W punkt nr10

Page 1

6 . 2 0 14 | W R Z E S I E Ń


W punktach. Spis treści Jakub Halcewicz-Pleskaczewski

R e d a kc j a

Od redakcji

Elementarz do tablicy

E m i l i a Ko l i n ko

R a fa ł B a k a l a r c z y k

Rządowy podręcznik dostanie ponad pół miliona uczniów. Co w nim jest?

Książki miesiąca

Podręcznik uczy równości

Z Pa u l i n ą W i l k r o z m aw i a J a k u b Halcewicz-Pleskaczewski

Magdalena Wnuk

Meblowanie Polski przed nami Mierzi mnie obrażanie się na rzeczywistość, gdy okazuje się trudna – mówi autorka „Znaków szczególnych”

Andrzej Wielowieyski

„Nasz elementarz” to realna pomoc dla najbiedniejszych

Kameleon w resorcie

Sylwetka minister edukacji Joanny Kluzik-Rostkowskiej

A g ata D z i e k a n

Mój polityczny testament

Efektywność i inspiracja

J a k u b Dy m e k

Piotr Teisseyre

Najważniejszym polskim wyzwaniem jest słabość kapitału społecznego

Pokolenia nie istnieją

Wszyscy wywołują młodych do głosu, ale potem nikt ich nie słucha

Audioteka poleca

Wybór aplikacji

Sprawdzamy wyniki przed wyborami

Czy partyjne bastiony przetrwają przed jesienną batalią w samorządach? Romain Su

Hipokryzja, rusofilia czy sojusz W sprzedaży francuskich Mistrali do Rosji nie chodzi tylko o pieniądze


W punktach. Spis treści M i ł a d a J ę d ry s i k

Bandyci

Bośnia, Ukraina, Irak. Wszędzie tak samo

Sebastian Dąbrowski

Kalendarium rządu Tadeusza Mazowieckiego Jak do tego doszło i czym się skończyło?

Paw e ł S m o l e ń s k i

Łzy Narodów

Sh a n a P e n n

Co ze skazywaniem palestyńskich dzieci na śmierć przez Hamas?

Podwójne życie kobiet podziemia

Ilona Wiśniewska

Olgierd Świda

„Władze wojskowe nie doceniały kobiet” – fragment książki „Sekret Solidarności”

Patchwork osobowości na końcu świata

Etat czy własny biznes?

A n n a M at e j a

E wa M a j d e c k a

„Jak chcesz żyć, to nie leż na brzegu ranna i mokra” – fragment reportażu „Białe”

W Polsce jest 2,5 miliona mikroprzedsiębiorstw. Które z nich przetrwają?

Myśli o wychowaniu człowieka

Otwórzmy dostęp do nauki

W o j c i e c h Ch m i e l a r z

Tomasz Ponikło

Dlaczego ma on zależeć od grubości portfela?

Magdalena Bajer napisała reportaż – historie rodzinne ludzi nauki

W poszukiwaniu „Kondora”

Pułapka miłosierdzia

Sebastian Dąbrowski

Z I s r a e l e m G a lvá n e m r o z m aw i a M a c i e j Okraszewski

Recenzja audiobooka „Niezwyciężony” Stanisława Lema

Przed godziną zostałem premierem, Ojcze Święty

25 lat temu powstał pierwszy rząd Trzeciej Rzeczpospolitej

Katolików jest coraz mniej, ale są coraz bardziej świadomi własnej wiary?

Hitler in my Heart

Skąd w ogóle pomysł, by w przedstawieniu flamenco pokazać Holocaust?


Jakub Halcewicz-Pleskaczewski, „W P u n k t ”

Od redakcji


L

ato było gorące: tak zwana afera taśmowa, odwołanie dyrektora Chazana, próby zjednoczenia na lewicy i prawicy, wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie torturowania więźniów CIA w Starych Kiejkutach, naćpani kierowcy na drogach, „Golgota Picnic”, ksiądz Wojciech Lemański na Przystanku Woodstock, konflikty na Ukrainie i Bliskim Wschodzie i najgorsze – zestrzelenie malezyjskiego samolotu z 298 osobami na pokładzie. O wszystkich sprawach, które zajmowały nas tego lata, nie napiszemy. Kilka z nich chcemy jednak podjąć. Zwłaszcza te, które nie nalazły się na żółtym pasku serwisów informacyjnych. „Być może naszą największą słabością jest nieumiejętność wspólnego działania. To może okazać się zgubne. Odrzuciliśmy liczbę mnogą i po ‘89 rozwijaliśmy indywidualizm, a dziś coraz wyraźniej odczuwalna jest potrzeba działania razem. Wiemy, że świat się zmienia twórczym działaniem, widzieliśmy to przecież z bliska. Myślę, że od połączenia sił powstrzymuje nas lęk przed wspólnotowością, przed zatraceniem „ja”

w większym „my”. Mam nadzieję, że ta bariera lęku jest do przejścia” – mówi nam w rozmowie pisarka i dziennikarka Paulina Wilk, autorka książki „Znaki szczególne”, biografii pokolenia obecnych 30-latków. Nareszcie ktoś napisał tę książkę! Otwiera ona w czytelniku mnóstwo wspomnień z lat 80. i 90., jednak przede wszystkim podejmuje jedną z nielicznych prób namysłu nad naszą (bo sam zaliczam się do tej grupy) tożsamością i pytaniem, co z nami jest nie tak. Że w Polsce brakuje poczucia wspólnoty – mogliśmy nieraz usłyszeć w tym roku przy okazji licznych podsumowań 25-lecia demokracji. To także przesłanie Andrzeja Wielowieyskiego, wicemarszałka nowo utworzonego w 1989 roku Senatu. Powiedział on niedawno mimochodem, że na rocznicowym posiedzeniu izby wygłosił przemówienie, które traktuje jako swój testament. Szybko je sprawdziliśmy i postanowiliśmy opublikować. Bo rzadko kiedy wystąpienie parlamentarne staje się dla polityka pretekstem do rozliczenia własnej działalności i pokolenio-


wych dokonań. W tym bilansie do niezrealizowanych zadań należą właśnie budowa poczucia odpowiedzialności społecznej i wspólnotowości. Wielowieyski pokazuje, że polityka wcale nie wyklucza poważnej refleksji, a jej treść nie musi być oderwana od wartości. Życzylibyśmy sobie więcej takich wystąpień. Na marginesie: gdyby z tym kapitałem społecznym było u nas lepiej, pewnie nie dalibyśmy sobie tyle czasu wmawiać, że „państwo polskie nie istnieje”, na podstawie podsłuchanej i wyrwanej z kontekstu wypowiedzi polityka zadumanego nad talerzem ośmiorniczek, który błysnął wiązanką przekleństw. Krokiem w stronę budowania w Polsce wspól-

noty jest cicha – jak na skalę swojego oddziaływania – rewolucja, która zmienia system edukacji. Oto ponad półtora miliona pierwszoklasistów zaczyna się uczyć z jednego, darmowego dla ich rodziców podręcznika. Co do sposobu wprowadzania rządowego „Naszego elementarza” można mieć zastrzeżenia. Piszemy o nich. Jednak zafundowana nam zmiana ma niebagatelne znaczenie dla społeczeństwa: to realna pomoc dla najuboższych oraz lekcja równości. Publicysta i działacz społeczny Rafał Bakalarczyk podkreśla, że otrzymaliśmy bardzo podstawowe prawo, z którego skorzystają rodziny, niezależnie od ich statusu majątkowego – dlatego darmowy podręcznik to dobry budulec obywatelskiej tożsamości.

Magazyn „W Punkt” na Facebooku. Dołącz do nas!



[ książkirecenzje ] recenzuje emilia kolinko

[[

Emilia Kolinko – redaktorka „W Punkt”, absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim


CIEMNA MATERIA. HISTORIA GÓWNA Florian Werner Czarne, Wołowiec 2014, tłum. Elżbieta Kalinowska

Właściwie trudno jasno stwierdzić, czy współcześnie pisanie-mówienie o tym, co wydalamy (analnie), jest tabu czy nie. Jeśli sądzisz, że nie, to zacytuj podtytuł książki Wernera na głos w pełnym przedziale i spróbuj streścić zawartość (książki). Jeśli myślisz, że tak, to zajrzyj do pierwszego lepszego dziewiętnastowiecznego dziennika osobistego. Bez względu na tabu dobrze jest wiedzieć wiele o tej „ciemnej materii”, zresztą tak jak o wszystkich „wilgotnych miejscach”.

KSIĄŻKI

2/6


TATUAŻ PRZESTĘPCY Cesare Lombroso słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2014, tłum. Jan Ludwik Popławski

Obowiązkowa lektura wcale nie dla „miłośników” kolorowania ciała. Bo „Gdańsk 2014” to nic więcej jak odkurzony adres wydawniczy dla rozważań naukowych czołowego włoskiego kryminologa i psychiatry z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego stulecia. Z naukowymi anachronizmami (siłą rzeczy przecież anachronizmami) zręcznie sprzęga się językowa patyna – książkę Cesarego Lombrosa tłumaczył młodszy o dwadzieścia lat od autora „Wiatr” – Jan Ludwik Popławski.

KSIĄŻKI

3/6


CZY KROWY MOGĄ SCHODZIĆ PO SCHODACH? Paul Heiney Czarna Owca, Warszawa 2014, tłum. Elżbieta Smoleńska

To nic, że z półki dla młodzieży. Od czasu do czasu warto przewietrzyć wszystkie pewniki, które teoretycznie powinny pomagać w rozumieniu tego, co wokół.

KSIĄŻKI

4/6


LUDZIE I KRASNOLUDKI – POWINOWACTWA Z WYBORU red. Joanna Majchrzyk, Tadeusz Budrewicz, wsp. Jerzy Axer, Tadeusz Bujnicki DiG, Warszawa 2014

Niejednej damie i niejednemu rycerzowi te niewielkie stworzenia przewróciły biografie do góry nogami. Trudno sobie jednak wyobrazić, żeby profesor z katedry snuł poważne rozważania o krasnoludkach. Związki nauki i baśni od dawna udowadniają, że nie są mezaliansem. Dobrze to widać i w tym solidnym tomie zbiorowym, z którego można dowiedzieć się m.in., dlaczego Jan Kott nie lubił szekspirowskich krasnoludków i jak w polskiej demonologii ludowej radzono sobie z nazywaniem „małych ludzi”. Do krasnoludków obowiązkowo dront dodo – wprawdzie wymarł, ale tak jak skrzaty utrzymał żywot w literaturze i sztukach wizualnych. KSIĄŻKI

5/6


I REMEMBER Joe Brainard Lokator, Kraków 2014, tłum. Krzysztof Zabłocki

Wreszcie! Gombrowicz przekonał, że Twórca może żyć życiem codziennym, nieintelektualnym i gastryczno-wydalniczym (a przede wszystkim, że chciało mu się o tym w ogóle pisać). Sontag pośmiertnie postawiła przed wyzwaniem czytania prawie niepublikowalnych fragmentów ze swojego dziennika jak szeregowej pozycji z zakresu literatury autobiograficznej. A Brainard lat temu 40 dowiódł, że o swojej przeszłości można pisać z zaraźliwym literackim dystansem i w sposób artystyczny, ale nie „przeartystyczniony”.

KSIĄŻKI

6/6


[ Biografiepokoleń ]

Warszawa, 3 kwietnia 2010 r. Bitwa na poduszki na placu Zamkowym


Meblowanie Polski przed nami Mierzi mnie obrażanie się na rzeczywistość, gdy okazuje się trudniejsza, niż zakładaliśmy. Ja też mam za sobą rozczarowanie i gwałtowny koniec mitycznej przyszłości z

Pa u l i n ą W i l k

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski z d j ę c i a Kuba Kamiński

rozmawia

Poszedłem na swoje dawne podwórko na warszawskim Mokotowie. Szukałem potwierdzenia, że uogólnia pani, pisząc o tym, jak grodzimy dziś wszystkie osiedla. Byłem pewien, że tamtego nie ogrodzono. Okazało się, że podwórko umarło – zostało podzielone dwoma płotami, w piaskownicy rosną kwiaty, a dzieci zniknęły. Za te i w gruncie rzeczy wszystkie inne niedobre zmiany Jakub Halcewicz-Pleskaczewski:

Meblowanie Polski przed nami

w życiu społecznym wini pani wprowadzony w 1989 roku wolny rynek. Dlaczego? Paulina Wilk: Przeciwnie, staram się pokazać, że wolny rynek uwolnił w Polakach różne emocje i osobiste potencjały. Jednych sparaliżował, innych skłonił do pomysłowości, odwagi, nawet brawury. Rozbudzenie energii do przedsiębiorczości i samodzielności uważam za wspaniały fenomen lat 90. Boleję raczej nad tym, że choć wielu z nas – a piszę głównie o Warszawie i oko2 / 13


licach oraz żyjącej tu klasie średniej – dobrze odnalazło się w realiach rynku i konkurencji, to byliśmy na tym aspekcie życia tak skupieni, że nie starczyło czasu na pielęgnowanie wspólnotowości.

Krytykując młodych za bierność i wtórność, idziemy donikąd. Im trzeba powiedzieć: „Chodźcie z nami!”

Kapitalizm poprzestawiał nam wartości? – Kapitalizm uczy – na przykład poszanowania własności prywatnej. Ale kapitalizm w wydaniu polskim – dość agresywny, gwałtownie Paulina Wilk wprowadzany, a co ważniejsze realizowany w chwili, gdy na Zachodzie dotykały go poważne kryzysy i był już oderwany od wartości społecznych, które niósł kilkadziesiąt lat wcześniej – okazał się także siłą wycierającą to, co nazwałabym lokalną tkanką społecznych powiązań. Kapitalizm sam w sobie nie musi być nośnikiem negatywnych Meblowanie Polski przed nami

treści – ważne, co myśmy z nim zrobili. A chyba przez jakiś czas miał on w Polsce status niemal religijny. Nie dyskutowało się z jego doktrynami, tylko w imię nowego i rzekomo lepszego życia pomijało się i deprecjonowało wszystko, co tu wcześniej wytworzyliśmy. Polski kapitalizm uczył odrębności, dbania o siebie, egocentryzmu.

Tylko czy wcześniej rzeczywiście istniała wspólnota? – Oczywiście, wspólnotowość w PRL była przez władze polityczne agresywnie zwalczana jako zagrażająca. W jej miejsce proponowano wspólnotę ideologiczną albo sztucznie i przymusowo organizowaną. Właśnie dlatego odrzucenie wspólnotowości po ’89 wydaje mi się procesem naturalnym i zrozumiałym. 3 / 13


Meblowanie Polski przed nami

4 / 13


Ale w swoich wspomnieniach odnalazłam dowody na istnienie także innej, niewymuszonej i autentycznej wspólnoty, w której dorastałam i za którą zatęskniłam. Mieszkałam na osiedlu wypełnionym przez ludzi z różnych części Polski. Wszyscy przyjechali z daleka i nie mieli w pobliżu bliskich, dlatego życie sąsiedzkie było bardzo żywe. Wyrosło z potrzeby stworzenia wspólnej przestrzeni symbolicznej, zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Na czym to życie polegało? – Normą było chodzenie do sąsiadów po cukierki albo na obiad, jeżdżenie na cudzym rowerze, wymienianie kapsli za kapiszony, pomaganie komuś w przeprowadzce albo przekopywanie mu grządki. Myślę, że gdy ludzie mają mniej, to bardziej siebie potrzebują i częściej korzystają z własnych umiejętności.

wystrugać z drewna ptaszka lub naprawić kran. I kiedy ostatnio czuli satysfakcję z tego, że zrobili coś własnymi rękami. Przecież stąd właśnie, z dawnej potrzeby wytwarzania czegoś własnym sumptem i dzielenia się owocami takiej pracy, wzięła się ostatnio moda na gotowanie w domu, na ogórki kiszone „home-made”, domowe ciasta, ręcznie robione kolczyki. Chcemy poczuć, że umiemy coś sami i że możemy się tym wymieniać. Potrzeba bycia razem istnieje w każdym ustroju i kulturze.

A co ze wspólnotą? – Trzeba uczyć się jej od nowa. Mam poczucie, że Polacy po ’89 wylali dziecko z kąpielą, uciekając od wszystkiego, co się kojarzyło z socjalizmem. Było kilku mądrych ludzi, którzy ostrzegali przed zatraceniem wartości społecznych i umiejętności współżycia, ale eksplozja indywidualizmu, własności i prywatności zaTeraz tak nie jest? głuszyła te ostrzeżenia. Myślę, że wtedy tak być – Proszę zapytać obecnych trzydziestolat- musiało, ale dziś możemy spojrzeć krytycznie na ków, czy potrafią cerować, haftować, lutować, najnowszą historię i żyć inaczej. Meblowanie Polski przed nami

5 / 13


Jak nauczyć się tego krytycznego myślenia? Inaczej: co się stało, że napisała pani „Znaki szczególne”? – Najważniejszym bodźcem była obserwacja – od kilku lat wychwytywałam z codziennych zachowań, podpatrzonych u samej siebie, przyjaciół i nieznajomych, w kawiarniach i tramwajach, przeróżne treści i znaki. Wróciłam do „Człowieka z marmuru” Wajdy, najważniejszego filmu mojego dzieciństwa, który bardzo mnie hipnotyzował, choć go nie rozumiałam. Przyglądałam się filmowej Agnieszce, jej niezgodzie na zafałszowanie rzeczywistości dla wygodniejszego, spokojniejszego życia i zastanawiałam się, gdzie się podziały te Agnieszki. A potem włączałam „Przypadek” Kieślowskiego, serial „Dynastia”, który zamroczył Polaków nonsensowną obietnicą pałacowych rezydencji, różowych szlafroków i szampanów w wannie. Przeplatałam „Psy” Pasikowskiego z Kabaretem Starszych Panów, stanowiącym fenomenalny duet opozycjonistów, którzy o wolność nie walczyli, tylko stwarzali ją inteligencją i dowcipem. Czytałam rozmowy z Geremkiem, Meblowanie Polski przed nami

Jaruzelskim, pisma Mazowieckiego, felietony Kisiela, teksty Osieckiej. Czy istnieje wyraźna różnica między dzisiejszymi trzydziestolatkami i starszymi, którzy pamiętają poczucie braku z PRL i początku lat 90., a młodszym pokoleniem urodzonym w kapitalizmie? – Jestem przekonana, że udaje się zachowywać międzypokoleniową ciągłość i to, że dziś nastolatki wydają się nieodgadnione, kosmicznie odmienne, jest tylko złudzeniem, które odtwarza się z generacyjną regularnością. O nas też mówiono, że jesteśmy z zupełnie innej gliny niż nasi rodzice, że to do nas należy nowy świat, bo się w nim wychowaliśmy. A jednak, po międzynarodowych podbojach i zbieraniu różnych doświadczeń, które oczywiście konkurowały z tutejszymi wzorcami życia, nastąpił powrót do rodzinnego stołu oraz pojednanie z mielonym i buraczkami. Czyli? 6 / 13


– Wielu moich rówieśników niedawno założyło rodziny i choć budują relacje trochę inaczej, niż się to robiło ćwierć wieku temu, to potrzeba czerpania z tamtych wzorców wychowania czy modelu rodzicielstwa jest ewidentna. Nie sposób żyć poza sobą, zaprzeczyć własnym doświadczeniom. Zachowanie ciągłości mimo wielu nowości i różnic jest tym bardziej zaskakujące, że moje pokolenie silnie odłączało się od rodzin, od systemu wartości, w jakim ukształtowani byli rodzice. Na konflikt pokoleń nałożyło się transformacyjne pęknięcie i pęd ku nowemu. Teraz widać, że każdą wyrwę można załatać, jeśli ma się potrzebę więzi z własną przeszłością i samym sobą. Poczucie braku oraz świadomość, że może istnieć inna – nie gorsza czy lepsza, ale po prostu inna – rzeczywistość od tej, w jakiej żyjemy, stanowi bardzo ważne połączenie między nami i starszymi od nas. Jeśli chcemy mieć coś wspólnego z „nowymi dziećmi”, dla których „chcesz” znaczy „masz”, a internet i realia są tym samym, to mamy przed sobą ten sam niewdzięczny wysiłek, jakiego podejmowali się nasi rodzice, czyli Meblowanie Polski przed nami

przekazywanie im naszego rozumienia świata. Przechodzimy na nową pozycję – tych, którzy już mają doświadczenie i coś ważnego do powiedzenia. A możemy być w tym znakomici, bo jesteśmy w wyjątkowy sposób wyposażeni – rozumiemy nowoczesność, uczestniczymy w niej, ale też pamiętamy, co było przed nią. Co jest charakterystycznego dla tej nowoczesności? – Nie jestem socjologiem, ale żyję we współczesnym świecie i uważam, że bardzo trudno nie czuć się dziś samotnym. Nieodwołalne, egzystencjalne poczucie osamotnienia jest dodatkowo pogłębione przez codzienność, w której częściej imituje się relacje i obecność, niż naprawdę zawiera związki i łączy. Nie chcę mówić banałów, ale przecież wszyscy doświadczamy tego, że technologia, która pozornie nas do siebie zbliża, na wiele sposobów nas od siebie odpycha. Odkąd możliwe jest wysłanie SMS-a, korzystamy z okazji i unikamy mówienia sobie rzeczy ważnych i nieważnych prosto w oczy. Wygrywa to, co łatwiejsze, a nie 7 / 13


Meblowanie Polski przed nami

8 / 13


bardziej treściwe. Im więcej wirtualności i łatwości, tym boleśniejsza pustka. Tęsknota młodych ludzi za wspólnotą jest, mam nadzieję, nie tylko odruchowa, lecz także mówi, że życie w pojedynkę jest nie do zniesienia, jest nieszczęściem. Co trzydziestolatki mogą dać młodszemu pokoleniu? – Dominuje chyba przekonanie, że nastolatki, dwudziestolatkowie są egocentryczni, roszczeniowi, odtwórczy, nie rozumieją podstawowych mechanizmów rzeczywistości. I jest w tym jakaś prawda, ale nie tylko o nich, także o ich rodzicach, o elitach, które nie potrafiły dać im wyzwania. Sama doświadczałam takich postaw, na przykład przyjmując młodych ludzi do pracy i słuchając listy ich wymagań oraz martwej ciszy na moje pytanie: „A co pan potrafi? Jakie umiejętności może mi zaoferować?”. Oczywiście można się odwrócić plecami i powiedzieć: „Arogancki gówniarz”. Ale można z nim zostać, uczyć, pokazywać, że praca jest wartością, że oprócz forsy przynosi poczucie spełnienia i szczęścia. Że Meblowanie Polski przed nami

„Znaki szczególne” Paulina Wilk Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014

– Pomyślałam, że bardzo brakuje głosu ludzi, którzy są w naszym wieku. O transformacji w Polsce opowiadali wielokrotnie ci, którzy do niej doprowadzili. Ci, którzy czuli się jej największymi beneficjentami oraz ci, którzy czują przez nią skrzywdzeni i niezauważeni. Mało kto tworzył inne opisy. Kilka lat temu napisałam dla „Rzeczpospolitej” tekst „Dzieci Transformacji”, który właściwie teraz rozwinęłam do książki. Myślę, że ludzie w moim wieku, mniej więcej 30-latkowie, są dosyć specyficzną grupą, znajdującą się w ważnym momencie życia, mogącą odegrać bardzo ważną rolę we współczesnej Polsce – opowiadał Paulina Wilk w radiowej Trójce. Fragment książki opublikowaliśmy w numerze 3/2014 9 / 13


być z innymi – po coś – to jest wspaniała sprawa. Czyli można zachować się jak dorosły, który ma poczucie obowiązku wobec młodszych. Nie z każdym taka relacja się uda, ale mnie się zdarzało. Młodzi, jeśli stawia się przed nimi cele i wysoko wiesza poprzeczkę, mają szansę i ambicję do nich dorosnąć. My to powinniśmy wiedzieć najlepiej, przecież nam rodzice, politycy, wykładowcy mówili: zdobywajcie świat. I zdobyliśmy. Także dlatego, że nas w tym wspierali albo ostro wymagali. Krytykując młodych za bierność i wtórność, idziemy donikąd. Im trzeba powiedzieć: „Chodźcie z nami!”. Pani książka otwiera drzwi do wspomnień. Na przykład o spełnionych marzeniach. Kiedy wchodziliśmy do NATO, byłem wzruszony, choć kończyłem dopiero 15 lat. Czuło się, że oto spełnia się wielkie polskie marzenie. Podobnie podczas wstąpienia do Unii. Potem jednak nastąpił koniec wielkich marzeń. To trochę absurdalne, ale podobny rodzaj emocji uruchomiła Meblowanie Polski przed nami

organizacja Euro 2012. Skończyły się wielkie polskie cele? – Na pewno mamy za sobą jakąś symboliczną, trochę zbyt ceremonialnie traktowaną, ale jednak ważną, metę. Nie cierpię odgwizdywania „skoku cywilizacyjnego”, kojarzy mi się to z gierkowską propagandą sukcesu i kampaniami reklamowymi, ale w ludzkim, emocjonalnym wymiarze doświadczam autentycznej zmiany. Gdy podróżuję do Londynu, Amsterdamu, Nowego Jorku, nie przekraczam już granicy światów, odwiedzam rzeczywistość odmienną, ale mi bliską, kulturowo uwspólnioną. Myślę, że dla wielu moich rówieśników to był właśnie wielki cel: czuć, że świat jest tam, gdzie my. Przestać gonić i nadrabiać zaległości. Móc na nowo pokochać i docenić własny kawałek, nie wstydzić się swojej tożsamości. Iść na koncert polskiego folku i słuchać Kasi Nosowskiej z poczuciem, że żaden blues ani Bono nie są od nich doskonalsi. Dla mnie to jest ważna meta, ponieważ otwiera wyższy, trudniejszy poziom przemian. To znaczy? 10 / 13


– Mamy za sobą coś na kształt remontu generalnego: piony, kaloryfery i tynki wymieniliśmy. Ale urządzenie rzeczywistości, wypełnienie jej znaczeniami i z uwagą dobranymi drobiazgami, które sprawią, że będziemy się czuli ze sobą i innymi dobrze, jest jeszcze przed nami. Nie wiem, kiedy ani jak tam dojść, ale chciałabym żyć w kraju, w którym kierowcy autobusów nie zamykają drzwi przed nosem pasażerów, politycy z poczuciem odpowiedzialności podają się do dymisji, gdy przyzwoitość tego wymaga, ludzie płacą uczciwie podatki, bo uważają, że tak jest w porządku i wstydzą się, że nie przeczytali w tym tygodniu żadnej książki. Myślę, że mamy przed sobą długą drogę i jestem jej ciekawa. Od kilku lat młodym – i to nie tylko w Polsce – żyje się gorzej. Marcin Świetlicki dla opisania innego zjawiska stworzył kiedyś określenie „katecheci i frustraci”. Czy ono nie opisuje nas? Jesteśmy przeedukowani i z ambicjami, które nie znajdą ujścia, aż skończą się frustracją. Meblowanie Polski przed nami

– O, nie dramatyzujmy. Nie ma czegoś takiego jak nadmiar edukacji, a jeśli zdobyta wiedza była coś warta, stanowi wyłącznie atut i paliwo, dzięki którym można zorganizować dla siebie dobry kawałek życia. Trochę mnie mierzi obrażanie się na rzeczywistość, gdy okazuje się trudniejsza, niż zakładaliśmy. Ja też mam za sobą rozczarowanie, a nawet szok, gwałtowny koniec mitycznej przyszłości, wyrzucenie z pracy z powodu kryzysu i trudne doświadczenie odnajdywania się na nowo, które zresztą trwa i nie wiem, dokąd mnie zaprowadzi. Ale z tego wszystkiego mam też radość – doświadczania życia, które raz po raz przypomina, że nie ma pewników, że wygodę i święty spokój ma się najwyżej po śmierci. To rozczarowanie, które dotknęło nas, gdy odsłoniły się brzydkie kulisy ideologii wzrostu, jest oczywiście bolesne, ale też mobilizujące. Czego się nauczyliśmy? – Tego, żeby nie wciskać młodszym od nas obietnic bez pokrycia. Obietnica lepszej, gwarantowanej przyszłości jest dziś rzeczywiście 11 / 13


nieaktualna, ale szansa na spełnione, wartościowe życie jest dla każdego z nas nadal dostępna. Załamanie kapitalistycznego mitu odsłoniło przed nami jeden z najtrudniejszych aspektów wolności – dokonywanie wyboru. Niektórzy mówią, żeby się buntować. Jednak czy nasze pokolenie jest dostatecznie samodzielne? Jeśli przesiąkliśmy marzeniami rodziców o NATO, Unii i wolnym rynku, to w imię czego mamy wznosić bunt? – To jest kluczowe. Od dość dawna sama pytam różnych ludzi o znaczenie, wartość, potrzebę buntu. To jest kategoria z XX-wiecznego słownika, prawdopodobnie nieodpowiadająca współczesności. W pojęcie buntu jest wpisana jakaś zbiorowość, gwałtowność i agresywność, dla których trudno znaleźć teraz zastosowanie, bo tak rozumiany bunt wymaga konkretnego, namacalnego przeciwnika: przywódcy, winowajcy, konserwatywnego rodzica, jakiegoś upostaciowionego wroga. Mnie się natomiast wydaje, że Meblowanie Polski przed nami

współczesne zło jest rozproszone, przypomina szybko mutujący się organizm, który w ogóle trudno uchwycić. Spróbujmy. – Dobrym jego symbolem jest korporacja, jako byt pozbawiony granic geograficznych, ale też wyraźnego przywództwa, to organizacja zarządzana zbiorowo przez nikomu nieznanych udziałowców, a jednak jej bogactwo i jej wpływy przybierają bardzo konkretne przejawy. I tylko wobec nich udaje się buntować – znam ludzi, którzy rzucili korporacje i pracują na własny rachunek, czują się wolni. Znam i takich, którzy nie chcą angażować się w politykę, ale rozwijają edukację albo kulturę. Robią coś ważnego na własną skalę – i te wybory uważam za odważne, sensowne. Bo wielu z nas czuje, że nie mamy szans, my – pojedynczy, w starciu z globalnymi potworami. Dlatego staramy się być w jednoosobowej opozycji, a jeśli będzie nas wielu, może wyłoni się z tego większa siła do zmian. Problemem jest jednak to, że polityka i ekonomia są 12 / 13


zarządzane przez grupy wpływu i bez stworzenia grupowej organizacji nie sposób w tej grze uczestniczyć i zwyciężać. Znów – potrzeba wspólnoty. – Być może naszą największą słabością jest nieumiejętność wspólnego działania. To może okazać się zgubne. Odrzuciliśmy liczbę mnogą i po ‘89 rozwijaliśmy indywidualizm, a dziś coraz wyraźniej odczuwalna jest potrzeba działania razem. Wiemy, że świat się zmienia twórczym działaniem, widzieliśmy to przecież z bliska. Myślę, że od połączenia sił powstrzymuje nas lęk przed wspólnotowością, przed zatraceniem „ja” w większym „my”. Mam nadzieję, że ta bariera lęku jest do przejścia, bo od umiejętności skutecznego przeciwstawiania się mechanizmom władzy zależy nasza wolność. W tym względzie nic się nie zmieniło.

[[ [[ [[

Paulina Wilk – dziennikarka prasowa, reportażystka, recenzentka i felietonistka; pracowała m.in. w Indiach, Chinach, Kenii, Brazylii i Izraelu; autorka książki „Lalki w ogniu” nominowanej do nagrody im. Beaty Pawlak, Angelusa i Nike Jakub Halcewicz-Pleskaczewski – redaktor naczelny „W Punkt”

Kuba Kamiński – absolwent Łódzkiej Szkoły Filmowej, w latach 2005–2012 fotograf „Rzeczpospolitej”, obecnie Polskiej Agencji Prasowej i amerykańskiej agencji Getty Reportage; laureat Nagrody PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego 2013; więcej na www.kubakaminski.com

Meblowanie Polski przed nami

13 / 13


[ Biografiepokoleń ]

Łódź, 30 lipca 1981 r. „Marsz głodowy” kobiet łódzkich protestujących przeciwko pogarszającemu się zaopatrzeniu w żywność


Mój polityczny testament Najważniejszym polskim wyzwaniem jest słabość kapitału społecznego. Między naszym silnym poczuciem narodowym a więzią rodzinną jest społeczna próżnia tekst

J

Andrzej Wielowieyski

esteśmy szczęśliwym pokoleniem. Mamy za sobą dwie złote dekady dlatego, że wtedy, w 1989 roku, potrafiliśmy podjąć decyzję i zdołaliśmy – z ogromnym wysiłkiem, mimo szoku gospodarczego, jakim było załamanie gospodarki komunistycznej – dostosować się do światowego wolnego rynku. Dzięki temu zdążyliśmy aktywnie dołączyć do rewolucji informatyczno-globalizacyjnej, która rozpoczęła się właśnie wtedy, w latach osiemdziesiątych ubieMój polityczny testament

głego stulecia. Pozwoliło nam to na wejście do NATO i do Unii Europejskiej. Spóźnienie kosztowałoby nas drogo. Nasi przedsiębiorcy i menedżerowie, mimo początkowo wielkich trudności, wykazali najwyższą sprawność, jeśli chodzi o kraje postkomunistyczne, a Polacy uczyli się i ciężko pracowali, dzięki czemu podnieśli dochód narodowy ponad dwukrotnie. Pomoc unijna pozwoliła nam trochę odrobić opóźnienia w naszej tak bardzo 2/5


z lat 1989–1991, tak to wtezniszczonej przez wojny inŁatwo podniecać frastrukturze. Trzeba też dody ocenialiśmy, sięgającego nas aferą w dawnym ustroju od dwóch dać, że 136 miliardów euro podsłuchową. i pół do trzech milionów lubezpośrednich inwestycji Jest to słabość zagranicznych istotnie podzi. Dziś bezrobocie obniża nienowa, dwumilionowa emigracja zabudziło dynamikę naszego wynieśliśmy ją rozwoju i nasze relacje ze robkowa, która podnosi też z zaborów i z PRL światem – bo my również PKB. Zyskujemy dużo w bizainwestowaliśmy za gralansie płatniczym, ale tracinicą ponad 30 miliardów euro. Startowaliśmy my przez tę emigrację część naszej młodzieży. z poziomu 38–40 procent przed ćwierć wiekiem, Stworzyliśmy także – i jest to wielka zasłudziś przekroczyliśmy już dwie trzecie, czyli 67 ga Senatu – sprawny, ale słabszy jeszcze od zaprocent, poziomu wydajności i dochodów kra- chodniego, samorząd terytorialny. Jedną z jego jów Unii Europejskiej. Jest to ogromny skok do słabości jest wszakże brak systemu zarządzania przodu. Rzeczywiście były to dekady wielkiego metropolitalnego wielkich miast i ich otoczenia, narodowego zwycięstwa Polaków – mimo kry- co istotnie opóźnia rozwój całego kraju. W naszym historycznym położeniu między tyki i sporów takie jest odczucie społeczne. Cena była jednak wysoka. Padło wiele nie- Niemcami a Rosją nadal najważniejszym zazdolnych do walki, zwykle anachronicznych bezpieczeniem jest umocnienie i zwiększenie zakładów, popełniano błędy, rosło bezrobocie skuteczności działania Unii Europejskiej oraz – to nieszczęście wywodzące się jednak głów- wzmocnienie naszej pozycji i potencjału w Unii nie z ukrytego bezrobocia w czasach PRL, bez- przede wszystkim dzięki wejściu do strefy euro. Nie umiemy jednak, jak dotąd, skutecznie robocia według naszych obliczeń w Senacie Mój polityczny testament

3/5


odpowiedzieć na stare, a także na nowe, bardzo groźne wyzwania. Niestety jesteśmy słabym i dość biernym społeczeństwem obywatelskim. Nieuniknione rozwarstwienie utrudnia jego tworzenie, postęp w tym zakresie nie jest wielki. Nie potrafimy też skutecznie odpowiedzieć na trzy wielkie wyzwania rozwojowe. Pierwsze wyzwanie to załamanie demograficzne. Co roku brakuje nam od 150 do 200 tysięcy dzieci. Za 20, 30 lat będzie nas już o kilka milionów mniej i zabraknie nam młodzieży, aby dorównać w konkurencyjności czołowym krajom. Polityka ludnościowa i pomocy rodzinie ledwie się tworzą, a polityki imigracyjnej raczej nie mamy. Drugą słabością, zrozumiałą i naturalną po czasach komunistycznych, jest niski poziom własnej innowacyjności w gospodarce, który może uniemożliwić nam wejście do czołówki krajów rozwijających się. Jesteśmy w Unii Europejskiej w tym zakresie na szarym końcu. Nasi przedsiębiorcy są jeszcze zbyt słabi, często boją się ryzyka i nie korzystają z pomocy sektora badawczego. Mój polityczny testament

Być może najtrudniejszym, choć pewnie najważniejszym wyzwaniem, nie dość przez nas uświadamianym, będzie jednak słabość kapitału społecznego, czyli niska sprawność i skłonność do działania zespołowego Polaków, połączona ze słabym poczuciem odpowiedzialności społecznej, wspólnotowości oraz pewną próżnią społeczną między naszym silnym poczuciem narodowym a więzią rodzinną. Nie pocieszajmy się, że jest to zjawisko ogólne. Są u nas znamienne symptomy: niska frekwencja wyborcza, słabość liczebna partii, związków zawodowych, NGO-sów, zmniejszający się wyraźnie zakres wolontariatu oraz brak inicjatyw społecznych w połowie naszych gmin i parafii. Polacy mają coraz lepszy kapitał ludzki, tu idziemy do przodu, ale bardziej niż inni Europejczycy nie mamy do siebie dostatecznego zaufania i posiadamy mało doświadczeń wspólnotowości poza rodziną. Stąd tak łatwo budzić w nas pasję i nienawiść, podziały ideowe i polityczne oraz brak zaufania… Widzimy też, jak łatwo podniecać nas aferą podsłuchową. Jest 4/5


to słabość nienowa, wynieśliśmy ją z zaborów i z PRL. Istotne jest, że ani duże, nowoczesne przedsiębiorstwa, ani duże organizacje i samorząd nie mogą dziś skutecznie działać bez wysokiego poziomu społecznego zaufania. Jest to wielkie wyzwanie, zwłaszcza dla naszej szkoły, ale także dla Kościoła, dla samorządów i organizacji społecznych, dla przedsiębiorców, oczywiście również dla parlamentu. Brak dostatecznego zaufania wzajemnego jest też jedną z przyczyn słabości naszego państwa oraz przeregulowania prawnego w gospodarce i mankamentów państwa prawa. Szkodzi to znacznie naszemu rozwojowi gospodarczemu. W wielkim pojedynku starych i nowych gospodarek i społeczeństw jakość kapitału społecz-

Mój polityczny testament

nego będzie w nadchodzących dekadach czynnikiem decydującym w światowej grze o naszą pozycję i nasze losy w gwałtownie zmieniającym się świecie. Przemówienie wygłoszone 4 lipca podczas uroczystego posiedzenia Senatu z okazji jubileuszu jego dwudziestopięciolecia. Tytuł i adiustacja tekstu – redakcja

[[

Andrzej Wielowieyski – polityk, ekonomista, publicysta i działacz katolicki, wcześniej żołnierz AK, szef ekspertów „Solidarności” w 1981 r., współorganizator Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, uczestnik rozmów Okrągłego Stołu, wicemarszałek Senatu I kadencji, parlamentarzysta Unii Wolności, europoseł; kawaler Orderu Orła Białego

5/5


[ Biografiepokoleń ]

Pokolenia nie istnieją Kształt przyszłej Polski zależeć będzie od tego, jak szybko odczepimy się od języka, ram i sposobów działania narzuconych nam przez starych J a k u b Dy m e k


Jakub Dymek – kulturoznawca, dziennikarz i tłumacz, redaktor Dziennika Opinii Krytyki Politycznej

Pełen jubileuszy rok 2014, co nie dziwi, skłania do okolicznościowych podsumowań, rozliczeń, wspominków i ekspiacji. Pośród nich jest całkiem osobna kategoria poświęcona przełomowi roku 1989. Odnosi się ona do najżywszej w pamięci, ale też najostrzej dzielącej dziś Polaków rocznicy. W najgłośniejszym chyba tekście z tego cyklu profesor Marcin Król mówi Grzegorzowi Sroczyńskiemu: „Byliśmy głupi”. A obecnie? Czy można nie widzieć związku między tym, co mówiło się w końcówce lat 80. i w pierwPokolenia Jeszcze raznie wybieramy istnieją Europę

szych latach kolejnej dekady, a kwaśnymi owocami transformacji, które dziś zbieramy? Czy można nie widzieć związku między jednym: „W latach 80. zaraziliśmy się ideologią neoliberalizmu, rzeczywiście sporo się tutaj zasłużyłem, namawiałem do tego Tuska, Bieleckiego, całe to gdańskie towarzystwo. Pisma Hayeka im pracowicie podtykałem. Mieliśmy podobne poglądy z Balcerowiczem” a drugim: „Jak się zdarzy to »coś«, to możemy wisieć 2/7


na latarniach. Po prostu. Nic nie robiąc, hodujemy siły, które zmienią świat po swojemu. I nie będą negocjować”? Czy można nie widzieć związku między zuniwersalizowaną, uwewnętrznioną i niemalże już przezroczystą ideologią średnioklasowego indywidualizmu i jej instytucjonalną ramą – peryferyjną demokracją liberalną z jej imitacyjną wersją kapitalizmu – a faktem, że ta rzeczywistość chce tylko wywołać tę szowinistyczną, konserwatywną i samolubną rewolucję? Wydaje mi się, że nie można. Dlatego zdziwione lub zatroskane stanem dzisiejszej Polski głosy niegdysiejszej awangardy – najbrutalniejszej z możliwych wersji transformacji – traktuję w najlepszym wypadku jako pychę. W najgorszym, jako sparciały kamuflaż elitarnego desinterssment, który może dziś tylko z siebie wydobyć to: „Jest źle, idzie cywilizacja śmierci, inwazja hunów, behemot, a myśmy przecież chcieli dobrze”. I nie ma tu faktycznej woli zmiany choćby atomu z tego układu, których ich samych wywindował na szczyt. Pokolenia nie istnieją

Tę narrację przełamują mniejszościowe i trzeźwiące diagnozy Karola Modzelewskiego czy Davida Osta. Obydwaj przypominają, że neoliberalizm w Polsce nie wziął się znikąd, ale wygrał – także dzięki głosom importowanych i wtórnych polskich liberałów lat 80. – w konfrontacji z różnymi innymi doktrynami i propozycjami przemian, które przecież były wtedy obecne. Na porządku dziennym było wówczas to, że wczorajsi socjaliści i konserwatyści stawali się neofitami rynku lub – dobrowolnie czy z pomocą kolegów – usuwali się w cień. Inni zaś brali sprawy w swoje ręce i pisali książki, robili gazety, lobbowali – za tym, by Polskę zmienić tak, a nie inaczej. Nie była to „głupota” w sensie, jaki proponuje Król, nie zawierała w sobie nieświadomości i niewiedzy. Przeciwnie: było to działanie podług wszelkich reguł polityczności i racjonalności, które obowiązywały wtedy i obowiązują dziś. Nie akceptuję więc przedstawionego mi z 25-letnim opóźnieniem rachunku, w którym „głupota” wyklucza „odpowiedzialność”. Zresztą Ost, najbardziej chyba spostrze3/7


gawczy obserwator przemian niki transformacyjne, dzieci Jak to jest, w Polsce, odpowiada Króczerwca. Poza ogólnikami że wszyscy tak wyświechtanymi, że aż lowi wprost – „nie byliście wywołują zabawnymi – bo że roczniki głupi”. Głupi odpowiedzialmłodych do te „nie znają systemu innego ności nie ponoszą, samolubni głosu, ale potem niż demokracja” i „wychoi krótkowzroczni – mam nanikt ich nie słucha? dzieję – owszem. wały się w internecie” wieTyle historycznego wstęmy doprawdy już wszyscy. pu. Co z tych wszystkich tekstów jednak wynika I nic to w gruncie rzeczy nie zmienia. Tekst, dla debaty dziś? I co – niezależnie od tego, jak który tę wyjątkowość i pokoleniową różnicę by widzi się (nie)odpowiedzialność autorów trans- wytłumaczył, na pewno uczyniłby perspektywę formacji za kształt dzisiejszej Polski – mają one „międzypokoleniowej debaty” znośniejszą, choć wspólnego? We wszystkich trzech widziałbym wciąż wątpię, że możliwą. Bo nie liczę już na istotny wspólny wymiar. Cedują odpowiedzial- to, że ktoś zastanowi się nad tym, jak to jest, że wszyscy zachęcają młodych do głosu, ale potem ność na młodych – na „młode pokolenie”. Wiele mądrych tekstów napisano zastana- nikt ich nie słucha. Te same media, które przed wiając się, czy pokolenie jest najfortunniej do- chwilą wołały o młody głos, właśnie publikują braną kategorią i czy w swojej ogólności nadaje kolejny wywiad rzekę z rocznikiem 1941. A skosię do opisu politycznych zmian. Przydałby się ro taki tekst nie powstał, a młodzi wciąż są zajeszcze jeden tekst: rozważający bezsens obec- chęcani do wypowiadania się, „debata międzyności kategorii „młodych” w dzisiejszej debacie pokoleniowa” pozostaje medialną – choć dobrze publicznej oraz w szczególności, czym miałoby już opisaną – fikcją. Może warto zapytać, co móbyć to zabierające dziś głos pokolenie 1989, rocz- wią? Na przykład na okoliczność 25. rocznicy Pokolenia nie istnieją

4/7


wyborów czerwcowych, obchodzonej pod jakże międzypokoleniowo strawnym hasłem #25yearsoffreedom. Ja (rocznik 1988) pozwoliłem sobie wtedy napisać dla „Dissent Magazine” tekst o „pokoleniu TINY”, urodzonym po „końcu historii” – zapowiadanym przez Fukuyamę, a przez polskie elity przyjętym jako dobra nowina i całkiem sprawny paradygmat polityczny. TINA, czyli „Nie ma innej opcji” [There Is No Alternative], to słynne Thatcherowskie powiedzenie o bezalternatywności reform rynkowych. Miało szansę zrealizować się w Polsce, gdzie wolnorynkowe reformy pokolenia naszych rodziców (prywatyzacja przemysłu) odbijają się po dwudziestu latach czkawką: prywatyzacja edukacji, opieki przedszkolnej, emerytur, służby zdrowia. Elity nadal podchodzą do nich bezkrytycznie – jak gdyby nic się nie zmieniło. W efekcie: może nie jesteśmy skrajnie biedni, a policja nie gania nas po ulicach, jak w stanie wojennym, ale możliwość wpływania na zastaną rzeczywistość polityczno-rynkową mamy podobną jak wówczas Pokolenia nie istnieją

nasi rówieśnicy. Mój młodszy kolega Mikołaj Bendyk (rocznik 1993) napisał z kolei płomienną – jak na skalę emocji, które jest w stanie w nas wywołać cokolwiek poza zmianą layoutu Facebooka – obronę tego pokolenia, znamiennie zatytułowaną „Roczniki 90. Z nami wszystko OK”. „Pokolenie naszych rodziców po raz kolejny tworzy fantastyczny obraz naszego pokolenia. W ich oczach jesteśmy leniwymi, rozpieszczonymi, beztroskimi bachorami bez zainteresowań, które wszystko chcą dostać na tacy. I tyle”. Bendyk odbija piłeczkę do generacji wyżej i przedstawia zupełnie odmienną pokoleniową opozycję. Pisze, że to właśnie dzisiejsi 20-latkowie angażują się w nowe formy aktywności społecznej i politycznej, biorą udział w wolontariacie, są w stanie przełknąć kiepsko płatną pracę, ale nie po to, żeby ciułać na kredyt czy dziecko, ale żeby realizować marzenie o świecie trochę bardziej otwartym, wrażliwszym i wolnym od tyranii waluty. „Marnujemy czas, który moglibyśmy poświęcić na prawdziwą pracę albo naukę. Po szkole 5/7


lub pracy, zamiast dalej uczyć się lub pracować, wolimy podtrzymywać więzi społeczne, spotykając się nad Wisłą czy w Pawilonach, skąd próbujecie nas wypędzić, bo pijemy alkohol, przez co widzicie w nas awanturników. Tymczasem pijąc to nielegalne piwo, spotykamy się i rozmawiamy (…) gdy wy – ze swoim legalnym piwem – zamykacie się w mieszkaniach i oglądacie nas przez absurdalne klisze ślepców z TVN-u” – pisze. Mikołaja doprowadza do porządku na łamach „Res Publiki Nowej” student Kacper Van Wallendael, zwracając uwagę na ekskluzywność jego perspektywy, jej warszawskość i skażenie klasowym przywilejem: „Nie przyniesie jednak wymiernych rezultatów dialog między warszawską wyższą klasą średnią a ich dziećmi. Jeśli debata ma być realna, powinna być otwarta na głos tych, którzy do klasy średniej próbują się przebić. (...) Czy [młodzi] jakkolwiek odczuli, że są »złotym pokoleniem«, które miało szansę na szybki rozwój kariery?”. Van Wallendael wzywa do „międzypokoleniowej debaty” z uwzględniePokolenia nie istnieją

niem wszystkich wątków klasy i nierówności, głosów mniejszościowych, tego, czego u Mikołaja zabrakło. Wiecie co? Jesteśmy głupi. Dajemy się nabrać na pozór „międzypokoleniowej debaty”, podczas gdy dokładnie międzypokoleniowemu status quo ona służy. Wchodzimy w uszyte nam na miarę buty: lewicowca „planu maksimum”, zaangażowanego przedstawiciela liberalnych elit, współczującego konserwatysty – podczas gdy wszystkie te postawy przefiltrowane przez „pokoleniowy” dyskurs w efekcie stają się własnymi parodiami. W zaangażowanie i jego świadectwa dawane z pozycji „młodych” jest bowiem wpisana – nie przez nas, przez tych, którzy rzekomo chcą nas słuchać i zapraszają do „wzięcia głosu” – jego negacja. Jeśli zabiera się głos „jako młody” lub „młoda” dobrowolnie godzi się przecież na bycie kwiatkiem do kożucha. Podobnie jest z zabieraniem głosu „jako kobieta” w debacie, w której dostępu do uniwersaliów strzegą bramy wieku i płci. Albo jest się uczestnikiem debaty, albo gościem z publiczności – jak w popular6/7


nym telewizyjnym formacie, w którym na fotelach usadzeni są poważni ludzie, a prowadząca lub prowadzący przekazuje głos. Na dole ekranu przewijają się kretyńskie sms-y lub raz na jakiś czas poprosi się o zadanie pytania statyście z widowni. Na tym polega cała wyjątkowość pokoleniowej różnicy: jest ona wtórnie stworzona i narzucona rzeczywistości społecznej, dzięki najbardziej sprawdzonym mechanizmom mediów. Nie ma w tym żadnej tajemnicy, żadnej pokoleniowej mistyki, jest tylko goła władza. Sorry, taki mamy klimat – nieco przesiąknięty zapachem domu starców, a coraz mniej wonią męskiej szatni. W podejmowaniu pałeczki „mię-

Pokolenia nie istnieją

dzypokoleniowej debaty” tkwi ten sam wirus, który z lewicowości i prawicowości czyni „chorobę młodości” w oczach łaskawie podających mikrofon decydentów. Bo nie łudziłbym się, że nawet najbardziej autokrytyczne i pełne samobiczowania się głosy reprezentantów elit z roczników lat 40., 50., 60. (i tak dalej) przełożą się na choćby milimetrowe ustąpienie pola. To nie od tego, co powiemy dziś starym, będzie zależeć kształt przyszłej Polski, ale raczej od tego, jak szybko odczepimy się od narzuconych nam przez ich język ram i sposobów działania. Od niebycia „młodymi od zabierania głosu” począwszy.

7/7


[ Audiotekapoleca ]

Ojciec Chrzestny

Syn

Janusz Gajos w roli Don Vita Corleone. Słuchowisko w najczystszej formie. Powrót do najlepszych radiowych tradycji.

Najnowsza powieść mistrza skandynawskiego kryminału Jo Nesbø, ogłoszona najlepszą w dorobku pisarza. Misternie utkana fabuła, nieoczywisty bohater.

Mario Puzo

Jo Nesbø

Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian Z i e m o w i t Sz c z e r e k

Powieść laureata Paszportu Polityki w nowej formie – z oprawą muzyczną. Portret Ukrainy jako przestrzeni wypartej w – świadomie prozachodniej – mentalności Polaków.


[ Audiotekapoleca ]

Good night Dżerzi Janusz Głowacki

Powieść osnuta wokół losów pisarza Jerzego Kosińskiego – polskiego Żyda, który zrobił wielką karierę w Stanach Zjednoczonych. Kim naprawdę był ów kontrowersyjny człowiek, zmieniający wciąż swą biografię?

Ich czworo

Gabriela Zapolska

Jeden z najbardziej znanych utworów Zapolskiej. Opowieść o typowym trójkącie małżeńskim w reżyserii Jerzego Stuhra.

Rekin z parku Yoyogi J o a nn a B at o r

Po „Japońskim wachlarzu” kolejny zbiór esejów Joanny Bator o Japonii. Autorka zabiera czytelnika do miejsc, o jakich nie można przeczytać w folderach biur podróży i przewodnikach turystycznych.


[ Audiotekapoleca ]

Blade runner Philip K. Dick

Co to jest człowiek? To pytanie jest tematem „Blade runnera”. Klasyka literatury science-fiction. Pierwsza w Polsce produkcja audiobooka z efektami 3D.

Traktat o łuskaniu fasoli Wiesław Myśliwski

Monolog gospodarza, który dokonuje bilansu całego życia, opowiadając o nim nieznajomemu. Powieść nagrodzona wieloma nagrodami, w tym nagrodą Nike.

Anna Łajming czyta. Nagranie z roku 1983 Ann a Ł a j m i ng

Audiobook zawiera nagrania z roku 1983, na których kaszubska pisarka Anna Łajming osobiście czyta trzy swoje opowiadania. Nie tylko dla miłośników Kaszub.


[ Rewoluc japodręcznikowa ]

Ilustracja z „Naszego elementarza”


Elementarz do tablicy

Ponad pół miliona pierwszoklasistów będzie od września korzystać z darmowego podręcznika tekst

W

r e d a kc j a

śród wydatków ponoszonych przez rodziców na wyprawienie dzieci do szkoły najwięcej pieniędzy idzie na zakup podręczników: przeciętnie 382 zł na jedno dziecko – policzył rok temu CBOS. – Kalkulacje, jakie przeprowadziliśmy, pokazują rzecz druzgocącą: koszt produkcji podręcznika dla około 550 tysięcy pierwszoklasistów na 1 września 2014 roku nie powinien przekroczyć Elementarz do tablicy

10 mln zł – powiedział na początku tego roku premier Donald Tusk. Dodał, że rodzice wydają na nie blisko 140 mln zł. – O tę różnicę chcemy walczyć – mówił premier i zapowiadał sfinansowanie darmowego i obowiązkowego podręcznika.

Wydawcom po głowie

Obowiązkowy podręcznik dla pierwszoklasistów, według premiera, pozwoli wyeliminować patologie na rynku podręczników i pomocy 2/6


naukowych. – Przez patolościej gmina. I wiadomo, że Do „Naszego zrobiłaby to niechętnie. Nagie rozumiemy de facto „syselementarza” tem” wymuszania większej uczyciele wybierają „Elemożna było ilości pieniędzy od przeciętmentarz” także w szkołach zgłaszać uwagi. niepublicznych. Zrezygnonej polskiej rodziny, niż by Drugą część przed to wynikało z racjonalnych wało z niego mniej niż 800 drukiem przeczytało kosztów – mówił. takich placówek. ponad 52 tysiące – Przyglądaliśmy się, jak Ministerstwo Edukacji Naosób to wygląda w innych krajach. rodowej opublikowało dotąd W większości podręczniki trzy części darmowego podsą własnością szkoły, są dzieciom wypożyczane ręcznika – „Jesień”, „Zima” i „Wiosna”. Można je i finansowane z budżetu centralnego albo z bu- pobrać w formacie PDF ze strony www.naszeledżetów samorządowych. Naszą intencją jest do- mentarz.men.gov.pl. Pierwszoklasiści wypożyczą podręczniki na prowadzić do takiej sytuacji, w której podręcznik będzie własnością szkoły i z punktu widzenia ro- rok, a potem przekażą je młodszym. Wówczas dzica będzie darmowy – mówiła minister eduka- powstaną kolejne tomy. – Kiedy się wybiera podręcznik do klasy pierwszej, de facto wybiera cji Joanna Kluzik-Rostkowska. Z rządowego podręcznika „Nasz elemen- się podręcznik na cały etap nauczania. Będzietarz” Marii Lorek od września będzie się uczyć my to kontynuować, będzie powstawać również ponad 560 tysięcy uczniów z ponad 12 tysięcy podręcznik do klas drugiej i trzeciej. Od czwarszkół. Wprawdzie pozostaje możliwość wybo- tej klasy o wyborze książek będzie decydować ru innego podręcznika, jednak za jego zakup zespół nauczycieli z danej szkoły – mówiła Klumusiałby zapłacić organ prowadzący – najczę- zik-Rostkowska. Elementarz do tablicy

3/6


nasz

PODRĘCZNIK do szkoły podstawowej

Nic za darmo

1

KLASA

część 1

nasz

PODRĘCZNIK do szkoły podstawowej

„Rządowy podręcznik to nie oszczędności, a uzależnienie edukacji od polityków” – dowodzi analiza Huberta Guzery z Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR), fundacji założonej z inicjatywy Leszka Balcerowicza, obecnie surowego krytyka rządu Tuska. Według niej, przyjęte zmiany, a wraz z nimi eliminacja z rynku prywatnych Elementarz do tablicy

1

KLASA

część 2

nasz

PODRĘCZNIK do szkoły podstawowej

1

KLASA

część 3

wydawców i powstania jednego podręcznika dla wszystkich uczniów, to zagrożenie dla konkurencji, pluralizmu i demokracji, szczególnie, że kontrolę nad jego opracowaniem będą mieć politycy. FOR krytykuje rząd za pośpiech w procesie legislacyjnym i niskie motywacje. Widzi raczej chęć przypodobania się wyborcom, niż troskę 4/6


o uczniów i budżety rodziców: „Nieprecyzyjne zapisy ustawy powodować będą zwiększenie wydatków po stronie szkół, samorządów i nauczycieli. Jednocześnie oszczędności wykazywane w ocenie skutków regulacji nie wystąpią ze względu na błędy metodologiczne i przeoczenia, na które zwróciło uwagę m.in. Ministerstwo Finansów” – ostrzega fundacja i dodaje, że rząd nie uwzględnił uwag m.in. prezesa UOKiK, ministra finansów czy rządowego centrum legislacji. Zwraca też uwagę na brak rzetelnych konsultacji społecznych. Hubert Guzera wylicza, że w krajach OECD (34 wysoko rozwinięte i demokratyczne państwa) i Unii Europejskiej, tylko Grecja, Węgry i Islandia wprowadziły podobne rozwiązania. W większości krajów Unii Europejskiej szkoły mają autonomię w doborze materiałów edukacyjnych.

mularz. Pierwszy tom najchętniej recenzowali nauczyciele. Za drugi wzięli się także rodzice. Przeczytało go ponad 52 tysiące osób. Aktywiści związani z Instytutem na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, który broni „prawa naturalnego”, zebrali ponad 40 tysięcy podpisów pod petycją o wpisanie do „Elementarza” Bożego Narodzenia. Zasypany mailami MEN w końcu na to przystał i na stronach 26–27 możemy zobaczyć scenkę ze świątecznego kiermaszu, kupowanie prezentów i choinki. Pod czytanką wpisano pytanie o to, czy wszyscy obchodzą święta Bożego Narodzenia. W czytance jest jeszcze mowa o Wigilii (pisanej wielką literą). Był również o karpiu w galarecie, ale oprotestowało go jednak stowarzyszenie miłośników zwierząt Empatia. Dlatego zamiast śniętego karpia, ojciec zapowiada w elementarzu córce, że upiecze makowiec. Protestów i zmian było więcej, nadal wielu przeciwników pozostaje nieusatysfakcjonowaKsiążka bez karpia Uwagi do „Naszego elementarza” można nych. „Nasz Dziennik” doszukuje się w podbyło zgłaszać przez specjalny internetowy for- ręczniku ukrytych przesłań, inni zarzucają mu Elementarz do tablicy

5/6


miastocentryzm, nadmiar ilustracji czy zbyt łatwe zadania. Entuzjaści wskazują, że działa na wyobraźnię ucznia, jest atrakcyjny graficznie, a jego zadania zachęcają do zajęć praktycznych poza biurkiem. – Moje nauczycielki już wcześniej pracowały z książkami Marii Lorek, więc mają do

Elementarz do tablicy

nich zaufanie – mówi Renata Brachowska, dyrektorka Zespołu Szkół Społecznych nr 1 w Częstochowie, cytowana przez „Gazetę Wyborczą”. Według niej, podręcznik ma pewnie trochę wad, jak każda książka. – Dobry nauczyciel je widzi i potrafi sobie z nimi poradzić – przekonuje.

6/6


[ Rewoluc japodręcznikowa ]

Podręcznik uczy równości Ideę darmowego podręcznika dezawuują politycy i wydawcy. Ale to realna pomoc dla najbiedniejszych. Nie piętnuje beneficjentów i buduje wspólnotę R a fa ł B a k a l a r c z y k


Rafał Bakalarczyk – doktorant w Instytucie Polityki Społecznej, publicysta i działacz społeczny, zajmujący się głównie zagadnieniami seniorów, niepełnosprawnych, opieki długoterminowej, polityki rodzinnej, ubóstwa i wykluczenia oraz edukacji

R

eforma podręcznikowa to zmiana na lepsze. Drugorzędne są jej polityczne motywy, czyli rozładowanie napięcia po reformie sześciolatków. I choć słychać krytykę, że pierwszy bezpłatny elementarz przygotowany jest naprędce, to jednak liczy się istota zmiany. Trudno sobie wyobrazić, że w panującym dotychczas wolnym rynku wykorzystywane w szkołach podręczniki były wolne od wad, o jakie oskarża się „Nasz elementarz”. WczePodręcznik Jeszcze raz wybieramy uczy równości Europę

śniej nikt jednak nie protestował, a materiały z których korzystali najmłodsi, były pod znacznie słabszą kontrolą opinii publicznej. To wskazuje raczej na słuszność podjętego publicznego działania: gdy państwo bierze na siebie odpowiedzialność za finansowanie i regulowanie świadczeń, znacznie łatwiej pokazać niezadowolenie z ich jakości i naprawić usterki. Kiedy materiały edukacyjne były przedmiotem rynkowej rywalizacji, o taka kontrolę paradoksalnie było trudniej. 2/4


Dodajmy, że dotychczasowy tak zwany wolny rynek książek z ideą wolnego rynku miał niewiele wspólnego. Na wybór podręcznika nie mieli wpływu konsumenci – czyli dzieci i ich rodzice – a tylko nauczyciele, podejmujący arbitralne decyzje, często w oparciu o pozamerytoryczne kryteria, jak darmowe pomoce naukowe od wydawców.

Ulga w portfelu

W reformie ważniejsza jest kwestia darmowości, którą bagatelizuje klasa średnia i jej opiniotwórcza reprezentacja, a która jest kluczowa dla niezamożnych – jest ich w Polsce całkiem sporo. Dla biednych to wybawienie, zwłaszcza że reforma obejmie także uczniów starszych klas. To emancypacyjna zaleta reformy. Przypomnijmy, że w świetle danych CBOS wydatki związane z rozpoczęciem roku szkolnego, których zasadniczą część stanowią podręczniki, w 2013 roku w ponad połowie rodzin przekroczyły tysiąc złotych. Średnia wydatków wyniosła prawie 1,2 tys. zł, mniej więcej tyle, ile najniższe wynagrodzenie netto. Różnice między gospodarstwaPodręcznik uczy równości

mi uboższymi i zamożniejszymi to realne nierówności w dostępie do edukacji. Wśród rodzin o dochodzie nieprzekraczającym 500 zł na osobę miesięcznie wydatki szkolne wyniosły średnio 700 zł, więcej niż na utrzymanie rodziny! Koszty wysłania do szkoły dziecka w zamożnych rodzinach są pomijalne, w mniej zamożnych – mogą uderzyć po kieszeni, a dla najuboższych – stanowić wydatek zaporowy i uniemożliwiający pełne uczestniczenie w systemie szkolnym. Systemy wsparcia dla takich uczniów mają poważne ograniczenia. Nie dość że program „Wyprawka Szkolna” pokrywa tylko część ceny podręczników (a przecież trzeba jeszcze kupić przybory i ubrania), to jeszcze na zasadzie refundacji już poniesionych kosztów i po spełnieniu odpowiedniego kryterium dochodowego – 539 zł. Próg niskiego dochodu jest także brany pod uwagę przy staraniu o stypendium szkolne czy o dodatek z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego, w wysokości zaledwie 100 zł. Utrzymująca się wysokość kryterium dochodowego sprawiła, że w 2013 roku 200 tysięcy dzieci wypadło poza 3/4


system wsparcia. Tu dochodzimy do kolejnej zalety reformy podręcznikowej.

Równi w książkach

Programy wsparcia zasiłkowo -stypendialnego działają wybiórczo. Bezpłatny podręcznik już nie, co jest duchem bliższe krajom skandynawskim. To nie przypadek, że Szwecja, najważniejszy socjaldemokratyczny bastion Europy, czy Finlandia, lider edukacyjnych rankingów i społeczeństwa innowacyjnego, stosują w polityce edukacyjnej właśnie politykę wsparcia uniwersalnego, przysługującego wszystkim uczniom. Bezpłatne są tam nie tylko podręczniki, lecz także posiłki, transport oraz przybory szkolne. W Polsce do tak szerokiego katalogu bezpłatnych pomocy naukowych jeszcze daleko, ale cenne jest choćby zbliżanie się do tego modelu. To realna pomoc dla potrzebujących, nie piętnująca jej beneficjentów oraz budująca poczucie wspólnoty i przeświadczenie, że wszyscy – bez względu na Podręcznik uczy równości

społeczno-ekonomiczny status rodziny – mamy wspólne podstawowe prawa. To dobry budulec obywatelskiej tożsamości. W książce „Socjaldemokratyczna polityka społeczna” próbowałem pokazać, że jednym z kluczowych wyróżników nordyckiego dobrobytu jest zrównoważony rozkład odpowiedzialności między państwem a jednostką za zaspokajanie podstawowych potrzeb w zakresie opieki, zdrowia, edukacji i uczestnictwa w społeczeństwie. W moim zamierzeniu ma to być elementarz dla polityki i działaczy, a nie uczniów. W Polsce ta równowaga jest zachwiana, zwłaszcza w sferze opieki, ale także edukacji, której koszt ponoszą w dużej mierze same rodziny. Przy wszystkich zastrzeżeniach wobec obecnego rządu, akurat w opiece i edukacji przedszkolnej (a od września także wczesnoszkolnej) widać początki nieco innego podejścia. Bezpłatny podręcznik to milowy krok na tej drodze.

Gdy państwo bierze na siebie odpowiedzialność za regulowanie świadczeń, znacznie łatwiej naprawić ich usterki

4/4


[ Rewoluc japodręcznikowa ]

Warszawa, 16 maja. Minister Joanna Kluzik-Rostkowska podczas drukowania ostatecznej wersji pierwszej części „Naszego elementarza”


Kameleon w resorcie

Przy współpracy z MamPrawoWiedziec.pl

Po trudnych kampaniach na rzecz bezpłatnego podręcznika i obowiązku szkolnego dla sześciolatków minister edukacji snuje kolejne plany tekst

D

Magdalena Wnuk

oprowadzenie do końca reformy sześciolatków, rozpoczętej jeszcze przez poprzednią minister edukacji Krystynę Szumilas, i zaprojektowanie bezpłatnego podręcznika dla pierwszoklasistów to główne zadania, przed jakimi stanęła Joanna Kluzik-Rostkowska po objęciu resortu edukacji. Wygląda na to, że oba zrealizuje.

Lewe skrzydło Kameleon w resorcie

Joanna Kluzik-Rostkowska jest absolwentką Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Pierwsze doświadczenie zawodowe zdobywała w redakcji „Ekspressu Wieczornego” w latach 80. W 1989 roku podjęła pracę w „Tygodniku Solidarność”, w którym spędziła dwa lata. Później pisała reportaże z wojny w Bośni, Czeczenii i Libanie. Dziennikarką pozostała jeszcze przez trzynaście lat, pracując między innymi w „Ekspressie Wieczor2/5


Kazimierza Marcinkiewicza, nym”, tygodniku „Wprost”, „Nauczycieli które sprawowała do lipca „Nowym Państwie” i „Przypowinno być 2007 roku. Potem na miejaciółce”. Doświadczenie teraz mniej, w mediach wykorzysta późsiąc przeszła do Ministera w szkole niej przy okazji częstych wystwa Rozwoju Regionalnego, powinni zostawać gdzie również była podsekrestępów publicznych jako mici najlepsi, nie ci nister. tarzem stanu. Zaraz potem najlepiej chronieni” W 2004 roku objęła stapremier Jarosław Kaczyński, jej wcześniejszy szef w „Tynowisko pełnomocnika do spraw kobiet i rodziny w warszawskim ratuszu, godniku Solidarność”, nominował Kluzik-Rostkiedy prezydentem miasta był Lech Kaczyński. kowską na stanowisko ministra pracy i polityki W tym samym roku została członkiem Prawa społecznej, na którym pozostała do upadku rząi Sprawiedliwości i na dobre wpadła w polity- du. W przedterminowych wyborach parlamenkę. W 2005 roku bez powodzenia kandydowała tarnych w 2007 roku ponownie kandydowała na w wyborach parlamentarnych w okręgu warszaw- posła w okręgu warszawskim. Tym razem z sukskim. Jej liberalny światopogląd zwracał uwagę. cesem – dostała się do sejmu z ponad 41 tysiąca– Była lewym skrzydłem, by PiS mógł trafić do mi głosów. jak najszerszego elektoratu – mówił „Rzeczpospolitej” w 2010 roku Mirosław Orzechowski, Po przejściach poseł Ligi Polskich Rodzin piątej kadencji i były W sejmie odnalazła się w znanym sobie obwiceminister edukacji. Na pocieszenie, otrzy- szarze polityki społecznej, w szczególności – pomała stanowisko podsekretarza stanu w Mini- lityki rodzinnej i równouprawnienia. – Mimo że sterstwie Pracy i Polityki Społecznej w rządzie zajęła się problematyką dyskryminacji bardziej Kameleon w resorcie

3/5


od strony rodzinnej, to zawsze była bardzo otwarta na wszystkie problemy kobiet – mówiła o niej w 2010 roku profesor Magdalena Środa. W listopadzie 2010 roku Joanna Kluzik-Rostkowska została usunięta z klubu parlamentarnego PiS z powodu prowadzenia publicznej krytyki programu partii przed wyborami samorządowymi. Z innymi „wygnańcami” założyła więc stowarzyszenie Polska jest Najważniejsza. Na krótko – w 2011 roku zdecydowała się odejść z tej formacji. – Jest trochę jak planetoida, która zagubiła się po prawej stronie, ale prędzej czy później trafi na lewicę, do nas – mówił wówczas rzecznik Klubu SLD Tomasz Kalita. Kluzik-Rostkowska zdecydowała się dołączyć do Platformy. – Ona chce pracować dla Polski, chce żeby wykorzystać jej wiedzę i kompetencje. My jako PO chcemy z tej jej wiedzy skorzystać – przekonywał wówczas wiceszef klubu PO Rafał Grupiński. W wyborach 2011 roku ponownie weszła do sejmu i nadal zajmowała się polityką społeczną. Od zeszłej jesieni jest ministrem edukacji w rządzie Donalda Tuska. Kameleon w resorcie

Pierwszoklasiści numer jeden

Bezpłatne podręczniki trafią do pierwszych klas już we wrześniu. Od początku budził wątpliwości krótki czas przewidziany na realizację tego pomysłu. – Nikt nie kwestionuje idei darmowego podręcznika, natomiast mamy wątpliwości co do trybu prac nad nim – mówiła była minister edukacji Krystyna Łybacka w Polskim Radiu. Na razie inicjatywę Polacy odbierają pozytywnie : trzy czwarte badanych przez CBOS uważa, że jest to rozwiązanie lepsze od wcześniejszego, w którym rodzice musieli kupować podręczniki sami. Z mniejszym entuzjazmem rodziców nadal spotyka się obniżenie do sześciu lat wieku szkolnego dzieci. Aż 73 procent badanych jest temu przeciwnych, mimo że szkoły są już na przyjęcie sześciolatków przygotowane. Kluzik-Rostkowska apeluje więc do zaniepokojonych rodziców, by sami sprawdzali szkoły, w których zaczną edukację ich dzieci. Ostatecznie mimo głośnych akcji protestacyjnych, zwłaszcza Tomasza i Ka4/5


roliny Elbanowskich, reforma kończy się po my- że taka zmiana potrzebuje czasu i nie uda się jej przeprowadzić w obecnej kadencji. śli rządu. Kontrowersje wzbudziła wypowiedź KluWizjonerka i reformatorka? zik-Rostkowskiej na temat poziomu nauczania Kluzik-Rostkowska nadal planuje gruntowne w szkołach publicznych. Wyjawiła, że swoje zmiany. Już na początku urzędowania skrytyko- dzieci zapisała do szkół prywatnych, ponieważ wała Kartę Nauczyciela (ustawa, która reguluje uczą myślenia i są bardziej otwarte na indywiprawa i obowiązki nauczycieli), mówiąc, że wy- dualne potrzeby uczniów. Dlatego minister chce maga nie poprawek, ale stworzenia jej na nowo. w szkołach zmian, które zmierzałyby do większej – Karta nauczyciela weszła w życie 32 lata temu. otwartości na odmienność i budowały postawy Czasy się zmieniły, roczniki dzieci są mniej licz- tolerancji. Wraz z Leną Kolarską-Bobińską, szene niż wtedy. Czyli jako żywo, tych nauczycie- fową resortu szkolnictwa wyższego, zastanawiali powinno być teraz mniej, a w szkole powinni ją się nad zastąpieniem religii i etyki lekcjami zostawać ci najlepsi, nie ci najlepiej chronieni – filozofii, za co „Nasz Dziennik” określił ją jako powiedziała minister w wywiadzie dla „Dużego „lewicową i feministyczną bojowniczkę”. Formatu”. Dyskusja nad Kartą Nauczyciela trwa od Magdalena Wnuk – analityczka MamPrawoWiedziec.pl, doktorantka w Instytucie lat. Oprócz niewielkich nowelizacji nie doczeHistorii Polskiej Akademii Nauk, etnografka kała się gruntownej reformy. Minister zaznacza,

[[

Kameleon w resorcie

5/5


[ WybórAPLIKACJi ] w y b i e r a i o c e n i a ag ata dz i e k a n

Lift

Aplikacja darmowa

TED

Aplikacja darmowa

Flashcards+

Chciałbyś wcześniej wstawać? Przestać jeść słodycze? Regularnie ćwiczyć? Zadaniem aplikacji jest pomoc w wyrobieniu w nas nowych nawyków. W osiągnięciu celu pomogą powiadomienia z aplikacji oraz od kibicujących znajomych. Funkcje społecznościowe i logika aplikacji, bazująca na pozytywnej psychologii, sprawiają, że Lift naprawdę skutecznie mobilizuje do działania.

Masz wolną chwilę i chcesz się dowiedzieć czegoś ciekawego? Już teraz dostęp do idei wartych szerzenia (TED – Ideas worth spreading) możesz mieć w dowolnym momencie z telefonu. Odświeżona wersja aplikacji TED zawiera między innymi wystąpienia z napisami w niemal 100 językach (w tym po polsku) oraz funkcję „inspire me”, która dobiera dawkę inspiracji odpowiednią do naszych potrzeb.

Szukasz sposobu na bardziej efektywną naukę? Flashcards+ to ciekawy i szybki sposób na przeglądanie własnych fiszek lub dostęp do milionów istniejących zestawów udostępnianych przez innych użytkowników. Rozwiązanie to szczególnie polecamy do zapamiętywania słówek oraz wymowy – obecna wersja aplikacji mówi w 22 językach. Możliwość oznaczania fiszek, których się już nauczyliśmy, pozwoli nam skupić uwagę na nowym materiale. Aplikacja jest bezpłatna, dostępna na iOS i Android.

[[

Agata Dziekan – miłośniczka technologii i sztuki, współzałożycielka Artspresso (www.artspresso.com)

Aplikacja darmowa

Eternity Time Log Lite – Personal Timesheet Aplikacja darmowa

Znajdź równowagę między pracą a czasem wolnym i zmaksymalizuj swoją produktywność! Eternity to proste rozwiązanie pozwalające kontrolować czas, który poświęcasz na poszczególne działania. Wystarczy zdefiniować hierarchię aktywności i uruchamiać przypisane im „timery” w ciągu dnia. Wygodne narzędzie wspierające rozwój osobisty, śledzenie postępu w projekcie czy rozliczanie czasu pracy.


[ Part yjnageogr afia ]

Gdańsk, 11 czerwca 2011 r. Demontaż sceny po Ogólnopolskiej Konwencji Platformy Obywatelskiej, na której świętowano jubileusz dziesięciolecia partii


Sprawdzamy wyniki przed wyborami

Przy współpracy z www.mojapolis.pl

Majowe wybory do Parlamentu Europejskiego były dla partii próbą sił przed listopadową batalią w samorządach. Czy partyjne bastiony przetrwają? tekst

Piotr Teisseyre

P

Z Gdańska pochodzi jej lider Donald Tusk. W Trójmieście PO regularnie potwierdza swój prymat i dystansuje konkurentów. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz w wyborach samorządowych w 2010 roku otrzymał 54 proc. głosów, cztery lata wcześniej – 61 proc.. Jacek Karnowski, jako kandydat PO w wyborach na prezydenta Sopotu w 2006 roku, zdobył 63 proc. głosów. Kilka lat (PO)morze i góry później bastion został wystawiony na poważną Trójmiasto to kolebka Platformy Obywatelskiej. próbę: prokuratura postawiła urzędującemu W styczniu 2001 roku w Hali Olivia na gdańskim prezydentowi zarzuty korupcyjne i rozpisano Przymorzu odbył się zjazd założycielski tej partii. referendum, w którym stawką była polityczna

artie dobrze wiedzą, gdzie mogą liczyć na najwyższe poparcie. Są takie miejsca w Polsce, w których zdecydowana większość wyborców oddaje głos zawsze na jedną listę. Są też takie, gdzie ludzie głosują nielojalnie wobec partii, ale zgodnie. Z czego bierze się tak wysoka mobilizacja wyborców PO, PiS, PSL i SLD-UP?

Sprawdzamy wyniki przed wyborami

2/6


przyszłość Karnowskiego. Bastion PO obronił się: 62 proc. głosów oddano za pozostawieniem go na stanowisku. Druga obrona miała miejsce w 2010 roku, gdy kontrowersyjny prezydent Sopotu został wybrany na kolejną kadencję. Tym razem trzeba było dogrywki w drugiej turze. Co ciekawe, Platforma wygrywa także wśród kuracjuszy. W ostatnich wyborach dostała 66 proc. poparcia w Wiśle, 59 proc. na Helu, 57 proc. w Krynicy Morskiej, 51 proc. w Karpaczu, 43 proc. w Szklarskiej Porębie i 38 proc. w Zakopanem.

PiS na Wschodnie, ale nie wszędzie

Z dala od wielkich miast gromadzi siły PiS. Największe poparcie partia Jarosława Kaczyńskiego zdobywa w pasie ciągnącym się wzdłuż wschodniej granicy przez Podlasie, Lubelszczyznę, Podkarpacie i dalej – wzdłuż południowej granicy – aż do Podhala. Swoje przyczółki ma też w centrum kraju – w województwie łódzkim (ale poza Łodzią) i południowych częściach Mazowsza. Rekordowe, 84-proc.owe poparcie w wyborach do PE otrzymało PiS w Kuleszach Kościelnych, Sprawdzamy wyniki przed wyborami

niewielkiej, rolniczej gminie w powiecie wysokomazowieckim. Na 3,2 tysięcy mieszkańców przypada tu ponad 550 gospodarstw rolnych o średniej powierzchni 14 ha, 8 tysięcy krów, 3,5 tysiąca kur i prawie 3 tysiące trzody chlewnej. PiS wygrywa w tych okolicach niemal wszędzie. Wyjątek stanowią Szulborze Wielkie – forpoczta PSL. W tej niespełna dwutysięcznej gminie w ostatnich wyborach prawie co drugi głos (49 proc.) oddano na listę PSL. PiS zdobyło tylko 19 proc. głosów, PO – niecałe 23 proc.. Co ciekawe, wyborcy w Szulborzach Wielkich są do pójścia na wybory znacznie lepiej zmobilizowani. Ich frekwencja (32 proc.) była wyższa niż w sąsiednich gminach. Średnia w powiecie ostrowskim wyniosła 21 proc..

Kto się zmierzy z PSL?

Dla ludowców najpewniejsze punkty na mapie wyborczej są jednak gdzie indziej. Rekordowe poparcie partia Janusza Piechocińskiego zdobyła w ostatnich wyborach w Świedziebnie w województwie kujawsko-pomorskim. W tej pięcioty3/6


sięcznej gminie oddalonej o kilkanaście kilome- Partyjne bastiony trów od Brodnicy PSL jest etatowym zwycięzcą Rekordowe wyniki partii politycznych w wyborach do Parlamentu Europejskiego w maju 2014 roku i trzeba być wielkim śmiałkiem, by kwestionować tu jego prymat. Próbował tego już dwukrot- Partia miejsce wynik 59 proc. nie kandydat PiS na fotel wójta – Jacek Tyburski, PO Sopot PO Gdańsk 54 proc. i dwukrotnie przegrał. W 2006 roku musiał uznać PO Gdynia 53 proc. wyższość kandydata PSL Zbigniewa Gontarskiego PO Wisła 66 proc. pow. Wysokie Mazowieckie 67 proc. (77 proc. głosów), a cztery lata później – Szymona PiS PiS Kulesze Kościelne 84 proc. Zalewskiego (64 proc.). PiS pow. Kolbuszowa 66 proc. W rankingu powiatowym PSL osiągnęło naj- SLD-UP gm. Czyże 54 proc. pow. Chajnów 34 proc. wyższy wynik w Kępinie (53 proc.). Trzeba jed- SLD-UP gm. Świedziebnia 67 proc. nak przyznać, że nie jest to prawdziwy bastion PSL PSL Borki 64 proc. ludowców, a raczej zdobycz. W wyborach samo- NP pow. Kłobucko 11 proc. rządowych w 2010 r. na kandydatów tej partii do rady powiatu oddano tylko 5,7 proc. głosów, zaś w wyborach do PE w 2009 r. – niecałe 20 proc. licy. Mieszkańcy Czyży, gdzie koalicja SLD-UP osiągnęła w wyborach do PE najwyższy wynik w skali kraju (54 proc.), nie pierwszy raz zagłoSLD zna tajemnice Puszczy O tym, że SLD znalazło klucz do wygrywa- sowali tak zgodnie, choć w przeszłości wybienia wyborów w Puszczy Białowieskiej, wiadomo rali nie tylko kandydatów SLD. W 2010 roku nie od dziś, a przynajmniej od 2001 roku, gdy zasłynęli na całą Polską rekordowym poparciem Włodzimierz Cimoszewicz, były premier i przez w wyborach prezydenckich dla Bronisława Kodługie lata członek SLD, zamieszkał w tej oko- morowskiego (93 proc. głosów w II turze).

Sprawdzamy wyniki przed wyborami

4/6


Mówią „W Punkt”

Jarosław Makowski

publicysta, filozof, szef Instytutu Obywatelskiego, eksperckiego zaplecza Platformy Obywatelskiej

Krzysztof Iszkowski

socjolog, ekonomista, w majowych wyborach europejskich nr 3 na warszawskiej liście Twojego Ruchu

Po siedmiu latach rządzenia żadna partia nie budzi już tej

To, że Kulesze Kościelne stanowią bastion PiS, a Szulborze

miłości, którą darzyli ją wyborcy, gdy pierwszy raz powierzali

Wielkie PSL, jest oczywiście ciekawe, ale o wyniku

jej władzę. Ale może budzić uznanie za to, co udało jej się

jesiennych wyborów samorządowych poza tymi dwiema

zrobić. I zrozumienie, gdy powie, dlaczego pewnych spraw nie

miejscowościami nie powie nam zbyt wiele. Im mniejsza

udało się załatwić. Wybory europejskie pokazały, że PO takie

grupa, tym większe prawdopodobieństwo, że jeden kandydat

uznanie wciąż budzi wśród Polek i Polaków.

uzyska spektakularnie dobry wynik. W silnie zintegrowanych

Wybory samorządowe mają swoją logikę i dynamikę. Partyjny

społecznościach ludzie rozmawiają, na kogo głosować i często

szyld, zgoda, ma znaczenie. Ale większe – bezpośrednia

dokonują wyboru zgodnie z wynikiem tej dyskusji.

i rozpoznawalność kandydatów.

O stricte partyjnych lojalnościach mówić można dopiero

PO dostanie oczywiście bonus za wybory europejskie jako

na poziomie powiatu – komentując między innymi słabość

partia, która wciąż potrafi wygrywać. Jednak o zwycięstwie

lewicy. Okazuje się, że wygrywa ona wybory tylko w rejonie

lub przegranej w tych wyborach zadecyduje jakość tysięcy

zamieszkiwanym przez mniejszość białoruską. Wyborców

kandydatów. I ich determinacja, by zapukać do większej niż

tych trudno oczywiście przekonać nacjonalistycznym

konkurent polityczny liczby drzwi. I, rzecz jasna, przekonać

dyskursem prawicy, lecz równocześnie są oni niemal tak samo

wyborców do siebie.

konserwatywni obyczajowo jak przywódcy SLD.

Sprawdzamy wyniki przed wyborami

5/6


Mówią „W Punkt” Trudno przewidzieć wyniki wyborów samorządowych na podstawie bieżących sondaży poparcia dla partii politycznych, czy nawet na podstawie wyników wyborów do Europarlamentu. Dlaczego? Po pierwsze, wiele się jeszcze może w polityce wydarzyć – afera taśmowa oraz rozpoczęte niedawno śledztwo w sprawie rozmowy ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza oraz prezesa NBP Marka Belki może negatywnie odbić się na poparciu rządu. Z drugiej strony, również PiS ma jeszcze sporo czasu, by zniechęcić do siebie wyborców radykalnymi wypowiedziami, co już nie raz miało miejsce.

Łukasz Pawłowski sekretarz redakcji „Kultury Liberalnej”

Po drugie, w wyborach samorządowych obok ugrupowań ogólnopolskich bierze udział wiele inicjatyw lokalnych z dużymi szansami na zwycięstwo. Platforma Obywatelska już zawarła wstępne porozumienia z prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem. Jeśli oba środowiska utworzą wspólną listę wyborczą, czy jej ewentualny sukces należy zapisać na konto Platformy czy Dutkiewicza? A przecież podobne negocjacje toczą się także w innych polskich miastach. Wreszcie po trzecie, w wyborach samorządowych zwycięstwo zwycięstwu nierówne. Platforma Obywatelska ma duże szanse na zachowanie władzy w dużych miastach, między innymi w Warszawie. Kolejny sukces wiceprzewodniczącej PO wyborach na prezydenta stolicy jest o wiele bardziej prestiżowy niż sukcesy w pomniejszych miejscowościach.

Sprawdzamy wyniki przed wyborami

6/6


[ Politykaglobalna ]

Okręt desantowy klasy Mistral


Hipokryzja, rusofilia czy sojusz W sprzedaży francuskich Mistrali do Rosji nie chodzi tylko o pieniądze tekst

P

Romain Su

od koniec czerwca czterystu rosyjskich marynarzy przypłynęło do francuskiego portu Saint-Nazaire nad Atlantykiem, aby nauczyć się prowadzić „Władywostok”, pierwszy z dwóch okrętów desantowych klasy Mistral produkowanych we Francji dla rosyjskiej marynarki wojennej. Skończony „Władywostok” ma być dostarczony w październiku, a drugi, „Sewastopol”, będzie przekazany Rosji w przyszłym roku. Mimo kryzysu na Ukrainie Hipokryzja, rusofilia czy sojusz

i protestów sojuszników – między innymi Stanów Zjednoczonych, Polski i Estonii – francuski prezydent François Hollande potwierdził, że pierwszy okręt zostanie przekazany zgodnie z umową. Los drugiego, jeszcze budowanego Mistrala ma zależeć, jak powiedział prezydent, od „postawy Rosji”. Najnowsze sankcje nałożone na Rosję przez Unię Europejską nie zablokują tej transakcji, ponieważ nie działają wstecz. Przypomnijmy, że ten kontrakt warty 1,2 2/7


między Rosją a Gruzją i na miliarda euro (prawie 5 Tych, którzy początku nielegalnej okupamiliardów złotych) został szukają okazji, podpisany w 2011 roku za cji Abchazji i Osetii Połuby pokazać prezydentury Nicolasa Sarkodniowej przez wojsko rosyjAmerykanom zy’ego. Okręty klasy Mistral skie. Kilka miesięcy później środkowy palec, pełnią równocześnie funkcje dowódca rosyjskiej floty adjest we Francji mobilnej bazy (mogą transmirał Władimir Wysocki powięcej niż portować obok siebie aż do wiedział prasie: – Gdybyśmy przyjaciół Ukrainy 16 śmigłowców, 40 czołgów, mieli takie okręty w 2008 cztery barki desantowe oraz roku, to wojnę w Gruzji moż450 żołnierzy), punktu dowodzenia i szpitala. Ich na by zakończyć w 40 minut, a nie w 36 godzin”. wielofunkcyjność pozwala na wykorzystywanie Na swoją obronę władze francuskie powtaich w misjach ratunkowych takich, jak ewakuacja rzają, że okręty będą przekazane bez uzbrojenia, cywilów lub dostarczanie pomocy humanitarnej, natomiast nie wiadomo oficjalnie, czy zostaoraz w operacjach bojowych z innymi okrętami. ną wyposażone we wszystkie systemy łącznoSame Mistrale w pierwotnej wersji nie posiada- ści pierwotnej wersji – co niepokoi niektórych ją potężnego uzbrojenia, a okręty skierowane do sojuszników z NATO ze względu na ryzyko przechwycenia przez Rosjan komunikacji, na Rosji nie będą wyposażone w broń. przykład rozkazów czy przepływu informacji między nimi. Wojna w 40 minut Polska oczywiście podziela wątpliwości doSprzedaż Mistrali dla rosyjskiej marynarki była krytykowana już w czasie zawarcia trans- tyczące sprzedaży Mistrali. Na początku czerwakcji. Odbyła się zaledwie trzy lata po wojnie ca minister spraw zagranicznych Radosław SiHipokryzja, rusofilia czy sojusz

3/7


na eksport okrętów, musiałby nie tylko zwrócić już zapłaconą sumę, ale byłby jeszcze winien odszkodowanie za niewywiązanie się z umowy. Wiceminister obrony Jurij Borisov uprzedził w marcu, że „strona rosyjska do końca walczyłaby o swoje prawa” wynikające z podpisanego kontraktu. Wytłumaczenie uporu Francuzów w sprawie Mistrali argumentem czysto gospodarczym byłoby jednak dużym uproszczeniem. Wysiłki francuskich władz na rzecz utrzymywania doUparci Francuzi brych relacji z Moskwą nie wynikają, jak się czaTrudno zaprzeczyć, że z punktu widzenia sami czyta, z zakładanego prymatu gospodarki Francji, której deficyt handlowy w zeszłym roku nad geopolityką, ale ze strategii geopolitycznej wynosił 61,2 miliarda euro i stopa bezrobocia o globalnym zasięgu. ponad 10 procent, transakcja warta 1,2 milliarda euro, dającą pracę tysiącowi ludzi przez Rosja jest potrzebna cztery lata, jest niebagatelna. Dodatkowo rosyjNie można zapominać, że kwestia Ukrainy skie wojsko zaangażowało się w gigantyczny stanowi tylko jeden, choć bardzo ważny aspekt program modernizacji, który poza Mistralami stosunków francusko-rosyjskich. Oba kraje – może dać francuskiemu przemysłowi zbroje- stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ – niowemu kolejne zamówienia. Gdyby francu- współodpowiadają za „utrzymanie międzynaroski rząd postanowił nie wydawać zezwolenia dowego pokoju i bezpieczeństwa”. Ciągle muszą korski w wywiadzie dla dziennika „Le Monde” publicznie apelował, by francuski rząd wycofał się z kontraktu. Polska prasa i opinia publiczna, niezależnie od poglądów politycznych, generalnie opowiadają się za identyczną postawą, choć nie wierzą w skuteczność swojego sprzeciwu. Panuje przekonanie, że Francja, podobnie zresztą jak Niemcy i Zjednoczone Królestwo, cynicznie realizuje interesy gospodarcze z Rosją kosztem Gruzji, Ukrainy… bądź Polski.

Hipokryzja, rusofilia czy sojusz

4/7


konsultować się w najrozmaitszych sprawach. Wystarczy rzucić okiem na to, co znajduje się w punktach porządku dziennego Rady: konflikt izraelsko-palestyński, Irak, Iran, Afganistan, Syria, Korea Północna, Cypr, Libia, walka z terroryzmem… Gdyby francuska dyplomacja miała podjąć decyzję o kontynuacji współpracy wojskowej z Rosją, biorąc pod uwagę wyłącznie sytuację na Ukrainie, może zawiesiłaby sprzedaż Mistrali. Poprzednie lata pokazały jednak bardzo wyraźnie, że Francja angażuje się na wielu frontach (interwencje na Wybrzeżu Kości Słoniowej i w Libii w 2011 roku, w Mali oraz w Republice Środkowoafrykańskiej w 2013 roku, opracowanie porozumienia z Teheranem w ramach tak zwanej grupy 5+1), a na to potrzebna jest zgoda Moskwy lub przynajmniej brak opozycji. Nie znaczy to, że Rosji wszystko wolno. Jednak każda ewentualna sankcja lub wrogi gest wobec niej muszą być dobrze przemyślane. Inaczej Francuzi mogą stracić szansę na dyplomatyczne rozwiązywanie innych problemów. Hipokryzja, rusofilia czy sojusz

Francuski atut

Z tym dylematem mierzy się nie tylko Francja. Tak zwany reset, ogłoszony przez amerykańskiego prezydenta kilka miesięcy po wojnie rosyjsko-gruzińskiej, miał dokładnie te same cele. Priorytetem dla Waszyngtonu był wtedy szerzej rozumiany Bliski Wschód: poprawienie stosunków z Rosją pomogło na przykład ułatwić operacje w Afganistanie, bo Rosja pozwoliła na tranzyt ładunków NATO przez jej terytorium. Obecnie ostrzejsza w porównaniu z unijną retoryka Stanów Zjednoczonych wobec Rosji może być częściowo tłumaczona tym, że w perspektywie zwrotu ku Azji zdolność do budowania kompromisów z Moskwą staje się mniej potrzebna. Liczą się Chiny. Oprócz aspektu wspólnej odpowiedzialności za utrzymanie ładu międzynarodowego prawdą jest, że dla wielu Francuzów relację z Rosją od dawna uznaje się za atut w stosunku do innych strategicznych partnerów lub rywali. Na przykład od końca XIX wieku do początku zimnej wojny, wbrew fundamentalnym różnicom ide5/7


ologicznym (republika a cesarstwo, demokracja liberalna a komunizm), Francja i Rosja stały się obiektywnymi sojusznikami przeciw Niemcom, wówczas największemu zagrożeniu w oczach Francuzów. Podczas zimnej wojny, choć przynależność Francji do zachodniego obozu nigdy nie ulegała wątpliwości, jej dyplomacja prowadziła z ZSRR niejasną grę, mającą na celu zwiększenie swobody Paryża wobec silniejszych partnerów, przede wszystkim Stanów Zjednoczonych.

Podziw dla Putina

Taki tok myślenia jest do dziś spotykany we Francji, gdzie wciąż istnieją nurty antyamerykanizmu. Co ciekawe nie przechodzą one przy podziałach partyjnych, ale wewnątrz nich. Członek Partii Socjalistycznej i były minister, Jean-Pierre Chevènement, obecnie specjalny wysłannik MSZ ds. Rosji, uchodzi na przykład za jednego z najtwardszych gaullistów na francuskiej scenie politycznej, podczas gdy Nicolas Sarkozy, mimo że jego partia jest bezpośrednim spadkobiercą formacji De Gaulle’a, zdecydował kilka Hipokryzja, rusofilia czy sojusz

lat temu o powrocie Francji do zintegrowanych struktur wojskowych NATO. A kiedy skrajna lewica twierdzi, że trzeba „rozumieć Rosję” i z zamiłowaniem do kolebki „socjalistycznego raju” broni jej działań na Ukrainie w imię walki z faszyzmem, skrajna prawica podziwia prezydenta Władimira Putina i jego „suwerenną demokrację”. Nic dziwnego więc, że stosunki francusko-rosyjskie są niezwykle stabilne i odporne na zmiany. Rosja jest tego świadoma i potrafi korzystać ze swojej pozycji. W tym świetle można interpretować komentarz prezydenta Putina, który po ogłoszeniu kary dla francuskiego banku BNP Paribas za naruszenie amerykańskich embarg wynoszącej 6,5 miliardów euro zadeklarował, że ten wyrok jest formą „szantażu” ze strony Stanów Zjednoczonych, mającego zmusić Francję do anulowania sprzedaży Mistrali. To wspólne odrzucenie ładu jednobiegunowego pod przewodnictwem USA osiągnęło szczyt w 2003 roku w postaci sprzeciwu wobec wojny z Irakiem. 6/7


Jasna odpowiedź

Co zatem robić? Propozycje odkupienia okrętów przez Unię Europejską lub NATO są życzliwe, ale opierają się na przekonaniu, że w sprawie Mistrali chodzi przede wszystkim o pieniądze. Z tego powodu istnieją małe szanse, aby były zaakceptowane. Dodatkowa zewnętrzna presja sojuszników, szczególnie Stanów Zjednoczonych, będzie tylko wzmacniała rozgłos tych, którzy we Francji szukają dobrej okazji, żeby pokazać Amerykanom środkowy palec – a jest ich na pewno więcej niż przyjaciół Ukrainy. Natomiast sankcje ekonomiczne pod szyldem Unii Europejskiej, w tym zakaz eksportu tzw. produktów podwójnego zastosowania (które mogą służyć zarówno celom cywilnym, jak i wojskowym), byłyby łatwiejsze do przyjęcia dla Francuzów, ponieważ pokazałyby, że straty są poniesione solidarnie, oraz miałyby mniej negatywny wpływ na kontakty z Rosją, na przykład w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

Hipokryzja, rusofilia czy sojusz

Jednocześnie takie sankcje powinny mieć wyraźny charakter tymczasowy i być zniesione, kiedy ich cel zostanie osiągnięty, czym będzie powstrzymanie Rosji od jakiejkolwiek formy ingerencji na Ukrainie lub działania grożącego jej suwerenności, integralności terytorialnej i niepodległości. Nawet jeśli Rosja pozostanie trudnym partnerem dopóki Władimir Putin jest u władzy, byłoby nie tylko nierealistycznie, lecz także niebezpiecznie zakładać, że Unia i Stany Zjednoczone mogą i powinny go obalić. Podejmując kolejne sankcje, Unia musi klarownie dać do zrozumienia, że stanowią one odpowiedź na rosyjskie działania wobec Ukrainy, a nie są wymierzone przeciw Rosji lub Putinowi. Czy ich lubimy czy nie, musimy z nimi współpracować. I nie chodzi tylko o handel.

[[

Romain Su – redaktor naczelny „Courrier de Pologne”

7/7


[ FelietonŚwiat ]

Bandyci Bośnia, Ukraina, Irak. Wszędzie tak samo – ci wszyscy faceci w panterkach i z bronią, mordy takie nie za bardzo. Pojawiają się znikąd M i ł a da J ę d rys i k


Miłada Jędrysik – dziennikarka i publicystka, redaktorka magazynu „W Punkt”; przez 20 lat była związana z „Gazetą Wyborczą”, korespondentka podczas konfliktów na Bałkanach (Bośnia, Serbia, Kosowo) i w Iraku

O

dwiedziła mnie N., koleżanka z Bośni. A właściwie z Warszawy, bo więcej życia spędziła już w Warszawie niż tam. Stamtąd musiała uciekać, bo nagle jej współmieszkańcom przestało się podobać to, jakiej jest narodowości. I tak jest historia prawie z happy endem. Bo N. ułożyła sobie życie w Polsce, jej rodzice w sąsiadującym z Bośnią kraju, do którego musieli uciec, a w dodatku jeszcze oddano im bośniackie mieszkanie. Oddano, więc mogli je sprzedać i w ten sposób Bandyci raz wybieramy Europę Jeszcze

zupełnie dosłownie zakończyć tamten etap życia (dla wyjaśnienia tym, których nikt nigdy znikąd nie wypędzał: mieszkanie wypędzonego to najbardziej łakomy kąsek, cud, jaki w czasach pokoju się rzadko zdarza, czyli chata za darmo. Więc raczej nie chcą się wyprowadzić ci, co się wprowadzili). Łatwo powiedzieć, że już wszystko w porządku, bo tam zostało przecież dzieciństwo N., dzieciństwo i młodość jej rodziców, tam znajdują się groby jej dziadków. Ale i tak jest 2/5


To naprawdę wyglądało dobrze, uwierzcie mi. Przed zupełnie tak samo jak wtedy, sprzedażą mieszkania N. dwadzieścia dwa lata temu – wróciła do Bośni i mieszkała ci wszyscy faceci w panterw nim przez kilka miesięcy; mówi, że zostało jeszcze kach i z bronią, którzy pojadużo ich prywatnych rzeczy; wili się znikąd. Mordy takie nawet wszystkiego nie roznie za bardzo, bo przedtem nie należeli do miejscowej kradziono. Swoje koleżanki Igor Girkin „Striełkow” elity intelektualnej, o nie, rai kolegów ze szkoły N. znalazła na Facebooku. – Wyroczej funkcjonowali na obrześli na porządnych ludzi – po żach społeczeństwa, w świechwili zastanowienia tak odcie drobnych kombinatorów żerujących na państwowym, powiada na pytanie, co się megalomanów i oszustów, z nimi dzieje. – Tylko jeden którzy w nacjonalizmie odpodczas wojny robił złe rzeRadovan Karadžić czy. kryli nie tylko swoje powołaN. nie przyjęła go do znanie, nie tylko przepustkę do jomych. Dzisiaj powojenna rekoncyliacja doko- władzy, lecz także do wielkiej kasy. Przywódca bośniackich Serbów Radovan Karadžić, bo jego nuje się w mediach społecznościowych. Tak sobie rozmawiałyśmy, spoglądając na na- miałam przed oczami, pisząc, przed wojną wyłuszą spokojną Polskę, aż wreszcie zeszło na Do- dził fundusze na budowę domu; był poetą z nienieck. – To wygląda zupełnie tak samo jak wtedy zaspokojonym kompleksem wielkości i do tego – powiedziała N. ze zdumieniem. Zamilkłam. wszystkiego jeszcze psychiatrą. W czasie pokoBandyci

3/5


o Arkanie, przywódcy kluju, gdzie prawda mniej więcej Teraz znaczy prawda, a sprawiedlibu ultrasów drużyny piłkarw północnym wość sprawiedliwość – niskiej Crvena Zvezda BelIraku kim; w czasie wojny panem grad. Wielu trafiło stamtąd na celowniku ludzkich istnień, niestety. do siejących terror na dwóch są jazydzi, Że doniecki boss Igor wojnach arkanowskich „Tyczłonkowie sekty Girkin „Striełkow” w odróżgrysów”. Inspiracja do utwożyjącej na tych nieniu od Karadžicia nie był rzenia bojówek znów popłyterenach od stuleci miejscowy, wyskoczył pronęła z UDBA, bo skądże by indziej. sto z walizki moskiewskiego Broniący się w Sarajewie bośniaccy MuGRU? A „Arkan”, szef paramilitarnych bojówek terroryzujących Chorwację i Bośnię, to skąd zułmanie, którzy dziś nazywają się Boszniakaniby był, jak nie z Belgradu, gdzie w młodości mi (nie mylić z Bośniakami, czyli wszystkimi swoją kryminalną karierę najzwyklejszego ra- mieszkańcami Bośni, tam zawsze było pod górbusia zgrabnie połączył ze współpracą z jugo- kę, jeśli chodzi o skomplikowanie stosunków słowiańską tajną policją UDBA. Tu wspiera se- etnicznych) też mieli swoich bossów półświatparatystów mateczka Rossija, udając, że nie ma ka, którzy podczas wojny zrobili dwuznaczną z nimi nic wspólnego, tam dokładnie tak samo karierę bojowników i bandytów jednocześnie. zachowywały się serbskie nacjonalistyczne wła- Na przykład niejaki Caco, złodziej i szmugler, który na początku wojny sformował własną brydze ówczesnej, ogryzionej już Jugosławii. Nawiasem mówiąc, w dyskusjach o ewentu- gadę broniącą Sarajewa. Bośniaccy Chorwaci alnym zagrożeniu, jakie niesie ze sobą niekon- też mieli swoich gangsterów/wojennych liderów trolowany rozwój kibolstwa, warto pamiętać o idiotycznie brzmiących pseudonimach. Bandyci

4/5


Bo w końcu jaka jest różnica między przestępcami wojennymi, a tymi, co i w czasach pokoju popełniali przestępstwa – tylko taka, że w czasie wojny „zwyczajni ludzie” mogą zdziczeć albo zostać zmuszeni do wojennych zbrodni. Ale „duzi” bandyci i drobni oszuści mają po prostu większą przestrzeń do działania. Ciekawe, czy „Arkan” spotkał kiedyś Igora Girkina, o dwadzieścia osiem lat młodszego od niego rosyjskiego wolontariusza, który też walczył w Bośni. „Tygrysów” akurat w Višegradzie nie było; oddziały bośniackich Serbów wspierane przez nacjonalistów różnej maści zamordowały

Bandyci

tam latem 1992 roku trzy tysiące mieszkańców. Girkin jest też podejrzewany o udział w porwaniach i morderstwach podczas wojen czeczeńskich. Wszędzie tak samo. Teraz w północnym Iraku na celowniku są jazydzi, członkowie sekty żyjącej na tych terenach od stuleci. Uciekają, bo bojownicy ISIS, Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu uznają ich za czcicieli szatana i zabijają bez litości. ISIS to tacy sami bandyci jak Radovan i Igor. Tylko swoją żądzę władzy ubrali nie w nacjonalizm, ale w szaty wojowniczego islamu bardziej radykalnego niż al-Kaida.

5/5


[ FelietonŚwiat ]

Łzy Narodów Nie słyszałem żadnych oświadczeń potępiających Hamas za skazywanie palestyńskich dzieci na śmierć Paw e ł S m o l e ń s k i


Paweł Smoleński – reporter, publicysta, od 1989 r. dziennikarz „Gazety Wyborczej”, wcześniej współpracownik pism drugiego obiegu; autor książek, m.in. „Pokolenie kryzysu”, „Salon patriotów”, „Irak. Piekło w raju”, „Bedzies wisioł za cosik. Godki podhalańskie”, „Pochówek dla rezuna”, „Izrael już nie frunie”, „Oczy zasypane piaskiem”

W

środę rano, 30 lipca, izraelskie pociski uderzyły w administrowaną przez ONZ szkołę w Dżabalii na północy Strefy Gazy, zamienioną w noclegownię dla uchodźców. Wojsko izraelskie – mówią przedstawiciele ONZ – było kilkakrotnie informowane, że w szkole znaleźli schronienie cywile, czyli bez cienia wątpliwości Palestyńczycy najbardziej poszkodowani przez wojnę. Zginęło – wedle różnych źródeł, lecz tylko palestyńskich, co nie znaczy, że podają nieprawŁzy Narodów Jeszcze raz wybieramy Europę

dę – od 15 do 17 osób, a pół setki zostało rannych. Sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon powiedział, że „nie ma nic bardziej haniebnego niż napadanie śpiących dzieci”. Chris Gunness, szef ONZ-owskiej agendy zajmującej się pomocą Gazie, rozpłakał się przed kamerą telewizji Al Dżazira, gdy relacjonował wydarzenia środowego poranka. Wierzę we łzy Gunnessa i w oburzenie Ban Ki-moona. Ostrzelanie szkoły zamienionej w noclegownię to skandal i zbrodnia wymaga2/9


ani słowa, a przynajmniej ja jąca śledztwa i ukarania winPalestyńczycy nie znam ich wypowiedzi. nych. korzystają Tak samo ONZ nie skoI tak po prawdzie, nie z izraelskiej umiem powiedzieć, co mi mentowała własnych inforsłużby zdrowia. tu zgrzyta. macji, że w kilku szkołach Pod warunkiem, Nie ma bowiem żadnej i w kilku szpitalach na terenie że Hamas pozwoli prasowej reguły, która mówi, Gazy przedstawiciele Naroim przekroczyć że jeśli jakaś informacja jest dów Zjednoczonych odkryli granicę nieprawdziwa, to kolejna, składy broni. To prawda, że z tego samego źródła, też musi nikt niczego nie ukrywał. Ale kłamać. Powtórzę więc – wierzę, że izraelskie też nikt niczego nie napiętnował. A przecież to wojsko ostrzelało szkołę w Dżabalii, podobnie dowód czarno na białym, że Hamas traktuje cyjak podczas tej wojny z Hamasem zabiło czworo wilów z Gazy jak żywe tarcze. Przecież rakiety palestyńskich dzieciaków na plaży w Gaza City można ukryć w jamie na bezludnej pustyni, a nie i, niestety, wiele innych palestyńskich dzieci. koniecznie w szkole, gdzie mieszkają lub wnet A jednak – niedawno ONZ podała, powołując pojawią się uchodźcy. się na źródła palestyńskie, że izraelskie pociski Gdy światowa prasa pisała o kompromitująuderzyły w inną szkołę w Gazie, administrowa- cym izraelskie wojsko ataku na szkołę w Dżabalii ną przez Narody Zjednoczone. Atak kosztował (jeśli wyjdą nowe fakty, przeproszę), w tym sażycie kilkunastu osób. Niebawem wyszło, że mym czasie, małym drukiem, głównie na izraelśmierć cywilów była spowodowana bardzo nie- skich portalach, pokazała się informacja: „Hamas celną rakietą wystrzeloną przez Hamas. Ban Ki zabronił trójce palestyńskich dzieci udania się do -moon i Chris Gunness nie powiedzieli wówczas Izraela na terapię ratującą życie”. Tak, tak – mimo Łzy Narodów

3/9


wojny Palestyńczycy (zdecydowanie poniżej potrzeb!) korzystają z izraelskiej służby zdrowia – Izrael otworzył nawet dla Palestyńczyków szpital polowy – pod warunkiem, że Hamas (a nie Izrael!; przejście granicy łączy się z drobiazgową kontrolą, ale jest możliwe) pozwoli im przekroczyć granicę Strefy i dojechać do szpitala. Nie słyszałem żadnych oświadczeń potępiających Hamas za

Łzy Narodów

skazywanie palestyńskich dzieci na śmierć, która niekoniecznie musi je dopaść podczas snu. Trójka dzieci to mniej niż siedemnaścioro ofiar ataku na szkołę w Dżabalii. Ale wolałbym nie bawić się w takie rachunki. P.S. Izraelska armia zaprzeczyła, jakoby atakowała jakiekolwiek cele w pobliżu szkoły w Dżabalii, jak i samą szkołę.

4/9


Zdjęcie z protestu ulicznego „Ocalić Gazę” w Toronto Łzy Narodów

5/9


Izraelscy żołnierze z Brygady Nahal w Strefie Gazy Łzy Narodów

6/9


Rodzina na gruzach domu zniszczonego przez wybuch Łzy Narodów

7/9


Izraelski żołnierz przygotowuje się do wkroczenia do Strefy Gazy Łzy Narodów

8/9


Żołnierze Sił Obronnych Izraela szukają wejść do tajnych tunelów w Strefie Gazy Łzy Narodów

9/9


[ ŚwiatReporta ż ]

Longyearbyen – stolica Svalbardu


Patchwork osobowości na końcu świata „Jak chcesz żyć, to nie leż na mokrym brzegu ranna i mokra” tekst

Ilona Wiśniewska

Fragment książki „Białe”

N

a Spitsbergen przyleciałam pierwszy raz w sierpniu 2009 roku. Wiedziałam, że muszę na północ, a Longyearbyen – największa osada na wyspie – leżało możliwie najdalej. Na miejscu poznałam Birgera Amundsena – redaktora naczelnego lokalnej gazety. Powiedział, że pierwszy raz przypłynął tutaj prawie czterdzieści lat temu i odtąd wie, że to jego miejsce na ziemi. Powiedział też, że coś jest na rzeczy z tymi rejonami polarnymi, bo siePatchwork osobowości na końcu świata

dzą w człowieku. A potem wyjechał i już się tego lata nie spotkaliśmy. Przedtem zaproponował jednak, żebym zamieszkała w jego domu, skoro ten i tak będzie stał pusty. Dodał, że drzwi nigdy nie zamyka, mogę tak po prostu przyjść. Spitsbergen to największa wyspa archipelagu Svalbard, w sześćdziesięciu jeden procentach pokrytego lodem. W jego skład wchodzą jeszcze trzy główne wyspy: Edge’a, Barentsa i Ziemia Północno-Wschodnia plus kilka mniej2 / 14


szych, rozciągniętych między Koniec świata to Na ulicy 71 i 81 stopniem szerokości dobry początek najpierw się geograficznej północnej a 10 – Pracowałem w terenie uśmiechamy, i 31 stopniem długości geoi nagle zobaczyłem w oda dopiero potem graficznej wschodniej. Do dali błąkającą się kobietę. – patrzymy do kogo. bieguna północnego jest stąd Kåre Moy, wówczas inżyNa uśmiechach jednak około tysiąca trzystu kilomenier w norweskiej kompanii często się kończy węglowej Store Norske, patrów. Latem jest tutaj jasno i zimno, a zimą ciemno i barmięta, że tego dnia świeciło dzo zimno. Dwa i pół tysiąca ludzi, a niedźwie- słońce. – Wyglądała na zagubioną turystkę, ale, dzi polarnych pół tysiąca więcej. W staronorwe- co niespotykane w tej szerokości geograficznej, skim „sval” znaczy chłodny, a „bard” to brzeg. miała na sobie sukienkę. Dopiero gdy się zbliBył lipiec 1985 roku. Na Spitsbergenie, zarówno żyła, dostrzegłem, że jest boso, a z jej zakrwawtedy, jak i dziś, norweskich i radzieckich miast wionych stóp wystaje żywe mięso. Moy zabrał powstałych wokół kopalni węgla kamiennego nie kobietę łodzią do szpitala w Longyearbyen i nadzielą żadne granice. Kiedyś była to ziemia ni- stępnego dnia przyszedł w odwiedziny z preczyja, czyli wszystkich. Na mocy podpisanego zentem – zegarkiem na rękę. Dzień wcześniej w 1920 roku traktatu spitsbergeńskiego ochronę zauważył, że ten, który miała, nie wytrzymał nad archipelagiem sprawuje Norwegia, ale wszy- próby wody. Kobietę przesłuchiwano i zachęcascy obywatele krajów sygnatariuszy mogą tutaj no, żeby od razu zaczęła się ubiegać o azyl. Nie pracować, wydobywać surowce albo prowadzić była pierwszym uchodźcą na Svalbardzie, więc badania naukowe. Dla wielu zza żelaznej kurtyny chciano przyspieszyć procedury, żeby uniknąć przez lata była to też droga na Zachód. kolejnych międzynarodowych napięć. Chodziło Patchwork osobowości na końcu świata

3 / 14


Bjørndalen w wiosenną noc Patchwork osobowości na końcu świata

4 / 14


o to, aby jak najszybciej wyciszyć sprawę, wy- „Białe” wożąc ją w głąb Norwegii, gdzie mogłaby za- Ilona Wiśniewska cząć nowe życie. Ale Galina nie chciała. Przeży- Czarne, Wołowiec 2014 ła upadek z wysokości, nie utonęła w lodowatej wodzie, przeleżała bez nadziei kilka dni i postaLeszek Będkowski napisał w „Polityce”: „Trzeba mieć nowiła wrócić do domu. Gdy po tygodniu wyw sobie dużo odwagi, puszczono ją ze szpitala, od razu wsiadła na poby zamierzyć książkę kład samolotu linii Aerofłot i słuch o niej zaginął. reporterską z miejsca, Dziewięć lat późnej Birger, wówczas dziennikarz gdzie – jak zauważa sama działu dokumentalnego norweskiego radia NRK autorka – latem jest jasno P2 w Oslo, postanowił ją znaleźć i zapytać dlai zimno, a zimą ciemno czego. i bardzo zimno, ludzi dwa Galina czeka na niego w mieszkaniu w czeri pół tysiąca, a niedźwiedzi wonej, nietwarzowej sukience, z matką Walentiną i zakąską. Pokój gościnny jest wąski, na swój polarnych pół tysiąca więcej, dróg raptem ze czterdzieści sposób ładny. Na ścianie wisi zdjęcie mężczy- kilometrów i ani jednego drzewka, ani jednego kota. Czy w takiej przestrzeni może dziać się coś interesującego? zny. Kobiety sadzają gościa na kanapie. Sięgnijcie po tę książkę, by się przekonać – jak wiele – Galino, dlaczego? – I very, very love my mother. Very, very i jak bardzo! Bo tu wszyscy są skądś, przywieźli kawałki love, love, love mother. – Galina wtrąca angiel- swoich światów, a ich splątane losy tworzą odrębny skie słowa, kiedy nie chce, żeby matka rozumia- mikrokosmos i dużo mówią o świecie w ogóle. W tej ła. Pamięta jeszcze podstawy z czasów, gdy po- z pozoru statycznej przestrzeni odkrywamy ślady wielkiej dawała turystom posiłki na statku. Matka milczy. historii, ludzkich miłości i dramatów”. Patchwork osobowości na końcu świata

5 / 14


Mucha bzyczy. Drzewo na zewnątrz nie szumi. Galina odpala papierosa. – Wpadłam do morza w fiordzie północnych wiatrów. On niósł mnie po sobie z jękiem wzdłuż i w poprzek. Północny wiatr i prądy nie złamały mojej woli – mówi, jakby się wynurzała, nabierała powietrza i znowu schodziła pod wodę. – Gdzie ja jestem, dobrzy ludzie? Pomóżcie mi, iść nie mogę! Tylko echo mi odpowiada: „Jak chcesz żyć, to nie leż na mokrym brzegu ranna i mokra”. – Milknie, gasi papierosa i zaraz wypluwa z siebie kolejny strumień zdań: – Jestem zmęczona i brodzę po brzegu. Dookoła woda i sine góry. Podstępna pułapka. Wszystko tu jest obce. Boże miłościwy, nie zostawiaj mnie tu samej, w tym dzikim kraju! Nie mam czucia w nogach. To już nie są moje nogi. – Mruczy coś niezrozumiale pod nosem i znowu milknie. I tak siedzą naprzeciwko siebie w ciszy. Ona pali i się poci. Birger jest rozczarowany, bo spodziewał się spotkać inną kobietę. – Ja w tym czasie nie myślałam. Musiałam wydostać się z tego statku. Dlatego. Patchwork osobowości na końcu świata

A że Spitsbergen? Koniec świata to dobry początek.

Mało kto się tu do siebie naprawdę przywiązuje

Marcela Cárdenas Menchaca ma trzydzieści dziewięć lat i pochodzi z Monterrey w północnym Meksyku. Swoim przyjazdem wprowadziła spore zamieszanie, zwłaszcza wśród zatwardziałych polarnych kawalerów, bo wcześniej nikt tu nie chodził w kozakach na obcasie po tundrze i nie jeździł skuterem śnieżnym w sukience. Nie nosi czapki, bo jej się włosy źle układają. Nie gotuje, bo nie lubi zmywać, za to zawsze ma butelkę sosu tabasco w torebce, bo nic tu nie smakuje jak powinno. Podróżuje od dziesięciu lat. Ten przystanek miał trwać rok, a kończy się już drugi. Przeprowadziłyśmy się do Longyearbyen mniej więcej w tym samym czasie i żadna z nas nie za bardzo wiedziała, co począć z samotnością. Poznał nas ze sobą wspólny znajomy, twierdząc, że jesteśmy z tak kompletnie różnych bajek, że na pewno się polubimy. Miał rację. 6 / 14


Burza śnieżna Patchwork osobowości na końcu świata

7 / 14


W lipcu na zachodnim Spitsbergenie jest zielono. Tundra kwitnie maleńkimi kwiatkami, mchem i kudłatą trawą. Jak się położyć z nosem przy ziemi, to czuć jej zapach. Powietrze jest tak przejrzyste, że odległości wydają się mniejsze niż w rzeczywistości. Ptaki, których miliony przylatują tutaj wiosną na lęg, wysiadują jaja wprost na ziemi albo wysoko na półkach skalnych, a gdy młode podrosną, prowadzą je z gór do morza. Jak na tak nieprzyjazne warunki, ssaków jest sporo. Stałym elementem krajobrazu są renifery (inne niż na lądzie, z krótszymi kopytami, masywniejsze), lisy polarne i foki. Niedźwiedzie polarne spotyka się rzadko, bo wędrują po całym archipelagu, a morsy i wieloryby też raczej obserwują ludzi z oddali. Latem renifery i lisy zmieniają białe grube futro na cieńsze szare i pęcznieją jak dmuchawce, a kłębki ich sierści turlają się po ziemi, niesione przez wiatr. Północ i ryba dochodzą niemal jednocześnie. Ciało chce spać, ale mózg jest jak świeżo obudzony szczeniak. Słońce rozwija na spokojnej wodzie żółty dywan, jest cicho i przejrzyście, Patchwork osobowości na końcu świata

a jedyny odgłos to ruch żuchw i plastikowych sztućców na papierowych talerzykach. Co tu mówić. W tym milczeniu jest więcej tęsknoty i jednoczesnej jej akceptacji niż w próbie opowiedzenia czegokolwiek w nie swoim języku. Marcela zerwała zaręczyny i wyjechała do Europy. Nie chciała, żeby jej życie było zaplanowane z góry. Chciała, żeby ją zaskakiwało. Najpierw studiowała w Barcelonie, potem w Paryżu i to właśnie tam zdecydowała się objechać kontynent. O Skandynawii usłyszała gdzieś po drodze – że jest tam piękna przyroda i są też piękni mężczyźni. Kiedy po wyjściu z tunelu w centrum Sztokholmu w wystawach sklepowych zobaczyła blond manekiny z boskimi twarzami wyciosanymi z plastiku, a potem dowiedziała się, że te manekiny są robione na wzór prawdziwych mężczyzn, już wiedziała, że jest w domu. Szwecji brakowało jednak tego zapierającego dech piękna krajobrazu, więc przeniosła się do Oslo. Ale przedtem nauczyła się około dwustu najpotrzebniejszych zdań po norwesku i po przyjeździe do Norwegii założyła firmę produ8 / 14


Colesbukta Patchwork osobowości na końcu świata

9 / 14


kującą tortille, bo te, które proponowali rodzimi producenci, jej zdaniem koło prawdziwych nawet nie leżały. Na Svalbard wybrała się wiosną 2009 roku, żeby zobaczyć niedźwiedzie. Wtedy nie zobaczyła żadnego, ale niezrażona niczym rok później spakowała kilka walizek, turkusowe zasłony, osiem kolorowych poduszek, płaszcze i pasujące do nich dodatki, po czym przyleciała tutaj zostać fotografem przyrody, mimo że aparat kupiła kilka dni przed wyjazdem. Po paru tygodniach miała już pracę, rower i pierwsze zdjęcia niedźwiedzia oprawiającego fokę. Wystarczy, że coś postanowi. Reszta dzieje się sama. – Mamy w Meksyku takie powiedzenie: „Dodaj więcej śmietany do tacos”. Ciągle nam czegoś mało i zawsze chcemy więcej – mówi, zapinając kurtkę pod szyją, bo nagle zrywa się wiatr. Mało kto się tu do siebie naprawdę przywiązuje. Na ulicy najpierw się uśmiechamy, a dopiero potem patrzymy do kogo. Na uśmiechach jednak często się kończy, dlatego jak już się znajdzie kogoś, z kim dobrze pomilczeć, lepiej się go trzymać. My znalazłyśmy się przez przypadek Patchwork osobowości na końcu świata

i dajemy sobie prawo do samotności. Tutaj przyjaźnie zaczynają się tak szybko, jak kończą, bo prędzej czy później i tak wszyscy wyjadą.

Szczyt marzeń każdego górnika

Wadim przyjechał, bo znajomy, który pracował tutaj rok wcześniej, pokazał mu ogłoszenie w gazecie, a że Wadim nie lubi tłoku (dlatego – jak sam przyznaje – mieszka w Moskwie), po prostu wysłał zgłoszenie. Kolega powiedział tylko: „Weź kurtkę, buty z dobrą podeszwą i komputer, bo będziesz się nudził”. Wziął. Nie nudzi się. Jest niezwykle uprzejmy, ale uprzejmość tę maskuje czymś w rodzaju politowania dla rozmówcy. Nie, żeby w ogóle nie lubił ludzi. Nie lubi po prostu, jak mu zadają głupie pytania, na przykład co zjadł na obiad, albo jak na matrioszkę mówią „babuszka”. Poza tym ludzie są mu obojętni. Przez całe lato przyjeżdżają ich tutaj tysiące i każdy chce coś wiedzieć, a zapytać może tylko przewodnika, więc Wadim cierpliwie odpowiada. 10 / 14


Koniec lata w Adventdalen Patchwork osobowości na końcu świata

11 / 14


– Kiedyś dwie dziewczyny spotkały niedźwiedzia, o tu, niedaleko. Ten złapał jedną, ale jak zobaczył, że druga ucieka, to puścił tę pierwszą i dopadł tamtą. Więc lepiej przed niedźwiedziem nie uciekać. Wadim lubi widzieć konsternację w oczach przyjezdnych. Mówi, że w Piramidzie są anioły, ale nie każdy może je zobaczyć. Sam też ich nie widzi, ale wie, że są. Jest ich dokładnie dziewięć, trzy w trzech grupach. I wszystkie są dobre. Samo muzeum w Piramidzie jest w dość opłakanym stanie. Oto wypchany niedźwiedź cierpi na nieodwracalne łysienie plackowate, a ktoś mu podmalował podniebienie na czarno, bo wyblakło. Niedźwiedź ma otwartą paszczę, więc widać, że malarz dopiero się uczył. Reniferowi obok ktoś wcisnął w oczodoły jakieś kulki, które nawet przy najlepszych okularach nijak nie przypominają oczu. Przy mewie trójpalczastej starania już odłożono na bok i oczodoły wypchano gazetą. Poza tym na ścianach wiszą plansze i gazetki ze znikającymi zdjęciami tych, którzy wyjechali. W kącie muzeum zaimprowizowano sklepik ze Patchwork osobowości na końcu świata

szklaną witryną, wypełnioną tym, co każdy porządny turysta powinien sobie przywieźć z Rosji. Są czapki uszanki, nowoczesne, bo w wersji różowej dla kobiet, matrioszki z wizerunkiem Putina, duże, małe, błyszczące i matowe, i takie, które kryją w sobie słusznych rozmiarów butelkę wódki. Do tego ozdobne monety, polakierowane kostki węgla i wańki-wstańki. Poza tym w muzeum chwieją się stoły i skrzypi podłoga z drewnianych klepek, a wszystko to przykrywa kalejdoskopowy szklany sufit w odcieniu różu i musztardy. Kiedyś Piramida była największą rosyjską osadą na Spitsbergenie i szczytem marzeń każdego górnika. Rosjanie odkupili ją od Szwedów w 1927 roku, po czym zasiedlili wykwalifikowanymi pracownikami z ukraińskiego Donbasu i rosyjskiej Tuły, z przerwą na wywózkę wszystkich pod koniec sierpnia 1941 roku, przy okazji ogólnej ewakuacji Rosjan ze Spitsbergenu do Archangielska. Zaledwie w trzy lata po wojnie w Piramidzie mieszkało już sześćset osób, a kopalnia produkowała 15 000 ton węgla rocznie. 12 / 14


Las brzozowy w Barentsburgu Patchwork osobowości na końcu świata

13 / 14


W raporcie rolnym z 1975 roku czytamy, że miasto produkowało 35 000 kilogramów mięsa, 48 000 litrów mleka, 110 000 jaj i 5700 kilogramów warzyw. W latach największego rozkwitu osada liczyła ponad tysiąc osób (w 1989 roku dokładnie 715 mężczyzn, 228 kobiet i 71 dzieci). Miała to być wizytówka ZSRR w Arktyce, gdzie wysoki standard życia i nowoczesne technologie w założeniu rekompensowały mieszkańcom noc polarną, odcięcie od świata przez zamarzające morze i średnią temperaturę latem w granicach plus pięciu stopni. W pyle węglowym rozwijały się w najlepsze gospodarstwa hodowlano-rolne (szklarnie pełne pomidorów, ogórków, cebuli i ziół), nauka (szkoła, przedszkole, biblioteka na sześćdziesiąt tysięcy woluminów), służba zdrowia (szpital z czterdziestoma łóżkami, czterema pielę-

Patchwork osobowości na końcu świata

gniarkami, jednym lekarzem ogólnym i jednym chirurgiem, apteka), tężyzna fizyczna górników i ich rodzin (hala sportowa, dwa baseny) i rozrywka (kino, sala koncertowa, studio muzyczne), a wszystko w budynkach wykonanych z najlepszych surowców, z misterną dbałością o szczegóły. Matki z dziećmi, maciory z prosiętami, kury z kurczętami. Brzozowe boazerie, ciężkie sufity, granitowe podłogi i ceramiczne mozaiki to tutaj standard. Nawet trawę na głównym placu przeszczepiono z okolic Murmańska. Rozmach. Skrót, tytuł i śródtytuły od redakcji

[[

Ilona Wiśniewska – polonistka i fotografka, od 2010 r. mieszka na Spitsbergenie, reportaże z Północy publikuje regularnie w „Polityce”

14 / 14


[ Polscyuczeni ]

Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie


Myśli o wychowaniu człowieka Magdalena Bajer napisała reportaż – historie rodzinne ludzi nauki. Wcale nierzadko pojawia się w czytelniku dość krzepiąca myśl: wbrew pozorom nie zostaje po nas aż tak bardzo mało tekst

G

A n n a M at e j a

dyby zmniejszyć wielkość tranzystorów do wielkości nano (to rozmiar atomów i cząsteczek – milion razy mniejszych od milimetra), na ludzkim włosie zmieściłoby się ich kilkaset tysięcy. Zbudowane na ich podstawie komputery zmniejszą zapotrzebowanie na energię – w tym momencie zużywają one rocznie 2 procent produkowanej na świecie energii elektrycznej. Jak będzie wyglądał świat, gdy to zużycie stanie się odczuMyśli o wychowaniu człowieka

walnie mniejsze, podobnie jak emisja dwutlenku węgla? Jaki zmienią się nasze zwyczaje, jeśli pojemność twardych dysków, jak też szybkość przesyłania danych, zwiększy się w sposób trudny do wyobrażenia dla przeciętnego odbiorcy technologicznych gadżetów? Jak urządzić świat, by to, co może ludziom służyć, tego świata im nie przysłoniło? Prof. Tomasz Dietl, wybitny fizyk (laureat m.in. nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, 2/6


nazywanej „polskim Noblem”), którego odkrycia prowokują do zadawania takich pytań, jak powyższe, nie miał wątpliwości, czym chce się w życiu zająć. Nauką, oczywiście. Taka rodzina, po prostu. Z dwóch dziadków, prof. Józef Dietl współzałożył Wydział Lekarski Uniwersytetu Jagiellońskiego i wymyślił stworzenie Plant w miejscu murów obronnych Krakowa; ojciec mamy, prof. Stanisław Rostworowski, chemik z doktoratem napisanym we Fryburgu, uczestniczył w powstaniach śląskich, a w czasie wojny był żołnierzem Armii Krajowej. Dorzućmy do tego ojca, który został ekonomistą i na Uniwersytecie Łódzkim założył Katedrę Marketingu, oraz plejadę pracowitych i twórczych antenatów z rodziny Rostworowskich, by zrozumieć, dlaczego dla prof. Tomasza Dietla wybór nauki jako jednej z dróg twórczej przemiany świata na miejsce bardziej przyjazne do życia był w młodości tak naturalny. Magdalena Bajer, dziennikarka od lat zajmująca się pisaniem o nauce i ludziach nauki, opisała historię rodziny Dietlów obok kilkuMyśli o wychowaniu człowieka

dziesięciu innych, których członkowie – bywa że od pokoleń – pracują w laboratoriach i salach wykładowych, klinikach i bibliotekach. Co dość częste, jak pokazują opisane „historie rodzinne”, działalność naukowa nie osłabiła w nich przejęcia losami społeczności, w której uczeni przodkowie żyli. Stanisław Grabski zostawił przecież wykłady z ekonomii, jakie prowadził na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza we Lwowie i na uczelni rolniczej w Dublanach, by pełnić mandat posła, gdy w 1919 roku trzeba było od podstaw budować system odrodzonej Rzeczypospolitej. Nie inaczej postąpił jego brat Władysław, zostawiając pracę uniwersytecką dla pracy politycznej (przed wojną dwukrotnie był premierem), w tym przeprowadzenia reformy finansów publicznych, dzięki której osłabił inflację i wprowadził nową walutę – złotówkę. Córka pierwszego z wymienionych, Stanisława Grabska, zajmowała się teologią i przez cztery dekady była jedną z najbardziej znaczących osób warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej – istotnej enklawy niezależnej myśli w czasach 3/6


PRL. Wnuk premiera, Maciej Władysław Grabski, zostawił nauki społeczne na rzecz metaloznawstwa i został profesorem Politechniki Warszawskiej. Kiedy zmienił się ustrój, a w równym stopniu konieczna, jak możliwa stała się reforma systemu uprawiania nauki, prof. Grabski stał się jednym z założycieli Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. W tym momencie najważniejszej polskiej organizacji pozarządowej, wspierającej badania i pracę naukowców. Rodzinne tradycje polityczne prof. Grabskiego kontynuuje jego córka, Małgorzata Kidawa-Błońska, posłanka PO. A Rużyłłowie? Ojciec prof. Witolda Rużyłły, znakomitego kardiologa, i prof. Jerzego Rużyłły, zajmującego się mikroelektroniką na jednym z amerykańskich uniwersytetów, był profesorem medycyny (wielka postać polskiej interny), mama – dr Aniela Zawadzka-Rużyłłowa – ginekologiem. Prof. Edward Rużyłło jako maturzysta ma tak znakomite przygotowanie humanistyczne, że myśli o rozpoczęciu studiów filozoficznych. Wybiera medycynę Myśli o wychowaniu człowieka

Rody uczone. Kreski do szkicu Magdalena Bajer Fundacja na rzecz Nauki Polskiej, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Warszawa–Toruń 2013

motywowany przekonaniem, że w taki sposób w najbardziej bezpośredni sposób będzie mógł „służyć ogółowi”. I zostać kimś. Kiedy docieram do informacji, że w trakcie niewątpliwie bardzo pracowitego życia – pracę akademicką łączył z intensywną praktyką lekarską – prof. Rużyłło senior napisał książkę „Myśli o wychowaniu człowieka”, mam ochotę zapytać: jak żyć, żeby mieć tyle energii na tak różnorodne zainteresowania? Część odpowiedzi tkwi zapewne w „pierwszych lekcjach życia”, jakie każdy odbiera w domu, jeśli tylko znaj4/6


dzie w nim miłość i wynikające z tego uczucia: uważność, cierpliwość, wyrozumiałość. „Było pewne, że każdy członek rodziny dobrze mi życzy i dobrze poradzi” – przyznaje profesor, a jego pewność wyboru, opartego na przykładzie życia wywiedzionym z najbliższego otoczenia, można byłoby odnieść do wielu innych bohaterów książki. Zaczytując się w historii przedstawionych rodzin, poznając tradycje i zasługi, trudno się w tym gąszczu nie zgubić. Więzy rodzinne czy przyjacielskie przeplatają się ściśle, osiągnięć naukowych bez liku, zasług niepodważalnych dla społeczeństwa i kraju sporo. Sama książka, formatu raczej albumowego, liczy ponad 560 stron, co daje wyobrażenie o ogromie zebranego materiału, mimo że sama autorka zaznacza skromnie w podtytule, że to zaledwie: „Kreski do szkicu”. Chyba jedynie w tym sensie, że każdy z kilkudziesięciu tekstów – a wśród opisanych rodzin są m.in.: Doroszewscy, Dunin-Wąsowicze, Gierowscy, Hołystowie, Kuratowscy, Labudowie, Mycielscy, Turnauowie, WaltoMyśli o wychowaniu człowieka

siowie, Zachwatowicze… (i prawie 80 innych, równie zacnych nazwisk) – jest zalążkiem osobnej książki. Tyle w każdym z tekstów wątków i tematów, historii do opisania albo posłuchania. Znakomicie, że Magdalena Bajer, dzięki wielogodzinnym rozmowom, na podstawie których teksty napisała, pozwala przeczytać o przynajmniej części z nich. Punktem wyjścia książki były bowiem proste pytania: kim są polscy naukowcy? Z jakich wywodzą się rodzin i tradycji? Skąd taki właśnie, związany z nauką, pomysł na życie? Otrzymaliśmy rozpisaną na wiele głosów odpowiedź, która w trakcie lektury staje się reportażową wersją „Dziejów inteligencji polskiej” (by nawiązać do tytułu klasycznego dzieła prof. Jerzego Jedlickiego) XX wieku. Podczas obserwacji zmagań – w równym stopniu o osiągnięcie własnych sukcesów, jak o włączenie się w wielkie dzieła reformy kraju, gospodarki czy nauki – wcale nierzadko pojawia się w czytelniku dość krzepiąca myśl: wbrew pozorom i mimo pozornej znikomości naszych wieloletnich wysiłków, nie zostaje po 5/6


nas aż tak bardzo mało. A bogate – chciałoby się powiedzieć: solidnie przeżyte – życie, to wciąż największa nagroda, jaką możemy otrzymać. Co więcej: leży ona w zasięgu możliwości każdego z nas.

Myśli o wychowaniu człowieka

[[

A nna Mateja – dziennikarka, laureatka

nagrody Grand Press 2007 za rozmowę z Młodą Lekarką, Ewą Szumańską, opublikowaną w „Tygodniku Powszechnym”, napisała książki „Cud w medycynie. Historie pacjentów” i „Co zdążysz zrobić, to zostanie. Portret Jerzego Turowicza” (obie: Kraków 2012)

6/6


[ Chmielarzpoleca ]

W poszukiwaniu „Kondora” W o j c i e c h Ch m i e l a r z


Niezwyciężony S ta n i s ł a w L e m

N

iezwyciężony” to jedna z mniej znanych książek Stanisława Lema. Wydana po raz pierwszy w 1964 roku nigdy nie zdobyła takiej sławy, jak „Solaris”, „Cyberiada” czy „Opowieści o pilocie Pirxie”. Tymczasem to właśnie „Niezwyciężonego” wybrała Audioteka do dźwiękowej adaptacji w ramach cyklu „Superprodukcje”. Książka zaczyna się jak rasowy dreszczowiec science-fiction. Gwiezdny krążownik „NiezwyW poszukiwaniu „Kondora”

ciężony” ląduje z misją ratunkową na planecie Regis 3. Celem jest odszukanie bliźniaczej jednostki – „Kondora”, który zaginął tam trzy lata wcześniej. Wkrótce bohaterowie odnajdują okręt i jego załogę, która zginęła w tajemniczych okolicznościach. Jednak myliłby się ten, kto spodziewałby się kosmicznego horroru w stylu „Obcego”. „Niezwyciężony” to pod wieloma względami typowe dzieło i dla Lema, i dla science-fiction 2/4


lat sześćdziesiątych. Sensacyjne zawiązanie akcji służy jako pretekst do naukowych rozważań (tu głównie o biologii i mechanizmach ewolucji) oraz do przedstawiania pewnego intelektualnego eksperymentu. W rezultacie to proza dość stonowana, miejscami wręcz chłodna, a z powodu upływu czasu – lekko trąci myszką. Na szczęście to nie przeszkadza. Głównie z powodu realizacji. Reżyser Grzegorz Pawlak miał przed sobą trudne zadanie. „Niezwyciężony” to tekst, który w dźwiękowej adaptacji bardzo łatwo zepsuć. Wystarczy źle dobrać aktorów, inaczej rozłożyć akcenty, przesadzić z efektami, żeby popaść w groteskę. Pawlak wyszedł jednak z tej próby obronną ręką. Atmosferę tworzy głównie narratorka Krystyna Czubówna. To był doskonały wybór. Jej głos, tak świetnie znany z programów przyrodniczych, spokojny, rzeczowy, podkreśla naukową W poszukiwaniu „Kondora”

stronę „Niezwyciężonego”. Za muzykę odpowiada zespół Ścianka, który za pomocą ostrożnych, nieinwazyjnych utworów pięknie wpisuje się w warstwę literacką tekstu, podkreślając atmosferę obcości, chłodu i zagrożenia. Aktorzy (szczęśliwie!) podchodzą do tekstu z dużą rezerwą, a w ich głosach żywsze emocje słychać właściwie tylko podczas naukowych dysput. I chociaż trudno w to uwierzyć – dzięki temu ich kreacje nabierają autentyzmu, a kreowany świat spójności. Zawodzi niestety Daniel Olbrychski w roli Horpacha – dowódcy ekspedycji. W niektórych momentach można mieć wrażenie, że czyta tekst, który widzi po raz pierwszy w życiu. Problemem bywa również nagłośnienie. Głos Czubówny jest zawsze głośny i wyraźny, czego nie można powiedzieć o dialogach prowadzonych przez postacie, które bywają zbyt ciche. W rezultacie 3/4


użytkownik musi pogłaśniać, żeby usłyszeć, co akcją i zrozumieć fabułę, ale sprawdza się jako mówią bohaterowie i zaraz potem ściszać, żeby towarzysz długich samochodowych tras. nie ogłuchnąć, kiedy wraca narrator. Wojciech Chmielarz – naczelny „Niezwyciężony” to jednak bardzo udana Niwserwis.pl, serwisu o przestępczości produkcja. Doskonale oddaje silne strony prozy zorganizowanej, terroryzmie i bezpieczeństwie Lema, ukrywając równocześnie jej mankamenmiędzynarodowym, pisarz, autor kryminałów „Podpalacz” (2012) i „Farma lalek” (2013) ty. Wymaga odrobiny skupienia, by nadążyć za

[[

W poszukiwaniu „Kondora”

4/4


[ Czasprzełomu ]

Warszawa, 12 października 2012 r. Premier Donald Tusk wita się w Sejmie z byłym premierem Tadeuszem Mazowieckim przed ogłoszeniem planów rządu na kolejny rok. Tadeusz Mazowiecki zmarł 28 października 2013 r.


Przed godziną zostałem premierem, Ojcze Święty Zaraz po jego powołaniu rząd Mazowieckiego popiera aż 82 proc. Polaków, zaledwie 2 proc. jest niezadowolonych. Co się wtedy działo – 25 lat temu? tekst

S

Sebastian Dąbrowski

iedziałem nad exposé rządowym do rana. Wypaliłem ze dwie paczki papierosów, wypiłem ileś tam kaw i herbat – wspominał Tadeusz Mazowiecki w rozmowie z Teresą Torańską okoliczności powstawania programowego przemówienia, które wygłosił w Sejmie 12 września 1989 roku. – Byłem tego dnia rzeczywiście bardzo zmęczony. Poprawiać tekst skończyliśmy chyba o czwartej lub piątej – mówił. Przed godziną zostałem premierem, Ojcze Święty

Ten dzień oznacza dla niego przejście od walki o wolność do wzięcia odpowiedzialności za kraj. Jest koniec lat 80., a Polska przypomina państwo w rozkładzie – z galopującą inflacją i strajkami. Komunistyczna władza sobie nie radzi, a opozycja antykomunistyczna jest rozbita po stanie wojennym. Na Wschodzie istnieje ogromny Związek Radziecki, na Zachodzie – NRD. 2/6


Wielka porażka władz

nością za rządzenie krajem z opozycją demokratyczną. Od września 1988 roku odbywają się rozmowy w Magdalence, a od lutego do kwietnia 1989 roku rozmowy Okrągłego Stołu. Zostaje ustalony kontrakt, na mocy którego 4 czerwca Polacy zagłosują w częściowo wolnych wyborach do Sejmu (65 procent ław poselskich z góry przypadnie obozowi władzy) i w pełni wolnych do Senatu. Wynik wyborów czerwcowych okazuje się druzgocący dla władz – na tyle, że wielu działaczy „Solidarności” zastanawia się, czy komuniści go zaakceptują czy nie poślą ich znowu do więzień. Prezydentem zostaje dotychczasowy przewodniczący Rady Państwa gen. Wojciech Jaruzelski, a pierwszą próbę powołania rządu podejmuje gen. Czesław Kiszczak, szef MSW. Wobec jego porażki powstaje pomysł koalicji „Solidarności” z partiami, które dotąd były satelitami

Mazowiecki: „Miałem gęsią skórkę, jak myślałem o niepokojach społecznych”

Po latach wydaje się, że Polacy powszechnie i konsekwentnie dążyli do obalenia komunizmu. W rzeczywistości było inaczej. W 1988 roku 46 procent młodzieży twierdzi, że nie warto w naszym kraju kontynuować socjalizmu. Prawie tyle samo, bo 43 procent, uważa, że warto. Jeszcze rok wcześniej więcej jest przeciwników niż zwolenników zalegalizowania zduszonej w stanie wojennym „Solidarności”, wynika z badania CBOS (można mieć do tych ustaleń wątpliwości, jednak władze, które je zlecały, naprawdę chciały wiedzieć, jak jest). Postulat jej legalizacji za słuszny uznaje 36 procent Polaków, a przeciwnego zdania jest 42 procent. W lutym 1988 roku szefa „Solidarności” Lecha Wałęsę darzy zaufaniem 24 procent, a nieufnością 41 procent. Władze RPL uznają, że jedynym wyjściem z chaosu będzie podzielenie się odpowiedzialPrzed godziną zostałem premierem, Ojcze Święty

3/6


PZPR. Dopiero taka większość 24 sierpnia powołuje na premiera Tadeusza Mazowieckiego. Po pierwsze naprawić gospodarkę „Za Mazowieckim przemawiało kilka argumentów – pisze Antoni Dudek w „Historii politycznej Polski 1989-2005”. – Jako wieloletni działacz katolicki mógł liczyć na wyraźne poparcie Kościoła; pozostawał poza OKP (Obywatelskim Komitetem Parlamentarnym), a od czasu wiosennego sporu wokół sposobu prowadzenia kampanii wyborczej znajdował się w opozycji do grupy Geremka, co pozwalało przypuszczać, że będzie z nią walczył, zapewniając Wałęsie rolę arbitra; wreszcie wydawał się – w porównaniu z Geremkiem czy Kuroniem – człowiekiem bardziej podatnym na wpływy i Wałęsa liczył, że za jego pośrednictwem uzyska kontrolę nad rządem bez brania bezpośredniej odpowiedzialności za jego działalność. Szybko okazało się, że w dwóch ostatnich kwestiach przewodniczący »Solidarności« mocno się pomylił”. Głównymi zadaniami solidarnościowego szefa rządu ma być zastopowanie hiperinflacji, Przed godziną zostałem premierem, Ojcze Święty

restrukturyzacja gospodarki, wprowadzenie mechanizmów rynkowych i prywatyzacji. – Myśmy wiedzieli, że jest źle, że każdego dnia wzrasta inflacja. Staliśmy przed pytaniem: łatać czy radykalnie zmieniać. Już 24 sierpnia zapowiedziałem, że nie będziemy szukać trzeciej drogi, ale wprowadzimy w Polsce gospodarkę rynkową – mówi Mazowiecki Ewie Milewicz w wywiadzie z okazji dziesięciolecia jego rządu. Przyznaje: – Ciężkim wewnętrznym przeżyciem były słowa moich kolegów, że zakłady pracy muszą padać. Miałem gęsią skórkę, jak myślałem o niepokojach społecznych.

Historia przyspiesza

12 września Mazowiecki przedstawia w Sejmie skład pierwszego niekomunistycznego rządu. Marian Orzechowski, ostatni w historii przewodniczący klubu poselskiego PZPR, uznaje, że moment jest historyczny, tworzy się „społeczeństwo obywatelskie zorganizowane w socjalistyczne”. Nikt nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo historia przyspiesza i jak szybko wypowiadane 4/6


słowa stają się nieaktualne. Nawet demokratyczny Zachód zdaje się wierzyć w stabilność sytuacji w Polsce i tzw. bloku wschodnim – z ZSRR i Układem Warszawskim. Nadal istnieje dwubiegunowy świat według porządku ustalonego w Jałcie. W Polsce stacjonują radzieckie wojska, a funkcja Mazowieckiego nazywa się „Prezes Rady Ministrów PRL”. W jego rządzie miejsce znajdują przedstawiciele wszystkich opcji, także PZPR. – Trzeba pamiętać, w jakim momencie Polska zaczynała wychodzenie z komunizmu. Sama. Można to było robić albo w porozumieniu z drugą stroną, albo narazić ten proces na niepowodzenie – tłumaczy po latach premier. Gdy marszałek Sejmu Mikołaj Kozakiewicz odczytuje listę wybranych ministrów, loża prasowa ocenia, że najmocniejsze oklaski dostają: Izabela Cywińska i Jacek Kuroń – donosi „Gazeta Wyborcza”, która jest wtedy organem prasowym „Solidarności”. Cywińska wzięła Ministerstwo Kultury, Kuroń – Pracy. Czterech wicepremierów to: Leszek Balcerowicz, minister finansów Przed godziną zostałem premierem, Ojcze Święty

(„Solidarność”), Czesław Janicki, minister rolnictwa, gospodarki żywnościowej i leśnictwa (ZSL), Jan Janowski, minister-kierownik Urzędu Postępu Naukowo-Technicznego i Wdrożeń (SD) oraz Czesław Kiszczak, minister spraw wewnętrznych (PZPR). We wrześniu 1989 roku poparcie dla rządu Mazowieckiego wynosi 82 procent. Niezadowolonych z niego jest zaledwie 2 procent Polaków.

Decyzje będziemy podejmować w Warszawie

Już w godzinę po przegłosowaniu wotum zaufania dla rządu Mazowiecki rozmawia z Janem Pawłem II. Dwa dni później leci na Jasną Górę na uroczystość Matki Boskiej Częstochowskiej. Po mszy wraca do Warszawy i spotyka się z szefem KGB gen. Władimirem Kriuczkowem. – Przekazałem mu dwa przesłania – że będziemy państwem przyjaznym, a więc, że nie muszą mieć partii komunistycznej, która by im to gwarantowała, i że będziemy państwem suwerennym. I tym zakończyłem rozmowę: decyzje będziemy 5/6


podejmować w Warszawie – powiedział Mazowiecki. Efekty wizyty komentował gen. Kiszczak: – Przychylne uwagi gościa o tym spotkaniu, wypowiedziane publicznie, stały się pierwszą oficjalną radziecką reakcją na powierzenie misji premierowskiej politykowi opozycyjnemu. We wrześniu 1989 roku Polska jest jedynym krajem w bloku sowieckim, który ma niekomunistyczny rząd. W listopadzie padają rządy w Czechosłowacji i NRD, w grudniu – w Bułgarii i Rumunii. ZSRR istnieje jeszcze przez dwa lata, a w międzyczasie przeżywa nieudany zamach stanu – pucz Janajewa – który jest próbą siłowego zatrzymania demokratyzacji kraju.

Przed godziną zostałem premierem, Ojcze Święty

Mazowiecki zrywa z PRL-owską tradycją i w pierwszą podróż zagraniczną udaje się nie do Moskwy, lecz Rzymu. – Siedzieliśmy z Ojcem Świętym i przez pierwsze minuty trzymaliśmy się za ręce. Nic nie mówiąc. Wzruszenie. Radość. Tyle myśli naraz.

[[

Teksty z okazji rocznicy powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego powstały we współpracy z inicjatywą Razem’89. Zachęcamy do korzystania z naszych treści. Przygotujemy ich więcej i udostępnimy bezpłatnie. Napisz do nas: redakcja@magazynwpunkt.com

6/6


[ Czasprzełomu ] Warszawa, 17 kwietnia 1989 r. Rejestracja NSZZ „Solidarność” w Sądzie Wojewódzkim

Rząd Tadeusza Mazowieckiego Jak do tego doszło i czym się skończyło?


KALENDARIUM 1989 6 lutego – 5 kwietnia, trwają ob-

rady Okrągłego Stołu – jedno z najważniejszych wydarzeń powojennej historii Polski. W wyniku negocjacji przedstawicieli władz PRL, opozycji solidarnościowej, organizacji społecznych i wyznaniowych (w sumie ponad 700 osób) staną się możliwe częściowo wolne wybory do Sejmu, wybory do nowego ciała – Senatu, zostanie utworzony urząd prezydenta, a zlikwidowana Rada Państwa, kierowany przez Lecha Wałęsę NSZZ „Solidarność” zostanie zalegalizowany i powstanie nowa opozycyjna gazeta codzienna. Otwiera się droga do przemian ustrojowych.

8 maja, powstaje „Gazeta Wyborcza” jako organ prasowy „Solidarności”. Jej redaktor naczelny Adam Michnik to historyk, eseista, publicysta polityczny, bohater opozycji demokratycznej w PRL: członek Komitetu Obrony Robotników i doradca „Solidarności”, więziony i postawiony w stan oskarżenia pod zarzutem próby obalenia ustroju; zwolennik dialogu, uczestniczy w przygotowaniach Okrągłego Stołu i jego obradach.

2 czerwca, wznawia działalność

„Tygodnik Solidarność”, jego redaktorem naczelnym jest Tadeusz Mazowiecki, działacz katolicki, założyciel i redaktor naczelny miesięcznika „Więź” (1958), jeden z głównych architektów porozumienia Okrągłego Stołu.


KALENDARIUM 4 i 18 czerwca, odbywają się w dwóch

turach tak zwane wybory czerwcowe, częściowo wolne wybory do Sejmu. Są nazywane wyborami kontraktowymi, bo wynikają z kontraktu zawartego przy Okrągłym Stole. Umowa polega na podziale mandatów: 65 procent (299 miejsc) z góry przypadnie koalicji rządzącej, czyli PZPR i jego satelitom, a 35 procent (161 miejsc) kandydatom bezpartyjnym wybieranym demokratycznie. Całkowicie wolne są natomiast wybory do Senatu. W efekcie: opozycja zdobywa wszystkie możliwe mandaty poselskie i 99 ze 100 senatorskich. Wybory są tryumfem „Solidarności” i klęską obozu władzy. Po raz pierwszy za „żelazną kurtyną” przedstawiciele antyreżimowej opozycji będą mieli rzeczywisty wpływ na rządzenie krajem.

3 lipca, ukazuje się artykuł „Wasz pre-

zydent, nasz premier” Adama Michnika. Na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej” jej naczelny postuluje „porozumienie, na mocy którego prezydentem zostanie wybrany kandydat z PZPR, a teka premiera i misja sformowania rządu powierzona kandydatowi »Solidarności«”. Michnik argumentuje, że „taki prezydent będzie gwarantował ciągłość władzy, umów międzynarodowych i wojskowych sojuszy. Taki rząd będzie miał mandat ogromnej większości Polaków i zagwarantuje konsekwentną zmianę systemu gospodarczego i politycznego”. Tekst budzi kontrowersje po obu stronach barykady, bo wywraca postanowienia Okrągłego Stołu. Tadeusz Mazowiecki krytykuje slogan Michnika w artykule „Spiesz się powoli” w „Tygodniku Solidarność” 14 lipca: wskazuje, że opozycja solidarnościowa nie dysponuje programem gospodarczym umożliwiającym udział we władzy.

19 lipca, Zgromadzenie Narodowe wy-

biera na prezydenta generała Wojciecha Jaruzelskiego, przewodniczącego Rady Państwa (od 1985 roku) i I sekretarza KC PZPR (od 1981 roku), wcześniej autora stanu wojennego, potem jednego z organizatorów Okrągłego Stołu. Co do tego, by powierzyć mu urząd prezydenta, panuje polityczna zgoda. Jednak opozycja stara się, by zebrał jak najmniej głosów poparcia. Ostatecznie Jaruzelski przechodzi większością zaledwie jednego głosu – ten polityczny majstersztyk wynika z zakulisowych starań Bronisława Geremka.


KALENDARIUM 2 sierpnia, generał Czesław Kiszczak

zostaje powołany przez Sejm na stanowisko premiera, jednak próba utworzenia rządu podjęta przez szefa MSW kończy się niepowodzeniem. 14 sierpnia Kiszczak rezygnuje.

17 sierpnia, Lech Wałęsa wraz z prze-

wodniczącymi Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego zawiązują formalną koalicję; Lech Wałęsa przedstawia trzy kandydatury na premiera: Mazowieckiego, Bronisława Geremka i Jacka Kuronia, koalicjanci wybierają tego pierwszego. Koalicja „Solidarności” z byłymi partiami satelickimi PZPR powstaje dzięki staraniom Jarosława Kaczyńskiego.

19 sierpnia, Tadeusz Mazowiecki zostaje desygnowany na prezesa Rady Ministrów PRL przez prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego. Nowemu premierowi poparcia udzieliła Krajowa Komisja Wykonawcza NSZZ „Solidarność”.


KALENDARIUM 24 sierpnia, Sejm kontraktowy po-

wołuje Tadeusza Mazowieckiego na urząd premiera. 378 posłów głosuje za tą decyzją, 4 przeciw, a 41 wstrzymuje się od głosu.

12 września, Tadeusz Mazowiec-

ki wygłasza exposé, a Sejm zatwierdza przedstawiony przez niego skład rządu. Gabinet uzyskuje poparcie 402 posłów, 13 wstrzymuje się od głosu. Przeciwnych nie ma. W exposé Mazowiecki podkreśla, że pragnie być premierem rządu wszystkich Polaków, niezależnie od ich poglądów i przekonań, które nie mogą być kryterium podziału obywateli na kategorie. Mówi: „Będzie to rząd koalicji na rzecz gruntownej reformy państwa. Dziś takie zadanie może podjąć tylko rząd otwarty na współdziałanie wszystkich sił reprezentowanych w parlamencie, uformowany na nowych zasadach politycznych. Historia naszego kraju nabrała przyśpieszenia. Stało się to za sprawą społeczeństwa, które nie godzi się dalej żyć tak jak dotychczas”. Do historii przechodzi zdanie: „Przeszłość odkreślamy grubą linią”. Odtąd będzie ono interpretowane na niekorzyść premiera, który jakoby odrzuca rozliczanie PRL-u. Tymczasem pełny sens jego wypowiedzi wynika z następnego wypowiedzianego zdania: „Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania”.

6 października, wicepremier i mini-

ster finansów Leszek Balcerowicz przedstawia zarys planu reform gospodarczo -ustrojowych na konferencji prasowej transmitowanej przez TVP. Plan Balcerowicza ma powstrzymać hiperinflację i dostosować gospodarkę do środowiska wolnego rynku. Nikt tego wcześniej nie próbował.


KALENDARIUM 1990 24 listopada, spotkanie premiera

Mazowieckiego z przywódcą Związku Radzieckiego Michaiłem Gorbaczowem w Moskwie. Przy okazji tej wizyty moskiewska telewizja po raz pierwszy pokazuje program o zbrodni katyńskiej. Podważa on obowiązującą wersję, że mordu dokonali Niemcy i mówi, że istnieje druga, która winą obciąża NKWD.

29 grudnia, Sejm zatwierdza formal-

ną zmianę ustroju politycznego Polski. Określa ją jako państwo demokratyczne, przywraca godło z orłem w koronie i dawną nazwę – Rzeczpospolita Polska. Przyjmuje także pakiet dziesięciu ustaw planu Balcerowicza. Prezydent Jaruzelski podpisuje te ustawy 31 grudnia. W nowy roku Polska przejdzie od gospodarki centralnie sterowanej do gospodarki rynkowej. Wałęsa – jak później będzie wspominał Mazowiecki – „jeździł po Polsce i gasił strajki, było ich co niemiara, prawie każdego dnia wybuchał gdzieś nowy. Na wiecach prosił ludzi, by z żądaniami podwyżek płac trochę poczekali do wejścia reform. Rządy zachodnie wzywał do udzielenia Polsce pomocy”. Tego dnia prezydentem Czechosłowacji zostaje Václav Havel.

27 maja, odbywają się wybory samo-

rządowe, pierwsze wybory w pełni demokratyczne. Frekwencja wyborcza wynosi 42,27 procent. Wygrywają Komitety Obywatelskie „Solidarność” – zdobywając blisko 53,1 procent głosów.


KALENDARIUM 19 września, prezydent Jaruzelski

ustępuje. Przesyła do marszałka Sejmu Mikołaja Kozakiewicza projekt ustawy konstytucyjnej, która skraca jego kadencję oraz wprowadza powszechne wybory prezydenta. Marszałek wyznacza ich termin na 25 listopada. W kampanii wyborczej zetrą się bliscy współpracownicy: przewodniczący „Solidarności” Lech Wałęsa i premier Tadeusz Mazowiecki.

Gdańsk, 31 sierpnia 1990 r. Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki podczas mszy pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców

14 listopada, Rzeczpospolita Pol-

ska i Republika Federalna Niemiec zawierają traktat graniczny. Podpisują się pod nim ministrowie spraw zagranicznych obu państw – Hans-Dietrich Genscher i Krzysztof Skubiszewski. Umowa ostatecznie rozwiązuje kwestie uznania granicy polsko-niemieckiej na Odrze i Nysie Łużyckiej.


KALENDARIUM 1991 25 listopada, pierwsza tura wybo-

rów prezydenckich. Bierze w niej udział 60,6 procent uprawnionych. Pierwsze miejsce zajmuje Lech Wałęsa, za nim niespodziewanie biznesmen Stan Tymiński, a po nim Tadeusz Mazowiecki, który odpada z konkurencji.

26 listopada, premier Mazowiec-

ki podaje gabinet do dymisji nazajutrz po porażce w wyborach prezydenckich, po dramatycznej, kilkugodzinnej dyskusji w swoim komitecie wyborczym. Kilka dni później Mazowiecki powie: „W obliczu poważniejszych zagrożeń trzeba wznieść się ponad różnice i ogromne obawy. Uważam, że należy oddać głosy na Lecha Wałęsę. Nie oznacza to jednak zgody na jego wizję demokracji i styl postępowania”. Po drugiej turze 9 grudnia Wałęsa zostaje prezydentem.

4 stycznia, Tadeusz Mazowiecki przestaje pełnić obowiązki premiera. Sejm powołuje na prezesa rady ministrów Jana Krzysztofa Bieleckiego.


[ SekretSolidarności ] Anna Walentynowicz – działaczka Wolnych Związków Zawodowych, współzałożycielka NSZZ „Solidarność”, odznaczona Orderem Orła Białego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r.


Podwójne życie kobiet podziemia „Władze wojskowe nie traktowały nas poważnie. Nie doceniały kobiet. Wyszło to nam na korzyść” – wspomina Joanna Szczęsna tekst

Ilona Wiśniewska

Fragment książki „Sekret Solidarności”

K

obiety stanowiły około 50 procent członków zalegalizowanej [w 1980 roku] „Solidarności”, czyli pięć milionów. Mimo to zaledwie maleńka garstka głęboko zmotywowanych działaczek weszła w skład politycznego kierownictwa lub uczestniczyła w budowaniu struktur obywatelskich. Jeśli kobieta była w stanie poradzić sobie wówczas z seksizmem – a większość utrzymywała, że go w ogóle nie zauważała, bo nic nie powodowało Podwójne życie kobiet podziemia

większego uciemiężenia niżeli partyjne rządy – „Solidarność” naprawdę stwarzała jej nowe możliwości działania, zwłaszcza w szkolnictwie, na niwie artystycznej, w związkach zawodowych i mediach. Kobiety nie chciały stracić takiej okazji, bez względu na to, co musiałyby zrobić. Niektóre wspierały się na ramieniu męża działacza, inne budowały na wcześniejszych doświadczeniach zawodowych, jeszcze inne robiły użytek ze znajomości uniwersyteckich lub towarzyskich. 2/9


Generalnie kobiety „Soną drugoplanową rolę, jaką Helena Łuczywo: narzucił im patriarchat „Solidarności”, które doszły do „Nie groziło nam wysokich stanowisk, wybielidarności”. Owym wyjątrozstrzelanie rały takie dziedziny aktywkiem była Barbara Labuda, ani tortury. myśląca nieszablonowo inteności, w których nie musiały Nie czekał nas obóz rywalizować z mężczyznami, lektualistka o ambicjach pozagłady i śmierć” mogły więc kpić sobie z seklitycznych. Podczas rozmosizmu, stawić mu czoło, tolewy w 1991 roku zaskoczyła rować go lub unikać, kiedy tylko się dało. Może mnie, stwierdzając kategorycznie: „W komunibrzmi to jak sprzeczność, ale seksizm im nie prze- zmie nie było prawdziwego równouprawnienia szkadzał z tego właśnie powodu, że każda nauczy- kobiet. Toteż i opozycja traktowała je jak istoła się, jak sobie z nim radzić indywidualnie i nie ty niższe”. przywiązywać do niego znaczenia. Dlatego więkWe wrześniu 1980 roku, niedługo po podpisaszość kobiet, z którymi rozmawiałam, nie bunto- niu porozumień gdańskich, Barbara zaczęła orgawała się otwarcie przeciwko polskim kulturowym nizować dla robotników wykłady z historii ruchu wzorcom zachowań kobiecych. Zamiast tego, po- robotniczego. „Nikt nie wiedział, czym są prawnieważ były zaradne, inteligentne i bezkonflikto- dziwe związki zawodowe – powiedziała. – Eduwe, znalazły odpowiednie sposoby znaczącego kacja zaczynała się od zera”. Poprosiła kolegów kształtowania swoich dróg, które wymagały od- z Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie wykładała dania i poświęcenia w celu zdobycia wysokiej po- literaturę francuską, aby pomogli jej dostarczyć robotnikom wiedzy obywatelskiej. Wykłady obejzycji w ich ograniczonej strefie wpływów. Wydawało się, że kobiety, z którymi rozma- mowały szeroki zakres tematów, od historii instywiałam, akceptowały lub uważały za mało istot- tucji demokratycznych i systemów politycznych Podwójne życie kobiet podziemia

3/9


po historię Polski pozbawioną białych plam, eko- Sekret Solidarności nomię, literaturę i historię ruchów studenckich. Shana Penn Słuchacze ustalali z wykładowcami, czego chcą W.A.B., Warszawa 2014, tłum. Maciej Antosiewicz się uczyć. Przeważnie pragnęli poszerzyć wiedzę o otaczającym ich świecie. Lech Wałęsa: Barbara starała się zdobyć zaufanie robotni„Ta ważna książka omawia jeden ków i pozyskać ich do współpracy przy realizaz najbardziej cji swojego programu nauczania. „Najważniejprzełomowych okresów sze było podejście” – podkreślała. Chciała być w historii Polski i porusza przystępna i zniwelować odwieczną przepaść temat, który niemal pomiędzy inteligentami i robotnikami. Dążąc do wszyscy pomijali. Praca stworzenia przyjaznej atmosfery, w której czuShany Penn zaczyna się liby się dobrze zarówno intelektualiści, jak i rood prostego pytania, botnicy czy studenci, próbowała niejako na ich oczach budować program edukacyjny, wcielając a ja żałuję, że sam nie zastanawiałem się nad nim się w różne role, od profesora i administratora po częściej: kiedy podczas przewrotu wojskowego 1981 roku kierownictwo „Solidarności” zostało aresztowane, maszynistkę i tragarza. Szesnaście miesięcy poprzedzających stan kto utrzymywał ruch przy życiu? Odpowiedź zaskoczy wojenny to był czas niesłychanej wolności, a dla Państwa, ponieważ Penn zagłębia się w życie siedmiu Barbary – jeden z najbardziej fascynujących polskich działaczek, które stanęły na wysokości okresów w jej życiu. Związkowe centrum edu- zadania, postanowiły uratować cały ruch polityczny, kacyjne, które zorganizowała, stało się wzorem a z czasem stały się jednymi z najpotężniejszych kobiet dla trzydziestu sześciu takich uniwersytetów ro- w dzisiejszej Polsce”. Podwójne życie kobiet podziemia

4/9


botniczych – nazywanych wszechnicami – powstających w całym kraju. W okresie legalnego działania „Solidarności” wszechnice robotnicze cieszyły się wielką popularnością, ponieważ zaspokajały uporczywy głód wiedzy, komunikacji i współdziałania różnych grup społecznych oraz łączyły dzień dzisiejszy z przedkomunistyczną, przedwojenną tradycją kulturalną. Pomysł Barbary Labudy okazał się ogromnym sukcesem, a jej inicjatywa przeszła do historii, tyle że nie pod jej nazwiskiem. Encyklopedia „Who’s Who in Solidarity” przypisała tę zasługę popularnemu warszawskiemu działaczowi Henrykowi Wujcowi. „Wujec został błędnie wymieniony jako założyciel pierwszego uniwersytetu robotniczego. Przeprosił mnie osobiście za ten błąd, ale wydawca nigdy nie skorygował pomyłki. Działania podejmowane przez kobiety – zauważyła z goryczą – są często przypisywane mężczyznom”.

hitlerowskiego z dwóch zasadniczych powodów – powiedziała Helena [Łuczywo]. – Po pierwsze, nie groziło nam rozstrzelanie ani tortury. Nie czekał nas obóz zagłady i śmierć. Nie próbowaliśmy wypędzić obcego okupanta. Wszyscy byliśmy Polakami. Dlatego zagrożenie, przed którym teraz staliśmy, było zupełnie inne. Groźba nie polegała na tym, że zostanie się schwytanym i poddanym torturom, lecz że zostanie się aresztowanym i pójdzie się do więzienia, a w tym czasie władze skutecznie spacyfikują ludzi. Interwencję władz nazywano »normalizacją«. Największą grozą napawało to, że »Solidarność« roztopi się w tej normalności”. Zniszczeniu „Solidarności” miało służyć brutalne użycie siły w połączeniu z kampanią uspokajającą, działanie wedle wypróbowanej metody kija i marchewki: najpierw siła, później rozdawanie poturbowanym ofiarom darmowych środków opatrunkowych w dowód szczodrobliwości robotniczego państwa. Albo najpierw kuszenie Normalna gazeta „Zdaliśmy sobie sprawę, że podziemie w sta- ludzi podwyżką płac i obietnicą lepszego zaopanie wojennym musi się różnić od podziemia anty- trzenia, a później bicie, jeśli nie będą posłuszni Podwójne życie kobiet podziemia

5/9


i nie wyprą się „Solidarności”. To była wojna domowa, a partia właśnie dlatego wyjątkowo dobrze rozumiała cele „Solidarności”, że też była polska. Członkowie jednej i drugiej mówili tym samym językiem, mieszkali w tych samych dzielnicach, posyłali dzieci do tych samych szkół. Zdarzały się nawet „mieszane małżeństwa” między dziećmi partyjnej elity a opozycjonistami. W tej zażyłości pomiędzy wrogami kryło się pewne ryzyko. Solidarnościowe podziemie było bardzo narażone na to, że służba bezpieczeństwa przeniknie w jego szeregi. Informatorzy partii i bezpieki stosunkowo łatwo infiltrowali na przykład zakłady pracy. „Po stłumieniu przez wojsko strajków, jakie wybuchły po wprowadzeniu stanu wojennego, protesty ustały. Ludzie stracili wiarę w »Solidarność« – powiedziała Helena. – Uważali, że nie zdobędą więcej, niż uzyskali w legalnym okresie jej istnienia. Byli wystraszeni. Obawialiśmy się, że nikomu już nie zależy na »Solidarności«. Dlatego celem podziemia nie była walka z reżimem, Podwójne życie kobiet podziemia

lecz odzyskanie przez »Solidarność« wiary we własne siły i wiarygodności wśród członków. Te dwie zasadnicze różnice między stanem wojennym i hitlerowską okupacją wymagały również zupełnie innego sposobu myślenia i działania”. To zaowocowało brzemienną w skutki koncepcją „latającej redakcji”, w istocie będącą adaptacją innej starej polskiej tradycji oporu. Helena (z wykształcenia filolog, nauczycielka angielskiego do czasu zaangażowania się w działalność opozycyjną) rozmawiała ze mną po angielsku i w naszej rozmowie posługiwała się angielskim terminem „Floating Offices”. „»Tygodnik Mazowsze« z pewnością był ambitnym przedsięwzięciem bardzo ambitnych ludzi – powiedziała mi Anna Dodziuk. – Ale »Tygodnik Mazowsze« to nie był »New York Times« – dodała cierpko. – Jego główne zadanie polegało na przypominaniu społeczeństwu, że opozycja nadal przemawia jednym głosem”. Warto zauważyć, że chociaż zespół redakcyjny przeważnie nie dosypiał, to w dwustu dziewięć6/9


dziesięciu numerach „Tygodnika” można znaleźć zaskakująco mało literówek i innych błędów drukarskich, czym „New York Times” nie może się poszczycić. Redaktorki bardzo skrupulatnie weryfikowały też każdą informację. W 1984 roku „Poland Watch” – amerykańskie czasopismo, które pisało o „Solidarności” i wspierało ją z Waszyngtonu – odnotował, że „dotąd w gazecie pojawiło się bardzo niewiele błędów rzeczowych”. O ile Helena pomniejszyła w rozmowie ze mną znaczenie gazety, o tyle Joanna [Szczęsna], podobnie jak „Poland Watch”, uważała, że „Tygodnik Mazowsze” to doniosłe świadectwo komunistycznych represji i społecznego oporu. „Rejestrowaliśmy życie zdelegalizowanej »Solidarności« i dokumentowaliśmy represje – mówiła. – Zamieszczaliśmy nazwiska wszystkich ofiar. Było to ważne dla nas i dla naszych czytelników, ponieważ partia prześladowała dziesiątki tysięcy anonimowych ludzi. Nasze zadanie polegało na tym, żeby nie zapomniano o aresztowanych Podwójne życie kobiet podziemia

i żeby nie było następnych. Zamieszczaliśmy ich listę w każdym numerze wraz z artykułami na tematy polityczne, o kulturze podziemnej, o opozycji w krajach bloku wschodniego itd. To była normalna gazeta”.

Wszystko dla demokracji

To właśnie połączenie męskiej kulturowej ślepoty z ogromną dbałością warszawskich kobiet o zachowanie tajemnicy i bezpieczeństwo sprawiło, że większość członkiń Damskiej Grupy Operacyjnej i ich pomocników uniknęła więzienia. Redaktorki „Tygodnika Mazowsze” nie szczędziły starań, aby ukryć swoją tożsamość, szybko zrezygnowały nawet z żartobliwej nazwy, jaką dla siebie wybrały: DGO. To miała być kpina ze służby bezpieczeństwa i utworzonego specjalnie na czas stanu wojennego zespołu tajnych wywiadowców nazywanego grupą operacyjną. Konspiratorki podpisały się skrótem DGO kilka razy pod wydawanymi oświadczeniami, ale przestały go używać – a jeśli chodzi o ścisłość, przestały również wydawać oświadczenia – od7/9


kąd uświadomiły sobie, iż mógłby zostać rozszyfrowany i skojarzony z kobietami. Między sobą jednak nadal się nim posługiwały jako symbolem ich kobiecego przedsięwzięcia i jednej z najlepiej strzeżonych tajemnic podziemia. Po tej pierwszej niedoszłej wpadce redaktorki tak skutecznie chroniły swoją tożsamość, że służba bezpieczeństwa nigdy nie domyśliła się, kto naprawdę kieruje „Tygodnikiem Mazowsze”. Zastępczyni redaktorki naczelnej Joanna Szczęsna powiedziała z nieskrywaną dumą: „Nie chcieli uwierzyć, że to my jesteśmy redaktorkami, chociaż słyszeli o nas przez całe lata. Oskarżali więc różnych ukrywających się mężczyzn, na przykład Janusza Onyszkiewicza i Konrada Bielińskiego, o to, że są redaktorami, i ciągle ich szukali”. Oceniając sposób myślenia rządzących, Joanna zauważyła: „Władze wojskowe nie traktowały nas poważnie. Nie doceniały kobiet. Wyszło to nam na korzyść”. „Bezpieka prawdopodobnie uważała mnie za zwykłą gospodynię domową – powiedziała Anna Dodziuk, która przechowywała stos nielegalnych Podwójne życie kobiet podziemia

gazet pod lodówką, gdzie przetrwał wszystkie milicyjne rewizje. – A ja uznałam, że to świetnie, niech tak myślą! Tak będzie bezpieczniej”. Kobiety szybko uświadomiły sobie, że mogą z korzyścią dla siebie posłużyć się głęboko zakorzenionymi męskimi wyobrażeniami na temat ról płci. „Sterta pieluch była miejscem, gdzie przeważnie chowało się bibułę” – napisała w 1990 roku warszawska artystka Monika Krajewska w niepublikowanym artykule. Ona i inne kobiety zwykle przechowywały gazetki oraz inne materiały w koszach z brudną bielizną, kuchenkach, pralkach i pod lodówkami. Kobiece przestrzenie – pokoje, kąty i zakamarki kojarzące się z prowadzeniem gospodarstwa domowego – wybierano świadomie jako miejsce ukrycia nielegalnych materiałów, przewidując słusznie, że milicji nie przyjdzie do głowy przeszukiwać spiżarni, pralni czy pokoju dziecinnego. Drobne przedmioty, takie jak listy i znaczki, znajdowały schronienie w słoikach z przetworami, doniczkach i pojemnikach na kosmetyki. Fakt, że domowe sprzęty i przestrzenie 8/9


mające świadczyć o przypisywanej kobietom apolityczności służyły podwójnym celom, symbolizował na swój sposób podwójne życie, jakie prowadziły kobiety w podziemiu. Słowem, kobiecy stereotyp był świadomie wykorzystywany na wiele różnych sposobów – a wszystko to w celu zaprowadzenia demokracji w Polsce. Skrót, tytuł i śródtytuły od redakcji

Podwójne życie kobiet podziemia

[[

Shana Penn – amerykańska feministka, historyczka, publicystka. Wykłada na Graduate Theological Union’s Center for Jewish Studies w Berkeley. Publikowała w „Tygodniku Powszechnym”, „Nowej Europie Wschodniej”, „Gazecie Wyborczej” i „Krytyce Politycznej”. Autorka „Podziemia kobiet” (wyd. pol. 2003). W 2013 r. została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczpospolitej

9/9


[ Ciechońskirysuje ]


[ Ciechońskirysuje ]

[[

Mariusz Ciechoński – animator kultury, komiksiarz, prace publikuje na Disstopia.pl


[ BiznesFelieton ]

Etat czy własny biznes? Spotykam młodych, którzy zakładają firmę, żeby stworzyć sobie etat. Niewiele ma to wspólnego z biznesem Olgierd Świda


Olgierd Świda – trener biznesowy, członek redakcji magazynu „W Punkt”. W latach 90. pracował dla Microsoftu w Niemczech i USA. Zdefiniował polskie słownictwo w Windowsie. Współwynalazca Open License. W latach 2006–2007 odpowiadał za produkcję newsów w TVP. Senior Leader w ramach organizacji Anthony’ego Robbinsa, legendarnego pioniera coachingu i motywacji. Prowadzi firmę Tools 2 Lead

B

lisko dwa i pół miliona osób prowadzi obecnie w Polsce jednoosobową działalność gospodarczą, tak zwane mikroprzedsiębiorstwa. To dużo jak na 17 milionów aktywnych zawodowo. Ile z tych mikroprzedsiębiorstw rozwinie się w prawdziwe firmy, a ile zniknie? Co o tym zadecyduje? Spotykam młodych, którzy poszukują – chcą się odnaleźć we współczesnym świecie. Wychowanie i wskazówki życiowe odebrane od rodziców nie przystają do nowoczesnej, wolnoJeszcze raz wybieramy Europę

rynkowej Polski. Młodzi kończą studia, zaczynają pracować. Pracę często zmieniają, próbują w nowych obszarach. Poszukują pasji i pomysłu na życie. Nieraz przeciwstawiają pasję pracy, co blokuje im działanie i powoduje depresję. Na konferencjach dyrektorów HR dużo dyskutuje się o generacji Y i tworzeniu dla niej warunków pracy w firmach. Nie zawsze się to udaje. Wielu młodych odchodzi i zakłada działalność gospodarczą, oczekując, że tak zrealizuje własne pasje. 2/4


Niestety zazwyczaj zamiast budować firmę, de facto tworzą dla siebie etat. Starają się znaleźć klientów na swoją konkretna usługę czy produkt – z różnym skutkiem. A na przetrwanie nieraz pozwala im tylko finansowa pomoc rodziców. Z budowaniem firmy nie ma to wszystko nic wspólnego. Co jest istotne przy zakładaniu własnego biznesu? Polecam ćwiczenie. Weź kartkę i podziel ją na trzy kolumny. W lewej kolumnie wypisz 10–20 zjawisk w twoim otoczeniu, które cię wkurzają. Tu często pojawiają się „brzydka pogoda”, „nieuprzejmość innych”, „psie odchody na ulicy” itp. Warto wygenerować listę 15–20 punktów. W drugiej, środkowej kolumnie wybieramy tylko te obszary, gdzie możemy pozytywnie wpłynąć na irytujące nas zjawiska, gdzie z naszymi talentami i zasobami możemy dodać wartości do otaczającego nas świata. Po kilkunastu minutach weryfikacji punktów z lewej kolumny dochodzimy do wniosku, że jest kilka obszarów, w których możemy ulepszyć, choćby częściowo, otaczającą nas rzeczyJeszcze raz wybieramy Europę

wistość. Oczywiście nie zmienimy pogody, ale za to szybko wygenerujemy kilka pomysłów na rozwiązanie problemu psich odchodów na ulicach. Na tym etapie wszystkie koncepty są dozwolone. Teraz krok trzeci i ostatni. Patrzymy na listę pomysłów z drugiej kolumny i zastanawiamy się, kto będzie nam za to gotów zapłacić. W prawej kolumnie wypisujemy pomysł wraz z określeniem grupy potencjalnych klientów. W rezultacie powinniśmy stworzyć 3–7 konkretnych punktów. W wyniku tak przeprowadzonego wiele lat temu procesu sam zacząłem szkolić amerykańskie korporacje w Polsce z wystąpień publicznych po angielsku. Ktoś inny wygenerował pomysł na dystrybucję zdrowej żywności w jednym z krajów ościennych. A jeszcze ktoś inny zrozumiał, jak można zrobić interes na pozbyciu się psich odchodów z ulic. Biznes musi dawać/budować wartość innym: pojedynczym osobom, firmom, organizacjom. To podstawowa zasada. Gdy firma nabrała rozmachu, gdy zbudowaliśmy bazę klientów, którym dodajemy pewną 3/4


rozwoju z jasno nakreślonywartość, opłaca się zastaNa konferencjach nowić, czy jesteśmy „busimi wizją, misją, celami i stradyrektorów HR ness operator” czy „business tegią wyjścia (exit strategy), dużo dyskutuje owner”. Operator to osoba, jak np. sprzedaż firmy lub się o generacji Y bez której biznes nie działa. sukcesja. W przeciwnym wyi tworzeniu dla niej Gdy jej zabraknie, wszystko padku istnieje wysokie ryzywarunków pracy pada. Business owner, czyli ko, że staniemy się więźniem właściciel, może się odsunąć własnego biznesu. od codziennej pracy, a firma będzie nadal dobrze Połączenie własnej pasji z pomysłem, jak dofunkcjonować. Będzie miała jasno sformułowane dać wartości innym w długim terminie, z kilkuwizję, misję i cele. Będzie zatrudniała menedże- letnim planem rozwoju i jasno określoną strategią rów o szerokim zakresie autonomii. Pracownicy wyjścia będą decydowały o tym, które z dwóch będą zmotywowani, a biznes rentowny w dłu- i pół miliona mikroprzedsiębiorstw przeżyją, gim okresie. Taką firmę można sprzedać. Firmy, a które nie. Pasja jest ważna, ale nie wystarczy. których właściciel działa jako business operator, sprzedać się nie da. Co Cię uwiera w polskim biznesie, a co inspiruje? Napisz do mnie: Gdy mamy dobry pomysł na biznes, który olgierd.swida@magazynwpunkt.com dodaje wartość innym, stwórzmy kilkuletni plan

[[

Jeszcze raz wybieramy Europę

4/4


[ Inic jat y waOt wier acz ]

Otwórzmy dostęp do nauki Dlaczego dostęp do niej ma zależeć od grubości portfela? E wa M a j d e c k a


Ewa Majdecka – liderka Inicjatywy Otwieracz, socjolożka i animatorka kultury, absolwentka ISNS UW oraz specjalizacji animacja kultury w IKP UW, badaczka m.in. ślubów humanistycznych, trendu do niekupowania, partycypacji obywatelskiej czy Uniwersytetów Trzeciego Wieku, autorka projektów Marsz na trawę!, Projekt Warszawianka

D

laczego nie mamy swobodnego dostępu do książek i czasopism naukowych? Przecież nie tylko dlatego, że zostały wydane ledwie w kilkuset egzemplarzach, na które nas zresztą nie stać. Nawet niekoniecznie znajdziemy je w bibliotece. Dlaczego nie znamy publikacji wydawanych przez naszych wykładowców? Dlaczego o tych niezwykle cennych badaniach, o których opowiadają nam prowadzący na zajęciach, nie huczy cały naukowy świat? Otwórzmy Jeszcze razdostęp wybieramy do nauki Europę

Nauka jest wartością i chcemy się nią dzielić

Przez takie pytania powstała Inicjatywa Otwieracz – studencka grupa w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Działamy na rzecz Open Access – otwartego dostępu do nauki. Wiedza jest dla nas wartością i chcemy móc się nią dzielić. Nie rozumiemy, dlaczego dostęp do niej ma zależeć od grubości portfela. Postanowiliśmy zrealizować badanie – zapytać o to innych zainteresowanych: studentów, 2/4


doktorantów i wykładowców ISNS UW. Zależało nam, by każda z tych trzech grup miała możliwość wypowiedzenia się, a debata odbywała się wspólnie. Od tego, jak wygląda i co reprezentuje Instytut, z którym jesteśmy związani, zależy w końcu nie tylko głos jednych lub drugich, ale ich wielogłos. Postulaty zmian czy sygnalizowanie problemów za rzadko wychodzą od studentów. Open Access ma ogromne znaczenie w codziennym naukowym życiu studentów, doktorantów i wykładowców, choć u każdego w nieco inny sposób. Jak dostęp do materiałów naukowych – lub jego brak – wpływa na te grupy? Studentów może interesować szybki i łatwy dostęp do tego, co związane z ich zajęciami i naukowymi zainteresowaniami. Dla doktorantów zaczynają być istotne takie kwestie, jak cytowania ich prac (by dostać więcej punktów, od których wiele zależy w ich karierze naukowej). Wykładowcy mogą zastanawiać się, czy chcą (na jakich zasadach oraz jakie niesie to konsekwencje) udostępniać własny naukowy dorobek. To jedyOtwórzmy dostęp do nauki

nie trzy z wielu przykładów powiązania nauki i Open Access.

Papierowe katalogi bibliotek – to lubimy

W trakcie badania pytaliśmy zatem o zwyczaje korzystania z komputera i internetu, wiedzę o prawie autorskim, które determinuje wolny lub zamknięty dostęp oraz o opinie o publikowaniu w sieci. Chcieliśmy dowiedzieć się, gdzie leży (o ile leży) problem i jak bardzo nasze stereotypowe wyobrażenie wykładowców niekorzystających z maila i cyfrowo obytych studentów jest chybione. Z wyników badań dowiedzieliśmy się, że coraz większą rolę odgrywa nowy, mobilny sprzęt elektroniczny, choć forma papierowa i cyfrowa tekstów naukowych jest równie atrakcyjna. Internet jest głównym źródłem poszukiwania informacji naukowych, a wśród studentów bardzo popularne są serwery nieoficjalnie udostępniające pliki (czytaj Chomikuj.pl). Dla wszystkich podstawą są wyszukiwarki internetowe – a nie 3/4


np. cyfrowe katalogi bibliotek. Zaskoczyło nas, że jedna trzecia badanych do swoich źródeł dostępu do nauki zalicza papierowe katalogi bibliotek.

Internet promuje naukę

ne. Nie wykorzystuje się ich jako platform wymiany informacji, dyskusji naukowych i o nauce. Mimo to wszystkie trzy badane grupy dostrzegają rolę internetu w promocji nauki i przyjmują obecność prac naukowych w sieci jako coś powszechnego. Szkoda, że nie swoich. Wyniki badania „Nowe technologie i prawo autorskie w ISNS UW” są źródłem wiedzy. Traktujemy je jako punkt wyjścia. Mamy wiele propozycji – od stworzenia i opublikowania listy wszystkich aktualnych i odbieranych maili wykładowców, po upublicznienie prac licencjackich i magisterskich. Polska nauka potrzebuje zmian. Na początek musi się otworzyć.

Większość badanych nie wie, że skserowanie na własny użytek całej książki wypożyczonej z biblioteki jest legalne

60 procent badanych uznało skserowanie na własny użytek całej książki wypożyczonej z biblioteki za niezgodne z prawem. Podobnie jedna trzecia z nich oceniła wysyłanie studentom skanów tekstów na zajęcia. Oba przykłady tak często obecne w życiu akademickim to działania legalne (ciekawe, czy badani działają mimo a może zgodnie ze swoją wizją prawa autorskiego). Mimo popularności internetu (i korzystania z jego naukowych zasobów!) niewiele osób publikuje w sieci własne prace naukowe. Blogi na- Przeczytaj więcej o Inicjatywie Otwieracz ukowe i fora dyskusyjne nie są rozpowszechnio- Prezentacja raportu w Prezi Otwórzmy dostęp do nauki

4/4


[ FelietonWiara ]

Pułapka miłosierdzia Według powszechnej opinii katolików wprawdzie jest w Polsce coraz mniej, ale są coraz bardziej świadomi własnej wiary. Pobożne życzenie! Tomasz Ponikło


Tomasz Ponikło – zastępca redaktora naczelnego Wydawnictwa WAM, autor książek; ostatnio opublikował wywiad rzekę z bp. Andrzejem Czają „Szczerze o Kościele” (2014)

S

tudentom dziennikarstwa co roku pokazywany jest przykład interpretacji tych samych danych przez dwie najważniejsze polskie gazety codzienne. Kiedy przed laty Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego tradycyjnie podał liczbę katolików chodzących na msze święte i przystępujących do komunii, dzienniki wyciągnęły z tych samych danych przeciwne, ale za to idealnie pasujące do ich linii redakcyjnych, wnioski. Ponadto obie uczyniły z tego temat okładkowy. Efekt zestawienia materiałów był więc komiczny. Pułapkaraz Jeszcze miłosierdzia wybieramy Europę

Tendencja jest jednak wyraźna. Z roku na rok – jak wynika z systematycznych badań ISKK prowadzonych od ponad 30 lat – polscy katolicy coraz rzadziej chodzą do kościoła, jest to już niespełna 40 procent osób ochrzczonych, ale jednocześnie rośnie liczba ludzi przystępujących do komunii: obecnie 16 procent. W opinii ks. Andrzeja Draguły dane ISKK pokazują, że „mniej mamy katolików z tradycji, a więcej ze świadomego wyboru, za którym idą także przyjmowane normy moralne. W tym znaczeniu będziemy 2/4


mniejszością, ale mniejszością coraz bardziej siebie świadomą, także w odniesieniu do przysługujących nam praw w przestrzeni publicznej”. Na podstawie tych samych danych można wyrazić równie uprawnioną opinię przeciwną. Przystępowanie do komunii nie musi oznaczać pogłębionej wiary i uznania nauki moralnej Kościoła, lecz spłycenie wiary i uznaniowe podejście do wskazań Magisterium. Zwraca na to uwagę bp Andrzej Czaja z diecezji opolskiej, która na mapie polskiego Kościoła jest polem doświadczalnym: to tam w pierwszej kolejności widać skutki procesu przejmowania zachodnich wzorców kulturowych, także gdy chodzi o religijność. A więc ostrożnie z entuzjastycznym stwierdzaniem, że wzrost liczby osób przystępujących do komunii świętej oznacza z pewnością pogłębienie wiary katolików, a co dopiero – świadome przyjmowanie moralnych standardów Kościoła. Na Zachodzie ten sam wzrost ma inne przyczyny i wynika z odwrotnych procesów: powierzchownej wiary i utraty moralnej wrażliwości, także w podejściu do sakramentów. Pułapka miłosierdzia

Kiedyś z definicji zakładano, że wiara jako odpowiedź człowieka na łaskę przejawia się poprzez przestrzeganie norm moralnych Dekalogu. Moralność była zespolona z wiarą i stanowiła jej probierz. Obecnie definicja – powtarzana w encyklikach przez Benedykta XVI i Franciszka – mówi o tym, że wiara jest osobistą relacją człowieka z Bogiem, a jej miarą jest miara miłości. Moralność zeszła w tym ujęciu na dalszy plan. Przeniesienie akcentu z zasad moralnych uznanych przez wspólnotę na subiektywne poczucie więzi ma swoje konsekwencje. Opisywane szeroko w socjologii religii i zauważane przez ostatnich papieży procesy indywidualizacji wiary, jej prywatyzacji, a także zjawiska analfabetyzmu religijnego i pustynnienia duchowego są wyraźne. Jednocześnie widać, jak w przeciągu kilku ostatnich pokoleń w Kościele popularność zyskała pobożność misericordialna. Miłosierdzie Boże jest od lat najmocniejszym komunikatem chrześcijan. A jednak przez pryzmat opisywanych zjawisk – jak to kiedyś przedstawił o. Paweł Kozacki, odwołując się do doświadczenia 3/4


potwierdzeniem moralności konfesjonału – można uznać, Czy wzrost danego człowieka, to dziś że miłosierdzie potaniało. liczby osób oceny ludzkiego postępowaOto, w zwulgaryzowanej przystępujących wersji, Bóg jest każdemu winia są indywidualnie negodo komunii nien miłosierdzie, a ostateczcjowane i uznaniowe, rozświętej na pewno nie to Bóg ma się dostosować grywają się coraz częściej oznacza pogłębienie do wiernego, a nie wierny do wyłącznie w sumieniu, które wiary katolików? Niego. Podobnie może być nie uznaje żadnej zwierzchz sakramentami. ności. Sakrament pokuty i pojednania powoli odraStwierdzanie na podstawie wzrostu liczby dza się w krajach zachodnich w wymiarze indy- przyjmujących komunię, że mamy więcej katoliwidualnym po tym, jak niemal zniknął z religij- ków świadomych wiary i przyjmujących normy nego pejzażu. Panuje przekonanie, że grzech jest moralne Kościoła, jest zaklinaniem rzeczywistosprawą między człowiekiem a Bogiem, a spo- ści. Może lepiej zapytać, czy – z jednej strony wiednik i Kościół to zbędni pośrednicy. Sko- – nie powtarzamy w jakiejś mierze scenariusza ro tak, to droga do komunii otwiera się łatwiej przerobionego już przez Kościół w innych kraniż wówczas, gdy sumienie jest skonfrontowa- jach a – z drugiej strony – czy religijność mine ze standardami grupy. Kiedy więc dawniej sericordialna, tak silna zwłaszcza w Polsce, ma moralne postępowanie stanowiło przepustkę do szczepionkę na ignorancję wobec grzechu i roszsakramentów, zaś przystępowanie do nich było czeniowość wobec Boga. ,

Pułapka miłosierdzia

4/4


[ Kultur aFl amenco ]

Hitler

in my

Heart Skąd w ogóle pomysł, żeby w przedstawieniu flamenco pokazać właśnie Holocaust?

Israel Galván w spektaklu „La Curva”, 2014 r.


I s r a e l e m G a lvá n e m r o z m aw i a Maciej Okraszewski z

Maciej Okraszewski:

Czy Leni Riefenstahl była

dobrą tancerką? Israel Galván: Zdecydowanie nie.

A jednak w reżyserowanym przez siebie „Tiefland” obsadziła się w roli głównej baleriny. – I niestety nie to jest w filmie najgorsze. Jego akcja rozgrywa się w Katalonii, ale kręcono go w Niemczech, już w trakcie wojny. Riefenstahl potrzebowała statystów o hiszpańskim wyglądzie, więc ściągnięto jej na plan setkę Cyganów przetrzymywanych w obozach koncentracyjnych, w tym kobiety i dzieci. Po zakończeniu zdjęć większość z nich została zagazowana w Auschwitz.

przedstawieniu musi umyślnie poruszać się jak ktoś, kto słabo tańczy. Ale dzięki temu paradoksalnie trafia w sedno, bo ta przerysowana ekspresja pozwala widowni przejrzeć fałsz nazistki, który na taśmie filmowej mogła jeszcze maskoTen wątek pojawia się w pana spektaklu wać. Z kolei Belén Maya wciela się w więzioną w obozie koncentracyjnym Cygankę z Rumu„Lo Real”. – Reżyserkę Hitlera gra Isabel Bayón. To nii, która popełnia samobójstwo, rzucając się na niewygodna rola, bo jest świetną tancerką, a w druty pod wysokim napięciem. To bardzo przejHitler in my Heart

2/8


Mimo że wcześniej zajmował się pan już śmiercią. – Od dziecka mam w sobie głęboko zakorzeniony strach przed nią, już jako dorosły zrozumiałem, że prawdopodobnie dlatego wszystkie moje przedstawienia krążą wokół tematu cierpienia. Wcześniej interpretowałem między innymi „Czerwone trzewiki” Christiana Andersena, „Przemianę” Franza Kafki czy biblijną ApokalipChyba sam obawiał się pan podobnych emocji, skoro zdecydował, że po raz pierwszy w so- sę, czyli śmierć symboliczną. „Lo Real” jest więc lowej karierze będzie dzielić z kimś scenę? domknięciem tego cyklu, sięgnięciem po osta– Nie lubię formuły, jaką przyjmują zawodo- teczny wymiar śmierci. we zespoły, że w błysku reflektorów na przedzie błyszczy największa gwiazda, a cała reszta eki- Skąd w ogóle pomysł, żeby w przedstawieniu py jest gdzieś w tle, niewidzialna. Miałbym też flamenco pokazać właśnie Holocaust? problem z ciągłą odpowiedzialnością, że sko– Bezpośrednim impulsem była decyzja Niro trupa ma moje nazwisko w szyldzie, to mu- colasa Sarkozy’ego o tym, żeby zacząć wyrzuszę być cały czas w najwyższej formie, lepszy cać zagranicznych Romów z Francji, i to, że od innych. Dlatego zawsze tańczyłem na sce- do przestrzeni publicznej wrócił język, którego nie sam, najwyżej z rekwizytem. Ale w trakcie używali wcześniej naziści. Niemcy prześladoprzygotowywania tego spektaklu poczułem, że wali Cyganów, ale równocześnie byli zafascynie jestem w stanie udźwignąć takiego tematu nowani ich kulturą, flamenco ich urzekało. To i potrzebuję pomocy. widać w kinie, film Riefenstahl nie był jedyną ich mująca scena, robi duże wrażenie nie tylko na widzu. Belén sama ma romskie korzenie, ale nigdy wcześniej nie była ich tak silnie świadoma. „Lo Real” je z niej wyciągnęło, okazało się dla niej wyjątkowo osobistym doświadczeniem. Po pierwszych występach nie mogła się powstrzymać od płaczu.

Hitler in my Heart

3/8


produkcją na ten temat: kiedy tuż przed wojną Goebbels postanowił współzawodniczyć z Hollywood o duszę światowego widza, ściągnął do Berlina frankistowską ekipę, która nakręciła między innymi dwie ekranizacje „Carmen”, po hiszpańsku i niemiecku, choć z tymi samymi aktorami. Nazistowski szef propagandy był zachwycony efektem i jakoś nie przeszkadzało mu, że główną bohaterką jest przecież Cyganka. Do tego przedstawienia przygotowywałem się kilka lat, dużo rozmawiałem z moim przyjacielem Georgesem Didi-Hubermanem, francuskim filozofem żydowskiego pochodzenia, który stracił większość rodziny w Holocauście, czytałem książki historyczne i dokumenty o ustawach rasowych, obozach, torturach. To przerażające informacje, których już nigdy w życiu nie uda mi się wymazać z pamięci. W pewnym momencie dotarłem do swojego limitu, czułem się chory, zatruty. Ale to jeszcze tylko mnie przekonało, że w czasach, kiedy wciąż są zwolennicy nazizmu, taki spektakl trzeba po prostu zrobić. Hitler in my Heart

Mimo to, wciąż miał pan wątpliwości? – Cały czas. Chciałem nawet całą sprawę odwołać, gdy prace były już bardzo zaawansowane. Męczyły mnie wizje tych wszystkich zamordowanych ludzi, bałem się, że odtańczenie ich tragedii będzie jednak w złym guście, groteskowe. Ale w końcu się przemogłem. Zespół Antony And The Johnsons ma taką piosenkę „Hitler in my Heart”, „Hitler w moim sercu”, i tam jest refren, że „na zwłokach kwitną kwiaty”. I myślę, że tak właśnie jest, że całe to cierpienie nie może iść na marne, że mamy z tej tragedii wyjść jako lepsi ludzie. Ale żeby ją przetrawić, trzeba rytuału przejścia. Sztuka może być właśnie taką ceremonią wyzwolenia. Premiera okazała się jednak skandalem. – Bo odbyła się w Teatrze Królewskim w Madrycie. To specyficzne miejsce, chadza tam stołeczna elita, wśród której jest dużo bogatych, aroganckich paniczyków, patrzących na wszystkich z góry. Traktują tę scenę jak swój salon i nie życzą sobie, żeby wystawiano tam rzeczy, które nie trafiają w ich 4/8


gust. Pokazali na co ich stać, kiedy na deski wyszła Uchi. Stuprocentowa Cyganka z etnicznego getta w Sewilli, gdzie jest duża tradycja wielkich tancerzy, którzy nie są profesjonalistami, a flamenco nie jest dla nich sztuką, tylko częścią życia. Mają specyficzne gesty, zapisany w genach charakterystyczny sposób poruszania się. Chciałem to włączyć do spektaklu, dodać mu autentyczności. Ale część publiczności w Madrycie tego nie doceniła. Kiedy Uchi wyszła tańczyć, zaczęli gwizdać i ją wyzywać. Jak to?! Jakaś Cyganicha na ich świętej scenie? A gdy solidarnie stanęliśmy z nią na deskach, krzyczeli na nas, że jesteśmy lewakami. Dlatego nie biorę tego do siebie. Gdyby to była artystyczna krytyka, albo gdyby widzowie dali znać, że to po prostu nie wypada, to co innego: spróbowaliśmy, nie wyszło, ok, rozumiem. Ale hasła polityczne? Nigdzie indziej już nas coś takiego nie spotkało, nawet w Niemczech, gdzie byliśmy z gościnnym występem.

Flamenco to jeden z narodowych symboli, kultura cygańska wsiąkła w hiszpańską, Hitler in my Heart

szczególnie w Andaluzji. A jednak rasistowskie uprzedzenia są wciąż silne. – Raimundo Amador nagrał taką piosenkę, „Gitano de temporá”, „Sezonowy Cygan”: „Kiedy przychodzą dni świętowania, wielu ubiera się po cygańsku, pali co cygańsku i przyrzeka, że ich dziadek był dobrym Cyganem, ale kiedy miną święta, ci sami krzyczą, że na świecie jest za dużo Cyganów”. I tak tu właśnie jest. Impreza, wino, nagle co druga osoba sobie winszuje, że mój dziadek Cygan, wujek… Ale już następnego dnia na trzeźwo, w biurze albo na ulicy: jakie korzenie? Nie znam, nie pamiętam, najlepiej trzymaj się ode mnie z daleka. Ja jestem Cyganem po matce, ale nie wyglądam, mogę uchodzić za typowego Hiszpana, zwłaszcza tu na południu. Jeżeli jestem w barze sam, to nikt nie zwraca na mnie uwagi, ale kiedy po próbie idziemy na obiad do restauracji całą grupą, w której jest kilku muzyków, po których od razu widać pochodzenie, to kelnerzy od razu robią się czujni i cały czas nas obserwują. A Cyganie przyzwyczajają się do takiego traktowania, nie chcą 5/8


sobie robić problemów, wolą się trzymać w swojej grupie, gdzie nikt ich nie będzie oceniał. I koło się zamyka, bo w ten sposób nikt z zewnątrz nie może ich naprawdę poznać, stereotypy mają się w najlepsze.

ludzie byli szczęśliwi z tym, co mieli. Uważam, że należy respektować to, że ktoś ma własną kulturę i styl życia. Zamiast na siłę zmieniać innych, spróbujmy zobaczyć w nich to, co dobre.

Nie uważa pan, że zamykają się też trochę na samych siebie? Żydzi zrobili z Shoah potężny symbol, również dla gojów. Tymczasem Porajmos, cygański Holocaust, to nazwa prawie nieznana, również wśród Romów. Badania pokazują, że wielu z nich ma bardzo niewielkie pojęcie o tym, co działo się z ich narodem podczas Zagłady. – Ale to sprawa kulturowa. Cyganie są emocjonalni, żyją teraźniejszością, z dnia na dzień. Nie rozpamiętują tak namiętnie historii, trzeba to uszanować, a nie narzucać swoje wzorce. Tymczasem reszta społeczeństwa nie pozwala Romom żyć tak, jak chcą. We Francji byłem w obozowisku przeznaczonym do likwidacji, według miejscowych władz nie spełniało warunków mieszkaniowych. Ale przecież tamci

We własnym życiu też niewiele pan zmieniał, flamenco było panu pisane. – Dosłownie się w nie wrodziłem. Ojciec był tancerzem, szukał kogoś do pary i tak poznał moją matkę. Wybijała obcasami rytm na scenie jeszcze, kiedy była ze mną w siódmym miesiącu ciąży. Wychowywałem się wśród muzyki. W tamtej epoce w Sewilli była taka moda, że ozdobą występów w lokalach były popisy cztero-, pięciolatków, była nas takich wtedy w mieście całkiem spora grupka. Dziś to dla mnie nie do pomyślenia, żeby mój synek zarabiał w ten sposób w barach o drugiej w nocy w środku tygodnia, ale ja właśnie tak zdobywałem pierwsze szlify. Później bardzo mi to pomogło. Jąkam się, jestem bardzo nieśmiały, bezpośrednie kontakty nie idą mi najlepiej. To

Hitler in my Heart

6/8


szczególnie dotkliwe, kiedy jest się nastolatkiem, już nie dzieckiem, a jeszcze nie mężczyzną. Wtedy odkryłem, że w tańcu mogę z siebie wszystko wyrzucić, mogę wyrazić się ruchem, skoro nie słowami. A kiedy tańczę przed publiką, mam wrażenie, że robię to po coś, że to wszystko nie jest na darmo. Dlatego zostałem profesjonalistą. W rzeczywistości gdyby nie flamenco, to po prostu byłbym chory.

tacy ludzie jak Camarón, Morente czy współpracujący z nimi artyści należeli do generacji równie wielkich muzyków, którzy otworzyli flamenco na nowe formy wyrazu. Dziś już nikogo nie dziwi obecność na płycie elektrycznego basu, albo sitaru, każdy artysta tworzy własny świat, własne flamenco. Uważam, że to właśnie taka różnorodność świadczy o żywotności naszej tradycji.

Był pan świadkiem wielkich zmian w świecie flamenco. Kiedy trzy dekady temu Camarón żenił je z jazzem i rockiem, puryści odsądzali go od czci. Dziś tamte nagrania są uważane za przełomowe, a wokalista jest obdarzony takim kultem, że na niektórych obrazach jest przedstawiany jako Chrystus. – Wcześniej mieliśmy tylko tancerza, śpiew i gitarę, i to wystarczyło, bo scenę w całości wypełniały osobowości artystów. Wielkie indywidualności, które jeszcze do dziś oddziałują na nowe pokolenia, nic dziwnego, że wielu nie wyobrażało sobie odejścia od kanonu. Ale

A nie sądzi pan, że gdzieś po drodze ginie duende, ten słynny duch flamenco? Na przykład kiedy artyści budują klimat w granadyjskiej jaskini, a tymczasem turysta w pierwszym rzędzie pałaszuje kotleta z ziemniakami? – Nie można się obrażać na to, jak dziś wygląda świat. Flamenco jest gatunkiem bardzo osobistym, bezpośrednim. Jego prawdziwy duch przejawia się w intymności tańca na ulicy, z potrzeby serca. Ale niektórzy artyści, jak Carmen Amaya czy Paco de Lucía, wprowadzili go na sceny najważniejszych teatrów na świecie. Przez to andaluzyjskie bary zalewają turyści,

Hitler in my Heart

7/8


którzy chcą zobaczyć, o co ten hałas, a dzięki temu setki zdolnych artystów ma gdzie zarabiać na życie i rozwijać swój kunszt. A że ktoś tam je koleta? No trudno, jeżeli z setki widzów na sali chociaż jedna osoba zachwyci się występem, zainspiruje nim, zacznie głębiej szukać, to być może wzbogaci naszą własną kulturę. Możemy na tym tylko skorzystać.

[[

Maciej Okraszewski – publikował między innymi w „Newsweek Polska”, „Wprost”, „National Geographic” i „Le Monde diplomatique”.

Hitler in my Heart

[[

Israel Galván – urodzony w Sewilli w 1973 r. artysta flamenco romskiego pochodzenia. Uważany za jednego z najwybitniejszych tancerzy w historii gatunku, laureat wszystkich najważniejszych nagród, z których pierwszą odebrał w wieku zaledwie 22 lat. Wyjątkowo skomplikowana choreografia zdobyła mu uznanie nie tylko kolegów po fachu – jego styl jest przedmiotem eseju francuskiego filozofa Georgesa DidiHubermana. W spektaklu „Lo Real” podejmuje mało znany temat eksterminacji Cyganów przez III Rzeszę

8/8


Wydawca: Masa Prasy Jakub Halcewicz-Pleskaczewski ul. Komorska 4 lok. 25, 04-161 Warszawa tel. +48 604 447 298, redakcja@magazynwpunkt.com ISSN 2353-5857 Dołącz do nas na Facebooku i Twitterze

Redaktor naczelny: Jakub Halcewicz-Pleskaczewski Zespół: Sebastian Duda, Rafał Hetman, Miłada Jędrysik, Emil Górecki, Emilia Kolinko, Jarosław Marczuk, Anna Mateja, Maciej Okraszewski, Joanna Podsadecka, Ewa Rżysko, Barbara Szelewa, Olgierd Świda, Wojciech Załuska. Współpraca: Justyna Kot Opracowanie graficzne: Michał Przeździecki Korekta: Ewelina Pędzich Fotoedycja: Dagmara Staga Wersja na czytniki e-booków i strona internetowa: Rafał Hetman, tel. +48 600 897 220 Reklama: Atmedia, sales_interactive@atmedia.pl, tel: +48 22 24 16 950, http://atmedia.pl/oferta/reklama-online/mobile.html, ul. Bonifraterska 17, 00-203 Warszawa

Magazyn „W Punkt” powstaje w Pracowni Duży Pokój

Wykorzystane zdjęcia i ilustracje: Okładka: il. Agata Nawrot; felietony: Jakub Halcewicz-Pleskaczewski, Miłada Jędrysik, Wojciech Chmielarz, Olgierd Świda (fot. Kinga Kenig), Tomasz Ponikło (fot. archiwum prywatne), Jakub Dymek (fot. Kamila Rokicka), Rafał Bakalarczyk, Paweł Smoleński, Ewa Majdecka (fot. Dagmara Staga); „Meblowanie Polski przed nami” (fot. 1. Kuba Bożanowski/CC Flickr), galeria Kuba Kamiński; „Mój polityczny testament” (fot. Jerzy Kośnik, ze zbiorów Europejskiego Centrum Solidarności), „Rząd Tadeusza Mazowieckiego” (fot. 1. Leonard Szmaglik, fot. 2. Stefan Kraszewski, ze zbiorów Europejskiego Centrum Solidarności), „Podwójne życie kobiet podziemia” (fot. Stefan Kraszewski, ze zbiorów Europejskiego Centrum Solidarności), „Kameleon w resorcie” (fot. Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta); „Efektywność i inspiracja” (fot. Nina Matthews/ CC Flickr); „Sprawdzamy wyniki przed wyborami (fot. Platforma Obywatelska RP), Łukasz Pawłowski (fot. Maciej Spychał), Jarosław Makowski, Krzysztof Iszkowski (fot. archiwum prywatne); „Hipokryzja, rusofila czy sojusz” (fot. Michał Adamczyk/123rf. com); „Patchwork osobowości na końcu świata” (fot. Ilona Wiśniewska); „Myśli o wychowaniu człowieka” (fot. MSZ); „Przed godziną zostałem premierem, Ojcze Święty” (fot. Maciej Śmiarowski/KPRM), „Hitler in my Heart” (fot. 1. Luca Fiaccavento/ The PewCenter for Arts & Heritage, fot. 2. Lars K Jensen/CC Flickr)


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.