projekt
Edukacja zawodowa i obywatelska na rzecz przeciwdziałania zmianom klimatu Szkoła Trenerów dla Dobrego Klimatu
Czy warto zmniejszać swój „odcisk węglowy”. I jak bardzo? Marcin Popkiewicz
Niniejszy materiał został opublikowany dzięki dofinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
edukacja dla dobrego klimatu
Czy warto zmniejszać swój „odcisk węglowy”. I jak bardzo? Czy ograniczanie wpływu swojego sposobu życia na środowisko ma sens? Czy jest to nasz obowiązek moralny, czy może i tak nic w ten sposób się nie osiągnie? I czy mamy prawo krytykować innych za ich beztroskę w zużywaniu energii i zasobów, skoro nikt z nas nie może powiedzieć, że on w tym nie uczestniczy? Kiedy po raz pierwszy dowiedziałem się, że przeciętny Europejczyk odpowiada za emisje około 10 ton dwutlenku węgla rocznie (a Amerykanina dwa razy więcej) byłem w sporym szoku. 10 ton to masa kilku sporych samochodów. Wiedziałem, że zużywanie paliw kopalnych i emisje dwutlenku węgla są związane praktycznie z każdym aspektem życia, ale jakie są proporcje? Ile przypada na ogrzewanie mieszkania, ile na kąpiele, na jazdę samochodem (i jego wyprodukowanie), na latanie samolotem, żywność, towary przemysłowe, zużycie prądu w domu i całą resztę? Jak ma się mój sposób życia do typowego Polaka. A Amerykanina lub Hindusa? Czy mój osobisty „odcisk węglowy” jest bezpieczny dla klimatu, czy też raczej wygląda jak ślad Godzilli? Chciałem ograniczać swój wpływ na środowisko, odpowiedź na pytanie „jakie zmiany w moim sposobie życia mogą dać największy efekt, a nie poprawiać tylko samopoczucie” była więc bardzo istotna. Jeśli masz podobne myśli, skorzystaj z internetowego osobistego kalkulatora emisji dwutlenku węgla (dostępny www.ziemianarozdrozu.pl/kalkulator), który przełoży Twój sposób życia na Twój „odcisk węglowy”, podzielony na kilka kategorii i wyświetlony w czytelnej graficznie formie. Po tym, jak obliczysz swój „odcisk węglowy”, w ramach eksperymentu sprawdź, co powinieneś zmienić, żeby ograniczyć go do średniej polskiej. Gwarantuję, że będzie to bardzo pouczające doświadczenie. Kilkanaście minut spędzonych z kalkulatorem emisji uświadamia, że na każdym kroku spalamy paliwa kopalne i nie ma jednej srebrnej kuli, która pozwoliłaby rozwiązać problem. Pozwala też na refleksję, czy czasem w imię dobrego samopoczucia nie oszukujemy siebie, robiąc to co łatwe, a nie to, co skuteczne. Dość często używam kalkulatora na prowadzonych przeze mnie warsztatach, obserwując ciekawe reakcje ludzi (często ludzi zaangażowanych w ochronę środowiska), skonfrontowanych ze źródłami i wysokością emisji – także w ich życiu. Ponieważ postawieni w obliczu dysonansu poznawczego ludzie bardzo często wchodzą w tryb zaprzeczająco-obronny, aby uniknąć jego uruchomienia, zwykle na początek symuluję osobę (nazwijmy ją panem Kowalskim) żyjącą na sposób „Amerykański”.
Rysunek 1. Emisje p. Kowalskiego.
Na tym etapie uczestnicy szkolenia śmieją się z Kowalskiego. Chwilę później jednak, kiedy proszę, żeby teraz wspólnie doradzili Kowalskiemu, co powinien zrobić, by zredukował zużycie energii/emisję CO2 choćby do poziomu średniej krajowej (8 ton rocznie), śmiechy cichną i pojawia się poważna refleksja. Pierwsze sugestie dotyczą zwykle energooszczędnego budynku. Super, emisja spada z poziomu 40 ton do niecałych 35 ton. A co dalej? Tutaj wśród uczestników pojawia się konsternacja, bo czują, że panu Kowalskiemu niekoniecznie spodobałyby się ich sugestie: zrezygnować z latania, nie posiadać samochodu (a już na pewno pozbyć się terenówki, kupić coś małego i oszczędniejszego – i jeździć znacznie mniej), ograniczyć konsumpcję, przestać jeść mięso, brać prysznic zamiast kąpieli, a zamiast klimatyzacji używać wentylatora. Rzecz jasna, pan Kowalski, chcąc równocześnie dalej prowadzić wysokokonsumpcyjny styl życia i zachować swoje wyobrażenie o sobie jako o dobrym i odpowiedzialnym społecznie obywatelu, może mieć tendencję do zapomnienia o całej sprawie zmieniając temat, zaprzeczając problemom lub stwierdzając, że jego udział w spalaniu paliw kopalnych jest przecież tak małą częścią problemu (lub używając szeregu innych usprawiedliwień dla niezmieniania sposobu życia). W swoim czasie (dawno temu, zanim zrobiłem kalkulator), miałem tendencję do robienia tego co łatwe, a nie tego co skuteczne. Bywało, że latałem i prowadziłem samochód, usprawiedliwiając się, że przecież zmieniłem żarówki na energooszczędne, zakręcam wodę przy myciu zębów, ładuję pralkę do pełna, wyłączam tryb czuwania w telewizorze i ładowarkę komórki z gniazdka, przykrywam garnek pokrywką podczas gotowania, kupuję kawę fair trade, a w stopce maila umieszczałem dopisek, żeby z troski o środowisko go nie drukować. Oczywiście, z perspektywy redukowania słupka zużycia paliw kopalnych, były to działania pozorne, pozwalające rozgrzeszyć się i przechodzić do porządku dziennego nad działaniami, które rzeczywiście mogłyby zmniejszyć słupek, ale byłyby dla mnie niewygodne.
Długo się nad tym zastanawiałem i uznałem, że zmniejszanie słupka jest właściwe (obecnie mam jakieś 5,8 ton CO2/rocznie, z czego około 4 ton emisji „własnych”, a 2 „ogólnospołecznych”).
Rysunek 2. Moje emisje Jest kilka powodów, dla których staram się zmniejszać słupek: •
W systemie klimatycznym są punkty krytyczne. Któraś tona emisji będzie oznaczać „o jedną tonę za daleko”.
•
Niższy odcisk węglowy to mniejsze wydatki, co pozwala mieć oszczędności zamiast długów, zmniejsza ciśnienie na pogoń za pieniędzmi i daje więcej czasu na to, co w życiu naprawdę ważne. Jestem bardzo szczęśliwy z tym podejściem.
•
Pogoń za radosną egoistyczną konsumpcją dziś, za cenę wymarcia niezliczonych gatunków i katastrof które ściągniemy na nasze dzieci to podejście bazujące na systemie etycznym, którego nie podzielam (to oczywiście tylko moja opinia, niektórzy mogą myśleć inaczej).
•
Wiarygodność: jeśli mówiłbym innym, że powinni zredukować swoje zużycie energii i emisje, w międzyczasie jeżdżąc terenówką, latając dookoła świata i obwieszając się gadżetami, zostałbym słusznie uznany za hipokrytę. Zrobiłbym w ten sposób więcej złego niż dobrego.
•
Mamy naturalną tendencję do zapominania rzeczy niewygodnych. Wytrwale umieszczając „redukcję słupka zużycia zasobów” wysoko na swojej liście priorytetów internalizujemy ją i utrwalamy w sobie. Idąc tą drogą wytrwale się edukujemy, zmieniamy sposób w jaki żyjemy i w jaki postrzegamy świat i nasze priorytety w życiu. Wpływa to także na nasze decyzje nie tylko w życiu osobistym, ale też w miejscu pracy.
•
Zmiana swojego nastawienia to krok w zmienianiu nastawienia społecznego. Dążąc do niskowęglowego świata w naszym życiu wpływamy też na nasze rodziny, przyjaciół i innych ludzi z którymi mamy kontakt.
•
Wydając swoje pieniądze wpływamy na to, co będzie się rozwijać, a co zwijać: lepiej wspierać transport publiczny, domy autonomiczne, energooszczędne i trwałe sprzęty, odnawialne prosumenckie źródła energii, a nie koncerny wypluwające z siebie „biznes-jak-zwykle”.
•
Zmiana nastawienia w swoim otoczeniu oznacza zmianę kulturową, prowadzącą do zmian w prowadzonej przez decydentów polityce. Przykładowo, jeśli jeździsz samochodem, będziesz miał tendencję do żądania taniego paliwa, większej ilości dróg i blokowania powstawania bus pasów. Jeśli jeździsz na co dzień rowerem lub transportem publicznym, będziesz oczekiwał zmian w zupełnie innym kierunku. Większa liczba ludzi domagających się zmian w kierunku efektywnej energetycznie i niskowęglowej gospodarki przyspieszy transformację.
Warto zrobić, co w naszej mocy – nie dlatego, że w skali globalnej zredukuje to zużycie paliw kopalnych, ale żeby kształtować swoją świadomość, edukować się, stymulować zmiany kulturowe wokół siebie i wpływać na świadomość społeczną i podejmowane działania. Życie w niskoenergetyczny sposób w kraju uprzemysłowionym nie jest łatwe. Trzeba mieć świadomość, że do zera się nie zejdzie. Nie mam ogródka warzywnego ani sadu – mieszkam w Warszawie i byłoby to dla mnie bardzo trudne. Z kolei w moich warunkach mogę żyć bez samochodu (i dobrze mi z tym – jazda na rowerze sprzyja nie tylko zdrowiu i odporności organizmu, ale też daje dużo czasu na myślenie – to właśnie wtedy wpadam na wiele dobrych pomysłów :) Zejście do poziomu emisji 1 tony CO2/rok (poziom redukcji konieczny do 2050 roku dla utrzymania wzrostu temperatury poniżej progu 2°C) przy otaczającej nas obecnie infrastrukturze jest w zasadzie niewykonalne. Konieczna jest jej głęboka przebudowa, podobnie jak świadomości społecznej. Ale to nie stanie się samo. Trzymając się ‘wysokoenergetycznego’ sposobu życia, konserwujemy status-quo. Redukując własny odcisk węglowy silniej angażujemy się w transformację i stymulujemy ją. Do czego Was wszystkich zachęcam, w takim zakresie, w jakim każdy z Was jest w stanie. Marcin Popkiewicz