W punkt nr11

Page 1

7. 2 0 14 | P A Ź D Z I E R N I K

Chcieliśmy robić teatr

Rasizm nas poraził


W punktach. Spis treści Jakub Halcewicz-Pleskaczewski

A n n a Ko n c z e w s k a

Od redakcji str. 4

Kto rządzi w miastach?

Z R a fa ł e m G aw ł e m r o z m aw i a J a k u b Halcewicz-Pleskaczewski

R a fa ł T o m a ń s k i

Chcieliśmy robić teatr. Rasizm nas poraził str. 6 E m i l i a Ko l i n ko

Ponad połowa polskich miast ma bezpartyjnego prezydenta rządzącego co najmniej drugą kadencję str. 41

Startują Wietnamczycy

Jedna z największych zagranicznych społeczności w naszym kraju nie ma przedstawicieli w polityce str. 45

A t o ta k a i n n a P o l s k a w ł a ś n i e

Książki miesiąca str. 17

Czyli fajny kraj fajnych ludzi str. 49

D o m i n i k a Byc h aw s k a - S i n i a r s k a

A n n a T ry l i ń s k a

Wygodna autocenzura

Jak nie pomóc Syryjczykom

Jerzy Kisielewski

M a c i e j M o s k wa

Twórcy muszą się wykazać niezwykłą determinacją i znajomością prawa, żeby tworzyć i wystawiać kontrowersyjne dzieła str. 23

Państwa Unii niechętnie podchodzą do otwarcia granic. Na co mogą liczyć Syryjczycy w Polsce? str. 57

Wychowanie według Kisiela

Umarłe miasta

P i o tr T e i s s e y r e

J a r o s ł aw M a r c z u k

Uwielbiał prowokować, i to prowokować właściwie niewinnie. Według ojca dzieci miały być bystre, a nie grzeczne str. 28

Na kulturę kasa w gminie Pod względem wydatków na kulturę różnice między poszczególnymi samorządami są ogromne str. 37

Fotoreportaż str. 63

Nieodrobiona lekcja z Gruzji

Jakie błędy popełniliśmy wspierając rozwój społeczeństwa obywatelskiego na Ukrainie? str. 75


W punktach. Spis treści Paw e ł S m o l e ń s k i

Chr i s L o w n e y

Facet, z którym nie pije się drinków

Przywódca kontrkulturowy

Tomasz Ponikło

M a r c i n Kr ó l

Współczuję politykom, bo w kontrakcie o pracę mają zapisane kontakty z kimś takim, jak Putin str. 80

Papież kwestionuje nie tylko zwyczaje panujące w jego własnym Kościele – fragment książki „Lider. Papież Franciszek” str. 110

Po happy endzie zapraszam na sequel

Machiavelli opacznie rozumiany

Mariusz Sieniewicz

M i ł a d a J ę dry s i k

Cóż jeszcze miałoby mnie zajmować, skoro przestali ginąć ludzie? str. 83

On nigdy nie twierdził, że „cel uświęca środki” w przypadku działania dla korzyści własnej władcy – fragment książki „Wielcy władcy” str. 119

Nasz mocz jest biało-czerwony

Polska członek

Z F e d e r i k i e m G a r z ą C a r va j a l e m r o z m aw i a Maciej Okraszewski

T o m a s z J ę dr z e j e w s k i

Przypominamy pijaka, który zapomniał, że dał sobie wszyć esperal, i teraz gorzko tego żałuje – fragment „Walizek hipochondryka” str. 90

Niebezpieczne związki

Odnaleziono najstarsze w Europie dokumenty sądowe z procesu karnego przeciwko lesbijkom str. 96

Ag ata D z i e k a n

Ściągaj do kuchni Aplikacje miesiąca str. 104

O l g i e rd Ś w i d a

Budowanie zespołu

Polak-patriota to dobry team player – marzy mi się, że kiedyś tak będzie str. 105

Bitwa o żeńskie końcówki bardzo mnie śmieszy. Ale tylko wtedy, kiedy mnie nie wkurza str. 125

Bez Miłosza, z Miłoszem Jeśli Miłosza nie widać i nie słychać, to nie znaczy, że go nie ma str. 130

Anna Maziuk

Życie przepoczwarzone

Zdaje się, że zapomnieliśmy, że my również jesteśmy niezbędnym elementem łańcucha pokarmowego Ziemi str. 134

M a gd a G r a b o w s k a , A l e k s a n dr a Litorowicz

Warszawa przyszłości

Projekty z tegorocznej edycji Futuwawy diagnozują problemy współczesnego miasta str. 139


Jakub Halcewicz-Pleskaczewski, „W P u n k t ”

Od redakcji


T

wórcy Teatru TrzyRzecze i Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych w Białymstoku poinformowali niedawno Rzecznika Praw Dziecka o sytuacjach, które przez ostatnie lata były normą, choć nie powinny. Rafał Gaweł i Konrad Dulkowski przekazują, że działacze skrajnej prawicy dają w technikach i liceach „lekcje historii”, podczas których opowiadają uczniom o faktach historycznych – ale też o teorii ras. To nie wszystko. Narodowcy chodzą do szpitala i oddają krew – jakże piękna inicjatywa – za co otrzymują czekoladę, z którą biegną potem do domu dziecka. Wraz z czekoladą goście serwują podopiecznym „lekcje patriotyzmu”. Są zapisy, zdjęcia, świadkowie. Niektórych oburzyło to, że Gaweł i Dulkowski zaprotestowali przeciwko rozdawaniu w domach dziecka linijek patriotycznych przez Obóz Narodowo-Radykalny, Narodowe Odrodzenie Polski i Młodzież Wszechpolską. Tytułem wyjaśnienia: linijka patriotyczna ma polskie barwy i napis „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Protestujący

przyznają jednak, że nie są przeciwko propagowaniu postawy patriotycznej. O co więc zamieszanie? O to, że do domów dziecka trafiają dzieci różnych narodowości, różnych przekonań i różnych wyznań. Dlatego skandaliczne jest, kiedy do takiego domu wchodzą ludzie skrajnej prawicy, rozdaj linijki i opowiadają o swojej wizji świata. Gaweł i Dulkowski opowiadają nam, jak to się stało, że z pasji do teatru porzucili dotychczasowe zajęcia i wyjechali do Białegostoku. I jak to się stało, że oprócz działalności artystycznej zajęli się buntem przeciwko mowie nienawiści w tej – według danych policji – najbezpieczniejszej metropolii w Polsce. Szybko zostali docenieni. Ich pierwsza społeczna akcja „Zamaluj zło” dostała nominację do Nagrody Obywatelskiej Prezydenta RP. •

Magazyn „W Punkt” na Facebooku. Dołącz do nas!


[ Pr zeciwnienawiści]

Rafał Gaweł prezes Stowarzyszenia Teatralnego Dom na Młynowej, dyrektor Teatru TrzyRzecze w Białymstoku


Chcieliśmy robić teatr. Rasizm nas poraził Jeżeli ktoś namaluje swastykę, ale nie zostanie złapany i osądzony, to następnym jego krokiem będzie pobicie za inny kolor skóry. A potem morderstwo z

R a fa ł e m G aw ł e m

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski:

rozmawia

Co się teraz

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski

dzieje w Białymstoku? Rafał Gaweł: Z przestrzeni publicznej zniknęło półtora tysiąca haseł, rysunków i znaków graficznych, które były szeroko rozumianą mową nienawiści. Od stricte faszystowskich, jak swastyka, po hasła typu „Ruscy won”. To wynik naszej akcji „Zamaluj zło”. Niedawno uruchomiliśmy instytucję badawczą Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i KsenofobiczPrzeciw nienawiści

nych. Na podstawie badań prowadzimy działania „operacyjne”. Dzięki nim Białystok się zmienił. Czyli co robicie? – Przeciwdziałamy. Przez trzy miesiące pracy Ośrodka wykryliśmy dwieście przestępstw wynikających z ksenofobii: od nawoływania do nienawiści w sieci, przez użycie macew ze starego cmentarza żydowskiego do budowy kanału, po wywieszenie na drzwiach sklepu napisu 2 / 11


„white power” czy nadanie ogłoszenia wynajmu To już jest mowa nienawiści? – Naszym zdaniem celtyk jest ekwiwalentmieszkania z prośbą, aby – dla własnego bezpieczeństwa – nie zgłaszali się Murzyni. ny swastyce. Zresztą nie tylko naszym, tak samo uważa niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji, który go zdelegalizował. Używanie celtyka jest Będzie tego więcej? – Dotąd rocznie ujawniano piętnaście, trzy- uznawane za propagowanie ustroju totalitarnedzieści przestępstw. Jeśli tempo naszej pracy nie go. Niestety u nas brakuje możliwości reakcji na spadnie, możliwe, że w tym roku wykryjemy ich obnoszenie się z tym symbolem neonazistów. od pół tysiąca do tysiąca. Postawiliśmy sobie za cel wykazanie ich prawdziwej liczby. Dobieramy Mówisz w liczbie mnogiej. Kim są „my”? się do skóry tym, którzy popełniają przestępstwa – Konrad Dulkowski i ja. Znamy się od lispowodowane nienawiścią w trzech przestrze- ceum. Studiowaliśmy w Instytucie Stosowanych niach: internetu, publicznej – czyli na ulicach, Nauk Społecznych na Uniwersytecie Warszaww szkołach – oraz imprez masowych, w tym wy- skim. Potem nasze drogi się rozeszły. Konrad skończył Laboratorium Dramatu Tadeusza Słodarzeń religijnych. bodzianka, ja przeszedłem przez dwa kursy kulturoznawstwa. Pewnego dnia spotkaliśmy się Mszy? i postanowiliśmy, że koniec pisania do szuflady – Raczej procesji. – zakładamy teatr. Sprzedaliśmy mieszkania, saCo się podczas nich działo? mochody i pojechaliśmy do Białegostoku. – Niedawno wiceprezydent Białegostoku Adam Poliński szedł na czele procesji i fotografo- Kiedy to było? – Cztery lata temu. Konrad pracował wtedy wał się z osobami, które niosły krzyże celtyckie. Przeciw nienawiści

3 / 11


w jednym z największych koncernów medial- mało kto wie, a miasto Białystok nie chce się nych. Wcześniej miał własny program w Trójce, tym specjalnie chwalić. Białystok także tworzypracował dla Axla i kilku innych wydawnictw – ły kultury polska, białoruska i żydowska. Nazwa dziennikarz z pięciocyfrową wypłatą. TrzyRzecza jest świetną alegorią – Ja zaciągnąłem się do pracy w koncerprzecież to, co najlepsze, wynika z miksu. Od roku obok działalności nach farmaceutycznych. Pomagałem artystycznej prowadzimy akcje spoamerykańskim firmom zrozumieć specyfikę polskiego rynku i wprowałeczne. dzać nowe produkty. Gdy rzucałem tę pracę, kierowałem oddziałem duAkcja „Zamaluj zło” nie polegała na malowaniu, żej hurtowni farmaceutycznej. o co chodziło? – Istnieją dwa duże problemy Otworzyliście Teatr TrzyRzecze. Plakat do związane z zachowaniami rasi– Nazwa wzięła się od miejscoprzedstawienia „Dziesiona” wości, którą mijaliśmy po drodze do stowskimi i ksenofobicznymi. Po w reżyserii Konrada Suwałk, gdzie mieszkaliśmy przez pierwsze statystyki policji i wymiaDulkowskiego, Teatr TrzyRzecze pewien czas. Mają w niej źródła trzy ru sprawiedliwości są zafałszowastrumienie wpadające do Biebrzy. ne, więc nie odzwierciedlają skali Wieś zamieszkiwali Białorusini, Poprzestępstw. Po drugie ludzie nie wierzą w skuteczność własnych relacy i Żydzi. Nasz teatr znajduje się u zbiegu trzech ulic w starej dzielnicy żydow- akcji na te przestępstwa. Dlatego ostatnią rzeczą, skiej Chanajki, w miejscu, z którego wywodzi którą powinniśmy robić, jest bieganie z farbą. się Teatr Narodowy Izraela – Habima, o czym Potrzebne są działania systemowe. Każdą swaPrzeciw nienawiści

4 / 11


stykę, napis „Żydzi do gazu” i inne zaczęliśmy na początku był oporna, nie chciała reagować. zgłaszać jako odrębne przestępstwa nawoływania do nienawiści i propagowania ustroju totali- Dlaczego? – Uważała, że to trywialne. Odmawiała tarnego, także komunistycznego. wszczęcia postępowań, twierdząc, że przestępstwa mają znikomą szkodliwość społeczną. Nie Jak znaleźliście ich półtora tysiąca? – Zaczęli je zgłaszać mieszkańcy. Trafiały do bardzo wiedzieliśmy, jak na to zareagować. Wynas informacje, na przykład o swastyce na trans- szliśmy z założenia, że jeżeli ktoś namaluje swaformatorze przy ulicy Zagórnej. Wysyłaliśmy stykę, ale nie zostanie złapany i osądzony, to wolontariusza, który robił zdjęcia, dokumento- następnym jego krokiem będzie pobicie za inny wał sytuację, pisaliśmy do prokuratury o popeł- kolor skóry. Jeśli znów nie zostanie złapany i osąnieniu przestępstwa, wysyłaliśmy informację do dzony, to spali mieszkanie pełne ludzi, będzie Urzędu Miasta oraz do Straży Miejskiej. Wszyst- zmierzał do morderstwa. Bezkarność deprawuje. ko robiliśmy drogą oficjalną – urzędnik wysyłał Krokiem milowym była afera spowodowasprawę do wydziału architektury, ten powiada- na przez jednego prokuratora, który tak bardzo miał odpowiednią komórkę, przyjeżdżano, za- chciał okazać lekceważenie, że w oficjalnej odmalowywano. mowie wszczęcia postępowania napisał, posiłkując się Wikipedią, że swastyka jest hinduskim znakiem szczęśliwości. Przekazaliśmy ten kurioSzybko? – Nawet w dwa dni. Akcja okazała się sku- zalny opis dziennikarzowi „Gazety Wyborczej”, teczna, więc momentalnie zyskaliśmy wiarygod- a on wrzucił to na pierwszą stronę lokalnego ność. Mieszkańcy zaczęli nam masowo wysyłać wydania. Wywołało to tak wielkie poruszenie, informacje. Zasypana zgłoszeniami prokuratura że na drugi dzień znalazło się na jedynce „GazePrzeciw nienawiści

5 / 11


ty” na cały kraj. Tego samego dnia mieliśmy pod wali się w latach dziewięćdziesiątych, ze skrajną teatrem osiem wozów transmisyjnych polskich prawicą. i zagranicznych telewizji. Skąd to się wzięło w Białymstoku? co się stało? – Od wielu lat panowało przyzwolenie na tego – Prokurator generalny doprowadził do typu zachowania. Młodzi neofaszyści werbowali zwolnień w Prokuraturze Okręgowej i Rejo- w szkołach i domach dziecka. W Białymstoku jest nowej, zostały wszczęte wszystkie odrzuco- normą, że osoby, które przyznają się do przekonań ne wcześniej postępowania. Zaczęliśmy się rasistowskich, rozmawiają z podopiecznymi w docieszyć sympatią różnych grup politycznych. mach dziecka, „uczą dzieci patriotyzmu” – tak to Kiedy w końcu służby zajęły się swastyką, któ- się u nas nazywa. Rasizm nie jest w Białymstoku ra miała być „symbolem szczęśliwości”, pewien domeną zwykłych ludzi. To szef palestry wypostaruszek podszedł do policjanta i powiedział, że wiadał się do prasy, mówiąc, że jest przeciwny lepiej późno niż wcale. Okazało się, że widnia- imigrantom. To prezydent, kibic piłkarski, odwrała ona na tym transformatorze przez dwanaście cał głowę, gdy słyszał antysemickie przyśpiewki, lat. Całe pokolenie dzieciaków wychowywało się zamiast przerwać mecz i powiadomić wojewodę. pod tą metrowej wielkości swastyką, bawili się Dawał się fotografować z osobami, których ugruobok w piaskownicy, chodzili tamtędy do szkoły. powania teraz delegalizuje prokuratura. Dla nich ten znak jest naturalny. Tak samo pobliskie napisy „Żydzi do gazu”, „biała siła”. To A jaka jest tego głębsza przyczyna? elementy otoczenia, które odcyfrowują, gdy uczą – Podczas drugiej wojny światowej w Białymsię liter. Jak głębokie ma to konsekwencje, po- stoku i wokół niego doszło do potwornych morkazuje obecny flirt młodych, którzy wychowy- dów, porównywalnych do tych, które działy się Przeciw nienawiści

6 / 11


w Srebrenicy czy Ruandzie, gdzie sąsiedzi mordowali sąsiadów. Starsze osoby pamiętają sytuacje, gdy na rynek spędzano wszystkich Żydów z miasteczka, byli bici, poniżani, mordowano ich na miejscu albo poza miasteczkiem. Pewna kobieta opowiadała nam, jak jej rodzice zaanektowali budynek obok ich domu. Należał do sklepikarki, u której jako mała dziewczynka kupowała codziennie dwa, trzy cukierki, pamiętała jej zapach, wygląd. Nagle zobaczyła ją mordowaną przez wujka na środku miasteczka. Tej samej nocy kazano jej spać w pościeli, która pachniała jeszcze sklepikarką. Nie mogła tego znieść. Wizna, Tykocin, Knyszyn, Białystok. Były dziesiątki sytuacji, w których dochodziło do potwornych mordów. W miejscowości Bzury grupa polskich chłopców wypożyczyła z pobliskiego getta piętnasto-, dwudziestoletnie dziewczynki. Zabrali je do prac polowych, po czym zamiast odprowadzić do getta, wzięli je do lasu, zbiorowo zgwałcili i zatłukli kijami od wideł, konarami. Przestępcy, którzy popełnili te zbrodnie – a są ich tysiące – nigdy nie ponieśli konsekwencji. Przeciw nienawiści

Co się z nimi potem działo? – Wyobraźmy sobie człowieka, który brał udział w mordowaniu żydowskich rówieśników, znajomych. Jednym z psychologicznych mechanizmów poradzenia sobie z taką sytuacją jest silne wyparcie i uzasadnienie tej sytuacji jako koniecznej: tak, mordowałem Żydów, ale to nie byli ludzie, oni zasługiwali na takie zachowanie. Ten mechanizm anomii był przekazywany dzieciom, a potem ich dzieciom. Białystok miał przepiękną starą dzielnicę żydowską, która mogłaby być znana jak krakowska. Co zrobili włodarze Białegostoku w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat? Niszczyli każdy przejaw tego, że miasto było kiedyś żydowskie. Osoby, które czasami przychodzą protestować pod nasz teatr, wykrzykują „Spalcie te żydowskie budy!”. Kilka tygodni temu zastępczyni wojewódzkiego konserwatora zabytków Zofia Cybulko pozwoliła sobie przejść przez kordon policyjny, używając swojej pozycji, a później wykrzykiwała o żydowskich budach do tłumu. Jedna z telewizji nagrała jej wypowiedź. Była medialna burza, Cybulko straciła stanowisko. 7 / 11


Jak w walce z ksenofobią sprawdza się polskie prawo? – Jest odpowiednie, tylko nie było egzekwowane. W Białymstoku doprowadziliśmy do sytuacji, w której jeśli ktoś napisze na forum, że wszystkich tatarów należy wymordować, a meczet spalić, bo to są islamiści, może być pewien, że za kilka dni policja wejdzie do jego domu, zabierze wszystkie komórki, laptopy itd., ustali, kto dokonał wpisu, a potem ta osoba zostanie skazana. Sądy przestały być pobłażliwe i skazują za tego typu przestępstwa na kary więzienia w zawieszeniu. Wszyscy zdają sobie sprawę, że sytuacja zaszła za daleko.

Zdarzyło się, że ktoś rzucił butelką w okno, a za chwilę leżał na ziemi. Nie spodziewał się, że para starszych państwa w samochodzie obok niego to policjanci, którzy skują go w jedną sekundę. Osoby, które robią to, co my w innych miastach, mają więcej kłopotów. Natomiast jesteśmy napiętnowani, zostałem okrzyknięty największym lewakiem Polski, mój prywatny numer telefonu i inne informacje są przekazywane publicznie. Wliczamy w koszty, że jesteśmy obrażani. Jednak wszystkie groźby karalne zgłaszamy do prokuratury, a ich sprawcy dostają poważne kary i mogą pójść za kratki.

Masz wsparcie rodziny? Medialna burza i protesty to jest cena, którą – Pełne, taką mamy tradycję. Pradziadek był płacicie za swoje zaangażowanie? ułanem w 17 pułku ułanów grochowieckich, a dzia– Jesteśmy też pod stałą ochroną policji. dek służył w AK. Ideały niezgody na niesprawiedliwość odziedziczyłem po babci, której najlepszą Co to znaczy? przyjaciółką ze szkolnej ławki była Żydówka. Na– Koło naszego teatru przy Młynowej 19 przez sza rodzina miała duży młyn motorowy i piekarnię całą dobę stoją policjanci, którzy pilnują, by nikt w Koninie. I kiedy Żydzi byli wywożeni do obozu nas nie spalił i nie zamordował. Są skuteczni. zagłady, babcia pobiegła do tego młyna i przynioPrzeciw nienawiści

8 / 11


Z drugiej strony liczba osób, które chciały zobaczyć „Golgotę Picnic”, była tak duża, że rezerwacje skończyliśmy w kilka godzin. Prezydent miasta Tadeusz Truskolaski powiedział, że niestety ten teatr nie jest miejską instytucją kultury i nie może zabronić pokazywania „Golgoty Picnic”. I chciałby od razu zastrzec, że nie ma z tym teatrem nic wspólnego, jest prywatny, finansowany samodzielnie i miasto nie ma w nim żadnych udziałów. Opublikowaliśmy to oświadczenie. Pokazujemy współczesną dramaturgię, reżyserujemy, często realizujemy spektakle według własnych tekstów. Zajmujemy się mało popularną tematyką, od „Blackbirda” Davida Harrowera, czyli od pedofilii, poprzez spektakle opowiadające o „słoikach” i świecie z punktu widzenia dziewczyn, które przyjeżdżają do Warszawy z miasteTak samo niepokorny jest wasz teatr? – Jest niezależny. Najzabawniejszą sytuację czek, kończąc na męskich lękach przed ośmieszeprzeżyliśmy podczas naszego protestu przeciwko niem się i byciem niekonsekwentnym. zakazowi wystawiania „Golgoty Picnic”. W naszym teatrze odbywało się odczytywanie sztuki, Niepopularnie – żeby się narażać? wokół zgromadziło się kilkaset osób, które odma– To nas intryguje. Nie przejmujemy się tym, wiały różaniec, nawoływały do spalenia nas itd. czy komuś to się będzie podobało, czy uzna te tesła koleżance worek chleba. Podała go pod lufami SS-manów. Miała dwanaście, trzynaście lat. Następnego dnia poszła z rodzicami do kościoła. Pochodziła z bogatej rodziny, więc siedziała w pierwszych ławkach. Kiedy ksiądz zaczął mówić, że Hitler jest, jaki jest, ale dobrze, że wywozi Żydów, bo zabili Pana Jezusa, babcia podeszła do ołtarza, popatrzyła księdzu w oczy – w całym kościele zapadła cisza – po czym odwróciła się, wyszła i trzasnęła drzwiami. Powiedziała, że nigdy więcej nie pójdzie do kościoła. Kiedy umierała, wezwała mnie do szpitala i powiedziała, że jak zobaczy na pogrzebie księdza, to będzie nas straszyła do końca życia. Miała umiejętność podejmowania niepopularnych decyzji i chodzenia pod prąd.

Przeciw nienawiści

9 / 11


maty za obrazoburcze. Zależy nam, by podobało się naszym widzom. Zapłaciliśmy za to cenę. Kiedyś robiliśmy warsztaty dla młodzieży, zgłosiło się do nas mnóstwo osób. Sami mieli wymyślić tematy jednoaktówek, które będą realizować, daliśmy im wolną rękę. Jakie tematy wybrali? Jak być gejem w Białymstoku i przeżyć, jak być ateistą we współczesnym świecie, o agresji dziewcząt i o współczesnych narkotykach, czyli dopalaczach kupowanych w Czechach. Następnego dnia ukazał się artykuł „Geje w TrzyRzeczu” i Urząd Miasta dał nam do zrozumienia, że jeżeli jeszcze raz pojawi się tego typu tematyka, to nigdy więcej nie dostaniemy pieniędzy z kasy miasta. W dużym skrócie Urząd Miasta spełnił swoje groźby. Jednak nie autocenzurujecie się, to znaczy, że macie źródła finansowania. – Stworzyliśmy mechanizm finansowania, który nie był dotąd stosowany w Polsce. Nasz teatr założył spółkę z o.o., która zajmuje się produkcją opatentowanego przeze mnie preparatu przeciwgrzybicznego Butosept – dostępnePrzeciw nienawiści

go w prawie każdej aptece. Sto procent zysków z jego sprzedaży przeznaczamy na działalność statutową teatru. Wymyśliłem trzy nowe preparaty. Jak wszystko dobrze pójdzie, to za kilka lat stworzymy pierwszy w Polsce teatr kompletnie niezależny od zewnętrznych źródeł finansowania. Dlaczego od robienia teatru przeszliście do monitorowania nienawiści? – Szliśmy raz z Konradem przez Rynek Kościuszki, centralny plac w Białymstoku, był wieczór, ciepło, przy stolikach siedzieli młodzi ludzie, dzieci klasy średniej. Kiedy zobaczyli dwie czarnoskóre studentki, zaczęli pogwizdywać i pokrzykiwać. Były bardzo ładne, najpierw pomyśleliśmy, chłopcy próbują sposobów na siermiężny podryw. Jednak ci uczniowie najlepszych liceów w Białymstoku zaczęli wydawać małpie odgłosy, udawać, że jedzą banany, wykrzykiwać rasistowskie hasła. One szły, a przez plac przetaczały się te odgłosy. To nas poraziło. To przeciwstawienie: pogodny wie10 / 11


czór, miła atmosfera i taka sytuacja. Staliśmy jak wryci, nie wiedzieliśmy, jak się zachować. Zaczęliśmy się rozglądać. W największej galerii handlowej w Białymstoku pobito czarnoskórą studentkę. Na przystanku został pobity chłopiec z Indii. W klubach w Białymstoku była selekcja, a jej podstawowe kryterium stanowił kolor skóry. Na bramkach stali neofaszyści, którzy stworzyli nieźle prosperujący gang rozbity niedawno przez CBŚ. Napakowani sterydami, oszalali na punkcie siły. Jeden z nich zamordował chłopaka jednym uderzeniem pięści. Nie udzielił mu pomocy, tylko patrzył jak umiera na chodniku. To wzbudziło nasz protest i postanowiliśmy: jeżeli nikt nie potrafi się za to zabrać, to pokażemy, że my potrafimy. •

Przeciw nienawiści

[[

Rafał Gaweł – prezes Stowarzyszenia Teatralnego Dom na Młynowej, dyrektor Teatru TrzyRzecze w Białymstoku. Wieloletni specjalista PR w koncernach farmaceutycznych, m.in. Glaxo SmithKline, Bristol-Myers Squibb, Libella. Nominowany do Nagrody Artystycznej Prezydenta Miasta Białystok 2011 w kategorii organizatorskiej oraz w 2012 r. wspólnie z Konradem Dulkowskim w plebiscycie Złote Klucze Kuriera Porannego

11 / 11


[ książkirecenzje ] recenzuje emilia kolinko

[[

Emilia Kolinko – redaktorka „W Punkt”, absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim


KRONIKI Bob Dylan Czarne, Wołowiec 2014, tłum. Marcin Szuster

Drugie polskie tłumaczenie pierwszego tomu „Chronicles” Dylana, który ukazał się dokładnie przed dziesięcioma laty. I na razie nic pewnego, co z kolejnymi dwiema częściami (o pracy nad drugim tomem mówił na łamach „Rolling Stone” jeszcze w 2012 roku). Tymczasem w jedynce Dylan opisuje przyjazd do Nowego Jorku i tamtejszą scenę folkową w latach sześćdziesiątych, wspomnieniami wraca do dzieciństwa spędzonego w Minnesocie, także do prac nad albumami „New Morning” i „Oh Mercy”.

KSIĄŻKI

2/6


DZIENNIK 1944–1949. NIEWIELKIE POMIESZANIE KLEPEK ks. Józef Tischner Znak, Kraków 2014

Nieczęsto zdarza się, by publikowano osobiste dzienniki nastolatków-przyszłych pisarzy, intelektualistów, polityków. Bo trzeba odwagi, żeby odtajnić zapiski kształtującej się dopiero młodzieńczej tożsamości, prywatne notatki o czasach, środowisku, ale i niepozbawione egzaltowanych deklaracji. Dziennik kilkunastoletniego Tischnera w niewielkiej części przypada na lata drugiej wojny, w większej – na pierwsze lata powojenne, w prywatnej biografii autora – lata szkolnych doświadczeń, pierwszych miłości, decyzji o poświęceniu się kapłaństwu.

KSIĄŻKI

3/6


WSZYSTKO, CO LŚNI Eleanor Catton Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, tłum. Maciej Świerkocki

Duża, porządna fabuła, pełna komplikacji, z astrologicznym kluczem. Nowa Zelandia drugiej połowy dziewiętnastego wieku, czas złotej gorączki. Cała historia z jej sensacyjnymi i kryminalnymi wątkami powstała po dwóch latach solidnej lektury tekstów z epoki i nauki odczytywania treści z kart do tarota.

KSIĄŻKI

4/6


DZIENNIKI 1951 Agnieszka Osiecka Prószyński i S-ka, Warszawa 2014

Październik sprzyja polskiej diarystyce, i to diarystyce młodzieńczej. Drugi tom dziennych zapisków Agnieszki Osieckiej daje blisko pół tysiąca stron o jednym tylko roku 1951. Diarystka Agnieszka O., już niemal piętnastoletnia, angażuje się w działalność ZMP, ale i zakochuje, uczy, trenuje pływanie. I pewnie wielu się będzie zastanawiało, po co publikować te niedoskonałe zapiski. Jak gdyby istniała lepsza forma świadczenia o czasach i sobie!

KSIĄŻKI

5/6


POD ZNAKIEM SATURNA Susan Sontag Karakter, Kraków 2014, tłum. Dariusz Żukowski

Wydanie jej dzienników intymnych pozostanie przedmiotem – rzadko zresztą przywoływanych – kontrowersji ze względu na skróty i decyzje edytorskie Davida Rieffa, jej syna. Zresztą historia literatury ma dwuznaczny pożytek z tych wszystkich biografii czy ogłaszanych pośmiertnie prywatnych pism, przygotowywanych przez potomków. Dlatego Susan Sontag warto czytać w tekstach, które sama miała okazję skontrolować, kiedy się ukazywały. Jak zbiór esejów „Pod znakiem Saturna”, dedykowany dla Brodskiego, ogłoszony w 1981 roku. A w nim siedem tekstów, w tym o Paulu Goodmanie, Antoninie Artaud, Rolandzie Barthesie i Eliasie Canettim.

KSIĄŻKI

6/6


[ wolnośćartystyczna]

wygodna autocenzura Twórcy muszą się wykazać niezwykłą determinacją i znajomością prawa, żeby tworzyć i wystawiać kontrowersyjne dzieła D o m i n i k a Byc h aw s k a - S i n i a r s k a


Dominika Bychawska-Siniarska – koordynatorka „Europy Praw Człowieka”, dyrektorka „Obserwatorium wolności mediów” Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka

T

eoretycznie wolność artystyczna i twórcza chroniona jest przez konstytucję (artykuł 73), międzynarodowe konwencje (art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, art. 19 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych) oraz przez bogate orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Wolność ta polega na możliwości upubliczniania i rozpowszechniania rezultatów działalności twórczej i artystycznej. Umożliwia swoWolność artystyczna

bodne eksponowanie efektów pracy twórczej i jest niezbędną przesłanką realizacji wolności twórczości artystycznej. Twórcy mają prawo do decydowania o sposobie, formie i miejscu prezentacji dzieł. W związku z tym to na organach władzy publicznej i instytucjach publicznych spoczywa obowiązek stworzenia systemu, który w najbardziej skuteczny sposób ochroni wolność twórczości i umożliwi rozpowszechnianie efektów tej działalności bez ograniczeń i w formie wybranej przez twórcę. Tyle teorii. 2/5


protest czy bojkot stanoMimo konstytucyjnych i międzynarodowi naturalną reakcję na nadmierne emocje, któwych gwarancji swobody działalności twórczej zdare budzi kontrowersyjna sztuka. Znacznie trudniej rza się, że sztuka w Polsce zaakceptować jednak podlega ograniczeniom ingerencję w swobodę ze względu na ochronę artystyczną wyrażającą innych wartości, takich „Prosty przyrząd do czynienia znaku krzyża” Tomasza się poprzez wytaczanie jak uczucia religijne, mo- Opani (z lewej) i „Adoracja Chrystusa” Jacka Markiewicza twórcom spraw karnych. ralność publiczna i seksuNajgłośniejsze proalność, ochrona symboli narodowych czy reputacja jednostki lub korpo- cesy związane z wolnością artystyczną dotyczyły racji. Najnowszymi przykładami są wstrzymanie w ostatnich latach przepisów o obrazie uczuć reprzedstawienia „Golgota Picnic” i zakaz ustawie- ligijnych. Podstawę oskarżania artystów stanowi nia na lublińskiej starówce instalacji „Prosty przy- sławny już art. 196 Kodeksu karnego. Artykuł ten umożliwia skazanie na karę pozbawienia wolności rząd do czynienia znaku krzyża”. Coraz częściej kontrowersyjna sztuka wy- osób, które obrażają czyjeś uczucia religijne, zniewołuje protesty w gmachach wystaw czy przed ważając publicznie przedmiot czci religijnej lub nimi. Przykładem może być wystawa „Adoracja miejsce przeznaczone do publicznego wykonywaChrystusa” Jacka Markiewicza, która po koniec nia obrzędów religijnych. Jego ofiarą padła między 2013 roku wywołała szeroką medialną debatę innymi Dorota Nieznalska (za instalację „Pasja”), i protesty przed Centrum Sztuki Współczesnej Dorota Doda Rabczewska (za „naprutych winem w Warszawie. Można z łatwością przyznać, że i palących jakieś zioło”), czy też Adam Nergal DarWolność artystyczna

3/5


dwa lata łagrów za chuligański (za podarcie Biblii w trakW Europie cie koncertu). Sprawa Dody stwo motywowane nienawi„kary za znalazła swój finał w Trybunaścią religijną. bluźnierstwo” Do ingerencji w wolność le Konstytucyjnym, który bęprzyjęto artystyczną dochodzi jednak dzie musiał wypowiedzieć się w siedmiu krajach, nie tylko na skutek spraw sądoco do zgodności z konstytucją jednak od lat przepisów penalizujących obwych. Może mieć ona również nie wydano charakter „autocenzury” razę uczuć religijnych. na ich podstawie stosowanej przez instytucje W Europie „kary za bluźkultury, często zależne finannierstwo” przyjęto w siedmiu żadnych wyroków krajach: w Niemczech, Dasowo lub organizacyjnie od władzy publicznej. Unikają nii, Włoszech, Grecji i Irlandii oraz na Cyprze i Malcie. Niemniej jednak przepisy one prezentowania sztuki, która mogłaby wzbuobowiązujące w tych krajach można uznać za mar- dzić jakiekolwiek kontrowersje wśród odbiorców. twe – od lat nie wydano na ich podstawie żadnych Kilka lat temu przekonał się o tym Rafał Jakubowyroków. Polska w tym zakresie zdaje się raczej wicz, którego praca „Arbeitsdisziplin”, nawiązuprzypominać swoich, niekoniecznie demokratycz- jąca do podpoznańskiej fabryki Volkswagena, zonych, wschodnich sąsiadów. Najgłośniejszą spra- stała ocenzurowana (zdjęta) w Galerii Miejskiej wą o naruszenie uczuć religijnych ostatnich lat jest w Poznaniu. Instalacja pokazywała ogrodzoną niewątpliwie skazanie członkiń zespołu Pussy Riot. drutem kolczastym fabrykę z wieżyczką strażniW związku z politycznym występem w Soborze czą, na której umieszczono wykonany charakteChrystusa Zbawiciela, podczas którego śpiewały rystyczną czcionką napis, nawiązujący do bramy „Bogurodzico przegoń Putina”, zostały skazane na obozu zagłady w Auschwitz. Decyzję o zdjęciu Wolność artystyczna

4/5


pracy argumentowano stwierdzeniem, że Volkswagen był największym pracodawcą w mieście. Rozdział środków publicznych na poszczególne segmenty kultury często dokonywany jest w sposób arbitralny i upolityczniony. Jest to szczególnie widoczne na poziomie lokalnym. Zgodnie ze standardami międzynarodowymi selekcja działań artystycznych i podmiotów otrzymujących wsparcie ze środków publicznych powinna opierać się na przejrzystych zasadach, tak aby beneficjentami nie były tylko podmioty reprezentujące poglądy bliskie osobom sprawującym aktualnie władzę. Niezbędna wydaje się zmiana istniejącego modelu „polityki kulturalnej” realizowanego przez samorządy w celu skuteczniejszego gospodarowania środkami publicznymi przeznaczonymi na kulturę, które poprawiłyby warunki korzystania z konstytucyjnej wolności twórczości artystycznej i wolności dostępu do dóbr kultury. Te wszystkie ograniczenia mają niewątpliwie negatywny wpływ na twórcę, który musi wykazać się niezwykłą determinacją i znajomością prawa, żeby tworzyć i wystawiać kontrowerWolność artystyczna

syjne dzieła. Nierzadko twórcy oraz pracownicy ośrodków kultury są bezradni wobec represji i ograniczeń, które ich spotykają. „Autocenzura” staje się najwygodniejszą formą przetrwania w tak nieprzyjaznym artyście środowisku.

Pobierz PDF

Więcej o regulacjach prawnych dotyczących swobody artystycznej, procesów wytaczanych twórcom oraz przypadków autocenzury w sztuce można znaleźć w publikacji „Swoboda wypowiedzi w działalności artystycznej” pod redakcją Dominiki Bychawskiej-Siniarskiej i Doroty Głowackiej wydanej przez Helsińską Fundację Praw Człowieka. 5/5


[ Stefan

kisielewski

]


Wychowanie według Kisiela Uwielbiał prowokować, i to prowokować właściwie niewinnie. Według ojca dzieci miały być bystre, a nie grzeczne tekst

W

jerzy kisielewski

Fragment książki „pierwsza woda po kisielu”

ielu było przekonanych, że w naszym domu najbardziej niesfornym dzieckiem jest ojciec.

Stosował wobec nas niekonwencjonalny typ chowu. Jak na liberała przystało, dawał nam wolną rękę. Ani nie sprawdzał zeszytów, ani nie pytał, dokąd idziemy i z kim się zadajemy. Uważał, że dziecko ma prawo do popełniania błędów. Nie okazywał przesadnych czułości tatusia. Byliśmy dla niego partnerami do rozmów i wspólnych stefan kisielewski

wędrówek, górskich bądź rowerowych. Dlatego lepszy kontakt nawiązał z nami, gdy już podrośliśmy i mogliśmy z nim dyskutować. Mniejsze dziecko bywało dla niego rodzajem eksperymentu. Zgodnie z ukutą przez siebie zasadą: „Rób zawsze drugiemu, co tobie niemiło, aby wypróbować, jak się na to reaguje, jak duże są przy tym straty i jak można samemu tego uniknąć”. (Stefan Kisielewski, „Przysłowia są mądrością narodów. Myśli nieco cyniczne” w: „Felietony tom 1. Rze2/9


czy małe”, Prószyński i S-ka 2013).

Dzieci nie kłamią

Próbował na przykład sprawdzić, ile dziecko wytrzyma i jak długo się nie obrazi. Zawsze herbatę czy neskę pił w szklance i lubił, żeby było nalane po krawędź. Wszyscy mówili, że to nieelegancko, ale tak lubił i już. Potem mieszał w tej szklance, mieszał i mieszał… No i nagle potrafił wyjąć gorącą łyżeczkę i przyłożyć niespodziewanie dziecku do ręki. By zobaczyć, jak zareaguje. Obrazi się czy nie? Zrobiłem tak kiedyś synowi. I nagle zdałem sobie sprawę, jak silne są te mechanizmy instynktownego zapamiętywania z dzieciństwa i powielania. Okrutniejszy eksperyment „na drugim człowieku” zapamiętała [moja siostra] Krystyna. Wybrała się raz z ojcem z Jastrzębiej Góry na wycieczkę do Pucka. Kiedy chcieli wracać, okazało się, że ostatni autobus odjechał. Ojciec zdestefan kisielewski

cydował, że wrócą piechotą, a była to odległość ponad dwudziestu kilometrów. Szli wzdłuż drogi i nagle około północy zaczął padać deszcz, po czym wyrosło jak spod ziemi dwóch zakapturzonych harcerzy w pelerynach. Zasalutowali i oznajmili, że zostali wyznaczeni do pilnowania drogi – by nikt tam nie wpadł w wertepy, bo przejazd jest w remoncie. Ruszyli razem, we czworo, i w pewnej chwili zamigotały z daleka światła nadjeżdżającego samochodu. Ojciec nagle chwycił jednego z harcerzy za kark i ryknął mu do ucha: – A ja teraz wrzucę cię pod samochód!… Zmiatali chłopcy, ile sił w nogach. A ojciec zaśmiewał się w głos, że takich to odważnych harcerzy mamy… Bo on uwielbiał prowokować, i to prowokować właściwie niewinnie. Lubił nas uczyć brzydkich słów. Potem przeszło to na wnuki. Opowiadała o tym swego czasu córka Krysi, Ania, że

Zapytałem mamę: Dlaczego wszyscy mają normalnych ojców, tylko my takiego dupowatego?

3/9


łapał ją za rękę i ściskał. Kiedy buzia robiła się jej w podkówkę, mówił: – Powiedz „dupa”, to puszczę. Takie były z tego konsekwencje: Ania już jako uczennica szkoły muzycznej została z klasą zaprowadzona na Powązki, aby odwiedzić groby kompozytorów. Kiedy doszli do grobu Kisielewskiego, pani poprosiła ją, aby opowiedziała coś na temat dziadka. No to opowiedziała, jak ją uczył brzydkich słów. No cóż, dzieci nie kłamią… Oczywiście dla mamy i cioci stanowiło to poważny problem.

Baran, baran, buc!

Uczył jeszcze innych rzeczy. Jest taka, dosyć już teraz legendarna historia dotycząca pewnego żartu. I tu zdania są podzielone, kto to zrobił. Ja twierdzę, że Krystyna, ale przykleiło się do mnie. Jeździliśmy na wakacje do Poronina, do willi słynnej malarki pani Zofii Stryjeńskiej na Galicowej Grapie. Przyjeżdżała tam również pewna katolicka pisarka, samotna, nosząca dłustefan kisielewski

gie suknie. Nobliwa pani. Szczególnie zapadło mi w pamięć, że w upalne dni, kiedy słońce było ostre, zakładała sobie majtki na głowę, świeżo uprane, takie prosto ze sznurka, żeby nie dostać udaru. Praktyczne, choć dziwne, szczególnie dla dziecka. Historia działa się w kuchni. Tam wszyscy trzymali swoje naczynia i wiktuały. Także nasza ciocia, bo to ona zwykle zajmowała się nami na tych wyjazdach. Mama z ojcem przyjeżdżali albo dojeżdżali później i na krócej. Ojciec zawsze był gdzieś tam przesunięty, bo coś go trzymało w Krakowie lub Warszawie. W naszej rodzinie od zawsze była popularna zabawa z dziećmi w barana, zresztą kontynuowana do dzisiaj. To największa frajda dla dzieci, kiedy mogą się trykać głowami z dorosłymi: baran, baran, buc! No i w tej kuchni poronińskiej panie przygotowywały obiad, każda sobie i swoim bliskim. Ciocia też coś tam pichciła, kiedy do kuchni wpadła Kryśka. Kolejno podbiegała do każdego i robiła mu baran, baran, buc! – w brzuch, w pupę, w zależności, kto jak stał, odwrócony w danym momen4/9


Bo wiedziała doskocie frontem bądź tyłem. Zrobiła też barana owej nale, że pomysłodawcą niemłodej już, nobliwej jest ojciec, który rozbapani i krzyknęła: „Fuj, jak wiony zerkał zza drzwi. pani dupa śmierdzi!”. No W tej wersji mama naji znowu dramat. Ciocia pierw chciała paść truz pretensjami do ojca: pem ze wstydu, a póź– Stefan, przez cieniej poszła oczywiście z pretensjami do ojca. bie już nie mogę się w tej Tak to zapamiętał i opikuchni pokazać, bo przeLegitymacja Związku Literatów Polskich cież taki wstyd! sał Tadeusz KwiatkowNa co ojciec: – Przecież dzieci nie kłamią. ski w książce o Krupniczej, pod świetnym tytuA może jej naprawdę śmierdzi… łem „Niedyskretny urok pamięci”. Druga wersja tej historii jest taka, że ojciec mnie namówił, abym coś takiego powiedział Zrobimy z tego ślizgawkę pani hrabinie (nie pisarce). Zrobiłem to chętnie. Byliśmy z wizytą u znajomych, państwa GołoSiedziała w kuchni przy stoliku z moją mamą. górskich, mieszkających przy ulicy Wenecja. PaPodszedłem od tyłu, objąłem ją w pasie i powie- miętam, że mieli samochód, aparat fotograficzdziałem: ny z dużą lampą błyskową, w której po każdym – Ale pani dupa śmierdzi… zdjęciu trzeba było wymieniać żarówkę, i parę Na co hrabina, całkowicie niezbita z tropu, nowoczesnych urządzeń, które pan domu dezwróciła się do mamy z pytaniem: monstrował, budząc nasz podziw. U nas w tym – Czy nie należałoby bardziej dosolić mięsa? czasie były w domu rowery i fortepian. Kiedy stefan kisielewski

5/9


wróciliśmy, zapytałem mamę: – Dlaczego wszyscy mają normalnych ojców, tylko my takiego dupowatego? Kar cielesnych ojciec nigdy nie stosował. Tylko raz dostałem po łapach. W domu nie było agresji. Brzydkie słowa stanowiły formę zabawy. Z tamtych czasów został mi w pamięci pewien Wierszyk, podobno przedwojenny, choć nietracący na aktualności: Na Wiśle pod filarami Rozbił się galar z jabłkami Płyną sobie jabłka równo A pomiędzy nimi gó..o Co to płynie? – pyta babka Na to gó..o: TO MY JABŁKA!! Dlatego szczególnie wbiła mi się w pamięć sytuacja zaprzyjaźnionej z rodzicami od zawsze rodziny. Tradycyjny dom. Na stole stara srebrna cukiernica, ale w ciągu dnia nie wolno było z niej wziąć kostki cukru, bo groziło za to lanie pasem. Dyscyplina obejmowała wszystko, stefan kisielewski

w tradycyjnym stylu tak zwanego porządnego domu dziecko należało podporządkować reżimowi kindersztuby. Spędzaliśmy razem wakacje w Jastrzębiej Górze. Pewnej niedzieli szliśmy do kościoła, a ich syn był odświętnie wystrojony w białą koszulę i czarne krótkie spodnie. Gdzieś tam po drodze stała beczka ze smołą. We dwóch zaczęliśmy w niej grzebać patykami. Nie sposób było uniknąć przy tej zabawie wysmarowania się płynną smołą. Przyszedł jego ojciec, kazał mu wyjąć pasek ze spodni i podać. Ja nie miałem paska przy spodniach, bo byłem na to za mały. A teraz mogłem zobaczyć, po co się go nosi… Po to, by w takich sytuacjach go zdejmować, podawać ojcu, aby ten lał po tyłku, i to własnym paskiem! Nie mogłem tego pojąć. Takie poniżenie! I do tego na oczach kolegi. Kiedyś usłyszałem rozmowę rodziców z jego rodzicami. Dziwili się: – Wy swoich dzieci nie wychowujecie, a robią wrażenie wychowanych. A my robimy wszystko, co się da, i nic to nie pomaga. To bodaj w Collegium Maius nad wejściem 6/9


Warszawa, Stefan Kisielewski przy obiedzie z nieodłącznymi gazetami stefan kisielewski

7/9


jest wyryte zdanie „Plus ratio quam vis” (łac. więcej znaczy rozum niż siła). Ważna maksyma, a przydatna także przy dzieciach… Krystyna miała chorobę lokomocyjną, co było problemem, bo w tych autobusach do Poronina czy Zakopanego śmierdziało spalinami i było duszno. Dlatego podróż zawsze musiała się skończyć tak samo – że Krystyna wymiotowała. Raz na mnie… dość to było przykre doznanie. Tym bardziej że funkcjonował zwyczaj, aby w podróży być porządnie ubranym. Kiedyś zdarzyło jej się puścić pawia w pociągu, z przedziału na korytarz. Wszyscy przejęci, wpadli w panikę, co tu zrobić. A ojciec całkiem spokojnie mówi: – Nic, zrobimy z tego ślizgawkę… I przejechał się po korytarzu na butach. Tak kilka razy, no i to rozjechał…

Ciiii! Stefan pisze felieton

Mam w pamięci jeden dzień, kiedy zostałem z ojcem sam w domu. Chyba wrócił co dopiero z jakiegoś przyjęcia, bo był w świetnym nastroju (na rauszu?), i usiadł do pianina. A zawsze, kiestefan kisielewski

Pierwsza woda po Kisielu. Historie rodzinne Jerzy Kisielewski Czerwone i Czarne, Warszawa 2014 Maska błazna, którą często zakładał Stefan Kisielewski, była przykrywką. – Kiedyś profesor Adolf Józwenko, dyrektor Ossolineum, opowiedział mi o odczycie, na którym ojciec mówił otwartym tekstem o Katyniu i innych niewygodnych dla ówczesnych władz sprawach. Gdy profesor się go zapytał, jak on to robi, że się nie boi, Kisiel poradził mu, że jest na to sposób: trzeba udawać wariata… – powiedział Jerzy Kisielewski w wywiadzie dla Programu II Polskiego Radia.

8/9


dy miał dobry nastrój, grał przeróżne stare melodie, „Na sopkach Mandżurii”, „Titinę”, „Tango milonga”… Uwielbiał. To był jego sposób na relaks. Tego dniach również grał, a ja stałem przy pianinie i zacząłem robić basy, by pasowały do jego akordów. Sprawiało mi to wielką frajdę. Gram z ojcem! Na co dzień raczej nie miał dla nas czasu. Jednak nie ilość spędzonego czasu, ale intensywność bycia z dzieckiem się liczy. Zapamiętuje się emocje. A brak intensywności trudno by ojcu zarzucić. No i szczególnej presji nie było. Oprócz wtorków! Ciiii!! Stefan pisze felieton. Ojciec siadał w swoim pokoju, wśród książek i gazet. Mama, która potem była pierwszą czytelniczką felietonów, przynosiła mu szklankę mocnej herbaty. Wtedy musiało być parę godzin ciszy. A miał takie ucho, że słyszał każdy szmer za drzwiami. Jak dzwonił telefon, odpowiadaliśmy uprzejmie: „Ojca nie ma”. Już w Warszawie, kiedy babcia Kisielewska, mocno starsza pani, a przy tym niezwykle systematyczna, nie mogąc z powodu pogody wyjść na spacer, trenostefan kisielewski

wała równomierne chodzenie po domowym korytarzu. Kiedy zdarzało się to w „felietonowy” wtorek, ojciec wychylał się ze swojego pokoju, pytając z irytacją w głosie: – Matka, nie możesz szybciej???!! • Tytuł i śródtytuły od redakcji

[[

Jerzy Kisielewski – syn Stefana Kisielewskiego, dziennikarz. Przez kilkanaście lat współpracował z prasą zagraniczną: francuską agencją prasową AFP, włoską ANSA, jest korespondentem paryskiego dziennika „La Croix”; prowadzący i wydawca porannego programu „Kawa czy herbata”, współpracownik Programu II Polskiego Radia oraz TVP Info

9/9


[ budżet

Przy współpracy i MojaPolis.pl

kultury

]


Na kulturę kasa w gminie Od 2010 roku nie ma w Polsce gminy, która nie dawałaby na kulturę choćby złotówki. Pod względem tych wydatków różnice między poszczególnymi samorządami są ogromne tekst

W

ydatki

samorządów

P i o tr T e i s s e y r e

gminnych

na kulturę wyniosły w ubiegłym roku łącznie pięć i pół miliarda złotych.

Przeciętna gmina w Polsce przeznacza na kulturę cztery procent swojego budżetu. W dłuższej perspektywie widać, że kultura w gminach liczy się coraz bardziej: przed dekadą przeznaczały one na kulturę tylko dwa i pół procent budżetu. Różnice między poszczególnymi samorządabudżet kultury

mi są ogromne. Rok temu rekordowe wydatki na kulturę osiągnęła gmina wiejska Kleszczów nieopodal Bełchatowa – 2,6 tysiąca złotych w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Niewiele mniej wydaje Nowe Warpno nad Zalewem Szczecińskim. Jeszcze tylko dwie inne gminy – Mielnik i Korycin, obie na Podlasiu – przeznaczają na kulturę kwoty wyższe niż tysiąc złotych na mieszkańca. Nakłady na kulturę w połowie gmin w Polsce nie przekraczają 95 złotych na osobę. 2/4


w przeliczeniu na mieszkańRanking zamyka gmina Nakłady Wąsewo w pobliżu Ostrowii ca, największą instytucją na kulturę Mazowieckiej. Tam samorząd kultury jest Gminny Ośrow połowie gmin przeznaczył na kulturę tylko dek Sportu, Kultury i Rekrew Polsce cztery złote w przeliczeniu na acji. Do zadań tej instytucji, nie przekraczają jednego mieszkańca. Szczęślioprócz krzewienia kultury, 95 zł na osobę należy utrzymanie komplekwie od 2010 roku nie ma w Polsce gminy, która nie dawałaby su sportowego z boiskami na kulturę choćby złotówki. do różnych dyscyplin oraz Środki z budżetu gminy zasilają zazwyczaj ośrodka wypoczynkowego. działalność domów kultury (łącznie 1,9 mld zł), Dyskusyjnym odbiorcą środków przeznaczabibliotek (1 mld zł), teatrów (380 mln zł) i mu- nych na kulturę w gminie są gazety samorządozeów (336 mln zł). Część środków przeznaczana we. W wielu przypadkach stają się w równym jest na ochronę zabytków (257 mln zł). stopniu medium kultury w gminie, co tubą proNie ma wątpliwości, że dla rozwoju kul- pagandową lokalnych władz. Jak wynika z badań Jerzego Bartkowskiego, tury liczy się pieniądz. Dane liczbowe o kwotach przekazywanych przez gminę nie dają jed- socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego, miejnak pełnego obrazu funkcjonowania kultury na sce zamieszkania jest, obok wykształcenia i doszczeblu lokalnym. Okazuje się, że pod szyldem chodu, najistotniejszym czynnikiem decydująwspierania kultury kryją się nieraz środki, które cym o udziale Polaków w kulturze. Dobrze, by nie mają z nią wiele wspólnego – chyba że z kul- dzielenie pieniędzy zacierało różnice w nierówturą fizyczną. We wspomnianej gminie Mielnik, nym dostępie do kultury. Analiza budżetów gmin która na kulturę przeznaczyła 1,2 tysiąca złotych wskazuje, że niestety nie zawsze tak się dzieje. • budżet kultury

3/4


Komentuje „W Punkt”

Beata Chmiel, menedżerka kultury

Pieniądze to nie wszystko. Politycy nauczyli się już wprawdzie używać słów „edukacja” czy „partycypacja”, jednak nie stoją za tym – zwłaszcza na szczeblu lokalnym – znaczące działania systemowe ani programy na rzecz tejże edukacji i uczestnictwa w kulturze. Ruch Obywatele Kultury podejmując pracę nad Paktem dla Kultury, podpisanym przez premiera i prezydentów największych miast, czy nad paktami lokalnymi, dążył do stworzenia polityk i praktyk na rzecz trwałego pobudzania obywatelskiej aktywności i wzmacniania inicjatyw społecznych na peryferiach i w centrum, w lokalnych sąsiedztwach i narodowych instytucjach. Tylko taka polityka kulturalna – a w zasadzie w szerokim sensie tego słowa społeczna – będzie bowiem zasadna i instytucjonalnie sprawna, a prowadzące ją podmioty władzy publicznej będą przygotowane do partnerstwa i współzarządzania dobrem wspólnym. Wpisana w Konstytucję Rzeczypospolitej zasada pomocniczości wciąż jest jednak mimo mody na budżety partycypacyjne i konsultacje słabo pojbudżet kultury

mowana i marnie praktykowana – i to mimo rosnących nakładów na kulturę. Tworzeniu dobrych praktyk służą więc programy wynikające z Paktu dla Kultury: Domy Kultury+Inicjatywy Lokalne, Partnerstwo Publiczno-Społeczne na rzecz bibliotek, czy będący wciąż w fazie uzgodnień projekt programu Aktywność Obywatelska, których celem jest stwarzanie możliwości wyrównywania szans i otwieranie lokalnych instytucji kultury, przekraczanie podziałów między widzami i aktorami, twórcami i odbiorcami, uczestnikami i producentami wydarzeń kulturalnych. Gdyby to się udało, byłby to wielki przełom w pragmatyce zarządzania nie tylko kulturą. W listopadzie wszyscy dostaniemy do ręki narzędzie władzy, jakim jest kartka wyborcza. Warto więc pamiętać, że liczy się nie tylko „ile”, ale i „jak” samorządy wydają trzy czwarte publicznych nakładów na kulturę. •

[[

Piotr Teisseyre – socjolog związany ze Stowarzyszeniem Klon/Jawor, autor serwisu Mojapolis.pl; pisze doktorat w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego 4/4


[ wybory

Przy współpracy mamprawowiedziec.pl

samorządowe

]


kto rządzi w miastach? Ponad połowa polskich miast ma bezpartyjnego prezydenta rządzącego co najmniej drugą kadencję. Spośród największych partii najwięcej ludzi na tym stanowisku obsadziła PO tekst

W

Polsce

jest

denckich.

107

a n n a ko n c z e w s k a

miast prezy-

Prezydentów

w wy-

borach bezpośrednich wybiera-

2002 roku, ich kadencja trwa cztery lata. Obecnie władzę sprawuje 106 prezydentów wybranych przez obywateli. Nietypowa sytuacja zdarzyła się w Oświęcimiu – obowiązki prezydenta sprawuje mianowany przez premiera w 2011 roku Janusz Chwierut. W wyborach z 2010 roku na prezydenta Oświęmy od

wybory samorządowe

cimia wybrano Jacka Grossera, który nie złożył ślubowania z powodu złego stanu zdrowia. Przeciętny prezydent miasta to wykształcony mężczyzna w średnim wieku. Urząd prezydenta miasta sprawuje 100 mężczyzn i 7 kobiet. Ich średnia wieku wynosi 55 lat. Najmłodszym prezydentem jest 33-letni Łukasz Komoniewski, prezydent śląskiego miasta Będzin. Najstarszym – Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa (74 lata). Prawie wszyscy obecni prezydenci mają wyższe 2/4


Sylwester Kwiecień w Starawykształcenie. Wyjątkami Prezydentami są Adam Fudali, prezydent chowicach oraz Roman Szemiast jest Rybnika, oraz Adam Rams, łemej w Wałbrzychu). 100 mężczyzn prezydent Knurowa – obaj Ponad połowa (60) obeci 7 kobiet. z wykształceniem średnim. nych prezydentów miast to Ich średnia wieku Dziewięć lat – tyle średpolitycy niezależni. 24 fotele to 55 lat prezydenckie obsadziła PO, nio urzęduje prezydent polz SLD wywodzi się 17 preskiego miasta. Ponad 70 procent obecnych prezydentów zydentów, do PiS należy szepełni obowiązki dwie albo ponad dwie kadencje. ściu. PSL i TR nie mają żadnego prezydenta. 30 prezydentów rządzi po raz trzeci (między inW siedmiu największych miastach Polski (ponymi Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu, Wojciech wyżej 400 tysięcy mieszkańców) rządzą prezyLubawski w Kielcach, Michał Zaleski w Toruniu denci z PO (między innymi Hanna Gronkiewicz czy Jacek Majchrowski w Krakowie). Najdłużej -Waltz w Warszawie, Hanna Zdanowska w Łodzi, władzę sprawuje Zygmunt Frankiewicz, prezy- Paweł Adamowicz w Gdańsku, Piotr Krzystek dent Gliwic – od 21 lat, drugi jest Janusz Grobel, w Szczecinie). Trzej są niezależni (Jacek Majod 20 lat prezydent Puław. Obaj zostali wybrani chrowski w Krakowie, Rafał Dutkiewicz we Wrow latach 90., jeszcze przez miejskie rady. cławiu, Ryszard Grobelny w Poznaniu). Podob27 pełni urząd pierwszą kadencję (między in- nie jest w kolejnych dziewięciu dużych miastach nymi Rafał Bruski w Bydgoszczy i Hanna Zda- (200–400 tysięcy mieszkańców). Trzej prezydenci nowska w Łodzi). Pięciu z nich zostało wybra- są niezależni, a trzej są z PO. Prezydent Radomia, nych w trakcie kadencji, w przedterminowych Andrzej Kosztowniak, jest z PiS. Do SLD należy wyborach (między innymi w maju 2014 roku prezydent Sosnowca, Kazimierz Górski. wybory samorządowe

3/4


W 23 średnich miastach (do 200 tysięcy mieszkańców) rządzi 12 niezależnych prezydentów. Pięciu należy do PO, pięciu do SLD. Do PiS należy jeden prezydent – Jerzy Wilk w Elblągu. PiS przejęło władzę w Elblągu w lipcu 2013 roku. Wilk pokonał poprzednika, Grzegorza Nowaczyka z PO, w przedterminowych wyborach po odwołaniu prezydenta w referendum. Spośród 68 małych miast (do 100 tysięcy mieszkańców) 40 jest rządzonych przez polityków niezależnych. 13 włodarzy jest członkami PO, a 10 należy do SLD. Prezydenci miast to najczęściej niezależni politycy, którzy budują pozycję w mieście na lata. W małych miastach władzę sprawują prezydenci z poparciem lokalnych środowisk i ugrupowań. Polem dla rozgrywek partyjnych są przede wszystkim duże ośrodki. W nadchodzących wyborach to w nich skupią się partyjne kampanie wyborcze. •

[[

Anna Konczewska – autorka MamPrawoWiedziec.pl

wybory samorządowe

4/4


[ wybory

Targowisko „Jarmark Europa” na terenie dawnego Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie. Obecnie w tym miejscu stoi Stadion Narodowy

samorządowe

]


startują wietnamczycy W historii polskich wyborów samorządowych jeszcze nigdy Wietnamczycy nie stawali do walki o sprawy własnej społeczności tekst

D

r a fa ł T o m a ń s k i

datów do samorządu z wietnamskiej społeczności niezwykłe wydarzenie. W LiLi, jednej w Warszawie. z większych wietnamskich restauracji w Warszawie, wietnamska społeczność Kandydat nr 1 obchodziła ważne święto. 60 lat temu wyzwolo- Na ich czele La Duc Trung. Imię wymawia się no Hanoi, stolicę kraju. Była okazja do spróbo- „czung”. Urodził się w Wietnamie, ale od 40 lat wania potraw, których nie można znaleźć w in- mieszka w Polsce i ma polskie obywatelstwo. Jest nych miejscach z wietnamską kuchnią, szansa na doktorem nauk ekonomicznych. Od 1980 roku prawysłuchanie muzycznego występu pracowników cuje w Polsce, a od 1995 roku w Warszawie. Od ambasady Wietnamu, a także na poznanie kandy- trzydziestu lat działa jako przewodniczący Wietruga sobota października przyniosła

budżet kultury

2/4


La Duc Trung zdecydonamskiej Szkoły Sztuk Walki Jedna Vo Quyen i prawie tyle samo wał się startować w wyboz największych czasu jest zastępcą przewodnirach, bo po latach działalności zagranicznych społecznej chce wykorzyczącego Towarzystwa Społeczspołeczności no-Kulturalnego Wietnamczystać doświadczenie w Raw naszym kraju ków w Polsce. Emocjonalnie dzie Dzielnicy – ma być donie ma i terytorialnie jest związany brze i skutecznie. Obecność przedstawicieli z Ochotą. Chce działać na rzecz społeczności wietnamskiej w polityce integracji obcokrajowców w Polsce to już 60 lat histoz Polakami – dlatego startuje rii. Brakuje oficjalnych daw wyborach samorządowych. nych o liczebności tej grupy. Wśród jego celów: owocna współpraca Polaków, Szacuje się ją na ponad 30 tysięcy osób. Są to Wietnamczyków oraz innych imigrantów w róż- przedsiębiorcy, studenci, pracownicy naukowi, nych dziedzinach życia. La Duc Trung od lat ak- osoby, które założyły w Polsce mieszane rodziny. tywnie działa w IOM – Międzynarodowej Organi- To jedna z największych zagranicznych społeczzacji do spraw Migracji. Był współtwórcą Instytutu ności w naszym kraju. Mimo to Wietnamczycy Nauki i Kultury Wietnamskiej w Szkole Wyższej nie mają przedstawicieli w polskiej polityce. Almamer w Warszawie i jest pierwszym zastępcą przewodniczącej rady programowej instytutu. Problemy ze statusem Uważa, że w dobie wielokulturowości, integracja Według prawa Wietnamczycy nie mogą na razie różnych środowisk może przynieść wielostronne liczyć na pozycję mniejszości narodowej. Aby korzyści. Jego hasłem jest głosowanie na integrację było to możliwe, pierwsi obywatele Wietnamu oraz równe szanse dla wszystkich. musieliby przyjechać do Polski co najmniej sto budżet kultury

3/4


lat temu. A tak się nie stało. Na razie więc La Duc Trung stawia na integrację społeczności wietnamskiej z Polską w dzielnicy Ochota, głównie w sferach życia gospodarczego i kulturalnego. Chce pracować nad rozwojem tego, co społeczność wietnamska może zaoferować Polakom najlepszego: salony piękności, usługi medyczne, opieka zdrowotna, usługi gastronomiczne, produkcja artykułów żywnościowych. Większość działalności Wietnamczyków w Polsce to firmy rodzinne, małe i średnie przedsiębiorstwa. Zajmują się sprzedażą odzieży, obuwia, gastronomią i innymi usługami jak księgowość, nieruchomości, usługi prawnicze.

Historyczna reprezentacja

La Duc Trung startuje z list SLD, jednak nie należy do partii. Po zapoznaniu się z innymi członkami Sojuszu, przedstawiłem swój cel i wiem, że mogę startować razem z nimi. – Obok mnie są ludzie chętni do pomocy i do dzielenia się doświadczeniem – mówi. Trzyma kciuki za pozostałych kandydatów z Wietnamu w zbliżających się wyborach budżet kultury

samorządowych. Oprócz niego z listy SLD startują Nguyen Tuan Son do rady dzielnicy Włochy oraz Truong Anh Tuan do rady miasta Śródmieście. Troje kandydatów z listy Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej: Ngo Van Tuong – rada miasta, Ton Van Anh – rada dzielnicy śródmieście, Phan Vien Nga – rada dzielnicy Ochota oraz jeden kandydat z listy komitetu wyborczego wyborców Wspólnota Patriotyzm Solidarność – Ngo Van Vy do sejmiku wojewódzkiego. Jest to ewenement – po raz pierwszy od przeszło 60 lat istnienia społeczności wietnamskiej w Polsce reprezentacja wietnamska chce zaistnieć na polskiej scenie politycznej i to jeszcze w tak licznym składzie. •

[[

Rafał Tomański - dziennikarz, japonista. Jego pierwsza książka o Japonii „Tatami kontra krzesła” stała się bestsellerem. We wrześniu 2013 r. premierę miała druga książka zatytułowana „Made in Japan”. Na co dzień pisze m.in. do „Rzeczpospolitej” o innowacjach, startupach i biznesie. Prowadził autorski „Progr@m” o nowych technologiach w TVN CNBC oraz audycję w radiu Chilli ZET 4/4


[ zobacz

więcej

]

A to taka inna Polska właśnie Czyli fajny kraj fajnych ludzi. W tej rubryce zbieramy inicjatywy, które warto znać

Nowy Targ, luty 2014 r. Nowotarskie Zawody Balonowe


Mniej biurokracji w dobroczynności

Gdyby ktoś chciał zobaczyć lepszą twarz naszego kraju, niech zajrzy na portal Zbiórki.gov.pl. Fakt, że rządowy – ale treść całkowicie obywatelska. Ludziom się chce! Od lipca na prowadzenie akcji charytatywnych nie potrzeba urzędowych zgód, wystarczy zgłosić zbiórkę na tym portalu. I co tam mamy? „Bezdomne podhalany”, „Zeszyt dla ucznia”, „Ekspedycja naukowo-techniczna”, „Zbiórka na świetlicę”, „Pomoc Ukrainie”. Zbiórki.gov.pl

Gwiazdka dla obywateli

No dobrze, a jeśli nie zbiórka? Jak wybudować boisko na terenie szkoły? Choćby z funduszu sołeckiego. To taki fundusz, który dzielą sami mieszkańcy sołectwa, a państwo jeszcze dopłaca. Idą wybory samorządowe, na płotach i drzewach w zaprzyjaźnionej miejscowości zobacz więcej

pojawiły się ogłoszenia „Zebranie wiejskie”, „Fundusz sołecki”. Jak miło – wybory to taka Gwiazdka dla obywateli. FunduszeSołeckie.pl

Biblioteki z wizją

Wstrząsająca wiadomość z wiosny: wypożyczamy więcej książek z bibliotek publicznych. Jak to możliwe? Zajrzyjcie do broszury dla bibliotekarzy (z przykładami fantastycznych pomysłów i działań). Małe miejscowości, zajęcia dla maluchów, cyfryzacja ze starszymi, wspólne rozmowy o tym, kto jest na starym zdjęciu. Książki, płyty, gry. To wszystko instytucje samorządowe i zapaleńcy. Biblioteka-z-wizja.biblioteki.org

Dla starszaków

A tu Latarnicy Polski Cyfrowej. Też można ich spotkać w bibliotekach: pomysł jest prosty 2/3


– robić zajęcia dla tak zwanych starszaków. Właściwie starszaczek, bo do zdobywania tych umiejętności najwyraźniej bardziej garną się kobiety. Na razie chwalą się przeszkoleniem 200 tysięcy osób – pytanie, czy zaczną pomagać także tym, którzy już coś umieją, ale uważają, że „Fejsbuk to nie są prawdziwe relacje”…

nie działa to bez zgrzytów, trzeba pomarudzić. Z tego na pewno będzie raport. • AJ

Stocznia.org.pl

Latarnicy.pl

Konsultacje? Już nie w mediach, osobiście

Jeszcze jeden fenomen ostatnich lat. Konsultacje publiczne – nie takie faksem do urzędu, na zaproszenie z rozdzielnika, ale takie dla każdego. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego jest coraz mniej merytorycznych dyskusji nad różnymi projektami w mediach? Myślę, że z powodu pojawienia się alternatywy: można w miarę wcześnie zgłosić własną opinię przygotowującym zmianę. Ale oczywiście zobacz więcej

3/3



Każdy jeździ dobrze, wszystko zależy od tego, z kim się porównuje

2100 km w jedną stronę pokonanych przez sześciu motoblogerów pięcioma autami. To krótki bilans podróży do Mikołajek na długo oczekiwane spotkanie, które w weekend 27–28 września zamieniły się w miejsce intensywnej dyskusji o bezpieczeństwie na polskich drogach

C

zy jest bezpiecznie? Z tym bywa różnie. Poziom bezpieczeństwa często maleje proporcjonalnie do wzrostu subiektywnego poczucia kierowcy… że potrafi jeździć bezbłędnie. Dlaczego? Bo ten, któremu się wydaje, że doskonale panuje nad autem i jest nieomylny, zwyczajnie nie ma racji. Uważasz, że w twoim przypadku jest inaczej? Oto jak komentuje to Michał – autor AutomotiveBlog.pl: – Mimo iż jeżdżę już ponad 10 lat i dotychczas uważaartykuł sponsorowany

łem się za doświadczonego kierowcę, to po spotkaniu w Mikołajkach uświadomiłem sobie, że moja umiejętność prowadzenia samochodu to jedynie jakaś jedna trzecia wiedzy, którą każdy kierowca powinien posiadać. Dlatego nadal trzeba włączyć myślenie w tryb #postępyRobię i poszerzać umiejętności panowania nad samochodem, zwłaszcza w trudnych warunkach lub niebezpiecznych sytuacjach na drodze. Uświadomienie sobie, że zawsze jest nad czym pracować, nie jest łatwe. Jak pomóc w tym 2/5


Spotkanie w Mikołajkach, 27–28 września artykuł sponsorowany

3/5


polskim kierowcom? O tym właśnie rozmawiali blogerzy i specjaliści z ERGO Hestii wraz z Michałem Kościuszką i dziennikarzami motoryzacyjnymi. Jednak zanim wszyscy rozpoczęli dzielenie się wiedzą, sprawdzili swoje umiejętności na torze. Po co? Aby na własnej skórze przekonać się, czy doskonalenie umiejętności jest potrzebne, szczególnie doświadczonym kierowcom, którzy potrafią na przestrzeni lat nieco stracić kontakt z otaczającą ich na drodze rzeczywistością. Pomógł w tym team ze Szkoły Jazdy Michała Kościuszki z samym rajdowcem na czele. Mimo dość wyczerpującego piątku (niektórzy jechali aż ze Śląska!) wszyscy bez problemu następnego dnia zjawili się na torze w Mikołajkach, gdzie Michał wraz z instruktorami SJMK zadbał o dostarczenie uczestnikom zastrzyku emocji i potężnej dawki wiedzy praktycznej. Blogerów czekał wyścig na czas, który nawet dla takich zapaleńców motoryzacji nie był łatwy, choć uśmiech nie schodził z ich twarzy. Czym jeździli? artykuł sponsorowany

To Peugeoty 206 2.0. przystosowane do jazdy rajdowej. Zanim jednak ruszyli, Michał wyjaśnił, co może ich zaskoczyć na torze i jak się zachować, aby nie stracić panowania nad autem. Wszak jazda po szutrze wcale do łatwych nie należy. Kto słuchał Michała uważnie? To pokazały już pierwsze okrążenia. W trakcie wyścigu Michał podpowiadał, co robić, aby jeździć efektywniej… i efektowniej. Ostatecznie zwycięzców mogło być tylko trzech. Kto okazał się najlepszy? Pierwsze miejsce zajął Tommy (Prentki-blog.pl), tuż za nim uplasował się Bartek (Just Well Driven), natomiast trzecie miejsce zajął Michał (AutomotiveBlog.pl). I choć ekipa Michała wyłoniła najlepszych, to wszyscy wynieśli z wyścigu bardzo dużo wiedzy o swoim stylu jazdy i elementach, które warto ćwiczyć. Jak blogerzy oceniają spotkanie zorganizowane przez ERGO Hestię? – Próbowaliśmy jazdy rajdowej, współzawodniczyliśmy ze sobą. Z każdym kolejnym okrążeniem szło nam lepiej, mimo że popełnia4/5


liśmy mnóstwo błędów. A potem przyszedł Michał Kościuszko i pokazał nam, że nie potrafimy tego, co on nawet w jednym procencie – opowiada Bartek – Just Well Driven. – Weekend z #postępyRobię to była cenna lekcja. Odebranie plastiku zwanego prawem jazdy nie oznacza wcale, że potrafimy jeździć. Prawo jazdy potwierdza jedynie to, że pewnie znamy przepisy i jakoś tam jeździmy. ,,Prawko” to przepustka do dalszej nauki na drodze, tyle że już bez instruktora obok. Mówi się, że człowiek uczy się na błędach, jednak kierowca powinien być świadomy swojej jazdy i możliwie jak najwięcej przewidywać na drodze zanim będzie za późno. Na torze wydawało mi się, że po pierwszym okrążeniu dałem z siebie wszystko, że lepiej się już nie da. Po wskazówkach od instruktorów każdy kolejny przejazd to był postęp. Po przejażdżce z Michałem Kościuszką uświadomiłem sobie, że przede mną sporo nauki… – opowiada Albin, autor bloga Strefa Kulturalnej Jazdy. Sami blogerzy zaznaczyli, że to doświadczenie, którym będą się dzielić z czytelnikami. Także artykuł sponsorowany

w ramach „Niecodziennego Poradnika Codziennej Jazdy”. Praktyka na torze otworzyła umysły całemu teamowi. Kiedy zasiedli do wspólnej dyskusji nad tym, jak pokazać kierowcom, że warto jeździć świadomie, pomysłom nie było końca! Każdy z nich ma inne doświadczenia, inne spojrzenie na motoryzację, ale we wszystkim znajdują oni wspólny mianownik – dobra i efektywna jazda to ciągła praca nad sobą. W tym na pewno pomoże „Niecodzienny Poradnik Codziennej Jazdy”, którego premiera już niebawem. •

O tym, co w ramach akcji #postępyRobię wymyślili jeszcze dla Was blogerzy, będziecie dowiadywać się przez najbliższych kilka miesięcy na naszym blogu. Będzie się działo, zatem bądźcie czujni.

5/5


[ fala

uchodźców

]

Prowincja Idlib, Shensharah, marzec 2013 r. Mały chłopiec w tymczasowym mieszkaniu-krypcie

Przy współpracy ze Stowarzyszeniem Interwencji Prawnej


jak nie pomóc syryjczykom Narody Zjednoczone zalecają wydawanie wiz humanitarnych Syryjczykom. Jednak państwa Unii niechętnie podchodzą do otwarcia granic. Na co mogą liczyć Syryjczycy w Polsce? tekst

P

A n n a T ry l i ń s k a

oczątki wojny domowej w Syrii sięga-

Trudno oszacować ją 2011 roku, gdy doszło do pierwsze- liczbę ofiar

go powstania przeciwko siłom prezydenta Baszszara al-Asada. Był to okres Arabskiej Wiosny, podczas której obalono między innymi reżimy panujące w Libii i w Egipcie. Syryjczycy tłumnie wyjeżdżali w poszukiwaniu pomocy w Europie lub państwach ościennych. Sytuację w ich kraju uznano za konflikt wewnętrzny dopiero pod koniec 2012 roku. Trwa on do dziś. fala uchodźców

W lipcu 2013 roku rzecznik Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Praw Człowieka (UNHCHR) oświadczył, że ONZ zaprzestaje aktualizacji liczby ofiar śmiertelnych w Syrii, ponieważ nie ma możliwości oceny sytuacji na miejscu ani weryfikacji napływających informacji. Według nieoficjalnych statystyk zabitych może być nawet 220 tysięcy. 2/6


statusu uchodźcy zostanie Liczba uchodźców z SyWizyty złożony w Polsce, to włarii przyjętych przez europejw urzędach skie kraje jest bardzo niska śnie nasz kraj staje się odpopracy to w porównaniu do skali prowiedzialny za rozpatrzenie formalność, sprawy i wydanie decyzji. blemu. Zgodnie z raportem bo ofert brakuje. W ubiegłym roku było w PolAmnesty International kraje Urzędnicy bezradnie Unii przyjęły zaledwie pół sce ponad 15 tysięcy takich rozkładają ręce procenta uciekinierów. Powniosków. To rekord. Tylko i mówią, że pracy niewielki procent złożyli Synad dwa miliony Syryjczyków pozostało w sąsiednich, ryjczycy. Ich sprawy w więknie mają także Polacy dużo biedniejszych krajach, szości kończą się decyzją na przykład w Jordanii, Liprzyznającą ochronę. banie czy Turcji. Polska nie zaoferowała im ani jednego miejsca. Syryjczycy, którym udało się tu Pomoc niewystarczająca, dotrzeć, organizowali swój wyjazd w mniej lub pracy brakuje bardziej oficjalny sposób – zazwyczaj albo drogą Cudzoziemcy w trakcie postępowania o nadapowietrzną albo poprzez przekroczenie tak zwa- nie statusu uchodźcy mogą liczyć na pomoc ze nej zielonej granicy. Trafiają do Polski, będąc strony państwa. Po złożeniu wniosku Syryjczyw drodze do innych państw Unii Europejskiej. cy zostają objęci opieką medyczną oraz socjalIch celem zazwyczaj są Niemcy oraz Szwecja, ną. Ośrodki dla cudzoziemców działają w pięciu gdzie mają dalszych członków rodziny. województwach, najwięcej jest ich w lubelskim Zgodnie z europejskimi regulacjami (rozpo- oraz mazowieckim. W czasie pobytu w ośrodku rządzenie Dublin III) jeżeli wniosek o nadanie cudzoziemcy mają zapewniony nocleg oraz wyfala uchodźców

3/6


żywienie. Ci, którzy decydują się na mieszkanie poza ośrodkiem, otrzymują drobne świadczenia. Nie wystarczą one na pokrycie kosztów utrzymania. W praktyce cudzoziemcy zamieszkują w wieloosobowych pokojach i podejmują się słabo płatnych zajęć. Często padają ofiarą nadużyć ze strony pracodawców. Po zakończeniu postępowania i otrzymaniu jednej z form ochrony międzynarodowej (statusu uchodźcy lub ochrony uzupełniającej) przysługuje im pomoc integracyjna. Obejmuje ona między innymi opłacanie składki zdrowotnej czy poradnictwo socjalne. Przyznawana jest maksymalnie na rok. Po tym okresie cudzoziemiec powinien być już przygotowany do samodzielnego życia w polskim społeczeństwie. Rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Jeszcze w czasie starania się o otrzymanie ochrony międzynarodowej lub pomoc integracyjną cudzoziemcy zwracają uwagę, że środki finansowe, którymi dysponują, są niezwykle skromne i pozwalają jedynie na przeżycie. Syryjczycy akfala uchodźców

tywnie szukają zatrudnienia. Zwracają się o pomoc do urzędów i organizacji pozarządowych. Jak sami twierdzą, wizyty w urzędach pracy to formalność, bo ofert brakuje. Urzędnicy bezradnie rozkładają ręce i mówią, że pracy nie mają także Polacy. Sytuacja cudzoziemców pogarsza się, kiedy pomoc się kończy. Zdani sami na siebie nierzadko podejmują decyzję o wyjeździe z Polski i poszukiwaniu pracy w innych krajach Unii. Stało się tak w przypadku pana Walida, który wraz żoną oraz dwójką małych dzieci przygotowuje się do wyjazdu do Niemiec. Znalazł tam pracę, która umożliwia mu utrzymanie czteroosobowej rodziny bez konieczności korzystania z pomocy społecznej. Nad wyjazdem zastanawiają się także znajomi pana Walida przebywający w Polsce z rodzinami. Pomoc, którą otrzymują, jest niewystarczająca, a pracy brakuje.

Wąska luka dla rodziny

Nadanie statusu uchodźcy lub otrzymanie ochrony uzupełniającej jest początkiem nowego życia 4/6


– w odmiennym kulturowo kraju. To niełatwe, zwłaszcza dla tych, którzy pozostawili rodziny w rejonach ogarniętych konfliktem. Niektórzy z Syryjczyków, którzy otrzymali w Polsce ochronę międzynarodową, przybyli tu sami, pozostawiając członków rodziny w Syrii lub w krajach ościennych. Mają oni prawo do sprowadzenia rodzin do Polski w ramach instytucji łączenia rodzin. Ponadto przez pierwsze sześć miesięcy od otrzymania ochrony międzynarodowej cudzoziemiec jest zwolniony z konieczności przedstawienia środków finansowych wystarczających na pokrycie kosztów utrzymania członków rodziny. Przy próbie złożenia wniosku o udzielenie zezwolenia na pobyt czasowy dla członka rodziny pojawiają się jednakże inne problemy. Pierwszym z nich jest konieczność uzyskania dokumentów podróży przez członków rodziny cudzoziemca przebywających w Syrii lub w krajach sąsiadujących. Wobec niefunkcjonowania państwa syryjskiego wyrobienie dokumentu graniczy z cudem. Bez niego niemożliwe jest zarówno opuszczenie fala uchodźców

kraju, jak i staranie się o wizę, na przykład w celu połączenia z rodziną. Kiedy Syryjczycy słyszą o potrzebie przedstawienia dokumentów podróży nie dowierzają. – Jak możliwe jest uzyskanie dokumentów, kiedy wszystko zostało zniszczone? – mówią. Skąd ich żony oraz dzieci przebywające w obozach dla uchodźców mają zdobyć takie dokumenty? Jeżeli członkowie rodziny posiadają wspomniane dokumenty, muszą pokonać kolejną barierę. To kwestie finansowe związane z uzyskaniem wizy lub zezwolenia na pobyt czasowy czy z kosztami usług konsularnych. Innego rodzaju problemem pozostaje określenie, kogo możemy zakwalifikować jako członka rodziny i jaka jest definicja rodziny. Polskie prawo rozumie ją jako małżonków i ich małoletnie dzieci. Wobec tego sprowadzenie członka rodziny w dużo szerszym rozumieniu tego słowa (rodzice czy pełnoletnie dzieci) staje się niezwykle trudne. W takiej sytuacji jest pan Mustafa, który przyjechał do Polski sam. W Syrii zostawił żonę oraz dwie córki – studentki handlu międzyna5/6


rodowego. Żona mogłaby przyjechać do Polski w ramach wcześniej wspomnianej instytucji łączenia rodzin. Córki jako osoby pełnoletnie nie mogą skorzystać z tej możliwości. Pan Mustafa tego nie rozumie. – Jeżeli córki nie mają mężów, wciąż są pod moją opieką, są moimi dziećmi. Nie mogą zostać same – mówi. Żona obawia się zostawić je same. Nie dostały wizy do Polski, wciąż są w Syrii.

Wiza humanitarna

W przypadku Syryjczyków nie znajduje zastosowania wiza humanitarna. Wydaje się ją ze względów humanitarnych, z uwagi na interes państwa lub zobowiązania międzynarodowe, a Polska takowych nie posiada. Korespondencja z polskimi placówkami konsularnymi nie pozwala uzyskać dodatkowych informacji. „Każda sprawa będzie indywidualnie badana. Ale należy pamiętać o dużym zagrożeniu migracyjnym” – taka odpowiedź pada najczęściej. Co to znaczy? „Duże zagrożenie migracyjne” można rozumieć jako obawę przed napływem cudzoziemców. fala uchodźców

Syryjczycy napotykają trudności nie do przezwyciężenia, gdy myślą o wizie studenckiej lub w celu wykonywania pracy. Wydawanie im wizy humanitarnej jest obecnie zalecane przez UNHCR, jednak państwa członkowskie Unii niechętnie podchodzą do otwarcia granic. Tylko niektóre z nich wyraziły chęć przyjęcia Syryjczyków. Wśród nich są Niemcy (pięć tysięcy miejsc) oraz Austria (500 miejsc). Do wydawania wiz humanitarnych zachęcała europejska komisarz do spraw wewnętrznych Cecile Malmström. Jej zdaniem może to pomóc ograniczyć śmiertelność wśród osób, które próbują dostać się do Europy, by ubiegać się o międzynarodową ochronę. Problem pozostaje nierozwiązany. • Imiona osób opisanych w tekście zostały zmienione

[[

Anna Trylińska – prawniczka w Stowarzyszeniu Interwencji Prawnej, zajmuje się udzielaniem bezpłatnych porad cudzoziemcom

6/6


[ fotoreporta ż ]

Umarłe miasta zdjęcia

m a c i e j m o s k wa

W 2012 roku, podczas wojny domowej w Syrii, ponad milion mieszkańców było zmuszonych do porzucenia domów i szukania bezpiecznego schronienia. Dotarli do miejsca, gdzie starożytni chowali zmarłych. „Umarłe miasta” to pozostałości po osadach rzymskich i bizantyjskich w północnozachodniej Syrii. W miejscach takich jak Shansharah, Robia czy Serjilla żyjący współegzystują z umarłymi w ruinach oraz podziemnych grobowcach. Są narażeni na zimno, wilgoć, głód i choroby. Wielu z nich nie było w stanie zabrać ze sobą najpotrzebniejszych rzeczy. Ich najcięższym bagażem są głowy wypełnione obrazami, dźwiękami i zapachami wojny. Chociaż żyją w ukryciu, niebezpieczeństwo towarzyszy im każdego dnia – jeżeli nie głodu, to ostrzału. Ryzyko zachorowania na gruźlicę czy leiszmaniozę jest tu codziennością. wina zachodu

[[

Maciej Moskwa – założyciel kolektywu fotografów dokumentalistów Testigo Documentary, laureat konkursu Zdjęcie Roku BZ WBK Press Foto 2014

1 / 12


[ fotoreporta Ĺź ]

wina zachodu

Prowincja Idlib, Madaia, marzec 2013 r. UchodĹşcy w tymczasowym podziemnym schronieniu

2 / 12 fot. maciej moskwa / testigo


[ fotoreporta ż ]

wina zachodu

Prowincja Idlib, Shensharah, luty 2013 r. Uchodźcy znaleźli nowy dom w starożytnym grobowcu

3 / 12 fot. maciej moskwa / testigo


[ fotoreporta ż ]

wina zachodu

Shensharah, marzec 2013 r. Dziesiątki rodzin, które opuściły domy w Kafr Roma i Has, przybyły do starożytnych ruin w poszukiwaniu schronienia fot. maciej moskwa / testigo

4 / 12


[ fotoreporta ż ]

wina zachodu

Om Alsayr, marzec 2013 r. Kobieta wewnątrz jaskini, która stała się jej nowym domem

5 / 12 fot. maciej moskwa / testigo


[ fotoreporta ż ]

wina zachodu

Roubia, marzec 2013 r. Niemowlę w ruinach starożytnego rzymskiego miasta, gdzie nie ma dostępu do opieki medycznej oraz odpowiedniego pokarmu fot. maciej moskwa / testigo

6 / 12


[ fotoreporta ż ]

wina zachodu

Prowincja Idlib, marzec 2013 r. Ojciec trzymający syna. Ludzie żyjący w jaskiniach są nieustannie narażeni na bombardowanie fot. maciej moskwa / testigo

7 / 12


[ fotoreporta ż ]

wina zachodu

Prowincja Idlib, Shensharah, marzec 2013 r. Amina ze swoim nowonarodzonym dzieckiem. Ekstremalnie wykończona kobieta nie jest w stanie wyprodukować pokarmu dla dziecka fot. maciej moskwa / testigo

8 / 12


[ fotoreporta ż ]

wina zachodu

Prowincja Idlib, Shensharah. Kobieta przygotowująca posiłek. Gałązki używane są do stworzenia prostego rusztu fot. maciej moskwa / testigo

9 / 12


[ fotoreporta ż ]

wina zachodu

Prowincja Idlib, Shensharah, marzec 2013 r. Rodziny w starożytnych ruinach, gdzie szukają schronienia przed działaniami wojennymi fot. maciej moskwa / testigo

10 / 12


[ fotoreporta ż ]

wina zachodu

11 / 12

Om Alsayr, marzec 2013 r. Kobieta wznosząca swe ręce do Allaha

fot. maciej moskwa / testigo


[ fotoreporta ż ]

wina zachodu

Prowincja Idlib, Roubia. Matka żyjąca w starożytnym grobowcu ze swoim niemowlęciem

12 / 12 fot. maciej moskwa / testigo


[ wina z achodu]

Mariupol, 23 września 2014 r. Szycie mundurów dla żołnierzy sił ukraińskich w więzieniu dla kobiet

Przy współpracy ze Stowarzyszeniem Interwencji Prawnej


nieodrobiona lekcja z gruzji Zachód, a przede wszystkim Polska, od lat wspiera rozwój społeczeństwa obywatelskiego na Ukrainie. Niestety, w tym procesie popełniliśmy poważne błędy tekst

W

j a r o s ł aw m a r c z u k

Mariupolu plaże pełne są ludzi. Wylegują się w słońcu, kąpią w Morzu Czarnym, piją piwo, w skrócie – relaksują się. Pod wieloma względami byłoby to zwyczajne, niedzielne popołudnie, gdyby nie drobny fakt. Siły separatystyczne Donieckiej Republiki Narodowej (DNR), a tak naprawdę rosyjska armia, od tygodni grożą wydarciem Mariupola z ukraińskich rąk. Mieszkańcy miasta starają się w tym czasie wina zachodu

żyć normalnie. Ogłoszone zostaje zawieszenie broni. Chociaż doprowadza ono do jako takiego uspokojenia sytuacji na froncie (wciąż docierają doniesienia o powtarzających się walkach o lotnisko w Doniecku), nie musi wcale oznaczać zapanowania spokoju w ludzkich głowach. – Ta wojna została sztucznie wywołana. Zachód – Amerykanie i Unia Europejska – spowodował, że walczymy ze sobą – mówi Andriej, 34-letni kierowca taksówki z Mariupola. 2/5


Andriej, po trochu Rosjanin, Czech, Ukrainiec i Polak, wcale nie popiera separatystów. Jego opinie są typowe dla mieszkańców Mariupola: – Nie wiem, komu ufać, więc nie opowiadam się za żadną ze stron.

Z czego wynikają podobne postawy?

Czy to efekt rosyjskiej propagandy? W dużej mierze zapewne tak. Rzecz w tym, że nawet w największym kłamstwie często kryje się ziarno prawdy. A co nią jest? Fakt nierzadko przemilczany w medialnej zawierusze rozpętanej przez wojnę na Ukrainie: nie chcemy przyznać, że Zachód w dużej mierze ponosi odpowiedzialność za wybuch konfliktu we wschodniej Europie. Wojna na Ukrainie ma wiele wymiarów: odnowienie rywalizacji politycznej między Wschodem a Zachodem, kolejny etap rozpadu rosyjskiego imperium, starcie systemów politycznych i kulturowych opartych na innych wartościach. Z perwina zachodu

spektywy Kremla Rosja w tej grze przegrywa. I to całkiem od dawna, co widać w jej politycznych posunięciach na przestrzeni ostatnich lat. Wystarczy popatrzeć na mapę. Dopóki istniał, Związek Radziecki przytłaczał rozmiarem. Jego rozpad oznaczał dla Rosjan nie tylko porażkę w zimnowojennej rywalizacji – zapoczątkował także długi okres upokorzeń. Tak przynajmniej odbiera się lata rządów prezydenta Jelcyna, nieudaną transformację ustrojową i głęboki kryzys gospodarczy oraz polityczny, jaki za sobą pociągnęła. Ten stan słabości Zachód dobrze wykorzystał. NATO i Unia rozszerzyły się aż po wschodnie granice Polski i republik nadbałtyckich. Jednak Moskwa nigdy nie postrzegała tego procesu jako rezultatu świadomych i wolnych wyborów dokonanych przez obywateli niepodległych państw. Kreml myśli w kategoriach imperialistycznych: wykorzystując słabość strony

W Moskwie nie sądzi się, że to ona jest agresorem, lecz że Zachód znów podstępem zbliżył się do rosyjskich bram

3/5


Jednak wspieranie ruchów obywatelskich czy rosyjskiej, Imperium Zachodu poszerzyło granice i wpływy jej kosztem. A ostatecznym celem nakładanie sankcji często sprowadza cierpienia NATO i Unii jest wedle tego toku rozumowania na społeczeństwa państw niedemokratycznych. Celem jest nie tylko wywołanie zmiany postępozmiana władzy oraz ustroju politycznego Rosji. wania władz dotkniętych sankcjami, lecz także sprowokowanie społecznego buntu. Swoją strateWyzwolić jednostkę z katorgi gię Zachód usprawiedliwia tak: te społeczeństwa Trudno się z tym nie zgodzić. Pierwszą cechą za- i tak cierpią z powodu represji aparatu państwowechodniego modelu demokracji jest założenie, że go, a nasz cel jest szczytny – wyzwolić jednostkę naród (obywatele) stanowi źródło władzy. Drugą, z katorgi, dzięki czemu wyzwolonym będzie się czego często nie zauważamy, jest jego agresyw- żyło lepiej, a świat stanie się bezpieczniejszy. W myśl tej zasady Zachód, a przede wszystność i brak tolerancji dla innych ustrojów politycznych, w których wolność jednostki nie stanowi kim Polska, od lat wspiera rozwój społeczeństwa nadrzędnej wartości. Ta agresywność wyraża się obywatelskiego na Ukrainie. I biorąc pod uwagę chociażby w wykorzystywaniu narzędzi z zakresu wyznawane przez nas wartości (które z góry uwasoft power, by szerzyć własną ideologię. To prze- żamy za lepsze od tych promowanych przez inne cież specjalność Zachodu, który celuje we wspie- systemy polityczne), czynimy słusznie. Niestety, raniu ruchów obywatelskich, organizacji pozarzą- w tym procesie popełniliśmy poważne błędy. dowych, a gdy trzeba nakłada sankcje. Te metody wywoływania zmian ustrojowych wyróżniają się Przeliczyliśmy się humanitaryzmem, ale przede wszystkim w odnie- Zachód nie odrobił lekcji z Gruzji. Wówczas sieniu do obywateli państwa będącego źródłem świat mógł zobaczyć, że Rosja jest gotowa do użycia siły zbrojnej, by bronić własnych interenacisku (nie posyłamy żołnierzy na wojnę). wina zachodu

4/5


sów i przekonań. Nie doceniliśmy faktu, że to, co nam i wielu Ukraińcom wydało się zwrotem we właściwą stronę (poprzez Euromajdan, zmianę władzy w Kijowie i podpisanie porozumienia przez Unię Europejską), Kreml odczytał nie tyle jako zamach na własnego satelitę, ile na fundamenty rosyjskiego państwa. W Moskwie nie sądzi się, że to ona jest agresorem, lecz że Zachód znów podstępem zbliżył się do rosyjskich bram. W tym sensie należało oczekiwać stanowczej i mocnej odpowiedzi Kremla. Jeśli przeoczyliśmy ten fakt, to tylko przez własną głupotę, arogancję, a może hipokryzję. Zwłaszcza, że przed sześcioma laty Rosjanie udowodnili, jak daleko są w stanie posunąć się po tym, co traktują jako agresję ideologiczną, a my nazywamy szerzeniem się demokracji na wschód Europy. Ostatnia wojna na Kaukazie Południowym pokazała, że Unia Europejska ani NATO nie są gotowe zdecydowanie stanąć w obronie państw niestowarzyszonych (a więc takich, jak Gruzja czy Ukraina). Z kolei my ulegliśmy iluzjom – że zawsze znajdzie się drugi Sarkozy, który w porę wina zachodu

dogada się z Putinem i Miedwiediewem, armia rosyjska stale będzie cierpiała z powodu przestarzałego sprzętu, braków paliwa i fatalnej komunikacji, przez co nigdy nie ośmieli się pokusić na nic większego niż czteroipółmilionowe kaukaskie państewko. Przeliczyliśmy się. Co gorsza okazało się, że w obliczu przemocy ze strony Rosji Zachodowi zabrakło nie tyle środków nacisku, ile chęci i determinacji do ich użycia. I to powoduje, że częściowo ponosimy winę za dramatyczne wydarzenia rozgrywające się na Ukrainie. Zwiedliśmy Ukraińców wizją lepszego życia, a tymczasem zrobiliśmy tak niewiele, gdy nasi wschodni sąsiedzi postanowili ją urzeczywistnić. •

[[

Jarosław Marczuk – niezależny dziennikarz, z wykształcenia antropolog kulturowy. Pisze o tym, jak nowe technologie zmieniają świat, podróżuje i zgłębia wiedzę o Rosji i Kaukazie. Publikował między innymi w „Polityce”, „Bloomberg Businessweek Polska”, Wirtualnej Polsce

5/5


[ felie t onświat]

Facet, z którym nie pije się drinków Współczuję politykom, bo w kontrakcie o pracę mają zapisane kontakty z kimś takim, jak Putin paw e ł s m o l e ń s k i


Paweł Smoleński – reporter, publicysta, od 1989 r. dziennikarz „Gazety Wyborczej”, wcześniej współpracownik pism drugiego obiegu; autor książek, m.in. „Pokolenie kryzysu”, „Salon patriotów”, „Irak. Piekło w raju”, „Bedzies wisioł za cosik. Godki podhalańskie”, „Pochówek dla rezuna”, „Izrael już nie frunie”, „Oczy zasypane piaskiem”

W

2007 roku Władimir Putin spotkał się z Angelą Merkel w swojej rezydencji na Krymie. O spotkaniu, zresztą mało udanym, rychło by zapomniano, gdyby nie incydent z psem gospodarza. Putin wiedział, najpewniej z bezpieczniackich źródeł, że kanclerz Merkel, kiedyś dotkliwie pogryziona, panicznie boi się psów. No i co zrobił nasz ulubiony moskiewski żartowniś? W pewnym momencie wpuścił do pokoju swojego czarnego labradora, który ułożył się obok fotela zmartwiałej ze strachu pani kanclerz. felieton świat

Po co wspominać takie wydarzenie sprzed lat? Ano po to tylko, by pamiętać, z kim mamy do czynienia, a więc – jakim człowiekiem jest prezydent Rosji. Jest więc Putin człowiekiem szczególnym. Umie straszyć zaproszonego przez siebie gościa w sposób nadzwyczaj perfidny. Kłamie w żywe oczy, jak to w przypadku zielonych ludzików anektujących Krym lub dzisiejszej inwazji na wschodnią Ukrainę, z którą – gotów przysiąc – nie ma nic wspólnego. Kryje zbrodniarzy, bo przecież 2/3


tych, którzy zestrzelili malezyjski samolot pasażerski inaczej nazwać nie można. Na dodatek fotografuje się z nagim torsem, żeby wszyscy zainteresowani mogli dostrzec, jaki jest umięśniony. Ponoć dał miliardy rubli na badania nad długowiecznością, bo na dodatek chce być nieśmiertelny. Jeśli do tego dodamy nader mikry wzrost, otrzymamy charakterystykę człowieka, w którym mania wielkości, wynikająca z przewodzenia upadającemu mocarstwu i z edukacji w sowieckim bezpieczeństwie, miesza się z workiem kompleksów. Niech ma nawet najpiękniejszą willę w Soczi, a i tak nie warto do niego przyjeżdżać. Ani, tym bardziej, zapraszać do siebie, co było udziałem Brazylii podczas mundialu. Tymczasem, mimo przygody z labradorem, Angela Merkel dzwoni do Putina, kupując, bez publicznych komentarzy, opowieści o zielonych ludzikach. Inni europejscy politycy jękną od czasu do czasu, że Putin ich nie słucha. Paru europejskich (ale też polskich) pajaców namawia, by rozumieć putinowską Rosję i uszanować jej interesy. Zdaje się, iż nie ma znaczenia, że w innych okofelieton świat

Nowa książka Pawła Smoleńskiego „Szcze ne wmerła i nie umrze. Rozmowa z Jurijem Andruchowyczem” ukaże się 21 listopada nakładem Wydawnictwa Czarne

licznościach przyrody nie zaprosiliby go nawet na lunch, gdyż – jak na zdjęciach – mógłby zacząć się obnażać. Albo – zamiast smacznych anegdot – opowiadałby swoje megalomańskie kłamstwa. Współczuję politykom, bo w kontrakcie o pracę mają zapisane kontakty z kimś takim, jak Putin. Ale może wreszcie ktoś z nich odważyłby się powiedzieć na głos, że Rosja – Rosją, ambicje – ambicjami, tęsknota za mocarstwowością – tęsknotą, lecz Putin to po prostu karykaturalny, nadęty kłamca i facet, z którym nie pije się drinków. Ucieszą się nie tylko Ukraińcy, ale też wielu Rosjan. • 3/3


[ felietonwiara]

Po happy endzie zapraszam na sequel Cóż jeszcze miałoby mnie zajmować, skoro przestali ginąć ludzie? tomasz ponikło


Tomasz Ponikło – zastępca redaktora naczelnego Wydawnictwa WAM, autor książek; ostatnio opublikował wywiad rzekę z bp. Andrzejem Czają „Szczerze o Kościele” (2014)

W

Irackim Mosulu, gdzie dekadę temu żyło sto tysięcy chrześcijan, dzisiaj nie ma ich wcale. Prześladowania, wysiedlenia, masakry. Oczywiście, że chcemy temu przeciwdziałać. Ale jeśli się uda, to kres dramatu będzie też kresem naszego wsparcia. I przyjdzie codzienność. Pozostaną oprawcy i ofiary. Kiedy cztery lata temu przez Irak przelała się fala okrutnych zbrodni dokonywanych na chrześcijanach, prosiłem chaldejsko-katolickiego arcybiskupa Louisa Sako o krótką medytację (dla „Tygodnika Powszechnego”) nad pytaniem, dlaczego felieton wiara

do wcielenia Boga doszło na obszarze wstrząsanym konfliktami i przemocą, a nie w jakimś spokojnym zakątku globu. Uderzająca była wtedy ufność arcybiskupa, który odwoływał się do tego, że w duchowości chaldejskiej Boga nazywa się „Mdabrana”, czyli „Tym, który pieczołowicie troszczy się o wszystko”. Minęły cztery lata, przelało się morze krwi, sytuacja się pogorszyła. Arcybiskup Sako wystosował teraz apel o każdą możliwą formę pomocy. Nie stawiam pytań Bogu, ale sobie. Wówczas, cztery lata temu, problem prześladowań w Iraku nie2/4


co się uspokoił. A skoro przeprzemocy. Na Ukrainie bez Rwanda 1994 domu jest 330 tysięcy osób, stali ginąć ludzie, to cóż jesz– wybuch w Sudanie Południowym cztecze miałoby mnie zajmować? bratobójczych Fakt. To trochę jak oglądary miliony osób są zagrożone walk. Rwanda głodem, w Strefie Gazy półtora nie filmu w oczekiwaniu na hap2014 – ta sama ziemia, miliona ludzi ma ograniczony py end. Obserwowany dramat ci sami ludzie. Nowe dostęp do wody pitnej. W Syrii jest tak trudny do udźwigniępokolenie rośnie na brak opieki medycznej, więc cia, że już samo jego zakończegruncie nasiąkłym szerzą się choroby, a w Somanie jest sukcesem, a dla widza rodzinną krwią ulgą. Historia się domknęła. lii z tych samych względów Kto ma jeszcze siłę, żeby od co osiemnasta kobieta umiera razu obejrzeć sequel wyczerpuw połogu. Pamiętajmy też o Iraku. Masowo mordowani jącego obrazu? Tymczasem koniec dramatu jest początkiem codzienności. Codzienność po dramacie są ludzie, także dzieci, na których okrutna śmierć jest trudna. W filmie są napisy końcowe, w życiu przychodzi według fanatycznego klucza oprawców. płyta uparcie przeskakuje wstecz: powracają obra- Niektórzy z prześladowanych, nawet gdy zdążą zy, emocje, uczucia. „Zagraj to jeszcze raz, Sam” uciec przed kulą, nie znajdą potem wody i pożywie– podszeptuje pamięć, wzbudzając traumę. Nie ma nia, a jeśli im się to uda – gdzie i kiedy będą mogli wolności od przeszłości. Codzienność staje się wy- wrócić? Jesteśmy setki kilometrów stamtąd i szczezwaniem, historia nieraz przekleństwem. rze marzymy o końcu tej przemocy. A jednocześnie Liczby podawane przez PAH nie pozostawia- wolelibyśmy nie stawiać pytania: co po zbrodni? Poruszmy wyobraźnię. Rwanda 1994 – wybuch ją złudzeń: aktualnie 51 milionów osób na całym świecie zostało wysiedlonych w wyniku rosnącej bratobójczych walk. Rwanda 2014 – ta sama ziemia, felieton wiara

3/4


ci sami ludzie, do tego – po 20 latach – jedno nowe pokolenie, a przed nim przyszłość na gruncie nasiąkłym rodzinną krwią. Celem interwencji i pomocy w 1994 roku było zaprzestanie ludobójstwu? To tylko akcja ratunkowa. Celem od wtedy do dziś i też jutro jest zbudowanie przyszłości. Nie ma wolności od przeszłości – jest pamięć, trauma, ból przekazywany na nowe pokolenie. Jaką przyjąć perspektywę? W całej ostrości poczułem tę trudność, czytając ostatnio komentarz biskupa Jana Pietraszki, nieżyjącego od wielu lat mistrza Józefa Tischnera, nauczyciela Karola Wojtyły i Adama Bonieckiego. „Tak bardzo nieraz trudno powiedzieć: Panie, nie wiedzą, co czynią – bo nieraz wszystko zdaje się mówić, że wiedzą, że doskonale wiedzą” – mówił Pietraszko. – „W układach tutejszych, doczesnych, chyba nieraz wiedzą, ale w całościowej perspektywie naszego doczesnego i wiecznego życia nie wiedzą, ponieważ skreślili cały świat Boży i świat ludzkiej nieśmiertelności albo przynajmniej nie biorą tego wszystkiego aktualnie pod uwagę. To się po prostu nie liczy w ich praktycznym rozrachunku życiowym. Z tego oczywiście nie wynika, że przy łafelieton wiara

sce Bożej nie zaczną się z tym liczyć w przyszłości. Dlatego wbrew mądrości tego świata musimy się jednak zdobyć na tę jedną jedyną metodę Szczepanową i mimo cisnących się na usta słów mściwości, nienawiści i chęci odwetu powtórzyć po prostu za Chrystusem i św. Szczepanem: Ojcze, nie poczytaj im tego grzechu, oni nie wiedzą, co czynią. Trzeba mieć nad nimi miłosierdzie, bo Chrystus, który zaczął tę przedziwną sprawę jednania wszystkich w Bogu, ma jeszcze ciągle ten sam zamiar: przeprowadzenia ich wszystkich na jedną stronę – do swojej owczarni, do której i my pragniemy się dostać”. To nie są słowa człowieka naiwnego, ale świadka II wojny światowej, okupacji, stalinizmu i PRL. A więc aż taka perspektywa… Życie po zbrodni. Codzienność, wieczność. A nasza pomoc? • Wpłać dowolną kwotę na konto Pomocy Kościołowi w Potrzebie: 31 1050 1025 1000 0022 8674 7759 z dopiskiem „Irak” Wpłać dowolną kwotę na konto Polskiej Akcji Humanitarnej: 91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 z dopiskiem „Pomoc cywilom” 4/4


[ Audiotekapoleca ]

Z ziemi na księżyc

Czerwone i czarne

Norwegian Wood

Powieść jest pierwszym w dziejach ludzkości opisem przygotowań do wyprawy kosmicznej zaprojektowanej z naukową precyzją, która ziściła się dopiero po przeszło stu latach. Po dziś dzień, mimo pewnych uchybień, budzi ona podziw i zdziwienie

Adaptacja powieści Stendhala zrealizowana przez Polskie Radio. Powieść psychologiczno-obyczajowa okresu francuskiej Restauracji. Młody, ambitny i inteligentny, acz pochodzący z biednej rodziny bohater bezwzględnie i z wyrachowaniem dąży do osiągnięcia kariery. Czyta Krzysztof Gosztyła. .

Opublikowana w 1987 powieść przyniosła Harukiemu Murakamiemu ogromny rozgłos. Napisaną w Grecji i we Włoszech książkę przeczytał w Japonii każdy. Sam autor mówi, że było to dla niego wyzwanie: „Nigdy nie napisałem tego typu prostej powieści i chciałem się sprawdzić”.

Juliusz Verne

Stendhal

Haruki Murakami


[ Audiotekapoleca ]

Przyszłem

Janusz Głowacki

Czarny humor miesza się w tej opowieści z czarną rzeczywistością, tragedia z groteską, prawda z fikcją, a PRL z wolną Polską. Mieszanka piorunująca. Warto porównać z filmem.

Zbrodniarz i dziewczyna

Gargantua i Pantagruel

Czyta sam autor! „Zbroniarz i dziewczyna” nie jest typowym kryminałem – to proza olśniewająco dygresyjna, pełna osobliwego humoru, zaskakujących obserwacji, niespodziewanych puent.

Renesansowa powieść o losach olbrzyma Pantagruela oraz jego ukochanej o imieniu Gargantua. Opisane w prosty sposób wędrówki i bitwy toczone przez olbrzyma, a także uczty i hulanki, mają jednak swego rodzaju głębszy wydźwięk, przedkładając prostotę i radość życia nad zawiłością „uczonych” filozofii. Autor w sposób prześmiewczy podchodzi do tradycyjnie pojmowanej religii i obyczajów.

M i c h a ł W i t k o w sk i

François Rabelais


[ Audiotekapoleca ]

Dziewięćdziesiąte

Wojna i pokój

Zbiór opowiadań, których spójnikiem tematycznym są lata 90., a opracowania literackiego tego okresu w wykonaniu autora „Zwału” nie można porównać z niczym, co dotychczas w polskiej literaturze się zdarzyło.

Klasyka! Wielowątkowa epopeja ukazująca Rosję w latach 1805-1820 i naród rosyjski biorący udział w wojnach napoleońskich. Tworząc niezwykle sugestywne portrety psychologiczne głównych bohaterów i rysując kilkaset dalszych barwnych postaci, Lew Tołstoj szuka odpowiedzi na fundamentalne pytania o sens życia i miłość.

Sławomir Shuty

Lew Tołstoj

Kochanie zabiłam nasze koty D o r o ta M a s ł o w sk a

Jak to zwykle bywa z powieściami, jest to wypadkowa przejęcia się losem ludzkości i różnych osobistych udręk. Dorota Masłowska w świetnej formie.


[ biografie

pokoleń

]


Nasz mocz jest biało-czerwony Jaśniejąca latarenko, która rozpraszasz egipskie ciemności mojej hipochondrii! Dałem się skusić – połknąłem tabletkę. Śniłem wyłącznie czerń, choć w wielu możliwych obrazach tekst

mariusz sieniewicz

Fragment powieści „Walizki hipochondryka”

W

działem kiedyś w kościele obraz, który przedstawiał Jezusa z raną otwartą

w

klatce

piersiowej.

W środku pulsowało serce – czerwone jak… jak… – i tu wkradały się podszepty języka – „wino”? Nie, bardziej. Jak „majtki maturzystki”? Nie, o nieco innym odcieniu. Czerwone jak „malina”? Ależ skąd! Mocniejsze, bardziej soczyste. Język bawił się ze mną w kotka i myszkę, aż znubiografie pokoleń

dzony kolejnymi porównaniami podsuwał „maki pod Monte Cassino”. W lewej dłoni Jezus trzymał pastorał, prawą wskazywał znak zwycięstwa. Na jego ramieniu siedział gołąb. W tle, u góry – aniołowie z trąbkami, u dołu – stado owiec. Niby coś religijnie oczywistego, jednak kontemplacja nigdy nie była moją mocną stroną, przynosiła zazwyczaj opłakane skutki. Bo im dłużej patrzyłem w obraz, im bardziej pragnąłem przeniknąć jego duchowy 2/6


i robił to, z czego słyną wszystsens, zaraz mi się zdawało, że Przypominamy Jezus to nic innego, tylko skókie gołębie. Nie umiałem opapijaka, który ra ściągnięta z Adriena Bronować zdradzieckich asocjacji, zapomniał, gotów nawet przeprosić Boga dy! A Jezusowe serce? Skoro że dał sobie za moją niemożność duchoczerwone jak maki pod Monte wszyć esperal, Cassino, to musiało pompowego skupienia. Tylko po co, i teraz gorzko skoro wskazujący palec Adriewać krew… czyją? Polskich tego żałuje żołnierzy? Bingo! Dalej już na-Jezusa-Brody – przysięgam, szło jak krew z nosa. Ale jaką widziałem, widziałem dokładkrew? – dociekałem heretycnie! – powolutku dołączał do ko. Rh+ czy Rh–? I dalej: gdyby zlać całą krew, reszty palców. Zostawał tylko palec duży. Dłoń obktórą przelano za Polskę, to co by powstało? Jezio- racała się o sto osiemdziesiąt stopni i Jezus-Adrien -Chrystus zamiast znaku „V”, pokazywał mi fuck ro większe niż Śniardwy, czy może Bałtyk? Natręctwo bezsensownych domysłów było sil- you. Przypominał, że nic się nie zmieniło od czaniejsze od pragnienia poważnej, skupionej refleksji. sów młodości, gdy wodziłem pijanym wzrokiem za Kontemplacja zmieniała się zawsze w głupawą per- dwiema renetami kelnerki z Casablanki. Ze zbawiecepcję. Nie było dla mnie żadnej nadziei: owiecz- niem miałem, mam i będę miał problem. Na wieki ki szczerzyły zębiska, przywodząc na myśl oscypki wieków, fuck you! Bóg zapłać za takie kontemplai termometry z ciupagą. Aniołowie spluwali siarczy- cje. Nie chcę, nie umiem, nie jestem zdolny do poście, po czym chwytali trąbki, nadymając policzki. wagi metafizycznych uniesień. A ja zachodziłem w głowę, czy wolą wygrywać hejnał mariacki czy może coś w stylu Tomasza Stańki. Dzisiaj pije się nowocześnie. Półgębkiem, reGołąb dreptał po ramieniu Jezusa jak po parapecie kreacyjnie, na modłę zachodniej middle class. I też biografie pokoleń

3/6


– nie gołdę sauté albo pod śledzia, tylko winko, to Walizki hipochondryka z wyższej półki lub z Lidla, pod winogronko i dłu- Mariusz Sieniewicz go dojrzewający ser. Ale wiesz... mam poważne Znak, Kraków 2014 wątpliwości. Przecież przed osiemdziesiątym dzie„Gdyby nie lęk przed wielkimi słowami, wiątym wóda podbijała całe miasta i wioski. Szkło można by powiedzieć, brzdąkało od Bałtyku po Tatry, od Bugu po Odrę że oto jest książka, rozlegał się śpiew „Cała Polska polewa!”, a kto nie na którą czekaliśmy. chwiał się na nogach, ten musiał być zagranicznym Z bohaterem swoich turystą. Normy były ruchome, rekordy odnotowyczasów w roli głównej, wane przez prasę – zdumiewające i w odwiecznej 40-latkiem próbującym rywalizacji z Rosjanami nie staliśmy na straconej wpasować swoje pozycji. Polska była narodem wybranym, pod warunkiem rzecz jasna, że Jezus był pijakiem, a MatCV w polski kontekst historyczny, polityczny oraz obyczajowy” ka Boska Częstochowska – alkoholiczką. Mógłbym nawet uznać, że przesadzam, że – napisał Zdzisław Pietrasik w „Polityce”. „Autor jako dziecko wyolbrzymiałem rozmiary pijań- zdobył się na odwagę, by o swoim doświadczeniu stwa. Okej, tylko pokaż mi takiego badacza i jed- życiowym i artystycznym mówić jak nocześnie uczestnika historii ubiegłego stulecia, o pomyłce. Mam nadzieję, że tylko kokietuje” który nie byłby w tamtym czasie na fleku. Ja sam – recenzował w „Gazecie Wyborczej” musiałem być pijanym dzieciakiem. Przecież Dariusz Nowacki. – „Powieści tej za nic nie nieświadomie oddychałem przesyconym wódą nazwałbym zabawną. Od początku do końca ma powietrzem. Obiektywizm odpada. Pijacy mogą charakter rozrachunkowy i wymowę raczej mieć albo pijaną historię, albo gorzką opowieść przykrą” – dodał. biografie pokoleń

4/6


trzeźwienia. Każda będzie przesadzona, bo odurzone gorzałą narody mają skłonność do emfazy. Podobno Norman Davies swoje Boże igrzysko przypłacił wielomiesięcznym kacem. Galaktyczny piecyku, pijemy jak dawniej, choć udajemy trzeźwych jak szpadel. Nie ma nic bardziej groteskowego niż najebany naród, bełkocący coś o abstynencji. Przypominamy pijaka, który zapomniał, że dał sobie wszyć esperal, i teraz gorzko tego żałuje. Nie wierzysz? Spójrz, co dzieje się chociażby Jedenastego Listopada. To ledwie mały fragment biało-czerwonej libacji. Upijamy się samogonem narodowych spraw, duszkiem, do dna, wychylamy bełta jednej historii, uwalamy się tanią gorzałą jednej rasy, jednego języka. Polskość buzuje w nas jak testosteron na dyskotece w remizie strażackiej. No i wiadomo, w pijackim amoku zaczyna nas nosić. Trzeba natychmiast komuś przyjebać z bańki albo pociągnąć sztachetą po jajach. A co, nie wolno?! Przecież ten kraj, kurwa, jebana mać, należy do nas! Każdy kościół jest jak melina, a każdy pomnik, miejsce pamięci i dawnej kaźni – niczym meta albo całodobowy sklep. Szczamy na ulicach biografie pokoleń

i placach, a nasz mocz jest… Jaki? Biało-czerwony! Nawet rzygamy… czym?… Bielą i czerwienią! Wyrywamy drzewa z korzeniami, jak małpy skaczemy po latarniach i autach – taką mamy fantazję! Nakręca nas mesjanistyczny rozpierdol. Kto nie jest z nami, ten jest w czarnej dupie, bo naszą drogę rozświetlają płonące pochodnie. A jak rykniemy Mazurka, to aż szyby lecą w oknach i różni popierdoleńcy chowają się po kątach. Możemy chlać całymi tygodniami. Od innych narodów odróżnia nas kompletny brak kaca, który podpowiedziałby: halo, trzeba zwolnić, wystarczy, pas! Cudowna kapłanko, gdy tylko pomyślę o tym pijanym narodzie, skacze mi ciśnienie. Jaki zakątek świata lepszy jest dla nadciśnieniowców? Nepal? Wyspy Owcze? Nowa Zelandia? Nie ma dnia, żebym nie wyjeżdżał z Polski. Jestem jednym z kilku milionów potencjalnych emigrantów: wyjeżdżam i nie mogę wyjechać, choć regularnie sprawdzam, czy paszport nie stracił ważności. Może dlatego sójka jest ptakiem, którego nie lubię. Obok, łóżko w łóżko, leżały pacjentki (…). Ko5/6


biety były przekonane, że wciąż więcej je łączy, niż dzieli ze światem na zewnątrz, że muszą niebawem opuścić szpital, bo w świecie na zewnątrz mają jeszcze wiele do zrobienia. Od obiadów dla kulinarnie nierozgarniętych mężów i synów, po rozpoczęte kursy samokształceniowe, pracę na kilku etatach i walkę w small biznesie, której reguły przypominały te, jakimi rządzą się walki w kisielu. Kobiet przedsiębiorczych, kobiet o kilku głowach i kilku parach rąk jest coraz więcej – pokusiłem się o uwagę natury emancypacyjnej. Zaczesywały starannie włosy, wiązały gumkami, upinały w koki. Ich twarze zachowywały jasność. Siedziały prosto na dokładnie zaścielonych łóżkach, coś notowały w małych kalendarzykach. Na szafkach panował idealny porządek: poukładana równiutko kolorowa prasa, chusteczki higieniczne, gdzieniegdzie nawet kwiatek w butelce. Brakowało jeszcze kawy i ciasta, może i kieliszeczka czegoś mocniejszego, by jako tako udomowić przestrzeń. Wychodząc z sali, poprawiały makijaż i zawiązywały dokładnie szlafrok. Niektóre sięgały do kieszeni. Pojawiał się flakonik perfum i palec serdeczny rozcierał za uchem kilka kropel. Świadomość bycia perbiografie pokoleń

manentnie obserwowaną – i wąchaną?! – nie opuszczała ich nawet tutaj. A spotykając moje spojrzenie, pewnie się w niej utwierdzały. Podobną świadomość permanentnej inwigilacji wykorzystują budowniczowie panoptykonów. Jaśniejąca latarenko, niezły ze mnie Gustaw Flaubert, co? Poczynam sobie, jakbym na kobiecości zjadł zęby. Nie obraź się za ten jawny rasizm płci i rodzaju, ale wasze ciała umierają bardziej widocznie i żyć chcą o wiele intensywniej. Wasze ciała są bezbronnie nagie, cierpienie zlizuje z nich życie aż do mięsa. Jesteście otwartymi ranami, na które śmierć sypie sól. •

[[

Mariusz Sieniewicz – prozaik i felietonista, autor powieści „Prababka”, „Czwarte niebo”, „Rebelia”, „Miasto Szklanych Słoni”, „Spowiedź Śpiącej Królewny” oraz zbioru opowiadań „Żydówek nie obsługujemy”. Nominowany do Paszportu „Polityki” i Nagrody Literackiej Nike, wyróżniony Trójkowym Znakiem Jakości Programu III Polskiego Radia i Nagrodą Literacką Warmii i Mazur za rok 2010

6/6


[ historia

lesbijek

]

Ameryka, 1594 r. Hiszpański odkrywca, gubernator i konkwistador Vasco Núñez de Balboa karze Indian za popełnienie grzechu sodomii na śmierć przez rozszarpanie żywcem przez psy. Théodore de Bry ( flamandzki kartograf, złotnik, rysownik i rytownik, 1528–1598)


Niebezpieczne związki Wzmianki o prześladowaniu lesbijek w nowożytności pojawiają się w źródłach literackich, ale twardych dokumentów sądowych nie odnaleziono nigdzie w Europie. Aż do teraz z

dr . F e d e r i k i e m G a r z ą C a r va j a l e m rozmawia

Maciej Okraszewski

Publiczne biczowanie? Federico Garza Carvajal: Od 300 do 500 razów. Potem skazanego wieszano, żeby „zmarł śmiercią naturalną”, a na koniec jego ciało palono na stosie, bo ogień miał oczyszczać grzechy. W dodatku ofiary musiały płacić za własną kaźń, z reguły po prostu rekwirowano im dobytek na poczet wyroku. Maciej Okraszewski:

nano ją ze zdradą i herezją, najpoważniejszymi zbrodniami w kodeksie karnym. Za przestępstwo mniejszej wagi uważano nawet morderstwo.

Sodomia rozumiana jako analna penetracja? – Nie tylko. Dla ówczesnych teologów seks analny był odrażający, ale prawdziwym występkiem nie była sama kopulacja, tylko strata nasieTo kara za homoseksualizm? nia. Uważali, że ejakulacja, która nie służy roz– Za sodomię. W nowożytnej Hiszpanii zrów- mnażaniu, to jawna obraza Boga. Dlatego jako historia lesbijek

2/8


sodomitów sądzono też przyłapanych na masturbacji, choć wymierzano im niższe kary, z reguły chłostę i więzienie. W 1587 roku nastoletni chłopiec z Sewilli został za onanizm zesłany na kilka lat na galery.

lację od swojego ostatniego wyroku: żeby król mógł dokonać rewizji, niezbędne były kopie akt z wszystkich postępowań przeciw obu kobietom i to właśnie te duplikaty przetrwały po cichu w innym archiwum w Simancas, niecałe 15 kilometrów od Valladolid. Prawdziwy ukryty skarb. Wzmianki o prześladowaniu lesbijek w nowoA lesbijki? – Seks pomiędzy kobietami był oczywiście żytności pojawiają się w źródłach literackich, ale przestępstwem, ale uważano go za „sodomię twardych dokumentów sądowych nie odnalezioułomną”, bo przecież nie marnują żadnej sper- no nigdzie w Europie. Aż do teraz. my. Taka dodatkowa dyskryminacja paradoksalnie ratowała lesbijkom skórę, bo sądy oddawały Co wiemy o ich bohaterkach? ich sprawy w ręce miejscowych proboszczów – Inés de Santa Cruz należała do wpływowealbo w ogóle je ignorowały. go rodu w Valladolid, jej kuzyni i wujkowie służyli na dworze królewskim, który w tym czasie przeniesiono tam z Madrytu. Przez jakiś czas była „Trzcinki” sądzono jednak aż trzykrotnie. – I tylko dzięki temu zachowała się jakakol- zakonnicą w Toledo, ale opuściła go i wróciła wiek historia tych kobiet. W XIX wieku archiwi- w rodzime strony. Mimo to lubiła o sobie mówić ści urządzili czystkę w Kancelarii Królewskiej „błogosławiona”, wciąż nosiła habit i pracowała w Valladolid, chcieli wymazać wstydliwe wspo- nawet w zakonie augustianek w centrum miasta. mnienia przeszłości, więc z dymem poszedł Charytatywnie, bo była zamożna, miała ziemię ogrom dokumentów z procesów karnych. Ale i kilka domów. W jednym z nich, tuż koło katedwa wieki wcześniej „Trzcinki” złożyły ape- dry, prowadziła przytułek dla kobiet na zakręcie, historia lesbijek

3/8


roku. Ktoś doniósł – choć z dokumentów nie wyniTam poznała ka jednoznacznie kto, bo w archiwum brakuje kopii akt swoją kochankę. z tego postępowania, znajdu– W 1601 roku władze skierowały do przytułku Catalijemy jedynie odniesienia do nę de Ledesma. Niepiśmienna niego w późniejszych spradziewczyna urodzona w ubogiej wach sądowych. Wiemy na rodzinie pod Salamanką została pewno, że obie zostały uznaporzucona przez męża, więc próbowała szukać ne winnymi lesbianizmu i skazane na chłostę szczęścia w Valladolid. Raczej bez sukcesów, bo (Catalina, jako młodsza, dostała mniej uderzeń) do schroniska trafiła najprawdopodobniej jako oraz wygnane z Valladolid. bezdomna. Z późniejszych zeznań świadków wiemy, że była bardzo atrakcyjną 19-latką, toteż Nie kazano im się rozdzielić? od razu zwróciła uwagę dobiegającej czterdziestki – Nie, więc po prostu wspólnie przeprowaInés. W domu brakowało wolnych prycz, więc dziły się do Salamanki. Na krótko zamieszkały zakonnica zaproponowała nowej, żeby dzieliła u ojca Cataliny, a potem wynajęły własne lokum jej łoże. na mieście i dla sąsiadów błyskawicznie stały się „Trzcinkami”. Gładkie zagranie. – I skuteczne: przed sądem zeznawały, że ko- Dlaczego? chankami zostały niemal natychmiast. A pierw– Bo wszyscy wiedzieli nie tylko, że są lesszy proces wytoczono im jeszcze w tym samym bijkami, lecz także jakich używają akcesoriów prostytutek, żebraczek.

historia lesbijek

Dla większości historyków lesbianizm to temat wciąż marginalny. Albo wręcz wstydliwy

4/8


erotycznych. Chodziły nad rzekę zbierać trzcinę, którą mocowały wstążkami i obwijały kozimi albo owczymi skórami. Sztuczne członki do masturbacji to zresztą nic nowego, są znane od tysięcy lat. Przezwisko przylgnęło, chociaż Hiszpanki zeznały w procesie, że praktycznie przestały używać tych akcesoriów, bo trzcinowo-skórzana konstrukcja była zbyt bolesna w użyciu. Tym razem też donos? – Albo coraz głośniejsze plotki, bo magistraci wszczęli śledztwo z własnej inicjatywy. W 1603 roku zrobili rewizję u podejrzanych i bez trudu znaleźli różne sztuczne penisy, które wystarczyły do powtórnego posadzeni ich na ławie oskarżonych. Protokół jest groteskowy. – Służąca zeznaje, jak podsłuchiwała pod drzwiami i słyszała, że oskarżone dyszały, jakby były zmęczone, czasami pojękując „Aj! Aj! Aj!”. I protokolant to skrupulatnie zapisuje. W innym historia lesbijek

miejscu znajdujemy opis, jak Inés rozwiera Catalinie waginę, dopóki ta nie wytryśnie. Skrybami byli przecież wyłącznie mężczyźni, więc inna forma orgazmu pewnie nie mieściła im się w głowach. W ogóle bardzo skupiają się tu na sączących się cieczach, to wyjątkowo obrazowe deskrypcje. Ten protokół to w dużej mierze ich wyobrażenia na temat kobiecego współżycia. W rzeczywistości nie było jednak tak zabawnie, jak na papierze? – Obie kobiety torturowano, a w końcu jako recydywistki skazano na śmierć: uduszenie garotą i spalenie na stosie. Ale Inés wybłagała ratunek u swojej wciąż wpływowej rodziny i w ostatniej chwili wyrok zmieniono. Znowu je wychłostano i tym razem kazano się rozdzielić. Dla pewności Inés skazano na banicję w całym królestwie Hiszpanii, a Catalinie polecono odnaleźć męża. Ten najwyraźniej zapadł się jednak pod ziemię, bo lata poszukiwań okazały się bezowocne. W 1606 roku młodsza „Trzcinka” wróciła więc do Valladolid, gdzie... znowu zamieszkała z Inés. 5/8


Była mniszka oszukała wymiar sprawiedliwości, strat przyjmujący skargę ją bagatelizuje i każe nigdy nie wyjechała z kraju, a dzięki wujkowi, się dziewczynie uspokoić. Żadne śledztwo nie księdzu z dobrymi kontaktami, znów pracowała zostaje wszczęte. u augustianek, choć pod pseudonimem. Wpływy mniszki znowu dają o sobie znać? Zmieniła nie tylko personalia, – Przypuszczalnie. Ale nadchodzącego skanale i charakter. dalu nie zdołają już przykryć. Catalina siedzi – Catalina zaczyna być zmęczona dotych- w kościele, rozmawia z jakimś mężczyzną. Naczasowym związkiem, szuka innej pary, tym gle spod ziemi wyrasta Inés i z nożem w ręku razem wśród mężczyzn. Inés źle to znosi, staje krzyczy na całą świątynię: „Ty jebana dziwko, się zaborcza i agresywna, wywołuje kłótnie, co- zabiję was oboje!”. Przy świadkach! Ganiają się raz częściej bije swoją kochankę, brutalnie, do po ulicach, wśród najgorszych wyzwisk. W końkrwi. Powtarza, że nie da jej odejść. Klasycz- cu młodszej udaje się gdzieś ukryć na całą noc, ne fatalne zauroczenie. Młodsza „Trzcinka” a następnego dnia z samego rana sąd postanawia nie ma zresztą jak się uwolnić, jest utrzymanką wreszcie wszcząć śledztwo. Pierwsza zostaje starszej, nie ma żadnych pieniędzy. Próbuje co aresztowana Catalina. prawda pracować jako służąca, ale nigdzie nie zagrzewa miejsca, bo Inés nachodzi jej praco- To chyba żarty? dawców, opowiada im, że jest dziwką i uprawia – Ten sam wujek, który pomógł jej po ostatseks w spiżarni. A ciągłe sińce i zadrapania nie nim wyroku, tym razem ostrzega mniszkę jeszdodają wiarygodności Cataliny. Któregoś razu cze przed aresztowaniem: „Uciekaj, idą po ciezostaje tak ciężko pobita, że daje się namówić bie”. Inés zostaje pojmana dopiero po jakimś koleżance na złożenie doniesienia. Ale magi- czasie w Madrycie i siłą doprowadzona do Vallahistoria lesbijek

6/8


dolid. W listopadzie 1606 roku zapada już ostatni wyrok w sprawie „Trzcinek”. Znowu zostają wychłostane, a starsza nie ma się już jak wymigać od banicji, upokorzony wcześniej wymiar sprawiedliwości dopilnowuje, żeby naprawdę udała się na wygnanie. Choć stara się trzymać tak blisko domu, jak może, osiedla się w portugalskim miasteczku Miranda do Douro, na samej hiszpańskiej granicy. Z innych dokumentów dotyczących sporu o pewną nieruchomość wiemy, że… Catalina mieszka dosłownie po drugiej stronie rzeki. Wciąż są razem? Mimo wszystkiego, co się stało? – Prawdopodobnie, bo na to wskazuje epilog historii. W 1625 roku stojąca na progu śmierci Inés pisze list do monarchy, w którym prosi o rewizję wyroków jej i kochanki. A Filip IV się godzi i dostają królewskie ułaskawienie! Trzeba przyznać, że mniszka miała jaja nawet na starość. historia lesbijek

– To niezwykła historia. Nie tylko dlatego, że obie kobiety przeżyły, chociaż miały już orzeczoną karę śmierci. Przeszły aż trzy procesy i na końcu dostały jeszcze oficjalny pardon. Gejom szczęście z reguły wyczerpywało się od razu na pierwszym procesie, apelacja od wyroku była nie do pomyślenia. Bez wątpienia wpływy Inés na dworze okazały się kluczowe dla przetrwania „Trzcinek”, ale trudno nie mieć wrażenia, że potraktowano je łagodniej, bo były lesbijkami. Dziś kobiecy homoseksualizm też traktowany jest po macoszemu. – Są bardzo wartościowe prace, na przykład autorstwa Marie-Jo Bonnet, Judith Brown albo Valerie Traub, ale dla większości historyków lesbianizm to temat wciąż marginalny. Albo wręcz wstydliwy. Kiedy odnalazłem akta „Trzcinek”, chciałem zrobić habilitację na ten temat właśnie tu, gdzie wszystko się działo, w Valladolid. Ale szefowa wydziału historycznego na miejscowym uniwersytecie, kobieta!, odmówiła mi, twierdząc, że takie treści to pornografia. 7/8


Zamiast habilitacji mamy więc książkę. Akurat dla pana jej pisanie musiało być doświadczeniem bardzo osobistym? – Pochodzę z rodziny sefardyjskich Żydów. Moi przodkowie najpierw musieli przejść na chrześcijaństwo, a później szukać szczęścia w Nowym Świecie. Ale dawna ojczyzna i jej kultura były zawsze silnie obecne w naszym domu. Między sobą rozmawialiśmy po hiszpańsku. Chociaż urodziłem się w Teksasie, angielskiego nauczyłem się dopiero, gdy poszedłem do szkoły podstawowej. Wszystkie dokumenty w sprawie „Trzcinek” kończą się charakterystycznym rysunkiem: to zakamuflowana Gwiazda Dawida, bo skrybowie byli żydowskimi konwertytami. Przywracając ich pracę współczesności, czułem, że tak jak Inés w końcu wróciła do ojczyzny, tak moja rodzina symbolicznie znowu była w domu. •

historia lesbijek

[[

Dr Federico Garza Carvajal – amerykańskich historyk hiszpańskiego pochodzenia, specjalizuje się w badaniach tożsamości seksualnej na terenie dawnego Imperium Hiszpańskiego. W 2003 r. wydał „Butterflies Will Burn. Prosecuting Sodomites in Early Modern Spain and Mexico” („Motyle spłoną. Ściganie sodomitów w nowożytnej Hiszpanii i Meksyku”). W zeszłym roku ukazała się jego najnowsza książka „Las cañitas. Un proceso por lesbianismo a principios del siglo XVII” („Trzcinki. Proces przeciwko lesbianizmowi na początku XVII wieku”)

[[

Maciej Okraszewski – publikował między innymi w „Newsweek Polska”, „Wprost”, „National Geographic” i „Le Monde diplomatique”. Współpracuje z tygodnikiem „Polityka”

8/8


[ WybórAPLIKACJi ] w y b i e r a i o c e n i a ag ata dz i e k a n

Escoffier Cook’s Companion Aplikacja darmowa

Auguste Escoffier był jednym z najważniejszych propagatorów klasycznej kuchni francuskiej na przełomie XIX i XX wieku. Nosząca jego nazwisko aplikacja jest rajem dla tych, którzy do nauki gotowania podchodzą precyzyjnie i metodologicznie. Aspirujących master chefów zachwycą narzędzia takie jak konwerter jednostek, minutnik, kompendium składników i sprzętu oraz słowniczek terminów kulinarnych.

Allthecooks Recipes!

Paprika Recipe Manager

restaurant story

Aplikacja darmowa

Aplikacja darmowa

Aplikacja darmowa

Jeśli jesteś w stanie znieść kolejny serwis społecznościowy i lubisz gotować, All the Cooks jest stworzone dla ciebie! Dobrze przemyślana aplikacja pozwala na wymianę przepisów z wybranymi grupami użytkowników, wgrywanie zdjęć, komentowanie, dodawanie do ulubionych, szukanie zamienników (na przykład pod kątem alergii) oraz komponowanie posiłków z kilku dań.

Istnieją niezliczone aplikacje do zarządzania przepisami, to prawda. Ale Paprika podbiła nasze serce tym, że po prostu dobrze działa. Wyszukiwanie i importowanie przepisów z wielu źródeł, synchronizacja między różnymi urządzeniami, możliwość interakcji z przepisem podczas gotowania (na przykład odznaczanie składników albo etapów gotowania z listy) oraz narzędzie do planowania listy zakupów i menu na najbliższy tydzień lub miesiąc.

Gra dla wszystkich, którzy marzą o własnej restauracji, przyciągnęła już ponad 50 milionów użytkowników! Zaprojektuj wnętrze lokalu, kartę dań, zaproś znajomych, wymieniaj się przepisami i dbaj o poziom zadowolenia klientów. Gra jest nieustannie rozwijana – nowe treści pojawiają się co tydzień,

[[

Agata Dziekan – miłośniczka technologii i sztuki, współzałożycielka Artspresso (www.artspresso.com)


[ biznesfelieton]

Budowanie zespołu Polak-patriota to dobry team player – marzy mi się, że kiedyś tak będzie O l g i e rd Ś w i d a


Olgierd Świda – trener biznesowy, członek redakcji magazynu „W Punkt”. W latach 90. pracował dla Microsoftu w Niemczech i USA. Zdefiniował polskie słownictwo w Windowsie. Współwynalazca Open License. W latach 2006–2007 odpowiadał za produkcję newsów w TVP. Senior Leader w ramach organizacji Anthony’ego Robbinsa, legendarnego pioniera coachingu i motywacji. Prowadzi firmę Tools 2 Lead

Z

eszłoroczna wyprawa polskich himalaistów na Broad Peak zakończyła się tragedią. Okazało się, że nie istniał zespół, a jedynie lider i jego pomocnicy. Lider osiągnął cele i pozostawił pomocników w tyle. Jeden nie doszedł do obozu. Zamarzł. Zespół to dużo więcej niż grupa kilku osób i wspólny cel. Tylko jak się tego nauczyć? Wyjazdy integracyjne były już w czasach PRL. Teoretycznie miały pomagać integrować pracowników zakładu pracy, by tworzyli zwarty felieton świat

i zgrany zespół. Zazwyczaj jednak sprowadzały się do towarzyskiej imprezy intensywnie zakrapianej alkoholem i spoufalania się z osobami z innych działów. I tyle. Wtedy myślano, że na tym polega budowanie zespołu. Tworzenie zespołu to najważniejsze zadanie lidera. Lider nie musi się na wszystkim znać, ale musi umieć dobrać sobie odpowiednich ludzi do stojącego przed nim zadania. Umiejętność znalezienia współpracowników to duża sztuka. Umiejętność zgrania ich w jedną całość i inspiracja do 2/5


działania w konkretnym kiebędzie oceniał. Uczniowie Gdy przeglądam musieli sami zdecydować, runku to sztuka jeszcze więkpolskie CV, bawi kto przejmie jaką rolę w zesza. Często zespół składający mnie sekcja się z wielu gwiazd wcale nie spole. Byli zobligowani do „hobby”. W USA osiąga oczekiwanego zwytego, by wspomagać się nanależy mieć cięstwa. Najwyraźniej widać wzajem, aby każdy wykonał kategorię to w piłce nożnej. swoje zadania. Wszystko muo wolontariacie W Polsce team work jest siało się spiąć w postaci końtematem stosunkowo nocowego raportu. Była jedna – pokazać, że się i ta sama ocena dla wszystwym. Nie mamy żadnego poświęca na rzecz bohatera narodowego, który kich członków zespołu. Lijakiejś sprawy byłby protoplastą team playczył się wynik zespołowy, a nie indywidualny wkład. era. Większość to wojownicy o niepodległość ojczyzny. Chwała im za to, Ciekawy koncept dla 12–13-latków. Oczywiście ale nadal brak współczesnym Polakom postaci mój 12-letni wtedy syn starał się mnie przekonać, inspirujących do pracy zespołowej. Nie istnieją że jemu należała się dużo wyższa ocena, ale ktoś inny w zespole nawalił i dlatego ocena była tylko w naszych tradycjach. W Stanach Zjednoczonych dzieci uczą się dostateczna. Co za pech. Cieszyłem się jednak, team worku w szkole. Mój syn był chyba w szó- że miał to doświadczenie w tak młodym wieku. stej klasie, gdy na lekcji fizyki nauczyciel po- Z tego, co rozumiem, polskie szkoły i uczelnie dzielił klasę na zespoły 4–5-osobowe i zadał ignorują ideę pracy zespołowej i koncentrują się przeprowadzenie kilku eksperymentów. Określił na nagradzaniu osiągnięć jednostek. A szkoda. dokładnie outcome, czyli format raportu, który Do zderzenia z nowoczesnym światem, w któfelieton świat

3/5


rym niedoceniana umiejętność zapewnia sukces, dochodzi wiele lat później w pracy. Obserwuję różne grupy i zespoły w Warszawie i mam wrażenie, że większość członków jest zainteresowana własną korzyścią („co ja z tego będę miał”) niż sukcesem całego zespołu. Pamiętam czasy, kiedy polska telewizja publiczna była podzielona według klucza partyjnego między PiS, LPR i Samoobronę. Każde z ugrupowań wprowadzało swoich ludzi w kontrolowane przez siebie piony. Smutne było, że większość uwagi poświęcano na wewnętrzne sojusze i rozgrywki między ugrupowaniami, a nie na sukces całej firmy. Amerykanka Robyn Benicasa dziś inspiruje firmy do pracy zespołowej, opowiadając o swoim udziale w zawodach Eco-Challenge. Mordercze zawody, w których 4–5- osobowe zespoły mają przebyć 500 kilometrów górzystego terenu w 24 godziny przy pomocy rowerów, kajaków, koni i wspinaczki. Każdy niesie plecak. Wszyscy mają swoje kryzysy, które przychodzą w różnych momentach. Osoba przechodząca felieton świat

chwilowe załamanie przekazuje na czas kryzysu plecak silniejszemu. Później role się odwracają. Członkowie zespołu doskonale się rozumieją, znają mocne i słabe strony każdego z zawodników. Wszyscy wspierają się nawzajem i optymalizują siły na rzecz wyniku całego zespołu. Lider tylko monitoruje grupę. Wkracza, gdy pojawia się konflikt. Wygrywa zespół, który pierwszy doprowadzi wszystkich swoich zawodników na metę. Nie ma zwycięstwa indywidualnego. Patrick Lencioni w swojej sztandarowej książce „Pięć dysfunkcji pracy zespołowej” zwraca szczególną uwagę na zbudowanie zaufania między członkami zespołu jako fundament do kreatywnej polemiki, budowania zaangażowania, przejmowania odpowiedzialności i dbania o wyniki. Budowanie zaufania odbywa się dzięki pokazaniu własnego vulnerability, czyli obnażeniu przed zespołem własnych słabości i podatności na zranienie. Zaufanie osiąga taki poziom, w którym każdy z członków wie, że nikt w zespole ich nie zrani ani nie będzie chciał odnieść osobistej korzyści, wykorzystując vulnera4/5


bility drugiego. Dopiero w takim zespole można będzie można organizować prawdziwe wyjazdy robić burze mózgów i gorąco dyskutować o naj- integracyjne i nawet mogłyby one być zakrapialepszym rozwiązaniu dla firmy i nie obawiać się ne alkoholem. • negatywnych konsekwencji. Co Cię uwiera w polskim biznesie, a co Gdy przeglądam polskie CV, bawi mnie sekinspiruje? Napisz do mnie: olgierd@olgierd.com cja „hobby”. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego miałoby to mi dać jakąkolwiek relewantną informację o kandydacie. Na pewno nie wywnioskuję dzięki temu, jak będzie pracował w zespole. W amerykańskich CV z kolei należy mieć kategorię o wolontariacie. Należy pokazać, że się bezinteresownie poświęca własny czas na rzecz jakiejś sprawy. Taka osoba w firmie prędzej wesprze kolegę, będzie lepszym team playerem. Budowanie zespołu to wielka sztuka. W Polsce potrzeba pozytywnych przykładów, postaci w serialach, bohaterów narodowych, którzy są wzorami team playerów. Wręcz powinien powstać polski odpowiednik tego pojęcia. Pracy w zespole należy uczyć w szkołach tak, aby było to częścią wychowania obywatelskiego i postawy patriotycznej. Polak-patriota to dobry team player – marzy mi się, że kiedyś tak będzie. Wtedy

[[

felieton świat

5/5


[ papież

franciszek

]

Przywódca kontrkulturowy Franciszek kwestionuje nie tylko zwyczaje panujące w jego własnym Kościele; poddaje krytyce całe obowiązujące w naszej kulturze podejście do przywództwa


tekst

Chr i s L o w n e y

Fragment książki „Lider. Papież Franciszek”

W

Hernána Paredesa utrwalił się obraz ojca Bergoglia w butach, które z pewnością nie kojarzą się z papieżem – w plastikowych gumiakach. Paredes studiował w prowadzonym przez jezuitów Colegio Máximo San José. Proces formacji trwa w tym zakonie bardzo długo. Z tego względu jego instytucje formacyjne liczą nieraz bardzo wielu uczniów i studentów. W połowie lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku Hernán był jednym z ponad siedemdziesięciu probantów pobierających nauki w kipiącym życiem kompleksie seminaryjnym w Buenos pamięci ojca

papież franciszek

Aires, w którym jedni studiowali filozofię, inni oddawali się studiom humanistycznym, a jeszcze inni zgłębiali teologię. Ich szefem był ojciec Bergoglio, który po zakończeniu kadencji prowincjała argentyńskich jezuitów w roku 1979 został rektorem kolegium. Nim przejdziemy do obuwia, jakie nosił ojciec Bergoglio, warto wspomnieć o tym, jak został rektorem, gdyż sposób, w jaki znalazł się na tym stanowisku, dowodzi, że instynkt organizacyjny, którym wykazał się Ignacy Loyola podczas tworzenia swojego zakonu, kwestionuje mechanizmy obowiązujące w dzisiejszym, niezwykle nowo2/9


czesnym jakoby życiu korporacyjnym. Bergoglio był szefem wszystkich argentyńskich jezuitów, a gdy jego sześcioletnia kadencja dobiegła końca, jego następca przydzielił mu nowe zadanie: miał odtąd zająć się szkoleniem tłumu nowicjuszy i probantów.

Niewolnicy ego

Ustąpił ze stanowiska, schodząc na niższy szczebel, a jego następca przydzielił mu nową pracę. Pomyślmy, w jaki sposób we współczesnych firmach odbywa się zmiana stanowisk. Szczycimy się wyrafinowanymi metodami zarządzania karierami menadżerów wysokiego szczebla, rzadko jednak stosujemy je w praktyce; większość przedstawicieli tej grupy przestaje pełnić swe funkcje raczej w wyniku odsunięcia od władzy czy usunięcia ze stanowiska niż autentycznej sukcesji. Czasem usuwa się kogoś elegancko, częściej jednak dotychczasowi wielcy szefowie papież franciszek

odchodzą w poniżeniu i niesławie. Nie ustępują ze stanowiska, jak Bergoglio; częściej ich następcy zastają rozpaczliwe ślady ich paznokci na dywanach, których się czepiali, wyrzucani ze stanowisk, niekiedy spadając z nich na złotych spadochronach, wartych wiele milionów dolarów. Ignacy Loyola powiedziałby, że źle zarządzamy rotacją menadżerów, gdyż jesteśmy niewolnikami statusu, ego i dążenia do zapewnienia sobie osobistego bezpieczeństwa. Żaden menadżer, przestawszy pełnić jakąś prestiżową funkcję, nie zgodzi się na przykład zejść na niższy szczebel służbowej hierarchii – byłoby to poniżej jego (lub jej) godności. Żaden nowy menadżer wysokiego szczebla nie będzie też tolerować w bliskim otoczeniu obecności swojego poprzednika. Poczytując sobie za cel nadrzędny wyciśnięcie osobistego piętna na organizacji, którą kieruje,

Konstytucje Towarzystwa Jezusowego uznają wybujałą ambicję za „matkę wszelkiego zła w każdym państwie lub w społeczności”

3/9


i paranoicznie lękając się, że poprzednik mógłby Lider. Papież Franciszek podważyć jego autorytet i spiskować przeciwko Chris Lowney niemu, by wrócić do władzy, nowy szef nie tylko WAM, Kraków 2014, tłum. Marek Chojnacki skazuje poprzednika na zapomnienie, lecz także Autor pisze we wstępie: na wszelki wypadek usuwa jego protegowanych, „Nasza kultura staje umieszczając na ich miejscu własną, lojalną się coraz bardziej gwardię pałacową (lojalną dopóty, dopóki jeden pochłonięta sobą z jego zauszników nie wykorzysta nadarzającej i zafascynowana się okazji i nie zdetronizuje króla). powierzchownymi Ignacy Loyola obawiał się, że niepohamowacelami; on zaś chce, byśmy skierowali swoją ne ambicje mogą zniszczyć jego zakon. Wiadouwagę poza siebie, mo, że jeśli zbierzemy ludzi utalentowanych, to byśmy skupili się na będą z sobą rywalizować, chodzi więc o to, aby odpowiednio skanalizować ich ambicje i energię, walce o prawa naszych najbardziej potrzebujących odwracając je od walki i kierując ku misji. Cel braci i sióstr na całym świecie. Patrząc na niego, ten przyświecał mu, gdy tworzył zręby swojej zadaję sobie pytanie, czy ten nieprawdopodobny organizacji. Zbiór obowiązujących w niej zasad wybór papieża, inspirując zmianę w jego Kościele, – Konstytucje Towarzystwa Jezusowego – uzna- może stać się zarzewiem od dawna oczekiwanej je wybujałą ambicję za „matkę wszelkiego zła globalnej debaty o przywództwie”. w każdym państwie lub w społeczności” i nakazuje jezuitom informować przełożonych o kolegach, których podejrzewają o dążenie do wysokich stanowisk. Ponadto święty Ignacy narzucił papież franciszek

4/9


ograniczenia długości kadencji prawie wszystkich kierowniczych funkcji w swoim zakonie, z wyjątkiem funkcji generała, upewniając się w ten sposób, że każda prestiżowa praca, wiążąca się z kierowaniem innymi, pozostanie zwykłym zajęciem i niczym więcej. Nikt nie musiał usuwać Bergoglia, gdyż on sam musiał usunąć się ze stanowiska, gdy jego kadencja dobiegła końca. Nie zabrał się też natychmiast do szukania innej podobnej posady ani nie domagał się złotego spadochronu, gdyż decyzja o przydzieleniu następnej pracy należała do jego następcy. Dla jezuity, który trochę za bardzo przyzwyczaił się do bycia szefem, takie oczekiwanie na nowy przydział może stanowić zimny prysznic pomagający w odzyskaniu pokory.

Koniec kariery?

Fakt, że Bergoglio otrzymał zadanie dbania o formację młodych jezuitów, świadczy o innym prowokacyjnym aspekcie filozofii organizacyjnej jezuitów. W korporacji podobną decyzję oceniono by następująco: „Ten człowiek w wieku papież franciszek

trzydziestu dziewięciu lat został jednym z dwustu najważniejszych szefów firmy, a teraz będzie nadzorował szkolenia? Ups! To koniec jego kariery”. Ignacy spojrzałby na tę sytuację inaczej: sukces można odnieść, jedynie dbając o to, by w firmie pracowali oddani, wysoko wykwalifikowani profesjonaliści, a stanie się tak jedynie wówczas, gdy młodzi pracownicy kształtowani będą przez oddanych liderów o wysokich kwalifikacjach. Formację nowicjuszy i probantów zazwyczaj powierza się więc w jego zakonie nie zaufanym, choć niekoniecznie wybitnym nauczycielom, lecz osobom, które mogą stanowić wzorzec do naśladowania i stać się źródłem inspiracji. Taka droga kariery – nie mówiąc już o wyjątkowo długim procesie formacji zakonnej – może wydawać się osobliwa i przestarzała. Odniesiemy takie wrażenie, jeśli zapomnieliśmy, co A.G. Lafley, legendarny szef firmy Procter & Gamble, nazwał swoją „najbardziej niezmienną rolą”. Chodzi o „kształtowanie liderów, którzy nie tylko potrafią przewodzić i sami inspirować 5/9


zmiany, lecz, co ważniejsze, umieją formować innych liderów (...). Żadne z moich zadań w długofalowej perspektywie nie ma bardziej istotnego wpływu na zdrowie [firmy]”. To samo dotyczy rodziny, szkoły i każdej innej organizacji. Formacja liderów wymaga jednak wiele czasu i wysiłku. Zbyt rzadko chcemy go podjąć; o wiele łatwiej jest nauczyć kogoś kilku podstawowych umiejętności zawodowych, niż podjąć się tak poważnego zadania, jakim jest kształcenie liderów. Idziemy więc na skróty, niepomni oczywistego faktu, że papież Franciszek nie mógłby zostać takim przywódcą, jakim jest dzisiaj, bez długotrwałej, intensywnej formacji w swoim zakonie. Jezuici wciąż zadają sobie trud żmudnego kształtowania współbraci i dlatego droga kariery ojca Bergoglia, od szefa do osoby odpowiedzialnej za formację młodych, jest w ich rozumieniu całkowicie poprawna i zrozumiała.

wiczom. Co więcej, zwrócił się do nich bezpośrednio. Uczynił to podczas wizyty w Papieskiej Akademii Kościelnej, instytucji kształcącej księży dyplomatów, którzy w przyszłości będą spędzać czas na rautach z ambasadorami i, jak to często bywa, sami awansują w hierarchii kościelnej, zostając biskupami i kardynałami. Papież ostrzegł ich, aby nie pozwolili, by to prestiżowe zajęcie uderzyło im do głowy: „Karierowiczostwo jest trądem, jest trądem” – podkreślił. Księża mają pracować jedynie dla „sprawy Ewangelii i wypełniania misji”, nigdy zaś dla publicznego uznania. Nie znaczy to, że zorientowany na realizację misji lider ma być zawsze zachwycony zleconymi mu zadaniami. John Fitzgibbons, członek zarządu dwóch uniwersytetów, który został mistrzem nowicjatu, powiedział mi otwarcie: „Naprawdę nie chciałem być mistrzem nowicjatu, wiem jednak, że Towarzystwo miało prawo powołać mnie do tej służby”. Potem spojrzał na tę sytuację z szerszej perKarierowiczostwo jest trądem Papież miałby wiele do powiedzenia kariero- spektywy. Gdy jego przełożony zakonny przypapież franciszek

6/9


dzielił mu pracę z nowicjuszami, „szczerze pomyślałem, że praca formacyjna jest zaszczytem i przywilejem, nawet jeśli do niej nie nawykłem. Był to też dla mnie akt posłuszeństwa: przyjąłem z ufnością, że była to wola Boga i że nawet jeśli w głębi serca nie pragnąłem pełnić tej służby (tj. odpowiadać za formację jezuitów), jest to święte dzieło”. Jak się okazało, kilka lat później, po spełnieniu kolejnych zadań, Fitzgibbons, niegdyś mistrz dwudziestu nowicjuszy, został rektorem Regis University, uczelni kształcącej około piętnastu tysięcy studentów w systemie stacjonarnym i na kursach internetowych, jednego z największych uniwersytetów prowadzonych przez jezuitów. Ten rodzaj ścieżki kariery, w życiu korporacyjnym niemal nie do pomyślenia, staje się możliwy, gdy członkowie zespołu gotowi są przywiązywać większą wagę do misji niż do statusu: dawni szefowie są wówczas w stanie dobrowolnie ustąpić ze stanowiska, przenosząc się ze sztabu z powrotem na pole walki, i działają przy tym skuteczniej dzięki swojemu dopapież franciszek

świadczeniu menadżerskiemu, które również korzysta na tej odmianie.

Paradoks przywództwa

Jeśli chodzi o ojca Bergoglia, to, jak obecnie wszyscy wiemy, jego „degradacja” do roli rektora seminarium bynajmniej nie przeszkodziła w rozwoju dalszej kariery. Natomiast styl przywództwa, jakim wykazał się w kierowanym przez siebie kolegium, to dobitny przykład paradoksu przywództwa: dobry lider wchodzi w świat życia codziennego, a zarazem się z niego wycofuje. Jest człowiekiem myślącym, który dystansuje się od otaczającej go rzeczywistości, starając się odnaleźć pogodę ducha, równowagę i ujrzeć wszystko w szerszej perspektywie, jak zobaczymy w następnym rozdziale. Niestrudzenie uczestniczy w codziennych zmaganiach, a mimo to wykracza poza codzienność; choć w pełni uczestniczy w sprawach świata, nie jest całkowicie „ze” świata: jest zarazem człowiekiem świeckim i duchowym. Seminarzyści argentyńscy studiowali pilnie 7/9


myśl Arystotelesa i Tomasza z Akwinu, ojciec Bergoglio jednak pilnował, by stąpali twardo po ziemi. Chodziło zresztą o ziemię w znaczeniu całkiem konkretnym: w skład kompleksu akademickiego Colegio Máximo wchodziło też gospodarstwo rolne. Produkowana w nim żywność wspomagała dość skąpy budżet tamtejszej wspólnoty jezuitów. Spytałem Hernána Paredesa, jakie zwierzęta tam hodowano, a szczegółowa odpowiedź, której udzielił mi mimo upływu od tamtych wydarzeń dwudziestu pięciu lat, przekonała mnie, że mogę polegać na jego pamięci. Zaczął wyliczać kolejne pozycje inwentarza: „Mieliśmy tam sto dwadzieścia świń, pięćdziesiąt trzy owce, sto osiemdziesiąt królików; mieliśmy też krowy, które zaopatrywały nas w mleko”. Spytałem go, kto pracował w tym gospodarstwie. „Było kilku jezuitów – odpowiedział – którzy wyspecjalizowali się w zarządzaniu farmą, i było to ich główne zajęcie. Poza tym jednak wszyscy w jakiś sposób tam pracowaliśmy, jedni mniej, drudzy więcej. Także Bergoglio”. „On też tam pracował – dodał. – Pamiętam, jak pewnego popołudnia, wracając papież franciszek

z parafii, w której pomagałem, zobaczyłem go tam w plastikowych gumiakach, jak karmił świnie”. Lider, który zakłada gumiaki, zdaje się mówić: nie wydam polecenia, którego sam bym nie spełnił.

Life coaching na farmie

Brudne zajęcia, których imał się ojciec Bergoglio, mają jeszcze inny, głębszy sens. Pomoże nam go zrozumieć siostra María Soledad Albisú. Przyjeżdżała wówczas do niego, bo był jej kierownikiem duchowym; mówiąc popularnym dziś językiem, celem tych wizyt był zaawansowany life coaching. Ignacy Loyola wymagał, by każdy jezuita regularnie zasięgał rady kierownika duchowego, a ojciec Bergoglio najwidoczniej był w tej roli popularny; Paredes powiedział mi, że prowadził w ten sposób kilkudziesięciu adeptów życia zakonnego. Święty Ignacy uważał za istotną tę formę relacji. Ludzie mają skłonność do niedostrzegania własnych błędów i słabości; potrafią także sprytnie racjonalizować nawet najbardziej niewłaści8/9


we zachowania. Zaufany mentor może pomóc nam dostrzec owe racjonalizacje i rozprawić się z nimi. Wszyscy musimy też podejmować ważne decyzje życiowe. Rozeznawanie, która droga jest dla nas najlepsza, bywa frustrujące – nieraz długo szamoczemy się z racjami przemawiającymi za i przeciw każdej z opcji, nie potrafiąc rozstrzygnąć, która z nich jest właściwa. Mądry człowiek może pomóc nam ułożyć nasze nieuporządkowane motywy w zrozumiały schemat, dzięki czemu możemy z większą odpowiedzialnością dochować wierności wyznawanym przez siebie wartościom. Ojciec Bergoglio był kierownikiem duchowym Soledad Albisú, która, wówczas jako osoba świecka, zastanawiała się nad swoim powołaniem do życia zakonnego. W trakcie ich nieformalnych rozmów, prowadzonych między sesjami, Bergoglio dzielił się z nią także przemyśleniami na temat przywództwa, nie nazywając tego zresztą w ten sposób. W swoich refleksjach, opublikowanych w piśmie „The Tablet”, Albisú wspomina, jak pokazywał jej farmę. „Zapapież franciszek

brał mnie na farmę za kampusem, w której jezuici hodowali owce i świnie. Powiedział mi, że to dobre miejsce na modlitwę; przypomina nam, że Boga znaleźć można pośród rzeczy najmniej chwalebnych”. • Skrót, tytuł i śródtytuły od redakcji

[[

Chris Lowney – amerykański ekonomista i pisarz, przez siedem lat był w zakonie jezuitów, później pracował na stanowiskach kierowniczych w banku J.P. Morgan&Co., od 2013 r. jest prezesem zarządu Catholic Health Initiatives, drugiej co do wielkości amerykańskiej organizacji non profit zajmującej się opieką zdrowotną

9/9


[ moralność

polityki

]


Machiavelli opacznie rozumiany Był pierwszym, który wyraźnie odróżnił interes osobisty od racji stanu. Nigdy nie twierdził, że „cel uświęca środki” w przypadku działania dla korzyści własnej władcy tekst

W

marcin król

Fragment książki „Wielcy władcy”

ielcy politycy nie muszą czytać

wielkich

tycznych.

myślicieli

poli-

Czasem może to być im przydatne, czasem nawet szkodliwe. Jednak istnieje pewna symbioza między jednymi i drugimi – wielkości i umiejętności nazywania rzeczy po imieniu. Ponadto myśliciele polityczni tworzą atmosferę duchową (tworzyli, moralność polityki

bo ich obecnie brak), w której bardzo inteligentni ludzie często intuicyjnie odnajdują swoje polityczne cele i sposoby działania. Niccolo Machiavelli (1469–1527) jest niewątpliwie – do dzisiaj – najczęściej cytowanym i najbardziej opacznie rozumianym myślicielem politycznym. Idea racji stanu (nie używał jeszcze tego pojęcia) stanowiła dla niego sens poli2/6


i w tym świecie trzeba działać możliwie skutecznie, a zatem dla osiągnięcia celów państwa wolno sięgać po wszystkie niezbędne środki. Niezbędne, to znaczy nie należy ani nadużywać siły, ani oszustwa czy intrygi, o ile nie jest to konieczne. Dla realizacji wspomnianych Machiavelli celów polityka musi całkowistawiał cie zrezygnować z ograniczeń dramatyczne i norm moralnych, a poniepytanie: jak waż wynikają one najczęściej postępować z przekonań religijnych, poZrezygnować w polityce, jeżeli z ograniczeń lityka nie może uwzględniać nie istnieją zasady racji religijnych. Zwróćmy Każde państwo, zdaniem Mamoralne? uwagę: Machiavelli mówi chiavellego, powoduje się o moralności publicznej, a nie w swojej polityce prostymi ceprywatnej. W sferze prywatnej lami: pozyskaniem siły, bezpieczeństwa, pokoju i pomyślnością poddanych. zasady moralne w pełni obowiązują. Odróżnienie Machiavelli, w przeciwieństwie do – na przykład – sfery publicznej od prywatnej jest dla MachiavelleTukidydesa, nie sądzi, że świat stosunków między- go bardzo ważne, a wiemy, że do dzisiaj nie jest to narodowych jest zasadniczo zły. Jest taki, jaki jest proste do przeprowadzenia. tyki czy też raczej istotę polityczności. Wiedział również doskonale, chociaż wówczas było to tylko marzenie, że najważniejsza dla niego jest racja stanu bardzo konkretnego państwa – państwa włoskiego, o którym wzruszająco pisał w ostatnim rozdziale „Księcia” i które powstało dopiero ponad trzysta lat po jego śmierci.

moralność polityki

3/6


Odrzucenie religii jako podstawy norma- Wielcy władcy tywnej dla działań politycznych, i to odrzuce- Marcin Król nie jawne oraz bezwzględne, stało się przyczyną Czerwone i Czarne, Warszawa 2014 wpisania dzieł Machiavellego na indeks kościelAutor zachęca we wstępie: „Co to jest ny i zakazu ich rozpowszechniania przez ponad wielka polityka i kim czterysta lat. Ponadto ukuto przymiotnik „masą wielcy politycy? Czy kiaweliczny”, który miał oznaczać postępowanie wielka polityka jest wyjątkowo przewrotne i podłe. Uznano zasadę możliwa w Europie Machiavellego głoszącą, że „cel uświęca środw czasach nowożytnych ki”, za mającą zastosowanie we wszystkich okai jakich wymaga zjach, także w życiu prywatnym, co było kompolityków? Czy wielcy pletnym nonsensem. politycy mają podobne W XX wieku Machiavelli doczekał się podwójnej rehabilitacji. Po pierwsze zrozumia- umiejętności, talenty, zasady działania? Pytania te no, że tylko opisywał świat, jaki widział – cza- zadałem sobie znużony nieco zarówno dominacją sy Borgiów – a po drugie zrozumiano, że bez przeciętności, jaką obserwujemy w naszych czasach, jego dzieł trudniej byłoby sformułować wciąż jak i narzekaniem na tę przeciętność, bo z narzekania obowiązującą ideę racji stanu. Wreszcie, już nic nie wynika. Postanowiłem więc dokładniej w okresie Rewolucji Amerykańskiej, pojęto, że przypatrzyć się osiągnięciom i sposobowi działania rozdział polityki od moralności dotyczy sytuacji wielkich polityków”. zaiste rzadkich i że Machiavelli nie zajmuje się potępieniem moralności, a jedynie wskazaniem reguł skutecznego działania politycznego, które moralność polityki

4/6


powinno być działaniem dla dobra ogółu (republika stanowiła dla Machiavellego realizację dobrego państwa). Machiavelli, z punktu widzenia historyka idei, jest pierwszym, który pokazał, że minęły czasy dominacji teokratycznej wizji państwa, że władza nie pochodzi od Boga, lecz od ludzi i ma ludziom służyć. Machiavelli, z punktu widzenia historii polityki, był pierwszym, który wyraźnie odróżnił interes osobisty czy dynastyczny od racji stanu. Nigdy zatem nie twierdził, że „cel uświęca środki” w przypadku działania dla korzyści osobistej władcy. Dopiero wprowadzenie tego rozróżnienia na publiczne i prywatne umożliwiło zbudowanie nowoczesnego państwa, czego dokonał – jako pierwszy – Richelieu.

Bez celów polityka nie istnieje

Porady zawarte w „Księciu” może zastosować wprawdzie władca egoistyczny i autokratyczny, ale Machiavelli wiedział doskonale, że takich książąt nie brakuje i dlatego nie oni stanowili moralność polityki

przedmiot jego zainteresowania. Stawiał pytanie o wiele bardziej dramatyczne i zasadnicze, z którym – w istocie – do dzisiaj nie potrafimy sobie poradzić: jak postępować w polityce, jeżeli nie istnieją zasady moralne, które pomagają określić zarówno cele polityki, jak i środki stosowane dla realizacji tych celów? Machiavelli wypowiadał się na ten temat wprost: „I tak olbrzymia większość rozczytujących się w pracach dziejopisów ludzi poprzestaje na samej przyjemności, którą im sprawia różnorodność opisanych tam wydarzeń. Nie myślą oni bynajmniej o naśladowaniu podanych przykładów, uważając, że byłoby to nie tylko trudne, lecz wręcz niemożliwe – jak gdyby niebo i słońce, ludzie i żywioły zmienili swój porządek, swe ruchy i swą moc, stając się odmiennymi od tego, czym były w przeszłości”. I do dzisiaj czasem zdumiewamy się, że albo filozofowie polityczni odmawiają wyciągania wniosków z przeszłości, albo ci, którzy podejmują decyzje polityczne, nie chcą słuchać filozofów, którzy wnioski takie wyciągnęli. Machiavelli w „Historiach florenckich” doda5/6


wał, że „Żadna też lekcja nie może być bardziej pożyteczna dla obywateli rządzących republiką nad tę, która pokazuje źródła nienawiści i konfliktów wewnątrz państwa; zawarta w niej nauka, płynąca z cudzych doświadczeń, sprawi, że staną się mądrymi i zachowają jedność. Jeśli przykład jakiegokolwiek państwa wywiera pewien wpływ, to o wiele bardziej skuteczne i użyteczne są przykłady, o których czyta się w historii własnego państwa”. Wyjątkowy charakter myśli Machiavellego polega więc na tym także, iż nie oddziela on celów i środków. We współczesnej nam zbanalizowanej wersji myśli realistycznej dotyczącej spraw międzynarodowych pojawia się często pogląd, że przy ocenie działania politycznego liczą się tylko środki. Skuteczność to umiejętne stosowanie środków. Cele natomiast mają charakter ogólnikowy, a podstawowym jest utrzymanie równowagi, czyli spokoju. Dla Machiavellego, jak dla wszystkich wielkich myślicieli politycznych, najważniejsze są cele, a dobór środków świadczy tylko o talentach polityka. Jednak wymoralność polityki

bitny polityk realizuje przede wszystkim cele, jakie sobie postawił. Bez sformułowania celów, ideałów, a nawet umiarkowanej formy utopii – polityka nie istnieje. Ten pogląd Machiavellego stosowali wszyscy wybitni politycy. I dlatego warto, oceniając politykę, rozpoczynać od oceny celów czy ideałów. Gdyby w ten sposób od początku opisywano i oceniono politykę totalitarną, wiedzielibyśmy, dokąd ona nas prowadzi i wiedzielibyśmy, jakie będą musiały być zastosowane środki. Byli myśliciele, którzy to rozumieli, i nawet nieliczni politycy, ale nie znaleźli oni przecież poważnego politycznego poparcia. • Tytuł i śródtytuły od redakcji

[[

Marcin Król – filozof i historyki idei, publicysta. W latach 70. pracował w Polskiej Akademii Nauk. Założył podziemne czasopismo „Res Publica”, pisał do paryskiej „Kultury”. Związał się z Instytutem Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, w latach 1996–2002 był dziekanem Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji. W 1989 r. uczestniczył w obradach 6/6


[ wojnaideologiczna]

Polska członek Bitwa o żeńskie końcówki bardzo mnie śmieszy. Ale tylko wtedy, kiedy mnie nie wkurza M i ł a d a J ę dr y s i k


Miłada Jędrysik – dziennikarka i publicystka, redaktorka magazynu „W Punkt”; przez 20 lat była związana z „Gazetą Wyborczą”, korespondentka podczas konfliktów na Bałkanach (Bośnia, Serbia, Kosowo) i w Iraku

Ś

mieszy mnie, kiedy czytam w Wikipedii o „polskiej fizyk” i „polskiej naukowiec”, a już boki zrywam na widok „polskiej członek”. A potem się wkurzam, że polskie środowiska feministyczne przegrały wojnę edycyjną na Wikipedii, podczas której – jak łatwo można się domyślić – dowodziły stronnictwem żeńskich końcówek. Jeśli ktoś twierdzi, że „polska naukowiec” brzmi naturalniej niż „polska naukowczyni”, nie mówiąc o „uczonej”, to ja zupełnie nie rozumiem, dlaczego mu się tak wydaje. wojna ideologiczna

Chyba że wytłumaczenie jest bardzo proste: żeńskie końcówki stały się elementem wojny ideologicznej, a każda ze stron trwa w swoich okopach do końca, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi. Ten konflikt ma dwie przyczyny – rosnący udział kobiet w tradycyjnie męskich zawodach i przebicie się do mainstreamu feministycznych postulatów. A feministyczne postulaty, jak wiadomo, powodują backlash. Ukoronowana językowymi potworkami wikipedystów (Większość z nich to mężczyźni. 2/5


Przypadek? Nie sądzę) tenszy o prawie stulecie fragOstrożni dencja do używania i nadużyment z książki profesora Jana językoznawcy Miodka „O języku do kamewania męskich form nazw odradzają zawodów nie przyjęła się od ry” (KAW, Rzeszów, 1992). stosowania razu, w momencie debiutu Z listu telewidza z Lublina: żeńskich końcówek kobiet na rynku „męskiej” „Jak pan ocenia nowinkę jęw przypadku pracy. Nieocenieni internauci zyka sejmowego, gdzie zagozawodów o znaleźli protest czytelników ściła forma nieodmiennych wysokim prestiżu „Poradnika Językowego” tytułów męskich wobec koz 1903 roku: biet? Oto posłowie zwracają „Protestujemy uroczyście się do kobiety »pani marszaprzeciwko gwałceniu języka polskiego i łączeniu łek«. Słyszy się też konstrukcje typu »proszę to z nazwiskami żeńskiemi tytułu Dr. (Doktor) za- panią minister«”. Profesor odpowiada: „Zacząć wypada od miast Drka (Doktorka). Jak autor-autorka, lektor -lektorka, profesor-profesorka, lekarz-lekarka, twierdzenia, że nasila się we współczesnej nauczyciel-nauczycielka itp. Tak samo nie moż- polszczyźnie tendencja do posługiwania się na kobiety nazywać doktorem, lecz tylko doktor- w stosunku do kobiet męskimi tytułami i naką. Potępiamy tedy stanowczo zwroty w »Cza- zwami wykonawców zawodów. Jeszcze w mosie« (nr 285. z d. 14 grudnia br. str. 3): »…pod ich szkolnych czasach – 30 lat temu – nikomu opieką dwóch lekarzy (!) Dłuskich, albo raczej by nawet do głowy nie przyszło, by do nauczy(!) dwojga: Dra Dłuskiego i Dra Dłuskiej«. Gro- cielek szkół średnich zwracać się inaczej jak tylko „pani profesorka”! Była też „pani dyrekno czytelników »Poradnika«” Z czeluści internetu wychynął też ten później- torka” (i wołacz „dyrektorko”). wojna ideologiczna

3/5


Widać, że opór wobec żeńskich końcówek ma długą tradycję. Czyżby więc niedobre feministki próbowały żywej tkance języka nałożyć dyby inżynierii społecznej i należy ich wysiłki potępić? Może warto zadać sobie pytanie, dlaczego żeńskie końcówki przegrały – czy dlatego, że w większości brzmią nienaturalnie? A może dlatego, że przez lata jeszcze w tych zawodach mężczyźni stanowili większość tak znaczącą, że na końcówkowy pluralizm po prostu nie było miejsca? W zawodach zdominowanych przez kobiety żeńskie końcówki nikogo nie rażą, nawet taki językowy łamaniec jak „konsjerżka” brzmi dla naszego ucha całkiem naturalnie. Inaczej jednak brzmi męska nazwa zawodu, jeśli dodamy do niej „pani”, a inaczej, kiedy „panią” opuszczamy, co coraz częściej się zdarza. „Polska naukowiec” wydaje się być prawie tak samo koślawa jak, dajmy na to, „polski przedszkolanka”. Pan przedszkolanka razi bardziej? No cóż, może dlatego, że wydaje się nam większą herezją przypisywanie przymiotnika rodzaju męskiego do nazwy zawodu, w którym tak mało wojna ideologiczna

się zarabia. Język na szczęście ma to do siebie, że przyswaja wyrażenia, które na początku wydają mu się niezręczne. Jeszcze parę lat używania żeńskich końcówek w mainstreamowych mediach, które robią to coraz częściej, i najwięksi językowi „puryści” przestaną się na nie oburzać. Najbardziej jednak w całej tej historii wkurza mnie to, że ostrożni językoznawcy odradzają stosowania żeńskich końcówek w przypadku zawodów o wysokim prestiżu. „Formy »profesorka i »dyrektorka« zdecydowanie odradzam: kojarzą się one wciąż ze stanowiskami niższego szczebla niż odpowiednie formy męskie: »profesor« i »dyrektor«” – pisze na stronie poradni językowej PWN Marek Łaziński z Uniwersytetu Warszawskiego. Jeśli coś w języku zasługuje na to, żeby to odgórnie zmieniać, to chyba właśnie ta reguła. Niech wreszcie „profesorki”, „dyrektorki”, „prezeski” staną się czymś normalnym, tak jak powoli stają się czymś normalnym kobiety na tych stanowiskach. I niech upowszechnią się przedszkolankowie, w języku i w życiu. 4/5


To mówiłam ja, Miłada Jędrysik, publicystka, redaktorka i historyczka sztuki. P.S. Zagadka: jak po polsku powinna się nazywać kobieta z kurdyjskich oddziałów peszmergów? O nich zapewne jeszcze usłyszymy, bo Kurdyjki mają długą tradycję walki zbrojnej. Towarzyszyły już Saladynowi w jego podbojach, a teraz w Iraku szykują się do walki z groźnym Państwem Islamskim. •

wojna ideologiczna

5/5


[ f e l ie t onk ult ur a l n y]

Bez Miłosza, z Miłoszem Jeśli Miłosza nie widać i nie słychać, to nie znaczy, że go nie ma T o m a s z J ę dr z e j e w s k i


Tomasz Jędrzejewski – pracownik Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego i portalu Niewinni-Czarodzieje.pl, autor książki „Strony rodzinne Czesława Miłosza. 7 spacerów”, obrońca w Reprezentacji Polskich Pisarzy w piłce nożnej

C

o myśmy zrobili? My, czterdziestolatki i starsi, którzyśmy przeprowadzali polską transformację. Jak doprowadziliśmy do tego, że tak wielu młodych chce w życiu liczyć tylko na siebie? Wielu z nich nie martwi nawet to, że jeśli nie pomogą innym, to prawdopodobnie i im nikt nie pomoże. Niedawno Marian Stala napisał dla „Gazety Wyborczej” tekst „Bez Miłosza” (na dziesiątą rocznicę śmierci poety). Miłosz jest zapominany, ale wystarczy otworzyć dowolną jego książkę na felieton kulturalny

dowód, że to właśnie dzieło się nie przeterminowało. Dotyczy to religii, polityki, przemian cywilizacyjnych – najogólniej mówiąc – Rzeczywistości. Tak wskazuje krytyk. Ktokolwiek czyta i lubi Miłosza, przyzna chyba, że Marian Stala broni słusznej sprawy. Bez Miłosza gorzej niż z Miłoszem. Pytanie jednak, co jest probierzem obecności Miłosza i w jakiej roli chcemy Miłosza widzieć. Mam pewne przeczucie i jako takie – a nie jako tezę – chciałbym je wyrazić. Mam wra2/4


żenie, że i dawniej – odkąd stać z myśli ideowej MiłoJeśli Miłosz pamiętam – i dzisiaj twórsza, niech korzysta. Byłoby poeta stoi obok dobrze, gdyby w dyskusjach czość Miłosza opatrywano Kochanowskiego o wielkich sprawach pojawysoce inteligenckim adrei Mickiewicza, sem. Znaczy to, że pojawiał wiały się nazwiska wybitto stoi na swoim się głównie w dyskusjach nych myślicieli. Ale byłoby miejscu o polskości, religii, idei Euteż niedobrze, gdyby twórropy. Może takie są uroki tak czość Miłosza traktowano inzwanej debaty publicznej, strumentalnie. która lepiej wchłania wielce doniosłe tematy Pod dwoma względami byłbym bardziej społeczne niż tematy par excellance literac- optymistyczny niż Marian Stala. Primo: Jeśli kie. Zmniejszony udział Miłosza w tej deba- Miłosza nie widać i nie słychać (bo chyba fakcie nasuwa więc wniosek (pochopny, uważam) tycznie rzadziej przywołuje się go jako autoryo stopniowym zapominaniu czy odrzuceniu tet w kwestiach doniosłych), to nie znaczy, że tekstów Miłosza w ogóle. go nie ma. Nie przypuszczam, żeby przestał być Głos Miłosza w debacie publicznej i odbiór częścią żywej tradycji literackiej. Przypuszczam twórczości Miłosza jako poety czy pisarza – to natomiast, że jest teraz – i może według jego żyróżne sprawy. Oczywiście gorliwie podpisałbym czenia – właśnie na półce z dostojnymi, jak Kosię pod życzeniem Mariana Stali, żeby odwoły- chanowski i Mickiewicz. Zapewne, jak sugeruje wano się do Miłosza w eseistyce i publicysty- krytyk, niewiele osób go czyta. Ale powszechnie ce. Tylko że, jak zauważa krytyk: „W dzisiejszej i z własnej woli nie czyta się żadnego poety. Sekulturze, przy obecnych standardach czytelni- cundo: większość moich przyjaciół (pozwalam czych, Miłosz jest zbyt trudny”. Kto umie korzy- sobie na osobisty ton, tak jak Marian Stala) czyta felieton kulturalny

3/4


i lubi Miłosza. Urodzili się w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Oni nie zabierają publicznie głosu na Festiwalu Miłosza, nie toczą w prasie wielkich sporów ideowych. Co więcej – z przyczyn oczywistych częściej pożyczają książki, niż kupują. Tych odbiorców Miłosza nie widać, a statystyki czytelnictwa też nie muszą o nich wiedzieć. Innymi słowy – może twórczość Miłosza ma dzisiaj inny adres niż dawniej? I może zamiast w roli autorytetu Miłosz częściej występuje w roli poety? Zgadzam się, że nazwisko i idee Miłosza jako komentatora Rzeczywistości powinny być żywe i obecne (rozumiane) w społeczeństwie. Ale myślę też, że główne zajęcie, jakie sobie Miłosz wybrał, to jest poezja, stawia pewne ograniczenia co do zasięgu społecznego oddziaływania. Wydaje mi się, że jeśli Miłosz poeta stoi obok Kochanowskiego i Mickiewicza, to stoi na swoim miejscu. •

felieton kulturalny

4/4


[ maziukpoleca]

Życie przepoczwarzone Zdaje się, że zapomnieliśmy, że my również jesteśmy niezbędnym elementem łańcucha pokarmowego Ziemi Anna Maziuk


Anna Maziuk – dziennikarka niezależna, pisze o sztukach wizualnych i kulturze. Publikuje m.in. w „Zwierciadle”, DziennikOpinii.pl, „Sukcesie”, „Wysokich Obcasach”, „Foto”, „Fragile”. Współpracowała z „Życiem Warszawy”. Zainteresowana perspektywą feministyczną, animalistyczną i gender w kulturze

N

ajbardziej lubią martwe ciała myszy i niewielkich ptaków. Kiedy samiec żyjącego w północnej części Stanów Zjednoczonych chrząszcza nazywanego grabarzem napotka na swojej drodze odpowiednią padlinę, „staje na głowie” i z gruczołu na końcu odwłoka wypuszcza substancję zapachową. Niesiona z wiatrem woń wabi samicę. Powstała w ten sposób para chrząszczy wspólnymi siłami pogrzebie znalezione zwłoki. Zanim to zrobią, zazwyczaj zmuszeni są przetranspormaziukpoleca

tować ciało w odpowiednie miejsce, gdzie bez problemu będą w stanie zakopać zdobycz. Ów szczególny pochówek czyniony przez chrząszcze jest częścią rytuału parzenia się i rozmnażania, a pogrzebany zewłok – źródłem pokarmu dla larw. Szczególnie fascynujący jest etap przemieszczania zwłok – chrząszcze wpełzają pod nie i leżąc na plecach, poruszają nogami nad sobą, w ten sposób wprawiając unoszone truchło w ruch. Później zakopują je na kilka centyme2/5


trów w głąb ziemi, spryskują zabijającą bakterie i grzyby substancją, wreszcie samica składa jaja w pobliżu padliny. Choć nie jest to rytuał mający upamiętnić grzebaną mysz czy inne zwierzę, ciągłość życia zostaje zachowana. Martwe ciało pozostaje „w obiegu”, pozwala przetrwać kolejnym organizmom. W pewnym sensie dalej istnieje, współtworząc ekosystem – w naturze nic się nie marnuje. Nic, poza nami samymi. Gatunek homo sapiens bowiem od wieków systematycznie odcina się od swej natury. A to, co robimy z naszymi zwłokami po śmierci, doskonale to obrazuje. Właśnie problem grzebania ludzkich ciał skłonił amerykańskiego biologa, autora wielu książek z zakresu zoologii, ekologii i ewolucji Bernda Heinricha do napisania fascynującego eseju „Wieczne życie. O zwierzęcej formie śmierci”. Źródłem impulsu był list od umierającego przyjaciela, który zapytał, czy Heinrich nie wyprawiłby mu zielonego pogrzebu na terenie swojej posiadłości w lasach Maine w Nowej Anglii. maziukpoleca

Przyjaciel, „jak na porządnego ekologa przystało”, uważał śmierć za przemianę w inne rodzaje życia, „szalone święto odrodzenia”, podczas którego gospodarzem przyjmującym biesiadników jest nasze ciało. „Tradycyjny” pogrzeb usługowy nie ma z tym nic wspólnego. Śmierć to w cywilizacji technologicznej tabu, a martwe ciało – problem. Stworzyliśmy więc cały system usług, który ma pomóc nam usunąć je sprzed oczu. Kiedy firma pogrzebowa zabiera zmarłego, jego nagie zwłoki trafiają na zimny, stalowy stół, gdzie zostają poddawane różnym zabiegom „upiększającym”, a coraz częściej także balsamowaniu, które polega na spuszczeniu krwi i wstrzyknięciu w żyły trującej substancji – zapobiegającego rozkładowi formaldehydu. Następnie ciało trafia do szczelnie zamykanej trumny. W Stanach Zjednoczonych często jest ona metalowa. Dalej to „coś” w nieprzepuszczalnej skrzynce trafia pośród miliony innych, pochłaniających co roku nowe grunty, z których w dodatku usuwa się większość roślin okrytonasiennych. Heinrich in3/5


formuje, że tylko w USA każdego roku wykorzystuje się więcej niż siedemdziesiąt tysięcy metrów sześciennych drewna, ponad sto tysięcy ton stali, milion sześćset tysięcy ton zbrojonego betonu i przeszło trzy tysiące metrów sześciennych roztworu balsamującego. Niestety, nie lepiej wychodzimy na kremacji. Spalanie stanowiło dawniej piękny obrzęd pożegnania z najbliższymi, dziś przypomina raczej usuwanie śmieci. Przy tym, jak podaje Heinrich, nowoczesne spalarnie odpowiadają za 0,2 procent światowej emisji szkodliwych związków chemicznych, przez co są drugim w Europie najpoważniejszym źródłem skażenia powietrza związkami rtęci. Dalej biolog przelicza jeszcze, że ilość paliw kopalnianych, która rokrocznie w Ameryce zużywana jest do spalania zmarmaziukpoleca

Wieczne życie. O zwierzęcej formie śmierci Bernd Heinrich Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014, tłumaczenie Michał Szczubiałka

łych, wystarczyłaby na odbycie samochodem ośmiu podróży tam i z powrotem na Księżyc (ponad 6 mln km). Dlatego coraz większą popularnością cieszą się tak zwane zielone, czyli naturalne czy ekologiczne pogrzeby. Zmarłych ubiera się i chowa w przyjaznych dla środowiska „elementach”. Niestety, w Polsce pewnie długo jeszcze przyjdzie nam poczekać na upowszechnienie takich rozwiązań. Zdaje się, że zapomnieliśmy, że my również jesteśmy niezbędnym elementem łańcucha pokarmowego Ziemi. Chociaż sami zjadamy miliardy zwierząt, wiele z nich pozbawiamy warunków do życia, jeszcze więcej skazujemy na bytowanie w niewoli i męczarniach, odmawiamy innym zjadania nas samych, nawet po śmierci. 4/5


Heinrich pokazuje, że w przyrodzie nie marnują się ani odchody słonia, ani padła antylopa czy drzewo, które, chociaż wciąż stoi w lesie, dawno już obumarło (co nie znaczy, że nie jest „domem” i pożywieniem dla tysięcy istnień). Nie marnują się liście, które spadają z drzew, a które my z uporem zmiatamy z chodników i grabimy z trawników, nie pozostawiając nic przyrodzie. Liście, które w innym wypadku, rozmiękłe po zimie, zostałyby wykorzystane na przykład przez dżdżownice, które wciągnęłyby je do swoich podziemnych jam i dzięki temu mogły wykarmić dużą ilość potomstwa. Nie tylko zgromadzone w ziemi liście, ale i ciała dżdżownic po śmierci użyźniają i spulchniają glebę, część z nich – za życia i po – staje się pożywieniem dla ptactwa. I tak dalej. To niekończący się łańcuch zależności i współistnienia. Jak pisze Heinrich, „jesteśmy maleńkimi drobinami w bajecznym systemie, cząstkami czegoś wielkiego i wspaniałego. Jesteśmy częścią tego, czego życie od czasu swego poczęcia na ziemi »się nauczyło« i co zapisało w DNA, które bęmaziukpoleca

dzie przekazywane, póki wschodzi słońce”. Czy musimy naszą planetę pozbawiać padliny, jaką sami się któregoś dnia staniemy? Padliny, która jest budulcem, częścią kontinuum, tego, co w różnej formie stanowi o ciągłości życia. •

5/5


[ futuwawa ] Joanna Rżysko, „Most

warszawawa przyszłości Projekty zgromadzone w tegorocznej edycji Futuwawy diagnozują problemy współczesnego miasta M a gd a G r a b o w s k a , A l e k s a n dr a L i t o r o w i c z

tekst

pieszy z wbudowaną funkcją Muzeum Sztuki Nowoczesnej”


J

ak to by było przejść się pod wodospadem utworzonym na Wiśle? Czy możliwe jest wychylenie kieliszka dla Jima Jarmuscha w barze na moście Poniatowskiego? Albo przemierzenie pasażu Wiecha pierwszą linią wyciągu krzesełkowego? Takie i inne pomysły dla stolicy znajdziemy w Futuwawie, portalu o Warszawie przyszłości. Do tej pory artyści, architekci, projektanci, studenci i amatorzy podzielili się prawie 500 propozycjami z zakresu architektury, urbanistyki i sztuki w przestrzeni publicznej. Właśnie skończyła się III edycja Międzynarodowego Konkursu Futuwawa na najlepszy projekt dla Warszawy przyszłości. Internauci oraz jury oceniali ponad 77 projektów. Na pierwszy rzut oka to zupełnie futurystyczne wizje, jednak stanowią odpowiedź na aktualne wyzwania i bolączki miasta. Projekty można było nadsyłać od 15 maja do 15 lipca. Zwycięzcami Nagrody Internautów (2000 zł) zostali Kama Wybieralska i Mikołaj Molenda za „Kładkę Rowerową Mostu Poniatowskiego”. Oto nagrodzeni przez jury: Kama Wybieralska, Mikołaj Molenda („Kładka”), Kaja Abdank, Wojciech Kacperski („Ból fantomowy Ściany Wschodniej”), Dorota Ślązakowska („Tarchomin. Pejzaże pomiędzy architekturą”), Kama Wybieralska („urban garden”), Martyna Baran („Biennale nieużytków”). futuwawa

2 / 14


Tomasz Rychlewski, „Wyciąg_Anię”

Stołeczny waterfront przeżywa swoją materialną i symboliczną odnowę już od kilku lat. Zainteresowanie okołowiślanymi tematami odzwierciedlają liczne projekty dotyczące połączenia brzegów Wisły i ich zagospodarowania, wprowadzania na nabrzeża sztuki, edukacji i miejsc relaksu. Tegoroczne propozycje potwierdzają tę tendencję i kładą szczególny nacisk na usprawnienie komunikacji między prawo- i lewobrzeżną Warszawą. Kładki i mosty o różnorodnych funkcjach i formach mają przede wszystkim umożliwić transport pieszy i rowerowy, odbierając tym samym prymat samochodom. Te architektoniczne „łączniki” pełnią jednocześnie szereg funkcji – są pawilonami sztuki dostępnej demokratycznie dla mieszkańców obu futuwawa

3 / 14


brzegów, potrafią przybrać formę basenu czy amfiteatru, a nawet mieszkań czy punktów usługowych. Możemy zaobserwować, że twórcy włączają w miasto przestrzeń rzeki, a więc sferę dotychczas prawie niezagospodarowaną.

Jakub Woźny „Wodospad Wiślany”

Z drugiej strony pojawia się tendencja odwrotna – propozycje mające za zadanie odciąć człowieka od wielkomiejskiego zgiełku i pośpiechu. Coraz więcej projektantów stara się wprowadzać w miasto funkcje, których – wraz z jego rozwojem – szukamy poza terenami zurbanizowanymi. Te projekty tworzą i oddają człowiekowi przestrzeń izolacji, spokoju i wyciszenia, której możemy zaznać na przykład w amfiteatralnym ogrodzie futuwawa

4 / 14


miejskim, kokonach z tkanin 3D zawieszonych pod mostem czy pustelni w Puszczy Kampinoskiej. Nieodłączną częścią tych stref relaksu jest ich nawiązywanie do natury – pozwalają mieszczuchom na bezpośredni kontakt z zielenią, wodą i… samymi sobą.

Anton Sahler, „Wisła – BeachDrops – wpadnij – wyluzuj się”

Nasze potrzeby atawistyczne – kontaktu z naturą i współżycia z nią – starają także zaspokajać proponowane w konkursie rozwiązania ekologiczne. W mieście przyszłości moglibyśmy więc wytwarzać własne jedzenie w osiedlowej szklarni, zaczerpnąć wody z miejskiego wodopoju czy korzystać ze zdrowotnych właściwości powietrza ulowego. futuwawa

5 / 14


Weronika Anna Siwiec, Kama Wybieralska „Szklarnia”

Emblematyczne dla architektury przyszłości są od zawsze wysokie budynki, dominanty – stają się charakterystycznym punktem krajobrazu rozwiniętych miast i metropolii. Tak dzieje się także w Warszawie, gdzie stale powstają wysokie landmarki przede wszystkim śródmiejskiego, lecz także wolskiego krajobrazu. Nie może ich też zabraknąć w projekcjach przyszłości – architekci zaproponowali nowe wysokościowce przy ulicy Złotej, w okolicy ulic Grzybowskiej i Wroniej, a także Towarowej i Prostej oraz w Porcie Praskim. Zgodnie z dzisiejszymi tendencjami w projektowaniu takich budynków, czyli prymatu zielonej architektury – mogą być one samowystarczalne, posiafutuwawa

6 / 14


dać zielone ogrody na dachu, pozwalać na uprawę ekologicznej żywności, a nawet, tak jak wieżowiec bioniczny, pozostać w symbiozie z organizmem człowieka. Marcin Gromczewski, „Projekt koncepcyjny wysokościowca bionicznego u zbiegu ulic Towarowej i Prostej”

Przyszłość i rozwój, na równi z pięciem się ku górze, związane są z nowymi technologiami. W zaproponowanych projektach technologia w mieście idzie w sukurs rozwiązaniom architektonicznym, urbanistycznym i artystycznym i służy mieszkańcom. Wychodząc z założenia, że przestrzeń publiczna futuwawa

7 / 14


Kama Wybieralska, Mikołaj Molenda, „Kładka Rowerowa Mostu Poniatowskiego”

futuwawa

8 / 14


jest nie tylko przestrzenią fizyczną, lecz także symboliczną, twórcy skupili się przede wszystkim na aspekcie szeroko pojętej komunikacji. Wprowadzają do miasta różnego rodzaju platformy multimedialne, mające na celu nadawanie i odbieranie komunikatów o wydźwięku osobistym, jak i społecznym.

Rafał Przybyła, Damian Przybyła „Przestrzenie wielowymiarowe”

Nowe pomysły pojawiają się także w dziedzinie najbliższego otoczenia człowieka – nie tylko przestrzeni publicznej, lecz także prywatnej – a więc miejsca zamieszkania i codziennej pracy. Proponowane obiekty tworzą przyjazne środowisko wychodzące naprzeciw potrzebom mieszkańców współczesnych miast – ciszy, pracy zdalnej czy zbliżenia się do środowiska. Warto zafutuwawa

9 / 14


znaczyć, że jedna z propozycji definiuje tak ważną kwestię, jak architektura w służbie wykluczonym i proponuje wielofunkcyjne, tanie w produkcji jednostki mieszkalne, wierząc, że „miarą ludzkości jest miara poziomu życia najsłabszych”.

Paweł Słupski, „Barka mieszkalna na Wiśle, Port Czerniakowski”

Odnoszą się do tego zresztą także inne projekty i przypominają nam, że dobre miasto to miasto zaprojektowane dla wszystkich. W interdyscyplinarnych przedsięwzięciach łączących architekturę, resocjalizację i socjologię pojawiają się rozwiązania dla dotychczas rugowanych ze sfery publicznej problematycznych kwestii. Projekty oddają miejsce (nawet w centrum miasta) wykluczonym poprzez rozbudowane i nowoczesne systefutuwawa

10 / 14


my penitencjarne lub sprzyjające wychodzeniu z bezdomności w „miękki”, rozłożony na etapy sposób.

Katarzyna Świderska, „Ośrodek pomocy osobom bezdomnym”

Aktualnym tematem jest szeroko pojęta rewitalizacja. Większość zaproponowanych rozwiązań odnosi się do wizytówek miasta lub aktualnie najszerzej dyskutowanych miejsc wymagających działań rewitalizacyjnych. Mamy więc Rotundę i plac Defilad, domki fińskie na Jazdowie, Hale Mirowskie i teren Osiedla Za Żelazną Bramą. Rewitalizacja opiera się nie tylko na odnowie tkanki architektonicznej, ale przede wszystkim na dodaniu nowych funkcji, a co za tym idzie – także zmianie postrzegania dobrze znanych miejsc. futuwawa

11 / 14


Kaja Abdank, Wojciech Kacperski, „Ból fantomowy Ściany Wschodniej”

To właśnie wielość funkcji wydaje się wiodącą tendencją tegorocznych projektów. Wielofunkcyjne są mosty, budynki, pawilony, a nawet instalacje artystyczne. Twórcy zdają się wychodzić z założenia, że miasto i jego mieszkańcy nie mają jednej twarzy. Tym samym miasto musi być gotowe na zaspokajanie różnorodnych potrzeb wielu grup z niego korzystających. Sprawi to, że przestrzenie publiczne, wspólnie użytkowane budynki i obiekty będą zapełniały się życiem, a więc staną się miejscami przystosowanymi do ludzkiej skali. Dlatego most nie jest tylko mostem, lecz także siedzibą instytucji kultury, a miejskie mobilne pawilony, oprócz tego, że stanowią futuwawa

12 / 14


miejsce spotkań, są także azylem, schronieniem i sposobem na rewitalizację danego terenu, zaś Oceanarium służy nie tylko edukacji, lecz także rozrywce – właśnie poprzez architekturę. Konkursowe projekty najczęściej dedykowane są konkretnym przestrzeniom i wynikają z potrzeb danego miejsca. Część z nich stawia sobie ambitny cel zamiany pustych, nieprzyjaznych miejskich nieużytków w atrakcyjne przestrzenie publiczne. Autorzy zamieniają pustki w okolicach osiedli (często zamkniętych), węzłów komunikacyjnych czy porzuconych obszarów między płotami na tereny zielone, miejsca ekspozycji sztuki publicznej, a także punkty aktywności i inicjatywy mieszkańców.

Dorota Ślązakowska „Tarchomin. Pejzaże pomiędzy architekturą” futuwawa

13 / 14


Projekty zgromadzone w tegorocznej edycji Futuwawy diagnozują problemy współczesnego miasta i wychodzą naprzeciw dylematom przyszłości. Warto przyglądać się tym propozycjom, nawet jeśli pozostaną tylko wizjonerskimi, futurystycznymi, nierealnymi impresjami czy intelektualną zabawą. Tocząca się wokół nich dyskusja już udowodniła, że nie tylko architekci, urbaniści, projektanci czy artyści, lecz także mieszkańcy miasta chcą mieć realny i coraz wyraźniejszy wpływ na przyszłość swojego otoczenia. •

futuwawa

14 / 14


Wydawca: Masa Prasy Jakub Halcewicz-Pleskaczewski ul. Komorska 4 lok. 25, 04-161 Warszawa tel. +48 604 447 298, redakcja@magazynwpunkt.com ISSN 2353-5857 Dołącz do nas na Facebooku i Twitterze

Redaktor naczelny: Jakub Halcewicz-Pleskaczewski Zespół: Sebastian Duda, Rafał Hetman, Miłada Jędrysik, Emil Górecki, Emilia Kolinko, Jarosław Marczuk, Anna Mateja, Maciej Okraszewski, Joanna Podsadecka, Ewa Rżysko, Barbara Szelewa, Olgierd Świda, Wojciech Załuska. Współpraca: Justyna Kot Opracowanie graficzne: Michał Przeździecki Korekta: Ewelina Pędzich Fotoedycja: Dagmara Staga Wersja na czytniki e-booków i strona internetowa: Rafał Hetman, tel. +48 600 897 220 Reklama: Atmedia, sales_interactive@atmedia.pl, tel: +48 22 24 16 950, http://atmedia.pl/oferta/reklama-online/mobile.html, ul. Bonifraterska 17, 00-203 Warszawa

Magazyn „W Punkt” powstaje w Pracowni Duży Pokój

Wykorzystane zdjęcia i ilustracje:Okładka: CODYody/CC Flickr; felietony: Jakub Halcewicz-Pleskaczewski, Miłada Jędrysik, Olgierd Świda (fot. Kinga Kenig), Dominika Bychawska-Siniarska, Anna Maziuk, Tomasz Ponikło (fot. archiwum prywatne), Tomasz Jędrzejewski, Paweł Smoleński (fot. Dagmara Staga); „Chcieliśmy robić teatr. Rasizm nas poraził” (fot. Jędrzej Wojnar/Agencja Gazeta), „Wychowanie według Kisiela” (fot. materiały promocyjne wydawcy), „Na kulturę kasa w gminie” (fot. Milosz1/CC Flickr), „Kto rządzi w miastach?” (fot. Platforma Obywatelska RP/CC Flickr), „Startują Wietnamczycy” (fot. Kuba Bozanowski/CC Flickr), „A to taka inna Polska właśnie” (Ministry of Foreign Affairs of the Republic of Poland/CC Flickr), „Jak nie pomóc Syryjczykom” (fot. Maciej Moskwa), „Nieodrobiona lekcja z Gruzji” (fot. Alexander Khudoteply/AFP/East News), „Nasz mocz jest biało-czerwony” (il. Ben K Adams/CC Flickr), „Niebezpieczne związki” (il. University of Houston Digital Library/CC Flickr), „Ściągaj do kuchni” (fot. Picjumbo.com; Apple, the Apple logo and iPhone are trademarks of Apple Inc., registered in the U.S. and other countries), „Przywódca kontrkulturowy” (fot. Alessandra Benedetti/Corbis-Fotochannels/materiały promocyjne wydawcy), „Machiavelli opacznie rozumiany” (fot. 1. Mariamichelle/Pixabay, fot. 2. Wikipedia)


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.