Dorota Ćwieluch-Brincken
Kr ak贸w | 2009
Dorota Ćwieluch-Brincken Born in Starachowice in 1950. In years 1968/1970 she participated in painting and drawing classes in Tadeusz Dominik’s workshop at Academy of Fine Arts in Warsaw. In the following years she undertook studies in the Department of Painting at the Academy of Fine Arts in Krakow, in the workshops of professors: Wladzimierz Sawulak and Zdzislaw Przebindowski finishing her studies in 1975 with certificate with distinction in the workshop of professor Adam Marczynski. Dorota Brincken does painting, drawing, occasionally polychrome and stained glass in sacred spaces. She has presented her works at several individual and group exhibitions. The most important ones are individual exhibitions in Krakow (1975, 1981, 1993) and participation in presentations of Polish art in the country and abroad: Krakow, Warsaw, Radom, Tarnow, Poznan, Rome, San Elpidio a Mare, Vienna, Nuremberg, Orlean, Moscow, Saint Petersburg. Her works can be found in several polish and foreign private collections, especially in Spain, Switzerland, Austria, Germany and Canada. She is a laureate of two prizes and artistic distinctions and also a scholar of Ministry of Culture and Art of the Republic of Poland in 70-80’s and Vienna Janineum Foundation in 1995. Recent important presentations include, individual exhibitions in the Mala Galeria in Nowy Sącz in 2008, participation in the Zolty-Niebieski-Czerwony exhibition in the FT Gallery in Krakow the same year and an exhibition in the RAVEN Gallery in 2009. 4
Dorota Ćwieluch-Brincken Urodzona w 1950 roku w Starachowicach. W latach 1968/1970 uczestniczyła w zajęciach z malarstwa i rysunku w pracowni malarstwa prof. Tadeusza Dominika w warszawskiej ASP. W kolejnych latach podjęła studia na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w pracowniach profesorów: Włodzimierza Sawulaka i Zdzisława Przebindowskiego kończąc studia w 1975 roku dyplomem z wyróżnieniem w pracowni prof. Adama Marczyńskiego. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, okazjonalnie polichromią i witrażem w przestrzeniach sakralnych. Swoje prace prezentowała na kilkudziesięciu wystawach zbiorowych i indywidualnych. Do najważniejszych zalicza wystawy indywidualne w Krakowie /1975, 1981, 1993/ oraz udział w prezentacjach sztuki polskiej w kraju i za granicą: Kraków, Warszawa, Radom, Tarnów, Poznań, Rzym, San Elpidio a Mare, Wiedeń, Norymberga, Orlean, Moskwa, Sankt Petersburg. Jej dzieła znajdują się w licznych polskich i zagranicznych kolekcjach prywatnych, w tym w szczególności w Hiszpanii, Szwajcarii, Austrii, Niemczech i w Kanadzie. Jest laureatką dwóch nagród i wyróżnień artystycznych, stypendystką Ministerstwa Kultury i Sztuki na przełomie lat 70/80-tych oraz wiedeńskiej Fundacji Janineum w 1995 roku. Ostatnie, ważne prezentacje to indywidualna wystawa w Małej Galerii w Nowym Sączu, w 2008 roku i w tym samym roku udział w wystawie Żółty–Niebieski–Czerwony w krakowskiej Galerii FT oraz wystawa w Galerii RAVEN w 2009 roku. 5
Dorota has always been drawing a man. She was born in a town which practically didn’t existed. It appeared in the maps of industrial growth of the country only one hundred years ago. But this place was there earlier. It was a small mostly jewish town, after which were left only small one floor, sometimes two floor, poor houses built around one market, to which were leading, not knowing from where, narrow, muddy, sometimes paved roads. There are only few former citizens who survived. They were exceptional and noticeable enough to become models for child’s sketch book. Observation of that world have taught her to draw good enough, so that few years later she heard something important about herself from Tadeusz Dominik. The artist and educator after a long and detailed review of the works, put into Her hands big and small brush with words „you can do it already”. He didn’t take away the theme. The precision of Her observations allowed her to see essentially, to change the phenomenons into generally geometric synthesis. Now and throughout her studies at Academy in Krakow, man – a model was the only motive of Her dashing, accurate drawings and ascetic, puristic paintings. Wide, broad, sound and flat with saturation of a color surface harmonized with autonomous, valorized lots of dense coal drawing were similar with expression to New Figuration or Bacon’s painting. That what was noticeable next was the structure of these canvas’. Non debatable, strong, firm, clarified by geometrical order. That order is also visible in Dorota’s paintings in a different way, in the middle of 1970’s. Several large sized canvas’ based on a face pictures changed into post cubistic form and range. Silenced by the edges, concentrated alongside vertical, sometimes aslant axis, shone with note mass of a bright spots of atomized portrait. The faces in their essential geometry, emerge from dark, mostly brown-grey, purple-silver backgrounds. This emerging of the forms, geometrical, intended but created in a long process of sublimation, order of the whole, meets all of the artist’s paintings, irrespectively of the dates of the creation. Those are the characteristics of this Painting, this is Her need of the… world. Rocks, shells that remember more than each of us does. Man is never strange. Adam Brincken
6
7
8
Dorota od zawsze rysowała człowieka. Urodziła się w miasteczku, którego praktycznie nie było. Zaistniało na mapach przemysłowego rozwoju kraju praktycznie niespełna sto lat temu. Ale to miejsce było wcześniej. Było małym, w przewadze żydowskim miasteczkiem, po którym zostały jedynie parterowe, niekiedy piętrowe, biedne domki wokół jedynego placu, do którego prowadziły niewiadomo skąd wąskie, błotniste czasem brukowane ulice. Z niegdysiejszych mieszkańców ocalało paru. Byli zauważalnym wyjątkiem na tyle by stać się ustawicznymi modelami dziecięcego szkicownika. Obserwowanie takiego świata nauczyło Ją rysować na tyle by mogła w parę lat później usłyszeć coś istotnego o sobie od Tadeusza Dominika. Artysta i pedagog po długim i wnikliwym przeglądzie prac, ze słowami: „pani już umie” dał Jej do ręki duży i mały pędzel. Nie odebrał motywu. Precyzja Jej obserwacji pozwoliła widzieć esencjonalnie, zjawiska przemieniać w na ogół geometryczną syntezę. Nadal i przez cały czas studiów już w krakowskiej Akademii człowiek-model był jedynym motywem Jej brawurowych trafnością rysunków i ascetycznych, purystycznych obrazów. Szerokie, rozległe, płaskie i brzmiące nasyceniem płaszczyzny koloru zestrojone z partiami autonomicznego, walorowego, gęstego rysowania węglem bliskie były ekspresją Nowej Figuracji czy malarstwu Bacona. To, co zauważalne było po chwili to konstrukcja tych płócien. Bezdyskusyjna, mocna, zdecydowana, klarowna geometrycznym porządkiem.
z cyklu Portrety | in the Portrait series
Ów porządek odezwał się na inny sposób w obrazach Doroty w połowie lat 70-tych. Kilkanaście wielkoformatowych płócien opartych na wizerunkach twarzy powędrowało w pokubistyczną formę i gamę. Wyciszone przy krawędziach, skupione do pionowej, czasem nachylonej osi świeciły zlepkiem fakturowych, jasnych plam zatomizowanego portretu. Twarze w swej esencjonalnej geometrii wyłaniały się z mrocznych, na ogół brązowo-szarych, fioletowo-srebrnych teł. To wyłanianie się form, geometryczny, zamierzony a powstający w długim procesie sublimacji porządek całości spotyka wszystkie obrazy artystki ze sobą niezależnie od dat ich powstania. Takie są omal od zawsze cechy tego Malarstwa, taka jest Jej potrzeba... świata. Kamienie, muszle pamiętające więcej niż każdy z nas. Człowiek, nigdy obcy. Adam Brincken
9
10
11
k atalog | Catalogue
About that which is visible anyway? In fact bright landscapes, extensive, sometimes grey, horizons, a dominating feeling of silence, calm, relief… from what? From the tensions that one can live with, which can be managed, maybe one can become accustomed to? Rocks, shells, rock-shells and shell-rocks which are rhythmically composed one on the other or compressed into one mass, in mutual conjunction. Strong curtains moving like a fire or heated air. A materiality of drapery, coarse and stiff, but also delicate, sometimes slightly moved, occasionally almost immaterial shutters. A geometrical frame of canvas inserted from a different pictorial reality, from a different but never the less the same, mutual world of forms, colours and matter. Itself, the matter of canvas, is spread from a coarse of inserted linen, through a flat, colourful spots to dynamic notes and a transparency of glazes. Strong contrast of light and darkness, a colorful richness of compositions but also its monochromatic, local, individual being and separate tone. Everything is sometimes torn, crosscut with colourful line, interlaced to the limits of subjective unrealism. Besides the perceptive tension they are balanced in composition. Maybe even more; balanced with a geometrical set of elements of a form with the intention of bringing the viewer forward into a world which is beyond the material, into a world or state of softening, tuning out, contemplation. The Rock and the Shell are from one world. Aristotle’s idea of the matter “rock” is a unity of matter and form – soul. Quintessence. Greek philosophy of nature which finds in the rock the unity of four elements quinta essentia. Finally lapis philosophorum – a philosophical stone, in which a transformation from baseness to nobility, maybe not only the stone is characteristic and potential. Concha – shell is a place of a Moon and a Woman, a place of birth of Aphrodite. This Annunciation and Resurrection are the walls of the grave, a pearl immortal like Christ, like the human soul, like a small part of a Secret, which we are able to comprehend. The scallop shell is and was an object, a dish for pilgrims going to St. James’ grave in Santiago de Compostella to fill the inside with consecrated wax from the candles by His grave. And then for a long time in art, shells are presented next to skulls – vanitas vanitatis. And colors; yellow, red, blue… with entire richness of symbols. Also those about truth and betrayal, the fire of exaltation, love, about those who love children and about an executed life. 14
Martwa natura | Still life
o tym co i tak widać W zasadzie jasne pejzaże, rozległe niekiedy szare horyzonty, przeważające odczucie wyciszenia, spokoju, ulgi... od czego?, od napięć, z którymi da się żyć, które da się znieść, może oswoić? Kamienie, muszle, kamienio-muszle i muszlo-kamienie rytmicznie poukładane jeden za drugim lub zbite w jedną masę, we wspólny stan rzeczy. Szarpiące się mocne kotary jak płomień lub rozgrzane powietrze. Materialności draperii, zgrzebne i sztywne, ale i te delikatne, czasem lekko poruszone, niekiedy jak omal niematerialne przesłony. Wklejony, geometryczny kadr płótna z innej obrazowej rzeczywistości, i z innego a jednak wspólnego świata form, koloru i materii. Ona sama, materia płócien rozpięta jest od zgrzebności przeklejonego lnu przez płaską barwną plamę do dynamicznych faktur i przezroczystości laserunków. Mocny kontrast światła i mroku, soczystości zestawień barwnych, ale także ich monochromatyczny, lokalny, jednostkowy byt, osobny ton. Wszystko to czasem przerwane, przecięte barwną linią, poprzeplatane ze sobą do granic poza-przedmiotowej nierzeczywistości, irrealności. Pomimo odczuwanego napięcia są zrównoważone kompozycyjnie. Może bardziej; równoważone geometrią układu elementów formy by przenieść oglądającego w świat poza materialny, w świat lub stan wyciszenia, kontemplacji. Kamień i muszla z jednego są świata. Arystotelesowska idea materii /kamienia/ jest jednością materii i formy – ducha. Kwintesencja. Grecka filozofia przyrody postrzegająca w kamieniu właśnie jedność czterech żywiołów quinta essentia. Wreszcie lapis philosophorum – kamień filozoficzny, którego cechą, potencjalnością jest przemiana nieszlachetnego w szlachetność, może nie tylko kamienia. Concha – muszla jest miejscem Księżyca i Kobiety, miejscem narodzin Afrodyty. To Zwiastowanie i Zmartwychwstanie Pańskie, to ściany grobu i perła nieśmiertelności jak Chrystus, jak dusza ludzka, jak niewielka część Tajemnicy, jaką jesteśmy w stanie ogarnąć naszym umysłem. Była i jest muszla przegrzebka przedmiotem, naczyniem pielgrzymujących do grobu Św. Jakuba Starszego w Santiago de Compostella by jej wnętrze napełnić poświęconym woskiem ze świec u Jego grobu. A potem, przez długi w malarstwie czas muszle w sąsiedztwie czaszek – vanitas vanitatis. I kolor; żółty, czerwony, niebieski...z całym bogactwem symboli. Także tych o prawdzie i zdradzie, ogniu uniesienia, miłości, o kochających dzieci i rozstrzelanym życiu.
15
The rock and the shell are in one world. In one space-time of too short moments of breathing, with sand underneath the feet, with a hum of boundless water in the ear. Why do so many pick it up? Why do they want to take it back home, after a summer trip, even several thousand miles? Why do they place them with piety in special nooks at home? The shell and the rock carry time, written on them by matter, of passing time, memory – lasting. They are a big deposit of continuing scenes of unending life, even then, when all that is left of them is a tiny broken piece. They get their beauty from the piece, destructed piece, chip, its wrinkles – tone, color which enlivens in a water or is caused by artistic, painting fineness. Do they travel through Dorota’s canvases only because of sentimentality? Or other reasons, which need of finding is prompted by the kind of a form of Her paintings? Form, which results for the recipient in an experience of different reality, a specific state beyond time. What is this slightly moved silence of these acts? The richness of vantages and possible contexts of those paintings and that what in them, doesn’t hinder the vision, the experience accompanies it in silence. It is a form, which leads us into the intended by the artist spaces of feelings, contexts and thoughtfulness. Adam Brincken
Czerwona draperia | Red drapery
16
Kamień i muszla w jednym bywają świecie. W jednej czasoprzestrzeni zbyt krótkich chwil oddechu z piaskiem pod stopami, z szumem bezkresnej wody w uszach. Dlaczego tak wielu je podnosi? Dlaczego chcą je zabrać ze sobą w powakacyjną, powrotną podróż nawet parę tysięcy kilometrów? Dlaczego z pietyzmem układają je w ważnych dla siebie zakamarkach domu? I muszla i kamień niosą na sobie, sobą czas, zapisany materią upływ czasu, pamięć, trwanie. Są wielkim nawarstwieniem kolejnych odsłon niekończącego się życia nawet wtedy, gdy pozostaje po nich tylko drobny odłamek. Są tym właśnie piękne, fragmentem, destruktem, odpryskiem, swoimi zmarszczkami – fakturą, kolorem ożywającym w wodzie lub za sprawą malarskiej finezji. Czy wędrują przez płótna Doroty jedynie z sentymentu? Czy z innych powodów, których potrzebę odnajdywania podpowiada nam rodzaj formy Jej obrazów? Formy, której skutkiem dla odbiorcy staje się doznanie innej rzeczywistości właśnie, swoisty stan poza czasem. Czym jest ta lekko poruszona cisza tych przedstawień? Bogactwo punktów odniesienia, możliwych kontekstów tych obrazów i tego co w nich nie utrudnia widzenia, przeżycia, jedynie mu w milczeniu towarzyszy. Bo to forma właśnie prowadzi nas w zamierzone przez artystkę przestrzenie odczuć, kontekstów i zamyślenia. Adam Brincken
17
Muszelka na białym tle | Shell against a white background
18
19
Ciemna draperia | Dark drapery
20
21
Biała draperia | White drapery
22
23
Dniem – biała ziemia | Daytime – white ground
25
Martwa natura | Still life
26
27
28
Horyzont z draperiami | Horizon with drapery Martwa natura | Still life
29
PejzaĹź z innym kamieniem | Landscape with a different stone
30
PejzaĹź z czterema | Landscape with four
31
Żółta draperia | Yellow drapery
32
Martwa natura, wspomnienie z Sycylii, Teresie PÄ…gowskiej | Still life, memory of Sicily, dedicated to Teresa PÄ…gowska
34
Nocą z oranżowym rytmem | At night to an orange rhythm
35
Martwa natura, błękitna przesłona | Still life, blue aperture
36
37
Pejzaż z oranżem | Landscape with orange Martwa natura, oranżowa przestrzeń | Still life, orange space
39
Martwa natura, czerwona przesłona | Still life, red aperture
40
Martwa natura, wspomnienie z Wenecji | Still life, memory of Venice
41
Cicha obecność | Silent presence
42
Czerwona draperia II | Red drapery II
43
Wieczorem z jasną przesłoną | Eventide through a bright aperture
44
45
Martwa natura, odbicie I | Still life, reflection I
46
47
lata 90 | wcielenia, przesłony, przestrzeń II
|
The Nineties | incarnations, apertures, space II
Paintings of Dorota Brincken have always been about something. She doesn’t like to talk about this, proclaiming the rule that it is painting’s realm and not the word’s. Desolated, but not objectless spaces of the most recent paintings were introduced in earlier pastels and drawings. In them we find the same multi-plot, interlaced space, which appears and disappears. It is a brightness of the light, which transforms itself in specific drapery, and after a moment, to transform itself back again into immaterial gleam. The boundaries of these phenomenons on the large sized papers are flexible, but sometimes unambiguous. The brightness of the light, dullness and gloom, colourfull spots filled with purity of the sound, interchange and specify, by objectifying its own formal existence into a shape of drapery, walls and… characters mentioned before. Those are strange characters. Suspended between the shape of human embryo (conception of life) and the end of life, senility. Big head, watching eyes, sagged belly, bony, already limp arms and atrophy of muscles. This is how they are. This is how she saw them when she was few years old. She had been observing elderly, lonely people who were looking for someone or not waiting for anything anymore, they were sitting in crack-opened windows padded with pink pillow resembling a nest. Few years later, those single portraits changed into scenes of two or many people. People on those papers came alive because of the presence of a companion. Sometimes they would make a decision together that one of them would reach out, even beyond the linear lined-out frame of collusive form of place, to pass someone a… light on a long rope. When I was watching I had an impression that this act of giving away, even without strength, gave their lives sense. They still felt or felt again needed. The paintings didn’t scare with potential deadness. There was, in their expressive form lack of aggression and a special kind of dignity. This is how I felt, this is how I saw those pastels, which were created in 1970’s and also the following ones from 1980’s and 1990’s. Not only me, but also few collectors, who took the entire series to Switzerland, Germany and Spain. What can a young men or a young girl know about that state of life which was presented in those pastels? – I was thinking. What right, what reason does one have to paint this, and in that way, in that age? What does she care about that specific revealing of existence. Was it (and is it) the sign of „only” sensitivity? Of course I could have not asked, I could have not been searching for the essence, which might have been hidden in a conversation with the artist which camouflaged the truth. So I tried by myself. I found the answer in Dorota’s early productions, in artists’ biographies, especially one of the poets, and in the more general truths.
50
z cyklu Wcielenia | from the Incarnations series
z cyklu Wcielenia | from the Incarnations series
Malarstwo Doroty Brincken zawsze było o czymś. Sama nie lubi o tym mówić wyznając zasadę, że to jego, obrazu a nie słowa domena. Bezludne, choć nie bezprzedmiotowe przestrzenie najnowszych obrazów miały swoją zapowiedź we wcześniejszych pastelach i rysunkach. Odnajdujemy w nich tę samą wielowątkową, zaplątaną przestrzeń, która zjawia się i znika. Jest jasnością światła, która przemienia się w konkret draperii, by za chwilę przemienić się na powrót w niematerialną smugę. Granice tych zjawisk na sporego formatu papierach są płynne, lecz momentami jednoznaczne. Jasności światła, szarości i mroki, barwne plamy nasycone czystością brzmienia przemieniają się i konkretyzują, uprzedmiotawiając swe formalne istnienie w kształt wspomnianych już draperii, ścian i... postaci. To dziwne postacie. Zawieszone pomiędzy kształtem ludzkiego embrionu /bytem poczętym/ a schyłkiem życia, starością. Duża głowa, patrzące oczy, obwisły brzuch i kościste już wiotkie ręce, zanikające mięśnie. Tacy są. Takimi ich postrzegła niegdyś, gdy mając lat kilka, czy kilkanaście obserwowała starych, samotnych ludzi wypatrujących kogoś lub nie czekających już na nic, siedzących w uchylonych oknach wymoszczonych różową poduszką jak w gniazdach. W kilka lat potem te pojedyncze portrety zamieniły się w sceny dwu i wielo postaciowe. Ludzie na tych papierach ożywali obecnością towarzysza. Niekiedy wspólnie podejmowali decyzję by jedno z nich wysuniętą do przodu dłonią, nawet poza ramę zakreślonego linearnie kadru, umownej formy miejsca podawało na długiej lince komuś... światło. Patrząc odnosiłem wrażenie, że to dawanie mimo braku sił nadawało ich życiu sens. Czuli się jeszcze lub znów komuś potrzebni. Obrazy nie straszyły potencjalnym turpizmem. Był w nich, w ich ekspresyjnej formie brak agresji i szczególny rodzaj godności. Tak odczułem, tak widziałem tamte pastele, powstałe w latach 70-tych i te późniejsze z lat 80/90-tych. Nie tylko ja, także paru jeszcze kolekcjonerów, którzy całe cykle zabierali ze sobą do Szwajcarii, Niemiec czy Hiszpanii. Co może o tym stanie życia, o którym były te pastele wiedzieć młody człowiek, młoda dziewczyna? – myślałem. Jaki ma się powód, prawo? do tego by w takim czasie dla siebie to i w ten sposób malować?, co Ją obchodzi taka odsłona egzystencji? Czy była /i jest/ oznaką „jedynie” wrażliwości? Oczywiście mogłem nie pytać, nie dociekać istoty, która i tak mogła się ukryć w kamuflującej prawdę rozmowie z artystką. Próbowałem więc sam. Odpowiedź znalazłem zarówno we wcześniejszej twórczości Doroty, w biografiach artystów a zwłaszcza jednego z poetów i w prawdach bardziej ogólnych.
51
Everyone starts from something. When we are very young, drawing is our mutual experience, a way of communicating with the world. Everyone builds one’s own “house”, at first private desert, refuge. Sometimes underneath the table, sometimes underneath the bed when it has tall legs, other times in the corner of a room, in some nook, somewhere between the stove and a wall. There as we hide from the adults and the intrusions of siblings in the feeling of absolute freedom (we don’t know loneliness yet, even though we feel it) we build our own world. On the paper and with whatever and on whatever we can. It’s an Enchanted Garden, or forced sometimes for long years, sometimes forever, and not necessarily taken by choice – a solitude. Like a house of Giacomo Leopardi. A poet, romantic, known as the philosopher of nihilism, who viewed world pessimistically through a prism of his own unhappiness and pain. He blamed nature (God?) for its indifference towards fate and unhappiness of individual man. But there is still an anticipation. This one is a characteristic that described an artist and the work of art. The work of art senses, announces something. Therefore the pastels of young and later on also mature artist, which were not intended but led by feelings, probably referred to other perspective of time, to fate – life of our close ones and as result ourselves. The pastels of Dorota Brincken are not leopardian, I don’t find the nihilism in them. The theme of giving someone the light, transforms the nonsense of lasting in hopelessness, into hope. Luca Veneziano
52
Każdy od czegoś zaczyna. Gdy jest się bardzo młodym rysowanie jest naszym wspólnym doświadczeniem i formą komunikowania się ze światem. Każdy buduje swój „dom”, taką prywatną na początek pustelnię, azyl. Niekiedy pod stołem, czasem łóżkiem gdy na wysokich nogach, innym razem w kącie pokoju, w jakimś zakamarku gdzieś pomiędzy piecem a ścianą. Tam chowając się przed dorosłymi i natręctwem rodzeństwa w poczuciu absolutnej wolności /o samotności jeszcze nic nie wiemy, choć ją odczuwamy/ budujemy własny świat. Na papierach, czym się da i na czymkolwiek. To taki Zaczarowany Ogród, albo przymusowa niekiedy na długie lata, czasem na zawsze i niekoniecznie z wyboru samotnia. Jak własny dom Giacomo Leopardiego. Poety romantyka, o którym mówi się, że był filozofem nihilizmu postrzegającym pesymistycznie świat przez pryzmat swego osobistego nieszczęścia i cierpienia. Obwiniającego naturę /Boga?/ za jej obojętność wobec losów i nieszczęść pojedynczego człowieka. Ale jest jeszcze antycypacja. Ta jest cechą artysty i jego dzieła. Dzieło coś przeczuwa, zapowiada. Tak więc pastele młodej a potem także dojrzałej artystki odnosiły się zapewne, nie zamierzone a przeczute właśnie, do innej perspektywy czasu, do losu – życia naszych bliskich i w rezultacie nas samych. Pastele Doroty Brincken nie są leopardyjskie, nie odnajduję w nich nihilizmu. Motyw ofiarowywania komuś światła przemienia bezsens trwania w beznadziei, w nadzieję właśnie. Luca Veneziano
53
55
56
59
When I look at the latest paintings by Dorota Ćwieluch-Brincken today, so balanced in contrasting geometric planes with coarse, predominantly shell-stone objects, I ponder the mercurial paths taken by a painter’s needs. The refined serenity, the selection of figural and rhythmicized surfaces appear to be a confession of tranquility. Perhaps a lurking one, perhaps a means too costly to execute of covering fears so recently present and revealed. Not long ago these comprised ghoulish – seemingly grotesque – forms like apparitions, akin to figures floating between dreams and reality, mostly brought out of the darkness with pastels or ingrained in a diffused luminosity. Slightly frightening, slightly amusing – appearing spontaneously, yet appeased and tamed by the Author, although more ruling rather than ruled by the Maker. Their emergence and very being, the fact that they accompany us regardless of our wishes, imbues these creatures with „otherwordly” traits, the significance of a compensatory record, as well as restoring an unquestionable necessity to drawing and painting. It was impossible to confine them within a geometric order or a sedate, composed interplay of splotches, lines and textures. Which is what the latest paintings are like, as if they were curtains draped over the previous ones. And maybe somewhere underneath – this time tethered to aesthetic devices – other oddities, denizens of waking dreams and murky phantasms lie in wait, distanced from the viewer by the Painter with that which emanates peace, is visible to the eye in daylight and gives aesthetic comfort. Jacek Buszyński, november 2009
60
Kiedy dzisiaj oglądam ostatnie obrazy Doroty Ćwieluch-Brincken, tak zrównoważone w kontraście geometrycznych planów i chropawych, najczęściej muszlo-kamiennych przedmiotów, zastanawiam się nad zmiennymi drogami malarskich potrzeb. Ten wysmakowany spokój, dobór figuralnych i rytmizowanych płaszczyzn zdaje się wyznaniem uspokojenia. Może przyczajonym, może kosztownym w realizacji sposobem przykrycia tak niedawno obecnych i ujawnianych lęków. Były nimi jeszcze niedawno upiorne – a na pozór groteskowe – postaci jak mary, jak snujące się między snem a jawą figurki, najczęściej pastelami wydobywane z mroku lub tkwiące w rozproszonej świetlistości. Trochę straszne, trochę śmieszne – pojawiające się samorzutnie ale przez Autorkę uśmierzane, oswajane, choć bardziej rządzące się, niż rządzone przez Sprawczynię. Pojawianie się ich, i to, że muszą być, że nam towarzyszą bez względu na nasze życzenia, nadaje takim stworom cechy „innego świata”, znaczenia kompensacyjnego zapisu i przywraca funkcji rysowania i malowania niekwestionowaną konieczność. Nie można ich było zamknąć w geometryczny ład, w spokojną, zrównoważoną grą podziałów plam, linii i faktur. A takie są ostatnie obrazy, jakby zasłony na poprzednich. I może gdzieś pod spodem czają się - tym razem trzymane na uwięzi estetycznych zabiegów – inne dziwostwory, mieszkańcy półsnów, mrocznych majaków, oddalanych od widza przez Malarkę tym, co emanuje spokojem, co widzi oko w jasny dzień i daje estetyczny komfort. Jacek Buszyński, listopad 2009
61
Spis pr ac w k atalogu | Catalogue works list
Still life
14, 15
Martwa natura | olej na płótnie, 70 x 100, 2006
Red drapery
16, 17
Czerwona draperia | olej na płótnie, 51 x 146, 2004/7
Shell against a white background
19
Muszelka na białym tle | olej na płótnie, 33 x 41, 2007
Dark drapery
21
Ciemna draperia | olej na płótnie, 50 x 100, 2006
White drapery
23
Biała draperia | olej na płótnie, 30 x 60, 2006/7
White drapery
23
Biała draperia | olej na płótnie, 30 x 60, 2006/7
Daytime – white ground
25
Dniem – biała ziemia | olej na płótnie, 81,5 x 100, 2008/9
Still life
27
Martwa natura | olej na płótnie, 50 x 100, 2006/7
Still life
28
Martwa natura | olej na płótnie, tryptyk, 18 x 70, 2007
Horizon with drapery
29
Horyzont z draperiami | olej na płótnie, 27 x 70, /?/
Landscape with a different stone
30
Pejzaż z innym kamieniem | olej na płótnie, 50 x 60, /?/
Landscape with four
31
Pejzaż z czterema | olej na płótnie, 24 x 70, 2009
Yellow drapery
33
Żółta draperia | olej na płótnie, 110 x 130, 2007
Still life, memory of Sicily, dedicated to Teresa Pągowska
34
Martwa natura, wspomnienie z Sycylii, Teresie Pągowskiej | olej na płótnie, 80 x 190, 2007
At night to an orange rhythm
35
Nocą z oranżowym rytmem | olej na płótnie, 81,5 x 100, 2009
Still life, blue aperture
37
Martwa natura, błękitna przesłona | olej na płótnie, 80 x 190, 2008
Still life, orange space
38
Martwa natura, oranżowa przestrzeń | olej na płótnie, 110 x 130, 2007
Landscape in orange
39
Pejzaż z oranżem | olej na płótnie, 24 x 70, 2009
Still life, red aperture
40
Martwa natura, czerwona przesłona | olej na płótnie, 80 x 190, 2008
Still life, memory of Venice
41
Martwa natura, wspomnienie z Wenecji | olej na płótnie, 100 x 115,5, 2007
Silent presence
42
Cicha obecność | olej na płótnie, 140 x 110, 2006 Czerwona draperia II | olej na płótnie, 105 x 160,5, 2006/7
Red drapery II
43
Eventide through a bright aperture
45
Wieczorem z jasną przesłoną | olej na płótnie, 81,5 x 100, 2008/9
Still life, reflection I
47
Martwa natura, odbicie I | olej na płótnie, 38 x 60, 2007
63
Wydawca
Adam Brincken
Projekt
www.tomami.pl
© Dorota Ćwieluch-Brincken, Kraków 2009