Wolność zagrożona! Rzeczy Wspólne nr 7

Page 1

„Rzeczy Wspólne” to kwiat nowego pokolenia polskiej inteligencji. Prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog „Rzeczy Wspólne” są odtrutką na zalewający nas „postpolityczny” bełkot. Bronisław Wildstein, pisarz i publicysta „Rzeczy Wspólne” to najciekawszy obok „Arcanów” periodyk prawicy intelektualnej. Ludwik Dorn, b. Marszałek Sejmu „Rzeczy Wspólne” próbują spojrzeć na kwestie publiczne nie przez pryzmat personalnych sympatii i antypatii, tylko przez pryzmat realnych problemów, które mają Polska i Polacy. Prof. Antoni Dudek, historyk

Wesprzyj „Rzeczy Wspólne”! Kwartalnik „Rzeczy Wspólne” to priorytetowy projekt Fundacji Republikańskiej służący podnoszeniu jakości debaty publicznej i formowaniu przyszłych elit intelektualnych i państwowych w duchu prymatu dobra wspólnego. Choć regularne wydawanie i promowanie kwartalnika jest ogromnym obciążeniem finansowym i organizacyjnym dla młodej instytucji obywatelskiej, jaką jest Fundacja Republikańska, nie chcemy rezygnować z tworzenia prestiżowego pisma, które w ciągu półtora roku istnienia na rynku zdobyło sobie rzeszę oddanych Czytelników. Stale pracujemy nad dostosowaniem pisma do Państwa oczekiwań. Organizujemy kolejne spotkania i debaty dla Czytelników, wprowadzamy nowe kanały dystrybucji, rozbudowujemy prenumeratę. Dzięki wsparciu Darczyńców studentom i uczniom szkół średnich oferujemy nasze pismo w prenumeracie w cenie 16 złotych za numer. Jeżeli chcesz wesprzeć istnienie i rozwój „Rzeczy Wspólnych” rozważ dołączenie do grona Prenumeratorów lub Darczyńców.

Wejdź na stronę

www.rzeczywspolne.pl/prenumerata lub zamów pismo mailem pod adresem prenumerata@rzeczywspolne.pl. Rozważ wsparcie finansowe działań Fundacji Republikańskiej! Nawet niewielkie regularne wpłaty mają dla nas wielkie znaczenie. Fundacja Republikańska Alior Bank 84 2490 0005 0000 4520 9156 1754 z dopiskiem „darowizna na cele statutowe”


nr 7 (1/2012)


W numerze: Wolność zagrożona

ryzys Unii czy K kapitalizmu?

Okradani z wolności – Bartłomiej Radziejewski

6

Wielkie spełnienie, czyli postliberalizm po polsku – Zdzisław Krasnodębski

40

III RP kłopot z wolnością – Piotr Gociek

50

Mit wolności gospodarczej – Krystyna Pawłowicz

62

Bądź grzeczny, bo kamera patrzy! – rozmowa z Małgorzatą Szumańską

72

Niekochany buldog republiki. Dlaczego godzimy się na utratę wolności słowa? – Wiktor Świetlik

78

158

Unia walutowa na równi Łukasz Czernicki

168

Książki i polemiki Demokrator (fragment powieści) – Piotr Gociek

178

O pożytkach z czytania Baumana. Z Horubałą spór o metodę – Andrzej Maśnica

192

Do bazy przez nadbudowę. Jak skrajna lewica zawłaszcza polską kulturę – Remigiusz

92

100

Palacz jako chłopiec do bicia – Stanisław Tyszka

106

O przyczynach tyranii prawa i prawników (w Polsce i nie tylko) – Jacek Siński

Euro rozsadza Europę – rozmowa

pochyłej – Krzysztof Bosak,

Nie ma demokracji bez informacji – Paweł Dobrowolski

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

150

z Wilhelmem Hankelem

Przeciwko lewackiej ekstremie – rozmowa z grupą The Krasnals 86 Jak państwowe dotacje (nie) służą kulturze i obywatelom – Piotr Trudnowski

Komunizm dla bogatych – Grzegorz Pytel

Idee: Nędza liberalizmu

Włast-Matuszak

206

CDN Co. – Mateusz Kędzierski

216

Od wojny zimnej do permanentnej – Michał Krupa

O republikanizm insurekcyjny – Marcin Horała

112

226

Satyra republikańska

134

220

Heroizm wystawiania tyłka – Marek Wróbel

232


Rzecz wstępna Wolność obywatelska w Polsce jest zagrożona. Największa, i wciąż rosnąca, liczba podsłuchów w Europie, ograniczanie dostępu do informacji publicznej, opresyjność prawa i urzędów – to smutne prawdy znane każdemu uważniejszemu obserwatorowi polskiej polityki. Jednocześnie prawdy te nie docierają do świadomości masowej publiczności. Budzą zbyt słaby opór, by proces ograniczania wolności zatrzymać. Czy to obywatele nie chcą o nich wiedzieć, czy też uwikłane w polityczne zależności media manipulują przekazem? W tym numerze „Rzeczy Wspólnych” staramy się pokazać oba te zjawiska. Sądzimy też, że po przeszło dwóch dekadach niepodległości należy wyciągnąć wnioski z sytuacji, w której niemal nieustannie słysząc o wolności, mamy jej coraz mniej – pod każdym istotnym względem. Od 1989 roku ideologią dominujących w Polsce elit jest liberalizm, w filozoficznym sensie tego słowa. Dziś, gdy dwa jego główne, dawniej konkurencyjne ośrodki: gdański z premierem Donaldem Tuskiem i warszawski z redaktorem Adamem Michnikiem, połączyły się w ścisłym sojuszu – może już w jednej formacji – erozja swobód obywatelskich jest największa od wielu lat. Czy to nie zaskakujące, jak na panowanie ludzi z wolnością na ustach i sztandarach? Bynajmniej, jeśli przyjrzeć się uważnie ich ideologii – i to nie tylko w lokalnej odmianie. Michael J. Sandel przestrzegł kiedyś, że liberalizm prowadzi do nieliberalnych konsekwencji. Dziś staje się coraz jaśniejsze, że miał rację. Idea wolności oderwana od

pojęć dobra i prawdy, ignorująca potrzebę kształcenia samoświadomych obywateli i istnienia silnej, niezależnej wspólnoty politycznej, stopniowo degeneruje się i wyradza we własne przeciwieństwo. Zgodnie z chińskim złorzeczeniem, żyjemy w ciekawych czasach, także dlatego, że przyszło nam proces owej fatalnej metamorfozy obserwować i odczuwać. W polskich warunkach jest to o tyle paradoksalne, że mamy do dyspozycji tradycję intelektualną i polityczną, która unika liberalnych pułapek, zachowując liberalne zalety. Jest nią nasza wersja republikanizmu. Sądzimy, że najwyższa pora, aby sformułować go jako stanowisko zarazem wolnościowe, wspólnotowe oraz państwowe, jak i antyliberalne. Uwspółcześniony republikanizm powinien być alternatywą, a nie korektą. Temu poświęciliśmy działy: „Wolność zagrożona” i – w nawiązaniu do formuły anglosaskich antyliberałów – „Nędza liberalizmu”. Natomiast w bloku „Kryzys Unii czy kapitalizmu?” staramy się dostrzec prawidłowości w chaosie, jaki ogarnął Europę. Nie jest on bez związku z tematem numeru. Siódmy numer „RW” przygotowaliśmy w poszerzonej formule. Znajdą w nim Państwo film o środowisku wydającej nasz kwartalnik Fundacji Republikańskiej „To nie jest kraj dla młodych ludzi”, wzbogacony dział książkowy i więcej niż zwykle esejów i analiz. Zapraszamy do lektury – i do oglądania. Bartłomiej Radziejewski Redaktor naczelny


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKANSKIE

nr 7 (1/2012)

List prezesa Fundacji Republikańskiej Marcina Chludzińskiego do Czytelników

Drodzy Czytelnicy „Rzeczy Wspólnych” Fundacja Republikańska ma za sobą rok wytężonej pracy i znaczących sukcesów. Nasza obecność w debacie publicznej w ostatnim roku była intensywna i skuteczna. Projekty oparte na republikańskich wartościach, takie jak deregulacja zawodów czy propozycje podatkowe związane z polityką prorodzinną – były widoczne w przestrzeni publicznej. Niektóre z nich zostały wkomponowane w program rządu (projekt deregulacji zawodów), inne pojawiły się w programie opozycji. To oddaje nasz sposób działania – jesteśmy rzecznikiem rozwiązań sprzyjających dobru wspólnemu, zależy nam na ich realizacji dla rozwoju Polski, działamy ponadpartyjnie. W roku 2011 rosła grupa naszych ekspertów, których obecnie mamy już prawie pięćdziesięciu. Wydajemy regularnie „Rzeczy Wspólne” – w minionym roku ukazały się cztery numery pisma. Kwartalnik zyskuje coraz większe znaczenie: jest czytany, cytowany w mediach głównego nurtu, a prezentowane w nim poglądy stają się ważnym punktem odniesienia w debacie publicznej. Rozwijamy także działalność formacyjną i edukacyjną: zorganizowaliśmy szkołę letnią dla studentów, regularnie odbywają się nasze debaty, Spotkania Czwartkowe, Kongresy Republikańskie. Udało nam się wyprodukować film „To nie jest kraj dla młodych ludzi”, załączony do tego numeru. Już dziś zapraszamy wszystkie obywatelskie środowiska lokalne do współpracy przy organizacji pokazów filmu. Czekamy na zaproszenia! To Wy, adresaci tego listu, jesteście siłą napędową Fundacji Republikańskiej. To dzięki Wam możemy prowadzić naszą działalność coraz skuteczniej. Zakup „Rzeczy Wspólnych”, wpłata darowizny czy udział w naszych inicjatywach to Wasz realny wkład w dalszy rozwój Fundacji. Utrzymujemy się z darowizn oraz sprzedaży projektów merytorycznych naszego autorstwa – nie korzystaliśmy dotychczas z grantów publicznych i chcemy, by dobrowolne wsparcie obywateli nadal było podstawowym źródeł finansowania naszej działalności. Rok 2012 będzie próbą wejścia na kolejny szczebel rozwoju. Dwie zasadnicze zmiany związane są z działaniem Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej (CAFR) oraz Ruchem Republikańskim.

4


Działania CAFR będą się koncentrować wokół kilku ważnych dla Polski i Polaków spraw, takich jak: –  przeciwdziałanie kryzysowi demograficznemu poprzez tworzenie realnych propozycji na rzecz rodziny i dzietności, –  wskazywanie możliwych oszczędności w administracji publicznej, w tym monitorowanie rozrostu biurokracji i efektywności jej działania, –  kontynuacja działań związanych z deregulacją prawa i ograniczeniem omnipotencji państwa, –  kontynuacja prac ukierunkowanych na uproszczenie i zwiększanie efektywności systemu podatkowego. W każdym z tych obszarów zaprezentujemy nasz republikański program oraz przejdziemy do fazy przygotowania projektów legislacyjnych. Tematy chcemy szerzej prezentować w mediach. Będziemy mówić o konkretnych propozycjach i ich skutkach dla obywateli. Nadchodzący rok będzie też czasem rozwoju Ruchu Republikańskiego. Wiele osób chce współtworzyć nasze środowisko, współpracować na poziomie lokalnym lub regionalnym. Ruch Republikański będzie formułą, która to umożliwi. W poszczególnych miastach powstaną kluby republikańskie: lokalne platformy dyskusji, ale też konkretnego działania – np. organizowania poparcia dla propozycji programowych. Wkrótce ogłosimy szczegóły tej inicjatywy. Wasz udział w Ruchu Republikańskim jest konieczny, jeżeli chcemy zmieniać Polskę w większym stopniu, niż udawało się nam dotychczas. Bądźcie aktywnymi współtwórcami naszych działań. Kupujcie „Rzeczy Wspólne”, rozważcie comiesięczne darowizny na rzecz naszych działań, włączcie się w tworzenie lokalnego klubu republikańskiego. Pierwszym krokiem do szerszego zaangażowania może być zamówienie prenumeraty (s. 239) i wypełnienie deklaracji darczyńcy zamieszczonej na końcu pisma (s. 237). Każda złotówka jest dla nas ważna, bo pozwoli nam zaplanować skuteczne działania w 2012 roku. Na koniec życzę Państwu roku pełnego nadziei i owocnej pracy dla dobra wspólnego, Polski. Działania Fundacji pokazują, że warto podejmować konkretne inicjatywy, w wielu sytuacjach prowadzące do zmian systemowych, nawet mimo pozornie niesprzyjających okoliczności. Zapraszam do kontaktu osobistego: marcin.chludzinski@republikanie.org Marcin Chludziński, prezes Fundacji Republikańskiej

5


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Wielkie spełnienie,

czyli postliberalizm po polsku Zdzisław Krasnodębski

Jako ideowa formacja polski liberalizm doznał zupełnego niemal uwiądu – w druku nie ukazuje się niemal nic godnego lektury i polemiki, nie pojawiła się żadna nowa idea, ograniczono się do straszenia PiS-em i propagandy prorządowej. Rozkwitł natomiast w praktyce, można rzec, że znalazł swoje spełnienie w Polsce Tuska, wreszcie zrealizował swoją istotę. Po pierwszej fazie, przyszedł w drugiej kadencji rządów PO czas, w którym można zinstytucjonalizować głębokie przemiany Polski dokonane w ostatnich latach.

40


Wolność zagrożona

Wielkie spełnienie, czyli postliberalizm po polsku – Zdzisław Krasnodębski

41


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

„Demokracja peryferii”, w której zajmowałem się szczególnym wariantem polskiego liberalizmu jako dominującą filozofią publiczną III RP, kończyła się

także pokazywać polską wielkość. Podjęto próbę uporania się z komunistyczną przeszłością, co znalazło wyraz w ustawie lustracyjnej, która po raz

Po 2007 roku – i tym bardziej po 2010 – okazało się, że nie idzie o rzekomo gwałcone zasady, lecz po prostu o władzę w rękach ludzi, którym wydaje się, że się im ona z naturalnych względów należy. stwierdzeniem, że liberalizm w jego polskiej, pookragłostołowej wersji wyczerpał swoje możliwości. Rzeczywiście wkrótce potem zaczęła się nowa epoka. Wzbierała niechęć do rządów Leszka Millera i SLD. Afera Rywina ostatecznie pogrążyła Millera, ale także bardzo nadwyrężyła reputację Adama Michnika, jednego z ojców założycieli III RP i głównych twórców „polskiego liberalizmu”. Jednak potem zamiast koalicji dwóch partii, deklarujących konieczność radykalnej przebudowy III RP, nastąpił ostry konflikt trwający do dziś. Mimo to w latach 2005-2007 usiłowano realizować wiele z formułowanych wcześniej postulatów i budować IV RP. Próba zmiany Dzisiaj widzimy, że był to zupełnie wyjątkowy okres. Niektóre dokumenty z tamtego czasu czyta się dzisiaj jakby pochodziły z bardzo odległej epoki. W centrum władzy pojawili się nowi ludzie. Dotychczasowe pokomunistyczne i posolidarnościowe elity musiały chwilowo je opuścić. Zmieniła się polityka historyczna. Zamiast koncentrować się na polskich winach, zaczęto

42

pierwszy miała objąć także środowiska dotąd nietknięte, jak sędziowie czy profesorowie uniwersyteccy. Odwołanie się do katolicyzmu jako zwornika polskiej tożsamości stało się czymś oczywistym. Polityka zagraniczna stała się bardziej samodzielna. „Kicz” pojednania polsko-niemieckiego skończył się dość gwałtownie, a zaczęła ostra dyskusja o pamięci i historii, o systemie głosowania w Unii, o relacjach z Rosją i z USA. W negocjacjach traktatu lizbońskiego Polska była ważnym, trudnym partnerem, choć ostatecznie zaakceptowała kompromis. Niewątpliwie punktem kulminacyjnym nowej polityki zagranicznej była słynna wyprawa Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi wraz z prezydentami Ukrainy, Litwy i Estonii oraz premierem Łotwy, by ratować Gruzję. Trudno sobie wyobrazić, że dzisiaj byłoby to możliwe. Polska nie byłaby już w stanie zebrać wokół siebie tylu sprzymierzeńców z regionu, nie mówiąc już o mobilizacji do tego rodzaju niebezpiecznej misji głów państw. No i prawdopodobnie nikt już z Unii Europejskiej nie pofatygowałby się do Moskwy, by powstrzymywać Rosję.


Wolność zagrożona

Wielkie spełnienie, czyli postliberalizm po polsku – Zdzisław Krasnodębski

Pojawił się wówczas również wyjątkowy jak na III RP pluralizm w mediach. „Gazeta Wyborcza” straciła monopol ideotwórczy. Wydawany przez niemiecki koncern „Dziennik” rzucił jej bezpośrednie, choć krótkotrwałe, wyzwanie. „Rzeczpospolita” stała się najważniejszym opiniotwórczym dziennikiem konserwatywnym, „Wprost” tygodnikiem śmiało podejmującym istotne problemy polityczne. W telewizji publicznej pojawiły się zupełnie nowe twarze, a jej prezesem na krótko został Bronisław Wildstein, jeden z najwybitniejszych polskich intelektualistów, znany z niezależności poglądów. Kontrrewolucja establishmentu Wszystko to wywołało gwałtowną reakcję establishmentu. Pisano o zawłaszczaniu państwa, o skoku na media. Lustracja wywołała gwałtowny opór środowisk akademickich, gorliwie podsycany przez media. Krytykowana była polityka zagraniczna jako nieefektywna, konfliktowa, izolująca Polskę, antyeuropejska. Za granicą, szczególnie w Niemczech, Polska była przedstawiania jako kraj ogarnięty homofobią i nacjonalizmem. Po 2007 roku – i tym bardziej po 2010 – okazało się, że nie idzie o rzekomo gwałcone zasady, lecz po prostu o władzę w rękach ludzi, którym wydaje się, że się im ona z naturalnych względów należy. Wkrótce nikt już nie pamiętał ani o potępianiu zawłaszczania państwa, ani o apolityczności służby cywilnej, ani o odpartyjnieniu mediów publicznych, na które znowu trzeba płacić abonament, ani o prawach opozycji,

ani o szacunku dla urzędu prezydenta. Nastąpiła skuteczna kontrrewolucja establishmentu. Jego odłamy podzieliły się władzą, uznając hegemonię PO, która zręcznie rozdaje przywileje, pacyfikując potencjalnych krytyków i nagradzając pomocników – posypały się ordery i stanowiska. Nikt, najlichszy nawet zapiewajło, nie pozostał bez nagrody. Ukoronowaniem procesu restauracji jest powrót Leszka Millera do sejmu i na stanowisko przewodniczącego SLD, polityków Unii Demokratycznej do Pałacu Namiestnikowskiego, „Gazety Wyborczej” do dominacji na (kurczącym się co prawda) rynku prasowym oraz – w roli pioniera łączącego autostradami Polskę z Berlinem – Jana Kulczyka do orszaku prezydenta RP. W zasadzie brakuje już tylko Lwa Rywina na stanowisku prezesa telewizji. Ale on, nieszczęsny, zadarł przecież z „Agorą”. Ideowy uwiąd w dobie postpolityki Co zaś stało się z „polskim liberalizmem”? Jak zmieniło go to polityczne zwycięstwo – fakt, że do pełni władzy, potwierdzonej ponownym zwycięstwem w wyborach, doszła formacja, która kiedyś odwoływała się do liberalnej tradycji (choć w wersji gdańskiej, nie warszawsko-krakowskiej)? Otóż jako ideowa formacja polski liberalizm doznał zupełnego niemal uwiądu – w druku nie ukazuje się niemal nic godnego lektury i polemiki, nie pojawiła się żadna nowa idea, ograniczono się do straszenia PiS-em i propagandy prorządowej. Rozkwitł natomiast w praktyce, można rzec, że znalazł swoje spełnienie w Polsce Tuska, wreszcie

43


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

zrealizował swoją istotę. Po pierwszej fazie – fazie ostrożnych, ewolucyjnych kroków – przyszedł w drugiej kadencji rządów PO czas, w którym można zinstytucjonalizować głębokie przemiany Polski dokonane w ostatnich latach – równie głębokie, jak te, które dokonały się w pierwszych latach „transformacji”, co dopiero teraz zaczyna docierać do świadomości szerszej rzeszy Polaków. Charakterystyczna dla liberalizmu niechęć do polityczności została teraz doprowadzona do skrajności – w 2007 radośnie obwieszczono „postpolitykę”, a więc daleko idącą depolityzację Polaków. Miano już tylko administrować, a nie rządzić. Zaniknęło niemal zupełnie tak kiedyś częste odwoływanie się do społeczeństwa obywatelskiego, jednego ze sztandarowych pojęć polskiego liberalizmu. Obecnie wszelkie formy samoorganizacji społeczeństwa, poza charytatywnymi, postrzegane są jako zagrożenie dla władzy, jako zbędny kłopot utrudniający rządzenie, niepotrzebne zakłócenie procesu podejmowania decyzji. Polacy mają oddać głos w wyborach, potem co najwyżej mogą pertraktować z władzą jako poszczególne klientelistyczne grupy, najlepiej jednak by siedzieli przed telewizorem, przy grillu lub w pubie. Emocje polityczne zostały skanalizowane i sprowadzone do ekscytacji kolejnymi rozłamami w PiS i do oburzania się bulwersującymi słowami Jarosława Kaczyńskiego. Polacy mają się cieszyć „ciepłą wodą w kranie”, „Polską w budowie”, „zieloną wyspą”, modernizacją i dobrobytem,

44

pochwałami zagranicy, prezydencją i Jerzym Buzkiem. Dopiero teraz zaczęto straszyć ich kryzysem i poproszono o finansowe wsparcie Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Przy czym owa „modernizacja” nie była rozumiana jako budowa silnej gospodarki, konkurencyjnej wobec innych gospodarek europejskich, jako podstawa siły państwa, jako zbiorowe dokonanie, lecz głównie jako otwarcie możliwości indywidualnej konsumpcji, możliwej dzięki dotacjom europejskim. Inni w tym myśleniu nigdy nie są konkurentami, lecz tylko partnerami i darczyńcami. Coraz słabszym zapewnieniom o przywiązaniu do zasad wolnego rynku towarzyszy propagowanie poglądu, że głównym czynnikiem rozwoju Polski są fundusze Unii Europejskiej, co znalazło wyraz w ostatniej kampanii wyborczej, z jej głównym hasłem zapewnienia 300 miliardów złotych z kasy Unii. Ostatecznie „wolnorynkowość” sprowadza się do obrony interesów wielkich koncernów zachodnich działających na terenie Polski, interesów najbogatszych Polaków i interesów najbogatszych regionów Polski. Minimalizacja państwa Skutecznie natomiast realizowano w ostatnich latach politykę minimalizacji państwa. Nie oznacza ona oczywiście ograniczania biurokracji czy własnych przywilejów. Nie oznacza także zmniejszenia represyjności, bo rząd nie waha się użyć siły wobec swoich krytyków – zwłaszcza takich, na których łatwo jest napuścić opinię publiczną.


Wolność zagrożona

Wielkie spełnienie, czyli postliberalizm po polsku – Zdzisław Krasnodębski

Zwalczanie korupcji podporządkowane zostało celom politycznym. Afery szkodzące rządzącym są bezczelnie tuszowane, jak było w przypadku afery hazardowej, z drugiej strony od czasu do czasu ujawnia się dawne nadużycia i przestępstwa, które już przed laty powinny być zbadane i osądzone. Służy to dyscyplinowaniu potencjalnych

liberałów, że wreszcie uda się trwale roztopić tak nielubianą przez nich Polskę w Europie. Jeśli zatem jeszcze niedawno walczono o większą „podmiotowość”, to dzisiaj zagrożona jest suwerenność nawet w najbardziej elementarnym sensie. Europeizm polskiego establishmentu przeszedł w euroserwilizm,

Ostatecznie „wolnorynkowość” sprowadza się do obrony interesów wielkich koncernów zachodnich działających na terenie Polski, interesów najbogatszych Polaków i interesów najbogatszych regionów Polski. przeciwników czy konkurentów do władzy. Taki charakter miały, jak się wydaje, ostatnie niejasne działania wobec generała Gromosława Czempińskiego, czołowej postaci III RP i, jeśli wierzyć jego deklaracjom, jednego z twórców PO, najpierw zatrzymanego, a następnie szybko zwolnionego za kaucją. Zapewne jego sprawa skończy się podobnie jak afera ze szwajcarskimi kontami lewicy. Minimalizowanie państwa polskiego oznacza przede wszystkim osłabianie go jako podmiotu politycznego w relacjach zewnętrznych i pozbawianie możliwości wpływu Polaków na zasadnicze decyzje w nim podejmowane, co sprawia, że to państwo w coraz mniejszym stopniu jest „ich” państwem, wyrazem i narzędziem realizacji ich woli i ich przekonań. Obecny kryzys i podjęte przez Niemcy i Francję działania na rzecz budowania „unii fiskalnej” wzmocniły nadzieję polskich

w aprioryczną zgodę na wszystkie propozycje Berlina i Paryża, byle tylko być „w pierwszym kręgu”. W związku z tym pogrzebano nawet to, co wydawało się aksjomatem polityki zagranicznej III RP – „giedroyciową” politykę wschodnią. Pierwszym wyrazem bezsiły i kapitulacji była tragedia smoleńska i skandal posmoleński. Jednocześnie jeszcze bardziej związała ona zwolenników, zwłaszcza „inteligenckich”, z PO w formie „brudnej wspólnoty”. W półtora roku później taka sama kapitulacja dokonała się w polityce europejskiej – i choć okoliczności były mniej dramatyczne, jej konsekwencje będą równie poważne. Upadek debaty Depolityzacja polega także na tym, że zamarły niemal dyskusje ideowe, które dotyczyłyby kształtu polskiej demokracji i kierunków polityki Rzeczypospolitej, co oczywiście nie znaczy, że nie toczą

45


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

się mniej lub bardziej niszowe dyskusje „eksperckie”, dotyczące poszczególnych dziedzin czy problemów. Dyskusja ma sens tylko wtedy, gdy dyskutujący traktują dostatecznie poważnie własne argumenty i argumenty strony przeciwnej. Nie trzeba zakładać, że można przekonać drugą stronę, bo w warunkach polskich byłby to zupełnie oderwany od rzeczywistości idealizm, wystarczy minimalne założenie, że argument się liczy i że trzeba odpowiadać nań argumentem, a nie drwiną i obelgą czy argumentem ad hominem. Tymczasem podważanie „godnościowych fundamentów prezydentury” niemal od razu stało się podważaniem godnościowych fundamentów życia publicznego w ogóle. Już nie chodziło o argument, ale o wygląd, nazwisko itd. Oczywiście od samego początku III RP spory polityczne żadną miarą nie mogły uchodzić za dżentelmeńskie. Słowo „oszłom” ukuto przecież już w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Jednak starano się przynajmniej zachować pozory. Jeśli porównamy „GW” sprzed lat i obecną, widzimy zasadnicze różnice. Zniknęły sążniste artykuły, dziennikarzy i publicystów z intelektualnymi ambicjami wyparli młodsi „redaktorzy”, którzy porzucili wszelkie tego rodzaju aspiracje na rzecz dość prostackiego „dawania oporu” i „dowalania” oponentowi. Zresztą w roli głównego medium III RP „GW” i tak została zastąpiona przez TVN, a miejsce „Gazety Świątecznej”. „Tygodnika Powszechnego” i „Niezbędnika inteligenta” jako głównej pożywki duchowej zajęło „Szkło kontaktowe”. I nic lepiej nie wyraża tej ewolucji niż jakże trafna obserwacja Kuby Wojewódzkiego w rozmowie

46

z Adamem Michnikiem, że tylko on mu pozostał. W nowym „dyskursie” III RP można powiedzieć wszystko, by za chwilę twierdzić coś zupełnie innego. Znane są liczne przypadki ludzi, którzy w ostatnich latach radykalnie zmienili poglądy – na czele z urzędującym ministrem spraw zagranicznych, który nigdy nie wytłumaczył, dlaczego wraz ze zmianą przynależności partyjnej tak bardzo zmieniała się jego ocena sytuacji politycznej w Europie i na świecie. Najczęściej od „prawicowości” i „konserwatyzmu” zmierzano żwawo ku „salonowi” i „głównemu nurtowi”, czy to w Polsce, czy to w Europie. Niestety konserwatyzm często okazywał się tylko pozą wynikającą z prowincjonalności lub oportunizmu i bardzo często znikał w spotkaniu ze światem „zachodnim”, na przykład w Brukseli. Instrumentalizm ideowy sprawił, że w zasadzie poważna debata nie jest możliwa. W dodatku zachowanie się przedstawicieli obozu rządzącego przed katastrofą smoleńską i po niej spowodowało, że także po drugiej stronie gotowość do wymiany argumentów zanikła. Trudno dyskutować z kimś, kto dawno powinien ustąpić ze stanowiska i odpowiadać za zaniedbania graniczące z naruszeniem polskiej racji stanu. Kneblowanie przeciwników, promocja wulgarności Na poziomie instytucjonalnym upadek wyraża się w utracie znaczenia parlamentu jako forum poważnej dyskusji. Ten uwiąd debaty publicznej wynika również z faktu, że znaleziono lepszy


Wolność zagrożona

Wielkie spełnienie, czyli postliberalizm po polsku – Zdzisław Krasnodębski

sposób na rozstrzyganie sporów o Polskę. Zamiast pozwolić na swobodną artykulację poglądów, można po prostu zamknąć usta oponentowi. Powoli zanikały więc fora, na których tego rodzaju dyskusja była możliwa – od telewizji po prasę. Obywatele zostali w dużej mierze odcięci od informacji o świecie i wydarzeniach w kraju, które mogłyby źle świadczyć o rządzie. Zostały nieliczne wyspy, służące głównie jako alibi, mające udowadniać, że nadal panuje w Polsce wolność słowa i że nadal dopuszczane są różnorodne poglądy. W istocie polski liberalizm nigdy zresztą nie cenił tych wartości i dbał przede wszystkim o pilnowanie granic tego, co może zostać powiedziane i napisane. Nastąpiły także przemiany w sferze moralno-kulturowej w duchu libertynizmu obyczajowego. Obok przeteoretyzowanego pseudoneoleninizmu i kadrowego feminizmu pojawiło się groźniejsze, bo bardziej masowe zjawisko – wulgarny populizm z silnymi elementami plebejskiego antyklerykalizmu i permisywizmu obyczajowego, będący zmodernizowaną wersją dawnego urbanowskiego panświnizmu. Po raz pierwszy od czasów Gomułki mamy masowe wystąpienia antykatolickie, wspierane przez niektórych postępowych księży. Bariera psychiczna padła w czasie demonstracji atakującej modlących się pod krzyżem przed Pałacem Namiestnikowskim w intencji ofiar tragedii smoleńskiej. Trudno nie zauważyć, że Kościół, jego hierarchia, traci niestety autorytet moralny. Kościół nie bardzo wiedział, jak się ma zachować

w dniach żałoby smoleńskiej. Głęboko dotknęła go sprawa lustracji, z którą nie był w stanie poradzić sobie w wiarygodny sposób. Odważna postawa, jaką reprezentuje ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, stanowi niestety wyjątek.

Kościół jest dziś nie mniej podzielony niż społeczeństwo. Najpierw podzielono go na toruński i łagiewnicki, potem okazało się, że znacznie ważniejszy jest inny, bardziej egzystencjalny, a jednocześnie nasuwający historyczne skojarzenia, podział – część hierarchii szuka dobrych relacji z władzą, podczas gdy przedstawiciele niższego duchowieństwa tradycyjnie solidaryzują się z protestującym ludem.

47


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Zamulanie pamięci „Polski liberalizm” wreszcie poradził sobie z dylematem, co robić z komunistyczną przeszłością. Jak pamiętamy, wymyślono go w dużej mierze po to, by uzasadnić, dlaczego nie należy karać

również z dążenia do ukarania winnych – i w ogóle z jakiejkolwiek konsekwencji w ocenie przeszłości. Można więc z jednej strony zapraszać generała Jaruzelskiego na zebranie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, a Jerzego Urbana

Dla ludzi tego obozu istnienie Rzeczypospolitej jako samodzielnego bytu politycznego nie jest czymś oczywistym czy nawet pożądanym, jeśli jest w konflikcie z innymi celami, takimi np. jak dobrobyt, zwłaszcza ich samych. funkcjonariuszy dawnego reżimu. Teraz okazało się, że żadne łamańce intelektualne w rodzaju tych, które proponował Andrzej Walicki, nie są potrzebne. Rozwiązanie dylematu jest dość typowe dla Polski Tuska – niekonsekwencja, rozmywanie problemu i zamulanie mózgów. Nastąpiła rytualizacja pamięci o Solidarności. Ostatecznie wszyscy zapisali się do niej, łącznie z generałem Wojciechem Jaruzelskim. W miarę zanikania nostalgii peerelowskiej stała się ona dziedzictwem ogólnonarodowym, prawie już nie podważanym przez postkomunistów. Prezydent Bronisław Komorowski wyrasta na czołowego bohatera opozycji antykomunistycznej, co nie przeszkadza mu otaczać się postkomunistycznymi doradcami. Media i polityka kreują w miarę zapotrzebowania kolejne „legendy Solidarności”. Zarazem odebrano ideom wówczas głoszonym jakiekolwiek aktualne znaczenie polityczne – idea „podmiotowości”, „godności”, wolności jako niezawisłości i jako aktywnego uczestnictwa w polityce skazane zostały na zapomnienie. Zrezygnowano

48

na przyjęcia, i jednocześnie ubolewać, że zbrodnie stanu wojennego nie zostały ukarane. Współpraca z SB przestała dyskwalifikować politycznie i moralnie. Przykład ministra Michała Boniego pokazał, że można doskonale funkcjonować w polskiej polityce, nawet jeśli latami kłamało się publicznie. Publikacja takich książek jak biografia Ryszarda Kapuścińskiego służy oswajaniu problemu głębokiego uwikłania polskich elit kulturowych w system i przygotowaniu nas na kolejne rewelacje dotyczące naszych wspaniałych twórców. Nawet Tomasz Turowski znajduje swoich obrońców, których w pewnym momencie zabrakło i Lesławowi Maleszce, i księdzu Michałowi Czajkowskiemu. Nowy podział Jak wiemy, Polska Tuska budzi opór części Polaków. Dla nich jest rzeczą oczywistą, że dawni liberałowie budują dzisiaj demokrację sui generis, przypominającą „kierowaną demokrację”, jaka od dłuższego już czasu panuje w Rosji. Opozycja spychana jest na margines.


Wolność zagrożona

Wielkie spełnienie, czyli postliberalizm po polsku – Zdzisław Krasnodębski

Dotyczy to nie tylko partii opozycyjnej, lecz także po prostu ludzi o odmiennych poglądach, zastraszanych i dyskryminowanych, nadzorowanych. Oczywiście wariant polski „kierowanej demokracji” różni się od rosyjskiego w równie dużym stopniu, jak rzeczywistość PRL różniła się od rzeczywistości Związku Sowieckiego. Przestrzenie wolności są znaczenie większe, represje słabsze, władza bardziej nastawiona na perswazję słowną, na „środki miękkie”. Jest jednak jedna zasadnicza cecha, która negatywnie odróżnia platformianą III RP od Rosji. O ile Rosja pozostaje suwerenna w relacjach zewnętrznych, o tyle Polska coraz bardziej staje się państwem uzależnionym. W gruncie rzeczy nie chodzi już tylko o to, jaka ma być Polska, ale czy w ogóle ma być, czy rzeczywiście jest niezbędna. Przemówienie Sikorskiego w Berlinie, postawa rządu wobec kolejnych akcji „ratowania euro” oraz prób budowania „unii fiskalnej”, także reakcje na te wydarzenia wielu polskich polityków pokazały, że dla ludzi tego obozu istnienie Rzeczypospolitej jako samodzielnego bytu politycznego nie jest czymś oczywistym czy nawet pożądanym, jeśli jest w konflikcie z innymi celami, takimi np. jak dobrobyt, zwłaszcza ich samych. Zgodnie z zasadą „zamulenia” argumentuje się przy tym, że i tak od dawna nie istnieje nic takiego, jak pełna suwerenność, a jeśliby nawet była, to i tak już się jej zrzekliśmy, przystępując do Unii, by zaraz potem twierdzić, że jedynym skutecznym sposobem obrony suwerenności jest zdeponowanie jej w Unii.

Dzisiejszy podział polityczny to coraz bardziej podział na tych, którzy widzą Polaków i siebie wśród nich jako podmiot polityczny, jak naród, który w procesach politycznych decyduje o swoich sprawach wewnętrznych i który zachowuje suwerenność na zewnątrz oraz na tych, którzy postrzegają Polaków jako grupę etnicznokulturową, siebie zaś jako działających politycznie pośród innych władczych Europejczyków w Unii i poprzez Unię. Polska jest dla nich tylko pewnym zasobem, określającym możliwości tego działania oraz pewnym obszarem i grupą ludności, którymi trzeba zarządzać zgodnie z zaleceniami płynącymi z centrum władzy i prestiżu. To zaś, jaką ideologią uspokaja się Polaków, ma ostatecznie drugorzędne znaczenie. Zdzisław Krasnodębski (ur. 1953), socjolog, filozof społeczny, doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu w Bremie, publicysta. Wykładał też na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie w Kassel, Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Katolickim Uniwersytecie Ameryki oraz Columbia University. Był członkiem Komitetu Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Autor wielu książek, m.in. „Upadku idei postępu” (1991) i „Demokracji peryferii” (2003), ostatnio wydał „Większego cudu nie będzie” (Ośrodek Myśli Politycznej, 2011). Publikował m.in. w „Znaku”, „Rzeczpospolitej”, „Dzienniku”. W 2005 był członkiem Honorowego Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, a w latach 2007-2009 – Rady Służby Publicznej przy Prezesie Rady Ministrów.

49


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Niekochany buldog republiki. Dlaczego godzimy się na utratę wolności słowa? Wiktor Świetlik Amerykanie w XIX wieku często porównywali wolność słowa do „watchdoga” – psa strażnika, buldoga strzegącego domu, czyli państwa, prawa, demokracji, federacji, uczciwości elit. Na tle krajów anglosaskich Polska w ostatnim dwudziestoleciu dorobiła się co najwyżej jamnika, który – ponieważ w gruncie rzeczy dla wszystkich był irytujący – dziś jest zbiorowo głodzony. Konsekwencje już widać, a będzie ich więcej. Ucieszeni, że pies już nie ujada, mieszkańcy domu będą regularnie okradani i napadani. Cieszyć z tego może się tylko głupiec lub złodziej.

78


Wolność zagrożona

Niekochany buldog republiki. Dlaczego godzimy się na utratę wolności słowa? – Wiktor Świetlik

79


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Może to zawodowe zboczenie, rodzaj fanatyzmu osoby zaangażowanej w pewną walkę, ale mam wrażenie, że ze wszelkich podstawowych zasad systemu przedstawicielskiego zasadę wolności słowa w Polsce przyswojono

pełnego i spontanicznego zachwytu, jaki odczuwamy dla rzeczy, które są dobre z samej swej natury i niezależne od okoliczności. Znacznie bardziej podziwiam ją dla zła, któremu zapobiega, niż dla dobra, które czyni”. Prasa

Obywatel III RP w przeciwieństwie do tych 12, a dziś 300 milionów Amerykanów, nigdy tak naprawdę nie żył w realiach pełnej wolności słowa. sobie najsłabiej. Oczywiście nie w warstwie deklaratywnej – w niej jest doskonale. Przecież mamy tradycję wolnościowej na tle swojego otoczenia Pierwszej Rzeczpospolitej, tolerancji religijnej i politycznej. A także pamięć walki o możliwość wolnego, publicznego wypowiadania się, zaczynającej się długo przed rozbiorami i z kilkuletnią przerwą trwającą do 1990 roku. Wolność słowa była trzecim z najważniejszych postulatów „Solidarności” w 1980 roku, zaraz po legalizacji związków i prawie do strajków, a likwidacja cenzury momentem równie mocno nasyconym symboliczną siłą, jak wyprowadzenie ostatnich jednostek rosyjskich z granic Rzeczpospolitej. Zbyt droga wolność Tyle że podobnie jak z gospodarką rynkową, wolność słowa miała, ma i będzie miała swoją bardzo wysoką cenę. Jest to waga, którą w swoim wielkim dziele Alexis de Tocqueville zarysował następująco: „przyznaję, że nie żywię dla wolności prasy tego

80

amerykańska za czasów podróży de Tocqueville’a i wcześniej nie była wcale subtelniejsza niż dziś. Przeciwników politycznych – w tym prezydentów – mieszano z błotem bez litości, tropiono ich romanse z niewolnicami, dochodzono ojcostwa dzieci, wyzywano od najgorszych. De Tocqueville wspomina pierwsze amerykańskie pismo „Vincenne’s Gazette”, które przypadkowo wpadło mu za Oceanem w ręce. Na temat urzędującego prezydenta Andrew Jacksona pisano w nim: „Jego zbrodnią jest ambicja i ta zbrodnia nie ujdzie kary. Intryga jest jego powołaniem i ona sama pomiesza mu szyki i pozbawi go władzy. Na arenie politycznej okazał się bezwstydnym i pozbawionym hamulców graczem”. Gorzej niż u nas, a mimo tego cztery dekady przed napisaniem powyższych słów, żaden z 12 milionów obywateli USA nie przeciwstawił się pierwszej poprawce do konstytucji. Wolność słowa była w tym kraju konieczna – uznano. Właśnie ze względu na zło, któremu zapobiegała, a więc odwracając


Wolność zagrożona

Niekochany buldog republiki. Dlaczego godzimy się na utratę wolności słowa? – Wiktor Świetlik

augustiańską zasadę, że zło zaczyna się tam, gdzie kończy dobro, właśnie dobro czyniła. Niewątpliwie obywatel III RP, do niedawna PRL, był kimś innym niż potomek osadników, którzy zbrojnie wywalczyli sobie niepodległość, ale nie można tu nie wspomnieć o pewnej kluczowej różnicy. Obywatel III RP w przeciwieństwie do tych 12, a dziś 300 milionów Amerykanów, nigdy tak naprawdę nie żył w realiach pełnej wolności słowa. Rozkład rynku medialnego był efektem okresu przejściowego, kiedy media tworzone już pod nowy system, skorzystały z ustrojowych pozostałości poprzedniego systemu – koncesji, początkowo tylko państwowego systemu dystrybucji, państwowego (bo na pewno nie publicznego) kapitału w mediach. Patologia, jaką to stworzyło, oczywista dysproporcja, rozdawnictwo zarówno formalnych koncesji biznesowych, jak i nieformalnych ideologicznych (sankcjonowanych przede wszystkim groźbą ostracyzmu i wykluczenia), sprawiły, że wolność słowa zaczęła być często postrzegana poprzez pryzmat toczących ją ograniczeń, podobnie jak na wizerunku wolności gospodarczej zaciążyły przekręty czy biurokracja. Wyborca, czytelnik, obywatel winą za odstępstwa od wolnościowego modelu kapitalistycznego obarczył sam ten model. A niestety z wolnością słowa jest tak, że nawet jej częściowa reglamentacja może zaowocować faktycznym całkowitym ograniczeniem. Dobrą ilustracją

jest rynek prasy lokalnej – pozornie pozbawiony legalnych barier. Wystarczyło jednak pozostawić drobną furtkę dla faktycznej reglamentacji. Dopuścić, by władze samorządowe mogły wydawać swoje „biuletyny informacyjne”. Efekt? Lokalny, prywatny wydawca, który musi utrzymać swoją gazetę z reklam i sprzedaży, otrzymuje konkurenta. Tyle że ten konkurent rozdawany jest za darmo, bo wydawany za publiczne pieniądze. Treścią, wiadomo, z reguły są bohaterskie dokonania burmistrza, sołtysa, wójta i pomstowania na lokalną opozycję. Lokalny prywatny wydawca plajtuje albo blatuje się z władzą (wówczas ta podzieli się częścią ogłoszeń z sektora publicznego). Odbiorca sięga bądź po urzędową darmówkę, bądź po uzależnione od urzędu pismo, czyta, i czasem gładko łyka propagandę, a czasem na bazie lektury wyrabia sobie opinię o dziennikarzach w ogóle. Oto prosty empiryczny dowód na twierdzenie magnata medialnego Ruperta Murdocha, że „wolne są tylko te media, które na siebie zarabiają”. Tupiące sędzie Dziś do prawdziwej wolności, czyli pogodzenia się z jej kosztem, jest tak naprawdę zdolnych bardzo niewiele środowisk, choć w warstwie deklaratywnej – wszyscy. Mentalnym problemem z wolnością słowa obarczani są najczęściej politycy, urzędnicy, ludzie służb i wymiaru sądownictwa. Słusznie. Problem z sądownictwem to nie tylko archaiczny paragraf 212 pozwalający

81


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

skazywać za zniesławienie z przepisów prawa karnego. To nie tylko interpretacja pozostałych złych przepisów jak tego o naruszeniu miru domowego czy ujawnieniu tajemnicy ze śledztwa. To także tupiące na media sędzie, sądy i prokuratury odmawiające przysługującej mediom informacji. Dziennikarze i adwokaci broniący tabloidów, gazet czytanych przez setki tysięcy Polaków, ale niepopularnych w środowisku sędziowskim, mówią, że czasami już wchodząc na salę, znają werdykt. Tym bardziej jeśli po drugiej stronie stoi znany celebryta. Jeszcze gorzej, gdy po drugiej stronie jest „autorytet”. Sąd pracy niedawno nie uznał roszczeń Marka Króla, byłego właściciela a potem felietonisty „Wprost”, który ze względu na ostry felieton został dyscyplinarnie zwolniony z pracy. Sąd uznał, że tekst Króla prowokował niepokoje społeczne i naruszał dobre imię powszechnie uznanych autorytetów – Andrzeja Wajdy i Adama Michnika. Sędzia wydający ten wyrok raczej nigdy nie pojmie już zasady wolności słowa. Dla niego będzie ona się kończyła zawsze w tym miejscu, gdzie kończą się jego, albo ogólnie przyjęte w jego środowisku sympatie. Problem z politykami i administracją to nie tylko kolejne zmiany, najpierw w ustawie o informacji niejawnej, a teraz w ustawie o informacji publicznej pozwalające na coraz szersze i bardziej uznaniowe kryteria utajniania informacji, takie jak interes ekonomiczny kraju albo dobro publiczne. To także liczne procesy z paragrafów prawa karnego,

82

próby zastraszania i rujnowania małych redakcji domaganiem się gigantycznych przeprosin o horrendalnej wysokości. To, w przypadku służb, inwigilacja i podsłuchy, których zasady zakładania są także dość płynne (np. podsłuchy pięciodniowe, na które nie potrzeba zgody sądu). Zarówno na poziomie krajowym, jak i lokalnym, a tam nawet bardziej, wszystkie te siły skutecznie się przenikają, często tłumiąc wszelką krytykę i działając w poczuciu bezkarności. To czy prokurator generalny Andrzej Seremet rezygnując ze zmian mających na celu ograniczenie ścigania dziennikarzy ujawniających tajemnicę procesową (a więc czwartej władzy kontrolującej trzecią), działał pod wpływem Donalda Tuska, czy Donald Tusk zaakceptował taki stan rzeczy pod wpływem prokuratury, jest dyskusją czysto akademicką. Interes wielu ludzi władzy wykonawczej i sądowniczej jest w tej sytuacji tożsamy i sprzeczny z szerokim interesem państwa. Kody wykluczenia Prawdziwy problem jednak w tym, że chorzy są i lekarze-dziennikarze, i inne środowiska opiniotwórcze. Dla „liberalnej” lewicy, skupionej wokół „Gazety Wyborczej”, wolność słowa ogranicza się tylko do swoich, a kończy tam, gdzie zaczyna sfera jakiejkolwiek ostrzejszej polemiki czy krytyki lewicowych autorytetów. Kończy się tam, gdzie zaczynają się procesy wytaczane przez Adama Michnika swoim krytykom, jawnie okazywane radość i entuzjazm kiedy rynkowi konkurenci


Wolność zagrożona

Niekochany buldog republiki. Dlaczego godzimy się na utratę wolności słowa? – Wiktor Świetlik

popadają w kłopoty, czy tracą pracę. A wspomniany guru intelektualny tego środowiska na łamach tygodnika „Wprost” wyznacza granice krytyki rządzących – może być ona szczegółowa, ale nie ogólna, tak by nie sprzyjała dopuszczeniu do władzy ideowej konkurencji.

„kody wykluczenia”. Tam dotyczą one jednak przede wszystkim spraw ideo­ logiczno-obyczajowych, krytyki promocji homoseksualizmu, polityki imigracyjnej. Do tego dołączają poważne ograniczenia w przekazywaniu treści religijnych czy obyczajowych. U nas walkę o takie ograniczenia dopiero

Dla „liberalnej” lewicy, skupionej wokół „Gazety Wyborczej”, wolność słowa ogranicza się tylko do swoich, a kończy tam, gdzie zaczyna sfera jakiejkolwiek ostrzejszej polemiki czy krytyki lewicowych autorytetów. A więc tak naprawdę mamy do czynienia z imitacją krytyki, jej udawaniem, bo tak naprawdę ma ona tylko sens wtedy, kiedy właśnie zagraża układowi władzy, gnając go do pracy. Najważniejszym motywatorem do „dobrej roboty” dla rządzących w państwie demokratycznym jest konkurencja. A tu mamy jasno powiedziane, że krytyka musi być tak zredukowana, by ta konkurencja nie mogła zagrozić rządzącym. Równocześnie tworzone są kody pozwalające a priori wykluczyć niektóre tematy, uznać sam fakt zajmowania się nimi za naganny i personalnie skreślający autora, tak jak wspomniany Adam Michnik z góry skreślał grzebiących w niewygodnej historii naukowców z IPN, obsypując ich stekami obelg. Tu możemy się nieco pocieszyć, że w krajach zachodnich lewicy udało się narzucić pod niektórymi względami dużo bardziej rygorystyczne takie

rozpoczęto. Dobrze się mają jednak inne obce Zachodowi, szczególnie Anglosasom. To wyjątkowa nerwowość wobec tych, którzy podważają korzenie III RP, czy uderzają w czołowych przedstawicieli jej elit, szczególnie tych uznanych za swoistych świeckich „świętych”. Stąd nie dziwią trudne koleje losu dociekliwego historyka Pawła Zyzaka, ani fakt, że „Gazeta Wyborcza” równa Jana Pospieszalskiego do „rynsztoka”, bo ten śmiał podważać życiorys Bronisława Geremka. Autor tekstu Wojciech Czuchnowski używa oczywiście haseł „za moje pieniądze w telewizji publicznej”. Wniosek jest jasny – trzeba z TVP pozbyć się nielubianego przez Czuchnowskiego i jego mentora dziennikarza. Jak na wojnie totalnej, Pospieszalskiego trzeba wyeliminować, zawodowo zabić. Tu nie ma miejsca na zasady, które by obowiązywały wszystkich.

83


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Prawda zamiast uczciwości Czas wrzucić kamyczek do własnego podwórka, bo bez tego obraz byłby niepełny. W wielu środowiskach polskiej prawicy wolność słowa była traktowana nieufnie. Wolne, często brutalne, niezależne media były postrzegane jako czynnik mogący rozsadzać konstrukcję państwową, czy być wykorzystywany przez wrogie siły. Stąd nadmiernie częste określanie innych mediów mianem polskojęzycznych czy dociekania ze strony lidera opozycji, czy dany dziennikarz jest „polski” czy „niemiecki” ze względu na kapitał właścicielski w mediach, w których pracuje. Mamy w Polsce problem z nadmierną koncentracją mediów i dużym udziałem obcego kapitału w naszym rynku. Ale robienie zdrajcy z każdego dziennikarza pracującego w medium, które należy do spółki, w której większość udziałów ma jakiś zagraniczny fundusz czy wydawca, jest skrajną niesprawiedliwością. Równocześnie część sprowadzonej do narożnika prawicowej publicystyki także w odruchu samoobrony tworzy podwójny standard. Charakterystyczne jest, że publicyści z nią związani coraz rzadziej używają słowa „uczciwość”, a odwołują się do wartości absolutnej: „prawdy”. „Oni kłamią, my mówimy prawdę”. O ile uczciwość jest definiowalna, można sprawdzić czy dziennikarz dopełnił staranności, nie przekręcił faktów, to „prawda” jest z reguły w polityce nader arbirtralna. Kto mówi „prawdę” – zwolennicy podatku progresywnego czy liniowego? To po prostu dwa różne poglądy,

84

a spierać się można o sprawiedliwość i efektywność tych rozwiązań. Ale odgórne określenie, kto jest za prawdą, a kto nie, pozwala ominąć wszelkie dylematy. I wskazać komu należy się respektowanie zasad, a komu nie. A przecież te zasady tylko w zastosowaniu do wszystkich mogą tworzyć realny obraz państwa, w którym wolność słowa jest powszechnie uznawaną zasadą. Mimo że diagnoza mówiąca, iż „wolność słowa w Polsce jest zagrożona”, stała się dość powszechna, to sytuacja się pogarsza, a sama tego świadomość niewiele zmienia. Praźródło problemu tkwi w umysłach. Wolność słowa jest wartością, której Polacy, i elity, i społeczeństwo, są w stanie wyrzec się bez większego żalu. I bez świadomości, że nie jest ona wyalienowaną piękną idea, a konkretną gwarancją wszystkich pozostałych wolności, obowiązków i praw, które posiadają i które składają się na ustrój ich republiki. Wiktor Świetlik (ur. 1978), dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, publicysta „Uważam Rze”, prowadzi tygodnik publicystyczny „To robić!” wydawany przez „Super Express”. Pracę zaczynał w nieistniejącym już tygodniku „Nowe Państwo”, potem publikował m.in. we „Wprost”, „Polsce the Times”, „Fakcie” i „Rzeczpospolitej”. Autor jedynej na polskim rynku biografii obecnego prezydenta „Bronisław Komorowski. Pierwsza biografia niezależna”.


Wolność zagrożona

Niekochany buldog republiki. Dlaczego godzimy się na utratę wolności słowa? – Wiktor Świetlik

85


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Przeciwko

lewackiej ekstremie Z

grupą

The Krasnals

rozmawia

Piotr Trudnowski

Kwestia skrajności w dzisiejszej sytuacji sztuki nie jest najważniejsza. Wręcz przeciwnie, chodzi raczej o niuanse, o niezauważalne przesuwanie granic tego co wolno, a czego nie wolno, tego co poprawne, a co nie. I raczej o to walczymy – o miejsce tej granicy, która wkracza coraz intensywniej na terytorium suwerenności sztuki. W tej sytuacji jesteśmy nielegalnymi buntownikami, rzecz jasna łamiącymi obowiązujące prawo danego zaborcy.

86


Wolność zagrożona

The Krasnals – grupa artystyczna złożona z anonimowych członków. Jej działania, oparte na prowokacji, mają zwykle silny kontekst środowiskowy i społeczno-polityczny, wywołując tym skrajne oceny. Ze względu na podobieństwo do dzieł Wilhelma Sasnala wiosną 2008 ich obraz Untitled (Group of Monkeys with White Bananas), podpisany Whielki Krasnal, został wyceniony przez dom aukcyjny Christie’s na 70 000 funtów. Gdy zauważono pomyłkę, wycena została unieważniona. W listopadzie 2009 grupa została nominowana do „Paszportów Polityki”. Nieodłącznym składnikiem działalności The Krasnals są aukcje charytatywne dla dzieci. Działalność rozpoczęli od krytyki komercjalizacji sztuki i zjawiska wyceny

Przeciwko lewackiej ekstremie

prac opartej głównie o towarzyskie koneksje twórców i krytyków. W późniejszych pracach ostro atakowali uzależnienie działalności artystycznej części środowisk od państwowych grantów. The Krasnals uczestniczyli w wystawie „Thymos. Sztuka gniewu 1900‑2011” w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej. Kazimierz Piotrowski, kurator wystawy, został posądzony o manipulację pracami zaproszonych do wystawy artystów i wygłaszanie radykalnych poglądów politycznych m.in. poprzez sugerowanie możliwości zamachu w Smoleńsku. Część twórców wycofała swoje prace z wystawy. Ekspozycję w okrojonej formule oglądać można w CSW w Toruniu do końca stycznia.

87


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Przy okazji kontrowersji wokół wy­ stawy „Thymos”, dostrzegliście w niej szansę upadku stereotypu „kultury, gdzie zaflegmiona inteligencja pod sztandarami «Krytyki Politycznej»” obejmuje przewodnictwo nad resztą społeczeństwa, które wrzucono do wspólnego wora pod hasłem „ciemno­ gród”. Uważacie, że „Thymos” pokazała jakąś „inteligencję artystyczną” inną od tej, która dopuściła się, w obliczu me­ dialnych kontrowersji, autocenzury? – Nie mamy pojęcia, czy jest alternatywa i co ewentualnie ma do zaproponowania. Widzimy natomiast jasno i wyraźnie chorobę, której żaden lekarz rodzinny nie byłby w stanie przeoczyć. Jest kwestią bezdyskusyjną, że potrzeba na nią szczepionki. My jej nie mamy. Ale wiadomo jedno: dobra diagnoza

88

jest połową sukcesu i to ona dopiero daje wytyczne, gdzie szukać lekarstwa. Mówiąc Gogolem, w rękach dobrego lekarza i woda staje się lekarstwem. Jak zatem brzmi wasza diagnoza? – Powiedzmy sobie szczerze, dziś demokracji w sztuce nie ma. Pewne osoby natomiast intensywnie eksploatują to hasło, w sposób fałszywy sprzedając swoim „wyborcom” czy „fanom” jako zasadę funkcjonowania własnego status quo. Wszyscy wiemy, że pewna wiodąca prym gazeta jest znakomitym podręcznikiem, jak pisać „niestronnicze” i „niemanipulujące” czytelnikiem teksty. Zadziwiające jest, jak wiele osób inteligentnych, z wyższym wykształceniem, traktuje ją bezdyskusyjnie jako obiektywne źródło informacji. Dlatego też często


Wolność zagrożona

Przeciwko lewackiej ekstremie

korzystamy z podanych tam wzorców w celu obrony własnego obiektywizmu. W sytuacji rządów ukrytej dyktatury i gry nie fair sztuka pozostaje zniewolona w ryzach poprawności ustalonej przez dane środowisko. W polemice z jednym z recenzentów wystawy wytknęliście fałsz fetyszu wolności w środowisku artystycz­ nym. Z drugiej strony, broniliście to­ ruńskiej wystawy. Jakie jest właściwie wasze stanowisko w sprawie wolno­ ści artystycznej: uważacie ją za frazes, czy jesteście gotowi zaakceptować wszelkie radykalizmy? – Jesteśmy, po pierwsze i najważniejsze, zarówno za równymi przywilejami, jak i równymi ograniczeniami dla wszystkich artystów. Niezależnie od tego, jakie one są. Niezależnie również od tego, jaka opcja polityczna jest u władzy. Przy oficjalnym uznaniu braków obiektywnych kryteriów w dziedzinie sztuki, uznawanie jednych artystów za lepszych, a drugich za gorszych, jest jawnym wykluczaniem. Są oczywiście radykalizmy, których jako artyści w sztuce byśmy nie zaakceptowali. Ale rozmowa o radykalizmach jest innym tematem. Tu raczej chodzi o to, do czego może posunąć się artysta jako człowiek, za co jest w stanie wziąć odpowiedzialność, gdzie kończy się granica człowieczeństwa dla niego samego i dla odbiorców. Nie chcemy tutaj wchodzić w głębszą filozofię. Kwestia skrajności w dzisiejszej sytuacji sztuki nie jest najważniejsza. Wręcz przeciwnie, chodzi raczej

o niuanse, o niezauważalne przesuwanie granic tego co wolno, a czego nie wolno, tego co poprawne, a co nie. I raczej o to walczymy – o miejsce tej granicy, która wkracza coraz intensywniej na terytorium suwerenności sztuki. W tej sytuacji jesteśmy nielegalnymi buntownikami, rzecz jasna łamiącymi obowiązujące prawo danego zaborcy. Sądzicie, że jesteście wykluczani przez establishment artystyczny? Od począt­ ku swojej działalności go atakujecie... – Paradoksalnie w obszarze sztuki, która głosi idee tolerancji, szerzą się dyskryminujące, pałające nienawiścią, krasnalofobiczne postawy. Doszło do dość absurdalnej sytuacji, gdzie coraz aktywniejsze ruchy konserwatywne stają się nadzieją dla polskiej kultury i dla Polski w ogóle.

89


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Po „Thymosie”, również dzięki waszej autodefinicji jako „wsioków z ciem­ nogrodu”, nasiliły się głosy określają­ ce The Krasnals jako nieudolną, opar­ tą jedynie na negacji, próbę tworzenia „sztuki prawicowej”... – Nie odpowiada nam to, co proponuje lewacka ekstrema, która zdomi­ nowała całą przestrzeń publiczną. Abraham Lincoln powiedział kiedyś: „Można oszukiwać wielu ludzi jakiś czas, a niektórych ludzi cały czas, ale nie można oszukiwać cały czas Narodu”.

90

Tak się nie da. Być może dlatego odczuwamy jakby głód tego, co po przeciwnej stronie, np. stałych, konserwatywnych, uniwersalnych wartości. Nie chcemy jednak jednoznacznie się określać, pilnujemy przede wszystkim wolności twórczej, która jest warunkiem funkcjonowania sztuki. Etap negacji jest niezbędny, gdyż jest przede wszystkim najskuteczniejszy. Kiedy zadziała, będzie więcej miejsca na program pozytywny, ale aby zaistniał, trzeba mu zrobić choć trochę miejsca. Oskarżanie o nieudolność,


Wolność zagrożona

gdy po stronie oskarżyciela stoi uzbrojona armia, a po stronie buntowników garstka zapaleńców, jest trochę nie na miejscu i świadczy raczej o dość żałośnie niskim poczuciu własnej wartości. Powiemy więcej: może świadczyć to o degeneracji i kompromitacji armii, której grozi rozlecenie się w pył, gdy taki intruz skutecznie podgryzie kluczowe fundamenty. Wasza twórczość to głównie arty­ styczna publicystyka. Skąd taka for­ muła i czy zamierzacie pozostać jej wierni? – Chodzi po prostu o dopuszczenie sztuki, która ukazuje inne punkty widzenia, aby widz miał opcję wyboru, ocenienia we własnym zakresie, wybrania tego co wartościowe, bez nachalnego narzucania jedynej słusznej opcji. Zobaczymy... Mamy strasznie dużo pomysłów i projektów pozytywnych, które czekają na realizację, ale na razie nie ma na nie czasu. Sytuacja wymaga innego działania. Ale mamy nadzieję że niedługo do tych tematów dojdziemy. To kolejny etap, który powinien być uwarunkowany tym pierwszym. Działamy w myśl zasady, że „kto nie był buntownikiem za młodu, ten będzie świnią na starość”. W kraju, który nie potrafił rozliczyć się z komunizmem, finansowanie kultury zarówno w sposób komer­ cyjny, jak i przez państwowy mece­ nat skutkować musi brataniem się

Przeciwko lewackiej ekstremie

artystów z postkolonialną elitą. Ma­ cie jakąś wizję tego, jak powinno się finansować kulturę, by artyści mo­ gli tworzyć w sposób rzeczywiście niezależny? – Mamy pewną wizję, być może utopijną, ale wyobraźmy sobie, że na jakiś czas – np. na kilka lat – przestajemy finansować sztukę współczesną w ogóle. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przeznacza pieniądze tylko i wyłącznie na zachowanie dziedzictwa: głównie na muzea, z wykluczeniem rzecz jasna muzeów sztuki współczesnej. Za resztę funduje kosztowne operacje chorym dzieciom. Co wówczas dzieje się z całą śmietanką artystyczną? Jesteśmy przekonani, że momentalnie stopnieje i pozostanie po niej zaledwie biała tłusta plama, po jakimś czasie zaczynająca wydzielać nieprzyjemny zapach. Aktywni zostaną jedynie ci, którzy mają pasję, ci autentyczni, artyści z krwi i kości. Warto przeprowadzić taki eksperyment. Zaczęliśmy Gogolem i Gogolem chętnie zakończymy: „nazwanie oszusta po imieniu to u nas niemalże zamach na państwo”. My wierzymy, że hochsztaplerzy wymrą. Piotr Trudnowski (ur. 1989), redaktor „Rzeczy Wspólnych”, członek zespołu Fundacji Republikańskiej, student Uniwersytetu Warszawskiego. Publikował m.in. w miesięczniku „Stosunki Międzynarodowe”, „Rzeczpospolitej”, portalach Wirtualnej Polski i wPolityce.pl.

91


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

112


Idee: Nędza liberalizmu

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności Kenneth L. Grasso Metafizyka liberalizmu czyni koniecznym zaprzeczenie istnienia porządku ludzkich celów, które są dla nas wcześniej zobowiązujące i niezależne od naszego przyzwolenia na ich poszukiwanie. W efekcie takie koncepcje, jak: sprawiedliwość, wspólne dobro, wewnętrzna godność osoby ludzkiej i nienaruszalny porządek ludzkich praw, zostają zredukowane do statusu zwykłych umów społecznych. W intelektualnym świecie, w którym wszystko jest dozwolone, liberalne zaangażowanie na rzecz praw i godności ludzkiej zostało niebezpiecznie zawieszone nad moralną i metafizyczną otchłanią. 113


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Najtęższe i najbardziej przewidujące umysły Grecji i Rzymu nigdy nie zdołały pojąć (...) podobieństwa wszystkich ludzi i (...) równego prawa wszystkich do wolności (...) Jezus Chrystus musiał zejść na ziemię, by wszyscy członkowie rasy ludzkiej zrozumieli, że z natury są (...) równi. Alexis de Tocqueville1 Cała XIX-wieczna myśl liberalna usilnie pracowała nad stworzeniem nierozerwalnego związku między boską perfekcją, wolnością i fałszywą filozofią, libralizmem. Całościowe zaakceptowanie jej zamętu, owego spoiwa stworzonego przez liberalną filozofię i profanowanie boskiego imienia w tym samym czasie gdy potępiano fałszywą filozofię, było najłatwiej obranym kursem, który wymagał najmniej umysłowego wysiłku i odwagi. Yves R. Simon2 „Epoka, nazywana przez nas nowoczesnymi czasami” – pisał Joseph Ratzinger – „od samego początku była naznaczona motywem wolności”. W rzeczy samej „dążenie do nowych form wolności” dokładnie definiuje nowoczesność jako wyróżniającą się historyczną epokę3. Z kolei nowoczesne poszukiwanie wolności jest ściśle związane ze „zwróceniem się ku

1 A. de Tocqueville, „Democracy in America”, tłum. G. Lawrence, New York 1988, s. 439. 2 Y.R. Simon, „Freedom and Community”, New York 1968, s. 1-2. 3 J. Ratzinger, „Truth and Tolerance”, tłum. H. Taylor, San Francisco 2004, s. 236.

114

człowiekowi”, wyniesieniem wartości i godności osoby ludzkiej, co jest jedną z cech określających kulturę współczesną. O ile idee wolności i godności ludzkiej nie są odkryciami nowoczesnego świata, o tyle niezaprzeczalnym jest, że od momentu powstania nowoczesności idee te nabrały nowego znaczenia i wartości. Politycznie poszukiwanie to znajduje swój wyraz w ideale „demokracji”. Instytucjonalnie oznacza ona system rządzenia, w którym państwo jest ograniczone w swym zakresie, w działaniach podlega literze prawa i jest odpowiedzialne wobec rządzonych. W swym publicznym prawie nadaje ona gwarancje praw jednostki i grup społecznych. Jednak dla „nowoczesnych narodów”, jak zaobserwował Jacques Maritain, „słowo demokracja (...) ma szersze znaczenie niż w klasycznych rozprawach o nauce rządzenia”, gdyż nie tylko projektuje formę rządzenia, „ale przede wszystkim ogólną filozofię człowieka i życia społecznego”4. W samym sercu tej filozofii znajduje się afirmacja godności i niezbywalnych praw osoby ludzkiej oraz przekonanie, że społeczne i polityczne życie musi pomnażać dobro całej społeczności, a nie jakiegoś jej uprzywilejowanego segmentu. Chrześcijańska rewolucja intelektualna W eseju tym spróbujemy odnaleźć związek między chrześcijaństwem 4 J. Maritain, „Christianity and Democracy”, tłum. D.C. Anson, New York 1972, s. 22.


Idee: Nędza liberalizmu

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

a nowoczesnym poszukiwaniem wolności. Aby go pojąć, należy wspomnieć, że powstanie chrześcijaństwa przyspieszyło rewolucję w ludzkim samozrozumieniu. W tym miejscu wystarczy

«dwóch» świadczy o rewolucyjnym charakterze ówczesnego chrześcijańskiego systemu”5. Bezwarunkowe rozróżnienie między Kościołem a państwem wprowadzone

Historia myśli liberalnej jest w dużej mierze historią triumfu liberalnego zaangażowania na rzecz autonomii jednostki nad tymi elementami myśli liberalnej, które początkowo działały w celu jej ograniczania.

przytoczyć dwa nieodzowne dla zgłębienia niniejszego tematu aspekty tej rewolucji. Po pierwsze, chrześcijaństwo wywołało dramatyczne zerwanie z monistycznym pojęciem struktury życia społecznego charakterystycznym dla świata antyku. Jak pisał John Courtney Murray: „Jest historycznym frazesem mówić, że istotny polityczny efekt chrześcijaństwa to zniszczenie klasycznego poglądu na społeczeństwo jako pojedynczą homogeniczną strukturę, wewnątrz której władza polityczna występuje jako przedstawiciel społeczeństwa zarówno w jego religijnych, jak i politycznych aspektach. August był jednocześnie Summus Imperator i Pontifex Maximus; ius dividum był po prostu częścią ius civile... «Jest dwóch: August Cesarz, przez którego świat jest rządzony nadanym mu prawem pochodzenia i suwerenności – konsekrowany autorytet kapłaństwa i władzy królewskiej». W tym uroczystym zdaniu Gelazjusza I (...) nacisk na słowo

przez chrześijaństwo z naciskiem na wolność Kościoła zarówno w definiowaniu siebie, jak i wywiązywaniu się ze swej misji z bożego nadania, przyczyniło się do powstania innych politycznych zasad. Między innymi: rozróżnienia między państwem i społeczeństwem; normatywnego pluralizmu, poglądu, że nasza natura jako istot społecznych znajduje wyraz w pełnym uporządkowaniu rozmaitych instytucji i wspólnot, które razem tworzą społeczeństwo. Dalej, ograniczony rząd, pogląd, że jurysdykcja państwa jest „ograniczona do poszukiwania pewnych określonych świeckich celów”, a cele rządu nie są równie rozległe co całkowite cele życia ludzkiego. Kolejną zasadą stał się prymat społeczeństwa nad państwem, pogląd, że państwo ma charakter służebny, toteż istnieje, by służyć i pomagać bardziej społeczeństwu niż vice versa. Krótko mówiąc, ukryte znaczenie 5 J. C. Murray, „We Hold These Truths”, Kansas City 1960, s. 202.

115


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

w chrześcijańskim pojęciu dwuwładztwa zakłada „autentyczność wielkiej rewolucji” tak potężnej, że naznacza „początek nowej ery cywilizacyjnej”6. Po drugie, jak opisuje Glenn Tinder, jest coś takiego jak chrześcijańskie wyniesienie jednostki7. Pojawia się ono

istotą o indywidualnej woli, z całą jej lub jego wyjątkowością. Uważa się też, że w chrześcijańskim rozumieniu każda istota ludzka jest wzywana do przekroczenia swego doczesnego przeznaczenia, czyli do uczestnictwa w wiecznej komunii z osobami Trójcy Świętej.

Nowoczesne poszukiwanie wolności wyrosło na glebie chrześcijaństwa, w środowisku kulturowym, które poddane procesowi dechrystianizacji zostało ukształtowane w istotnych aspektach przez przekonania i wartości chrześcijańskie. częściowo jako konsekwencja wyłonienia się pod wpływem chrześcijaństwa „osoby” jako koncepcji filozoficznej. Dzięki niemu stała się ona czymś więcej niż po prostu indywidualnym okazem ludzkiej natury. Stała się stworzeniem posiadającym inteligencję i wolność, a zatem mającym przywilej brania na siebie odpowiedzialności, a także rozumienia, że poszczególni ludzie to unikalne i niezastąpione osoby. Jest też bezpośrednią konsekwencją wizji relacji człowieka z Bogiem, która wyłania się z Objawienia chrześcijańskiego. Gdy myślimy o chrześcijańskiej wizji indywidualnej istoty ludzkiej, definiujemy ją jako tę stworzoną na obraz Boży. Co za tym idzie, poprzez Boga każda osoba staje się 6 Tamże, s. 66, 202. 7 Zob. „The Political Meaning of Christianity: An Interpretation”, Baton Rogue 1989, w szczególności s. 19-52.

116

Chrześcijaństwo podkreśla, że Bóg przyjął ludzką naturę, przez co złączył się z każdym człowiekiem, nadając mu nową i wyższą godność. W wizji ofiarnej śmierci Chrystusa na krzyżu za ludzkość głosi, że „Bóg tak ukochał ludzi, iż oddał swego jednorodzonego Syna”, aby „zbawił” każdego z nich. Z perspektywy Objawienia chrześcijańskiego, jak zauważa Clive Staples Lewis, „obok samego Błogosławionego Sakramentu twój bliźni jest najświętszym obiektem przedstawionym zmysłom”8. To, co Jan Pawel II niegdyś nazwał „niemalże boską godnością” przypisywaną przez chrześcijaństwo „każdemu”, miało głębokie społeczne znaczenie9. Jak zauważył Jean Bethke Elshtain, podczas gdy w klasycznej starożytności ludzie byli postrzegani jako „instrumenty do wykorzystania dla celów 8 C.S. Lewis, „The Weight of Glory”, New York 1980, s. 19. 9 Jan Paweł II, „Evangelium vitae”, p. 25.


Idee: Nędza liberalizmu

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

obywatelskich”, dla chrześcijaństwa człowiek nie był „jedynie wytworem jakiegoś rządu, miasta lub cesarstwa”10. Dlatego w chrześcijaństwie istota ludzka musi zawsze być traktowana jako cel sam w sobie, nigdy jako jedynie środek i zawsze z szacunkiem mającym początek w jej godności jako osoby. Jak pisze Tinder: „tak też nikt do końca nie jest zniewolony, nieuleczalnie chory, skazany na milczenie”11. Bezwarunkowa w swej afirmacji świętości osoby ludziej była też rewolucja w rozumieniu ludzkiego życia społecznego – rewolucja, która z wolności i równości uczyniła precyzujące atrybuty właściwe dla uporządkowanego społeczeństwa. Utrzymywała, że dobro każdej osoby ludzkiej ma znaczenie, więc społeczne i polityczne instytucje istnieją po to, by jej służyć. W wyniku chrześcijańskiej rewolucji, jak obserwuje Christoper Dawson, państwo już nie było „absolutnym panem przeznaczenia jednostek. (Nie) mogło dłużej traktować ich jako zaledwie instrumentów do osiągania własnych celów, ponieważ każdy człowiek, nawet najbiedniejszy i najsłabszy, (od tej pory) jedynie częściowo należał do państwa. Jego osobowość była wolna i posiadała absolutną duchową wartość nieporównywalnie wyższą od czegokolwiek w porządku gospodarczym czy politycznym. Państwo

10 J.B. Elshtain, „In Common Together; Unity Diversity and Civic Virtue”, w: „The Constitution of the People: Reflections on Citizens and Civil Society”, Lawrence, Kans. 1991, s. 70-71 11 G. Tinder, dz. cyt., s. 33.

istniało dla człowieka a nie człowiek dla państwa”12. Nowoczesne poszukiwanie wolności Nieprzypadkowo nowoczesne poszukiwanie wolności wyrosło na glebie chrześcijaństwa, w środowisku kulturowym, które poddane procesowi dechrystianizacji zostało ukształtowane w istotnych aspektach przez przekonania i wartości chrześcijańskie. Jeśli „prawdą jest”, jak zauważa Romano Guardini, że nowoczesność „przyczyniła się do dalszego rozwoju wewnętrzej wartości osobowości ludzkiej, indywidulnej wolności, odpowiedzialności i godności, wrodzonej zdolności człowieka do wzajemnej pomocy i szacunku” faktem pozostaje to, że „owe ludzkie wartości zaczęły rozwijać się (...) w najwcześniejszych czasach chrześcijaństwa”13. Jeśli, jak mówi Joseph Raztzinger, „wiara chrześcijańska ma decydujący związek z motywacyjnymi siłami współczesności”14, to jest też prawdą, że nowoczesne poszukiwanie wolności nie odbywało się pod auspicjami chrześcijaństwa. W rzeczy samej zostało ukształtowane w istotny sposób przez ruch intelektualny wrogi historycznemu chrześcijaństwu i ożywiony przez światopogląd, który był w konflikcie z chrześcijańskim rozumieniem

12 Ch. Dawson, „The Modern Dilemma”, London 1933, s. 67. 13 R. Guardini, „The End of the Modern World”, Wilmington 1998, s. 97. 14 J. Ratzinger, „Introduction to Christianity”, tłum. J.R. Foster, San Francisco 1990, s. 38.

117


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

natury i przeznaczenia osoby ludzkiej. Tak też odpowiedni opis tego poszukiwania musi rozróżnić między aspiracjami, które ucieleśnia, oraz intelektualną strukturą, poprzez którą dążenia te zostały uogólnione. Owym ruchem intelektualnym było Oświecenie oraz forma oświeceniowego racjonalizmu, która w sposób decydujący ukształtowała współczesne poszukiwanie wolności. Możnaby je nazwać liberalnym idywidualizmem lub oświeceniowym liberalizmem. W rozumieniu Roberto Mangabeira Ungera chodzi nie tyle o projektowanie doktryny politycznej odnoszącej się do właściwego uporządkowania ludzkiego życia społecznego, ale „systemu metafizycznego”15. Jeśli podstawowe przesłanki tworzące oświeceniowy liberalizm jako wyróżniającą się intelektualną tradycję nie gwarantują jednoznacznego stanowiska w całym zakresie zagadnień omawianych przez polityczną teorię, liczba stanowisk, na które zezwalają, jest ograniczona – w wyniku czego wykluczają pewne możliwości i popychają myśli w pewnych kierunkach16. 15 R. M. Unger, „Knowledge and Politics”, New York 1975, s. 11. 16 Oczywiście jest prawdą, że główni myśliciele liberalizmu oświeceniowego nie zgadzali się ze sobą w wielu kwestiach. Nie mniej, można mówić o liberalizmie jako takim oraz krytykować go na podstawie tych wspólnych przesłanek oraz intelektualnej perspektywy, którą podzielają. Odsyłam do Ungera w kwestii natury tej „głębokiej struktury” myśli i problemu jedności i różnorodności wewnątrz tradycji. Przypadkiem coś podobnego można powiedzieć o Oświeceniu: można o nim mówić i krytykować pomimo fak-

118

Aspekt wizji osoby ludzkiej i społeczeństwa w liberalizmie, który przyciąga największą uwagę, to oczywiście „indywidualizm”. Jak wskazuje Tinder w odniesieniu do chrześcijańskiego wyniesienia jednostki, samo chrześcijaństwo ucieleśnia pewien indywidualizm, aczkolwiek całkiem innego rodzaju niż ten, który głosi liberalizm. By zrozumieć, co jest charakterystyczne dla indywidualizmu w liberalizmie, koniecznym jest zrozumienie liberalnego pojęcia jednostki. To, z drugiej strony, wymaga zrozumienia wniosków płynących z racjonalizmu i nominalizmu, które leżą u metafizycznych podstaw liberalizmu. Pociągają one bowiem za sobą odrzucenie tego, co Unger nazywa „doktryną wyraźnego sedna”, czyli zaprzeczają, że istnieje poznawalna tu, że, jak ostatnio przypomniała nam Gertrude Himmelfarb, w rzeczy samej było wiele różńych „oświeceń” (np. francuskie, szkockie, angielskie, amerykańskie, itd.). Chociaż rzecznicy, powiedzmy, francuskiego oświecenia byli orędownikami moralnej i politycznej filozofii, która pod pewnymi szczególnymi względami różniła się od tej reprezentowanej przez zwolenników, na przykład, oświecenia angielskiego, nie mniej, obie funkcjonowały w tym samym klimacie intelektualnym i tej samej głębokiej strukturze myślenia. Dlatego też różnice te nie powinny zaciemniać zasadniczej jedności myśli oświeceniowej. Należy też dodać, że tyczy to też faktu, że idee naprawdę mają konsekwencje (nawet jeśli stanie się to oczywiste po znacznym upływie czasu), nawet jeśli różne narodowe ruchy oświeceniowe mogą zdawać się w nierówny sposób przewidujące w pojęciu implikacji wypływających z „głębokiej struktury” myśli, którą podzielały. Zob. G. Himmelfarb, „The Road to Modernity”, New York 2004. Więcej na temat zasadniczej jedności znajdziemy w pracy T.A. Spragens Jr., „The Irony of Liberal Reason”, Chicago 1981.


Idee: Nędza liberalizmu

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

ludzka natura z jej naturalnymi potrzebami i tendencjami17. Ostatecznie powodują więc całkowite odrzucenie idei, że istnieje możliwość odkrycia ludzkiej doskonałości i poznania ludzkiego dobra.

17

R.M. Unger, dz. cyt., s. 32.

Niekończąca się pogoń za autonomią Dalekosiężne implikacje tego odrzucenia nie od razu były oczywiste. Wyłaniały się one w miarę upływu czasu. Faktycznie, jak wykazał John Hallowell, wczesna historia myśli liberalnej była zdominowana przez, jak go nazywa, integralny liberalizm. Zaangażowanie obrońców owego liberalizmu

119


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

na rzecz indywidualnej autonomii – zakorzenione w jej wyniesieniu „absolutnej wartości i godności osoby ludzkiej” oraz towarzyszącej jej afirmacji „duchowej równości każdej jednostki” jako

działały w celu jej ograniczania. Pobieżne studia nad jego historią weryfikuje charakterystyka liberalizmu Michaela Walzera, opisująca go jako „dziwną” doktrynę, która „zdaje się nieustannie

Dzisiejszy liberalizm nieobciążonego ja nie może być postrzegany jako jedynie aberracja, lecz nieunikniony rezultat wewnętrznej dynamiki samego liberalizmu.

„celu samego w sobie” i posiadającej „duszę daną jej przez Boga” – zostały porzucone przy jednoczesnym przekonaniu (odziedziczonym po Wiekach Średnich) o istnieniu uniwersalnego moralnego prawa możliwego do odkrycia przez rozum18. Stało się tak dlatego, „ponieważ byli oni przekonani, że rozum może rozpoznać ogół prawd transcendentnych” – obserwuje Francis Canavan. Rzecznicy integralnego liberalizmu „uważali moralne osądy i cywilne prawa za praktykę rozumu, a nie po prostu nałożenie woli pewnych ludzi na innych”19. Jednakże, historia myśli liberalnej jest w dużej mierze historią triumfu liberalnego zaangażowania na rzecz autonomii jednostki nad tymi elementami myśli liberalnej, które początkowo

18 J. Hallowell, „The Decline of Liberalism as an Ideology”, New York 1971; reprint, University of California Publications in the Social Sciences, tom 1, nr 1, 1943), s. 6, 5, 31, 4. 19 F. Canavan, „Pins in th Liberal Baloon”, New York 1990, s. 110.

120

konkurować sama z sobą (...) tworząc w każdym pokoleniu odświeżone nadzieje na więcej absolutnej wolności, wolności w równym stopniu od historii i od społeczeństwa. W liberalnej teorii politycznej, od Locke’a do Rawlsa, znajdujemy wiele wysiłku na rzecz umocnienia i ustabilizowania samej doktryny po to, by zakończyć niekończące się liberalne wyzwolenie. Lecz poza każdą wersją liberalizmu zawsze jest super­ liberalizm, który, jak Roberto Unger mówi o własnej doktrynie, «popycha liberalne przesłanki na temat państwa i społeczeństwa, wolności od zależności i rządów społecznych więzi za pomocą woli, do punktu, gdzie wyłaniają się z nich jeszcze większe ambicje: budowa świata społecznego mniej obcego dla własnego ja, które może zawsze gwałcić twórcze zasady własnej mentalności lub społecznych idei»”20.

20 M. Waltzer, „The Comunitarian Critique of Liberalism”, „Political Theory” 18 (February 1999), s. 14.


Idee: Nędza liberalizmu

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

Liberalny ruch w kierunku coraz większego indywidualizmu otrzymuje doskonały wyraz w typie liberalizmu, który obecnie dominuje naszą scenę intelektualną. Sandel nazwał go liberalizmem nieobciążonego ja. Według tej teorii, jesteśmy istotami „naszego własnego” wytworu, czynu, „wyboru”, wolnymi i niezależnymi osobowościami, „niezwiązanymi moralnymi więziami poprzedzającymi wybór” a „nieobciążeni celami i przywiązaniem nie dokonujemy wyboru”21. Podnosząc wybór do statusu ludzkiego dobra, liberalizm ten znajduje wyraz w politycznej moralności, która, słowami Charlesa Taylora, pozwala na „wyjątkowo wyróżniającą się doniosłość wolności w dokonywaniu wyboru własnego sposobu życia”22. Indywidualny wybór, w tym poglądzie, jest atutem bijącym na głowę takie dobra społeczne, jak: moralność publiczna, wspólnotowy solidaryzm czy dobro powszechne. Przy czym każda jednostka ma prawo do najbardziej możliwej wolności w celu poszukiwania dobrego życia, które składa się z równej wolności innych jednostek w czynieniu tego samego. W rzeczy samej, z perspektywy tego liberalizmu, jak zauważa Canavan, wybór faktycznie „zakłada” – tworzy – bar-

21 M.J. Sandel, „Democracy’s Discontent: America in Search of a Public Philosophy”, Cambridge 1996, s. 12. 22 Ch. Taylor, „«Atomism» in Philosophical Papers”, t. 2, „Philosophy and the Human Sciences”, Cambridge 1985, s. 196.

dziej dobro niż stan „rządzenia” za jego pomocą23. Zgubna logika liberalizmu By zrozumieć liberalizm, trzeba zrozumieć, że ruch ten nie jest przypadkowy. To rezultat rozwijającej się wewnętrznej logiki podstawowych przesłanek, które stworzyły liberalizm jako wyrazistą tradycję intelektualną. Kiedy skutki metafizyki i epistemiologii liberalizmu stały sie oczywiste, jak wskazuje Thomas A. Spragens, ich wynikiem stało się uczynienie „całego pojęcia wiedzy moralnej anomalią”, a następnie wypchnięcie „moralnych twierdzeń poza granicę rozumu do sfery pseudozałożeń”. W świecie „pierwotnych cech”, który oczyszczono z ostatecznych przyczyn i treści, „jest” i „powinien” po prostu rozpadły się. Nie posiadając „teleologicznego porządku”, taki „świat” cierpiał na brak „normatywnego porządku”, który ugruntowałby moralne prawdy24. W ujęciu Alasdaira MacIntyre’a „projekt oświeceniowy” podejmując próbę dostarczenia nowego fundamentu dla wiedzy moralnej, „poniósł porażkę”, ponieważ odrzucił „teleologiczny pogląd na temat ludzkiej natury”, jednocześnie konsekwentnie zaprzeczając, że „rozum” może rozpoznać „podstawową naturę ludzką”, która określa nasz „prawdziwy cel”. Czyniąc tak, pozbawił moralne poglądy ich ontologicznego podłoża, skutkiem czego zredukował 23 „The Empiristic Mind”, „The Human Life Review” 25 (Spring 1999), s. 77. 24 T.A. Spragens, dz. cyt., s. 212, 203, 201, 70.

121


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

je jedynie do przejawów „arbitralnej woli i pragnienia”25. Chodzi o to, że metafizyka osoby znajdująca się w samym sercu oświeceniowego liberalizmu nieubłaganie popycha go w kierunku odrzucenia

jak na przykład obowiązek traktowania każdej jednostki z równą troską i szacunkiem. (Od tego momentu wszelkie wątpliwości rozprasza refleksja nad powstaniem „kultury śmierci” oraz mainstreamowe poglądy, w których bryluje

Polityka zostaje zredukowana do kwestii czystej władzy i zwykłej korzyści, przez co pozostawia słabych na łasce silnych. Zakładając, że ci ostatni mogą działać bezkarnie, czemuż nie mieliby polować na słabych lub większość nie miałaby prześladować lub wykorzystywać mniejszości? możliwości obiektywnego porządku prawdy i dobra, w kierunku poglądu, że „prawda” jest po prostu tym, w co jednostka przypadkiem uwierzy, a „dobro” – przypadkiem woli. Tak też, jak się to czasem sugeruje, dzisiejszy liberalizm nieobciążonego ja nie może być postrzegany jako jedynie aberracja, lecz nieunikniony rezultat wewnętrznej dynamiki samego liberalizmu. Należy też zrozumieć, że wewnętrzna dynamika, która napędza myśl liberalną w kierunku jeszcze głębszego indywidualizmu, sprawia, że dzisiejszy liberalizm nieobciążonego ja jest niestabilny. Korodujące kwasy sceptycyzmu wypływające z metafizyki liberalizmu ostatecznie unieważniają wszelkie absoluty i naturalne obowiązki, łącznie z tymi uznawanymi przez dzisiejszy liberalizm suwerennego ja, 25 A. MacIntyre, „After Virtue”, wyd. 2, Notre Dame 1984, s. 54, 55, 72.

122

Peter Singer). Jeśli liberalni teoretycy nie byli w stanie „umocnić i ustabilizować doktryny”, by „zakończyć niekończące się liberalne wyzwolenie”, to dzieje się tak dlatego, że struktura samego liberalizmu czyni taką stabilizację niemożliwą. Wykluczając społecznie i jednostkowo autorytatywną odpowiedź na pytanie „dlaczego nie”, metafizyka liberalizmu uwalnia destrukcyjny indywidualizm. Z jednej strony, sceptycyzm, z którego wypływa liberalna metafizyka, pozbawia nas porządku ludzkich celów, które mogłyby ograniczyć żądania praw lub umożliwić nam odróżnienie praw duchowych od tych ustalonych prawem ludzkim. Tworząc sytuację, w której każda potrzeba lub pragnienie ma skłonność do przeobrażenia się w prawo, wywołuje


Idee: Nędza liberalizmu

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

niespokojny antynomianizm26 i manię praw – dwie istotne cechy współczesnej kultury27. Równocześnie ów sceptycyzm czyni niemożliwym usprawiedliwienie liberalizmu w kategoriach ostatecznych. Dzieje się tak, gdy zastosujemy jego własne pojęcie osoby ludzkiej, wrzechświata czy praw, z którymi jest tak mocno związany historycznie, nie mówiąc o tych, na rzecz których czołowi współcześni teoretycy, z tak wielkim wysiłkiem, agitują, by brać je na poważnie. Nie dziwi więc niezwykle szczera wypowiedź Bruce’a Ackermana, w której stwierdza, że „trudna prawda jest taka: Nie ma moralnego znaczenia ukrytego w bebechach wszechświata. Wszystko co jest, to ty i ja walczący w tym świecie, którego żadne z nas, ani inna rzecz nie stworzyła”28. Innymi słowy, metafizyka liberalizmu czyni koniecznym zaprzeczenie istnienia porządku ludzkich celów, które są dla nas wcześniej zobowiązujące i niezależne od naszego przyzwolenia na ich poszukiwanie. W efekcie takie koncepcje, jak: sprawiedliwość, wspólne dobro, wewnętrzna godność oso26 Antynomianizm – pojawił sie jako herezja okresu reformacji. Doktryna, według której tylko dzięki wierze i łasce bożej człowiek uzyskuje zbawienie i uwolnienie od wszelkich praw (łącznie z moralnymi prawami kultury). 27 Więcej na temat tego zjawiska w pracy M.A. Glendon, „Right Talk: The Impoverishmet of Political Discourse”, New York 1991 oraz W.A. Donohue, „The New Freedom: Individualism and Collectivism in the Social Lives of Americans”, New Brunswick, N.J. 1990. 28 B. Ackerman, „Social Justice in the Liberal State”, New Heaven 1980, s. 368.

by ludzkiej i nienaruszalny porządek ludzkich praw, zostają zredukowane do statusu zwykłych umów społecznych. W intelektualnym świecie, w którym wszystko jest dozwolone, liberalne zaangażowanie na rzecz praw i godności ludzkiej zostało niebezpiecznie zawieszone nad moralną i metafizyczną otchłanią. Daleki od zapewnienia bezpiecznego intelektualnego i moralnego fundamentu dla rządów uporządkowanej wolności, liberalizm oświeceniowy tworzy wolność, która, jak mówi Jan Paweł II, „neguje i niszczy samą siebie”29. Czyni tak, gdyż jego metafizyka nieubłaganie wiedzie go w kierunku intelektualnego świata, w którym jedyna moralna norma – jeśli można tak to nazwać – to coś podobnego do Hobbesowego prawa natury, zgodnie z którym „każdy człowiek ma prawo do wszystkiego”. W takim świecie polityka zostaje zredukowana do kwestii czystej władzy i zwykłej korzyści, przez co pozostawia słabych na łasce silnych. Zakładając, że ci ostatni mogą działać bezkarnie, czemuż nie mieliby polować na słabych lub większość nie miałaby prześladować lub wykorzystywać mniejszości? W intelektualnym świecie oświeceniowego liberalizmu, kiedy wszystko jest powiedziane i zrobione, to pytanie nie wymaga żadnej nakazującej odpowiedzi. Jeśli obecny kryzys właśnie teraz ogarnął liberalizm, to dlatego, że ten ostatni rozwinął się historycznie

29 Jan Paweł II, „Evangelium vitae”, p. 19, 37.

123


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

w kulturowym środowisku głęboko ukształtowanym przez chrześcijaństwo, czyli takim, w którym wiele można by przyjąć za coś naturalnego (np. świętość osoby ludzkiej, istnienie obiektywnego moralnego porządku, poznawalność rzeczywistości, itd.). Należy zauważyć, że liberalizm funkcjonował tak długo i tak dobrze dlatego, ponieważ, przytaczając słowa Dawsona, żył „z (...) duchowego kapitału, który (...) odziedziczył z chrześcijańskiej cywilizacji”30. Tyle że dziś, gdy kapitał ten sięga krawędzi wyczerpania, w całej pełni ukazują się zatrważające konsekwencje podstawowych przesłanek oświeceniowego liberalizmu. Jak pisze Spragens, „jest taka biblijna parabola, która przestrzega przed nalewaniem nowego wina do starych bukłaków. Stare i nadwyrężone przez wiek lub zużycie mogą się rozpaść, bezpowrotnie rozlewając nowe wino”. „Można powiedzieć”, że liberalizm „cierpi na odwróconą wersję tego samego rodzaju problemu”, gdyż „próbował przelać stare wino tradycyjnej moralnej mądrości do świecących nowych bukłaków” własnej, nowej i wyraziście nowoczesnej metafizyki i epistemologii. „Sądzili, że to przeniesienie lepiej zabezpieczy ich skarb. Zamiast tego, nowe bukłaki okazały się nieszczelnymi naczyniami”, więc „odziedziczona tradycja zaczęła z nich wyciekać”31.

30 Ch. Dawson, „Religion and the Modern State”, New York 1935, s. 64. 31 T.A. Spragens, dz. cyt., s. 203.

124

Cnoty, które oszalały Nie należy twierdzić, że nie ma punktów stycznych między oświeceniowym liberalizmem a chrześcijaństwem. W swej klasycznej pracy nad Oświeceniem Carl Becker zwraca uwagę na nieuznany przez Oświecenie dług wobec „średniowiecznej myśli chrześcijańskiej”. („Jest więcej (...) chrześcijańskiej filozofii w pismach tych filozofów «podsumowuje», niż nam się wydaje”32.) Całkiem niedawno Taylor przypomniał nam, że nie można postrzegać Oświecenia jako po prostu „powstania nowoczesnego pogaństwa”, ponieważ „wiele w nim pochodzi (...) z chrześcijańskich źródeł”33. Stąd, o oświeceniowym liberalizmie możnaby w całości powiedzieć to samo co o nowoczesnym poszukiwaniu wolności. Nie przypadkiem pojawił się on na podłożu tego, co wcześniej było chrześcijaństwem. Integralny liberalizm, jak obserwuje Guardini, nie odrzucił „tych etycznych wartości, indywidualnych czy społecznych, które zostały doprowadzone do perfekcji z inspiracji wiary”. Przeciwnie, „rościł sobie prawo do tych wartości” – szczególnie chrześcijańskiego „szacunku dla osoby jako osoby”, „przywłaszczył je sobie”, mimo że odrzucił „Objawienie chrześcijańskie”34. Rzeczywiście, jak

32 C.L. Becker, „The Heavenly City of the Eighteenth Century Philosophers”, New Heaven 1932, s. 31. 33 Ch. Taylor, „Sources of the Self: The Making of the Modern Identity”, Cambridge 1989, s. 345. 34 R. Guardini, dz. cyt., s. 97, 99.


Idee: Nędza liberalizmu

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

zauważa Kenneth Minogue, choć liberalizm odrzuca „dogmaty chrześcijańskie”, to „indywidualizm, na którym się opiera, w sposób oczywisty pochodzi z chrześcijańskiej koncepcji duszy i jej przeznaczenia na ziemi”35. Jak wskazuje Dawson, integralny liberalizm musi być ostatecznie postrzegany jako „częściowe i jednostronne” przywłaszczenie chrześcijańskiej tradycji36. Roszcząc sobie pretensje do ludzkich i kulturowych konsekwencji chrześcijaństwa – a ponad wszystko do jego wyniesienia indywidualnej osoby ludzkiej – jednocześnie odrzucił chrześcijańską doktrynę oraz szerszą wizję natury i przeznaczenia osoby ludzkiej, w której owa afirmacja była oryginalnie zakorzeniona. Wyrzekając się chrześcijańskiej metafizyki osoby, integralny liberalizm poszukiwał możliwości przeszczepienia chrześcijańskiej afirmacji godności, świętności i wartości ludzkiej osoby na gruncie własnej bardzo odmiennej metafizyki. Jednak w samym akcie ich przejęcia, liberalizm przemienił chrześcijańskie wartości, nadając im nowe i rewolucyjne znaczenie. Przede wszystkim zostały one przekształcone przez jednostronny charakter owego przejęcia. Tu przychodzą na myśl słynne słowa Gilberta Keitha Chestertona na temat nowoczesnego świata pełnego „starych chrześcijańskich cnót, które

35 K. Minogue, „Theorizing Liberalism and Liberalizing Theory”, w: „Traditions of Liberalism”, Canberra 1988, s. 194. 36 Ch. Dawson, „Religion and the Modern State”, s. Xxi.

125


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

oszalały. Oszalały, ponieważ zostały wyizolowane od siebie nawzajem i błądzą samotnie”37. Następnie zostały przeistoczone poprzez przeszczepienie ich na podłoże metafizyki Oświecenia. Faktycznie, jak wskazuje

rozumienia chrześcijańskiego. Jeśli chrześcijaństwo afirmuje „najbardziej boską godność” człowieka, to jednocześnie uparcie twierdzi, że ludzie nie są autonomicznymi twórcami samych siebie, wolnymi do tworzenia

„Świat «poza dobrem i złem», w którym nic nie jest ani prawdziwie dobre, ani złe. Nie objawia się w nim prawda, dobro czy piękno (...) nic w nim w istocie nie jest ani pożądane, ani wstrętne”. Reinhold Niebuhr, oddzielona od intelektualnego zaplecza chrześcijańskiej idei natury i przeznaczenia osoby ludzkiej, a następnie przeniesiona na grunt oświeceniowego „racjonalizmu”, chrześcijańska afirmacja godności człowieka zmutowała w „nową koncepcję indywidualnej autonomii, nieznanej ani w klasycyzmie, ani w chrześcijaństwie”. Koncepcja ta „unosi ideę indywidualizmu poza granice wyznaczone jej w wierze poprzez prawo miłości z jednej strony i akt stworzenia człowieka z drugiej”38. Świat poza dobrem i złem Dopiero teraz w świecie angloamerykańskim stały się oczywiste pełne skutki podstawowych przesłanek oświeceniowego liberalizmu, ukazując bezgraniczną przepaść dzielącą jego rozumienie osoby ludzkiej od 37 G.K. Chesterton, „Orthodoxy”, Garden City 1959, s. 21. 38 R. Niebuhr, „The Nature and Destiny of Man”, Lousville 1996, s. 1, 61, 57.

126

siebie i świata według własnego wyboru. Są bowiem istotami stworzonymi przez Boga, zobowiązanymi do służenia swym życiem i wytworami celom przez Niego ustanowionym. Analogicznie twierdząc, że dobrobyt indywidualnej osoby jest celem wszystkich społecznych instytucji, obstaje przy tym, że stworzeni na obraz Trójjedynego Boga ludzie są zasadniczo, nie przypadkowo, istotami społecznymi, tak więc, by być człowiekiem, trzeba odwołać się do międzyludzkiej wspólnoty. To z naszej natury, stworzeń w swej istocie społecznych, wypływa cała naturalna struktura społecznych relacji obejmujących szeroki zakres różnorodnych grup i instytucji. Canavan zwraca uwagę na fakt, że na poziomie życia moralnego chrześcijaństwo uparcie twiedzi, że jako istoty posiadające zarówno inteligencję, jak i wolną wolę jesteśmy „zobowiązani” do rozpoznania i uporządkowania swego życia „zgodnie z prawem wpisanym w naszą wspólną


Idee: Nędza liberalizmu

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

naturę przez Stwórcę, który jest pierwszą prawdą i najwyższym dobrem oraz wezwaniem Chrystusa do wyższego, nadprzyrodzonego życia”39. Nasza godność, w tym poglądzie, składa się z naszej zdolności do rozpoznawania i porządkowania naszego życia zgodnie z prawem zapisanym przez Boga w naszych sercach oraz rozpoznania i odpowiadania na żądania prawdy, dobroci i miłości. Natomiast suwerenne ja w teorii liberalnej nie jest osobą podniesioną przez Objawienie chrześcijańskie. Jest tym, co pozostało z chrześcijańskiej koncepcji natury i godności osoby ludzkiej po jej przekształceniu w kontekście świata bez Boga, a w ostateczności bez znaczenia, czego dowody znajdujemy w pewnych formach późnomodernistycznej i postmodernistycznej filozofii. Wynurza się z nich, cytując Michaela Hanby, „świat «poza dobrem i złem», w którym nic nie jest ani prawdziwie dobre, ani złe. Nie objawia się w nim prawda, dobro czy piękno (...) nic w nim w istocie nie jest ani pożądane, ani wstrętne”40. Becker opisuje go jako „obojętny” wszechświat, w którym ludzkość nie jest niczym „więcej jak przypadkowym osadem na powierzchni świata, beztrosko rzuconym między dwie epoki lodowcowe 39 F. Canavan, „The Image of Man in Catholic Thought”, w: „Catholicism, Liberalism, and Comunitarianism: The Catholic Intellectual Tradition and the Moral Fundations of Democracy”, Lanham 1995, s. 18. 40 M. Hanby, „The Culture of Death, the Onthology of Boredom, and the Resistance of Joy”, „Communio”, tom XXXI, nr 2, s. 187.

przez te same siły, które powodują, że żelazo rdzewieje, a zboże dojrzewa”. W takim świecie bez Boga człowiek staje się twórcą wszelkiego znaczenia i celu41. Taki świat nie pozostawia też miejsca dla porządku ludzkich i politycznych celów, wobec których jesteśmy wcześniej moralnie zobowiązani niezależnie od naszej nieprzymuszonej zgody na dążenie do nich. Nie zostawia również miejsca na autorytatywny wymóg tego, co właściwe, a co nie, co dobre, a co złe, wykraczający poza nasze subiektywne pragnienia i wybory. Relacje społeczne stają się w nim czymś zewnętrznym, przypadkowym i kontraktowym, a społeczne instytucje zostają zredukowane do statusu czysto konwencjonalnych wytworów ludzkiej woli. Dwie sprzeczne koncepcje wolności Przepaść między tymi wizjami znajduje wyraz w sprzecznym rozumieniu wolności. Jak pisze Keneth L. Schmitz w pojęciu wolności wywodzącym się z chrześcijańskiej koncepcji osoby ludzkiej jest to „wolność stworzona”, a „ponieważ jest względna wobec struktury, wewnątrz której ją otrzymaliśmy”, jest „względna a nie absolutna”. „To nieprzymuszona pierwotna orientacja”, która odnajduje „własne spełnienie nie w sobie”, lecz w i poprzez „dobro” przez nie otrzymane i „wpisane” w samą jego strukturę. Wolność realizuje się w i poprzez

41

C.L. Becker, dz. cyt., s. 14.

127


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

dobra dokonane przez osobę ludzką. Ograniczenia płynące z orientacji wolności w kierunku tych dóbr „nie

gdy jesteśmy posłuszni wyłącznie samym sobie, wolność oznacza, słowami Newmana, „prawo własnej woli”44,

Odpowiednia reakcja wiązałaby się tak z pogodzeniem „współczesnego rozumienia wolności z jego chrześcijańskim źródłem”, jak i wcieleniem go do „całościowej wizji Biblii i chrześcijańskiej tradycji”.

pomniejszają swobody, ani nie ograniczają jej przez przymus z zewnątrz”, lecz strumień z „wnętrza” samej struktury ludzkiej wolności, ukierunkowuje ją „ku jej (...) spełnieniu”42. Metafizyka liberalizmu, z drugiej strony, popycha wolność ku zaprzeczeniu, że posiada jakąkolwiek wewnętrzną orientację. Rezultatem tego jest „wolność bez danej, określonej treści”, „absolutnie niejasna i nieskrępowana, odpowiedzialna jedynie wobec samej siebie”. Z tego punktu widzenia wolność nie spełnia się przez ogarnięcie dobra „wpisanego” w jej własną strukturę, któremu jest naturalnie przyporządkowana. Raczej ralizuje się „w i poprzez (...) wybory”, korzystanie z siły nie tylko by „wybierać” lecz i „nie wybierać”, by zaprzeczać „swym własnym uprzednim wyborom”43. Zgodnie z tym poglądem, ponieważ jesteśmy wolni, tylko wtedy 42 K.L. Schmitz, „Liberal Liberty and Huma Freedom”, „The Chesterton Review” 20 (Maj – Sierpień, 1994), s. 214, 222, 224, 213. 43 Tamże, s. 223, 214, 213.

128

czyli prawo do czynienia cokolwiek chcemy. Z perspektywy takiego rozumienia wolności, wszystkie formy ograniczenia postrzegane są z ogromną podejrzliwością, a sama idea obowiązkowego moralnego porządku stanowi zagrożenie dla wolności. Eric Voegelin powiedział kiedyś, odnośnie do totalitarnych ideologii XX wieku, że „trudno zdecydować, czy należy je klasyfikować jako chrześcijańskie, ponieważ w sposób zrozumiały są następstwem średniowiecznych chrześcijańskich herezji” lub jako „antychrześcijańskie” ze względu na ich treść45. Coś analogicznego można powiedzieć o oświeceniowym liberalizmie: trudno określić, czy powinien być rozważany jako chrześcijańskie zjawisko na mocy jego pochodzenia, czy jako antychrześcijańskie zjawisko

44 J.H. Newman, „An Address to His Grace the Duke of Norfolk”, w: „Newman and Gladstone: The Vatican Decrees”, ze wstępem Alvina S. Ryana, Notre Dame 1962, s. 130. 45 E. Voegelin, „The New Science of Politics”, Chicago 1952, s. 126.


Idee: Nędza liberalizmu

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

na mocy wizji świata, w którym osiągnął apogeum. Poczynając na selektywnym ujęciu chrześcijańskich wartości i zasad w integralnym liberalizmie, wewnętrzna dynamika myśli liberalnej unosi go w kierunku światopoglądu sprzecznego z chrześcijaństwem. Murray nazywa go „starożytnym bałwochwalczym błędem samowystarczalnego człowieka, który uważa się za jedynego architekta swej wolności, pojedyńczego autora wartości, które rządzą jego życiem, ostatecznego sędziego tego co słuszne, a co nie, prawdziwe i fałszywe”46. Uratować nowoczesność przed nią samą Wszystko to wskazuje na, jak pisał Murray, „fundamentalną niejednoznaczność czasów nowoczesnych”, a konkretnie, niejednoznaczny charakter związków między chrześcijaństwem a nowoczesnym poszukiwaniem wolności47. Jeśli poszukiwanie to nie jest po prostu świecką realizacją chrześcijańskich wartości, nie jest też tylko ich całościowym odrzuceniem. Wynika z tego, że ani postawa bezkrytycznej akceptacji, ani też bezkompromisowego odrzucenia nie wystarczą jako adekwatna chrześcijańska reakcja na to poszukiwanie. Przeciwnie, musi 46 J.C. Murray, „The School and Christian Free­ dom”, „Proceedings of the National Catholic Educational Association”, XLVIII (Sierpień 1951), s. 63. 47 Odsyłam do „We Hold These Truths”, s. 214. Jak sugeruje Guardini, dwuznaczność ta jest częścią myślenia o nowoczesnym świecie, z którym chrześcijanie nie potrafią się uporać. Zobacz: R. Guardini, dz. cyt., 104-106.

ona rozpoznać i rozważyć jego dwoisty charakter. Tyczy to zarówno sposobów, za pomocą których ucieleśnia twierdzenia i wartości zakorzenione w chrześcijańskiej wizji natury i przeznaczenia osoby ludzkiej, jak i tych, za pomocą których oddziela się od tej wizji. W rzeczy samej, musi rozpoznać i zasymilować prawowite aspiracje, które zostały podczepione pod owo poszukiwanie oraz prawdziwe osiągnięcia i intuicje w świetle chrześcijańskiej prawdy. Ostatecznie, jak twierdzi Walter Kasper, odpowiednia reakcja wiązałaby się tak z pogodzeniem „współczesnego rozumienia wolności z jego chrześcijańskim źródłem”, jak i wcieleniem go do „całościowej wizji Biblii i chrześcijańskiej tradycji”48. Jej efektem stałoby się wzbogacenie chrześcijańskiej myśli poprzez włączenie istotnych inspiracji i intuicji zawartych w kulturze współczesnej (podobnie jak w przypadku jej wcześniejszego krytycznego zaangażowania w kulturę antyczną). Zaoferowałaby też współczesnemu światu krytyczną pomoc w doprowadzeniu poszukiwania wolności do jego szczęśliwego końca. Stałoby się tak poprzez dostarczenie mu lepszych fundamentów, których tak rozpaczliwie potrzebuje. W ten sposób ratując go niejako od samodestrukcyjnych tendencji, ura-

48 W. Kasper, „The Christian Understanding of Free­­dom and the History of Freedom”, w: „The Modern Era”, Milwaukee 1988, s. 18.

129


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

towałaby nowoczesność przed nią samą49. Należy podkreślić, że nie jest to zaproszenie do swego rodzaju triumfalizmu wobec świata współczesnego. Chrześcijanie muszą z pokorą uznać autentyczne dokonania oświeceniowego liberalizmu oraz wielkie zobowiązanie, które mają wobec niego (jak i każdego ruchu zaangażowanego w sprawę wolności i godności osoby ludzkiej). Faktycznie, chrześcijańie muszą przyznać, że jeśli idzie o niesprawiedliwość i bankructwo ancien régime oraz biorąc pod uwagę społeczne i polityczne skutki świętości osoby ludzkiej, rzecznicy liberalizmu często reprezentowali wizję i odwagę, której im zabrakło. Chrześcijanie nie są jedynymi, którzy powinni unikać triumfalizmu. Orędownicy oświeceniowego liberalizmu muszą z pokorą przyznać się, jak mówi Guardini, do „nieuczciwości” względem chrześcijaństwa, która przeniknęła cały projekt, a także ich wielki i nigdy nieuznany dług wobec „samego Objawienia”, któremu zaprzeczają. Innymi słowy, muszą uznać, że oświeceniowy liberalizm „zaprzeczył doktrynie chrześcijańskiej i chrześcijańskiemu porządkowi życia, chociaż uzurpował sobie jego kulturowe skutki”50. 49 Odnośnie do tego, zob: K.L. Grasso, „Saving Modernity from Itself: John Paul II on Human Digity, «the Whole Truth about Man», and the Modern Quest for Freedom”, w: „In Defence of Human Dignity: Essay for our Times”, Notre Dame 2003, s. 207-236. 50 R. Guardini, dz. cyt., s. 105.

130

Muszą też z pokorą przyjąć to, co oczywiste, a mianowicie, że nowoczesne poszukiwanie wolności jest w kryzysie. Odpowiedzialność za ten stan w dużej mierze spoczywa na ideologii, za pomocą której współczesny Zachód skłaniał się do konceptualizowania poszukiwań wolności. Tu warto przytoczyć słowa Dawsona, który słusznie stwierdził, że liberalizm oświeceniowy udowodnił samemu sobie, że „jest niezdolny do utrzymania” swych najszlachetniejszych idei i aspiracji”, korzystając z własnych odziedziczonych źródeł”, ponieważ „nie stworzył tych moralnych ideałów, więc też nie potrafi ich zachować”51. Na koniec muszą mieć odwagę odrzucić kult suwerennego ja, które zaczęło funkcjonować jako aktywna religia dużej części współczesnego świata. Dopiero wtedy pojawi się przed nimi żmudne zadanie przemyślenia na nowo nie tylko intelektualnych fundamentów współczesnego poszukiwania wolności, lecz i metafizyki człowieka, która znajduje się w samym sercu liberalizmu oświeceniowego. O ile takie przemyślenie koniecznie wymaga wykorzystania bogatych intelektualnych źródeł chrześcijaństwa, o tyle potrzebuje też spóźnionego dialogu ze strony liberalizmu oświeceniowego z tradycją chrześcjańską. Taka rozmowa to długa droga w celu ustalenia, czy współczesne poszukiwanie wolności nosi w sobie owoc, 51 Ch. Dawson, „Religion and the Modern State”, s. 64.


Idee: Nędza liberalizmu

Chrześcijaństwo, oświecenie, liberalizm i poszukiwanie wolności – Kenneth L. Grasso

131


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

czy kończy się frustracją; czy jego rezultatem jest ustanowienie porządku prawdziwej ludzkiej wolności, czy też tworzenie nowych form zniewolenia. Tragiczne jest to, że współczesny liberalizm zdaje się przejawiać małe

„Rethinking Rights: Theological and Historical Perspectives” (wyd. Bruce Frohnen, Charles Reid i Kenneth L. Grasso. Columbia: University of Missouri Press 2009), „Defending the Republic: Constitutional Morality in a Time of Crisis”

Chrześcijanie muszą przyznać, że jeśli idzie o niesprawiedliwość i bankructwo ancien régime oraz biorąc pod uwagę społeczne i polityczne skutki świętości osoby ludzkiej, rzecznicy liberalizmu często reprezentowali wizję i odwagę, której im zabrakło.

zainteresowanie taką rozmową. Lecz tak naprawdę nie ma w tym nic dziwnego. W końcu pokora rzadko bywa dominującą cechą współczesnego człowieka. Chciałbym podziękować Fundacji The Pew Charitable Trusts oraz Fundacji Earhart, których hojne wsparcie w dużym stopniu umożliwiło zarówno przeprowadzenie badań nad tematem, jak i napisanie samego artykułu. Zawarte w nim opinie są wyłącznie moje i nie reprezentują poglądów żadnej z tych instytucji. Z języka angielskiego przełożyła Barbara Molska. Kenneth L. Grasso (ur. 1958), profesor Southwest Texas State University. Znany eseista i autor książek na temat kryzysu kultury współczesnej, takich jak:

132

(Frohnen i Kenneth L. Grasso Wilmington, Delaware: ISI 2009), „Catholicism and Religious Freedom: Contemporary Reflections on Vatican II’s Declaration on Religious Liberty” (Wyd. Kenneth L. Grasso i Robert P. Hunt. Lanham, Maryland: Sheed and Ward 2006). Tytuł doktora nauk politycznych otrzymał w 1989 roku na Uniwersytecie Ford­ ham, Bronx, Nowy Jork.

Powyższy tekst jest przekładem eseju, który ukazał się w kwartalniku „Modern Age“(jesień 2006). Barbara Molska (ur. 1963), absolwentka Wydziału Filologicznego Uniwersytetu w Oslo. Lektor akademicki i tłumacz z języka angielskiego i norweskiego. Prowadzi szkołę językową. Mieszka w Gdańsku.


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Komunizm dla bogatych Grzegorz Pytel

150


Kryzys Unii czy kapitalizmu?

Komunizm dla bogatych – Grzegorz Pytel

Klasa średnia, która płaci podatki, oszczędza i inwestuje, posiada sektor finansowy, którym zarządzają bankierzy i finansiści: nomenklatura XXI wieku. I, podobnie, jak w sowieckim komunizmie, ci finansowi aparatczycy nie zależą od nikogo i są jedynie zainteresowani krótkoterminowymi zyskami i wyciśnięciem jak najwięcej od każdego, kto ma pieniądze i nie może uciec: czyli przede wszystkim od podatników z klasy średniej.

151


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Z wolnorynkowego, kapitalistycznego i leseferystycznego punktu widzenia, stan gospodarki i źródła obecnego kryzysu finansowego wyglądają

formie. Tymczasem finansjera i bankierzy zaczęli stosować „zubażającą” technikę systemu rezerw: mechanizm zmniejszający całościowo proporcję

Rządy, które pożyczając na potęgę pieniądze, uratowały banki i rynki finansowe przed upadkiem, są teraz atakowane za zbyt wysokie długi, przez instytucje, które uratowały.

znacznie gorzej, niż wydaje się to aktywistom globalnego ruchu Occupy (Wall Street, London, etc). Krytykują podstawowe założenia kapitalizmu: osiąganie zysków, cząstkową rezerwę bankową, pieniądz fiducjarny (czyli papierowy oparty na zaufaniu do gospodarki kraju-emitenta). Jednak tak naprawdę obecny system gospodarczy i finansowy nie ma z nimi już nic wspólnego. Kapitalizm, jaki znaliśmy do końca XX wieku, zdegenerował się do globalnego oszustwa, nielegalnego w świetle obowiązujących praw. Jak pokazują ostatnie wydarzenia w Grecji i Włoszech, obecnie uderza w podstawy liberalnych demokracji. Piramida finansowa W ciągu 10 lat, które poprzedziły kryzys z 2008 roku, system finansowy zniósł pieniądz fiducjarny i rezerwę cząstkową, zachowując tylko pozory, że nadal istnieją. Był to system, w którym pieniądze, jako nośnik wartości, były zabezpieczone przez poszczególne państwa i kreowane w kontrolowanej

152

między wyemitowanym pieniądzem jako prawnym środkiem płatniczym a papierami wartościowymi emitowanymi przez same banki. Dla przykładu tradycyjnie w czasach poprzedzających kryzys typowa proporcja między pożyczkami a depozytami była niższa niż 100 proc. Oznacza to, że na każdy zdeponowany funt pożyczyć można było mniej niż jeden funt. Wraz z każdym cyklem pożyczania i deponowania „wykreowana” liczba pożyczek z jednego dolara zmierza do zera: ogólny wpływ na podaż pieniądza jest skończony i łatwy do obliczenia. Jednak w 2007 roku proporcje między pożyczkami a depozytami w np. brytyjskich bankach wynosiły 137 proc. Innymi słowy, banki pożyczały średnio 137 funtów na 100 znajdujących się w depozycie. To zwiększyło podaż pieniądza wobec waluty w postępie geometrycznym (przy ilorazie większym od 1): kreacja nie zmierza wtedy do zera, ale do nieskończoności. Z tego powodu mechanizm ten to klasyczny przykład piramidy finansowej


Kryzys Unii czy kapitalizmu?

działającej – w sensie kreacji zobowiązań w stosunku do możliwych dostępnych środków płatniczych, czyli gotówki – na dokładnie takiej samej zasadzie jak piramida BKO Lecha Grobelnego czy albańskie piramidy z lat 1996-1997. Piramidy takie są oczywiście nielegalne w świetle obowiązującego prawa i zakazane przez regulacje wszystkich państw rozwiniętych1. Kto zawinił? Przez ostatnie lata media mainstreamowe: BBC, „Financial Times”, „The Economist”, CNN, „Wall Street Journal” i inne, głosiły, jakoby to demokratycznie wybrani politycy rzeczywiście ponosili winę za obecny kryzys. To prawda, ale jedynie w tym sensie, że politycy pozwolili na rozwój fałszywych i nielegalnych praktyk i na korzystanie z nich przez branżę finansową, która potrafiła jedynie PR-owo prezentować przestępcze metody tworzenia piramid finansowych jako tzw. „wynalazki finansowe” i postęp w metodach zarządzania ryzykiem. Jednak problem jest głębszy. Przed kryzysem bankowym z 2008 roku rządy pożyczyły sporo pieniędzy. Jednak ani budżet Grecji, ani Włoch, ani Wielkiej Brytanii nie został uznany za niezrównoważony. 1 Mechanizmy rządzące ową globalną piramidą finansową i ich zasadnicze konsekwencje, które widzimy dziś i będziemy oglądać jutro, opisałem bardziej szczegółowo przed prawie trzema laty w artykule „Maszyna krachu”, „Wprost” nr 9/2009(1364). Tekst jest dostępny w internecie: http://www.wprost.pl/ar/154115/Maszynakrachu/?O=154115&pg=0

Komunizm dla bogatych – Grzegorz Pytel

W rzeczywistości banki prywatne były zadowolone z tego, że mogły na bardzo dobrych warunkach pożyczać rządom Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i całej strefy euro. Dopiero po kryzysie finansowym, który zaczął się na jesieni 2008 roku, gdy rządy mocno zapożyczyły się, by uratować banki przed kompletnym upadkiem, okazało się, że długi rządów są problemem także rynków finansowych. Krótko mówiąc, rządy, które pożyczając na potęgę pieniądze, uratowały banki i rynki finansowe przed upadkiem, są teraz atakowane za zbyt wysokie długi, przez instytucje, które uratowały. W tle tego wszystkiego widać powiązania między światem finansjery a polityki. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii każdy wie, że między Parlamentem a londyńskim City istnieją tzw. „drzwi obrotowe”. Jest całkiem normalne, że politycy, którzy osiągnęli sukces, stają się czołowymi bankierami, zaś czołowi bankierzy wchodzą do polityki. Czołowi bankierzy grają także kluczową rolę, doradzając politykom w ich decyzjach budżetowych i regulacjach branży finansowej. Od razu przychodzą na myśl takie nazwiska, jak Tony Blair2, David Laws3,

2 Polityk Partii Pracy, w latach 1997-2007 premier Wielkiej Brytanii. Obecnie pracuje w banku JP Morgan. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza). 3 Poseł Liberalnych Demokratów do Izby Gmin. Zanim zajął się polityką, pracował m.in. w JP Morgan.

153


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Sir James Crosby4, Sebastian Grigg5. Rynki finansowe dobrowolnie pożyczają pieniądze rządom. Wszystkie decyzje rządów dotyczące pożyczek i regulacji budżetowych podjęto przez finansistów lub za radą ekspertów finansowych. Znaczy to tyle, że politycy i finansiści to w sumie ci sami ludzie.

4 Zanim zaczął kierować Financial Services Authority (odpowiednikiem naszej Komisji Nadzoru Finansowego), pracował w Halifax Bank. 5 Pracuje dla Credit Suisse, doradza premierowi Davidowi Cameronowi. W 1997 bez rezultatu ubiegał się jako kandydat Partii Konserwatywnej o fotel posła w Izbie Gmin.

154

Istnieje tylko jedna kluczowa różnica: sektor prywatny oferuje większe dochody niż posady rządowe czy parlamentarne. Nawet jeśli ktoś twierdzi, że politycy pożyczyli za dużo pieniędzy na poczet swoich budżetów, to stało się to pod wpływem doradztwa finansjery. Trudno sobie wyobrazić polityka-laika, który pożycza dziesiątki miliardów dolarów, funtów lub euro, nie szukając profesjonalnej rady lub zatwierdzenia u finansisty. Nawet w kwestii upadku systemu finansowego rządowi brytyjskiemu doradzali prywatni finansiści: BlackRock, Citi i Credit Suisse. Systemowy konflikt interesów nie znał granic.


Kryzys Unii czy kapitalizmu?

Być jak Scargill System finansowy, funkcjonujący (z technicznego i prawnego punktu widzenia) jak jedna wielka piramida finansowa, osiągnął swoje granice. Problem jest dokładnie taki sam, jaki miał Grobelny tuż przed upadkiem Bezpiecznej Kasy Oszczędności. Teraz by tę globalną BKO utrzymać, potrzeba dodatkowych środków, które mogą pochodzić już jedynie od podatników. Jednak podatnicy nie są już wcale chętni, aby zaciskać pasa w celu wspierania sektora bankowego i finansowego. Aby pokonać tę przeszkodę, czyli niechęć demokratycznych wyborców do subsydiowania

Komunizm dla bogatych – Grzegorz Pytel

kryminalnej działalności tzw. rynków finansowych, te ostatnie zaczęły zmieniać demokratycznie wybrane rządy w Grecji i Włoszech, zastępując premierów... bankierami. W Europie następuje skuteczny demontaż nowo­czesnej demokracji. Sytuacja ta przypomina upadek przemysłu ciężkiego w Wielkiej Brytanii w latach 70. XX wieku. Menedżment i związkowi baronowie uważali dalsze subsydiowanie przemysłu ciężkiego przez zwykłych, pochodzących z klasy średniej podatników za oczywistość. Teraz, przemysł finansowy robi dokładnie to samo: jego liderzy terroryzują rząd brytyjski w taki sam

155


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

sposób, jak robił to Arthur Scargill6 w latach 70. i 80. Jedyna różnica polega na tym, że Scargill i związkowcy walczyli o pracę i utrzymanie robotników z realnego przemysłu, który coś jednak wytwarzał. Liderzy sektora finansowego walczą o wielomilionowe wynagrodzenia za działalność – ze ścisłego punktu widzenia – zdegenerowaną do postaci globalnego przestępstwa. Brytyjski przemysł ciężki stał się w latach 70. nieefektywny, niekonkurencyjny i musiał upaść. Obecnie sektor finansowy, działający jak piramida, także jest nieefektywny i upadnie. Im dłużej rządy będą go wspierać, tym bardziej spektakularny będzie jego krach. Nomenklatura finansowa Protestujący z ruchu „Occupy London” powinni domagać się ukarania finansistów w świetle obowiązującego prawa za oszustwa dokonane na skalę globalną. Jednak zamiast tego zajmują się debatą, w starym stylu, lewicowo-prawicową: kapitalizm jest złem, a socjalizm to zbawienie. Taka debata jest jednak oderwana od rzeczywistości, bowiem... kapitalizm już nie istnieje. Zastąpiło go globalne oszukańcze przedsięwzięcie podobne do starego systemu komunistycznego. Swoisty komunizm dla bogatych. W sowieckim realnym komunizmie, który upadł w 1989 roku, klasa 6 Były przywódca związkowy, szef Narodowego Związku Górników w latach 1982-2002. Kierował wielkimi strajkami górniczymi w Wielkiej Brytanii w latach 1984-1985.

156

rządząca, nomenklatura, nie posiadała kapitału. Ci aparatczycy byli jedynymi beneficjentami kierowania państwem. Nie mieli interesu w odpowiednim dbaniu o dobrobyt państw, ale w uzyskiwaniu krótkoterminowych zysków dla siebie. Zyski należały do niewielu, a straty ponosiła reszta społeczeństwa. Kapitał należał do całych społeczeństw i to całe społeczeństwa cierpiały z powodu konsekwencji złego zarządzania i złodziejstwa nomenklatury. Dziś podobnie, bankierzy i finansiści w dużej mierze nie posiadają banków i instytucji finansowych. Należą one do udziałowców funduszy emerytalnych, oszczędnościowych i ubezpieczycieli, nawet rządów i podatników. I tak klasa średnia, która płaci podatki, oszczędza i inwestuje, posiada sektor finansowy, którym zarządzają bankierzy i finansiści: nomenklatura XXI wieku. I, podobnie, jak w sowieckim komunizmie, ci finansowi aparatczycy nie zależą od nikogo i są jedynie zainteresowani krótkoterminowymi zyskami i wyciśnięciem jak najwięcej od każdego, kto ma pieniądze i nie może uciec: czyli przede wszystkim od podatników z klasy średniej. Zmierzając do katastrofy W latach 80. XX wieku reformatorzy próbowali naprawić komunizm. Ponieśli jednak porażkę, ponieważ nie mogli zmienić głęboko zakorzenionych, patologicznych przyzwyczajeń i praktyk nomenklatury. Oczywiście także dziś są reformatorzy, a nawet ich nie brakuje, którzy starają


Kryzys Unii czy kapitalizmu?

się zreformować tę obecną wersję komunizmu (dla bogatych). Jednak reformatorzy nie mają powodów do

Komunizm dla bogatych – Grzegorz Pytel

korporacjom i organizacjom pozarządowym, uczestniczył w tworzeniu lokalnych i międzynarodowych strategii

Liderzy sektora finansowego walczą o wielomilionowe wynagrodzenia za działalność – ze ścisłego punktu widzenia – zdegenerowaną do postaci globalnego przestępstwa. zadowolenia. Wygląda bowiem na to, że system finansowy, podobnie jak sowiecki komunizm przed nim, zmierza do katastrofy. Czas pokaże, czy ta katastrofa przyjmie formę czechosłowackiej „aksamitnej rewolucji”, czy raczej o wiele brzydszej wersji, takiej jak w Rumunii. Jednak są to bardzo optymistyczne scenariusze. Kryzys finansowy zapoczątkowany przez upadek Wall Street w 1929 roku skończył się 10 lat później II wojną światową. Trudno powiedzieć, czy historia się powtórzy. Jednak biorąc pod uwagę skalę obecnego kryzysu finansowego i sposób, w jaki światowi liderzy starają się mu zaradzić, nie ma powodu do nadmiernego optymizmu. Grzegorz Pytel (ur. 1965), konsultant, specjalista ds. energetycznych, gospodarczych i informatycznych, absolwent Uniwersytetu Londyńskiego, ekspert Instytutu Sobieskiego. Doradzał w kwestiach energetycznych i telekomunikacyjnych rządom, wielkim

energetycznych od Afryki Zachodniej po Europę. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Wprost”, „The Economist”, „Pomorskim Przeglądzie Gospodarczym”, „The Petroleum Economist”.

Z języka angielskiego przełożył Stefan Sękowski. Stefan Sękowski (ur. 1985), politolog, absolwent Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, stały współpracownik „Rzeczy Wspólnych”. Publikował w prasie polskiej i zagranicznej, m.in. „ef-Magazin”, „Rzeczpospolitej”, „Gazecie Wyborczej”, „Frondzie”, „Pressjach” i „Dracce – piśmie dla grzeszników”, portalach Fronda.pl i Rebelya.pl. Autor książki „W walce z Wujem Samem – anarchoindywidualizm w Stanach Zjednoczonych Ameryki w latach 1827-1939”, przetłumaczył na język polski m.in. zbiór esejów Lysandera Spoonera „Nie zdrada” i „Socjalizm” Ludwiga von Misesa.

157


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Do bazy przez nadbudowę.

Jak skrajna lewica

zawłaszcza

polską kulturę Remigiusz Włast-Matuszak By odzyskać „zaufanie społeczne” do instytucji muzeum – jak twierdzi Autor – należy wyzwolić to ostatnie z kajdan tradycyjnej kultury, „przebrzmiałego patriarchalizmu”. Muzeum nie może też już być „narodowe” – a więc w swoim założeniu „nacjonalistyczne”. Nowe Muzeum Krytyczne musi wypełnić się nowymi treściami demokratycznymi i rozpocząć nową, prawdziwą misję służby społecznej!

206


Książki i polemiki

O rzeczach przykrych czy wstrętnych staramy się zapomnieć, wymazać je z pamięci. Niestety, nieopatrznie przywołane dopadają nas z nową siłą. Od wielu lat nie myślałem i nie natknąłem się nigdzie na dwa upiorne pojęcia stanowiące podstawę dialektyki marksistowskiej i jej „produktu” zwanego PRL-em: te dwa „fundamenty” to BAZA i NADBUDOWA. Oba filary „ekonomii politycznej socjalizmu” wbijane były do głowy wielu pokoleniom studentów przez marksistowskich profesorów szkół wyższych, począwszy od zupełnie niestrawnego „prof.” Maksymiliana Pohorillego, prof. Włodzimierza Brusa, a na „oświeconym” prof. Dariuszu Rosatim kończąc. Pozostałą, dużą część społeczeństwa PRL „uświadamiano” ekonomicznie na tzw. „otwartych zebraniach Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR” – będących formą przymusowej indoktrynacji. Baza i nadbudowa nieodmiennie kojarzą mi się z kartkami na buty, zaświadczeniami z Urzędu Stanu Cywilnego uprawniającymi do kupna obrączek ślubnych w sklepie „Jubiler”, jak i czarnym rynkiem dewizowym, gdzie średnią miesięczną pensję Polak mógł nielegalnie wymienić na około 25 (!) USD.

Do bazy przez nadbudowę – Remigiusz Włast-Matuszak

jak Antonio Gramsci, czy cała „szkoła frankfurcka” (która w latach 30. wyemigrowała do USA i sprawuje od przełomu lat 60. i 70. rząd dusz na amerykańskich uniwersytetach), twierdzili coś zupełnie nowego – należy opanować NADBUDOWĘ, a więc kulturę, a przejęcie BAZY odbędzie się bezkrwawo i nieodwracalnie. By komunizm zapanował nad Europą i światem, należy zniszczyć kulturę cywilizacji zachodniej, w pierwszej kolejności chrześcijaństwo, normalną strukturę rodziny i społeczeństwa, a w to miejsce zaproponować bliżej nieokreśloną wolność jednostki żyjącej w permanentnej rewolucji obyczajowej i walce o życzeniowe „każdemu według potrzeb”. W cezurze czasu między Europejskim Kongresem Kultury – spędzie krajowego i europejskiego lewactwa

Tak się robi rewolucję! Starzy „lewacy”: Marks, Engels, Lenin i Stalin uważali (w generalnym skrócie), że władzę nad światem zdobędą poprzez opanowanie BAZY – a więc środków produkcji (przemysłu i rolnictwa) – fanatycznym realizatorem tej wizji był Stalin. Zachodni komuniści („nowocześni, postępowi i XX-wieczni”) tacy

207


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

zorganizowanego we wrześniu 2011 roku we Wrocławiu pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a szeroko zakrojoną i sprawnie przeprowadzoną prowokacją wokół Marszu Niepodległości w Warszawie 11 listopada 2011 roku, dokonał się w III Rzeczpospolitej znaczący i nieodwracalny w skutkach atak neokomunistycznych i agresywnie lewackich środowisk (jak np. „Krytyka Polityczna”) na kulturę narodową i społeczeństwo, na chrześcijańską milczącą większość. Spróbujmy odpowiedzieć sobie, dociec, dlaczego dopiero po Prowokacji Listopadowej publicyści niezależni i prawicowi, nieliczne opozycyjne wobec „salonu” media nagle się obudziły i próbują odwojowywać i zdezawuować lewacką medialną ściemę, zatrzymać bezkarne działanie „przemysłu nienawiści” i przeszkodzić w zawłaszczaniu NADBUDOWY przez neomarksistów? Czerwony Kulturkampf Po transakcji zawartej w Magdalence i przy Okrągłym Stole przez gen. Czesława Kiszczaka i koncesjonowaną, wyselekcjonowaną przez niego „konstruktywną opozycję”, kultura przypadła w udziale Ojcom Założycielom z „Gazety Wyborczej”, UD – UW i rodzącemu się „salonowi”. Była rewizjonistyczna opozycja o proweniencji z KPP-PPR podała sobie ręce z nomenklaturą PZPR „robiącą w kulturze” i „bezpartyjnymi” twórcami-dworzanami, którzy po 1989 roku „poszli za środowiskiem”, za dostępem do koryta.

208

Pierwszymi publicystami i ludźmi kultury, którzy po 1989 roku głośno, publicznie zaprotestowali przeciw transakcji Grubej Kreski, byli: Stefan Kisielewski, Zbigniew Herbert, Gustaw Herling-Grudziński – z nieżyjących, a z żyjących: Stanisław Michalkiewicz, Waldemar Łysiak i kilkunastu Sprawiedliwych. Potem dopiero „wybuchły” „Fronda”, „Arcana”, śladowo „Glaukopis”, „Templum” i „44”. Od przeszło półtora roku odpór psuciu państwa, niszczeniu dobra wspólnego i zawłaszczaniu kultury przez lewactwo stawia kwartalnik „Rzeczy Wspólne”. Wszystko razem to niewielka tama, która ledwie spowalnia lewicowy „przemysł nienawiści” i jego pochodne zalewające nas codziennie. Nagrodzie Nike i innym lewicowym nagrodom w stylu Nagrody Mediów Publicznych od 2002 roku przeciwstawia się konsekwentnie przemilczana Nagroda im. Józefa Mackiewicza. Kilkunastu organizacjom w rodzaju Instytutu im. Adama Mickiewicza czy Obywatele Kultury dotowanym bezpośrednio z budżetu, przeciwstawia się od lata 2011 roku działające bez siedziby i dotacji stowarzyszenie Twórców dla Rzeczpospolitej pod przewodem Marka Nowakowskiego. Są to śladowe przejawy odporu wobec powodzi kulturowego lewactwa. Prawica budzi się z ręką w przysłowiowym nocniku wzbierającym lewackimi treściami, takimi jak dzieła plastyczne „artystki” Doroty Nieznalskiej, performance nihilisty zatykającego biało-czerwoną flagę w psich odchodach, „sztukach” teatralnych „szybkiego reagowania” w reżyserii Artura Żmijewskiego czy


Książki i polemiki

„dramaturga” Marcina Szczygielskiego, tej całej „płynnej nowoczesności”, w której każe się nam nurzać TVP Kultura, czy publicyści TVN 24. O zupełnym braku zaangażowania polityków prawicy w „odwojowywanie” kultury nie wspominam – to temat na kilkudniowy kongres!

Do bazy przez nadbudowę – Remigiusz Włast-Matuszak

pt. „Muzeum krytyczne”, gdzie na 160 stronach oświeca i instruuje jak powinna działać „nowoczesna placówka kulturowa” w epoce płynnej ponowoczesności multikulturowej. Pan prof. dr hab. Piotrowski, były wieloletni naukowiec, kurator kilkunastu instytucji muzealnych w Polsce i na świe-

Prawica budzi się z ręką w przysłowiowym nocniku wzbierającym lewackimi treściami, takimi jak dzieła plastyczne „artystki” Doroty Nieznalskiej. Walka o kulturę, ten czerwony „kulturkampf”, „rewolucja kulturalna”, nazywana jest przez lewaków eufemistycznie „krytyką polityki”, stąd też nazwa periodyku „Krytyka Polityczna”, stąd „klub neojakobinów” – „Nowy Wspaniały Świat”, oraz proces zawłaszczania i tworzenia nowych instytucji kulturalnych. Książka szybkiego reagowania Pierwszą, nieudaną na szczęście, próbą opanowania instytucji było zawłaszczenie w 2009 roku Muzeum Narodowego w Warszawie, którego dyrektorem został lewicowy profesor Piotr Piotrowski, były dyrektor Instytutu Historii Sztuki UAM w Poznaniu. Jego roczne rządy zaowocowały paraliżem placówki, a po powszechnej frondzie pracowników, od sprzątaczek po kadry naukowe, obrażony lewicowiec „wrócił na łono Brukseli”. Bynajmniej nie złożył broni – jako „książka szybkiego reagowania”, już w pół roku po upadku, ukazał się jego manifest ideowy

cie, „profesor wizytujący” uniwersytety, od Izraela po USA, już w pierwszych zdaniach swojego manifestu daje popis pewnych luk w wiedzy historycznej. Przypomina i powołuje się na moralnie doniosłe, „nieprzemijające” znaczenie „Guerniki” Pablo Picassa, gdyż lewicowi artyści amerykańscy apelowali do sędziwego artysty, by – jak pisze Piotrowski: „w obliczu zbrodni popełnianych przez amerykańskie wojsko w Wietnamie” wycofał obraz z Muzeum Modern Art. w Nowym Jorku. Picasso nie zrobił tego. Na wniosek tychże „postępowych” twórców replika „Guerniki” była dwukrotnie zasłaniana w siedzibie ONZ w Nowym Jorku, w chwili wybuchu I i II wojny w Zatoce Perskiej. Przypomnijmy gwoli prawdy, że Picasso (członek Francuskiej Partii Komunistycznej) namalował „Guernikę” w 1937 roku na zamówienie socjalistycznego rządu (gabinetu PSOE – tej samej partii, która w latach 2003-2011 nieudolnie rządziła Hiszpanią) Republiki Hiszpańskiej. Do pracy przystąpił dopiero gdy głodująca

209


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Republika zapłaciła mu astronomiczną sumę dwustu tysięcy pesos (około 5 mln dzisiejszych USD (!)). Obraz był pomyślany jako akcent propagandowy Pawilonu Republiki Hiszpańskiej na Wystawie Światowej w Paryżu w 1937 roku. A Francją rządził wówczas osławiony Front Ludowy – z Leonem Blu-

dziw, że nie pada argument o amerykańskich zbrodniarzach wojennych, którzy, by zakończyć II wojnę światową, nie cofnęli się przed zrzuceniem bomb „A” na spokojne, ciężko pracujące przemysłowe miasta Japonii – Hiroszimę i Nagasaki itd., itp. Takich dygresji i polemik musiałbym napisać jeszcze

Od profesora z Poznania można by wymagać trochę więcej niż pseudonaukowego języka wykształceńca. Zagłębiamy się w postulaty walki o nową kulturę globalną i „przywrócenie muzeum publicznego zaufania”. mem jako premierem. Propagandowy mit „Guerniki” (jak widać) pokutuje do dziś. Jestem zmuszony przypomnieć też, iż w trakcie bombardowania miasta Guernica przez Niemców w kwietniu 1937 roku zginęło (ofiary udokumentowane) 120 osób. Celem nalotu był strategiczny most. Dowództwo niemieckiego Legionu Condor długo i usilnie tłumaczyło się z niecelności nalotu. W dwa lata później Niemcy rozpoczynając napaść na Polskę, zbombardowali Wieluń, gdzie nie było obiektów strategicznych, zginęło 1000-1200 osób (podawana jest też liczba 2169 ofiar). Niemcy nigdy się z tej zbrodni nie tłumaczyli, a w Polsce i na świcie prawie nikt o tragedii Wielunia nie słyszał! Przepraszam, że uciekam w dygresje, ale fakt powoływania się prof. Piotrowskiego na „Guernicę” określa jednoznacznie stan jego świadomości, jak i przesłanie całej jego książki. Lewicowiec dalej „walczy o wolność” (w jego rozumieniu) i aż

210

kilkanaście, ale na pierwszej skończę. Nie mogę odbierać ewentualnym czytelnikom pracy pana profesora przyjemności pozżymania się i pośmiania w trakcie czytania jego manifestu. Desant radykalnych akademików Prof. Piotrowski objął dyrekcję Muzeum Narodowego w Warszawie w 2009 roku w apogeum tryumfalizmu PO i Ministerstwa Kultury, a został odwołany w lipcu 2010 roku. Nowa dyrekcja w osobach dr Agnieszki Morawińskiej i dyr. do spraw progromowo-ogólnych Beaty Chmiel zamknęła spustoszone Muzeum Narodowe. Trwa w nim „rearanżacja” („trudne słowo”), która potrwa do wiosny 2012 roku. Strach się bać, czym Zawsze Poprawne Panie Reprezentujące Parytety PO nas uraczą (ponoć nie ma być oddzielnych działów malarstwa polskiego, tylko połączona sztuka europejska), ale cofnijmy się jeszcze do rocznej próby wprowadzenia w życie założeń marksisty


Książki i polemiki

Gramsciego przez jego duchowego ucznia prof. Piotrowskiego. Po „Guernice” jako argumencie otwarcia, prof. Piotrowski powołuje się na prof. Griseldę Pollock (której wykład w Warszawie miał przypaść na lipiec 2010, ale odwołanie dyr. Piotrowskiego odwołało też wykład, który mógł „przyspieszyć ukierunkowanie rozwoju polskiej kultury w słusznym kierunku”). Ta reprezentująca krytyczną historię sztuki feministka stwierdza: „Muzea potrzebują desantu radykalnych akademików”. A dlaczegóż mamy się ograniczać tylko do muzeów – Polsce i Europie potrzebny jest jawny desant radykalnych akademików. Już raz coś takiego było – od Moskwy po Berlin i Monachium – nazywało się to Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. Uczestniczyli w nich działacze tacy jak Lew Trocki, czy Adolf Hitler (!). Następne hasło z arsenału „Nowej Muzeologii” to slogan: „Muzeum krytyczne to instytucja pracująca na rzecz demokracji opartej na sporze...”. No i wpełza na kolejnej stronie marksista Slavoj Žižek, który każe prof. Piotrowskiemu „pięknie przegrywać”, po wielekroć, aż kiedyś się uda. Dalej zaczyna się bełkocik w stylu: nowa muzeologia zmierzająca do denaturalizacji instytucji muzealnych powoduje ich dekonstruowanie... Od profesora z Poznania można by wymagać trochę więcej niż pseudonaukowego języka wykształceńca. Zagłębiamy się w postulaty walki o nową kulturę globalną i „przywrócenie muzeum publicznego zaufania”. Czy ekspozycja gipsowych płaskorzeźb Lenina i Stalina przywróciłaby owo „zaufanie”?

Do bazy przez nadbudowę – Remigiusz Włast-Matuszak

„Wyzwalanie” z kajdan tradycji Jako dziecko (lat 4-6) byłem stale prowadzany do pałacowego budynku Muzeum Narodowego w Poznaniu. Największe wrażenie robiła na mnie gigantyczna, socrealistyczna płachta (12 x 8m?) przedstawiająca „Wrzucenie amunicji do morza przez dokerów Marsylii w 1937 r.”. No, może tytuł nie brzmiał dokładnie tak, ale „panorama” przedstawiała półnagich robotników, ich żony z wzniesionymi pięściami i ich dzieci z czerwonymi szturmówkami. Nie było wówczas TV, komiksów ani kolorowych gazet (!) – ten socrealizm był jedynym dziełem sztuki, jakie robiło na mnie tak wielkie wrażenie, i pewnie również na setkach innych dzieci, w tym i być może na małym Piotrku Piotrowskim. Dzieło zniknęło nagle w 1956 roku. Matka usilnie pokazywała mi wiszące w poznańskim Muzeum Narodowym oryginały Jean-Antoine’a Watteau i Paula Cézanne’a – ale ponieważ były wielkości szkolnego zeszytu, nie robiły na mnie wrażenia. Pragnąłem oglądać marsylski „komiks” – walkę policji z dokerami, którzy ginęli, by wspomagać hiszpańskich towarzyszy. A wracając do „zaufania ”, by odzyskać „zaufanie społeczne” do instytucji muzeum – jak twierdzi Autor – należy wyzwolić to ostatnie z kajdan tradycyjnej kultury, „przebrzmiałego patriarchalizmu”. Muzeum nie może też już być „narodowe” – a więc w swoim założeniu „nacjonalistyczne”. Nowe Muzeum Krytyczne musi wypełnić się nowymi treściami demokratycznymi i rozpocząć nową, prawdziwą misję służby społecznej!

211


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Brnąc przez kolejne strony „manifestu” konstatuję, że znajdujemy się o krok od światopoglądu Ulrike Meinhoff i jej interpretacji oceny KL Auschwitz – w którym, według niej, ostatecznie została unicestwiona żydowska finansjera – czytaj: imperialiści. Na zakończenie złotych myśli prof. Piotrowskiego cytata: „Muzea mogą stać się współczesną heterotopią, swoistym palimpsestem znaczeń”. O Matko! Cały ten popis ze streszczania biblioteczki dzieł traktujących o historii muzealnictwa, lewicowej interpretacji marszu „po instytucjach” itd. uprawiany przez prof. Piotrowskiego ma spełnić tylko jedno zadanie – legitymizację lewackiej destrukcji, zniszczenie społecznej funkcji muzeum i zastąpienie jej lewacką galerią pseudosztuki szybkiego reagowania. Od „nowej agory” do nowego ustroju „Nowa humanistyka” – to dla prof. Piotrowskiego powrót do „socrealizmu”, tylko wzbogaconego o filmy video, internet, laptopy itd. Upadek komunizmu w Europie Wschodniej to zjawisko według niego szersze, bo związane z upadkiem apartheidu w RPA i dyktatury w Chile oraz Nikaragui. Muzeum krytyczne to nowa globalna agora, której koncepcja (prezentowana przez Autora) wyprzedza pojawienie się nowego międzynarodowego ustroju politycznego. Prof. Piotrowski w swoim dziele wyprzedził w czasie historyczny już pomysł min. Radosława Sikorskiego przedstawiony w listopadzie 2011 roku w Berlinie. „Po postindustrializmie przyszedł czas na samorekonstrukcję

212

– drogę ku nowym wizjom i konstrukcjom politycznym, społecznym i kulturalnym” – oświeca nas prof. Piotrowski. No i puzzle układają się w czytelną całość – III (i już ostatnia) RP, jako stan Federacji Unii Europejskiej z Muzeum (d. Narodowym) jako agorą wymiany wartości – starych i wstecznych, na nowe „postępowe”. Oczywiście prof. Piotrowski nie byłby „postępowy” aż do bólu, gdyby nie podparł się „autorytetem” Sławomira Sierakowskiego, który Muzeum Narodowe i Warszawę określił jako „Klasyczną ilustrację miasta drugiej nowoczesności” i miasta „zdetradycjonalizowanego”. Zachwyt prof. Piotrowskiego wywołuje też nominacja lewicowego działacza włoskiego Fabio Cavallucciego (b. dyr. Galerii Miejskiej w Trydencie i koordynatora lewicowego „Manifesta 7”) na dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim w Warszawie. A szczególnie jego „historyczna” decyzja wysłania filmu izraelskiej artystki Yael Bartany, by reprezentował Polskę na Biennale w Wenecji w 2011 roku. Nie muszę chyba dodawać, że film był subsydiowany przez środowisko „Krytyki Politycznej” i polskiego podatnika, składa się z trzech części i opowiada o „reosadnictwie” 2-3 milionów Żydów w Polsce, pod przewodem młodego rewolucjonisty granego przez Sierakowskiego (!) i zamordowanego (!) przez polskich prawicowych fanatyków. Włoski widz ogląda i nie wie, czy to fabuła, czy dokument, ale skoro dzieje się to w Polsce, to chyba dokument ze współczesnych prześladowań Żydów nad Wisłą. Filmy propagowane


Książki i polemiki

przez Cavallucciego i Sierakowskiego niebawem pewnie „wyemitują się” we wszystkich zachodnich telewizjach, ugruntowując obowiązującą, negatywną opinię o Polsce. Bida, obscena i pseudodokumenty Lenin słusznie twierdził, iż film to najważniejsza ze sztuk propagandowych. W lecie 2010 roku w ostatnim tygodniu ekspozycji osławionej wystawy „Ars Homo Erotica” autorstwa dr. Pawła Leszkiewicza, z której tak dumny jest prof. Piotrowski, w niedzielne przedpołudnie zostałem doprowadzony do Muzeum Narodowego. Nie żałuję, bo

Do bazy przez nadbudowę – Remigiusz Włast-Matuszak

z czystym sumieniem mogę opisać, to co widziałem. Wystawę otwierała instalacja czeskiego lewicowego artysty przedstawiająca Polskę jako kartoflisko, gdzie kilku spasionych klechów podnosi krzyż – w formie wizualnej parodii amerykańskich żołnierzy podnoszących flagę USA na pobojowisku Guadalcanal. Reszta ekspozycji była oparta na zbiorach własnych Muzeum Narodowego, a więc siłą rzeczy tematycznie ubogich – kilkanaście rysunków nagich mężczyzn z XIX wieku, dwa obrazy na siłę powiązane z lejtmotivem, słowem: bida z nędzą – rozczarowanie zwiedzających niemal unosiło się

213


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

w powietrzu. W sporym „dziale” malarstwa współczesnego wisiały żenująco obsceniczne obrazy „feministyczne”. Oglądając ekspozycję, zadałem sobie spokojne, merytoryczne pytanie, jakie zadaję sobie na chybionych wernisażach współczesnego malarstwa: czy któryś z obrazów chciałbym powiesić sobie w mieszkaniu??? Po zastanowieniu znalazłem jeden jedyny

terrorystów w Guantanamo, a tu mordownie skazańców przez polskich żołdaków! Będąc już w gmachu Muzeum Narodowego, zdziwiłem się bardzo, że jedna z najciekawszych ekspozycji malarstwa Młodej Polski i II RP jest zastąpiona przez ekspozycję dzieł socrealistycznych. W stosownej chwili wypytałem „panie pilnujące” – okazało się,

Prof. Piotrowski zupełnie na poważnie postuluje uruchomienie kapitału o wartości, na jaką SĄ WYCENIONE posiadane przez Muzeum Narodowe czy Zamek Królewski w Warszawie dzieła sztuki! – przedstawiający na białym tle, białą parę niewiadomej płci, w białej pościeli, uprawiającą sex w czerwonych trampkach. Owszem, gdybym miał wielki salon z wielką białą ścianą, to zawiesiłbym tam ten obraz. Goście zawsze mieliby temat do rozmów. Gwoździem wystawy był film (wyświetlany non stop z pętli). Był to pseudodokument o polskich żołnierzach (w pełnym umundurowaniu, z orzełkami i dystynkcjami, z polską bronią itd.), którzy wyprowadzają do lasu aresztowanego młodego żołnierza. Następnie torturują go, rozstrzeliwują i wieszają, poczym spokojnie odchodzą. Jest to ten sam nurt propagandowego pseudodokumentu, jaki wynaleźli Joseph Goebbels i NKWD. Mało zorientowany widz nie wie, czy ogląda dokument, czy czarną propagandę. Przecież studenci w USA po zobaczeniu tego filmu będą słać protesty do Amnesty International. Tu tortury wobec niewinnych

214

że socrealizm miał straszyć tylko sześć tygodni, ale został już na stałe! Konkluzja oceny „Ars Homo Erotica” jest prosta – jak się nie ma co pokazywać, to się tej pustki nie eksponuje. Była to nieudana „wystawa interwencyjna”, z tego samego gatunku co współczesne „powieści interwencyjne” – zastępujące powieści „socrealistyczne”, czy sztuki interwencyjne”, gdzie temat polityczny z „Brygady szlifierza Karhana” zastąpiono agitkami obyczajowymi i antykatolickimi. Przecieram oczy i czytam samoocenę wystawy napisaną przez prof. Piotrowskiego: „cały kraj i cała Europa spoglądały wówczas na Warszawę” (!). Wystawę wysoko też ocenili „Gazeta Wyborcza” i Igor Stokwiszewski z „Krytyki Politycznej” – i to niech nam wystarczy za właściwą cenzurkę. Miała być jeszcze druga wiekopomna ekspozycja pt. „Demokracje, demokracje”, jako ukoronowanie polskiej Prezydencji


Książki i polemiki

w UE, ale na szczęście Rada Powiernicza Muzeum Narodowego odwołała prof. Piotrowskiego, i to w dniu przemarszu Europride przez Warszawę. Odwołanie stało się więc aktem krzyczącej ksenofobii i nietolerancji. Kredyt na klasyka Oprócz śmiałych pomysłów artystycznych prof. Piotrowski miał też odkrywczy i prekursorski pomysł ekonomiczny na działalność Muzeum Narodowego w Warszawie, rodem z arsenału kreatywnej księgowości Lehman Brothers czy Bernarda Madoffa. Prof. Piotrowski zupełnie na poważnie postuluje uruchomienie kapitału o wartości, na jaką SĄ WYCENIONE posiadane przez Muzeum Narodowe czy Zamek Królewski w Warszawie dzieła sztuki! A następnie w oparciu o wycenę i ubezpieczenie dzieł skorzystanie z linii kredytowej uzgodnionej z bankami pod zastaw tych obiektów! I tak np. wycena obrazów z Muzeum Narodowego wynosząca około 2 mld zł stanowiłaby podstawę do uzyskania kredytu w wysokości np. 250 mln zł. Za te pieniądze można by było powołać do życia i utrzymywać te wszystkie instytucje kulturalne, jakie prof. Piotrowski wymyślił w swojej liczącej ponad 100 stron „Strategii”, kuriozalnym dokumencie bezbożnych życzeń i bezczelnych roszczeń. Oczywiście po przejedzeniu tych 250 mln, bank zażądałby spłaty kredytu, nasz spec od kultury wzruszyłby zapewne ramionami, bank sprzedałby akty własności jakiejś międzynarodowej instytucji finansowej, a ta spieniężyłaby obrazy, rzeźby itd. na wolnym rynku. W ten sposób prof.

Do bazy przez nadbudowę – Remigiusz Włast-Matuszak

Piotrowski upiekłby dwie pieczenie na jednym ogniu: po pierwsze pozbyłby się wszelkiej niesłusznej, nacjonalistycznej starzyzny, zastępując ją dziełami „krytycznymi”, a dwa – miałby przygotowany cały zastęp kadr mogących natychmiast przejąć zarządzanie MKiDN. Takie własne Ministerstwo Kultury Bis. Starając się dobrnąć „na wysokim akademickim poziomie” do zakończenia recenzji, podsumuję zarówno ją, osobę prof. Piotrowskiego, Nowy Wspaniały Świat „Krytyki Politycznej”, jak i Gramsciego, Cavallucciego i innych słowami tautologicznej koncepcji Ada Reinhardta: „Sztuka jest sztuką-jako-sztuka, a wszystko inne jest wszystkim innym”. Piotr Piotrowski, „Muzeum krytyczne”, Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o., Poznań 2011. ss. 161.

Remigiusz Włast-Matuszak (ur. 1948), poeta, publicysta. Urodzony w Poznaniu, liceum T. Czackiego kończył już w Warszawie. Studia na Wydziale Filozofii, zmienionym w 1968 roku na Wydział Nauk Społecznych. Od 1976 roku niezależny publicysta: „Ekran”, „Za i Przeciw”, „Res Publica”, „Fronda” (do rozłamu), „Akant”. Portale: prawica.net, yeppy.pl (upadł). Między 1989-1992 był prywatnym wydawcą, m.in. dwa tomy głośnej antologii „Po Wojaczku”. Poetycko debiutował w „Odrze” w 1982 roku, w 1997 roku opublikował tom wierszy „Dokumenty bez następstw prawnych”, w 2003 – „Przywilej”, w 2009 – „Znaki”. Miłośnik ogrodnictwa i prasoznawstwa.

215


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Heroizm

wystawiania tyłka Marek Wróbel Co to za sztuka ratować euro, tracąc dziesiątki i setki miliardów, gdy się jest, powiedzmy, rządem niemieckim czy (z nieco innych pozycji, ale efekt ten sam) włoskim? Żadna, bo euro jest ICH walutą. A u nas to co innego. My mamy złotówkę – więc mężną postawę naszych rządców należy docenić w dwójnasób.

Mamy dziś do czynienia z festiwalem odwagi. Odwagi, ma się rozumieć, pojmowanej na sposób nowoczesny, adekwatny do post-meta-zdekonstruowanych czasów, w jakich żyjemy. Ba! Bywa, że nawet je wyprzedzający. W żadnym wypadku nie jest to odwaga dziewiętnastowieczna, anachroniczna, głupia. No i nie jest też faszystowska (koniecznie trzeba dodać). Właściwie, tę oldschoolową eksodwagę trudno nazywać inaczej niż tchórzostwem. Bo prawdziwą odwagą jest mężnie spojrzeć w oczy nieuniknionej, obiektywnej konieczności historycznej.

232

Odwagą jest głosić tezy – dajmy na to – o prawach kobiet (polegających na możliwości swobodnego dysponowania „brzuchem” i zasuwania w robocie od rana do nocy), kiedy wszyscy patrzą na te sprawy odmiennie. No, może poza głównymi mediami, autorytetami naukowymi, artystami, trzecim sektorem i połową parlamentarzystów. Czasami odwaga żąda od nas bolesnych rozliczeń z samymi sobą. Dajmy na to, że jesteśmy znaną, aczkolwiek już cokolwiek dojrzalszą artystką i publiczność nieco już o nas zapomniała, a promowanie – wraz z partnerem – marihuany nie daje spodziewanego


Satyra republikańska

efektu. Można więc na przykład nagrać piosenkę i teledysk, a następnie udzielać licznych wywiadów w kolorowych magazynach, nie zapominając naturalnie o efektownych sesjach foto. A, niemal zapomnielibyśmy o rozliczeniu z samym sobą. Oczywiście chodzi o molestowanie przez księdza. Jakieś pół wieku temu. Jak bolesne musiały być to wspomnienia, skoro gwiazda dusiła je tyle lat! I jak zrozumiałe w tym kontekście zamiłowanie do pewnych (już dla celebrytów legalnych) używek, które – jak powszechnie wiadomo – czynią człowieka optymistą, niektórych nawet trwale. No, a optymiści przecież są odważniejsi. Bywa też, że omawiana cnota wymaga poświęcenia jakiegoś dobra na rzecz innego, wyższego. Tutaj mocnym i jakże heroicznym przykładem są wysiłki naszego rządu, by ratować euro, poświęcając przy tym złotówkę. Warto zwrócić uwagę, że heroizm i poświęcenie premiera i ministrów jest w tym przypadku szczególnie wysokiej próby. Co to za sztuka ratować euro, tracąc dziesiątki i setki miliardów, gdy się jest,

Heroizm wystawiania tyłka – Marek Wróbel

powiedzmy, rządem niemieckim czy (z nieco innych pozycji, ale efekt ten sam) włoskim? Żadna, bo euro jest ICH walutą. A u nas to co innego. My mamy złotówkę – więc mężną postawę naszych rządców należy docenić w dwójnasób. Bronić lokalnej waluty byłoby partykularyzmem, tchórzostwem, małością. To tak, jakby wynosić srebra z domu, kiedy płonie sąsiedni gmach. Niektórzy wprawdzie mówią, że obok pali się kupa barachła i suchych liści, ale to oszołomy i tchórze.

233


RZECZY WSPÓLNE • PISMO REPUBLIKAŃSKIE

nr 7 (1/2012)

Albo zuchwałość ministra Sikorskiego, która przechodzi już wszelkie ludzkie, a nawet polskie miary. Jego berlińskie przemówienie, tak chwalone przez zagranicznych komentatorów i polityków, to przykład wielkiej, a zarazem nowoczesnej odwagi. Nie dość, że zrugał Niemcy na ich własnym terenie, to jeszcze w drwiącym i prowokującym tonie wytknął, że brak im odwagi. „Nie macie jaj, by chwycić nas za mordę! Powinniście całą Europę, a w szczególności Polskę, wziąć pod but, ale wątpię, czy takich trzęsących się Niemiaszków w ogóle na to stać! Cieniasy!”. Wydaje się, że Niemców udało się zawstydzić i tym samym dodać im odwagi. Chcąc nie chcąc, z rumieńcem na twarzy wzięli się za budowę nowej Federacji. Zadaliśmy im bobu! Teraz zastanowią się dwa razy, zanim zawahają się przed hegemonią! Bywa odwaga w wielkich sprawach, jak wymienione wyżej, bywa i w mniejszych. Co nie oznacza, że jest mniej odważna. Taki np. artysta Tymon Tymański dzielnie – pod ochroną sprowadzonych z innych miast oddziałów policji – śpiewał w Warszawie 11 listopada swój bezkompromisowy przebój „Dymać Orła Białego”. Właściwie to śpiewał, że nie pozwoli tego robić, ale zarazem w tonie prześmiewczym, a więc jego odwaga znalazła się na meta-meta-poziomie, co naturalnie podnosi jej postnowoczesność, a zatem czyni cenniejszą. Przy okazji, ale to zupełnie przy okazji, media wylansowały piosenkę i płytę tego niszowego artysty. Odwaga na polu obyczajowym też jest warta zauważenia. Na przykład

234

poseł Biedroń dzielnie przenosi swą niebanalną alkowę do Parlamentu, dzieląc się i w obliczu mediów, i przed Wysoką Izbą, swymi słabostkami. To zrozumiałe, że przyznać się do słabości, np. do innych członków parlamentu, jest rzeczą wybitnie męską. A od męskości do męstwa już tylko mały kroczek. Trzeba dodać, że poseł dziwi się zarazem, dlaczego nie jest uważany za poważnego parlamentarzystę. No cóż, w niektórych przypadkach odwaga nie idzie w parze z rozwagą. Tak czy siak, ta pierwsza jest tu najwyższej próby. Inny typ odwagi reprezentuje marszałek Niesiołowski. Ten specjalizuje się mianowicie w chadzaniu tam, gdzie jeszcze nikt, przynajmniej z jego sfery, nie dotarł. Na przykład ostatnio wybrał się samotnie w mroczny rejon publicznego obrażania kobiet, w tym przypadku minister Fotygi. Odwaga pana marszałka poraziła resztę Sejmu i media tak bardzo, że nawet zawzięte feministki nie stanęły w obronie maltretowanej niewiasty. Za to większość klubów doceniła dzielność i sprzeciwiła się tchórzliwym próbom zganienia postawy. To wszystko przykłady prawdziwego, postnowoczesnego męstwa. Doceniajmy i chwalmy odważnych mężów, choć trzeba powiedzieć uczciwie, że nie wszystko jeszcze osiągnięto, co było do osiągnięcia. Na przykład – tu mała podpowiedź dla aktywistów Ruchu Palikota – można pójść ścieżką francuską, to jest sprofanować jakiś znany kościół za pomocą kameralnej, gejowskiej uroczystości.


Satyra republikańska

Albo niemiecką – tu mniejsza finezja, ale za to jaka solidność! – i na przykład sprawdzić słuszność teorii wklęsłej Ziemi. Była taka, rozwijana przez poważny instytut Ahnenerbe (mniej więcej coś jak dzisiejszy oenzetow-

Heroizm wystawiania tyłka – Marek Wróbel

uniemożliwił ponowne przeprowadzenie tego niewątpliwie rokującego i odważnego eksperymentu. Jakąż trzeba dysponować odwagą, jakże otwartym umysłem, by odrzucić krępujące, burżuazyjne przesądy i śmiało rzucić się

Wydaje się, że Niemców udało się zawstydzić i tym samym dodać im odwagi. Chcąc nie chcąc, z rumieńcem na twarzy wzięli się za budowę nowej Federacji. Zadaliśmy im bobu! Teraz zastanowią się dwa razy, zanim zawahają się przed hegemonią!

ski Międzyrządowy Zespół do Spraw Zmiany Klimatu, tylko o szerszym polu zainteresowań, obejmującym m.in. poszukiwanie Arki Przymierza i Włóczni Przeznaczenia oraz hodowlę aryjskich pszczół). Chodziło o to, że Ziemia jest wprawdzie kulista, ale pusta w środku, z dziurami na biegunach, przez które wpadałoby światło i możliwe by były loty kosmiczne. No, a my mieliśmy żyć na wewnętrznej powierzchni. Widzialny horyzont miał być złudzeniem wywołanym zanieczyszczeniem powietrza i zakrzywieniem czegoś, czego nie zrozumieliśmy. No więc niezłomni naukowcy założyli, że jeśli jesteśmy w środku, to skierowana w górę wiązka radarowa powinna odbić się od antypodów i wrócić. Zatem popłynęli na Bałtyk wypożyczonym okrętem i przeprowadzili stosowny eksperyment. Po paru dniach bezskutecznych prób wrócili do portu i zlecili naprawę niewątpliwie zepsutego radaru! Rychły koniec wojny

w głęboką toń przyszłości! A skoro jesteśmy już przy III Rzeszy, to podobno funkcjonował tam dowcip na temat sojuszniczej włoskiej armii. Ta miała być jedyną, która przyznawała order przypinany na plecach. Za bohaterskie czyny w czasie ucieczki. To może i Sejm ustanowi coś na wzór, na przykład Order Dymania Orła Białego? Marek Wróbel (ur. 1969), zajmuje się komunikowaniem społecznym. Pracował w kilku redakcjach, a od 15 lat para się public relations. Prowadzi jedną z warszawskich agencji PR, branżową fundację internetPR.pl, wykłada na uczelniach, a także trochę politykuje. Był nawet szefem gabinetu politycznego ministra gospodarki. Wiceprezes Fundacji Republikańskiej. Ma wiele zmiennych hobbies oraz niezmienną żonę i synów.

235


Wspieraj finansowo Fundację Republikańską! Drodzy Czytelnicy „Rzeczy Wspólnych” i sympatycy Fundacji Republikańskiej, cała nasza działalność finansowana jest z trzech źródeł: • dobrowolnych darowizn naszych fundatorów i sympatyków, • dochodów własnych Fundacji (m.in. z pisania raportów czy ekspertyz), • uzyskanych grantów. Ogromna większość naszego budżetu pochodzi z tego pierwszego źródła, czyli z darowizn. Dzięki nim możemy pokryć koszty funkcjonowania Fundacji. Rok 2011 był dla nas bardzo intensywny – przypominamy część naszych osiągnięć: • cztery numery kwartalnika „Rzeczy Wspólne” (który jest projektem „misyjnym”, a nie komercyjnym), • dwa ogólnopolskie Kongresy Republikańskie – 9 kwietnia i 12 listopada, • kilkadziesiąt eksperckich komentarzy w ramach Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej (patrz: www.cafr.pl), • pięć debat europejskich i ponad 30 otwartych Spotkań Czwartkowych. • Szkoła Letnia Akademii Młodych dla uczniów i studentów, • kilka obszernych raportów poświęconych m.in. prywatyzacji, zamkniętym zawodom, realizacji obietnic rządu czy szkolnictwu technicznemu, • projekt ustawy zapobiegający nieuzasadnionemu zamykaniu stadionów promowany w ramach akcji „Kibice za Bezpieczeństwem”. • wniosek do Komisji Europejskiej ws. obniżki VAT na ubranka dziecięce. • wprowadzenie do debaty publicznej pomysłu deregulacji zamkniętych zawodów – nasz raport stał się podstawą do rozpoczęcia prac przez Ministerstwo Sprawiedliwości. • reprezentowanie naszych wartości w dziesiątkach polemik medialnych. Abyśmy mogli dalej działać z takim rozmachem potrzebujemy Waszego wsparcia! W związku z tym apelujemy o: • wypełnienie i przesłanie pocztą „Deklaracji Darczyńcy” (sąsiednia strona) • lub odwiedzenie strony: www.fundraising.republikanski.org • lub przesłanie jednorazowej darowizny bezpośrednio na konto: 84 2490 0005 0000 4520 9156 1754 Fundacja Republikańska – „Darowizna na cele statutowe” Nawet niewielkie wpłaty mają znaczenie!


 ....... .................... miejscowość i data

Deklaracja Darczyńcy Proszę o przesłanie mi bezpłatnych materiałów informacyjnych o działalności Fundacji Republikańskiej i możliwych formach wspierania jej, a także o przywilejach proponowanych darczyńcom Fundacji.

...... .................... podpis

Na drugiej stronie Deklaracji proszę uzupełnić swoje dane, następnie proszę wy­ ciąć tę Deklarację i wysłać ją zwykłym listem do naszego biura na adres: Fundacja Republikańska ul. Kopernika 30 lok. 421 00-950 Warszawa Przesłanie nam Deklaracji Darczyńcy pozwoli nam kontaktować się z Państwem i zaproponować wspieranie Fundacji w dogodnym dla Państwa trybie i zakresie. Jest to dla nas bardzo istotne, ponieważ tylko stałe i szerokie grono Darczyńców, wpłacających nawet niewielkie kwoty, pozwoli nam zachować niezależność, kontynuować dotychczasowe prace i realizować założone cele!


Deklaracja Darczyńcy Dane osobowe Imię:

 Nazwisko:

 Telefon:

 Adres email:

 Adres do korespondencji Ulica:

 Numer domu i mieszkania:

 Miejscowość:

 Kod pocztowy:

 Kraj:

 Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celu prowadzenia działalności statutowej przez Fundację Republikańską zgodnie z Ustawą z dn. 29.08.1997 o ochronie danych osobowych (Dz. U. nr 133, poz. 883).


Prenumeruj

Dlaczego warto? Płacisz mniej za każdy numer: 22,5 zł z przesyłką lub 16 złotych w prenumeracie studenckiej! Wysyłamy pismo pocztą, gdy tylko otrzymujemy je z drukarni, Wspierasz „RZECZY WSPÓLNE” bezpośrednio – bez marż pośredników, Pomagasz nam długofalowo planować rozwój pisma i rozwijać działalność Fundacji Republikańskiej, Możesz też wykupić prenumeratę wspierającą (180 złotych rocznie) i zostać Darczyńcą Fundacji Republikańskiej.

Wejdź na stronę

www.rzeczywspolne.pl/prenumerata lub zamów pismo mailem pod adresem:

prenumerata@rzeczywspolne.pl. Wpłaty: Prenumerata tradycyjna: 90

złotych / rok Prenumerata wspierająca: 180 złotych / rok Prenumerata studencka: 64 złote / rok Prosimy kierować na konto: Fundacja Republikańska Alior Bank 84 2490 0005 0000 4520 9156 1754 z dopiskiem „prenumerata”


REDAKCJA Krzysztof Bosak, Magdalena Myczko (zastępca sekretarza redakcji), Bartłomiej Radziejewski (redaktor naczelny), Piotr Trudnowski, Maciej Trząski (sekretarz redakcji), Stanisław Tyszka, Marek Wróbel

WSPARCIE Okładka: Wojciech Pawliński Ilustracje: Wojciech Pawliński, The Krasnals („Przeciwko lewackiej ekstremie”) Skład i organizacja druku: PanDawer Korekta: Małgorzata Terlikowska Promocja, sprzedaż, dystrybucja: Piotr Trudnowski, kontakt: p.trudnowski@rzeczywspolne.pl Prenumerata: Piotr Trudnowski, kontakt: prenumerata@rzeczywspolne.pl

PISMO Wydawca: Fundacja Republikańska Kontakt z redakcją: redakcja@rzeczywspolne.pl ul. Kopernika 30, lok. 421 00-950 Warszawa tel.: +48 22 891 07 37 Zachęcamy do odwiedzania strony www.rzeczywspolne.pl i naszego profilu na Facebooku. RZECZY WSPÓLNE PISMO REPUBLIKAŃSKIE NR 7 (1/2012) Cena: 25 PLN (5% VAT) ISSN 2081-5417 Indeks: 2714467 Nakład 2500 egz. by zaprenumerować pismo „Rzeczy Wspólne” A prosimy o wysłanie e-maila na adres: prenumerata@rzeczywspolne.pl. Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmiany tytułów. Materiałów niezamówionych nie odsyłamy. Redakcja „Rzeczy Wspólnych” nie ponosi odpowiedzialności za treść i formę reklam.


„Rzeczy Wspólne” to kwiat nowego pokolenia polskiej inteligencji. Prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog „Rzeczy Wspólne” są odtrutką na zalewający nas „postpolityczny” bełkot. Bronisław Wildstein, pisarz i publicysta „Rzeczy Wspólne” to najciekawszy obok „Arcanów” periodyk prawicy intelektualnej. Ludwik Dorn, b. Marszałek Sejmu „Rzeczy Wspólne” próbują spojrzeć na kwestie publiczne nie przez pryzmat personalnych sympatii i antypatii, tylko przez pryzmat realnych problemów, które mają Polska i Polacy. Prof. Antoni Dudek, historyk

Wesprzyj „Rzeczy Wspólne”! Kwartalnik „Rzeczy Wspólne” to priorytetowy projekt Fundacji Republikańskiej służący podnoszeniu jakości debaty publicznej i formowaniu przyszłych elit intelektualnych i państwowych w duchu prymatu dobra wspólnego. Choć regularne wydawanie i promowanie kwartalnika jest ogromnym obciążeniem finansowym i organizacyjnym dla młodej instytucji obywatelskiej, jaką jest Fundacja Republikańska, nie chcemy rezygnować z tworzenia prestiżowego pisma, które w ciągu półtora roku istnienia na rynku zdobyło sobie rzeszę oddanych Czytelników. Stale pracujemy nad dostosowaniem pisma do Państwa oczekiwań. Organizujemy kolejne spotkania i debaty dla Czytelników, wprowadzamy nowe kanały dystrybucji, rozbudowujemy prenumeratę. Dzięki wsparciu Darczyńców studentom i uczniom szkół średnich oferujemy nasze pismo w prenumeracie w cenie 16 złotych za numer. Jeżeli chcesz wesprzeć istnienie i rozwój „Rzeczy Wspólnych” rozważ dołączenie do grona Prenumeratorów lub Darczyńców.

Wejdź na stronę

www.rzeczywspolne.pl/prenumerata lub zamów pismo mailem pod adresem prenumerata@rzeczywspolne.pl. Rozważ wsparcie finansowe działań Fundacji Republikańskiej! Nawet niewielkie regularne wpłaty mają dla nas wielkie znaczenie. Fundacja Republikańska Alior Bank 84 2490 0005 0000 4520 9156 1754 z dopiskiem „darowizna na cele statutowe”


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.