4 minute read

Krzywym okiem – pisze Dariusz Staniewski

Next Article
KRONIKI

KRONIKI

W jeden z czerwcowych weekendów razem z moją piękną i niezwykłą partnerką wybraliśmy się do Berlina. Ale sensacja, Berlin – ktoś mógłby rzec. No niby racja. Przecież to tylko półtorej godziny jazdy samochodem od Szczecina. Ale mając pod ręką stolicę Niemiec, jakoś nam ona chyba spowszedniała, straciła na atrakcyjności. Jest blisko – fajnie, niech będzie. Nie doceniamy jednak tego, co ma ona do zaoferowania. A ma bardzo wiele, ma niejedno imię i niejedno oblicze. Trudno wyliczyć wszystkie atrakcje. Ale jedną nich jest niewątpliwie prawdziwa wizytówek Berlina – wieża radiowo-telewizyjna. Charakterystyczny obiekt w centrum miasta, stojący niedaleko Aleksander Platz. Powstała pod koniec lat 60. ubiegłego stulecia, we wschodniej – NRD-owskiej części Berlina. Pewnie nie raz i nie dwa zadawano pytanie: po co im była ta wieża? W tym momencie niejeden NRD-owski funkcjonariusz lub partyjniak uśmiechnąłby się z politowaniem i odpowiedziałby parafrazując słowa polskiego klasyka: „wiesz co robi ta wieża? Ona odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest wieża na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tą wieżą? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie – mówimy – to jest nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo!”. Widać ją z daleka. Pamiętam ją jeszcze z wypraw z rodzicami do Berlina Wschodniego w latach 70. ubiegłego wieku. Ale ani wtedy, ani podczas wielu późniejszych wizyt w Berlinie jakoś nie udało mi się jej zwiedzić, wjechać na górę, wypić piwo w wieżowym barze, albo jakiegoś curry wursta w restauracji nad tarasem widokowym. Ale teraz udało się – namówiony przez moją partnerkę dziarsko udaliśmy się po bilety. Nie są one tanie a jeszcze zafundowaliśmy sobie wirtualny pokaz historii Berlina w 3D. Warto zobaczyć, choć autorzy muszą trochę popracować nad tą prezentacją. Szczególnie nad fragmentem, który został poświęcony niejakiemu Adolfowi Hitlerowi oraz latom faszyzmu w stolicy Niemiec. Ledwo się śliźnięto po tej tematyce. Pojawił się jakiś Hitler, potem wybuchła II wojna światowa, która następnie się zakończyła. Pięć sekund w prezentacji, jakby się wtedy naprawdę nic ważnego nie wydarzyło, jakby to było coś mało istotnego. Fakt, nie ma się czym chwalić. Ale jednak nie da się wymazać tej ponurej karty w dziejach miasta i kraju. I nie ma co udawać, że to było dawno i nieprawda. Po rozczarowującej nieco wirtualnej prezentacji kolejna niemiła niespodzianka. Okazuje się, że bar na szczycie wieży jest nieczynny, a miejsce w restauracji trzeba zarezerwować kilka tygodni wcześniej. „Scheise” – zaklęliśmy szpetnie i siarczyście. No ale cóż, nie poddajemy się. Naiwnie myśleliśmy, że to koniec różnych, wieżowych, dziwów. Nic bardziej mylnego. Przed wejściem do windy kontrola osobista i bagażu w wykonaniu wieżyjnego ochroniarza. Bo „bramka” do wykrywania metalu i niebezpiecznych przyrządów była zepsuta! Ochroniarz obejrzał co mamy w plecaku. Ale tylko to, co znajdowało się na wierzchu! Nawet nie sprawdził co kryje wnętrze plecaka! I to kilka dni po kolejnym zamachu terrorystycznym do jakiego doszło w Berlinie! Tam można wwieźć bombę i nikt nie zauważy! Wjechać z tuzinem noży przy sobie i potem na górze dokonać rzezi! Cud, że jeszcze do tej pory nic takiego się nie wydarzyło. Po tej „drobiazgowej” kontroli, już przy samej windzie kolejny „smaczek” w szklanej gablocie, na papierowej płachcie zaprezentowano historię wieży: kiedy ja wybudowano, kto zaprojektował, ile lat trwała budowa, kilka zdjęć, przekrój wieży itp. Ale płachta owa wisi w tej gablocie już chyba od wielu lat. Papier pożółkł, w kilku miejscach się zmarszczył. Trochę dziwne – jakiś taki „ersatz” w samym środku wizytówki Berlina, stolicy kraju ludzi, którzy podobno umiłowali porządek, solidność, dobrą robotę i wysoką jakość. Słabo. W końcu wjechaliśmy na górę. Jak to żartują niektórzy, to jedyne miejsce w Berlinie, z którego nie widać wieży. Pyszna panorama miasta, wszystko jak na dłoni, atrakcyjne fragmenty, jak i te mało urocze np. rozkopane ulice. Ale mimo wszystko naprawdę warto to zobaczyć. Berlin z lotu ptaka robi wrażenie. Odkryliśmy, inne, nieznane do tej pory oblicze miasta. A propos odkryć. Ledwo wróciliśmy na Ojczyzny łono, czyli do Szczecina pojawiły się sensacyjne informacje o dwóch niezwykłych znaleziskach. Po pierwsze – w trakcie remontu katedry w Kamieniu Pomorskim znaleziono wyryty nad ołtarzem znak. Okazuje się, że ma on szczególne znaczenie dla okultystów! Według muzealników to znak apotropeiczny, związany z magią ochronną. Wyryty symbol miał zabezpieczyć świątynię przed działaniem czarownic, diabłów lub demonów. Nie wiadomo, kiedy powstał. Być może w XVI lub XVII w., kiedy na Pomorzu Zachodnim odbywały się procesy kobiet posądzanych o czary. Ówcześni podobno uważali, że te znaki mają niesamowitą moc, być takim rodzajem zabezpieczenie przed siłami nieczystymi. Według niektórych naukowców ten symbol może być związany z odkrytym osiem lat temu, na pobliskim starym cmentarzu, wampirycznym pochówkiem. Znaleziono wtedy szkielet kobiety, która mogła zginąć, bo została posądzona o czary. Po drugie – po wielu poszukiwaniach w lesie pod Szczecinem odkryto „Diabelski Głaz” – „Teufelstein” z XIX- i XX-wiecznych, niemieckich legend. Choć w rzeczywistości może to być miejsce pogańskiego kultu. Ręce z radości już zacierają sataniści, dzieci Rosemary, Dan Brown i Stephen King z wiernymi czytelnikami oraz pewna znana polska piosenkarka, która coraz częściej zadziwia świat swoimi teoriami. Wakacje w pełni, więc niewykluczone, że różni dziwni osobnicy będę się, dniami i nocami, pojawiać w podszczecińskich lasach. I nie będą to wcale ci, którzy odpowiedzieli na apel rządu Mateusza Morawieckiego, czyli zbieracze chrustu.

Dziennikarz z bardzo bogatym stażem i podobno niezłym dorobkiem. Pracował w kilku lokalnych mediach. Do niedawna dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego”, m.in. autor poczytnej (przez niektórych uwielbianej, przez innych znienawidzonej) kolumny pt. „Kurier Towarzyski” (w piątkowym „Magazynie”). Współautor dwóch książek i autor jednej – satyrycznie prezentującej świat lokalnej polityki. Status w życiu i na Facebooku: „w związku” z piękną kobietą. Wielbiciel hucznych imprez, dobrej kuchni i polskiej kinematografii.

Advertisement

This article is from: