12
felieton
KTO ROBI W KULTURZE, TEGO KULTURA NIE OBOWIĄZUJE Arkadiusz Hronowski
od 2001 roku zawiaduje sopockim SPATiF-em. Odpowiada za serwis muzyki niezależnej Soundrive.pl oraz festiwal muzyki alternatywnej Soundrive Festival. Na stoczniowych terenach w Gdańsku stworzył klub B90 oraz współtworzy Ulicę Elektryków, Plenum i Plener 33. Od niedawna w Krakowie współorganizuje Mystic Festival. Najmłodsze dziecko to nowy, alternatywny klub muzyczny DRIZZLY GRIZZLY.
Czy można baWić się bez alkoholu? Nie można… To kwestia wypowiedziana przez Bohdana Łazukę w serialu „Kariera Nikodema Dyzmy”. Aktor wcielił się wtedy w rolę artysty rewiowego modnej, warszawskiej restauracji, w której bawiły się ówczesne elity. Alkohol oraz wszelkie „używki” powszechne nazywane narkotykami są dziś w naszym życiu tak oczywiste jak zakupy w spożywczym, poranna toaleta czy jazda samochodem. Ale przede wszystkim to ogromny biznes. Nie da się tego opisać w jednym felietonie, ale da się do tematu podejść trochę na własnych warunkach. Powodem jest pytanie, które sobie ostatnio zadałem: czy świat mógłby dziś istnieć bez alkoholu, papierosów i narkotyków? Nawet nie musiałem się długo zastanawiać. Oczywiście że mógłby. Ale jak to? Przecież to byłaby katastrofa ekonomiczna, społeczna i świat umarłby z nudów. Tak to wygląda na pierwszy rzut oka, ale ja znam kilka osób, które nigdy nie tknęły alkoholu, ani pozostałych odurzających substancji. No może tknęły, ale zwyczajnie im nie smakowały. No ale zostawmy tę zdecydowaną mniejszość. Odrzucam też wszystkich anonimowych alkoholików, sportowców, kobiety w ciąży, chwilowo i przewlekle chorych. Oni wszyscy nie spożywają chwilowo i z konieczności. Jako osoba, która głównie żyje ze sprzedaży alkoholu nie powinienem pisać tych bzdur. Niemniej nie ma takiej możliwości aby świat zrezygnował z zimnego piwka, z lampki czerwonego wina w restauracji, z kieliszka Grappy na włoskich wakacjach czy
flaszki wódki na męskiej domówce. A gdzie fajeczka i plotki? A delikatny buch i stan lekko lewitujący? Dla jednych alkohol jest jedynie dodatkiem do życia, korzystając z niego z umiarem. Inni potrzebują raz na jakiś czas wejść w inny wymiar po to aby się podkręcić do odważniejszej zabawy. Inni piją aby na chwilę zabić swoje nieszczęścia, a pozostali totalnie są pogubieni i nie potrafią rozpocząć dnia bez alkoholu. Ja chcę się skupić na tej drugiej grupie, czyli imprezowiczach. I teraz w zależności jak często się imprezuje to tę grupę możemy podzielić na tych co na imprezę idą raz na kilka miesięcy i tych co robią to regularnie w każdy weekend. Pomiędzy raczej spokój i tylko od czasu do czasu lampka wina do obiadu. Poranne kliny nie wchodzą w grę. Wiemy przecież czym to grozi. Używając podwórkowej nomenklatury pierwsi to zwykli śmiertelnicy, którzy żyją bez specjalnych fajerwerków, drudzy to ludzie szaleni, chcący przeżyć życie najweselej jak się da. To jeszcze nie alkoholicy, to zwykli pijacy. Kiedyś pijak to był człowiek leżący na chodniku po spożyciu sporej dawki alkoholu. No ale dziś po udanej imprezie często komentujemy ją wielkim pijaństwem, podkreślając wtedy, że impreza była udana i sroga. Ktoś też przyniósł trochę trawki i w ukryciu wtajemniczeni jarali jak Bob Marley. No i tak sobie umilamy to zapracowane życie. Osobiście byłem i jestem świadkiem wielu uzależnień, tragedii i nawet śmierci spowodowanych spożywaniem. Jako jednostka frontowa przyznaję, że nałóg to choroba, ale nie jest powiedziane, że
każdy pijak imprezowicz musi na nią zachorować. To nie jest tak, że wcześniej czy później wylądujemy na mitingach AA, albo w rowie melioracyjnym, opuszczeni przez wszystkich. Jak już wspomniałem każdy z nas jest w stanie zrezygnować ze wszystkiego. To kwestia decyzji i jej konsekwencji. Kiedyś lubiłem sobie zajarać papierosa na imprezie. Lubiłem władować tego tytoniu jednorazowo więcej niż niejeden nałogowy palacz. Kiedy pewnego dnia organizm się zbuntował zaprzestałem procederu z dnia na dzień. Żadnych terapii, żadnych plastrów, gum i ciasteczek. Ach, uwielbiam ciasta. Potrafię zjeść po śniadaniu dwa, trzy kawałki czekoladowego tortu urodzinowego. Jestem wtedy szczęśliwy. Jeśli zacznę niebezpiecznie tyć, zrezygnuje z ciasta z dnia na dzień. Uwielbiam czerwone wino, nie wyobrażam sobie bez niego życia oraz posiłków. Lubię też go nadużywać, zwłaszcza na wakacjach i domowych imprezach z przyjaciółmi. Wciąż wierzę w długowieczność dzięki piciu wina. Uwielbiam walnąć Grappę, Jagera, zimną wódkę i czasami torfową whisky. Pięknie jest też od czasu do czasu coś spalić. To wszystko wciąż bardziej mi pomaga niż szkodzi. Jeśli jednak nastąpi taki moment kiedy organizm krzyknie, to zrezygnuje ze wszystkich tych używek i znajdę sobie inne zajęcie. A co z ferajną i przyjaciółmi? Jestem o to spokojny, gdyż mniej więcej w tym samym czasie dopadnie nas to samo zjawisko i jakoś się odnajdziemy. Wszystko co napisałem nie jest agitacją ani przestrogą. To jedynie subiektywne przemyślenia.