8 minute read

Każda pieśń zna swój dom Karolina Grzywnowicz w rozmowie z Bogną Świątkowską

Każda pieśń zna swój dom

Karolina Grzywnowicz w rozmawie z Bogną Świątkowską

Advertisement

Twój kilkutygodniowy pobyt w Palestynie na Zachodnim Brzegu Jordanu to efekt konkursu na rezydencję artystycz ną w Ramallah. Był to twój pierwszy kontakt z tym skomplikowanym obsza rem świata. Co zgłosiłaś w konkursie?

Uważam, że wyjazd do kraju, w którym się nigdy nie było, z wymy ślonym z góry projektem jest rzeczą niewłaściwą. Chciałam się najpierw wystawić na to, co mnie tam spotka, na historie, rozmowy. Natomiast w aplikacji konkursowej trzeba było umieścić przynajmniej zarys tego, co zamierza się zrobić. Dlatego opisałam projekt, nad którym pracowałam wtedy już od kilku miesięcy. Every Song Knows Its Home polega na tym, że zbieram amatorskie piosenki mi grantów. Szukam ich w różnych archiwach, ale też nagrywam. Piosenki te, w różnych językach, pochodzące z róż nych regionów i okresów, opowiadają o szeroko rozumianym doświadczeniu migracji. Czasem jest to opowieść o podróży, czasem wyraz tęsknoty za domem, a czasem opis tego, jak ludzie próbują poradzić sobie w nowych wa runkach i zbudować w nich swój świat na nowo. Wydawało mi się, że bardzo ważne jest rozpoczęcie właściwej pra cy nad tym projektem w Palestynie, gdzie mamy do czynienia z ogromną liczbą ludzi, którzy w obozach dla uchodźców mieszkają nieprzerwanie od 1948 roku.

Trudno powstrzymać emocje, słuchając ich historii, ale jest jasne, że to, o co im chodzi, to nie emocjonalne reakcje, ale zakończenie okupacji. Obserwowałam cię przy pracy i wiem, że bardzo dużo czasu poświęcasz na zbieranie informacji. Robisz to różnymi metodami, przez lektury, rozmowy z ekspertami i zwykłymi ludźmi. Czy wśród spotkań, które tam odbyłaś, było jakieś, które można nazwać punktem zwrotnym?

Opowiem o dwóch. Pierwsze to spotkanie z Ehabem, który był moim prze wodnikiem po obozie dla uchodźców Amari. Na koniec naszego pierwszego spotkania powiedział: „Wiesz, my tak naprawdę żyjemy w stanie podwójnej okupacji. Z jednej strony jesteśmy okupowani przez Izrael, a z drugiej przez własny rząd, który o nas w ogóle nie dba. Jesteśmy zostawieni sami so bie. Nie mamy żadnej reprezentacji”. Głosy krytyki pod adresem władzy palestyńskiej słyszałam często, nie tylko w obozach dla uchodźców, ale Ehab ujął to najdosadniej. Widziałam dzielnicę dyplomatyczną, gdzie miesz kają przedstawiciele rządu. Takich luksusowych willi, takiego bogactwa zupełnie nie spodziewałam się w Palestynie. Zwłaszcza że dzielnica dyplomatów znajduje się dosłownie parę kilometrów od Jalazone, jednego z największych obozów dla uchodź ców, gdzie sytuacja jest wyjątkowo trudna, ponieważ obóz znajduje się tuż obok ogromnego izraelskiego osiedla Beit El, w którym mieszka około sześć i pół tysiąca osadników. Dla wielu Palestyńczyków dzielnica dyplomatyczna to symbol korupcji rządu i odcięcia polityków od spraw zwykłych ludzi, miara tego, jak bardzo przestali ich reprezentować, a zajęli się przyznawaniem sobie kolejnych przywilejów.

Mimo że ich rodzinne miejscowości leżą nie kilkaset, tylko kilkadziesiąt, kilkanaście kilometrów od miejsca ich tułaczki, nie mogą do nich wrócić. Mogą popatrzeć na nie na mapach Googla.

Drugie spotkanie miało miejsce w trakcie nagrywania w Balacie, największym obozie dla uchodźców na Zachodnim Brzegu, niedaleko Nablusu. Poznałam tam niesamowitą

kobietę. Tohfa jest nauczycielką arabskiego, bardzo ciepłą i hojną osobą, o wspaniałym głosie. Zaśpiewała mi przepiękne piosenki, opowiedziała historie o tym, jak wraz z rodziną, wy korzystując fakt, że dostali przepustkę do szpitala i mogli wjechać na teren Izraela, pojechała nad Jezioro Gali lejskie, skąd pochodzi, i tam wszyscy razem śpiewali piosenki o Nakbie, o tym, co stracili, i o tym, że kiedyś tam wrócą. Śpiewali i płakali. Podczas spotkania z Tohfą nagrałam również kołysanki, które śpiewała swo im dzieciom. I wtedy pomyślałam, że to jest ważny temat, że chcę nagrywać kołysanki w obozach dla uchodźców. Większość osób w obozie cierpi na syn drom stresu pourazowego i związane z tym zaburzenia snu. Wojsko izraelskie zjawia się w obozach głównie w nocy. Wtedy właśnie odbywają się przeszu kania domów i aresztowania. Uchodźcy cały czas żyją w niepewności, czy mogą zasnąć, czy nie. Deprywacja snu to jedna z cech tamtejszej codzienności. Nawet po wyprowadzeniu się z obozu Palestyńczycy śpią po dwie, trzy godziny na dobę i tylko wtedy, gdy uznają, że mogą sobie na to pozwolić. Sen w tamtejszych warunkach jest luksusem i aktem odwagi. W Palestynie zetknięcie się z życiem codziennym i tym, jak ludzie sobie – jednak i mimo wszystko – radzą, jest dla przybyszów z zewnątrz zaskakujące. Ale też przywraca wiarę w człowieka i w to, że jesteśmy w stanie nadać sens naszemu życiu nawet w obliczu najgorszych scenariuszy. Byłaś w wielu obozach uchodźców. Obserwowałaś, jak ich mieszkańcy funkcjonują. Co przykuło twoją uwagę? Ciekawym tematem jest kwestia codziennych form oporu. To był zresztą tytuł tej rezydencji. Tak. Będąc tam, praktycznie nie doświadcza się oporu w tym standardowym, militarnym ujęciu. Gdy myślimy o Palestynie, o konflikcie, wyświetlają nam się obrazy, które znamy z przekazów medialnych. Warto p amiętać, że obraz Palestyny, który jest nam serwowany, to ten w dużej mierze tworzony przez Izrael. Ponieważ okupacja ma wpływ na absolutnie każdy aspekt życia Palestyńczyków, to de facto każde działanie jest formą oporu. Sam fakt pozostawania w tym miejscu i nie wyjeżdżania jest formą oporu. Istnieje nawet specjalne słowo na to w języku arabskim –sumud – czyli właśnie trwanie, pozostawanie w miejscu. Każda czynność może być rozumiana jako oddolna praca i opór. To może być uprawianie ogródka, wytwarzanie przedmiotów ze śmieci, gromadzenie wody, wspólne gotowanie. Albo wspólne śpiewanie piosenek. Każda czynność, która polega na perfor mowaniu obecności i kultywowaniu zwyczajów, jest oporem przeciwko poddawaniu się procesom wymazy wania z krajobrazu, z historii, z mapy. Tak jak stosowanie tradycyjnych ziół i przypraw ważnych dla kuchni palestyńskiej, których zbieranie zostało obłożone zakazami przez Izrael. Te regulacje prawne wydają się absurdalne: złośliwe pozbawianie ludzi tego, co jest tradycyjnym składnikiem ich pożywienia, jest jeszcze jedną odsłoną „oczyszcza nia” terytorium z dotychczasowych mieszkańców. Dużą część mojego riserczu poświęciłam roślinom, które mogą opowiedzieć o izraelskim kolonia lizmie i okupacji. Obecnie najbardziej dyskutowana jest kwestia dotycząca tymianku, szałwii i rośliny akoub. Wszystkie trzy są stosowane w kuchni palestyńskiej od zawsze. Tymianek wchodzi w skład zaataru, czyli przyprawy, która jest stosowana do wszystkiego, posypywać nim można właściwie wszystkie potrawy, chleb je się z zatarem i oliwą. Szałwia, czyli

maramiya, też jest podstawowym składnikiem w kuchni palestyńskiej, bardzo popularna jest herbata z szał wii. A akoub –Gundelia tournefortii –to roślina, która występuje tylko dziko, taki karczoch z kolcami. Palestyńczycy dokładnie wiedzą, gdzie rośnie, kiedy i jak go zbierać, żeby nie uszkodzić korzenia i żeby w przyszłym roku znów pojawił się na łąkach. Zbieranie go to zajęcie kobiece, często stanowi do datkowe źródło utrzymania dla tych, których mężowie są w izraelskich więzieniach. One zbierają akoub, oczyszczają z kolców i przyrządzają wspaniałe tradycyjne dania, które wszystkim Palestyńczykom kojarzą się z dzieciństwem. Tak więc te trzy ro śliny są ważnym składnikiem nie tylko palestyńskiego pejzażu, palestyńskiej kuchni, ale także palestyńskiej tożsa mości. I wszystkie one zostały przez Izrael wpisane na listę chronionych gatunków, których zbieranie jest zaka zane. Nawet mając przy sobie bardzo małą ich ilość można dostać wysoką grzywnę albo trafić do więzienia. Rabea Eghbariah, palestyński prawnik mieszkający w Hajfie, który zajmuje się przypadkami dotyczącymi zaataru opowiadał mi, że w ramach kary za posiadanie ziół często konfiskowane są samochody Palestyńczyków i przez miesiące, a nawet lata prze trzymywane na terenie żydowskich fortyfikowanych osiedli, tzw. settlementów. Tak naprawdę nie ma żadnego uzasadnienia dla wpisania tych roślin na listę gatunków chronio nych. Tymianek i szałwia występują powszechnie na terenie Palestyny. Akoub, który nie występuje w Europie, rośnie tylko wiosną, ale Palestyńczycy dokładnie wiedzą, jak należy go zbierać, robią to od wieków. Wpisanie tych roślin na listę chronionych gatun ków jest przykładem greenwashingu Izraela. Na zewnątrz wygląda to jak szlachetne działanie – ochrona przy rody – znajdujące pełne zrozumienie w świecie zachodnim, a tak naprawdę jest kolejnym zabiegiem mającym na celu wykorzenienie Palestyńczyków. Podobnym zabiegiem jest ustanawia nie kolejnych parków narodowych i rezerwatów przyrody, których głów nym celem jest przejmowanie coraz większego terytorium dotychczas zamieszkiwanego i wykorzystywanego przez Palestyńczyków. Działania proekologiczne to element narracji bardzo silnie wykorzystywanej przez Izrael: o jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie, która nie tylko respektuje, ale praktykuje zachodnie wartości takie jak np. ochrona natury. Co w tej sytuacji może sztuka? To bardzo trudne pytanie. I chyba najuczciwiej będzie, jeśli powiem: nie wiem. Cały czas zastanawiam się nad pozycją, z jakiej występuję i jakie mam prawo do tego, żeby opowiadać o tym, co tam zobaczyłam, usłyszałam. Co zrobić, żeby nie doszło do nadużycia, zawłaszczenia. Co mogę wnieść, jaki rodzaj perspektywy, doświadczenia. Co możemy sobie dać, czego się od siebie nauczyć? Wiem na pewno, że nie chcę zrobić kolejnego projektu o uchodźcach, w którym mówi się o nich i za nich. Projekt Every Song Knows Its Home ma być tylko pewnego rodzaju platformą, gdzie to ich własne pio senki, ich głosy zyskają może większą słyszalność. Szukam tych piosenek w zakurzonych pudełkach w archi wach i nagrywam z ludźmi, których głos jest uciszany. Tohfa z Balaty powiedziała mi na koniec naszego spotkania: „Powiedz im w Europie, czego my tutaj doświadczamy, opowiedz im, jak wygląda nasze życie, bo my nie możemy tego zrobić. Jedyne co możemy, to przekazać tobie, jak to wygląda, a ty możesz ponieść tę informację dalej”. Oni naprawdę mają świadomość tego, jak łatwo mogą zostać wymazani, dlatego starają się jak najrzetelniej zdać relację każdemu, kto zechce posłuchać.

Karolina Grzywnowicz

interdyscyplinarna artystka wizualna. Jej ostatnie prace ukazywały rośliny w kontekstach społecznym i politycznym, często nasyconych przemocą. Praktyka artystki bazuje na badaniach z wykorzystaniem materiałów archiwalnych, wywiadów, relacji ustnych oraz zapisów bibliograficznych. Grzywnowicz poszukuje paralelizmów między wydarzeniami historycznymi a współczesnym dyskursem polityczno-społecznym, napędzanym palącymi kwestiami wypędzeń, migracji i przesiedleń. Podczas rezydencji w Warszawie opracowywała materiały zebrane podczas pobytu w Palestynie do pracy Every Song Knows Its Home - dźwiękowego archiwum pieśni śpiewanych przez członków i członkinie palestyńskiej diaspory, przechowujących wspomnienia przesiedleń, których śpiewanie może być aktem politycznym i jedną z form oporu. Karolina Grzywnowicz jest absolwentką komparatystyki literackiej na Uniwersytecie Jagiellońskim (2003—2008). Otrzymała stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz grant Europejskiej Fundacji Kultury. Jej prace wystawiano m. in. w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki (Warszawa), Onomatopee Projects (Eindhoven, Holandia), Office for Cultural Translations (Lipsk, Niemcy), Centrum Sztuki WRO (Wrocław) oraz galerii BWA (Katowice). Mieszka i pracuje w Berlinie.

This article is from: