4 minute read

Krzywym okiem – pisze Dariusz Staniewski

Next Article
KRONIKI

KRONIKI

Jeżeli złomiarze się wnerwili, to się wcale im nie dziwię. Taka okazja im przeszła koło nosa! Kilka dni temu gruchnęła wieść, że właściciel stępki – jedna z zachodniopomorskich firm żeglugowych, skierowała do kilku firm zajmujących się handlem złomem pismo z ofertą jej sprzedaży – kilku ton stali ze Stoczni Szczecińskiej, które były symbolem odbudowy przemysłu stoczniowego w stolicy Pomorza Zachodniego. Stępka owa miała zapoczątkować budowę nowego promu pływającego po Bałtyku i pokazać światu, że w tej sprawie nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. A tu nagle oferta – 2 złote za kilogram stali! Jak mawiał przed laty pewien poseł „otwarła się puszka z Pandorą”. Wrzask się podniósł okrutny na cały kraj. To był prawdziwy hit i informacja dnia. Ale nie we wszystkich mediach. Bo niektóre przemilczały tę informację zgodnie z zasadą, że jak się o czymś nie mówi, nie pisze czy nie pokazuje, to tego nie ma. Tym razem jednak nie udało się tematu pozbyć. Szyderczy śmiech docierał z każdego zakątka Polski, od Bałtyku po Tatry, od Odry po Bug. I trudno się dziwić złomiarzom, że ich mało szlag nie trafił. Nasuwa się jednak proste pytanie – nie można było tej całej transakcji jakoś inaczej zorganizować? Dogadać się z przedstawicielami lokalnego środowiska złomiarzy, dać im zarobić i po cichu pozbyć się kłopotliwego „drobiazgu”. A nie listownie, w biały dzień, oficjalną ofertą, prosto między oczy. Ktoś liczył na to, że taką transakcje uda się przeprowadzić w tajemnicy? Ludzie, litości, bez żartów! Oczywiście można byłoby taką operację przeprowadzić dyskretnie. Tylko trzeba byłoby się do tego odpowiednio przygotować. Załóżmy taką sytuację – stępka znika pewnego pięknego dnia. I co wtedy? Oczywiście pojawiają się pytania – co się z nią stało, gdzie jest itp. A odpowiedź już czeka na dociekających. Brak stępki na stoczniowej pochylni łatwo można byłoby wyjaśnić np. bardzo silnymi porywami orkanu Nadia, który nie tak dawno przetoczył się przez Szczecin i Pomorza Zachodnie, szkód i spustoszeń, narobił i strat naczynił. Potężne drzewa z korzeniami wyrywał, to stępki nie mógł zwiać? Gdzie? No właśnie nie wiadomo gdzie. Na pewno nie do Odry. To najprostsze tłumaczenie, ale niebezpieczne. Bo zaraz pewnie znalazłaby się grupka zapaleńców – płetwonurków-amatorów, którzy rzuciliby się w zimne odmęty rzeki na poszukiwania. A tak potężny wiatr porwał stępkę i pofrunęła. Jak w piosence z pszczółki Mai: „gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie, świat w którym baśń ta dzieje się”. Kolejne wyjaśnienie to tzw. nieznani sprawcy. Pod osłoną ciemności, wynajęci przez wiadomo jakie siły wykradli stępkę i przechowują ją teraz w nieznanym miejscu chcąc ośmieszyć wiadomo kogo i dlaczego. Znalazłoby się jakiegoś kozła ofiarnego, który zostałby obarczony winą za niedopilnowanie stępki. Oczywiście potem po cichu sprawa zostałaby zamieciona pod dywan, a kozioł ofiarny dostałby jakąś fuchę w którejś ze spółek państwa. Taka nagroda za poświęcenie, nerwy, przelane łzy, utracone zarobki i publiczne napiętnowanie. Policja ruszyłaby oczywiście w pościg na sprawcami tego „skoku stulecia”. Po kilku tygodniach intensywnego śledztwa sprawa zostałaby umorzona ze względu na brak wykrycia sprawców przestępstwa. Bo, pojawiłyby się pewnie informacje od tajnych informatorów, że najprawdopodobniej stępka została przetransportowana do jakiejś przestępczej „dziupli”, tam pocięta na drobniejsze elementy, które następnie zostały sprzedane do jednej z hut za wschodnią granicą. I prawie wszyscy byliby zadowoleni z pozbycia się stępki: złomiarze – bo by im wpadło trochę kasy, stoczniowcy – bo kupa stali przestała zagracać teren i kłuć w oczy oraz politycy pewnego ugrupowania, bo ta stępka była dla nich jak ten czyrak na tyłku. Tylko oczywiście politycy opozycji nie byliby zadowoleni. Nie byłoby czym atakować rządzących i wyszydzać ich pomysłów gospodarczych. No i może jeszcze niezadowolony byłby pewien kot, który według pewnej szczecińskiej polityczki miał na ów przedmiot … srać. No bo na co niby miałby to czynić, kiedy stępka zniknęła? A swoją drogą jakiego kota, a raczej czyjego, miała na myśli owa kobiecina? Jeżeli zwykłego „śmietnikowca”, to pół biedy. Ale jeżeli to miałby być kot np. samego… O nie, nie, reszta niech pozostanie milczeniem! Na szczęście firma oferująca sprzedaż stępki na złom bardzo szybko się zreflektowała, że „strzeliła babola” o wielkości Mount Everestu. Już następnego dnia zaczęła „odkręcać” całą sytuację. Okazało się, że ludzie źle odczytali, wydawałoby się jasny przekaz, jaki był zawarty w piśmie do firm złomiarskich. To było tylko niewinne pytanie, a nie jakaś oferta. A pismaki jak zwykle nic nie kumają i szukają sensacji tam gdzie jej nie ma! Czytać trzeba między wierszami i ze zrozumieniem. A nie wyciągać zbyt daleko idące i pochopne wnioski. Głąby.

Dziennikarz z bardzo bogatym stażem i podobno niezłym dorobkiem. Pracował w kilku lokalnych mediach. Do niedawna dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego”, m.in. autor poczytnej (przez niektórych uwielbianej, przez innych znienawidzonej) kolumny pt. „Kurier Towarzyski” (w piątkowym „Magazynie”). Współautor dwóch książek i autor jednej – satyrycznie prezentującej świat lokalnej polityki. Status w życiu i na Facebooku: „w związku” z piękną kobietą. Wielbiciel hucznych imprez, dobrej kuchni i polskiej kinematografii. Stępka owa miała zapoczątkować budowę nowego promu pływającego po Bałtyku i pokazać światu, że w tej sprawie nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. A tu nagle oferta – 2 złote za kilogram stali! Jak mawiał przed laty pewien poseł „otwarła się puszka z Pandorą”.

Advertisement

Krzywym okiem

This article is from: