Marie-Dominique Molinié OP
czy można żyć z Bogiem? czy można żyć bez Boga?
tłumaczyła Monika Joanna Jadczyszyn
Kraków 2017
Tytuł oryginału Le combat de Jacob © Copyright by Les Éditions du Cerf, 1967 24, rue des Tanneries, 75013 Paris © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2017 Przekład Monika Joanna Jadczyszyn Redakcja i korekta Katarzyna Dudek Okładka &design Paweł Matyjewicz Dtp Tomasz Kuzara OCD Fot. na okładce © M. Fischer | Dreamstime Imprimi potest Tadeusz Florek OCD, prowincjał Kraków, dnia 3 stycznia 2017 r. nr 3/2017 Wydawnictwo Karmelitów Bosych 31-222 Kraków, ul. Z. Glogera 5 tel.: 12-416-85-00, 12-416-85-01 fax: 12-416-85-02 www.wkb-krakow.pl www.karmel.pl e-mail: wydawnictwo@wkb.krakow.pl
ISBN 978-83-7604-429-3 Druk i oprawa: TOTEM – Inowrocław
WSTĘP
ie umiemy kochać Boga, ponieważ nie wiemy, że Bóg nas kocha. A nie wiemy, że Bóg nas kocha, bo Go sami nie kochamy. Objawienie próbuje wyrwać nas z tego błędnego koła.
N
Żywot człowieka spowija wiele ciemności. Pewność bycia kochanym przez Boga wcale nie rozprasza tych mroków, a nawet w pewnym sensie powoduje, iż wzmagają się i gęstnieją. Upatrujemy w tym usprawiedliwienia dla naszej słabej wiary i niedoskonałego rozumu. Jednak Bóg, który zna naszą nędzę, z nieskończoną cierpliwością stara się nas wychowywać i doprowadzić do tego, że Go pokochamy. Nastąpi to wtedy, gdy zrozumiemy, że On kocha nas. Boża pedagogia dana jest w ukryciu każdemu człowiekowi, który przychodzi na świat. Przy końcu czasów dowiemy się, w jaki sposób została ofiarowana i przyjęta lub odrzucona na przestrzeni wieków oraz pośród ludów, którym obca była historia Izraela. Natomiast od czasów Abrahama miłość Boga przemawiała publicznie: „Mądrość krzyczała na rogach ulic”; my również możemy przyjąć to Słowo, aby korzystać z Jego nauki. Kolejne stronice tej książki próbują rzucić światło na to, co Kościół w całej swojej historii przyjmował
6
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
jako istotę tego przesłania, niezależnie od pomniejszych przyczyn niepozwalających przyjąć go całym sercem. To przesłanie jest jednocześnie krzykiem i szeptem. Trzeba, aby ten głos dotarł do nas po to, abyśmy zostali uwolnieni z owego błędnego koła. Pomiędzy Starym i Nowym Przymierzem nie ma żadnej sprzeczności. Wręcz przeciwnie, istnieje między nimi doskonała ciągłość1: Stare Przymierze jest wielkim wyznaniem miłości, którego doskonałym zwieńczeniem jest Objawienie trynitarne: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna. Jego to ustanowił dziedzicem wszystkich rzeczy, przez Niego też stworzył wszechświat” (Hbr 1, 1–2)2. Głównym celem wychowania synów Abrahama było ukierunkowanie ich na przyjęcie wobec Boga postawy adoracji3, bezwzględnie koniecznej dla tego, kto chce spotkać Jezusa Chrystusa: najpierw trzeba być Żydem, to znaczy adorować Boga, a dopiero potem chrześcijaninem, czyli przyjacielem i synem. Nawet dla najgorliwszych Żydów odkrycie tej prawdy 1
2
3
Tajemnica Wcielenia, będąc niezaprzeczalnie całkowitą nowością, jednocześnie dopełnia i wieńczy ciąg Bożych interwencji: Bóg do tego stopnia ukochał świat, że dał mu swojego Jednorodzonego Syna. Wszystkie cytaty biblijne w tłumaczeniu polskim: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallottinum, Poznań 19834. Termin adoracja pojawi się jeszcze wielokrotnie na kartach tej książki. Autor używa go w aspekcie teologicznym, egzystencjalnym, ontologicznym, a nie pobożnościowym. To relacja z Bogiem polegająca na nieustannym trwaniu przed Nim w postawie uwielbienia, posłuszeństwa, uniżenia, w poczuciu własnej nicości, przy jednoczesnym uznaniu Go za Stwórcę wszechrzeczy i Jedynego miłującego Boga. [Przyp. tłum.].
Wstęp
7
wcale nie było łatwe; również my dochodzimy do niej z trudem. Nieodzowne było, aby na całej przestrzeni nader burzliwych dziejów ludu wybranego Bóg żłobił i ciosał serca Izraelitów trwających przed Nim w postawie adoracji, potrząsając nimi jednocześnie, ażeby w ten sposób mogli osiągnąć wzniosły, głęboko duchowy i jednocześnie na wskroś subtelny stan. Był to warunek niezbędny, aby przygotować drogi Synowi Bożemu i objawić życie trynitarne. To nadzwyczajne wręcz kształtowanie narodu żydowskiego interesuje nas bardziej, aniżeli jego specyfika etniczna. Również i my, chcąc zgłębić tajemnicę Chrystusa, potrzebujemy podobnego uformowania. Dokonuje się ono poprzez doświadczenia przypominające te, które były udziałem narodu wybranego; jego historia pozostaje absolutnym wzorem wszelkiego wtajemniczenia w miłość Boga. Powinniśmy zatem najpierw wnikliwie zbadać, jak my sami w głębi serca adorujemy Boga: wszak to jedyny sposób, aby w przyszłości nie czekać zbyt długo u bram królestwa! Doniosłość Psalmów w modlitwie Kościoła dobitnie to potwierdza. Czyż nie jest uderzające, że chrześcijańscy kontemplatycy w swojej szkole nieustannie odkrywają, jak wielka odległość dzieli nas od Boga i zarazem jak bardzo miłość przybliża nas do Niego? W trakcie tej formacji zostają wydobyte bardzo subtelne i głębokie prawdy, którymi trzeba gruntownie się nasycić, aby móc dotrzeć do jeszcze głębszych i subtelniejszych prawd o przyjaźni trynitarnej.
8
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
Pytania najtrudniejsze, fundamentalne dla człowieka, właściwie nie zmieniły się od czasów Hioba, czy nawet Adama i Ewy. Jedynie trwanie w adoracji może ukoić udrękę, jaką one wywołują. Istnieje bowiem rzeczywistość tak wzniosła, że przewyższa zarówno samą adorację, jak i cierpienie w tym niedostępnym dla serca człowieka świecie, na uczcie, na którą Jezus Chrystus nas zaprasza. Chcemy rozważać tę wspaniałą rzeczywistość, w której nie ma problemów, a już na pewno nie ma bluźnierstwa; zauważmy przy tym, że żaden inny sposób poszukiwań duchowych [poza adoracją] nie pozwala dotrzeć do równie głębokich obszarów. Bóg może jednak uczynić pewien wyjątek; dzieje się tak wówczas, gdy to On sam wprowadza nas w nurt życia trynitarnego. Trzeba zatem dostąpić wtajemniczenia w Stare Przymierze, aby móc w pełni otworzyć się na Nowe Przymierze. Jezus powiedział: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12, 32). Chrystus chce nas zabrać do nieba, ale zanim wejdziemy w nowe światło i w nową ciemność, musimy zostać przez Niego i przez Kościół wtajemniczeni w adorację Jedynego Boga. Pokój Chrystusa jest niespodziewanym rozszerzeniem tego pokoju, na który czekali Żydzi. A przecież jest to ten sam pokój! Słowo Wcielone mówi nam o nim więcej niż Hiobowi, ale w rzeczywistości przemawia do tych, którzy najpierw zgodzili się przyjąć nie tylko słowa Boga skierowane do Hioba, lecz także wypowiedziane na przestrzeni całego Starego Przymierza.
Wstęp
9
W pierwszym rozdziale poprosimy Biblię – Stary i Nowy Testament – by nam pomogła uświadomić sobie, że Bóg kocha nas bezgranicznie, w sposób szalony, niewyobrażalny. W rozdziale drugim stwierdzimy natomiast, że my, wbrew pozorom, nie kochamy Go i w rezultacie nie potrafimy kochać jedni drugich. Bowiem dopóki nie odnajdziemy Zbawiciela, nie jesteśmy zdolni prawdziwie miłować życia i tego, co w nim najważniejsze, a to rodzi w nas zniechęcenie. W ostatnim rozdziale dowiemy się, dzięki czemu, pomimo ograniczeń, jesteśmy zdolni miłować Boga. „Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga” (Łk 18, 27), który może sprawić, że będziemy w stanie Go pokochać. Dzieje się tak wówczas, gdy zaczynamy pojmować Jego miłość i tym samym uświadamiać sobie, że kochając Go, zanurzamy się stopniowo w palących ciemnościach, poprzez które wejdziemy już na zawsze do pełni światła.
Rozdział II
BOŻE MÓJ, NIE KOCHAM CIĘ! ens ludzkich słów bywa bardziej lub mniej głęboki: można rozmawiać o pogodzie, przedstawiać jakąś ważną teorię naukową (a to już coś znacznie poważniejszego), można wreszcie próbować, dzięki jakiejś szczególnej intuicji, dzielić się tym, co w nas najbardziej osobistego i cennego.
S
Jednak żadne z podobnych słów nie posiada głębi Słowa, które oddaje bliźniemu swoje życie i serce. Jedynie Słowo Boga posiada tę właśnie głębię – Bóg pierwszy nas umiłował – zatem nazywamy je Objawieniem. Ten, który objawił swoją Miłość, powiedział wszystko, nawet jeśli On sam się ukrywa. Nie ma potrzeby wiedzieć o Nim więcej, gdyż przez to wyznanie dał się nam w całej swojej istocie. Późniejsze „odsłony” będą jedynie stopniowym przyjmowaniem tego, co w wymiarze wirtualnym już przynależy człowiekowi.
PODDAĆ SIĘ ALBO ODDAĆ SIĘ Dostąpimy tego pod warunkiem, że przyjmiemy ofiarowaną nam miłość. W tym właśnie punkcie Objawienie staje się również pytaniem – nieodzownym
42
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
a jednocześnie najbardziej niebezpiecznym, w istocie jedynym, jakie Bóg stawia człowiekowi. Dlaczego jest ono tak groźne? Ponieważ nie można przyjąć owej miłości, nie podając jej dalej. Za miłość płaci się jedynie miłością, co oznacza, że miłość nie ma ceny, jest ona bowiem bezinteresowna, darmowa – ale nie można przyjąć jej w swoim sercu, nie dzieląc się nią z innymi. Na tej płaszczyźnie dać lub przyjąć sprowadza się do tego samego: otrzymujemy miłość, odpowiadając na nią darem własnego serca. Już w porządku ludzkim często popełniamy błąd, gdyż wydaje się nam, że możemy „przyjąć” miłość, nie odpowiadając na nią miłością równie absolutną i wielką. Korzystamy z miłości, nie przyjmując jej, gdyż z naszej strony nie podejmujemy dialogu. Ograniczając się do korzystania z jej oddziaływania, nie poznamy jej prawdziwego piękna: wykorzystujemy ją, wcale jej nie posiadając. Dlatego Bóg, obdarowując człowieka swoją miłością, nie musi jej ani chronić, ani stosować jakichkolwiek środków ostrożności. Dopóki nie nauczymy się w tym samym stopniu na nią odpowiadać i ufnie się jej poddawać, będzie się nam wymykać i nie posiądziemy jej. Nie powinno nas zatem dziwić, że dzieci Boże, doświadczając trudnych prób, zastanawiają się, czy życie prawdziwie chrześcijańskie jest w ogóle możliwe. Miłość absolutną, nieco szaloną, o jaką prosi nas Bóg, zwykliśmy zastępować czcią, uniżeniem, narzucającym wobec Stwórcy pewien dystans. Ponad całkowity dar z siebie stawiamy poddaństwo – zdecydowanie bardziej smutne, ale zarazem łatwiejsze;
Rozdział II • Boże mój, nie kocham Cię!
43
wolimy zgiąć kark, aniżeli ofiarować serce. W takiej postawie wprawdzie staramy się być sprawiedliwi i oddawać Bogu i bliźniemu, co należne, ale bez miłości. Dopóki nasza sprawiedliwość nie zostanie w sposób nadprzyrodzony uniesiona przez ducha miłości, pozostanie wyłącznie sprawiedliwością uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Usiłowanie bycia posłusznym bez całkowitego oddania siebie pozostanie wysiłkiem bezowocnym. Serce, które się nie oddaje, pozostaje skoncentrowane na samym sobie; człowiek, który stawia siebie w centrum – grzeszy, nawet jeśli usiłuje się usprawiedliwiać, szczerze i wielkodusznie akceptując władzę Boga oraz Jego prawa. Nawet szczerze usiłując uznać wielkość Boga i pragnąc umieścić Go w naszym życiu, i tak będziemy mieć wrażenie, iż staramy się jednocześnie za dużo i za mało, dlatego, że każda ze stron domaga się wszystkiego. A zatem to nieustanne targowanie, mające doprowadzić do uzdrowienia sytuacji, przy jednoczesnej próbie zachowania choćby najmniejszej cząstki dla siebie, jest beznadziejne. Tak jak młody człowiek, który chce otrzymywać od ojca regularnie kieszonkowe, pozwalające mu na planowanie własnych wydatków (i słusznie – ostatecznie bowiem ojciec jest mu najbliższy), tak owe istoty pragnęły same stanowić o sobie, troszcząc się o własną przyszłość, zapewniać sobie przyjemność i bezpieczeństwo, posiadać meum, z którego niewątpliwie płaciłyby Bogu jakąś umiarkowaną daninę, ofiarowując Mu swój czas, uwagę i miłość – które jednak byłyby ich, nie Jego własnością. Pragnęły
44
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
one, jak mówimy, „nazwać swymi swe dusze”. Oznacza to jednak życie w kłamstwie, bowiem nasze dusze nie są, w istocie, naszą własnością. Istoty te chciały jakiegoś zakątka we wszechświecie, o którym mogłyby powiedzieć Bogu: „To nasza sprawa, nie twoja”. Lecz nie ma takiego zakątka. Chciały być rzeczownikami, lecz były – i wiecznie być muszą – tylko przymiotnikami29.
BÓG NIE PROSI O TAK WIELE? Nie jest nam łatwo przyjąć tę prawdę i z trudem uznajemy, że w rzeczywistości miłość równie absolutna obowiązuje także i nas. W naszym pojęciu jest czymś tak bardzo wzniosłym i szlachetnym, że nie wydaje się być w zasięgu możliwości jakże nędznych i prymitywnych poruszeń ludzkiego serca. Odnosimy wrażenie, że te prawdy dotyczą szczytów doskonałości chrześcijańskiej oraz tajemnicy miłości miłosiernej [caritas]. Owszem, łaska może tego żądać od świętych, ale dla zwykłych ludzi to przecież śmierć zadana naturze, prawo moralne nie może od nas tak wiele wymagać! Wielu teologów chrześcijańskich uległo temu złudzeniu; mówią o tym również świadectwa duchownych świadomych, że ich chlebem powszednim jest walka ze skażeniem własnej natury, która niekiedy staje się nader trudna. Zresztą wszyscy powinniśmy przeciwstawiać się wrodzonemu egoizmowi, który 29
C.S. Lewis, Problem cierpienia, s. 97.
Rozdział II • Boże mój, nie kocham Cię!
45
zdaje się stanowić fundamentalny element człowieczeństwa. Tymczasem zdarza się nam postrzegać miłość własną jako coś normalnego i wyrażającego prawo ludzkiej natury. Prawdę mówiąc, podobny punkt widzenia kala naturę i jest zdradą łaski; godzi swoistym bluźnierstwem w samego Autora natury i łaski. C.S. Lewis formułuje na ten temat ostrzeżenie groźne, a zarazem wysmakowane metaforycznie: Skoro wszyscy uczniowie oblali egzamin, z pewnością zadania były zbyt trudne. Nauczyciele w danej szkole mogą żywić takie przekonanie, dopóki nie dowiedzą się, że w innej szkole ten sam egzamin zdało 90% uczniów. Wówczas zaczynają podejrzewać, że nie autorów zadań należy winić. Wielu z nas doświadczyło życia w jakiejś niszy ludzkiego społeczeństwa – jakiejś konkretnej szkole, uczelni, formacji lub grupie zawodowej, gdzie obowiązywały niskie standardy. Wewnątrz owej niszy pewne działania były uważane za normalne („Każdy to robi”), inne zaś za przejaw nierealnej „cnotliwości” i donkiszoterii. Opuszczając ową złą niszę, dokonywaliśmy straszliwego odkrycia, że na „zewnątrz” żadna szanująca się osoba nie śmiałaby popełnić czynów, które dotychczas uznawaliśmy za normę, zaś to, co sami postrzegaliśmy jako donkiszoterię, dla nich stanowiło oczywistość, minimalny standard przyzwoitości. Te odczucia, które podczas przebywania w „niszy” zdawały się nam chorobliwymi i fantastycznymi skrupułami, teraz okazywały się
46
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
jedynymi momentami zdrowia psychicznego, jakich tam doświadczyliśmy. Mądrze jest rozważyć możliwość, że cała ludzkość (będąca w istocie drobiazgiem we wszechświecie) tak naprawdę stanowi jedynie taką lokalną niszę zła – odizolowaną złą szkołę lub grupę, w której minimalna przyzwoitość uchodzi za heroiczną cnotę, a całkowite zepsucie za wybaczalną niedoskonałość. Lecz czy istnieje jakiś dowód – poza samą doktryną chrześcijańską – że jest tak faktycznie? Śmiem twierdzić, że tak. Przede wszystkim są pośród nas owi dziwni ludzie, którzy nie akceptują lokalnych standardów i ukazują niepokojącą prawdę, że całkiem inne zachowanie jest rzeczywiście możliwe. Co gorsza, jest faktem, że ludzie ci, rozsiani po różnych epokach i kulturach, podejrzanie często zgadzali się ze sobą w głównych kwestiach – jak gdyby wszyscy pozostawali w kontakcie z jakąś większą „opinią publiczną” poza naszą niszą. To, co wspólne dla Zaratustry, Jeremiasza, Sokratesa, Buddy, Chrystusa i Marka Aureliusza, jest czymś całkiem istotnym. Po trzecie, nawet dziś odnajdujemy w sobie teoretyczną aprobatę dla tego zachowania, którego nikt nie praktykuje. Nawet pozostając wewnątrz niszy, nie twierdzimy, że sprawiedliwość, miłosierdzie, hart ducha i powściągliwość są bezwartościowe, lecz jedynie, że lokalne standardy sprawiedliwości, miłosierdzia, hartu ducha i powściągliwości są „takie, a nie inne”. Zaczyna wyglądać to tak, jak gdyby zaniedbane reguły wewnątrz tej złej szkoły były połączone z jakimś większym światem – i że gdy kończy się semestr, możemy skonfrontować się z opinią publiczną
Rozdział II • Boże mój, nie kocham Cię!
47
tego większego świata. Lecz najgorsze ze wszystkiego jest to, że nie możemy nie dostrzegać, iż jedynie praktykowanie cnoty w stopniu, który uznajemy dziś za „niewykonalny”, daje szansę ocalenia naszej rasy przed kataklizmem nawet na tej planecie. Standard, który zdaje się przychodzić do naszej niszy z zewnątrz, okazuje się być niezmiernie istotny dla warunków wewnątrz tej niszy – tak ważny, że wytrwała praktyka cnoty przez ludzką rasę nawet przez dziesięć lat wypełniłaby ziemię od bieguna do bieguna pokojem, obfitością, zdrowiem, radością i beztroską – tylko owa praktyka i nic innego. Rygorystyczne reguły zazwyczaj traktujemy jako martwą literę lub zalecenie, by być doskonałym. Lecz nawet teraz każdy, kto zastanowi się nad tym przez chwilę, zobaczy, że gdy spotkamy nieprzyjaciela, to zaniedbanie będzie kosztować każdego z nas życie. Wówczas będziemy zazdrościć „ponurakowi”, „pedantowi” lub „entuzjaście”, który naprawdę nauczył swoją kompanię, jak strzelać, okopywać się i oszczędzać wodę w manierkach30.
POWOŁANI DO ISTNIENIA W STANIE OBLACJI, CZYLI JAKO DAR Z SAMYCH SIEBIE Wydawać by się mogło, że kierowanie się poprawnością moralną jest dla nas wręcz niemożliwe, a przy tym również nieuzasadnione. Dlatego przykłady niewinności świętych jawią się nam jako coś absolutnie 30
C.S. Lewis, Problem cierpienia, s. 74–76.
48
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
nadzwyczajnego i odnosimy wrażenie, że dzięki nim jest nam dane już tu na ziemi dotknąć wspaniałości królestwa niebieskiego. Ale to królestwo jest czymś więcej, czymś znacznie więcej! Trzeba upraszać łaskę, która mogłaby nas uzdrowić i otworzyć nasze oczy na piękno prawa miłości; dopiero wówczas będziemy zdolni pojąć, jak nisko grzech nas sprowadził i jak wysoko wynosi nas Bóg. Doktryna św. Tomasza może w dużym stopniu pomóc w tym procesie oczyszczania umysłu. Dar z siebie rzeczywiście wydaje się heroiczny i niewykonalny samym tylko wysiłkiem natury, którą uważamy za definitywnie ukierunkowaną na poszukiwanie własnego dobra, podobnie jak zwierzęta dążą instynktownie do osiągnięcia dobrostanu. Aby wyjść z tego pierwotnego egotyzmu, należałoby przekroczyć siebie jakimś porywem woli, albo po prostu zdać się na cudowne, potężne działanie łaski. Jansenizm, będąc po części owocem tego złudzenia, przyczynił się do jego zakorzenienia w duszach do tego stopnia, że inne spojrzenie wydaje się być absolutną niemożliwością. Z tego powodu Bóg jawi się w oczach większości jako „człowiek twardy, który chce żąć tam, gdzie nie posiał, i zbierać tam, gdzie nie rozsypał” (por. Mt 25, 24). Stwarzając naturę, czyni ją nieuchronnie (i w sposób nieobciążający jej żadną winą) przywiązaną do własnego dobra. Następnie prosi ją o oderwanie się od tego dobra, aby mogła ponad wszystko ukochać Jego samego! Eksplozja łaski wymagałaby zatem wyparcia się i destrukcji tych silnych, instynktownych porywów naszego serca. Natomiast rzeczą zupełnie
Rozdział II • Boże mój, nie kocham Cię!
49
nierealną wydaje się żądanie wypełnienia „ofiary Abrahama” przy odwołaniu się wyłącznie do prawa moralnego. Święty Tomasz temu właśnie ze spokojem przeciwstawia swoją słynną, przyjętą przez Kościół zasadę, której głębię są w stanie pojąć tylko nieliczni: „łaska nie niszczy natury, lecz ją udoskonala”. Należy się zatem zastanowić, w jaki sposób przekracza ona naturę, jednocześnie całkowicie się na niej opierając i na niej budując. Polega to na tym, że łaska zakorzenia się w pierwotnym porywie natury; pochłaniając i wypalając ją, doprowadza do pełni doskonałości. Na gruncie chrześcijańskim istnieją ofiary i całopalenia, ale nie wypływają one z jakiegoś konfliktu czy napięcia pomiędzy łaską a niewinną naturą. Bóg nie zbiera, czego nie posiał, nie prosi o to, czego nie dał. Prawo moralne, wpierw nim zaprosi nas do życia trynitarnego, stanowczo wymaga, abyśmy umiłowali Boga ponad wszystko, bardziej niż siebie samych. Zaznaczmy przy tym, że siła sprawcza tej miłości została złożona w głębi naszego jestestwa w chwili naszego stworzenia. Zostaliśmy powołani do istnienia w stanie oblacji, czyli jako dar z samych siebie; pierwsze przykazanie nie wymaga niczego innego, jak uszanowania w pełni owego pierwotnego poruszenia, i świadomego wypełnienia – na naszym poziomie – tego, co pozostałe stworzenia realizują nieświadomie: ekstatycznego uwielbienia Stwórcy. Pod wpływem tajemnego porywu serca do oddania siebie rozum odkrywa dobrowolne ofiarowanie Bogu wszystkich naszych sił i całego jestestwa jako
50
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
powinność, której człowiek w swej wolności może się sprzeciwić. Podkreślmy, że to oddanie nie mogłoby być czymś obowiązującym, gdyby wpierw nie było realnym faktem, niepowstrzymanym impulsem, który nasza wolność wprawdzie może odrzucić, ale którego nie może wywołać. Z drugiej strony nie jest w stanie go unicestwić... Prawo moralne polega zatem na uszanowaniu kierunku przyjętego w pierwszym porywie naszego jestestwa: całkowitego oddania się Bogu. Tymczasem grzech stawia opór wobec radykalnego daru z siebie, i wywołując w naszej naturze swoiste wypaczenie, sprawia, że ta zamyka się w sobie, podczas gdy ofiarowanie pociąga za sobą najdoskonalszy rozkwit w sferze wolnego i świadomego działania. Grzech jest więc odrzuceniem i zdradą najgłębszego ludzkiego prawa, które w pełnym świetle ukazuje dopiero miłość ofiarna. Uwznioślenie naszej instynktownej uczuciowości poprzez przeniesienie jej na poziom przejrzystego i dobrowolnego ofiarowania doskonale wypełnia wszelkie prawo: naturalne oraz stanowione przez Żydów, które w porządku prawa moralnego jest wyłącznie przypomnieniem i pewną pedagogią mającą podprowadzić Izraela do jego doskonałego wypełnienia. Jego najwznioślejsze wymogi nie są narzuconym z zewnątrz nakazem mającym gnębić stworzenie lub zmusić je do przekraczania siebie w bolesnym rozdarciu. Na swój sposób wyrażają zalecenie: „Stań się tym, czym jesteś”, rzucając jednocześnie przenikliwe światło na to, czym jesteśmy i co mamy do zrobienia
Rozdział II • Boże mój, nie kocham Cię!
51
– czyli odtworzenie w wolności na poziomie duchowym poruszenia, które uparcie i potajemnie wykonujemy w najgłębszych pokładach naszego jestestwa.
NADSTAWIĆ DRUGI POLICZEK Jedynie w świetle pierwszego przykazania odkrytego w jego metafizycznych korzeniach możemy pojąć drugie i stwierdzić, że jest podobne do pierwszego. Dopóki nasza relacja z Bogiem oparta jest na sprawiedliwości – albo nawet na miłości, niemającej jednak wymiaru całkowitego oddania siebie – słowa Chrystusa: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22, 39) z pewnością będą dla nas problemem nie do pokonania. Pochylmy się zatem nad spostrzeżeniem, które nasuwa się jako pierwsze; nie oddaje ono całej głębi drugiego przykazania, ale pozwala domniemywać, do jakiego stopnia jest nierozłączne z pierwszym. Jako obłudną lub rozpaczliwą można określić postawę człowieka, który uważając siebie za centrum świata, stara się pomimo wszystko przyznać Bogu w swoim sercu miejsce pierwsze, honorowe; bliźniemu zaś miejsce równorzędne, czyli oddać mu sprawiedliwość. Mowa tutaj o sprawiedliwości powodowanej miłością w rozumieniu poszanowania prawa oraz uczciwości wobec bliźniego. Zauważmy, że sprawiedliwość w stosunku do Boga, określana jako cnota religijności, również wypływa z miłości. Taka postawa może jednak prowadzić do zakłamania i impasu. Chrystus objawił
52
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
nader konkretne i piękne owoce miłości braterskiej; również w tym celu, aby [na zasadzie kontrastu] przestrzec nas przed pewnym zagrożeniem. Jeśli pragniemy szczerze i prawdziwie miłować innych31, musimy przy pomocy miłości Boga wyjść poza własne „ja” i przestać uważać siebie za centrum; zwłaszcza w obszarze dotyczącym naszego głębokiego jestestwa, czyli miejsca, w którym „zakwas przenika do ciasta”. W przeciwnym razie nie uda się miłować bliźniego aż do końca, czyli nadstawiając mu drugi policzek. I pomimo naszych bardziej lub mniej szczerych wysiłków będziemy zdolni kochać jedynie tych, którzy 31
Osiągnięcie tego celu nie leży w zasięgu naszych możliwości; niemniej możemy pragnąć tego żarliwie. Przy czym jest bardzo prawdopodobne, że stanie się to prawdziwą udręką, gdyż: „Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, najmniejszego ze wszystkich nasion” (por. Mt 13, 31–32), a liczne moce toczą w nas walkę, aby przeszkodzić wzrostowi tego ziarna miłości. ,,Przypominasz mi malutkie dziecko, które zaczyna wstawać o własnych siłach, ale jeszcze nie umie chodzić. Chcąc wyjść na piętro do mamy, podnosi nóżkę, by wejść na pierwszy stopień. Daremny trud! upada za każdym razem, nie może zrobić ani kroku. Zgódź się być małym dzieckiem; pełniąc wszystkie cnoty, ty podnoś tylko stale nóżkę, aby wejść na pierwszy stopień świętości. Nie uda ci się wejść nawet na niego, ale Bóg wymaga od ciebie jedynie dobrej woli. Wkrótce zwyciężony twymi daremnymi wysiłkami, zejdzie sam, weźmie cię w ramiona i uniesie na zawsze do swego Królestwa” (Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy, tłum. Karmelitanki Bose, Kraków 2013, s. 397). W oczach Boga i Kościoła istnieje przepaść pomiędzy rzeczywistym zamiarem, który kończy się skądinąd z góry przewidzianym niepowodzeniem, a brakiem głębszego zamysłu, który nie podejmuje żadnej próby, pod pretekstem, że to na nic się nie zda. (Faktycznie, w oczach świata przepaść dzieli nie wysiłek z jednej strony i brak wysiłku z drugiej, ale starania, które okazują się bardziej owocne, od nadaremnych). Nie chciałbym, aby rzesze chrześcijan, którzy zgodzili się na absolutny prymat miłości Boga i którzy szczerze ubolewają nad niemożnością wprowadzenia w czyn realnego pragnienia „oddania swojego życia za tych, których kochają”, zniechęciły się z powodu tych słów, które w rzeczywistości nie do nich są adresowane. Nikt tak naprawdę nie wie, czy jest bardziej godny miłości, czy też nienawiści. Ale właśnie dlatego nie należy uważać za brak miłości sił przeszkadzających w objawieniu się jej i uczynieniu pierwszego kroku w kierunku braterskiej miłości.
Rozdział II • Boże mój, nie kocham Cię!
53
nas kochają, i czynić dobrze tym, którzy nam dobrze czynią. Natomiast od innych odwrócimy się plecami, niewykluczone, że jednocześnie podejmując uczynki miłosierdzia, wszakże nie biorąc przy tym pod uwagę, że obłożnie chory nie potrzebuje naszych pomarańczy – on potrzebuje naszej miłości. Podtrzymuję zatem moje wcześniejsze twierdzenie, że nigdy nie będziemy w stanie mu jej dać, jeśli nie potraktujemy serio wynikającego z pierwszego przykazania zaproszenia do całkowitego oddania się Bogu.
CZŁOWIEK NIE KOCHA SAMEGO SIEBIE To ważne spostrzeżenie ma wydźwięk zdecydowanie negatywny. Ukazuje ono podstawową prawdę: dopóki nie pokochamy Boga bardziej niż samych siebie, nie będziemy mogli kochać bliźniego. Podejmując szczerą i głęboką medytację nad miłością Boga, postąpimy o wiele dalej i odkryjemy niepodważalną tożsamość obydwu przykazań. Trzeba zaznaczyć, że miłowanie Boga bardziej niż samego siebie w najmniejszym nawet stopniu nie skutkuje zobojętnieniem wobec szczęścia ludzkiego. Bowiem ci, którzy kochają prawdziwie, są spragnieni szczęścia w sposób o wiele bardziej żarliwy niż egoiści. Oczywiste jest przecież, że ci ostatni ograniczają pragnienia swojego serca, wyzbywając się stopniowo radości życia na rzecz podtrzymywania bezdusznego i jałowego stanu zadowolenia, co w końcu prowadzi do swoistej eutanazji:
54
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
Umrzeć, – usnąć, – Nic więcej; snem tym wyrazić, że minął Ból serca32. I tu znowu wyłania się pewien paradoks, jakże dziwny, ale równocześnie tak bardzo potwierdzony doświadczeniem. Otóż jedynie ci, którzy dają siebie, potrafią się radować i rzeczywiście pragnąć szczęścia. Jest to spowodowane tym, że prawdziwe życie niesie ze sobą nieustanne ryzyko i nie będziemy mieli siły stawić mu czoła, jeśli roztrwonimy energię, broniąc własnego dobrostanu przed inwazją bliźnich. To nieugaszone i najgłębsze pragnienie szczęścia w przypadku świętych jest podsycane nie tyle przez samo szczęście, co przez miłość do Boga. Bowiem ta miłość, nie gasząc i nie osłabiając ich pragnienia, jest jego korzeniem i nieustannie je karmi. Wpisując własne tęsknoty w pragnienie przypodobania się Bogu – poprzez troskę o Jego chwałę i umiłowanie Jego woli – święci wszczepiają swój głód życia w prawdziwe źródło tego życia, a to stukrotnie pomnaża ich niewinną zachłanność. Gdy przez pragnienie własnego szczęścia rozbudzana jest miłość, która je przerasta i kieruje ku większemu dobru, wówczas ta miłość nabiera splendoru, mocy i sensu. Jeśli zgadzamy się, by w sposób absolutny kochać w sobie wyłącznie Dobro, zaś miłość własną przesuwamy na drugie miejsce, stajemy w prawdzie wobec wszystkich naszych żądz, pozwalając im się wyrazić „bez hamulców”, 32
W. Shakespeare, Hamlet, akt III, scena I, tłum. M. Słomczyński, Kraków 2006, s. 71.
Rozdział II • Boże mój, nie kocham Cię!
55
w ich szalonej i spontanicznej ekspresji. W fałszywym postrzeganiu uciech ziemskich niektórzy posuwają się nawet do upatrywania w nich przedsmaku radości niebiańskich33. Człowiek nie kocha siebie – pisze Ernest Hello – a przecież powinien, i to bardzo! Taka postawa uzdalnia do miłowania bliźniego; do miłowania go jak siebie samego. Gdyby człowiek tak kochał, nienawidziłby wszystkiego, co jest przeciwne jego przeznaczeniu, potrzebom, radości, światłości, zatem nienawidziłby grzechu. Dramat ziemskiego raju byłby zawsze przed jego oczyma i ani na moment nie zapomniałby o ohydzie węża. Gdyby człowiek kochał siebie, z niewypowiedzianym wstrętem usuwałby wszelkie przeszkody pojawiające się pomiędzy Bogiem a nim34.
GODNI MIŁOŚCI NIESKOŃCZONEJ Drugie przykazanie zaleca, abyśmy kochali bliźnich jak samych siebie; oznacza to, że każdy człowiek jest indywidualnością oraz że błędne jest przekonanie, iż każdy powinien bronić wyłącznie własnej skóry. Taki punkt widzenia jest właściwy ludom pogańskim, którym zresztą nie przypisuje się większego wpływu na historię ludzkości. Tak, trzeba kochać 33
34
Tutaj, na ziemi, do tych uciech należy podchodzić z największą roztropnością, jako że z powodu grzechu toczy się nieustanna walka; a zatem: „Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10, 16). L’homme. Les Alliances spirituelles, w: S. Fumet, Ernest Hello ou le Drame de la lumière, Paris 1928, s. 230.
56
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
bliźniego jak siebie samego, ale zauważmy przy tym, że nie należy kochać siebie za mało lub byle jak, miłością czysto zwierzęcą i popędową, wszak nosimy w nas obraz Dobra Najwyższego. Dostrzegając w sobie odblask tego Dobra, możemy zjednoczyć się z Nim w sposób ze wszech miar doskonały, będący przedsmakiem i wyobrażeniem łaski jeszcze większego zjednoczenia. Wówczas spontanicznie zapragniemy takiej mistycznej jedności. A kiedy już znajdziemy się w zasięgu tej Światłości, będziemy prawdziwie zasługiwali na miłość nieskończoną, całkowicie podporządkowaną miłości Stwórcy. Bowiem rozumne stworzenie odkryje, jak bardzo godne jest miłowania, dopiero wtedy, gdy zostanie poddane promieniowaniu Bożego Dobra. Człowiek staje się wówczas jak odblask, który sam z siebie jest niczym, ale którego wartość szacuje się na miarę Bezgranicznego Dobra, jakie odbija. Egoista lub bałwochwalca siłą rzeczy kocha siebie znacznie mniej niż ten, kto nie stawia własnego ja na pierwszym miejscu i w całej swojej nędzy postrzega siebie przez pryzmat relacji z Bogiem. Jedynie taka relacja nadaje mu znaczenie i atrakcyjność, jakich nigdy nie osiągnie sam z siebie. Miłość bliźniego osiąga zatem swoją pełnię jedynie wówczas, gdy otworzymy się i pozwolimy, aby blask Boga miłowanego ponad wszystko ogarnął najpierw nas, a następnie drugiego człowieka – poprzez obdarowanie go cząstką owej miłości ponad wszystko. Jasne staną się słowa, które przytacza św. Jan: „Dzieci, przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie
Rozdział II • Boże mój, nie kocham Cię!
57
miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (J 13, 33.34). Niestety, te najbardziej wzniosłe prawdy jest również najłatwiej zdradzić; kochać innych to znaczy ogołocić siebie z więzów ciała i krwi, przekraczać naturalne skłonności, które kurczą nasze serca, w niczym nie szukać swojego „ja” poprzez własne uczucia, jednym słowem: kochać po to, aby dawać, a nie – otrzymywać. Niemożliwe jest przyjęcie wobec bliźniego postawy daru z siebie, jeśli wpierw, co już zostało dobitnie zaznaczone, nie oddamy się Bogu. Miłość do Boga, będąc jednocześnie ofiarowaniem siebie, daje prawdziwe szczęście, podczas gdy miłość do bliźniego nie gwarantuje go nam, zwodząc jednocześnie, że je posiadamy i możemy się nim dzielić w nieskończoność. Dlatego też miłość do innych jest niewątpliwie testem, na podstawie którego możemy rozeznać w nas obecność miłości do Boga: jeśli ktoś nie kocha bliźniego, którego widzi, jakże mógłby kochać Boga, którego nie widzi? Sądzić natomiast, że można kochać Boga, nie kochając Jego odbicia w innych, oraz że nasza przyrodzona miłość do ludzi może pociągnąć za sobą miłość do Boga, jest całkowitym zaprzeczeniem nauk ewangelicznych. Ewangelia wszak wzywa do zerwania więzów naturalnych. Chodzi o to, abyśmy byli zdolni ogołocić się ze wszystkiego i kupić drogocenną perłę. Drugie przykazanie jest podobne do pierwszego, ponieważ w rzeczywistości powinniśmy kochać Boga oraz bliźniego tą samą miłością i jedynie dla Boga; w tym samym porywie i w tym samym
58
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
olśnieniu, pod wpływem fascynacji, bowiem „przynęta”, która nas przyciąga, w obydwu przypadkach jest identyczna: jest nią Bóg. Stwierdzenie, że drugie przykazanie jest podobne do pierwszego, sprowadza się do stwierdzenia, że wartość stworzenia duchowego jest podobna do wartości Boga.
ŚWIATŁO, KTÓRE NAS POTĘPIA Jeden z podstawowych zamysłów Objawienia polega na stopniowym oczyszczaniu naszych oczu i serc, abyśmy – wyzwoleni z „ciemności zakrywających przed nami ohydę i zło grzechu” – odkryli doskonałość prawa miłości. Równocześnie z tym odkryciem w sposób bolesny doświadczamy naszej całkowitej niezdolności do zachowania tego przykazania. Dlatego jego światło jest tak trudne do zniesienia: wpierw nim nas usprawiedliwi – potępia. Kto zgodzi się dostrzec wspaniałą niewinność pierwotnej natury, odkryje niezawodnie, że sam utracił ową niewinność. Jest rzeczą naturalną, iż na początku tego światła nam brakuje. Zauważmy jednak, że w miarę jak odsłania ono przerażającą prawdę o nas samych, zaczynamy stawiać mu opór. Na tym właśnie polega nasz błąd! Jesteśmy niepoprawnymi faryzeuszami, którzy odrzucając myśl, że są znieprawieni, spychają doskonałą miłość w rejony niedostępne dla przeciętnego człowieka. Czynią z niej przywilej łaski Bożej zarezerwowanej dla „świętych”, do grona których przynależność nie jest wszak obowiązkowa!
SPIS TREŚCI
Wstęp
..............................................
Rozdział I „Jesteś cenny w moich oczach” (Iz 43, 4)
5
.............
11
Zagubieni we wszechświecie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Sceptycyzm, korzeń wszelkiej niewierności . . . . . . . . Miłość wyjątkowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wybór jednego narodu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Obietnice niewiarygodne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nawet jeśli On uczynił wszystko, abym w Niego nie wierzył . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Hiob . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Igraszki miłości i przypadku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Mnie to już nie dotyczy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ze smutkiem lub z radością – w zależności od okoliczności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Objawienie trynitarne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bóg zrodził Syna, a Ich miłość jest nam dana . . . . . . Jesteśmy darem Boga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
12 14 17 19 20
Rozdział II Boże mój, nie kocham Cię!
22 26 28 29 32 35 36 38
..........................
41
Poddać się albo oddać się . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bóg nie prosi o tak wiele? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Powołani do istnienia w stanie oblacji, czyli jako dar z samych siebie . . . . . . . . . . . . . . . . . Nadstawić drugi policzek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Człowiek nie kocha samego siebie . . . . . . . . . . . . . . . .
41 44 47 51 53
164
Marie-Dominique Molinié OP • Walka Jakuba
Godni miłości nieskończonej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Światło, które nas potępia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Otworzyć Ewangelię . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wojna czy pokój? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Miłość przeciwko miłości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Boże mój, nie kocham Cię . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Serce wstrząśnięte niedolą świata . . . . . . . . . . . . . . . . . Dla ludzi to niemożliwe . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Aspiryna i dentysta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ocaleni dzięki nowemu przykazaniu . . . . . . . . . . . . . .
55 58 59 61 63 65 67 68 70 73
Rozdział III „Ogień na ziemię” (Łk 12, 49) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
77
Jesteśmy mistykami i kontemplatykami . . . . . . . . . . . 77 Nauka św. Jana Chrzciciela . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80 Czy już na ziemi? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 82 Teresa i powrót do źródeł . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 85 Patrzmy na siebie i umywajmy sobie nogi . . . . . . . . . 87 Wypalanie ogniem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 92 Wszystko i natychmiast! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 94 Duch dziecięctwa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99 Zachwyt utracony . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 100 Niczym statek pijany . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103 W stronę walki Jakuba . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 105 Rozdział IV Walka Jakuba (Rdz 32, 25–32)
.......................
111
Niemoc Boga? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Serce w spoczynku, umysł w rozpaczy . . . . . . . . . . . . . Czy Bóg kocha mniej? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zraniony do głębi serca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Gniew Miłości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Biodro wywichnięte . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Huragan i trzęsienie ziemi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 132 Gdy nie mogę się już ruszać . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zdrada nieunikniona . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Początek niezwykłej wielkoduszności . . . . . . . . . . . . .
113 116 120 123 127 129 135 139 145
Spis treści
165
Do tej pory o nic nie prosiliście . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Mury Jerycha . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Od krzyku do szeptu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zranienie, które jednoczy ich na zawsze . . . . . . . . . . . Szept cichy i łagodny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
147 150 154 157 159