M
uzeum Ziemi Rawickiej zaprasza na wystawę fotogramów Henryka Pawłowskiego pt. „Rysopis”. Podczas wernisażu w rawickim Ratuszu, który odbędzie się w piątek 4 marca 2011 roku o godz. 19.12, autor będzie również promował swój najnowszy tomik pt. „Szyszynka”. Wystawę można oglądać do 25 marca 2011 roku. Henryk Pawłowski uprawia fotografię poetycką, jak sam nazywa ten nurt fotografii kreacyjnej. Tworzy cykle wielkoformatowych obrazów, które pokazywał na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych. - „Rysopis” powstawał na przełomu 2009 i 2010 roku. Zawiera 35 prac o wymiarach 45 na 60 cm, drukowanych na materiale syntetycznym. Są to autoportrety. Każdy, kto choć trochę zajmował się fotografią, wie, że to jedne z najtrudniejszych zdjęć - zarówno do zrobienia, jak i do pokazania. Spośród wielu tematów podejmowanych przez fotografię, rozumianą jako dziedzinę sztuki, autoportretów powstaje chyba najmniej. Być może dlatego, że fotografia jest najbardziej brutalna w odsłanianiu prawdy o portretowanym. Można się spróbować schować, przybierając miny, tworząc swoiste monodramy - jak to czynił w swych fotografiach Witkacy. Ja podążyłem drogą „fotografii poetyckiej”, tworząc obrazy będące ekwiwalentami moich przeżyć wewnętrznych. Akcentuję nie swoją zewnętrzność, ale osobowość. Cyklowi nadałem przewrotnie tytuł „Rysopis”. Nie chodzi mi przecież o pokazanie katalogu cech zewnętrznych, nawet z uwzględnieniem znaków szczególnych, ale raczej portretu psychologicznego. Traktuję swoją twarz jak literacki motyw, (obrazy niejednokrotnie są ściśle związane z utworami z mojego najnowszego tomiku, powstawały równolegle, wzajemnie się dopełniając) - by łączyć to, co indywidualne, z tym, co uniwersalne.
D
ziesiąty tomik w dorobku Henryka Pawłowskiego nosi tytuł „Szyszynka”. Tematem wierszy jest ciało. Sam autor określa „Szyszynkę” jako literacką wersję „Rysopisu”. - Z cała otwartością mogę powiedzieć, że „Szyszynka” jest tomikiem o moim ciele. I nic mnie nie obchodzi, że może to zabrzmieć jak manifest poezji kobiecej. Nie wdając się w interpretacyjne zawiłości mogę powiedzieć, że w tym tomiku nie ma ani ekstatycznych uniesień, ani lekcji anatomii doktora Tulpa. Ciało ujęte w poetycki cudzysłów traci wymiar biologiczny. A przecież żyje, na słowo honoru. Ciągle, na przekór, wbrew prawom logiki i natury, urągając statystyce medycznej i czytelniczej. Moje ciało ciągle służy mi - nomen omen - do mówienia nieustannie o tym samym: indywidualnym doświadczeniu w egzystencjalnym, a zatem uniwersalnym kontekście. Szyszynka wzrusza mnie moja szyszynka tak o niej myślę zdrobniale czasami kiedy oślepi ledowy reflektor księżyca jak przestraszone zwierzątko jeży się pod blaszką czworaczą (grzbietowa część pokrywy śródmózgowia) powodując lęki nocne lub przedwczesne dojrzewanie płciowe moja szyszynka wydziela melatoninę ale coraz mniej na szczęście dostępna jest syntetyczna forma tego hormonu zawarta w wierszach (środek dopuszczony do obrotu w Polsce od niedawna) stosuje się 0,5-1 godz. przed snem (albo po przebudzeniu w środku nocy) melatonina jest wrażliwa na światło i ciepło należy więc ją przechowywać w ciemnych opakowaniach i w niskiej temperaturze więc dlatego moje wiersze takie zimne i ciemne