Życie wewnętrzne
W dzisiejszych czasach życie wewnętrzne nie cieszy się dobrą opinią. W istocie wszędzie króluje materializm. Nie wierzy się już w istnienie ducha czy duszy. Dziś wydaje się, że człowiek rozmyślnie odwraca wzrok od nieba, by utkwić go w ziemi – tej ziemi, którą chce zgłębiać i wykorzystywać aż do ostatnich atomów. Obecne odkrycia naukowe rywalizują z cudami, postęp cywilizacyjny jest zdumiewający, a jednak przy tym wszystkim nie odnajdujemy naszej duszy, zgubiliśmy ją, biedną, w świecie, który już nie potrafi docenić wartości duchowych. Wszystkie te odkrycia nie mogą same przez się zagwarantować człowiekowi szczęścia, ponieważ przyczyniają się do rozwoju życia ludzkiego tylko od jego strony zewnętrznej, jedynie powierzchownie. Żyjemy pod rządami ekonomii, techniki, mediów, szybkości. Określaliśmy niegdyś człowieka „stworzeniem religijnym”, istotą, która myśli i która przez to, że myśli, modli się; dziś określamy go „stworzeniem ekonomicznym”, istotą, która nie zna innych pobudek niż zysk czy zarobek, którą traktuje się jak numer w zbiorowości, która stanowi część tak zwanej siły ludzkiej i która musi być ekonomicznie przydatna zbiorowości. W naszym świecie, zdominowanym
7
przez maszyny, człowiek jest coraz bardziej pozbawiany duszy. Pragnie tylko działać, pozostawać w ruchu. Kult szybkości również wydaje się często być tylko sposobem ucieczki od duszy, od siebie. Przemieszczać się z prędkością światła, poruszać się coraz szybciej, ale dokąd? Niedługo świat stanie się dla nas za ciasny. Wszystkie te odkrycia same w sobie nie są niczym złym, przynoszą one zaszczyt geniuszowi ludzkiemu, choć zdaje się, że jak dotąd bardzo się przysłużyły jedynie „księciu tego świata”. Gdy technika, zafascynowanie światem materii i ludzkich możliwości przeradza się w kult, człowiek degraduje siebie do roli maszyny. Dzisiejszy człowiek jest tak bardzo zajęty tym, co na zewnątrz, jest ofiarą paskudnych i jałowych rozrywek propagowanych przez gazety, radio, kino, telewizję, że nie potrafi już zagłębić się w siebie. Nie ma czasu zadawać sobie pytań o to, co jest w głębi jego serca, stał się obcy we własnym wnętrzu. Określamy liczebność miasta, podając, ile jest dusz1. W rzeczywistości widzimy dużo ciał, ale ile dusz? Wir współczesnego życia wciąga dusze jak wielki odkurzacz. Czy to nie najwyższy czas, by zawołać: dosyć! Zawołać do nas chrześcijan słowami wielkiego kardynała Merciera2, skierowanymi do lekarzy, którzy proponowali przeprowadzenie ostatniej operacji: Najpierw dusza! Odnajdźmy naszą duszę! „Najważniejszą dla każdego z nas rzeczą jest zbawienie duszy. Pragnęlibyśmy nie umierać nigdy, umrzeć wszakże musimy. Pomrzecie, Bracia, wszyscy, a nikt Wam powiedzieć nie może, kiedy ta chwila nastąpi – za lat 10 czy 1
2
W oryginale jest tu gra słów: âme − ‘dusza’, ale i ‘mieszkaniec’. (Przyp. red. pol.). Dezydery Mercier (1851–1926), belgijski duchowny katolicki, arcybiskup Mechelen, kardynał. Pod koniec życia miał operację z powodu wrzodów żołądka. (Przyp. red. pol.).
8
20. Jutro lub może nawet i dzisiaj. Jedyną rzeczą niewątpliwą jest to, że nastąpi dzień, w którym każdy z nas przejdzie z czasu do wieczności. Co się wówczas z nami stanie? Czy będziemy się wiecznie radować, czy też wiecznie cierpieć? Wobec tego zagadnienia wszystkie inne bledną i nikną. Rozwiązanie go od Was samych zależy. Przyszłość wieczna spoczywa w Waszych rękach”3. Co czynimy dla naszej duszy? Czyż nie jest ona kimś obcym, kogo ledwie tolerujemy, niewolnikiem, któremu odbieramy prawo głosu? Czyż nie jest ona najbardziej ignorowanym terytorium naszego istnienia, gdzie jeszcze nie prowadziliśmy ewangelizacji, ukrytym pokojem, do którego zgubiliśmy klucz, tajemniczą wyspą, której jeszcze nie zdążyliśmy odkryć? Tymczasem całe piękno, wielkość człowieka jest wewnątrz, w wymiarze duchowym, a nie w cielesności. Redukować bogactwo naszej natury to poniżać ludzką godność, wyrzec się siebie, zagubić się. Zaspokajanie wszelkich potrzeb niższego rzędu, przyjemności zmysłów pozostawia nas wypalonych, rozedrganych, pustych. Czas mija, ale duch nie umiera nigdy. Czujemy, że jesteśmy stworzeni do czegoś innego, do czegoś lepszego, co w pełni nasyci nasze pragnienie poznania i miłości. Człowiek został stworzony, by poznać prawdę, by poświęcić się dobru, by rozwinąć w sobie część anielską. Cała natura materialna, całe widzialne stworzenie, cały świat materialny nie jest wart myśli, bo należy do innego porządku. „Jedna tylko myśl człowieka ma większą wartość niż świat cały, dlatego Bóg tylko jest jej godzien”, napisał 3
Krótki zbiór zasad życia chrześcijańskiego ułożony przez kardynała Merciera, za: http://msza.net/i/cz01_0.html [18.02.2011].
9
św. Jan od Krzyża (S 34). Odnajdźmy świadomość naszej ludzkiej godności dzięki ciszy, skupieniu, refleksji. Nie poświęcamy obecnie wystarczająco dużo czasu na myślenie przed działaniem i dlatego nieraz działamy w sposób chaotyczny. Iluż jest takich, dla których cała mądrość życiowa streszcza się w żartobliwym stwierdzeniu pewnego polityka: „najpierw działam, zastanawiam się później”. Jeśli nawet z czysto naturalnego punktu widzenia człowiek przewyższa inne stworzenia, ponieważ ma duszę, to o ile bardziej w przypadku porządku nadprzyrodzonego, w którym ma udział każdy ochrzczony? Postępujmy według rady św. Augustyna: „Noli foras ire…4 – nie wychodź na zewnątrz”. Wycofajmy się z tego wartkiego strumienia, który nas unosi, zamknijmy oczy na banalność przeżywanej codzienności, by je otworzyć na to, co wewnątrz, na rzeczywistość boską, którą przedstawia nam wiara. „In te ipsum redi; transcende te ipsum – powróć do siebie samego, przekraczaj siebie”. Przed nami otwiera się cały świat rzeczywistości boskiej, przedstawianej przez wiarę, świat, o którym zapominamy i któremu poświęcamy zbyt mało uwagi. A przecież jest w nim to, co w nas najlepsze, najcenniejsze. Królestwo Boga jest w nas (por. Łk 17, 21), a nie wiemy o tym. Niebo jest w naszej duszy, niebo zapełnione gwiazdami jaśniejszymi niż te, które świecą w letnie noce, gdyż sam Bóg jest w nas, głębiej niż my sami, Trójca Święta mieszka w nas. Jakie to cudowne! Całe życie świętych jest głoszeniem bezcennej wartości naszych dusz, zainteresowania, jakim Bóg obdarza każdą z nich, troski, jaką je otacza, dobrodziejstwa, jakimi je obsypuje. Czy czasem się nad tym zastanawiamy? Każda 4
ŚW. AUGUSTYN, De vera religione, XXXIX, 72: CCL 32, 234.
10
dusza, nawet dusza największego grzesznika czy prostaka, jest nieskończenie bardziej drogocenna niż wszystkie skarby świata, nieporównywalnie bardziej szlachetna niż wszystkie światy materialne. Święci mówili, że jeśli ktoś mógłby ujrzeć duszę w całej jej wielkości i godności, umarłby natychmiast. Błogosławiony Théophane Vénard, młody męczennik z Tonkinu, miał tylko jedno pragnienie: „Przejść morza, by ocalić jedną duszę, a później umrzeć”. Jeśli odrzucimy tę prawdę, to tajemnice Wcielenia i Odkupienia staną się absurdalne. Dla nieśmiertelnej duszy ludzkiej Bóg przelał swą krew, Jezus umarł na krzyżu. Przestańmy zwracać uwagę na to, co powierzchowne, i zajmijmy się głęboką rzeczywistością. Kim jest chrześcijanin? Można by go zdefiniować tak: „Dusza w ciele i Bóg w tej duszy”. Ciało bez duszy to trup, któremu potrzebna jest już tylko ziemia. Bez Boga dusza jest martwa, gdyż brakuje jej życia nadprzyrodzonego, tego życia, które zaczyna się wraz z chrztem. Chrześcijanin jest więc kimś szlachetnym, nadnaturalnym, przebóstwionym, bytem, w którym Bóg mieszka jako przyjaciel; jest tym, który uczestniczy w życiu Bożym przez łaskę. Powróćmy do siebie samych, aby odkryć w sobie ten cud, nie po to jednak, by znaleźć w sobie samych upodobanie, tak jak czynią to egoiści, ale po to, by przekroczyć siebie, bo człowiek jest bytem, który musi siebie przekraczać, by znaleźć tam Tego, który jest bliżej nas niż my sami: Boga; „transcende te ipsum – przekrocz siebie samego”. Zatem odnajdźmy naszą duszę, odnajdźmy w nas Boga. Współczesnym ludziom, zagrzebanym w świecie materialnym, przypomnijmy o ukrytej wielkości duszy, o tym szlachetnym kamieniu, który jest w nas zakopany. Przeciętnym
11
chrześcijanom, którym brak inspiracji oraz ideałów, przypomnijmy o niezwykłej wielkości naszego chrześcijańskiego powołania. Być może powiecie: „Przecież nie jesteśmy święci!”. Niestety! Świetnie zdajemy sobie z tego sprawę, ale czyż nie jesteśmy na ziemi po to, by się nimi stać, by dążyć ku świętości? Łaska Boga pociąga nas właśnie w tym kierunku. Bóg nas wzywa. Nie wystarczy wierzyć w prawdy nadprzyrodzone, trzeba je urzeczywistnić, żyć nimi. Są w nas ukryte źródła, które chciałyby wytrysnąć na powierzchnię, pokłady bogactw do wydobycia, możliwości rozwoju, nieskończonego szczęścia, które usilnie staramy się odepchnąć, marnując całe życie na umieranie… Jest w nas iskra Boża, która chciałaby zapłonąć, jednak jakże często zostaje ona zagrzebana w popiele, a jest to iskra, która mogłaby rozbłysnąć! Czeka na inne życie, by się wyzwolić, by dać wreszcie trochę światła i ciepła! Z drugiej strony nie ma między nami a świętymi aż takiej przepaści czy takiej otchłani, jak to sobie wyobrażamy. Tworzymy część tej samej rodziny, tego samego miasta, jesteśmy współobywatelami świętych i przyjaciółmi Boga (por. Ef 2, 19). W jednym mieście zły obywatel, grzesznik będzie wciąż częścią tegoż miasta, a cudzoziemiec będzie zawsze kimś obcym – przecież zły Belg pozostaje nadal Belgiem, podczas gdy dobry Niemiec nigdy Belgiem się nie stanie. Jeśli jesteśmy częścią tej samej rodziny co święci, pozostajemy z nimi związani. Ta sama łaska płynie w naszych duszach przez sakramenty, mamy tego samego Ojca w Niebie i tę samą Matkę, jesteśmy wszyscy braćmi w Jezusie Chrystusie i należymy do tego samego rodu duchowego, nadprzyrodzonego, boskiego, jesteśmy z tego samego rodu − z rodu Chrystusa.
12