aktivist.pl
numer 189, czerwiec 2015
Miasto Moda Dizajn Muzyka Ludzie Wydarzenia
ISSN 1640-8152
ptaki • flaki • metro
01_okladka_A189.indd 1
27.05.2015 19:57
Aktivist
magazyn moda
Where the world goes for Polish business news
FOR DAILY NEWS VISIT US AT
wbj.pl
share!
economy of future
A2
02_wbj_A189.indd 2
28.05.2015 15:20
czerwiec 2015
edytorial czerwiec
w numerze WYWIAD
Katarzyna Bonda o zapachu prosektorium Rozmawiał:
4
Karol Owczarek
Ludzie
O ptaszkach małych i dużych
8
Tekst: Olga Wiechnik
Ludzie
Szybkie kreski w metrze
Ptaki, nie majtki
Tekst: Olga Święcicka
14
Wzrusza mnie wybrzuszony asfalt, przez który mozolnie przebija się kępka trawy. Kibicuję źdźbłom, które wyrastają pomiędzy bezdusznie równymi kostkami bauma. Cieszy mnie, kiedy Wisła pokazuje, kto tu dyktuje warunki. Trzymam kciuki za jeże, które nocą przebiegają po jezdniach. Przenoszę ślimaki, które wyłażą na chodniki. Przyroda w mieście nie ma lekko. Równana, przystrzygana, wycinana, tępiona. Ale jakoś sobie radzi. My bez niej będziemy sobie radzić znacznie gorzej. Zdiagnozowano podobno już nową jednostkę chorobową – zespół deficytu natury. Dlatego te wszystkie guerilla gardeningi, ogrody warzywne na dachu, wykupywanie działek pracowniczych i niańczenie pszczół to nie jakieś hipsterskie fanaberie, tylko instynkt przetrwania. Po prostu potrzebujemy krzaków i zwierzaków, żeby przetrwać w mieście. Taka prawda. Dlatego w tym numerze przyglądamy się ptakom i tym, którzy ptakom się przyglądają. Jak mówi jeden z bohaterów – żyjemy w czasach, kiedy wszyscy wiedzą, jak wyglądają majtki niemal każdej celebrytki, a nie rozróżniamy wróbla od niewróbla. I to jest słabe. I to trzeba zmienić. Dlatego w czerwcu łapcie za lornetki i patrzcie w drzewa, a nie przesiadujcie na Pudelku. Bo od złego prędzej zbawi was niepozorna ptaszyna niż czyjeś gacie.
Dodatek festiwalowy: Wschód Kultury
29
AKTIVIST.PL
NUMER 189, CZERWIEC 2015
Z okładki patrzy na was Paloma Faith, która zagra 13 czerwca na Orange Warsaw Festivalu.
MIASTO MODA DIZAJN MUZYKA LUDZIE WYDARZENIA
Sylwia Kawalerowicz redaktorka naczelna
ISSN 1640-8152
PTAKI • FLAKI • METRO
A3
03_edytorial_A189.indd 3
27.05.2015 21:18
Aktivist
Foto: Dariusz Kawka, BBF
magazyn wywiad
A4
04-06_wywiad_A189.indd 4
27.05.2015 21:22
czerwiec 2015
Zwłoki mało mnie interesują
Rozmawiał: Karol Owczarek
Big Book Festival
warszawa 12-14.06
Infekcja • żarty • walizeczka
Silna kobieta, której niestraszne zwłoki i największe zbrodnie. Osiem lat temu postanowiła zerwać z dziennikarstwem i zostać pisarką. Dziś nazywana jest królową polskiego kryminału, a jej kolejne książki są bestsellerami. Do księgarń trafiła właśnie najnowsza powieść kryminalna Katarzyny Bondy, „Okularnik”, a sama autorka podczas Big Book Festivalu poprowadzi warsztaty z oględzin miejsca zbrodni. Będzie trup. Jak się pani czuje jako królowa polskiego kryminału, oficjalnie mianowana przez Zygmunta Miłoszewskiego?
Jasne, że dobrze, to niezwykle przyjemne, ale o niczym nie przesądza. Miło być docenianą przez kolegów z branży, ale dla mnie najważniejsze jest uznanie ze strony czytelników, którzy wyrażają je, kupując moje książki. Sama środowiskowa nobilitacja niewiele daje twórcy kryminałów, jeśli nie idzie za tym sukces czytelniczy. To, że moje książki są bestsellerami, oznacza, że odbiorcom podoba się typ powieści kryminalnych, który uprawiam. Mówi się dziś, że ludzie nie czytają, a jakoś moje 700-stronicowe książki są masowo pochłaniane. To niezwykle budujące. W ostatnim czasie można zaobserwować znaczący wzrost popularności polskich kryminałów. Z czego wynika ta fala? Zdawałoby się, że ludzie powinni mieć dość przemocy, bo widzą ją codziennie w mediach.
To rzeczywiście paradoks. Być może chodzi o to, że media, i to nawet te opiniotwórcze, sukcesywnie się tabloidyzują. Pełno tam sensacji i plotek, a brakuje głębszej analizy. Wszystko dzieje się za szybko. Człowiek nie czuje się dobrze, gdy biega jak chomik w kółku. Tym, co nas odróżnia od zwierząt, jest potrzeba refleksji. W codziennym chaosie chcemy się zatrzymać i złapać oddech. Książka daje taką możliwość. Sprawia, że możemy uciec od rzeczywistości i przenieść w świat alternatywny.
Foto: Dariusz Kawka, BBF
A nie powinna do tego służyć literatura artystyczna?
Jest zbyt wysmakowana i za trudna w odbiorze. Ma skomplikowaną formę, wyszukany język, jest stylizowana, skupia się na zbyt ciężkich tematach. A kryminał, dzięki temu, że trzyma w napięciu i angażuje emocje, lepiej do tego się nadaje. Powieść kryminalna zaczyna jednak przejmować cechy sztuki wysokiej i odgrywa coraz częściej rolę literatury środka.
Tak się dzieje od kilku lat na świecie. U nas dopiero są tego pierwsze jaskółki. Moje powieści spełniają tę funkcję. Oprócz zagadki „kto zabił” są w nich elementy powieści społecznej, psychologicznej, obyczajowej i historycznej. Skłaniają do refleksji, a nie są trudne w odbiorze. Czytają je zarówno bardzo młodzi ludzie, jak i seniorzy. Dziesięć lat temu kryminał był gatunkiem pogardzanym, a teraz zaczyna się go wreszcie cenić. Stał się modny.
Nie wystarczy pokazać trupa, wpleść kilka gagów i rozwiązać zagadkę. Pisanie kryminałów to ciężka, w dużej mierze rzemieślnicza robota. Debiutując w 2007 r., nie miała pani łatwo?
Gdy ktoś słyszał, że chcę pisać kryminały, to pukał się w czoło. Wtedy na polskim rynku były takie rzeczy, których nie dało się czytać. Na pytanie o moje ulubione kryminały z dzieciństwa, wymieniałam Agathę Christie i Raymonda Chandlera, samych obcokrajowców. U nas nic nie było. Nikt mi nie wierzy, że nie czytałam w młodości kryminałów i wolałam literaturę piękną. Nudziły mnie ówczesne proste fabuły. Chciałam to robić inaczej. Staram się komplikować strukturę i stosować artystyczne zabiegi, robić to, co Karpowicz, Twardoch, Bator czy Eugenides, przy zachowaniu konwencji powieści kryminalnej. Autorzy współczesnych kryminałów przemycają też ważne tematy. Miłoszewski w „Gniewie” podejmuje wątek antysemityzmu, a w „Okularniku” pisze pani o rzezi Białorusinów dokonanej przez oddział Żołnierzy Wyklętych.
To sprawia, że kryminał zyskuje na wartości i uniwersalizuje się. Wcześniej kojarzył
się z tanią sensacją, a teraz ma cenny naddatek. Ciekawe jest też to, kto dzisiaj zabiera się za pisanie powieści kryminalnych. Kiedyś to była rzecz mająca po prostu zaspokoić niskie pobudki, teraz piszą je także autorzy tworzący literaturę wysoką. To już nie wstyd, ale rodzaj wyzwania. Może robią to ze względów finansowych. Głośna była sprawa Kai Malanowskiej, która publicznie ogłosiła, że za swoją powieść zarobiła niecałe 8000 zł i w związku z tym następną jej książką będzie kryminał, bo tylko na nim można zarobić.
Każdy z nas na początku zarabiał tego rzędu kwoty, do życia z samego pisania książek zwykle trzeba dochodzić małymi krokami. Rzeczywiście na kryminałach można więcej zarobić, bo to literatura fanowska. Jak ktoś kocha Bondę, to musi mieć wszystkie jej dzieła, najlepiej na papierze, w e-booku i audiobooku, więc siłą rzeczy dochody są większe. Trzeba jednak pamiętać, że rynek powieści kryminalnych jest nasycony. Nie wystarczy pokazać trupa, wpleść kilka gagów i rozwiązać zagadkę. Pisanie kryminałów to ciężka, w dużej mierze rzemieślnicza robota. Musi mieć pani dobrze opanowany warsztat, skoro udało się pani w osiem lat wydać siedem powieści.
Im więcej książek się napisze, tym lepiej się na tym zna. Poza tym pisanie to dla mnie nałóg. Odpoczywam po jednej książce i zaraz chcę napisać kolejną. W tej chwili zawodowo nie zajmuję się niczym innym. Podczas pracy cała przenoszę się do świata wykreowanego w książce, co jest fizycznie wycieńczające. Gdy pisałam końcówkę „Okularnika”, wpadłam wręcz w manię – nie przebierałam się, nie odróżniałam dnia od nocy, siedziałam cały czas przy biurku, świat zewnętrzny był mi obojętny. Efekt był taki, że od wpatrywania się w ekran komputera miałam infekcję oczu i skończyłam na ostrym dyżurze, a lekarz zabronił mi pisać przez jakiś czas.
A5
04-06_wywiad_A189.indd 5
27.05.2015 21:22
Aktivist
W łóżku wytrzymałam dwa dni i mimo ostrzeżeń, że mogę nawet stracić wzrok, wróciłam do pracy i napisałam ostatnie dziesięć stron. Każdy pisarz musi proces twórczy przeżyć i odchorować, nikt za niego tego nie zrobi. Nie ma pani koszmarów przez to, że opisuje dramatyczne historie?
Nie, to wszystko jest przereklamowane. Już takie rzeczy widziałam, że to, co piszę, nie rusza mnie specjalnie. Jeżeli ktoś jest chirurgiem i robi operacje, to potem śni mu się krew? Pewnie na początku, gdy ktoś jest niedoświadczony i podchodzi emocjonalnie do swojego zajęcia, może go to męczyć. Miałam tak, gdy robiłam parę lat temu książkę o morderczyniach, pojawiały się flashbacki. Z czasem łapie się dystans. Tematy, które poruszam, odreagowuję jedynie okrutnymi żartami, którymi raczę znajomych i czytelników podczas spotkań autorskich. Ma pani wieloletnie doświadczenie jako dziennikarka zajmująca się sprawami kryminalnymi. To musiało być pomocne w pisaniu powieści?
To, że byłam przez tyle lat dziennikarką, na początku bardzo mi przeszkadzało. Dziennikarstwo i literatura to dwa przeciwne bieguny, które wzajemnie się odpychają. Pisanie do mediów sprawia, że trzeba na wszystko patrzeć globalnie, a potem dokonywać uogólnień, uproszczeń i zapisywać tylko najważniejsze rzeczy. W przypadku pisania powieści jest odwrotnie – najważniejszy jest detal. Trzeba czytelnika zwodzić, kusić, nie można wszystkiego od razu wyłożyć kawa na ławę. Poza tym reporter jest wciąż w oku cyklonu, wśród ludzi. Musi być bezczelny i zadawać niewygodne pytania, nie bać się. Kiedy pracuje się nad książką, większość czasu jest się samemu. Na początku kariery pisarskiej nie wiedziałam, jak się określić. Nie chciałam być już dziennikarką, a nie miałam odwagi nazywać się pisarką. Mówiłam, że jestem autorką książek. Z czasem jednak poznałam cały pisarski elementarz. Dopiero wtedy moje wcześniejsze nawyki reporterskie, to, że robię dokumentację i umiem dotrzeć do ludzi, stały się moim atutem. Musiałam przejść przez ten cały proces. Organizuje pani zajęcia z kreatywnego pisania. Czy pisać każdy może?
Nie jest tak, że każdy może pisać, niektórzy wręcz nie powinni. Dzisiaj nie ma analfabetów, każdy coś potrafi napisać, ma komputer i Worda. Do tego jest cała masa wydawców żerujących na marzeniach ludzi, którzy myślą, że umieją dobrze pisać. Jeśli zapłaci się sporą sumę, opublikować można wszystko, w e-booku, na papierze, a za dodatkową opłatą nawet postawić taką książkę w księgarniach w wyeksponowanym miejscu. Nie jest tak, że wszyscy aspirujący pisarze się nie nadają, część z nich ma potencjał, ale nie ma warsztatu i doświadczenia. Gdy widzę, że ktoś się nie nadaje, mówię mu to od razu, ale jeśli dobrze rokuje, warsztaty z kreatywnego pisania mogą być bardzo pomocne. Jest masa ludzi, którzy chodzili na takie zajęcia i osiągnęli
spore sukcesy pisarskie, zwłaszcza jeśli chodzi o literaturę gatunkową. Wystarczy wymienić Martę Guzowską, która dostała nagrodę za debiut i wydaje kolejne książki. Przewiduje pani wydanie książki bez trupów, niebędącej powieścią gatunkową?
Przewiduję.
Katarzyna Bonda ur. w 1977 r., pisarka, dokumentalistka, dziennikarka oraz scenarzystka zajmująca się tematyką kryminalną. Przez 12 lat pracowała m.in. w „Newsweeku”, „Wproście” i TVP. W 2007 r. zadebiutowała powieścią kryminalną „Sprawa Niny Frank”, za którą nominowano ją do Nagrody Wielkiego Kalibru. Do polskiej powieści kryminalnej wprowadziła nowy typ detektywa, którym jest psycholog policyjny, tzw. profiler.
Mgliście?
Nie, konkretnie. Ale nie mogę nic więcej powiedzieć, bo jestem zobowiązana umowami. Już w tej chwili pisarsko mam zaplanowany czas do 2021 r. Wow.
To bardzo komfortowe, że po latach chaosu, gdy nie wiadomo, co będzie jutro, i nie wie się, kim się jest, można zaplanować swoje życie. Organizatorzy tegorocznego Big Book Festivalu zapowiadają oględziny trupa z pani udziałem. Jak to będzie wyglądało?
Przede wszystkim cieszy mnie, że ten prestiżowy festiwal wprowadził wreszcie do swojego programu powieść kryminalną w tak dużym stopniu. Choć pojawiam się na nim od początku, dopiero teraz to się udało. Będę prowadziła warsztaty, których uczestnicy napiszą scenę będącą nieodłączną częścią każdego kryminału, czyli oględziny miejsca zbrodni. Towarzyszyć mi będzie technik kryminalistyki, który będzie miał walizeczkę z narzędziami do identyfikacji zwłok i rozpoznania sprawców. Trup będzie prawdziwy?
Taki prawie prawdziwy. Będzie miał konkretne obrażenia, a z nich można wiele odczytać – ilu było sprawców, jakiego byli wzrostu, z której strony zaatakowali. Naszym zadaniem będzie też analiza grafologiczna listu, który pozostawił denat. To wszystko jest potrzebne autorowi powieści
kryminalnych, by był wiarygodny w tym, co pisze. Dużo czasu spędziła pani w prosektorium? Byłam tylko raz, nie potrzebuję tego. Same zwłoki mało mnie interesują, wolę metodologiczne i analityczne podejście. Trudno jednak napisać kryminał, jeśli nie zna się zapachu formaliny albo nie widziało zamrożonych zwłok. Trzeba to przeżyć choć raz. Te pierwsze emocje, wstręt i strach są dobre, bo można je później przelać na papier. Są autorzy, którzy nie robią dokumentacji, nie rozmawiają ze specjalistami i wszystkie materiały znajdują w internecie i książkach. Takie podejście jest mi obce, zawsze staram się dogłębnie i empirycznie poznać materię, którą opisuję. W kryminałach wiele osób traci życie, ale czy kryminał może czyjeś życie zmienić? Czytelnicy dzielą się z panią takimi historiami?
Otrzymuję w mejlach masę takich historii. To jest piękne. Często odpisuję na listy, szczególnie gdy coś mnie poruszy. Inni autorzy, faceci, śmieją się ze mnie, że zawsze na spotkaniach autorskich jakiś czytelnik chce mi się zwierzyć. W moich książkach rys psychologiczny postaci jest niezwykle ważny, odbiorcy to czują i często identyfikują się z bohaterami. Jakaś dziewczynka napisała do mnie, że chciała popełnić samobójstwo, ale odwiodła ją od tego opisana przeze mnie historia braci Staroniów. Były też listy, w których ludzie pisali, że moje książki są dla nich wsparciem w problemach z alkoholizmem czy molestowaniem seksualnym. Jestem zwykłym człowiekiem i tworzę zwykłe historie. Pochodzę z małej miejscowości, Hajnówki, i czuję, jakbym pisała dla moich sąsiadów. Jak się okazuje, pisze pani również ku pokrzepieniu serc.
Zawsze chciałam być Sienkiewiczem…
M6
04-06_wywiad_A189.indd 6
27.05.2015 21:22
luty 2014
A7
07_tablet_A189.indd 7
27.05.2015 20:03
Aktivist
magazyn ludzie kwiczoł • kebab • piękno
Miasto albo śmierć Tekst: Olga Wiechnik
Nowy Jork to ich mekka, Berlin przyciąga te bardziej drapieżne, ale i w Warszawie o nich głośno. Raniuszek, piecuszek i spółka zamieszkują wielkie miasta i gromadzą coraz większą publiczność. Miejscy obserwatorzy ptaków – tak jak i obiekty ich obserwacji – nie mają łatwo. Bo jak tu wyglądać na wyluzowanego, kiedy chodzisz po mieście z lornetką? Orzechówka czy szpak? Ptak spotkany na berlińskim moście po konsultacjach z Łukaszem okazał się jednak szpakiem (w „zimowej szacie”).
– Rozróżniasz gołębie? – pyta mnie Łukasz Witczak, miejski birdwatcher amator, z którym niedzielnym świtem łażę po nadwiślańskich krzakach. Jego pytanie jest tym bardziej zasadne, że chwilę wcześniej wykazałam się sporą ignorancją, nie rozpoznając wrony. Wrony siwej, dokładnie rzecz ujmując. – Ten gołąb na gałęzi to nie jest gołąb miejski, to gołąb grzywacz, widzisz, ma białą obróżkę. Trzyma się na dystans, co dla gołębi typowe nie jest. Te, które znamy, wywodzą się od gołębia skalnego, którego środowiskiem naturalnym były tereny skaliste. Można więc założyć, że miasta gołębiom odpowiadają także dlatego, że przypominają im ich naturalne kamieniste środowisko – tłumaczy mi Łukasz. Mówi „także”, bo to, co miasto przede wszystkim ptakom ma do zaoferowania, to pożywienie. Wspomnianą wronę siwą widziałam w drodze na spotkanie z Łukaszem. Stała na ulicy i dojadała porzuconego przez wczorajszych imprezowiczów kebaba. Ot, miejska dieta. – W mieście jedzenie jest wszędzie. Tu kebab, tam rozrzucone frytki, lody na chodniku, okruchy na trawie. Leży na ulicach, wystaje ze śmietników – mówi mi Jacek Karczewski, prezes Stowarzyszenia Ptaki Polskie, którego pytam, jak życie w mieście wpływa na ptasią dietę. – Dokładnie tak samo jak na naszą. Dosłownie.
Dopiero niedawno zaczęliśmy myśleć o zdrowym żywieniu, slow foodzie. Długo byliśmy zachłyśnięci fast foodem. I wielu z nas wciąż jest na tym etapie i być może nigdy nie będzie na innym, bo jest to po prostu bardzo praktyczne. Gdyby ta wrona żyła gdzie indziej, to zamiast kebaba musiałaby poszukać dżdżownic albo innych tłustych robaków. Albo zabiłaby i zjadła czyjeś pisklę. Ale to wszystko wymagałoby sporej ilości czasu i sprytu. Wrona nie jest wegetarianką, ale nawet inne ptaki, które normalnie byłyby w 100% wegetarianami, w mieście będą jadły kebaba. Ale dla nich to też junk food, na takiej diecie daleko nie dolecą.
Raniuszek czy leniuszek
Ptaki nie żyją w miastach z lenistwa. Żyją w nich, bo muszą się dostosować, żeby nie zginąć. – Bo to jest tak – kontynuuje Jacek – była łąka, po której hasały sobie zajączki i sarenki, śpiewały trznadle i pliszki żółte. A na zimę, jak co roku, odlatywały, tyle że jak wróciły, na ich łące stało już wielkie centrum handlowe z betonowym parkingiem, który zajął tych kilka hektarów, na których ptaki żyły przez lata. To jest przykład, ale podobne sytuacje wciąż się powtarzają. Ptaki mają więc wybór: nauczę się żyć w mieście albo nie będę żyć wcale. Niektóre szukają nowego
siedliska, ale większość woli pozostać na swoim terenie, bo zaczynanie od nowa w innym miejscu to ogromne ryzyko. – Zobacz. Pustułka. Bardzo fajny ptak. Ta poluje, zobacz, zawisła – Łukasz pokazuje mi ptaka, który dosłownie wisi w powietrzu. – Pustułka to sokół, a sokoły mają świetny wzrok. My byśmy raczej nie zobaczyli myszy z tej odległości. Widywałem tu kiedyś regularnie taką bardzo fajną parę pustułek. Raz widziałem, jak jedna z nich obżerała się gryzoniem na gałęzi. Cieszyłem się razem z nią – dopowiada. Pustułkę spotkaliśmy nad Wisłą, w bliskim sąsiedztwie Stadionu Narodowego, ale drapieżniki raczej nie osiedlają się w miastach. Przynajmniej nie w naszych, bo w Berlinie żyje całkiem spora populacja jastrzębia, o krogulcu nawet nie wspominając. Gnieżdżą się tam nawet myszołowy, które potrzebują więcej przestrzeni. Dlaczego Berlin? – pytam Jacka Karczewskiego. – Dlatego że Berlin jest bardzo zielonym miastem. W przeciwieństwie do polskich aglomeracji utrzymywany jest w sposób przyjazny przyrodzie, a przez to ludziom. W Berlinie nie ma obsesji pielęgnacji drzew polegającej na ich obcinaniu, aż zostają same skazane na śmierć kikuty. W Berlinie nie ma obsesji usuwania liści, bo dzięki tym liściom oddychamy – one dosłownie produkują tlen.
A8
08-09_ptaki_A189.indd 8
27.05.2015 20:06
czerwiec 2015
Nie ma obsesji betonowania wszystkiego, wykładania każdego trawnika kostką, bo otwarta ziemia jest potrzebna – chociażby po to, żeby uchronić miasto przed gwałtownymi powodziami, które coraz częściej, nie przez przypadek, nawiedzają nasze miasta. Berlin świadomie prowadzi taką politykę, bo jest to tańsze w sensie ekonomicznym i zdrowsze w sensie społecznym – odpowiada.
Wilga robi spacer
– A nie, to tylko drzewo skrzypi – mówi Łukasz po chwili skupionego nasłuchiwania. – Czasem czuję się jak osoba uzależniona od telefonu, która ciągle słyszy dzwonek. O, a to jest drozd śpiewak, brzmi trochę jak alarm samochodowy. Mam wrażenie, że te miejskie drozdy trochę go imitują. Choć nie twierdzę, że to alarm był pierwszy – dodaje. Ptaki w mieście odzywają się głośniej. Badania przeprowadzane w Berlinie pokazały, że tamtejsze słowiki są o kilka decybeli głośniejsze od tych dziko żyjących. Łukasz po mieście z lornetką chodzi rzadko. Trochę się boi ludzkich spojrzeń, bo w tym hobby jest coś wstydliwego. „Stoisz z lornetką. Jesteś bezbronny. Patrzysz na coś, czego inni nie widzą, a wszyscy wokół patrzą na ciebie. Nie ma sposobu, by wyglądać na luzaka, sprawiać wrażenie osoby eleganckiej, posiadającej dystans do świata”. Tak o swoim ptasim hobby mówi pisarz Jonathan Franzen, od ponad dziesięciu lat birdwatcher. Franzen mieszka koło Central Parku, gdzie między początkiem kwietnia a końcem maja, a potem we wrześniu i październiku (wiosenne i jesienne migracje), można obserwować ponad 200 gatunków ptaków – to mniej więcej jedna czwarta wszystkich gatunków żyjących obecnie w USA. – W Ameryce żyją zupełnie inne gatunki niż u nas, więc jak zobaczę wszystkie, mogę kupić bilet i zacząć od nowa – mówi Łukasz, chociaż nie jest ptasiarzem o zacięciu kolekcjonerskim. A takich nie brakuje – birdwatching wyczynowy, czyli twitching, polega na „zaliczaniu” najrzadszych gatunków. Twitcher wybiera się na obserwację dopiero wtedy, gdy otrzyma sprawdzoną informację o miejscu przebywania osobnika danego gatunku. Może w tym celu odbyć nawet bardzo daleką podróż, żeby tylko dodać go do „kolekcji”. Łukasz chciałby dziś zobaczyć wilgę. Wilga robi spacer.
Ptak dobrze zaprojektowany
Ptaki obserwuje od dwóch lat. – To jest przecież świat, który mnie otacza. Bezpośrednio. Wypadałoby go chociaż umieć nazwać – pomyślałem sobie któregoś dnia – zdradza Łukasz. Zaczął sam. Kupił przewodnik, zapisał się na warsztaty organizowane przez Ptaki Polskie w jego osiedlowej bibliotece na Pradze. Zajęcia teoretyczne, a potem wycieczka na Wyspy Zawadowskie, gdzie na plaży gniazdują mewy. Ma tu stanąć most Południowy, co się mewom pewnie nie spodoba. – Okazało się, że bardzo niewiele trzeba, żeby odkryć jakiś całkiem nowy i egzotyczny świat. Zdajesz sobie nagle sprawę, że jest cała warstwa rzeczywistości, na którą
byłaś ślepa. Rozwiązuje się worek, a z niego wylatuje tysiąc pięknych stworzeń – mówi Łukasz, który wziął też udział w Nocy Sów zorganizowanej przez Ptaki Polskie. Pojechali nad Biebrzę do Goniądza. W nocy poszli w las. Przewodnik kazał stać nieruchomo i nie wydawać dźwięków. – Jakby ktoś nas w tym lesie zobaczył, 40 osób stojących nieruchowo w jednym miejscu w środku nocy, to mógłby nie przeżyć – śmieje się Łukasz. Niestety, podczas Nocy Sów usłyszeli tylko psy. Po tym jak kupił sobie przewodnik, zaczęły mu się śnić ptaki. Ale nie te, które widział w przewodniku albo na żywo. Takie zaprojektowane przez niego. Bo Łukasz ceni w ptakach również dobry dizajn. Lubi podglądać zwłaszcza te, które są ładne. Nie ma do nich przesadnie emocjonalnego stosunku. – No dobra, jak obserwowałem te pustułki, o których ci opowiadałem, miałem trochę takie poczucie, że jesteśmy kumplami. Ale ja ptaków nie uczłowieczam, mam świadomość, że obserwuję dziką przyrodę. Nie uważam, żebyśmy mieli się czegoś od nich nauczyć. Ptaki należy chronić, ale głównie dlatego, żeby nie rozpieprzać tego misternie skonstruowanego ekosystemu. Przez nas ptaki tracą miejsca lęgowe i warunki do życia – zaznacza. Poza tym jego powody są egoistyczne. Ptasia różnorodność jest piękna, dostarcza nam estetycznej przyjemności. Łukasz miewa momenty głębszego zachwytu tym, co widzi, i poczucie jakiejś tajemnicy za tym stojącej. Ale dla niego ptaki są przede wszystkim ładne. – Weźmy taką srokę. Jakby na nią spojrzeć w kategoriach dobrego dizajnu, to jedna z najlepiej zaprojektowanych rzeczy w mieście. Każda ulica będzie ładniejsza, jeśli postawić na niej srokę.
Zespół deficytu natury
– Nasz mózg zupełnie inaczej funkcjonuje, gdy jesteśmy otoczeni równo poprzycinanymi tujami okalającymi hektary kostki bauma, a inaczej, kiedy obcujemy z naturą, tą żywą i dziką. Na taką w miastach też jest miejsce – przekonuje Jacek Karczewski, z wykształcenia psycholog. – Natura jest estetką, a nasza estetyka jest kompletnie szokująca nie tylko dla natury, ale i dla całej północno-zachodniej Europy – dodaje. Miasta takie jak Berlin czy Sztokholm słyną z dzikiego życia. Jako psycholog Jacek interesuje się też zjawiskami społecznymi i zawsze dziwiło go, jak bardzo oddaliliśmy się od przyrody. – Żyjemy w czasach, w których każdy wie, jakiego koloru majtki założyła jakaś modna celebrytka, a mało kto potrafi odróżnić lipę od dębu czy wróbla od niewróbla – mówi. I dodaje, że w krajach anglosaskich i skandynawskich trwają badania nad nowym zjawiskiem społecznym, który można już nazwać jednostką chorobową: zespół deficytu natury. Okazuje się, że brak kontaktu z naturą, nie tylko w miastach, ale i na wsiach, gdzie wszystko jest coraz bardziej zautomatyzowane, bardzo mocno przekłada się na odporność zdrowotną (zapadalność na różne choroby, otyłość), zachowania prospołeczne i antyspołeczne (przestępczość), stan psychiczny i intelektualny. – My kontaktu z przyrodą po
prostu potrzebujemy. Oprócz powietrza i wody czerpiemy z natury dużo więcej – podsumowuje. – Tu kiedyś wszędzie były ogródki działkowe, takie na dziko stawiane – mówi Łukasz o miejscu, po którym spacerujemy. – Nadal rosną tu różne drzewa owocowe, czasem sobie jabłko zerwę – dodaje. Jego zdaniem patrzenie na przyrodę jest kojące. – Widzisz stworzenie, które robi dokładnie to, do czego zostało stworzone. Może tego właśnie człowiekowi brakuje w życiu? Zawsze się zastanawiamy, co powinniśmy robić, w czym się spełniać. A w ptasim świecie wszystko jest naturalne i celowe. Choć nie sielskie, bo to są jednak dzikie istoty, które walczą o przeżycie. Jak chcesz obserwować przyrodę w mieście, masz do wybory ptaki albo szczury. Czekaj. Słyszysz? To kos czy wilga? Wilga! – Łukasz podaje mi lornetkę. Faktycznie, ładniejsza od szczura.
Krukowate (m.in. wrony, gawrony, kawki, sroki) to jedne z najinteligentniejszych ptaków. Nieprzypadkowo to właśnie je w mieście spotkać można najczęściej.
A9
08-09_ptaki_A189.indd 9
27.05.2015 20:06
Aktivist
magazyn ludzie
Warsaw Sketch Group co drugą środę spotykają się w warszawskim metrze. Razem rysują, uczą się i podróżują między wagonami.
Szkicowniki do kontroli
metro • model • rys
Tekst: Olga Święcicka, foto: Richard Hade
Pociąg do rysowania. To hasło mogłoby przyświecać Warsaw Subway Sketch Group, która do istnienia potrzebuje aż tyle albo tylko tyle. Ot, wagonik, notesik i kredka. Modelu, znajdź się sam. 560 tysięcy. Tylu pasażerów przewija się przez warszawskie metro każdego dnia. Jedni wpadają tylko na jedną stację, inni pokonują ich kilkanaście. Tłoczą się, przysypiają, śpieszą się, kłócą, rozmawiają przez telefon, tępo patrzą przed siebie albo w ekrany. Metro to środek komunikacji inny niż wszystkie. Odcięty od reszty świata. Bez możliwości ucieczki, nawet wzrokiem. Na zewnątrz ciemność. W środku grupa ludzi, która na moment, między stacjami, tworzy społeczność. Kto utknął kiedyś w zepsutym metrze, wie, jak szybko rodzi się wagonikowa więź. Nie trzeba jednak ekstremalnych przeżyć, żeby zrozumieć, jaki potencjał tkwi w podziemnym, miejskim pociągu.
Stacja portretowa
Richard Hade – grafik, fotograf, freelancer i chłopak, który po prostu nie potrafi się skupić tylko na jednej rzeczy – tajemnicze właściwości metra odkrył w 2010 r. Wtedy po raz pierwszy, zainspirowany kanadyjskim kolegą po fachu Bobbym Chiu, zorganizował rysowanie w metrze. – Od zawsze lubiłem rysować, ale trudno mi było się samemu zmobilizować. Stworzyłem grupę Warsaw Subway Sketch Group, głównie dlatego, żeby przestać oszukiwać samego siebie i po prostu zacząć działać – opowiada. Kiedy rozkręcał temat pięć lat temu na forum dla grafików, nie podejrzewał, że od tej pory w co drugą środę miesiąca będzie krążył po wagonie ze
szkicownikiem w dłoni. Grupa, która początkowo liczyła dwie-trzy osoby, dziś przypomina całą klasę. Tak też jest traktowana przez współpasażerów, którzy zwykle myślą, że to studenci ASP. Może to i lepiej, bo są wtedy bardziej wyrozumiali. – Przez te wszystkie lata tylko dwa razy spotkałem się z nieprzychylnymi reakcjami. Większość osób trochę się krępuje, udaje, że nas nie widzi albo że zasypia – opowiada Richard. – Wciąż walczymy z nieśmiałością w naszym społeczeństwie, ale coraz częściej zdarza się, że pasażerowie komentują to, co robimy, a nawet proszą o portrety – dodaje. Richard nie ma problemu, żeby dzielić się swoimi rysunkami. Warsaw Subway Sketch Group to w końcu grupa treningowa. Chodzi o to, żeby porysować sobie jak najwięcej, a nie tworzyć dzieła sztuki. W metrze spotykają się zarówno amatorzy, jak i zawodowcy, którzy chętnie służą radą. Metody też są różne. Jedni wybierają ołówek, inni akwarele. Jest ponadto osoba, który tworzy obrazy na komputerze, a tak właściwie to je rzeźbi, bo prace są w 3D. Co do obiektów, to nie ma jednej zasady. – Każdy rysuje to, co mu się podoba. Warunki są różne. Kiedy jest tłok, to nie ma wyboru i trzeba szkicować osoby, które są najbliżej, w innych przypadkach uzależnia się to od miejsca siedzenia – opowiada. Pracy w metrze sprzyjają nie tylko dobre warunki oświetleniowe, ale też układ wnętrza. No i fakt, że metro w przeciwieństwie do autobusu dużo mniej trzęsie.
Podziemna kolejka ma swoje własne zasady. Richard przez lata podróży nauczył się już wszystkich. Wie, ile trwa przejazd między stacjami i ile zajmuje cała trasa. Potrafi też odróżnić chwilowych pasażerów od tych, którzy posiedzą trochę dłużej. Nie ma to jednak dużego znaczenia, bo – jak twierdzi – do zrobienia szkicu wystarczy 30 sekund.
Zakamarki, nosy, twarze
Grupa spotyka się co środę o 19 pod dawnym Sezamem. Najpierw jadą na przejażdżkę nową linią metra, a potem wskakują do starej. Całość zajmuje około dwóch godzin. Potem zwykle idą razem do baru, gdzie pada sakramentalne zdanie: „Wyciągamy szkicowniki!”. Oczywiście obowiązku pokazywania rysunków nie ma, ale zwykle każdy chce się pochwalić albo poradzić. Pokazywanie prac jest też lekcją uważności. Okazuje się, że każdy zwrócił uwagę na coś innego. – Jedni koncentrują się na detalach, rysują ubrania, dodatki. Drudzy znudzeni twarzami uciekają w inne zakamarki metra – mówi. Czasem też kogoś poniesie fantazja. Model staje się wtedy tylko pretekstem do zrobienia rysunków, które akurat siedzą komuś w głowie. Richarda najbardziej fascynują nosy, więc jego szkicownik to swoisty gabinet osobliwości i ciekawych portretów. Jeśli więc macie nosa i odwagę, to wpadajcie wieczorem do metra. Rysowanie w cenie, bilet na własny koszt.
A10
10_rysownicy_A189.indd 10
27.05.2015 20:05
luty 2014
A11
11_nh_A189.indd 11
27.05.2015 20:07
Pierwszy sezon gry o sukces
Je sw na zro zło
Janek JanekSzarecki, Szarecki, didżej didżeji producent i producent muzyczny muzycznyznany znany jako jakoErr ErrBits, Bits,aaod od niedawna niedawnatakże także promotor promotororganizuorganizujący jącywłasne własneimprezy, imprezy, ooprogramie programieBacardi Bacardi usłyszał usłyszałod odznajoznajomego, mego,który któryteż teżbrał brał udział udziałw castingu. w castingu. Na Natyle tylefajnego fajnegoznaznajomego, jomego,że żestrach strach przed przedkonkurenkonkurencją cjąwcale wcalego gonie nie powstrzymał. powstrzymał.Jak Jak się sięokazało, okazało,było byłosię się czego czegobać. bać.Janek Janekzazajął jąłbowiem bowiempierwsze pierwsze miejsce. miejsce.
Jaka Jakabyła byłatwoja twojapierwsza pierwszamyśl, myśl,gdy gdyusłyszausłyszałeś łeśooprogramie? programie?
Że Żewłaśnie właśnienanacoś cośtakiego takiegoczekałem! czekałem!Od Odjakiegoś jakiegoś czasu czasubyłem byłemprzekonany, przekonany,żeżecoś cośtakiego takiegosię sięwydarzy. wydarzy. Czekałem Czekałemnanapierwszy pierwszyetap etapgry gryoosukces, sukces,wiesz, wiesz,oococo chodzi. chodzi.Jak Jaksię siędodotego tegodojrzewa, dojrzewa,totopewne pewnefurtki furtkizazaczynają czynająsię sięotwierać. otwierać.Czułem Czułemsię sięjak jaksamolot samolotnanapapasie siestartowym, startowym,który któryzaraz zarazzacznie zaczniesię sięwznosić. wznosić.I Iten ten program programbył byłpaliwem paliwempotrzebnym potrzebnymdodolotu. lotu. Jak Jakoceniałeś oceniałeśswoje swojeszanse, szanse,gdy gdypoznałeś poznałeś konkurentów? konkurentów?
Pojechaliśmy Pojechaliśmywszyscy wszyscydo doBarcelony Barcelonynanawyjazd wyjazd integracyjny, integracyjny,podczas podczasktórego któregozapoznawano zapoznawanonas nas z zideą ideąprogramu. programu.I Ijuż jużwtedy wtedybyłem byłemprzekonany, przekonany, żeżenagroda nagrodajest jestmoja. moja.Ale Alenie niedlatego, dlatego,żeżejestem jestem lepszy lepszyod odinnych. innych.Po Poprostu prostuzrozumiałem, zrozumiałem,żeżetoto idealnie idealniesię sięukłada układa––tataszansa szansapojawiła pojawiłasię sięww takim takimmomencie momenciemojego mojegożycia, życia,wwktórym którympotrapotrafiłem fiłemjąjąwykorzystać. wykorzystać.Byłem Byłemootym tymprzekonany. przekonany. ZZjednej jednejstrony stronymiałem miałemdużo dużotakiej takiejjeszcze, jeszcze,nanazwijmy zwijmyto, to,młodzieńczej młodzieńczejenergii, energii,a az zdrugiej drugiej––już już swoje swojelata latamam, mam,trzydziestka trzydziestkananakarku, karku,więc więcdodochodziła chodziłado dotego tegopewna pewnadojrzałość, dojrzałość,świadomość. świadomość. Jesteś Jesteśczłowiekiem, człowiekiem,którego któregoszukali szukali––czyli czyli jakim? jakim?
Zdecydowanie. Razem Razem zorganizowaliśmy zorganizowaliśmy już już dodotego, tego,żeby żebywydać wydaćplony. plony.Zarówno Zarównoja,ja,jak jaki idrugi drugi Zdecydowanie. całyszereg szeregimprez, imprez,ściągnęliśmy ściągnęliśmykilku kilkuświetświetJanek Janekrealizowaliśmy realizowaliśmyhasła hasłaprogramu programupoposwojemu. swojemu. cały nych nychartystów, artystów,także takżez zAmeryki. Ameryki.To Tonie niebyłoby byłoby Co Cooprócz opróczwygranej wygranejdał dałciciudział udziałwwtym tym możliwe możliwebez bezwsparcia wsparciafinansowego finansowegoi ipromocyjpromocyjprogramie. programie. nego negozezestrony stronyBacardi. Bacardi.Mam Mamnadzieję, nadzieję,żeżedalej dalej Współpraca Współpracaz zBacardi Bacardibyła byłabardzo bardzoważnym ważnympunkpunk- wspólnie wspólniez zBacardi Bacardibędziemy będziemyrobić robićświetne, świetne,głogłotem temwwmojej mojejzawodowej zawodowejkarierze. karierze.Rozpoczynałem Rozpoczynałem śne śnei ijedyne jedynewwswoim swoimrodzaju rodzajuepickie epickieimprezy imprezy program programbędąc będącświeżo świeżococozaproszonym zaproszonymdo dozaza- klubowe. klubowe. bawy, bawy, jaką jaką jest jest rynek rynek producencko producencko didżejski. didżejski. Jakodziecko dzieckochodziłeś chodziłeśdo doszkoły szkołymuzycznej. muzycznej. Kończyłem Kończyłemgo, go,będąc będącsolidną solidnąi irozpoznawalną rozpoznawalną Jako Grałeśna naskrzypcach. skrzypcach.AAwięc więcdyscyplina, dyscyplina, marką. marką.Program Programbył byłtak takzorganizowany, zorganizowany,żeżewymawyma- Grałeś ciężkapraca, praca,żmudne żmudnećwiczenia. ćwiczenia.Te Tedoświaddoświadgał gałod odnas nasciągłej ciągłejaktywności, aktywności,ciągłego ciągłegorozwoju. rozwoju. ciężka czeniabyły byłyprzydatne? przydatne? Mieliśmy Mieliśmy różne różne zadania. zadania.WWramach ramach pierwszepierwsze- czenia Fakt, dzieciństwo dzieciństwo miałem miałem trochę trochę jak jak Michael Michael go goz znich nichpostanowiłem postanowiłemzorganizować zorganizowaćimprezę. imprezę. Fakt, Jackson.Ale Aletotodzięki dziękitemu temusiedzę siedzęteraz terazwwtym tym Dzięki Dzięki temu temu wszedłem wszedłem głębiej głębiej ww środowisko środowisko Jackson. miejscui rozmawiam i rozmawiamz ztobą. tobą.Niezależnie Niezależnieod odtego, tego, promotorów, promotorów,nawiązałem nawiązałemcenne cenneznajomości. znajomości.TaTa miejscu jakiinstrument instrumentczłowiek człowiekwybierze, wybierze,szkoła szkołamumuimpreza imprezawyszła wyszłaświetnie, świetnie,więc więcz zAuerem, Auerem,moim moim jaki zycznauczy uczyprofesjonalizmu. profesjonalizmu.Czyli Czyliodpowiedodpowiedprzyjacielem przyjacielemi iwspółpracownikiem, współpracownikiem,i ijeszcze jeszczejedjed- zyczna niegopodejścia podejściado domuzyki. muzyki.Moi Moikoledzy koledzydidżeje didżeje nym nymkolegą kolegąpostanowiliśmy postanowiliśmyzacząć zacząćpracować pracowaćnana niego bezwykształcenia wykształceniamuzycznego muzycznegonie nierozumieją, rozumieją,żeże własną własnąmarkę, markę,która którabędzie będziecyklem cyklemepickich epickichimim- bez sięćwiczy. ćwiczy.Tak Takjak jaksię sięćwiczy ćwiczynanainstrumencie, instrumencie, prez prezklubowych klubowychi iekipą ekipąproducentów. producentów.I Iwłaśnie właśnietętę się tak taksamo samosię sięćwiczy ćwiczyzezesprzętem sprzętemdidżejskim. didżejskim.Po Po markę markęchcę chcęteraz terazpromować promowaćzazagranicą. granicą. kilkanaście kilkanaściegodzin godzindziennie, dziennie,miesiącami. miesiącami.Inaczej Inaczej I Ido dotego tegowłaśnie właśniewykorzystasz wykorzystasznagrodę? nagrodę? do doniczego niczegonie niedojdziesz. dojdziesz.Wykształcenie WykształceniemuzyczmuzyczTak, Tak,pieniądze pieniądzepójdą pójdąprzede przedewszystkim wszystkimnanaautoauto- nenedaje dajeświadomość, świadomość,jak jakdojść dojśćod od„nie „nieumiem” umiem”do do promocję promocjęi izaistnienie zaistnienienanarynku rynkuświatowym. światowym.Jest Jest „umiem”. „umiem”.TaTaścieżka ścieżkajest jestuniwersalna. uniwersalna. konkretny konkretnyplan, plan,który którypowstawał powstawałprzez przezcały całyrok. rok. Teraz Terazczas czasnanarealizację. realizację.
Człowiekiem, Człowiekiem,który któryidzie idzieprzed przedsiebie, siebie,jak jakFacundo Facundo Bacardi, Bacardi,który któryww1862 1862r.stworzył r.stworzyłrumu rumuBacardi. Bacardi. Bacarditotomarka, marka,która któraintensywnie intensywniewspiewspieNieważne, Nieważne,cocosię siędziało działodookoła, dookoła,ononrobi robiswoje. swoje. Bacardi światmuzyki muzykii iimprez imprezklubowych. klubowych.Wasza Wasza I Iwie, wie,żeżemu musię sięuda. uda.JaJateż teżtotowiedziałem. wiedziałem.Miałem Miałem raraświat współpracatrwać trwaćbędzie będziepoza pozaprogramem? programem? już jużdoświadczenie doświadczeniei iwiedzę, wiedzę,które którewłaśnie właśniedojrzały dojrzały współpraca
Dlac
Spo niałe wiel aby
Co d
Prze wyc pośw zain ludz na r prog z lu Bac
Na c wyk sad
Wo miel spos się cząt wzb zacj była
Czy
Całe znal
A12 A12
12-13_bacardi_A189.indd 12-13_bacardi_A189.indd 1212
15-05-28 22:06 28.05.2015 28.05.2015 13:50 13:50
12-13_ba
n s
już wietoby cyjdalej głorezy
nej.
ad-
hael tym ego, muiedżeje ą, że ncie, . Po czej ycz” do
2015 13:50
Jeden robi muzykę, drugi filmy. obaj robią to z pasją i po swojemu. obaj są ambasadorami Bacardi. obaj opowiadają nam, co dał im udział w projekcie ambasadorskim marki. no i co zrobią z wygraną – każdy z nich dostał od Bacardi 50 po tysiącami 50 tysięcy złotych na realizację swoich projektów artystycznych. Jan Trzaska, operator filmowy i fotograf, zajmujący się filmami fabularnymi, dokumentalnymi, teledyskami i reklamami. Na casting do programu zgłosiło się 2500 osób, ale to Janek zgarnął drugą nagrodę.
Dlaczego ty?
Spośród innych uczestników programu wyróżniałem się moją pasją: kręceniem filmów. Oraz wielką ambicją, codzienną pracą i motywacją, aby ten program wygrać! Co dał ci udział w programie?
Przede wszystkim możliwość poznania ciekawych ludzi, których łączyło jedno: bezgraniczne poświęcenie swojego życia pasji i artystycznym zainteresowaniom. Zawsze szanowałem takich ludzi, bo uważam, że tylko w ten sposób można robić rzeczy wielkie. Wielką wartością tego programu była też możliwość nawiązania relacji z ludźmi z branży filmowej, co dzięki wsparciu Bacardi było znacznie łatwiejsze. Na czym polegały zadania, jakie mieliście do wykonania jako uczestnicy programu ambasadorskiego Bacardi?
W ogólnym sensie na reprezentowaniu marki, ale mieliśmy bardzo dużą swobodę w tym, w jaki sposób chcemy to robić. Od nas zależało, czego się podejmiemy i jak to zrealizujemy. Od początku postawiłem na kreatywność. Udało mi się wzbogacić moje portfolio o bardzo ciekawe realizacje filmowe i fotograficzne, których „klientem” była marka premium, jaką jest Bacardi.
Przez ostatni rok zrealizowałem masę ciekawych projektów. Bez wsparcia Bacardi byłoby to niemożliwe. Bardzo pomogło mi to w promowaniu mojej twórczości, co bezpośrednio przełożyło się na nowe propozycje zawodowe. To był intensywny rok, jeden z przełomowych w moim życiu. Zrobiłem duży krok naprzód.
Vincent van Gogh natomiast całe życie żył w ubóstwie i zmarł jako biedak. Obydwaj są wielkimi malarzami. Uważam, że jeśli chcesz coś w życiu osiągnąć, to nie możesz oglądać się na innych, nie możesz myśleć o tym, czy to się sprzeda czy nie. Musisz wierzyć w to, co robisz. Imperatyw tworzenia powinien wychodzić prosto z serca. Sztuka dla sztuki.
Konkurencja była jednak ogromna, wierzyłeś, że wygrasz?
Wielu ambasadorów zaskakiwało mnie swoją aktywnością, pomysłowością i jakością postów publikowanych na portalach społecznościowych. Nie chciałem się nastawiać na wygraną, bo im bardziej człowiek na coś liczy, tym większy jest później zawód, jeśli tego nie osiągnie. Jednak w głębi duszy wierzyłem w siebie i ta wiara w połączeniu z intensywną pracą przyniosła upragniony rezultat. No to co teraz? Wiesz już, jak wykorzystasz wygraną?
Zawsze marzyłem o tym, aby robić filmy, które coś znaczą na arenie międzynarodowej, filmy, które trafią do szerokiego grona odbiorców. Z pewnością wygraną przeznaczę na to, by osiągnąć ten cel.
Czy ten rok zmienił twoje życie?
Komercyjne wsparcie nie stoi na drodze kreatywności i autentyczności?
Całe życie ciężko pracowałem nad tym, aby znaleźć się w miejscu, w którym jestem teraz.
Pablo Picasso twierdził, że wyznacznikiem sukcesu artystycznego jest sukces komercyjny.
Nowe możliwości stoją nie tylko przed laureatami programu ambasadorskiego Bacardi, ale i przed samą marką – na rynku pojawiła się niedawno butelka Bacardi w nowej, nawiązującej do tradycji odsłonie. Więcej na ten temat na www.facebook.com/BacardiPolska. Więcej o uczestnikach: Jan Szarecki: soundcloud.com/err-bits Jan Trzaska: www.jptrzaska.com
A13
12-13_bacardi_A189.indd 13
15-05-28 22:06 28.05.2015 13:50
Aktivist
magazyn miejsce
W kamienicy przy Nowogrodzkiej 4 #Poligon będzie prowadził artystyczne manewry przez całe lato.
Taka sytuacja
Snapchat • sztuka • materace
Tekst: Sylwia Kawalerowicz
Majowa noc. Centrum Warszawy. Na czwarte piętro przedwojennej kamienicy wchodzimy po pięknych kamiennych schodach. Na podłodze kafelki, poręcze z drewna, szyby w oknach przetrwały wojnę, drzwi do mieszkań zaplombowane, szyb windy zieje pustką. Wszystko skąpane w blasku jarzeniówki. Wchodzimy i wchodzimy. Kiedy wreszcie trafiamy do mieszkania, w którym swoją siedzibę ma #Poligon, z przyjemnością odnotowujemy obecność rozłożonych na ziemi trzech dmuchanych materacy. Chętnie byśmy się na nich rozłożyły na dłużej. Ale legowisko zostało urządzone nie po to, by goście odpoczęli po wspinaczce. Jest częścią prezentacji zdjęć Olgi Czyżykiewicz, które powstały w trakcie lunatykowania. Stąd pomysł na przeniesienie pokazu zdjęć z pionu – w poziom. Leżąc na materacach, mogliśmy nie tylko oglądać prace, ale i posłuchać informacji o somnambulizmie, kołysanki z „Dziecka Rosemary” oraz tego, jak brzmi faza snu REM. #Poligon to inicjatywa duetu MATOSEK/NIEZGODA, czyli Pauliny Tyro-Niezgody i Piotra Matoska, którzy na co dzień zajmują się aranżowaniem przestrzeni ekspozycyjnych dla instytucji kultury, m.in. dla Muzeum Narodowego czy Zachęty. – W naszej codziennej pracy ogranicza nas mnóstwo rzeczy – zabytkowe budynki, w których pracujemy, charakter wystaw, kanon prezentacji dzieł w danej instytucji.
Zamarzyło się nam miejsce, w którym będziemy mogli przekraczać kanony i przyzwyczajenia świata wystawienniczego – tłumaczy Piotr. Ich pomysł na prezentację sztuki rzeczywiście jest dość nowatorski. Wernisaż wystawy jest jednocześnie jej finisażem. Ekspozycja pojawia się i znika, jak wiadomości na snapchacie. Wystawa trwa dwie godziny. I koniec. – To w zasadzie nie są wystawy, tylko sytuacje wystawiennicze – precyzuje Piotr. Wokół #Poligonu zresztą wszystko dzieje się szybko. O tym, że mogą korzystać ze 150-metrowego mieszkania w przeznaczonej do remontu kamienicy, dowiedzieli się w kwietniu. Miesiąc później otwierali pierwszą wystawę. Piotr mieszka naprzeciwko – zobaczył, że w opuszczonym budynku pojawił się ruch. Od słowa do słowa, od znajomego do znajomego, udało się dotrzeć do właściciela, który zgodził się użyczyć powierzchnię artystom. Mogą robić, co chcą, byle nie zamienić budynku w wielką imprezownię. Tempo narzucili sobie szalone. Zadebiutowali w Noc Muzeów. Tydzień później we wnętrzach przy Nowogrodzkiej można było oglądać kolejną wystawę, tym razem fotografa Stanisława Legusa z galerii Czułość. Mówią o niej „wystawa performatywna”, bo niewiele miała wspólnego z klasyczną. I statyczną. Widzowie musieli czekać, aż otworzą się kolejne przestrzenie. Kiedy w sali z wyeksponowanymi dużymi for-
matami zgasły powoli światła, mogli wejść do właściwej sali wystawowej, a potem do pokoju z fragmentem legendarnego baru z Czułości, który pojawił się na jednym ze zdjęć. – Widz był prowadzony od szczegółu, zbliżenia, przez właściwe prace, aż do namacalnego przedmiotu wyjętego z konkretnej przestrzeni – tłumaczy Paulina. Kolejne pomysły rodzą się błyskawicznie, grafik szybko się wypełnia. Na czerwiec mają już zaplanowane trzy wystawy – m.in. Gregora Różańskiego i Kuby Glińskiego. Nie wszystko chcą zdradzać, nie chcą mówić, jak będzie wyglądała prezentacja. Trzeba przyjść i zobaczyć. Oprócz prac z szeroko rozumianej dziedziny sztuk wizualnych w #Poligonie pojawią się także działania dźwiękowe, za które odpowiada Iza Smelczyńska. – Chcemy zauważyć ten kierunek w rozwoju sztuki. Widoczny jest wyraźny trend – artyści wizualni coraz częściej sięgają po medium, jakim jest dźwięk. Chcemy otworzyć to miejsce na muzykę. Ale żadnych imprez, potańcówek. Przygotowujemy quasi-koncerty, które również będą miały formułę krótkich wydarzeń. Artystyczne manewry w #Poligonie mają potrwać do połowy września. Wtedy do kamienicy wkroczy ekipa remontowa, która zamieni budynek w luksusowy apartamentowiec. Razem z ostatnimi letnimi promieniami słońca z odrapanych ścian znikną ślady twórczych eksperymentów.
Foto: Tomek Zdaniak
Opuszczona kamienica, wystawy, które pojawiają się na dwie godziny i znikają, nietypowe sposoby ekspozycji dzieł sztuki. #Poligon to galeryjny eksperyment.
A14
14_poligon_A189.indd 14
27.05.2015 20:10
luty 2014
POSŁUCHAJ: ZERO ZA PROWADZENIE KONTA Kto jak nie Ty potrafi podążać za najnowszymi trendami? Kto jak nie Ty ceni sobie wolność, wygodę i nowoczesną bankowość? Dlatego posłuchaj: 0 zł za prowadzenie i przelewy internetowe Elixir to tylko dwie z wielu zalet Konta Godnego Polecenia. Śmiało, odkryj je wszystkie i odbierz nagrodę – nawet do 150 zł.
Szczegóły oferty, informacje o opłatach i prowizjach oraz warunki otrzymania nagrody w ramach promocji „Zewsząd dostępne 150 zł”, której organizatorem jest Bank Zachodni WBK S.A. (Bank) i do której Klient może przystąpić w terminie od 15.04.2015 r. do 30.06.2015 r., dostępne są w placówkach Banku lub na bzwbk.pl. Promocja dotyczy Klientów, którzy dokonają zakupu Pakietu Konta Godnego Polecenia oraz spełnią pozostałe warunki promocji. Infolinia 1 9999 – opłata zgodna z taryfą danego operatora. Stan na 4.05.2015 r. A15
15_bzwbk_A189.indd 15 BZWBK_promocja KGP Mrozu press Aktivist 230x297.indd 1
27.05.2015 20:11 07/05/15 11:20
Aktivist
magazyn moda
Na czasie są też lansowane przez projektantkę fryzury. Zaplatajcie warkocze! Garniturowe spodnie? Jasne, ale świecące i zestawione z topem odsłaniającym brzuch. Ważne są akcesoria: metaliczne kopertówki, duże plecaki i buty na platformach.
DISCO MIASTO
KOLOR • BROKAT • MIAMI
Choć wciąż jest studentką Wydziału Tkaniny i Ubioru na łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, to już zdążyła zabłysnąć w świecie mody. I to dosłownie. Ostatnia kolekcja Klaudii Markiewicz pełna jest brokatowego blasku. Oprócz niego jest jeszcze sporo różowego i innych nasyconych kolorów, są topy odsłaniające brzuch i podwinięte garniturowe spodnie (w wersji metalik), pluszowe sweterki i kurtki bomberki wylansowane przez skinheadów. Wszystko, co najbardziej obciachowe i pożądane trzy dekady temu. Trudno się dziwić – to właśnie lata 80. i dyskotekowy styl Miami z tamtego okresu były główną inspiracją projektantki. Jeśli oglądaliście „Policjantów z Miami”, wiecie, o czym mowa. Jeśli nie – może więcej wam powie gra komputerowa „Grand Theft Auto: Vice City” oparta na kultowym serialu. Klaudia Markiewicz grała w nią nieraz, zachwycając się jej klimatem i kolorystyką, które przeniosła do swoich projektów. Multikolorowa i spektakularna linia „The Vice City” wzbudziła ogromne emocje podczas ostatniej edycji FashionPhilosophy Fashion Week Poland. Zgodnie zresztą z intencją projektantki. – Kiedy tworzę kolekcję, najbardziej zależy mi, by była nie tylko zgodna z moją estetyką, ale i wyrazista. Wolę przesadzić niż zrobić coś nijakiego – deklaruje Klaudia. – Nad każdą
pracuję pół roku, szkoda by było, gdyby trud nie został dostrzeżony – śmieje się. To jej jednak nie grozi. 18 sylwetek wchodzących w skład „The Vice City” przyciąga spojrzenia zarówno za sprawą odważnych połączeń kolorów (tzw. color blocking) i metalicznych dodatków (miękkich, obszernych kopertówek i butów na grubych białych platformach), jak i rzemieślniczym podejściem do doboru i wykonania materiałów. Ważną częścią tego projektu są dzianiny. Specjalnie na potrzeby kolekcji powstawały na drutach albo przy użyciu szydełkarek płaskich – pod pełną kontrolą projektantki i z dużym jej zaangażowaniem, co nie jest takie częste w czasach, w których aby zostać projektantem, wystarczy znać się na trendach i mieć do dyspozycji portfel rodziców. Obok dzianin pojawiają się grube i mięsiste tkaniny wełniane oraz skóra przekornie zestawiona z delikatnymi i transparentnymi lureksem i szyfonem. Mnogość tkanin, struktur i barw jednak nie przytłacza. Równowagi całości dodają bowiem fasony ubrań – świetnie skonstruowane,
minimalistyczne, oversize. Hitem są przeskalowane golfy i obszerne płaszcze o kontrastowych połach, przewiązane paskiem niczym kimono, spod których wyłaniają się skromne plisowane midi za kolano albo ołówkowe spódnice w kobaltowych odcieniach. „The Vice City” nie jest debiutem artystki. Za sprawą tej kolekcji projektantka sygnalizuje, że konsekwentnie podąża wcześniej obraną drogą. Na ręcznie robione dzianiny, holograficzne tkaniny i oryginalną konstrukcję Markiewicz postawiła już sezon wcześniej, pracując nad linią „Vanitas” (także zaprezentowaną podczas polskiego tygodnia mody). Choć całkiem inna w charakterze, bo mroczna – stworzona pod wpływem fascynacji przemijaniem i śmiercią oraz oparta na motywie żuka – wyróżniała się nowoczesnymi cięciami pozwalającymi ubraniom przyjąć zaokrąglone kształty. Pojawiły się w niej także misterne żakardowe wzory i specjalna przędza. Sporo z tym wszystkim roboty, ale dla Marczuk to chleb powszedni. – Jestem pracoholikiem, zawsze na najwyższych obrotach. Dlatego też rzadko i krótko śpię – ujawnia. – Ale po co marnować czas na sen, skoro można wtedy zrobić coś konstruktywnego?
Foto: Aleksandra Malinowska
Tekst: Magdalena Zawadzka / kroljestnagi.com
A16
16_moda_A189.indd 16
27.05.2015 20:14
luty 2014
Ikona stylu casual od 1969. Odkryj na www.zalando.pl
A17
17_zalando_A189.indd 17 GAP_Ad_PRINT_230mmx297mm_Activist_PL.indd 1
28.05.2015 13:54 27.05.15 17:41
Aktivist
Moje Miasto
ŁÓdź
NIEBO NAD BETONEM
czyli ulubione łódzkie miejscówki Marcina Pryta
Wiadukt i kapliczka na Widzewie
Marcin Pryt
Po pierwszych dziewięciu latach życia przeniosłem się z rodziną z mieszkania na strychu przy ulicy Piotrkowskiej na osiedle Widzew. Jadąc tam tramwajem lub autobusem z centrum, trzeba przejechać pod wiaduktem, który jest swoistą bramą do nowego, betonowego królestwa. Pamiętam jeszcze stary most i budowę nowego: pełno maszyn, betoniarek, koparek i powstających konstrukcji. Potem były piesze wędrówki mieszkańców bloków, gdy elektrownia przerywała dopływ prądu – wyglądało to apokaliptycznie, robiliśmy wycieczki na nasyp wiaduktu, by obserwować zaciemnione osiedla. Pamiętam też transport radzieckich czołgów, który przejeżdżał torami i ciągnął się w nieskończoność. Najważniejsza jednak była i jest tam kapliczka. Wcześniej na górce, dziś chyba lekko przesunięta, ale w tej samej okolicy. Kiedyś w tle miała stare widzewskie domy z drewna i ulicę bez kanalizacji, dziś stoi za nią słup z napisem Tesco.
Łodzianin. Magazynier biblioteczny i artysta multimedialny. Wokalista i tekściarz związany z zespołami 19 Wiosen, 11, TRYP czy – od niedawna – Projekt Mir. Poeta publikowany przez Lampę Iskrę Bożą, rysownik odpowiedzialny za oprawę graficzną części swojej twórczości i zinu „Striptiz”. Fundator niezależnej inicjatywy edukacyjno-rozrywkowej Kosmopolitania. Wraz z zespołem 19 Wiosen wystąpi 5 czerwca w klubie Bajkonur podczas LDZ Music Festival.
Lotnisko Lublinek
Jako że pracuję w centrum, często brakuje mi powietrza, przestrzeni. Szukam sobie wtedy jakiegoś areału nieba dostępnego między blokami czy kamienicami i zawieszam się medytacyjnie na kilka sekund. To bardzo pomaga. Kiedy jednak nie mogę już wytrzymać, jadę rowerem na lotnisko Lublinek (teraz to Port Lotniczy Reymont, ale ja wolę dawną nazwę). Kiedyś było tu też muzeum ze starym sprzętem lotniczym. Niestety prawie wszystkie samoloty wywieziono gdzie indziej. Mimo wszystko ta ilość otwartej przestrzeni ładuje mi baterie na kolejne tygodnie.
Piotrkowska / Radwańska
Skrzyżowanie tych ulic jest dla mnie istotne z pewnego, szczególnego względu – na asfalcie są tam namalowane takie trójkąty, dokładnie dziewięć, i za każdym razem, gdy najeżdżam na nie rowerem, myślę o futuryzmie. Może dlatego, że przypominają mi motywy z obrazów Giacomo Balli, Luigiego Russolo albo Fortunato Depero? Nie wiem. Faktem jest, że te natrętne refleksje z dziedziny historii sztuki pojawiają się zawsze w tym miejscu, a nie na kolejnych skrzyżowaniach.
Wysoczyzna Łódzka
WI/MA i Bajkonur
Tak to nazywam, choć nazwa nie odpowiada tej prawdziwej. To rejon gdzieś między Stokami i Kalonką. Trzeba bardzo mocno pedałować pod górkę, ale nagroda jest niesamowita. Zjeżdża się w takim tempie, że gdy puści się kierownicę, to cały rower wibruje. Zabawa tego typu daje mi ostatnio najwięcej radości.
Dawne Widzewskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego, dziś oddawane do użytku nowym najemcom rozległe przestrzenie pofabryczne. Jest tam też Bajkonur, miejsce prób zespołu 19 Wiosen i siedziba studia Sojuz. Wiele lat temu po otwartych halach i przyległych terenach można było spacerować godzinami. Na jednym z seansów halucynogennych zobaczyłem w tym miejscu rzekę intensywnie czerwonej krwi mieniącej się w blasku księżyca. Byłem autentycznie przerażony i zaniepokojony swoim stanem. Postanowiłem przerwać na jakiś czas eksperymentowanie z różnymi środkami. Zaintrygowany swoją wizją, zupełnie czysty, po kilku tygodniach poszedłem jednak ponownie w to samo miejsce. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że moja rzeka istniała i była rzeczywiście intensywnie czerwona. Tyle że to był ściek z farbiarni. A18
18_mojemiasto_A189.indd 18
27.05.2015 20:16
city moment
miasto • foto • chwila
Robimy zdjęcia. Obsesyjnie, kompulsywnie, ajfonem. Jak wszyscy. Sorry. Śledźcie nas na Instagramie. Miasto widziane naszymi oczami na instagram.com/aktivist_magazyn
A19
19_citymoment_A189.indd 19
27.05.2015 20:19
Aktivist
Blok • palec • Balladyna
Barwy narodowe
Foto: Michał Grzymała, Agata Wrońska
magazyn dizajn
Bękarty natury Nikt tak nie zaprojektuje jak natura. Nikt tak nie zmarnuje jak człowiek. Nikt tak nie wymyśli jak Francja. Po pierwsze francuski parlament przyjął niedawno ustawę zmuszającą supermarkety do rozdania za darmo niesprzedanej, nadającej się do spożycia żywności (wcześniej była ona wyrzucana). Po drugie, sieć francuskich supermarketów Intermarché prowadzi kampanię na rzecz równouprawnienia brzydkich warzyw. Pod hasłem „Inglorious fruits & vegetables” przekonuje, że te mniej kształtne w niczym nie są gorsze od tych równiutkich. Nie tylko nie są gorsze – zobaczcie, jakie te brzydkie są piękne!
Lakier do paznokci prawdę ci powie. O Polsce. „Krew Aliny na nożu Balladyny”, „Uniwersalna farba do trawy” czy „Pasteloza – dla ocieplenia wizerunku” to nazwy lakierów do paznokci wyprodukowanych przez fundację Bęc Zmiana. Zaczęło się od projektu opracowania charakterystyki kolorystycznej poszczególnych krajów. Nie chodziło o barwy narodowe, ale o wskazane na podstawie zdjęć satelitarnych kolory dominujące w przestrzeni danego państwa. Bogna Świątkowska z fundacji Bęc Zmiana na takie badania trafiła gdzieś w internecie. Pomysł był na tyle inspirujący, że gdy Michał Drzymała z Centrum Nauki Kopernik zaproponował jej współpracę, postanowiła pójść właśnie tym tropem. Dzięki nawiązaniu współpracy z polską marką Laura Conti powstała seria lakierów do paznokci. Lakierów o Polsce. Seria Pol-Kolor (bo jakże by inaczej) składa się z trzech zestawów: „Pol-Romantic”, odmalowujący Polskę przeszłości, pełną romantycznych stereotypów (a w nim kolory: „Topory pobłękitniałe od nieba”, „Pola malowane zbożem rozmaitem” i „Krew Aliny na nożu Balladyny”), „Tutaj jest jak jest”, czyli Polska współczesna, kolorystycznie bolesna („Pasteloza – dla ocieplenia wizerunku”, „Beton – niezawodny materiał konstrukcyjny” oraz „Uniwersalna farba do trawy”) i „Polska przyszłości, w której wszystko jest jeszcze możliwe („Kosmos – Polska Agencja Kosmiczna rozpoczęła już podbój”, „Rzepak mutant – numer jeden odnawialnej energii” i „Ostatnia bryłka węgla z pustej kopalni”). – Kolor Polski, wypadkowa barw dominujących w naszym krajobrazie, to właśnie taki żółtobury odcień, który nazwaliśmy
„Pola malowane zbożem rozmaitem”. Ale zależało nam na czymś oprócz burości – mówi Michał. W minilaboratorium w fabryce lakierów spotykali się na teoretyczno-praktyczne dyskusje o tym, jakie barwy reprezentują Polskę dziś. Z tych debat Michał wracał do domu z każdym paznokciem w innym kolorze – pomysły trzeba było przecież sprawdzać na bieżąco. To zainspirowało go do stworzenia instrukcji łączenia kolorów, dołączonej do każdego zestawu. Kolory są przecież trzy, a paznokci mamy dziesięć, w porywach do 20. Michał proponuje więc dwa klucze: symboliczny i chronologiczny. Każdy z kolorów w końcu o czymś opowiada, coś symbolizuje, a Bognie i Michałowi zależy, żeby każdy z nas mógł za pomocą tych kolorów opowiedzieć swoją własną historię, zająć stanowisko polityczne albo estetyczne. Można sobie np. wybrać proporcje szarości i pastelowości. Na szczęście to, co w skali makro jest nie do zniesienia (majtkowy róż), w skali paznokcia wygląda znacznie lepiej. Bęc Zmiana to fundacja wspierająca rozmaite działania artystyczne, których celem jest „odkrywanie przestrzeni i sposobów, w jakie manifestuje się duch czasu”. A wiemy, jak to z tymi kolorami i przestrzenią u nas jest. Duch czasu wyraźnie się starzeje i od jakiegoś czasu chyba niedowidzi. „Tutaj jest jak jest. Dostrzeż piękno w codzienności”. [Olga Wiechnik]
Projektować każdy może Young Design to program, którego celem jest wskazanie najbardziej obiecujących projektantów młodego pokolenia. Projektantów, którzy wiedzą, że jedno ze znaczeń słowa „dizajn” to wzornictwo przemysłowe. Ma być nie tylko pięknie, ale i funkcjonalnie. Jeśli chcecie łączyć piękne z użytecznym, do 10 czerwca możecie zgłosić się na konkurs Young Design, w którym do wygrania jest 20 tys. złotych. Szczegóły na www.iwp.com.pl. Na zdjęciu „Zbujak”, praca Katarzyny Gierat, zeszłorocznej laureatki konkursu.
A20
20_dizajn_A189.indd 20
27.05.2015 21:24
czerwiec 2015
kalendarium czerwiec
Olga Święcicka (oś)
Filip Kalinowski (fika)
Mateusz Adamski (matad)
Michał Kropiński (mk)
must see
22-23.06
Kacper Peresada (kp)
Rafał Rejowski (rar)
Cyryl Rozwadowski [croz]
Alek Hudzik [alek]
Iza Smelczyńska [is]
Kuba Gralik [włodek]
Witaj, smutku
Pierwszy dzień lata to pierwszy dzień, kiedy zaczynam myśleć o jesieni. 21 czerwca rozpoczynam powolne odliczanie. Wygrzewam się w słońcu, ale w kościach czuję już chłód października. To głupie, ale nic nie poradzę na to, że czekanie przynosi mi więcej przyjemności niż trwanie. Zasada ta odnosi się nie tylko do aury, ale i ogólnego samopoczucia. Wiadomo, że najlepsze wakacje są we wspomnieniach, a najlepsze festiwale w marzeniach. Życie chłoszcze. Na szczęście czasem potrafi jeszcze miło zaskoczyć, co udowadnia kilka kolejnych stron. W wydarzeniach, festiwalach, akcjach można przebierać jak w truskawkach. I jak truskawkami należy się nimi cieszyć, bo zgodnie ze wspomnianą zasadą najbardziej cieszy to, na co się czeka albo to, co właśnie się straciło. Może więc dobrą metodą na letni weltschmerz jest wynotowanie wszystkiego, co będzie się działo tego lata, i konsekwentne omijanie wszystkiego. A może po prostu udzieliły mi się przedwyborcze nastroje. Momenty przejściowe nie są moją specjalnością.
Flying Lotus Warszawa Teatr Studio
pl. Defilad 1 21.00 189 zł
Kwiat elektroniki Steve Ellison mimo zaledwie 31 lat na karku jest jedną z najważniejszych postaci współczesnej sceny elektronicznej. Pochodzący z Los Angeles producent na swoich pięciu studyjnych albumach bawił się już jazzem, kosmicznymi dźwiękami oraz połamanym hip-hopem, a na liście jego współpracowników figurują m.in. Thom Yorke, Erykah Badu czy Kendrick Lamar. Ellison znalazł też czas, by samemu stanąć przed mikrofonem i jako tajemniczy Captain Murphy nagrał kawał mrocznego rapu. FlyLo wpadnie do Warszawy, by promować swój ostatni album „You’re Dead!”, będący hołdem dla krewnej artysty, Alice Coltrane. Podczas dwóch ekskluzywnych koncertów możecie się spodziewać niesamowitego, wykręcającego mózg, audiowizualnego show. Jako support oprócz polskich producentów wystąpi także dobrze już w Polsce znany Lapalux. [croz]
Olga Święcicka K21
21-28_kalendarium_A189.indd 21
27.05.2015 20:39
kalendarium
trasa
03.06
impreza
impreza
Festiwal
03.06
03.06
05-06.06
Popek
Paweł Szamburski
Gang Albanii
Mount Kimbie
DJ Hell
Katowice Mega Club
Sopot Sfinks
Wrocław Krakowska 180
ul. Żelazna 15 21.30 40-50 zł
ul. Mamuszki 1 22.00 30-35 zł
ul. Krakowska 180 29-50 zł
LDZ Music Festival
miejsce
2014
Łódź Bajkonur, ul. Piłsudskiego 135 Lokal, pasaż Schillera
25-40 zł
Królowie życia
Krew i forma
Nie ma co się pieklić
Dobre, bo polskie
Na dźwięk jego imienia rozkładają ręce krytycy muzyczni, socjologowie, kulturoznawcy i historycy. Człowiek o twarzy mordercy, którego wypowiedzi składają się z losowo dobieranych wulgaryzmów i gróźb. Popek, bo o nim mowa, to samozwańczy król Albanii, tworzący gang wraz z Borixonem i niejakim Rozbójnikiem Alibabą. Od miesięcy święci triumfy na YouTubie, a jego płyty biją kolejne rekordy sprzedaży. Wydawałoby się, że muzyka Gangu Albanii może podobać się tylko osobom trudniącym się rozbojami i wymuszeniami, a jednak pokochały ją miliony, zwłaszcza gimbaza. Popek, niegdyś współtworzący skład Firma, teraz potrafi wykonać w hardkorowym stylu „Odę do młodości” Adama Mickiewicza oraz piosenkę o tytule „La Da Da Dee Da Da Da Da”, a także zaprosić do teledysku Jana Nowickiego. Gdy Gang Albanii zaczyna kawałek od słów „siedzę wkurwiony w kradzionej furze/od kokainy mam zatkany nos”, nie wiadomo, czy to tania zgrywa, czy wyrafinowana autoparodia i gra z konwencją. Sami o sobie mówią: „To jest Gang Albanii, krótka piłka/Wódka, karabin, kokaina i siłka”. Czego chcieć więcej. [ko]
Fanom współczesnej elektroniki nie trzeba przedstawiać duetu Mount Kimbie. Choć twórczość Brytyjczyków dla ułatwienia zaszufladkowano jako post dubstep, to przecież ich muzyka nie jest tylko odniesieniem do ulubionego gatunku Skrillexa, lecz obejmuje znacznie szerszy wachlarz estetyk. Słychać to szczególnie na wydanej dwa lata temu płycie „Cold Spring Fault Less Youth”, na której pojawiają się też elementy post rocka, post hip-hopu i brytyjskich brzmień gitarowych. Obecnie Mount Kimbie pracują nad trzecim krążkiem, a w przerwach udzielają się ze swoim futurystycznym setem didżejskim. W Polsce wystąpią podczas otwarcia Urban Zoo – nowego imprezowego cyklu w sopockim Sfinksie. [rar]
Miss Kittin, Fischerspooner, Tiga czy The Presets to muzycy, za których karierę odpowiada Deejay Gigolo Records – label należący do jednego z najważniejszych twórców electro, DJ-a Hella. Obecny na scenie od ponad dwóch dekad, pierwsze kroki stawiał w Monachium, mieście, w którym popularyzował electroclash. Mający na swoim koncie ponad 50 oficjalnych wydawnictw didżej jest w Polsce uwielbiany. Do dzisiaj jego występ na Audioriver w 2009 r. niektórzy wspominają z łezką w oku. We Wrocławiu Hell ma zamiar potwierdzić to, że techno podtrzymuje jego funkcje życiowe. Jeśli chcecie zobaczyć prawdziwą muzyczną legendę – musicie pojawić się w Fabryce. [dup]
Na początku maja portal DJ Broadcast International wymienił LDZ w dziesiątce najświeższych festiwali na świecie. Ale taką zupełną świeżynką łódzkie wydarzenie już nie jest, bo tegoroczna edycja odbędzie się po raz czwarty. Na scenach – zgodnie z ideą imprezy – wystąpią polscy wykonawcy. Trupa Trupa, 19 Wiosen, The Phantom, Woody Alien, Comoc, Czarny Latawiec, Paweł Szamburski, Adam Gołębiewski, Lautbild, Kristen, Hoax... Naprawdę mamy się czym chwalić! Tradycyjnie podczas LDZ odbędą się minitargi niezależnych wytwórni. Jeśli mielibyśmy uznać któryś z festiwali za najbardziej aktivistowy, to właśnie ten. Pamiętajcie, że dzień przed wydarzeniem jest ustawowo wolny, więc na przedłużoną czerwcówkę jedziemy do polskiego Detroit. [is]
05.06 Łódź Glow Club
ul. Andrzeja Struga 8/10 21.00 35 zł
26.06 Warszawa Progresja
ul. Fort Wola 22 18.00 49 zł
2
02.06.2005 r.
Frontman zespołu Franz Ferdinand, Alex Kapranos, zostaje mylnie wzięty za brytyjskiego szpiega i oskarżony przez moskiewskie służby o kradzież informacji na temat rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego.
K22
21-28_kalendarium_A189.indd 22
27.05.2015 20:39
SPONSOR
czerwiec 2015
Koncert
Festiwal
05.06
Festiwal
08.06
08-28.06
Romeo Castellucci
Wyłącz System
Malta Festival
warszawa Teatr WARSawy
Poznań
15-120 zł
Rynek Nowego Miasta 5
Czarodziejska Malta
Niech żyje wolność! „Cenzura to bzdura, połamcie sobie pióra”, głupia piosenka z dziecięcej kreskówki do dziś wybrzmiewa mi w uszach. Festiwal Wyłącz System, który już po raz siódmy odbywa się z okazji wyborów 4 czerwca 1989, to idealny moment, żeby animkową piosenkę zaśpiewać na głos. Tematem tegorocznych obchodów jest bowiem cenzura. 25 lat po zlikwidowaniu Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk Dom Spotkań z Historią postanowił zastanowić się, jaka jest rola słowa w demokratycznym państwie i czy wolność słowa powinna być nieograniczona. Temat będzie poruszany podczas licznych warsztatów, spotkań i pokazów, a kulminacją wydarzenia będzie teatralna fiesta. „Cenzura bez pazura”, bo taki tytuł nosi spektakl wyreżyserowany przez Adama Sajnuka, będzie kolażem skeczy, piosenek, etiud filmowych i działań performatywnych, które mają odtworzyć euforyczny nastrój po wygranych wyborach 4 czerwca. Vivat Polonia! [oś]
Buke and Gase Warszawa Cafe Kulturalna
pl. Defilad 1 21.00 wstęp wolny
Chaos i porządek Słuchając Buke and Gase, trudno uwierzyć, że zespół składa się jedynie z dwóch osób. Arone Dyer oraz Aron Sanchez grają na zmodyfikowanych przez siebie instrumentach strunowych, a perkusjonalia obsługują stopami. Tworzą zadziorny i zachwycający lekkością indie pop. Para ma na koncie dwa studyjne albumy, w tym wydany dwa lata temu rewelacyjny „General Dome”. Oba polskie występy będą także zapowiedzią nadchodzącej płyty duetu.
W Warszawie Arone i Aron zainaugurują sezon letni podczas otwartego koncertu na tarasie Pałacu Kultury. W Krakowie zespół będzie z kolei ozdobą ciągle rozwijającego się Green Zoo Festivalu. [croz]
Maltański Festival, z założenia wydarzenie skupiające się na teatrze, już jakiś czas temu udowodniło, że różnych form sztuki – instalacji, muzyki, tańca, filmu – nie można wkładać do osobnych przegródek. Granice już dawno się zatarły, co poznaniacy pokazują najlepiej. Tegorocznym patronem festiwalu jest Tomasz Mann i to właśnie wokół jego dzieł zbudowano program. „Doktora Faustusa” zinterpretuje Romeo Castellucci, a „Czarodziejska góra” zostanie zainscenizowana w formie opery. Muzykę (nie usłyszycie jej w wykonaniu orkiestry, lecz puszczoną z komputera) napisał Paweł Mykietyn, za libretto odpowiada Małgorzata Sikorska-Miszczuk, scenografią zajął się Mirosław Bałka, a reżyserią (wcale nie po raz pierwszy) – Andrzej Chyra. Zapowiada się starcie gigantów. [is]
09.06 Kraków Betel
pl. Szczepański 3 20.00 30 zł
Summer crush
13-14/06/ TARGI MODY ZAMEK KRÓLEWSKI WARSZAWA HUSHWARSAW.COM
SPONSOR GŁÓWNY
SPONSOR
PATRONAT
PARTNERZY
PATRONI MEDIALNI
K23
21-28_kalendarium_A189.indd 23
27.05.2015 20:39
kalendarium
Koncert
08.06
Festiwal
koncert
09.06
10.06
Faith No More
Saint Vitius
Kraków Tauron Arena
Warszawa Hydrozagadka
ul. Lema 7 20.00 199-720 zł
ul. 11 Listopada 22 19.00 50-60 zł
Comeback
Bez żartów
Kraków powita lato potężnym ciosem. Na Tauron Arenie zagra Faith No More, prawdziwa legenda rockowej sceny lat 90. Ekipa Mike’a Pattona – gościa, który mógłby zaśpiewać książkę telefoniczną, a i tak zmiótłby konkurencję – dwie dekady temu odcisnęła piętno na alternatywnym rocku dzięki unikatowemu połączeniu zwichrowanych riffów, wyjątkowych melodii, hard rocka, funku, metalu i wszystkiego, co tylko przyszło im do lekko szalonych głów. W 2009 r. zaliczyli niespodziewany i powitany entuzjastycznie comeback, zdążyli też trzykrotnie pojawić się w Polsce. Tym razem w ramach trasy koncertowej zagrają album „Sol Invictus” – dobry, ale jak na Faith No More zaledwie dobry. Na szczęście takich hiciorów jak „Easy”, „Midlife Crisis” czy „Ashes to Ashes” zabraknąć nie może. [matad]
Dym, szatan, ciężka głowa. Koncerty stonerowe zapowiadamy na naszych łamach co miesiąc i trochę kończą nam się już żarciki. Tym razem obejdzie się jednak bez dworowania, bo do Hydrozagadki dociera prawdziwa legenda. Saint Vitius to jeden z tych wykonawców, którzy uważani są za prekursorów gatunku i pomost łączący współczesność z dokonaniami kultowego Black Sabbath. Rycerze Świętego Wita pierwsze próby grali w czasach, kiedy kwartet z Birmingham był już na granicy rozpadu. Zresztą nawet sama nazwa zespołu została zainspirowana numerem z czwartej płyty Sabbath. Z powodu różnych przygód, jakie miał wokalista zespołu, do Warszawy Vitius wpadnie w trochę innym składzie niż podczas swoich ostatnich polskich koncertów. Za mikrofonem stanie znany z pierwszych lat działalności formacji Scott Reagers. [mk]
Godsmack
Impact Festival Łódź Atlas Arena
al. Bandurskiego 7 13.30 179-359 zł
Mocne ciosy Impact Festival przewędrował w zeszłym roku z Warszawy do Łodzi i w dalszym ciągu ma się dobrze. W czasie swojej czteroletniej działalności gościł już takich tuzów rockowego grania jak Kasabian, Red Hot Chili Peppers, Black Sabbath czy Aerosmith. W tym roku zwiększa „ciężar gatunkowy”. Gwiazdami festiwalu będą francuska Gojira, łącząca najcięższe, może poza blackiem, odmiany metalu, oraz
amerykańscy specjaliści od alternatywnego metalu, czyli Godsmack. Wieczór zakończy występ przerażających, groteskowo makabrycznych Slipknot. Skład, którego szerzej przedstawiać nie trzeba! [rar]
Impreza
10.06 Muzyczna magia
Slow Magic Warszawa Miłość
ul. Kredytowa 9 21.00 40 zł
Nikt nie wie, kim jest Slow Magic. Młody producent ukrywa się za maską wilka. W sieci znajdziecie o nim tylko jedno zdanie: „Slow Magic to dźwięki tworzone przez twojego wyimaginowanego przyjaciela”. Ostatni album „How to Run Away” promował podczas ponad stu koncertów. Po długim oczekiwaniu artysta powraca do Polski ze swoim wyjątkowym live’em. Połączenie elektronicznych maszyn, perkusji i komputera pozwoli
przenieść słuchaczy w inny stan, w którym wyimaginowani przyjaciele na chwilę stają się realni. Oprócz głównej gwiazdy wieczoru będziemy mogli posłuchać live’u polskiej producentki We Will Fail, a za after odpowiedzialny będzie duet Wants. [dup]
K24
21-28_kalendarium_A189.indd 24
27.05.2015 20:39
czerwiec 2015
UNDERWORLD ROISIN MURPHY
DAMIAN LAZARUS AND THE ANCIENT MOONS
NERVY
DIESELBOY
RONI SIZE REPRAZENT LIVE
DJ MARKY FEAT. STAMINA MC
RØDHÅD
GRAMATIK LIVE
SIMIAN MOBILE DISCO (DJ SET)
FUR COAT
SOLOMUN
GRAZE LIVE
SPECTRASOUL
HERCULES & LOVE AFFAIR
SPOR FEAT. SP:MC
HIGH CONTRAST
TALE OF US
ICICLE – ENTROPY LIVE
TIGA LIVE
BLACK COFFEE
JAGUAR SKILLS
ZENKER BROTHERS
BREAKAGE
JOHN TALABOT
CRAZY P LIVE
JOY ORBISON
CW/A (CLOCKWORK & AVATISM) LIVE
KALIPO LIVE
ADAM BEYER
ALSO (SECOND STOREY & APPLEBLIM) LIVE ANJA SCHNEIDER AUDION LIVE BAASCH BEN KLOCK B2B MARCEL DETTMANN
Bilety na
24-26 LIPCA
NOISIA
I WIELE, WIELE WIĘCEJ…
KARENN LIVE
oraz w salonach
K25
21-28_kalendarium_A189.indd 25
27.05.2015 20:39
kalendarium
Akcja
Akcja
11-18.06
12-19.06
projekt Javgēniji Jurkevič
Festiwal
Festiwal
11-13.06
praca Helio Leona „The Purple Room”
Akademia Otwarta
Wydział Sztuki w Mieście 3.0
Warszawa Akademia Sztuk Pięknych
kadr z filmu „One Man Show”
Match&Fuse Warszawa Mózg Powszechny, ul. J. Zamoyskiego 20 Cafe Kulturalna, pl. Defilad 1
Kraków
ul. Krakowskie Przedmieście 5
11-14.06
13. Gdańsk DocFilm Festival Gdańsk
25-60 zł
Młody duch
Za murami
Oznacz i połącz
No Work No Fun
Jaka Akademia, taka akademia na zakończenie roku. Po Akademii Sztuk Pięknych można spodziewać się czegoś specjalnego. I w tym roku rzeczywiście tak się stanie. Katedra Mody wprowadziła bowiem ożywczy ferment w stare mury szkoły. Akademia Otwarta to tak naprawdę siedmiodniowa impreza pożegnalna. Otworzy ją prezentacja prac studentów, która będzie specjalnym wydarzeniem na pograniczu pokazu mody i performensu. Do współtworzenia show zostali zaproszeni scenografka Agnieszka Zawadowska, choreografka Marta Ziółek oraz Jacqueline Sobiszewski, która odpowiadać będzie za światła. Całość wyreżyseruje Janusz Noniewicz. Pokaz odbędzie się pod hasłem „Twerk like teen spirit”. [oś]
Dni otwarte i juwenalia to niejedyny pomysł na promocję uczelni. Studenci Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie postanowili zorganizować własny festiwal. Wydział Sztuki w Mieście 3.0 to kilkudniowe wydarzenie, które będzie się odbywało w różnych lokalizacjach: w muzeach (Muzeum Inżynierii Miejskiej, Muzeum Historii Fotografii), przestrzeni miejskiej (m.in. pod mostem Grunwaldzkim), klubach (Pauza i Fabryka) czy w kinie Paradox, w którym zostanie przygotowany przegląd studenckich animacji i filmów wideo. W dniu otwarcia festiwalu do wszystkich wystaw dotrzemy zabytkowym autobusem z lat 50. W działania studentów włączą się również wykładowcy uczelni, m.in. Daniel Rycharski, który obejmie opieką pokazy filmowe, i Cecylia Malik, która razem ze studentami dokona ingerencji w przestrzeni miejskiej. Wszędzie dobrze, ale poza budą najlepiej. [dup]
„Awangarda jest dla wszystkich” – hasło festiwalu Match&Fuse może nie jest specjalnie awangardowe, ale chyba i lepiej. Wystarczy, że grają na nim improwizowaną muzykę. Dla wielu to coś nie do przejścia. My się jazzu nie boimy i chętnie spędzimy weekend w dusznych salach. Na festiwalu zobaczymy występy wielkich autorów sceny improwizowanej, jazzowej i eksperymentalnej z całej Europy, takich jak Mats Gustaffson, Jazzpospolita czy Kinsky (wracający po 20 latach milczenia). Match&Fuse będzie również sceną kolektywnych improwizacji muzycznych, angażujących widzów do aktywnego udziału. Dobra alternatywa dobrą alternatywą na wszystko. [oś]
Praca i godność – to dwa główne tematy, które powracają na gdańskim festiwalu. Trudna sytuacja na rynku pracy, wyzysk, wykluczenie bezrobotnych – łatwo nie będzie. O tym, do czego może doprowadzić brak pracy, opowiada nagradzany, poruszający dokument „Nadejdą lepsze czasy” Hanny Polak. Reżyserka przez kilkanaście lat wracała na największe europejskie wysypisko śmieci pod Moskwą, by z kamerą śledzić losy jego mieszkańców. Z kolei „Deep Love” Jana P. Matuszyńskiego (zapamiętajcie nazwisko, to reżyser biografii Beksińskiego) skupia się na pracy nad sobą – to historia sparaliżowanego nurka, który zrobi wszystko, by jeszcze raz zejść pod wodę. W programie ponadto albańskie wdowy, ofiary emigracji zarobkowej i aktorzy bez perspektyw. Niewesoło. Praca zła, płaca zła, bez pracy jeszcze gorzej. Organizatorzy powinni rozważyć dołączenie środków antydepresyjnych do biletów. [mm]
16
16.06.1967 r.
Zaczyna się Monterey International Pop Festival – pierwszy duży rockowy festiwal w historii, występy dają na nim m.in. Jimi Hendrix, The Mamas and the Papas, The Who czy Buffalo Springfield.
K26
21-28_kalendarium_A189.indd 26
27.05.2015 20:39
czerwiec 2015
K27
21-28_kalendarium_A189.indd 27
27.05.2015 20:39
kalendarium
Koncert
11.06
Festiwal
Festiwal
12-14.06
12-14.06
kadr z filmu „For the Love of Mud”
Kuba Knap Warszawa Hocki Klocki
ul. Wańkowicza 4 Bulwar Flotylli Wiślanej wstęp wolny
Festiwal
13.06
Straight Jack Cat
Bike Days Festiwal Filmów Rowerowych Wrocław Kino Nowe Horyzonty
ul. Kazimierza Wielkiego 19a-21 22.00 14-16 zł
Big Book Festival
Tak brzmi miasto
Warszawa Serwar
kraków Fabryka
ul. Hoża 51 www.bigbookfestival.pl
ul. Zabłocie 23 20.00 20-50 zł
A japy się cieszo
Rowerem do kina
Pop-lektura
Z garaży
Niewielu krajowych raperów tak idealnie wpisuje się w klimat panujący latem nad Wisłą jak reprezentant wytwórni Alkopoligamia, Kuba Knap. Warszawski MC, o którym szersze rzesze słuchaczy usłyszały w zeszłym roku za sprawą jego drugiego, świetnego krążka „Lecę, chwila, spadam”, jest nieodrodnym synem wyluzowanej, acz bystrej szkoły rapu rodem z zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Z nieodłączną Perłą w ręku, mikrofonem w drugiej łapie i spliffem w zębach, rozbuja publikę podczas drugiej odsłony trwającego całe wakacje cyklu „Rapowe czwartki”. W zadaniu tym wspierać go będzie przedstawiciel Giżycka, mający z nim wiele cech wspólnych, a lecący „brudno, chamsko i bujająco” Emil G. Imprezę przed koncertami i po nich rozkręci miłośnik g-funkowego groove’u i giętkości r’n’b DJ Hubson. [fika]
Podobno w bicyklizacji, welocypedyzacji czy też roweryzacji kraju przegoniliśmy już nawet Holandię. Rower staje się znów popularnym i powszechnym środkiem transportu pomimo niechęci lobby samochodowego. Rowerzyści mają nawet swoje kino lub – powiedzmy – filmy z rowerami w rolach głównych. Wrocławski Bike Days Festiwal Filmów Rowerowych to pierwsza tego typu inicjatywa w Europie. Oprócz projekcji 12 filmów (o tematyce rowerowej i okołorowerowej – sportowej, lifestylowej czy kurierskiej) organizatorzy zapraszają na piknik na torze kolarskim, wystawę, debatę i koncerty. [rar]
Fajnie, że książki w końcu doczekały się festiwalu na miarę wydarzeń muzycznych i modowych. Big Book Festival po raz kolejny z rozmachem organizuje warsztaty, spotkania i akcje z literką w roli głównej. Tym razem tematem przewodnim festiwalu jest kryminał. W programie więc chociażby warsztat pisania powieści z zagadką, spotkania wokół skandynawskich kryminałów czy rozmowa z Katarzyną Bondą. Poza tym sporo zagranicznych sław (chociażby Zadie Smith czy Swietłana Aleksijewicz) i wystawa zdjęć pisarzy z psami. W przerwach warsztaty kulinarne z Łukaszem Modelskim, bitwa pokoleń (Dominika Słowik vs. Jakub Żulczyk) i bicie rekordu w jednoczesnym czytaniu i głaskaniu psa. Uff. Czas wyjść z biblioteki! [oś]
„Tęsknym folk grunge’em, surowym rock’n’rollowym wyciem, zimną falą, oniryczną alternatywą, kosmiczną przestrzenią i pogańską elektroniką”. Tak brzmi miasto. Przynajmniej w uszach organizatorów. A słuch mają raczej niezły, skoro już po raz drugi robią festiwal, który w jeden wieczór pokazuje wszystko, co najciekawsze na alternatywnej mapie Krakowa. Na festiwalu wystąpi siedem zespołów, które warto poznać, zanim będzie o nich głośno. Jeśli więc nic nie mówi ci Zooid, Bad Light District czy Snwoid, to koniecznie wpadnij do Fabryki i nadrób zaległości. Lepiej wiedzieć, jak brzmi twoje miasto, żeby nigdy się nie zgubić. A jeśli ich już znasz, to przyjdź dla satysfakcji. W końcu to znak, że naprawdę masz niszowego nosa. [dup]
K28
21-28_kalendarium_A189.indd 28
27.05.2015 20:40
nowy Wschód
Na Zachodzie bez zmian, za to Wschód coraz wyraźniej daje o sobie znać. W dziedzinie kultury. Festiwal Wschód Kultury – projekt Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – już po raz trzeci połączy wyjątkową inicjatywą Rzeszów, Lublin i Białystok. Trzy miasta, trzy weekendy, jeden cel. Organizatorzy skupiają się bowiem na odkrywaniu dla polskiej publiczności poszukujących artystów z krajów Wschodu, dowodząc, że najciekawsze rzeczy powstają na styku kultur i muzycznych nurtów. W 2015 r. w tym kulturalnym tyglu prym wiedzie Armenia (Ambasada Republiki Armenii objęła festiwale honorowym patronatem), ale i dla fanów anglosaskich brzmień będzie kilka niespodzianek. Wschód Kultury wyróżnia jeszcze jedno – wszystkie wydarzenia są darmowe dzięki udziałowi w programie Kultura Dostępna. Żadnych akredytacji i kolejek do bramek. Wystarczy wolny weekend i bilet na pociąg.
29-36_dodatek_A189.indd 29
must see
Onuka
Elektronika z Ukrainy? Brzmi ryzykownie, ale nie spodziewajcie się anachronicznego brzdąkania na thereminie. Odeski zespół dobrze wie, co w ostatnich latach w elektronice piszczy. Fani Austry, Grimes czy Zoli Jesus na pewno rozpoznają i polubią tę mieszankę spokojnego synth popu i new wave’u, której towarzyszy rozmarzony głos Naty Zyzczenko. Wokalistka śpiewa po angielsku i ukraińsku. Elektroniczny repertuar muzycy wzbogacają motywami folkowymi. Nata nie tylko śpiewa, lecz także na żywo gra na sopilce, ludowym ukraińskim instrumencie, który skonstruował dla niej jej dziadek, również muzyk („onuka” w ojczystym języku członków zespołu oznacza „wnuczka”). Zobaczcie ich w Rzeszowie, zanim upomną się o nich organizatorzy zachodnich festiwali. 27.06, Rzeszów, Rynek, start: 20.30
w w w. w s c h o d k u l t u r y . e u
27.05.2015 20:41
must see teatr
Europejski Stadion Kultury Pierwszy przystanek Wschodu Kultury. must see Pod koniec czerwca stolica Podkarpacia po raz piąty przekształci się w Europejski Stadion Kultury. Choć „stadion” kojarzy się raczej z aktywnością sportową, The Fratellis – Koncert to w przypadku tego Główny ESK Indierockowe trio ze Szkocji działa od festiwalu słowo to jest dziesięciu lat. Nazwę zaczerpnęli z filwyjątkowo trafne – niezłej mowego hitu lat 80. „Goonies”, ale grają nowocześnie. Stawiani są obok takich ikon krzepy potrzeba, by zaliczyć brytyjskiego rocka jak Editors czy Kaiser wszystkie wydarzenia. Chiefs. Do tej pory nagrali trzy dobrze przyjęte płyty. Nawet redaktorzy magazyOrganizatorzy po raz kolejny nu „NME” w recenzji krążka „Here We stawiają na oryginalną fuzję Stand” stwierdzili: „Znienawidzisz się za to, jak bardzo ich pokochasz”. Dwa zeszłobrzmień – od zaskakująco roczne koncerty zespołu w Polsce cieszyły nowoczesnego Wschodu się dużym wzięciem. po zachodnią i polską 26.06, Stadion Miejski ul. Hetmańska 69 klasykę. Ważnym punktem tej edycji jest też kultura ormiańska – w nieoczywistej odsłonie. W programie ponadto wystawy fotografii, zawody b-boyów, silent disco, warsztaty didżejskie teatr i teatr. Dobra rozgrzewka przed Open’erem. O budżet Ładne Kwiatki Niezależne teatralne trio z Charkowa swoje się nie martwcie – w pomysłowe spektakle opiera na pantomiRzeszowie wszystko jest mie, tańcu i grze świateł. Jeszcze na studiach artystycznych członkowie grupy za darmo. wymyślili i rozwinęli gatunek sceniczny nazwany funk futuryzmem. W Rzeszowie zobaczymy ich sztukę „Tłuszcz” – mocną satyrę na uzależnienie od telewizji i używek. 28.06, Teatr Maska, ul. Mickiewicza 13 start: 21.00
29-36_dodatek_A189.indd 30
Duety gwiazd – Koncert Główny ESK
Co dwie głowy, to nie jedna – również na festiwalowej scenie. Koncerty duetów, jedno z większych przedsięwzięć festiwalu, zainagurują cały Wschód Kultur. Popularni polscy artyści zaprosili do współpracy zespoły z różnych zakątków świata. IZA Lach pojawi się wraz z hiphopowymi Kanadyjczykami z The Airplane Boys, a Natalia Przybysz stanie wśród ukraińskich siostrzyczek z Dakh Daughters Band. Pojawią się też Kasia Kowalska & Bambir (Armenia), Marika & ONUKA, a także Patrycja Markowska & Tanita Tikaram (Nimecy). Jako support wystąpi Mama Selita w towarzystwie utalentowanej songwriterki z Gruzji Sophie Villy (start: 20.00). 26.06, Stadion Miejski, ul. Hetmańska 69 Duety Gwiazd, start: 21.00
wystawa
„Życie jest warte życia”
Autorski projekt fotograficzny Pawła Chary. Osobisty sekretarz Sławomira Mrożka dokumentował na zdjęciach ostatnie dwa lata życia mistrza literackiego absurdu. Na Rynku zobaczymy wcześniej niepokazywane fotografie tworzące niecodzienną, intymną kronikę życia pisarza. Podczas wystawy zaprezentowane zostaną również fragmenty przygotowywanego filmu o Mrożku. 25-28.06, Rynek
27.05.2015 20:41
teatr
„Szeherezada”
Kompozytor i reżyser Mikołaj Blajda mierzy się z kulturą Orientu w konwencji widowiska multimedialnego. Taneczno -muzyczny spektakl stworzony został we współpracy z najlepszymi polskimi instrumentalistami i międzynarodowym zespołem artystów, m.in. z jemeńską wokalistką Rasm Al Mashan, która wcieli się w tytułową rolę. Do przygotowania oprawy wizualnej konieczne było m.in. skonstruowanie dwumetrowego kalejdoskopu. Według zapowiedzi twórców show ma pobudzić wszystkie zmysły. 27.06, Filharmonia Podkarpacka ul. Chopina 30, start: 20.00
warsztat
„Przez dziurkę od…”
Spośród wszystkich warsztatów – m.in. didżejskich czy artystycznych – które odbędą się podczas rzeszowskiego Wschodu Kultury, niełatwo wskazać najciekawszy. Warto m.in. spróbować swoich sił w fotografii otworkowej. Pod okiem doświadczonych artystów będzie można stworzyć zdjęcia techniką, która nie wymaga użycia żadnych urządzeń. Wystarczy pudełko lub puszka. 27.06, Galeria Nierzeczywista ul. Matejki 10
29-36_dodatek_A189.indd 31
Podziemna Trasa Turystyczna
muzyka
Art Celebration: Urban Sound & Vision Po wschodnich rytmach i miksie jazzu i hip-hopu, które były tematami przewodnimi poprzednich edycji Art Celebration, twórcy projektu tym razem zajmują się nowymi miejskimi brzmieniami i obrazami. Część muzyczną przygotuje dobrze znana klubowa ekipa z U Know Me Records: Daniel Drumz, Mr. Krime, Kixnare. Następnie scenę przejmie Smolik. Za stronę wizualną będą odpowiadać rzeszowscy filmowcy Hubert Gotkowski i Adam Lampart. 28.06, Rynek, start: 19.00
Po koncertach warto wejść głębiej w Rzeszów. Najlepiej dziesięć metrów pod powierzchnię ziemi. Wystarczy stawić się w kamienicy przy ul. Słowackiego (Rynek 26), gdzie zaczyna się Podziemna Trasa Turystyczna. Pod płytą rzeszowskiego rynku znajduje się ponad pół kilometra korytarzy, które prowadzą do piwnic powstałych w XIV-XVIII wieku. W średniowieczu były tu sklepy i oficyny. 25 komnat i korytarzy, które można zwiedzić za symboliczną szóstkę, to jedna z największych atrakcji Rzeszowa.
wystawa
„Archetyptura”
Andrzej Głowacki w swoich działaniach artystycznych wykorzystuje niecodzienne tworzywo – QR kody. Przy ich użyciu stworzył wyjątkową książkę „Archetyptura” zainspirowaną nowymi technologiami przetwarzania informacji i słynnym „Czarnym kwadratem” Kazimierza Malewicza. Podczas wystawy będzie można zapoznać się z tą wyjątkową publikacją – i ją sczytać telefonem. Tym razem smartfony w galerii będą mile widziane. W programie są też warsztaty z QR kodów dla dzieci i dorosłych. 25-28.06, Klub Festiwalowy wernisaż: 13.00
Klub Festiwalowy
Centrum festiwalowego życia podczas Wschodu Kultury. Klub ponownie stanie na placu Między Synagogami przy BWA (ul. Bożnicza 1). To tu w ciągu dnia odbywać się będą spotkania z literatami i artystami, recitale, pokazy filmów, a także warsztaty dla dorosłych i dzieci. Wieczory organizatorzy zarezerwowali na silent disco i kameralne koncerty.
27.05.2015 20:41
Inne brzmienia Art’n’Music Festival W lipcu przenosimy się do Lublina. Tamtejszy Inne Brzmienia Art’n’Music Festival przekonuje, że warto zboczyć z głównego anglosaskiego nurtu i muzycznych znalezisk szukać w mniej oczywistych rejonach. Oprócz głównych gwiazd – Tony’ego Allena i Einstürzende Neubauten – w programie znalazło się dużo dźwięków z innych części świata. Czeski rock, ukraińska elektronika, artyści amerykańscy i gruzińscy. Inne Brzmienia to ponad 100 muzyków i 30 godzin koncertów. Między występami odbywają sie wystawy, przeglądy filmów i spotkania. Tak jak w Rzeszowie na wszystkie wydarzenia wstęp jest darmowy.
muzyka
Move East Movie Festiwalowe pokazy pod chmurką po raz drugi skupią się na kinematografii krajów Kaukazu. Po Gruzji w tym roku przyszła pora na rzadko pokazywane nowe produkcje z Armenii. W przeglądzie m.in. głośny dramat o Siergieju Paradżanowie, najsłynniejszym ormiańskim reżyserze, a także filmy fabularne, które wcześniej były prezentowane na wielu światowych festiwalach filmowych. Cykl „Move East Movie” to jedna z niewielu okazji, by na dużym ekranie przyjrzeć się współczesnej Armenii. 08-12.07, plac przed Teatrem im. H. Ch. Andersena
muzyka
Einstürzende Neubauten Giganci industrialu. Pierwszy album nagrali w czasach, gdy większości czytelników „Aktivista” nie było jeszcze na świecie, ale wciąż nie tracą wigoru. Od ponad 30 lat zespół poszerza granice gatunku. Pozycję w kanonie muzycznej awangardy ekipa Blixy Bargelda zapewniła sobie m.in. dzięki graniu na skonstruowanych przez członków formacji autorskich instrumentach. Ostatnią płytę, „Lament”, nagrali w 2014 r., ale w Lublinie zaprezentują przekrój swoich dokonań. 11.07, Scena na Błoniach pod Zamkiem, start: 22.30
foto
Eastreet vol. 3 Największa tego typu inicjatywa promująca fotografię uliczną Europy Wschodniej. Podczas Innych Brzmień w przestrzeni miejskiej po raz trzeci zaprezentowane zostaną zdjęcia z różnych europejskich miast. Czy życie w Lublinie ma coś wspólnego z życiem w Batumi? Tego typu pytania postawili sobie kuratorzy wystawy, wybierając prace spośród kilku tysięcy zgłoszeń. „Eastreet vol. 3” to jedyny w swoim rodzaju fotograficzny reportaż o dzisiejszym życiu na wschód od Odry. 08-12.07, Rynek oraz Warsztaty Kultury, ul. Grodzka 5a
29-36_dodatek_A189.indd 32
film
muzyka
muzyka
Tony Allen „Bez Allena nie byłoby afrobeatu”, zawyrokował w jednym z wywiadów Fela Kuti, z którym nigeryjski muzyk w latach 70. tworzył band Africa 70. Z kolei Brian Eno stwierdził, że to najważniejszy perkusista wszech czasów. Tony Allen wraz z innymi muzykami stworzył podwaliny gatunku zwanego afrobeatem, łącząc jazz, reggae i funky. W kolejnych dekadach poszerzał spektrum brzmień, odważnie sięgnął po elektronikę i r’n’b. Współpracował m.in. z Damonem Albarnem i Charlotte Gainsbourgh. Na jedynym polskim koncercie Allena usłyszymy kawałki z kilkunastu jego płyt, w tym z wydanej w 2014 r. dobrze przyjętej „Film of Life”. 10.07, Scena na Błoniach pod Zamkiem start: 22.30
27.05.2015 20:42
muzyka
Plastic People of the Universe muzyka
Atomic Simao
Ukraińska odpowiedź na Cinematic Orchestra. W przeciwieństwie do Brytyjczyków kijowska formacja nie pojawia się w Polsce kilka razy w sezonie – to pierwsza okazja, by zobaczyć ich u nas na scenie. Nazywają siebie dziećmi nowej fali lat 60., ale inspirują się też elektroniką lat 90. i acid jazzem. Ich wydany w 2012 r. debiutancki album „Nōdo”, miks psychodelii i space rocka, świetnie sprawdziłby się jako ścieżka dźwiękowa do wschodnioeuropejskiego science fiction. 08.07, Klub Festiwalowy, Błonia pod Zamkiem, start: 23.30
Legenda czeskiego punku i muzycznej opozycji. Żywotni seniorzy rocka wystąpią w Lublinie w ramach prezentacji katalogu czeskiej wytwórni Guerilla Records. To zasłużona przystań dla alternatywnych artystów. W Lublinie stare rockowe brzmienie spotka się z nowym – oprócz Plastików i legendarnego DG 307 swoich umiejętności dowiedzie młode pokolenie muzyków. Nevypar Kovatjezd połączy ostre granie z funkiem, a Kabaret Dr Caligariho udowodni, że rock może iść w parze z teatrem. 09.07, Scena pod namiotem, Błonia pod Zamkiem, start: 20.30
klub festiwalowy INne brzmienia Centrum festiwalowego życia. W lipcowe wieczory będą się tu odbywać wieczorne koncerty po wszystkich wydarzeniach. W wielkim białym namiocie znajdziecie bar, leżaki, scenę i kuchnię oferującą przekąski. To w trakcie festiwalu najlepsze miejsce spotkań dla wszystkich. W klubie mieścić się będzie specjalna księgarnia, a w ciągu dnia odbywać się będą liczne warsztaty i debaty. Klub znajduje się na Błoniach pod Zamkiem.
must see
muzyka
Faun Fables
Ormiańska Arka
Zaskakująca niespodzianka zza oceanu. Na twórczość duetu z Oakland wpływ mają podróże, podczas których Dawn McCarthy i Nils Frykdahl szukają muzycznych pomysłów. Łączą folk, eksperymentalny rock i inspiracje różnymi kręgami kulturowymi – od Skandynawii po Bliski Wschód. Najczęściej porównywani są z guru amerykańskiego neo folku, Devendrą Banhartem. W Polsce zafascynowali się twórczością Ewy Demarczyk. Ich koncerty to nie tylko oryginalna muzyka, lecz także widowiskowe performensy. 12.07, Scena na dziedzińcu Zamku start: 19.00
Wspólnym motywem wszystkich trzech festiwali odbywających się w ramach Wschodu Kultur jest prezentacja kultury ormiańskiej. W Lublinie oprócz warsztatów kaligrafii czy wystawy plakatów odbędzie się też koncert projektu Olo Walicki Kaszebe. Kompozytor i kontrabasista, który zasłynął nowatorskim odczytaniem muzyki kaszubskiej, na Inne Brzmienia przygotował cykl utworów inspirowanych klasyczną i tradycyjną muzyką Ormian. 12.07, Scena na dziedzińcu Zamku start: 22.15
29-36_dodatek_A189.indd 33
muzyka
Kasaï Kijowskie trio od 2012 r. nie przerywa swojej podróży przez gatunki. Pierwsza EP-ka formacji to zapadający w pamięci mariaż matematycznego rocka i drum’n’bassu. Chłopaki łączą elektroniczne trzaski, klasyczne instrumentarium i noise’owe inspiracje. W marcu wydali swój nowy materiał. Lubelska publiczność będzie jedną z pierwszych, które wysłuchają go na żywo. 11.07, Klub Festiwalowy, Błonia pod Zamkiem, start: 00.30
27.05.2015 20:42
Inny Wymiar
muzyka
Haendel i Taste the East Wschód Kultury kończymy w Białymstoku. Stolica Podlasia w ostatnim czasie wyraźnie ożywiła się festiwalowo. Wrześniowy Up to Date Festival zyskuje coraz większy rozgłos wśród fanów alternatywy, a po piętach depcze mu sierpniowy Inny Wymiar. Odbywające się już po raz trzeci wydarzenie skupia się na odzyskiwaniu zapomnianej historii Białegostoku za pomocą ambitnej muzyki, filmu, teatru i innych mediów. Artyści w tym roku zajęli się m.in. dziedzictwem żydowskim. W ramach różnych inicjatyw w przestrzeni miejskiej przywrócą pamięć o żydowskim rozdziale w dziejach miasta. Szczegóły wkrótce na stronie: www.bok.bialystok.pl
29-36_dodatek_A189.indd 34
muzyka
Wielbiciele klasyki wezmą udział w koncercie oratoryjnym G.F. Haendla „Izrael w Egipcie”, podczas którego wystąpi Kameralny Chór A’capella Leopolis, Zespół Muzyki Dawnej Diletto i 30-osobowa orkiestra. Z kolei zwolennicy nowoczesnych dźwięków wybiorą się na konferencję i koncerty Taste the East, na którą zjadą organizatorzy festiwali i artyści z krajów Partnerstwa Wschodniego, związani z elektroniczną muzyką klubową.
Białystok Mein Heim
Muzyczny line-up tegorocznego Innego Wymiaru stoi pod znakiem zespołów klezmerskich. Wystąpią m.in. Milo Kurtis i Orkiestra NAXOS oraz Magda Brudzińska Klezmer Trio, a Amsterdam Klezmer Band zaprezentuje oryginalną mieszankę tradycyjnych brzmień z hip-hopem i jazzem.
film
Inny Wymiar Filmu
Jedną z atrakcji tegorocznego Kina Sąsiedzi jest pokaz „Dybuka” z 1928 r., pierwszego polskiego filmu w całości w języku jidysz. Seans odbędzie się w wyjątkowym wnętrzu synagogi w Tykocinie.
muzyka
Klezmafour
W 100. rocznicę Rzezi Ormian w Operze i Filharmonii Podlaskiej usłyszymy utwory ormiańskie wykonane przez zespół Klezmafour, orkiestrę symfoniczną OiFP i zaproszonych muzyków, m.in. Arto Tuncboyaciyana, Jivana Gasparyana i Marię Natanson. Utworom towarzyszyć będą wizualizacje.
film
Kroke vs. Babel
Instrumentaliści z krakowskiego zespołu Kroke przygotowali na Inny Wymiar specjalny projekt. W Białymstoku wykonają na żywo muzykę do filmu „Benya Krik”, opartego na opowiadaniach rosyjskiego pisarza Izaaka Babla.
27.05.2015 20:42
29-36_dodatek_A189.indd 35
27.05.2015 20:42
Muzeum ikon w supraślu warsztat
Sporty krajów Wschodu
Skąd pochodzi gra w gorodki? W co łatwiej wygrać – rosyjską łaptę, azerską ashirmę czy białoruską pikę? I czy zasady armeńskiej lakhtakhagh są równie skomplikowane jak jej nazwa? Podczas festiwalu odbędą się warsztaty i pokazy tradycyjnych sportów krajów Wschodu. W piłkę zwykle przegrywamy, ale może w polskiej reprezentacji gry w duczę jest nadzieja. Poćwiczcie.
wystawa
„Zbiór”
Niewiele wiemy o współczesnej sztuce białoruskiej. Zmienić to może specjalna wystawa „Zbiór”, którą przygotowała galeria Arsenał w Białymstoku. Zespół kuratorów wybrał najciekawsze prace stworzone za naszą wschodnią granicą w latach 1991-2014. Podczas Wschodu Kultury czeka nas także wystawa „Nasze ciało narodowe”, które reanimować będą artyści z Polski, Ukrainy i Rosji.
To jedna z najbogatszych kolekcji ikon w Polsce. Większość pochodzi z XVIII, XIX i XX wieku. Najcenniejszym dziełem są freski z XVI wieku, które ocalały ze zburzonej i obecnie odbudowanej cerkwi. Wyjątkowy jest także nowoczesny sposób ekspozycji.
Już 1 czerwca rusza II edycja konkursu Zareklamuj swój biznes Wygraj 5000 euro na rozwój swojego biznesu www.zareklamujswojbiznes.pl
Partner:
29-36_dodatek_A189.indd 36 230x150.indd 1
Patron medialny:
27.05.2015 20:42 5/25/15 5:41 PM
czerwiec 2015
Festiwal
13.06
Mathew Jonson
akcja
13-14.06
Koncert
16.06
Koncert
17.06
projekt ESTby-ES
Wooded Festival
Hush Warsaw
Body Count
The Gaslight Anthem
Wrocław CK Zamek
Warszawa Arkady Kubickiego
Warszawa Amfiteatr w parku Sowińskiego
Warszawa Proxima
pl. Świętojański 1
pl. Zamkowy 4
ul. Elekcyjna 17 18.00 130-150 zł
ul. Żwirki i Wigury 99a 19.30 80-90 zł
Drewniany house
Przelot
Wata cukrowa na brodzie Chłopaki Spingsteena
Wooded Festival się rozwija. Dziecko Catz’n’Dogz i C&C Bookings nie tylko zaprasza coraz ciekawsze gwiazdy elektroniki, ale też otwiera się na koncertowe brzmienia. Oprócz największych gwiazd polskiej elektroniki we Wrocławiu wystąpi genialny Kanadyjczyk Mathew Jonson. Artysta da koncert dwa lata po premierze swojego ostatniego świetnego albumu. Obok niego pojawi się Randomer, czyli jeden z najlepszych przedstawicieli nowej fali muzyki techno, autor wielu house’owych bangerów Max Graef, doceniany za granicą Klaves i powracająca do wielkiej formy Natalia Przybysz. Trzeba chyba zabukować Polskiego Busa i spędzić jeden z czerwcowych weekendów we Wrocławiu, bo wymienieni to tylko wierzchołek elektronicznej góry lodowej. [kp]
„Hush Summer Crush”. Przewrotne hasło szóstej już edycji najbardziej znanych targów mody ma w sobie wiele prawdy. Bo wybierając się w czerwcu do Zamku Królewskiego, możemy liczyć na niejeden przelotny romans z modą. Oprócz ubrań (zaprezentuje się 80 starannie wyselekcjonowanych brandów) będą też autorskie, przygotowane specjalnie dla HUSH-a projekty znanych marek (m.in. Kaaskas, Zofii Chylak czy Ani Kuczyńskiej) i strefa próżności, gdzie czekać będą na nas głodni nowych twarzy styliści, fryzjerzy i wizażyści. Jeśli macie ochotę zrobić się na bóstwo, to HUSH wydaje się idealnym adresem. Miło i kompleksowo. Bez kompleksów. Ach, i plac zabaw z opiekunką do dzieci na miejscu. Spokojnie można pójść w tango. [oś]
Ciekawe, ile z czytających to osób do tej pory żałuje, że nie było w 1997 r. na koncercie Body Count w warszawskim klubie Colosseum. Urządzona pod namiotem dyskoteka zapadła w pamięci ówczesnych nastolatków za sprawą rozpierduchy, jaka ponoć miała miejsce w trakcie imprezy. Imprezy o tyle kultowej, że jakiś czas po zakończeniu trasy Ice-T zdecydował się poświęcić karierze filmowej. Czas płynie, dawna młodzież zapuszcza brody, a lodówka sama się nie zapełni. Body Count reaktywowało się, by na warszawskiej Woli zagrać swój kolejny polski koncert! Trochę boimy się AOR-owego klimatu i stoisk z watą cukrową, ale może z prawdziwą osłodą przyjdzie support – Suicidal Tendencies. [mk]
37-41_kalendarium_A189.indd 37
Dowodzona przez Briana Fallona formacja The Gaslight Anthem wystąpi w Polsce po raz pierwszy. Zespół powstał w 2007 r. w New Jersey i konsekwentnie, z każdą kolejną płytą, buduje coraz większą bazę fanów i zbiera coraz lepsze recenzje. Największym sukcesem w historii The Gaslight Anthem była z pewnością czwarta płyta – „Handwritten” która wspięła się na szczyty list sprzedaży. Grupa w swojej twórczości łączy wiele wpływów – od punk rocka, przez „stadionowego” rocka, po blues, folk czy pop. Uwielbienie dla muzyków deklaruje m.in. sam Bruce Springsteen. Wydany w ubiegłym roku album „Get Hurt” to zdecydowanie najbardziej eklektyczny materiał w ich karierze, który sporo zyskuje na żywo. W Proximie będzie można przekonać się o tym na własne uszy. [matad]
27.05.2015 20:55
kalendarium
Impreza
Akcja
19.06
festiwal
19.06-06.09
20.06
Sokół
Rap History Warsaw
Akcja
20-21.06
Kim Nowak mistrz
2014
Warszawa Iskra Pole Mokotowskie
Archipelag Jazdów
Cudawianki
Targi Slow Weekend
Warszawa
Gdynia plaża Śródmieście / park Rady Europy
Warszawa Soho Factory
ul. Jazdów 2
ul. Mińska 25
ul. Wawelska 5 29/39/49 zł
Sto dat
Śniadanie na trawie
Sialalalalala
Festina lente
Warszawska załoga Rap History, skupiona wokół Steeza, Kosiego i Anusza, obchodzi właśnie swoje pięciolecie. Z tej okazji stolicę znów odwiedzi nowojorczyk MC AZ, a także zaprzyjaźnieni z ekipą rodzimi raperzy – Sokół, Kuba Knap i kolektyw JWP/BC. Jubileuszowa impreza nie przerywa jednak labelowego cyklu, za którego sprawą bywalcy klubów od kilku miesięcy mogą nie tylko się pobawić, ale również podszkolić z historii hip-hopu. Aby utrzymać równowagę pomiędzy wschodnim wybrzeżem – które reprezentować będzie gwiazda wieczoru – a zachodnim, wybór wytwórni padł tym razem na Priority Records. Oficyna zaczynała jako niezależny gigant skupiający pod swoimi skrzydłami takie tuzy kalifornijskiego rapu jak Dr. Dre, Ice Cube czy Snoop Dogg. To dzięki nim świat usłyszał takie legendarne krążki jak „Straight Outta Compton”. Co z przepastnego katalogu labelu wybiorą didżeje Eprom, Plash i Blekot, okaże się dopiero wieczorem. Życzcie im – i sobie – kolejnych stu lat z dobrą muzyką, ciekawą selekcją i szczyptą muzycznej edukacji, o której inne cykle nie myślą. [fika]
Latem muzeum wychodzi na trawę. W czerwcu po raz kolejny przed CSW powstanie kompleks twórczo-wypoczynkowy. Oprócz tradycyjnych koncertów pod chmurką i pikników w planach są chociażby śniadania literackie, warsztaty dźwiękowe, spotkania teatralne i zajęcia ruchowe. Dodatkowymi atrakcjami Archipelagów będą stworzony przez Gregora Różańskiego ogród w Cysternie, zbudowany przez duet artystyczny Franz/ Maier wodopój, gdzie każdy będzie mógł ugasić pragnienie, czy warsztaty architektoniczne z Grupą Centrala. Archipelagi przez całe lato mają łączyć różne dziedziny sztuki ze sobą i tworzyć unikatową, wakacyjną mieszankę. Warto zaglądać na ich stronę, bo każdy z 12 tygodni ich działalności przyniesie nowe odkrycia. [oś]
Jeśli lato, to tylko nad morzem. Pierwszy dzień najlepszej pory roku należy przywitać z przytupem. Ani warszawskie, ani krakowskie wianki nie mogą równać się z tymi trójmiejskimi, które odbędą się na plaży. Przez cały dzień koncerty, warsztaty i spotkania w rytmie fal. Będzie można kupić sobie hamburgera w food trucku, posłuchać VooVoo i Kim Nowaka, a potem usiąść z paniami z Koła Gospodyń Wiejskich w Lubichowie i upleść sobie wianek. Mniej cierpliwi mogą spróbować zrobić ozdobę z ekologicznych śmieci. W wianku na głowie, z kiełbaską w ręku i widokiem morza można śmiało przywitać lato. A jeśli wciąż nam mało, to możemy wybrać się do strefy dizajnu i zakupić sobie gadżecik. Ot, prezencik na nową porę roku. Jedyną słuszną! [dup]
Teoretycznie nie ma co się spieszyć. Lato dopiero się zaczyna. Nauczona jednak doświadczeniem, że to polskie bywa krótkie i kapryśne, staram się przez cały sezon korzystać ze wszystkich dobrodziejstw lata. Śpieszę się powoli. Smakując każdego pomidora i przegryzając szparaga. Targi Slow Weekend jak najbardziej wpisują się w moją filozofię życiową. Już po raz drugi w warszawskim Soho Factory 400 wystawców rozłoży się ze swoimi smakołykami, dizajnem i naturalnymi kosmetykami. Wszystko robione ekologicznie, przez lokalnych producentów, z sercem. Śpieszcie się, bo to tylko jeden weekend, ale też działajcie powoli, bo szkoda byłoby coś stracić po drodze. [oś]
26
26.06.2008 r.
37-41_kalendarium_A189.indd 38
Piosenka AC/DC „You Shook Me All Night Long” została uznana przez magazyn „Total Guitar” za najgorszy cover wszech czasów.
K38
27.05.2015 20:55
czerwiec 2015
Akcja
Koncert
20.06
Imieniny Jana Kochanowskiego Warszawa Ogród Krasińskich
12.00
wstęp wolny
Festiwal
21.06
22.06
The White Buffalo Warszawa Progresja
ul. Fort Wola 22 19.00 95 zł
Kochanowski i Krasiński
Smuteczki
Co tam czerwcowy mecz piłkarski Polska-Gruzja na Stadionie Narodowym. Prawdziwe emocje czekają nas kilka dni później w Ogrodzie Krasińskich. Nie będzie driblingów, dośrodkowań i strzałów, lecz pojedynki na najpiękniejsze teksty literackie. Wśród zawodników nie zobaczymy Roberta Lewandowskiego, ale m.in. Iwonę Bielską, Romę Gąsiorowską, Piotra Głowackiego i Józefa Pawłowskiego. Okazją będą imieniny Jana Kochanowskiego. Oprócz pojedynków na słowa w programie imprezy przewidziano spotkania z pisarzami, dyskusje na temat małżeństwa Themersonów i czytanie „Nowych wierszy sławnych poetów”. Wieczorem natomiast zostaniemy zaproszeni najpierw do teatru absurdu w Klubie Komediowym, a następnie na dansing, na którym zagra Macio Moretti z zespołem. [włodek]
The White Buffalo to tak naprawdę Jake Smith, potężnej postury outsider amerykańskiej sceny muzycznej, o którym mówi się nawet jako o „Dylanie Południa”. To jeden z najpopularniejszych obecnie bardów, który swoim szorstkim, potężnym i niezwykle melodyjnym głosem wyśpiewuje przejmujące ballady. Szerszy rozgłos przyniósł mu serial „Son of Anarchy”, w którym wykorzystano kilka jego kompozycji. To muzyka do upijania się na smutno, więc nie spodziewajcie się miłosnych piosenek ani skocznych melodii. Mimo to na pewno będzie magicznie. [matad]
Duane
The Artists Warszawa park Sowińskiego, ul. Elekcyjna 17
17.00
The Wizuals Wbrew pozorom artyści wizualni siedzą nie tylko w galeriach, ale też coraz częściej w salkach prób. Tworzą zespoły, grają koncerty, nagrywają płyty, wykraczając poza hermetyczny świat sztuki. Ich występy można oglądać w popularnych klubach muzycznych i na festiwalach, zaś nagrania trafiają do radia i sprzedaży w dużych sklepach muzycznych. W ich projektach aspekt wizualny łączy się nierozerwalnie z dźwiękiem, który traktowany jest bardzo świadomie. Organizowany przez Zachętę
Festiwal The Artists od kilku lat prezentuje muzyczne dokonania artystów. W tym roku festiwal nabierze międzynarodowego charakteru. W parku Sowińskiego będzie można usłyszeć m.in. Suzanne Walsh – wokalistkę, pisarkę i artystkę łączącą w swojej muzyce fascynację folkiem i operą, Dicka Verdulta – holenderskiego filmowca tworzącego elektronikę z latynowskimi wpływami czy prekursorów polskiego noise Szelest Spadających papierków. [oś]
K39
37-41_kalendarium_A189.indd 39
27.05.2015 20:55
kalendarium
Koncert
22.06
Festiwal
Koncert
26-28.06
27.06
Roxette
Judas Priest
Warszawa Torwar
Łódź Atlas Arena
ul. Łazienkowska 6a 19.00 140-250 zł
al. Bandurskiego 7 18.00 155-349 zł
Joyride
Za garść srebrników
Rzadko się zdarza, żeby jakiś europejski zespół spoza Wielkiej Brytanii osiągnął wielki sukces komercyjny. Wyjątki można policzyć na palcach jednej ręki, a jednym z nich jest Roxette. To jakiś totalny przypadek, że kilka lat po zniknięciu wielkiej ABBY zimna szwedzka ziemia wydała kolejną maszynkę do robienia przebojów. Marie Fredriksson i Per Gessle władali stacjami radiowymi przez prawie dziesięć lat i wiemy, że nie musimy rzucać tytułami, bo każdy z was zna chociaż jedną ich piosenkę. Jesteśmy pewni, że gdyby zadać na ulicy pytanie: „Z czym kojarzy wam się przełom lat 80. i 90.?”, to poza torbami w kratkę i tekstami Wałęsy ludzie wymieniliby właśnie Roxette. [mk]
Zaczęli w latach 70. od hard rocka, by dekadę później stać się jedną z najważniejszych brytyjskich kapel heavymetalowych. Za to na albumie „Painkiller” z 1990 r. słychać thrashmetalowy wkurw. Dowodzony przez wściekłego, opętanego wokalistę Roba Halforda zespół to dziś klasyka gatunku, ale Judas Priest nie osiedli na laurach. Wydany w zeszłym roku album „Redeemer of Souls”, który odwołuje się do najlepszych tradycji spod znaku facetów w skórach i lycrowych rajtuzach, zadebiutował na liście Billboard 200 na miejscu szóstym – jak do tej pory to najlepszy wynik sprzedaży w historii grupy (album trafił także do Top 10 na listach na całym świecie). Rok po wizycie Iron Maiden trudno wyobrazić sobie większe metalowe święto. [rar]
Sharon Van Etten
Halfway Festival Białystok Amfiteatr Opery i Filharmonii Wrocławskiej
ul. Odeska 1 60-180 zł
Prosto do celu Halfway Festival to jedyna polska impreza poświęcona romansującym z folkiem songwriterom. Po zeszłorocznych kłopotach ze zdobyciem wsparcia ze strony miasta festiwal powraca na dobre i po raz kolejny zaskakuje świetnym repertuarem. Najjaśniejszym punktem tegorocznej edycji będzie występ The Antlers – grupy z pogranicza post rocka i dream popu, której największym atutem są niezwykle emocjonalne i poruszające teksty lidera
Petera Silbermana. Przed nowojorczykami zagra z kolei Sharon Van Etten, która swoją zeszłoroczną płytą „Are We There” udowodniła, że nie bez powodu jest wymieniana w ścisłej czołówce pań grających pełnego werwy folk rocka. Dzień wcześniej w widowiskowej scenerii amfiteatru zaprezentuje się z kolei Williams Fitzsimmons. Festiwal otworzy charyzmatyczny Gabriel Rios. To jednak tylko ułamek wyśmienitego repertuaru. [croz]
Koncert
21.06
Spragnieni lata Warszawa
www.facebook.com/CydrLubelski
Spragnieni muzyki Już po raz trzeci Cydr Lubelski sponsoruje cykl koncertów „Spragnieni Lata”. W tym roku Tymon Tymański, dyrektor artystyczny festiwalu, zaprosił polskie gwiazdy na nietypową trasę muzyczną. Podczas poprzednich edycji mieliśmy okazję posłuchać Natalii Przybysz, Mariki i L.U.C-a, tym razem w jabłkowy tour ruszą Skubas, Julia Marcell i XXANAXX. Pierwszy, wakacyjny koncert odbędzie się w Warszawie. Artyści zapowiadają, że na koncertach zaprezentują nie tylko
stare dobre utwory, ale też nowy materiał. Mieszanka tak dobra, jak butelka naturalnego polskiego cydru w gorący dzień. [dup] 21.06 warszawa 11.07 Łódź 25.07 Kraków 31.07 Wrocław 22.08 Poznań 29.08 Sopot 19.09 Lublin (wielki finał)
K40
37-41_kalendarium_A189.indd 40
27.05.2015 20:55
czerwiec 2015
czerwiec 2015
KUP BILET NA WWW.STODOLA.PL
Impreza
27.06
BILETY: KASA KLUBU STODOŁA - warszawa, UL. BATOREGO 10
gojira
10 czerwca - kraków klub kwadrat
him
5 sierpnia - warszawa / stodoła 6 sierpnia - gdańsk / b90
Tensnake Warszawa Iskra Pole Mokotowskie
ub40
ul. Wawelska 5 21.00
25 sierpnia - warszawa klub stodoła
Dziesięć węży disco Marco Niemerski ostatni raz był w Polsce pięć lat temu. Wtedy przyjechał do Warszawy opromieniony sławą swojego kawałka „Coma Cat”, który wspiął się na 17. miejsce na liście najpopularniejszych utworów w UK. Od tego czasu zdążył zdobyć jeszcze większą rzeszę fanów, a jego zeszłoroczny debiutancki album „Glow”
pozwolił mu stać się headlinerem wielu festiwali. Na płycie pojawiły się takie gwiazdy jak Jamie Lidell, MNEK, Fiora czy Nile Rodgers. W stołecznej Iskrze Tensnake wystąpi na zaproszenie Sizeer by MTV. Możemy więc się spodziewać, że 40-letni już artysta pokaże nam, na czym polega piękno muzyki soul i boogie i zmiesza oldschoolowe brzmienia z najlepszymi house’owymi perełkami ostatnich lat. [dup]
Koncert
29.06
bracia figo fagot
2 października - warszawa klub stodoła
happysad
22 października - warszawa klub stodoła
fismoll
24 października - warszawa klub stodoła
renata przemyk
25 października - warszawa klub stodoła Antemasque
john mayall
Warszawa Proxima
30 października - wrocław sala audytoryjna wck
al. Żwirki i Wigury 99a 20.00 79-90 zł
Trzecie dziecko Antemasque to – po At the Drive-In oraz The Mars Volta – trzeci wspólny projekt Cedrica Bixlera-Zavali i Omara Rodrígueza-Lópeza. Panowie wspólnie przeszli długą muzyczną drogę od natchnionego i dynamicznego post-hardcore’u do rozbuchanego rocka progresywnego. Ich najnowszy projekt łączy obie te drogi
– piosenki są dynamiczne, ale niepozbawione niuansów. Grupa wydała swoją debiutancką płytę w zeszłym roku, w roli basisty pojawił się na niej Flea z Red Hot Chili Peppers.Czy nowy zespół dwóch muzyków powtórzy sukces dwóch poprzednich? Bardzo możliwe. [croz]
K41
37-41_kalendarium_A189.indd 41
st germain
5 listopada - warszawa klub stodoła
kult
6, 7 listopada - warszawa klub stodoła 27.05.2015 20:55
kalendarium
festiwalowe Starcie tytanów
Orange Warsaw Festival
12-14.06 Warszawa
Stara gitara Noel Gallagher Po rozpadzie Oasis to starszy z braci Gallagher radzi sobie lepiej. Świetne wyniki sprzedaży solowych płyt idą w parze z entuzjastycznie przyjmowanymi koncertami. Na Orange Warsaw Festival wystąpi jako jeden z headlinerów, a na jego set złożą się najlepsze fragmenty dwóch solowych albumów i kilka nieśmiertelnych hitów z repertuaru niegdyś najważniejszego britpopowego zespołu świata. [matad]
Artysta, którego znasz z podstawówki Chemical Brothers Jedni z nielicznych, którym w gąszczu elektronicznych brzmień udało się znaleźć własną ścieżkę. Muzyka Toma Rowlanda i Eda Simonsa wyrasta z kwaśnej atmosfery Madchesteru i tanecznej rewolucji zapoczątkowanej przez twórców Haçiendy, ale duet od razu zaczął eksperymentować, łącząc house z techno, hiphopowymi bitami i psychodelią. Odkryci przez Andy’ego Weatheralla, guru brytyjskiej elektroniki, szybko stali się jednym z synonimów muzyki dance (jak Anglosasi określają całą taneczną muzykę elektroniczną) lat 90. [rar]
Zespół, którego nie znasz, a powinieneś Wolf Alice Uwierz w gitary, czyli nineties rock revival w natarciu. My w sukces Wolf Alice uwierzyliśmy już na początku roku, umieszczając zespół w naszym noworocznym zestawieniu artystów, na których warto zwrócić uwagę. Z wprawą i wyczuciem łączą prawie wszystko, co najlepsze w rocku sprzed dwóch dekad – zadziorność Hole, melodyjność i przebojowość The Smashing Pumpkins czy The Cranberries – z onirycznością kapel ówczesnego 4AD: Lush i Belly. [rar]
Koncert, o którym nigdy nie myślałeś, że na nim będziesz
Papa Roach „Cut my life into pieces… this is my last resort!”. Pamiętacie ten wers powtarzany do znudzenia w radiach? Nigdy nie myśleliśmy, że usłyszymy ten numer na żywo, ale życie wciąż przynosi niespodzianki. Przebój sprzed 15 lat to wciąż główny motor napędowy amerykańskiego zespołu, którego w rodzinnych stronach nie słucha już chyba nikt. Tymczasem w Polsce karaluszki mają status wielkiej rockowej gwiazdy. [mk]
Tekst: Filip Kalinowski, Mateusz Adamski, Michał Kropiński, Cyryl Rozwadowski, Rafał Rejowski, Kacper Peresada
Zespół, który powinien grać na innym festiwalu Molesta Ewenement Pamiętam czasy, w których głośne mówienie o tym, że słucha się hip-hopu – a szczególnie jego ulicznej, cięższej odmiany – w oczach wielu skazywało na miano blokersa, dresiarza i w ogóle półmózga, który nie rozumie, że prawdziwą muzykę to się robi na gitarze. Dziś na szczęście jest inaczej i nawet włodarze wielkich festiwali powoli przekonują się, że bez raperów w line-upie długo nie pociągną. Niestety stawiają tylko na sprawdzone wcześniej (w tym przypadku na OFF-ie) marki. Molesta Ewenement to na krajowym podwórku marka z najwyższej półki, a to, że zespół gra u siebie (Włodi nawet u siebie na kwadracie), jest dodatkowym powodem, by wybrać się na Służewiec. O to, że autorzy „Skandalu” będą mieć pustki pod sceną, nie boimy się jednak zupełnie. Refren „Wiedziałem, że tak będzie” znają chyba nawet fani Muse. [fika]
Zespół, który w Polsce bywa przynajmniej raz w roku
Metronomy Indie-publiczność porzuca idoli równie szybko, jak wynosi ich na piedestał. Metronomy mają sporo szczęścia. Stali się koncertowym fenomenem (nie do końca dla nas zrozumiałym) – od kilku lat z takim samym powodzeniem wypełniają po brzegi choćby stołeczną Stodołę i zaliczają po kolei największe festiwale w naszym kraju. Nawet jeśli najbardziej wyrazistą rzeczą w ich dorobku wciąż pozostaje singiel „The Look”, to prawdą jest, że ich repertuar znacznie zyskuje na żywo. Te lampki wpięte w kombinezony to był niegłupi pomysł. [rar]
Artysta, dla którego tak naprawdę warto pójść na ten festiwal Big Sean Choć jest gwiazdą amerykańskiego hip-hopu, to znajduje się trochę poza radarem polskich fanów. Czasy, gdy grał czwarte skrzypce w wytwórni Kanyego Westa, dawno minęły – jego ostatnia płyta, „Dark Sky Paradise”, debiutowała na pierwszym miejscu listy Billboardu. Pytanie, jak poradzi sobie w Polsce bez wsparcia znajomych, którzy odpowiadają za jego największe hity
(m.in. Drake czy Nicki Minaj), jest oczywiście zasadne, ale trzeba chłopakowi dać szansę. Zwłaszcza że w te wakacje będzie można porównać trzech najgorętszych raperów nowego pokolenia. [kp]
Koncert, na którym będziesz szukał młodszej siostry pod sceną Muse Co tym razem pokaże jeden z najbardziej efektownych koncertowo zespołów na świecie? To wie tylko Matt Bellamy, ale pewne jest, że wszyscy zgromadzeni pod główną sceną znów będą zbierać szczęki z ziemi. Muse będą świeżo po wydaniu siódmego już albumu, można więc się spodziewać solidnej dawki nowych piosenek. [matad]
Zespół, który powinien u nas zagrać dziesięć lat temu, ale przyjeżdża pierwszy raz Incubus W oczekiwaniu na pierwszy polski koncert zespołu Incubus fanki Brandona Boyda zdążyły skończyć studia, a nawet dorobić się rodziny. Twórcy hitów „Drive”, „Megalomaniac” czy „Are You In?” wdarli się na listy przebojów na przełomie wieków. Od tej pory wydali kilka płyt, zmienili pół składu (wywalili fenomenalnego basistę) i zapuścili modne brody. Pytanie tylko, czy są z nimi tak seksowni jak w 2001 r.? [mk]
God is a DJ Mark Ronson Zanim Mark wydał swoje ostatnie hitowe albumy i stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych producentów na rynku fonograficznym, był didżejem – doświadczonym, uznanym i… cholernie drogim. Gracja, z którą łączy wszystkie możliwe gatunki, zapewniła mu status ulubieńca nowojorskich imprez firmowych, modowych i… rapowych. Mark miksuje jazz, soul, funk, hip-hop, elementy reggae i rocka, kierując się wyłącznie nastrojem publiczności i swoimi preferencjami. Zdarza mu się również zrezygnować z beztroskiej zabawy i zająć edukacją. Nie bez kozery jego przedostatni krążek nosi tytuł „Record Collection”. [fika]
A42
42-43_orangeopener_A189.indd 42
27.05.2015 20:58
czerwiec 2015
Rozmach stylistyczny (że tak się eufemistycznie wyrazimy), z jakim ułożono line-up festiwalu Orange, zainspirował nas do przeprowadzenia analizy porównawczej (że tak się specjalistycznie wyrazimy) dwóch największych muzycznych festiwali w naszym kraju. Dla każdego coś miłego, czyli na który koncert zabrać młodsze rodzeństwo, na który założyć ciuchy z liceum, a którego sobie nie darować.
Stara gitara Thurston Moore Jak sam twierdzi, nadal ledwo potrafi grać na gitarze. To nie przeszkodziło mu jednak, by w ciągu ostatnich 30 lat zainspirować rzesze ambitnych dzieciaków, które pod jego wpływem skrzyknęły kolegów i założyły kapele. Po burzliwym rozpadzie legendarnego Sonic Youth Moore nie próżnował, a ostatnią płytą („The Best Day”) udowodnił, że nadal jest w olśniewającej formie. Dodatkową atrakcją koncertu będzie supergrupa, którą artysta założył podczas nagrywania albumu. Amerykanina wspomogą bowiem Debbie Googe z My Bloody Valentine oraz Steve Shelley z Sonic Youth. [croz]
Artysta, którego znasz z podstawówki Prodigy Kaseta z „Music for the Jilted Generation” i kupiony na stadionie piracki „Experience” uczyły mnie, czym jest muzyka elektroniczna, jak ważny jest w niej wygar i przede wszystkim – czemu warto ścierpieć na szkolnej dyskotece wszystkie wolne Nirvany i Metalliki. „Voodoo People” i „Poison” to poziom czadu, który w muzyce rozrywkowej zdarzył się może kilkanaście razy. I choć dziś Prodiże nie nagrywają już takich szlagierów – a ja nie mam 12 lat – to wciąż Flint z Maximem potrafią rozkręcić młyn pod sceną i nawet z grzecznej zazwyczaj open’erowej publiki wykrzesać trochę agresji. [fika]
Zespół, którego nie znasz, a powinieneś Django Django Jeśli wciąż nie macie zaplanowanego rozkładu dnia na open’erowy czwartek, to koniecznie zapiszcie w kalendarzykach występ Django Django. Brytyjczycy debiutowali ledwie trzy lata temu, a już mają na koncie dwa fantastyczne albumy. Pierwszy z nich nie opuszczał naszych słuchawek przez kilka pięknych miesięcy 2012 r. i choćby dlatego z czystym sumieniem możemy wam rekomendować ten koncert jako jedno z ważniejszych wydarzeń festiwalu. [mk]
Koncert, o którym nigdy nie myślałeś, że na nim będziesz Modest Mouse Z nimi sprawa jest nieco przewrotna. Ten zespół od początku wpisywał się w profil gdyńskiego festiwalu, ale przez lata wydawał się nieosiągalny (m.in. przez niechęć kapeli do wizyt w Europie). Grupa Isaaca Brocka zdążyła już odwołać dwa zapowiedziane występy na wcześniejszych odsłonach Open’era, a my przestaliśmy już wierzyć, że będziemy kiedyś na ich koncercie. Mamy nadzieję, że tym razem dotrą i pokażą, dlaczego mówi się, że samodzielnie ukształtowali brzmienie amerykańskiego indie rocka na przełomie wieków. [croz]
Zespół, który powinien grać na innym festiwalu Refused W zeszłym roku Alter Stage ledwo dźwignęła koncert Royal Blood, który zakończył się zarwaniem podłogi. To jednak w tym roku pojawi się naprawdę ciężki kaliber. Na najmniejszej z open’erowych scen wystąpią bowiem giganci hardcore punku – Refused. Koncerty Szwedów to taki ładunek energii, że nie zdziwimy się, jeśli przykrywający Alter Stage namiot zostanie rozniesiony w drobny mak. [matad]
Zespół, który w Polsce bywa przynajmniej raz w roku Swans Obserwując to, co ostatnimi laty Michael Gira wyczynia ze swoją macierzystą ekipą, należałoby chyba przedefiniować dla Łabędzi pojęcie mainstreamu. Swoją wersją szamańskiego, przekraczającego granice gatunków i ludzkiej wytrzymałości power rocka potrafią złapać za ryj nawet zupełnie nieznającego się na rzeczy przygodnego słuchacza. Natomiast spektakl, który odgrywają na scenie, nie jest mniej spektakularny niż wystawne wodewile popowych gwiazdek. Jedyne, co odróżnia ich od lansowanych w mediach pupilków majorsów, to szczerość i bezkompromisowość. Choć ich występy można w Polsce podziwiać częściej niż raz w roku, to za każdym razem są trochę inne i zawsze ekscytujące. [fika]
OPEN’ER
01-04.07 Gdynia
Artysta, dla którego tak naprawdę warto pójść na ten festiwal Alabama Shakes Koncert kwartetu z Alabamy to najpoważniejszy kandydat do miana czarnego konia gdyńskiego Open’era. Ta niezwykle żywiołowa mieszanka korzennego rocka, bluesa i soulu zyskała uznanie na całym świecie. Podczas występów na żywo zespół dowodzony przez obdarzoną nieziemskim wokalem Brittany Howard wspina się na wyżyny artystycznego kunsztu. Nie można tego przegapić. [matad]
Koncert, na którym będziesz szukał młodszej siostry pod sceną A$AP Rocky Ostatni jego koncert, na którym byłem, trwał ok. 75 minut, z czego 30 raper spędził na rozdawaniu wody wpółomdlałym nastolatkom. Liczba czapek z szerokim daszkiem czy koszulek z napisem „swag” i „fuck swag” spowodowała, że czułem się jak 45-latek. Na początku czerwca do sprzedaży trafi drugi album Rocky’ego, więc wszyscy zdążą się nauczyć tekstów, aby wrzeszczeć na widok jednego z tych raperów, którzy zabijają swoim flow i rozśmieszają tekstami. Ale jakie to ma znaczenie, skoro nawet najgłupsze teksty A$AP umie sprzedać fantastycznym show. [kp]
Zespół, który powinien u nas zagrać dziesięć lat temu, ale przyjeżdża pierwszy raz The Libertines Na The Libertines czekaliśmy praktycznie od pierwszej trójmiejskiej edycji Open’era w 2005 r. Od tego czasu zdążyli się rozpaść i reaktywować, a młodzież, która szalała na indie-imprezach do „Can’t Stand Me Now”, wyrosła z koszulek w paski i wąskich krawatów i znalazła sobie nowych idoli. Czy Carl Barat i Pete Doherty mają w sobie jeszcze magię? Przekonamy się. [matad]
God is a DJ Major Lazer Dubplate to nagrana specjalnie dla danego didżeja wersja utworu, którą ten puszcza na swoich imprezach. Wywodzącą się z jamajskiej tradycji kolekcjonerską rywalizację wyniósł na nowy poziom Diplo. Dla niego Madonna nagrała kolejną wersję „La Isla Bonita”, ale to niejedyny element dancehallowej kultury, którą herszt Major Lazer doprowadził do ekstremum. Karnawały urządzane przez jego wesołą gromadkę intensywnością przypominają dobre wiejskie wesele. Gust i zahamowania zostawcie w domu i idźcie w bal do upadłego. [fika]
A43
42-43_orangeopener_A189.indd 43
27.05.2015 20:58
Aktivist
nowe miejsca
Pizza na kwadracie
Na Sadybie trudno coś zjeść. Mamy Nabo i na tym koniec. Chyba że kogoś kręci food court w Sadyba Best Mall. Ach. Są jeszcze burgery w Bike Bistro. Ale wołowinowa bomba nie każdego musi satysfakcjonować. Od dawna więc marzyłam o włoskiej knajpce pod blokiem. W końcu pizza to nasza potrawa narodowa. Kiedy zatem w osiedlowym baraczku, który w swojej historii był już warzywniakiem i kebebownią, zaczął się remont, trzymałam kciuki. Na moje nieszczęście okazało się, że faktycznie otwiera się tu pizzeria. I to pizzeria z przepyszną pizzą, przy której te z najmodniejszych miejscówek mogą się schować. Skończyło się tak, że stołujemy się tu niemal codziennie. Koniec będzie raczej tragiczny, zwłaszcza w kontekście zbliżającego się sezonu bikini. Trzeba naprawdę uważać, czego człowiek sobie życzy... Przechodząc jednak do meritum. W naszym prywatnym rankingu zdecydowanie wygrywa Funghi e gorgonzola (gorgonzola z duszonymi podgrzybkami i świeżymi listkami oregano), miejsce na pudle mają też zagwarantowane Delicamente (salami, suszone pomidory i czarne oliwki) i Pollo pepe (marynowany kurczak, zielony pieprz, świeża papryka, czarne oliwki). Największe zaskoczenie to pizza Tiramisu. Na klasycznym placku rozpływa się serek mascarpone doprawiony słodkimi sosami: kawowym i żurawinowym. Coś pomiędzy obiadem i deserem. Dla odważnych. Na czym polega sekret pizzy w Pomidorach i Oliwie? Mają najlepsze ciasto pizzowe na świecie! W dodatku – co jest prawdziwą rzadkością – kruche i suche od spodu. Do ostatniego kęsa. Dla osoby, która organicznie nie znosi rozmokniętego ciasta, to nie lada zaleta. Podobno sekret tkwi w drożdżach (winnych, a nie zwykłych), oliwie z oliwek i dobrze wyselekcjonowanej mące. Sos robiony jest z prawdziwych pomidorów, a nie przecieru, suszone pomidory przywozi z rodzinnych stron Włoch. Wszystko jest przygotowywane na miejscu, ze świeżych składników. Dlatego niektóre bardziej wymagające pozycje (np. pizza z figami moczonymi w herbacie Earl Grey i czerwonym winie) trzeba zamawiać z przynajmniej jednodniowym wyprzedzeniem. Właściciel, który w pocie czoła uwija się przy piecu, zabawiając gości rozmową, nie boi się eksperymentów – wspomniana pizza z figami albo z carpaccio z buraka są jeszcze w fazie testów, ale niebawem mają pojawić się na stałe. Jeśli więc przypadkiem pojawicie się u mnie na kwadracie, wpadajcie na pizzę. Albo przyjedźcie specjalnie na pizzę i wpadnijcie przybić piątkę. [Sylwia Kawalerowicz]
Warszawa
ul. Krucza 23/31 wt.-niedz. 12.00-21.00
Uki Uki Pomidory i Oliwa
Uciekający udon
Z jedzeniem jest jak z piosenkami. Polacy lubią jeść głównie to, co dobrze znają. To dlatego w ostatnich latach po Warszawie jak wirus rozprzestrzeniły się burgerownie, a kuchnia japońska okopała się w fortecy z sushi. Surowa ryba z ryżem – dwie dekady temu symbol wysokiego statusu tych, którzy przecierali szlaki briefom, deadline’om i asapom – z centrum miast wpłynęła do osiedlowych sypialni i na wylotówki, podejmując rywalizację z pizzą i chińszczyzną. Że Japonia to nie tylko nigiri i maki, warszawscy restauratorzy przypomnieli sobie dopiero niedawno. Pierwszą jaskółką zmian były ramen-bary. Teraz przyszedł czas na udon. Ten pszenny gruby makaron jest specjalnością Uki Uki, działającego od kwietnia lokalu przy ulicy Kruczej. Wyrabiany na oczach klientów i cięty w jedynej w Polsce specjalnej maszynie, która niestrudzenie szykuje kolejne porcje. Grubym nitkom asystuje tu zdecydowanie niegrubiańskie towarzystwo. Znakiem firmowym restauracji jest tradycyjny rosół rybny bonito w dwóch wariantach. Pierwszy, kama-age (20-36 zł), wymaga sporych umiejętności manualnych i instrukcji obsługi. Na tacy ląduje bowiem osobno wywar, poszatkowany imbir i por, grzybki shitake, warzywa i krewetki w chrupiącej tempurze i sprawca całego zamieszania – udon w wielkiej drewnianej misie. „Wody po makaronie proszę nie pić”, poucza pan kelner i pokazuje, co z czym i jak łączyć. Przetransportowanie sprężystych, długich nitek do miseczki z zupą to wyzwanie. Goście – podpatruję – wypracowują różne strategie, pomagają sobie łyżką, robią pętelki lub idą na łatwiznę, chwytając paluchami. Mój udon walczy do końca. Czmycha między talerze, chlapie, ucieka z miski. Ale ta gimnastyka się opłaca. Gotowa zupa nie ma nic wspólnego z chińskimi rosołkami, jest sycąca i bardzo aromatyczna, oparta na dwóch wyraźnych filarach – słodyczy wywaru i ostrości przypraw. Drugi rodzaj rosołu – sanuki udon (20-36 zł) – przypadnie za to do gustu bardziej leniwym. Makaron pływa już tu w rybnym wywarze, który w tej odsłonie okazuje się bardziej delikatny, mniej słodki, ale równie treściwy. W Uki Uki najfajniejszy jest ten kulinarny DIY. Samemu uciera się podany w moździerzu sezam, decyduje o proporcjach, wyławia i miesza. By goście skupili się na przyjemności jedzenia, właściciele zdecydowali się na jeszcze jeden krok – w lokalu nigdy nie będzie WiFi. Ma to odciągnąć ich od ekranów telefonów. Pozwolić zahipnotyzować się kluskom. [Mariusz Mikliński]
ul. Bernardyńska 17a wt.-pt., niedz. 12.00-22.00 sob. 12.00-23.00
A44
44_nowemiejsca_A189.indd 44
27.05.2015 21:01
czerwiec maj 2014 2015
czerwiec 2015
Plac Zbawiciela 5 pon.-czw. 12.00-00.00 pt.-sob. 12.00-04.00 niedz. 12.00-00.00
Tapage
Poprawiny
„Zróbmy więc prywatkę jakiej nie przeżył nikt”, śpiewał Oddział Zamknięty. Albo w sumie wył, bo nieśmiertelny imprezowy szlagier zaczyna się charakterystycznym pijackim wyciem. Niedziwne, że sąsiedzi walili do drzwi. Tapage, po francusku oznaczające „burdę”, „hałas” i „rwetes” , używane jest również na określenie imprezy z udziałem sąsiadów lub policji. Nazwa, trzeba przyznać, jak na lokal na placu Zbawiciela idealna. Ani złowrogich sąsiadów, ani tęczowych funkcjonariuszy tutaj nie brakuje. W zimny poniedziałkowy wieczór brakowało za to klientów, więc nawet przy najlepszych chęciach burdy nie dało się tu rozkręcić. A szkoda, bo mam poczucie, że Tapage – młodszy brat eleganckiego Kaskruta z Poznańskiej – dużo lepiej wypadłby w pijackim tłumie. Może wtedy nie byłoby widać brudnego mopa, który nonszalancko stał w kącie górnej sali. Bardziej wyrozumiała byłabym też wobec sympatycznej, ale jednak totalnie nieogarniętej obsługi i piętrzących się na moim stoliku brudnych talerzy. Talerzy, co trzeba powiedzieć, jednorazowych. Okej. Ekologicznych i biodegradowalnych, ale jednak nieprzyjemnie lekkich i sprawiających, że nawet najbardziej wykwintne danie wygląda na nich, jak zaserwowane po raz drugi. Wszystko to razem sprawiło, że w Tapage czułam się trochę jak na poprawinach wesela. Bardzo wystawnego i dobrego wesela, które jednak już się skończyło. I stąd trochę brudu na podłodze, papierowe talerzyki i lekko skacowana obsługa. Może więc zamiast opisywać after, puszczę wodze wyobraźni i spróbuje opisać bifor. A przynajmniej to, jak powinien wyglądać. Na przystawkę dostaję jajko/kimchi/pancake (12 zł) i spring roll/soja/ orzech ziemny (10 zł). Pierwsze jest chrupiące, przyjemnie ostre z rozpływającym się jajkiem. Drugie mdławe, trochę nijakie, ale za to z rozkosznie orzechowym i słodkim sosem. Cóż, widocznie to mieszczańskie wesele i dania muszą być zarówno dla tej ekstrawaganckiej, jak i zachowawczej części rodziny. Azjatycka odnoga zdecydowanie nie lubi eksperymentów. Podobnie wypada to przy drugim. Znów dostaję nieudany klasyk, czyli raclette (19 zł) – zmarznięte na kość ziemniaczki i zeschnięty ser – i naprawdę dobrą ekstrawagancję, czyli kaczkę w rabarbarowym musie ze szparagami i truskawkami (29 zł). Deser jest już wspólny. W końcu to, co łączy parę młodą, to słodycz. Zamawiam enigmatyczne danie miso/syrop klonowy/dym (12 zł) i jestem w niebie. Słony syrop klonowy, podany w postaci zaschniętej pianki o konsystencji wapiennej skały, zatopiony jest w wytrawnych lodach obtoczonych słodką kruszonką. Całość przybrana popcornem. Słodko-słony smak, który zostaje w ustach, idealnie opisuje uczucia, które budzi we mnie Tapage. Jest tu trochę ekstra i trochę strasznie. Jest niebanalnie, ale miejscami na siłę. Ogólnie chce się tu jeść, ale nie za często. W końcu nie każdego dnia idzie się na wesele. [Olga Święcicka]
A45
45-46_nowemiejsca_A189.indd 45
aktivist 115x297mm bez czwratku.indd 1
28.05.2015 13:41 18.05.2015 05:41 51014:50 2.50.81
aktivist
Aktivist
DRUGI SEZON Muzyczne środy i piątki, weekendowe śniadania, sport, kino, warsztaty i więcej...
Spotkania przy stole. Miasto i Ogród na Placu.
ZNAJDŹ COŚ DLA SIEBIE facebook.com/pldefilad oraz na stronie
www.pldefilad.pl
Zapraszamy od 2 czerwca
Kaczy pęd
Tajska restauracja otwarta pod koniec maja przy placu Bankowym prowadzona jest przez Tajkę i Polaka. Chanunkan Duangkumma i Piotr Świątkiewicz to para, która pracowała razem już nieraz, ale teraz otworzyła własne miejsce. I to się czuje od progu. Piotr wita każdego gościa, szczerze ucieszony na jego widok (a gości nie brakuje – od pierwszych dni szczelnie wypełniają spory lokal). Przestrzeń powstała z połączenia dwóch innych (kebaba i baru z polską kuchnią Kura w Budowie), jest pięknie i ciepło zaaranżowana – centralnym punktem restauracji jest wielki wspólny stół (szansa dla tych, którzy nie zrobią rezerwacji). Skąd te tłumy? Obstawiamy zupę z kaczki (25 zł), słynną już w Warszawie, bo Chanunkan serwowała ją w Naam i Thai na Saskiej Kępie. Spróbowaliśmy, a dla pewności powtórzyliśmy próbę od razu następnego dnia, i następnego... I potwierdzamy – słodkawo-słonawo-kwaśno-ostry esencjonalny kaczy bulion z makaronem ryżowym i pak choiem jest przepyszny w stopniu niebezpiecznym, bo uzależniającym. Proporcje smaków można regulować samemu – do zupy podawane są osobno sosy. Przepis, podobnie jak wiele innych, Chanunkan przywiozła z rodzinnych stron (ten ponoć pochodzi od jej wujka). Zupa gotowana jest codziennie i zdarza się, że wieczorem w 100-litrowym garze widać już dno, więc jeszcze tego samego dnia trzeba dorabiać. Co oprócz zupy zjecie w Thaisty? (zjedzcie zupę!) Menu w prawie każdej tajskiej knajpie w Polsce wygląda tak samo, ale założyciele Thaisty podkreślają, że ich kuchnia jest kuchnią autorską. Oprócz zupy (wspominałam o zupie?) zjedliśmy rewelacyjne chrupiące boczniaki z warzywami (23 zł), Pekin bun, czyli gotowaną na parze pszenną bułeczkę z kaczką, porem i pak choiem (19 zł) i pad thaia. Ten ostatni nie zachwycił tak jak reszta, tym bardziej w Thaisty polecamy wybierać dania mniej oczywiste. A jest ich w karcie sporo (golonka po tajsku!). Pretekstów do powrotów nie zabraknie. [Olga Wiechnik]
Thaisty
pl. Bankowy 4 tel. 730 000 024
A46
45-46_nowemiejsca_A189.indd 46
27.05.2015 21:03
Spragnieni koncertów? Skubas, Julia Marcell i Xxanaxx – muzycy spragnieni lata ruszają w najbardziej orzeźwiającą trasę w Polsce. Trzecia edycja zainicjowanego przez markę Cydr Lubelski muzycznego projektu „Spragnieni Lata”, którego producent jest sponsorem koncertu finałowego w Lublinie, startuje już w czerwcu. W ciepłe letnie wieczory na świeżym powietrzu będziemy mogli cieszyć się najlepszą muzyką wyjątkowych polskich artystów. Wielki finał odbędzie się 19.09 podczas Lubelskiego Święta Młodego Cydru.
Julia Marcell: konsekwentnie niekonsekwentna
Nad warstwą muzyczną wydarzenia czuwa Tymon Tymański, dyrektor artystyczny trasy „Spragnieni Lata”. – Założeniem „Spragnionych Lata” jest prezentowanie artystycznych osobowości, które zmieniają scenę muzyczną, konsekwentnie wnosząc nowe brzmienie – zapowiada Tymon. Taką artystką jest bez wątpienia Julia Marcell, laureatka Paszportu „Polityki” i Fryderyka, która w ciągu kilku lat wyrosła na gwiazdę sceny alternatywnej, a jej nowatorski, niezależny styl i autorskie podejście zyskały ogromne uznanie krytyków. Podczas trasy„Spragnieni Lata” będzie promować swój trzeci, znakomity i bardzo osobisty album pt. „Sentiments”. – Na tej płycie bardzo się otworzyłam, trochę jakbym wyszłam zza kurtyny. Śpiewanie tych piosenek na żywo to niesamowicie intymna rzecz, ale dzięki temu na koncertach jeszcze silniej czuję tworzącą się więź pomiędzy mną a publicznością. Uczestnictwo w „Spragnionych Lata” będzie także okazją do zagrania nowego materiału i odświeżenia starego – mówi Julia Marcell, która pracuje ze Skubasem nad wspólnym utworem. Będziemy mogli usłyszeć go podczas koncertów.
XXANAXX: rozrusza i ukoi
Podczas dwóch poprzednich odsłon muzycznego projektu „Spragnieni Lata” udowodnili, że potrafią ugasić największe pragnienie żądnych wrażeń fanów. Tym razem wydarzenie nabiera festiwalowego charakteru. Będzie energetycznie i mocno jabłkowo! W takim klimacie świetnie czują się Klaudia Szafrańska i Michał Wasilewski, czyli duet XXANAXX wykonujący muzykę elektroniczną. W 2012 r. wystarczyło im jedno spotkanie, aby podjąć decyzję o połączeniu sił. Zaowocowało to niezwykłą syntezą eterycznego głosu Klaudii z analogowymi brzmieniami, przestrzennymi pogłosami i mocnymi, tanecznymi brzmieniami. Sam XXANAXX określa swoją muzykę jako future chillout i chillwave. Podczas trasy będzie wykonywał m.in. utwory z ostatniej płyty „Triangles”.
Skubas: smutno to nowe wesoło
– „Spragnieni Lata” to wydarzenie, które wyróżnia się spośród innych oryginalną konwencją łączenia wykonawców i niepowtarzalną, trochę undergroundową atmosferą. Jestem pewien, że moje utwory stworzą niesamowity dialog z brzmieniami Julii i XXANAXX-u – podkreśla Skubas. Klimatyczne, melancholijne i niezwykle melodyjne piosenki tego pochodzącego z Lublina wokalisty, gitarzysty i kompozytora muzyki alternatywnej od paru lat podbijają serca polskich fanów, a charakterystyczna barwa jego głosu w akompaniamencie gitarowych brzmień robi ogromne wrażenie. Swoim debiutanckim albumem „Wilczełyko” Skubas udowodnił, że proste, folkowe, grunge’owe utwory są ponad modą i trendami.
Na wszystkich koncertach podczas trasy „Spragnieni Lata” do dyspozycji słuchaczy będą strefy orzeźwienia Cydru Lubelskiego, inicjatora, sponsora i pomysłodawcy projektu. Organizatorem wydarzenia jest agencja koncertowa yMusic.
Więcej informacji na: facebook.com/CydrLubelski
21.06 Warszawa
11.07 Łódź
25.07 Kraków
Pomost 511
Off Piotrkowska
Plac Wielkiej Armii Napoleona
47_cydr_A189.indd 47
31.07 Wrocław
22.08 Poznań
Park Maltańska Scena na Wyspie Muzyczna A47
29.08 Sopot
19.09 Lublin
Zatoka Sztuki
Skwer Teatru Andersa
27.05.2015 21:04
Aktivist
magazyn kuchnia
Kuchnia Funkcjonalna
Warszawa
sałata
Z młodego szpinaku ze szparagami, pieczonym topinamburem i granolą. Pyszną granolą! Funkcjonalność Kuchni Funkcjonalnej polegać ma też na tym, że serwuje się tu jedzenie, które można jeść codziennie, nie tylko od święta (tutejsze dania nie obciążają żołądka, choć z obciążaniem portfela bywa już różnie).
Funkcja królika Bartosz i Artur poznali się w kuchni Kurta Schellera. Zaczynali tam od serwowania śniadań, więc wstawać trzeba było o świcie. Ale gorzej niż brak snu wspominają nadmiar szpinaku, który trzeba było myć – listek po listku, segregując na ten drobny, do podawania na surowo, i ten większy, do blanszowania, gotowania i smażenia. Od tego czasu pomysł „czegoś swojego” omawiali kilkakrotnie, ale zawsze na omawianiu się kończyło. W końcu w lutym 2013 r. Bartosz otworzył Kuchnię Funkcjonalną, do której tworzenia zaprosił Artura. Restauracja mieści się w Domu Funkcjonalnym (zaprojektowany i wybudowany na Saskiej Kępie w 1928 r. przez architekta Czesława Przybylskiego). Budynek swego czasu zamieszkiwała Agnieszka Osiecka, teraz jest siedzibą galerii BWA i Asymetria. Jak deklarują twórcy, menu opiera się na „prostych produktach najlepszej jakości, czerpiących z tradycji lokalnych”. Ponieważ jest to typowy opis, którego chętnie używają właściciele co drugiej restauracji, byliśmy nieco sceptyczni, wchodząc do ogródka otaczającego budynek. Szybko jednak daliśmy się przekonać, próbując kumpiaka, czyli dojrzewającej półtora roku nogi wieprzowej (taki podlaski odpowiednik szynki parmeńskiej – wiedzieliście, że jest coś takiego?) od Łukasza Ancypo albo serów od Irka Kielczyka, serowara z Rębowa. Najbardziej urzekł nas jednak przedstawiciel lokalności nieco dalszej, Davide, specjalista od makaronu z Bolonii, który do Kuchni Funkcjonalnej wpada ze stolnicą i bardzo długim wałkiem na plecach (na tyle długim, że do środka wchodzi bokiem), aby śpiewając wniebogłosy, rzeźbić w makaronie. Jedzenie w Kuchni Funkcjonalnej doskonale spełniło swoje funkcje: najedliśmy się i byliśmy szczęśliwi. I nie cierpieliśmy po fakcie.
ul. Jakubowska 16 lok. 7 Zjedli, sfotografowali i wysłuchali: Olga Wiechnik, Sylwia Kawalerowicz i Mariusz Mikliński.
Udko królika
Zupa ziemniaczana na żytnim zakwasie
• duża cebula • biała część pora • dwa ząbki czosnku • pół kilo ziemniaków • litr wywaru mięsnego • żytni zakwas dobrej jakości Pokrojonego pora i cebulę szklimy na oliwie, przez kilka minut dusimy na małym ogniu razem z czosnkiem, żeby wydobyć z nich naturalną słodycz. Przyprawiamy solą. Dodajemy obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki. Zalewamy wywarem mięsnym. Po zagotowaniu przykrywamy i zmniejszamy ogień tak, aby zupa ledwo pyrkała. Gdy ziemniaki zmiękną, całość miksujemy i przecieramy przez sito o średnim oczku. Na koniec dodajemy zakwas – tak aby uzyskać pożądany kwaskowaty smak. Doskonałym dodatkiem jest długo dojrzewający schab, którego słodycz świetnie równoważy kwaskowość zupy.
Królik, oprócz nogi, poświęcił dla tego dania także wątrobę – podaną z jabłkiem i soczewicą. Cóż zrobić, mięso tego uroczego stworzonka było wyjątkowo smaczne. W ostatniej drodze towarzyszył mu sos holenderski – w naszym odczuciu niespecjalnie dobrana para. Karta Kuchni Funkcjonalnej jest dość krótka (zmienia się co 2-3 miesiące), z aktualnych propozycji zaintrygowały nas jeszcze policzki marynowane w miso, ale byliśmy już zbyt najedzeni, żeby nam policzki przez usta przeszły.
Domowe lody pistacjowe
Prawie każda szanująca się restauracja, jeśli serwuje lody, to tylko domowe, czyli robione na miejscu. Te podawane w Kuchni Funkcjonalnej do najtańszych nie należą, ale były zdecydowanie jednymi z najlepszych, jakie jedliśmy! Pistacje były wyraźnie wyczuwalne nie tylko w smaku, ale i w fakturze. W kategoriach deseru traktujemy też pyszną lemoniadę różano-grejpfrutową.
A48
48_kuchnia_A189.indd 48
27.05.2015 21:04
czerwiec 2014
grej test My typujemy. Wy wybieracie!
Testujemy najlepszych.
Gdzie zjeść najlepszy hummus w mieście, dokąd wybrać się na najsmaczniejsze burito, w którym miejscu frytki smakują jak nigdzie indziej? Co miesiąc bierzemy na języki inne danie. Wy decydujecie, kto powinen otrzymać tytuł NAJ. Głosujcie na www.aktivist.pl
Laureatem pleciscytu na najlepszą bezę w mieście zostały:
Tu zjesz najlepszą bezę w Warszawie!
W czerwcu testujemy, a jakże – lody. Od jakiegos czasu obserwujemy prawdziwy wysyp lodów nowej fali. Naturalne składniki, nietypowe smaki. Solony karmel, truskawka z białą czekoladą. W wafelku i na patyku. Wszystkie naturalne, tradycyjne i prawdziwe. Gdy tylko dzień cieplejszy warszawiacy ustawiają się do okienek i cukierenek w długich ogonkach. Czas rozstrzygnąć, które zsługują na miano najlepszych lodów stolicy! Do boju o ten zaszczytny tytuł stają:
Limoni
Lody Prawdziwe
Jednorożec Lody Tradycyjne
Fabryka Lodów Tradycyjnych
Sucré – Lody Naturalne
Lodove
A49
49_grejtest_A189 2.indd 49
27.05.2015 21:28
czerwiec 2015
Kultowy toast
2 8
4
3 1
BACARDI CUBA LIBRE • 40 ml rumu BACARDI Carta Oro • 100 ml Coca-Coli • 2 ćwiartki limonki • kostki lodu
6 7
W 1898 r. dzięki pomocy Amerykanów Kuba odzyskała niepodległość. Dwa lata później, w 1900 r., jeden z amerykańskich żołnierzy, którzy cały czas przebywali na Kubie i pracowali nad jej odbudową, postanowił wznieść toast. Połączył to, co najlepsze na Kubie, czyli rum Bacardi, z tym, co najlepsze w Stanach Zjednoczonych, czyli coca-colą, i dodał świeżym sokiem z limonki. Następnie podniósł swój kieliszek z okrzykiem „Por CUBA LIBRE!” (Za wolną Kubę!), a do jego toastu dołączyli się inni goście baru. Nazwa przylgnęła, a rezultat kubańsko-amerykańskiej współpracy stał się jednym z najbardziej popularnych koktajli na świecie.
5
Na pole i na stole. Te dwa hasła idealnie pasują do czerwcowych gadżetów. Na stole np. spokojnie można postawić sobie słój do oranżady [1], dostępny na makutra.com, obok niego oranżadę w buteleczkach Koleś [2], a przy nich słomki [3] od Wiewiórka i spółka. Nie zapomnijcie o talerzach. W tych od Bloomingville [4] po prostu się zakochaliśmy, tak jak w solniczkach sówkach z Silly Design [5]. Brakuje przekąsek? No to już. Do jednej ręki nowy Magnum o smaku crème brûlée [6], do drugiej słoiczek z malinami w miodzie [7], a do kieszeni polskie frykasy [8], czyli żurawina w czekoladzie. Tylko śpieszcie się, bo się roztopi.
Wysoką szklankę typu highball napełniamy kostkami lodu, wyciskamy na nie sok z dwóch ćwiartek limonki, które następnie wrzucamy do środka. Wlewamy rum BACARDI Carta Oro oraz dopełniamy schłodzoną colą. Najlepiej podawać delikatnie zmieszane.
promo
Kochanie, śniadanie Na słodko czy na słono? Na szybko czy leniwie? Ile osób, tyle koncepcji. Jedno jest pewne, śniadanie to nasz pierwszy posiłek w ciągu dnia. Zawsze. A skoro pierwszy, to warto uczynić go najważniejszym i trochę sobie pocelebrować. Dobrą ku temu okazją mogą być Środowe Warsztaty Śniadaniowe, które do końca czerwca będą odbywały się co środę w Bazarze Kocha na Mokotowskiej. Koncepcja jest prosta. Marcin Koch, założyciel restauracji, zaprosił do siebie lokalnych producentów, którzy będą nie tylko opowiadać o swojej pasji, ale też gotować razem z uczestnikami. Cena trwających trzy godziny warsztatów jest symboliczna, bo jedynie 24 zł. Akcja ma
charakter niekomercyjny, a wszyscy prowadzący zaangażowani są w przedsięwzięcie pro bono. Wszystko po to, żeby, jak to mówi Koch, „wypromować śniadanie”. Cóż. Nas namawiać do tego nie trzeba. Śniadania kochamy i chętnie poszlibyśmy na wszystkie warsztaty, tym bardziej że w programie m.in. robienie sera z Anną Łuczywek z Mlecznej Drogi, czekoladowego ganaszu z Krzysztofem Stypułkowskim z Manufaktury Czekolady czy wegetariańskich przysmaków z Mają Sobczak, autorką bloga Qmam Kaszę. Będzie więc różnorodnie i trochę wywrotowo. Liczba miejsc jest ograniczona. Zaplanujcie więc śniadanie z wyprzedzeniem. Należy mu się. (www.bazarkocha.pl)
Menu młodego podróżnika Dla dziecka każda podróż jest inspirującym odkryciem. Widok za oknem, dźwięk pociągu, kolory i nowe wrażenia. To w podróży uczy się poznawać świat. Dlatego właśnie, w trosce o komfort podróży wszystkich młodych podróżników, dbamy o jakość i wartości odżywcze menu opracowanego specjalnie dla najmłodszych. Serwujemy ulubione dania dzieci w zdrowych, pełnowartościowych wersjach. Dzięki temu wasze wspólne podróże nabierają smaku. Witamy młodych podróżników!
A50
50_kuchnia-trendy_A189.indd 50
27.05.2015 21:06
Pokaż kotku, co masz w środku Cydr to idealny towarzysz lata. Orzeźwiający i owocowy. No właśnie. Czy zawsze? Zanim otworzysz kolejną butelkę i wypijesz zdrowie sadowników, spójrz na etykietkę. Ile jest cydru w cydrze? Wbrew pozorom nie jest to zakręcone pytanie. Wystarczy spojrzeć na etykietę coraz chętniej pitego w Polsce napoju alkoholowego, żeby przekonać się, że wcale nie każdy cydr, jak Cydr Lubelski, zrobiony jest wyłącznie ze świeżego soku owocowego. Polskie prawo niestety nie chroni producentów, którzy nie idą na skróty. Jaki jest efekt? Cóż. Wystarczy przeprowadzić mały eksperyment. Do jednej szklanki nalać sobie sok jabłkowy z kartonu, a do drugiej wycisnąć świeży sok. Różnica jest kolosalna. Nie tylko w barwie i smaku, ale przede wszystkim w składzie. Naturalny sok nie zawiera sztucznych barwników i aromatów, jest więc nie tylko zdrowszy, ale też w pełni wykorzystuje potencjał owoców.
Zmiany zaczynają się w głowie. Zanim więc następnym razem sięgniesz w trakcie imprezy, czy w upalny wieczór po cydr, spójrz na etykietę. Przeczytaj skład i kraj pochodzenia. Przekonaj się czy cydr wykonany jest wyłącznie ze świeżego soku jabłkowego. Nie daj się nabić w butelkę. Twój jeden miły wieczór z naturalnym polskim cydrem to wkład w rozwój regionalnego rolnictwa i w dobrobyt naszego kraju.
Oni już wybrali!
ży
– Prawdziwy cydr robi się z polskiego jabłka. A my mamy coś, czego nie ma nikt inny. Mamy najlepsze jabłka, więc możemy mieć najlepszy cydr – tłumaczył na konferencji dotyczącej rozwoju polskiego cydru Tomasz Solis – wiceprezes Związku Sadowników RP i producent cydru. – Musimy jednak spełnić dwa
warunki. Trzeba wrócić do tradycji, a tradycja to jest 100% jabłka w 100% cydru. Nikt nie pije francuskiego wina z koncentratu – dodawał. Sądząc po furorze jaką w ostatnich latach zrobił najpopularniejszy polski cydr, czyli Cydr Lubelski, to szansa, żeby cydr stał się naszym narodowym napojem eksportowym, jest ogromna. W końcu Polska jest sadem Europy. Nasze jabłka są znane na całym świecie. Dlaczego nie miałoby się tak stać z cydrem? Okazuje się, że zasadniczą przeszkodą jest polskie prawo, które nie zakazuje produkcji cydru z koncentratów, dodawania środków aromatyzujących i smakowych, oraz rozwadniania.
ą
j
n
at
A51
51_cydr2_A189.indd 51
u r a l n ie 28.05.2015 14:51
maszap
muzyka film książka Komiks
maszap czerwiec
muzyka Kamasi Washington „The Epic” Brainfeeder
Bękarty jazzu
rzecz
Zmiana przez małe „z” Życie jest pełne frustracji. Klucz do szczęścia to ponoć zmienić to, co zmienić się da, i zaakceptować to, czego zmienić nie można. Źródłem mojej ciągłej irytacji są słuchawki do telefonu, które zawsze, zawsze, k**** zawsze plączą się niemiłosiernie, a przy okazji w jeden wielki kłąb splątują klucze, długopisy i inne drobiazgi noszone w torbie. Ale to nie ich wina. To moja wina, bo zawsze powtarzam ten sam błąd, wrzucając je luzem do pełnej przedmiotów torby. A przecież rozwiązanie jest takie proste. I takie ładne – skórzane tacosy na słuchawki kupicie tutaj: www.thisisground.com. [wiech]
Jednym z koronnych argumentów pojawiających się zawsze w trakcie rozmów o legalności i kreatywności samplingu jest fakt, że często to właśnie przetworzone wyimki z czyjejś twórczości nakierowują młodsze pokolenia na dokonania danego artysty. Wielu zapomnianych jazzmanów ma dług wdzięczności wobec rapowych producentów i przedstawicieli sceny bitowej. Ci stanowią zresztą bardzo wdzięczną i chętną do współpracy grupę muzyków. Ostatnimi czasy grupę coraz bardziej popularną. Stojący na ich czele Flying Lotus z albumu na album coraz bardziej oddala się od swoich rozklekotanych hiphopowych korzeni, więc kwestią czasu było wydanie w prowadzonej przez niego wytwórni Brainfeeder pierwszego stricte jazzowego krążka. No i jest – trzypłytowa, ponadtrzygodzinna epicka wyprawa w świat bigbandowego fusion, której przewodzi Kamasi Washington, saksofonista tenorowy i kompozytor. Tego ledwie 30-letniego instrumentalistę z nazwiska znają tylko nieliczni, ale jego frazę słyszeli wszyscy, którym wpadł w ucho ostatni Kendrick Lamar czy FlyLo albo którzy byli niedawno na koncercie Snoop Dogga lub Raphaela Saadiqa. Na „The Epic” Washington przewodzi dwóm basistom, dwóm bębniarzom, dwóm klawiszowcom, dwóm dęciakiom, wokaliście, 32-osobowej orkiestrze i 20-osobowemu chórowi (uff). Biorąc poprawkę na towarzyszącą albumowi narrację rodem z filmów kung-fu, związki Kamasiego z jazzem można porównać do tych, które łączą Tarantino z kinem eksploatacyjnym. Nie jest tak, że Quentin – korzystając z większego budżetu, bardziej spektakularnego planu zdjęciowego i nietykalnego statusu w środowisku – kręci baty z gówna. To gówno zawsze było fajne, pachnące i kolorowe, tylko większość widzów nigdy w nie nie wdepnęła, bo albo nie napotkała go na swojej drodze, albo bała się, że się ubrudzi. I podobnie jest z Washingtonem – wszyscy adepci bitowej sceny, rozpływający się w superlatywach nad „The Epic” i wieszczący jazzowi nowe życie, nie mają zwykle pojęcia o historii tego gatunku i wszystkich poprzednikach kalifornijskiego saksofonisty, z których twórczości czerpie on pełnymi garściami. Bo Kamasi – podobnie jak autor „Pulp Fiction” – nie robi nic nowego. Robi to jednak z gustem, wyczuciem i ogromnym talentem. Pełne swingu, soulu i funku dobre postbopowe granie – podobnie jak spływająca krwią, dobrze skonstruowana, sensacyjna fabuła – zawsze obroni się samo. Nawet – a może szczególnie wtedy – gdy trwa ponad trzy godziny. [Filip Kalinowski] M52
52-59 _mashup_A189.indd 52
28.05.2015 14:44
czerwiec 2015
film
muzyka
„Manglehorn” reż. David Gordon Green
Florence and the Machine „How Big, How Blue, How Beautiful” Universal Music Polska
Aktorski czyściec
Na wyżynach
A.J. Manglehorn jest ślusarzem. Ostatnio, czyli jakoś od pół wieku, wiedzie mu się nie najlepiej. Żona odeszła, alkohol coraz mniej go bawi, a syn, ulizany bankster, zamiast źrenic ma symbole dolarów. Swoją twierdzę na przedmieściach zamknął na cztery spusty i całymi dniami rozpamiętuje młodzieńczą miłość. Na domiar złego jego obecna towarzyszka – równie rozmowna kotka Fanny – podupada na zdrowiu. Tę rutynę przełamują wizyty w banku, gdzie co tydzień Manglehorn ucina sobie pogawędkę z Dawn. To właśnie ona spróbuje znaleźć wytrych do zaśniedziałego serduszka ślusarza. David Gordon Green co roku wypuszcza kolejny niezły tytuł, wie też, jak sprowadzić na plan aktorów kojarzonych z większymi przedsięwzięciami. Głównie takich, którzy mają sporo na aktorskim sumieniu. Widzieliśmy już u niego Nicolasa Cage’a w „Joe”, teraz przyszła pora na Ala Pacino. I trzeba przyznać, że te scenki z życia ślusarza nie byłyby tak interesujące, gdyby w głównej roli obsadzono
kogoś innego. Dla Pacino, który przez ostatnią dekadę roztrwonił swój talent w chałturach, ten film to aktorski czyściec. Jako stetryczały ślusarz nie szarżuje, jest złośliwy, pod względem zawodowego warsztatu zaskakująco świeży, mimo że wyraźnie niedomyty. Jego Manglehorn wpisuje się w poczet amerykańskich zrzędów i poczciwców, wśród których wzorem jest Bill Murray. Jednak Pacino w nowym emploi mu nie ustępuje, zwłaszcza że trafił w sprawne reżyserskie łapska. Green czuje konwencję komediodramatu, a od odkrywczości bardziej liczą się dla niego wdzięk i anegdota. Najciekawiej w„Manglehorn” robi się więc, gdy ślusarskoromantyczny wątek ustępuje wizualnej wyobraźni twórcy – gdy A.J. ląduje z kotem na drzewie lub obserwuje karambol z furgonetką arbuzów w roli głównej. [Mariusz Mikliński] obsada: Al Pacino, Holly Hunter, Chris Messina USA 2014, 97 min, Gutek Film, 26 czerwca
To były bardzo długie cztery lata dla fanów Florence Welch. I zapewne dość nerwowe. Bo czy rudowłosa Brytyjka mogła nagrać trzecią, równie dobrą jak dwie poprzednie płytę? Teraz wiemy już, że mogła. Ba, nawet lepszą! Albumu słucha się doskonale od pierwszych do ostatnich sekund. Florence odwaliła kawał dobrej roboty choćby przy murowanym przeboju nadchodzących festiwali „Ship to Wreck”. Dalekie echa „Dog Days Are Over” słychać zaś w świetnym „Third Eye”. Numer tytułowy zaskakuje z kolei długą, graną na instrumentach dętych partią końcową. Zamykająca płytę kompozycja „Mother” pokazuje natomiast, że Florence wraca do bluesowych korzeni. „How Big, How Blue, How Beautiful” to najlepszy album Florence and the Machine. Najdoskonalszy pod względem kompozycyjnym, najlepiej zaśpiewany, świetnie wyprodukowany. Florence gra teraz w innej lidze i przez cały sezon może patrzeć na rywali z góry. [Mateusz Adamski]
Nocne Polaków rozmowy książka
„Masakra” Krzysztof Varga Wielka Litera
Krzysztof Varga swoją najnowszą powieścią dokłada cegiełkę do bogatego nurtu polskiej literatury alkoholowej. Głównego bohatera, upadłego muzyka rockowego Stefana Kołtuna, którego sława dawno przeminęła, wysyła na zakrapianą tułaczkę po warszawskim knajpianym szlaku hańby i upodlenia. W zagraconym mieszkaniu na Saskiej Kępie Kołtun budzi się z kacem mordercą po tygodniowym ciągu alkoholowym. W przebłysku świadomości stwierdza brak portfela, telefonu i godności, a także żony wraz z dziećmi. Te dotkliwe straty potęgują tylko jego ból głowy, który i bez nich byłby ponad ludzkie siły. Kołtun podejmuje heroiczną próbę wyjaśnienia zagadkowych zaginięć. Pomocy szuka u źródła, czyli w kolejnych knajpach, do których prowadzi go instynkt przetrwania i wiara w zbawczą moc klina. W trakcie swojej wysokoprocentowej odysei spotyka kolejnych znajomych, którzy służą mu radą i wsparciem finansowym. Wśród nich są m.in. majętny Prezes, niedoceniony Poeta, Prorok-wizjoner, magister Wątroba – wybitny litera-
turoznawca tonący w książkach i wódce, a także Wiedźma, dawna miłość Kołtuna, kiedyś lewicowa działaczka, dzisiaj raczej skupiona na robieniu selfies. Główny bohater poznaje gadający pomnik Bolesława Prusa oraz niejakiego Lucjana, postać z piekła rodem – dosłownie – bo to sam diabeł wcielony. Te spotkania nie tylko są okazją do wlania w siebie kolejnych litrów trunków, lecz także sprzyjają pogłębionym dyskusjom na temat kondycji polskiej kultury, polityki i społeczeństwa. W oparach alkoholu wybrzmiewają spory lewicy z prawicą, przedstawicieli sztuki zaangażowanej z artystami hołdującymi łatwej rozrywce oraz racjonalistów z fundamentalistami i ideowcami. W „Masakrze” otrzymujemy zatem Polskę w pigułce, a raczej w butelce. Upadek Kołtuna i jego towarzyszy przeraża, a zarazem fascynuje. Choć od ilości serwowanych alkoholi mdlić może również nas w trakcie lektury, to w perwersyjny sposób chcemy upajać się tą prozą, a następnie wyjść na miasto, zalać się w trupa i zapomnieć o polskim piekiełku. [Karol Owczarek]
M53
52-59 _mashup_A189.indd 53
27.05.2015 21:12
maszap
muzyka komiks
David Duchovny „Hell or Highwater” ThinkSay Rekord
Duchovny z tarczą Nie ma co przecierać oczu ze zdumienia, David Duchovny tuż przed ponownym przywdzianiem garnituru agenta FBI Foxa Muldera postanowił spróbować sił na muzycznym poletku. Sam David sytuuje swoją twórczość gdzieś na przecięciu akustycznych szlaków R.E.M i Wilco, a wśród inspiracji wymienia Boba Dylana i Leonarda Cohena. Aspiracje godne pochwały, ale czy rezultat zatrzyma słuchacza na dłużej? Od razu uspokajam – tym razem skutki widzimisię aktora, który postanowił sobie pośpiewać, nie wypadają żenująco ani nawet miałko. „Hell or Highwater” to zbiór naprawdę solidnych utworów zaśpiewanych interesującym, lekko przybrudzonym głosem. Nie ma tu oczywiście wokalnych fajerwerków, Duchovny nie sili się na „branie górek”, tylko spokojnie „przegaduje” kolejne kompozycje. A te zaliczyć można do szeroko pojętego folk rocka wykonywanego głównie przy akompaniamencie akustycznej gitary. Czasami zbacza w bardziej psychodeliczną stronę (jak w „Unsaid Undone”), innym razem zapuszcza się w rejony country („Lately It’s Always December”). Warto posłuchać nie tylko jako ciekawostki. [Mateusz Adamski]
książka
Donna Tartt „Szczygieł” Znak
Skazani na bestseller „Niezwykłe dzieło literackie” (S. King), „wielkie filozoficzne problemy” (NYT), „pobudza rozum i porusza serce”
„Ziemia Jeden”, sc. Geoff Johns, rys. Gary Frank, Jonathan Sibal, Brad Anderson, Egmont
„Kryzys tożsamości”, sc. Brad Melzer, rys. Rags Morales, Michael Bair, Alex Sinclair, Egmont
Bez masek Jeśli ktoś nie wierzy, że komiks o superbohaterach może być dobry, powinien sięgnąć po albumy publikowane w cyklu „DC Deluxe”. Ta nowa linia wydawnicza to nie tylko powiększony format i błyszcząca obwoluta. Nacisk położono także na dobór tytułów – selekcja ma być ostra. Pierwsze pozycje to potwierdzają. „Ziemia Jeden” to kolejna próba redefinicji początków Batmana. Zdecydowanie najlepsza. W mrocznym dreszczowcu Geoff Johns pokazał znane postacie i wydarzenia w sposób zaskakująco pomysłowy. Ciosem między oczy są przede wszystkim kulisy śmierci rodziców Bruce’a Wayne’a i narodziny Batmana. „Kryzys tożsamości” to natomiast kryminał, który rzuca nowe światło na herosów w trykotach. Bohaterami komiksu są postaci w Polsce mniej znane – Atom, Zatanna czy Zielona Strzała. Ktoś morduje żonę jednego z herosów, a kolejni dostają pogróżki. Tajemniczy zabójca zna skrywaną za maską tożsamość swoich ofiar. Próba rozwikłania zagadki prowadzi
do odkrycia sekretu sprzed lat… Fabuła jest co prawda trochę przegadana i do pewnego stopnia przewidywalna, ale komiks ma epicki rozmach, a końcowa wolta robi wrażenie. Zarówno „Ziemię Jeden”, jak i „Kryzys tożsamości” śmiało może czytać nawet nieobeznany z superherosami czytelnik. Oba komiksy są też sprawnie i dynamicznie narysowane. Johns wykorzystuje znane postacie, ale opowiada nimi kompletnie nową historię. Brad Meltzer idzie krok dalej, tworząc rasowy kryminał, w którym trykociarze są normalnymi bohaterami. To dobry test dla fantastyki. Kiedy supermoce przestają grać główną rolę, na pierwszy plan wysuwają się postacie i ich wybory. Ten komiks to próba wytyczenia granicy pomiędzy dobrem a złem – Meltzer pyta, czy zły uczynek sprawia, że jego sprawca staje się zły? Wtóruje mu w tym Johns, stawiając pytanie: czy dobro może pokonać zło? Odpowiedzi nie są oczywiste, czytelnik musi sam ich sobie udzielić. [Łukasz Chmielewski]
(Pulitzer Prize 2014). Sława, która otacza powieść Donny Tartt, nie pozwala przejść obok niej obojętnie. Doceniona na świecie, pięknie wydana w Polsce przez szacowny Znak jako „największe wydarzenie literackie tej dekady”, wydaje się pozycją, która wprowadzi czytelnika w świat literatury wysokiej, nie tylko stawiającej fundamentalne pytania, ale też dającej odpowiedzi. „Szczygieł” zaczyna się niczym dzieło Hitchcocka – w Metropolitan Museum of Arts dochodzi do wybuchu, wskutek którego ginie matka głównego bohatera. Osierocony Theo, któremu udaje się wydostać z gruzowiska, zabiera ze sobą tytułowy obraz – holenderskie arcydzieło o niewielkich gabarytach. Wątek terrorystyczny kończy sie jednak wraz z eksplozją (nie dowiemy się ani kto, ani po co wysadził muzeum), a kolejnych tysiąc stron to historia dojrzewania chłopca w środowisku zarówno nowojorskiej burżuazji, jak i przestępczego podziemia. Niestety autorka topi całą powieść w irytującym stylu mglistych opisów i urwanych wątków. To, że główny bohater (jednocześnie narrator) szybko uzależnia się od narkotyków i alkoholu, nie usprawiedliwia dialogów godnych telenoweli.
Papier szeleści w wygłaszanych co rusz charakterystykach typu: „Był roztargniony i serdeczny; był nieuważny, zapominalski, do przesady skromny i łagodny; często nie słyszał, gdy się do niego mówiło po raz pierwszy, a czasem nawet po raz drugi; gubił okulary, zapodziewał portfel, klucze, kwity z pralni...”, i tak przez kilkanaście (sic!) linijek. Tartt pisała „Szczygła” blisko dziesięć lat. Można wnosić, że około miesiąca zajęło jej wymyślenie fabuły, a resztę czasu spędziła na fornirowaniu mebli (opisy tej czynności są w powieści najciekawsze – za co drugie A!) i dopisywaniu kolejnych przymiotników. Jeśli ktoś jednak dotrze do końca powieści, czeka go obiecana odpowiedź na ważkie pytania. Tu przynajmniej autorka załatwia to sprawnie na dwóch stronach – życie to „smutek nierozerwalnie związany z radością”, w którym „nie możemy wybrać, czego chcemy, a czego nie chcemy, taka jest trudna samotna prawda. Czasem chcemy czegoś, choć wiemy, że to nas zabije. Nie da się uciec przed tym, kim jesteśmy”. Nie ufaj książkom w pastelowych okładkach – tego nauczyła mnie ta powieść. [Wacław Marszałek]
M54
52-59 _mashup_A189.indd 54
27.05.2015 21:12
czerwiec 2015
film
„Magical Girl” reż. Carlos Vermut
Czarna magia Magiczne dziewczyny w filmie Vermuta mają jedną moc – nieświadomie wpędzają najbliższych w poważne tarapaty. Nastoletnia Alicia umiera na białaczkę. Jej ojciec Lluis za wszelką cenę chce spełnić jej ostatnie życzenie, ale bezrobotnego nauczyciela nie stać na drogą sukienkę bohaterki japońskiej kreskówki. Gdy z kamieniem stanie przed witryną sklepu z biżuterią, powstrzyma go tajemnicza kobieta – piękna i równie zdesperowana Barbara. Faszerowana lekami przez męża despotę, całe dnie spędza przed telewizorem, oglądając programy o ludziach bardziej nieszczęśliwych od niej. Intryga, która połączy Lluisa i Barbarę, rozwinie się w nieoczekiwanym kierunku. „Magical Girl” to rodzinny dramat, który mógłby nakręcić David Lynch, gdyby miał choć trochę hiszpańskiego temperamentu. Historia choroby 12-letniej dziewczynki gładko przeradza się bowiem w lodowaty thriller o dobrych chęciach i ekonomicznym kryzysie, który nie tylko nauczycieli doprowadza na skraj szaleń-
muzyka
Hiatus Kaiyote „Choose Your Weapon” Flying Buddha
Funk 3.0 Hiatus Kaiyote, kolejna perełka z krainy kangurów, zdziwić może przede wszystkim wielbicieli soulu i funku, którzy odpalą tę płytę zachęceni tagami w jakimś
stwa. Carlos Vermut łączy w swoim filmie elementy kilku pozornie niepasujących do siebie układanek – jest tu miejsce zarówno na masochistyczne sesje, czarny humor, jak i psychoanalizę. Tak jak jednemu z bohaterów nie pozwala dokończyć puzzli, tak przed widzem kilka cząstek swojej opowieści stale ukrywa, wiele faktów pozostawia w sferze domysłów, mnoży mylne wskazówki. W licznych popkulturowych tropach i przemyślanej formie widać z kolei komiksowe korzenie reżysera. Choć to dopiero jego drugi film, Hiszpan opanował do perfekcji sztukę kontrolowania emocji. Dobrze wie, że na wyobraźnię widza często najbardziej oddziałuje to, co znajduje się poza kadrem. Żeby wywołać niepokój, nie jest potrzebna przemoc. Wystarczy blizna. [Mariusz Mikliński] obsada: Bárbara Lennie, Jose Sacristan, Luis Bermejo, Israel Elejalde, Eva Llorach, Hiszpania 2014, 127 min Gutek Film, 12 czerwca
internetowym wpisie. Klasyczne gatunki są tu tylko punktem wyjścia do podróży o wiele dalszej niż lot na trasie Warszawa-Sydney. Otwierające album przebojowe „Shaolin Monk Motherfunk” to ledwie zasłona dymna i chyba najbardziej standardowa piosenka na krążku. Reszta to zapis jakiegoś totalnego szaleństwa i dzikiej improwizacji, która brzmi jak audycja nadawana z mózgu wariata. Trzeba mieć jaja jak słoń, żeby z taką pewnością siebie zabrać się za tak karkołomny projekt. Nawet po latach słuchania różnych dziwactw jestem pod takim wrażeniem, jak w dzieciństwie po obejrzeniu filmu sensacyjnego. Czasem co prawda maszynka kręci się trochę za szybko i ma się wrażenie, że ta misterna intryga sypnie się jak przekręt z „Wściekłych psów”. Nic złego się jednak nie dzieje. No, może poza różnymi zgrzytami i sprzężeniami, które zawsze w najmniej odpowiednim miejscu niszczą klimat. Ale nawet jeśli będzie trafiać was szlag, to dotrwajcie do końca, bo tylko jedno przesłuchanie dzieli was od poznania jednej z najbardziej nietypowych produkcji tego roku. [Michał Kropiński] M55
52-59 _mashup_A189.indd 55
27.05.2015 21:12
maszap
film
muzyka
My Morning Jacket „The Waterfall” Capitol Records
W górnych rejonach
„Dziewczyna warta grzechu” („She’s Funny That Way”) reż. Peter Bogdanovich
Powrót do przeszłości Nieczęsto za jakimś reżyserem tęskni się tak jak za Peterem Bogdanovichem – jednym z symboli Nowego Hollywood lat 70., autorem, który jest całkowitym zaprzeczeniem artystycznej pretensjonalności. Twórcą „Papierowego księżyca” czy „Ostatniego seansu filmowego” – obrazów dostarczających swego czasu sporo radości i wzruszeń. Kiedy po 13 latach przerwy na ekranach pojawia się jego kolejny film, zrozumiałe jest, że towarzyszą temu spore oczekiwania. Seans „Dziewczyny wartej grzechu” to rodzaj wehikułu czasu, powrotu do wspomnień z dzieciństwa. Dodajmy – tych dobrych wspomnień. Opowieść o uroczej prostytutce i niezbyt rozgarniętym reżyserze teatralnym (w tych rolach Imogen Poots i Owen Wilson), których losy, rzecz jasna, przypadkowo się splatają, ma w sobie wszystko, za co widzowie pokochali amerykańskiego reżysera. Lekki ton, wdzięk, pełen zabawnych puent dialog, a jednocześnie
nieodłączną nostalgię. Innymi słowy „Dziewczyna warta grzechu” to komedia pod każdym względem niedzisiejsza, mająca o wiele więcej wspólnego z klasyczną amerykańską screwball comedy niż z tym, na czym publiczność ostatnio zaśmiewa się w kinach. To, co dla niektórych będzie zarzutem, w moim odczuciu jest raczej zaletą. Nie ma co ukrywać, że film Petera Bogdanovicha to ramotka, w której każda kolejna scena przekonuje, że scenariusz powstał wiele lat temu i najpewniej na długie lata o nim zapomniano. Ale jest to ramotka niezwykle urocza, film, który przypomina o tym, że kinowy seans może być po prostu miłą rozrywką w dobrym stylu. Z kobietami bywa różnie, ale akurat ta dziewczyna z pewnością warta jest grzechu. [Kuba Armata] obsada: Imogen Poots, Owen Wilson, Jennifer Aniston USA 2014, 93 min, Monolith Films, 19 czerwca
Czteroletni odpoczynek, jaki zafundował sobie kwartet z Kentucky, przyniósł znakomite rezultaty. „The Waterfall”, siódmy już album My Morning Jacket, mocno zamiesza w górnych rejonach muzycznych podsumowań 2015 r. Niespełna 50-minutowa płyta skrzy się od dobrze znanych emocji, wysmakowanych melodii i przemyślanych zmian stylistycznych, dzięki którym do „The Waterfall” chce się wracać zaraz po wybrzmieniu ostatniej nuty. Już otwierający całość „Believe (Nobody Knows)” serwuje nam prawdziwy rollercoaster nastrojów i ani na moment nie pozwala zapomnieć, jakiego zespołu słuchamy. W „Thin Line” dostajemy sewentisowe r’n’b, „Get the Point” urzeka delikatnym, akustycznym folkiem, a „Big Decisions” serwuje powrót do korzeni grupy, gdy ta grała jeszcze mocno zabarwiony bluesem rock. Na koniec muzycy zostawili danie najsmaczniejsze. „Only Memories Remain” to piękna, sącząca się leniwie przez ponad siedem minut perełka zasługująca na miejsce w czołówce najlepszych kompozycji w katalogu My Morning Jacket. Doskonałe zamknięcie bardzo dobrej płyty. [Mateusz Adamski]
muzyka
Sokół / Hades / Sampler Orchestra „Różewicz – Interpretacje” Prosto
Ukryty w tekście krzyk Sokół i Hades to ludzie słów, posługujący się mikrofonem kronikarze miejskiej rzeczywistości, których podejście
do fachu najlepiej określa anglojęzyczny termin „streetwise”. Nie cwaniactwo – jak wprost tłumaczy się to pojęcie – charakteryzuje ich teksty, ale trudne do opisania połączenie spostrzegawczości i wrażliwości na różne odcienie szarości betonu. Wersy pochodzące z wszystkich okresów działalności i wielu projektów, które współtworzyli, należą dziś do żelaznego kanonu ulicznej poezji. Choć od lat jestem wiernym admiratorem ich talentów, a Tadeusza Różewicza plasuję w czołówce współczesnych pisarzy (nie tylko polskich), to nie byłem jednak przekonany do pomysłu reinterpretowania jego wierszy przez tych dwóch MCs. Pomysł pachniał mi państwowymi dotacjami i banałami o ciągłej aktualności i niepokorności wziętych na warsztat tekstów. „Hip-hop sięga ideału poezji”, „sztuka niska splata się z wysoką”, rzygi. Fajnie, że dzieciaki za sprawą rapu poznają „Wiedzę” czy „Powrót”, ale ja chyba zostanę przy wydaniach książkowych, a w wolnych chwilach odpalę sobie znowu „Czystą brudną prawdę” czy „Nowe dobro to zło”. Przesłuchać jednak było trzeba. Raz, drugi, piąty, dwudziesty – i na-
gle okazuje się, że ja te wiersze znam inaczej, czytane zawsze przez pryzmat siebie, nie przez kogoś mi do ucha mówione. Przez kogoś ze świetnie wpisującym się w formułę, beznamiętnym przeważnie głosem i z barwą, która idealnie uzupełnia surowe, zgrzebne wręcz produkcje Sampler Orchestry. Szorstkie, acz motoryczne kompozycje Staszka Koźlika i Pawła Moszyńskiego czerpią z jazzu, elektroniki i hip-hopu, znajdując dla wszystkich tych gatunków wspólny mianownik chłodu, melancholii i… groove’u. Sokół i Hades natomiast – choć czasem przesadzają z interpretacjami podkreślającymi pointy – z zadania „czytania” poezji wywiązali się znakomicie. Szeptem potrafią krzyczeć, awangardową kompozycję wersów rytmizować w sposób nienachalny, a teologiczna czy wręcz totalna tematyka w ich ustach nie traci głębi. Jak pisał Różewicz, poezja współczesna to walka o oddech. [Filip Kalinowski]
M56
52-59 _mashup_A189.indd 56
27.05.2015 21:12
czerwiec 2015
film
muzyka
Saun & Starr „Look Closer” Daptone
Z jednego osiedla Zawsze kiedy sięgam po reedycje klasyków funku i soulu lat 70., powtarzam to samo: brakuje mi takiej muzyki. Pozostaje katalog Daptone, który wychwalałem już nieraz przy okazji Budos Band, Bradleya czy zespołu słynnej Sharon Jones. To właśnie ta pani jest matką chrzestną projektu Saun & Starr. Saundra Williams i Starr Lowe poznały się w dzieciństwie. Debiutowały w kościele, choć nie zamulały tam raczej pokutnymi jękami. Po różnych perypetiach trafiły do kapeli weselnej i uwierzcie mi, że nie śpiewały tam „Daj mi tę noc”. Właśnie podczas chałtur poznały panią Jones i wylądowały w składzie najbardziej swaggerskiego big bandu na świecie. Ich debiut to jazda obowiązkowa dla wszystkich fanów The Dap-Kings. Jest może trochę melancholijniej i spokojniej niż na płytach wspomnianej formacji, ale momentami panie prezentują takie możliwości wokalne, że nie ma dyskusji. Szkoda tylko, że tak mało tu różnorodności. W końcu tę płytę nagrali muzycy z gigantycznym doświadczeniem, co wyraźnie słychać. Tymczasem pomimo fantastycznych melodii czegoś mi tu brakuje. Może następnym razem dowiem się czego. [Michał Kropiński]
„Timbuktu” reż. Abderrahmane Sissako
Nie-święta wojna Powiedzieć, że radykalni islamiści terroryzują kolejne upadłe państwa Afryki, to nic nie powiedzieć. Mieszkańców Zachodu średnio interesuje sytuacja w tamtym regionie – puszczamy mimo uszu informacje o wojnach pomiędzy dżihadystami i rządami autokratów, masowych mordach ludności cywilnej, okrutnych praktykach rodem ze średniowiecza. Jedyne, co nas elektryzuje, to groźba ewentualnych zamachów w Europie i Ameryce. Tymczasem ludność Afryki musi w tym piekle żyć na co dzień. „Timbuktu”, film mauretańskiego reżysera Abderrahmane Sissako, ukazuje właśnie tę ponurą codzienność. Świat, w którym trzeba się zmagać nie tylko z biedą, lecz także z irracjonalnym prawem szariatu, które narzucają islamiści. Zakazują palenia papierosów, słuchania muzyki, tańczenia, a nawet bezczynnego siedzenia przed domem. Zmuszają do małżeństw, wymierzają karę chłosty za drobne przewinienia, a za poważniejsze kamienują. Reżyser
nie epatuje jednak grozą. Sytuację w tytułowej maleńkiej wiosce w Mali ukazuje z perspektywy trzyosobowej rodziny zajmującej się wypasem kóz. Sissako stworzył kameralny dramat, w którym pokazuje niemoc mieszkańców wioski oraz pełną paradoksów i hipokryzji postawę radykałów. Islamiści z ustami pełnymi frazesów o pobożności i moralnej czystości dokonują haniebnych czynów i naginają prawo, które sami stanowią. Zakazywanie gry w piłkę nożną nie przeszkadza im dyskutować o rozgrywkach Ligi Mistrzów. Film mówi o niezwykle istotnych problemach naszej współczesności i urzeka malarskością zdjęć. Problem w tym, że jest nazbyt ilustracyjny, mało w nim finezji i zwyczajnie nuży. [Karol Owczarek] obsada: Ibrahim Ahmed, Abel Jafri, Toulou Kiki Francja/Mauretania 2014, 100 min Aurora Films, 12 czerwca
M57
52-59 _mashup_A189.indd 57
27.05.2015 21:12
maszap
film
muzyka
Jim O’Rourke „Simple Songs” Drag City
Niespodzianka CV Jima O’Rourke’a to kopalnia arcyciekawych i skrajnie różnych muzycznych epizodów: etat basisty w Sonic Youth, przesuwające granice post rocka nagrania pod szyldem Gastr Del Sol, wspólne improwizacje z Merzbowem czy Nurse with Wound oraz wspaniała trylogia albumów (zatytułowanych na cześć kolejnych filmów Nicolasa Roega) wypełnionych medytacyjnym, awangardowym folkiem. „Simple Songs” to z kolei pierwsza od 14 lat płyta, na której ten mieszkający w Tokio eksperymentator staje za mikrofonem. I chyba najbardziej zaskakująca pozycja w jego dyskografii. O’Rourke płynnie przechodzi od doskonale zaaranżowanej americany, przywodzącej na myśl Wilco i Lambchop, do progresywnego, wiedzionego łkającą gitarą soft rocka kojarzącego się z kapelami pokroju Boston. Spod tego niedopasowanego dźwiękowego garnituru nadal wystaje jednak zmięty t-shirt, a poznawczy dysonans szybko zostaje wyparty przez zauroczenie bezpretensjonalnością pseudodziadowskich inspiracji O’Rourke’a. Amerykanin zbija nas z tropu swoim nowym brzmieniem, ale równocześnie w przewrotny sposób robi to, co ma w zwyczaju: rzuca słuchaczowi wyzwanie i jak zwykle przewiduje nagrody. [Cyryl Rozwadowski]
„Strefa nagości” („Nude Area”) reż. Urszula Antoniak
Szkoła uwodzenia Urszula Antoniak swoim trzecim filmem dowodzi, że jest jedną z najciekawszych współczesnych kinowych autorek. To nie tylko najlepszy obraz w jej dorobku, lecz także najlepszy tytuł zaprezentowany na zeszłorocznym festiwalu w Gdyni. „Strefę nagości” każdy musi opowiedzieć sobie sam. Choć jest ona podzielona na sceny, ma jasno zarysowaną fabułę i wyrazistych bohaterów, to wyłamuje się z ram klasycznej narracji. Antoniak razem ze swoją znakomitą montażystką tak ułożyły poszczególne sceny, by zaprzeczyć zasadom chronologii i przyczynowości. Początek i koniec są tutaj czysto umowne, tak samo jak początek i koniec miłości czy fascynacji. Bo to właśnie na granicy tych stanów znajdują się nastoletnie bohaterki – Europejka i Arabka. Dziewczyny mijają się na ulicy i na basenie. Nie znają się, ale czują, że coś je do siebie przyciąga. W ich relacji udaje się zakląć mnogość metafor i dziesiątki odczytań. To zarówno napięcie między
różnymi kulturami, pożądanie Orientu i Okcydentu, jak i najzwyklejsza w świecie fascynacja fizycznością – ciałem innego koloru, włosami innej faktury, po prostu – innym człowiekiem. Antoniak do opisu przedstawionej rzeczywistości nie potrzebuje słów. Posiłkuje się wyłącznie obrazami, dzięki czemu jej film staje się jeszcze bardziej wymowny: najdrobniejsze gesty nabierają w nim dodatkowych znaczeń. Wnikliwością spojrzenia reżyserka dorównuje Abdellatifowi Kechiche’owi, który w „Życiu Adeli” wygrał gamę emocji rodzących się między nastolatkami. Reżyserka, podpierając się traktatem Georges’a Bataille’a, skupiła się na uwodzeniu. W „Strefie nagości” występuje ono nie tylko między bohaterkami, ale też między filmem a widzem. [Artur Zaborski] obsada: Imaan Hammam, Sammy Boonstra Holandia/Polska 2014, 73 min, Spectator, 12 czerwca
muzyka
Gang Albanii „Królowie życia” Step Records
Poza prawem Powiedzieć, że Popek jest najbarwniejszą postacią polskiego rapu, to nie powiedzieć nic. Samozwańczy Król
Albanii debiutancką płytą założonej w pośpiechu supergrupy znowu udowadnia, że nie przestrzega żadnych zasad. „Królowie życia” to zbiór 11 skeczy, w których Popek i Borixon – przy akompaniamencie swojskich EDM-owych bitów autorstwa Roberta M – napadają na banki, wciągają wagony narkotyków i prowadzą romantyczne dialogi z przedstawicielkami płci pięknej. Komiksowa narracja całego widowiska budzi jednak wątpliwości – mieszkający w Londynie MC zbudował wokół siebie tak bogatą mitologię, że trudno oddzielić prawdę od fikcji (choć zza sugestywnych dekoracji przeziera miejscami smutna szarość rzeczywistości). Debiut Gangu jest więc skierowany wyłącznie do zaślepionych fanatyków lub zdeklarowanych cyników, których kusi jazda po bandzie i igranie ze złem – zarówno w treści, jak i w formie. [Cyryl Rozwadowski]
M58
52-59 _mashup_A189.indd 58
27.05.2015 21:12
czerwiec 2015
muzyka
Prefuse 73, „Rivington Não Rio” Temporary Residence Ltd
Fusy Guillermo Scott Herren lepiej znany jako Prefuse 73 to – do spółki z Taddem Mullinixem ukrywającym się pod aliasem Dabrye – najmniej doceniony ojciec bitowej rewolucji, która kilka lat temu wstrząsnęła posadami muzyki rozrywkowej. Dzieciaki w koszulkach „J Dilla Saved My Life” wykupują dziś bilety nawet na podwójne występy Flying Lotusa, El-P przeżywa drugą młodość w projekcie Run the Jewels, a twórca tak ważnych płyt jak „Vocal Studies + Uprock Narratives” czy „One Word Extinguisher” pozostaje oblubieńcem nisz. Z tego może właśnie powodu amator zwichniętego tempa, samplingowej dekonstrukcji i onirycznego klimatu przez ostatnie cztery lata zajął się innymi przedsięwzięciami. Okres ten w dźwiękowej historii ludzkości jest ledwie paproszkiem, ale jeśli zawęzimy jej dzieje tylko do czasów współczesnych, to rozciągnie się do miar świetlnych. Od rytmicznej równowagi uciekają aktualnie nawet popowe
gwiazdki, a destrukcyjne zapędy, które zawsze przejawiał wobec melodii Scott Herren, kolejne pokolenie producentów i didżejów wprowadziło na główne sceny festiwali i wysokie miejsca list sprzedaży. Guillermo w tym czasie nie ruszył się jednak nawet o milimetr. Umościwszy sobie gniazdo popsutymi, pozytywkowymi harmoniami, mokrymi perkusjami i strunowymi akordami, okopał się w swojej charakterystycznej, acz od lat niezmiennej stylistyce. Z wypracowaną przez blisko dwie dekady gracją i precyzją znajduje balans pomiędzy pędem i spokojem, głośnością i ciszą, rozbiórką i ładem. Żadnego wyższego celu nie słychać w tym niestety ni tonu. Nie są to już studia nad materią, narrację jakąkolwiek też trudno w tym wychwycić. Ładna i miła to podróż, ale niestety prowadzi ona przez elementy znane, sprawdzone i stałe – jak zresztą uprzedza nazwa towarzyszącej premierze albumu EP-ki „Travels in Constants”. [Filip Kalinowski]
Holly Herndon „Platform” 4AD
Ona W kontekście muzyki Holly Herndon często pojawia się przymiotnik „eksperymentalna”. Ten nadużywany epitet
wydaje się jednak w tym wypadku wyjątkowo trafny. Młoda Amerykanka nie tylko z wyglądu przypomina laborantkę w ośrodku badawczym zajmującym się zaawansowaną inżynierią. Naukowe nastawienie do dźwięków manifestuje się także w jej muzyce – pełnej pociętych wokalnych sampli i strumieni syntetycznych dźwięków mieszance IDM-u, wokalnej awangardy spod znaku Laurie Anderson oraz eterycznego, gęstego popu w stylu Björk. Na swojej drugiej płycie producentka z San Francisco posługuje się kompozycyjnym skalpelem jeszcze bieglej, zaskakując równocześnie stylistyczną rozpiętością nowego materiału, który pozostaje mimo to niezwykle spójny i intryguje liczbą frapujących zabiegów formalnych. Największą siłą jest jednak wyraźna płciowa tożsamość, którą Herndon nadała swojej muzyce. Elektronika w jej wykonaniu jest kobietą. [Cyryl Rozwadowski]
Materiał promocyjny
muzyka
M59
52-59 _mashup_A189.indd 59
27.05.2015 21:12
magazyn miejsca
Aktivist na trawie
Latem, tak jak wy, lubimy leżeć na trawie. Mówiąc my, mam na myśli nie tylko redakcję, bo to chyba oczywiste, ale przede wszystkim nasz magazyn. Wiatr przerzuca mu strony, słońce płowi okładkę a strony sklejają się od deszczu. To wersja romantyczna. W tej praktycznej chcemy wam po prostu powiedzieć, że latem znajdziecie nas w fajnych plenerowych miejscówkach, gdzie będą się działy jeszcze fajniejsze rzeczy. Z magazynem zrobicie co chcecie.
Cud nad Wisłą
Plażowa
Warszawa bulwar Flotylli Wiślanej
Warszawa Wybrzeże Szczecińskie 1
Jedna z pierwszych nadwiślańskich miejscówek w Warszawie. Bliskość Biblioteki Uniwersyteckiej sprawia, że w czasie sesji Cud pęka w szwach. Miejscowa scena przez pięć lat działalności widziała sporo, podobnie jak sąsiedzi, którzy dzielą się na tych, którzy Cud uwielbiają, i takich, którzy go szczerze nienawidzą.
Warszawie zdecydowanie brakuje takich miejsc. Świetnie zaprojektowanych, funkcjonalnych i egalitarnych. W końcu plaża jest dla wszystkich, a znajdujący się nieopodal bar to idealne miejsce na letnie leniuchowanie. Całe lato będą się tam odbywały koncerty w ramach Męskiego Grania. Dodam, że za darmo. Nie mówiłam, że brakuje takich miejsc w stolicy?
04.06 Premiera debiutanckiego album LESKIego 11.06 Coals/Joga 11.06 Natasza Ptakova/Deep Down Inside 25.06 Piotr Zioła/Yoachim
06.06 Rebeka 13.06 Łona, Webber i The Pimps 20.06 Nervy 27.06 Tomek Makowiecki
Plac Zabaw
Poznań ul. Ewangelicka
Warta grzechu warta. Szczególnie kiedy patrzy się na nią z dachu kontenerów. KontenerART to do niedawna jedyna, a przez to ulubiona poznańska letnia miejscówka. Plaża, rzeka i niezobowiązująca atmosfera to przepis na sukces. Idealne na wschody i zachody słońca. 06.06 Andreas Saag/ dj Robert Bush/ dj Sofa 21.06 Kasia Lins
Stacja Mercedes
Warszawa bulwar B. GrzymałySiedleckiego
KontenerART
Warszawa al. 3 maja
OFF Piotrowska Łódź ul. Piotrowska 138/140
Po latach działania na Agrykoli Plac przenosi się nad Wisłę, i to w zupełnie nowej formie. Na Placu, który wreszcie dorósł do swojej nazwy, znajdziemy zarówno strefę dla sportowców, imprezowiczów, głodomorów, dzieci, jak i leniuchów. Oby tylko „Aktivist” nie zgubił się w tym ogromie atrakcji.
Bliskość rzeki nie jest wcale wymagana, żeby stworzyć modną i fajną miejscówkę. Stacja Mercedes to futurystyczny drewniany pawilon, który po raz kolejny wylądował w parku na Powiślu. Jest przestronny, przewiewny i otwarty dla wszystkich i na wszystko. Od koncertów po spotkania autorskie.
Jeśli Łódź, to fabryki. Wiadomo. OFF Piotrkowska to unikatowy projekt, który w dawnej fabryce Franciszka Ramischa skupia bary, restauracje, pracownie projektantów i kluby muzyczne. W tym wszystkim jest jeszcze miejsce na odrobinę zieleni. W końcu nie samymi fabrykami człowiek żyje, po pracy trzeba odpocząć.
11.06 Kristen/Awesome Tapes From Africa 15.06 King Ayisoba and Band 28.06 Zs/Złota Jesień
13.06 Gaba Kulka
18-21.06 OFF Fashion Weekend
60-61_miejscowki_A189.indd 60
A60
28.05.2015 14:04
czerwiec 2015
KATO
Katowice ul. Mariacka 13
Kato Katowicom zazdrościmy. Nie dość, że świetnie zaprojektowane, to jeszcze zarządzane z energią, której brakuje niektórym stołecznym wyjadaczom. Koncerty w oknach, dyskusje do świtu i społeczność, która przez lata skupiła się wokół tej miejscówki – to wszystko sprawia, że mamy kolejny powód, dla którego warto pojechać na Śląsk. Do Kato i z powrotem. 02.06 Spotkanie wokół książki „Radykalne Miasta” Justina Mcguirka 10.06 Spotkanie wokół książki „Jak przestałem kochać design” Marcina Wichy
Elektryczna
Gdańsk ul. Elektryczna
Co można robić, idąc długą pustą ulicą do ulubionego klubu? Normalnie nic. Chyba że ta ulica znajduje się na terenie Stoczni Gdańskiej i zamieni się w letnią przestrzeń z barem, leżakami i atrakcjami. Wtedy istnieje ryzyko, że do klubu nie dojdziemy. Albo będzie to trwało dwa razy dłużej. Idźcie na Elektryczną i spróbujcie dojść do B90. Czas start! 01.06 Selah Sue 02.06 Testament/Virgin Snatch 03.06 Bułka Paryss'ka; President Bongo 05.06 Dub Fx 11.06 Airbourne
Forum Przestrzenie
Kraków ul. M. Konopnickiej 28
Ukryty w dawnym hotelu Forum bar, klub i knajpa to miejsce jak ze snów czytelników Niziurskiego. Zakamarki, ukryte hotelowe kuchnie i przepastne łazienki. Krakowiacy umieją robić rzeczy z rozmachem. Jeśli boicie się duchów, zostańcie na trawie przed barem. Jest widok na Wisłę, jest ścieżka rowerowa i neon z najpiękniejszym słowem na świecie – „Lato”. 13.06 Vinyl Bazar 19.06 ON&ON Hory, Bumi, Robert Busha 21.06 Najedzeni Fest! 26.06 Off Beats Krime, Przeprach, Kfiatek 26.06 Koty Vintage Yard Sale, targi mody vintage
Tu nas szukajcie A61
60-61_miejscowki_A189.indd 61
28.05.2015 14:04
Aktivist
tylne wyjście redaktor naczelna Sylwia Kawalerowicz skawalerowicz@valkea.com
Czyli redakcyjny hype (a czasem hejt) park. Piszemy o tym, co nas jara, jarało lub będzie jarać. Nie ograniczamy się – wiadomo bowiem, że im dziwniej, tym dziwniej, oraz że najlepsze rzeczy znajduje się dlatego, że ktoś ze znajomych znalazł je przed nami.
1
1 Na rower z książką marsz!
Jedną ze scen, która najbardziej zapadła mi w pamięć z filmu „Skazani na Shawshank”, była ta, w której grany przez Boba Guntona naczelnik odkrywa Biblię z osobliwą dedykacją. „Miał Pan rację, zbawienie znajduje się w środku”. Mądrzy ludzie od dawna wiedzą, że książki wyzwalają. A jeszcze mądrzejsi ludzie w trawionej przestępczością Brazylii postanowili wcielić tę ideę w życie i wprowadzili program, dzięki któremu więźniowie najcięższych zakładów penitencjarnych „odrabiają” karę, czytając! Każda przeczytana książka skraca karę o cztery dni. Więzień ma cztery tygodnie na przebrnięcie przez wybrany tytuł, po czym zdaje test sprawdzający znajomość treści. Każdy uczestnik programu może odpracować maksymalnie 48 dni z kary rocznie. Ciekawe, ilu z osadzonych wybiera „Hrabiego Monte Christo”? Powieść Dumasa była podobno najpopularniejszą lekturą w nieistniejącym już brazylijskim więzieniu Carandiru. Z każdego piekła można się wyrwać. Jeśli nie przez czytanie, to na stacjonarnym rowerku… Więźniowie osadzeni w pobliżu miasta Santa Rita do Sapucaí odpracowują karę, pedałując na produkujących prąd rowerach! Trzy dni „jazdy” to kara krótsza o jeden dzień. Wyprodukowany w ten sposób prąd zasila latarnie na słynącym dotąd z rozbojów i kradzieży lokalnym deptaku, który w krótkim czasie stał się nowym centrum miasta! [Michał Kropiński]
2 Łańcuch pokarmowy
2
Nie ma lekko rowerzysta w naszym kraju pięknym, chłodnym i podenerwowanym. Śnieg, mróz, grad i deszcz, taksiarze, frustraci, społeczniaki i straż miejska. Planiści ścieżek zakładają zwykle, że bicykl służy jego właścicielowi do celów wycieczkowych, a zmienianie strony co światła albo trasa prowadząca na około nie jest żadnym problemem. Ulice straszą perspektywą przyciśnięcia do krawężnika przez spóźnionego kierowcę autobusu, dynamicznego spotkania z otwartymi drzwiami złotówy stojącej w korku czy mandatem za jazdę po trzypasmówce. Chodnikami natomiast w ogóle – nieważne, ile mają metrów – przemieszczać się „pojazdem zmechanizowanym” nie można, co oznajmili mi ostatnio smutni panowie w mundurach, podpierając swoje słowa mandatem na stówkę. Za wypisywanie go zostali jednak najpierw kulturalnie upomnieni przez rodzinę z dzieckiem, chwilę później zrugani przez dwóch salary-manów zmierzających na lunch, a na koniec zjebani jak psy przez lokalnego żulika. Kiedy pan władza, coraz mocniej ściskając mój dowód, puszczał te słowa mimo uszu, mi serce w piersi rosło, bo wszystkie te ingerencje odbywały się w obronie moich wysłużonych dwóch kółek. A więc zmienia się! Bo choć pewnie to ja mógłbym być celem tych inwektyw, gdyby akurat nie było pod ręką mundurowego, a zdarzyłoby mi się zahamować przed kimś zbyt intensywnie, to już wiem, że po latach obelgę mogę usłyszeć również w mojej obronie. Na razie pamiętajcie: gdy was zatrzymują na chodniku, mówcie, że zjechaliście, bo widzicie osobę potrzebującą pomocy, ale już wracacie na ulicę – najbliższą jedno- lub dwupasmową. [Filip Kalinowski]
3 Hokus pokus
3
Street-art to termin regularnie wyszydzany, wciąż nie przestaje zaskakiwać, śmieszyć, wywoływać kontrowersji. Od kilku tygodni biedny street-art ma też swój nowy przydomek: „efemeryczny”. Tzn. taki osłabiony, beznadziejny, taki, który można sczyścić albo zamalować. Czas, aby wreszcie zdradzić tajemnicę, tu i teraz, wszem wobec (uwaga): MURAL to nie street-art. Mural to tylko jedna z form malarstwa, w tym przypadku wielkoformatowego. W przeciwieństwie do street-artu powstaje zazwyczaj z publicznych pieniędzy, jest inwestycją w upiększanie, zmianę przestrzeni wspólnej. Muralizm jest zarazem najtańszym zabiegiem estetyzującym ściany, którym raczej przydałaby się kielnia i zaprawa murarska, a miejscy decydenci zachowują się jak cwani cukiernicy lukrujący nadpsute torty. W dodatku hurtowo. Sztuka uliczna jest gestem autonomicznym, wolnym od papierologii i zgody oficjeli. Twórcy uliczni zaś są pogodzeni z ulotnym bytem swoich realizacji. Owszem, street-art wchłonął na dobre muralizm, ten z kolei kładzie się gigantycznym cieniem na wszelkich pomniejszych formach ulicznej ekspresji. Pojęcia się wymiksowały, powstał nowy nurt, a raczej hybryda – „mural efemeryczny”. Nikt już nie wie nic, ale każdy wie swoje. Groch z kapustą i gówno z cebulą. Jednak w przypadku muralu Blu widać, że z tą hybrydową wizją nie do końca zgadzają się ludzie, których nikt nie spytał o zdanie. Żołnierze wciąż na wojnie, której końca nie widać. [vlep[v]net]
zastępca red. nacz. Olga Wiechnik owiechnik@valkea.com redaktorka miejska (wydarzenia) Olga Święcicka oswiecicka@valkea.com redaktorzy Film: Mariusz Mikliński Muzyka: Filip Kalinowski marketing manager, patronaty Michał Rakowski mrakowski@valkea.com dyrektor artystyczna Magdalena Wurst mwurst@valkea.com redaktor www Kacper Peresada kperesada@valkea.com korekta Mariusz Mikliński Informacje o wydarzeniach prosimy zgłaszać przez formularz na stronie: aktivist.pl/zglos-informacje Współpracownicy Mateusz Adamski Kuba Armata Piotr Bartoszek Łukasz Chmielewski Jakub Gralik Aleksander Hudzik Urszula Jabłońska Michał Kropiński Rafał Rejowski Cyryl Rozwadowski Iza Smelczyńska Karolina Sulej Anna Tatarska Maciek Tomaszewski Artur Zaborski Karol Owczarek
Projekt graficzny magazynu Magdalena Piwowar Dyrektor finansowa Beata Krawczak Reklama Ewa Dziduch, tel. 664 728 597 edziduch@valkea.com Milena Kostulska, tel. 506 105 661 mkostulska@valkea.com
Dystrybucja Krzysztof Wiliński kwilinski@valkea.com
Druk Elanders Polska Sp. z o.o.
Valkea Media S.A. ul. Elbląska 15/17 01-747 Warszawa tel.: 022 257 75 00, faks: 022 257 75 99 REDAKCJA NIE ZWRACA MATERIAŁÓW NIEZAMÓWIONYCH. ZA TREŚĆ PUBLIKOWANYCH OGŁOSZEŃ REDAKCJA NIE ODPOWIADA.
A62
62_tylne_A189.indd 62
27.05.2015 21:16
24-26 LIPCA
UNDERWORLD ROISIN MURPHY ADAM BEYER
DIESELBOY
NOISIA
ALSO (SECOND STOREY & APPLEBLIM) LIVE
DJ MARKY FEAT. STAMINA MC
RONI SIZE REPRAZENT LIVE
GRAMATIK LIVE
RØDHÅD
FUR COAT
SIMIAN MOBILE DISCO (DJ SET)
ANJA SCHNEIDER AUDION LIVE
GRAZE LIVE
BAASCH BEN KLOCK B2B MARCEL DETTMANN BLACK COFFEE
HIGH CONTRAST ICICLE – ENTROPY LIVE JAGUAR SKILLS
BREAKAGE
JOHN TALABOT
CRAZY P LIVE CW/A (CLOCKWORK & AVATISM) LIVE DAMIAN LAZARUS AND THE ANCIENT MOONS
Bilety na
HERCULES & LOVE AFFAIR
oraz w salonach
JOY ORBISON KALIPO LIVE KARENN LIVE NERVY
SOLOMUN SPECTRASOUL SPOR FEAT. SP:MC TALE OF US TIGA LIVE ZENKER BROTHERS I WIELE, WIELE WIĘCEJ…
O(d)żywiamy warszawę w każdy weekend do końca września
żOlibOrz:
soboty (8.00-16.00), róg ul. Śmiałej i al. W. Polskiego
63_3xr_A189.indd 63
POwiśle:
soboty (9.00-16.00), róg ul. Rozbrat i ul. Szarej
wOla:
niedziele (9.00-16.00), na terenie Parku Moczydło
mOkOtów:
niedziele (9.00-16.00), róg ul. Puławskiej i ul. Woronicza
27.05.2015 21:17
AKTIVIST
MAGAZYN MODA
A64