Copyright to this edition © by Wydawnictwo Prohibita ISBN: 978-83-65546-24-1 Projekt okładki: Maciej Harabasz Wydawca: Wydawnictwo PROHIBITA Paweł Toboła-Pertkiewicz www.prohibita.pl wydawnictwo@prohibita.pl www.facebook.com/WydawnictwoProhibita Tel: 22 425 66 68 www.twitter.com/Multibookpl Sprzedaż książki w Internecie:
Spis treści Wstęp I Georealizm II Mitologia demokracji III My i oni
Ktoś wreszcie musi powiedzieć prawdę. Sprawa nie może dłużej leżeć odłogiem Nie można ciągle koło niej chodzić z palcami na ustach zachowując tę ciszę, jaka przynależna jest stąpaniu wśród majestatu grobów poległych. Józef Mackiewicz
Wstęp Narodu nie zabija się pałką ani karabinem. Nie zamyka w więzieniu i nie stawia pod ścianą. Narzędziem zabójstwa jest zawsze kłamstwo – powolna, skuteczna trucizna, sączona z pokolenia w pokolenie. Jeśli komunizm potrzebował „ideowego” fundamentu, by usprawiedliwić ludobójstwo, to z pewnością nie szukał go dla uzasadnienia kłamstw. Te, miały być tylko prostą konsekwencją, naturalnym odpadkiem milionów zbrodni, zabójstw i nieprawości. Któż zwracałby na nie uwagę, w krajobrazie łagrów i dołów z wapnem? Wszystkie „teorie” komunistyczne, a w szczególności odwołujące się do humanizmu, dawały alibi mordercom, psychopatom i bandytom. Używano ich tym chętniej, im bardziej ukrywały najniższe instynkty i osłaniały żądzę panowania nad światem. Dlatego błędem popełnianym podczas definiowania komunizmu, jest dopatrywanie się w nim cech filozofii, ideologii bądź politycznej doktryny, podczas gdy wszystkie one stanowiły zaledwie narzędzie dla realizacji celu i nigdy nie były celem samym w sobie. Gdy było to konieczne – zostały przyjęte i zastosowane, gdy okazały się zbędne – zmieniono je i odrzucono. Dopatrywanie się w komunizmie „celów humanistycznych” jest rodzajem najcięższej aberracji umysłowej, do jakiej mogą być zdolni tylko ludzie wyjątkowo podli lub niebywale głupi. Kłamstwo, jako najgłębsza cecha komunizmu, jest też jego strukturą i formą istnienia. Jeśli ludobójstwo było środkiem do władzy, kłamstwo jest metodą jej sprawowania i sposobem na przetrwanie. A ponieważ „świat” dostrzegł tylko zbrodnie komunizmu i nigdy nie zdefiniował grozy kłamstwa – władza bandytów i oszustów rozszerza się i umacnia. Rozbestwione kłamstwo, jakim komunizm wypełnił swój świat i zainfekował nasz świat anuluje wszelkie normy rozsądku. Nikt, kto skłonny jest walczyć o godność własną i chce pozostać w zgodzie z własnym sumieniem, nie zgodzi się na to, żeby nazywać dzień nocą, ciemnotę kulturą, zbrodnię przyzwoitością, niewolę wolnością – na
mocy dekretu komunistycznych władców. Poprzez kłamstwo komunizm staje się wszechobecny, przeobraża się we własność bytu, partnera istnienia, element panteistyczny, z którym nawet ścinanie paznokci ma coś wspólnego. Groza kryjąca się w tym stanie rzeczy jest nie do pojęcia dla ludzi … – pisał Leopold Tyrmand w swoim Dzienniku. Groza komunistycznego kłamstwa jest nadal niepojęta dla Polaków. W kraju, który przez półwiecze doświadczał sowieckiej okupacji, nie tylko nie policzono zbrodni, ofiar i win, ale nie podjęto walki z kłamstwem zabijającym wspólnotę narodu. Nigdy nie nazwano go po imieniu i nie pokazano Polakom. Istota tego kłamstwa polegała na uznaniu powojennego tworu za państwo polskie, na legalizacji jałtańskiego bękarta przez demokracje Zachodu i zmuszeniu nas do uznania okupacji sowieckiej za stan naturalny. Jakub Berman, jeden z największych zbrodniarzy–agentów sowieckich, instalujących w Polsce komunizm, nie bez racji wierzył, że „suma konsekwentnie i umiejętnie prowadzonych działań stworzy nową świadomość”. W budowaniu „nowej świadomości” komuniści sięgali po wszystkie środki – zniewalając Polaków terrorem, ale też zabiegając o zmianę mentalność polskiego społeczeństwa. Ten obszar, stosunkowo najmniej rozpoznany, zdecydował o trwałości okupacji sowieckiej i ugruntowaniu przekonania, jakoby PRL była państwem polskim – wprawdzie ułomnym, o ograniczonej suwerenności, jednak gwarantującym ciągłość polskiej racji stanu. Takie przekonanie opierało się w istocie na akceptacji powojennego porządku i uznaniu, że jest on efektem nieuniknionych „uwarunkowań geopolitycznych” i nie może zostać zmieniony bez narażania nas na całkowitą utratę państwowości. Jeśli nawet część Polaków nigdy nie pogodziła się z represjami i ograniczeniem wolności, nie uznała reguł narzuconych przez komunizm i niemal w całości gardziła jego „ideologią”, do faktycznej akceptacji, a w konsekwencji do legalizacji komunizmu, wystarczył tylko jeden czynnik – rezygnacja z podstawowej dychotomii My– Oni i wyzbycie świadomości, że komunizm jest tworem całkowicie obcym i wrogim polskości. Stąd był tylko krok do potraktowania komunistów jako partnerów, nazwania ich Polakami, a następnie nobilitowania polemiką i obdarzenia wartością dyskur-
sywną. Celem nowej świadomości, było oswojenie Polaków z obcym tworem i stworzenie powszechnego przekonania, że jest on częścią naszej tożsamości, czymś związanym z polskością, wartym refleksji intelektualnej i miejsca w historii. By wykreować taką świadomość i dogłębnie zainfekować polskość, należało zabić nie tylko autentyczną elitę, ale uśmiercić naturalny mechanizm obronny – polski antykomunizm, wyniesiony z tradycji niepodległej II Rzeczpospolitej. To zadanie nigdy nie udało się „polskim komunistom”. W czasach PRL–u, zetknięcie komunizmu z polskością, zawsze ujawniało przepaść tak różnych systemów wartości, obnażało odrębności języka, kultury i tradycji. Napotykano ją szczególnie tam, gdzie komuniści próbowali mieszać porządki; godzić patriotyzm z dogmatem internacjonalizmu lub integrować państwowy ateizm z polskim katolicyzmem. Sztuka połączenia tych nieprzystawalnych światów, udawała się tylko osobnikom praktykującym postawy konformistyczne: z jednej strony „otwartym katolikom”, w rodzaju Mazowieckiego czy Wielowieyskiego, z drugiej – „marksistowskim schizmatykom”, jak Kuroń i Michnik. Z połączenia tych postaw stworzono zatem grupę demokratycznej opozycji, by znaleźć w niej partnerów do rozmów z komunistami. Ten system selekcji pozwala zrozumieć, dlaczego niemal wszyscy ludzie owej opozycji – budujący z ekipą Jaruzelskiego podwaliny III RP, to osoby w różny sposób związane z partią komunistyczną: jej członkowie, sympatycy, beneficjanci ówczesnych władz, artyści uwikłani w zależność od reżimu, uczestnicy życia publicznego PRL, piewcy wszelakich odmian komunizmu „z ludzką twarzą”, oddani agenci bezpieki, a w najlepszym przypadku – „pożyteczni idioci”, pełniący z nadania SB rolę kompanów i magdalenkowych statystów. Dokonując przymusowej integracji polskości i komunizmu, przeprowadzono zabieg zabójczy dla narodu i zaszczepiono Obcych w struktury polskiego społeczeństwa. By dokończyć dzieła, zmuszono nas do stworzenia sztucznej wspólnoty i nazwania jej demokratycznym państwem polskim. Zniszczenie narodu nie jest zadaniem łatwym. Nawet dla „ideowych” ludobójców, wyposażonych w narzędzia terroru. Proces zabijania wymaga nie tylko eksterminacji elit i wymordowania niepokornych, ale zatarcia poczucia tożsamości zbiorowej i rozerwania więzi łączących pokolenia. Wymaga zabicia daru identyfikowania się
we wspólnej historii i zgładzenia tego, co nazywane „duszą narodu”. Jeśli rozpoczęto go w latach 40. ubiegłego wieku, nie skończył się wraz z rzekomym upadkiem komunizmu. Ta zbrodnia trwa do dziś – w państwie zbudowanym na kłamstwie i sukcesji komunistycznej. Jest na etapie, w którym mieszkańcy nieszczęsnego Oranu cieszyli się ze śmierci szczurów roznoszących zarazę. Cieszyli – niepomni ostrzeżenia, że dopiero śmierć roznosicieli wywoła epidemię i zabije całą populację. Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, może przez kilkadziesiąt lat pozostać uśpiony (…) i nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście. Zbrodnia, której ofiarą pada naród, dokonuje się na naszych oczach. Tylko czasami towarzyszą jej spektakularne wydarzenia i tylko raz w ostatnich dekadach wymagała zabójczej „korekty” i ofiar w Smoleńsku. Na co dzień, wystarczą narzędzia mediów, słowa „autorytetów” i zatrute karty historii. Wystarczy nasza obojętność i przyzwolenie na obecność Obcych. Rok 1989 przyniósł nową jakość w procesie konwalidacji komunizmu i utrwalenia władzy Obcych. Porozumienie samozwańczych przywódców opozycji z grupą esbeków i funkcjonariuszy partyjnych stworzyło fundament, o jakim 50 lat wcześniej wysłannicy Stalina mogli tylko pomarzyć. Wielka inscenizacja tzw. transformacji ustrojowej stała się podstawą wszystkich procesów politycznych „nowego” państwa i pozwoliła zastąpić autentyczną niepodległość agenturalno–esbeckim ersatzem. Nawiązywała wprost do tradycji sfałszowanych wyborów z roku 1947, z których komunistyczni najeźdźcy wywodzili prawo do rządzenia Polakami. Uległa jednak istotnej modyfikacji, bo w odróżnieniu od spektaklu z 1947, stworzyła mit założycielski oparty na dogmacie porozumienia koncesjonowanej opozycji z przedstawicielami reżimu. Kiedy i jak sowiecki twór stał się państwem polskim i na jakiej zasadzie nastąpiła konwalidacja – nikt nie potrafił wskazać. W latach 1944–1989 nie było wydarzenia, które mogłoby zmazać ten „grzech pierworodny”. Okazało się jednak, że okupacja rozciągnięta na dziesięciolecia, uczyniła dostateczne spustoszenie w polskiej świadomości. Najpierw bano się o niej przypominać, później ją zaakceptowano, a wreszcie – uznano za Polskę.
Dokonana 31 grudnia 1989 roku zmiana nazwy państwa i godła miała wymiar wyłącznie symboliczny. III RP nie zerwała formalnoprawnej łączności z okresem okupacji sowieckiej i przez ostatnie dziesięciolecia podtrzymuje historyczną i personalną spuściznę PRL. Nigdy nie przyjęto ustawy o restytucji państwa polskiego i nie odważono się wskrzesić Konstytucji II Rzeczpospolitej z 1935 roku. Narzucony przez magdalenkowych szalbierzy schemat polityczny, wykluczał działalność sit wstecznych, hamujących rozwój. Ludzi, którzy sprzeciwiali się hańbie „okrągłego stołu”, zepchnięto na margines życia publicznego, zmuszono do emigracji lub skazano na zapomnienie. Powszechnie stosowany argument, jakoby wybory powszechne były „świętem” wolnego państwa lub miały świadczyć o demokratycznym charakterze III RP – jest głęboko niedorzeczny. Jeśli na początku tej pseudo państwowości stworzono reguły uniemożliwiające działanie antysystemowej opozycji, każde kolejne wybory były farsą. Wystarczyło bowiem kontrolować mechanizmy życia publicznego, a sam proces wyborczy oprzeć na reżimowych instytucjach (PKW, sądy, ośrodki propagandy) – by pozwolić sobie na organizowanie dowolnych „świąt demokracji”. Nie stanowią one zagrożenia, bo w przestrzeni politycznej III RP nie ma miejsca na postulat obalenia porządku magdalenkowego i twardej rozprawy z komunistyczną sukcesją. Strategia przyjęta na początku wielkiej inscenizacji sprawiła, że Polacy uwierzyli, iż grupa „reprezentantów narodu” przyczyniła się do obalenia zbrodniczego reżimu i wywalczenia autentycznej niepodległości. Ta wiara, zaszczepiona nowym pokoleniom w formie dogmatu historycznego, ma wymiar gigantycznego antypolskiego kłamstwa. W rzeczywistości bowiem – to komunizm i jego sukcesorzy stworzyli groźną hybrydę własnej państwowości i obrócili w ruinę nasze marzenia o Niepodległej. Takiej definicji III RP nie znajdziemy w podręcznikach historii. Nie usłyszymy o niej z ust przedstawicieli elit intelektualnych. Nie powiedzą nam o tym z ambon i nie wyjawią w listach pasterskich. Prawda o genezie tego państwa jest nieobecna w słowach polityków, w ich programach i deklaracjach. Przemilczają ją publicyści i dziennikarze – zawsze w służbie którejś z partii i koterii politycznych. Wraz z fałszem państwowości skażonej okupacją komunistyczną, III RP odziedzi-
czyła strukturę społeczną, opartą na fałszywej wspólnocie Polaków z Obcymi. Funkcjonariusze sowieckiego reżimu – esbecy, partyjniacy, sędziowie, stali się „elitą” tego państwa, zaludnili jego instytucje i zawłaszczyli życie publiczne. Zainfekowali je nie tylko swoją obecnością, ale wprowadzeniem następców – dzieci i wnuków agentury przywiezionej na sowieckich czołgach, potomstwem prześladowców i sługusów reżimu oraz niezliczonym mrowiem sukcesorów, złączonych wspólnotą interesu, więzami zawodowymi i towarzyskimi. Stało się to możliwe, ponieważ większość Polaków dawno zrezygnowała z podstawowej dychotomii My–Oni i wyzbyła świadomości, że komunizm jest tworem obcym i wrogim polskości. Stąd, był tylko krok do potraktowania Onych jako partnerów i nazwania ich Polakami. W przestrzeni zakłamanej i zagarniętej przez ośrodki propagandy, w której strażnikami podziałów stają się semantyczni terroryści, nie było miejsca na wytyczenie tej dychotomii. Nie znalazł się nikt, kto miałby odwagę nazwania Obcych po imieniu i odmówienia im przynależności narodowej. Zostali koncyliacyjni oszuści, piewcy zgody narodowej i porozumień ponad podziałami. Zostało towarzystwo wspólnoty brudu, genetyczni georealiści i partyjni pragmatycy. Jeszcze kilka lat temu mogło się wydawać, że Polacy dostrzegą ten zabójczy związek i zechcą zerwać niszczycielskie więzi. Ogrom tragedii smoleńskiej i ujawnione w następnych latach zachowania grupy rządzącej, powinny wywołać narodowy wstrząs i postawić nas przed pytaniem: kim są ci ludzie, z jakiego świata pochodzą i jakim hołdują wartościom? Czy wolno nazywać ich rodakami i obdarzać mianem Polaka – tylko dlatego, że zrządzeniem losu urodzili się na polskiej ziemi? Te wydarzenia stanowiły historyczną cezurę, która powinna skłaniać do głębokiej refleksji. Nie sposób takich doświadczeń zamknąć w definicjach „walki politycznej” lub oceniać ich w kontekście „różnic światopoglądowych”. Podobnej dawki nienawiści, pogardy i wszelakich wynaturzeń, nie zna świat cywilizowany i nie wolno było ich rozgrzeszać prostackim kanonem politycznej pseudo wiedzy. Czas ten odkrył przed Polakami niewyobrażalne pokłady obcości i nienawiści tkwiące w ludziach mieniących się „elitą” tego państwa. Obnażył bezmiar obojętności
na zło, ogrom fałszu i hipokryzji, odsłonił upiorną pustkę i niewolniczą mentalność. Ujawnił też najgłębszy podział, biegnący w głąb ludzkich sumień i systemów wartości, dotykający samych podstaw człowieczeństwa i narodowej tożsamości. Zobaczyliśmy, że nasz kraj zaludnia ogromna armia apatrydów – bękartów bez ziemi i poczucia wspólnoty narodowej, całkowicie obca polskiej kulturze i tradycji. To Oni czcili pamięć sowieckich najeźdźców, honorowali bandytów i kolaborantów i po śmierci naszych rodaków słali dziękczynne adresy do kremlowskich zbrodniarzy. Nawoływali do „pojednania”, „łączyli w żałobie” i załganym frazesem – „bądźmy wszyscy razem” próbowali zatrzeć nieprzekraczalne granice. Wydawało się, że takie doświadczenie musi wywołać narodowy wstrząs i otworzyć Polakom oczy. Wydawało się niemożliwe, byśmy nie dostrzegli tak przerażającej przepaści lub mogli ją usprawiedliwić retoryką różnic politycznych. Jeśli ten czas został bezpowrotnie stracony i roztrwoniliśmy ostatnie lata na bezrozumnych próbach budowania fałszywej wspólnoty, winę ponosi środowisko patriotyczne – owi genetyczni georealiści i partyjni pragmatycy, którzy za cenę własnych interesów nadal utrwalają rozbestwione kłamstwo i niszczą wspólnotę narodu. Ci ludzie nie tylko uciekli przed definicją państwa–sukcesora PRL, ale wbrew narodowym powinnościom odrzucają podział na My–Oni i za szczyt patriotyzmu przyjmują dezyderat „zgody narodowej”. Tej „zgody”, w której zło miesza się z dobrem, postępuje amnezja historyczna i wzrasta komuna Obcych z Polakami. Ordynarne kłamstwo o „podziałach między Polakami” – szerzone przez środowisko zwane patriotycznym, fałszuje genezę historycznego konfliktu i obarcza nas niepopełnioną winą. Nie usłyszymy, że nie Polacy są dziś podzieleni i nie poglądy polityczne nas różnią. Nie dowiemy się, że nie naszą winą jest stan „wojny”, bo wrogami polskości są tutejsi Obcy. Nikt z nich nie przyzna, że jedynym „dialogiem” z antypolską zbieraniną winna być infamia, banicja lub długoletnie więzienia. Nie usłyszymy zaś dlatego, że prawda o źródłach III RP i zabójczym związku z apatrydami, przekreśliłaby cały dorobek polityczny owych „mężów stanu” i postawiła ich w jednym szeregu z gronem koncesjonowanych demokratów, którzy przed 30
laty zadrwili z naszych marzeń o Niepodległej. Ta prawda nie padnie też z ust przedstawicieli elit intelektualnych, które chcąc osłonić własne zaprzaństwo i udział w „symfonii patetycznej na cześć nowego, zbudowały marne dzieło na kuglarskim terminie postkomunizm. Byłoby naiwnością wierzyć, że społeczeństwo, które nie sprzeciwiło się wielkiej inscenizacji z początku lat 90. i pogodziło z grozą komunistycznego kłamstwa, będzie zdolne dostrzec proces zabijania narodu. Byłoby naiwnością tym większą, że społeczeństwo to traktuje patriotyzm jako domenę uczuć i emocji i nie chce przyjąć, że jest on nade wszystko powinnością rozumu i nakazem praktycznych działań. W takiej powinności, nie ma bowiem miejsca na „wiarę w polityków” i zabobon ulegania partyjnej retoryce. Kłamstwo założycielskie III RP i ukrywanie dychotomii My– Oni – to historyczne kamienie na szyi Polaków. Plamy – nawet nie białe, bo okrywa je tchórzostwo i fałsz. Prawda o genezie tego państwa i żyjących w nim Obcych, nie jest nam potrzebna dla zaspokojenia ciekawości, z żądzy zemsty czy rozrachunku z wrogami. Nawet nie dla poczucia dziejowej sprawiedliwości. Sowieci i ich polskojęzyczna agentura ukrywali prawdę o Katyniu nie dlatego, że bali się odpowiedzialności politycznej lub karnej. Robili to, bo kłamstwo dezintegruje wspólnotę, czyni ją słabą, podatną na wpływy i manipulacje. Ci, którzy doprowadzili do zamachu w Smoleńsku i do dziś zioną nienawiścią do Polaków, nie ukrywają prawdy ze strachu przed konsekwencją. Robią to, bo kłamstwo zabija autentyczne więzi i sprawia, że stajemy się obojętni na eskalację zła. To rozmyślna taktyka. Społeczeństwo, które nie wiew jakim państwie żyje, kim są jego elity, wrogowie i Obcy, pozostaje bezbronne i na zawsze zniewolone. Nie jest zdolne do sprzeciwu i nie posiada woli walki. Dlatego nie ma dziś większego zagrożenia, jak ucieczka od podziału My–Oni i utrwalanie kłamstwa o polskich korzeniach III RP. Z nich czerpią siły Obcy i wywodzą swoje prawa do aneksji polskości. Dzieląca nas linia musi być nazwana. Jest konsekwencją półwiecza okupacji sowieckiej, efektem magdalenkowej zdrady i budowania nieistniejącej wspólnoty narodu. Jest winą tych, którzy od trzech dekad sankcjonują komunistyczne łgarstwo i po
raz kolejny chcą łączyć Polaków z apatrydami. Bez odzyskania takiej świadomości i wyznaczenia granic naszego dziedzictwa, nie uratujemy wspólnoty narodu. Nie można jej odbudować łącząc zdrajców z bohaterami, na fundamencie nierozliczonej przeszłości, zamazanej teraźniejszości i jutra, które wiedzie donikąd. I choć miło jest wierzyć, że przed laty Polacy odzyskali wolność i na jej fundamentach budują dziś państwo prawa i demokracji, trudniej zastąpić wiarę racjonalną refleksją i rozprawić się z zastrzeżeniami na temat funkcjonowania tego ustroju. Jeszcze trudniej, sprostać wiedzy o genezie tego państwa i jego nieprawym pochodzeniu. Ponieważ w III RP nigdy nie podjęto takiej refleksji, a z doświadczeń ostatniego ćwierćwiecza płyną wnioski sprzeczne z dogmatami ustrojowymi, skłaniam się ku twierdzeniu, że opisywanie dzisiejszych realiów przy pomocy pojęć właściwych dla demokracji, jest nie tylko błędem metodologicznym, ale poważnym zabobonem, którego konsekwencje odczuwamy tym boleśniej, im bardziej mu ulegamy. Nie żyjemy w państwie, w którym moglibyśmy toczyć akademicką dyskusję o narzędziach demokracji i wyższości sondaży nad zdrowym rozsądkiem. Te pierwsze okazują się nieskuteczne w starciu z paramafijną rzeczywistością, drugie zaś zostały po stokroć skompromitowane i poddane politycznym regulacjom. Ta książka jest publicystyczną próbą wytyczenia drogi do odbudowy autentycznej wspólnoty. Próbą niełatwą, bo wymagającą pokonania szeregu mitów, które od dziesięcioleci ciążą nad naszą myślą polityczną i skutecznie paraliżują dążenia Polaków. Mitologia, stworzona przez „elity” III RP, dotyczy nie tylko kwestii wewnętrznych i odrzucenia dychotomii My–Oni, ale fałszuje obraz relacji z naszymi sąsiadami, Europą i „wolnym światem”. Dwa przerażające mity – georealizmu i demokracji III RP, zagradzają nam drogę do wolnej Rzeczypospolitej.
I GEOREALIZM Sprzedaż książki w Internecie:
II MITOLOGIA DEMOKRACJI Sprzedaż książki w Internecie:
III MY I ONI Sprzedaż książki w Internecie: