Aktivist Trendbook 201

Page 1

Egzemplarz przeznaczony do dystrybucji zamkniętej.

BĘDZIE PATRZYMY W PRZYSZŁOŚĆ



Wolniej i świadomiej

Kiszonki i podroby. Sorbetowe kolory i drobne kwiatki. Styl vintage i regionalne drinki. Mody zmieniają się szybciej, niż jesteśmy w stanie je odnotować. Są jednak tacy, którzy starają się je usidlić, a potem opisać. Odczytują przebłyski nowych zjawisk, które za sezon lub dwa rozrosną się do rozmiarów globalnego trendu. Przygotowywane przez nich trendbooki – biblie największych marek, które są wyznacznikami tego, jak i co produkować – opisują co będziemy nosić, co jeść i jak się bawić za rok albo dwa. Oni już to wiedzą. To globalni giganci z tysiącami „agentów”, którzy na całym globie wyłapują okruszki nowych mód. My aż takich ambicji nie mamy, ale też przygotowaliśmy dla was przewodnik po najnowszych trendach. Popytaliśmy, gdzie trzeba i też już wiemy, jakie są. Jak się okazuje, najbardziej wyraźny z nich to ten... by trendów nie słuchać. Posłuchać za to samego siebie. Wybierać wolniej i bardziej świadomie, dać sobie czas i zaufać swoim wyborom, zawierzyć swojemu smakowi. Zostawiamy wam więc po prostu sporą dawkę inspiracji. Poczytajcie, przemyślcie i zróbcie po swojemu.


T TRENDY

DLACZEGO NA CZARNO Statystyka a intuicja, trendy od góry czy od dołu i świadome kupowanie – rozmawiamy z ekspertem o przewidywaniu trendów. Rozmawiał: Jonasz Tolopilo Ilustracja: Katarzyna Księżopolska

Jak przewidujecie trendy? Nasza firma zatrudnia kilka tysięcy osób rozsianych po całym świecie, które obserwują trendy. Dwa razy w roku wszyscy spotykamy się w Londynie. Każdy ma za zadanie zreferować, co nowego dzieje się w branży, którą się zajmuje – np. jaki dizajn rozwija się w Chinach albo co nowego ludzie jedzą w Brazylii. Skupiamy się na rzeczach, które mają głębszy

2

kontekst. Trendem może być np. kolor czy materiał. Wtedy nasi pracownicy powinni wskazać, jakie są przyczyny tego, że akurat to podoba się ludziom. Spędzamy kilka dni, słuchając prezentacji, a potem przez kilka kolejnych tygodni w mniejszym gronie staramy się zawrzeć zgromadzone idee i obrazy w czterech narracjach, które są wizją konkretnego sezonu – wiosenno-letniego lub

jesienno-zimowego. Trendy, które opisujemy, dotyczą każdej branży z potencjałem konsumpcyjnym: mody, jedzenia, zdrowego trybu życia czy motoryzacji. Do każdej narracji opracowujemy kilkunastostronicowy folder, który dostają nasi klienci. Pracujemy ze sporym wyprzedzeniem – niedawno skończyliśmy pracować nad trendbookiem na sezon jesienno-zimowy 2018/2019.


Czy trend ma zawsze kontekst kulturowy? Zawsze jest powód, dla którego ludzie chcą coś mieć. Dlatego staramy się nie tylko dostrzegać trend – pytamy też, co sprawia, że coś się nim staje. Nie wystarczy po prostu powiedzieć, że róż będzie modny. Może np. ludzie zaczynają zakładać na siebie żywe, optymistyczne kolory, bo chcą się poczuć lepiej w czasach, które nie napawają optymizmem? Kiedy przygotowywaliśmy raport jesienno-zimowy na sezon 2017/2018, jednym z wyróżniających się trendów był nokturn. I nie chodzi o to, że ludzie będą ubierać się na czarno, bo tak. Można oczywiście powiedzieć, że czarne ubrania są po prostu praktyczne, łatwo je łączyć i sprawiają, że dobrze wyglądasz. Ale naszym zadaniem jest znalezienie szerszego aspektu. Można zaobserwować, że ludzie są bardziej pesymistyczni, myślą więcej o śmierci, są niepewni i mierzą się

ze strachem. Trend nokturn dotyczy też samotnego podróżowania – obecnie prawie jedna czwarta osób spędza wakacje solo, a jeszcze trzy lata temu ten wskaźnik był na poziomie piętnastu procent. W trend nokturn wpisuje się też nocne uprawianie sportów – jazda na rowerze, surfing czy deskorolka. Ważna jest też coraz większa rola snu, który kojarzy się z ciemnymi barwami. Czy obserwowanie i wyszukiwanie trendów to sztuka czy nauka? I to, i to. Nasza praca polega na łączeniu twardych danych z tym, co podpowiada nam intuicja. Analizujemy dane, bo potrzebują ich nasi klienci, którzy muszą przecież w jakiś sposób argumentować swoje decyzje. Statystyka jest pomocna. Jeśli spojrzymy np. na projektantów mody na całym świecie – mało kto decyduje się teraz na dany projekt tylko dlatego, że tak czuje. Musi tworzyć ubrania, które spodobają się ludziom, bo inaczej zbankrutuje. Dlatego patrzy w tabelki z wynikami sprzedaży i widzi dokładnie, co się sprzedaje, a co nie. W przewidywaniu trendów ważne jest też mimo wszystko przeczucie. Intuicja ma przewagę nad suchymi danymi, bo jesteśmy zwierzętami, a zwierzęta mają instynkt. Kiedy czujesz, że coś będzie trendem, mimo że dane mówią inaczej, musisz zaufać swojej intuicji. Sama zawsze tak robię, bo zdarzają się rzeczy, których dane nie przewidzą. Kto kreuje trendy? Nie da się tego jednoznacznie zdefiniować. Podobnie jest z pytaniem o to, co tak naprawdę nas kształtuje – natura, geny i hormony czy wychowanie, kultura i środowisko. Trendy kształtują się równolegle od dołu – ludzi, i od góry – marek modowych, projektantów, kucharzy itd. Nie da się też do końca powiedzieć, czy marki np. w przemyśle modowym podążają za tym, czego chcą ludzie, czy raczej sami kreują popyt. Są tacy, którzy osiągnęli taki sukces, że sprzedadzą absolutnie wszystko – także koszulki z ogromnymi, jaskrawymi napisami. Inne marki muszą być bardziej wyczulone na to, czego chce ich potencjalny klient.

Lisa White Szefowa departamentu badającego i analizującego trendy w WGSN – globalnej firmie zajmującej się prognozami i przewidywaniem tendencji na rynku konsumenckim.

Czy szybko się nudzimy rzeczami, które mamy? Coraz szybciej. Nikt przecież nie zmusza ludzi do tego, żeby kupowali więcej, a mimo to coraz częściej chcą czegoś nowego. W latach 60. czy 70. uzupełnialiśmy swoją szafę raz, może dwa razy do roku. Teraz są tacy, którzy co tydzień potrafią sobie coś kupić. Uważam jednak, że to się niedługo zmieni. Ludzie zaczynają się sprzeciwiać konsumpcjonizmowi w takiej formie, bo czują się winni. Coraz częściej zauważają, że to, co kupują, jest tak tanie, bo zostało wyprodukowane w krajach trzeciego świata za głodowe pensje. Dochodzimy powoli do wniosku, że lepiej kupować mniej rzeczy, za to dobrej jakości. Ekonomia zwalnia. Jej głównym napędem w poprzednim wieku był powojenny konsumpcjonizm. Oczywiście w krajach takich jak Chiny czy Indie ekonomia przyspiesza, ale w naszym kręgu kulturowym tak nie będzie. Będziemy zarabiać mniej, więc kupować też będziemy mniej. Za to bardziej świadomie.

3


M MUZYKA / NA TO CZEKAMY

JASNOSŁYSZENIE Rozklekotane struktury polskiej elektroniki, szalona cumbia z Argentyny, nowoczesne białe r’n’b, seksowny slacker rock. Wieszczymy, czego słuchać będziecie w ciągu najbliższych 12 miesięcy. A przynajmniej czego słuchać powinniście. Przeczytajcie, zapamiętajcie i sprawdźcie nas za rok! Oto najgorętsze nazwy nadchodzącego sezonu. Tekst: Filip Kalinowski, Michał Kropiński, Cyryl Rozwadowski

Soft Hair

Panowie debiutantami nie są, ale wszyscy, którzy uwielbiają to, co łączy twórczość Connana Mockasina i LA Priest (znanego z nieodżałowanego Late of the Pier), nie mogą ominąć najnowszego projektu obu muzyków. Zgromadzone na albumie „Soft Hair” popowe piosenki to jedne z najlepszych przebojów, do których będziecie się bujać w 2017 r. Nie ma słabych momentów, nie ma kłaniania się idiotycznym trendom. Są za to same najgorsze perwersje: piszczące Azjatki, solówki lat 80., ogromne węże i tysiąc bajek, które pokochają fani zarówno psychodelii spod ręki Mockasina, jak i łamańców sygnowanych przez Late of the Pier. Album powstawał przez ostanie lata w czasie, gdy muzycy nie zajmowali się innymi swoimi projektami To jednorazowa inicjatywa, więc tym bardziej doceńcie jego oryginalność i zajebistość. Dlatego możemy tylko napisać: na Offa z nimi, albo się obrazimy! [mk]

4 The Olympians

Gwiazdorski skład muzyków z katalogu Daptone może być porównywany do panteonu olimpijskich bogów. Sen, jaki podobno przyśnił się Toby’emu Paznerowi w trakcie wielkich greckich wakacji, zainspirował go do zebrania najlepszych współczesnych soulowych i funkowych muzyków. Ekipa złożyła w studiu muzyczny hołd wszystkim mitom, które stanowią trzon kultury zachodniej. Debiutancki album grupy, wydany pod koniec 2016 r., to jednak niekoniecznie coś dla fanów Markosa Vamvakarisa, tylko raczej wielbicieli klimatów spod znaku Sharon Jones lub nawet The Budos Band. The Olympians mogą w 2017 r. zawojować nie tylko sceny amerykańskich klubów, ale też największe europejskie festiwale. A nawet jeśli tak nie będzie, to nic nie stoi na przeszkodzie, by odpalić ten album w trakcie najbliższych wakacji na południu. Gwarantujemy, że z tą gangsterko-mitologiczną mieszanką na głośnikach poczujecie o wiele większy swag niż gimbaza bawiąca się w tym czasie w dyskotekach Złotych Piasków. [mk]

Homeshake

Peter Sagar był przez dłuższy czas częścią świty króla leniwego popołudniowego rocka – Maca DeMarco. Gitarzysta spakował jednak manatki i postanowił opuścić matecznik. Tak powstał Homeshake – projekt, który ma sporo wspólnego ze wspomnianym błaznowatym Kanadyjczykiem, ale emocjonalnie znajduje się na drugim, dużo ciekawszym biegunie. Slacker rock uprawiany przez Sagara jest dużo bardziej intymny i seksowny, plasując go bliżej takich tuzów introwertycznego popu jak Sean Nicholas Savage czy Connan Mockasin. Najnowszy album Homeshake ukaże się już w styczniu, a promujący go zwiewny i zjawiskowy „Call Me Up” każe wierzyć, że właśnie nadszedł czas na prawdziwą przebitkę dla tego czułego hultaja. [croz]

IwasHomeAnyway

Kiedy kilkanaście miesięcy temu pisałem, że 2016 będzie rokiem JAAA!, nie podejrzewałem nawet, że wystąpią oni na właściwie każdym polskim festiwalu muzycznym, wywiadów będą udzielać także mediom głównego nurtu, a pod swoją banderą zrzeszą i fanów elektroniki, i rocka, i songwriterki, i rysunkowej animacji. Słuchając od kilku tygodni trzech dostępnych w sieci utworów duetu IwasHomeAnyway nie liczę na to, że zdetronizują oni w najbliższym czasie liczne electropopowe pary, które okopały się na scenie rodzimej piosenkowej alternatywy, ale… bardzo im tego życzę. I sobie również, jako że ich intymnie klubowe, minimalistyczne i eklektyczne ballady nie dość, że są chwytliwe, to są też świeże, aktualne i w swoim eksperymentalnym zacięciu awangardowe. Rozkochany we wszelkiego rodzaju cyfrowych błędach i rozklekotanych strukturach producent Yoshii Swxdn idealnie uzupełnia się z przywodzącą na myśl introwertyczne, triphopowe wokalistki solistką Nelą Szadkowską. Co więcej, to, że za swój dom wybrali niezależną oficynę Father and Son Records and Tapes, pozwala mieć nadzieję, że ich produkcje prędko opuszczą granice naszego kraju. Czego również im życzę, bo kiedy w ostatnich latach zabieram się do pisania kolejnej odsłony naszych muzycznych przewidywań, nie myślę już o tym, czy ktoś jest z Polski czy ze „świata”. Moje myśli zaprząta jedynie to, kto ma szansę przykuć uwagę większej liczby ludzi zainteresowanych szukaniem ciekawej muzyki nie tylko w polecajkach na Spotify. A ci żyją i nad Wisłą, i nad Sprewą, i nad Jangcy. [fika]


Rolando Bruno

Tego pana kojarzą tylko najbardziej wtajemniczeni fani undergroundu. Rolando to postać znana właściwie całej południowoamerykańskiej scenie garażowej. Wąsaty Argentyńczyk ma jednak tak duży potencjał, że jego szalona cumbia powinna podbić nie tylko kraje hiszpańskojęzyczne, ale cały świat. Poprzedni zespół muzyka, Los Peyotes, był tylko przygrywką do tego, co czeka was na jego debiutanckiej płycie „Bailazo”. Punkowo-kiczowata otoczka, 100% przeboju w przeboju, a do tego dziwne historyjki z pogranicza horrorów, filmów gangsterskich i opowieści o Indianie Jonesie. Wierzcie lub nie, ale wszystko, co kryje się za jedną z najpiękniejszych okładek płytowych, jakie widziałem w życiu, ma swoje uzasadnienie w warstwie muzycznej. Kiedy puściłem ten album na niedawnych urodzinach ziomka, znajomi zabronili zmieniać muzykę, a moja cudowna koleżanka non stop wspomina teledysk „z Alfami”. Sprawdźcie Rolando na YouTubie i nie mówcie znajomym, że przeczytaliście o nim w „Aktiviście”! [mk]

Vaudou Game

Obowiązkowy coroczny typ z gorącego afrykańskiego lądu to w tym roku zespół, który albo zagra o milion, albo popadnie w zapomnienie. Pochodzący z Togo Peter Solo to prawdziwy szaman potrafiący przywoływać różnorodne duchy. W połączeniu z fantastyczną ekipą francuskich speców od afrobeatu i funku Peter wyczarował do tej pory już dwa albumy. Ten najświeższy, wypełniony wyłącznie radiowymi, tanecznymi hitami, ukazał się jesienią 2016 r. Jeśli po pierwszym przesłuchaniu nie wejdzie wam singlowe „La Vie C’est Bon”, to musicie udać się do innej wioski. Jeśli jednak ruszy wam się nóżka, to wiedzcie, że poddała się ona rytmowi voo doo. Na magii znamy się gorzej niż na muzyce, ale jesteśmy przekonani, że rok 2017 będzie należał do tego składu, nawet jeśli Vaudou Game skupią się na koncertowaniu, a nie upuszczaniu krwi z koguta. PS. Ich trasa po Francji i okolicach była właściwie wyprzedana w momencie pisania tego tekstu. [mk]

Clarence Clarity

Lil Yachty

O ile moimi faworytami na zeszłorocznej liście freshmanów przygotowanej przez opiniotwórczy hiphopowy magazyu „XXL” byli Kodak Black i 21 Savage, o tyle raczej nie miałem wątpliwości, że żaden z nich nie zawojuje światowych list – nawet li tylko rapowych – przebojów. Tymczasem Lil Yachty, inny reprezentant dziesiątki, w której amerykańska scena pokłada największe nadzieje, wspina się powoli po stopniach sławy pisanej przez duże $. Od debiutu w roli modela na pokazie kolekcji Kanyego Westa, przez podpisanie kontraktu z Capitol/Motown, aż po dwa hitowe mixtape’y, które wypuścił w 2016 r., niespełna 20-letni Miles Parks McCollum konsekwentnie i nad wyraz stylowo buduje swoją pozycję na scenie muzyki miejskiej. Jego wspomagany autotune’em, śpiewno-bełkotliwy styl, barwna, wyrazista osobowość i świetne zrozumienie internetowego rozgardiaszu, predestynuje go do bycia gwiazdą nie tylko w środowisku rapowym, ale również pośród słuchających wszystkiego co popadnie modnych dzieciaków, które współtworzą chyba jedyną aktualnie istniejącą subkulturę. To oni czekają z wytęsknieniem na jego debiutancki krążek. Albo przynajmniej na kilka kolejnych hitów do słuchania na komórce i koncert w Warszawie. [fika]

„Sudden Clarity Clarence” to hasło, pod którym znajdziecie jeden z bardziej rozpoznawalnych internetowych memów: zdjęcie nastolatka na imprezie, który właśnie doznaje teofanii i odkrywa tajemnice wszechświata. To samo zdjęcie może zilustrować moją reakcję po pierwszym (i każdym kolejnym) zetknięciu z muzyką Clarence’a Clarity. Londyńczyk zadebiutował długogrającym albumem „No Now”, który z niewyjaśnionych powodów nie zdobył rozgłosu. Na podstawowym poziomie Clarence posługuje się schematami charakterystycznymi dla nowoczesnego białego r’n’b. Produkcyjnie jednak wyprzedza swoich pobratymców o całe milenium. Niezwykle gęste, naszpikowane cyfrowymi glitchami i nagłymi wylewami hałasu podkłady uwypuklają jego charyzmatyczny i niezwykle mocny wokal. Songwriter idealnie miesza kompleksowe dźwiękowe struktury z hitowymi melodiami, a najtrafniej jego styl podsumował „Guardian”, pisząc o „funku granym przez rój pszczół”. Clarity właśnie wydał rewelacyjny singiel „Vapid Feels Are Vapid”, który zapowiada nadchodzący longplay i równocześnie udowadnia, że nie ma drugiego takiego wizjonera w świecie współczesnego popu. [croz]

Ambient

Dziś po wygranej Trumpa – jestem tego prawie pewien – wchodzimy w nową Erę Wodnika. Karmiona zdrowym żarciem, rozciągnięta na jodze i ujarana – w tylu już miejscach legalną – trawką, niebagatelna część społeczeństwa coraz pilniej szuka alternatyw wobec życia w systemie, z którym jest jej bardziej i bardziej nie po drodze. Ci post/neohipisi wciąż wypatrują nowych metod katapultowania się z agresywnie radykalizującej się rzeczywistości, pragną pełnej palety barw pomiędzy czernią a bielą i… świętego spokoju. A w muzyce wszystko to pozwala odnaleźć ambient, który ostatnimi laty z powrotem przedziera się do szerszej świadomości. I nie chodzi tu tylko o bywalców hinduskich sklepików z durnostojkami i newage’owych spotkań. Kolejne wydawnictwa oficyn takich jak Leaving Records czy Hausu Mountain zyskują większe grono słuchaczy, niekojarzeni wcześniej z tą stylistyką twórcy jak Clark, Phaeleh czy… Jeff Bridges nagrywają ambientowe krążki, a na naszym lokalnym gruncie imprezy takie jak cykliczne Salony Ambientu czy Scena Skupienia na festiwalu Up to Date są coraz bardziej oblegane przez starych bywalców chill-out roomów i młodych poszukiwaczy dźwiękowej równowagi. Bo tak jak stwierdził kiedyś ojciec-pomysłodawca tego nurtu – Brian Eno – ambient jest równie interesujący, co… łatwy do zignorowania. A czy w dzisiejszych czasach nie takiej właśnie muzyki szuka większość słuchaczy? Takiej, która nie przeszkodzi w zajmowaniu się własnymi sprawami, wyrabianiu na deadline’y i chłonięciu bodźce z dziesiątek źródeł naraz, a jednocześnie – gdy poświecić jej trochę uwagi – pozwoli się oderwać od smutnej jak wypowiedzi Donalda Trumpa, ponadpolitycznej rzeczywistości. [fika]

5


M MODA / ŚWIADOMIE

TRENDY TO TYLKO INSTRUKCJA OBSŁUGI Po modzie na jedzenie czas na świadome podejście do mody. Karolina Sulej, dziennikarka modowa i krytyczka, przewiduje, że o ciuchach będziemy wkrótce gadać z równą troską, co o ekologicznych warzywach. Tak samo będziemy dbać o ich pochodzenie, przyglądać się procesowi powstawania i uczyć się świadomie je wykorzystywać. Rozmawiała: Olga Święcicka

6

Kolory sorbetowe, styl marynarski, dużo drobnych kwiatków i trochę rockowego glamu. Tak brzmią modowe trendy na przyszłą wiosnę. Latem pewnie się okaże, że jednak paski, neon i wzory geometryczne. Jak być modnym w czasach galopujących trendów? Nie słuchać trendów. Nie uważam, żeby były one ważną częścią mody. Jeśli oczywiście modę traktujemy jako dziedzinę uczestnictwa w społeczeństwie, jako opis kultury, ekspresji naszych marzeń, pożądań i lęków. Tego trendy nam nie wyrażą, co najwyżej chcą nam to sprzedać jako ersatz w ładnym opakowaniu. Trendy to nie moda, to uniform. Moda polega na kreatywnym komponowaniu z różnych odzieżowych puzzli, trendy jedynie pokazują, jak połączyć konkretne rzeczy, żeby było bezpiecznie i przewidywalnie.

powiedzieć, kto miałby to być, bo trendy pojawiają się dziś z powietrza. Nie czuję, żeby jakiś projektant czy autorytet modowy potrafił mi powiedzieć, dlaczego akurat mam nosić ten nieszczęsny sorbetowy. Mam wrażenie, że sklepy nagle zapełniają się jakimś asortymentem, który w czasopismach przedstawiany jest jako aktualnie modny. To wszystko jest bardzo bezosobowe i wiecznie opatrywane tymi samymi przymiotnikami. Wymiana z sezonu na sezon jest automatyczna, jak z produkcyjnej taśmy. Nie ufam temu, bo uważam, że nie ma w tym historii, która mnie ciekawi, i nie ma tego, czym jest moda w swojej istocie, czyli językiem opisu, w jaki sposób jesteśmy ludźmi. Nie powinno się mówić o trendach w znaczeniu, co Zara uzna za sprzedawalny krój sukienki. Uważam, że można mówić o trendach na dużo głębszym poziomie.

Co to znaczy bezpiecznie? Żeby ktoś, kto to ocenia uznał, że jesteśmy w porządku. Trudno jednak

Czyli jak? Mówić o zmianach w funkcjonowaniu marek, o tym, jak i z czego produkuje

się ubrania, zastanawiać się, jak w Polsce zmienia się język mówienia o modzie. Mam wrażenie, że żyjemy w czasach najlepszych i najgorszych dla mody jednocześnie. Najgorszych, bo trendy zmieniają się tak szybko, że nie da się za tym nadążyć, i najlepszych, bo to tempo sprawia, że projektanci zaczynają się buntować i walczyć o przestrzeń dla autorskiej kreacji. Na najważniejszych uczelniach mody coraz więcej mówi się o modzie świadomej, etycznej, modzie, która eksperymentuje z nowymi materiałami, która nie godzi się na to, żeby jej jedynym wyznacznikiem była sprzedaż. Ta gonitwa za trendami to rzecz nowa? Myślę, że ma związek ze zmianą, jaka zaszła w ostatnich latach w popkulturze. To wszystko stało się wtedy, kiedy muzyka, literatura i film przestały oferować coś świeżego i oryginalnego, a kolażowanie zdominowało nowe treści. Mam wrażenie, że w dzisiejszym świecie


jesteśmy tak nasyceni informacjami, że możemy jedynie nimi manipulować, nie wymyślając nic nowego. Co więcej, mam poczucie, że nie jesteśmy już zdolni do wymyślania, tylko działamy na zasadzie „kopiuj wklej”. Moda padła tego ofiarą, bo możliwość kopiowania jest tu nieskończona. Jestem zdania, że nie było rewolucji w modzie od czasów Coco Chanel, a na pewno Mary Quant. Takiej rewolucji, która przyniosłaby zupełnie nowe kroje, nową sylwetkę, nową propozycję obyczajową.

Foto: Michał Mutor, Agencja Gazeta

Co mogłoby modę teraz zrewolucjonizować? Powrót do autorskiego myślenia. To się nie dzieje? Mówiłaś, że rodzi się bunt.Powoli się to uruchamia i nieśmiało przebija do głównego nurtu modowego. Takim wyznacznikiem nowych tendencji jest zawsze doroczna ikoniczna wystawa w MET w Nowym Jorku. W tym roku poświęcona była technologii i rzemiosłu. Czyli nie sorbetowe kwiatki, ale inteligentne ubrania? Być może. Nie są to już tylko futurystyczne wizje, takie tkaniny są testowane. Również w Polsce, gdzie pracuje się nad ubraniami mierzącymi tętno, poziom ciśnienia czy temperaturę ciała – jak w start-upie Intellimotion. Drugi nurt technologicznych ubrań to ubrania rozrywkowe, które będą migać światełkami dla przyjemności czy puszczać nam muzykę – pracuje się nad nimi w pracowni robotycznej Centrum Kopernika. Wykorzystuje się też materiały, które kiedyś nie były możliwe do przetwarzania, najczęściej z przemysłu spożywczego – z odpadków restauracji, rybich łusek, mleka czy liści chmielu. Z drugiej strony pojawia się sygnał, że to dla mody ostatni moment, żeby uratować rzemiosło. Nowe pokolenie powinno przejąć i zreinterpretować lokalne tradycje. Żeby było naukowo i fachowo, z autorskim biglem. Trochę czasu pewnie jeszcze minie, zanim sukienki z mleka trafią na sklepowe półki. Jak sobie poradzić z byciem modnym, nie podążając za „uniformowymi” trendami?

7


8

Właśnie wyszła książka Antoniny Sameckiej „Modoterapia”, która porusza tę kwestię. Autorka sugeruje, że ubrania nie są po to, żebyśmy do nich się dostosowywali, ale by opakowały nas w taki sposób, żebyśmy czuli się w nich dobrze. Ta książka, zgodnie z tytułem – terapeutyzuje nas z modowych traum, pozwala na szczęśliwe i zgodne życie z ubraniami. Znajdziemy tu chociażby poradę, co zrobić, kiedy stoimy przed szafą i zastanawiamy się, jak ubrać się na przyjęcie. Porada nie brzmi „załóż klasyczną małą czarną”, tylko weź oddech i pomyśl o tym, że wszyscy inni, którzy będą na tym przyjęciu, przechodzą właśnie przez to samo, więc działaj zgodnie z zasadą: „ubieraj się tak, żeby zapomnieć o tym, co masz na sobie”. Antonina zachęca też do traktowania swojej szafy jak sklepu. Zajrzenia do niej i zobaczenia, czy są tam rzeczy, które kupiłbyś ponownie. Jeśli nie, spokojnie możesz się ich pozbyć. Ten proces ma zachęcić nas do zastanowienia się, co znaczą dla nas ubrania i dlaczego wydajemy na nie tyle kasy. To jest pierwsza książka w Polsce, która stara się o ciuchach mówić normalnie, bez zadęcia albo upupiania. To ważne? O wszystkich innych dziedzinach życia możemy rozmawiać w sposób mądry, czuły, z emocją, a moda nadal kojarzy się z opresją. Nawet w języku to się kryje. Mówi się dyktatorzy mody, to wkładaj, tego nie wkładaj, must have, do’s i dont’s. Dlatego tak trudno tych rozkazów nie słuchać. Pójście w niemodnych butach na przyjęcie wymaga siły charakteru. A co to znaczy niemodnych? W zalewie trendów, gdy wszystko naraz jest dostępne w sklepach, trudno mówić, co jest modne. Trzeba po prostu nosić to, co do nas pasuje. Pójście na przyjęcie w butach, które nie pasują, może faktycznie wymagać odwagi. Myślę, że taką nową, ważną tendencją jest sentymentalne przywiązywanie się do ubrań. Dbanie o nie, obdarzanie ich historią, rozmawianie o nich. Jak poznamy swoją

odzieżową tożsamość, to łatwiej będzie wybrać to, co do nas pasuje. Jak można ją poznać? Rozmawiać ze sobą o ciuchach, ale nie żeby dowiedzieć się, gdzie ktoś coś kupił, ale żeby zrozumieć, dlaczego to założył. Z jakiegoś powodu zdecydowaliśmy, że o modzie będziemy rozmawiać tylko w kontekście „ładne, brzydkie i za ile”. Trzeba to zmienić. To może to jest trend na nowy rok. Rozmowa. Być może. Dowodem jest wspomniana książka Sameckiej, która pokazuje, że porady modowe nie muszą dotyczyć tylko tego, jak ubrać osobę o figurze typu gruszka czy jabłko. Nie jesteśmy sylwetką, tylko osobowością. Zauważyły to też magazyny modowe, które rzadziej już piszą „trendy 2017”, a częściej „wyglądaj jak chcesz!”. Nadeszły czasy komunikatów na ludzką miarę. Przypomina to trochę jedzeniową rewolucję, która odbywa się u nas od pewnego czasu. Myślę, że wszystko zmierza w tę stronę, żeby modę uczynić równym jedzeniu obszarem troski. Że zaczniemy się zastanawiać, czy ubranie jest zdrowe, z czego powstało, w jakich warunkach. Że będzie można traktować modę jak fast food albo ją celebrować, czyli szukać w niej historii, przywozić z podróży, dyskutować o niej. W końcu bez ubrania, jak bez jedzenia, nie można przeżyć. To prawda, ale na fast foodzie przeżyć już można . Najtrudniejszą zmianą psychologiczną, jaka nas czeka, to przestawienie się na kupowanie rzeczy droższych, ale rzadziej. W ostatnich badaniach Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie okazało się jednak, że większość Polaków jest w stanie zapłacić nawet do 20% więcej za ubranie, jeśli jest wykonane etycznie. To jest bardzo trudne, bo wydanie raz większej sumy pieniędzy wymaga wysiłku i zaprzestania przyjemnego łażenia po sklepach. Poza tym wymaga to znajomości swojego stylu.

Lepsze musi być droższe? Niekoniecznie, ale żeby kupować jakościowe rzeczy tanio, trzeba włożyć w to jeszcze większą pracę. Uczynić z tego rodzaj aktywności życiowej. Nauczyć się przerabiać ciuchy, organizować wymianki, naprawiać ubrania. Handel gotówkowy nie jest wcale konieczny i wierzę, że wkrótce też tak będziemy myśleć o modzie – jako o przestrzeni nowych rozwiązań ekonomicznych i etycznych. Co więcej mamy szanse być w awangardzie tej zmiany, bo udało nam się przeskoczyć najgorsze lata konsumpcjonizmu na Zachodzie, kiedy przechodziliśmy własną transformację. Jako naród wiemy, jak pracować podczas kryzysu, jak radzić sobie w niedoborem – uczył nas tego cały XX wiek. Musimy tylko połączyć się z naszym dziedzictwem, od którego odeszliśmy w latach 90. w imię naśladownictwa. Rozmowa o ubraniach jest nam potrzebna, bo brakuje nam świadomości, po co nam moda – tu i teraz. Dla mnie to ostentacyjny kulturowy analfabetyzm. A moim zdaniem po prostu nie wiedzieć tego nie wypada. No właśnie. Skoro już padło „nie wypada”, to których trendów nie chciałabyś spotkać w nowym roku? Osobistych stylistów. Ubierajmy się sami, poznawajmy się lepiej, a jeśli już musimy prosić kogoś o radę, to niech to będzie bardziej terapeuta odzieżowy niż pani od perfekcyjnej szafy.

Karolina Sulej Dziennikarka i krytyczka mody. Na co dzień redaktorka „Wysokich Obcasów”. Autorka książki „Modni. Od Arkadiusa do Zienia” o polskich projektantkach. Właśnie pracuje nad książką reportażową o Coney Island.


9


M MODA / ZA KOSTKĘ

10

WEEKNDOWE BUTY


The Weeknd powraca nie tylko z nowym albumem, który z miejsca wskoczył na pierwsze miejsca list przebojów. Został też kreatywnym współpracownikiem marki Puma. Muzyk przygotuje własną linię odzieży i butów. Mroczny, uliczny styl, nonszalancja i pewność siebie to jego znaki rozpoznawcze. The Weeknd lubi prowokować. W teledysku do singlowego „Starboy” symbolicznie uśmierca swoje stare „ja” i odjeżdża w noc luksusowym samochodem z czarną panterą na siedzeniu obok. Po raz kolejny zaskakuje, nie boi się eksperymentować z brzmieniem. Do współpracy przy płycie tym razem zaprosił Daft Punk, Lanę Del Ray i Kendricka Lamara. Wyzwania zdecydowanie nie są mu obce – na scenie muzycznej czuje się pewnie, postanowił więc spróbować sił

także jako projektant. Jego luźny, niezależny styl idealnie wpisał się w hasło najnowszej kampanii Puma „Run the Streets”. Puma idzie za ciosem i po hitowej kolekcji przygotowanej przez Rihannę zaprosiła do współpracy kolejną gwiazdę muzyki. Podobnie jak Riri, The Weeknd przygotuje w przyszłym roku swoją linię odzieży i obuwia. To jednak pieśń przyszłości. Na razie The Weeknd jako ambasador marki Puma promuje najnowszą kolekcję SportStyle, m.in. Ignite evoKNIT, limitowaną linię obuwia Ignite i ubrań Evo.

11


M MODA / POWOLI

ZAKUPY W WERSJI SLOW Szukanie prezentu w ogromnych centrach handlowych wymaga czasu, motywacji i ogromnej cierpliwości. Łatwo się zniechęcić, przepychając się przez tłum ludzi, którzy, podobnie jak ty, desperacko szukają prezentów. Zwykle kończy się więc tak, że lądujesz w domu z przypadkowymi drobiazgami i prawie od razu zaczynasz żałować, że je kupiłeś. Żeby oszczędzić sobie frustracji, radzimy, żeby nastawić się na świąteczne zakupy w wersji slow. Na Mysiej 3 znajdziesz polskie butiki, takie jak: NAP, Nenukko, ORSKA, SVOI, Elementy, Balagan, Rilke, Gloomy Sunday czy Roboty Ręczne. Kolczyki wysokiej jakości, skórzany, minimalistyczny portfel czy ciepły sweter fair trade ucieszą obdarowanego, a tobie zaoszczędzą nerwów. NENUKKO

12

Najróżniejsze ubrania: od street wearu aż po minimalistyczną elegancję. Markę charakteryzuje łamanie modowych zasad. Ubrania i dodatki NENUKKO będą świetnym prezentem dla tych, którzy chcą kupować świadomie – wszystko jest wytwarzane lokalnie, bez użycia produktów pochodzenia zwierzęcego. NAP Prezenty dla domatora. Znajdziemy tu meble, tkaniny, lampy, a także ciekawe dodatki do wnętrz, organiczne kosmetyki i ubrania od polskich projektantów.

ELEMENTY

ORSKA

Marka stawia na klasykę w nowym wydaniu. Wszystkie przedmioty to regularny krój, prostota i starannie dobrane naturalne tkaniny. Będą dobrym prezentem dla ludzi ceniących minimalizm.

Ręcznie wykonana biżuteria zainspirowana odległymi zakątkami świata i różnymi epokami. Dodatki ORSKIEJ sprawdzą się jako prezent dla tych, którzy cenią sobie oryginalną formę.


REWOLUCJA . W DEMAKIJAZU! N AT U R A L N Y S P O S Ó B O C Z Y S Z C Z.A N I A S K Ó R Y T Y L K O P R Z Y U Z Y C I U W O DY

.

rekawiczka z innowacyjnych mikrowłókien. Do codziennego uzytku przez 3 miesiace. Dla wszystkich typów skóry. ,

GlovPolska glov.official Dostepna w dobrych perfumeriach, drogeriach i aptekach. ,

,


M MODA / W SIECI

DLA WYBRANYCH Kupowanie prezentów może być naprawdę przyjemne. Zwłaszcza jeśli wszystkie znajdziemy w jednym miejscu.

14

Wybrać odpowiedni prezent. Co roku przed świętami każdy z nas staje przed tym wyzwaniem. Wybrać, czyli najpierw wymyślić, co mogłoby sprawić bliskim przyjemność, pamiętając o złotej zasadzie, że choć kupujemy my, to prezent wcale nie jest dla nas. Wybrać, czyli zaplanować strategię kupowania. Wiadomo, że przed świętami trudniej wyrwać się z pracy, po południu tłumy w sklepach, a rano wszystko zamknięte. Potem trzeba zdecydować, gdzie najlepiej byłoby załatwić wszystko od razu. Sklepów musi być dużo, ale też bez przesady, bo przecież chodząc od butiku do butiku i przeglądając towary, można zwariować! A przecież można wybrać zupełnie inaczej. Na przykład wpaść na Zalando.pl i tym samym ominąć pułapki. Wszystkie marki w jednym miejscu. Kupować można w każdej chwili, nawet w kolejce po karpia. A w dodatku można to zrobić, nie wychodząc z domu – kurier niczym Święty Mikołaj przychodzi do domu. Brzmi, jak idealny świąteczny wybór? Dlaczego więc nie podzielić się nim z bliskimi? Przecież można. Wystarczy kupić kartę podarunkową i dać najbliższym wybór. Bo mimo iż złota zasada brzmi, że choć kupujemy my, to prezent wcale nie jest dla nas, to i tak każdy z nas wie, że najlepsze podarki kupujemy sobie sami. Chyba że nadal wierzymy w Świętego Mikołaja. Wtedy już trzeba zdać się na jego wybór.

Czapki z głów Przy tej czapce inne mogą się schować. Ciepła, wygodna i wyjątkowo twarzowa. Cheap Monday/Zalando.pl O północy w Paryżu Nie dość, że wygląda jak rozgwieżdżone niebo, to jeszcze pięknie odsłania plecy. Lipsy/Zalando.pl

Rok za pasem Niby mała rzecz, ale po niej poznaje się prawdziwego eleganckiego mężczyznę. Scotch & Soda/Zalando.pl Plaster miodu Szykowny dodatek potrafi zdziałać cuda. Na tej torebce można polegać. Even&Odd/Zalando.pl

Dowód miłości Dzięki karcie upominkowej Zalando wasi bliscy będą mogli poznać komfort wyboru.

Zima zła W wełnianych rękawiczkach wcale nie taka najgorsza. Ciepłe dłonie to podstawa. Superdry/Zalando.pl


15

IDEALNY PREZENT Znaleźliśmy go za Ciebie. Inspiracje i trendy teraz na zalando.pl


Z ZNANI

JULIA MARCELL

podsumowuje mijający rok i opowiada o planach na następny

Jak byś opisała trzema słowami mijający rok? Ch-ch-changes.

Co z tego roku będziesz pamiętać za 10 lat? Na pewno wydanie mojej płyty „Proxy” i parę osobistych przeżyć, a także multum wydarzeń społeczno-politycznych. To był intensywny rok. Czarne marsze, Donald Trump, Nobel dla Dylana – jest co pamiętać.

16

Płyta 2016 r. innego artysty, którą sama chciałabyś nagrać? „A Moon Shaped Pool” Radiohead albo „My Woman” Angel Olsen.

Prezent, jaki chciałbyś dostać w tym roku pod choinkę. Książki.

W przyszłym roku na pewno przeczytam… „Mechaniczną pomarańczę” Anthony’ego Burgessa, „Sculpting in Time”, co wpadnie mi w ręce.

W przyszłym roku najbardziej czekam na… Nowe „Gwiezdne wojny”.

Za rok o tej porze chciałbym powiedzieć, że… Zrealizowałam wszystkie swoje ambitne plany. Oraz że świat dalej stoi, trzyma się i najgorsze za nami.


SKŁADAJĄC HOŁD WSZYSTKIM NIEPOKORNYM! Carrera przedstawia kolekcję Maverick i jej pierwszego ambasadora – Jareda Leto. Wyjątkowe okulary z kolekcji Maverick imponują lekkością oraz komfortem noszenia. Przekonały już prawdziwego indywidualistę – Jareda Leto. Teraz czas na Ciebie!

Kup okulary Carrera* i odbierz swój rabat! 25 lat x 3 = 75zł *Oferta dotyczy okularów przeciwsłonecznych i korekcyjnych w wybranych salonach optycznych. Sprawdź adresy na www.viscom.pl. Oferta ważna od 1.09 do 31.12.2016.


F FILM / NA TO CZEKAMY

SIEDMIU WSPANIAŁYCH Rok 2017 w kinie mainstreamowym będzie stał pod znakiem sentymentalnych powrotów. Krążą plotki o reanimacji „Gremlinów”, z legendą „Blade Runnera” zmierzy się Dennis Villeneuve, do kin wpłynie też „Słoneczny patrol”. Już bez włochatych fałdek Davida Haselhoffa, lecz z napompowanym bicepsem Dwayne’a Johnsona. Znak czasów. Pewne rzeczy pozostaną jednak niezmienne – Scarlett Johansson znowu zagra robota („Ghost in the Shell”). Ale będą też dobre filmy. Oto siedem tytułów, na które w 2017 roku warto czekać. Tekst: Mariusz Mikliński

„La La Land” reż. Damien Chazelle Nie jestem wielbicielem musicali, zwłaszcza amerykańskich. Hasanie po ulicach z uśmiechem przyklejonym do twarzy kojarzy mi się z ostrymi stanami maniakalnymi i koniecznością hospitalizacji. Jednak „La La Land” trzeba dać szansę i przymknąć oko na kuriozalność tej konwencji. I to nie dlatego że piruety kręcą tu śliczniutcy Ryan Gosling i Emma Stone. Pod tym musicalem podpisał się bowiem Damien Chazelle, 31-letni reżyser kapitalnego „Whiplasha” – historii ambitnego perkusisty, w której krwi i napięcia jest tyle, ile w porządnym horrorze. W swoim trzecim filmie Amerykanin składa hołd złotej erze Hollywood w opowieści o parze niespełnionych młodych artystów, którzy muszą się skonfrontować z trudną rzeczywistością amerykańskiego show-biznesu. Tak, tu też hasają po ulicach, ale Chazelle jest zbyt inteligentnym reżyserem, by zrobić wyłącznie roztańczoną wydmuszkę. Premiera: 20 stycznia

18 „T2: Trainspotting” reż. Danny Boyle

Ryzykowne przedsięwzięcie. Danny Boyle po nieszczególnie udanym flircie z Hollywood wraca na własne podwórko i do tematów, w których czuje się najswobodniej – dragów, gangsterskich porachunków i ponurego życia na brytyjskim zadupiu. Oryginalny „Transpotting” z 1996 r. – pozycja kultowa dla większości dzieciaków urodzonych w latach 80. – był dla Boyle’a przepustką do wysokobudżetowego kina i filmów tak złych czy pozbawionych autorskiego stylu jak „Niebiańska plaża” czy „Slumdog”. Dokąd go zaprowadzi druga część, trudno powiedzieć. Ewana McGregora, wcielającego się w rolę Rentona – wielbiciela heroiny i tarapatów, nie zastąpiono bardziej popularnym nazwiskiem. Ekipa jest ta sama – wciąż żywa, mniej naćpana i trochę bardziej spuchnięta. Na pewno nie jest to odcinanie kuponów, bo scenariusz oparto na nieźle przyjętej powieści „Porno” Irvine’a Welsha. Tylko czy da się wymyślić coś lepszego od sceny „ponownych narodzin” w muszli klozetowej? Premiera: 3 lutego

„Cmentarz wspaniałości” reż. Apichatpong Weerasethakul To jest to nazwisko, którego wymowy trzeba się nauczyć na pamięć, by na imprezach robić wrażenie podczas rozmów z nieznajomymi. Na pewno zadziała. A że mało kto wie, kim jest tajlandzki reżyser, to w zasadzie nie trzeba nawet oglądać jego filmów. Choć byłoby szkoda. Kino Weerasethakula trudno do czegokolwiek porównać – swobodnie przeplata się w nim magia z realizmem, a społeczna wrażliwość i liryzm z abstrakcyjnym humorem. Najlepszym dowodem tej oryginalności jest „Cmentarz wspaniałości”, drugi film Apichatponga, który trafia na polskie ekrany. To historia szpitala wojskowego na tajlandzkiej prowincji, w którym przebywają żołnierze cierpiący z niewyjaśnionych powodów na śpiączkę. Stan jednego z nich poprawia się, gdy do oddziału przybywa nowa opiekunka. „Cmentarz...” to okazja do poznania świata wyobraźni, która krąży osobnymi, zaskakującymi ścieżkami. Premiera: 3 lutego


„Sieranevada” reż. Cristi Puiu Ten film powinien obejrzeć każdy, kto boi się rodzinnych przyjęć. Cristi Puiu urządza swoim bohaterom piekło w M3, dzięki któremu serwowane przez empatyczne ciotki pytania: „Masz już dziewczynę?” czy „A kiedy ślub?” nie będą wydawały się takie straszne. „Sieranevada” to historia kolacji wydanej w pierwszą rocznicę śmierci nestora rodu. Zgodnie z tradycją dania muszą być poświęcone przez księdza. Ten się jednak spóźnia – dania stygną, salaterki się kurzą, a atmosfera z minuty na minutę gęstnieje niczym galareta. Rumuński reżyser, przez niemal trzy godziny właściwie nie opuszczając ciasnych pokoi, rysuje galerię zaskakująco znajomych postaci – sfrustrowanych, nieszczęśliwych, gotowych rzucić się najbliższym do gardeł znad talerza mamałygi. Piękny horror na tle meblościanek, w sam raz po świątecznej traumie. Premiera: pierwsza połowa roku „Elle” reż. Paul Verhoeven Jedno z większych zaskoczeń roku. Reżyser takich kampowych arcydzieł jak „Showgirls” czy „Żołnierze kosmosu”, po dziesięciu latach od ostatniego filmu, nakręcił błyskotliwy thriller, pod którym mógłby podpisać się Roman Polański. „Elle”, oparta na popularnej powieści Philippe Djiana, to historia 50-letniej Michelle, która pada ofiarą gwałtu. Po zajściu zmywa krew z nóg i jak gdyby nigdy nic idzie do pracy. Zamiast udać się na komisariat, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Paul Verhoeven podjął bardzo słuszną decyzję – w roli kobiety, która wkracza na ścieżkę zemsty, obsadził Isabelle Huppert. Okazuje się, że francuskiej aktorce jest do twarzy z siekierą. „Elle” sprawdza się nie tylko jako trzymające w napięciu, wystawiające uwagę widza na próbę kino gatunkowe, lecz także jako perwersyjne studium utraty tożsamości. Premiera: 27 stycznia „Dau” reż. Ilja Krzanowski Obecność tego filmu na tej liście to w pewnym sensie zaklinanie rzeczywistości – trudno powiedzieć, czy „Dau” kiedykolwiek ujrzy światło dzienne. Ilja Krzanowski wraz z pisarzem Władimirem Sorokinem kilka lat temu porwali się na piekielnie trudny eksperyment. Na potrzeby realizacji przygotowano plan filmowy zajmujący 12 tys. metrów kwadratowych. W sztucznym miasteczku-instytucie, w którym zostały odtworzone realia życia w Związku Radzieckim lat 40., miała zamieszkać cała ekipa. Aktorzy nosili stroje z epoki, płacili starymi rublami i jedli to, co było dostępne w sklepach sprzed dekad. Krzanowskiemu chodziło o stworzenie alternatywnej rzeczywistości, którą rejestrowały rozmieszczone na całym terenie kamery i mikrofony. W obsadzie, oprócz aktorów rosyjskich, m.in. Marina Abramovic. Zdjęcia zakończono w 2011 r. spaleniem całego miasteczka. Od tego czasu reżyser zmaga się z postprodukcją swojego dzieła totalnego. Na film czeka nie tylko festiwal w Cannes, ale i rosyjskie Ministerstwo Kultury, który jakiś czas temu zażądało zwrotu ogromnego dofinansowania. Premiera: przyszłość

19

„Toni Erdmann” reż. Maren Ade Nie ma nikogo takiego jak Toni Erdmann. To postać fikcyjna, nietuzinkowy biznesmen, w którego wciela się emerytowany nauczyciel Winfried, by wywrócić do góry nogami życie swojej córki Ines – gwieździe managementu w rumuńskiej filii międzynarodowej korporacji. Intencje ma szczytne. W niekonwencjonalny, raz zabawny, raz ocierający się o okrucieństwo sposób chce jej uświadomić, że świat nie kończy się na tabelkach w Excelu, prezentacjach i lanczach z klientami. Wbrew pozorom „Toni Erdmann” nie ma nic wspólnego z natchnionymi fałszywkami spod znaku „Jedz, módl się i rób przysiady” czy mindfulnessowymi truizmami. Reżyserka przedstawia dwa oblicza samotności, nie stawiając prostych diagnoz. Buduje sceny z kapitalnych dialogów, nie ucieka w karykaturę i wie, jak sprawić, by bohaterowie, śmieszni, słabi i nieraz odpychający, stali się widzowi bliscy. Premiera: 27 stycznia


S SZTUKA / NA MURZE

KIERUNEK MIASTO Murale to nie wszystko. Na ulicach pojawiają się rzeźby, instalacje i elementy małej architektury projektowane przez streetartowców. O tym, w jakim kierunku rozwija się dzisiaj urban-art, opowiada Chazme – jeden z najlepiej rozpoznawalnych artystów tego nurtu. Rozmawiała: Sylwia Kawalerowicz

20

„Blue in Green” Chazme/Sepe, Szines Varos Festival, Budapeszt/Węgry, 2016

Zima za pasem, kończysz sezon muralowy. Sezon zaczęliśmy we Włoszech, skończyliśmy w Waszyngtonie. W międzyczasie był jeszcze Budapeszt, kilka prac w Polsce. Nie mogę narzekać, było co robić. Ten rok był dla mnie ważny z tego względu, że na dobre zaj projektowanie prac przygotowywanych w trójwymiarze. Podczas Trafic Design w Gdyni przygotowaliśmy razem z Mozim płaskorzeźbę, która znalazła się u wejścia do odrestaurowanego przejścia podziemnego. To było ciekawe wyzwanie.

Druga rzeźba powstała w kolaboracji z Tomaszem Górnickim pod mostem na warszawskim Powiślu. Tu obyło się bez festiwalowej pomocy. Po prostu zaprojektowaliśmy, wykonaliśmy i umieściliśmy obiekt w wybranej przez siebie lokalizacji. Takie podróżowanie od festiwalu do festiwalu to dzisiaj codzienność street artowców? Na pewnym poziomie organizowanie sobie wszystkiego samemu jest już bardzo trudne. Coraz większe ściany, to coraz

więcej roboty. Najgorsza jest logistyka – sprzęt, pozwolenia, wyszukiwanie lokalizacji. W tym nas wyręczają organizatorzy imprez. Chętnie korzystamy z zaproszeń, bo dzięki temu możemy trochę pojeździć, zostawić swoje prace w różnych miejscach na świecie. Z rusztowań przenosisz się teraz do pracowni. Będziesz rzeźbił? Sezon pracowniany to czas eksperymentów. Paradoksalnie praca na ulicy ma znacznie więcej ograniczeń, głównie


„Silent City: Wall 1”

„Concrete Contrasts” Chazme 718, District Walls, Waszyngton/USA, 2016

zresztą natury logistycznej. W pracowni nikt nie patrzy na ręce, mam tyle czasu ile chcę, mogę pozwolić sobie na błędy i ich naprawianie. Mogę szukać nowych ścieżek, którymi chciałbym podążać. W tym roku chcę pozajmować się bardziej geometryczno-abstrakcyjnymi obiektami, poeksperymentować z rzeźbą. W tym co maluję, zawsze jest element architektury. Działam też na polu sitodruku. Wydawało mi się, że będzie łatwo, ale okazało się, że wcale nie jest to takie proste. To mnie mobilizuje do pracy. Mam wrażenie, że po latach prosperity street art, czy też szerzej urban art, trochę jakby stracił impet. Ja w ogóle boję się tych określeń, nie lubię hasła „street art”, ono coraz mniej znaczy, bo określa się tak wszystko jak leci. Urban art jest bardziej pojemny. Ale moim zdaniem nie ma potrzeby takiego szufladkowania. Jest malarstwo, rzeźba, instalacja. Są dobre prace i złe. Myślę, że najlepiej widać, w jakim kierunku ten nurt się rozwija śledząc prace konkretnych artystów. Wielu z nich pracuje też na płótnach albo eksperymentuje z zupełnie nowymi technikami.

zaczynają być jak wielkoformatowe reklamy, meczą, nawet jeżeli to są dobre rzeczy. Na świecie, ale i w Polsce zmienia się myślenie kuratorów związanych z tzw. street artem. Podoba mi się to. Coraz więcej ekip zaczyna myśleć o mieście formami takimi jak instalacja, rzeźba, mała architektura, elementy miejskiego dizajnu. Czemu nie oddać tego w ręce artystów? To działanie, które pozwala być w zgodzie z miastem, dostrajać się do Czy odkrywanie nowych środniego a nie atakować obcą formą. Dobrym ków wyrazu, to kierunek w któprzykładem takiego myślenia jest gdyńrym teraz rozwija się street art? ski festiwal Trafic Design – podczas tej Powoli przekraczamy masę krytyczną imprezy artyści zaczęli przygotowywać murali w miastach. Kiedy na ścia- szyldy dla okolicznych sklepów, projeknach jest za dużo prac, następuje prze- tują bramy i odpływy ściekowe. To barsyt, to zaczyna być niestrawne. Murale dzo fajny kierunek.

21

Chazme X Mozi Traffic Design, Gdynia, 2016

Chazme Absolwent Wydziału Architektury i Urbanistyki w Warszawie. Jeden z najlepiej rozpoznawalnych polskich artystów związanych z urban artem, autor wielu murali przygotowywanych wspólnie z Sepe. Jego prace mozna oglądać w m.in. w Budapeszcie, Pradze, Monachium, czy Waszyngtonie. chazme718.blogspot.com instagram:@chazme718


D DIZAJN / PERSONALIZACJA

SKROJONE NA WYMIAR Zaprojektuj etykietę i zamów spersonalizowaną butelkę.

22

Mieć coś, co mają wszyscy, to żaden wyczyn. Gustów i guścików są tysiące, więc nie dziwi, że żeby się wyróżnić, trzeba trochę ruszyć głową. Spersonalizować można prawie wszystko – od ubrań aż po samochody. Ci, którzy chcą mieć jedyne w swoim rodzaju ubrania, inwestują więc w mniej lub bardziej zaawansowany sprzęt krawiecki i mocują na swoich kurtkach i marynarkach łaty, naszywki czy ćwieki. Inni zamawiają spersonalizowane buty lub sami je ulepszają za pomocą specjalnych farb czy akcesoriów. Etui na smartfon to już nie tylko ochrona dla drogocennego sprzętu – pełni też funkcję estetyczną i służy wyrażaniu wielowymiarowej osobowości właściciela telefonu. Na popularności zyskują więc coraz bardziej wyszukane pokrowce – można np. wyposażyć swój smartfon w uszka, oczka czy futerko. Nie popieramy szczególnie nadawania elektronice cech zwierząt domowych, ale przecież trend trzeba odnotować. Podobnie sprawa wygląda w branży motoryzacyjnej – na ulicy można zaobserwować coraz więcej entuzjastów tuningu, którzy z gorszym lub lepszym skutkiem mody-

fikują swoje samochody. Wszystko po to, żeby mieć pewność, że ten, który należy do nich, jest jedyny w swoim rodzaju. Personalizacja w niektórych przypadkach sięga masowej skali. Coraz więcej marek pozwala swoim klientom na zamówienie produktów, które sami sobie zaprojektują. W niektórych przypadkach wystarczy wejść na stronę internetową i skorzystać ze specjalnych funkcji pozwalających na „zaprojektowanie” przedmiotu. Można w ten sposób zamówić buty, kurtkę, mebel, a nawet samochód. Jedną z marek, które odnalazły się w tym trendzie jest Pan Tadeusz. Klienci na specjalnie przygotowanej stronie (www.barpremium.pl) mogą zamówić etykietę ze słowem o maksymalnej długości dziewięciu znaków poprzedzonym zwrotem „Pan” lub „Pani”. Nada się na prezent dla znajomego (np. z etykietą „Pan Kolega”), świeżo upieczonego małżonka („Pan Młody” albo „Pani Młoda”) czy absolwenta uniwersytetu („Pan Magister”). Zresztą co będziemy podpowiadać – najlepiej będzie, jeżeli sami wykażecie się kreatywnością i wymyślicie własną treść.


23


P PREZENTY / PAPIER

PAPIERNIK Papier kochamy miłością wielką. W każdej postaci i ze wszystkimi przyległościami – ołówki, zakreślacze, spinacze i notesy podnoszą nam i tak za wysokie ciśnienie. Jeśli i wy lubicie szelest kartek – oto garść pomysłów, co moglibyście kupić sobie pod choinkę.

Puzzeldarz Kalendarz japońskiej marki Good Morning Inc. można układać w dowolny kształt, w zależności od pory roku albo humoru.

Buyolympia.com

Zepnij psiakiem Drucikowy buldożek japońskiej firmy Midori może spinać kartki albo służyć jako minizakładka do książki.

Rzeczownik.com

24 Minimal Pudełka do przechowywania z serii Pulp Storage uznanej japońskiej marki Midori zrobione są z pulpy papierowej pozyskanej w 100% z recyklingu.

Papierniczeni.pl

Trójkąty i kwadraty Jeśli mamy ładny notes, taki jak ten w piękne geometryczne wzory, na pewno wpadniemy na pomysł, co w nim zapisać.

Rzeczownik.com

Ołówkopis Wygląda jak ołówek, pisze jak długopis. Zrobiony jest z drewna i mosiądzu.

Escribo.pl

Paperbag Po torbach Pandamito ze wzmocnionego polipropylenem papieru można rysować i malować. Udźwigną nawet 25 kilo.

Pandamito.pl


25


D DIZAJN / VINTAGE

PRYWATKA RETRO Styl vintage panuje w modzie, wystroju wnętrz, architekturze i kulinariach.

26

Meble stylizowane na lata 50. na charakterystycznych, „patyczkowatych” nóżkach, plisowane spódnice do pół łydki przypominające te, które nosiły nasze babcie 60 lat temu czy porcelana „a la bar mleczny”. Tym żył ten rok. Im coś starsze, im dziwniejsze i im mocniej zakorzenione w swojej epoce, tym bardziej pożądane. Wracamy do dawnego szyku i smaku. W dzisiejszych czasach przede wszystkim liczy się styl i oryginalność. Nie sztuka ubrać się jak manekin z wystawy, sztuką jest połączyć współczesne trendy z przeszłością. I to nie tylko w modzie, ale też w wystroju wnętrz a nawet w kuchni, gdzie swobodnie miesza się sprawdzone, klasyczne receptury z nowinkami. Takim połączeniem może się pochwalić Martini Asti Vintage, które właśnie debiutuje na sklepowych półkach. Poznacie je po eleganckiej retro butelce z okrągłą etykietą w stylu vintage i świeżym smaku, który stworzony jest na bazie Martini Asti powstałego wedle receptury z 1863 r. To właśnie wtedy w Santo Stefano Belbo w sercu regionu Asti powstała pierwsza butelka tego alkoholu zrobionego z wina Moscato. I tu w tradycję Martini wkrada się nowoczesność. Bo wbrew pozorom Vintage nie odnosi się tu tylko do stylu, ale też do faktu, że to Martini powstało

w 100% z winogron zebranych na przełomie sierpnia i września w jednym roku. Dzięki temu już w listopadzie możemy cieszyć się niepowtarzalnym smakiem owocowego, tłoczonego na zimno i świeżo zebranego wina. Przygotujcie więc sobie przemowy, by wznosić oldschoolowe toasty, wyciągnijcie norki z szafy i puśćcie na winylach płyty. Tańczcie tylko w parach i bawcie się we francuską pocztę. Swobodnie mieszkajcie style i epoki. Jedyną zasadą retro prywatki jest brak zasad. Liczy się klasa, styl i elegancja a to, którą epokę przywołacie, to kwestia waszej wyobraźni.

VINTAGE KOLEKCJA Z morskiej pianki Trochę stare, trochę nowe. Klasyczny fotel klubowy z bukowego drewna z nową, morską tapicerką. Można odpłynąć. lata60-te.pl


Królewski toast Jeśli już pić, to z kryształu. Dźwięk przy stuknięciu się kieliszków nie do podrobienia. Santé! crystaljulia.com

Wspomnień czar Kawka z historią. Ta filiżanka została zaprojektowana w 1959 roku przez duet RuszczyńskiKwinta i ręcznie pomalowana w Krakowie. Rarytas. patyna.pl

Czarne złoto

Czysta abstrakcja

Porcelana z Ćmielowa to klasyk wśród klasyków. Każdy retro kolekcjoner powinien mieć choć filiżaneczkę, choć komplet robi większe wrażenie. lata60-te.pl

Kawowy stolik prosto z lat 60. Mosiężne okucia na nóżkach, szklany blat i stylowe, złote wykończenie. Sam szyk! lata60-te.pl

27


T TECHNOLOGIA / DO RĘKI

IDZIE NOWE Sprzęt, który oferuje rozwiązania ułatwiające życie i jest w przystępnej cenie, to coś, czego warto szukać na półkach w 2017 r. Tekst: Michał Zieliński

28

Smartfony to już nie tylko narzędzia do pracy – używa ich każdy, więc nie sposób je pominąć, pisząc o trendach. Przez ostatnie lata świat technologii zdawał się funkcjonować według zasady „im drożej, tym lepiej”, a flagowe modele najpopularniejszych producentów kosztowały i nadal kosztują sporo. Na rynku zaczęły pojawiać się jednak sprzęty, które mają podobne funkcje, ale zapłacimy za nie ułamek horrendalnej sumy, jaką musielibyśmy wydać na topowe modele. Producenci tańszych smartfonów cięli koszty na wszystkim: wyświetlacze były więc tragicznej jakości, wydajność urządzeń była bardzo niska, a zainstalowane na nich oprogramowanie pozostawiało bardzo wiele do życzenia. A przecież każdy chciał mieć łatwy dostęp do swojej cyfrowej tożsamości – muzyki, zdjęć, profilu na portalu społecznościowym. Wyglądało na to, że jeżeli chcemy mieć sprzęt, który będzie niezawodny, musimy za niego słono zapłacić. Całe szczęście ten trend ulega zmianie. Patrząc na tabele ze specyfikacjami różnych modeli, można odnieść wrażenie, że obecnie telefony nawet za kilkaset złotych nie odstają już tak bardzo od flagowców. Ktoś powie, że wydajność procesora w smartfonie będzie wyższa w przypadku topowych

modeli, ale czy zauważymy to na co dzień, wertując media społecznościowe, robiąc zdjęcia czy przeglądając ofertę sklepu z ciuchami? Obserwując rozwój rynku smartfonów, można odnieść wrażenie, że producenci coraz rzadziej chwalą się np. niezrozumiałą dla większości liczbą rdzeni procesora, a skupiają się na funkcjach unikalnych dla danego modelu. Sprzęt, który oferuje rozwiązania ułatwiające nasze życie i jest w przystępnej cenie, to coś, czego warto szukać na półkach w 2017 r. Jednym z kandydatów może być najnowszy Neffos X1. Wywodzi się z marki TP-Link, która jest najpopularniejszym w Polsce producentem urządzeń sieciowych. Ekran Neffosa X1 obsłużymy w rękawiczkach, a czytnik linii papilarnych pozwoli nie tylko odblokować telefon, ale też zabezpieczyć dostęp do poszczególnych części telefonu – aplikacji, wiadomości czy zdjęć. Czytnik został też umieszczony z tyłu telefonu ze względów ergonomicznych – to przecież właśnie tam trzymamy palce, używając telefonu. Neffos X1 wpisuje się w trend, który będzie przewodził rynkowi smartfonów w 2017 r. Będzie tanio, solidnie i funkcjonalnie.


29


P PREZENTY / NA PRZYSZŁOŚĆ

DLA CYBORGÓW Zakładamy, podłączamy, wpinamy i podglądamy.

Anty-zguba Przyczepiasz do laptopa albo innych wartościowych rzeczy. Kiedy nie możesz znaleźć zguby, włączasz appkę w telefonie i lokalizujesz, bo odbiornik zaczyna hałasować. Chcieliśmy napisać, że wynalazek nie pomaga, kiedy zgubisz sam telefon, ale pomysłodawcy produktu Tile o tym nie zapomnieli – wystarczy nacisnąć przycisk na nadajniku, a telefon sam się odezwie.

Thetileapp.com

30 Kręcenie oprawkami Trzymanie telefonu podczas kręcenia snapchata to zbyt duży wysiłek – jeśli tak uważacie, koniecznie kupcie okulary, które pozwolą wam nagrać snapa bez wyciągania telefonu z kieszeni. Jeśli jednak nie do końca wiecie, co to snapchat, radzimy pozostać w błogiej nieświadomości.

Spectacles.com

Kable won Problemy pierwszego świata: siedzisz na kanapie z laptopem na kolanach i puszczasz na nim film, ale w sumie wolałbyś go oglądać na telewizorze, który stoi kilka metrów dalej. Jak to zrobić i wykonać przy tym jak najmniej ruchów? Chromecast to urządzenie pozwalające na bezprzewodowe udostępnianie obrazu na telewizorze, np. z komputera, smartfona czy tabletu.

Google.com/chromecast

Energii w bród „Mój smartfon ma wystarczająco pojemną baterię” – nie powiedział nigdy nikt. Ci, którzy telefonu używają częściej niż dwa razy dziennie muszą więc nosić ze sobą powerbanki. TP-Link TL-PB10400 pozwoli naładować telefon aż cztery razy, a dwa porty USB umożliwiają ładowanie dwóch urządzeń jednocześnie.

Tp-link.com.pl


Guma zamiast laptopa

Po papierze, czyli po ekranie Notatki cyfrowe są co prawda praktyczniejsze, ale pisanie długopisem po papierze wciąż wygrywa (przynajmniej u nas w redakcji). Okazuje się, że można połączyć funkcjonalność z przyjemnością ręcznego pisania. Cyfrowy długopis pozwala jednocześnie notować na papierze i na tablecie czy smartfonie. Wszystko to, co napiszemy od razu pojawia się na ekranie podłączonego urządzenia. Jeśli ktoś chce, może też przekonwertować bazgroły na tekst komputerowy.

Livescribe.com

Czym się różni opakowanie gumy do żucia od komputera? Wszystkim poza wielkością. Najnowszy wynalazek Intela to urządzenie podłączane do dowolnego portu HDMI, który znajdziemy w każdym telewizorze czy monitorze nowej generacji. Wystarczy wpiąć klawiaturę i mysz i można działać.

Intel.com

31 Ważne, że ciepło

Najpierw wprowadzali czytniki linii papilarnych, żeby nikt niepowołany nie mógł używać naszego smartfona. Teraz ci mieszkający w zimniejszych krajach zastanawiają się, jak niby mają zeskanować palec, skoro trzymają go w rękawiczce. Z pomocą przychodzą TAPS, czyli skrawki materiału z fakturą, która przypomina skórę. Wystarczy nakleić je na rękawiczkę, dodać jako kolejne odciski palca i już można przewijać Instagrama. A że jak ktoś ukradnie rękawiczki to będzie mógł odblokować naszego smartfona? E tam, ważne że w ręce ciepło.

Nanotips.com

Na podglądzie

Świat na głowie

Wszyscy bez przerwy o wirtualnej rzeczywistości – że to przyszłość i że nie trzeba będzie nigdzie jeździć i nic robić, bo wszystko będzie można zobaczyć na własne oczy dzięki tym dziwnym pół-hełmom. Nas trochę przeraża wizja oglądania w nim np. koncertu The XX, ale kto wie – w sumie nie próbowaliśmy.

Playstation.com

Dla tych, którzy ciągle gdzieś jeżdżą, a mimo to chcą wiedzieć, co się dzieje u nich w domu. Kamera Cloud TP-Link NC250 pozwala sprawdzić, czy z mieszkaniem wszystko ok, czy sąsiad nas nie zalewa i czy kot ma wystarczająco dużo jedzenia w misce.

Tp-link.com.pl


T TECHNOLOGIA / SŁUŻY

NOWE, INTERNETOWE Zamawiamy pudełka i śniadania, szukamy pracowników, a na koniec umawiamy się na wizytę u fizjoterapeuty. A wszystko oczywiście online. Tekst: Jonasz Tolopilo

32

WIZYTA BEZ DZWONIENIA

MIKROAGENCJA PRACY

Stefan Batory na co dzień intensywnie biega, więc raz na jakiś czas potrzebował konsultacji z fizjoterapeutą. Któregoś dnia wrócił po treningu z obolałym mięśniem. – To był późny wieczór, więc dzwonić już nie wypadało. Napisałem SMSa. Fizjoterapeuta nie mógł potwierdzić wizyty na następny dzień – musiał spojrzeć w kalendarz, który trzyma na stole w gabinecie, a był w domu. Następnego dnia od rana odwożenie dzieci do szkoły, praca i spotkania. W końcu dzwonię, a on nie odbiera – no ale jak ma odbierać, skoro ma zajęte ręce, bo akurat kogoś masuje. Kończył wizytę i co prawda oddzwaniał, ale wtedy z kolei ja nie mogłem rozmawiać, bo byłem na spotkaniu. I tak w kółko – wspomina Stefan, współzałożyciel aplikacji Booksy. Razem ze wspólnikiem, Konradem Howardem stworzył więc usługę, która pozwala umówić wizytę u fryzjera, fizjoterapeuty czy kosmetyczki bez potrzeby dzwonienia. Kiedy planowali stworzenie systemu około trzy lata temu, zastanawiali się, czy główny rozwój oprzeć o system internetowy z dostępem za pomocą komputera albo laptopa, czy inwestować w aplikację na urządzenie mobilne. – Zauważyliśmy, że w tamtym czasie większość ludzi miała już smartfona albo w najbliższym czasie planowała jego zakup. Uznaliśmy, że lepiej będzie, jeśli stworzymy system, który będzie działał w telefonie, który większość z nas nosi cały czas przy sobie – opowiada Stefan. Kto był pierwszym polskim klientem Booksy? Oczywiście fizjoterapeuta pomysłodawcy aplikacji.

To szybka piłka. Firmy rekrutujące są przyzwyczajone do tradycyjnych metod, które mogą trwać w nieskończoność. A u nas w kilka minut wybierasz branżę, stanowisko, wpisujesz, jaka jest twoja oferta i czego oczekujesz – mówi Marcin Fiedziukiewicz, jeden z założycieli usługi Jobsquare. Przez kilka lat zajmowali się branżą rekrutacyjną. W pewnym momencie zauważyli, że na rynku aplikacji randkowych pojawił się Tinder ze swoim banalnym w obsłudze interfejsem. Chcieli stworzyć narzędzie, które zadziała na podobnej zasadzie, co Tinder, ale zamiast do randkowania, będzie mikroagencją pracy w telefonie. – Tworzenie aplikacji zajęło rok, bo szybko okazało się, że system powinien być bardziej złożony, niż zakładaliśmy na początku – mówi Marcin. – Aplikacja dla pracodawcy musiała być stworzona w inny sposób, niż wersja dla tych, którzy poszukują zajęcia. Trzeba było też zaprojektować wygodny interfejs do przeglądania profili kandydatów – dodaje. Kandydaci mogą wybierać spośród kilku popularnych branż – gastronomii, pracy fizycznej, hotelarstwa czy sprzedaży. Obecnie z Jobsquare korzysta prawie 1500 pracodawców, którzy rekrutują głównie w Warszawie. Używają jej zarówno duże sieci fastfoodowe, jak małe sklepy osiedlowe. Aplikacja działa na smartfonach z Androidem i na urządzeniach z systemem iOS.


ZAMIAST FOLIOPAKA – Pracowałem w agencji interaktywnej i podczas realizacji jednego z projektów klient zapytał, czy wiem, gdzie można wyprodukować pudełka. Zawsze myślałem, że pudełko jest na tyle prostym elementem, że zrobi je każda drukarnia. Okazało się, że nie – mówi Wojciech Sadowski, współzałożyciel zapakuj.to. Z ciekawości wysłał maile do kilku największych drukarni z prośbą o wycenienie niewielkiego zamówienia. – Zdecydowana większość nie odpisała, część odpowiedziała, że tak mało nie produkują, a jeszcze inni zasypali mnie masą szczegółowych pytań dotyczących technologii produkcji. A przecież dla przeciętnego klienta to enigma. Nie musi wiedzieć, co to jest wykrojnik – mówi Wojciech. Razem z pomocą pięciu wspólników zaczął poznawać branżę i okazało się, że produkcja opakowań w niewielkiej liczbie jest możliwa, wymaga tylko odpowiedniego zarządzania produkcją. Kreator 3D na stronie zapakuj.to umożliwia użytkownikowi zaprojektowanie własnego kartonowego pudełka i obejrzenie swojego projektu z każdej perspektywy, zanim je zamówi. Można wybrać jeden z dziewięciu rozmiarów, kolor i dodać nadruk np. z logiem swojej firmy. Po złożeniu zamówienia, projekt zostaje połączony z innymi, czekającymi na realizację. Zgrupowane projekty są wysyłane do drukarni. – W ten sposób można stworzyć zamówienie, które obsłuży drukarnia – mówi Wojtek. – Dla maszyny cyfrowej nie ma znaczenia, czy wydrukuje trzysta pudełek z jedną grafiką czy dziesięć różnych zestawów po trzydzieści. Ważne, żeby zamówienie było odpowiednio zgrupowane – dodaje. Z usług zapakuj.to korzysta obecnie głównie branża internetowa – sklepy z ubraniami, akcesoriami czy elektroniką. – Wiadomo, że rynek opakowań w Polsce to przede wszystkim foliopaki, ale to się niedługo zmieni. W końcu opakowanie to jedyny kanał marketingowy, który dociera dokładnie do stu procent twoich klientów – mówi Wojciech.

ŚNIADANIE W TELEFONIE – Od początku chcieliśmy otworzyć Polaków na nowe trendy gastronomii, które na Zachodzie są już codziennością – mówi Maciej Piwko, współzałożyciel serwisu Everytap. To aplikacja mobilna, która skupia się na promowaniu nawyku jadania śniadań na mieście. Dzięki złączeniu ich w pakiety można kupować je taniej, a lokale mają pewność, że klienci będą wracać. – Przekonujemy wszystkich, że jadanie śniadań na mieście nie jest fanaberią nowobogackich, a oszczędnym i miłym sposobem na zaczęcia dnia – mówi Maciej. Nie jest odkryciem, że wychodzący codziennie rano do pracy lub na uczelnie ludzie najczęściej podróżują tą samą drogą. Każdego dnia mijają miejsca, do których mogliby wpaść coś szybko przekąsić. Jeśli mają pakiet śniadaniowy w Everytap, wystarczy, że pokażą obsłudze lokalu dowód zakupu śniadania na telefonie. Równolegle Everytap pozwala miejscom i markom na dyskretną reklamę. Dzieje się tak dzięki wykorzystaniu technologii opartej na tzw. beaconach. To niewielkie nadajniki pozwalające na spersonalizowaną komunikację z użytkownikiem smartfona. Kiedy użytkownik znajduje się w niedużej odległości od nadajnika, dostaje na telefon ofertę z promocją, rabatem lub inną dopasowaną kontekstowo informację. – W pewnym momencie zauważyliśmy, że miejsca, które nam się podobają i z którymi chętnie współpracujemy unikają nachalnej reklamy. A wykorzystanie beaconów w połączeniu z naszą aplikacją pozwala zrobić to lepiej – tłumaczy Maciej. Na rynku pojawia się coraz więcej firm, które chciałyby reklamować się w dyskretny, ale efektywny sposób. Wykorzystanie aplikacji i beaconów im to umożliwia. – Jeśli chcesz się dowiedzieć, jakie promocje są w danym miejscu i przy okazji zobaczyć, jakie marki się w nim reklamują, używasz aplikacji. A jak nie chcesz na to patrzeć – twoja decyzja. I wszyscy zadowoleni – zapewnia Maciej.

33


K KSIĄŻKI / TO CZYTAMY

LISTA LEKTUR OBOWIĄZKOWYCH Najtrudniej ją zapakować tak, żeby obdarowywany nie domyślił się, co jest w środku. Mimo to śmiemy twierdzić, że to najlepszy pomysł na prezent. Nie bójcie się więc wymyślać finezyjnych konstrukcji i kupujcie śmiało. My polecamy te pozycje, które szkoda byłoby przegapić i które nadają się dla każdego, kto umie czytać. Pamiętajcie tylko, żeby umyć ręce przed lekturą. W końcu niepisana zasada głosi, że zanim książkę się podaruje, trzeba ją sprawdzić. Oto 10 najlepszych książek roku 2016, które idealnie do tego się nadają. Tekst: Olga Wiechnik, Olga Święcicka „Chleb prawie że powszedni. Kronika jednego życia” Zofia Stryjeńska Czarne

34

Szara mara egzystencji Po doskonałej biografii Zofii Stryjeńskiej pióra Angeliki Kuźniak („Stryjeńska. Diabli nadali”), macie kolejną szansę dać nura w piękny i pokręcony świat artystki jednocześnie twardo stąpającej po ziemi i miotającej się w rejonach sufitu. Walczącej nie tylko ze sporadycznym brakiem natchnienia, ale też z ciągłym brakiem forsy. Największym walorem książki Angeliki Kuźniak – nie umniejszając jej talentu pisarskiego i wysiłków riserczerskich – są fragmenty pamiętników samej Stryjeńskiej. Teraz możecie naczytać się ich do syta! Książka „Chleb prawie że powszedni”, w opracowaniu Kuźniak, dostępna jest od listopada, a w niej m.in. takie perełki: „Gonię z obrazem pod pachą, aby zdobyć grosze na najbardziej szarą marę egzystencji – w stubarwnej centrali świata. O ironio! Nikczemny, deklasujący, ustawiczny i przymusowy wysiłek mózgu: skąd wyrwać forsy! Koszmar jakiś!”. Czytajcie z niego wszyscy!

„Dziewczyna z zespołu” Kim Gordon Czarne Girls rocks! Basistka i wokalistka kultowego Sonic Youth jest ikoną popkultury, a jej wpływ na rozwój niezależnej muzyki rockowej jest niezaprzeczalny. Nie trzeba jednak znać na wyrywki twórczości Gordon, żeby czerpać przyjemność z „Dziewczyny z zespołu”. Wspomnienia artystki nie są jedynie opowieścią o muzyce, ale bardziej o dorastaniu, szukaniu swojej artystycznej drogi, a przede wszystkim – o miłości. Bo to trudnej relacji z Thurstonem Moor

„12 srok za ogon” Stanisław Łubieński Czarne Głowa do góry! Będę zadowolony, jeżeli ludzie po przeczytaniu książki zaczną po prostu trochę zadzierać głowy – mówił w marcu na łamach „Aktivista” Staszek Łubieński. Cóż, autor może czuć się usatysfakcjonowany, bo swoją niepozorną książeczką zdziałał cuda. Nagle wszyscy zaczęli interesować się ptakami, chodzić na spacery ornitologiczne i podnosić głowy. W naszym odczuciu w dużej mierze to jego zasługa. Przed Łubieńskim nikt w Polsce nie pisał o ptakach z taką czułością i wrażliwością. „12 srok za ogon” nie sposób zaszufladkować, ani to literatura naukowa, ani reportaż, ani powieść. Wszystko jest tam wymieszane w idealnych proporcjach. Łubieński lubi mówić o swojej książce, że jest kundlem. Przygarnijcie więc pieska na święta. Zakochacie się od pierwszego zdania, tak jak my w raniuszku! „Miasto Archipelag” Filip Springer Karakter Filip reporter W oficjalnym słowniku tego nie znajdziecie, ale w języku potocznym słowo „springeryzm” przyjęło się już na dobre. Co to takiego? „Springeryzm” to sposób postrzegania świata, to wyczulenie na brzydotę, ale też dbałość o szczegół. To te wszystkie małe rzeczy, które z książek Springera czynią bestsellery, a z samego autora wyrocznię na temat gustu. „Miasto Archipelag” to karkołomny projekt opisania 31 byłych miast wojewódzkich. Od Słupska po Krosno i od Suwałk po Wałbrzych. Springer zjechał te wszystkie miejsca i szukał historii. Jego poczynania można było na bieżąco śledzić na blogu, ale jeśli ktoś przegapił, to niech koniecznie kupi książkę. Może służyć jako przewodnik, bo założę się, że w większości tych miast nigdy nie byliście, albo po prostu opowieść socjologiczna. Jest jak zawsze, trochę straszno i trochę śmieszno. Taka Polska właśnie.


„Duchologia” Olga Drenda Karakter Uwierz w ducha Jeśli powtarzana w kontekście tej książki fraza „zapis polskiej codzienności czasu transformacji” nic wam nie mówi, warto przywołać obrazy. Pierwsze budki z hot dogami będące namiastką upragnionych zachodnich fast foodów. Pierwsze telewizyjne reklamy (Prusakolep!, Star Foods!, Kama!) i seanse spirytystyczne w telewizji (Kaszpirowski! „Ręce, które leczą”!). Kasety magnetofonowe i VHS na polowych łóżkach rozstawionych na chodniku – i, przede wszystkim, polskie wersje ich zagranicznych okładek, przerabiane radośnie w czasach przed wprowadzeniem praw autorskich. Jeśli zawsze wydawało wam się, że wasze dzieciństwo było inne, ale wszyscy powtarzali, że każdemu się tak wydaje, antropolożka Olga Drenda udowadnia w swojej książce, że mieliście rację. Ale uwaga – na duchologiczny urok podatni są tylko ludzie urodzeni w późnych latach 70. i wczesnych 80. Reszta może nie uwierzyć w te duchy. „Mam na imię Lucy” Elizabeth Strout Wielka Literackie Poruszyciel „Amerykańska powieściopisarka znana jest z tego, że w swoich książkach operuje głównie ciszą”, pisaliśmy w recenzji najnowszej pozycji Strout. Nagrodzona Pulitzerem autorka faktycznie posiada rzadką umiejętność opowiadania błahych historii w sposób, który czyni spustoszenie w psychice. Wszystko u niej dzieje się między wierszami. I choć z pozoru „Mam na imię Lucy” brzmi jak niewinna opowiastka, to nie czytajcie jej dzieciom na dobranoc. Historia relacji matki i córki napisana jest w oszczędny sposób i może dlatego tak łatwo się z nią utożsamić. I nawet jeśli nie macie nic do zarzucenia waszym rodzicom, to uwierzcie – znajdziecie w tej książce coś dla siebie. Je suis Lucy. „Burza. Czarci pomiot” Margaret Atwood Wydawnictwo Dolnośląskie Obrażaj mnie jeszcze! 400-lecie śmierci Szekspira to powód do wielorakiej radości. Jak już się wam znudzi zabawa internetowym generatorem szekspirowskich przekleństw (Shakespearean Insulter), można poczytać najnowsze reinterpretacje jego dzieł dokonane przez bestsellerowych pisarzy współczesnych. W ramach akcji „Projekt Szekspir”, zainicjowanej przez brytyjskie wydawnictwo Hogarth Press, ukaże się m.in. „Makbet” napisany na nowo przez Jo Nesbø. Już teraz możecie natomiast przeczytać „Burzę” w wersji kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood. Akcja toczy się tym razem nie na wyspie, ale w zakładzie karnym, w którym więźniowie wystawiają sztukę Szekspira. Osadzeni mogą przeklinać wyłącznie cytatami z Mistrza, obelgi typu „Ty szpetny półdiablę, bodaj ci gardło przegniło” są więc na porządku dziennym. Zapowiada się doskonała rozrywka… intelektualna.

„Głód” Martín Caparrós Wydawnictwo Literackie Reportaż totalny Gdy już wszyscy najedzą się do syta, a potem wezmą trzy dokładki, cała rodzina zgromadzi się wokół choinki (a jak ma szczęście, to wytypuje najmłodsze dziecko do biegania z prezentami, żeby pozostali członkowie nie musieli ruszać się z krzeseł). Dobrze by wówczas było, żeby wśród podarków znalazł się „Głód” Martína Caparrósa – reportaż totalny o najgroźniejszym zabójcy, mającym na koncie więcej ofiar niż wszystkie wojny XX wieku. Argentyński pisarz i dziennikarz przemierzył świat w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: dlaczego co dziesiąty mieszkaniec naszej planety nie ma co jeść? Przedstawiając historyczne uwarunkowania i społeczno-polityczne mechanizmy, przekonuje, że przyczyną takiego stanu rzeczy nie jest ani zbyt mała ilość pożywienia, ani zbyt dużo liczba ludzi. A że jedyny sposób na zmienienie świata, to zacząć od siebie – zacznijcie od „Głodu”. „Depesze” Michael Herr Karakter Kultowa sprawa Pewnych rzeczy bez wątpienia lepiej uczyć się jedynie w teorii, nie w praktyce. Przede wszystkim tego, czym jest wojna. Nakładem wydawnictwa Karakter (będącego gwarancją, że nie tylko zawartość książki jest piękna) ukazał się niedawno – po raz pierwszy w Polsce – kultowy amerykański reportaż „Depesze”, wydany w Stanach niemal 40 lat temu. Michael Herr – późniejszy współscenarzysta „Czasu apokalipsy” – przez dwa lata pracował jako korespondent w Wietnamie, towarzysząc żołnierzom na froncie i poza nim. Jego książka to nie tylko reporterska relacja wojenna, ale też literacko piękna, śmiała i momentami wręcz poetycka próba oddania niewyobrażalnego horroru, jakim jest wojna. „Ganbare! Warsztaty umierania” Katarzyna Boni Agora Delikatny temat W czasach mody na reportaże coraz trudniej znaleźć książki, które zachwycą. Boni udało się to i do tego jej reportaż nie liczy 1000 stron, tylko nieco ponad 300. Tematem książki o srogo brzmiącym tytule jest Japonia po katastrofie w 2011 r., kiedy to trzęsienie ziemi wywołało olbrzymie tsunami, czego konsekwencją była katastrofa w Fukushimie. Jest więc tu wszystko. Katastrofa naturalna, katastrofa atomowa i 15 tysięcy ofiar. Jest też niebywała delikatność reportera, który nie epatuje, lecz pokazuje, nie użala się, tylko analizuje, co w dzisiejszych czasach jest rzadkością. Czasu nie cofniemy, ale to jak zapamiętamy dane wydarzenie, w dużej mierze zależy od tego, jak zostanie zrelacjonowane. Boni robi to brawurowo.

35


Z ZNANI

KRZYSZTOF ZALEWSKI

podsumowuje mijający rok i opowiada o planach na następny

Jak byś opisał trzema słowami mijający rok? W górę serca.

Co z tego roku będziesz pamiętać za 10 lat?

36

Koncert w Hali Stulecia we Wrocławiu. Było tam osiem tysięcy ludzi i wszyscy reagowali żywiołowo. Po raz pierwszy poczułem się jak członek Iron Maiden. Zapamiętam też swoje usilne próby usystematyzowania chaosu, który panuje w mojej głowie. W końcu zdałem sobie sprawę, że mój zawód jest taki sam jak każdy inny i jeśli chcę nagrać płytę, muszę chodzić rano do pracy. Myślę, że udało mi się tego nauczyć, i mam nadzieję, że zapamiętam to przynajmniej na 10 lat.

Płyta 2016 r. innego artysty, którą sam chciałbyś nagrać? David Bowie „Blackstar”

Prezent, jaki chciałbyś dostać w tym roku pod choinkę. Gitara Duesenberga.

W przyszłym roku na pewno przeczytam… Resztę Lemów. W tym roku zaprzyjaźniłem się z pisarstwem Lema. Jest to też jedna z tych rzeczy, których na pewno nie zapomnę. Przeczytałem 16 jego książek i jeszcze kilka zostało.

W przyszłym roku najbardziej czekam na… Na koncerty, na to, jak przyjmie się moja płyta, jak to wszystko będzie się rozwijać. Najbardziej czekam na te momenty na scenie, kiedy mogę zjednoczyć się z ludźmi.

Za rok o tej porze chciałbym powiedzieć, że… Że nie zmarnowałem roku i mam gotową następną płytę, już nagraną i zmiksowaną.


Slavs and Tatars Usta usta Mouth to Mouth 25.11.2016 — 19.02.2017 CSW Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Patroni medialni / Media patrons:

ul. Jazdów 2 Warszawa www.csw.art.pl


K KUCHNIA / KISZONKI I PODROBY

KISZKA W RESTAURACJI Ważne, żeby nie przyjmować trendów kulinarnych bezkrytycznie. Zastosowanie modnych technik gotowania to jedno, a solidny fundament doświadczenia i wiedzy to drugie. Wrażliwości nie da się wyrobić poprzez oglądanie gotowania na Youtubie. Trzeba samemu spędzić kilkanaście lat wśród garów – mówi Maciej Nowicki, szef kuchni Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Rozmawiał: Jonasz Tolopilo

38

Jak zmienia się smak w Polsce? Zacznijmy od tego, że same rośliny ewoluowały i nadal ewoluują. Rolnictwo przemysłowe zmieniło smak marchewki czy jabłka. Odmiany, które znamy dzisiaj, są dużo słodsze, niestety bywa też, że ich jakość jest gorsza. Dlatego w Polsce jest coraz więcej osób,

które uprawiają dawne odmiany warzyw i owoców – niektóre sprzed stu, a nawet stu pięćdziesięciu lat. Sam zresztą to robię. Wyszukuję zapomniane odmiany, wymieniam się nasionami z innymi pasjonatami i je sadzę. Różnica w smaku jest ogromna, więc nie dziwi, że rynek jedzenia ekologicznego

powiększa się. Jeśli porównamy się do krajów bogatszych, np. Wielkiej Brytanii, to widać na pierwszy rzut oka, że jesteśmy dopiero na początku drogi. Opierając się na danych „Biokuriera” – serwisu o ekologicznej żywności – rynek produktów ekologicznych jest wart w Polsce około miliarda dolarów rocznie. U nich – nawet trzydzieści razy więcej. Mimo to branża rośnie. W zeszłym roku odwiedziłem konferencję na Warmii i Mazurach, poświęconą produktom regionalnym i ekologicznym. Dowiedziałem się, że popyt stale wzrasta, więc coraz poważniejsze firmy zajmują się produkcją żywności ekologicznej. To pociąga za sobą większą konkurencję, a wszyscy tego potrzebujemy. Ceny żywności ekologicznej są zaporowe dla średnio zarabiającego Polaka. I nie mówimy tu o przypadkach skrajnych – np. o kurczaku, który kosztuje 60 złotych za sztukę, bo podczas chowu słucha Gilla Scotta-Herona. Jedzenie w knajpach też będzie tańsze. Proszę przypomnieć sobie wysokość rachunku, kiedy wychodziło się ze znajomymi do dobrej restauracji kilka lat temu. Obecnie, m.in. dzięki większej konkurencji, ceny poszły w dół. W Warszawie można bez problemu zjeść dobrze i zapłacić 35-40 zł za danie główne. Takie ceny się utrzymają, o ile nie będzie jeszcze taniej. Ogólny spadek cen za jedzenie w knajpach to trend, który sięga poza Polskę? Ceny w Europie Zachodniej spadają m.in. dlatego, że ludzie we Francji czy Wielkiej Brytanii zaczęli zarabiać mniej za sprawą kryzysu w 2008 r. Wtedy na popularności zyskało jedzenie uliczne w dobrym i tanim wydaniu. Ludzie nie mogli wydawać na posiłki tyle co wcześniej, a nie chcieli rezygnować z jakości i różnorodności. Street food był oczywistym rozwiązaniem. Mimo kryzysu ekonomicznego w USA i krajach Europy Zachodniej mnożą się knajpy luksusowe. W samym centrum San Francisco,


tzw. Bay Area, jest 50 restauracji z przynajmniej jedną gwiazdką Michelin. A mimo wszystko street food i tak tam eksploduje. Czy zmienia się sposób, w jaki Polacy mieszkający w miastach jedzą? Kilka lat temu nie było przecież w Warszawie ani Nocnego Marketu ani Hali Koszyki. Chyba najważniejsze jest to, że do niedawna baliśmy się jeść na mieście. Podejrzewam, że dekadę temu Nocny Market w ogóle by się nie przyjął. Ludziom, których było stać, żeby jeść poza domem, dobre jedzenie kojarzyło się z białym obrusem. Teraz dystans pomiędzy kucharzem a klientem się skraca, a w najbliższych latach skróci się jeszcze bardziej – mieszkańcy miast zauważyli, że jedzenie dobrej jakości może być podane w jednorazowej misce i nie musi kosztować fortuny. Gdzie rodzą się trendy kulinarne – na ulicznym markecie z jedzeniem czy w luksusowych restauracjach? Wydaje mi się, że punkt ciężkości leży po stronie słynnych szefów kuchni i ich restauracji. Proces kreowania mody w gastronomii uległ astronomicznemu przyspieszeniu za sprawą internetu i globalizacji. Żeby się o tym przekonać, wystarczy pooglądać zdjęcia potraw doskonałych szefów kuchni z Sydney, Singapuru, Hongkongu czy Londynu. Wszystkie talerze wyglądają bardzo podobnie! Proszę mi wierzyć, że jeśli np. szanowany brazylijski szef kuchni Alex Atala uzna, że będzie przyozdabiać swoje potrawy siankiem, to za moment wszystkie szkoły gastronomiczne, w których śledzi się trendy, będą uczyć młodzież podobnych metod. Z jednej strony to dobrze, że wszyscy możemy się inspirować kucharzami z całego świata. Z drugiej – to smutne, że w restauracji z gwiazdkami Michelin w Singapurze czy Kopenhadze dostaniemy jedzenie, które wygląda bardzo podobnie. Wynika z tego, że kuchnia się globalizuje, ale przecież natury nie oszukamy – niektóre produkty można kupić tylko w danym regionie. Przybywa szefów kuchni, którzy starają się kupować lokalnie. Wiadomo, że aspekt ekonomiczny jest najważniejszy – w Polsce

zapłacimy przecież mniej za filet z okonia z Zalewu Zegrzyńskiego niż za żabnicę, która musi przyjechać z Francji. Szefowie kuchni przestają się wstydzić niektórych elementów polskiej kuchni. Gdyby klient w eleganckiej restauracji dostał kilka lat temu na talerzu danie z kiszoną kapustą, byłby bardzo niezadowolony. A dzisiaj właściwie tego żąda. W podobny sposób odczarowujemy też m.in. kaszanki i kiszkę ziemniaczaną – Polacy je lubią, ale jeszcze kilka lat temu byliśmy przekonani, że to nie jest danie restauracyjne. Teraz się okazuje, że jest. W ostatnich latach przeżyliśmy zalew burgerów, ramenów i lodów tradycyjnych. Na co przyjdzie pora w 2017 r.? Obserwując restauracje i trendy, mam wrażenie, że rośnie zainteresowanie kuchnią Bałkanów. To kuchnia bliska Polsce pod względem kulturowym, więc wydaje mi się, że niedługo zyska na popularności. Myślę też, że kuchnia azjatycka, która jest u nas popularna już od połowy lat 90., przeżyje w najbliższym czasie drugą młodość. Na początku mieliśmy chińskie budy, w których można było dobrze zjeść. Potem, w okolicach 2000 r., pojawiło się pho, a teraz czas na coś nowego. Polacy lubią ten rodzaj kuchni, bo dobrze nam się kojarzy. Po upadku socrealizmu była ona w końcu powiewem świeżości. A jeśli chodzi o konkretny produkt? Przez ostatnie lata odkrywaliśmy jarmuż i kaszę jaglaną... Sam patrzę na to z innej perspektywy, bo zajmuję się rekonstrukcją dawnych kuchni. Dla mnie to są raczej powroty, a nie odkrycia. Jarmuż był powszechny w Polsce już pięćset lat temu – ceniono w nim to, że mógł przetrwać zimę. Narodowa kuchnia obumarła podczas wojny, a w czasach socrealizmu nie za bardzo było z czym eksperymentować. W latach 90. byliśmy z kolei zachłyśnięci jakąkolwiek egzotyką i smakowały nam nawet krewetki ze ścieków Mekongu. Teraz, ku mojemu zadowoleniu, coraz więcej osób patrzy na to, co serwowało się kiedyś. Mamy mnóstwo do odkrycia. Wydaje mi się, że nie doceniamy

Maciej Nowicki Szef kuchni w Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Doświadczenie zdobywał w Wielkiej Brytanii i Francji. Od ośmiu lat zajmuje się historyczną rekonstrukcją kulinarną. Na co dzień korzysta z przepisów pochodzących z najstarszych polskich książek kucharskich – opracowuje je i nadaje im współczesną sznyt. W Muzeum Pałacu w Wilanowie współtworzy program Ogród-Kuchnia-Stół, którego celem jest edukacja kulinarna i propagowanie starych odmian warzyw, owoców oraz dzikich roślin jadalnych.

jeszcze w pełni bogactwa warzyw okopowych w Polsce – np. pasternaka, selerowatego marka kucmerki czy skorzonery (czarnego korzenia). Wiele wskazuje na to, że to się zmieni – kucharze powoli oswajają się np. z pieczonym czy startym na purée burakiem. Co jeszcze wraca na talerze w polskich restauracjach? Do łask wraca piąta ćwiartka, czyli podroby, których jeszcze kilka lat temu się wstydziliśmy. W Polsce wzrasta szacunek do produktu i do kunsztu kucharza, bo jeśli chodzi o smak potraw z podrobów, jego umiejętności są kluczowe. Przestajemy mieć kompleksy. Dekadę temu za najlepszą część wołowiny uważało się polędwicę, mimo że łata, antrykot czy zrazowa górna są moim zdaniem dużo lepsze. Powoli odkrywamy, że dobra wołowina to nie koniecznie polędwicy. Sam też staram się szanować produkt – np. dziś przyjedzie do mnie gęś biłgorajska, z której nie zmarnuję absolutnie niczego: skrzydła i łapki pójdą na wywar, nogi na obiad, piersi na kolację, a z resztek korpusu zrobię okrasę, którą podam z lubczykiem, czosnkiem i odrobiną cynamonu. Po prostu trzeba się trochę wysilić i wiedzieć, jak wykorzystać produkt. Polacy – zarówno restauratorzy, jak i domowi kucharze – zaczynają to rozumieć.

39


K KUCHNIA / PRZY STOLE

ŚWIĄTECZNA ALTERNATYWA Rodzina, barszczyk i pierogi? Niekoniecznie. Święta są też dla nas, więc zróbmy je raz po swojemu!

40

„Dlaczego Boluś jeszcze nie mówi?”, „Kiedy zamierzacie się pobrać?”, „No i jak z tą magisterką?”. Ręka do góry, kto nigdy nie usłyszał choć jednego z tych pytań przy świątecznym stole. Dwie ręce ci, którzy nie usłyszeli go przynajmniej pięć razy w swoim życiu. Tradycja może zabić. Szczególnie jeśli celebrujemy ją w najbardziej tradycyjny sposób z możliwych, czyli z tą ciocią co imienia jej nie pamiętasz i z tym kuzynem, który nigdy nie pamięta twojego. Czas spędzony przy stole rozciąga się w nieskończoność na rozmowach o niczym, od konwencjonalnego kiwania głową boli nas kark a nogi myślą tylko o ucieczce do miejsca, gdzie rozmowa nie polega tylko na konsekwentnym odpytywaniu. Nie dziwne więc, że coraz więcej Polaków decyduje się na inny model świąt i stawiają na rodzinę z wyboru. W końcu najbliżsi powinni oznaczać tych, którzy są nas najbliżej, a nie tych, z którymi łączy nas tylko nazwisko albo krew. Święta w gronie przyjaciół to najlepsza decyzja, jaką można podjąć, jeśli naprawdę marzy się o prawdziwej i szczerej atmosferze. Nie trzeba przejmować się ilością potraw na stole, można zjeść włoskie przystawki do pierogów i zamiast kolęd śpiewać „Last Christmas”. Można też kulturalnie wznosić toasty bąbelkami, bo w końcu jest okazja do świętowania, a nic tak nie zbliża, jak wspólne celebrowanie toastów. Martini Prosecco idealnie nada się na tę okazję. Można przynieść je w prezencie, a potem razem cieszyć się jego orzeźwiającym smakiem w gronie przyjaciół. Bez białych obrusów i wyprasowanych koszul bawić się do rana. Tak jak lubimy. W końcu święta są też dla nas. Dobrze podczas tych dni czuć się swobodnie.


41


K KUCHNIA / W KIELISZKU

RÓWNOWAGA PRZEDE WSZYSTKIM

42

Absolut Shake It Up to polskie eliminacje do międzynarodowego konkursu Absolut Invite, który w teorii ma bardzo prosty cel: wyłonić najlepszą parę barmanów na świecie. W finale polskiej edycji znalazły się trzy duety. Naszym zadaniem, wspólnie z gośćmi innych redakcji, było przyznanie nagrody dziennikarzy. Nie było łatwo, bo wszystko, czego spróbowaliśmy, prezentowało światowy poziom. W ramach konkursu przyznawano też nagrodę publiczności i tę najważniejszą – w ramach której zwycięzcy pojadą na wielki finał do Sztokholmu. O niej zdecydowali m.in. Ricardo Dynan i Axel Klubescheidt – ambasadorzy marki Absolut Vodka i doświadczeni barmani. Dzień po konkursie ponownie odwiedzamy bar na 11. piętrze przy ul. Złotej, żeby porozmawiać z nimi o trendach w sztuce robienia drinków.

Od lewej: Ricardo Dynan, Axel Klubescheidt Jak w ostatnim czasie zmieniła się kultura barów? Ricardo Dynan: Przede wszystkim mam wrażenie, że świat się kurczy, a przez ostatni rok skurczył się jeszcze bardziej. W dobie mediów społecznościowych wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni – barmani na całym świecie jeszcze nigdy nie byli aż tak blisko siebie. Zobaczysz trend w jednym miejscu, nie minie chwila i można go zauważyć wszędzie. Na przykład niedawno pojawiła się moda na plastry pomarańczy poddane procesowi dehydratacji. Dziś wszyscy ich używają. Kilka miesięcy temu byłem w Szanghaju i odwiedziłem kilka barów. Miałem wrażenie, że podobne mogłyby stanąć gdziekolwiek na świecie i pasowałyby tam.

W takim razie można powiedzieć, że umiera aspekt lokalny? Axel Klubescheidt: Przeciwnie! Korzystanie z lokalnych produktów to bardzo ważny trend. Pochodzę z Niemiec i mogę powiedzieć, że na tamtejszym rynku to aktualnie bardzo ważna sprawa. Ricardo: Podobnie jest np. w Szwecji – coraz częściej widuję tam bary, w których składniki drinków pochodzą z lokalnych źródeł. Taki trend definiuje tożsamość danego miejsca. Czasem odbywają się konkursy barmańskie, na których zadaniem jest stworzenie powtarzalnego smaku, odtwarzalnego wszędzie na świecie. W Absolut Invite jest trochę inaczej – lokalny aspekt ma dla nas ogromną wartość. W zeszłym roku po raz


pierwszy w historii na światowych finałach znalazła się ekipa z RPA. Przywieźli ze sobą składniki, które można dostać tylko w ich regionie. Mimo że w RPA nie mają długoletniej tradycji barmańskiej, poradzili sobie bardzo dobrze. Zabrali ze sobą swój kraj i swoje smaki do Szwecji. Bardzo mi się to podoba – wolę, żeby było tak, niż żeby każdy drink smakował podobnie.

mieć też zbyt dużej zawartości alkoholu, żeby nie zdominować nim smaku. Ricardo: To nie do pomyślenia, ile nierównych pod tym względem drinków powstaje na świecie. Trzeba pamiętać, że słodkość to nie tylko dodanie cukru, a kwaśność nie polega jedynie na skropieniu drinka cytryną czy limonką. W półfinale konkursu startowała grupa barmanek z Warszawy. Podczas konkurencji „creative mixing” jako podstawę Czy można być obiektywnym, wybrały słodkiego wermuta, słodki likier kiedy ocenia się trunki? i Absoluta. Pomyślałem wtedy, że to beznaAxel: Trudne pytanie, bo to zawsze kwestia dziejny pomysł, bo drink będzie okropnie twoich upodobań. Drink ci smakuje, więc oce- słodki. A wyszedł doskonały, bo wszystkiego niasz go dobrze, ale to przecież tylko twój gust. było dokładnie tyle, ile trzeba. W miksologii Jeden z wczorajszych duetów barmańskich podstawą są oczywiście składniki, których serwował bardzo słodkiego drinka. Dużo używasz, ale to nie wszystko – proporcje też osób stwierdziło, że im nie smakuje, a ja uwa- są bardzo ważne. żam, że np. w londyńskim barze przyjąłby się bardzo dobrze, bo dużo kobiet uwielbia słod- Jaki będzie przyszły rok, jeśli kie drinki. chodzi o miksologię? Ricardo: Barmani mają do dyspozycji Jakie przyjmujecie kryterium, coraz więcej nowych technik przyrządzania oceniając barmanów? drinków. Kilka lat temu pojawiła się moda Axel: Cała sztuka polega na tym, żeby drink na drinki molekularne – popularne stały się był dobrze wyważony – kwaśność i słodycz wyszukane techniki przyrządzania trunmuszą być na tym samym poziomie. Nie może ków, jak np. sous-vide czy te wykorzystujące

destylację za pomocą specjalnych maszyn, takich jak Rotavap. Szedłeś do baru i barman przez kilka minut wykładał ci sposób przyrządzenia drinka. Doceniam to, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy klient tego chce. Podobnie jak z kuchnią molekularną. Mam wrażenie, że teraz skomplikowane metody przygotowania trunków będą rozwijać się równolegle z prostymi sposobami. W końcu niektórzy po prostu chcą iść do baru i dostać dobrego, sprawnie przygotowanego drinka. Axel: Jako barman nie możesz zapominać, że żyjesz z pieniędzy, które zostawia u ciebie klient. Kiedy próbujesz dziwnych, wyszukanych rzeczy, zyskujesz rozgłos – ludzie o tobie mówią i możesz liczyć na promocję. Ale w takim przypadku nietrudno stać się aroganckim. Zdarza się, że przychodzisz do baru, w którym barman mówi ci, co masz pić tylko dlatego, że przygotowanie składników do drinka zajęło mu miesiąc. Rozumiem, że chce się przed tobą popisać, ale to irytujące. Niektórzy to rozumieją, dlatego coraz ważniejszy staje się aspekt tzw. hospitality. To sposób, w jakim barman się z tobą komunikuje, opowiada o drinkach i jak cię traktuje.

43


K KUCHNIA / NA ZĄB

44

NA SZYBKO Małe, a cieszy. I przede wszystkim smakuje. Oto kilka pomysłów na to, jak przygotować domowe przekąski, by przedświąteczny śledzik towarzyski zapadł w pamięć smakoszy.


PRZEPISY Kuleczki z wędzonej makreli i twarogu 1 wędzona makrela 200 g twarogu 3 łyżki koperku 2 łyżki szczypiorku sól i pieprz 1 jajko bułka tarta (najlepiej domowej roboty) Do dekoracji: plastry rzodkiewki, ogórka, korniszony, pikle Oddzielamy mięso, dbając o to, by pozbyć się wszystkich ości. Makrelę łączymy w misce z twarogiem, posiekanymi ziołami, dodajemy soli i pieprzu do smaku. Wbijamy jajko i wyrabiamy – jeśli masa się nie klei, dodajemy odrobinę bułki tartej, tak by można było z niej uformować kulki. Gotowe, schłodzone kulki smażymy na złoto z każdej strony. Podajemy udekorowane rzodkiewką, ogórkiem i piklami, posypane dymką lub szczypiorkiem.

Tatar ze śledzia na pierniku z korzennymi piklami

Przepisy przygotowała Agata Zięba Przedświąteczna gonitwa nie sprzyja długim posiadówkom przy stole. Zakupy, towarzyskie spotkania, ostatnie sprawunki – kto by w tym pędzie zasiadał do wielodaniowego posiłku! Poza tym warto pamiętać, że żołądki trzeba przygotować na świąteczną wyżerkę i teraz nie obciążać ich zbyt mocno. Dlatego na towarzyskie spotkanie czy

szybkiego śledzika warto przygotować coś lekkiego, drobnego, ale smakowitego i zgodnego z panującymi trendami. W dodatku pasującego do mocniejszych alkoholi, których na polskim stole nigdy nie brakuje. A to, czego mijający rok na pewno nas nauczył w kwestii kulinariów, to to, że małe i na szybko nie musi oznaczać byle jak.

5 filetów matjas 4 małe czerwone cebule 5 korniszonów 3 łyżeczki miodu pęczek szczypiorku lub dymka łyżeczka czerwonego pieprzu 4 krążki wycięte z chlebka piernikowego Zalewa do marynowanej cebuli: szklanka wody, 0,5 szklanki soku z buraka, łyżeczka ziaren kolendry, 2 liście laurowe, 1 łyżeczka białej gorczycy, 3 goździki, pół laski cynamonu, łyżeczka cukru, 2 łyżeczki soli, 1/3 szklanki octu 10%. Całość zagotowujemy i dodajemy do pokrojonej w piórka czerwonej cebuli. Zostawiamy na parę godzin, żeby zmiękła. Filety odmaczamy – wymieniając co jakiś czas wodę – przynajmniej przez 4 godziny. Oczyszczone filety kroimy w drobną kostkę, siekamy również korniszony i szczypiorek lub dymkę. Całość łączymy z miodem, pieprzem. Gotowy tatar nakładamy na krążki piernika – dekorujemy dymką, pieprzem i piklami z czerwonej cebuli.

45


P PREZENTY / W KUCHNI

UGOTOWANI Kulinarne gadżety mają to do siebie, że nigdy się nie kończą. Bo nawet jeśli skompletujecie wszystkie sprzęty, to zaraz się okaże, że znów wymyślono coś, co uczyni gotowanie jeszcze łatwiejszym i przyjemniejszym. Menu z pudełka Przepisy lubią uciekać z głowy i gubić się w internecie. Dzięki temu pudełeczku uporządkujecie swoje menu. W środku znajdziecie karty do zapisania ulubionych przepisów. Dla zorganizowanych.

Makutra.com

Ziarnko do ziarnka

46 Dwoje do pary Eleganckie, stonowane i do tego jeszcze w modnych, sorbetowych kolorach. Pieprzniczka i solniczka duńskiej firmy Menu to rozwiązanie dla tych, którzy cenią sobie ponadczasowy design i świetne wykonani

Norddeco.pl

Nie dość, że ten młynek stylowo wygląda, to do tego jest wielofunkcyjny – po zmieleniu można w nim przechowywać kawę. Szczelna pokrywka sprawia, że kawa pozostaje słucha i świeża przez długi czasu.

Makutra.com

Do tanga trzeba dwojga Zapachowy alarm Gorące bułeczki, spalone tosty a może espresso. Sensorewake to budzik, który wyprowadza cię ze snu za pomocą ulubionego zapachu. Ponieważ zegarek dań nie serwuje, to można go potraktować jako codzienną inspirację do gotowania. Inaczej smutno.

Sensorewake.com

Głośnik i butelka to towarzysze nie tylko samotnych wieczorów, ale też kulinarnych wypraw. Martini Bianco idealnie nada się jako kompan do gotowania, ale też jako aperitif przed kolacją. Muzyka zadba o nastrój. Idealny wieczór gotowy.


Ale jaja Inteligentny pojemnik na jajka. Brzmi jak żart, ale nie jest. Egg Minder łączy się bezprzewodowo z siecią WiFi i informuje, ile pozostało jajek w pojemniku, i jaka jest ich świeżość. Miłośnicy porannej jajecznicy powinni być zadowoleni.

Buddygadgets.com

Ukiszeni Komplet idealny. Kalendarz informujący o sezonowych warzywach i książka kucharska o kiszonkach. Zasiać, zebrać, zamknąć w słoiku i zapomnieć. Przynajmniej na czas fermentacji.

47


K KUCHNIA / INNY WYMIAR

NOWA KUCHNIA POLSKA

48

Jesienią przy ul. Świętokrzyskiej 14 otworzyła się restauracja Inny Wymiar. Miejsce serwuje dania, które trudno było dotąd znaleźć na warszawskiej mapie kulinarnej. I nie chodzi tu o nieodkrytą kuchnię dalekich, egzotycznych krajów czy niezwykłe popisy fusion. Jedzenie z Innego Wymiaru to krajowa, naturalna kuchnia bez molekularnych pretensji, ale z delikatnym powiewem nowoczesności, który sprawia, że tutejsze dania mogą stać się wizytówką polskiej kuchni.

Inny Wymiar ul. Świętokrzyska 14 Warszawa godziny otwarcia: 12.00-22.00

Stare przysłowie mówi, że pod latarnią jest najciemniej, co sprawdzało się do niedawna także w nowoczesnej Warszawie, której brakowało… współczesnej polskiej kuchni. Nie było w stolicy restauracji serwującej jednocześnie jedzenie domowe, od serca, a z drugiej strony zaskakujące swoim profesjonalnym sznytem. Kuchnia Innego Wymiaru spełnia to zadanie. Zespołowi udało się stworzyć dania, które uprzyjemnią każdemu dzień – szczere, pełne domowego ciepła, ale i restauracyjnej fantazji, oparte na najlepszych składnikach od polskich gospodarzy. Jedzenie z Innego Wymiaru to krajowa, naturalna kuchnia bez molekularnych pretensji, ale z delikatnym powiewem nowoczesności, który sprawia, że tutejsze dania mogą stać się wizytówką polskiej kuchni. W Karcie znalazły się m.in.: kulebiak z barszczem, schabowy z kością smażony na smalcu, gulasz z dzika czy kopytka. Nie zabraknie śledzia i tatara w zaskakujących wydaniach. Goście mogą spróbować także polskiej odpowiedzi na burgera, którą jest kotlet mielony w bułce, podawany z krokiecikami gryczanymi. Warto także zwrócić uwagę na spektakularną, polską wersję pizzy, czyli podpłomyk – sycący placek z ciasta drożdżowego, szczodrze obsypany pysznymi dodatka-

mi i wypiekamy tuż przed podaniem. Uzupełnieniem kuchni jest bar, który serwuje drinki na równie wysokim poziomie. Znajdują się wśród nich autorskie koktajle o ciekawych nazwach, takich jak: Absztyfikant, Fircyk, Elegant, skomponowane z zaskakujących składników, wśród których znajdują się rokitnik, wódka herbaciana, tymianek i krem cytrynowy. W wygodnym wnętrzu Innego Wymiaru można zarówno zjeść szybki obiad samemu, biesiadować przy jedzeniu z rodziną i przyjaciółmi, jak i rozsiąść się na kanapach i wypić wieczorną kawę. Przytulny klimat restauracji tworzą kryształowe żyrandole, miedziany bar i drewniane meble. Inny Wymiar jest otwarty na wszystkich gości. Każdego dnia serwuje wyjątkowe obiady w dwóch zestawach – zupa, podpłomyk i domowy kompot za 21 zł, lub zupa, drugie danie, słodki kąsek i domowy kompot za 29 zł – oraz specjalnymi, wieczornymi ofertami zachęca do towarzyskich spotkań po godzinach pracy. Wkrótce restauracja będzie zapraszać na najlepsze śniadania w Warszawie – prawdziwe, obfite, wyróżniające się jakością. Inny Wymiar posiada również ofertę cateringową, więcej informacji na ten temat można uzyskać pod mailem: restauracja@innywymiar.waw.pl


Ul. Now y Åšwiat 21 facebook.com/NIEBO

WWW.HANDROLL.PL


Z ZNANI

TEN TYP MES

podsumowuje mijający rok i opowiada o planach na następny

Jak byś opisał trzema słowami mijający rok? Bomba z opóźnionym zapłonem.

Co z tego roku będziesz pamiętać za 10 lat? Na pewno premierę swojej płyty „AŁA.”, kręcenie klipów w L.A., kupno pierwszego samplera... no i taki kalejdoskop postaci, David Bowie, Prince, Donald Trump...

Płyta 2016 r. innego artysty, którą sam chciałbyś nagrać?

50

Nie zaskoczę, postawię na Kendricka. Stosunek słowa do jazzu, bitu do chórków – wszystko się zgadza. Treść bym wymienił, wiadomo.

Prezent, jaki chciałbyś dostać w tym roku pod choinkę. Dużo mięsa, jakieś chorizo, stek, może bekon? Pod choinkę wypadają też moje urodziny, ale mimo to, niestety, władzę nad całym bankietem przejmuje zmulony karp. Jestem przy stole w mniejszości, która musi się dostosować.

W przyszłym roku na pewno przeczytam… Książkę z wydawnictwa Czarne. Nie ma szans, by przydarzył im się słaby rok.

W przyszłym roku najbardziej czekam na... Na ufność. Nieufność doprowadziła w tym roku do najbardziej absurdalnych historii, które w moim systemie wartości po prostu się nie mieszczą.

Za rok o tej porze chciałbym powiedzieć, że… Zagrałem ciekawą trasę i okazało się, że ludzi z moimi poglądami na muzykę i świat jest dużo więcej, niż sądziłem.


PŁYTA JUŻ W SPRZEDAŻY! 51


M MUZYKA / KLUBY

JAK BYŁO, CO BĘDZIE? Pytamy tych, którzy wiedzą najwięcej.

Kamil Downarowicz PR manager wrocławskiego klubu Firley

52

Arkadiusz Hronowski Właściciel gdańskiego klubu B90

• Który z artystów grających u was w • Który z artystów grających u was w zeszłym roku najbardziej cię zaskoczył? zeszłym roku najbardziej cię zaskoczył? Slim Cessna's Auto Club. Niby kowboje, a jed- Ego Fall – folkmetalowa kapela z Mongolii! nak szatany. • Kogo możemy się spodziewać w waszym klubie w 2017 r.? • Kogo możemy się spodziewać Z artystów, których ogłosiliśmy, najjaśniej póki w waszym klubie w 2017 r.? co świeci Skunk Anansie. Trwają rozmowy z Astronautalis, Mgła, Nocny Kochanek. wieloma artystami, ale z pewnością zespoły, które pojawią podczas szóstej edycji Soun• Jaki trend okołoklubowy drive Fest, zaskoczą różnorodnością. To będzie obecny za granicą fajnie byłoby chyba najlepsza edycja. przenieść do Polski? Podoba mi się, że np. w takim Berlinie na długo przed imprezą ludzie spotykają się gdzieś na • Jaki trend okołoklubowy ulicy i sobie tam po prostu stoją. Jest piwko, jest obecny za granicą fajnie byłoby przenieść do Polski? gadka, ulica jest nasza! Najlepiej byłoby wypracować sobie własny • Najdziwniejsza rzecz, którą w zeszłym trend dostosowany do naszej mentalności. Mamy swój klimat, który tworzy się sam. roku przeczytałeś w riderze artysty? Killing Joke chcieli tytoń z Boliwii, więc musie• Najdziwniejsza rzecz, którą w zeszłym liśmy go importować. roku przeczytałeś w riderze artysty? Starannie dobrane półprodukty, z których arty• Bifor czy after? sta ugotuje sobie posiłek. Żadnych gotowych „Tuż po wschodzie słońca dań. Pierwsza zmiana warty Nie, nie będzie końca • Czy w polskim życiu klubowym Czas na afterparty” w 2016 r. wydarzyło się coś, co zmieniło oblicze sceny? • Techno czy rapy? Nie śledzimy aż tak sceny klubowej, ale z pewTechno. Zawsze techno. Amen. nością zmieni się w 2017 r., kiedy w B90 odpalimy pierwszą edycję imprezy CUBE. Będzie mapping, 3D i muzyka klubowa.

Krzysztof Stelmach Współwłaściciel warszawskiego klubu Niebo • Który z artystów grających u was w zeszłym roku najbardziej cię zaskoczył? Zdecydowanie Panteros666 na imprezie Wixapolu. Ta wixa zawsze mnie zaskakuje. Uwielbiam zdziwienie na twarzach ludzi, którzy przychodzą na nią pierwszy raz, nie wiedząc, czego oczekiwać.

• Kogo możemy się spodziewać w waszym klubie w 2017 r.? Nie mogę oczywiście zdradzić szczegółów, ale celujemy w kilkanaście niezapomnianych bookingów. Coś, czego w Warszawie jeszcze nie było. Mam też kilka swoich pomysłów muzycznych, które postaram się zrealizować. • Jaki trend okołoklubowy obecny za granicą fajnie byłoby przenieść do Polski? Niezobowiązującą radość z zabawy, bez oceniania i szufladkowania. • Najdziwniejsza rzecz, którą w zeszłym roku przeczytałeś w riderze artysty? Nie wiem co wybrać, zresztą i tak chyba nie pozwala na to klauzula poufności… • Czy w polskim życiu klubowym w 2016 r. wydarzyło się coś, co zmieniło oblicze sceny? Otworzyliśmy z Przemkiem i Ivanem Niebo (śmiech). Dla mnie ten fakt zmienił wszystko.

• Bifor/after? • Bifor czy after? Zdecydowanie after. Zawsze latem na ulicy Elektryków. Klimat nie do podrobienia. • Techno/rapy? Bóg jest w techno. Zdecydowanie techno. • Techno czy rapy? Nie używamy.


Michał Borkiewicz Właściciel warszawskiego Planu B i Placu Zabaw • Który z artystów grających u was w zeszłym roku najbardziej cię zaskoczył? Gelbart, który zagrał na Placu Zabaw na wspólnym wieczorze Lado w Mieście i berlińskiego Torstrassen Festival. To był koncert, od którego ani na moment nie oderwałem uwagi – a to rzadkość. Z polskich artystów postawiłbym na duet Alexis, czyli Gosię Penkallę i Janka Młynarskiego. Usłyszycie o nich na sto procent! • Kogo możemy się spodziewać w waszym klubie w 2017 r.? Nie mam pojęcia, ale marzy mi się koncert Tune-Yards na Placu Zabaw. W tym roku nie wyszło, więc może uda się w przyszłym. • Jaki trend okołoklubowy obecny za granicą fajnie byłoby przenieść do Polski? Wykreowanie mody na większe społeczne zaangażowanie klubów, festiwali i artystów byłoby super. To taka dobra tradycja sceny D.I.Y, dość silna chociażby w Niemczech, widać to obecnie na przykładzie działań na rzecz uchodźców. U nas honoru broni m.in. ekipa związana z Brutażem (i Światłem) i projekt Noise for Refugees. Jest też kilka klubokawiarni, które angażują się w coś od czasu do czasu, ale to jeszcze nie trend. • Najdziwniejsza rzecz, którą w zeszłym roku przeczytałeś w riderze artysty? „We also need to have on stage several big plants, like ferns, ficus palm or so. Condition of the plants could be weak”. • Czy w polskim życiu klubowym w 2016 r. wydarzyło się coś, co zmieniło oblicze sceny? Nie wiem. Ale możliwe, że coś mnie ominęło. • Bifor czy after? Awesome Tapes from Africa po koncertach Lado w Mieście. Udało się już po raz drugi. • Techno czy rapy? Techno – Brutaż (wiadomo!). Rapy – nie chodzę na rapowe imprezy od jakiegoś czasu, choć muzycznie lubię.

Team Smolna Pracownicy warszawskiego klubu Smolna

Łukasz Warna-Wiesławski Booking manager krakowskiego klubu 89

• Który z artystów grających u was w zeszłym roku najbardziej cię zaskoczył? Dopiero wystartowaliśmy, więc nie było jeszcze wielu okazji do zaskoczeń. DJ Bone może nie tyle zaskoczył (bo wiedzieliśmy, co się szykuje – grał już na Unsoundzie), ale wywarł potężne wrażenie – didżej wirtuoz wykorzystujący sto procent możliwości technicznych. Perfekcyjna selekcja, niesamowite umiejętności techniczne i wyjątkowa narracja, którą • Kogo możemy się spodziewać prowadził przez siedem godzin występu. Coś w waszym klubie w 2017 r.? Niedawno wróciliśmy z Amsterdam Dance niesamowitego. Event, więc mamy głowy pełne pomysłów i muzyki elektronicznej. Nie ujawnimy żad- • Kogo możemy się spodziewać nych nazwisk, ale możemy zdradzić, że w waszym klubie w 2017 r.? będziemy próbowali wielu eksperymentalnych Przyjaciół Unsoundu, weteranów undergroundu w całonocnych setach, ciekawych kierunków. nowych twarzy z Europy i ze świata. Będziemy utrzymywać poziom wyznaczony przez festi• Jaki trend okołoklubowy wal i pierwsze tygodnie działalności 89. obecny za granicą fajnie byłoby przenieść do Polski? Podoba nam się, że coraz częściej obok dobrej • Jaki trend okołoklubowy muzyki pojawiają się ciekawa scenografia i obecny za granicą fajnie byłoby dopracowane wizualizacje. Promotorzy i kluby przenieść do Polski? chętniej inwestują w multimedia. W teamie Klub jako tzw. safe-space – miejsce pozbamamy fanów m.in. kultowego Elrow i marzy wione wszelkich przejawów nienawiści, homofobii, transfobii, rasizmu, molestowania nam się podobne wydarzenie w Polsce. etc. Chociaż to nie tyle trend, co zwykła ludzka • Najdziwniejsza rzecz, którą w zeszłym przyzwoitość. roku przeczytałeś w riderze artysty? Piesek ze schroniska na 24 godziny do • Najdziwniejsza rzecz, którą w zeszłym roku przeczytałeś w riderze artysty? garderoby. Kot do pogłaskania po soundchecku. • Czy w polskim życiu klubowym • Czy w polskim życiu klubowym w 2016 r. wydarzyło się coś, co w 2016 r. wydarzyło się coś, co zmieniło oblicze sceny? To był bardzo dobry rok dla sceny klubowej. zmieniło oblicze sceny? Widać, że coraz więcej klubów się rozwija. To Pojawia się coraz więcej inicjatyw stojących był rok bardzo dobrych dużych bookingów – w opozycji do wszechobecnej i przytłaczająRicardo Villalobos, Recondite, Ilario Alicante. Z cej już mody na techno. Oby wyszły z niszy, bo drugiej strony zamknęły się dwa ważne kluby nie warto skupiać się tylko na jednym gatunku. w Warszawie – 1500m2 i Nowa Jerozolima. • Bifor czy after? Peak time. • Bifor czy after? After z grupą przyjaciół i dobrą muzyką. • Techno czy rapy? Eklektyzm. Jest czas i miejsce dla wszystkiego. • Techno czy rapy? Techno. Ten gatunek bardzo szybko ewoluuje i pojawia się dużo ciekawych postaci z nim związanych. • Który z artystów grających u was w zeszłym roku najbardziej cię zaskoczył? Lehar i Magdalena Solomun – dwoje artystów reprezentujących Diynamic Music, czyli jedną z najbardziej popularnych wytwórni skupionej elektronice. Zagrali u nas 12 listopada, mieli bardzo ciekawą selekcję i zbudowali świetną atmosferę podczas imprezy.

53


Z ZIMA / ZE SMAKIEM

ROZGRZEWKA

54

Mróz szczypie w uszy, marzną paluchy. Do walki z zimowym chłodem trzeba wytoczyć najcięższe działa – aromatyczne i rozgrzewające napitki.

Zimowe dni mają swoje zalety, zwłaszcza jeżeli jesteście wielbicielami harców na stoku. Czym byłyby jednak śnieżne atrakcje, gdyby po nie można było zrelaksować się przy kubku czegoś gorącego albo kieliszku czegoś mocniejszego! Przygotowując rozgrzewające napary i drinki, warto pamiętać o naszych największych sprzymierzeńcach o tej porze roku – imbirze, cynamonie, miodzie czy goździkach. Żadne inne przyprawy nie wprowadzają lepiej w zimowo-świąteczny klimat. Zimowa herbata z imbirem czy efektowny drink z cynamonem sprawdzą się nie tylko w długie domowe wieczory, ale i podczas świątecznych czy sylwestrowych imprez. A po nartach czy desce są wręcz niezastąpione – pozwolą zregenerować siły przed kolejnym dniem zmagań na stoku.


Chai Masala rozgrzewająca herbata z Indii 2 łyżki czarnej herbaty 5 łyżeczek cukru lub miodu 1/2 łyżeczki cynamonu 1 łyżeczka mielonego imbiru 1/2 łyżeczki startej gałki muszkatołowej 3-4 goździki 1/2 łyżeczki kardamonu 1 szczypta pieprzu 200 ml mleka Do rondelka wlewamy kubek (ok. 200 ml) wody. Wsypujemy cukier, przyprawy i herbatę. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy 2 minuty na małym ogniu. Dolewamy mleko i ponownie zagotowujemy. Napój przecedzamy przez sito i wlewamy do kubków.

55

Napar z lipy: łyżka kwiatu lipy łyżka suszonych malin miód Lipę i maliny zalej wrzątkiem, parz 10 minut, następnie dopraw łyżeczką miodu.


Z ZIMA / SLALOM

ŚNIEG, POLO I CAŁA RESZTA O czym marzy każdy, kto wybiera się na odpoczynek w góry? Planując wyjazd na narty lub deskę, turyści coraz częściej wybierają miejsca, które spełnią nie tylko ich sportowe oczekiwania – ośrodek ma mieć wysoki standard, imprezy mają być niestandardowe, a oferta gastronomiczna powinna dogodzić każdemu. Gdzie szukać takiego miejsca? Szpindlerowy Młyn został uznany za najlepszy ośrodek narciarski w Czechach podczas tegorocznej edycji World Ski Awards. Tym samym znalazł się w jednym gronie z innymi sławnymi na cały świat kurortami: m.in. kanadyjskim The Lake Louise Ski Resort, szwajcarskim Laax, włoskim Val Gardena czy francuskim Val Thorens. Nazywany czeskim Aspen co roku przyciąga wielu celebrytów, artystów, polityków i biznesmenów.

56

Okazuje się, że można pojechać do naszych południowych sąsiadów i odwiedzić jeden z ich najsłynniejszych ośrodków. Szpindlerowy Młyn (Špindlerův Mlýn), nazywany potocznie Szpindlem, jest największym i najbardziej popularnym ośrodkiem górskim w Czechach. Znajduje się w samym sercu Karkonoszy i oferuje idealne warunki do narciarstwa zjazdowego i biegowego przez pięć miesięcy w roku. O śnieg nie trzeba się bać, bo w przypadku jego niedoboru aż 92% powierzchni tras jest sztucznie dośnieżana. Na gości czekają tu trasy narciarskie o wszystkich stopniach trudności i łącznej długości 25 kilometrów, 14 wyciągów orczykowych i krzesełkowych oraz duży

snowpark. Po dniu spędzonym na stoku można np. pooglądać turniej zimowego polo – Czech Snow Polo Masters, MTB Chinese Downhill, czyli wyścig rowerowy w śniegu, albo Snow Volleyball Tour – siatkówkę w wersji śnieżnej. W sezonie w kurorcie odbywa się także Festiwal Rzeźby Lodowej. Samo centrum Szpindlerowego Młyna jest urokliwe i gościnne. Turyści mogą wybierać spośród kilkudziesięciu restauracji, kilkunastu winiarni, a także basenów, centrów fitnessu, bowlingu, squasha i innych atrakcji sportowych. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jednym słowem – w najbliższe ferie zimowe obieramy kierunek: Czechy!



Z ZNANI

WOJCIECH MAZOLEWSKI

podsumowuje mijający rok i opowiada o planach na następny

Jak byś opisał trzema słowami mijający rok? Muzyka zmienia życia.

Co z tego roku będziesz pamiętać za 10 lat? To był intensywny rok pod każdym względem. Na pewno będę pamiętać moje urodziny, które odbyły się w Teatrze Szekspirowskim. Była cała moja rodzina, przyjaciele, najbliższe mi osoby. Niezwykły czas z dużą dawką miłości, pozytywnej energii. Cieszyliśmy się i graliśmy przez całą noc. W tym roku wydałem płytę „Chaos pełen idei”. Proces nagrywania był dla mnie czymś wyjątkowym i na pewno go nie zapomnę. Trzy intensywne dni pracy z niezwykłymi artystami, takimi jak Natalia Przybysz, Ania Rusowicz, Piotr Zioła, Justyna Święs, Vienio czy Misia Furtak.

Płyta 2016 r. innego artysty, którą sam chciałbyś nagrać? Kocham muzykę i chciałbym pracować z wieloma artystami. Czymś wyjątkowym byłoby dla mnie uczestniczenie przy procesie tworzenia płyty „Blackstar” Davida Bowiego. To byłby wielki zaszczyt. Pamiętam, kiedy odsłuchałem ją po raz pierwszy. Byłem całkowicie powalony jej intensywnością, tym, jak była mocna i odważna. Bowie pokazał, że z muzyką można zrobić wszystko. Byłem naprawdę poruszony. Kiedy następnego dnia wstałem, dowiedziałem się, że Bowie nie żyje. Byłem pewien, że to sen. Poszedłem przemyć twarz do łazienki, ale się nie obudziłem, to była smutna prawda… Bardzo mocno to wszystko przeżyłem.

Prezent, jaki chciałbyś dostać w tym roku pod choinkę. Bilety na wakacje!

W przyszłym roku na pewno przeczytam.... Czekam na biografie muzyczne, jeszcze nie wiem, jakie się ukażą, ale zawsze lubię je czytać. Na pewno przeczytam coś Stasiuka, on bardzo pobudza moją wyobraźnię. Czasem gdy czytam, automatycznie słyszę muzykę w głowie. To mnie bardzo inspiruje.

W przyszłym roku najbardziej czekam na... Na pewno na trasę koncertową. To nowe wyzwanie, przygoda. Pojawi się wielu gości, idzie coś nowego i czuję to każdą komórką swojego ciała.

Za rok o tej porze chciałbym powiedzieć, że…. znowu się udało i że nadal wierzę w ludzi.

Fot. Agora S.A.

58


www.KennyG.com

KLUB STODOŁA ZAPRASZA

Kup bilet na www.stodola.pl oraz w kasie klubu: Warszawa, ul. Batorego 10

6.12

anita lipnicka

8.12

mikromusic orkiestra

9.12

grubson mesajah

10.12

lemon

11.12

illusion ocn

14.12

ania dąbrowska

15.12

krzysztof iwaneczko

17.12

łąki łan

21.01

lora szafran

14.01

XXX-lecie zespołu sexbomba sexbomba ksu armia moskwa the bill cela nr 3 prawda pull the wire

Najlepsze gadżety muzyczne w sieci bluzy · koszulki · akcesoria


P PREZENTY / NATURALNIE

MAŁPA W KĄPIELI Naturalne, ekologiczne i do tego tylko z Polski.

Zamiast espresso

Boody Boom to naturalne peelingi z kawy w czterech wersjach zapachowych: grejpfrutowym, kokosowym, truskawkowym i naturalnym. W składzie mają też sól z Syberii, więc nie próbujcie ich parzyć. Swobodnie możecie za to wcierać je w uda, pupy i dekolty. Świetnie wygładzają i walczą z cellulitem.

Bodyboom.pl

Ekoluksus

Wbrew pozorom nie są to lody, choć trzeba je trzymać w lodówce. Kosmetyki Fridge to, ekstremalnie naturalne kosmetyki o bardzo krótkim terminie ważności. Wszystko przez to, że nie zawierają alkoholu i substancji syntetycznych. Każdy słoiczek jest ręcznie napełniany i sygnowany podpisem osoby odpowiedzialnej za jej skład. Natura na bogato.

Frydge.pl

60 Czyścioszek

Na ratunek kuchennym higienistkom przyszła firma Yope, która wprowadziła do sprzedaży mydło kuchenne niwelujące nieprzyjemny zapach dłoni po gotowaniu. Serio i naprawdę.

Yope.me Zdrowe kolorowe

Mineralne podkłady czy róże może mają mniej intensywne kolory i nie są tak trwałe jak ich sztuczne odpowiedniki, ale za to są w pełni bezpieczne dla skóry. W Ecolore warto zainwestować nie tylko ze względu na właściwości, ale też dlatego, że są pięknie zapakowane i mają przyjemne, naturalne kolory.

Ecolore.pl

Złota rączka

Rękawica Glove czyni cuda. Starannie usuwa cały makijaż i czyści skórę twarzy za pomocą wody. Ekologiczne i praktyczne.

Glove.co


OSCARY 2017 - NAJLEPSZY FILM ZAGRANICZNY- NIEMIECKI KANDYDAT-

„WSPANIAŁE” TIME OUT

„TERAPIA ŚMIECHEM” CO JEST GRANE 24

„DIABLO INTELIGENTNY DOWCIP. REWELACJA“ WP.PL

„POPŁAKAŁAM SIĘ ZE ŚMIECHU. NIE RAZ, A KILKA RAZY“ ONET.PL

„TA KOMEDIA DOSTANIE OSCARA! ZOBACZYCIE!“ THE PLAYLIST

„WIĘCEJ TAKICH FILMÓW” WPROST

„TEN FILM DOWODZI, ŻE WSPÓŁCZESNE KINO MA SIĘ ŚWIETNIE” NY TIMES

W KINACH

KOT BOB i JA




Redakcja: Sylwia Kawalerowicz Jonasz Tolopilo Olga Święcicka Aleksandra Pakieła Stażystka: Julka Pietruszka Set design Foto: Mateusz Nasternak Stylizacja: Magdalena Iwańska Produkcja: Ewa Dziduch, Milena Mazza Okładka: Chazme 718 „High Castle” 2016

Opracowanie graficzne: Wiesław Galach, Sławomir Krajewski Korekta:

Mariusz Mikliński Wydawca: Beata Krawczak Reklama: Milena Mazza, tel. 506 105 661 mmazza@valkea.com Ewa Dziduch, tel. 664 728 597 edziduch@valkea.com Dystrybucja Krzysztof Wiliński kwilinski@valkea.com

Valkea Media S.A. ul. Elbląska 15/17 01-747 Warszawa tel.: 022 257 75 00, faks: 022 257 75 99


CHANGE. YOU CAN.

www.ice-watch.com



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.