NIESPOKOJNE SERCE - Sykstus Adamczyk OCD

Page 1

Sykstus Adamczyk OCD

NIESPOKOJNE SERCE Opowieść o świ ętym Rafale Kalinowskim

Wydawnictwo Karmelitów Bosych Kraków 2016


WSTÊP

Zada³em sobie odrobinê trudu, by odtworzyæ dzieje o. Rafa³a Kalinowskiego. Oto moje wra¿enia. Jak ka¿dy zwyk³y śmiertelnik cierpia³ i mêczy³ siê. Jak ka¿dy, od wczesnych lat m³odości, nara¿ony by³ na ci¹g³e niebezpieczeñstwa, potkniêcia siê, zniechêcenia. Taki jak Ty… nie geniusz… nie olbrzym… nie mocarz. A jednak walczy³, nie dawa³ siê, nie za³amywa³, nie rezygnowa³ ze zwyciêstwa. Odosobniony nie by³ w tej walce ani te¿ nie by³ wyj¹tkiem. Podobnie postêpuj¹cych by³o tysi¹ce, tylko zginêli w t³umie. On im to wynagrodzi, o¿ywi ich dzieje przez to, ¿e wytrwa³ w pracy do koñca i nie szczêdzi³ si³. Ró¿ni siê od Ciebie mo¿e usposobieniem. Jesteś energiczny, zdecydowany, ¿yciowo zaradny. Jego natura nie wyposa¿y³a tak szczodrze. Z usposobienia nieśmia³y, ma³o zdecydowany, taki niezaradny. Tym lepiej dla Ciebie – to, czego on dokona³, ³atwiej Ci przyjdzie, byleś siê nie zra¿a³ trudnościami, byleś wiêcej wierzy³ w swoje si³y, byleś nie rezygnowa³ ze zwyciêstwa. Pomimo pozornego urozmaicenia – jego ¿ycie by³o szare jak dzieñ pochmurny. S³onecznych niedziel ma³o zazna³. Fortuna raczej go pod ko³a rydwanu rzuca³a. Miota³y nim losy po świecie niby liściem jesiennym wiatr miota; robi³ karierê, ale wiêcej zazna³ nêdzy, chwia³ siê pod uderzeniami ciosów, ale siê podnosi³ znowu i nie rezygnowa³ z nowej próby orlich lotów nad szczytami.


6

¯ycie zmusza³o go do ci¹g³ego myślenia o sobie, o prozaicznym jutrze, ale mimo to nie straci³ z oczu innych ludzi ani zaprzesta³ wybiegania myśl¹ w promienn¹ przysz³ośæ. Jak on to robi³? Jak godzi³ te sprzeczności? Jak hartowa³ wolê i chêæ trwania… zbadaj sam. Czy zwyciê¿y³? Dokona³ czegoś nadzwyczajnego? Odpowiesz sobie po przeczytaniu dziejów jego ¿ycia. Nieczêsto siê zdarza, by ¿ycie jednego cz³owieka mog³o byæ wzorem dla ludzi ró¿nego pokroju, wieku, stanowiska. Mo¿e w tym wypadku zachodzi taka okolicznośæ. I m³odośæ, i podesz³y wiek; wojskowy i profesor; świecki cz³owiek i ksi¹dz; swoi i obcy w ¿yciu Kalinowskiego mog¹ znaleźæ to, czego im potrzeba. Jest z czego wybieraæ. Nie trzeba siê zbytnio g³owiæ, by odnaleźæ sytuacje takie, w jakich siê sami znajdujemy na co dzieñ. Zechciejmy tylko patrzeæ, uczyæ siê szukania Boga w ¿yciu i zwyciê¿ania samych siebie… tak jak on to robi³.


OSIEDLENIEC

Zapowiedziany z tak¹ radości¹ wyjazd z Usola nie nast¹pi³ tak szybko. Nieodstêpny towarzysz Józefa – Feliks Zienkowicz, korzystaj¹c z wolności, porzuci³ Usole natychmiast; podobnie jak on robili wszyscy. Takie zagadnienia, jak mo¿liwośæ utrzymania siê, gotówka – ma³o obchodzi³y po odzyskaniu wolności; nie namyślaj¹c siê, z miejsca opuszczali katorgê. Podobnym nastrojom ulega³ zapewne i Kalinowski – nie móg³ przecie¿ obojêtnie spogl¹daæ na wyjazd kolegów i znajomych. Miesi¹cami o tym jedynie marzy³. Pomimo to nie rusza siê z miejsca, ale nadal pozostaje jeszcze prawie dwa tygodnie w Usolu. Có¿ tak wa¿nego wstrzymywa³o naszego wiêźnia? I on czeka³ niecierpliwie, ale na przyjazd proboszcza irkuckiego ks. Krzysztofa Szwernickiego, by dzieciom usolskich wygnañców, a jego wychowankom, udzieli³ pierwszej Komunii św. Tyle siê napracowa³ i namozoli³, aby je nauczyæ prawd wiary, przygotowaæ do spowiedzi, a mia³by wyje¿d¿aæ tu¿ przed uroczystości¹, która mia³a byæ ukoronowaniem jego pracy? Nie! On nie móg³ wyjechaæ i nie wyjecha³. Tymczasem rozmyśla³ nad przysz³ości¹. Przy sobie mia³ tylko tyle pieniêdzy, ¿e z bied¹ mog³y wystarczyæ na utrzymanie na starym miejscu do 14 sierpnia. Jak tu wyruszaæ na osiedlenie bez grosza. Ufa³ wprawdzie Bogu,


186

wierzy³ ludziom, ale nie móg³ równie¿ zaniedbaæ starañ o zdobycie pieniêdzy. Przypomnia³ sobie wreszcie dawnego wierzyciela, a równocześnie serdecznego przyjaciela m³odości – Lutka Po³oñskiego. Pisze list z prośb¹ o oddanie 165 rubli, które by³ mu winien. Ojcu zaś zaznacza: „Rachujê na Lucysia stanowczo, dlatego te¿ ciebie, mój drogi ojcze, tym nowym ciê¿arem nie obarczam”. W nastêpnym liście zapowiada ju¿ swój wyjazd do Irkucka, albowiem powody wymienione w poprzednim liście zosta³y usuniête. Dobrzy ludzie przys³ali pieni¹dze, ofiarowali mieszkanie i postarali siê o pracê zarobkow¹. 20 sierpnia pisze ju¿ z Irkucka: „Ju¿ od 10-ciu dni jestem w Irkucku… Pan Bóg nie opuści³ miê w mojej tu wielkiej i nag³ej potrzebie. Dziś ju¿ jestem na tyle przynajmniej zabezpieczony, ¿e wystarczy mi na ¿ycie… Ile¿ pociechy wynoszê tu zawsze z kośció³ka, gdzie co dzieñ mog¹ byæ obecnym przy Ofierze Świêtej”. To by³y pierwsze wiadomości z nowego miejsca zamieszkania. W tydzieñ później podaje szczegó³y o swojej przeprowadzce i nowych warunkach bytu. W za³atwieniu interesów w Usolu dopomóg³ mu Kazimierz Laudyn. On to przys³a³ koledze 25 rubli, za które móg³ uzupe³niæ zniszczon¹ garderobê i pokryæ koszty podró¿y. W Irkucku warunki mieszkaniowe u³o¿y³y siê pomyślnie. Poczciwy Laudyn, sprowadzaj¹c przyjaciela do siebie, podzieli³ siê z nim w³asnym mieszkaniem. Obaj mieli w³asne pokoiki sypialne oraz wspólny pokój gościnny. Sto³owali siê w domu, gdzie gotowa³a im najêta kucharka, pe³ni¹ca równie¿ obowi¹zki s³u¿¹cej. Miasto uczyni³o na by³ym kator¿niku dodatnie wra¿enie. Irkuck to przecie¿ stolica Syberii, skupiaj¹ca w sobie wszystkie nici ¿ycia politycznego, spo³ecznego, kulturalnego i handlowo-przemys³owego tych bezkresnych obszarów. Odnosi³o


187

siê to tak do interesów ludności miejscowej, jak równie¿ i do spraw polskich wygnañców. Miasto licz¹ce 30 000 mieszkañców, w krótkim okresie letnim pustosza³o zupe³nie, bo przewa¿na czêśæ ludności za³atwia³a w ró¿nych stronach Syberii sprawy handlowe albo poszukiwa³a z³ota. Za to w ci¹gu d³ugiej zimy têtni³o tu ¿ycie i pulsowa³o interesami. Po³o¿one w malowniczej okolicy, nad brzegami znanej ju¿ nam rzeki Angary, jak na stosunki syberyjskie, wygl¹da³o wcale zamo¿nie, a nawet mi³o. Domy rozrzucone raczej i ton¹ce w ogrodach nadawa³y miastu wygl¹d bogatej wsi, a potêgowa³y to wra¿enie niebrukowane ulice. Ale mia³o znowu tê dobr¹ stronê, ¿e zapewnia³o świe¿e powietrze i idealn¹ ciszê. Ci¹g³e jêki dzwonów cerkiewnych dla wygnañczego ucha by³y po¿¹danym urozmaiceniem, tym bardziej, ¿e czasem do dzwonów cerkiewnych przy³¹cza³ siê dzwon kościo³a katolickiego, przypominaj¹cy im ojczyznê. Lato syberyjskie trwa piêæ miesiêcy, pozosta³y czas to surowa zima, jesieni i wiosny prawie zupe³nie nie ma. 18 maja 1869 r. Józef pisa³: „Zaledwie od dni kilku pogoda wiosenna albo raczej letnia siê ustali³a. Chocia¿ flora obecnie niebogata, krzewy i brzozy nawet jeszcze nierozpuszczone…”, a piêæ miesiêcy później donosi o pierwszym śniegu. Tyle o wygl¹dzie miasta i o klimacie tych okolic. A warunki ¿ycia dla osiedlonych? Mo¿na siê by³o utrzymaæ za 20 rubli miesiêcznie; kto znalaz³ p³atne zajêcie, byt mia³ zapewniony. By³a jednak pewna trudnośæ w znalezieniu w³aśnie takiego zajêcia. Wed³ug przepisów dla osiedlonych Polaków, nie wolno im by³o zajmowaæ stanowisk w biurach rz¹dowych, bawiæ siê nauczycielstwem, trudniæ siê wiêkszym handlem. Dostêpnymi natomiast by³y: rzemios³o, rolnictwo, drobny handel, zajêcia s³u¿ebne w domach prywatnych,


188

podrzêdniejsze posady w kantorach kupieckich oraz, w razie potrzeby, pozwalano na dorywcze wykorzystanie fachowych wiadomości g³ównie in¿ynierów. Na te stanowiska, zazwyczaj ju¿ pozajmowane, nat³ok by³ wielki. Móg³ siê nazwaæ szczêśliwcem ten, kto z miejsca znalaz³ p³atne zajêcie. Tym razem, co siê rzadko zdarza³o, Józef do nich nale¿a³. Oto, jak opisuje pisarz rosyjski dolê osiedlonych wygnañców pochodz¹cych z ludu: „Najstraszniejsza nêdza sprawia³a niewymowne tortury. Bez kawa³ka chleba na jutro, bez przytu³ku dziennego, bez znajomości jêzyka, ludzie ci, po wypuszczeniu z wiêzienia, nie wiedzieli, do czego siê maj¹ wzi¹æ. Byli po prostu rzuceni na pastwê losu, z siedmiu kopiejkami zapomogi dziennej, z której nale¿a³o op³aciæ mieszkanie, ¿ywnośæ, odzie¿ i inne potrzeby”. Nie mniej ciê¿k¹ by³a dola osiedleñców wykszta³conych, skazanych na ja³ow¹ wegetacjê, na obcej ziemi, w obcym środowisku. Ich energia ¿yciowa nie mog³a znaleźæ upustu w takiej pracy, która by stanowi³a dla nich cel i radośæ ¿ycia. Byli z konieczności biernymi ofiarami bezlitosnej przemocy, twardej jak granity Sybiru, zimnej jak jego lody i mrozy. Jedno tylko pozostawa³o wygnañcowi – świadomośæ pamiêci wspó³ziomków. By³a ona nie tylko s³odk¹ nad wyraz pociech¹, lecz jeszcze niejako wynagrodzeniem jego niedoli. Ofiara tej czêści wygnañców mia³a przecie¿ swój wyraźny skutek, przyczynia³a siê do utrzymania nastroju patriotycznego w zaborze rosyjskim, z którego ogromna wiêkszośæ wygnañców pochodzi³a. Powiedziano s³usznie, ¿e wtedy ka¿dy list z Syberii szed³ z r¹k do r¹k, strze¿ony zazdrośnie, rodz¹c egzaltacjê serc i umys³ów. Mo¿na sobie wyobraziæ, jaka dola czeka³a takich osiedleñców, je¿eli bezlitosny los rzuci³ ich do zapad³ej wioski, gdzie ani po³¹czenia z krajem, ani odpowiedniej pracy zdobyæ nie mogli. Mamy równocześnie wyt³umaczenie


189

tak licznych listów przysy³anych do kraju i tego nalegania, aby o nich nie zapomniano. Józef Kalinowski, otrzymuj¹c pozwolenie na osiedlenie siê w samym Irkucku, przez to samo unika³ ju¿ najgorszego – zupe³nego odciêcia od najbli¿szych. Mia³ tu równie¿ zapewnione jakie takie zaspokojenie potrzeb kulturalnych, co przecie¿ nie by³o rzecz¹ ma³ej wagi. Nade wszystko zyskiwa³ mo¿nośæ zdobycia środków na utrzymanie w³asn¹ prac¹. Józef, rozwa¿aj¹cy zawsze wszystkie trudności, jakie go spotkaæ mog³y, zdawa³ sobie sprawê ze znaczenia dla niego Irkucka, tote¿ odzyska³ zaraz pewnośæ siebie. Z pewnym optymizmem zapowiada blisk¹ ju¿ samowystarczalnośæ, a nawet ma nadziejê na coś wiêcej. W tej chwili s¹ to jednak mira¿e przysz³ości. Na razie zadowolony z siebie korzysta z pierwszych chwil odzyskanej wolności. Odwiedza znajomych i urz¹dza wycieczki w najbli¿sze okolice miasta. Sam Irkuck, chocia¿ posiada³ przyzwoite budynki, nie bardzo go poci¹ga³. Ulice, pe³ne b³ota lub kurzu, wieczorami zupe³nie nieoświetlane, nie zachêca³y do spacerowania po mieście. Chc¹c za¿yæ przechadzki, szuka³ raczej miejsc ustronnych. Najczêściej odwiedza³ brzegi Angary, które przypomina³y mu brzegi Wilejki od strony Pop³aw. Nowych znajomości nie zawiera jeszcze, nie z niechêci jednak do ludzi, tylko z konieczności, poniewa¿ nie posiada urz¹dzonego mieszkania, a gościnnemu gospodarzowi nie chce siê naprzykrzaæ. Po dwóch niespe³na miesi¹cach i ta trudnośæ zosta³a przezwyciê¿ona. Wynalaz³ sobie w³asny ju¿ pokoik, z osobnym wejściem, w domu pañstwa Bniñskich, dobrych znajomych z Usola. Najbli¿szym s¹siadem by³ teraz serdeczny równie¿ kolega Mieczys³aw Siesicki. Najwiêcej cieszy go bliskośæ kościo³a, od którego dzieli jego mieszkanie 5 minut drogi.


190

Warunki materialne powoli siê ustalaj¹. Otrzyma³ ju¿ pierwszych 20 rubli, osobist¹ prac¹ zarobionych. Jeszcze siê dobrze nie urz¹dzi³, a ju¿ zamyśla o przes³aniu ojcu symbolicznego daru z Irkucka – dywanika z jeleniej skóry. ¯ycie towarzyskie powoli zaczyna przybieraæ formê europejsk¹. Z okazji zmiany mieszkania jednego z kolegów urz¹dzono przyjêcie. Zebra³o siê grono dawnych znajomych, nie zabrak³o równie¿ dam. Kiedy mê¿czyźni zasiedli do kart, ku ogólnej weso³ości zebranych gospodarz napêdzi³ niegraj¹cego w karty Józefa do zabawiania pañ. Wywi¹za³ siê z tego obowi¹zku tak świetnie, ¿e od tego czasu jeden ¿artowniś, tytu³uj¹cy go zawsze biskupem, zamieni³ ten tytu³ na ex-biskupa. Podczas świ¹t Bo¿ego Narodzenia, uczczonych spowiedzi¹ św., dosta³ zaproszenie do kilku rodzin, a sam¹ wigiliê spêdzi³ w towarzystwie licznie zebranych przyjació³ u swoich gospodarzy hr. Bniñskich, gdzie traktowano go jak cz³onka rodziny. W pierwszej chwili, zajêty w³asnym losem, nie zwraca³ uwagi na to, co siê wko³o niego dzia³o, po kilku miesi¹cach zaczyna ju¿ zauwa¿aæ nêdzê czaj¹c¹ siê z ka¿dego zakamarka. Zaczynaj¹ siê znowu w listach pojawiaæ nazwiska osób, którym koniecznie trzeba udzieliæ pomocy. Na razie prosi mateczkê jak dawniej o wyszukiwanie krewnych, których adresy podaje. Odczuwa ciê¿ar ograniczonych środków, którymi rozporz¹dza. Dochody w³asne wystarczaj¹ jedynie na chleb powszedni dla siebie, a to wywo³uje nieśmia³¹ skargê: „Bóg nie daje mi środków materialnych do wsparcia braci, tote¿ mo¿e ma w tym swe widoki i ka¿e mi nadrabiaæ modlitw¹”. Mrozy w Irkucku dochodzi³y do 40°, a on nie mia³ nawet porz¹dnego p³aszcza, by zabezpieczyæ siê od przejmuj¹cego zimna, id¹c na lekcje. Niewiele lepiej przedstawia³a siê jego bielizna. Po przybyciu do Irkucka mia³ tylko trzy koszule dzienne, a nocne zupe³nie ju¿ odmawia³y s³u¿by.


191

Gieysztor, z daleka nieznacznie czuwaj¹c nad kuzynem, zauwa¿y³ te braki i na w³asn¹ rêkê napisa³ do kraju o przys³anie kilku koszul. Po otrzymaniu przesy³ki formalnie zmusi³ Józefa do przyjêcia podarunku, sk³adaj¹cego siê a¿ z siedmiu bia³ych krajowych koszul. „Przyj¹³em – pisa³ o tym do M³ockiej – z warunkiem, ¿e bêdê mia³ prawo wiêcej potrzebuj¹cym ode mnie rozdawaæ. Gdy tych ostatnich nie brak, obdarzy³em a¿ trzech, ale zawsze pewien d³ug wdziêczności ci¹¿y³ na mnie”. Potrzebuj¹cych nigdy nie brakowa³o, ale nie zawsze – mimo dobrej woli – mo¿na by³o przyjśæ z pomoc¹. Ta bezradnośæ najwiêcej bola³a. „Wróci³em wieczorem do domu zgryziony: przed kilku dniami zakoñczy³ ¿ycie w mieście jeden biedak, zostawi³ ¿onê i czteroletni¹ dzieweczkê w zupe³nej nêdzy, ale co gorsza, matka jest na³ogow¹ pijaczk¹, ju¿ i dziecko do wódki przyzwyczaja. Znaleźli siê dobrzy ludzie, którzy radzi by dziecko wzi¹æ do siebie i los matki zabezpieczyæ, ale ta za nic z dzieckiem rozstaæ siê nie chce, z matk¹ zaś nikt dziecka wzi¹æ nie chce. Interes ten opar³ siê o mnie i ja g³owê sobie ³amiê, jak temu zaradziæ. Myśl¹c nad tym, w tej chwili myśl mi świetn¹ Bóg zsy³a, tak jednak ca³a ta sprawa tkwi mi w g³owie, ¿e muszê zaniechaæ dalsz¹ m¹ rozmowê…”. Tu przerwa³ pisanie i poszed³ za³atwiæ pilniejsze sprawy. To ju¿ nie zwyk³a ja³mu¿na udzielona dorywczo biednemu, to jest przejêcie siê potrzeb¹ bliźniego, jak swoj¹. Miesi¹c później pisa³ do M³ockiej: „Jestem w przeddzieñ zmiany w moim po¿yciu domowym. Pierwsz¹ myśl¹ pani Ludwiki bêdzie, ¿e siê ¿eniê. W istocie, droga pani niedaleko bêdzie prawdy. Jedni moi znajomi wyje¿d¿aj¹ dwa tysi¹ce wiorst st¹d nad Lenê do kopalni z³ota. Maj¹ przy sobie sierotê, jeszcze z kraju, lat piêtnastu – ¿al mi by³o puszczaæ biedne dzieciê tak daleko, prosi³em o pozwolenie zatrzymania dziecka u siebie, na co siê zgodzono. Od po³owy wiêc tego miesi¹ca bêdê ju¿ dźwiga³


192

na sobie ca³y ciê¿ar ma³¿eñskiego po¿ycia…, bêdê mia³ pod swoj¹ opiek¹ jakby przybranego synka. Nie mog³em nie uczyniæ tego, maj¹c na widoku znakomite zdolności dziecka i ca³e niebezpieczeñstwo moralne, jakie mu grozi³o w razie wyjazdu w tak odleg³e miejsce, gdzie ¿adna pomoc ani dla umys³u, ani dla serca nie mog³aby siê znaleźæ. Tego ch³opaczka mia³em ju¿ na widoku w Usolu, przy pomocy dobrych ludzi mo¿na go by³o ulokowaæ w tutejszym gimnazjum, gdzie z jego nauki i prowadzenia siê w³adza jest bardzo zadowolona. I bez tego zwykle siedzê w domu, teraz bêdziemy siedzieli we dwóch, ot i ca³a ró¿nica”. Trochê później napisze: „Ja siê staram wyrobiæ w sobie dla niego uczucie po prostu ojcowskie i w drobnych okolicznościach naszego po¿ycia staram siê przez wspomnienia wra¿eñ dziecinnego w domu pobytu pod strzech¹ ojcowsk¹ odpowiednio radziæ sobie”. Równocześnie Kalinowski zajmowa³ siê wychowaniem i nauk¹ dzieci doktora £agowskiego. Doktor £agowski by³ osobistości¹ znan¹ miêdzy wygnañcami. Medycyna w Irkucku pop³aca³a bardzo, ale on nie nagromadzi³ maj¹tku, poniewa¿ wygnañców i biednych leczy³ zupe³nie darmo. Józef nazywa jego dzieci swymi „duchowymi córeczkami, pierworodnymi na irkuckim gruncie”. Doktor by³ Polakiem i katolikiem, ale ¿ona jego by³a prawos³awn¹. Wed³ug prawa rosyjskiego, dzieci z tego ma³¿eñstwa musia³y byæ wychowane w prawos³awiu. Pomimo tego rozporz¹dzenia w³adz, rodzice powierzyli swe córki opiece Kalinowskiego; widocznie poznali go gruntownie i wiedzieli, ¿e obowi¹zek swój spe³ni sumiennie. Józef nie zawiód³ zaufania, zabra³ siê do pracy z ca³ym poczuciem odpowiedzialności, tak za wychowanie, jak i za wykszta³cenie dzieci. Od chwili podjêcia siê tego obowi¹zku, w listach wysy³anych do kraju roi siê od próśb o podrêczniki, opowiadania, lektury.


193

Nowo upieczony pedagog irkucki sprawê wychowania traktuje bardzo szeroko; wychowanków swoich pragnie wykszta³ciæ odpowiednio do wspó³czesnych czasów. W Irkucku zebra³a siê wprawdzie wielka biblioteka, licz¹ca z czasem 27 000 tomów, ale nie znalaz³ tam odpowiedniej lektury dla m³odych uczennic. Ckliwe opowiadanka i romansid³a nie mog³y odpowiadaæ jego wymaganiom. Szuka³ dla swych ma³ych córeczek ksi¹¿ek, które równocześnie ucz¹ i bawi¹. Za takie uwa¿a³ ksi¹¿ki omawiaj¹ce przyrodê, odkrycia, wynalazki: „O ilem pozna³ usposobienie dzieci naszego czasu, nie dla nich s¹ rzewne i tkliwe zabawy, potrzeba dla nich wiêcej realności – st¹d to wszystko, co bli¿szym jest nauk przyrodniczych, odkryæ i wynalazków bardziej je poci¹ga. Przy takim usposobieniu praktycznym tylko rozwój na gruncie nauk realnych, obok starannie utrzymywanego ducha pobo¿ności, mo¿e byæ skutecznie prowadzony”. By³o to podejście na wskroś nowoczesne. Nowoczesnym w wychowaniu by³ jeszcze pod innym wzglêdem: potêpia³ zbytnio obarczanie nieletnich prac¹ umys³ow¹. Dla dziecka, którego si³y fizyczne nie rozwinê³y siê jeszcze nale¿ycie, przeci¹¿enie nauk¹ jest niebezpieczne. „Gor¹czka i pośpiech, które cechuje wiek, w którym ¿yjemy, ma odbicie i we wspó³czesnym wychowaniu. Maj¹ siê tworzyæ uczeni z dzieci, których ani umys³, ani cia³o jeszcze nie dojrza³o dla pracy myślenia”. I có¿ widzimy? Os³abione umys³y odmawiaj¹ pos³uszeñstwa w¹t³ym organizmom, które choæ ¿yj¹, s¹ za bardzo wyczerpane i dla których jedynym schronieniem jest szpital. Z tak ugruntowanymi ju¿ pogl¹dami zabra³ siê do pracy wychowawczej nad córeczkami £agowskiego i jego synkiem Michasiem. Po śmierci powszechnie ¿a³owanego dra £agowskiego, wdowa po nim, uzyskawszy pozwolenie powrotu do kraju, przenios³a siê razem z dzieæmi do


194

¯ytomierza. Nawet po jej wyjeździe miêdzy wychowawc¹ a wychowankami panuje nadal ścis³a ³¹cznośæ. Zawi¹zuje siê miêdzy nimi ¿ywa wymiana listów. Odpisuj¹c na pozdrowienia dzieci, do³¹cza zawsze jak¹ś odpowiedni¹ ksi¹¿kê, aby tym sposobem kontynuowaæ rozpoczête na Syberii dzie³o. Oprócz trojga £agowskich Kalinowski opiekowa³ siê jeszcze synami niejakiego dra Persyna. By³ to cz³owiek szeroko ustosunkowany. Chc¹c siê wyp³aciæ za troskliwe zajêcie siê jego dzieæmi, przyrzeka³ Józefowi wystaraæ siê o rzecz dla niego najwa¿niejsz¹ – jak donosi³ Józef rodzicom. Musia³ wprawdzie kilkakrotnie przypominaæ dr. Persynowi o danej obietnicy, ale po up³ywie roku doczeka³ siê jego interwencji i uzyska³ pozwolenie przeniesienia siê bli¿ej ojczyzny. Sumiennośæ oraz wysokie wykszta³cenie Kalinowskiego zwróci³y na niego uwagê inteligencji irkuckiej, zwracano siê do niego z prośb¹ o udzielanie korepetycji, a nawet z propozycjami pomocy w pracach naukowych. Przez profesora matematyki Aleksandra Or³owa, któremu t³umaczy³ artyku³y niemieckie, zapozna³ siê z profesorami tamtejszego gimnazjum. Pomiêdzy nimi znajdowa³ siê profesor historii, utrzymuj¹cy ch³opców na stancji; ca³ej jego grupie udziela³ lekcji matematyki. Wziêcie i powaga jego w miejscowym spo³eczeñstwie coraz bardziej wzrasta³y. Po jakimś czasie donosi: „Dajê tak¿e lekcje synowi komendanta ¿andarmerii, który wobec mnie zachowuje siê bardzo poprawnie i okazuje mi du¿o ¿yczliwości”. Dobra renoma w rosyjskim światku irkuckim doprowadzi³a naszego wychowawcê do znajomości i wspó³pracy z dyrektorem muzeum przyrodniczego, który zaanga¿owa³ Kalinowskiego do badañ meteorologicznych. Jednak czas ju¿ powróciæ do spraw bli¿szych naszego pocz¹tkuj¹cego badacza naukowego. Zostawiliśmy je


195

w momencie gorliwego przygotowywania siê Józefa do odegrania roli ojca 15-letniego sieroty. W późniejszych listach znajdujemy dalsze wiadomości o tym „synku” Józefa. By³ to Marian Kwiatkowski, który znalaz³ siê na Syberii razem ze swoimi opiekunami, Go³eckimi. W Usolu pozna³ go Józef i ju¿ wówczas roztoczy³ nad nim pewn¹ opiekê. Kiedy Go³ecki wyjecha³ dalej na wschód, Józef nie chc¹c nara¿aæ ch³opca na poniewierkê, zabra³ go do siebie, w czym dopomóg³ mu hr. Bniñski, ofiaruj¹c pewn¹ kwotê na utrzymanie ch³opca. Mieszkaj¹ teraz razem, w du¿ym pokoju z niebieskim obiciem i olejno malowan¹ pod³og¹. Kalinowski jest dla ch³opaka ojcem, bratem i przyjacielem. W Wielki Czwartek pisa³: „Dzisiaj z ch³opakiem moim Mariankiem przystêpowaliśmy do Sto³u Pañskiego; pobo¿nych by³o obficie. Towarzyszyliśmy Chrystusowi do piwnicy… Napêdza³em w tej chwili mego ch³opaka do pisania listów do rodziny swojej, wyprasza³ siê biedak, jak móg³”. Gimnazjum irkuckie cieszy³o siê u Józefa pe³nym powa¿aniem, niepokoi³ siê jednak o wp³yw kolegów na Mariana. „Gimnazjum, co do zarz¹du i wyk³adu, jest najzupe³niej zadowalaj¹ce i niechybnie lepsze od wspó³czesnych krajowych. Kole¿eñstwo tylko z m³odzie¿¹ rozmaitych usposobieñ i moralności zostawuje du¿o do ¿yczenia, a ta strona ¿ycia m³odzie¿y bodaj najwa¿niejsz¹ gra rolê w ¿yciu jego późniejszym. £acinê starannie uprawiaj¹, lekcja ³aciny codzienna, nauczyciele s¹ dobrzy i sumienni. Rozk³ad tylko lekcji jest zbyt uci¹¿liwy, dla znacznej liczby przedmiotów, uros³ej skutkiem wyk³adu nauk przyrodniczych. Liczba godzin zajêcia dziennego w klasach niezwyk³a: od 9 rano do 3.30 po po³udniu, z ma³ymi przerwami. Po wysiedzeniu tylogodzinnym ch³opakowi nie bardzo starczy ochoty do przygotowania siê do lekcyj dnia nastêpnego. G³ód te¿ musi trochê


196

doskwieraæ, czasu zaś dla eksterna na śniadanie nie bardzo starczy”. Czytaj¹c te uwagi mo¿na by przypuszczaæ, ¿e chodzi tu o kogoś bardzo bliskiego, mo¿e m³odszego brata albo w³asnego syna. Tyle w tych uwagach naprawdê ojcowskiego uczucia. Myśli te¿ ci¹gle o swoim ch³opcu: w ka¿dym prawie liście jest o nim serdeczna wzmianka, a donosi rodzicom o wszystkim. Okazuje siê, ¿e Marianek bynajmniej nie zachwyca³ zdolnościami, co by mog³o rokowaæ jak¹ś wielk¹ przysz³ośæ, uzdolnienia jego przeciêtne, a nauka sprawia³a mu nawet du¿e trudności. Przezwyciê¿y³ je tylko dziêki pomocy opiekuna, który nie szczêdzi³ dla niego ni trudu, ni czasu. Zajêcie siê losem ch³opca poch³onê³o Józefa do tego stopnia, ¿e wyra¿aj¹c swoje obawy o wynik egzaminu, pisa³: „Dzisiaj dopiero oceniæ mogê, ile trwogi i troskliwości kosztuj¹ rodziców dzieci, kiedy miê obce dziecko tak obchodzi. Pêdź do nauki, chroñ od upadku, usuwaj zgorszenie, wymyślaj zabawy, ca³a nieskoñczonośæ drobnych zabiegów i starañ”. Rozmyślaj¹c nad tymi problemami, wgl¹da³ widocznie w swoje w³asne dzieciñstwo i uprzytomni³ sobie zas³ugi rodziców oraz wartośæ domowego wychowania. Przenosi je ponad wszystkie inne: „Ale jak¿e późno przychodzi to zrozumienie wdziêczności za k³opoty i zgryzoty, których dzieci przyczyn¹ s¹ rodzicom. Bij¹c siê w piersi, dzisiaj wyznaæ muszê, ¿e jeszcze niedawno przyszed³em do przekonania, ¿e to, co mam w sobie dobrego, to g³ównie z domu wynios³em, istotnym skarbem jest dobre wychowanie domowe. Jeszcze tak niedawno pycha mówi³a co innego, dzisiaj korzê siê przed prawd¹”. Takie w³aśnie rodzinne wychowanie chcia³ Marianowi zapewniæ: razem pracuj¹, razem za¿ywaj¹ odpoczynku, razem siê modl¹. Jednym s³owem wszystko robi¹ wspólnie, a to


197

wszystko sk³ada siê na ca³ośæ rodzinnego wychowania, bo ch³opak czuje siê, jak u siebie w domu. G³ówny posi³ek spo¿ywali jednak osobno. Marian korzysta³ ze sto³u u Bniñskich, Józef sto³owa³ siê w ró¿nych kuchenkach w mieście. Nagrod¹ za te osobne obiady by³y wspólne przechadzki i chwile wytchnienia. Podczas tych beztroskich godzin, bezpośrednio i najskuteczniej wp³ywa³ na ukszta³towanie charakteru i sumienia ch³opca. Przechadzki samotne i krótkie odbywa³ w ogrodzie miejskim. Szed³ zazwyczaj alej¹, obserwuj¹c chmury i wierzcho³ki drzew, dawa³o mu to z³udzenie, ¿e jest w kraju, na wsi. Spacery wspólne z Marianem bywa³y d³u¿sze i wiêcej urozmaicone. Przyk³ada³ do tych wycieczek du¿¹ wagê i kilkakrotnie o nich wspomina. Po ca³otygodniowej pracy, jak¿e mi³o u¿yæ swobody. „Wybraliśmy siê dzisiaj z Mariankiem i jego koleg¹ do lasu. Dostaliśmy siê na drugi brzeg Angary. Od kilku dni pogoda wiosenna albo raczej letnia; krzewy i brzozy jeszcze nierozpuszczone, ale ju¿ zielonośæ bawi oko, a zapach modrzewi, których tu obfitośæ wielka, nape³nia powietrze. Kilka ga³êzi modrzewia przynieśliśmy do pokoju, siedzê wiêc teraz, jak w raju, tak mile pachnie”. Zapach modrzewia przenosi go w cudne laski wileñskiej ziemi. „Jak¿e teraz przyjemnie w Musiczach i Hrozowie byæ musi” – dodaje têsknie. Czas spêdzony na przechadzce nastrêcza³ sposobnośæ do rozmów z ch³opcami o kraju ojczystym, o rodzinnej ziemi. Trzeba by³o budziæ w tych m³odych sercach uczucia, których prawie nie znali. Lato 1869 r. przynios³o wa¿n¹ zmianê w ¿yciu Kalinowskiego i Mariana.


198

Bniñscy, u których Józef wynajmowa³ mieszkanie, ostatnio nawet wraz „ze sto³em” – opuszczali Irkuck. Podobnych warunków, jakimi cieszyli siê na tej kwaterze, ju¿ nie znajd¹. „Ju¿ nie mówiê o sobie, ale bardziej mam na myśli mojego m³odego towarzysza” – wyznaje Józef ze skwaszon¹ min¹. Pewnie mu trochê i o siebie chodzi³o, bo strasznie nie lubi³ zmian. Wyjazd Bniñskich nast¹pi³ w sierpniu, co odbi³o siê natychmiast na nastrojach listu: „Musia³em porzuciæ moje mieszkanie, w którym tak szczêśliwie przebywa³em prawie ca³y rok, bez troski i niepokojów… Dzisiaj wiêc piszê z mego nowego czasowego mieszkania, u jednego z kolegów podró¿y do Syberii. Dzielê siê maluczkim pokoikiem z moim ch³opakiem, któregom wprawdzie dzisiaj wyprawi³ na wieś dla u¿ycia choæ parê tygodni wiejskiego, ale ju¿ jesiennego powietrza”. W październiku przenieśli siê do mieszkania Olendzkich z Nowogródzkiego. Stanis³aw Olendzki, znajomy z Usola, przed powstaniem by³ pu³kownikiem sztabu generalnego na Kaukazie, z chwil¹ wybuchu powstania poda³ siê do dymisji i wzi¹³ udzia³ w walce. Jak tysi¹ce innych podzieli³ los pokonanych i przywêdrowa³ do Usola. Pokój wynajmowany przez Kalinowskiego okaza³ siê do tego stopnia ciep³ym, ¿e nawet kilka doniczkowych kwiatów – ofiarowanych przez Gieysztora – piêknie zakwit³o. Stanowczo nie by³ to ponury zakamarek o zimnych i posêpnych ścianach, a kiedy doszed³ przez ścianê p³acz maleñkiego synka Olendzkich i mi³y śpiew usypiaj¹cej go matki, czu³o siê w tym pokoiku jak we w³asnym domu. Je¿eli do³¹czymy do tego rodzinnego nastroju ch³opiêce pokrzykiwania Mariana, to do szczêścia nic ju¿ brakowaæ nie mog³o. Tym bardziej, ¿e w tym samym domu mieszka³ przyjaciel Józefa – Feliks Zienkowicz.


199

Najwiêkszym plusem nowej kwatery i tym razem by³ „stó³”, który mia³a na swojej m³odej g³owie pani Olendzka. Musia³a byæ niez³¹ gospodyni¹, je¿eli na tym stole pojawia³a siê w niedzielê baranina, a nawet smaczne p¹czki w zapusty. „Jesteśmy w tygodniu zapustnym, dzisiaj nawet ju¿ p¹czki jad³em i p¹czki znakomite. Proszê wiêc mieæ lepsze o nas pojêcie: nie nazbyt tu siê umartwiamy”. Przysz³ośæ zapowiada³a siê pomyślnie. Ró¿nego rodzaju trosk i k³opotów nigdy jednak nie braknie. Sygnalizuj¹ je listy Józefa: „Coraz liczniejsze gromady nas porzucaj¹. W tym tygodniu wyje¿d¿aj¹ podobno Dybowscy, Mackiewiczowie, Wielhorscy. Przedtem wyjechali ju¿ Oskierkowie, Bniñscy” – pisze niespokojny. Na skutek ró¿nych u³askawieñ i amnestii, zaczyna³o siê gromadne „odlatywanie” wygnañców, w strony nie rodzinne wprawdzie, ale przynajmniej setki wiorst bli¿ej Europy. Do wiadomości Józefa dochodz¹ równie¿ wieści o staraniach rodziny o jego uwolnienie i dr Persyn coś tam grzebie. Wiadomości te niew¹tpliwie ciesz¹ go, ale równocześnie s¹ przyczyn¹ niepokoju. W razie wyjazdu, Mariana trzeba by by³o odes³aæ daleko na wschód, do opiekunów. Na myśl o znalezieniu siê ch³opaka w atmosferze i w towarzystwie poszukiwaczy z³ota, gdzieś nad Jenisejem – wzdraga³ siê ca³y. „Tej smutnej, a jednak bodaj nieuniknionej ostateczności zaradziæ nie w mojej mocy, gubiê siê w projektach, ale pró¿ne starania, nic u³o¿yæ nie mogê. O zabraniu go ze sob¹ albo chocia¿by odes³aniu go do kraju, nawet i marzyæ niepodobna, naga rzeczywistośæ wyraźnie stoi, ale pogodziæ siê jeszcze nie mogê z myśl¹, ¿e dzieci nasze zag³ada prawie niechybna czeka. Mo¿e te¿ Bóg ³askawie na nie wejrzy. T¹ modlitw¹ zwykle me utrapienia zawieram”. Szczêśliwie znalaz³o siê wyjście inne, zabezpieczaj¹ce Marianowi utrzymanie, naukê i opiekê. Bniñscy postanowili wzi¹æ Mariana do siebie i zapewniæ mu


200

wykszta³cenie. „Dzisiaj wiêc zajêty jestem wyprawianiem ch³opaka, do którego siê ju¿ trochê przywi¹za³em”. By³o to prawdziwie braterskie przywi¹zanie. Wi¹¿e t³umoczki z garderob¹ ch³opca i wyprawia go w drogê do Tobolska w towarzystwie przyjaciela – Brunona Korzuna. Po wyjeździe Mariana czuje siê bardzo osamotniony, zamyśla nawet o zmianie mieszkania. Trudno siê dziwiæ jego przygnêbieniu. Do ch³opca przywi¹zany serdecznie, by³ teraz wytr¹cony z równowagi, a ten stan psychiczny pog³êbia³ nastrój, udzielaj¹cy siê wszystkim zes³añcom, który Józef przypadkowo ods³oni³, odpowiadaj¹c na projekt siostry Maryni dzielenia z nim trudów ¿ycia syberyjskiego: „Wielkie i bezowocne by³oby to poświêcenie, ju¿ nie mówiê o niedostatku materialnym, o troskach moralnych, które tu wszystkich prawie obsiad³y, ale najciê¿sz¹ bodaj prób¹ jest znudzenie i niesmak, jakiemu znaczna czêśæ wygnañców ulega pod ciê¿arem jednostajności i bezowocności ¿ycia. Broniê siê od tej pokusy, śmia³o powiedzieæ mogê, pomoc¹ li tylko religijn¹. Praca wprawdzie najbardziej jeszcze od tej klêski mog³aby broniæ, ale tu szczêśliwy, kto mo¿e pracowaæ, bo nie ka¿demu i okoliczności, i zdrowie, i g³owa do pracy starcz¹. Strach wiêc nawet pomyśleæ, ¿eby ktoś z dobrej woli ca³y ten ciê¿ar, ubezw³adniaj¹cy cz³owieka, na siebie narzuci³. Bojê siê nawet tej myśli, wolê was widzieæ daleko od siebie, tak jak dziś jesteśmy, ani¿eli têsknych i strapionych przy sobie”. Świêta Wielkanocne spêdzi³ jeszcze u przyjaznej rodziny Olendzkich, czu³ siê tam jak u siebie, ale nawet przysmaki świ¹teczne nie potrafi³y go rozweseliæ. W maju, korzystaj¹c z zaproszenia proboszcza irkuckiego ks. Szwernickiego, przeniós³ siê na plebaniê. 11 maja donosi: ,,W tym tygodniu zmieniam mieszkanie, zamieszkam prawdopodobnie sam jeden, bêdê mia³


201

dwa pokoje w tym samym budynku, w którym jest kośció³. Je¿eli Bóg pozwoli, nie ruszê siê z tego mieszkania a¿ do wyjazdu z Irkucka”. Tak siê rzeczywiście sta³o. Ksi¹dz Szwernicki, chocia¿ proboszcz, rzadko przebywa³ przy swoim kośció³ku. Przez ca³y prawie rok odbywa³ objazdy najwiêkszej chyba parafii świata, zagl¹daj¹c wszêdzie, gdzie okrutne losy kilku Polaków katolików rzuci³y. Kalinowski pisze dosyæ obszernie o ks. Szwernickim. Pochodzi³ z Sejn, diecezji augustowskiej zw. tak¿e sejneñsk¹. Nale¿a³ do zgromadzenia oo. marianów, do których wst¹pi³ w kresowym miasteczku Mariampolu. Jako 19-letni m³odzieniec bra³ udzia³ w powstaniu listopadowym. W 1846 r., ju¿ jako prze³o¿ony jednego z klasztorów, oskar¿ony o rozpowszechnianie zakazanych przez rz¹d ksi¹¿ek, przesiedzia³ kilka lat w cytadeli warszawskiej. St¹d powêdrowa³ na Sybir. Po pewnym okresie odbywania kary pozwolono mu sprawowaæ duszpasterstwo przy kośció³ku parafialnym w Irkucku. Od tej chwili ¿ycie religijne Polaków na Syberii, zamieraj¹ce prawie zupe³nie – dziwnie od¿y³o. W dawniejszych ju¿ czasach wybudowan¹ kapliczkê, ale chyl¹c¹ siê teraz do upadku, odnowiono przy pomocy w tym celu zawi¹zanego komitetu. Ze sk³adek w kraju zakupiono organy, a na frontonie umieszczono olbrzymi krzy¿. Kiedy Józef przyby³ do Irkucka, pierwsze kroki skierowa³ w³aśnie do tego kościo³a, gdzie przechowywano Najświêtszy Sakrament. Zwiedza³ wówczas ze wzruszeniem świ¹tyniê i odczytywa³ napisy na tablicach pami¹tkowych, zawieraj¹cych nazwiska fundatorów. Na jednej z nich znalaz³ imiê Klemensa Po³oñskiego, brata swego dziadka. Uradowany doniós³ rodzinie o tym odkryciu. Nie przeczuwa³ zapewne, ¿e losy jeszcze ściślej zwi¹¿¹ go z tym najdalej na wschód wysuniêtym w Rosji kościo³em. Ksi¹dz Szwernicki, zostawszy proboszczem w parafii wiêkszej ani¿eli ca³a Europa, bo siêgaj¹cej granicami


202

Oceanu Spokojnego od wschodu, Chin od po³udnia, bieguna od pó³nocy, a rzeki Jeniseju od zachodu, pocz¹tkowo pracowa³ tylko w Irkucku i okolicy. Kiedy jednak jako tako urz¹dzi³ i zabezpieczy³ na miejscu swoj¹ placówkê, po sprowadzeniu do pomocy wikariuszów, w 1859 r. wyruszy³ na pierwszy objazd parafii. Gorliwy kap³an wszêdzie, gdzie siê pokaza³, spotyka³ Polaków, rozsianych po tych bezkresach, pojedynczo czy grupami. Byli to przewa¿nie ¿o³nierze, rozrzuceni po ró¿nych etapach, urzêdnicy, prości osiedleñcy, miêdzy którymi setki wykszta³conych wiêźniów politycznych. Niedola tych ludzi by³a wielka. Wielu z nich, szczególnie prostych, ¿eni¹c siê z miejscowymi Sybiraczkami, powoli wynaradawia³o siê, wiêkszośæ jednak nie zapomnia³a kraju, ¿y³a w bez¿eñstwie i jak kania deszczu, wyczekiwa³a pozwolenia powrotu. Byli i tacy, którzy za³amywali siê, popadali w na³óg pijañstwa lub ob³¹kania. Inni, doczekawszy siê upragnionego zwolnienia z zes³ania, pozostawali jednak na Syberii, bo có¿ mieli robiæ we w³asnej ojczyźnie, po utracie krewnych, m³odych lat ¿ycia i zdrowia? Ci byliby ju¿ na zawsze straceni dla kraju, gdyby nie odwiedziny ks. Szwernickiego, podtrzymuj¹cego w nich wiarê i podnosz¹cego na duchu na ostatnie lata nad wyraz bolesnego ¿ywota. Objazd proboszcza po parafii trwa³ ca³e 10 miesiêcy: chrzci³, spowiada³, b³ogos³awi³ ma³¿eñstwa, zaopatrywa³ na śmieræ, uczy³ prawd wiary i przypomina³ ojczyznê. To by³o jego zadanie podczas duszpasterskiej wêdrówki. Wype³nia³ je z ca³ym poświêceniem i ofiarności¹. Z takim to cz³owiekiem zetkn¹³ siê Kalinowski, kiedy po przybyciu z apostolskiej podró¿y, przez dwa miesi¹ce odwiedza³ z kolei centralne czêści parafii – Irkuck z okolic¹. Doświadczony znawca ludzi pozna³ siê zaraz na Józefie, a wgl¹dn¹wszy w jego duszê, zwierzy³ siê z zamiarów


203

na przysz³ośæ – dosz³o do tego jeszcze w Usolu. Od tego czasu rozpoczê³a siê miêdzy nimi wspó³praca. Pierwszym jej wynikiem by³o przygotowanie dzieci usolskich do I Komunii świêtej; do dalszego zbli¿enia dosz³o w Irkucku. Proboszcz sybirski poznawa³ bli¿ej swego nowego parafianina i nabiera³ do niego coraz wiêkszego przekonania. Bli¿sza znajomośæ, powa¿anie i przyjaźñ sta³y siê z kolei przyczyn¹ zaproponowania Józefowi mieszkania na plebanii. Po śmierci jednego z wikariuszy znalaz³ siê wolny pokoik, z którego mo¿na by³o korzystaæ do czasu przyjazdu nowego pomocnika. Co sk³oni³o ksiêdza Szwernickiego do takiej propozycji? Marzeniem ksiêdza proboszcza by³o utworzenie najpierw w Irkucku, a później w innych ośrodkach wygnañczych, ochronek dla najbiedniejszych dzieci, których los by³ po prostu straszny. W tym te¿ punkcie najlepiej siê zrozumieli. Nie chodzi³o tu tylko o sam¹ dziatwê, ale tak¿e o m³odzie¿, bo i ta bez nauki i opieki moralnej wzrasta³a. Gdyby Kalinowski zamieszka³ na plebanii i byt mia³ zabezpieczony, móg³by uczyæ dzieci – wpad³ na pomys³ duszpasterz sybirski. Myśl by³a zbyt nêc¹ca, aby oferta nie by³a przyjêta. W jednej jeszcze dziedzinie uzupe³niali siê ci ludzie. Ksi¹dz Krzysztof, zaznacza Józef, posiada³ specjalny dar nawracania zb³¹kanych, zachwianych w wierze rodaków. Takich zaś by³o miêdzy wygnañcami wielu. Zbuntowani przeciw Bogu z powodu nieszczêśæ spadaj¹cych na nich i na ojczyznê, nie bluźnili wprawdzie, ale ponuro spogl¹dali na otoczenie i nigdy siê nie modlili. Józef bardzo nad tym bola³, pe³en wspó³czucia i wyrozumia³ości.


204

Dobrze rozumia³ tê walkê i mêkê wewnêtrzn¹, on sam si³¹ woli musia³ siê trzymaæ, gor¹co modliæ, by nie zw¹tpiæ, a có¿ dopiero cierpieæ musieli zachwiani w wierze. Ca³ym sercem chcia³by im dopomóc, przekazaæ spokój w³asnego serca w te zbola³e dusze, ale nie zawsze to by³o mo¿liwe. W takich okolicznościach trzeba by³o przede wszystkim wielkiej delikatności i taktu. Zbli¿a³ siê dyskretnie do buntowniczych duchów, nawi¹zywa³ rozmowê, ale nieproszony, pierwszy nie dotyka³ samej rany. Nie wdawa³ siê w dysputy i dyskusje, bo spostrzeg³ ju¿ po pierwszych próbach, ¿e to jedynie rozdra¿nia serca, a do celu zupe³nie nie prowadzi. By³a to nie tyle niewiara, ile zapieczony i g³êboki ¿al do Boga, coś jakby chcieli powiedzieæ: „Nie bêdê siê modli³, nie bêdê prosi³, nie bêdê za nic ¿a³owa³ ani siê spowiada³ z grzechów – niech Bóg post¹pi ze mn¹, jak chce, i niech siê dope³ni miara krzywd, jaka miê z Jego rêki spotka³a”. W takich wypadkach jedynym sposobem i metod¹, jakie uwa¿a³ za mo¿liwe w celu pozyskania tych biednych i cierpi¹cych w zapamiêtaniu dusz, by³a metoda św. Moniki – jak siê wyrazi³ w liście do matki. Polega³a ona na modlitwie do Boga, na wo³aniu o mi³osierdzie i litośæ dla nieszczêśliwych. Gorzej jeszcze by³o z takimi, jak np. Józef G³êbocki, starzec 80-letni, który w 1831 r. wyemigrowa³ do Francji i tam zatraci³ zupe³nie wiarê. Po powrocie do kraju wzi¹³ udzia³ w powstaniu wraz z synem, za co zostali zes³ani na Sybir. Trwa³ ci¹gle w niedowiarstwie, chocia¿ śmieræ siê zbli¿a³a. Nie pozwolono mu jednak zgin¹æ, „po wielu cierpieniach wszelkiego rodzaju, pojednany z Bogiem, w Nim spocz¹³”. Józef zajmowa³, jak ju¿ wiemy, pokoik, przeznaczony dla drugiego wikarego. Kiedy nadesz³a wiadomośæ o jego


205

przyjeździe, tymczasowy lokator chcia³ siê zawczasu usun¹æ i wszcz¹³ rozmowê na ten temat z gospodarzem plebanii. Ksi¹dz Szwernicki uśmiechn¹³ siê tylko, wypowiadaj¹c tajemnicze s³owa: „Deus providebit – Bóg zaradzi”. Istotnie „Bóg zaradzi³”. Po jakimś czasie Andrzej Kalinowski otrzymuje list, a w nim wiadomośæ: ,,Piszê do was dzisiaj z nowego mieszkania, które zajmujê czasowo, do czasu powrotu z objazdu ks. proboszcza… Jestem teraz w drugim skrzydle kościelnym, tylko przez sieñ do zakrystii, ka¿dej wiêc chwili dnia i nocy mogê stan¹æ przed o³tarzem i uciekaæ siê do Zbawiciela tam obecnego”. Niektórzy krzywili siê trochê z tego uprzywilejowania Kalinowskiego, ale na to nie by³o rady. Wspó³lokatorem Kalinowskiego w nowym mieszkaniu by³ Franuś Brydycki. ,,W mieszkaniu nie jestem samotny, wychowanek ks. proboszcza zosta³ ze mn¹ i w³aśnie przede mn¹ siedzi i kreski stawia”. By³ to opuszczony ch³opczyna, jakich na Syberii wielu, tym razem podopieczny ks. Krzysztofa. Przygarniêty przez ksiêdza, pos³ugiwa³ w domu i ministrantowa³ w kościele. Jak by³o do przewidzenia, Józef zaj¹³ siê jego wychowaniem i nauk¹. Zacz¹³ go uczyæ czytaæ, pisaæ, rachowaæ. W tym samym liście pisze: „W mieszkaniu, chocia¿ doskonale opatrzonym, jednak ch³ód siê dawa³ czuæ, szczególniej w dni postne, a w³aśnie jesteśmy w adwencie i we środy, pi¹tki i soboty z miêsem i mlekiem stosunku nie mamy. Weso³o jednak w towarzystwie z Franusiem ten brak znosimy, weso³o te¿ witaj¹c, jak dzisiaj na przyk³ad, bu³kê i chleb do herbaty. Resztê dni w tygodniu jemy obficie z miêsem, wiêc i cia³o ma, co mu potrzeba”. Kalinowski jak ojciec opiekowa³ siê Franusiem. Kiedy nadesz³y świêta Bo¿ego Narodzenia, nie poszed³ nawet do swoich dawnych gospodarzy, chocia¿ wysoko ich ceni³, a serdecznie zapraszali – dla Franusia pozosta³ w domu. W świ¹tecznym liście donosi³: „Świêta


206

przepêdzamy bez ks. proboszcza, ale dziêki jego zastêpcy oddajemy Bogu, co Jego, i o ludziach te¿ nie zapominamy. Nie pamiêtam, czym by³ kiedy w takim ruchu, jak w tym roku, chocia¿ wieczory akuratnie w domu spêdzam. Kutiê jad³em nawet w domowej gromadzie… Po wieczerzy u¿yliśmy z Franusiem parê godzin snu, a potem ruszyliśmy w niedalek¹ drogê, bo tylko przez sieñ i zakrystiê, na Pasterkê”. Mówi stale w liczbie mnogiej, czym oznacza swoj¹ osobê i ma³ego Franusia. Wprost matczynym sentymentem pachnie od s³ów: „Franuś, zmêczony zabaw¹ w gościnie, zostawi³ miê samego przy posi³ku, a sam siê do snu u³o¿y³, choæ jest zaledwie godzina ósma. Wczoraj przetrzyma³ nas nasz organista do godziny jedenastej wieczór z kolêd¹. Odmawialiśmy nasze wieczorne paciorki, kiedy siê stawi³, wzywaj¹c Franusia do spróbowania pieśni: Śliczna Panienka, ze zwrotk¹: «Wiwat Pan Jezus, wiwat Maryja, wiwat i Józef, cna kompanija». Pod koniec i ja przysta³em do chóru. Na biedê nie mog³em niczym innym poczêstowaæ naszego muzyka, jak tylko szklank¹ wody z cukrem”. Mimo radości, by³a to jednak Wilia zes³añców syberyjskich. Kośció³ irkucki by³ ośrodkiem ¿ycia religijnego i narodowego. Do kościo³a przychodzili prawie wszyscy Polacy mieszkaj¹cy w Irkucku lub przechodz¹cy przez to miasto. W takich warunkach o gości nie by³o trudno. Feliks Zienkowicz, dopóki nie wyjecha³ do Ku³tuka badaæ tajniki przyrody, by³ gościem sta³ym. Obok w s¹siedztwie mieszka³ 80-letni staruszek, ks. Tyburcy Paw³owski, by³y student Uniwersytetu Wileñskiego, późniejszy nauczyciel matematyki, a wreszcie zakonnik regu³y św. Franciszka. Od kilkunastu lat mieszka³ ju¿ przy kośció³ku i pomaga³ proboszczowi w pracy. £¹czy³a go z Józefem wielka przyjaźñ, podtrzymywana us³u¿ności¹ tego ostatniego, który spe³nia³ przy mêczenniku sprawy narodowej proste pos³ugi dla sta³ej ju¿ jego s³abości.


207

Us³ugi te i rozmowy, prowadzone dla rozrywki staruszka, koñczy³y siê niekiedy wzajemnymi upominkami: „W³aśnie tylko cośmy pili herbatê z szynk¹, któr¹ dosta³em od mego s¹siada z sieni, ks. Paw³owskiego. Szynka mi siê dosta³a przez wdziêcznośæ za pos³an¹ mu raz bu³kê w czasie jego choroby”. Drugim s¹siadem by³ pan Szymon, stolarz. Cz³owiek ten pracowa³ od rana do nocy, a do późna trwa³ na modlitwie, w niedzielê na chórze kościelnym śpiewa³ godzinki, a pozosta³¹ czêśæ dnia przepêdza³ na g³ośnym czytaniu pobo¿nych rozmyślañ. Swego rodzaju charakterystyczny typ wygnañca, nierzadko spotykany miêdzy polskimi osiedleñcami. Byli to ludzie, którzy zamknêli w sobie dwa wspomnienia: Ojczyzny i Boga, oprócz pracy nic ich wiêcej na świecie nie obchodzi³o, z ludźmi nie rozmawiali prawie nigdy. Jedynym ich pragnieniem by³ powrót do ojczystej ziemi, by na znanym sobie cmentarzu, obok kości swoich bliskich i swoje kości z³o¿yæ. Wrêcz odmiennym typem by³ inny lokator plebanii, ju¿ znany ze swoich kolêdowych wyst¹pieñ, pan organista. Prowadzi³ z Józefem przy okazji poobiedniej przerwy w pracy niekoñcz¹ce siê rozprawy i dysputy na temat muzyki kościelnej. „Prosi³em go, pisa³ Józef, aby zaniecha³ duetu, którym nas czêstuje podczas Mszy św., i zamieni³ sonaty Mendelssohna na śpiew zwyk³y kościelny; z tej zaczepki musia³em wys³uchaæ d³ugi traktat o mistrzach muzyki kościelnej, alem jednak zosta³ przy swoim zdaniu; milsza nuta pobo¿nej duszy jak arcydzie³o mistrzów, nota bene źle wykonane”. Wola³by mo¿e pos³yszeæ w kościele irkuckim jedn¹ z litanii ostrobramskich Moniuszki, a je¿eli chodzi³o o duet, to utwór tego samego mistrza O Królowo, pe³na ³aski, gdzie altowi i sam organista móg³by wtórowaæ basem z ca³ym powodzeniem.


208

Prócz obs³ugi kościelnej w s¹siedztwie musia³o znajdowaæ siê jeszcze wielu innych mieszkañców, je¿eli Józef pisze: ,,Podwórze ludne, mieszkañców i lokatorów drobnych nie brak… Mniej wiêc tu jestem samotny ni¿ w mojej dawnej ciupie”. „Ze zmian¹ mieszkania, chocia¿ nie nast¹pi³a ¿adna stanowcza lub przynajmniej wyraźna zmiana warunków mego ¿ycia, zyska³em jednak ju¿ tyle, ¿e mam wiêcej spokoju, st¹d wiêcej skupienia i mogê byæ co dzieñ obecnym przy spe³nianiu Ofiary św. Nadto i co do wygód materialnych trochê na zamianie zyska³em, chocia¿ przy przeniesieniu siê, tegom na widoku nie mia³. Wprawdzie kasa moja nie przestaje byæ w niepewnym stanie, ale proszê sobie z tego nic nie robiæ, parê rubli miesiêcznie mogê nawet sobie dzisiaj oszczêdziæ”. O odk³adaniu grosiwa marzy³ dawno. Potrafi³ ograniczaæ swoje potrzeby, oszczêdza³by nawet wiele, gdyby tylko by³o z czego. To „z czego” nie by³o jednak takie niewzruszalne. Dochody swoje czerpa³ g³ównie z lekcji, te zaś by³y zajêciem nieregularnym. Posada u dra £agowskiego skoñczy³a siê wraz ze śmierci¹ przyjaciela, to znaczy w maju 1870 r. Synowie dra Persyna krótko byli pod jego opiek¹. Inne dorywcze dochody równie¿ niewielkie. Wed³ug obliczeñ Józefa, które czêsto przedstawia³ rodzicom, zarabia³ pocz¹tkowo 20 rubli miesiêcznie. W okresie t³umaczeñ niemieckich dla profesorów irkuckich chwali³ siê zarobkiem 50 rubli. W innych czasach suma dochodów waha siê miêdzy tymi dwoma liczbami. Wobec takiej niesta³ości zarobków, średnia wysokośæ jego funduszów miesiêcznych wynosi³a tyle, ile kosztowa³o mieszkanie i utrzymanie. Na zaspokojenie innych potrzeb trzeba by³o szukaæ ró¿nych źróde³, najczêściej oczywiście rodzinnych. „Po³o¿enie tu moje jest po³o¿eniem dziennego wyrobnika…, o robieniu zapasów trudno myśleæ, w razie wiêc zmiany po³o¿enia stanê albo wobec zupe³nej nêdzy, albo znowu obarczê was ciê¿arem potrzeb moich…”.


SPIS TREŚCI

Wstêp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

5

Lata dzieciêce . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

7

Na rozstaju dróg . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

31

W fortecy brzeskiej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

63

Powstaniec . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

83

Wiêzieñ. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

101

W drodze na Sybir . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

119

Kator¿nik . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

147

Osiedleniec . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

185

Droga do wolności. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

225

Wychowawca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

249

¯ycie zakonne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

285

Ostatnie chwile. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

367


© Copyright for the Polish edition Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2016 Redakcja i korekta Iwona Pawłowska Dtp Tomasz Kuzara OCD Okładka Paweł Matyjewicz Imprimi potest Tadeusz Florek OCD, prowincjał Kraków, dnia 10 lutego 2016 r. nr 30/2016 Wydawnictwo Karmelitów Bosych 31-222 Kraków, ul. Z. Glogera 5 tel.: 12-416-85-00, 12-416-85-01 fax: 12-416-85-02 www.wkb-krakow.pl www.karmel.pl e-mail: wydawnictwo@wkb.krakow.pl

ISBN 978-83-7604-388-3 Druk i oprawa: OZGraf – Olsztyn


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.