o. Bartłomiej Jan Kurzyniec OCD
żebrane okruszyny chleba wydanie
drugie
WYDAWNICTWO KSIĘŻY SERCANÓW
© o. Bartłomiej Jan Kurzyniec OCD Korekta Agnieszka Stankiewicz © Grafiki Biuro Misyjne Karmelitów Bosych www.karmel.misje.pl Proj. okładki i oprać. graf. Wydawnictwo DEHON Imprimi potest nr 19/06 z dnia 05.01.2006 o. Albert St. Wach OCD prowincjał
Wydawca: Biuro Misyjne Karmelitów Bosych ul. Rakowicka 18,30-960 Kraków tel./fax 012 2944554 Wydawnictwo Karmelitów Bosych ul. Glogera 5,31-222 Kraków
ISBN 978-83-7519-059-5 Wydawnictwo Księży Sercanów ul. Saska 2,30-715 Kraków Tel./fax: 012 2905298 012 2905299 e-mail: dehon@wydawnictwo.net.pl sp rzedaz@ wy dawn i ctwo. net. p I www.wydawnictwo.net.pl Druk: KN0W-H0W, Kraków 2008
Wstęp
Poproszono mnie o napisanie wstępu do książki złożonej z fragmentów listów i zapisków o. Bartłomieja Kurzyńca, karmelity bosego, od 1976 roku misjonarza w Burundi i Rwandzie. W prośbie zaznaczono, że nie chodzi o ocenę tekstów, ale o naszkicowanie tła historycznego oraz atmosfery naszych wspólnych doświadczeń misyjnych, na gruncie których te teksty wyrosły Po przeczytaniu rękopisu przekonałem się, że teksty te mówią same za siebie, że są jakby ułomkami, okruszynami dobrego chleba miłości, który misjonarz rozdawał na terenie dwóch z najbiedniejszych krajów Afryki. W roku 1971 do pracy misyjnej w Burundi przybyło jedenastu polskich karmelitów bosych. Po kursie języka kirundi i dłuższym stażu pracy misyjnej w różnych miejscach, przejęli w maju 1974 roku rozległą parafię w Mpindze, prowadzoną dotychczas przez Ojców Białych. Oprócz głównej misji posiadała ona 13 stacji misyjnych rozrzuconych w promieniu 60 km. Teren ten był słabo zaludniony ponieważ sięgające 2 tysięcy metrów wzgórza posiadały ziemię nieurodzajną, piaszczystą i kamienistą, zaś rozległe doliny nad graniczącą z Tanzanią rzeką Malagarazi były siedliskiem malarii. Brakowało tu szkół, ośrodków zdrowia, a nieliczne drogi - w opłakanym stanie - często były nieprzejezdne, zwłaszcza w okresie deszczo-
wym. Rozległa parafia w Mpindze liczyła zatem tylko 60 tys. mieszkańców w tym 18 tys. chrześcijan. Ludzie żyli tu w ogromnej nędzy chorobach i głodzie. Od czasu wybuchu w 1972 roku walki o władzę, w czasie której zginęło wielu ludzi, zwłaszcza umiejących czytać i pisać lub chociażby tylko bardziej rozgarniętych i przedsiębiorczych, zapanował tu jeszcze strach, smutek i jakaś czarna beznadziejność. Młodzi polscy misjonarze nie zrażali się jednak. Byli nawet gotowi przyjąć w diecezji Gitega jeszcze jedną parafię liczącą 60 tys. wiernych - w Bukirasazi. Kiedy jednak trzech misjonarzy musiało wrócić do Polski, a na terenie Bukirasazi władze państwowe posądziły polskich karmelitów o pomaganie ludziom uciekającym do Tanzanii, zrozumieli, że prowadzenie dwóch tak wielkich parafii będzie ponad ich siły Wprawdzie Polska Prowincja Karmelitów Bosych obiecywała dosyłać nowych misjonarzy ale zanim przyjadą, zanim nauczą się języka i wejdą w pracę misyjną, upłynie wiele czasu... W tym czasie parafia w Mpindze przeszła z diecezji Bururi do nowo powstałej diecezji w Ruyigi. Jej biskup Joachim Ruhuna pomógł karmelitom uzyskać zgodę arcybiskupa Gitegi na opuszczenie parafii Bukirasazi. Jedna tylko stacja tejże parafii, mianowicie Gakome, licząca 3 tys. wiernych, miała pozostać w diecezji Ruyigi i wejść w skład nowo utworzonej parafii w Musongati. Ta nowa parafia składała się z kilku stacji misyjnych wydzielonych z parafii w Mpindze.
Do nowej parafii w Musonagti zgodziły się przyjechać polskie Karmelitanki Dzieciątka Jezus. Niemal równocześnie siostry Bene-Tereziya, pracujące w Mpindze, wyraziły zgodę na podjęcie pracy na stacji misyjnej w Kiguhu. Oprócz pracy duszpasterskiej stanęło więc przed polskimi karmelitami nowe pilne zadanie: budowa. Należało zbudować w Musongati dom dla misjonarzy z biurami parafialnymi i całym gospodarczym zapleczem. Należało w Musongati i Kiguhu zbudować domy mieszkalne dla sióstr, ośrodki zdrowia, szkoły gospodarcze, katechumenaty i szkoły podstawowe. Trzeba było także myśleć o odbudowie rozpadających się kaplic na innych stacjach misyjnych. Był to okres ogromnego wysiłku w zakresie pracy duszpasterskiej, charytatywnej i budowniczej. Pracowano jednak z wielkim zapałem, wiedząc, że jest to praca dla dobra biednego ludu, dla dobra Kościoła. Niestety zapał ten przyhamowało nieco w roku 1979 prześladowanie Kościoła ze strony rządu. Wyrzucono nagle ponad osiemdziesięciu misjonarzy Rozgłośnie radiowe wciąż występowały przeciw Kościołowi. Ostatecznie zaniechano masowych wydaleń misjonarzy ale zaprzestano przedłużać im wizy pobytowe. Wobec tej niepewnej i groźnej sytuacji postanowili polscy karmelici założyć placówkę misyjną w sąsiedniej Rwandzie. Chodziło o to, aby nie musieli wracać do Europy, jak pierwsi wyrzuceni (o. Jan Kanty Stasiński i o. Teofil Kapusta). Pozostanie w Afryce było tym bardziej konieczne, że karmelici mieli już młodych Burundyjczyków po pierwszych ślubach zakonnych oraz innych młodzieńców którzy pragnęli rozpocząć życie zakonne w Karmelu.
Ordynariusz diecezji w Butare (Rwanda), ks. bp Jan Gahamanyi, powierzył karmelitom parafię w Rugango i pomógł im uzyskać od rządu teren pod budowę domu formacyjnego w samym Butare. Pracowano nadal w Mpindze i w Musongati, ale powoli musieli nasi misjonarze przenosić się do Rwandy, gdzie znaleźli się wszyscy już w 1984 roku. Wkrótce, bo już w roku 1986, rozpoczęli też pracę w parafii Gahunga, w diecezji Ruhengeri, w terenie Wulkanów graniczących z Ugandą. Ponieważ zarząd Generalny Karmelu postanowił, że wychowywanie młodych karmelitów bosych z całej Afryki frankofońskiej będzie się odbywać wspólnie na terenie Zairu, postanowiono w 1988 roku, że dom w Butare zostanie przeznaczony na dom rekolekcyjny Dopiero z początkiem 1990 roku mogli polscy misjonarze powrócić do Burundi, by podjąć pracę w jednej tylko parafii, mianowicie w Musongati. Z tego powodu musieli jednak zrezygnować z pracy w parafii Rugango. Rok 1990 - rok powrotu do Burundi, rok przyjazdu do Burundi i Rwandy naszego Papieża Jana Pawła II, rok łaski - niespodziewanie okazał się rokiem rozpoczęcia długotrwałej wojny W październiku - od północy kraju - postanowili powrócić z Ugandy i Zairu do Rwandy z bronią w ręku, dawni uchodźcy rwandyjscy Krwawe walki - przeplatane układami - ciągnęły się aż do 1994 roku. Utrudniało to bardzo, a czasem nawet uniemożliwiało, pracę duszpasterską naszym misjonarzom w Gahundze. Ta „wojna" zakończyła
się wiosną 1994 roku krwawym ludobójstwem. Zginął prawie milion ludzi. Drugi milion uciekł w panice do Zairu, Tanzanii i Burundi. Śmierć poniosło ponad 200 sióstr zakonnych, około 100 kapłanów i 4 biskupów Wielu misjonarzy i kapłanów rozproszyło się po świecie. Ludzie, którzy pozostali w kraju, żyli w niesamowitej nędzy, chorobach i głodzie, bez nadziei na przyszłość w straszliwie poranionych sercach. Polscy karmelici-misjonarze starali się w tej sytuacji spieszyć z pomocą. Pracowali w obozach dla uchodźców w Burundi. Wnet jednak, bo już w sierpniu 1994 roku, powrócili do Rwandy W Butare otworzyli szeroko drzwi domu rekolekcyjnego, świadomi, że tylko Chrystus Pan i jego Matka Bolesna mogą uleczyć zranione serca i wlać w nie choć odrobinę pociechy i światła w czarnej beznadziejności. W Ruhengeri karmelici weszli w skład ekipy duszpasterskiej zorganizowanej przy katedrze, by stamtąd docierać do opuszczonych parafii z posługą sakramentalną i charytatywną, a w końcu powrócić na stałe do Gahungi. W tych wszystkich radościach, nadziejach, jak również w udręczeniach naszej misyjnej posługi w Krajach Tysiąca Wzgórz, w krajach położonych nad malowniczymi jeziorami Tanganika i Kiwu, brał czynny udział misjonarz o. Bartłomiej Kurzyniec. Przeszedł (często pieszo) od graniczącej z Tanzanią rzeki Malagarazi, poprzez wioski i miasteczka, aż do wyniosłych Wulkanów na granicy Ugandy Z rodzinnych stron Andrychowa i Wadowic, a przede wszystkim z rodzinnego domu w Targanicach wyniósł
8
szczególną wrażliwość na piękno przyrody Nade wszystko jednak wyniósł ogromne uwrażliwienie serca na potrzeby na troski, na cierpienie człowieka. ON „widział" człowieka, każdego człowieka: staruszka, staruszkę, małżonków młodzież i dzieci... Obok nikogo nie przechodził obojętnie. Czuł się przecież posłanym przez Chrystusa do ludzi: „Idźcie na cały świat..." (Mk 16, 15). Czuł się posłanym z posługą Słowa Bożego, z posługą sakramentalną, z posługą niesienia Chleba: ,Wy dajcie im jeść...!" (tk 9, 13). Szedł zatem i wciąż dzielił się ze wszystkimi chlebem miłości, chlebem dobroci, chlebem radości, chlebem nadziei, chlebem serca.... Bożym Chlebem! Kiedy dzieli się i rozdaje chleb, pozostają ułomki lub choćby tylko okruszyny Nasz misjonarz, wiem to doskonale, wyniósł z rodzinnego domu ogromne poszanowanie dla każdej odrobiny chleba. Zapewne też w żarliwej modlitwie usłyszał słowa Chrystusa Pana: „Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło!"(J 6, 12). Bóg Ci zapłać, Misjonarzu, że te ułomki pilnie zbierałeś, notowałeś i że zechciałeś podzielić się nimi z nami, którym wciąż brakuje dobrego chleba miłości! Niech Boża Matka, tak jak Twoja Dobra Mama, otacza Cię swoją nieustanną macierzyńską opieką! br. Teofil Stanisław Kapusta, ocd
p1*1
Czas
w Burundi i ^Kwandzie w pierwszej kolejności się przeżywa, a porem liczy Biały człowiek najpierw czas liczy, ustala godziny, wyznacza, a porem nerwowo przeżywa. 'Bo to, co wyliczył, kończy sic Waszym ludziom przeżywanie czasu jest tak potrzebne jak jedzenie. £yck ludzi wyrachowanych w czasie staje sie jednak nerwowe, męczące i smutne. Cudzie, którzy maja czas, są pogodni i spokojni Czasu sie nie liczy, czas się przeżywa! Jslic będę używał dni, tygodni, lat ani godzin. "Bo pod "Wulkanami i nad "Uanganiką czas się przeżywa. Czasu się nie liczy: Czas określają wydarzenia życia. ¿Afryka nie ma tygodni, miesięcy, lat: są dnie i noce...
JApolinary
tych dniach otrzymałem z Rwandy list od Apolinarego. To chrześcijanin z naszej misji w Gahundze. Pisał w dniu swoich imienin. W Gahundze jest zwyczaj, że ludzie ochrzczeni imieniny świętują przy parafii. Przychodzą z rana do kościoła na mszę św, niektórzy proszą o spowiedź, po mszy św solenizanci ze swoimi żonami zapraszają znajomych na imieniny do katechumenatu. Częstują się ziemniakami gotowanymi z fasolą, okraszonymi cebulą i olejem palmowym z dodatkiem chili. Za imieninowy toast służy im piwo bananowe. Y\/
Czytałem list Apolinarego i byłem ciekawy o co będzie prosił. Co chce, bym mu przywiózł wracając z bogatej Europy. Gdy przeczytałem list do końca, zdziwiłem się, że o nic nie prosi. A miał okazję prosić o prezent. Znam go trochę lepiej. Reperuje nam podarte buty Za dni wojennej zawieruchy, gdy ludzie osłaniali stada krów, gdy inni na głowach przenosili swój dobytek, gdy pędzili barany i ciągnęli za powrozy przestraszone kozy, trzymając pod pachą kurę albo koguta, on przychodził do nas z Biblią pod pachą. Siadał w cieniu misyjnego drzewa i czytał Pismo Święte. Szukał uspokojenia, otuchy nadziei na lepsze życie w Słowie Boga. Wojnę przeżył i ocalił ze swojego bogactwa Świętą Księgę. List napisał pięknym językiem francuskim - zdolny. Nie wiem, czy ma możli-
wość ukończenia przerwanej przez wojnę szkoły średniej. Apolinary pisze do mnie zaniepokojony że pomnożyły się dni mojego pobytu w Ojczyźnie. Jego pragnieniem i prośbą jest, bym do nich powrócił. Pozdrawia mnie i prosi o pozdrowienie Was, chrześcijan w Polsce.
motyką ku WielkiejJ^iocy
nas w Rwandzie czas Adwentu i czas Wielkiego Postu to okres ulewnych i urodzajnych deszczów Ludzie przekopują Rwandę motykami, nie uświadczysz ani konia, ani pługa, ani traktora. Dziś widziałem, jak ludzie zza głowy kopali ugór. Po południu wróciłem ze spowiedzi. W Wielkim Poście wierzący korzystają z łaski zbawienia, jak ziemia korzysta z deszczu. Uprawiona wyda plon. Dla psychicznej równowagi poszedłem do ogródka, by też pokopać i posadzić fasolę szparagową. Odgonił mnie deszcz. Ludzi do spowiedzi nie było za dużo. Wielkanoc tego roku wypada późno. U nas to czas uprawy roli motykami i czas sadzenia fasoli i ziemniaków - usprawiedliwiają się ludzie. M y ^ ^ ^ ^ W wiemy, że najpierw spra* " ^ wy boskie, bez Boga ani do proga, bez Boga ani z domu nie dasz rady wyjść. To prawda, ale inda iragoye - brzuch nam się buntuje, ciąży nam. _ Buntuje się i mruczy gdy przyjdzie mu tylko jedną
noc spędzić o głodzie. Zresztą Bóg stwarzając człowieka umieścił brzuch z przodu, by człowiek miał go na oku. Ciągle żąda od nas swojego za cenę potu naszego. Ostatnie dwa tygodnie Wielkiego Postu i Wielkanoc przeżyłem sam w misji Kampanga, gdzie zastępujemy misjonarza Hiszpana, który pojechał na odpoczynek. W Wielki Piątek - na pogrzeb Jezusa - psychicznie chory przyniósł kwiaty. Gdy inni podchodzili do całowania krzyża, on złożył kwiaty Czy trzeba być wariatem, by w Wielki Piątek przyjść do kościoła z kwiatami? Ceremonie Wielkiej Soboty rozpoczęliśmy w południe i zakończyliśmy przy zachodzie słońca, około godz. 18.00. Ochrzciłem 308 katechumenów, pobłogosławiłem 60 par małżeńskich. W Bożym Królestwie na ziemi roboty nie brakuje. Nikt z nas nie skarży się na bezrobocie. Byłem trochę zmęczony i na rezurekcję wyszedłem bez ornatu. Kościelny mi go przyniósł do ołtarza. Albo i on był też zmęczony albo myślał, że tak musi być. Gdy się ocknął i zorientował, przyniósł stułę. My siebie nie widzimy Ludzie na nas patrzą i widzą to, czego nam brakuje. Tak jest w codziennym życiu. I dobrze, że nam przypominają, żebyśmy jakoś wyglądali. Był w dawnych czasach król, który zaczął chodzić nago. Wszyscy którzy mu służyli, mówili mu: „Królu jesteś pięknie ubrany, jeszcze nie było takiego króla, który by się tak pięknie ubierał". Król był dumny zadowolony i pyszny
Duch nic usycha
({
^erdina, er 15 lat. Od trzech lat sparaliżowany Nie ma U widoku w na polepszenie. Nogi usychają, a skóra próchnieje. Próbuje się ją smarować, by ożyła i pokryła kości. Na twarzy Ferdina widzę jasność i pogodę. Duch nie usycha. Karmi się Bogiem, który ożywi wyschnięte kości i oblecze w ciało swojego Syna. Ferdina prosi o spowiedź i o ciało Chrystusa. Wszedł w przymierze swojego biednego ciała z Ciałem Jezusa. Ciało rodziców, które go zrodziło, już nie żyje. Donata i Donato pomarli. Odwiedzam personel w szpitalu. By im się pokazać nie tylko jako chory ale tym razem zdrowy. Nie mam siły po nocnej jeździe (Butare - Gahunga: 3.30 - 7.00). Robię wysiłek i odwiedzam chorych. Chłopiec prosi o spowiedź. Widzę, że młody człowiek z różańcem na szyi bierze go na ręce. Dlaczego? Niesie go na rękach do sali i mówi mi, że jest sparaliżowany Spowiadam tego chłopca na łóżku. Spokojny i pogodny. Suche nogi wiszą na krawędzi łóżka. Jedna obandażowana. Od 3 lat nie chodzi ani koło domu, ani do szkoły ani do kościoła. Nie gra z kolegami w piłkę. Siedzi czekając na życzliwą pomoc rodzeństwa. Rodziców nie ma. Pomarli. Pytam, czy umie czytać. Jak" - mówi. „A masz Pismo Święte?" - chcę wiedzieć. „Nie" - stwierdza mały J o ci ofiaruję". Ofiaruję Bogu jego cierpienie. On już wszedł w przymierze cierpienia. Nie skarży
się i nie pyta: Qdziejest mój Bóg. Proszę go, by to cierpienie ofiarował jezusowi za mnie i za kapłanów Kupiłem juz Biblię , zawiozę mu ją z Jezusem w Eucharystii. 22 września 2003 r.
180
Nta mafaranga mfite - Nie, bo nie mam pieniędzy! ntuzopfa, ntabwo tuzopfa - nie umrzesz Imana N'iyo Nzima - Bóg jest życiem Nzagutia ejo! - dam ci jutro Nzimana - bym poznała Boga Nyratwangana - żona niezgody Pasika ntabgo ishira - Pascha się nie kończy Twabuze umwana - straciliśmy dziecko Ubwiza buri ku mutima. - Uroda człowieka jest w jego sercu ukunde byanze bikunze - kochaj mimo wszystko Umufundi - murarz Umuntu wlmana - Człowiek Boży Umushumba mwiza ntatera ubwoba - dobry pasterz nie straszy Urakoze mubyeyi - dziękuję ojcze
¿pis trcści
Wstęp Alfabet Morsea Nie dlaczego, ale kto Umuntu wlmana - człowiek Boży Pierwszomajowe obchody Matka - ta sama w Afryce, ta sama w Polsce Nie narzekam i źle nie wyglądam Podczas konklawe Habemus Papam Transport za 100 franków Świąteczna poczta Wyrzucenie misjonarzy Safari Misjonarz jak pustelnik Szczęśliwy Makario Wojenna zawierucha Powojenny powrót Niezagniewane słońce Misjonarz nie dziennikarz Skąd tyle zła? Jezus Cię kocha Dobry pasterz nie straszy Abdala i Miriam Zaślubiny Boga i człowieka Z potu cudzego czoła
3 10 12 14 15 17 20 23 25 27 29 30 36 37 40 42 43 44 48 52 53 55 56 57 61
182
Dobra śmierć wśród swoich Kochaj mimo wszystko Nie na próżno jesteś zgarbiony Apolinary Pierwsi chrześcijanie Przeżywać czy oglądać? Zostawiać ludzi z nadzieją Z powodu Boga To nie my to Bóg tak chciał Jak Bóg chce Ktoś patrzy na mnie Błogosławiona niezmienność W polityce jak w kurniku Nie pomrzemy Czas Postu to czas Jezusa Alleluja, Jezus żyje! Deszcz miłosierdzia Dzieci w katedrze Twój Jezus jest zbyt mały Ksiądz nie ma dzieci Z Jezusem w pleciance Zaradny Jan Chrzciciel Codzienna zaradność Mężczyzna w Rwandzie Tragaczem do nieba Z motyką ku Wielkiej Nocy Mpa Pasika - Daj mi Paschę W sąsiedztwie nieochrzczonych małp Lekcja smali biznesu Wesele u Karola
62 67 69 72 74 75 78 80 81 82 83 85 86 87 89 90 96 98 100 101 103 106 HO 113 114 116 119 121 123 125
Imieniny Bonifacego Wdowi grosz Kto zawinił? Cóż masz, czego byś nie otrzymał Skrzydlate siostry Śmierć Marie Chantal Pieta z bolesnym ojcem Duch nie usycha Ku pełni Wyczyszczone spichlerze Teresa od Serca Jezusa Peregrynacja krzyża Śmierć sąsiada Józefa Afrykański tłusty czwartek Drodzy Dobrodzieje W samotni pod Wulkanami Misyjny poniedziałek Misyjna sobota W oczekiwaniu na wodę Misyjna kuchnia Jedz dobrze i żyj dobrze Niecodzienne spojrzenie Rodzice w niebie Najdrożsi Rodzice w niebie Kto ma Jezusa, ma wszystko Jakbyś był tu po raz pierwszy Z mądrości mamy Afrykańskie sformułowania użyte w książce
129 131 134 136 138 139 141 142 144 148 150 152 154 156 157 159 160 162 163 164 166 168 169 170 172 173 175 179