Fakty Tygodnik Koszaliński, numer 143

Page 1

Wyjdź poza cudzysłów W numerze

W numerze

Pies specjalizujący się w szukaniu zwłok -s.5

Sezon na Barszcz Sosnowskiego - s. 4

Bezsensowne, przymusowe świniobicie Spłonął żywcem

Fot: WM

Kontrowersje Trwa walka o życie 40 świń w dwóch chlewniach gospodarstwa pod Koszalinem. Powiatowy lekarz weterynarii wydał nakaz natychmiastowego zabicia wszystkich zwierząt, mimo że są zdrowe. – Żyć i robić się nie chce. W tydzień straciłem na wadze osiem kilogramów – żalił się rolnik Jerzy Jaworski. 63-letni gospodarz w Strzeżenicach mieszka od 1980 roku. Przez dwie kadencje był sołtysem. Hodował nawet 130 świń. Dziś ma 13 dużych zwierząt, w tym cztery maciory prośne oraz 27 warchlaków w dwóch pomieszczeniach. Chowane świnie mężczyzna karmił zlewkami po posiłkach, które odbierał z ośrodków wypoczynkowych w Mielnie. Do czasu. 21 czerwca w gospodarstwie pojawiło się trzech kontrolerów.

Sprawdzali kolczyki u zwierząt z hodowli. Niby wszystko się zgadzało. Po rozmowie przy kawie urzędnik wyjął jednak dokument, który był decyzją nakazującą zabicie zwierząt oraz oczyszczenia koryt i sprzętu. Jerzy i Teresa Jaworscy przeżyli szok. – Powiedzieli: „Wszystkie pana świnie do utylizacji”. W moment byłem mokry od potu. Zaniemówiłem z wrażenia, a żona prawie zasłabła – opowiada rolnik. – Przecież nie popełniłem żadnego przestępstwa. Tylko czyste zlewki dawałem świniom. Pewnie z zazdrości ktoś napisał donos. Kontrolerzy ode mnie usłyszeli: „Świnie zabierajcie, a ja się wieszam jak świnia”. Marek Kubica, powiatowy lekarz weterynarii w Koszalinie, nie miał wątpliwości. Naruszone zostały unijne dyrektywy, które wykluczają zlewki z powodu ewentualnego zagrożenia przez spożycie ich przez ludzi. Podstawę wydania decyzji są obawy o wystąpienie

choroby Creutzfeldta i Jakoba. Hodowca trzody w siedzibie powiatowego lekarza weterynarii w Koszalinie usłyszał jeszcze, że z powodu „paragrafów” nie ma odwołania od decyzji. Takie zachowanie nie dziwi radnej Bogumiły Tiece, która dobrze poznała Marka Kubicę. – Powiatowy lekarz weterynarii zwyczajnie jest złym człowiekiem. Interpretuje przepisy w sposób szkodzący zarówno ludziom, jak i zwierzętom. Słyszałam, jak nękał pszczelarzy i koniarzy. Wlepił też karę starszemu małżeństwu, któremu uciekło parę kur. On uwielbia nękać słabszych – powiedziała inspektorka TOZ. Rolnik zaczął szukać pomocy. Na odwołanie miał 14 dni. Zwrócił się po pomoc prawną do znanego adwokata. – Mecenas zaśpiewał mi trzy tysiące sześćset złotych za pociągniecie sprawy. Takich pieniędzy nie mam. Poza tym sprawa nie jest

pewna wygranej – komentował pan Jaworski. Zabicie świń przez specjalistę będzie go kosztować co najmniej 1500 zł. Wywóz zabitych zwierząt to kolejne koszty. Taki finał sprawy oznacza też zamknięcie prowadzonej przez lata od świtu do zmierzchu hodowli. Wystosowano więc pisma z odwołaniem od decyzji powiatowego lekarza weterynarii. Jerzy Jaworski czeka na odpowiedź. Udało nam się skontaktować z powiatowym lekarzem weterynarii. Nie powiedział jednak, dlaczego w taki sposób zinterpretował przepisy. – Pan Jaworski odwołał się od naszej decyzji do Szczecina i to wojewódzki lekarz weterynarii prowadzi obecnie tę sprawę – mówił Marek Kubica. Naciskany powtarzał. – Sprawa jest rozpatrywana w trybie odwoławczym przez organ drugiej instancji. W Polsce każdy ma prawo do odwołania. Pan Jaworski skorzystał z tej możliwości, dlatego też całość akt sprawy przekazaliśmy do Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Szczecinie. W tym tygodniu była już kolejna wizyta kontrolerów z Koszalina u pana Jaworskiego. Rolnik od czasu zamieszania swoje stado karmi już paszą, żeby nie było żadnych zastrzeżeń. Podkreśla, że zwierzęta były i nadal są zdrowie. Postępowanie odwoławcze w tej sprawie może potrwać od 30 do nawet 60 dni. WM, MŁ

Fot: MŁ

Tragedia We wtorek po godzinie 17:30 w Giezkowie pod Koszalinem doszło do tragedii. 54-letni mężczyzna spłonął żywcem przy torach kolejowych. Płonącą sylwetkę zauważył maszynista pociągu, który jechał w kierunku Białogardu. Niezwłocznie zatrzymał skład i wezwał policję i pogotowie. Niestety ratownikom nie udało się

Reklama

uratować mężczyzny. Decyzją prokuratora ciało zostało zabezpieczone do sekcji zwłok. Na jej wynik trzeba będzie jednak poczekać kilka tygodni. Mężczyzna prawdopodobnie przyjechał na rowerze z Koszalina do Giezkowa. Nie wiadomo, czy 54-latek sam oblał się rozpuszcza lni k iem i podpalił. Nie jest wykluczony udział osób trzecich. Więcej zdjęć i film znajdziecie na stronie www.koszalininfo.pl. MŁ


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.