m10 POLSKA
Nauczyciele
Nie wszyscy nauczyciele boją się cyfryzacji szkół. Niektórzy sami, i to od wielu lat, przeprowadzają informatyczną rewolucję Sylwia Czubkowska
Szymon Konkol z Rybnika najlepiej zna się na pieczeniu i zdobieniu ciast. Nic dziwnego – jest technikiem technologii cukierniczo-piekarskiej, ma także dyplom mistrzowski. Drugą rzeczą, na której zna się doskonale, jest nauczanie cukiernictwa. Robi to od piętnastu lat, ostatnio przez internet. Od kilku lat zdobywa sławę jako twórca e-learningowego kursu cukiernictwa. Wymyślił taką platformę nauczania w 2004 roku i cały czas ją rozbudowuje. Początkowo były to proste pomoce: lekcje, zadania, potem powstał kurs e-learningowy, e-book i wreszcie wersja platformy na smartfony i tablety. – Żaden ze mnie informatyk. Ale nie trzeba być ekspertem od nowych technologii, by móc stworzyć coś przydatnego – nieśmiało tłumaczy Konkol. – Ale proszę koniecznie napisać, że Almanach Cukierniczo-Piekarski nie jest tylko moim dziełem. Do niego przyłożyły się, i cały czas przykładają się, kolejne roczniki uczniów. To oni są współautorami ogromnej części materiałów, bo najlepiej wiedzą, co do nauki jest im potrzebne – dodaje nauczyciel. Almanach został stworzony z myślą o uczniach zawodówek: dziś stałych kursantów jest prawie 1,6 tys. Dodatkowo do nauki stacjonarnej wykorzystuje go nie tylko sam Konkol w swojej szkole, ale także nauczyciele z trzech innych śląskich zawodówek. – I on to wszystko zrobił bez żadnej finansowej pomocy dyrekcji czy kuratorium, bez dotacji z ministerstwa czy Unii Europejskiej. Zrobił, bo miał pomysł i, co najważniejsze, miał pasję do pracy po godzinach – opowiada Piotr Peszko, autor bloga 2edu.pl i pasjonat wykorzystywania nowych technologii w edukacji. Szymon Konkol nie jest wyjątkiem. – Jest całkiem spora grupa nauczycieli, którzy na własną rękę w wolnym czasie i bez dodatkowego wynagrodzenia opracowują bardzo ciekawe i przydatne rozwiązania informatyczne dla uczniów – dodaje Peszko.
PSK, czyli Przynieś Sobie Kompa Na portalu e-Zadania.pl znajduje się już ok. 2 tys. krótkich filmów opisujących rozwiązywanie matematycznych zadań. Dowiadujemy się
jazda pod prąd Renault Koleos
ERRARE HUMANUM EST * Łukasz Bąk zastępca kierownika działu życie gospodarcze kraj
z nich, jak poradzić sobie m.in. z dowodzeniem twierdzeń, kombinatoryką, funkcjami czy rachunkiem prawdopodobieństwa. To materiały głównie dla maturzystów, ale jest także sporo zadań dla uczniów gimnazjów oraz podstawówek. Serwis stworzył matematyk Wiesław Ziaja z V Liceum Ogólnokształcącego z Rzeszowa. Mógłby na nim dobrze zarabiać, bo portal odwiedza miesięcznie ok. 150 tys. użytkowników, gdyby wprowadził choćby mikropłatności: po kilka złotych za obejrzenie jednej lekcji. Jednak mimo, że Ziaja zainwestował w portal sporo własnych środków, e-Zadania.pl są bezpłatne. Kiedy do matematyka zgłosiło się kilka firm chętnych odkupić portal, odmawiał, bo chciały wprowadzić opłaty dla uczniów. Bezpłatnie udostępnia uczniom swoje dzieła też młody anglista Łukasz Rumiński z Zespołu Szkół w niedużej mazurskiej wsi Jamielnik. Razem z zaprzyjaźnionym informatykiem Tomaszem Kowalczykiem opracował kilka aplikacji na Kinecta (kontroler ruchu dla konsoli do gier XboX360 – red.) do nauki języka angielskiego. W Kinect Quiz nauczyciel tworzy własną bazę pytań i do każdego dwie odpowiedzi. Uczeń odpowiada, podnosząc rękę, a Kinect dzięki czytnikowi ruchu zlicza odpowiedzi. W aplikacji LearnLang wprowadzono rozpoznawanie mowy: tu na pytania stworzone przez nauczyciela uczeń ma po prostu odpowiedzieć, a program nie tylko ocenia ich poprawność, ale także jakość wymowy. Trzecia aplikacja Human Body przeznaczona jest dla najmłodszych uczniów i uczy angielskich nazw części ciała. Choć te programy Rumiński stworzył kilka miesięcy temu, to jest już weteranem wprowadzania nowych technik do szkoły. – Zaczęło się pięć lat temu. Zamarzyła mi się tablica interaktywna, szkoły jednak nie było na nią stać. Więc razem z uczniem sami sobie taką tablicę zrobiliśmy – wspomina. Zajęło mu to pół roku. Po tablicy w 2010 roku przyszła pora na stół „multitouch”, czyli amatorski odpowiednik Surface Microsoftu – urządzenia dotykowego, które pozwala wyświetlać obraz na tablicy. Za oryginał trzeba zapłacić ok. 50 tys. zł, stół stworzony przez Rumińskiego kosztował około tysiąca. Połowę tej kwoty wyłożyła dyrekcja, resztę sam pedagog. „Nauczycielu – nie zamulaj przy tablicy!” – nawołuje anglistka Agnieszka Bilska, ucząca w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 10 w Gliwicach. Jest opiekunką warsztatów dla nauczycieli, których uczniowie uczą tworzenia multimedialnych prezentacji w programie Prezi (czyli dostępnej bezpłatnie aplikacji do tworzenia prezentacji). Bilska, sama fanka internetu, w swojej klasie wprowadziła modele nauki PSK, czyli Przynieś Sobie Kompa.
BOGDAN KREZEL/PRZEKROJ/VISAVIS.PL/FORUM
SIŁACZE I SIŁACZKI W WERSJI
Nie zmuszam dzieci do nauki. Tak je moje wynalazki zainteresowały, że garną się do niej same – mówi nauczyciel angielskiego Łukasz Rumiński
Cyberbelfrzy – Polski nauczyciel jest otwarty na nowe i umie się uczyć – przekonuje Grażyna Gregorczyk, dyrektor Ośrodka Edukacji Informatycznej i Zastosowań Komputerów w Warszawie. Ma bardzo proste wytłumaczenie dla e-zrywu pedagogów: – Młodzież korzysta z technologii w sposób naturalny. Jeżeli chcemy nawiązać z uczniami lepszy kontakt, musimy komunikować się z nimi ich językiem, nadążać za nimi – dodaje.
J
ak mawiał Seneka Starszy, błądzić jest rzeczą ludzką. I zdarza się nawet najlepszym. Beata Pawlikowska, choć jak własną kieszeń zna amazońską dżunglę, ponoć ostatnio zgubiła się w Puszczy Kozienickiej. Utalentowany gdański finansista Marcin P. zgubił kilkaset kilogramów złota i nie ma pojęcia, jak i gdzie to się stało. Zyskał przez to przydomek „polski Midas” – bo odwrotnie do mitycznego króla każdą ilość cennego kruszcu potrafi zamienić w kupę złomu. Jest jeszcze prezydent Olek K., na którego wymuskanym i opalonym obliczu pojawiły się drobne zmarszczki po tym, jak pomylił drzwi do limuzyny z klapą bagażnika. Pech chciał, że wsiadając do niego, uszkodził goleń. Obolałe miejsce najpierw tak mocno natarł spirytusem, że do krwi przedostały się ze dwa promile, a następnie zamiast bandaża użył flagi Polski. Od błędów nie są wolne także koncerny motoryzacyjne. Zarządzają nimi ludzie, a u nich – jak wiadomo – ambicja i pęd do sławy lubią brać górę nad zdrowym rozsądkiem.
I tak np. znany niemiecki megaloman Ferdinand Piëch wpadł kiedyś na pomysł zbudowania Volkswagena, który przyćmi flagowe okręty BMW i Mercedesa. Tak powstał wart w porywach pół miliona złotych Phaeton, któremu nie brakowało absolutnie niczego. Prócz klientów, którzy zechcieliby go kupić. Podobną przygodę przeżył Fiat z modelem Multipla. Jakiś zalany w trupa włoski inżynier postanowił zbudować auto zdolne przewieźć sześć osób i wyglądające jak połączenie akwarium z trumną. Efekt: był to pierwszy w historii Fiat, który został wycofany z produkcji, zanim którykolwiek z jego egzemplarzy zdążył się zepsuć. Ale niekwestionowanym liderem motoryzacyjnych wtop jest Renault. Dekadę temu nie poszło mu z awangardowym jak obraz Picassa Avantimem, później niewypałem okazało się vano-suvo-limuzyno-kombi zwane Vel Satis, a teraz daleka od ideału jest pozycja na europejskim rynku modeli Latitude i Koleos. Dziwić może szczególnie przypadek tego ostatniego. Wszak to SUV, a te sprzedają się
– Różnie bywa z tą otwartością nauczycieli i chęcią do samodzielnego uczenia się. Wciąż jest ogromna rzesza, która uczy zgodnie z minimum programowym i nic poza tym – mówi Piotr Peszko. – Jednak trzeba przyznać, że grupa cyberbelfrów – jest już nawet taki fan page na Facebooku – rośnie i naprawdę stara się zmienić edukację – dodaje. Gregorczyk jest tak optymistyczna, bo kierowany przez nią ośrodek od 2008 roku prowadzi konkurs dla nauczycieli, którzy opracowują autorskie metody wykorzystania nowych technologii w nauczaniu. Do tej pory nagrodzono i wyróżniono w nim ponad 40 osób, i przegląd ich pomysłów może naprawdę nastawiać pozytywnie. Na przykład Marcin Stanowski, nauczyciel języka angielskiego z warszawskiego liceum im. Tadeusza Czackiego, opracował autorski program „Czacki.moodle.waw.pl – wszechstronne wsparcie nauki języka angielskiego”, dzięki któremu uczniowie mogą sami trenować przed maturą, mają dostęp do materiałów z olimpiad, a nawet rozbudowywany jest w nim zbiór specja-
dzisiaj lepiej niż zdjęcia z imprezującym księciem Harrym. Niestety Koleos przegrywa starcie z konkurentami, którzy są zwyczajnie lepsi od niego. Przede wszystkim lepiej wyglądają. Koleos sprawia wrażenie taniego, ma dziwne proporcje, jakby za małe w stosunku do karoserii koła i naprawdę paskudny tył. Wiem, wiem – o gustach się nie dyskutuje i pewnie znajdą się tacy, których Renault urzeknie. Kupią je, a następnego dnia odejdzie od nich żona, a dzieci wrócą do domu ze śladami pobicia. Sporo do życzenia pozostawia także wnętrze – niby materiały, z których je zrobiono, są niezłej jakości, a mimo to sprawia wrażenie niedopracowanego, a w niektórych miejscach wręcz tandetnego. Do tego dochodzi płaski jak ławka w parku fotel, z którego wypada się na każdym zakręcie. Przynajmniej miejsca jest pod dostatkiem, i to zarówno z przodu, jak i na tylnej kanapie. Akurat pod tym względem Koleos wyprzedza konkurentów. Trzeba też przyznać, że ma niezłe zawieszenie i całkiem sprawny napęd na cztery koła – nawet
magazyn
Eduardo Saverin stał się wrogiem numer jeden Waszyngtonu. Kongres zarzuca mu ucieczkę przed fiskusem Piotr Czarnowski
Dla dzieci nowe technologie to chleb powszedni. Musimy mieć z nimi wspólny język – przekonuje Grażyna Gregorczyk, szefowa Ośrodka Edukacji Informatycznej w Warszawie
gdyby wszystkie drogi w Polsce miały mieć status „przejezdnych”, w Renault byście tego nie odczuli. Silnik? Jeżeli będzie to dwulitrowy diesel, nie będziecie mieli na co narzekać – niewiele pali i jest wystarczająco żwawy. Szczególnie na długich autostradowych prostych. Problem pojawi się, gdy przyjdzie wam skręcić. Prawdopodobnie kierownicę połączono z przednimi kołami za pomocą gumki od majtek, przez co autem kieruje się równie precyzyjnie co fotelem na kółkach. Jednak największą wadą Koleosa pozostaje całkowity brak prestiżu. Choć kosztuje 125 tys. zł, kompletnie tego po nim nie widać. Co gorsza, po 3 – 4 latach warty będzie mniej więcej jedną trzecią tej kwoty. Dlatego lepiej zrobicie, jeżeli wydacie te pieniądze na inne Renault – np. Lagunę. Nie tylko świetnie jeździ, ale w dodatku ma dobrą renomę.
Z grupy założycieli Facebooka on jeden budzi największe kontrowersje. Bo pokłócił się z Markiem Zuckerbergiem; bo pozwał go do sądu, a w końcu wyjechał ze Stanów Zjednoczonych i pozbył się amerykańskiego obywatelstwa. To ostatnie działanie Eduardo Saverina tak rozzłościło władze w Waszyngtonie, że jeden z kongresmenów przygotował nawet projekt ustawy, na mocy której takie osoby nie byłyby już więcej wpuszczane do USA. Najbardziej wstrząśnięty decyzją Saverina był senator z Nowego Jorku Charles Schumer. – Oto na naszych oczach rozwiewa się tak piękny amerykański sen. To u nas ziścił swoje marzenie, nasz kraj uczynił go bogatym, a teraz w tak niegodny sposób się nam wszystkim odwdzięcza – mówił demokratyczny polityk, uzasadniając stworzenie Ex-PATRIOT Act (Expatriation Prevention by Abolishing Tax-Related Incentives for Offshore Tenancy Act). Saverin ogłosił decyzję o porzuceniu Stanów Zjednoczonych i przeniesieniu się na stałe do Singapuru, w którym mieszka od czterech lat, niedługo przed majowym wejściem Facebooka na giełdę. Pojawiło się więc podejrzenie, że uczynił to wyłącznie po to, by uniknąć bolesnego obowiązku zapłacenia bardzo wysokiego podatku od zostania miliarderem. Ex-PATRIOT Act, jeśli zostanie w końcu przegłosowany, uniemożliwi ponowny wjazd na terytorium USA tym wszystkim osobom, które wyzbyły się amerykańskiego obywatelstwa, by nie dzielić się majątkiem z tamtejszym fiskusem. Oczywiście do czasu aż jego apetyt zostanie zaspokojony. Saverin, będący obecnie bezpaństwowcem, natychmiast zaprzeczył posądzeniom o ucieczce przed urzędem skarbowym. – Moja decyzja o przeniesieniu się do Singapuru była spowodowana perspektywami dalszej pracy. Zapewniam, że nie będę uchylać się od zapłacenia setek milionów dolarów podatku dla rządu Stanów Zjednoczonych. Zaręczam też, że nadal będę płacić podatki od wszystkiego, co zarobiłem, gdy byłym obywatelem USA – powiedział niedawno w jednym z wywiadów. Tak, to nie pomyłka. Fiskus mógłby zażądać od Saverina setek milionów, bo jego udziały w FB są warte, jak się nieoficjalnie szacuje, ponad 3 mld dol. Cóż zatem zadecydowało o tym, że 30-letni biznesmen zdecydował się porzucić Dolinę Krzemową, technologiczne i finansowe centrum świata XX wieku, i przenieść się do azjatyckiego państwa miasta, które może poszczycić się największą liczbą milionerów na kilometr kwadratowy? Globalizacja. Błyskawicznie rozwijające się azjatyckie kraje inwestują – poprzez politykę podatkową oraz systemy preferencji – w rozwój tych branż, które napędzają światową gospodarkę i tworzą własne krzemowe doliny. Czując wsparcie ze strony rządów, koncerny coraz częściej wygrywają rywalizację ze Stanami Zjednoczonymi i Europą w ściąganiu do pracy najbardziej utalentowanych przedsiębiorców, naukowców oraz menedżerów. Na naszych oczach odwraca się kilkudziesięcioletni trend: do niedawna to geniusze ze Wschodu w dużej mierze tworzyli innowacyjność Zachodu, dziś w kierunku Azji przechyla się szala szybkości rozwoju. Pojawiają się prognozy, że niedługo to Pekin będzie dyktował wszystkim warunki. Nie jest to do końca prawda – w zglobalizowanym świecie nie będzie raczej miejsca na monopol nowego ekonomicznego supermocarstwa, powstanie za to kilka centrów, które będą ze sobą konkurować oraz mieć
BLOOMBERG
ZAKŁADAŁ FACEBOOKA, TERAZ ŚCIGA GO AMERYKA
I 2.0
listycznego angielskiego z dziedziny biologii. Aleksandra Charkowska, która w podstawówce nr 130 w Łodzi opiekuje się świetlicą, stworzyła interaktywny projekt nauki gry w szachy i wykorzystania tej wiedzy do nauki matematyki, a wuefista Marek Sobczak z Gimnazjum nr 1 w Jarocinie stworzył program do oceny postępów i motywowania uczniów w zajęciach wf. Nie ma przedmiotu czy to ścisłego, czy przyrodniczego, czy humanistycznego, do którego sami nauczyciele nie opracowaliby podobnych rozwiązań. – Oczywiście sporo z tych działań to kwestia własnych fascynacji internetem, nowymi technologiami, urządzeniami, które pojawiają się na rynku. Ale to nie chodzi tylko o to, by takimi bajerami zastępować poważną naukę – zapewnia Łukasz Rumiński. – Jeżeli tylko takie informatyczne pomysły wprowadzi się w sposób rozsądny, to efekty widać od razu. Ja już nie zmuszam uczniów do nauki. Tak ich moje aplikacje, tablica czy stół zainteresowały, że sami się do niej garną – zapewnia anglista.
31 sierpnia – 2 września 2012 nr 169 (3307) gazetaprawna.pl
EDUARDO SAVERIN Jego majątek przekracza 3 mld dol. Jednak od kilku lat mieszka w Singapurze, bo tam – jak podkreśla – są lepsze warunki rozwoju niż w Ameryce
na siebie wpływ. „Amerykanie przyzwyczaili się, że ich kraj jest pępkiem świata. Dziś to zaściankowe i bardzo niepraktyczne myślenie, bo nikt już nie czeka na wskazówki płynące z Waszyngtonu czy Nowego Jorku. Coraz więcej przedsiębiorstw oraz inwestorów przenosi się po prostu tam, gdzie rodzi się więcej możliwości rozwoju i zarobku. To powinno nam wszystkim dać do myślenia” – napisał kilka tygodni temu magazyn „Business Week”. Eduardo Saverin to tylko jedna z osób, które oddały ostatnio amerykański paszport. W ubiegłym roku Azję oraz Amerykę Południową, nowe ziemie obiecane, wybrało ponad 1,7 tys. osób, obywateli USA. Spora część z nich dała się skusić ich obietnicom. Oraz mniejszym podatkom. 30-letni miliarder bez problemu wtopił się w biznesowe życie Singapuru, bo ma doświadczenie w radzeniu sobie w nowym otoczeniu. Choć urodził się w Brazylii, jego rodzina przeniosła się do Ameryki. Nie za chlebem, bo nie klepała biedy, a w poszukiwaniu bezpieczeństwa. Ojciec Eduardo, właściciel świetnie prosperującego biznesu, dostał informację, że jeden z gangów planuje porwać jego syna, by wymusić okup. W 1993 roku postanowił uprzedzić sytuację. Osiedlili się w Miami, a po kilku latach nastoletni Eduardo pojechał na studia do Kalifornii. Na Uniwersytecie Harvarda spotkał Marka Zuckerberga i razem zaczęli pracować nad portalem społecznościowym dla studentów, który dziś stał się Facebookiem. Gdy o firmie stało się głośno i gdy zaczęła rozwijać się w zawrotnym tempie, doszło między nimi do sporów, zaś potem otwartego konfliktu. Jego apogeum nastąpiło, gdy Zuckerberg – stosując nie do końca uczciwe metody – rozcieńczył udziały Saverina w FB: z 34,4 proc. do zaledwie 0,03 proc. Takie działanie nie mogło pozostać bez odpowiedzi: był nią sądowy pozew. Do procesu, który z pewnością byłby relacjonowany we wszystkich
Na naszych oczach rozwiewa się piękny amerykański sen. Saverin ziścił u nas marzenia, a teraz w tak niegodny sposób nam się odwdzięcza mediach, jednak nigdy nie doszło. Zuckerberg – prawdopodobnie przewidując porażkę – zgodził się na pozasądową ugodę. Obie strony dochowują w tej sprawie tajemnicy, tak jak się zobowiązały. Nie wiadomo więc, ile dokładnie udziałów FB pozostało w rękach Saverina. Wiadomo tylko tyle, że zyskał prawo do używania tytułu „współzałożyciela Facebooka”. Jeśli bliskie prawdy są informacje, że jego udziały w FB warte są ok. 3 mld dol., to stanowi to niezły zadatek do dalszej działalności w biznesie. – Bez względu na to, że stałem się głównym celem Ex-PATRIOT Act, nadal będę inwestował także w biznes oraz start-upy w USA. Mam nadzieję, że uda mi się przyczynić do stworzenia wielu nowych miejsc pracy – zapowiedział kilka miesięcy temu. Nie rzucał słów na wiatr. Zainwestował m.in. w firmę Qwiki, której aplikacja (o tej samej nazwie) umożliwia przygotowywanie w locie multimedialnych prezentacji – już ściągnęło ją ponad pół miliona internautów. Jednak jego oczkiem w głowie jest start-up Jumio Inc., któremu dał na rozwój 30 tys. dol. Przygotowany przez twórców firmy program zamienia dowolną internetową kamerę wideo lub wyposażony w aparat smartfon (co jest już standardem) w czytnik kart płatniczych. – To będzie prawdziwa rewolucja w mobilnych płatnościach – zapewnia Saverin. Ma jeszcze jeden powód do zadowolenia – Jumio rozwija się na początku o wiele lepiej, niż robił to Facebook. Już teraz, po dziewięciu miesiącach od uruchomienia, przynosi nam wielkie zyski – mówił na majowych targach elektronicznych CHINICT w Pekinie. Nie ma to jak utrzeć nosa dawnemu przyjacielowi.