5 minute read

Moment, w którym Manchesterowi United

Next Article
Zdjęcie numeru

Zdjęcie numeru

moment,

w którym manCheSterowi

Advertisement

oment,

terowi united prZeStało bić SerCe

Nie od dziś wiadomo, że sympatykom Liverpoolu i Czerwonych Diabłów nie jest po drodze. Jedne z najbardziej zwaśnionych klubów na świecie mają jednak parę wspólnych cech. Najtragiczniejszym wspólnym aspektem są katastrofy, w których ginęły dziesiątki osób związanych z klubami. The Reds przeżyli Hillsborough i Heysel, natomiast United wypadek w Monachium z 1958 roku. Z racji, iż miało to miejsce 6 lutego, zapraszam na przypomnienie tamtych wydarzeń.

Zapewne większość z Was kojarzy określenie „Dzieciaki Busby'ego”, lecz dla mniej wtajemniczonych już śpieszę z wyjaśnieniem. Ten przydomek wziął się z tego, że podopieczni legendarnego trenera Manchesteru United, sir Matta Busby'ego, byli drużyną niezwykle młodą, w której średnia wieku wynosiła raptem 22 lata, a zarazem piekielnie mocną. O ich sile niech świadczy fakt, że w dwóch poprzednich sezonach (55/56 i 56/57) zdobywali mistrzostwo Anglii, a na stan z 6 lutego byli cztery punkty za liderującym wówczas zespołem Wolverhampton. Jednak sama dominacja na krajowym podwórku nie zaspokajała apetytów młodych i gniewnych Diabłów. W sezonie 57/58 chcieli podbić Europę. Drużynę szkockiego menedżera charakteryzował niezwykły polot i intensywność w grze. Z całą pewnością można im przypisać określenie „The Happy Football”, gdzie dba się o to, by strzelić zawsze jedną bramkę więcej niż rywale, nie bacząc na ilość straconych goli. Idealnym przykładem potwierdzającym zasadność tychże słów jest ostatni ligowy mecz „Busby Babes”. W wyjazdowym meczu z Arsenalem padł wynik 4:5, a sami Kanonierzy byli pełni podziwu dla gry przeciwników. Wystę-

fot.: fifa.com

pujący w tamtym meczu bramkarz Jack Kelsey wspominał po latach: „To był najlepszy mecz, w jakim grałem. Mogło być nawet 9:7! Nawet 25 lat po Monachium boli mnie, gdy myślę o tamtym meczu, ale grałem z Dzieciakami Busby'ego u ich szczytu. Nigdy o tym nie zapomnę.” Również David Herd z nostalgią wraca do tamtego spotkania: „ Oszałamiające! Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby Anglicy grali w taki sposób. Wszyscy wtedy atakowaliśmy skrzydłowymi, dwoma napastnikami i pomocnikiem podłączającym się do ataku, ale United robiło to w zupełnie innym tempie. Prawie mi się to podobało”. Po wygranej w lidze przyszedł czas na mecz w Pucharze Mistrzów. Anglicy udali się do Belgradu, by zmierzyć się w ćwierćfinałowym pojedynku z Crveną Zvezdą. Mimo braku zwycięstwa wynik był korzystny dla gości, bowiem remis 2:2 dawał im awans do dalszej fazy, gdzie mieli zmierzyć się z AC Milan. Nikogo zatem nie dziwiło, że Czerwone Diabły wracały do Manchesteru w dobrych humorach. Zawodnicy na pokładzie samolotu relaksowali się, grali w karty, czytali gazety. Innymi słowy, panował pełen luz, który nie zwiastował tragedii, jaka miała nadejść. Samolot wylądował w Monachium na międzylądowaniu, by uzupełnić paliwo. W przeciwieństwie do obecnych czasów (no, może z wyłączeniem tego roku) zima w lutym była niesamowicie sroga w RFN i nie tylko. Pomimo gęsto padającego śniegu i porywistego wiatru, tankowanie poszło szybko i piloci dostali zgodę na wznowienie lotu. W trakcie postoju piłkarze i reszta pasażerów nawet nie wychodzili z pokładu samolotu. Każdy w spokoju czekał na resztę podróży, która miała już nigdy nie nadejść... Kłopoty zaczęły się przy próbie startu. Żadne z dwóch podejść nie przyniosło skutku. Jak się potem okazało, powodem takiego stanu rzeczy było zbyt niskie ciśnienie w jednym z silników, co uniemożliwiało maszynie wzbicie się w powietrze. W takim wypadku piloci powinni zaprzestać dalszych prób i przeczekać złą pogodę. Po drugim, nieudanym starcie wszyscy pasażerowie udali się na lotnisko, by tam oczekiwać na dalsze decyzje. Jeden z piłkarzy, Duncan Edwards, wysłał wówczas telegram do swej gosposi, że wszystkie loty odwołano i wracają dopiero następnego dnia. Jak się później okazało, pomocnik Manchesteru United był w błędzie, bo już po kilkunastu minutach od opuszczenia pokładu, pasażerowie powrócili

na swoje miejsca, a piloci podjęli trzecią próbę startu, tę ostatnią. Rozpędzony samolot nie wzniósł się w powietrze. Przed oczami pilotów zaczęły pojawiać się coraz wyraźniejsze zarysy drzew i budynków, sterujący maszyną zaczęli bać się nie na żarty. Airspeed Ambassador 2 wypadł z pasa startowego i przebijając się przez ogrodzenie, uderzył skrzydłem w budynek znajdujący się na działce przylegającej do płyty lotniska. Jakby tego było mało, kadłub wbił się w garaż, w którym stała ciężarówka, CIĘŻARÓWKA WYPEŁNIONA PALIWEM. To nie miało prawa się dobrze skończyć. Nastąpiła eksplozja. 21 osób zmarło na miejscu wskutek obrażeń, a kolejne dwie odeszły z tego świata w szpitalu po długiej walce o przeżycie. Bill Foulkes był jednym z ocalałych piłkarzy, który zrelacjonował przebieg wydarzeń tuż po katastrofie: „Tył samolotu po prostu zniknął. Opuściłem wrak tak szybko, jak tylko mogłem i zacząłem biec przed siebie. Potem się odwróciłem i gdy zdałem sobie sprawę, że maszyna już nie wybuchnie, wróciłem. Z daleka widziałem płonący ogon samolotu i ciała. Roger Burn wciąż był przypięty do siedzenia, Bobby Charlton leżał bez ruchu na innym siedzeniu. Był tam też Dennis Viollet. Potem pojawił się Harry Greg i wspólnie próbowaliśmy im pomóc”. Ci dwaj ocalali piłkarze pomogli wydostać się z wraku trenerowi Busby'emu i Charltonowi. Mimo szoku i ogromu tragedii pozostali przy zdrowiu i życiu zawodnicy United musieli rozegrać zbliżające się mecze. Gracze prowadzeni przez Jimmy'ego Murphy'ego, który na czas rekonwalescencji Busby'ego przejął stery nad drużyną, już 13 dni po tym okropnym dniu zagrali powtórzony mecz w ramach rozgrywek o FA Cup przeciwko Sheffield Wednesday. Wynik? 3:0 dla Manchesteru, podczas gdy zespół składał się z bohaterskiej dwójki ocalałych i chłopaków z rezerw lub akademii. Pytani o odczucia po meczu, Foulkes i Greg zgodnie mówili, że po prostu musieli wygrać to spotkanie w hołdzie dla poległych kolegów. Godna pochwały jest również postawa rywala z półfinału Pucharu Mistrzów, czyli Milanu. Włosi solidarnie z Anglikami na pierwsze spotkanie wyszli składem rezerw i dzięki temu United wygrało 2:1. Jednak w rewanżu mediolańczycy już nie mogli sobie pozwolić na oddanie meczu i pewnie wygrali, odprawiając z kwitkiem Czerwone Diabły. Legendarny Matt Busby po wyjściu ze szpitala obiecał, że odbuduje potęgę Manchesteru United w pięć lat. Udało mu się to w siedem lat, ale żaden z kibiców nie może mu mieć tego opóźnienia za złe, gdyż stworzył prawdziwego hegemona. Wydarzenia z 6 lutego 1958 roku odbiły się szerokim echem na całym świecie. Skala tragedii jest trudna do opisania. Niewiarygodne cierpienie rodzin zmarłych czy ich fanów, hektolitry łez na pogrzebach i nie tylko są czymś, czego nie da się zapomnieć. Nawet gdyby się dało, to ze zwyczajnego szacunku do poszkodowanych należy im się wieczna pamięć. To samo tyczy się tragedii z Hillsborough, Heysel czy jakiejkolwiek innej. Nieważne jakiej drużyny jest się fanem - są sprawy, które swoją powagą powinny łączyć Nas wszystkich ponad jakimikolwiek podziałami. MUNICH REMEMBERED

This article is from: