Fragmenty mojego życia

Page 1



Wprowadzenie

Czy jest sens spisywać moje wspomnienia? Co wy, moi drodzy, o tym sądzicie? Wiem, jak odpowiedzieliby mi ci z was, którzy znają mnie osobiście, którzy się ze mną przyjaźnią: „Dlaczego nie, Katie, napisz coś o swoim życiu! To może być zabawne, prawie tak jak komiksy – tyle w nim przecież przygód. Mielibyśmy co czytać naszym dzieciom!”. Jestem pewna, że tak właśnie odpowiedzieliby moi przyjaciele z Harlemu. A moi dawni towarzysze w biedzie, Polacy i Ukraińcy, wśród których kiedyś mieszkałam – jaka byłaby ich odpowiedź? Pewno żartowaliby ze mnie przy szklance domowej nalewki: „Katerina, tylko nie bujaj, mów, jak było naprawdę! Wiemy, że uwielbiasz opowiadać, masz to we krwi. Wszystko, co mówisz, jest prawdą, ale zanim książka ukaże się drukiem, z twojego opowiadania zrobi się wielka historia pełna przygód! Coś tak zwykłego, jak imieninowe przyjęcie dla dzieci, przemieni się w baśniową ucztę. Ty przecież nie potrafisz opowiedzieć czegokolwiek bez upiększania, zupełnie tak jak my! Zaraz widać, że


 24 

Catherine Doherty – Fragmenty mojego życia

pochodzimy z tych samych stron. Ale właściwie dlaczego nie miałabyś opisać swego życia w formie ciekawej historii? Dość jest biografii, które mówią prawdę, ale w nudny sposób!”. Tak odpowiedzieliby moi znajomi z Toronto. A jaka byłaby opinia moich szanownych przyjaciół intelektualistów, tych wielu wspaniałych ludzi, których poznałam na różnych uniwersytetach świata? „Ależ naturalnie, Catherine, powinnaś napisać swoją biografię. Miałaś bardzo ciekawe życie, pełne niezwykłych zdarzeń i przygód. To prawda, że gdzieś po drodze, niestety, stałaś się osobą religijną, a religijnych autobiografii jest aż za dużo. Ale biorąc pod uwagę, że twoje wykłady są zawsze ciekawe i pełne werwy, a także to, że masz dar przemawiania tak do intelektualistów, jak i do ludzi prostych, dlaczego i ty nie miałabyś napisać historii swojego życia?”. Moi wydawcy również namawiają mnie do napisania dalszego ciągu wspomnień o moim życiu, bo jak dotąd moją jedyną biografią jest książka Tumbleweed6, napisana przez mojego – obecnie już nieżyjącego – męża Edwarda. Jego opowiadanie kończy się na naszym ślubie w 1943 roku, a wiele wydarzyło się od tamtego czasu. Jeśli mam być szczera, to mimo tych rad moich przyjaciół projekt pisania autobiografii nie napawa 6

Tumbleweed (ang.) – górna, nadziemna część rośliny (np. z rodziny szarłatowatych), odrywająca się jesienią i niesiona z wiatrem. Jest to zjawisko częste zwłaszcza w klimatach stepowych i pustynnych; w zachodniej części USA określenie to stało się m.in. synonimem nieustannej wędrówki z miejsca na miejsce. [Przyp. red. pol.].


Wprowadzenie

 25 

mnie samej entuzjazmem. Ale wydaje mi się, że powinnam to zrobić – choćby dlatego, że moje życie było tak różnorodne, tak pełne zmian, że nikt inny nie potrafi go opisać tak jak ja. Muszę jednak uprzedzić czytelnika, że będzie to trochę dziwna autobiografia. Opowiadania i rozdziały nie zawsze będą ułożone chronologicznie. Jestem urodzoną gawędziarką, fascynują mnie sprawy codziennego życia i niejednokrotnie widzę ludzi takimi, jakimi są w rzeczywistości, a nie jakimi się wydają. W moich oczach życie często staje się przedziwne i tajemnicze. Moja autobiografia będzie więc zbiorem fragmentów z życia rosyjskiej gawędziarki, która przedstawia prawdę tak, jak jej samej było dane ją zobaczyć. Zatem, drodzy przyjaciele i czytelnicy, ta książka to po prostu zbiór krótkich opowiadań lub, mówiąc ściślej, felietonów, wspomnień kobiety, przed której oczyma przesuwają się tam i z powrotem wydarzenia jej życia: fragmenty dzieciństwa, młodości, wieku dojrzałego, starości. Jak wiecie, jestem zakochana w Bogu! Lecz jeśli jest się zakochanym w Bogu, musi się równocześnie być zakochanym w ludziach – to tak pewne jak to, że noc następuje po dniu, a dzień po nocy! Więc i ja kocham was wszystkich, którzy będziecie czytać tę książkę, a jeśli się kogoś kocha, to chce się z nim wszystkim dzielić. Ja też chcę podzielić się z wami, moi znani i nieznani przyjaciele, choćby częścią mojego życia. W ciągu długich lat, które poświęciłam pracy apostolskiej, wielu z was dzieliło się ze mną


 26 

Catherine Doherty – Fragmenty mojego życia

swoim życiem. Teraz ja chcę podzielić się z wami moim, bo naprawdę was kocham. Catherine de Hueck Doherty Madonna House Combermere, Ontario, Kanada


Najwcześniejsze wspomnienia: przy szklance kwasu

Przyszłam na świat w wagonie kolejowym. Moja matka, wybierając się na Wielkie Targi w Niżnym Nowogrodzie, źle policzyła dni i urodziła mnie w pociągu. Bojąc się, że mogę nabawić się jakiejś choroby, dała mnie ochrzcić jeszcze tego samego dnia, a było to 15 sierpnia, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Ochrzczono mnie w cerkwi prawosławnej, bo wówczas nie było w tym mieście kościoła katolickiego. Urodzić się to znaczy mieć rodzinę. Z tego, co mi opowiadano, wydaje mi się, że miałam wspaniałą rodzinę, której początki sięgają XI wieku. Moi przodkowie byli rolnikami z okolic Tambowa, leżącego na południe od Moskwy. Nazywali się Kołyszkin. Słowo koł odnosi się do słupa granicznego, z czego wnioskuję, że któryś z moich przodków mógł być mierniczym. Później car nadał szlachectwo mojemu prapradziadkowi. Jeśli o mnie chodzi, to mało mnie to interesowało – byłam bardzo zadowolona, że pochodziłam z rodziny rolniczej. Przede mną moi rodzice mieli także córkę, Nataszę, która jednak umarła w bardzo wczesnym


 28 

Catherine Doherty – Fragmenty mojego życia

dzieciństwie. Po mnie było trzech synów, ale wszyscy przyszli na świat przedwcześnie i zmarli przy urodzeniu. Naturalnie rodzice bardzo to przeżyli i opłakiwali swoje dzieci. Wszyscy zostali jednak ochrzczeni przed śmiercią. Później przyszło jeszcze na świat dwóch młodszych braci – Siergiej, który urodził się w Egipcie, i Andriej, urodzony w Rosji, gdy miałam szesnaście lat. Z obydwoma byłam w bardzo bliskich stosunkach. Moje najwcześniejsze wspomnienie to piękny park, gdzie – jak później powiedziała mi mama – bardzo lubiłam się bawić. Była tam sadzawka, do której spadało wiele czerwonych jesiennych liści. Ciągle za nimi biegałam, próbując je złapać. Któregoś dnia wbiegłam w tym celu wprost do sadzawki! Jakiż kłopot sprawiłam tym mojej niani! Od urodzenia miałam „filozoficzne” usposobienie. Lubiłam dyskutować. Mojemu ojcu nie przeszkadzało to za bardzo, bo musiał mnie wysłuchiwać tylko przy obiedzie i kolacji, ale mama czasami traciła cierpliwość. Dla przykładu opowiem o jednej takiej „dyskusji”. Gdy miałam pięć lat, doprowadzono wreszcie do naszego mieszkania elektryczność. Dla pięcioletniej dziewczynki elektryczność była czymś nadzwyczajnym. Odkryłam na ścianie mały pstryczek; gdy się go przycisnęło, światło się zapalało – dużo światła. Zamiast tych wszystkich lamp naftowych, które trzeba było po kolei zapalać, pstryk! – i już jest światło! Co to była za radość! Przyciskałam pstryczek bez końca. Cud światła był dla mnie wtedy naprawdę


Najwcześniejsze wspomnienia: przy szklance kwasu

 29 

cudem. Naturalnie nie było to z pożytkiem dla ówczesnych elektrycznych urządzeń, więc mama zabroniła mi tak się bawić. Właściwie nie byłam nieposłuszną dziewczynką. Wręcz przeciwnie, byłam bardzo posłuszna, tyle że lubiłam dyskutować. Kiedy zatem mama kazała mi zostawić pstryczek w spokoju, usiadłam w wielkim fotelu ojca, aby się nad tym zastanowić. – Ale dlaczego nie mam ruszać pstryczka i zapalać światła? – zapytałam. Mama odrzekła po prostu: – Bo ja tak powiedziałam. Było to bardzo niefortunną odpowiedzią dla dziecka o moim usposobieniu, bo jak już wspomniałam, miałam skłonności do „metafizyki”. – Tylko Pan Bóg może tak odpowiedzieć – stwierdziłam – ale nie ty. Ty mi każesz co dzień porządkować lalki, ale jeśli powiem, że nie będę tego robić, bo nie mam ochoty, to co wtedy zrobisz? Mama odpowiedziała: – To samo, co teraz! I biorąc mnie za rękę, postawiła mnie za karę do kąta! Stałam z nosem wciśniętym w róg między dwoma ścianami i zastanawiałam się głęboko nad sytuacją – filozofowałam! Po jakimś kwadransie mama zawołała, że mogę już wyjść z kąta.


 30 

Catherine Doherty – Fragmenty mojego życia

– Jeszcze nie skończyłam myśleć! – odpowiedziałam. Mama nie zwracała na mnie uwagi. Wreszcie zakończyłam moje przemyślenia i zakomunikowałam: – Mamo! Myślę, że pójdę mieszkać do babci, bo tu nie jestem szczęśliwa! – lub coś w tym rodzaju. Dodałam również: – Możesz sobie wziąć moje lalki! Babcia mieszkała o jakieś pięć ulic od nas, co było dość daleko dla pięcioletniego dziecka. Gdy tam doszłam, zapytałam babcię: – Czy myślisz, że mama żałuje, że mi pozwoliła odejść? Moja babcia była mądrą kobietą. – Jest jej bardzo smutno – odpowiedziała – zrobiłaś bardzo niemądrze. – Tak, chyba masz rację, babciu – powiedziałam i pomaszerowałam z powrotem do domu. Cóż jeszcze mogę opowiedzieć o tych latach spędzonych w Jekaterynosławiu7? Były one właśnie takie. W mojej pamięci przesuwają się jak obrazy, bo nie potrafię myśleć inaczej niż w obrazach. Można by więc namalować małą dziewczynkę wbiegającą do sadzawki, żeby złapać czerwone jesienne liście; można by narysować naburmuszoną figurkę z rękami w kieszeniach, maszerującą pewnym krokiem do babci 7

Obecnie Dniepropetrowsk; nazwę Jekaterynosław, na cześć fundatorki miasta, carycy Katarzyny II, zmieniono w roku 1926. [Przyp. red. pol.].


Najwcześniejsze wspomnienia: przy szklance kwasu

 31 

lub stojącą w kącie z nosem wciśniętym między dwie ściany, zatopioną w myślach i dochodzącą do wiekopomnych wniosków. Pewnego dnia ojciec oznajmił, że wyjeżdżamy do Turcji. Moja guwernantka wyciągnęła mapę, aby mi pokazać, gdzie ten kraj leży. Wsiedliśmy do pociągu jadącego w kierunku południowym, do Turcji. Czy wiecie, jak wielkim przeżyciem dla pięcioletniego dziecka jest podróż pociągiem? Cóż to była za radość! Jak bardzo wszystko mnie interesowało! Raz zgubiłam się niani, kiedy poszłam szukać lokomotywy. Poznałam maszynistę, który mi powiedział, że lokomotywę napędza się, paląc drewno w ogniu. Zrobiło mi się tak smutno, że się rozpłakałam. – To ścina się nasze piękne drzewa, żeby je wrzucać do ognia w lokomotywie? – zapytałam. – Pan Bóg na pewno się za to gniewa. Maszynista musiał być religijny, bo cierpliwie starał się wytłumaczyć mi, że Bóg na pewno się nie gniewa, bo przecież stworzył ziemię, drzewa i wszystko inne na świecie do naszego użytku. Cudownie nam się rozmawiało. Nie rozumiałam nawet połowy z tego, co mówił, ani nawet jednej czwartej, ale i tak rozmowa bardzo mi się podobała. W końcu znalazła mnie bardzo zagniewana niania i o mało nie dostałam w skórę, bo szukała mnie na próżno w całym pociągu. Zaprzyjaźniłam się również z konduktorami, którzy bez końca poili mnie kwasem. Był to lekko


 32 

Catherine Doherty – Fragmenty mojego życia

fermentowany napój chlebowy, który bardzo mi smakował. Konduktorzy kiwali na mnie palcem i zapraszali, żeby wpadać do nich na kwas, kiedy tylko będę miała ochotę. Więc „wpadałam” do nich bardzo często. Podróże pociągiem bywały bardzo długie i trzeba było być dzieckiem, żeby się nie nudzić. Odessa jest miastem portowym i tam po raz pierwszy zobaczyłam morze w całej jego krasie. Przez parę dni nie mogłam potem dojść do siebie, tak wielkie wrażenie wywarło na mnie to piękno. Gdy zobaczyłam okręty, zaczęłam klaskać w ręce z radości. – Czy to Pan Bóg zrobił to wszystko? – pytałam ojca. Mój ojciec popatrzył na mnie uważnie i odpowiedział: – Pan Bóg stworzył człowieka i dał mu umiejętność budowania okrętów. A więc tak, to Bóg zrobił okręty. To była dobra odpowiedź na małe pytanie z dziecięcej metafizyki. W Odessie wsiedliśmy na statek płynący do Stambułu. Lubiłam rozmawiać z marynarzami. Podchodziłam do nich i szturchając ich gdzieś w kolano, bo to było najwyżej, gdzie mogłam sięgnąć, pytałam ku ich wielkiemu zdumieniu: – Czy cieszycie się, że Bóg was stworzył? Wydaje mi się, że musiałam zostawiać za sobą szereg bardzo zdziwionych ludzi.


Najwcześniejsze wspomnienia: przy szklance kwasu

 33 

Nawiązałam też znajomość z kapitanem okrętu. Nikt nie zauważył, jak weszłam po schodach prowadzących do jego mieszkania. (To najszybszy sposób, żeby poznać kapitana!). Znałam już alfabet, ale zajęło mi trochę czasu odczytanie napisu na drzwiach: „Kapitan”. Kiedy bardzo grzecznie zapukałam do drzwi, jakiś męski głos odpowiedział: – Proszę wejść! – Dzień dobry! – powiedziałam. – Szczęść Boże! – Dzień dobry – odpowiedział – i szczęść Boże tobie też. Czy jesteś jedną z moich pasażerek? – Nie wiem, co to znaczy „pasażerek” – odpowiedziałam. – Przyszłam, żeby się dowiedzieć, co to znaczy „kapitan”. Twoje mieszkanie jest tak wysoko, jak gniazdo! Czy ty jesteś jak kura, co opiekuje się nami dzień i noc? Kapitan był bardzo miłym człowiekiem – pamiętam, że był to dość masywny mężczyzna – i bardzo się zaprzyjaźniliśmy. – Masz rację – powiedział – jestem jak kura, ale nie powinnaś mnie tak nazywać, bo ja jestem nie kura, ale kogut! – Aha! – zawołałam – teraz już wiem! Ty jesteś rajski ptak! Przyniosę ci o nim książkę! Przedstawiliśmy się też sobie nawzajem. – Przepraszam, że tu wlazłam, ale myślę, że znów chyba przyjdę, bo stąd bardzo pięknie widać morze – zakomunikowałam. – Chciałabym też zobaczyć, gdzie ta woda się kończy. Do widzenia!


 34 

Catherine Doherty – Fragmenty mojego życia

Moi rodzice byli zaszokowani, gdy się o tej wizycie dowiedzieli. – Nie wolno nachodzić kapitana bez zaproszenia! – strofowali mnie. Od tego dnia jadaliśmy posiłki przy stole kapitańskim i bardzo się z kapitanem zaprzyjaźniliśmy. Miałam cudowny apetyt i zjadałam wszystko, co mi podano. Pewnie bardzo bym w ciągu tej podróży utyła, gdyby nie to, że miałam wiele ruchu, biegając po okręcie. Nie było zakątka, którego bym nie spenetrowała. W końcu dopłynęliśmy do Stambułu, gdzie mój ojciec miał interesy do załatwienia. Zostaliśmy tam około roku. Z jakiegoś powodu dom w mieście, w którym mieliśmy mieszkać, nie był gotowy, więc zatrzymaliśmy się na pewien czas w dużej, pięknej willi. Nikt mi tam nie przeszkadzał w zabawie, więc bawiłam się wspaniale, zwiedzając wszystko wokół. Miałam wtedy – i ciągle jeszcze mam – zdolność zachwycania się. Pamiętam, że rosło tam mnóstwo przepięknych kwitnących krzewów, które wprawiały mnie w zachwyt. Czy wiecie, jak wyglądają ziarenka rycynusu8? Są śliczne – małe, czarno-białe, ale bardzo niebezpieczne! Zbierałam je razem z małym Anglikiem, z którym lubiłam się wtedy bawić, i ponieważ tak się nam podobały, zaczęliśmy je zjadać. Musieliśmy ich zjeść 8

Rącznik pospolity (pot. rycynus) – roślina z gatunku wilczomleczowatych, pochodząca z Afryki. Jej nasiona zawierają rycynę, w większych dawkach śmiertelną dla człowieka. [Przyp. red. pol.].


Najwcześniejsze wspomnienia: przy szklance kwasu

 35 

więcej niż po garści. Gdy nadszedł wieczór, byliśmy oboje bardzo chorzy i trzeba było wezwać lekarza. Ale cóż może zrobić lekarz z na wpół strawionymi nasionami? Niewiele. Cierpieliśmy więc przez całe trzy dni i mogę was zapewnić, moi drodzy, że nigdy więcej nie bawiliśmy się nasionkami rycynusu, nawet najśliczniejszymi. Mój angielski przyjaciel mieszkał ze swoimi rodzicami w tej samej willi. Mówił tylko po angielsku, ja natomiast znałam francuski, rosyjski, angielski i trochę niemieckiego. Jego rodzice byli ciekawi, którego z tych języków ich syn nauczy się ode mnie, a moi rodzice mieli nadzieję, że ja będę się wprawiać w angielskim. Założyli się nawet między sobą w tej kwestii. Obawiam się jednak, że ani jedni, ani drudzy tego zakładu nie wygrali. I ja, i mój przyjaciel nauczyliśmy się mówić po arabsku! Skąd? Od naszego towarzysza zabaw – małego Araba. Zwiedzałam Stambuł, siedząc na ramionach bardzo wysokiego mężczyzny. Pracował on w naszej ambasadzie i można było na nim całkowicie polegać. Dziecko, które ogląda miasto z ramion kogoś wysokiego, ma bardzo specyficzny punkt widzenia. Widzi przeważnie czubki głów. Mężczyźni w owych czasach nosili czerwone fezy z czerwonymi pomponami. Kobiety chodziły całkiem zakryte, można było tylko zobaczyć ich brązowe lub czarne oczy. Nie wiadomo nawet było, czy są grube, czy chude, chyba że nagły podmuch wiatru poderwał ich czarne suknie do góry.


 36 

Catherine Doherty – Fragmenty mojego życia

Arystokracja mieszkała w pięknych pałacach otoczonych ogrodami. Ze względu na zawód ojca rodzice często bywali tam zapraszani i czasami brali mnie ze sobą. Podczas tych wizyt lubiłam im się wymykać na zwiedzanie. Pamiętam, że raz odkryłam cały dziedziniec pełen dziewczynek i bawiłam się z nimi w „ciuciubabkę”. Rodzice po każdej wizycie musieli mnie szukać, ale nie gniewali się na mnie zbytnio z tego powodu. Jak większość pięciolatków, nudziło mnie towarzystwo dorosłych. Z Turcji pojechaliśmy do Grecji. Nie pamiętam, jak długo tam zostaliśmy, ale pamiętam, że Grecja mnie fascynowała. Po pierwsze, pełno tam było posągów z odłamanymi rękami i nogami, przed którymi zawsze stały masy ludzi głośno wyrażających swój zachwyt. Były też świątynie, które z jakiegoś powodu wywarły na mnie głębokie wrażenie. Często do nich wracałam i szłam popatrzyć na Apollina i Wenus. Wszystko, absolutnie wszystko, było zrobione z marmuru. Chodziło się po marmurze na ulicach i po marmurowych podłogach w domu. Robiło to wspaniałe, chociaż trochę zimne wrażenie. Mała dziewczynka nie mogłaby mieszkać w Grecji i nie być oczarowana jej posągami i świątyniami. Często biegałam tam i z powrotem po schodach amfiteatru, podczas gdy moja guwernantka siedziała gdzieś, robiąc na drutach. Ona bez przerwy robiła na drutach – tak mi się przynajmniej wydawało. Wymyśliłam nawet o niej bajkę, w której zaplątała się sama w swoją wełnę i zrobiła z siebie sweter, z którego


Najwcześniejsze wspomnienia: przy szklance kwasu

 37 

potem nie mogła się już wypruć! Pamiętam też, że w amfiteatrze bawiłam się, układając pociąg z kamieni. Małe kamyczki służyły za ojca, mamę i maszynistę. Jeździliśmy tym pociągiem na wyprawy, a czasami nawet przeżywaliśmy katastrofy kolejowe! W naszym hotelu kelner, który usługiwał nam przy posiłkach, nazywał mnie po angielsku: „mała miss”. Później nauczyłam się mówić „mała miss” po grecku i zażądałam, żeby mnie tak nazywał. Bardzo mi się to podobało. Naturalnie musiałam również spędzać pewien czas na nauce. Nie wspomniałam o tym dotychczas, bo nie było to przyjemne. Nie lubiłam lekcji, ale ojciec stanowczo wymagał, żeby mama uczyła mnie rosyjskiego. Umiałam mówić po rosyjsku, ale nie znałam jeszcze pisowni. A po rosyjsku łatwo jest mówić, ale trudno pisać. Poznałam alfabet i nauczyłam się składać poprawnie zdania. W Grecji był nieustanny kłopot z malarzami, którzy ciągle nas nagabywali, bo chcieli namalować mój portret z powodu moich włosów. Miałam naprawdę bardzo piękne włosy, mieniące się złotymi i jasnoplatynowymi, prawie srebrnymi pasami. Moja guwernantka zakrywała mi głowę rękami i odganiała artystów jak natrętnych żebraków. Z Grecji pojechaliśmy wprost do Aleksandrii w Egipcie. Gdy mama powiedziała mi, że jedziemy do Egiptu, natychmiast zapytałam: – Czy zobaczymy to samo, co Pan Jezus, gdy mieszkał tam jako mały chłopiec?


 38 

Catherine Doherty – Fragmenty mojego życia

Słyszałam już o Jezusie, ale nie bardzo wiedziałam, jak to się stało, że był w Egipcie, i co tam robił. Byłam jednak bardzo podniecona możliwością zobaczenia miejsc, w których kiedyś przebywał. Zamieszkaliśmy w bardzo dużym domu w pięknej miejscowości, położonej na samym wybrzeżu Morza Śródziemnego, niedaleko Ramleh, przedmieścia Aleksandrii. Dom miał marmurowe tarasy otoczone drzewami pomarańczowymi i cytrynowymi. Był tam też bardzo ładny ogród. Miałam śliczny pokój, który bardzo lubiłam. Mieliśmy guwernantkę dla mnie, włoskie pokojówki i arabskich kucharzy. Po jakimś czasie rodzice zdecydowali się zapisać mnie do szkoły dla dziewcząt w Ramleh. Jeśli mam być zupełnie szczera, to nie wiem, czym zajmował się mój ojciec. Nie interesowało mnie to wtedy zupełnie. Pamiętam tylko, że utrzymywał bliskie kontakty z ambasadorami oraz innymi ważnymi osobistościami i że urządzał wspaniałe przyjęcia. Często wracał do domu powozem zaprzężonym w sześć koni, strojnych w białe pióropusze. Pamiętam również, że zawsze musiałam być grzeczna! Byłam bardzo grzeczną dziewczynką. Od rana do wieczora uczono mnie dobrych manier: tureckich, arabskich, greckich. Ojciec umiał mi wspaniale wszystko wyjaśniać. Tak więc tłumaczył mi konieczność dobrych manier: – Maniery to znaczy dobre zachowanie, a dobre zachowanie to szacunek i miłość bliźniego.


Najwcześniejsze wspomnienia: przy szklance kwasu

 39 

Dla przykładu nałożył groszek na nóż i włożył do ust. – Popatrz – powiedział – czy nie boisz się, że jedząc w ten sposób, mogę się skaleczyć? – Ojej! – zawołałam – pewnie, że się boję! Na to ojciec powiedział: – Właśnie dlatego jest to nieuprzejme, że sprawia innym przykrość, a więc jest przeciw miłości bliźniego. W ten sposób zrozumiałam, że dobre maniery wypływają z miłości bliźniego. Zaczęłam chodzić do szkoły i bardzo to polubiłam. Każdego ranka przychodził chłopak z osiołkiem i zabierał mnie do szkoły, która była oddalona od domu tylko o jakieś dwa kilometry. Idąc, przez cały czas śpiewał piosenkę, którą pamiętam do dziś i której słowa brzmiały następująco: Tali ya bata, an a male eh! Tali ya bata, an a male eh! Chłopiec miał około trzynastu lat i zawsze wyglądał na tak zaspanego, że strach mnie ogarniał, czy przypadkiem nie uśnie w drodze. Ciągle go pytałam: – Śpisz? A on odpowiadał: – Jeszcze nie całkiem, tylko w połowie! Było to szczerą prawdą: nie usypiał całkiem, tylko „w połowie”! Chcąc się rozbudzić, śpiewał sobie tę monotonną piosenkę: Tali ya bata, an a male eh! Nigdy się nie dowiedziałam, co znaczą te słowa, ale za to często i ja przy nich zasypiałam! Mimo to zawsze


 40 

Catherine Doherty – Fragmenty mojego życia

dojeżdżaliśmy do szkoły bez przygód. Musiałam wtedy mieć jakieś sześć lub siedem lat. Jeśli chodzi o naukę, to byłam bardzo nieskomplikowanym dzieckiem – wierzyłam we wszystko, co mi mówiono. Często bawiliśmy się w części boiska, która nazywała się „Zakątek św. Franciszka”. Namiętnie połykałam wszystko, co zakonnice opowiadały nam o św. Franciszku, i któregoś dnia oświadczyłam, że gdy dorosnę, będę taka jak on. Od tego czasu nigdy nie przestałam go kochać. Uczyłam się dobrze. Nauka języków przychodziła mi bardzo łatwo, jak również czytanie, pisanie i rozmawianie! Czytałam dużo i szybko. W owych czasach istniała seria zwana „Bibliothèque Rose”, która obejmowała setki książek pisanych specjalnie dla dziewczynek. Raz na tydzień ojciec dawał mi jedną z nich do czytania, chociaż nie mógł do końca uwierzyć, że naprawdę potrafię tak szybko czytać. Któregoś dnia, gdy zwracałam mu jedną z tych książek i prosiłam o następną, ojciec urządził mi niespodziewany egzamin! Tytuł książki, którą właśnie skończyłam, brzmiał: Les Malheurs de Sophie. Opisywała ona przygody młodej dziewczyny, której było na imię Sophie i która nieustannie znajdowała się w jakichś opałach. Na żądanie ojca opowiedziałam całą historię od początku do końca. To przekonało i jego, i wszystkich innych! Miałam również dobre stopnie z zoologii i botaniki; wciąż zbierałam kwiaty i przynosiłam do domu najróżniejsze zwierzątka, czym wywoływałam panikę wśród moich nauczycieli i rodziców. Dla przykładu


Najwcześniejsze wspomnienia: przy szklance kwasu

 41 

przytoczę jeden taki incydent – dzień, w którym znalazłam skorpiona, a mama zemdlała, choć moja mama nie należała do tych, co łatwo mdleją! Tego dnia zauważyłam dwa zwierzątka, które wyglądały mi na małe kraby, mocujące się w słońcu jak dwóch pojedynkujących się rycerzy. (Były to dwa samce walczące o samicę, ale o tym dowiedziałam się dopiero później). W końcu jeden z nich zabił drugiego żądłem w ogonie. Bardzo mnie to rozgniewało. – Ty paskudniku – krzyknęłam – za karę pójdziesz do więzienia! Dzięki Bogu (bo z mojej strony było to zupełnie bezmyślne) chwyciłam go za środek tułowia, tak że nie mógł mnie ukłuć ogonem, co mogło się skończyć tragicznie. Zaniosłam go do mamy, wołając: – Mamo, musimy coś zrobić z tym paskudnikiem, bo właśnie zabił kolegę albo może nawet brata! Gdy mama zobaczyła mnie ze skorpionem w ręku, zemdlała na miejscu. Bardzo mnie to przestraszyło i zaczęłam głośno krzyczeć o pomoc. Domownicy się zbiegli i cucili mamę. Tymczasem położyłam skorpiona na stole, po którym zaczął biegać w kółko. Służący podnieśli mamę, a pokojówki zaczęły przeraźliwie krzyczeć. Jedyną osobą wśród obecnych, która zachowywała się sensownie, był nasz kucharz, Arab, więc zwróciłam się do niego z pytaniem: – Dlaczego one tak wrzeszczą? – To stworzenie, które panienka położyła na stole – odpowiedział – to jest skorpion, a skorpiony są bardzo niebezpieczne. Mogą zabić.


 42 

Catherine Doherty – Fragmenty mojego życia

W owych czasach miałam bardzo dobre stopnie z arytmetyki, ale nie trwało to długo, bo nigdy nie lubiłam matematyki. Jeśli chodzi o geografię, częste podróże to najlepszy sposób, żeby mieć dobre wyniki z tego przedmiotu. Moja nauczycielka chciała również uczyć mnie rysunków, bo wchodziły one w zakres zadań szkolnych nawet już w przedszkolu, ale zapytałam ją, czy zamiast rysowania nie mogłabym czegoś napisać. Zgodziła się chętnie. Napisałam więc następujące opowiadanie: Pewnego dnia mały chłopczyk arabski poszedł na jarmark, bo spodziewał się, że ktoś da mu tam coś do jedzenia. Był sierotą, nie miał ani matki, ani ojca. Nikt go jednak nie nakarmił. Był dobrym chłopcem – rodzice nauczyli go żyć według Koranu. Koran zabrania kraść, więc i on nie kradł jedzenia i pod koniec dnia był bardzo, bardzo głodny. Nawet turyści nie chcieli mu dać bakszyszu – paru groszy, o które żebrał wraz z innymi dziećmi. W końcu umarł z głodu i sama Matka Boża przyszła, żeby zabrać go do nieba. (Jak wiecie, muzułmanie kochają Matkę Bożą, którą nazywają Miriam). Matka Boża wzięła chłopczyka w ramiona i niosła go w górę do nieba. W połowie drogi spotkał ich Pan Jezus, który według Koranu był wielkim prorokiem. Razem zanieśli chłopca do Boga Ojca. Bóg Ojciec bardzo się ucieszył, gdy go zobaczył, i dał mu do jedzenia dużo wspaniałych owoców. W niebie chłopiec znalazł wielu przyjaciół, towarzyszy zabaw, tak jak to obiecuje Koran. A wiecie, co się


Najwcześniejsze wspomnienia: przy szklance kwasu

 43 

stało z tymi wszystkimi, którzy nie chcieli chłopczyka nakarmić? Straszne rzeczy – wszystkie ich towary zostały zniszczone, robaki zepsuły im całe jedzenie.

Moje opowiadanie bardzo się pani nauczycielce podobało. Gdy wspominam towarzyszy zabaw, przypomina mi się dziewczynka, która miała na imię Maria Papanicola. Była córką prawosławnego popa greckiego obrządku i mieszkała przy cerkwi, która znajdowała się tuż obok naszego domu. Moja mama była prawosławna i chodziła często do tej cerkwi. Maria i ja bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Uczyła mnie greckiego, ale najważniejsze było to, że miałam tak blisko towarzyszkę zabaw. Już wtedy główną cechą mojego charakteru była swego rodzaju religijność – poczucie zachwytu. Wszystko na świecie wydawało mi się wspaniałe, zadziwiająco ciekawe. Trochę później zbudziła się we mnie świadomość, że na świecie są również ludzie ubodzy. Gdy miałam około dziewięciu lat, zaczęłam odmawiać Zdrowaś Maryjo za każdego spotkanego nędzarza i robię to do dzisiaj. Gdy Bóg przebije serce małej dziewczynki swymi strzałami, kto może zrozumieć, co dzieje się w jej duszy? Tylko ona sama.


SPIS TREŚCI

Przedmowa do wydania polskiego . . . . . . . . . . . . . . . . .

5

Wprowadzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23 Najwcześniejsze wspomnienia: przy szklance kwasu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27 Lata w Egipcie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 45 Tambow i rodzina . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61 Nauka bycia kobietą . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 81 Małżeństwo i pierwsza wojna światowa . . . . . . . . . . . . 95 Z Murmańska do Toronto . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 113 Poszukiwanie pracy w Nowym Jorku . . . . . . . . . . . . . . 135 Chautauqua . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 149 Początki apostolatu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 171 Toronto: dźwignięcie się i upadek . . . . . . . . . . . . . . . . . . 191 Misja w Europie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 211 Paryż, Belgia i Warszawa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 227 Harlem – ziemia niczyja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 255 Uboga wśród ubogich . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 277 Początki w Combermere . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 307 Okres Soboru Watykańskiego II . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 327 Kościół i ja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 347


Polecamy książki Catherine Doherty

Sobornost’ Doświadczenie jedności umysłu, serca i duszy Sobornost’ – dla Catherine Doherty słowo to staje się obrazem, modelem, nośnikiem jej mistycznej wizji Ducha Zmartwychwstałego Jezusa, łączącej wszystkich wyznawców w jedno ciało – Jego Kościół. Wokół tego tematu jedności duchowej autorka snuje inne wątki, tak dla niej charakterystyczne: idea wewnętrznej pielgrzymki, wewnętrznej pustyni, życia kontemplacyjnego, jedności w Eucharystii. Mamy tu do czynienia nie tylko z przedstawianymi nam koncepcjami, co z „iskrami” lecącymi ze stron książki i rozpalającymi serca. format 14,5 × 20,5 cm, stron 128, cena – 19,90 zł

Pustynia Spotykanie Boga w ciszy, samotności i modlitwie Mówiąc mocnym głosem pośród zgiełku i pośpiechu dzisiejszego świata, Catherine Doherty pomaga odnaleźć „pustynię swojego serca” wszystkim tym, którzy w chaotycznej codzienności tęsknią za wiarą przemieniającą życie w wielką przygodę. Autorka, odsłaniając przed czytelnikiem swoje osobiste relacje z Chrystusem, proponuje nowy sposób wzrastania w życiu duchowym. Ogromny autentyzm jej świadectwa w połączeniu z jej radosną wiarą i prostotą sprawia, że Pustynia jest lekturą nie tylko fascynującą, ale także otwierającą serce na rzeczywistość modlitwy i służby bliźnim. format 14,5 × 20,5 cm, stron 236, cena – 24,00 zł


Pielgrzym Wezwanie do pielgrzymki serca Pielgrzym, książka pełna opowieści i alegorii, jest interesującą lekturą duchową. Autorka harmonijnie łączy w niej swoje własne doświadczenia z lekcją teoretyczną, jaką z nich zaczerpnęła. Dla Doherty jej własne życie było wyraźnie pełne historii zbawienia. Fakt, że dzieli się tym – zwłaszcza w tak niezapomnianym dziele jak niniejsze – jest wielkim darem dla czytających. Jest to książka dla wszystkich, którzy tęsknią za głębszą duchową więzią z żywym Bogiem. format 14,5 × 20,5 cm, stron 88, cena – 19,90 zł

Milczenie Doświadczenie ciszy Boga Opierając się na własnym, bogatym doświadczeniu duchowym, Catherine Doherty oddziela milczenie od samotności, pokazując, że możliwe jest zachowywanie wewnętrznej ciszy i równoczesne otwarcie drzwi dla wszystkich potrzebujących naszej pomocy. To książka pełna wizji, przez które autorka zaprasza czytelnika na niezwykłą pielgrzymkę – w głąb Bożego milczenia. Tam rozpada się nasze fałszywe „ja”, a jego miejsce zajmuje dar oczekującego na nas Boga: mądrość. format 14,5 × 20,5 cm, stron 96, cena – 19,90 zł


Jurodiwi Święci głupcy Catherine Doherty, przyjeżdżając do Kanady jako rosyjski uchodźca, przeszczepiła na nowy grunt dziedzictwo rosyjskiego chrześcijaństwa. W książce o tytule zaczerpniętym z jej ojczystego języka – Jurodiwi czyli „święci głupcy” – dzieli się z czytelnikami swoją wizją pełnego zawierzenia Chrystusowi. Zaprasza nas do tego, abyśmy szeroko otworzyli drzwi naszych serc dla Pana Miłości i stali się głupcami dla Niego, tak jak On uczynił to dla nas. „Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga” (1 Kor 3, 18–19). format 14,5 × 20,5 cm, stron 96, cena – 19,90 zł

W przygotowaniu kolejne książki z serii „Madonna House Classics”:

• Bogurodzica •


Dusza mojej duszy Droga do serca modlitwy

Ta książka jest odważnym i bardzo aktualnym świadectwem, że modlitwa to zanurzenie w żywioł miłowania Boga, gdyż jest to modlitwa ognia Bożej miłości i łez skruchy, łez wdzięczności człowieka pragnącego zjednoczenia z tą miłością; „modlitwa ręcznika i wody”, która przynosi ulgę innym ludziom. Jeśli ktoś szuka mistyki codzienności, kontemplacji prowadzonej w życiu małżeńskim, rodzicielskim, zawodowym, to w tej książce znajdzie odpowiedź, jak je odnaleźć. format 14,5 × 20,5 cm, stron 136, cena – 19,50 zł

Ewangelia bez kompromisu Lektura dla tych, którzy chcą na serio potraktować przesłanie Ewangelii Jezusa Chrystusa. Książka przedstawia to przesłanie w sposób jasny i całkowicie bezkompromisowy. Stawia poprzeczkę bardzo wysoko – czy też po prostu nie obniża jej zgodnie z panującą tendencją – ale nie zniechęca. Wręcz przeciwnie, gdyż jest żywym świadectwem kobiety, która po wielu trudach osiągnęła ogromny sukces, po czym zostawiła wszystko, aby naśladować Chrystusa. format 14,5 × 20,5 cm, stron 200, cena – 24,00 zł


ZAPRASZAMY DO KSIĘGARNI INTERNETOWEJ

www.wkb-krakow.pl



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.