Bajki o opolu

Page 1



Szanowni Państwo Oddajemy w Państwa ręce zbiór opowiadań, które zostały napisane przez miłośników Opola. Książka zawiera 15 prac nagrodzonych i wyróżnionych w konkursie pt. „Bajka o Opolu”, zorganizowanym przez Wydział Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Miasta Opola oraz Radio Opole. Twórcami ilustracji są Roksana Robok i Marek Szymczak, studenci Instytutu Sztuki Uniwersytetu Opolskiego.



B A J K I N A G RO D ZO N E W K AT E G O R I I D Z I E C I Ę C E J


Ola Rachwalik JAK KLUSKI ŚLĄSKIE NA TALERZ KRÓLEWSKI TRAFIŁY

Dawno temu, w czasach, gdy polskie wojska toczyły długą i wyczer-

dla niego, jego świty i senatorów wspaniałą ucztę. Opole nie było

pującą wojnę na swych wschodnich rubieżach znienacka nadszedł

w tamtych czasach miastem tak dużym, jak dziś. Zaledwie dwa

atak z północy, zza morza. To Szwedzi spragnieni bogactw i potęgi

tysiące mieszkańców żyło wewnątrz opolskich murów. Działały jednak

najechali osłabioną Polskę. Niczym potop szwedzkie wojska zala-

w mieście liczne cechy rzemieślników, którzy przeróżną trudnili się

ły nasz kraj, łupiąc miasta i burząc zamki. Zrozpaczony król Polski

robotą – a byli to między innymi szewcy, garncarze, krawcy, kuśnie-

Jan Kazimierz, który sam był przecież Szwedem ukoronowanym

rze, sukiennicy.

przez polską szlachtę, uciekać musiał przed najeźdźcą. A uciekł król

To właśnie na owych rzemieślników spadł obowiązek wyprawie-

poza granice państwa polskiego, do ziemi śląskiej – do Głogowa –

nia dla Jana Kazimierza uczty godnej króla Rzeczypospolitej. Jeden

która leżała wówczas poza granicami Rzeczypospolitej. Na obrady

rzemieślnik nadzorował przygotowania do uczty, a był nim aptekarz

z senatorami wybrał jednak stare książęce miasto Opole.

Józef, zwany w Opolu kociarzem, ponieważ towarzyszył mu nieustan-

Gdy Opolanie usłyszeli, że sam król Jan Kazimierz, władca Polski

nie duży czarny kot. To właśnie Józef wybierał potrawy, którymi raczył

i Litwy przybędzie do miasta, olbrzymia radość wśród nich zapano-

się w Opolu król Jan Kazimierz w wielkiej sali Ratusza, a wybierał je

wała. Król postanowił obradować nad losem łupionej przez Szwe-

starannie, wiedząc, że podniebienie królewskie uraczyć jest niełatwo.

dów Polski, właśnie w Opolu, toteż mieszkańcy miasta przygotowali

6



Nad wyżywieniem obradujących czuwało grono kucharek, wśród

– Dlaczego miałbym żałować bażanta, jeśli ty Polski nie żałujesz?

nich Katarzyna, której asystował w kuchni wnuczek Wojtek.

Słysząc te słowa, aptekarz Józef puścił Wojtka i zaczerwieniony zwró-

Mały Wojtek martwił się z całego serca o losy najechanej przez

cił się do króla:

Szwedów Rzeczypospolitej i nadstawiając uszu u progu sali obrad,

– Jaśnie panie, prędzej mój kot we lwa się przeobrazi, niż Polska takie

baczył uważnie na ważące się losy państwa polskiego.

wojska wystawi, żeby Szwedów wygnały za morze! – rzekł, śmiejąc się

Gdy kucharki wysłały chłopca, by wniósł do sali pięknie przy-

z poczciwego chłopca.

strojonego bażanta na bogato zdobionym półmisku, król naradzał się

akurat ze swoimi doradcami w sprawie możliwej odsieczy. Był tam

do kuchni. Słysząca wymianę zdań babcia Wojtka pochwaliła chłopca

także aptekarz Józef zwany kociarzem, który ośmielił się odezwać nie-

za jego odwagę i rzekła doń:

pytany do króla.

– Nie martw się, Wojtusiu. Zaraz przygotuję dla króla takie kluski,

jakich jeszcze w życiu nie jadł.

Rzekł on:

Przerażony Wojtek, ukrywając w dłoniach zapłakaną twarz uciekł

– Polska jest dziś tak słaba, że bez dwóch zdań poddać się powinna

Gdy babuleńka kluski przygotowała, dumny ze swej postawy

szwedzkiemu królowi Gustawowi.

Wojtek szedł z wysoko podniesioną głową, niosąc kopiec klusek

Słysząc słowa aptekarza, Wojtek nie bacząc, że stoi przed królem

oblanych skwarkami i omastą. Król, widząc danie, którego nigdy

Janem Kazimierzem, zdecydowanym głosem zawołał doń:

wcześniej nie smakował, spytał chłopca, który przed chwilą wielką

– To nieprawda! Wszyscy Polacy gotowi są walczyć za ojczyznę.

odwagę wśród starszyzny okazał.

Wystarczy, królu, byś dał im rozkaz, a pójdą za tobą bez wahania!

– Cóż za potrawę mi przynosisz?

– krzyknął, z podekscytowania wypuszczając półmisek z rąk.

Ten zaś, nie myśląc długo odparł mu:

Naczynie brzdęknęło głośno o posadzkę, po czym nastała cisza wśród

– To kluski śląskie, Jaśnie Panie.

obradujących. Jedynie aptekarz Józef, widząc toczącego się po podło-

Wówczas król widząc, że chłopiec w każdej sytuacji okazuje roztrop-

dze bażanta, wrzasnął na małego kuchcika i wytarmosił go gniewnie

ność i śmiałość, zawołał do zgromadzonych w sali możnowładców

za ucho.

i doradców:

– Jak mogłeś bażanta dla króla upuścić na ziemię, ty smarkaczu!

– To wstyd wielki dla nas, że obradujemy tu już czwarty dzień, myśląc

– krzyknął Józef do Wojtka.

o losie naszego kraju, podczas gdy prosty chłopiec usługujący do sto-

łu, gotów jest walczyć za Polskę bez zastanowienia.

8

Odparł mu na to chłopiec:


Zawstydzeni szlachcice wymienili się spojrzeniami i spuścili głowy.

Na tym obrady się skończyły. Następnego dnia, w refektarzu klasztoru franciszkanów w Opolu, król dyktował już swojemu sekretarzowi treść dokumentu zwanego po dziś dzień uniwersałem opolskim. W dokumencie owym król wezwał szlachtę polską do chwycenia za broń i stanięcia w obronie swojej ojczyzny. Gdy dokument ogłoszono, król Jan Kazimierz nakazał odszukać małego Wojtka i wezwać go przed jego oblicze. Gdy chłopiec stawił się przed królem, ukląkł przed nim należycie i skinął głowę. Władca Polski i Litwy chwycił go wówczas za rękę i pomógł wstać, uśmiechając się doń szeroko i ciepło. – Choć za młody jesteś, by walczyć na okrutnej wojnie, duch twój wielki wpłynął na moją decyzję. Nie będziemy bezczynnie patrzeć, jak Szwedzi grabią nasz kraj. Będziemy walczyć i wypędzimy ich z Polski – rzekł mu król. Od tego dnia wnuka kucharki Katarzyny nazywano Wojtkiem Kluską. Kluski śląskie stały się zaś stałym daniem polskiego wojska podczas wojny ze szwedzkim najeźdźcą. Co do aptekarza Józefa i jego kota, losy ich nie są znane. Wiedzcie jednak, że kamienicę, w której mieszkał, do dziś zdobi podobizna leżącego lwa z łapą na łapie i groźną miną. Czyżby przechwałka aptekarza Józefa spełniła się? Sprawdźcie to sami.


Eliza Jończyk W OPOLU WSZYSTKO GRA

Dawno, dawno temu, w bardzo zielonej części Polski, otoczona rzeką leżała śliczna miejscowość – Opole. Każdy bogaty kupiec w tym mieście chciał mieć własną kamienicę przy głównej ulicy. Wszyscy prześcigali się w pomysłach co do kształtu i wielkości budynków. Niektóre z nich zdobiły piękne rzeźbienia, inne zaś pięły się wysoko do nieba. Pewien zamożny kupiec Jan marzył o wybudowaniu najpiękniejszej kamienicy. Zwołał więc wszystkich budowniczych z różnych stron świata. Nie szczędził na to złota, ani cennych przedmiotów, gdyż miał ich pod dostatkiem. Na jego wezwanie pojawili się dziwni ludzie z dalekiego państwa, którego nazwy Jan nie mógł zapamiętać. Przyrzekli, że wybudują mu niesamowitą budowlę. Kupiec zgodził się na to i nakazał by rozpoczęli prace.

Robotnicy ci byli bardzo niezwykli, ponieważ znali się na czarach.

Tak więc przy stawianiu kamienia jeden na drugim zaczęli wyśpiewywać zaklęcia pod nosem. Słudzy kupca wystraszyli się i pobiegli do niego z lękiem.


– Panie, wszyscy będziemy zgubieni! To jacyś straszni magicy, ludzie się ich boją. Panie, ratuj nas i siebie!

Słysząc to oburzony Jan wypędził robotników, nie dając im moż-

liwości wyjaśnienia swojego zachowania. Kamienie, które wmurowali kazał rozłupać i rozrzucić po całej okolicy. Robotnicy odeszli nucąc różne dziwne zaklęcia i melodie. Nikt ich więcej nigdy nie widział…

A jak poznałam tę historię?

Na moim podwórku leży duży kamień. Nikt nie wie skąd tu się wziął. Zawsze bardzo lubiłam na nim siadać i rozmyślać. Któregoś dnia przytuliłam się do niego, a on przekazał mi opowieść o kupcu Janie, a potem zaśpiewał magicznym głosem: „Opole to taki skrawek nieba Bo tutaj muzyka skrzydła ma I powiedz czego jeszcze ci potrzeba W Opolu przecież wszystko gra!”

Ja dopisałam dalsze słowa i tak powstała piękna piosenka o naszym

mieście. Jeśli znajdziecie gdzieś w Opolu samotny, porzucony kamień, przytulcie się do niego. Może to jeden z zaczarowanych kamieni, odrzuconych przez Jana. Być może i wam opowie on historie lub zaśpiewa piosenkę. Zaś w miejscu gdzie miała powstać magiczna kamienica stoi dziś Filharmonia Opolska i mogę przysiąc, że w jej ścianach kamienie śpiewają do dziś. Wystarczy tylko przyłożyć ucho i słuchać…

11


Michał Dawid O TYM, JAK POWSTAŁ OPOLSKI CEMENT

Dawno, dawno temu, jeszcze za czasów pierwszych Piastów oraz za czasów księstw Opolskiego i Raciborskiego, na terenie dawnego morza, a dzisiejszego Opola i okolicy, w małej wsi żył młody, pokorny i piękny chłop o imieniu Jan. Mieszkał on w kurnej chacie z drewna, nieopodal Odry. Kolekcjonował on skamieniałe muszle pradawnych zwierząt, żyjących w morzu przed milionami lat, które dziś nazywamy skamielinami. Uważał je za swój największy skarb. Pewnego dnia, gdy wracał do domu, rozpętała się straszliwa burza. Miotało piorunami, grzmiało głośno, było nawet słychać krzyki przestraszonych ówczesnych mieszkańców Opola. Szybko wrócił do domu, jednak z jego chaty nic nie zostało, ponieważ uderzył piorun i wszystko doszczętnie spłonęło. Zrozpaczony skrył się więc pod drzewem i przeczekał burzę. Gdy burza przeszła, sprawdził czy nie przetrwały jego ukochane muszle, które przechowywał w domu, lecz z muszli zostały tylko kawałki. Zrozpaczony zaczął budować nową chatę, jednakże co powiał mocniejszy wiatr, to nowa chata rozlatywała się.

12



Bardzo przywiązany do swoich muszli, aby łatwiej zabrać ze sobą,

– Jak sprawiłeś, że twój dom jest taki stary i tak dobrze wygląda? –

zgniótł je na pył. W noc poprzedzającą wyprawę do miasta miał sen.

spytała z ciekawością.

Przyśniła mu się jego matka, która zmarła gdy miał 10 lat. We śnie

– Mam zaprawę wynalezioną przez Jana. Czy mam Jaśnie Panią

matka powiedziałam mu, że wkrótce odmieni się jego los.

zaprowadzić do niego? – spytał księżniczkę Jadwigę.

– Tak, będę ci za to bardzo wdzięczna – odpowiedziała mu księżniczka.

Gdy następnego dnia miał ruszać, przez przypadek muszlowy pył

wpadł mu do pobliskiego stawku. Gdy po długim czasie udało mu

się go wyciągnąć, zauważył, że zamiast pyłu, wyciągnął coś innego,

– Skąd masz taką mocną zaprawę? – spytała Jana.

a mianowicie coś podobnego do lepkiej mazi. Pomyślał, że skoro ten

– Kilka lat temu straciłem dom i próbowałem go odbudować, jednak

podobny do mazi rozmoczony pył, który wyciągnął ze stawku, jest

po wielu niepowodzeniach chciałem poszukać domu w mieście i… –

tak lepki, to może go użyć do budowy domu. Rzeczywiście, gdy użył

zaczął opowiadać Jan swoją historię.

tej zaprawy, dom nie rozleciał się nawet przy największym wietrze.

I i opowiedziała mu dokładnie całą historię od początku.

Tymczasem miejskie domy budowane były jeszcze z gliny i drew-

I tak chłop zaprowadził ją do Jana, a ona go spytała:

Kiedy skończył, księżniczka wróciła do ojca Bolesława Opolskiego

na, co powodowało, że szybko rozlatywały się, a opolski książę próbo-

– Muszę ujrzeć tego mądrego chłopa, który wynalazł tę wspaniałą

wał znaleźć nowy i dobry pomysł na ich budowę.

zaprawę – zarządził uszczęśliwiony książę.

Pewnego letniego dnia przez wieś, w której mieszkał Jan, przejeż-

Pojechali więc do miejscowości, w której mieszkał Jan, a drogę

dżała młoda, miła i piękna księżniczka Jadwiga I Opolska. Zdziwiła

pokazywała księżniczka. Król po przyjeździe i po przekonaniu się na

się gdyż, wszystkie domy wyglądały solidniej, niżeli te które do tej

własne oczy, że ta historia jest prawdziwa, powiedział do Jana:

pory widziała.

– Przyjmij nagrodę ode mnie, bowiem rozwiązanie problemu całej

Spytała wtedy pewnego pracującego koło domu chłopa:

mieszkającej tu ludności było bardzo trudne, twoja nagroda to ręka

– Przepraszam, dobry człowieku, czy solidna jest twoja chata kurna?

mojej córki Jadwigi.

Ileż to lat ma ona? – spytała zaciekawiona pracującego koło domu

– Dziękuję za uznanie, lecz nie zrobiłem nic wielkiego – powiedział

chłopa.

skromnie Jan do króla.

– Mości Pani, tak! A ma 10 lat – odparł.

I koniec końców wkrótce księżniczka i Jan pobrali się, a dzięki

wynalezionej zaprawie wybudowano wiele nowych solidnych domów.

Zdziwiła się, bowiem żaden dom w mieście nie stał tak długo jak

ten.

14

I jak to w bajkach bywa żyli długo i szczęśliwie.


Milena Krzyścin TAJEMNICA PEWNEGO PLACU

W mieście Opolu, niedaleko Młynówki, był położony piękny plac.

się z rodziną i o chwilę modlitwy. Nikt jej jednak nie słuchał. Zgro-

Ustawiano na nim stragany z różnymi towarami oraz wybudowano

madzeni na placu ludzie oczekiwali na kolejne widowisko, więc zapo-

pracownie szewskie, rymarskie, krawieckie złotnicze… W pobli-

wiedziany wyrok został prędko wykonany. Już w tamtych odległych

żu mieszkali w prześlicznych kamieniczkach mili i uczciwi ludzie.

czasach duch nieszczęsnej dziewczyny krążył nad miastem i niepokoił

Żyło im się tam dobrze i spokojnie, aż do pewnej burzliwej nocy.

mieszkańców. Postawiono więc w tym miejscu krzyż i uroczyście go

poświęcono. Od tej pory sytuacja się uspokoiła, a ludzie zapomnieli

Wtedy stojący na placu krzyż został zniszczony przez piorun. Od

tej pory ludzie bali się wychodzić z domów, ponieważ nękał ich duch

o mrocznej historii.

nieszczęśliwej kobiety. Stukał on w okna, szarpał firanami, straszył

wieczornych przechodniów i nie dawał nikomu spokoju. Blady strach

jący na placu. Od tej chwili dusza znowu zaczęła krążyć nad placem

padł na okolicę. Szeptano i przekazywano sobie z ust do ust straszne

i dawać się wszystkim we znaki. Zgodnie z podpowiedzią biskupa

wieści.

mieszkańcy nawiedzonej okolicy postanowili codziennie modlić się

Mieszczanie przerażeni niezwykłym dla nich zjawiskiem udali się

do świętego Sebastiana o zbawienie nieszczęśliwej duszy. W zamian

do swojego biskupa po radę. Kapłan przejrzał wszystkie stare księgi

za spokój obiecali wybudować kaplicę. Ofiarowane przez mieszczan

dotyczące tego miejsca w poszukiwaniu jakiegoś wyjaśnienia niepo-

talary spływały w takiej ilości, że na podwalinach planowanej, skrom-

kojącej wszystkich sytuacji. Okazało się, że w starych papierach istnie-

nej kaplicy można było wybudować kościół pod wezwaniem świętego

je informacja, że kiedyś w miejscu złamanego krzyża stała szubienica.

Sebastiana. Wstawiennictwo tej wielkiej postaci uspokoiło sytuację

Wieszano na niej skazańców. Księgi odnotowywały, kto i za co pono-

na wieki, a kościół stoi do dziś. Plac przy kościele też zyskał imię świę-

sił tak straszliwą karę. Pewnego razu przyprowadzono tam dziewczy-

tego Sebastiana. Tylko niektórzy współcześni dociekliwi ludzie znają

nę, która przez całą drogę powtarzała, że jest niewinna i ktoś rzucił na

mroczną przeszłość tej okolicy i wiedzą skąd się wzięła nazwa placu…

Spokojne chwile trwały do czasu, kiedy burza zniszczyła krzyż sto-

nią fałszywe oskarżenie. Usilnie prosiła, aby mogła chociaż pożegnać

15




Kamil Garbowski, Michał Okrzos UCZNIOWSKA OPOWIEŚĆ O OPOLU

Opole… Tu każda budowla historię ma ciekawą Opowiem Ci, usiądź wygodnie nad filiżanką z kawą. Ratusz, Katedra czy Piastowska Wieża Z której woje baczyli, kto do miasta zmierza. Każdy z tych zabytków – historia ciekawa Wybrać najciekawszą – bardzo trudna sprawa. Zacznę od Ratusza – ważna informacja Teraz urząd, kiedyś kupców dominacja. Dawniej ten budynek był cały drewniany W latach późniejszych z cegieł zbudowany. Z kolei Amfiteatr, wspaniałe festiwale Co rok tam usłyszysz nieziemskie wokale. Wenecja opolska – piękny widok w nocy Nie pójdziesz tam na spacer, nie doświadczysz jej mocy. Następna perełka jest przy Osmańczyka, Mieści się tam sławna szkoła mechaniczna

18


Jest najstarsza w mieście, budowla to magiczna. W murach jej zaklętych jest wiele tajemnic, Atmosfera na lekcjach pracę uprzyjemni. Znajdziesz tu moc wiedzy, przyjemności wiele, Są wspaniali koledzy i nauczyciele. Jeszcze, co do szkoły informacji kilka, Bo do jej opisu nie wystarczy chwilka. Obiekt w najwyższym punkcie miasta leży, Dostanie zadyszki, kto doń truchtem wbieży. Od lat wielu uczą w niej naprawiać samochody. Ten przydatny zawód nie wychodzi z mody. Jeśli zechcesz poznać historię tej szkoły, Zapraszamy! Nikt, kto się w niej uczył nie jest w wiedzę goły. Znam te miejsca doskonale, ich historię i zwyczaje. Choć zwiedzałem inne kraje, nie chcę saksów, Tu zostaję!!!

19



B A J K I N A G RO D ZO N E W K AT E G O R I I D O RO Ś L I


Beata Zawrzewska PIES PODRÓŻNIK

Nazywam się Puszek i jak się domyślacie jestem psem, ale nie takim

Podczas jednej z takich wycieczek pojechaliśmy z moją Panią do

zwykłym psem, jestem psem podróżnikiem. Od czasów szczenię-

Opola. To bardzo ładne miasto, położone nad rzeką Odrą. Tam dużo

cych zawsze lubiłem podróżować, nieważne czy samochodem, pocią-

spacerowaliśmy po mieście, wzdłuż rzeki, aż w końcu zawędrowali-

giem, rowerem, czy też na piechotę. Najważniejsze to, że każda moja

śmy na wyspę Bolko. Tam moja Pani postanowiła trochę odpocząć

podróż przynosiła mi wiele radości, nowych przyjaciół i ciekawe

po wędrówce po mieście i zajęła się czytaniem, a ja postanowiłem

doświadczenia. Miałem szczęście, że trafiłem do dobrej rodziny, któ-

pobiegać na własną rękę, tj. łapę.

ra się o mnie troszczyła i tak jak ja lubiła podróżować, dzięki temu

Biegałem pośród drzew i alejek, obwąchiwałem wszytko oraz

mogłem poznawać świat.

zapoznawałem się z nowym terenem. Gdy tak sobie hasałem nagle

Ponieważ moja Pani, bardzo lubi jeździć rowerem i zauważyła,

zauważyłem, że alejki gdzieś zniknęły, nie ma ławek, drzewa są jakieś

że ja też to lubię, to znaczy początkowo to ja musiałem jakoś jej dać

takie inne, większe, a krzaki takie nie zadbane. Próbowałem odnaleźć

do zrozumienia, żeby mnie ze sobą zabierała, więc gdy tylko zobaczy-

moją Panią, ale pomimo tego, że my psy mamy dobry węch, nie mogłem

łem, że moja Pani wybiera się gdzieś rowerem biegłem do niej, ska-

złapać tropu. Zgubiłem się i kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem,

kałem z radości a później, troszkę niegrzecznie szarpałem za nogawki,

okolica była nieznana, próbowałem zawrócić ale kompletnie nie wie-

aż któregoś dnia moja Pani zamontowała koszyczek z tyłu roweru,

działem, w którą stronę iść. Przestraszyłem się bardzo, las, w którym

w którym zaczęła mnie wozić. Co do wycieczek samochodem, to już

byłem, był wielki, ciemny i przerażający. Po jakieś godzinie błąkania

nie musiałem nikogo szarpać po prostu wskakiwałem do samochodu

się w owym lesie zauważyłem, że nie ma tu żadnych ludzi, tylko same

i wiadomo było, że chcę jechać i koniec, a gdy tylko ktoś próbował

ptaki, które latają i ćwierkają gdzieś wysoko w koronach drzew.

mnie wygonić robiłem minę kota ze Shreka, no i przeważnie zabiera-

W końcu pomyślałem, że zawołam, znaczy zaszczekam o pomoc

no mnie na wycieczkę.

i gdy już miałem szczeknąć, to usłyszałem za sobą głos: – Ej nie szczekaj, zwierzynę mi spłoszysz.

22



Głos był donośny. Obejrzałem się za siebie i ujrzałem wielkie-

– Puszek co to za imię? Jakie śmieszne, jak można nazywać się Puszek?

go czarnego psa. Pies był dużo większy ode mnie, jego sierść była

Ha, ha, ha – i nieznajomy pies zaczął się śmiać tak głośno, że aż zro-

pokudłaczona, a duże białe zębiska jasno lśniły na tle czarnej sierści.

biło mi się głupio.

Pomyślałem: “O wreszcie znalazłem kogoś, kogo będę mógł zapytać

– Przecież Puszek to bardzo popularne imię dla psa, ludzie często tak

o drogę”. I choć postać tego wielkiego psa wywoływała u mnie strach,

nazywają swoje psy. Mi się podoba i nie widzę nic w tym śmiesznego.

zapytałem nieśmiało:

Poza tym, zamiast głupio śmiać się z mojego imienia, powiedz lepiej,

– Bardzo Cię przepraszam, że Ci przeszkadzam, ale ja właśnie

jak Twoi Państwo dali ci na imię.

zabłądziłem i od jakiegoś czasu nie mogę znaleźć swojej Pani,

od której się oddaliłem. Czy możesz mi powiedzieć, w którą stronę

– Ja jestem Rufio i żadni Państwo nie dawali mi tak na imię, tylko

mam iść, aby trafić na alejki? Przyznam się szczerze, iż nie myślałem,

moja mama mnie tak wołała od szczeniaka. Poza tym ja nie należę

że ta wyspa jest tak duża.

do nikogo, jestem wolnym, dziko żyjącym psem.

– Alejki? Wyspa? Pani? Skąd tyś się urwał kolego? – odpowiedział

– Jak to wolnym psem? Przecież każdy pies do kogoś należy lub

nieznajomy pies, a jego wielkie czarne oczy zrobiły się jeszcze większe

należał, no chyba, że jest ze schroniska, ale to już inna historia. A kto

ze zdziwienia.

ci jeść daje? Nie ludzie, do których należysz?

– No jak to skąd? Byliśmy z moją Panią w Opolu na wyspie Bolko

– Ludzie? Nie, ja od ludzi to trzymam się z daleka, owszem widywa-

i ja postanowiłem sobie zwiedzić wyspę, ale zabłądziłem i nie mogę

łem psy w osadach ludzkich, ale jakoś mi się to nie widzi. Ja chodzę

znaleźć tropu, czy mógł byś mi pomóc?

własnymi ścieżkami. Wracając do jedzenia, to właśnie spłoszyłeś mój

– Zupełnie nie wiem, o czym mówisz? Wyspa, pole? Jesteśmy w środ-

obiad, miałem upatrzonego bażanta, a ty mi go spłoszyłeś.

ku dziko rosnącej puszczy, z dala od wszelkich ludzkich osiedli. Nie

– Bażanta? Żywego ptaka chciałeś zjeść? To zupełnie jak kot. Ja tam

ma tu wyspy, owszem tam daleko jest rzeka – mówiąc to wskazał

wole swoje chrupki i puszki z supermarketu, które mi moja Pani ku-

w kierunku, gdzie rzekomo płynęła rzeka. – A tak w ogóle

puje.

to wypadałoby się przedstawić na początek, nie uważasz?

– Ty, ty mnie do kota nie przyrównuj – krzyknął oburzony Rufio

– No tak, przepraszam, z tego wszystkiego zapomniałem, wybacz mi,

i dodał:

ale trochę się przeraziłem, gdyż błąkam się już od dłuższego czasu.

– Jakie puszki i chrupki, zupełnie nie wiem, o czym mówisz?

Więc ja mam na imię Puszek, a jakie jest twoje imię?

– Przepraszam za kota, ale koty mojej Pani od czasu do czasu łapią

24

Nieznajomy pies przestał się już śmiać i z powagą powiedział:


ptaki i później moja Pani jest bardzo na nie zła i krzyczy, ale koty nie

w której była zadziwiająco czysta woda. Po posiłku ja i Rufio

nauczą się wszystkiego tak jak my psy.

ruszyliśmy w drogę do osiedli, droga była długa, puszcza ogromna.

– A wracając do puszek i chrupek, no wiesz, takie gotowe dania dla

Nie bardzo rozumiałem, jak mogłem tak daleko zabłądzić samemu.

psów, jakie można znaleźć w wielu sklepach.

Po drodze tłumaczyłem Rufiemu, jak to dobrze jest należeć do

– Nie wiem, ja tam nigdy w żadnym sklepie nie byłem, to rzecz ludz-

dobrego człowieka, który cię nakarmi, zapewni dach nad głową, wyką-

ka zapewne, a nie psia – powiedział Rufio. A zaraz potem dodał –

pie, przytuli, a czasem nawet tak jak mnie, zabierze na dłuższe wyciecz-

to powiadasz, że się zgubiłeś? A skąd przyszedłeś?

ki. Ale on tego nie rozumiał, nie wiedział, jak to jest należeć do kogoś

– No tak jak ci już mówiłem, moja Pani czytała książkę na ławce,

i kochać całym psim sercem, i być kochanym.

a ja postanowiłem pobiegać i na tyle się oddaliłem, że nie mogę jej

odnaleźć, nie mogę znaleźć tropu. Ona była w tej części parku, gdzie

człowieka, nagle spostrzegliśmy samotnego wędrowca. Dla mnie wy-

są alejki z ławeczkami, no wiesz, gdzie ludzie zwykle spacerują.

glądał on dość dziwnie. Kiedyś oglądałem z moją Panią film o daw-

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Już ci mówiłem, że tu na około

nych czasach i strój tego człowieka bardzo mi przypominał stroje

jest puszcza, a osiedla ludzkie są daleko, ale nie ma tam żadnych alejek

tych ludzi w filmie. Był ubrany w białą koszulę, która sięgała pra-

z ławkami, są domy, zagrody i pola uprawne.

wie kolan, przepasana w pasie sznurem. Na jego plecach było coś

– Hmm… dziwne rzeczy mówisz, ale czy mógłbyś mnie do nich

w rodzaju kamizelki ze skór zwierzęcych. Na nogach miał spodnie

zaprowadzić , do tych osiedli. Ja już długo się błąkam i myślę, że moja

i buty także ze zwierząt. Włosy miał długie. Był to człowiek w sile

Pani zaczęła mnie szukać, na pewno się martwi. Nie chcę jej smucić,

wieku. Na ramieniu miał przewieszony łuk i starzały, a przy jego boku

ponieważ bardzo ją kocham.

połyskiwał miecz. Pomyślałem, iż człowiek ten zapewne wraca z ja-

– Phii! Kochać człowieka! Też mi coś! – odparł Rufio i dodał:

kiegoś przedstawienia, gdzie grał Robin Hooda, albo kogoś takie-

– Zaprowadzę cię, skoro Ci bardzo zależy, do tych osiedli. Ale

go. Chciałem natychmiast do niego pobiec, ale Rufi mnie zatrzymał

najpierw muszę coś przegryźć, bo jestem głodny.

mówiąc, żeby trzymać się od ludzi z daleka. Mówił, że ludzie to nic

Nie miałem wyjścia, musiałem się zgodzić, by Rufio upolował coś

dobrego i nie warto się z nimi zadawać – widać nie trafił jeszcze na

do jedzenia, a następnie to zjadł. Przyznam się, że mimo tego, iż głód

właściwego człowieka – pomyślałem. Póki co, postanowiliśmy chwile

zaczął mi doskwierać, nie dałem się namówić Rufiemu na zjedze-

poobserwować w ukryciu owego wędrowca. Człowiek ten sprawiał

nie surowego mięsa. Napiłem się tylko wody z pobliskiej sadzawki,

wrażenie zagubionego i zmęczonego. Najwyraźniej czegoś szukał,

Gdy tak szliśmy dyskutując o zaletach i wadach przynależenia do

25


26


kręcił się w kółko i nie wiedział w, którą stronę podążać. Wyglądało

za nami. Rufi podszedł, ale trzymał się w pewnej odległości, wciąż był

na to, że podobnie jak ja, on też zabłądził. Powiedziałem Rufiemu,

nie ufny w stosunku do owego człowieka. Człowiek spostrzegł Rufie-

że musimy mu pomóc. Rufi choć niechętnie, ale zgodził się. Postano-

go i powiedział do mnie:

wiliśmy zaprowadzić owego człowieka do zabudowań, w końcu i tak

– O, widzę, że nie jesteś tu sam. – I chciał pogłaskać również Ru-

tam szliśmy, więc było nam po drodze. Nie wiedzieliśmy za bardzo,

fiego, jednak ten odsunął się. Ponieważ zależało mi na czasie, gdyż

jak spowodować, aby ów człowiek nie bał się nas i podążał za nami,

martwiłem się, iż moja Pani szuka mnie, powiedziałem Rufiemu,

ale ja postanowiłem, że zajmę się tym.

by ruszać w drogę do osiedla. Problemem wytłumaczenia wędrowco-

Podszedłem ostrożnie do owego wędrowca i przyjaźnie zamerda-

wi, by ten podążał za nami zająłem się ja. Podbiegłem do wędrowca

łem ogonem, podczas gdy Rufi wciąż pozostawał w ukryciu.

i zacząłem szczekać i jednocześnie iść, miałem nadzieję , że człowiek

Wędrowiec widząc moją przyjacielska postawę najwyraźniej się

ten zrozumie, o co mi chodzi i nie myliłem się. Mężczyzna zaczął iść

ucieszył, więc podszedłem bliżej, wędrowiec zaczął mnie głaskać.

za nami. Jednak droga okazała się daleka i powoli zapadał zmierzch.

Następnie spytał:

Człowiek postanowił zatrzymać się na noc, więc my również zatrzy-

– Skąd tu się wziąłeś piesku? Widzisz, ja byłem na polowaniu, odda-

maliśmy się. Tajemniczy wędrowiec upolował zwierzynę, a następnie

liłem się nieco od znajomych i zupełnie pobłądziłem, i tak tułam się

rozpalił ognisko i upiekł ją na ogniu. Kiedy jadł nie zapomniał też

w tej puszczy od kilku dni.

o nas. Oboje z Rufim byliśmy głodni, a pieczone mięso jest smaczne,

dużo smaczniejsze niż surowe, więc zjedliśmy nasze porcje z ogrom-

Mówiąc tak głaskał mnie przyjacielsko.

– Och piesku, a może ty znasz drogę do domu? Do jakiś ludzkich

nym apetytem.

osiedli… A potem dodał – ach, od tego błąkania się po lesie, całkiem

mi się już w głowie poprzewracało. Mówię do psa, a on przecież i tak

wieka, aby ogrzać go swoim ciałem, natomiast Rufi położył się trochę

mnie nie rozumie, ale widać oswojony jest, więc może tu w pobliżu

dalej.

jest jakaś ludzka osada i pies ten pomoże mi tam dojść.

Przed snem myślałem, jak to się stało, że w tak krótkim czasie

Ja oczywiście rozumiałem wszystko co on do mnie mówi, ale nie-

zawędrowałem tak daleko, zgubiłem się, a na dodatek spotkałem

stety, wy ludzie nie rozumiecie naszej mowy… Zaszczekałem na znak,

dziwnie ubranego człowieka, który poluje z łukiem na zwierzęta,

że go rozumiem, ale on jednak tego nie zrozumiał. Zawołałem Ru-

jakoś to wszystko nie mieściło się w mojej małej psiej głowie…

fiego, by pomógł mi wytłumaczyć owemu człowiekowi, by podążał

Bardzo tęskniłem za moją Panią, która na pewno też za mną tęskni

Później przyszła pora odpoczynku i snu. Ja przytuliłem się do czło-

27


i martwi się. Chciałem być już w domu na swoim psim posłaniu.

– No jasne, że jest przydatne i to nie raz - odpowiedziałem.

Tak rozmyślając zasnąłem. Rano obudził mnie wrzask ptaków w kona-

Po kilku godzinach wędrówki w końcu znaleźliśmy się na skraju

rach drzew oraz promienie wschodzącego słońca. Otwierając oczy

puszczy. Oczom naszym ukazało się pole. W oddali widać było chaty

myślałem, że miałem dziwny sen, jednak szybko zorientowałem się,

położone nad rzeką, ale nie były to domy, jakie ja znałem, to znaczy

że to jednak nie był sen i naprawdę jestem w jakieś puszczy z moim

wysokie betonowe budynki, to raczej wiejskie drewniane chaty kryte

nowym przyjacielem Rufim i zabłąkanym, podobnie jak ja, wędrow-

strzechą. Między nimi widać było ludzkie postacie, poruszające się

cem. Chwilę po przebudzeniu byliśmy gotowi do drogi, w którą

w różne strony. Rufi powiedział, że to tu mieszkają ludzie. Ja pomy-

ruszyliśmy z wielką nadzieją, ja, że odnajdę w końcu moją Panią,

ślałem, że chyba jednak nie tego szukałem, bo to miejsce wygląda ina-

Rufi, że pozbędzie się naszego towarzystwa i ów człowiek, który

czej. Wędrowiec, który szedł za nami, kiedy wyszedł na skraj puszczy,

podobnie jak ja, chciał wrócić do domu. Droga była dość ciężka, nie

wykrzyknął uradowany:

było ścieżek, za to były liczne kolce, które dość boleśnie raniły nam

– O! pole!!! Nareszcie. Och moje pieski pomogłyście mi się odnaleźć,

łapy. W pewnym momencie Rufi wbił sobie tak duży kolec w łapę, że

dziękuję wam.

nie był w stanie iść poprawnie, każdy krok sprawiał mu ból.

Zaraz potem pogłaskał mnie i Rufiego po głowie, co jak zauwa-

Wędrowiec, który cały czas podążał naszym śladem zauważył to

żyłem, bardzo spodobało się Rufiemu. W końcu w radości wszyscy

i zawołał Rufiego, by mu ten kolec wyciągnąć i ulżyć w cierpie-

popędziliśmy w stronę osiedla i krzątających się ludzi. Kiedy tak

niu. Rufi jednak był wciąż nieufny w stosunku do człowieka i nie

biegliśmy, nagle zauważyłem, że biegnę po alejce parkowej, a obok

chciał z jego strony żadnej pomocy. Kolec jednak był tak uciążliwy,

mnie przechodzą spacerujący ludzie. Znów byłem w parku, w któ-

że w końcu za moja namową, Rufi podszedł do wędrowca, wyciągnął

rym początkowo się zgubiłem, ale nie było ze mną już Rufiego, ani

łapę z kolcem. Człowiek od razu zrozumiał, o co chodzi i natychmiast

wędrowca. Byłem zupełnie sam. Nagle usłyszałem głos mojej Pani,

wyciągnął kolec z łapy, przemył łapę wodą, oderwał kawałek materia-

która mnie woła, pobiegłem radośnie w tym kierunku i zacząłem się

łu ze swojej koszuli, którym przewiązał łapę Rufiego, przykładając do

witać serdecznie, tak serdecznie jak tylko psy potrafią. Pani bardzo się

niej jakieś liście. Po tym zabiegu Rufi poczuł się lepiej na tyle dobrze,

ucieszyła, pogłaskała, a później lekko skarciła mówiąc:

że mogliśmy ruszyć w dalszą wędrówkę. Kiedy tak wędrowaliśmy

– Puszek, gdzieś ty był? Od godziny cię wołam, ale dobrze, że już

Rufi, powiedział:

jesteś, pora wracać do domu.

– Wiesz, może przebywanie w ludzkim towarzystwie nie jest takie złe.

28


Pomyślałem, że to dość dziwne, że jak od godziny ona mnie szuka,

skoro ja spędziłem dwa dni w lesie z moimi nowymi przyjaciółmi? Bardzo dziwne to dla mnie było. Kiedy wróciliśmy do domu, posłyszałem, jak moja Pani opowiada znajomym o Opolu. I co dziwne, jedna z jej historii, mówi o dawnym władcy, który w czasie polowania zabłądził w puszczy i długo się błąkał, aż w końcu natrafił na ludzi którzy, pracowali w polu, i z wielkim entuzjazmem zawołał – O! pole! – i tak właśnie zrodziła się nazwa Opole, którą ów władca nazwał ową okolicę. Hmm… zadziwiające, historia zupełnie jak moja, no może nie zupełnie, bo brak w niej psów, dzięki którym ów władca wydostał się z lasu. I wtedy właśnie przypomniało mi się, iż moja mama mówiła mi kiedyś, kiedy byłem jeszcze szczeniakiem, że moja babcia miała taki dar przenoszenia się w czasie, i że podczas takich przenosin czas biegnie zupełnie inaczej dla osoby przeniesionej. Pomyślałem, że właśnie to mi się dziś przytrafiło, i że odziedziczyłem tę zdolność po mojej babci. Dziwne to było uczucie i zupełnie nie wiem, na jakiej zasadzie takie przenosiny działają. Więc dziś byłem w Opolu, zanim ono jeszcze powstało? Dziwne to uczucie. Hmmm… muszę o to zapytać mamy, przy najbliższych odwiedzinach, o to, jak to było z babcią. Trochę żałowałem, że nie zdążyłem pożegnać się z Rufim. Ciekawy też jestem, jak potoczyły się jego losy? Myślę jednak, że dał się oswoić ludziom.

29


Joanna Wysocka O CZASIE, CO SIĘ W OPOLU ZATRZYMAŁ

Na początek krótki test: Co Moi Drodzy tak szybkie jest, Że naraz biegnie i płynie, i leci? Nie liczą go szczęśliwi, zakochani i dzieci? Czas minął! I odpowiedź zawiera! Nagli mnie (taka waćpana maniera), By przedstawić go szerzej: Otóż Czasu nie uchwycisz, ciągle bieży. Jest lekarstwem na smutki i zwady I jak my wszyscy: ma zalety i wady… Można na nim zyskać, można go tracić także Czasem go szkoda, bo cenny – a jakże! Ale, ale! Gdzie mój zmysł Czasu! On gotów znowu narobić ambarasu! Nadeszła Pora, Czasu krewna (jest równie jak On – ulotna i zwiewna) na historię o zegarach, co nie mogły tykać i o Chwilach, co przestały umykać…: Jest miasto, co idzie z duchem Czasu – Opole

30


Swego Czasu mieszkańcy taką wyrazili wolę: „Niech zatrzyma się Czas, niech w miejscu stanie!” – krzyczeli w eter opolanie. Najgłośniejsi byli w pół objęci zakochani: „Nie oddamy tej chwili nikomu i za nic!” Czas nie był głuchy na prośby opolan (ba, niektórzy rzucali mu się do kolan) „Czas to pieniądz, jasna sprawa Odpoczywać nie mam prawa Choć z drugiej strony – począł marzyć Chwila lenistwa może się zdarzyć… Gdybym tak przysiadł na chwilę na ławce Albo w kawiarni przy ciastku i kawce Mmm, co za kusząca wizja przyszłości Odpoczęłyby w końcu te stare kości…” Czas twardy miał orzech do zgryzienia (Nie wiedział, jak jego decyzja stan rzeczy pozmienia…) Ten twardy orzech ułamał ząb Czasu… I to właśnie początek był ambarasu…;)

31


Z bólu Czas zaczął kręcić się wkoło Widząc to przechodnie pukali się w czoło „Oj, jak boli! Oj, jak boli!!! Już wolałbym nic nie czuć, być jak słup soli!” – zakrzyknął i naraz stanął w bezruchu Słychać było tylko, jak burczy mu w brzuchu… Czas się zatrzymał – spełnił opolan marzenie! A co do skutków, jakie przyniosło owo zdarzenie…: Zakochani czule i bez przerwy zaglądali sobie w oczy (Nieczuli jednak na życie, co wokół się toczy…) Dzieciom Czas się zatrzymał podczas zabawy Nie targały więc nimi żadne obawy: Że uszy myć trzeba, zęby i ręce A obowiązki i szkoła? Już nigdy więcej! Nie wszystkim się jednak tak poszczęściło: Wielu deseru zjeść nie zdążyło Głupi nie doczekał kursu mądrości, A smutny małej chwili radości… Mnóstwo ludzi w pół drogi utkwiło: Do ZOO, do cukierni, teatru i kina Nie chcieli zawczasu czasu obwiniać… W końcu na rynku odbył się strajk! Turyści krzyczeli: „Łi dont lajk!” Dzieci przyłączyły się do wrzawy:

32


„Mamy dosyć tej zabawy! Chcemy zimy, prezentów i świąt! Nawet za karę możemy pójść w kąt! Niech ktoś nas wysłucha łaskawie… Chcemy zmian, by było ciekawie!” Jednak i zakochanych coś zaczęło uwierać, Zaczęło im drętwieć, strzykać, doskwierać… Już im się znudziło to patrzenie w oczy: On by już chętnie do kolegów wyskoczył Ona już by chciała zacząć tęsknić za nim… W końcu na odwagę zdobyła się pani: „Przecież nie można bez końca tak siedzieć Trzeba coś Czasowi powiedzieć!!! Panie Czasie, niechże Pan płynie, Przecież z tego Pan tak słynie! Niech Pan tak w miejscu już nie stoi, Panie Czasie, nie przystoi...! Oh, rusz się Pan, bo zwariujemy W tym sęk życia, że planujemy: Co jutro na obiad i dokąd na wakacje… Niech Pan już biegnie, bo mamy rację!” Czas pozostawał niewzruszony Zły, obolały, naburmuszony: „Doceńcie w końcu naturalny bieg rzeczy, Ja ruszę do przodu, kiedy ktoś mnie wyleczy!!!”

33


„To Czas jest najlepszym lekarzem Niech się sam uzdrowi tym razem!” „Święta racja, olaboga! Taka rada jest mi droga! Nie po to, by siedzieć dresy przywdziałem Gdzie to ja swój rozum podziałem?!” I Czas wystartował, jak w maratonie (On rządzi w biegu, a nie siedząc na tronie) I ruszyło z Czasem normalne życie Opolanie powitali je w zachwycie! Niech płynie czas, niech płynie Odra! Razem z nimi puenta (oby) mądra: W tym się urok życia zawiera Że potem zawsze następuje po teraz!;)

34


Małgorzata Szymańska PRAWDZIWY SKARB

Nie było to ani dawno temu, ani nawet gdzieś daleko stąd, bo roze-

Dziewczyna właśnie stamtąd wyszła i w ręku trzymała wiklinowy

grało się w pięknym Opolu, w pierwszej połowie XX stulecia.

kosz. Znów na siebie przelotnie spojrzeli i poszli dalej, każde z nich

Otóż, historię poniższą opowiedziały mi krasnoludki i nimfy, któ-

w swoją stronę, to znaczy dziewczyna nad Odrę, a chłopak w kie-

re w owych czasach jeszcze oficjalnie przechadzały się ulicami i zauł-

runku mostu Groszowego na Młynówce. Już zbliżał się do Szwajcar-

kami miasta. Były niechcący świadkami wielu wydarzeń i od czasu do

skiego Domku, gdy nagle postanowił pójść za dziewczyną. Biegiem

czasu chcą podzielić się swoimi relacjami z obecnymi mieszkańcami

wpadł w uliczkę przy synagodze. Nie było już śladu po dziewczynie,

Opola i nie tylko.

ale na chodniku zobaczył książkę. Bez wahania podniósł, otworzył

Wszystko zaczęło się, jak to zwykle bywa, zupełnie banalnie.

i ujrzał ex libris. Był szczęśliwy, bo poznał imię właścicielki. Domyślił

Otóż, pewnego lipcowego dnia uliczką wiodącą nad rzekę Odrę szła

się, że książka wypadła z koszyka idącej nad rzekę dziewczynie.

czternastoletnia dziewczyna. Znad rzeki, objuczony wędkami i siatką z połowem wracał do domu piętnastoletni chłopak. Gdzieś na wysokości tak zwanego Domku Lodowego (nadal znajduje się przy ul. Barlickiego) ich spojrzenia spotkały się. Chłopiec zauważył piękne, duże, ciemne oczy i niespotykanie gęste, kasztanowe włosy. Jej uwaga skupiła się na niewiarygodnie ciepłym, odbijającym dobro spojrzeniu chłopaka. Trwała ta chwila może 10, może 12 sekund, ale w ich serca zapadła na całe lata. Chłopak prawie codziennie przemierzał ulicę przy stawie, mając nadzieję na ponowne spotkanie. I udało się! Pod koniec września znowu się minęli tuż za Lodowym Domkiem, już bliżej synagogi.

35


Poszedł za tą myślą, a właściwie pobiegł w kierunku Odry. Nad brze-

– Tak, ale pod jednym warunkiem. Jeśli powiesz mi jak masz na imię.

giem rozglądał się to w prawo, to w lewo i zapomniał popatrzeć wprost

– To żadna tajemnica. Jestem Friedrich, a z książki wiem, że ty masz

przed siebie, gdzie na kraciastym kocu siedziała jego poszukiwana.

na imię Gouda – powiedział zdecydowanym głosem.

– Czegoś szukasz? Może pies Ci uciekł? – spytała.

– Ha, ha, ha. To książka mojej siostry. Ja ją tylko pożyczyłam – ser-

decznie zaśmiała się dziewczyna.

Nasz „detektyw” był tak zaskoczony, że aż zaniemówił. Po chwili

wydobył z siebie zmieszany:

– Rozumiem. To o czym ta książka? – uparcie drążył Friedrich.

– Nie. Nic z tych rzeczy. Po prostu potrzebuję miejsca do odpoczyn-

– No dobrze, dobrze. To zbiór bajek, dobry człowieku.

ku albo...

W jednej z nich napisano, że gdzieś na Wyspie Bolko (wtedy

– Albo co? – dopytywała.

Bolko Insel) elfy zakopały skarb Celtów – ściszając głos poinformo-

– Wiesz, lubię wędkować i odkrywać nowe łowiska – odparł chłopak

wała.

z większą pewnością siebie.

– I ty w to wierzysz? – z niedowierzaniem zagadnął chłopak.

– A co trzymasz za plecami? – zapytała zaintrygowana dziewczyna.

– Dlaczego nie? W każdej bajce jest ukryte ziarno prawdy. Poza tym,

– Nie zgubiłaś niczego po drodze?

zawsze warto spróbować. Z historii wiem, że Celtowie zapuszczali się

daleko od swoich rdzennych siedzib. Do Opola też mogli dotrzeć.

Dziewczyna zaczęła nerwowo przeszukiwać własny koszyk pikni-

kowy i...

– No dobrze. Co może być tym skarbem? – spytał zaintrygowany.

– O rety! Nie ma książki, którą zamierzałam tu poczytać! Czyżbyś

– Myślę, że piękna biżuteria, złote monety, itp. – zamyśliła się poszu-

ją...

kiwaczka.

– ...znalazł? Tak. Zgadłaś.

– Ciekawe gdzie to wszystko może spoczywać? Byłaś kiedyś na Wyspie

Wręczając zgubę chłopak poczuł, że nawet uszy mu zapłonęły

Bolko? Nie jest taka mała. Poszukiwania mogą być długie i żmudne.

szkarłatnym rumieńcem.

– zasępił się Friedrich.

– Masz rację, ale sądzę, że warto spróbować, zwłaszcza jak się ma opis

Dziewczyna odebrała z rąk znalazcy książkę i podziękowała.

– O czym ona jest? – spytał nieśmiało.

– zachęcała dziewczyna.

– Aha! Rozumiem. Nie znasz jidysz.

– No dobrze, ale ja nawet nie wiem jak masz na imię? – zauważył

– Zgadza się. Jestem Niemcem i nie znam jidysz. Zdradzisz mi

chłopak.

o czym jest książka?

– Estera.

36


– Bardzo egzotycznie, ale ładnie – przyznał Friedrich.

słowami:

Kiedy słońce schowało swoje ostatnie promienie za widnokręgiem

Stworzenie było wyraźnie złe na naszych bohaterów i wyraziło to

ruszyli do domów obiecując sobie powrót w celach poszukiwawczych

– Co to za pobudka?! I to tak brutalna?! – krzyczał ile sił w mikrosko-

następnego dnia.

pijnym gardziołku – W środku zimy wjeżdżacie mi tym pojazdem do

domu?! – Burczał oburzony.

I tak spotykali się na Wyspie Bolko, codziennie przeszukując zaro-

śla wokół stawu, gdyż w bajce Estery (a właściwie jej siostry) znaleźli

– Bardzo przepraszamy. Już znikamy. – powiedział zawstydzony Frie-

następujący zapis:

drich.

„Nad stawim okiem

– Od znikania to ja tu jestem specjalistą. – powiedział stworek z dumą

pod smoka bokiem

i dodał zaraz – A wy tutaj tak sami rozrabiacie?

leży dzbanuszek,

– Tak. Proszę się nie obawiać. Nikomu nie zdradzimy, że ktoś tu

który nie ma uszek.

mieszka. – uspokajała Estera.

Jest pełny cudowności

dla niezwykłych gości.

– Czy to Pan jest elfem strzegącym skarbu? – spytała podekscytowana

Trzeba jednak hartu lwa,

dziewczyna.

by obejść stróża – elfa.”

– Nie potwierdzam i nie zaprzeczam – dyplomatycznie odpowiedzia-

Minęła jesień, potem na dobre zapanowała zima ze wszystkimi

ło stworzenie i dorzuciło mimochodem:

atrybutami jej władzy, a oni wciąż wracali do domów bez znaleziska.

– W razie potrzeby jest nas tu więcej, na przykład: nimfy wodne,

Aż pewnego mroźnego i śnieżnego dnia, gdy zjeżdżali na sankach

krasnale. – zawiesił głos... i zniknął.

z górki nad stawem, rozpędzeni wpadli do ...wody. Lód się skruszył

pod nimi i nagle ujrzeli dziwną, małą postać z dużymi, spiczasty-

dzice Friedricha oświadczyli, że nie życzą sobie jego spotkań z Esterą,

mi uszami. Miała staromodny, zielony kubraczek i spodnie w tym

gdyż nie jest Niemką. Chłopak nie mógł zrozumieć tej decyzji, ale był

samym butelkowym odcieniu zieleni. Buciki również miały coś nie-

bardzo posłusznym synem.

zwykłego w sobie. Ich czubki były niemiłosiernie wygięte w spirale

Gdy przez następne trzy dni Estera nie zastała chłopca w ich na

i całe pokryte błyszczącymi cekinami.

stałe umówionym miejscu, była zdezorientowana. Poczuła się odrzu-

Nagle zauważyli, że spod lodu wyłonił się fragment figury... smoka.

Jakby tego było mało, kiedy dzieci wróciły do swoich domów, ro-

cona i obrażona.

37


Oboje starali się przez kolejne lata zapomnieć o sobie, lecz uczucie,

Friedrich. Złapali się pospiesznie za ręce i podeszli do brzegu stawu.

które zakiełkowało w ich sercach rozrosło się w każdym z nich do

Wtem wody wzburzyły się, choć nie było nawet wietrzyku i olbrzymia fala

rozmiarów potężnego dębu.

wprost utkana z szat nimf wodnych zabrała ich w głąb bezpiecznego

Pewnej listopadowej nocy spalono synagogę. Żydzi w Opolu

podwodnego świata. Ujrzeli tam „dzbanuszek, który nie ma uszek”

stracili miejsce, gdzie mogliby się godnie modlić. Rodzice Estery po-

wypełniony po brzegi przyjaźnią i miłością.

stanowili opuścić miasto i znaleźć schronienie w odległej Ameryce

Północnej. Dziewczyna, nie mogąc zapomnieć o Friedrichu i ich spot-

na stawie jest oświetlona blaskiem księżyca w pełni, można podziwiać

kaniach na Wyspie Bolko, zapragnęła po raz ostatni zobaczyć chłopa-

taniec Estery i Friedricha w otoczeniu nimf i stróża elfa.

ka. Pobiegła co tchu nad „ich” staw i... tam czekał już na nią „jej”

38

Podobno, po dziś dzień, w noc Kupały, o północy, gdy tafla wody


Renata Grzona OPOWIADANIE O OPOLU

Dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Leżała w swo-

Miała już przeszukany rynek z charakterystycznym ratuszem, oko-

im pokoju na łóżku i mimo, że spała poprzedniej nocy twardo jak

lice kościoła Franciszkanów i Katedry. Przemierzyła pięknie odnowio-

kamień, czuła się zmęczona. Bolały ją nogi a na pięcie zrobił się

ne bulwary nad Młynówką i tzw. Opolską Wenecję, podświetloną

bolesny pęcherz.

i tajemniczą wieczorami.

Wczoraj także chodziła i szukała. Przemokła do suchej nitki,

Wskoczyła kiedyś na rower i przejechała licznymi rowerowymi

bo padający deszcz zacinał raz z lewej raz z prawej strony. Nina szukała

ścieżkami od Centrum, aż do Ronda. Zabawne – pomyślała patrząc

tym razem w okolicach „okrąglaka”. Obeszła go z każdej strony, przyj-

na mapę miasta – tyle już zobaczyła i nic jeszcze nie zachwyciło jej

rzała się kopule dachu i zabawnemu rządowi okien dookoła. Pamię-

i zafascynowało na tyle, aby znaleźć to czego szuka.

tała jak kibicując siatkarskiej drużynie, rozgrywającej mecz wewnątrz

Była na wyspie, która otoczona jest łagodnymi ramionami rzeki

budynku, zastanawiała się, ilu ludzi wejdzie do środka? 1000, 2000?

i kanału. Przy placu Barlickiego z fontanną u stóp Amfiteatru i Pia-

Sprawdziła potem, iż nawet do 4000. Była tam kiedyś na wystawie

stowskiej Wieży, zatrzymała się na dłużej.

psów rasowych z całą tą szczekającą gromadą czworonogów oraz

Jak tu pięknie – myślała. Wszystko takie świeże i odnowione.

na ulubionej giełdzie kamieni szlachetnych, gdzie zawsze coś cieka-

Równe chodniki, ścieżki i alejki, pełno nowych roślin i krzewów.

wego upolowała.

Od rzeki czuć powiew wilgotnego powietrza – jest przyjemnie. Nina

Nie znalazła tam jednak tego czego szukała i z westchnieniem

zamknęła oczy i przez chwilę czuła niemal ten zapach wody i powietrza.

pomyślała o kolejnych poszukiwaniach, które miała podjąć. Ciężki

Przypomniała sobie przechadzkę po głównej ulicy biegnącej od

temat.

Dworca do Ratusza. Na jej końcu znajduje się aleja, z odsłanianą każ-

Dziewczyna wstała i mimo bolącej pięty zaczęła przygotowania

dego roku nową gwiazdą.

do wyjścia. Rozpostarła mapę miasta i zaznaczyła kolejny spenetrowa-

Oglądała przeszklone witryny, nowoczesne bryły banków i in-

ny obszar.

stytucji, i tak jak zawsze stanęła przy pomniku z kobietą na byku.

39


Ciemny, monumentalny i jakby nie pasujący do całości. A jednak nie

Nazajutrz Dziewczyna pojechała na wyspę Bolko. Już z daleka

wyobrażała sobie, aby go tam nie było. Stoi tak od zawsze i jest częścią

przywitało ją pokrzykiwanie mieszkańców ZOO. Hałaśliwe małpki,

krajobrazu miasta. U jego podnóża Dziewczyna czuła, że jest bliska

dumne pawie i mnóstwo innych zwierząt wyglądało zza ogrodzeń

znalezienia tego, czego szuka, ale po pewnym czasie odeszła stamtąd.

i wybiegów. Liczne mostki i wodospady, wodne oczka i strumyki,

Nie to nie tu.

oczarowały ją wówczas. Jak urzeczona stała i przyglądała się baraszku-

A potem było jeszcze wiele różnych miejsc. Kolorowe osiedla,

jącym w wodzie uchatkom.

skwerki i placyki, działkowe ogrody, kawiarnie czy restauracje z tzw.

Ale pięknie – myślała spacerując po ścieżkach wyspy. Zaintrygo-

klimatem i nocne kluby, gdzie można bawić się do rana.

wał ją wówczas rytmiczny dźwięk dochodzący z traktu po drugiej

Nina spenetrowała niemal wszystkie galerie handlowe. Wszędzie

stronie rzeki. Starszy Pan właśnie wykonywał ćwiczenia na specjal-

gwar, hałas, mnóstwo ludzi, a na każdym stoisku inna muzyka. Kolo-

nym urządzeniu. Zamaszyście wprawiał przyrząd w ruch, z gracją

rowe reklamy, wszyscy gdzieś się spieszą, coś załatwiają. Obładowane

i jakby zupełnie bez wysiłku dając pracować całemu ciału. Wszędzie ktoś

wózki na kółkach turkoczą po betonowej kostce parkingów. To nie tu

coś wprawiał w ruch lub podnosił i opuszczał inne urządzenie. Ludzie

– pomyślała wtedy – chociaż galerie są częścią miasta i sama chętnie

jeździli na rowerach, rolkach i spacerowali mniej lub bardziej dostojnie.

do nich zagląda.

się tutaj znajdzie.

W ten dzień poszła jeszcze na Wzgórze Uniwersyteckie i przysiadła

Super – można się poruszać całą rodzinką, bo i dla maluchów coś

zmęczona na jednej z ławek. Na wprost niej siedziała postać. Odlana

z metalu, nieruchoma kobieta spoglądała życzliwymi, dobrymi ocza-

Nina chciała jednak sprawę poszukiwań doprowadzić uczciwie

mi. Nina rozejrzała się i zauważyła kolejne osoby. Ciekawy pomysł

do końca. Pomyślała wówczas o miejskich kąpieliskach i je także po-

– wybitne postacie, utrwalone i wkomponowane w miejski krajobraz.

stanowiła objechać i zobaczyć.

40

Zaznaczyła wtedy ten obszar na kolorowo i jakoś tak szczególnie.


Turkusowa woda Silesii przyciągała jak magnes, a Malina i Bolko,

Tutaj zawsze znajdowała natchnienie i tutaj rodziły się jej naj-

jak zawsze były gwarne i oblegane przez spragnionych wody i słońca

lepsze pomysły. Siadywała na ogrodowej ławie, przy drewnianym

plażowiczów. Wszyscy oczywiście pod czujnym okiem ratowników.

stole, chłonęła nastój i wieczorną ciszę, zmęczonego upałem miasta

Tam jednak nie znalazła tego, czego szukała i wpadła na pomysł, aby

i tworzyła swoje projekty. Wszystko dookoła rozkwitało, zieleniło

rozejrzeć się w „przeszłości”.

się, z pobliskiego lasu dochodził zapach stygnącej żywicy, ciepłych

Pojechała do Bierkowic, gdzie wśród małych czarnych chat po-

mchów i czerwonych poziomek. Na modrzewiach przed domem

czuła, że cofa się w czasie. Wszystko tutaj jakby zatrzymało się 100

czarnobiałe sroki nawoływały się skrzekliwie. Czasem było słychać

lat temu. Skrzypiał kołowrotek studni, miarowo obracały się ramiona

pracującą jeszcze kosiarkę, spóźniony traktor zwoził siano z poblis-

wiatraka. W starych chatach, zaglądając przez małe okienka, moż-

kich łąk, a pies ten czy ów rozszczekał się na sąsiada, czy zbłąkanego

na by zobaczyć niemal niegdysiejszych mieszkańców. Wszędzie cisza,

kota.

spokój, dopóki nie odbywa się okolicznościowy jarmark. Tłumnie

I nagle doznała olśnienia. Szukała swojego miejsca na ziemi po

zjeżdżają wówczas pszczelarze, rzeźbiarze i koronczarki.

całym mieście, tego kawałka przestrzeni będącego tym, z czym się

Skansen tętni życiem łącząc przeszłość z teraźniejszością.

utożsamia, a to właśnie jest tutaj. W zasięgu ręki. Właśnie tu, wśród

Ale i stamtąd Dziewczyna odjechała z pustymi rękoma.

domów i ogrodów peryferyjnej dzielnicy Opola.

Stała teraz nad mapą miasta i ze zdumieniem patrzyła, że nie ma na niej miejsc, które nie byłyby zakreślone. Linie krzyżowały się i zazębiały tworząc dziwny labirynt. Nina zwiesiła głowę i westchnęła ciężko. Nie miała już pomysłu co dalej, wzięła mapę i wyszła przed dom do ogrodu.

41




Joanna Delewska BAJKA O KAROLU, CO MARZYŁ W OPOLU

Dawno temu, gdy Bolko swe rządy sprawował, Wielką, ceglaną wieżę przy zamku zbudował. Ta niezwykła wieża od wieków pełni straże, Nad realizacją pięknych, ludzkich marzeń. Ile się ich spełniło? – spytajcie w Opolu, Ja Wam jednak opowiem o pewnym Karolu. Był czerwcowy wieczór, Karol siedział przy wieży, Był takim człowiekiem, co wysoko mierzył. Chciał widzieć swe miasto całe roześmiane, Wesołe, szczęśliwe w nocy i nad ranem. Chciał słyszeć fortepian, skrzypce i bębenki, I wówczas wymyślił Festiwal Piosenki. Tak się tym ucieszył, snuł dalekie plany, Zapomniał, że jest w miejscu sekretem owianym. A wieża słuchała, cegły rzekły: Karolu, Spraw by się stało głośno o naszym Opolu!

44


Karol się wystraszył i jak młody podrostek, Uciekł stamtąd szybko przez Zielony Mostek. Już z oddali, spojrzał nieśmiało na wieżę, Ona się uśmiechnęła szeroko i szczerze. Zakołysała się lekko, nie będąc roztropna, Przez co ma odchylenie o półtora stopnia. Karol widząc te dziwy, jeszcze wystraszony Stwierdził, że Festiwal to pomysł trafiony. Wtedy go ogarnęło wielkie przekonanie, że gdy czegoś zapragnie, to wkrótce się stanie. Dziś co roku z Opola rozbrzmiewa muzyka, Co porusza serca i duszy dotyka. A gdy w Tobie obudzi skrywane marzenie, Do Opola przyjedź po jego spełnienie. Jeśli zaś mieszkasz w tym pogodnym mieście, Pod Wieżę Piastowską czas wyruszyć wreszcie!

45



BAJKI WYRÓŻNIONE


Julia Sobieszczyk LEGENDA O OPOLU

Rzecz ta działa się w Opolu. Pewna pani w swoim ogrodzie posadziła

z tego powodu wybrał się tam raz jeszcze. Wspólnie zastanawiali się,

nasionko, które dostała od napotkanego wędrowca. Nasiono to rosło

dlaczego drzewo jest takie duże i tak szybko rośnie. Jednak sadow-

tak szybko, że po kilku dniach w ogrodzie młodej kobiety pojawiło

nik był bezradny. Kobieta postanowiła poradzić się pewnej znanej

się ogromne drzewo o wysokości dwudziestu metrów. Było ono tak

czarownicy. Czarownica zjadła jedno z jabłek. Następnie rzuciła na

wysokie, że nie było widać jego szczytu.

drzewo zaklęcie, a potem poszła do domu swojej klientki aby napić

Gdy pojawiły się na nim owoce, których przybywało coraz więcej,

się herbaty. Właścicielka jabłoni miała udać się na Most Groszowy,

kobieta postanowiła je sprzedawać. Dlatego też wybrała się kilka razy

aby wrzucić do Odry pięćdziesiąt groszy. Czarownica miała czekać na

na targ ze swoimi jabłkami. Jednak niektóre owoce robiły się niebie-

jej powrót. Wtedy dopiero zaklęcie miało zadziałać. Kobieta zrobiła

skie więc kobieta martwiła się losem ludzi, którym sprzedała swoje

wszystko zgodnie z poleceniem czarownicy. Nic się niestety nie zmie-

piękne czerwone jabłka. Kobieta z tego powodu przestała je sprze-

niło. Po powrocie do domu natychmiast zerwała jabłko, aby spraw-

dawać. Na drzewach owoce rosły czerwone natomiast po zerwaniu

dzić czy czary zadziałały. Bardzo się rozczarowała i zasmuciła widząc,

zmieniały kolor na niebieski.

że jabłko nadal zmienia kolor na niebieski. Jeszcze większe zaskocze-

Młoda kobieta postanowiła ściąć drzewo. Jednak ono cały czas

nie spotkało ją wtedy, kiedy weszła do swojego mieszkania i ujrzała na

wyrastało na nowo. Dziewczyna założyła długą spódnicę w kwiaty,

środku pokoju stojące ogromne organy. Okazało się, że to czarownica

chustę na głowę oraz narzutkę na plecy. W takim stroju wybrała się

po zjedzeniu jabłka zamieniła się w nie. Jej czary obróciły się przeciw-

do sadownika w sprawie swojego tajemniczego drzewa. Sadownik

ko niej. Kobieta była zrozpaczona, nie wiedziała, co dalej robić. Nie

zdziwił się, kiedy usłyszał opowieść o tajemniczym drzewie, dlate-

wiedziała też, jaki los spotkał ludzi, którzy zjedli jej owoce. Wiedziała,

go też postanowił je oglądnąć. Na miejscu był bardzo zaskoczony,

że za wszelką cenę musi zniszczyć to drzewo, ale nie wiedziała jak.

ponieważ nigdy nie widział takiej dużej jabłoni. Nic kobiecie na to

Z pomocą przyszedł jej wędrowny śpiewak, który przechodził koło

nie mógł poradzić. Jednak mężczyznę martwiła ta sprawa, dlatego

jej domu i ujrzał zaklęte drzewo. Kiedy zobaczył jego rozmiary

48


od razu wiedział, że pochodzi ono z zaklętego nasiona. Zaklęcie na nie rzucił zły czarnoksiężnik z miejscowości Czarnowąsy, która znajduje się niedaleko Opola. Nazwa ta wywodzi się z tego, że czarnoksiężnik, który tam mieszkał nosił ogromne czarne wąsy. Zamiarem czarnoksiężnika było zawładnięcie ludźmi mieszkającymi w Opolu i okolicznych miejscowościach. Jego plan sprowadzał się do tego, że wszystkich ludzi chciał zamienić w przeróżne przedmioty. W ten sposób mógłby nad wszystkimi mieć władzę. Wędrowny śpiewak był kiedyś przyjacielem czarnoksiężnika, który nie od zawsze był złym człowiekiem.

49


Im więcej majątku posiadał, tym robił się bardziej złym i chciwym.

jeden. Na każdej z toreb dokładnie napisała ilość jabłek. Teraz wystar-

W końcu przestało mu to wystarczać i chciał czegoś więcej. Ogarnęła

czyło tylko kłaść po jednym jabłku na każdym stopniu. Kobieta wyko-

go żądza władania ludźmi. Lecz w normalnej postaci ludzie nie daliby

nała zadanie i dotarła do tajemniczej szkatułki. W końcu odetchnęła

sobą rządzić, więc wymyślił misterny plan, że wyprodukuje drzewo,

z ulgą, że nie popełniła żadnego błędu. Wyjęła szkatułkę i zabrała

przy pomocy którego zamieni ludzi w różne przedmioty i urządzenia.

razem z kluczykiem do domu. Tam czekał już na nią wędrowny śpie-

Na szczęście o planie tym wiedział były przyjaciel czarnoksiężnika,

wak, w obecności którego otworzyła szkatułkę. Ku swojemu zdziwie-

wspomniany już wcześniej wędrowny śpiewak. Tylko on znał sposób

niu ujrzała tam kilka kamyków przypominających kryształki. Śpie-

na zniszczenie zaczarowanego drzewa. Poradził on kobiecie, aby pod

wak polecił jej zalać te kryształki litrem zimnej wody. Zrobiła tak,

osłoną nocy udała się do Wieży Piastowskiej . Pierwszym krokiem,

jak jej nakazał i kolejny raz się zdziwiła widząc, jak woda zabulgo-

jaki musiała uczynić było obejście Wieży Piastowskiej dokładnie dzie-

tała, zrobiła się gorąca, a następnie zmieniła swój kolor na niebieski,

sięć razy. Liczba ta była ważna, bo tylko raz można było wykonać to

dokładnie taki sam, na jaki zmieniały się jabłka. Teraz kobieta miała

zadanie aby odwrócić czar. W związku z tym kobieta musiała bardzo

z wodą w ręku obejść drzewo dookoła trzykrotnie wypowiadając przy

dokładnie liczyć każde okrążenie. Pomagała sobie przy tym zerwany-

tym słowa: „zniknij, przepadnij na zawsze”. Po tych słowach miała

mi wcześniej jabłkami, które po każdym okrążeniu kładła po jednym

wodą podlać drzewo. Tak też zrobiła i w jednej chwili drzewo, jak za

w określonym miejscu. Następnym krokiem kobiety było wejście

dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknęło na zawsze.

na samą górę Wieży Piastowskiej i tam również okrążenie jej dzie-

sięć razy dookoła. Tak jak wcześniej, posłużyła się znowu jabłkami.

tedrę. Kobieta wtedy postanowiła podarować kościołowi przepiękne

Po tym zadaniu zostało jej już ostatnie, najważniejsze. Musiała zejść

organy. Jak pamiętamy była to czarownica, która się w nie zamieniła.

w dół po schodach odmierzając dokładnie dwadzieścia trzy stopnie.

Katedra stoi do dnia dzisiejszego. Podobno wiele razy słyszano dźwięk

Pod dwudziestym trzecim stopniem miał znajdować się niewielki klu-

tego instrumentu w momencie, kiedy nikogo przy nim nie było i nikt

czyk. Kluczykiem tym kobieta miała otworzyć niewielką szkatułkę,

na nim nie grał. Jedna tylko kobieta wiedziała, że to tak przemawia

która znajdowała się pod pięćdziesiątym pierwszym stopniem, licząc

zaklęta w organy czarownica. Może nadejdzie dzień, w którym ktoś

od dwudziestego trzeciego stopnia w dół. Kobieta, aby nie popełnić

znajdzie sposób, aby ją odczarować?

pomyłki, przygotowała sobie już wcześniej dwie torby z jabłkami. W jednej torbie było ich dwadzieścia trzy, a w drugiej pięćdziesiąt

50

W późniejszym czasie dokładnie w tym miejscu wybudowano Ka-


Kaja Sołtys BAJKA DLA DUŻYCH DZIECI

Gdy kiedyś zawitasz w te opolskie strony Gdzie w murach cień Piastów i zapach się snuje I gdzie zegar na pięknej ratuszowej wieży Czekając cicho północy wyczekuje Nie wahaj się ni chwili przed nocnym spacerem Idź prosto nad brzeg rzeki co przez miasto płynie Nie lękając się mroku, w którym jest brzeg spowity Pod most, którego światło odbija się w głębinie Fioletu odcieniami migocząc jak iskierki Idź lewą rzeki stroną na miasto spoglądając A wieczór będzie ciepły, więc usiądź na brzegu Trochę na miasto patrząc a trochę słuchając Katedra piękna i Ratusz, a na prawo Niech oczy twoje widzą światłami oświetlone Mury naszych przodków – mury Piastowskiej wieży Choć w świetle a jednak mrokami nocy otulone Trochę patrząc, a trochę słuchając wody szumu Oczy przymknij, bo w wodach tych głębinie Usłyszeć możesz opowieść, bajkę czy nie bajkę Odrzańską opowieść snującą się w głębinie

51



Ukrywa różne historie, różne ludzkie twarze I każdy kto usiądzie wieczorem nad brzegiem I wsłucha się w szum wody, oczy lekko przymknie Usłyszy raz jeden przedziwną historię Która mu do pamięci i do serca wniknie. Raz jeden człowiek usłyszał o skarbie Bogactwie wielkim co w opolskiej ziemi Ukryte jest i którego strzeże tajemnica wielka Przed obcymi rękoma i przed ludźmi złymi. On jeden tylko z podwodnej głębiny Usłyszał jak rozwiązać tajemnicę wielką I odszedł, a dziś razem z bliskimi Cieszy się dostatkiem i dobrocią wszelką. Innym razem ten, który nad brzegami stanął Usłyszał historię o smutnej miłości O tym jak zraniona, zdradzona dziewczyna


W wody Odry skoczyła ku nicości I jak chłopak ten, który dla innej Ukochaną zapomniał dziewczynę Szczęścia więcej nie zaznał w miłości W całym życiu ni odrobinę. A raz jeszcze odrzańska historia O dziewczynce małej mówiła Która bardzo lubiła śpiewać Ale w talent swój nie wierzyła. Życie jednak uczy nas czasem Że w marzenia warto jest wierzyć Dziewczynka dorosła i dzisiaj jej głosu Żadną miarą nie da się zmierzyć I dziś po opolskich ulicach Gdy nadchodzi czas festiwalu Niesie się echem głos piękny co śpiewa W amfiteatrze a tłumy klaskają. Opowieści się snują tysiące Z szumu fal rzeki głos niesie po niebie I gdy tylko usiądziesz nad brzegiem

54


Usłyszysz jedną – wybraną dla ciebie. Lecz zapomnieć o jednym nie możesz: Że ta woda, co setki lat płynie Niby bajkę, a jednak prawdziwą Skrywa historię w swojej głębinie. Woda jest jak lustro, w którym ujrzysz siebie Więc każdy, kto nad jej brzegami stanie Usłyszy historię, co będzie dla niego Radą, przestrogą, nagrodą lub wyzwaniem Bajkę – nie bajkę, w której ujrzy siebie Swoje dobre, a czasem złe zachowanie. I zobaczy jaką za to Zapłatę od życia dostanie. Gdy więc kiedyś zawitasz w te strony W których w murach cień Piastów się snuje I gdzie zegar na pięknej ratuszowej wieży Czekając cicho północy wyczekuje Nie wahaj się ni chwili przed nocnym spacerem Idź prosto nad brzeg rzeki co przez miasto płynie Bo ta rzeka niezwykłe mądrości Skrywa w swej głębinie…

55


Patryk Kuczerek BAJKA O OPOLU

Pewnego dnia Antek z Basią, przyjaciele od dziecka, postanowili poje-

nistkę młodzieniec.

chać do Opola, czyli stolicy polskiej piosenki, na tegoroczny festiwal,

– Oczywiście – odpowiedziała Pani zza lady – proszę chwilę poczekać.

który odbędzie się 14 czerwca. Przy tej też okazji zwiedzą miasto,

o którym wcześniej tylko słyszeli.

nym starych zdjęć pokoju.

W piątek, tuż po lekcjach wsiedli do pociągu i ruszyli w drogę.

– Dzień dobry – powiedział przewodnik – co chcielibyście zwiedzić?

Podróż była długa i męcząca. W drodze okazało się, że Antek zapo-

– Myślę, że Katedrę , Kościół Świętej Trójcy i Wieżę Piastowską.

mniał wziąć śniadanie. Dobrze, że wspaniałomyślna Basia zabrała

– Nie ma sprawy. Zaczniemy więc od Katedry – uśmiechnął się prze-

więcej kanapek.

wodnik i zaprowadził ich do zabytku.

Po dotarciu na miejsce, odetchnęli z ulgą i z uśmiechem na twa-

– Ten kościół wzniósł Bolesław Chrobry w 1005 roku. Jest zbudowa-

rzach podążyli przed siebie. Antek rozłożył przewodnik po Opolu

ny w stylu gotyckim, a właściwie odbudowany, ponieważ w 1415 był

i nie zastanawiając się długo wskazał palcem na mapie miejsce, do

pożar. W 1899 roku nadbudowano wieżę, która ma 73 m.

którego właśnie się udawali.

– Co to jest? – zapytała ze zdumieniem Basia

– Teraz pójdziemy zwiedzić Kościół Świętej Trójcy. Ten kościół też

– Najpierw zwiedzimy Katedrę, potem Kościół Św. Trójcy i Wieżę

jest zbudowany w stylu gotyckim. Powstał około 1309 roku. Podczas

Piastowską. Są niedaleko Amfiteatru, więc zdążymy zwiedzić te miej-

ostatniego remontu, gdzieś koło budowli, pod chodnikiem znalezio-

sca przed koncertem – opowiedział Antek.

no mogiły żołnierzy rosyjskich – powiedział przewodnik. Młodzież

– Świetnie, więc chodźmy tam szybko – rzekła Basia.

zdziwiła się i zadawała oprowadzającemu mnóstwo pytań.

– Wynajmiemy przewodnika to wszystko nam opowie – zapropono-

wał Antek i poszedł do informacji turystycznej.

a musieli jeszcze zwiedzić wieżę.

– Dzień dobry. Czy można wynająć przewodnika? – zapytał recepcjo-

– Wieża Piastowska także jest zbudowana w stylu gotyckim. Ma 42m.

56

Basia i Antek spoczęli na czerwonej kanapie i rozejrzeli się po peł-

Antek i Basia zrobili parę zdjęć i wyszli z oprowadzającym.

Była już godzina 17.00, więc jeszcze mieli dużo czasu do festiwalu,



Zbudowano ją ok. 1300 roku.

wokół niego kwiatami.

Po tych słowach cała trójka ruszyła w stronę wieży.

I wskazała w prawą stronę. Stał tam biały, nieduży dom z pięknymi

– Teraz idziemy na szczyt, by zobaczyć Opole z innej perspektywy.

– Stworzyłam go dla was.

Weszli susem na szczyt. Byli bardzo zaciekawieni. Zrobili parę

I zniknęła. Basia i Antek długo nie mogli uwierzyć w to, co ich

zdjęć i zeszli. Podziękowali przewodnikowi i wciąż zafascynowani

spotkało. Po kilku latach pobrali się i zamieszkali w podarowanym

pięknem Opola, udali się do Amfiteatru na festiwal.

przez Białą Damę domku i żyli długo i szczęśliwie

Koncert skończył się długo po północy. Basia i Antek, zmęczeni po pełnym wrażeń dniu, podążyli w stronę Dworca PKP, gdzie niebawem miał przyjechać pociąg, który zabierze ich do domu. Im bardziej oddalali się od centrum Opola, tym bardziej milkli. Ich miny przestały być już tak promienne jak dotychczas. – Czemu nic nie mówisz? – spytał Basia. – Bo trochę mi smutno, że już stąd odjeżdżamy – odparł bełkotliwie Antek.

Basia z lekkim uśmiechem objęła go ramieniem i powiedziała:

– Mi też jest smutno, ale nie martw się, za rok też się tu wybierzemy. Ledwo to powiedziała, ukazała się przed nimi kobieta ubrana na biało. – Witajcie jestem duchem tego miasta. Czuję, że w sercach macie ogromny żal, że musicie się rozstawać z tym miastem. Dawno nie czułam u ludzi takiego żalu. Dzieci stały w osłupieniu i z niedowierzaniem odparły razem: – Taaak. – Mam dla was niespodziankę.

58


Kamil Oleszycki BAJKA O PLANECIE OPOLE

Dawno, dawno, miliony lat świetlnych temu, krążyła w kosmosie nie-

i zaczęliśmy radzić. Pierwszy dzień nie przyniósł rozwiązania, dopiero

wielka, a wręcz maleńka planeta ,,O”.

w siódmym dniu Rada Miasta podjęła decyzję, że Poleszek, Carrero

Mieszkańców nie było wielu, ale za to byli bardzo ruchliwi.

i Buttati pojadą na teren wroga i odkręcą śrubki od lasera. Maszyna

Zapomniałem dodać, że owi mieszkańcy to samochodziki. Nie takie

przestanie działać. Chłopcy bali się, ale nie mogli zawieść swoich bli-

zwykłe tylko wyścigowe. Przedstawię trzech najsłynniejszych, którzy

skich i całej planety. Plan polegał na tym, że Poleszek zwabi na siebie

zostali okrzyknięci bohaterami. Zielony to wielki spryciarz Carrero,

oczy wroga, a pozostała dwójka w tym czasie unieszkodliwi laser. Jed-

czerwony bardzo odważny Poleszek i niebieski przyjaciel wszystkich

nak, jak to często bywa plany się zmieniły.

zwierząt Butatti.

li strach w oczach, nie było po nich tego widać, dodawali otuchy

Była to wielka historia trzech kumpli, którzy mogli na sobie pole-

Trzej koledzy popędzili jak błyskawica na planetę Zig. Choć mie-

gać, ufać i rozwiązywać wspólnie wszystkie kłopoty.

jeden drugiemu: ,,Bracie, jakoś to będzie’’.

Mieszkańcy planety ,,O” słodko wiedliby życie, gdyby nie planeta

Z początku wszystko szło według planu. Poleszek zwabił wroga,

ZIG. Zigowie chcieli podbić naszą planetę i zawładnąć mieszkańca-

a pozostała dwójka udała się zniszczyć laser. Zapomnieli o strażni-

mi. Co kilka miesięcy robili naloty, z góry i z dołu, wymyślali rożne

kach, którzy pilnowali super broni. Pewnie zaczęli odkręcać śrubki,

sposoby, ale to nic nie dawało. Byliśmy twardzi, wspólnie udawało im

gdy nagle wyskoczyli Zigowie. Carrero i Buttatiti zaczęli uciekać.

się odeprzeć atak wroga.

Poleszek zobaczył, że jego kompani są w niebezpieczeństwie i ruszył

im na pomoc. Przez radio dowiedział się, że koledzy nie zdążyli znisz-

Pewnego razu przeciwnicy wymyślili nową broń. Wyglądała strasz-

nie, była wielka i miała ogromną moc. To nas przeraziło, byliśmy zała-

czyć lasera, więc nadał sygnał do kumpli, aby zrobili słynny zwrot.

mani, że to koniec cudownej planety ,,O ‘’.

Zapomnieliśmy, że każda maszyna ma swoje wady i często się

byli razem, w jednej pozycji.

psuje. Dowódca planety ,,O” zwołał wszystkich mieszkańców

Zawarczały silniki, gumy opon zaśmierdziały i ruszyli do ataku.

Dwa razy nie trzeba było powtarzać, w mgnieniu oka wszyscy trzej

59


Carrero chciał za wszelką cenę zniszczyć niebezpieczną broń, pojechał pod laser i z całej siły uderzył. Koledzy wiedzieli że to koniec. Ich przyjaciel nie mógłby tego przeżyć. W oddali słyszeli jak Carrero krzyczy: ,,O Pole...” i głos zamilkł. Nie zdążył dokończyć. Chciał przekazać Poleszkowi, żeby dalej walczyli i nie poddawali się ,,O Poleszku walcz”. Jego słowa usłyszeli wszyscy mieszkańcy Planety ,,O”. Zigowie jednak przed zderzeniem nacisnęli laser, ale wiązka uderzyła nie w planetę ,,O” tylko w planetę Zig. I takim sposobem zniknęli na zawsze.

Poleszek i Buttati udali się na planetę ,,O”. Wszyscy witali ich jako

zwycięzców, lecz oni nie czuli się bohaterami. Brakowało trzeciego muszkietera. Gdy wszyscy płakali za Carrero, nagle pojawił się, wrócił cały poobijany, porysowany, bez świateł i zderzaka. Ale żywy!!! Burmistrz Miasta ,,O” nadał nową nazwę planecie, na chwałę


Carrero, za jego poświęcenie i uratowanie planety. Nazwał plane-

– Bracie, słuchaj, nie ma co się dąsać! Ja i Poleszko zrezygnujemy

tę ,,Opole”, czyli ostatnie słowa, jakie wypowiedział Spryciarz oraz

z wyścigu i naprawimy koło, pojedziesz dalej, radził Buttati.

ogłosił zawody sportowe, wokalne i teatralne. Nasi bohaterowie brali

– Nie możecie tego zrobić! – odparł Carrero.

w nich udział. Największe szanse miał Carrero, był mocny we wszyst-

– Możemy! Wyścig nie jest dla nas ważny tak, jak dla ciebie! – odpo-

kich trzech tematach. Byliśmy spokojni o niego. Nam tak mocno nie

wiedzieliśmy.

zależało na wygranej, ale wiedzieliśmy, że on nie znosi porażki. Posta-

– Nie jesteśmy w tym najlepsi – odparł Poleszko.

nowiliśmy, że wszystko zrobimy, aby wygrał.

śmy się wszyscy z jego sukcesu.

Zawody rozpoczęły się o godzinie 9 rano od wyścigu, potem śpie-

Szybko naprawiliśmy oponę, spryciarz popędził i wygrał. Cieszyli-

wanie i na końcu teatr. Widać było, że Carrero ma tremę i denerwu-

Na końcu Carrero powiedział: ,,Prawdziwych przyjaciół poznaje

je się. Po cichu dodawaliśmy mu otuchy, że wszytko będzie dobrze

się w biedzie”.

i poradzi sobie, bo jest najlepszy.

Z drugą konkurencją Zielony nie miał żadnej trudności. Zaśpie-

– Ej stary, co się denerwujesz? Jesteś najszybszy, takich opon do driftu

wał naszą ulubioną piosenkę:

to nikt nie ma. – pocieszał Poleszek.

,,Słodkiego, miłego życia” w Narodowym Centrum Polskiej Piosen-

– No jasne, przecież masz najlepszy na świecie silnik? Wszyscy marzą

ki. Oczarował całe jury, wszyscy wołali: jeszcze raz, owacje były na

o takim – wspierał Buttati.

stojąco.

– Co ja bym bez was zrobił? Na was zawsze mogę polegać. – odparł

W ostatniej konkurencji okazało się, że będziemy musieli mu

Carrero.

pomóc, bo Carrero mylił tekst i trząsł się jak galareta. Zapytaliśmy

Gdy wybiła godzina 9 wszyscy ustawiliśmy się na linii startu

jury, czy możemy zagrać razem z nim, zgodzili się. Szybko zdobyliśmy

i czekaliśmy na sygnał. Wystartowaliśmy jednocześnie, trzymaliśmy

stroje do przedstawienia pt. ,,Koziołek Matołek” w Teatrze Lalki i

się blisko siebie do pierwszego zakrętu. Potem Carrero włączył super

Aktora im. A. Smolki. Oczywiście pokonaliśmy wszystkich konku-

turbo i wyprzedził wszystkich. Prowadził parę okrążeń i wtedy nastą-

rentów, byliśmy najlepsi.

piło najgorsze, złapał gumę. Całe plany i marzenia naszego przyjaciela

legły w gruzach.

Od tamtego zdarzenia Planeta OPOLE nie ma wokół siebie wrogów,

a jak są, to sobie z nimi nieźle radzi.

Cierpieliśmy razem z nim. Przez chwilę byliśmy załamani, ale tyl-

Całość wygrał nasz druh i kompan Carrero, byliśmy dumni.

ko chwilę. Potem Buttati wpadł na świetny pomysł.

61


Joanna Walenciak O CHMURCE, KTÓRA W OPOLU ZAMIESZKAŁA

Na błękitnym niebie, tam obok Słoneczka, mieszka sobie mała, puszysta owieczka. Lecz przecież owieczki po łące biegają i soczystą trawkę ze smakiem zjadają. Kim jest więc owieczka co po niebie płynie i wkrótce zawita w opolskiej krainie? Czy wszyscy rozwiązanie zagadki tej znacie? Tak, brawo! To Mała Chmurka, której przygody w tej bajce poznacie.

62


Ze snu budził się kolejny, czerwcowy poranek. Po długiej i ciepłej

Dopiero teraz, kiedy Wietrzyk uznał, że już wszystko jest w jak naj-

nocy, zaspane chmury, leniwie sunęły po szarym, bezkresnym niebie.

lepszym porządku rozpoczął podniebną zabawę w ganianego. Była

Wietrzyk, którego zazwyczaj o tej porze trzymały się psoty, tym

to jego ulubiona zabawa, w którą potrafił się bawić całymi godzina-

razem uważnie pilnował, aby żadna chmura przez swoją nieuwagę

mi. Dorosłe chmury na wszelki wypadek, aby nie stracić przy tym

zbytnio nie oddalała się od pozostałych.

zbyt wielu kropli deszczu, postanowiły rozpłynąć się po całym niebie

Mimo, że dookoła panował jeszcze półmrok, to gdzieś w oddali

i z boku przyglądać się niezwykłym harcom.

słychać już było wyraźne dźwięki budzącej się przyrody.

Z odgłosów tych można było odróżnić szelest liści drzew rosną-

kowo pięknych kolorów. Niebo stało się niezwykle błękitne.

cych niedaleko drogi, szum łanów zbóż i traw porastających pobli-

Chmury, które nad ranem kojarzyły się z wielkim kłębowiskiem

skie pola i łąki, a także śpiew ptaków, który z minuty na minutę

szarej wełny, teraz swoim wyglądem przypominały stosy ułożonych

wydawał się coraz bardziej głośny.

lodów śmietankowych.

Na krótką chwilę przed zaplanowanym wschodem Słonka cała

przyroda aż wrzała z radości. Wszyscy tylko wypatrywali pierwszych

bawie, teraz nie mogła oderwać oczu od wyłaniającego się z oddali

promieni, ale Słonka jak nie było, tak nie było. Już nawet sam Wie-

dużego miasta i im szybciej płynęła po niebie, tym bardziej była nim

trzyk, aby mieć lepszą widoczność wzbił się ze świstem ponad chmu-

zachwycona.

ry.

– Patrzcie! Patrzcie! – wołała –To chyba zaczarowane miasto?

Nagle wszystko umilkło, a dookoła zapanowała dziwna

Minęło południe. W niedługim czasie cała kraina nabrała wyjąt-

Mała Chmurka, która całe przedpołudnie spędziła na wesołej za-

W samym jego sercu rozpościerał się rynek z ogromnym Ratu-

cisza. Wówczas zza horyzontu dobiegł wszystkich cichutki głosik.

szem, który ze wszystkich stron był otoczony kolorowymi kamieni-

– Ojej, to już tak późno! Pewnie już wszyscy na mnie czekają, a ja

cami o tysiącach błyszczących okiem. Nie opodal tego rynku wy-

nawet nie jestem jeszcze uczesane!

soko w niebo wzbijały się dwie dostojne wieże przepięknej Katedry.

W jej pobliżu znajdowała się jeszcze jedna wieża, która wyjątkowo

Okazało się, że Słonko najzwyczajniej w świecie zaspało.

– Wietrzyku, Wietrzyku, Wietrzyku! – wołało Słonko – Pomóż mi

wyróżniała się na tle całego miasta. Była to Baszta Piastowska.

proszę rozczesać moje zaplątane promyczki.

– Czy ktoś potrafi powiedzieć, co to jest za miasto? – bezustannie

dopytywała Chmurka.

A że Wietrzyk słynął ze spełniania dobrych uczynków sprawił, że

już po chwili nad horyzontem rozbłysnęły pierwsze promyki Słonka.

W tej właśnie chwili obok Małej Chmurki przefruwał mały ptaszek.

63



– Ptaszku! Kochany Ptaszku! Powiedz proszę czy wiesz jak nazywa

i przedszkoli, w których za każdym razem spotykała uśmiechnięte

się to miasto?

twarze dzieci. Kroplami drobnego deszczu budziła czerwone dachy

– To jest Opole Mała Chmurko – odpowiedział przepięknym

domów, podlewała w parkach kwiatowe rabatki. W jednym z ogród-

głosikiem ptaszek – Tutaj też mieszkam. – dodał po chwili.

ków działkowych Mała Chmurka poznała nawet rodzinę Państwa

– Opole? – powtórzyła szczęśliwa Chmurka, której od razu bardzo

Ślimaków, która zaprosiła ją na kolejną herbatkę.

spodobała się ta nazwa – A opowiesz mi coś więcej o twoim mieście?

– Ach, jak tu pięknie – wzdychała – Jeszcze nigdy wcześniej nie

– Jest to bardzo niezwykłe miasto. Tutaj w czerwcowe dni Opole

widziałam tak magicznego miejsca.

budzi się i zasypia otulone dźwiękami muzyki. Słyszałem nawet kie-

dyś, że ludzie nazywają je Stolicą Polskiej Piosenki.

kolorowe autobusy, które musiały zatrzymać się na czerwonym świet-

– Od razu wiedziałam, że to miasto jest zaczarowane. – podskaki-

le na jednym z większych skrzyżowań Opola. W jednym z parków

wała Mała Chmurka. A czy mogłabym z Tobą chociaż przez chwilkę

Starszy Pan, który wyszedł na spacer ze swoim psem, schował się

z bliska przyjrzeć się jego mieszkańcom?

szybko przed nią pod dużym zielonym parasolem.

– Oczywiście, gorąco zapraszam. – odpowiedział ptaszek.

Zbliżał się ciepły wieczór. Słonko już prawie chyliło się ku za-

Mała Chmurka w towarzystwie ptaszka długo przyglądała się

chodowi, kiedy to Mała Chmurka z całego serduszka zapragnę-

życiu mieszkańców Opola. Zaglądała do błyszczących okien szkół

ła zamieszkać w Opolu razem ze wszystkimi jego mieszkańcami.

W drodze powrotnej, Mała Chmurka spotkała jeszcze dwa

65


I nagle, ku jej zdziwieniu, stało się coś bardzo nieprawdopodobne-

Błękit opolskiego nieba

go. W chwili gdy dotknęła swoją stópką chodnika, jej śnieżnobiała spódniczka rozwinęła się w najpiękniejszą tęczę jaką tylko można

Na błękitnym niebie, tam obok Słoneczka,

było sobie wyobrazić. Tęcza była widoczna jeszcze przez długi czas,

Mieszka sobie mała puszysta owieczka.

a Mała Chmurka już wiedziała, że odnalazła swoje miejsce. Szybko

Nocą często na niej ptaszki zasypiają,

też zasnęła, a przez sen szeptała jeszcze:

A w dzień jej dziękują i pięknie śpiewają.

– Dobranoc kochani mieszkańcy. Życzę Wam wszystkim spokoj-

nych snów. Dobranoc moje miasto, moje kochane Opole.

To wesoła Chmurka na opolskim niebie,

Dzień, w którym nad Opolem pojawiła się niezwykle piękna

Ta Mała Chmurka patrzy się na Ciebie.

tęcza, do tej pory pamiętają wszyscy jego mieszkańcy. Natomiast

To wesoła Chmurka na opolskim niebie,

ptaszki, bardzo często spotykając się z Małą Chmurką postanowi-

Ta Mała Chmurka patrzy się na Ciebie.

ły z kolei ułożyć dla niej piosenkę, którą mam nadzieję spróbujecie razem zaśpiewać.

Czasem schodzi rankiem po Słonka promyku, By obudzić miasto strugami deszczyku. Ratusz kropi rosą, myje wszystkie ławki, Uśmiechnięte okna, dachy i huśtawki. To wesoła Chmurka na opolskim niebie, Ta Mała Chmurka patrzy się na Ciebie. To wesoła Chmurka na opolskim niebie, Ta Mała Chmurka patrzy się na Ciebie. Słowa piosenki: Joanna Walenciak Muzyka: Grzegorz Walenciak

66



SPIS TREŚCI

Bajki nagrodzone w kategorii Dziecięcej Ola Rachwalik JAK KLUSKI ŚLĄSKIE NA TALERZ KRÓLEWSKI TRAFIŁY

6

Eliza Jończyk W OPOLU WSZYSTKO GRA

10

Michał Dawid O TYM, JAK POWSTAŁ OPOLSKI CEMENT

12

Milena Krzyścin TAJEMNICA PEWNEGO PLACU

15

Kamil Garbowski, Michał Okrzos UCZNIOWSKA OPOWIEŚĆ O OPOLU

18

Bajki nagrodzone w kategorii Dorośli Beata Zawrzewska PIES PODRÓŻNIK

22

Joanna Wysocka O CZASIE, CO SIĘ W OPOLU ZATRZYMAŁ

30


Małgorzata Szymańska PRAWDZIWY SKARB

6

Renata Grzona OPOWIADANIE O OPOLU

39

Joanna Delewska BAJKA O KAROLU, CO MARZYŁ W OPOLU

44

Bajki Wyróżnione Julia Sobieszczyk LEGENDA O OPOLU

48

Kaja Sołtys BAJKA DLA DUŻYCH DZIECI

51

Patryk Kuczerek BAJKA O OPOLU

56

Kamil Oleszycki BAJKA O PLANECIE OPOLE

59

Joanna Walenciak O CHMURCE, KTÓRA W OPOLU ZAMIESZKAŁA

62


IMPRESSUM




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.