2 minute read
Tęskno mi za mikrofonem – pisze Szymon Kaczmarek
Szymon Kaczmarek
Advertisement
Tęskno mi za mikrofonem
Są takie koncerty, kiedy to konferansjer powinien płacić za możliwość ich poprowadzenia. I to grubo zapłacić. Są również takie, za które konferansjer świeci przed publicznością oczami, ale o tych napiszę w innym miejscu i terminie. Dziś skupię się na tych, które tak mocno wryły się w moją pamięć, że wciąż słyszę ich każdą nutę, każde brawa i okrzyki zachwytu widowni. Oczywiście, powinienem zacząć od tego pierwszego, sprzed pięćdziesięciu lat, gdy ówczesny szef klubu „Kontrasty” Wacek Czech, wypchnął mnie na scenę do mikrofonu bym zapowiedział norweski zespół jazzowy Satan’s Horn – gościa specjalnego festiwalu Jazz Jantar. Okazało się bowiem, że spośród tłumu cisnącego się w klubie, ja jedyny wiedziałem co i jak grają, bo zupełnie przypadkowo, byłem posiadaczem ich płyty. Moja bezczelność zwyciężyła tremę i…tak przy mikrofonie pozostałem na następne pół wieku. Ćwiczyłem zapowiadając koncerty Sklepu z Ptasimi Piórami. Później w dyskotekach jako „prezenter muzyki mechanicznej”. Tak to się niegdyś oficjalnie nazywało, a na poparcie tego nazewnictwa, po surowym egzaminie przed wysoką komisją, otrzymywało się stosowny dokument wydawany przez Ministerstwo Kultury i Sztuki. Śmieszne, choć chyba bardziej uczciwe to były czasy. Wróćmy jednak do mikrofonu i koncertów. Tych dużych i kameralnych. Dla kilkusettysięcznej widowni podczas pierwszych „Tolszipów” i dla kilkunastu osób w niewielkim klubie. Dla wytrawnej, mądrej i wrażliwej widowni i dla przypadkowej zbieraniny podpitej tłuszczy. Koncertów wielkich Gwiazd światowego formatu i nieudolnych popisów knajpianych klezmerów. Do mikrofonu trzeba podejść zawsze z należytą powagą i szacunkiem. Zarówno do artysty, jak i widowni. Niejednokrotnie to trudne zadanie, ale ta trudność jest solą tego zawodu. Mój przyjaciel i mentor mikrofonowy śp. Teodor Baranowski, niezapomniany głos Polskiego Radia Szczecin, powiedział mi kiedyś: „Gdy nie poczujesz tremy siadając przed mikrofonem, uważaj. To pierwszy sygnał do zmiany zawodu…”. Mikrofon radiowy, to najpiękniejsza forma kontaktu ze Słuchaczami. O wiele łatwiej mówić do widzów siedzących blisko sceny. Nawet do tłumu sięgającego horyzontu Wałów Chrobrego. Sterylna cisza radiowego studia, czerwona lampka sygnalizująca ci, że mikrofon czeka na twój głos i…gdzieś w świecie, Słuchacz, któremu winien jesteś udowodnić, że zasługujesz na Jego uwagę… Rok temu, „źli ludzie” pozbawili mnie kontaktu ze Słuchaczami Radia. Karma wróciła i „źli ludzie” szukają dziś pracy. Ja pracy w tym dzisiejszym Radiu, nie chciałbym szukać. Żadna to chwała, a i sromota niemała. Rok temu, permanentna, choć na szczęście nieskuteczna kandydatka na urząd prezydencki Szczecina, obrażając mnie i moich Słuchaczy, podważyła moje mikrofonowe kompetencje. Efektem niewyparzonego języka są jej publiczne przeprosiny i wpłata stosownej kwoty na konto WOŚP, którego nienawidzi szczerze, więc musiało zapiec. Na wiosnę będę spacerował w koszulce z nadrukiem jej przeprosin. Jak wieść niesie, nie tylko ja. Popyt na takie koszulki jest spory. Dlaczego tyle dziś o mnie? Ano, pewnie dlatego, że w tegorocznym marcu mija równo pięćdziesiąt lat mojej pracy z mikrofonem. Pracy, która wielu przynosiła radość, choć i wielu spędzała sen z powiek. Przerwanej w Radiu przez „złych ludzi”, a na scenach przez pandemię. Pandemia minie. Wierzę, że jeszcze za czasów mojej mikrofonowej sprawności. „Źli ludzie” też miną i też jestem w tej materii optymistą, czego szczerze, z wiosenną nadzieją życzę moim Słuchaczom, Widzom i Czytelnikom.