12 December/grudzieñ 2008 ISSN 1756-3542

Page 1

12

(30)

December/grudzieñ 2008 ISSN 1756-3542

Bronx w Krakowie | Wpadka św. Mikołaja | Kogo całować?



Kilka słów na początek Są tacy, którzy uważają, że św. Mikołaj istnieje. Najczęściej go widzieli, kiedy przemierzał ulice miast i wiosek w poszukiwaniu grzecznych dzieci. Niegrzecznych też - przecież miały dostać rózgę. Jako dziecko czekałam na rózgi z dużą ekscytacją, ponieważ we własnej wyobraźni zdawało mi się, że jestem takim Tomkiem Sawyerem w kiecce, który uroczo i bezustannie broi, i nieotrzymanie rózgi było dla mnie prawdziwą zniewagą. Oczywiście dekonspiracja św. Mikołaja to trudny moment. Każde dziecko to pamięta. Dorośli też. Ale mimo to i tak czekamy na wydarzenia nocne z piątego na szóstego grudnia, a potem wypatrujemy, co też się pojawi pod choinką. Zachowując pozorną obojętność, oczywiście. Ale najważniejsze, by pojawiła się między nami miłość, wsparcie, zrozumienie i ciepło. Ci, którzy w Święta zostaną na obczyźnie, bardziej tego ciepła potrzebują, bo z pewnością za kimś będą tęsknić. Wiele łez wzruszenia czeka nas wszystkich w grudniu i dobrze, bo pokazują one, że kochamy, myślimy i czekamy. Nie tylko na prezenty, ale przede wszystkim na najbliższych. I tego ciepła w sercu, spełnionych tęsknot i obecności bliskiego człowieka oraz spokoju w gronie dobrych ludzi życzy redakcja magazynu „Link Polska”.

Aleksandra Łojek-Magdziarz

www.linkpolska.com

Grudzień 2008 December 2008


LINKw numerze

Kultura - Latarnia w środku lasu 24

12

Dekonspiracja św. Mikołaja 14

Turystyka - Nowa Zelandia 32 (30)

6

POLSKA Czy i dlaczego boimy się energii atomowej? Paweł Bruger

20

REPORTAŻ Akademickie życie młodych artystów w Krakowie. Jakub Świderek

8

ŚWIAT Ameryka Południowa – brak tradycji demokratycznych i zapalczywi przywódcy nie pozwalają na wyjście regionu z pętli ubóstwa, przestępczości i korupcji. Tomek Kurkowski

23

KULTURA Aktorów rozmowy w garderobie. W tym miesiącu o wspinaniu się po górach i języku francuskim. Anna Kozłowska

11

PERYSKOP

14

TEMAT NUMERU Św. Mikołaj zdekonspirowany, a karp wciąż żywy. Jak nas oszukiwano przez lata. Aleksandra Łojek-Magdziarz

18

FOTOGALERIA Rodzina zastępcza. Adam Pańczuk, Visavis.pl

24

27

29

KULTURA C. S. Lewis spotkał fauna z książkami w podbelfaskim lesie. O tym, jakim był człowiekiem. Szymon Kiżuk HISTORIA Taniec irlandzki i jego losy. Piotr Miś

Redaktor naczelna/Editor in chief Aleksandra Łojek-Magdziarz aleksandra@linkpolska.com Sekretarz redakcji/Deputy Editor Sylwia Stankiewicz redakcja@linkpolska.com Reklama/Advertising Aneta Patriak +44 7787588140 aneta@linkpolska.com

Zespół redakcyjny/ Magazine team Paweł Bruger, Piotr Miś, Tomasz Kurkowski Współpraca/Contributors Piotr Adamczyk, Tomasz Karolak, Aleksandra Kaniewska, Dorota Mazur, Helena Kubajczyk, Maciej Przybycień, Anna Kozłowska, Szymon Kiżuk, Jolanta Reisch Konsultant generalny/ General Consultant Andrzej Szozda

4 | grudzień 2008 | December 2008

WIEDZA Nurtujące wszystkich pytania, na jakie powinniśmy znać odpowiedź, ale wstydzimy się przyznać, że nie mamy pojęcia. Aleksandra Łojek-Magdziarz, Sylwia Stankiewicz, redakcja magazynu „Link Polska”

32

TURYSTYKA Nowa Zelandia rajem na ziemi, zwłaszcza dla rugbystów. Kajetan Cyganik

35

SPORT O szczytach i ludziach na nich zabłąkanych. Tomasz Kurkowski

37

LINK CAFÉ Jak nie wyznać miłości szefowi na przyjęciu firmowym? Aleksandra Łojek-Magdziarz

38

LINK CAFÉ Własnoręcznie przygotowany barszcz czerowny. Od A do Z. Helena Kubajczyk

FELIETON O śniegu i co z nim począć. Maciej Przybycień

*na okładce: Idą Święta! Adres/Address: 1a Market Place Carrickfergus BT38 7AW Tel.: +44 28 9336 4400 www.linkpolska.com info@linkpolska.com

30

Dział foto/Photo Editor Jakub Świderek jakub@linkpolska.com Dział graficzny/Art Room Irka Laskowska irka@linkpolska.com Tomasz Zawistowski Wydawca/Publisher Link Polska Limited Dyrektor/Director Ewa Grosman

Redakcja i wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za treść ogłoszeń, reklam i informacji. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania tekstów. Nadesłane materiały przechodzą na własność redakcji, co jednocześnie oznacza przeniesienie na redakcję magazynu „Link Polska” praw autorskich z prawem do publikacji w każdym ob-

Druk/Print GPS Colour Graphics Ltd. Alexander Road Belfast, BT6 9HP

szarze. Przedruk materiałów publikowanych w magazynie „Link Polska” możliwy tylko za zgodą redakcji.

Kuchnia Heleny 38



LINKpolska

Elektrownie atomowe w Polsce

Paweł Bruger

6 | grudzień 2008 | December 2008

0,58*

0,50

0,45

0,44

0,42

0,41

0,40

0,38

0,36

0,90*

www.linkpolska.com

źródło: RWE STOEN, GUS

na tysiące lat i to właśnie w miejscach ich energetycznym założono budowę takiej elekskładowania należy się spodziewać protetrowni do roku 2020, ale na planach się stów lokalnych społeczności. Lokalizacja skończyło. Ostatnio również obecny premier tych odpadów będzie więc chyba najtrudDonald Tusk oświadczył, że do 2030 roku w niejszym problemem dla rządu, nie zaś loPolsce powstaną co najmniej dwie elektrowkalizacja samych elektrowni, która wpłynie nie jądrowe. Nie ma jeszcze konkretnych pozytywnie na rozwój ekonomiczny wybradecyzji co do ich lokalizacji, ale polski prenego regionu. mier ujawnił, że brane są pod uwagę najbiedniejsze tereny północnej i północno-wschodniej Polski, aby w ten spoCeny energii w Polsce sób wspomóc ich rozwój. Decyzje w Roczny œredni Roczny średni koszt kosztenergii energiielektrycznej elektrycznej dladla gospodarstwa gospodarstwa tej sprawie mają zapaść jeszcze przed domowego poszczególnych dystrybutorów (przy średnim domowego uuposzczególnych dystrybutorów (przy œrednim końcem tego roku. zużyciu 2200kWh). kWh). zu¿yciu 2200 Polska potrzebuje elektrowni atomow zł brutto wych, ponieważ naszym głównym źróENERGA dłem energii jest teraz węgiel (90 pro11129 cent uzyskiwanej energii). Posiadane przez nas złoża tego surowca wyczerENEA RWE Stoen pią się w ciągu kilkudziesięciu lat, ale 10649 Warszawa już teraz przekraczanie nakładanych 9965 przez Unię Europejską coraz niższych norm emisji dwutlenku węgla do atPGE TAURON 11131 10454 mosfery wiąże się z bardzo wysokimi karami, a Polska potrzebuje prądu coVATTENFALL raz więcej. Wzrost kosztów produkcji ENION 9984 10792 przenosi się na wzrost cen dla klientów (patrz ramka obok). Pozostają oczywiCeny detaliczne energii elektrycznej ście jeszcze alternatywne źródła ener*prognozy dla gospodarstw domowych gii, jak woda, wiatr czy słońce, jednak w zł za 1 kWh w Polsce trudno na nich oprzeć energetykę, ponieważ nie posiadamy odpowiednich warunków występowania tych żywiołów. Uzyskiwanie energii z '00 '01 '02 '03 '04 '05 '06 '07 '08 '09 '12 tych źródeł jest również na tyle kosztowne, że technologia ta nadal pozoBudowa elektrowni atomowej trwa 10 - 15 staje na świecie mało popularna. Wprawdzie lat. Tyle czasu potrzeba na realizację inweniektóre państwa po wycofaniu się z atomu, stycji i wyszkolenie personelu do obsługi. po katastrofach w latach 70. i 80., przeszły Dlatego rząd Donalda Tuska planuje rozpow dużym stopniu na alternatywne źródła, częcie prac na rok 2015, aby do 2030 roku ale żadne z tych państw nie oparło na nich inwestycje były gotowe. Wydaje się więc, że swojej energetyki. Najtańszym i dużo czystmamy jeszcze sporo czasu na przekonanie szym od węgla sposobem na uzyskanie enerprzeciwników tego pomysłu. A przekonać do gii jest rozszczepianie jąder atomów, któretej nieuniknionej inwestycji trzeba nie tylgo efektem ubocznym dla atmosfery jest tylko połowę polskiego społeczeństwa, ale i orko czysta para wodna. ganizacje ekologiczne, takie jak Zieloni czy Projekt jednak nadal wzbudza duże emoGreenpeace, które już zaczęły protesty. Po cje społeczne ze względu na jego bezpieniedawnych zapowiedziach premiera można czeństwo. Reaktory z Czarnobyla były wywyciągnąć wnioski, że w najbliższym czasie produkowane w Związku Radzieckim, wepotrzebna jest w Polsce debata społeczna na dług przestarzałej technologii jeszcze z lat temat korzyści i zagrożeń z wprowadzenia 60. Dzisiejsze reaktory jądrowe są budowaw kraju energetyki jądrowej. Debata z pewne przy użyciu nowoczesnych technologii i, nością łatwa nie będzie, ale jest konieczna, jak zapewniają specjaliści, są bezawaryjne. jeśli nie chcemy, aby planowane inwestycje Większym zagrożeniem są odpady promiepodzieliły losy Żarnowca z początku lat 90. niotwórcze, które mogą skazić środowisko 0,29

48 procent Polaków jest przeciwnych budowie w Polsce elektrowni jądrowej, 42 procent jest za, 10 procent nie ma zdania. Badanie przeprowadziła firma Millward Brown na zlecenie portalu Money.pl na reprezentatywnej grupie 1004 osób w sierpniu tego roku. Od tamtej pory nie rozpoczęła się żadna dyskusja społeczna na ten temat, można więc przypuszczać, że preferencje Polaków znacząco się nie zmieniły. To właśnie katastrofa w Czarnobylu, a także wcześniejsza z 1979 roku, do której doszło na amerykańskiej wyspie Three Mile Island spowodowały, że świat zaczął stopniowo wycofywać się z koncepcji pozyskiwania energii poprzez rozszczepienie jąder atomów. Po roku 2000 jednak kolejne kraje na świecie powracają do tego pomysłu, od lat działa wiele takich elektrowni i wciąż budowane są nowe. Jest to spowodowane przede wszystkim zobowiązaniami dotyczącymi ograniczenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery oraz ciągłym wzrostem zapotrzebowania na energię. Dla porównania, tylko w sąsiedztwie Polski podobne elektrownie działają w Niemczech (17 reaktorów), Czechach (6 reaktorów), na Ukrainie (15 reaktorów), Słowacji (6 reaktorów), Litwie (1 reaktor). Białoruś także planuje rozpoczęcie budowy elektrowni atomowej, do 2015 roku również Rosja zainwestuje ok. 58 mld dolarów w takie przedsięwzięcia. Gdyby więc doszło do awarii u któregoś z naszych sąsiadów, to i my mielibyśmy kłopoty. Polska nie ma ani jednej takiej elektrowni, jedynym działającym reaktorem jądrowym jest badawczy reaktor „Maria”, należący do Państwowej Agencji Atomistyki. W latach 80. ubiegłego wieku rozpoczęto budowę elektrowni Żarnowiec w województwie pomorskim, w skład której miały wchodzić 4 reaktory, jednak prace przerwano w latach 90., głównie pod naciskiem protestów społecznych. Po zamknięciu dwa z czterech reaktorów zezłomowano. Jeden z pozostałych odkupiła za symboliczną kwotę fińska elektrownia jądrowa w Loviisa, gdzie reaktor bezawaryjnie działa do dziś. Drugi znajduje się w Centrum Szkoleń Elektrowni Jądrowej Paks na Węgrzech. Olbrzymie pieniądze wydane na tę inwestycję w ciągu 10 lat jej realizacji poszły na marne. Do pomysłu energetyki jądrowej w Polsce powrócił rząd Jarosława Kaczyńskiego w 2005 roku. W przygotowanym planie

Infografika PAP

Budowa elektrowni jądrowych w Polsce dzieli jej mieszkańców. Prawie połowa jest przeciw i niewiele mniej za. Polakom wciąż energia atomowa kojarzy się z katastrofą w Czarnobylu w 1986 roku. Czy naprawdę jest się czego bać?


LINKpolska Manifest Grudniowy Przeciwko natrętnemu marketingowi świątecznemu, który już od listopada, a nawet października rozbrzmiewa w polskich centrach handlowych protestuje grupa Polaków. Z tej okazji wystosowano Manifest Grudniowy, pod którym każdy, kogo denerwują przedwczesne agresywne reklamy świąteczne, może się podpisać. już na nie czekać jak na czas odpoczynku i Komitet Obrony Listopada, bo tak nazwaspotkania z rodziną. Będziemy na nie czekać li siebie organizatorzy Manifestu, apeluje do umęczeni jak na wybawienie od choineczek, marketingowców, szczególnie tych z dużych mikołajków i promocji. centrów handlowych, 24 grudnia zjemy wigio wstrzymanie się z lijną kolację, obdarujeagresywnym przypomy się prezentami i z minaniem o nadchoironią stwierdzimy, że dzących świętach Boto już po wszystkim – 2 żego Narodzenia już miesiące marketingow listopadzie. „Nie wego zamętu dla 2 dni chcemy w listopadzie świąt”. opędzać się od żółtych Organizatorzy proMikołajów rozdających szą marketingowców o jogurty, zielonych Mirozpoczynanie wszelkołajów reklamujących kich promocyjnych zapiwo, białych śnieżynek sprzedających pod- Santa Claus is coming to Gdańsk. Fot. Mike Carney biegów nie wcześniej niż 1 grudnia. Nie wiapaski, ani nawet tych domo, czy akcja odniesie skutek, o tym bęczerwonych, łażących po sklepach i ulicach dziemy mogli przekonać się za rok... (Bru) (zbierających albo rozdających coś)” – piszą w Manifeście. „Zbyt natarczywy świąteczny Chętnych do podpisania postulatu zapraszamy na marketing może odnieść odwrotny skutek. stronę internetową: www.wesolych-swiat.com.pl Święta całkiem nam obrzydną. Nie będziemy

Będą ułatwienia dla przedsiębiorczych Od kwietnia 2011 roku będzie można założyć firmę przez Internet. Sejm uchwalił nowelizację ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Nowelizacja wprowadza zasadę tzw. „jednego okienka”, która będzie obowiązywała od kwietnia 2009 roku. Ma to ułatwić rejestrowanie działalności gospodarczej. Osoba, która będzie chciała założyć firmę, będzie musiała złożyć stosowny wniosek tylko w gminie. Obecnie przedsiębiorca, który chce zarejestrować firmę, musi składać kilka wniosków, m.in. w urzędach: gminy,

skarbowym, statystycznym oraz w ZUS-ie. Według nowych przepisów przedsiębiorca będzie mógł rozpocząć działalność tuż po złożeniu wniosku o zarejestrowanie. Będą też zmiany w dziedzinie kontroli przedsiębiorców, np. przed rozpoczęciem sprawdzania firmy organy kontrolne będą miały obowiązek zawiadomienia o planowanej kontroli co najmniej siedem dni wcześniej. Większość przepisów zawartych w projekcie nowelizacji ustawy wejdzie w życie 30 dni od ogłoszenia. Natomiast regulacje dotyczące rejestracji firmy przez Internet zaczną obowiązywać 1 lipca 2011 r. (Bru)

Nie pijemy aż tak dużo Polacy już nie piją tak dużo, jak zwykło się myśleć, wynika z raportu Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie. Przeciwnie - jesteśmy w czołówce najmniej pijących Europejczyków. Zmieniły się upodobania Polaków co do wyboru trunków wyskokowych. Pijemy mniej wódki, więcej piwa i wina. Rocznie przeciętny Polak wypija w przeliczeniu 6,7 litra czystego spirytusu. To zaledwie trzy czwarte tego, ile wypija średni Europejczyk (9,1 l) i o połowę mniej od europejskich rekordzistów w piciu - mieszkańców niewielkiego Luksemburga (14,6 l). Mniej niż w Polsce pije się tylko w Szwecji, na Malcie i w Bułgarii.

„Spadek spożycia alkoholu w Polsce zawdzięczamy modzie na bycie trzeźwym” - mówi „Dziennikowi” Bogusław Prajsner z Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jak dodaje specjalista, Polacy wiedzą już, że alkohol przeszkadza w osiąganiu życiowych celów. Jeszcze na początku lat 90. na statystycznego Polaka przypadało blisko 9 litrów czystego alkoholu rocznie. (JŚ)

Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com

prasówka Stawy Milickie, założone w XIII wieku przez zakon cystersów, uchodzą za największy w Europie ośrodek hodowli karpia, ulubionej ryby bożonarodzeniowej Polaków, pisze „Gazeta Wyborcza“. Kompleks stawów rybnych, o wielkości 77 kilometrów kwadratowych, znajduje się w dolinie rzeki Baryczy. Z danych opublikowanych przez GUS wynika, że każdego roku sprzedajemy za granicę ozdoby choinkowe o wartości 40 - 50 milionów dolarów. Nasze bombki zdobią m.in. Biały Dom i amerykański Senat. Polskim zagłębiem firm bombkowych pozostaje od lat Częstochowa. Ozdoby bożonarodzeniowe w łódzkich supermarketach rozłożone były obok zniczy i sztucznych kwiatów krótko przed dniem Wszystkich Świętych, pisał „Dziennik Łódzki”. „Tak wczesne kampanie świąteczne w hipermarketach to przede wszystkim nakręcanie koniunktury” - tłumaczy Julita Czernecka, socjolog Uniwersytetu Łódzkiego. Na Rusińskim Wierchu w Bukowinie powstaje kolej krzesełkowa wraz z infrastrukturą, podaje „Polska Gazeta Krakowska”. Pierwsi narciarze będą mogli tam szusować już w tym sezonie. „Chcemy uruchomić tu 4-osobowy wyciąg krzesełkowy, który może przewieźć do 2400 osób na godzinę” – mówi Rafał Topolski, prezes spółki Rusiński. W niedzielę poprzedzającą wigilię świąt Bożego Narodzenia odbędzie się kolejna lekcja śpiewania na krakowskim Rynku Głównym, czytamy w portalu www. krakow.pl. Lekcje odbywają się regularnie od 2002 roku (w stałych terminach m.in. 11 listopada, 3 maja, 5 sierpnia i 14 lutego), z inicjatywy Stowarzyszenia Przyjaciół Polskiej Piosenki „Loch Camelot” i gromadzą kilka tysięcy uczestników. Ponad 2 mln gwiazd betlejemskich rocznie kupują Polacy przed świętami Bożego Narodzenia, pisze „Rzeczpospolita“. Ciepłolubna poinsecja, bo tak nazywa się czerwony kwiat, przybyła do nas z Ameryki Środkowej. Kupując ją warto zwrocić uwagę na obecność szkodników, białych owadów, które niszczą roślinę. Przyjęcia wigilijne w miejscu pracy przyjęły sie też w Polsce. Co roku niektóre firmy organizują bożonarodzeniowe imprezy, by przywiązać pracowników do firmy, jak czytamy w portalu Wirtualna Polska. Boom na takie imprezy zaczął się w latach 90. ubiegłego wieku.

December 2008 | grudzień 2008 | 7


LINKświat

Beczka prochu

Tomek Kurkowski

„Jesteśmy tutaj, aby spełnić sen Simona Bolívara... Wkrótce będziemy mieć jedną walutę, jeden paszport... Wkrótce będziemy mieć jeden parlament wybrany bezpośrednio przez ten nowy naród, który dzisiaj tworzymy” – stwierdził dumnie, w grudniu 2004 roku, inicjator powstania Południowoamerykańskiej Wspólnoty Narodów, prezydent Peru Alejandro Toledo. Fasadowe zmiany Od tego czasu minęły 4 lata i właściwie nie przyjęto żadnych konkretnych rozwiązań. Do takich z pewnością zaliczyć nie można zmiany nazwy organizacji na Unię Narodów Południowoamerykańskich, której dokonano w maju tego roku. Powołana do życia UNASUR (od hiszp. Unión de Naciones Suramericanas) w ostatecznym kształcie (planowanym na 2019 rok) ma przypominać sposób funkcjonowania Unii Europejskiej. Do tego czasu wydaje się, że olbrzymi potencjał kontynentu zostanie niewykorzystany. Państwa regionu nieprzerwanie zmagają się z olbrzymią skalą ubóstwa, analfabetyzmem i zorganizowaną przestępczością. W Peru i Boliwii analfabetyzm osiągnął tak absurdalne rozmiary, że sposób oddawania głosu w wyborach przedstawia się w formie naściennego graffiti. Może dlatego do polityki trafiają ludzie przypadkowi, zwykle o nieciekawej reputacji, a korupcja sięga najwyższych szczebli władzy (głośna sprawa prezydenta Peru Alberta Fujimoriego). „Największym problemem kontynentu południowoamerykańskiego jest niemal całkowity brak rządów prawa” – słusznie zauważył Alejandro A. Chafuen, prezes Atlas Economic Research Foundation.

Peleton autsajderów Na kontynencie południowoamerykańskim nigdy nie było tradycji demokratycznych i zawsze panowała specyficzna kultura polityczna (lub jej brak). Dzisiejsi przywódcy wychowali się w czasach rządów junt wojskowych (np. Ruch Wyzwolenia Narodowego Tupamaros w Urugwaju) i krwawych dykta-

torów m.in. Augusta Pinocheta w Chile czy Fulgencia Batisty w Argentynie. I to od nich czerpią inspirację. Jaśniejszymi punktami na mapie kontynentu pozostają od lat szybko rozwijające się gospodarki Brazylii (ich wyobraźnię rozpala odkrycie przebogatych złóż ropy naftowej u południowych wybrzeży) i Argentyny (ta odzyskuje siły po krachu finansowym z 2001 roku), które ciągną za sobą cały peleton regionalnych autsajderów. Kolumbia i Ekwador wciąż prowadzą nieskuteczną walkę z kartelami narkotykowymi. Sytuację komplikuje też działalność licznych grup zbrojnych, które zakłócają funkcjonowanie niestabilnych demokracji regionu. Od lat rząd kolumbijski nie umie poradzić sobie z marksistowskimi partyzantami z FARC (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii) i nieco mniejszą ELN (Armia Wyzwolenia Narodowego). W Peru zaś dopiero w ostatnim czasie udało się rozbić struktury takich organizacji terrorystycznych, jak Ruch Rewolucyjny im. Tupaca Amaru (MRTA) i Świetlisty Szlak.

Lokalny watażka Procesowi integracji nie sprzyja też wisząca na włosku wojna domowa w Boliwii i postawa mocno kontrowersyjnego przywódcy Wenezueli Hugona Cháveza. Poprzez swoją antyamerykańską politykę Chávez stara się przejąć rolę ambasadora regionu. „Ameryka Południowa obawia się zdominowania przez USA. Dlatego ludzie głosują na populistów, głoszących antyamerykańskie hasła” – pisze Samuel Huntington w książce „Kim jesteśmy”. Chávez sprawia wrażenie, że nikogo się nie obawia. W jednym z telewizyjnych wystąpień rzucił pod adresem Amerykanów: „Niech spadają do ch... ci gówniani jankesi,

W Peru i Boliwii sposób oddawania głosu w wyborach przedstawia się w formie naściennego graffiti. Fot. Tomek Kurkowski

niech po stokroć spadają do ch...” - tymi słowami uzasadnił swoją decyzję o wyrzuceniu z kraju amerykańskiego ambasadora. Taką postawą z pewnością nie zjednał sobie przyjaciół w Waszyngtonie. Może dlatego łaskawym okiem spogląda w kierunku Moskwy. Oba kraje, bogate w złoża ropy, łączy zresztą bliska przyjaźń. I nie każdemu to się podoba. „Czas najwyższy, żeby ktoś stracił cierpliwość do Cháveza. (...) On wszystkich wyzywa od faszystów, a sam ucieleśnia faszyzm w Ameryce Łacińskiej. Organizacja, retoryka, mundury, mowy balkonowe, gestykulacja – to wszystko jest jak u wenezuelskiego Mussoliniego, to ten sam totalitarny korzeń. Chávez wypełnia pustkę po represyjnych dyktaturach latynoskich” – mówi jasno Carlos Fuentes w argentyńskim dzienniku „La Nacion”. Podobnie uważa światowej sławy peruwiański pisarz Mario Vargas Llosa, który stwierdził na łamach hiszpańskiego „El Pais”: „Istnieje wciąż anachroniczna Ameryka Łacińska, demagogiczna, prymitywna, której dopasowywanie do cywilizowanej, demokratycznej i nowoczesnej wspólnoty, jaką próbuje się stworzyć na szczytach iberoamerykańskich, jest czystą stratą czasu i pieniędzy. To się nie uda, póki istnieją kraje, którymi rządzą tacy jak Chávez, Ortega czy Evo Morales”.

Primus inter pares Ten ostatni to bardzo bystry uczeń. Szybko wciela w życie sprawdzone metody swego politycznego mentora i największego na kontynencie sojusznika, Hugona Cháveza. Jeszcze w tym roku planuje przyjąć mocno krytykowany na Zachodzie projekt konstytucji, który miałby uczynić z Boliwii kolejne państwo socjalistyczne (pomysł niemal doprowadził do wybuchu wojny domowej). Do tej pory Morales zdążył już podporządkować sobie największe stacje telewizyjne i dał się we znaki Amerykanom, od których żąda wizy za wjazd na terytorium kraju. W tym kontekście trudno uwierzyć, by w najbliższym czasie ziściła sie wizja Ernesta Che Guevary, który snuł wizję: „Ameryka to jeden kontynent, od Meksyku po Chile mieszkają tu tacy sami ludzie. Należy odrzucić wąskie myślenie o własnych krajach i zjednoczyć cały ląd”.

Mercosur – międzynarodowa organizacja gospodarcza powołana w 1991 r., do której należą: Argentyna, Brazylia, Paragwaj, Urugwaj, Wenezuela (od 2005 r., członkostwo niepełne). Wspólnota Andyjska (Pakt Andyjski) – regionalne ugrupowanie integracyjne w Ameryce Pd., założone w 1969 r. przez Boliwię, Kolumbię, Ekwador, Chile i Peru. Obecnie do Wspólnoty Andyjskiej należą także Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj. Wenezuela wystąpiła w 2006 r.


LINKświat Polacy najbardziej mobilni

prasówka

3,5 miliona imigrantów osiedliło się w 27 krajach Unii Europejskiej tylko w 2006 roku. Spośród nich największą liczbę, bo 290 tys., stanowią Polacy. Eurostat przygotował raport o migracjach w Unii Europejskiej. „Dane te oparte są na rejestrach sporządzanych przez poszczególne kraje” - powiedziała PAP jedna ze współautorek raportu, Anne Herm. „Braliśmy pod uwagę imigrantów oficjalnie zarejestrowanych, którzy mieli pozwolenie na pobyt” - dodała. 40 proc. imigrantów w roku 2006 stanowili obywatele państw UE, którzy przemieszczali się do innego kraju. Jak podaje Eurostat, liczba ta wzrasta średnio o ok. 10 proc. rocznie. Wśród imigrantów najwięcej było Polaków (290 tys.), Rumunów (230 tys.), Marokańczyków (140 tys.), Ukraińców, Brytyjczyków, Chińczyków (po 100 tys.) i Niemców (90 tys.). Blisko 60 proc. wszystkich imigrantów osiedlało się w Hiszpanii (ponad 800 tys.), Wielkiej Brytanii (ponad 550 tys.) i Niemczech (ponad 450 tys.). Krajem, w

W 1927 r. Markus Rautio (po polsku Wujek Markus), fiński radiowiec, prowadzący jeden z programów dla dzieci, ogłosił światu, że św. Mikołaj mieszka w Laponii na górze Korvatunturi (Uszata Góra). Z Finami nie zgadzają się Duńczycy. Ci twierdzą, że św. Mikołaj mieszka na Grenlandii. Zwiększony napływ imigrantów wywołał narodową dyskusję na Wyspach Brytyjskich, podsycaną przez media

którym w 2006 roku zanotowano największy odsetek imigrantów jest Luksemburg (ponad 28 imigrantów na tysiąc mieszkańców), następnie Irlandia, Cypr, Hiszpania i Austria. Najmniej było ich w Polsce, Rumunii, na Litwie i Łotwie (mniej niż 1 imigrant na tysiąc mieszkańców). Wśród imigrantów jest więcej mężczyzn niż kobiet, blisko połowa z nich to osoby między 20 a 34 rokiem życia. (Bru)

Pesymizm młodych Szkotów Niezbyt dobre nastroje wśród młodych Szkotów wskazał sondaż przeprowadzony przez Action for Children (Scotland). Jeden na pięciu nie widzi dla siebie szans na osiągnięcie czegokolwiek w życiu. Jak podaje serwis BBC, w sondażu przeprowadzonym na blisko 2700 młodych mieszkańcach Szkocji w wieku 17 – 25 lat wyszło, że 18 proc. spośród nich nie wierzy w życiowy sukces. Nie wpływa to jednak na poziom zadowolenia z życia – tu procent cieszących się z tego, jak żyją wynosi 84. W innym sondażu, przeprowadzonym przez Bank of Scotland, okazało się, że najlepiej w Szkocji żyje się mieszkańcom Wysp Szetlandzkich. Mimo skrajnego wysunięcia

Rzeczywistość jest inna niż kolorowe billboardy

na północ, to właśnie tam średnia zarobków jest najwyższa, nie ma problemów z zatrudnieniem, a mieszkańcy cieszą się najlepszym zdrowiem. Wysoko ceni się również poziom edukacji na Wyspach. (SzK)

Polskie samochody zagrożeniem na brytyjskich drogach Z danych zebranych przez biura ubezpieczeń komunikacyjnych wynika, że samochody zarejestrowane w Polsce uczestniczyły w niemal połowie wszystkich wypadków spowodowanych przez emigrantów z nowych krajów Unii. W 2007 roku samochody z polskimi „blachami” uczestniczyły w ponad 3800 kraksach i wypadkach, które zarejestrowano na drogach Wielkiej Brytanii – informuje dziennik „The Sun”. Wypadków spowodowanych przez imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej było w sumie 7266. W ciągu ostatnich sześciu lat liczba wypadków, w których uczestniczyli kierowcy z krajów Europy Wschodniej wzrosła

Londyńskie ulice to nie lada wyzwanie dla polskiego kierowcy.

ośmiokrotnie. W 2001 roku takich wypadków było 933. Największy skok zarejestrowano w przypadku Litwinów – w 2001 roku spowodowali tylko jeden wypadek, w ubiegłym – 803. (SzK)

Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com

Przed Centrum Rockefellera w Nowym Jorku stanęła ogromna choinka, którą ufundowała rodzina z New Jersey, będąca w jej posiadaniu od 1931 r. Olbrzymi świerk ma 20 metrów wysokości i waży osiem ton. Został przystrojony aż trzydziestoma tysiącami kolorowych lampek. W jednym z londyńskich domów towarowych zwolniono św. Mikołaja, ponieważ zaproponował klientce, by ta siadła na jego kolanach, pisze „The Guardian”. Andrew Mondia, który pracował jako św. Mikołaj tylko przez trzy dni, powiedział, że jest oburzony faktem, iż został zwolniony za to, że był zbyt miły w stosunku do kupujących. „The Times” opublikował 10 wskazówek, jak obciąć świąteczny budżet. Jedna z nich mówi, aby zapraszając do domu gości, poprosić ich o przyniesienie własnej przekąski. „The Times” sugeruje też „Lunch Safari”, czyli wspólne spacery od domu do domu przyjaciół, co pomoże rozłożyć koszty przeznaczone na świąteczne przysmaki między kilka osób. Nie ma funduszy na największe lodowisko na otwartym powietrzu w Wielkiej Brytanii, które co roku przygotowywane jest w Birmingham, donosi BBC. Przez ostatnie 3 lata lodowisko było największą świąteczną atrakcją w mieście. Głównym sponsorem była firma T-Mobile, która w tym roku wycofała się z projektu. Jak powiedział Jim Kelly z miejskiego ratusza, mimo usilnych starań nie udało się znaleźć innego sponsora. W Azji Południowo-Wschodniej przeprowadzono badania, kogo respondenci najchętniej całowaliby pod jemiołą w święta Bożego Narodzenia. Okazuje się, że większość ankietowanych panów najchętniej wymieniłoby pocałunki z Jessicą Albą, a większość pań z Bradem Pittem, jak donosi portal internetowy IOL. Dobre wieści dla kupujących przynosi brytyjski „The Guardian”. Sieci handlowe ogłaszają świąteczne przeceny. „Marks & Spencer” obniżył ceny na wszystkie swoje produkty o 20%, zaś „Debenhams” sprzedaje swoje meble za 50% wartości.

December 2008 | grudzień 2008 | 9


LINKreklama

LCC polskim emigrantom Wielu Polaków powraca do kraju na święta Bożego Narodzenia z pracy na obczyźnie. Znajdą się oni na dworcach lotniczych, trzymając w ręku ciasno upakowaną walizkę z ciężko zarobionymi pieniędzmi. W takiej sytuacji nie trudno o napad i kradzież. A co, jeżeli bagaż zaginie przy odprawie celnej? Wtedy będziemy musieli przejść wiele uciążliwych procedur, zarówno na policji, jak i w firmie transportowej. Tymczasem wymarzona perspektywa spędzenia radosnych i spokojnych świąt z rodziną bezpowrotnie zniknie. O ile łatwiej byłoby przesłać pieniądze np. kurierem. Jednakże takie wyjście nie zawsze gwarantuje nam, że nie zostaną one zagubione lub dotrą na czas. A przecież można już po 2 godzinach odebrać przekaz wysłany z zagranicy. Bez zbędnego ryzyka i wożenia dodatkowych bagaży. Usługi, z którymi firma LCC International weszła na polski rynek znacznie polepszyły bezpieczeństwo osobiste i finansowe polskich emigrantów zarobkowych.

Odbiór pieniędzy wysłanych z zagranicy nigdy wcześniej nie był taki łatwy! Dzięki podjęciu współpracy pomiędzy firmą LCC International a Bankiem Pocztowym S.A., pieniądze z Wielkiej Brytanii trafią do naszych portfeli już po niespełna 2 godzinach od wysłania!

ten sposób nie tracimy niepotrzebnie czasu na szukanie kantoru. Szybko, sprawnie i co najważniejsze tanio – nic nie płacimy za wymianę waluty. Firma LCC International powstała w 1997 roku w Wielkiej Brytanii. Działalność firmy opiera się na transferze środków pieniężnych za pośrednictwem lokalnych banków i firm zajmujących się przekazami pieniężnymi. LCC gwarantuje swoim klientom szybki i bezpieczny przekaz pieniędzy oraz niskie prowizje. Dyspozycji transferu można dokonać osobiście w oddziale firmy, za pośrednictwem Internetu lub serwisu telefonicznego. Bank Pocztowy powstał w 1990 roku w Bydgoszczy. Jego akcjonariuszami są p.p.u.p. Poczta Polska (75% minus jedna akcja) oraz PKO Bank Polski S.A. (25% plus jedna akcja). Bank Pocztowy posiada największą w Polsce liczbę punktów pozwalających na wypłatę gotówki bez prowizji. Mocną stroną Banku Pocztowego jest bankowość elektroniczna pocztowy24.pl, umożliwiająca dostęp do konta 24 godziny na dobę. Bank Pocztowy jako pierwszy w Polsce otworzył internetowy sklep z lokatami. Pod adresem lokaty-online.pl można zakupić produkty oszczędnościowe całkowicie przez Internet, bez konieczności wychodzenia z domu. Bank Pocztowy, jako jedyny na rynku, oferuje dostarczenie gotówki pod wskazany adres.

Nie przez przypadek firma LCC International nawiązała współpracę z Bankiem Pocztowym. Jak powszechnie wiadomo ta instytucja, działając m.in. poprzez sieć urzędów pocztowych, ma niezwykle gęstą sieć placówek na terenie całego kraju - zrealizowanie wypłaty możliwe jest w ponad 4500 urzędach pocztowych. LCC podpisała umowę, dzięki której w każdym oddziale Banku Pocztowego oraz placówce Poczty Polskiej można odbierać gotówkę wysłaną z Wielkiej Brytanii. Śmiało można powiedzieć, że zasięg LCC obejmuje całą Polskę, a z oferowanych przez firmę usług może korzystać każdy, nawet z najbardziej oddalonego zakątka kraju. Klienci mają do wyboru dwie prędkości transferu: szybki oraz standardowy. Pierwszy umożliwia wypłatę gotówki już po dwóch godzinach od wpłaty – niezastąpiona opcja dla osób potrzebujących pieniędzy „na wczoraj”. Standardowy wariant gwarantuje odbiór przekazu już następnego dnia roboczego. Koszt prowizji płaci jedynie osoba wpłacająca i wynosi kolejno 4,90 GPB i 3,90 GPB – niezależnie od wysokości kwoty przelewu. Aby odebrać przekazywane do kraju pieniądze, wystarczy wypełnić dostępny w oddziale Banku Pocztowego lub urzędzie pocztowym formularz wypłaty GIRO Płatność. Należy podać w nim nazwę i numer rachunku LCC, numer transakcji, dokładną kwotę przekazu oraz wylegitymować się dowodem tożsamości. Procedury te mają na celu zabezpieczenie pieniędzy klientów przed niepowołanymi osobami. W razie jakichkolwiek problemów uprzejmi pracownicy Banku czy Poczty z przyjemnością udzielą zainteresowanym wszystkich niezbędnych informacji na temat usług LCC International – GIRO Płatność.

Priorytetem dla LCC jest satysfakcja klienta Dla firmy ważne jest, by klient nie musiał tracić pieniędzy oraz dużo bardziej cennego czasu. Z tego powodu również poszerzono ofertę o niezwykle ułatwiającą życie, automatyczną wymianę waluty. Na czym ona polega? Wpłacający robi przelew w funtach, a osoba upoważniona do odbioru otrzymuje w Polsce złotówki. Dodatkowo brytyjski oddział poinformuje o tym, jaką dokładnie kwotę po przeliczeniu otrzyma adresat przekazu. W

10 | grudzień 2008 | December 2008

www.linkpolska.com


LINKperyskop Anglia

Recesja może sprzyjać zatrudnieniu 20 tys. emigrantów wyraziło chęć, by pracować przy budowie olimpijskich obiektów sportowych w Newham we wschodnim Londynie, gdzie usytuowana będzie wioska olimpijska. Tymczasem Brytyjczycy zastanawiają się, czy z powodu kryzysu, który dotyka Wyspy, budżet przeznaczony na organizację igrzysk w 2012 roku nie powinien być zmniejszony. Większość chętnych pochodzi z Polski i innych krajów Europy Wschodniej. Przy obecnym stanie bezrobocia, które w Wielkiej Brytanii przed końcem roku ma sięgnąć 2 mln, wiadomość ta zaniepokoiła jej mieszkańców. W tej chwili przy budowie obiektów sportowych pracuje około 2 700 budowlańców. W roku 2010 ich liczba wzrośnie trzykrotnie. Coraz częściej mówi się o tym, że Olympic Delivery Authority (ODA) – organizacja, która jest odpowiedzialna za przebieg przygotowań do olimpiady, z powodu dużej skali przedsięwzięcia nie jest w stanie kontrolować pochodzenia wszystkich pracowników, którzy angażują się w budowę obiektów olimpijskich. „Upewniamy się, by w miarę możliwości pracownicy zatrudnieni przy budowie obiektów sportowych odzwierciedlali

i opinia publiczna zastanawiają się, czy buróżnorodność społeczeństwa. Stwarzamy dżet przeznaczony na organizację imprezy również szanse zatrudniania tym, którzy nie powinien ulec zmianie. Paradoksalnie pozostawali bez pracy” – broni stanowiska może to oznaczać, że budowlańcy ze firmy reprezentantka ODA. Wschodu, którzy obawiają się utraty zatrudTymczasem brytyjskie media donoszą, że nienia z powodu recesji, właśnie dzięki kryemigranci zatrudnieni przez agencje zarabiazysowi mogą pracę otrzymać. (JŚ) ją na godzinę nawet 2 funty mniej od brytyjskich budowlańców. Zatrudniając tysiąTu będzie stadion olimpijski. Prace trwają. Fot. suburbanslice (flickr.com) ce takich pracowników, ODA oszczędziłaby miliony, co nie jest bez znaczenia w obliczu kryzysu, który dotyka brytyjską gospodarkę. Tessa Jowell, minister brytyjskiego rządu odpowiedzialna za organizację igrzysk, przyznała, że Wielka Brytania nie ubiegałaby się o organizację olimpiady, gdyby obecny kryzys był wówczas do przewidzenia. W związku z tym rząd

Irlandia Północna

Narkotykowy szlak Coraz więcej narkotyków trafia do Irlandii. Do takiego wniosku doszli wysokiej rangi oficerowie brytyjskiej policji podczas listopadowej konferencji w Belfaście. Tylko w listopadzie policji udało się przechwycić kokainę wartą około 300 tys. funtów. W ciągu całego roku na terenie kraju zabezpieczono konopie indyjskie o wartości 15 mln funtów. Garry Clarke, oficer policji Irlandii Północnej (PSNI), zaznaczył jednak, że nie tylko policja jest odpowiedzialna za walkę z producentami i handlarzami narkotyków: „Policja sama nie rozwiąże tych

problemów. Aby zredukować zapotrzebowanie na narkotyki musimy współpracować z innymi organizacjami“. Mimo spektakularnych sukcesów PSNI, problem handlu narkotykami, który z Irlandii Północnej rozprzestrzenia się na całe Wyspy Brytyjskie i inne kraje europejskie, wciąż pozostaje nierozwiązany. Szczególnie niepokojące są powiązania gangów narkotykowych z północnoirlandzkimi organizacjami paramilitarnymi, które w dużej mierze kontrolują rynek narkotykowy na północy wyspy.

Polacy również nie pozostają bez udziału w procederze przemytu narkotyków. We wrześniu bieżącego roku Irlandzka Służba Celna (RCS) poinformowała, że na lotnisku w Dublinie zatrzymała 25-letniego Polaka przemycającego dziewięć kilogramów konopi indyjskich. Ich czarnorynkowa wartość przekraczała 108 tys. euro. Polak narkotyki przewoził w walizce. Z kolei w sierpniu dwaj inni Polacy zostali zatrzymani przez służby graniczne na lotnisku w Belfaście. Podczas rutynowej kontroli znaleziono przy nich prawie dwa kilogramy kokainy o wartości rynkowej szacowanej na 80 tys. funtów. (JŚ)

jesteśmy pod wrażeniem nie tylko olbrzymiego optymizmu pana Janusza, ale i jego wysokich umiejętności. On nigdy nie narzeka” - uzasadniali swój wybór. Szkotom spodobał się również hart ducha naszego rodaka i postawa, którą ilustrował najczęściej powtarzany przez niego zwrot: „No problem”. Zaszczytne miano przyznała mu kapituła Federacji Mistrzów Budownictwa. Polak zyskał uznanie po tym, jak jego ekipa podjęła się budowy pensjonatu w Szkocji,

w wyjątkowo niedogodnej lokalizacji i w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Doświadczony budowlaniec z Polski bez problemu poradził sobie jednak z przeciwnościami losu. Nic dziwnego, takie warunki to dla niego żadna nowość. W końcu urodził się i wychował w polskich górach. „Jestem polskim góralem” – stwierdził z dumą pan Janusz. (TK)

Szkocja

Niebiański budowlaniec Fachowość, determinacja i pozytywny stosunek do pracy popłacają. Przekonał się o tym Janusz Olkowicz - budowlaniec z Polski, który został wyróżniony tytułem „UK’s most heavenly builder”. Do nagrody nominowali go zleceniodawcy projektu, zachwyceni szczególnym poświęceniem polskiego pracownika. „Wszyscy

www.linkpolska.com

December 2008 | grudzień 2008 | 11


LINKperyskop Anglia

Święty Mikołaj w Londynie Święty Mikołaj odwiedzi, jak co roku, stolicę Wielkiej Brytanii. Pojawi się jednocześnie w kilku miejscach, co oczywiście nie powinno nikogo dziwić, bo taka jest natura św. Mikołaja. Selfridges

W tym słynnym domu towarowym Mikołaj będzie w dniach od 22 listopada do 24 grudnia. Można wcześniej zarezerwować bilety pod adresem www.selfrigdes.com, co będzie kosztowało 2 funty, ale jeśli odwiedzający przygotują się psychicznie do długiego stania w kolejce bez rezerwacji – wtedy opłata nie będzie konieczna. Grota w Kew Gardens

Mikołaj będzie czekał na dzieci w pięknych londyńskich Kew Gardens od 13 do

23 grudnia w godzinach od 12:00 do 15:30. Dzieci otrzymają pamiątkową odznakę. Bilety wliczone są w cenę wejściówki do londyńskich Ogrodów – 13 funtów dla dorosłych, dzieci poniżej 17 roku życia wchodzą za darmo. Mikołajowa Cudowna Kraina

W Hyde Parku, jak co roku, pojawi się największe londyńskie lodowisko na świeżym powietrzu. Towarzyszyć mu będą stoiska z grzanym winem, niemieckimi tradycyjnymi kiełbaskami, pamiątkami i prezentami. W ubiegłym roku miejsce to odwiedziło ponad 500 tysięcy ludzi. Święty Mikołaj przyjedzie do Hyde Parku razem z elfami i będzie w nim rezydował od 22 listopada do 24 grudnia. Wstęp za darmo. (AŁM) Święty Mikołaj w metrze? Nie, to wystawa domu towarowego Selfridges

Irlandia

Lekcje języka angielskiego dla polskich dzieci Nauka języka angielskiego poprzez zabawę, gry i quizy to propozycja dla polskich dzieci z irlandzkiego Cork. Działające w tym mieście Centrum Wsparcia i Integracji „Together - Razem” organizuje grupy dla dzieci od wieku przedszkolnego do wczesnych klas szkoły podstawowej. Wiele z polskich dzieci bardzo dobrze asymiluje się w irlandzkim środowisku, jednak niektóre z nich mają problemy z adaptacją z powodu bariery językowej. Właśnie z myślą o nich Centrum Wsparcia i Integracji „Together - Razem” organizuje zajęcia nauki

języka angielskiego w oparciu o nowoczesną i skuteczną metodę podobną do wykorzystywanej w szkołach Helen Doron. Nauka, którą proponują organizatorzy z Centrum, odbywa się poprzez zabawę, gry i quizy. Polecana jest szczególnie dzieciom w wieku przedszkolnym (4 – 5 lat) i uczniom młodszych klas szkół podstawowych (6 – 10 lat). Metoda ta umożliwia nie tylko szybkie opanowanie podstawowych słówek i zwrotów, ale dzięki niej poznawanie obcego języka sprawia dzieciom przyjemność. Organizatorzy przekonują, że w tym właśnie tkwi klucz do

sukcesu. Dzieci nie blokują się, są odważniejsze i szybciej przyswajają wiedzę. Lekcje poprowadzą lektorzy w grupach 8-osobowych. Zajęcia będą się odbywać w przedszkolu społecznym. Już wkrótce w ramach programu edukacji poprzez zabawę planowane jest również otwarcie świetlicy pozaszkolnej dla polskich dzieci. (Bru) Więcej informacji o działalności Centrum Wsparcia i Integracji „Together - Razem” na stronie: www.together-razem.org

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Szkocja

Polacy rewelacją rozgrywek 35 żółtych i 10 czerwonych kartek obejrzeli piłkarze polskiego zespołu FC Polonia Dundee w swoim debiutanckim sezonie, w lidze regionalnej w Szkocji (Midlands Amateur Football League Division Two). Swoje zmagania zakończyli na dobrej czwartej pozycji w tabeli. Gramy w lidze, która chyba jest odpowiednikiem naszej A klasy” – tłumaczy Sebastian Strzelecki, zajmujący się sprawami organizacyjnymi w klubie. W pierwszym swoim sezonie Polacy, występujący na co dzień w narodowych biało-czerwonych barwach, pokazali się z niezłej strony. Na swoim koncie zanotowali 11 zwycięstw, 4 remisy i 7 porażek. Kadrę zespołu tworzą wyłącznie amatorzy (tylko kilku piłkarzy grało w polskich klubach), którzy obowiązki klubowe muszą godzić z pracą. Od kwietnia tego roku drużynę prowadzi Marek Urbański, legitymujący

12 | grudzień 2008 | December 2008

się licencją trenerską PZPN. Od początku pracy w klubie stara się uporządkować grę zespołu, który szybko przestawił się na agresywny wyspiarski styl. Klub cieszy się dużym zaufaniem i wsparciem ze strony sponsorów, szczególnie Tomasza Zalewskiego, właściciela sieci sklepów „Zall”. (TK) Bliższe informacje o klubie i dane kontaktowe na www.fcpd.glt.pl

Kadrę zespołu FC Polonia Dundee tworzą wyłącznie amatorzy (tylko kilku piłkarzy grało w polskich klubach), którzy obowiązki klubowe muszą godzić z pracą. Klub wspierany jest przez Tomasza Zalewskiego, właściciela sieci sklepów „Zall”. Fot. Archiwum zespołu

www.linkpolska.com


LINKperyskop

Zdjęcie miesiąca

Fot. Tomasz Starzecki

London Eye, wielkie koło obserwacyjne zwane też Millenium Wheel, zaprojektowane przez małżeństwo architektów Davida Marksa i Julię Barfield, powstało w Londynie przy ulicy Belvedere Road, aby uczcić nastanie milenijnego roku 2000. Na autorów zdjęć wybranych do publikacji w rubryce „Zdjęcie miesiąca” czekają nagrody! Nadesłane zdjęcia przechodzą na własność redakcji, co jednocześnie oznacza przeniesienie na redakcję magazynu „Link Polska” praw autorskich z prawem do publikacji w każdym obszarze. Magazyn „Link Polska” zaprasza wszystkich do nadsyłania propozycji swoich zdjęć wraz z krótkim komentarzem autora pod adres: redakcja@linkpolska.com

www.linkpolska.com

December 2008 | grudzień 2008 | 13


LINKtemat numeru

Dekonspiracja Dekonspiracja Świętego Świętego Mikołaja Mikołaja Aleksandra Łojek-Magdziarz

Popularny w Wielkiej Brytanii rysunek satyryczny przedstawia grubego Mikołaja, który wkłada prezenty pod choinkę. Odwraca się i widzi małego, skamieniałego ze zdumienia chłopca z zaokrąglonymi oczami, stojącego na schodach prowadzących do jego pokoju. Mikołaj patrzy na chłopca i mówi zachmurzony: „Za dużo widziałeś. Będę musiał cię zabić”. Dorośli ludzie. Dwudziesto-, trzydziesto- i czterdziestolatkowie też kiedyś byli dziećmi, które z niecierpliwością czekały na prezenty pod poduszką i choinką, marząc o klockach lego czy białej czekoladzie, która w latach osiemdziesiątych była rarytasem. Ba, dzisiejsi dorośli nawet wierzyli w św. Mikołaja, choć im samym trudno w to dziś uwierzyć. Aleksandra Łojek-Magdziarz, – redaktor naczelna magazynu „Link Polska”, iranistka, socjolożka i dziennikarka, pisze m.in. dla „The Guardian”.

Wpadka św. Mikołaja „Drogi Mikołaju proszę cię chociaż o kilka prezentuw / gemboj samolot zdalnie sterowany i narty. Czy możesz mi się pokazać i czy dasz mi te prezenty? Kacper” (pisownia oryginalna) Dla obecnych dorosłych zdekonspirowanie Mikołaja najczęściej jest wspomnieniem bardzo ważnym. Renata, 26-letnia graficzka, mieszkająca w Irlandii Północnej, stopniowo dojrzewała do zrozumienia strasznej prawdy. Przez tydzień przed 6 grudnia z pokoju dziadka wydobywały się śpiewy ptasząt. Renata chciała dostać papugę albo kanarka i podejmowała ten temat na forum rodzinnym z godną podziwu regularnością. „Kiedy dostałam

14 | grudzień 2008 | December 2008

cztery papużki, wszystko stało się jasne. Papużki wcześniej były u dziadka w pokoju. Nie ma św. Mikołaja” – powiedziała Renata, przyznając się jednak do późniejszego wyparcia prawdy. „Od tej pory wszystko już wiedziałam, ale nadal jednak liczyłam na to, że okaże się, iż Mikołaj istnieje”. Tłumaczka z Londynu, Agata (35 lat), zaczęła podejrzewać, że Mikołaj nie istnieje, dzięki ponurym plotkom, krążącym po szkole, które poddawały w wątpliwość jego istnienie. „Zachowanie moich rodziców w pewnym momencie wydało mi się bardzo dziwne” – wspomina – „i postanowiłam przetrząsnąć dom. Znalazłam zapakowany prezent, który potem trafił pod moją poduszkę. Postanowiłam opowiedzieć o tym w szkole. Potwierdzić straszne plotki. Stałam się natychmiast bardzo popularna”. 27-letnia Wiola z Belfastu nie przeżyła szczególnego wstrząsu. Uświadomienie sobie, kto jest naprawdę Świętym Mikołajem przyszło z czasem. Jej ojciec był zawodowym wojskowym i za dodatkowe przywileje ściągał do domu żołnierzy, którzy przebierali się za Mikołaja. Nie wszystkie dzieci radośnie reagowały na te wizyty, bo Mikołaje nosili przerażające maski, na widok których trzy czwarte latorośli zalewało się rzewnymi łzami i wpadało

www.linkpolska.com


LINKtemat numeru

Ponieważ czasami zdarzało się Mikołajowi nie podpisać prezentów, więc dochodziło do konsternacji, kiedy brat otwierał podarunek i w pudełku znajdowała się lalka.

w panikę. Paczki dla Wioli i jej siostry podrzucał też w głębokiej konspiracji wujek, który przez zamknięte drzwi informował zmienionym głosem, że jest Mikołajem, nie mógł wejść do domu, więc zostawia prezenty na wycieraczce i życzy wszystkiego dobrego. Wiola, kojarząc fakty i liczne cudowne zbiegi okoliczności, powoli oswajała się z myślą, że ma do czynienia z gigantycznym spiskiem dorosłych.

Zwykle ktoś pękał pierwszy „Mam już 10 lat i wmawiają mi, że nie istniejesz... ja w to nie wierzę. W tym roku moje zachowanie nie było wspaniałe, mam nadzieję, że się poprawię. Moje marzenie będzie bardzo nietypowe, chciałabym, abyś porwał moją siostrę. Jest ona bardzo niegrzeczna. Mam jej już dosyć. Proszę Cię, abyś zrobił z nią porządek. Kasia” W rodzinie Renaty tradycją było, że prezenty otwierało się rano w Boże Narodzenie. „Wstawało się o normalnej porze i niby się nie interesowało tym, że pod choinka coś się znajduje. Zwykle mój brat pękał i rzucał się pierwszy.

www.linkpolska.com

Ponieważ czasami zdarzało się Mikołajowi nie podpisać prezentów, więc dochodziło do konsternacji, kiedy brat otwierał podarunek i w pudełku znajdowała się lalka, ale w porę zażegnywaliśmy konflikty”. „U mnie prezenty nie miały tak wielkiego znaczenia” mówi Jarek, 28 lat, artysta. „Pochodzę z bardzo katolickiej rodziny i tłumaczono nam, że liczy się wymiar duchowy. Nie pamiętam nawet, czy byłem jakoś podekscytowany tym, że coś jest pod choinką. Prezenty brało się po kolacji i, co najważniejsze, po łamaniu opłatkiem”. Rodzina Agaty to zatwardziali ateiści. „Nie czekałam na nic poza pysznym jedzeniem i tym, co jest pod choinką. Zwykle po dzieleniu się opłatkiem babcia zarządzała, że trzeba rozdać prezenty i było to zadanie wnuczek. Mogło się tak zdarzyć, że babcia zapominała o tym i zaczynała serwować barszcz, więc zawsze zastanawiałam się, jak to zrobić, żeby zwrócić jej uwagę na to, że prezenty cały czas nie trafiły do naszych rąk. Na szczęście moja młodsza kuzynka była dużo bardziej bezczelna i potrafiła tubalnym głosem wrzasnąć: »A prezenty?!«. To ratowało sytuację, bo psuł mi się już humor i chciałam płakać”.

December 2008 | grudzień 2008 | 15


LINKtemat numeru

Dzisiejsi dorośli podtrzymują wszystkie tradycje, jakich nauczono ich w dzieciństwie.

Karabin maszynowy i roraty „Święty Mikołaju, wiem, że byłem niegrzeczny, ale czy mógłbyś mi dać na gwiazdkę »Gwiezdne Wojny część III« o tytule »Zemsta Sithów« Mateusz” Obecni dorośli nie zawsze pamiętają, czy pisali listy do Mikołaja i Gwiazdki. Agata pisała. Zawsze prosiła o kota, zeszyt w linię, lalkę z długimi włosami i w stroju krakowskim, bo wtedy był to ubiór uważany za szczególnie wyrafinowany. Jarek myślał o karabinie maszynowym albo przynajmniej mieczu świetlnym (marzy do dziś, zwłaszcza o tym drugim). Renata chciała znaleźć pod choinką klocki lego (statki kosmiczne) i dostawała je na spółkę z bratem, dzięki wytrawnemu wywiadowi mamy, przeprowadzanemu w trakcie rodzinnych spacerów na długo przed grudniem. Alina, 27-letnia dyrektor ds. marketingu, wymuszała na Mikołaju, by przynosił prezenty w jakikolwiek sposób związane z końmi. Raz zażyczyła sobie popielniczkę, bo miała wizerunek tego zwierzęcia na denku. Podejście do prezentów trzydziestotrzyletniej bizneswoman Elwiry zrewolucjonizowały... roraty, w których brała udział jako sześciolatka. Usłyszała historię św. Mikołaja, o tym, jak rozdawał wszystko, co miał najuboższym. Następnego dnia Elwira poszła na podwórko i najbiedniejszym dzieciom oddała rajstopy i drogie buciki, które z zagranicy przysłali jej krewni. I już nigdy nic nie chciała.

Nóż w wodzie „Krok po kroku, krok po kroczku, / Najpiękniejsze w całym roczku, / Idą święta, idą święta. / Tu w kąciku drzewko płonie, / A tam karp ci w wannie tonie, / Może prądem skurczybyka, / Co spod noża wciąż umyka. / (…) Karp ubity” - śpiewa co roku Polskie Radio „Trójka”.

16 | grudzień 2008 | December 2008

Wielu dorosłych usłyszawszy słowo „karp” wzdraga się z niechęcią. „Kiedyś weszłam do domu i zobaczyłam przerażającą scenę; mój ojciec obarczony zadaniem zabicia karpia, usiłował zrobić to bardzo delikatnie” – mówi Agata. „Oznaczało to, że karp się bardzo nacierpiał przed śmiercią, bo ojcu to zupełnie nie wychodziło, musiał uganiać się za rybą po całej kuchni i z rzadka go nacinał. Nie widziałam nigdy potem takiej ilości krwi i jednocześnie takiej rozpaczy w oczach i ojca, i karpia. Od tej pory kupujemy mrożoną rybę w sklepie”. „Karp był raz w domu” – opowiada Alina – „oczywiście w wannie. Kiedy go tam zobaczyłam, zaczęłam płakać, tak mi się go żal zrobiło. Że jest biedny, że się dusi, nie ma tlenu. Od tej pory nie ma karpia”. Renata karpia lubi, ale jej bracia nie są w stanie przełknąć ryby ani żadnych innych dań wigilijnych. W drodze twardych negocjacji zgodzili się zjeść symboliczny kawałek ryby pod warunkiem, że będzie podany z frytkami i colą. I tak jest do dzisiaj. Brat Jarka wchodził do wanny i płacząc rozpaczliwie całował rybę skazaną na niechybną śmierć, ku ogromnej rozterce rodziców. Dzisiejsi dorośli, mimo przeżyć traumatycznych, podtrzymują wszystkie tradycje, jakich nauczono ich w dzieciństwie. Namawiają dzieci w swoich rodzinach, by pisały listy do św. Mikołaja, czasami nawet im w tym pomagają. Agata, która uczyła angielskiego, napisała w swoim życiu kilkanaście listów w imieniu dzieci, które do niej chodziły na lekcje, bo uważały, że Mikołaj nie zna języka polskiego. „Czekam na święta, jak co roku. Wiem też, że Mikołaj do mnie przyjdzie. Przemyciłem już informację, co chcę dostać. Ale karpia oczywiście nie będzie” – mówi Jarek. Listy do Świętego Mikołaja pochodzą ze strony www.listdomikolaja.pl

www.linkpolska.com


więcej informacji na stronie www.linkpolska.com


LINKfotogaleria

RODZINA ZASTĘPCZA zdjęcia: Adam Pańczuk, Visavis.pl

Bliźniaki Ania i Michał mają po osiem lat, ich starszy brat Marcin dziesięć. Biologiczna matka dzieci zmarła na AIDS, gdy Ania z Michałem byli czterolatkami, a Marcin sześciolatkiem. Michał urodził się zdrowy. Ania z Michałem nie mieli szczęścia. Urodzili się z wirusem. Państwo Gołębiowscy dowiedzieli się o osieroconych dzieciach z telewizyjnego apelu Anny Dymnej. Nigdy nie planowali stworzenia rodziny zastępczej. Zanim zdecydowali się po raz pierwszy zobaczyć dzieci, spędzili długie godziny, rozmawiając o konsekwencjach ewentualnej adopcji. Pierwsze spotkanie w szpitalu rozwiało wątpliwości. Na początku dzieci zwracały się do swoich nowych rodziców „Pani Mamo”, „Panie Tato”. Onieśmielenie przełamały podczas pierwszych wspólnych świąt. Po świętach przyszedł trudny czas. Zaległości w edukacji, problemy wychowawcze, zmagania z instytucjami, które nie zawsze potrafiły pomóc w rozwiązywaniu kłopotów rodziny zastępczej. Radzą sobie wspólnie. Są rodziną już od czterech lat. Prezentowany cykl „Rodzina zastępcza” został uhonorowany II nagrodą w tegorocznej edycji konkursu BZWBK Press Foto 2008 (kategoria: społeczeństwo – reportaż). tekst: Tomek Kurkowski

Adam Pańczuk/Visavis.pl Absolwent Akademii Ekonomicznej i Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu na Wydziale Komunikacji Multimedialnej. Przewędrował Azję od Bliskiego Wschodu po Syjam. W Pakistanie dotarł do nielegalnych fabryk broni. W Bangkoku poznał większość miejscowych domów publicznych – w ramach pracy nad materiałem o tajskich prostytutkach. Na swoim koncie ma liczne nagrody w konkursach fotograficznych m.in. Photographer of the Year, Grand Press Photo, National Geographic, Newsreportaż oraz na FotoFestiwalu w Łodzi. Członek kolektywu fotografów Agencji Fotograficznej Visavis.pl

Jeśli zechcesz wesprzeć rodzinę, która zaopiekowała się osieroconymi dzieciakami, wyślij pieniądze na konto bankowe: 65 1030 0019 0109 8528 3036 0018, Jacek Gołębiowski, ul. Wspaniała 68, 05-400 Otwock

18 | grudzień 2008 | December 2008



LINKreportaż

W „Zasadzie“ liczą na

szczęście tekst i zdjęcia: Jakub Świderek

Mieszkańcy akademika ASP przy Kapelance w Krakowie, choć żyją i uczą się w Polsce, nie przestają emigrować. Manhattan, Bronx i China Town. Na swoje potrzeby stworzyli własną mikroemigrację w świecie sztuki. Żyją chwilą. Rzeźbią, malują, projektują i liczą na szczęście.

„Zasada“ nie wygląda jak akademik. Najkrótsza droga, którą można dostać się na teren starej zabudowy po wojskowych koszarach, prowadzi przez dziurę w siatce od strony stacji paliw. „Daj pan jakiś dokument“ – mówi portier, nie odwracając głowy od telewizora. „Wejdź pan“. Na klatce, obok rowerów, stoi rząd wózków dziecięcych. Na posadzce niedopałki papierosów. Na ścianach mniej lub bardziej udane graffiti. Z głębi korytarza na lewo dobiega śpiew i muzyka. To Bronx – najbrzydsza i najbardziej rozrywkowa „dzielnica“ akademika. Bronx nie jest miejscem dla studentów, którzy marzą o ciszy i izolacji. Oni powinni wejść wyżej, do Manhattanu – tam nie jest ładniej, ale przynajmniej ciszej. Jest jeszcze China Town – na ścianie czerwony smok. Ta część akademika też nie jest najgorsza, ale blisko stąd do Bronksu. Z pokoju wychodzi dziewczyna z pędzlami w dłoni, po chwili znika w drzwiach obok. Ktoś napisał, że studenci krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych żyją w ruderze. Tak. Ale to ich rudera. ASP nie chce inwestować w duże remonty, bo budynek należy do krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Oprócz studentów nikt nie dba o to miejsce.

Świat na zewnątrz nie jest zły Manhattan. Przejście z szarego korytarza do pokoju Łukasza (23 lata) i Doroty (24 lata), studentów na Wydziale Rzeźby, zaskakuje. W przeciwieństwie do całego akademika, ich pomieszczenie jest ładnie i praktycznie urządzone. W małej, ale komfortowej kuchni, na blacie, stoi okrągłe akwarium ze złotą rybką, na patelni smażony kurczak, obok otwarta butelka wina. Schody prowa-

20 | grudzień 2008 | December 2008

Paula, studentka malarstwa. Do Krakowa Przyjechała z Hiszpanii. Wie już, że w swoim kraju nie będzie w stanie znaleźć dobrej pracy w zawodzie.

dzą na stylową antresolę, gdzie sypia młode małżeństwo. Na podłodze przyjemny jasny dywan, na nim porozrzucane zabawki, a pod lustrem nocnik. Mimo niewielkiej przestrzeni w pokoju znalazło się również miejsce na dziecięcą huśtawkę. Hubert właśnie skończył 9 miesięcy. Dorota: „Od początku byłam przeciwna życiu w akademiku, ale okazało się, że będzie Hubert, a wynajem mieszkania gdzieś na mieście to poważny koszt“. Remontem zajął się Łukasz. Na gruntowną odnowę pomieszczenia poświęcił 2 tygodnie i 2 tys. złotych. Utrzymanie pokoju to 280 złotych miesięcznie na dorosłą osobę.

Dorota ma już za sobą doświadczenia z emigracją. Dwa razy była w Szkocji. Pracowała m.in. sprzedając fast foody oraz w fabryce przy pakowanu ziemniaków. Kobiety pracowały na górze taśmy produkcyjnej, przebierając ziemniaki i wrzucając je do kubłów. Mężczyźni, ustawieni na dole taśmy, ładowali towar do skrzynek. Dorota: „Lubiłam pomagać na dole. Odwozić spakowane ziemniaki wózkiem, nie pamiętam teraz, jak się nazywał. Ten pobyt na Wyspach na pewno dawał poczucie samodzielności. Mogłam posługiwać się innym językiem, zapewnić sobie pieniądze, dach nad głową. Tutaj towarzyszy nam niepewność.


LINKreportaż Co po studiach? Jest taki lęk, ale tam okazało się, że ten świat gdzieś na zewnątrz nie jest taki zły i wszystko jakoś można ułożyć“. Podczas rozmowy włączają się zabawki uruchamiane przez Huberta. Mama odciąga go od butów, które usilnie wpycha sobie do buzi. Dorota nie miała nic przeciwko ciężkiej fizycznej pracy. Uważa, że jeśli zostałaby w Szkocji dłużej, szybko udałoby się jej awansować. Niepokoi ją tylko fakt, że Polacy izolują się od Brytyjczyków, żyją w „gettach“. Zobaczyła to dopiero podczas drugiego pobytu na Wyspach, gdy polskie grupy pracowników trzymały się razem i porozumiewały się tylko po polsku, nie czyniąc większych wysiłków, by dogadać się z miejscowymi. To jeden z powodów, dla którego wyjazd z całą rodziną do UK raczej nie wchodzi w grę. Łukasz: „Chcemy wyjechać bardziej ze względów poznawczych niż dla pieniędzy. Myślimy o innej uczelni, może w Berlinie. Na cztery miesiące albo na semestr. Nie wiadomo, co kogo spotka. Taki wybraliśmy zawód, że musimy liczyć na szczęście w życiu. Wszystko zależy od tego, na jaki grunt trafisz. A tego nigdy nie przewidzisz.

Impreza na Bronksie Piętro niżej rozkręca się sobotnia impreza. W pokoju świeci się tylko mała lampka, przy stolikach siedzą studenci. Ktoś wchodzi, ktoś wychodzi. Próbują rozmawiać, ale głośna muzyka – St. Germain – trochę to utrudnia. Napełniają miedziane kieliszki – smak cytrynowy z procentami. „Możesz napisać, że żyjemy tutaj jak na kolonii“ – krzyczy jedna z dziewczyn zajmujących kanapę. W korytarzu ruch, jedni przenoszą materace, inni bawią się wózkiem przyprowadzonym z supermarketu. Przemek gra na gitarze. Śpiewa Selale – Niemka, która na Wydziale Grafiki na krakowskiej ASP zostanie przez dziewięć miesięcy. „Przyjdź jutro! Porozmawiamy!“

Geniusz na saksach W niedzielne południe w akademiku przy Kapelance studenci snują się bez celu. Choć jest już po 12:00, Selale (28 lat) i jej hiszpańska współlokatorka Paula (21 lat) kończą śniadanie. W ich pokoju nie ma niezagospodarowanej przestrzeni. Pranie rozwieszone jest w każdym możliwym miejscu. W całym pomieszczeniu rozklejone są karteczki z polskimi słowami. Pod włącznikiem światła - „światło“. Na oparciu krzesła - „krzesło“. Na piętrowym łóżku - „łóżko“. Dziewczyny przyjechały studiować do Krakowa dwa miesiące temu. Kiedy w swoich krajach opowiadały, że chcą wyjechać do Polski, wszyscy łapali się za głowę, zastanawiając się, dlaczego nie do Anglii, Francji czy Włoch. Selale po przyjeździe miała problemy ze znalezieniem mieszkania i choć wszyscy odradzali jej życie w akademiku studentów ASP, ostatecznie wylądowała właśnie tutaj. Po pierwszej wizycie w „Zasadzie“ była w szoku. Selale: „Płakałam. Dzwoniłam do mamy i do przyjaciół. Nie wierzyli, gdy opisywałam im to miejsce. Akademik wyglądał jak dom niemieckich anarchistów, którzy zajmują puste budynki, ale Paula była taka miła. Inni też. To pomogło mi przejść przez pierwszy szok“. Selale studiuje grafikę, Paula malarstwo. Dziewczyny wiedzą, że w ich zawodach trudno będzie znaleźć pracę w Polsce. W swoich krajach zresztą też nie spodziewają się łatwych rozwiązań. Paula: „Już wiem, że w Hiszpanii nie będzie pracy dla mnie. Ale studiuję to, co lubię. Gdybym myślała tylko o pieniądzach, na pewno wybrałabym inny kierunek“. Z przyjaciółmi z akademika często rozmawiają o sytuacji polskich studentów, którzy z dyplomem muszą wyjeżdzać z kraju i wykonywać nieciekawe i słabo opłacane prace. Selale: „Tomek, mój przyjaciel, zrobił dyplom na krakowskiej ASP, ale teraz nie wie, co ma ze sobą

zrobić. Moim zdaniem w dziedzinie grafiki jest geniuszem. Jestem pod wrażeniem, bo w Niemczech nie ma nawet połowy tak zdolnych ludzi, jak w Polsce. Ale co z tego? W Niemczech jest wielu Polaków, którzy pracują przy zbiorze wingron. Rozmawiałam z jednym z nich. Skończył ekonomię. Nie rozumiem, dlaczego taki człowiek nie może znaleźć pracy za godne pieniądze w swoim kraju i pracuje przy zbiorach za granicą“.

Żyć z tego, co lubię Przemek (23 lata) jest na piątym roku na Wydziale Rzeźby. W „Zasadzie“ mieszka od początku studiów i choć warunki w akademiku są, jakie są, on walczył o jego utrzymanie, gdy uczelnia chciała się go pozbyć. To miejsce jest dla studentów ważne. Nigdzie w Krakowie nie znaleźliby przestrzeni dla siebie. A rzeźbiarze, graficy, malarze i konserwatorzy bardzo jej potrzebują. Przemek też był już na Wyspach. Pracował m.in. na budowie. Przemek: „To były zupełnie inne realia. Tam pojechałem w jasnym celu: po kasę. Zamykało się oczy i nie było ważne, co się robiło. Było ciężko. W przyszłości chciałbym żyć z tego, co lubię. Pracować we własnej pracowni i tak zarabiać“. Teraz w Anglii mieszka jego mama. Wyjechała po rozwodzie z ojcem. Na początku nie mogła się odnaleźć, ale teraz przyjeżdza tylko zobaczyć rodzinę. Przemek też planuje wyjazd z kraju. Ale nie na Wyspy w celach zarobkowych. Chce rozwijać swój artystyczny talent w Niemczech. Przemek: „Po studiach chciałbym pracować w sztuce. Pewnie, że fajnie byłoby zostać w Polsce, ale tutaj w najlepszym przypadku znalazłbym pracę przy jakichś renowacjach. Uczę się niemieckiego, więc myślę o studenckim programie Erasmus w Berlinie. Niemcy mają więcej pieniędzy na sztukę i inwestują w artystów. W Polsce to się dopiero zaczyna rozkręcać. Ale udało mi się już sprzedać rzeźbę w Polsce za 2 tys. złotych. Mój kuzyn nie mógł tego zrozumieć, bo rzeźba była z papieru”. Z korytarza dochodzą dzwięki gitar i bębenków. Do pokoju wchodzi chłopak ze skrętem. - Pal. Zajebiste palenie. - Nie, dzięki – odpowiada Przemek. - Zagramy coś dzisiaj? Mam kilka nowych pomysłów. Chłopaki z Wydziału Rzeźby założyli zespół Heads of Pin. Grają koncerty w różnych miejscach w Krakowie i żyją chwilą. Myślą o wyjazdach, ale ich plany nie są klarowne. Dzisiaj tak naprawdę żaden z mieszkańców „Zasady“ nie może być pewny tego, co czeka za rogiem akademika. Impreza w jednym z pokojów akademika studentów ASP na Bronksie - najbardziej rozrywkowej „dzielnicy” budynku

December 2008 | grudzień 2008 | 21


OD 10 - 22 GRUDNIA DO ZAKUPÓW POWYŻEJ £30 TALON NA PACZKĘ DLA DZIECKA GRATIS! W sklepach Zall kupisz POLSKIE KOLĘDY Dla klientów od 10 - 24 grudnia OPŁATEK GRATIS! Chcesz odebrać osobiście paczkę od Świętego Mikołaja, przyjdź z talonem 20 grudnia do sklepów Zall! Do 15 grudnia przyjmujemy zamówienia na karpia, filety z pangi, morszczuka i inne ryby oraz zamówienia na świeże mięso, ciasta i świeżą garmażerkę

Wszystkie informacje można znaleźć na stronie

www.polskisklepzall.com.pl lub w sklepach

Naszym klientom życzymy spokojnych i radosnych świąt Bożego Narodzenia oraz pomyślności i sukcesów w Nowym Roku

SKLEPY ZALL są oficjalnym sponsorem F.C. Polonia Dundee

3000

POLSKIE SKLEPY ZALL: 140 VICTORIA ROAD DD1 2QW DUNDEE TEL.: 01382228964

187 SOUTH STREET PH2 8NY PERTH TEL.: 01738444885


Rozmowy aktorów w garderobie

LINKkultura

Prawdziwe emocje TOMASZ KAROLAK: Mamy rozmawiać o reżyserach? To nuda! PIOTR ADAMCZYK: Wiesz, też nie chce mi się o tym gadać. Opowiem ci żarcik o wężu i zajączku. - Kim ty jesteś? - pyta wąż zajączka. - Nie wiem, a ty? - mówi zajączek. - Ja też nie wiem, to może się podotykamy, posmyramy i wtedy odgadniemy, kto kim jest. Ja zacznę. Ty jesteś mięciutki, miły w dotyku, masz futerko, uszka, więc pewnie jesteś zajączkiem - odpowiada wilk. - Dobrze, to ja jestem zajączkiem. A ty jesteś taki śliski, taki nieprzyjemny, ty musisz być reżyserem (ogólny śmiech). TOMASZ: Dobre! Ale zajączek pewnie był aktorem… PIOTR: À propos aktorów, widziałeś coś ciekawego w teatrze? Ja obejrzałem „Miłość i gniew”, przedstawienie dyplomowe w warszawskiej Akademii Teatralnej. TOMASZ: Ostatnio teatr mnie nudzi. Ostatnio, czyli w ostatnim tygodniu. Może za dużo sam grałem w teatrze? Słyszysz, obok nas ludzie rozmawiają po francusku. Podoba mi się, chociaż nic nie rozumiem. PIOTR: A ja rozumiem. TOMASZ: Jak to rozumiesz? Nie denerwuj mnie! W ogóle jakoś tak dobrze dziś wyglądasz, opalony… PIOTR: Przecież miesiąc spędziłem na planie w Portugalii. TOMASZ: Chciałbym się uczyć i będę się uczył języków, ale wciąż brakuje mi czasu. Tyle się ostatnio działo i jestem naprawdę zmęczony. Byłem w Pakistanie i dwa razy stałem na K2 i bałem się o własne życie. PIOTR: A po co tam wlazłeś? TOMASZ: Bo ja lubię góry i chciałem się sprawdzić, pojechać w Himalaje. PIOTR: A ja dzisiaj jeździłem smartem. Za 45 złotych dziennie możesz wynająć smarta. TOMASZ: Ty smartem? PIOTR: Tak i teraz zaparkowałem w poprzek, jedyny samochód, który się zmieścił. TOMASZ: Ale przecież gdybyś uderzył nawet w wózek supermarketowy, to byś zginął na miejscu! PIOTR: Toteż nie ryzykowałem. Ale jadąc słuchałem radia i zastanowiła mnie audycja o niewidomym wspinaczu, który wszedł na Karakorum. TOMASZ: Nie na Karakorum, bo to jest pasmo górskie, na którym właśnie byłem. PIOTR: No to, w takim razie, na Kilimandżaro. TOMASZ: Ale to w Afryce, kilkadziesiąt tysięcy kilometrów dalej! PIOTR: Bo też było na „k” i mi się pomyliło. Więc ten niewidomy wchodził jednak na Kilimandżaro i przewodnik wyprawy w trakcie wspinaczki w pewnym momencie jakoś tak szorstko zapytał niewidomego: „Po co ty tam idziesz, przecież nie zobaczysz tego, tak jak my?”. A niewidomy odpowiedział: „Ale ja czuję”. Spodobała mi się ta odpowiedź. TOMASZ: Ja wspinając się doszedłem do granic własnych wytrzymałości fizycznych. Nie miałem sił, zresetowałem się i nie chciałem iść ani do przodu, ani wracać. To mnie bardzo dużo nauczyło. PIOTR: Też pamiętam podobne ekstremalne uczucie. Wspinałem się po lodzie i bałem się zrobić następny ruch. Postanowiłem, że w tej pozycji już zostanę na zawsze, przypięty do lodowej ściany. TOMASZ: Minus ile stopni? PIOTR: Minus 2. Nie, lepiej brzmi minus 22.

www.linkpolska.com

ROZMAWIAJĄ: TOMASZ: Masz dzisiaj dozę humoru, która mi się podoba. Może, dlatego że napatrzyłeś się na młode studentki… Myślę, że trzeba zamieniać kobiety na coraz młodsze, wtedy my też będziemy coraz młodsi. Jestem przeciwnikiem monogamii, bo została nam narzucona i jest w sprzeczności z biologicznymi potrzebami kobiet i mężczyzn (śmiech). PIOTR: Niech żyje wolna miłość i seks? Chciałbym przez chwilę spróbować pożyć w komunie… TOMASZ: To od razu trzeba by cię zaszczepić na żółtaczkę, na wszy, pchły i różne inne dziwne rzeczy. Ostatnio na południu Francji spotkałem prawdziwych hippisów. Piotr Adamczyk Podróżowali ogryzkiem Volkswagena, mieli fantastyczne strąki włosów do pasa, ale śmierdziało im z głów. Mimo że byli intelektualistami, to nie byłem w stanie wysiedzieć z nimi nawet 15 minut. PIOTR: Jaka wspaniała poetycka wieloznaczność! Intelektualista, któremu śmierdzi z głowy. Czy to znaczy, że ma zepsute myśli? TOMASZ: Ale opowiedz o wrażeniach z przedstawienia „Miłość i gniew”. Tę samą sztukę graliście na wasz dyplom. I jakie przemyślenia po latach? PIOTR: Dziwne uczucie, ale zauważyłem podczas oglądaTomasz Karolak nia, że pamiętam nawet sposób akcentowania. Ale w ogóle PODSŁUCHUJE: nie pamiętam założenia swojej roli, co ja tam miałem zaAnna Kozłowska grać. Obejrzałem ją dopiero po latach i oczywiście przypomniałem sobie, o czym jest. Ale nic nie pamiętam emocjonalną pamięcią, moją pamięcią aktorską. Doszedłem do wniosku, że musiałem to źle grać, ponieważ pamiętam tylko poszczególne tony, w których mnie wytresował reżyser. TOMASZ: Nie przejmuj się, Żebrowski grał gorzej. On tak duł, że swoim duciem wszystkich postawił pod ścianą. Ale Agnieszka Krukówna grała pięknie. PIOTR: A dziś widziałem tę samą postać Alison, co w naszym dyplomie. I zobaczyłem, że ci młodzi ludzie są jeszcze nieopierzeni, tak jak my 10 lat temu. Dawniej buntowałem się, gdy słyszałem od profesora Zapasiewicza, że aktorem to można być po 10 latach pracy. Dzisiaj zrozumiałem, że oni są utalentowani i będą dobrymi aktorami. Ale jeszcze nie teraz. TOMASZ: Bo żeby o czymkolwiek coś powiedzieć, musisz coś w życiu przeżyć. PIOTR: Ale też pamiętaj, że młodzi ludzie muszą się odblokować, żeby wydobyć prawdziwe emocje. Choć na dobrą sprawę są cztery podstawowe emocje. TOMASZ: Ja mam osiem. PIOTR: Dlaczego? Bo żeby o czymkolwiek TOMASZ: No bo ja mam dziecko (śmiech). coś powiedzieć, musisz Kadr z filmu „Forrest Gump”. Na zdjęciu Robin Wright Penn i Tom Hanks

coś w życiu przeżyć.


LINKkultura „Łucja trochę się przestraszyła, ale jednocześnie była ciekawa i podniecona. Między czarnymi pniami drzew wciąż widziała otwarte drzwi szafy, a nawet kawałek pustego pokoju. (...) Kiedy po blisko dziesięciu minutach doszła do światła, przekonała się, że to świeci latarnia na słupie. (...) Wkrótce potem bardzo dziwna postać z parasolem wynurzyła się spomiędzy drzew i weszła w krąg światła rzucany przez latarnię. (...) Był to faun. Kiedy zobaczył Łucję, tak gwałtownie podskoczył z wrażenia, że wszystkie paczki wypadły mu z rąk”

Latarnia w środku lasu Szymon Kiżuk

Podobno wszystko zaczęło się od wizji fauna, niosącego pod pachą pakunek książek. Tak narodziła się jedna z najcudowniejszych opowieści literatury.

Szymon Kiżuk, dziennikarz, czasem bloger, czasem fotograf. Dumny ze swych krzyżackich korzeni (pochodzi z Torunia). Obserwuje i pisze – ostatnio przeważnie o Irlandii Północnej, ale nie tylko.

Kiedy Clive Staples Lewis miał szesnaście lat, często chodził do pobliskiego lasu w Crawfordsburn, mijając gdzieś po drodze oryginalną starą latarnię. W jej świetle miała się pojawić w wyobraźni młodego chłopca postać z niecodziennej krainy. Magiczny świat Narni jednego z najwybitniejszych synów Belfastu Clive’a Staplesa Lewisa tak naprawdę zaczął powstawać, gdy Clive był małym chłopcem. Opowieść o cudownej krainie ukrytej za drzwiami starej szafy to nie tylko bajkowa historia, ale i świadectwo duchowych poszukiwań Lewisa, który przeszedł trudną wewnętrzną drogę od zerwania z chrześcijaństwem, przez twardy agnostycyzm, aż do odnalezienia się w anglikanizmie. Rodzina C. S. Lewisa przybyła do Irlandii Północnej w XIX wieku z południowej Walii. Jego ojciec był prawnikiem, któremu nieobce były także zainteresowania artystyczno-literackie, literaturą zajmowała się też matka. Dom był pełen książek, ale zainteresowania rodziców były dość różne od tego, co narodziło się z czasem w wyobraźni chłopca. Jak pisze Michał Błażejewski w „Portrecie

24 | grudzień 2008 | December 2008

pisarza” – rodzice byli poukładani i solidni, nie istniały dla nich krainy elfów. Clive urodził się w 1898 roku. Rodzina najpierw mieszkała w Dundela Villas pod Belfastem, potem przeniosła się do Little Lea – kilkanaście mil dalej.

Obrazy w głowie Tam upłynęły najpiękniejsze lata dzieciństwa Clive’a. Kiedy miał sześć lat, w Little Lea urządził mały kącik pisarski. Pisał o zwierzętach zachowujących się jak ludzie oraz dzielnych rycerzach. Gdzieś już wtedy rodziła się daleka i odległa jeszcze wizja Narni. „Obrazy same zjawiają się w mojej głowie – ja tylko piszę o nich książki” – mówił po latach pisarz. Dużo czytał. Często były to dziwne pozycje, jak dla bardzo młodego czytelnika. Clive, na przykład, w wieku dziesięciu lat uważnie studiował „Raj utracony” Miltona. Ślady tej lektury można odnaleźć w dzienniku prowadzonym przez ekscentrycznego chłopca. Wcześnie jednak skończyły się beztroskie czasy. Gdy Lewis miał dziesięć lat, po operacji nowotworu umarła jego matka. Chłopiec trafił do Watford, do typowej angielskiej szkoły z internatem, co było dla niego przeżyciem głęboko traumatycznym. Szkoła okazała się bowiem kwintesencją wszelkich złych cech, zresztą jeden z jego nauczycieli został później skazany za znęcanie się nad uczniami.

www.linkpolska.com


Walka z ateizmem

Po udziale w pierwszej wojnie światowej i studiach w Oksfordzie, został tam przez następne trzydzieści lat. Zaprzyjaźnił się z J. R. R. Tolkienem, który ponoć właśnie na postaci Lewisa wzorował zachowanie „niepochopnych” entów. Lewis miał zwyczaj wypowiadać się właśnie tak, jak znani z trylogii ludzie drzewa: powoli, z namysłem, dostojnie i bez emocji... Lewis razem z Tolkienem

„Podczas wykładów Lewis walczył z ateizmem z podobną żarliwością, z jaką walczył z Bogiem w swej wczesnej twórczości” działali w nieformalnej grupie dyskusyjnej Inklingów (Przeczuwających), gdzie rozmawiano o roli i kształcie literatury. Rozmowy te wpłynęły też na powrót Lewisa do chrześcijaństwa.

www.linkpolska.com

Pisarz zaangażował się w życie duchowe. Na antenie BBC prowadził cotygodniowe krótkie prelekcje na tematy teologiczne. Podobne spotkania prowadził też na uczelni. Podczas tych wykładów walczył z ateizmem z podobną żarliwością, z jaką walczył z Bogiem w swej wczesnej twórczości. Na łamach „The Guardian” publikował „Listy starego diabła do młodego”, w których o problemach zbawienia duszy ludzkiej rozprawiały diabły – stary udzielał młodemu rad, jak doprowadzić do piekła duszę chrześcijanina... Cykl „Opowieści z Narni”, które napisał, gdy był już profesorem literatury średniowiecznej i renesansowej w Cambridge, to także w jednej z wielu interpretacji metafora chrześcijańskiej wiary. Król Narni – Lew Aslan składa dobrowolną ofiarę ze swego życia, by uchronić krainę przed złem, a potem powraca, „wstając z martwych”, by triumfalnie zasiąść na tronie. Po drugiej wojnie światowej zatwardziały kawaler Lewis spotkał Joy Gresham, której w końcu postanowił powiedzieć „tak”. Związek ten nie zaczął się zwyczajnie – najpierw był bardzo intelektualny. Kiedy Joy poznała bliżej Lewisa, jej małżeństwo rozpadało się. Ona zbliżała się do czterdziestki, Lewis miał już ponad sześćdziesiąt lat. Dopiero po czterech latach znajomości, w 1956 roku, Joy (już po rozwodzie) i Clive zawarli związek małżeński. A rok później wykryto u Joy początki raka kości. Ta sama choroba, która zabrała Lewisowi matkę i ojca, zabiła Joy Gresham w 1960 roku. Do Irlandii Północnej Lewis na dłużej nie wrócił już nigdy – po śmierci ojca w 1930 roku sprzedał Little Lea. Został pochowany w Oksfordzie.

Narnia pod Belfastem Dzisiaj, po ponad osiemdziesięciu latach od tamtych dni, kiedy przyszły pisarz wspinał się z piasków plaży nad prowadzącą do Belfastu zatoką, ten las nie jest już taki dziki, wydeptane ścieżki zastąpiły szlaki sypane tłuczniem, ale gdzieś wciąż czuć zapach Narni. Wciąż rosną wielkie drzewa otulone kożuchem bluszczu, między głazami przepływają strumyczki. Czasem aż wydaje się, że gdzieś zza zarośli, za zakrętem ścieżki wyjdzie faun z paczką książek. A latarnia, która zabłysła w magicznym lesie Narni, stoi dziś podobno przy jednym z domów przy Holywood Road w Belfaście.

Jad Charliego

DOBRA KSIĄŻKA

LINKkultura

Aleksandra Łojek-Magdziarz

Charlie Brooker strzyka jadem. Wolno mu, bo jest wielbionym felietonistą „The Guardian”. Obcesowy i bezczelny, krytykuje wszystko i wszystkich. Konsekwentna miłość brytyjskich czytelników pchnęła go do tego, że wydał kolejny zbiór swoich felietonów, w których na strzępki rozdziera polityków, neurotycznych rodziców, fanatyków religijnych i samego siebie. O „Daily Mail” pisze, że jest to „niekoniecznie gazeta, a raczej sprzedawany na raty przewodnik po umyśle idioty”, przeciwników teorii Darwina opisuje jako „wylegujące się na kanapach ofiary poważnego wylewu krwi do mózgu, które oglądając «Gdzie jest Nemo» na DVD wierzą, że opowieść tocząca się na ich oczach jest prawdziwa, ekran wypełniony jest wodą i gadającymi rybkami, a rzeczywistość tak naprawdę składa się z nich i Nemo”. Brooker słynie z niekonwencjonalnych pomysłów. Gdy w Londynie wprowadzono opłatę za wjazd autem do centrum i nie wszyscy kierowcy zawracali sobie nią głowę, Brooker zaproponował zatrudnienie snajpera. Oczywiście, jak sam przyznał, mieszkańcy Londynu nadal nie będą się niczym przejmować, dopóki snajper nie odstrzeli paru łamiących prawo śmiałków. Nie jednego, tylko od razu kilku dla zrobienia większego wrażenia. Potem tylko należy zamontować w wielu miejscach tabliczkę z napisem „Uwaga! On patrzy!”. Przy lekturze Brookera warto mieć przy sobie słownik angielskich wulgaryzmów. Ale nie tych najgorszych, bo Charlie przeklina bardzo twórczo.

Charlie Brooker, The Dawn of the Dumb: Dispatches from the Idiotic Frontline (Poranek głupców - doniesienia z frontu), Faber and Faber 2007, cena £9,99


LINKreklama

Tajemnica smaku polskich wędlin

Polska żywność na Wyspach to nie tylko ta sprowadzana z ojczyzny. To również ta produkowana tutaj, z lokalnych składników. Na czym więc ta jej „polskość” polega? Czy produkowana tutaj żywność może być nawet lepsza od tej polskiej? Na to oraz kilka innych pytań odpowiada Tomasz Michalski, współwłaściciel zakładu „Kabanos”, który już od półtora roku produkuje polskie wędliny w północnoirlandzkim Coleraine. cy do legalnej produkcji pod pełnym nadzorem rynku jest wiele odmian kiełbasy, ale wszystkie Piotr Julecki: W jaki sposób udaje wam się uzysanitarnym. Numer ten upoważnia również do smakują właściwie tak samo. Filozofią dużych skać smak polskich wędlin w Irlandii Północnej? eksportu za granicę i znajduje się na etykietce zakładów jest, że produkt ma przede wszystkim Tomasz Michalski: Utrzymujemy bardzo silne każdego naszego produktu. Jeśli jakaś firma nie ładnie wyglądać i być jak najtańszy, aby mógł kontakty handlowe z ojczyzną, ponieważ reguposiada takiego numeru, oznacza to, że produkonkurować z innymi. Dopiero od niedawna odlarnie zaopatrujemy się tam w przyprawy niekuje nielegalnie. radzają się w Polsce małe masarnie, które zazbędne do produkcji polskich kiełbas. 26 rodzaPJ: Produkcja to jeszcze nie wszystko, trzeba miast na cenę stawiają na jakość. Taka jest rówjów polskiej kiełbasy to nasz okręt flagowy... również zapewnić zbyt towarów... nież nasza dewiza. Ludzie dość już mają bezPJ: Rozumiem, że wyroby są produkowane z TM: Tak. I dlatego oprócz własnego sklepu firsmakowych wędlin, wolą zapłacić trochę więcej, irlandzkiego mięsa, ale z polskimi przyprawami? mowego „Kabanos”, który otworzyliśmy TM: Tak. Cała tajemnica smaku polskiej w Coleraine, nasze wędliny trafiają rówkiełbasy tkwi w przyprawach. Są nie do nież do sieci tutejszych supermarketów, zastąpienia. Pomijając już trudności i takich jak Centra, Spar czy Super Valu i koszty dostarczenia mięsa z Polski, muoczywiście do polskich sklepów. szę powiedzieć, że tutejsze jest znacznie PJ: Jakie macie plany na przyszłość, tę lepsze gatunkowo i mniej tłuste. bliższą i tę dalszą? PJ: Ale przecież my, Polacy, uważamy, że TM: W tej chwili skupiamy się na pozyprodukty naturalne mamy najlepsze… skiwaniu odbiorców ze Szkocji oraz ReTM: Nic bardziej mylnego. To właśnie w publiki Irlandii. Rynek północnoirlandzki Polsce obecnie stosuje się do wyrobów właściwie mamy opanowany, a poza mięso gorszej jakości. Ponieważ więktym deklarowaliśmy, że będziemy dużo szość małych zakładów upadła, zostały eksportować. Chcemy również produtylko te duże, idące na masową produkkować i sprzedawać więcej wędlin plację, stosujące niższej jakości mięso, za 26 rodzajów polskiej kiełbasy to nasz okręt flagowy... Na zdjęciu sterkowanych. to tańsze. Chodzi o to, aby produkować Tomasz Michalski i Robert McAfee - właściele firmy Kabanos PJ: Dziękuję za rozmowę. jak najtaniej, ale dużo i w ten sposób geTM: Ja również i pozdrawiam czytelników magaale jeść naprawdę smacznie. Dlatego nasze wynerować jak najwyższe zyski. Efekt jest taki, że zynu „Link Polska”. roby jakością wygrywają ze sprowadzanymi do na półkach sklepowych coraz częściej widzimy Piotr Julecki tutejszych supermarketów wędlinami z Polski. ładnie zapakowane plasterki szynki, która jedPosiadamy również numer E.E.C. uprawniająnak smakiem bardziej przypomina trociny, a na


LINKhistoria

Koniczynowe pląsy Piotr Miś, dziennikarz, prawnik. Wielbiciel historii, pieniędzy oraz płci przeciwnej. Z redakcją związany od początku powstania magazynu. Obecnie mieszka w rodzinnej Łodzi.

„Comhlan” z Krakowa, „Ellorien” z Wrocławia czy toruński „Kells” to jedne z licznych polskich zespołów tańca irlandzkiego. Swe umiejętności prezentują na specjalnie organizowanych festiwalach koniczynowych pląsów, jak Warsaw Fies lub krakowski Ista Fies. Polska nie jest wyjątkiem. Wśród fascynatów można znaleźć przedstawicieli wielu światowych nacji, od USA po Rosję. Podobna siła i zasięg oddziaływania związane są niezaprzeczalnie z wielowiekową tradycją, która w swych początkach sięga czasów starożytnych.

Celtowie należeli do ludów posiadających świetnie rozwiniętą cywilizację. Choć pewnie Rzymianie, jak to mieli w zwyczaju, uznaliby ich za nieokrzesanych barbarzyńców. Z zaawansowaniem cywilizacyjnym wiąże się wszelako „syndrom pełnego brzucha”. Nowe narzędzia, techniki uprawy roli sprawiają, że można mniej pracować, a odłożone grosiwo przepić lub, jak kto woli, przetańczyć. Celtowie preferowali zapewne obie te czynności na raz. Poprzestańmy jednak na tańcu. Najwcześniejsze o nim podania giną w mroku dziejów. Mimo wysiłku tutejszych mnichów, trawiących swe żywoty na modłach, kopiowaniu wszelakich tekstów, jakie wpadły im w ręce oraz opisywaniu rozmaitych zjawisk kulturowych. Gros z tej pracy wzięło w łeb, gdy na Wyspę raczyli zawitać przybysze, których głównym hobby były gwałt i pożoga - wikingowie. Puścili z dymem wszystkie niemal księgi dotyczące tańca. Na szczęście ma on to do siebie, że lepiej go uprawiać niż o nim czytać. Koniczynowi wyspiarze czynili to skwapliwie, dzięki czemu zachowali swe tradycje mimo zniszczeń. Pozwoliło to na ich odrodzenie po klęsce wikingów pod Clontarf, zadanej przez króla Briana Boru. Przybysze zmuszeni do osiadłego życia miecz zamienili na stragan, a zbójecką energię na żądzę zysku. Irlandczycy natomiast mogli już pląsać do woli. Sprzyjały temu narodziny tzw. feisanna. Na te swoiste targi połączone z zawodami tanecznymi zjeżdżała z okolicznych miasteczek i wiosek cała koniczynowa brać. Oprócz zaopatrzenia w niezbędne wyroby rzemiosła, można tam było poopowiadać o starych bojowych Irlandczykach, napić się i ponarzekać na gderliwe żony, leniwych wyrostków, sromotę doczesnego żywota oraz władców ciemiężycieli. Ale przede wszystkim odreagować troski w tańcu. I tak przez setki wiosen do dzisiaj. Każdy przeto zwolennik czystego, nieskalanego żywota, stroniący od uciech wszelakich jako od diabelskiej przypadłości, powinien zaakceptować jedną niezaprzeczalną prawdę. Umiłowanie rozrywek zakotwiczone bez wątpienia mocno i gruntownie w irlandzkiej duszy oraz sposobie bycia doprowadziło przez wieki wypitej whiskey i wytańczone kilometry do zachowania nam owej tradycji do dzisiaj.

www.linkpolska.com

Oto jest niepodważalny wkład zielonego narodu dla europejskiej... co ja mówię, światowej cywilizacji! Po zadomowieniu się na Szmaragdowej Wyspie kolejnych, tym razem angielskich zbrojnych turystów, wszelkie obyczaje celtyckie zaczęły ponownie zanikać. Zakazywano w owych latach wielu rzeczy. Od edukacji katolickich dzieci po grę na tzw. uileann pipes (dudach irlandzkich). Trudno jednak zabronić tańca, a ten jest świetnym nośnikiem tradycji. Pojawiają się

Taniec irlandzki jest świetnym nośnikiem tradycji

tańce grupowe, jak jigi, Rince Fada, w którym pary skierowane są naprzeciw siebie. Jak również (chyba niebezpieczne) sword dances (tańce z mieczami) lub Irish Hey – wykonywane w okręgu. Wszystkie skoczne i żywiołowe, charakterystyczne, zdawałoby się, bardziej dla południowej Europy niż jej północnych krańców. Na przekór zakazom w XVIII wieku na arenę dziejów, czy też w tym wypadku raczej scenę lub parkiet dziejów, wkraczają tzw. Mistrzowie Tańca (Dance Masters). Każdy z nich chadzał od wioski do wioski, a rodzina, którą wybrał na swoją „ofiarę”, musiała takiego ugościć i żywić przez kilka tygodni. W dodatku miała jego wizytę za wielki honor, zaszczyt i powód do wioskowego prestiżu. Poza tym, na koniec pobytu, w czasie tzw. nocy korzyści, cała osada zrzucała się na wynagrodzenie dla owego specjalisty. Ponoć w niezłej jak na tamtejsze stosunki wysokości. Oprócz tańca Mistrzowie

uczyli również fechtunku. Bardzo przydatnego, zwłaszcza w kontaktach z sąsiadami z pobliskiej Anglii. Zakładali także szkoły, z których najznamienitsze powstały w Cork, Limerick czy hrabstwie Kerry. W okresie działalności Mistrzów, oprócz rozpowszechnienia i doprecyzowania zasad dawnych tańców, doszło do powstania wielu nowych. Popularny był zwłaszcza tzw. Cake Dance (taniec wokół ciasta), będący swoistą rywalizacją o umieszczony w środku grupy wykonawców smakołyk. Upowszechnił się także zwyczaj tańczenia z rękoma ułożonymi sztywno wzdłuż tułowia, zamiast wcześniejszej gestykulacji. Miało to ponoć wynikać z konieczności ukrywania się przed Anglikami. Często w ciasnych pomieszczeniach, gdzie wymachiwanie kończynami mogłoby narazić na guza koniczynowego współtowarzysza. Stroje wykonawców były raczej skromne. Mistrzowie we frakach, kapeluszach, bryczesach, białych pończochach i obowiązkowo w czarnych butach z ogromnymi sprzączkami. Tancerki w płaszczach z kapturami z dominującymi kolorami białym i zielonym. Jak ognia unikano czerwonego, kojarzonego z Anglikami. Odrodzenie w irlandzkiej literaturze i powstanie Ligi Gaelickiej z końca XIX wieku oznaczało ponowny rozkwit irlandzkiej kultury. Wówczas już nieco zapomnianej i zakurzonej. W tańcach doprecyzowano reguły i kroki, których poprawności strzec miała utworzona w 1929 roku Komisja Tańca Irlandzkiego. Kontrolująca do dzisiaj wszystkie liczące się, nie tylko irlandzkie, ale także polskie i inne światowe zespoły tańca. Nadchodzący bal sylwestrowy jest świetną okazją na pożegnanie starego roku jednym z pradawnych irlandzkich tańców. Imprezę można zacząć samodzielnie, dając pokaz lekkiego softshoe (taniec w miękkich butach). Później nieco z przytupem, prezentując tap dance, czyli step irlandzki. W kolejnej fazie rozbawienia gości można spróbować tańca setowego, nawiązującego do francuskich i wykonywanego parami. A na koniec, gdy ferajna pozbawiona wszelkich zahamowań, doskonały będzie tzw. taniec grupowy, jak jigi lub Rince Fada, i tak do rana, i jeszcze dłużej.

December 2008 | grudzień 2008 | 27


Sklepy życzą udanych zakupów oraz Wesołych Świąt!

z Politą będziesz miał

udane święta!

Zapewniamy

najniższe ceny w Belfaście!

Adresy sklepów: POLITA, Unit 1, 156 North Street, Belfast, BT1 1LF

nowy adres!

wnard

s Rd

Alb

ge

rid

b ert

rS t

ate

Co nn sw

Newto

Rib

(blisko Connswater Shopping Centre)

ble

St

POLITA, 366 Newtownards Road, Belfast, BT 4 1HG Rd

Connswater Shopping Centre

EUROPEAN DELICATESSEN, 5 Central Avenue, Bangor, BT20 3AF

ⅴ ⅴ ⅴ ⅴ ⅴ ⅴ ⅴ

U nas kupisz: Karp, Śledzie Twaróg na sernik Masa makowa Kapusta kiszona Ogórki kiszone Kiełbasa do bigosu Ciasta na zamówienie


LINKfelieton

Śnieg w szklance zmieniało kolory, deformowało dźwięk. Gdy ktoś otwierał drzwi i wpuszczał z zewnątrz chłodną bryzę, wszyscy milkli. Niektórzy odwracali się w jego stronę i z zachmurzonymi minami mierzyli intruza od stóp do głów. Inni kulili się tylko, a ich twarze wykrzywiał grymas cierpienia i obrzydzenia. Dopiero po kilku sekundach wszystko wracało do normy. Apogeum mojej nienawiści do tego białego… przypada na ostatnie lata studiów. Wtedy to wynająłem śliczne mieszkanko przy ulicy Kościuszki i w zamian za znaczną obniżkę czynszu zgodziłem się pełnić obowiązki gospodarza domu, czyli ciecia. Jeszcze było ciemno, gdy dygocący wysuwałem się z ciepłej pościeli i z wielką łopatą w ręce stawałem przed bramą kamienicy. Na moich ustach zamarzały złorzeczenia, przy których milkły ptaki, a psy z podkulonymi ogonami chowały się w bramach. I zaczynałem nierówną walkę. Sam z łopatą w z góry przegranej bitwie. Ja przeciwko milionom, ba, miliardom otaczających mnie filigranowych żołnierzy, którzy na ziemi, pod twardą stopą przechodnia, zamieniali się w twardy jak kamień lód. Walczyłem i przegrywałem. Gdy kończyłem odśnieżać jedną część chodnika, na innej, odśnieżonej chwilę wcześniej, ze zgrozą odkrywałem niewielką, lecz stale rosnącą powłokę białego przekleństwa. Wyglądało to jakby ziemia pleśniała. Z niecierpliwością śledziłem prognozy pogody w oczekiwaniu na pierwsze pierwiosnki. Z tym większą satysfakcją oglądałem pod koniec marca resztki białej armii. Już nawet nie białej. Osmolone samochodowymi spalinami, pokryte pomarańczowym kożuchem niedopałków, zhańbione niedobitki dumnych zasp przytulały się do przyulicznych drzew. Nie były już groźne, zdychały. Moje serce rosło. Od kilku lat nie ma śniegu w moim życiu – z pewnością tak jest lepiej. To znaczy jest trochę, ale niewiele. Tak w sam raz. Czasem myślę sobie, że to nawet nie o śnieg chodzi, tylko o ilość, o proporcje. Teraz zdarza mi się nawet lubić śnieg! I to jaki?! Ciężki, wodnisty, marcowy, składający się z kawałeczków lodu! Najważniejsze, żeby wypełniał szklankę w trzech czwartych pojemności. Całość dopełniamy białym rumem, sokiem z limonki i syropem cukrowym. Większe ilości śniegu wolę oglądać w telewizji...

Fot. Mary Supe

Maciej Przybycień, dziennikarz, redaktor, publicysta, absolwent polonistyki krakowskiej Akademii Pedagogicznej. Współpracował z telewizją BBC podczas tworzenia programu dokumentalnego dotyczącego środowisk polonijnych w Hull.

Nie lubię śniegu. Nigdy nie lubiłem. No może kiedyś w dzieciństwie, dopóki jeździłem na sankach. Jak mi się połamały, to przestałem lubić śnieg. I nie lubię go do dzisiaj. Pamiętam wczesnozimowy wieczór. Byłem w szóstej, może siódmej klasie podstawówki, a to były pierwsze opady tamtej zimy. W żółtym świetle ulicznych latarni pojawiły się miliony płatków. Moi koledzy oszaleli, biegali jak w amoku. Na wywieszone jęzory próbowali łapać pojedyncze śnieżynki. Co bardziej zdesperowane indywidua wybierały śnieg zza wycieraczek zaparkowanych samochodów i usiłowały lepić śnieżki, później rzucały nimi do koleżanek. Nie trzeba chyba dodawać, z jakim skutkiem. W trupio bladym świetle wirujące płatki wyglądały jak łupież. Przerażające i żałosne. Zdegustowany oglądałem to osobliwe widowisko. Przecież śnieg jest nieprzyjemny, rozmyślałem. Jest zimny i mokry; co gorszego można sobie wyobrazić? Wiedziałem także, że śnieg jest niebezpieczny; równie łatwo ginęli w nim zabłąkani pijacy, jak i niezwyciężone armie. Śnieg nawet nie ma koloru, myślałem i nikt nie był w stanie mnie przekonać, że biały to kolor. Biało jest właśnie wtedy, jak żadnego koloru nie ma. Nienawiść do białego puchu (co za idiotyczna nazwa) zabrałem ze sobą na studia. W przemoczonych butach przemykałem między instytutami, barami i akademikiem. Nieraz, gdy za oknami biblioteki szalała śnieżna wichura, zgrabiałymi, czerwonymi z zimna palcami przerzucałem wytłuszczone stronice, zgłębiając tajemnice ludzkiej myśli. Z niepokojem patrzyłem wtedy na okno. I mimo że odległość pomiędzy barem a biblioteką nie była specjalnie duża, na miejsce docierałem kompletnie przemoczony. Najprzyjemniej było właśnie w barach. Klienci siedzieli na wysokich stołkach, zazwyczaj twarzami do baru a tyłem do drzwi. Ich ubrania wolno tajały i parowały. Nowi, wchodzący dopiero do środka, z niesmakiem otrzepywali się ze śniegu. Później, na przemian, to chuchali w dłonie, to energicznie je rozcierali. Błogość na ich twarzach przychodziła chwilę później, nad szklaneczkami gorącej żołądkowej, w których pływały fikuśnie przybrane goździkami plastry cytryny. Wszechobecna para mieszała się z tytoniowym dymem. Mokre, ciepłe i lepkie powietrze

www.linkpolska.com

November 2008 | listopad 2008 | 29


LINKwiedza

Pytania naiwne i wcale nieproste Opracowały: Aleksandra Łojek-Magdziarz Sylwia Stankiewicz Ulubione pytanie dzieci to: „Dlaczego?”, zwłaszcza zadawane w seriach. Pytanie to i inne pochodne stanowią świetny tester na cierpliwość rodzicielską. Jeden z wybitniejszych polskich satyryków Antoni Słonimski napisał kiedyś żartobliwie, że rekord wytrzymałości w maratonie pytań należał do pewnej matki, która uderzyła dziecko dopiero po trzydziestym pytaniu z kolei, które brzmiało: „Dlaczego mamusia gryzie termos?”. Dorosłym odebrano prawo zadawania prostych pytań, choć to właśnie oni są pierwszą linią frontu, gdy dziecięca ciekawość zostanie rozbudzona. Muszą znajdować odpowiedzi na pytania w okamgnieniu i bez wahania. A przecież i nas nurtują różne problemy, których rozstrzygnięcie niekoniecznie padło na lekcjach fizyki czy geografii w szkole… albo na które kiedyś nie odpowiedzieli nasi rodzice. Oto próbka takich pytań.

Dlaczego dzięcioła nie boli głowa od stukania? Bo mały skądinąd mózg dzięcioła znajduje się w dużej czaszce wypełnionej płynem. Dlatego dzięciołowe kompulsywne stukanie nie doprowadza go do szału. Inaczej ma się sprawa z istotą ludzką, która w obecności dzięciołowego stukania może zacząć kontemplować morderstwo na ptaszku, zwłaszcza gdy sama ma migrenę.

Dlaczego siwieją nam włosy? Bo z wiekiem wytwarzamy mniej pigmentu. Siwienie jest indywidualne, ale nie dajmy się nabrać na zdjęcia gwiazd czy innych znanych postaci, które nie mają siwych włosów, a liczą sobie więcej niż …dzieści lat. Farby z pewnością skrywają srebrne nitki.

Czy ryby piją wodę? Tak. I mają jej zawsze pod dostatkiem. Co ciekawe, ryby słonowodne piją więcej wody od słodkowodnych.

Jak działa wykrywacz kłamstw? To proste – wykrywa zmiany w temperaturze ciała i jej potliwość. Gdy człowiek kłamie, zmienia mu się rytm serca, poci się bardziej niż zwykle. Ale nie zawsze. Niektórzy ludzie potrafią oszukać i wykrywacz kłamstwa, dlatego zeznania przy użyciu tego urządzenia nie są traktowane jako dowód.

30 | grudzień 2008 | December 2008

Dlaczego w Bałtyku nie występuje zjawisko pływów? Występuje, ale bardzo małe – pływy dochodzą maksymalnie do kilkudziesięciu centymetrów rocznie. Jest to bowiem bardzo płytkie morze typu śródziemnego (czyli znajdujące się na kontynencie), więc nad Bałtykiem można spać spokojnie w przeciwieństwie do plaż Morza Północnego, gdzie lepiej nie spać, ale i tak się raczej nie da, bo za zimno.

Dlaczego człowiek śni? Tego tak do końca nie wie nikt. Jedyne, co na pewno wiadomo to fakt, że mózg bezustannie potrzebuje stymulacji, by pracować. Wiadomo też, że sny pojawiają się w fazie REM (szybkich ruchów gałek ocznych – Rapid Eye Movement) i że Freud mocno przesadził, co ładnie sparafrazował Antoni Słonimski, pytając: „Wiem, że jeśli mi się śni szafa, oznacza to organy żeńskie. Ale jeśli mi się śnią organy żeńskie, czy oznacza to szafę”?

Dlaczego papryczki chilli są ostre? Bo atakują je rozmaite mikroorganizmy. Owady rzeźbią w skórce warzywa otworki, które ułatwiają drogę infekcjom grzybiczym. Grzyby dostają się do środka i niszczą nasiona, więc rozmnażanie papryczek staje się wtedy niemożliwe. Dlatego papryczki wykształciły ostry smak, żeby owadom skołowaciały owadzie języki (czyli różnego rodzaju ssawki i inne trąbki).


LINKwiedza Czy w kosmosie jest głośno? Nie. W kosmosie panuje głucha cisza. Dźwięk nie może się poruszać w próżni, zatem wszystkie filmowe statki kosmiczne hałasują tylko w wyobraźni rozmaitej maści twórców.

Dlaczego kobiety rzadziej chrapią niż mężczyźni? Bo nie mają przerośniętej krtani i smuklejszą (zazwyczaj) szyję, wyjąwszy może niektóre pływaczki z byłego bloku wschodniego. To sprawia, że powietrze przepływa dużo łatwiej. Chrapanie dopada zwykle kobiety dopiero po menopauzie, bo wtedy spada ilość estrogenów w organizmie. Utrata tych hormonów powoduje, że mięśnie wokół gardła i krtani wiotczeją.

Dlaczego podróż samolotem ze wschodu na zachód trwa dłużej niż z zachodu na wschód? Dzieje się tak z powodu wiatrów, które w górnej warstwie atmosfery zawsze wieją z zachodu na wschód. Dlatego, gdy samolot leci w odwrotną stronę, musi walczyć z wiatrem.

chemicznych to gazy, które wydobywają się z cebuli. Brzydki zapach to zatem nic innego, jak gazy cebulowe, świadczące zresztą o tym, że warzywo jest prawidłowo trawione.

Dlaczego wilki wyją do księżyca? Przede wszystkim wilki w ogóle lubią wyć i nie potrzebują do tego szczególnych powodów, choć oczywiście czasami lubią wyć bardziej, a czasami mniej. Wyją towarzysko, rekreacyjnie, czasem z żałości, a czasem z radości. Mitem jest jednak fakt, że szczególnie chętnie wyją do księżyca. W jaśniejsze noce wilki są po prostu bardziej aktywne, więc wydawać się może, że tak się dzieje. A poza tym to lepiej brzmi, gdy się siada do pisania horroru.

Dlaczego wiatr wieje? Z powodu różnic w ciśnieniu atmosferycznym. Lokalne wiatry charakterystyczne dla różnych terenów noszą interesujące nazwy: doctor wieje w tropikach, halny w górach południowej Polski, afganiec w Tadżykistanie (ale nie odwrotnie) i helm w północnej Anglii.

Dlaczego alkohol nie zamarza?

Dlaczego sępom zdarza się zwymiotować?

Zamarza, tylko potrzebuje niższej temperatury niż woda. Alkohol etylowy zamarza w temperaturze ok. minus 114 stopni Celsjusza. Wszystko zależy od zawartości alkoholu w danym płynie. Niskoprocentowe napoje, jak piwo, mogą zamarznąć w zamrażarce. Wysokoprocentowe raczej nie, bo temperatura w standardowej zamrażarce nie jest aż tak niska.

Co to jest słuch doskonały i dlaczego jedni go mają, a inni nie? Ktoś, kto jest obdarzony słuchem absolutnym, potrafi zawsze określić wysokość słyszanego wdzięku, nie dysponując żadnym odniesieniem. Nie wiadomo, dlaczego jedni go mają, a inni nie. Ze znanych postaci słuch absolutny mieli Fryderyk Szopen i Mozart. I wcale nie jest to takie przyjemne – osoba ze słuchem absolutnym może bardzo cierpieć, słuchając prób wokalnych innych ludzi. Albo gdy dziecię sąsiada trenuje wprawki na pianinie.

Co się stanie, jeśli w samochód strzeli piorun? Samochód nadaje się wówczas tylko na złom, ale pasażerowie, poza oczywistym szokiem psychicznym, pozostaną nietknięci. I mają potem wiele do opowiedzenia, co jest jedyną zaletą zdarzenia. Dzieje się tak, nie tylko dlatego, że samochód ma gumowe opony, ale dlatego też, że stanowi tzw. puszkę Faradaya, która blokuje zewnętrzne pola elektryczne i chroni przed wyładowaniami elektrostatycznymi. Ale nadal uderzenie pioruna w samochód będzie bardzo nieprzyjemnym przeżyciem.

Dlaczego po zjedzeniu cebuli zapach, który wydobywa się z ust, jest nieprzyjemny? Z powodu chemikaliów, które znajdują sie w komórkach cebuli. Uwalniają się one, kiedy cebulę przegryzamy (albo kroimy), a kiedy warzywo przeżute już mocno znajdzie się w żołądku, nasze soki żołądkowe dalej nad nim pracują. Część tych związków

Sępy mają bardzo niedobry PR. Tymczasem to wrażliwe istoty, których jedyną wadą jest to, że żywią się padliną. Podobnie jak człowiek, tylko ten lubi dodatkowo padlinę posypać ziołami i usmażyć, wyjąwszy naturalnie tatara. Sępy są tak delikatnej konstrukcji psychicznej, że kiedy sępa przestraszyć – wymiotuje.

Czy na półkuli północnej tornada kręcą się w inną stronę niż na półkuli południowej? Tak. Na półkuli południowej tornada wirują zwykle zgodnie z ruchem wskazówek zegara, zaś w stronę przeciwną na półkuli północnej. Gdyby ktoś zatem obudził się pewnego dnia, nie wiedząc, gdzie się znajduje, a dzień wcześniej miał przy sobie kartę kredytową, wystarczy mu maleńkie tornado, by określił półkulę. Zdarza się jednak czasami, że zdziczałe tornado rotuje wcale nie tak, jak być powinno – na szczęście bardzo rzadko.

Dlaczego zwierzęta mogą przeczuć niektóre klęski żywiołowe? Do dziś nie wiadomo. Istnieją dwie teorie – że zwierzęta wcześniej od człowieka czują wibracje ziemi, a druga teoria mówi, że wyczuwają zmiany elektryczne w powietrzu. Zatem, jeśli ktoś mieszka w strefie sejsmicznej, niech bacznym wzrokiem obserwuje swojego kota.

Dlaczego ogórek nie śpiewa? Zapytał kiedyś Gałczyński i nie wiedział, jak się myli. Choć nieznane są jeszcze ogórkowe arie, to fizycy dowiedli, że ogórek kiszony może zaśpiewać, gdy zostaną spełnione następujące warunki: w czubki 4 ogórków kiszonych należy wbić po 2 gwoździe – jeden cynkowy, jeden miedziany. Następnie łączy się je drutem z klamerkami. Gdy dotkniemy nimi np. pozytywki, urządzenie zaczyna grać! A to dlatego, że metale w kwasie oddają elektrony i ogórki stają się baterią. Na podstawie „The Independent”, www.howstuffworks.com itp.

www.linkpolska.com

December 2008 | grudzień 2008 | 31


Aotearoa chmura na antypodach Kajetan Cyganik

Odległa i mistyczna Nowa Zelandia jawiła mi się zawsze jako kraj schowany za mgłą. Ukryty za grubą warstwą chmur, którą trzeba przebić, aby dostać się do raju na ziemi. Było w tym trochę prawdy, bo Aotearoa (to maoryska nazwa wysp) oznacza długą białą chmurę i tak ochrzcili ją legendarni założyciele, przybywający tu na prymitywnych łodziach z archipelagów Polinezji.

Kajetan Cyganik – student V roku socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, a obecnie również menedżer i zawodnik pierwszoligowej drużyny rugby Salwator Juvenia. Choć z urodzonia krakus, wychował się na halach Beskidu Sądeckiego, w miłości do gór wszelakich. Do dziś odwiedził już większość krajów europejskich, Rosję z okien Kolei Transsyberyjskiej, Mongolię, Chiny, Nową Zelandię oraz większość krajów Ameryki Południowej.

Kiedy kapitan James Cook opisywał brzegi Nowej Zelandii, opuszczał Europę na długi czas. Każda z trzech wypraw osiemnastowiecznego odkrywcy trwała 3 lata, przy czym ponad rok zabierał sam rejs na antypody. Dziś wystarczy „zaledwie” 27 godzin w samolocie, co najmniej z dwiema przesiadkami, żeby na lotnisku w Auckland stanąć twarzą w twarz z demonicznymi maoryskimi rzeźbami, groźnie wystawiającymi języki i świecącymi oczami z masy perłowej. Celnik przy odprawie wita nas rodzimym „dzień dobry”, bo jest potomkiem Polaków przywiezionych tu z Syberii podczas wojny.

Ciało oposa Nowa Zelandia, choć terytorialnie należy do krajów średniej wielkości, słynie ze swej różnorodności. Wystarczy 15 minut jazdy samochodem, aby z porośniętych iglastym lasem wzgórz wjechać na soczyście zielone pastwiska upstrzone białymi grzbietami owiec, a chwilę później znaleźć się nad poszarpanym skalistym brzegiem oceanu. U podnóży wulkanów ciągną się czarne plaże, a z Alp Południowych, błękitnymi jęzorami, do poziomu lasu tropikalnego schodzą lodowce. Dlatego właśnie najlepszym sposobem na podróżowanie jest wypożyczony samochód. Na pustych drogach lewostronny ruch nie stanowi żadnej bariery. Trudno natomiast przyzwyczaić się do futrzanych ciał rozjechanych oposów. Na Aotearoa przed przybyciem człowieka nie mieszkały żadne ssaki. Sprowadzone z Australii i chronione tam oposy okazały się zmorą tutejszych lasów, bo niszczą drzewostan i ściółkę leśną. Są także

największymi wrogami ptaków kiwi, którym wyjadają jaja z gniazd. Mamy zatem do czynienia ze swoistym polowaniem na drogach – w sklepach można kupić koszulki zachęcające do przyspieszenia na widok oposa, a jedna z firm wypożyczających samochody umieściła na swych wozach statystyki rozjechanych szkodników. Jest to jednak jedyny nieprzyjemny widok w trakcie jazdy poprzez wyspy. Kraj wygląda jak wymarły i godzinami nie dostrzega się żywej duszy. Znaki ostrzegają o braku stacji benzynowej przez kolejne 150 kilometrów, a jedynym stałym elementem przesuwających się za oknami krajobrazów są owce. 40 milionów tych stworzeń przypada na 4 miliony mieszkańców. Bywa, że miejsca wypasu przecinają ścieżki turystyczne, które prowadzą na dziewicze plaże czy do wodospadów. Dobrze oznakowany początek tych szlaków znajduje się na ogół przy drogach.

Bulgocząca wyspa Wyspa Północna wulkanami stoi. W muzeum Auckland można zobaczyć symulację zagrożenia, jakie stanowią kratery znajdujące się na dnie zatoki, nad którą położone jest miasto. W małym drewnianym domku siada się przed telewizorem. Na ekranie widać parę unoszącą się nad powierzchnią wody. Po chwili obraz, a razem z nim i domek zaczynają się trząść. Na ekranie wybucha słup pyłu i lawy, który szybko przysłania cały obraz, a w pomieszczeniu gaśnie światło. Aktywność geotermalna nie jest jednak tylko zagrożeniem, ale przede wszystkim atrakcją turystyczną. Czarne, skrzące się w słońcu powulkaniczne plaże zachwycają


LINKturystyka

Te Whanganui-A-Hei (Cathedral Cove). Fot. Gavin Mills

każdego podróżnika. Ciągną się kilometrami i często są zupełnie opustoszałe. Na horyzoncie, niczym Góra Przeznaczenia, wyrasta wulkan Taranaki. Na szczyt, który zwieńczony jest ośnieżonym kraterem i z którego rozciąga się widok na wybrzeże, można wejść w przeciągu jednego dnia. Zupełnie inaczej wygląda jednodniowy trekking w Parku Narodowym Tongariro, gdzie przechodzi się pomiędzy całym zespołem wulkanów. Dreszczu emocji dodaje często burcząca pod stopami ziemia i ostrzeżenia o drogach ewakuacji w razie erupcji. Dymiące żółtawe dziury wydzielają straszliwy odór. Po drugiej stronie masywu rozciąga się baśniowy krajobraz wzgórz porośniętych płowymi trawami położonego u ich stóp jeziora Taupo. W jego sąsiedztwie znajduje się kolejna powiązana z aktywnością wulkaniczną atrakcja, czyli geotermalny park w Rotorua. Tutaj rozpadliny skalne wypełnione są bulgocącym grafitowym błotem. Nad kompleksem unoszą się ciepłe dymy o ostrym zapachu. W pobliżu można wziąć błotną kąpiel oraz podziwiać gejzer pobudzany przez pracownika parku

za pomocą płatków mydlanych. Prowadzący pokaz wsypuje zawartość niedużego pudełka do dymiącego białego stożka, z którego już po chwili tryska, wysoki na 20 metrów, strumień gorącej wody. Jedynym mankamentem całej wycieczki jest zapach, który wsiąka w ubrania i przykleja się do nozdrzy, towarzysząc odwiedzającym jeszcze przez długie godziny.

Fiordy, lodowce i dżungle Wyspy Południowej Pół życia na południu Nowej Zelandii to za mało, żeby nacieszyć się widokami. W najbardziej na północ wysuniętym punkcie można godzinami spacerować po szerokich i niekończących się szarych plażach o przyjemnym, miękkim piasku. Niektóre, schowane pomiędzy cyplami, zachwycają łukami skalnymi i jaskiniami. Kilkadziesiąt kilometrów dalej droga tysiąca zakrętów prowadzi do Golden Bay. Tu piasek jest ostry i ma głęboką barwę złota.


Kolejka linowa w Wellington. Fot. Sefton Billington

Krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Z Alp Południowych do tropikalnego lasu schodzą dwa Maoryskie rzeźbienia. ogromne lodowce – Franz Joseph Fot. Hsichen Hsieh Glacier i Fox Glacier. Na oba można wspiąć się z przewodnikiem. Agencje wypożyczają raki i siekiery śnieżne, a dla osób z bardziej zasobnym portfelem istnieje możliwość lotu helikopterem na szczyt lodowca, gdzie błękit jęzora jest najczystszy, a w niebo strzela Mount Cook (3754 m n.p.m.) – najwyższy szczyt obu wysp. Po kilku godzinach jazdy na południe trafia się do krainy jezior, z których wód wyrastają góry o łagodnych i malowniczych zboczach. Tu położone jest też Queenstown – najdroższe i najbardziej turystyczne miasto kraju. Stolica bungee jumping i scenerii z kilkudziesięciu hollywoodzkich produkcji. W pobliskim Deer Park na złotych łąkach można karmić jelenie, łanie, lamy, a nawet muflony i bizony. Jeszcze trochę na południe i ląduje się pośród deszczowych fiordów, gdzie pada przez 240 dni w roku.

Pomiędzy rugby a „Władcą Pierścieni” Podziwiając kolejne krajobrazy Aotearoa, człowieka zaczyna dotykać wrażenie pustki i samotności. Odczuwa się brak „ducha” i atmosfery, którą tworzą ludzie. Mieszkańcy zwykli nazywać samych siebie Kiwis, od nielota, który jest symbolem wysp. Społeczeństwo zostało zorganizowane na styl brytyjski i, moim zdaniem, brakuje mu własnego charakteru. Maorysi doskonale zasymilowali się z kolonistami, ale swoje praktyki i obrzędy kultywują za zamkniętymi drzwiami marae (domów spotkań), gdzie biały nie ma wstępu. Nowa Zelandia to trzy proste skojarzenia: rugby, „Władca Pierścieni” i sporty ekstremalne. Rugby przesiąknięte jest elementami maoryskimi, jak wojenny taniec haka, pełen groźnych gestów i przerażających min, wykonywany przed meczami reprezentacji nazywanej All Blacks, czy tatuaży, które na nogach i ramionach ma prawie każdy z rugbystów. Rugby jest wszędzie, ale z powodu napływu emigracji z Samoa i Tonga, z jeszcze większymi od Maorysów chłopcami, biali mieszkańcy coraz częściej przerzucają się na piłkę nożną. Foka wygrzewająca się w promieniach popołudniowego słońca na Półwyspie Otago. Fot. Sam Veres

Wulkan Tongariro. Fot. Kinga Nazimek

Młodsi uprawiają też bungee jumping, zorbing (zabawa polegająca na staczaniu się ze zbocza lub spływaniu rwącą rzeką w podwójnej nadmuchiwanej kuli wykonanej z mocnego tworzywa) czy skydiving, z których usiłuje się zrobić wizytówkę kraju. Podobnie jak z „Władcy Pierścieni”. Po obu wyspach porozrzucane są miejsca, gdzie kręcono film. Sprzedaje się przewodniki po planie filmowym, w ziemię wetknięte są tabliczki znaczące upadek Aragorna z konia, a nieopodal Hamilton można zobaczyć Shire – pozostałe na zielonych pastwiskach, ziejące czarnymi dziurami frontony hobbickich domostw. Jak wygląda życie przeciętnego mieszkańca? Dogląda farmy lub idzie do biura, po czym wraca do domu, pije piwo i ogląda rugby. W porównaniu z bogatą kulturowo Ameryką Południową czy Azją, Nowa Zelandia wypada blado i pozostawia bardzo wyblakły obraz mieszkańców. Mimo to trzeba pamiętać, że mieszkają oni w raju i to czyni ich jednymi ze szczęśliwszych ludzi na naszym globie.

VADEMECUM PODRÓŻNIKA Przelot. Bilet lotniczy – 4,5 tys. zł w dwie strony z Frankfurtu lub Londynu (najlepiej liniami Quantas). Transport. Wypożyczenie samochodu – w sezonie od 23 $ za dzień. Akceptuje się każde unijne prawo jazdy. Nocleg. Hotele od 20 $ za noc, campingi od 6 $, miejsca piknikowe dostępne są za darmo. Koszty. Praktycznie wszystko na wyspach kosztuje więcej niż w Polsce. Spora porcja ryby z frytkami (tradycyjne fish & chips) kosztuje od 6-10 $, pizza 12-20 $, chleb krojony 3 $, butelka piwa 2,5 $, ogromna tabliczka doskonałej czekolady 5 $. Co jeść? Poza brytyjsko–amerykańską tłustą kuchnią można spróbować nowozelandzkich, czerwonych, słodkawych ziemniaków o nazwie kumara. Z maoryskich potraw – hangi, które oznacza bardziej ceremonię przygotowania mięsa z warzywami niż samą potrawę. Całe danie umieszcza się pod ziemią na gorących kamieniach oblanych wodą i gotuje na parze. Co warto zobaczyć? Wszystko. Kiedy pojechać? Lato i najlepsza pogoda na odwiedziny to okres od listopada do końca marca.

Czy wiesz, że... ? Maorysi, pierwsi mieszkańcy Nowej Zelandii, przybyli tu z innych wysp Polinezji na drewnianych łodziach, podążając za migrującymi na południe ptakami. Ich bogata kultura opierała się na kulcie siły i walki. Stąd wielka różnorodność tańców wojennych, znanych pod wspólną nazwą: haka. W jej trakcie tancerze starają się przestraszyć przeciwnika agresywnymi gestami oraz charakterystycznym wytrzeszczaniem oczu i wystawianiem języka. Hakę „Ka mate” przed swoimi meczami tańczą rugbyści All Blacks. Maorysi, przybywających coraz liczniej białych kolonistów nazwali Pakeha, co w jednym z polinezyjskich narzeczy oznacza świnię. W Nowej Zelandii, pomimo doskonałych stosunków między potomkami kolonistów i ludnością rdzenną, powstał ruch oporu, żądający niepodległej, maoryskiej Aotearoa. Organizacja nosi nazwę Tino Rangatiratanga. Najdłuższa nazwa miejscowości w Nowej Zelandii to: Taumatawhakatangihangakoauauotamateat.

www.linkpolska.com


LINKsport

Królowie gór Tomek Kurkowski

„My, alpiniści, kochamy życie tym mocniej, im bliżej jesteśmy chwili, kiedy możemy je utracić. Nikt nie idzie w góry, aby w nich zginąć” – stwierdziła przed laty Wanda Rutkiewicz. Niestety przegrała z siłami natury w 1992 roku, w okolicach Kanczendzongi. Trzy lata wcześniej od południowej ściany Lhoce (Lhotse) odpadł fenomen polskiego alpinizmu, zdobywca korony Himalajów, Jerzy Kukuczka. Oboje byli akurat u szczytu... swojej sławy.

Samotna dusza Wanda Rutkiewicz była typem samotnika, niespokojną duszą polskiego alpinizmu. Ekscentryczką z jasną wizją swojej kariery. Krótko pracowała w zawodzie, była inżynierem elektronikiem. Szerokim łukiem ominęła okres macierzyństwa, który mógł zakłócić porządek jej świata. Nigdy też nie zbudowała trwałego związku – miała za mocny charakter. Jej wspinaczka była rodzajem ucieczki od realnych problemów, jej remedium na samotność. „Była wspaniałą kobietą. Jej tragedią była samotność, jakiej doświadczają wielkie gwiazdy. Na warszawskiej ulicy każdy ją rozpoznawał. Ale przychodziła do domu, a za drzwiami była pustka. Zostawiła zawód, macierzyństwo, przegrała rodzinę” – tak zapamiętał ją Krzysztof Wielicki, najbardziej utytułowany, po Kukuczce, polski alpinista. Na dodatek Rutkiewicz była bardzo ambitna, nie lubiła korzystać z szerpów (tragarzy wysokogórskich), wszystko wolała robić sama. „Wspinaczka to nie przedszkole z opiekunką do dzieci” – mawiała. Chociaż ceniła sobie towarzystwo innej osoby podczas wyprawy: „Nie musi mi pomagać - wystarczy, że czuję jej obecność” – twierdziła. Nie zdążyła powrócić z jednej wyprawy, a już organizowała następną. Żyła na pełnych obrotach, w pośpiechu, jakby goniła stracone chwile. Inwestowała w to całą swoją energię Jerzy Kukuczka i Andrzej Czok podczas wyprawy na Mount Everest wiosną 1980 r. Zdobyli szczyt nową drogą 19 maja 1980 r. Fot. Andrzej Heinrich

i wszystkie oszczędności. Była himalaistką z krwi i kości. Kiedy inni rzucali czekany w kąt, by odpocząć, ona już angażowała się w nową ekspedycję. Nie potrafiła przestać, może nie chciała, może nie umiała...

Papieskie namaszczenie Kiedy w październiku 1978 roku Karol Wojtyła wstępował na Stolicę Piotrową, Rutkiewicz zdobywała najwyższy szczyt na ziemi – Mount Everest – jako trzecia kobieta w historii i pierwsza Europejka. „Dobry Bóg tak chciał, że tego samego dnia weszliśmy tak wysoko” – miał później zażartować polski papież podczas prywatnej audiencji w Watykanie. Rutkiewicz pierwsza przetarła kobietom szlak na „górę gór”, czyli słynne K2 (8611 m) i weszła na arcytrudny szczyt Nanga Parbat (8126 m). Bez przerwy biła rekordy we wspinaczce bez tlenu. W sumie udało się jej zdobyć 8 z 14 szczytów korony Himalajów. Ostatni szczyt, Manaslu, planowała zdobyć zimą 1992 roku lub na wiosnę 1993. Jej plany pokrzyżowała tragiczna śmierć w dość tajemniczych okolicznościach (nigdy nie odnaleziono jej ciała). „Nie dopuszczam myśli, iż śmierć w górach może mnie dotknąć. Ginęli inni, ja jeszcze żyję i dalej będę się wspinać. Robię to, gdyż nie godzę się ze śmiercią innych” – tłumaczyła przed laty. Wanda Rutkiewicz w Sokolikach w 1968 r.

14 x 8 tysięcy

Tomek Kurkowski Absolwent nauk politycznych, zapalony kibic sportowy i miłośnik dalekich wypraw. Interesuje się kulturą Indian amerykańskich, w wolnym czasie szusuje na nartach.

Zaledwie ośmiu lat potrzebował Jerzy Kukuczka na powtórzenie wyczynu legendarnego włoskiego alpinisty Reinholda Messnera – pierwszego zdobywcy korony Himalajów (ten zaczął dużo wcześniej i potrzebował na zdobycie 14 ośmiotysięczników 17 lat). „Nie jestem najlepszym alpinistą świata – nigdy tak o sobie nie myślałem. Mogę się określić tylko w jednej konkurencji, którą nazwałbym – 14 x 8 tysięcy. W tej konkurencji jestem drugi” – powiedział na rok przed śmiercią. Na 11 z 14 ośmiotysięczników wchodził nowymi drogami, 5 zdobył w stylu alpejskim, cztery z nich po raz pierwszy w zimie. Średnio po każdej wyprawie tracił 12 – 14 kilogramów. Wielokrotnie ocierał się o śmierć. Najbliżej zajrzała mu w oczy podczas schodzenia z Czo Oju, gdy w ciemnościach runął w przepaść. Długo dochodził też do siebie po tragicznym wypadku swojego kolegi po fachu, Tadeusza Piotrowskiego, podczas wyprawy na „przeklętą” dla Polaków Kanczendzongę.

Szach-mat Wspinaczka nie była jego hobby, była czymś więcej. Wielką pasją i miłością do gór. Pierwsze szlify zdobywał w Tatrach. Prawdziwym wyzwaniem były jednak Himalaje. Do nich musiał dojrzeć. „Trzeba mieć trochę doświadczeń, trochę się pobać, pomęczyć, dostać w d...” – uważał. Jego wyczyny miały posmak rywalizacji. „My, Polacy, bardziej sportowo od innych traktujemy himalaizm”. W 1988 roku, na Igrzyskach Olimpijskich w Calgary, Kukuczka odebrał symboliczny srebrny medal olimpijski. Reinholdowi Messnerowi, który odmówił przyjęcia medalu, uzasadniając, że alpinizm to twórczość a nie sportowa rywalizacja, odpowiedział: „W alpinizmie jak w szachach jest miejsce na swego rodzaju twórczość i sportową rywalizację. Gdyby jej zabrakło, być może nigdy bym się nie wspinał”. Rok później południowa ściana Lhoce wydała na niego wyrok śmierci. W październiku 1989 roku na wysokości 8300 metrów, podczas ataku szczytowego, pękła lina. Polski alpinista zginął. Jego ciało pochowano w szczelinie u podnóża tybetańskiego kolosa. Historia zatoczyła koło – Lhoce okazało się jego pierwszym i ostatnim ośmiotysięcznikiem.

December 2008 | grudzień 2008 | 35


Kancelaria Prawna Reavey & Company Solicitors oferuje swoje usługi prawne w języku polskim Więcej informacji znajdziesz na Naszej stronie internetowej:

www.reavey-ni.com/polish

Oferujemy usługi tłumacza. Polaków niemówiacych po angielsku prosimy o wysłanie e-maila na info@reavey-ni.com, Polaków władających językiem angielskim w stopniu komunikatywnym prosimy o telefon pod numer: •tel.: 028 90 860335 (Newtownabbey) •tel.: 028 93 355535 (Carrickfergus)

KANCELARIA PRAWNA MSM USŁUGI PRAWNE DOSTĘPNE W JĘZYKU POLSKIM

Pierwsza konsultacja prawna za darmo POMOC PRAWNA W NASTĘPUJĄCYCH DZIEDZINACH PRAWA

Prawo cywilne Prawo rodzinne Prawo karne

Prawa człowieka Prawo pracy Sprzedaż, kupno domów

oraz umowy dotyczące kredytów hipotecznych

BEZPŁATNA LINIA: 0800

7836490

24-GODZINNA USŁUGA - ADWOKAT NA WEZWANIE W PRZYPADKU ZATRZYMANIA PRZEZ POLICJĘ

Nasze biura znajdują się na terenie: Belfastu, Lisburn oraz Omagh

Kontakt: Judyta Steliga, tel.: 028 9032 1409

POLSKIE DELI

Nowo otwarty polski sklep w Belfaście! Szeroki wybór produktów różnych firm

CAFÉ POLSKA W naszej kawiarni możesz

Atrakcyjne ceny! - chleb za jedyne £0,89 - wędliny od £1 - nabiał - soki - słodycze - i wiele innych artykułów spożywczych - gazety - odżywki dla sportowców

a a a a

Ponadto oferujemy przelewy pieniężne od £5!

zjeść na ciepło m.in.: - polskie pierogi - zupy wypić polską kawę zjeść świeże kanapki i polskie ciasto! skorzystać z Internetu – jedyne £1.50/godzina i dzwonić do Polski przez Skype za darmo!

T ŚWIĄ H C Y UDAN ZENIA! Y M Y Z ŻYC GO NAROD BOŻE

SIĘ Y M J A TK

SPO

W

CAF

A K S L È PO

Chcesz wiedzieć więcej? Przyjdź do nas lub skontaktuj się z Mariuszem (informacje w języku polskim)

Adres:

120 Lisburn Road Belfast BT9 6AH

Godziny otwarcia: pon. - ndz. 9:00 - 22:00

Tel.: 02890681913 E-mail: toto100@wp.pl


O niewłaściwym całowaniu i autobusach opilców

Aleksandra Łojek-Magdziarz

Całowanie niewłaściwych osób na przyjęciu świątecznym, wyznanie szefowi miłości na forum publicznym, głośne oskarżanie kolegów z pracy o wsypywanie do drinków polonu, zaśnięcie na drukarce lub nagłe zwiotczenie w drodze do domu to całkiem zwyczajne zachowania podczas organizowanych w Wielkiej Brytanii grudniowych zabaw firmowych.

Mówiący bar Najczęściej żałowanym postępkiem uczestników firmowych przyjęć jest... całowanie niewłaściwej osoby. Zdarza się to co trzeciemu balującemu. Przy czym nie chodzi o całowanie przy składaniu życzeń (bo wtedy i statystyka by się drastycznie podniosła), ale oddawanie się namiętnościom, których się później żałuje. Strony internetowe i inne media brytyjskie wypełnione są zatem dokładnymi wytycznymi, sugerującymi, co robić, jeśli nagle na imprezie bożonarodzeniowej ktoś nam się spodoba. Otóż należy wtedy zebrać myśli i zastanowić się poważnie, czy dana osoba podobała nam się przedtem. Jeśli niekoniecznie, to oznacza, że przemawia przez nas tzw. free bar, czyli darmowy bar, opłacony przez szefa. Jeśli mężczyźni poczują nagły przypływ uczuć do koleżanki z pracy i nie są w stanie z jakichś niewytłumaczalnych powodów przypomnieć sobie, dlaczego im się właściwie nie podobała przez cały rok, powinni zacząć tanczyć. Gdy wydaje im się, że tańczą fantastycznie, stanowi to niezbity dowód, iż powinni natychmiast przestać pić i porzucić namiętne myśli o swoim obiekcie zainteresowań.

Kocham pana, panie szefie Innym typowym zachowaniem jest olśnienie, że właśnie nastał moment wyznania miłości własnemu szefowi/wygarnięcia mu całej prawdy o jego złośliwym charakterze i ograniczonym IQ (niepotrzebne skreślić). Uczucia te, być może prawdziwe, ale zdecydowanie wzmocnione czwartą Krwawą Mary, nie muszą dojść do głosu, kiedy szef, rozchełstany, chwiejnym krokiem podchodzi do urządzenia karaoke. Być może nie będzie w nastroju, by wysłuchać, że się go kocha miłością wiernopoddańczą/nienawidzi z całej duszy i przeklina go do dziesiątego pokolenia naprzód i wstecz oraz że jest najwspanialszym/ najbardziej podłym szefem, jakiego mogliśmy sobie wyobrazić. Lepiej jednak pozwolić, by pryncypał pozostał nieświadom targających nami silnych uczuć. Niezależnie od ich wektora. Tym bardziej, że badania The British Greyhound Racing Board (Brytyjskiego Komitetu Wyścigów Chartów) z 2008 roku wyraźnie pokazują, że pracownicy brytyjskich firm boją się jak ognia tego, że w czasie imprez z różnych powodów muszą wchodzić w mniej lub bardziej serdeczne kontakty z ludźmi, z którymi wcale nie chcą mieć nic wspólnego poza pracą.

Prawnik w oczekiwaniu Na szefach brytyjskich spoczywa duża odpowiedzialność, ponieważ według litery prawa, a dokładniej Discrimination Act (Ustawy

www.linkpolska.com

o dyskryminacji), muszą postępować bardzo ostrożnie, by nie ciągano ich później po sądach za prześladowanie mniejszości. I tak, gdy wysyłają zaproszenia na imprezę bożonarodzeniową, muszą dopilnować, by nie reklamowano na nich alkoholu (bo pracownicy mogą być niepijącymi muzułmanami) i mięsa wieprzowego (bo, prócz muzułmanów, mogą w firmie pracować też żydzi) czy wołowego (gdyby w firmie byli hindusi). Muzyka, która imprezie towarzyszyć będzie, nie może być zanadto młodzieżowa, bo oznaczałoby to dyskryminację osób starszych (czyli tzw. ageizm). Co prawda, okazuje się, że parę milionów Brytyjczyków ma problemy z odczytaniem słów piosenek, jakie próbują dziarsko wyśpiewać w tradycyjnym konkursie karaoke. Seniorzy, pochodzący z pokolenia osób bardziej obeznanych z drukiem, często ratują sytuację, ale też nie mogą być zanadto uprzywilejowani. Szefowie są zobowiązani zapewnić pracownikom bezpieczny dojazd do domu (żeby pijana horda nie pogubiła się gdzieś po drodze, nie uległa wypadkowi, nie została zgwałcona itp). Prawnicy ostrzą sobie co roku zęby, wiedząc, że zaczyna się sezon pozwów, dzięki którym będą mogli jechać na zasłużone wakacje.

Autobus opilców Wiele firm w obliczu globalnego kryzysu decyduje się, by nie organizować w tym roku tradycyjnych spotkań w firmie. Z powodu cięcia kosztów. Nie oznacza to, że ci, którzy chcą się bawić, nie będą mogli – zrobią to w okolicznych pubach, na co – właśnie z powodu kryzysu – bardzo liczą ich właściciele i być może szefowie, którzy chętnie zrzucą z siebie odpowiedzialność za dobór muzyki i zabaw. Gdy pracownicy postanowią spotkać się na zabawę w pubie, a potem przydarzy im się nagłe zwiotczenie w dużych miastach wielkiej Brytanii (np. w Londynie czy Belfaście) uratować ich mogą „autobusy opilców”, czyli tzw. binge buses. Profesjonalni paramedycy zgarniają z ulic ściętych pomrocznością jasną, by za pomocą kroplówki lub płukania żołądka przywrócić ich społeczeństwu. Autobusy opilców kursują głównie w piątki i soboty. Na pokładzie znajdują się schludne pojemniczki do wymiotowania, jednorazowe serwetki dla tych, którzy już pojemniczków nie potrzebują, nosze i pasy do tych noszy przytwierdzone (dla walczących z białymi myszami). Statystyki bowiem mówią, że co piąta osoba zasypia w środkach transportu publicznego i nie wie, po obudzeniu się i przetrzeźwieniu, gdzie jest, a co trzecia bardzo źle się sprawuje żołądkowo. Autobusy opilców ingerują w podobnych sytuacjach. Nie musi tego robić szef ani firmowe służby porządkowe.

December 2008 | grudzień 2008 | 37

Fot. Donald Cook

Fot. Scott Snyder

LINKcafé


LINKcafé

Święta Bożego Narodzenia dla Polaków to święta wręcz narodowe. Mało która polska rodzina jest sobie w stanie wyobrazić Boże Narodzenie bez świątecznego drzewka, prezentu pod nim czy wigilijnych zapachów. Suszone grzyby, świerk, gorące słodkie wypieki, pierniki i świeżo wypastowana podłoga. Tak przynajmniej jest w moim domu.

Helena Kubajczyk jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Wielbicielka sztuki wszelakiej, również kulinarnej. Obecnie mieszka w Poznaniu.

Świąteczny barszczyk z uszkami Na grudzień nic lepszego niż przepis na prawdziwy barszcz na zakwasie. A do tego uszka z grzybami – świąteczna potrawa, bez której wigilia nie mogłaby się obyć. ZAKWAS

BARSZCZ

Składniki:

Składniki:

1kg buraków 3 – 4 ząbki czosnku sól

włoszczyzna (czyli marchew, pietruszka, seler, por) 1 kg buraków 2 – 3 ziarna ziela angielskiego 2 – 3 liście laurowe kilka ziaren pieprzu 2 – 3 łyżeczki majeranku czosnek według uznania 2 – 3 suszone grzyby sól do smaku

Zakwas buraczany kwasimy do 10 dni przed gotowaniem barszczu właściwego. Do dużego słoja, najlepiej 3-litrowego, siekamy buraki, czosnek. Całość uzupełniamy przegotowaną, osoloną i wystudzoną wodą. Odstawiamy w ciepłe miejsce, przykrywając czystą bawełnianą szmatką przepraną bez detergentów (nigdy nie używamy wyjałowionej gazy, bo zamiast zakwasu wyjdzie nam śmierdząca breja z zepsutych buraków).

38 | listopad 2008 | November 2008

W dużym garze nastawiamy włoszczyznę z grzybami. Im więcej jej damy, tym wywar będzie bardziej esencjonalny. Po około godzinie gotowania wywaru należy zmniejszyć ogień, dodać posiekane świeże buraki oraz do całości dolać zakwas. Im więcej zakwasu dodamy, tym bardziej kwaśny będzie barszcz. Można się pokusić o doprawienie barszczu większą ilością świeżo zmielonego pieprzu, cukru, a nawet cytryny. Dodajemy majeranek i czosnek przeciśnięty przez praskę. Tak przygotowany barszcz zostawiamy na ogniu, by delikatnie się podgrzewał, ale uważamy, by nie doprowadzić do wrzenia, wówczas straci kolor.

Fot. H. Kubajczyk

Do barszczu wigilijnego niezbędne są uszka. By zrobić domowe, można wykorzystać przepis na ciasto na pierogi i wypełnić je farszem z gotowanych i zmielonych grzybów z dodatkiem drobno siekanej, podsmażonej cebulki. WAŻNE: Jeżeli zakwas nie wyjdzie, bo i najlepszym gospodyniom czy kucharzom się zdarza, nikt nie będzie dociekał, czy nie użyliśmy np. zakwasu buraczanego dostępnego w sklepie. Warto go mieć w zanadrzu. Ale życzę powodzenia i trzymam kciuki, bo udany barszcz to ogromna satysfakcja.


LINKcafé

8 2 9 4 5 3 8 8 4 1 7 1 5 6 3 8 7 2 8 3 1 7 5 1 9 2 2 6 1 8 2 7 9 9 1

Rozwiąż krzyżówkę i wygraj nagrodę niespodziankę! Hasło oraz imię i numer telefonu prosimy przesyłać pod adres: Rozrywka, Link Polska Magazine, 1a Market Place, Carrickfergus BT38 7AW lub info@linkpolska.com

Zwycięzcą losowania listopadowej krzyżówki (aforyzm Antoniego Regulskiego, „Lanie wody rybom nie szkodzi”) została Pani Elżbieta Ziarno z Craigavon.

GRATULUJEMY!

Niektóre zwierzęta w obliczu zimowego głodu dla oszczędzenia energii zapadają w sen zimowy. Tętno i szybkość oddychania ulega u nich znacznemu spowolnieniu, obniża się mocno temperatura ciała. Zwierzęta przestają jeść, w niektórych przypadkach wstrzymane zostaje również wydalanie. Okazuje się, że udomowiona złota rybka również zasypia na zimę. Jeśli tylko nie mieszka w akwarium, a żyje na swobodzie, zapada w stan hibernacji na czas chłodów, by je przetrwać. Unosi się w wodzie tuż pod krą lodową. Jej metabolizm jest zwolniony. Jedyne niebezpieczeństwo, jakie jej grozi, to stanie się głównym składnikiem śniadania jakiegoś wodnego drapieżnika albo zatrucie amoniakiem, jaki wydala w odchodach.

CYTAT MIESIĄCA

Sen zimowy złotej rybki

Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie. Phil Bosmans

Sudoku

Należy wypełnić diagram w taki sposób, aby w każdym wierszu, w każdej kolumnie i w każdym dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać.

RYSUNEK: DOROTA MAZUR

Dorota Mazur, absolwentka liceum plastycznego w Szczecinie i komunikacji wizualnej Politechniki Koszalińskiej. Pasjonatka rysunku i tańca. Od niedawna mieszkanka Poznania.

www.linkpolska.com

December 2008 | grudzień 2008 | 39


UNIVERSAL SALON W W BELFAŚCIE! BELFAŚCIE!

Unique Hairdressing Salon JEDYNY POLSKI ZAKŁAD FRYZJERSKI JEDYNY POLSKI ZAKŁAD FRYZJERSKI damskie, męskie * strzyżenia włosów Atrakcyjne ceny! * koloryzacja * Profesjonalna i miła obsługa * regeneracja * w języku polskim! * odbudowa włosów

Krzysztof Łapawa

tel: 0796 362 94 07 e-mail: kristoff123@wp.pl

p

on elef Na t órkowy kom lski o do P

p

Z Twojej komórki wyślij sms o treści

HALO

na numer 80556, by otrzymać 5 funtów na rozmowy na numer 84459, by otrzymać 3 funty na rozmowy

text-n-talk.com Full instructions and access numbers will be sent to you by text. Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Reverse billing service. Calls to 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of inclusive mobile minutes. Calls to mobiles may cost more. A connection charge equal to the rate per minute for the relevant destination is charged on each call. This is an Auto credit service. To stop auto credit text STOP to number you initially text to. Credit lasts 90 days from first use.

Słowacja 3p Litwa 3p Litwa tel.kom. 9p Słowacja tel.kom. 11p

damskie, męskie * strzyżenia koloryzacja włosów * regeneracja * odbudowa włosów * ceny! * Atrakcyjne Profesjonalna i miła obsługa * w języku polskim!

New town ards Rd

d Rd ge edR rritdbgri b t e r b el lbA

Unique Hairdressing Salon A UNIVERSAL SALON

366 Newtownards Road, Belfast BT4 BT 1HG (blisko Connswater Shopping Centre)

tel.: 07596126399 0123456789

Co Connsw nn at sw er ate St rS t

1 6.5

on elef Na t onarny j c i sta olsk do P

Rib Rib ble ble St St

DZIAŁAMY NA TERENIE SZKOCJI! (EDYNBURG I OKOLICE)

Connswater Connswater Sho ppi ng Sho ppi ng Centre Centre


PRZESYŁANIA PIENIĘDZY P P P P PRZESYŁAJ NA KONTO PLN I GBP OSZCZĘDNOŚĆ, WYGODA, CZAS P P SZYBKOŚĆ, KREDYTU, OPŁATY ZA MIESZKANIE P P SPŁATY NASI AGENCI RACHUNKI P P niezawodny i bezpieczny system

i wiele innych

od

£5

184 Lisburn Road, Belfast (polskie biuro Baltica)

97 Cregagh Road, Belfast (polski sklep Bon Appetite)

28 Upper Water Street, Newry (polski sklep Polonia)

43 Darling Street, Enniskillen (polski sklep Orzeł)

Market Square, Dungannon (polski sklep Polonia)

www.easysend.pl Tel.: 028 90 296 296

sklepy

POLONIA

zapraszają swoich klientów do udziału w konkursie świątecznym! Do wygrania sprzęt AGD! Ponadto zapewniamy: Adresy sklepów: Newry: 28 Water Street Dungannon: Market Square

* * *

najtańszą na rynku usługę przekazu pieniędzy na konta w Polsce, dzięki współpracy z firmą Easy Send miłą i fachową obsługę, korzystne ceny częste dostawy świeżych produktów

Sklepy Polonia to jedyne polskie sklepy na terenie Newry i Dungannon! Jeśli miałeś wypadek w Irlandii Płn., Anglii lub Szkocji - nie z Twojej winy

NORTHER IRELANDN EXPRESS

przesyłki

IRLANDIA PÓŁNOCNA – POLSKA - IRLANDIA PÓŁNOCNA Oferujemy przesyłki paczek, przeprowadzki, przewóz towarów, przewóz zwierząt, przewóz samochodów na lawecie, możliwość negocjacji cen, możliwość wynajęcia całego samochodu. Kompleksowa obsługa od drzwi do drzwi.

07894477548 07922227434

SZKOŁA JĘZYKA ANGIELSKIEGO “EFECT” Angielski 4 razy szybciej! CENISZ SWÓJ CZAS? PRZYJDŹ DO NAS

• • • • •

Metoda Metoda CallanaCallana

SZYBKIE EFEKTY GWARANCJA SUKCESU MAŁE GRUPY (DO 10 OSÓB) LEKCJE PRÓBNE BRAK ZADAŃ DOMOWYCH

WWW.EFECT.CO.UK email:info@efect.co.uk tel: 07521988954 Ravenhill Business Park Ravenhill Road, Belfast


ogłoszenia społeczne

I K Ł Y S E PRZ Przesyłki Polska-Irlandia Północna-Szkocja-Anglia i z powrotem Przeprowadzki Transport samochodów Zakupy w Polsce, tanio

PACK-MAN 07840478134 tel.: lub 07873145750

POSZUKIWANI:

URSZULA ELŻBIETA MACHOWSKA Wiek w momencie zaginięcia: 23 lat Ostatnie miejsce pobytu: Londyn, Wielka Brytania Data zaginięcia: 28 października 2008 Kolor oczu: niebieskie / Wzrost: 165 cm Znaki szczególne: zdeformowany czwarty palec u prawej dłoni

TRANSPORT Irlandia Północna i Republika Irlandii

POLSKA

Samochody, motory, quady, sprzęt budowlany i rolniczy, przesyłki kurierskie i inne nietypowe rzeczy

Tel.: 07599706767 07599706766

Regularny transport przesyłek Polska-Irlandia Północna-Polska

oferujemy:

bardzo atrakcyjne ceny ubezpieczone przesyłki kompleksową obsługę From DOOR TO DOOR obsługę klientów indywidualnych usługę „zamów kuriera on-line”

Wyszła z domu nie pozostawiając żadnej wiadomości. Z domu zniknęło dużo jej rzeczy (w tym paszport), stąd podejrzenie, że przebywa na terenie Londynu. Może wymagać pomocy lekarza. MICHAŁ MIGAŁA Michał dzisiaj ma 28 lat. Wyszedł z domu 14 lipca 2007 roku około godz. 22. Michał choruje na schizofrenię. Ma zielone oczy i bliznę na obojczyku. Stroni od ludzi, co manifestuje postawą – wysoki (183 cm), przygarbiony chłopak z głową wciśniętą w ramiona. Michał po raz ostatni widziany był w domu rodzinnym w Żyrakowie. Dzisiaj może przebywać wszędzie, niewykluczone, że także na terenie Wielkiej Brytanii.

Kontakt: ITAKA - Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych, tel.: 0801247070, 226547070 lub z polską policją. Więcej: www.zaginieni.pl.

Samarytanie

Czujesz się źle? Jesteś nieszczęśliwy? Samotny? Masz myśli samobójcze? Zadzwoń, porozmawiaj z nami. Jeśli przechodzisz ciężkie chwile, nie zamykaj się w sobie. Jesteśmy dla Ciebie, gdy się czymś martwisz, czujesz się zdenerwowany albo smutny, gdy po prostu potrzebujesz z kimś porozmawiać. Zawsze czekamy na Ciebie. Dzwoń całodobowo: 08457 909090 Napisz e-mail: jo@samaritans.org Napisz list: Chris, P.O. Box 9090, Stirling FK 2SA

www.islandexpress.eu

IslandExpress s.c.

tel.kom. +48 515 280 526 tel.kom. +48 515 280 527 tel.

+48 76 856 50 54

Telefon odbierze osoba anglojęzyczna, ale rozpoznawszy język przekieruje Cię do polskojęzycznego woluntariusza lub ten po chwili oddzwoni do Ciebie. Samarytanie to organizacja oferująca emocjonalne wsparcie w trudnych chwilach.

Nie osądzamy, zapewniamy dyskrecję.

Bodybuilding4you_Ogloszenie_Link_Irlandia_63x41 copy.pdf 13/06/2008 20:12:17

KLUB DLA DZIECI I MŁODZIEŻY

KAMELEON

Zapraszamy na zajęcia w każdy poniedziałek od 18:15 – 20:00 Dwie grupy wiekowe Juniorzy 5 – 10 lat / Seniorzy 11 – 18 lat New Mossley Prezbiterian Church 2 Ballycraigy Way, Newtownabbey BT36 5XH

Profesjonalne t³umaczenia i doradztwo jêzykowe w zakresie:

4Wype³nianie dokumentów 4Kancelarii Prawnych 4Dokumentów notarialnych 4Urzêdu Skarbowego 4Zasi³ków 4S¹du 4Policji 4Opieki medycznej Wspó³pracujemy ze zwi¹zkami zawodowymi, ksiêgowymi, a tak¿e z najlepszymi kancelariami prawnymi, notariuszami: PATTERSON TAYLOR & Co. JOHN G.H. WILSON & Co.

Tel.: 075 16 15 19 62 E-mail: polski.klub@yahoo.co.uk

Doradzamy, jak postêpowaæ w ró¿nych sytuacjach, pomagamy w wype³nianiu formularzy, zapewniamy asystê profesjonalnych t³umaczy w spotkaniach czy trudnych sytuacjach, tak¿e w terenie.

Nauczanie jêzyka angielskiego:

4Lekcje indywidualne/grupowe 4Oferty dla firm 4Specjalne kursy dla pracowników

LINK POLSKA

Kursy dla dzieci i m³odzie¿y przygotowuj¹ce do egzaminów brytyjskich GCSE, FCE, CAE, CPE. Przyjdź do nas, jeśli Twoje dziecko ma problemy z przygotowaniem do egzaminów!

Zamieść reklamę modułową!

Telefon kontaktowy czynny 24 godziny na dobê:

Aneta Patriak Tel.: +44 7787588140 E-mail: aneta@linkpolska.com

075 140 717 48 077 845 99 378 e-mail:

aalcs@yahoo.com

TATUAŻ ARTYSTYCZNY! Stuprocentowy profesjonalizm gwarantowany 17-letnim doświadczeniem. Oferuję szeroki wybór wzorów oraz realizację własnych projektów. Poprawki tatuaży i wykonywanie portretów na skórze. Atrakcyjne ceny! Robert, tel.: 07842670086, Belfast i okolice

Harlandic Male Voice Choir Singers welcome Practice Thursday 19.45

St George’s Church Hall High Street Belfast

www.harlandicmvchoir.org.uk E: harlandicmvchoir@hotmail.co.uk Contact Stephen Cupples tel: 9048 7265

Zapraszamy do Polskiego Sklepu Chatka Oferujemy: świeże pieczywo każdego dnia, swojskie kiełbasy, szeroki asortyment innych produktów spożywczych, prasę, książki, przesyłki pieniężne, wysyłki paczek do Polski. Zapewniamy miłą i fachową obsługę U nas poczujesz się jak u siebie!

Unit 3, 36-38 Barrack Street, Armagh BT60 1AB


M

M

Y

Dzwon do Polski

2p/min tel. stacjonarny

Wybierz poniĪszy numer dostĊpowy a nastĊpnie numer docelowy

084 4831 3897 3ROVND

7p/min - 087 1412 3897

1LHPF\

2p/min - 084 4831 3897

6 RZDFMD

3p/min - 084 4988 3897

,UODQGLD

3p/min - 084 4988 3897

97 9287 4 8 0 2 0 : ta n e li K a g u Polska Obsá

www.auracall.co

m/glosik

Talking is Cheap! *T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Minimum call charge 5p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with your operator. This service is provided 210x148_TTV_LINK 1 13/11/2008 15:27:40 by Auracall Ltd. Agents required, pleasePOLSKA_3897_xmaPage call 084 4545 3788.

Z komórki wybierz:

020 8497 3897

*

& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz numer docelowy i #. Poczekaj na po³¹czenie.

Y

MY

8 497 9287 0 2 0 : ta n e li K a g u sá b Polska O

www.auracall.co

Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET

m/glosik

Talking is Cheap!

*T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Connection fee varies between 1.5p & 15p Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.


Fotokasty - krótkie formy multimedialne łączące reportaż fotograficzny i dźwiękowy

Fotokasty dostępne na:


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.