Imperializm ekologiczny

Page 1

Alfred W. Crosby

IMPERIALIZM EKOLOGICZNY Państwowy Instytut Wydawniczy


Alfred W. Crosby jest profesorem historii, geografii i studiów amerykańskich na University of Texas w Austin; jako visiting professor wykłada na Yale University i University of Hawaii. Członek Fińskiej Akademii i American Academy of Arts and Sciences; autor m.in.: The Columbian Exchange: Biological and Cultural Consequences of 1492 (1972), Epidemic and Peace (1976), Germs, Seeds, and Animals: Studies in Ecological History (1994), The Measure of Reality. Quantification and Western Socjety, 1250-1600 (1997). Książka Imperializm Ekologiczny otrzymała w 1987 roku główną nagrodę im. Ralpha Waldo Emersona, przyznawaną przez stowarzyszenie Phi Beta Kappa; została przełożona na wiele języków .




Alfred W. Crosby

IMPERIALIZM EKOLOGICZNY BIOLOGICZNA EKSPANSJA EUROPY 900-1900

Przekład: Maciej Kowalczuk

Warszawa, 2016 Państwowy Instytut Wydawniczy


Biblioteka Myśli Współczesnej


Julii i Jamesowi Traue oraz zespołowi Alexander Turnbull Library w Wellingtonie


900

Odkrycie Ameryki i drogi morskiej dookoła Afryki otworzyło przed rosnącą burżuazją nowe tereny. Rynek wschodnioindyjski i chiński, kolonizacja Ameryki, stosunki wymienne z koloniami, pomnożenie środków wymiany i w ogóle towarów wywołały niebywały rozkwit handlu, żeglugi, przemysłu, a tym samym spowodowały szybki rozwój czynnika rewolucyjnego w rozpadającym się społeczeństwie feudalnym. Karol Marks i Fryderyk Engels, Manifest komunistyczny

6

(...) gdziekolwiek stanie stopa Europejczyka, tam śmierć prześladuje tubylca. Przypatrzmy się wielkim obszarom Ameryki, Polinezji, Przylądka Dobrej Nadziei i Australii, a wszędzie ujrzymy takie same skutki. Karol Darwin, Dzieła wybrane, L I: Podróż na okręcie Beaglea


1900

Odkrycie Ameryki oraz drogi do Indii Wschodnich wokół Przylądka Dobrej Nadziei to dwa największe i najważniejsze wydarzenia, jakie zapisano dotychczas w historii ludzkości.

Skoro postępujemy naprzód, dzierżąc miecz zniszczenia, nie mamy prawa sarkać na spustoszenia, które uczyniliśmy. Charles Lyell, Pnnciples of Geology

Adam Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów

7


podziękowania Nie sposób podziękować wszystkim za ich nieocenioną pomoc przy pisaniu tej książki: zastępom bibliotekarzy, szczególnie tym pracującym anonimowo w ramach wymian międzybibliotecznych, kolegom służącym wyważoną krytyką oraz — co najważniejsze i co trudniej sobie przypomnieć — tym, którzy, zaglądając mi przez ramię, na gorąco dzielili się spostrzeżeniami i skierowali mnie na drogę, której sam bym nie znalazł. Szczególnie chciałbym podziękować University of Texas Library za podarowanie mi czasu i funduszy na prowadzenie badań. Niezbędne dla mojej pracy było także stypendium Fulbrighta, umożliwiające badania w Alexander Turnbull Library w Nowej Zelandii oraz półtora roku spędzone w New Haven w Connecticut na badaniach w National Humanities Institute, gdzie wykładałem gościnnie (William B. Cardozo Lecturer) na Yale University. Pragnę także podziękować „Environmental Review” i „The Texas Quarterly” za zgodę na opublikowanie fragmentów tej książki, które po raz pierwszy ukazały się właśnie na ich łamach. Chciałbym wyrazić moje szczególne podziękowanie osobom, które podtrzymywały mnie na duchu i przychodziły z odsieczą, kiedy wyczerpywała się moja energia, a przede wszystkim mojemu wydawcy, Frankowi Smithowi. Przed nim taką rolę odegrał Wilbury A. Crockett, najwspanialszy na świecie nauczyciel języka angielskiego, który pierwszy nauczył mnie szacunku dla pracy umysłowej; następnie Jerry Gough, który kilkanaście lat później potwierdził to nastawienie; Edmund Morgan i Howard Lamar, którzy z troską zapewniali mnie,

8


że powinienem robić to, co robię, oraz Donald Worster i William McNeill, którzy wyświadczyli mi wielką przysługę, zakładając, że tak właśnie czynię. Specjalne podziękowania należą się Danielowi, Norrisowi i Lynette M. McManemin, którzy czytali rozdziały tej książki, oraz Williamowi McNeillowi, który od deski do deski i strona po stronie przeczytał pierwszy szkic tej pracy. Wreszcie, za akty pomocy szczególnego rodzaju, moje podziękowanie niech raczą przyjąć komputerowi magicy z University of Texas w Austin: Morgan Watkins za przygotowanie ostatecznego zapisu; Clive Dawson za uratowanie rozdziału dziesiątego, kiedy wydawało się, że pewnej sobotniej nocy na zawsze został wymazany z pamięci; oraz Frances Karttunen, która słowami: „Al, to jest właśnie terminal komputerowy, tylko się nie bój”, wprowadziła mnie w obcy świat, a później służyła poradą w języku angielskim i hiszpańskim. Od czasu pierwszego wydania tej książki parę osób uprzejmie zwróciło mi uwagę na błąd w moim wywodzie ze strony 167: eukaliptus, najsłynniejsze drzewo Australii, jest niezwykle rozpowszechniony w basenie Morza Śródziemnego, a tym samym stanowi najbardziej znany wyjątek potwierdzający regułę, że rośliny pochodzące z Neo-Europ nie przyjmują się w Europie.

9



1

wstęp

Dajcież mi pióro kondora! Dajcie mi krater Wezuwiusza miast kałamarza! Podtrzymujcie mnie za ręce, przyjaciele! Herman Mellville, Moby Dick, czyli biały wieloryb, t II



2 pangea i neolit odkryte na nowo A potem Bóg rzekł: „Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce i niech się ukaże powierzchnia sucha!” A gdy tak się tało, Bóg nazwał tę powierzchnię suchą ziemią, a zbiorowisko wód nazwał morzem. Księga Rodzaju I, 9-10

Oto trzy smukłości, które najpewniej podtrzymują świat: smukła strużka mleka wpadająca z wymiona krowy do skopka; smukłe źdźbła zielonych zbóż pokrywające ziemię; smukła nić we wprawnych rękach kobiety. The Triads of Ireland



3 norwegowie i krzyżowcy Zeszli na brzegi i rozejrzeli się dookoła. Dzień był pogodny. Trawę pokrywała rosa, którą zebrali w dłonie i podnieśli do ust, a wydała im się najsłodszą rzeczą jaką kiedykolwiek smakowali. Vinland Sagas

(Ryszard Lwie Serce) ścigał Saracenów w górach, a zapędziwszy się do pewnej doliny, zadał jednemu z nich śmiertelny cios i zrzucił z konia. A uczyniwszy to, król spojrzał przed siebie i dostrzegł w oddali Jerozolimę. Itinerarium Ricardi



4 wyspy szczęśliwe Wyspy szczęśliwe, zwane inaczej Wyspami Błogosławionych, „obfitują w owoce i ptaki wszelkiego rodzaju (...) Jednakże wyspy te są wielce trapione przez gnijące ciała potworów, które na brzeg nieustannie wyrzuca morze. K. Pilniusza Starszego historyi naturalnej ksiąg XXXVII



5

wiatry Ach, czemu ludzie nie poprzestają na tym, co im Opatrzność zsyła, a dążą w dalekie strony szukać bogactw! Wszak jesteś, zdaje mi się, wielką amatorką herbaty, z cukrem ją pijasz; lubisz też nosić suknie jedwabne i wstążki. A skąd by się to wszystko wzięło, gdyby ludzie nie odbywali dalekich podróży. Meri zamilkła. James Fenimoore Cooper Lwy morskie, czyli przygody kapitana Gardinera



6 bliskie , ale nieosiągalne Po zetknięciu cywilizowanych nardów z dzikimi, walka rozstrzyga się bardzo prędko na korzyść pierwszych, chyba że zabójczy klimat wspiera czynnie ostatnich. Karol Darwin, O pochodzeniu człowieka

Życiodajna substancja, fermentująca do życia w cieple słoika, wyrywa się gwałtownie ze swojej macierzy i wściekle rozprzestrzenia po całej krainie. John Bruckner, A Philosophical Survey of the Animal Creation



Ujarzmienie wiatrów sprawiło, że wszystkie wybrzeża i wnętrza lądów między Arktyką, a lodami Antarktyki stały się dostępne dla Europejczyków, jednak jak pokazuje historia, nie wszystkie zdołali opanować i zasiedlić w liczbie na tyle znacznej, by zająć miejsce tubylców. Niemal wszystkie współczesne ziemie neoeuropejskie dokładnie spełniają kryteria przytoczone w poprzednich rozdziałach: przypominają Europę klimatem oraz są odpowiednio oddalone od Starego Świata. Oto Neo-Europy — najbardziej namacalna pozostałość okresu, kiedy Europa niepodzielnie panowała na morzach. Ich historii będzie poświęcona dalsza część tej książki, jednak przedtem na krótko zajmijmy się obszarami, które nie spełniają owych kryteriów i nie są dzisiaj Neo-Europami, choć wiele z nich było przez dłuższy czas koloniami. Nie musimy więcej rozwodzić się na temat obszaru pacyficznej Azji na północ od zwrotnika Raka. W Chinach, Korei oraz Japonii Europejczycy mieli do czynienia ze zwartymi skupiskami ludności o silnej władzy centralnej, prężnych instytucjach i kulturowej pew-ności siebie, a także z podobnymi do europejskich uprawami, zwierzętami hodowlanymi, mikroorganizmami i pasożytami. W rzeczywistości Azjaci Wschodu przypominali Europejczyków we wszystkim, co istotne, oprócz tymczasowych, choć istotnych braków w rozwoju techniki. Biały kolonializm nigdy nie zdołał rozwinąć osadnictwa w tej części świata; europejskie dzielnice w portach takich jak Macao, Nagasaki i Szanghaj były jedynie czymś w rodzaju kurków przytwierdzonych do boku Azji, aby tą drogą ściągać część jej bogactw.

149


bliskie, ale nieosiągalne

Jeśli chodzi o ludzi Środkowego Wschodu, to w kwestiach omawianych wyżej byli oni podobnie zabezpieczeni przed Europejczykami, jak Azjaci Wschodu — co więcej, udało im się zwiększyć kontrolowany przez siebie obszar w czasach, gdy marinheiros podbijali oceany. Przez kilka stuleci Turcy osmańscy — z janczarami i derwiszami na służbie - kontrolowali Środkowy Wschód, Bałkany, Afrykę Północną, ale nawet po upadku ich imperium europejskie osadnictwo w islamskim świecie było możliwe jedynie na jego obrzeżach, jak choćby w Algierii czy Kazachstanie. Wysiłki Europejczyków, by zasiedlić strefę gorącą, kończyły się zazwyczaj klęską — bywało, że niezwykle widowiskową. Podzielmy ten rozległy obszar na trzy typy tropików, różne pod względem historii europejskiego osadnictwa. Jałowe tropiki rzadko interesowały Europejczyków, z wyjątkiem znajdujących się tam minerałów, dlatego tylko wyjątkowo migrowali na ich tereny w większej liczbie. Wprawdzie przyciągały ich stosunkowo wilgotne i często chłodne góry, ale nawet stamtąd najeźdźcy rzadko potrafili wyprzeć tubylców. Zalety obszarów górskich, tak pociągające białych, były przecież powodem, dla którego na długo przed nimi przywędrowali tam tubylcy, zasiedlając wysoko położone doliny oraz płaskowyże zbyt licznie, by można ich było stamtąd usunąć. Na przykład znaczna liczba Hiszpanów wyemigrowała do dolin Wyżyny Meksykańskiej — nie zastąpili oni jednak Azteków czy innych Indian Ameryki, lecz skrzyżowali się z nimi. Dlatego Meksyk to kraj mestizo, a nie Neo-Europa. Inni Europejczycy także kierowali się ku wzgórzom tropików — na przykład płaskowyżowi w Kenii — ale 150


imperializm ekologiczny

zazwyczaj przebywali tam krótko. Jednak nie wszędzie: znaczna większość mieszkańców Kostaryki z tamtejszych obszarów górskich ma europejskie pochodzenie, a cały naród spełnia definicję Neo-Europy; niemniej jednak jest to zaledwie drobny wyjątek od reguły. Ludność Kostaryki liczy mniej niż 2,5 miliona. Reguła (lecz nie prawo) stanowi, że choć Europejczycy mogą podbijać tropiki, to tropików tych nie europeizują nawet obszarów wiejskich, gdzie panują europejskie temperatury. Natomiast tropikami, które przyciągnęły ich w pierwszej kolejności i których nigdy nie przestali pożądać, były obszary gorące i dobrze nawodnione. Z gorących stref Afryki i Ameryki pozyskiwano drzewa farbiarskie, cukier, pieprz oraz inne opłacalne uprawy, a także niewolników; południową Azję pokrywały znaczne obszary żyznej ziemi, na której żyły miliony zdyscyplinowanych i wykwalifikowanych robotników, przyzwyczajonych do produkcji nadwyżek na potrzeby elit lokalnych i obcych. Chociaż Europejczycy zdołali znacznie wzbogacić się w tropikach Starego i Nowego Świata, rzadko z powodzeniem zakładali tam europejskie osady na stałe. W dalszej perspektywie wilgotne tropiki okazały się kąskiem, na który Europa ostrzyła sobie zęby, ale który stanął jej w gardle. Jak można oczekiwać, większość tropikalnej Azji była zbyt gorąca dla Europejczyków, ale wyciskanie z najeźdźców siódmych potów nie stanowiło takiego zagrożenia, jak występujący tam wrogowie o mikroskopijnych rozmiarach. Od tysięcy lat Azjaci zamieszkiwali ze swoimi roślinami i zwierzętami tysiące wiosek oraz miast, a równolegle do nich rozwijały się przeróżne 151


bliskie, ale nieosiągalne

gatunki bakterii, robactwa, insektów, rdzy zbożowej, pleśni i wielu innych, przystosowane do żerowania na ludziach oraz innych organizmach. Ofiary ewoluowały wraz z atakującymi, stosunkowo dobrze przystosowując się do życia i reprodukcji mimo swoich pasożytów. W przeciwieństwie do nich, Europejczycy i organizmy, od których zależeli, znaleźli się w całkowicie nowym dla siebie środowisku południowej Azji. Portugalczyków, którzy przybyli tu jako pierwsi, zaatakowały malarie, dyzenterie, wysypki, hemoroidy oraz „tajemnicze choroby”. Indie opanowała na przykład choroba „mordexijn” (cholera?), „która osłabiała człowieka, sprawiając, że wyrzucał z siebie wszystko, co miał, nierzadko z życiem włącznie”. (Dolegliwość szczególnie niebezpieczna w Goa, z powodu „niezaspokojonej chuci” tamtejszych kobiet, których żądza mogła mężczyznę „zetrzeć w proch i zmieść niczym pył”1.) Rzeczywiście, kobiety przysporzyły najwięcej kłopotów europejskim osadnikom na Wschodzie — jednak chodzi tu o kobiety europejskie, a nie azjatyckie. Kiedy bowiem do tych pierwszych dotarły wieści o upałach, chorobach, egzotycznym jedzeniu oraz innych rzeczach, które miały je tam spotkać, a także o łatwości, z jaką mężczyznom przychodziło zdobywanie konkubin, niewiele z nich zdecydowało się na podjęcie niebezpiecznej podróży dookoła Przylądka Dobrej Nadziei i założenie rodzin w Azji. Niejeden Europejczyk mógł wzdychać do życia na wschód od Suezu, „gdzie nie obowiązuje dziesięcioro przykazań, a mężczyzna może dać upust swoim żądzom”, ale cóż mogło w tamte strony przyciągnąć jego narzeczoną lub matkę? Potomkami Europejczyków w Azji byli zazwyczaj pół-Azjaci. (Funkcjonowało nawet obraźliwe powiedzenie, 152


imperializm ekologiczny

że w Indiach Brytyjskich potrzeba jest matką Euroazjatów.) Natomiast jeśli chodzi o wychowanie na dobrego Portugalczyka, Holendra czy Brytyjczyka, to dzieci te z reguły znacznie łatwiej przesiąkały kulturą i językiem swoich matek niż ojców; zresztą Europejczycy darzyli Eurazjatów małym zaufaniem i słabo ich znali.2 Problemy europejskich intruzów w tropikalnej Azji przypominały te, z jakimi w Ziemi Świętej pół tysiąca lat wcześniej borykali się krzyżowcy. Liczba ludzi, którzy gęsto zaludniali atrakcyjne tereny, znacznie przewyższała tę, jaką Europejczycy mogli kiedykolwiek wysłaćna Wschód — zwłaszcza że byli to ludzie odporni fizycznie i o rozwiniętej kulturze. Podobnie jak Europejczycy, owi Hindusi, Indonezyjczycy, Malezyjczycy oraz inni uprawiali i żywili się drobnymi zbożami (szczególnie ryżem, który do Europy dotarł dopiero w renesansie), zależeli mniej więcej od tych samych zwierząt (choć znacznie mniejsza ich liczba przypadała na jednego człowieka), a także starali się zachować zdrowie w walce z tymi samymi chorobami i pasożytami oraz kilkoma jadowitymi gatunkami nieznanymi w Europie. Pomimo wszelkich różnic dzielących ludzi Wschodu i Zachodu jedni i drudzy byli dziećmi rewolucji neo-litycznej Starego Świata, co znacznie niwelowało przewagę Europejczyków nad Azjatami. Nawet wielkie, stworzone z rozkazu białych imperialistów miasta, takie jak Singapur czy Batawia, do końca spełniały funkcję przyczółków handlowych, a ich biali mieszkańcy pozostawali marynarzami czy nadzorcami ładunku na lądowej przepustce, choćby pobyt ich trwał dziesięciolecia. Kiedy Europejczycy przybyli do gorącej, wilgotnej Afryki, istniały tu jedynie niektóre z neolitycznych elementów 153


bliskie, ale nieosiągalne

Starego Świata (takie jak rolnictwo, duże osady i żelazo), teoretycznie więc łatwiej powinno im przyjść pokonanie miejscowych niż Azjatów. W rzeczywistości podbój trwał do końca XIX stulecia i zanim najeźdźcy włączyli do swojego arsenału nauki i techniki, afrykański ekosystem był dla nich zbyt bujny, zbyt płodny i zbyt nieoswojony. Europejczykom brakowało sprzętu oraz technologii zdolnych sprostać plejstoceńskiemu wyzwaniu, jakie stawiał przed nimi wilgotny las równikowy. Kronikarz wyprawy do zachodniej Afryki z 1555 roku, której celem było między innymi zdobycie kości słoniowej, zanotował: Tego dnia na poszukiwanie słoni wzięliśmy ze sobą trzydziestu ludzi, a wszyscy byli dobrze uzbrojeni w arkabuzy, dzidy, luki, kusze, partyzany, pałasze, miecze i tarcze: natknęliśmy się na dwa słonie, do których wielokrotnie trafialiśmy z arkabuzów i łuków, jednak zdołały uciec, raniąc przy tym jednego z naszych.

Tylko jednego? Myśliwi mieli dużo szczęścia, że za pierwszym razem natknęli się na wyjątkowo łagodne słonie. Prawda polegała na tym, że do XIX wieku — do czasu taniej i łatwo dostępnej chininy oraz karabinów powtarzalnych — białym brakowało odpowiedniego wyposażenia, aby narzucić swoją wolę Afryce. Ich uprawy przyjmowały się słabo, padając ofiarą gnicia, owadów i różnych wygłodniałych zwierząt (w tym słoni). A jeśli zdołały przetrwać te wszystkie plagi, to z powodu niezmiennej długości dnia w tropikach brakowało im wskazówek co do pory kwitnienia i wysiewu, bądź mylnie je odbierały, więc ginęły na skutek nieprawidłowości w rozwoju. Pierwsi Portugalczycy na São Tomé wkrótce przekonali się, że pszenica, „zamiast dawać pełne kłosy, obrasta liśćmi, bo jej kłosy w ogóle nie mają ziarna”.4 154


imperializm ekologiczny

Nie lepiej wiodło się w Afryce żywemu inwentarzowi z Europy. Miejscowe pasożyty i choroby, szczególnie śpiączka afrykańska, praktycznie uniemożliwiały hodowlę zwierząt domowych. Zaraz po przybyciu białych na zachód Afryki hodowano tam bydło, jednak było ono karłowate, o mięsie „suchym i chudym”, dające tak mało mleka, że 30 czy 40 sztuk „z trudem zaspokajało potrzeby stołu dyrektora generalnego” holenderskiej placówki w XVII wieku. Żadnych koni, z wyjątkiem importowanych, nie znaleziono ani na wybrzeżu, ani w jego pobliżu lub w głębi lądu. Konie żyły krótko w wilgotnym, gorącym klimacie, a Portugalczycy ubili świetny interes, ściągając je na wybrzeże i wymieniając na złoto, pieprz oraz niewolników. Trochę koni żyło głęboko w interiorze, prawdopodobnie na skraju sudańskich pastwisk, jednak były one „tak niskie, że siedzący na ich grzbiecie wysoki mężczyzna stopami niemal dotykał ziemi”5. Najskuteczniejszą bronią zachodniej Afryki wymierzoną w Europejczyków były choroby: malaria tropikalna, żółta febra, denga, czerwonka oraz cała menażeria pasożytów jelitowych. Przykłady spustoszeń, jakich dokonały w różnym czasie, można mnożyć. Król Jan II (1481-1495) wysłał do Afryki swego giermka, kogoś z królewskiej świty oraz kusznika gwardii przybocznej wraz ze sługami (w sumie osiem osób) w górę rzeki Gambia, na spotkanie z królem Mandi. Nie przeżył nikt oprócz jednego z nich, „bardziej do tych stron przywykłego”6. Na początku XIX stulecia nie było nic nadzwyczajnego w fakcie, że co roku umierała więcej niż połowa brytyjskich żołnierzy stacjonujących na Złotym Wybrzeżu? Minęły dwa pokolenia, gdy Joseph Conrad, który pracował i omal nie stracił życia podczas szalonego przedsięwzięcia króla Leoploda II, 155


bliskie, ale nieosiągalne

mającego na celu eksploatację Konga, donosił, że przypadki febry i czerwonki zdarzały się tak często, iż większość z jego współpracowników odsyłano do domu przed końcem służby, „aby nie pomarli w Kongo. Boże, broń! Popsułoby to statystyki, które wyglądają przecież świetnie! Krótko mówiąc, wydaje się, że zaledwie siedem procent jest w stanie odbyć trzyletnią stużbę.”8 Afryka była zdobyczą, którą Europejczycy mogli łatwo uchwycić, ale parzyła ich w rękę, kiedy próbowali ją utrzymać. Joo de Barros, przebywający na wybrzeżu Gwinei w XVI wieku, dobitnie wyraził frustrację wszystkich imperialistów spoglądających na bogatą, prowokującą i niedostępną Afrykę: Zapewne z powodu naszych grzechów lub na skutek niezbadanych posta-nowień Boga, u wszystkich wejść do wspaniałej Etiopii, wzdłuż której żeglujemy, Pan umieścił anioła uderzającego ognistym mieczem zabójczej gorączki, który uniemożliwia nam przeniknięcie do wnętrza, do Źródeł tego ogrodu, skąd płyną rzeki złota ku morzu w tak wielu miejscach podczas naszej wyprawy.9

Do początków XX wieku kolonie zakładane w tropikalnej Afryce przez przybyszów zazwyczaj wymierały. Gdy po rewolucji amerykańskiej zabroniono Brytyjczykom sprowadzania skazańców do Georgii, część z nich wysłano na Złote Wybrzeże, czego konsekwencje były na tyle straszne, że według Edmunda Burke’a, równały się karze śmierci po „pozornym okazaniu łaski”1°. W związku z tym Wielka Brytania zaczęła wysyłać skazańców do Zatoki Botnickiej, będącej zalążkiem Neo-Europy, gdzie w porównaniu z poprzednim miejscem wiodło im się wspaniale. Pod koniec XVIII i w XIX stuleciu biali liberałowie z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych starali się przys156


imperializm ekologiczny

pieszyć zniesienie niewolnictwa, a dla uniknięcia konfliktów na tle rasowym uwolnionych czarnych wysyłali do Sierra Leone i Liberii — własnych kolonii w zachodniej Afryce. Czyniąc to, abolicjoniści dowiedli, że bez dzieciństwa spędzonego w Afryce nawet afrykańskie geny są kruchą osłoną przed afrykańskimi chorobami. W pierwszym roku istnienia Sierra Leone — Prowincji Wolności — zmarło nie tylko 46 procent białych, ale także 39 procent czarnych osadników. W latach 1820-1843, podczas pierwszych dwunastu miesięcy od osiedlenia w Liberii zmarło 21 procent imigrantów, z których wszyscy lub prawie wszyscy byli czarnymi i Mulatami.11 Większość problemów, z jakimi Europejczycy borykali się w Afryce, istniała również w tropikalnej Ameryce, jednak w mniejszym nasileniu. Jose de Acosta narzekał w XVI wieku, iż w Indiach Zachodnich pszenica „dobrze wschodzi i niebawem dojrzewa, jednak tak nierówno, że nie mogą jej zebrać; albowiem z ziaren zasianych w tej samej chwili, jedno wystrzela do góry, inne już się wykłosiło, jedno jest zielone, inne ma już ziarno”12. Jedynie w górach tropikalnej Ameryki i na wyżynnych równinach zboże oraz kilka innych roślin ze Środkowego Wschodu rosło zgodnie z judeochrześcijańską tradycją. Natomiast na amerykańskich i afrykańskich nizinach Europejczycy często musieli adaptować miejscowe uprawy — maniok, kukurydzę, bataty oraz inne — Europejczykom zresztą służyły one równie dobrze, jak innym rasom. Los europejskich zwierząt domowych w Indiach Zachodnich oraz na innych terenach tropikalnej Ameryki stanowi jaskrawe przeciwieństwo tego, co spotkało tam rośliny pochodzące ze Starego Świata. Szczególnie odnosi się to do świń i bydła; konie czasem okazywały się bardziej 157


bliskie, ale nieosiągalne

delikatne i potrzeba im było wielu lat, by przywyknąć do otoczenia brazylijskich łąk czy llanos. Niemniej jednak europejski żywy inwentarz odniósł sukces w upalnej Ameryce, ponosząc jednocześnie klęskę na tej samej szerokości geograficznej w Afryce, co w sposób oczywisty tłumaczy różnice w historii osadnictwa na obu obszarach.13 Organizmy chorobotwórcze, zapewne w większości wywodzące się ze Starego Świata, zebrały obfite żniwo wśród Indian Ameryki w tropikach, zabijając większość z żyjących na równinach, co sprawiło, że tereny te stały otworem dla białych osadników. Ale typowo afrykańskie choroby doświadczyły Europejczyków niemal równie okrutnie, paraliżując ich kolonialne przedsięwzięcia. W latach 1793-1796 brytyjska armia na Karaibach straciła 80 tysięcy ludzi, z czego połowa umarła na żółtą febrę, czyli więcej, niż książę Wellington stracił podczas całej kampanii na Półwyspie Iberyjskim.14 Nawet w czasach pokoju pomiędzy 1817 a 1836 rokiem roczna umieralność żołnierzy brytyjskich w Indiach Zachodnich wynosiła od 85 do 130 osób na tysiąc, podczas gdy w ich ojczystych stronach zaledwie około piętnastu. (Odnotujmy, że w zachodniej Afryce wynosiła w tym czasie 500 osób na tysiąc.)15 Z tych właśnie przyczyn w amerykańskich tropikach rzadko zakładano europejskie kolonie, jeszcze rzadziej usiłowania te wieńczył sukces. Na przykład szkocka próba w Darien pod koniec XVII wieku czy francuska w Gujanie, około sześćdziesięciu lat później, pozostawiły po sobie jedynie tysiące trupów i kilkadziesiąt chałup powoli rozpadających się w nicość.16 Europejską kolonię w gorącej i wilgotnej Ameryce zazwyczaj tworzyła wąska klasa białych zarządców, kilku wolnych Murzynów i Mulatów oraz olbrzymia liczba afrykańskich niewolników. 158


imperializm ekologiczny

Ci ostatni także wymierali w szybkim tempie, bo nie dojadali, pracowali ponad siły oraz żyli w środowisku wprawdzie mniej dla nich nieprzyjaznym niż dla białych, jednak znacznie różniącym się od ich rodzimych stron; niemniej jednak zmarłych niewolników można było zastąpić nowymi, co też nieustannie czyniono.” Choroba zdecydowała o tym, że gorąca i wilgotna Ameryka stała się terenem mieszanym rasowo. Indianie wyginęli, a europejscy imigranci przetrwali z trudem; zatem przedsiębiorcy zajmujący się atlantyckim handlem sprowadzili miliony Afrykańczyków, by zastąpić nimi indiańską siłę roboczą w wilgotnych amerykańskich tropikach. W rezultacie powstały dzisiejsze społeczeństwa mieszane i społeczeństwa neoafrykańczyków: nie chodzi tu o umiarkowany Montreal, gdzie krąg zróżnicowania rasowego i kulturowego jest tak wąski, jak kanał, który Anglicy zwą Angielskim, a Francuzi La Manche, tylko o tropikalne Rio de Janeiro, gdzie Mulaci, zambos oraz rzekomo czystej krwi Portugalczycy tańczą afrykańską sambę w przededniu Wielkiego Postu. Jednak wbrew temu, co właśnie powiedzieliśmy, Europejczycy są w stanie stworzyć neoeuropejskie społeczeństwa w gorących i wilgotnych tropikach — czego już zresztą dokonali — ale wymaga to spełnienia twardych warunków wstępnych. Ich analiza może dostarczyć nam niezwykle cennych spostrzeżeń na temat biogeografii. Przyjrzyjmy się dokładniej wczesnej historii Queenslandu, białego i nadzwyczaj przyjaznego stanu na południowym wschodzie tropikalnej Australii. Los obdarzył go szczególną dyspensą, dzięki czemu kolejna Neo-Europa powstała na obszarze niemal tak parnym, jak wiele z tych, gdzie europejskie kolonie niszczyła pleśń, zgnilizna i malaria. Ostatecznie, przyczyną pro159


bliskie, ale nieosiągalne

blemów europejskiego osadnictwa w wilgotnych tropikach nie był upał per se bądź wilgotność per se, choć dostarczały one poważnych kłopotów; ich prawdziwym powodem był kontakt z zamieszkującymi tropiki ludźmi, z towarzyszącymi im roślinami i zwierzętami oraz ich p a s o ż y t a m i , zarówno w skali mikro, jak i makro. Queensland miał wystarczającą ilość wilgoci i ciepła, by odpowiadać komarom Anopheles i Aedes, musze tse-tse i tęgoryjcowi lub jakiemukolwiek innemu robakowi, ale nie zasiedlali go liczni tubylcy, rojący się wraz ze swoimi zwierzętami i roślinami dookoła garstki wrogich najeźdźców. Aborygenów było niewielu, przez co mała też była liczba pasożytujących na nich organizmów; tubylcy niczego nie uprawiali i oswoili tylko jedno zwierzę — psa dingo — który mógł służyć za środowisko do rozwoju bakterii pasożytujących na sprowadzonych roślinach czy zwierzętach. Importując siłę roboczą na plantacje trzciny cukrowej (Queensland stanowił jeden z ostatnich przykładów typu Madery), biali najeźdźcy sprowadzali ich ze stosunkowo zdrowych wysp Pacyfiku, a nie z zarażonych chorobami kontynentów. Wprawdzie Kanakowie, jak nazywano tych najemnych robotników, musieli przywieźć ze sobą jakieś tropikalne zarazki, podobnie jak z rzadka zaglądający w te strony Chińczycy czy żołnierze Indii Brytyjskich, ale w porównaniu z Afrykanami przybywającymi do Brazylii czy na Karaiby, wachlarz sprowadzonych przez nich chorób i pasożytów był znacznie mniejszy. Malaria zapuściła w Queenslandzie korzenie, ale niezbyt głęboko. Rząd zakazał dalszej imigracji ludności niebiałej (z różnych powodów: ekonomicznych, humanitarnych, rasistowskich), czym znacznie zmniejszono napływ organizmów chorobotwórczych, natomiast biali miesz160


imperializm ekologiczny

kańcy stanu Queensland, w celu ochrony samych siebie, żywego inwentarza oraz upraw, przyjęli i zastosowali nauki płynące z dziewiętnastowiecznej rewolucji higienicznej i bakteriologicznej. Wkrótce malaria wygasła, zaś Queensland do dzisiaj pozostaje jednym z najzdrowszych miejsc na ziemi, nie tylko w strefie gorącej. Pochłonęło to znaczne nakłady finansowe, które w ten czy inny sposób zapewniła Australia.” Neoeuropejskie społeczeństwoQueenslandu nie jest tworem sztucznym, w odróżnieniu od społeczeństwa stworzonego dzięki Stanom Zjednoczonym w strefie Kanału Panamskiego, gdzieżycie nie jest tak przyjemne, wygodne i łatwe, jak w południowej i umiarkowanej Australii, w której jakiś nowy William Wordsworth, w swym kolejnym wcieleniu, mógłby zaobserwować, jak „młode jagnięta przybiegają na dźwięk bębenka”, a w niektórych miejscach ulec nawet złudzeniu, że odwiedził rodzinne Wielkie Jeziora. W drugiej dekadzie XVII wieku mała grupa angielskich dysydentów przebywających na wygnaniu w Niderlandach, żyjąca w nędzy i zaniepokojona tym, że ich dzieci zapominają ojczystą mowę, próbowała zdecydować, w jakim kierunku należy wyruszyć na poszukiwanie pobożnej i angielskiej społeczności. Poważnie zastanawiano się nad Gujaną; potem nad północną Wirginią. Dokonana przez nich ocena zalet i wad każdej z tych opcji była, jak na owe czasy, poprawna i taką pozostaje do dzisiaj, z wyjątkiem porównania kosztów wyprawy w tamte strony z kosztami wyprawy do Queenslandu. Oceniano, że Gujana: jest zarówno dostatnia, jak i piękna, a swoim właścicielom zapewni dostatek i utrzymanie łatwiej niż jakakolwiek inna ziemia; niemniej jednak, biorąc pod rozwagę inne rzeczy, nie będzie im odpowiadać (...) Tak gorące kraje bywają siedzibą strasznych

161


bliskie, ale nieosiągalne

chorób oraz wielu szkodliwych przeciwności, od których wolne są miejsca bardziej umiarkowane pod względem klimatu, a tym samym bardziej pasujące do naszych angielskich ciał.19

Pożeglowali zatem do Ameryki Północnej, gdzie połowa z pielgrzymujących zmarła z niedożywienia, wycieńczenia i zimna podczas pierwszej zimy w Nowej Anglii. Jednak pozostali, zgodnie ze swymi przewidywaniami, otrzymali dary, które Pan obiecał niegdyś Abrahamowi: „będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia [takiego, jakie jest udziałem] twego potomstwa, dlatego, że usłuchałeś mego rozkazu.”21

Gdyby pielgrzymi udali się do Gujany — zachęceni być może wizją sir Waltera Raleigh, który uważał, że terenom tym „pod względem zdrowia, dobrego powietrza, przyjemności życia i bogactwa nie dorównuje żaden inny region na wschodzie lub zachodzie, o czym jestem przekonany”21 — to znaleźliby się w środowisku nieprzyjaznym Europejczykom i służącym im organizmom z powodu upału, wilgotności, drapieżników, pasożytów oraz chorób. Po pielgrzymach zostałyby tam jedynie płytkie groby w grząskiej ziemi.

162


7

chwasty

Mamy tu doczynienia z pozornym paradoksem, że Australia bardziej odpowiada niektórym angielskim roślinom niż sama Anglia oraz że pewne angielskie rośliny lepiej „pasują” do Australii niż te australijskie gatunki, które ustąpiły miejsca angielskim najeźdźcom. Joseph Dalton Hooker



Spis treści: Podziękowania Wstęp Pangea i neolit zbadane na nowo Norwegowie i krzyżowcy Wyspy szczęśliwe Wiatry Bliskie, ale nieosiągalne Chwasty Zwierzęta Choroby Nowa Zelandia Wyjaśnienia Zakończenie Czym była „ospa” w Nowej Południowej Walii w 1789 roku?

6 8 16 50 81 118 148 163 190 216 239 296 322

Przypisy Spis Ilustracji

340 384

337



Tytuł oryginału Ecological Imperialism The Biological Expansion of Europe 900-1900 Konsultacja botaniczna: Barbara Sudnik-Wójcikowska Projekt graficzny, skład i łamanie: Szymon Zakrzewski © Cambridge University Press 1986 © Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2016 ISBN 83-06-02763-9 Druk: Kolory, Krasickiego 18, 30-515 Kraków Państwowy Instytut Wydawniczy ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa, piw.pl



Wznowione publikacje z serii Biblioteka Myśli Współczesnej: Piotr Bogatyriew Semiotyka kultury ludowej Guy Debord Społeczeństwo spektaklu Rozważania o społeczeństwie spektaklu Michel Foucault Archeologia wiedzy Erich Fromm Zdrowe społeczeństwo Ervin Goffman Człowiek w teatrze życia codziennego Edward T. Hall Bezgłośny język Helmuth Plessner Pytanie o conditio humana. Wybór pism Mieczysław Porębski Ikonosfera Edward W. Said Orientalizm Burrhus F. Skinner Poza wolnością i godnością Andrzej Zajączkowski Czas w kulturze


Ameryka Północna, południe Ameryki Południowej, Australia i Nowa Zelandia leżą daleko od Europy, ale klimat mają do niej zbliżony, a warunki rozwoju europejskiej flory i fauny, włączając w to człowieka, są tam wręcz doskonałe (...).

Europejczycy odnosili zwycięstwa zapewne dzięki przewadze w uzbrojeniu, lepszemu zorganizowaniu lub fanatyzmowi, ale dlaczego — na miły Bóg — słońce nigdy nie zachodzi w królestwie mniszka lekarskiego?! Niewykluczone więc, że sukces europejskiego imperializmu ma także podłoże biologiczne i ekologiczne. (...)

Musimy dokładnie przyjrzeć się historii organizmów chorobotwórczych ze Starego Świata, ponieważ ich sukces jest najbardziej widowiskowym przykładem potęgi biogeograficznych uwarunkowań, które leżały u podłoża powodzenia europejskich imperialistów w zamorskich krajach. Albowiem to zarazkom, a nie imperialistom — choć tym ostatnim nie brakowało brutalności czy gruboskórności — należy przypisać odpowiedzialność za zniszczenie tubylców i otwarcie Neo-Europ na demograficzne zawłaszczenie.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.