Link Polska Magazine 04/2009

Page 1

4

(34)

April/kwiecieĂą 2009 ISSN 1756-3542

14

Kocham to, co robiÄ™

Wiara i emigracja | 802% normy | Homopoliticus


czy mogę wysłać pieniądze do Polski za

*

?

Poza prowizją należną za transakcję zastosowany zostanie kurs wymiany ustalony przez Western Union. * Opłata za przekaz do £100. Serwis „Next Day” dostępny jest na życzenie klienta i dotyczy przekazów z UK do Polski. Pieniądze można odebrać w ciągu 24h po ich wysłaniu, niekiedy może to być uzależnione od godzin otwarcia placówki, stref czasowych lub innych warunków usługi.

www.przekazypieniezne.pl

przekazy pieniężne


kwiecień 2009 April 2009

Kilka słów na początek „Chciałam malować odkąd miałam piętnaście lat. Było to dobre zajęcie dla panny, która nie radziła sobie z matematyką, łaciną i greką” – opowiada Romie Piotrowskiej pani Jones, jedna z bohaterek reportażu „Kocham to, co robię”. „Po ślubie studiowałam, ale gdy urodziły się dzieci, większość czasu poświęcałam właśnie im. Cały nasz dom wypełniają obrazy. Wiosną i latem maluję z natury. Chciałabym móc nadal tworzyć, śpiewać i słuchać muzyki”. Rozczarowali się ci, którzy przyjechali do Wielkiej Brytanii nie z prawdziwej ciekawości, lecz z chęci zysku i ci, którzy nie oddają się pasji, a raczej liczą na szybkie wzbogacenie. Czasy, w których żyjemy, weryfikują nasze przekonania, a słowa „kocham to, co robię” nie są już tylko romantycznym frazesem. Bo pasji nic nam nie odbierze i to dzięki niej możemy być szczęśliwi.

Jakub Świderek

Zobacz: Pani Jones, bohaterka reportażu „Kocham to, co robię”. Fot. Michał Andrysiak

www.linkpolska.com

April 2009 | kwiecień 2009 | 3


LINKw numerze

Świat - Demony wojny

8

Kultura - III Tydzień Kultury Polskiej

24

Reportaż - Emigracja pod wiatr 30

4

POLSKA Wysokość przyszłych emerytur zależy głównie od naszych decyzji i zmian na giełdach papierów wartościowych. Kto na tym zarabia? Paweł Bruger

8

ŚWIAT W Belfaście nie ma spokoju. Czy po ostatnich zamachach odżyją nacjonalistyczne przekonania Irlandczyków z północy? Tomek Kurkowski

14

FOTOGALERIA Pierwsze lata Nowej Huty. Kolektyw Fotografów Visavis.pl

20

PUBLICYSTYKA Rodzimy się w jednym z najbardziej katolickich krajów Europy, ale na emigracji okazuje się, jak silna jest nasza słynna polska wiara. Szymon Kiżuk

(34)

6

11

18

23

KULTURA Rozmowy aktorów w garderobie. Anna Kozłowska

24

KULTURA III Tydzień Kultury Polskiej powraca w ramach Roku Polskiego na Wyspach. Jakub Świderek

27

HISTORIA Bronisław Malinowski - przygody naukowca. Piotr Miś

29

FELIETON Nie róbmy ze zwierząt idiotów. Maciek Przybycień

PERYSKOP TEMAT NUMERU Opowieść o ludziach, którzy z codziennych zajęć czerpią życiową siłę, a pasja do pracy pozwala im zapomnieć o trudnych czasach. Roma Piotrowska, Michał Andrysiak

Adres/Address: 1a Market Place Carrickfergus BT38 7AW Tel.: +44 28 9336 4400 www.linkpolska.com info@linkpolska.com Sekretarz redakcji/Deputy Editor Sylwia Stankiewicz redakcja@linkpolska.com Reklama/Advertising Aneta Patriak-Kurkowska +44 7787588140 aneta@linkpolska.com

Zespół redakcyjny/ Magazine team Paweł Bruger, Piotr Miś, Tomasz Kurkowski Współpraca/ Contributors Piotr Adamczyk, Tomasz Karolak, Aleksandra Kaniewska, Dorota Mazur, Helena Kubajczyk, Maciej Przybycień, Anna Kozłowska, Szymon Kiżuk, Jolanta Reisch, Dorota Suchy, Barbara Pięta

4 | kwiecień 2009 | April 2009

Dział foto/Photo Editor Jakub Świderek jakub@linkpolska.com Dział graficzny & skład/ Art Room Irka Laskowska irka@linkpolska.com Wydawca/Publisher Link Polska Limited Dyrektor/Director Ewa Grosman

REPORTAŻ Polacy emigrują od lat. Czego szukają na Wschodzie? Dorota Suchy

32

TURYSTYKA 20 mil od Londynu można obejrzeć relikt epoki wyścigu zbrojeń – tajny bunkier przeciwatomowy. Jolanta Reisch

35

SPORT Wczesnym rankiem 5 września 1972 roku Igrzyska Olimpijskie w Monachium stały się mimowolnym świadkiem wstrząsającego aktu terroru. Tomek Kurkowski

37

LINK CAFÉ Poppolityczna papka – im bardziej soczysta, tym lepsza. Bo my, Polacy, należymy do gatunku homopoliticus. Aleksandra Kaniewska

38

LINK CAFÉ Wieniec drożdżowy. Helena Kubajczyk

Redakcja i wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za treść ogłoszeń, reklam i informacji. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania tekstów. Nadesłane materiały przechodzą na własność redakcji, co jednocześnie oznacza przeniesienie na redakcję magazynu „Link Polska” praw autorskich z prawem do publikacji w każdym ob-

Druk/Print GPS Colour Graphics Ltd. Alexander Road Belfast, BT6 9HP

30

Kuchnia Heleny 38

szarze. Przedruk materiałów publikowanych w magazynie „Link Polska” możliwy tylko za zgodą redakcji.

* na okładce: Kocham to, co robię. Fot. Michał Andrysiak


971 971 8 800 8 am.com 0 0 : r zywać. folinia neyg bowią tna in www.myotransakcji mmolużeb ojego agentówne. a ł p z ra e żo prz

B

strze nymi ez MoneyG wa za obiera rz lkie pra ekaz p ustalony p y za prz . Wsze łatami rs walutow yGram p e o n o za ku M *Po ©2009

Wyślij z

CS0903 Poland

Odbierz z

Oraz w każdym miejscu, gdzie zobaczysz znak MoneyGram

LCC International świadczy tanie usługi transferu pieniędzy dla klientów na całym świecie. LCC na świecie

LCC posiada ponad 45000 zarejestrowanych klientów, którymi są w większości osoby długotrwale pozostające w podróży oraz firmy posyłające pracowników na międzynarodowe delegacje. To właśnie na ich zlecenie przez systemy

komputerowe jest obecnie realizowanych kilka tysięcy transakcji każdego dnia. Gwarancją bezpiecznych i szybkich transferów gotówkowych jest całodobowa łączność wszystkich światowych placówek.

Prestiż i zaufanie ogromnej liczby osób LCC International zyskało nie tylko

dzięki nowoczesnym systemom komputerowym. Dodatkowym podkreśleniem

wiarygodności firmy jest także jej zaangażowanie w walkę z praniem brudnych pieniędzy – powstał specjalny departament zajmujący się dostosowywaniem działań LCC do lokalnego ustawodawstwa w tym zakresie.

W centrum swojej działalności firma stawia na równouprawnienie wszystkich

narodowości. Pracownicy LCC International tworzą prawdziwy zlepek języków i kultur. Przykładem na to jest londyńska placówka, gdzie pracują Polacy, Brazylijczycy, Filipińczycy, Anglicy, Australijczycy, osoby pochodzące

z Ameryki oraz Afryki. Znacznie ułatwia to komunikację z klientami, zwłaszcza niemówiącymi po angielsku. Łatwy i tani dostęp do usług sprawia, że może z nich skorzystać dosłownie każdy i kiedykolwiek zechce. LCC w Szkocji

Dzięki szybkiej ekspansji firmy z dumą można oświadczyć, iż rynek polski w Szkocji jest niezwykle chłonny na propozycje tanich, szybkich i korzystnych

przekazów w odniesieniu do dziennego kursu walut u konkurencji. Posiadamy 3 polskie agentury w Edynburgu: 2 sklepy Polskie Delikatesy oraz Wyższą

Szkołę Humanistyczno-Ekonomiczną w Łodzi - oddział w Edynburgu. Dlatego, dzięki agenturom LCC, Polacy mogą skorzystać z transferów pieniędzy do Polski, gdzie niezależnie od kwoty każdy transfer wynosi jedyne £3.


LINKpolska

Kto i ile zarabia na naszych emeryturach? Paweł Bruger

Od 10 lat obowiązuje w Polsce nowy system ubezpieczeń społecznych oparty na dwóch filarach. Przynależność do niego jest obowiązkowa, a wysokość naszych przyszłych emerytur zależy głównie od naszych decyzji i zmian na giełdach papierów wartościowych. Ostatnie spadki pokazały, że nasze emerytury mogą się kurczyć zamiast rosnąć. Pewny jest tylko zysk obsługujących je Powszechnych Towarzystw Emerytalnych, które na tym interesie zarabiają. I to dużo... Od 1999 roku wysokość otrzymanej przez nas w przyszłości emerytury zależy przede wszystkim od tego, ile wcześniej zapłacimy składek. Zamysłem twórców ustawy o nowym systemie emerytalnym było, aby każdy mógł nie tylko odkładać pieniądze, odprowadzając je do ZUS-u, ale żeby również mógł na odkładanym kapitale zarobić. Mówiąc w skrócie – już jako emeryci dostaniemy z systemu to, co podczas życia zawodowego do niego wpłaciliśmy plus zarobiony procent. Dlatego w nowym systemie mamy dwa konta: jednym zarządza za nas ZUS (I filar), który pomnaża nasze pieniądze w sposób bezpieczny, nie wykorzystując do tego rynków finansowych (przez co również oprocentowanie jest znikome), drugim kontem zarządza wybrane przez nas Powszechne Towarzystwo Emerytalne, które obraca naszymi pieniędzmi, inwestując w papiery wartościowe (w zależności od sposobu inwestowania zysk, ale i ryzyko straty, mogą być większe). Towarzystwa działają na rynku na zasadach komercyjnych i zarządzają Otwartymi Funduszami Emerytalnymi (II filar). Każdego miesiąca obowiązkowo oddajemy z naszych wypłat 7,3 proc. na konto OFE oraz 12,22 proc. na konto w ZUS-ie.

Nie psuć rynku!

Zarządzające naszymi pieniędzmi Powszechne Towarzystwa Emerytalne to zazwyczaj oddziały dużych międzynarodowych towarzystw ubezpieczeniowych i ich działalność opiera się m.in. na prowizji pobieranej od każdej wpłaconej przez nas na naszą przyszłą emeryturę złotówki. W Polsce te prowizje są jednymi z najwyższych w Europie. Ustawodawca określił górny pułap ich pobierania na wysokości 7 proc. w nadziei, że Towarzystwa, chcąc być konkurencyjnymi, będą prześcigać się w obniżaniu prowizji. Życie pokazało jednak coś innego. Ponieważ przystąpienie do II filaru jest obowiązkiem (przyszły emeryt ma wolny wybór jedynie danego funduszu, jeśli nie zdecyduje sam – zostanie losowo przydzielony do któregoś z nich), więc Towarzystwom Emerytalnym łatwiej było na zasadzie cichej zmowy utrzymać prowizje na maksymalnej wysokości, wiedząc, że ten, kto je obniży będzie „psuł rynek” – co nie służy żadnej z firm. Utrzymywanie jednak tak wysokich

6 | kwiecień 2009 | April 2009

prowizji nie sprzyja przede wszystkim tym, dla których reforma została przeprowadzona, czyli przyszłym emerytom... Dla porównania analogiczne opłaty od odprowadzanych składek w Bułgarii wynoszą 5 proc., w Rumunii – 2,5 proc., a na Słowacji – nie więcej niż 1 proc. Najmniej płacą Chorwaci, bo zaledwie 0,8 proc. od wpłacanej składki. Dlaczego więc w Polsce jest tak drogo? Dr Filip Chybalski, ekspert od funduszy emerytalnych z Uniwersytetu Łódzkiego, uważa, że byłoby inaczej, gdyby Otwarte Fundusze Emerytalne ze sobą konkurowały, ale tak nie jest również z naszej winy, ponieważ wybierając OFE nie kierujemy się racjonalnymi przesłankami. „Nie patrzymy ani na opłaty, jakie zapłacimy, ani na wyniki inwestycyjne, od których zależy wysokość naszych przyszłych emerytur” – mówi Chybalski. A przecież nadal wielu z nas nawet nie interesuje się funduszami emerytalnymi, zdajemy się na ślepy los, pozwalając, aby przydzielono nas do przypadkowych funduszy (ZUS zarządza takie losowanie dwa razy w roku – pod koniec stycznia i pod koniec lipca).

Bo to dobry biznes

Aż 14 z 15 działających na polskim rynku towarzystw ubezpieczeniowych pobiera najwyższą stawkę procentową od wpłat na OFE i firmy te nie są zainteresowane konkurencyjnością. Tymczasem z opublikowanych ostatnio przez Komisję Nadzoru Finansowego danych wynika, że towarzystwa na obsłudze przyszłych emerytur tylko w ubiegłym roku zarobiły ponad 730 mln złotych, to ponad 5 proc. więcej niż w 2007 roku. Opublikowane złe wyniki finansowe za rok 2008 ujawniły również, że z powodu fatalnej koniunktury na warszawskiej giełdzie towarzystwa straciły prawie 32 mld złotych zysków, jakie OFE wypracowały dla przyszłych emerytów (to od 11 do 20 proc. naszych składek). Po publikacji tych danych w Polsce rozgorzała publiczna dyskusja nad zasadnością tak drogiego i ryzykownego systemu emerytalnego. Fundusze bronią się, tłumacząc, że nie są organizacjami charytatywnymi i też muszą zarabiać. „Spodziewacie się, że towarzystwa będą pracować za darmo?” – denerwuje się w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Ewa Lewicka, dzisiaj

szefowa Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, niegdyś jedna z twórców obecnej reformy emerytalnej.

Bat rządowy – nie za krótki?

Złe wyniki na giełdzie oraz nie do końca uczciwe praktyki towarzystw emerytalnych pobierających maksymalne prowizje skłoniły polski rząd do zastanowienia się nad zmianą przepisów w ustawie emerytalnej. W Ministerstwie Pracy nadawany jest właśnie kształt nowemu projektowi ustawy reformującej fundusze emerytalne. Jednym z jego głównych założeń jest obniżenie pułapu pobieranych prowizji od składek z 7 proc. do 3,5 proc. Przeciwstawia się temu, co oczywiste, silne lobby towarzystw ubezpieczeniowych. Rząd deklaruje, że chciałby, aby nowe przepisy weszły w życie od początku 2010 roku. Będzie to więc egzamin dla tej ekipy rządzącej, która jak do tej pory ma ciekawe pomysły, ale z ich realizacją bywa już różnie. To, na ile nowa ustawa będzie kompromisem na korzyść obywatela, a na ile na korzyść bogatych towarzystw emerytalnych określi stopień niezależności i skuteczności rządzącej w Polsce, niełatwej koalicji PO-PSL.

Obowiązujące obecnie średnie opłaty pobierane przez towarzystwa ubezpieczeniowe za zarządzanie pieniędzmi przyszłych emerytów: Prowizja od składki – 7 proc.; Opłata za zarządzanie – 0,54 proc. rocznie od wszystkich posiadanych oszczędności w OFE; Opłaty dystrybucyjne (od przyszłych wypłat emerytur) – 3,8 proc.


LINKpolska Warto inwestować w Polsce Polska jest jednym z najatrakcyjniejszych krajów do inwestowania. Taki wniosek wynika z najnowszego badania Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (PNIPH).

Warsaw Financial Center. Fot. Jarosław Pocztarski

Izba prowadzi analizy wśród inwestorów już od czterech lat. W tegorocznym badaniu udział wzięły 163 zagraniczne firmy. „Polska przesunęła się w tym roku na pierwsze miejsce w regionie pod względem atrakcyjności, 82 proc. inwestorów jest zadowolonych z zainwestowania w Polsce” – mówił na konferencji prasowej Lars Bosse, dyrektor PNIPH. Drugie w kolejności są Słowacja i Czechy. „Firmy wskazywały, że najważniejsze dla nich jest członkostwo Polski w Unii Europejskiej, wysokie kwalifikacje i zaangażowanie pracowników oraz wydajność pracy” – tłumaczył Bosse. Ale zagraniczni inwestorzy podkreślają, że w prowadzeniu biznesu w Polsce nadal najbardziej przeszkadzają im: niestabilne prawo, niska efektywność administracji publicznej i słaba infrastruktura. (Bru)

Imponujące zarobki szefów banków 6 mln złotych rocznie sięgają zarobki prezesów banków w Polsce. 5,7 mln dostał Józef Wancer z BPH. Prezes Pekao SA Jan Krzysztof Bielecki zarobił 4,5 mln złotych.

Kwoty budzą kontrowersje, bo zarobki szefów banków wzrosły przez rok o 40 proc. Skokowy wzrost dochodów nastąpił tuż przed wybuchem kryzysu finansowego. Ale nie tylko ten fakt budzi wątpliwości. Wzrost pensji o 40 proc. ma się bowiem nijak do wzrostu zyskowności całej bankowej branży na przełomie lat 2007-2008. Zeszły rok, choć z trudnym zakończeniem, przyniósł wzrost zysku tych instytucji o 7,3 proc. Autorem raportu, z którego wynika, że szefowie banków zarabiają coraz lepiej, jest firma Sedlak & Sedlak. Listę najlepiej opłacanych prezesów banków giełdowych otwiera Józef Wancer z BPH, ale więcej od niego zarobił wiceprezes Pekao SA Luigi Lovaglio. Na jego koncie pojawiło się w 2008 roku ok. 6 mln zł. Do czołówki najwyżej opłacanych menedżerów wdarł się Jarosław Augustyniak, prezes należącego do Leszka Czarneckiego Noble Banku – najmniejszego pod względem wartości rynkowej banku na warszawskiej giełdzie. W ubiegłym roku jego łączne zarobki były bliskie 3,5 mln zł. Przed rokiem jego poprzednik Henryk Pietraszkiewicz zarobił zaledwie 417 tys. zł. Pozostali członkowie zarządu Maurycy Kuhn i Krzysztof Spyra zainkasowali po 3,1 mln zł. (SzK) Jesteśmy ciekawi Twojej opinii. Podziel się z nami swoim zdaniem! Najciekawsze listy opublikujemy. Nasz adres: redakcja@linkpolska.com

Uchylający się od wojska będą ścigani Mimo że od ubiegłego roku nie ma w Polsce przymusowego poboru do wojska, pozostał problem około 15 tys. osób ściganych przez wymiar sprawiedliwości za uchylanie się od obowiązku służby wojskowej.

Minister obrony Bogdan Klich wystąpił do ministra sprawiedliwości o umorzenie wszystkich wszczętych do tej pory postępowań prokuratury wojskowej wobec osób unikających obowiązku służby wojskowej. Jednak Andrzej Czuma nie wprowadzi takiej abolicji - wynika z pisma, jakie otrzymał minister obrony. Osoby te będą nadal ścigane. 9 stycznia 2009 roku znowelizowano ustawę o powszechnym obowiązku obrony i dzięki temu około miliona osób z urzędu zostało przeniesionych do rezerwy. Według założeń rządu, polskie siły zbrojne mają być w pełni zawodowe od 1 stycznia 2010 roku. Będą liczyć do 120 tys. żołnierzy służby czynnej oraz Narodowych Sił Rezerwowych. (Bru)

Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com

prasówka Wysokie ceny za metr kwadratowy i coraz mniejszy dostęp do kredytów sprawiają, że Polacy muszą wynajmować mieszkania – podaje „Gazeta Prawna”. Przewiduje się, że w czasach, gdy niewielu może sobie pozwolić na zakup własnych czterech kątów, firmy będą inwestować w budownictwo pod wynajem. Użytkownicy portalu Nasza-klasa masowo podszywają się pod polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i tworząc jego fikcyjne profile, publicznie go znieważają – pisze „Dziennik”. Prokuratura mówi, że wszczęłaby śledztwo, ale… ma zablokowaną tę stronę. Wszystko więc w rękach administratorów portalu, którzy zamierzają walczyć ze złośliwymi internautami. Sprzedaż leków antydepresyjnych w Polsce rośnie – czytamy w „Rzeczpospolitej”. Środki te stosuje ponad milion osób (dla porównania na cukrzycę cierpi 2 miliony Polaków). Uwagę lekarzy zwraca rosnący popyt na leki tego rodzaju. W 2001 roku sprzedało się ponad 10 mln opakowań, cztery lata później 2 miliony więcej. Coraz więcej banków domaga się od posiadaczy kredytów hipotecznych dodatkowych zabezpieczeń do udzielonych im kredytów oraz namawia do zmiany umowy na niekorzyść klienta – donosi dziennik „Polska”. Zakwestionował to Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który zamierza skierować pozew do sądu o uznanie zmian za zakazaną klauzulę umowną. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego chce namówić zwolnionych w kryzysie Polaków do szukania zajęcia poza miejscem zamieszkania. Każdy, kto znajdzie etat ponad 100 km od domu, dostanie 5 tys. zł – pisze „Gazeta Wyborcza”. Dodatek przeznaczony będzie głównie dla osób z małych miejscowości, w których działał tylko jeden duży pracodawca. Część radnych Warszawy chce, aby w ich mieście powstało rondo Wolnego Tybetu – donosi „Życie Warszawy”. W sprawę zaangażowała się grupa młodych ludzi z organizacji Ratuj Tybet. Jednak duża grupa rajców jest temu przeciwna. Jak do tej pory rozstrzygali oni dylematy, czy w Warszawie powinna powstać ul. Sabotażu Niemieckich Okrętów Podwodnych, Słonecznego Poranka, Borówki i Ekwadorska.

April 2009 | kwiecień 2009 | 7


LINKświat

Demony wojny

Tomek Kurkowski

W jedenastą rocznicę podpisania Porozumienia Wielkopiątkowego proces pokojowy w Irlandii Północnej przechodzi poważny sprawdzian. Wystarczyły dwa głośne zamachy z udziałem dysydentów z Real i Continuity IRA, by mieszkańcy Ulsteru zaczęli wracać pamięcią do krwawych wydarzeń z okresu The Troubles. 7 marca w zamachu, w którym zginęło dwóch brytyjskich żołnierzy, ucierpiał także Polak. Tym sposobem zostaliśmy siłą wciągnięci w lokalny konflikt. Rozłamowa IRA Ostatnie krwawe wydarzenia w Irlandii Północnej wstrząsnęły nie tylko prowincją Ulsteru. Echa brutalnych zamachów terrorystycznych dotarły również za ocean. W geście solidarności z przywódcami lokalnego rządu spotkał się nowo mianowany amerykański prezydent Barack Obama. Na moment uwaga światowej opinii publicznej zwróciła się w stronę Irlandii Północnej. Z pewnością nie o takim rozgłosie marzyli jej mieszkańcy. Na ustach prominentnych polityków natychmiast pojawili się winowajcy całego zajścia, dysydenci z IRA, którzy ponoszą odpowiedzialność za marcowe zamachy. Dzisiejsza Real i Continuity IRA mają jednak niewiele wspólnego z Provisional IRA, która prowadziła kampanię zbrojną w czasach The Troubles. Tak samo, jak Provisional IRA niewiele miała wspólnego z ideałami pierwotnej IRA, której początki sięgają 1919 roku. Wszystkie te ugrupowania, mimo że łączył wspólny cel (zjednoczenie Irlandii), to głęboko dzielił pomysł na realizację tego założenia, siła społecznego poparcia, a przede wszystkim uwarunkowania polityczno-prawne, w których przyszło im działać. „Zdrajcami Irlandii” nazwał zamachowców z Real i Continuity IRA były lider Provisional IRA, a obecnie zastępca szefa północnoirlandzkiego rządu, Martin McGuinness. To wydarzenie bez precedensu w historii tej republikańskiej organizacji. McGuinness to uczestnik pierwszego rozłamu w IRA. W sierpniu 1969 roku, po serii krwawych ataków na mniejszość katolicką, miejscowa komórka IRA w Belfaście, rozczarowana brakiem odpowiedniego wsparcia z Dublina (tzw. Official IRA), postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. W rezultacie powstała Provisional IRA, tzw. Provos. Musiało minąć kolejnych 17 lat, by we wrześniu 1986 roku nastąpiło kolejne tąpnięcie w szeregach IRA (Provisional IRA) po tym, jak Gerry Adams postanowił złagodzić stanowisko Sinn Féin (polityczne skrzydło IRA) wobec tzw. abstentionismu (Adams złamał jedną z fundamentalnych zasad nacjonalistów dotyczącą udziału kandydatów republikańskich w wyborach do parlamentu i konsekwentnej odmowy przyjęcia zwycięskich mandatów). To było kołem zamachowym dla narodzin Continuity IRA (CIRA), winnej śmierci katolickiego policjanta w Craigavon. Czy można było jej uniknąć? Wydaje się, że troszkę zaspały lokalne służby bezpieczeństwa. Jeszcze w zeszłym roku brytyjski „The Guardian” donosił o dużej aktywności dysydentów z IRA. To ostrzeżenie

8 | kwiecień 2009 | April 2009

3,3 mln funtów przeznaczył rząd na program, który ma zatrzeć widoczne ślady dyskryminacji na tle poglądów politycznych i religijnych w Irlandii Północnej. Murale o rasistowskim charakterze są zamalowywane w całym kraju, a w ich miejscach powstają nowe obrazy. Jak twierdzi rząd, ma to stworzyć lepszą atmosferę i zachęcić skłócone społeczności do dialogu. Fot. JŚ

dotyczyło m.in. jeszcze innej mutacji IRA, tzw. Real IRA (RIRA), która przyznała się do marcowego zamachu na dwóch brytyjskich żołnierzy (odpowiada też za zamach bombowy w Omagh w 1998 roku). RIRA, która powstała w 1997 roku, w proteście wobec udziału Sinn Féin w procesie pokojowym dokładnie zaplanowała swoje ostatnie działania, które zgodnie z jej intencjami zyskały światowy rozgłos.

Walka bez mandatu Dziś nie ma społecznej akceptacji ani powszechnego poparcia dla działań zbrojnych w Irlandii Północnej. Obie społeczności mają świadomość, że żyją w zupełnie innej rzeczywistości. Nikt nie chce już rozdrapywać starych ran. Większość pragnie zamknąć ten krwawy rozdział. Temu, rzecz jasna, towarzyszą silne emocje, jak choćby te z końca stycznia, kiedy w hotelu „Europa” spotkały się rodziny ofiar The Troubles, zarówno katolicy, jak i protestanci, żeby przedyskutować propozycję zadośćuczynienia finansowego za utratę bliskich (tzw. Eamon-Bradley report). Spotkanie ze spokojnej debaty przerodziło się w burzliwą kłótnię. Obecni dysydenci z RIRA i CIRA zapowiadają nową kampanię terroru. Wbrew założeniom protoplastów IRA, walkę zbrojną traktują jako drogę do celu, a nie jako ostateczne rozwiązanie. Oba ugrupowania zdecydowały się uderzyć

znienacka, w wyjątkowo trudnym gospodarczo okresie. Liczą, że lokalny ekstremizm rozwinie się na fali niezadowolenia społecznego. Nic jednak nie wskazuje na to, że zyskają mandat społeczności katolickiej. Jej poparciem cieszyli się natomiast tzw. Provos. Provisional IRA była republikańskim bastionem podczas niechlubnych The Troubles. Wówczas rozgoryczenie i głębokie poczucie niesprawiedliwości było podatnym gruntem dla wojującej IRA. W latach 60. i 70. republikanie traktowani byli jak obywatele drugiej kategorii i często padali ofiarami dyskryminacji na tle religijnym. „Dyskryminacja w pracy była bardzo szeroko rozpowszechniona. Do odrzucenia podania o pracę wystarczyło katolickie imię lub niewłaściwy adres zamieszkania” – wspomina Peter Taylor w swojej książce „Provos. The IRA and Sinn Féin”. Po przeciwnej stronie rosła, uwarunkowana historycznie, nienawiść protestantów do katolickiej mniejszości. Protestanci silnie związani z brytyjską Koroną z wściekłością patrzyli na zjednoczeniowe zakusy republikanów (tak jest zresztą do dziś). To błędne koło musi się jednak kiedyś skończyć. Może rację ma Sam Aughey, który na łamach „The Belfast Telegraph” napisał: „Nie będzie końca irlandzkiego problemu, dopóki republikanie nie skończą ze swoją obsesją ofiary. My wszyscy, lojaliści, protestanci, katolicy i republikanie, mamy ręce umoczone we krwi”.


LINKświat Szwecja legalizuje małżeństwa homoseksualne Od 1 maja w Szwecji pary jednej płci będą mogły brać śluby cywilne lub kościelne. Po długiej dyskusji szwedzki parlament przyjął prawo zezwalające na małżeństwa homoseksualne.

W 1995 roku wprowadzono w Szwecji rozwiązania prawne dla gejów i lesbijek, nazywając ich związki „związkami cywilnymi”. Miały one jednak identyczny status prawny jak małżeństwa heteroseksualne, w tym prawo do adopcji. Nowa ustawa mówi, że pary żyjące w zarejestrowanych związkach będą mogły wziąć oficjalny ślub, cywilny bądź kościelny. Szwecja będzie więc jednym z pierwszych krajów na świecie zezwalających na śluby homoseksualistów w Kościele. W Szwecji dominuje Kościół luterański – należy do niego ponad 71 procent obywateli tego państwa. (Bru) Plakat na frontowych drzwiach kościoła w szwedzkim Göteborgu. Napis brzmi: „Pozwólmy gejom na małżeństwa, niech cierpią jak inni”. Fot. 2muchloof

To Saakaszwili zaczął wojnę? Międzynarodowa komisja prowadząca śledztwo w sprawie konfliktu w Gruzji dysponuje wskazówkami, że to prezydent Michaił Saakaszwili mógł rozpocząć wojnę.

Kluczową rolę odgrywa udokumentowana przez telewizję wypowiedź gruzińskiego generała Kuraszwilego z 7 sierpnia. Oświadczył on, że jego kraj postanowił „przywrócić w całym regionie konstytucyjny porządek”. Sformułowanie tej samej treści znalazło się w gruzińskim rozkazie dziennym nr 2 z tego samego dnia. Do rozkazu wydanego na piśmie dotrzeć miały rosyjskie służby specjalne, które przekazały go komisji międzynarodowej. Tbilisi odmawia wydania oryginału dokumentu, gdyż jest on objęty tajemnicą państwową. W nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 roku gruzińska ofensywa doprowadziła do eskalacji sytuacji w Osetii Południowej i Abchazji. Saakaszwili twierdzi, że ofensywa miała na celu powstrzymanie rosyjskiej agresji. Jeśli jednak potwierdzona zostanie autentyczność rozkazu dziennego nr 2, Saakaszwili zostanie oskarżony o kłamstwo. (Bru) Jesteśmy ciekawi Twojej opinii. Podziel się z nami swoim zdaniem! Najciekawsze listy opublikujemy. Nasz adres: redakcja@linkpolska.com

Czechy krytykują USA i Wielką Brytanię „Drogą do piekła” nazwał premier Czech Mirek Topolanek plany finansowej stymulacji sektora prywatnego, jakie wdrażają w USA i Wielkiej Brytanii prezydent Obama i premier Brown.

premierem mniejszościowego rządu do czasu, Wspieranie państwowymi pieniędzmi kiedy przewodnictwo w Unii obejmie Szwecja. przedsiębiorstw „będzie podkopywaniem Komentatorzy zwracają uwagę, że w ciągu stabilności światowego rynku finansowego” – ostatnich kilku tygodni w Europie Środkowej i ostrzegł Parlament Europejski premier Czech. Wschodniej rozpadły się aż trzy gabinety rząTymczasem amerykański prezydent Barack dzące – dotyczy to Łotwy, Węgier i teraz Czech. Obama oraz premier Wielkiej Brytanii Gordon Nie wróży to dobrze także Polsce, która ma obBrown zaapelowali niedawno do świata o podjąć prezydencję w Unii za dwa lata. (Bru) jęcie wspólnych działań w walce z szalejącym kryzysem gospodarczym. Przestrzegali oni Spotkanie prezydenta USA Baracka Obamy i premiera Wielkiej Brytanii również przed objawami protekcjoniGordona Browna podczas szczytu G20 w Londynie. Fot. The British Foreign zmu, który wielu krajom wydaje się and Commonwealth Office być najlepszym sposobem na wyjście z recesji. Obama i Brown uważają, że kupowanie tylko krajowych produktów nie prowadzi do poprawy globalnej sytuacji gospodarczej, a zmierza jedynie do izolacji. Sam Topolanek ma ostatnio kłopoty. Jego kraj do czerwca przewodniczy Unii Europejskiej, ale rząd czeski otrzymał w marcu wotum nieufności. Oznacza to, że Czechy powinny być przedwcześnie pozbawione przywództwa. Topolanek jednak pozostanie

Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com

prasówka 450 nowych miejsc pracy w sektorze spożywczym będzie oferować agencja pracy Diamond Recruitment – donosi „The Belfast Telegraph”. Firma ta wygrała przetarg na kontrakt o wartości 30 milionów funtów, dzięki któremu przez kolejne trzy lata będzie dostarczać pracowników tymczasowych do rozwijającego się sektora spożywczego. Między innymi ponad dwudziestu Polaków zatrzymała hiszpańska policja – donosi Agencja Reutera. Zatrzymani obiecywali legalne zatrudnienie za granicą kobietom znajdującym się w trudnej sytuacji w Polsce i w Czechach, a następnie wywozili je do różnych krajów, gdzie zmuszali do prostytucji. W ostatnich dziesięciu latach w Czechach zezwolono na chirurgiczną kastrację około 100 więźniów – pisze „The New York Times”. To jedyny kraj w Europie, który stwarza taką możliwość przestępcom na tle seksualnym. Psychiatrzy nadzorujący ten zabieg twierdzą, że jest to najbardziej niezawodny sposób okiełznania popędów seksualnych u niebezpiecznych osobników. Mimo ogólnoświatowej złej sytuacji gospodarczej niektórzy optymiści uważają, że Rosja szybko otrząśnie się z kryzysu – pisze „The Daily Telegraph”. Obecnie Chiny odbudowują swoje zapasy i coraz więcej kupują od tego państwa. Rosyjska gospodarka uzależniona jest od eksportu, a ceny sprzedawanych przez nią surowców szybko idą do góry. Legalne specyfiki sprzedawane w Internecie, stanowiące alternatywę dla kokainy, ekstazy i amfetaminy, to nowa generacja środków pobudzających, która może zmienić rynek narkotykowy w Wielkiej Brytanii – alarmuje „The Guardian”. Produkowane w chińskich laboratoriach narkotyki są legalnie importowane i sprzedawane na brytyjskich i austriackich stronach internetowych. Rosja i USA winny odbudować więzi i współpracować w rozwiązywaniu globalnych zagadnień – zadeklarował Dmitrij Miedwiediew w artykule dla „Washington Post”. Komentując artykuł, Agencja Reutera akcentuje, iż główne przeszkody w tym procesie to stanowisko Rosji w kwestii amerykańskich planów budowy elementów tarczy antyrakietowej w Czechach i Polsce oraz różnice stanowisk obu państw w kwestii irańskiego programu nuklearnego.

April 2009 | kwiecień 2009 | 9


www.linkpolska.com


LINKperyskop Szkocja

Festiwal wart zobaczenia W dniach 20-26 kwietnia mieszkańcy Szkocji będą mieli szansę uczestniczyć w blisko 20 wydarzeniach kulturalnych, podczas których organizatorzy Festiwalu Kultury Polskiej w Edynburgu spróbują pokazać to, co najlepsze we współczesnej polskiej kulturze i sztuce.

Program festiwalu został przygotowany zarówno z myślą o polskiej, jak i szkockiej publiczności. Oprócz koncertów i pokazów filmów odbędzie się również seria wykładów, kilka wystaw artystycznych, festyn i turniej średniowieczny. Gośćmi festiwalu będą m.in. profesor socjologii Zygmunt Bauman, reżyser Krzysztof Zanussi, podróżnik Piotr Pustelnik oraz jazzman Jarek Śmietana, którego koncert szczególnie poleca dyrektorka festiwalu Lidia Krzynówek. „Seria wydarzeń, jakie przygotowaliśmy, to przekrój tradycji i nowoczesności oraz tego, co najlepiej współcześnie charakteryzuje naszą kulturę” – mówi Lidia. „Obok światowej sławy gwiazd swoją twórczość będzie miało szansę zaprezentować wielu młodych polskich artystów żyjących na emigracji”. Jak mówi dyrektorka festiwalu, organizacja

podobnych imprez to ciężka praca. Trudno jest zdobyć fundusze, zebrać odpowiedni zespół ludzi, brakuje też czasu, aby wcielić w życie wiele ciekawych pomysłów. „Ktoś nie odpisuje na maila, ktoś zrezygnował, sponsor się wycofał” – mówi Lidia – „i nie jest pewne, czy wysiłek zostanie nagrodzony, czy wszystko się uda”.

Inauguracja festiwalowego stowarzyszenia odbyła sie w listopadzie 2008 r. w Traverse Theatre. Fot. polishculturalfestival.org.uk

Festiwal Kultury Polskiej w Edynburgu organizowany jest przez Polish Cultural Festival Association i obywa się w ramach wydarzeń Roku Polskiego w Wielkiej Brytanii. (JŚ) Więcej informacji na stronie internetowej www.polishculturalfestival.org.uk

Irlandia Północna

Stwórz własną animację Ulidia Integrated College w Carrickfergus w Irlandii Północnej rozpoczyna nowy projekt integracyjny. Wspólny kurs animacji komputerowej dla Polaków i Irlandczyków ma pomóc w nawiązaniu dialogu i zrozumieniu kultur.

„Uczymy katolików, protestantów oraz osoby innych wyznań w atmosferze zrozumienia i tolerancji” – brzmi motto szkoły w Carrickfergus. Zgodnie ze swoimi ideami Ulidia Integrated College rozpoczyna sześciotygodniowy, nieodpłatny kurs animacji. Do udziału w zajęciach zaproszeni są również Polacy, zarówno dzieci, jak i dorośli. „Stwarzamy okazję do zapoznania się z techniką animacji komputerowej, z wykorzystaniem doświadczeń i wspomnień uczestników kursu, które mogą stać się inspiracją do opowiedzenia ich własnych historii” - mówi Jenny Simon, nauczycielka, która poprowadzi zajęcia. „Podczas kursu planujemy poruszyć wszystkie aspekty dotyczące animacji komputerowej, aby ostatecznie stworzyć krótki film autorstwa całej grupy”. (JŚ) Zajęcia rozpoczną się po Wielkanocy. Wszyscy zainteresowani udziałem w kursie proszeni są o kontakt - tel.: 02893358500, e-mail: downeykathleen@hotmail.com (j. angielski) lub e-mail: projektanimacji@onet.eu (j. polski).

Anglia

Topolski Century Nie co dzień ma się okazję obejrzeć ekspresyjną wersję historii świata zamkniętą na 200-metrowym obrazie – a to on właśnie, rozpostarty w kilku salach o konstrukcji labiryntu, stanowi główną atrakcję galerii „Topolski Century”. Pracownia, w której przez ponad ćwierć wieku pracował i tworzył polski artysta Feliks Topolski, wraca wreszcie na artystyczną scenę Londynu.

Rekonstrukcja ogromnego obrazu, a także przestrzeni artystycznej Topolskiego – malarza, rysownika i obieżyświata – zajęła prawie trzy lata. Była to inwestycja kosztowna, na którą wydano prawie trzy miliony funtów. Na uroczystym otwarciu nie mogło więc zabraknąć londyńskiej śmietanki towarzyskiej – pojawili się artyści, lordowie, wielbiciele sztuki, a nawet sam burmistrz Londynu Boris Johnson. Feliks Topolski to postać nietuzinkowa – Polak, który określał się mianem „obywatela świata”, uznany na świecie malarz, prawie nieznany w swojej ojczyźnie. Urodził się w 1907 roku w Warszawie i tam skończył Akademię Sztuk Pięknych. Przed II wojną światową wyemigrował do Anglii, gdzie stworzył swoje dzieła. „Dzieło Topolskiego to jednocześnie wizerunek naszej epoki, jak i

www.linkpolska.com

Wejście do galerii Topolskiego. Fot. zimpenfish

prywatna historia życia niezwykłego człowieka. Idealnie pasuje do klimatu Londynu, bo zostało stworzone przez emigranta, Polaka. Pokazuje więc, jak różnorodna kulturowo jest stolica Anglii” – zachwalał malarską kronikę Topolskiego burmistrz Londynu, który

uroczyście otworzył pracownię artysty dla publiczności. Honorowymi gośćmi galerii „Topolski Century” byli też: ambasador RP Barbara Tuge-Erecińska, lord Tim Razzall oraz syn artysty Daniel Topolski. (AK)

April 2009 | kwiecień 2009 | 11


LINKperyskop Szkocja

Pokaz sztuk walki Mirosław Pawlicki, założyciel szkoły sztuk walki „Tiger Dojo” w Edynburgu, potwierdził swoje umiejętności. Podczas seminarium szkoleniowego w Japonii uzyskał kolejny stopień mistrzowski – czwarty dan.

Mirosław Pawlicki podczas treningu

„Tiger Dojo” powstało na początku 2006 roku w Edynburgu. Jego założyciel, sensei Mirosław Pawlicki, jest doświadczonym animatorem i nauczycielem karate. W 2000 roku w Zduńskiej Woli stworzył największe dojo w Polsce, w sztuce walki szkolił policjantów i służby mundurowe. W Szkocji zaczął od Świetlicy, gdzie prowadził zajęcia ogólnorozwojowe dla dzieci. W 2006 roku reprezentacja „Tiger Dojo” wzięła udział w Mistrzostwach Europy w Kijowie. Podczas zawodów sensei Pawlicki otrzymał certyfikat Branch Chief przyznany przez Światową Organizację Kyokushin-Kan International Hombu. W lutym br. w Japonii uzyskał kolejny stopień mistrzowski. (MP) 26 kwietnia o godz. 16:00 na Calton Hill, w ramach Festiwalu Kultury Polskiej w Edynburgu, odbędzie się zorganizowany przez „Tiger Dojo” pokaz sztuk walki oraz techniki tamashiwari (rozbijanie przedmiotów ręką). Więcej informacji: www.kyokushinkan.co.uk

Wielka Brytania

Brytyjskie partie już walczą o polski elektorat W marcu dwie kolejne partie, laburzyści i liberałowie, otworzyli uroczyście polskie stowarzyszenia. Wszyscy chcą przekonać polskich emigrantów, że najlepiej zadbają o ich interesy.

Na londyńskiej scenie politycznej da się już zauważyć drobne poruszenie. Partia Pracy i Liberalni Demokraci poszli w ślady Torysów, którzy jako pierwsi, już w ubiegłym roku, uhonorowali wkład Polaków w brytyjskie życie polityczne założeniem polskiego klubu. U laburzystów było dostojnie i z pompą – polski klub zainaugurowano na początku marca w pięknej sali Pałacu Westminsterskiego. „Polacy wzbogacają Wielką Brytanię społecznie, kulturowo i ekonomicznie, dlatego powinni włączać się też w brytyjskie życie polityczne” – podkreślał brytyjski szef dyplomacji David Miliband, który chętnie opowiadał też o swoich polskich korzeniach i panieńskim nazwisku matki pochodzącej z domu „Kozaków”. Wiktor Moszczyński, który objął w klubie funkcję sekretarza, podkreślał, że Partia Pracy zawsze była przyjacielem Polaków. „To właśnie laburzyści wspierali wejście Polski do Unii Europejskiej oraz NATO. Oni też pierwsi zdecydowali się otworzyć rynek dla polskich pracowników” – wyliczał. Dwa tygodnie później w polonijnym POSK-u o sympatii do Polaków zapewniali z kolei przedstawiciele Liberalnych Demokratów, na czele z polskim burmistrzem Islington Stefanem Kasprzykiem i szefem partii Nickiem Cleggiem. „Pokażmy, że Polacy rozumieją, co to znaczy budowa zjednoczonej Europy” – zachęcał Kasprzyk. Młodzi Polacy do inicjatyw Brytyjczyków podchodzą pozytywnie, ale i z dużą dozą pragmatyzmu. „Cieszymy się z zainteresowania polskimi emigrantami, ale pamiętaj-

Polski klub laburzystów zainaugurowano na początku marca w Pałacu Westminsterskim. Fot. Oliver Mallich

my, że interes leży tu po obu stronach” – podkreśla Adam Komarnicki ze stowarzyszenia Polish Professionals. „Politykom zależy, żeby Polacy głosowali na ich partię w wyborach lokalnych oraz do Parlamentu Europejskiego. A dla emigrantów działanie w strukturach partii to możliwość uczestniczenia w życiu publicznym. Możemy wtedy łatwiej szukać poparcia dla inicjatyw, które dotyczą Polaków, a także sprawniej protestować, gdy media godzą w nasze dobre imię” – mówi Komarnicki, mając na myśli protest przeciwko antypolskim felietonom z dziennika „The Times” czy nagonkę „brytyjska praca dla Brytyjczyków”, którą ostatnio rozpętały tabloidy. (AK)

Irlandia Północna

Robią to bezinteresownie Polska społeczność skupiona wokół Kościoła katolickiego w Belfaście utworzyła Fundusz Pomocy im. św. Antoniego. Środki zebrane na rzecz Funduszu przeznaczone są dla Polaków mieszkających na terenie Irlandii Północnej, którzy znaleźli się w potrzebie.

„Pewnego dnia otrzymałem informację o kobiecie potrzebującej pomocy – brak pracy i poważna depresja” – opowiada Sylwester Ślesicki działający w Funduszu. „Została opuszczona przez irlandzkiego partnera i znalazła się praktycznie na ulicy. Pomogłem jej w znalezieniu jakiegoś lokum i przekazałem 50 funtów na podstawowe potrzeby”. Podobnych przypadków Sylwester mógłby

12 | kwiecień 2009 | April 2009

przytoczyć więcej. Polacy na emigracji często popadają w kłopoty i stąd pomysł utworzenia Funduszu. Dotychczas na jego wsparcie mogło liczyć 14 osób. Część z nich to ci, którzy stracili pracę. Są tacy, którzy potrzebowali pomocy w związku z powrotem do Polski po długotrwałym leczeniu w szpitalu. „Dzisiaj mamy pod opieką trzy osoby, które otrzymują systematyczną pomoc” – mówi Sylwester. „Jednemu koledze, u którego wykryto nowotwór i który poddawany jest różnym zabiegom medycznym, opłacamy mieszkanie”. Pierwsza zbiórka pieniędzy wśród Polaków w Belfaście odbyła się w styczniu 2007 roku w kościele St. Mary’s. „Zebraliśmy wtedy około 54 funtów, ale znaczące wsparcie otrzymaliśmy też z kościoła St. Anthony’s, w którym gromadzi się co niedziela spora grupa naszych

rodaków” – mówi Sylwester. Fundusz Pomocy im. Św. Antoniego organizuje także kiermasze, wyprzedaże rzeczy używanych i różnego rodzaju spotkania społeczne, z których dochód w całości przeznaczany jest na pomoc Polakom. „Nie są to jakieś duże sumy pieniędzy” – mówi Sylwester – „daje nam to jednak szansę na wsparcie najbardziej potrzebujących, ponieważ wszyscy zaangażowani w działalność Funduszu robią to bezinteresownie”. (JŚ) Jeśli chcesz skontaktować się z Sylwestrem, zadzwoń: 07988492006. Aby przekazać darowiznę na konto Funduszu: THE CO-OPERATIVE BANK p.l.c. 089299 65247617 00 „Saint Anthony’s Community Fund”

www.linkpolska.com


LINKperyskop ZDJĘCIE MIESIĄCA

Chwila. Fot. Beata Borkowska. White Park Bay, Irlandia Północna

Magazyn „Link Polska” zaprasza wszystkich do nadsyłania propozycji swoich prac wraz z krótkim komentarzem autora pod adres: redakcja@linkpolska.com. Na autorów prac wybranych do publikacji czekają nagrody! Nadesłane prace (zdjęcia, rysunki, grafiki) przechodzą na własność redakcji, co jednocześnie oznacza przeniesienie na redakcję magazynu „Link Polska” praw autorskich z prawem do publikacji.

Irlandia Północna

Bądź jak kameleon „Nasz program skierowany jest do młodych osób, które wraz z wyjazdem z Polski zamknęły pewien rozdział w swoim życiu i rozpoczęły nowy w Irlandii Północnej” - mówi Alicja Matwiejczuk, założycielka młodzieżowego klubu „Kameleon” z Newtownabbey.

Młodzi Polacy przebywający na emigracji często borykają się z samotnością. Działalność klubu „Kameleon” wychodzi im naprzeciw. Przez wspólne spotkania i wycieczki tematyczne wykwalifikowani polscy opiekunowie starają się zapewnić swoim podopiecznym właściwe warunki rozwoju. „Naszym zamierzeniem jest podniesienie samooceny młodych ludzi, poprawa kontaktów z rówieśnikami, a także pomoc w rozwiązywaniu problemów dorastającej młodzieży” – mówi Alicja Matwiejczuk. „Jak ważna i trudna, jest praca z młodymi ludźmi wiedzą najlepiej wszyscy rodzice i opiekunowie działający w naszym klubie”. Od utworzenia klubu w marcu 2008 r. z jego usług skorzystało już około 100 nie tylko polskich dzieci. „Jesteśmy otwarci na dzieci i młodzież innych mniejszości narodowych. W naszym klubie odnajdują swoje miejsce także dzieciaki z Bułgarii czy Słowacji” – dodaje Alicja.

www.linkpolska.com

Oprócz cotygodniowych spotkań w klubie dzieci mogą wziąć udział w zajęciach sportowych, turniejach tematycznych i wielu innych aktywnościach. „Poszukujemy ludzi pełnych pasji, którzy chcą poświęcić część swojego wolnego czasu na pracę i zabawę z młodzieżą” – mówi Alicja. „Zapraszamy wszystkich chętnych, aby przyłączyli się do naszego grona”. (JŚ) Jeśli chcesz skontaktować się z klubem „Kameleon”, zadzwoń: 07516151962 lub napisz: klubkameleon@hotmail.com

Dzieci z klubu „Kameleon” podczas wycieczki na zamku w Carrickfergus

April 2009 | kwiecień 2009 | 13


LINKtemat numeru

Kocham to, co robię Ilu z nas nie chciałoby się budzić rano i z uśmiechem iść do pracy? Czy tacy ludzie jeszcze istnieją? Postanowiliśmy to sprawdzić. Bohaterów naszego reportażu nie szukaliśmy daleko. Spotykaliśmy ich w drodze do pracy, na spacerze, próbując coś załatwić. Łączy ich jedno: wszyscy wykonują rzadkie zawody. W dobie korporacji, strategii sprzedaży i krachu kredytowego pomyśleliśmy, że osoby prowadzące własne sklepy i zakłady mogą jeszcze czuć spokój ducha i żyć w miarę bezstresowo. Nie pomyliliśmy się. Rzemieślnicy, drobni handlarze, ludzie prowadzący zakłady usługowe zawsze byli bardzo ważnym elementem krajobrazu miejskiego i miejmy nadzieję, że tak pozostanie.

Kristin, twórczyni lalek, 74 lata

Kocham lalki i wszystko, co jest z nimi związane. Wychowałam się w rodzinie artystycznej, moim ojcem był malarz, rytownik i rysownik Blair Hughes-Stanton, więc robienie lalek mam poniekąd we krwi. Zaczęłam wcześnie, bo w wieku 15 lat. Gdy miałam 22 lata, podjęłam pracę jako sprzedawczyni w sklepie Heala na Tottenham Court Road w Londynie. I tam właśnie, bez grosza przy duszy, sprzedałam pierwszą wykonaną przez siebie lalkę, i to w pół godziny! Moje życie to układanka szczęśliwych przypadków i mimo że tego nie planowałam, poświęciłam je lalkom. Wszystko ułożyło się tak pomyślnie, że opiekuję się moim sklepem z zabawkami już od trzydziestu pięciu lat. Jest on nieco ukryty, bo nie chcę mieć tu niepożądanych gości. Z tego także powodu trzeba głośno zapukać, aby zostać wpuszczonym. Istnieje powiedzenie, że jeśli masz coś wyjątkowego, to ludzie sami do Ciebie przyjdą. Ja przez lata tworzyłam ten wyjątkowy sklep i nie muszę go teraz nigdzie reklamować. Przychodzą tu niesamowite osoby! Mam grupę zaprzyjaźnionych Szwedów,

14 | kwiecień 2009 | April 2009

Tekst: Roma Piotrowska, Zdjęcia: Michał Andrysiak

Roma Piotrowska absolwentka historii sztuki UG. Od 2005 roku współpracuje z Instytutem Sztuki Wyspa. Publikowała w magazynach artystycznych i katalogach wystaw. Interesuje się sztuką zaangażowaną i aktywizmem. Obecnie odbywa staż w The Showroom Gallery w Londynie.

Michał Andrysiak fotografuje od niespełna trzech lat, ale ma na swoim koncie asystowanie Michałowi Szladze oraz kilka publikacji, m.in. w „Gazecie Wyborczej”. Fascynuje go fotografia dokumentalna i kreacyjna. W Londynie od pół roku codziennie szuka nowych tematów do swoich projektów.

którzy przylatują porannym samolotem, spędzają u mnie cały dzień i odlatują wieczorem. Ludzie w każdym wieku kochają ten sklep. Dorośli częściowo dlatego, że przypomina im dzieciństwo. Niektóre lalki pochodzą jeszcze z lat pięćdziesiątych. Nie muszę daleko wyjeżdżać, bo to miejsce przyciąga do mnie świat. Nagromadziłam tu tysiące cennych skarbów i ludzie po prostu chcą je oglądać, co sprawia mi wielką radość. Jestem wówczas szczęśliwa. Kupują je z różnych przyczyn. Z miłości do pięknych rzeczy, jubilerskiej roboty. Czasem z tak prozaicznych powodów jak ten, że uwielbiają bezy i chcą mieć bezę w skali 1:12. Inni mają domki dla lalek, które wyposażają przez całe życie. Ja sama wydaję ostatnie pieniądze na miniaturki. Gdybym miała 2 funty, kupiłabym za nie cebulę, a resztę przeznaczyłabym na moją pasję. Żyję w bardzo prosty sposób. Nauczyła mnie tego moja matka, która prowadziła otwarty dom. Nigdy nie wiedzieliśmy, ile osób będziemy gościć na kolacji. Potrafiła z garści ryżu, warzyw i orzechów ugotować treściwe danie. Ja sama nigdy nie kupiłam nic nowego, oprócz kuchenki gazowej, na którą niepotrzebnie namówił mnie mąż.

www.linkpolska.com


LINKtemat numeru

Bruno, tatuażysta, 30 lat

Spojrzał na moje ręce i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Dziś razem prowadzimy studio. Na początku rankami pracowałem w hotelu, kończyłem o 15:00 i biegłem do studia. Później przeprowadziłem się na rok do Hiszpanii, gdzie także pracowałem przy piercingu. Po powrocie do Londynu poznałem Megane, moją polską dziewczynę, z którą dużo podróżowaliśmy. Nie zamieniłbym tego, co robię na nic innego. Piercing i tatuaż to sposób na życie. Kiedy już się na nie zdecydujesz – ciężko się wycofać. Moje największe marzenie nie ma nic wspólnego z pracą. Chciałbym się po prostu ożenić i ustatkować. Teraz nie mieszkam we Włoszech. Do Londynu przyjeżdżam tylko na 4 dni w miesiącu, bo Megane nie chce żyć w Wielkiej Brytanii. Tam pracuję w podobnym miejscu, co tutaj. Moje życie jest przyjemne, dużo podróżuję. Wstaję rano i z uśmiechem idę do pracy. Jestem szczęśliwy, bo kocham to, co robię.

Tim, reperator instrumentów muzycznych, 51 lat

wykorzystywałem każdą okazję, aby sobie pograć. Czasy mojej młodości to były przecież początki muzyki rockowej! W końcu, pewnego dnia wygrzebałem starą gitarę u wujka. Pan od muzyki pomógł mi ją naprawić, do tego stopnia, że wyglądała i grała jak nowa. Później naprawianie sprzętu stało się moją pasją, a koledzy przychodzili do mnie, gdy trzeba było coś nastroić czy zreperować. Po szkole, jako dwudziestolatek, przeprowadziłem się do Londynu i właśnie w tym sklepie upłynęło mi 30 lat...

Pochodzę z Włoch i tam, jeszcze jako nastolatek, zacząłem moją przygodę z piercingiem. Wówczas był to wyraz buntu, a także sposób na ekspresję siebie. Moi rodzice nie akceptowali tego, co robiłem, dlatego przed powrotem do domu musiałem wyjmować kolczyki z twarzy. Zaczynałem przekuwać w domu, bez żadnego specjalistycznego sprzętu ani środków higienicznych, przez co dwa razy wylądowałem w szpitalu. Później moi przyjaciele otworzyli studio tatuażu i poprosili mnie, abym z nimi pracował. Od razu się zgodziłem. Do Londynu przyjechałem z powodów osobistych. Zerwałem z dziewczyną i czułem, że muszę gdzieś wyjechać. Przez półtora roku pracowałem w jednym z londyńskich hoteli. W tym czasie pewien mój znajomy chciał sobie zrobić tatuaż. Ja już wówczas byłem wytatuowany. Poszliśmy więc do studia, w którym pracował Alex.

Pracuję w tym sklepie odkąd pamiętam. Sprzedajemy i naprawiamy sprzęt muzyczny. Zaczynałem jako pomocnik, aż w końcu zakład stał się moją własnością. Już jako dzieciak interesowałem się gitarami hobbystycznie. Tę pasję zaszczepił mi nauczyciel muzyki, który uczył nas gry na gitarze. W czasach, w których się wychowałem, w południowej Anglii, nie każdy mógł sobie pozwolić na gitarę. Ja nie mogłem, ale

April 2009 | kwiecień 2009 | 15


LINKtemat numeru

George, szewc, 54 lata

fach. Jeśli cofniemy się o 40-50 lat, przed erę seryjnej produkcji, to okaże się, że buty były reperowane na każdym rogu. Buty są teraz tak tanie, że bardziej opłaca się wyrzucić stare i kupić nowe. Moim największym marzeniem jest zobaczyć, jak moje dzieci radzą sobie w życiu. Nie mam wielkich ambicji, bo wszystkie zostały stłamszone. Póki co, żyjemy w Anglii i czekamy na wolny Cypr. Jestem szczęśliwy. Ożeniłem się z Angielką, nasze dzieci są wykształcone, a ja zaadaptowałem się w nowym państwie. Ale byłbym szczęśliwszy, gdybym mógł odzyskać rodzinny dom i gdybyśmy mogli żyć tam w pokoju.

K. T., fryzjer, 35 lat

z nimi dużo czasu, bo robienie dreadów to długotrwały proces. W rezultacie staję się pewnego rodzaju terapeutą. Dready, nawet w wielokulturowym Londynie, nie są powszechnie akceptowane. Istnieje stereotyp, według którego człowiek z dreadami jest brudasem, bierze narkotyki i nie przejmuje się normami społecznymi. Próbuję ten stereotyp przełamywać. Ja sam się w nim nie mieszczę. Jestem anglikaninem, nie biorę narkotyków, mam żonę i dwójkę dzieci. Myślę, że aby zachować otwartość umysłu, powinno się poznawać ludzi z innych krajów. Dlatego też zdecydowałem się na wyjazd, ale do Trinidadu mam nadzieję jeszcze kiedyś wrócić.

Jestem greckim Cypryjczykiem, przybyłym do Londynu jako uchodźca. Byłem jednym z tych, którzy stracili swoje domy, musieli przyjechać do Anglii i zacząć nowe życie. Aby przetrwać, wykonywałem wiele różnych prac. Ciężko się tu żyje, jeśli nie zna się języka ani kultury. Na szczęście nie byłem sam. Powstała tu cypryjska społeczność, więc pomagaliśmy sobie wzajemnie. Mój kuzyn prowadził już taki biznes i to on nauczył mnie, jak naprawiać buty. Z czasem otworzyłem swój własny zakład. Lubię to, co robię, ale nie jest to łatwa praca. Masowa produkcja zabiła ten

Zacząłem robić dready po przyjeździe do Londynu, 15 lat temu. Był to wynik zrządzenia losu, bo nigdy tego nie planowałem. Po tym, jak zrobiłem swoje dready, inni zaczęli prosić mnie, abym zajął się także ich włosami. W końcu otworzyłem profesjonalny salon. Pomagam ludziom utrzymać ich dready w higienie. Sprawiam, że czują się pewniej w swoim uczesaniu. Włosy są bardzo ważną częścią człowieka, wyrażają jego osobowość. Ludzie, którzy decydują się na dready, są zazwyczaj ciekawymi osobowościami i chcą wyglądem zaznaczyć swoją odrębność. Spędzam

16 | kwiecień 2009 | April 2009

www.linkpolska.com



LINKfotogaleria

NOWA HUTA,

dawny symbol nowoczesności i postępu, sztandarowe przedsięwzięcie pierwszych lat wprowadzania nowego ustroju w Polsce po 1945 roku. Budowa „miasta marzeń polskiego socjalizmu” rozpoczęła się latem 1949 roku. To robotnicze miasto, skupiające ludność napływową z całej Polski miało być kontrą dla „reakcyjnego”, inteligenckiego Krakowa. Specyficzny nowohucki tygiel społeczny miał ukształtować „człowieka idealnego”, wpisanego w socrealistyczną architekturę z mnóstwem zieleni i osiedlami z pełną infrastrukturą (szkołami, sklepami, urzędami). Nowa Huta miała być miastem w pełni samowystarczalnym, opartym na kombinacie metalurgicznym – Hucie im. Lenina. Miała też być miastem bez Boga. Zamiast życia religijnego miało tu kwitnąć, podobnie jak w całej ówczesnej Polsce, życie partyjne. Stało się jednak inaczej. Jednym z głównych czynników jednoczących ludzi w nowej przestrzeni okazała się wiara. W kwietniu 1960 roku w Nowej Hucie-Bieńczycach doszło do walk o krzyż postawiony w miejscu przeznaczonym pod budowę pierwszego w tym mieście kościoła. Starcia trwały kilka dni. Ostatecznie władza uległa, a „Arka Pana” stała się w latach 80. jednym z głównych ośrodków działalności opozycyjnej. Nowa Huta, już nie osobne miasto, ale dzielnica Krakowa, po masowych zwolnieniach z kombinatu wraca dziś do stabilności. Minęły już lata najtrudniejsze dla mieszkańców przyzwyczajonych do sytuacji, w której państwo organizowało niemal każdą sferę życia: obowiązkową pracę, pewne mieszkanie, opiekę zdrowotną, a nawet czas wolny. Równolegle do starań wpisania Nowej Huty na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, dzielnica wytycza nowe szlaki turystyczne, przyciągając urokiem niespełnionego „miasta – ideału”. Wystawa i album fotografii „802% normy” to wspólne przedsięwzięcie Fundacji Imago Mundi i Kolektywu Fotografów Visavis.pl. Katarzyna Mirczak „802% normy. Pierwsze lata Nowej Huty”. Wyd. Fundacja Imago Mundi, vis-a-vis/etiuda

18 | kwiecień 2009 | April 2009


Autorzy zdjęć: Henryk Makarewicz (1917 – 1984) – od 1950 roku członek ZPAF, operator Polskiej Kroniki Filmowej. Prowadził dokumentację Nowej Huty od początku jej istnienia. Jego elegancki styl przyrównać można do fotografii Henriego Cartier-Bressona: zawsze w sercu wydarzeń, w oczekiwaniu na decydujący moment, kiedy wszystkie elementy kadru złożą się w idealną całość. W dziełach Makarewicza uderza właśnie perfekcja formalna. W jego archiwum znajdują się także materiały robocze tworzone w latach 50. i 60. dla Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Był operatorem filmów opowiadających o środowisku i specyfice Nowej Huty, m.in. „Ten trzeci” Jana Łomnickiego, „Stal” i „Narodziny miasta”. Reprezentowany przez Kolektyw Fotografów Visavis.pl

Wiktor Pental (ur. 1920) – fotograf, budowniczy Nowej Huty. Wywodzący się z tradycji humanistycznej, w swoich fotografiach bliski człowiekowi. Tak jak Robert Doisneau, do którego zdjęć można przyrównać jego fotografie, skupia się na jednym temacie: całe jego dzieło fotograficzne dotyczy Nowej Huty, a w centrum zainteresowań pozostaje nieodmiennie człowiek. Pental traktuje go z czułym humorem, ale nigdy z dystansem. Fotograf reprezentowany jest przez Kolektyw Fotografów Visavis.pl. Zobacz wystawę „802% normy. Pierwsze lata Nowej Huty” w Red Barn Gallery, 43b Rosemary Street, Belfast BT1 1QB. Wernisaż wystawy: 2 maja 2009 r. Więcej: www.polishculturalweek.com

April 2009 | kwiecień 2009 | 19


Wiara, nadzieja i emigracja tekst: Szymon Kiżuk zdjęcie: Jakub Świderek

Rodzimy się w jednym z najbardziej katolickich krajów Europy, przynajmniej według bezdusznych statystyk. Potem często los rzuca nas po świecie. I wtedy okazuje się, jak silna jest nasza słynna polska wiara.


LINKpublicystyka

Szymon Kiżuk, dziennikarz, czasem bloger, czasem fotograf. Dumny ze swych krzyżackich korzeni (pochodzi z Torunia). Obserwuje i pisze – ostatnio przeważnie o Irlandii Północnej, ale nie tylko.

Kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej, słychać było głosy o tym, że już za kilkanaście lat polskie kościoły, na podobieństwo tych w zachodniej Europie, świecić będą pustkami. Kiedy zmarł Jan Paweł II i cała Polska stanęła zjednoczona w modlitwie, niektórzy twierdzili, że to wydarzenie umocni polską duchowość. Okazuje się, że prawda, jak zwykle, leży gdzieś pośrodku.

Polak katolik, ale w diabła nie wierzy

Zanim jednak zobaczymy, jak nasza wiara ma się na emigracji, spojrzyjmy na nasze domowe podwórko. Z raportu opracowanego przez socjologa CBOS Rafała Boguszewskiego wynika, że przez dwie dekady – mimo że Polska stała się w zasadzie innym krajem – deklarowana przez Polaków religijność nie zmieniła się. Blisko 95 procent polskiego społeczeństwa uznaje się za katolików, a do tego przeciętny Polak jest zdania, że nasz naród jest jednym z bardziej religijnych w Europie – dla porównania tylko co czwarty ankietowany przez CBOS uznawał religijność za cechę „typowego Europejczyka”. Skoro Polak to katolik, to oczywiście wierzy w Boga (co dziesiąty nawet głęboko), uczestniczy w mszach i nabożeństwach, trudno jest mu wyobrazić sobie pogrzeb bez księdza czy nieochrzczone dziecko. Zdeklarowani niewierzący to wciąż mały odsetek polskiego społeczeństwa – przynajmniej według badań socjologicznych. Jednak nawet tak silna nadwiślańska wiara ma swoje zaskakujące paradoksy. Na religię jako jeden z pięciu najważniejszych elementów codziennego życia wskazuje jedynie nieco ponad jedna czwarta badanych – większe znaczenie przypisywane jest takim wartościom, jak spokój, szacunek innych ludzi, praca zawodowa czy życiowa uczciwość, zaś zupełnie bezkonkurencyjne w tym rankingu są zdrowie i szczęście rodzinne. Przy prawie stuprocentowym deklarowanym katolicyzmie to zastanawiająca kwestia. Jeszcze ciekawszy jest fakt, że sami jesteśmy świadomi, że nasza wiara dość często trąci powierzchownością. Gdy żył Jan Paweł II, wszyscy Polacy darzyli go wielkim uwielbieniem, ale jednocześnie z całą świadomością blisko 85 procent ankietowanych wówczas przez CBOS twierdziło, że zaleceń papieża często nie słucha. Interesujące jest również to, że prawie jedna czwarta spośród ankietowanych nie wierzy w istnienie nieba, zaś prawie jedna trzecia w ogóle nie jest przekonana o istnieniu życia po śmierci. Połowa nie wierzy w istnienia diabła. Rysuje się nam więc obraz przez złośliwych nazywany „słowiańskim katolicyzmem” – wiary ujawniającej się przy wydarzeniach nadzwyczajnych (pamiętamy dobrze, jak kibice „jednali się dla papieża”), pełnej odpustowej obyczajowości (jak choćby będący ewenementem na skalę Europy „polski przemysł pielgrzymkowy”), nieprzekładającej się jednocześnie zbyt często na biblijne dobre uczynki w życiu codziennym.

Laicka Europa? Nie do końca... Spojrzenie na polskie podwórko przy podróży przez emigranckie stany wiary nie jest przypadkowe. To, gdzie zamieszkamy, jest naszym wyborem. To, skąd się wywodzimy, z jaką „czapką” wychowania ruszamy w świat – już nie do końca. „Szansa, że ktoś urodzony w Dreźnie będzie osobą wierzącą wynosi jak jeden do czterech, ale jeżeli ktoś urodził się w Krakowie, to będzie osobą wierzącą z prawdopodobieństwem ponad 90 procent. W tym właśnie sensie wiara, choć dziwnie może to brzmieć, nie jest kwestią osobistych preferencji” – uważa dr Tadeusz Szawiel, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, który zajmował się m.in. porównywaniem religijności Polski i Europy. Jego zdaniem, o ile nikt poważny nie kwestionuje roli chrześcijaństwa i Kościołów w historycznym i kulturowym ukształtowaniu Europy, o tyle najbardziej rozpowszechniony obecnie stereotyp to zlaicyzowana Europa „pustych kościołów”. Chrześcijaństwo miałoby być przeszłością zamkniętą w muzeum. Jednak ani jedno, ani drugie nie jest prawdziwe. Od kilku dekad społeczeństwa Europy Zachodniej stopniowo się laicyzują. W Hiszpanii, niegdyś podobnej pod względem religijności do Polski, dzisiaj do kościoła chodzi co piąty mieszkaniec, jeszcze bardziej spektakularną laicyzację zobaczyć można w Irlandii. W 1990 roku praktykowało

tam regularnie ponad 80 procent dorosłych, obecnie – nawet nie połowa. Jednak mimo pozornej niereligijności, w wielu krajach ludzie modlą się sami dla siebie i wiara, zupełnie inna niż polska, istnieje w ich życiu.

Pokolenie JPII na walizkach Pokolenie emigrantów XXI wieku to przede wszystkim ludzie młodzi. W Polsce często nazywani pokoleniem JPII. Jednak metka, którą tak naprawdę bardziej utkały polskie media niż wynikała z rzeczywistości, na emigracji okazuje się nie pasować do zagranicznych ciuchów, w które często bardzo szybko przebierają się Polacy. „W Polsce rzadko chodziłem do kościoła, a tutaj musiałbym szukać polskich mszy” – Karol (od trzech lat w UK) wzrusza ramionami. „Nie chce mi się, nie mam czasu. Jak będę w Polsce, to zajrzę porozmawiać z Panem Bogiem do naszego kościoła”. Problem leży też gdzie indziej – nie wszyscy duszpasterze, którzy pracują na Wyspach, są świadomi, że nowa Polonia jest zupełnie inna od tej zasie-

Większość emigrantów pochłonięta pracą w ogóle nie zaprząta sobie głowy Kościołem. Ale z czasem wielu zaczyna szukać polskich parafii, polskich mszy. Myślę, że to w dużej mierze efekt tęsknoty za krajem. Ot, jakaś namiastka rodzinnego domu w niedzielę. działej tu od lat i trzeba stosować odmienne metody, by przyciągnąć ludzi do Kościoła. „Prawdę mówiąc, to te niedzielne msze są raczej spotkaniami towarzyskimi niż jakimiś duchowymi przeżyciami” – opowiada Alek, który mieszkając od ponad trzech lat w Londynie czasem zagląda do polskich parafii. „Nie wiem, ale chyba nie zawsze księża zdają sobie sprawę z prawdziwych problemów życia na emigracji. Za dużo jest napominania, za mało chęci zrozumienia”. Przykładów na brak zrozumienia jest niestety dużo. Maria i Mateusz mieszkają w Irlandii Północnej. Chcieli wziąć ślub kościelny w Polsce, ale dużo formalności musieli też załatwiać w swojej „emigracyjnej” parafii. „Potrzebny nam był protokół przedmałżeński, zadzwoniliśmy więc do księdza, Polaka z katolickiej parafii, by umówić się na spotkanie” – opowiadają. „Ale usłyszeliśmy, że zawracamy mu głowę, że mamy to załatwić inaczej, bo on będzie miał na to czas dopiero za pół roku”. Skończyło się na tym, że przyszli małżonkowie dopełnili formalności na poczekaniu w innej katolickiej parafii, u irlandzkiego księdza. Do polskiego duszpasterza już się na pewno nie wybiorą. „Myślę, że to polskie chodzenie do kościoła to przede wszystkim kwestia tradycji” – uważa Tomek, który na Wyspy wyjechał jeszcze przed otwarciem unijnych granic i obserwował, najpierw z londyńskiej, a potem szkockiej perspektywy, jak polska emigracyjna fala zachowuje się również w kwestiach wiary. „Większość emigrantów pochłonięta pracą w ogóle nie zaprząta sobie głowy Kościołem. Ale z czasem wielu zaczyna szukać polskich parafii, polskich mszy. Myślę, że to w dużej mierze efekt tęsknoty za krajem. Ot, jakaś namiastka rodzinnego domu w niedzielę”. Innym, dość często spotykanym zjawiskiem wśród polskiej emigracji jest nie tyle odchodzenie od wiary, co próby poszukiwań. „Od pewnego czasu z żoną chodzimy na nabożeństwa w kościołach protestanckich” – przyznaje Marcin, trzydziestokilkulatek mieszkający na południu Anglii. „Od razu zaskoczyła nas moc wspólnoty, zupełnie niespotykana w parafii z dużego miasta, z którego pochodzimy. Tutaj na początku zostaliśmy serdecznie powitani, pytano się nas, czy nie potrzebujemy pomocy w codziennych sprawach. A do tego jeszcze nabożeństwo prowadził pastor, który sam ma rodzinę i dobrze wie, o jakich problemach należy mówić”. Właśnie minęła kolejna rocznica śmierci papieża Polaka, za kilka dni Wielkanoc – najważniejsze święto w liturgii chrześcijańskiej. Czy na polskich mszach, wszędzie tam, gdzie rzucił rodaków emigracyjny los, ławki wypełnią się z potrzeby serca czy tylko dlatego, bo tak wypada?

April 2009 | kwiecień 2009 | 21


Fotokasty - krótkie formy multimedialne łączące reportaż fotograficzny i dźwiękowy

Fotokasty dostępne na:


Rozmowy aktorów w garderobie ROZMAWIAJĄ:

Wspólny punkt odniesienia TOMASZ KAROLAK:

Piotr Adamczyk

Pogadajmy o lekturach. PIOTR ADAMCZYK:

Nigdy nie czytałem. Choć czytywałem rzeczy nudniejsze, to lektur nie. Od samej nazwy mnie skręcało. Wolałem w ostatniej chwili wysłuchać na dużej przerwie streszczenia jednej z kujonek. Na podstawie takiego opowiaTomasz Karolak dania czasami udawało PODSŁUCHUJE: mi się przetrwać na lekcji Anna Kozłowska polskiego. TOMASZ: Pamiętam, że nie przeczytałem „Awantury o Basię”, bo ta książka doprowadziła mnie do szału już po dwóch kartkach. Ale polonistka ją uwielbiała i pytała na stopnie. Dostałem banię. PIOTR: Bo polonistki czasem pytają z treści, serwując tak wymyślne pytania, jak te najdroższe z „Milionerów”. TOMASZ: Ale z drugiej strony, jak wziąłem do ręki „Quo vadis”, to przeczytałem w jedną noc. PIOTR: Ja „Quo vadis” przeczytałem ostatnio. W szkole, nie. TOMASZ: Rzeczywiście kanon lektur szkolnych to coś, co odstrasza. Ze zgrozą wspominam akcje Giertycha i innych ultraprawicowców, żeby wycofać Gombrowicza z lektur. A Gombrowicz to ktoś, kto patrzy na Polaków z dystansem, kto obśmiewa nasze niby-narodowe cnoty. To podstawa, żeby uczyć ludzi dystansu do wszystkiego. Jednak mam refleksję, żeby młodym ludziom na początek dawać cienkie utwory wierszowane, a nie od razu „Pana Tadeusza”. PIOTR: Oprócz pikantnej trzynastej księgi, bo pewnie od niej chcieliby zaczynać. TOMASZ: Można by również wprowadzić „Kamasutrę” do lektur. PIOTR: Ale na serio, co zrobić, żeby ludzie czytali? Świetnym przykładem był sukces serii o Harrym Potterze. Kupiłem dla siostrzenicy i sam zacząłem czytać. Natychmiast wróciło mi dziecięce poczucie wciągnięcia w bajkę. Te książki były modą, ale im więcej tego typu mód, tym bardziej dzieci wciągną się w czytanie. Jestem przekonany, że wówczas, w kolejkach po następny tom, narodziło się mnóstwo czytelników. Dziś, sporo starsi, szukają innych tytułów. TOMASZ: W dobie wszechobecnych w Internecie skryptów i bryków oraz ekranizacji wszystkich ważnych lektur trudno zmusić do czytania. PIOTR: Chyba że ktoś w dzieciństwie czerpał z czytania mnóstwo przyjemności, podróżując w krainę wyobraźni. To była największa frajda. TOMASZ: Wchodzenie w świat wyobraźni to główna zaleta czytania. I tak będę wychowywał swoją córkę.

www.linkpolska.com

LINKkultura

PIOTR: A czytasz

jej?

Trzeba się wychować na tych samych

TOMASZ: Tak, ale też często opowiadam tworzone naprędce bajki. PIOTR: Od dzieciństwa czułem, że jest coś pięknego w tajemnicy czytania. Pamiętam, że bardzo chciałem umieć czytać. Beznadziejnie się czułem, gdy nie wiedziałem, co tam było napisane i mama musiała mi pomagać. TOMASZ: Wszystko od początku tak bardzo ambicjonalnie traktowałeś. PIOTR: I dzięki temu się nauczyłem. Gdybym nie potraktował tego ambicjonalnie, to byłbym analfabetą, jak większość ludzi na świecie, co zresztą jest niesamowite! TOMASZ: Co jest w lekturach wartościowego? PIOTR: Kiedyś był jeden program w telewizji i następnego dnia w szkole można było opowiadać i jeszcze raz przeżywać najlepsze kawałki, bo wszyscy oglądali to samo. Podobnie jest z lekturami. Powinniśmy znać klasykę, żeby mieć wspólny punkt odniesienia. Trzeba się wychować na tych samych bajkach, żeby potem publiczność w teatrze albo kinie rozumiała podstawowe symbole i znaki. Żeby wiedzieć, o co chodzi z tymi mrówkami. TOMASZ: Lekturom jednak źle zrobiło nadmierne ich wpychanie przez polonistki pod hasłem „wielkim poetą był”. Wpajano mi, że „Pan Tadeusz” został napisany z tęsknoty. A tymczasem jest dowcipnym wspomnieniem! PIOTR: I komedią romantyczną! TOMASZ: Wkurzał mnie ten piedestał narodowy. Nie przeczytałem w szkole „Chłopów”, bo pani cały czas gadała, że tam jest pejzaż wsi. A guzik mnie to interesuje! Tam jest zapisana historia miłosna! PIOTR: O pejzażu wsi też można by ciekawie poprowadzić lekcję. TOMASZ: Ale wówczas byłem w wieku, gdy interesowały mnie samochody, a pejzaż wsi miałem za oknem. Gdyby mi powiedziała, że on ją kochał, to by mnie zainteresowało. A historia Janka Muzykanta? Zabili go, bo skrzypce wziął?! A siostrę Antka wsadzili do pieca na trzy zdrowaśki! Same makabry. Do dziś mi się to śni!

bajkach, żeby potem publiczność w teatrze albo kinie rozumiała podstawowe symbole i znaki.

PIOTR: Dziś dzieciaki oglądają mangę i tam wszyscy się tną różnymi ostrymi rzeczami i głowy się urywają. A co dobrego jest w polskiej literaturze? TOMASZ: Oprócz Gombrowicza, Miłosza i Szymborskiej niewiele mógłbym wymienić. „Wesele” jest arcydziełem absolutnym, najlepszym utworem, jaki powstał w Polsce. Tylko jest tak bardzo tożsamy z ówczesną sytuacją w Krakowie, że nikt nie ma szansy tego zrozumieć. A Sienkiewicz zrobił tyleż dobrego, co złego. To, co napisał, wszyscy wzięli za prawdę historyczną i teraz staramy się wykaraskać z sienkiewiczowskiego pojmowania polskości. Wieczna mordęga i poczucie bycia narodem wybranym. A to, co dotyczy potopu u Sienkiewicza, to wielka bzdura i fikcja literacka. PIOTR: Do której Sienkiewicz miał prawo. TOMASZ: Ależ oczywiście. Byłem ostatnio we Włoszech w miejscowości, gdzie tworzył Henryk Sienkiewicz, gdy w kurorcie leczył chory kręgosłup i gruźlicę. Co ciekawsze, wielu naszych autorów oprócz pisania miało zupełnie inny zawód. PIOTR: Słowacki stempelki w urzędzie przybijał. TOMASZ: A Konopnicka pracowała na poczcie. PIOTR: Może to tam napisała „Nie rzucim ziemi…”? Dlatego należałoby łaskawszym okiem spojrzeć na panie w okienkach na poczcie lub na listonosza, bo kto wie, czy to nie jest nasz przyszły noblista.

April 2009 | kwiecień 2009 | 23


LINKkultura

III Tydzień Kultury Polskiej w Belfaście

Sztuki trzeba się uczyć Jakub Świderek

Tydzień Kultury Polskiej organizowany przez stowarzyszenie Artlinks już po raz trzeci zagości w Belfaście. Tym razem w ramach Roku Polskiego w Wielkiej Brytanii, podczas którego odbędzie się ponad 200 wydarzeń kulturalnych na Wyspach. Poprzez wystawy artystyczne, projekcje polskich filmów, muzykę i różnego rodzaju happeningi z udziałem specjalnych gości z Polski organizatorzy pragną nawiązać dialog na poziomie kulturowym oraz poruszyć problem złożoności zjawiska emigracji w dobie globalnego kryzysu. Polska zostanie zaprezentowana jako nowoczesny kraj o dużych możliwościach kreatywnych. Organizatorzy nie zapominają również o ważnych rocznicach historycznych i symbolach przemian odbywających się na przestrzeni ostatnich lat w Polsce. „Polska kultura jest w Belfaście towarem cenionym i znanym. Jest dobrą marką!” – mówi Aneta Prasał-Wiśniewska z Instytutu Adama Mickiewicza, koordynatorka wydarzeń kulturalnych, które odbędą się na Wyspach w ramach Roku Polskiego w Wielkiej Brytanii. „Przekonałam się o tym podczas mojej wizyty w Belfaście w lipcu 2007 roku i później, kiedy gościliśmy w Polsce w ramach wizyt studyjnych zorganizowanych przez Instytut Adama Mickiewicza przedstawicieli instytucji i organizacji kulturalnych z Belfastu”. Aneta Prasał-Wiśniewska nie ma wątpliwości, przynajmniej jeśli chodzi o specjalistów w poszczególnych dziedzinach, że Londyńczycy znają polską sztukę znacznie lepiej niż ich koledzy z mniejszych ośrodków miejskich na Wyspach. Belfast wydaje się być jednak wyjątkiem. Peter Richards z galerii Golden Thread był jedną z osób z Belfastu, która w ramach wizyt studyjnych odwiedziła Polskę. „Pobyt w tym kraju miał pomóc mi w decyzji, co z polskiej sztuki warto pokazać teraz w Belfaście” – mówi Peter. „Odbyłem bardzo ciekawą rozmowę z polskimi artystami i po niej zdecydowałem, że chciałbym pokazać wystawę dotyczącą upadku systemów politycznych i transformacji”. Peter już wie, że jego wybór budzi duże zainteresowanie wśród artystycznej społeczności Belfastu. Z kolei w galerii PS2 będzie można zobaczyć rekonstrukcję drukarni podziemnej. „To pomysł na połączenie przeszłości z przyszłością” – mówi Peter Mutschler. „W przeciągu ostatnich 10 lat Belfast bardzo się zmienił. Powstały organizacje kulturalne, otwarto nowe galerie. Teraz trzeba zaoferować odbiorcy ekscytujący i ambitny program. Ubiegłoroczna wystawa projektów książek w PS2, która odbyła się w ramach Tygodnia Kultury Polskiej, wzbudziła duże zainteresowanie. Wierzę, że będzie tak też w tym roku. A w artystyczną przyszłość Belfastu spoglądam z optymizmem”. Nie tylko Peter Mutschler wspomina zeszłoroczny Tydzień Kultury Polskiej w Belfaście. Kelly-Ann Collins z Linen Hall Library mówi, że jej biblioteka nie pamięta tak burzliwej dyskusji, jaka towarzyszyła wystawie fotograficznej „Urodziny” Marcina Łobaczewskiego. „Zazwyczaj padają grzeczne pytania, ale tym razem ludzie rozmawiali jednocześnie między sobą i z artystą. Rozmowa była inteligentna i fascynująca” – mówi KellyAnn. „Mam nadzieję, że podobnie będzie w tym roku. Pokażemy plakaty »Solidarności«, a ponieważ w archiwach Linen Hall Library mamy plakaty dotyczące przemian w Irlandii Północnej wierzę, że znajdziemy podobieństwa i sprowokujemy do dyskusji”. Rozmowy o zjawisku emigracji w dobie globalnego kryzysu chce rozpocząć galeria The Place, gdzie będzie można zobaczyć projekt fotograficzny Julii Atkinson, Australijki polskiego pochodzenia, która sfotografowała polskich architektów pracujących w Belfaście. „Zaangażowaliśmy się w Tydzień Kultury Polskiej, bo jesteśmy zainteresowani wspieraniem nowych kultur miasta” – mówi Amberlea Trainor z galerii The Place. „Podczas takiego festiwalu możemy się od siebie wiele nauczyć”.

24 | kwiecień 2009 | April 2009

www.linkpolska.com


LINKkultura Inna propozycja fotograficzna tegorocznego Tygodnia Kultury Polskiej to wystawa dużego projektu „802% normy. Pierwsze lata Nowej Huty” Kolektywu Fotografów Visavis.pl z Karkowa. Frankie Quinn, który gości wystawę w galerii Red Barn, jest pod dużym wrażeniem projektu. „Widziałem wstępny wybór zdjęć” – mówi Frankie. „Są zadziwiające. Bardzo się cieszę, że mogę zaprezentować tak imponujący projekt w swojej galerii”. Jak mówi inicjator projektu Łukasz Trzciński z Kolektywu Fotografów Visavis.pl, te zdjęcia są warte pokazywania poza Polską. „To kawał dobrej fotografii, a cała akcja wystawiennicza, która służyła ich popularyzacji, jest jednocześnie symboliczna dla dzisiejszych działań kuratorskich” – mówi Łukasz. „Archiwa trafiają w ręce młodego pokolenia fotografów i ulegają ponownemu przetworzeniu, dzięki czemu zyskują dodatkowy kontekst przez sposób ich ekspozycji”. Organizacja podobnych festiwali to ciężka praca. Jak mówi Ewa Grosman, koordynatorka Tygodnia Kultury Polskiej w Belfaście, najwięcej problemu stwarza biurokracja związana z pozyskiwaniem funduszy oraz koordynacja osób i instytucji. „Każdy ma inne cele, oczekiwania i wymogi. Zadowolić trzeba wszystkich, ale przede wszystkim odbiorcę! W ciągu ostatnich trzech lat przy organizacji festiwalu nauczyłam się wiele pokory i cierpliwości” – mówi Ewa Grosman. Belfast to jednak miasto inne od pozostałych miejsc w Wielkiej Brytanii i warto się angażować, aby przywrócić witalność miejscu nękanemu przez duchy przeszłości miejscowego konfliktu. „Być może w tym właśnie tkwi siła artystycznego życia w Belfaście” – mówi Aneta Prasał-Wiśniewska z Instytutu Adama Mickiewicza. „Może nie jest to zwykła rozrywka i sposób spędzania wolnego czasu. Być może bierze się to z autentycznej potrzeby – potrzeby ucieczki od trudnej przeszłości i potrzeby budowania nowej przyszłości, z poszukiwania odpowiedzi na ważne pytania, szukania własnej tożsamości i własnego miejsca we współczesnym świecie”. Fergal O’Malley z Ormeau Baths Gallery, który do współpracy zaprosił 8 współczesnych polskich artystów, podkreśla, jak istotne jest pokazywanie ludziom sztuki w Belfaście tego, co dzieje się w innych częściach Europy i świata. „Czasami ktoś wchodzi do galerii i zaskoczony wyglądem ekspozycji pyta, czy wystawa jest już otwarta” – mówi Fergal. „Sztuka jest czasami jak obcy język. Trzeba się jej ciągle uczyć. I dlatego międzynarodowe wystawy w Belfaście są takie ważne”. III Tydzień Kultury Polskiej, który odbędzie się w ramach Roku Polskiego w Wielkiej Brytanii, zagości w Belfaście w maju. Podczas Tygodnia w galeriach i instytucjach artystycznych całego miasta odbędą się wystawy, koncerty, projekcje filmów i spotkania z polskimi artystami. Zaproszenie na otwarcie Tygodnia Kultury Polskiej w Ormeau Bath Gallery przyjęli m.in. ambasador Polski Barbara Tuge-Erecińska, mer Belfastu Tom Hartley, przedstawiciele parlamentu Irlandii Północnej, kuratorzy oraz animatorzy kultury i sztuki, a także wielu innych gości. Dyskusje o polskiej kulturze odbywały się przy muzyce harfistki Ursuli Burns oraz w towarzystwie Miss Belfastu Megan McConnel i modelki Edyty Twardowskiej. Więcej informacji o III Tygodniu Kultury Polskiej oraz lista wszystkich imprez na stronie www.polishculturalweek.com

www.linkpolska.com

PROJEKCJA FILMÓW „PRL: KRAINA ABSURDU” 8-14 maja, Queen’s Film Theatre

WYSTAWA PLAKATÓW „SOLIDARNOŚCI”, 7 maja - 3 czerwca, Linen Hall Library

PROJEKCJA FILMU „EMILKA PŁACZE” ORAZ SPOTKANIE Z REŻYSEREM FILMU, 9 maja, Linen Hall Library, godz. 14:00

OTWARCIE WYSTAWY „ENERGY CLASS B” Z UDZIAŁEM ARTYSTY OSKARA DAWICKIEGO, 7 maja, Ormeau Baths Gallery, godz. 19:00

PROGRAM III TYGODNIA KULTURY POLSKIEJ W BELFAŚCIE 2 maja, Red Barn Gallery, godz. 19:00 INAUGURACJA TYGODNIA KULTURY POLSKIEJ I OTWARCIE WYSTAWY FOTOGRAFICZNEJ „802% NORMY. PIERWSZE LATA NOWEJ HUTY” KOLEKTYWU FOTOGRAFÓW VISAVIS.PL 1 maja - 7 czerwca, Golden Thread Gallery WYSTAWA POLSKIEJ SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ „AGENT ABSURD” 1-30 maja, Common Grounds Café WYSTAWA FOTOGRAFICZNA „IMMIGRANTS AND THE CITY” MARCINA WILKOWSKIEGO 6-16 maja, PS2 Gallery WYSTAWA „PRINTED POLITICS” - REKONSTRUKCJA DRUKARNI PODZIEMNEJ 7 maja - 6 czerwca, Ormeau Baths Gallery WYSTAWA „ENERGY CLASS B”. SPOTKANIA Z ARTYSTAMI, WARSZTATY 7-16 maja, The Place WYSTAWA FOTOGRAFICZNA „BLUEPRINTS” JULII ATKINSON 7-21 maja, Queen’s Film Theatre WYSTAWA POLSKICH PLAKATÓW TEATRALNYCH I FILMOWYCH Z KOLEKCJI KRZYSZTOFA DYDO 8 maja, St Anne’s Cathedral, godz. 19:00 KONCERT MUZYKI POWAŻNEJ - VARSOVIA PIANO TRIO 8-14 maja, Queen’s Film Theatre PROJEKCJA FILMÓW ANDRZEJA WAJDY („CZŁOWIEK Z ŻELAZA” I „CZŁOWIEK Z MARMURU”) ORAZ FILMÓW POD ZBIOROWYM TYTUŁEM „PRL: KRAINA ABSURDU” 7 maja - 3 czerwca, Linen Hall Library WYSTAWA PLAKATÓW „‹‹SOLIDARNOŚĆ›› I POLSKA DROGA DO WOLNOŚCI” 9 maja, Linen Hall Library, godz. 14:00 PROJEKCJA FILMU „EMILKA PŁACZE” ORAZ SPOTKANIE Z REŻYSEREM FILMU RAFAŁEM KAPELIŃSKIM

April 2009 | kwiecień 2009 | 25


Masz pomysł na

!

własny interes? Program Points of Presence oferuje darmowe porady osobom, które chcą rozpocząć własną działalność lub rozszerzyć już istniejącą. ☎ 9027 0229 ✉ 14 Wellington Place Belfast, BT1 6GE

Chcesz otworzyć firmę? To nie takie trudne! Belfast City Council oferuje darmowe porady biznesowe dla osób, które myślą o założeniu własnej działalności gospodarczej lub rozszerzeniu działalności już istniejącej. Jeśli chciałbyś otworzyć firmę, ale nie wiesz jak to zrobić, zgłoś się do nas:

 Pomożemy Ci wybrać najlepszą formę działalności gospodarczej

 Powiemy, co trzeba zrobić, aby założyć firmę  Udzielimy niezbędnych informacji o prowadzeniu spółki

Belfast City Council oferuje również warsztaty z planowania biznesowego, na których zapoznasz się m.in. z tematami zarządzania strategicznego, planowania marketingowego, zakładania działalności gospodarczej czy prowadzenia handlu elektronicznego. Jeśli chciałbyś zdobyć więcej informacji i umówić się na spotkanie, zadzwoń lub napisz:

www.belfastcity.gov.uk/enterprise

Rhonda Lynn Tel.: 028 9027 0229 E-mail: lynnr@belfastcity.gov.uk

Po poufne informacje, radę i wsparcie w sprawie HIV/AIDS oraz wszystkich aspektów życia seksualnego dzwoń:

Przygoda w przystępnych cenach! Chciałbyś zwiedzić Irlandię Północną, ale masz ograniczone fundusze? Nie martw się! Hostelling International Northern Ireland oferuje nowoczesne, wygodne zakwaterowanie w bardzo atrakcyjnych cenach! Możesz wybrać spośród sześciu malowniczych lokalizacji: Belfast, Armagh, Enniskillen, Newcastle, Whitepark Bay i Bushmills. Zajrzyj na: http://www.hini.org.uk/specialoffers.cfm i sprawdź nasze oferty specjalne! Dzięki naszej ofercie już teraz możesz zwiedzić znane na całym świecie północnoirlandzkie atrakcje turystyczne, takie jak Giant’s Causeway czy destylarnia whiskey w Bushmills. W naszych hostelach zapewniamy wygodne sypialnie z łazienkami, pokoje telewizyjne, dobrze wyposażone kuchnie oraz dodatkowy sprzęt niezbędny w podróżach z małymi dziećmi. Dzięki temu możesz przeżyć wspaniałe wakacje za mniejsze pieniądze.

: dresem nd ji pod a rn Irela formac e in th j r e c o N l a Wię JN n 5 o 2 ti 1 rna ast, BT ing Inte ad, Belf Hostell gall Ro 3 e 3 n 7 o 4 D 2 22-32 8 90 3 Tel.: 02 5 889 8 90 31 g.uk 2 0 : x a F i.or in h fo@ Email: in rg.uk o i. in .h www

The HIV Support Centre zajmuje się kompleksową opieką nad osobami zarażonymi HIV, która obejmuje pomoc psychologiczną, terapie niekonwencjonalne i szeroko rozumianą pomoc dla ich rodzin, partnerów i przyjaciół. 028 9024 9268 The Warehouse, 3rd Floor, 7 James Street South Belfast BT2 8DN

www.thehivsupportcentre.org.uk Reg Charity No XR54104


LINKhistoria

Przygody naukowca Piotr Miś, dziennikarz, prawnik. Wielbiciel historii, pieniędzy oraz płci przeciwnej. Z redakcją związany od początku powstania magazynu. Obecnie mieszka w rodzinnej Łodzi.

Pod koniec XIX wieku mijało czterysta lat od kiedy Krzysztof Kolumb dopłynął do Nowego Świata. Rozpoczął w ten sposób epokę wielkich odkryć geograficznych, która otwierała zaściankowego człowieka doby średniowiecznej na nowe kultury, języki i obyczaje. U schyłku wieku pary i rewolucji przemysłowej wszystkie niemal białe plamy na mapach globu zostały zapełnione. Przyszedł czas na szczegółowe badania naukowe nad tym, co przyniosły zdobycze poprzednich stuleci. W tej materii jak ryba w wodzie czuł się jeden z pierwszych i czołowych antropologów w dziejach ludzkości, Polak, Bronisław Malinowski.

Rodzina, w której przyszedł na świat, stwarzała nie najgorsze widoki na przyszłość dla młodego naukowca. Jego ojcem był profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Lucjan Feliks Malinowski. Znakomity językoznawca, podróżnik i badacz dialektów śląskich. Zainteresowania kulturowe ojca miał później rozwinąć syn, w skali już nie tylko polskiej, ale światowej miary. W rodzącej się dziedzinie wiedzy – antropologii. Nie zdarza się często, że syn dorównuje ojcu talentem. Kiepsko bowiem żyje się w cieniu sławnego rodziciela i potrzeba człowieka jeszcze większego formatu, by z tego cienia udało się wyjść. Takim okazał się bez wątpienia Bronisław Malinowski. Następstwo umiejętności, co przedziwne, wiązało się także z ludźmi, którymi się otaczali. Oboje przyjaźnili się z męskimi przedstawicielami rodziny Witkiewiczów. Lucjan z malarzem, architektem i pisarzem Stanisławem Witkiewiczem, a Bronisław z jego synem Stanisławem Ignacym Witkiewiczem (Witkacym), znakomitym pisarzem, fotografem i filozofem oraz towarzyszem zamorskich wypraw młodszego z Malinowskich. Niedługo przyszło się cieszyć harmonią rodzinnego życia. W 1898 roku, gdy mały Bronek miał zaledwie 14 lat, Lucjan Malinowski zmarł. Od tego czasu ciężar wychowania syna spoczął całkowicie na matce Józefie z Łąckich. To ona właśnie ukształtowała dla światowej nauki przyszłego antropologa. Jak wspominał sam Bronisław: „Była pierwszą osobą mającą na mnie wpływ w dzieciństwie i młodości, położyła podstawy wszystkiego, co posiadam w sensie umysłowym”. To dzięki staraniom i opiece matki ukończył w 1902 roku elitarne liceum im. Króla Jana Sobieskiego w Krakowie i zaraz potem rozpoczął studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tamże, już w 4 lata później, obronił doktorat „O zasadzie ekonomii myślenia”. To istotne, bo jeśli prześledzimy życiorysy wielu naukowców czy pisarzy polskich z okresu sprzed II wojny światowej okazuje się, że gros stopni naukowych, tytułów i laurów zdobywali w błyskawicznym tempie w młodym wieku. Zdawało się niekiedy, że wówczas profesorami zostawały niemalże dzieci. Współczesnym koryfeuszom nadwiślańskim daleko częstokroć do tego ideału. Eldorado ówczesnego świata dla badań antropologicznych nie leżało jednak nad Wisłą, ale w kraju, który dzięki posiadanym koloniom rozsianym po całym globie stwarzał najlepsze perspektywy – Wielkiej Brytanii. W 1910 roku Malinowski przybywa do Londynu. Wkrótce powstaje jego pierwsza anglojęzyczna książka „The Family among the Australian Aborigines” z 1913 roku. Ale już drugą pozycję wydaje w języku ojczystym – „Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego”. Jako wyraźne zaznaczenie kraju pochodzenia badacza, o którym nie zamierzał zapomnieć, mimo międzynarodowej kariery. Przywiązanie do kraju nad Wisłą towarzyszyło mu przez całe życie. Po latach, już w okresie II wojny światowej, podkreślał, że jej doświadczenia „rozbudziły na nowo poczucie przynależności narodowej i pełnej solidarności z narodem polskim”. Największą sławę przyniosły Malinowskiemu dwie książki spisane na podstawie badań przeprowadzonych osobiście w latach 1914-1918 na Wyspach Trobrianda: „Argonauci zachodniego Pacyfiku” i, przede wszystkim, „Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji”. Wcześniej badania prowadzono jedynie w zaciszu bibliotek. Dopiero Polak wprowadził obowiązującą do dzisiaj w świecie antropologów zasadę obserwacji bezpośredniej, dokonywanej w środowisku danej społeczności.

www.linkpolska.com

W „Życiu seksualnym dzikich…” Malinowski zwraca uwagę na rytuały familijne. Na odpowiedzialność ojca za rodzinę i szczególne uznanie, jakim cieszą się matki. Czytelnik poszukujący w lekturze wrażeń erotycznych znajdzie ich niewiele, ale jednak. Tyle że są to obyczaje specyficzne. Opisy ciekawych pozycji seksualnych poprzedzone są charakterystyką gry wstępnej, a ta jest nieco bolesna. Polega między innymi na wyszarpywaniu sobie przez partnerów rzęs przy użyciu zębów czy zjadaniu wyszukanych wcześniej na głowie kochanka wszy. Sprawia to, że miejscowi amatorzy rozrywek cielesnych chadzają z łysymi oczami... ale za to najedzeni. Anglicy nie omieszkali docenić naszego rodaka za nowatorskie odkrycia oraz zainicjowanie powstania tzw. szkoły funkcjonalnej w badaniach antropologicznych. W 1927 roku Malinowski objął pierwszą w historii

Portret Bronisława Malinowskiego (po lewej); antropolog wśród „dzikich” (po prawej)

Uniwersytetu Londyńskiego Katedrę Antropologii. Nominacja była też zwieńczeniem wieloletniej pracy na tej uczelni oraz na funkcjonującej przy niej London School of Economics and Political Science. Od 1959 roku ta ostatnia placówka organizuje coroczne wykłady pod nazwą „Malinowski Memorial Lecture”. W późniejszym okreStrona tytułowa książki Bronisława Malinowsie polski badacz wykładał rówskiego, „Życie seksualne dzikich” nież na amerykańskich uniwersytetach Cornella, Yale i Harvardzie. W USA został jeszcze prezesem Polskiego Instytutu Naukowego, ale w dzień po zainaugurowaniu jego działalności w 1942 roku zmarł. Podstawą metody naukowej Malinowskiego było całkowite oderwanie się badacza od kultury swego pochodzenia, aby nie spoglądać przez jej pryzmat na odmienną społeczność, której obyczaje podlegają analizie. W żadnym wypadku nie dopuszczał jakiejkolwiek wyższości człowieka „cywilizowanego” nad tubylcami. W tej materii okazał się nieodrodnym dzieckiem Rzeczypospolitej, która przez wieki koegzystencji różnych nacji, obyczajów i religii nauczyła mieszkańców wzajemnego szacunku i zrozumienia. Czyli tego właśnie, co zawarł Bronisław Malinowski w swych genialnych pracach. Źródła: Michael W. Young, Bronisław Malinowski. Odyseja antropologa 1884-1920, Wyd. Twój Styl 2008; Edyta Góral, Encyklopedia Epistema; Wikipedia.

April 2009 | kwiecień 2009 | 27


Z nami kryzys Cię nie dotknie! Zapewniamy najniższe ceny w Belfaście!

£0,79 10%

Chleb staropolski za Świeży towar co tydzień! Konkurencyjne ceny plus rabatu! Rabat obowiązuje przy zakupach na £10 i więcej Adresy sklepów:

POLITA, Unit 1, 156 North Street, Belfast, BT1 1LF POLITA, 366 Newtownards Road, Belfast, BT 4 1HG (blisko Connswater Shopping Centre) EUROPEAN DELICATESSEN, 5 Central Avenue, Bangor, BT20 3AF

Nasi specjaliści:

¸ Ginekolog ¸ Pediatra ¸ Lekarz Rodzinny Rejestracja: 078 38 76 77 27

www.polmed.ie

142 Malone Road, Belfast BT9 5LH E-mail: belfast@polmed.ie

udane zakupy!


LINKfelieton

Nie róbmy ze zwierząt idiotów Maciej Przybycień, dziennikarz, redaktor, publicysta, absolwent polonistyki krakowskiej Akademii Pedagogicznej. Współpracował z telewizją BBC podczas tworzenia programu dokumentalnego dotyczącego środowisk polonijnych w Hull.

Bobby był skye terrierem. Jego pan, John Gray – policjantem. Mieszkali w Edynburgu w połowie XIX wieku. Przez dwa lata pies nie odstępował na krok swojego pana. Towarzyszył mu nawet podczas służby. W lutym 1858 roku Gray zmarł i został pochowany na przykościelnym cmentarzu. Bobby przez kolejne 14 lat pilnował jego grobu.

Zwierzę chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. WyZabijamy zwierzęta, by je jeść i robić z nich ubrania. Czasami służą nam gląda na lekko oszołomione i kilka razy próbuje prysnąć. Skutecznie uniedo rozrywki, czasem w celach naukowych. Robiliśmy tak od początku ludzmożliwia mu to pracownik zoo. Najdramatyczniejsza jest scena samego kości i to zwykle gwarantowało nam przetrwanie. Nic nie wskazuje rówmianowania. Ptak, widząc postawnego mężczyznę, który mierzy do niego nież na to, że ludzkość z zabijania zrezygnuje, choć ogrom okrucieństw, szablą, podejmuje ostatnią desperacką próbę. Nie udaje się – zostaje miajaki temu zjawisku towarzyszy, jest niewyobrażalny. Oszukujemy się, sunowany. Jako arystokrata zachowuje się gerujemy, że zwierzęta nie cierpią (pewnie znacznie spokojniej. Z uprzejmą życzliwotak, skoro nie mają duszy). Z opakowań ścią i zainteresowaniem wysłuchuje utwoz wędlinami patrzą na nas uśmiechnięte i ru w wykonaniu szkockiej tradycyjnej orszczęśliwe kurki, świnki i krówki, a myślikiestry. Później niezwykle godnie (pingwiwi strzelają do zwierząt wyłącznie z miłony inaczej nie potrafią) udaje się na spości do nich. Z jatki uchodzą te, których nie czynek do klatki z pingwinami. Przyjacieopłaca się zabijać lub nie zabija się ich z le i znajomi (i to zarówno wśród sirów, jak innych powodów (np. kulturowych czy nai w pingwinarium) twierdzą jednak, że po ukowych), a także nasi domowi ulubieńcy. nominacji w ogóle się nie zmienił. Istnieje również kategoria, której przedBobby był skye terrierem. Jego pan, John stawiciele stanowią śladowy promil całej Gray – policjantem. Mieszkali w Edynburgrupy – to swoiste zwierzęce celebrities: gu w połowie XIX wieku. Przez dwa lata osobniki robiące karierę polityczną czy topies nie odstępował na krok swojego pana. warzyską, zwierzęta-bohaterowie, którym Towarzyszył mu nawet podczas służby. W stawiane są pomniki, czy też takie, o któlutym 1858 roku Gray zmarł i został porych popularności mogłaby pomarzyć niechowany na przykościelnym cmentarzu jedna Doda. W niektórych przypadkach na Greyfriars’ Churchyard. Bobby przez kopamięć i uwielbienie zwierzęta w pełni solejne 14 lat pilnował grobu Johna Graya. bie zasłużyły. Jego wierność została wynagrodzona. „Ach”, „Och” i „Ech” – krzyczał staroMieszkańcy miasta karmili go, burmistrz żytny senat, gdy Kaligula wprowadził noEdynburga opłacił za niego podatek (bezwego senatora. „Iiihaa” – wydał odgłos domne zwierzęta były usypiane), a zarządpaszczą senator Incitatus i („patataj, pataca cmentarza postawił mu budę. Gdy Bobtaj”) dostojnym truchtem udał się do swoby zdechł, ufundowano mu pomnik. jej loży. „Koń nie może być senatorem”, Wojtek był niedźwiedziem. Na świat „To skandal” – krzyczeli wzburzeni senaprzyszedł w Iranie w 1943 roku. Jego mattorowie. Koń milczał. Nie odpowiadał na kę zabili kłusownicy. Niedźwiadka przytego typu zaczepki. Mimo, że był koniem, garnęli polscy żołnierze. Razem z 22. uważał się za lwa (salonowego) i świetnie Kompanią Transportową przeszedł szlak wyczuwał, jak się ma zachować. Wiedział, bojowy z Iranu do Iraku, później Palestyże ma przed sobą świetlaną przyszłość – ny, Egiptu i Włoch. Brał udział w walKaligula chciał go awansować do rangi kach o Monte Cassino, gdzie ponoć odznakonsula. Tak przynajmniej twierdzi Swetoczył się noszeniem amunicji pod ostrzaniusz. Karierę Incitatusa złamało odsunięłem wroga. W wojsku nauczył się palić i cie Kaliguli od władzy, tzn. zamordowanie Wizerunek Bobby’ego utrwalony ok. 1865 roku. Fotograpić piwo. Do Edynburga dotarł już jako dogo wraz z (prawie) całą rodziną. Jego na- fia znajduje się obecnie w National Gallery of Scotland rosły niedźwiedź. Zdechł w edynburskim stępca, Klaudiusz, rozwiał wszelkie mazoo w 1963 roku w wieku 22 lat. Podobno do końca życia reagował jedynie rzenia snujące się jeszcze pod grzywą – zdymisjonował Incitatusa z powona polecenia w języku polskim. Doczekał kilku tablic pamiątkowych, rzeźdu braku majątku i stałego dochodu. Nie trzeba chyba dodawać, że dymisja by. Jest też oficjalnym emblematem 22. Kompanii oraz bohaterem kilku pumiała wyraźne podłoże polityczne. blikacji. Planowane jest postawienie Wojtkowi pomnika. Przed zoo w Edynburgu zbiera się spora grupa gapiów. Jest też orkiestra, Kijem Wisły nie zawrócisz. Jeśli musimy zabijać zwierzęta, żeby zaspodzieci z kwiatami, dziennikarze, miejscowi notable. Bohaterem dnia jest koić podstawowe potrzeby – róbmy to. Jeśli uchroni to nasze dzieci przed pan Nils. Pan Nils jest pingwinem i mieszka w edynburskim pingwinarium. głodem i chorobami – to róbmy to. Zabijajmy je, możliwie ograniczając ich Jest również maskotką norweskiej straży przybrzeżnej. Podczas dzisiejszej ból (precz z foie gras), a przede wszystkim – miejmy do nich szacunek. Jeuroczystości pan Nils pingwin zmieni się w sir Nilsa Olava III. Stanie dumśli któreś zasługuje na pomnik – postawmy mu, pilnujmy jednak, żeby nie nie w szeregu obok sir Eltona Johna, sir Micka Jaggera, a przede wszystkim robić ze zwierząt idiotów. obok innego edynburskiego sira – sir Seana Connery’ego.

www.linkpolska.com

April 2009 | kwiecień 2009 | 29


LINKreportaż

Emigracja pod wiatr Dorota Suchy

Niektórzy polscy specjaliści wybierają, trochę pod prąd, pod wiatr, emigrację w nietypowym kierunku – na Wschód. Nie spotkamy jednak Polaka za barem w moskiewskiej knajpie, Polacy nie remontują mieszkań w Sankt Petersburgu, ani nie parają się pracą w rosyjskich fabrykach. Kim są emigranci na Wschód?

Dorota Suchy, absolwentka filologii polskiej. Obecnie pracuje jako lektor języka polskiego na uniwersytecie w Jekaterynburgu (Ural), gdzie uczy studentów dziennikarstwa i stosunków międzynarodowych. Jej przygoda ze Wschodem zaczęła się od udziału w pomarańczowej rewolucji na Ukrainie.

W grę najczęściej wchodzi Moskwa. A jak mawiają sami Rosjanie – Moskwa to nie Rosja. To 10-milionowe, najdroższe i jedno z najmodniejszych miast świata, to mieszanka narodowości, religii i kultur, a także wielkie korporacje, wielki biznes, wielkie pieniądze. Stolica Rosji jest zaprzeczeniem wciąż funkcjonujących stereotypów o rosyjskiej biedzie i zaściankowości, chociaż nadal obudowana jest potężnym murem biurokracji, pełna niedostępnych urzędników i korupcji. Paradoksalnie – rzeczywistość ta przeistacza się w kolejny atut Polaków, którzy wysłani do Rosji, łatwiej od Amerykanów czy obywateli krajów Europy Zachodniej, odnajdują się w tamtejszych realiach, będąc jednocześnie znawcami przepisów unijnych. Doświadczenie PRL-u, choćby pozostawało już jedynie mglistym wspomnieniem kolejek w sklepach oraz opowiadań rodziców, a także słowiańska dusza sprawiają, że mimo wielu różnic Polak bardzo szybko rozszyfrowuje kody zachowań i odnajduje się bez większych problemów w zagmatwanym świecie pisanych i niepisanych reguł rosyjskiej gry.

Specjalista pilnie poszukiwany Polacy pracujący w Rosji to najczęściej wysoko wykwalifikowani specjaliści, zajmujący kierownicze stanowiska w polskich lub zachodnich firmach. Wyjazd do Rosji jest dla nich kolejnym etapem kariery na bardzo szybko rozwijającym się rynku. Decyzja wysłania ludzi do pracy na Wschód wiąże się często z rozbudową nowego działu czy rozszerzeniem działalności danej firmy, przy jednoczesnym wprowadzeniu nowoczesnych standardów, czego gwarancją ma być sprowadzona z Zachodu kadra nadzorująca. Wyjazdy takie najczęściej łączą się z podpisaniem kontraktu na

Jeden z licznych „Pałaców Kultury i Nauki” w Moskwie. Fot. Vladimir Fofanov


LINKreportaż kilka lat.„To była wielka przygoda, 15 lat temu zatrudniłem się jako zwykły przedstawiciel handlowy, potem zostałem kierownikiem regionalnym, a 10 lat temu skierowano mnie do Sankt Petersburga, bym poznał język i mentalność Rosjan. Później miałem trafić do Nowosybirska” – mówi Robert Kołodziej, dzisiaj dyrektor uralskiego oddziału popularnej w Rosji polskiej firmy Bella. 10 lat pracy na Wschodzie sprawia, że pan Robert jest prawdziwym jego znawcą. Pracował nie tylko w Rosji, ale też w Litwie, Łotwie, Estonii. Analizując możliwości rosyjskiego rynku, odwiedził swego czasu wszystkie milionowe miasta Rosji (jest ich 16).

Native speaker z polskiego Ciekawą ofertę wyjazdu na Wschód, skierowaną do humanistów, a ściśle mówiąc do filologów (choć nie tylko polonistów), stanowią ministerialne programy, kierujące lektorów języka polskiego na rosyjskie uczelnie wyższe lub nauczycieli, mających podjąć pracę z Polonią. „Na ogłoszenie z ofertą pracy na Wschodzie natknęłam się przypadkiem, w Internecie” – mówi Małgorzata Śmigierzewska, pracująca od dwóch lat w Szkole Polskiej w Jekaterynburgu. „Miałam oczywiście pozytywną, romantyczną wizję Rosji i całego Wschodu, wyjechałam dla wielkiej przygody, dla awantury, po nowe doświadczenia”. Praca przy Polonii wiąże się nie tylko z nauką języka, lecz także, a może nawet szczególnie, z kultywowaniem polskich tradycji wśród rodaków na Wschodzie, szerzeniem kultury, pielęgnowaniem żywego kontaktu z Polską. „Polska jest chyba jedynym krajem europejskim, który tak intensywnie wspiera swoich rodaków poza krajem” – mówi pani Małgorzata. „Prawda jednak jest taka, że Polonia z naturalnych przyczyn wykrusza się, zmieniają się pokolenia i obecnie większość moich uczniów to Rosjanie, którzy decydują się na naukę polskiego, choćby z tej racji, że jest ona bezpłatna”. Część młodych wybiera również lektorat języka polskiego na rosyjskich uczelniach, widząc w nim nietrudny w opanowaniu język kraju Unii Europejskiej, co może kiedyś zwiększyć możliwości na rynku pracy.

Na własną rękę

Pracy w Rosji można poszukać również samodzielnie. Wystarczy wejść na rosyjskie strony z ofertami zatrudnienia (np. www.rabota.ru, www.hh.ru) i wpisać jako słowa kluczowe: język polski. Okazuje się, że sama znajomość języka polskiego bywa sporym atutem w ręku szukającego pracy. Dotyczy to zwłaszcza firm spedycyjnych, związanych z polskimi producentami. Nawet brak doświadczenia w branży, przy biegłej znajomości języka rosyjskiego i polskiego, pozwala niejednokrotnie znaleźć pracodawcę gwarantującego atrakcyjne zarobki. A i na polskich stronach nie brakuje ofert skierowanych do pracowników chcących zasmakować przygody na wschodnim rynku pracy. Dyrektor do spraw handlowych, kierownik zakładu produkcyjnego, inżynier sprzedaży, specjalista do działu transportu itd. – nierzadko spotyka się tego typu oferty.

Formalności

Czynnikiem odstraszającym poszukujących pracy na Wschodzie są na pewno formalności. Nie da się ukryć, że Rosja wciąż stanowi kraj, w którym panuje biurokracja, o jakiej nie śniło się filozofom i którą niejednokrotnie

przełamać są w stanie tylko znajomości. Skoro procedury paszportowe dla Rosjan przeciągają się miesiącami, a oddanie spodni do pralni wymaga złożenia sześciu podpisów, jakie mogą być wymagania dla cudzoziemca, chcącego podjąć pracę? Każdemu Polakowi, wybierającemu się do Rosji, niezależnie od celu podróży, potrzebna jest wiza. Potrzebuje jej więc tym bardziej osoba chcąca podjąć pracę. Aby ją uzyskać, wymagane jest pozwolenie na pracę, o które z kolei zwraca się do odpowiedniego urzędu przyszły pracodawca i to on dopełnia większości wymaganych formalności. Ponadto nie jest problemem zakupienie pozwolenia na pracę u pośrednika (jak i wielu innych dokumentów, chociażby voucherów pozwalających na uzyskanie wizy turystycznej).

Rosyjska codzienność Należy jednak pamiętać, że to, co może nas spotkać za wschodnią granicą, niejednokrotnie jest zaskoczeniem. „Wyjeżdżając do pracy na Wschodzie warto go znać, ja miałam własną jego wizję, ale nie znałam” – mówi pani Małgorzata. Rosja to kraj ekstremalnych różnic, w którym najbogatsi pławią się w dobrobycie i żyją ponad prawem, a biedni ludzie częstokroć egzystują zapomniani przez państwo w warunkach urągających standardom przyzwoitego życia. Mimo przysłowiowej wschodniej serdeczności, panującej w prywatnych układach między ludźmi, kontakty z urzędami potrafią być czynnikiem mocno zniechęcającym. Trzeba pamiętać też, że codzienność często odbiega tu od europejskich standardów i to, co dla nas bywa oczywiste, nie zawsze musi być oczywiste na Wschodzie. Chociażby oszczędzanie wody czy gaszenie za sobą światła wciąż jest tu oznaką biedy, a nie ekologii…

A jednak Rosja

Co jest trudne nawet po kilku latach? „Brud na ulicach, niski standard mieszkań, kiepska obsługa, ciągłe spóźnialstwo” – zgodnie wymieniają moi rozmówcy. „Do tego chaos, lekkomyślność, wręcz nieodpowiedzialność – na zasadzie: nie mam mieszkania, ale kupuję samochód za 2 miliony rubli, żeby się pokazać” – dodaje pan Robert. „Mnie na początku najbardziej uderzyła urbanistyczna brzydota, ciężki sowiet, najpierw musiałam przyzwyczaić się do tego, potem dopiero zaczęłam przyzwyczajać się do ludzi. A ludzie są zupełnie inni, myślałam, że łączy nas większa więź słowiańska” – wspomina pani Małgorzata. „Tutaj trudno oddzielić swoją prywatność od pracy. Rosjanie bardzo ingerują w życie prywatne, zadają osobiste pytania, trzeba nauczyć się przed tym bronić”. Z drugiej strony świadczy to o ich serdeczności i niekłamanym zainteresowaniu człowiekiem. Rosjanie to ludzie, których z jednej strony życie nauczyło nieufności wobec obcych, z drugiej – zachowali jednak w sobie szczerość i ciepło, na które często nie stać obciążonych balastem konwenansów i tzw. „dobrego wychowania” ludzi Zachodu. „Serdeczność i prawdomówność – to chyba najbardziej podoba mi się w Rosjanach” – mówi pan Robert. „Jeśli są na ciebie źli, powiedzą ci to, niezależnie, czy jesteś ich dyrektorem, czy nie”. A po chwili dodaje: „Szkoda tylko, że nie dbają o tak piękny kraj, jaki mają. Bo Rosja jest naprawdę piękna”.


LINKturystyka

Przeciwatomowa

dziura w ziemi Jolanta Reisch

20 mil od Londynu, w środku szczerego pola, dziś jeszcze można oglądać relikt epoki wyścigu zbrojeń. Tajny nuklearny bunkier w Kelvedon Hatch w Essex miał uratować przed sowieckim „atomem” brytyjskiego premiera, rząd i najważniejszych ludzi w państwie. To z myślą o nich urządzono trzy podziemne kondygnacje, do wybudowania których użyto 40 tysięcy ton betonu.

Dawno, dawno temu…

Fot. Jolanta Reisch

Jolanta Reisch, dziennikarka, związana z Polskim Radiem i prasą. Swój czas dzieli między pisanie a wychowanie 3-letniej Zuzi. Właścicielka kolekcji książek Agathy Christie (w oryginale), feministka uprawiająca tai-chi. Do Londynu przyjechała z Opolszczyzny, gdzie aktywnie działała na rzecz równouprawnienia.

Ten dzień rozpoczął się dla rodziny Parrishów jak każdy inny. Ci farmerzy z dziada pradziada gospodarowali na kilkuset akrach w okolicy Brentwood i Ongar. Na ich farmę często zaglądali goście. Czasami sąsiedzi, czasami przygodni podróżni. Jednakże dżentelmeni, którzy odwiedzili Jima Parrisha w kwietniowy poranek 1952 roku, nie chcieli kupić jabłek ani nawet kobiałki jajek. Przedstawiciele brytyjskiego rządu przedstawili farmerowi propozycję nie do odrzucenia. Pod groźbą przymusowej sprzedaży zażądali 25 akrów ziemi, usytuowanej niemal w samym środku rodzinnej farmy. 100 funtów za akr – to była cena, jaką zaproponowała strona rządowa. Cała transakcja opiewała na 2410 funtów.

Wielka dziura w ziemi

Prace nad budową bunkra rozpoczęto w październiku 1952 roku, a już zaledwie 7 miesięcy później, w maju 1953 roku, był on w pełni przygotowany do pełnienia swoich funkcji obronnych. „Przyjechały buldożery i niewielki wzgórek na środku pola najpierw zrównały z ziemią” – opowiada Mike Parrish. „Gospodarstwem zajmował się wtedy mój tato. Oczywiście był ciekaw, co tam się dzieje? Pewnego dnia wspiął się niepostrzeżenie na usypaną przez koparki ziemię i w dole zobaczył ol-

32 | kwiecień 2009 | April 2009

brzymią dziurę. A w niej, jak mrówki, uwijało się tysiące ludzi. Trwało to tylko chwilę, bo zaraz dostrzegł go wartownik. Ojciec musiał stamtąd prędko uciekać i udawać, że go tam nigdy nie było”. Dzisiaj szczegóły dotyczące budowy bunkra nie są już tajne. Najpierw wykopano dół głęboki na 40 metrów. Jego dno wyłożono 6-metrową warstwą żwiru. Żwir miał absorbować wilgoć. Potem zaczęto stawiać ściany bunkra, grube na 3 metry. Betoniarki pracowały nieprzerwanie dzień i noc, 24 godziny na dobę, by przerobić tę ogromną ilość surowca. Gdy już wlano w ściany 40 tysięcy ton betonu, bunkier obudowano jeszcze warstwą cegieł i opleciono pajęczyną kabli, tworząc Klatkę Faradaya, czyli przestrzeń pozbawioną pola elektromagnetycznego. Wzmocniono dach metalem, a całość zamaskowano ziemią, którą można było, jak gdyby nigdy nic, uprawiać. Pagórek był może trochę wyższy niż pół roku wcześniej, ale wśród postronnych osób nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Patrząc na to wzgórze nawet nie można się było domyślić, że pod 6-metrową warstwą ziemi kryje się 3-kondygnacyjny, liczący 2500 metrów kwadratowych bunkier. Jedyne, co mogło budzić militarne skojarzenia, to wystrzelający w niebo na kilkadziesiąt metrów maszt radiowo-telegraficzny.

www.linkpolska.com


Trzy życia bunkra

Gdy bunkier wybudowano, zimna wojna już trwała, ale Sowieci pracowali dopiero nad bombą jądrową. Blisko Londynu, ale też całkiem niedaleko od wybrzeża umieszczono olbrzymią stację radarową zapewniającą system wczesnego ostrzegania, którą obsługiwali żołnierze stacjonujący w pobliskim North Weald. Monitorowano samoloty zbliżające się do wybrzeży Anglii. Jak dziś wspominają ówcześni strażnicy, kilka alarmów, na szczęście fałszywych, wywołali nie piloci radzieccy a sojusznicy, lotnicy z armii USA, stacjonującej w Berlinie Zachodnim, którzy latali na weekendowe szaleństwa do Londynu, nikomu oczywiście tych lotów nie zgłaszając. Po piętnastu latach stację radarów zamieniono w centrum obrony cywilnej. Zaś pod koniec lat 60., kiedy wyścig zbrojeń, również atomowych, wydawał się nie do zatrzymania, a zimna wojna mroziła wszelkie pokojowe inicjatywy, postanowiono przekształcić podziemną betonową fortecę w bunkier przeciwatomowy. Zakładano, że w tym „bezpiecznym” miejscu przez 3 miesiące będzie mogło przeżyć 600 osób. Dzisiaj do bunkra trafić całkiem łatwo, a niektórych może dziwić drogowskaz z napisem „Tajny bunkier nuklearny”. Krętą drogą wjeżdża się w szczere pole. Na jej końcu, z jednej strony rozpościera się zielony pagórek, a z drugiej, niezbyt gęsto rosnące drzewa. Trzeba między nie wejść, by wąską ścieżką, po kilku minutach marszu, dojść do celu. Ale co to? Nie bunkier przecież, a zwykły domek, jak wiele innych w okolicy. Jednak nic bardziej mylącego, bo ten farmerski „domek”, będący w rzeczywistości swoistą wartownią, ma ściany grube prawie na metr, okna wzmacniane stalą i ciężkie, odporne na wybuchy drzwi.

we wszelki sprzęt do ratowania życia, ale także w sporą ilość trumien, bo przecież byłby to czas wojny.

Życie czwarte – zabytkowe

Po tym, jak w 1989 roku odbyły się w Polsce pierwsze demokratyczne wybory, a kilka miesięcy później runął symbol zimniej wojny, czyli mur berliński, brytyjskie władze uznały, że atomowy bunkier to zbędny wydatek. Utrzymywano go jeszcze do 1992 roku, ale była to dość kosztowna inwestycja, szło na nią bowiem z kieszeni podatnika 6 milionów funtów

Namiastka normalności Zdaniem budowniczych bunkra, najniższy jego poziom powinien być najbezpieczniejszy, najbarTo stąd miały biec na cały kraj kryzysowe rozpodziej odporny. Dlatego tutaj właśnie mieszczą się rządzenia. Fot. Gordon Joly „serce” i „mózg” całego systemu. Serce to olbrzyrocznie. Wreszcie w 1994 roku rząd uznał, że mie generatory, mające zapewnić energię, zaopazagrożenie atomową wojną odeszło w przetrzone w taką ilość paliwa, by wystarczyła co najszłość i na zamkniętej licytacji odsprzedał mniej na 3 miesiące. Mózg mieści się kilkanaście bunkier właścicielom ziemi, w którą go wbumetrów dalej. To pokoje, z których dowództwo dowano, czyli rodzinie Parrishów. armii miało prowadzić wojnę. Wymyślne urząW kantynie, zaledwie kilka kroków do wyjdzenia miały zapewnić kontakt pomiędzy innymi ścia z bunkra, uwijają się, przygotowując góry bunkrami usytuowanymi w różnych miejscach kanapek, Mike Parrish i jego prawie 90-letni Wielkiej Brytanii. Przewidywano też komunikaojciec Jim. Parrishowie postanowili udostępcję ze światem zewnętrznym, dlatego w bunkrze nić bunkier zwiedzającym, bo jak kultywuje do dziś można oglądać całkowicie wyposażone się w farmerskich rodzinach, nic, co daje ziestudio radiowe BBC. mia, nie może się zmarnować. Na pierwszy poziom prowadzi ponad 100-meAgendy rządowe, wyprowadzając się z buntrowy tunel, zabezpieczony z dwóch stron anty- Ten farmerski „domek”, będący w rzeczywistości swoistą wybuchowymi, ważącymi półtorej tony drzwiami wartownią, ma ściany grube prawie na metr, okna wzmac- kra, zabrały ze sobą większość wyposażenia, niane stalą i odporne na wybuchy drzwi. Fot. Tim Herrick ale Parrishom z czasem udało się jego znaczą z blachy pancernej. A że w bunkrze miało zacześć odzyskać, na licytacjach, lub dzięki życzliwości zaprzyjaźnionych mieszkać około 600 osób, to w tunelu tym zawieszono na ścianach rząd militarnych i paramilitarnych organizacji. Pewnego roku wydano uroczysty trzypiętrowych pryczy, by dla każdego ocalałego znalazło się miejsce do lunch dla wszystkich, którzy kiedykolwiek pełnili w bunkrze jakiekolwiek spania, nawet jeżeli musiałby je dzielić z innymi. funkcje. To ci weterani pomogli odtworzyć klimat tego miejsca. Pierwsze piętro miało stanowić główną kwaterę rządu. Zadbano o odTajemnicza i złowieszcza aura przyciąga. Ku zdziwieniu aktualnych władzielne pomieszczenie dla premiera i stanowiska dla poszczególnych miścicieli, dawny tajny nuklearny bunkier odwiedza prawie 65 tysięcy turynisterstw. To stąd, z wielkiej hali pełnej maszyn do pisania i dalekopisów, stów rocznie. Czasami w świetlicy obok kantyny spotykają się członkowie miały biec na cały kraj kryzysowe rozporządzenia. okolicznych klubów i stowarzyszeń. Co jakiś czas też dzwonią przedstawiPodczas gdy dwa dolne piętra przystosowano do pracy w ekstremalnych ciele wytwórni filmowych, telewizji czy agencji fotograficznych z prośbą o warunkach, najwyższe piętro miało być namiastką normalnego, choć nie udostępnienie obiektu na ich potrzeby. do końca rodzinnego życia. Tam mieściły się sypialnie, z ciasno upchaMike Parrish chętnie opowiada o bunkrze, ale bardziej o historii jego bunymi piętrowymi łóżkami. Oczywiście premier miał swój własny pokój, z dowy i przeznaczeniu. Bo tak naprawdę przez wiele lat był to obiekt tajny, łóżkiem, fotelem i czerwonym telefonem na nocnej szafce. Dzisiaj w tym a poza tym, na szczęście, nigdy nie musiał pełnić swojej przeciwatomowej pokoju pomieszkuje kukła byłego premiera Johna Majora. Na tym samym funkcji. I oby tak już zostało. piętrze urządzono nowoczesny gabinet medyczny. Zaopatrzono go nie tylko

www.linkpolska.com

April 2009 | kwiecień 2009 | 33


Natychmiastowe, łatwe w obsłudze

ROZMOWY KONFERENCYJNE , dostawca tanich rozwiązań telekomunikacyjnych dla klientów indywidualnych i biznesowych, oferuje nowoczesny, łatwy w obsłudze serwis rozmów konferencyjnych, umożliwiający prowadzenie rozmowy telefonicznej dla kilkudziesięciu osób w jednym czasie. Pierwszy z produktów – Konferencja PODSTAWOWA – ze względu na niskie ceny i wysoką jakość połączeń zaspokaja potrzeby nawet najbardziej wymagających klientów. Koszt połączenia z telefonu stacjonarnego dla każdego z uczestników ogranicza się do opłaty za rozmowę telefoniczną w cenie 5 p za minutę. Na przykład, godzinna telekonferencja z pięcioma osobami kosztować będzie tylko £3, w porównaniu do £4,62 z PowWowNow* i £14 z BTMeetMe**. Jako dodatkowy bonus, użytkownicy korzystający z konferencji poprzez numer 0871 (10 p za minutę) mają możliwość zaproszenia dwóch dodatkowych osób korzystających z telefonów stacjonarnych w UK. Zaproszeni goście nie ponoszą żadnych dodatkowych kosztów za rozmowę! Usługa ta może być wykorzystana w codziennej komunikacji z dostawcami czy klientami. AuraConference to tanie i łatwe w obsłudze połączenia konferencyjne. BEZ UMÓW, FAKTUR I DODATKOWYCH OPŁAT! Każdy z uczestników pokrywa koszt własnego połączenia do konferencji, płacąc tylko 5 lub 10 p za minutę. Koszt rozmowy widnieje na rachunku telefonicznym, podobnie jak w przypadku każdej innej rozmowy. Telekonferencja jest przyjazna dla środowiska. Pozwala również zaoszczędzić czas i zmniejszyć koszty podróży na spotkania biznesowe. Rzecznik Auracall potwierdza: „Firmy mogą zaoszczędzić cenny czas i pieniądze wydane na niepotrzebne koszty podróży i zakwaterowania. Wystarczy wybrać numer i dołączyć do wirtualnej sali konferencyjnej”.

POLECAMY WCZASY NAD POLSKIM MORZEM Szukasz komfortowego noclegu nad polskim morzem? (Międzyzdroje i okolice) Trafiłeś we właściwe miejsce. Nasze oferty są sprawdzone - zadowolą nawet najbardziej wymagających klientów!

www.albatros-mje.pl info@albatros-mje.pl

Aby dowiedzieć się więcej o firmie Auracall i oferowanych przez nią serwisach odwiedź www.auracall.com. Aby skorzystać z Telekonferencji, już teraz zadzwoń na 084 4545 0070 lub 087 1919 0070 a następnie wybierz 6 cyfrowy PIN i #.

Tel.: +48 91 32 82 228 +48 510 646 454 +48 691 602 561

* Źródło: www.powwownow.com, 12 Marca 2009 ** Źródło: Obsługa Klienta BT, Rozmowy konferencyjne przy użyciu 0870 kosztują dodatkowo 16p za każdą minutę.

Ciekawe porady na temat życia na Wyspach znajdziesz na

www.linkpolska.com 30 | lipiec 2008 | July 2008

Lis

bu

rn

Bel

Pierwszy wars ztat samochodow y w Belfaście prowadzony w yłącznie przez Polaków !

3

Wykonujemy wszystkie prace mechaniczne. przygotowanie do M.O.T i P.S.V. diagnostyka komputerowa sprzedaż opon, naprawa, wyważanie myjnia samochodowa, mycie M.O.T. czyszczenie wnętrz nowo otwarta lakiernia samochodowa z profesjonalnym doradztwem elektryka samochodowa recovery – pomoc drogowa, holowanie profesjonalne doradztwo przy zakupie samochodu sprzedaż aut złomowanie aut, holowanie na nasz koszt

fast

4

Praca | Dom | Dzieci | Edukacja | Zdrowie | Żyj lepiej | Motoryzacja | Policja | Ważne adresy

NASZ NOWY ADRES:

Tel.: 02890613300, 07789642189, Unit 1, The Cutts, Dunmurry, BT17 9HN


LINKsport

The games must go on Tomek Kurkowski

Tomek Kurkowski, absolwent nauk politycznych, zapalony kibic sportowy i miłośnik dalekich wypraw. Interesuje się kulturą Indian amerykańskich, w wolnym czasie szusuje na nartach.

Wczesnym rankiem 5 września 1972 roku Igrzyska Olimpijskie w Monachium stały się mimowolnym świadkiem wstrząsającego aktu terroru. Zamachowcy z palestyńskiej organizacji terrorystycznej Czarny Wrzesień wtargnęli na teren wioski olimpijskiej, pojmali, a następnie zamordowali 11 sportowców i trenerów ekipy Izraela. Po 27 latach od zakończenia II wojny światowej na terytorium Niemiec ponownie rozlała się krew narodu żydowskiego. Kolejny raz wielka impreza sportowa posłużyła za arenę walki o cele polityczne.

Republika Federalna Niemiec przystąpiła do organizacji igrzysk z wielkim rozmachem. Uwieńczeniem żmudnego procesu przygotowań było otwarcie gigantycznego, supernowoczesnego stadionu olimpijskiego w Monachium, który mógł pomieścić 80 tysięcy widzów. Nasi zachodni sąsiedzi dołożyli wszelkich starań, by rekordowo wysoka liczba uczestników – w 195 konkurencjach w 21 dyscyplinach miało wystartować 7121 sportowców – czuła się w stolicy Bawarii komfortowo. Niemcy znani ze swej solidności zaniedbali jednak jeden kluczowy element – kwestię bezpieczeństwa sportowców. Po części była to ich świadoma decyzja. Gospodarzom zależało na tym, by zatrzeć wrogi wizerunek kraju, jaki zostawiła po sobie hitlerowska propaganda i olimpiada w Berlinie w 1936 roku. Nonszalancja organizatorów miała ich wkrótce słono kosztować. Igrzyska zapisały się bowiem czarną kartą w historii nowożytnych olimpiad i stały się synonimem tragicznego w skutkach zamachu terrorystycznego. Zamachu, którego można było uniknąć. Jeszcze przed zawodami dr Georg Sieber, ekspert policyjny do spraw zabezpieczeń imprez masowych, dokonał analizy różnego rodzaju sytuacji kryzysowych, które mogłyby się wydarzyć w czasie igrzysk. Jego hipoteza o ataku grupy terrorystycznej biorącej zakładników nosiła numer 21. Niestety, uznano ją za niedorzeczną i została odrzucona.

Czarny Wrzesień 5 września 1972 roku, dokładnie w drugą rocznicę brutalnej pacyfikacji obozu uchodźców palestyńskich w Jordanii przez wojska podległe królowi Husajnowi I (wydarzenie znane jako „czarny wrzesień”), około 4:30 rano, uzbrojona grupa pięciu komandosów palestyńskich przebranych w stroje sportowe zaczęła pokonywać niestrzeżone, niespełna dwumetrowe ogrodzenie wioski olimpijskiej. Intruzi nie wzbudzali żadnych podejrzeń. Nawet podpita grupka amerykańskich sportowców wracających z nocnej zabawy, która była świadkiem całego zdarzenia, nie zaalarmowała służb porządkowych. Mało tego, nieświadomi niebezpieczeństwa Amerykanie pomogli terrorystom dostać się do środka. Tym sposobem członkowie palestyńskiej organizacji terrorystycznej Czarny Wrzesień, wyjątkowo groźnej jednostki, silnie powiązanej z Palestyńskim Narodowym Ruchem Wyzwolenia Al-Fatah, kierowanym przez Jasira Arafata, bez trudu udali się w miejsce swojego przeznaczenia – na Connollystrasse 31. To tam, w kilku pokojach rezydowało 21 członków izraelskiej drużyny olimpijskiej. W drodze do celu, do pięcioosobowej grupki zamachowców dołączyło jeszcze trzech kolejnych, którzy od kilku miesięcy pracowali legalnie na terenie wioski. Wśród nich byli bossowie całej operacji, Luttif Afif oraz Yasuf Nazzal. To wprowadziło w błąd niemiecką policję, która niemal do tragicznego finału akcji nie znała rzeczywistej liczby zamachowców. Palestyńczycy dzięki skradzionej wcześniej karcie magnetycznej bez trudu wdarli się do kompleksu mieszkaniowego i zaczęli penetrację budynku. Szczęśliwym trafem kilku członkom drużyny olimpijskiej Izraela udało się w porę zareagować i uciec przed napastnikami. Śmiertelne kule dosięgły jednak trenera zapaśników Moshe Weinberga oraz ciężarowca Yossefa Romano. Ciało tego pierwszego terroryści wyrzucili przed drzwi frontowe budynku. Pozostałych dziewięcioro sportowców zostało pojmanych.

www.linkpolska.com

Zdjęcia archwialne. U góry po lewej, jeden z terrorystów. Zdjęcie to stało się pewnego rodzaju symbolem „monachijskiej masakry”. Po prawej - zakładnik izraelski rozmawia z przedstawicielami rządu niemieckiego. Na dole - grupowe zdjęcie reprezentacji izraelskiej

Delikatna sprawa

Niemieckie władze państwowe znalazły się w wyjątkowo niezręcznej sytuacji. Nie dość, że narażały na szwank własną reputację, to na dodatek w grę wchodziło życie obywateli Izraela. Działania operacyjne niemieckich służb bezpieczeństwa komplikowała żywa pamięć o ofiarach Holokaustu (niecałe 20 km na północny zachód od Monachium leży obóz koncentracyjny w Dachau). Terroryści zażądali uwolnienia 234 więźniów znajdujących się na terenie Izraela. Niemcy, znając nieugiętą postawę rządu Izraela, próbowali sami wynegocjować warunki uwolnienia sportowców. Ostatecznie, w wyniku nieskutecznej akcji odwetowej (służby niemieckie popełniły masę rażących błędów taktycznych i operacyjnych), na lotnisku wojskowym koło Fürstenfeldbruck, skąd porywacze mieli odlecieć do Kairu, zginęli wszyscy zakładnicy, pięciu terrorystów i jeden niemiecki policjant. Trzech terrorystów, którzy przeżyli zajście, zostało wkrótce uwolnionych, pod naciskiem żądań porywaczy samolotu pasażerskiego niemieckich linii lotniczych Lufthansa, lecącego z Bejrutu do Ankary (istnieje teoria mówiąca o tym, że Niemcy sami zaplanowali to porwanie, żeby pozbyć się niewygodnych więźniów). Igrzyska po jednym dniu żałoby ruszyły ponownie. MKOI uznał, że przedwczesne zakończenie igrzysk byłoby moralnym zwycięstwem terrorystów. Dlatego jej przewodniczący, Amerykanin Avery Brundage, zarządził: „The games must go on”.

April 2009 | kwiecień 2009 | 35


2000

produktów! Atrakcyjne ceny! Serdecznie zapraszamy!

NOWOŚĆ:

PACZKI DO POLSKI

- w 9 dni roboczych - £1,20 za 1 kg + £3 ubezpieczenie - od 1 do 10 kg ta sama cena - paczki do 31,5 kg Paczki prosimy przynosić do wtorku każdego tygodnia.

USŁUGI PIENIĘŻNE:

Przeprowadzki do Polski i z Polski ! POLSKIE SKLEPY ZALL:

Sklepy Zall uruchomiły nową usługę płatności rachunków w Polsce z Wielkiej Brytanii. Koszt takiej usługi tylko £5 -opłata za Polsat Cyfrowy i Cyfrę Plus -kredyty i różne inne opłaty w Polsce

140 VICTORIA ROAD DD1 2QW DUNDEE TEL.: 01382228964 187 SOUTH STREET PH2 8NY PERTH TEL.: 01738444885

SKLEPY ZALL są oficjalnym sponsorem F.C. Polonia Dundee

Wszystkie informacje można znaleźć na stronie

lub w sklepach www.polskisklepzall.com.pl


LINKcafé

Skandal poppolityczny Aleksandra Kaniewska

Mój ulubiony felietonista turystyczny (rzadki gatunek dziennikarski), Frank Barrett, uwielbia śmiać się z Brytyjczyków. Jest tym bardziej wiarygodny, że sam Brytyjczykiem będąc, śmieje się także i z siebie. Test na przynależność narodową według Barretta wygląda tak: „Zamknijcie w jednym pokoju kilkoro Włochów, a po dwunastu godzinach dostaniecie kilka rozwodów, morderstwo i co najmniej trzy poczęcia. Zróbcie to samo z Brytyjczykami, a po dwóch dniach okaże się, że większość nie nawiązała nawet ze sobą kontaktu wzrokowego”. A gdyby tak Polaków zamknąć, myślę. Co by z tego wyszło? „Wróżę ze cztery partie, dwa sojusze, spiskową teorię dziejów i zamach stanu” – twierdzi mój znajomy, politolog z wykształcenia, emigrant z wyboru. Bo my, Polacy, należymy podobno do gatunku homopoliticus.

Sushi-maki alla Marcinkiewicz

Sobota. Siedzę przy kuflu piwa w pewnej japońskiej restauracji w centrum Londynu i zamiast oddawać się przyjemnościom kulinarnym z uniesieniem biorę udział w zażartej dyskusji politycznej. „Czy ktoś z szanownych bankierów nie lanczował ostatnio z Isabelką? No, w City, oczywiście”, „A czytaliście, co mają na Pawlaka?”, „Granda z tymi brytyjskimi narodowcami i Dywizjonem 303!”, „Będziemy raz jeszcze odkopywać Sikorskiego?!”. Kiedy z szybkością karabinu maszynowego tłumaczę meandry dyskusji towarzyszącemu nam Japończykowi, podsumowuje krótko: „P-olska i p-olityka nie bez kozery zaczynają się na tę samą literę alfabetu. Jesteście strasznymi zwierzętami politycznymi!” (przy czym w ustach orientalnego kolegi stwierdzenie to graniczy niemal z obelgą). Po krótkiej sondzie wśród międzynarodowych znajomych dochodzę do wniosku, że coś jest na rzeczy. W Europie nie ma większych politykierów od Polaków, tak jak w Internecie nie ma większej ilości blogów niż tych pisanych przez polityków. A jako że na emigracji pewne emocje ulegają zjawisku hiperboli i dewiacji, a w stronę ukochanej ojczyzny patrzy się okiem tyle zatroskanym, co wyostrzonym, najzacieklejszym typem homopoliticusa jest właśnie emigrant.

Plotki i pudelki

„Przyjechałam do Anglii, żeby uciec od paskudnej polskiej polityki, która wylewała się z każdego kanału telewizyjnego, audycji radiowej i gazety. I po kilku miesiącach za granicą widzę, że dzień zaczynam od czytania poppolitycznych portali i gazet z Polski. Dopiero kiedy z premedytacją odcięłam się od Internetu, złapałam oddech!” – opowiada Agnieszka, koleżanka po medialnym fachu, która na Wyspach spokojnie oddaje się apolitycznemu hobby – fotografii i ogrodnictwu. Znajomi emigranci przyznają się, że dzień zaczynają od poppolitycznej papki. Im bardziej soczysta, tym lepsza. Polityczne pudelki i inne portale służą od rana jak prawdziwy zastrzyk kofeiny. Dla mnie też, przyznaję się bez bicia. Im dalej od ojczyzny, tym bardziej „à propos” jesteśmy najświeższych wydarzeń – czy to kolejny PR-owski akt Palikota, lapsus jednego z Kaczyńskich lub polityczne seppuku Marcinkiewicza.

Hitler to był klawy gość

Jak czytam w jednym z esejów na temat „brytyjskości”, prawdziwi Brytyjczycy o polityce nie rozmawiają. A na pewno nie przy kawie, herbacie i innych trunkach. Także nie w windzie, pociągu, ani tym bardziej

www.linkpolska.com

Fot. Logofag

w metrze. Dlaczego? Podobno polityka budzi zażenowanie, bo Brytyjczyk-dyplomata: a) może nie mieć na dany temat nic do powiedzenia, b) nie chce innych nacji obrazić (np. żartami z ich zagranicznych wersji polskich Bliźniaków), c) boi się, że rozmowa zejdzie na temat II wojny światowej, Churchilla czy lady Thatcher. O polityce niechętnie dyskutuje się nawet w Pałacu Westminsterskim, przynajmniej podczas przerw w obradach i w kuluarach, o czym miałam się okazję ostatnio przekonać podczas uroczystego otwarcia Laburzystowskiego Klubu Przyjaciół Polski (z anglosaska: Labour Friends of Poland). Okazja wydawała się przednia, by uciąć polityczną pogawędkę „na poziomie”. Niestety, moi brytyjscy rozmówcy unikali schodzenia na tory politykierstwa jak kot kąpieli. Jeden z nich, dostojny starszy pan, przy każdym pytaniu o zbliżające się wybory z uporem maniaka udawał głuchy pień. Drugi, dowcipnie wmanewrował mnie w dyskusję o wyższości cream tea nad zwyczajną popołudniową herbatą. I tyle. Nie miesza się polityki do brytyjskich salonów. A szkoda, bo miałam laburzystom do opowiedzenia ciekawą anegdotkę, wyczytaną na arcyciekawym blogu internauty o nicku Panbond. Według niego, Hitler, zakała historii, mógł być całkiem klawym gościem. Miał podobno stwierdzić pod koniec 1944 roku, że Polacy są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas wojny w Europie – jedynym, który łączy wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem. Ale nic nie powiedziałam. Zatrzymam tę popinformację na kolejne spotkanie towarzyskie w swojskim emigracyjnym gronie. Bo tylko rodak zrozumie, dlaczego Isabel dzwoni do Marcinkiewicza za 25 groszy z Plusa. A Kononowicz wraca z tekstem: „By pieniążki z UE wpływali”. A świstak siedzi i zawija… Bo to są kwestie nieprzetłumaczalne na brytyjski.

Najgorętsze skandale polityczne ostatnich tygodni: Kazimierz Marcinkiewicz i Isabel – romans polityczny stulecia „To dobrze, że mnie słuchasz, Rurku” – afera bluźniercza Kamila Durczoka Towarzyskie biznesy Waldemara Pawlaka Darmowe loty narzeczonej Tomasza Misiaka – czyli PO i nepotyzm Michał Figurski z Radia ESKA i obraza prezydenta RP

April 2009 | kwiecień 2009 | 37


LINKcafé

Wieniec drożdżowy

Helena Kubajczyk jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Wielbicielka sztuki wszelakiej, również kulinarnej. Obecnie mieszka w Międzyzdrojach.

Wiosna już śmiało zagląda do okien, coraz więcej dzieje się w naturze, a także w nas samych - podejmujemy nowe wyzwania i mamy chęci do działania. Jak zawsze, wiosna wiąże się ze świętami Wielkiej Nocy, a te z kolei są symbolem odradzającego się życia. Stąd na naszych stołach w te dni barwne pisanki, baranki i zające. W nawiązaniu do tradycji tym razem upieczmy ciasto drożdżowe, po staropolsku, w postaci wieńca.

SKŁADNIKI: Na ciasto: 750 g mąki pszennej 60 g świeżych drożdży 375 ml letniego mleka 2 łyżeczki startej skórki z cytryny 120 g cukru 120 g miękkiego masła 1 jajko szczypta soli 100 g rodzynek Do dekoracji: 20 g migdałów w słupkach 1 żółtko 1 łyżka śmietany

Złota zasada tycząca się ciasta drożdżowego mówi, że aby ciasto było najlepsze, musi rosnąć po trzykroć, jako zaczyn, jako ciasto i jako gotowy wyrób przed upieczeniem. Zaczynamy od rozpuszczenia drożdży w mleku, dodając odrobinę mąki i łyżeczkę cukru. Po przykryciu odstawiamy w ciepłe (nie gorące) miejsce. 15-20 minut później drożdże powinny urosnąć już wystarczająco. W przesianą i usypaną w kopczyk mąkę wlewamy zaczyn drożdżowy, dodajemy skórkę z cytryny, cukier, masło, jajko i sól. Ciasto zagniatamy, wcześniej można je posiekać nożem. Zarobione cia-

Fot. H. Kubajczyk

sto odstawiamy pod przykryciem na ok. 30 minut. Powinno w tym czasie zwiększyć swoją objętość. Ponownie zagniatamy ciasto, tym razem delikatniej i krócej, dodając rodzynki. Jeśli zacznie lepić się nam do rąk, podsypujemy je mąką. Po ostatnim zagnieceniu dzielimy ciasto na trzy równe części, formujemy z nich trzy długie wałeczki, szerokie na ok. 2-3 cm. Zaplatamy warkocz, układając całość w wieniec. Końce wieńca staramy się ukryć pod spodem. Ciasto ponownie przykrywamy i odstawiamy na około 20-30 minut do ostatniego wyrośnięcia. Piekarnik przed pieczeniem

Uwaga! BRYTYJSKI KODEKS DROGOWY może być Twój! Rozdajemy kodeksy! Emano Limited, wydawca BRYTYJSKIEGO KODEKSU DROGOWEGO w języku polskim oraz testów przygotowujących do egzaminów na prawo jazdy w Wielkiej Brytanii podarował naszym czytelnikom dwa kodeksy drogowe! Jeśli chciałbyś zostać szczęśliwym posiadaczem kodeksu drogowego, po prostu prześlij do nas zdjęcie przedstawiające Ciebie lub Twoich najbliższych w samochodzie, na motocyklu, w ciężarówce, taksówce lub jakimkolwiek innym dwu- lub czterośladzie! Najciekawsze lub najzabawniejsze zdjęcia zostaną opublikowane, a osoby, które je nadeślą, otrzymają kodeksy drogowe. Na zdjęcia wraz z imieniem i nazwiskiem oraz numerem telefonu, które należy przesyłać na adres redakcja@linkpolska.com, czekamy do 15 maja. Najzabawniejsze zdjęcia zostaną opublikowane, a ich autorzy otrzymają w nagrodę BRYTYJSKI KODEKS DROGOWY. Więcej informacji na temat materiałów przygotowujących do egzaminów na prawo jazdy w Wielkiej Brytanii w języku polskim można znaleźć w serwisie www.emano.co.uk.

nagrzewamy do temperatury 170 stopni Celsjusza. Wieniec smarujemy po wierzchu żółtkiem roztrzepanym z dodatkiem śmietany i posypujemy migdałami. Pieczemy około 40 minut. Z wyciąganiem wieńca z piekarnika należy się nieco wstrzymać, by nie opadł. Najlepiej wyłączyć piekarnik 5 minut wcześniej i pozostawić w nim ciasto do ostygnięcia. UWAGA: Trzeba pamiętać, że pie-

karnik piekarnikowi nierówny, więc zawsze należy pilnować, czy ciasto za mocno się nie przypieka, zarówno z dołu, jak i z góry.


LINKcafé

5 9 8 2

Hasło oraz imię i numer telefonu prosimy przesyłać pod adres: Rozrywka, Link Polska Magazine, 1a Market Place, Carrickfergus BT38 7AW lub info@linkpolska.com

7 3 2 5

Arystokrata

widelec

Zakładasz firmę...? Nie wiesz od czego zacząć?

Gratulujemy!

Cytat miesiąca

Pojawił się jako ostatni – dopiero w XV w. Pierwsza była łyżka. Potem nóż, który jest jego praojcem. Czy wynaleźli go Włosi, trudno stwierdzić, ale na pewno najwcześniej zaczęli go używać. Drugie zaszczytne miejsce, jeszcze przed Francją i Niemcami, przypada nam, Polakom. Może przywiozła je do naszego kraju księżniczka Bona Sforza, gdy w 1518 roku przyjechała do Krakowa, by zostać żoną króla? W każdym razie dobrze się stało, gdyż wcześniej na polskim dworze znane były tylko grabki do mięsa. Widelec, jako arystokrata, bywał bogato zdobiony. Jego rękojeść wykańczano elementami z masy perłowej lub kości słoniowej. Dopiero w XVII wieku zaczął być znany wśród szlachty i mieszczaństwa. Początkowo miewał tylko dwa kły.

Zwycięzcą losowania marcowej krzyżówki (myśl Napoleona Bonaparte, Entuzjazm to delirium rozumu) została Pani Żaneta Cieślik z Belfastu.

Peter Hille

5 7 9 2 1 6 9 1 3 7 4 2 6 1 7 4 3 6 1 8 9 2 3 7 5 1 6 8

Rozwiąż krzyżówkę i wygraj nagrodę niespodziankę!

Kwiat jest uśmiechem rośliny

Sudoku

Należy wypełnić diagram w taki sposób, aby w każdym wierszu, w każdej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać.

RYSUNEK: DOROTA MAZUR

Podpowiem Ci, najważniejsza jest promocja! Dobrze wiemy, że nowe przedsięwzięcia kosztują sporo energii oraz nakładu finansowego. Oferujemy korzystne pakiety promocyjne, które skutecznie zareklamują Państwa firmę. W naszej ofercie znajdują się między innymi mini strony internetowe, z funkcjonalnym formularzem kontaktowym oraz galerią oferowanych produktów/usług. Wykonujemy również wszelkie projekty przeznaczone do druku, czyli ulotki, banery, naklejki, plakaty, nadruki na szyby wystawowe.

Dorota Mazur, absolwentka liceum plastycznego w Szczecinie i komunikacji wizualnej Politechniki Koszalińskiej. Pasjonatka rysunku i tańca. Mieszkanka Poznania.

Kontakt:

hello@sunnu.co.uk www.sunnu-design.co.uk

www.linkpolska.com

Apriil 2009 | kwiecień 2009 | 39


Nowo otwarty polski sklep w Belfaście! Szeroki wybór produktów różnych firm

Atrakcyjne ceny!

nabiał, soki, słodycze i wiele innych W naszej kawiarni możesz artykułów spożywczych, gazety, odżywki dla sportowców wypić polską kawę, zjeść polskie ciasto! Ponadto oferujemy przelewy pieniężne od £4.90! Union Western od £4.90!

U nas skorzystasz z Internetu za jedyne £1.50/godzina i zadzwonisz do Polski przez Skype za darmo! Adres: Chcesz wiedzieć więcej? Przyjdź do nas lub skontaktuj się z Mariuszem (informacje w języku polskim)

120 Lisburn Road Belfast BT9 6AH Tel.: 02890681913 E-mail: toto100@wp.pl

Godziny otwarcia: pon. - śr. 9:00 - 21:00 czw. - sob. 9:00 - 21:00 niedziela 11.00-21.00


LINK POLSKA Zamieść reklamę w magazynie LinkPolska! Aneta Patriak Tel.: +44 7787588140 E-mail: aneta@linkpolska.com

Sklepy Polonia to jedyne polskie sklepy na terenie Newry i Dungannon!

sklepy

POLONIA

Zapewniamy: * najtańszą na rynku usługę przekazu pieniędzy na konta w Polsce, dzięki współpracy z firmą Easy Send * miłą i fachową obsługę, korzystne ceny * częste dostawy świeżych produktów Adresy sklepów: Newry: 28 Water Street / Dungannon: Market Square

Jeśli miałeś wypadek w Irlandii Płn., Anglii lub Szkocji - nie z Twojej winy

1 6.5 p

on elef Na t onarny j stac lski o do P

on elef Na t órkowy kom lski o do P

p

Z Twojej komórki wyślij sms o treści

HALO

na numer 80556, by otrzymać 5 funtów na rozmowy na numer 84459, by otrzymać 3 funty na rozmowy

text-n-talk.com Full instructions and access numbers will be sent to you by text. Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Reverse billing service. Calls to 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of inclusive mobile minutes. Calls to mobiles may cost more. A connection charge equal to the rate per minute for the relevant destination is charged on each call. This is an Auto credit service. To stop auto credit text STOP to number you initially text to. Credit lasts 90 days from first use.

Ireland 1p Slovakia 1.8p Czech Republic 2p Lithuania 5p

SZKOŁA JĘZYKA ANGIELSKIEGO “EFECT” Angielski 4 razy szybciej! CENISZ SWÓJ CZAS? PRZYJDŹ DO NAS

• • • • •

Metoda Metoda CallanaCallana

SZYBKIE EFEKTY GWARANCJA SUKCESU MAŁE GRUPY (DO 10 OSÓB) LEKCJE PRÓBNE BRAK ZADAŃ DOMOWYCH

WWW.EFECT.CO.UK email:info@efect.co.uk tel: 07521988954 Ravenhill Business Park Ravenhill Road, Belfast


ogłoszenia społeczne

I K Ł Y S E PRZ

POSZUKIWANI:

ROBERT PIOTR BANASZYŃSKI Wiek w momencie zaginięcia: 38 lat Ostatnie miejsce pobytu: Northampton, Wielka Brytania Data zaginięcia: 17 stycznia 2007 r. Kolor oczu: piwne Wzrost: 156 cm Znaki szczególne: myszka-pieprzyk na łydce, blizna na lewym policzku

Przesyłki Polska-Irlandia Północna-Szkocja-Anglia i z powrotem Przeprowadzki Transport samochodów Zakupy w Polsce, tanio

PACK-MAN 07840478134

tel.: design & beauty clinique lub hair 07873145750

Pan Robert 12. 03.2006 roku wyjechał do Wielkiej Brytanii. Pracował w hipermarkecie.

karol@hairdesign.co.uk Godziny otwarcia: wtorek - sobota 9.30 - 18.00 czwartek 9:30 - 21:00 Zapraszamy!

Regularny transport przesyłek Polska-Irlandia Północna-Polska promocja poznawcza

(tylko do 14.02.2009)

hair 078 2176 0488 oferujemy: beauty 077 2343 bardzo atrakcyjne ceny2428 48a york street ubezpieczone przesyłki belfast, bt15 1as kompleksową obsługę

£ 2.99 regulacja brwi

£ 19.99 wszystkie zabiegi na twarz £ 9.99 panie - mycie, strzyzenie i stylizacja

From DOOR TO DOOR obsługę klientów indywidualnych usługę „zamów kuriera on-line”

Kontakt: ITAKA - Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych, tel.: 0801247070, 226547070 (całodobowo) lub z najbliższą jednostką policji. Więcej: www.zaginieni.pl.

ZAMÓW PRENUMERATĘ! Aby zamówić prenumeratę na dowolny adres na terenie Wielkiej Brytanii, Irlandii oraz innych krajów Unii Europejskiej należy wypełnić formularz zgłoszeniowy i odesłać go wraz z załączonym czekiem lub przekazem pocztowym (wystawionym na Link Polska) pod adres redakcji: Link Polska, 1a Market Place, Carrickfergus, BT38 7AW lub zadzwonić pod nr.: 028 9336 4400, aby dokonać płatności kartą.

www.islandexpress.eu

IslandExpress s.c.

tel.kom. +48 515 280 526 tel.kom. +48 515 280 527 tel.

+48 76 856 50 54

Wielka Brytania i Irlandia £15 £25

Liczba Kraje UE wydań £25 6 £35 12

Formularz zgłoszeniowy: Poczuj się pewnie na brytyjskich drogach!

Testy na prawo jazdy na wszystkie kategorie oraz brytyjski kodeks drogowy w języku polskim. Profesjonalne i kompletne.

Profesjonalne t³umaczenia i doradztwo jêzykowe w zakresie:

4Wype³nianie dokumentów 4Kancelarii Prawnych 4Dokumentów notarialnych 4Urzêdu Skarbowego 4Zasi³ków 4S¹du 4Policji 4Opieki medycznej Wspó³pracujemy ze zwi¹zkami zawodowymi, ksiêgowymi, a tak¿e z najlepszymi kancelariami prawnymi, notariuszami: PATTERSON TAYLOR & Co. JOHN G.H. WILSON & Co.

Bezpłatne doradztwo odnośnie uzyskania prawa jazdy w Wielkiej Brytanii!

www.emano.co.uk

biuro@emano.co.uk

07871 410 164

Doradzamy, jak postêpowaæ w ró¿nych sytuacjach, pomagamy w wype³nianiu formularzy, zapewniamy asystê profesjonalnych t³umaczy w spotkaniach czy trudnych sytuacjach, tak¿e w terenie.

Imię i nazwisko: .................................... ............................................................. Prenumerata na okres: ......................... Adres: .................................................. ............................................................. Kod pocztowy: ..................................... Telefon: ................................................ Załączam czek na kwotę: .....................

Nauczanie jêzyka angielskiego:

4Lekcje indywidualne/grupowe 4Oferty dla firm 4Specjalne kursy dla pracowników Kursy dla dzieci i m³odzie¿y przygotowuj¹ce do egzaminów brytyjskich GCSE, FCE, CAE, CPE. Przyjdź do nas, jeśli Twoje dziecko ma problemy z przygotowaniem do egzaminów!

Telefon kontaktowy czynny 24 godziny na dobê:

075 140 717 48 077 845 99 378 e-mail:

aalcs@yahoo.com

TATUAŻ ARTYSTYCZNY! Stuprocentowy profesjonalizm gwarantowany 17-letnim doświadczeniem. Oferuję szeroki wybór wzorów oraz realizację własnych projektów. Poprawki tatuaży i wykonywanie portretów na skórze. Atrakcyjne ceny! Robert, tel.: 07842670086, Belfast i okolice

Nowe mieszkania do wynajęcia w samym centrum Carrickfergus

2 sypialnie + salon połączony z kuchnią Ogrzewanie gazowe Czynsz: £450 za miesiąc

Tel.: 07895625562

TRANSPORT Przesyłki kurierskie, transport samochodów, motorów i quadów

Irlandia Północna i Republika Irlandii

POLSKA

Tel.: 07599706767 07599706766


Easter_210x148_TTV_LINK POLSKA_3Page 1 17/03/2009 18:28:52

ZáÛĪ Īyczenia na Wielkanoc juĪ dziĞ C

M

Y

CM

MY

CY

Z komórki wybierz:

020 8497 3897

*

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³¹czenie.

CMY

K

Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET Polska Obsáuga Klienta: 0208 497 4622

www.auracall.com/glosik

CALLING THE WORLD

*T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between 1.5p & 20p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. Rates are subject to change without prior notice. Please see website for up-to-date pricing. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.

Easter_148x210_STD_LINK_POLSKA_3Page 1 18/03/2009 13:49:33

ZáÛĪ Īyczenia na Wielkanoc juĪ dziĞ C

M

Y

CM

Wybierz poniĪszy numer dostĊpowy a nastĊpnie numer docelowy np. 0048xxxx

MY

CY

CMY

K

3ROVND

7p/min - 087 1412 3897

3ROVND

2p/min - 084 4831 3897

6 RZDFMD

3p/min - 084 4988 3897

,UODQGLD

3p/min - 084 4988 3897

Polska Obsáuga Klienta: 084 4545 3555

www.auracall.com/glosik

CALLING THE WORLD

T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Calls made to mobiles may cost more. Minimum call charge 8p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. Rates are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


Fotokasty - krótkie formy multimedialne łączące reportaż fotograficzny i dźwiękowy


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.