Aktivist 183

Page 1

AKTIVIST.PL

NUMER 183, LISTOPAD 2014

MIASTO MODA DIZAJN MUZYKA LUDZIE WYDARZENIA

ISSN 1640-8152

MINI • MORRISSEY • MARKI


AKTIVIST

MAGAZYN MODA

A56


LISTOPAD 2014

EDYTORIAL

W NUMERZE

LISTOPAD SZTUKA:

NA GALERACH, CZYLI JAK SZTUKĘ WYSTAWIA SIĘ NA TARGACH

6

Tekst: Alek Hudzik

WYWIAD:

WHIT STILLMAN, POKOCHANY PO LATACH Tekst: Piotr Czerkawski

16

CIERPIEĆ ZA MILIONY

ZEBRA KATZ I INNE KONCERTY, WYDARZENIA, IMPREZY

25

Robienie magazynu, jak zresztą wszystko inne w życiu, to sztuka kompromisu. A że, jak powiedział Lenin, każdy kompromis jest zgniły, wiąże się ta sztuka z bólem żołądka. Im bardziej ci zależy, żeby to, co robisz, było dobre, tym bardziej boli. Jak przestanie, znaczy, że czas zmienić pracę. W tym numerze bohaterowie naszych tekstów zmagają się z tym samym problemem co my: jak się sprzedać, nie dając się kupić. Z Julianną Jonek, redaktorką naczelną wydawnictwa Dowody na Istnienie, rozmawiamy m.in. o renesansie reportażu i o tym, że na faktach nie da się zarobić (str. 4), a z galerzystkami o tym, jak sprzedawać sztukę na targach, nie robiąc z niej marchewki (str. 6). Zgubne skutki stresu (i imprezowego stylu życia) pomaga nam niwelować Eltron John i jego pies Frugo (str. 16). A jak wam źle, zawsze są muzyka, książki, filmy i jedzenie. I od tego jesteśmy, żeby wam je podsunąć pod nos. Internet powie wam tylko to, co już wiecie – Google już o to zadbał – mamy nadzieję, że my was czasem jeszcze zaskoczymy. Choćby naszymi nocnomarkowymi wyborami. Jak co roku w grudniu przyznawać będziemy nagrody tym, którzy robią swoje, niezależnie od tego, czy hajs się zgadza. Nagrodzonych w kategorii Aktivista, Mistrz, Rookie Roku oraz Moda i Dizajn poznacie na początku grudnia, bo ich wybieramy sami, natomiast tytuł Artysty, Miejsca i Wydarzenia Roku przyznacie wy. Zajrzyjcie na stronę 37 i dajcie głos. Czas start!

NOCNE MARKI WYBIERAMY NAJLEPSZYCH

37 Z naszej okładki patrzy (albo nie) na was zespół Ballet School. W zeszłym miesiącu pisaliśmy o ich płycie, w tym dużo jej słuchamy, czekając na kolejny koncert, który, mamy nadzieję, zagrają u nas wkrótce.

Olga Wiechnik p.o. redaktorki naczelnej

Fot. Tonje Thilesen

A3


AKTIVIST

MAGAZYN WYWIAD

Polska, obca, a może podróżnicza? Dobry kwadrans zajęło mi ostatnio znalezienie najnowszej książki Ewy Winnickiej w sieciowej księgarni. Dopadłam ją w końcu na samym końcu sklepu na półce z mydłem i powidłem. Reportaż to nie literatura?

Julianna Jonek: Nobla nigdy żaden reporter nie dostał, chociaż w tym roku wymieniano wysoko Swietłanę Aleksijewicz. Ale oczywiście reportaże to jak najbardziej literatura piękna. Tylko w Polsce mamy cały czas z tym problem. Za granicą, jeśli piszesz książki, to jesteś pisarzem. U nas reporterów częściej określa się mianem dziennikarzy. Bo może oni wcale nie chcą być pisarzami.

To zależy. Mariusz Szczygieł bardzo nie lubi, jak się go tak określa. A Wojciech Jagielski wręcz prosi, żeby nazywać go dziennikarzem, nawet nie reporterem wojennym. Ten nasz opór przed nazywaniem literatury non-fiction piękną, a reporterów pisarzami wynika chyba z kompleksów. Bo u nas pisarzem to jest Żeromski czy Gombrowicz. Nie wydaje mi się, żeby książki Hanny Krall ustępowąły „pięknością” literaturze pięknej. A nowelki Prusa? Przecież to często klasyczne reportaże, a traktuje się je jak literaturę. Dlaczego? Bo powstały w XIX wieku? Reportaż to opowieść prawdziwa, która powstaje przy użyciu narzędzi z literatury pięknej. Tak samo liczą się w nim forma, język, styl, rytm. W codziennych gazetach trudno jednak znaleźć takie reportaże.

To prawda. Wynika to z kondycji współczesnej prasy. Kiedyś było w niej miejsce na pogłębione analizy, długie teksty. Teraz z braku środków żadna redakcja nie może sobie pozwolić na wysłanie reportera na kilka miesięcy za granicę po to, żeby przywiózł jeden reportaż. Na szczęście na rynku nie brakuje wydawnictw, które drukują książki reporterskie.

DEBIUT • DOKUMENT • DOWÓD

Julianna Jonek podczas zajęć na studiach poznała Wojciecha Tochmana. I się zakochała. W reportażach oczywiście.

NON-FICTION, NON-PROFIT Rozmawiała: Olga Święcicka Zdjęcie: Filip Springer

Era reportera trwa w najlepsze. Podróżują, poznają i publikują. Już nie tylko w prasie, ale też w wydawnictwach. O tym, co się sprzedaje, czy można zarobić na reportażach i jaka jest cena pisania w Polsce, rozmawiamy z Julianną Jonek, redaktor naczelną wydawnictwa Instytutu Reportażu, które ostatnio debiutowało na rynku. A4

No właśnie od pewnego czasu mówić można o reportażowym boomie. Rozglądając się po Wrzeniu Świata (księgarnia Instytutu Reportażu – przyp. red.), można się pogubić. Jak się odnaleźć w tym chaosie?

Nie jest to łatwe, bo książek rzeczywiście jest dużo. Kiedy kilka lat temu zaczynałam moją przygodę z reportażem, czytałam wszystko, co wpadło mi w ręce, do tego obowiązkowo cały kanon. Teraz jest łatwiej, bo można sięgnąć po „100/XX. Antologię polskiego reportażu XX wieku”, przejrzeć ją, trochę poczytać i zorientować się, który reporter nam pasuje. „Antologia” to taki trochę skorowidz. Rzeczywiście. To wielka zasługa tej książki, że można się od niej odbić. Seria „Faktyczny Dom Kultury” naszego wydawnictwa Dowody na Istnienie jest po części zainspirowana wydaniem „100/XX”. Szukając tekstów do antologii, natrafiliśmy np. na reportaż Wiesława Łuki „Nie oświadczam się”, który zdecydowaliśmy się opublikować ponownie. Stworzyliśmy serię wznowień, żeby podpowiedzieć czytelnikom,


LISTOPAD 2014

jakie książki zostały niesłusznie zapomniane, a według nas tworzą kanon i należy je znać. Tzw. polska szkoła reportażu to nie tylko Kapuściński, Kąkolewski i Krall. Chcemy przypomnieć również innych wybitnych reporterów. We wrześniu ruszyliście ze swoim wydawnictwem. Na pierwszy ogień poszły same wznowienia. Czyżby brakowało wam młodych zdolnych?

Zdecydowanie nie. Na początku listopada wydajemy książkę „Cudowna” absolwenta naszej szkoły (Polskiej Szkoły Reportażu – przyp. red.) Piotra Nesterowicza, która opowiada o objawieniu maryjnym w latach 60. na podlaskiej wsi. Potem szykuje się jeszcze więcej premier. „Faktyczny Dom Kultury” to pierwsza z kilku serii Dowodów. Planujemy co roku wydawać cztery wznowienia. Wszystkie książki redagujemy na nowo, czasem skracamy i obowiązkowo uzupełniamy o wstęp, który ma wytłumaczyć, dlaczego warto wrócić do tego tytułu, a także podpowiadać, w jaki sposób dzisiaj czytać książkę sprzed kilku dekad. Kiedy pracowaliśmy ze Szczygłem nad „Antologią”, uświadomiliśmy sobie, jak wiele wspaniałych tekstów zostało zapomnianych. Niektóre były odkryciami nawet dla nas. Wcale nie jest tak, że moda na reportaże zaczęła się teraz. Najbardziej obfite w reportaże były lata 30., 70. i 90.

fantazjować. Pisanie to zresztą przy reportażu ostatni etap pracy. Najpierw jest etap dokumentacji, siedzenia godzinami w archiwach i bibliotekach, rozmów z ludźmi, podróży – czasem trzeba jechać na drugi koniec świata po jedno zdanie. Jaka jest najważniejsza cecha reportera?

Zainteresowanie światem. Bez niego nawet nie chce się wyjść z domu. Reporterzy, którzy dziś publikują to ludzie zdeterminowani. I ta siła gna ich chociażby na Wyspy Trobrianda, jak było w przypadku Aleksandry Gumowskiej czy na Pitcairn, gdzie pojechał Maciej Wasielewski. Czyli im dalej, tym lepiej?

Nie. W Europie jest mnóstwo białych plam. Wciąż czekamy na dobry reportaż np. o Francji czy o Włoszech. Takich nieopisanych miejsc jest dużo. Utarło się, że reporter przynosi opowieści z dalekich krain, ale wcale tak nie musi być. Idealnym przykładem jest Mariusz Szczygieł, którego „Gottland” jest wciąż najlepiej sprzedającą się książką w naszej księgarni. Dlaczego nikt przed nim nie wpadł na pomysł, żeby napisać reportaż o naszych sąsiadach? Przecież to takie oczywiste. Po prostu wydawało nam się, że ich znamy, bo jak są blisko, to na pewno są do nas podobni. A tu taka niespodzianka. Czyli nie dość, że reportaż to literatura piękna, to jeszcze można z niej żyć?

Zmieniły się tylko nakłady.

To na pewno. Kiedyś reportaż był też dużo bardziej widoczny w prasie. Wychodził chociażby „Ekspres Reporterów”. Taka mała książeczka, gdzie drukowano trzy duże teksty. Po prostu. Bez zdjęć. Było też wydawnictwo Iskry, które miało świetny zestaw autorów oraz wspaniałą Krystynę Goldbergową, legendarną redaktorkę i propagatorkę literatury non-fiction. No i „Magazyn Gazety Wyborczej”, w którym wychowała się cała reporterska śmietanka. Teraz młodym jest dużo trudniej.

Nie wiem, czy trudniej, ale warunki są na pewno inne. Szczygieł, Tochman czy Hugo-Bader mieli w redakcji najpierw Hannę Krall, później Małgorzatę Szejnert, które mogły im doradzić. Dziś trzeba działać samemu. Młodzi muszą być też bardziej kreatywni w kwestii pozyskiwania funduszy. Reportaż to bardzo droga pasja. Wyjazdy zagraniczne to czasem koszt ponad stu tysięcy złotych. Na szczęście jest coraz więcej różnego rodzajów stypendiów. Nie jest łatwo, ale dzięki temu w branży zostają tylko najlepsi i ci, którym naprawdę zależy. Nie oszukujmy się, niezależnie od dobrego czasu dla literatury faktu, nigdy nie będzie się ona sprzedawać jak szalona. Mimo to ciekawych debiutów jest w tej kategorii znacznie więcej niż w literaturze pięknej. Wystarczy wymienić jednym tchem Springera, Rejmer czy Wasielewskiego. Prościej jest napisać reportaż niż powieść?

To są dwie różne kategorie. Reportaż wymaga wielu dodatkowych umiejętności poza pisaniem. Pisarze nie są ograniczeni faktami, mogą

„Majewski, Linda, Szczygieł i Skrzynecka nominowani”. Nie wiem, jak to się stało, że „Antologia” znalazła się w takim zestawieniu, bo przecież według badań Polacy nie czytają, a „100/XX” waży cztery kilogramy. Wychodzi więc na to, że najlepiej znaleźć sobie niszę.

Raczej zainteresowanie. Nisza grozi zaszufladkowaniem. Mariusz nie napisze już książki o Czechach. Fakt, że reporterzy latami badają jeden temat, sprawia, że są postrzegani jako eksperci w danej dziedzinie. A przecież ekspertem od Czech jest profesor bohemista. Sam Szczygieł lubi szokować ludzi wyznaniem, że nie wie, kto jest obecnie premierem Czech. Chodzi o to, żeby nie stać w miejscu i nie dać się sprowadzić do jednego hasła. Że jak Hugo-Bader, to tylko Rosja, Ostałowska – Cyganie, Springer – architektura, a Tochman – ludobójstwo. Nawiązując do Szczygła, który faktycznie rozkochał cały naród w Czechach, kto jeszcze dziś się dobrze sprzedaje?

Ostatni czas należał do Rejmer, Wasielewskiego, Springera i Grzebałkowskiej. „Beksińscy. Portret podwójny”, mimo dużych gabarytów, sprzedają się świetnie. A5

JULIANNA JONEK (rocznik ’85) Absolwentka dziennikarstwa i filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Pracuje w Fundacji Instytut Reportażu. Redaktor naczelna wydawnictwa Dowody na Istnienie, które prowadzi wraz z Mariuszem Szczygłem i Wojciechem Tochmanem.

Ci najlepsi pewnie mogą, ale nie zapominajmy, że większość reporterów to dziennikarze, którzy zarabiają dodatkowo na artykułach czy felietonach. To też może ich przewaga nad pisarzami. Wiadomo. Lepiej promować się w gazecie niż na Pudelku. Kilku polskich pisarzy ostatnio usilnie pracowało nad tym, żeby tam się znaleźć. Reportaż też miał swoje brukowe pięć minut?

Co najmniej dwa razy znalazł się na portalach plotkarskich. Raz za sprawą tekstu Szczygła „Śliczny i posłuszny”, o którym huczała cała Polska, i niedawno przy okazji książki Hugo-Badera i podejrzeń o plagiat. Nie życzę jednak polskiemu reportażowi takiej promocji. Zresztą reportaż i tak nigdy nie będzie cieszył się takim zainteresowaniem jak prasa kolorowa. I może dobrze. Co nie zmienia faktu, że wasza „Antologia” została właśnie nominowana do Róż Gali. Zaskoczenie?

Zdziwienie. Magda Budzińska, nasza redaktorka, zdziwiła się, bo to przecież nagroda dla par. Więc nie. Pary dostają Srebrne Jabłka od „Zwierciadła”. Róże są dla najlepszego filmu, książki, aktora czy dziennikarza. W artykule, z którego się o tym dowiedzieliśmy, przeczytaliśmy: „Majewski, Linda, Szczygieł i Skrzynecka nominowani”. Nie wiem, jak to się stało, że „Antologia” znalazła się w takim zestawieniu, bo według badań Polacy nie czytają, a „100/ XX” waży cztery kilogramy, ale jesteśmy dumni. Życzyłabym sobie, żeby wszyscy czytelnicy „Gali” przeczytali „Antologię”.


AKTIVIST

MAGAZYN AKCJA

Kuratorzy, kolekcjonerzy i miłośnicy sztuki spotykają się co roku na Viennafair.

KURATORSKI PERFORMENS Tekst: Alek Hudzik

Jeśli nie na targach, sztukę kupicie na:

STRAGAN • SZTUKA • WINO

Osiem miesięcy przygotowań, żeby na 30 sekund zainteresować kuratora. Tyle czasu ma galeria, by na targach sztuki przyciągnąć uwagę widzów. Czym są targi sztuki? O swoich doświadczeniach opowiadają dwie warszawskie galerzystki: Agnieszka Rayzacher i Agata Smoczyńska. Targ, stoisko, kupiec, sprzedawca – te hasła sugerują, że mamy raczej do czynienia ze sprzedażą kur niosek. W Polsce targi sztuki z prawdziwego zdarzenia zostały zastąpione mizernymi Warszawskimi Targami Sztuki i zimową wyprzedażą drobnostek (plakatów, grafik), czyli dorocznym Salonem Zimowym. Żeby zobaczyć, czym naprawdę są tego typu przedsięwzięcia, trzeba wybrać się za granicę. Gdzie? Najlepiej do Bazylei na ArtBasel – czerwcowe wydarzenie, którego repliki odbywają się w Miami

i Hongkongu (gdzie wystawcy mogą liczyć na bardziej zasobne portfele zwiedzających). Można wybrać się gdzieś bliżej, np. do Londynu na najbardziej prestiżowe targi sztuki Frieze Art. Można też po sąsiedzku – pojechać do Wiednia na Viennafair czy do Berlina na targi ABC. To raczej tam spotkamy właścicieli polskich galerii. Bazylea i Londyn to parnas, o którym większość z nich może tylko pomarzyć. Ich jedynym stałym polskim bywalcem jest warszawska Fundacja Galerii Foksal. Dla młodszych A6

instytucji (co w tej branży często oznacza: kilkunastoletnich) w Bazylei stworzono Liste – targi w starej opuszczonej piekarni, gdzie nie rządzą jeszcze finansowe hierarchie.

Wyczekane

Po co jeździć na targi? W odpowiedzi na moje głupie pytanie Agnieszka Rayzacher (prowadzi warszawską galerię lokal_30) opowiada historię. Kilka lat temu na targach sztuki Liste w Bazylei pokazywała pracę „Majka from the Movie” Zuzanny Janin. Przedsięwzięcie nie małe, bo targi wiążą się z inwestycjami finansowymi. Aplikacja, wpisowe, organizacja i kwestie techniczne to w najlepszym przypadku kilkanaście, a często ponad kilkadziesiąt tysięcy złotych. Po kilku miesiącach Agnieszka odebrała telefon, by dowiedzieć się, że dyrektor Kunsthalle w Wiedniu, jednej z najbardziej prestiżowych galerii w Europie, proponuje artystce wystawę. 22 listopada w MAM (Museu de Arte Moderna) w Rio de Janeiro Zuzanna Janin otworzy ekspozycję swoich prac wideo, weźmie też udział w dyskusji i spotkaniu z publicznością. – Mnie samej wiele razy zdarzało się organizować wystawy gościnne i wymiany z galeriami, które poznałam na targach – dodaje galerzystka. W jednym miejscu w kilka dni można spotkać ligę mistrzów. Targi to też konfrontacja z oczekiwaniami klienta, a te bywają zaskakujące. – Gdy dziesięć lat temu jechałam na swoje pierwsze targi, wydawało mi się, że wiele już wiem – wspomina Agata Smoczyńska z galerii Le


LISTOPAD 2014

Guern. Okazało się, że o fotografii, którą przecież zajmowała się zawodowo, musiała się jeszcze dużo nauczyć. – To była przede wszystkim lekcja na temat odbitek i standardów, jakie musi spełniać fotografia kolekcjonerska. Wtedy w Polsce nikt nie pokazywał jeszcze wielkoformatowych zdjęć Walla czy Gursky’ego. Kolekcjonerzy uświadomili mi swoje oczekiwania co do techniki, rodzaju papieru, certyfikatów, edycji. Wszyscy chcieli kupować odbitki vintage! – wspomina.

Dobierane

Zanim jednak wystawcy zasiądą w niewielkim showroomie przydzielonym przez organizatorów targów, trzeba się sporo nagimnastykować. Pakowanie każdej pracy z osobna, transport i błyskawiczny montaż wystawy to tylko wierzchołek góry lodowej. – Samo zgłoszenie to rygorystyczny system rekrutacji – tłumaczy Agata Smoczyńska. Najczęściej galeria musi udokumentować dwa-trzy ostatnie lata swojej działalności, szczegółowo zaprezentować artystę i zaproponować projekt stoiska. Ekspozycję trzeba również umiejętnie rozplanować, tak żeby dotrzeć do przechadzających się widzów. W gąszczu różnych galerii łatwo zostać przeoczonym, co nie ma zbyt wiele wspólnego z poziomem prezentowanej sztuki. W Wiedniu wystawia się jednorazowo ponad 100 galerii, w Londynie już blisko 300. – Kuratorzy, kolekcjonerzy i obserwatorzy muszą działać selektywnie. Dlatego liczy się wybór artystów, ja przede wszystkim

dobieram ludzi do miejsca. W Berlinie np. dość dobrze znana jest twórczość Natalii LL, głównie dzięki wielu wystawom, do udziału w których zaczęto ją zapraszać jeszcze w latach 70. – mówi Rayzacher.

Odsypiane

Jak zarobić na wyjazd na targi? Najczęściej szuka się dotacji i grantów. Złośliwi krytycy zżymają się na pomysł dofinansowania targów z kasy ministerstwa kultury. Bo jak to: publiczne pieniądze na prywatny interes? Galerzystki podkreślają jednak, że targi wszystkich innych dóbr również wspierane są przez odpowiednie sektory ministerialne. Koszty wyjazdów są olbrzymie, zwłaszcza w stosunku do cen prac polskich artystów. A te wycenia się w złotówkach, a nie w euro. Ich wartość na zachód od Odry trzeba więc zawsze dzielić przez cztery. Dzień na targach rozpoczyna się zazwyczaj około południa, w Bazylei drzwi nie zamykają się do 21. Przez kilka godzin trzeba jak mantrę powtarzać historię artysty i prężyć się nad portfolio galerii, i obserwować. Najgorsze są jednak – zdaniem galerzystek – momenty, w których nikt na stanowisko nie zagląda. – Cisza jest na targach najbardziej stresująca – podkreśla Smoczyńska. Wypicie kieliszka wina z każdym nie jest możliwe, zwłaszcza że targi nie kończą się, gdy gasną światła sal wystawowych. Udział w salonowych gierkach połączony ze świetną zabawą to druga, nieoficjalna i niejednokrotnie równie ważna A7

Agnieszka Rayzacher w towarzystwie Natalii LL. Publiczność przy instalacji Zuzanny Janin „Żółte obrazy” Słynne zdjęcie Josepha Beuysa zrobione przez Tadeusza Rolkego.

część targów. Te wyjazdy się odsypia, w tym galerzystki są zgodne. Równie intensywnych wydarzeń w świecie sztuki nie znajdziecie, szczególnie gdy jesienią trzeba przetrwać maraton. Rayzacher we wrześniu wróciła z Berlina, by otworzyć wystawę na Warsaw Gallery Weekend, a już w następny wtorek siedziała w samochodzie jadącym na Viennafair. Pobyt na targach to sinusoida emocji – podczas ich trwania każdy galerzysta odkrywa w sobie żyłkę sprzedawcy, chce być wszędzie i zobaczyć wszystko. Targi to długi kuratorski performens. – Pewnego razu uznaliśmy, że do Düsseldorfu zabierzemy fotografie Tadeusza Rolkego – opowiada Agata. – Jest takie jedno zdjęcie, na którym Rolke sportretował Josepha Beuysa, legendę sztuki współczesnej. Pokazaliśmy je, żeby przypodobać się publiczności w mieście, w którym Beuys żył i działał. Mieliśmy nadzieję, że odkryjemy przed zwiedzającymi nieznany szerzej dokument z życia artysty. Okazało się, że ta fotografia jest w miejscowym kanonie, wszyscy znają ją z podręczników. Więc to my więcej dowiedzieliśmy się o tym zdjęciu. Trzeba wyjeżdżać, bo siedzenie w Warszawie w oczekiwaniu na kuratorów i klientów jest jak czekanie na Godota. Targi warto też odwiedzać turystycznie – za kilka lub kilkanaście euro można kupić wejściówkę i zobaczyć to, co w sztuce dopiero się wydarzy.


AKTIVIST

MAGAZYN DIZAJN

Kółko i krzyżyk

PRZEDMIOT MNIEJ UŻYTKOWY

MARIA • MATERIA • MASZYNA

Kolekcja dyplomowa Joanny Katarzyny Wawrzyńczak powstała pod wpływem twórczości Kazimierza Malewicza, autora słynnego „Czarnego kwadratu”. Jej projektami rządzi geometria: kreski, kółka i krzyżyki zdobią sztywne tkaniny. Joasia to nasza duma narodowa na Wyspach i dowód na to, że Katedra Mody w Polsce to nie kaprys rektora – pomysły artystki można było zobaczyć m.in. na pokazach mody Alexandra McQueena. Must see tegorocznego Coming Outu! Jeśli chcecie więcej, zajrzyjcie na facebook. com/ASP.COMING.OuT

COMING OUT WARSZAWA 29.11-07.12

Na gzymsach stawia balonowe sowy, lampy buduje z probówek, piękna szuka w śmietnikach, ale nie daje się zwieść estetyce. Pani Jurek to Must Have tegorocznego festiwalu Łódź Design. Urodzona pod koniec lat 70. Magda Jurek chętnie czerpie z tamtego okresu. Wychowała się w bloku z wielkiej płyty, gdzie przestrzeni jest tak mało, że wszystko trzeba upychać, może więc stąd jej zamiłowanie do sprytnych rozwiązań. – Lubię wymyślać różne patenty – mówi artystka. – Moja mama miała maszynę do szycia, która był doskonała, tyle że nie działała – opowiada. Magda postanowiła więc skonstruować nową. Miała wówczas dziewięć lat. Zamiłowanie do majsterkowania zostało jej do dziś. – Kontakt z materią jest dla mnie bardzo ważny, nie wyobrażam sobie pracy wyłącznie przed komputerem – dodaje. Jej projekty charakteryzują się niedopowiadaniem funkcji przedmiotu i wyrazistymi kolorami (to efekt studiów malarskich na warszawskiej ASP). Świetnym tego przykładem jest Maria S.C. – żyrandol zrobiony z probówek. Kształt nawiązuje do tradycyjnych form art déco, nazwa zaś jest aluzją do Skłodowskiej-Curie. Maria daje szerokie pole do eksperymentu wizualnego. To zresztą też jeden z ulubionych projektów Pani Jurek. – Ze wszystkich naszych produktów najlepiej się sprzedaje, a dla przedmiotu użytkowego to w pewnym sensie sprawdzian wartości – podsumowuje. Jako malarka z wykształcenia, myśli obrazem. Nie znaczy to jednak, że przecenia estetykę. Jej zdaniem przedmioty użytkowe,

które są wyłącznie ładne, nie mają najmniejszego sensu. – Projektowanie to proces mediacji między wyglądem a funkcją. Muszę czujnie to kontrolować. Estetyka ma wielką władzę nad przedmiotem, można dać się zwieść. Znalazłam kiedyś w śmietniku piękny przedmiot: był pudroworóżowy i miał finezyjny harmonijkowy kształt. Poczułam, że muszę go mieć, więc zabrałam go do domu. Dopiero mama powiedziała mi, że to... irygator – opowiada Magda. Przedmiotom tworzonym przez Panią Jurek urody nie brakuje, niezależnie, czy są to pendrive’y-ptaszki inspirowane ludowymi drewnianymi zabawkami, czy lampy na linach, czy dmuchane sowy, które w ramach akcji Praska Ciuciubabka uniosły się nad jedną z kamienic w miejscu, gdzie kiedyś stały ich kamienne pierwowzory. Mimo to Magdzie marzy się ostatnio przedmiot mniej użytkowy. – Taki, przy którym nie będę musiała myśleć o kliencie, cenie, produkcji – mówi. Mieszka i pracuje w Ignacowie. – Żyję w jabłkowym matriksie. Jak okiem sięgnąć, sady. Niektórzy czuliby się tutaj odcięci od świata. Ja lubię to, że nikt mi nie przeszkadza. Mam fajną rodzinę, psa, dużą pracownię. Produkujemy cydr, na wypadek gdyby dopadł nas Weltschmerz, więc poza delikatną jesienną melancholią nic nam tu nie grozi. [Olga Wiechnik] A8

Z pierwszej ręki Jednodniowe soki rujnują domowy budżet – za szklankę świeżego trunku trzeba zapłacić około pięciu złotych, za co w domowych warunkach dałoby się wyprodukować napój dla całej rodziny. Z pomocą przychodzi jeden z projektów tegorocznego Coming Outu, wystawy najlepszych dyplomów ASP: mobilna tłocznia soków autorstwa Tomasza Korzewskiego. Projekt przypomina trochę minibarek rodem z PKP, trochę laboratorium z systemem doprowadzających rurek. Łatwo go przyciągnąć na piknik, ekotargi albo pod food truck. Tłoczmy soki i (ro)zbijajmy kokosy. [is]


TAKIE BUTY Podobno człowieka poznaje się po butach. Przeglądając kolorowe kolekcje sneakersów naszych bohaterek, jednego jesteśmy pewni – te dziewczyny znają miejski klimat od podszewki. Jagna, Ewa i Paulina, kolekcjonerki kicksów, pokazały nam swoje zbiory i opowiedziały o sobie.


Jagna Niedzielska Swoją pierwszą parę sneakersów wyjęła z szafy brata. Na co dzień zajmuje się PR-em i marketingiem. Od święta gotuje i urządza w mieszkaniu klub kolacyjny. Jej znak rozpoznawczy to słuchawki i sneakersy, które zaczęła nosić w wieku 12 lat. – Sprawa zrobiła się poważna, bo zakochałam się w starszym koledze mojego brata, zawodniku koszykówki. Z miłości do pryszczatego bruneta sama zaczęłam rzucać do kosza z osiedlowymi znajomymi. To miało przełożenie na moje zainteresowanie butami. Nie bez znaczenia było przecież, jak prezentuję się na asfalcie – śmieje się Jagna. Do dziś zresztą, gdy w sklepie nie może się zdecydować, którą parę wybrać, i ekspedientka pyta ją, czego szuka, Jagna zwykle odpowiada, że miłości. Do swojej kolekcji ma bardzo emocjonalny stosunek – o buty dba tak bardzo, że zdarza jej się pielęgnować je kremem Nivea.



Ewa Kosz Pierwsze sneakersy dostała od cioci z Jugosławii: różowe za kostkę z napisem „breakdance”. Choć po tamtych trampkach nie ma już śladu, miłość do kolorowych butów pozostała. – Często noszę czarne ubrania i barwne sneakersy, bo fajnie urozmaicają całość – mówi Ewa, która modą zajmuje się nie tylko z pasji, ale też zawodowo (pracuje m.in. przy łódzkim Fashion Weeku). Sneakersy nosi zazwyczaj do dżinsów i bluz, czasami także do sportowych sukienek. W garderobie jej „trofea” mają osobną szafę, a na Instagramie umieszcza ich zdjęcia z hasztagiem „bolubieobuwie”. Wymarzona para? Dwukolorowe najki Air Max 1 z beżowej skóry i różowego lakierowanego tworzywa.



zdjęcia: Łukasz Ziętek scenografia: Anna Szczęsna stylizacja: Anna Karwasińska-Zachos makijaż/włosy: Karolina Gilon produkcja: WeMay

Paulina Rutyna W powstrzymywaniu się przed kupnem kolejnych par butów z pewnością nie pomaga jej praca w sklepie ze sneakersami. Dzięki niej ma łatwiejszy dostęp i do butów, i do informacji o nadchodzących trendach. Jej zdaniem sneakersy są ponadczasowe, wyjście z mody im nie grozi. Paulina zawsze wolała tenisówki od szpilek i już w czasach gimnazjum polowała na nie w second handach. Swoje zdobycze chowa na dnie szafy, ale jedna para ma specjalne miejsce – dziecięce Jordany w rozmiarze 25. Ulubiona para? Nike Roshe Liberty, bo są wygodne i w ślicznych kolorach. – Przechodziły ze mną całe wakacje i wiąże się z nimi wiele miłych wspomnień – mówi Paulina. Sneakersy nosi w wersji dziennej i wieczorowej – na elegancko.



AKTIVIST

MAGAZYN WYWIAD

„Metropolitan”, filmowy debiut Stillmana, nominowany był do Oscara w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny. Whit Stillman Reżyser przez lata związany z Nowym Jorkiem, obecnie paryżanin. Porównywany do Woody’ego Allena – z mistrzem łączy go jednak nie tempo pracy, lecz umiejętność przenikliwego portretowania amerykańskiej klasy średniej. Podczas ostatniej edycji American Film Festivalu otrzymał Indie Star Award, przyznawaną najciekawszym twórcom amerykańskiego kina niezależnego.

PANNY • KŁOPOTY • BAL

WYRÓWNAĆ RACHUNKI Tekst: Piotr Czerkawski

Whit Stillman, naczelny ironista amerykańskiego kina niezależnego, dla wielu widzów był największym odkryciem tegorocznej edycji American Film Festivalu. Debiutował prawie 25 lat temu, ale nakręcił zaledwie cztery filmy – wszystkie świetne. Teraz bierze się za serial. A na imię tak naprawdę mu Whitney. Choć jesteś Amerykaninem, spędziłeś sporo czasu w Hiszpanii, a od kilku lat mieszkasz na stałe w Paryżu. W Europie twoja obcość wywołuje sympatię czy raczej nieufność?

Wszystko zależy od kontekstu. Do Hiszpanii pojechałem tuż po upadku dyktatury Franco. Pewnego dnia poszedłem do kina i zachwyciłem się filmem „Oficer i dżentelmen”, którym zresztą inspirowałem się kilka lat później, gdy kręciłem swoją „Barcelonę”. Kiedy jednak zaciągnąłem na „Oficera…” kilku przyjaciół, wszyscy się obrazili i zaczęli wyzywać mnie od faszystów. Nie miałem pojęcia dlaczego. Potem okazało się, że film o człowieku robiącym karierę w armii – dla mnie, Amerykanina, zupełnie neutralny – wzbudzał u nich skojarzenia z wojskowym reżimem. Ta sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie ma sensu mieszać relacji międzyludzkich z polityką. Dziś np. USA ma kiepskie stosunki dyplomatyczne z Francją, ale Amerykanie są w tym kraju traktowani bardzo dobrze. Zupełnie na odwrót dzieje się natomiast w Anglii. Jako twórca mieszkający we Francji bywasz często porównywany do tamtejszych mistrzów kina. Takie zestawienia robią na tobie wrażenie?

Różnie to bywa. Ludzie często zestawiają mnie z Rohmerem, a ja tego reżysera po prostu nienawidzę.

Nie pamiętam, żebym wynudził się na jakimś filmie bardziej niż na „Kolanie Klary”. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale słyszałem, że Rohmer narzekał na amerykańskie tłumaczenia swoich filmów, bo były w jego przekonaniu zabawniejsze niż oryginały. To śmieszne, bo ze mną jest chyba zupełnie odwrotnie. Czasem mam wrażenie, że europejscy tłumacze nie rozumieją gier słownych w moich filmach i za wszelką cenę chcą nadać dialogom klarowny sens, a to przecież zabija cały potencjał dowcipu. Nie dogadałbym się więc z Rohmerem, ale za to uwielbiam kilka filmów François Truffauta. Zerwałem kiedyś przyjaźń z krytykiem, który napisał negatywną recenzję wspaniałych „Skradzionych pocałunków”. Amerykańscy klasycy także są dla ciebie źródłem inspiracji?

Tak, zwłaszcza ci, którzy wciąż jeszcze pozostają nieznani w Europie. Bo kto słyszał o Leo McCareyu – autorze „Kaczej zupy” z braćmi Marx i „Nagiej prawdy” z Carym Grantem. Albo o Marku Sandrichu, współtwórcy największych sukcesów Freda Astaire’a i Ginger Rogers. Słyniesz z tego, że jednym z najważniejszych bohaterów swoich filmów potrafisz uczynić miasto. W debiutanckim „Metropolitan” stworzyłeś ujmujący

A16

portret Nowego Jorku. Czy nie tęsknisz za tym miastem?

Moja relacja z Nowym Jorkiem balansuje na krawędzi miłości i nienawiści. Lubiłem to miasto, gdy jako dziecko się do niego przeprowadziłem, a także w młodości, głównie ze względu na świetne towarzystwo i klimat imprez, który starałem się oddać w „Rytmach nocy”. Gdy jednak już się ożeniłem i chciałem ustatkować, intensywność życia w Nowym Jorku stała się nie do zniesienia. Im bardziej się starzeję, tym mniej czasu tam wytrzymuję. A jaka jest twoja relacja z innym miastem, które pokazałeś niegdyś na ekranie – Barceloną?

Wciąż z chęcią tam jeżdżę, ale nie podoba mi się rozwój katalońskiego nacjonalizmu. Krewni mojej żony są mieszkającymi w Barcelonie Hiszpanami i twierdzą, że ostatnimi czasy ich życie staje się coraz trudniejsze. Mnie z kolei nie podoba się trwająca od kilku lat moda na Barcelonę, która skutkuje prawdziwą powodzią turystów. Duża w tym pewnie zasługa sukcesu „Vicky Cristina Barcelona”. Bardzo lubię Woody’ego Allena, ale tego filmu nie obejrzę, bo jestem pewien, że uznam go za fałszywy. Tak właśnie ocenili go moi hiszpańscy przyjaciele. Co ciekawe, Francuzi bardzo negatywnie wypowiadali się o „O północy w Paryżu”. Jako paryżanin podzielasz ich irytację?

Nie do końca. Cenię ten film jako bardzo celną satyrę na nowobogackich, amerykańskich turystów. Poza tym cieszę się z sukcesu Allena, bo zapewne dzięki niemu pozwolono mi na realizację „Cosmopolitans”, czyli serialu o Amerykanach w Paryżu. O ile miałem wrażenie, że przy „Vicky Cristina…” Allen korzystał w pewnym sensie z sukcesu „Barcelony”, o tyle teraz wyrównuję rachunki.


CANNES FILM FESTIVAL • TORONTO FILM FESTIVAL • NEW YORK FILM FESTIVAL

W KINACH OD 2 STYCZNIA A17




AKTIVIST

MOJE MIASTO

KRAKÓW

ZDROWY ROZSĄDEK

Ulubione biegowe miejscówki Eltrona Johna

Na smyczy

Frugo i Bruno

Foto: Dominik Tarabański

Zacząłem od biegania w naprawdę dobrym towarzystwie. Później bywało z tym różnie – nie, żeby towarzystwo się pogorszyło, ale po prostu nie zawsze łatwo zsynchronizować swoje nawyki z cudzymi. Wiele osób lubi np. biegać rano. A pies? Lubi prawie zawsze. Ja psa mam (a od roku nawet dwa), więc pomyślałem, że wspólne bieganie to po prostu idealny układ. Przestrzegam jednak wszystkich biegaczy, których pies nie jest karnym owczareczkiem – takie bieganie to nie frajda, to wyzwanie. Psy, choć nie są groźne, lubią czasem pogryźć, pogwałcić lub chociaż porządnie obszczekać i już samo przywoływanie ich do porządku jest ćwiczeniem oddechowym. Od jakiegoś czasu biegam więc bez nich.

MAREK „ELTRON JOHN” STUCZYŃSKI Przez wiele lat związany z Krakowem didżej i producent muzyczny, od jakiegoś czasu mieszka w Warszawie. Niestrudzony poszukiwacz głębi i emocji w dźwiękach, których rozpiętość stylistyczna obejmuje tak różne – wydawałoby się – gatunki jak disco i dub, soul i techno, house i psychodelia. Gra w wielu klubach, a jego produkcje można znaleźć w katalogach takich wytwórni jak U Know Me Records czy S1 Warsaw. Remiksował dla Brodki, kwintetu Wojtka Mazolewskiego czy Sonar Soula. Biega od 2012 r. – Wcześniej sądziłem, że to nuda tak biec. Do tego zadyszka, pot etc. Jeśli już, wolałem pływanie albo miejski rower górski. Jednak skutki funkcjonowania w tzw. branży rozrywkowej skłoniły mnie do podreperowania kondycji i szukania nowych źródeł serotoniny. Mój dobry znajomy Artur Michałowski poznał mnie z Magdą Herbowską, byłą reprezentantką Polski w kolarstwie górskim, która przekonała mnie, że bieganie jest lekiem na wszystkie moje bolączki. Pokazała mi, o co w tym wszystkim chodzi, przynajmniej na początku. Zresztą do tej pory korzystam z jej rad.

Bulwary Wiślane

Na pizzę

Moja pierwsza, kluczowa i nieśmiertelna trasa wiedzie wzdłuż bulwarów wiślanych w Krakowie. Nie dość, że mam je tuż pod domem, to jeszcze można robić tam kółko o dowolnej, łatwej do kontrolowania długości. Poza tym mosty pozwalają na wprowadzenie szeregu urozmaiceń. Niesamowity jest też Lasek Wolski – trzeba wprawdzie do niego dojechać, ale jest tam naprawdę pięknie o każdej porze roku, a charakterystyczne dla Małopolski pagórki i kopce wyciskają dodatkowe litry potu. Trzecia ulubiona krakowska trasa to tzw. bieg na masę. Biegnie się przez miasto ku należącemu do mojego przyjaciela przybytku o nazwie Italo Pizza, by na miejscu uzupełnić węglowodany i… wrócić samochodem dowożącym zamówienia, jeśli ten akurat zmierza w tym samym kierunku.

Lasek Wolski

Na kolana

Zanim w ogóle zacząłem biegać, skonsultowałem się z ortopedą sportowym. Rzecz w tym, że cierpię na chorobę zwyrodnieniową stawów kolanowych, a poza tym mam rozszczepioną jedną łąkotkę. Bywały i takie czasy, że nie tylko nie byłem w stanie biegać, ale nawet szybszy marsz albo wejście po schodach sprawiały mi trudność. Doktor dał mi parę cennych rad, które wprawdzie nie uczyniły ze mnie maratończyka, ale pomogły mi uniknąć poważniejszych dolegliwości. Wbrew pozorom bieganie nie jest takie proste – trzeba na siebie uważać i mniej więcej wiedzieć, co się robi. Ja w ciągu tych dwóch lat nieraz musiałem robić dłuższe przerwy, żeby nie odnowić kontuzji. W chwili kiedy to piszę, nie biegałem już od dobrych trzech tygodni, ale mam nadzieję, że gdy będziecie to czytać, z powrotem będę na trasie. A20


CITY MOMENT

MIASTO • FOTO • CHWILA

Robimy zdjęcia. Obsesyjnie, kompulsywnie, ajfonem. Jak wszyscy. Sorry. Śledźcie nas na Instagramie. Miasto widziane naszymi oczami na instagram.com/aktivist_magazyn

A21


GROLSCH

Grolsch nie zwalnia i serwuje kolejną dawkę kultury. Marka niezmiennie inspiruje i prowokuje do myślenia i działania. Szare ulice nabrały koloru, niedocenieni twórcy zostali dostrzeżeni, a przypadkowi ludzie angażują się w finansowanie projektów artystycznych... To nie wizja utopijnego państwa, to akcja „Za Grolsch kultury”.

GROLSCH GRA Po letnich festiwalach pozostały nam nie tylko zdjęcia, lecz także... pianina! Znane m.in. z Off Festivalu instrumenty stanęły niedawno w różnych miejscach w Warszawie i we Wrocławiu. Kolorowe pianina Grolscha rozbudziły kreatywność mieszkańców obu miast i ożywiły szare jesienne ulice. Do wspólnego grania zaproszeni są wszyscy: absolwenci konserwatoriów, muzycy amatorzy, a także ci, którym słoń nadepnął na ucho. Każdy może popisać się znajomością Chopina albo po prostu pobrzdąkać piosenki z dzieciństwa. Na reakcje przechodniów nie trze-

A22

ba było długo czekać. W internecie pojawiły się filmy, na których młodzi i starsi przedstawiają swoje występy. W akcję zaangażowali się także muzycy Gaba Kulka i Tomek Makowiecki, którzy na pianinach miejskich Grolscha zagrali dwa znakomite koncerty. Na muzycznych doznaniach się nie kończy, bowiem za dizajn instrumentów odpowiadają znani artyści, tacy jak fotografka Justyna Buba Purzycka, Wiur i Foxy, autorzy gdyńskich murali, oraz laureatka nagrody Grolsch Bottle Art Zuzanna Rajewska.


GROLSCH PODGLĄDA Ludzie filmu to nie tylko reżyser i aktorzy. Niby oczywiste, ale jednak często pomija się innych twórców, a to właśnie oni nierzadko ratują film. Zwykle jedyną nagrodą jest dla nich pojawienie się w napisach końcowych, na które i tak nikt nie patrzy. Festiwal Camerimage od lat zwraca uwagę na niedocenianych, w tym roku po raz 22. nagrodzi autorów zdjęć i montażystów najlepszych produkcji filmowych. Między 15 a 22 listopada Bydgoszcz zamieni się w stolicę światowego kina, goszczącą wybitnych przedstawicieli branży. Niektórzy twórcy nie będą zaskoczeni wyróżnieniem, bo ich nazwiska poznaliśmy już wcześniej. Nagrodę za całokształt twórczości otrzyma pięciokrotnie nominowany do Oscara Caleb Deschanel („Pierwszy krok w kosmos” Philipa Kaufmana, „Urodzony sportowiec” Barry’ego Levinsona, „Pasja” Mela Gibsona). Z kolei nagrodę dla montażysty odbierze Martin Walsh zanany zarówno z wielkich hollywoodzkich produkcji („Dziennik Bridget Jones” Sharon Maguire, „V jak vendetta” Jamesa McTeigue’a), jak i niezależnych dramatów. Dla prawdziwych kinomaniaków Camerimage przygotował pokaz ponad 300 filmów w kilkunastu sekcjach, odbędą się także retrospektywy twórczości Michaela Powella i Emerica Pressburgera. Na pewno wpadniemy tam z Grolschem! Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage 15-22 listopada Bydgoszcz

Materiał promocyjny

GROLSCH WSPIERA Coraz częściej słyszymy, że czyjąś płytę, film, wystawę, teledysk czy performance udało się sfinansować dzięki crowdfundingowi. To dobry znak, bo świadczy o popularyzacji finansowania społecznościowego. Dowodem na to, że siła tłumu działa i ma wymierny – dobry! – wpływ na to, co pojawia się w kulturze, są coraz częstsze informacje o kolejnych projektach, coraz szybszych akcjach crowdfundingowych, realizowanych na coraz większą skalę. Właśnie w myśl tej idei powstał Crowd Festival, który odbędzie się już 8 listopada w Domu Braci Jabłkowskich w Warszawie. Podczas wydarzenia zorganizowane zostaną debaty z twórcami, którzy z sukcesem zrealizowali projekty kulturalne dofinansowane przez tłum. Odbędą się też warsztaty kreatywnego pisania, trzy wystawy i koncerty Imagination Quartet, Cinemon czy Samych Suk. Po północy Crowd Festival

przeniesie się na after party do Baru Studio. Crowd Festival ma pokazać siłę i potencjał, jaki tkwi w społecznym wspieraniu niezależnych projektów kulturalnych. Poprzez prezentację różnorodnych pomysłów jego organizatorzy (Wspieramkulture.pl i „Za Grolch kultury”) chcą pokazać, że idea crowdfundingu to nie tylko puste hasła i przykłady z zagranicy. Wszystkie wydarzenia dostępne są dla wszystkich, za darmo!

Crowd Festival 8 listopada Dom Braci Jabłkowskich Warszawa

A23


AKTIVIST

MAGAZYN TOP 5

GIGANTY W MINIATURZE KRASNALE • PAPIEŻE • GADY

Tekst: Iza Smelczyńska

Listopad to najsmutniejszy miesiąc roku. Zamiast go przespać, spędźcie go na robieniu czegoś dziwnego. Przygotowaliśmy zestawienie pięciu parków rozrywki, alternatywnych do tego stopnia, że nie znajdziecie ich na Facebooku.

PARK ROZRYWKI I MINIATUR SABAT KRAJNO

2

1 PARK MINIATUR SAKRALNYCH ZŁOTA GÓRA

Przecinając Częstochowę na trasie Śląsk – Warszawa, wstąpcie koniecznie do Złotej Góry. Góry, ani tym bardziej złota, tutaj nie znajdziecie, ale moc atrakcji zapewni Park Miniatur Sakralnych, który słynie m.in. z tego, że można w nim zobaczyć największą na świecie statuę Jana Pawła II w miniaturze. Powtórzymy, bo mogliście nie docenić tego konceptu: największa na świecie rzeźba – w miniaturze. Możecie też w jedno popołudnie udać się do bazyliki św. Franciszka z Asyżu, zrobić obowiązkowe selfie na placu św. Piotra „w Rzymie”, minąć katedrę Santiago de Compostela, zmówić zdrowaśkę w Fatimie, liczyć na cud w bazylice Grobu Pańskiego w Jerozolimie i wpaść do Betlejem. W Złotej Górze biznes kręci się cały rok – na terenie kompleksu można zorganizować imprezę firmową, podczas której dorośli mogą liczyć na „konkurencje sprawnościowe, gry zespołowe, karaoke, zabawę taneczną oraz kufelek złocistego zimnego napoju”. A to wszystko u stóp najmniejszego największego papieża.

PARK KRASNALA

Tak, nie dość, że krasnale ogrodowe niczym stonka oblazły polskie ogródki i od lat stoją na straży złego smaku, to jeszcze doczekały się swojego parku. W Nowej Soli znajdziecie cały krasnalklan, któremu szefuje Soluś – największy na świecie krasnal ogrodowy. Soluś mierzy 541 cm i doczekał się adnotacji w Księdze Guinnessa. Dzieli podwórko z innymi bajkowymi figurkami i udającymi żywe zwierzętami egzotycznymi– ma np. przyjaciela słonia, na którego trąbie można się pokołysać.

3

Wizyta w Krajnie to wycieczka dookoła świata w miniaturze. Tutejsze atrakcje to m.in. opera w Sydney, pięćdziesięciokrotnie pomniejszony wodospad Niagara, wieża Eiffla, Łuk Triumfalny, Biały Dom, błogosławiący Krajno Chrystus z Rio i piramida Cheopsa, odtworzona z zachowaniem idealnych proporcji (w przyszłości właściciele parku planują wykorzystać pozytywne promieniowanie tej piramidy do celów rehabilitacyjnych). Miniatury fotografujemy z odpowiedniej perspektywy, na to nakładamy filtr i już można się chwalić na Instagramie zdjęciem Krzywej Wieży w Pizie. Nie zdążyłeś obfotografować nowojorskich wież World Trade Center? Nic straconego! Czekają na ciebie w alei Wonderful World. Twardo trzymają się ziemi, a ich wyjątkowość podkreśla fakt, że są jedynymi replikami w Europie.

JURAPARK W BEŁCHATOWIE

4

W bramie tego parku na pewno miniecie się z małymi pasjonatami dinozaurów, którzy będą przerzucać się skomplikowanymi nazwami: Dongyangosaurus, Incisivosaurus czy Veterupristisaurus. Otwarcie pierwszego w Polsce parku tematycznego poświęconego prehistorycznym kręgowcom miało związek z odkrytymi w Bałtowie tropami gigantów. Miejscowi szybko wyczaili, że pozostałości z poprzednich epok to dobry pomysł na biznes i zrekonstruowali dinozaury w naturalnej wielkości. Na 60 hektarach znajdziemy chyba wszystkie zwierzątka Spielberga. Interes kwitnie tutaj do tego stopnia, że już niedługo kopie świętokrzyskiego parku powstaną w Solcu Kujawskim koło Bydgoszczy, a nawet na innym kontynencie – w amerykańskim stanie Utah. A24

PARK MINIATUR I KOLEJEK W DZIWNOWIE

5

Spośród wszystkich wymienionych parków ten jest najbardziej rozczulający. Bo chyba każdy marzył kiedyś o spędzeniu nocy w latarni morskiej? A fanów pociągów mamy – daleko nie szukając – kilku w redakcji. Dziwnów noclegów nie zapewnia, ale za to bez większych przeszkód można z bliska przyjrzeć się misternej architekturze tych nawigacyjnych budowli, wykonanych w skali 1:10 (ta niechorska liczy więc aż 45 m). A między latarniami i pod nogami zwiedzających mkną po szynach miniatury lokomotyw. Na kilkusetmetrowej trasie przemierzają miniaturowe mosty i dworce, zatrzymują się przy semaforach i rozjeżdżają na zwrotnicach, wydając dźwięki i wypuszczając najprawdziwszy dym z komina.


LISTOPAD 2014

KALENDARIUM LISTOPAD

Olga Święcicka (oś)

Filip Kalinowski (fika)

Mateusz Adamski (matad)

Michał Kropiński (mk)

MUST SEE

19.11

Kacper Peresada (kp)

Rafał Rejowski (rar)

Cyryl Rozwadowski [croz]

Alek Hudzik [alek]

Iza Smelczyńska [is]

Kuba Gralik [włodek]

NA GROBY I DO URN

MORRISSEY WARSZAWA Stodoła

Morrissey głosowałby na zielonych. Przynajmniej biorąc pod uwagę jego wszystkie ekonatręctwa i wegetarianizm, można by się po nim tego spodziewać. Pewności nie ma nikt, bo z wyborami jest jak ze spowiedzią. Tajemnica ścisła. Tajemnicą natomiast nie jest, że dla mnie i dla miasta najważniejszym dniem listopada będzie 16. I nie dlatego, że w Krakowie zagra wtedy Cannibal Corpse, które naprawdę sobie cenię za konsekwencję w krwawej estetyce, ale dlatego, że tego dnia idziemy do urn. Jakkolwiek nie byłoby to bolesne. Po wypełnieniu obywatelskich obowiązków ukojenia będzie można szukać w muzyce. Dla tych, którym jeden krzyżyk nie wystarczy, zagra Morbid Angel, przy którym dalej śmiało możecie się ciąć wzdłuż i wszerz. Lubiących ostre, polityczne konfrontacje zapraszamy na występ Mykkiego Blanco, którego prawicowcy mordują w myślach. A reszcie przypominamy, że listopad to miesiąc grobów, klęsk historycznych i podpalania tęczy. Urna pasuje tu jak ulał. Olga Święcicka K25

ul. Batorego 10 19.00 149-199 zł

Take me out tonight Morrissey, wokalista The Smiths. Tu właściwie możemy skończyć zapowiedź, bo i tak każdy wie, o co chodzi, a chętni już dawno mają bilety na koncert. W końcu album „The Queen Is Dead” nieraz wygrywał rankingi najlepszych płyt lat 80., zostawiając w tyle dzieła The Cure czy Joy Division. Po rozpadzie rodzimej formacji Moz z sukcesem zaczął karierę solową i stał się jednym z najbardziej ukochanych piosenkarzy Brytyjczyków. Nie przeszkodziły mu w tym ani kontrowersyjny według niektórych wizerunek homoseksualisty, ani radykalne opinie. Steven Patrick rozsławił warszawską Stodołę w światowych mediach, kiedy podczas swojej ostatniej wizyty nad Wisłą porównał wybryki Breivika do hekatomby kurczaków. Można i tak. My tak czy siak przyjdziemy, zwłaszcza że ostatnie informacje o stanie zdrowia artysty są dość niepokojące. [mk]

21.11 KRAKÓW Łaźnia Nowa

os. Szkolne 25 19.00 149 zł


KALENDARIUM

KONCERT

KONCERT

02.11

03.11

KONCERT

03.11

FESTIWAL

04-16.11

Robert Glasper

MAYHEM

LENNY KRAVITZ

LISA STANSFIELD

JAZZ JANTAR

GDAŃSK B90

ŁÓDŹ Atlas Arena

WARSZAWA Torwar

GDAŃSK

ul. Doki 1 20.00 65-75 zł

al. Bandurskiego 7 169-330 zł

ul. Łazienkowska 6a 19.00 175-355 zł

Prawie jak A-Ha

Jak wino

YouTube party

Cały ten jazz

Norwegia to nie tylko światowej klasy pop i niezal, ale również – a może przede wszystkim – black metal. Główni sprawcy zamieszania, Mayhem, wywołują kontrowersje już od 30 lat. Ekstremalna muzyka, a także niesławne historie o paleniu kościołów, samobójstwie wokalisty Pera Yngve Ohlina i w końcu morderstwie gitarzysty Euronymusa przez największego zadymiarza (duży eufemizm) sceny, Varga Vikernesa. Mimo tych wszystkich przejść Norwegowie traktują black metal jako część swojego narodowego dziedzictwa, a Mayhem to największy, czarny klejnot w tej koronie. Odważycie się? [rar]

Nie mam pojęcia, jak ten facet to robi. Podobno ma już 50 lat. Podobno, bo energią i muskulaturą mógłby konkurować z niejednym młodzieńcem. Kiedy nie koncertuje, występuje w filmowych hitach albo nagrywa płyty – jego ostatni album „Strut” ukazał się w tym roku. Muzyk doskonale wie, jak działają na nas jego skórzane spodnie, odsłaniające co nieco marynarki i ten głos... Głos warty pięciu nagród Grammy. Kravitz zwykle doskonale radzi sobie solo. Sam pisze teksty, sam komponuje i aranżuje utwory, ale w trasie przydaje mu się wsparcie. Podczas koncertu oprócz gwiazdy wieczoru usłyszymy gitarowego wymiatacza Craiga Rossa oraz fantastyczną perkusistkę Cindy Blackman, prywatnie żonę Carlosa Santany. Kravitz jest jednak tylko jeden i to bez wątpienia do niego będzie należeć show. Niech tylko na łódzkim koncercie zaśpiewa „I Belong to You”. Na odzew żeńskiej części publiczności nie będzie trzeba czekać. You belong to me, Lenny! [ks]

Ostatnio każde YouTube party polega na oglądaniu składanek hitów z poszczególnych lat. Gdzieś w okolicach 1989 czy 1990 r. między czupryną Madonny i coraz bielszym Jacksonem pojawiła się też Lisa Stansfield. Brytyjska wokalistka jest już trochę zapomniana, jednak wrzawa wywołana jej polskim koncertem udowadnia, że duch w narodzie nie ginie. Lisa zaczynała karierę mniej więcej 30 lat temu, by na przełomie dekad wydać album, dzięki któremu znalazła się na szczycie brytyjskiej listy przebojów. Wiadomo, że ten, kto choć raz tam się znajdzie, gwarantuje sobie nieśmiertelność. I tak się stało z Lisą. Platynowa płyta w USA oraz kilka kolejnych przebojów ugruntowały jej pozycję na arenie międzynarodowej. Spadek formy nastąpił dopiero pod koniec lat 90. Lisa, jak wielu artystów z czasów analogowych, nie umiała sobie poradzić z nowymi trendami, ekspansją elektroniki i internetu. Organizatorzy zapowiadają jednak, że artystka jest na tyle sławna, że jej fani bez większych problemów zapełnią największą stołeczną salę koncertową. Czyżby? [mk]

Jazz Jantar jest jednym z najstarszych polskich festiwali jazzowych (odbywa się już od ponad 40 lat), a także jednym z bardziej eklektycznych. Organizatorzy zapraszają zarówno gwiazdy głównego nurtu, jak i awangardowych eksperymentatorów. Filharmonię Bałtycką odwiedzi zatem wybitny saksofonista średniego pokolenia Branford Marsalis. W tym samym miejscu wystąpi także James Carter ze swoim organowym trio. Oblężenie przeżyje klub Żak, w którym wystąpią m.in. Wayne Krantz oraz Colin Stetson, saksofonista Bon Iver, dobrze radzący sobie solo. W ekstazę na pewno wprowadzi was zdobywca Grammy, pianista Robert Glasper oraz Matana Roberts, przerywająca saksofonowe solówki opowieściami o swojej nękanej rasowymi uprzedzeniami rodzinie. Smakowicie zapowiadają się także występy Roba Mazurka i Rudresha Mahanthappy. [croz]

3

25-100 zł www.jazzjantar.pl

Podczas występu na żywo Elton John ogłasza przejście na wcześniejszą emeryturę. Wytrwa półtora roku.

03.11.1977 r.

K26


LISTOPAD 2014

KONCERT

05.11

KONCERT

KONCERT

05.11

od 06.11

Ken Vandenmark

ASTEROID GALAXY TOUR

WARSZAWA Pardon, To Tu

WARSZAWA Proxima

pl. Grzybowski 12/16

ul. Żwirki i Wigury 99 19.00 69-79 zł

Abba 2.0?

Bilet miesięczny

Ilu znacie duńskich wykonawców? Poza The Raveonettes pewnie nic nie przychodzi wam do głowy. Jest szansa, że już niedługo na dźwięk słowa „Dania” odpowiadać będziecie Asteroid Galaxy Tour! Zespół mógłby uchodzić za kolejną indiepopową gwiazdkę. Jednak w przeciwieństwie do lubujących się w elektronicznej papce zespolików skandynawski duet wygrywa tym, że czerpie jak opętany z tradycji. Co ważne, jest to tradycja właściwie nieobecna na Starym Kontynencie. Asteroid odwołuje się bowiem do dokonań klasyków folku, sprawnie komponując zabójcze przeboje. Wszystko opiera się na unikalnej sekcji rytmicznej, połączeniu klasycznej dyskoteki i popu. Ich nowy album „Bring Us Together” nie ma słabych momentów i jest kolejnym dowodem na to, że na zimnej północy narodziło się coś, co zapamiętamy na długo. Przynajmniej mam taką nadzieję. [mk]

Kiedy rok temu nominowaliśmy do Nocnych Marek mieszczący się na tyłach stołecznego Teatru Żydowskiego klub, nie spodziewaliśmy się, że rozwinie on tak bardzo swoją kulturalną ofertę. Pardon, To Tu stało się bowiem poważną konkurencją dla londyńskiego Cafe OTO, a listopadowy program potwierdza to w stu procentach. Dwa jesienne wieczory będą należały do tria pod wodzą Marca Ribota, który współpracował m.in. z Johnem Zornem czy Tomem Waitsem i parał się zarówno free jazzem, jak i agresywnym punkiem. W różnych konfiguracjach zaprezentują się również giganci jazzu: Peter Brötzmann, Ken Vandermark czy Rob Mazurek. Plac Grzybowski odwiedzą ponadto: legenda no wave’u, wokalista oraz saksofonista James Chance oraz guru ambientu i loopów, ekscentryczny William Basinski. To nie koniec bogatego listopadowego programu, a my mamy ochotę wprowadzić się do Pardon, To Tu. [croz]

KONCERT

07.11 BILAL WARSZAWA Basen, ul. Konopnickiej 6

21.00

60-70 zł

SON LUX

cover jego utworu Luxa „Easy”. W ostatnim czasie wydał też album we współpracy z Sufjanem Stevensem i Serengetim jako Sysyphus. Panowie na jednej płycie połączyli delikatne brzmienia z elementami elektroniki i rapu, co okazało się muzycznym strzałem w dziesiątkę. [mw]

POZNAŃ Klub pod Minogą

ul. Nowowiejskiego 8 20.00 40-50 zł

Alternatywne światy Niebanalny – tak śmiało można określić Son Luxa. Ukrywający się pod tym pseudonimem Ryan Lott to człowiek orkiestra. Multiinstrumentalista, kompozytor, pracownik agencji reklamowej. W branży muzycznej przeszedł długą drogę – od komponowania utworów klasycznych do coraz śmielszych eksperymentów z elektroniką, hiphopowym bitem, a nawet rockiem. Artysta ma na swoim koncie współpracę z Arcade Fire i Lorde, która nagrała

06.11 WARSZAWA Basen

ul. Konopnickiej 6 20.00 40-50 zł

06.11 James Chance & les Contortions

Śpiewający czasu nie liczą

09.11

Bilal to jeden z ważniejszych przedstawicieli neo soulu. Zaliczył współpracę m.in. z Beyoncé, Erykah Badu czy Jayem Z. W końcu jako absolwent prestiżowej nowojorskiej The New School for Jazz and Contemporary Music ma prawo mierzyć, jak najwyżej. Do Warszawy artysta przyjedzie promować najnowszy album „który charakteryzuje się zmysłowym, akustycznym brzmieniem i ma cieplejszą barwę niż poprzednie dwa krążki. Artysta słynie z tego, że lubi zatracić się na scenie. Weźcie z niego przykład. [oś] K27

Rob Mazurek Pulsar Quartet

11.11 Marc Ribot Trio

18.11 William Basinski

19-20.11 2 Nights with Peter Brötzmann Steve Noble / Jason Adasiewicz Trio


KALENDARIUM

TRASA

KONCERT

IMPREZA

06.11

07-10.11

07.11

REBEKA

CHET FAKER

SOPOT Sfinks 700

WARSZAWA Soho Factory

al. Mamuszki 1 21.00 25-30 zł

ul. Mińska 25 20.30 80-90 zł

Jesienny oddech z Rebeką Jakiś czas temu duet Rebeka miał dwie wiadomości dla swoich fanów. Ogłosił nie tylko, że już na początku listopada wyda nowy materiał, ale też, że zaraz po premierze wyruszy w trasę koncertową. Zaplanowano 11 koncertów w niemal każdym zakątku kraju. Iwona i Bartek ostatnio cały czas byli w rozjazdach, grali w Czechach, Korei i na Litwie. Teraz przyszedł czas na Polskę. Przekonamy się, czy ich „Oddychanie” okaże się powiewem świeżości. [jw]

22.11 KRAKÓW Rotunda

ul. Oleandry 1 21.00 25-80 zł

23.11 ŁÓDŹ Wytwórnia

ul. Łąkowa 29 19.00 30-35 zł

Bez fuckupów

Pan-Pot

5. URODZINY 1500 M² WARSZAWA 1500 m² do Wynajęcia

ul Solec 18 22.00 35-75 zł

Niekończący się weekend O co chodzi, co się dzieje. 1500 m² z każdym weekendem przechodzi samo siebie. Zdrowia nie starczy, żeby pojawić się na każdej imprezie. W zeszłym roku klub świętował przez trzy dni. W tym – o jednego didżeja i dzień dłużej. W piątek zagra Pan-Pot, techno-duet z Berlina, znany przede wszystkim z doskonałych remiksów i żywiołowych setów rozkręcających każdy festiwal. Dzień później totalna zmiana klimatu. Król stylu jersey club, twórca

kolektywu Brick Bandits, DJ Sliink, spuści parę trapowych bomb. Jego EP-ka „Nomads”, nagrana z Flosstradamusem, na pewno pozamiata. A to dopiero drugi dzień! Na szczęście w niedzielę nieco odpoczniemy. Zagrają cudowne dzieci The Dumplings oraz... Tomasz Makowiecki. Lepiej więc zregenerować siły przed gwiazdą ostatniego dnia – Loco Dice. Nie udawało się go ściągnąć do kraju od 2008 r. W końcu jest. Wymówek brak. [ks]

Odwołanie katowickiego występu Cheta Fakera było jednym z większych rozczarowań tego roku. Posiadacz najsłynniejszej brody miał być gwiazdą ostatniej edycji Tauron Nowa Muzyka. Na szczęście organizatorzy stanęli na głowie i z klimatycznego koncertu w kościele zrobili dwa klubowe występy, które powinny zadowolić wszystkich nucących pod nosem refren do „Gold”. Nicholas James Murphy pochodzi z Australii i jak niemal wszyscy muzycy z Antypodów nie dostosowuje się do trendów europejskich czy amerykańskich. Nie przeszkodziło mu to jednak w ekspresowym podbiciu serc fanek, a chwilę później – list przebojów. Jego spokojna elektronika oparta na soulowych brzmieniach to nie jest coś, co rozkręci imprezę roku. Ale idealnie sprawdzi się na żywo. [mk]

08.11 KRAKÓW Klub Studio

ul. Budryka 4 20.00 60-70 zł

FESTIWAL

07-23.11

Kalendarz adwentowy

ARS CAMERALIS KATOWICE

www.arscameralisfestival.pl

tUnE-yArDs

Ars Cameralis odbędzie się już po raz 23. Przez dwa tygodnie w różnych klubach w Katowicach, Sosnowcu i Częstochowie zagrają najciekawsi przedstawiciele współczesnej sceny niezależnej. Do krainy hałd przyjedzie m.in. szalona, obdarzona głosem Niny Simone i flirtująca z afrykańskimi rytmami tUnE-yArDs. Ponadto zobaczymy mamę freak folku, która wydała właśnie trzeci w ciągu 44 lat (!) album, czyli Vashti Bunyan, oraz australijskiego K28

mrocznego barda Hugo Race’a. W jeszcze bardziej wytrawne rejestry wprowadzi nas nominowane do prestiżowego Mercury Prize jazzowe trio GoGo Peguin oraz pochodząca z Mali wokalistka Fatoumata Diawara. Z kolei tańce i zabawę do rana zapewnią mieszający indie i nowoczesną elektronikę Breton, niemieccy electropopowcy z The/Das oraz reprezentanci berlińskiej sceny techno Tobias oraz Fiedel. Do wyboru, do koloru. [croz]


LISTOPAD 2014

KUP BILET NA WWW.STODOLA.PL

KONCERT

11.11

BILETY: KASA KLUBU STODOŁA, UL. BATOREGO 10

marcelina kult raz dwa trzy edyta bartosiewicz

MYKKI BLANCO

OPEN stage

WARSZAWA Basen

OPEN stage

ul. Konopnickiej 6 19.00 49-60 zł

Duma narodowa Niektórzy datę występu homoseksualnego rapera uznali za prowokację. Mocne punchline’y i dobre bity Mykkiego Blanco będą kontrastowały z latającą tego dnia w Warszawie kostką brukową. Blanco nie jest bowiem prowokatorem, ale przede wszystkim piekielnie zdolnym performerem, który przykuwa uwagę sceniczną

6 listopada 7, 8 listopada 9 listopada 9 listopada - gdańsk 24 listopada - katowice 28 listopada - poznań 1 grudnia - warszawa 11 listopada krzysztof zalewski 13 listopada pustki 14 listopada fink 15 listopada acid drinkers 16 listopada mela koteluk 17 listopada - warszawa the baseballs 18 listopada - wrocław 18 listopada kasia kowalska 19 listopada - warszawa morrissey 21 listopada - kraków 20 listopada kasia stankiewicz julia marcell 21 listopada łąki łan / Gooral / Ras Luta 22 listopada 23 listopada bednarek iza 26 listopada 27, 28 listopada coma 29 listopada t. love i goście 30 listopada czesław śpiewa 1 grudnia - gdańsk gogol bordello 2 grudnia - kraków 4 grudnia - warszawa 2 grudnia lemon 3 grudnia gaba kulka 5 grudnia indios bravos 6 grudnia luxtorpeda OPEN stage

charyzmą. Gigant na szpilkach właśnie wydał swój nowy mixtape „Gay Dog Food”, a na początek przyszłego roku zapowiada długo oczekiwany debiutancki album „Michael”. Przed raperem w sukience wystąpi jeden z jego producentów, specjalista od hipnagonicznych bitów Gobby oraz polski, eksperymentujący ze współczesnym kwasowym rapem projekt Małe Miasta. Niech miłość zwycięży! [croz]

FESTIWAL

12.11

OPEN stage

SBTRKT

SELECTOR FESTIVAL WARSZAWA Basen

ul. Konopnickiej 6 19.00 98 zł

Klubowy Selector W zeszłym roku Warszawa przejęła Selectora od Krakowa. Nie obyło się bez głosów sprzeciwu, ale ucichły one po ogłoszeniu gwiazd, które wystąpią w stolicy. Tym razem festiwal zmniejszył metraż i z toru wyścigów konnych na Służewcu przeniósł się do Basenu. Muzycznych zapowiedzi też mniej, bo tylko dwie, ale za

to jakie. Zagrają Denai Moore i SBTRKT. Ten skrywający się za maską producent i multiinstrumentalista w końcu zawita do Warszawy. Do tej pory gościł tylko na Open’erze, miał się też pojawić w innych miejscówkach, ale zawsze kończyło się odwołaniem koncertu. W Basenie SBTRKT będzie promował swoją najnowszą płytę „Wonder Where We Land”. [ach] K29


KALENDARIUM

TARGI KONCERTY

MIĘDZYNARODOWA KONFERENCJA

PREMIERY PŁYTOWE

SPOTKANIA Z ARTYSTAMI

ATRAKCJE DLA DZIECI

PANELE WARSZTATY

WARSZAWA WARSZAWA

28-30.11.2014 28-30.11.2014 PAŁAC PAŁACKULTURY KULTURYI INAUKI NAUKI

Organizatorzy:

targicojestgrane.pl

K30

Patronat medialny:


LISTOPAD 2014

FESTIWAL

KONCERT

12-20.11

FESTIWAL

12.11

11-16.11

kadr z filmu „Bwakaw”

KONCERT

14.11

Giovanni Guidi

8. FESTIWAL FILMOWY PIĘĆ SMAKÓW

JACK WHITE

JAZZOWA JESIEŃ W BIELSKU-BIAŁEJ

KRAKÓW Stara Zajezdnia Kraków

WARSZAWA

www.piecsmakow.pl

BIELSKO-BIAŁA Dom MuzykiBielskiego Centrum Kultury

ul. św. Wawrzyńca 12 18.30 i 22.30 188 zł

ul. Słowackiego 27 20-400 zł

FINK WARSZAWA Stodoła

ul. Batorego 10 18.00 77 zł

Więcej smaków

Biały kruk

Starzy wyjadacze w akcji

Brytyjska łagodność

Polscy dystrybutorzy nie zapuszczają się zbyt często na azjatycki ląd. W ostatnim roku najdalej wysuniętym na wschód regionem, do którego dotarli, była turecka Kapadocja, i to chyba tylko dlatego, że „Zimowy sen” Nuriego Bilge Ceylana zdobył Złotą Palmę w Cannes. Na szczęście są jeszcze festiwale, w tym Pięć Smaków, skupiony na prezentacji filmów z Azji Południowo-Wschodniej. W sekcji konkursowej znalazły się najnowsze produkcje z Birmy, Tajwanu, Japonii czy Chin, m.in. zaskakujące science fiction z Wietnamu „2030: Woda”. Wzięciem na pewno będzie się też cieszyła sekcja z filmami o tematyce LGBT (od eksperymentalnego „Supernatural” po czułą przypowieść „Bwakaw”). Z kolei wielbiciele kowbojów przekonają się, jak to się robi na Dzikim Wschodzie w cyklu azjatyckich westernów. W programie ponadto koncerty niszowych muzyków, filmy grozy, wystawa fotografii, kino samochodowe i warsztaty. Ósma edycja to znacznie więcej niż pięć smaków. [mm]

Urodzony w Detroit Jack White to jedna z najbardziej charyzmatycznych postaci amerykańskiej alternatywy. Czego się nie dotknie, zamienia w złoto – nie tylko tworzy jako muzyk, lecz także gra w filmach i jest producentem. O Jacku zrobiło się głośno za sprawą zespołu The White Stripes, w którym grał ze swoją żoną Meg, barmanką i perkusistką amatorką. Razem, mimo szybkiego rozwodu, osiągnęli naprawdę wiele. Ich trzeci album „White Blood Cells” przyniósł im międzynarodową sławę, a samemu White’owi 17. pozycję na liście gitarzystów wszech czasów, przygotowaną przez magazyn „Rolling Stone”. Trzy lata temu duet zawiesił działalność. Muzycy rozeszli się na dobre i dobrze na tym wyszli. Solowa kariera White’a to pasmo sukcesów. Szkoda byłoby przegapić jego koncert, tym bardziej że na żywo muzyk jest jeszcze bardziej uroczy i charyzmatyczny. Oglądanie pana, to dla nas zaszczyt, panie White. Tańczymy ze szczęścia. [oś]

Muzyczna jesień trwa w najlepsze. We wrześniu mieliśmy Warszawską Jesień, natomiast w tym miesiącu złota pora roku przeprowadza się do Bielska-Białej na Jazzową Jesień. Motywem przewodnim festiwalu są „Nowe Wymiary”. Hasło dość tajemnicze. Z grubsza chodzi o to, w jaki sposób konteksty historyczne i kulturowe wprowadzają do muzyki nowy wymiar. Mówiąc konkretniej: Bill Frisell przyjedzie z najnowszym albumem „Guitar in the Space Age”, Gary Burton wpadnie ze swoim nieodłącznym wibrafonem, a Luis Sclavis zaprezentuje na festiwalu irański projekt. Nie zabraknie też Torda Gustavsena, człowieka, do którego najlepiej pasuje wyświechtany (i znienawidzony przeze mnie) zwrot „stary wyjadacz” jazzowych festiwali. Ojcem chrzestnym bielskiej jesieni jest niezmiennie Tomasz Stańko. [is]

Najpierw Fink działał w pojedynkę. W 2006 r. zespół wzbogacił się o dwóch nowych muzyków, mimo to prym nadal wiedzie w nim delikatny i subtelny, acz bardzo męski głos Fina Greenalla. Brytyjski wokalista jest również autorem tekstów, producentem muzycznym, gra na gitarze i od czasu do czasu staje za didżejką. Współpracował m.in. z Amy Winehouse, a napisane przez niego teksty śpiewają John Legend czy Banks. Fink podczas kolejnej wizyty w Polsce będzie promował swój najnowszy album „Hard Believer”. Znajdziemy na nim inspiracje folkiem, electro, bluesem i rockiem. Jednak największa siła drzemie w tekstach Fina, więc warto tego wieczoru lekko się zadumać i zasłuchać. [ach]

9 09.11.1967 r.

Ukazuje się pierwszy numer magazynu „Rolling Stone” z ikoniczną fotografią Johna Lennona na okładce. Zdjęcie przedstawia muzyka w stroju żołnierza Gripweeda, którego zagrał w czarnej komedii Richarda Lestera „Jak wygrałem wojnę”. Była to jedyna niemusicalowa rola Beatlesa w filmie. K31


KALENDARIUM

FESTIWAL

15-16.11

KONCERT

KONCERT

15.11

15.11

FESTIWAL NARRACJE

SAXON

GDAŃSK

WARSZAWA Progresja

www.narracje.eu

Fort Wola 22 19.00 125-135 zł

Mędrzec i duch

Urodziny na bogato

Gdańsk ożywa po zmierzchu. A to za sprawą festiwalowych instalacji. Tegoroczna edycja Narracji odbędzie się we Wrzeszczu – dzielnicy, w której dziś nowoczesne budownictwo styka się z architekturą przedwojenną i z tą z lat 60. i 70. A jak sugeruje sama nazwa, Wrzeszcz to także tereny licznych wrzosowisk, wśród których znajdziemy miejsca o mitycznych nazwach: Święta Studzienka czy Królewska Dolina. Tegoroczna edycja festiwalu odbędzie się pod hasłem „Mędrzec i duch” – dwa wykluczające się światy i pełen kontrastów Wrzeszcz, którego nowe oblicze zobaczymy w krótkich narracjach wideo, esejach wizualnych, instalacjach i historiach dźwiękowych. [jw]

Pisanie o zespołach metalowych to wieczna beka. Co jeszcze warto powiedzieć o tym pełnym testosteronu gatunku? Pewnie nic. Z drugiej strony zawsze można powspominać lata 80., które szybkiego rock’n’rolla wprowadziły na salony. Niezapomnianymi zespołami z tamtej epoki są Saxon i Skid Row. Do dziś można spotkać jakiegoś młodego metalowca z ich naszywkami na kurtce, a nawet natknąć się na wyblakłe graffiti. Akcja z warszawskim koncertem jest zatem jak ze snu! Jeszcze parę lat temu wspólny występ tych kapel dla wielu pozostawał w sferze marzeń. Tymczasem z okazji 35-lecia istnienia Saxon wyrusza w gigantyczną trasę i zabiera ze sobą Skid Row. Wspólnie zwiedzą dosłownie cały kontynent. Jeśli nie słuchacie już takiej muzyki, to i tak warto pomyśleć o zadzwonieniu do licealnego kumpla metalowca. Chustki i papierowe czapki powinny być rozdawane przy wejściu. [mk]

AUGUSTINES WARSZAWA Hybrydy

ul. Złota 7/9 20.00 50-60 zł

Piosenki kapliczne Augustines (jeszcze do niedawna funkcjonujący pod nazwą We Are Augustines) to pochodzące z Nowego Jorku trio, które popularność zyskało dzięki niezwykle intensywnym koncertom i świetnym, naładowanym emocjami kompozycjom kojarzącym się z U2 i Springsteenem. Augustines powstali w 2010 r. na gruzach formacji Pela i zadebiutowali płytą „Rise Ye Sunken Ships” w roku następnym. To z niej pochodzi m.in. świetny singiel „Chapel Song”.

Bardzo osobista płyta zebrała wiele pozytywnych recenzji, a także spotkała się z przychylnym przyjęciem środowiska skupionego wokół amerykańskiej sceny niezależnej. Najnowszy krążek, zatytułowany po prostu „Augustines”, jest w dużej mierze kontynuacją wcześniej obranej drogi. Współproducentem albumu został Peter Katis, odpowiedzialny za brzmienie m.in. The National, Frightened Rabbit, Interpolu i Jónsiego. [matad]

KONCERT

16.11 CANNIBAL CORPSE KRAKÓW Klub Fabryka

ul. Zabłocie 23 19.00 80-90 zł

Cmentarne przysmaki O obrzydliwych, turpistycznych tekstach Cannibal Corpse krążą legendy. Nie będziemy ich tu przytaczać, lepiej od razu pójść na koncert legendy deathmetalowego łomotu i przekonać się na własne uszy. Kanibale prowadzą swoją przetwórnię podrobów od ponad 25 lat (początki z obecnego składu pamiętają tylko Alex Webster i Paul Mazurkiewicz) i jako pierwsi przedstawiciele tego gatunku sprzedali ponad milion płyt. Na brutalnych riffach tych panów wychowuje się już trzecie K32

pokolenie metalowców, a ich występy to niezapomniany pokaz headbangingu i pisk w uszach przez wiele dni później. Tego wieczoru zobaczymy również amerykański Revocation i szwedzki Aeon. [rar]

17.11 WARSZAWA Progresja

Fort Wola 22 18.00 80-90 zł


LISTOPAD 2014

KONCERT

17.11

KONCERT

18.11

KONCERT

19.11

FESTIWAL

20-30.11

kadr z filmu „Stalker”

HOW TO DRESS WELL

MONO

ZEBRA KATZ

WARSZAWA Hybrydy

WARSZAWA Hydrozagadka

SOPOT Sfinks 700

8. FESTIWAL FILMÓW ROSYJSKICH „SPUTNIK NAD POLSKĄ”

ul. Złota 7/9 20.00 65-75 zł

ul. 11 Listopada 22 19.00 45-55 zł

al. Mamuszki 1 30-35 zł

WARSZAWA Iluzjon i Kinoteka

www.sputnikfestiwal.pl

Nie szata zdobi człowieka

Hi-Fi

Powrót do formy

Z Rosją za pan brat

Zanim białe hipsterskie r’n’b stało się jednym z gorętszych trendów lansowanych przez modne portale muzyczne, Tom Krell wydał pod szyldem How to Dress Well „Love Remains” – urzekającą mieszankę nieprzejrzystych ambientowych dźwięków połączonych z wokalem. Wydane dwa lata później, w 2012 r., „Total Loss” było dużo bardziej bezpośrednie, chociaż nadal tajemnicze. Prawdziwym wejściem w światła reflektorów okazał się jednak tegoroczny album „What Is This Heart?”. Płyta najlepiej oddaje klimat koncertów Krella, intymnych spektakli, podczas których muzyk zdaje się bardziej snuć opowieść niż po prostu trafiać w nuty. Jeśli jeszcze nie widzieliście HtDW na żywo, to koniecznie musicie się pojawić na audiencji u mistrza alternatywnego r’n’b. [croz]

Przez 15 lat swojego istnienia Mono dorobiło się statusu prawdziwego diamentu postrockowego półświatka. Japoński zespół ma na koncie osiem albumów, w tym dwa właśnie wydane: jaśniejsze w wyrazie i kultywujące piękno „The Last Dawn” oraz dużo mroczniejsze, wchodzące w drone’owe obszary „Rays of Darkness”. Oba oblicza zobaczymy na pierwszym od dwóch lat koncercie kwartetu w Warszawie. Poprzedni występ Mono wspominamy z rozrzewnieniem, był to bowiem jeden z najlepszych postrockowych koncertów, jakie dane nam było widzieć w życiu. Dodatkowym atutem jest support – mroczna awangardowa wiolonczelistka Helen Money, protegowana Steva’a Albiniego. Będzie pięknie! [croz]

Im starszym stylem jest queer rap, tym łatwiej ocenić, czy muzyka jest dobra, czy po prostu podobała nam się jej świeżość. Obecnie na scenie najlepiej radzi sobie Zebra Katz. Moment pierwszych fascynacji odszedł już w zapomnienie, a fani oczekują od gejowskich raperów dobrze napisanych tekstów i interesujących produkcji. Chociaż Ojay Morgan (tak naprawdę nazywa się artysta) nie przekazuje w swoich piosenkach głębokich prawd, to widząc go na żywo, nie będzie wam to przeszkadzało. Tym bardziej że świetnie wypada na koncertach. Będzie mrocznie, będzie seksualnie, będzie inaczej niż na wszystkich hiphopowych koncertach, na jakich byliście. Imma be there. [dup]

Sputnik już po raz ósmy przemierzy całą Polskę. Wszystko rozpocznie się od pokazów w Warszawie. Festiwal to jedyna okazja, żeby zapoznać się z tym, co aktualnie dzieje się na ekranach w kraju Tarkowskiego i Sokurowa. W ośmiu sekcjach zostanie pokazanych kilkadziesiąt filmów, zarówno nowości, jak i klasyka. Tegoroczna edycja skupiona będzie wokół twórczości Fiodora Bondarczuka, znanego głównie ze swoich kreacji aktorskich, ale też reżysera takich filmów jak „9 kompania” i „Staliningrad”. Gwoździem programu jest blok filmów poświęconych rosyjskiej fantastyce, gdzie zobaczymy prekursorskie obrazy Pawła Kłuszancewa i klasykę gatunku Andrieja Tarkowskiego. Z kolei o Grand Prix festiwalu powalczą takie filmy jak „Próba” Aleksandra Kotta, „Dureń” Jurija Bykowa czy świetny debiut Iwana I. Twierdowskiego „Klasa wyrównawcza”. [mw]

18.11 POZNAŃ Eskulap

ul. Przybyszewskiego 39 20.00 59-69 zł


KALENDARIUM

KONCERT

20.11

TRASA

KONCERT

20.11

21.11

SLASH

YELLE

KRAKÓW Kraków Arena

BASEN

ul. Konopnickiej 6a 19.30 49-59 zł

ul. Lema 7 20.00 190-290 zł

Cylinder i gitara

Francuski dotyk

Pseudonim, który znają nie tylko fani muzyki rockowej. Jeden z najsłynniejszych gitarzystów wszech czasów, filar Guns’n’Roses, współpracował również z Michaelem Jacksonem, Rayem Charlesem czy Steviem Wonderem. Achy i ochy mogłyby płynąć długo, a miejsca mamy mało. Skoro jegomościa przedstawiać nie trzeba, wspomnijmy tylko, że w tym roku wydał swoją trzecią, zbierającą świetne recenzje solową płytę, zatytułowaną „World of Fire”. W Stanach promuje ją, supportując Aerosmith, do Europy zawita jako gwiazda wieczoru. [rar]

Yelle to francuskie trio dowodzone przez wokalistkę Julie Budet. Rozgłos zyskali w 2005 r., gdy w serwisie MySpace zamieścili piosenkę „Je veux te voir”. Dotarła ona do pierwszej piątki najpopularniejszych utworów we Francji. Debiutancki album „Pop Up” ukazał się w 2007 r. i przyniósł kolejny hit „A cause des garçons”. Popularność Yelle zataczała coraz szersze kręgi także poza granicami Francji, mimo iż muzycy nagrywali wyłącznie w języku francuskim. Wydany w 2011 r. drugi krążek „Safari Disco Club” ugruntował mocną pozycję zespołu, który dzięki intensywnym trasom koncertowym (m.in. jako support Katy Perry) zyskał jeszcze większe grono fanów. Dużą popularnością cieszył się także ich remiks „Hot n’ Cold” wspomnianej artystki. Trzecia płyta Yelle zatytułowana „Complètement fou” ukazała się 30 września. W ramach jej promocji trio po raz pierwszy zawita do Polski. [matad]

MORBID ANGEL

„Covenant” z 1993 r. To jedna z najpopularniejszych płyt deathmetalowych wszech czasów, która w samych Stanach rozeszła się w nakładzie ponad 150 tys. egzemplarzy. Sorry, metalowcy, podoba wam się to czy nie, wasza muzyka też jest komercyjna! [rar]

GDAŃSK B90

ul. Doki 1 20.00 60-70 zł

Weźmiesz czarno kurę Dziwnym trafem tej jesieni pojawi się u nas cała śmietanka, a może raczej smoła, najcięższych, kanonicznych załóg death i blackmetalowych. Dopiero co grali Carcass, Entombed i Grave, ogonem zamiótł Behemoth, rykiem powalił Vader, a za chwilkę zobaczymy zgniłków z Cannibal Corpse, mroczny Mayhem i wreszcie florydzkich klasyków z Morbid Angel. Ci ostatni na koncercie wykonają w całości m.in. swój bestsellerowy album

21.11 WARSZAWA Progresja, Fort Wola 22

18.00

80-90 zł

23.11 KATOWICE Mega Club, ul. Żelazna 15

18.30

75-85 zł

FESTIWAL

21-23.11 GO*POW FESTIVAL WROCŁAW

30-50 zł www.gopowfestival.com

Zima przyjdzie wcześniej Ostatnio bałwana lepiłam na święta... wielkanocne. Jak na kraj, w którym nawet najstarsi górale mylą się w prognozach, mamy zaskakująco dużo „okołośnieżnych” wydarzeń. Pokazy filmowe, targi sprzętu czy mody pozwalają poznać ludzi, którzy żyją od sezonu do sezonu. Podczas Go*Pow okazji do rozmowy z profesjonalnymi riderami będzie sporo. W programie warsztaty zapobiegania kontuzjom, nauka smarowania i ostrzenia deski oraz część praktyczna – przygotowanie do freestyle’owych akrobacji. Ci, którzy w tym K34

temacie czują się pewnie, mogą swoich sił spróbować na specjalnych konstrukcjach do jibbingu. Z kolei na tych, którzy wolą takie ewolucje oglądać jedynie na ekranie, czeka selekcja filmów snowboardowych. Poza tym konkursy, nagrody oraz muzyczne after party. Śniegu nie będzie. Chociaż kto wie? [ks]


LISTOPAD 2014

KONCERT

22.11

KONCERT

FESTIWAL

24.11

25.11

Kari Amirian

SAGE FRANCIS

NEXTPOP FESTIVAL

WROCŁAW Firlej

KRAKÓW Klub Studio

ul. Grabiszyńska 56 20.00 30-35 zł

ul. Budryka 4 25-30 zł 20.00

Podziemny krąg Trochę czasu minęło, od kiedy o Sage’u Francisie myśleliśmy jako o jednym z pierwszych reprezentantów tzw. undergroundowego rapu. Obok El-P i Sole’a to właśnie on był najbardziej lubianym białym raperem, który więcej miał wspólnego z poezją niż tradycyjnym hip-hopem. Nie martwcie się jednak – Sage nie poszedł ścieżką Sole’a i nie zaczął nagrywać piosenek o tym, że Google jest diabłem. Nie stał się też ulubieńcem „Vice’a” jak El-P, który nagrywa świetne płyty, ale nadal jest palantem. Sage Francis wciąż tworzy dobrze wyprodukowane i napisane mixtape’y i albumy. W Polsce jego fani będą mogli po raz pierwszy usłyszeć na żywo zarówno legendarne „Escape Artist”, jak i świeże „Blue”. Nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że na ten booking czekałem niemalże dekadę. Do zobaczenia we Wrocławiu. [kp]

Daj się zaczarować Fismolla przedstawiać nie trzeba. Utworami i głosem tego młodego muzyka z Poznania zachwyciły się już tysiące osób w kraju. I to Fismoll jest najlepszym pretekstem, by się wybrać na Nextpop Festival, który po edycji wrocławskiej w skromniejszej odsłonie zawita do Krakowa i Warszawy. Każdy, kto „At Glade” niejednokrotnie przesłuchał, doskonale wie, czego może się spodziewać. W dodatku w Warszawie Fismolla wspomoże Kari Amirian. [mw]

SOHN WARSZAWA Hybrydy

ul. Złota 7/9 20.00 59-69 zł

Electroszał Po raz kolejny będzie okazja, by na żywo podziwiać popisy angielskiego multiinstrumentalisty i producenta ukrywającego się pod pseudonimem Sohn. Artysta naprawdę nazywa się Christopher Taylor i muzyką zajmuje się od 2012 r. Już jego pierwszy singiel „The Wheel” przyniósł mu uznanie takich portali jak Pitchfork

i The Fader. Dzięki debiutanckiemu albumowi „Tremors”, który ukazał się nakładem legendarnej wytwórni 4AD, Sohn stał się jednym z najbardziej ekscytujących artystów sceny elektronicznej. [matad]

26.11 WARSZAWA Stodoła

ul. Batorego 10

KONCERT

25.11 SLEEP PARTY PEOPLE POZNAŃ Pod Minogą

ul. Nowowiejskiego 8 40 zł 20.00

Śpiące króliczki „Nie chodzi o to, by złapać króliczka, ale by gonić go”, śpiewali Skaldowie. Duńskiego zespołu Sleep Party People, którego członkowie kryją swoje facjaty za króliczymi maskami, nie będziecie musieli gonić. Wpadnie bowiem do Warszawy, aby promować swój najnowszy album „Floating”. Jest to trzecia płyta w dorobku grupy. Kiedy muzycy zaczynali, inspirowali się twórczością Davida Lyncha i Erika Satie. Porównywani są do najlepszych zespołów swojego nurtu – Sigur K35

Rós i Gus Gus. Muzyka, którą tworzą, może was zahipnotyzować i zachęcić do tańca. Słuchając jej na dobranoc, na pewno nie uśniecie jak baranki, bo te króliczki mają bardzo niespokojne dusze. [ach]

26.11 WARSZAWA Basen

ul. Konopnickiej 6 20.00 35-45 zł


KALENDARIUM

KONCERT

TARGI

26.11

28-30.11

SUBMOTION ORCHESTRA

EUROPEJSKIE TARGI MUZYCZNE „CO JEST GRANE”

KONCERT

IMPREZA

29.11

29.11

PENDERECKI/GREENWOOD

SPEEDY J

WARSZAWA Opera Narodowa

WARSZAWA 1500 m² do Wynajęcia

pl. Defilad 1

pl. Teatralny 1 19.00 28-160 zł

ul. Solec 18/20 22.00 35-45 zł

Duch legendy

Targi dla każdego

Dla trzech kompozytorów

Szybkie techno

„Ruby, My Dear” – tak nazywa się ballada Theloniousa Monka, którą jazzman nagrał dla swojej miłości Rubie. Imię na jej cześć otrzymała wokalistka zespołu Submotion Orchestra – Ruby Wood. O tym, że dziewczyna jest uzdolniona, przekonaliśmy się na jej wspólnym koncercie z Bonobo. Teraz przyjeżdża ze swoim macierzystym bandem. Siedmioro muzyków z Leeds gra zaskakującą mieszankę jazzu, soulu i dubstepu. Do tej pory grupa wydała dwie długogrające płyty, trzecia – „Alium” – ukaże się na dniach w powiązanej z wytwórnią Ninja Tune oficynie Counter. [włodek]

Gdyby targi muzyczne gazety „Co Jest Grane” określić w liczbach, byłyby to: 3/140/10 000. Trzy dni koncertów na trzech scenach, ponad 140 artystów i wystawców. A odwiedzających dużo, dużo za dużo. Im wcześniej uda ci się trafić do PKiN, tym lepiej dla ciebie i twoich nerwów. Czym później, tym gorzej. Ludzi coraz więcej, kolejki w toaletach coraz dłuższe, ulotki rozgrzebane, a cukierki na stoiskach wyjedzone. Warto jednak wystać swoje w kolejce i cierpliwie znosić przepychanki. Targi jak co roku wynagradzają wszelkie niedogodności ogromną ofertą kulturalno-detaliczną. Warsztaty, panele dyskusyjne, konferencje, koncerty – tu spotkają się ci, którzy muzykę tworzą, produkują, z niej korzystają, a przede wszystkim ci, którzy bez muzyki nie mogą żyć. Czyli my wszyscy! [ks]

To wydarzenie jest hołdem dla naszych kompozytorów: Góreckiego, Lutosławskiego i Pendereckiego. Nie będzie to jednak typowy koncert. Pod dachem Teatru Wielkiego zagoszczą wielkie nazwiska – gitarzysta zespołu Radiohead Jonny Greenwood, wokalistka Portishead Beth Gibbons i członek The National Bryce Dessner. To oni zinterpretują na nowo kompozycje klasyków. W teatrze usłyszymy prawykonanie utworu inspirowanego muzyką Lutosławskiego, III symfonię op. 36 Góreckiego (wykonaną przez Beth Gibbons i Krzysztofa Pendereckiego) oraz muzyczny dialog Pendereckiego i Jonny’ego Greenwooda, „48 Responses to Polymorphia”. Coś czuję, że to wydarzenie może zmienić wasze dotychczasowe wyobrażenie o muzyce klasycznej. [jw]

Dwie i pół dekady. Tyle czasu Speedy J dzieli się z ludźmi swoją pasją do techno. Artysta znany wcześniej z bardziej hardcore’owych brzmień odkrył minimal techno po nagraniu w 1992 r. utworu „Pullover”. Rok później jego debiut został wydany przez dwie legendarne wytwórnie Warp Records i Plus 8. Muzyka można było usłyszeć w tym roku na Audioriver, gdzie wystąpił wraz ze swoim nowym projektem i pokazał tysiącom fanów, na czym polega trueschoolowe techno. W Warszawie Speedy zagra sam – możemy się spodziewać długiego, energetycznego seta, który zapadnie wszystkim fanom 4/4 na długo w pamięć. [kp]

KRAKÓW Fabryka

ul. Zabłocie 23 20.00 49-59 zł

27.11 WARSZAWA Basen, ul. Konopnickiej 6

20.00

55-65 zł

WARSZAWA Pałac Kultury i Nauki

SPONSOR GŁÓWNY

13-14 GRUDNIA TARGI MODY

SPONSORZY

STADION NARODOWY W WARSZAWIE

PARTNERZY

PATRONI MEDIALNI

K36


AKTIVIST PO RAZ DZIESIĄTY WYBIERA NAJLEPSZYCH! POMÓŻ NAM ZDECYDOWAĆ, KTO DOSTANIE NAGRODĘ W KATEGORII: ARTYSTA

MIEJSCE

WYDARZENIE

roku 2014

roku 2014

roku 2014 według

Bar Studio (Warszawa) Plażowa (Warszawa) Lokal (Łódź) Geszeft (Katowice)

Night Marks Electric Trio PRO8L3M BOKKA Fair Weather Friends

Kubrick w Krakowie OFF Festival Pianina Grolscha Art Boom Festival

ZWYCIĘZCÓW POZNACIE 5 GRUDNIA 2014 Głosuj i wygraj głośnik Creative Airwave HD i podwójne zaproszenie na galę! Głosowanie trwa od 5 do 19 listopada 2014 r. na stronie www.aktiviast.pl/nocnemarki. PATRON HONOROWY:

PATRONI MEDIALNI:


ARTYSTA roku 2014

Głosowanie czas zacząć. Przez cały rok obserwowaliśmy bacznie wszystko, co dzieje się w mieście i poza nim. Jak co roku zażarcie i długo debatowaliśmy, komu należy się wyróżnienie. W kategoriach Mistrz Roku, Aktivista Roku, Rookie Roku oraz Moda i Dizajn zdecydowaliśmy sami. Laureatów Nocnej Marki w tych kategoriach poznacie podczas rozdania nagród. Natomiast co do Artysty, Miejsca i Wydarzenia – jak co roku – głos oddajemy wam. Pomożemy jednak podjąć decyzję – podsumowujemy ich dokonania i tłumaczymy, dlaczego to właśnie im należy się wyróżnienie. Wybierzcie swojego faworyta! Głosujemy na stronie aktivist.pl. Oprócz satysfakcji, będą nagrody!

NIGHT MARKS ELECTRIC TRIO

PRO8L3M

Recepty na sukces skupiają się zazwyczaj na dwóch elementach – talencie i pracy. Pomijają często trzeci zasadniczy składnik: pomysł, który zwykle okazuje się czynnikiem decydującym. Od czasu gdy kilka lat temu we wrocławskich Puzzlach widzieliśmy po raz pierwszy Night Marks Electric Trio, wiemy, że jego członkowie są świadomi tego trójpodziału. Klawiszowiec i wokalista Marek Pędziwiatr, basista Adam Kabaciński i beatmaker Spisek Jednego są specjalistami w swoim fachu i jak dotąd nie popadli w rutynę. W tym roku trochę namieszali na krajowej scenie. Ich pomysł – łączący elektroniczne inspiracje, hiphopową pulsację oraz elementy akustyczne i funkowo-soulowe – powstawał podczas klubowych sesji, których gośćmi byli m.in. Abradab czy Jeru the Damaja. Później przyszedł czas na EP-kę wydaną nakładem U Know Me Records, a także na festiwalowe występy, podczas których NMET odgrywał z Molestą całą płytę „Skandal”. Oprócz tego muzycy tworzyli skład koncertowy występujący z W.E.N.A., a z siostrami Przybysz pracowali nad brzmieniem ich nowego wcielenia Archeo. Za każdym razem stylowo, pewnie i kreatywnie.

„To jakaś hipsterska zajawka”, powiedział koleżka prawilniak, gdy odpalaliśmy PRO8L3M. Posłuchał jednak i wsiąkł. „Nie, to nie dla mnie. Nie lubię polskiego rapu”, broniła się kumpela, która oprócz elektronicznej awangardy ceni sobie tylko amerykański underground. Posłuchała jednak i wsiąkła. „No i co w tym będzie takiego innego? Znów gadka z podwórka ze skrzypcami w tle”, zarzekał się nieco zgredziały znajomek-panczur. Wsiąkł szybciej niż tamta dwójka. Z projektem powołanym do życia przez Oskara i Steeza jest bowiem ten problem, że gdy dacie mu jedną choćby szansę, to trudno będzie wam się wyrwać z jego objęć. Trudno też nabyć któryś z krążków duetu, bo i zeszłoroczna EPka, i tegoroczny mikstape rozeszły się na pniu. Od czego jednak mamy internet? Warto posłuchać ciętych, dosadnych wersów rapera i na wskroś nowoczesnych podkładów zbudowanych z sampli z polskiej ejtisowej muzyki rozrywkowej. Zanim więc za kilka miesięcy wyjdzie długogrający debiut składu, warto sprawdzić, jak muzycy radzą sobie na żywo. A jest trochę okazji ku temu – można np. obejrzeć tegoroczny mockument Jana Holoubka „Pocztówki z Republiki Absurdu” lub wybrać się na jeden z koncertów. Na równie rozległej co różnorodnej krajowej scenie hiphopowej A.D. 2014 PRO8L3M jest dowodem na to, że prawdziwy indywidualizm i siła drzemią w podziemiu.

BOKKA Czujemy się po części rodzicami sukcesu tego enigmatycznego tria. Bokka swój sceniczny debiut zaliczyła bowiem na zeszłorocznym rozdaniu Nocnych Marek. Zasłonięci białą płachtą, skryci za maskami, wciąż pilnie strzegą swojej tożsamości, która powoli staje się tajemnicą poliszynela. Nie zmienia to jednak faktu, że ich muzyka, nasycona skandynawską świeżością, wciąż do nas przemawia. Przez ten niespełna rok BOKKA wyrosła, wydała na świat własne potomstwo w postaci świetnie przyjętego albumu i była ozdobą niemal wszystkich ważnych krajowych festiwali. Rozpiera nas duma!

FAIR WEATHER FRIENDS Polacy pokochali electro pop. My wprawdzie przyglądamy się temu trendowi z nieufnością, ale w przypadku Fair Weather Friends nie mamy wątpliwości. Dynamiczne, wielowymiarowe podkłady, charakterystyczny wokal Michała Maślaka oraz umiejętne łączenie inspiracji czerpanych z twórczości M83, Friendly Fires czy brytyjskiej sceny klubowej. Ich debiutancki album „Hurricane Days” jest wspaniałym prognostykiem, ale zespół należy docenić przede wszystkim za świetne, wszechstronnie dopracowane występy na żywo.


DAJ GŁOS, WYGRAJ GŁOŚNIK

MIEJSCE roku 2014

BAR STUDIO (Warszawa)

LOKAL (Łódź)

Ręki nie damy sobie uciąć, ale jesteśmy prawie pewni, że kiedy otwierał się Bar Studio – młodszy brat Chłodnej 25 (albo raczej jej reinkarnacja) – to ojciec obydwu lokali Grzegorz Lewandowski zarzekał się, że teraz to już tylko wódka. I chyba nawet przez chwilę udało mu się zajeść głód kultury hummusem i gravlaksem. Na szczęście ta dieta szybko mu się znudziła – Studio w kilka miesięcy przeniosło się z kuchni do salonu. I od razu ruszyło z debatami, wernisażami, targami, koncertami i dyskotekami. W dobrym, starym chłodnym stylu. Różnica tylko taka, że w Studiu do kultury dostaje się dobre jedzenie, a nie tosty, więc głowa syta i brzuch cały. Podziwiamy Studio za determinację w organizowaniu rozmów poza mainstreamem, zazdrościmy mu przestrzeni, która choć nie wymiata akustycznie, to idealnie nadaje się na letnie koncertowe bifory i aftery, i co najważniejsze, kibicujemy wszystkim działaniom, w których kasa się nie zgadza.

Poznaliśmy ostatnio gościa, który większość swojego życia spędził w Detroit i nie ma zamiaru nigdy wracać do tego miasta. Powiedział nam, że porównywanie Łodzi do zarządzanej komisarycznie upadłej metropolii jest bardzo nie na miejscu. I trudno się z nim nie zgodzić, gdy w ciepły letni wieczór siedziało się na podwórku Lokalu. W otoczeniu pofabrycznych budynków, podczas setów Jacka Sienkiewicza i RSS B0YS-ów, głowę zaprząta bowiem jedynie wybór kolejnego piwa, a nie problemy, z jakimi boryka się ziemia – dawno już nie – obiecana. Znajdujący się w pasażu Schillera, otwarty w tym roku Lokal łączy w sobie funkcje restauracji, galerii i sali koncertowej. Noga królika nadziewana musem z kurczaka i wątróbki była pyszna, odbywająca się w ramach Fotofestiwalu wystawa Pascala Kerouche’a świetnie sprawdziła się w użytkowym, miejskim wnętrzu, a LDZ Music Festival doczekał się w tym roku prawdziwej przestrzeni klubowej. Ponadto występy, wernisaże, warsztaty, zmiany w menu i rozbudowa arsenału browarniczego. Od początku kipią pomysłami i zapałem, a nam – po raz pierwszy w życiu – zdarza się zatęsknić za Łodzią.

Wybierz swoją Nocną Markę, zagłosuj i swój głos uzasadnij. Sześć najciekawszych, najzabawniejszych albo po prostu najlepszych nagrodzimy podwójnym zaproszeniem na galę Nocnych Marek i głośnikami Creative Airwave HD. Bezprzewodowy, stylowy, a przy tym niewielki głośnik gra, gdzie mu zagramy. Z komputerem, tabletem czy telefonem łączy się za pomocą bluetootha, a potem gra do upadłego, czyli nawet siedem godzin bez przerwy. Można z nim rozkręcić dobrą imprezę w plenerze albo zapomnieć się na wakacjach. O ile tylko nie zapomni się zagłosować w naszym plebiscycie.

PLAŻOWA (Warszawa) Już od kilku lat w sezonie wiosenno-letnim na brzegi Wisły tłumnie wylewają się uciekający od betonu warszawiacy. W tym roku miejscem, które najmocniej zaznaczyło się na nadwiślańskim imprezowym szlaku, była bez wątpienia Plażowa. Powstawanie pawilonu, w którym mieści się kawiarnia, z wypiekami na twarzy obserwowała cała Warszawa. Za plażowanie wzięli się znani warszawscy promotorzy i od początku mieli pod górkę. Każdy miał coś do powiedzenia (przeważnie krytycznego, bo przecież na kulturze, klubowym biznesie i architekturze znają się w tym mieście wszyscy), a że sprawa miała też kontekst polityczny (w końcu chodzi tu o słynny „kibel za pięć milionów”), poprzeczka już na starcie zawisła bardzo wysoko. Włodarze Plażowej za cel postawili sobie przedefiniowanie konceptu typowej nadwiślańskiej miejscówki. Poza piwem w plastiku i imprezami z didżejem zaproponowali też inne atrakcje. Do Plażowej chodziliśmy więc nie tylko na imprezy i koncerty, ale też na niezliczone spotkania, warsztaty i debaty. Było sportowo, miejsko, imprezowo, ale też trochę festiwalowo.

GESZEFT (Katowice) Hipsterom na Śląsku jest trochę łatwiej. Tam wszystko pokryte jest stylową czarną sadzą, a dzieciaki „od bajtla” zamiast w piaskownicy bawią się na hałdzie węgla. Tak to przynajmniej wygląda na internetowych memach. Za to w realu w sercu Katowic stanął Geszeft (co po śląsku oznacza tyle co szwindel), sklep, w którym czekają na was nie tylko czarne ubrania ze śląską metką. Poza tym kupicie tu koszulki z kopalnianymi szybami i czerwoną cegłą familoków, biżuterię inspirowaną architekturą starego dworca Katowice i książki, z których Hanysy i nie-Hanysy poznają „śląską godke”. Sklep, za powstaniem którego stoi Dominik Tokarski (jego Kato Bar gromadzi katowiczan przy czymś mocniejszym niż porcelana), to nie tylko „Śląsk na pokaz”. Niewielki multibrandowy Geszeft przede wszystkim jednoczy i promuje rodzime marki. Ich wspólne działania to rzecz godna naśladowania w każdym mieście. Cała Polska w cieniu Śląska.

Regulamin głosowania dostępny jest w siedzibie redakcji „Aktivista” przy ul. Elbląskiej 15/17 w Warszawie oraz na www.aktivist.pl/nocnemarki.

GŁOSUJCIE NA:

aktivist.pl/nocnemarki


WYDARZENIE roku 2014 według

KUBRICK W KRAKOWIE

PIANINA NA ULICACH

Mistrz wszech czasów, perfekcjonista, reżyser totalny. Chyba każdy jego film wciąż ożywia fora poświęcone teoriom spiskowym. Wszyscy fani kina kojarzą przerażające bliźniaczki z „Lśnienia”, bal maskowy z „Oczu szeroko zamkniętych” czy morze świec z „Barry΄ego Lyndona”. Krakowska wystawa poświęcona brytyjskiemu geniuszowi była chyba pierwszą inicjatywą, która pozwoliła zajrzeć za kulisy powstawania jego dzieł. Ponad tysiąc eksponatów – wśród nich filmowe rekwizyty, scenariusze i unikatowe zdjęcia – przyciągnęło do Krakowa tysiące kinomanów z całego kraju. Wystawa żyła też wydarzeniami towarzyszącymi. Każdego miesiąca odbywały się specjalne projekcje, dyskusje i warsztaty, dzięki którym kubrickomania dotarła do takich miast jak Gliwice czy Warszawa. Szkoda tylko, że ciągle nie wiemy, jak naprawdę było z tym lądowaniem na Księżycu!

Zazwyczaj komercyjne akcje związane z miejscami publicznymi kończą się na brutalnej, bezsensownej ingerencji. Zamiast współgrania, jest zagłuszanie. Akcja Pianina Miejskie Grolscha jest tu podziwu godnym wyjątkiem. Na warszawskich i wrocławskich ulicach stanęły bowiem ozdobione przez artystów pianina, które nie tylko świetnie wyglądały, lecz także brzmiały. I to nie reklamowym jingle΄em, ale tym, co w duszach akurat grało mijającym je ludziom. Jedni mijali je z zaciekawieniem, inni dali się ponieść i improwizowali, gromadząc wokół siebie grupę słuchaczy. Każdy mógł popisać się znajomością Mozarta albo po prostu ponaciskać klawisze i mieć z tego frajdę. Oprócz nas, zwykłych mieszczuchów, w akcję zaangażowali się także znani artyści. A pianina żyły sobie z miastem w symbiozie, ożywiając swój kawałek miejskiej podłogi.

OFF FESTIVAL

ARTBOOM FESTIVAL

Trudno streścić wszystkie wspaniałości, jakie miał do zaoferowania w tym roku jak zwykle eklektyczny i bogaty w niezapomniane wrażenia OFF Festival. W ciągu trzech dni w malowniczej Dolinie Trzech Stawów mogliśmy nie tylko leżeć na trawie i oglądać lądujące awionetki, lecz także powzruszać się przy Belle & Sebastian i Slowdive, popogować przy Deafheaven i szaleć na The Jesus & Mary Chain. Albo tańczyć do muzyki afrykańskiej orkiestry lub piwnicznego, brutalnego techno. A jeśli ktoś miał dość, potrzebował złapać oddech albo napić się piwa, to mógł zasiąść – także przy pianinie – w świetnie przygotowanej strefie Grolscha i samemu zagrać, co mu się podoba.

Pomóc odżyć Nowej Hucie, a nam pozwolić lepiej ją poznać i docenić – taki cel postawili sobie organizatorzy tegorocznej edycji Grolsch ArtBoom. Od sześciu lat festiwal odbywa się w różnych częściach Krakowa, skłaniając mieszkańców i turystów do refleksji nad miastem. Tak było również w tym roku. Dzięki temu festiwalowi szara rzeczywistość Nowej Huty nabrała nowych barw – zobaczyliśmy ciekawą architekturę, prężnie działające instytucje kulturalne (m.in. teatr Łaźnia Nowa) i kawał historii. ArtBoom wspierał zarówno polską, jak i zagraniczną sztukę. Swoje prace zaprezentowali m.in. Paulina Orłowska, Monica Bonvicini czy Marta Deskur. Postindustrialna przestrzeń Nowej Huty tętniła życiem, a festiwal stał się inspirującym punktem wyjścia do innych działań artystycznych.


Zdjęcia prezentowane na wystawie: Rubén Duro (ASA) / CCiTUB (Uniwersytet Barceloński)

Larwa jętki

Zobaczyć niewidoczne

Nowa wystawa od 5.11.2014 Organizatorzy CNK

Partnerzy Wspierający CNK

Patroni medialni wystawy Mikroświat

Koncepcja, projekt i produkcja wystawy

Partner Strategiczny CNK


AKTIVIST

MAGAZYN KUCHNIA

7

2

Czaju czar

1

3

4

6 5

Jeśli listopad, to przebieranki i pytanie „cukierek czy psikus?”. Co prawda halloweenowe zwyczaje nie są jeszcze na tyle popularne w Polsce, żeby trzeba było zaopatrywać się w zapas słodyczy, ale samemu też można zrobić sobie psikus i kupić zabawne łakocie. Ślazowe cukierki Kopalnioki (1) o ziołowym smaku, z wyczuwalną nutą anyżu to coś dla dorosłych słodyczożerców, dzieciom na pewno przypadną do gustu „straszne” czekoladowe lizaki (2) z Marksa & Spencera, a wszyscy sentymentalni koniecznie muszą zaopatrzyć się w „cudo nowe z masy kakaowej”, czyli kultowy batonik Koukou Roukou (3). Słodycze spokojnie można przechowywać w papierowym worku (4), który dostaniemy na stronie makutra.com. Podpis na worze wedle fantazji. Tej nie brakuje łyżce do miodu (5) projektu Miriam Mirri. Tym, którym w listopadzie wcale nie jest słodko, proponujemy domowy smalec od Fimaro (6) z pieczarkami i boczkiem, z oliwkami, kaparami i pomidorami albo ze śliwką. W ramach eksperymentu i psikusa można zaserwować go z domowym i bezglutenowym makaronem z Toskanii (7). Obowiązkowo trzeba kupić książkę kucharską (8) Marty Dymek z Jadłonomii. Wypasioną i wegańską.

Podobno piło się ją już w XIX wieku w Rosji, podobno w Chinach jest nazywana „nieśmiertelną herbatą”, podobno ma lecznicze właściwości. To jednak wszystko opowieści i domniemania. Faktem jest, że Nowy Jork oszalał na jej punkcie. Kombucha (czyt. kombucza) to nic innego, jak sfermentowana herbata. Zielona albo czarna, często ze smakowymi dodatkami. Może być więc imbirowa, truskawkowa, malinowa czy nawet miętowa. Bazę tworzy tu lekko gazowany, kwaśny napój, który zawiera kultury bakterii o wdzięcznej nazwie SCOBY. Wpływają one na dobre trawienie, oczyszczają organizm z toksyn i pozwalają przetrwać największego kaca. Smak kombuchy niewiele ma wspólnego ani z herbatą, ani z czymkolwiek, co piłam do tej pory. Trochę kwaśny, bardzo orzeźwiający, a przy tym „gazowany” jak nasz kefir. Trudno pokochać go od pierwszego łyku, ale po zapoznaniu się z długą listą właściwości tego napoju wchodzi on o wiele łatwiej, a nawet smakuje. Zresztą musi. Pije go przecież cały Nowy Jork.

PROMO

Box w dom, cud w dom Jest na świecie kilka rzeczy, których nie można zrobić sobie samemu. Chociażby niespodzianki. Albo śniadania do łóżka. W końcu cała zabawa polega na tym, żeby ktoś je dla nas przygotował i nam podał. Cud Miód Box może wszystkich problemów samotności nie rozwiąże, ale sporo z nich osłodzi. Koncepcja jest prosta. Na stronie www.cudmiodbox.pl wykupujemy abonament – miesięczny, trzymiesięczny lub półroczny, a potem cieszymy się z niespodzianki, która dostarczana jest pod nasze drzwi.

Mały podróżnik w Warsie Dziesiątego dnia każdego miesiąca w progu zastaniemy skrzyneczkę pełną smakołyków. Ekologicznych, lokalnych i pysznych. Za każdym razem też innych, więc o nudzie nie może być mowy. Firma stacjonuje w Poznaniu, ale obiecuje, że swoje cudowne boksy jest gotowa dostarczyć na drugi koniec Polski. Bardzo nam się ten pomysł podoba. Nie dość, że można poznać lokalne marki, to jeszcze spróbować smaków, na które nie zawsze starczało nam odwagi. Cuda, jak widać, się zdarzają. Nawet samotnym. A42

Dla dziecka każda podróż jest inspirującym odkryciem. Widok za oknem, dźwięk pociągu, kolory i nowe wrażenia. To w podróży uczy się poznawać świat. Dlatego właśnie w trosce o komfort podróży wszystkich młodych podróżników Wars dba o jakość i wartości odżywcze menu opracowanego specjalnie dla najmłodszych. Serwuje ulubione dania dzieci w zdrowych, pełnowartościowych wersjach. Dzięki temu wspólne podróże nabierają smaku. Wars wita młodych podróżników!


Z listopadowego letargu budzi cię dźwięk esemesa. Znajomi chcą zorganizować wspólne gotowanie przed festiwalowymi ostatkami w tym roku. Z pustymi rękami przyjść nie wypada, trzeba kupić to i owo, najlepiej nie sięgając głęboko do kieszeni, bo przecież niedługo świąteczny maraton. Luz, wejdź na stronę porównywarki cen artykułów spożywczych Alleceny. Tu kończą się twoje zakupowe dylematy.

Po pierwsze: porównuj ceny W sklepach można dziś zwariować. Z głośników leci męcząca muzyka, promocje z podwójnymi lub potrójnymi opakowaniami na każdym kroku mieszają w głowie, a kuszące oferty przy kasach burzą cały plan zakupów. Szkoda na to czasu, lepiej od razu wejść na stronę porównywarki alleceny.pl i jednym kliknięciem wyszukać aktualne promocje w wielu sklepach internetowych i stacjonarnych. Jak to działa? W Alleceny wystarczy wybrać kategorie i stworzyć własną listę zakupów. Porównywarka wyświetli ceny produktów w sklepach internetowych i stacjonarnych, zaproponuje najbardziej korzystną ofertę i umożliwi złożenie zamówienia. Korzyści? Nawet kilkaset złotych miesięcznie więcej w portfelu!

Po drugie: lista zakupów to podstawa

NOWE TRENDY

Zakupy spożywcze w stylu

Materiał promocyjny

smart

Jakie czasy, takie zakupy. Nastała moda na szybkie internety, smart shopping i porównywarki cen, bo przecież nie można wiecznie żyć po studencku. Dlatego lepiej trzymaj rękę na pulsie i jak najszybciej naucz się sprytnie wydawać. Poniżej kilka podstawowych zasad, dzięki którym przed słowem „zakupy” z dumą dodasz słowo „smart”.

No dobrze, nie musisz już stać w długim wężyku do kasy z naręczem zakupów. Pora na zakupy w sieci. Porównywarka alleceny.pl zapamiętuje listę zakupów, dzięki czemu możemy wrócić do niej w dowolnej chwili, co może być przydatne w powtarzalnych zakupach tygodniowych. Jak sporządzić dobrą listę zakupów? Najlepiej wcześniej rozpisać jadłospis z uwzględnieniem potrzeb wszystkich domowników na cały tydzień. Wspólne gotowanie najlepiej więc poprzedzić wspólnymi zakupami i wypisaniem niezbędnych składników.

Po trzecie: nie bądź gapą, łap okazje! Zostaw na chwilę fejsa i przejrzyj aktualne promocje – być może któraś z nich będzie inspiracją do kuchennego szaleństwa. Na stronie porównywarki Alleceny.pl możemy na bieżąco śledzić promocje w największych sieciach handlowych w całym kraju. Każdego dnia znajdziesz tu coś nowego, czym możesz podzielić się ze znajomymi. Warto dać komuś cynk o przecenie lub ciekawej zniżce – dzięki temu nie tylko tobie łatwiej będzie z codziennymi zakupami spożywczymi.

Po czwarte: ogarnij budżet Jeśli często powtarzasz, że kasa się ciebie nie trzyma, to znak, że twój budżet jest rozpuszczony jak yorkshire terrier starszej pani. Dość tego! Oblicz swoje łączne dochody. Podziel je na te stałe i nieregularne, aby precyzyjnie określić ilość pieniędzy, jaką możesz w każdym miesiącu wydać. Od dochodów najpierw odejmij wszystkie miesięczne zobowiązania. Z tego, co zostanie, wyznacz miesięczny budżet na zakupy i podziel go na cztery. W ten sposób wyznaczysz sobie tygodniową granicę wydatków. I w tym przypadku pomocna będzie porównywarka. Dzięki niej szybko sprawdzisz, na co możesz sobie pozwolić w każdym miesiącu, by zakupy nie przekraczały ustalonego limitu. A43


AKTIVIST

MAGAZYN MODA

KLASYK • RYBAK • SEN

1

4 4 Jak pościelesz, tak się wyśpisz. Zasypiając więc w czymś ładnym, masz szanse obudzić się atrakcyjniejsza. A na pewno w lepszym humorze. Piżamy Lunaby

1 Wegańskie. Lokalne. Ręcznie robione.

zaprojektowane przez Joannę Glogazę

To tłumaczy cenę. Akcesoria marki

sprawią, że twoje sny staną się miększe,

Thisispaper to koronkowa robota. Nawet

wykwintniejsze i słodsze. W końcu inspiracją

metki tu się robi ręcznie. I dobrze, bo dzięki

dla kolekcji były gwiazdy lat 60. A z nimi

temu dostajemy do rąk produkt jedyny

każdy chciałby się przespać.

w swoim rodzaju i do tego wyjątkowo piękny. Szkoda tylko, że nosi się to cudo na plecach. Za często sobie na nie nie popatrzymy.

2 Prosto Klasyk to konkretne ciuchy dla konkretnych ludzi. Tu nie ma owijania w bawełnę, liczy się prosty przekaz. Taka właśnie jest nowa sesja zdjęciowa, którą

KONKURS Chcesz wygrać ciuchy PROSTO? Zaglądaj na aktivist.pl

Prosto zrobiło wraz ze Stylem Warszawskim w czeskiej Pradze. Dobre ciuchy bronią się bez Photoshopa. Wystarczyły aparat, klisza

2

i wprawne oko Ludwika Lisa. Ciuchy z nowej kolekcji kupicie na www.prosto.pl.

3 Szczęśliwi ludzie w szczęśliwych skarpetkach. I majtkach. Szwedzka marka Happy Socks podbija świat. Najpierw David LaChapelle, teraz Polska. Autorem sesji Happy Socks jest Max Zieliński. Piękne foty i piękne skarpety.

6

5 5 Piękne przedmioty mają piękne historie. Nie inaczej było z Córką Rybaka – zanim

6 Moda i pogoda nie są najbliższymi

projektantka zaczęła robić oczka, przejrzała się w oczach pewnego włoskiego rybaka, który

przyjaciółkami. W sumie poza faktem, że

na głowie miał charakterystyczną czerwoną czapeczkę z pomponikiem. Czapkę, z którą od

kolekcje mają w nazwie pory roku, niewiele

czasu wypadku na morzu się nie rozstaje i którą zrobiła dla niego żona. Historia Ziu Paolo

więcej je łączy. Dotyczy to zwłaszcza butów.

była tak inspirująca dla Moniki Kucel, że po powrocie do Warszawy dziewczyna chwyciła za

Stylowe znaczy do taksówki. Na ulice nadają

druty i zrobiła czapkę. Od tej pory co roku robi limitowaną edycję 60 czapek z peruwiańskiej

się tylko kalosze, wielkie Emu albo trapery.

wełny. Kolory są unikatowe, bo co roku inne. Wiatr znad morza już nam niestraszny.

Na szczęście powstała polska marka Fanatik, która rozumie, że my nie paryżanki i przez śniegi w kraju brniemy. Te buty są i stylowe, i ocieplane.

3 A44


PIERWSZY MILION TRZEBA WYPIĆ Okrągłe liczby to zawsze dobry powód do świętowania. W tym miesiącu wznosimy toast za Metaxę, która właśnie ogłosiła, że w Polsce w ciągu roku sprzedało się już milion butelek tego wysokiej jakości trunku. Otwieramy zatem 100 000 001! Metaxa podbiła serca polskich

konsumentów. Milion butelek to wyjątkowy sukces sprzedażowy: Polska to – po Grecji i Niemczech – największy rynek Metaxy na świecie. Marka swój sukces zawdzięcza m.in. unikatowemu smakowi, który jest prawdopodobnie najłagodniejszym smakiem wśród trunków typu brown spirit. Zawdzięcza to starannie zbilansowanej kompozycji składników, której sekretu strzeże Mistrz Metaxy – Costas Raptis, jedyna osoba na świecie znająca recepturę trunku. Podczas spotkania, zorganizowanego z okazji

sprzedaży miliona butelek, Costas Raptis, będący już piątym strażnikiem smaku Metaxy, przyjechał do Polski, aby wraz z zaproszonymi gośćmi wznieść toast za sukces marki. Najłagodniejszy brown spirit pod słońcem pochodzi z Grecji. Jego receptura została opracowana w 1888 r. przez Spyrosa Metaxę. Składniki, które nadają alkoholowi

rozpoznawany na całym świecie smak, to przede wszystkim destylaty

winne oraz najlepszej jakości wino typu Muscat, połączone z sekretnym zestawem

śródziemnomorskich ziół, wśród których znaleźć można też macerat z płatków róż. Co minutę na świecie wznoszonych jest aż tysiąc toastów Metaxą. Jednak to ostatnie toasty – wzniesione w Polsce – były szczególnie ważne dla tej dynamicznie rozwijającej się marki z ponad 125-letnią historią. Ten modny trunek zdobywa ogromną popularność zwłaszcza wśród ludzi młodych, którzy mają coraz większe wymagania smakowe: ośmiu na dziesięciu konsumentów sięga po Metaxę właśnie z powodu delikatnego smaku.


Materiał promocyjny

SELEKCJA SPECJALNA Wybić się w świecie mody nie jest łatwo. Szczególnie gdy młodych zdolnych z roku na roku przybywa. Marki Martini i HUSH Warsaw postanowiły pomóc najzdolniejszym projektantom i zorganizowały konkurs, którego celem jest spełnienie modowego pragnienia – własnego profesjonalnego pokazu mody. Wy też możecie pomóc. Są zdolne, silne i utalentowane. Łączy je upór i konsekwencja w realizowaniu marzeń. Marki HUSH Warsaw i Martini wybrały pięć indywidualistek: Joannę Hawrot, Luizę Jacob, Małgorzatę Sobiczewska, Olę Waś i Kingę Kowalewską. Wszystkie marzą o pokazaniu swojej wiosenno-letniej kolekcji na profesjonalnym pokazie mody w lutym, który jest zwieńczeniem konkursu HUSH Selected 2014 w kategorii Projektant Roku #BEGINDESIRE. Zwycięzcę wybiorą internauci. Od 6 listopada do 12 grudnia za pośrednictwem strony internetowej

www.hushselected.com można oceniać kandydatki na podstawie wideoklipów, w których występują. 13 grudnia podczas uroczystej gali finałowej poznamy projektantkę, która dogoni swoje pragnienie. Nagrody czekają również na głosujących. 50 osób, które dodatkowo uzasadnią swoją wypowiedź otrzyma zaproszenie na uroczystość wręczenia nagród i na finałowy pokaz mody w lutym 2015 r. Dodatkową nagrodą będzie... niespodzianka od marki Martini, która jest głównym sponsorem odbywających się 13 i 14 grudnia na Stadionie Narodowym targów mody HUSH Warsaw.


MAŁGORZATA SOBICZEWSKA

Tworzy markę est by eS. Jej kolekcje z pewnością docenią romantyczki. Nie umknie jej żaden detal – to właśnie dbałość o szczegóły, obok krawiectwa rodem z najlepszych domów mody, wyróżnia styl Sobiczewskiej. Z pozoru proste w formie spódnice, płaszcze, koszule i sukienki zwracają uwagę niebanalnym przecięciem, drapowaniem albo fakturą. Ubrania est by eS są idealne do noszenia na co dzień, ale powiedzieć o nich, że są praktyczne, to zdecydowanie za mało!

KINGA KOWALEWSKA

Dwie szatynki, które tworzą białą klasykę ze szczyptą kolorowej odwagi. Podstawą ich marki Puch jest koszula, na temat której tworzą liczne wariacje: klasyczne, wieczorowe, a także sportowe. Ich projekty czasem mają lekko wydłużony tył, innym razem uszyte są z kilku materiałów o minimalnie różnych fakturach. Końcowy efekt balansuje między minimalizmem a stylem romantyczki, która lubi podkreślić swoją kobiecość.

JOANNA HAWROT

Dla niej moda to sztuka i zgodnie z tą ideą projektuje swoje kolekcje. Jej ubrania to coś dla pewnych siebie modowych nonkomformistek. Joanna nie rezygnuje z krawiectwa luksusowego, nawet jeśli projektuje „dla ulicy”. Na co dzień pracuje w Krakowie, ale jej ubrania można kupić w butikach on-line w najważniejszych stolicach mody.

LUIZA JACOB

Trudno przegapić ją w tłumie. Odważne projektuje i odważnie się nosi. Przykuwające uwagę wzory, które są znakiem charakterystycznym marki Dream Nation, wprowadzają mocny akcent na szarych ulicach. Wszystkie kolekcje, szyte z bawełny organicznej, dostępne są już w dziewięciu krajach – wiszą obok takich marek jak KTZ, Lazy Oaf czy Joyrich. Luiza Jacob nie śledzi mainstreamowych fashion weeków, nie bywa na salonach. Trochę odstaje i najwyraźniej dobrze jej z tym.

OLA WAŚ

Główna turbina Wearso. Konsekwentnie od kilku sezonów kroi proste formy, często w kolorach black&white, choć nie boi się też mocnych, monochromatycznych zestawień. Stawia na bawełnę organiczną, która zapewnia komfort i długotrwałe użytkowanie. Projekty powstające w jej pracowni możesz nosić niezależnie od pory roku i dnia – wszystko zależy od interpretacji.

GŁOSUJ NA www.hushselected.com


MASZAP

MUZYKA FILM KSIĄŻKA KOMIKS

MASZAP LISTOPAD

MUZYKA

Flying Lotus „You’re Dead!” Warp

RZECZ

Dzienna dawka Typodarium to tajna broń przeciwko typonomii – typograficznej monotonii, martwicy czcionek, literniczej epidemii, której najcięższe stadium nazywa się Comic Sans. Typodarium to oldschoolowy ścienny kalendarz kartkowy: kolejny dzień – kolejna kartka – kolejna czcionka. 365 czcionek. Trzysta sześćdziesiąt pięć. Każda inna, każda piękna. Wieszamy i się jaramy. Do kupienia na www.slanted.de. [wiech]

Free beat Gdy za sprawą swojego drugiego albumu „Los Angeles” – do dziś bodajże najbardziej wizjonerskiego – Flying Lotus przedzierał się do świadomości szerszego kręgu słuchaczy, dziennikarze co rusz przywoływali fakt, że jest on krewnym Alice Coltrane. Muzycznych oddźwięków tej więzi trudno doszukiwać się w jego ówczesnych rozklekotanych, posthiphopowych produkcjach, ale nie pozostała ona bez wpływu na drogę twórczą, jaką obrał Steven Ellison. Podsycane łaknieniem transcendencji, freejazzowe fascynacje praciotki Kalifornijczyka znalazły swoje odbicie w „You’re Dead!” – 40-minutowej suicie, której tematem przewodnim jest śmierć. Nie chodzi tu jednak o tabuizowany przez współczesną kulturę kres egzystencji biologicznej, ale o uwalniający z okowów ciała nowy początek, niezależność totalną. Papież sceny bitowej, wspierany przez zastępy instrumentalistów i wokalistów (wymienić wystarczy Herbiego Hancocka i Snoop Dogga), odnalazł w swojej wizji snu wiecznego autonomię i dźwiękowe spoiwo, które połączy przeszłość z przyszłością. Improwizacyjna dezynwoltura przeziera przez piosenkowe formy, a elektroakustyczna, (poli)rytmiczna struktura jest tłem dla – tak bliskich wspomnianej Alice Coltrane – tonów należących do porządku nie muzycznego, lecz mistycznego. W tym właśnie metafizycznym aspekcie tkwi siła płyty, której lejtmotyw przestraszył Pharrella Williamsa na tyle, że muzyk nie przyjął zaproszenia do studia. Współczesna kultura bowiem nie boi się śmierci jako takiej; boi się tego, że za jej progiem znajdują się już tylko rzeczy, których nie można sprzedać ani kupić. [Filip Kalinowski]

M48


LISTOPAD 2014

FILM

MUZYKA

Muchy „Karma Market” Universal Music Polska

„Mapy gwiazd” („Maps of the Stars”) reż. David Cronenberg

Dalej

Planetarium

„Karma Market”, czyli wszystko jest na sprzedaż. Na szczęście tej pokusie nie uległy Muchy, jeden z najlepszych polskich zespołów (wciąż jeszcze) młodego pokolenia, który od dziesięciu już lat robi swoje i robi to coraz lepiej. Zapowiadający nowy album singiel „Bliżej” wzbudził we mnie obawy, że może Muchy mają już dość robienia dobrej muzyki i też chcą się w końcu obkupić. Na szczęście zamiast zrobić krok w stronę juwenaliów, formacja zrobiła dwa kroki w dorosłość i wydała najdojrzalszą płytę w swojej karierze. Muchy kocham, obiektywna więc pewnie nie jestem, choć próbuję. Kocham za teksty, za muzykę i – chyba najbardziej – za głos Michała Wiraszki, który przez te lata przeszedł długą drogę od maniery (którą też kochałam) do maestrii. Wiraszko nie pręży już swoich głosowych muskułów, nie szarżuje nonszalancją – bo nie musi. Wystarczy subtelna zmiana akcentu, artykulacyjny pietyzm – i gra zrobiona. Nic więcej mi nie trzeba, choć na „Karma Market” dużo więcej jest. [Olga Wiechnik]

David Cronenberg nie jest dobrym kartografem. Korzystając z jego „Mapy gwiazd”, nie poznamy zbyt wielu sekretów hollywoodzkich gwiazdorów. Jeśli jednak zdecydujemy się na eksplorowanie tego filmu na własną rękę, możemy natknąć się na godne uwagi elementy. Ale najpierw trzeba się odciąć od tego, co mówią inni. Jak np. producenci tego filmu, dla których „Mapy gwiazd” są komiczną satyrą na Hollywood. Gatunkowo – może nawet i są, ale cóż z tego, skoro jej ostrze jest tępe. Cronenberg powtarza to, co już słyszeliśmy wielokrotnie, nie opatrując tych słów nowym komentarzem ani w żaden sposób ich nie weryfikując. Dla niego bogacze z Beverly Hills to niezbyt lotni ekscentrycy, którym moralność i sumienie wycięto na porodówce. Przy tym nie wylewają za kołnierz, lubią przypudrować nosek i puścić się to z chłopakiem przyjaciółki, to z reżyserem, który ma do obsadzenia ciekawą rolę. Te uproszczenia są u twórcy „Muchy” cokolwiek zastanawiające. Wynagradza je jednak świetne

KSIĄŻKA

aktorstwo. Popisowo wypada zwłaszcza Julianne Moore, zręcznie przechodząca od nawiedzonej paranoiczki do pełnej cynizmu i zawiści egoistki. Świetnie wyszły sceny, w których aktorka odsłania swoje pragnienia: kontaktu z drugim człowiekiem i zrekompensowania sobie zniszczonego dzieciństwa. Ale widz od początku wie, że postać, w którą Moore się wciela, to jedynie mistyfikacja. W rzeczywistości jest przecież oziębłą, cyniczną i pewną siebie manipulatorką, wiedzącą, jak modelować twarz, żeby ugrać nią najwięcej. Wie, kiedy płakać, a kiedy bezdusznie się zaśmiać. Od początku nie mamy wątpliwości, że ta gwiazda świeci światłem odbitym. Zresztą tak samo jest z filmem Cronenberga. [Artur Zaborski] obsada: Julianne Moore, Mia Wasikowska, John Cusack, Robert Pattinson USA/Kanada 2014, 111 min Monolith Films, 7 listopada

„Narracje, estetyki, geografie. Fluxus w trzech aktach” Opracowanie zbiorowe Wydawnictwo Krytyki Politycznej

O dziwakach, dla dziwaków, przez dziwaków O dziwaków w świecie sztuki nietrudno, ale jeśli ktoś ma wątpliwości, niech wygoogluje w wyszukiwarce hasło „Fluxus”. „Muzycy bez nut, filmowcy bez kamer i malarze bez płócien” – cytat pochodzący z zapowiedzi na odwrocie książki „Narracje, estetyki, geografie...” najlepiej oddaje charakter działalności outsiderów z przełomu lat 50. i 60. Książka poświęcona najbardziej radykalnemu zjawisku w sztuce XX wieku jest pierwszą tak obszerną polskojęzyczną publikacją poświęconą temu zjawisku. Autorzy, związani z powstałą w 2009 r. grupą badawczo-artystyczną ETC, obok definicji, wywiadów, historii, esejów i bardzo wartościowych podsumowań postanoM49

wili pobawić się konwencją, wciągając czytelnika w fluxusową zabawę. Zachęcają m.in. do notowania, ile razy podczas lektury książki wykonamy poszczególne czynności: drapanie się po nosie, odganianie muchy, przerwa na Facebooka. Następnie namawiają do wyrwania kartki i zrobienia z niej kulki, którą rzucimy do celu, albo do zwinięcia kartki w trąbkę i zagrania na niej. Można też z książki zrobić domek dla zwierzątka i przysłuchiwać się, jak w nim harcuje. Zabaw nie ma końca. Jeśli komuś książka jednak się nie spodoba, może te 320 stron po prostu spalić – to też fluxusowa sztuka. Aż ciśnie się na usta: „Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy fluxus niewłaściwie stosowany zagraża twojemu życiu lub zdrowiu”. [Iza Smelczyńska]


MASZAP

MUZYKA

MUZYKA

MUZYKA

Naomi Bedford „A History of Insolence” wydanie własne

Thom Yorke „Tomorrow΄s Modern Boxes”

Weezer „Everything Will Be Alright in the End” Universal Music

Kobieta z karabinem

Zmęczony geniusz

Będzie dobrze?

Tego już nie ma, prawda? Idealistka śpiewająca o zbawieniu świata to coś, co znajdziesz już tylko w płytotece swojego starego. Dzieciaki wierzą dziś w moc sprawczą debili z Green Day i innych pajaców, którzy jedną ręką sprzedają historyjki o wytatuowanym Chrystusie, a drugą wciskają im do gęby hamburgera z środkiem przeciwwymiotnym. Tak też myślałem, odpalając trzeci krążek w dyskografii Naomi Bedford, który przyciągnął moją uwagę okładką w stylu niszowych produkcji z końca lat 70. Wojna w Ameryce Środkowej, głód w Etiopii i jeszcze nieodkryty Rodriguez. Byłem blisko. Pochodząca z Wielkiej Brytanii Naomi proponuje przegląd gitarowego folku, który większość z was pewnie kojarzy z długowłosymi Celtami. Nic bardziej mylnego! Żeby śpiewać o problemach współczesnego świata, nie potrzeba wcale darcia ryja i foodtrucka z wegeżarciem. Można przecież robić całkiem przystępne bluesowe piosenki, które choć nigdy nie trafią na listy przebojów, to przy odrobinie szczęścia znajdą się w waszym top. Takie np. „Fields of Clover” to coś, do wymyślenia czego Bono miał zbyt małe jajka, ale wy będziecie nucić ten numer do upadłego. Tak samo może być z każdym z tych 12 prostych utworów. O taką muzykę walczyłem! [Michał Kropiński]

Pisząc recenzję tej płyty, staram się na chwilę zapomnieć, że Thom Yorke sprzedawał ją na torrentach. Nie powinno mieć to żadnego wpływu na ocenę muzyki. Drugi album wokalisty Radiohead trafił do nas niespodziewanie. Osiem nowych piosenek to muzyczne przedłużenie „Eraser” – solowego debiutu sprzed niemalże dekady. Mamy tu więc delikatnie wyprodukowane bity, które można by zamienić zarówno w mroczny ambient, jak i w taneczne bangery. Dorzucamy do tego lekko zawodzący głos i miłe dla ucha aranżacje i dostajemy krążek, który jest... całkiem fajny. Ale to za mało, jak na album członka jednego z najpopularniejszych i najważniejszych zespołów. „Tomorrow’s Modern Boxes”, mimo że przyjemne, wydaje się wybrakowane. Nie ma taneczności ani świeżości wspomnianego „Eraser”. Swoją drogą zastanawiam się, czy Yorke już zawsze będzie robił teledyski w całości oparte na pomyśle tańczącego dziwaka? W każdym jego kolejnym projekcie słychać przejawy geniuszu, ale zbyt często zagłusza się go szumem – być może – twórczego zmęczenia. Może dlatego – zamiast wymyślać muzykę na nowo – Thom wymyśla coraz to nowe sposoby na jej sprzedawanie? [Kacper Peresada]

Dziewiąty album wiecznych chłopców z Weezer rodził się w bólach. Wydany w 2010 r. „Hurley” był dość mroczny i ciężki (jak na ten zespół) i nie spotkał się z pełną aprobatą krytyków i fanów. Prace nad następcą przebiegały opornie, muzycy nie mogli się dogadać, materiał był kilkukrotnie kasowany i pisany w zasadzie od nowa. Na sesjach do „Everything…” powstały szkice około 200 piosenek! Ostatecznie grupie udało się wyselekcjonować 20. Pierwszy singiel „Back to the Shack” w warstwie tekstowej odnosi się do najwcześniejszych dokonań grupy, a muzycznie jest typowym lekko zakręconym i wypełnionym gitarami trzyminutowcem, do jakich Rivers Cuomo i koledzy przyzwyczaili nas przez lata. Uszami można zastrzyc przy chwytliwych kawałkach w rodzaju „Ain’t Got Nobody” czy „Go Away”. Album kończy przyjemna trzyczęściowa minisuita, nazywana nieoficjalnie „The Futurescope Trilogy” – po jej wysłuchaniu można dojść do wniosku, że grupa powoli wraca na właściwe tory. „Everything Will Be Alright in the End” to jednak tylko typowy Weezerowy średniak. Ucieszy fanów, ale na pewno nie nawróci kogoś, kto w Weezera nie wierzył. [Mateusz Adamski]

KOMIKS

„All Star Western: Spluwy w Gotham” sc. Justin Gray, Jimmy Palmiotti; rys. Moritat, Jordi Bernet, Phil Winslade Egmont

Dziki Zachód w mieście Batmana Pomysł jest prosty: przenosimy uniwersum Batmana do czasów Dzikiego Zachodu. W Gotham City są już Wayne’owie (zgadnijcie, jaki zwierz skrywa się w jaskiniach pod ich posiadłością?), ale główni bohaterowie to doktor Arkham (jego słynny ośrodek już działa, ale nie zajmuje się jeszcze obłąkanymi przestępcami) i oszpecony rewolwerowiec Jonathan Hex. Pierwszy to freudysta próbujący zrozumieć przestępcę. Drugi to socjopata, który szybko sięga po rewolwery, ale na swój sposób jest honorowy. Stoi po stronie dobrych, ale metod działania M50

mogliby mu pozazdrościć ci najgorsi. Ten oparty na przeciwieństwach duet dopełnia się w działaniu. Fabuła komiksu początkowo irytuje, bo wydaje się przeniesieniem historii Kuby Rozpruwacza w westernową dekorację. Na szczęście klasyczny temat zostaje strawestowany i zyskuje indywidualny charakter. Kolejne historie to standardowe akcyjniaki wykorzystujące motyw indiańskiej klątwy i skośnookiej mścicielki. „Spluwy w Gotham” są udanym otwarciem reaktywowanej serii „All Star Western”. Czytelnik dostaje sprawnie zrobiony popkulturowy komiks rozrywkowy, który wpisuje się w początki uniwersum Batmana. Szkoda jedynie, że bohaterowie i ich przygody są (na razie) zbyt jednowymiarowe, a przez to dość przewidywalne. [Łukasz Chmielewski]


LISTOPAD 2014

FILM

„Duży zeszyt”(„A nagy füzet”) reż. János Szász

Z wizytą u babci Świat jako choroba, ludzie jako szkodniki – reżyser János Szász jeszcze raz w swoim naturalnym środowisku. Tego psychopatologa węgierskiego kina zawsze fascynowało ekstremum, jednostki wykluczone i systemowa przemoc racjonowana przez tzw. normalną większość. W latach 90. stworzył m.in. „Woyzecka”, który sugestywnością wizji przewyższa słynny film Herzoga, a w 2004 r. „Opium” – jeden z ciekawszych obrazów „życia” w psychiatryku. „Duży zeszyt”, ekranizacja powieści Agoty Kristof, wpisuje się w tę poetykę opowiadania o Węgrzech jako kraju rodem z gotyckich powieści, zaludnionego przez otępiałe indywidua w nastroju na pogrom. A czas ku temu sprzyja – wybuchła II wojna światowa. Fabuła skupia się na perypetiach bliźniaków odesłanych na wieś do babki. Tam jednak zamiast rosołu i grzania się przy piecu czeka ich trening odporności na razy. Film Szásza jest szorstki jak drąg, którym surowa opiekunka garbuje chłopakom skórę. Choć dziecięca perspektywa narzuca konwencję

MUZYKA

The Asteroids Galaxy Tour „Bring Us Together”

Dyskoteka na końcu wszechświata

ponurej baśni, to twórcy unikają sentymentalizmu i nie rozglądają się desperacko za przejawami humanizmu w wojennym piekle, jak choćby polskie „W ciemności”. Nagrodzony główną nagrodą w Karlowych Warach (jury pod przewodnictwem Agnieszki Holland), momentami równie złowrogi i dotkliwy jak „Idź i patrz” Elema Klimowa, nie fetyszyzuje też przemocy. W osiągnięciu tego efektu pomaga zwłaszcza Piroska Molnár w roli babuni nierozstającej się z butlą wódki i kijem. Aktorka, grająca na najwyższych rejestrach, zabarwia demoniczną brutalność swojej postaci rezygnacją. „Duży zeszyt” to właściwie kino wychowawcze, tyle że o edukacji dostosowanej do szczególnych czasów – w końcu gdyby nie lekcja pogardy, znaczona ciosami i potokami obelg, chłopcy z wojny nie wyszliby cało. [Mariusz Mikliński] obsada: László Gyémánt, András Gyémánt, Piroska Molnár Węgry 2013, 109 min, Aurora Films, 7 listopada

Skandynawowie, a Duńczycy w szczególności, mają rękę do błyskotliwego popu. Jeśli banał – to jako świadomy środek artystyczny, jeśli plastik – to tak cukierkowy, że nie sposób go brać na poważnie. Asteroids to wręcz sztandarowy przykład takiego grania. Kopenhascy muzycy, wciągnięci w blask jupiterów światowej sceny przez nieodżałowaną Amy Winehouse, to spadkobiercy B-52’s, z ich bynajmniej nie nostalgicznym zamiłowaniem do estetyki lat 60. Lalkowate fryzury Jane Fondy, słodki jak różowy lizak wokal Mette Lindberg, estradowe dęciaki, naiwne melodie i lekkie, głupawe wręcz teksty spinające w całość ten inteligentny psycho pop. Do tego skrojone według ówczesnych wzorców, ale nowocześnie wyprodukowane bity, funk, disco i zaaranżowana ze znawstwem elektronika, której jest tu zdecydowanie więcej niż na poprzednich wydawnictwach duetu. Ale tak samo jak wcześniej, „Bring Us Together” to muzyka użytkowa stworzona z wrażliwością i wielką erudycją. Let’s dance! [Rafał Rejowski] M51


MASZAP

MUZYKA

Czarny HIFI „Nokturny & demony” Prosto

Dla dorosłych Albumy producenckie to jeden z ważniejszych filarów solidnej, barwnej i gęsto zaludnionej sceny krajowego hip-hopu. Płyty, pod którymi podpisywali się 600V, Ośka, IGS czy – nieco później – Waco i duet White House, pozwalały śledzić rozwój beatmakerów, wyłapywać co ciekawsze nowe twarze za mikrofonem i weryfikować jeszcze przedinternetowe doniesienia o ewentualnych beefach czy kolaboracjach. Dziś niestety częściej mają one zwabić jak najszerszą publiczność i zareklamować firmy tekstylne niż pokazać umiejętności i pomysłowość twórców. Nie dotyczy to jednak Aleksandra Kowalskiego, lepiej znanego jako Czarny HIFI. Jego solowy debiut, wydane dwa lata temu „Niedopowiedzenia”, dowiódł, że muzyk ma w głębokim poważaniu rapową ortodoksję i oczekiwania stylistycznych purystów. Na „Nokturnach & demonach” swoje dźwiękowe poszukiwania posunął jeszcze dalej, a gościnnie udzielających się MCs rzucił na rwącą, międzygatunkową wodę. Tempo wyrywa się z hip-

KSIĄŻKA

-hopowego getta, sample przepychają się z instrumentami w walce o pierwszy plan, a emocje nadają ton brzmieniu. A są to emocje dorosłego mężczyzny, faceta, który nie boi się opowiadać (czy to sam, czy ustami zaproszonych do udziału gości) o odpowiedzialności, stawianiu czoła wyzwaniom i melancholii. Iza Kowalewska boryka się tu z ułudą nadziei, Hades i Kękę oswajają świat swoim dzieciom, a instrumentalne numery mówią o budowaniu pewności siebie w codziennej rzeczywistości – pełnej zawirowań i mamiącej możliwościami. I choć nie wszystkie środki użyte do zrelacjonowania tej opowieści trafiają w moje gusta, to jej subiektywność nie pozwala mi oceniać płyty za pomocą tej samej skali co marketingowych wytworów (para)muzycznych. „Nokturny & demony” to album bardziej ludzki niż producencki. [Filip Kalinowski]

„50 lat ilustracji” Lawrence Zeegen, Caroline Roberts Wyd. TMC

Encyklopedia ilustracji Ilustracja przeżywa renesans. Z tego chociażby względu warto sięgnąć po „50 lat ilustracji” – obszerny album prezentujący prace (plakaty, okładki płyt, ilustracje książkowe, prasowe i reklamowe) kilkuset twórców (w tym dziesięcioro z Polski!). Każdy rozdział poprzedzony jest wstępem, który ma przybliżyć rozwój sztuki ilustracji w tym okresie i pokazać go na tle aktualnych wydarzeń. Autorzy robią to w telegraficznym skrócie, co czasem prowadzi do lekko zgrzytliwych zestawień, z których nie zawsze wynikają sensowne wnioski. Co ma bowiem na celu wspominanie o wojnie w Bośni i ludobójstwie w Rwandzie w kontekście rozwoju sztuki ilustrowania, trudno powiedzieć. Nie zmienia to jednak faktu, że „50 lat ilustracji” to dzieło ciekawe i inspirujące. [Sylwia Kawalerowicz] M52


LISTOPAD 2014

FILM

MUZYKA

„Gottland” („Gottland”) reż. Lukáš Kokeš, Petr Hátle, Viera Čákanyová, Rozálie Kohoutová, Klára Tasovská, Radovan Síbrt

Czeski sen o sobie samych Jeżeli ktoś mierzyłby stopień ryzyka kulturalnych przedsięwzięć, to ten projekt znalazłby się pewnie na skraju skali. Po blisko stu minutach projekcji trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy się opłaciło. Grupa młodych czeskich reżyserów postanowiła przełożyć na język filmu książkę wybitną, bo w takich kategoriach należy postrzegać „Gottland” Mariusza Szczygła. Co na nich czekało? Mówiąc szczerze – pułapka za pułapką. Z jednej strony to przecież przetłumaczony na kilkanaście języków bestseller, uznany za Europejską Książkę Roku. Z drugiej, zbiór opowieści o Czechach napisany przez obcokrajowca. Osobę z zewnątrz, reprezentującą zupełnie inne spojrzenie. Wreszcie sama forma, a więc cykl reportaży, jakim jest „Gottland”, wydaje się nie pasować do filmowego medium. Szczygieł opowiada o najnowszej czeskiej historii, swobodnie przeskakując z tematu na temat. Film w tym względzie, z różnym skutkiem, stara

się go naśladować. Do zobrazowania kolejnych epizodów wykorzystuje różne środki wyrazu: od dokumentalnej obserwacji, przez aktorską inscenizację, po techniki animacji. Przez większość seansu można odnieść wrażenie, że to wizualny ekwiwalent książki w skali jeden do jednego, sporadycznie wzbogacony o odautorski komentarz. Szkoda, zwłaszcza że autor książki w ogóle nie mieszał się w poczynania filmowców, co dawało im spore pole do popisu. Zastanawia mnie to, na ile obraz ten będzie dla widza zrozumiały, bez uprzedniej lektury reportaży (co w żadnym wypadku ma do niej nie zniechęcać). Paradoksalnie może właśnie wtedy nabierze dodatkowej wartości, dzięki czemu spojrzymy na niego bardziej przychylnym okiem. Książkowego ideału nie doścignie – co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Ale czy w zamian za to nie może być interesującą refleksją sformułowaną przez młode pokolenie? Tyle że taką, gdzie Czesi mówią o sobie samych. [Kuba Armata] Czechy/Polska/Słowacja 2014, 110 min Wrocławska Fundacja Filmowa, 7 listopada

Allah-Las „Worship the Sun” Innovative Leisure

Piosenki ze starego kampera Wydawałoby się, że psychodelia to ostatnio domena Brytyjczyków. Tymczasem ze Stanów, a konkretnie z Zachodniego Wybrzeża, też płyną w świat dźwięki kwaśnych gitar. Po kalifornijskich falach manewrują Wooden Shjips (to nie literówka!), a po zapomnianych, hipisowskich sklepach z winylami włóczą się Allah-Las. Czterech muzyków z LA poznało się w sklepie płytowym – wszyscy pracowali w znanej w Stanach sieci Amoeba. Ich wydany w 2012 r. debiutancki album był żarliwym, fanowskim hołdem dla British Invasion. Nieźli w pisaniu piosenek i kopiowaniu stylu wielkich poprzedników, na powielaniu nie poprzestali. Na swojej drugiej płycie do eleganckiego rock’n’rolla dodali więcej zadziorności i garażowego bałaganu. „Worship the Sun” wpuszcza do ich muzyki więcej kalifornijskiego słońca, otwierając zespół na psychodeliczną spuściznę Zachodniego Wybrzeża i americanę. Pochodzenie przecież zobowiązuje! [Rafał Rejowski]

Godflesh „A World Lit Only by Fire” Avalanche

MUZYKA

Cierpienie uszlachetnia Podczas gdy większość cięższych gitarowych kapel marzy o potrójnej stopie albo drugim perkusiście w składzie, Justin Broadrick i G.C. Green nie zawracają sobie głowy obecnością pałkarza. Kiedy większość składów reaktywuje się po to, by czerpać profity z dawnych pomysłów i minionej energii, brytyjscy pionierzy postmetalowych eksperymentów kwestie finansowe traktują ze sporą dezynwolturą. Gdy zachodni świat zmierza w stronę sterylnej, transparentnej dystopii, sprzątacze z Birmingham znów godzą w porządek, ład i spokój. Zamiast owijać w bawełnę, lepiej byłoby jednak napisać, że „mają w chuju”, „srają na” i „napierdalają w”, ale kultura dziennikarska na to nie pozwala. Godflesh to „najciężej grający zespół na ziemi” i nie jest to zdanie tylko Kirka Hammetta. Surowe, masywne, twarde i dotkliwe brzmienie angielM53

skiej machiny wyburzeniowej, napędzanej gitarą, basem i automatem perkusyjnym, na przełomie lat 80. i 90. zrewolucjonizowało myślenie o gatunkach industrialnych. Dziś, po siedmiu latach zawieszenia działalności i 13 latach od wydania ostatniej płyty, Broadrick i Green wrócili do studia, by znów zderzyć się z bezlitosną automatyką, by w gniewie odrodzić się z popiołów, by niszczyć, drzeć i cierpieć. Nie jest to jednak ta sama potrzeba, która popycha emodzieciaki do zabaw z woskiem i żyletkami. To moment, w którym wychodzisz na miasto z zamiarem rzucenia się na pierwszą napotkaną ekipę łbów rozpijających wódkę pod klatką. Chwila, w której zdejmujesz zegarek, oddajesz telefon stojącemu nieopodal nieznajomemu i idziesz w młyn. [Filip Kalinowski]


MASZAP

FILM

MUZYKA

Lewiatan („Levafian”) reż. Andriej Zwiagincew

Gorsze zło Senna mieścina na północy Rosji. Znieczulona łapówkami władza, która pod rękę z mafią trzęsie okolicą, i desperat gotowy spocząć w ziemi w imię obrony resztek godności. Najnowszy film twórcy „Powrotu” tylko pozornie opisuje świat znany z innych, obecnych w polskich kinach produkcji naszych sąsiadów. Inaczej niż np. Aleksiej Bałabanow czy Sergiej Łoźnica Andriej Zwiagincew nie ujmuje zła w cudzysłów, piętrząc groteskową przemoc, ani nie rozcieńcza go, zerkając w radziecką przeszłość. Z rosyjskim lewiatanem mierzy się tu Kolia – właściciel warsztatu samochodowego, mąż i ojciec, który naraża się burmistrzowi. Lokalny bonzo, po sowieckich szkoleniach z nepotyzmu i administrowania po pijaku, chce mu odebrać ziemię, by z zyskiem sprzedać ją tajemniczemu klientowi. Mężczyzna nie poddaje się i wzywa z Moskwy doświadczonego adwokata, reprezentanta nieco innego świata – bardziej demokratycznego, nieświadomego tego,

że gdy druga strona wyczerpie prawnicze formułki, ochoczo sięgnie po argument pięści. Choć historia Kolii ma siłę fatalistycznego mitu, Zwiagincew nie ucieka w mętną metafizykę, a cierpienie po raz pierwszy w jego filmie nie hartuje duszy jak ogień stal. Tytułowy lewiatan, ogromny szkielet wieloryba zalegający na plaży, reprezentuje zło, które odeszło – padło ono bowiem ofiarą nowego zła, bardziej finezyjnego i niepozornego. W ujęciu reżysera wydaje się nim zdegenerowany kapitalizm, który pozyskał ostatnio sojusznika – prawosławną cerkiew. W trwającym ponad dwie godziny filmie twórcy skrupulatnie kreślą sylwetki bohaterów, płynnie przechodząc od obyczajowego, niestroniącego od humorystycznych obserwacji portretu prowincji do gęstego dramatu o oskarżycielskiej wymowie. Surowy i szlachetny w formie „Lewiatan” nie boi się stawiania surowej diagnozy i etykietki kina politycznego. I płaci za to wysoką cenę – film zakazano w Rosji, a Zwiagincew będzie pewnie musiał trochę poczekać, zanim stanie za kamerą. [Mariusz Mikliński] obsada: Aleksiej Serebriakow, Elena Ljadowa Rosja 2014, 140 min Against Gravity, 14 listopada

Iceage „Plowing Into the Field of Love” Matador

Dowód tożsamości Zeszłoroczne „You’re Nothing” było buntowniczym środkowym palcem, pokazanym z pełnym przekonaniem. „Plowing Into the Field of Love” wydaje się za to etapem poszukiwania tożsamości poprzez naśladowanie idoli. Wokalista Iceage Elias Bender Rønnenfelt wypruwa sobie płuca, wyjąc, rycząc i warcząc na tle równie żywiołowych i przejmujących akompaniamentów. I mimo oczywistych inspiracji Nickiem Cave’em kształtuje w ten sposób własną osobowość, wyrastając na naszych oczach na jedną z najbardziej charyzmatycznych osobowości współczesnej muzyki. „Plowing Into...” jest idealnym połączeniem brzydoty i dźwiękowej zgnilizny z emocjonalnie rozdzierającym pięknem chwili. I nawet jeśli komuś trzeci album Duńczyków wyda się mocno epigoński, to trudno nie przyznać, że ta banda smutasów nagrała 12 najlepszych gitarowych piosenek tego roku. [Cyryl Rozwadowski/K Mag]

Aphex Twin „Syro” Warp

MUZYKA

Latający cyrk Ryśka D. Jamesa Pośród kilku rzeczy, których zazdroszczę podwładnym Jej Królewskiej Mości, w walce o miejsca w czołówce przepychają się Monty Python i Aphex Twin. To z pozoru bezsensowne zestawienie ma jednak pewne podstawy. Twórców Latającego Cyrku z Richardem D. Jamesem łączy wiele: poczucie humoru, umiłowanie absurdu, dbałość o oprawę graficzną i własny, niepowtarzalny język czerpiący z lokalnych tradycji, a jednocześnie będący wyrazem nieznoszącego kompromisów indywidualizmu. Jedni i drudzy przez lata zdążyli dorobić się zastępów mniej lub bardziej kreatywnych spadkobierców i zyskali status klasyków. A gdy nie musieli już nikomu niczego udowadniać... wrócili na scenę. Przy Tower Bridge leży wielka martwa papuga, nad Londynem lata zielony sterowiec z charakterystycznym logo. Benefisy wyprzedają się w 43 sekundy, M54

a na Kickstarterze udaje się zebrać siedem razy więcej pieniędzy niż wyznaczona suma. Jedni pieją z zachwytu, inni marudzą. Normalny stan rzeczy wynikający z faktu, iż Pythoni i Aphex byli swego czasu prekursorami i rewolucjonistami. Dziś już nimi nie są, ale nie ma co zrzędzić ani płakać w rękaw. Cieszyć się należy, że z tak wielkim luzem potrafią odgrzać kotleta, którego nasze pociechy będą miały szansę spróbować jedynie w sterylnych (cyfrowych?), muzealnych salach. Bo nie dość, że robią to z uśmiechem na ustach (zgarniając przy okazji pokaźne sumki funciaków), to wciąż potrafią znaleźć równowagę pomiędzy przystępnością a niepokornością i – jakby mimochodem – wbić kilka szpil szołbizowi. Ci cholerni Angole. I Walijczyk, i mieszkający w Szkocji Irlandczyk, i Amerykanin, który zrzekł się obywatelstwa. [Filip Kalinowski]


LISTOPAD 2014

M55


MASZAP

FILM

MUZYKA

„Szalona miłość” („Amour fou”) reż. Jessica Hausner

Kele „Trick” Universal Music Polska

Kawa i pistolety

W głąb duszy

Do dusznych wnętrz mieszkań pruskiej arystokracji i mieszczaństwa początku XIX wieku powiew świeżego przynosi młody pisarz, Heinrich. Próbuje ożywić konserwatywną społeczność, ale sam od dawna myśli o śmierci. Choć nieśmiały, odważnie głosi demokratyczne poglądy i odczytuje publicznie swoją skandalizującą twórczość. Czyni to wbrew otoczeniu, które boi się rewolucyjnych prądów. Heinrich głośno mówi też o planowanym samobójstwie, które chce popełnić w towarzystwie ukochanej osoby, by miłością przezwyciężyć śmierć. Poszukuje więc partnerki do wyprawy na tamten świat, ale początkowo chętnych na tę ofertę last minute brak. Film oparty jest na biografii słynnego niemieckiego dramaturga, Heinricha von Kleista – kto zna choć trochę tę postać, ten wie, jak skończy się „Szalona miłość”. Podpowiem, że na łące, z kawą, ale nie będzie to sielanka. Najnowsze dzieło Jessiki Hausner, twórczyni głośnego „Lourdes”, to propo-

zycja dość nietypowa. Pozornie to film kostiumowy i biograficzny, noszący znamiona dramatu. Sama reżyserka określa go jako komedię romantyczną. „Szalona miłość” składa się wyłącznie ze statycznych ujęć, każde z nich wygląda jak ożywiony obraz któregoś z ówczesnych realistycznych malarzy. W duchu epoki prowadzone są także dialogi, większość z nich kojarzy się z wzniosłymi wypowiedziami bohaterów powieści przełomu oświecenia i romantyzmu. Ta dbałość o szczegóły sprawia, że cała akcja zostaje ujęta w cudzysłów, bo tak naprawdę reżyserka bawi się konwencją i kliszami z epoki. Film ma dużo wdzięku i absurdalnego humoru, ale jest dość hermetyczny i zadowoli raczej wąskie grono odbiorców. [Karol Owczarek] obsada: Birte Schnoeink, Christian Friedel Austria/Luksemburg/Niemcy 2014, 96 min Spectator, 21 listopada

KSIĄŻKA

„Zapomniane słowa” red. Magdalena Budzińska Czarne

M56

Kele Okereke po chwilowym powrocie do alternatywnych gitar na czwartym albumie Bloc Party zapuszcza się w swoje ulubione elektroniczne rejony. „Trick” zaczyna się tam, gdzie skończył się „Boxer”. Znów towarzyszą nam dźwięki typowe dla house’u, dubstepu czy two-stepu, zagłuszające niemal niesłyszalne w finalnym miksie gitary. Tym razem to jednak płyta dużo bardziej stonowana, nie tak agresywna jak solowy debiut artysty. Teksty, bardziej osobiste, dotyczą głównie samotności i miłości. Pulsujący rytm większości utworów niby zachęca do wyjścia na parkiet, ale raczej w celu pokręcenia się we dwoje niż skakania w tłumie. (Na prawdziwy wymiatacz będziemy musieli poczekać, aż za „Trick” wezmą się remikserzy.) Uwagę najskuteczniej przyciąga intymny „My Hotel Room”, w którym wokal Kelego rozbrzmiewa na tle minimalistycznego podkładu. Całość wypada dużo ciekawiej zarówno od „Boxera”, jak i od ostatnich dokonań Bloc Party. [Mateusz Adamski]

Trupidełka „Zapomniane słowa” to zbiór krótkich tekstów (czasem jedno-, czasem kilkustronicowych) o słowach, które umierają. Na naszych oczach. Przyglądają się temu umieraniu różni autorzy, m.in. Bryll, Stasiuk, Szczygieł, Springer, Chwin czy Tokarczuk. W każdym z nich jakieś dogorywające słowo budzi wspomnienie, refleksję ogólną lub bardzo szczegółową. Z większości tekstów jednak przebija gorzkie przekonanie, że umierają nie tylko słowa, ale postawy i wartości, które dziś już – niesłusznie – nie są w cenie. Smutna to książka, choć miejscami przezabawna i przeurocza. I mimo że w jednym z rozdziałów Stanisław Dubisz zapewnia, że zupełnie normalne jest, iż w ciągu wieku mniej więcej połowa słów ustępuje miejsca nowym zapożyczeniom i neologizmom, to jednak wielu słów szkoda. Ja po jej lekturze postanowiłam wzbogacić słownictwo o kilka truchełek, w których jest więcej życia niż we wszystkich megaturboultrasach razem wziętych. [Olga Wiechnik]


LISTOPAD 2014

MUZYKA

MUZYKA

B.O.K. „Labirynt Babel” Aptaun

Robert Plant „Lullaby and... The Ceaseless Roar” Warner Music Poland

Wilczy apetyt

666

Do nagrywania kolejnej płyty ekipa B.O.K. podeszła z rozmachem. Tak produkcyjny, jak i tekstowy maksymalizm „Labiryntu Babel” nie jest jednak próbą maskowania pustki, ale naturalną konsekwencją rozwoju grupy przewodzonej przez rapera, który wziął sobie do serca słowa Kazika, pierwszego MC Rzeczpospolitej. „Miej świadomość! Możesz robić, co chcesz!”, zdaje się powtarzać za nim Bisz, wypluwając z siebie pełne odniesień, erudycyjne wersy, by po chwili, piętnując zaślepienie współczesnego świata, zapytać: „Czy dobrze chcesz?”. Ciut pyszałkowaty w swojej krucjacie na rzecz prawdy i wolności bydgoszczanin wymyka się prostym osądom. Plącze tropy, łapie słuchacza za gardło charyzmą i pewnością siebie. Wilk chodnikowy, który w 2012 r. zdobył kawałek sceny, zachwyty krytyki i środowiska (a także naszą nagrodę Artysta Roku), wciąż jest głodny wiedzy i nowych wyzwań. Wspierająca go wataha też nie zostaje w tyle – rośnie w siłę. Wieloosobowy obecnie zespół

(w skład którego oprócz producenta Oera i wokalisty/ klawiszowca Kaya wchodzi sekcja rytmiczna, gitara, skrzypce i DJ) odpowiada za warstwę muzyczną, która rozmachem przywodzi na myśl rockowe aranże, nie tracąc jednak z pola słyszenia hiphopowego rytmu. Bisz nie rości sobie zresztą praw do bycia dyktatorem i pozwala instrumentalistom rozbudowywać narrację, a podniosłości wybrzmieć. Na stykach tej dobrze naoliwionej, kipiącej energią maszynerii rodzi się coś, co nie pozwala jej zamknąć w żadnym z gatunkowych czy estetycznych gett. Deus ex machina. [Filip Kalinowski]

Słuchając „piątki” Led Zeppelin, zastanawiam się, jak to możliwe, że gnojek, który nagrywał ją 40 lat temu, dziś jest artystą totalnym. Wydawałoby się, że każde źródło kiedyś musi wyschnąć, ale chwilę po zdmuchnięciu 66 świeczek na torcie Robert Plant znów nokautuje jednym z najlepszych albumów roku. Sześć lat po zgarnięciu nagród na gali Grammy Robert zmienia kierunek i znów podróżuje na wschód. „Pocketful of Golden” czy „Embrace Another Fall” to kawałki, które spokojnie mogłyby się znaleźć na monumentalnym Zeppelinowskim „Physical Graffiti”. Dźwięki etnicznych instrumentów, doprawione sporą dawką współczesnych bitów, są tylko tłem dla tego cholernego geniusza, który nigdy się nie poddaje, ale wie też, że ściga się z czasem. Plant już dawno zrezygnował ze słynnych wokalnych popisów i skupił się po prostu na pięknych melodiach, których jest tu na pęczki. Nie wiem, jak mu się to wciąż udaje. [Michał Kropiński]

„Alien: Isolation” PS3/Xbox 360/PS 4/Xbox One

GRA

Marsjanie atakują Jestem pewien, że w trakcie tworzenia „Aliena” autorzy gry zadali sobie pytanie: „Czy lepiej zrobić krótszą wersję, która cały czas będzie trzymała w napięciu, czy może wydłużyć historię do 14 godzin?”. Nie mam twórcom „Obcego” za złe, że wybrali to drugie rozwiązanie. Owszem, produkcja nie emocjonuje tak, jak powinna, ale to właściwie jedyny zarzut, jaki można jej postawić. Opowiada historię córki Ellen Ripley, Amandy, która trafia na stację kosmiczną Sevastopol, aby odzyskać czarną skrzynkę z legendarnego Nostromo. Oczywiście okazuje się, że stacja jest terroryzowana przez inteligentną formę życia, która uwielbia polować. Najfajniejsze w „Alienie” jest to, że zrywa ze schematem „wyjątkowego” protagonisty. Amanda nie jest nikim specjalnym, to tylko kolejna potencjalna ofiara. Nie ma szans wygrać z wrogiem, M57

może się tylko chować. Obcy w „Isolations” jest bardzo inteligentny, a jego decyzje są niezwykkle logiczne – nie będziecie mogli używać sprawdzonych trików, aby wywieść go w pole. Najnowsza wersja historii o Ripley może budzić skojarzenia z „Dark Souls” – niemal równie często będziecie tu ginąć. A uważać musicie nie tylko na Obcego, ale też na oszalałe androidy i na nielicznych ocalałych mieszkańców Sevastopolu, którzy bez wahania zakończą wasz żywot jedną kulą w łeb. Najnowszy „Obcy” jest najlepszą grą z serii. Ucieczka przed potworem cieszy i przeraża. Jeśli założycie słuchawki, zgasicie światło i zanurzycie się w tym świecie, czeka was kilka fantastycznych godzin z jednym z najlepszych horrorów ostatnich lat. [Kacper Peresada]


MASZAP

GRA

KOMIKS MUZYKA

„Quiet little Melody. A simple fairytale” Sebastian Skrobol Wydawnictwo Komiksowe

Mark Lanegan „Phantom Radio” Mystic

„Borderlands: The Pre-Sequel” Gearbox PS3/Xbox 360/PS 4/Xbox One

Bajka dla każdego

Mniej ćpania, więcej grania

Nic nowego, nic nudnego

O Sebastianie Skrobolu zrobiło się głośno po Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi w 2009 r. – dostał wówczas trzecią nagrodę za komiks „Fajerwerki” (scenariusz Bartka Sztybora). Już wtedy było jasne, że ma talent i rysuje bardzo efektownie. Na autorski album Skrobola przyszło nam trochę poczekać. Komiks powstał w końcu dzięki stypendium Sklep. gildia.pl, które Sebastian wygrał. Cierpliwość się opłaciła, bo „Quiet little Melody. A simple fairytale” robi wrażenie. Komiks jest niemy, a fabuła jest nielinearna i się zapętla. Dziewczynka wyrusza do lasu. Jej wyprawa jest pełna niebezpieczeństw – ci, który wydają się przyjaciółmi, zamieniają się w bestie. Cel wędrówki jest jednak szczytny i trzeba podjąć ryzyko. Dorosłym polecam wytropić pierwowzory literackie – bez tego mogą uznać intrygę za zbyt oczywistą. Młodsi będą opowieścią Skrobola zachwyceni. [Łukasz Chmielewski]

Mroczny szaman i specjalista od kobiecych serc jako jedyny z rock’n’rollowej gwardii z lat 90. wciąż nagrywa dobre płyty. Nie są to już co prawda czasy porażającego „Bubblegum”, ale Marek starzeje się z klasą. Przestał ćpać, zaczął się uśmiechać, polubił dyskoteki. No może nie do końca, ale „Ode to Sad Disco” z poprzedniego albumu to dobry trop dla tych, którzy jeszcze nie słuchali jego najnowszego krążka. Poza otwierającym „Harvest Home” ze świecą szukać tu brzmienia gitar. Wszystko ulepiono na leniwych klawiszowo-syntezatorowych dźwiękach, które z kolei są tylko tłem dla charakterystycznego głosu. Mareczek tworzy magię z niczego. Nie jest to może album roku, ale w czasach, kiedy większość obniża loty, tak solidny zestaw piosenek trzeba po prostu wziąć w ciemno. Tym bardziej że w tym sezonie nie znajdziecie lepszego soundtracku do jesiennych spacerów we mgle. [Michał Kropiński]

Jeśli chcecie czegoś całkowicie nowego, nie włączajcie trzecich „Borderlandsów”. Jeśli dotychczasowe odcinki sprawiały, że nie przestawaliście się uśmiechać, przygotujcie się na kolejne godziny radosnej rozwałki. W „Pre-Sequelu” dowiadujemy się, kim był Handsome Jack, zanim stał się przeciwnikiem w drugiej części „Borderlandsów”. Są tu też dwie spore nowości, które mają duży wpływ na rozgrywkę. Po pierwsze, jesteśmy na księżycu Pandory, co oznacza, że nie obowiązuje nas przyciąganie ziemskie – jeśli macie ochotę skoczyć 20 metrów w górę i rozwalić kogoś z powietrza, droga wolna. Po drugie, musimy uważać, aby nie zabrakło nam tlenu, nie możemy więc zapędzać się w niektóre miejsca bez planu b. Poza tym dostajemy wszystko to, co pokochaliśmy we wcześniejszych odsłonach gry. Strzelanie, potwory, miliony rodzajów broni, setki przeciwników i irracjonalny humor. [Kacper Peresada]

KSIĄŻKA

„Angole” Ewa Winnicka Czarne

City i cydr „Jeżeli nie układało ci się w domu, to tym bardziej nie ułoży ci się na emigracji” mówi jedna z bohaterek reportażu Ewy Winnickiej. Przez ostatnie dziesięć lat do Wielkiej Brytanii wyemigrowało ponad milion naszych rodaków. Wszyscy, niezależnie od wieku, płci i wykształcenia, przyjechali w jednym celu. Zarobkowym. Ograbić albo zarobić. Zależy od temperamentu. Winnicka po wydanych trzy lata temu „Londyńczykach”, którzy opowiadali o powojennej emigracji, wraca na Wyspy, żeby spojrzeć, jak radzą sobie „nowi kolonizatorzy”. Określenie nie jest przypadkowe, bo Polacy z perspektywy tytułowych Angoli są właśnie najeźdźcami. Nierozumiejącymi kultury, niebaczącymi na zastane prawa, przeprowadzającymi tzw. inwazję polską. Ale czy wszyscy? W reportażu, który M58

ma misterną konstrukcję, znajdziemy zarówno tych, którzy zrobili w Anglii karierę, jak i tych, którzy stoczyli się na dno. Ich życiorysy w formie krótkich, esencjonalnych tekstów przeplatają się ze sobą, tworząc emigracyjny kolaż. Kolaż różnorodny i wbrew stereotypom wcale nie taki smutny. Bohaterowie Winnickiej przeżywają swoje wzloty i upadki, ale trwają. Nowa emigracja nie ma manier przedwojennej, nie ma swojego przywiązania do tradycji i patriotyzmu, ale ma determinację. Czasem trudną do zrozumienia i pokrętną, ale godną podziwu. Anglia to nie rajska wyspa. To dziki teren, którzy trzeba sobie zaorać i wykarczować. Przetrwają najsilniejsi. A zapłatę dostaną w funtach. [Olga Święcicka]


e

www. gaga.pl już jest! nowa odsłona portalu dla rodziców czytaj gagę także w internecie!

Si´gnij po kwiat dzieciƒstwa

psychologia / rozwój /wychowanie / cauching rodzicielski testy / zdrowie / kuchnia / kultura / moda

www.egaga.pl A59


MASZAP

(A)pollonia Reż. Krzysztof Warlikowski ATM Studio, Wał Miedzeszyński 384 6–9 listopada 2014

Apokalipsa Reż. Michał Borczuch ATM Studio, Wał Miedzeszyński 384 14–16 listopada 2014

Elementarz

Luźne podejście Markę Cahlo tworzą trzy przyjaciółki: Ola, Ania i Ewa. Zaczęło się osiem lat temu. – Przyjaźniłyśmy się i było to dla nas coś bardzo naturalnego, żeby razem tworzyć ubrania – wspomina Ewa. Gdy zaczynały, każda z nich robiła coś innego. Ola pracowała przy produkcji programów w TVP, Ewa i Ania w agencji reklamowej, a później w domu mediowym. Wraz z rozwojem marki Cahlo dziewczyny mogły poświęcić się tylko temu, co sprawiało im najwięcej satysfakcji – projektowaniu ubrań. Przez ten czas

Cahlo bardzo wydoroślało i doczekało się kolejnych linii: oprócz pierwotnej sportowej, także miejskiej i dziecięcej. – W międzyczasie jedna z nas skończyła projektowanie na ASP w Łodzi, zaczęłyśmy kłaść większy nacisk na formę i dobór materiałów. Staramy się, aby każdy wzór był jak najlepiej dopracowany, by stanowił odrębną cząstkę spójnej kolekcji – dodaje Ewa. Ubrania marki Cahlo kupicie za pośrednictwem strony www.cahlo.pl.

Reż. Michał Zadara Świetlica Nowego Teatru 14–17 listopada 2014

Koniec Reż. Krzysztof Warlikowski ATM Studio, Wał Miedzeszyński 384 21–23 listopada 2014

Pinokio Reż. Anna Smolar ATM Studio, Wał Miedzeszyński 384 28–30 listopada, 2–4 grudnia 2014

Wygraj podróż niezwyczajną Nowy Teatr / Świetlica Nowego Teatru, Madalińskiego 10/16 22 379 33 33 facebook.com/NowyTeatr bow@nowyteatr.org ebilet.pl bilety24.pl

www.nowyteatr.org

Patroni

Partnerzy

Dofinansowano ze środków:

W Finlandii podczas białych nocy słońce świeci przez blisko dwa i pół miesiąca, około 70% powierzchni państwa pokrywają lasy, a 10% stanowią zbiorniki wodne, które tworzą gęstą sieć ponad 185 tys. jezior. Zabierz przyjaciół w podróż życia do Finlandii! Ruszył konkurs #Kierunek Finlandia, sygnowany marką Finlandia Vodka. Wystarczy kupić wódkę Finlandia i na stronie www.kierunekfinlandia.pl opisać swoją najbardziej niezwyczajną imprezę, by wziąć udział w grze o wyjazd do Finlandii! Dwie osoby będą mogły zabrać aż troje swoich przyjaciół w prawdziwie zimową przygodę za koło podbiegunowe. Dodatkowo każdego tygodnia na autorów najlepszych zgłoszeń czekają specjalne zestawy imprezowe. Ze wszystkich nagrodzonych odpowiedzi nadesłanych do 31 stycznia 2015 r. jury wybierze dwa najlepsze opisy. Finlandia może być wasza! Warunki i regulamin konkursu #Kierunek Finlandia znajdziecie na stronie: www.kierunekfinlandia.pl/regulamin.pdf M60


PAŹDZIERNIK 2014

Kolor, równość, adidas Adidas i Pharrell Williams grają w jednym zespole. Do swojej ciuchowej playlisty możecie teraz dodać limitowaną kolekcję klasycznych bluz i oryginalnych sneakersów. Znajdziecie w niej bluzy Napa inspirowane klasycznym modelem Superstar, kurtki i kultowe sneakersy Stan Smith w wyrazistych kolorach (błękicie, czerwieni i czerni). Każdy egzemplarz ozdabia znak rozpoznawczy adidas Originals. Z okazji rozpoczęcia współpracy Pharrella z adidasem stworzono specjalną wersję logo: koniczynka została zestawiona ze znakiem równości i podpisem „Pharrell Williams” – to nawiązanie do działalności charytatywnej muzyka.

Urodziny pana Jacka Jasper Newton Daniel, dla przyjaciół po prostu Jack, nigdy nie chodził utartymi ścieżkami. Twórca jednego z najpopularniejszych trunków na świecie skrywał wiele sekretów. Najpierw nie chciał podzielić się ze światem sekretną recepturą whiskey, później, gdy zainteresował się nim świat, nigdy nie zdradził dokładnej daty urodzenia. Dziś wiemy tylko, że urodził się we wrześniu. Z tej okazji świętowaliśmy cały miesiąc, a toasty wznosiliśmy oczywiście niezastąpionym Jack Daniel’s Tennessee Whiskey. Do imprezy dołączył także Harley-Davidson. Specjalnie z tej okazji opracował nowy model Street, który z okazji urodzin Jacka może trafić w wasze ręce! Szczegóły konkursu znajdziecie na stronie www.facebook.com/JackDanielsPolska.

CONVERSE

MÓWI NUDZIE: NIE!

Materiały promocyjne

Jaki jest przepis na dobrą imprezę? Wyluzowani ludzie, dobra muzyka, nieprzeciętne miejsce i... środek tygodnia! Zapomnij o weekendzie – najlepsze imprezy rozkręcają się w środku tygodnia. Najważniejsze są jednak buty – muszą być wygodne, abyś mógł swobodnie dać się ponieść całonocnej zabawie. Właśnie taką imprezę zorganizował Converse. W kultowym barze Astoria na warszawskim Grochowie bawiliśmy się z fanami marki na #SNEAKERSWOULD PARTY. Ten legendarny cykl imprez organizowany jest w różnych europejskich miastach, o nietypowej porze, w nieoczekiwanych miejscach i z udziałem ciekawych twórców. Specjalnie na #SNEAKERSWOULD zespół Fair Weather Friends zaprezentował materiał ze swojej debiutanckiej płyty, a o wypełniony conversami parkiet zadbał DJ Kovalski. Grafiki przygotowane przez streetartowca NiebieskiRobiKreski oraz charakterystyczne dla kampanii #SNEAKERWOULD czarno-białe plakaty zamieniły oldschoolowy grochowski bar w prawdziwą imprezownię. Ta scenografia stanowiła oryginalne tło do zdjęć i gifów, które jeszcze dzisiaj przypominają o sobie na Instagramie. Zobaczcie, jak wyglądała najlepsza impreza w mieście! M61


AKTIVIST

TYLNE WYJŚCIE REDAKTOR NACZELNA Sylwia Kawalerowicz skawalerowicz@valkea.com

Czyli redakcyjny hype (a czasem hejt) park. Piszemy o tym, co nas jara, jarało lub będzie jarać. Nie ograniczamy się – wiadomo bowiem, że im dziwniej, tym dziwniej, oraz że najlepsze rzeczy znajduje się dlatego, że ktoś ze znajomych znalazł je przed nami. 1

1 Zrzuta, jakiej nie zrobił nikt

Bycie muzykiem to suchy kawałek chleba. Jak mówią członkowie nieistniejącego już Cool Kids of Death w filmie dokumentującym rozpad zespołu: albo grasz za bilety – i nie zwraca ci się nawet benzyna, albo grasz za stawkę na festiwalu ziemniaka i coraz bardziej sobą gardzisz. Eventudu, pierwsza w Polsce platforma crowdfundingowa dająca fanom możliwość finansowania i współorganizowania koncertów, ma to zmienić. A działa to tak: zespół, który ma zagrać w danym mieście, ustala kwotę, poniżej której koncert się nie opłaca (benzyna, nocleg itp.). Jeśli do uzgodnionej daty zainteresowani występem mieszkańcy miasta uzbierają za pośrednictwem Eventudu.pl ustaloną kwotę, koncert się odbywa, jeśli nie – to nie. Bez strat i bez urazy. W przypadku pierwszej, pilotażowej zbiórki rolę królików doświadczalnych wzięły na siebie zespół Muchy i miasto Konin. Wyznaczona przez Muchy kwota to 750 zł. Udało się – koninianie wyrobili 123% normy i Muchy wystąpiły. To dobra wiadomość – choć żeby zagrać w Koninie, zespół odwołał warszawski koncert (najwyraźniej sam nie wierzył w powodzenie akcji). A więc nastały nowe czasy. Muzycy bez kaucji nie wyjdą na scenę. Z jednej strony smutek, z drugiej pokrzepienie, że zamiast tkwić we frustracji, artyści wykazują przedsiębiorczą rzutkość. I Muchy syte, i Konin cały – pod sceną. [Olga Wiechnik]

2 Gorące polary

2

3

Jeżeli miałabym wymienić modowe koszmary mojego dzieciństwa, to polar znalazłby się na szczycie listy. Niby miękki i ciepły, w rzeczywistości przewiewny i szybko się mechaci. Do niczego nie pasuje. Kojarzy się z Polakiem cebulakiem. Wyróżnia się kolorami koszmarami i deseniami à la rzygi. No i jeszcze ten suwaczek, którym błyskawicznie można zapiąć się aż po samą szyję. Student politechniki w pełnej krasie. Kieszenie pełne kostek do gitary i kasztanów. Dziękuję, nie założę. Nawet nie dotknę. Tej modzie się nie oprę. Tak. Dobrze słyszycie. Modzie na polar. Z wakacji w Nowym Jorku przywiozłam nie tylko widoki i puste konto, ale też lęk. Lęk przed sztucznym, miękkim materiałem, którym wyściełane są ulice NYC. Polarowe są tam sukienki, spódniczki, bluzy, kurtki. Kolorów wszelkich. Co gorsza, kurteczkę nerda w tym nigdy niezasypiającym mieście łączy się ze sztruksami. Tak! Lata 90. wracają w najgorszej postaci. Lekko rozszerzona nogawka i polarowa bluza pulowerek. Można kupić w GAP-ie albo Louis Vuitton. Zależy od funduszy. Niezależnie jednak od tego, czy nasz polar będzie bardziej vintage (na Williamsburgu nosi się takie à la lata 80., dwukolorowe), czy elegancki (jak z japońskiej minimalistycznej sieciówki Uniqlo), to cel jest jasny. Wyglądać normalnie. Ubierać się wygodnie. Nie przejmować się. I o ile wszystkie te założenia kupuję i bez wahania podpisuję się pod kampanią GAP-a „dress normal”, o tyle polar to dla mnie zbyt wiele. Oczywiście to samo mówiłam o rurkach, kozakach do uda i dresowych bluzach, ale tym razem będę twarda. Jeśli zobaczycie mnie na mieście w polarze, możecie go ze mnie zedrzeć. Pasami, jeśli będzie hipstersko dwukolorowy, albo na raz. Ciekawa jestem, jak się pali polar. [Olga Święcicka]

ZASTĘPCA RED. NACZ. Olga Wiechnik owiechnik@valkea.com REDAKTORKA MIEJSKA (WYDARZENIA) Olga Święcicka oswiecicka@valkea.com REDAKTORZY Film: Mariusz Mikliński Muzyka: Filip Kalinowski MARKETING MANAGER, PATRONATY Michał Rakowski mrakowski@valkea.com DYREKTOR ARTYSTYCZNA Magdalena Wurst mwurst@valkea.com REDAKTOR WWW Kacper Peresada kperesada@valkea.com KOREKTA Mariusz Mikliński Informacje o wydarzeniach prosimy zgłaszać przez formularz na stronie: aktivist.pl/zglos-informacje WSPÓŁPRACOWNICY Mateusz Adamski Kuba Armata Piotr Bartoszek Łukasz Chmielewski Jakub Gralik Aleksander Hudzik Urszula Jabłońska Michał Kropiński Rafał Rejowski Cyryl Rozwadowski Iza Smelczyńska Karolina Sulej Anna Tatarska Maciek Tomaszewski Artur Zaborski

PROJEKT GRAFICZNY MAGAZYNU Magdalena Piwowar DYREKTOR FINANSOWA Beata Krawczak REKLAMA Ewa Dziduch, tel. 664 728 597 edziduch@valkea.com Milena Kostulska, tel. 506 105 661 mkostulska@valkea.com Monika Barchwic, tel. 506 019 953 mbarchwic@valkea.com DYSTRYBUCJA Krzysztof Wiliński kwilinski@valkea.com

DYSTRYBUCJA 4Business Logistic DRUK Elanders Polska Sp. z o.o.

3 Gaśnica

Są na planecie Ziemia tacy, którym do malowania nie wystarcza już zwykły fabrykat malarski. Nawet gdy w XXI wieku mamy do wyboru setki typów samych tylko aerozoli, to i tak niektórzy ludzie wolą tworzyć własne narzędzia malarskie. Niegdyś za pomocą gencjany i sztyftu po paście do butów robiono markery, teraz za pomocą butli do gaszenia pożarów robi się spray XXXL, a z wałka malarskiego bardzo szeroki flamaster. Bo jak wiadomo nie od dziś, potrzeba matką wynalazków. Jeżeli pragniecie ugasić swój pożar ciekawości, to zajrzyjcie na stronę galeriamiejska.bzzz.net i wyszukajcie #gaśnica [vlep[v]net] A62

VALKEA MEDIA S.A. ul. Elbląska 15/17 01-747 Warszawa tel.: 022 257 75 00, faks: 022 257 75 99

REDAKCJA NIE ZWRACA MATERIAŁÓW NIEZAMÓWIONYCH. ZA TREŚĆ PUBLIKOWANYCH OGŁOSZEŃ REDAKCJA NIE ODPOWIADA.


LUTY 2014

A63


AKTIVIST

MAGAZYN MODA

A56


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.