miarę rzetelnego.



Dima

Nowy gwiazdor Fortisu nosi tylko jedno imię - Dżuma. Często miałem do czynienia z półświatkiem, zdarzało się że był on przestępczy. Zwykle były to jednak drobne płotki - wymuszenia przysług, karne spacery czy szantaże emocjonalne prowadzące do ekstazy nerwowej. Nie przypadkiem użyłem sformułowania ekstaza - kiedy pewnego dnia po niezwykle bibliotecznym łikendzie przyszedłem do pracy, w drzwiach sekretarka poinformowała mnie, że mamy nowego pracownika o imieniu Dżuma. Zapamiętałem to przeinaczone imię do końca, Dimy jeszcze nie. Spokojny chłopiec, który przyjechał z Białorusi urzekł starą watahę niemal od razu - mimo, że z półświatka nie pochodził a początkowo spokojny, jakby zaprzeczenie ekstazy nerwowej. Dawno już nie mieliśmy tak świeżego powiewu bezgranicznie szczerej młodej osobowości. Nowa postać z Fortisu jest najmłodszym człowiekiem na chwilę obecną i przykre że nie jestem już nim ja (od lat czterech), lecz wierzcie mi bardzo starałem się Go polubić. I w końcu się udało. Nie może być wszak inaczej. Dima pomimo swojej niezaprzeczalnej wady - jest mężczyzną, nadrabia innym sposobem bycia od pozostałych postaci firmowych. Przed jego pojawieniem wydawało się, że już tak jaskrawo - innej osoby być nie może - mamy już przecież aż trzech szefów a także furiatów, nostalgików, obrażalskich, wariatów, egocentryków, siłaczy, nudziarzy, kresowców, skrytych erotomanów, samozwańczych artystów, skromnych pantoflarzy, wilgotnych internautów, histeryczki, superbohaterów, mitomanki a nawet dziadka. Kolejna postać przynosi coś jeszcze innego, Dima dzięki temu, że język polski dopiero poznaje zręcznie i przebiegle nim żongluje. Jestem się w stanie założyć, że nie wszyscy rozumieją jego dwuznaczne intencje językowe, którymi niczym sztukmistrz z Lublina

posługuje się na codzień. I nie wydaje mi się żebym go przeceniał. Widziałem pewnego dnia błysk w jego oku, kiedy tylko się przysłuchiwał innym. Proszę dostrzec jak wielki do skarb - oto bowiem rośnie nam tekściarz roku. Dima uczy się graficznych sztuczek i robi to z młodzieńczą fascynacją - jako jedna z naprawdę przerażająco nielicznych osób szczerze interesuje się grafiką projektową podpatrując to i owo nie tylko w godzinach pracy. Zatem ekstaza nerwowa jeśli chodzi o Dżumę jest całkowicie uzasadniona- jeśli nie zaprzestanie poszukiwań i będzie równie szczery w swoich wypowiedziach plastycznych co w życiu, któregoś dnia eksploduje i mam tylko nadzieję, że nie zrobi tego na moich oczach. Jako ciekawostkę należy dodać, że Dima jest bardzo mięciutki. Jak misio. I proszę bez jednoznacznych osądów- młodzieniec pod koniec roku ożenił się i póki co nie w głowie mu ostentacyjne demonstrowanie tej ciekawej przypadłości.



Klaudia Kiedy zobaczyła piłeczkę gumową, sprawiała wrażenie jakby ten przedmiot zmienić miał jej życie na zawsze. Postanowiłem podejść do Klaudii profesjonalnie zanim odważyłem się cokolwiek napisać przez kilka dni wczuć się próbowałem w jej postać - a dziś pisząc jestem po dwóch piwach i mam ochotę przytulić się do Mariusza. Zadanie przygotowawcze wykonałem więc na ocenę celującą. Pierwszy raz spotkałem Klaudię przy sofie Fortisu wówczas moje myśli były skupione wyłącznie wokół obcisłych gumowych kombinezonów, długich peleryn i szpiczastych uszów. Za właściwe poznanie „Rumaka” należy podać styczeń 2012 roku - mocno poranną godzinę na dworcu centralnym. Co tam robiliśmy? Czekaliśmy na pociąg, który w końcu się pojawił. Był to mianowicie integracyjny wyjazd do Jurkowa. Ta niewinnie wyglądająca o delikatnym głosie dziewczyna pracowała kilka razy z Fortisie jako pomoc wysyłkowa naturalna niechęć do siostry przylegającej swego czasu do mnie piękności dzięki wyjazdowi przerodziła się w swego rodzaju fascynację. Ponieważ nieokiełznany charakter Klaudii nie pozostawia innego wyboru - kiedy patrzysz na anioła i nagle w przelotnej chwili widzisz czerwony błysk w jej oku natychmiast łapiesz się za torbę w celu wyjścia / ucieczki. Tak podpowiada mechanizm samoobronny - mój jednak zawsze był zawodny, zwykle wsadzałem głowę (i nie tylko) prosto w ogień po czym szedłem spać. Klaudia jest tak złożoną postacią, że po kilku miesiącach wiem o Niej mniej niż na początku znajomości i gdybym miał porównać ją z jakimś latającym stworkiem (zwykle to czynię) nie byłoby to możliwe- musiałbym wymienić kilka odmian ptaków a do tego dorzucić również ssaka- nietoperza. Sikorka, gąsior, jaskółka

i jeszcze jeden którego imienia nie pamiętam, jestem jednak pewien, że strasznie dziobie. Nie napiszę tu o jej upodobaniach poza jednym- potrafi chorobliwie zafascynować się nawet piłeczką podrzucaną do góry. Robi świetne fotografie, ponieważ widać w nich pasję i myśl. Jest niesamowicie lekka, kiedy idzie szybciej - podskakuje niczym rumak (stąd pseudonim, który właściwie brzmi Rumiak - ponoć wszystkie Chlebowskie to Rumiaki a należy wiedzieć, że Milena i Klaudia mają to samo nazwisko nie przypadkowo), kiedy biegnie wydaje się jakby nawdychała się helu. Kiedyś zdarzyło mi się jechać z Klaudią tramwajem. Czy można to uznać za randkę? Nie, ponieważ pojazd straszliwie hamował, jednak nigdy nie zapomnę jak energicznie reagowała na każdą myśl wyrzuconą z ust. Ten wielowarstwowy charakter przyczepia się jak miód do spodni a mimo to nie gniewamy się, ponieważ doskonale wiemy jak dobry jest miód. A na Klaudię można się gniewać tylko za to, że jej nie ma. No i za zrywanie etykiet z butelek po piwie. Ostatnim czasem Rumiak bywa radiowcem - pracuje jako osoba odpowiedzialna za puszczanie kolejnych audycji w piątym programie Polskiego Radia. Czy to oznacza, że ma radiową urodę? Nie, pracę załatwiła jej siostra Milena.



Zapiski widokowe Czy mam dziękować, czy przepraszać po nocnym stosunku? Jeśli tego nie wiemy powinniśmy mocno się zastanowić nad dalszym sensem sypiania z ulubionym pluszowym misiem- ofiarą. Jakie życie jest, każdy widzi lub przynajmniej domyśla

wiem czy więcej miałby z tego przyjemności czy bólu lecz

się patrząc - choć najczęściej nie zastanawiają się istoty

jestem w stanie sobie wyobrazić jego grymas w momen-

ludzkie nad nim. Ja jestem inny. Dlatego tak sobie myślę,

cie zdania sobie sprawy z potrójnej zniewagi. Byłoby to

że mam prawo to napisać - ŻAL.

sprawiedliwe. Pod warunkiem, że czarnoskóry gwałciciel

Ostatnio pożałowałem momentu, kiedy zadzwonił do

nie byłby zbyt namiętną osobą.

drzwi dzwonek a w judaszu ukazały się trzy dobrze zna-

Smutne jest to, kiedy zdajemy sobie sprawę, że nie może-

jome postacie z wesołymi ale i jakby niepewnymi minami

my walczyć z niesprawiedliwością. A ja właśnie sobie

mówiącymi coś mniej więcej w stylu - czy będzie choć tro-

z tego zdałem. Chodzi tutaj o te małe rzeczy - nie śmiem

chę zadowolony, że jesteśmy? Aż przykro odczytywać taką

nawet marzyć o równości globalnej czy sprawiedliwym

niepewność wśród najbliższej rodziny. Powinni wiedzieć,

osądzaniu ludzi z całego świata. Lokalnie, kiedy czujesz

że zawsze cieszę się, kiedy przyjeżdżają. Zawsze oprócz tej

że osoba nad tobą w pracy bądź w łóżku nie docenia

tu teraz - kiedy w moim pokoju odbywa się właśnie sza-

twoich talentów i poświęcenia w zawiłym korzystaniu

leństwo. Marina w szpagacie rzecz jasna bez majtek udo-

z myszki używając niejednokrotnie przy tym głowy.

wadnia mi sprężystość swojego ciała, Kaśka rozleniwiona

Wtedy pojawia się bezsilność i żal. Wielki żal. Nie możesz

na dywanie roztapierza paluszki i woła mnie lub kogoś

bowiem nic z tym zrobić. W pracy nie postawisz się, bę-

innego, wygląda już bowiem na taką co jej wszystko jedno

dziesz przyjmował kolejne ciosy, bo pracować musisz

kto, byle szybko. A Emma testuje kapsluka w klawiaturze

a Polska to nie Eldorado. Do twojego łóżka też zapisów nie

na biurku, naśladując przy tym najzwyczajniej w świecie...

ma i jak już się ktoś trafi trzeba zęby zaciskać, inaczej

myszkę. Co teraz robić? Aż żal się rozstać.

kaloryfer i mokra szmata. Zatem żyć z tym trzeba, coraz

I to tak szybko - musiałem przecież otworzyć drzwi

to przechodząc załamania z lekka nerwowe, w końcu

w przeciągu kilku kolejnych sekund. Starzy znajomi,

zobojętnienie. Chyba, że potrafisz uciec w głowie od tego.

rodzinka którą spotkam jeszcze nie raz na cieście? Czy

Wszak to ona wbrew pozorom jest naszym najwspanial-

młode anielice ze zwilżaczem w komplecie? Przyhamo-

szym darem. Nie trzeba knuć i silić się zbyt wiele. Uciec

wałem wyobraźnię, panie zniknęły i z kwaśną miną oraz

jak najdalej w lepsze miejsce, gdzie nikt nas nie dosięgnie.

wypiekami drzwi otworzyłem.

Czy jest to wyjście? Żadne. Zwykła ucieczka. Tchórzostwo

Tą krótką historią chciałem przekazać jak życie jest nie-

lub bezradność. Lecz jak mawiał mój wujek kiedy byłem

sprawiedliwe. Chciałem dodać jeszcze jedno, a mianowi-

małym chłopcem - po prostu zaciśnij zęby, ja zrobię

cie że owa niesprawiedliwość jest przez kobiety. Chcia-

resztę.

łem lecz nie mogę tego zrobić. Bodaj nie przez maniery,

Co zatem czynić innego? Walczyć? Samemu przeciw

których u mnie brak - lecz przez resztki sprawiedliwości,

utartym schematom? Zatem pozostaje ino gówno. I tego

które zaprzątają mi głowę. Jak mogę posądzać je o coś tak

się należy trzymać. Ściskać zęby, szczerzyć uśmiech kiedy

wyjątkowo dużego? O wszystko inne, ale nie to. Nie-

trzeba a dla rozluźnienia spędzać jak najwięcej czasu

sprawiedliwość bowiem wylewa się zewsząd. W pracy, z

w ubikacji. Lecz ponad wszystko być sobą. Acha, a zapisy

telewizora, a niekiedy nawet z majtek wystaje i buczy. Im

do mojego łóżka są, chciałem jedynie pomarudzić.

jest się starszym, tym częściej zwraca się na to uwagę. Idąc dalej często czuję poczucie niesprawiedliwości, że mój brat do tej pory nie został jeszcze zgwałcony przez czarnoskórego homoseksualistę, który byłby żydem. Nie


Ope racja Styl 贸wa Magda robi dziubek.


Magda podczas jednego z powrotów do domu. Pan obok to znajomy z pracy - jak widać tylko z pracy.

Magdy ubiór wciąga jak burza piaskowa, dlatego dziś chcę być jak ona Nie można zaprzeczyć temu, że Magda Piórkowska potrafi zaskoczyć nie tylko charakterem - również swoim blaskiem powierzchownym. Szczególnie lubię jej odmiany uczesań głowy, lecz dziś nieudolnie chcę się do niej choć trochę zbliżyć ubiorem. Dlatego na początek to w czym Magda robi nie rzadko furorę- niebieskie jeansy oczywiście z podwijakami na dole. Dla podkreślenia charakteru skórzana kurtka niemal w stylu Jacksona z Bad, ale pod spodem aby stonować krzyk - biała bluzeczka. Na stopy lekkie buciki, na usta krwista szminka i do ręki torba dobrze poręczna, z odpowiednią długością ucha dla lepszego rozmachu. Pod sam spód zaryzykuję radosne szaleństwo barwne ale nie byle jakie- Victoria Secret (żeby do szminki pasowało). Czy teraz mam szansę poczuć się Magdą? Żadnych, ale nie można mi chyba zarzucić, że nie próbowałem?


W kadrze


Milena z Andrzejkiem? / Patrzcie na mnie / Piórka / Mamo, ja palę / Zielono mi / Remuś / Niemoc / Piłkarzyki / Dostawca / Ziemniak Włodka / Lista / Wigiliusze / Dobrobyt / Zioło / out of coffee / biurko / skanerka


Retro Kto kim jest? Oto postacie Fortisu za młodu. Myślę, że nie powinniśmy mieć żadnego problemu z rozpoznaniem każdej z nich - lecz jeśli jednak tak się zdarzy od razu podpowiadamy - małpa na zdjęciu nigdy nie pracowała w Fortisie ( czy aby na pewno?).



Do pracy Każdy dzień jest inny, każda podróż bogata w przygody. Pierwsza godzina w pracy, pierwsza przed nią. Napiszcie sami jak wygląda Wasze niecodzienne przebudzenie: pinkmenow.miau@gmail.com.

Kiedy budzę się rano w tramwaju, szybko poprawiając włosy niedawno umoszczone specjalistyczną odżywką, zaczynam od kilku ważnych na tą chwilę myśli. Pierwszą z nich jest pretensjonalne pytanie do samego siebie: jak długo jeszcze na mojej trasie pojazd którym jeżdżę dzielić będę z emerytami oraz wycieczkami klas podstawowych. Co prawda co czas jakiś przewinie się młoda anielica, lecz jej widok przysłoni szybko spocony grubas, bądź trendy chłopak pochłonięty bez reszty przeglądaniem mini telewizorka z kolorowymi obrazkami. Komu to potrzebne? Z pewnością jemu żeby akurat przysłaniać celowo mnie i wchodzić w drogę tym młodym dziewczętom, oddalać je od przeznaczenia jakim jestem ja. Dzięki tym gadżeciarzom przeznaczeniem stać się nie mogę. Pozostaję chwilowym obrazkiem niczym obraz w muzeum, lecz nieco lepiej przyczesanym i z nie dopiętym rozporkiem. Potem autobus i tutaj już jadę z moją przewodniczkąrudzielcem, która co czas jakiś niespecjalnym wzrokiem zerknie na mnie po czym jasno daje mi do zrozumienia, że znów dziś nie ma na mnie sił wcale. Chwilę potem wsiada Magda i już idziemy razem do pracy. Po drodze zerknę sobie w jej torbę, przepatrzę czy spodenki koleżanki dobrze dziś leżą na jej ciele i jesteśmy w pracy. Z Magdą jest duży ciężar ponieważ wie o mnie

na tyle dużo aby wiedzieć o tym, że musiałaby się nie szanować żeby choć przez chwilę pomyśleć o mnie jako o mężczyźnie, z drugiej strony wie o mnie za mało żeby wiedzieć, że i tak już się słabo szanuje idąc ze mną wspólnym torem do pracy Fortis. I to pierwszy moment na małą uciechę jak nieświadomie nabrałem tą blond ulubienicę. Wchodzę do firmy i już po pięciu krokach wita mnie Milena, która akurat teraz grzebie w słoiku po miodzie w nadziei, że jeszcze coś zostało - jak gdyby mnie się nie spodziewała podaje rękę rzecz jasna na śledzia, aby pokazać jak jest uległą istotą, która tylko czeka aby ją porwać, zaopiekować się i wykonać każde polecenie w końcu jest kobietą. Jeszcze tylko powie ledwo żywym głosem: cześć Konrad, zakasła dwa razy w celu wyraźnego zaznaczenia, że naprawdę trzeba się nią zająć, ja wytrę sobie rękę po miodzie w koszulę (sic!) i spotykam na drodze Anię - która zalotnie spojrzy, rzuci mi szybciutko rym o moim tyłku (a trzeba wiedzieć, że Anka jest mistrzynią w rymowaniu) a ja wkraczam rozedrgany do kuchni - bo tam czeka już Dima. Herbatę sobie robi? Akurat, czeka specjalnie na mnie bo mu się moja kurtka podoba - oczywiście mi to wyjawia po czym dorzuca mrugnięcie okiem a ja idę na górę. Tam już szybko przywitać się z kuchmistrzami Ulą i Ivanem,


Ula zdąży zauważyć, że mam rozpięty rozporek (ona zawsze to widzi a pasty do zębów na swoim nosie nigdy), Ivan klepnie miło w ramie żeby mi przypomnieć, że to on jest przystojniejszy w tej firmie i mam z głowy. Teraz tylko Włodek z którym zniżam specjalnie głos aby wreszcie potraktował mnie poważnie i Mariusz cieszący się na mój widok tylko wtedy, kiedy nie miał poprzedniej nocy sexu. Ja też nie miałem a cieszę się z tego? Włączam komputer, który każdego dnia coraz wyraźniej zaznacza mi swój stan agonalny, rozbieram się i pojawia się Tomek, któremu ledwo wczoraj śniłem się jako dziwaczny fantom w ekstrawaganckich spodniach. Zanim komputer włączy wszystko czego potrzebuję, zdążę zrobić herbatę na której spotkam Adama- gwiazdę podziemi, który jak to zwykle bywa jest w tak optymistycznym nastroju jakby co najmniej wiedział coś czego ja nie pamiętam po naszej ostatniej libacji. I tak jest ciągle- ja wiem, że on coś wie, tylko że nigdy mi tego nie powie i czerpie z tego dziką rozkosz. Kiedy już zdążę wgryźć się w maile od klientów i zastanawiam się od czego zacząć przychodzi Mirek mój główny szef. W dwóch mailach obiecuję klientom kilka rzeczy jak się chwilę później okazuje bez pokrycia ponieważ dowiaduję się, że przyjeżdża za pięć minut

bardzo ważny klient właśnie do mnie - pani szefowa z sieci kinowych. Spięcie ogromne- każdy się boi, jednak tym razem obiecuję sobie, że rozluźnię atmosferę kilkoma górnolotnymi sformułowaniami, sporo obiecam i będzie wszystko dobrze. Kiedy już klientka siedzi obok mnie wszystko bierze w łeb, ponieważ okazuje się, że rozporek jest nadal nie dopięty co mnie paraliżuje, dodaję kilka tekstów, które zadziałałyby jedynie na licealistki i padam pokonany. Pełna żenada. Pani zabiera kawę a ja zaczynam realizować obietnice. Kiedy już myślę, że jednak się uda je zrealizować - mój optymizm dostrzega szef studia: „Konrad jest szybka sprawa do zrobienia, każdy by to zrobił, ale zrobisz to ty”. Po chwili jeszcze sms: „Obyś zdechł”. „Daj mi jeszcze chwilę” - odpisuję. Sięgam po zlecenie, patrzę na godzinę i zastanawiam się komu co wypisać - ponieważ teraz już muszę ciągle o tym myśleć- nie wpisując bowiem każdy jest przekonany, że nic nie robię. Michael, potrzebuję go teraz. Włączam muzykę i robię dalej. Wedel, Cola, Panasonic. Wspaniały nastrój. Niestety ominęła mnie oczywiście wizyta jakiejś kandydatki na stanowisko operatora komputerowego w naszej firmie - do tego ponoć była piękna. I po co mi to? „Nie widzę nas” - kolejny sms. Czy może ktoś wreszcie widzieć?


Zaplecze

Metamorfoza

Złote wargi Ja k b y C i d a ł a j e s z c z e b y ś k w i c z a ł . ( To m e k)

Ocz y w iście. (D i m a)

Z a c z ą ł e m s o bi e mó z g pi e r d ol i ć .

Fortis wczoraj

Fortis dziś

Fortis jutro

A nd r z e j

Koń

Pe g a z

K iwerska

G aw i ń s k i e go

Z ł o t e Ta r a s y

i mpr e z a

i w e nt

B ud y 3 a

falka

s pl a s z

Doda

M a gd a

M i le n a

A r nold

Cześć

Jo ł

g ut e n Ta g

(D i m a)

Ty n i e mo ż e s z s i ę n a n i ą n aw e t p at r z e ć , b o s i ę o d r a z u z a k o c h a s z . ( Mi l e n a)

..b o i n a c z e j j a k c hc e s z w y j d z i e m y s o bi e n a z e w n ąt r z . (P i o t r)

Wp a d a m w s z a ł . (K o n r a d)

Ty l k o s i ę n i e z a k o c h aj w t e j r ud e j , b o b ę d z i e k at a s t r of a . ( Mi l e n a)

S r aj s i ę . ( Ma r i u s z)

NOTES (pisze: Dorota Kubuj)

Mój przycisk alarmowy (PANIC BUTTON NOW!) SKM’ka linia S2, podmiejska trasa do stolicy. Wewnątrz jest czysto, schludnie, cicho. Pracuje klimatyzacja. Większość miejsc jest zajęta, choć jest przed południem. Nikt się nie śmieje, nikt nie rozmawia. Żadne z dzieci nie płacze. Pies nie szczeka. Much nie słychać. Nawet brak konduktora, co by przełamał ciszę pytając o bilet. Po wyremontowanych szynach kolejka mknie bezgłośnie. Małe stacje, drzwi rozsuwają się, drzwi zasuwają. Podróżni nieśpiesznie wsiadają lub wychodzą. Wjeżdżamy do tunelu. Wtem cały przedział ożywa. Migają ekrany, wyświetlacze laptopów, tabletów, smartfonów. Widać ikonki, foldery. Niczym alfabet Morse’a, niczym starożytne hieroglify, tajemne klucze do naszej wirtualnej, a realnej komunikacji. Kto da mi Wasz kod, hasło, nick, pin?! Odbieram telefon, dzwoni znajoma. Bo wiesz, on – był, przyjechał! Cała sobota była nasza! To był wspaniały czas - tu z nim. Pokazałam mu tyle rzeczy, nasze miasto poprzez najciekawsze miejsca. Trochę się zmęczyliśmy, bo to jednak wysiłek takie pokazywanie. No nie! Bo w końcu go nie poznałaś, wybacz... Ale spokojnie, od razu wrzuciłam nasze zdjęcia w sieć, wraz z komentarzem. Sama zobacz, ściągnij sobie i jak fajny?!!


Co da lej



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.