FILIP IGNATOWICZ
A R TY S TA Z T W Ó R C Z Y M
AD H D autor: Szymon kamiński | FOTO: KAROL KACPERSKI
Nie lubi nazywać się artystą, bo to pretensjonalne. Ale artystą jest – tworzy performensy, instalacje artystyczne, obrazy, prowadzi kanał na YouTube oraz kręci i reżyseruje filmy. Jeden z nich, „NOWY BRONX”, przyniósł mu sławę w Polsce i na świecie. Filip Ignatowicz w rozmowie z Prestiżem opowiada o drodze, którą przebył: od artystycznego domu aż po walkę o filmowe nominacje u boku Pawlikowskiego i Szumowskiej.
W swojej twórczości kieruje się słowami Teresy Pągowskiej, która mówiła, że nie chce być specjalistką od monotonnego malowania tych samych rzeczy, nie chce popaść w rutynę, chce być sobą, niezależnie od tematu czy medium, z którego korzysta. Dlatego sam zajmuje się malarstwem, obiektem, performensem, instalacjami artystycznymi, reżyserią i kręceniem artystycznego vloga. Jest artystą zawodowym, pracuje z potrzeby serca, po to, żeby kontaktować się z odbiorcą i brać udział w kulturowej komunikacji, która może trwać przez wieki. Jednocześnie jest wykładowcą na ASP w Gdańsku, jednak w relacji ze swoimi studentami nie czuje się edukatorem, a raczej starszym kolegą, który pomaga skierować artystyczne działania na dobre tory. Filip Ignatowicz, bo o nim mowa, to artysta z twórczym ADHD i dużym dystansem do rzeczywistości.
Filip Ignatowicz zajmuje się sztuką współczesną, która nie zawsze jest traktowana przez szeroką publiczność w sposób zrozumiały.
- Jestem artystą, choć samemu głupio jest się tak nazywać, bo to pretensjonalne. To słowo czasami ma w sobie charakter próby zróżnicowania się względem reszty ludzi, wzniesienia się ponad nich. Pamiętam siebie i znajomych, na pierwszym roku studiów - a wtedy najbardziej czułem się artystą - narzucaliśmy na siebie kolorowe sweterki, okręcaliśmy się szalikami i chodziliśmy nadąsani po mieście! Na szczęście szybko z tego wyrosłem. My, ludzie, jesteśmy po prostu w pułapce pojęć i stereotypów. Bawią mnie te łatki, ale w rzeczywistości konsumpcyjnej musimy się jakoś zaszufladkować, musimy się jakoś opakować, żeby inni mogli nas rozpoznać. Jako artysta zawodowy tworzę dzieła nie tylko z potrzeby i wrażliwości, a również dla kontaktu z publicznością, ale czy te prace będą dziełami sztuki to już inni muszą określić. Nie lubię też mówić o działalności artystycznej jako o zawodzie, bo to spłyca naszą robotę, odziera ją z emocji, ale fakt, uprawiam twórczość profesjonalnie i de facto z niej żyję. Jest ona moim zawodem i jednocześnie największą życiową pasją – mówi Filip Ignatowicz.
Substytucja konsumpcji
- Sztuka współczesna może bywać niezrozumiała dla widza, hermetyczny świat galerii sztuki czasem potrafi odstraszać. Jednak im więcej ma się do czynienia ze sztuką, tym szybciej wyłapuje się szereg połączeń pomiędzy dziełami na zasadzie skojarzeń czy metafor. Trzeba też pamiętać, że w kulturze nie ma złych odpowiedzi, a tego jesteśmy uczeni w szkole - działać według schematów – mówi artysta. - Ja mogę jedynie zachęcać i przybliżać sztukę. Chcę pokazać, że jest jak język, którego można się nauczyć, że jest fajna i można pozwolić sobie na poczucie humoru, dlatego wychodzę ludziom naprzeciw, chociażby działając w Internecie.
Ostatnim projektem artystycznym Filipa Ignatowicza, który idealnie obrazuje jego wypowiedź, jest seria dostępnych filmików na YouTube zatytułowana: „artUNBOXING”. Działanie to rozpoczęło się jako udawany kanał na YouTube, zachowując wszystkie niezbędne elementy contentu internetowego. Celowo została tam zatarta granica między prawdą a fałszem. Jednak pandemia wymusiła powrót tego projektu do Internetu i teraz jest to już prawdziwy kanał YouTube’owy, z tym że nadal jest on działaniem video-performatywnym. Ignatowicz wykorzystuje i niejako parodiuje autentyczny język Internetu. W każdym filmiku zachęca do subskrybowania, lajkowania i oglądania odcinków, tak jak każdy szanujący się youtuber. Nagrania, które umieszczane są w sieci, pokazują artystę, dokonującego performatywnego rozpakowywania i przedstawiania dzieł sztuki innych twórców, zazwyczaj takich, które oscylują między sztuką a produktem i często przyjmują postać przedmiotów użytkowych (lampy, obrazy), ale nie tylko. To aktualny performens na miarę XXI wieku.