Kto się boi wielkiej smuty w Rosji
Próba puczu dramatycznie osłabiła reżim na Kremlu. Jednak na zachodzie ciągle silna jest
pokusa by nie dać mu upaść, bo chaos po Putinie może być jeszcze gorszy. Rosjanie zręcznie
wykorzystują tę naiwność przynajmniej od czasów rozpadu Związku Radzieckiego.
Bunt najemników Wagnera dodał nowych rumieńców wyblakłemu mocno założeniu, że to, co złe dla Rosji, jest także złe dla reszty świata. Jest dokładnie odwrotnie, czego mogliśmy doświadczyć przy okazji rebelii Prigożyna. Agresywni Rosjanie zajęli się sami sobą, dając na chwilę odetchnąć atakowanym bez litości ukraińskim sąsiadom.
Świat mógł na chwilę odpocząć od niekończących się debat na temat tego jak nie spocić się przy okazji tej wojny, skupiając się na obserwowaniu, jak
wszechwładny wydawałoby się dyktator Rosji degraduje się do roli człowieka, którego los polityczny, a być może i życie wiszą NA BARDZO CIENKIM WŁOSKU.
To, co złe dla reżimu w Rosji, okazuje się dobre dla świata i tego należy się trzymać.
Nie jest to jednak łatwe. Wielkie fajerwerki, towa -
rzyszące zmianie władzy na Kremlu nie zostały jeszcze w pełni odpalone, a w Europie już pojawiły się
„WPROST”
NR 27 3 LIPCA
głosy, że reżimowi nie wolno pozwolić upaść, bo rykoszety tego procesu mogą być zbyt kosztowne.
Podobnie jak w przypadku wojny na Ukrainie, którą eskalować może tylko i wyłącznie rosyjski agresor, tak i teraz doszło do głosu przekonanie, że nadciągająca w szybkim tempie wielka smuta w Rosji to coś, czemu należy się przeciwstawić. Może i Putin to zło, ale znacznie większym złem ma być ponoć kraj pogrążony w wojnie domowej, w której zwalczające się kliki i frakcje dysponują swobodnym dostępem do broni jądrowej.
Rosjanie chętnie używają tej odmiany atomowego straszaka, bombardując zbiorową wyobraźnie zachodu wizją atomowego piekła w wykonaniu kryminalistów Prigożyna, czy innych wykolejeńców. Trudno im się dziwić, skoro powtarzanie tych bredni już raz się sprawdziło, ratując rosyjski imperializm przed skutkami przegranej z kretesem zimnej wojny i związanego z nim rozpadu ZSRR.
Każdy na swój sposób przygotowuje się na nieuchronny rozwój wydarzeń. Ukraińcy podchodzą do tego pragmatycznie, wiedząc, że im więcej problemów ma Rosja, tym lepiej dla nich. Dlatego, zamiast martwić się hipotetycznymi scenariuszami, zajmują się realnym zagrożeniem. A realne zagrożenie stwarza dla nich reżim Putina tu i teraz, a nie jakieś możliwe scenariusze chaosu w Rosji przyszłości.
Problemem są RAKIETY, WYCELOWANE
W PEŁNE LUDZI RESTAURACJE i szkoły
a nie możliwe walki bandyckich frakcji gdzieś i kiedyś za Uralem.
Realnym problemem jest wizja skażenia radioaktywnego w przypadku wysadzenia w powietrze elektrowni jądrowej w Zaporożu, ale to także kwestia decyzji obecnie rządzących w Moskwie a nie ich ewentualnych rywali czy następców.
Im dalej od Rosji, tym większe znaczenie mają jednak czysto hipotetyczne problemy. Jednym z nich jest
uświadomienie sobie, że jak Putin upadnie, to nie będzie wiadomo, z kim rozmawiać w Rosji.
Każdy, kto ryzykował w ostatnim roku wiarygodność i reputację, żeby udowodnić, że nawet z Putinem warto rozmawiać, musi teraz zadawać sobie pytanie: jaką wartość mają rozmowy z człowiekiem, który nie kontroluje nawet własnych psów łańcuchowych? I co stanie się z Rosją po jego ewentualnym upadku?
To jest akurat realny problem, ale tylko i wyłącznie Rosji. Państwo to, w przeciwieństwie do demokracji, opartej na systematycznym mechanizmie zmiany władzy, nie jest na taką zmianę kompletnie przygotowane. Nie ma instytucji niezależnych od reżimu ani ludzi, którzy mogliby je reprezentować. No, chyba, że stawiamy na postaci takie jak Nawalny, szlifujący w łagrze swoje epolety męczennika demokraty. Na razie jednak Nawalny milczy. Widać, że w ramach dokręcania śruby opozycji reżim obciął mu dostęp do celi z wifi.
Głos zabrała za to jego prawniczka, Lubow Sobol, wypisując jakieś brednie o tym, że w obliczu zagroże-
nia chińskiego Zachód nie ma wyjścia i powinien szukać porozumienia z Rosjanami. Nic więc dziwnego, że ci europejscy politycy, którzy są przekonani o wartości dialogu z Rosją, Putinem i jego dworem NIE BARDZO TERAZ
WIEDZĄ, GDZIE SIĘ ZWRÓCIĆ.
Kanclerz Olaf Scholz ma nawet pretensje do Amerykanów, że wiedzieli o nadciągającym buncie wagnerowców i nic mu nie powiedzieli. Pretensje powinien mieć jednak raczej do własnych służb i własnego państwa, które weszło z Rosją w taką komitywę, że wywiad BND okazał się siedliskiem podwójnych agentów, szpiegujących NATO dla Moskwy a nie odwrotnie.
Dla zwolenników dialogu z Moskwą, a nie brak ich także na polskiej scenie politycznej, Rosja to pięknie wyrzeźbiony i mocno przeszacowany monolit. Prigożyn ze swoją armią kryminalistów pokazał, że rosyjski kolos jak zwykle ma gliniane nogi. Wielka smuta nadciąga wiel-
kimi krokami i najlepsze, co można zrobić dla Rosji i dla reszty świata, to pozwolić się jej w pełni rozwinąć.
Rosjanie zajęci sobą a nie podbojem świata to więcej spokoju w ich sąsiedztwie. Widać to choćby po sposobie, w jaki Putin próbuje radzić sobie z postępujących rozpadem całego systemu. Buntownik Prigożyn został zesłany na Białoruś, co czyni lokalnego satrapę
Łukaszenkę postacią w Rosji ważniejszą, niż na to zasługuje. Ponieważ jednak wiarygodność putinowskiego samodzierżawia cierpi na braku zemsty za bunt, Kreml zarządził także czystkę w armii.
Do więzienia trafił generał Surowikin, kat Syrii i Ukrainy, który cudów w podboju tego kraju przez Rosję nie zdziałał, ale i tak jest jednym z najsprawniejszych dowódców, jakich ma Putin. Ponieważ jednak poparł puczystów, padł ofiarą prześladowań. Rosja w samym szczycie ukraińskiej ofensywy straciła jednocześnie zaprawionych w bojach wagnerowców i sprawnego generała. To, co złe dla reżimu w Rosji, po raz kolejny okazało się dobre dla świata.
Credo:
Tylko
prawda jest ciekawa,
piszemy o niej w p r o s t
Czytaj Wprost
BĘDĘ PROWADZIŁ
KAMPANIĘ FREKWENCYJNĄ
Wywiad z prezydentem Andrzejem Dudą o zbliżających się wyborach, komisji ds. wpływów rosyjskich, także o wejściu Jarosława
Kaczyńskiego do rządu
i o ustawie
kompetencyjnej.