Poznaj siebie i swój związek
Poznaj siebie i swój związek poradnik psychologiczny dla kobiet
Jak wprowadzić równość w rodzinie
Wa rs z awa 2 0 0 7
Centrum Praw Kobiet ul. Wilcza 60/ 19 00 – 679 Warszawa |tel. (48 22) 652 01 17 tel./ fax: (48 22) 622 25 17 e-mail: temida@cpk.org.pl http://www.cpk.org.pl http://www.partnerstwo.cpk.org.pl © Women’s Rights Center Numer konta: 59102011560000710200599241
Spis treści Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4 Mity i fakty na temat równouprawnienia w rodzinie . . . . 6 1. Wszystko zaczyna się w domu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 2. Siedem męskich sposobów na unikanie prac domowych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13
Przygotowała: Ewa B. Sawicka
3. Tradycyjnie czy partnersko? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 Wydanie pierwsze
4. Pułapki, jakie same na siebie zastawiamy . . . . . . . . . 20 5. Komu pieniądze dają władzę? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 6. Dzieci a równouprawnienie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32
Niniejszy poradnik został opublikowany dzięki pomocy finansowej Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Za treść tego poradnika odpowiada Centrum Praw Kobiet.
7. Pojęcia, które warto znać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 42 Wybrane publikacje Centrum Praw Kobiet . . . . . . . . . . . 46 Jesteśmy po to, żeby ci pomóc . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 48
ISBN 978-83-89888-51-8
Egzemplarz bezpłatny
Skład i łamanie: Sławomir Dąbrowski Druk: Krismark
2
3
Wstęp O tym jaką rolę w rodzinie spełnia kobieta, a jaką mężczyzna dowiadujemy się od swoich rodziców. Od nich uczymy się, które zajęcia są domeną mamy, a które taty. Utrwalamy tę wiedzę bawiąc się lalkami w dom. Gdy idziemy do szkoły, dowiadujemy się, że nie wszystkie rodziny wyglądają tak jak nasza, ale mimo tej różnorodności jest jeden, powszechny, preferowany przez społeczeństwo (i odwzorowany w podręcznikach szkolnych) jej wzór. Na idealną rodzinę składa się tata wychodzący z teczką do pracy i mama gotująca obiad oraz syn uprawiający sport lub inne, przygotowujące go do rywalizacji zajęcie i córka chętnie pomagająca mamie w prowadzeniu domu. Autorzy tych sielskich scenek są przekonani, że właśnie w taki sposób pokazują równość – przecież są zachowane proporcje płci, a ich przedstawiciele zachowują się tak jak większość członków naszego społeczeństwa. Kobiety lubią prowadzić dom i nawet jeśli mężczyźni chcą im w tym pomóc, żony nie dopuszają ich do „swojego królestwa”, czyli kuchni (potwierdzają to najnowsze badania dr Danuty Duch-Krzysztoszek), a przecież i tak współcześni mężowie są znacznie bardziej „udomowieni“ niż ich ojcowie i dziadkowie. Niektórzy odrabiają z dziećmi lekcje, w weekend jadą po duże zakupy do supermarketu, zdarza się im pozmywać czy regularnie odkurzać mieszkanie, a nawet wziąć zwolnienie na opiekę nad chorym dzieckiem, gdy żona absolutnie nie może sobie pozwolić na kolejną nieobecność w firmie, bo to groziłoby utratą pracy. Takie podejście zakłada, że podział ról na męskie i kobiece jest naturalny i odwieczny. Tylko szalone feministki mogą wierzyć, że trzeba (i można) to radykalnie zmienić. 4
Przecież już jeden ich pomysł – żeby kobiety mogły pracować zawodowo – zaszkodził żonom i matkom. Zamiast pracy na jednym (nieodpłatnym) etacie w domu, pracują na dwóch. I to przez nie współczesne kobiety są przemęczone i nie chcą rodzić dzieci. Hmm, wygodna teza, tyle tylko że nieprawdziwa. I nie trzeba daleko szukać argumentów na jej obalenie. Nasi politycy, którzy głoszą te bzdury z sejmowej mównicy zapominają, że najwięcej dzieci w Europie rodzą Francuzki i Szwedki, czyli obywatelki tych krajów, gdzie równość płci (także w sferze podziału obowiązków domowych) jest najbardziej zaawansowana. Do bardziej sprawiedliwego podziału obciążeń związanych z prowadzeniem domu, a także łożeniem na jej utrzymanie (czy ktoś o zarabiającej żonie powie, że „pomaga mężowi w utrzymaniu rodziny“?!) wiele lat temu przekonali się tak dawniej konserwatywni Skandynawowie, Niemcy (przecież to stąd pochodzi słynne powiedzenie, że miejsce kobiety wyznaczają trzy K: Küche – kuchnia, Kinder – dzieci, Kirche – kościół), czy Brytyjczycy. Dlaczego nie możemy także i my? Zamiast emigrować tam, gdzie takie postawy są naturalne (i m.in. dzięki temu wszystkim żyje się lepiej), spróbujmy wprowadzić je u siebie. Najpierw we własnym domu. Zacznijmy od uporządkowania wiedzy na temat równouprawnienia. Czym ono jest i na czym polega. A potem zastanówmy się, dlaczego tak trudno nam, kobietom, zrezygnować z dominacji w domu, co stanowi w praktyce ogromne obciążenie i poszukajmy sposobów, by to zmienić. Zapewniam, że warto.
5
Mity i fakty na temat równouprawnienia w rodzinie MIT: Równość płci oznacza, że kobiety mają się upodobnić do mężczyzn FAKT: Równość płci oznacza niezgodę na niesprawiedliwe traktowanie kogokolwiek ze względu na jej/jego płeć, a nie uznanie, że jedna płeć i przypisane jej zdania są lepsze. Polityka równości płci opiera się na przekonaniu, że rzeczywiste różnice, jakie obserwujemy między kobietami i mężczyznami, nie mogą być wartościowane i nie mogą stać się uzasadnieniem dla dyskryminacji. Potrzeby kobiet i mężczyzn żyjących w określonym kontekście społecznym są często skutkiem przyjętego podziału ról i obowiązków, a zatem różnią się od siebie. Równość płci nie oznacza dążenia do tego, by kobiety i mężczyźni byli identyczni i żyli tak samo, lecz by ich potrzeby, często odmienne ze względu na płeć, były w równym stopniu zaspokajane, a dążenia respektowane i doceniane. Także wtedy, gdy kobieta lub mężczyzna wybiera zachowania niezgodne ze stereotypowo pojętym wzorcem kobiecości/męskości.
gany jako niezdarny i niemający właściwego podejścia do dzieci. A także wtedy, gdy wykonuje on zawód gorzej płatny niż żona i w społecznym odbiorze uznawany jest za „nieudacznika“ utrzymywanego przez kobietę. MIT: Kobiety mają problem z równością. FAKT: Gender, czyli płeć kulturowa odnosi się zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet. W tym sensie równość i dążenie do niej nie jest czymś, czym powinny zająć się przede wszystkim kobiety. Z dyskryminacją spotykają się i kobiety, i mężczyźni, często w nieco innych obszarach życia. O ile kobiety czują się dyskryminowane przede wszystkim w miejscu pracy, o tyle mężczyźni często narzekają, że z powodu społecznych oczekiwań nie mogą się realizować w wystarczającym stopniu jako ojcowie, brak im na to czasu i wyniesionych z rodzinnego domu umiejętności. Gdy zajmują się domem i dziećmi, muszą zmierzyć się z brakiem społecznej aprobaty. Te zajęcia postrzegane są bowiem jako „babskie“, a więc mniej prestiżowe.
MIT: Dyskryminacja ze względu na płeć dotyka tylko kobiety. FAKT: Stereotypy związane z płcią oddziałują ograniczająco zarówno w stosunku do kobiet, jak i mężczyzn. Takie krzywdzące uproszczenia stają się często podstawą gorszego traktowania – dyskryminacji – w wielu sferach życia. Mimo że dyskryminacja ze względu na płeć kojarzy się powszechnie wyłącznie z gorszym traktowaniem kobiet, spotykają się z nią także mężczyźni. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy mężczyźnie odmawia się zatrudnienia np. jako wychowawcy w przedszkolu, bo z racji płci jest on postrze-
MIT: Równość płci stanowi zagrożenie dla rodziny. FAKT: Ten powszechnie podnoszony przez prawicowych polityków argument jest z gruntu fałszywy! Równość płci zakłada, że związki między ludźmi tworzą się w oparciu o przekonanie, że każdy ma prawo decydować o sobie i swojej drodze życiowej, także o kształcie swojej rodziny i sposobie podziału obowiązków domowych. Równość płci zakłada, że żadna z płci nie jest bardziej lub mniej odpowiedzialna za rodzinę, zarówno w jej aspekcie emocjonalnym, jak i ekonomicznym, bytowym. Równość płci zakłada, że potrzeby wszystkich osób tworzących rodzinę są w równym stopniu respektowane i realizowane, a także że wszystkie te osoby
6
7
w równym stopniu uczestniczą w życiu rodzinnym. To dlatego polityka równości płci tak podkreśla, że obowiązkiem nie tylko kobiet, ale i mężczyzn jest „dbanie o dom” i budowanie więzi rodzinnych, a także że nie sami mężczyźni, lecz także kobiety są odpowiedzialne za zapewnienie rodzinie materialnych podstaw funkcjonowania. Polityka równości płci bazuje na przekonaniu, że relacje partnerskie w rodzinie i wzajemny szacunek dla swoich potrzeb i dróg ich realizacji jest trwałą podstawą budowania równości we wszystkich wymiarach życia społecznego. MIT: Równość płci to chwilowa moda. FAKT: Polityka równości płci jest procesem, który rozpoczął się wiele lat temu i od wielu lat jest niezwykle ważnym elementem dyskusji nad kształtem społeczeństwa demokratycznego, które stwarza wszystkim swoim członkom możliwości samorealizacji i kształtowania swojego życia. Proces dążenia do równości kobiet i mężczyzn wyraźnie rysuje się w historii Polski i historii powszechnej, a także dokumentach prawnych. W procesie powstawania Wspólnoty Europejskiej znaczenie równości płci dostrzegane było od samego jego początku, gdy w Traktacie Rzymskim (1957 r.), tworzącym podwaliny UE, umieszczony został zapis o „równej płacy za równą pracę” jako jedno z podstawowych założeń nowo tworzącej się Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Od pół wieku równość płci jest zatem na poziomie Wspólnoty Europejskiej traktowana jako jedna z fundamentalnych kwestii życia społecznego – w żadnym wypadku nie jest to chwilowa moda.
8
1. Wszystko zaczyna się w domu To w nim uczymy się ról społecznych – zabawa w dom jest ulubionym zajęciem przedszkolaków. Obserwując własnych rodziców, a także ich rodziców, a naszych dziadków, uczymy się jak należy postępować będąc kobietą, a jak mężczyzną. To pierwszy, najsilniejszy skrypt, czyli model zachowania, który będziemy bezwiednie powielać lub energicznie się mu przeciwstawiać. Ale w obu tych przypadkach stanowi on dla każdej z nas punkt odniesienia. Czasami tak silny, że mimo świadomie czynionych wysiłków niemożliwy do przekroczenia. Z przywiązania do tego pierwszego modelu życia rodzinnego, w którym obowiązki rodziców były z góry ustalone i niekwestionowane bierze się najwięcej napięć między parami, które zamieszkały razem. O tym, jaką siłę ma wzór „być żoną/mężem“ świadczy sondaż, jaki w 2007 r. w 28 krajach – od Australii i Europy Zachodniej po Rosję i Izrael – przeprowadziła grupa naukowców, która przebadała 17 tysięcy par, małżeństw i wolnych związków. I co się okazało? – Małżeństwo wydaje się instytucją, która wywołuje efekt tradycjonalizmu w związku – tak podsumowała wyniki sondażu socjolożka Shannon Davis z Uniwersytetu George’a Mansona w Wirginii. – Nawet w tych domach, gdzie małżonkowie wyznają równość płci, mężczyzna wykonuje mniej obowiązków niż ma to miejsce u par żyjących ze sobą na kocią łapę. Sondaż nie wyjaśnia jednak, co dzieje się z podziałem domowych prac, jeśli para zawiera związek małżeński. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że w wielu takich związkach następuje zmiana. Nawet bardzo świadome swoich 9
praw kobiety mówią, że z chwilą zalegalizowania związku, a szczególnie w momencie pojawienia się dziecka, mimo woli wchodzą w tradycyjną rolę żony i matki. Tak działa wdrukowany w nie model, jaki wyniosły z domu i szkolnych czytanek. Niestety, to samo dzieje się również z mężczyznami. Szybko przyzwyczajają się, że ich ukochana bierze na siebie większość zajęć, którymi do tej pory dzielili się mniej więcej po równo. Zanim ich dziecko podrośnie, w nowoczesnej już tylko z nazwy rodzinie nastąpi to, co socjolodzy nazywają „reprodukcją zachowań społecznych“, czyli mówiąc zwykłym językiem – wychowane zostanie kolejne pokolenie, w którym oczywiste będzie, że większość codziennych żmudnych prac domowych spada na barki pracującej zawodowo kobiety. I nawet jeśli kobieta w porę się opamięta i zacznie się domagać udziału męża/partnera w prowadzeniu domu, to on raczej nie da się do tego zbyt łatwo skłonić. Stoją za nim wieki tradycji wykorzystywania pracy kobiet, która – jako że nie była opłacana, za to łatwo dostępna – nie była szanowana. Z westalek domowego ogniska kobiety już dawno spadły do rangi „kur domowych“, czyli de facto służących swoich mężów i dzieci. Uwidacznia się to szczególnie mocno w najbardziej tradycyjnych społecznościach, w których niejednokrotnie kobieta nie ma prawa usiąść przy jednym stole z mężczyznami, czy odezwać się w ich obecności. Pewnie w tym momencie pomyślisz, że przecież nas to już nie dotyczy. My mamy pracę zawodową, swoje pieniądze, a mąż i dzieci pomagają w prowadzeniu domu. No właśnie, pomagają. Nadal jednak główna odpowiedzialność na ład i porządek w nim panujący spada na ciebie, prawda? Ilekroć słyszę o tym, jak wielki postęp w tej dziedzinie nastąpił i właściwie
nie ma się już o co bić, przypominają mi się trzy obrazki z mojego życia. To dzięki nim, choć doceniam to, co już się zadziało, wiem, że droga do pełnej równości i przywrócenia szacunku sprawom domowym jest jeszcze bardzo długa. Jednym z najwcześniejszych wspomnień z mojego dzieciństwa jest widok dziadka wracającego z pracy, dla którego babcia szykuje wodę do umycia rąk i staje obok z ręcznikiem, czekając, aż mąż z niego skorzysta, po czym wszystko sprząta, gdy on odświeżony czeka na podanie mu obiadu. Jako nastolatka buntowałam się, że mój brat nie musi sprzątać mieszkania tak dokładnie jak wymagano tego ode mnie, nie mówiąc już o prasowaniu jego koszul (ja to potrafię, on do dziś nie wyprasował żadnej). A moja mama była postępową kobietą, która chciała nas wychować tak samo. No właśnie, chciała. Ja też próbuję wychować mojego syna na mężczyznę, który potrafi prowadzić dom. Jednak gdy uznałam, że nadszedł czas na naukę zmywania, dziesięciolatek zdecydowanie odmówił twierdząc, że to kobiece zajęcie, ja nie będę tego robił. Powiedziało to dziecko, którego ojciec, a także dziadek (czyli syn mojego dziadka, więc jakiś postęp jednak jest) nie widzi nic hańbiącego w myciu naczyń! Tak działa siła stereotypu kulturowego, który nawet jeśli dziecko nie styka się z nim w domu, oddziałuje na niego poprzez kulturę masową (filmy, seriale, ale też wiadomości czy programy publicystyczne, internet, w tym blogi i fora dyskusyjne), podręczniki i grupę rówieśniczą. A mężczyźni, nawet ci bardzo świadomi, chętnie się do niego odwołują, bo kto chciałby robić codziennie coś, co jest nudne i mało prestiżowe? Nic więc dziwnego, że mają na to swoje, od lat wypróbowane, sposoby. Poznaj je, żeby dłużej już się nie dać na nie nabierać.
10
11
Ile czasu poświęcamy na pracę w domu PUW-quote to wzór, według którego można obliczyć ile czasu w ciągu dnia, tygodnia, miesiąca czy roku poświęcają na prace zarobkową i domową kobiety i mężczyźni w poszczególnych krajach. We wszystkich krajach europejskich proporcje są niekorzystne dla kobiet – zdecydowanie więcej czasu poświęcają one na nieodpłatną pracę w domu niż na pracę zarobkową. Te proporcje są różne w różnych krajach, np. w Belgii mężczyźni na pracę zarobkową przeznaczają 57% swojego czasu, a kobiety 32%. Natomiast statystyczna Polka na pracę zarobkową przeznacza 33% swojego czasu, ale Polak aż 64%! Pozostały do dyspozycji czas mogą/muszą przeznaczyć na pracę w domu, dojazdy, sen, jedzenie i dbanie o higienę osobistą, a na końcu na rozwijanie własnych zainteresowań. Kobiety codziennie poświęcają pracom domowym ponad 4 godziny dziennie (tylko Litwinki i Finki nieco mniej – 3,56 h, za to Włoszki aż 5,20 h, Polki są blisko górnej granicy – 4,45 h). Natomiast panowie na prace domowe przeznaczają tylko po około dwie godziny dziennie (najmniej Hiszpanie i Włosi – tylko po 1,35 h, najwięcej Estończycy i Szwedzi – 2.48 godz. i 2,40 godz., Polacy – 2,22 godz.), (Dane pochodzą z konferencji Equalising Care in Sharing Society, która odbyła się w marcu 2007 roku w Amsterdamie)
12
2. Siedem męskich sposobów na unikanie prac domowych Dla mężczyzn słowo równouprawnienie ma inny sens niż dla kobiet, twierdzi wybitny socjolog Urlich Beck w swojej książce „Społeczeństwo ryzyka“ (Scholar, Warszawa 2004). I wyjaśnia: „Nie oznacza ono – jak dla kobiet – lepszego wykształcenia, większych szans zawodowych, mniej pracy w gospodarstwie domowym, lecz komplementarnie: więcej konkurencji, rezygnację z kariery, więcej pracy w gospodarstwie domowym. Większość mężczyzn ulega jeszcze iluzji, że ciastko można zjeść dwa razy. Uważają, że można połączyć równouprawnienie kobiet i mężczyzn i zachować stary podział pracy (szczególnie we własnym przypadku). Zgodnie ze sprawdzoną regułą, że tam, gdzie równość zagraża, należy powołać się na naturę.(…) Ze zdolności kobiety do rodzenia wnioskuje się o jej odpowiedzialności za dziecko, pracę w gospodarstwie domowym, rodzinę oraz o potrzebie jej rezygnacji z zawodu lub podporządkowaniu jej kariery życiu rodzinnemu“ (s.162). Brzmi znajomo, prawda? Co więcej u nas nie tylko mężczyźni za dobrą monetę przyjmują takie wygodne dla siebie wytłumaczenie ich braku zaangażowania w sprawy domowe. Jednak ty nie daj się dłużej nabierać na tę sztuczkę! Poznaj wykręty, jakimi mężczyźni się posługują, by tylko z powrotem przerzucić na ciebie pełną troskę za porządek w domu. TECHNIKA NR 1: Nie mam nic przeciwko podziałowi prac domowych, ale nie zawsze umiem dać sobie z nią radę. Każde z nas powinno robić to, co potrafi najlepiej. Czy to znaczy: Nie znam się na zmywaniu, odkurzaniu, prasowaniu, robieniu zakupów, czyli czynnościach powta13
rzalnych, koniecznych do codziennego wykonywania. Ale umiem wkręcić żarówkę, wbić gwóźdź, naprawić cieknący kran itp.? Nic podobnego! To bardziej eleganckie powiedzenie, że jako kobieta masz dużo większe doświadczenie w wykonywaniu nużących, służebnych czynności, do których on nie ma ochoty się zabrać i że przyuczanie go do tego byłoby stratą czasu i energii. Co robić? Odpowiadać z uśmiechem, do znudzenia: To naprawdę nie jest kwestia genów czy płci, ale dobrych chęci. Samochód też nauczyłeś się prowadzić jako dorosły człowiek, zmywanie (pranie/prasowanie/odkurzanie) jest dużo prostsze. Praktyka czyni mistrza. TECHNIKA NR 2: Nie mam nic przeciwko wykonywaniu pracy w domu, ale musisz mi pokazać jak to zrobić. Moja mama tego ode mnie nie wymagała. Czy to znaczy: Jestem chętny do nauki, tylko bądź moją przewodniczką? Nic podobnego! To ostrzeżenie – nawet mojej matce nie udało się mnie zmusić do sprzątania po sobie, więc ty także nie próbuj. Ale jeśli się już uprzesz, to zadam ci tyle pytań i zrobię wszystko tak nieudolnie, że w końcu będziesz wolała sama to zrobić, zamiast się irytować jaka ze mnie gapa. Co robić? Nie dać się wciągnąć w tę grę. Na takie dictum, odpowiedzieć: Jesteś dużym chłopcem i nie potrzebujesz wielu wskazówek. Wiesz gdzie stoi odkurzacz, a tu masz instrukcję obsługi. I wyjść z domu! A po powrocie nie krytykuj efektów, tylko pokaż z dumą dziecku czy znajomym efekt jego starań. Po czymś takim męska duma nie pozwoli mu następnym razem zlekceważyć zadania. 14
TECHNIKA NR 3: Mamy różne standardy, dlaczego mam się dostosowywać do twoich? Czy to znaczy: Nie doceniasz moich starań, bo jesteś pedantką? Nic podobnego! To tylko próba uprzytomnienia ci, że kiedy wypada jego pora sprzątania, gotowania, zajmowania się dzieckiem, zasady obowiązujące w waszym domu są zawieszane na kołku, bo przecież partner ci tylko „pomaga“. Nie chce wziąć pełnej odpowiedzialności za jakość tego, co robi w domu. Nie zdziw się też, gdy usłyszysz pod swoim adresem słowa krytyki w sytuacji, gdy ty będziesz chciała się dostosować do jego „standardów“. Co robić? Hmm, ta technika to już wyższy stopień manipulacji ze strony partnera. Odpuszczanie mu i branie za dobrą monetę jego „starań“ nie ma sensu – temu przecież cała ta zabawa służy. Tu pomóc może tylko zdemaskowanie tej gry przez twarde powiedzenie: Nie nabieraj mnie. Po prostu nie chce ci się rzetelnie podjeść do tego. Czasem zawstydzenie jest najskuteczniejsze. TECHNIKA NR 4: Nie mam nic przeciwko wykonywaniu prac domowych, ale nie będę tego robił na rozkaz. Czy to znaczy: Nie pozwalasz mi się wykazać? Nic podobnego! To klasyczny bierny opór: Zrobię to, ale wtedy, gdy będę miał na to czas lub ochotę, a kiedy to nastąpi nie pytaj. Pewnie nigdy. Bo będzie przeciągał sprawę tak długo, aż zniecierpliwiona sama to zrobisz, żeby nie wyjść na gderliwą babę. Co robić? Każdy pracodawca wie, że taki rodzaj strajku, zwany włoskim, jest najtrudniejszy do złamania. Ty jednak nie jesteś pracodawcą swojego męża, choć być może zarabiasz więcej od niego lub w większym stopniu, niż wynika 15
to z waszych osobistych dochodów, łożysz na utrzymanie rodziny. Perswazja nic nie da, lepiej przyłącz się do strajku – nie gotuj, nie sprzątaj, nie pierz, nie prasuj mu koszul. Na uwagi, że dom zamienia się w chlew (z podtekstem – zrób coś z tym), zapytaj: Co w związku z tym zamierzasz zrobić? I dopiero teraz negocjuj zakres prac, jakie każde z was wykona. To trudna, szczególnie gdy w rodzinie są już dzieci, strategia, ale skuteczna – osoba, która używa takich argumentów ugnie się tylko przed kimś, kto nie będzie bał się okazać swojej siły woli. TECHNIKA NR 5: Jestem stworzony do wyższych celów. Czy to znaczy: Tak proste, banalne czynności odrywają mnie od naprawdę ważnych zajęć? Nic podobnego! To bardzo arogancka, wręcz samcza, postawa. Bez względu na to jak odpowiedzialną pracę wykonuje twój mąż poza domem, nie ma prawa lekceważyć zajęć, które decydują o porządku i harmonii w waszej rodzinie. A takie stwierdzenie jest wyrazem najwyższej pogardy dla zająć potocznie określanych jako „kobiece“. Co robić? Za takim przekonaniem stoi bardzo silny przekaz kulturowy, w którym mężczyzna może utracić swoją męskość na skutek wykonywania czynności uważanych za typowo kobiece. Dobrze jest się więc odwołać do przykładu mężczyzny, który stanowi wzór także dla twojego partnera czy dorastającego syna. Powiedzieć na przykład: Twój wuj, profesor fizyki, od lat robi wszystkie zakupy spożywcze, a co sobota zaprasza rodzinę na przygotowany przez siebie obiad. I jakoś nikt nie uważa, że światowa nauka na tym traci, nie zauważyłam też, żeby mu od tego piersi wyrosły.
16
TECHNIKA NR 6: Prowadzenie domu nie ma nic wspólnego z relacją kobieta-mężczyzna. To wymysł feministek. Czy to znaczy: Nie wprowadzaj między nas obcych treści, które mogą zepsuć nasz wspaniały związek? Nic podobnego! To zawoalowana groźba, że jeśli będziesz się domagała zwiększenia jego udziału w czynnościach domowych, staniesz się mniej kobieca, a tym samym mniej godna miłości i pożądania. Nie chciałabyś się na to narazić, prawda? Co robić? Odbić piłeczkę. Powiedzieć, że faktycznie nie ma powodu mieszać feminizmu do wynoszenia śmieci i wkładania brudnych skarpetek do pralki. Jednym słowem sprowadzić problem do konkretnego działania. Z takim mężczyzną trzeba pracować małymi krokami, opierając się o konkret, a nie generalnie ustalać z góry podział prac i spierać się o pryncypia. TECHNIKA NR 7: Natura ustaliła taki porządek, że mężczyzna poluje, a kobieta dba o dom. Czy to znaczy: Szanuję twoją pracę na rzecz naszej rodziny, choć nie dostajesz za nią pieniędzy? Nic podobnego! To znaczy: Nie ma znaczenia ile ty upolujesz (zarobisz, także w domu, wbrew pozorom nieodpłatna praca w domu jest policzalna i stanowi pokaźny wkład w domowe finanse!), ja i tak palcem nie kiwnę. Należy mi się tu spokój i basta. Od tego jestem samcem, przewodnikiem naszego stada. Co robić? Puścić mu na Discovery film o lwach. Badacze zwyczajów tych zwierząt z pewną konfuzją zauważyli, że to nie dumny król zwierząt, jak do niedawna uważano, ustala porządek w stadzie. To lwice polują i decydują, kiedy dopuszczą go do kopulacji. Bywa też, że na widok 17
samotnego młodego samca opuszczają dotychczasowe stado (w pojedynkę lub małą grupką). Na ogół po obejrzeniu takiego dokumentu odwoływanie się do natury przestaje być atrakcyjne.
Dom, gospodarstwo domowe kobiety uznały za obszar swojej władzy. Jednocześnie przyznały, że władza ta jest iluzoryczna, wszystkie prace domowe bowiem spadają na barki kobiet. Pozostawanie mężczyzn wolnymi od prac domowych symbolizowało ich władzę w rodzinie. Podział prac domowych jest najczęstszym powodem nieporozumień i konfliktów małżeńskich. – takie wnioski wyciąga z badań współczesnych Polek dr Danuta Duch-Krzysztofek. I na dowód przytacza następujące dane: Największą popularnością cieszy się w polskim społeczeństwie partnerski model rodziny (59,1%), w której zarówno mąż, jak i żona mniej więcej tyle samo czasu przeznaczają na pracę zawodową, oboje w równym stopniu zajmują się domem i dziećmi. Ponad dwukrotnie mniej zwolenników (24,3%) ma tradycyjny model rodziny, w której tylko mąż pracuje zawodowo, zarabiając wystarczająco na zaspokojenie potrzeb rodziny, zaś żona zajmuje się prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci. Tylko dla co dziesiątej pytanej osoby (10,6%) wzorem rodziny jest gdy oboje małżonkowie pracują zawodowo, ale to na żonie spoczywa dodatkowo wykonywanie prac domowych i troska o dzieci. Taki model rodziny związany
z „dwuetatowością” kobiet, w praktyce najczęściej realizowany, określany jest mianem tradycyjnego ze względu na to, że kobieta do tradycyjnej roli matki i żony dodaje rolę kobiety pracującej zawodowo. Mało zwolenników (5,7%) ma model rodziny, w której oboje małżonkowie pracują, ale to mąż dodatkowo zajmuje się domem i dziećmi. Najrzadziej w opinii badanych jest akceptowana sytuacja rodzinna, w której następuje odwrócenie ról – to żona pełni rolę jedynego żywiciela, natomiast mąż zajmuje się domem i dziećmi (0,2%). Przytoczone powyżej dane są sumą odpowiedzi żon i mężów (tylko takie osoby brały udział w badaniu), gdy jednak przyjrzymy się im bliżej, okaże się, że nie wszystkie modele rodzinne są w takim samym stopniu pożądane przez obie płcie. Otóż za równościowym modelem małżeństwa opowiada się aż 70,1% aktywnych zawodowo zamężnych kobiet i tylko 51,3% mężczyzn mających aktywne zawodowo żony. Co więcej, im bardziej wykształceni są oboje małżonkowie, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że ich preferencje będą takie same! Znacząco wzrósł bowiem w ostatnich latach odsetek mężczyzn z wyższym wykształceniem (i co za tym często idzie dającym duży dochód zawodem), którzy preferują najbardziej tradycyjny model rodziny – mąż aktywny zawodowo i pozostająca w domu żona. Altruizm? Nic podobnego! Takie silnie konserwatywne podejście jest wyrazem lęku przed konkurencyjnością kobiet na rynku pracy. Są tak samo dobrze a nie rzadko lepiej wykształcone (większość magistrantów obecnie to kobiety), a za taką samą pracę dostają 20-60% mniej (największa rozbieżność występuje między zarobkami na najwyższych, menadżerskich stanowiskach). Kobie-
18
19
3. Tradycyjnie czy partnersko?
ty uniezależniają się ekonomicznie od mężczyzn i mimo że dla większości oznacza to wzięcie na siebie dodatkowych obciążeń, doceniają to. Wśród pracujących zawodowo małżeństw za tradycyjnym podziałem ról jest zaledwie 2,3% kobiet i aż 23,1% mężczyzn!
Choć każda z nas marzy o tym, by pozostali członkowie rodziny brali aktywny udział w pracach domowych, to bardzo często same sabotujemy ich próby włączenia się w te prace. I niepostrzeżenie zostajemy same na placu boju, zmęczone i… rozgoryczone, bo na pretensje mąż i dzieci odpowiadają zdziwionym: Ale o co ci chodzi, przecież sama tego chciałaś. Chciałam? Cóż, jak się dobrze przyjrzysz swojemu postępowaniu, to może okazać się, że tak. Która z nas bowiem, choć raz w życiu nie uległa jednej z poniższych iluzji: Nikt nie zrobi tego lepiej ode mnie. To ja odpowiadam za porządek w domu. Wszystko musi mieć swoje miejsce, obiad dwa dania i deser, a dziecko zawsze wyprasowaną koszulkę. Facet tego z natury nie potrafi. Nigdy nie dorównam swojej (jego) mamie w prowadzeniu domu. Mój dom świadczy o mnie, ma lśnić o każdej porze dnia i nocy. To ja odpowiadam za to, żeby między nami było dobrze, po co więc psuć dobrą atmosferę takimi drobiazgami, jak porozrzucane ubranie czy nie zrobione zakupy.
Dom to domena kobiety. Kto powiedział, że nie potrafię połączyć pracy zawodowej z prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci? Jak się sprężę, to na pewno dam radę! Mężczyźni nie mają podejścia do dzieci. On tyle pracuje, no i zarabia lepiej, nie mogę wymagać więcej. Przecież mi pomaga: wynosi śmieci, w soboty zrobi wielkie zakupy w hipermarkecie, a kiedy miałam szkolenie został sam z dzieckiem na cały weekend. Nie chcę być żoną pantoflarza. Inne mają gorzej. To oczywiście nie wszystkie „patenty“ na to, by nie zauważyć, że podział obowiązków w waszym związku jest niesprawiedliwy. Na pewno potrafisz wymienić jeszcze kilka równie „złotych myśli“. Tylko po co? Lepiej zastanów się co zyskujesz, a co tracisz nie domagając się bardziej sprawiedliwego podziału domowych obciążeń. Weź czystą kartkę, podziel na pół i z jednej strony wypisz to co zyskujesz (np.: poczucie, że jesteś dobrą żoną, matką, że dom funkcjonuje tak jak ty chcesz, mąż i dzieci są zadbane itd.), a z drugiej strony wypisz teraz to co tracisz. Tak, tak! Nie wiesz, co mogłabyś tu wpisać poza chronicznym zmęczeniem? A może: ciągłe poirytowanie, którego źródła nie możesz zlokalizować, poczucie krzywdy, że twoje starania nie są docenianie w stopniu, w jakim na to zasługują (znasz ten dowcip: Kiedy wiadomo, że twoja praca jest ważna? Gdy jest niezrobiona!), że jak bardzo byś się nie starała, i tak nigdy nie jest tak, jak chciałabyś żeby było, że brakuje ci już nawet nie czasu, ale ochoty, by zadbać o siebie – pójść do fryzjera, przeczytać dobrą książkę, wybrać się na koncert czy do teatru, że choć padasz
20
21
4. Pułapki, jakie same na siebie zastawiamy
na nos starając się wszystko dopiąć na ostatni guzik twoja/ jego matka zawsze ci wytknie jakąś niedoróbkę (nie dość starannie wyprasowaną koszulę, obiad z mikrofali, kurz na najwyższej półce), że zrezygnowałaś z awansu czy bardziej interesującej pracy, bo miałabyś mniej czasu na dom, a w końcu utrata szacunku dla samej siebie – przecież jako nastolatka przysięgałaś sobie, że nie dasz się tak udomowić jak matka, ale skończysz studia i zrobisz karierę zawodową, a w twoje małżeństwo będzie partnerskie. Notuj wszystko, zdziwisz się jak długa to lista. A teraz przyjrzyj się jej i zastanów, czy to, co zyskujesz ma dla ciebie większą wagę niż to, co tracisz. I podejmij babską decyzję – zostaje jak jest: Nie chce mi się walczyć z wiatrakami, czy też powiesz sobie: Nie, dłużej nie dam się tak wykorzystywać! W tym drugim przypadku przyda ci się grupa wsparcia. Wbrew pozorom wcale nie muszą to być najbliższe przyjaciółki, które podobnie jak ty do tej pory, skupiają się przede wszystkim na tym, by pogodzić swoją pracę z domem i zasłużyć na miano superkobiety. Przygotuj się nawet na to, że do pewnego stopnia mogą sabotować twoje dążenia do zmiany zasad panujących w twoim domu. Bo to narusza niepisaną zasadę, że nie kwestionujemy oczekiwań społecznych, choćby te oczekiwania dawno się zmieniły, czego my jakoś nie chcemy zauważyć. Gdzie możesz znaleźć wsparcie? Poszukaj warsztatu samorozwoju dla kobiet, poznasz tam podobnie myślące czy poszukujące kobiety. Zapisz się na jogę czy pilates, kurs tańca solowego itp. Zyskasz w ten sposób nowe znajome, ale przede wszystkim pokażesz swojej rodzinie, że ty także potrzebujesz czasu dla siebie i świat się nie zawali, jeśli dwa razy w tygodniu będą musieli sobie sami radzić
– ugotować obiad czy zrobić kolację, odrobić lekcje z tatą, samodzielnie przygotować ubranie na następny dzień. To się uda pod warunkiem, że nie będziesz z obłędem w oku gotowała czy prasowała, żeby jakoś sama przed sobą się rozgrzeszyć z czasu „zabranego rodzinie“. Niczego im nie zabierasz! Przeciwnie dajesz szansę na dorośnięcie – tak mężowi, jak i dzieciom (nawet jeśli są bardzo małe – psycholodzy dawno już odkryli, że dzieci, którymi stale opiekuje się więcej niż jedna osoba lepiej sobie radzą w relacjach z innymi, gdy idą do przedszkola czy szkoły). Nic się nie stanie, jeśli w te dni życie rodzinne będzie mniej uporządkowane. Pozwól swoim najbliższym na samodzielne docieranie się. Jeśli dziecko poskarży się, że tata nie robi tak pysznego kakao jak ty, a na czytaniu bajki na dobranoc wcale się nie zna, odpowiedz, że tata nie jest tobą, ani cię nie zastępuje. Tak, tak! Tata to tata i trzeba się z nim dogadywać bezpośrednio, a nie skarżyć, bo to nieładnie. Nawet małe dzieci potrafią manipulować rodzicami wzbudzając w nich poczucie winy – nie daj się na to załapać. I przede wszystkim uwierz, że jeśli ty zwolnisz, a twój mąż bardziej zaangażuje się w opiekę nad dziećmi i prowadzenie domu, nie porzuci cię, jak być może straszy cię mama czy życzliwa przyjaciółka. Fakty mówią zgoła coś innego. W Szwecji, gdzie równouprawnienie jest najbardziej zaawansowane, również mężczyźni mają prawo do płatnego urlopu po urodzeniu dziecka (tuż po porodzie, by mogli się zaopiekować będącą w połogu partnerką/żoną) i potem, gdy kończy się urlop macierzyński. Co ważne, urlop „tacierzyński“ jest nieprzenoszalny, tj. może z niego skorzystać wyłącznie ojciec dziecka (nie musi być przy tym mężem jego matki). Korzysta z tego tylko część uprawnionych panów, ale wśród tych, którzy zajmowali się żoną i dzieckiem
22
23
procent porzucających rodzinę jest zdecydowanie niższy niż w związkach, w których mężczyzna (zwykle z powodów finansowych) nie skorzystał z tego prawa. Okazuje się, że im bardziej ojciec jest zaangażowany w opiekę nad potomstwem, tym trwalszy jest jego związek z matką dzieci. A w sytuacji, gdy lawinowo rośnie liczba rozwodów, szczególnie wśród małżeństw z najkrótszym stażem (czyli do 5 lat), jest to jeszcze jeden, dość istotny argument za wprowadzaniem równouprawnienia w domu. Nie czytaj gazet, w których kobiety, które nie mają życia osobistego i których dzieci wychowują nianie czy babcie, bo one siedzą po 10 godzin w redakcjach (wiem coś o tym, bo byłam jedną z nich), radzą jak być superżoną, kochanką, matką i pracownicą w jednym. Wielkimi literami wypisz sobie na kartce i powieś w widocznym miejscu: Superkobiety nie występują w przyrodzie. Sięgnij po mądre poradniki, które będą wzmacniały twoje emancypacyjne dążenia, a nie utwierdzały w poczuciu, że wystarczy tylko przeorganizować swój czas, by innym nadal było z tobą wygodnie. Masz przed sobą trudne zadanie – ty pierwsza musisz uwierzyć, że troska o dom nie jest wyłącznie twoim (w dodatku mało przyjemnym i uciążliwym) obowiązkiem. Przecież utrzymywanie tego domu, czyli zapewnienie bytu tobie i dzieciom nie spoczywa wyłącznie na barkach twojego męża. A czy choć raz na swoją pracę zarobkową popatrzyłaś jak na pomoc mężowi, czyli coś, co możesz, ale wcale nie musisz robić? Nawet, jeśli nie znosisz swojej pracy, nie rzucasz jej, bo czujesz się odpowiedzialna za byt waszej rodziny, prawda? Dlaczego więc, twój mąż nie może wziąć na siebie połowy domowych obowiązków, choć nie znosi tego równie mocno jak ty swojego obecnego płatnego zajęcia? W czym jest lepszy od ciebie?
A nawet, jeśli przez jakiś czas nie zarabiasz pieniędzy, bo wychowujesz dziecko/dzieci czy jesteś bezrobotna, pamiętaj, że ta sytuacja nie będzie trwała wiecznie. A wyrobione w tym okresie nawyki będzie bardzo trudno zmienić, gdy w końcu zaczniesz pracować poza domem. Choć w tej sytuacji to sprawiedliwe, że troska o dom w większym stopniu spada na osobę niewnoszącą dochodu, nie może być scedowana na nią w 100%. Bo o ile biuro czy fabrykę możemy opuścić i mieć czas wolny dla siebie, to prowadzenie gospodarstwa domowego i opieka oraz wychowywanie dzieci odbywa się bez przerwy. Wiele kobiet, które nie pracują zawodowo ma skłonność do umniejszania swojej roli w małżeństwie, bo przecież ja nie zarabiam. Nic podobnego! Każdym machnięciem ścierki, zrobionym praniem czy ugotowaniem obiadu zarabiasz! Jak? Otóż ta pogardzana praca w domu ma swoją realną wartość rynkową. W naszym kraju praca gospodyni domowej została obliczona na około 2 tys. zł (jeszcze przed podwyżką średniej płacy), a Hiszpanie obliczyli, że nieodpłatna praca kobiet w domach stanowi aż 1/3 dochodu narodowego. To są potężne pieniądze, których budżet państwa nie musi wydawać na to, by całe społeczeństwo funkcjonowało jak należy i miliony pracowników mogły dzień w dzień stawiać się w swoich miejscach pracy, by wypracowywać kolejne 2/3. Twoja praca w domu to dochód, jaki wnosisz do domowego budżetu będąc prasowaczką, kucharką, sprzątaczką, opiekunką dziecka (przypomnij sobie, ile płaci się niani), specjalistką od żywienia i zakupów, logistykiem planującym wasze życie. Twój wkład rośnie, jeśli to na tobie spoczywa także troska o zarządzanie domowym budżetem i płacenie w terminie rachunków. Jak to mawiała Margaret Thatcher: Jeśli prowadziłam dom przez 20 lat, to i państwem
24
25
Ile kosztuje praca domowa Ekonomiści szacują, że średnia wartość miesięcznej kobiecej pracy domowej wynosi w Polsce tyle, ile średnia pensja krajowa, czyli około 2 tysiące miesięcznie. Gdyby 6 milionów polskich kobiet, które pracują tylko w domu zażądało pensji, trzeba by im zapłacić 144 miliardy złotych rocznie. Kolejne 6 milionów kobiet, pracujących i w domu i poza domem mogłoby zażądać następnych 72 miliardów. Ponieważ kobiety pracują w domu za darmo, rok po roku ofiarowują gospodarce narodowej darowiznę większą od budżetu, który wynosi około 160 miliardów. (Fundacja „Zadbać o świat”)
ONZ oszacował roczną wartość nieopłaconej pracy wykonywanej przez kobiety na 11 trylionów USD. W skali światowej kobiety wykonują dwie trzecie pracy a otrzymują mniej niż pięć procent światowego dochodu oraz posiadają mniej niż jeden procent światowej własności.
nowym podziale obowiązków z partnerem. Na argumenty o typowo kobiecych zajęciach, powiedz, że zarabianie pieniędzy (czyli przynoszenie zdobyczy do jaskini) długo uchodziło za coś, czego kobiety nie potrafią. My potrafiłyśmy przyuczyć się do męskich zajęć, za które otrzymujemy wynagrodzenie. Przypomnij mu, że ostatnio w wobec braku rąk do pracy nawet do takich typowo męskich zawodów jak kierowca autobusu czy glazurnik kobiety są – jeśli wierzyć ofertom pracy – „stworzone“, bo pracodawcy liczą, że po odbyciu szkolenia panie zostaną w firmie, a nie wyjadą do Irlandii. Dlaczego więc mężczyźni (także ten jedyny, z którym idziesz przez życie) nie mieliby się przyuczyć do znacznie mniej skomplikowanych zajęć opiekuńczo-porządkowych? OK, Beck ma rację – dla mężczyzny oznacza to więcej obowiązków, ale przecież ty od dawna już masz ich więcej (praca zarobkowa). I nie daj sobie wmówić, że przecież sama chciałaś, albo że zarabiasz „na waciki“. Bez obecności kobiet na rynku pracy cała gospodarka runie, tak jak bez pieniędzy, które ty wnosisz, budżet waszej rodziny będzie nieustannie zagrożony deficytem.
sobie poradzę. Otóż to, popatrz na swoją rodzinę jak na firmę. Czy w dobrze zarządzanym przedsiębiorstwie szef wykonuje całą pracę? A nawet jeśli w waszej firmie nie ty jesteś szefem, to czy jest to wystarczający powód, by cała praca spadała na twoje barki? Wszystko dobrze funkcjonuje tylko wtedy, gdy praca jest równomiernie rozdzielona i nikt nie uchyla się od wykonania swojej części zadań. Takie biznesowe podejście może być pomocne przy rozmowie o
Wyobraziłem sobie sytuację, kiedy to pewnego pięknego poranka – np. 8 marca – kobiety globalnie odmawiają sprzątania, prania i wysyłania dzieci do szkół (a mężów do pracy). Świat pieniędzy i wymiany zaczyna się krztusić i kaszleć. Wzrost gospodarczy zamiera aż w końcu staje w miejscu.
26
27
(Maciej Muskat, ekonomista z Uniwersytetu Gdańskiego)
5. Komu pieniądze dają władzę? Równouprawnienie to nie tylko sprawiedliwy podział obowiązków domowych czy dostrzeżenie, że nieodpłatna praca w domu ma swój znaczący wpływ na poziom życia rodziny. To także decyzje, co robicie z pieniędzmi, które zarabiacie i w jaki sposób je wydajecie. Nie jest tajemnicą, że jako kobieta najprawdopodobniej zarabiasz mniej. Na pewno mniej niż zatrudnieni w tej samej firmie na równorzędnych stanowiskach mężczyźni, być może także mniej niż twój mąż czy partner. Jest to niesprawiedliwe, ale w pojedynkę trudno kopać się z koniem. Cała nadzieja w feministkach, które od dawna głośno o tym mówią i może w końcu doprowadzą do tego, że płace staną się bardziej wyrównane, a pensje w sfeminizowanych zawodach (szkolnictwo, służba zdrowia, ale także wymiar sprawiedliwości) nie będą tak żenująco niskie. Kiedy jednak do swojej pensji dodasz te 2 tys. za pracę domową, to okaże się, że twój wkład jest nie do przecenienia. Ale czy przekłada się na to, , w jaki sposób dysponujecie wspólnymi pieniędzmi? Pomyśl: Na kogo jest zarejestrowany wasz wspólny samochód i kto nim częściej jeździ? Kto dowozi komunikacją miejską dzieci i codzienne zakupy? Które z was ma wykupioną polisę na życie? Z czyjej pensji opłacane są bieżące wydatki związane z utrzymaniem rodziny? Kto ma kosztowniejsze hobby? Ile razy odmówiłaś sobie zakupu dobrej książki czy dobrego kosmetyku, żeby kupić dzieciom buty czy książki do szkoły? Powiesz, że to bez znaczenia. Być może dopóki jesteście razem. W razie rozwodu (czego ci oczywiście nie życzę, ale statystyki są nieubłagane – każdego roku rozwodzi się 60 tys. Polek, najwięcej między 25 a 39 rokiem życia), to
wszystko zacznie jednak „grać” przeciwko tobie. Prawdą jest, że polskie prawo jednoznacznie mówi, że wszelki majątek nabyty przez jednego lub oboje małżonków w trakcie małżeństwa jest ich majątkiem wspólnym (o ile oczywiście przed lub w trakcie ślubu nie zwarli umowy, potocznie zwanej „intercyzą“), a wkład finansowy w utrzymanie rodziny jest równoważny wkładowi osobistemu, czyli osobistym staraniom (najczęściej) kobiety o utrzymanie domu i wychowanie dzieci. Rzeczywistość jest jednak taka, że sprawy o podział majątku wspólnego ciągną się latami, i często do momentu ich zakończenia jedynym na co może liczyć kobieta i dzieci są alimenty. Ale jak przekonać byłego męża, że ma on obowiązek regularnie łożyć na utrzymanie dzieci, gdy przez lata małżeństwa płacenie rachunków, zapełnianie lodówki, kupowanie dzieciom ubrań, podręczników i wypłacanie im „kieszonkowego” było przede wszystkim obowiązkiem kobiety? Dbanie o swoje zabezpieczenie finansowe przez kobietę nie jest zatem egoizmem, jak często wmawia się kobietom nad Wisłą, ale rozsądnym postępowaniem. Tak się bowiem ciągle dzieje, że w razie rozpadu małżeństwa cała troska o wychowanie i materialne zabezpieczenie dzieci spada na kobietę. W naszym kraju jest ogromne społeczne przyzwolenia na to, by ojcowie nie płacili alimentów i nie uczestniczyli w ich wychowywaniu. Nawet państwo likwidując Fundusz Alimentacyjny uchyliło się od pomocy w ściąganiu należności. Większość nie tylko mężczyzn, ale i kobiet zakłada, że po rozwodzie kontakty ojca z dzieckiem będą sporadyczne. O czymś takim jak opieka naprzemienna (bardzo popularny, wręcz preferowany model w USA i Szwecji) nad dziećmi przez rozwiedzionych rodziców Polki mogą tylko pomarzyć. Większość boi się łatki „wyrodnej
28
29
matki“ czy „wrednej baby“ i na wszelki wypadek kontroluje kontakty ojca z dzieckiem (obojętnie czy jest to ich wspólne dziecko, czy też z poprzedniego związku). Nie zapomnę rozmowy, jaką odbyłam z partnerką ojca mojego syna, gdy planował on wspólny wyjazd z synem w góry. Otóż chciała koniecznie im w tym towarzyszyć. Mój argument, że skoro ojciec chłopca spędza z nią 360 dni w roku, to podarowanie dziecku wyłącznej obecności i uwagi taty przez 5 dni nie jest chyba nadmiernym wymaganiem, skwitowała zdecydowanym przecież on nie poradzi sobie z opieką nad siedmiolatkiem! Czyż same nie dokładamy sobie pracy, byle tylko mieć pod kontrolą swoich najbliższych? A wracając do finansów. Bardzo przygnębiające dane cytuje, wspomniana już wyżej dr Duch-Krzysztofek, która na potrzeby CPK przeprowadziła badania dotyczące polskiej rodziny. Większość mężatek nie ma swoich osobistych pieniędzy, choć ich mężowie dysponują takimi zasobami (w formie „zaskórniaków“, ale też rachunków inwestycyjnych czy kont oszczędnościowych na swoje nazwisko). Co więcej, kobiety, które podejrzewają lub wiedzą, że mogą zarabiać więcej od mężów, ukrywają lub przemilczają ten fakt. Najdrastyczniejszym przypadkiem ochrony męskiego ego kosztem pomyślności już nie tylko żony, ale wręcz całej rodziny jest opis sytuacji kobiety, która wraz z mężem prowadziła firmę. Ona odnosiła sukcesy tak w kontaktach z klientami i w pozyskiwaniu zleceń, jak i w pomysłach, w jaki sposób rozwinąć firmę. To źle wpływało na jej małżeństwo. Mając do wyboru sukces zawodowy i dobre relacje z mężem, postawiła na to drugie, wycofując się na pozycję „żony przy mężu“. Efekt – mąż doprowadził do bankructwa firmę, którą ona z takim talentem i samozaparciem rozwinęła, a żona musiała podjąć pracę jako pracownica
najemna i nadal, ale już na znacznie skromniejszym poziomie, utrzymuje rodzinę. W przypadku kobiet, konkluduje dr Duch-Krzysztofek, nie sprawdza się powiedzenie „kto ma pieniądze, ten ma władzę“. Niezależnie od tego, jak kiepskim administratorem finansów jest mężczyzna, statystyczna Polka oddaje mu całą władzę nad poważniejszymi decyzjami finansowymi. Sobie zostawia troskę o to, by starczyło od pierwszego do pierwszego, co w praktyce oznacza, że jeśli zaczyna brakować pieniędzy w pierwszej kolejności sięgnie do swoich zasobów (np. pożyczy od swojej rodziny, koleżanki z pracy, odmówi sobie kupna dawno wymarzonej rzeczy), a dopiero w drugiej zwróci się z tym do męża. Uważasz takie zachowanie za normalne? Czas więc zmienić przekonania! W polskim prawie jest zapis, który wyraźnie stwierdza, że oboje małżonkowie powinni przyczyniać się do utrzymania rodziny według swoich sił i możliwości zarobkowych i majątkowych. Oznacza to ni mniej ni więcej, że jeśli ty zarabiasz 2 tys. i jednocześnie zajmujesz się dziećmi oraz domem, a twój mąż nie robi w domu nic i tylko pracuje zawodowo, za co dostaje 20 tys. zł miesięcznie, to ma on obowiązek w większym stopniu niż ty finansowo przyczyniać się do utrzymania rodziny! Tak jest sprawiedliwie – ty, poza swoją pensją, wykonujesz przecież także nieustanną (i niestety niedocenianą i nieodpłatną) pracę domową. Sytuacja, gdy on łaskawie pozwala ci zachować te śmieszne z jego punktu widzenia 2 tys. „na waciki“, albo ty w poczuciu, że i tak jesteś na jego utrzymaniu, oddajesz całą swoją pensję na dom, podkopuje fundament, na jakim zbudowany powinien być związek dojrzałych ludzi. Co się bowiem dzieje? Milcząco oboje zakładacie, że twoja praca nie ma tak naprawdę znaczenia, bo – podobnie jak praca
30
31
w domu – jest niedoszacowana, czyli kiepsko (albo wcale) opłacana. W nowym kapitalizmie, jakiego teraz doświadczamy, wartość pracy mierzona jest przede wszystkim pieniędzmi. Zapominamy, że ma ona także inne, niemniej ważne wymiary. Pamiętaj, że dopóki sama nie zaczniesz szanować swojej pracy, bez względu na to jak kiepsko jest wynagradzana czy wręcz niedoceniana przez innych np. domowników, nie uda ci się wprowadzić zmian. Kiedy chcesz zmienić pracę na lepszą, albo wrócić do pracy po urlopie wychowawczym, to starasz się podnieść swoją atrakcyjność na rynku pracy. Inwestujesz w dodatkowe szkolenia, kurs języka, czasem w atrakcyjniejszy wygląd. Działasz, dopóki nie osiągniesz zamierzonego celu, bo jesteś silnie zmotywowana. A kiedy chcesz wprowadzić zmiany w domu? Zwykle szybko rezygnujesz, widząc jak niechętnie do tych zmian podchodzą rozpieszczeni twoimi staraniami i troską domownicy. Zawodzi cię motywacja – bo tak do końca nie wierzysz, że możesz domagać się poprawy swojej pozycji w rodzinie.
6. Dzieci a równouprawnienie Stereotypy dotyczące tego, które zajęcia są „kobiece“, a które „męskie“ są tak mocno zakorzenione, że czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo umowny i niesprawiedliwy jest to podział. A skoro tak, to mimo deklarowanej chęci wychowywania dzieci w duchu równości, podświadomie traktujemy je zgodnie z ową stereotypową normą. Nie chodzi tylko o to, które z dzieci – syna czy córkę – prosimy o pomoc w nakrywaniu do stołu czy kogo w pierwszej kolejności uczy32
my prasowania. To się zaczyna w przysłowiowej kołysce. Ciekawscy naukowcy odkryli np. że niemowlęta płci męskiej są częściej przytulane i dłużej karmione piersią! Lekarze sądzą, że wynika to z faktu, że chłopcy w niemowlęctwie są słabsi niż dziewczynki, częściej chorują i w związku z tym wymagają większej troski. Natomiast antropolodzy zwracają uwagę na to, że kulturowo urodzenie syna jest bardziej nobilitujące, dlatego matka spontanicznie okazuje większą radość i troskę chłopcu. Niezależnie od tego, czy rację mają lekarze czy antropolodzy (a może jedni i drudzy?), odmienne podjeście do synów i córek jest faktem.
Inaczej od kołyski Czy ojcowie inaczej traktują niemowlęta płci męskiej? Nie tylko ojcowie. Za pomocą ciekawego eksperymentu wykazano, że ludzie inaczej interpretują płacz chłopca i dziewczynki – kiedy płacze dziewczynka, sądzą, że jest jej smutno, a gdy płacze chłopiec – że się złości. A więc od samego urodzenia patrzymy na człowieka przez pryzmat płci, ściślej – przez pryzmat stereotypów związanych z płcią. Stereotypów, które wiążą płeć ze skłonnością do przeżywania określonych emocji. Zatem ojciec będzie skłonny przypisywać więcej agresji synowi niż córce, od początku będzie w nim widział małego mężczyznę, nieświadomie powielając kulturowy stereotyp w jego wychowaniu. (Psychoterapeuta rodzinny Bogdan de Barbaro w rozmowie z Justyną Dąbrowską dla „Dziecka“.) >>> str. 34
33
Chłopcy szybko zauważają, że im więcej można – nagradzani są za zachowania, których dziewczynkom wzbrania się. Kiedy dziecko okazuje swoje niezadowolenie lub jest nieposłuszne, córka słyszy automatycznie wypowiadaną uwagę dziewczynka się tak nie zachowuje. W przypadku chłopca mama woli nie zauważyć jego przewinienia, a jeśli nawet wyraża swoją dezaprobatę, to ogólnie, bez nacisku na to, że chłopiec się tak nie zachowuje. Przeciwnie, jeśli syn słyszy później jej relację z tego zdarzenia, usłyszy też najprawdopodobniej odpowiedź taty, babci, mamy koleżanki co chcesz, przecież to chłopiec. Z drugiej strony, gdy maluch przewróci się lub uderzy, jego naturalną reakcją jest płacz. I co słyszy obolały brzdąc? Przestań, chłopcy nie płaczą, nie bądź babą! A ono wcale nie chce być chłopcem, tylko przytulonym i uspokojonym własnym płaczem małym dzieckiem. Jeśli świadkiem takiej sceny jest jego siostra, ona także dostaje informację, że płacz jest dozwolony „babom“. I nawet jeśli nie rozumie znaczenia tych słów, to intonacja głosu nie pozostawia wątpliwości, że
bycie „babą“ jest czymś wstydliwym, co należy ukrywać. Kiedy więc sama znajdzie się w podobnej sytuacji zaciśnie zęby i być może zostanie za to pochwalona zwrotem zuch dziewczyna, albo przeciwnie zachęcona bardziej zgodnego ze stereotypem płci zachowania no, popłacz sobie, ulży ci. Reakcja mamy zależy od tego, jaki ma stosunek do swojej kobiecości i jak dalece jest ona więźniem poglądu „moje dzieci świadczą o mnie”. A nie uleganie temu jest w naszym kraju bardzo trudne, bo każdy dorosły, niezależnie od tego, jakim sam jest/był rodzicem, a nawet czy w ogóle nim jest, uważa się za uprawnionego do oceny tak dziecka, jak i opiekującej się nim matki. To sprawia, że nawet jeśli chcemy wyjść poza stereotyp i w sposób bardziej równościowy wychowywać swoje dzieci, natychmiast jesteśmy przywoływane do porządku przez innych. Niestety często właśnie kobiety – matkę, teściową, sąsiadkę czy nauczycielkę. Niepoddawanie się temu społecznemu naciskowi jest bardzo trudne, ale niezbędne, jeśli chcesz wychować zdrowe emocjonalnie, a przy tym niemające kompleksów z powodu płci dziecko. Dotyczy to zarówno chłopców i dziewczynek, choć z pewnością to córki są bardziej narażone na poczucie drugorzędności. Nadal spotykają się bowiem o wiele bardziej restrykcyjnym traktowaniem. Od najmłodszych lat są socjalizowane do tego, by innym było z nimi lepiej (ustąp, zaopiekuj się, podziel itp. polecenia słyszą znacznie częściej niż ich bracia), podczas gdy u chłopców promuje się takie cechy jak śmiałość, chęć rywalizacji, odwaga sprzeciwiania się innym. Jednego jednak nadal nie wolno małym mężczyznom – okazywania emocji i opiekuńczości. Jedna z moich koleżanek ma dwóch synów, młodszy przez kilka lat nie wychodził z domu bez swojego misia w wózeczku. Jego mama niejednokrotnie była
34
35
Czy rodzice inaczej oceniają swoje dzieci? Ojcowie w porównaniu do matek opisywali synów jako silniejszych i mocniejszych a córki jako łagodniejsze, wrażliwsze, słabsze, delikatniejsze. Ponadto dziewczynki uważane były przez nich generalnie za delikatniejsze, mniejsze, wymagające mniej uwagi. (J.Z. Rubin, F.J. Provenzano, Z. Luria, The eye of the beholder: Parents’ view on sex of newborns. „American Journal of Oryhopsychatry”, 1974)
narażona na rady, żeby nie pozwalała synowi na takie zachowanie, bo inaczej wyrośnie na niewiadomo kogo (a raczej wiadomo – geja). Na szczęście matka jest mądrą kobietą, więc wie, że po pierwsze popychanie wózka nie wpływa na orientację płciową, a po drugie była świadoma skąd się u jej młodszego synka ta potrzeba wzięła. Chłopczyk po prostu naśladował w ten sposób swojego starszego brata, który wcześniej uwielbiał na spacerach kierować jego spacerówką. Dzięki temu moi synowie wyrosną na fajnych, opiekuńczych ojców, ma nadzieję ich mama. Czy to znaczy, że każdy chłopiec powinien dostać do zabawy lalkę, a dziewczynka samochód czy czołg? Oczywiście, że nie. Dzieci są różne, także w obrębie tej samej płci. Rodzaj zabawy i zabawek wynika z tego, jakie obszary życia są dla dziecka interesujące. Dziewczynki dlatego chętniej bawią się w dom niż chłopcy, bo mają mnóstwo wzorów zachowań, które mogą naśladować: jako mamy gotują obiad, opiekują się dzieckiem, robią zakupy, omawiają seriale. A chłopcy w roli taty muszą wyjść z domu z teczką, wrócić i zjeść ugotowany przez żonę obiad. Nie trzeba być nadzwyczajnie bystrym, żeby zauważyć, jak jest to nudne i niedające pola do wykazania się zajęcie. Chłopcy wolą więc zabawę w policjantów i złodziei, bo tu jako mężczyźni mają co robić – gonić, uciekać, zastawiać pułapki. A do tego, skoro znają te zajęcia tylko z telewizji, mogą ustalać własne reguły. Stąd jest większe prawdopodobieństwo, że do ich zabawy przyłączy się dziewczynka niż że jakiś chłopiec dobrowolnie zasili grono dziewczynek bawiących się w dom (chyba że dostanie jakąś bardziej odpowiedzialną rolę, np. listonosza, sąsiadki, sprzedawcy). Dla maluchów do 3. roku życia płeć (własna, ale też innych) nie ma żadnego znaczenia. Zauważają one różni-
ce w stroju czy zachowaniu dorosłych, ale nie wiążą tego z różnicą biologiczną. Odkrycie, że jesteśmy nie tylko różnie zbudowani, ale też mamy w związku z tym inne zdania do spełnienia w rodzinie i poza nią, staje się udziałem dopiero przedszkolaków. Psycholodzy twierdzą, że tożsamość płciowa kształtuje się u dziecka dość późno, bo około 4-5 roku życia. To tylko my dorośli mamy potrzebę jednoznacznego określania płci potomka – najpierw dobierając mu strój (już niemowlętom przypisane są określone kolory: różowy dziewczynce, niebieski chłopcu), potem stosując system wzmocnień, czyli nagradzając zachowania zgodne ze stereotypem płci i wyrażając niezadowolenie, gdy są one sprzeczne. Kanon jak powinna zachowywać się przyzwoita kobieta i prawdziwy mężczyzna ustalono tak dawno, że we współczesnym świecie dawno już się zdezaktualizował, a wiele z nas czuje się w nim ciasno niczym w dziewiętnastowiecznym gorsecie, mimo to nadal według niego wychowujemy dzieci. Dlaczego? Pierwszym wytłumaczeniem jest to, o czym była już mowa – mechanicznie odwzorowujemy sposób wychowywania potomstwa wyniesiony z domu. Jeśli więc same byłyśmy wychowywane w tradycyjnej rodzinie, taki model wprowadzamy także w aktualnej, nawet jeśli nie do końca się z nim zgadzamy. Drugi powód to nacisk społeczny, szczególnie teraz, gdy odrodził się religijny konserwatyzm. Zwolennicy patriarchalnego, krzywdzącego kobiety, podziału społecznego posiłkują się religią, by utrzymać tę zapewniającą mężczyznom dominującą pozycję nierówność. Zapominają, że pierwsi chrześcijanie dawali kobietom o wiele więcej praw – mogły one np. odprawiać jako diakonise msze, w samym kościele silny jest też nurt tzw. nowego feminizmu.
36
37
Wolą pamiętać jedynie słowa św. Pawła, że kobieta ma w kościele modlić się i milczeć, a głowę nakryć na znak poddaństwa mężowi. Trzecią niebagatelną okolicznością jest to, że wiele kobiet nie chce zauważyć swojej opresji. Uważa, że doskonale sobie radzi jako pracująca matka, co więcej nie mogąc zmienić stanu rzeczy, utwierdza wszystkich wokół (a także samą siebie), że przejęcie całkowitej odpowiedzialności za pracę w domu to jej dobrowolny wybór. Dzieci to widzą i choć nie rozumieją, szybko się przyzwyczajają, że nie należy mamie w tym przeszkadzać, bo dla wszystkich poza nią jest to sytuacja bardzo wygodna. Szybko się też uczą, że mogą w domu nic nie robić, jeśli tylko użyją odpowiednich argumentów. Nie ma chyba matki, która choć raz nie nabrała się na jedno z poniższych zdań: Ale jak ty mamo mi zrobisz, to lepiej smakuje. Pomóż mi, bo ja nie umiem. Babcia mówi, że za dużo od nas wymagasz. Jestem dzieckiem! Mnie bałagan nie przeszkadza, jak chcesz, sama posprzątaj. Przygotuj mi ubranko do szkoły, bo ty wiesz lepiej, co mam włożyć. Nie będą tego robił, bo zawsze mówisz, że źle to robię. Musisz mi dać pić (jeść, ubrać mnie itd.), bo jesteś mamą. Nie będę tego robiła, skoro mój brat też nie musi, mamy równouprawnienie! Brzmi znajomo? Witaj w klubie perfekcyjnych, zawsze miłych i zaradnych kobiet. Pozostań w nim jeśli chcesz być ciągle przemęczona, mieć narastające uczucie bycia wyko-
rzystywaną i nierozumianą przez coraz starsze niewdzięczne, egoistyczne dzieci. Tak to już jest, że kiedy są małe, opieka nad nimi jest oczywista, bo po prostu niezbędna. Zaabsorbowane codziennymi czynnościami zwykle nie zauważamy, że one bardzo szybko już jako dwu-, trzylatki pragną wykazać się. Choć jeszcze nie potrafią, starają się jak najwięcej zrobić same. Te pierwsze, nieporadne próby najczęściej są ignorowane, bo mama uważa, że dziecko potrzebuje pomocy. Otóż to, pomocy nie wyręczania. Warto poświęcić trochę czasu na to, by maluch metodą wielokrotnych prób w końcu nauczył się nalewać sobie sok, otwierać serek, robić kanapkę, ubierać się, sprzątać zabawki do pudełka. Jako pięciolatek będzie rwał się do pomocy w kuchni – wałkowanie ciasta, obieranie warzyw (świetnie sprawdza się obieraczka zamiast noża), mieszanie w garnku, ustawianie na stole zastawy to w jego oczach bardzo nobilitujące zajęcia, bo świadczące o dorosłości. Zapracowane mamy jednak wolą same wszystko zrobić, bo to szybciej. I tracą bezpowrotnie okazję do bezbolesnego wdrożenia dziecka w domowe zajęcia. Oczekują tej pomocy, gdy ma ono już 10-15 lat. Wtedy jednak nastolatek już wie, że praca w domu to najgorszy rodzaj zajęcia, bo powszechnie uważany za podrzędny. I nawet, jeśli tak jak mój syn potrafił w wieku czterech lat zrobić sobie kanapkę, czyli na pokrojony chleb położyć plasterek sera, teraz nagle się uwstecznia i oczekuje, że mama przygotuje mu każdy posiłek i ubranie do szkoły. Zaczyna się trudny okres negocjacji. Na własny użytek opracowałam kilka odpowiedzi na żądania „zachowywania się jak mama“. Podaję je, bo może przydadzą się także tobie? Mi też lepiej smakuje posiłek zrobiony przez ciebie/tatę/ kogoś innego.
38
39
Masz rączki, to zrób z nich użytek (na prośbę/żądanie o nalanie soku, zrobienie kanapki). Teraz jestem zajęta (czytam) oglądam program w telewizji. Wszyscy korzystamy z łazienki (bałaganimy w pokojach), dlaczego uważasz, że tylko ja powinnam sprzątać? Od wycierania kurzu/odkurzania/prasowania nikomu jeszcze piersi nie wyrosły. Zarabiam pieniądze, to ponoć męskie zajęcie, jakoś od tego nie czuję się mniej kobieco. Nie sądzę więc, żeby twojej męskości zaszkodziła umiejętność sprzątania. Współczesny mężczyzna potrzebuje wykształconej, mądrej i ciepłej kobiety, a nie darmowej służącej. Oczywiście, to są przekamarzanki, które dla mojego syna są rodzajem gry. On wie, że musi wykonać określone zadania, bo jest współodpowiedzialny (oczywiście w stosownej proporcji) za dom. A zajęcia te są uważane za „babskie“ przez mężczyzn niepewnych swej, stereotypowo pojmowanej męskości. Ale jak to nastolatek próbuje coś ugrać, a nuż odezwie się we mnie poczucie winy, że jestem za mało „mamowa“? Nie mam córki, ale nią byłam, wiem więc, że w przypadku dziewczynki odmowa nauki prowadzenia domu może mieć równie silne, jak chłopięcy lęk przed brakiem męskości, uzasadnienie. Współczesne dziewczynki są bowiem świadome, że płeć je ogranicza (jak mówi Beck, płeć od urodzenia determinuje naszą pozycję w społeczeństwie, bycie kobietą już na starcie skazuje nas na podrzędność). Wolą więc poświęcać swój czas nauce szkolnej (bo wykształcenie jest typową drogą emancypacyjną), czy staraniom w uzyskaniu działającego na chłopięcą wyobraźnię wyglądu, bo to daje im poczucie siły niż marnować go na ćwiczenie się w
tym, co umacnia ich gorszość. Jak zatem zachęcić córkę do pracy na rzecz domu? Przede wszystkim rezygnując z podkreślania kobiecego charakteru tych zajęć i przekonywania jej, że z racji płci jest do nich szczególnie predysponowana. Pamiętasz, jak sama reagowałaś na te wszystkie mające podnieść naszą samoocenę opinie o kobiecej dokładności i cierpliwości? Ja zawsze w takiej sytuacji pytałam dlaczego jest tak mało kobiet zegarmistrzów i neurochirurgów. Nie jest to proste, jeśli podział prac między matką a ojcem jest niesymetryczny. Dzieci większą wagę bowiem przywiązują do przykładu niż deklaracji. Jednak jeśli nie będziesz zbyt wymagająca wobec córki, a przy tym szczera, że nie wszystkie zajęcia domowe także tobie sprawiają przyjemność, ale ważny jest dla ciebie efekt – czyste mieszkanie i dobre jedzenie, jest szansa, że i nastolatka mniej niechętnie podejdzie do swoich obowiązków na rzecz domu. Dobrym argumentem może być także wizja tego, że już niedługo się usamodzielni i przez pewien czas będzie mieszkała sama, dobrze więc żeby już teraz nabyła pewnych ułatwiających samodzielną egzystencję umiejętności – zadbania o swoją garderobę i posiłki. Zamiast kłaść nacisk na to, że jej praca ma być użyteczna dla innych, lepiej jest pozwolić dorastającej dziewczynce skupić się na zaspokajaniu własnych potrzeb. To z czym nawet świetnie wykształcone, dobrze zarabiające kobiety mają problem, to danie sobie prawa do zadbania o swoje potrzeby bez poczucia, że odbywa się to czyimś kosztem. W przeciwnym razie młoda kobieta albo powieli wzór „kury domowej“, albo w ogóle zrezygnuje z założenia rodziny, w tak radykalny sposób uwalniając się od dylematu – jak pogodzić własne aspiracje z oczekiwaniami najbliższych. Jednak, jak już to wielokrotnie podkreślałam, najważniejszy jest przykład. Dla dziewczynki wychowywanej w domu, w
40
41
którym prace porządkowe i przygotowywanie posiłków stanowią zajęcia zarówno mamy, jak i taty, a wszystkie ważne decyzje podejmowane są wspólnie, uczestniczenie w nich będzie czymś naturalnym.
na ich płeć w różnych sferach życia i dąży do zmiany tej sytuacji – nie tylko do równouprawnienia, ale i uwłasnowolnienia (ang. empowerment) kobiet. Istnieje wiele nurtów myśli feministycznej, np. feminizm liberalny, radykalny, socjalistyczny, kulturowy, egzystencjalny, postmodernistyczny, wielokulturowy, globalny, ekofeminizm.
7. Pojęcia, które warto znać
Feminizacja zawodowa – grupowanie się kobiet w słabiej cenionych i opłacanych segmentach rynku zatrudnienia, często w zawodach stereotypowo uważanych za „kobiece”, zwykle związanych z funkcjami opiekuńczymi i peryferyjnymi – obsługą osób pełniących stanowiska kierownicze. Także (nieliczni) mężczyźni mogą pracować w zawodach sfeminizowanych, awansując w nich szybciej niż kobiety i zarabiając więcej, co wiąże się z mechanizmem szklanych ruchomych schodów.
Dyskryminacja – nieuzasadnione obiektywnymi przyczynami, nieproporcjonalne rozróżnienie, wykluczenie lub uprzywilejowanie ludzi, którego skutkiem jest naruszenie zasady równości szans lub równego traktowania. Dyskryminacja może przybierać formę bezpośrednią lub pośrednią. Dyskryminacja bezpośrednia ze względu na płeć oznacza gorsze traktowanie spowodowane faktem przynależności do określonej płci. O dyskryminacji pośredniej mówimy wtedy, gdy pozornie neutralna praktyka czy zapis powoduje negatywne skutki dla jednej z płci, nieusprawiedliwione obiektywnymi czynnikami. Dyskryminacja ze względu na płeć oznacza wszelkie zróżnicowanie, wyłączenie lub ograniczenie stosowane ze względu na płeć, które powoduje lub ma na celu uszczuplenie albo uniemożliwienie jednej z płci przyznania bądź korzystania na równi z drugą płcią z praw człowieka oraz podstawowych wolności w dziedzinach życia politycznego, gospodarczego, społecznego, kulturalnego, obywatelskiego i innych. Feminizm – ruch społeczno-polityczny, historycznie związany z walką o osobiste, obywatelskie i wyborcze prawa kobiet (do końca XIX w.). Dziś feminizm, a raczej feminizmy, wskazują na fakt dyskryminacji kobiet ze względu 42
Gender – (z j. ang.) inaczej: płeć społeczno-kulturowa; jest zespołem cech, atrybutów, postaw, ról społecznych, stereotypów, a także oczekiwań społecznych, związanych z faktem bycia kobietą lub mężczyzną (w sensie biologicznym, fizjologicznym). Płeć biologiczna (z j.ang. sex) dotyczy anatomicznych różnic między ciałem kobiety i ciałem mężczyzny, z którymi (zazwyczaj) się rodzimy, natomiast płeć kulturowa kształtowana jest społecznie, „uczymy się” jej w procesie socjalizacji. Podstawowe cechy gender to ponadto zmiana w czasie, różnice w pojmowaniu ról związanych z płcią w obrębie tej samej kultury i różnice pomiędzy odmiennymi kulturami. Gender mainstreaming – (z j. ang.) uwzględnianie społecznego i kulturowego wymiaru płci we wszystkich 43
dziedzinach życia oraz we wszystkich działaniach Unii Europejskiej, włączanie perspektywy gender do wszystkich aktywności realizowanych przez kraje członkowskie, we wszystkich wymiarach życia społecznego, ekonomicznego, politycznego, we wszystkich realizowanych projektach, bez względu na ich tematykę. Wszystkie realizowane polityki muszą być weryfikowane pod kątem zapewniania równego dostępu i równego udziału obu płci. Podwójny ciężar – społeczne oczekiwanie kierowane do kobiet, dotyczące łączenia odpłatnej pracy zawodowej z nieodpłatną pracą na rzecz gospodarstwa domowego i rodziny; często nie zachęca się mężczyzn, by dzielili na równi z kobietami obowiązki domowe. Równe traktowanie – zasada związana z ekonomicznym i socjalnym wymiarem praw człowieka; jednakowość traktowania kobiet i mężczyzn i brak zróżnicowania ze względu na płeć we wszystkich przejawach życia społecznego, przede wszystkim w stosunkach pracy, ale również w udziale w pracach domowych I dostępie do opieki nad dziećmi (np. urlopy ojcowskie).
Socjalizacja – proces społecznego uczenia, w trakcie którego członkowie i członkinie społeczeństwa uczą się zachowań i cech uznawanych za „naturalne” dla mężczyzn i kobiet. W wyniku obserwacji i odwzorowywania zachowań dorosłych, dzieci od najwcześniejszych lat uczą się, jak „być” kobietą, co to znaczy „być” mężczyzną. W ten sposób stale reprodukuje się płeć kulturowa, gender.
Zajrzyj na strony www.:
partnerstwo.cpk.org.pl cpk.org.pl kasakobiet.ngo.org.pl genderindex.pl snrripp.republika.pl forum.gery.pl/równouprawnienie prawoity.pl
Seksizm – subiektywne przekonanie o wyższości mężczyzn nad kobietami; w niektórych przypadkach seksizm może przejawiać się jako mizogynia, czyli okazywana jawnie lub ukrywana odraza mężczyzn do kobiet. Seksizm może być cechą nie tylko ludzi, ale także instytucji – seksizm instytucjonalny to jawne lub ukryte przejawy seksizmu zawarte w praktykach, strukturze, a także polityce stosowanej przez daną instytucję. 44
45
Wybrane publikacje Centrum Praw Kobiet Poradniki z serii Poznaj swoje prawa: Jeśli jesteś ofiarą przemocy Jeśli jesteś ofiarą gwałtu Zanim powiesz „tak” Konkubinat… i co dalej? Jeśli chcesz się rozwieść O alimentach, zaliczce alimentacyjnej i świadczeniach rodzinnych Rodzice i dzieci Sprawy mieszkaniowe Majątek wspólny i jego podział Przed sądem cywilnym O egzekucji Wszystko o dziedziczeniu Na rynku pracy Jeśli myślisz o podjęciu działalności gospodarczej Poradniki z serii Poznaj siebie i swój związek: Jak dogadać się we dwoje Jak uwolnić się z krzywdzącego związku Jak wprowadzić równość w rodzinie Ulotki: Przemoc w rodzinie – masz prawo Przemoc w rodzinie – powiedz nie Przemoc w rodzinie – mężczyźni mówią nie Gwałt – to nie ty jesteś winna Dyskryminacja – nie musisz się na to godzić Molestowanie w pracy – powiedz nie Pieniądze w małżeństwie – bądź rozważna Uzależnienie od alkoholu – nie jesteś winna, gdy on pije
46
Publikacje z serii Prawo dziś i jutro: Przemoc w rodzinie wobec kobiet i dzieci Przemoc w rodzinie a wymiar sprawiedliwości Publikacje z serii Niezbędnik – warto wiedzieć Przemoc wobec kobiet w rodzinie. Niezbędnik policjanta Przemoc wobec dzieci w rodzinie. Niezbędnik nauczyciela Kobiety w latach 90. – Raport (wersja polska i angielska) Kobiety w Polsce 2003 – Raport Równość praw kobiet i mężczyzn. Ustawodawstwo Unii Europejskiej i Rady Europy. Orzecznictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Teksty i komentarze Kobiety rozmawiają z kobietami – przewodnik dla doradczyń Razem w Europie – informatorka równościowa Prawo i Płeć – czasopismo
47
Jesteśmy po to, żeby ci pomóc Fundacja Centrum Praw Kobiet – Warszawa ul. Wilcza 60/ 19, 00-679 Warszawa, tel., fax (0 22) 652 01 17, 622 25 17, e-mail: temida@cpk.org.pl, www.cpk.org.pl Fundacja Centrum Praw Kobiet – Oddział Gdańsk ul. gen de Gauelle’a 1B/ 15, 80-261 Gdańsk, tel. (0 58) 341 79 15, e-mail: cpk_gdansk@cpk.org.pl Fundacja Centrum Praw Kobiet – Oddział Łodź ul. Piotrkowska 115, 90-430 Łódź, tel. (0 42) 633 34 11, fax (0 12) 267 64 59, e-mail: cpk@cpk.lodz.pl, www.cpk.lodz.pl Fundacja Centrum Praw Kobiet – Oddział Wrocław ul. Ruska 46B pokój 208, 50-079 Wrocław, tel. (0 71) 358 08 74 e-mail: cpk_wroclaw@cpk.org.pl, www.cpk-wroclaw.free.ngo.pl Fundacja Centrum Praw Kobiet – Filia Grójec ul. Piłsudskiego 27, 05-600 Grójec, tel. (0 48) 624 07 17
48