3 minute read
KTO ROBI WKULTURZE, TEGO KULTURA NIE
KTO ROBI W KULTURZE, TEGO KULTURA NIE OBOWIĄZUJE
ArkAdiusz HronoWski
Advertisement
od 2001 roku zawiaduje sopockim SPATiF-em. Odpowiada za serwis muzyki niezależnej Soundrive.pl oraz festiwal muzyki alternatywnej Soundrive Festival. Na stoczniowych terenach w Gdańsku stworzył klub B90 oraz współtworzy Ulicę Elektryków, Plenum i Plener 33. Od niedawna w Krakowie współorganizuje Mystic Festival. Najmłodsze dziecko to nowy, alternatywny klub muzyczny DRIZZLY GRIZZLY.
Sopot My love
Nie widziałem swojej wnuczki 1,5 miesiąca. W SPATiF-ie nie byłem podobnie. Nie że olewka. W Gdańsku też nie byłem. Zwyczajnie zrealizowałem dawno zaplanowany bardzo długi wyjazd, ale z pracą byłem w kontakcie. Spotykam się z wnuczką i widzę wielki postęp, zaczyna pełzać, jest jeszcze ciekawsza życia i widzę już przednówek tego co nas czeka. Będzie srogo, ale o to chodzi. W Gdańsku straszny rwetes. Trzymamy lejce aby wóz od tej prędkości się nie wywrócił, bo zaiwania tak, że łzy lecą. Przychodzę to SPATiF-u i wszystko na miejscu, miły widok, witam się z załogą, kolory wnętrza sprawiają mi przyjemność i od razu chcę tu zostać i się upić. To azyl. Lubię to. Ale nagle zaczynam się orientować, że coś tu nie gra. W końcu po 26 latach znam trochę to miasto, tak jak znam własne dzieci i widzę, że coś jest nie tak. To Sopot, który się cofa, nie nadąża, mentalnie trup, zaczyna być takim miastem naganiaczy.
Trochę się z tym zbierałem. Mieszkam w tym mieście już wyjątkowo długo, a moja działalność ma wystarczający wpływ na to co na mieście słychać, dlatego uważam że mogę sobie pozwolić na refleksje. Sopot kupiłem od pierwszego wejrzenia. Był rok 1996, listopad, środa. Przyjechałem do tego miasta, gdyż mieszkali w nim od kilku miesięcy moi znajomi. Zatrzymałem się u nich. Mieszkali w kamienicy na Monciaku, nad jeszcze wtedy istniejącą tanią jadłodajnią „Stefanka”. Zajmowali całe piętro. Lecz cel mojego przyjazdu do 3city był zupełnie inny. Gdyby nie było tu moich przyjaciół, nie przyjechałbym do Sopotu. Przenocowałbym bym w jakimś gdańskim hoteliku, załatwił sprawę następnego dnia i wróciłbym na wyspę seksu i biznesu jak nazywano wówczas Świnoujście. Gdzie bym ostatecznie skończył? Pewnie w Poznaniu lub Szczecinie. Ale los pokazał mi Sopot. To miasto mnie oczarowało. Ludzie, atmosfera, sąsiadujący Gdańsk, Gdynia było nieograniczoną przestrzenią, którą chłonąłem jak gąbka. Kiedy dziś spoglądam w przeszłość, nie sądziłem że to Sopot na nowo mnie ukształtuje. Zawdzięczam temu miastu w zasadzie wszystko, od wspaniałych wspomnień, po sukcesy w życiu. Jakiekolwiek porażki mnie tylko wzmacniały i nigdy nie myślałem aby szukać innego miejsca. Ludzie tutaj byli dla mnie paliwem i wsparciem. I kiedy dziś zaczynam myśleć o zakończeniu etapu, który nazywa się Sopot zaczynam poważnie się zastanawiać czy to właściwa decyzja. Otóż NIE! Chyba nigdy nie pogodziłbym się z myślą, że już mnie z tym miastem nic nie będzie łączyć. Fakt, w tym małżeństwie jest pewien problem. Od 10 lat mam kochankę, za którą szaleję. Nie potrafię z niej zrezygnować, ale nie potrafię też odejść od swojej żony, którą kocham i mimo, że się zestarzała i ostatnio trochę nie nadąża, wciąż jest atrakcyjna, wciąż ma to coś. Ta siksa Stocznia nic sobie nie robi z tego ze mam żonę Sopot. Z kolei moja żona godnie znosi mój romans, o którym wiedzą wszyscy, włącznie z nią. Ale w tym moim poligamicznym świecie jest miejsce dla dwóch partnerek, a nawet trzech. Nie drążmy, gdyż wszystkie moje kochanki chcą ze sobą współpracować. Z moją żoną również. Chcą jej pomóc z całych sił. Szanują ją, wiedzą jak silnie jestem z nią związany i że prawdopodobnie nigdy jej nie opuszczę. Próbuję z nią rozmawiać, pomóc, otworzyć oczy, zmienić fryzurę, garderobę, nauczyć nowego języka, podsunąć nowe menu. Ale ona nie chce mnie słuchać. Jakby zamknęła się w sobie. Jej świat się zatrzymał. Choć wciąż jest piękna, atrakcyjna i wielu facetów na niej zahacza wzrok, ona zdaje się tego nie zauważać. Snuje się ulicami wciąż myśląc, że jest rok 1996. Trochę to wygląda jak choroba. Początkowo nie groźna, ale powolnie postępująca. Choroba, która eliminuje po cichu. I kiedy mija 26 lat zauważasz, że wszystko zaczyna się cofać, widząc skutki tej choroby. Nie wiem co zrobić, lekarze mówią, że nie ma na to lekarstwa, że ona już taka będzie do końca i trzeba czekać. Chyba muszę to zaakceptować. Pomyślałem sobie, że przecież nie zostawię jej teraz po tylu cudownych, wspólnych latach. Przecież równie dobrze to ja mógłbym być starym Sopotem, który tylko wspomina tamte czasy i nie rozumie, że świat się zmienia. Skoro moja żona akceptuje moje kochanki, to ja powinienem stworzyć jej jak najlepsze warunki, aby dożyła godnie swych dni. Nie ożenię się już nigdy, ale chciałbym mieć jeszcze jeden romans, właśnie tu gdzie poznałem moją żonę. Mnie to odmłodzi, doda mi skrzydeł, nowej energii, a moje inne kochanki zaakceptują ją jak poprzednią żonę i będziemy wspólnie żyli długo i szczęśliwie. Będę zatem czekał i wypatrywał.