Exklusiv / styczeń 2012

Page 1

#107/108

wolfgang tillmans ... nie lubi lajfstajlu56 daniel bloom ... wieczny debiutant90 porno ... nie tylko dla onanistów68 kucharze ... płaczą przy krojeniu cebuli74 kasia warnke ... walczy o sens62 wojtek mecwaldowski ... podgląda znajomych98

exKLUSIV m a g a z y n N R 1 2 . 2 0 1 1 / 0 1 . 2 0 1 2 9, 9 0 p l n

#107/108 ISSN 1731-6642 Indeks 246948

( w t y m 8 % vat )

magda gessler w obiekt y wie r afał a mil acha


foto:

Agata Pospieszyńska / AF Photo

UNEXPECTED GUEST





Filip Zwierzchowski i Marta Wiktoria Slyż / Studio Bank Elwira Rutkowska asystentka stylistki: Karolina Romuk-Wodoracka makijaż: Gosia Sulima włosy: Aneta Kostrzewa scenografia: Wito Bałtuszys modele: Szymon Małecki, Paweł Lubiński, Jakub Puzyna, Kamil Gamza, Magda Rychard, Ewa Szau, Alma Asuai produkcja: Paulina Pawłowska asystenci fotografki: stylizacja:

Podziękowania dla Ghelamco Woronicza Qbik, loft industrialny, www.partnersi.com.pl Podziękowania dla Studio Bank & Photoproduction, www.photoproduction.pl Podziękowania dla Delikatesy Esencja, www.delies.pl, ul. Marszałkowska 8, Warszawa Podziękowania dla Mood Boutique, ul. Mokotowska 46, Warszawa

w sesji wykorzystano ubrania marek: Łukasz Stępień, Konrad Parol, Martyna Czerwińska, MOZCAU by Justin Iloveu, H&M, Versace for h&m, Springfield, STEREO, Reserved Fashion, Topshop, Wrangler



rozBIEG PISS I SW C TRTEĘŚP

#107/108

exKLUSIV

Pożegnalny numerek

„Exklusiv” to część mnie. Dzisiaj mam ją sobie z własnej woli amputować, więc wybaczcie patetyczny ton. „Exklusiv” to siedem lat mojego życia, spędzone z ludźmi, którzy stali mi się cholernie bliscy. To ferwor składów, nocne rozmowy, miliony znaków wystukanych na klawiaturze komputera, szalone sesje, które przeistaczały się w imprezy, ważne spotkania, o których nawet nie marzyłam. To Kasia Figura, za którą biegam z płaszczem po gruzowisku. I Małgorzata Niemen tańcząca do M.I.A. To mówiący szeptem Krzysztof Warlikowski i Beata Tyszkiewicz, która śmieje się do rozpuku. To Kuba Wojewódzki, z którym dyskutuję o moherowej Polsce i Borys Szyc, przez którego ląduję na plotkarskich portalach jako „tajemnicza nieznajoma”. Spotkanie z każdym okładkowym bohaterem przypominało romans – były pląsy, zdarzały się dąsy, ale zawsze chodziło o chemię lub – jak kto woli – flow. Cieszę się, że bohaterką tego wydania została Magda Gessler. Bo romans z nią sprawił mi olbrzymią przyjemność i obrodził w wyznania o niespotykanej temperaturze. Ten numer, dla mnie pożegnalny, poświęciliśmy rozkoszom zmysłowym. W trudnych śnieżnych miesiącach warto pieścić swoje ciało jedzeniem i miłosną gimnastyką. Dobrze, jeśli biesiadowaniu w łóżku towarzyszy intelektualne obżarstwo. Polecam, zamiast kołdry, dywan z książek i magazynów. Papier to moja miłość, nie zdradzę go nigdy, chociaż pod choinkę zażyczyłam sobie tablet. Internet nie połknie nigdy takich pism, jak „Exklusiv”: inteligentnie skomponowanych, dobrze wydanych i autorskich „wyszukiwarek”, które można dotknąć, zalać kawą i wsadzić pod poduszkę. Taki magazyn to przewodnik, również estetyczny, po życiu i popkulturze. Dziękuję wszystkim, z którymi przez ostatnie lata miałam szczęście pracować nad wizją świata, która nazywa się „Exklusiv”. Mam nadzieję, że ten numer połkniecie ze smakiem oraz że nie przesoliłam go teraz łzawym pożegnaniem. W końcu jest się z czego cieszyć, bo lubimy się troszkę.

6

Wydawnictwo Valkea Media S.A. ul. Elbląska 15/17, 01-747 Warszawa tel. 22 639 85 67-8, 22 633 27 53, 22 633 33 24, 22 633 58 19, faks 22 639 85 69 Dyrektor Zarządzająca Monika Stawicka mstawicka@valkea.com

Redaktor Naczelna Hanna Rydlewska hrydlewska@valkea.com

Zastępca Redaktor Naczelnej Karolina Sulej ksulej@valkea.com

Zastępca Redaktor Naczelnej urszula jabłońska ujablonska@valkea.com

Dyrektor Artystyczna EMIlia nyka enyka@valkea.com

Sekretarz Redakcji Martyna Możdrzeń mmozdrzen@valkea.com

Fotoedycja i Grafika Daria Ołdak doldak@valkea.com

Moda Marcin Różyc mrozyc@valkea.com

Muzyka urszula jabłońska ujablonska@valkea.com Kosmetyki magdalena zawadzka mzawadzka@valkea.com Dizajn OLGA ŚWIĘCICKA Produkcja Paulina Pawłowska Współpracownicy Paweł Eibel, Łukasz Kasperek, Agata Nowicka, Łukasz Iwasiński, Monika Brzywczy, Kaja Kusztra, Monika Powalisz, Magdalena Łapińska, Tymoteusz Piotrowski, Krzysiek Kozanowski, Michał Kozłowski, Zuza Krajewska, Agata Michalak, Patryk Mogilnicki, Witek Orski, Marek Krowiński, Robert Kuta, Adam Radecki, Bartek Wieczorek, Alicja Wysocka, Kuba Gralik, W P Onak, Aga Kozak, Dominika Olszyna, Kuba Dąbrowski, Mike Urbaniak, Sylwia Kawalerowicz Menedżer ds. Druku i Dystrybucji Krzysztof wiliński kwilinski@valkea.com, tel. 607 058 802

Patronaty Maja Duczyńska mduczynska@valkea.com Felietoniści Jakub Żulczyk, KAROLINA SULEJ, Anna theiss, małgorzata rejmer Korekta Marcin Teodorczyk Stażystki Monika tomkiel, iga fijałkowska Reklama Dyrektor Biura Reklamy Beata Miciałkiewicz bmicialkiewicz@valkea.com, tel. 608 475 603 Menedżer Działu Sprzedaży Milena Kostulska mkostulska@valkea.com, tel. 506 105 661 Key Account Menedżer sylwia kaska skaska@valkea.com, tel. 601 187 124 Key Account Ewa Dziduch edziduch@valkea.com, tel. 664 728 597

Dział Prenumeraty prenumerata@exklusiv.pl

Projekty Specjalne Menedżer ds. Projektów Kluczowych Zuzanna Partyka zpartyka@valkea.com, tel. 501 987 389

Projekt makiety Jakub Pionty Jezierski www.brothersinarms.com.pl

Druk Zakłady Graficzne TAURUS tel. 22 783 60 00

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych. Za treść publikowanych ogłoszeń redakcja nie odpowiada. okładka foto: Rafał Milach / AF Photo asystentka fotografa: Patrycja Soltan / Makata Studio retusz: OD DO makijaż: Gonia Wielocha / Van Dorsen Talents włosy: Ewa Pieczarka scenografia: Wojciech Zbroja produkcja: Paulina Pawłowska

exklusiv ... #107/108



rozBIEG SPISCI TREŚ

#107/108

exKLUSIV bohater

WYBIEG 38 Prezenty 44

Marcin Różyc

Przepych 2011/2012 Felieton 45-47, 49 Info 48 Opowiadanie 50

glitter

GRUBE magda Gessler

Portret kobiety w różu z granatem w dłoni Są takie ogromne czerwone krewetki „karabińczyki”. Głowa tej krewetki ma w sobie mnóstwo płynnego purpurowego mózgu. Pije się go z tej głowy jak z kieliszka. Wypicie takiego drinka wspólnie z osobą, na którą masz apetyt, doprowadza atmosferę do zenitu.

56

Człowiek

84

fashionphilosophy fashion week poland Było warto!

PODKŁAD 88

Karolina Sulej

Wolfgang Tillmans

89, 91 Recenzje muzyczne

Wolałbym nie opisywać swojego oka 90

ROZBIEG

10

Kato forever!

Kupuj albo okupuj Felieton

24

Anthony Baxter

80

Dominik Tokarski

Daniel Bloom

Wieczny debiutant 62

DROBNE

Rzecz dotyczy mnie

92 Relaks

Kasia Warnke

16

Piotr Grabowski Człowiek 18

Jakub Żulczyk

12

ILLO

Człowiek

Tapir Dany Scully Felieton

96

68

20

Małgorzata Rejmer

Porno w kinie

Wyjście bezpieczeństwa Felieton

Flirtując z porno

tejo remy rene vanhuizeen

Tygrysica 98

Wojtek Mecwaldowski Kronika towarzyska

22

14

Yuko Shimizu

Anna Theiss

Pozamiatane Felieton

74

Kuchnia autorska

Człowiek

Z lekkim twistem

8

exklusiv ... #107/108

100 Recenzje książkowe 104 Nocny Patrol



rozBIEG

tekst:

człok wie

Karolina Sulej

przetrump owani

Anthony Baxter Reporter i dziennikarz telewizji BBC. Dokument Przelicytowani jest jego debiutem. Pokazy filmu w ramach 11. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego „WATCH DOCS” – 16.12, godz. 20:30, Laboratorium / CSW Zamek Ujazdowski i 17.12, Stary BUW. Po projekcjach spotkania z reżyserem.

naturalne. Czyli dokładnie przeciwko temu, co reprezentuje Trump. Spór między Menie a Trumpem to konflikt epicki niczym rywalizacja Szkotów z Anglikami. Tylko tym razem Anglików zastąpiło USA. Szkoci mają długą tradycję walki z imperialnymi zakusami. To prawda. Moja matka była Szkotką i wzrastałem, słuchając o historii tego regionu. Mieszkańcy Menie są dumnymi ludźmi, ogromnie przywiązanymi do lokalnej przyrody, tak jak moja matka. A Donald Trump to na szczęście tylko jeden Amerykanin. Na dodatek niezbyt popularny. Twój film ma dwóch bohaterów. Oprócz Trumpa – tego złego, jest także ten dobry – Michael Forbes, farmer i lokalny autorytet, który umacnia mieszkańców w buncie i zagrzewa do walki. Trump uwziął się na Forbesa, kiedy ten konsekwentnie odmawiał sprzedania mu swojej ziemi. Porównywał go do barbarzyńcy – mówił, że „żyje jak świnia”, a jego dom to „slums”. Kiedy usłyszałem te wypowiedzi po raz pierwszy, pomyślałem: „Ciekawe, jaki jest facet, któremu udało się wkurzyć Donalda Trumpa?”. Pojechałem do domu Forbesów i okazało się, że Michael wraz żoną i 87-letnią mamą to najmilsza rodzina pod słońcem, a ich farma jest w podobnym stopniu slumsem, co każda inna w Aberdeenshire. Michael był oburzony. Potem oburzony byłem także ja. Teraz oburzeni są widzowie filmu, którzy piszą listy, jak na przykład pewna pani z St. Louis: „Mieszkańcy Menie to prawdziwi bohaterowie. Proszę przekazać Molly Forbes najserdeczniejsze uściski ode mnie – uwielbiam ją, bo ceni w życiu proste rzeczy. Donald Trump może i ma biliony, ale kiedy patrzymy na jego naburmuszoną twarz, a potem na jej roześmianą buzię, rozumiemy, że pogody ducha nie da się kupić za żadne pieniądze”.

Dlaczego Donald Trump zdecydował się na inwestycję w Szkocji? Według wersji oficjalnej Donald Trump buduje na szkockim wybrzeżu ośrodek golfowy, ponieważ po pierwsze – ma ochotę i ma za co, a po drugie – kocha Szkocję. Ziemie Menie, które kupił Trump, to tysiąc akrów najdzikszego, najpiękniejszego krajobrazu, jaki można znaleźć w Szkocji. Trump jest już właścicielem kilku pól golfowych rozsianych po świecie, przeznaczonych dla bogatych Amerykanów. Szkocja to miejsce, gdzie narodził się golf, więc zbudowanie tam atrakcyjnego ośrodka dla bogaczy wydawało mu się logiczne. Problem polega na tym, że Trump zignorował fakt, że wiąże się to ze zniszczeniem jednego z ostatnich dzikich obszarów Wysp Brytyjskich.

Dwa 18-dołkowe pola golfowe, 1500 domów i monstrualny hotel. Tak Donald Trump postanowił zagospodarować najpiękniejszy rezerwat Szkocji. Anthony Baxter zrobił o tym film.

Dlaczego zainteresowałeś się poczynaniami Trumpa? I czemu zdecydowałeś się nakręcić o nich film? Mieszkam 50 mil na południe od miejsca, gdzie będzie znajdować się ośrodek Trumpa. Kiedyś zrobiłem dla BBC dokument o tym, jak destrukcyjna dla wybrzeża może być cywilizacyjna ingerencja na przykładzie historii mojego rodzinnego miasteczka Montrose, w którym z uwagi na rozmiar statków wpływających do portu trzeba było sztucznie pogłębiać dno. Wtedy zdałem sobie sprawę, jak obietnica zatrudnienia może spowodować, że nawet najbardziej świadomi ekologicznie ludzie natychmiast zapomną o niekorzystnym wpływie gospodarki na środowisko. Kiedy Trump przybył do Szkocji, żeby promować swoje wielkie plany, lokalna prasa komentowała jego obietnice bardzo jednostronnie, przekonując, że dzięki tej inwestycji powstaną tysiące miejsc pracy (a bezrobocie wynosi tam przecież zaledwie 1,9%), region zostanie umieszczony na golfowej mapie świata (jakby już nie było tam pełno pól golfowych) i przyjadą najwięksi celebryci. Gazety kompletnie zignorowały fakt, że ośrodek powstanie w samym środku unikalnego w skali globu rezerwatu ruchomych wydm. Rząd też się o Menie nie zatroszczył – wsparł ludzi Trumpa i wydał mu pozwolenie na budowę. Poczułem, że okoliczni mieszkańcy powinni zrozumieć, dlaczego te wydmy są tak ważne i dlaczego zamiary Trumpa są godne

potępienia. Wziąłem kamerę pod pachę, wsiadłem w samochód i przejechałem te 50 mil. Walka między mieszkańcami Menie a Trumpem przypomina mi trochę ruch Occupy, w ramach którego na całym świecie odbywają się protesty przeciw żarłocznemu kapitalizmowi. Donald Trump jako milioner należy do jednego procenta społeczeństwa i przekonaliśmy się, że jak na przedstawiciela jednego procenta przystało, może robić, co chce. Może nawet nazywać protestujących przeciw jego kaprysom „pasożytami”, a lokalna prasa będzie go wspierać, nazywając ich „narodowym wstydem Szkocji”. Donald wypowiadał się ostatnio niepochlebnie na temat Occupy Wall Street. Powiedział, że zbierają się tylko po to, żeby umówić się na randkę i żeby się dobrze zabawić. Kiedy ostatnio byłem w Denver (na tamtejszym festiwalu wygraliśmy nagrodę dla najlepszego dokumentu), rozmawiałem z ludźmi z Occupy Denver i oni naprawdę wiedzieli, przeciwko czemu protestują – przeciwko bogatym i wpływowym, którzy niszczą życie zwykłych ludzi i środowisko

10

W ramach solidarności z protestującymi mieszkańcami powstał ruch Tripping Up Trump, którego nazwę można przetłumaczyć jako „Przyłapując Trumpa”. Michael Forbes ofiarował ruchowi część swojej ziemi, zaś ludzie z całego świata odkupują małe kawałki, aby jak najwięcej osób stało się współwłaścicielami tego skrawka ziemi. Kiedy Trump rzeczywiście zrealizuje swoją groźbę i wyrzuci Forbesów z ich ziemi, narazi się na cholernie skomplikowany proces. Mam nadzieję, że Tripping Up Trump będzie wciąż rosło w siłę. Kiedy ludzie widzą film, natychmiast chcą pomóc – organizacja może być świetnym wentylem dla ich słusznego gniewu. Da się pomóc społeczności Menie zaledwie kilkoma kliknięciami myszki na stronie „przyłapujących”. Trump widział twój dokument? Powiedział, że doszły go słuchy, że jest „nudny i źle zrobiony”. Ale przyznał, że go nie widział. Dodał, że jeśli damy mu kopię, to obejrzy w samolocie. Film jednak jeszcze nie wyszedł na DVD. Odparliśmy więc, że chociaż zapewne jest przyzwyczajony do bycia traktowanym wyjątkowo, będzie musiał obejrzeć go w kinie jak wszyscy. Jak 99 procent. EX

Exklusiv ... #107/108



rozBIEG

tekst:

Anna Budyńska

człok wie

ILLO Agencja założona przez Agatę „Endo” Nowicką i Marysię Zaleską. Działa od września tego roku. Jej celem jest promocja polskich ilustratorów w kraju i zagranicą. Obecnie należy do niej dziewięciu twórców m.in. Tymek Jezierski, Ada Bucholc, Bartek „Arobal” Kociemba, Paweł Jońca, Tomasz Walenta i Ola Niepsuj. Prace artystów z ILLO będzie można obejrzeć i kupić w grudniu w stolicy: na Świątecznym Targu w Teatrze Ochota (34.12), na Przetworach (9-11.12) i na Salonie Zimowym (10-11.12). www.illo.pl

W rankingu najlepszych ilustratorów przygotowanym przez magazyn „Press”, na dwanaście wyróżnionych osób aż cztery związane są z ILLO. Jakie cechy musi mieć ilustrator, by znalazł się w czołówce? Marysia Zaleska: Przede wszystkim talent. Agata Endo Nowicka: Może jednak gotowość do ciężkiej pracy? Talent jest trudno definiowalny. MZ: Na pewno musi interesować się rysunkiem od dzieciństwa. Dużo ważniejszy od wykształcenia jest czas, który spędził, rysując. Może zamiast słowa „talent” lepsze tu będzie słowo „warsztat”. AN: Bardzo ważny jest charakterystyczny styl, który łatwo rozpoznać. W dobrej ilustracji istotne jest też myślenie koncepcyjne. MZ: Dobremu ilustratorowi wystarczą papier i ołówek, żeby zrobić rysunek. Programy graficzne nie zastąpią prawdziwych umiejętności i wyobraźni.

Więc wystarczy doskonały warsztat? AN: Ważna jest też osobowość, umiejętności komunikacyjne. To nie jest oczywiste, bo ilustrator pracuje sam, dużo czasu spędza w odosobnieniu. Ale nikt nie będzie chciał pracować z osobą, która ma ciągle muchy w nosie. MZ: Nie możesz zachowywać się jak diwa, być negatywnie nastawiony do świata. Dlatego podstawowe założenie naszej agencji jest takie, że reprezentujemy ludzi, z którymi dobrze nam się pracuje i do których mamy zaufanie. Warto w branży rozpychać się łokciami? AN: Widziałam wiele sytuacji, kiedy talent nie potrzebował wyważać żadnych drzwi, wystarczyło pokazać prace w internecie. Pochlebne opinie w branży szybko się roznoszą, jedno zlecenie niesie ze sobą kolejne. Jak radzicie sobie z krytyką? AN: Dla każdego artysty znajdzie się miejsce. Nikt też nie jest najlepszy na świecie. Twoje prace nie muszą podobać się wszystkim, to nawet jest podejrzane, kiedy

Diwom dziękujemy

bo jedynymi ograniczeniami dla twórcy są jego wyobraźnia i umiejętności techniczne. Często zgłasza się do nas art director i mówi, że nie jest w stanie „sfotografować” tematu. MZ: W czasach kryzysu, kiedy wszyscy tną budżety, mało które media stać na kosztowne sesje. Ilustracje mogą więc konkurować także ceną, bo wykonuje je jedna osoba, a nie cała ekipa produkcyjna. Kryzys nie dotarł do nas na dobre, a rynek prasowy już się kurczy. Pesymiści zapowiadają zniknięcie papierowych gazet. Dziennikarze, jeżeli jeszcze nie zostali zwolnieni, drżą o swoje posady. Nie boicie się, że wyschnie wam źródło dochodów? AN: Ilustracja jest obecna także poza prasą – w książkach, albumach, na plakatach, w reklamie. Dzięki publikacji w gazetach, magazynach ilustrator buduje swoje portfolio. Tam pokazuje, jak dobrze umie kogoś sportretować, czy błyskotliwie spuentować artykuł. Ale źródeł zarobku ma więcej. Dużo ilustratorów uczy się teraz robić animacje. Internet potrzebuje ruchomych obrazków. W jakie nieznane dotąd obszary może jeszcze wkroczyć ilustracja? MZ: Nie chcemy liczyć wyłącznie na branżę prasową i reklamową. W ILLO staramy się myśleć o niekonwencjonalnych zastosowaniach dla ilustracji. Ostatnio współpracujemy z producentem porcelany Kristoff. Nasi ilustratorzy: Arobal, Tomek Walenta i Tymek Jezierski przygotowują wzory na porcelanowe serwisy. Dlaczego twórcy, którzy pracują wyłącznie na swoje nazwisko, postanowili związać się z ILLO? Silnym indywidualnościom jest lepiej w grupie? Trudno w to uwierzyć. AN: Artyści nie lubią negocjować stawek, myśleć o kontraktach, formalnościach. Chcą się zajmować sztuką, bo to im wychodzi najlepiej. Chciałyśmy przerzucić te sprawy na agencję. Czasem jest łatwiej reprezentować interes drugiej osoby niż siebie samą. MZ: Artystom trudno jest wycenić swoją pracę. Wyobraź sobie sytuację, że osoba, która chodzi przez cały tydzień do pracy, musiałaby codziennie negocjować swoją stawkę.

O ilustratorach, którzy rozkręcają się w dobie kryzysu. tak się dzieje. Ilustrator nie musi też potrafić zrobić wszystkiego. Lepiej przyznać, że czegoś się nie umie i zrezygnować ze zlecenia, niż potem się męczyć i na koniec nie móc patrzeć na efekt. Czy z robienia ilustracji można się utrzymać? AN: Ja zaczęłam się tym zajmować 10 lat temu i potrzebowałam pięciu lat, żeby się na tyle rozkręcić, by móc z tego żyć. Teraz coraz więcej osób decyduje się na życie tylko z ilustracji. Zapotrzebowanie na nie jest coraz większe. Są już w większości magazynów, zaczęły pojawiać się na okładkach tygodników. Skąd to zainteresowanie ilustracją? AN: Gwałtowny spadek jej popularności w prasie miał miejsce w latach 50. Rysunki ustąpiły wtedy pola fotografii. Ale po latach ilustracja zaczęła odzyskiwać swoją pozycję, bo przecież to medium ma bardzo dużo do zaoferowania i może być ciekawą alternatywą dla fotografii. Kiedy rysunek staje się atrakcyjniejszy od zdjęcia? AN: Fotografia najczęściej pokazuje świat taki, jaki jest w rzeczywistości. Ilustracja daje większe pole do popisu,

12

ILLO to dla was zupełnie nowe doświadczenie. Jak wam idzie prowadzenie agencji? MZ: Mamy mnóstwo pracy papierkowej – księgowość, umowy, windykacja itd. A wyobraź sobie, że masz jeszcze do czynienia z dziesiątką artystów, z których każdy jest indywidualnością. AN: Zaczynałyśmy demokratycznie. Były zebrania wszystkich członków, czasem bardzo burzliwe! Zrozumiałyśmy, że nie jesteśmy w stanie dostosować się do każdego, dlatego same podejmujemy decyzje, starając się opierać na zasadzie szczerości i przejrzystości. Stawiamy na dobrą komunikację i rozwiązywanie małych problemów, zanim urosną do dużych rozmiarów. MZ: Teraz jesteśmy na etapie szukania stażystów. „Exklusiva” czyta dużo fajnych osób, może znajdą się chętni? EX

Exklusiv ... #107/108



rozBIEG

tekst:

człok wie

Tejo Remy Rene Vanhuizeen Holenderscy projektanci, którzy pracują prawie wyłącznie na materiałach z odzysku. Do ich kultowych projektów należy lampa z butelek po mleku, regał zbudowany z samych szuflad i fotel zrobiony ze zużytych ubrań. Swoje projekty pokazywali na wystawach m.in. w MoMA. Od 1991 roku związani są z platformą Droog Design. W tym roku jako goście specjalni wezmą udział w Przetworach, które odbędą się 10 i 11 grudnia w Soho Factory w Warszawie.

Olga Święcicka

Poszuki wacze skarbów

trzeci wymiar, zaprojektowaliśmy wybrzuszenia, wyspy. Stworzyliśmy miejsca, w których można się ukryć, ale też spotkać. Dzięki temu plac zabaw wyszedł ze swoich sztywnych ram i zaczął grać z otoczeniem. Lubię ten projekt, bo pokazuje, że niewielka zmiana potrafi zdziałać cuda. Skąd czerpiecie inspiracje? TR: Duży wpływ mają na mnie prace dadaistów, readymade czy artyści związani z grupą Fluxus. Sztuka mnie inspiruje. RV: Obserwuję życie, podpatruję codzienne czynności. To mi wystarcza. Jak wygląda wasza współpraca? RV: Można by ją nazwać „organiczną”. Nie ma hierarchii. Każdy jest odpowiedzialny za wszystko. Każdy głos jest równie ważny. TR: Ja bym raczej powiedział, że to boks, walka. Bijemy się na argumenty, pomysły, rozwiązania. A później szukamy wspólnej drogi. Do tej pory ją znajdowaliśmy.

Podoba nam się fakt, że wszystko, co nas otacza, może być tworzywem, może ulec przemianie.

Wasze projekty wpisują się w nurt upcyclingu. Co to znaczy? TR: To proces polegający na przekształcaniu odpadów i nikomu już niepotrzebnych przedmiotów w produkty jakościowo i wartościowo lepsze. Dając drugie życie niechcianym przedmiotom, nadajemy im nowy sens. Stwarzamy produkt, który w nowej formie znów wraca do obiegu. RV: Dizajn to przede wszystkim komunikat. Używając przetworzonych materiałów, dopisujemy historię do tej już istniejącej. Uwielbiam bawić się formą, nadawać jej nowe znaczenia. Podoba mi się fakt, że wszystko, co nas otacza, może być tworzywem, może ulec przemianie. Recykling uruchamia wyobraźnię i poszerza horyzonty.

Jak ten trend przekłada się na wasze wzornictwo? TR: Dobrym przykładem może być dywan, który stworzyliśmy z myślą o dzieciach z epilepsją. Projektując go, wykorzystaliśmy stare, zużyte prześcieradła. Zwijaliśmy je i kleiliśmy razem. Całość przypomina kolorowe, poskręcane zwoje mózgowe. RV: Zależało nam na tym, żeby oswoić szpitalną przestrzeń, zrobić coś, co będzie przypominało dzieciom dom. Dlatego użyliśmy prześcieradeł, które kojarzą się z łóżkiem, ciepłem, rodziną. Tworzywo, które wykorzystaliśmy, jest wyjątkowo miękkie i przytulne. Co ciekawe – jest tanie, a dywan, który z niego powstał,

ma bardzo dużą wartość, tym bardziej że każdy jego egzemplarz jest unikatowy. To również ważny aspekt upcyclingu. Jakie trudności napotykacie podczas projektowania? TR: Największym problemem jest stworzenie jasnego komunikatu. Chcemy, żeby zaprojektowane przez nas przedmioty nie były tylko pustą wydmuszką, ale niosły treść. Duży kłopot sprawia nam też pozyskanie odpowiedniego tworzywa. To musi być coś, co pomimo swoich wcześniejszych znaczeń, może stać się nowym produktem. Coś z potencjałem. Skąd bierzecie materiały? TR: Większość wyszukujemy na złomowiskach, w skupach metalu, tekstyliów czy plastiku. Czasem musimy zapłacić za nie albo za ich transport, ale zdarza się też, że dostajemy je za darmo albo znajdujemy na ulicy. Który z projektów jest waszym ulubionym? RV: Bliski mi jest Social Fence, który zrobiliśmy dla jednej ze szkół podstawowych w Dordrecht. Projekt polegał na nadaniu nowego znaczenia ogrodzeniu oddzielającemu plac zabaw od reszty szkolnego podwórka. Zwykle siatki, płoty, mury dzielą ludzi, my chcieliśmy zrobić na odwrót – uczynić z ogrodzenia miejsce spotkań. Nadaliśmy standardowej szkolnej siatce

14

Pracujecie w duecie, ale przy okazji jesteście też członkami grupy Droog Design, której prace pokazywane były ostatnio w CSW w Warszawie. TR: Droog to nie jest grupa dizajnerów, to raczej platforma, która pomaga w sprzedaży rzeczy projektantów. Jest to też swego rodzaju marka i w takim kontekście była pokazywana na wystawie.

W tym roku jako goście pojawicie się na Przetworach – imprezie, która zajmuje się promowaniem dizjanu z recyklingu. Czy podobne wydarzenia mają też miejsce w Holandii? TR: Niestety, nie doczekaliśmy się jeszcze takiej imprezy. Mamy za to kilka sklepów, w których można kupić tego typu przedmioty. A co wiecie o polskim wzornictwie? RV: Nie mam zbyt dużej wiedzy na ten temat. Kilka lat temu na wystawie w Paryżu widziałem prace Romana Cieślewicza. Bardzo go cenię, tym bardziej że jego plakaty powstały w czasach, kiedy nie było programów graficznych i komputerów. TR: Nie wiem, czy w dzisiejszym świecie istnieje jeszcze taka kategoria, jak „polski dizajn”, czy wszystko nie jest już po prostu eurodizajnem. W końcu mieszkamy na jednym kontynencie i borykamy się z tymi samymi problemami. Sztuka musi poradzić sobie z podobnymi zagadnieniami – zanieczyszczeniem środowiska, kryzysem gospodarczym czy starzejącym się społeczeństwem. Dizajn jest jeden. EX

Exklusiv ... #107/108



rozBIEG

tekst:

człok wie

Alek Hudzik

Trip

Dominującym producentem mąki w Polsce jest firma o zaskakującej nazwie – Polskie Młyny. Odwiedzam ich witrynę, a tam za historią przerobu mąki stoi historia całego kraju. Oczywiście ta historia jest powykręcana, wygłaskana i wyidealizowana. Szukam prawdy między wierszami, przepisuję i literalnie wywracam na opak historię Polskich Młynów. Powstaje ni to manifest, ni to zapis chorobliwej manii, a na pewno efekt uzależnienia od tego kraju. Tylko kto tu jest uzależniony – ja, naród czy niemiłosierny Pan Bóg? Na tym opowieść się kończy.

Piotr Grabowski Absolwent warszawskiej ASP. Artysta wizualny, grafik, twórca wydawanego własnym nakładem zina „polE”, laureat pierwszej nagrody konkursu Samsung Art Master za pracę Antyliban.

Ta „opowieść” przyniosła ci wygraną w jednym z ważniejszych konkursów artystycznych w Polsce. Do samej formy konkursu można mieć zastrzeżenia. Jest bardzo atrakcyjny medialnie, co ma swoją dobrą stronę, bo promuje sztukę, ale ma też gorszą. Przez skupienie się na medialnym aspekcie zanika dyskusja o tym, dlaczego ktoś zdobył nagrodę. To, co się pojawiło na wystawie, staje się jednozdaniowym opisem. Jest hype nie na to, co kto robi, ale na to, ile na tym zarobił.

Wszyscy pytają cię, co zrobisz z 25 tys. zł, które wygrałeś w konkursie Samsunga. Ja zapytam, ile dostałeś już propozycji wydania pieniędzy? Jeszcze przed wygraną mogłem zrobić całą listę, bo koledzy i koleżanki wyliczyli procentowy udział w moim rozwoju artystycznym i należne im z tego tytułu profity (śmiech). A tak serio, pytanie o kasę ma tylko jedną właściwą odpowiedź – pieniądze wydam na dalszy rozwój. To będzie także bufor finansowy, który pozwoli mi na spokojną pracę artystyczną.

Wystawa konkursowych prac ma jednak wspólny mianownik, dla mnie to „antypiękno”. Ty też to dostrzegłeś? Pisząc teksty i robiąc wizualizacje do wystawy, miałem wrażenie, że wychodzi mi coś jak z austriackiej piwnicy, coś z Bernharda czy Jelinek. Cieszyłem się, gdy ktoś powiedział, że kiedy przebrnął przez trudne liternictwo i przeczytał do końca, zebrało mu się na wymioty. Ta atmosfera wisi nad większością z prac. Niełatwo jest pogodzić się z Jasiem Domiczem, który nie chce się odwrócić i godzinami stoi na autostradzie, nieznośne jest obcesowe przerywanie opowieści dziecka uderzeniem kija golfowego u Wojtka Pustoły, przerażający jest taniec z matką Sylwii Czubały.

Ludzie sztuki są najczęściej szarakami w świecie kultury. Zwycięzcy konkursu mogli przez chwilę poczuć smak bycia celebrytą. Jeśli celebryci mają jakieś kompetencje i są doceniani za konkretne działania, to rzeczywiście może to smakować. Szkoda, że koncentrując się na postaci, często zapomina się o jej działaniach. Czuję, że nie opierdalałem się przez te kilka lat, więc mi się trochę należy. Choćby i pięć minut.

Kiedy kilka miesięcy temu rozmawialiśmy o twoim podejściu do instytucji sztuki, byłeś mocno sceptyczny. Po otrzymaniu nagrody to się zmieniło? Chyba zawsze lepiej być sceptycznym w stosunku do instytucji. W tym wypadku jedyną zaangażowaną instytucją sztuki było CSW, ale zdaje się, że jest to ich pozaprogramowa działalność.

Kiedy robiłem wizualizacje do wystawy, miałem wrażenie, że wychodzi mi coś jak z austriackiej piwnicy.

Zazwyczaj twoje dzieła dotykają problemów naszej rzeczywistości, a na konkursie pokazałeś pracę Antyliban. To górskie pasmo nie ma chyba żadnego znaczenia ani dla polskiej, ani dla światowej opinii publicznej? Tytuł Antyliban pojawił się na końcu. Na początku były eksploracje internetu. Dosyć przypadkowo wpadłem na Liban i zainteresowało mnie to państwo, które bardzo słabo znam, a w Google Earth wygląda świetnie. Wszystko to przez pasma górskie – Liban i Antyliban. W ramach jednego obszaru geograficznego znajdują się dwa antagonizmy, przeciwieństwa, które określają charakter kraju.

Podróż zaczęła się w internecie, ale kolejne prace, które składają się na instalację Antyliban, to wideo ilustrujące podróż narkotyczną. Co to za trip? To jest kontynuacja tej podróży. Razem z Google Earth przelatuję nad górami Liban i Antyliban, docieram do Bejrutu. Lekkim kliknięciem przenoszę się o tysiące kilometrów. Plaża Libanu morfuje w tę

nadbałtycką. Szukam czegoś, co uzasadni surrealizm sytuacji, to musi być ten piach. Jednak wcale nie tracę kontaktu z rzeczywistością. Nadal przecież siedzę przy komputerze w swoim własnym domu. Dom to schemat, w który wciąż jesteś wpisany, pomimo że jesteś zanurzony w narkotycznej przestrzeni internetu. Kompiluję z tekstów z netu serię wskazówek pod wspólnym tytułem: „Jak się naćpać, nie wychodząc z kuchni”. To, co wydawałoby się ścieżkami koksu o boskiej skali, jest zarysem bliźniaczych gór Libanu. A skąd się wzięła ponura historia młyna, którą umieściłeś na ścianie sali wystawowej CSW? To dalszy ciąg wątku podróży i uzależnień. Tym razem uzależnień od kwestii politycznych, więc moja trasa w nowej zakładce przeglądarki z plaż przenosi się do polskiego bagienka, polskiego młyna. Mąka w moim odczuciu jest organicznie złączona z tym krajem. Polskie białe złoto, spichlerz Europy – te rzeczy.

16

Exklusiv ... #107/108

Pieniędzy starczy na drukarkę, która popsuła się przy drukowaniu ostatniego numeru prowadzonego przez ciebie zina „polE”. Nie wiem, jak to będzie z zinem, bo zmarnowałem mnóstwo energii na naprawy drukarki. Techniczne problemy pochłonęły czas, który mógłbym poświęcić na efektywną pracę. Trzeba znaleźć inną formułę. Poza tym „polE” po 32. numerze nigdy nie będzie już tak dobre. EX


tekst:

Monika Tomkiel

sPlace like home

promocja

W

yobrażając sobie idealne osiedle, mamy na myśli takie, w którym wszystkie elementy pasują do siebie stylistycznie, współgrają ze sobą i tworzą sprawnie działający organizm. Takim miejscem w Warszawie jest osiedle sPlace w południowej części Żoliborza, zaprojektowane zgodnie z ideą „smart living”, którą kierowała się layetana przy realizacji tego projektu. To firma deweloperska, która powstała w 1964 roku w Barcelonie i od prawie 50 lat koncentruje się na innowacyjnych rozwiązaniach w dziedzinie budownictwa i architektury, tworząc nowoczesne osiedla przyjazne Mieszkańcom i środowisku. Fasady budynków kompleksu sPlace wykonane są ze szlachetnych materiałów, takich jak: drewno, stal czy szkło. Również elementy zagospodarowania terenu, na przykład oświetlenie, ławki czy kosze na śmieci powstały z tych samych materiałów. Całe osiedle tonie w zieleni. Zielone patio w sPlace jest wielkości boiska piłkarskiego, a deptak przecinający teren zaprojektowany jest w stylu La Rambli – jednej z najbardziej znanych ulic w Barcelonie.

W ten sposób można się poczuć jak w parku, nie opuszczając osiedla. Jeżeli jednak zdecydujemy się je opuścić, to będziemy mogli skorzystać ze świetnego połączenia z centrum miasta – w sąsiedztwie znajduje się metro, a w planach jest również budowa stacji kolejki SKM, co jeszcze bardziej usprawni komunikację z innymi dzielnicami miasta. Autorem projektu architektonicznego jest pracownia mąka.sojka.architekci, która sprawiła, że sPlace jest interesującym miejscem z punktu widzenia współczesnego dizajnu. Ale oprócz interesującego wyglądu, sPlace to szereg ciekawych rozwiązań strategicznych, które ułatwiają życie w wielkim mieście. Do dyspozycji Mieszkańców jest obsługa concierge, która organizuje zakupy, rezerwacje biletów, drobne naprawy, kuriera, opiekę nad dziećmi czy zwierzętami. Infrastruktura w apartamentach jest zaplanowana tak, by wszelkie montaże związane z oświetleniem, systemem alarmowym czy klimatyzacją przebiegły sprawnie. Nowatorskim pomysłem jest też wprowadzenie sKey, czyli klucza – odrębnego dla każdego właściciela nieruchomości, za pomocą którego otworzy zarówno drzwi do swojego mieszkania jak i do innych części kompleksu, z których będzie korzystał. W garażu Mieszkańcy #107/108 ... exklusiv

17

znajdą specjalną strefę o nazwie Auto sPA z myjką ciśnieniową i odkurzaczem, które pomogą zadbać o wygląd auta, motocykla czy roweru. Dodatkowo każde miejsce postojowe posiada przyłącze elektryczne – można tu podładować komórkę czy samochód elektryczny. Jest też Klub Maluszka, w którym dzieci mogą się bawić, a dorośli organizować przyjęcia dla nich. Gwiazdą oferty są wyjątkowe sLofty – dwupoziomowe apartamenty z przestronnym salonem i przeszkleniami, które wnoszą dużo światła do wnętrz. Z niektórych sLoftów można wyjść na prywatny taras na dachu i podziwiać panoramę miasta. Każdy apartament w sPlace ma kilka opcji układu pomieszczeń. Jeśli zdecydujemy się kupić mieszkanie – sami decydujemy, która opcja nam odpowiada. Apartamenty w sPlace to elegancja, wygoda i dobre samopoczucie. Łatwo poczuć się w nich jak w domu. ex

Idea smart liv design, intelig nia, dzięki któr to odpowiedź n czesnych rozwi ność budynku je nowy trend, która z jednej s ski dostęp do od zgiełku mia nia wykorzysta nień ułatwiając indywidualnych w poczucie este chitekturę dosk oraz ideę posza


rozBIEG

ilustracja:

Tymoteusz Piotrowski

E FELIN TO

Jakub Żulczyk Pisarz, publicysta, dziennikarz, ostatnio didżej. Pisał dla dziesiątków pism, od „Playboya” po „Tygodnik Powszechny”. Napisał powieści Zrób mi jakąś krzywdę, Radio Armageddon i Instytut. Dużo gada i pali. Prowadzi bloga jakubzulczyk. ownlog.com.

jestem stary. naprawdę.

peratura narracji przywodzą na myśl wczesne dzieła Michaela Manna i Davida Cronenberga. Chodzi o to, że nawet szczegóły uświadamiają człowiekowi, jak bardzo odległą epoką były lata 90. Oglądając pilota Z Archiwum X, kontemplując tapir Dany Scully, który mógłby służyć jako kask rowerowy (swoją drogą Dana Scully jawiła mi się w podstawówce, obok Winony Ryder, jako szczyt kobiecego piękna i dziś, obserwując jej emploi sekretarki w ZUS-ie, naprawdę nie wiem, jakim cudem mogłem tak twierdzić), fryz Mouldera à la Chris Isaak z Mielna oraz żakiety, które dzisiaj można kupić zapewne tylko na Słowacji, zrozumiałem świętą prawdę, jaką niesie jeden z popularnych ostatnio obrazków internetowych. Ten ze smutną żabką, która zauważa, że gdy ktoś mówi do ludzi w moim wieku, że coś zdarzyło się 10 lat temu, odruchowo myślimy o początku lat dziewięćdziesiątych. To było dwadzieścia lat temu, cholera jasna. Kolejne dwadzieścia lat wcześniej nie było nas na świecie, a Rolling Stonesi byli młodzi. Za następne dwadzieścia lat, o ile cywilizacja i system bankowy będą jeszcze jako tako funkcjonować, nasze dzieci będą zdawać maturę, a my będziemy czekać w kolejce na by-passy. Dziesięć lat temu już ściągaliśmy pierwsze pliki z internetu i poznawaliśmy znajomych na czacie. Co więcej, niektórzy mieli profil na Gronie. A na pewno co poniektórym Z Archiwum X już wydawało się tandetą. Więc jestem stary. Coraz częściej zdarza mi się narzekać na informacyjne przeładowanie i zdemoralizowaną młodzież. Większość współczesnej muzyki pop kaleczy mi uszy. Uprawiam dużo sportu, ale i tak czasami łapie mnie dziwna zadyszka. Ostatnio zabolał mnie staw kolanowy w prawej nodze. Wyłysiałem już dawno, ale kilka miesięcy temu pod okiem zauważyłem pierwsze zmarszczki mimiczne. Jestem stary, leżę na materacu, ciężko sapiąc, popijam Coca-Colę i oglądam Z Archiwum X. W odcinku, który się skończył przed chwilą, Moulder (sam, bo Scully chwilowo porwali kosmici) rozpracowuje siatkę dziwacznych niby-wampirów, które piją krew, ponieważ chcą uzyskać możliwość życia wiecznego. Nie wiem, czy chciałbym żyć wiecznie, ale na pewno – jak wszyscy – chciałbym pożyć trochę dłużej, niż będzie mi dane i ciut wolniej się starzeć. Ale życie wieczne? Uwodząca Mouldera wampirzyca najprawdopodobniej żyje wiecznie, ale ma na sobie koszmarny czerwony żakiet sprzed dwudziestu lat, który dzisiaj można kupić zapewne tylko na Słowacji. EX

Tapir Dany Scully

Metrykalnie mam tylko dwadzieścia osiem lat i gdybym teraz – odpukać – odwalił kitę w jakiś nieprzewidziany sposób, w paru poświęconych mi gazetowych notkach napisano by zapewne, że odszedłem z tego świata młodo. Ale napisano by tak również, gdybym odwalił kitę za dziesięć, a nawet dwadzieścia lat, a przecież za dwadzieścia lat, gdy będę w wieku Kuby Wojewódzkiego, będę już czuł się jak Matuzalem, który wszystko widział, wszystko przeżył, wszędzie był i zostały mu już tylko spacery z chodzikiem i krzyżówki Jolki. Trochę tak czuję się już teraz, a spowodował to serial Z Archiwum X. No cóż, każdy ma swoje perwersyjne przyjemności. Ja na przykład w tym miesiącu wydałem kilka stów na komplet DVD serialu Z Archiwum X. Zrobiłem to powodowany niejasną melancholią, która nachodziła mnie, gdy wspominałem swoje szczenięce lata i niecierpliwe wyczekiwanie na kolejny odcinek przygód dzielnych agentów raźnie tropiących UFO, zbrodnicze programy komputerowe, ludzi zamieniających się w fosforyzujące kredensy oraz wampiryczne wiedźmy mieszkające w bagnach Oregonu. Zaniepokoiła mnie już sama ta melancholia, bo przecież mam jeszcze kawał czasu na wspominanie chwil, w których największym problemem było to, że trzeba wyczyścić głowicę od magnetowidu, bo we Freddym Kruegerze 5 skacze obraz. Roztkliwianie się nad latami dzieciowymi to – zaraz po bólach wątroby – pierwszy syndrom starzenia się, ale prawdziwy problem zaczął się, gdy kurierzy z Amazonu przysłali pudło z płytami do domu. Przyznam, że przepadam za otwieraniem przesyłek z Amazonu, więc zrobiłem to bardzo szybko nożyczkami. Wyjąłem pudełko z pierwszym sezonem, załadowałem płytę do konsoli, przygotowałem sobie colę oraz chrupki i zacząłem oglądać. Wstrząs przyszedł w pierwszej minucie, od razu po napisach początkowych. Zrozumiałem i momentalnie zaszkliły mi się oczy. Stało się. Jestem starym dziadem. Oglądane z perspektywy dzisiejszych czasów Z Archiwum X niewiele różni się od serialu Na wariackich papierach czy Dempsey i Makepeace na tropie. Nie chodzi nawet o to, że efekty specjalne i tem-

Wstrząs przyszedł w pierwszej minucie, od razu po napisach początkowych. Stało się. Jestem starym dziadem.

18

Exklusiv ... #107/108


tekst:

2.

1. Piotr Dziarski – Członek Zarządu, Dyrektor Sprzedaży, Marketingu i Logistyki Ambra S.A., Barbara Kozakiewicz, Robert Ogór – Prezes Zarządu Ambra S.A. z żoną Dorotą Ogór 2. Tania Kehlet i Emanuel Valeri (Dania). Laureaci I miejsca w tańcach standardowych

6.

aż w siedmiu kategoriach – tancerz, tancerka, choreograf, para taneczna, program telewizyjny, nagroda specjalna od świata tanecznego oraz nagroda od marki CIN&CIN. Wśród nagrodzonych osób znaleźli się m.in.: Rafał Maserak, Edyta Herbuś, Agustin Egurrola, Kamila Kajak i Andrej Mosejcuk, Katarzyna Skrzynecka, Agnieszka Koniecka oraz Stefano Terrazzino. Obserwując najlepszych tancerzy, piliśmy wino tekst:

promocja

5.

3.

Dwa dni tańca i zabawy w hotelu Hilton za nami! 12 i 13 listopada podczas piątej edycji Międzynarodowego turnieju tańca towarzyskiego cin&cin polish cup 2011 mogliśmy popijać wino musujące CIN&CIN, wysiadając z luksusowej limuzyny, stąpać po czerwonym dywanie i mrużyć oczy przed błyskami fleszy aparatów tłumnie przybyłych paparazzi. Po raz piąty CIN&CIN wystapił jako sponsor turnieju i zadbał o doskonały nastrój. Z każdym rokiem taniec towarzyski zdobywa więcej fanów, a CIN&CIN Polish Cup staje się coraz bardziej popularną imprezą taneczną. Trzydziestu profesjonalnych sędziów i kilka tysięcy osób na widowni obserwowało zmagania aż 450 zawodowych par. Dyrektorem artystycznym turnieju był Stefano Terrazzino, a do choreografii, którą specjalnie na tą okazję przygotował Agustin Egurrola, zatańczyli m.in. Edyta Herbuś z Tomkiem Barańskim oraz grupa Volt. Po raz pierwszy wręczono statuetki Oskarów Tanecznych

I

4.

CIN&CIN Polish Cup

1.

mprezy stały się ważną częścią naszego życia. Nocnego życia. Lubimy o nich myśleć, szykować się na nie, uczestniczyć w nich, a później je wspominać. Fotografka Anna Bloda twierdzi, że udana impreza to taka, na której do alkoholu serwuje się przekąski. Jeżeli ich nie ma, źle wspomina się party następnego poranka, a przecież nie tak być powinno. Dodaje też, że ważna jest oprawa muzyczna: – Jeden dj i w kółko ta sama nuta nie wchodzi w grę, konieczna jest różnorodność i rozpiętość gatunkowa. Radosne bity sprawiają, że każdy chce tańczyć, relaksuje się, a o to przecież na dobrym party chodzi. Poza muzyką istotna jest atmosfera i ludzie. Dlatego dla Magdaleny Estery Łapińskiej – ilustratorki i graficzki – idealna impreza to taka, na której dużo się dzieje: – Raz się tańczy, za chwilę wychodzi z kimś pogadać, raz się umiera ze śmiechu, a na koniec zmęczonym od pląsów wraca się do domu.

Monika Tomkiel

musujące CIN&CIN razem z gwiazdami z pierwszych stron gazet – Danutą Stenką, Katarzyną Grocholą, Małgorzatą Potocką, Karoliną Malinowską, Agatą Kuleszą, Marcinem Tyszką, Olgą Bołądź, Nataszą Urbańską i Januszem Józefowiczem. Impreza z roku na rok jest organizowana z coraz większym rozmachem. Ciekawe, czym nas zaskoczy za rok? Ex

Iga Fijałkowska

Z miłości do imprezowania Jeśli chcecie wzbogacić życie nocne, kliknijcie „Lubię to!” na www.facebook.pl /TheNightIsInYourHands i dołączcie do jedynej w swoim rodzaju platformy wymiany informacji o imprezowaniu. Tak jak zrobili to mieszkańcy 50 krajów świata, którzy zgłaszali pomysły na imprezę idealną w drugiej edycji nightlife exchange project. Akcja zakończyła się wielkim, trwającym dobę finałem – świetnymi koncertami, doskonałą muzyką, pysznymi drinkami i udziałem wybitnych gwiazd z Madonną na czele. EX

#107/108 ... exklusiv

19

3. Występ Edyty Herbuś 4. Wręczanie nagród CIN&CIN POLISH CUP 2011 5. Tomasz Gasiński – Senior Brand Manager CIN&CIN i Olivier Janiak 6. Paulina Biernat i Stefano Terrazzino


ilustracja:

rozBIEG E FELIN TO

Małgorzata Rejmer Rocznik '85. „będziesz mieszkała w najSkończyła kulturozbezpieczniejszym mieście nawstwo na UW, w Europie” – przeczytałam a potem napisała radosnego maila od znajoksiążkę Toksymia mego i trochę się strapiłam, o tym, że na że już na wstępie fakty, jakie Grochowie jest by nie były, są drapowane brudno. Pracuje w falbany i tiule w imię mojenad reportażami go dobrego samopoczucia. o Rumunii i drugą Owym najbezpieczniejpowieścią. Ogląda szym miastem Europy jest amerykańskie seriaponoć Bukareszt. Polacy, le, czyta rumuńskie brukowce i pisze sce- którzy tu mieszkają, nariusze. W wolnych są zgodni – prawdopodobieństwo, chwilach jeździ po że ktoś mnie zabije, krajach, w których zgwałci, a nawet ludzie mają gorzej.

Dawid Ryski

Więc mówimy policjantom, że co tu się dzieje, tak się nie robi i że nie wyrażamy aprobaty w temacie walenia czyjąś głową o ziemię. Na co policjanci mówią nam parę przykrych słów, których nie przytoczę dokładnie, bo pod wpływem nerwu moja znajomość rumuńskiego się zawiesza, a poza tym nadal nie jestem dobra z rumuńskich przekleństw. Zbici jak psy, idziemy na spotkanie ze znajomymi, którym opowiadamy o naszej bukareszteńskiej przygodzie, a oni wszyscy na to, że Bukareszt to najbezpieczniejsze miasto w Europie. – Najbezpieczniejsze – zapewnia mnie Alexandru. – Wprawdzie kiedyś podszedł do mnie jakiś facet, z całej siły uderzył pięścią w twarz i straciłem przytomność, ale gdy ją odzyskałem, okazało się, że niczego mi nawet nie ukradł. Wszyscy znajomi kiwają głowami. – No widzisz – mówią. A Stefan dodaje: – Bukareszt to bezpieczne miasto, a mówię to, choć sam zostałem okradziony trzy razy. Raz, gdy wróciłem do domu z pracy, próbowałem otworzyć drzwi kluczem, ale były otwarte. Dużo mi wtedy nie ukradli, tyle że zdemolowali wszystko. Drugi raz poszedłem do sklepu po zakupy, a gdy wracałem, na klatce minął mnie uciekający mężczyzna, który dopiero co się do mnie włamywał. Właścicielka mieszkania wstawiła nowe drzwi, ale je otworzyli siekierą i ukradli mi telewizor oraz laptop. No to już miałem dosyć i się wyprowadziłem. Ale nadal uważam, że jest tu bezpiecznie. Wszyscy się z nim zgadzają. – Mówi tak, a przecież trzy razy go okradali – argumentuje Magda. – Więc Bukareszt naprawdę jest bezpieczny. Dużo agresji uchodzi w języku, język jest wentylem bezpieczeństwa. Mamy wspaniałe przekleństwa na różne okazje, bardzo obrazowe. Zamieniam się w słuch. – No to powiem ci moje ulubione, ale najpierw musi być wstęp – mówi Silviu. – W Rumunii jest taki zwyczaj, że na stypę robi się specjalne ciastko dla zmarłego. I na tym cieście jest świeczka, ale tylko jedna, żeby odróżnić je od ciasta urodzinowego. Kiwam głową i wyobrażam sobie ciemne pomieszczenie, w którym jedynym źródłem światła jest świeczka na ciastku. Ach, ci Rumuni! Jak wspaniale potrafią oswajać śmierć. Jak piękną metaforą jest to ciasto. I ta świeczka. Silviu szuka w głowie jakiegoś słowa po angielsku. Pokazuje ręką gest, jakby ścierał wnętrzem dłoni blat stołu. – Wycierać – podpowiada mu Magda. – No – ciągnie Silviu. – Wycierać. W Rumunii jest takie przekleństwo: „Wytrę jaja o ciastko pogrzebowe twojej matki”. Rozumiesz? Niby rozumiem, ale ciężko mi coś powiedzieć. - A jak jest w Warszawie? – pytają mnie. - Mieszkam na Grochowie, wspaniała dzielnica, bardzo spokojna – mówię. – Raz tylko wszystkim sąsiadom z pierwszego piętra wywaliło szyby w oknach, bo w solarium na parterze wybuchła bomba. Ale poza tym Warszawa to najbezpieczniejsze miasto w Europie. EX

Wyjście bezpie czeństwa

Dlaczego bezdomny chce mi sprzedać fangę w nos w najbezpieczniejszym mieście w Europie?

okradnie, jest znikome. Nikomu nie będzie się chciało podnieść ręki, by mi przywalić. Ludzie tutaj, jak tłumaczą Polacy, są raczej leniwi i bierni. Nikt się nie pofatyguje, by zrobić mi krzywdę. Jakież jest więc moje zdziwienie, gdy pewnego sobotniego popołudnia idę sobie przez centrum koło Sala Palatului, w przyjaznym dla świata nastroju, bo właśnie analizuję z rumuńskim kolegą różnice między twórczością piosenkarki Mirabeli Dauer a rumuno-disco, kiedy widzę, jak prosto między moje oczy z prędkością światła zmierza czyjaś pięść. Jeszcze zdążę pomyśleć, że to trochę dziwne i że zaraz za pięścią znajduje się czyjaś twarz, i już czuję, jak mój kolega chwyta mnie za ramię i ciągnie w tył. Że coś się zdarzyło i że jest to nie byle co, uświadamiam sobie, gdy po kilku dobrych sekundach nadal czuję na ramieniu jego zaciśniętą rękę i ta ręka zaciska się coraz bardziej. To znaczy, że ja nie rozumiem, co się dzieje, a mój kolega rozumie, dlatego nadal trzyma mnie za ramię. Okazuje się, że przed chwilą, w najbezpieczniejszym mieście w Europie, o mało co nie zarobiłam od pijanego bezdomnego pięścią w fizjonomię albo za niewinność, albo za bycie blondynką w mieście, w którym mężczyźni wolą brunetki, albo w ogóle za bycie istotą oddychającą w nieodpowiednim miejscu i czasie. Ten czas także i dla bezdomnego jest nieodpowiedni, bo wszystko się dzieje na oczach policjantów, którzy przechodzą właśnie obok w atmosferze znudzenia. Następuje wartka sekwencja zdarzeń: policjanci chwytają bezdomnego raz, uderzają nim o samochód dwa, włącza się alarm samochodu trzy, bezdomny zostaje rzucony na ziemię cztery, dostaje kopa od policjanta pięć, leży twarzą do ziemi sześć, zakładają mu kajdanki siedem. Patrzymy na ten stan wojenny łamany przez powtórkę z rumuńskiej rewolucji i w uszach dudni nam kakofoniczne wycie alarmu.

20

Exklusiv ... #107/108


Jeszcze bardziej exklusivnie #107/108

wolfgang tillmans ... nie lubi lajfstajlu56 daniel bloom ... wieczny debiutant90 porno ... nie tylko dla onanistów68 kucharze ... płaczą przy krojeniu cebuli74 kasia warnke ... walczy o sens62 wojtek mecwaldowski ... podgląda znajomych98

exKLUSIV m a g a z y n n R 1 2 . 2 0 1 1 / 0 1 . 2 0 1 2 9, 9 0 p l n

( w t y m 8 % vat )

#107/108 ISSN 1731-6642 INdEKS 246948 Magazyn nieprzeznaczony do rozpowszechniania publicznego – wyłącznie dla zarejestrowanych członków Klubu EXKLUSIV

magda gessler w obiekt y wie r afał a mil acha

chcemy docierać do was nie tylko w wersji

papierowej – przypominamy, że znajdziecie nas w sieci – na naszej odświeżonej i wypucowanej na błysk stronie www.exklusiv.pl. Ściągniecie nas też na swojego iPada. Nowy zestaw powiększony „Exklusiva” to dodatkowe zdjęcia, piosenki, teksty, filmy i niepowtarzalna okazja, żeby zajrzeć za kulisy powstawania exklusivnych materiałów.

grudniowo-styczniowe wydanie

„exklusiva” na iPada jest dostępne dla wszystkich zainteresowanych w wieku 18+ za darmo w internetowym sklepie Apple.

nie poprzestawajcie na małym. Odwiedzajcie

www.exklusiv.pl i ściągajcie go na iPada.

EXKLUSIVA NA iPada Ściągnij stąd: app.exklusiv.pl


rozBIEG

Poza miatane

felie ton

Anna Theiss

Cóż począć, lubimy czyścić. Miejsca, w których pokazuje się sztukę – galerie, muzea, showroomy – jakby nawet bardziej niż własne domki. Wyczyszczone znaczy bezpieczne.

Gonisz ty

fot. Pranckiewicz

Martin Kippenberger, „Fred the Frog Rings the Bell”

Myszka widziała ostatnia

Sexy time

Do 4.12 w warszawskim Muzeum Erotyki można zobaczyć, jak kiedyś czyszczono tak zwane „pewne sprawy” (niezwiązane ze sztuką). Wystawa Sex w ZSRR, towarzysząca festiwalowi SPUTNIK w Warszawie, to prezentacja plakatów i dekretów uchwał regulujących sprawy obyczajowości, ze szczególnym uwzględnieniem erotyki. „Obywatele mężczyźni, jeżeli akceptują warunki tego dekretu, mają prawo korzystać z kobiety nie częściej niż cztery razy w tygodniu i nie dłużej niż przez trzy godziny” – można

22

Exklusiv ... #107/108

Krzysztof M. Bednarski, praca pokazywana na wystawie „Thymos”

solidarity, bawełna i cotton

Trochę inaczej do sprawy czyszczenia podchodzą sami artyści. Okazuje się, że w starciu kurator-twórca, ta druga strona też może pokazać pazurki, pozamiatać i wytrzeć. Przykład płynie z Torunia, gdzie w lokalnym CSW Znaki Czasu (które lubimy, szanujemy i bardzo mu kibicujemy) kurator Kazimierz Piotrowski skonstruował wystawę o polskiej indywidualności i wierze w wolność jednostki realizowanej przez opór wobec okupantów. Wszystko pięknie, dopóki nie okazało się, że jednym z głównych kierunków interpretacji była kuratorska wypowiedź o wrogich siłach, które miały stać za smoleńską katastrofą. Mgliste. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Marcin Berdyszak, Hubert Czerepok i Józef Robakowski wycofali swoje prace z wystawy. Kamień z serca. Sztuka ma sporo wentyli. Niektóre mają formę szmatki, inne kryptocenzury czy secesji, wszystkie dają konkretne efekty.

fot. autorki felietonu: Weronika Ławniczak

Półtora miesiąca przed Bożym Narodzeniem, czyli właśnie wtedy, kiedy na witrynach sklepowych nieśmiało zaczynają pokazywać się pierwsze Gwiazdorki, na świat sztuki padł blady strach. Jedna z pracownic Museum am Ostwall w Dortmundzie odrobinę zapędziła się z mopem. Ofiarą czyszczenia padła instalacja Martina Kippenbergera – artysty słynącego z zamiłowania do rozkładania sztuki na czynniki pierwsze, skandali, alkoholu oraz tego, że jego malarstwo oczarowało Charlesa Saatchiego. Rzeźba Kiedy zaczyna kapać z sufitu (szacowana wartość – 3,5 miliona złotych) jest zbita z deseczek i przypomina japońską pagodę albo konstrukcję do destylowania alkoholu. W podstawie artysta wykorzystał plastikową miskę, na której wymalował zacieki. I to właśnie one ściągnęły czujny wzrok pani sprzątającej, która wypolerowała je szmatką. Zamach na pracę ikony współczesnej sztuki dokonał się ścierką za 2 euro i ręką pani do sprzątania. Prezenterzy światowych serwisów śniadaniowych powściągali kpiące uśmiechy. No bo kto to widział, żeby znikające zacieki kosztowały tyle, co osiem fajnych furek? Nas naszły raczej smuteczki. Współczesny ikonoklazm bierze się z wykluczenia. Spróbujmy wprowadzić kuratorskie oprowadzanie również dla personelu technicznego.

dzięki uprzejmości CSW Znaki Czasu w Toruniu

A tymczasem nieco bliżej, bo w Berlinie, drobne pucowanie odbyło się ciut bardziej świadomie. Dyrekcja Martin-Gropius-Bau zdecydowała się okroić głośną wystawę Andy Rottenberg poświęconą polsko-niemieckiemu sąsiedztwu. Z przestrzeni galerii usunięto Berka Artura Żmijewskiego – mrożący krew w żyłach, ale przecież świetny film. Wideo przedstawiające nagich ludzi ganiających po komorze gazowej okazało się zbyt kontrowersyjne dla widzów. Zdjęto je niemalże po cichu, decyzję dość słabo uargumentowano, a historia wypłynęła dopiero po kilku tygodniach. I niemal od razu pojawiły się głosy, że być może chodzi o to, że Artur Żmijewski kuratoruje nadchodzące Berlin Biennale i berlińczycy się na niego poobrażali, bo świetnie mu idzie. Ojej, i po co te kłótnie? Więcej na ten temat w bardzo ciekawym tekście Marcina Krasnego na www.biennalebygoethe.pl.

Pisze o sztuce do kolorowych magazynów i chodzi na wystawy. Ostatnio poszła na Wolfganga Tillmansa do warszawskiej Zachęty. Po tej wizycie myśli sobie, że w muzeach za rzadko wiesza się prace na gwoździach.

przeczytać w jednym z dokumentów. No tak. Regulacje, kanony, ustalone wzory tego, jak zrobić, żeby było jasno, czysto, niekontrowersyjnie i przejrzyście – to się nam kojarzy ze świątecznymi porządkami. Jakoś.



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.