Studenckie Zeszyty Naukowe nr 1/2011

Page 1

ISSN 2084-2120

Studenckie Zeszyty Naukowe UJ

Nr 1 Początek

SZ N Studenckie Zeszyty

Naukowe

U niwersytetu J agiellońskiego

1



Nr 1

SZ N Studenckie Zeszyty

Naukowe

U niwersytetu J agiellońskiego

Kraków 2011

Początek


Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego Nr 1/2011, Początek Publikacja wydawana przez Radę Kół Naukowych UJ przy wsparciu finansowym Prorektora ds. Dydaktyki Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. dr hab. Andrzeja Mani. Redakcja Jarosław Dziubiński, Maciej Jakubiak (redaktor naczelny) Jan Major, Beata Orlik, Katarzyna Piekarz, Lucyna Pokusa, Aleksandra Powierska, Tomasz Rachwald (redaktor naczelny), Paulina Rybak (sekretarz redakcji), Karolina Rynowska, Michał Sowiński, Anna Sulima, Alicja Szyszko, Bartosz Wójcik, Magdalena Wutkowska Komitet Naukowy Dr hab. Stanisław Sroka Prof. dr hab. Ryszard Nycz Dr hab. Anna Wiśniewska-Becker Dr hab. Andrzej Krzanowski Prof. dr hab. Włodzimierz Zwonek

Recenzenci Dr Aleksander Gomola Prof. dr hab. Bernard Korzeniewski Dr hab. Magdalena Kos Prof. dr hab. Justyna Miklaszewska Dr Magdalena Siwiec

Korekta Małgorzata Gagajek, Maciej Kiełbas, Dariusz Machla, Paulina Mróz, Ewelina Mykicka, Katarzyna Śledź, Justyna Tomas, Paulina Ząbkowska Projekt okładki i skład Karolina Rynowska ISSN 2084-2120

Wydawca Rada Kół Naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego Gołębia 24, pok. 06-06a 31-358 Kraków


Spis treści Prof. dr hab. Ryszard Nycz Na dobry początek .......................................................................................7

Anna Filipek Początki ludzkości według Anglosasów: Dlaczego historia kuszenia w Genesis B jest teologicznie nietypowa ........................9

Aleksandra Gołąb Pochodzenie wirusów – współczesne koncepcje........................ 26

Izabela Rutkowska Faust historyczny, narodziny legendy. Pierwsze opracowanie literackie........................................................................................................ 34

Karol Haratyk Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu w koncepcji Hernando De Soto............................................................................................. 53

Małgorzata Joanna Adamczyk Początki fascynacji innym. Egzotyka w malarstwie końca XIX wieku na przykładzie malarstwa Henriego Rousseau............... 70

Marcin Zawrotniak Co powstało pierwsze – jajko czy kura?.......................................... 91

Olga Szmidt W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu............... 97

Piotr Nycz Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego w świetle unormowań konstytucyjnych i standardów europejskich... 119



Prof. dr hab. Ryszard Nycz – Na dobry początek

Na dobry początek

W ręce redaktorów SZN oraz studentów UJ trafia nowe pismo. To dobra wiadomość – dla wszystkich studentów, którzy mają coś do powiedzenia (albo tak im się wydaje). Jednakże porwanie się przez redaktorów na redagowanie pisma przeznaczonego dla autorów i czytelników wszystkich kierunków świadczyć może o lekkomyślności albo o karkołomnej odwadze. Może zresztą o jednym i drugim jednocześnie, bo nie są to cechy charakteru zbyt od siebie odległe. Pilnowanie poziomu, to dla redaktorów z pewnością pierwsze, elementarne zadanie. Żeby wszakże pismo, tworzące taki chór zdolnych sopranów i tenorów, nie stało się kakofonią głosów nie do wysłuchania (tj. zrozumienia, przeczytania), trzeba postawić sobie trudniejsze zadanie. Trzeba przede wszystkim zadbać o wypracowanie warunków do spotkania, oswojenia się z różnymi problemami, metodami badania, sposobami mówienia o człowieku i świecie. Żeby jednak z kolei spotkania te nie przypominały Lichtenbergowskich dialogów ślepego z kulawym („jak ci idzie? – jak widzisz”), a prowadziły do odkrycia (czy stworzenia) możliwości wspólnej podstawy rozumienia i porozumienia się – w zakresie tematu czy problemu, metody czy języka opisu, ponad (czy: pod) podziałami profesjonalnych dyscyplin – do tego potrzeba jeszcze czegoś więcej.

7


Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Dziś jest szczególnie korzystna koniunktura intelektualna do podejmowania ryzyka tworzenia przyjaznego środowiska dla takich dociekań; już nie interdyscyplinarnych, ale inter- czy trans-dziedzinowych. Podejmują je najambitniejsze pisma, próbują realizować kluczowe współczesne „zwroty” i nurty badawcze. Nie można wykluczyć, że łatwiej osiągnąć to młodym adeptom nauki, nie zasklepionym jeszcze w swych pasjach i zaciekawieniach poznawczych przez profesjonalne ograniczenia, koncentrację na wąskospecjalistycznie definiowanych przedmiotach i metodach badawczych. W pierwszym numerze widać wyraźne oznaki zainteresowania Redakcji sprostaniem temu najambitniejszemu wyzwaniu. Chciałbym więc jej życzyć nie tylko wytrwania w tych staraniach, ale i uznania ich za własne przez całe studenckie środowisko naszego uniwersytetu. Reszta może się udać bardziej albo mniej. Tak czy owak, jeśli uda się to najważniejsze, pismo zyska własną markę, a więc prawo do znaczenia w dzisiejszym świecie (także nauki). Będzie nie tylko rozpoznawalne, ale i ważne dla środowiska; warte publikowania, czytania, dyskutowania... Powodzenia!

Prof. dr hab. Ryszard Nycz


Anna Filipek – Początki ludzkości według Anglosasów

Anna Filipek Filologia angielska UJ

Początki ludzkości według Anglosasów: Dlaczego historia kuszenia w „Genesis B” jest teologicznie nietypowa 1 [A]c niotað inc þæs oðres ealles, forlætað þone ænne beam. Wariað inc wið þone wæstm2.

Rosemary Woolf słusznie zauważyła w jednej ze swoich prac badawczych, że autor staroangielskiego poematu Genesis B „podejmuje temat z psychologicznego raczej niż z dogmatycznego punktu widzenia”3. Utwór wyraźnie odbiega od biblijnej wersji historii kuszenia, zarówno jeśli weźmiemy pod uwagę szczegóły, jak i bardziej ogólne zagadnienia chrześcijańskiej doktryny. Poemat zachował się w napisanym w drugiej połowie X lub na początku XI stulecia4 manuskrypcie Juniusa5 i stanowi interpolację w obrębie większego dzieła – Genesis A – które skupia się 1 Artykuł jest autorskim tłumaczeniem z ang. org.: The Beginnings of Humankind According to the Anglo–Saxons: How the Temptation Story of Genesis B is Theologically Distinctive. 2 „[L]ecz używajcie, wy dwoje, tych wszystkich pozostałych; zostawcie w spokoju to jedno drzewo. / Oboje strzeżcie się tego owocu” (Genesis B, wersy 235–236). Polskie tłumaczenia ze staroangielskiego poematu są mojego autorstwa. 3 R. Woolf, Art and Doctrine: Essays on Medieval Literature, ed. Heather O’Donoghue, London 1986, p. 15. 4 R. Marsden, Satan’s Challenge (Genesis B, lines 338-441), [w:] The Cambridge Old English Reader, Cambridge 2008, p. 130. 5 Oxford, Bodleian Library, Junius 11.

9


10

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

na wydarzeniach z pierwszych dwudziestu dwóch rozdziałów Księgi Rodzaju. W 617 wersach (od 235 do 851) Genesis B obrazowo przedstawia i interpretuje upadek Lucyfera i jego zwolenników z Królestwa Niebieskiego, kuszenie Adama i Ewy, późniejszy grzech pierworodny oraz wygnanie z Edenu. Nietypowy sposób przedstawienia wydarzeń sugeruje, że poemat miał więcej niż jedno źródło. Oprócz oryginalnego starosaksońskiego utworu, którego fragment jest obecnie przechowywany w Bibliotece Watykańskiej, autor Genesis B wykorzystał najprawdopodobniej znacznie wcześniejsze zapisy apokryficzne. Dodatkowo należy przypuszczać, że tekst został celowo dostosowany do potrzeb germańskich odbiorców, ponieważ zawiera doskonale im znane elementy comitatus, czyli unikalnej relacji między wczesnym władcą feudalnym a podległymi mu wojownikami. Dzięki tak oryginalnemu podejściu do tematu porównanie tekstu Genesis B z relacją przedstawioną w Księdze Rodzaju prowadzi do wielu zaskakujących wniosków, których analiza jest przedmiotem tego artykułu. Pierwsze wersy Genesis B relacjonują boski zakaz spożywania owocu z drzewa poznania dobrego i złego. Już na samym wstępie napotykamy na odstępstwo od biblijnej wersji wydarzeń: zakaz jest adresowany nie tylko do Adama, ale także do Ewy, podczas gdy Księga Rodzaju wyraźnie zaznacza, że pierwsza kobieta została stworzona znacznie później (Gen 2:16–22). Ta poważna różnica pozwala postrzegać późniejsze nieposłuszeństwo Ewy w zupełnie nowym świetle. Patrząc z psychologicznego punktu widzenia, jeśli nie była ona bezpośrednią adresatką boskiego zakazu, to mogła czuć się nim mniej związana i zupełnie świadomie zdecydowała się go złamać. Natomiast jeśli usłyszała ostrzeżenie bezpośrednio od Boga, to musiało ono wywrzeć na niej znacznie silniejsze wrażenie i dlatego, jak tłumaczy autor Genesis B, Ewa zgrzeszyła nie przez złą wolę czy dumę, ale ze strachu przed niewypełnieniem boskich żądań. Co jeszcze bardziej istotne, staroan-


Anna Filipek – Początki ludzkości według Anglosasów

gielski poemat nie wyjaśnia dlaczego owoc jest zakazany. Bóg jedynie nakazuje Adamowi i Ewie: „ac niotað inc þæs oðres ealles, forlætað þone ænne beam. / Wariað inc wið þone wæstm”6 (235-236)7, podczas gdy biblijny Bóg podaje wyraźny powód: „[…] bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz” (Gen 2:17). Podobnie jak poprzednia rozbieżność, ten czynnik również sprawia, że późniejszy grzech pierworodny częściowo traci swój tradycyjnie negatywny wymiar. Jeśli Adam i Ewa nie rozumieli w pełni dlaczego nie wolno im jeść z drzewa poznania dobrego i złego, to nie byli w stanie przewidzieć skutków swojego nieposłuszeństwa. Fakt, że Bóg przemawia zarówno do mężczyzny, jak i do kobiety, czyni tych dwoje równymi sobie. Chociaż później narrator zaznaczy, że „hæfde hire wacran hige / metod gemearcod”8 (590–591), to na początku hierarchia nie jest jeszcze liniowa (Bóg – Adam – Ewa), ale przyjmuje raczej kształt odwróconej litery „V” (Bóg – Adam; Bóg – Ewa). Ewa jest bliżej Boga, ponieważ słyszy nakaz bezpośrednio od Niego, nie od pośrednika. Nieco dalej w tekście Adam i Ewa znów znajdują się na tym samym poziomie w hierarchii, kiedy relacja między nimi a Bogiem jest przedstawiona niemal jako relacja między władcą feudalnym a podległymi mu wojownikami: „He let heo þæt land buan / […] / stiðferhð cyning”9 (239–241), co następnie dodatkowo wzmacnia stwierdzenie, że Adam i Ewa byli „gingran self”10 (458). Niektórzy badacze literatury11 interpretują tak nietypowe obrazowanie jako dostosowanie treści poematu do kultury jego germańskich odbiorców, 6 „Lecz używajcie, wy dwoje, tych wszystkich pozostałych; zostawcie w spokoju to jedno drzewo. / Oboje strzeżcie się tego owocu”. 7 Podane w nawiasach numery odnoszą się do kolejnych wersów w oryginalnej staroangielskiej wersji poematu. 8 „Bóg jej słabszego ducha, / stwórca, przypisał”. 9 „Pozwolił im mieszkać na tej ziemi / […] twardy król”. 10 „Jego zwolennicy [słudzy]”. 11 A. Renoir, The Self-Deception of Temptation: Boethian Psychology in Genesis B, [in:] Old English Poetry: Fifteen Essays, ed. Robert P. Creed, Providence 1967) p. 51-52.

11


12

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

dokonane przez nadanie biblijnej relacji cech więzi lojalności typowych dla anglosaskiej społeczności. Taką linię interpretacji podtrzymują słowa Adama w scenie kuszenia, kiedy mówi, że przecież Bóg nie dał swojemu rzekomemu posłańcowi żadnego p o d a r u n k u - s y m b o l u („tacen”, 540) jako dowodu ich hierarchicznej relacji. W ten sposób Genesis B podkreśla silną zależność Adama i Ewy od Boga oraz ich podległość Jego woli, co stanowi odejście od nacisku Biblii na wolność człowieka („A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz […]. Niech panuje […] nad ziemią»” (Gen 1:26). Po krótkim wstępie przygotowującym pole do późniejszych wydarzeń następuje opis buntu aniołów, który w ogóle nie ma swojego odpowiednika w Biblii. Jeśli wcześniej dostrzegaliśmy sugestie co do istnienia określonej hierarchii w relacji Bóg – człowiek, to teraz spotykamy już wyraźny nacisk na hierarchiczność Królestwa Niebieskiego: Hæfde se alwalda engelcynna þurh handmægen, halig drihten, tene getrimede, þæm he getruwode wel þæt hie his giongorscipe fyligan wolden, wyrcean his willan12.

Wpływowy germański władca, który opierał swoją władzę na grupie oddanych wojowników, mógł bez trudu dostrzec swoje odbicie w powyższym opisie. Ze względu na zasady lojalności obowiązujące w ramach relacji comitatus, bunt Lucyfera należy odczytywać nie tylko jako zbrodnię przeciw Panu i Władcy, ale także jako złamanie elementarnych zasad kodu moralnego germańskiej społeczności. Jak pisze Charles Kennedy: „To rebelia potężnego wasala przeciw jego królowi”13. Jako taka nie ma ona żadnego usprawiedliwienia i zasługuje na 12 „Władca wszystkiego rodu anielskiego / pracą własnych rąk, święty władca, / dziesięć rodzajów utworzył; bardzo im ufał, / wiedział, że jego rozkazu oni byli stworzeni, by usłuchać, / by wykonywać jego wolę” (246–250). 13 Ch. Kennedy, The Earliest English Poetry: A Critical Survey of the Poetry Written before the


Anna Filipek – Początki ludzkości według Anglosasów

całkowite potępienie, co narrator podkreśla przez wielokrotne zastosowanie konstrukcji „powinien b y ł ”: „Lof s c e o l d e he drihtnes wyrcean, / dyran s c e o l d e he his dreamas on heofonum, and s c e o l d e his drihtne þancian / þæs leanes þe he him on þam leohte gescerede”14 (256-258). Warto zauważyć, że narrator zdecydowanie narzuca odbiorcy własną ocenę wydarzeń, pełniąc funkcję pewnego rodzaju przewodnika. W odróżnieniu od takiego podejścia, Księga Rodzaju prezentuje wyłącznie ścisłe fakty i kolejne wydarzenia w przedstawianej opowieści, posługując się niedomówieniem jako jedyną wskazówką do odgadnięcia motywów działań postaci. Narrator Genesis B idzie o krok dalej i wyjaśnia opisywane wydarzenia, stosując chrześcijański oraz kulturowy kod moralny. Autor poematu zwrócił również szczególną uwagę na brak barwnych opisów w czysto informacyjnym przekazie Księgi Rodzaju. U niego Lucyfer jest zaprezentowany bardzo poetycko: „[…] hæfde he hine swa hwitne geworhtne, / […] / gelic wæs he þam leohtum steorrum”15 (254–256). Ten opisowy fragment służy zarówno wykreowaniu wyjątkowego nastroju utworu, jak i zaznaczeniu pewnej stronniczości ze strony narratora. Zdaje się on sugerować, że jeżeli to wyjątkowa uroda i intelekt Lucyfera doprowadziły go do buntu, skoro te cechy były mu dane od Boga, to być może jest On w pewnym sensie odpowiedzialny za późniejsze wydarzenia: „ænne hæfde he swa swiðne geworhtne, / swa mihtigne on his modgeþohte, he let hine swa micles wealdan, / hehstne to him on heofona rice […]. / […] / Ac he awende hit him to wyrsan þinge”16 (252–254, 259). Jednak już w monologu Lucyfera wyNorman Conquest with Illustrative Translations, New York 1943, p. 164. 14 „P o w i n i e n b y ł kochać dzieło swojego władcy, / p o w i n i e n b y ł sobie cenić swoją radość w niebie i p o w i n i e n b y ł dziękować swojemu władcy / za wszystkie te wspaniałości, które z nim dzielił w tej jasności”. 15 „[...] tak jasnego go stworzył, / [...] / że był jak światło gwiazd”. 16 „Jednego szczególnie stworzył tak jaśniejącego / tak mocnego w myśleniu; pozwolił mu dzierżyć tak wiele władzy, / najwyższemu po sobie w królestwie niebieskim; tak jasnego go

13


14

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

rażającym jego pragnienie władzy, poeta powrócił do tradycyjnej wersji wydarzeń, rysując wyraźną granicę między dobrem i złem. Anioł woła: „Ic mæg wesan god swa he”17 (283) i tak mocne sprecyzowanie jego ambicji nie pozostawia w odbiorcy żadnych wątpliwości co do tego, kto ma słuszność. Opis kary zesłanej na buntowniczych aniołów dodatkowo podkreśla to, że racja leży po stronie Boga. Podobnie jak opis wyglądu Lucyfera, ten fragment również wprowadza do tekstu barwne obrazowanie: Wite þoliað, hatne heaðowelm helle tomiddes, brand and brade ligas, swilce eac þa biteran recas, þrosm and þystro18.

W późniejszych wersach napotykamy szeroki opis okoliczności, w których imię Lucyfera zostało zmienione na Szatan, oraz jego namowy mające na celu sprowadzenie na złą drogę ludzi mieszkających w Edenie. Pełna mocy retoryka, siła argumentacji oraz skrajność emocji wyrażone w mowie Szatana skłoniły licznych badaczy literatury do nazwania tego fragmentu miniaturowym Rajem Utraconym19. Diabeł jest tu przedstawiony z wielką troską o szczegóły, nadano mu także wiele indywidualnych cech. Dzięki temu, jako postać, oddala się od abstrakcyjnej personifikacji zła, staje się konkretną osobą, co z kolei czyni go bardziej wiarygodnym w oczach Adama i Ewy oraz w oczach stworzył, / tak ujmujące było jego zachowanie w niebie […]. / […] / Ale on zmienił siebie w straszne istnienie”. 17 „Mogę być bogiem równie dobrze, jak on”. 18 „Cierpią karę, / gorące wojenne płomienie wewnątrz piekła, / palące jak miecz i tchnące gorącem płomienie, podobnie też ten gorzki dym, / duszący i ponury” (323–326). 19 Ch. Kennedy, The Earliest English Poetry…, p. 163. W istocie nadal trwa dyskusja, której celem jest rozstrzygnięcie, czy Milton miał dostęp do manuskryptu Juniusa i w swojej epopei mógł bazować na Genesis B. Niektórzy uważają tą teorię za bardzo prawdopodobną z racji tego, że uczony Junius analizował manuskrypt w Londynie na krótko przed oślepnięciem Miltona, więc możliwe, że poeta przynajmniej o nim słyszał (D. Masson, The Life of Milton in Connexion with the History of His Own Time, [vol. VI], New York 1880, p. 557).


Anna Filipek – Początki ludzkości według Anglosasów

odbiorcy poematu. Na podstawie tego Edith Wardale posunęła się do stwierdzenia, że w Genesis B „to Szatan jest głównym bohaterem”20. Faktycznie, można zastanawiać się, co skłoniło autora poematu do zawarcia tak długiego i szczegółowego opisu upadku aniołów w tekście, który miał za cel streszczenie Księgi Rodzaju – w której brak analogicznego opisu. Michael Cherniss podaje gotową odpowiedź na to pytanie: „Historia Upadku Szatana stanowi teologiczne tło – i stąd zrozumiałą przyczynę – wydarzeń w historii Genezy”21. A zatem raz jeszcze poeta starał się uzasadnić przyczyny kuszenia i ponownie uczynił to odwołując się do kultury swoich odbiorców, w tym przypadku przywołując germańską tradycję wyrównania rachunków za pomocą zemsty. Genesis B doskonale obrazuje błędne koło, które powstaje w wyniku takiego działania. Bóg mści się za bunt Lucyfera i wtrąca go do piekła, na co Szatan odpowiada również zemstą. Jak wiadomo z Biblii, to zachowanie wywoła dalszą reakcję: „Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: «Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty […]; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. […] [Potomstwo Ewy] zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę»” (Gen 3:14–15). W ten sposób poeta bezpośrednio połączył tradycję biblijną z tradycją swojej społeczności. W dalszej części manuskryptu narrator powraca do centralnej historii Adama i Ewy. Przywołuje moment, kiedy wysłany przez Szatana kusiciel przybywa do Edenu i zatrzymuje się niedaleko dwóch słynnych drzew. Co ciekawe, zamiast drzewa poznania autor wprowadza drzewo śmierci: „deaðes beam” (478). W ten sposób poznanie, czyli wiedza, jest zrównane ze śmiercią. Warto również zauważyć, że biblijne drzewo poznania zawiera w sobie zarówno dobro, jak i zło, tak jak sama wiedza łączy w sobie te dwa zjawiska: „drzewo poznania dobra 20 E. Wardale, Chapters on Old English Literature, London 1935, p. 123. 21 M. Cherniss, Ingeld and Christ: Heroic Concepts and Values in Old English Christian Poetry, The Hague and Paris 1972, p. 156.

15


16

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

i zła” (Gen 2:9). Wynika z tego, że drugie znaczące drzewo, które rosło w Edenie – drzewo życia – pozostaje odrębne od tych dwóch wartości. Drzewo życia w Genesis B jest natomiast zrównane z dobrem na zasadzie opozycji z drzewem śmierci, które odpowiada złu. Różnice między dwoma drzewami faktycznie są kontrastowe: nieśmiertelność – śmierć, wieczna młodość – starzenie się, zdrowie – choroba, szczęście – zmartwienie i ciężka praca (466–489). Dzięki temu wywołana grzechem pierworodnym śmierć czystości duszy znajduje wytłumaczenie w bardziej zrozumiałym obrazowaniu, gdzie ostatecznie symbolizuje ją stopniowa fizyczna degradacja. Księga Rodzaju powstrzymuje się od takiego uproszczenia, podkreślając niejednoznaczną naturę poznania oraz konieczność ostrożnego traktowania wiedzy. Z drugiej strony siła interpretacji przyjętej przez Genesis B leży właśnie w uproszczeniu biblijnego przekazu: ponieważ drzewo śmierci stanowi lepsze dopełnienie drzewa życia niż drzewo poznania Tak wyraźny kontrast znacznie dramatyzuje wybór oczekujący ludzkość22. Chociaż pod drzewem śmierci kusiciel przybiera wstępnie formę węża, później przeobraża się w istotę przypominającą anioła. W innym wypadku Ewa nie mogłaby powiedzieć, że jego wygląd wskazuje na to, że pochodzi z nieba (656–658). Biblijny Szatan pozostaje jednak wężem przez całą długość sceny i dlatego nie można o nim równie łatwo jak o aniele stwierdzić, że pochodzi on od Boga. Jednak w Genesis B Adam i Ewa mają poważne powody, by wierzyć kusicielowi. Co zaskakujące, ten ostatni najpierw zwraca się do mężczyzny, nie do kobiety, co otwarcie zaprzecza Księdze Rodzaju. Pomimo pochlebstw i przekonującej argumentacji diabła, Adam natychmiast spostrzega jego kłamstwa i przegania go. Zdając sobie sprawę z tego, że postępuje niewłaściwie, ulega mimo wszystko namowom Ewy. Dostrzega on więc 22 J. McKinnell, Old Testament Heroic Poetry: Exodus and Genesis B. Old English Lecture, English Literature Lecture, University of Durham, 21.10.2010.


Anna Filipek – Początki ludzkości według Anglosasów

w kusicielu zło, jednak ostatecznie ulega jego nakazowi. Natomiast w Biblii Adam jest kuszony nie bezpośrednio przez Szatana, ale pośrednio – przez Ewę, której mógł ufać. Genesis B daje Adamowi możliwość własnej oceny sytuacji. Biblia z kolei pozbawia go tej możliwości, więc Adam jest zmuszony polegać na ocenie Ewy. Dlatego staroangielski poemat zdecydowanie przesuwa ciężar winy ze strony Ewy w stronę Adama. Nawet jeśli oboje zgrzeszyli, to wina jednego z nich jest większa i Genesis B nie pozostawia wątpliwości, że leży ona po stronie pierwszego mężczyzny. Co więcej, trzeba zwrócić uwagę na to, że przedstawiona w poemacie Ewa działała w dobrej wierze, będąc święcie przekonana, że kusiciel jest boskim posłańcem, że wypełniając jego nakaz, wypełni wolę Boga: „[…] þes boda sciene, / godes engel god, ic on his gearwan geseo / þæt he is ærendsecg uncres hearran / […] / […] Ic gelyfe þæt hit from gode come”23 (656–658, 679). Narrator zwraca uwagę na jej niewinność: „Heo dyde hit þeah þurh holdne hyge, nyste þæt þær hearma swa fela, / […] / ac wende þæt heo hyldo heofoncyninges / worhte mid þam wordum”24 (708, 712–713). Tekst zawiera również rozliczne wzmianki o tym, że Ewa została wprowadzona w błąd i oszukana przez kusiciela (np. 647). Treść analogicznych rozdziałów z Księgi Rodzaju nie narzuca równie jednoznacznej oceny moralnej, prezentuje sytuację obiektywnie, jednak z dużą dozą niedopowiedzeń, które sprawiają, że biblijny tekst otwiera pole do wielu różnych interpretacji, odwrotnie niż w Genesis B. Poemat niemal rozgrzesza Ewę: skoro nie wiedziała ona, że czyni źle, to jak można ją winić? Narrator na tyle wyraźnie opowiada się po jej stronie, że skłonił S.H. Guerteen do nazwania Ewy „prototypem prawdziwej Kobiecości, bezinteresownej i pełnej poświęcenia”25. 23 „[…] ten jaśniejący posłaniec, / dobry anioł Boga, widzę po jego wyglądzie, / że jest posłańcem naszego pana / […]; / […] wierzę, że to pochodzi od Boga”. 24 „Zrobiła to, jednak, z lojalnych zamiarów, nie wiedziała, że [wyrządzi] tak wiele szkód, / […] / ale przez to swoją powinność dla króla niebios / czyniła, z tymi słowami”. 25 S. H. Guerteen, The Epic of the Fall of Man, New York and London 1896, p. 216.

17


18

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Jednak przypuszczalnie najbardziej zdumiewające słowa padają w wersach 595-598: þæt is micel wundor þæt hit ece god æfre wolde þeoden þolian, þæt wurde þegn swa monig forlædd be þam lygenum þe for þam larum com26.

Narrator kwestionuje tutaj autorytet Boga i zasadność Jego działań, co z punktu widzenia chrześcijańskiej teologii jest nie do przyjęcia. Jak pisze Cherniss: „Jego słowa sprawiają, że zaczynamy poważnie wątpić w jego teologiczne kompetencje”27. Poddając w wątpliwość boską dalekowzroczność oraz Jego prawo do wystawienia człowieka na próbę, narrator zdaje się wręcz krytykować decyzję Boga o zezwoleniu na kuszenie Adama i Ewy. Jako narrator wszechwiedzący korzysta on z prawa oceny przedstawianych wydarzeń i w ten sposób nie tylko przypisuje sobie wiedzę większą niż Bóg , który jest jedynie jedną z postaci, ale również staje się bardziej wiarygodny w oczach odbiorców. Interpretuje historię kuszenia zamiast zostawić czytelnikom poszukiwanie jej przesłania i znaczenia, tak jak to czyni Księga Rodzaju. Nie powinno zatem dziwić, że cały tekst Genesis B nagle przeobraża się ze Słowa Bożego w świecką relację, brak w nim niekwestionowanego i „samoniekwestionującego się” autorytetu Pisma Świętego. Sama scena kuszenia różni się od swojego biblijnego odpowiednika również w innych aspektach. Diabeł nie tylko najpierw rozmawia z Adamem, ale również razem z Ewą namawia go później do zjedzenia owocu, zamiast zostawić jej to zadanie: „Stod se wraða boda, / legde him lustas on and mid listum speon, / fylgde him frecne”28 (686–688). 26 „To bardzo zdumiewające, / że odwieczny Bóg kiedykolwiek by / zniósł, władca, żeby wasal / był wprowadzony w błąd przez tak wiele kłamstw, które przybyły pod postacią nauki”. 27 M. Cherniss, Ingeld and Christ..., p. 169. 28 „Wrogi posłaniec stał niedaleko, / wiódł ich dalej z ochotą i ze sprytem naciskał na nich, / pchał ich w niebezpieczeństwo”.


Anna Filipek – Początki ludzkości według Anglosasów

Pełne mocy i perswazji namowy diabła raz jeszcze wskazują na jego zdecydowanie bardziej aktywną rolę niż w Biblii i raz jeszcze przywołują na myśl opus magnum Miltona. Nie dość, że diabeł kłamie – na przykład nazywając siebie boskim posłańcem (497) – to ponadto posługuje się sprytnymi półprawdami. Przykładowo, kiedy mówi: „[…] ne þæt nu fyrn ne wæs / þæt ic wið hine sylfne sæt”29 (498–499), zapomina dodać, że od czasu, do którego się odnosi, jego pozycja uległa istotnej zmianie. Podobnie, kiedy chwali się: „[…] wæs seo hwil þæs lang / þæt ic geornlice gode þegnode / þurh holdne hyge”30 (584–586), nie wspomina, że obecnie jest daleki od takiej służby. Oprócz wzmocnienia przekonania, że Adam i Ewa zostali przez kusiciela wprowadzeni w błąd, ten fragment służy też wyniesieniu opowiadanej historii na zupełnie nowy poziom. Czytelnik bez trudu zdaje sobie sprawę, jak wielką przyjemność sprawiło poecie wykreowanie postaci diabła i nadanie mu cech tak niewiarygodnie sprytnej i przebiegłej istoty. Kusiciel jest postacią, która istnieje ponad wąską historią przedstawioną w Genesis B, dlatego kiedy włącza się on w bieg wydarzeń, by popisać się swymi zdolnościami, odbiorca tekstu ma nieodparte wrażenie, że jego możliwości sięgają znacznie dalej, niż to ukazuje poemat. Biblijna opowieść wypada w tym kontekście bardzo blado, a jej bohaterowie nie wykraczają poza wymiar papierowych szkiców. Zobrazowane w Genesis B następstwa grzechu także różnią się znacznie od tych przedstawionych w Biblii. Po pierwsze, opisane jest działanie zakazanego owocu na zmysły Ewy: pierwsza kobieta chwilowo zyskuje ogromną moc wzroku i rozgląda się „on woruld ealle / ofer þas sidan gesceaft”31 (674–675). W ten sposób kusiciel oszukuje ją nawet po dokonaniu grzechu i najwyraźniej może znacznie wpływać na jej fizyczne możliwości. Po drugie, tekst zawiera bogaty opis gwał29 „[…] i niedawno to było, / że siadałem obok samego Boga”. 30 „[…] nie tak dawno to było, / że z ochotą służyłem Bogu / z lojalnym duchem”. 31 „Ponad całym światem, / ponad tym niezliczonym stworzeniem”.

19


20

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

townych zmian w przyrodzie wywołanych przez grzech pierworodny. Adam żali się na przenikliwość wiatru, gradowe chmury, burze i silny mróz, które występują na zmianę z palącym słońcem (805–810). Stan przyrody wiernie odzwierciedla stan ludzkiej duszy – pełnej gwałtownych uczuć, rozpaczy i strachu. Biblia wstrzymuje się od łączenia tych dwóch dziedzin i raczej podkreśla wyższość człowieka nad przyrodą: „Niech [człowiek] panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Gen 1:26). Można stąd wywnioskować, że biblijna opowieść przedstawia relację człowiek – przyroda jako analogiczną do relacji Bóg – człowiek, podczas gdy Genesis B umieszcza człowieka na poziomie środowiska, w którym on żyje, równocześnie zwiększając dystans między Bogiem a człowiekiem. Bóg jest odległy i bardziej przypomina feudalnego władcę, którego należy czcić i bezdyskusyjnie słuchać, niż biblijnego ojca. Tekst przedstawia zapis monologu kusiciela, w którym wyraża on nieposkromioną radość wywołaną doprowadzeniem Adama i Ewy do katastrofy. Biblijna opowieść natomiast, oprócz aktu potępienia węża przez Boga, nie zawiera już o nim żadnej wzmianki. Szatan nie jest dopuszczony do głosu, by wyrazić swoją reakcję i dlatego pozostaje jedynie abstrakcyjną esencją zła – mało konkretnym głosem nawołującym do grzechu i znikającym od razu, jak tylko grzech został popełniony. W tym kontekście głęboko rozwinięta ludzka emocjonalność kusiciela z poematu jest jeszcze bardziej uderzająca. Diabeł wyraża niesamowicie szeroką gamę uczuć – od nieujarzmionej radości, poprzez czystą złośliwość, przebłyski zawiści, triumfalne pocieszenie kompanów niedoli i gorzki ból wspomnień, aż do pełnego satysfakcji uznania sprawiedliwości własnego działania (sic!). Swój wybuch uczuć kończy westchnieniem ulgi: „Forþon is min mod gehæled, / hyge ymb heortan gerume, ealle synt uncre hearmas gewrecene / laðes þæt wit lange


Anna Filipek – Początki ludzkości według Anglosasów

þoledon”32 (758–760). Warto zwrócić uwagę, że odbiorca ma większy wgląd w umysł kusiciela niż w umysł Adama czy Ewy: od czysto technicznej strony jego monolog jest dłuższy, ale jeszcze ważniejsza jest jego treść. Diabeł rozważa przeszłość i przyszłość biorąc pod uwagę zarówno siebie, jak i swoich piekielnych zwolenników, ale przyjmuje również szerszą perspektywę, kiedy zastanawia się nad losem ludzkości i Boga: „ge þæt hæleða bearn heofonrice sculon / […] / […] eac is hearm gode, / modsorg gemacod”33 (752, 754–755). Z kolei dla Adama ważny jest przede wszystkim on sam i Ewa, jego gorzkim wyrzutom brakuje szerszego kontekstu, który wprowadza w swoich rozważaniach kusiciel. Chociaż Adam jest w efekcie końcowym przedstawiony jako równie istotna postać, to jego portret jest zdecydowanie mniej fascynujący – co przeciwstawia się podziałowi ról z Księgi Rodzaju. Kiedy kusiciel oddala się w kierunku piekła, Adam i Ewa odkrywają prawdziwą naturę zakazanego owocu i w rezultacie on obwinia ją o popełnienie grzechu. Ewa bez wahania zgadza się z prawdą zawartą w jego słowach: „þu meaht hit me witan”34 (824), zamiast zrzucać winę na kusiciela: „Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: «Dlaczego to uczyniłaś?» Niewiasta odpowiedziała: «Wąż mnie zwiódł i zjadłam»” (Gen 3:13). Dlatego odbiorcy jest o wiele łatwiej sympatyzować z Ewą z poematu, nie tylko na zasadzie porównania z biblijną kobietą, ale także w odniesieniu do Adama. Pierwsza kobieta nie wini ani jego, ani diabła i przyjmuje całą winę na siebie, podczas gdy Adam nie dostrzega, że jego własna uległość stanowiła klęskę jego silnej woli. „Swa me nu hreowan mæg / æfre to aldre þæt ic þe minum eagum geseah”35 32 „Dlatego mój umysł jest uleczony, / moja dusza ma dużo miejsca wokół mego serca, wszystkie nasze krzywdy są całkowicie pomszczone; / te okropności, które długo cierpieliśmy”. 33 „Bo potomstwo człowiecze z tej niebieskiej ziemi [wyjdzie], / […] / […] i wasza krzywda jest naprawiona, / smutek wyryty w ich umysłach”. 34 „Możesz mi za to czynić wyrzuty”. 35 „Tak więc będę teraz żałował / już zawsze, że własnymi oczami kiedykolwiek na ciebie spojrzałem”.

21


22

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

(819–820) – żałuje on gorzko zamiast zauważyć, że przecież mógł przeciwstawić się namowom Ewy. Z powyższych względów Ewa posiada znacznie więcej empatii niż Adam. Można nawet stwierdzić, że jej reakcja po odkryciu prawdziwej natury grzechu umiejscawia ją w obrębie sfery typowo „kobiecych” uczuć – Ewa skupia się na swoim smutku, żalu i poczuciu winy – podczas gdy uczucia Adama są raczej „męskie”, skoro używając analitycznego myślenia i rozsądku martwi się on o ich przyszłe życie i przetrwanie. Nawet jeśli żal i złość chwilowo go ponoszą, pozostaje skoncentrowany na tym, co go czeka, w przeciwieństwie do ograniczonych do teraźniejszości zmartwień Ewy. Chociaż taki przydział ról i cech osobowości jest doskonale znany w chrześcijańskiej tradycji, należy pamiętać, że w żaden sposób nie odzwierciedla on biblijnego wzoru. Na koniec Adam wyraża swoją gotowość na przyjęcie kary i pokutę: Gif ic waldendes willan cuðe, hwæt ic his to hearmsceare habban sceolde, […] […] ic to þam grunde genge, gif ic godes meahte willan gewyrcean36.

Adam mocno przeżywa to, że przekroczył granice wyznaczone przez Boga i dlatego dąży do jak najszybszej naprawy wyrządzonego zła. Razem z Ewą modli się do Boga, prosząc o Jego pomoc i przewodnictwo (846–850), zamiast próbować uciec od odpowiedzialności, jak podaje Biblia: „[…] mężczyzna i jego żona […] skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu” (Gen 3:8). W biblijnej wersji opowieści Adam i Ewa zachowują się jak małe dzieci, które, nieopatrznie zbiwszy szybę w oknie, uciekają jak najdalej od miejsca wypadku licząc na to, że ojciec niczego nie zauważy. Z kolei Genesis B ukazuje ich jako dorosłych ludzi 36 „Gdybym władcy wolę znał, / co ja za to czynienie szkody bym miał, / […] / […] zszedłbym pod ziemię, gdybym wolę Boga / mógł wypełnić” (828–829, 834–835).


Anna Filipek – Początki ludzkości według Anglosasów

doskonale świadomych tego, że karząca ręka sprawiedliwości musi ich dosięgnąć i gotowych wziąć na siebie odpowiedzialność za popełnione czyny. Adam i Ewa są przedstawieni w o wiele bardziej przychylnym świetle i ich grzech nie ma tak wielkiego ciężaru, jak w Biblii. Ich dobre intencje i żal za grzech skłaniają odbiorcę poematu do współczucia rodzicom ludzkości i do mocniejszej identyfikacji z nimi. Podsumowując, Genesis B ukazuje historię kuszenia w sposób zaskakująco odmienny od biblijnego. Intencją poety było niewątpliwie znalezienie takiego uzasadnienia grzechu pierworodnego, które nie potępiałoby Adama i Ewy równie jednoznacznie, jak czyni to Księga Rodzaju, w efekcie utwór miejscami zbliża się nawet do usprawiedliwienia grzechu. Jak twierdzi Stanley Greenfield, autor Genesis B chciał przede wszystkim „przypomnieć nam o niszczących siłach, które czają się za ludzkimi wyborami drogi postępowania – obojętne, jak dobre mamy zamiary”37. Co zatem najważniejsze, w Genesis B pojęcie grzechu pierworodnego jako świadomego wyboru zostaje zastąpione pojęciem bycia wprowadzonym w błąd, co redefiniuje całkowity wydźwięk i znaczenie tego wydarzenia. Zarówno Szatan, jak i kusiciel są zaprezentowani w sposób niezwykle realistyczny i przemawiający do wyobraźni, stąd siły zła jawią się jako główne czynniki pchające akcję naprzód ku katastrofalnemu końcowi. Obraz Boga także różni się od tego z Księgi Rodzaju: jest On raczej starogermańskim władcą niż ojcem, który na dodatek nie ostrzega Adama i Ewy wystarczająco jasno przed możliwym niebezpieczeństwem. Na bardziej ogólnym poziomie poemat jest pełen barwnych detali, które dodają opowiadanej historii psychologicznej głębi, a komentarz narratora kieruje oceną wydarzeń. W efekcie końcowym odbiorcy nie mogą nie współczuć Adamowi i Ewie. 37 S. Greenfield, A Critical History of Old English Literature, New York 1965, p. 153.

23


24

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

ABSTRACT The Beginnings of Humankind According to the Anglo-Saxons: How the Temptation Story of Genesis B is Theologically Distinctive The aim of this paper is to explore the multi-layered differences between the accounts of the temptation of Adam and Eve as provided by the Old English poem Genesis B and the Bible. Beginning with a purely textual comparison of the two texts, the paper develops to draw conclusions on more generally psychological and theological levels. The emerging line of argument attempts to prove that Genesis B visibly sympathises with the ancestors of humankind: while detailedly explaining the circumstances of the original sin, the poem justifies and almost extenuates it, in defiance of the portrayal provided in the Book of Genesis. The scrutiny of the images of God, Satan, the tempter, as well as Adam and Eve leads to an analysis of the extrabiblical background of the story and its relevance in the broader interpretation of the temptation. Also, the psychological depth given to the characters of the story reveals a significant bias on the part of both the fictitious narrator and the poet; the message emerging from the narrative is consequently divergent from the one conveyed in the Bible. Therefore, the conclusion of the paper is that the Old English poet has remarkably reworked the traditional story in an attempt to adjust it to his or her contemporary audience, as well as in order to thoroughly understand and explain both the terrestrial and heavenly forces behind the events.

Bibliografia Literatura podmiotu 1. S. Burchmore, Genesis B: Translation, 23.11.2010, http://homepages.bw.edu/~uncover/oldrievegenesisb.htm. 2. Genesis A, B, The Georgetown University website, 23.11.2010, www8.georgetown.edu/departments/medieval/labyrinth/library/oe/texts/a1.1.html. 3. Ch. W. Kennedy, Early English Christian Poetry Translated into Alliterative Verse by Charles W. Kennedy With Critical Commentary, New York 1963.


Anna Filipek – Początki ludzkości według Anglosasów

4. King James I Stuart, The Bible: Authorized King James Version, [rpt 1998], New York 1997. 5. The Junius Manuscript, ed. George Philip Krapp, New York 1931. 6. Zespół biblistów polskich, Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych, [wydanie IV], red. Ks. Kazimierz Dynarski i O. Augustyn Jankowski, Poznań i Warszawa 1984.

Literatura przedmiotu

1. M. D. Cherniss, Ingeld and Christ: Heroic Concepts and Values in Old English Christian Poetry, The Hague and Paris 1972. 2. S. B. Greenfield, A Critical History of Old English Literature, New York 1965. 3. S. H. Guerteen, The Epic of the Fall of Man, New York and London 1896. 4. Ch. W. Kennedy, The Earliest English Poetry: A Critical Survey of the Poetry Written before the Norman Conquest with Illustrative Translations, New York 1943. 5. R. Marsden, Satan’s Challenge (Genesis B, lines 338-441), [w:] The Cambridge Old English Reader, [rpt 2008], Cambridge 2004. 6. D. Masson, The Life of Milton in Connexion with the History of His Own Time, [vol. VI], New York 1880. 7. J. McKinnell, Old Testament Heroic Poetry: Exodus and Genesis B. Old English Lecture, English Literature Lecture, University of Durham, 21.10.2010. 8. P. G. Remley, Old English Biblical Verse: Studies in Genesis, Exodus and Daniel, Cambridge 1996. 9. A. Renoir, The Self-Deception of Temptation: Boethian Psychology in Genesis B, [w:] Old English Poetry: Fifteen Essays, ed. R. P. Creed, Providence 1967. 10. E. E. Wardale, Chapters on Old English Literature, London 1935. 11. R. Woolf, Art and Doctrine: Essays on Medieval Literature, ed. H. O’Donoghue, London 1986.

25


26

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Aleksandra Gołąb Biofizyka UJ

Pochodzenie wirusów – współczesne koncepcje

Biogeneza, czyli powstawanie pierwszych prostych organizmów żywych, jest zagadnieniem chętnie podejmowanym w literaturze naukowej oraz mediach popularnonaukowych. Co ważniejsze, powstawanie złożonych układów biologicznych, o których nie możemy powiedzieć, że są żywe – wirusów – jest kwestią równie enigmatyczną, choć o wiele mniej rozpowszechnioną. Ten stan rzeczy wynika najpewniej z faktu, że w przeciwieństwie do filogenezy prostych organizmów, filogeneza wirusów nie jest poparta żadnymi dowodami w postaci skamieniałości. Rodzi to szerokie pole do dywagacji i stawiania różnego rodzaju, mniej lub bardziej prawdopodobnych, hipotez. Poniższy artykuł koncentruje się na tych koncepcjach, które są najczęściej przywoływane. By móc swobodnie dyskutować o pochodzeniu wirusów, należy przede wszystkim znać ich podstawową strukturę. Każdy wirus składa się z materiału genetycznego w postaci kwasu nukleinowego oraz kapsydu, czyli otoczki białkowej, ochraniającego ten materiał. Genom stanowić może jedno- lub dwuniciowy DNA oraz jedno- lub dwuniciowy RNA. To właśnie obecność takiego, a nie innego kwasu nukleinowego stanowi podstawę klasyfikacji taksonomicznej wirusów. Ponadto niektóre wirusy zawierają wewnątrz kapsydu enzymy, na przykład od-


Aleksandra Gołąb – Pochodzenie wirusów – współczesne koncepcje

wrotną transkryptazę albo integrazę1, bądź otoczkę lipidową na jego powierzchni. Brak jakichkolwiek organelli powoduje, że pojedynczy wirion nie jest w stanie samodzielnie się rozmnożyć, toteż w celu powielenia wykorzystuje organelle i aparat enzymatyczny nosiciela. Jest to powód, dla którego o wirusach nie mówi się, że się rozmnażają, a są namnażane. W związku z tym, iż budowa tej klasy cząsteczek jest stosunkowo prosta, łatwo sobie wyobrazić, że hipotez na temat ich powstania jest całkiem sporo. Niektóre z nich zakładają nawet, że różne klasy wirusów powstały niezależnie od siebie w wyniku odmiennych procesów2. By nieco bliżej ukazać ten problem, poniżej przedstawiam kilka z najczęściej przywoływanych hipotez. Pierwsza teoria, która zasługuje na uwagę, zakłada, że wirusy powstały przed pojawieniem się pierwszych komórek. Miały być to układy z genomem w postaci RNA. Powyższa teoria ściśle koresponduje z hipotezą świata RNA, według której to właśnie ten kwas nukleinowy był pierwotny w stosunku do DNA i stanowił pierwszy materiał ulegający transkrypcji i duplikacji w pierwotnych prakomórkach3. Łatwo sobie wyobrazić, że zanim nastąpiło wyodrębnienie pierwszych prakomórek z prazupy, RNA było w niej swobodnie zawieszone. To właśnie wtedy miał zacząć kształtować się mechanizm namnażania genomowego RNA przy udziale enzymów, które aktualnie znajdowały się w środowisku (pierwotne środowisko miało spełniać dla takiej cząsteczki rolę nosiciela). Oczywiście cząstki te byłyby pozbawione białkowej otoczki, ale również dzisiaj możemy obserwować cząsteczki zakaźne złożone jedynie z kulistej cząsteczki RNA, czyli wiroidy. Szczególny wariant tej hipotezy przedstawili Eugene Koonin i Wil1 D.R. Wessner, The origins of viruses, [w:] „Nature Education”, nr 3(9), 2010, s. 37. 2 E. Rybicki, Virus origins: from what did viruses evolve or how did they initially arice, [w:] http://rybicki.wordpress.com/2008/03/19/from-what-did-viruses-evolve-or-how-did-they-initially-arise. 3 W. Gilbert, Origin of life: The RNA world, [w:] „Nature”, nr 319, 1986, s. 618.

27


28

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

liam Martin. Założyli, że pierwsze wirusy powstały w kominach hydrotermalnych, które były bogate w siarczek żelaza i wypełnione swobodnymi cząsteczkami RNA4. Pierwszym kryterium selekcji naturalnej w tej mieszaninie cząsteczek miała być zdolność do samopowielania. Oznacza to, że cząsteczki obdarzone powyższą cechą przekształcały się później w wirusy. Co więcej, obaj autorzy posunęli się w swych założeniach znacznie dalej, sugerując, że z tych pierwotnych wirusów powstały w niezależny sposób dwie domeny komórkowe: bakterie i archea. W teorii Koonina i Martina pojawia się kilka istotnych problemów, w związku z którymi rodzą się pytania o to, czy w związku z pierwotną, w stosunku do biogenezy, obecnością wirusów w środowisku, pierwsze komórki miałyby powstać (tak jak sugerowali powyżsi autorzy) na drodze ich ewolucji, czy też niezależnie od niej. Trzeba się też zastanowić czy pierwotne wirusy były ostatnim wspólnym przodkiem organizmów żywych. O ile odpowiedzi na pierwsze z tych pytań możemy nigdy nie poznać, o tyle drugi problem można stosunkowo łatwo rozwiązać. Zwolennicy teorii o LUCA (ang. last universal common ancestor) w postaci nieobłonionej struktury, którą mógłby być pierwotny wirus, jako główny dowód na jej prawdziwość podają fakt, iż dwie z trzech głównych domen organizmów żywych – bakterie i archebakterie – wykazują zasadnicze różnice w budowie błony komórkowej. W związku z tym ich wspólny przodek musiał być organizmem pozbawionym tej struktury, która miała wykształcić się w tych domenach niezależnie5. Jak zauważa jednak Forterre: (...) it appears unlikely that a world of free molecules could have evolved to such an extent to produce a ribozyme capable to synthesize proteins (the ancestor of present-day ribosomes). Even in the

4 E.V. Koonin, W. Martin, On the origin of genomes and cells within inorganic compartments, [w:] „Trends in genetics”, vol. 21, 2005, s. 647-654. 5 Y. Koga, T. Kyuragi, M. Nishihara, N. Sone, Did archaeal and bacterial cells arise independent from noncellular precursors? A hypothesis stating that the advent of membrane phospholipids with enantiomeric glycerophosphate backbones caused the separation of the two lines of descent, [w:] „Journal of molecular evolution”, nr 46(1), 1998, s. 54-63.


Aleksandra Gołąb – Pochodzenie wirusów – współczesne koncepcje

early RNA world, a primitive metabolism should have produce at least precursors for RNA and lipid syntheses, as well as the energy required to perform these reactions. It is difficult to imagine the emergence of such a metabolism without Darwinian selection, and this requires the competition between well-defined individual entities (at least proto-cells)6.

Wobec argumentów, które wysuwa Forterre, teoria, jakoby LUCA stanowił pierwotny wirus wydaje się mało prawdopodobna. Nie zmienia to jednak faktu, że pierwotne wirusy mogły występować w środowisku równolegle z LUCA a nawet dać mu początek. Drugą ważną hipotezą na temat powstania wirusów jest tzw. teoria regresywna. Zakłada ona, że wirusy powstały z pierwotnych wolno występujących komórek, które w późniejszym okresie stały się pasożytami obligatoryjnymi, następnie ulegając uwstecznieniu poprzez pozbycie się aparatu enzymatycznego i organelli. Za tą teorią przemawia fakt, że niektóre wirusy są strukturami bardziej skomplikowanymi i osiągają stosunkowo duże rozmiary. Przykładem może być największy znany DNA wirus, Mimivirus, charakteryzujący się średnicą około 750 nm, występowaniem przynajmniej dwóch lipidowych błon wewnątrz kapsydu oraz szeregiem enzymów, które zazwyczaj nie występują w wirusach7. Ponadto jego genom wielkości około miliona par zasad jest większy od genomu niektórych bakterii8. Wniosek, iż taki wirus może być uwstecznioną formą bardziej skomplikowanej struktury, nasuwa się sam. Warto jednak zauważyć, że nawet najbardziej uproszczone pasożyty komórkowe, takie jak na przykład Mykopazma atakująca komórki bakteryjne, nie są nawet w połowie drogi między formą komórkową a wirusową9. 6 P. Forterre, The origin of viruses and their possible roles in major evolutionary transitions, [w:] „Virus research”, nr 117, 2006, s. 5-16. 7 C. Xiao, Cryo – electron microscopy of the giat mimivirus, [w:] „Journal of molecular cell biology”, nr 353(3), 2005, s. 493-496. 8 E. Rybicki, Virus…, [w:] http://rybicki.wordpress.com/2008/03/19/from-what-did-viruses-evolve-or-how-did-they-initially-arise. 9 P. Forterre, Origin of viruses, [w:] Desk encyclopedia of general virology, red. B.W.J .Mahy,

29


30

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Kolejną znaczącą teorią jest hipoteza progresywna lub inaczej „hipoteza ucieczki”, która zakłada, że wirusy powstały w wyniku wyodrębnienia części genomu z pierwotnych komórek. Proponowanych jest kilka mechanizmów tego procesu. Pierwszy z nich odbywa się przy udziale transpozonów, czyli sekwencji DNA, które mogą się przemieszczać i przyjmować w genomie różne miejsca, co często skutkuje różnego rodzaju mutacjami. Wyróżnia się dwa rodzaje transpozonów: klasy I – zbudowane z RNA oraz klasy II – zbudowane z DNA. Szczególnie ciekawe wydają się transpozony klasy I, czyli retrotranspozony, które w procesie transpozycji wykorzystują odwrotną transkryptazę do przepisywania RNA na DNA przed jego wbudowaniem w genom. Dokładnie ten sam mechanizm wykorzystują retrowirusy. Ta zbieżność nie jest wynikiem przypadku, gdyż wirusy mogły powstać z transpozonów. Istnieje również hipoteza, że to transpozony są wbudowanymi do genomu wirusami o utraconej w toku ewolucji zjadliwości. Kolejny mechanizm związany jest z procesem poziomego transferu genów, czyli ich wymiany między organizmami, zwłaszcza z koniugacją bakteryjną, co prowadzi do wymiany plazmidów za pomocą pilusów. Plazmidy są kulistymi cząsteczkami DNA znajdującymi się poza chromosomami, które są zdolne do niezależnego powielania. U bakterii są one odpowiedzialne między innymi za kodowanie białek odpowiadających za oporność na antybiotyki. W celu zwiększenia różnorodności genetycznej bakterie o odmiennych typach płciowych (F+, F-) wymieniają się plazmidami na drodze koniugacji. Bakteria o męskim typie płciowym wytwarza pilus, którym łączy się z komórką o typie żeńskim. Następnie dochodzi do ścisłego kontaktu między komórkami i do wymiany pojedynczych nici DNA. Hipoteza progresywna z elementami tego mechanizmu zakłada, że wirusy mogły powstać w czasie błędnej koniugacji – wędrujący fragment plazmidu miał się wyodrębnić wraz

M.H.V. van Regenmortel, San Diego 2010, s. 24.


Aleksandra Gołąb – Pochodzenie wirusów – współczesne koncepcje

z fragmentem pilusu bądź błony komórkowej. Pojawiają się również spekulacje, że pierwotne wirusy mogły „wydostać się” z komórek na drodze zupełnie innego, jeszcze nieznanego mechanizmu. Warto podkreślić, że „hipoteza ucieczki” wyjaśniałaby to, dlaczego białka wirusowe mogą być produkowane przez aparat enzymatyczny i organelle komórkowe10. Oprócz tego za jej prawdopodobieństwem stoi fakt, iż wiele ze współczesnych wirusów potrafi pobierać fragmenty genomu gospodarza i wbudowywać je do własnego materiału genetycznego11. Przez długi czas panował pogląd, iż wirusy bakteryjne są „uciekinierami” z bakterii. Podobne twierdzenia wysuwano na temat wirusów komórek eukariotycznych oraz wirusów archea. Założenie to okazało się jednak błędne, ponieważ większość wirusów nie składa się z białek homologicznych do białek produkowanych przez zdrowe komórki12. Ten brak homologii na jakiś czas podważył teorię regresywną, jednak, jak zauważono w późniejszym czasie, jeżeli wirusy rzeczywiście wyodrębniły się z fragmentów komórek, to proces ten miał miejsce w okresie, w którym komórki wyglądały znacznie inaczej niż ich dzisiejsi potomkowie. Takie prakomórki prawdopodobnie różniły się od dzisiejszych komórek nie tylko budową, ale również składem chemicznym oraz białkowym. Brak homologii między białkami wirusowymi i komórkowymi nasunął jeszcze jedną teorię, która była wariacją na temat „hipotezy ucieczki”. W myśl jej wirusy są pozostałością lub powstały z fragmentów komórek pochodzących z zupełnie odrębnej domeny niż trzy znane nam dzisiaj (archea, bakterie i eukarionty). Domena ta miała we wczesnym etapie ewolucji życia przegrać walkę z domenami lepiej przysto10 Ibidem, s. 5-16. 11 Ibidem, s. 24. 12 Ibidem, s. 25.

31


32

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

sowanymi i ulec uwstecznieniu lub pozostawić po sobie jedynie „uciekinierów”13. Jak można zauważyć, przedstawione powyżej trzy główne teorie na temat powstania wirusów i ich wariacje wykazują między sobą zdecydowane różnice. Pierwsza z nich zakłada, że wirusy powstały jeszcze przed powstaniem życia, druga, że cząsteczki te są skrajnie uwstecznionymi pasożytami, natomiast ostatnia – że są fragmentami komórek. Każda z tych hipotez posiada pewne luki. Fakt, że białka kapsydu wirusowego są syntetyzowane przez maszynerię komórkową przekreśla możliwość pierwotnego, w stosunku do życia, powstania wirusów. Brak jakichkolwiek stadiów pośrednich pomiędzy dzisiejszymi komórkowymi pasożytami a wirusami może wykluczyć teorię regresywną. Ostatecznie, brak homologii między białkami wirusowymi a białkami komórkowymi przemawia na niekorzyść „hipotezy ucieczki”. Wszystkie z wyżej ukazanych teorii posiadają pewien stopień prawdopodobieństwa. Istnieją również środowiska naukowe postulujące powstawanie wirusów na różnych drogach. Najbardziej propagowana i rozpowszechniona jest dzisiaj „hipoteza ucieczki” i jej różnego rodzaju wariacje. Pozostaje mieć nadzieję, że dzięki dynamicznie rozwijającej się wiedzy na temat genetyki wirusów i ich taksonomii, rozwiązanie zagadki ich pochodzenia stanie się możliwe.

BIBLIOGRAFIA: 1. P. Forterre, The origin of viruses and their possible roles in major evolutionary transitions, [w:] „Virus research”, nr 117, 2006. 2. W. Gilbert, Origin of life: The RNA world, [w:] „Nature”, nr 319, 1986. 13 Ibidem, s. 25.


Aleksandra Gołąb – Pochodzenie wirusów – współczesne koncepcje

3. Y. Koga, T. Kyuragi, M. Nishihara, N. Sone, Did archaeal and bacterial cells arise independent from noncellular precursors? A hypothesis stating that the advent of membrane phospholipids with enantiomeric glycerophosphate backbones caused the separation of the two lines of descent, [w:] „Journal of molecular evolution”, nr 46(1), 1998. 4. E.V. Koonin, W. Martin, On the origin of genomes and cells within inorganic compartments, [w:] „Trends in genetics”, vol. 21, 2005. 5. B.W.J. Mahy, M.H.V. van Regenmortel, Desk encyclopedia of general virology, San Diego 2010. 6. Rybicki, Virus origins: from what did viruses evolve or how did they initially arice, [w:] http://rybicki.wordpress.com/2008/03/19/from-what-did-viruses-evolveor-how-did-they-initially-arise. 7. D. R. Wessner, The origins of viruses, [w:] „Nature Education”, nr 3(9), 2010. 8. C. Xiao, Cryo – electron microscopy of the giat mimivirus, [w:] „Journal of Molecular Cell Biology”, nr 353(3), 2005.

33


34

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Izabela Rutkowska

Faust historyczny, narodziny legendy. Pierwsze opracowanie literackie Jeśli się kiedyś w gnuśnym śnie pogrążę, To niech przepadnę w jednej chwili! Jeśli mnie kłamstwem w wir rozkoszy wciągniesz, Jeśli pochlebstwem zdołasz tak mnie zmylić, Że zacznę się zachwycać sobą samym, To dokąd zechcesz, za tobą podążę! (J.W. Goethe, Faust)

1. Elementy biografii i narodziny legendy Badania nad historycznym charakterem najsłynniejszego chyba bohatera literatury niemieckiej, mimo sięgającej XVI wieku tradycji, do dziś nie dają jasnej odpowiedzi, czy rzeczywiście istniał pierwowzór Johannesa Fausta. Kwestią szczególnie poddawaną w wątpliwość są jego umiejętności czarnoksięskie oraz niezwykła wiedza i dar, którymi to miał się za życia odznaczać, a które spowodowały, że postać ta oraz legenda wokół niej osnuta zyskały rangę jednego z n a j w a ż n i e j s z y c h m i t ó w n o w o ż y t n e j E u r o p y 1. Nieliczne teksty, zwłaszcza z gatunku epistolariów, zawierające subiektywne, często o zabarwieniu negatywnym, opinie na temat historycznego Fausta, 1 M. Janion, Pełnia Fausta, czyli tragedia antropologiczna [w:] idem, Wobec zła, Chotomów 1989, s. 158.


Izabela Rutkowska – Faust historyczny, narodziny legendy

tworzą obraz człowieka wiecznie podróżującego, wykształconego sztukmistrza i kuglarza, oszusta, a nawet szarlatana, który już za życia otaczał się tajemnicą. Jednak zawarte w tych tekstach informacje o charakterze biograficznym nastręczają badaczom trudności w ustaleniu jednoznacznych dat i miejsc urodzenia oraz śmierci, a nawet imienia czy nazwiska. Prześledźmy zatem ich różnorodne wersje oraz spójrzmy, jak na podstawie nielicznych zachowanych źródeł przedstawia się biografia pierwowzoru bohatera Goethego, począwszy od problemu związanego z nazewnictwem Fausta. Wersję imienia ustalił – jak twierdzą badacze – Philipp Melanchton, którego wykłady i anegdoty zawarł w dziele pt. Locorum communium collectanea, wydanym w 1562 roku, Johan Manlius (Mennel), wspominając o znajomości Melanchtona z magiem „Ioannesem” (Janem, Joannesem) Faustem2. Wersję tę przejmą późniejsze źródła, zwłaszcza literackie, w formie powyższej lub zmienionej nieznacznie na „Johann” bądź „Johannes”. Istnieją jednak głosy opowiadające się za imieniem „Georg”3 lub „Jörg”. Wątpliwości wiążą się również z nazwiskiem legendarnego Niemca – niektóre źródła uznają formę „Faust” lub „Faustus” za dziedziczoną4,

2 Zob. J.J. Manlius, P. Melanchthon, Locorum communium collectanea, tłum. robocze: M. Grabowski, Frankfurt nad Menem 1568.s. 38–39. Dokument elektroniczny, tryb dostępu: http://books.google.pl/books?id=EBE8AAAAcAAJ&printsec=frontcover&dq=Locorum+communium+ collectanea&source=gbs_book_other_versions_r&cad=4#v=onepage&q=&f=false [data dostępu: 13.11.2011]. 3 Jak podaje Józef Lompa: „Jan Faust – nazywał się najprawdopodobniej Georg Faust, a imię Johann pochodzi od jego krewnego”. Zob. idem, Życie, sprawy i wędrówka do piekła Doktora Jana Fausta, osławionego czarnoksiężnika, astrologa, astronoma, mistrza magii i humorysty. Z niemieckiego (Wydanie Marbacha), [w:] Faust, Abu-Zajd i książęta śląscy. Imitacje literackie Józefa Lompy, oprac. J. Malicki, Katowice 1997, s. 267, przyp. 1k. 4 Autorzy niektórych opracowań twierdzą, że pierwowzorem postaci był współpracownik drukarza Jana Gutenberga i nazywał się Johann Fust. Miał w 1437 roku pożyczyć Gutenbergowi drobną sumę pieniędzy i z czasem uzależnił finansowo drukarza od siebie. W 1455 roku doszło nawet do procesu, w którego wyniku Fust stał się właścicielem całej oficyny, zaś Gutenberg – jej pracownikiem. Jak wiadomo, w tym właśnie roku zaczęto drukować na szeroką skalę. Zob. W. Szturc, Życie i myśli doktora Georgiusa Faustusa, [w:] Postacie i motywy faustyczne w literaturze polskiej, pod red. H. Krukowskiej i J. Ławskiego, t. I, Białystok 1999, s. 12.

35


36

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

inne podają, że chodzi o imię5, łaciński p s e u d o n i m n a u k o w y 6 bądź jeden z wielu s z u m n y c h t y t u ł ó w 7, jakie nadał sobie ich właściciel; inne zaś twierdzą, że nazwisko rodowe istniało w odmiennej formie, jednak nie jest możliwe do odtworzenia8. Krzysztof Lipiński przypuszcza natomiast, że mogło chodzić o „Zabel” jako pierwotną formę od zlatynizowanego „Sabellicus”, którym posługiwał się mag9. Podobne wątpliwości, jak już wspomniałam, dotyczą dat i miejsc tak urodzenia, jak i śmierci. Za rok narodzin umownie przyjęto 1480, zaś miejsce – Knittlingen w Wittembergii, małe miasteczko leżące około 40 km od Stuttgartu10, choć niektóre źródła podają również Rod koło Weimaru11, Sondwedel w Księstwie Anhalt12, Helmstadt koło Heidelbergu13, Helmstedt w Dolnej Saksonii, Weimar oraz Heidelberg14. Za Knittlingen przemawiają jednak dowody w postaci czterech (rzekomych?) świadectw: pierwsze stanowi wypowiedź Philippa Melanchtona na temat jego znajomości z pewnym człowiekiem o i m i e n i u 5 Ryszard Gansiniec pisze na przykład, że „jego (Fausta – IR) prawdziwe, a co najmniej właściwe nazwisko jest nieznane. Latynizowane imię Fausta wskazuje na niemieckie ‘Fust’ (nowoniem. Faust)”. Idem, Faust i jego epoka, [w:] „Filomata” 1962, nr 161, s. 51. 6  „Faustus”, czyli „szczęśliwy”. Jak podaje Lipiński, przydomek ten przyjęło ówcześnie wielu niemieckich humanistów. Zob. idem, Rzecz o „Fauście”, Kraków 2004, s. 11–12. 7 Używany obok: „Magister Georgius Sabellicus”, „Faust Iunior”, „fons necromanticorum”, „astrologus”, „magnis secundus”. M. Rożek, Diabeł w kulturze polskiej. Szkice z dziejów motywu i postaci, Warszawa–Kraków 1993, s. 124. Zob. też: A. Sandauer, Narodziny Fausta, [w:] J. W. Goethe, Faust. Tragedii część pierwsza, przeł. i przedmową opatrzył A. Sandauer, Kraków 1987, s. 8. 8 Zob. ibidem, s. 124. Wojciech Dudzik zastanawia się natomiast nad formami: „Helmstätter” jako pochodnym od „Helmstadt” lub „Helmstädter” (od „Helmstedt”). Zob. idem, Pomnik Fausta, „Twórczość” 2002, nr 7–8, s. 149. 9 Autor bierze również pod uwagę inną możliwość: przydomek, którym posługiwał się Faust, czyli „Sabellicus”, może pochodzić od Sabińczyka, nazwy mieszkańca krainy, w której powszechnie znano sztuki magiczne. Zob. K. Lipiński, Rzecz o „Fauście”, op. cit., s. 11 i 225 oraz W. Kunicki, Wprowadzenie, [w:] Historia o Doktorze Faustusie (1587), przeł. i oprac. W. Kunicki, Wrocław 2002, s. 19. 10 Kwestię położenia zarówno Knittlingen, jak i granic samej Wirtembergii, doprecyzowuje W. Dudzik [w:] idem, Pomnik Fausta, op. cit., s. 149. 11 Por. Historia o Doktorze…, s. 113. 12 Por. J. Lompa, Życie, sprawy…, s. 194. Tu autor zamienia formę „Sontwedel” na „Sandwedel”. 13 Tak twierdzi Frank Baron, podaję za: W. Kunicki, op. cit., s. 24, przyp. 54. 14 Zob. W. Dudzik, Pomnik…, s. 149.


Izabela Rutkowska – Faust historyczny, narodziny legendy

F a u s t z K u n d l i n g [Knittlingen]15, m i a s t e c z k a s ą s i a d u j ą c e g o z m i e j s c e m m o j e g o (Melanchtona – IR) z a m i e s z k a n i a [Bretten]16; drugie świadectwo to datowana na rok 1542 umowa kupna-sprzedaży domu Jörga Gerlacha, w którym miał się – według tego dokumentu – urodzić Faust17; trzecie – szafka w kształcie sześcioramiennej gwiazdy, opatrzona symbolami alchemicznymi, którą znaleziono w 1837 roku w stodole przylegającej do domu Gerlacha; ostatnie, czwarte świadectwo, to znaleziony podczas przebudowy (w latach 1921–1922) wyżej wymienionego domostwa, w schowku pod progiem, skórzany woreczek ze skrawkiem pergaminu, na którym zapisano18 tajemne znaki. Spośród nieznanych symboli udało się odcyfrować formułę magiczną, znaną już w starożytności19: S A T O R

A R E P O

T E N E T

O P E R A

R O T A S

„Faustologia” dysponuje zatem dowodami mogącymi w pewnym stopniu potwierdzić hipotezę o Knittlingen jako miejscu urodzenia czarnoksiężnika, co zostało zaaprobowane przez większość badaczy. Podobnie rzecz ma się ze wzmiankami na temat innych miast z biografii Fausta, w których bywał lub mógł bywać. Analizy historyków wy-

15 Pierwsze wzmianki o Fauście zamiast Knittlingen używają nazw: Kundling lub Kundlingen, a także Knüdtlingen. Zob. S. Waltoś, Na tropach doktora Fausta, [w:] Na tropach doktora Fausta i inne szkice, Warszawa 2004, s. 114. 16 J.J. Manlius, P. Melanchthon, Locorum…, s. 38. Stanisław Waltoś i inni badacze twierdzą, że mogło również chodzić o Helmstadt. Zob. S. Waltoś, Na tropach…, s. 115. 17 Jak podaje Wojciech Dudzik, dokument został znaleziony przez miejscowego nauczyciela, Karla Weiserta, w 1934 roku, niestety spłonął wkrótce po tym w czasie wojny. Co ciekawe, umowa, jeśli stanowiłaby rzetelny dowód, wyjaśniałaby kwestię rodziców Fausta, który musiał pochodzić ze związku pozamałżeńskiego i przyjąć nazwisko matki, skoro nie nazywa się Gerlach. Zob. W. Dudzik, Pomnik…, s. 150. 18 Być może jest to więc próbka pisma samego Fausta. Zob. ibidem, s. 151. 19 Tego typu palindromy odnajdywano podczas wykopalisk w Pompei oraz Mezopotamii. Do dziś nie jest znane ich znaczenie. Zob. ibidem, s. 150–151.

37


38

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

mieniają, razem z Knittlingen, dziesięć takich punktów geograficznych: Würzburg i niedalekie Geingausen, Kreuznach, Erfurt, Bamberg, Ingolstadt, Rebdorf, Fürth oraz Staufen w Bryzgowii, uchodzące za miejsce śmierci maga20, a także szereg innych, pochodzących z całej Europy, między innymi dawną stolicę Polski, gdzie Faust w niezwykle popularnej ówcześnie Akademii miał studiować nauki tajemne21. Wzmianki o tym mieście pojawiają się, zdaniem Michała Rożka, już we frankfurckiej Faustbuch: Faust udał się do Krakowa, do uniwersytetu sławnego podówczas z czarnoksięstwa i tam znalazł sobie podobnych, którzy zajmowali się chaldejskimi, perskimi, arabskimi i greckimi słowami, figurami, znakami, przysięgami, zaklęciami i tym podobnymi czarodziejstwami22.

O fakcie tym wspomina również Melanchton w relacji Manliusa:

Znałem kogoś o nazwisku Faust z Kundling, który jest z małego miasteczka sąsiadującego z miejscem mojego zamieszkania. On, gdy był scholastykiem krakowskim, uczył się magii. Zyskał wielki rozgłos i tam także była publika dla jego wystąpień artystycznych. Kręcąc się tu i tam, nauczał wiele zakazanych sekretów magii23.

Wzmianki pochodzące z kart pierwszych legend, listów oraz innych, uwiecznionych na piśmie wypowiedzi stały się podstawą tego, że „[n]iemal wszyscy XVI-wieczni autorzy piszący o Fauście zgodnie

20 Zob. np. W. Dudzik, Pomnik..., s. 148–149. 21 Stanisław Waltoś próbuje obalić tę hipotezę, a dowodem na jej nieprawdziwość jest, według niego, brak w archiwach wpisu o Georgiusie lub Jorgiusie pochodzącym z okolic, z których mógł wywodzić się Faust. Równocześnie stwierdza, że „[c]hwalenie się przez Fausta takimi studiami mogło szybko narazić go na przykrą rozmowę, w czasie której okazałoby się, że ani tego miasta, ani tym bardziej uniwersytetu nigdy nie widział”, jako że ówcześnie krakowska Alma Mater była niezwykle popularna i zrzeszała studentów z całej Europy. Dlatego też, zdaniem autora, wszelkie wzmianki o Fauście studiującym nauki tajemne w Akademii Krakowskiej są efektem myślenia schematycznego twórców tej hipotezy. Zob. S. Waltoś, Na tropach…, s. 115–125. 22 Cyt. za: M. Rożek, Faust w Krakowie?, [w:] idem, Mitologia Krakowa, Kraków 2008, s. 85. Wzmianka taka nie występuje jednak w tłumaczeniu Wacława Kunickiego (por. Historia o Doktorze…). 23 J.J. Manlius, P. Melanchthon, Locorum…, s. 38–39.


Izabela Rutkowska – Faust historyczny, narodziny legendy

informują, że w czasie swych podróży przybył do Krakowa, gdzie na tamtejszym uniwersytecie studiował magię i czarnoksięstwo”24. Stanisław Waltoś, badając tę hipotezę za pomocą archiwów jagiellońskich, uznał ostatecznie, że o p o w i e ś ć o s t u d i a c h F a u s t a w K r a k o w i e m o ż n a m i ę d z y b a j k i w ł o ż y ć . Czy jednak, biorąc pod uwagę historię Polski i samego Krakowa25 oraz trudności z ustaleniem nazewnictwa pierwowzoru niemieckiego maga, jesteśmy w stanie jednoznacznie stwierdzić, że „[p]rzypisanie studiów krakowskich nastąpiło (…) na zasadzie pewnego schematyzmu w myśleniu”26 ówczesnych? Odpowiedź można by podać za Krzysztofem Lipińskim, który twierdzi, że: (...) brak dokumentarnych zapisów niczego jeszcze nie przesądza. Faust podróżował po całej Europie, a jednak tylko niektóre etapy jego biografii są wiarygodnie udokumentowane. Mógł też swoim zwyczajem podać zmyślone, nieprawdziwe dane, podobnie jak w Erfurcie, gdzie podawał się za heidelberczyka. Wiele miast nawiązujących do postaci Fausta ma znacznie słabiej udokumentowaną legitymację niż Kraków27.

Drugi badacz, Michał Rożek, przywołuje postać Michała Sędziwoja, niemal rówieśnika Fausta (urodzonego w 1566 roku), „znanego w Europie alchemika”, który „[s]tudiował na Akademii Krakowskiej

24 R. Bugaj, Doktor Johann Faust, [w:] Nauki tajemne w dawnej Polsce – Mistrz Twardowski, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1986, s. 79. 25 Karol Estreicher pisze na przykład, że „terror najeźdźcy skierował się z całą pasją przeciw Uniwersytetowi (Jagiellońskiemu – przyp. IR), rzekomo odwiecznej kuźnicy antyniemieckiej ideologii”, stwierdzając wcześniej, iż na tym uniwersytecie „[n]ie brak było także podróżnych cudotwórców, wizjonerów i astrologów. Jednym z nich był Anglik John Dee, innym Niemiec, słynny dr Faust”. Zob. idem, Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, Warszawa–Kraków 1980, s. 17 i 27. Stanisław Gawęda z kolei pisze: „Dzieje Uniwersytetu w latach okupacji niemieckiej (1939–1945) należą do najbardziej tragicznych w ciągu całego jego wielowiekowego istnienia. (…) Wartościowe przedmioty, najważniejsze akra poufne i inne ważne dokumenty zostały wyewakuowane (…) i przepadły w bezpowrotnie w chaosie wojennym (…)”. Zob. idem, Uniwersytet Jagielloński w okresie okupacji hitlerowskiej 1939–1945, Warszawa–Kraków 1979, s. 13 i 37. 26 S. Waltoś, Na tropach..., s. 121 i 123. 27 K. Lipiński, Rzecz o..., s. 14.

39


40

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

filozofię, retorykę i teologię, choć w księgach immatrykulacyjnych nazwisko jego nie figuruje”28. Na tej podstawie można by stwierdzić, że brak poświadczenia w księgach archiwalnych nie jest wystarczającym argumentem, by odrzucić hipotezę o studiach Fausta w Krakowie. Rozstrzygnięcie tej kwestii pozostawiam jednak badaczom, przechodząc tym samym do nielicznych faktów i dat, które potwierdzili historycy, oraz do opinii kreślących szczątkowy obraz Johanna Fausta. Pierwszą datą, którą podają biografowie, jest rok 1505, kiedy to po pobycie w wirtemberskiej szkole udaje się do Gelnhausen i Würzburga. Odtąd nazywa siebie magiem i cudotwórcą oraz występuje publicznie jako Georgius Sabellicus i Faust młodszy („Faust junior”)29. Sławę jego potwierdza opinia zawarta w liście z 20 sierpnia 1507 roku, napisanym przez Trithemiusa (Johanna Trithema), opata klasztoru w południowych Niemczech, który również zajmował się magią30, do Jana Virdunga, matematyka i astrologa. Oto jej fragmenty: Człowiek ów, o którym mi piszesz, Georg Sabellicus, który waży nazwać się księciem nekromantów, jest obieżyświatem, oszustem i zwykłym gadułą (…). Przyznał sobie podobający się mu tytuł: Magister Georg Sabellicus, Faustus młodszy, Źródło nekromantów, Astrolog, Drugi mag świata, Aeromanta, Pyromanta, Drugi Hydromanta świata. (…) Lecz mnie dobrze znana jest jego niegodziwość. Gdy przed kilku laty wracałem z Marchii Brandenburskiej, spotkałem tego człowieka w pobliżu miasta Gelnhausen, gdzie opowiedziano mi o wielu jego wybrykach dokonanych z wielkim tupetem. Gdy tylko usłyszał o mojej obecności, uciekł natychmiast z gospody i nikt nie mógł go namówić, aby stanął przede mną. Przypominamy sobie także, że przysłał on nam swe wyżej wymienione głupie tytuły przez jakiegoś człowieka. W pewnym mieście opowiadali mi duchowni, że w obecności wielu ludzi wyznał, iż posiada tak

28 M. Rożek, Dom alchemika, [w:] idem, Mitologia..., s. 70 i 71. 29 Zob. R. Bugaj, Doktor Johann Faus,, s. 77. 30 Dowodem na to jest praca tegoż pt. Antipalus maleficiorum, podaję za: S. Waltoś, Na tropach..., s. 92.


Izabela Rutkowska – Faust historyczny, narodziny legendy

wielką wiedzę i pamięć, że gdyby wszystkie dzieła Platona i Arystotelesa wraz z ich systemami wygasły w ludzkiej pamięci, on jako drugi Hebrajczyk Ezra, dzięki swemu geniuszowi wyda je wszystkie wspanialsze niż przedtem. (…) Chwalił się [też], że wszystko, co czynił Chrystus, może czynić tak często, jak tylko zechce. W okresie postu tego roku przybył do Kreuznach, gdzie chwalił się w ten sam sposób, że jest najlepszym z alchemików, jacy dotąd byli i że może dokonać wszystkiego, czego ludzie sobie życzą. W tym czasie w wymienionym mieście było wolne miejsce nauczyciela; to miejsce na wniosek Franciszka z Sickingen, urzędnika twego księcia, człowieka bardzo interesującego się naukami tajemnymi, ofiarowano Faustusowi. Lecz niedługo zaczął on uprawiać z chłopcami hańbiące wszeteczeństwa, a gdy wszystko wydało się, uciekł przed grożącą mu karą31.

Rok 1509 (15 stycznia) to data ukończenia studiów teologicznych w Heidelbergu i uzyskanie tytułu bakałarza32. Cztery lata później znajdujemy Fausta w Erfurcie, gdzie, prezentując swoją wiedzę o Homerze i greckich legendach33 oraz deklarując umiejętność odtworzenia zaginionych komedii Plauta i Terencjusza34, nazywa siebie „heidelberskim półbogiem” i „filozofem nad filozofami”, a nawet „wyższym, stojącym ponad tłumem”35. Dzięki rosnącej popularności gromadzi wokół siebie widownię i uczniów, by pierwszym prezentować sztuczki, drugim zaś przekazywać swoje umiejętności czarnoksięskie i alchemiczne36. 31 Cyt. za: R. Bugaj, Prawdziwe dzieje Fausta, [w:] „Mówią Wieki” 1973, nr 6, s. 25–26. 32 Krzysztof Lipiński uważa natomiast, że Johannes Faust (Fust) z Simmern, który otrzymał wspomniany tytuł na uniwersytecie heidelberskim w 1509 roku, to jednak zupełnie inna osoba. Zob. idem, Rzecz o „Fauście”, s. 12. 33 Zob. R. Bugaj, Doktor Johann Faust, s. 78. Zdaniem Wojciecha Kunickiego są to elementy legendy, nie zaś fakty biograficzne. Zob. W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 24, przyp. 54. 34 Zob. Lipiński, Rzecz o „Fauście”, s. 12. 35 „Hemitheus Heldenbergensis, Philosophus philosophorum”, podaję za: M. Rożek, Diabeł w kulturze polskiej…, s. 124 i 127. Zob. też. R. Bugaj, Doktor…s. 78. 36 Maximilian Rudwin twierdzi, że Faustowi towarzyszył młodszy mężczyzna nazwiskiem Wagner, którego mag opatrzył przydomkiem „Famulus”. Identyczne imię otrzymał drugi towarzysz Sabellicusa, czarny pies, wytresowany, aby przynosić pozostałym jedzenie. Zob. idem, Diabeł w legendzie i literaturze, s. 214. Johannes Gast z Bazylei natomiast pisze w swych Sermones Convivales (1548), że Faustowi towarzyszyły diabły pod postaciami konia i psa. Podaję za: K. Lipiński, Rzecz o „Fauście”, s. 14. Por. też przypis 57 mojej pracy.

41


42

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Jeszcze do niedawna twierdzono też37, że Faust jest autorem księgi pod tytułem Höllenzwang38 (Zmuszenie piekła), w której zawarł swoją wiedzę wraz z zaklęciami i wskazówkami, jakie diabły należy wzywać do poszczególnych działań magicznych, a nawet podobiznę Mefistofelesa. Sam książę ciemności miał stać się nauczycielem niektórych z tych formuł, na przykład z dziedziny krystalomancji: Idź we wtorek do szklarza lub poręby szklarskiej, każ sobie sporządzić szkło – równo w godzinę Marsa. Możesz kazać sporządzić jako urynał lub jako bryłę, jak wolisz. Zapłać, co zażądają. Weź to i zakop w grobie – jeśli kobieta chce kryształu, musi to zakopać w grobie kobiety. Do kryształu musisz mieć szczególnych duchów – z kryształem nie możesz tyle zdziałać, co ze zwierciadłem, w którym możesz więcej widzieć. Do kryształu musisz mieć mnie, Mefistofelesa, Azeruela i Adadiela. Dzięki nam zdołasz zobaczyć cały stan człowieka, jak tylko chcesz, także jeśli komu coś ukradli, czego brak pacjentowi, czy co złego przyczyniono w domu – wszystko to wskażemy (…). Należy zakląć duchy do kryształu, jak to się działo ze zwierciadłem na rozdrożu, ale zaklęcie jest inne, mów więc w następujący sposób: Ja N. rozkazuję ci, duchu Mefistofeles, tobie duchu Azeruel, tobie duchu Adadiel, żebyście natychmiast zjawili się w moim krysztale w moim imieniu przez Aschalam + o Mefistofeles + o Christe + o Adadiel + o Aschai + o Azeruel + zjawcie się, książęta. Co ty teraz zamierzasz, musisz do tego powiedzieć39.

Z 3 października 1513 roku pochodzi list erfurckiego humanisty Conrada Mutianusa Rufusa do Henricusa Urbanusa, w którym Rufus wspomina, że Georgius Faustus Helmitheus Hedelbergensis zawitał do 37 Mimo zaprzeczających temu dowodów autorstwo Fausta jednoznacznie uznaje Michał Rożek: „Jako autor wielokrotnie wydawanego dzieła pt. Höllenzwang, w którym zawarł sumę wiedzy magicznej, (Faust – IR) nauczał początkujących magów kabalistów, a wiele ze swych nauk zaczerpnął w krakowskim uniwersytecie”. Zob. idem, Faust w Krakowie?, [w:] Mitologia Krakowa, s. 86. 38 Jak podaje Stanisław Waltoś, współcześnie badacze odrzucili hipotezę o autorstwie Fausta, jako dowód podając m.in. zapożyczenia od twórców późniejszych, jak Johannes Wierus. Por. S. Waltoś, Na tropach…, s. 98. 39 Podaję za: M. Rożek, Diabeł w kulturze polskiej…, s. 127.


Izabela Rutkowska – Faust historyczny, narodziny legendy

Erfurtu i spotkał autora listu w pewnej gospodzie40, ocenia też Fausta równie negatywnie jak Trithemius. Po powrocie do Niemiec, w 1516 roku, Sabellicus miał się zatrzymać w cysterskim klasztorze w Maulbronn41 u opata Johannesa Entenfussa, który przypuszczalnie otrzymał obietnicę wynagrodzenia pieniężnego42, jeśli Faust będzie mógł w tymże klasztorze prowadzić badania alchemiczne. Entenfuss odstąpił mu do tych celów wychodzącą na południowy wschód wieżę, którą później nazwano imieniem maga (Faustturm)43. W 1520 ponownie zjawia się w Erfurcie44, by wdać się w dysputę z doktorem Konradem Klingem, który usiłuje (bezskutecznie) nawrócić grzesznika. W tymże roku, jak podają źródła, Faust otrzymuje 10 guldenów, niemałą wówczas sumę, oraz liczne prezenty za postawienie horoskopu biskupowi Bambergu, Jerzemu III45. Oficjalnie jednak potępia się Fausta jako heretyka parającego się czarną magią i paktującego z diabłem (co zresztą potwierdza sam mag) i zakazuje się mu wstępu do niektórych miast. Na przykład w roku 1528 władze miejskie Ingolstadt, nazywając Fausta astrologiem, sodomitą i nekromantą, wydają protokół nakazujący wygnanie Jörga Faustusa z Heidelbergu46. Kolejne wzmianki o historycznym Fauście wiążą się w rokiem 1532 40 W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 23–24, przyp. 54. 41 Wojciech Kunicki twierdzi, że jest to informacja (wysoce) hipotetyczna. Zob. ibidem. 42 Nie wywiązał się jednak z obietnicy, czego dowodem jest decyzja z 1525 roku o pozbawieniu opata jego funkcji, a w niedługim czasie również jego śmierć. Zob. W. Dudzik, Pomnik Fausta, s. 152. 43 Przypisywano mu jeszcze dwa inne miejsca w klasztorze: oprócz wieży także izbę znajdującą się obok kuchni („Faustküche”) oraz piwnicę poza murami klasztoru („Faustloch”). Co ciekawe, niektórzy uważają, że to w owej wieży Fausta spotkała nagła śmierć, choć – jak dowodzi Günter Mahal – wszystkie trzy miejsca są tylko wymysłem czasów późniejszych, zważywszy na to, że pierwsza wzmianka o nazwie „Fauststurm” pojawia się dopiero w 1841 roku. Podaję za: W. Dudzik, Pomnik Fausta, s. 152. 44 Zdaniem Wojciecha Kunickiego jest to informacja (wysoce) hipotetyczna. Zob. idem, Wprowadzenie, s. 24, przyp. 54. 45 Podaję za: W. Szturc, Życie i myśli…, s. 1. Chodzi o biskupa Georga Schenka von Limpurg. Zob. W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 24. 46 Zob. K. Lipiński, Rzecz o „Fauście”, s. 12.

43


44

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

i dotyczą starań maga o uzyskanie glejtu na przybycie do Norymbergii. Zastępca burmistrza odrzuca jednak wniosek. Zdaniem Wojciecha Kunickiego przyczyną mogła być konkurencja w osobie Joachima Camerariusa Starszego, wybitnego humanisty i specjalisty od horoskopów o charakterze politycznym, a przy tym przyjaciela Melanchtona. Camerarius w liście z 18 maja 1536 roku do Daniela Stibara przepowiada pomyślne zakończenie wyprawy Philippa von Huttena do Wenezueli. Wyprawa zakończyła się jednak klęską, co z kolei przepowiedział Faust – dowiadujemy się o tym z listu von Huttena z 16 stycznia 1540 roku47. Od Kiliana Leiba wiemy, iż astrologia Faustusa nie odbiegała istotnie pod względem metodologicznym od astrologii jego współczesnych – pisze niemiecki faustolog, Frank Baron. – Zdaniem Camerariusa owładnął nią jednak przesąd, prawdopodobnie dlatego, iż [Faustus] nie respektował zbytnio astrologii ściśle akademickiej, opierającej się na źródłach starożytnych. Natomiast Stibar i Hutten mieli najwyraźniej większe zaufanie do Faustusa, a w mniejszym stopniu troszczyli się o sposób, w jaki Faustus osiągnął swe rezultaty48.

Biorąc pod uwagę powyższe informacje, trudno się zatem zgodzić z ogromną większością badaczy, jakoby Camerarius miał być autorem pochlebnej opinii, że „Faust jest lekarzem jak Paracelsus, astrologiem jak Nostradamus, mistykiem jak Tauler, magiem jak Orfeusz, matematykiem jak Pitagoras, lingwistą jak Reuchlin, znawcą kobiet jak Boccaccio i znawcą ludzi jak Marcin Luter”49. Phillip Melanchton, w relacji spisanej przez Manliusa, wspomina, nie podając jednak daty, o pobycie Fausta we Włoszech: Kręcąc się tu i tam, nauczał wiele zakazanych sekretów magii. Będąc w Wenecji, gdy chciał zaoferować ludziom przedstawienie,

47 Podobnie rzecz się miała z wyprawą cesarską w 1536 roku. Zob. W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 25. 48 Cyt. za: ibidem, s. 25–26. 49 Cyt. za: W. Szturc, Życie i myśli…, s. 11. Autorstwo tej opinii neguje wśród polskich „faustologów” prawdopodobnie tylko Wojciech Kunicki. Zob. idem, Wprowadzenie, s. 24, przyp. 54.


Izabela Rutkowska – Faust historyczny, narodziny legendy

mówił, iż będzie lewitował. Diabeł więc unosił go do tego stopnia, że następnie rzucał nim z impetem o ziemię, lecz po bliższym zbadaniu okazywało się, iż [Faust] nie był martwy50.

Kolejny ślad historycznego charakteru maga51 pojawia się w 1539 roku, w dziele wormackiego lekarza Philippa Begardiego pt. Index Sanitatis52, gdzie było napisane, iż Faust „ima się medycyny, chiromancji, nekromancji, fizjognomii, krystalomancji i uważa się za filozofa nad filozofami, a jest w rzeczywistości zwykłym szarlatanem, który oszukał wielu”53. Begardi daje również do zrozumienia, że nie ma już na szczęście Fausta wśród żyjących, co, zdaniem Franka Barona, jest istotną wskazówką dotyczącą daty śmierci maga, który miałby zakończyć żywot między rokiem 1536 a 153954. Z kroniki hrabiego Frobena Christopha von Zimmern (tzw. Cimmersche lub Zimmerische Chronik)55, powstałej w latach 1564–1566, wynika natomiast, że mag rozstał się z życiem w 1541 roku56 w okolicach miasta Staufen w Bryzgowii57: Był starym człowiekiem, i jako się powiada, zmarł w najnędzniejszy sposób. Wielu sądziło na podstawie świadectw i opowieści, że to zły duch go zabił, którego za życia nazywał tylko swoim szwagrem. Książki i pisma, jakie rzekomo pozostawił, stały się dziedzictwem panów ze Staufen, w których dobrach umarł58.

Już zatem w tym ostatnim pewnym59 źródle dotyczącym historycznego Fausta pojawiają się zalążki legendy. Sposób mordu dokonanego 50  J.J. Manlius, P. Melanchthon, Locorum…, s. 39. 51 Zdaniem Stanisława Waltosia jest to jedynie hipoteza. Zob. idem, Na tropach…, s. 96. 52 Podaję za: W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 26, przyp. 63. 53 Ibidem, s. 24. 54 Ibidem, s. 26, przyp. 64. 55 Jak pisze W. Kunicki, dwa rękopiśmienne egzemplarze kroniki znajdują się dziś w Donaueschingen, zaś dzieło opublikowano po raz pierwszy w 1869 roku. Zob. ibidem, przyp. 65. 56 Za tą datą opowiada się też Artur Sandauer. Zob. idem, Narodziny Fausta, s. 8. 57 H. Hartman również opowiada się za tym miastem, twierdząc, że Faust zginął nędzną śmiercią, przypuszczalnie wskutek nieudanego eksperymentu chemicznego. Zob. K. Lipiński, Rzecz o „Fauście”, s. 13. 58 Cyt. za: W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 26. 59 Ibidem.

45


46

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

przez siły nieczyste zostaje z czasem rozwinięty i uzupełniony szczegółami o rozszarpaniu jego ciała lub skręceniu karku maga przez diabły, co miałoby się zdarzyć w wiosce Rimlich w pobliżu Wittembergii60. Niejaki Johann Gast, pastor z Bazylei, twierdził nawet, że Faust został uduszony, a jego zwłoki leżały twarzą w dół, mimo że obracano je pięć razy61. Jak można wywnioskować z powyższych świadectw, Faust dbał o swoją sławę bardzo skrupulatnie, nadając sobie kuriozalne tytuły, przypisując różnorodne zasługi oraz chełpiąc się nadludzką wiedzą i zdolnościami. Osiągało to oczywiście skutek odwrotny i prowokowało ludzi do wyzwisk, a nawet posądzenia maga o pedofilię czy sodomię. Niemniej jednak trudno wątpić w jego znajomość literatury czy astrologii, skoro zyskał uczniów w kręgach akademickich i utrzymywał się stawiając horoskopy mimo powszechnej (lub raczej rzekomej) niechęci do tych praktyk62. Legenda „faustyczna” narodziła się zatem już za życia tego niemieckiego czarodzieja, jednak w porównaniu z obrazem stworzonym w literaturze, począwszy od pierwszych niemieckich Faustbuch, jest o wiele uboższa w wątki i postaci oraz wykazuje znaczne różnice. Przyczyn odmienności historycznego i literackiego Fausta można znaleźć wiele, podam tylko niektóre: obejmujące kilka nawet lat luki w biografii maga, niejednoznaczne opinie na temat tych samych wydarzeń, chęć stworzenia bohatera w duchu epoki i w myśl popularnych ówcześnie 60 „Przed kilkoma laty tenże Jan Faustus (...) siedział niezwykle smutny w posiadłościach władcy Wirtembergi. Gość ten opowiadał, iż był smutny z powodu moralności i zwyczajów (skądinąd był nierządnym łajdakiem o splamionym życiu) (…) gdzie też powiedział pewnemu gościowi: «Nie lękaj się tej nocy». O północy dom zatrząsł się. Kiedy (…) było już prawie południe, gość (…) wszedł do swojego pokoju, ujrzał go [Fausta] leżącego z odwróconą twarzy koło łóżka, tak zabitego przez diabła". J.J. Manlius, P. Melanchthon, Locorum…, s. 39. 61 Zob. M. Rudwin, Diabeł w legendzie i literaturze, przeł. J. Illg, Kraków 1999, s. 215. Gast twierdził również, że Faustowi za życia towarzyszyć miały zwierzęta: pies i kot. Podaję za: W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 29. Również Melanchton opowiadał o diable w postaci psa, który towarzyszył Faustowi. Zob. (na podst. tłum. roboczego M. Grabowskiego) J.J. Manlius, P. Melanchthon, Locorum…, s. 39. 62 Por. S. Waltoś, Na tropach..., s. 97–98.


Izabela Rutkowska – Faust historyczny, narodziny legendy

założeń, zwłaszcza religijnych, czy przejmowanie wątków z legend postaci wcześniejszych63, często kanonizowanych64, choć posądzanych o paktowanie z diabłem65, lub współczesnych Faustowi, przeważnie innych czarowników66, gdyż, począwszy od wieku XVI, w świadomości 63 Osobę Fausta przyrównano m.in. do biblijnego Szymona Maga. Skojarzenie to narodziło się prawdopodobnie w wykładach Melanchtona (por. W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 29). Szymon Mag, uważany przez ojców Kościoła za „Arcy-Heretyka”, był gnostykiem zajmującym się czarną magią. Potępiono go już w Dziejach Apostolskich za żądzę czynienia „nieprawych” cudów (Zob. Dz 8,9–8,24 [w:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, red. ks. K. Dynarski SAC, Poznań–Warszawa 1980). Z jego legendy przejęto też postać Heleny, która – według tradycji wywodzącej się od szymonitów z Samarii – miała być boginią księżyca (zob. K. Lipiński, Rzecz o „Fauście”, s. 14). 64 Pakt z diabłem łączy historię Fausta np. z legendą pochodzącą już z X wieku, opartą na życiu świętego Teofila, zarządcy średniowiecznej kurii biskupiej, żyjącym w VI wieku w Adanie na terenie Azji Mniejszej. Po śmierci biskupa – według legendy – mianowano go następcą, jednak ten, przez skromność, odmówił przyjęcia godności. Nowy biskup pozbawił go pozycji w Kościele, ponieważ czuł się urażony, że złożono mu propozycję objęcia stanowiska po Teofilu. Teofil postanowił odzyskać pozycję za pomocą diabła, do którego zwrócił się przez pośrednika – żydowskiego maga. Diabeł zażądał od duchownego dokumentu własnoręcznie podpisanego i opieczętowanego, w którym Teofil godzi się na oddanie własnej duszy, a także wyparcia się Jezusa i Matki Bożej. Zostaje natychmiast przywrócony i przez siedem lat żyje w rozpuście. Po tym czasie, mając świadomość zbliżającego się końca, zaczyna żałować swego czynu. Czterdzieści dni i czterdzieści nocy pości, modląc się do Maryi o przebaczenie, aż otrzymuje obietnicę wstawiennictwa w zamian za wyparcie się Diabła i powrót do Chrystusa. Matka Boża zmusza Złego do zwrotu pergaminu i kładzie go na piersi śpiącego Teofila, który duchowny po przebudzeniu rzuca w ogień. Trzy dni później ogłasza publicznie swoją skruchę i cud ocalenia. Niedługo po tym umiera i zostaje zaliczony w poczet świętych jako Teofil Pokutnik (zob. M. Rudwin, Diabeł w legendzie i literaturze, s. 206). 65  O tradycji samego paktu pisze na przykład Maximilian Rudwin w książce Diabeł w legendzie i literaturze (op. cit). 66 Współczesny Faustowi i często z nim utożsamiany był natomiast Henry Cornelius Agrippa von Nettsheim (1486–1535), mag, astrolog, numerolog, wróżbita i nekromanta, autor słynnego wówczas dzieła O filozofii okultystycznej (De Occulta Philosophia). Wskutek zamiłowania do nekromancji oraz rzekomych kontaktów z demonami został okrzyknięty czarnoksiężnikiem. Jedna z historii opowiada o młodzieńcu, który miał się wkraść do gabinetu Agrippy i przeczytać na głos zaklęcie z księgi magicznej. Na wezwanie stawił się diabeł o wściekłej twarzy, pytając, w jakim celu go wezwano. Gdy młodzian się zawahał, diabeł go udusił. Agrippa zastał zwłoki w gabinecie, wezwał zatem demona, by przywrócił życie nieboszczykowi na czas potrzebny, by wyjść z domu. Wskrzeszony młodzian padł jednak po drodze, zaś Agrippę posądzono o morderstwo i zmuszono do opuszczenia miasta. Zob. A. i M. Adams, Czary i czarownice. Historia i tradycje białej magii, tłum. P. Lewandowski, Warszawa 2003, s. 27–28. Na mit wpływ miała także przypuszczalnie osoba Paracelsusa, lekarza, astrologa i alchemika: „Jeśli zaś idzie o transmutację metali – jakżesz on, uczeń Trithemiusa, mógłby wątpić w jej możliwość (…). Alchemia i astrologia (…) były podstawami jego nauki medycznej (…). To, co najjaśniejsze w jego wiedzy, pochodziło – on sam to mówi – od tych staruszek, na wpół czarownic, które spotykałna swej drodze; z ludowych praktyk, z tradycyj-

47


48

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

ogólnej powoli zacierała się różnica między czarną a białą magią. Nie bez znaczenia dla legendy była także epoka, w której żył Faust, i w której narodził się jego mit. Zarówno wydarzenia rozgrywane na arenie religijnej, jak i sam Marcin Luter wraz z innymi wielkimi reformatorami znacznie przyczynili się do ukształtowania pierwszej Faustbuch, co wynikało z wyraźnych sympatii jej autora. Luter akcentował wszechobecność szatana, ustawiczną walkę o duszę człowieka za pomocą wszelakich pokus. Jego poglądy zrewolucjonizowały dotychczasowe myślenie również poprzez zanegowanie siły Kościoła oraz modlitwy jako bezsilnych narzędzi w obliczu zaprzedania duszy przez człowieka. Skutkiem nowego myślenia są więc liczne teksty67 ostrzegające przed siłą szatana i nieodwracalną mocą paktu, ale także piętnujące tych, którzy świadomie swe dusze zaprzedali, a zatem magów i czarownice. Dla Lutra oraz Melanchtona, który stosował w swych wykładach podobne metody perswazji, ludzie zajmujący się magią czy astrologią są jednoznacznie potępieni, co doskonale obrazował żałosny koniec Fausta. Tym samym zmienia się motywacja paktu z diabłem (z pychy i chęci zysku na żądzę wiedzy), co szczególnie uwypukli okres poreformacyjny. Faust zatem musi reprezentować człowieka uczonego. Równocześnie wszechogarniająca reformacja zaciera średniowieczny podział na magię naturalną, a więc niepozostającą w sprzeczności z Boskim słowem, oraz czarną, zwaną K i s z u f , łączącą się z nekromancją lub polegającą na zaklinaniu Satanim68. Piętnowane zostają nych przepisów, że sposobów stosowanych przez wiejskich cyrulików, z laboratoryjnych metod, z których korzystali górnicy, wytapiacze złota i srebra”. A. Koyré, Paracelsus, [w:] idem, Mistycy, spirytualiści, alchemicy niemieccy XVI wieku, przeł. L. Brogowski, Łódź 1995, s. 73–74. Paracelsus pisał również o gnomach i elfach jako bytach jednopierwiastkowych, rozróżniał również duchy, którymi posługują się czarownicy, od demonów, czyli upadłych aniołów; zarówno pierwsze, jak i drugie nie będą jednak zbawione. Paracelsus twierdził, że upiory nie są zdolne do myślenia, chyba że w ich pozorne ciało wchodzi demon, aby zapanować nad tymi, którzy oddają się ich praktykom. Zob. idibem, s. 86–87. 67 Por. W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 32. 68 Zob. ibidem, s. 30.


Izabela Rutkowska – Faust historyczny, narodziny legendy

więc również nazwiska dotąd szanowane, jak Trithemius, Agrippa czy Paracelsus, co powoduje mylne przypisywanie wątków z jednej legendy drugiej, na przykład wydalenie z miast lub wątek psa-demona przypisane biografiom Fausta oraz Agrippy von Nettsheima.

2. Pierwsze opracowanie literackie

Rozdział ten nie byłby, moim zdaniem, skończony, jeśli nie zostałaby w nim umieszczona kwestia pierwszego literackiego opracowania legendy o Fauście. Już bowiem na jego przykładzie widać, jak zręcznie wypełniono luki biograficzne maga, legenda zaś zyskała niewątpliwie na wartości i znaczeniu oraz połączyła informacje historyczne z fantazją autora pierwszego opracowania tak, że dzisiaj już trudno jednoznacznie stwierdzić, co należy do faktów, co zaś do fikcji. Pierwszym tekstem69, który zawiera historię niemieckiego doktora -czarnoksiężnika, jest Historia o D. Johannie Faustusie, wielce sławnym czarodzieju i mistrzu sztuki czarnoksięskiej70 (Historia von D. Johann Fausten, dem weltbeschreyten Zauberer unnd Schwartzkünstler71), wydana przez frankfurckiego drukarza Johanna Spiessa (Spiesa)72 69 Tak przyjmuje się powszechnie, jednak w XIX wieku Gustav Milchsack odkrył w bibliotece w Wolfenbüttel rękopis zbieżny z wersją Spiessa, napisany jednak kilka lat wcześniej. Tekst zawiera informację, że stanowi przekład z języka łacińskiego. Wysunięto zatem hipotezę, że musiał istnieć swoisty łaciński „pratekst”, co jednak zostało odrzucone. Zob. W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 38. 70 Korzystam z przytoczonego wyżej tłumaczenia Wojciecha Kunickiego. 71 Historia von D. Johann Fausten, dem weltbeschreyten Zauberer unnd Schwartzkünstler / Wie er sich gegen dem Teuffel auff eine benandte zeit verschrieben / Was er hierzwischen für seltzame Abentheuwer gesehen/ selbs angerichtet vnd (sic!) getrieben / biß er endtlich seinen wol verdienten Lohn empfangen. Mehrertheils auß seinen eygenen hinderlassenen Schrifften / allen hochtragenden fürwitzigen und Gottlosen Menschen zum schrecklichen Beyspiel / abscheuwlichen Exempel / unnd treuwhertziger Warnung zusammen gezogen / und in den Druck ver / fertiget. IACOBI IIII. Seyt Gott vnderthänig / widerstehet dem Teuffel / so fleuhet er von euch. CUM GRATIA ET PRIVILEGIO. Gedruckt zu Frankfurt am Mayn / durch Johann Spies. M.D. LXXXVII. Jest to tzw. wersja A, podaję za: W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 36. 72 Podaję za: G. Sinko, Doktora Fausta podróż przez wieki, „Dialog” 1963, nr 3, s. 104. Używano też tytułu Faustbuch (Księga Fausta), którym opatrywano późniejsze niemieckie edycje. Por. np. W. Szturc, „Faust” Goethego: ku antropologii romantycznej, Kraków 1995, s. 9.

49


50

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

w 1587 roku. Spiess otrzymał ją od przyjaciela73 przebywającego w Spirze z żądaniem, by druk tej tzw. książki jarmarcznej (Volksbuch) przestrzegł wszystkich chrześcijan przed okrucieństwem i sprytem diabelskim74. Są to dzieje syna biednych wieśniaków, który ukończył celująco studia w Wittemberdze, ale postanowił porzucić teologię, by oddać się magii, medycynie i astrologii (sztuki te studiował, jak podaje Spiess, w Akademii Krakowskiej75). Podpisał w końcu pakt z Mefistofelem, który obiecał mu spełnić wszelkie życzenia oprócz związku małżeńskiego. Pojawia się też rozdział, w którym Faust pyta diabła o niebo i piekło oraz o istoty tam żyjące, na co Mefistofel odpowiada za pomocą cytatów76 z ówczesnych podręczników teologii i Biblii, co świadczy o erudycji autora77. Diabeł zabiera też Fausta do każdego z zaświatów (niebo, piekło i raj utracony) oraz w podróż po Europie, między innymi do Rzymu, gdzie obserwują wulgarną zabawę u papieża. Faust otrzymuje też dar czynienia „cudów”, jak na przykład fałszowanie pieniędzy czy wywołanie ducha Parysa i Heleny Trojańskiej. Wówczas też podpisuje nowy pakt, czyniąc z Heleny swą konkubinę i płodząc z nią syna. W 24. roku paktu, czując zbliżającą się śmierć, Faust zostawia majątek swemu domownikowi Wagnerowi, organizuje też ucztę dla uczniów i przyjaciół, którym opowiada swoją historię. Po straszliwej nocy jego ciało zostaje odnalezione zmaltretowane przez Mefistofela78. Całość opatrzona jest przestrogami przed złem i zaleceniami, aby żyć według zasad chrześcijańskich. Jak streszcza Grzegorz Sinko: 73 Zdaniem niektórych badaczy autorem tekstu mógł być Andreas Frei, rektor gimnazjum w Spirze. Zob. np. G. Berthold, Speyer und das älteste Faustbuch, [w:] Zweiter Bericht des Historischen Museums der Pfalz, Speyer 1914, s. 62–63, podaję za: W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 36, przyp. 93. 74 Zob. R. Bugaj, Doktor Johann Faust, s. 84. 75 Zob. M. Rożek, Diabeł w kulturze polskiej… 76 Pojawia się między innymi pierwszy wizerunek Krakowa, pochodzący z Kroniki Schedla. Zob. K. Lipiński, Rzecz o „Fauście”, s. 15. 77 Równocześnie jednak Faust nie opuszcza Starego Świata, brakuje też choćby wzmianki o Ameryce. Zob. ibidem, s. 16. 78 Kwestię tę rozwija m.in. W. Szturc w artykule Życie i myśli doktora Georgiusa Faustusa, op. cit., s. 1–14.


Izabela Rutkowska – Faust historyczny, narodziny legendy

Oto najpierw tragedia młodości nędznie straconej na studiach i historia gryzącej po niewczasie chęci życia. Pomocy może udzielić tylko zły duch: da Faustowi wina z piwnic Kurfürsta i biskupa Salzburga, przyniesie potrawy z najlepszych stołów Rzeszy, ubrania i buty – „alles ganz fürstlich” – najsłynniejszych elegantów, obdarzy bogactwem dokładnie w legendzie wyliczonym: 25 koron tygodniowo (…). Da wreszcie, wzbraniając tylko świętego stanu małżeńskiego, wszystkie dziewice i żony, czy to z Wittenbergi, czy skądkolwiekinąd, a na rok przed upływem terminu paktu złączy Fausta z najpiękniejszą kobietą wszech czasów – Heleną trojańską79.

Książka wydana przez Spiessa szybko zyskała popularność. Już w roku jej ukazania się powstało pięć nowych wydań80, a w niespełna dziesięć lat – 22 wydania, w tym wersja wierszowana. Obok dzieł literackich historia Fausta żyła również w tradycji ustnej – przez wiele wieków przekazywana z ojca na syna, prezentowana była przez wędrowne trupy aktorskie w formie przedstawień kukiełkowych.

BIBLIOGRAFIA 1. A. i M. Adams, Czary i czarownice. Historia i tradycje białej magii, tłum. P. Lewandowski, Warszawa 2003. 2. R. Bugaj, Doktor Johann Faust, [w:] Nauki tajemne w dawnej Polsce – Mistrz Twardowski, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1986. 3. R. Bugaj, Prawdziwe dzieje Fausta, [w:] „Mówią Wieki” 1973, nr 6. 4. W. Dudzik, Pomnik Fausta, [w:] „Twórczość” 2002, nr 7–8. 79 G. Sinko, Doktora Fausta podróż..., s. 104. 80 Jak podaje Wojciech Kunicki: „[n]owe, prawomocne wydanie pochodzi z roku 1588, rozszerzone o Zeugnuß der H. Schrifft / von den verbottenen Zauberkünsten, gedruckt zu Frankfurt am Mayn durch Wendel Homm in Verlegung Johann Spiessen. Oznacza się w tradycji edytorskiej jako A. W 1587 roku ukazało się wydanie B z interpolacją i z dodatkiem ośmiu rozdziałów. W 1589 pojawiło się ważne wydanie C, będące przeróbką A i zawierające ważki dodatek sześciu rozdziałów nawiązujących do erfurckich przygód Faustusa. W roku 1587 ukazała się także rymowana Historia o Fauście (oznaczana dawniej jako E, współcześnie jako V, datowana na 1588 u A. Hocka w Tybindze)”. Kunicki zauważa, że wątki zawarte w wersji C zaczęto później łączyć z biografią historycznego Fausta, np. jego rzekomą znajomość Homera i greckich legend. Zob. W. Kunicki, Wprowadzenie, s. 43–44.

51


52

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

5. Dz 8,9–8,24, [w:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, red. ks. K. Dynarski SAC, Poznań–Warszawa 1980. 6. K. Estreicher, Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, Warszawa–Kraków 1980. 7. Faust, Abu-Zajd i książęta śląscy. Imitacje literackie Józefa Lompy, oprac. J. Malicki, Katowice 1997. 8. R. Gansiniec, Faust i jego epoka, [w:] „Filomata” 1962, nr 161. 9. S. Gawęda, Uniwersytet Jagielloński w okresie okupacji hitlerowskiej 1939– 1945, Warszawa–Kraków 1979. 10. M. Janion, Pełnia Fausta, czyli tragedia antropologiczna, antropologiczna, [w:] idem, Wobec zła, Chotomów 1989. 11. A. Koyré, Paracelsus, [w:] idem, Mistycy, spirytualiści, alchemicy niemieccy XVI wieku, przeł. L. Brogowski, Łódź 1995. 12. W. Kunicki, Wprowadzenie, [w:] Historia o Doktorze Faustusie (1587), przeł. i oprac. W. Kunicki, Wrocław 2002. 13. K. Lipiński, Rzecz o „Fauście”, Kraków 2004. 14. J.J. Manlius, P. Melanchthon, Locorum communium collectanea, tłum. robocze wybranych fragmentów: M. Grabowski, Frankfurt nad Menem 1568, s. 38–39. Dokument elektroniczny, tryb dostępu: http://books.google.pl/books?id=EBE8AAAAcAAJ&printsec=frontcover&dq=Locoru m+communium+collectanea&source=gbs_book_other_versions_r&cad=4#v=o nepage&q=&f=false [data dostępu: 13.11.2011]. 15. M. Rożek, Diabeł w kulturze polskiej. Szkice z dziejów motywu i postaci, Warszawa–Kraków 1993. 16. M. Rożek, Mitologia Krakowa, Kraków 2008 (tu: Dom alchemika, Faust w Krakowie?). 17. A. Sandauer, Narodziny Fausta, [w:] J. W. Goethe, Faust. Tragedii część pierwsza, przeł. i przedmową opatrzył A. Sandauer, Kraków 1987. 18. G. Sinko, Doktora Fausta podróż przez wieki, [w:] „Dialog” 1963, nr 3. 19. W. Szturc, Życie i myśli doktora Georgiusa Faustusa, [w:] Postacie i motywy faustyczne w literaturze polskiej, t. I, pod red. H. Krukowskiej i J. Ławskiego, Białystok 1999. 20. S. Waltoś, Na tropach doktora Fausta, [w:] Na tropach doktora Fausta i inne szkice, Warszawa 2004.


Karol Haratyk – Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu

Karol Haratyk karolharatyk@gmail.com

Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu w koncepcji Hernando De Soto streszczenie W artykule zrekonstruowana zostanie koncepcja kapitalizmu Hernando de Soto, którą można odnaleźć w jego dwóch książkach przełożonych na język polski: Inny szlak oraz Tajemnica kapitału. Dlaczego kapitalizm triumfuje na Zachodzie a zawodzi gdzie indziej1. Rekonstrukcja ta nie będzie jednak wiernym streszczeniem powyższych książek, ale raczej krytyczną analizą dążącą do wydobycia ukrytych założeń, które znajdują się u podstaw poglądów tego autora. Rekonstruowanym tezom de Soto towarzyszyć będą propozycje alternatywnych konceptualizacji tych samych problemów. Pragnę w ten sposób pokazać arbitralność rozstrzygnięć de Soto. Cel ten jest tym istotniejszy, gdyż problematyzując założenia tego autora, zostają one pozbawione charakteru naturalnego, oczywistego założeniu nurtu, który autor ten reprezentuje – neoliberalizmu. Artykuł można odczytywać jako próbę mitologizacji i demitologizacji początków kapitalizmu; jako próbę odsłonięcia niektórych mitów założycielskich neoliberalizmu. 1 H. de Soto, Inny szlak, tłum. M. Wiśniewski i S. Makowiecki, Warszawa 1991; H. de Soto, Tajemnica kapitału. Dlaczego kapitalizm triumfuje na Zachodzie a zawodzi gdzie indziej, tłum. Sz. Czarnik, Chicago-Warszawa 2002.

53


54

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Kapitalizm poza prawem: państwo merkantylistyczne Hernando de Soto wraz ze swoimi współpracownikami w Instytucie Wolności i Demokracji, którego jest założycielem i prezesem, przeprowadzili szereg badań w Limie, stolicy Peru, dotyczących nieformalnego sektora gospodarki. Ze względu na rozmiar i charakter tego sektora w gospodarce Peru uznał, że mylące jest nazywanie go sektorem nieformalnym czy też nielegalnym. Według niego jest to raczej sfera rządząca się własnymi, specyficznie sformalizowanymi regułami, posiadająca swoiste instytucje, niewspierane jednak autorytetem państwa i prawa przez to państwo tworzonego. Zarazem nie sposób twierdzić, że są to instytucje i reguły gorsze od tych usankcjonowanych przez państwo. Nie mają one nic wspólnego z działalnością przestępczą czy też mafijną szarą strefą. Wręcz odwrotnie – reguły i instytucje, które są tworzone spontanicznie, oddolnie przez tych, którzy nie znaleźli dla siebie miejsca w obrębie sektora formalnego, są lepsze od reguł i instytucji tworzonych przez państwo, gdyż są skuteczniejsze. Umożliwiają one połowie aktywnej zawodowo ludności Limy włączenie się w życie gospodarcze kraju, czego nie umożliwia im sektor formalny. Z tego względu autor proponuje nazywać ten sektor raczej „pozaformalnym”, „pozalegalnym”, a nie nieformalnym, czy nielegalnym. Działania w tym sektorze nie są skierowane przeciw państwu; wypełniają one raczej luki, które stwarza oficjalny system instytucjonalno-prawny. Jest to podstawowa różnica pomiędzy sektorem pozaformalnym w Peru a nielegalnymi działaniami podejmowanymi w krajach rozwiniętego kapitalizmu. Według de Soto w Peru w ostatnich dwóch dekadach XX wieku, kiedy autor prowadził tam badania, nie istniały ani kapitalizm, ani demokracja. Zamiast tego istniało państwo merkantylistyczne. Trzeba jednak zaznaczyć, że de Soto rozumienie państwa mer-


Karol Haratyk – Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu

kantylistycznego tylko częściowo pokrywa się z obiektem osiemnastowiecznych krytyk Adama Smitha i innych przedstawicieli liberalnej ekonomii klasycznej. O ile Adam Smith pod pojęciem merkantylizmu krytykował doktrynę ekonomiczną, zgodnie z którą źródłem bogactwa narodu jest dodatni bilans handlowy, o tyle de Soto koncentruje się raczej na społeczno-politycznym, a nie ekonomicznym, znaczeniu tego pojęcia. W jego koncepcji pojęcie to opisuje sposób ułożenia relacji pomiędzy państwem a społeczeństwem. Charakteryzując merkantylizm, autor cytuje wprawdzie Słownik nauk społecznych UNESCO: „merkantylizm to […] wiara, że gospodarczy dobrobyt państwa może jedynie zapewnić regulacja państwowa o zasięgu ogólnokrajowym”2. Dalej dodaje: „Państwo merkantylistyczne nie zezwalało konsumentom na decydowanie, co należałoby produkować. Rezerwowało dla siebie prawo wyboru i promowania tych dziedzin, które uważało za pożądane, a zakazu i ograniczeń tych, które uważało za niestosowne”3. Z dalszych analiz autora można jednak wywnioskować, że państwo merkantylistyczne nie troszczy się o gospodarczy dobrobyt narodu, koncentrując się raczej na próbie pogodzenia sprzecznych dążeń różnych koalicji redystrybucyjnych, starających się zdobyć wpływy w ośrodkach władzy. H. de Soto, mimo że nie wyraża tego w ten sposób, zdaje się pojmować państwo merkantylistyczne jako przeciwieństwo leseferycznego państwa kapitalistycznego. Przy takim kontrastowym ujęciu za wyznaczniki państwa merkantylistycznego moglibyśmy uznać: 1. koalicje redystrybucyjne, czyli zwalczające się nawzajem grupy, które na wszelkie sposoby starają się zdobyć wpływ na decyzje podejmowane przez państwo; 2. pozbawioną autonomii i skorumpowaną biurokrację państwową i elitę polityczną, które zorientowane są nie na podej-

2 Idem, Inny szlak, s. 289. 3 Ibidem, s. 290.

55


56

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

mowanie racjonalnych decyzji, ale na godzenie sprzecznych interesów różnych koalicji redystrybucyjnych; 3. niedostosowany do potrzeb społeczeństwa system prawno-instytucjonalny, którego nieprzejrzystość jest celowo podtrzymywana przez decydentów politycznych, gdyż umożliwia im ona ukrywanie ich powiązań z poszczególnymi koalicjami redystrybucyjnymi.

Podsumowując, państwo merkantylistyczne charakteryzują powiązania klientelistyczne, przy czym trudno byłoby określić, czy klientem są tutaj poszczególne koalicje redystrybucyjne, czy też decydenci polityczni. A contrario, dla państw kapitalistycznych i demokratycznych charakterystyczne byłyby:

1. społeczeństwo obywatelskie, 2. typ biurokracji zbliżony do typu idealnego Webera, 3. przejrzysty system prawno-instytucjonalny dostosowany do potrzeb całego społeczeństwa i tworzony w oparciu o opinie wysuwane przez organizacje obywatelskie.

Reasumując, państwo to charakteryzują relacje symetryczne pomiędzy sferą polityczną i społeczną, przy czym obie te sfery, do pewnego stopnia, zachowują autonomię.

Brakujące lekcje historii: dwie drogi do kapitalizmu

Przedstawione powyżej wnioski, po przeprowadzeniu badań w innych krajach rozwijających się, autor rozciąga na cały nie-zachodni świat. (Na to wskazuje też podtytuł jego książki: Tajemnica kapitału. Dlaczego kapitalizm triumfuje na Zachodzie a zawodzi gdzie indziej. Owo „gdzie indziej” należałoby tu utożsamić z krajami Drugiego i Trzeciego Świata


Karol Haratyk – Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu

według dawnych określeń; kapitalizm natomiast łączy się w koncepcji de Soto z demokracją). H. de Soto dostrzega dwie fundamentalne różnice pomiędzy Zachodem a resztą świata: istnienie rozwiniętego sektora pozaformalnego i państwa merkantylistycznego w krajach niezachodnich oraz istnienie zintegrowanego, kapitalistycznego systemu gospodarczego i państwa demokratycznego w krajach zachodnich. Dostrzeżenie tych fundamentalnych różnic prowadzi jednak autora do tezy o zasadniczym podobieństwie pomiędzy tymi różnymi „światami”. Oba te światy podążają bowiem w podobnym kierunku, a analogie do obecnej sytuacji w Peru i innych krajach, w których nie rozwinął się jeszcze w pełni kapitalizm, możemy dostrzec w historii państw, w których obecnie kapitalizm triumfuje. H. de Soto nie wspomina wprawdzie explicite o „stadiach rozwoju”, „schemacie ewolucyjnym instytucji społecznych”, czy zdeterminowaniu historii. Pisze jednak o świecie niezachodnim jako pewnej całości, do której to całości odnoszą się „brakujące lekcje z historii Stanów Zjednoczonych” [i Europy], jak autor zatytułował jeden z rozdziałów Tajemnicy kapitału… Czego mogą nas nauczyć owe „brakujące lekcje”? Przede wszystkim cierpliwości: w najbardziej rozwiniętych krajach kapitalizm zastąpił państwo merkantylistyczne zaledwie sto lub dwieście lat temu4. „Brakujące lekcje” uczą również wytrwałości: kapitalizm na Zachodzie powstał w wyniku konsekwentnych działań tych, którzy wówczas w tych państwach tworzyli sektor pozaformalny. Stało się tak na skutek docenienia przez decydentów politycznych ich inicjatyw gospodarczych i prawnych. Podobnie, jak obecnie w Peru, przed wiekiem również w krajach zachodnich „pozaformalni” tworzyli własne instytucje i własne prawo, odrębne (a często sprzeczne) wobec tego, które było usankcjonowane autorytetem państwa. W pewnym momencie decydenci 4 Idem, Tajemnica kapitału..., s. 133.

57


58

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

w krajach zachodnich dostrzegli, że pozaformalne rozwiązania instytucjonalno-prawne są skuteczne i nadali im charakter formalny. W ten sposób powstał zintegrowany system społeczno-gospodarczy, który w odróżnieniu od poprzedniego stał się inkluzywny i demokratyczny. (Prawdopodobnie to właśnie ta cecha zintegrowanej, kapitalistycznej gospodarki: jej otwartość na wszystkich tych, którzy są przedsiębiorczy, a nie tylko na członków określonych koalicji redystrybucyjnych, przy równoczesnym zaakceptowaniu koncepcji jednostki jako pragnącej decydować o sobie i brać odpowiedzialność za własne działania, skłania de Soto do łączenia pojęć „kapitalizmu” i „demokracji”). „Brakujące lekcje” uczą nas również historii kapitalizmu jako takiego. Warto podkreślić jednak, że H. de Soto nie opisuje explicite takiego schematu rozwoju kapitalizmu, jaki poniżej przedstawię. Taki schemat sugerują jednak przykłady historyczne i współczesne, na które autor się powołuje. W państwie o gospodarce tradycyjnej przez pewien czas kumulują się zmiany technologiczne, które sprzyjają pogłębianiu się różnic między miastem a wsią. Niskie zarobki w sektorze rolniczym połączone z dynamicznym przyrostem naturalnym wypychają coraz więcej ludzi z obszarów wiejskich, natomiast zapotrzebowanie na siłę roboczą wraz ze wzrastającymi zarobkami i lepszą infrastrukturą przyciągają ludność do miast. W miastach w odpowiedzi na napływ ludności z obszarów wiejskich, tworzą się i umacniają koalicje redystrybucyjne, które dążą do zmonopolizowania pewnych możliwości zarobkowania i konsumowania przez odpowiednie regulacje prawne. W efekcie tych działań powstaje państwo merkantylistyczne. Ludność napływowa, nie mogąc włączyć się w oficjalne struktury prawno-instytucjonalne, tworzy sektor pozaformalny. Wraz z dalszym napływem ludności wiejskiej sektor ten rozrasta się i umacnia. Presja zagrożonych koalicji redystrybucyjnych na państwo nasila się, co owocuje jeszcze bardziej restrykcyjnymi działaniami ze strony państwa. Mnożą


Karol Haratyk – Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu

się przepisy, których nie sposób realizować. Tego typu działania państwa wypychają poza sektor formalny również niektórych spośród tych przedsiębiorców, którzy dotychczas pozostawali w jego obrębie. Również „pozaformalni” zaczynają tworzyć własne koalicje redystrybucyjne, które starają się konkurować z koalicjami redystrybucyjnymi „formalnych”. Na tym etapie według H. de Soto znajduje się obecnie większość państw rozwijających się. I w tym miejscu zaczyna się budowanie kapitalizmu. Coraz więcej ludzi (również wśród decydentów politycznych) zaczyna dostrzegać sprzeczności takiego systemu. Niezadowolenie z niewydolności systemu wzrasta zarówno po stronie „formalnych”, jak i „nieformalnych”. Po stronie „nieformalnych” to niezadowolenie jest jednak zdecydowanie bardziej niebezpieczne, gdyż wśród nich nadreprezentowani są młodzi, przedsiębiorczy mężczyźni, którzy byli na tyle odważni, aby wyemigrować do miast. Tworzy się nastrój przedrewolucyjny, tak jak to miało miejsce pod koniec XVIII wieku we Francji czy na początku XX wieku w Rosji. Możliwe jest jednak również rozwiązanie pokojowe: decydenci polityczni zaczynają dostrzegać potencjał sektora pozaformalnego i stopniowo włączają rozwiązania prawno-instytucjonalne wypracowane przez ten sektor do porządku państwowego w efekcie czego powstaje demokratyczne państwo kapitalistyczne, jak to miało miejsce w Anglii5.

Alternatywne interpretacje: inne drogi do kapitalizmu

Schemat powyższy jest niezwykle uproszczony i przez to powinien wzbudzać szereg zastrzeżeń. Można się na przykład zastanawiać nad tym, czy upadek państwa merkantylistycznego jest rzeczywiście gwał5 Idem, Inny szlak, s. 317.

59


60

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

towny, czy też może zazwyczaj jest on stopniowy i dokonuje się wraz z równie stopniowym rozwojem społeczeństwa obywatelskiego i nowoczesnej biurokracji, a przypadki przejść rewolucyjnych czy tez quasi-rewolucyjnych stanowią wyjątki. Można by się również zastanawiać nad tym, na ile gwałtownym procesem jest włączanie się „ludzi pozaformalnych” i ich rozwiązań instytucjonalno-prawnych do porządku formalnego. Być może słuszniejsze byłoby przyjęcie odmiennego założenia, iż „pozaformalni” stale oddziałują na sektor formalny, a ich włączanie do niego rozpoczyna się wówczas, gdy instytucje państwowe „nauczą się” ich obsługiwać. Przy przyjęciu takiej perspektywy decydująca byłaby nie siła sektora pozaformalnego, ale właśnie siła instytucji państwowych – jedynie skuteczne, silne instytucje są w stanie otworzyć się na rozleglejsze i bardziej zróżnicowane siły społeczne. Wówczas właściwsza byłaby metafora uczenia się, niż walki – zintegrowanie sektorów formalnego i pozaformalnego dokonywałoby się nie w wyniku wywalczenia sobie miejsca przez „nieformalnych” w obrębie sektora formalnego, ale w wyniku „nabycia pewnych kompetencji” przez instytucje państwowe i usamodzielnienia się tych instytucji wobec dawnego sektora formalnego, zdominowanego w istocie przez koalicje redystrybucyjne. Ponadto problematyczne jest rozróżnienie pomiędzy dobrymi instytucjami tworzonymi w obrębie sektora pozaformalnego dla rozwoju potencjału gospodarczego i społecznego ludności napływowej a złymi koalicjami redystrybucyjnymi. Problem okazuje się tym większy, że koalicje redystrybucyjne powstają zarówno w obrębie sektora legalnego, jak i pozalegalnego. Również te instytucje, które są ukierunkowane przede wszystkim na zaspokajanie potrzeb „ludzi nieformalnych”, są zmuszone również do działań zewnętrznych, do negocjowania z przedstawicielami władzy, a więc do rozwinięcia działalności charakterystycznej właśnie dla koalicji redystrybucyjnych. Rozróżnienie


Karol Haratyk – Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu

pomiędzy tymi dwoma rodzajami organizacji jest trudne na gruncie analitycznym. Możemy przypuszczać, że często niemal niemożliwe staje się ono w sytuacjach realnych. Jeśli tak jest, należałoby zakwestionować założenie de Soto, że w pewnym momencie presja społeczna jest tak wielka, a nieudolność państwa tak dotkliwa, że decydenci polityczni decydują się (lub są zmuszeni do tego), aby porzucić koalicje redystrybucyjne, które dotychczas wspierali i przez które byli wspierani, na rzecz interesu ogólnospołecznego, gdyż w istocie nie wiadomo, które organizacje są tylko koalicjami redystrybucyjnymi, a które w swych postulatach odzwierciedlają interes ogólnospołeczny. To ostatnie założenie jest tym trudniejsze do przyjęcia, że niewiadomo, dlaczego dotychczasowe silne powiązania w z a j e m n e pomiędzy koalicjami redystrybucyjnymi a decydentami miałyby się nagle okazać dla tych ostatnich na tyle nieistotne, aby zdołali się stać niezależni. Raczej należałoby się spodziewać, że decydenci nieustannie dążą do niezależności, jednak w danym systemie politycznym osiągnięcie jej okazuje się niemożliwe. Instytucje polityczne w takim systemie są w stanie istnieć o tyle tylko, o ile posiadają silnych protektorów pozapolitycznych. Przy przyjęciu takich założeń gwałtowny rozwój sektora pozaformalnego raczej wspierałby państwo merkantylistyczne przez wzmacnianie wzajemnych zależności pomiędzy państwem a koalicjami redystrybucyjnymi. Upadek państwa merkantylistycznego byłby natomiast możliwy nie w momencie, gdy sektor pozaformalny osiąga największe rozmiary, ale w momencie, gdy jego rozmiary się stabilizują, a instytucje państwowe mogą zacząć „uczyć się” obsługiwać ten sektor. To ostatnie założenie mogłoby przyczynić się do wyjaśnienia w języku instytucjonalnym, dlaczego tak zwane państwa „rozwijające się” od tak wielu lat nie mogą stać się „rozwiniętymi”: Przed rozpoczęciem gwałtownej urbanizacji i mniej gwałtownej industrializacji w tych państwach ich instytucje państwowe były słabsze niż to miało miejsce

61


62

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

w Europie przed rewolucją przemysłową. Zarazem europejska rewolucja przemysłowa nie była tak rewolucyjna, tak gwałtowna, jak przemiany, które miały w tych krajach.

Ideał kapitalizmu: wolność, rynek, demokracja Nowa rasa

Zastanówmy się do jakiego kapitalizmu prowadzą zarysowane wyżej dwie drogi. Hernando de Soto twierdzi, że tym, co uniemożliwia krajom rozwijającym się wejście na ścieżkę rozwoju, nie jest kultura, brak przedsiębiorczych i innowacyjnych jednostek, brak motywacji osiągania zysku, negatywne skutki globalizacji czy brak makroekonomicznych reform. H. de Soto odnajduje przedsiębiorcze, kreatywne jednostki w sektorze pozaformalnym w każdym z krajów rozwijających się, niezależnie od tradycji kulturowych i barier instytucjonalno-prawnych. Być może to właśnie te bariery okazały się paradoksalnym sprzymierzeńcem „nieformalnych” zmuszając ich do rozwinięcia w sobie instynktów przedsiębiorcy: „W Peru nieformalność przekształciła znaczną liczbę osób w przedsiębiorców”. „Konkurencyjnie nastawieni ludzie interesu, obojętnie formalni czy nieformalni, są w gruncie rzeczy nową rasą”. Dalej autor pisze: „Jest to kapitał ludzki niezbędny do gospodarczego startu”6. Zintegrowany system własności prywatnej

Czego więc brakuje tej „nowej rasie”, aby stworzyć kapitalizm w Peru i innych krajach rozwijających się? Brakuje im przede wszystkim kapitału. Nie może istnieć kapitalizm bez odpowiednich zasobów kapitału. Autor nie liczy jednak na to, że kapitał ten dostarczy krajom rozwijającym się Bank Światowy czy zagraniczni inwestorzy. Wręcz odwrotnie, 6 Ibidem, s. 346-347.


Karol Haratyk – Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu

jest on skłonny poszukiwać zasobów kapitału raczej w tych krajach, które powszechnie uważane są za biedne. Autor wylicza, że „wartość oszczędności zgromadzonych przez biednych (…) to 40-krotność całej zagranicznej pomocy uzyskanej przez kraje całego świata od 1945 roku”7 i „20-krotność wszystkich bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Trzecim Świecie i byłych krajach komunistycznych w ciągu 10 lat od 1989 roku”8. „Całkowita wartość nieruchomości znajdujących się w posiadaniu – lecz nie będących legalną własnością – ubogich z Trzeciego Świata i byłych krajów komunistycznych, wynosi przynajmniej 9,3 bilionów dolarów”9. Czynnikiem decydującym jest tutaj więc brak prawnie zintegrowanego systemu własności. Ubodzy posiadają 9,3 biliona dolarów martwego kapitału, którego nie można w żaden sposób wykorzystać, gdyż formalnie nie stanowi on niczyjej własności. Nikt nie posiada aktów własności domów, sklepów, czy fabryk... Księgi wieczyste – o ile istnieją – są nieaktualne. Niemożliwe jest wykorzystanie tych zasobów jako zabezpieczenie spłaty długu, jako gwarancję dotrzymania warunków umowy czy też jako stabilizator polityczny (zgodnie z rozumowaniem, iż klasa średnia dzięki posiadaniu własności stała się fundamentem społeczeństw nowoczesnych). Niesformalizowanie własności znacznie utrudnia jakąkolwiek działalność gospodarczą, gdyż brak formalnej własności uniemożliwia zlokalizowanie nieuczciwego kontrahenta, uniemożliwia sprzedaż części udziałów w przedsiębiorstwie oraz czyni niemożliwym dynamiczny rozwój przedsiębiorstwa, który naraziłby je na wykrycie jego pozalegalnych działań przez służby państwowe... Można by wymieniać jeszcze wiele innych „efektów formalnej własności”. Najistotniejsze jest jednak to, że to właśnie te efekty czynią nasz system społeczno-gospodarczy tak skutecznym. Dlatego też H. de Soto 7 Idem, Tajemnica kapitału..., s. 25. 8 Ibidem, s. 58. 9 Ibidem, s. 56.

63


64

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

uważa, że u podstaw współczesnego kapitalizmu tkwi nie etyka protestancka (jak twierdził Max Weber10), czy powszechne osłabienie państwa w XVI-wiecznej Europie (jak twierdził Immanuel Wallerstein11) ale zintegrowany system własności prywatnej. Autor stwierdza wręcz: „(…) wątpię, by własność per se stała w bezpośredniej sprzeczności z jakąkolwiek większą kulturą”. Własność, a dokładniej – zintegrowany system własności, dzięki któremu na danym terytorium państwowym dany dokument w każdym miejscu reprezentuje tę samą wartość nie jest jednak niczym odwiecznym. W większości krajów zachodnich zintegrowany system własności powstał przed wiekiem, dając dopiero wówczas impuls do dynamicznego rozwoju gospodarczego. W krajach rozwijających się dopiero trzeba utworzyć taki zintegrowany system, który zastąpi podział na sektor formalny i pozaformalny oraz przemieni relacje między społeczeństwem a państwem. Wówczas rozpocznie się rozwój gospodarczy i w tych państwach...

Pomiędzy wizją kapitalizmu ludowego a wizją globalizacji

Z tej wizji endogennego rozwoju społecznego wyłania się ideał kapitalizmu, który możemy odnaleźć również wśród XIX-wiecznych przedstawicieli ekonomii politycznej czy też w późniejszym nauczaniu społecznym kościoła katolickiego: kapitalizm jako rama dla indywidualnych działań, które stanowią manifestację zdolności jednostki zarazem do tworzenia, do bycia przedsiębiorczą, jak i do wzięcia odpowiedzialności za los własny i swojej najbliższej wspólnoty. H. de Soto pisze w istocie wyłącznie o kapitalizmie l u d o w y m . Największe przedsiębiorstwa w sektorze pozaformalnym zatrudniały 10 osób. Pomimo tego rozdrobnienia kapitału „nieformalni” są zdolni do podejmowania tak du10 M. Weber, Etyka protestancka a duch kapitalizmu, tłum. J. Miziński, Lublin 1994. 11 I. Wallerstein, Koniec świata jaki znamy, tłum. M. Bilewicz, A. Jelonek, K. Tyszka, Warszawa 2004, s. 161-162.


Karol Haratyk – Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu

żych inicjatyw, jak budowa hali targowej czy osiedla mieszkaniowego. W tym celu muszą się jednak zjednoczyć. To właśnie te dwie wartości: wartość indywidualnej jednostki i wartość wspólnoty tworzą etyczne podstawy wizji kapitalizmu autora Innego szlaku. Można się jednak zastanawiać, na ile realistyczna jest ta wizja w coraz bardziej zglobalizowanym świecie zdominowanym przez ponadnarodowe korporacje. H. de Soto o globalizacji pisze tyle tylko, że „nie powinna polegać na łączeniu ze sobą jedynie szklanych kloszy uprzywilejowanej garstki”12. Pojawia się jednak pytanie: Czy możliwy jest powrót do XIX-wiecznego kapitalizmu drobnej wytwórczości? Czy kraje, które nie przeszły przez ten etap kapitalizmu, mają dziś jeszcze szanse na nadrobienie tej zaległości czy też należy raczej oczekiwać, że zanim powstanie w tych krajach drobny i powszechny kapitał, wcześniej pojawi się tam wielki kapitał (nierzadko spekulacyjny), z którym drobny kapitał nie będzie w stanie konkurować? H. de Soto nawet nie zadaje tych pytań. Mnie natomiast odpowiedź na nie wydaje się kluczowa dla oceny koncepcji tego autora. Niestety obawiam się, że odpowiedź na powyższe pytania musi okazać się ambiwalentna. Z jednej strony moglibyśmy oczekiwać, że dobre prawo i dobre instytucje państwowe będą w stanie uchronić rodzimych przedsiębiorców przed nierówną konkurencją ze strony zagranicznych firm. Z drugiej jednak strony wobec ponadnarodowych kryzysów gospodarczych, jakich w ostatnich dekadach doświadczyły kraje rozwijające się oraz wobec potęgi ponadnarodowych korporacji nie możemy ograniczyć się do tak prostych recept, które tyle już razy okazały się niewystarczające. Z analiz Hernando de Soto wynika, że w krajach rozwijających się nie istnieje kapitalizm. Istnieje natomiast państwo merkantylistyczne. Państwo merkantylistyczne nie stanowi w istocie odzwierciedlenia żadnej ugruntowanej koncepcji ustrojowej. Należałoby je raczej 12 H. de Soto, Tajemnica kapitału..., s. 233.

65


66

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

traktować jako n a t u r a l n ą fazę rozwoju społecznego. Świadomym wyborem społeczeństwa – w odróżnieniu od państwa merkantylistycznego – może stać się natomiast kapitalizm. Jest to wybór trudny, gdyż wprowadzenie go odbierze nieuprawnione przywileje najpotężniejszym koalicjom redystrybucyjnym. Z tego względu owe koalicje sprzeciwiają się wprowadzeniu kapitalizmu. Co więcej uprawiają one propagandę wrogą kapitalizmowi. Dlatego też reformy kapitalistyczne poprzedzone muszą być przez kampanię informacyjną, która będzie w stanie przełamać tę propagandę.

***

Dla H. de Soto oczywiste jest, że kapitalizm jest zdecydowanie lepszym wyborem niż państwo merkantylistyczne, będąc zarazem jedyną wobec tego państwa realną alternatywą. W konsekwencji należy oczekiwać, że członkowie społeczeństwa w pewnym momencie zapragną kapitalizmu. Najpierw pragnienie to pojawi się wśród „nieformalnych”, po czym rozprzestrzeni się na całe społeczeństwo. Kapitalizm nie jest więc koniecznością historyczną w znaczeniu ekonomicznego determinizmu. Niemniej niemal niemożliwe jest, aby w pewnym momencie społeczeństwo nie zapragnęło kapitalizmu. Kapitalizm jest więc koniecznością historyczną w znaczeniu świadomościowym, woluntarystycznym. Trudno zgodzić się z H. de Soto w tym miejscu, w którym sugeruje on, że kapitalizm pojawia się w państwie w stosunkowo krótkim czasie w wyniku bardziej lub mniej świadomej decyzji większości społeczeństwa. Wybór ten poprzedzony jest wprawdzie długotrwałą walką przeciwko koalicjom redystrybucyjnym, samo jednak wprowadzenie kapitalizmu dokonuje się w wyniku ograniczonej liczby reform w stosunkowo krótkim czasie. Walka przeciwko koalicjom redystrybucyj-


Karol Haratyk – Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu

nym jest więc raczej walką o władzę, a nie ścieraniem się ze sobą dwóch różnych historycznych porządków społecznych czy Tofflerowskich fal. Dochodzenie do władzy zwolenników kapitalizmu może trwać długo, jednak wraz z przejęciem przez nich władzy wprowadzenie kapitalizmu nie jest już problematyczne. Dokonuje się ono według określonych reguł, które we wszystkich okolicznościach muszą się okazać skuteczne. (H. de Soto przedstawia wręcz 32 kroki „procesu kapitalizacji: przejścia od martwego do żywego kapitału”13). Jeffrey Sachs krytykuje de Soto za koncentrowanie się na jednoczynnikowych wyjaśnieniach, podczas gdy „prawdziwe wyzwanie polega na tym, aby zrozumieć, która z tych wielu zmiennych stwarza szczególne przeszkody w konkretnych okolicznościach(…)”14. Zgadzam się z zarzutem, iż autor Tajemnicy kapitału zbyt wielką wagę przykłada do kwestii własności prywatnej. Niemniej sądzę, że prawdziwy problem polega na utożsamianiu przez niego kapitalizmu z dobrobytem lub postępem. Tam, gdzie nie ma postępu lub dobrobytu, nie ma również kapitalizmu. H. de Soto zdaje się nie dopuszczać, że nędza i nierówności społeczne mogą być spowodowane właśnie przez kapitalizm, a nie przez państwo merkantylistyczne. Autor nie rozróżnia bowiem pomiędzy dobrymi kapitalistycznymi rozwiązaniami prawno-instytucjonalnymi, a złymi kapitalistycznymi rozwiązaniami prawno-instytucjonalnymi, ale pomiędzy rozwiązaniami kapitalistycznymi a niekapitalistycznymi (czy też przed-kapitalistycznymi). H. de Soto twierdzi, że porównuje ze sobą realnie istniejący w krajach rozwijających się ustrój merkantylistyczny z realnie istniejącym ustrojem kapitalistycznym (który już teraz istnieje w krajach rozwiniętych i może zaistnieć w krajach rozwijających się). W rzeczywistości porównuje on jednak rzeczywiste funk13 Ibidem, s. 185-186. 14 J. Sachs, Koniec z nędzą. Zadanie dla naszego pokolenia, tłum. Z. Wiankowska-Ładyga, Warszawa 2006, s. 322-323.

67


68

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

cjonowanie peruwiańskiego kapitalizmu z typem idealnym, pewnym normatywnym modelem, ideałem kapitalizmu. Powoduje to zafałszowanie obrazu kapitalizmu i prowadzi do fałszywej diagnozy. Wbrew twierdzeniom de Soto problemem nie jest brak kapitalizmu, ale kapitalizm funkcjonujący wadliwie. Rozwiązaniem nie jest więc przejęcie władzy z rąk koalicji redystrybucyjnych przez zwolenników kapitalizmu i wprowadzenie tego ustroju, ale żmudne doskonalenie prawa i instytucji. Wprowadzanie kapitalizmu ma miejsce w krajach rozwijających się już od dawna i – podobnie jak wcześniej w obecnych krajach rozwiniętych – to właśnie kapitalizm powoduje tam wzrost nierówności i szereg napięć społecznych. Co więcej wydaje się, że skutki te pojawiają się zawsze we wczesnych fazach kapitalizmu. Można się spodziewać, że okażą się tym bardziej uporczywe w krajach obecnie rozwijających się niż miało to miejsce dawniej, we wczesnych fazach kapitalizmu w obecnych krajach rozwiniętych. Tempo i zakres przemian, jakie współcześnie dokonują się w tych społeczeństwach, są nieporównanie większe niż miało to miejsce w krajach, które dawniej przeszły przez proces industrializacji. Ponadto te drugie nigdy nie były narażone na tak rozległe i nieprzewidywalne wpływy zewnętrzne, jak ma to miejsce obecnie. Nie bylibyśmy w stanie tego jednak dostrzec, gdybyśmy nie oderwali się od kategorii zaproponowanych przez Hernando de Soto.

Bibliografia 1. U. Beck, Władza i przeciwwładza w epoce globalnej. Nowa ekonomia polityki światowej, tłum. J. Łoziński, Warszawa 2005. 2. M. Castells, Galaktyka Internetu. Refleksje nad Internetem, biznesem i społeczeństwem, tłum. T. Hornowski, Poznań 2003.


Karol Haratyk – Mit początku (neoliberalnego) kapitalizmu

3. M. Castells, Społeczeństwo sieci, tłum. M. Marody, K. Pawluś, J. Stawiński, S. Szymański, Warszawa 2007. 4. F. Fukuyama, Budowanie państwa. Władza i ład międzynarodowy w XXI wieku, tłum. J. Serwański, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2005. 5. F. Fukuyama, Koniec historii, tłum. T. Bieroń, M. Wichrowski, Poznań 1996. 6. A. Giddens, Nowoczesność i tożsamość, tłum. A. Szulżycka, Warszawa 2006. 7. K. Gorlach, P. H. Mooney (red.), Dynamika życia społecznego: współczesne koncepcje ruchów społecznych, Warszawa 2008. 8. L. Harrison, S. Huntington (red.), Kultura ma znaczenie. Jak wartości wpływają na rozwój społeczeństw, tłum. S. Dymczyk, Poznań 2003. 9. D. Harvey, Neoliberalizm. Historia katastrofy, tłum. J. P. Listwan, Warszawa 2008. 10. N. Klein, Mury i wyłomy czyli Bariery i szanse: doniesienia z linii frontu debaty o globalizacji, tłum. M. Fronia, Warszawa 2008. 11. N. Klein, No space, no choice, no jobs, no logo, tłum. H. Pustuła, Izabelin 2004. 12. E. Olszewski (red.), Doktryny i ruchy współczesnego ekstremizmu politycznego, Lublin 2004. 13. A. de Tocqueville, O demokracji w Ameryce, tłum. M. Król, Warszawa 1976. 14. A. Toffler, Szok przyszłości, tłum. E. Ryszka, W. Osiatyński, Warszawa 1974. 15. J. Sachs, Koniec z nędzą. Zadanie dla naszego pokolenia, tłum. Z. Wiankowska-Ładyga, Warszawa 2006. 16. H. de Soto, Inny szlak, tłum. M. Wiśniewski i S. Makowiecki, Warszawa 1991. 17. H. de Soto, Tajemnica kapitału. Dlaczego kapitalizm triumfuje na Zachodzie a zawodzi gdzie indziej, tłum. Sz. Czarnik, Chicago-Warszawa 2002. 18. P. Sztompka, Socjologia zmian społecznych, tłum. J. Konieczny, Kraków 2005. 19. A. Touraine, Wprowadzenie do analizy ruchów społecznych, w: J. Szczupaczyński (red.) Władza i społeczeństwo, tom I, Warszawa 1995, s. 212-225. 20. I. Wallerstein, Koniec świata jaki znamy, tłum. M. Bilewicz, A. Jelonek, K. Tyszka, Warszawa 2004. 21. M. Weber, Etyka protestancka a duch kapitalizmu, tłum. J. Miziński, Lublin 1994. 22. E. Wnuk-Lipiński, Socjologia sfery publicznej, Warszawa 2005. 23. E. Wnuk-Lipiński, Świat między-epoki, Kraków 2004. 24. P. Żuk (red.), Spotkania z utopią w XXI wieku, Warszawa 2008.

69


70

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Małgorzata Joanna Adamczyk

Początki fascynacji Innym. Egzotyka w malarstwie końca XIX wieku na przykładzie malarstwa Henriego Rousseau

„To nie jest wcale nieprawdopodobne, że choroby mają swoje historie, to znaczy: każda epoka ma swoje określone choroby, które w takiej postaci przedtem nie występowały i później w tej formie już nie powrócą” – pisał duński historyk Troels Frederik Troels-Lund1. Zbigniew Herbert, rozpoczynając swój esej na temat siedemnastowiecznej holenderskiej pasji do tulipanów, przytacza jego słowa, przy czym poeta w oczywisty sposób odczytuje stwierdzenie duńskiego historyka metaforycznie, bo w roli „choroby wieku” obsadza tulipanową manię. Niniejszy artykuł nie będzie miał, co prawda, z tulipomanią nic wspólnego, ale mimo to słowa Troelsa-Lunda świetnie pasują do analizowanego przeze mnie zagadnienia. Przedmiotem moich zainteresowań jest bowiem estetyczna egzemplifikacja pewnej „choroby wieku”. Współcześnie nietrudno o wrażenie, że fascynacja o b c y m / i n n y m jest schorzeniem powszechnym. Była nim już pod koniec XIX wieku. Chciałabym więc przypatrzeć się początkom tej „choroby” widocznym w sztukach plastycznych. Głównym przedmiotem analizy będzie malarstwo Henriego Rousseau (por. strona 71, gdzie umieściłam jego Walkę tygrysa z bykiem w tropikalnym lesie z 1908 roku). Postaram 1 Cyt. za: Z. Herbert, Tulipanów gorzki zapach, w: idem, Martwa natura z wędzidłem, Warszawa 1993, s. 42.


Małgorzata Joanna Adamczyk – Początki fascynacji Innym

się jednak rozpatrywać je w szerszym kontekście epoki, uwzględniając twórczość zwłaszcza takich artystów jak Paul Gauguin. Michel Foucault, wnikliwie analizując Las Meninas Velásqueza, problematyzuje kwestię spojrzenia, uznając obraz hiszpańskiego twórcy za doskonały przykład klasycznego sposobu przedstawiania. Klasyczna i czysta reprezentacja wymaga według Foucaulta zniknięcia podmiotu, który tę reprezentację stworzył2. Podobnie jak obraz Velásqueza może, po wnikliwej analizie, stać się ilustracją pewnych filozoficznych i kulturowych tendencji, tak też inne obrazy, odpowiednio zanalizowane, powinny ukazać prądy myślowe, do których się odwołują. W ten właśnie sposób chciałabym podejść do malarstwa Henriego Rousseau.

Henri Rousseau, Walka tygrysa z bykiem w tropikalnym lesie, 1908 (obecnie w Ermitażu)

2 M. Foucault, Les mots et les choses. Une archéologie des sciences humaines, Paryż 2005, s. 31.

71


72

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Umberto Eco, polemizując z doktryną estetyczną Benedetta Crocego, krytykował jednocześnie „tych, którzy od rozprawy estetycznej wymagają nie rozwiązania najbardziej złożonych kwestii metafizycznych, ale raczej objaśnienia zagadnień artystycznych stanowiących przedmiot ich analiz oraz dostarczenia ogólnych wskazówek co do charakteru, granic i wartości rozwijanej przez nich konkretnej praktyki interpretacyjnej”3. W niniejszym tekście nie zamierzam wgłębiać się w różnice w postrzeganiu sztuki między Crocem a Eco, chciałabym jednak dobitnie zaznaczyć, że w swojej analizie będę zarówno „objaśniać zagadnienia artystyczne”, jak i poruszać „kwestie metafizyczne”, choć może – z braku kompetencji – niekoniecznie te najbardziej złożone. Wbrew opinii Umberta Eco, który w przytoczonym powyżej cytacie dystansuje się od owego „objaśniania zagadnień artystycznych stanowiących przedmiot analiz”, sądzę, że potępianie w czambuł takiego podejścia byłoby wylewaniem dziecka z kąpielą. Dlatego też nie będę od niego uciekać podczas dalszych analiz, mając w pamięci słowa Zbigniewa Herberta, który pisał z nostalgią: Na tle nudnych, maniacko „naukowych” i suchych jak wiór prac współczesnych badaczy, jakże korzystnie odróżnia się sposób pisania dawnych historyków sztuki – potoczysty, niepozbawiony uroków styl, zawsze odwołujący się do naszych zdolności widzenia, nieomylny w krótkich, syntetycznych sylwetkach omawianych mistrzów4.

Spróbuję zmierzyć się z ustawioną przez poetę poprzeczką: niech będzie naukowo, ale i potoczyście, z odwołaniami do „zdolności widzenia”, które nie będą „suche jak wiór”. 3 U. Eco, Sztuka, tłum. P. Salwa, M. Salwa, Kraków 2008, s. 9. 4 Z. Herbert, Gerard Terborch. Dyskretny urok mieszczaństwa, w: idem, Martwa natura z wędzidłem, Warszawa 1993, s. 72.


Małgorzata Joanna Adamczyk – Początki fascynacji Innym

Sylwetka malarza Henri Rousseau, zwany również Celnikiem, żył – jak podaje większość źródeł5 – w latach 1844-1910. Ten urodzony na francuskiej prowincji artysta był samoukiem, nie ukończył nawet szkoły średniejj6. W roku 1868 lub, jak podają inne opracowania, 18697, przeprowadził się z rodzinnego miasteczka do stołecznego Paryża, gdzie rozpoczął działalność artystyczną: „po godzinach”, wróciwszy z pracy, tworzył obrazy. Aż do przejścia na emeryturę w roku 1893 pozostawał „malarzem niedzielnym”, gdyż nie mógł się poświęcić swojej pasji pełnoetatowo. Mimo to miał spore malarskie ambicje: nieustannie żył nadzieją, że konserwatywna Akademia Francuska przyjmie go w swe szeregi. Będąc malarskim outsiderem, Henri Rousseau nie był obeznany z wieloma know-how artystycznego rzemiosła. Choć, starając się tworzyć zgodnie z regułami sztuki, jako tematy swych dzieł wybierał portrety, alegorie, pejzaże i sceny egzotyczne, od których wszak nie stroniło malarstwo akademickie8, to jednak te tradycyjne w jego rękach przeistaczały się w coś dziwacznego, zaskakującego i dalekiego od akademickiej tradycji. Wassily Kandinsky miał o nich później powiedzieć, że wiodą do „nowej, lepszej rzeczywistości”9. Jak pisze Geneviève Lacambre, „zarzucano im, że «przeważnie zawierają błędy aż do granic ekstrawagancji», co dotyczyło braku starannego wykończenia, typo5 W jednym z opracowań znalazłam nie 1844 rok, lecz 1861 podany jako rok narodzin malarza. Opracowaniem owym była jednak Sztuka świata, w której błędów jest całkiem sporo. Ponadto było to jedyne źródło podające datę późniejszą, zatem uznałam za uzasadnione przyjąć, że owa późniejsza data jest podana błędnie. 6 W. Baraniewski, M. Poprzęcka, Wprowadzenie. Sztuka pierwszej połowy XX wieku, [w:] Sztuka świata, t. 9, Warszawa 1996, s. 16. Akurat w tej kwestii wykorzystywane przeze mnie opracowania są zgodne. 7 Tak w haśle „Henri Rousseau” [w:] The Encyclopedia of Visual Art. Volume Nine. Biographical Dictionary of Artists, Londyn 1994, s. 598. 8 Por. M. Poprzęcka, Akademizm, Warszawa 1989. Warte polecenia jest również bardziej popularne opracowanie tejże autorki: M. Poprzęcka, Akademizm, [w:] Sztuka świata, t. 8, red. A. Lewicka-Morawska, Warszawa 1994. 9 The Encyclopedia of Visual Art. Volume Nine. Biographical Dictionary of Artists, op. cit., s. 598.

73


74

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

wego dla obrazów akademickich”10. Mimo to Henriemu Rousseau udało się zaistnieć we współczesnej mu kulturze popularnej: jego obrazy przedrukowywano w ilustrowanych magazynach, w powieściach awanturniczych i na pocztówkach. Częstym motywem na owych przedrukach była dżungla: dziewiczy, pełen barwnych szczegółów las o dziwacznej faunie i florze, obecny także na obrazach, na których zamierzam się za chwilę skoncentrować. Czy Henri Rousseau kiedykolwiek miał przed oczyma egzotykę, skoro powracał do niej tak często? To bardzo ciekawe pytanie, ponieważ według jednych malarz był przez kilka lat muzykiem w orkiestrze wojskowej w Meksyku11, natomiast zdaniem innych nigdy nie opuścił Francji, zaś plotki o swoim pobycie w Meksyku rozsiewał sam, w celu przekonania odbiorców, że naprawdę widział na własne oczy dżunglę Nowego Świata i wcale nie maluje jej, opierając się na widokach z ilustrowanych albumów12. Większość znanych mi opracowań opowiada się za drugą z powyższych opinii, stwierdzając, że francuski malarz-amator widział „dzikie” zwierzęta jedynie w zoo13. Tylko autorzy Sztuki świata dali wiarę opowieściom Rousseau o jego meksykańskich wojażach, jednak ich praca jest na tyle przekrojowa, że mogli przeoczyć fakt, iż pomylili się w notatce na temat jedynie pokrótce scharakteryzowanego twórcy. I my przyjmijmy zatem za autorami The Dictionary of Art14 i innych publikacji, że Rousseau nie widział nigdy Nowego Świata, a egzotyka na jego obrazach to owoc wyobraźni bywalca ogrodów botanicznych i kolonialnych wystaw oraz wielbiciela dalekich lądów, które oglądał 10 G. Lacambre, Impresjonizm i postimpresjonizm w zbiorach Musée d’Orsay, [w:] Od Maneta do Gaugina. Impresjoniści i postimpresjoniści z Musée d’Orsay w Paryżu, katalog wystawy, red. I. Danielewicz, C. Mathieu, Warszawa 2001, s. 22. 11 W. Baraniewski, M. Poprzęcka, op. cit., s. 16. 12 L’impressionisme au Musée de l’Ermitage, Prague – Leningrad 1967, s. 88. 13 Ibidem. 14 R. Cardinal, hasło „Henri Rousseau” [w:] The Dictionary of Art, red. J. Turner, tom 27, Nowy Jork 1996, s. 260-263.


Małgorzata Joanna Adamczyk – Początki fascynacji Innym

w kolorowych czasopismach i na kartkach pocztowych. Malarz jest w takim razie dzieckiem swoich czasów: w XIX-wiecznej francuskiej kulturze popularnej wszyscy fascynowali się tym, co egzotyczne. Tworzone przez Rousseau wizerunki dżungli mogą być, moim zdaniem, rozumiane jako zwierciadło, w którym odbija się ówczesne rozumienie dalekich miejsc i kultur – rozumienie w dużej mierze zdeterminowane ekspansją kolonialną. Choć marzenie Rousseau o tym, by stać się członkiem Akademii Francuskiej, nigdy się nie spełniło, został doceniony w inny sposób i to nie tylko przez współczesną mu kulturę popularną. U schyłku życia stał się bowiem inspiracją młodych poetów i malarzy awangardy, takich jak Pablo Picasso czy Guillaume Apollinaire (ten ostatni miał ponoć wydatnie pomagać w szerzeniu się pogłosek o rzekomym pobycie Henriego Rousseau w Meksyku). Fascynował też symbolistę Odilona Redona oraz postimpresjonistę Paula Gauguina15. Rok po śmierci malarza-amatora Salon Niezależnych – jedyny, który za jego życia zechciał wystawiać twórczość samouka – uczcił osiągnięcia Rousseau wystawą ponad 40 jego płócien. Dziś jego obrazy wystawiane są obok dzieł największych twórców impresjonistycznych i postimpresjonistycznych, a wcześniej były także doceniane przez surrealistów, którzy postrzegali Henriego Rousseau z jego naiwnym realizmem, ignorującym zasady perspektywy czy jakiekolwiek kanony, wręcz jako „jednego ze swoich”, jako swoistego presurrealistę16. Dobrym komentarzem wydają mi się tutaj słowa Wojciecha Włodarczyka: Spotkania i dialogi artystów zaskakiwały komentatorów i teoretyków sztuki, chętniej niż sami twórcy widzących jasno uporządkowaną linię przemian nowatorskiej sztuki. Dzieła przemilczanych trochę z szacunku, a trochę z lęku i pogardy mistrzów zamkniętych, jak się wydawało, w raz na zawsze ustalonych formułkach

15 W. Baraniewski, M. Poprzęcka, op. cit., s. 16. 16 Ibidem.

75


76

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

odsłaniały nagle pod wpływem dzieł młodych swoje nowe, niedostrzegane dotychczas oblicze. Sztuka dawna w zaskakujący sposób dopowiadała nową. Tożsamość młodej sztuki nie byłaby możliwa bez – nawet negowanego, ale przez to właśnie niemożliwego do zupełnego pominięcia – dorobku poprzedniego pokolenia17.

Słowa te opisują sytuację z połowy XX wieku, lecz z powodzeniem mogłyby się odnosić do wielu wcześniejszych okresów w dziejach sztuki Zachodu, między innymi do recepcji twórczości Henriego Ro-

Henri Rousseau, inna wersja Walki tygrysa z bykiem w tropikalnym lesie

usseau – za życia niekoniecznie uznawanego za mistrza, ale po śmierci chętnie przywoływanego na awangardowe sztandary18.

17 W. Włodarczyk, Parada mistrzów, [w:] Sztuka świata, t. 10, red. W. Włodarczyk, Warszawa 1996, s. 69. 18 Więcej o samym twórcy dowiedzieć się można głównie z publikacji anglo- i frankojęzycznych. Por. choćby R. Alley, Portrait of a Primitive: The Art of Henri Rousseau, New York 1978; P. Büttner, Ch. Green, Henri Rousseau, Riehen – Basel 2010; N. Ireson, Interpreting Henri


Małgorzata Joanna Adamczyk – Początki fascynacji Innym

Obrazy Płótno zatytułowane Walka tygrysa z bykiem w tropikalnym lesie powstało w 1908 roku, dwa lata przed śmiercią malarza. Ma ono dwie wersje (zob. strona 71 oraz strona 76); jedna z nich obecnie znajduje się w Ermitażu. W obu wersjach obrazu zwierzęta, czyli tygrys i walczący z nim byk, namalowane są w centrum obrazu, otoczone bujną i tryskającą kolorami roślinnością. W wersji znajdującej się w Ermitażu pionowe pnie roślin przypominają nieco pręty klatki. Obraz, choć pełen radosnych kolorów, przesycony jest także napięciem: tygrys i byk zwierają się w śmiertelnym uścisku i, hipnotycznie wpatrując się w tę walkę, nie wiemy, na czyją korzyść przechyli się szala zwycięstwa. Tej niepewności widz jest pozbawiony, gdy patrzy na drugą wersję obrazu, na której tygrys wydaje się mieć przewagę, zaś byk walczy już resztkami sił. Walka tygrysa z bykiem w tropikalnym lesie to nie jest jedyny obraz Rousseau, na którym pojawia się tygrys na tle dżungli. Możemy go także odnaleźć na powstałym wcześniej obrazie Tygrys zaskoczony przez burzę (zob. strona 78). Tam z kolei roślin-ność, przygięta do ziemi podmuchem wichru, wydaje się znacznie mniej egzotyczna. Uwagę skupia na sobie uciekające przed ulewą zwierzę z cyrkowo wykrzywioną paszczą, tym razem raczej tchnącą przerażeniem niż przeraża-jącą. Tygrys nie do końca przypomina tu tygrysa, a targana wichurą flora wygląda podobnie do wi-dzianego w czasie nawał-nicy miejskiego parku zaa-ranżowanego według mode-lu angielskiego. Natomiast przerażenie, którym przepeł-niony jest obraz, zdaje się dla odmiany rzeczywiste i przejmujące. Rousseau, London 2005; A. Salmon, Henri Rousseau dit le Douanier, Paris 1927; R. Shattuck, Les primitifs de l’avant-garde : Henri Rousseau, Erik Satie, Alfred Jarry, Guillaume Apollinaire, tłum. Jean Borzic, Paris 1974; Ph. Soupault, Henri Rousseau: le douanier, Genève 1948. Więcej namiarów bibliograficznych można znaleźć w haśle „Henri Rousseau” autorstwa Rogera Cardinala w The Dictionary of Art (op. cit., s. 263).

77


78

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Henri Rousseau, Tygrys zaskoczony przez burzę

Tygrys pojawia się również na mrocznym (także kolorystycznie, jak na stosowaną przez Rousseau paletę barw, obraz jest wyjątkowo ciemny), pełnym grozy płótnie zatytułowanym Harcerze zaatakowani przez tygrysa (zob. strona 79). Tu zwierzę nie jest bynajmniej przerażone, ale i nie do końca przeraża. Obraz wydaje się oddawać raczej atmosferę złego snu niż krwawej, życiowej tragedii. Natomiast inny obraz, gdzie również mamy do czynienia z tygrysem, Ogród marzeń, przypomina raczej radosny i szczęśliwy sen: dzikie zwierzę jest tutaj wierzchowcem dla mężczyzny grającego na instrumencie przypominającym bałałajkę. Tłem dla tej sceny są obłędnie kolorowe kwiaty, a wszystkiemu przypatruje się z ukrycia lew (dla formalności dodam, że pod koniec XIX wieku ze względu na działalność człowieka lwy i tygrysy nie występowały już nigdzie obok siebie w środowisku naturalnym).


Małgorzata Joanna Adamczyk – Początki fascynacji Innym

O wszystkich wspomnianych wyżej obrazach możemy powiedzieć, że wprowadzają w poetycki świat fantazji: przedstawione na nich rośliny występują pod najróżniejszymi szerokościami geograficznymi i w naturze nigdy nie wyrosłyby obok siebie. Podobnie rzecz ma się z dżunglą znajdującą się a innych obrazach autorstwa Rousseau, które są wielkimi płótnami o radosnych kolorach, pełnymi onirycznego nastroju oddziałującego potem silnie na surrealistów. Przedstawiciele kolejnych awangard właśnie za tę oniryczną atmosferę i za niepospolitą wyobraźnię cenili malarza-samouka. Zwierzęta w dżungli, malowane przez Rousseau, często jawią się nam jako istoty w pewnej mierze społeczne (samotność Tygrysa zaskoczonego przez burzę jest tu wyjątkiem), a nierzadko wydają się nawet nadspodziewanie ludzkie. W namalowanych w 1906 roku Wesołych błaznach małpy bawią się butelką mleka, wzajemnie się przy tym iskając.

Henri Rousseau, Harcerze zaatakowani przez tygrysa

79


80

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

W Dwóch małpach żadne ze zwierząt nie posługuje się co prawda ludzkimi narzędziami, ale owoce trzymają jak piłki i zdają się nimi bawić. Z kolei na obrazie Tropikalny las z małpami z 1910 roku dwie małpy łowią ryby (zob. strona 81, choć na tej reprodukcji niezbyt dobrze to widać). Rousseau łączy tym samym to, co jest dalekie i dzikie z pospolitym widokiem, który często musiał spotykać na prowincji jeszcze przed przeprowadzką do Paryża. Połączenie egzotyki i swojskości jest jeszcze lepiej widoczne na obrazie Sen, na którym naga kobieta leży na kanapie w przepełnionej ferią barw dżungli. Roślinność jest tutaj inna, obca, egzotyczna, ale w rzeczywistości stanowi tylko tło dla sennej, onirycznej wizji, Henri Rousseau, Dwie małpy która mogłaby być wyśniona gdziekolwiek. Podobnie dzieje się na obrazie Kobieta spacerująca w egzotycznym lesie (zob. strona 82). Postać ubrana w białą suknię przepasaną różową wstążką oraz tak samo udekorowany kapelusz niemal ginie wśród zieleni. Rosnące wokół niej kwiaty są tak wielkie, że sprawiają, iż kobieta wydaje się nam Calineczką. Jej swojska, odziana „po miejsku” postać ginie w onirycznej egzotyce. Henri Rousseau, Sen


Małgorzata Joanna Adamczyk – Początki fascynacji Innym

Henri Rousseau, Tropikalny las z małpami, 1910 (obecnie w National Gallery of Art. W Waszyngtonie)

Rozpoczynając niniejszy tekst, zapowiedziałam, że na obrazach Henriego Rousseau chciałabym wytropić chorobę wieku, jaką była czy też nadal jest fascynacja egzotyką. Tymczasem na powyżej omówionych obrazach brak tego, co rzeczywiście egzotyczne i dalekie, mnóstwo zaś wyobrażeń na ten temat przypominających senne fantazje (wrócę jeszcze do tego wątku). Co ciekawe, jak dotąd nigdzie nie pojawili się mieszkańcy dalekich lądów – mieliśmy do czynienia albo ze zwierzętami, albo z ludźmi noszącymi się w sposób właściwy dla Zachodu. Żadnych tubylców – tak jakby to, co egzotyczne było niezamieszkałe i tylko czekało na przybyłego z Europy pana i władcę. Przypadek? Jest jeden obraz Henriego Rousseau, na którym namalowana postać może uchodzić za autochtona Nowego Świata. Obrazem tym jest Zakli-

81


82

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Henri Rousseau, Kobieta spacerująca w egzotycznym lesie

nacz węży z 1907 roku (zob. strona 83). Główny bohater jest na nim przedstawiony jednak tak, jakby bliżej było mu do natury niż do kultury: jest nagi (kobieca postać ze Snu również nie była odziana, miała jednak ze sobą rekwizyt w postaci kanapy, który sygnalizował, że jest „cywilizowana”) i namalowany dokładnie tymi samymi barwami, co zaklinane przezeń węże. O ile tytułowa postać z Kobiety spacerującej w egzotycznym lesie jest wręcz zagłuszana przez roślinność, zaś kobieta ze Snu wygląda, jakby w otaczającej ją scenerii znalazła się przypad-


Małgorzata Joanna Adamczyk – Początki fascynacji Innym

kiem, we śnie, natomiast mężczyzna w Ogrodzie marzeń zupełnie nie przystaje do tego, co go otacza, o tyle zaklinacz węży wydaje się być na swoim miejscu. Obraz Henriego Rousseau koresponduje tym samym z określoną, właściwą jego czasom wizją dalekich ludów, które Henri Rousseau, Zaklinacz węży w myśl wyobrażeń mają być bardziej zespolone z naturą19. W tym fascynującym, egzotycznym świecie przedstawianym przez Rousseau n a t u r y nie ma jednak za grosz – zarówno przyroda, jak i ludzie są tworem fantazji. Uważam, że wiele to mówi o rzeczywistym obliczu XIX-wiecznej, a także i XX-wiecznej fascynacji egzotyką. Na koniec chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na jeden z aspektów egzotyki, widoczny zarówno w twórczości Rousseau, jak i u innych współczesnych mu artystów. W tym malarstwie egzotyka jest niezwykle zmysłowa, bowiem obrazy tętnią kolorami, łodygi roślin wyglądają nadzwyczaj mięsiście a barwne kwiaty zdają się roztaczać zapachy w powietrzu. W dodatku sensualność tego, co obce rzuca się w oczy nie tylko na obrazach, ale i w życiorysach – Paul Gauguin miał w swojej biografii kilka związków oraz kilkoro dzieci z małoletnimi Tahitankami, Maoryskami i Metyskami20, a dom zamieszkiwany z jedną z dziew19 Podobną wizję wyraża malarstwo Paula Gauguina, por. chociażby znajdujący się w Ermitażu obraz Nave nave moe, na którym artysta ukazał dwie Tahitanki w sposób nawiązujący do chrześcijańskich symboli. Zdaniem badaczy sztuki, Gauguin pragnął przez to przedstawić dwie cechy, które przypisywał tahitańskim kobietom: „z jednej strony skłonność do grzechu, a z drugiej niewinność”. Por. grafika na stronie http://pl.wikipedia.org/ wiki/Nave_nave_moe, dostęp 6 czerwca 2010. 20 Imiona części z nich znamy, np. Teha’amany (por. A. M. Damigella, Gaugin – życie i twór-

83


84

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

cząt na Markizach nazwał Domem Rozkoszy21. To kolejny przykład na to, że „dzikie” i „egzotyczne” umieszczano na przełomie wieków bliżej (kulturowo wymyślonej) natury.

Na tle epoki

Twórczość Henriego Rousseau była, jak już wspominałam, w dużej mierze inspirowana tym, co artysta zobaczył w zoo, w ogrodzie botanicznym lub w muzeach. W tych zaś nie brakowało wystaw przedstawiających Nowy Świat kolonizowany przez Francję, wystaw ukazujących wytwory podbijanych kultur czy przyrodę kolonizowanych terenów: francuskich Indochin oraz znacznych obszarów Afryki Północnej, Zachodniej i Środkowej zwanych Francuską Afryką Zachodnią i Francuską Afryką Równikową. Po wojnie francusko-pruskiej w latach 1870-71 nastąpił największy rozwój posiadłości kolonialnych Francji, co znajdowało swoje odbicie w polityce wystawienniczej tamtych czasów. Els van der Plas, działaczka na rzecz międzynarodowej wymiany sztuki wpisująca się w nurt krytyki postkolonialnej, pisze: Trudności z ocenianiem wartości tak zwanej „sztuki nie-zachodniej” były konsekwencją wielowiekowej filozofii uznającej wyższość sztuki europejskiej. Kolonializm, niewolnictwo i okres postkolonialny były świadkami tego eurocentrycznego oglądu ze swoją jednokierunkową, optymistyczną koncepcją postępu. Dopiero w XX wieku te idee zaczęły być poważnie dyskutowane, także w świecie sztuki22.

Na podobny temat wypowiadał się też zmarły niedawno francuski antropolog Claude Lévi-Strauss, w książce Drogi masek ubolewając,

czość, tłum. J. Guze, Warszawa 1997, s. 25), Anny z Jawy (por. R. Rapetti, hasło „Paul Gaugin” [w:] The Dictionary of Art, Vol. 12, red. J. Turner, New York 1996, s. 192) czy Pahury (por. A. M. Damigella, op. cit., s. 29). 21 A. M. Damigella, op. cit., s. 32. 22 E. van der Plas, The Boundaries of World Art, [w:] Conventions in Contemporary Art Lectures and Debates, Rotterdam 2001, s. 169, cyt. za: S. Cichocki, Wystawa sztuki współczesnej jako strategia reinterpretacji historii sztuki, [w:] Muzeum sztuki. Antologia, red. M. Popczyk, Kraków 2005, s. 582.


Małgorzata Joanna Adamczyk – Początki fascynacji Innym

że indiańskie maski, zamiast znajdować się w muzeach w dziale sztuk plastycznych ze względu na swą niewątpliwą wartość estetyczną, stłoczone są na wystawie poświęconej kulturom tradycyjnym, jak gdyby artyzm przysługiwał wyłącznie Zachodowi23. Taka pełna wrażliwości refleksja jest jednak dzieckiem dopiero drugiej połowy ubiegłego stulecia. W XIX wieku i w pierwszej połowie XX O b c y czy też i n n y oraz jego środowisko przedstawiani byli przede wszystkim jako ciekawostki, jako coś zaskakującego, dziwnego, a przez to pociągającego swoją egzotyką. Sztuka przybyła z daleka nie była sztuką, ale dziwacznym rysunkiem. Na tak skonstruowanych wystawach bywał Henri Rousseau i to na ich podstawie mógł fantazjować na temat tego, co egzotyczne i dalekie. Wizja przekazywana przez francuskich kuratorów przełomu XIX i XX wieku musiała być wyjątkowo przekonująco zaprezentowana skoro naszemu malarzowi (ale nie tylko jemu) nie przyszło do głowy podważenie jej. Sebastian Cichocki, czerpiąc z doświadczeń także czasów późniejszych od epoki Henriego Rousseau, pisze o wystawach, że są wyjątkowo skutecznym środkiem perswazji: Co jakiś czas kuratorzy i krytycy podejmują się próby napisania na nowo wybranego rozdziału historii sztuki. Ich podstawowym narzędziem jest wystawa – błyskawiczny, skuteczny, bezpośredni sposób na dotarcie do widza i przekazanie mu swojej wizji24.

Cichocki przytacza za Jeanem-Markiem Poinsotem25, że wystawy odmierzają czas „za pomocą ważnych zdarzeń historyczno-społecznych i układają sekwencje dzieł i ruchów artystycznych, zakreślają ramy czasowe”26. Może więc (między innymi) tej wszechogarniającej mocy formy prezentacji, jaką jest wystawa, przypisać należy wyobrażenie egzotyki właściwe przełomowi XIX i XX stulecia. Wizja ta była 23 Por. C. Lévi-Strauss, Drogi masek, Łódź 1985. 24 S. Cichocki, op. cit., s. 575. 25 Por. J.-M. Poinsot, Wielkie wystawy. Zarys typologii, [w:] Muzeum sztuki…, op. cit., Kraków 2005. 26 S. Cichocki, op. cit., s. 575.

85


86

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

na tyle chorobą wieku, że dotykała nie tylko malarzy-samouków jak Rousseau, ale także takich mistrzów jak Paul Gauguin, którego zmusiła nawet do poszukiwania duchowej jedności z naturą w Polinezji Francuskiej na dalekim Pacyfiku. Gauguin, autor takich dzieł o egzotycznej tematyce, jak Maska dzikusa z 1896 (jedna z trzech masek jego autorstwa, które dotrwały do naszych czasów), jak „prowokacyjne […] wobec pięknego, akademickiego ideału”27 Antropomorficzne naczynie z kamionki powstałe w 1889, jak obrazy Parau parau (zależnie od tłumaczenia – Słowa lub Rozmowa, 1891, obecnie Ermitaż), Scena tahitańska, Te vaa – piroga, rodzina tahitańska, Farari maruru – pejzaż tahitański z dwoma kozami na brzegu drogi, Mężczyzna zrywający owoce w żółtym pejzażu, Macierzyństwo – kobiety nad brzegiem, Trzy Tahitanki na żółtym tle; Fatata te Moua – u stóp góry, czy Eu haere ia oe (Kobieta z owocem), w widoczny sposób zafascynowany był tym, co odległe. Ciągnęło go do terenów dziewiczych, którym obca była Europa i gdzie mógłby odnaleźć „jedność człowieka i natury w świecie z dala od cywilizacji”28, ponieważ „człowiek i natura były elementami równie ważnymi w krainie poezji i wyobraźni stworzonej przez artystę”29. Szukając źródeł inspiracji, Gauguin starał się oddalić od tego, co spaja sztukę Zachodu. Wyjechawszy w 1891 roku na Tahiti, artysta zainteresował się miejscowymi wierzeniami (czego świadectwem może być chociażby płótno zatytułowane Rave te hiti aamu – idol), poszukując wciąż „najbardziej prymitywnych i najbardziej pierwotnych form egzystencji”30. Inspirując się tym, co odnalazł na Pacyfiku, stworzył słynne płótno Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? – monumentalne i pełne 27 Od Maneta do Gaugina. Impresjoniści i postimpresjoniści z Musée d’Orsay w Paryżu, katalog wystawy, red. I. Danielewicz, C. Mathieu, Warszawa 2001, s. 104. 28 L’impressionisme…, op. cit., s. 74. 29 Ibidem, s. 86. 30 Ibidem, s. 82.


Małgorzata Joanna Adamczyk – Początki fascynacji Innym

mistycyzmu malowidło, które w 1898 stało się wydarzeniem sezonu w Paryżu31. Ten „filozoficzny” obraz zainspirował takie dzieła, jak np. płaskorzeźba Miłość Georgesa Lacombe’a opatrzona wersem z Ronsarda „gdyż miłość i śmierć to jedno”32. Także on jest wyrazem pewnej wizji obcych kultur – wizji sensualnej, mistycznej i łączącej egzotykę z naturą, pytanie jednak, ile mającej punktów wspólnych z rzeczywistością… Przedstawiając odnalezioną już dziką i pierwotną rzeczywistość, Gauguin nie naśladował jej, lecz odwoływał się do swojej wyobraźni czy też podświadomości. Stąd też, jak twierdzą autorzy katalogu L’impressionisme au Musée de l’Ermitage, powtarzalność motywów i postaci w jego twórczości33: Nowe wrażenia [z wyjazdu] zaostrzyły jego postrzeganie natury. (…) Jest w jego malarstwie także nutka mistycyzmu. (…) Kwiaty jak żywe zdają się patrzeć na świat ludzkimi oczami34.

Paul Gauguin, Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?

Myślę, że dokładnie tymi samymi słowami (powtarzalność motywów, mistycyzm, kwiaty jak żywe) można by opisać dorobek Henriego Rousseau z tą tylko różnicą, że ten ostatni, by dostać się do świadomości sobie współczesnych, nie musiał wyjeżdżać na Tahiti. Nie stronił 31 Ibidem, s. 80. 32 Od Maneta…, op. cit., s. 112. 33 L’impressionisme…, op. cit., s. 70 34 Ibidem, s. 78.

87


88

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

jednak od rozsiewania plotek o rzekomym meksykańskim epizodzie w swoim życiorysie, co również pokazuje, że czasem przez to, co „obce” i „odległe”, łatwiej jest, jak widać, dotrzeć do tego, co własne: do podświadomości, która w czasach, gdy tworzyli Rousseau i Gauguin, nie była jeszcze koncepcją znaną.

Podsumowanie

Niniejszy artykuł miał na celu ukazanie na przykładzie sztuk plastycznych – w szcze-gólności poprzez twórczość Henriego Rousseau – pewnej choroby wieku. Choroba ta polegała na tym, że na przełomie XIX i XX wieku każdy chciał poczuć na swojej skórze egzotyczny flair, który, jak pokazała moja analiza, był raczej projekcją europejskich snów niż czymś pochodzącym z rzeczywistego, dalekiego Nowego Świata. Rousseau, jak starałam się pokazać, mieszał „egzotyczne” i swojskie po to, by lepiej wyrazić europejską zbiorową nieświadomość. Arne Melberg opisuje zjawisko, które nazwał „zarazą mimetyczną”. Charakteryzuje je na przykładzie Don Kichota, w którym wszyscy udają, że bohater rzeczywiście jest postacią z romansów rycerskich, i podtrzymują jego złudzenie. Jednocześnie jednak narrator deklaruje, że celem powieści jest rozbicie „zarazy mimetycznej romansów rycerskich”35. Mamy tu więc, jak pisze Melberg, antagonizm projektów narratora i bohatera, z których oba opierają się na i m i t a c j i – tyle, że każdy czego innego. To właśnie ta sprzeczność doprowadziła zdaniem autora do narodzin powieści: Tak jak Kolumb, [...], nie wiedząc do końca, gdzie dotarł, Cervantes schodzi na ląd na nowym kontynencie, który później nazwano powieścią36.

35 A. Melberg, Zaraza mimetyczna, [w:] idem, Teorie mimesis, tłum. J. Balbierz, Kraków 2002, s. 100. 36 S. Gilman, The Novel According to Cervantes, Berkeley 1989, s. 184, cyt. za: A. Melberg, Zaraza mimetyczna, [w:] idem, Teorie mimesis, tłum. J. Balbierz, Kraków 2002, s. 101.


Małgorzata Joanna Adamczyk – Początki fascynacji Innym

Wydaje się, że z analogiczną „zarazą mimetyczną” mamy do czynienia w przypadku Henriego Rousseau. Malarz tworzy obrazy, dające wrażenie przedstawienia egzotyki (by je utrzymać, posuwa się nawet do mistyfikowania własnej biografii). Widzowie podtrzymują w nim i w sobie to wyobrażenie, mimo że obrazy nie wyrażają tego, co rzeczywiście egzotyczne, lecz są europejską fantazją na ten temat. A zatem Rousseau, analogicznie do tego, co zrobił Cervantes, „nie wiedząc do końca, gdzie dotarł”, wysunął trap w stronę lądu o nazwie „surrealizm”, choć wyruszył z wyspy „sztuki naiwnej”.

Bibliografia 1. W. Baraniewski, M. Poprzęcka, Wprowadzenie. Sztuka pierwszej połowy XX wieku, [w:] Sztuka świata, t. 9, Warszawa 1996. 2. R. Cardinal, hasło „Henri Rousseau” [w:] The Dictionary of Art, red. J. Turner, tom 27, New York 1996. 3. S. Cichocki, Wystawa sztuki współczesnej jako strategia reinterpretacji historii sztuki, [w:] Muzeum sztuki. Antologia, red. M. Popczyk, Kraków 2005. 4. A. M. Damigella, Gaugin – życie i twórczość, tłum. J. Guze, Warszawa 1997. 5. U. Eco, Sztuka, tłum. P. Salwa, M. Salwa, Kraków 2008. 6. Hasło „Henri Rousseau” [w:] The Encyclopedia of Visual Art. Volume Nine. Biographical Dictionary of Artists, Londyn 1994. 7. M. Foucault, Les mots et les choses. Une archéologie des sciences humaines, Paryż 2005. 8. Z. Herbert, Martwa natura z wędzidłem, Warszawa 1993. 9. L’impressionisme au Musée de l’Ermitage, Prague – Leningrad 1967. 10. C. Lévi-Strauss, Drogi masek, Łódź 1985. 11. A. Melberg, Teorie mimesis, tłum. J. Balbierz, Kraków 2002. 12. Od Maneta do Gaugina. Impresjoniści i postimpresjoniści z Musée d’Orsay w Paryżu, katalog wystawy, red. I. Danielewicz, C. Mathieu, Warszawa 2001. 13. J.-M. Poinsot, Wielkie wystawy. Zarys typologii, [w:] Muzeum sztuki. Antologia, red. M. Popczyk, Kraków 2005.

89


90

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

14. M. Poprzęcka, Akademizm, Warszawa 1989. 15. R. Rapetti, hasło „Paul Gaugin” [w:] The Dictionary of Art, tom 12, red. J. Turner, Nowy Jork 1996. 16. W. Włodarczyk, Parada mistrzów, [w:] Sztuka świata, t. 10, red. W. Włodarczyk, Warszawa 1996.

Źródła ilustracji37: – https://blogs.bgsu.edu/artc311pwoidke, dostęp 6 czerwca 2010; – Wikipedia, wolna encyklopedia, http://pl.wikipedia.org, dostęp 6 czerwca 2010.

37 Ilustracje wykorzystane są na podstawie prawa do cytatu przewidzianego w polskim systemie prawnym w art. 29 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych („Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości”).


Marcin Zawrotniak– Co powstało pierwsze, jajko czy kura?

Marcin Zawrotniak Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii UJ

Co powstało pierwsze, jajko czy kura?

Pytanie, co powstało pierwsze – jajko czy kura – pojawia się wcześniej bądź później podczas rozważań na temat powstania i ewolucji życia na Ziemi. Stawiając to pytanie, oczekuje się jasnej, precyzyjnej odpowiedzi, najlepiej popartej przekonującymi argumentami. Niestety, do dzisiaj nikt jej nie odnalazł, co więcej, w przyszłości sytuacja nie ulegnie zmianie. Winna jest temu ewolucja. Wszystkie organizmy na Ziemi określane są jako żyjące, jeśli mają zdolność do przekazywania swoim potomkom informacji genetycznej (rozmnażają się) oraz ewoluują. To właśnie ewolucja uniemożliwia znalezienie odpowiedzi na postawione wyżej pytanie. Ani jajko, ani kura nie powstały w przeciągu minut, godzin czy tygodni. Proces tworzenia się nowego organizmu trwa tysiąclecia i polega na pojawianiu się subtelnych, wręcz niezauważalnych zmian oraz ich gromadzeniu w kolejnych pokoleniach danego gatunku. Tylko te organizmy, w których zmiany okazały się korzystne, są faworyzowane i mają szanse przekazać swoje geny potomkom. Organizmy mniej doskonałe giną. Ten ciąg zdarzeń trwa od miliardów lat i nie sposób wskazać na wyraźną granicę pomiędzy gatunkiem wyjściowym a potomstwem, które stało się – wskutek działania mechanizmów ewolucji – nowym gatunkiem. Z tego powodu

91


92

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

nie można określić, kiedy kura stała się odrębnym gatunkiem, a jedynie podejrzewać, że jej przodkiem było zwierzę z gromady ptaków. Jeśli nie można odpowiedzieć na tak proste pytanie jak powyższe, to czy wszystkie rozważania na temat powstawania życia i ewolucji mają sens? Tak, pod warunkiem, że cofniemy się w czasie do momentu pojawienia się pierwszych cząsteczek o charakterze biologicznym, tj. ok. 3,8 miliarda lat wstecz. Pierwsze życie na Ziemi nie było tak duże i okazałe jak je widzimy obecnie, lecz małe i prymitywne, jakże piękne w swojej prostocie i przemyślane. Zgodnie z definicją życia (zdolność replikacji i ewolucji), jako żywe możemy określać już pojedyncze molekuły, które stały się fundamentem dla pierwszych układów biologicznych, jakimi są komórki. Czego więc trzeba szukać na starcie tego maratonu istnienia? Pytanie analogiczne do popularnego „jajko czy kura”, lecz bardziej sensowne, na które można udzielić odpowiedzi, powinno brzmieć: co powstało pierwsze RNA czy białko? Aby dobrze zrozumieć sens postawionego pytania, należy uzmysłowić sobie, jak ważne funkcje pełnią w organizmach dwa związki – kwas rybonukleinowy oraz białko. Białka są jednymi z głównych makrocząsteczek w układach biologicznych. Występują wszędzie tam, gdzie pojawia się życie. Ich budowa wydaje się na pozór niezwykle prosta. Każde białko to liniowy polimer, którego jednostką budulcową – monomerem – jest aminokwas. Znanych jest ponad 300 aminokwasów, lecz około 20 bierze udział w budowaniu funkcjonalnych białek w organizmach. To, co decyduje, jakie funkcje dany polimer białkowy będzie spełniał, to nic innego jak układ przestrzenny łańcucha aminokwasów. Faktem jest, że układ ten zależy od kolejności i składu aminokwasowego danego białka, lecz to nie wszystko, co decyduje o właściwościach danego białka. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele funkcji pełnią białka. Są one elementami budowy, wchodzą w skład błon biologicznych, pełnią role


Marcin Zawrotniak– Co powstało pierwsze, jajko czy kura?

ochronne, np. przed wysoką temperaturą (białka HSP – szoku cieplnego), są odpowiedzialne – przez tworzenie receptorów – za odbieranie bodźców z otoczenia, biorą udział w transporcie innych cząsteczek wewnątrz organizmu, białka motoryczne umożliwiają ruch (np. układ aktyna-miozyna), wchodzą w skład układu odpornościowego zwierząt, ale najważniejszą cechą, jaką mogą posiadać, są zdolności katalityczne. Wszystkie enzymy, które przyspieszają reakcje chemiczne, to białka. Układ liniowy aminokwasów, a co za tym idzie, ich funkcja i przeznaczenie, zapisane są w tzw. kodzie genetycznym. Każdy zapewne słyszał o informacji zapisanej w DNA, ale czy tak naprawdę zdajemy sobie sprawę z tego, czym ta informacja jest i co ze sobą niesie? W DNA zapisane są informacje o strukturze wszystkich białek w organizmie. Każda komórka posiada swoją kopię materiału genetycznego, na podstawie której syntezuje białka. Proces jego powstawania zaczyna się w jądrze komórkowym od przepisania informacji z dwuniciowego DNA na jednoniciowy RNA (transkrypcja), a ten z kolei posłuży, jako matryca, do łączenia w odpowiedniej kolejności aminokwasów (translacja), czyli w dużym uproszczeniu do uformowania białka. Warto tutaj zaznaczyć, że zarówno w procesie transkrypcji, jak i translacji niezbędne są… białka! Nośnik informacji genetycznej – kwas deoksyrybonukleinowy (DNA) – to dwuniciowy biopolimer, tworzący helisę, którego jednostką podstawową jest nukleotyd. Ten z kolei zbudowany jest z pięciowęglowego pierścienia cukru (deoksyrybozy), reszty fosforanowej oraz zasady azotowej. Ta ostatnia jest tym, co rozróżnia poszczególne nukleotydy i zarazem niesie informację o strukturze białek. Wyróżniamy cztery zasady azotowe wchodzące w skład DNA: adenina (A), tymina (T), guanina (G), cytozyna (C). Zgodnie z regułą komplementarności, zakładającą, że określone zasady azotowe oddziałują wyłącznie ze sobą, łączymy adeninę z tyminą, a guaninę z cytozyną. Dzięki tej re-

93


94

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

gule możliwe jest odpowiednie odczytywanie informacji genetycznej. Istnieje także wspomniany wcześniej kwas rybonukleinowy RNA, który od DNA różni się tym, że jest cząsteczką jednoniciową, występujący w nim cukier to ryboza, tymina natomiast została zastąpiona uracylem (U). Te zmiany powodują, że cząsteczka RNA jest dużo bardziej niestabilna niż DNA oraz podatniejsza na uszkodzenia. DNA w toku ewolucji powstało później, dlatego rozważając początek życia, należy skupić się na RNA. Hipotetycznie, RNA mogłoby być głównym nośnikiem informacji w organizmie żywym. Świadczy o tym fakt, że niektóre wirusy mają swój genom właśnie w postaci RNA. Zarówno wcześniej wspomniane tworzenie białek, jak i kopiowanie RNA (również DNA), wymagają obecności i udziału szeregu białek (zawartych w rybosomach) i polimerazy. Pojawia się pytanie, w jaki sposób powstało pierwsze białko, to znaczy w jaki sposób cząsteczka RNA powieliła się i przekazała informację o swoim składzie pierwszemu organizmowi potomnemu lub – zakładając, że białko było pierwsze – jak powstało samo RNA? Aby rozwiązać te problemy i spróbować odpowiedzieć na odwieczne pytanie „jajko czy kura”, należy przyjrzeć się pewnym ciekawym własnościom wspomnianych cząsteczek. Na początek zastanówmy się, w jaki sposób białko wpływa na kopiowanie RNA. Otóż nić RNA – liniowy układ nukleotydów – jest odczytywana i zgodnie z zasadą komplementarności budowana jest druga nić RNA, będąca lustrzanym odbiciem nici macierzystej. Ponowny odczyt i powielenie, także zgodnie z powyższą zasadą, spowodują powstanie nici identycznej do nici wyjściowej. Proces ten jest wydajny tylko w przypadku obecności katalizatorów – białek katalitycznych. W ten sam sposób powielane jest DNA. Istnieje hipotetyczna możliwość, aby swobodnie pływające w okolicy cząsteczki RNA nukleotydy spontanicznie przyłączały się do odpowiadających im nukleotydów cząsteczki RNA


Marcin Zawrotniak– Co powstało pierwsze, jajko czy kura?

i tworzyły wspomnianą wyżej lustrzaną nić RNA. Proces ten – zwany replikacją RNA – będzie zdecydowanie dłuższy, obarczony błędami (np. jeśli cząsteczka potomna nie powstanie w całości) i niewydajny, aczkolwiek możliwy. Odkryto także pewną ciekawą właściwość bardzo krótkich cząsteczek RNA – są autokatalityczne, czyli teoretycznie mogłyby katalizować samo powielanie oraz powstawanie białek. Białka natomiast, o czym wcześniej była mowa, mają świetne właściwości katalityczne, ale… nie są w stanie skopiować samych siebie. Nie istnieje zasada komplementarności dla białek (aminokwasów), przez co proces powstawania białka przez łączenie (polimeryzację) swobodnych aminokwasów byłby co prawda bardzo szybki, lecz całkowicie przypadkowy. Produkt w żaden sposób nie przypominałby białka, które katalizowało polimeryzację. O ile w przypadku RNA możemy mówić o identycznym potomku, tak w przypadku białka – nie ma takiej możliwości. Białko musi posiadać matrycę (informację o strukturze) w postaci RNA. Zgodnie z powyższym można, bardzo ostrożnie, odpowiedzieć na pytanie, co powstało pierwsze – RNA czy białko – RNA. Oczywiście można także założyć, że zarówno RNA, jak i białko powstały równocześnie. Obie cząsteczki wykształciły się całkowicie przypadkowo, następie losowe RNA stało się matrycą dla białek, a losowe białko pierwszą cząsteczką katalityczną dla tego właśnie RNA. Hipoteza taka też jest prawdopodobna, ale nie ma żadnych dowodów, które mogłyby poprzeć tę teorię. Podsumowując, nie da się odpowiedzieć na pytanie, czy pierwsze na świecie pojawiło się jajko czy kura. Szukając początków życia, należy przeanalizować proces ewolucji i znaleźć źródło pochodzenia takiej, a nie innej kaskady przekazywania sobie pewnych informacji z pokolenia na pokolenie. Nie da się także jednoznacznie i pewnie określić, czy pierwsza pojawiła się informacja genetyczna, czy też narzędzie do jej powielania, o którym mowa jest zresztą w tejże informacji ge-

95


96

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

netycznej. Biorąc pod uwagę właściwości zarówno RNA, jako nośnika informacji, jak i białka będącego narzędziem do jej powielania i odczytywania, można przypuszczać, że to właśnie RNA miało większe szanse na powstanie i ewolucję jako pierwsze. Przemawiają za tym zarówno prawa chemii (zasada komplementarności oraz zdolność do autokatalizy), jak i prostsza budowa w porównaniu z białkiem. Niemniej jednak pytania o powstanie życia i jego rozwój na bardzo wczesnym etapie, będą pojawiały się zawsze i prawdopodobnie nigdy jednoznacznie nie będziemy w stanie na nie odpowiedzieć.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

Olga Szmidt

W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu Wszak w gruncie rzeczy – jest to nic więcej jak tylko brak cienia – czyż nie można obejść się i bez niego? A robić tyle hałasu z powodów tak błahych – nie warto.

1. Wstępne rozpoznania W Romantyzmie i egzystencji Maria Janion i Maria Żmigrodzka piszą: Faust to obok Don Juana najbardziej fascynujący mit osobowy, jaki epoka nowożytna dorzuciła do wielkich symboli antropologicznych odziedziczonych po antyku, takich jak Prometeusz, Ikar czy Narcyz. Nawiedza wyobraźnię poetów europejskich od czterech stuleci, ale przełomowym momentem w jego dziejach stać się miała publikacja dramatu Goethego w pierwszych dziesięcioleciach XIX wieku1.

Zanim jednak doszło do publikacji Fausta Goethego w 1833 roku, mit faustyczny, w jakkolwiek zmienionej formie, pojawił się w książce Adalberta Chamissa Przedziwna historia Piotra Schlemihla, wydanej w 1814 roku. Podobieństwo Schlemihla i Fausta, choćby w wersji Goethego, wydaje się bezdyskusyjne – obaj zawierają niebezpieczny pakt z diabłem, obaj poszukują odpowiedzi na pytania fundamentalne, obaj wreszcie eksplorują (mniej lub bardziej bezpośrednio) filozofię, magię i wiedzę naukową, żeby wskazać tylko bardziej oczywiste analogie. Nie

1 M. Janion, M. Żmigrodzka, Romantyzm i egzystencja, Gdańsk 2004, s. 121.

97


98

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

to jednak wydaje się najważniejsze, bo jak pisze, tym razem w książce Wobec zła, Maria Janion: (…) u wielu romantyków właśnie doświadczenie życiowe Fausta okazuje się degradacją moralną. Rozpacz i klęska stają się jego udziałem, często wręcz dochodzi on do ocierającego się o nihilizm zwątpienia. Fausta Chamissa i Fausta Leuna – mimo wszelkich różnic – łączy ten sam los: samobójstwo z rozpaczy, wywołanej niemożnością osiągnięcia prawdy2.

Atrakcyjność Przedziwnej historii Piotra Schlemihla nie opiera się wyłącznie na wykorzystaniu mitu faustycznego. Tragizm jednostki zagubionej w społeczeństwie, problem demonizmu czy wreszcie poszukiwanie tożsamości są tylko niektórymi problemami epoki, które podejmuje Chamisso, stosując konwencję fantastyczną. Ta niewielka opowieść, która początkowo miała jedynie bawić dzieci przyjaciela autora, wniosła znaczący wkład do literatury niemieckiego romantyzmu. Jej historia (sic!) nie zakończyła się jednak w epoce romantyzmu, okazało się bowiem, że ta pozornie błaha i jarmarczna opowieść3 interesuje także współczesnych czytelników. Trud transwersalnej lektury zaowocował interpretacjami, które, osłabiając znaczenie sensacyjnego wątku, przesunęły akcent na egzystencjalną i filozoficzną problematykę tej opowieści. Tego typu odczytania odnaleźć można zarówno w esejach (Cierpienie i wielkość Thomasa Manna), literaturze pięknej (Likwidacja Imrego Kertesza), dziennikach (Dziennik pisany nocą Gustawa Herlinga-Grudzińskiego), jak i, co może najbardziej zaskakujące, traktatach filozoficznych (Dociekania filozoficzne Ludwiga Wittgensteina). Mimo że polska literatura romantyczna nie rozwinęła mitu faustycznego w tak szerokim zakresie jak niemiecka, to historia Piotra Schlemihla została, używając popularnej staro2 M. Janion, Pełnia Fausta, czyli tragedia antropologiczna, [w:] eadem, Wobec zła, Chotomów 1989, s. 159. 3 Takie źródła ma również mit osobowy Fausta.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

polskiej formuły, w polski ubiór przeniesiona już w 1850 roku przez Romualda Podbereskiego4. I właśnie Przygody człowieka, co sprzedał swój cień, bo tak brzmi polski tytuł, będą przedmiotem mojego zainteresowania.

2. Diagnozy osobowe

Konwencjonalny początek opowieści tylko pozornie nie dostarcza interesujących informacji, bowiem już w pierwszych zdaniach czytamy: Po szczęśliwej, lecz utrudzającej podróży na morzu, dobraliśmy się nareście do portu. Jak tylko okręt nasz przybił do brzegu, zarzuciwszy cały swój majątek na plecy, przeciskałem się przez tłum ludu (…) ubrałem się jak mogłem najlepiej, wziąłem listy rekomen-

4 Odstępstwa od oryginału są niewielkie i dotyczą zazwyczaj nazw własnych, na przykład Podbereski wprowadził imiona znaczące – bankier nazywa się Sobek, w oryginale – Tomasz John, co trzeba przyznać, w gruncie rzeczy niewiele zmienia. Poza drobną modyfikacją, jaką jest wydłużenie o jeden dzień czasu oczekiwania na ponowne zjawienie się antagonisty głównego bohatera, także na planie fabularnym nie sposób dostrzec znaczących zmian. Rodzi to tym samym wiele pytań o status autorstwa tego dzieła. Utwór Podbereskiego nie zajmuje w polskiej literaturze ważnego miejsca. Powodów można upatrywać również w trudnej do rozstrzygnięcia kwestii autorstwa – niełatwo z pełną odpowiedzialnością orzec, czy jest to literacki plagiat (Podbereski sygnalizuje jedynie na karcie tytułowej, że źródłem inspiracji była m y ś l z n i e m i e c k i e g o – autora tejże myśli podaje jednak w ostatnim przypisie) czy też niewinna próba wprowadzenia do polskiej literatury romantycznej nowego (nomen omen) odcienia. W swojej pracy zajmuję się wyłącznie wersją Podbereskiego i dla uproszczenia będę zarówno cytować, jak i odnosić się wyłącznie do jego wersji. Należy jednak pamiętać o tym, że nie jest to utwór jego autorstwa w tradycyjnym rozumieniu, a oryginalnym kontekstem dzieła jest kultura niemiecka, ewentualnie francuska, nie zaś polska. Tekst funkcjonuje tym samym niemal w próżni – podstawowymi trudnościami są bowiem ustalenie kontekstu pojawienia się tego utworu w polskiej kulturze, określenie rzeczywistości literackiej i pozaliterackiej, w jakiej miałby funkcjonować (nie dysponujemy na przykład żadnymi świadectwami odbioru tekstu Podbereskiego) czy wreszcie stwierdzenie powiązań z innymi utworami tego okresu (tekst nie nawiązuje przecież do Fausta Goethego, który jest późniejszy, ale do mitu faustycznego). Nie mając dostępu do żadnych źródeł czy świadectw potwierdzających, że mogą one istnieć, czytelnik jest skazany (choć wskazać można bez wątpienia na wiele możliwości, jakie daje obcowanie z prawie całkowicie zdekontekstualizowanym tekstem) wyłącznie na intuicje czy poszlaki, które wysnuć można jedynie z samego tekstu. W przypadku tego utworu jakiekolwiek odniesienia do polskiego romantyzmu, choćby mickiewiczowskiego, nie znalazłyby właściwie żadnego uzasadnienia. Wspomina o tym także Izabela Jarosińska w szkicu na temat Podbereskiego (Por. I. Jarosińska, Romuald Podbereski, [w:] Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku. Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, red. M. Janion, M. Maciejewski, Warszawa 1992, s. 207–222).

99


100

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

dacyjne i udałem się do człowieka, na którym spoczywały wszystkie moje nadzieje5.

Sytuacja wyjściowa bohatera wydaje się dość oczywista – po powrocie z bliżej nieokreślonej wyprawy, która dostarczyła mu wielu trudów, powraca na ląd. Jego położenie jest tym samym bardzo znamienne – odseparowany przez jakiś czas od społeczeństwa, pojawia się od razu wśród tłumu ludzi, jest przeciwieństwem Robinsona Cruzoe. Bohater nie jest bogaty, wszystkie swoje nadzieje, w przeciwieństwie do Robinsona, pokłada w człowieku, do którego ma się udać z listem rekomendacyjnym. Nie rozważa żadnej innej możliwości – ta jedna przedstawiana jest czytelnikowi jako naturalny sposób radzenia sobie w trudnej sytuacji. Bohater dokłada wszelkich starań, aby zaprezentować się jak najlepiej , wydaje się jednak, że pomimo tego może odróżniać się od osób, które spotka w willi bankiera Sobka. Tak też jest: W liczbie ich i ja, milczkiem, nie dokuczając nikomu swoim dowcipem, na palcach posunąłem się za nimi. Towarzystwo było w wesołym humorze; żartowano, śmiano się (…) Dla mnie wszystko to było zupełnie nowem; wielu rzeczy zgoła nie pojmowałem6.

Bohater ukazany jest jako obcy – ten, który nie zna ani konwenansów społecznych, ani nie rozumie zachowania napotkanych osób. Z ciekawością, ale nie bez dystansu, przygląda się im i próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji. Widzimy bohatera przeciwstawionego roześmianej grupie przyjaciół. Tu pierwszy raz zauważalna jest konstytutywna dla światopoglądu romantyzmu opozycja pomiędzy jednostką a społe5 R. Podbereski, Przygody człowieka, co sprzedał swój cień. Powieść fantastyczna, Wilno 1850, I. W przypisach stosować będę zapis odsyłający do wyżej opisanego wydania, dostępnego za pośrednictwem Polskiej Biblioteki Internetowej pod adresem: www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=42450&s=1. W przypisach cyfra rzymska oznacza paragraf (rozdział), w którym znajduje się zamieszczony cytat. Nie podaję konkretnej strony (musiałyby to być strony wydzielone na stronie internetowej) – części są tak krótkie, że ich lokalizacja nie powinna sprawiać większego problemu. 6 R. Podbereski, op. cit., I.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

czeństwem7. Wyobcowanie bohatera nie jest jednak efektem wrogiego nastawienia innych ludzi, nie jest on atakowanym obcym – jest obcym zignorowanym. Odsunięty od centrum wydarzeń jest tylko obserwatorem, niewidzialnym dla towarzystwa świadkiem zdarzeń, w których nie bierze czynnego udziału, co nadaje mu tyleż indywidualny, co samotny rys. W dalszej części zarówno utworu, jak i mojej pracy okaże się, że te wstępne obserwacje – formułowane na podstawie kilku pierwszych akapitów – nie są chybione. Kwestia relacji jednostki i społeczeństwa stanie się bowiem jednym z największych problemów powieści. W tym miejscu warto zatrzymać się jeszcze nad postacią wyróżniającą się z tłumu, a jak łatwo się domyślić już po krótkiej charakterystyce, bardzo znaczącą dla całego utworu: Cięklawy, chuderlawy, wysoki i milczący staruszek, któregom dotąd nie zauważał, zjawił się z boku, szybko sięgnął do wazkiej, lecz długiej po kolana kieszeni swego szarego, staro-francuzkiego kroju fraku, dobył pugilaresik, i z niskim ukłonem podał damie gojący plaster8.

Starzec w identyczny sposób wyciąga z kieszeni dywan, namiot czy konie. Sytuacja wygląda zatem jak jarmarczne widowisko, które ma bawić towarzystwo zgromadzone w willi Sobka. Nasz bohater pozostaje na przyjętej od początku pozycji – jest jedynym zdziwionym człowiekiem. Fascynacja niezwykłym pokazem sprawia, że stara się dowiedzieć czegoś więcej o człowieku, który jest jego aranżerem. Tu warto rozważyć następujący problem – czy to rzeczywiście bohater szuka starca (o jego tożsamości za chwilę), czy może jest dokładnie odwrotnie, tj. starzec szuka jego. Mężczyzna jest zagubiony, co bez wątpienia może oznaczać podatność na czyjeś dobroduszne gesty czy propozycje, z drugiej zaś 7 Zob. M. Janion, M. Żmigrodzka, Rousseau i własne istnienie, [w:] op. cit., s. 31-57. 8 Ibidem. W większości przypadków cytuję dokładnie tak, jak to widnieje w odpisie Polskiej Biblioteki Internetowej. Zdarza się jednak, że dla lepszej komunikatywności poprawiam literówki, szczególnie częstą wymianę „ł” używanego zamiast „t”.

101


102

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

strony tylko on pozostaje w swoistym odosobnieniu, stając się łatwym łupem dla wszelkiego rodzaju łowców dusz. Przyglądając się starcowi, mężczyzna zauważa: (…) blada twarz jego, od której oczu oderwać nie mogłem, wydała się tak przerażająca, że nie mogłem dłużej wytrzymać jego obecności9.

Zastanawiające jest jednak to, dlaczego bohater dostrzega szczególny wygląd twarzy straca dopiero teraz i, co może bardziej istotne, dlaczego napełnia go to tak wielkim przerażeniem. Czy już wtedy intuicyjnie przeczuwa, że ma do czynienia z diabłem lub inną postacią o nieustalonym statusie egzystencjalnym? Ubrany w szary surdut blady mężczyzna o przenikliwym wzroku ma być niemal niewidzialny, nie eteryczny, lecz niewyróżniający się z otoczenia. Jego blada twarz, która może świadczyć z jednej strony o przynależności do świata umarłych, z drugiej zaś odsyła do wizerunku alchemika, mistrza czarnej magii (nie zapominajmy, czym zajmował się ten człowiek w domu Sobka) czy nawet naukowca o nieco mniej konwencjonalnych zainteresowaniach badawczych. Trudno oprzeć się skojarzeniu tej postaci z… Faustem. Czyżby także w tym sensie była to jego wersja? A może to siła znaczenia tego mitu każe nadawać takie znaczenie jednemu z wielu literackich magów? Maria Janion i Maria Żmigrodzka tak piszą o pochodzeniu opowieści o Fauście: (…) jej bohaterem stał się podrzędny szalbierz, a nie któryś z głośnych szesnastowiecznych uczonych, będących nieraz też mistrzami nauk tajemnych, parających się alchemią, astrologią, niestroniących od praktyk magicznych10.

Wola poznania, którą przypisuje się Faustowi, jest bliska tej, jaką przejawia starzec. Pokrewieństwo dwóch opisywanych tu postaci nie jest 9 R. Podbereski, op. cit., I. 10 M. Janion, M. Żmigrodzka, op. cit., s. 122.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

jednak tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać, bo o ile cechy zewnętrzne „tego, co tak podobny do siarczanej zapałki” budzą skojarzenia z popularnymi wyobrażeniami Fausta, o tyle zarówno jego funkcja w akcji, jak i postawa są zgoła inne. Czyżbyśmy mieli w tej opowieści cechy faustyczne u dwóch bohaterów? A może to dylemat Fausta został rozpisany na role? Egzystencjalny problem faustyczny dotyczy przecież głównego bohatera, ale zewnętrzne cechy Fausta posiada człowiek, który doprowadził do jego nieszczęścia. Jest to opowieść, w której Faust nie funkcjonuje explicite, a jednak duch faustyczny nadaje charakter, jeśli nie całemu utworowi, to na pewno jego postaciom. Jeżeli przychylić się do interpretacji mówiącej, że starzec jest diabłem, podstawowe problemy utworu okażą się nieco mniej skomplikowane. Taką wersję przyjmuję, aby uniknąć dalszych rozważań dotyczących statusu rzeczonej postaci, bowiem nie ona jest najważniejsza w powieści.

3. Jakim sposobem można przedać cień swój?

Chcąc oddalić się od towarzystwa, bohater ucieka z willi Sobka. Jego nadzieje na poznanie starca realizują się w ekspresowym tempie. Co ciekawe, okazuje się, że fascynacja była wzajemna, starzec mówi bowiem: Przebacz śmiałości, że tak dziwacznym sposobem odważam się szukać pańskiej znajomości, lecz mam prośbeczkę do Pana. (…) kilkakrotnie poglądałem z niewyrażonem ukontentowaniem na prześliczny, przecudowny cień pański (…)11.

Główny bohater, zaszczycony spotkaniem ze swoim obiektem zainteresowania, jest całkowicie otumaniony. Warto przypomnieć, że jego majątek mieścił się w tobołku, więc podatność na wszelkie oferty finansowe była nieporównywalnie większa niż w przypadku towarzyszów Sobka. Wie o tym diabeł, który składa mu niezwykłą propozycję: 11 R. Podbereski, op. cit., I.

103


104

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Chciej być wyrozumiałym dla mej może za śmiałej prośby. Oto racz mi Pan Dobrodziej ustąpić swój cień! (…) Ja proszę tylko o pozwolenie na tymże samem miejscu podjąć okazały cień Pański i wziąść go sobie; a jakim sposobem to już do mnie należy. A w dowód mej wdzięczności niech służą do wyboru wszystkie moje osobliwości, które mam w kieszeni, jako: (…) ale co od wszystkiego lepsza, to Niewyczerpaną Kiesę!12

Entuzjazm głównego bohatera jest natychmiastowy, wszelkie wątpliwości zostają odsunięte, gdy jego marzenia mogą się zrealizować dzięki propozycji diabła. W cytacie pominęłam pozostałe proponowane za cień przedmioty. Wśród nich znajdowały się choćby Kwiat Paproci czy Czapka-Niewidzialna. Istotne jest to, że nie wzbudziły one żadnego zainteresowania mężczyzny. Odrzucenie chociażby Czapki-Niewidzialnej, której mechanizmu nie trzeba chyba tłumaczyć, mówi o bohaterze bardzo wiele – nie interesują go zabiegi magiczne, widzenie społeczeństwa z uprzywilejowanej pozycji czy poznanie świata z kosmicznej perspektywy (pojawiają się też Buty-Chodaki). Chce on wyłącznie zaspokoić swoje podstawowe potrzeby i mieć pewność, że ten stan nigdy nie ulegnie zmianie. Sam akt sprzedaży cienia jest bardzo ciekawy, dlatego przywołam go w całości: – „A więc targ dobity!” – rzekł starzec, śpiesznie ukląkł przedemną, wziął za głowę mój cień, i z zadziwiającą zręcznością zaczął go oddzierać od ziemi. – Podjął, rozłożył regularnie, i nareście znowu zwinąwszy, wpakował go do kieszeni. Po tej operacji wstał, pokłonił się raz jeden i drugi i poszedł ku różanemu wzgórkowi. Zdało mi się że na jego twarzy błysnął szatański uśmiech. (…) zostałem na słońcu bez cienia i myśli13.

Odbieranie cienia przypomina amputację części ciała bohatera, opis jest tym samym na poły zabawny i przerażający. O ile komizm jest dość oczywisty, o tyle tragizm tej sytuacji domaga się dookreślenia. Cień 12 Ibidem. 13 Ibidem.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

w powyższym opisie całkowicie się materializuje – wbrew temu, jak później będzie postrzegany, ma całkowitą autonomię14. Jego przyległość do człowieka też wydaje się wyłącznie umowna, konwencjonalna. Czy jest to tym samym świadectwo jego kulturowego znaczenia? Bez wątpienia – cień nie posiada bowiem żadnych możliwych do udowodnienia właściwości niezbędnych człowiekowi do życia – jest przecież wyłącznie efektem świetlnym, który powstaje, gdy światło napotyka ciało ludzkie. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że właściwości cienia są jednoznacznie efektem procesów czysto fizycznych, znaczenie zaś ma charakter wyłącznie kulturowy – pozbawianie go człowieka, mimo że poprzedzone wyrażeniem zgody musi nieść za sobą istotne konsekwencje. Warto zauważyć, że cień jest o d d z i e r a n y – jest to wyraźny sygnał, że nie jest to czynność, której dokonać można bezproblemowo czy bezboleśnie. Jest to znak przemocy dokonywanej przez diabła na człowieku, który po tym zabiegu pozostaje nie tylko bez cienia, ale także bez myśli. Tym samym zbliżamy się do istoty problemu – cień znajduje się tu bardzo blisko porządku duchowego, jest rodzajem fizycznego odzwierciedlenia duszy. Cień staje się przedmiotem granicznym, mimo że jest czymś radykalnie opozycyjnym wobec podmiotu. Ambiwalencja, która jest wpisana w istotę cienia, okazuje się jednym z istotniejszych problematów utworu – rozgraniczenie tego, co psychiczne i tego, co jednoznacznie fizyczne jest niemożliwe. Najbardziej widoczne jest to na przykładzie stanu głównego bohatera – tuż po pozbyciu się cienia wygląda jak człowiek odarty z godności i duszy. Jego wygląd jest obrazem człowieka odartego z godności i duszy. Pozbawiony tożsamości, którą cień ma symbolizować, jest ogołocony i oszołomiony. Aby jednak porzucić rozważania ontologiczne, a punkt ciężkości 14 Sytuacja powtórzy się tylko raz – kiedy bohater będzie próbował schwytać samotny, obcy cień na łące. Poza tym cień zawsze postrzegany jest jako coś przyległego do człowieka.

105


106

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

przenieść na aksjologię, warto – dla porządku – pokusić się o następujące twierdzenie: skoro cień można sprzedać, musi on mieć jakąś cenę. Jest to jednak wartość nieprzekładalna na dobra materialne, bowiem w grze udział bierze szatan. Zestawione są tu zatem dwa porządki – metafizyczny, którym zainteresowany jest szatan, a do którego przypisany jest cień, i materialny, który obudził żądze głównego bohatera, a jego symbolem jest Niewyczerpana Kiesa. Okazuje się więc, że dramatyczna sytuacja człowieka bez cienia wynika w dużej mierze z jego nieświadomości i braku wiedzy na temat wartości, których niepodobna czynić przedmiotem sprzedaży. Jego winą jest nieznajomość kultury i społeczeństwa, w którym funkcjonuje15. W przeciwieństwie do Fausta, nasz bohater daleki jest od antycznej hybris – zgrzeszył prostodusznością, która nakazała mu nie doceniać znaczenia ludzkiego cienia. Pierwsze spotkanie z innymi ludźmi jest bardzo znaczące, mówią oni bowiem: Ach. ! Matko Przenajświętsza! jakże to biedny człowiek być musi, kiedy on nawet i cienia własnego nie ma!16

W tym miejscu pojawia się refleksja, która towarzyszyć będzie bohaterowi do końca – człowiek bez cienia budzi litość. Dopiero poprzez reakcję społeczeństwa na jednostkę pozbawioną cienia możemy dostrzec, że ma on w istocie wielką wartość17. Co ciekawe, brak cienia nie budzi tu jeszcze wrogości, ale litość – dostrzega się zatem słabość (w gruncie rzeczy ontologiczną) człowieka bez cienia, brak, który znacząco obniża jego status materialny i społeczny. Istotne wydaje się także to, że ludzie od razu zauważają brak cienia bohatera. Czy zatem byłaby to aż tak istotna część człowieczeństwa? Spotkane osoby wielokrotnie wska15 Podobnie jak w willi Sobka, bohater nie znał konwencji społecznych i głównie z tego wynikało jego zagubienie. 16 R. Podbereski, op. cit., II. 17 O taką refleksję można było się już pokusić, analizując opis targu, którego bohater dobił z diabłem – nie wydaje się, aby diabeł mógł być zainteresowany przedmiotami bez wartości zakorzenionych w kulturze.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

zują na konwencje lub wyobrażenia społeczne na temat porządnych ludzi, którzy „cień mają zawsze przy sobie”. Może się wręcz wydawać, że bohaterowi przypisuje się jakiś rodzaj właściwości magicznych, jednak nie wywołuje on takiego zainteresowania, jakie wzbudzać mógłby czarownik (podobne uczucia wzniecało przecież widowisko w domu Sobka). Tu dramat bohatera rozgrywa się, co należy mocno podkreślić, wśród ludzi. Warto przywołać spostrzeżenia Charlesa Taylora, które dotyczą zagadnienia poszanowania życia i godności ludzkiej: Głoszą na przykład, że ludzie zostali stworzeni przez Boga na jego obraz i podobieństwo, lub że są nieśmiertelnymi duszami (…) posiadają więc godność nie przysługującą żadnym innym istotom, itd., dlatego też jesteśmy winni im poszanowanie. Kultury, które ograniczają to poszanowanie czynią to odmawiając tych istotnych cech ludziom spoza swojego kręgu: och zdaniem nie posiadają ani duszy, nie są w pełni racjonalni, lub też Bóg wyznaczył im jakąś niższą pozycję18.

Cień jest w utworze wartością najwyższą. Staje się niemal warunkiem człowieczeństwa – cechą lub właściwością, które można umieścić obok tych wymienionych przez Taylora. Społeczeństwo, dostrzegając niepełność bohatera, odmawia mu prawa do równego traktowania czy poszanowania godności. Okazuje się, że zaprzepaszczając przyrodzoną właściwość, jaką jest cień, bohater stracił także wrodzoną ludzką godność, której nie sposób zastąpić przez złoto19. Mówi przecież wprost: Rozpacz mię ogarnęła: dla czegóż, zawołałem w duszy, złoto przeważa wszystkie zasługi na świecie, dla czegóż cień napozór nic nieznaczący, ceni się jeszcze wyżej od samego złota? Niedawno zrobiłem ofiar z uczucia własnej godności i przekonania, a teraz nawet oddałem cień swój za złoto! Cóż ja teraz pocznę nieszczęsny!20

18 C. Taylor, Źródła podmiotowości: narodziny tożsamości nowoczesnej, przeł. M. Gruszczyński, Warszawa 2001, s. 13-14. 19 To przesłanie wpisuje się bez wątpienia w moralizatorski ton powieści. 20 R. Podbereski, op. cit., II.

107


108

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Bez cienia nie sposób ukonstytuować tożsamości, udowodnić jej istnienie wobec społeczeństwa i siebie samego. Stając w obliczu tych dylematów, zrozpaczony bohater nie odnajduje żadnej drogi pocieszenia. Znów pokłada wszelkie nadzieje w drugim człowieku: [Gospodarz] Rekomendował mi gorliwego i wiernego sługę Bendela, którego dobroduszny i rozsądny wyraz twarzy, do razu mi się podobał. I w rzeczy samej, dotąd przywiązanie tego człowieka było jedyną dla mnie pociechą w goryczach życia i łagodziło okropność mego położenia21.

Sytuacja jest analogiczna do tej, którą czytelnik otrzymuje jako inicjalną scenę – bohater, będąc w trudnej sytuacji, poszukuje oparcia. I o ile Sobek nie odegrał oczekiwanej roli, o tyle Bendel okazał się nie tyle sługą, co przyjacielem par excellence. Warte zauważenia jest także to, że główny bohater nie poszukuje oparcia w jakiejś grupie społecznej czy społeczeństwie w ogóle, ale u pojedynczej osoby, w której upatruje szansy na ocalenie. Wybory bohatera są jednocześnie bliskie modelowi realizowanemu przez Rousseau: Pozostaje samotność – jedyny stan godny Rousseau. Decyzja o „reformie osobistej” kazała mu niegdyś wycofać się z życia czynnego, zerwać ze zbiorowością. Stosunek do ludzi, nie do natury, był faktycznie kluczem do samotniczej postawy Rousseau. (…) Taką wolność próbował sobie zapewnić w czasach „reformy życia osobistego”, usuwając się ze społeczeństwa, ściągając na siebie potępienie jako „odludek” i „mizantrop”22.

Podobnie człowiek, który sprzedał swój cień, odsuwa się od społeczeństwa w… cień właśnie! Nie mogąc przebywać bezpiecznie w świetle słonecznym, skazany jest na przebywanie w mroku. Stąd początkowa fascynacja złotem coraz bardziej ustępuje tragicznej autorefleksji: Na cóż się zdadzą, skrzydła okutemu w łańcuchy? Boleśniejsze tylko obudzą wspomnienia wolności, i mocniej za trują chwile rozpa-

21 Ibidem. 22 M. Janion, M. Żmigrodzka, op. cit., s. 38-39.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

czy! Leżałem jak krezus na kupie złota; brnąłem po uszy w złocie, a w duszy cierpiałem ubóstwo! (…) Pędząc samotnie dni i noce w zamkniętym pokoju oddawałem się gwałtownej rospaczy…23

Pieniądze stają się dla niego ciężarem, którego próbuje się jak najprędzej pozbyć – nie pozwala na to mechanizm Kiesy. Bohater nie jest jednak w jednoznacznie niekorzystnej sytuacji – rozdając wszystkim wokół pieniądze, zyskuje znaczną sympatię i wielką popularność. Problem cienia, którego istnienie warunkuje możliwość funkcjonowania w społeczeństwie, nie daje się jednak odsunąć. Bohaterowi z pomocą przychodzi Bendel – sługa, który użycza mu swojego cienia, co sprawia, że może on zaistnieć w przestrzeni społecznej i osiągnąć, jakkolwiek wątpliwy w dalszej perspektywie, sukces. Szatan ma zjawić się dopiero rok po dniu, w którym dokonano targu. Bohater podejmuje więc próby zdobycia zastępnika utraconego przedmiotu. Najciekawszy wydaje się pomysł, aby zwrócić się do malarza z prośbą o domalowanie cienia. Ten reaguje na to osobliwe zlecenie tymi słowami: „Mogę wprawdzie wymalować cień sztuczny, odrzekł artysta, ale przy najmniejszym poruszeniu można go znowu utracić, osobliwie człowiekowi, który trzymał się swego przyrodzonego cienia. A przeto temu, – kto nie ma cienia, najwłaściwiej i najrozsądniej jest nie pokazywać się na słońcu24.

Zaufanie do mimetycznej właściwości sztuki, jakie żywi bohater, okazuje się wielką naiwnością. Nawet malarz, który prawdopodobnie pokłada wielką wiarę w siłę swej profesji, ma świadomość jej ograniczeń. Jest to ostateczny cios zadany bohaterowi marzącemu o nowym cieniu. Ciekawie wygląda w tej perspektywie kwestia naturalnych i kulturowych warunków istnienia cienia. Podkreślić warto silną opozycję proponowaną w tekście pomiędzy tym, co naturalne i tym, co sztucz23 R. Podbereski, op. cit., III. 24 R. Podbereski, op. cit., III.

109


110

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

ne. Sztuka może dostarczyć bohaterowi namiastki cienia, który jednak nigdy cieniem nie będzie. Filozofia sztuki jest tu dokładnie określona – sztuka jest iluzją, która może udawać naturę, ale nie może jej zastąpić. Konstytuowanie tożsamości nie może zatem odbywać się na bazie tego, co sztuczne. Rozczarowanie, jakie spotyka bohatera, spotęgowane jest zaleceniem malarza, żeby usunąć się w cień, a więc odsunąć się od społeczeństwa. Aby jednak dojrzeć do tej ostatecznej decyzji, mężczyzna potrzebował będzie kilku doświadczeń, spośród których warto zwrócić uwagę na romantyczny problem miłości. Dzięki sprzyjającym okolicznościom oraz bogactwom Piotr, bo tak ma na imię bohater, poznaje Minnę – kobietę, którą darzyć będzie uczuciem: Minna była skromną, miłą, łagodną, godną najczystszej miłości: potrafiła zupełnie przywiązać mię ku sobie. (…) Ona kochała jako kobieta, poświęcając wszystko, zapominając o wszystkiem dla tego, który napełniał jej duszę i życie, nie troszcząc się nawet o własne swe szczęście: ona kochała prawdziwie25.

Stereotypowe wyobrażenie miłości romantycznej znajduje wyraz w utworze. Czego bowiem dowiadujemy się o wybrance bohatera poza tym, że była wzorem cnót? Otóż tego, że była gotowa poświęcić dla niego wszystko. Jej miłość, wzorcowo realizująca model agape, nie jest jednak wolna od nieszczęść, ponieważ jak mówi Piotr: Pozbawiony cienia, ze złośliwem podejściem niszczyłem pokój tego anioła, tej czystej duszy, którą uwiodłem! – To chciałem ją porzucić, uciec od niej, przysięgać nie wracać więcej; to znowu zalewałem się łzami przemyśliwając z Bendlem, jakby ją ujrzeć raz jeszcze26.

Anielska dziewczyna jest dla bohatera wcieleniem dobra, do którego sam odmawia sobie dostępu z powodu braku cienia. Jego chimeryczność nie jest jednak powodowana uczuciem, którego nie podważa ani 25 R. Podbereski, op. cit., IV. 26 Ibidem.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

razu, ale pragnieniem dobra dla swojej wybranki. Czy miałby to być zatem dowód altruizmu, a własne nieszczęście warunkiem szczęścia drugiego człowieka? Targany sprzecznymi emocjami, nie tracąc myśli o dobru ukochanej, bohater otrzymuje list, w którym dziewczyna prosi o rozstanie – uratuje ono jego, a nie jej, jak można by się spodziewać, honor. Ta chiazmatyczna figura świadczy o jednomyślnym postrzeganiu przez kochanków obowiązków i powinności, które odpowiedzialnie zamierzają spełniać. Miłość nie jest tu wartością absolutną – inne cele mają o wiele większe znaczenie. Poświęcenie wpisane w uczucie, którym darzy kobietę główny bohater, jest także świadectwem jego przemiany – od marzeń o nieprzebranych bogactwach (ich skutkiem była utrata cienia), po związek oparty na niewinnej i pełnej poświęceń miłości. Jego tożsamość nie jest już zatem budowana na dążeniu do posiadania dóbr materialnych, ale na miłości, spokoju i szczęściu, które chce dzielić z drugą – idealną – osobą. Decyzja o rezygnacji z miłości nie zostaje ostatecznie podjęta, przeciwnie – aktywizuje bohatera i każe mu podjąć bardziej radykalne działania, mające na celu powrót do stanu sprzed spotkania z szatanem. Nie jest to jednak wybór mężczyzny – wymuszają go rodzice Minny, niegodzący się na ślub z człowiekiem pozbawionym cienia: (…) ja – jako ojciec, powinienem dbać o los jej, więc daję Panu trzy dni czasu: odbierz z naprawy swój cień, jaw się z nim razem przedemną, lecz pomnij – aby był jak raz w porę do Pańskiej postaci: a wtedy – będę rad Panu. W przeciwnym razie daję ci słowo honoru, że za cztery dni córka moja będzie żoną innego27.

Pojawienie się w tym momencie szatana, które może kojarzyć się z deus ex machina, przenosi ponownie akcję w sferę nieco mniej konwencjonalnych zdarzeń. Izabela Jarosińska w tekście o Romualdzie Podbereskim, w ogólnych rozważaniach na temat Człowieka, co sprzedał swój cień, pisze: 27 R. Podbereski, op. cit., IV.

111


112

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

„Dziwna historia Piotra Schlemihla” zawiera kolekcję motywów bardzo charakterystycznych; bohater sprzedaje swój cień (tożsamy tutaj z duszą) diabłu,co staje się przyczyną odrzucenia go przez świat normalnych ludzi28.

Niepokojące w tym, jakkolwiek szkicowym, rozpoznaniu jest utożsamienie cienia i duszy. Gdyby relacja między tymi dwoma składnikami była tak oczywista i rzeczywiście istniała, zdarzenia ostatnich rozdziałów nie miałyby większego sensu. Wszak ponowne spotkanie Piotra i szatana nie ma na celu podtrzymania targu, ale jego zmodyfikowanie. Szatan podsuwa swojemu kontrahentowi cyrograf o następującej treści: Własnoręcznym i dobrowolnym podpisem moim przekazuję we władanie na wieczne czasy objawicielowi niniejszego skryptu – duszę moją, po naturalnem rozłączeniu się jej z ciałem29.

Sprzedaż cienia nie jest więc jednoczesną sprzedażą duszy – niepotrzebny byłby wtedy kolejny krok, który proponuje szatan. Możliwość rozłączenia duszy i ciała jest także potwierdzeniem platońskich przekonań z początku powieści dotyczących dwoistości natury ludzkiej. Kolejny raz jasno prezentuje się hierarchia wpisana w ten podział. Przewrotność szatana każe mu udowadniać bohaterowi, jak nieistotna jest jego dusza: A za pozwoleniem pańskiem, co to za klejnot tak nieoceniony, ta pańska duszeczka? czy widujesz się z nią kiedy, i co myślisz z nią robić, po swojej śmierci?30

Przewartościowania, jakich dokonuje szatan, wydają się dość zaskakujące. Cień, wcześniej tak trudny do określenia, był przypisywany porządkowi metafizycznemu, tu okazuje się czymś realnem. Definicja cienia zależy od tego, w odniesieniu do czego będziemy chcieli ją sformułować. Nie da się bowiem ukryć, że w ciągu – ciało, cień, du28 I. Jarosińska, op. cit., s. 210. 29 R. Podbereski, op. cit., V. 30 Ibidem.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

sza – to dusza będzie najmniej materialna, a jej istnienie i przydatność trudniejsze do dowiedzenia. Diabeł nie ma jednak do czynienia z tym samym bohaterem, który na początku sprzedał mu bez oporów cień – przeszedł on przemianę, która każe mu teraz stawiać bezwarunkowy opór. Spełnienie warunków ojca ukochanej stanie się niemożliwe, a mimo to siła wzrastająca w nimw ciągu roku, nie pozwala poddać się retorycznej sprawności szatana. Można bez trudu zauważyć, że kompozycja pierwszej części utworu jest wyraźnie klamrowa. Zdarzenia rozpoczynające upadek, ale i drogę do odrodzenia bohatera łączą się z pierwszym spotkaniem z szatanem, a ich ostateczny finał poprzedza druga wizyta antagonisty. Zadaniem czytelnika jest dostrzeżenie przemiany głównego bohatera nie w toku zdarzeń, ale w zestawieniu końca z początkiem. Konfrontacje z szatanem mają tę zmianę uwypuklać poprzez ukazanie reakcji Piotra na jego kolejne propozycje. I właśnie w obliczu fundamentalnego pytania o wartość duszy widać, jak głęboką przemianę przeszedł człowiek, który sprzedał swój cień. Kolejnym krokiem bohatera będzie bowiem wybór życia skoncentrowanego na kontemplacji i nauce, nie zaś, jak w pierwszych scenach, na pogoni za dobrami materialnymi.

4. Vita contemplativa

Po miłosnej klęsce i licznych upokorzeniach, Piotr ostatecznie deklaruje: W późniejszym czasie pogodziłem się z samym sobą i nauczyłem się ulegać konieczności, a dokonany postępek, fakt spełniony, czemże są, jeżeli nie wynikiem konieczności fatalizmu? Nauczyłem się też uważać ten fatalizm, jako mądrość przeznaczenia, objawiającą się w ogromnej machinie, w której my wszyscy jesteśmy jako obracające się kółka; co ma być, to musi się spełnić; co miało być, to musiało się spełnić31.

31 R. Podbereski, op. cit., VII.

113


114

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Fatalistyczna wizja świata, jakiej poddaje się bohater, jest pierwszym krokiem, który pozwoli mu uzyskać spokój oraz radykalnie zmienić życiową drogę. Uświadomienie sobie determinizmu nie powoduje u niego jednak rozpaczy, przeciwnie – uważa go za mądrość. To właśnie osiągnięcie ataraksji, a nie romantyczne samobójstwo, jest tu sposobem radzenia sobie z przeciwnościami losu. Siła i tożsamość, zbudowane mimo popełnionych błędów, pozwalają bohaterowi na podjęcie decyzji, będącej zwieńczeniem procesu przemiany: Sam jeden, bez rodu i domu, będę się błąkał po świecie; (…) Ani celu, ani woli, ani nadziei nie było dla mnie na całym przestworzu ziemi…32

Wybierając bezdomność i samotność33, Piotr decyduje się na życie bliskie ascezie. Wyrzekając się kontaktów z ludźmi, domu, a co ważniejsze nadziei, rezygnuje ze wszystkiego, co do tej pory cenił. Charles Taylor tak pisze o podobnym rozwiązaniu: Asceza jest nie tylko odejściem od Bożego planu, ale także owocem dumy, zrodzonym z przeświadczenia, że możemy mieć wpływ na nasze odrodzenie (…). Jest to troska przy jednoczesnej beztrosce, której paradoksalna natura wynika z purytańskiej koncepcji, że powinniśmy korzystać ze świata jako istoty emocjonalnie dojrzałe34.

Czy główny bohater przepełniony jest dumą? Wydaje się, że jest to raczej rodzaj pogodnej rezygnacji, wynikający z uświadomionej winy i konieczności poniesienia kary, którą odbyć chce w samotności. Podobnie rzecz wyglądała w relacji z Minną – odsunięcie miłości miało być dla niej ratunkiem, nawet kosztem osobistego szczęścia. Ostateczny wybór nie jest więc rewolucyjną zmianą, ale konsekwencją wcześniej dokonywanych decyzji. Wiara we własne odrodzenie bez wątpienia 32 Ibidem. 33 Raz tylko przyłącza się do niego szatan. 34 C. Taylor, op. cit., s. 411-412.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

towarzyszy bohaterowi, który swoje zainteresowania koncentruje na nauce: Badanie natury w ziemi, danej nam jako sad rozkoszny, odtąd będzie jedynem Mojem przedmiotem i dźwignią całego żywota, a celem jedynym życia mojego – Nauka!35

W iście russoistycznym geście bohater odsuwa się od kultury i zepsutego społeczeństwa, lecz nie robi tego po to, by refleksyjnie kontemplować naturę, ale aby badać ją naukowo. Nauka ma być zatem dla niego sposobem na uratowanie sensu życia. Czy cena, jaką musi zapłacić, jest dla niego wysoka? Taylor wskazuje na dwa możliwe modele: Najważniejsza różnica pomiędzy chrześcijańskim i stoickim wyrzeczeniem jest taka, że według ujęcia stoickiego to, co jest przedmiotem wyrzeczenia, jeśli to wyrzeczenie, ipso facto nie należy do dobra. Dla chrześcijaństwa natomiast przedmiot wyrzeczenia zostaje uznany za dobro w tym sensie, że wyrzeczenie straciłoby swe znaczenie, jeśli jego przedmiot byłby obojętny36.

Wartości porzucone przez bohatera miały dla niego bez wątpienia wielkie znaczenie – zabiegał o nie, walcząc o swoją tożsamość, miłość czy akceptację społeczną. Gdy jednak okazało się, że ich osiągnięcie nie jest możliwe lub przyniosłoby cierpienie ukochanej, decyduje się z nich zrezygnować. Ocalenie duszy jest dla niego najważniejsze. Mówi przecież niejednokrotnie: Lecz postanowiłem mocno, wyrzekłszy się miłości i wszelkich powabów życia, za nic w świecie nie zaprzedać duszy mojej37.

Pouczony doświadczeniami sprowadzonymi na siebie przez zaprzedanie cienia, jest świadomy, czym zakończyłaby się sprzedaż duszy. Kolejny raz, odsuwając się od społeczeństwa, zmienia miejsce swojego pobytu, bo o ile wcześniej wybrał, można by rzec, mikrokosmos mieszkania, o tyle teraz:

35 R. Podbereski, op. cit., IX. 36 C. Taylor, op. cit., s. 405-406. 37 R. Podbereski, op. cit., VIII.

115


116

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Pod nogami memi były wyżyny Tybetu; słońce przed kilką godzinami zaledwo weszłe na mnie, w tej chwili widziałem skłonione ku Zachodowi. Przebiegłem całą Azją od wschodu ku zachodowi, doganiając samo słońce w biegu, i wstąpiłem na ziemię Afryki38.

Rozanielony bohater jest podobny do Guliwera przemierzającego ziemię wielkimi krokami. Czy jednak zgodnie z podtytułem głoszącym, że mamy do czynienia z powieścią fantastyczną, musimy zgodzić się na tę interpretację? Wiele wskazuje bowiem na to, że bohater opisuje swoje naukowe eksploracje, których metaforą będzie przywdzianie Chodaków-Skorochodów. Wędrówka po globusie nie jest przecież niczym innym jak wyobrażeniem realnej podróży. Z drugiej zaś strony, za Thomasem Mannem, uznać możemy, że główny bohater jest człowiekiem bez ojczyzny. I taka wersja wydaje się prawomocna, choćby z powodu rezygnacji z domu i skazania się na tułaczkę po świecie. Sentymenty, które towarzyszą Piotrowi, potwierdzają tę tezę. Warto może zasygnalizować jeszcze jedną możliwość. Otóż bohater wędrujący po świecie może śnić, mówi przecież: Kiedy przyszedłem do siebie, postrzegłem, że leżę na porządnie zasłanem łożu, sojącem razem z wiela innem w obszernej sali39.

Może jest to wędrówka jego duszy po świecie, a żywot mędrca jest nie dojrzałością intelektualną, ale duchową? Wszystkie te możliwości są rozłączne tylko pozornie. Istotna bowiem wydaje się idea przyświecająca wędrówce – potrzeba poznania świata i poczucie samotności przy jednoczesnej autonomii wobec społeczeństwa. Warto jednak wspomnieć, że podróż po świecie nie jest beztroska. Pełne trudów zmaganie się z przeciwnościami losu znajduje wyjaśnienie w słowach, które Piotr wypisuje dla dawnych przyjaciół: Wasz przyjaciel dopiero szczęśliwy: cierpienia jego są cierpieniami pojednania40.

38 Ibidem, X. 39 R. Podbereski, op. cit., X. 40 Ibidem.


Olga Szmidt – W poszukiwaniu tożsamości człowieka romantyzmu

W barokowym stylu wyznaje więc, że pokuta jest rozkoszą. W przeciwieństwie do bohaterów sarmackich eposów, jego celem nie jest jednak zjednoczenie z Bogiem, lecz naukowe osiągnięcia. Czyny prawdziwie prometejskie nie funkcjonują w przestrzeni abstrakcji, ponieważ jego naukowe pisma mają zostać oddane… Krakowskiemu Uniwersytetowi! To farsowe rozwiązanie nie jest jednak bez znaczenia – działania bohatera mają przysłużyć się ludzkości, od której zaznał tak wielu krzywd. Cel, który przyświecał mu od pierwszych chwil po sprzedaży cienia, został zatem osiągnięty – pojednał się ze światem i osiągnął niezłomną tożsamość, której nie sposób kupić nawet od szatana.

5. Ostatnie konkluzje

Fantastyczny kostium, w który ubrał swoich bohaterów autor, nie przesłania egzystencjalnego przesłania, jakie niesie utwór. Zgodnie z autokomentarzem Podbereskiego, który pisze: Poeta obrazie zmysłowym przedstawia do czego dowodzi człowieka wyrzeczenie się jednego z najmniejszych attrybutów człowieczej natury: co w świecie fizycznym toż samo i w moralnym41,

historia mówi przede wszystkim o tym, jak trudno odnaleźć swoją tożsamość, gdy zaprzeda się choć jeden, pozornie nieznaczący, element człowieczeństwa. Na koniec warto wspomnieć jeszcze, że opowieść ta jest wyznaniem skierowanym do przyjaciela – ton konfesyjny nie jest tu więc tylko wyrazem skruchy czy prośbą o przebaczenie win, jest także apelem o zrozumienie, którego bohater poszukiwał w każdym człowieku. Ludzka słabość, jaką okazał, poddając się urokowi szatana, ostatecznie stała się impulsem do wielkiej przemiany owocującej silną, stabilną i niezależną tożsamością, której brakowało bohaterowi w pierwszych scenach utworu. 41 Ibidem.

117


118

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

Bibliografia Literatura podmiotu 1. R. Podbereski, Przygody człowieka, co sprzedał swój cień. Powieść fantastyczna, Wilno 1850.

Literatura przedmiotu

1. M. Janion, Pełnia Fausta, czyli tragedia antropologiczna, [w:] eadem, Wobec zła, Chotomów 1989, s. 158-172. 2. M. Janion, M. Żmigrodzka, Romantyzm i egzystencja, Gdańsk 2004. 3. I. Jarosińska, Romuald Podbereski, [w:] Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku. Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831–1863, red. M. Janion, M. Maciejewski, t. 3, Warszawa 1992, s. 207–222. 4. Ch. Taylor, Źródła podmiotowości: narodziny tożsamości nowoczesnej, przeł. M. Gruszczyński, Warszawa 2001, s.1–50, 350–480.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

Piotr Nycz Wydział Prawa i Administracji UJ

Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego w świetle unormowań konstytucyjnych i standardów europejskich Życie człowieka, jego początek i koniec, to zagadnienia badane i opisywane przez nauki biologiczne. Jednakże problematyka ochrony życia ludzkiego, zarówno przed, jak i po urodzeniu, to także ważkie zagadnienie filozoficzno-prawne1. Prawo do życia jest najważniejszym na liście praw człowieka, dlatego też jego ochrona jest zadaniem pierwszorzędnym dla poszanowania ogółu praw człowieka2. W pierwszej kolejności należy się zatem przyjrzeć regulacjom europejskim dotyczącym ochrony życia ludzkiego, zarówno jeśli chodzi o regulacje normatywne, jak i bogate orzecznictwo. W Polsce prawo do życia ma swoje konstytucyjne źródło w art. 38 obecnie obowiązującej ustawy zasadniczej. Norma ta ma podstawowe znaczenie dla całego sytemu prawnego, dlatego wszelkie inne przepisy należy interpretować właśnie w duchu uregulowań konstytucyjnych. W tym kontekście w szczególny sposób zostanie poddany analizie moment, od którego dziecko nienarodzone zostaje objęte pełną prawnokarną ochroną, gdyż na gruncie prawa karnego dyskusja nie dotyczy kwestii, czy płód (dziecko poczęte) ma podmiotowość, czy jest człowiekiem, ale tylko tego, jaki reżim ochrony jego życia został przyjęty w obecnie obowiązującym ustawodawstwie 1 Zob. T. Smyczyński, Opinia o projekcie zmiany (art. 38) Konstytucji RP (druk 933), [w:] Konstytucyjna formuła ochrony życia, Seminarium Biura Analiz Sejmowych, Warszawa 2007, s. 26. 2 A. Łopatka, Jednostka. Jej prawa człowieka, Warszawa 2002, s. 45.

119


120

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

karnym. Znalezienie tej granicy ma fundamentalne znaczenie dla odpowiedzialności karnej, której represyjny charakter zawsze wkracza w podstawowe wolności i prawa podmiotów poddawanych represji3.

Rozwiązania europejskie dotyczące ochrony życia

Funkcjonujący w Europie system ochrony praw człowieka jest powszechnie uznawany za najbardziej rozwinięty i jednocześnie najbardziej skuteczny4. Ukształtowany został w wyniku rozwoju Rady Europy i związanego z nią Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu5. Z biegiem lat inicjatywę zaczęła podejmować także Unia Europejska. W niniejszym opracowaniu przedmiotem rozważania będą w głównej mierze uregulowania wiążące państwa należące do Rady Europy. W ramach tego systemu uznaje się pewne wartości za uniwersalne i dla ich ochrony ustanawia się normy o charakterze międzynarodowym. Do takich uniwersalnych wartości należą: wolność przemieszczania się, swoboda zrzeszania się, wolność sumienia i wyznania, godność osoby ludzkiej, równość wobec prawa, a przede wszystkim wartość ludzkiego życia. Uchwalona przez Radę Europy, w ramach regionalnego (europejskiego) systemu ochrony praw człowieka, Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (dalej EKPCz) z dnia 4 listopada 1950 r. (Dz.U. z 1993 r. Nr 61, poz. 284 ze zm.), zawiera szeroki katalog praw obywatelskich i politycznych6. Państwa, które ją ratyfikowa3 Zob. W. Wróbel, A. Zoll, Polskie prawo karne. Część ogólna, Kraków 2010, s. 22 i nast. 4 J. Jaskiernia, Wprowadzenie do systemu ochrony wolności i praw jednostki, [w:] idem, Problemy ochrony wolności i praw jednostki we współczesnym świecie, Kielce 2008, s. 46. 5 Pierwotnie organami powołanymi były: Europejska Komisja Praw Człowieka oraz Europejski Trybunał Praw Człowieka, jednakże zgodnie z protokołem nr 11 do Konwencji z 5 maja 1994 r. (wszedł w życie 1 listopada 1998 r.), powstał jednolity Europejski Trybunał Praw Człowieka. Na mocy przepisów przejściowych, Europejska Komisja Praw Człowieka funkcjonowała do końca października 1999 r. 6 Szerzej o Europejskiej Konwencji Praw Człowieka zob. H. Bajorek-Ziaja, Skarga do Europejskiego Trybunału Prawa Człowieka oraz skarga do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, Warszawa 2008, s. 23-71; B. Gronowska, Pięćdziesiąta rocznica powstania Europejskiego


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

ły, zobowiązały się do poszanowania zawartego w niej katalogu praw poprzez dostosowanie swojego wewnętrznego systemu prawnego do wymagań Konwencji oraz dokładania wszelkich starań, aby prawa te nie były naruszane w praktyce7. Fundamentalne znaczenie ma gwarancja wynikająca z art. 2 Konwencji. Zgodnie z brzmieniem tego przepisu: „prawo każdego człowieka do życia jest chronione przez ustawę”. W literaturze i orzecznictwie zwraca się uwagę, że prawo do życia ma znaczenie szczególne, gdyż jego przestrzeganie jest warunkiem istnienia wszystkich innych praw i wolności8. W tym wypadku podmiotami zobowiązanymi do zapewnienia efektywnej ochrony życia są państwa członkowskie, które ponoszą odpowiedzialność za wszelkie działania lub zaniechania ich organów, funkcjonariuszy lub przedstawicieli, które naruszają obowiązek ochrony życia9. Z zobowiązaniami negatywnymi, typowymi dla sfery zakazu pozbawiania życia, łączą się także przewidziane w tym przepisie pewne obowiązki pozytywne, m.in. zapewnienie przez państwo skutecznego ustawodawstwa karnego, zakładającego penalizację zamachów na życie ludzkie. I nie chodzi tu wyłącznie o odpowiednie uregulowania normatywne, ale także o zapewnienie efektywnych mechanizmów funkcjonowania tej ochrony w praktyce10. Prawo do życia na gruncie art. 2 EKPCz nie ma jednak Trybunału Praw Człowieka z perspektywy Polski, „Prokuratura i Prawo” 2010, nr 1-2, s. 9-26; G. Michałowska, Ochrona praw człowieka w Radzie Europy i w Unii Europejskiej, Warszawa 2007, s. 91-176; M.A. Nowicki, Europejska Konwencja Praw Człowieka: obowiązek państwa aktywnej ochrony podstawowych praw i wolności, [w:] H. Machińska, 60 lat Rady Europy. Tworzenie i stosowanie standardów prawnych, Warszawa 2009, s. 157-184; H. Suchocka, Europejska Konwencja Praw Człowieka a prawo wewnętrzne państw-członków Rady Europy – wzajemne zależności, [w:] Konstytucja i gwarancje jej przestrzegania. Księga pamiątkowa ku czci prof. Janiny Zakrzewskiej, Warszawa 1996, s. 443-457. 7 Zob. E. Dynia, Europejski system ochrony praw człowieka a Polska, [w:] E. Dynia, C.P. Kłak, Europejskie standardy ochrony praw człowieka a ustawodawstwo polskie, Rzeszów 2005, s. 17. 8 M.A. Nowicki, Ochrona prawa do życia (na tle art. 2 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka), „Palestra” 2000, nr 5-6, s. 137. 9 L. Garlicki, [w:] Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Komentarz do artykułów 1-18, t. 1, red. L. Garlicki, Warszawa 2010, s. 67. 10 B. Gronowska, T. Jasudowicz, M. Balcerzak, M. Lubiszewski, R. Mizerski, Prawa człowieka i ich ochrona, Toruń 2010, s. 279.

121


122

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

charakteru bezwzględnego. Należy także pamiętać, że EKPCz określa jedynie minimalny standard ochrony, który może być podwyższony na mocy wewnętrznych regulacji poszczególnych państw. Niezwykle doniosłą gwarancją prawnej ochrony życia było dołączenie do EKPCz protokołu dodatkowego nr 6 o zniesieniu kary śmierci11. Bezdyskusyjny pozostaje fakt, że normy EKPCz chronią życie ludzkie od chwili narodzin do śmierci, natomiast podstawowy problem interpretacyjny art. 2 dotyczy tego, czy użyty w tym przepisie zwrot „każda osoba” (everyone, la toute personne) obejmuje również zarodek lub płód ludzki (the unborn child)12. Początkowo problem ten praktycznie nie pojawiał się w orzecznictwie Komisji i Trybunału Praw Człowieka Dopiero w latach 80. nastąpiła w tym zakresie zmiana, gdyż do instytucji tych zaczęły napływać wnioski zwolenników i przeciwników aborcji13. W sprawie X. versus the United Kingdom z 1980 r. Komisja Praw Człowieka miała okazję rozważyć treść art. 2 EKPCz w kontekście uprawnień ojca przy podejmowaniu decyzji przez kobietę o przerwaniu ciąży. Komisja uznała wówczas, że użyte w powyższym przepisie sformułowanie „życie” nie obejmuje płodu. Z kolei „każdy” został przez Komisję rozważony w trzech wariantach, bowiem uznano za niewłaściwe przyjmowanie na gruncie EKPCz jednej interpretacji z uwagi na istniejące w tym względzie różnice.14 Pierwszy wariant zakładał, że nie odnosi się ono w ogóle do płodu, drugi uznawał jego ograniczone prawo do życia, a zgodnie z ostatnim przyjmował bezwzględne prawo do życia płodu15. Komisja w sposób wyraźny odrzuciła tyko 11 Przystąpiły do niego wszystkie państwa Rady Europy z wyjątkiem Rosji. 12 Zob. J. Kondratiewa-Bryzik, Rozważania o statusie prawnym płodu ludzkiego (aspekty prawnomiędzynarodowe), „Studia Prawnicze” 2005, z. 1, s. 121-142. 13 J. Lipski, Prawo do życia i status osoby ludzkiej przed narodzeniem w orzecznictwie Komisji Praw Człowieka i Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu [w:] Konstytucyjna formuła ochrony życia, Seminarium Biura Analiz Sejmowych, Warszawa 2007, s. 72. 14 Ibidem, s. 73. 15 M. Zubik, Ochrona prawna początku życia człowieka w rozwiązaniach międzynarodowych i konstytucyjnych w Europie, „Przegląd Sejmowy” 2007, nr 3, s. 22.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

trzeci wariant, przyjmując, że w tym konkretnym wypadku zachodzi uzasadnione ograniczenie prawa do życia ze wskazań medycznych16. A więc taka ochrona może być ograniczana określonymi względami, na przykład zagrożeniem życia i zdrowia matki dziecka. Przerwanie ciąży w interesie życia i zdrowia matki jest więc zgodne z art. 2 ust. 1 zdanie pierwsze EKPCz17. W wyroku z 8 lipca 2004 r. Trybunał przypomniał, że wśród państw-sygnatariuszy EKPCz brak jest powszechnej zgody w odniesieniu do definiowania natury oraz statusu embrionu i płodu na gruncie europejskim. Państwa europejskie zgadzają się co najwyżej w uznaniu przynależności płodu do „rodzaju ludzkiego”18. Trudno jest bowiem mówić w Europie o jakimś jednym, powszechnym modelu rozwiązań konstytucyjnych odnoszących się do ochrony życia. Trybunał pokreślił, że należy szanować różnorodne podejścia filozoficzne, moralne czy prawne w tej mierze, gdyż w jego ocenie ta różnorodność i pluralizm są fundamentami Europy19. ETPCz zwrócił także uwagę, że w niektórych krajach możliwość przekształcenia się zarodka w człowieka jest przesłanką do uznania, że korzystać on powinien z ochrony cywilnoprawnej20. W innym orzeczeniu Trybunał zaakcentował, że tak długo, 16 Za odrzuceniem bezwzględnej ochrony płodu opowiedział się m.in. P. Hofmański. Zob. idem, Europejska Konwencja Praw Człowieka i jej znaczenie dla prawa karnego materialnego, procesowego i wykonawczego, Białystok 1993, s. 158. 17 Decyzja Paton v. Zjednoczone Królestwo z 13 maja 1980, skarga nr 8416/79. 18 Wyrok w sprawie Vo v. Francja, skarga nr 53924/00, § 82. 19 J. Lipski, Prawo do życia i status osoby ludzkiej przed narodzeniem w orzecznictwie Komisji Praw Człowieka i Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, [w:] Konstytucyjna formuła ochrony życia, Seminarium Biura Analiz Sejmowych, Warszawa 2007, s. 73. 20 W przepisach polskiego kodeksu cywilnego do dzieci poczętych (nasciturus) nawiązują przede wszystkim art. 927 § 2 i 972, odnoszące się do dziedziczenia i zapisu. Pierwszy z nich expressis verbis stanowi, że dziecko w chwili otwarcia spadku, czyli w momencie śmierci spadkodawcy, już jako poczęte może być spadkobiercą, jeżeli tylko urodzi się żywe, drugi natomiast zawiera odesłanie do pierwszego w zakresie uprawnień do zapisów dokonanych przez spadkodawców na rzecz nasciturusa. Także art. 4461 k.c. stanowi, że z chwilą urodzenia dziecko może żądać naprawienia szkód doznanych przed urodzeniem. Zob. S. Dmowski, S. Rudnicki, Komentarz do kodeksu cywilnego. Księga Pierwsza. Część ogólna, Warszawa 2007, s. 66-71).

123


124

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

jak utrzymuje się wśród państw sygnatariuszy EKPCz brak zgody co do naukowej i prawnej definicji początków życia człowieka, uznawać on będzie pewien „margines swobody” (margin of appreciation) państw członkowskich w tej kwestii21. Jednakże w jego ocenie bez względu na moralny i prawny status płodu ludzkiego w poszczególnych kulturach prawnych, należy przyznać mu ochronę prawną, przy czym zakres tej ochrony pozostawiony jest państwom-sygnatariuszom EKPCz. Należy też niejako na marginesie zwrócić uwagę, że zakres jurysdykcji Trybunału ogranicza się wyłącznie do kwestii stanowiącej przedmiot konkretnego rozstrzygnięcia, jego rolą nie jest natomiast ustalanie norm ogólnych. Interpretacja art. 2 EKPCz jest dokonywana wyłącznie w zakresie niezbędnym dla rozstrzygnięcia konkretnej skargi, niepowodzeniem będą się więc kończyć wszelkie próby całościowej rekonstrukcji treści prawa do życia w oparciu o poszczególne orzeczenia22.

Konstytucyjne gwarancje „prawa do życia” – rozważania nad treścią art. 38 Konstytucji

W obowiązujących konstytucjach można wyróżnić cztery podstawowe modele podejścia krajowego ustrojodawcy do problematyki ochrony życia23. Wyodrębnia się, po pierwsze, takie konstytucje, które zawierają przepisy dotyczące ochrony życia i odnoszące się także do życia przed narodzeniem (np. Czechy, Irlandia, Portugalia). Po drugie, modelem dominującym jest takie rozwiązanie, w którym konstytucje zawierają ogólną gwarancję życia (np. Belgia, Brazylia, Niemcy, Polska, Rosja, Szwajcaria, Węgry). Po trzecie, wyróżnia się konstytucje, 21 Wyrok Evans v. Zjednoczone Królestwo z dnia 7 marca 2006 r. 22 E. Zielińska, Prawo do życia [w:] Szkoła praw człowieka. Teksty wykładów, z. 4, Warszawa 1998, s. 24. 23 Poniższa klasyfikacja została poczyniona w oparciu o opracowanie: J. Lipski, P. Chybalski, Informacja porównawcza dotycząca modeli zapisu konstytucyjnej gwarancji ochrony życia ludzkiego w perspektywie dopuszczalności usunięcia ciąży, [w:] Konstytucyjna formuła ochrony życia, seminarium Biura Analiz Sejmowych, 19 stycznia 2007 r., Warszawa 2007, s. 76-80.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

w których brak jest wyraźnych przepisów dotyczących ochrony życia, jednakże zawierają one w sobie odniesienie do aktów prawnomiędzynarodowych gwarantujących prawo do życia (np. Szwecja, Austria). Po czwarte, można wskazać ustawy zasadnicze, w których brak jest przepisów odnoszących się expressis verbis do ochrony życia w katalogu podstawowych praw i wolności (np. Chiny, Kuba, Dania, Włochy, Holandia, Norwegia), tudzież takie konstytucje, w których nie istnieje w ogóle katalog praw i wolności (Australia). Należy jednak pamiętać, iż bardzo często jest tak, że konstytucyjne deklaracje ochrony życia nie idą w parze z przepisami o randze ustawowej, które czasami dość liberalnie określają przesłanki przerwania ciąży (przy jednoczesnym szerokim ujęciu deklarowanej ochrony prawnej życia), natomiast w krajach, gdzie w konstytucjach w ogóle nie wspomina się o ochronie życia płodu ludzkiego, spotkać się można zarówno z restrykcyjnymi, jak i liberalnymi, modelami odpowiedzialności karnoprawnej w wypadku przerwania ciąży24. Zgodnie z art. 38 Konstytucji Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia25. Do tej pory polskie konstytucje, poza tzw. konstytucją marcową z 1921 r., nie regulowały problematyki prawa do życia26. Jest ono ujęte w Konstytucji bardzo ogólnie, gdyż jego podmiotem jest każdy człowiek, a obowiązkiem państwa jest zapewnienie każdemu prawnej ochrony życia27. A więc prawo to jest nie tylko prawem obywatelskim, lecz również prawem każdej jednostki objętej działaniem polskiego systemu prawnego, a więc każ24 Ibidem, s. 76. 25 Dz.U. z 1997 r., Nr 78, poz. 483 ze zm. 26 Art. 95 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 17 marca 1921 r. (Dz.U. R.P. nr 44, poz. 267) stanowił: Rzeczpospolita Polska zapewnia na swoim obszarze zupełną ochronę życia, wolności i mienia wszystkich bez różnicy pochodzenia, narodowości, języka, rasy lub religii. Cudzoziemcy używają pod warunkiem wzajemności równych praw z obywatelami Państwa Polskiego oraz mają równe z nimi obowiązki, o ile ustawy wyraźnie nie wymagają obywatelstwa polskiego. 27 L. Garlicki, Polskie prawo konstytucyjne. Zarys wykładu, Warszawa 2006, s. 107.

125


126

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

dego człowieka znajdującego się na terenie Rzeczpospolitej Polskiej. Zwraca się uwagę, że gwarancja zawarta w art. 38 Konstytucji, jest nie tyle „prawem do życia”, co raczej swoistym „prawem do ochrony życia”28. (Omawiany przepis został zamieszczony w rozdziale II Konstytucji zatytułowanym: Wolności, Prawa i Obowiązki Człowieka i Obywatela). Zagwarantowana w art. 38 prawna ochrona życia ma charakter wieloaspektowy. Umieszczenie jej już w pierwszym z przepisów konstytucji, dotyczących wolności i praw osobistych, zdaje się przesądzać o nadrzędności życia ludzkiego w hierarchii wartości chronionych przez prawo29. Paweł Sarnecki zwraca uwagę, że: „pierwszy artykuł działu o wolnościach i prawach osobistych zapewnia ochronę wartości, na podstawie której dopiero jednostka może być podmiotem dalszych wolności i praw”30. Implikuje to obowiązek stosowania wykładni (dyrektywy interpretacyjnej), w myśl której wszelkie powstające wątpliwości co do ochrony życia ludzkiego powinny być rozstrzygane na rzecz tej ochrony. Należy zgodzić się, że norma z art. 38 nie nadaje się do bezpośredniego wykorzystania praktycznego, gdyż wskazuje ona cel, jaki chciał osiągnąć ustrojodawca, a mianowicie objęcie życia każdego człowieka ochroną prawną31. Przyjmuje się, że „życie”, jako przedmiot ochrony, ma charakter nie tyle prawa podmiotowego, co wolności jednostki32. W literaturze zwraca się jednak uwagę, że powyższy przepis akcentuje w szczególny sposób pozytywne obowiązki państwa w zakresie ochrony życia, co m.in. miałoby uzasadniać traktowanie prawa do ochrony życia jako prawa 28 P. Sarnecki, Komentarz do art. 38, [w:] Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz. t. III, red. L. Garlicki, Warszawa 2003, s. 3. 29 Konstytucje Rzeczypospolitej oraz komentarz do Konstytucji RP z 1997 roku, red. J. Boć, Wrocław 1998, s. 78. 30 P. Sarnecki, op. cit. 31 R. Grabowski, Norma z artykułu 38 Konstytucji RP z 1997 r. jako zasada prawna, „Studia Prawnicze” 2006, z. 2, s. 41. 32 B. Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 213.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

podmiotowego33. Niektóre z konstytucyjnych wolności zostały sformułowane przez ustrojodawcę w charakterze „klauzul-barier”, w których Konstytucja nie pozwala ustawodawcy zwykłemu na jakiekolwiek ich ograniczanie (np. sformułowany w art. 40 zdanie drugie Konstytucji: zakaz stosowania kar cielesnych)34. Analogicznej regulacji ustrojodawca nie zdecydował się przyjąć w odniesieniu do ochrony życia. Życie człowieka jest bowiem najwyższą wartością indywidualną, ale nie jest wartością absolutną35. Jako przykład takiego ograniczenia można wskazać sytuację konfliktu prawa do ochrony życia dwóch podmiotów, gdyż w pewnych ściśle określonych wypadkach prawo może usprawiedliwiać i czynić niekaralnym pozbawienie życia jednego z nich (np. obrona konieczna w wypadkach reglamentowanych przez prawo karne zwalnia od odpowiedzialności karnej)36.

Prawo do życia w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego

Polski Trybunał Konstytucyjny niezwykle rzadko miał do tej pory okazję czynić rozważania nad rozumieniem art. 38 Konstytucji. W orzeczeniu z 28 maja 1997 r., które zapadło jeszcze przed wejściem w życie obecnie obowiązującej Konstytucji, Trybunał uznał, że w świetle zasady demokratycznego państwa prawnego już od momentu powstania, a więc także w fazie prenatalnej, życie ludzkie staje się wartością 33 K. Wojtyczek, Prezydent Rzeczypospolitej, [w:] Prawo konstytucyjne Rzeczypospolitej Polskiej, red. P. Sarnecki, Warszawa 2005, s 111. Z takim rozumieniem zawartego w art. 38 prawa do ochrony życia nie zgadza się Bogusław Banaszak, który uważa, że przepis ten: „wykracza poza takie rozumienie wolności, w którym ma ona zapewnić jednostce określony zakres zdolności do działania i prywatną sferę życia, w którą państwo nie może ingerować. Stwarza ono równocześnie jednostce prawne możliwości obrony przed taką ingerencją, ale państwo nie jest zobowiązane do działań pozytywnych”. Zob. B. Banaszak, op. cit.). 34 M. Zubik, op.cit., s. 22. 35 W. Mącior, Konstytucyjna i kodeksowa ochrona życia, „Jurysta” 2004, nr 3, s. 4. 36 Zob. P. Palka, Stypulacja prawa do życia w świetle przepisu o obronie koniecznej, [w:] E. Dynia, C.P. Kłak, Europejskie standardy ochrony praw człowieka a ustawodawstwo polskie, Rzeszów 2005, s. 499-508.

127


128

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

chronioną konstytucyjnie37. Nie powinno budzić wątpliwości, że rozważania Trybunału zachowały swoją aktualność po wejściu w życie postanowień Konstytucji RP z 1997 r. m.in. dlatego, że główna podstawa normatywna tego orzeczenia (zasada państwa prawa) została zamieszczona wśród naczelnych zasad konstytucyjnych (art. 2 obecnie obowiązującej konstytucji). Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że art. 38 nie zawiera żadnych przesłanek w kwestii uznawania lub też nieuznawania pewnych stanów biologicznych za życie ludzkie38. Nieistotny jest sposób poczęcia życia człowieka (metodą naturalną lub in vitro) dla wyznaczenia tej granicy, gdyż każdy z nich prowadzi do powstania preembrionu, następnie embrionu i w końcu do urodzenia się dziecka39. W literaturze część autorów podkreśla, że spór o podmiotowość moralną płodu jest sporem empirycznie nierozstrzygalnym, gdyż jest to w istocie spór o granice pojęcia „człowiek”. W związku z powyższym konsekwencją prawną takiej wątpliwości powinno być, zdaniem tych autorów, pozostawienie adresatom pewnego marginesu swobody wyboru postępowania w odniesieniu do istot, których status moralny jest wątpliwy w sensie filozoficznym40. Inni autorzy dla uzasadnienia tezy, że użyty w art. 38 Konstytucji termin „człowiek” obejmuje swym zakresem istotę ludzką w okresie embrionalno-płodowym, zestawiają ten przepis z treścią art. 71 ust. 2 Konstytucji, w któ37 Sygn. akt K 26/96, OTK 1997, Nr 2, poz. 19. Zdania odrębne do tego orzeczenia zgłosili sędziowie: Zdzisław Czeszejko-Sochacki, Lech Garlicki i Wojciech Sokolewicz. Zob. J. Woleński, Glosa do orzeczenia z 28 V 1997, K 26/96, „Państwo i Prawo” 1998, nr 1, s. 99-106. 38 P. Sarnecki, Komentarz..., s. 7. 39 L.K. Paprzycki, Istota ludzka – zagadnienia graniczne w prawie karnym, „Medyczna Wokanda” 2009, nr 1, s. 11. 40 W. Lang, Glosa do orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z dnia 28 maja 1997 r. (sygn. akt K 26/96), „Przegląd Sejmowy” 1997, nr 6, s. 171. Autor ten pisze w niniejszej glosie, że „wątpliwości filozoficzne w tej kwestii implikują w szczególności ograniczenie do minimum interwencji państwa za pomocą środków prawnokarnych w obszar zachowań, których kwalifikacja moralna pozostaje dyskusyjna. Prawo karne nie służy bowiem (w państwie prawa) do rozstrzygania sporów filozoficznych. W aspekcie prawa konstytucyjnego, praw obywatelskich i praw człowieka, ochrona wolności wyboru w obszarach wątpliwości filozoficznych i moralnych jest równoznaczna z ochroną wolności sumienia i wyznania, stanowiącą jedno z kardynalnych praw człowieka”.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

rym użyto sformułowania „dziecko” zarówno w odniesieniu do okresu prenatalnego, jak i postprenatalnego41. A zatem już sama wykładania językowa przemawia za takim stanowiskiem, gdyż pod względem logicznym termin „dziecko” zawiera się w pojęciu „człowiek”42. W ocenie Trybunału Konstytucyjnego wartość konstytucyjnie chronionego dobra prawnego, jakim jest życie ludzkie, w tym życie rozwijające się w fazie prenatalnej, nie może być różnicowana (wartościowana), bowiem brak jest dostatecznie precyzyjnych kryteriów pozwalających na dokonanie takiego zróżnicowania w zależności od fazy rozwojowej życia ludzkiego43. W dalszej części uzasadnienia niniejszego orzeczenia Trybunał stwierdził, że choć życie człowieka w każdej fazie jego rozwoju stanowi wartość konstytucyjną podlegającą ochronie, nie oznacza to jednak, że intensywność tej ochrony w każdej fazie życia ma być taka sama. Intensywność ochrony prawnej i jej rodzaj nie jest bowiem prostą konsekwencją wartości chronionego dobra. Na intensywność i rodzaj ochrony prawnej, obok wartości chronionego dobra, wpływa cały szereg różnorodnych czynników, które musi uwzględniać ustawodawca zwykły, decydując o wyborze rodzaju ochrony prawnej i jej intensywności. Trybunał podkreśla jednak z całą stanowczością, że ochrona ta powinna być zawsze dostateczna z punktu widzenia chronionego dobra. Kolejnym judykatem, w którym Trybunał miał okazję pochylić się nad problematyką konstytucyjnie zagwarantowanego prawa do życia, był wyrok z dnia 23 marca 1999 r., w którym stwierdził, że art. 38 Kon41 Zgodnie z art. 72 ust. 2 Konstytucji: Matka przed i po urodzeniu dziecka ma prawo do szczególnej pomocy władz publicznych, której zakres określi ustawa. 42 M. Żelichowski, Podmiotowość prawna człowieka w okresie życia embrionalno-płodowego na kanwie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, „Czasopismo Prawa Karnego i Nauk Penalnych” 1997, z. 1, s. 121. 43 Zob. wyrok SN z dnia 17 lutego 1989 r., w którym sąd doszedł do konkluzji, że życie każdego człowieka niezależnie od wieku, stanu zdrowia, reprezentowanego poziomu wiedzy, kultury, stanu rodzinnego i realnej społecznej przydatności jest wartością uniwersalną bez żadnego przymiotnika i podlega jednakowej ochronie prawnej (IV KR 15/89, OSNKW 1989, nr 5-6, poz. 42.).

129


130

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

stytucji należy w pierwszej kolejności rozumieć jako zakaz pozbawiania człowieka życia44, choć, jego zdaniem, zakaz ten nie ma charakteru absolutnego. Z normy tego przepisu wynika także pozytywny obowiązek dla władz publicznych do podejmowania działań służących ochronie życia. Skoro bowiem z konstytucji wynika pewien obiektywny system wartości, to właśnie na ustawodawcy ciąży powinność stanowienia prawa o takiej treści, aby możliwa była ochrona i realizacja tych wartości w możliwie najszerszym zakresie. Jednakże obowiązek zagwarantowania prawnej ochrony życia nie obarcza wyłącznie władzy ustawodawczej, ale także władzę wykonawczą i sądowniczą. Państwo może realizować to zobowiązanie na różne sposoby, przede wszystkim jednak poprzez wprowadzanie zakazów naruszania życia, a z drugiej strony poprzez obowiązek jego ratowania w sytuacji wystąpienia niebezpieczeństwa.45 Do podobnych wniosków doszedł Trybunał w wyroku z 7 stycznia 2004 r. (sygn. akt K 14/03, OTK Seria A 2004, Nr 1, poz. 1), zwracając uwagę na szczególny związek pomiędzy art. 38 i 30 Konstytucji46. Prawo do życia jest prawem wobec państwa pierwotnym, a więc państwo takiego prawa nie może przyznać, a jedynie może podkreślić jego istnienie i znaczenie poprzez przyznanie szczególnej ochrony47. W ocenie Trybunału nie można mówić o ochronie godności człowieka, jeżeli nie zostały stworzone wystarczające podstawy do ochrony życia. Uzasadnia to przyjęcie dyrektywy interpretacyjnej, zgodnie z którą wszelkie wątpliwości co do ochrony życia ludzkiego powinny być rozstrzygane 44 Sygn. akt K 2/98, OTK 1999, Nr 3, poz. 38. 45 W. Wróbel, Konstytucyjne gwarancje ochrony życia a przesłanki dopuszczalności aborcji, [w:] Konstytucyjna formuła ochrony życia, Seminarium Biura Analiz Sejmowych, Warszawa 2007, s. 21. 46 Zgodnie z art. 30 Konstytucji: „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”. 47 Zob. Konstytucje Rzeczypospolitej oraz komentarz do Konstytucji RP z 1997 roku, op.cit., s. 78.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

zgodnie z zasadą in dubio pro vita humana48. Ochrona życia musi być zapewniona każdemu bez wyjątku, pozycja społeczna czy wiek jednostki nie mają tu żadnego znaczenia. Jest to ochrona życia jako takiego i niedopuszczalne jest różnicowanie jego wartości.

Początek życia ludzkiego w aspekcie ochrony prawnokarnej

Dokonując przeglądu przepisów zawartych w rozdziale XIX Kodeksu karnego (dalej k.k.), zatytułowanego „Przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu”, można dojść do wniosku, że kolejne przepisy posługują się następującymi sformułowaniami na określenie przedmiotu ochrony: „człowiek”, „dziecko poczęte”, „osoba”. Przedmiotem ochrony, jako znamienia typów czynów zabronionych określonych w rozdziale XIX k.k., jest życie człowieka w aspekcie egzystencjalnym (biologicznym)49. Człowieka pod względem biologicznym „definiuje” ludzki genotyp50. Z czysto biologicznego punktu widzenia nie ulega wątpliwości, że życie człowieka obejmuje okres od poczęcia do momentu ustania wszystkich czynności życiowych organizmu ludzkiego51. Życie jest więc pewnym ciągłym procesem przyrodniczym, złożonym z niezliczonych faktów powstania i umierania różnorakich elementów i form biologicznych52. Marian Cieślak w Systemie prawa karnego pisał, że: „życie ludzkie jest wartością nadrzędną w sensie humanistycznym i takąż rangę trzeba mu przyznać w hierarchii dóbr jako przedmiotów ochrony w sferze prawa karnego”53. W literaturze podkreśla się, że życie jest 48 M. Zubik, op.cit., s. 40. 49 A. Zoll, Kodeks karny. Część szczególna. Komentarz. Tom II. Komentarz do art. 117-277 K.K., Warszawa 2008, s. 212. 50 Zob. J. Bernard, Od biologii do etyki, Warszawa 1994, s. 129-130. 51 Zob. M. Gabryś, Opinia dotycząca pytania, od kiedy zaczyna się ludzkie życie?, [w:] „Przed pierwszym czytaniem”, Konstytucyjna formuła ochrony życia. Druk sejmowy nr 993, Biuro Analiz Sejmowych Kancelarii Sejmu, Warszawa 2007, nr 3, s. 143-144. 52 System prawa karnego. O przestępstwach w szczególności. Tom IV. Część 1, red. I. Andrejew, L. Kubicki, J. Waszczyński, Wrocław 1985, s. 295. 53 Ibidem, s. 288.

131


132

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

przedmiotem ochrony jako wartość obiektywna (jego znaczenie jest niezależne od stosunku, jaki ma do niego dzierżyciel), a równocześnie stanowi treść prawa do życia poszczególnych jednostek. Prowadzi to do wniosku, że wartość życia ma aspekt indywidualny, a jednocześnie społeczny54. Należy więc ustalić treść pojęcia „życie człowieka”, aby w sposób jednoznaczny określić przedmiot czynności wykonawczej55. Trzeba zatem rozstrzygnąć, czy istota była „człowiekiem”, oraz czy stan, w jakim się w chwili czynu znajdowała, był „życiem” w rozumieniu prawa karnego56. Kodeks karny nie zawiera bowiem definicji pojęcia „człowiek”, co, jak się podkreśla w literaturze, jest zbędne, gdyż jest to przede wszystkim domeną filozofii oraz medycyny57. Istotnym problemem jest ustalenie początkowej granicy życia ludzkiego w rozumieniu karnoprawnym. Ani w oparciu o k.k. z 1932 r., ani na gruncie k.k. z 1969 r. Sąd Najwyższy (dalej SN) nie wypowiedział się w tej kwestii. W wyroku z 17 stycznia 1919 r. stwierdził jedynie, że: „człowiekiem jest istota ludzka wiodąca byt samodzielny poza łonem matki”58. W obecnie obowiązujących przepisach prawnych najszersza definicja „dziecka” została zawarta w art. 2 ust. 1 ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka (Dz.U. z 2000 r., nr 6, poz. 69 ze zm.), z którego wynika, że dzieckiem jest każda istota ludzka od momentu poczęcia do momentu osiągnięcia pełnoletniości59. 54 A. Zoll, Kodeks..., s. 207-208. 55 „Przedmiot czynności wykonawczej należy odróżnić od przedmiotu zamachu, a więc dobra prawnego chronionego normą sankcjonowaną i atakowanego przez czyn zgodny z typem czynu zabronionego. Przedmiot czynności wykonawczej to osoba lub rzecz, na którą sprawca oddziałuje dokonując czynu zabronionego. W przypadku przestępstwa określonego w art. 148 § 1 przedmiotem zamachu (dobrem chronionym) jest życie ludzkie, natomiast przedmiotem czynności wykonawczej jest ta osoba, którą sprawca pozbawia życia”. Zob. K. Buchała, A. Zoll, Polskie prawo karne, Warszawa 1995, s. 153-154. 56 B. Kieres, Początek życia ludzkiego w aspekcie ochrony prawnokarnej, „Nowe Prawo” 1976, nr 2. s. 208. 57 L.K. Paprzycki, Granice prawnokarnej ochrony życia i zdrowia człowieka na tle uchwały Sądu Najwyższego z 26 października 2006 r. (I KZP 18/06), „Prawo i Medycyna” 2007, Nr 3, s. 56. 58 OSN 1919, poz. 5, s. 8. 59 Zob. M. Rzewuski, Definicja dziecka w Polsce. Uwagi de lege lata i de lege ferenda, „Re-


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

W doktrynie istnieją cztery grupy poglądów w kwestii odróżnienia płodu od człowieka, określające moment, od którego mamy do czynienia z „człowiekiem” w rozumieniu prawa karnego60. Zgodnie z pierwszym (k r y t e r i u m r o z w o j o w e ) – granicę tę stanowi osiągnięcie przez płód zdolności do życia poza organizmem matki61. Należy przez to rozumieć taki stopień rozwoju dziecka, który po odłączeniu go od ciała matki daje szansę przeżycia przy wykorzystaniu odpowiednich urządzeń medycznych62. Zdolność tę płód nabywa około 22–24 tygodnia życia od czasu poczęcia, gdy ma już wykształcone płuca, jednakże należy ją oceniać zawsze w odniesieniu do konkretnego stanu faktycznego i aktualnie istniejących szans na utrzymanie przy życiu przedwcześnie urodzonych dzieci63. Zwolennicy tego poglądu przyjmują, że jeszcze w łonie matki, przed rozpoczęciem procesu porodu, dochodzi do „przeobrażenia się” płodu w dziecko w sensie prawnym64. Warto odnotować pogląd Krystyny Daszkiewicz, która stwierdziła, że: „jest przecież nie do przyjęcia sytuacja, w której matkę miałoby się uznawać za dzieciobójczynię, jeżeli pozbawi życia swoje dziecko w chwili, w której rozpoczęły się bóle porodowe, a nie miałaby nią być wówczas, kiedy to uczyni np. godzinę, dzień albo tydzień przed upływem dziewiątego miesiąca ciąży i chwilą rozpoczęcia porodu”65. Pod jego adresem wysuwa się zarzut, że „jak długo płód znajduje się w łonie matki, jent” 2007, nr 4, s. 186-191. 60 Zob. T. Hanausek, Z problematyki dzieciobójstwa, „Państwo i Prawo” 1962, s. 687. 61 Pogląd taki wyrażał m.in. J. Makarewicz. Zob. idem, Kodeks karny z komentarzem, Lwów 1938, s. 515, 524. 62 A. Zoll, Kodeks..., s. 279. 63 T. Sroka, Granica stosowania typów czynów zabronionych zawierających znamię „człowiek” – uwagi na marginesie uchwały Sądu Najwyższego z dnia 26 października 2006 r., „Palestra” 2008, nr 11-12, s. 132. 64 E. Zielińska, „In dubio pro vita humana” czyli o ochronie początków życia ludzkiego w projekcie kodeksu karnego, [w:] Problemy kodyfikacji prawa karnego. Księga ku czci Profesora Mariana Cieślaka, red. S. Waltoś, Kraków 1993, s. 216. 65 K. Daszkiewicz, Przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu. Rozdział XIX Kodeksu karnego. Komentarz, Warszawa 2000, s. 213.

133


134

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

tak długo nie życiem samodzielnym, skoro jego istnienie jest biologicznie zależne od życia matki, nie można mówić o życiu samodzielnym”66. Zdaniem Lecha Paprzyckiego należy odrzucić to kryterium, powołując się przy tym na treść obecnie obowiązujących przepisów art. 152 § 3 k.k. i art. 153 § 2 k.k. (kwalifikowane typy przestępstwa przerwania ciąży), w których ustawodawca zawarł zdanie: „zdolne do życia poza organizmem matki”67. Z powyższych względów wszelkie interpretacje szukające początków prawnokarnej ochrony w momencie osiągnięcia zdolności do życia poza organizmem matki należy potraktować jako postulat de lege ferenda68. Pogląd drugi upatruje tę granicę w początku porodu, czyli pojawienia się pierwszych skurczów o charakterze rozwierającym (k r y t e r i u m p o ł o ż n i c z e ). W medycynie poród definiuje się jako wydalenie z jamy macicy płodu i popłodu po upływie 16 tygodni, czyli 4 miesięcy księżycowych trwania ciąży. Jeżeli do takiego wydalenia płodu dojdzie między 17 i 28 tygodniem, to będzie to poród niewczesny, między 29 i 37 tygodniem – poród przedwczesny w odróżnieniu od porodu we właściwym czasie (między 38 a 42 tygodniem ciąży)69. Pogląd ten został przyjęty w orzecznictwie SN, co zostanie szczegółowo omówione w dalszej części pracy. Podkreśla się także, że kryterium jest niestabilne z uwagi na praktykę powstrzymywania porodów w celu niedopuszczenia do porodów wczesnych70. W literaturze krytykę tę słusznie się odpiera, przyjmując w takim wypadku, iż rozpoczę66 Zob. M. Rudzka, Dzieciobójstwo w ustawodawstwie karnym, „Archiwum Medycyny Sądowej” 1955, nr 2, t. VII. 67 L.K. Paprzycki, op. cit., s. 59-60. Zob. także: K. Daszkiewicz, Kodeks karny z 1997 roku. Uwagi krytyczne, Gdańsk 2001, s.302-321; P. Kozłowska, Zmiany w zakresie prawnokarnej regulacji dzieciobójstwa, [w:] T. Bojarski, E. Skrętowicz, Nowe prawo karne po zmianach, Lublin 2002, s. 21-29. 68 T. Sroka, op.cit., s. 149. 69 T. Marcinkowski, Medycyna sądowa dla prawników, t. II, Poznań 2000, s. 96. 70 V. Konarska-Wrzosek, Prawno-karna ochrona początków życia ludzkiego, [w:] Prawne problemy ludzkiej prokreacji, red. W. Lang, Toruń 2000, s. 25.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

cie porodu powoduje, że dziecku poczętemu nadaje się status dziecka rodzącego się, który obowiązuje aż do zakończenia okresu porodu71. W całym okresie „zatrzymanego” porodudziecku nienarodzonemu będzie więc przysługiwała pełna prawnokarna ochrona życia i zdrowia72. Niedorzeczne byłoby w mojej ocenie przyjęcie innego stanowiska. Pogląd trzeci opiera się na kryterium fizycznym (k r y t e r i u m p r z e s t r z e n n e ), według którego za początek życia ludzkiego uznawany jest moment przestrzennego oddzielenia się noworodka od ciała matki (całkowicie lub nawet tylko częściowo)73. Leon Peiper uważał, że samoistny byt człowieka rozpoczyna się dopiero w momencie „zupełnego odłączenia dziecka od łona matki”, gdyż wcześniej jest tylko częścią jej organizmu74. Ostatni z poglądów upatruje chwilę początkową samodzielnego życia w momencie rozpoczęcia oddychania (k r y t e r i u m f i z j o l o g i c z n e )75. Był to pogląd niewątpliwie najbardziej rozpowszechniony w literaturze przedmiotu, gdyż pojawiał się w kodeksach karnych zarówno z 1932, jak i z 1969 roku76. Krytykujący to kryterium Bronisław Kieres słusznie zwraca uwagę, że nie podejmowanie czynności ratujących życie noworodka (a nawet czynne uniemożliwienie mu rozpoczęcia oddychania np. poprzez zatkanie dróg oddechowych), który wydostał się z ciała matki, lecz oddychania jeszcze nie rozpoczął, musiałoby być traktowane jako czynność bezkarna. W związku z rozbieżnościami pojawiającymi się w literaturze 71 J. Potulski, Definicja pojęcia „człowiek” w rozumieniu prawa karnego materialnego, „Gdańskie Studia Prawnicze – Przegląd Orzecznictwa” 2007, nr 3, poz. 15, s. 150. Jednocześnie autor ten zaznacza, że nie dochodzi w takim wypadku do dokonania niedopuszczalnej w prawie karnym wykładni rozszerzającej, ale jedynie do interpretacji literalnej. 72 L.K. Paprzycki, Prawnokarna ochrona życia i zdrowia istoty ludzkiej, „Palestra” 2009, nr 7-8, s. 47. 73 Zob. S. Śliwiński, Prawo karne. Część szczególna, Warszawa 1948, s. 151. 74 L. Peiper, Komentarz do Kodeksu karnego, prawa o wykroczeniach i przepisów wprowadzających, Kraków 1933, s. 473. 75 Krytykę tego poglądu wyraził m.in. B. Kieres. Zob. idem, op. cit., s. 211. 76 Zob. G. Williams, Świętość życia a prawo karne, Warszawa 1960, s. 247.

135


136

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

przedmiotu w kwestii początkowego momentu pełnej prawnokarnej ochrony przewidzianej w kodeksie karnym dla znamienia „człowiek” niezbędne wydawało się zajęcie stanowiska w orzecznictwie. Szczególne znaczenie dla próby zdefiniowania pojęcia „człowiek” w systemie polskiego prawa karnego ma uchwała Sądu Najwyższego (dalej SN) z 26 października 2006 r.77. Niniejsza uchwała została podjęta w trybie art. 441 § 1 k.p.k. jako odpowiedź na pytanie prawne skierowane do SN: czy ochronie przewidzianej w art. 160 k.k. podlega zdrowie i życie dziecka już od rozpoczęcia się jego porodu, czy dopiero od momentu oddzielenia dziecka od ciała kobiety lub rozpoczęcia przez dziecko oddychania za pomocą własnych płuc? Należy zwrócić uwagę, że rozważania zawarte w uzasadnieniu powyższej uchwały „muszą mieć równe znaczenie dla stosowania wszystkich norm posługujących się pojęciem «człowiek»”, gdyż znamię to nie może być rozumiane odmiennie w ramach rozdziału XIX k.k. „Czas porodu” jest bowiem pewną cezurą czasową w ochronie życia ludzkiego, w której stykają się dwa systemy ochrony życia człowieka. Przed rozpoczęciem porodu ochrona ta jest ograniczona, bowiem przewiduje się ustawowe (legalne) możliwości przerwania ciąży, a z drugiej strony nieumyślne przerwanie ciąży czy też nieumyślne uszkodzenie ciała lub spowodowanie rozstroju zdrowia płodu pozostają irrelewantne dla odpowiedzialności karnej. Z kolei po porodzie zakres ochrony życia i zdrowia człowieka jest określony według zasad ogólnych78. W związku z powyższym SN uznał, że dla stosowania norm przewidujących odpowiedzialność prawnokarną za czyny godzące w życie podmiotu określanego w przepisach jako „człowiek” niezbędne jest określenie czasowych granic tego pojęcia na gruncie obowiązującego kodeksu karnego. Nie może umknąć, że rozstrzygnięcia nie wymagało to, kiedy istota ludzka zyskuje status „człowieka”, ale problem zakresu prawnokarnej ochrony rodzącego się dziecka. 77 I KZP, OSNKW 2006, nr 11, poz. 97. 78 J. Potulski, Definicja..., s. 144.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

SN wyraził pogląd, wywodząc go z interpretacji art. 38 Konstytucji dokonanej wcześniej w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego, że na gruncie polskiego prawa karnego życie ludzkie jest chronione od poczęcia do śmierci, jednakże zróżnicowana jest intensywność oraz zakres tej ochrony. Na gruncie prawa karnego zdefiniowania pojęcia „człowiek” nie można dokonać przy pomocy wykładni językowej, dlatego też konieczne staje się sięgnięcie do wykładni systemowej, a w dalszej kolejności do funkcjonalnej, gdyby tamta dalej nie pozwalała usunąć trudności interpretacyjnych. Dokonując wykładni systemowej należy przeanalizować wzajemny stosunek przepisów zawartych w rozdziale XIX k.k. W omawianej uchwale SN doszedł do przekonania, że przedmiotem ochrony jest życie i zdrowie człowieka od rozpoczęcia porodu (wystąpienia skurczów macicy poprzedzających właściwy poród), a w wypadku operacyjnego zabiegu cesarskiego cięcia kończącego ciążę – od podjęcia czynności zmierzających do przeprowadzenia tego zabiegu. SN doszedł do takiego wniosku po przeprowadzeniu analizy znamion typu czynu zabronionego z art. 149 k.k.79. Przepis ten posługuje się okolicznością modalną „w okresie porodu”, a podmiot dobra chronionego określa terminem „dziecko”80. Przyjmuje się, że w przepisie o dzieciobójstwie okres porodu i wpływ jego przebiegu na matkę to dwa odrębne znamiona. Odpowiedzialność karna za dzieciobójstwo nie jest dopuszczalna jeżeli czyn nastąpił pod wpływem porodu, ale po zakończeniu okresu porodu lub też nastąpił co prawda w okresie porodu, którego jednak przebieg nie był przyczyną zamachu na dziecko. Tak więc znamię wpływu przebiegu porodu nie modyfikuje znamienia okresu porodu81. SN doszedł do przekonania, że w całym okresie porodu „rodzący się korzysta z prawnokarnej 79 Zgodnie z art. 149 k.k.: „Matka, która zabija dziecko w okresie porodu pod wpływem jego przebiegu, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”. 80 M. Gałązka, Glosa do uchwały z dnia 26 października 2006 r. (I KZP 18/06), „Przegląd Sądowy” 2008, nr 2, s. 100. 81 Ibidem, s. 103.

137


138

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

ochrony przysługującej człowiekowi”. Nie można mieć wątpliwości co do tego, że ochrona przysługuje już od pierwszej fazy porodu, polegającej na rozwieraniu się ujścia macicy. Pomimo, wydawałoby się, jednoznacznego stanowiska SN, zwraca się uwagę, w mojej ocenie niesłusznie, że łączny czas porodu może trwać nawet kilkadziesiąt godzin, a użyte w uchwale sformułowanie nie daje podstawy do jednoznacznego stwierdzenia, czy momentem rozpoczęcia ludzkiego bytowania w rozumieniu prawa karnego jest chwila rozpoczęcia pierwszego, czy też drugiego etapu porodu82. Skoro ustawodawca nie zdecydował się zróżnicować poszczególnych faz okresu porodu, nieuzasadnione byłoby wyłączenie spod zakresu art. 149 k.k. którejkolwiek z nich. SN doszedł do przekonania, że skoro w okresie prenatalnym życie ludzkie jest chronione tylko w ograniczonym zakresie, to wszelkie unormowania posługujące się znamieniem „człowiek” odnosić się mogą wyłącznie do istoty ludzkiej co najmniej od momentu rozpoczęcia porodu. W obszernym uzasadnieniu uchwały SN przeanalizował zaprezentowane wcześniej poglądy doktryny i opowiedział się w sposób zdecydowany za przyjęciem kryterium położniczego, opierając się w swoich rozważaniach m.in. na zasadzie in dubio pro vita oraz na względach natury funkcjonalnej. Poddając krytyce koncepcję fizjologiczną i przestrzenną, SN uznał, że są one przejawem przywiązania do tradycyjnie rozumianego aktu symbolizującego narodziny, jakim jest na przykład pierwszy krzyk nowo narodzonego dziecka, jednakże w ocenie sądu „nie kwestionując spektakularnego charakteru tych zaszłości, nie sposób jednak przeczyć, że są one końcowym stadium narodzin i finalizują jedynie proces, jakim niewątpliwie jest poród”. W literaturze ze słuszną krytyką spotkał się pogląd SN z powyższej uchwały w części dotyczącej zakończenia ciąży za pomocą cesar82 A.T. Olszewski, Glosa do uchwały z 26 X 2006, I KZP 18/06, „Państwo i Prawo” 2007, nr 5, s. 142-143.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

skiego cięcia. Zwracano uwagę, że użyte w uchwale sformułowanie nie pozwala przyjąć, o jakie czynności chodzi, czyje to mają być czynności oraz czy mają one bezpośrednio poprzedzać zabieg83. Wydaje się, że trafniejszym początkiem karnoprawnej ochrony człowieka na gruncie rozdziału XIX k.k. byłoby nie tyle rozpoczęcie przygotowań do cesarskiego cięcia, co już samo przecinanie powłok skórnych ciężarnej kobiety w celu wydobycia dziecka84. Warto zwrócić uwagę, że prokurator Prokuratury Krajowej, ustosunkowując się do przedstawionego zagadnienia, wnosił o podjęcie uchwały, zgodnie z którą: „Przedmiotem ochrony przewidzianej w art. 160 k.k. i innych przepisach rozdziału XIX Kodeksu karnego jest zdrowie człowieka od momentu rozpoczęcia porodu, to jest od początku bólów porodowych, a w przypadku cesarskiego cięcia – od otwarcia pęcherza płodowego ”. Przyjęcie przez SN proponowanej uchwały mogłoby doprowadzić do takiej sytuacji, w której – podczas tzw. cesarskiego cięcia na życzenie – wcześniejsze przygotowywanie niezbędnej aparatury doprowadziłoby do nabycia przez nienarodzone dziecko szerszej ochrony prawnokarnej. W związku z powyższymi problemami SN, w postanowieniu w sprawie I KZP 13/08, stwierdził w uzasadnieniu, że pełna prawnokarna ochrona życia i zdrowia przysługuje dziecku nienarodzonemu od: 1. rozpoczęcia porodu naturalnego, 2. w wypadku operacyjnego zabiegu cesarskiego cięcia kończącego ciążę na żądanie kobiety ciężarnej – od podjęcia pierwszej czynności medycznej bezpośrednio zmierzającej do przeprowadzenia takiego zabiegu, 3. w wypadku konieczności medycznej przeprowadzenia zabiegu cięcia cesarskiego lub innego alternatywnego zakończenia ciąży – od zaistnienia medycznych przesłanek takiej konieczności85. W tym miejscu należy przeanalizować dwa ostatnie wypadki, a mianowicie medyczną możliwość i me83 Ibidem, s. 143. 84 J. Potulski, Definicja..., s. 144. 85 Postanowienia z 30 października 2008 r., I KZP 13/80, OSNKW 2008, z. 11, poz. 90.

139


140

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

dyczną konieczność alternatywnego zakończenia ciąży. W pierwszym wypadku dojdzie do zakończenia ciąży za pomocą cesarskiego cięcia, gdy rozwój dziecka pozwoli na jego samodzielne funkcjonowanie poza organizmem matki, jeżeli tylko nie ma przeciwwskazań medycznych. W tym wypadku należy zwrócić uwagę, że dokonanie zabiegu cesarskiego cięcia na życzenie pacjentki nie odzwierciedla naturalnego procesu rozwoju człowieka, gdyż dokonywany jest wcześniej niż wyznaczony termin porodu. Nie można w tym miejscu nie odnotować znanych w literaturze i praktyce przypadków, kiedy w skrajnych sytuacjach dokonuje się cesarskiego cięcia w najwcześniejszym możliwym okresie ciąży tylko po to, aby brzuch pacjentki (jeszcze nie tak wydatny) jak najszybciej poddać zabiegom kosmetycznym przywracającym urodę86. Nie sposób też nie zwrócić uwagi na użycie przez SN wyjątkowo nieokreślonego, całkowicie arbitralnego zwrotu „czynności bezpośrednio zmierzające”, którego interpretacja pozwala na mnogość różnorodnych zachowań. Należy też odnotować wskazane w literaturze przykłady sytuacji, kiedy podejmowane są czynności zmierzające do przeprowadzenia cesarskiego cięcia, które na gruncie omawianego postanowienia SN prowadzić będą do ochrony przewidzianej dla „człowieka” w rozumieniu prawa karnego. Do takich czynności zalicza się umycie rąk przez ginekologa przed cesarskim cięciem, przebranie kobiety w odzież odpowiednią do przeprowadzenia zabiegu itp.87. Dlatego też w mojej ocenie nie można zaakceptować takiego kryterium w wypadku przeprowadzenia cesarskiego cięcia, gdyż jest ono całkowicie zależne od zachowania innych osób. Należy uznać za nieuzasadnione przyjęcie przez SN, że wywiad medyczny przeprowadzony z pacjentką przez pracownika szpitala jest pierwszą czynnością zmierzającą do za86 M. Boratyńska, Cesarskie cięcie na życzenie pacjentki, „Prawo i Medycyna” 2008, nr 3, s. 46-47. 87 T. Sroka, op.cit., s. 136.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

biegu cesarskiego cięcia. Przeprowadzenie wywiadu i samo dokonanie zabiegu cesarskiego cięcia mogą być od siebie oddzielone znacznym odstępem czasu. Oznacza to, że w całym tym okresie do przeprowadzenia cesarskiego cięcia nienarodzone dziecko objęte byłoby pełną prawnokarną ochroną, natomiast analogiczny okres w wypadku porodu naturalnego nie byłby objęty taką ochroną88. Należy zgodzić się z poglądem, że taka interpretacja jest sprzeczna z konstytucyjną zasadą nullum crimen sine lege89. Stawiając warunek ustawowego określenia czynów zabronionych, ustrojodawca ma na uwadze to, aby obywatel miał w sposób jasny określony przez ustawę zakres czynów zabronionych i nie zabronionych90. Ponadto ustawa powinna w sposób precyzyjny, niebudzący jakichkolwiek wątpliwości, pozwalać na wskazanie czynu zabronionego i definiować wszystkie jego znamiona wyznaczające cechy tworzące zarys typu przestępstwa91. W tym kontekście należy za Tomaszem Sroką stwierdzić, że: „przedstawiona przez SN interpretacja pojęcia «człowiek» nie pozwala na jednoznaczne przedstawienia adresatowi normy zakazującej naruszania życia i zdrowia ludzkiego informacji, czy podejmowane przez niego zachowanie jest na pewno karalne, gdyż nie ma on możliwości w większości przypadków określenia, czy przedmiotem czynności wykonawczej jest już «człowiek» w rozumieniu prawa karnego, czy też jeszcze nie”. W mojej ocenie słusznie 88 A.T. Olszewski, Glosa do postanowienia z 30 X 2008, I KZP 13/08, „Państwo i Prawo” 2009, nr 4, s. 138-139. 89 T. Sroka,op. cit., s. 136. O znaczeniu zasady nullum crimen sine lege zob. B. Kunicka-Michalska, Zasada nullum crimen, nulla poena sine lege w projekcie kodeksu karnego w świetle norm międzynarodowych, [w:] Problemy kodyfikacji prawa karnego. Księga ku czci Profesora Mariana Cieślaka, red. S. Waltoś, Kraków 1993, s. 55-70; J. Wyrembak, Zasada nullum crimen sine lege w prawie polskim i europejskim, [w:] Prawo polskie a prawo Unii Europejskiej, red. E. Piontek, Warszawa 2003, s. 267-277; A. Zoll, Zasady prawa karnego w projekcie konstytucji, „Państwo i Prawo” 1997, nr 3, s. 72-78. 90 Zob. K. Buchała, Konstytucja a podstawowe zasady prawa karnego materialnego, [w:] Konstytucja i gwarancje jej przestrzegania. Księga pamiątkowa ku czci prof. Janiny Zakrzewskiej, Warszawa 1996, s. 288; A. Marek, System Prawa Karnego. Zagadnienia ogólne, t. 1, Warszawa 2010, s. 15-16. 91 B. Banaszak, op.cit., s. 229.

141


142

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

podkreśla się, że z rozpoczęciem porodu drogami naturalnymi może być przyrównane fizyczne przecięcie powłok skórnych, a nie przyjęte w omawianym postanowieniu bliżej nie określone czynności bezpośrednio poprzedzające przeprowadzenie zabiegu cesarskiego cięcia92. Z drugą sytuacją możemy się spotkać, gdy rozwój dziecka jest na tyle zaawansowany, że przy zastosowaniu ponadstandardowej opieki medycznej możliwe jest utrzymanie go przy życiu i jednocześnie nieprzeprowadzenie cesarskiego cięcia stwarza zagrożenie dla jego zdrowia, a nawet życia. W wypadku, gdy za operacyjnym zakończeniem ciąży lub porodu przemawiają względy medyczne, cesarskie cięcie jest zabiegiem stricte leczniczym, nie różniącym się od innego rodzaju interwencji chirurgicznych93. W takim wypadku na podstawie ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, na przeprowadzającym zabieg spoczywa obowiązek poinformowania pacjentki o korzyściach związanych z cesarskim cięciem oraz o ryzyku, jakie może ponieść pacjentka decydując się na taki zabieg. Dopiero po udzieleniu kobiecie niezbędnych informacji, należy starać się o uzyskanie jej zgody na podjęcie interwencji. Niektórzy autorzy zwracają uwagę, że jeżeli lekarz prawidłowo prowadzi ciążę, to jest w stanie rozważyć w odpowiednim czasie medyczną możliwość i konieczność przeprowadzenia alternatywnego zakończenia ciąży, i równie niezwłocznie przystąpić do przeprowadzenia takiego zabiegu94. Przyjmuje się więc, że odpowiedzialność karna lekarza związana z przeprowadzeniem zabiegu cesarskiego cięcia, będzie wyłączona lub ograniczona w sytuacji fachowego i czasowego rozpoznania stanu zdrowia matki i dziecka. Z drugiej strony autorzy ci przyjmują, że gdyby medyczna konieczność była znana osobom innym 92 J. Potulski, Glosa do postanowienia Sądu Najwyższego z dnia 30 października 2008 r., sygn. I KZP 13/08, „Prokuratura i Prawo” 2009, nr 5, s. 165. 93 K. Bączyk-Rozwadowska, Problemy prawne zabiegu cesarskiego cięcia, „Prawo i Medycyna” 2008, nr 4, s. 70-71. 94 L.K. Paprzycki, Prawnokarna..., s. 48.


Piotr Nycz – Początek prawnokarnej ochrony życia ludzkiego

niż fachowy pracownik służby zdrowia (w tym matce dziecka), a podjęłyby one w tym czasie działania szkodzące życiu lub zdrowiu dziecka, to poniosłyby one wówczas odpowiedzialność karną na zasadach ogólnych, za czyn na szkodę „człowieka” w rozumieniu prawa karnego. W sytuacji, gdy konieczność medyczna porodu alternatywnego nie została ustalona, choć obiektywnie tak możliwość istniała, np. przez prowadzącego ciążę lekarza, wówczas będzie on odpowiadał karnie nie za zachowanie na szkodę „dziecka poczętego”, ale „człowieka” na gruncie przepisów rozdziału XIX kodeksu karnego. Lech Paprzycki rozciąga tę odpowiedzialność na innych fachowych pracowników służby zdrowia (wyspecjalizowane pielęgniarki), a nawet na samą kobietę w ciąży, która jest wykwalifikowanym lekarzem lub pielęgniarką95. Wykładnia zaproponowana przez SN prowadzi do ustalenia dość szerokiego zakresu odpowiedzialności karnej za różnego rodzaju błędy w sztuce medycznej96. Nie sposób nie zauważyć niesymetryczności ochrony dziecka nienarodzonego. W wypadku porodu naturalnego następuje ona dopiero po upływie dziewięciu miesięcy prawidłowo przebiegającej ciąży, z kolei jej zakres jest szerszy w przypadku alternatywnego zakończenia ciąży (wykonanie zabiegu medycznego przed upływem dziewiątego miesiąca ciąży albo wówczas, gdy zaistnieje medyczna konieczność przeprowadzenia takiego zabiegu)97.

Wnioski

W pierwszej kolejności z przeprowadzonych rozważań należy wysnuć wniosek, że polskie rozwiązania w przedmiocie prawa do ochrony życia nie różnią się zasadniczo od uregulowań EKPCz, będących europejskimi standardami w zakresie praw człowieka, stanowiącymi dorobek 95 Zob. L.K. Paprzycki, Prawnokarna…, s. 48-49; Idem, Granice ochrony życia nienarodzonego w systemie polskiego prawa karnego, [w:] Krytyka prawa. Niezależne studia nad prawem. Tom II. Bezpieczeństwo, red. W. Sokolewicz, Warszawa 2010, s. 304. 96 J. Potulski, Glosa..., s. 165. 97 L.K. Paprzycki, Istota..., s. 15.

143


144

Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego nr 1

europejskiej jurysprudencji. Polskie prawo karne nie zawiera legalnej definicji pojęcia „człowiek”. W takiej sytuacji, gdy brak ustawowych granic temporalnych życia człowieka, konieczne stało się ich sprecyzowanie w orzecznictwie. Dokonał tego SN w dwóch omawianych judykatach uznając, że normy prawnokarne mogą przesądzać o zróżnicowanej ochronie życia ludzkiego w zależności od fazy jego rozwoju98. Należy jeszcze raz podkreślić, że ustawodawstwo prawnokarne (zgodnie ze standardem konstytucyjnym i europejskim) chroni życie człowieka od poczęcia do śmierci, jednak zróżnicowana jest intensywność i zakres tej ochrony. Moim zdaniem w obecnym stanie prawnym SN słusznie przyjął, że początek porodu stanowi cezurę czasową, od której rodzące się dziecko korzysta z pełnej ochrony przysługującej człowiekowi na gruncie rozdziału XIX k.k., gdyż de lege lata nie można wyciągać wniosku (w mojej ocenie słusznego), według którego ochrona ta przysługiwałaby od momentu osiągnięcia zdolności do samodzielnego życia poza organizmem matki. Nie można jednak zgodzić się z argumentacją SN dotyczącą początku pełnoprawnej ochrony życia i zdrowia przysługującej dziecku nienarodzonemu w wypadku operacyjnego zabiegu cesarskiego cięcia kończącego ciążę na życzenie pacjentki lub w wypadku konieczności medycznej przeprowadzenia cesarskiego cięcia bądź innego alternatywnego sposobu zakończenia ciąży. W takim wypadku uważam, że fizyczne przecięcie powłok skórnych byłoby odpowiednią interpretacją, szczególnie w kontekście przyjęcia przez SN kryterium położniczego jako obowiązującego.

98 M. Zubik, op.cit., s. 41.



ISSN 2084-2120

Studenckie Zeszyty Naukowe UJ

Nr 1 Początek

SZ N Studenckie Zeszyty

Naukowe

U niwersytetu J agiellońskiego

1


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.